Wikiźródła plwikisource https://pl.wikisource.org/wiki/Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Strona_g%C5%82%C3%B3wna MediaWiki 1.39.0-wmf.26 first-letter Media Specjalna Dyskusja Wikiskryba Dyskusja wikiskryby Wikiźródła Dyskusja Wikiźródeł Plik Dyskusja pliku MediaWiki Dyskusja MediaWiki Szablon Dyskusja szablonu Pomoc Dyskusja pomocy Kategoria Dyskusja kategorii Strona Dyskusja strony Indeks Dyskusja indeksu Autor Dyskusja autora Kolekcja Dyskusja kolekcji TimedText TimedText talk Moduł Dyskusja modułu Gadżet Dyskusja gadżetu Definicja gadżetu Dyskusja definicji gadżetu Wikiźródła:Brudnopis 4 1341 3157783 3157400 2022-08-26T15:10:09Z 83.27.136.159 /* Alfabet angielski */Nowa sekcja wikitext text/x-wiki <!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}} ==Zabawa literacka== Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST) {{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br /> {{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br /> {{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]] ==Alfabet abchaski== Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim. ==Alfabet liwski== Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ. == litera == Ё == 2 == Й == Alfabet rusiński == Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ. == Alfabet jakucki == Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach. == Alfabet tadżycki == Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach. == Alfabet ukraiński == Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я. == Alfabet rosyjski == Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я. == Alfabet białoruski == Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. == Alfabet uzbecki (cyrylicki) == Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я. == Alfabet mołdawski (cyrylicki) == Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej. == Alfabet grecki == Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω. ==Wersja łacińska alfabetu greckiego== A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W. ==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim== A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z. == Stary alfabet == Alfabet składa się ze 109 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ӣ Ф Ӯ Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ꙓ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ. == Byłe republiki radzieckie == Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia. == Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii == Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna. == Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR == Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński. == Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR == Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński) == Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii == Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński. == Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii == Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński) == Alfabet estoński == Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy. == Alfabet chantyjski == Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆. == Alfabet ewe == Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z. == Alfabet prasłowiański == Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž. == Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem == 48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski. == Jus == Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ). Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją. == Dialekt języka polskiego == Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z. == Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku == Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter. == Wczesna cyrylica == Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ. == Klasyfikacja genetyczna języka polskiego == * Języki indoeuropejskie * Języki satem * Języki bałtosłowiańskie * Języki słowiańskie * Języki zachodniosłowiańskie * Języki lechickie * Język polski == Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego == * Języki indoeuropejskie * Języki satem * Języki bałtosłowiańskie * Języki słowiańskie * Języki wschodniosłowiańskie * Język staroruski == Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego == * Języki indoeuropejskie * Języki satem * Języki bałtosłowiańskie * Języki słowiańskie * Języki wschodniosłowiańskie * Język staroruski * Język rosyjski == Klasyfikacja genetyczna języka ruskiego == * Języki indoeuropejskie * Języki satem * Języki bałtosłowiańskie * Języki słowiańskie * Języki wschodniosłowiańskie * Język staroruski * Język ruski == Klasyfikacja genetyczna języka białoruskiego == * Języki indoeuropejskie * Języki satem * Języki bałtosłowiańskie * Języki słowiańskie * Języki wschodniosłowiańskie * Język staroruski * Język ruski * Język białoruski == Klasyfikacja genetyczna języka ukraińskiego == * Języki indoeuropejskie * Języki satem * Języki bałtosłowiańskie * Języki słowiańskie * Języki wschodniosłowiańskie * Język staroruski * Język ruski * Język ukraiński == Klasyfikacja genetyczna języka rusińskiego == * Języki indoeuropejskie * Języki satem * Języki bałtosłowiańskie * Języki słowiańskie * Języki wschodniosłowiańskie * Język staroruski * Język ruski * Język ukraiński * Język rusiński == Klasyfikacja genetyczna języka łemkowskiego == * Języki indoeuropejskie * Języki satem * Języki bałtosłowiańskie * Języki słowiańskie * Języki wschodniosłowiańskie * Język staroruski * Język ruski * Język ukraiński * Język rusiński * Język łemkowski == Klasyfikacja genetyczna języka prasłowiańskiego == * Języki indoeuropejskie * Języki satem * Języki bałtosłowiańskie * Język prasłowiański == Klasyfikacja genetyczna języka albańskiego == * Języki indoeuropejskie * Języki satem * Języki albańskie * Język albański == Klasyfikacja genetyczna języka ormiańskiego == * Języki indoeuropejskie * Języki satem * Języki ormiańskie * Język ormiański == Alfabet połabski == Alfabet składa się z 54 liter: A Ă Å Ą D Ď Ʒ Ʒ́ E Ė Ĕ Ę F G Ǵ H Χ Χ́ I I̯ J K Ḱ L Ľ M Ḿ N Ń O Ö Ǫ P Ṕ R Ŕ S Ś T Ť Č U Ü U̯ V Z Ź Ž B Š Ć B́ C V́. == Nazwy języka sirowlaskiego po polsku, angielsku, niemiecku, francusku, hiszpańsku, włosku, portugalsku, w esperanto i po czesku oraz po rumuńsku i węgiersku oraz słowacku i po łacinie == Język sirowlaski / Truchlamon language / Truchlamische Sprache / Langue truchlemise / Idioma tréchléañol / Lingua trecciano / Lingua trúgléména / Lingvo torokkono / Truchlémeština / Limba truchlemână / Tramogyel nyelv / Trúchemstočina / Lingua truchlamona == Alfabet słowacki == Alfabet składa się z 46 liter: A Á Ä B C Č D Ď Dz Dž E É F G H Ch I Í J K L Ĺ Ľ M N Ň O Ó Ô P Q R Ŕ S Š T Ť U Ú V W X Y Ý Z Ž. == Unifon alphabet == A Δ Ʌ B Ȼ D E Ɨ Ԙ F G H I Ŧ J K L M N Ŋ O O̲ 𐐅 ꐎ ꐎ P R S S̸ T Ћ Һ U ⩌ U̲ V W Z Y Ƶ == Alfabet gruziński == Alfabet składa się z 33 liter: ა ბ გ დ ე ვ ზ თ ი კ ლ მ ნ ო პ ჟ რ ს ტ უ ფ ქ ღ ყ შ ჩ ც ძ წ ჭ ხ ჯ ჰ. Transkrypcja na alfabet łaciński: a b c č č̗ c̗ d e f g ɣ h x i j k ḱ l m n o p ṕ q r s š t t̗ u v z ž. == Alfabet karakałpacki == Alfabet składa się z 33 liter: Duże litery: A Á B D E F G Ǵ H X Í I J K Q L M N Ń O Ó P R S T U Ú V W Y Z Sh C Ch. Małe litery: a á b d e f g ǵ h x ı i j k q l m n ń o ó p r s t u ú v w y z sh c ch. == Alfabet polski == Alfabet składa się z 32 liter: A Ą B C Ć D E Ę F G H I J K L Ł M N Ń O Ó P R S Ś T U W Y Z Ź Ż. Używane są także dwuznaki Ch, Cz, Dz, Dź, Dż, Rz, Sz, Ci, Ni, Si, Zi. Te dwuznaki są traktowane jako dwie litery, nie jako jedna litera. Używane są także trójznaki Drz, Dzi, a także tetragraf Szcz. W alfabecie występują litery dodatkowe ze znakami diakrytycznymi: Ą Ć Ę Ł Ń Ó Ś Ź Ż. Znaki diakrytyczne: Ogonek występuje pod literami Ą i Ę, Kreska nad literami Ć, Ń, Ó, Ś, Ź, Kropka nad literą Ż, zaś kreska skośna na literze Ł. Alfabet nie zawiera liter Q V X, używanych tylko w zapożyczeniach. == Tekst po sirowlasku i po polsku == Ja jestiemonilo Maitake, a Ujytikownikorek Fynydojumojomacji Wikimedia. Ja jestiemonilo Wikipedijiojistą, Wikisłowmeniaakrazem, Wikiskrebiją, Wikirijeporyterem i tik dilej. Ja jestem Maitake, Użytkownik Fundacji Wikimedia. Ja jestem Wikipedystą, Wikisłownikarzem, Wikiskrybą, Wikireporterem i tak dalej. == Alfabet husycki == Alfabet składa się z 76 liter: A Á Ä Ą Ā Ã B C Ć Č D Ď Đ Dz Dž E É Ë Ę Ē Ě F G Ģ H Ch I Í Ī J K Ķ L Ĺ Ľ Ł Ļ Lj M N Ń Ň Ņ Nj O Ó Ô Ŏ Ō Õ Ò P Q R Ŕ Ř S Ś Š T Ť U Ú Ù Ū Ů Ŭ V W X Y Ý Z Ź Ż Ž. == Alfabet języka balante w Senegalu == Alfabet składa się z 23 liter: A B Ɓ D E F G H I J L M N Ñ Ŋ O R S T Ŧ U W Y. == Alfabet północnosaamski == Alfabet składa się z 29 liter: A Á B C Č D Đ E F G H I J K L M N Ŋ O P R S Š T Ŧ U V Z Ž. == Ŧ == '''Ŧ''' - 14. litera grafii dla amerykańskiego angielskiego (Unifon), 20. litera alfabetu języka balante w Senegalu, 25. litera alfabetu północnosaamskiego. == Alfabet chorwacki == Alfabet składa się z 30 liter: A B C Č Ć D Dž Đ E F G H I J K L Lj M N Nj O P R S Š T U V Z Ž. == Alfabet serbski == Alfabet składa się z 30 liter: А Б В Г Д Ђ Е Ж З И Ј К Л Љ М Н Њ О П Р С Т Ћ У Ф Х Ц Ч Џ Ш. == Nazwy dni tygodnia i miesięcy po sirowlasku == Dni tygodnia: Penedielek, Wterek, Sreda, Cweritek, Pielomatek, Sebetoja, Nediela. Miesiące: Styczeń, Lity, Merzelojec, Kweten, Mej, Czyruwiec, Lypojec, Sterpen, Wrzesiomoneń, Pezdijernik, Lystyped, Grydojen. == Liczby od 1 do miliona po sirowlasku == 1 - yeden, 2 - dwe, 3 - tri, 4 - cwetory, 5 - piec, 6 - sest, 7 - sedem, 8 - osem, 9 - dzewec, 10 - dzesec, 11 - yedenasce, 12 - dwenesce, 13 - trinesce, 14 - cwetoresce, 15 - pietnesce, 16 - sestnestce, 17 - sedomnosce, 18 - ostemonosce, 19 - dzewetnysce, 20 - dwedzesta, 30 - trydescy, 40 - cwetoryscy, 50 - piecdesyt, 60 - sestdesyt, 70 - sedemdesyt, 80 - osemdesyt, 90 - dzewecdesyt, 100 - sto, 200 - dwesce, 300 - trysce, 400 - cwetorysce, 500 - pietorysce, 600 - sestorysce, 700 - sedorysce, 800 - osmorysce, 900 - dzewecorysce, 1000 - tysiac, 10000 - dzesec tysiacy, 100000 - sto tysiacy, 1000000 - milon. == Wielkie liczby po sirowlasku == 1000 - tysiac, 1000000 - milon, 1000000000 - milard, 1000000000000 - bilon, 1000000000000000 - bilard, 10^18 - trylon, 10^21 - trylard, 10^24 - kwadrylon, 10^27 - kwadrylard, 10^30 - kwintylon, 10^33 - kwintylard, 10^36 - sekstylon, 10^39 - sekstylard, 10^42 - septylon, 10^45 - septylard, 10^48 - oktylon, 10^51 - oktylard, 10^54 - nonylon, 10^57 - nonylard, 10^60 - decylon, 10^63 - decylard, 10^66 - undecylon, 10^69 - undecylard, 10^72 - duodecylon, 10^75 - duodecylard, 10^100 - gugioleh, 10^(10^100) - gugioliecipochleks. == Alfabet gruziński (łaciński) == Alfabet składa się z 33 liter: A B C Č Č̗ C̗ D E F G Ɣ H X I J K Ḱ L M N O P Ṕ Q R S Š T T̗ U V Z Ž. == Alfabet nieistniejącego języka == Alfabet składa się z 44 liter: A B Bi Ci D Di E Fi F I G Gi H J L K M Mi N Ni O Pi Ri P R Q Qi S Si Zi Z U V Vi T Ti C W Wi X Xi Y Yi Ui. To jest alfabet języka polsko-angielsko-niemiecko-francusko-ukraińsko-rosyjsko-białorusko-słoweńsko-macedońsko-bułgarsko-czarnogórsko-bośniacko-serbsko-chorwacko-rumuńsko-hiszpańsko-turecko-azersko-turkmeńsko-tatarsko-czesko-słowacko-hebrajsko-węgiersko-litewsko-łotewsko-estońsko-fińsko-szwedzko-irlandzko-duńsko-norwesko-islandzko-grenlandzko-kazachsko-karaczajsko-bałkarsko-mongolsko-chińsko-japońsko-koreańskiego. == Państwa Europy Środkowej == [[Plik:Flag of Poland.svg|mały|150px|Polska]] [[Plik:Flag of Czech Republic.svg|mały|150px|Czechy]] [[Plik:Flag of Slovakia.svg|mały|150px|Słowacja]] [[Plik:Flag of Hungary.svg|mały|150px|Węgry]] [[Plik:Flag of Austria.svg|mały|150px|Austria]] [[Plik:Flag of Switzerland.svg|mały|150px|Szwajcaria]] [[Plik:Flag of Germany.svg|mały|150px|Niemcy]] [[Plik:Flag of Slovenia.svg|mały|150px|Słowenia]] == Alfabet węgierski == Alfabet składa się z 44 liter: A Á B C Cs D Dz Dzs E É F G Gy H I Í J K L Ly M N Ny O Ó Ö Ő P Q R S Sz T Ty U Ú Ü Ű V W X Y Z Zs. == Alfabet angielski == Alfabet składa się z 26 liter: A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z. == Alfabet uzbecki (łaciński) == Alfabet uzbecki to alfabet oparty na piśmie angielskim, składa się z 28 liter: A B Ch D E F G G‘ H I J K L M N O O‘ P Q R S Sh T U V X Y Z. Litera C występuje tylko jako część dwuznaku (Ch), natomiast W nie jest używana w ogóle. Dwuznak Sh jest umieszczany po literze S. Do wykorzystania dźwięku C używa się dwuznaku Ts albo litery S, w zależności od pozycji w wyrazie, natomiast do wykorzystania dźwięku W jest używana litera V. Litery G‘ i O‘ są umieszczane odpowiednio po literach G i O. Apostrof (’) jest umieszczany na samym końcu alfabetu za literą Z. ovgl8f76dez86s07498hppcghwklg9t 3157785 3157783 2022-08-26T15:13:49Z 83.27.136.159 /* Alfabet uzbecki (łaciński) */Poprawka wikitext text/x-wiki <!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}} ==Zabawa literacka== Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST) {{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br /> {{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br /> {{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]] ==Alfabet abchaski== Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim. ==Alfabet liwski== Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ. == litera == Ё == 2 == Й == Alfabet rusiński == Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ. == Alfabet jakucki == Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach. == Alfabet tadżycki == Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach. == Alfabet ukraiński == Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я. == Alfabet rosyjski == Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я. == Alfabet białoruski == Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. == Alfabet uzbecki (cyrylicki) == Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я. == Alfabet mołdawski (cyrylicki) == Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej. == Alfabet grecki == Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω. ==Wersja łacińska alfabetu greckiego== A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W. ==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim== A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z. == Stary alfabet == Alfabet składa się ze 109 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ӣ Ф Ӯ Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ꙓ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ. == Byłe republiki radzieckie == Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia. == Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii == Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna. == Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR == Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński. == Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR == Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński) == Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii == Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński. == Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii == Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński) == Alfabet estoński == Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy. == Alfabet chantyjski == Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆. == Alfabet ewe == Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z. == Alfabet prasłowiański == Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž. == Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem == 48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski. == Jus == Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ). Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją. == Dialekt języka polskiego == Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z. == Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku == Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter. == Wczesna cyrylica == Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ. == Klasyfikacja genetyczna języka polskiego == * Języki indoeuropejskie * Języki satem * Języki bałtosłowiańskie * Języki słowiańskie * Języki zachodniosłowiańskie * Języki lechickie * Język polski == Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego == * Języki indoeuropejskie * Języki satem * Języki bałtosłowiańskie * Języki słowiańskie * Języki wschodniosłowiańskie * Język staroruski == Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego == * Języki indoeuropejskie * Języki satem * Języki bałtosłowiańskie * Języki słowiańskie * Języki wschodniosłowiańskie * Język staroruski * Język rosyjski == Klasyfikacja genetyczna języka ruskiego == * Języki indoeuropejskie * Języki satem * Języki bałtosłowiańskie * Języki słowiańskie * Języki wschodniosłowiańskie * Język staroruski * Język ruski == Klasyfikacja genetyczna języka białoruskiego == * Języki indoeuropejskie * Języki satem * Języki bałtosłowiańskie * Języki słowiańskie * Języki wschodniosłowiańskie * Język staroruski * Język ruski * Język białoruski == Klasyfikacja genetyczna języka ukraińskiego == * Języki indoeuropejskie * Języki satem * Języki bałtosłowiańskie * Języki słowiańskie * Języki wschodniosłowiańskie * Język staroruski * Język ruski * Język ukraiński == Klasyfikacja genetyczna języka rusińskiego == * Języki indoeuropejskie * Języki satem * Języki bałtosłowiańskie * Języki słowiańskie * Języki wschodniosłowiańskie * Język staroruski * Język ruski * Język ukraiński * Język rusiński == Klasyfikacja genetyczna języka łemkowskiego == * Języki indoeuropejskie * Języki satem * Języki bałtosłowiańskie * Języki słowiańskie * Języki wschodniosłowiańskie * Język staroruski * Język ruski * Język ukraiński * Język rusiński * Język łemkowski == Klasyfikacja genetyczna języka prasłowiańskiego == * Języki indoeuropejskie * Języki satem * Języki bałtosłowiańskie * Język prasłowiański == Klasyfikacja genetyczna języka albańskiego == * Języki indoeuropejskie * Języki satem * Języki albańskie * Język albański == Klasyfikacja genetyczna języka ormiańskiego == * Języki indoeuropejskie * Języki satem * Języki ormiańskie * Język ormiański == Alfabet połabski == Alfabet składa się z 54 liter: A Ă Å Ą D Ď Ʒ Ʒ́ E Ė Ĕ Ę F G Ǵ H Χ Χ́ I I̯ J K Ḱ L Ľ M Ḿ N Ń O Ö Ǫ P Ṕ R Ŕ S Ś T Ť Č U Ü U̯ V Z Ź Ž B Š Ć B́ C V́. == Nazwy języka sirowlaskiego po polsku, angielsku, niemiecku, francusku, hiszpańsku, włosku, portugalsku, w esperanto i po czesku oraz po rumuńsku i węgiersku oraz słowacku i po łacinie == Język sirowlaski / Truchlamon language / Truchlamische Sprache / Langue truchlemise / Idioma tréchléañol / Lingua trecciano / Lingua trúgléména / Lingvo torokkono / Truchlémeština / Limba truchlemână / Tramogyel nyelv / Trúchemstočina / Lingua truchlamona == Alfabet słowacki == Alfabet składa się z 46 liter: A Á Ä B C Č D Ď Dz Dž E É F G H Ch I Í J K L Ĺ Ľ M N Ň O Ó Ô P Q R Ŕ S Š T Ť U Ú V W X Y Ý Z Ž. == Unifon alphabet == A Δ Ʌ B Ȼ D E Ɨ Ԙ F G H I Ŧ J K L M N Ŋ O O̲ 𐐅 ꐎ ꐎ P R S S̸ T Ћ Һ U ⩌ U̲ V W Z Y Ƶ == Alfabet gruziński == Alfabet składa się z 33 liter: ა ბ გ დ ე ვ ზ თ ი კ ლ მ ნ ო პ ჟ რ ს ტ უ ფ ქ ღ ყ შ ჩ ც ძ წ ჭ ხ ჯ ჰ. Transkrypcja na alfabet łaciński: a b c č č̗ c̗ d e f g ɣ h x i j k ḱ l m n o p ṕ q r s š t t̗ u v z ž. == Alfabet karakałpacki == Alfabet składa się z 33 liter: Duże litery: A Á B D E F G Ǵ H X Í I J K Q L M N Ń O Ó P R S T U Ú V W Y Z Sh C Ch. Małe litery: a á b d e f g ǵ h x ı i j k q l m n ń o ó p r s t u ú v w y z sh c ch. == Alfabet polski == Alfabet składa się z 32 liter: A Ą B C Ć D E Ę F G H I J K L Ł M N Ń O Ó P R S Ś T U W Y Z Ź Ż. Używane są także dwuznaki Ch, Cz, Dz, Dź, Dż, Rz, Sz, Ci, Ni, Si, Zi. Te dwuznaki są traktowane jako dwie litery, nie jako jedna litera. Używane są także trójznaki Drz, Dzi, a także tetragraf Szcz. W alfabecie występują litery dodatkowe ze znakami diakrytycznymi: Ą Ć Ę Ł Ń Ó Ś Ź Ż. Znaki diakrytyczne: Ogonek występuje pod literami Ą i Ę, Kreska nad literami Ć, Ń, Ó, Ś, Ź, Kropka nad literą Ż, zaś kreska skośna na literze Ł. Alfabet nie zawiera liter Q V X, używanych tylko w zapożyczeniach. == Tekst po sirowlasku i po polsku == Ja jestiemonilo Maitake, a Ujytikownikorek Fynydojumojomacji Wikimedia. Ja jestiemonilo Wikipedijiojistą, Wikisłowmeniaakrazem, Wikiskrebiją, Wikirijeporyterem i tik dilej. Ja jestem Maitake, Użytkownik Fundacji Wikimedia. Ja jestem Wikipedystą, Wikisłownikarzem, Wikiskrybą, Wikireporterem i tak dalej. == Alfabet husycki == Alfabet składa się z 76 liter: A Á Ä Ą Ā Ã B C Ć Č D Ď Đ Dz Dž E É Ë Ę Ē Ě F G Ģ H Ch I Í Ī J K Ķ L Ĺ Ľ Ł Ļ Lj M N Ń Ň Ņ Nj O Ó Ô Ŏ Ō Õ Ò P Q R Ŕ Ř S Ś Š T Ť U Ú Ù Ū Ů Ŭ V W X Y Ý Z Ź Ż Ž. == Alfabet języka balante w Senegalu == Alfabet składa się z 23 liter: A B Ɓ D E F G H I J L M N Ñ Ŋ O R S T Ŧ U W Y. == Alfabet północnosaamski == Alfabet składa się z 29 liter: A Á B C Č D Đ E F G H I J K L M N Ŋ O P R S Š T Ŧ U V Z Ž. == Ŧ == '''Ŧ''' - 14. litera grafii dla amerykańskiego angielskiego (Unifon), 20. litera alfabetu języka balante w Senegalu, 25. litera alfabetu północnosaamskiego. == Alfabet chorwacki == Alfabet składa się z 30 liter: A B C Č Ć D Dž Đ E F G H I J K L Lj M N Nj O P R S Š T U V Z Ž. == Alfabet serbski == Alfabet składa się z 30 liter: А Б В Г Д Ђ Е Ж З И Ј К Л Љ М Н Њ О П Р С Т Ћ У Ф Х Ц Ч Џ Ш. == Nazwy dni tygodnia i miesięcy po sirowlasku == Dni tygodnia: Penedielek, Wterek, Sreda, Cweritek, Pielomatek, Sebetoja, Nediela. Miesiące: Styczeń, Lity, Merzelojec, Kweten, Mej, Czyruwiec, Lypojec, Sterpen, Wrzesiomoneń, Pezdijernik, Lystyped, Grydojen. == Liczby od 1 do miliona po sirowlasku == 1 - yeden, 2 - dwe, 3 - tri, 4 - cwetory, 5 - piec, 6 - sest, 7 - sedem, 8 - osem, 9 - dzewec, 10 - dzesec, 11 - yedenasce, 12 - dwenesce, 13 - trinesce, 14 - cwetoresce, 15 - pietnesce, 16 - sestnestce, 17 - sedomnosce, 18 - ostemonosce, 19 - dzewetnysce, 20 - dwedzesta, 30 - trydescy, 40 - cwetoryscy, 50 - piecdesyt, 60 - sestdesyt, 70 - sedemdesyt, 80 - osemdesyt, 90 - dzewecdesyt, 100 - sto, 200 - dwesce, 300 - trysce, 400 - cwetorysce, 500 - pietorysce, 600 - sestorysce, 700 - sedorysce, 800 - osmorysce, 900 - dzewecorysce, 1000 - tysiac, 10000 - dzesec tysiacy, 100000 - sto tysiacy, 1000000 - milon. == Wielkie liczby po sirowlasku == 1000 - tysiac, 1000000 - milon, 1000000000 - milard, 1000000000000 - bilon, 1000000000000000 - bilard, 10^18 - trylon, 10^21 - trylard, 10^24 - kwadrylon, 10^27 - kwadrylard, 10^30 - kwintylon, 10^33 - kwintylard, 10^36 - sekstylon, 10^39 - sekstylard, 10^42 - septylon, 10^45 - septylard, 10^48 - oktylon, 10^51 - oktylard, 10^54 - nonylon, 10^57 - nonylard, 10^60 - decylon, 10^63 - decylard, 10^66 - undecylon, 10^69 - undecylard, 10^72 - duodecylon, 10^75 - duodecylard, 10^100 - gugioleh, 10^(10^100) - gugioliecipochleks. == Alfabet gruziński (łaciński) == Alfabet składa się z 33 liter: A B C Č Č̗ C̗ D E F G Ɣ H X I J K Ḱ L M N O P Ṕ Q R S Š T T̗ U V Z Ž. == Alfabet nieistniejącego języka == Alfabet składa się z 44 liter: A B Bi Ci D Di E Fi F I G Gi H J L K M Mi N Ni O Pi Ri P R Q Qi S Si Zi Z U V Vi T Ti C W Wi X Xi Y Yi Ui. To jest alfabet języka polsko-angielsko-niemiecko-francusko-ukraińsko-rosyjsko-białorusko-słoweńsko-macedońsko-bułgarsko-czarnogórsko-bośniacko-serbsko-chorwacko-rumuńsko-hiszpańsko-turecko-azersko-turkmeńsko-tatarsko-czesko-słowacko-hebrajsko-węgiersko-litewsko-łotewsko-estońsko-fińsko-szwedzko-irlandzko-duńsko-norwesko-islandzko-grenlandzko-kazachsko-karaczajsko-bałkarsko-mongolsko-chińsko-japońsko-koreańskiego. == Państwa Europy Środkowej == [[Plik:Flag of Poland.svg|mały|150px|Polska]] [[Plik:Flag of Czech Republic.svg|mały|150px|Czechy]] [[Plik:Flag of Slovakia.svg|mały|150px|Słowacja]] [[Plik:Flag of Hungary.svg|mały|150px|Węgry]] [[Plik:Flag of Austria.svg|mały|150px|Austria]] [[Plik:Flag of Switzerland.svg|mały|150px|Szwajcaria]] [[Plik:Flag of Germany.svg|mały|150px|Niemcy]] [[Plik:Flag of Slovenia.svg|mały|150px|Słowenia]] == Alfabet węgierski == Alfabet składa się z 44 liter: A Á B C Cs D Dz Dzs E É F G Gy H I Í J K L Ly M N Ny O Ó Ö Ő P Q R S Sz T Ty U Ú Ü Ű V W X Y Z Zs. == Alfabet angielski == Alfabet składa się z 26 liter: A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z. == Alfabet uzbecki (łaciński) == Alfabet uzbecki to alfabet oparty na piśmie angielskim, składa się z 28 liter: A B Ch D E F G G‘ H I J K L M N O O‘ P Q R S Sh T U V X Y Z. Litera C występuje w alfabecie tylko jako część dwuznaku (Ch), natomiast W nie jest używana w ogóle. Dwuznak Sh jest umieszczany po literze S. Do wykorzystania dźwięku C używa się dwuznaku Ts albo litery S, w zależności od pozycji w wyrazie, natomiast do wykorzystania dźwięku W jest używana litera V. Litery G‘ i O‘ są umieszczane odpowiednio po literach G i O. Apostrof (’) jest umieszczany na samym końcu alfabetu za literą Z. 0e4cwc19sc8v6kf5epz3zunftran9el Autor:Kazimierz Władysław Wóycicki 104 26284 3158841 2930651 2022-08-27T07:20:06Z Dzakuza21 10310 +EO, wikiźródła to nie kwerenda wikitext text/x-wiki {{Autorinfo |pseudonim=K. Wł. W. |Grafika=Kazimierz Wójcicki.PNG |podpis=Autograph-KazimierzWoycicki.svg |opis=Polski literat, wydawca, folklorysta i etnograf, historyk Warszawy. |back=W }} == Teksty == * [[Encyklopedyja powszechna (1859)]] – współautor * [[Nędza z Biedą]] (1881) * [[Klechdy, starożytne podania i powieści ludowe (Wójcicki, 1922)|Klechdy, starożytne podania i powieści ludowe]] (1922) : {{F*|w=85%|[[Oczy uroczne (Wójcicki, 1922)|Oczy uroczne]] • [[Nędza z biedą (Wójcicki, 1922)|Nędza z biedą]] • [[Żaba (Wójcicki, 1922)|Żaba]] • [[Powietrze (Wójcicki, 1922)|Powietrze]] • [[Zajęcze serce (Wójcicki, 1922)|Zajęcze serce]] • [[Porwany wichrem (Wójcicki, 1922)|Porwany wichrem]] • [[Dyabli taniec (Wójcicki, 1922)|Dyabli taniec]] • [[Jonek (Wójcicki, 1922)|Jonek]] • [[Morskie oko (Wójcicki, 1922)|Morskie oko]] • [[Kania i Cicha (Wójcicki, 1922)|Kania i Cicha]] • [[Homen (Wójcicki, 1922)|Homen]] • [[Gorejące Palce (Wójcicki, 1922)|Gorejące Palce]] • [[Madej (Wójcicki, 1922)|Madej]] • [[Ucieczka (Wójcicki, 1922)|Ucieczka]] • [[Twardowski (Wójcicki, 1922)|Twardowski]] • [[Boruta (Wójcicki, 1922)|Boruta]] • [[Piszczałka (Wójcicki, 1922)|Piszczałka]] • [[Koszałki opałki (Wójcicki, 1922)|Koszałki opałki]] • [[Czarownik i uczeń (Wójcicki, 1922)|Czarownik i uczeń]] • [[Szklanna góra (Wójcicki, 1922)|Szklanna góra]] • [[Trzej bracia (Wójcicki, 1922)|Trzej bracia]] • [[Wali-góra — Wyrwi-dąb (Wójcicki, 1922)|Wali-góra Wyrwi-dąb]] • [[Brat i siostra (Wójcicki, 1922)|Brat i siostra]] • [[Barani kożuszek (Wójcicki, 1922)|Barani kożuszek]] • [[Duch pogrzebanego (Wójcicki, 1922)|Duch pogrzebanego]] • [[Zaklęty w wronę (Wójcicki, 1922)|Zaklęty w wronę]] • [[Gołąbek (Wójcicki, 1922)|Gołąbek]] • [[Wilkołaki (Wójcicki, 1922)|Wilkołaki]] • [[Trojan (Wójcicki, 1922)|Trojan]] • [[Walgerz i Helgunda (Wójcicki, 1922)|Walgerz i Helgunda]] • [[Tatosz]] • [[Iskrzycki (Wójcicki, 1922)|Iskrzycki]] • [[Dżuma (Wójcicki, 1922)|Dżuma]]}} == Zobacz też == * [[Do Kazimierza Wł. Wójcickiego]] – wiersz [[Autor:Antoni Edward Odyniec|Antoniego Edwarda Odyńca]] {{PD-old-autor|Wóycicki, Władysław Wóycicki}} {{DEFAULTSORT:Wóycicki, Władysław Wóycicki}} [[Kategoria:Archiwiści]] [[Kategoria:Bibliotekarze]] [[Kategoria:Encyklopedyści]] [[Kategoria:Etnografowie]] [[Kategoria:Folkloryści]] [[Kategoria:Historycy]] [[Kategoria:Kazimierz Władysław Wóycicki|*]] [[Kategoria:Polscy pisarze]] [[Kategoria:Redaktorzy]] [[Kategoria:Wydawcy]] jzqzk5zpcwlqclqhxt3sojp5m8ikndz Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread 4 27521 3157739 3157390 2022-08-26T13:20:26Z Fallaner 12005 /* Modlitewniki */ drobne techniczne wikitext text/x-wiki <div style="float:left; width:30%">__TOC__</div> <div style="float:right; width:70%;"> <div style="margin-left:10px;">Strona ta gromadzi listę projektów wykorzystujących mechanizm Proofread. Zobacz więcej na temat tego rozszerzenia → [[Pomoc:Proofread]]. {|style="background: #f9f9f9; border: 1px solid black; padding: 6pt; text-align: center; font-size:110%;" align="center" | Spis projektów, które zostały ukończone, znajduje się na [[Wikiźródła:Ukończone projekty proofread|tej stronie]].<br> Propozycje nowych projektów można zamieszczać [[Wikiźródła:Propozycje nowych tekstów|tutaj]].<br> Wszystkie projekty w jednej tabelce można znaleźć [[Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread skrócony|tutaj]]. |} Przed przystąpieniem do pracy zajrzyj na stronę dyskusji podlinkowaną w kolumnie „Uwagi” – mogą się na niej znajdować wskazówki i uwagi pomocne przy zamieszczaniu lub korygowaniu tekstu, a nawet OCR wysokiej jakości. Nowe indeksy dodajemy do tabelek za pomocą szablonu {{s|wiersz tabelki proofread}}. {|style="background: #f9f9f9; border: 1px solid black; padding: 6pt; text-align: center; font-size:110%;" align="center" |colspan="2" style="text-align:right;"|[{{fullurl:{{FULLPAGENAME}}|action=purge}} Odśwież] |- |colspan="2"|W polskich Wikiźródłach uruchomiono <span style="color:red; font-size:150%;">{{#expr:{{PAGESINCATEGORY:Indeks|pages}}+2}}</span> {{PLURAL:{{#expr:{{PAGESINCATEGORY:Indeks|pages|R}}+2}}|projekt|projekty|projektów}} Proofread<br>(z czego:{{tab|150}}<br>{{0|sk}}przepisano <span style="color:red">{{#expr:{{PAGESINCATEGORY:Ukończone projekty proofread (indeksy)|pages}}+{{PAGESINCATEGORY:Projekty proofread do uwierzytelnienia|pages}}+{{PAGESINCATEGORY:Projekty proofread do skorygowania|pages}}}}</span> – <span style="color:red">{{formatnum:{{#expr:floor(({{formatnum:{{PAGESINCATEGORY:Ukończone projekty proofread (indeksy)|pages}}|R}}+{{formatnum:{{PAGESINCATEGORY:Projekty proofread do uwierzytelnienia|pages}}|R}}+{{formatnum:{{PAGESINCATEGORY:Projekty proofread do skorygowania|pages}}|R}})*1000/(2+{{PAGESINCATEGORY:Indeks|pages|R}}))/10}}}}%</span><br>skorygowano <span style="color:red">{{#expr:{{PAGESINCATEGORY:Ukończone projekty proofread (indeksy)|pages}}+{{PAGESINCATEGORY:Projekty proofread do uwierzytelnienia|pages}}}}</span> – <span style="color:red">{{formatnum:{{#expr:floor(({{formatnum:{{PAGESINCATEGORY:Ukończone projekty proofread (indeksy)|pages}}|R}}+{{formatnum:{{PAGESINCATEGORY:Projekty proofread do uwierzytelnienia|pages}}|R}})*1000/(2+{{PAGESINCATEGORY:Indeks|pages|R}}))/10}}}}%</span><br>{{0|ww}}[[Wikiźródła:Ukończone projekty proofread|ukończono]] <span style="color:red">{{PAGESINCATEGORY:Ukończone projekty proofread (indeksy)|pages}}</span> – <span style="color:red">{{formatnum:{{#expr:floor({{formatnum:{{PAGESINCATEGORY:Ukończone projekty proofread (indeksy)|pages}}|R}}*1000/(2+{{PAGESINCATEGORY:Indeks|pages|R}}))/10}}}}%</span>) |- !colspan="2"| |- |style=width: 50%;|Do skorygowania pozostało |style=width: 50%;|Do uwierzytelnienia pozostało |- |<span style="color:red; font-size:150%;">{{formatnum:{{#expr:{{PAGESINCATEGORY:Przepisana|pages|R}}+23}}}}</span> {{PLURAL:{{#expr:{{PAGESINCATEGORY:Przepisana|pages|R}}+23}}|strona|strony|stron}} |<span style="color:red; font-size:150%;">{{formatnum:{{#expr:{{PAGESINCATEGORY:Skorygowana|pages|R}}+7}}}}</span> {{PLURAL:{{#expr:{{PAGESINCATEGORY:Skorygowana|pages|R}}+7}}|strona|strony|stron}} |- |<span style="font-size:90%;">([[:Kategoria:Przepisana|Zobacz!]])</span> |<span style="font-size:90%;">([[:Kategoria:Skorygowana|Zobacz!]])</span> |- |colspan="2"|<span style="color:red; font-size:150%;">{{#expr:{{PAGESINCATEGORY:Skany zawierające grafikę|pages}}+2}}</span> {{PLURAL:{{#expr:{{PAGESINCATEGORY:Skany zawierające grafikę|pages|R}}+2}}|strona wymaga|strony wymagają|stron wymaga}} wycięcia ilustracji |- |colspan="2"|<span style="font-size:90%;">([[:Kategoria:Skany zawierające grafikę|Zobacz!]])</span> |- |colspan="2"|<span style="color:red; font-size:150%;">{{PAGESINCATEGORY:Skany zawierające nuty|pages}}</span> {{PLURAL:{{PAGESINCATEGORY:Skany zawierające nuty|pages|R}}|strona wymaga|strony wymagają|stron wymaga}} wstawienia notacji muzycznej |- |colspan="2"|<span style="font-size:90%;">([[:Kategoria:Skany zawierające nuty|Zobacz!]])</span> |- | |- !colspan="2"|LEGENDA |- style="background: white; text-align: left" |[[Plik:25%.svg]] – nie wszystkie strony zostały zamieszczone |style="background-color:#ff9"|[[Plik:75%.svg]] – wszystkie strony zamieszczone i skorygowane |- style="background: white; text-align: left" |style="background-color:#f99"|[[Plik:50%.svg]] – wszystkie strony zamieszczone |style="background-color:#6495ED"|[[Plik:Crystal 128 error.svg|9px]] – problemy z zamieszczaniem stron |} [[File:Proofread heart.jpg|center|450px|thumb|Proofreadoholizm zaawansowany :)]]</div></div> {{clear}} == [[Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Różne|Różne indeksy]] (nieposortowane) ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wikiźródła:Wikiprojekt_Proofread/Różne&action=edit edytuj tabelkę]) == {{Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Różne}} == Indeksy w grupach tematycznych == === Encyklopedie i słowniki === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Samuel Bogumił Linde - Słownik języka polskiego |tytuł=Słownik języka polskiego T. 1 Cz. 1 |autor=Samuel Bogumił Linde |start=2009-05-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Słownik języka polskiego (Linde, wyd. 2) |tytuł=Słownik języka polskiego (wyd. 2) |autor=Samuel Bogumił Linde |start=2019-07-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedja staropolska ilustrowana (Zygmunt Gloger) |tytuł=Encyklopedja staropolska ilustrowana |autor=Zygmunt Gloger |start=2010-01-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedia kościelna (tom I) |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom I |autor= |start=2010-04-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedia kościelna (tom II) |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom II |autor= |start=2010-04-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedia kościelna (tom III) |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom III |autor= |stan=1 |start=2010-04-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedia kościelna (tom IV) |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom IV |autor= |stan=1 |start=2010-04-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedia kościelna (tom V) |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom V |autor= |start=2010-04-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedia kościelna (tom VI) |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom VI |autor= |uwagi=OCR |stan=1 |start=2010-05-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedja Kościelna Tom VII.djvu |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom VII |autor= |uwagi=OCR |start=2018-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedja Kościelna Tom VIII.djvu |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom VIII |autor= |uwagi=OCR |start=2018-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedja Kościelna Tom IX.djvu |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom IX |autor= |uwagi=OCR |start=2018-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedja Kościelna Tom X.djvu |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom X |autor= |uwagi=OCR |start=2018-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedja Kościelna Tom XI.djvu |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom XI |autor= |uwagi=OCR |start=2018-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedja Kościelna Tom XII.djvu |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom XII |autor= |uwagi=OCR |start=2018-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Encyklopedja Kościelna Tom XIII.djvu |tytuł=Encyklopedja Kościelna Tom XIII |autor= |start=2011-01-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Słownik etymologiczny języka polskiego (Brückner) |tytuł=Słownik etymologiczny języka polskiego |autor=Aleksander Brückner |uwagi= |start=2011-06-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zygmunt Gloger-Słownik rzeczy starożytnych.djvu |tytuł=Słownik rzeczy starożytnych |autor=Zygmunt Gloger |uwagi= |start=2014-12-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Berka-Słownik kaszubski porównawczy.djvu |tytuł=Słownik kaszubski porównawczy |autor=[[Autor:Leon Biskupski|Aleksander Berka]] |uwagi= |start=2014-12-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego - Tom 1.djvu |tytuł=M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego. Tom I |autor=Michał Arct |uwagi= |start=2016-01-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego - Tom 2.djvu |tytuł=M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego. Tom II |autor=Michał Arct |uwagi= |start=2016-01-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego - Tom 3.djvu |tytuł=M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego. Tom III |autor=Michał Arct |uwagi= |start=2016-01-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Goldman - Słownik Dux-Liliput.djvu |tytuł=Słownik „Dux-Liliput“ angielsko-polski |autor=Stanisław Goldman |uwagi= |start=2016-11-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Samuel - Adalberg - Księga przysłów.djvu |tytuł=Księga przysłów, przypowieści i wyrażeń przysłowiowych polskich |autor=Samuel Adalberg |start=2018-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Herbarz Polski (Boniecki) ‎ |tytuł=Herbarz Polski |autor=[[Autor:Adam Boniecki|Adam Boniecki]], [[Autor:Artur Reiski|Artur Reiski]] |start=2020-10-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=S. Orgelbranda Encyklopedia Powszechna (1859) |tytuł=S. Orgelbranda Encyklopedia Powszechna (1859) |autor=zbiorowy |start=2020-10-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Burt's Polish-English dictionary in two parts, Polish-English, English Polish (IA burtspolishengli00kierrich).pdf |tytuł=Burt's Słowniczek Polskiego I Angielskiego Języka |autor=[[Autor:Władysław Kierst|Władysław Kierst]], [[Autor:Oskar Callier|Oskar Callier]] |start=2021-04-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nowy kieszonkowy polsko-rossyjski i rossyjsko-polski slownik (IA nowykieszonkowyp00schm).pdf |tytuł=Nowy kieszonkowy polsko-rossyjski i rossyjsko-polski słownik |autor=[[Autor:M. J. A. E. Schmidt|M. J. A. E. Schmidt]], [[Autor:Johann Adolf Erdmann|Johann Adolf Erdmann]] |start=2021-04-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dokadny niemiecko-polski sownik (IA dokadnyniemiecko00mron).pdf |tytuł=Dokładny Niemiecko-Polski Słownik |autor=[[Autor:Krzysztof Celestyn Mrongovius|Krzysztof Celestyn Mrongovius]], [[Autor:Wilibald Wyszomierski|Wilibald Wyszomierski]] |start=2021-04-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kieszonkowy słownik języków łacińskiego i polskiego. Cz. 1, Słownik łacińsko-polski.djvu |tytuł=Kieszonkowy słownik języków łacińskiego i polskiego. Cz. 1, Słownik łacińsko-polski |autor=Hermann Menge |start=2018-05-01 }} |} === Biblia i apokryfy === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Biblia Gdańska 1632 |tytuł=Biblia Gdańska (wyd. 1632) |uwagi=nieczytelne |start=2010-02-11 |stan=1 }} {{Wiersz tabelki proofread |tytuł=Biblia królowej Zofii |indeks=PL Biblia Krolowej Zofii.djvu |autor= |uwagi=OCR |start=2010-06-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Biblia Gdańska (1840) |tytuł=Biblia Gdańska (wyd. 1840) |autor= |start=2012-10-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Biblia Wujka (1839-40) |tytuł=Biblia Wujka (wyd. 1839-40) |autor=[[Autor:Jakub Wujek|Jakub Wujek]] (tłumacz) |uwagi=[http://archive.org/stream/bibliatojestksie00wuje/bibliatojestksie00wuje_djvu.txt OCR] |start=2010-09-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Słowa Pisma Świętego podane do rozmyślania. Genesis - Księga Rodzaju |tytuł=Słowa Pisma Świętego podane do rozmyślania. (Genesis - Księga Rodzaju) |autor= |start=2015-02-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Biblia (tłum. Cylkow) |tytuł=Biblia |autor=[[Autor:Izaak Cylkow|Izaak Cylkow]] (tłumacz) |start=2020-07-15 }} |} === Modlitewniki === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Książka do nabożeństwa O. Karola Antoniewicza.djvu |tytuł=Książka do nabożeństwa: dzieło pośmiertne zebrane z pism autora |autor=Karol Antoniewicz |autor2=Karol Bołoz Antoniewicz |start=2010-07-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ołtarzyk polski katolickiego nabożeństwa |autor=Józef Chociszewski |start=2010-08-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Śpiewnik (Mioduszewski) |tytuł=Śpiewnik kościelny |autor=[[Autor:Michał Marcin Mioduszewski|Michał Marcin Mioduszewski]] (zebrał) |start=2011-12-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pastorałki i kolędy z melodyjami (Mioduszewski) |autor=[[Autor:Michał Marcin Mioduszewski|Michał Marcin Mioduszewski]] (zebrał) |start=2011-12-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zbiór pieśni nabożnych katolickich do użytku kościelnego i domowego |autor= |uwagi=OCR |start=2012-12-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Anioł Stróż chrześcianina katolika |autor= |uwagi= |start=2013-12-01 |stan=2 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Święty Józef Oblubieniec Bogarodzicy |autor= |start=2016-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks= PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf |autor= |start=2022-08-24 }} |} === Periodyki === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Biblioteka Warszawska 1860 tom 3.pdf |tytuł=Biblioteka Warszawska 1860 tom 3 |autor=zbiorowy |start=2017-11-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Chimera 1907 z. 28-30.djvu |tytuł=Chimera 1907 zeszyty 28-30 |autor=zbiorowy |start=2018-06-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józefa Ungra Kalendarz illustrowany 1878.djvu |tytuł=Józefa Ungra Kalendarz illustrowany 1878 |autor=zbiorowy |start=2016-01-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kwartalnik Historyczny. R. I (1887) |autor=red. [[Autor:Xawery Liske|Xawery Liske]] |uwagi=OCR |start=2012-03-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maski - literatura, sztuka i satyra - Zeszyt 15 1918.pdf‎ |autor= |start=2017-12-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maski - literatura, sztuka i satyra - Zeszyt 20 1918.pdf‎ |autor= |start=2017-12-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nowy Przegląd Literatury i Sztuki 1920 nr 1.djvu |tytuł=Nowy Przegląd Literatury i Sztuki 1920 nr 1 |autor=zbiorowy |start=2016-12-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pamiętnik dla Płci Pięknéj. T.2 p.2.djvu |tytuł=Pamiętnik dla Płci Pięknéj Tom 2 Poszyt 2 |autor=zbiorowy |start=2018-11-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pro Arte r5z2.djvu |tytuł=Pro Arte. Rocznik 5 Zeszyt 2 |autor=zbiorowy |start=2016-09-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rola (teksty Antoniego Kucharczyka) |autor=Antoni Kucharczyk |start=2021-02-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rocznik Krakowski. T.4 (1901) |autor=red. [[Autor:Stanisław Krzyżanowski|Stanisław Krzyżanowski]] |uwagi=OCR |start=2012-01-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rocznik na rok zwyczajny 1871.pdf |autor=zbiorowy |uwagi= |start=2016-09-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Skaut Nr 2 (1911).djvu |tytuł=Skaut Nr 2 (1911) |autor=red. nacz. [[Autor:Kazimierz Wyrzykowski|Kazimierz Wyrzykowski]] |start=2013-08-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=SKAUT Pismo młodzieży polskiej Tom I — Spis rzeczy.djvu |autor=red. nacz. [[Autor:Kazimierz Wyrzykowski|Kazimierz Wyrzykowski]] |start=2019-08-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Świat tygodnik Rok I (1906) |tytuł=Świat tygodnik Rok I (1906) |autor=zbiorowy, red. [[Autor:Stefan Krzywoszewski|Stefan Krzywoszewski]] |start=2021-07-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Trybuna (1906) nr 3.djvu |tytuł=Trybuna 3/1906 |autor= |start=2018-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tygodnik Illustrowany Nr. 9 (1900).djvu |tytuł=Tygodnik Illustrowany Nr. 9/1900 |autor=zbiorowy |start=2020-05-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wieś Ilustrowana, marzec 1911.pdf |tytuł=Wieś Ilustrowana, marzec 1911 |autor=red. nacz. [[Autor:Kazimierz Laskowski|Kazimierz Laskowski]] |start=2015-08-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Życie tygodnik Rok I (1897) wybór |autor=red. nacz. [[Autor:Ludwik Szczepański|Ludwik Szczepański]] |start=2015-04-13 }} |} === Akty prawne === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Volumina legum. Tom VII |start=2011-08-09 |stan=1 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Konwencja haska IV |autor=[[Autor:Zbiorowy|Państwa sygnatariusze]] |start=2012-01-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dziennik praw Królestwa Polskiego. T. 1, nr 1-7 (1816).pdf |tytuł=Dziennik praw Królestwa Polskiego. T. 1, nr 1-7 (1816) |uwagi=brak 1 strony |start=2012-08-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Volumina legum. Tom II |start=2013-10-28 |stan=1 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Porozumienie w przedmiocie ścigania i karania głównych przestępców wojennych |autor=Polski ustawodawca |start=2013-11-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wznowione powszechne taxae-stolae sporządzenie, Dla samowładnego Xięstwa Sląska |tytuł=Wznowione powszechne taxae-stolae sporządzenie, Dla samowładnego Xięstwa Sląska, Podług ktorego tak Auszpurskiey Konfessyi iak Katoliccy Fararze, Kaznodzieie i Kuratusowie Zachowywać się powinni. Sub Dato z Berlina, d. 8. Augusti 1750 |autor=Fryderyk II Wielki |start=2013-12-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Projekt Konstytucji Państwa Polskiego (1917) |tytuł=Projekt Konstytucji Państwa Polskiego i ordynacji wyborczej sejmowej |autor=red. [[Autor:Józef Buzek|Józef Buzek]] |start=2014-11-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Protokół - Mirosławiec katastrofa lotnicza.pdf |tytuł=Protokół - Mirosławiec katastrofa lotnicza |autor=Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego |start=2015-07-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Jellinek - Deklaracja praw człowieka i obywatela.pdf |tytuł=Deklaracja praw człowieka i obywatela |autor=Jerzy Jellinek |start=2016-04-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych (tekst jednolity 2017).pdf |tytuł=Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych (tekst jednolity 2017) |autor=Polski ustawodawca |start=2017-05-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Tarnowski - Projekt nowej ustawy konstytucyjnej.djvu |tytuł=Projekt nowej ustawy konstytucyjnej |autor=Jan Stanisław Amor Tarnowski |start=2017-07-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Statut ZHP (1936).djvu |tytuł=Statut ZHP (1936) |autor=polski ustawodawca |start=2018-02-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zbior praw sądowych na mocy Konstytucyi Roku 1776.djvu |tytuł=Zbior praw sądowych na mocy Konstytucyi Roku 1776 |autor=polski prawodawca |start=2018-07-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Konstytucya Wolnego Miasta Krakowa i jego okręgu.djvu |tytuł=Konstytucja Wolnego Miasta Krakowa i jego okręgu |autor= |start=2018-10-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dziennik Praw Księstwa Warszawskiego 1-12 (1810).pdf |tytuł=Dziennik Praw Księstwa Warszawskiego 1-12 (1810) |start=2019-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dziennik Praw Księstwa Warszawskiego. T. 4 (1812).pdf |tytuł=Dziennik Praw Księstwa Warszawskiego. T. 4 (1812) |start=2019-05-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Traktat dodatkowy tyczący się miasta Krakowa, jego okręgu i konstytucyi między dworami rossyjskim, austryackim i pruskim.pdf |tytuł=Traktat dodatkowy tyczący się miasta Krakowa, jego okręgu i konstytucyi między dworami rossyjskim, austryackim i pruskim |start=2019-05-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych (tekst jednolity 2019).pdf |tytuł=Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych (tekst jednolity 2019) |autor=Polski ustawodawca |start=2019-07-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dziennik Praw Księstwa Warszawskiego. T. 2 (1810).pdf |tytuł=Dziennik Praw Księstwa Warszawskiego. T. 2 (1810) |start=2019-08-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rozporządzenie Kierownika Resortu Rolnictwa i Reform Rolnych z dnia 10 października 1944 r. w sprawie ustalenia wykazu imiennego majątków i części majątków niepodlegających podziałowi.pdf |tytuł=Rozporządzenie Kierownika Resortu Rolnictwa i Reform Rolnych z dnia 10 października 1944 r. w sprawie ustalenia wykazu imiennego majątków i części majątków niepodlegających podziałowi dla woj. białostockiego, lubelskiego i okręgu rzeszowskiego |start=2020-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Krolewska-Pruska gieneralna szkolna ustawa dla rzymskich-katolików w miastach i na wsiach samowładnego księstwa Sląska i hrabstwa Glacu 1765.djvu |tytuł=Krolewska-Pruska gieneralna szkolna ustawa dla rzymskich-katolików w miastach i na wsiach samowładnego księstwa Sląska i hrabstwa Glacu 1765 |start=2020-09-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Traktat Pokoju między Polską a Rosją i Ukrainą podpisany w Rydze dnia 18 marca 1921 roku.djvu |tytuł=PL Traktat Pokoju między Polską a Rosją i Ukrainą podpisany w Rydze dnia 18 marca 1921 roku |start=2021-04-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Układ o repatriacji zawarty między Polską z jednej strony a Rosją i Ukrainą z drugiej strony.djvu |tytuł=Układ o repatriacji zawarty między Polską z jednej strony a Rosją i Ukrainą z drugiej strony w wykonaniu artykułu VII Umowy o Przedwstępnych Warunkach Pokoju z dnia 12 października 1920 roku |start=2021-04-09 |stan=2 |strony=16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Statut Polskiej Partii Piratów.pdf |tytuł=Statut Polskiej Partii Piratów |autor=Polska Partia Piratów |start=2021-05-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=ROZPORZĄDZENIE MINISTRA EDUKACJI NARODOWEJ z dnia 30 stycznia 2018 r. w sprawie podstawy programowej kształcenia ogólnego dla liceum ogólnokształcącego, technikum oraz branżowej szkoły II stopnia.pdf |tytuł=Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 30 stycznia 2018 r. w sprawie podstawy programowej kształcenia ogólnego dla liceum ogólnokształcącego, technikum oraz branżowej szkoły II stopnia |autor=Anna Zalewska |start=2021-05-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zarządzenie Ministrów: Administracji Publicznej i Ziem Odzyskanych z dnia 7 maja 1946 r. o przywróceniu i ustaleniu urzędowych nazw miejscowości.pdf |tytuł=Zarządzenie Ministrów: Administracji Publicznej i Ziem Odzyskanych z dnia 7 maja 1946 r. o przywróceniu i ustaleniu urzędowych nazw miejscowości |autor= |start=2021-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rozporządzenie Ministrów: Administracji Publicznej i Ziem Odzyskanych z dnia 12 listopada 1946 r. o przywróceniu i ustaleniu urzędowych nazw miejscowości.pdf |tytuł=Rozporządzenie Ministrów: Administracji Publicznej i Ziem Odzyskanych z dnia 12 listopada 1946 r. o przywróceniu i ustaleniu urzędowych nazw miejscowości |autor= |start=2021-09-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kodex karny wojskowy dekretem Rządu Narodowego z dnia 30 lipca 1863 roku.pdf |tytuł=Kodex Karny Wojskowy dekretem Rządu Narodowego z dnia 30 lipca 1863 roku zatwierdzony i w wykonanie wprowadzony |autor= |start=2021-10-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rozporządzenie Ministrów: Administracji Publicznej i Ziem Odzyskanych z dnia 15 marca 1947 r. o przywróceniu i ustaleniu urzędowych nazw miejscowości.pdf |tytuł=Rozporządzenie Ministrów: Administracji Publicznej i Ziem Odzyskanych z dnia 15 marca 1947 r. o przywróceniu i ustaleniu urzędowych nazw miejscowości |autor= |start=2021-10-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Statut organiczny 1832.djvu |tytuł=Statut organiczny dla Królestwa Polskiego z manifestem Najjaśniejszego Pana |autor=Mikołaj I Romanow |start=2022-02-27 }} |} === Śpiewniki === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Indeks:Lutnia. Piosennik polski. Zbiór pierwszy.djvu |tytuł=Lutnia. Piosennik polski. Zbiór pierwszy |autor=[[Autor:Zbiorowy|antologia]] |start=2015-10-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Indeks:Lutnia. Piosennik polski. Zbiór drugi.djvu |tytuł=Lutnia. Piosennik polski. Zbiór drugi |autor=[[Autor:Zbiorowy|antologia]] |start=2015-10-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Indeks:Lutnia. Piosennik polski. Zbiór trzeci.djvu |tytuł=Lutnia. Piosennik polski. Zbiór trzeci |autor=[[Autor:Zbiorowy|antologia]] |start=2015-10-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Śpiewnik kościelny katolicki (T. Flasza, 1930).djvu |tytuł=Śpiewnik kościelny katolicki |autor=Tomasz Flasza |uwagi=OCR |start=2016-01-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pieśni ludu polskiego (Kolberg, 1857) |tytuł=Pieśni ludu polskiego |autor=[[Autor:Oskar Kolberg|Oskar Kolberg]] |start=2019-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pierwszy śpiewnik domowy.djvu |tytuł=Pierwszy śpiewnik domowy |autor=Stanisław Moniuszko |start=2019-10-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kantyczki (Miarka) |tytuł=Kantyczki |autor=zbiorowy |start=2014-11-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kantyczki czyli Zbiór najpiękniejszych kolęd i pastorałek |tytuł= |autor=anonimowy |start=2015-01-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Indeks:PL Czegoż chcą? cz. I.pdf |tytuł=Czegoż chcą? |autor=zbiorowy |start=2020-04-29 }} |} === Wilamowice === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zbiór wierszy o wilamowskich obrzędach i obyczajach oraz Słownik języka wilamowskiego |autor=Józef Gara |start=2012-10-23 }} |} === Książki kucharskie i poradniki gospodarstwa domowego ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Gospodarstwo_domowe&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Gospodarstwo domowe}} ===Serie wydawnicze=== ==== [[Buffalo Bill]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Buffalo_Bill&action=edit edytuj tabelkę]) ==== {{Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Buffalo Bill}} ==== [[Harry Dickson]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Harry_Dickson&action=edit edytuj tabelkę]) ==== {{Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Harry Dickson}} ==== [[Lord Lister]] ==== zobacz: [[#Kurt Matull i Matthias Blank (edytuj tabelkę)|Kurt Matull i Matthias Blank]] ==== Nowy Nick Carter ==== {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nowy Nick Carter -11- Bezbarwne żyjątka.pdf |tytuł=Nowy Nick Carter. Tomik 11. Bezbarwne żyjątka |autor=nieznany |start=2020-04-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nowy Nick Carter -02- Skradziony król.pdf |tytuł=Nowy Nick Carter. Tomik 2. Skradziony król |autor=Karl Nerger |start=2020-04-19 |uwagi=[[Index talk:Nowy Nick Carter -02- Skradziony król.pdf|OCR z tabulacją]] }} |} == Indeksy według autorów == Sekcje dla nowych autorów dodajemy alfabetycznie według nazwiska. === [[Autor:Kajetan Abgarowicz|Kajetan Abgarowicz]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dobra nauczka (Abgarowicz) |tytuł=Dobra nauczka. Ilko Szwabiuk |autor=Kajetan Abgarowicz |start=2015-03-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klub nietoperzy (Abgarowicz) |tytuł=Klub nietoperzy |autor=Kajetan Abgarowicz |start=2015-03-13 }} |} === [[Autor:Władysław Abraham|Władysław Abraham]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dziewosłęb.djvu |tytuł=Dziewosłęb |autor=Władysław Abraham |uwagi=skany niskiej jakości |start=2012-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Początki prawa patronatu w Polsce |tytuł=Początki prawa patronatu w Polsce |autor=Władysław Abraham |start=2012-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Powstanie organizacyi kościoła łacińskiego na Rusi. Tom I |tytuł=Powstanie organizacyi kościoła łacińskiego na Rusi |autor=Władysław Abraham |start=2012-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Organizacya Kościoła w Polsce do połowy wieku XII |autor=Władysław Abraham |start=2012-02-11 }} |} === [[Autor:Edward Abramowski|Edward Abramowski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma T.1 (Edward Abramowski) |tytuł=Pisma T.1 |autor=Edward Abramowski |start=2010-09-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma T.2 (Edward Abramowski) |tytuł=Pisma T.2 |autor=Edward Abramowski |start=2010-09-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma T.3 (Edward Abramowski) |tytuł=Pisma T.3 |autor=Edward Abramowski |start=2010-09-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma T.4 (Edward Abramowski) |tytuł=Pisma T.4 |autor=Edward Abramowski |start=2010-09-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Abramowski-braterstwo-solidarnosc-wspoldzialanie.pdf |tytuł=Braterstwo, solidarność, współdziałanie |autor=Edward Abramowski |start=2015-10-12 }} |} === [[Autor:Ajschylos|Ajschylos]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ajschylos - Oresteja I Agamemnon.djvu |tytuł=Agamemnon |autor=Ajschylos |start=2018-08-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ajschylos - Oresteja II Ofiary.djvu |tytuł=Ofiary |autor=Ajschylos |start=2018-08-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tragedye Eschylosa (tłum. Węclewski).djvu |tytuł=Tragedye Eschylosa |autor=Ajschylos |start=2019-06-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ajschylos - Cztery dramaty.djvu |tytuł=Cztery dramaty |autor=Ajschylos |start=2018-08-19 }} |} === [[Autor:Gabriele D’Annunzio|Gabriele D’Annunzio]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabriele d’Annunzio - Notturno.djvu |tytuł=Notturno |autor=Gabriele D’Annunzio |start=2017-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu |tytuł=Ogień |autor=Gabriele D’Annunzio |start=2017-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu |tytuł=Intruz |autor=Gabriele D’Annunzio |start=2017-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu |tytuł=Tryumf śmierci |autor=Gabriele D’Annunzio |start=2017-10-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu |tytuł=Rozkosz |autor=Gabriele D’Annunzio |start=2021-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gabryel d’Annunzio - Niewinny.djvu |tytuł=Niewinny |autor=Gabriele D’Annunzio |start=2021-09-24 }} |} === [[Autor:Pietro Aretino|Pietro Aretino]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pietro Aretino - O łajdactwach męskich.djvu |tytuł=O łajdactwach męskich |autor=Pietro Aretino |start=2018-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pietro Aretino - Żywoty kurtyzan.djvu |tytuł=Żywoty kurtyzan |autor=Pietro Aretino |start=2018-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pietro Aretino - Jak Nanna córeczkę swą Pippę na kurtyzanę kształciła.djvu |tytuł=Jak Nanna córeczkę swą Pippę na kurtyzanę kształciła |autor=Pietro Aretino |start=2018-11-01 }} |} === [[Autor:Arystofanes|Arystofanes]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Arystofanes - Lysistrata.djvu |tytuł=Lysistrata |autor=Arystofanes |start=2019-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Arystofanes - Rycerze.djvu |tytuł=Rycerze |autor=Arystofanes |start=2019-03-03 }} |} === [[Autor:William Walker Atkinson|William Walker Atkinson]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jogi Rama-Czaraka - Filozofja jogi i okultyzm wschodni.djvu |tytuł=Filozofja jogi i okultyzm wschodni |autor=William Walker Atkinson |start=2018-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Yogi Rāmacharaka - Hatha Joga.djvu |tytuł=Hatha Joga |autor=William Walker Atkinson |start=2020-09-27 }} |} === [[Autor:Marian Auerbach|Marian Auerbach]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL M Auerbach Platon a matematyka grecka.djvu |tytuł=Platon a matematyka grecka |autor=Marian Auerbach |start=2021-05-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Auerbach Arytmetyka grecka u szczytu rozwoju.pdf |tytuł=Arytmetyka grecka u szczytu rozwoju (Diophantos) |autor=Marian Auerbach |start=2021-06-20 }} |} === [[Autor:Honoré de Balzac|Honoré de Balzac]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wikiźródła:Wikiprojekt_Proofread/Balzac&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Balzac}} === [[Autor:Michał Bałucki|Michał Bałucki]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wikiźródła:Wikiprojekt_Proofread/Bałucki&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Bałucki}} === [[Autor:Jerzy Bandrowski|Jerzy Bandrowski]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wikiźródła:Wikiprojekt_Proofread/Jerzy_Bandrowski&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Jerzy Bandrowski}} === [[Autor:Antoni Baranowski|Antoni Baranowski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=A. Baranowski - O wzorach.pdf |tytuł=O wzorach służących do obliczenia liczby liczb pierwszych nie przekraczających danej granicy |autor=Antoni Baranowski |start=2016-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Baranowski - O progresji transcendentalnej.pdf |tytuł=O progresji transcendentalnej oraz o skali i siłach umysłu ludzkiego |autor=Antoni Baranowski |start=2016-02-18 }} |} === [[Autor:Edward Bellamy|Edward Bellamy]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Bellamy - Z przeszłości 2000-1887 r.pdf |tytuł=Z przeszłości 2000-1887 r. |autor=Edward Bellamy |start=2019-09-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Siostra panny Ludington.pdf |tytuł=Siostra panny Ludington |autor=Edward Bellamy |start=2021-08-22 }} |} === [[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wikiźródła:Wikiprojekt_Proofread/Leo_Belmont&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Leo Belmont}} === [[Autor:Stanisław Bełza|Stanisław Bełza]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Na Szląsku polskim |autor=Stanisław Bełza |uwagi=OCR |start=2013-05-12 }} |} === [[Autor:Wacław Berent|Wacław Berent]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ozimina.djvu |tytuł=Ozimina |autor=Wacław Berent |start=2013-05-03 }} |} === [[Autor:Feliks Bernatowicz|Feliks Bernatowicz]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nierozsądne śluby (Bernatowicz) |tytuł=Nierozsądne śluby |autor=Feliks Bernatowicz |uwagi= |start=2012-07-14 |stan=1 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nałęcz (Bernatowicz) |tytuł=Nałęcz |autor=Feliks Bernatowicz |start=2012-07-14 }} |} === [[Autor:Henryk Biegeleisen|Henryk Biegeleisen]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Kochanowski książę poetów polskich |autor=Henryk Biegeleisen |uwagi=OCR |start=2013-05-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Matka i dziecko w obrzędach, wierzeniach i zwyczajach ludu polskiego |autor=Henryk Biegeleisen |uwagi=OCR |start=2013-05-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Śmierć w obrzędach, zwyczajach i wierzeniach ludu polskiego |autor=Henryk Biegeleisen |uwagi=OCR |start=2013-05-25 }} |} === [[Autor:Marcin Bielski|Marcin Bielski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Marcin Bielski - Rozmowa nowych Proroków.djvu |tytuł=Rozmowa nowych Proroków |autor=Marcin Bielski |start=2021-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Marcin Bielski - Satyry.pdf |tytuł=Satyry |autor=Marcin Bielski |start=2021-09-12 }} |} === [[Autor:Louis Pierre Édouard Bignon|Louis Pierre Édouard Bignon]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Polska w r. 1811 i 1813 T.1.djvu |tytuł=Polska w r. 1811 i 1813 T.1 |autor=Louis Pierre Édouard Bignon |start=2018-09-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Polska w r. 1811 i 1813 T.2.djvu |tytuł=Polska w r. 1811 i 1813 T.2 |autor=Louis Pierre Édouard Bignon |start=2018-09-11 }} |} === [[Autor:Józef Birkenmajer|Józef Birkenmajer]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wikiźródła:Wikiprojekt_Proofread/Birkenmajer&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Birkenmajer}} === [[Autor:Vicente Blasco Ibáñez|Vicente Blasco Ibáñez]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Vicente Blasco Ibáñez - Katedra |tytuł=Katedra |autor=Vicente Blasco Ibáñez |start=2018-10-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu |tytuł=Gabrjel Luna |autor=Vicente Blasco Ibáñez |start=2018-10-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu |tytuł=Kwiat majowy |autor=Vicente Blasco Ibáñez |start=2019-11-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu |tytuł=Mare nostrum |autor=Vicente Blasco Ibáñez |start=2019-11-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu |tytuł=Meksyk |autor=Vicente Blasco Ibáñez |start=2019-11-13 }} |} === [[Autor:Aleksander Błażejowski|Aleksander Błażejowski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf |tytuł=Czerwony błazen |autor=Aleksander Błażejowski |uwagi= OCR |start=2019-07-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf |tytuł=Sąd nad Antychrystem |autor=Aleksander Błażejowski |uwagi= |start=2019-07-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Błażejowski - Tajemnica Doktora Hiwi.pdf |tytuł=Tajemnica Doktora Hiwi |autor=Aleksander Błażejowski |uwagi= OCR |start=2019-07-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf |tytuł=Walizka P. Z |autor=Aleksander Błażejowski |uwagi= OCR |start=2019-07-08 }} |} === [[Autor:Bô Yin Râ|Bô Yin Râ]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Bô Yin Râ - Królestwo sztuki.djvu |tytuł=Królestwo sztuki |autor=Bô Yin Râ |start=2018-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Bô Yin Râ - Księga człowieka.pdf |tytuł=Księga człowieka |autor=Bô Yin Râ |start=2018-07-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Bô Yin Râ - Księga sztuki królewskiej.djvu |tytuł=Księga sztuki królewskiej |autor=Bô Yin Râ |start=2018-07-26 }} |} === [[Autor:Norbert Bonczyk|Norbert Bonczyk]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Norbert Bonczyk - Góra Chełmska.pdf |tytuł=Góra Chełmska |autor=[[Autor:Norbert Bonczyk|Norbert Bonczyk]]<br>[[Autor:Wincenty Ogrodziński|Wincenty Ogrodziński]] |start=2021-06-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stary Kościół Miechowski.djvu |tytuł=Stary Kościół Miechowski |autor=[[Autor:Norbert Bonczyk|Norbert Bonczyk]]<br>[[Autor:Wincenty Ogrodziński|Wincenty Ogrodziński]] |start=2017-06-18 }} |} === [[Autor:Tadeusz Boy-Żeleński|Tadeusz Boy-Żeleński]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu |tytuł=Flirt z Melpomeną |autor=Tadeusz Boy-Żeleński |start=2016-11-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu |tytuł=Obrachunki fredrowskie |autor=Tadeusz Boy-Żeleński |start=2020-02-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu |tytuł=Marysieńka Sobieska |autor=Tadeusz Boy-Żeleński |start=2021-10-30 }} |} === [[Autor:Aleksander Brückner|Aleksander Brückner]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Brückner - Średniowieczna proza polska.djvu |tytuł=Średniowieczna proza polska |autor=Aleksander Brückner |start=2011-05-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Psałterze polskie do połowy XVI wieku (Brückner) |tytuł=Psałterze polskie do połowy XVI wieku |autor=Aleksander Brückner |start=2011-05-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Brueckner - Starożytna Litwa.djvu |tytuł=Starożytna Litwa |autor=Aleksander Brückner |start=2021-10-14 }} |} === [[Autor:Stanisław Brzozowski|Stanisław Brzozowski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pamiętnik (Brzozowski) |tytuł=Pamiętnik |autor=Stanisław Brzozowski |start=2015-01-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Legenda Młodej Polski (Brzozowski) |tytuł=Legenda Młodej Polski |autor=Stanisław Brzozowski |start=2015-01-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Brzozowski - Współczesna powieść polska.djvu |tytuł=Współczesna powieść polska |autor=Stanisław Brzozowski |start=2017-01-29 }} |} === [[Autor:George Gordon Byron|George Gordon Byron]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf |tytuł=Powieści poetyckie |autor=George Gordon Byron |start=2015-09-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu |tytuł=Poemata |autor=George Gordon Byron |start=2017-08-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL George Gordon Byron - Don Juan.djvu |tytuł=Don Juan |autor=George Gordon Byron |start=2019-03-15 }} |} === [[Autor:Pedro Calderon de la Barca|Pedro Calderon de la Barca]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pedro Calderon de la Barca - Kochankowie nieba.djvu |tytuł=Kochankowie nieba |autor=Pedro Calderon de la Barca |start=2018-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu |tytuł=Dramata |autor=Pedro Calderon de la Barca |start=2019-08-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Pedro Calderon de la Barca - Książę Niezłomny.djvu |tytuł=Książę Niezłomny |autor=Pedro Calderon de la Barca |start=2021-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Pedro Calderon de la Barca - Tajna krzywda – Skryta zemsta.djvu |tytuł=Tajna krzywda – Skryta zemsta |autor=Pedro Calderon de la Barca |start=2021-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Pedro Calderon de la Barca - Czarnoksiężnik.djvu |tytuł=Czarnoksiężnik |autor=Pedro Calderon de la Barca |start=2021-08-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Pedro Calderon de la Barca - Uczta Baltazara.djvu |tytuł=Uczta Baltazara |autor=Pedro Calderon de la Barca |start=2021-09-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Pedro Calderon de la Barca - Tajemnice mszy świętej.djvu |tytuł=Tajemnice mszy świętej |autor=Pedro Calderon de la Barca |start=2021-09-11 }} |} === [[Autor:Svatopluk Čech|Svatopluk Čech]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Čech - Pieśni niewolnika.djvu |tytuł=Pieśni niewolnika |autor=Svatopluk Čech |start=2019-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu |tytuł=Jastrząb contra Hordliczka |autor=Svatopluk Čech |start=2019-09-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Świętopełk Czech - Klucze Piotrowe.djvu |tytuł=Klucze Piotrowe |autor=Svatopluk Čech |start=2019-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu |tytuł=Wycieczki pana Brouczka |autor=Svatopluk Čech |start=2020-01-25 }} |} === [[Autor:Łucja Charewiczowa|Łucja Charewiczowa]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klęski zaraz w dawnym Lwowie.pdf |tytuł=Klęski zaraz w dawnym Lwowie |autor=Łucja Charewiczowa |start=2021-05-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ukraiński ruch kobiecy.pdf |tytuł=„Ukraiński“ Ruch Kobiecy |autor=Łucja Charewiczowa |start=2021-04-22 }} |} === [[Autor:François-René de Chateaubriand|François-René de Chateaubriand]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Chateaubriand-Atala, René, Ostatni z Abenserażów.djvu |tytuł=Atala, René, Ostatni z Abenserażów |autor=François-René de Chateaubriand |start=2015-02-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=O Buonapartem i o Burbonach.djvu |tytuł=O Buonapartem i o Burbonach |autor=François-René de Chateaubriand |start=2019-06-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Chateaubriand - Pamiętniki pogrobowe.djvu |tytuł=Pamiętniki pogrobowe |autor=François-René de Chateaubriand |start=2021-10-14 }} |} === [[Autor:Telesfor Chełchowski|Telesfor Chełchowski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szczypawka - Baczność! Jenerał Tabaka ma głos!.djvu |tytuł=Baczność! Jenerał Tabaka ma głos! |autor=Telesfor Chełchowski |start=2020-03-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szczypawka - Humorystyczne listy z terenu wojny.djvu |tytuł=Humorystyczne listy z terenu wojny |autor=Telesfor Chełchowski |start=2020-03-17 }} |} === [[Autor:Piotr Chmielowski|Piotr Chmielowski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Współczesni poeci polscy |tytuł=Współczesni poeci polscy |autor=Piotr Chmielowski |start=2013-02-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Obraz literatury powszechnej tom I.djvu |tytuł=Obraz literatury powszechnej tom I |autor=Piotr Chmielowski |start=2017-01-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Obraz literatury powszechnej tom II.djvu |tytuł=Obraz literatury powszechnej tom II |autor=Piotr Chmielowski |start=2018-09-28 }} |} === [[Autor:Ignacy Chodźko|Ignacy Chodźko]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma Ignacego Chodźki t.I.djvu |tytuł=Pisma Ignacego Chodźki t.I |autor=Ignacy Chodźko |start=2017-02-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma Ignacego Chodźki t.II.djvu |tytuł=Pisma Ignacego Chodźki t.II |autor=Ignacy Chodźko |start=2017-02-16 }} |} === [[Autor:Joseph Conrad|Joseph Conrad]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wikiźródła:Wikiprojekt_Proofread/Conrad&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Conrad}} === [[Autor:James Fenimore Cooper|James Fenimore Cooper]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Krzysztof Kolumb (Cooper) |tytuł=Krzysztof Kolumb |autor=James Fenimore Cooper |start=2014-10-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szpieg (James Fenimore Cooper) |tytuł=Szpieg |autor=James Fenimore Cooper |start=2017-03-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Cooper - Pionierowie.djvu |tytuł=Pionierowie nad źródłami Suskehanny |autor=James Fenimore Cooper |start=2019-03-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu |tytuł=Ostatni Mohikan |autor=James Fenimore Cooper |start=2019-04-14 }} |} === [[Autor:James Oliver Curwood|James Oliver Curwood]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=James Oliver Curwood - Złote sidła.djvu |tytuł=Złote sidła |autor=James Oliver Curwood |start=2016-12-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Curwood - Kazan.djvu‎ |tytuł=Kazan |autor=James Oliver Curwood |start=2020-04-20 }} |} === [[Autor:Marcus Tullius Cicero|Cyceron]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Cyceron - Mowca Brutusowi poświęcony.djvu |tytuł=Mowca Brutusowi poświęcony |autor=Marcus Tullius Cicero |start=2017-08-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Cyceron - Sen Scypiona.pdf |tytuł=Sen Scypiona |autor=Marcus Tullius Cicero |start=2021-12-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 1 Mowy.djvu |tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 1 Mowy |autor=Marcus Tullius Cicero |start=2022-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 2 Mowy.djvu |tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 2 Mowy |autor=Marcus Tullius Cicero |start=2022-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu |tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 3 Mowy |autor=Marcus Tullius Cicero |start=2022-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 4 Listy.djvu |tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 4 Listy |autor=Marcus Tullius Cicero |start=2022-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 5 Listy.djvu |tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 5 Listy |autor=Marcus Tullius Cicero |start=2022-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 6 Pisma krasomówcze.djvu |tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 6 Pisma krasomówcze |autor=Marcus Tullius Cicero |start=2022-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 7 Pisma filozoficzne.djvu |tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 7 Pisma filozoficzne |autor=Marcus Tullius Cicero |start=2022-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 8 Pisma filozoficzne.djvu |tytuł=Dzieła M. T. Cycerona t. 8 Pisma filozoficzne |autor=Marcus Tullius Cicero |start=2022-04-11 }} |} === [[Autor:August Czarnowski|August Czarnowski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Życie płciowe i jego znaczenie (Czarnowski) |tytuł=Życie płciowe i jego znaczenie |autor=August Czarnowski |start=2014-05-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL August Czarnowski - Zielnik lekarski (wyd. 3).pdf |tytuł=Zielnik lekarski |autor=August Czarnowski |start=2021-09-19 }} |} === [[Autor:Aleksander Czołowski|Aleksander Czołowski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Czolowski. Wysoki zamek (1910).djvu |tytuł=Wysoki zamek |autor=Aleksander Czołowski |start=2017-01-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mord rytualny.pdf |tytuł=Mord rytualny |autor=Aleksander Czołowski |start=2021-05-16 }} |} === [[Autor:Ludwik Ćwikliński|Ludwik Ćwikliński]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ianiciana. Przyczynki do biografji i oceny utworów Klemensa Janickiego |tytuł=Ianiciana. Przyczynki do biografji i oceny utworów Klemensa Janickiego |autor=Ludwik Ćwikliński |start=2013-01-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ćwikliński Kilka uwag o zadaniach i organizacji nauki polskiej.pdf |tytuł=Kilka uwag o zadaniach i organizacji nauki polskiej |autor=Ludwik Ćwikliński |start=2021-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ludwik Ćwikliński O przechowywanym w zbiorze pism Ksenofontowych Traktacie o dochodach.djvu |tytuł=O przechowywanym w zbiorze pism Ksenofontowych Traktacie o dochodach |autor=Ludwik Ćwikliński |start=2021-01-30 }} |} === [[Autor:Ignacy Daszyński|Ignacy Daszyński]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ignacy Daszyński - Sejm rząd król dyktator.pdf |tytuł=Sejm, rząd, król, dyktator |autor=Ignacy Daszyński |start=2020-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ignacy Daszyński - Czy socjaliści mogą uznać dyktaturę proletariatu.pdf |tytuł=Czy socjaliści mogą uznać „dyktaturę proletarjatu“? |autor=Ignacy Daszyński |start=2021-09-25 }} |} === [[Autor:Alphonse Daudet|Alphonse Daudet]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Daudet&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Daudet}} === [[Autor:Józef Dąbrowski|Józef Dąbrowski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. Grabiec - Dzieje Polski Niepodległej.djvu |tytuł=Dzieje Polski Niepodległej |autor=Józef Dąbrowski |start=2015-07-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. Grabiec - Dzieje porozbiorowe Narodu Polskiego.djvu |tytuł=Dzieje porozbiorowe Narodu Polskiego |autor=Józef Dąbrowski |start=2015-07-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. Grabiec - Powstanie Styczniowe 1863—1864.djvu |tytuł=Powstanie Styczniowe 1863—1864 |autor=Józef Dąbrowski |start=2015-07-10 }} |} === [[Autor:Grazia Deledda|Grazia Deledda]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu |tytuł=Sprawiedliwość |autor=Grazia Deledda |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Grazia Deledda - Popiół |tytuł=Popiół |autor=Grazia Deledda |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Grazia Deledda - Po rozwodzie |tytuł=Po rozwodzie |autor=Grazia Deledda |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Grazia Deledda - Po grzesznej drodze |tytuł=Po grzesznej drodze |autor=Grazia Deledda |start=2020-10-27 }} |} === [[Autor:Karol Dickens|Karol Dickens]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Dickens&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Dickens}} === [[Autor:Jan Długosz|Jan Długosz]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom I.djvu |tytuł=Dziejów Polskich ksiąg dwanaście. Tom I |autor=Jan Długosz |start=2015-11-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom II.djvu |tytuł=Dziejów Polskich ksiąg dwanaście. Tom II |autor=Jan Długosz |start=2015-11-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom III.djvu |tytuł=Dziejów Polskich ksiąg dwanaście. Tom III |autor=Jan Długosz |start=2015-11-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu |tytuł=Dziejów Polskich ksiąg dwanaście. Tom IV |autor=Jan Długosz |start=2015-11-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom V.djvu |tytuł=Dziejów Polskich ksiąg dwanaście. Tom V |autor=Jan Długosz |start=2015-11-16 }} |} === [[Autor:Tadeusz Dołęga-Mostowicz|Tadeusz Dołęga-Mostowicz]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu |tytuł=Ostatnia brygada |autor=Tadeusz Dołęga-Mostowicz |start=2019-08-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu |tytuł=Trzy serca |autor=Tadeusz Dołęga-Mostowicz |start=2019-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Złota maska.djvu |tytuł=Złota Maska |autor=Tadeusz Dołęga-Mostowicz |start=2019-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Kiwony.djvu |tytuł=Kiwony |autor=Tadeusz Dołęga-Mostowicz |start=2021-07-21 }} |} === [[Autor:Fiodor Dostojewski|Fiodor Dostojewski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara (1928) |tytuł=Zbrodnia i kara |autor=Fiodor Dostojewski |start=2019-08-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu |tytuł=Wspomnienia z martwego domu |autor=Fiodor Dostojewski |start=2019-11-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf |tytuł=Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa) |autor=Fiodor Dostojewski |start=2022-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf |tytuł=Cudza żona i mąż pod łóżkiem |autor=Fiodor Dostojewski |start=2022-03-22 }} |} === [[Autor:Arthur Conan Doyle|Arthur Conan Doyle]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wikiźródła:Wikiprojekt_Proofread/Doyle&action=edit edytuj tabelkę])=== {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Doyle}} === [[Autor:Leopold Dreher|Leopold Dreher]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL EO Dreher - Słownik esperancko-polski polsko-esperancki.djvu |tytuł=Słownik esperancko-polski polsko-esperancki |autor={{Lista autorów|Ludwik Zamenhof; Leopold Dreher}} |start=2019-03-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Leo Turno - Kompletny podręcznik języka esperanto dla początkujących.pdf |tytuł=Kompletny podręcznik języka esperanto dla początkujących |autor=Leopold Dreher |start=2019-10-07 }} |} === [[Autor:Zofia Dromlewiczowa|Zofia Dromlewiczowa]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu |tytuł=Płomienna obręcz |autor=Zofia Dromlewiczowa |start=2016-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zofia Dromlewiczowa - Przygody Tadzia.djvu |tytuł=Przygody Tadzia |autor=Zofia Dromlewiczowa |start=2016-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zofia Dromlewiczowa - Rycerze przestworzy.djvu |tytuł=Rycerze przestworzy |autor=Zofia Dromlewiczowa |start=2016-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zofia Dromlewiczowa - Szalona Jasia.djvu |tytuł=Szalona Jasia |autor=Zofia Dromlewiczowa |start=2016-09-19 }} |} === [[Autor:Jan Drozdowski|Jan Drozdowski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bigos hultayski czyli Szkoła trzpiotów.djvu |tytuł=Bigos Hultayski czyli Szkoła Trzpiotów |autor=Jan Drozdowski |start=2018-12-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Drozdowski - Literat z biedy.djvu |tytuł=Literat z biedy |autor=Jan Drozdowski |start=2018-12-29 }} |} === [[Autor:Aleksander Dumas (ojciec)|Aleksander Dumas (ojciec)]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Aleksander_Dumas_(ojciec)&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Aleksander Dumas (ojciec)}} === [[Autor:Adolf Dygasiński|Adolf Dygasiński]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Dygasi%C5%84ski&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Dygasiński}} === [[Autor:Eurypides|Eurypides]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Eurypides - Ifigenja w Aulidzie.djvu |tytuł=Ifigenja w Aulidzie |autor=Eurypides |start=2018-08-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Eurypidesa Tragedye (Kasprowicz) |tytuł=Eurypidesa Tragedye |autor=Eurypides |start=2019-01-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Eurypides - Ifigenia w Tauryi.djvu |tytuł= Ifigenia w Tauryi |autor=Eurypides |start=2019-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tragedye Eurypidesa (tłum. Węclewski).djvu |tytuł=Tragedye Eurypidesa |autor=Eurypides |start=2019-06-13 }} |} === [[Autor:Icek Boruch Farbarowicz|Icek Boruch Farbarowicz (Urke Nachalnik)]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu |tytuł=Żywe grobowce |autor=Icek Boruch Farbarowicz |start=2017-07-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Urke-Nachalnik - W matni.djvu |tytuł=W matni |autor=Icek Boruch Farbarowicz |start=2017-07-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu |tytuł=Gdyby nie kobiety |autor=Icek Boruch Farbarowicz |start=2017-07-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf |tytuł=Rozpruwacze |autor=Icek Boruch Farbarowicz |start=2020-10-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Urke Nachalnik - Miłość przestępcy.pdf |tytuł=Miłość przestępcy |autor=Icek Boruch Farbarowicz |start=2020-11-08 }} |} === [[Autor:Frederic William Farrar|Frederic William Farrar]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. W. Ferrer - Mrok i brzask.djvu |tytuł=Mrok i brzask |autor=Frederic William Farrar |start=2020-07-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. W. Ferrer - Światła i cienie |tytuł=Światła i cienie |autor=Frederic William Farrar |start=2020-07-24 }} |} === [[Autor:Paul Féval|Paul Féval]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu |tytuł=Tajemnice Londynu |autor=Paul Féval |start=2020-04-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Feval - Żebrak murzyn.djvu ‎ |tytuł=Żebrak murzyn |autor=Paul Féval |start=2020-04-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Feval - Garbus.djvu |tytuł=Garbus |autor=Paul Féval |start=2020-04-16 }} |} === [[Autor:Wacław Filochowski|Wacław Filochowski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Filochowski - Czarci młyn.djvu |tytuł=Czarci młyn |autor=Wacław Filochowski |start=2016-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu |tytuł=Przez kraj duchów i zwierząt |autor=Wacław Filochowski |start=2016-05-01 }} |} === [[Autor:Adam Fischer|Adam Fischer]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lud polski |tytuł=Lud polski |autor=Adam Fischer |start=2014-01-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Etnografia dawnych Prusów |autor=Adam Fischer |start=2014-01-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kaszubi na tle etnografji Polski |autor=Adam Fischer |start=2014-01-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Adam Fischer - Ex oriente lux.pdf |tytuł=Ex oriente lux |autor=Adam Fischer |start=2022-02-22 }} |} === [[Autor:Gustave Flaubert|Gustave Flaubert]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL_G_Flaubert_Salammbo.djvu |tytuł=Salammbo |autor=Gustave Flaubert |start=2020-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL_G_Flaubert_Pani_Bovary.djvu |tytuł=Pani Bovary |autor=Gustave Flaubert |start=2022-01-24 }} |} === [[Autor:Auguste Forel|Auguste Forel]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=August Forel - Hypnotyzm.djvu |tytuł=Hypnotyzm |autor=Auguste Forel |uwagi= |start=2018-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=August Forel - Zagadnienia seksualne.djvu |tytuł=Zagadnienia seksualne |autor=Auguste Forel |uwagi= |start=2018-04-10 }} |} === [[Autor:Jacques Anatole Thibault|Anatole France]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kościół a Rzeczpospolita |autor=Anatole France |start=2013-05-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Anatole France - Wyspa Pingwinów.djvu |tytuł=Wyspa Pingwinów |autor=Anatole France |start=2016-08-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Anatole France - Gospoda pod Królową Gęsią Nóżką.djvu |tytuł=Gospoda pod Królową Gęsią Nóżką |autor=Anatole France |start=2017-01-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL France - Bogowie łakną krwi.djvu |tytuł=Bogowie łakną krwi |autor=Anatole France |start=2019-03-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Anatol France - Poglądy ks. Hieonima Coignarda.djvu |tytuł=Poglądy ks. Hieonima Coignarda |autor=Anatole France |start=2020-01-04 }} |} === [[Autor:Aleksander Fredro|Aleksander Fredro]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wikiźródła:Wikiprojekt_Proofread/Fredro&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Fredro}} === [[Autor:George Füllborn|George Füllborn]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu |tytuł=Tajemnice stolicy świata |autor=George Füllborn |start=2021-11-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu |tytuł=Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras |autor=George Füllborn |start=2021-12-17 }} |} === [[Autor:John Galsworthy|John Galsworthy]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu |tytuł=Powszechne braterstwo |autor=John Galsworthy |start=2015-07-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=John Galsworthy - Posiadacz.pdf |tytuł=Saga rodu Forsytów tom I. Posiadacz |autor=John Galsworthy |uwagi= |start=2017-05-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=John Galsworthy - Przebudzenie.pdf |tytuł=Saga rodu Forsytów tom III. Przebudzenie |autor=John Galsworthy |start=2017-05-22 }} |} === [[Autor:Józef Gałuszka|Józef Gałuszka]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gałuszka Biesiada kameleonów.pdf |tytuł=Biesiada kameleonów |autor=Józef Gałuszka |start=2021-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gałuszka Głosy ziemi.pdf |tytuł=Głosy ziemi |autor=Józef Gałuszka |start=2021-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gałuszka Cienie orłów.pdf |tytuł=Cienie orłów |autor=Józef Gałuszka |start=2021-09-24 }} |} === [[Autor:Arne Garborg|Arne Garborg]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Garborg Górskie powietrze.pdf |tytuł=Górskie powietrze |autor=Arne Garborg |start=2021-08-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Garborg Utracony ojciec.pdf |tytuł=Utracony ojciec |autor=Arne Garborg |start=2021-08-28 }} |} === [[Autor:Marian Gawalewicz|Marian Gawalewicz]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Franciszek Zabłocki |autor=Marian Gawalewicz |start=2013-05-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu |tytuł=Szkice i obrazki |autor=Marian Gawalewicz |start=2015-11-16 }} |} === [[Autor:Paweł Gawrzyjelski|Paweł Gawrzyjelski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Paweł Gawrzyjelski - Odgłos z za morza.pdf |tytuł=Odgłos z za morza |autor=Paweł Gawrzyjelski |start=2021-12-14 }} |} === [[Autor:Wacław Gąsiorowski|Wacław Gąsiorowski]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Gąsiorowski&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Gąsiorowski}} === [[Autor:Agaton Giller|Agaton Giller]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Podróż więźnia etapami do Syberyi |autor=Agaton Giller |start=2011-04-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Opisanie zabajkalskiej krainy w Syberyi |autor=Agaton Giller |uwagi=OCR |start=2011-04-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wróblewice (Giller) |tytuł=Wróblewice |autor=Agaton Giller |start=2014-10-13 }} |} === [[Autor:Aleksander Głowacki|Aleksander Głowacki (Bolesław Prus)]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Prus&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Prus}} === [[Autor:Johann Wolfgang von Goethe|Johann Wolfgang von Goethe]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Goethe - Cierpienia młodego Wertera.djvu |tytuł=Cierpienia młodego Wertera |autor=Johann Wolfgang von Goethe |start=2019-03-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Goethe - Wilhelm Meister.pdf |tytuł=Wilhelm Meister |autor=Johann Wolfgang von Goethe |start=2019-03-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Faust (Goethe, tłum. Zegadłowicz) |tytuł=Faust |autor=Johann Wolfgang von Goethe |start=2019-08-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Goethe - Herman i Dorota.djvu |tytuł=Herman i Dorota |autor=Johann Wolfgang von Goethe |start=2021-10-02 }} |} === [[Autor:Mieczysław Gogacz|Mieczysław Gogacz]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Problem istnienia Boga u Anzelma z Canterbury i problem prawdy u Henryka z Gandawy (Mieczysław Gogacz) |tytuł=Problem istnienia Boga u Anzelma z Canterbury i problem prawdy u Henryka z Gandawy |autor=Mieczysław Gogacz |start=2011-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Filozofia bytu w „Beniamin Major” Ryszarda ze świętego Wiktora (Mieczysław Gogacz) |tytuł=Filozofia bytu w „Beniamin Major” Ryszarda ze świętego Wiktora |autor=Mieczysław Gogacz |start=2011-07-28 }} |} === [[Autor:Nikołaj Gogol|Nikołaj Gogol]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nikołaj Gogol - Portret.djvu |tytuł=Portret |autor=Nikołaj Gogol |start=2017-03-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Nikołaj Gogol - Rewizor z Petersburga.djvu |tytuł=Rewizor z Petersburga |autor=Nikołaj Gogol |start=2019-07-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Nikołaj Gogol - Powieści mniejsze.djvu |tytuł=Powieści mniejsze |autor=Nikołaj Gogol |start=2019-08-18 }} |} === [[Autor:Stefan Grabiński|Stefan Grabiński]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Grabiński&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Grabiński}} === [[Autor:Hezjod|Hezjod]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Teogonja Hezjoda.pdf |tytuł=Teogonja Hezjoda |autor=Hezjod |start=2018-06-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Roboty i Dnie Hezyoda.djvu |tytuł=Roboty i Dnie |autor=Hezjod |start=2019-01-30 }} |} === [[Autor:Klementyna Hoffmanowa|Klementyna Hoffmanowa]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wybór dzieł Klementyny z Tańskich Hofmanowej Tom I.djvu |tytuł=Wybór dzieł Klementyny z Tańskich Hofmanowej Tom I |autor=Klementyna Hoffmanowa |start=2016-08-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Klementyna Hofmanowa - Pamiątka po dobrej matce.djvu |tytuł=Pamiątka po dobrej matce |autor=Klementyna Hoffmanowa |start=2016-08-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wybór powieści, opisów i opowiadań historycznych (Hoffmanowa) |tytuł=Wybór powieści, opisów i opowiadań historycznych |autor=Klementyna Hoffmanowa |start=2015-05-16 }} |} === [[Autor:Tadeusz Hollender|Tadeusz Hollender]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Czas który minął i inne wiersze (Hollender) |tytuł=Czas który minął i inne wiersze |autor=Tadeusz Hollender |start=2021-07-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ludzie i pomniki (Hollender) |tytuł=Ludzie i pomniki |autor=Tadeusz Hollender |start=2021-07-08 }} |} === [[Autor:Homer|Homer]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Iliada (Dmochowski) |autor=Homer |start=2011-11-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Homer - Iliada (Popiel).djvu |tytuł=Iliada |autor=Homer |start=2019-03-30 }} |} === [[Autor:Horacy|Horacy]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Horacy - Poezje.djvu |tytuł=Poezje |autor=Horacy |start=2018-08-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Horacy Wybór poezji.djvu |tytuł=Wybór poezji |autor=Horacy |start=2018-09-13 }} |} === [[Autor:Ernest William Hornung|Ernest William Hornung]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf |tytuł=Włamywacz Raffles mój przyjaciel |autor=Ernest William Hornung |start=2020-04-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf |tytuł=Pamiętnik złodzieja |autor=Ernest William Hornung |start=2020-05-08 }} |} === [[Autor:Victor Hugo|Victor Hugo]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Hugo&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Hugo}} === [[Autor:Alexander von Humboldt|Alexander von Humboldt]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Podróże po Rossyi (Humboldt) |tytuł=Podróże po Rossyi |autor=Alexander von Humboldt |uwagi=OCR |start=2015-05-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Obrazy natury (Aleksander Humboldt) |tytuł=Obrazy natury |autor=Alexander von Humboldt |uwagi=OCR |start=2015-10-20 }} |} === [[Autor:Henryk Ibsen|Henryk Ibsen]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Henryk Ibsen |tytuł=Henryk Ibsen |autor=Georg Brandes |uwagi=OCR |start=2013-02-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu |tytuł=Peer Gynt |autor=Henryk Ibsen |start=2016-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu |tytuł=Wybór dramatów |autor=Henryk Ibsen |start=2016-04-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ibsen - Brand.djvu |tytuł=Brand |autor=Henryk Ibsen |start=2020-04-17 }} |} === [[Autor:Andrzej Janocha|Andrzej Janocha]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Święty Franciszek Seraficki w pieśni.djvu |tytuł=Święty Franciszek Seraficki w pieśni |autor=Andrzej Janocha |start=2017-07-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Andrzej Janocha-Krótki życiorys o. Wacława Nowakowskiego, kapucyna (Edwarda z Sulgostowa).pdf |tytuł= Krótki życiorys o. Wacława Nowakowskiego, kapucyna (Edwarda z Sulgostowa) |autor=Andrzej Janocha |start=2019-12-01 }} |} === [[Autor:Elżbieta Jaraczewska|Elżbieta Jaraczewska]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Elżbieta Jaraczewska - Wieczór adwentowy.djvu |tytuł=Wieczór adwentowy |autor=Elżbieta Jaraczewska |start=2019-07-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Elżbieta Jaraczewska - Upominek dla dzieci.djvu |tytuł=Upominek dla dzieci |autor=Elżbieta Jaraczewska |start=2019-07-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Elżbieta Jaraczewska - Pierwsza młodość pierwsze uczucia |tytuł=Pierwsza młodość pierwsze uczucia |autor=Elżbieta Jaraczewska |start=2019-07-15 }} |} === [[Autor:Gustawa Jarecka|Gustawa Jarecka]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf |tytuł=Przed jutrem (Jarecka)|Przed jutrem |autor=Gustawa Jarecka |start=2020-12-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Gustawa Jarecka - Inni ludzie.pdf |tytuł=Inni ludzie|Inni ludzie |autor=Gustawa Jarecka |start=2022-01-13 }} |} === [[Autor:Teodor Jeske-Choiński|Teodor Jeske-Choiński]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ostatni Rzymianie (Teodor Jeske-Choiński) |tytuł=Ostatni Rzymianie |autor=Teodor Jeske-Choiński |start=2013-08-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Błyskawice (Teodor Jeske-Choiński) |tytuł=Błyskawice |autor=Teodor Jeske-Choiński |uwagi=OCR (bez podziału na strony) |start=2013-08-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tyara i Korona (Teodor Jeske-Choiński) |tytuł=Tyara i Korona |autor=Teodor Jeske-Choiński |uwagi=OCR |start=2017-03-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Teodor Jeske-Choiński - Przyjaciółki, Przyjaciele Żony.djvu |tytuł=Przyjaciółki, Przyjaciele Żony |autor=Teodor Jeske-Choiński |start=2018-10-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Teodor Jeske-Choiński - Klemens Junosza Szaniawski.djvu |tytuł=Klemens Junosza Szaniawski |autor=Teodor Jeske-Choiński |start=2022-02-23 }} |} === [[Autor:Mór Jókai|Mór Jókai]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maurycy Jókai - Atlantyda.djvu |tytuł=Atlantyda |autor=Mór Jókai |start=2019-11-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maurycy Jókai - Czarna krew |tytuł=Czarna krew |autor=Mór Jókai |start=2019-11-14 }} |} === [[Autor:Klemens Szaniawski|Klemens Junosza]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wikiźródła:Wikiprojekt_Proofread/Junosza&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Junosza}} === [[Autor:Juliusz Kaden-Bandrowski|Juliusz Kaden-Bandrowski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf |tytuł=Łuk |autor=Juliusz Kaden-Bandrowski |start=2015-12-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Kaden-Bandrowski - Miasto mojej matki.djvu |tytuł=Miasto mojej matki |autor=Juliusz Kaden-Bandrowski |start=2018-02-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu |tytuł=Generał Barcz |autor=Juliusz Kaden-Bandrowski |start=2018-02-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Kaden-Bandrowski - W cieniu zapomnianej olszyny.djvu |tytuł=W cieniu zapomnianej olszyny |autor=Juliusz Kaden-Bandrowski |start=2021-05-03 }} |} === [[Autor:Jerzy Kamiński|Jerzy Kamiński]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Mykowirusy – wirusy infekujące grzyby J. Kamiński.pdf |tytuł=Mykowirusy – wirusy infekujące grzyby |autor=Jerzy Kamiński |start=2021-03-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wstępna charakterystyka bakteriofaga Serratia φOS10 J. Kamiński.pdf |tytuł=Wstępna charakterystyka bakteriofaga Serratia φOS10 |autor=Jerzy Kamiński |start=2021-03-17 }} |} === [[Autor:Immanuel Kant|Immanuel Kant]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Najpiękniejsze myśli z pism Emanuela Kanta.pdf |tytuł=Najpiękniejsze myśli z pism Emanuela Kanta |autor=Immanuel Kant |start=2018-07-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kant - Uzasadnienie metafizyki moralności.djvu |tytuł=Uzasadnienie metafizyki moralności |autor=Immanuel Kant |start=2018-09-21 }} |} === [[Autor:Stanisław Karwowski|Stanisław Karwowski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Karwowski - Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego T1.pdf |tytuł=Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852) |autor=Stanisław Karwowski |start=2019-09-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kronika miasta Leszna (Karwowski) |tytuł=Kronika miasta Leszna |autor=Stanisław Karwowski |start=2015-02-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Karwowski - Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego T2.pdf |tytuł=Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1852–1889) |autor=Stanisław Karwowski |start=2021-05-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Karwowski - Wielkopolanie a Ślązacy 1848-1853 r.pdf |tytuł=Wielkopolanie a Ślązacy 1848–1853 r. |autor=Stanisław Karwowski |start=2022-01-07 }} |} === [[Autor:Jan Kasprowicz|Jan Kasprowicz]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Kasprowicz&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Kasprowicz}} === [[Autor:Rudyard Kipling|Rudyard Kipling]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wikiźródła:Wikiprojekt_Proofread/Kipling&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Kipling}} === [[Autor:Jędrzej Kitowicz|Jędrzej Kitowicz]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III |autor=Jędrzej Kitowicz |uwagi=wyd. II, załadowana nowa wersja, raczej dobrze zeskanowana |start=2012-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pamiętniki do panowania Augusta III i Stanisława Augusta.djvu |tytuł= Pamiętniki do panowania Augusta III. i Stanisława Augusta |autor=Jędrzej Kitowicz |start=2016-08-21 }} |} === [[Autor:Jan Kochanowski|Jan Kochanowski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wszystkie dzieła polskie Jana Kochanowskiego (Turowski) |tytuł=Wszystkie dzieła polskie Jana Kochanowskiego (red. Turowski) |autor=Jan Kochanowski |start=2011-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wszystkie dzieła polskie Jana Kochanowskiego (Altenberg) |tytuł=Wszystkie dzieła polskie Jana Kochanowskiego (wyd. Altenberg) |autor=Jan Kochanowski |start=2011-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jana Kochanowskiego dzieła polskie (Mostowski) |tytuł=Jana Kochanowskiego dzieła polskie (red. Mostowski) |autor=Jan Kochanowski |start=2011-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jana Kochanowskiego dzieła polskie (Lorentowicz) |tytuł=Jana Kochanowskiego dzieła polskie (red. Lorentowicz) |autor=Jan Kochanowski |start=2011-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Elegie Jana Kochanowskiego |tytuł=Elegie Jana Kochanowskiego (tłum. Kazimierz Brodziński) |autor=Jan Kochanowski |start=2014-12-11 }} |} === [[Autor:Paul de Kock|Paul de Kock]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Paul de Kock - Poczciwy koleżka |tytuł=Poczciwy koleżka |autor=Paul de Kock |start=2016-08-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Paul de Kock - Dom biały |tytuł=Dom biały |autor=Paul de Kock |start=2016-08-22 }} |} === [[Autor:Józef Komierowski|Józef Komierowski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jawy przez J. Krajoskiego.djvu |tytuł=Jawy |autor=Józef Komierowski |start=2021-07-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Moje stosunki z Towiańskim i towiańczykami.pdf |tytuł=Moje stosunki z Towiańskim i towiańczykami |autor=Józef Komierowski |start=2021-07-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Oskarżyciel przez Krajowskiego.pdf |tytuł=Oskarżyciel |autor=Józef Komierowski |start=2021-07-03 }} |} === [[Autor:Ignacy Komorowski|Ignacy Komorowski]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wikiźródła:Wikiprojekt_Proofread/Komorowski&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Komorowski}} === [[Autor:Feliks Kon|Feliks Kon]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Feliks Kon - Etapem na katorgę.pdf |tytuł=Etapem na katorgę |autor=Feliks Kon |start=2020-03-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Feliks Kon - W katordze na karze.pdf |tytuł=W katordze na karze |autor=Feliks Kon |start=2020-03-28 }} |} === [[Autor:Ludwik Kondratowicz|Ludwik Kondratowicz]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II |autor=Ludwik Kondratowicz |start=2012-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV |autor=Ludwik Kondratowicz |uwagi=OCR |start=2012-06-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI |autor=Ludwik Kondratowicz |start=2012-06-14 }} |} === [[Autor:Maria Konopnicka|Maria Konopnicka]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wikiźródła:Wikiprojekt_Proofread/Konopnicka&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Konopnicka}} === [[Autor:Michał Dymitr Krajewski|Michał Dymitr Krajewski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Woyciech Zdarzyński życie i przypadki swoie opisuiący.djvu |tytuł=Woyciech Zdarzyński życie i przypadki swoie opisuiący |autor=Michał Dymitr Krajewski |start=2016-08-22 }} |} === [[Autor:Ignacy Krasicki|Ignacy Krasicki]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Krasickiego (Ignacy Krasicki) |tytuł=Dzieła Krasickiego |autor=Ignacy Krasicki |start=2010-09-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Indeks:PL Dzieła Ignacego Krasickiego T. 6.djvu |tytuł=Dzieła (tom VI) |autor=Ignacy Krasicki |start=2018-07-24 }} |} === [[Wikiźródła:Wikiprojekt Kraszewski 2012|Józef Ignacy Kraszewski]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Kraszewski&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Kraszewski}} === [[Autor:Edmund Krüger|Edmund Krüger]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edmund Jezierski - Wyspa Lenina.djvu |tytuł=Wyspa Lenina |autor=Edmund Krüger |start=2018-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edmund Jezierski - Katarzyna I.djvu |tytuł=Katarzyna I |autor=Edmund Krüger |start=2018-10-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz |tytuł=Andrzej Żarycz |autor=Edmund Krüger |start=2018-10-22 }} |} === [[Autor:Ksenofont|Ksenofont]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Xenophon - Sympozjon oraz wybór z pism.djvu |tytuł=Sympozjon oraz wybór z pism |autor=Ksenofont |start=2018-09-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu |tytuł=Wspomnienia o Sokratesie |autor=Ksenofont |start=2020-03-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Mrongowiusz Slowo Xenofonta o Wyprawie Woienney Cyrusa.djvu |tytuł=Słowo Xenofonta o Wyprawie Woienney Cyrusa po Grecku Anabasis |autor=Ksenofont |start=2020-10-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Pseudo-Xenofont - Rzecz o ustawie ateńskiej.pdf |tytuł=Rzecz o ustawie ateńskiej |autor=Ksenofont |start=2020-11-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Xenofont - Hippika i Hipparch.djvu |tytuł=Hippika i Hipparch czyli jazda konna i naczelnik jazdy |autor=Ksenofont |start=2021-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Xenofont - Ekonomik.djvu |tytuł=Ekonomik |autor=Ksenofont |start=2021-01-11 }} |} === [[Autor:Aleksandr Kuprin|Aleksandr Kuprin]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=A. Kuprin - Straszna chwila.djvu |tytuł=Straszna chwila |autor=Aleksandr Kuprin |start=2018-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=A. Kuprin - Szał namiętności.djvu |tytuł=Szał namiętności |autor=Aleksandr Kuprin |start=2018-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=A. Kuprin - Miłość Sulamity.djvu |tytuł=Miłość Sulamity |autor=Aleksandr Kuprin |start=2018-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Kuprin - Jama |tytuł=Jama |autor=Aleksandr Kuprin |start=2018-12-31 }} |} === [[Autor:Selma Lagerlöf|Selma Lagerlöf]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Lagerl%C3%B6f&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Lagerlöf}} === [[Autor:Jan Lam|Jan Lam]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Lam&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Lam}} === [[Autor:Antoni Lange|Antoni Lange]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lange - Stypa.djvu |tytuł=Stypa |autor=Antoni Lange |start=2020-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lange - Miranda.djvu |tytuł=Miranda |autor=Antoni Lange |start=2020-04-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wrzesień - Lord Byron.djvu |tytuł=Lord Byron |autor=Antoni Lange |start=2021-07-11 }} |} === [[Autor:Maurice Leblanc|Maurice Leblanc]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Leblanc&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Leblanc}} === [[Autor:Justyna Legierska|Justyna Legierska]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wirusy onkolityczne. Adenowirusy w terapii przeciwnowotworowej Justyna Legierska.pdf |tytuł=Wirusy onkolityczne. Adenowirusy w terapii przeciwnowotworowej |autor=Justyna Legierska |start=2021-07-12 }} |} === [[Autor:Joachim Lelewel|Joachim Lelewel]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mowy i pisma polityczne (Lelewel) |tytuł=Mowy i pisma polityczne |autor=Joachim Lelewel |start=2014-12-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Joachima Lelewela Bibljograficznych ksiąg dwoje |tytuł=Bibljograficznych ksiąg dwoje |autor=Joachim Lelewel |start=2015-06-06 }} |} === [[Autor:Jan Lemański|Jan Lemański]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lemański - Bajki.pdf |tytuł=Bajki |autor=Jan Lemański |start=2020-04-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lemański - Proza ironiczna.djvu |tytuł=Proza ironiczna |autor=Jan Lemański |start=2020-05-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lemański - Nowenna.djvu‎ |tytuł=Nowenna |autor=Jan Lemański |start=2020-05-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jan Lemański Colloqvia albo Rozmowy.djvu |tytuł=Colloqvia albo Rozmowy |autor=Jan Lemański |start=2021-03-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jan Lemański Prawo mężczyzny.djvu |tytuł=Prawo mężczyzny |autor=Jan Lemański |start=2021-04-06 }} |} === [[Autor:Władimir Iljicz Uljanow|Włodzimierz Lenin]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Lenin&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Lenin}} === [[Autor:Gaston Leroux|Gaston Leroux]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Leroux&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Leroux}} === [[Autor:Gustave Le Rouge|Gustave Le Rouge]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf |tytuł=Więzień na Marsie |autor=Gustave Le Rouge |start=2020-08-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf |tytuł=Niewidzialni |autor=Gustave Le Rouge |start=2020-08-09 }} |} === [[Autor:Ludwik Stanisław Liciński|Ludwik Stanisław Liciński]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ludwik Stanisław Liciński - Halucynacje.djvu |tytuł=Halucynacje |autor=Ludwik Stanisław Liciński |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu |tytuł=Z pamiętnika włóczęgi |autor=Ludwik Stanisław Liciński |start=2020-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ludwik Stanisław Liciński - Szały miłości.djvu |tytuł=Szały miłości |autor=Ludwik Stanisław Liciński |start=2020-10-27 }} |} === [[Autor:Bolesław Limanowski|Bolesław Limanowski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Limanowski Bolesław - Socyjalizm jako konieczny objaw dziejowego rozwoju |tytuł=Socyjalizm jako konieczny objaw dziejowego rozwoju |autor=[[Autor:Bolesław Limanowski|Bolesław Limanowski]] |start=2019-09-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bolesław Limanowski - Komuniści.djvu |tytuł=Komuniści |autor=[[Autor:Bolesław Limanowski|Bolesław Limanowski]] |start=2019-09-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Limanowski Bolesław - Rozwój polskiej myśli socjalistycznej |tytuł=Rozwój polskiej myśli socjalistycznej |autor=[[Autor:Bolesław Limanowski|Bolesław Limanowski]] |start=2020-01-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Limanowski Bolesław - Historia ruchu społecznego w XIX stuleciu.pdf |tytuł=Historia ruchu społecznego w XIX stuleciu |autor=[[Autor:Bolesław Limanowski|Bolesław Limanowski]] |start=2020-11-17 }} |} === [[Autor:Wacław Lipiński|Wacław Lipiński]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Lipiński, Szlachta na Ukrainie (1909).djvu |tytuł=Szlachta na Ukrainie |autor=Wacław Lipiński |start=2017-02-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lipinski W. Z dziejow Ukrainy (1912).djvu |tytuł=Z dziejów Ukrainy |autor=Wacław Lipiński |start=2017-04-08 }} |} === [[Autor:John Griffith Chaney|Jack London]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL London Biała cisza.pdf |tytuł=Biała cisza |autor=[[Autor:John Griffith Chaney|Jack London]] |start=2021-08-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL London - Martin Eden 1937.djvu |tytuł=Martin Eden |autor=[[Autor:John Griffith Chaney|Jack London]] |start=2019-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jack London - John Barleycorn.djvu |tytuł=John Barleycorn |autor=[[Autor:John Griffith Chaney|Jack London]] |start=2020-09-20 }} |} === [[Autor:Józef Łukaszewicz|Józef Łukaszewicz]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Obraz historyczno-statystyczny miasta Poznania T1.djvu |tytuł=Obraz historyczno-statystyczny miasta Poznania tom I |autor=Józef Łukaszewicz |start=2016-12-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Obraz historyczno-statystyczny miasta Poznania T2.djvu |tytuł=Obraz historyczno-statystyczny miasta Poznania tom II |autor=Józef Łukaszewicz |start=2016-12-21 }} |} === [[Autor:Walery Łoziński|Walery Łoziński]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu |tytuł=Zaklęty Dwór |autor=Walery Łoziński |start=2017-04-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walery Łoziński - Czarny Matwij.djvu |tytuł=Czarny Matwij |autor=Walery Łoziński |start=2017-04-06 }} |} === [[Autor:Władysław Łoziński|Władysław Łoziński]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Oko proroka (Łoziński) |tytuł=Oko proroka |autor=Władysław Łoziński |start=2013-09-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu |tytuł=Skarb Watażki |autor=Władysław Łoziński |start=2016-01-03 }} |} === [[Autor:Maurice Maeterlinck|Maurice Maeterlinck]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Maeterlinck&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Maeterlinck}} === [[Autor:Erazm Majewski|Erazm Majewski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu |tytuł=Doktór Muchołapski |autor=Erazm Majewski |start=2016-08-22 }} |} === [[Autor:Jadwiga Marcinowska|Jadwiga Marcinowska]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jadwiga Marcinowska - Vox clamantis.djvu |tytuł=Vox clamantis |autor=Jadwiga Marcinowska |start=2017-01-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jadwiga Marcinowska - Powstanie Kościuszkowskie w roku 1794-ym.djvu |tytuł=Powstanie Kościuszkowskie w roku 1794-ym |autor=Jadwiga Marcinowska |start=2017-01-14 }} |} === [[Autor:Heinrich Mann|Heinrich Mann]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL H Mann Diana.djvu |tytuł=Diana |autor=Heinrich Mann |start=2021-03-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL H Mann Minerwa.djvu |tytuł=Minerwa |autor=Heinrich Mann |start=2021-03-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL H Mann Wenus.djvu |tytuł=Wenus |autor=Heinrich Mann |start=2021-03-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL H Mann Błękitny anioł.djvu |tytuł=Błękitny anioł |autor=Heinrich Mann |start=2021-03-25 }} |} === [[Autor:Antoni Jaksa-Marcinkowski|Antoni Jaksa-Marcinkowski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lud ukraiński. T. 1.djvu |tytuł=Lud ukraiński/Tom 1 |autor=Antoni Jaksa-Marcinkowski |start=2021-12-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lud ukraiński. T. 2.pdf |tytuł=Lud ukraiński/Tom 2 |autor=Antoni Jaksa-Marcinkowski |start=2021-12-30 }} |} === [[Autor:Waleria Marrené|Waleria Marrené]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Marren%C3%A9&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Marrené}} === [[Autor:Karl Marx|Karl Marx]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walki klasowe we Francji (Marx) |tytuł=Walki klasowe we Francji |autor=Karl Marx |start=2014-01-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma pomniejsze (Marx) |tytuł=Pisma pomniejsze |autor=Karl Marx |start=2020-01-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Marx Karl - Kapitał. Krytyka ekonomji politycznej, tom I, zeszyty 1-3 |tytuł=Kapitał (Marx, 1926-33) |autor=Karl Marx |start=2020-01-17 }} |} === [[Autor:Kurt Matull|Kurt Matull]] i [[Autor:Matthias Blank|Matthias Blank]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Matull_i_Blank&action=edit edytuj tabelkę])=== {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Matull i Blank}} === [[Autor:Karol May|Karol May]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/May&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/May}} === [[Autor:Dmitrij Mereżkowski|Dmitrij Mereżkowski]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Mereżkowski&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Mereżkowski}} === [[Autor:Prosper Mérimée|Prosper Mérimée]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Merimee - Dwór Karola IX-go.pdf |tytuł=Dwór Karola IX-go |autor=Prosper Mérimée |start=2021-12-25 }} |} === [[Autor:Gustav Meyrink|Gustav Meyrink]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gustaw Meyrink - Zielona twarz.djvu |tytuł=Zielona twarz |autor=Gustav Meyrink |start=2016-08-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gustaw Meyrink - Golem.djvu |tytuł=Golem |autor=Gustav Meyrink |start=2016-08-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gustaw Meyrink - Gabinet figur woskowych.djvu |tytuł=Gabinet figur woskowych |autor=Gustav Meyrink |start=2019-12-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gustaw Meyrink - Demony perwersji.djvu |tytuł=Demony perwersji |autor=Gustav Meyrink |start=2019-12-26 }} |} === [[Autor:Adam Mickiewicz|Adam Mickiewicz]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezje Adama Mickiewicza (1929) |tytuł=Poezje Adama Mickiewicza (1929) |autor=Adam Mickiewicz |start=2014-09-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pan Tadeusz (1921) |tytuł=Pan Tadeusz |autor=Adam Mickiewicz |start=2015-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Adam Mickiewicz - Dziady część III.djvu |tytuł=Dziady część III |autor=Adam Mickiewicz |start=2017-04-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Adam Mickiewicz - Konrad Wallenrod.djvu |tytuł=Konrad Wallenrod |autor=Adam Mickiewicz |start=2019-03-06 }} |} === [[Autor:Tadeusz Miciński|Tadeusz Miciński]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Miciński - Nietota.djvu |tytuł=Nietota |autor=Tadeusz Miciński |start=2020-04-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu |tytuł=Dęby czarnobylskie |autor=Tadeusz Miciński |start=2020-04-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Miciński - Wita.djvu |tytuł=Wita |autor=Tadeusz Miciński |start=2020-04-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Miciński - Xiądz Faust |tytuł=Xiądz Faust |autor=Tadeusz Miciński |start=2020-05-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu |tytuł=Kniaź Patiomkin |autor=Tadeusz Miciński |start=2020-05-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu |tytuł=W mrokach złotego pałacu, czyli Bazylissa Teofanu |autor=Tadeusz Miciński |start=2020-09-19 }} |} === [[Autor:Franciszek Mirandola|Franciszek Mirandola]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. Mirandola - Kampania karpacka II. Brygady Legionów polskich.djvu‎ |tytuł=Kampania karpacka II. Brygady Legionów polskich |autor=Franciszek Mirandola |start=2017-12-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. Mirandola - Tropy.djvu |tytuł=Tropy |autor=Franciszek Mirandola |start=2018-01-04 }} |} === [[Autor:Kálmán Mikszáth|Kálmán Mikszáth]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Koloman Mikszath - Gołąbki w klatce.djvu |tytuł=Gołąbki w klatce |autor=Kálmán Mikszáth |start=2019-11-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Koloman Mikszáth - Parasol świętego Piotra |tytuł=Parasol świętego Piotra |autor=Kálmán Mikszáth |start=2019-11-14 }} |} === [[Autor:Octave Mirbeau|Octave Mirbeau]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu |tytuł=Ksiądz Juliusz |autor=Octave Mirbeau |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu |tytuł=Pamiętnik panny służącej (1923) |autor=Octave Mirbeau |start=2021-01-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Epidemia.djvu |tytuł=Epidemia |autor=[[Autor:Octave Mirbeau|Octave Mirbeau]], [[Autor:Jarosław Pieniążek|Jarosław Pieniążek]] |start=2021-05-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Mirbeau - Życie neurastenika.djvu |tytuł=Życie neurastenika |autor=[[Autor:Octave Mirbeau|Octave Mirbeau]] |start=2021-12-25 }} |} === [[Autor:Helena Mniszek|Helena Mniszek]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Mniszk%C3%B3wna&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Mniszkówna}} === [[Autor:Molier|Molier]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Molier&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Molier}} === [[Autor:Xavier de Montépin|Xavier de Montépin]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL De Montepin - Róża i blanka.pdf |tytuł=Róża i Blanka |autor=Xavier de Montépin |start=2020-08-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf |tytuł=Rodzina de Presles |autor=Xavier de Montépin |start=2022-03-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL De Montepin - Potworna matka.pdf |tytuł=Potworna matka |autor=Xavier de Montépin |start=2022-03-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL De Montepin - Macocha.djvu |tytuł=Macocha |autor=Xavier de Montépin |start=2022-03-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu |tytuł=Wierzyciele swatami |autor=Xavier de Montépin |start=2022-03-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu |tytuł=Dwie sieroty |autor=Xavier de Montépin |start=2022-03-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu |tytuł=Tajemnica grobowca |autor=Xavier de Montépin |start=2022-04-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu |tytuł=Panna do towarzystwa |autor=Xavier de Montépin |start=2022-04-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu |tytuł=Dziecię nieszczęścia |autor=Xavier de Montépin |start=2022-04-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu |tytuł=Lekarz obłąkanych |autor=Xavier de Montépin |start=2022-05-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jasnowidząca (Montépin) |tytuł=Jasnowidząca |autor=Xavier de Montépin |start=2022-05-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=X de Montépin Marta.djvu |tytuł=Marta |autor=Xavier de Montépin |start=2022-06-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu |tytuł=Z dramatów małżeńskich |autor=Xavier de Montépin |start=2022-07-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu |tytuł=Tajemnica Tytana |autor=Xavier de Montépin |start=2022-08-17 }} |} === [[Autor:Lucy Maud Montgomery|Lucy Maud Montgomery]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu |tytuł=Ania na uniwersytecie |autor=Lucy Maud Montgomery |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=L. M. Montgomery - Historynka.djvu |tytuł=Historynka |autor=Lucy Maud Montgomery |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu |tytuł=Dolina Tęczy |autor=Lucy Maud Montgomery |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu |tytuł=Rilla ze Złotego Brzegu |autor=Lucy Maud Montgomery |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Emilka_ze_Srebnego_Nowiu.pdf |tytuł=Emilka ze Srebnego Nowiu |autor=Lucy Maud Montgomery |start=2022-07-12}} |} === [[Autor:Marceli Motty|Marceli Motty]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu |tytuł=Przechadzki po mieście cz. 3 |autor=Marceli Motty |start=2017-01-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu |tytuł=Przechadzki po mieście cz. 4 |autor=Marceli Motty |start=2017-01-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu |tytuł=Przechadzki po mieście cz. 5 |autor=Marceli Motty |start=2017-01-14 }} |} === [[Autor:Feliks Jan Szczęsny Morawski|Feliks Jan Szczęsny Morawski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szczęsny Morawski - Sądecczyzna.djvu |tytuł=Sądecczyzna |autor=Feliks Jan Szczęsny Morawski |start=2017-05-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szczęsny Morawski - Sądecczyzna za Jagiellonów.djvu |tytuł=Sądecczyzna za Jagiellonów |autor=Feliks Jan Szczęsny Morawski |start=2017-05-02 }} |} === [[Autor:Peter Nansen|Peter Nansen]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Piotr Nansen - Próba ogniowa.djvu |tytuł=Próba ogniowa |autor=Peter Nansen |start=2018-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Peter Nansen - Niebezpieczna miłość |tytuł=Niebezpieczna miłość |autor=Peter Nansen |start=2018-12-31 }} |} === [[Autor:Ada Negri|Ada Negri]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Negri Niedola Burze.pdf |tytuł=Niedola, Burze |autor=Ada Negri |start=2021-08-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Negri Pieniądze.pdf |tytuł=Pieniądze |autor=Ada Negri |start=2021-08-31 }} |} === [[Autor:Julian Ursyn Niemcewicz|Julian Ursyn Niemcewicz]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Śpiewy historyczne (Niemcewicz) |tytuł=Śpiewy historyczne |autor=Julian Ursyn Niemcewicz |start=2014-06-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Niemcewicz - Rok 3333.pdf |tytuł=Rok 3333 |autor=Julian Ursyn Niemcewicz |start=2021-07-05 }} |} === [[Autor:Andrzej Niemojewski|Andrzej Niemojewski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Legendy (Niemojewski) |tytuł=Legendy |autor=Andrzej Niemojewski |start=2013-07-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Andrzej Niemojewski - Bóg Jezus w świetle badań cudzych i własnych.djvu |tytuł=Bóg Jezus w świetle badań cudzych i własnych |autor=Andrzej Niemojewski |uwagi= |start=2017-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Andrzej Niemojewski - Tajemnice hierarchii rzymskiej.djvu |tytuł=Tajemnice hierarchii rzymskiej |autor=Andrzej Niemojewski |uwagi= |start=2017-09-25 }} |} === [[Autor:Fryderyk Nietzsche|Fryderyk Nietzsche]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Fryderyk Nietzsche - Ludzkie, arcyludzkie.djvu |tytuł=Ludzkie, arcyludzkie |autor=Friedrich Nietzsche |start=2019-12-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nietzsche - Tako rzecze Zaratustra.djvu |tytuł=Tako rzecze Zaratustra |autor=Friedrich Nietzsche |start=2015-10-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Fryderyk Nietzsche - Wędrowiec i jego cień.djvu |tytuł=Wędrowiec i jego cień |autor=Friedrich Nietzsche |start=2019-12-31 }} |} === [[Autor:Wacław Niezabitowski|Wacław Niezabitowski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu |tytuł=Ostatni na ziemi |autor=Wacław Niezabitowski |start=2020-06-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu |tytuł=Skarb Aarona |autor=Wacław Niezabitowski |start=2020-06-22 }} |} === [[Autor:Cyprian Kamil Norwid|Cyprian Kamil Norwid]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye Cypriana Norwida |tytuł=Poezye Cypriana Norwida |autor=Cyprian Kamil Norwid |uwagi= |start=2013-02-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Cyprjana Norwida (Pini) |tytuł=Dzieła Cyprjana Norwida |autor=Cyprian Kamil Norwid |uwagi= |start=2014-01-22 }} |} === [[Autor:Edward Nowakowski|Edward Nowakowski]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wikiźródła:Wikiprojekt_Proofread/Nowakowski&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Nowakowski}} === [[Autor:Antoni Edward Odyniec|Antoni Edward Odyniec]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye (Odyniec) |tytuł=Poezye |autor=Antoni Edward Odyniec |start=2013-05-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tłómaczenia (Odyniec) |tytuł=Tłómaczenia |autor=Antoni Edward Odyniec |start=2013-05-17 }} |} === [[Autor:Artur Oppman|Artur Oppman]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye (Or-Ot) |tytuł=Poezye |autor=Artur Oppman |start=2014-05-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mistrz Twardowski (Oppman) |tytuł=Mistrz Twardowski |autor=[[Autor:Artur Oppman|Artur Oppman]], [[Autor:Józef Ignacy Kraszewski|Józef Ignacy Kraszewski]] |start=2015-06-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Artur Oppman - Baśń o szopce.pdf |tytuł=Baśń o szopce |autor=Artur Oppman |start=2022-08-15 }} |} === [[Autor:Władysław Orkan|Władysław Orkan]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Orkan&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Orkan}} === [[Autor:Eliza Orzeszkowa|Eliza Orzeszkowa]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Orzeszkowa&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Orzeszkowa}} === [[Autor:Ferdynand Ossendowski|Ferdynand Ossendowski]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Ossendowski&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Ossendowski}} === [[Autor:Andrzej Paczkowski|Andrzej Paczkowski]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Paczkowski&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Paczkowski}} === [[Autor:Blaise Pascal|Blaise Pascal]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Myśli (Blaise Pascal) |tytuł=Myśli |autor=Blaise Pascal |start=2012-01-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pascal - Prowincjałki.djvu |tytuł=Prowincjałki |autor=Blaise Pascal |start=2013-01-24 }} |} === [[Autor:Longin Pastusiak|Longin Pastusiak]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dramatyczne sześć miesięcy.pdf |tytuł=Dramatyczne sześć miesięcy |autor=Longin Pastusiak |start=2019-08-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dyplomacja Stanów Zjednoczonych (XVIII-XIX w.).pdf |tytuł=Dyplomacja Stanów Zjednoczonych (XVIII-XIX w.) |autor=Longin Pastusiak |start=2019-07-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Polacy w zaraniu Stanów Zjednoczonych.pdf |tytuł=Polacy w zaraniu Stanów Zjednoczonych |autor=Longin Pastusiak |start=2017-06-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Roosevelt a sprawa polska 1939-1945.pdf |tytuł=Roosevelt a sprawa polska 1939-1945 |autor=Longin Pastusiak |start=2019-08-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stosunki polsko-amerykańskie 1945–1955.pdf |tytuł=Stosunki polsko-amerykańskie 1945–1955 |autor=Longin Pastusiak |start=2019-08-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Z tajników archiwów dyplomatycznych (stosunki polsko-amerykańskie w latach 1948-1954).pdf |tytuł=Z tajników archiwów dyplomatycznych |autor=Longin Pastusiak |start=2019-08-25 }} |} === [[Autor:Abraham Penzik|Abraham Penzik]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Abraham Penzik - Przyszły rząd Polski.pdf |tytuł=Przyszły rząd Polski |autor=Abraham Penzik |start=2020-01-11 }} |} === [[Autor:Sándor Petőfi|Sándor Petőfi]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Petöfi - Janosz Witeź.djvu |tytuł=Janosz Witeź |autor=Sándor Petőfi |start=2019-11-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szandor Petöfi - Wojak Janosz.djvu |tytuł=Wojak Janosz |autor=Sándor Petőfi |start=2019-11-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Petöfi - Stryczek kata.djvu |tytuł=Stryczek kata |autor=Sándor Petőfi |start=2019-11-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aleksander Petöfi - Oko za oko ząb za ząb.djvu |tytuł=Oko za oko ząb za ząb |autor=Sándor Petőfi |start=2019-11-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Petofi - Wybór poezyj.pdf |tytuł=Wybór poezyj |autor=Sándor Petőfi |start=2019-11-14 }} |} === [[Autor:Czesław Pieniążek|Czesław Pieniążek]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=O życiu i dziełach Mikołaja Reja z Nagłowic |autor=Czesław Pieniążek |uwagi=OCR |start=2013-11-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=O autorkach polskich, a w szczególności o Sewerynie Duchińskiej |autor=Czesław Pieniążek |uwagi=OCR |start=2013-11-11 }} |} === [[Autor:Antoni Piotrowski|Antoni Piotrowski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Antoni Piotrowski - Od Bałtyku do Karpat.djvu |tytuł=Od Bałtyku do Karpat |autor=Antoni Piotrowski |uwagi= |start=2021-10-12 }} |} === [[Autor:Platon|Platon]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Platon&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Platon}} === [[Autor:Plaut|Plaut]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Plaut - Dwie komedye.djvu |tytuł=Dwie komedye |autor=Plaut |start=2019-08-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Komedye Plauta; Aulularia - Mostellaria - Trinummus - Capteivei (IA komedyeplautaaul00plau).pdf |tytuł=Komedye Plauta |autor=Plaut |start=2020-11-18 }} |} === [[Autor:Roman Plenkiewicz|Roman Plenkiewicz]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mikołaja Reja z Nagłowic etyka |autor=Roman Plenkiewicz |start=2014-01-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kształcenie Młodzieży (Plenkiewicz) |tytuł=Kształcenie Młodzieży |autor=Roman Plenkiewicz |start=2014-01-05 }} |} === [[Autor:Edgar Allan Poe|Edgar Allan Poe]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edgar Allan Poe - Morderstwo na rue Morgue.djvu |tytuł=Morderstwo na rue Morgue |autor=Edgar Allan Poe |start=2017-06-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu |tytuł=Opowieść Artura Gordona Pyma |autor=Edgar Allan Poe |start=2019-10-12 }} |} === [[Autor:Wincenty Pol|Wincenty Pol]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Pol-Dzieła wierszem i prozą |tytuł=Dzieła wierszem i prozą |autor=Wincenty Pol |uwagi=OCR |start=2010-05-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wincenty Pol - Pieśni Janusza.djvu |tytuł=Pieśni Janusza |autor=Wincenty Pol |uwagi=OCR |start=2015-10-29 }} |} === [[Autor:Henrik Pontoppidan|Henrik Pontoppidan]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu |tytuł=Djabeł domowego ogniska |autor=Henrik Pontoppidan |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu |tytuł=Ziemia obiecana |autor=Henrik Pontoppidan |start=2020-01-04 }} |} === [[Autor:Wacław Potocki|Wacław Potocki]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wojna chocimska (Wacław Potocki) |tytuł=Wojna chocimska |autor=Wacław Potocki |start=2011-12-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ogród fraszek (Potocki) |tytuł=Ogród fraszek |autor=Wacław Potocki |uwagi=OCR |start=2014-06-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Moralia (Potocki) |tytuł=Moralia |autor=Wacław Potocki |uwagi=OCR |start=2014-06-15 }} |} === [[Autor:Karl du Prel|Karl du Prel]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol du Prel - Zagadka człowieka.djvu |tytuł=Zagadka człowieka |autor=Karl du Prel |start=2020-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol du Prel - Spirytyzm (1908).djvu |tytuł=Spirytyzm |autor=Karl du Prel |start=2020-08-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol du Prel - Spirytyzm (1923).djvu |tytuł=Spirytyzm |autor=Karl du Prel |start=2020-08-02 }} |} === [[Autor:Marcel Proust|Marcel Proust]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=W cieniu zakwitających dziewcząt (Proust) |tytuł=W cieniu zakwitających dziewcząt |autor=Marcel Proust |start=2015-11-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Strona Guermantes (Proust) |tytuł=Strona Guermantes |autor=Marcel Proust |start=2015-11-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Strona Guermantes część druga (Proust) |tytuł=Strona Guermantes część druga<br>Sodoma i Gomora część pierwsza |autor=Marcel Proust |start=2016-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sodoma i Gomora część druga (Proust) |tytuł=Sodoma i Gomora część druga |autor=Marcel Proust |start=2016-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Uwięziona (Proust) |tytuł=Uwięziona |autor=Marcel Proust |start=2016-03-04 }} |} === [[Autor:Adam Próchnik|Adam Próchnik]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Adam Próchnik - Ignacy Daszyński życie praca walka.pdf |tytuł=Ignacy Daszyński: życie, praca, walka |autor=Adam Próchnik |start=2020-04-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Adam Próchnik - Ku Polsce socjalistycznej dzieje polskiej myśli socjalistycznej.pdf |tytuł=Ku Polsce socjalistycznej |autor=Adam Próchnik |start=2021-01-08 }} |} === [[Autor:Kazimierz Przerwa-Tetmajer|Kazimierz Przerwa-Tetmajer]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zawisza Czarny cz.I.pdf |tytuł=Zawisza Czarny |autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer |start=2015-10-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu |tytuł=Anioł śmierci |autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer |start=2021-01-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf |tytuł=Janosik król Tatr |autor=Kazimierz Przerwa-Tetmajer |start=2021-08-24 }} |} === [[Autor:Zenon Przesmycki|Zenon Przesmycki]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Miriam - U poetów.djvu |tytuł= U poetów |autor=Zenon Przesmycki |uwagi= |start=2018-11-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Z czary młodości (Zenon Przesmycki) |tytuł=Z czary młodości |autor=Zenon Przesmycki |start=2015-01-01 }} |} === [[Autor:Zofia Przewóska-Czarnocka|Zofia Przewóska-Czarnocka]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zofia Przewóska-Czarnocka - Dzieje pogańskiej Litwy.pdf |tytuł=Dzieje pogańskiej Litwy |autor=Zofia Przewóska-Czarnocka |uwagi= |start=2021-10-10 }} |} === [[Autor:Walery Przyborowski|Walery Przyborowski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szwedzi w Warszawie (Przyborowski) |tytuł=Szwedzi w Warszawie |autor=Walery Przyborowski |uwagi= |start=2015-06-29 }} |} === [[Autor:Stanisław Przybyszewski|Stanisław Przybyszewski]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Przybyszewski&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Przybyszewski}} === [[Autor:Bronisław Rajchman|Bronisław Rajchman]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bronisław Rajchman - Wycieczka na Łomnicę.djvu |tytuł=Wycieczka na Łomnicę |autor=Bronisław Rajchman |start=2021-10-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bronisław Rejchman - Wycieczka do Morskiego Oka przez przełęcz Mięguszowiecką.djvu |tytuł=Wycieczka do Morskiego Oka przez przełęcz Mięguszowiecką |autor=[[Autor:Bronisław Rajchman|Bronisław Rejchman]] |start=2021-10-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bronisław Rejchman - Wśród białéj nocy.djvu |tytuł=Wśród białéj nocy |autor=[[Autor:Bronisław Rajchman|Bronisław Rejchman]] |start=2021-10-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bronisław Rejchman - Wrażenia z podróży po południowych okolicach Królestwa Polskiego.djvu |tytuł=Wrażenia z podróży po południowych okolicach Królestwa Polskiego |autor=[[Autor:Bronisław Rajchman|Bronisław Rejchman]] |start=2021-10-28 }} |} === [[Autor:Wincenty Rapacki (ojciec)|Wincenty Rapacki]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Hanza (Rapacki) |tytuł=Hanza |autor=Wincenty Rapacki (ojciec) |uwagi= |start=2015-03-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu |tytuł=Król Husytów |autor=Wincenty Rapacki (ojciec) |uwagi= |start=2016-06-06 }} |} === [[Autor:Thomas Mayne Reid|Thomas Mayne Reid]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Reid Jeździec bez głowy.pdf |tytuł=Jeździec bez głowy |autor=Thomas Mayne Reid |start=2021-08-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Reid Pobyt w pustyni.pdf |tytuł=Pobyt w pustyni |autor=Thomas Mayne Reid |start=2021-08-28 }} |} === [[Autor:Mikołaj Rej|Mikołaj Rej]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mikołaja Reya z Nagłowic Figliki |autor=Mikołaj Rej |start=2012-09-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mikołaja Reja Wybór pism wierszem i prozą.djvu |autor=Mikołaj Rej |tytuł=Mikołaja Reja wybór pism wierszem i prozą |start=2015-12-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Rej - Krótka rozprawa (1892).djvu |autor=Mikołaj Rej |tytuł=Krótka rozprawa między trzemi osobami panem, wójtem a plebanem |start=2021-08-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Żywot człowieka poczciwego |autor=Mikołaj Rej |tytuł=Żywot człowieka poczciwego |start=2022-01-30 }} |} === [[Autor:Władysław Stanisław Reymont|Władysław Stanisław Reymont]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Reymont&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Reymont}} === [[Autor:Maria Rodziewiczówna|Maria Rodziewiczówna]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Rodziewiczówna&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Rodziewiczówna}} === [[Autor:Romain Rolland|Romain Rolland]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Żywot Michała Anioła (Rolland) |tytuł=Żywot Michała Anioła |autor=Romain Rolland |start=2015-03-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Clerambault (Rolland) |tytuł=Clerambault |autor=Romain Rolland |start=2015-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Rolland - Beethoven.djvu |tytuł=Beethoven |autor=[[Autor:Romain Rolland|Romain Rolland]] |start=2019-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Rolland - Colas Breugnon.djvu |tytuł=Colas Breugnon |autor=[[Autor:Romain Rolland|Romain Rolland]] |start=2019-03-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Rolland - Wycieczka w krainę muzyki przeszłości.djvu‎ |tytuł=Wycieczka w krainę muzyki przeszłości |autor=[[Autor:Romain Rolland|Romain Rolland]] |start=2019-04-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu |tytuł=Dusza Zaczarowana I |autor=[[Autor:Romain Rolland|Romain Rolland]] |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu |tytuł=Dusza Zaczarowana II |autor=[[Autor:Romain Rolland|Romain Rolland]] |start=2020-01-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu |tytuł=Dusza Zaczarowana III |autor=[[Autor:Romain Rolland|Romain Rolland]] |start=2020-01-04 }} |} === [[Autor:Mieczysław Romanowski|Mieczysław Romanowski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom II.djvu |tytuł=Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom II |autor=Mieczysław Romanowski |start=2013-12-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wybór poezyi Mieczysława Romanowskiego |autor=Mieczysław Romanowski |start=2015-05-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mieczysław Romanowski - Dziewczę z Sącza.djvu |tytuł=Dziewczę z Sącza |autor=Mieczysław Romanowski |start=2015-12-04 }} |} === [[Autor:Edmond Rostand|Edmond Rostand]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edmund Rostand - Cyrano de Bergerac tłum. Kasprowicz.djvu |tytuł=Cyrano de Bergerac (tłum. Kasprowicz) |autor=Edmond Rostand |start=2019-03-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edmund Rostand - Cyrano de Bergerac tłum. Londyński.djvu |tytuł=Cyrano de Bergerac (tłum. Londyński) |autor=Edmond Rostand |start=2019-03-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Cyrano de Bergerac (tłum. Konopnicka i Zagórski) |tytuł=Cyrano de Bergerac (tłum. Konopnicka i Zagórski) |autor=Edmond Rostand |start=2019-03-17 }} |} === [[Autor:Henryk Samsonowicz|Henryk Samsonowicz]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Henryk Samsonowicz - Łokietkowe czasy.djvu |tytuł=Łokietkowe czasy |autor=Henryk Samsonowicz |start=2021-08-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Henryk Samsonowicz - Rzemiosło wiejskie w Polsce.djvu |tytuł=Rzemiosło wiejskie w Polsce |autor=Henryk Samsonowicz |start=2021-08-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Henryk Samsonowicz - Późne średniowiecze miast nadbałtyckich.djvu |tytuł=Późne średniowiecze miast nadbałtyckich |autor=Henryk Samsonowicz |start=2021-08-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Henryk Samsonowicz - Hanza władczyni mórz.djvu |tytuł=Hanza władczyni mórz |autor=Henryk Samsonowicz |start=2021-08-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Badania nad kapitałem mieszczańskim Gdańska.djvu |tytuł=Badania nad kapitałem mieszczańskim Gdańska |autor=Henryk Samsonowicz |start=2021-08-23 }} |} === [[Autor:George Sand|George Sand]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sand - Joanna.djvu‎ |tytuł=Joanna |autor=George Sand |start=2019-11-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu‎ |tytuł= Ostatnia z Aldinich |autor=George Sand |start=2019-11-06 }} |} === [[Autor:Józefa Sawicka|Józefa Sawicka]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ostoja - Szkice i obrazki.djvu |tytuł=Szkice i obrazki |autor=Józefa Sawicka |start=2015-12-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Sawicka Nowelle.pdf |tytuł=Nowelle |autor=Józefa Sawicka |start=2021-11-16 }} |} === [[Autor:Stanisław Schneider|Stanisław Schneider]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Schneider Nowe poglądy.pdf |tytuł=Nowe poglądy na cywilizacyę grecką |autor=Stanisław Schneider |start=2021-07-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Schneider W sprawie Piasta.pdf |tytuł=W sprawie Piasta, Rzepichy i Ziemowita |autor=Stanisław Schneider |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Schneider Dwie etyki.pdf |tytuł=Dwie etyki w Antygonie Sofoklesa |autor=Stanisław Schneider |start=2021-07-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Schneider Reforma Wilamowitza.pdf |tytuł=Reforma Wilamowitza w nauczaniu greczyzny |autor=Stanisław Schneider |start=2021-07-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Schneider Sofista Antyfont.pdf |tytuł=Sofista Antyfont jako psychiatra |autor=Stanisław Schneider |start=2021-07-24 }} |} === [[Autor:Walter Scott|Walter Scott]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walter Scott - Rob-Roy.djvu |tytuł=Rob-Roy |autor=Walter Scott |start=2016-11-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Walter Scott - Waverley.djvu |tytuł=Waverley |autor=Walter Scott |start=2020-02-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu |tytuł=Czarny karzeł |autor=Walter Scott |start=2021-10-31 }} |} === [[Autor:Stanisław Sedlaczek|Stanisław Sedlaczek]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szkoła harcerza |tytuł=Szkoła harcerza |autor=Stanisław Sedlaczek |start=2015-04-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Harcerstwo w szkole S. Siedlaczek.pdf |tytuł=Harcerstwo w szkole |autor=Stanisław Sedlaczek |start=2021-04-14 }} |} === [[Autor:Sophie de Ségur|Sophie de Ségur]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu |tytuł=Gospoda pod Aniołem Stróżem |autor=Sophie de Ségur |start=2016-10-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sophie de Ségur - Grzeczne dziewczynki.djvu |tytuł=Grzeczne dziewczynki |autor=Sophie de Ségur |start=2019-08-02 }} |} === [[Autor:Ignacy Maciejowski|Sewer]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bajecznie kolorowa (Sewer) |tytuł=Bajecznie kolorowa |autor=[[Autor:Ignacy Maciejowski|Sewer]] |start=2013-07-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sewer - Bratnie dusze.djvu |tytuł=Bratnie dusze |autor=[[Autor:Ignacy Maciejowski|Sewer]] |start=2016-11-11 }} |} === [[Autor:William Shakespeare|William Shakespeare]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Shakespeare&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Shakespeare}} === [[Autor:Lucjan Siemieński|Lucjan Siemieński]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu |tytuł=Portrety literackie |autor=Lucjan Siemieński |uwagi= |start=2011-09-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Portrety literackie tom 3 (Lucjan Siemieński) |tytuł=Portrety literackie tom 3 |autor=Lucjan Siemieński |start=2011-09-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Portrety literackie tom 4 (Lucjan Siemieński) |tytuł=Portrety literackie tom 4 |autor=Lucjan Siemieński |start=2011-09-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lucjan Siemieński-Listy Kościuszki.djvu |tytuł=Listy Kościuszki |autor=Lucjan Siemieński |start=2014-10-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wieczory pod lipą.djvu |tytuł=Wieczory pod lipą |autor=Lucjan Siemieński |start=2021-08-22 }} |} === [[Autor:Wacław Sieroszewski|Wacław Sieroszewski]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Sieroszewski&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Sieroszewski}} === [[Autor:Matěj Anastasia Šimáček|Matěj Anastasia Šimáček]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL M. A. Szimaczek - Obrazki z życia.djvu |tytuł=Obrazki z życia |uwagi= |autor=Matěj Anastasia Šimáček |start=2019-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL M. A. Szymaczek - Szczęście.djvu |tytuł=Szczęście |uwagi= |autor=Matěj Anastasia Šimáček |start=2019-09-19 }} |} === [[Autor:Piotr Skarga|Piotr Skarga]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Piotr Skarga - Żywoty Świętych - 1615 |tytuł=Zywoty Swiętych Stárego y Nowego Zakonu ná káżdy dzień przez cáły rok |autor=Piotr Skarga |start=2013-06-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Żywoty św. Pańskich (wyd. 6) |tytuł=Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dnie roku |autor=Piotr Skarga |start=2014-03-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Kazania sejmowe (1924).djvu |tytuł=Kazania sejmowe |autor=Piotr Skarga |start=2019-08-10 }} |} === [[Autor:Juliusz Słowacki|Juliusz Słowacki]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Słowacki&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Słowacki}} === [[Autor:Jan Smereka|Jan Smereka]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Smereka - Cyceron nauczycielem i wychowawcą Rzymian.pdf |tytuł=Cyceron nauczycielem i wychowawcą Rzymian |autor=Jan Smereka |start=2021-12-5 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Smereka - Filologia klasyczna w Uniwersytecie Lwowskim.djvu |tytuł=Filologia klasyczna w Uniwersytecie Lwowskim do czasów Zygmunta Węclewskiego i Ludwika Ćwiklińskiego |autor=Jan Smereka |start=2021-12-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Smereka - Filologja klasyczna wobec zagadnienia.djvu |tytuł=Filologja klasyczna wobec zagadnienia: szkoła i państwo |autor=Jan Smereka |start=2021-12-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Smereka - Lud w literaturze starożytnej.djvu |tytuł=Lud w literaturze starożytnej |autor=Jan Smereka |start=2021-12-4 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Smereka - O retoryce w szkole średniej.pdf |tytuł=O retoryce w szkole średniej |autor=Jan Smereka |start=2021-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Smereka - Pierwszy filolog.djvu |tytuł=Pierwszy filolog - Polak w Uniwersytecie Jana Kazimierza Zygmunt Węclewski |autor=Jan Smereka |start=2021-12-25 }} |} === [[Autor:Jerzy Smoleński|Jerzy Smoleński]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Smoleński - Morze i Pomorze.djvu |tytuł=Morze i Pomorze |autor=Jerzy Smoleński |start=2019-10-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerzy Smoleński - Wielkopolska.djvu |tytuł=Wielkopolska |autor=Jerzy Smoleński |start=2019-10-12 }} |} === [[Autor:Franciszek Ksawery Smolka|Franciszek Ksawery Smolka]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Smolka O zaginionej tragedyi Owidyusza.pdf |tytuł=O zaginionej tragedyi Owidyusza pod tytułem „Medea“ |autor=Franciszek Ksawery Smolka |start=2021-09-11 }} |} === [[Autor:Jan III Sobieski|Jan III Sobieski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Listy Jana Trzeciego Króla Polskiego.djvu |tytuł=Listy Jana Trzeciego Króla Polskiego |autor=Jan III Sobieski |start=2015-10-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kopia rękopismów własnoręcznych Jana III.djvu |tytuł=Kopia rękopismów własnoręcznych Jana III. Króla Polskiego y Xięcia Stanisława Lubomirskiego |autor=[[Autor:Jan III Sobieski|Jan III Sobieski]],<br>[[Autor:Stanisław Lubomirski|Stanisław Lubomirski]] |start=2017-01-08 }} |} === [[Autor:Sofokles|Sofokles]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Sofokles&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Sofokles}} === [[Autor:Baruch de Spinoza|Baruch de Spinoza]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Benedykt de Spinoza - Dzieła Tom I.djvu |tytuł=Dzieła Tom I |autor=Baruch de Spinoza |uwagi=OCR |start=2015-10-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Benedykt de Spinoza - Dzieła Tom II.djvu |tytuł=Dzieła Tom II |autor=Baruch de Spinoza |uwagi=OCR |start=2015-10-29 }} |} === [[Autor:Helena Staś|Helena Staś]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Sta%C5%9B&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Staś}} === [[Autor:Stendhal|Stendhal]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stendhal - Kroniki włoskie.djvu |tytuł=Kroniki włoskie |autor=Stendhal |uwagi= |start=2018-03-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stendhal - Pamiętnik egotysty.djvu |tytuł=Pamiętnik egotysty |autor=Stendhal |uwagi= |start=2018-03-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pustelnia parmeńska |tytuł=Pustelnia parmeńska |autor=Stendhal |uwagi= |start=2018-04-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu |tytuł=Życie Henryka Brulard |autor=Stendhal |uwagi= |start=2020-02-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stendhal - O miłości.djvu |tytuł=O miłości |autor=Stendhal |uwagi= |start=2020-02-15 }} |} === [[Autor:Robert Louis Stevenson|Robert Louis Stevenson]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Robert Louis Stevenson - Djament radży.djvu |tytuł=Djament Radży |autor=Robert Louis Stevenson |start=2017-02-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu |tytuł=Przygody księcia Ottona |autor=Robert Louis Stevenson |uwagi=wyjątkowo starannie wydana publikacja, wymagająca znikomej ilości korekt |start=2017-02-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Robert Ludwik Stevenson - Porwany za młodu.djvu |tytuł=Porwany za młodu |autor=Robert Louis Stevenson |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Robert Ludwik Stevenson - Pan dziedzic Ballantrae.djvu |tytuł=Pan dziedzic Ballantrae |autor=Robert Louis Stevenson |start=2019-03-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Robert Louis Stevenson - Człowiek o dwu twarzach.djvu |tytuł=Człowiek o dwu twarzach |autor=Robert Louis Stevenson |start=2022-03-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Robert Louis Stevenson - Olalla.djvu |tytuł=Olalla |autor=Robert Louis Stevenson |uwagi=dużo skrótów w porównaniu z oryginałem |start=2022-04-03 }} |} === [[Autor:Tadeusz Gałecki|Andrzej Strug]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Strug&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Strug}} === [[Autor:Józef Strumiłło|Józef Strumiłło]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ogrody północne, I.djvu |tytuł=Ogrody północne, Tom I |autor=Józef Strumiłło |start=2017-04-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ogrody północne, II.djvu |tytuł=Ogrody północne, Tom II |autor=Józef Strumiłło |start=2017-04-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ogrody północne, III.djvu |tytuł=Ogrody północne, Tom III |autor=Józef Strumiłło |start=2017-04-30 }} |} === [[Autor:Eugène Sue|Eugène Sue]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Sue&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Sue}} === [[Autor:Jan Sygański|Jan Sygański]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nowy Sącz jego dzieje i pamiątki dziejowe (Jan Sygański) |tytuł=Nowy Sącz jego dzieje i pamiątki dziejowe |autor=Jan Sygański |start=2015-01-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Sygański - Z życia domowego szlachty sandeckiej.djvu |tytuł=Z życia domowego szlachty sandeckiej |autor=Jan Sygański |start=2015-12-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Sygański - Historya Nowego Sącza.djvu |tytuł=Historya Nowego Sącza |autor=Jan Sygański |start=2015-12-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Sygański - Historya Nabożeństwa do Najśw. Serca Jezusowego.djvu |tytuł=Historya Nabożeństwa do Najśw. Serca Jezusowego |autor=Jan Sygański |start=2018-02-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Sygański - Analekta sandeckie.djvu |tytuł=Analekta sandeckie |autor=Jan Sygański |start=2018-02-20 }} |} === [[Autor:Lucjan Szenwald|Lucjan Szenwald]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lucjan Szenwald - Scena przy strumieniu.djvu |tytuł=Scena przy strumieniu |autor=Lucjan Szenwald |start=2016-09-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lucjan Szenwald - Utwory poetyckie.djvu |tytuł=Utwory poetyckie |autor=Lucjan Szenwald |start=2017-01-10 }} |} === [[Autor:Józef Szujski|Józef Szujski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Józef Szujski - Poezye.djvu |tytuł=Poezye |autor=Józef Szujski |start=2021-07-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Józef Szujski - Dramata tłómaczone.djvu |tytuł=Dramata tłómaczone |autor={{Lista autorów|Ajschylos; Arystofanes; William Shakespeare; Pedro Calderón de la Barca; [[Autor:Józef Szujski|Józef Szujski]] (tłum.)}} |start=2021-07-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Józef Szujski - Dramata T.1.djvu |tytuł=Dramata T.1 |autor=Józef Szujski |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Józef Szujski - Dramata T.2.djvu |tytuł=Dramata T.2 |autor=Józef Szujski |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Józef Szujski - Dramata T.3.djvu |tytuł=Dramata T.3 |autor=Józef Szujski |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Józef Szujski - Powieści prozą.djvu |tytuł=Powieści prozą |autor=Józef Szujski |start=2021-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Józef Szujski - Literatura i krytyka.djvu |tytuł=Literatura i krytyka |autor=Józef Szujski |start=2021-07-06 }} |} === [[Autor:Aleksander Świętochowski|Aleksander Świętochowski]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Świętochowski&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Świętochowski}} === [[Autor:Tacyt|Tacyt]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tacyt - Germania.pdf |tytuł=Germania |autor=Tacyt |start=2021-03-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tacyt Kossowicz Agrykola.pdf |tytuł=Agrykola |autor=Tacyt |start=2021-03-22 }} |} === [[Autor:Rabindranath Tagore|Rabindranath Tagore]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Tagore&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Tagore}} === [[Autor:Stanisław Tarnowski|Stanisław Tarnowski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Tarnowski-O Rusi i Rusinach.pdf |tytuł=O Rusi i Rusinach |autor=Stanisław Tarnowski |uwagi= |start=2015-08-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Z pogrzebu Mickiewicza na Wawelu 4go Lipca 1890 roku.pdf |tytuł=Z pogrzebu Mickiewicza na Wawelu 4go Lipca 1890 roku |autor=red. [[Autor:Stanisław Tarnowski|Stanisław Tarnowski]] |uwagi= |start=2015-08-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Tarnowski - Chopin i Grottger.djvu |tytuł=Chopin i Grottger |autor=Stanisław Tarnowski |uwagi= |start=2015-12-21 }} |} === [[Autor:Władysław Tarnowski|Władysław Tarnowski]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Władysław_Tarnowski&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Władysław Tarnowski}} === [[Autor:Esaias Tegnér|Esaias Tegnér]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tegner - Frytjof.djvu |tytuł=Frytjof |autor=Esaias Tegnér |start=2020-04-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tegner - Ulotne poezye.djvu |tytuł=Ulotne poezye |autor=Esaias Tegnér |start=2020-05-04 }} |} === [[Autor:Gilbert Augustin Thierry|Gilbert Augustin Thierry]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu |tytuł=Spiskowcy |autor=Gilbert Augustin Thierry |start=2019-07-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Thierry - Za Drugiego Cesarstwa.djvu |tytuł=Za Drugiego Cesarstwa |autor=Gilbert Augustin Thierry |start=2019-11-06 }} |} === [[Autor:Józef Tokarzewicz|Józef Tokarzewicz]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=T. Hodi - Pan Ślepy-Paweł.pdf |tytuł=Pan Ślepy-Paweł |autor=Józef Tokarzewicz |uwagi=OCR |start=2016-10-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Tokarzewicz - W dniach wojny i głodu.djvu |tytuł=W dniach wojny i głodu |autor=Józef Tokarzewicz |uwagi=OCR |start=2016-10-13 }} |} === [[Autor:Lew Tołstoj|Lew Tołstoj]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Tołstoj&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Tołstoj}} === [[Autor:Józef Tretiak|Józef Tretiak]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mickiewicz i Puszkin |tytuł=Mickiewicz i Puszkin |autor=Józef Tretiak |uwagi=OCR |start=2013-04-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kto jest Mickiewicz |tytuł=Kto jest Mickiewicz |autor=Józef Tretiak |uwagi=OCR |start=2013-04-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Tretiak - Bohdan Zaleski.djvu |tytuł=Bohdan Zaleski |autor=Józef Tretiak |uwagi=OCR |start=2017-04-13 }} |} === [[Autor:Teodor Tripplin|Teodor Tripplin]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Hygiena polska (Teodor Tripplin) |tytuł=Hygiena polska |autor=Teodor Tripplin |uwagi=Brak skanów ilustracji |start=2011-07-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tripplin - Podróż po księżycu, odbyta przez Serafina Bolińskiego.pdf |tytuł=Podróż po księżycu, odbyta przez Serafina Bolińskiego |autor=Teodor Tripplin |uwagi= |start=2020-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Tripplin - Kalotechnika.pdf |tytuł=Kalotechnika |autor=Teodor Tripplin |uwagi= |start=2020-09-25 }} |} === [[Autor:Samuel Langhorne Clemens|Mark Twain]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Twain&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Twain}} === [[Autor:Miguel de Unamuno|Miguel de Unamuno]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Miguel de Unamuno - Po prostu człowiek.djvu |tytuł=Po prostu człowiek |autor=Miguel de Unamuno |start=2018-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Unamuno - Mgła.djvu |tytuł=Mgła |autor=Miguel de Unamuno |start=2018-11-05 }} |} === [[Autor:Jan Urban|Jan Urban]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Urban - O prawa obywatelskie dla kobiet.djvu |tytuł=O prawa obywatelskie dla kobiet |autor=Jan Urban |start=2020-04-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Urban - Makryna Mieczysławska w świetle prawdy.djvu |tytuł=Makryna Mieczysławska w świetle prawdy |autor=Jan Urban |start=2020-04-02 }} |} === [[Autor:Lope de Vega|Lope de Vega]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lope de Vega - Don Felix de Mendoza.djvu |tytuł=Don Felix de Mendoza |autor=Lope de Vega |start=2021-09-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Lope de Vega - Komedye wybrane.djvu |tytuł=Komedye wybrane |autor=Lope de Vega |start=2021-09-25 }} |} === [[Autor:Juliusz Verne|Juliusz Verne]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Verne&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Verne}} === [[Autor:Stanisław Vincenz|Stanisław Vincenz]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu |tytuł=Prawda starowieku |autor=Stanisław Vincenz |start=2018-08-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu |tytuł=Zwada |autor=Stanisław Vincenz |start=2018-08-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu |tytuł=Listy z nieba |autor=Stanisław Vincenz |start=2018-08-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu |tytuł=Barwinkowy wianek |autor=Stanisław Vincenz |start=2018-08-04 }} |} === [[Autor:Karol Wachtl|Karol Wachtl]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Wachtl - Przyjaciel dziatek. Wierszyki dla dziatwy polskiej w Ameryce. II.djvu |tytuł=Przyjaciel dziatek |autor=Karol Wachtl |start=2017-06-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol Wachtl - Szkolnictwo i wychowanie.djvu |tytuł=Szkolnictwo i wychowanie |autor=Karol Wachtl |start=2017-06-17 }} |} === [[Autor:Edgar Wallace|Edgar Wallace]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu |tytuł=Pod biczem zgrozy |autor=Edgar Wallace |start=2020-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Edgar Wallace - Wills zbrodniarz.pdf |tytuł=Wills zbrodniarz |autor=Edgar Wallace |start=2021-12-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu |tytuł=Czerwony krąg |autor=Edgar Wallace |start=2021-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf |tytuł=Tajemnicza kula |autor=Edgar Wallace |start=2021-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf |tytuł=Rada sprawiedliwych |autor=Edgar Wallace |start=2021-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edgar Wallace - Gabinet 13.pdf |tytuł=Gabinet Nr 13 |autor=Edgar Wallace |start=2021-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf |tytuł=Bractwo Wielkiej Żaby |autor=Edgar Wallace |start=2021-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edgar Wallace - Zielona rdza.pdf |tytuł=Zielona rdza |autor=Edgar Wallace |start=2021-12-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edgar Wallace - Potwór.pdf |tytuł=Potwór |autor=Edgar Wallace |start=2021-12-12 }} |} === [[Autor:Lewis Wallace|Lewis Wallace]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wallace - Biały zamek.djvu |tytuł=Biały zamek |autor=Lewis Wallace |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wallace - Książę indyjski.djvu |tytuł=Książę indyjski |autor=Lewis Wallace |start=2020-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu |tytuł=Ben-Hur |autor=Lewis Wallace |start=2016-12-20 }} |} === [[Autor:Jakob Wassermann|Jakob Wassermann]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu |tytuł=Ewa |autor=Jakob Wassermann |start=2013-08-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu |tytuł=Dziecię Europy |autor=Jakob Wassermann |start=2019-07-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jakób Wassermann - Rut.djvu |tytuł=Rut |autor=Jakob Wassermann |start=2020-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jakob Wassermann - Golgota życia.djvu |tytuł=Golgota życia |autor=Jakob Wassermann |start=2020-01-03 }} |} === [[Autor:Stefan Waszyński|Stefan Waszyński]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Waszynski Dzierżawa i najem u społeczeństw starożytnych.pdf |tytuł=Dzierżawa i najem u społeczeństw starożytnych. Cz. 1, Wschód |autor=Stefan Waszyński |start=2020-12-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Waszyński Sady Laokrytow.pdf |tytuł=Sądy Laokrytów |autor=Stefan Waszyński |start=2021-10-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Waszynski Laokryci.pdf |tytuł=Laokryci i τὸ κοινὸν δι(καστήριον) czyli „sędziowie ludu“ i „wspólny sąd“ |autor=Stefan Waszyński |start=2021-10-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Waszyński Adam Mickiewicz.pdf |tytuł=Adam Mickiewicz: jego historjozoficzne i społeczne poglądy |autor=Stefan Waszyński |start=2021-10-23 }} |} === [[Autor:Herbert George Wells|Herbert George Wells]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wikiźródła:Wikiprojekt_Proofread/Wells&action=edit edytuj tabelkę])=== {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Wells}} === [[Autor:Józef Weyssenhoff|Józef Weyssenhoff]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wikiźródła:Wikiprojekt_Proofread/Weyssenhoff&action=edit edytuj tabelkę])=== {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Weyssenhoff}} === [[Autor:Maria Weryho|Maria Weryho]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nauka o rzeczach (Weryho) |tytuł=Nauka o rzeczach |uwagi=OCR |autor=Maria Weryho |start=2015-05-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Gimnastyka (Weryho) |tytuł=Gimnastyka |uwagi=OCR |autor=Maria Weryho |start=2015-05-02 }} |} === [[Autor:Christoph Martin Wieland|Christoph Martin Wieland]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wiland - Libussa.djvu |tytuł=Libussa |autor=Christoph Martin Wieland |start=2018-09-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wieland - Wędzidło z muła.djvu |tytuł=Wędzidło z muła |uwagi=OCR |autor=Christoph Martin Wieland |start=2018-09-29 }} |} === [[Autor:Maciej Wierzbiński|Maciej Wierzbiński]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu |tytuł=Pękły okowy |autor=Maciej Wierzbiński |start=2016-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maciej Wierzbiński - Nowelle.djvu |tytuł=Nowelle |autor=Maciej Wierzbiński |start=2016-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maciej Wierzbiński - Dolar i spółka.djvu |tytuł=Dolar i spółka |autor=Maciej Wierzbiński |start=2017-07-30 }} |} === [[Autor:Oscar Wilde|Oscar Wilde]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Wilde&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Wilde}} === [[Autor:Bruno Winawer|Bruno Winawer]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu |tytuł=Ziemia w malignie |autor=Bruno Winawer |start=2016-12-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu |tytuł=Lepsze czasy |autor=Bruno Winawer |start=2017-05-03 }} |} === [[Autor:Stanisław Witkiewicz|Stanisław Witkiewicz (ojciec)]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Juliusz Kossak (Witkiewicz, wyd. 1906) |tytuł=Juliusz Kossak |uwagi= |autor=[[Autor:Stanisław Witkiewicz|Stanisław Witkiewicz (ojciec)]] |start=2012-08-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Matejko (Witkiewicz) |tytuł=Matejko |uwagi= |autor=[[Autor:Stanisław Witkiewicz|Stanisław Witkiewicz (ojciec)]] |start=2012-08-01 }} |} === [[Autor:Stanisław Ignacy Witkiewicz|Stanisław Ignacy Witkiewicz (Witkacy)]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Witkiewicz&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Witkiewicz}} === [[Autor:Stanisław Antoni Wotowski|Stanisław Antoni Wotowski]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wikiźródła:Wikiprojekt_Proofread/Wotowski&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Wotowski}} === [[Autor:Kazimierz Władysław Wóycicki|Kazimierz Władysław Wóycicki]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wójcicki - Klechdy.djvu |tytuł=Klechdy, starożytne podania i powieści ludowe |autor=Kazimierz Władysław Wóycicki |uwagi=wyd. ilustr. 1876 |start=2021-03-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kazimierz Władysław Wójcicki - Klechdy starożytne podania i powieści ludowe.pdf |tytuł=Klechdy starożytne podania i powieści ludowe |autor=Kazimierz Władysław Wóycicki |uwagi=wyd. ilustr. 1922 |start=2021-10-16 }} |} === [[Autor:Stanisław Wyspiański|Stanisław Wyspiański]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wikiźródła:Wikiprojekt_Proofread/Stanisław_Wyspiański&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Stanisław Wyspiański}} === [[Autor:Jan Chryzostom Zachariasiewicz|Jan Chryzostom Zachariasiewicz]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Zachariasiewicz&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Zachariasiewicz}} === [[Autor:Włodzimierz Zagórski|Włodzimierz Zagórski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Humoreski (Zagórski) |tytuł=Humoreski |autor=Włodzimierz Zagórski |uwagi=OCR |start=2013-10-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Z teki Chochlika (O zmierzchu i świcie) |tytuł=Z teki Chochlika. O zmierzchu i świcie |autor=Włodzimierz Zagórski |uwagi= |start=2013-10-06 }} |} === [[Autor:Gabriela Zapolska|Gabriela Zapolska]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/Zapolska&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Zapolska}} === [[Autor:Marian Zdziechowski|Marian Zdziechowski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szkice literackie (Zdziechowski) |tytuł=Szkice literackie |autor=Marian Zdziechowski |uwagi=OCR |start=2013-02-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Marian Zdziechowski - Pestis perniciosissima.djvu |tytuł=Pestis perniciosissima |autor=Marian Zdziechowski |start=2016-02-16 }} |} === [[Autor:Emil Zegadłowicz|Emil Zegadłowicz]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Emil Zegadłowicz - Głaz graniczny.djvu |tytuł=Głaz graniczny |autor=Emil Zegadłowicz |uwagi= |start=2016-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Emil Zegadłowicz - Gody pasterskie w beskidzie.djvu |tytuł=Gody pasterskie w beskidzie |autor=Emil Zegadłowicz |uwagi= |start=2016-09-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Motory (Zegadłowicz) |tytuł=Motory |autor=Emil Zegadłowicz |uwagi= |start=2013-01-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Emil Zegadłowicz - Z pod młyńskich kamieni.djvu |tytuł=Z pod młyńskich kamieni |autor=Emil Zegadłowicz |uwagi= |start=2016-09-24 }} |} === [[Autor:Julius Zeyer|Julius Zeyer]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Juljusz Zeyer - Oczy królewicza.djvu |tytuł=Oczy królewicza |autor=Julius Zeyer |start=2019-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu |tytuł=Jego i jej świat |autor=Julius Zeyer |start=2019-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu |tytuł=Na pograniczu obcych światów |autor=Julius Zeyer |start=2019-09-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Juliusz Zeyer - Raduz i Mahulena.djvu |tytuł=Raduz i Mahulena |autor=Julius Zeyer |start=2019-09-19 }} |} === [[Autor:Gustaw Zieliński|Gustaw Zieliński]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zieliński Gustaw - Manuela. Opowiadanie starego weterana z kampanii napoleońskiej w Hiszpanii |tytuł=Manuela |autor=Gustaw Zieliński |start=2019-07-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf |tytuł=Poezye Gustawa Zielińskiego Tom I |autor=Gustaw Zieliński |start=2019-09-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf |tytuł=Poezye Gustawa Zielińskiego Tom II |autor=Gustaw Zieliński |start=2019-09-17 }} |} === [[Autor:Tadeusz Zieliński|Tadeusz Zieliński]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zieliński Grecja niepodległa.pdf |tytuł=Grecja niepodległa |autor=Tadeusz Zieliński |start=2021-08-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zieliński Kultura moralna starożytnej Grecji.pdf |tytuł=Kultura moralna starożytnej Grecji |autor=Tadeusz Zieliński |start=2021-08-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zieliński Elementy dramatyzmu.pdf |tytuł=Elementy dramatyzmu w tragedji greckiej |autor=Tadeusz Zieliński |start=2021-08-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zieliński Znaczenie Wilamowitza.pdf |tytuł=Znaczenie Wilamowitza w nauce i w społeczeństwie ludzkiem |autor=Tadeusz Zieliński |start=2021-08-22 }} |} === [[Autor:Émile Zola|Émile Zola]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Emil Zola - Germinal.djvu |tytuł=Germinal |autor=Émile Zola |start=2020-01-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1875).djvu |tytuł=Wzniesienie się Rougon'ów (1875) |autor=Émile Zola |start=2020-05-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Rozkosze życia.djvu |tytuł=Rozkosze życia |autor=Émile Zola |start=2020-07-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu |tytuł=Wzniesienie się Rougonów (1895) |autor=Émile Zola |start=2020-07-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Płodność.djvu |tytuł=Płodność |autor=Émile Zola |start=2021-02-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Prawda |tytuł=Prawda |autor=Émile Zola |start=2021-03-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Pogrom.djvu |tytuł=Pogrom |autor=Émile Zola |start=2021-03-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Kartka miłości.djvu |tytuł=Kartka miłości |autor=Émile Zola |start=2021-04-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Doktór Pascal.djvu |tytuł=Doktór Pascal |autor=Émile Zola |start=2021-04-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu |tytuł=Błąd Abbé Moureta |autor=Émile Zola |start=2021-04-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Dzieło.djvu |tytuł=Dzieło |autor=Émile Zola |start=2021-04-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Pieniądz.djvu |tytuł=Pieniądz |autor=Émile Zola |start=2021-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Odprawa.djvu |tytuł=Odprawa |autor=Émile Zola |start=2021-05-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Życzenie zmarłej.djvu |tytuł=Życzenie zmarłej |autor=Émile Zola |start=2021-06-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Teatr.pdf |tytuł=Teatr |autor=Émile Zola |start=2021-06-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Człowiek zwierzę |tytuł=Człowiek zwierzę |autor=Émile Zola |start=2021-06-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Podbój Plassans.djvu |tytuł=Podbój Plassans |autor=Émile Zola |start=2021-06-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zola - Ziemia.pdf |tytuł=Ziemia |autor=Émile Zola |start=2021-06-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL E Zola Magazyn nowości.djvu |tytuł=Magazyn nowości pod firmą Au bonheur des dames |autor=Émile Zola |start=2021-08-08 }} |} === [[Autor:Stefan Żeromski|Stefan Żeromski]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/%C5%BBeromski&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Żeromski}} === [[Autor:Zdzisław Żmigryder-Konopka|Zdzisław Żmigryder-Konopka]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zmigryder Sertorius a Pompeius na tle paktow z Mithradatesem.djvu |tytuł=Sertorius a Pompeius na tle paktów z Mithradatesem |autor=Zdzisław Żmigryder-Konopka |start=2020-10-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Żmigryder-Konopka - Istota prawna relegacji obywatela rzymskiego.djvu |tytuł=Istota prawna relegacji obywatela rzymskiego |autor=Zdzisław Żmigryder-Konopka |start=2021-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Zmigryder-Konopka - Wystąpienie władzy rzymskiej przeciwko bachanaljom italskim.djvu |tytuł=Wystąpienie władzy rzymskiej przeciwko bachanaljom italskim |autor=Zdzisław Żmigryder-Konopka |start=2021-11-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Żmigryder-Konopka - Kampański urząd t. zw. meddices.djvu |tytuł=Kampański urząd t. zw. meddices |autor=Zdzisław Żmigryder-Konopka |start=2021-11-21 }} |} === [[Autor:Jerzy Żuławski|Jerzy Żuławski]] ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Wikiprojekt_Proofread/%C5%BBu%C5%82awski&action=edit edytuj tabelkę]) === {{Iwtrans|pl|Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Żuławski}} === [[Autor:Jan Żyznowski|Jan Żyznowski]] === {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu |tytuł=Z podglebia |autor=Jan Żyznowski |start=2015-07-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Żyznowski - Krwawy strzęp.djvu |tytuł=Krwawy strzęp |autor=Jan Żyznowski |start=2022-03-09 }} |} == Indeksy wielojęzyczne i w wielu projektach == {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan |- |[[oldwikisource:Index:PL Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich. T. 1.djvu|Słownik geograficzny Królestwa Polskiego/Tom I]] | | | |2010-07-08 |style="text-align:center;"|{{stan|1}} |- |[[oldwikisource:Index:PL Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich. T. 2.djvu|Słownik geograficzny Królestwa Polskiego/Tom II]] | | | |2010-07-08 |style="text-align:center;"|{{stan|1}} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=„Wymysöjer śtytła” – miasteczko Wilamowice oraz jego osobliwości zawarte w zbiorze piosenek wilamowskich Józefa Gary |tytuł=„Wymysöjer śtytła” – miasteczko Wilamowice oraz jego osobliwości zawarte w zbiorze piosenek wilamowskich Józefa Gary |autor=Józef Gara |strony=62 |uwagi=polska część projektu ukończona |start=2013-03-06 |stan=4 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mikołaja Kopernika Toruńczyka O obrotach ciał niebieskich ksiąg sześć |autor=Mikołaj Kopernik |start=2011-06-24 }} |} == Indeksy niekompletne lub z problemami == {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rozkład jazdy pociągów 1919 |tytuł=Rozkład jazdy pociągów osobowych i mieszanych od dnia 15 Maja 1919r. |autor=PKP |uwagi=brak 4 stron |start=2012-10-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Praktyczna Kucharka |tytuł=Praktyczna Kucharka |autor=Franciszek Chocieszyński |uwagi=brak 2 stron |start=2013-01-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dziennik praw Królestwa Polskiego. T. 1, nr 1-7 (1816).pdf |tytuł=Dziennik praw Królestwa Polskiego. T. 1, nr 1-7 (1816) |autor= |uwagi=brak 1 strony |start=2012-08-21 }} |} == Zobacz też == * [[Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread skrócony]] * [[Specjalna:IndexPages|Spis stron indeksów]] * Wykresy: [[tools:~phe/graphs/Wikisource_-_pages_pl.png|stopień korekty stron]] • [[tools:~phe/graphs/Wikisource_-_texts_pl.png|strony objęte systemem proofread/pozostałe]] * [[tools:~phe/statistics.php|Statystyki międzyjęzykowe]] {{DEFAULTSORT:{{PAGENAME}}}} [[Kategoria:Wikiprojekty]] [[Kategoria:Proofread]] [[de:Wikisource:Liste der Scans auf Commons]] [[en:Wikisource:Transcription Projects]] [[fr:Wikisource:Livres disponibles en mode page]] [[hy:Վիքիդարան:Էջ անվանատարածքի գործերի ցանկ]] k98y9e4yoy5uc3bsoi9wri5510qot6g Indeks:Ogniem i mieczem (Sienkiewicz, wyd. 1901) 102 86595 3158802 3156925 2022-08-27T00:57:10Z Draco flavus 2058 proofread-index text/x-wiki {{:MediaWiki:Proofreadpage_index_template |Tytuł=[[Ogniem i mieczem]] |Autor=Henryk Sienkiewicz |Tłumacz= |Redaktor= |Ilustracje= |Rok=1901 |Wydawca=Gebethner i Wolff |Miejsce wydania= |Druk= |Źródło=[[commons:Category:Ogniem i mieczem (1901)|Skany na Commons]] |Ilustracja=[[Plik:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu|mały|page=3]] |Strony='''<big>[[Ogniem i mieczem/Tom I|Tom I]]</big>''' <br /> [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/001|001]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/002|002]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/003|003]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/004|004]] * [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział I|Rozdział I]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/005|005]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/006|006]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/007|007]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/008|008]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/009|009]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/010|010]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/011|011]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/012|012]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/013|013]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/014|014]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/015|015]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/016|016]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/017|017]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/018|018]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/019|019]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/020|020]] * [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział II|Rozdział II]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/021|021]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/022|022]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/023|023]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/024|024]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/025|025]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/026|026]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/027|027]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/028|028]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/029|029]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/030|030]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/031|031]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/032|032]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/033|033]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/034|034]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/035|035]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/036|036]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/037|037]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/038|038]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/039|039]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/040|040]] * [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział III|Rozdział III]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/041|041]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/042|042]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/043|043]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/044|044]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/045|045]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/046|046]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/047|047]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/048|048]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/049|049]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/050|050]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/051|051]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/052|052]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/053|053]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/054|054]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/055|055]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/056|056]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/057|057]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/058|058]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/059|059]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/060|060]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/061|061]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/062|062]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/063|063]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/064|064]] * [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział IV|Rozdział IV]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/065|065]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/066|066]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/067|067]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/068|068]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/069|069]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/070|070]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/071|071]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/072|072]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/073|073]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/074|074]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/075|075]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/076|076]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/077|077]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/078|078]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/079|079]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/080|080]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/081|081]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/082|082]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/083|083]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/084|084]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/085|085]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/086|086]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/087|087]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/088|088]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/089|089]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/090|090]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/091|091]] * [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział V|Rozdział V]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/092|092]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/093|093]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/094|094]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/095|095]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/096|096]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/097|097]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/098|098]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/099|099]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/100|100]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/101|101]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/102|102]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/103|103]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/104|104]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/105|105]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/106|106]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/107|107]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/108|108]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/109|109]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/110|110]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/111|111]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/112|112]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/113|113]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/114|114]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/115|115]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/116|116]] * [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział VI|Rozdział VI]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/117|117]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/118|118]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/119|119]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/120|120]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/121|121]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/122|122]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/123|123]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/124|124]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/125|125]] * [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział VII|Rozdział VII]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/126|126]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/127|127]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/128|128]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/129|129]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/130|130]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/131|131]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/132|132]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/133|133]] * [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział VIII|Rozdział VIII]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/134|134]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/135|135]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/136|136]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/137|137]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/138|138]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/139|139]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/140|140]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/141|141]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/142|142]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/143|143]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/144|144]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/145|145]] * [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział IX|Rozdział IX]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/146|146]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/147|147]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/148|148]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/149|149]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/150|150]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/151|151]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/152|152]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/153|153]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/154|154]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/155|155]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/156|156]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/157|157]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/158|158]] * [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział X|Rozdział X]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/159|159]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/160|160]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/161|161]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/162|162]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/163|163]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/164|164]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/165|165]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/166|166]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/167|167]] * [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział XI|Rozdział XI]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/168|168]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/169|169]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/170|170]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/171|171]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/172|172]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/173|173]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/174|174]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/175|175]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/176|176]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/177|177]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/178|178]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/179|179]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/180|180]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/181|181]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/182|182]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/183|183]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/184|184]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/185|185]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/186|186]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/187|187]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/188|188]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/189|189]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/190|190]] * [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział XII|Rozdział XII]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/191|191]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/192|192]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/193|193]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/194|194]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/195|195]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/196|196]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/197|197]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/198|198]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/199|199]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/200|200]] * [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział XIII|Rozdział XIII]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/201|201]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/202|202]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/203|203]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/204|204]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/205|205]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/206|206]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/207|207]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/208|208]] * [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział XIV|Rozdział XIV]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/209|209]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/210|210]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/211|211]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/212|212]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/213|213]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/214|214]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/215|215]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/216|216]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/217|217]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/218|218]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/219|219]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/220|220]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/221|221]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/222|222]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/223|223]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/224|224]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/225|225]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/226|226]] * [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział XV|Rozdział XV]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/227|227]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/228|228]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/229|229]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/230|230]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/231|231]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/232|232]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/233|233]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/234|234]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/235|235]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/236|236]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/237|237]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/238|238]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/239|239]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/240|240]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/241|241]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/242|242]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/243|243]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/244|244]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/245|245]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/246|246]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/247|247]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/248|248]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/249|249]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/250|250]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/251|251]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/252|252]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/253|253]] * [[Ogniem i mieczem/Tom I/Rozdział XVI|Rozdział XVI]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/254|254]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/255|255]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/256|256]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/257|257]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/258|258]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/259|259]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/260|260]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/261|261]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/262|262]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/263|263]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/264|264]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/265|265]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/266|266]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/267|267]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/268|268]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/269|269]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/270|270]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/271|271]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/272|272]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/273|273]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/274|274]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/275|275]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/276|276]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/277|277]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/278|278]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/279|279]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/280|280]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/281|281]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/282|282]] <br /><br /> '''<big>[[Ogniem i mieczem/Tom II|Tom II]]</big>''' <br /> [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/002|002]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/003|003]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/004|004]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/005|005]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/006|006]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/007|007]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/008|008]] * [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział I|Rozdział I]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/009|009]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/010|010]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/011|011]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/012|012]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/013|013]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/014|014]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/015|015]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/016|016]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/017|017]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/018|018]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/019|019]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/020|020]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/021|021]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/022|022]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/023|023]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/024|024]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/025|025]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/026|026]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/027|027]] * [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział II|Rozdział II]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/028|028]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/029|029]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/030|030]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/031|031]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/032|032]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/033|033]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/034|034]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/035|035]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/036|036]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/037|037]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/038|038]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/039|039]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/040|040]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/041|041]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/042|042]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/043|043]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/044|044]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/045|045]] * [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział III|Rozdział III]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/046|046]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/047|047]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/048|048]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/049|049]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/050|050]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/051|051]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/052|052]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/053|053]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/054|054]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/055|055]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/056|056]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/057|057]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/058|058]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/059|059]] * [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział IV|Rozdział IV]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/060|060]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/061|061]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/062|062]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/063|063]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/064|064]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/065|065]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/066|066]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/067|067]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/068|068]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/069|069]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/070|070]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/071|071]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/072|072]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/073|073]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/074|074]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/075|075]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/076|076]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/077|077]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/078|078]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/079|079]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/080|080]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/081|081]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/082|082]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/083|083]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/084|084]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/085|085]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/086|086]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/087|087]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/088|088]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/089|089]] * [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział V|Rozdział V]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/090|090]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/091|091]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/092|092]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/093|093]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/094|094]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/095|095]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/096|096]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/097|097]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/098|098]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/099|099]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/100|100]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/101|101]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/102|102]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/103|103]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/104|104]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/105|105]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/106|106]] * [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział VI|Rozdział VI]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/107|107]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/108|108]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/109|109]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/110|110]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/111|111]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/112|112]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/113|113]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/114|114]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/115|115]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/116|116]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/117|117]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/118|118]] * [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział VII|Rozdział VII]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/119|119]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/120|120]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/121|121]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/122|122]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/123|123]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/124|124]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/125|125]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/126|126]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/127|127]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/128|128]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/129|129]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/130|130]] * [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział VIII|Rozdział VIII]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/131|131]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/132|132]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/133|133]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/134|134]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/135|135]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/136|136]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/137|137]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/138|138]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/139|139]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/140|140]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/141|141]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/142|142]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/143|143]] * [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział IX|Rozdział IX]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/144|144]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/145|145]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/146|146]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/147|147]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/148|148]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/149|149]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/150|150]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/151|151]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/152|152]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/153|153]] * [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział X|Rozdział X]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/154|154]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/155|155]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/156|156]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/157|157]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/158|158]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/159|159]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/160|160]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/161|161]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/162|162]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/163|163]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/164|164]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/165|165]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/166|166]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/167|167]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/168|168]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/169|169]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/170|170]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/171|171]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/172|172]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/173|173]] * [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział XI|Rozdział XI]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/174|174]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/175|175]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/176|176]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/177|177]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/178|178]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/179|179]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/180|180]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/181|181]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/182|182]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/183|183]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/184|184]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/185|185]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/186|186]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/187|187]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/188|188]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/189|189]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/190|190]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/191|191]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/192|192]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/193|193]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/194|194]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/195|195]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/196|196]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/197|197]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/198|198]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/199|199]] * [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział XII|Rozdział XII]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/200|200]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/201|201]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/202|202]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/203|203]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/204|204]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/205|205]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/206|206]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/207|207]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/208|208]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/209|209]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/210|210]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/211|211]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/212|212]] * [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział XIII|Rozdział XIII]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/213|213]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/214|214]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/215|215]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/216|216]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/217|217]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/218|218]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/219|219]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/220|220]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/221|221]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/222|222]] * [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział XIV|Rozdział XIV]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/223|223]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/224|224]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/225|225]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/226|226]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/227|227]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/228|228]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/229|229]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/230|230]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/231|231]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/232|232]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/233|233]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/234|234]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/235|235]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/236|236]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/237|237]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/238|238]] * [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział XV|Rozdział XV]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/239|239]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/240|240]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/241|241]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/242|242]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/243|243]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/244|244]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/245|245]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/246|246]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/247|247]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/248|248]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/249|249]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/250|250]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/251|251]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/252|252]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/253|253]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/254|254]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/255|255]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/256|256]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/257|257]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/258|258]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/259|259]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/260|260]] * [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział XVI|Rozdział XVI]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/261|261]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/262|262]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/263|263]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/264|264]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/265|265]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/266|266]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/267|267]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/268|268]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/269|269]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/270|270]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/271|271]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/272|272]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/273|273]] * [[Ogniem i mieczem/Tom II/Rozdział XVII|Rozdział XVII]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/274|274]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/275|275]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/276|276]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/277|277]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/278|278]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/279|279]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/280|280]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/281|281]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/282|282]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/283|283]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/284|284]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/285|285]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/286|286]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/287|287]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/288|288]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/289|289]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/290|290]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/291|291]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/292|292]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/293|293]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/294|294]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/295|295]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/296|296]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/297|297]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/298|298]] <br /><br /> '''<big>[[Ogniem i mieczem/Tom III|Tom III]]</big>''' <br /> [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/001|001]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/002|002]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/003|003]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/004|004]] * [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział I|Rozdział I]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/005|005]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/006|006]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/007|007]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/008|008]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/009|009]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/010|010]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/011|011]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/012|012]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/013|013]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/014|014]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/015|015]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/016|016]] * [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział II|Rozdział II]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/017|017]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/018|018]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/019|019]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/020|020]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/021|021]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/022|022]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/023|023]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/024|024]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/025|025]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/026|026]] * [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział III|Rozdział III]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/027|027]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/028|028]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/029|029]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/030|030]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/031|031]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/032|032]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/033|033]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/034|034]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/035|035]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/036|036]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/037|037]] * [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział IV|Rozdział IV]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/038|038]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/039|039]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/040|040]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/041|041]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/042|042]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/043|043]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/044|044]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/045|045]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/046|046]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/047|047]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/048|048]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/049|049]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/050|050]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/051|051]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/052|052]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/053|053]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/054|054]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/055|055]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/056|056]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/057|057]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/058|058]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/059|059]] * [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział V|Rozdział V]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/060|060]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/061|061]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/062|062]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/063|063]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/064|064]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/065|065]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/066|066]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/067|067]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/068|068]] * [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział VI|Rozdział VI]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/069|069]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/070|070]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/071|071]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/072|072]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/073|073]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/074|074]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/075|075]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/076|076]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/077|077]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/078|078]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/079|079]] * [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział VII|Rozdział VII]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/080|080]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/081|081]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/082|082]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/083|083]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/084|084]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/085|085]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/086|086]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/087|087]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/088|088]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/089|089]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/090|090]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/091|091]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/092|092]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/093|093]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/094|094]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/095|095]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/096|096]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/097|097]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/098|098]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/099|099]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/100|100]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/101|101]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/102|102]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/103|103]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/104|104]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/105|105]] * [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział VIII|Rozdział VIII]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/106|106]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/107|107]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/108|108]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/109|109]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/110|110]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/111|111]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/112|112]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/113|113]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/114|114]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/115|115]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/116|116]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/117|117]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/118|118]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/119|119]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/120|120]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/121|121]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/122|122]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/123|123]] * [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział IX|Rozdział IX]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/124|124]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/125|125]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/126|126]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/127|127]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/128|128]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/129|129]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/130|130]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/131|131]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/132|132]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/133|133]] * [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział X|Rozdział X]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/134|134]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/135|135]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/136|136]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/137|137]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/138|138]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/139|139]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/140|140]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/141|141]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/142|142]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/143|143]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/144|144]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/145|145]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/146|146]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/147|147]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/148|148]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/149|149]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/150|150]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/151|151]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/152|152]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/153|153]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/154|154]] * [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział XI|Rozdział XI]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/155|155]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/156|156]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/157|157]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/158|158]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/159|159]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/160|160]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/161|161]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/162|162]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/163|163]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/164|164]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/165|165]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/166|166]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/167|167]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/168|168]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/169|169]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/170|170]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/171|171]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/172|172]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/173|173]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/174|174]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/175|175]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/176|176]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/177|177]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/178|178]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/179|179]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/180|180]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/181|181]] * [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział XII|Rozdział XII]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/182|182]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/183|183]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/184|184]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/185|185]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/186|186]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/187|187]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/188|188]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/189|189]] * [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział XIII|Rozdział XIII]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/190|190]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/191|191]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/192|192]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/193|193]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/194|194]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/195|195]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/196|196]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/197|197]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/198|198]] * [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział XIV|Rozdział XIV]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/199|199]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/200|200]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/201|201]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/202|202]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/203|203]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/204|204]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/205|205]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/206|206]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/207|207]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/208|208]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/209|209]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/210|210]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/211|211]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/212|212]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/213|213]] * [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział XV|Rozdział XV]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/214|214]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/215|215]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/216|216]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/217|217]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/218|218]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/219|219]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/220|220]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/221|221]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/222|222]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/223|223]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/224|224]] * [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział XVI|Rozdział XVI]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/225|225]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/226|226]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/227|227]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/228|228]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/229|229]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/230|230]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/231|231]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/232|232]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/233|233]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/234|234]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/235|235]] * [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział XVII|Rozdział XVII]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/236|236]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/237|237]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/238|238]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/239|239]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/240|240]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/241|241]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/242|242]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/243|243]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/244|244]] * [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział XVIII|Rozdział XVIII]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/245|245]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/246|246]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/247|247]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/248|248]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/249|249]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/250|250]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/251|251]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/252|252]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/253|253]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/254|254]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/255|255]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/256|256]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/257|257]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/258|258]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/259|259]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/260|260]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/261|261]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/262|262]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/263|263]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/264|264]] * [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział XIX|Rozdział XIX]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/265|265]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/266|266]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/267|267]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/268|268]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/269|269]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/270|270]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/271|271]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/272|272]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/273|273]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/274|274]] * [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział XX|Rozdział XX]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/275|275]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/276|276]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/277|277]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/278|278]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/279|279]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/280|280]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/281|281]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/282|282]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/283|283]] * [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział XXI|Rozdział XXI]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/284|284]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/285|285]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/286|286]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/287|287]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/288|288]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/289|289]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/290|290]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/291|291]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/292|292]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/293|293]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/294|294]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/295|295]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/296|296]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/297|297]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/298|298]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/299|299]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/300|300]] * [[Ogniem i mieczem/Tom III/Rozdział XXII|Rozdział XXII]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/301|301]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/302|302]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/303|303]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/304|304]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/305|305]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/306|306]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/307|307]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/308|308]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/309|309]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/310|310]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/311|311]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/312|312]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/313|313]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/314|314]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/315|315]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/316|316]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/317|317]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/318|318]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/319|319]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/320|320]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/321|321]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/322|322]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/323|323]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/324|324]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/325|325]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/326|326]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/327|327]] <br /><br /> '''<big>[[Ogniem i mieczem/Tom IV|Tom IV]]</big>''' <br /> [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/002|002]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/003|003]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/004|004]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/005|005]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/006|006]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/007|007]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/008|008]] * [[Ogniem i mieczem/Tom IV/Rozdział I|Rozdział I]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/009|009]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/010|010]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/011|011]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/012|012]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/013|013]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/014|014]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/015|015]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/016|016]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/017|017]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/018|018]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/019|019]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/020|020]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/021|021]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/022|022]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/023|023]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/024|024]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/025|025]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/026|026]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/027|027]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/028|028]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/029|029]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/030|030]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/031|031]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/032|032]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/033|033]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/034|034]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/035|035]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/036|036]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/037|037]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/038|038]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/039|039]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/040|040]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/041|041]] * [[Ogniem i mieczem/Tom IV/Rozdział II|Rozdział II]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/042|042]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/043|043]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/044|044]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/045|045]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/046|046]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/047|047]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/048|048]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/049|049]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/050|050]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/051|051]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/052|052]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/053|053]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/054|054]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/055|055]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/056|056]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/057|057]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/058|058]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/059|059]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/060|060]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/061|061]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/062|062]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/063|063]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/064|064]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/065|065]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/066|066]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/067|067]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/068|068]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/069|069]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/070|070]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/071|071]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/072|072]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/073|073]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/074|074]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/075|075]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/076|076]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/077|077]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/078|078]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/079|079]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/080|080]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/081|081]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/082|082]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/083|083]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/084|084]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/085|085]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/086|086]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/087|087]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/088|088]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/089|089]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/090|090]] * [[Ogniem i mieczem/Tom IV/Rozdział III|Rozdział III]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/091|091]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/092|092]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/093|093]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/094|094]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/095|095]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/096|096]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/097|097]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/098|098]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/099|099]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/100|100]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/101|101]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/102|102]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/103|103]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/104|104]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/105|105]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/106|106]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/107|107]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/108|108]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/109|109]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/110|110]] * [[Ogniem i mieczem/Tom IV/Rozdział IV|Rozdział IV]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/111|111]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/112|112]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/113|113]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/114|114]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/115|115]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/116|116]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/117|117]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/118|118]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/119|119]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/120|120]] * [[Ogniem i mieczem/Tom IV/Rozdział V|Rozdział V]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/121|121]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/122|122]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/123|123]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/124|124]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/125|125]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/126|126]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/127|127]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/128|128]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/129|129]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/130|130]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/131|131]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/132|132]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/133|133]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/134|134]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/135|135]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/136|136]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/137|137]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/138|138]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/139|139]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/140|140]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/141|141]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/142|142]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/143|143]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/144|144]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/145|145]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/146|146]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/147|147]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/148|148]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/149|149]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/150|150]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/151|151]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/152|152]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/153|153]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/154|154]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/155|155]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/156|156]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/157|157]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/158|158]] * [[Ogniem i mieczem/Tom IV/Rozdział VI|Rozdział VI]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/159|159]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/160|160]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/161|161]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/162|162]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/163|163]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/164|164]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/165|165]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/166|166]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/167|167]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/168|168]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/169|169]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/170|170]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/171|171]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/172|172]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/173|173]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/174|174]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/175|175]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/176|176]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/177|177]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/178|178]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/179|179]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/180|180]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/181|181]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/182|182]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/183|183]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/184|184]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/185|185]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/186|186]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/187|187]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/188|188]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/189|189]] * [[Ogniem i mieczem/Tom IV/Rozdział VII|Rozdział VII]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/190|190]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/191|191]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/192|192]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/193|193]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/194|194]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/195|195]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/196|196]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/197|197]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/198|198]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/199|199]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/200|200]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/201|201]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/202|202]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/203|203]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/204|204]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/205|205]] * [[Ogniem i mieczem/Tom IV/Rozdział VIII|Rozdział VIII]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/206|206]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/207|207]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/208|208]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/209|209]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/210|210]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/211|211]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/212|212]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/213|213]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/214|214]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/215|215]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/216|216]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/217|217]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/218|218]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/219|219]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/220|220]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/221|221]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/222|222]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/223|223]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/224|224]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/225|225]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/226|226]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/227|227]] * [[Ogniem i mieczem/Tom IV/Epilog|Epilog]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/228|228]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/229|229]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/230|230]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/231|231]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/232|232]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/233|233]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/234|234]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/235|235]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/236|236]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/237|237]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/238|238]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/239|239]] [[Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/240|240]] {{Przypisy}} |Spis treści= |Uwagi= |Postęp=ukończony |Status dodatkowy=_empty_ |Css= |Width= }} iuas49nixief5776qucuj8802wpo1i9 Szablon:PAGES NOT PROOFREAD 10 292653 3158816 3157604 2022-08-27T04:54:58Z Phe-bot 8629 Pywikibot 7.6.0 wikitext text/x-wiki 264210 odv95e90tl7u4j04oatinrvbshx7l0d Szablon:ALL PAGES 10 292654 3158817 3157605 2022-08-27T04:55:08Z Phe-bot 8629 Pywikibot 7.6.0 wikitext text/x-wiki 775322 9525mu4qi4478jvpgwcgikv5kwhy6bf Szablon:PR TEXTS 10 292655 3158818 3157606 2022-08-27T04:55:18Z Phe-bot 8629 Pywikibot 7.6.0 wikitext text/x-wiki 231031 bh90n1s98un1romcda1pxrqmyul1q6q Szablon:ALL TEXTS 10 292656 3158819 3157607 2022-08-27T04:55:28Z Phe-bot 8629 Pywikibot 7.6.0 wikitext text/x-wiki 233628 gu2rqast328xjf3j23veyengv38ndl5 Wikiskryba:Vearthy/brudnopis 2 367339 3157972 3157291 2022-08-26T19:44:17Z Vearthy 3020 wikitext text/x-wiki == Magazyny, pisma == ; Zabawy przyjemne i pożyteczne, seria pierwsza ([https://polona.pl/search/?query=Zabawy_Przyjemne_i_Po%C5%BCyteczne&filters=publisher:nak%C5%82adem_Micha%C5%82a_Gr%C3%B6la,publisher:nak%C5%82adem_Micha%C5%82a_Groella,public:1,hasTextContent:0 polona]) ; Teatr Polski, czyli zbiór komedyi, drammy y tragedyi, z naysławnieyszych autorow francuzkich tłómaczonych ([https://www.dbc.wroc.pl/dlibra/publication/13421/edition/11932#structure DBC], 55 tomów; 1779-1794), liczni autorzy i tłumacze == [[Autor:Władysław Syrokomla|Ludwik Kondratowicz]] == * ''Wybór poezyj'' ([http://zbc.uz.zgora.pl/dlibra/doccontent?id=23566 ZBC t. I], [http://zbc.uz.zgora.pl/dlibra/doccontent?id=23567 III]) * ''Pisma epiczne i dramatyczne'' ([http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=8698 DBC t. I], [http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=8700 II], [http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=8701 III], [https://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=8705 IV], [http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=8708 V], [http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=8728 VI], [http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=8731 VII], [http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=8741 VIII]) == [[Autor:Iwan Franko|Iwan Franko]] == ** [[Nieco o stosunkach polsko-ruskich]]. Odpowiedź p. T. Romanowiczowi ([https://polona.pl/item/nieco-o-stosunkach-polsko-ruskich,NzIzODAzMzM/4/#info:metadata polona], [https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/9537?id=9537 ŚBC]) ** [[Katechizm socjalistyczny]] ([https://polona.pl/item/katechizm-socjalistyczny-inc-co-to-jest-socjalizm,OTI5MDU4OTU/4/#info:metadata polona]) ** [[Poeta zdrady]], tłum. anonimowy ([https://polona.pl/item/poeta-zdrady-ein-dichter-des-verrathes,ODk3NjIxNDM/6/#info:metadata polona]) ** [[Mojżesz (Franko, tłum. Kobrin)|Mojżesz]], tłum. [[Autor:Włodzimierz Kobrin|Włodzimierz Kobrin]] ([https://polona.pl/item/mojzesz-poemat,NzkyOTI5OTA/6/#info:metadata polona]) ** [[Bajka o dobrobycie]], tłum. anonimowy ([https://polona.pl/item/bajka-o-dobrobycie,OTgwNzk0NjE/1/#info:metadata polona]) ** [[Na dnie]]. Studyum psychologiczno-społeczne, tłum. [[Autor:Sydir Twerdochlib|Sydir Twerdochlib]] ([https://polona.pl/item/na-dnie-studyum-psychologiczno-spoleczne,NzkyOTMxMjQ/6/#info:metadata polona]) == Korespondencja == * Korespondencja Adama Mickiewicza ([https://polona.pl/item/korespondencja-adama-mickiewicza-t-1,ODE4MjQ5MjA/8/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/korespondencja-adama-mickiewicza-t-2,ODE4MjQ5MjE/6/#info:metadata II]; wyd. 1871-72) * [[Autor:Anonimowy|Anonimowy]], ''List Jana Sobieskiego do Zygmunta III'' ([http://rcin.org.pl/dlibra/docmetadata?id=1179 RCIN]) == [[Autor:Andrzej Gawroński|Andrzej Gawroński]] == * Podręcznik Sanskrytu ([https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/12646?id=12646 ŚBC]) * Paul Deussen, Zarys filozofii indyjskiej ([https://polona.pl/item/zarys-filozofii-indyjskiej-z-dodatkiem-o-filozofii-wedanty-i-jej-stosunku-do-metafizyki,ODM1NTY5MzQ/0/#info:metadata polona], 1914) * Aśwaghosza, Wybrane pieśni epiczne ([https://polona.pl/item/wybrane-piesni-epiczne,OTI4NDgzNTQ/4/#info:metadata polona], 1926) * Omar Chajjam, Wybrane czterowiersze ([https://polona.pl/item/wybrane-czterowiersze-omara-chajjama,ODI3NjM3MDk/4/#info:metadata polona, 1933]) * Sandor Petöfi, Poezje wybrane ([https://polona.pl/item/poezje-wybrane,ODk3NjMzMDc/0/#info:metadata polona], 1930) == [[Autor:Richard Wagner|Richard Wagner]] == * [[Sztuka i rewolucya]] ([http://kpbc.umk.pl/dlibra/doccontent?id=46285 KPBC] lub [https://polona.pl/item/sztuka-i-rewolucya,ODc4NTUwODU/10/#info:metadata Polona]) * [[Opera i dramat]], tłum. Marian Dienstl ([https://pbc.gda.pl/dlibra/doccontent?id=7813 PBC Gdańsk]) * [[Latający Holender]] ** wyd. 1902: tłum. Teodor Mianowski (1880-1932) ([https://polona.pl/item/latajacy-holender-romantyczna-opera-w-3-ech-aktach,ODI3NjQxNDM/8/#info:metadata polona], [https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/show-content/publication/edition/407729?id=407729 WBC]) ** wyd. 1926?, tłum. P. K-w. (??) * Wagner, [[Parsifal]], tłum. Leon Popławski (??-??) ([https://kpbc.umk.pl/dlibra/doccontent?id=46273 KPBC]) * [[Śpiewacy norymberscy]] ** wyd. 1903, tłum. Aleksander Bandrowski (1860-1913) ([https://polona.pl/item/spiewacy-norymberscy-opera-w-3-aktach-ryszarda-wagnera,ODk3NjM3MjU/4/#info:metadata polona] lub [https://kpbc.umk.pl/dlibra/doccontent?id=46286 KPBC]) ** [streszczenie] wyd. 1909, tłum. anonimowy ([https://polona.pl/item/spiewacy-norymberscy-opera-w-3-aktach-ryszarda-wagnera,NzMxMzMzNDI/4/#info:metadata polona]) * [[Pierścień Nibelunga]]: ** cz. I: [[Złoto Renu]], tłum. Aleksander Bandrowski ([https://kpbc.umk.pl/dlibra/doccontent?id=46287 KPBC]) ** cz. II: [[Walkirya]] *** wyd. 1902, tłum. Teodor Mianowski ([https://polona.pl/item/walkirya-pierwszy-dzien-z-trylogii-pierscien-nibelunga,ODI3NjM1NTc/6/#info:metadata polona] lub [https://kpbc.umk.pl/dlibra/doccontent?id=46281 KPBC]) *** wyd. 1903, tłum. Aleksander Bandrowski ([https://polona.pl/item/walkirya-pierwszy-dzien-z-trylogii-pierscien-nibelunga-ryszarda-wagnera,ODI3NjQ1NTk/8/#info:metadata polona] lub [https://kpbc.umk.pl/dlibra/doccontent?id=46272 KPBC]) ** cz. III: [[Zygfryd]], tłum. Aleksander Bandrowski ([https://kpbc.umk.pl/dlibra/doccontent?id=46270 polona]) ** cz. IV: [[Zmierzch Bogów]] *** tłum. Aleksander Bandrowski (wyd. 1910: [https://polona.pl/item/zmierzch-bogow-3-dzien-z-trylogii-pierscien-nibelunga,ODI3NjQ3NDY/6/#info:metadata polona], [https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/show-content/publication/edition/129714?id=129714 WBC] lub [https://kpbc.umk.pl/dlibra/doccontent?id=46271 KPBC]) * [[Tannhäuser]] ** tłum. Maksymilian Radziszewski (wyd. 1883: [https://polona.pl/item/tannhauser-i-turniej-spiewakow-w-wartburgu-opera-w-trzech-aktach,ODI3NjQyMTc/4/#info:metadata polona]; wyd. 1897: [https://polona.pl/item/tannhauser-i-turniej-spiewakow-w-wartburgu-opera-w-3-aktach,NzU4Njg3NzM/4/#info:metadata polona]; wyd. 1907: [https://polona.pl/item/tannhauser-i-turniej-spiewakow-w-wartburgu-opera-w-3-aktach,NzU4Njg3NzI/4/#item polona]) ** [streszczenie] Maksymilian Radziszewski (ur. 1828) (wyd. 1898: [https://kpbc.umk.pl/dlibra/doccontent?id=46269 KPBC]; wyd. 1901: [https://polona.pl/item/tannhauser-i-turniej-spiewakow-w-wartburgu-opera-romantyczna-w-3-aktach,ODk3NTE2NjU/0/#item polona]) * [[Lohengrin]] ** tłum. Aureli Urbański (1844-1901) (wyd. 1877: [https://polona.pl/item/lohengrin-opera-romantyczna-w-3-aktach-ryszarda-wagnera,OTI4OTIyNDA/4/#info:metadata polona]; wyd. 1894: [https://polona.pl/item/lohengrin-opera-romantyczna-w-3-aktach-ryszarda-wagnera,ODI3NjQ2OTc/6/#info:metadata polona]; wyd. 1897: [https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/show-content/publication/edition/129713?id=129713 WBC]) ** tłum. Leopold Matuszyński (1820-1893) (wyd. 1878: [https://polona.pl/item/lohengrin-opera-romantyczna-w-3-aktach-ryszarda-wagnera,OTI4OTIyMzk/8/#info:metadata polona]) ** [streszczenie] wyd. 1901?, M. Radziszewski ([https://polona.pl/item/lohengrin-opera-w-3-aktach,NzMxMzMzNDE/0/#info:metadata polona]) ** [streszczenie] wyd. 1930 ([https://polona.pl/item/lohengrin-ryszarda-wagnera,ODk3ODM3MjE/4/#info:metadata polona]) == Kasprowicz == * [[Autor:Jan Kasprowicz|Jan Kasprowicz]] (oprac. i tłum.), ''Arcydzieła europejskiej poezyi dramatycznej'' (wyd. 1912): ** t. I: Maeterlinck, [[Siostra Beatryks]]; D'Annunzio, [[Franczeska z Rimini]]; Marlowe, [[Tragiczne dzieje Doktora Fausta]]; Shelley, [[Oedipus Tyrannus]] [https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/61369?id=61369 ŚBC]; ** t. II: Shelley, [[Rodzina Cencich]]; Browning, [[Pippa przechodzi na balkonie]]; Yeats, [[Księżniczka Kasia]]; Swinburne, [[Atalanta w Kalydonie]] ([https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/62335?id=62335 ŚBC], [https://polona.pl/item/arcydziela-europejskiej-poezyi-dramatycznej-t-2,OTgwNTg0OTE/4/#info:metadata polona]) == Shelley == * Percy Bysshe Shelley, [[Oedipus Tyrannus]] czyli Opuchłołydziec Król, tłum. [[Autor:Jan Kasprowicz|Jan Kasprowicz]] ([https://polona.pl/item/oedipus-tyrannus-czyli-opuchlolydziec-krol-tragedya-w-2-aktach-z-oryginalu-doryckiego,ODk3NjkwNzE/8/#info:metadata polona], [http://dlibra.umcs.lublin.pl/dlibra/doccontent?id=17974 UMCS], wyd. 1907) * Percy Bysshe Shelley, [[Rodzina Cencich]], tłum. [[Autor:Jan Kasprowicz|Jan Kasprowicz]] ([https://polona.pl/item/rodzina-cencich-tragedya-w-pieciu-aktach,ODI3NjM0NjE/6/#info:metadata polona], wyd. 1887; [http://pbc.biaman.pl/dlibra/doccontent?id=39236 PBC], wyd. 1907) * Percy Bysshe Shelley, [[Epipsychidjon]], tłum. [[Autor:Jan Kasprowicz|Jan Kasprowicz]] ([http://pbc.biaman.pl/dlibra/doccontent?id=43384 PBC], [wyd. 1910]; [https://polona.pl/item/epipsychidjon,ODk3NzQ0NjE/4/#info:metadata polona], [https://polona.pl/item/epipsychidjon,ODk3NjUyNjI/4/#info:metadata polona 2], [wyd. 1924]) * Percy Bysshe Shelley, [[Prometeusz rozpętany]], tłum. [[Autor:Feliks Jezierski|Feliks Jezierski]] ([https://polona.pl/item/prometeusz-rozpetany-dramat-liryczny-w-4-aktach,ODI3NjM4MzI/4/#info:metadata polona], wyd. 1887) == Dokumenty historyczne == * Biblioteka starożytna pisarzy polskich, red. Kazimierz Władysław Wójcicki, Warszawa: S. Orgelbrand 1854, wyd. drugie znacznie powiększone: ** [https://polona.pl/item/biblioteka-starozytna-pisarzy-polskich-t-1,OTI4ODk2MTk/8/#info:metadata polona t. I]: Facsimil pieśni Zofii Oleśnickiej z Pieskowej Skały 1556; Markuryusz nowy 1662; Prawa y Artykuły Ormian Lwowskich 1601; Żywot Krzysztofa Pieniażka 1607; Szwedzi do Polski; Nowiny z Inflant 1605; Nowiny pewne z Rokus dnia wczorajskiego 1620; Gazeta z Warszawy 1673; Zawicki, Jephtes 1587; Jan Herburt z Fulsztyna, Cyrograf czyli Rewers 1575; Biblografia; List Stefana Bielawskiego: ** [https://polona.pl/item/biblioteka-starozytna-pisarzy-polskich-t-2,OTI4ODk2MTU/8/ polona t. II]: Andrzej Trzycieski, Facsimil "Modlitwa powssednya do Troyce swyętey 1532; Droga do Szwecyey 1594; Salamon Rysiński, Przypowiesci Polskie; Oekonomia albo Porządek Zabaw Ziemiańskich; Pamiętniki do Panowania Jana III Sobieskiego; Privilegium Lanionum 1620; Spis chronologiczny Przywilejów ** [https://polona.pl/item/biblioteka-starozytna-pisarzy-polskich-t-3,OTI4ODk2MTE/8/ polona t. III]: Facsimil, Powssednya Spowyedz; Schadzka Ziemiańska; Szczęsliwa Expedycyia pod Kamieńcem z Turkami; Oekonomia abo Gospodarstwo Ziemiańskie; Pogrom Tatarow; Wybawienie Ruggiera z wyspy Alcyny; Gospodarstwo Jezdeckie, Strzelcze y Myśliwcze ** [https://polona.pl/item/biblioteka-starozytna-pisarzy-polskich-t-4,OTI4ODk2MDY/8/ polona t. IV]: Marcin Murynius, Kronika albo krótkie z kronik rozmaitych zebranie spraw potocznych; Wołoskie dzieye niektóre z Relacyi pewnych osób 1621; Prawo Bartne Bartnikom należące; Mikołaj Rej, Żywot Jozepha ** [https://polona.pl/item/biblioteka-starozytna-pisarzy-polskich-t-5,OTI4ODk2MDI/8/ polona t. V]: Janusz Tyszkiewicz, Umowy ze Szwecyją (Dyaryusz) 1625; Jan Albertrandi, Traktaty ze Szwedami za Jana Kazimierza 1655; Jan Albertrandi, Umowy ze Szwedami; Testament Tobiasza Morstina Łowczego Koronnego 1664; Opisanie wielu poważnieyszych rzeczy, które się działy podczas Woyny Szwedzkiey; Manifest Króla Jana Kazimierza przeciw Lubomirskiemu; Dyarjusz Marszu Wiedeńskiego 1683; Dyaryusz prawdziwej relacyi; Dziewosłąb Dworski Mięsopustny Ucieszny; List do Jana Zamojskiego Stanisława Garwackiego 1602; List własnoręczny Króla Jana Kazimierza do X. Stefana Małachowskiego 1666; List Króla Michała do Jana Tarły 1670; Dyplom Augusta II na postanowienie Kongregacyi Muzyków przy Kościele Katedralnym fary Śo Jana w Warszawie 1669; Własnoręczne Błogosławieństwo Księdza Marka dane Michałowi Krasińskiemu; Rozmowa Królowej Imci z Królewiczem Jakóbem, o terazniejszych rzeczach 1696 ** [https://polona.pl/item/biblioteka-starozytna-pisarzy-polskich-t-6,OTI4ODk2MDA/8/ polona t. VI]: Kronika od r. 1507 do 1541 spisana; Panowanie Króla JMci Stefana Batorego 1575; Adam Naruszewicz, Spisanie Kroniki o Ziemi Wołoskiej; Rozmowy zmarłych polaków; Potwierdzenie przez Zygmunta Augusta wszystkim obywatelom i mieszkańca Witebska; I. Przywilej Unii Wielkiego KSięstwa Litewskiego z Koroną 1569; II. Unia Korony z Litwą 1569; Adam Naruszewicz, Komput wojska na wojnę turecką za Króla JMci Michała; X.A. Załęski, Wiadomość o rękopiśmie z XII Wieku znalezionym; Mięsopust abo Tragicocomaedia * [[Autor:Juliusz Cezar|Juliusz Cezar]], De bello gallico = [[O woynie francuskiey]], tłum. Andrzej Wargocki: ** wyd. 1608 ([https://crispa.uw.edu.pl/object/files/318627/display/Default CRISPA BUW]) ** wyd. 1803 ([https://bcul.lib.uni.lodz.pl/dlibra/show-content/publication/edition/71773?id=71773 BCUL]) * Kasper Niesiecki, [[Herbarz Polski]] (wyd. J.N. Bobrowicz, 1839-46: [https://polona.pl/item/herbarz-polski-kaspra-niesieckiego-powiekszony-dodatkami-z-pozniejszych-autorow,MTAzMDI3Njc/6/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/herbarz-polski-kaspra-niesieckiego-powiekszony-dodatkami-z-pozniejszych-autorow,MTAzMDI3Njg/4/#info:metadata II. A—B], [https://polona.pl/item/herbarz-polski-kaspra-niesieckiego-powiekszony-dodatkami-z-pozniejszych-autorow,MTAzMDI3Njk/6/#info:metadata III. C—D], [https://polona.pl/item/herbarz-polski-kaspra-niesieckiego-powiekszony-dodatkami-z-pozniejszych-autorow,MTAzMDI3NzA/4/#info:metadata IV. E—J], [https://polona.pl/item/herbarz-polski-kaspra-niesieckiego-powiekszony-dodatkami-z-pozniejszych-autorow,MTAzMDI3NzE/4/#info:metadata V. K], [https://polona.pl/item/herbarz-polski-kaspra-niesieckiego-powiekszony-dodatkami-z-pozniejszych-autorow,MTAzMDI3NzI/8/#info:metadata VI. L—N], [https://polona.pl/item/herbarz-polski-kaspra-niesieckiego-powiekszony-dodatkami-z-pozniejszych-autorow,MTAzMDI3NzM/4/#info:metadata VII. O—P], [https://polona.pl/item/herbarz-polski-kaspra-niesieckiego-powiekszony-dodatkami-z-pozniejszych-autorow,MTAzMDI3NzQ/6/#info:metadata VIII. R—S], [https://polona.pl/item/herbarz-polski-kaspra-niesieckiego-powiekszony-dodatkami-z-pozniejszych-autorow,MTAzMDI3NzU/4/#info:metadata IX. T—W], [https://crispa.uw.edu.pl/object/files/416439/display/Default e-BUW t. X. Z—Ż]) * Władysław Ochenkowski, Listy cudzoziemca o Wilnie (1784-1787), zawiera listy Jana Jerzego Forstera ([https://polona.pl/item/listy-cudzoziemca-o-wilnie-1784-1787-jana-jerzego-forstera,Njc4NjUzNDg/2/#info:metadata polona]) * L.S. (?), Campanella i sonet jego o Polsce, "Przyjaciel Ludu" r. 14 (1847) nr 39, 40, 42: 25 IX, 2 X, 16 X ([http://dlibra.umcs.lublin.pl/dlibra/docmetadata?id=11466&from=publication UMCS 1], [http://dlibra.umcs.lublin.pl/dlibra/docmetadata?id=11468&from=publication 2], [http://dlibra.umcs.lublin.pl/dlibra/docmetadata?id=11470&from=publication 3] * Józef Pawlikowski, O poddanych polskich ([https://polona.pl/item/o-poddanych-polskich,ODUwMTU3ODQ/0/#info:metadata polona], 1788) * Stanisław Staszic, Przestrogi dla Polski, oprac. Stefan Czarnowski ([https://polona.pl/item/przestrogi-dla-polski,MzcxODg4/3/#info:metadata polona]) * Stanisław Staszic, Uwagi nad życiem Jana Zamoyskiego, oprac. Stefan Czarnowski ([http://bc.wbp.lublin.pl/dlibra/doccontent?id=3121 WBP]) * Hugo Kołłątaj, Prawo polityczne narodu polskiego ([https://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=23783 DBC t. I], [https://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=23784 II]) * [[Autor:Kazimierz Deczyński|Kazimierz Deczyński]], [[Żywot chłopa polskiego na początku XIX stulecia]], red. [[Autor:Marceli Handelsman|Marceli Handelsman]] ([https://crispa.uw.edu.pl/object/files/167257/display/Default CRISPA]) * [[Autor:Wellejusz Paterkulus|Wellejusz Paterkulus]], [[Historyi rzymskiej księgi pozostałe]], tłum. Wincenty Smaczniński ([https://polona.pl/item/kaja-welleja-paterkula-historyi-rzymskiej-ksiegi-pozostale,NjU3NTI2MDk/8/#info:metadata polona], wyd. 1934) ** [[Przestrogi małżeńskie]], tłum. H. Birnbaum (?), il. Emil Schinagel ([https://polona.pl/item/przestrogi-malzenskie,ODk3NTQ5NzM/4/#info:metadata polona]) * [[Biskupstwo warmińskie, jego założenie i rozwój na ziemi pruskiej z uwzględnieniem dziejów, ludności i stósunków jeograficznych ziem dawniéj krzyżackich]] (w t. 2 ważne dokumenty), [[Autor:Karol Emil Sieniawski|Karol Emil Sieniawski]] ([http://wmbc.olsztyn.pl/dlibra/doccontent?id=2802 WMBC t. 1] [http://wmbc.olsztyn.pl/dlibra/doccontent?id=2800 t. 2]) == Limanowski == * O kwestji robotniczej ([https://polona.pl/item/o-kwestji-robotniczej-rzecz-ulozona-podlug-dwoch-odczytow-w-gwiezdzie-z-dnia-19-marca,ODIxODgxODE/4/#info:metadata polona], 1871) * Tegoczesna dążność społeczna, "Przegląd Tygodniowy Życia Społecznego, Literatury i Sztuk Pięknych". R. 4, 1869 nr 31, s. 261-262 ([https://crispa.uw.edu.pl/object/files/295961/display/Default CRISPA]) * Wzajemna pomoc, "Opiekun Domowy" 1867 nr 30, s. 238-239 ([https://crispa.uw.edu.pl/object/files/409689/display/Default CRISPA) * Dzieje Inflant i Kurlandyi od r. 1385 do 1562, podług Ruttenberga, "Przegląd Europejski, Naukowy, Literacki i Artystyczny", r. 1 (1862), t. I. str. 633-52 ([https://polona.pl/item/przeglad-europejski-naukowy-literacki-i-artystyczny-r-1-t-1-wrzesien-1862,MTEwMDE0NTMy/182/#item polona])<ref>Limanowski, Komuniści, s. 155</ref> * [[Naród i Państwo]] ([https://polona.pl/item/narod-i-panstwo-studyum-socyologiczne,NzU4NjQyMjk/8/#item polona]) * [[Stanisław Worcell]] (wyd. 1910: [https://polona.pl/item/stanislaw-worcell-zyciorys,ODk3NjQwODU/10/#item polona]; wyd. 1948: [https://rcin.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/33543?id=33543 RCIN]) * [[Historya demokracyi polskiej w epoce porozbiorowej]] ([https://www.bibliotekacyfrowa.pl/dlibra/show-content/publication/edition/52696?id=52696 wyd. 1901]; wyd. 1948: [https://polona.pl/item/historia-demokracji-polskiej-w-epoce-porozbiorowej-cz-1,ODk3NTcxNDU/5/#index polona, cz. 1], [https://polona.pl/item/historia-demokracji-polskiej-w-epoce-porozbiorowej-cz-2,ODk3NTcxNDQ/4/#index cz. 2]) == Zbiory różnych == * [[Autor:Roman Zmorski|Roman Zmorski]], Poezye oryginalne i tłómaczone ([http://bc.wbp.lublin.pl/dlibra/doccontent?id=1927 BC Lublin], [https://polona.pl/item/pisma-oryginalne-i-tlomaczone,ODk3ODQ4NzA/4/#info:metadata polona 1], [https://polona.pl/item/pisma-oryginalne-i-tlomaczone,ODk3NjQzMDI/6/#info:metadata polona 2]) * Krystyn Ostrowski, Dzieła polskie (wydanie zupełne) ([https://polona.pl/item/dziela-polskie-krystyna-ostrowskiego,ODkwMDUwMTE/6/#info:metadata polona], 1876) * Dzieła (poezja, dramat, teksty krytyczne z historii literatury, rozprawy teoretyczne, mowy; w tym przekłady Corneille'a, Woltera, Cheniera, Du Belloy), [[Autor:Ludwik Osiński|Ludwik Osiński]] ([https://polona.pl/item/dziela-ludwika-osinskiego-t-1,ODM4ODk2NTg/10/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/dziela-ludwika-osinskiego-t-2,ODM4ODk2NTk/8/#info:metadata II], [https://polona.pl/item/dziela-ludwika-osinskiego-t-3,ODM4ODk2NjE/4/#info:metadata III] i [https://polona.pl/item/dziela-ludwika-osinskiego-t-4,ODM4ODk2NjI/8/#info:metadata IV], 1861-62) * [[Autor:Julian Ursyn Niemcewicz|Julian Ursyn Niemcewicz]], Dzieła poetyczne wierszem i prozą: [[Rozprawa o bajce]], [[Bajki (Niemcewicz)]], [[Powieści (Niemcewicz)]], [[Pukiel włosów ucięty]] ([https://bibliotekacyfrowa.ujk.edu.pl/dlibra/doccontent?id=2368 UJK t. I], [https://bibliotekacyfrowa.ujk.edu.pl/dlibra/doccontent?id=2369 II], [https://bibliotekacyfrowa.ujk.edu.pl/dlibra/doccontent?id=2370 III]) * [[Autor:Julian Ursyn Niemcewicz|Julian Ursyn Niemcewicz]], Dzieła: ** t. I: [[Pukiel włosów ucięty]], [[Co się damom podoba]], wiersze różne ([https://polona.pl/item/dziela-j-u-niemcewicza-t-1-powiesci-poetyczne,OTgwODk5ODE/8/#info:metadata polona], 1883) ** t. II: [[Powrót posła (Niemcewicz, 1884)]], [[Giermkowie króla Jana]], [[Pan Nowina czyli Dom pocztowy]], [[Jan Kochanowski w Czarnym lesie]], [[Samolub (Niemcewicz)]] ([https://polona.pl/item/dziela-j-u-niemcewicza-t-2-komedye,OTgwODk5ODQ/6/#info:metadata polona], 1884) ** t. III: [[Kazimierz Wielki]], [[Władysław pod Warną]], [[Zbigniew]], [[Jadwiga, królowa polska]], [[Lejbe i Sióra]] ([https://polona.pl/item/dziela-j-u-niemcewicza-t-3-dramata,OTgwODk5ODU/10/#info:metadata polona], 1884) ** t. IV: [[Lejbe i Sióra]] [kontynuacja], bajki ([https://polona.pl/item/dziela-j-u-niemcewicza-t-4,OTgwODk5ODY/4/#item polona], 1885) ** t. V: [[Jan z Tęczyna]] ([https://polona.pl/item/dziela-j-u-niemcewicza-t-5-cz-1-2-jan-z-teczyna,OTgwODk5ODg/6/#item polona], 1886) * John Dryden, tłum. Niemcewicz, Uczta Alexandra albo władza muzyki : oda na cześć S. Cecylii (Roczniki Towarzystwa Królewskiego Warszawskiego Przyjaciół Nauk: [https://polona.pl/item/roczniki-towarzystwa-krolewskiego-warszawskiego-przyiaciol-nauk-t-8-cz-1-1812,ODEzOTk2NjY/254/#item polona]) == Dramat nowożytny == * [[Autor:Pedro Calderón de la Barca|Pedro Calderón de la Barca]], ''[[Życie snem (de la Barca)|Życie snem]]'', tłum. [[Autor:Edward Boyé|Edwarda Boyégo]], ale nie znalazłem go w żadnej BC) * [[Autor:Molier|Molier]], ''[[Don Juan (Molier)|Don Juan]]'', tłum. [[Autor:Piotr Dufour|Piotr Dufour]] ([http://polona.pl/item/994427 Polona]) * [[Autor:Wolter|Wolter]], ''[[Syn marnotrawny (Wolter)|Syn marnotrawny]]'', tłum. [[Autor:Stanisław Trembecki|Stanisław Trembecki]] ([http://polona.pl/item/1220188 Polona]) * [[Autor:Friedrich Hebbel|Friedrich Hebbel]], [[Judyta (Hebbel)|Judyta]] (tłum. Karol Irzykowski, [https://polona.pl/item/judyta-tragedya-w-pieciu-aktach,OTAyMjE2MDc/6/#info:metadata polona]; tłum. Kazimierz Kaszewski, [https://polona.pl/item/judyta-tragedya-w-5-aktach-fryderyka-hebbla,OTU0NTA2ODg/4/#info:metadata polona]) * Herman Heijermans * [[Autor:Adam Oehlenschläger|Adam Oehlenschläger]], [[Corregio]], tłum. Stanisław Budziński ([https://polona.pl/item/corregio,OTUzMzkzNDQ/ polona]) * [[Autor:Gotthold Ephraim Lessing|Gotthold Ephraim Lessing]], [[Natan Mędzec]], tłum. Kwiryn Anastazy ([[Autor:Władysław Sabowski|Władysław Sabowski]]), ([https://polona.pl/item/natan-medrzec-poemat-dramatyczny-w-5-ciu-aktach,OTI5MDA3Mjc/4/#info:metadata polona], 1877), tłum. Zygmunt Bromberg-Bytkowski ([https://polona.pl/item/natan-medrzec-poemat-dramatyczny-w-5-ciu-aktach,ODk3ODIyNTU/4/#info:metadata polona], 1893; [https://polona.pl/item/natan-medrzec-poemat-dramatyczny-w-5-ciu-aktach,NzkyOTI5NjE/6/#info:metadata polona], ca1923) * [[Autor:Gotthold Ephraim Lessing|Gotthold Ephraim Lessing]], [[Emilia Galotti]], tłum. [[Autor:Władysław Sabowski|Władysław Sabowski]] ([https://polona.pl/item/emilia-galotti-tragedya-w-5-aktach,MzY0NjI5MjE/6/#info:metadata polona], 1878) * [[Autor:Wojciech Bogusławski|Wojciech Bogusławski]], Dzieła dramatyczne, 1820-1823: ** [https://polona.pl/item/dziela-dramatyczne-woyciecha-boguslawskiego-oryginalne-i-tlumaczenia-t-1,OTY3MzI3MDM/8/#info:metadata t. I]: [[Alfieri]], [[Saul (Bogusławski)]], [[Szkoła obmowy (Sheridan, tłum. Bogusławski)]], [[Duval-Mehul]], [[Józef w Egipcie]], [[Mąż pustelnik]] ** [https://polona.pl/item/dziela-dramatyczne-woyciecha-boguslawskiego-oryginalne-i-tlumaczenia-t-2,OTY3MzI3MDY/6/#info:metadata t. II]: [[Ojciec familii]], [[Spazmy modne]], [[Woziwoda paryski]], [[Dwa parawany]] ** [https://polona.pl/item/dziela-dramatyczne-woyciecha-boguslawskiego-oryginalne-i-tlumaczenia-t-3,OTY3MzI3MDc/6/#info:metadata t. III]: [[Emilia Gallotti]], [[Kotzebue]], [[Dwaj Klingsbergowie]], [[Kamilla]], [[Kobieta dotrzymująca sekretu]] ** [https://polona.pl/item/dziela-dramatyczne-woyciecha-boguslawskiego-oryginalne-i-tlumaczenia-t-4,OTY3MzI3MDg/6/#info:metadata t. IV]: [[Hamlet (Shakespeare, tłum. Bogusławski)]], [[Figiel za figiel]], [[Genowewa]], [[Miłość i tajemnica]] ** [https://polona.pl/item/dziela-dramatyczne-woyciecha-boguslawskiego-oryginalne-i-tlumaczenia-t-5,OTY3MzI3MTA/6/#info:metadata t. V]: [[Uczciwy winowajca]], [[Henryk VI]], [[Familia szwajcarska]], [[Amant, autor i sługa]] ** [https://polona.pl/item/dziela-dramatyczne-woyciecha-boguslawskiego-oryginalne-i-tlumaczenia-t-6,OTY3MzI3MTI/6/#info:metadata t. VI]: [[Nadyr]], [[Mieszczki modne]], [[Lodoiska]], [[Koncert przerywany]] ** [https://polona.pl/item/dziela-dramatyczne-woyciecha-boguslawskiego-oryginalne-i-tlumaczenia-t-7,OTY3MzI3MTU/6/#info:metadata t. VII]: [[Izkahar]], [[Szkoła kobiet]], [[Przerwana ofiara]], [[Duch sprzeciwieństwa]] ** [https://polona.pl/item/dziela-dramatyczne-woyciecha-boguslawskiego-oryginalne-i-tlumaczenia-t-8,OTY3MzI3MTY/6/#info:metadata t. VIII]: [[Junius]], [[Taczka occiarza]], [[Fanszetka]], [[Jedna godzina małżeństwa]] ** [https://polona.pl/item/dziela-dramatyczne-woyciecha-boguslawskiego-oryginalne-i-tlumaczenia-t-9,OTY3MzI3MTc/6/#info:metadata t. IX]: [[Pustelnik na Formentera]], [[Kobiety]], [[Axur]], [[Miłość dziecinna]] ** [https://polona.pl/item/dziela-dramatyczne-woyciecha-boguslawskiego-oryginalne-i-tlumaczenia-t-10,OTY3MzI3MTk/6/#info:metadata t. X]: [[Lanassa]], [[Człowiek jakich mało]], [[Czary bez czarów]], [[Sługa panią]] ** [https://polona.pl/item/dziela-dramatyczne-woyciecha-boguslawskiego-oryginalne-i-tlumaczenia-t-11,OTY3MzI3MzE/4/#info:metadata t. XI]: [[Przekory miłosne]], [[Sardzino]], [[Wymuszone zezwolenie]] ** [https://polona.pl/item/dziela-dramatyczne-woyciecha-boguslawskiego-oryginalne-i-tlumaczenia-t-12,OTY3MzI3MjE/4/#info:metadata t. XII]: [[Powtórzone wesele]], [[Trzej bracia bliźnięta]], [[Amazonki]], [[Nędza uszczęśliwiona]] * [[Autor:Jan Borejko Chodźko|Jan Borejko Chodźko]], ''Teatr. Wolny przekład, lub naśladowanie'': ** E. Scribe, Les premieres amours (Pierwsza miłość) ([https://polona.pl/item/teatr-t-1-pierwsza-milosc,OTI5MDgyMjY/6/#info:metadata polona t. I]) ** E. Scribe, La Demoiselle a marier (Panna na wydaniu); E. Scribe, Melesville, Le Vieux Mari (Stary pan młody) ([https://polona.pl/item/teatr-t-2-panna-na-wydaniu,OTc1NjQ3NTI/2/#info:metadata polona t. II]) ** E. Scribe, Charles-Gaspard Delestre-Poirson, Dom zajezdny (L'Auberge ou Les brigands sans le savoir) ([https://polona.pl/item/teatr-t-3-dom-zajezdny,ODg4MzEwMzI/6/#info:metadata polona t. III]) ** ?, Pan z lokaja, lokaj z pana ([https://polona.pl/item/teatr-t-4-pan-z-lokaja-lokaj-z-pana,ODg4MzEwMzM/2/#info:metadata polona t. IV]) * Henrik Hertz, [[Córka Króla Renégo]], tłum. Wincenty Thullié ([https://polona.pl/item/corka-krola-renego,OTI5MDQ4MDg/4/#info:metadata polona]) * Gustave Flaubert, Legenda o Św. Juljanie Szpitalniku, tłum. Antoni Lange ([https://polona.pl/item/legenda-o-sw-juljanie-szpitalniku,NjA0NDc5Njk/0/#info:metadata polona]) * Gustave Flaubert, Kuszenie świętego Antoniego, tłum. Antoni Lange ([https://polona.pl/item/kuszenie-swietego-antoniego,ODc4NTQwNjI/6/#info:metadata polona]) * Gustave Flaubert, Listopad, tłum. Wilhelm Mitarski ([https://polona.pl/item/listopad-powiesc,NzkyOTI5OTg/4/#info:metadata polona]) * Karol Hubert Rostworowski, Pisma (Judasz z Kariothu, Kajus Cezar Kaligula, Miłosierdzie, Niespodzianka, Przeprowadzka, U mety) ([https://polona.pl/item/judasz-z-kariothu-kajus-cezar-kaligula-milosierdzie,OTI4OTU4NTE/8/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/niespodzianka-przeprowadzka-u-mety,OTI4OTU4NTA/8/#info:metadata II]) * [[Autor:Antoni Edward Odyniec|Antoni Edward Odyniec]], ''[[Felicyta]] czyli Męczennicy kartagińscy. Dramat w pięciu aktach'' ([http://mbc.cyfrowemazowsze.pl/dlibra/doccontent?id=3480 MBC]) == Poezje (liryka, epika) == * Karol Brzozowski, Poezye, 1899 ([https://polona.pl/item/poezye,OTU2NTUzNzE/4/#info:metadata polona]) [bez spisu treści] * [[Autor:Franciszek Dzierżykraj Morawski|Franciszek Dzierżykraj Morawski]], (m.in. Listy poetyckie do klasyków i romantyków), ''Pisma'', wyd. zbiorowe: [https://polona.pl/item/pisma-zbiorowe-wierszem-i-proza-t-1,MTg1NjI5ODk/ polona t. I], [https://polona.pl/item/pisma-zbiorowe-wierszem-i-proza-t-2-bajki-wiersze-drobne,MTg1NjI5OTE/ II], [https://polona.pl/item/pisma-zbiorowe-wierszem-i-proza-t-3-przeklady,MTg1NjI5OTI/ III], [https://polona.pl/item/pisma-zbiorowe-wierszem-i-proza-t-4-proza,MTg1NjI5OTY/ IV] * [[Autor:Aleksandr Błok|Aleksandr Błok]], Dwunastu. Poemat o rewolucji, 1921 (tłum. Karol Winawer (1897-1944), [https://bcul.lib.uni.lodz.pl/dlibra/show-content/publication/edition/75263?id=75263 BCUL]) * Macpherson — Pieśni Osjana ** "Fingal" Ossjana. Pieśń pierwsza, 1926 (tłum. Kazimierz Żandr; [http://bc.radom.pl/dlibra/doccontent?id=22157 RBC]) ** Karton. Poema Ossyana, 1820 (tłum. Władysław Tomasz Ostrowski, [https://polona.pl/item/karton-poema-ossyana,ODEzMjczOTI/6/#info:metadata polona]) ** Pieśni Ossyjana, 1873 (tłum. Teofil Żebrawski, [https://polona.pl/item/piesni-ossyjana,ODA4Mzg4ODQ/6/#info:metadata polona]) ** Pieśni Ossjana, 1911 (tłum. Seweryn Goszczyński, [https://polona.pl/item/piesni-ossjana,NDA2MzM3ODk/8/#info:metadata polona]) ** Bitwa pod Lorą. Poema Ossyana, 1812 (tłum. Władysław Tomasz Ostrowski, [https://polona.pl/item/bitwa-pod-lora-poema-ossyana,ODEzMjc0MTc/4/#info:metadata polona]) * [[Utwory łacińskie]], Klemens Janicki, tłum. Michał Jezienicki (i in.? m.in. Pinches Schmutzer?) ([https://polona.pl/item/utwory-lacinskie,ODk3NDM2MTc/8/#info:metadata polona]) * Karol Dresdner, Heine i nieznajoma ([https://polona.pl/item/heine-i-nieznajoma,ODk3NjA0Njk/8/#info:metadata polona]) * Franciszek Dionizy Kniaźnin, Dzieła Franciszka Dyonizego Kniaźnina, 1837, red. Jan Nepomucen Bobrowicz ([https://polona.pl/item/dziela-franciszka-dyonizego-kniaznina-t-1-bajki-i-powiesci-ksiag-czworo,OTI5MDMwODM/6/#info:metadata t. I], [https://polona.pl/item/dziela-franciszka-dyonizego-kniaznina-t-2-lirykow-ksiag-cztery,OTI5MDMwODI/6/#info:metadata II], [https://polona.pl/item/dziela-franciszka-dyonizego-kniaznina-t-3-balon-czyli-wieczory-pulawskie-poema-w-10,OTI5MDMwODA/6/#info:metadata III], [https://polona.pl/item/dziela-franciszka-dyonizego-kniaznina-t-4-piesni-horacyusza,OTI5MDMwNzk/6/#info:metadata IV], [https://polona.pl/item/dziela-franciszka-dyonizego-kniaznina-t-5-matka-spartanka-opera-we-trzech-aktach,OTI5MDMwNzg/8/#info:metadata V], [https://polona.pl/item/dziela-franciszka-dyonizego-kniaznina-t-6-piesni-ossyana,OTI5MDMwNzY/8/#info:metadata VI]) — bajki, liryki, dramaty, przekłady (Horacy, Macpherson) * '''[brak tomu II i VII]''', [[Tysiąc nocy i jedna]]. Powieści arabskie (tłum. Łukasz Sokołowski, tłum. franc. Antoine Galland; [https://polona.pl/item/tysiac-nocy-i-jedna-powiesci-arabskie-t-1-noc-1-33,ODk3NTA0NDg/6/#info:metadata t. I], [https://polona.pl/item/tysiac-nocy-i-jedna-powiesci-arabskie-t-3-hist-syndbada-i-noc-70-109,ODk3NDM0OTc/6/#info:metadata III],, [https://polona.pl/item/tysiac-nocy-i-jedna-powiesci-arabskie-t-4-noc-110-163,ODk3NTA0NDA/4/#info:metadata IV], [https://polona.pl/item/tysiac-nocy-i-jedna-powiesci-arabskie-t-5-noc-164-208,ODk3NTA0Mzk/6/#info:metadata V], [https://polona.pl/item/tysiac-nocy-i-jedna-powiesci-arabskie-t-6-noc-209-234,ODk3NTA0Mzc/4/#info:metadata VI], [https://polona.pl/item/tysiac-nocy-i-jedna-powiesci-arabskie-t-8,ODk3NDM0ODc/4/#info:metadata VIII], [https://polona.pl/item/tysiac-nocy-i-jedna-powiesci-arabskie-t-9,ODk3NTA0MzE/0/#info:metadata IX], [https://polona.pl/item/tysiac-nocy-i-jedna-powiesci-arabskie-t-10,ODk3NTA0NDc/6/#info:metadata X], [https://polona.pl/item/tysiac-nocy-i-jedna-powiesci-arabskie-t-11,ODk3NTA0NDY/4/#info:metadata XI], [https://polona.pl/item/tysiac-nocy-i-jedna-powiesci-arabskie-t-12,ODk3NTA0NDU/2/#info:metadata XII]) * Solon, Ksenofanes, Teognis, Safona, Archiloch, Alkajos, Anakreon, Symonides z Keos, Bakchylides i in.; ''Lirycy greccy (doby klasycznéj)'', (red./tłum. Jan Czubek, 1882, [http://bc.wbp.lublin.pl/dlibra/doccontent?id=3635 WBP Lublin]) * [[Frytjof]] — Esaias Tegnér (tłum. Jan Nepomucen Wiernikowski (1800-77), wyd. 1861, [[:c:File:PL Tegner - Frytjof.djvu|plik na Commons]] , Józef Grajnert (1831-1910), wyd. 1859, [https://polona.pl/item/frytjof-saga-skandynawska-izajasza-tegnera,OTI4OTMxOTk/26/#info:metadata polona], tłum. Ludwik Jagielski (1821-84), wyd. 1856 [https://polona.pl/item/izajego-tegnera-fritjofowa-saga,OTI4OTMxOTU/12/#info:metadata polona]) * [[Autor:Gotthold Ephraim Lessing|Gotthold Ephraim Lessing]], [[Wybór bajek]], tłum. [[Autor:Ignacy Charszewski|Ignacy Charszewski]] ([https://polona.pl/item/wybor-bajek,NzkyOTI5NTk/4/#info:metadata polona], 1929) * [[Autor:Ewald Christian von Kleist|Ewald Christian von Kleist]], [[Autor:Karl Wilhelm Ramler|Karl Wilhelm Ramler]], tłum. [[Autor:Jan Stoczkiewicz|Jan Stoczkiewicz]], [[Autor:Jan Zawadzki|Jan Zawadzki]], [[Wiosna]] ([https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/12329?id=12329 SBC], 1822) * [[Autor:Adalbert Chamisso|Adalbert Chamisso]], [[Wybrane poezje i pieśni]], tłum. Redakcja "Roczników Samborskich" ([https://polona.pl/item/wybrane-poezje-i-piesni-wojciecha-chamissa,NzUxODk2MjE/4/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/wybrane-poezje-i-piesni-wojciecha-chamissa,NzUxODk2MjQ/8/#info:metadata II], [https://polona.pl/item/wybrane-poezje-i-piesni-wojciecha-chamissa,NzUxODk2MjI/8/#info:metadata III], 1883-1885) * Marcin Luter (?), Joseph Haydn, [[Siedem ostatnich słów Chrystusa na krzyżu]] ([https://polona.pl/item/oratorium-siedmiu-slow-ostatnich-chrystusa-na-krzyzu-z-muzyka-jozefa-haydna-dane-w,OTI5MDUwODc/4/#info:metadata polona], 1917) * [[Autor:Ranieri di Calzabigi|Ranieri di Calzabigi]], tłum. streszcz. [[Autor:Jerzy Guranowski|Jerzy Guranowski]], https://polona.pl/item/orfeusz-i-eurydyka-opera-w-3-ch-aktach,OTI5MDU1MDA/2/#info:metadata polona], 1918) * [[Autor:Włodzimierz Wolski|Włodzimierz Wolski]], Poezye ([https://polona.pl/item/poezye-t-1,OTI4OTEzMDQ/2/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/poezye-t-2,OTI4OTEzMDI/4/#info:metadata II]) * Przekłady: Goethe, Lenau, Verlaine, Rückert, Heine, Baggesen, Haug, Herwegk, Horacy, Hölderlin, Kerner, Régnier, tłum. Józef Kordzikowski [A. Kord] ([https://polona.pl/item/przeklady-goethe-lenau-verlaine-ruckert-heine-haug-herwegk-holderlin-i-inni-de,NzI3MzU0Ng/7/#info:metadata polona]) * Goethe, ''Wybór pism'', tłum. Ludwik Jenike ([https://polona.pl/item/wybor-pism,MzU0MjA0Mjc/8/#info:metadata polona]) * Goethe, ''Młodość Goethe'go i nieprzełożone dotąd poezye jego ulotne'', tłum. i oprac. Ludwik Jenike ([https://polona.pl/item/mlodosc-goethe-go-i-nieprzelozone-i-e-nie-przelozone-dotad-poezye-jego-ulotne-cz,MTA4ODkxMTI/8/#info:metadata polona]) * Felicjan Faleński, Felicyana przekłady obcych poetów: Hezjod, Horacy, Wergiliusz, Juwenalis, Dante, Petrarka, Ariosto, da Filicaja, Hugo, Szekspir, Scott, Schiller, Heine, de Musset, Beranger ([https://polona.pl/item/przeklady-obcych-poetow-hezyod-horacyusz-wirgiliusz-juwenalis-jacopone-z-todi,MzUxMjc2Mzk/ polona t. I], [https://polona.pl/item/felicyana-przeklady-obcych-poetow-2-hezyod-horacyusz-juwenalis-dante-petrarka,MzUxMjc1ODc/ II]) * Maciej Kazimierz Sarbiewski, Pieśni, tłum. Anzelm Załęski ([https://polona.pl/item/przeklad-piesni-sarbiewskiego-i-inne-poezye,ODcyOTgzMDg/6/#info:metadata polona]) * [[Antologia poezji żydowskiej]] ([[w:Chajim Nachman Bialik|Chajim Nachman Bialik]] (zm. 1934), M. Barkahan (?), [[w:Mosze Basin|Mosze Basin]] (?), Lejb Berman (?), [[:w:Saul Czernichowski|Saul Czernichowski]] (zm. 1943), [[w:David Edelstadt|David Edelstadt]] (Edelsztat) (zm. 1892), [[w:en:David Einhorn|David Einhorn]] ('''zm. 1973'''), Feld (?), [[w:en:Jacob Fichman|Jakub Fichman]] ('''zm. 1958'''), [[w:Dawid Frischmann|Dawid Frischmann]] (Friszman) (zm. 1922), [[:w:Szymon Frug|Szymon Frug]] (zm. 1916), [[w:Lea Goldberg|Lea (?) Goldberg]] ('''zm. 1970'''), [[w:en:Judah Leib Gordon|<s>Michał</s> Lejb Gordon]] (zm. 1892), A. Grafman, Jehuda Halewi, J. Heftman, Menachem Hurwicz, Samuel Jakub Imber, Sz. Imbcer, Eliasz Izgór, Jehoasz, Józef Joffe, L. Joffe, [[w:en:Eleazar ben Kalir|Eleazar Kalir]] (VI—VII w. n.e.), Dawid Kassel, L. Kestlin, H. Klueger, I.A. Lejzerowicz, A. Lesin, Sz. Martynowski, Hilel Małachowski, Menachem, L. Meyer, S.J. Nadson, Lejb Najdus, H.D. Nomberg, [[:w:Icchok Lejb Perec|Icchok Lejb Perec]] (zm. 1915), J.J. Propus (?), [[w:Noach Pryłucki|Noe Pryłucki]] (zm. 1941), Paula Pryłucka (?), P.M. Raskin, J. Reingold, Abraham Reizen (Rejzen), Józef Rolnik, Sara Rejzen, Morris Rosenfeld, A. Ruweni, Hugo Salis, [[w:Zusman Segałowicz|Zusman (J.) Segałowicz]] (zm. 1949), N. Sokołow, Teodor Sołohub (chyba nie: [[w:Fiodor Sołogub|Fiodor Sołogub]]?), [[w:en:Jacob Steinberg|Jakub Steinberg]] (zm. 1947), M. Ch. Szepa, K. Szapiro, Z. Sznejur, L. Szpiro, M. Tajcz, Tunkel, [[w:Miriam Ulinower|Miriam Ulinower]] (zm. 1944), M. Warszawski, M. Winczewski, [[w:Ze’ew Żabotyński|Ze’ew (Włodzimierz) Żabotyński]] (zm. 1940); tłum. [[w:Samuel Hirszhorn|Samuel Hirszhorn]] (zm. 1942), Turyn (?), S.H. (?), [[w:Jan Kirszrot|Jan Kirszrot]] (zm. 1912), M. Chmielnicki (?), S. Seideman (?), M. Kazanowicz (?), Alfred Lor (fl. 1888—1900), H. Czerwiński (?), [[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] (zm. 1941), R.H. (?), [[Autor:Aleksander Kraushar|Aleksander Kraushar]] (zm. 1931), [[Autor:Bolesław Londyński|Bolesław Londyński]] (zm. 1928), S. Wagman (?), [[Autor:Alfred Tom|Alfred Tom]] (zm. 1944), C. Mejersonówna (?)([https://rcin.org.pl/dlibra/doccontent?id=13232 RCIN]) * [[Autor:Roman Zmorski|Roman Zmorski]], ''Poezye'' ([http://archive.org/details/poezye01zmorgoog IA]) * [[Autor:Kasper Miaskowski|Kasper Miaskowski]], ''[[Zbiór rytmów Kaspra Miaskowskiego]] (Wedle wydania z r. 1622 w Poznaniu w drukarni Jana Rossowskiego.)'', wyd. Kazimierza Józefa Turowskiego ([http://books.google.pl/books?id=KlIAAAAAcAAJ GB]) * Dmochowski (tłum.): Sąd Ostateczny, Noc pierwsza [Edward Young], Raj utracony [Milton], Odyssea [Homer], Listy, Oda do Mecenasa, Oda do Augusta [Horacy], Elegia I [Tibullus], Elegia I [Propercjusz], Farsalia [Lukan], Ziemiaństwo [Jacques Delille] ([https://crispa.uw.edu.pl/object/files/413785/display/Default eBUW cz. 1], [https://crispa.uw.edu.pl/object/files/413784/display/Default 2]) * Jan Gawiński, Poezye ([https://polona.pl/item/poezye-jana-z-wielomowic-gawinskiego,MTEwOTY1NDk/4/#info:metadata polona], wyd. 1843); Pisma pozostałe, red. Władysław Seredyński ([https://pbc.gda.pl/dlibra/doccontent?id=22775 PBC], wyd. 1879) * Władysław Stanisław Jeżowski, Oekonomia albo Porządek zabaw ziemiańskich ([https://polona.pl/item/oekonomia-albo-porzadek-zabaw-ziemianskich-wedlug-czterech-czesci-roku,OTI5MDM3ODg/4/#info:metadata polona], wyd. 1857) * Alexander Pope, Wybór poezyi, tłum. Ludwik Kamiński ([https://polona.pl/item/wybor-poezyi,ODE5NDkzODg/6/#info:metadata polona]) * [[Autor:Alexander Pope|Alexander Pope]], ''An Essay On Man'': ** A. Cyrankiewicz (?), ''[https://katalogi.bn.org.pl/permalink/48OMNIS_NLOP/1aot9i7/alma991003360209705066 Początki moralności czyli wiersz filozoficzny o człowieku]'' (1788); [[Autor:Jan Kanty Targoński|Jan Kanty Targoński]], ''[https://katalogi.bn.org.pl/permalink/48OMNIS_NLOP/1aot9i7/alma991007246159705066 Docjekania o człowieku czyli Początki obyczaynosci]'' (1789); [[Autor:Franciszek Wiśniowski|Franciszek Wiśniowski]]: ''[[O człowieku (Pope, 1816)]]''; Ludwik Kamiński, ''[https://polona.pl/item/wiersz-o-czlowieku,OTgwODk1NDU/4/#info:metadata Wiersz o człowieku]'' (1816)' * Victor Hugo, François Coppée, August Barbier i in., tłum. [[Autor:Seweryna Duchińska|Seweryna Duchińska]] ([https://polona.pl/item/antologia-poezji-francuskiej-xix-wieku,OTgwNjE5MjM/4/#info:metadata polona]) * [[Autor:Friedrich Gottlieb Klopstock|Friedrich Gottlieb Klopstock]], ''[[Messyada]]'', tłum. Józef Karol Jaślikowski ([https://polona.pl/item/messyada-fryderyka-bogumila-klopsztoka,OTI5MDMxMjk/4/#info:metadata polona], 1847) * [[Użyteczność kwiatów]], [[Autor:Ramón de Campoamor|Ramón de Campoamor]], tłum. Wincenty Stroka ([https://polona.pl/item/uzytecznosc-kwiatow-poemacik-ramona-de-campoamor,OTI5MDg1MTc/6/#info:metadata polona], 1913) * anonim, Lament chłopski na pany ([https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/publication/35963/edition/53045/content WBC]) == Powieść, opowiadanie == * * [[Autor:Lucjan Rydel|Lucjan Rydel]], ''[[Ferenike i Pejsidoros]]'' ([http://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/doccontent?id=3170 JBC]) * [[Autor:Henryk Rzewuski|Henryk Rzewuski]], ''[[Listopad (Rzewuski)|Listopad]]'' (1882: [http://bc.cyfrowagalicja.pl/dlibra/doccontent?id=75 Cyfrowa Galicja Tarnów] lub PBCUP: [http://pbc.up.krakow.pl/dlibra/doccontent?id=1888 t. I] [http://pbc.up.krakow.pl/dlibra/doccontent?id=1923 t. II]) * [[Autor:Jens Peter Jacobsen|Jens Peter Jacobsen]], [[Niels Lyhne]] (tłum. Helena Rosenband, [http://dlibra.umcs.lublin.pl/dlibra/doccontent?id=13630 UMCS]) * [[Autor:Józef Dzierzkowski|Józef Dzierzkowski]], Powieści Józefa Dzierzkowskiego. Wydanie zupełne: ** [https://polona.pl/item/powiesci-jozefa-dzierzkowskiego-t-1,ODM3MzAyNDE/4/#info:metadata t. I]: [[Jutro]], [[Kuglarze]], [[Rodzina w salonie]], [[Szpicrut honorowy]]; ** [https://polona.pl/item/powiesci-jozefa-dzierzkowskiego-t-2,OTY5Mjg2NTQ/4/#info:metadata t. II]: [[Serce kobiece]], [[Śliska do przepaści droga]], [[Zemsta Pana Bolesława]]; ** [https://polona.pl/item/powiesci-jozefa-dzierzkowskiego-t-3,MjcwNzIx/0/#info:metadata t. III]: [[Król dziadów]], [[Lekarz magnetyczny]] (!), [[Stłuczone okno]], [[Dwa zdybania]], [[Próżniak]]; ** [https://polona.pl/item/powiesci-jozefa-dzierzkowskiego-t-4,MjcxMDMw/0/#info:metadata t. IV]: [[Dla posagu]], [[Uśmiech szyderczy]], [[Bale na wsi]], [[Leśniczy]], [[Stary komornik]], [[Wielkie nadzieje]], [[Z życia polskiego aktora]], [[Bałaguły]], [[Suknia balowa]], [[Nowy rok]], [[Hogartowskie obrazy]], [[Rezydent]], [[Wieśniak Podolski]], [[Przez ulicę]]; ** [https://polona.pl/item/powiesci-jozefa-dzierzkowskiego-t-5,OTY5Mjg2NjI/4/#info:metadata t. V]: [[Rodzina w salonie]], [[Ludzie dobrzy na jednym wózku do sądu jeżdżą]], [[Szlachecka szlachetność]], [[Płacz i śmiech]], [[Dwie łzy]], [[Znajda]], ** [https://polona.pl/item/powiesci-jozefa-dzierzkowskiego-t-6,MjcxOTI5/0/#info:metadata t. VI]: [[Szkoła świata]], [[Wykradzenie]], [[Palec Boży]], [[Cmentarz wiejski]], [[Folbluty]], [[Pan kapitan]]; ** [https://polona.pl/item/powiesci-jozefa-dzierzkowskiego-t-7,OTY5Mjg2NjQ/6/#info:metadata t. VII]: [[Dwaj bliźnięta]], [[Skarbiec]], [[Wieniec cierniowy]], [[Wigilja Bożego Narodzenia]], [[Żeby choć raz w życiu]]; ** [https://polona.pl/item/powiesci-jozefa-dzierzkowskiego-t-8,OTY5Mjg2Njc/4/#info:metadata t. VIII]: [[Druchna]], [[Dziwne zaręczyny]], [[Epizod z roku 1831]], [[Mara dziewica węgierska]], [[Na śmierć]], [[Tragedja i komedja]], [[Uniwersał hetmański]] (1875-76) * [[Picciola]] – Joseph Xavier Boniface Saintine (tłum. Natalia Osterloff, [https://polona.pl/item/picciola-p-1,OTgwODI3Mzg/4/#info:metadata t. I], [https://polona.pl/item/picciola-p-2,OTgwODI3Mzk/4/#info:metadata II] * [[Autor:Ludwik Stanisław Liciński|Ludwik Stanisław Liciński]], Z pamiętnika włóczęgi, 1908 ([https://polona.pl/item/z-pamietnika-wloczegi,OTgyMzA2ODA/6/#info:metadata polona]), Ksiądz Jan Jaskólski, 1908 ([https://polona.pl/item/ksiadz-jan-jaskolski,NzI1NTEyNzM/4/#info:metadata polona]), Halucynacje (1908), wyd. 3. 1917 ([https://polona.pl/item/halucynacje,ODk3NzkwMTU/6/#info:metadata polona]), Szały miłości, 1923 ([https://polona.pl/item/szaly-milosci,ODk3NTcxNTE/4/#info:metadata polona]), Dziwaczka, 1929 ([https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/315507?id=315507 ŚBC]) * [[Autor:Piotr Choynowski|Piotr Choynowski]], [[Kij w mrowisku]] ([https://polona.pl/item/kij-w-mrowisku,ODk3Njk3NTk/6/#info:metadata polona]) * [[Autor:Piotr Choynowski|Piotr Choynowski]], [[Opowiadania szlacheckie]] ([http://pbc.biaman.pl/dlibra/doccontent?id=32616 PBC]) * [[Autor:Piotr Choynowski|Piotr Choynowski]], [[Historja naiwna]] ([https://polona.pl/item/historja-naiwna-nowele,ODQ5MTI1MjQ/6/#info:metadata polona]) * Goethe, Cierpienia młodego Wertera, tłum. [[Autor:Piotr Choynowski|Piotr Choynowski]] ([https://polona.pl/item/cierpienia-mlodego-wertera,OTI5MDU0MzQ/6/#info:metadata polona]) * Józef Roth (tłum. Izydor Berman): ** Historia nocy 1002 ([https://polona.pl/item/historia-nocy-1002-powiesc,ODk3Njg2MzU/8/#info:metadata polona]), ** Rodzina Bernheimów ([https://polona.pl/item/rodzina-bernheimow-powiesc,ODk0MjAxODQ/6/#info:metadata polona]), ** Hotel Savoy ([https://polona.pl/item/hotel-savoy-powiesc,ODk3Njg0ODY/8/#info:metadata polona]), ** Tarabas ([https://polona.pl/item/tarabas-powiesc,NDUxMzQ0NTc/8/#info:metadata polona]) * [[Autor:Iwan Turgieniew|Iwan Turgieniew]], [[Ojcowie i dzieci]], tłum. Ostap Ortwin ([https://polona.pl/item/ojcowie-i-dzieci-powiesc,ODk3NTE4MjE/8/#info:metadata polona]) * [[Autor:Maksym Gorki|Maksym Gorki]], [[Matka (Gorki)|Matka]]: ** tłum. Halina Górska ([https://polona.pl/item/matka,ODk3Njg5NzY/8/#info:metadata polona], wyd. 1946) ** '''[podział na dwie części]''' tłum. Marceli Tarnowski, Serce matki ([https://polona.pl/item/serce-matki-powiesc,ODYyODI3MDc/4/#info:metadata polona]), Zwycięstwo matki ([https://polona.pl/item/zwyciestwo-matki-powiesc,ODYyODI3MDU/10/#info:metadata polona]), * [[Autor:Adalbert Chamisso|Adalbert Chamisso]], [[Dziwna historya Piotra Schlemihl'a]], tłum. A. Gruszecki (?) ([https://polona.pl/item/dziwna-historya-piotra-schlemihl-a,OTI5MDg0Mzc/6/#info:metadata polona], 1879) * [[Autor:Adalbert Chamisso|Adalbert Chamisso]], [[Człowiek, który sprzedał swój cień]], [[Autor:Stefan Ogonowski|Stefan Ogonowski]] ([https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/12518?id=12518 ŚBC], 1925) * [[Autor:Alain-René Lesage|Alain-René Lesage]], tłum. Boy-Żeleński, [[Diabeł kulawy]] ([https://polona.pl/item/djabel-kulawy,MTc5NzQ4MjI/6/#info:metadata polona], 1930), tłum. Teodor Tripplin ([https://polona.pl/item/djabel-kulawy,ODIzOTQzMTk/4/#info:metadata polona], [http://bc.wbp.lublin.pl/dlibra/doccontent?id=11481 WBP Lublin], 1853) * [[Autor:Alain-René Lesage|Alain-René Lesage]], [[Gil Blas]]: ** [[Awantura Idziego Błassa z Santyllany]], tłum. anonimowy ([https://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=26839 t. I, II], [https://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=26840 t. III, IV], 1769) ** [[Historya Idzego Blassa z Santylany]], tłum. anonimowy ([https://polona.pl/item/historya-idzego-blassa-z-santylany-t-1,OTI5MDA3NjA/4/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/historya-idzego-blassa-z-santylany-t-2,OTc1OTE3NzE/0/#info:metadata II], [https://polona.pl/item/historya-idzego-blassa-z-santylany-t-3,OTc1OTE3NzM/2/#info:metadata III], [https://polona.pl/item/historya-idzego-blassa-z-santylany-t-4,OTc1OTE3NzQ/2/#info:metadata IV], 1841) ** [[Gil Blas z Santillany]], tłum. [[Autor:Tomasz Dziekoński|Tomasz Dziekoński]] ([http://bc.wbp.lublin.pl/dlibra/doccontent?id=16936 WBP Lublin], 1853) * [[Autor:Tomasz Dziekoński|Tomasz Dziekoński]], Powieści starego nauczyciela dla swoich młodych przyjaciół ([https://polona.pl/item/powiesci-starego-nauczyciela-dla-swoich-mlodych-przyjaciol,OTY1MzQ0NTY/4/#info:metadata polona], 1884) * [[Autor:Heinrich Laube|Heinrich Laube]], [[Bandomirowie]], tłum. Teodor Traugutt ([https://polona.pl/item/bandomirowie-powiesc-kurlandska,OTI5MDEyMjQ/6/#info:metadata polona]) * [[Autor:Edward Bulwer-Lytton|Edward Bulwer-Lytton]], Rienzi. Ostatni trybun rzymski, tłum. Rozalia Boczarska ([https://polona.pl/item/rienzi-ostatni-trybun-rzymski-powiesc-historyczna-t-1,NjYxMTg4OTU/4/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/rienzi-ostatni-trybun-rzymski-powiesc-historyczna-t-2,NjYxMTg4OTQ/2/#info:metadata II]) * [[Autor:Edward Bulwer-Lytton|Edward Bulwer-Lytton]], Ostatnie dni Pompei, tłum. anonimowy ([https://polona.pl/item/ostatnie-dni-pompei-t-1,ODk3Nzc3MDg/8/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/ostatnie-dni-pompei-t-2,ODk3Nzc3MDY/2/#info:metadata II], [https://polona.pl/item/ostatnie-dni-pompei-t-3,ODk3Nzc3MDU/8/#info:metadata III], [https://polona.pl/item/ostatnie-dni-pompei-t-4,ODk3Nzc3MDM/2/#info:metadata IV]) * Franz Werfel, Barbara, tłum. Marceli Tarnowski ([https://polona.pl/item/barbara-powiesc,ODk3NTE1NDQ/6/#info:metadata polona]) * Franz Werfel, Rozdroże, tłum. Marceli Tarnowski ([https://polona.pl/item/rozdroze-powiesc,ODk3NTE1NDM/6/#info:metadata polona]) * Franz Werfel, Tajemnica człowieka, tłum. Marceli Tarnowski ([https://polona.pl/item/tajemnica-czlowieka,ODk3NDYxMDg/8/#info:metadata polona]) * Henri Barbusse, [[Ogień]], tłum. anonimowy ([https://polona.pl/item/ogien-pamietnik-oddzialu-w-okopach,ODQ5MTM3Mzg/8/#item polona]) * Charles Kingsley, Heroje czyli klechdy greckie o bohaterach, tłum. Wacław Berent ([https://polona.pl/item/heroje-czyli-klechdy-greckie-o-bohaterach,ODk3NTg0NzI/8/#info:metadata polona]) * Thomas Carlyle, Sartor Resartus. Życie i zdania pana Teufelsdröckha, tłum. Sygurd Wiśniowski ([https://polona.pl/item/sartor-resartus-zycie-i-zdania-pana-teufelsdrockha-w-trzech-ksiegach,OTI5MDg1MDA/8/#info:metadata polona]) * Henry Mackenzie, Czuły człowiek (The Man of Feeling 1771), tłum. Kazimierz Grabowski ([https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/show-content/publication/edition/271323?id=271323 WBC], 1817) * Laurence Sterne, Podróż sentymentalna: ** tłum. Stanisław Kostka Kłokłocki ([https://polona.pl/item/podroz-sentymentalna-wawrzynca-sterna-z-poprzedzaiacym-uwiadomieniem-o-zyciu-i-dzielach,OTI4OTQwMDE/4/#info:metadata polona], 1817) [T. Mikulski, Ze studiów nad Oświeceniem. Zagadnienia i fakty, Warszawa 1956, s. 266] podobno lepszy przekład ** Podróż uczuciowa przez Francyę i Włochy, tłum. Władysław Edward Noakowski ([https://polona.pl/item/podroz-uczuciowa-przez-francye-i-wlochy,OTI4OTM3Nzk/2/#info:metadata polona], 1853) * Fryderyk Skarbek, Podróż bez celu (wyd. 1824-1825: [https://crispa.uw.edu.pl/object/files/293031/display/Default CRISPA t. I], [https://crispa.uw.edu.pl/object/files/293030/display/Default II]; wyd. 1840: [https://polona.pl/item/podroz-bez-celu-t-1,ODMxMTE1ODA/0/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/podroz-bez-celu-t-2,ODMxMTA5MTM/0/#info:metadata II])) * [[Żywot Łazika z Tormesu]], [[Autor:anonim|anonim]], tłum. [[Autor:Maurycy Mann|Maurycy Mann]] ([https://polona.pl/item/zywot-lazika-z-tormesu-la-vida-de-lazarillo-de-tormes,ODk3ODMzNzY/8/#info:metadata polona]) * [[Historya y awantury Roderyka Random]], [[Autor:Thobias Smollett|Thobias Smollett]], tłum. J. Fr. (t. I brak; [https://polona.pl/item/historya-y-awantury-roderyka-random,MTI3MzgyNjMz/3/#item polona t. II], brak t. III; 1785) * [[Autor:Halina Krahelska|Halina Krahelska]], [[Polski strajk]] ([https://polona.pl/item/polski-strajk,NDcwMDY1Mzk/6/#info:metadata polona]) * [[Autor:Adam Naruszewicz|Adam Naruszewicz]], ''Dzieła poetyczne Adama Stanisława Naruszewicza'' t. I i II (1826) — istnieje też wydanie z 1778 roku, ale z bardziej archaiczną pisownią, stąd wybór nowszego wydania ([http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=8750 DBC t. I], [http://delta.cbr.edu.pl/dlibra/doccontent?id=797 RolBC t. II]) == Przysłowia, aforyzmy, przypowieści, bajki == * [[Autor:Andrzej Maksymilian Fredro|Andrzej Maksymilian Fredro]], ''[[Przysłowia mów potocznych, obyczajowe, radne, wojenne]]'' ([http://books.google.pl/books?id=jPlDAAAAcAAJ GB], [http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/doccontent?id=92602 WBC]) * Salomon Rysiński, ''[[Przypowieści Polskie]]''. Przez Solomona Rysinskiego Zebrane, Rozdzialow XVIII. (Uwaga: gotycka czcionka; ([http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/doccontent?id=107823 eBUW]) * [[Autor:Bartosz Paprocki]], [[Koło rycerskie]] (Koło rycerskie w którem rozmaite zwierzęta swe rozmowy wiodą) ([http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/doccontent?id=1705 WBC]) == Esej, naukowe, krytyka == * Freud, Wizerunek własny (tłum. H. Załszupin, [http://pbc.up.krakow.pl/dlibra/doccontent?id=5340 PBC]) * [[Autor:Kazimierz Brodziński|Kazimierz Brodziński]], Pisma estetyczno-krytyczne, [https://polona.pl/item/pisma-estetyczno-krytyczne-t-1-2,OTI5MDg2ODE/ polona t. I], [https://polona.pl/item/pisma-estetyczno-krytyczne-t-2,MTAyOTYyNTcw/ II] * Teodor Herzl, [[Państwo żydowskie]], tłum. Jakub Appenszlak (zm. 1950), [https://rcin.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/6700?id=6700 RCIN] * Anna Laetitia Barbauld, Nauki dla dzieci, tłum. [[Autor:Franciszek Zatorski|Franciszek Zatorski]] ([https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/219728?id=219728 SBC t. I], [https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/219747?id=219747 II]) * Jan Karol Sembrzycki, Krótki Przegląd literatury ewangelicko-polskiej Mazurów i Szlązaków od r. 1670 ([https://polona.pl/item/krotki-przeglad-literatury-ewangelicko-polskiej-mazurow-i-szlazakow-od-r-1670,NzU4NjgyMjI/6/#info:metadata polona], [https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/311387?id=311387 ŚBC]) * Władysław Gołembiowski, Mickiewicz odsłoniony i towiańszczyzna ([https://polona.pl/item/mickiewicz-odsloniony-i-towianszczyzna,NjM5MTY4/2/#info:metadata polona]) * [[Autor:Ferenc Liszt|Ferenc Liszt]], Kilka słów o stanowisku artystów i położeniu ich w towarzystwie, tłum. anonimowy ([https://polona.pl/item/kilka-slow-o-stanowisku-artystow-i-polozeniu-ich-w-towarzystwie,Njc4NjM4MDg/4/#info:metadata polona]) * [[Autor:Karol Szymanowski|Karol Szymanowski]], ''Wychowawcza rola kultury muzycznej'' ([http://pbc.gda.pl/dlibra/doccontent?id=13798 PBC]), * [[Autor:Mieczysław Karłowicz|Mieczysław Karłowicz]], Mieczysław Karłowicz w Tatrach ([https://polona.pl/item/mieczyslaw-karlowicz-w-tatrach-pisma-taternickie-i-zdjecia-fotograficzne,MTQwOTMzNw/4/#info:metadata polona]) * Julian Pulikowski, Zagadnienie historji muzyki narodowej, [https://polona.pl/item/zagadnienie-historji-muzyki-narodowej,Njc4NjcxNDY/0/#info:metadata polona] * Kazimierz Łada, Historja muzyki (1861): [https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/139313?id=139313 sbc] * Dębołęcki Wojciech - Wywód Jedynowłasnego Państwa Świata: [http://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/doccontent?id=95333 UJ] lub [https://polona.pl/item/81818/2/ polona.pl] * [[Autor:Marcin Bielski|Marcin Bielski]], Zywothy Philozophow to iest mędrczow nauk przyrodzonych, Y też inszych mężow cznotami ozdobionych ku obyczaynemu nauczaniu człowieka każdego krotko wybrane, 1535 ([https://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=3347 DBC]) * Andrzej Glauber, Problemata Aristotelis. Gadki z pisma wielkiego philozopha Aristotela, y też inszych mędrczow tak przyrodzoney iako y lekarskiey nauki z pilnoscią wybrane Pytanie rozmaite o składnosci człowieczich członkow rozwięzuiące, ku biegłosci rozmowy ludzkiey tak rozkoszne iako y pożyteczne, 1535 ([https://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=3345 DBC]) * Bartłomiej Georgiewic, Rozmowa z Turczynem o wierze Krzesciyańskiey, y o taynosći troyce swiętey, ktora w Alkoranie stoi napisana. Przez Bartłomieia Georgiewits ktory czternascie lat był więzniem tureckim, 1548 ([https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/show-content/publication/edition/439508?id=439508 WBC]) * [[Autor:August Hermann Niemeyer|August Hermann Niemeyer]], Starzec do młodzieńca, tłum. [[Autor:Alojzy Norejko|Alojzy Norejko]] ([https://crispa.uw.edu.pl/object/files/273949/display/Default BUW], [https://polona.pl/item/starzec-do-mlodzienca,OTI4OTc3MjY/4/#info:metadata polona]), 1828 * [[Autor:Kwintylian|Kwintylian]], [[O wykształceniu mówcy]], tłum. [[Autor:Mieczysław Olszowski|Mieczysław Olszowski]] ([https://polona.pl/item/o-wyksztalceniu-mowcy-wybor,ODk3NjI4NzA/4/#info:metadata polona], 1928) * Teodor Mommsen, Historya rzymska, tłum. [[Autor:Tomasz Dziekoński|Tomasz Dziekoński]]: ** wyd. 1, 1867: [https://polona.pl/item/historya-rzymska-t-1,Njg1ODgyODA/4/#info:metadata t. I], [https://polona.pl/item/historya-rzymska-t-2,Njg1ODgyODE/4/#info:metadata II], [https://polona.pl/item/historya-rzymska-t-3,Njg1ODgyODI/4/#info:metadata III], [https://polona.pl/item/historya-rzymska-t-4,Njg1ODgyODM/4/#info:metadata IV] ** wyd. 2, 1880: [https://polona.pl/item/historya-rzymska-t-1,OTU2NTgxNjk/4/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/historya-rzymska-t-2,OTU2NTgxNzE/0/#info:metadata II], [https://polona.pl/item/historya-rzymska-t-3,OTc1MzI4MzI/6/#info:metadata III], [https://polona.pl/item/historya-rzymska-t-4,OTU2NTgxNzI/4/#info:metadata IV] * [[Statut Ligi Reformy Obyczajów]] zatwierdzony przez Komisarza Rządu m. st. Warszawy dn. 1 czerwca 1933 r. ([https://polona.pl/item/statut-ligi-reformy-obyczajow-zatwierdzony-przez-komisarza-rzadu-m-st-warszawy-dn-1,NzAyNjA2MjU/0/#info:metadata polona]) * [[Statut Polskiego Towarzystwa Eugenicznego]] ([https://polona.pl/item/statut-polskiego-towarzystwa-eugenicznego-walki-ze-zwyrodnieniem-rasy,NzAyNjA0ODY/2/#item polona]) * Władysław Mickiewicz, Żywot Adama Mickiewicza ([https://polona.pl/item/zywot-adama-mickiewicza-podlug-zebranych-przez-siebie-materyalow-oraz-z-wlasnych,ODk3NTYwNzk/6/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/zywot-adama-mickiewicza-podlug-zebranych-przez-siebie-materyalow-oraz-z-wlasnych,ODk3NTYwNzc/4/#info:metadata II], [https://polona.pl/item/zywot-adama-mickiewicza-podlug-zebranych-przez-siebie-materyalow-oraz-z-wlasnych,ODk3NTYwNzM/4/#info:metadata III], [https://polona.pl/item/zywot-adama-mickiewicza-podlug-zebranych-przez-siebie-materyalow-oraz-z-wlasnych,ODk3NTYwNzE/4/#info:metadata IV]; wyd. 1890-95) * [[Autor:Thomas Carlyle|Thomas Carlyle]], Pracuj i nie trać nadziei, tłum. Adolf Strzelecki ([https://polona.pl/item/pracuj-i-nie-trac-nadziei-wiazanka-mysli-o-istotnych-wartosciach-zycia,ODk3Nzc5MzA/6/#info:metadata polona]) * [[Autor:Thomas Carlyle|Thomas Carlyle]], Rewolucja francuska, t. I, tłum. Adolf Strzelecki ([https://polona.pl/item/rewolucja-francuska-1-smierc-ludwika-xv,ODk3NjYzMDM/4/#info:metadata polona]) * tekst zbiorowy: anonim, Kronika polsko-węgierska [Kronika węgierska]; anonim, Kronika czeska; Ksiądz Jan, list do Manuela cesarza greckiego; Beda Czcigodny, De imagine mundi, tłum. Hipolit Kownacki ([https://crispa.uw.edu.pl/object/files/286059/ CRISPA] * Marceli Handelsman, Między Wschodem a Zachodem ([https://polona.pl/item/miedzy-wschodem-i-zachodem,MjU5OTcw/1/#info:metadata polona]) * Jan Tadeusz Lubomirski, Rolnicza ludność w Polsce od XVI do XVIII wieku ([https://polona.pl/item/rolnicza-ludnosc-w-polsce-od-xvi-do-xviii-wieku,OTI5MDAxMDQ/6/#info:metadata polona]) — zawiera m.in. suplikę torczyńską * [[Autor:Piotr Chmielowski|Piotr Chmielowski]], Liberalizm i obskurantyzm na Litwie i Rusi (1815-1823) ([https://polona.pl/item/liberalizm-i-obskurantyzm-na-litwie-i-rusi-1815-1823,OTI5MDgzNTI/6/#info:metadata polona]) * [[Autor:Gaston Boissier|Gaston Boissier]], Tacyt, tłum. [[Autor:Franciszek Mirandola|Franciszek Mirandola]] ([https://polona.pl/item/tacyt,ODQ5MTMzNTU/6/#info:metadata polona], 1907) == Opracowania historyczne == * [[Autor:Andrzej Maksymilian Fredro|Andrzej Maksymilian Fredro]], ''[[O porządku wojennym i o pospolitem ruszeniu małem]]'', oprac. Kazimierz Józef Turowski ([http://www.pbc.rzeszow.pl/dlibra/doccontent?id=4260 PBC Rzeszów]) * [[Autor:Andrzej Maksymilian Fredro|Andrzej Maksymilian Fredro]], ''[[Dzieje narodu polskiego pod Henrykiem Walezyuszem królem polskim a potem francuzkim]]'', przekł. Władysław Syrokomla ([http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/doccontent?id=69826 WBC]) * Helmolda ''Kronika Sławiańska z XII wieku'', tłum. Jan Papłoński ([http://pbc.biaman.pl/dlibra/docmetadata?id=7734 PBC]) == Inne == * [[Indeks:Samuel Bogumił Linde - Słownik języka polskiego]] — wgrać skany w wyższej jakości<br>([https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-1-cz-1-a-f,MTI2MzI0NjE/6/#info:metadata polona t. I, cz. I], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-1-cz-2-g-l,MTI2MzI0NjI/6/#info:metadata I, cz. II], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-2-cz-1-m-o,MTI2MzI0NjM/6/#info:metadata t. II, cz. I], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-2-cz-2-p,MTI2MzI0NjQ/6/#info:metadata t. II, cz. II], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-cz-3-czyli-vol-5-r-t,MTI2MzI0NjU/6/#info:metadata t. III], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-6-u-z,MTI2MzI0NjY/ t. IV] — zmiana numeracji od t. III, który opisany jest jako V) * kuchenna sekcja wegetariańska: ** '''Janina Breyerowa, Stanisław Breyer, Jarska kuchnia witaminowa''' (ca 1929) ([https://polona.pl/item/jarska-kuchnia-witaminowa-janiny-breyerowej,MTUxNzkwNDY/8/#info:metadata polona]) ** Jan Kazimierz Czarnota, Kuchnia jarska (wyd. piąte [?], post/ca 1931) ([https://polona.pl/item/kuchnia-jarska,OTY0NjEwODQ/4/#info:metadata polona]) ** Maria Czarnowska, Nowa ilustrowana jarska kuchnia zawierająca wyprobowane przepisy przyrządzania smacznych a zdrowych potraw roślinnych oraz naukowe ogólne przepisy rozumnego odżywiania się (wyd. 2. dopełnione) ([http://cybra.lodz.pl/dlibra/doccontent?id=14686 Cybra]) ** Irena Paryska, Kuchnia jarska zawierająca przepisy przyrządów smacznych a zdrowych potraw roślinnych, oraz naukowe przepisy rozumnego odżywiania się ca 1910, ([https://polona.pl/item/kuchnia-jarska-zawierajaca-przepisy-przyrzadow-smacznych-a-zdrowych-potraw-roslinnych,ODk3NDgzNTE/6/#info:metadata polona]) ** '''Romualda Tarnawska, Apolinary Tarnawski, [Kosowska] kuchnia jarska''' (1929) ([http://cybra.lodz.pl/dlibra/doccontent?id=15076 Cybra]) * Feliks Halpern, Muzycy w anegdocie i humor muzyczny ([https://polona.pl/item/muzycy-w-anegdocie-i-humor-muzyczny,ODM1NTc3Mzc/6/#info:metadata polona]) * [[Autor:Józef Bliziński|Józef Bliziński]], [[Barbaryzmy i dziwolągi językowe]], 1888 ([https://polona.pl/item/barbaryzmy-i-dziwolagi-jezykowe,ODk5NDMyMzE/6/#info:metadata polona]) * [[Manifest komunistyczny 1847 r.]], tłum. i oprac. Witold Piekarski (ze wstępami! pierwsze wydanie!), Genewa 1883 ([https://polona.pl/item/manifest-komunistyczny-1847-r,NTUxNjExNjY/6/#info:metadata polona]) * Kuchmistrzostwo. Szczątki druku polskiego z początku w. XVI, oprac. Zygmunt Wolski (1862-1931), 1891 ([https://polona.pl/item/kuchmistrzostwo-szczatki-druku-polskiego-z-poczatku-w-xvi,OTgwNzUzMDc/8/#info:metadata polona]) * anonimowy francuski autor, Kucharz doskonały, tłum. Wojciech Wielądko, wyd. 1808 ([https://polona.pl/item/kucharz-doskonaly-w-wybornym-guscie-z-oszczednoscia-dogodny-czyli-sposob-gotowania,ODk5MTc2NzA/4/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/kucharz-doskonaly-w-wybornym-guscie-z-oszczednoscia-dogodny-czyli-sposob-gotowania,ODk5MTc2NzE/4/#info:metadata II]) * Pliniusz Starszy, [[Historia naturalna]], tłum. Józef Łukaszewicz ([https://polona.pl/item/k-pliniusza-starszego-historyi-naturalnej-ksiag-xxxvii-c-plinii-secundi-historiae,OTczMzk2OTg/4/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/k-pliniusza-starszego-historyi-naturalnej-ksiag-xxxvii-c-plinii-secundi-historiae,OTczMzk2OTk/4/#info:metadata II], [https://polona.pl/item/k-pliniusza-starszego-historyi-naturalnej-ksiag-xxxvii-c-plinii-secundi-historiae,OTczMzk3MDA/4/#info:metadata III], [https://polona.pl/item/k-pliniusza-starszego-historyi-naturalnej-ksiag-xxxvii-c-plinii-secundi-historiae,OTczMzk3MDE/4/#info:metadata IV], [https://polona.pl/item/k-pliniusza-starszego-historyi-naturalnej-ksiag-xxxvii-c-plinii-secundi-historiae,OTczMzk3MDI/4/#info:metadata V], [https://polona.pl/item/k-pliniusza-starszego-historyi-naturalnej-ksiag-xxxvii-c-plinii-secundi-historiae,OTczMzk3MDM/4/#info:metadata VI], [https://polona.pl/item/k-pliniusza-starszego-historyi-naturalnej-ksiag-xxxvii-c-plinii-secundi-historiae,OTczMzk3MDQ/4/#info:metadata VII], [https://polona.pl/item/k-pliniusza-starszego-historyi-naturalnej-ksiag-xxxvii-c-plinii-secundi-historiae,OTczMzk3MDY/4/#info:metadata VIII], [https://polona.pl/item/k-pliniusza-starszego-historyi-naturalnej-ksiag-xxxvii-c-plinii-secundi-historiae,OTczMzk3MDc/4/#info:metadata IX], [https://polona.pl/item/k-pliniusza-starszego-historyi-naturalnej-ksiag-xxxvii-c-plinii-secundi-historiae,OTczMzk3MjM/4/#item X]) == Religia == * Młot na czarownice: [http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=5016 dbc] * [[Autor:Johann Arndt|Johann Arndt]], [[Sześć ksiąg o prawdziwym chrześcijaństwie]], tłum. [[Autor:Samuel Tschepius|Samuel Tschepius]] ([https://polona.pl/item/jana-arnta-szesc-ksiegi-o-prawdziwym-chrzescianstwie-z-niemieckiego-na-polski-iezyk,ODQ5MTQwNDc/6/#info:metadata polona]) * Johann Gossner, Czytania nabożne * Johann Gossner, Serce człowieka: Świątynia Boża, lub przybytek szatana (tłum. T. Tosio, [http://sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/322708?id=322708 SBC], tłum. Kacper Mikulski, [https://polona.pl/item/serce-czlowieka-swiatynia-boga-lub-siedliskiem-szatana-uzmyslowione-dziesiecioma,OTI5MDUyNTU/2/#info:metadata polona]) * Grzegorz z Żarnowca, Postyla albo wykłady ewanielij niedzielnych i świąt uroczystych, tłum. Theodor Karl Haase ([https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/319663?id=319663 SBC]) * Samuel Dambrowski, Lekarstwo duszne w chorobie, tłum. Wilhelm Altmann ([https://polona.pl/item/lekarstwo-duszne-w-chorobie,OTI5MDc2MjM/6/#info:metadata polona]) * [[Autor:Jan od Krzyża|Jan od Krzyża]], [[Dzieła doktora mistycznego św. Jana od Krzyża]], tłum. [[Autor:Eugenia Kostecka|Eugenia Kostecka]] (1891-'''1979'''): ** (1927) t. I: [[Wnijście na Górę Karmelu]] ([https://polona.pl/item/wnijscie-na-gore-karmelu-ks-1-2-i-3,ODk3NzA4OTI/10/#info:metadata polona]) ** (1931) t. II: [[Noc ciemności]], [[Pieśń duchowa]] ([https://kpbc.umk.pl/dlibra/doccontent?id=67542 KPBC]) * Francisco de Quevedo, Polityka Boża, tłum. Marcin Śmiglecki ([https://polona.pl/item/polityka-boza-rzady-chrystusowe-przez-franciszka-z-quewedu-willegas-z,OTcwMDExMDY/4/#info:metadata polona]) * [[Historye rzymskie]] (Gesta Romanorum), oprac. Jan Bystroń ([https://www.pbc.rzeszow.pl/dlibra/show-content/publication/edition/15973?id=15973 PBC Rzeszów]) * Edouard Schure, [[Wielcy wtajemniczeni]]. Zarys tajemnej historii religii, tłum. Róża Centnerszwerowa ([https://polona.pl/item/wielcy-wtajemniczeni-zarys-tajemnej-historii-religii-rama-kryszna-hermes-mojzesz,OTI4OTUyMzg/8/#info:metadata polona], wyd. 3, ca 1939) * [[Autor:Adam Czarnocki|Adam Czarnocki]] (Zorian Dołęga-Chodakowski), [[O słowiańszczyźnie przed chrześcijaństwem]] ([https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/10649?id=10649 ŚBC, wyd. 1835) == Polityka == * [[Autor:Wiktor Alter|Wiktor Alter]], [[Antysemityzm gospodarczy w świetle cyfr]] ([https://polona.pl/item/antysemityzm-gospodarczy-w-swietle-cyfr,NzUxODgxODM/2/#info:metadata polona]), [[Gdy socjaliści dojdą do władzy...!]] ([https://polona.pl/item/gdy-socjalisci-dojda-do-wladzy-pierwszy-etap-rewolucji-spolecznej,NzUxODgxODQ/0/#info:metadata polona]), [[Socjalizm walczący]] ([https://polona.pl/item/socjalizm-walczacy,ODM1NTYwODI/8/#info:metadata polona]) * [[Autor:Witold Jodko-Narkiewicz|Witold Jodko-Narkiewicz]], [[Autor:Szymon Dyksztajn|Szymon Dyksztajn]], [[Polski socyalizm utopijny na emigracyi]] ([https://polona.pl/item/polski-socyalizm-utopijny-na-emigracyi-dwie-rozprawy,ODI3NjMyMjI/6/#info:metadata polona]) * [[Autor:Witold Jodko-Narkiewicz|Witold Jodko-Narkiewicz]], [[Złodzieje naszej krwi]] ([https://polona.pl/item/zlodzieje-naszej-krwi,ODk3ODI5OTg/ polona]), [[Polska a państwa neutralne]] ([https://polona.pl/item/polska-a-panstwa-neutralne,NzI1Mzc2Nzg/4/#info:metadata polona], [https://crispa.uw.edu.pl/object/files/22050/display/Default BUW]), [[Objaśnienie programu Polskiej Partyi Socyalistycznej]] ([http://mbc.malopolska.pl/dlibra/doccontent?id=99860 MBC]) * zbiorowe, ''[[Teka Stańczyka]]'' ([http://polona.pl/item/134087 polona]) * [[Autor:Jean-Jacques Rousseau|Jean-Jacques Rousseau]], ''[[Uwagi nad rządem Polski]]'' ([http://kpbc.umk.pl/dlibra/docmetadata?id=47300 KPBC]) == Pamiętniki, wspomnienia == * Michał Kleofas Ogiński, Pamiętniki ([https://polona.pl/item/pamietniki-michala-oginskiego-o-polsce-i-polakach-od-roku-1788-az-do-konca-roku-1815,OTI4OTc0OTU/8/#info:metadata polona t. I], [https://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=5800 DBC t. II], [https://polona.pl/item/pamietniki-michala-oginskiego-o-polsce-i-polakach-od-roku-1788-az-do-konca-roku-1815,OTI4OTc0OTM/4/#info:metadata polona t. III], [https://polona.pl/item/pamietniki-michala-oginskiego-o-polsce-i-polakach-od-roku-1788-az-do-konca-roku-1815,OTI4OTc0OTI/0/#info:metadata IV]) * Wojciech Dembołęcki, [[Pamiętniki o Lissowczykach]], czyli Przewagi Elearów polskich (r. 1619-1623) ([https://polona.pl/item/pamietniki-o-lissowczykach-czyli-przewagi-elearow-polskich-r-1619-az-do-1623,ODk2MjI4MzA/4/#info:metadata polona], 1859) * Tadeusz Bobrowski, Pamiętniki ([https://polona.pl/item/pamietniki-tadeusza-bobrowskiego-t-1,OTI5MDg4MTY/8/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/pamietniki-tadeusza-bobrowskiego-t-2,OTI5MDg4MTU/8/#info:metadata II]) * [[Autor:Samuel Maskiewicz|Samuel Maskiewicz]], ''Pamiętniki'' ([http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/docmetadata?id=3131 WBC]) == Podróżnicze, relacje z podróży == * Włochy — [[Autor:Johann Wilhelm von Archenholz|Johann Wilhelm von Archenholz]], tłum. anonimowy ([https://polona.pl/item/wlochy-przez-archenholca-w-dwoch-czesciach,ODk4NjMzOTA/4/#info:metadata polona]) * Podróż do Turek y Egyptu z przydanym dziennikiem podróży do Holandyi Podczas Rewolucyi 1787 — [[Autor:Jan Potocki|Jan Potocki]], tłum. anonimowy ([https://polona.pl/item/podroz-do-turek-y-egyptu-z-przydanym-dziennikiem-podrozy-do-holandyi-podczas-rewolucji,MTE2NzI1OTA/4/#item polona]) * [[Autor:Antoni Edward Odyniec|Antoni Edward Odyniec]], ''[[Listy z podróży (Odyniec)]]'' ([http://www.polona.pl/item/1325471 polona t. I], [http://www.polona.pl/item/1391358 t. II], [http://www.polona.pl/item/1433820 t. III], [http://www.polona.pl/item/1435200 t. IV]) == Genealogia == * A.K., Podręcznik dla użytku osób utrzymujących akta stanu cywilnego ([https://polona.pl/item/rukovodstvo-dla-lic-soderzasih-akty-grazdanskago-sostoania-podrecznik-dla-uzytku-osob,OTgwNzk2NDg/4/#info:metadata polona], Płock 1894) * Paweł Aleksandrowicz Muchanow, O aktach stanu cywilnego ([https://polona.pl/item/o-aktach-stanu-cywilnego-pismo-z-polecenia-jasnie-wielmoznego-radcy-tajnego-p-muchanow,ODIzMjgwODA/4/#info:metadata polona], Warszawa 1858) * Adam Boniecki, O pochodzeniu szlachty polskiej. O herbach ([https://polona.pl/item/o-pochodzeniu-szlachty-polskiej-o-herbach,Njc4NTc2NTY/8/#info:metadata polona]) * Adam Boniecki, Poczet rodów w Wielkiem Księstwie Litewskiem w XV i XVI wieku ([https://polona.pl/item/poczet-rodow-w-wielkiem-ksiestwie-litewskiem-w-xv-i-xvi-wieku,ODQ5MTMzMjA/4/#info:metadata polona]) * Adam Boniecki, Artur Reiski, [[Herbarz polski]]: ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-1,MTAzNTU4OTQ/4/#info:metadata I]: Aaron - Boniccy, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-2,MTAzNTU5MDA/6/#info:metadata II]: Bonieccy h. Bończa - Chmieleńscy, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-3,MTAzNTU5MDY/4/#info:metadata III]: Chmielewscy - Czetowscy, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-4,MTAzNTU5MTA/4/#info:metadata IV]: Czetwertyńscy - Dowiakowscy, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-5,MTAzNTU5MTM/4/#info:metadata V]: Dowiattowie - Gąsiorkowicz, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-6,MTAzNTU5MTQ/4/#info:metadata VI]: Gąsiorowscy - Grabowniccy, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-7,MTAzNTU5MTU/4/#info:metadata VII]: Grabowscy - Hulkiewiczowie, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-8,MTAzNTU5MTY/4/#info:metadata VIII]: Humańscy - Jelonek, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-9,MTAzNTU5MTc/4/#info:metadata IX]: Jelowscy - Kęstowiczowie, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-10,MTAzNTU5MTg/4/#info:metadata X]: Kęstowscy - Komorowscy, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-11,MTAzNTU5MTk/4/#info:metadata XI]: Komorowscy - Kotowski, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-12,MTAzNTU5MjA/4/#info:metadata XII]: Korty - Krzemieniewscy, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-13,MTAzNTU5MjE/4/#info:metadata XIII]: Krzemieniowscy - Lasoccy, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-14,MTAzNTU5MjI/4/#info:metadata XIV]: Lasoccy - Liwińscy, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-15,MTAzNTU5MjQ/4/#info:metadata XV]: Liwscy - Łopuscy, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-16,MTAzNTU5MjU/9/#info:metadata XVI]: Łopuszcańscy - Madalińscy ** sprostowania i uzupełnienia: [https://polona.pl/item/herbarz-polski-uzupelnienia-i-sprostowania-do-cz-1-z-1,MTAzNTU5MjY/4/#info:metadata polona z. I], [https://polona.pl/item/herbarz-polski-uzupelnienia-i-sprostowania-do-cz-1-z-2,MTAzNTU5Mjc/4/#info:metadata II], [https://polona.pl/item/herbarz-polski-uzupelnienia-i-sprostowania-do-cz-1-z-3,MTAzNTU5Mjg/4/#info:metadata III] * Józef Aleksander Jabłonowski, [[Heraldica]] ([https://polona.pl/item/heraldica-to-iest-osada-kleynotow-rycerskich-y-wiadomosc-znakow-herbownych-dotad-w,ODIyMTk/2/#info:metadata polona]) == Antyk (zbiorczo) == ; dramat * [[Autor:Zygmunt Węclewski|Zygmunt Węclewski]] (tłum.), Tragicy greccy (3 t.): [[Autor:Eurypides|Eurypides]], [[Autor:Ajschylos|Ajschylos]], [[Autor:Sofokles|Sofokles]] ([https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/publication/75950#structure WBC]) * [[Autor:Sofokles|Sofokles]], ''[[Antygona (przeł. Czubek)|Antygona]]'', tłum. [[Autor:Jan Czubek|Jan Czubek]] ([http://www.polona.pl/item/2441493 Polona]) * Plaut, Komedye (Aulularia, Mostellaria, Trinummus, Capteivei, tłum. Jan Wolfram ([https://polona.pl/item/komedye-plauta-aulularia-mostellaria-trinummus-capteivei,ODIyMDUzMzA/12/#info:metadata polona]) ; liryka * [[Autor:Anakreont|Anakreont]], ''Pieśni'' i in., tłum. [[Autor:Kazimierz Kaszewski|Kazimierz Kaszewski]] ([http://pbc.biaman.pl/dlibra/doccontent?id=29788 PBC]) * Anakreont, tłum. Fryderyk Skarbek ([https://polona.pl/item/piesni-anakreonta,MTk5NjA0MDA/4/#info:metadata polona], 1816) * [[Autor:Teokryt|Teokryt]], ''Sielanki i epigramaty'', tłum. [[Autor:Kazimierz Kaszewski|Kazimierz Kaszewski]] ([http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/doccontent?id=270185 WBC]) * [[Autor:Owidiusz|Owidiusz]], ''[[Miłostki]]/[[Elegie miłosne]]'' (oryg. ''Amores''), tłum. [[Autor:Benedykt Hulewicz|Benedykt Hulewicz]] ([http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/doccontent?id=2274 eBUW]) * Pindar, ''Ody'', tłum. [[Autor:Jan Wiernikowski|Jan Wiernikowski]] ([http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/doccontent?id=137416 eBUW]) * Biblioteka Klassyków Łacińskich: Katullus, Pieśni, tłum. Szymon Baranowski; Albiusz Tybullus (Tibullus), tłum. Jędrzej Moraczewski; Propercjusz, Elegie, tłum. Jędrzej Moraczewski ([http://pbc.biaman.pl/dlibra/doccontent?id=26871 PBC]) * Tibullus, ''Elegie i wiersze'', tłum. Jędrzej Moraczewski ([https://polona.pl/item/albiusza-tybulla-elegie-i-wiersze-jako-tez-niektore-przypisywane-sulpicyi-i-innym,OTI4OTMwODY/4/#info:metadata polona]) ; epika * pseudo-Homer, ''[[Batrachomyomachia]]'', tłum. [[Autor:Jacek Idzi Przybylski|Jacek Idzi Przybylski]] ([http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=24462 DBC]) * [[Autor:Hezjod|Hezjod]], ''[[Teogonia]]'', ''[[Tarcza Heraklesa]]'', ''[[Roboty i dnie]]'' (''Prace i dnie''), tłum. [[Autor:Jacek Idzi Przybylski|Jacek Idzi Przybylski]] ([http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=24344 DBC]) * Homer, ''[[Iliada]]'' ** tłum. [[Autor:Jacek Idzi Przybylski|Jacek Idzi Przybylski]] ([http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/doccontent?id=137379 eBUW]) ** tłum. Juliusz Słowacki, ilustr. Stanisław Wyspiański — jako ''[[Iliada. Pomór i gniew]]'' ([http://zbc.uz.zgora.pl/dlibra/doccontent?id=11571 ZBC]) ** tłum. [[Autor:Stanisław Staszic|Stanisław Staszic]] ([http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/doccontent?id=4628 eBUW cz. 1], [http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/doccontent?id=4628 2]) * Lukan, [[Farsalia]] ** [suplement: Thomas May], tłum. Jan Alan Bardziński ([https://polona.pl/item/odrodzona-w-oyczystym-jezyku-farsalia-lukana-to-jest-woyna-domowa-rzymska-z-argumentami,ODEwNjg1NTc/4/#info:metadata polona]) ** tłum. Wojciech Stanisław Chrościński ([https://polona.pl/item/pharsalia-po-polsku-przetlumaczonego-lvkana-albo-raczey-woyna-domowa-miedzy-pompejuszem-a,NzUyOTY3Mjg/1/#info:metadata polona]) ; historie, żywoty * Pliniusz Młodszy, Listy, tłum. Roman Ziołecki ([https://polona.pl/item/k-pliniusza-cecyliusza-sekunda-mlodszego-listy-t-1,ODIyMDY1NjA/8/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/k-pliniusza-cecyliusza-sekunda-mlodszego-listy-t-2,ODIyMDY1NjE/8/#info:metadata II], [https://polona.pl/item/k-pliniusza-cecyliusza-sekunda-mlodszego-listy-t-3,ODIyMDY1NjI/8/#info:metadata]) * Korneliusz Nepos, Żywoty znakomitych mężów: ** tłum. JPP. Kadetów Korp. Warszawskiego w VII. Klassie literatury uczących się, red. Jan Wulfers ([https://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=24053 DBC], 1783) ** tłum. Antoni Jerzykowski (wyd. 2. przejrzane: [https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/show-content/publication/edition/460226?id=460226 WBC], 1868/1873) ** tłum. Antoni Julian Mierzyński ([https://bibliotekacyfrowa.ujk.edu.pl/dlibra/doccontent?id=1900 UJK], [https://rcin.org.pl/dlibra/doccontent?id=83941 rcin] 1883) * Salustiusz: ** [[O spisku Katyliny]], tłum. [[Autor:Franciszek Habura|Franciszek Habura]] ([https://polona.pl/item/gajusa-sallustyusa-kryspa-dziela-wszystkie-t-1-zawierajacy-zywot-autora-i-ksiege-o,OTI4OTU1NDA/4/#info:metadata polona], 1877]) ** Wojna z Jugurtą: *** [[Wojna Jugurtyńska]], tłum. [[Autor:Franciszek Habura|Franciszek Habura]] ([https://polona.pl/item/gajusa-sallustyusa-kryspa-dziela-wszystkie-t-2-zawierajacy-ksiege-o-wojnie,ODk3ODI3MjQ/8/#info:metadata polona], 1894) *** [[Wojna z Jugurtą]], tłum. Stanisław Rzepiński, Bronisław Grzanowski ([https://polona.pl/item/g-sallustyusa-kryspusa-wojna-z-jugurta,ODI3NjQ0MjM/0/#info:metadata polona], 1893) * Plutarch: ** [[O wychowaniu młodzieży]], tłum. Franciszek Ksawery Stachowski ([https://rcin.org.pl/dlibra/doccontent?id=84175 RCiN], [https://polona.pl/item/o-wychowaniu-mlodziezy,OTI4OTY4OTM/6/#info:metadata polona] 1853) ; [[Autor:Kazimierz Morawski|Kazimierz Morawski]] — opracowania * ''[[Rzym: portrety i szkice]]'' ([http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/doccontent?id=119721 WBC]) * ''[[Rzym i narody]], Podbój Zachodu, Wschód i Żydzi'' ([http://polona.pl/item/192809 Polona]) * ''[[Owidyusz i elegicy w epoce Augusta]]'' ([http://www.archive.org/stream/owidyuszielegicy00morauoft#page/n7/mode/2up IA]) tll1idi6g1yk1gu8u71p48et99ofv85 3157975 3157972 2022-08-26T19:49:51Z Vearthy 3020 wikitext text/x-wiki == Magazyny, pisma == ; Zabawy przyjemne i pożyteczne, seria pierwsza ([https://polona.pl/search/?query=Zabawy_Przyjemne_i_Po%C5%BCyteczne&filters=publisher:nak%C5%82adem_Micha%C5%82a_Gr%C3%B6la,publisher:nak%C5%82adem_Micha%C5%82a_Groella,public:1,hasTextContent:0 polona]) ; Teatr Polski, czyli zbiór komedyi, drammy y tragedyi, z naysławnieyszych autorow francuzkich tłómaczonych ([https://www.dbc.wroc.pl/dlibra/publication/13421/edition/11932#structure DBC], 55 tomów; 1779-1794), liczni autorzy i tłumacze == [[Autor:Władysław Syrokomla|Ludwik Kondratowicz]] == * ''Wybór poezyj'' ([http://zbc.uz.zgora.pl/dlibra/doccontent?id=23566 ZBC t. I], [http://zbc.uz.zgora.pl/dlibra/doccontent?id=23567 III]) * ''Pisma epiczne i dramatyczne'' ([http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=8698 DBC t. I], [http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=8700 II], [http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=8701 III], [https://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=8705 IV], [http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=8708 V], [http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=8728 VI], [http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=8731 VII], [http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=8741 VIII]) == [[Autor:Iwan Franko|Iwan Franko]] == ** [[Nieco o stosunkach polsko-ruskich]]. Odpowiedź p. T. Romanowiczowi ([https://polona.pl/item/nieco-o-stosunkach-polsko-ruskich,NzIzODAzMzM/4/#info:metadata polona], [https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/9537?id=9537 ŚBC]) ** [[Katechizm socjalistyczny]] ([https://polona.pl/item/katechizm-socjalistyczny-inc-co-to-jest-socjalizm,OTI5MDU4OTU/4/#info:metadata polona]) ** [[Poeta zdrady]], tłum. anonimowy ([https://polona.pl/item/poeta-zdrady-ein-dichter-des-verrathes,ODk3NjIxNDM/6/#info:metadata polona]) ** [[Mojżesz (Franko, tłum. Kobrin)|Mojżesz]], tłum. [[Autor:Włodzimierz Kobrin|Włodzimierz Kobrin]] ([https://polona.pl/item/mojzesz-poemat,NzkyOTI5OTA/6/#info:metadata polona]) ** [[Bajka o dobrobycie]], tłum. anonimowy ([https://polona.pl/item/bajka-o-dobrobycie,OTgwNzk0NjE/1/#info:metadata polona]) ** [[Na dnie]]. Studyum psychologiczno-społeczne, tłum. [[Autor:Sydir Twerdochlib|Sydir Twerdochlib]] ([https://polona.pl/item/na-dnie-studyum-psychologiczno-spoleczne,NzkyOTMxMjQ/6/#info:metadata polona]) == Korespondencja == * Korespondencja Adama Mickiewicza ([https://polona.pl/item/korespondencja-adama-mickiewicza-t-1,ODE4MjQ5MjA/8/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/korespondencja-adama-mickiewicza-t-2,ODE4MjQ5MjE/6/#info:metadata II]; wyd. 1871-72) * [[Autor:Anonimowy|Anonimowy]], ''List Jana Sobieskiego do Zygmunta III'' ([http://rcin.org.pl/dlibra/docmetadata?id=1179 RCIN]) == [[Autor:Andrzej Gawroński|Andrzej Gawroński]] == * Podręcznik Sanskrytu ([https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/12646?id=12646 ŚBC]) * Paul Deussen, Zarys filozofii indyjskiej ([https://polona.pl/item/zarys-filozofii-indyjskiej-z-dodatkiem-o-filozofii-wedanty-i-jej-stosunku-do-metafizyki,ODM1NTY5MzQ/0/#info:metadata polona], 1914) * Aśwaghosza, Wybrane pieśni epiczne ([https://polona.pl/item/wybrane-piesni-epiczne,OTI4NDgzNTQ/4/#info:metadata polona], 1926) * Omar Chajjam, Wybrane czterowiersze ([https://polona.pl/item/wybrane-czterowiersze-omara-chajjama,ODI3NjM3MDk/4/#info:metadata polona, 1933]) * Sandor Petöfi, Poezje wybrane ([https://polona.pl/item/poezje-wybrane,ODk3NjMzMDc/0/#info:metadata polona], 1930) == [[Autor:Richard Wagner|Richard Wagner]] == * [[Sztuka i rewolucya]] ([http://kpbc.umk.pl/dlibra/doccontent?id=46285 KPBC] lub [https://polona.pl/item/sztuka-i-rewolucya,ODc4NTUwODU/10/#info:metadata Polona]) * [[Opera i dramat]], tłum. Marian Dienstl ([https://pbc.gda.pl/dlibra/doccontent?id=7813 PBC Gdańsk]) * [[Latający Holender]] ** wyd. 1902: tłum. Teodor Mianowski (1880-1932) ([https://polona.pl/item/latajacy-holender-romantyczna-opera-w-3-ech-aktach,ODI3NjQxNDM/8/#info:metadata polona], [https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/show-content/publication/edition/407729?id=407729 WBC]) ** wyd. 1926?, tłum. P. K-w. (??) * Wagner, [[Parsifal]], tłum. Leon Popławski (??-??) ([https://kpbc.umk.pl/dlibra/doccontent?id=46273 KPBC]) * [[Śpiewacy norymberscy]] ** wyd. 1903, tłum. Aleksander Bandrowski (1860-1913) ([https://polona.pl/item/spiewacy-norymberscy-opera-w-3-aktach-ryszarda-wagnera,ODk3NjM3MjU/4/#info:metadata polona] lub [https://kpbc.umk.pl/dlibra/doccontent?id=46286 KPBC]) ** [streszczenie] wyd. 1909, tłum. anonimowy ([https://polona.pl/item/spiewacy-norymberscy-opera-w-3-aktach-ryszarda-wagnera,NzMxMzMzNDI/4/#info:metadata polona]) * [[Pierścień Nibelunga]]: ** cz. I: [[Złoto Renu]], tłum. Aleksander Bandrowski ([https://kpbc.umk.pl/dlibra/doccontent?id=46287 KPBC]) ** cz. II: [[Walkirya]] *** wyd. 1902, tłum. Teodor Mianowski ([https://polona.pl/item/walkirya-pierwszy-dzien-z-trylogii-pierscien-nibelunga,ODI3NjM1NTc/6/#info:metadata polona] lub [https://kpbc.umk.pl/dlibra/doccontent?id=46281 KPBC]) *** wyd. 1903, tłum. Aleksander Bandrowski ([https://polona.pl/item/walkirya-pierwszy-dzien-z-trylogii-pierscien-nibelunga-ryszarda-wagnera,ODI3NjQ1NTk/8/#info:metadata polona] lub [https://kpbc.umk.pl/dlibra/doccontent?id=46272 KPBC]) ** cz. III: [[Zygfryd]], tłum. Aleksander Bandrowski ([https://kpbc.umk.pl/dlibra/doccontent?id=46270 polona]) ** cz. IV: [[Zmierzch Bogów]] *** tłum. Aleksander Bandrowski (wyd. 1910: [https://polona.pl/item/zmierzch-bogow-3-dzien-z-trylogii-pierscien-nibelunga,ODI3NjQ3NDY/6/#info:metadata polona], [https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/show-content/publication/edition/129714?id=129714 WBC] lub [https://kpbc.umk.pl/dlibra/doccontent?id=46271 KPBC]) * [[Tannhäuser]] ** tłum. Maksymilian Radziszewski (wyd. 1883: [https://polona.pl/item/tannhauser-i-turniej-spiewakow-w-wartburgu-opera-w-trzech-aktach,ODI3NjQyMTc/4/#info:metadata polona]; wyd. 1897: [https://polona.pl/item/tannhauser-i-turniej-spiewakow-w-wartburgu-opera-w-3-aktach,NzU4Njg3NzM/4/#info:metadata polona]; wyd. 1907: [https://polona.pl/item/tannhauser-i-turniej-spiewakow-w-wartburgu-opera-w-3-aktach,NzU4Njg3NzI/4/#item polona]) ** [streszczenie] Maksymilian Radziszewski (ur. 1828) (wyd. 1898: [https://kpbc.umk.pl/dlibra/doccontent?id=46269 KPBC]; wyd. 1901: [https://polona.pl/item/tannhauser-i-turniej-spiewakow-w-wartburgu-opera-romantyczna-w-3-aktach,ODk3NTE2NjU/0/#item polona]) * [[Lohengrin]] ** tłum. Aureli Urbański (1844-1901) (wyd. 1877: [https://polona.pl/item/lohengrin-opera-romantyczna-w-3-aktach-ryszarda-wagnera,OTI4OTIyNDA/4/#info:metadata polona]; wyd. 1894: [https://polona.pl/item/lohengrin-opera-romantyczna-w-3-aktach-ryszarda-wagnera,ODI3NjQ2OTc/6/#info:metadata polona]; wyd. 1897: [https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/show-content/publication/edition/129713?id=129713 WBC]) ** tłum. Leopold Matuszyński (1820-1893) (wyd. 1878: [https://polona.pl/item/lohengrin-opera-romantyczna-w-3-aktach-ryszarda-wagnera,OTI4OTIyMzk/8/#info:metadata polona]) ** [streszczenie] wyd. 1901?, M. Radziszewski ([https://polona.pl/item/lohengrin-opera-w-3-aktach,NzMxMzMzNDE/0/#info:metadata polona]) ** [streszczenie] wyd. 1930 ([https://polona.pl/item/lohengrin-ryszarda-wagnera,ODk3ODM3MjE/4/#info:metadata polona]) == Kasprowicz == * [[Autor:Jan Kasprowicz|Jan Kasprowicz]] (oprac. i tłum.), ''Arcydzieła europejskiej poezyi dramatycznej'' (wyd. 1912): ** t. I: Maeterlinck, [[Siostra Beatryks]]; D'Annunzio, [[Franczeska z Rimini]]; Marlowe, [[Tragiczne dzieje Doktora Fausta]]; Shelley, [[Oedipus Tyrannus]] [https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/61369?id=61369 ŚBC]; ** t. II: Shelley, [[Rodzina Cencich]]; Browning, [[Pippa przechodzi na balkonie]]; Yeats, [[Księżniczka Kasia]]; Swinburne, [[Atalanta w Kalydonie]] ([https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/62335?id=62335 ŚBC], [https://polona.pl/item/arcydziela-europejskiej-poezyi-dramatycznej-t-2,OTgwNTg0OTE/4/#info:metadata polona]) == Shelley == * Percy Bysshe Shelley, [[Oedipus Tyrannus]] czyli Opuchłołydziec Król, tłum. [[Autor:Jan Kasprowicz|Jan Kasprowicz]] ([https://polona.pl/item/oedipus-tyrannus-czyli-opuchlolydziec-krol-tragedya-w-2-aktach-z-oryginalu-doryckiego,ODk3NjkwNzE/8/#info:metadata polona], [http://dlibra.umcs.lublin.pl/dlibra/doccontent?id=17974 UMCS], wyd. 1907) * Percy Bysshe Shelley, [[Rodzina Cencich]], tłum. [[Autor:Jan Kasprowicz|Jan Kasprowicz]] ([https://polona.pl/item/rodzina-cencich-tragedya-w-pieciu-aktach,ODI3NjM0NjE/6/#info:metadata polona], wyd. 1887; [http://pbc.biaman.pl/dlibra/doccontent?id=39236 PBC], wyd. 1907) * Percy Bysshe Shelley, [[Epipsychidjon]], tłum. [[Autor:Jan Kasprowicz|Jan Kasprowicz]] ([http://pbc.biaman.pl/dlibra/doccontent?id=43384 PBC], [wyd. 1910]; [https://polona.pl/item/epipsychidjon,ODk3NzQ0NjE/4/#info:metadata polona], [https://polona.pl/item/epipsychidjon,ODk3NjUyNjI/4/#info:metadata polona 2], [wyd. 1924]) * Percy Bysshe Shelley, [[Prometeusz rozpętany]], tłum. [[Autor:Feliks Jezierski|Feliks Jezierski]] ([https://polona.pl/item/prometeusz-rozpetany-dramat-liryczny-w-4-aktach,ODI3NjM4MzI/4/#info:metadata polona], wyd. 1887) == Dokumenty historyczne == * Biblioteka starożytna pisarzy polskich, red. Kazimierz Władysław Wójcicki, Warszawa: S. Orgelbrand 1854, wyd. drugie znacznie powiększone: ** [https://polona.pl/item/biblioteka-starozytna-pisarzy-polskich-t-1,OTI4ODk2MTk/8/#info:metadata polona t. I]: Facsimil pieśni Zofii Oleśnickiej z Pieskowej Skały 1556; Markuryusz nowy 1662; Prawa y Artykuły Ormian Lwowskich 1601; Żywot Krzysztofa Pieniażka 1607; Szwedzi do Polski; Nowiny z Inflant 1605; Nowiny pewne z Rokus dnia wczorajskiego 1620; Gazeta z Warszawy 1673; Zawicki, Jephtes 1587; Jan Herburt z Fulsztyna, Cyrograf czyli Rewers 1575; Biblografia; List Stefana Bielawskiego: ** [https://polona.pl/item/biblioteka-starozytna-pisarzy-polskich-t-2,OTI4ODk2MTU/8/ polona t. II]: Andrzej Trzycieski, Facsimil "Modlitwa powssednya do Troyce swyętey 1532; Droga do Szwecyey 1594; Salamon Rysiński, Przypowiesci Polskie; Oekonomia albo Porządek Zabaw Ziemiańskich; Pamiętniki do Panowania Jana III Sobieskiego; Privilegium Lanionum 1620; Spis chronologiczny Przywilejów ** [https://polona.pl/item/biblioteka-starozytna-pisarzy-polskich-t-3,OTI4ODk2MTE/8/ polona t. III]: Facsimil, Powssednya Spowyedz; Schadzka Ziemiańska; Szczęsliwa Expedycyia pod Kamieńcem z Turkami; Oekonomia abo Gospodarstwo Ziemiańskie; Pogrom Tatarow; Wybawienie Ruggiera z wyspy Alcyny; Gospodarstwo Jezdeckie, Strzelcze y Myśliwcze ** [https://polona.pl/item/biblioteka-starozytna-pisarzy-polskich-t-4,OTI4ODk2MDY/8/ polona t. IV]: Marcin Murynius, Kronika albo krótkie z kronik rozmaitych zebranie spraw potocznych; Wołoskie dzieye niektóre z Relacyi pewnych osób 1621; Prawo Bartne Bartnikom należące; Mikołaj Rej, Żywot Jozepha ** [https://polona.pl/item/biblioteka-starozytna-pisarzy-polskich-t-5,OTI4ODk2MDI/8/ polona t. V]: Janusz Tyszkiewicz, Umowy ze Szwecyją (Dyaryusz) 1625; Jan Albertrandi, Traktaty ze Szwedami za Jana Kazimierza 1655; Jan Albertrandi, Umowy ze Szwedami; Testament Tobiasza Morstina Łowczego Koronnego 1664; Opisanie wielu poważnieyszych rzeczy, które się działy podczas Woyny Szwedzkiey; Manifest Króla Jana Kazimierza przeciw Lubomirskiemu; Dyarjusz Marszu Wiedeńskiego 1683; Dyaryusz prawdziwej relacyi; Dziewosłąb Dworski Mięsopustny Ucieszny; List do Jana Zamojskiego Stanisława Garwackiego 1602; List własnoręczny Króla Jana Kazimierza do X. Stefana Małachowskiego 1666; List Króla Michała do Jana Tarły 1670; Dyplom Augusta II na postanowienie Kongregacyi Muzyków przy Kościele Katedralnym fary Śo Jana w Warszawie 1669; Własnoręczne Błogosławieństwo Księdza Marka dane Michałowi Krasińskiemu; Rozmowa Królowej Imci z Królewiczem Jakóbem, o terazniejszych rzeczach 1696 ** [https://polona.pl/item/biblioteka-starozytna-pisarzy-polskich-t-6,OTI4ODk2MDA/8/ polona t. VI]: Kronika od r. 1507 do 1541 spisana; Panowanie Króla JMci Stefana Batorego 1575; Adam Naruszewicz, Spisanie Kroniki o Ziemi Wołoskiej; Rozmowy zmarłych polaków; Potwierdzenie przez Zygmunta Augusta wszystkim obywatelom i mieszkańca Witebska; I. Przywilej Unii Wielkiego KSięstwa Litewskiego z Koroną 1569; II. Unia Korony z Litwą 1569; Adam Naruszewicz, Komput wojska na wojnę turecką za Króla JMci Michała; X.A. Załęski, Wiadomość o rękopiśmie z XII Wieku znalezionym; Mięsopust abo Tragicocomaedia * [[Autor:Juliusz Cezar|Juliusz Cezar]], De bello gallico = [[O woynie francuskiey]], tłum. Andrzej Wargocki: ** wyd. 1608 ([https://crispa.uw.edu.pl/object/files/318627/display/Default CRISPA BUW]) ** wyd. 1803 ([https://bcul.lib.uni.lodz.pl/dlibra/show-content/publication/edition/71773?id=71773 BCUL]) * Kasper Niesiecki, [[Herbarz Polski]] (wyd. J.N. Bobrowicz, 1839-46: [https://polona.pl/item/herbarz-polski-kaspra-niesieckiego-powiekszony-dodatkami-z-pozniejszych-autorow,MTAzMDI3Njc/6/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/herbarz-polski-kaspra-niesieckiego-powiekszony-dodatkami-z-pozniejszych-autorow,MTAzMDI3Njg/4/#info:metadata II. A—B], [https://polona.pl/item/herbarz-polski-kaspra-niesieckiego-powiekszony-dodatkami-z-pozniejszych-autorow,MTAzMDI3Njk/6/#info:metadata III. C—D], [https://polona.pl/item/herbarz-polski-kaspra-niesieckiego-powiekszony-dodatkami-z-pozniejszych-autorow,MTAzMDI3NzA/4/#info:metadata IV. E—J], [https://polona.pl/item/herbarz-polski-kaspra-niesieckiego-powiekszony-dodatkami-z-pozniejszych-autorow,MTAzMDI3NzE/4/#info:metadata V. K], [https://polona.pl/item/herbarz-polski-kaspra-niesieckiego-powiekszony-dodatkami-z-pozniejszych-autorow,MTAzMDI3NzI/8/#info:metadata VI. L—N], [https://polona.pl/item/herbarz-polski-kaspra-niesieckiego-powiekszony-dodatkami-z-pozniejszych-autorow,MTAzMDI3NzM/4/#info:metadata VII. O—P], [https://polona.pl/item/herbarz-polski-kaspra-niesieckiego-powiekszony-dodatkami-z-pozniejszych-autorow,MTAzMDI3NzQ/6/#info:metadata VIII. R—S], [https://polona.pl/item/herbarz-polski-kaspra-niesieckiego-powiekszony-dodatkami-z-pozniejszych-autorow,MTAzMDI3NzU/4/#info:metadata IX. T—W], [https://crispa.uw.edu.pl/object/files/416439/display/Default e-BUW t. X. Z—Ż]) * Władysław Ochenkowski, Listy cudzoziemca o Wilnie (1784-1787), zawiera listy Jana Jerzego Forstera ([https://polona.pl/item/listy-cudzoziemca-o-wilnie-1784-1787-jana-jerzego-forstera,Njc4NjUzNDg/2/#info:metadata polona]) * L.S. (?), Campanella i sonet jego o Polsce, "Przyjaciel Ludu" r. 14 (1847) nr 39, 40, 42: 25 IX, 2 X, 16 X ([http://dlibra.umcs.lublin.pl/dlibra/docmetadata?id=11466&from=publication UMCS 1], [http://dlibra.umcs.lublin.pl/dlibra/docmetadata?id=11468&from=publication 2], [http://dlibra.umcs.lublin.pl/dlibra/docmetadata?id=11470&from=publication 3] * Józef Pawlikowski, O poddanych polskich ([https://polona.pl/item/o-poddanych-polskich,ODUwMTU3ODQ/0/#info:metadata polona], 1788) * Stanisław Staszic, Przestrogi dla Polski, oprac. Stefan Czarnowski ([https://polona.pl/item/przestrogi-dla-polski,MzcxODg4/3/#info:metadata polona]) * Stanisław Staszic, Uwagi nad życiem Jana Zamoyskiego, oprac. Stefan Czarnowski ([http://bc.wbp.lublin.pl/dlibra/doccontent?id=3121 WBP]) * Hugo Kołłątaj, Prawo polityczne narodu polskiego ([https://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=23783 DBC t. I], [https://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=23784 II]) * [[Autor:Kazimierz Deczyński|Kazimierz Deczyński]], [[Żywot chłopa polskiego na początku XIX stulecia]], red. [[Autor:Marceli Handelsman|Marceli Handelsman]] ([https://crispa.uw.edu.pl/object/files/167257/display/Default CRISPA]) * [[Autor:Wellejusz Paterkulus|Wellejusz Paterkulus]], [[Historyi rzymskiej księgi pozostałe]], tłum. Wincenty Smaczniński ([https://polona.pl/item/kaja-welleja-paterkula-historyi-rzymskiej-ksiegi-pozostale,NjU3NTI2MDk/8/#info:metadata polona], wyd. 1934) ** [[Przestrogi małżeńskie]], tłum. H. Birnbaum (?), il. Emil Schinagel ([https://polona.pl/item/przestrogi-malzenskie,ODk3NTQ5NzM/4/#info:metadata polona]) * [[Biskupstwo warmińskie, jego założenie i rozwój na ziemi pruskiej z uwzględnieniem dziejów, ludności i stósunków jeograficznych ziem dawniéj krzyżackich]] (w t. 2 ważne dokumenty), [[Autor:Karol Emil Sieniawski|Karol Emil Sieniawski]] ([http://wmbc.olsztyn.pl/dlibra/doccontent?id=2802 WMBC t. 1] [http://wmbc.olsztyn.pl/dlibra/doccontent?id=2800 t. 2]) == Zbiory różnych == * [[Autor:Roman Zmorski|Roman Zmorski]], Poezye oryginalne i tłómaczone ([http://bc.wbp.lublin.pl/dlibra/doccontent?id=1927 BC Lublin], [https://polona.pl/item/pisma-oryginalne-i-tlomaczone,ODk3ODQ4NzA/4/#info:metadata polona 1], [https://polona.pl/item/pisma-oryginalne-i-tlomaczone,ODk3NjQzMDI/6/#info:metadata polona 2]) * Krystyn Ostrowski, Dzieła polskie (wydanie zupełne) ([https://polona.pl/item/dziela-polskie-krystyna-ostrowskiego,ODkwMDUwMTE/6/#info:metadata polona], 1876) * Dzieła (poezja, dramat, teksty krytyczne z historii literatury, rozprawy teoretyczne, mowy; w tym przekłady Corneille'a, Woltera, Cheniera, Du Belloy), [[Autor:Ludwik Osiński|Ludwik Osiński]] ([https://polona.pl/item/dziela-ludwika-osinskiego-t-1,ODM4ODk2NTg/10/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/dziela-ludwika-osinskiego-t-2,ODM4ODk2NTk/8/#info:metadata II], [https://polona.pl/item/dziela-ludwika-osinskiego-t-3,ODM4ODk2NjE/4/#info:metadata III] i [https://polona.pl/item/dziela-ludwika-osinskiego-t-4,ODM4ODk2NjI/8/#info:metadata IV], 1861-62) * [[Autor:Julian Ursyn Niemcewicz|Julian Ursyn Niemcewicz]], Dzieła poetyczne wierszem i prozą: [[Rozprawa o bajce]], [[Bajki (Niemcewicz)]], [[Powieści (Niemcewicz)]], [[Pukiel włosów ucięty]] ([https://bibliotekacyfrowa.ujk.edu.pl/dlibra/doccontent?id=2368 UJK t. I], [https://bibliotekacyfrowa.ujk.edu.pl/dlibra/doccontent?id=2369 II], [https://bibliotekacyfrowa.ujk.edu.pl/dlibra/doccontent?id=2370 III]) * [[Autor:Julian Ursyn Niemcewicz|Julian Ursyn Niemcewicz]], Dzieła: ** t. I: [[Pukiel włosów ucięty]], [[Co się damom podoba]], wiersze różne ([https://polona.pl/item/dziela-j-u-niemcewicza-t-1-powiesci-poetyczne,OTgwODk5ODE/8/#info:metadata polona], 1883) ** t. II: [[Powrót posła (Niemcewicz, 1884)]], [[Giermkowie króla Jana]], [[Pan Nowina czyli Dom pocztowy]], [[Jan Kochanowski w Czarnym lesie]], [[Samolub (Niemcewicz)]] ([https://polona.pl/item/dziela-j-u-niemcewicza-t-2-komedye,OTgwODk5ODQ/6/#info:metadata polona], 1884) ** t. III: [[Kazimierz Wielki]], [[Władysław pod Warną]], [[Zbigniew]], [[Jadwiga, królowa polska]], [[Lejbe i Sióra]] ([https://polona.pl/item/dziela-j-u-niemcewicza-t-3-dramata,OTgwODk5ODU/10/#info:metadata polona], 1884) ** t. IV: [[Lejbe i Sióra]] [kontynuacja], bajki ([https://polona.pl/item/dziela-j-u-niemcewicza-t-4,OTgwODk5ODY/4/#item polona], 1885) ** t. V: [[Jan z Tęczyna]] ([https://polona.pl/item/dziela-j-u-niemcewicza-t-5-cz-1-2-jan-z-teczyna,OTgwODk5ODg/6/#item polona], 1886) * John Dryden, tłum. Niemcewicz, Uczta Alexandra albo władza muzyki : oda na cześć S. Cecylii (Roczniki Towarzystwa Królewskiego Warszawskiego Przyjaciół Nauk: [https://polona.pl/item/roczniki-towarzystwa-krolewskiego-warszawskiego-przyiaciol-nauk-t-8-cz-1-1812,ODEzOTk2NjY/254/#item polona]) == Dramat nowożytny == * [[Autor:Pedro Calderón de la Barca|Pedro Calderón de la Barca]], ''[[Życie snem (de la Barca)|Życie snem]]'', tłum. [[Autor:Edward Boyé|Edwarda Boyégo]], ale nie znalazłem go w żadnej BC) * [[Autor:Molier|Molier]], ''[[Don Juan (Molier)|Don Juan]]'', tłum. [[Autor:Piotr Dufour|Piotr Dufour]] ([http://polona.pl/item/994427 Polona]) * [[Autor:Wolter|Wolter]], ''[[Syn marnotrawny (Wolter)|Syn marnotrawny]]'', tłum. [[Autor:Stanisław Trembecki|Stanisław Trembecki]] ([http://polona.pl/item/1220188 Polona]) * [[Autor:Friedrich Hebbel|Friedrich Hebbel]], [[Judyta (Hebbel)|Judyta]] (tłum. Karol Irzykowski, [https://polona.pl/item/judyta-tragedya-w-pieciu-aktach,OTAyMjE2MDc/6/#info:metadata polona]; tłum. Kazimierz Kaszewski, [https://polona.pl/item/judyta-tragedya-w-5-aktach-fryderyka-hebbla,OTU0NTA2ODg/4/#info:metadata polona]) * Herman Heijermans * [[Autor:Adam Oehlenschläger|Adam Oehlenschläger]], [[Corregio]], tłum. Stanisław Budziński ([https://polona.pl/item/corregio,OTUzMzkzNDQ/ polona]) * [[Autor:Gotthold Ephraim Lessing|Gotthold Ephraim Lessing]], [[Natan Mędzec]], tłum. Kwiryn Anastazy ([[Autor:Władysław Sabowski|Władysław Sabowski]]), ([https://polona.pl/item/natan-medrzec-poemat-dramatyczny-w-5-ciu-aktach,OTI5MDA3Mjc/4/#info:metadata polona], 1877), tłum. Zygmunt Bromberg-Bytkowski ([https://polona.pl/item/natan-medrzec-poemat-dramatyczny-w-5-ciu-aktach,ODk3ODIyNTU/4/#info:metadata polona], 1893; [https://polona.pl/item/natan-medrzec-poemat-dramatyczny-w-5-ciu-aktach,NzkyOTI5NjE/6/#info:metadata polona], ca1923) * [[Autor:Gotthold Ephraim Lessing|Gotthold Ephraim Lessing]], [[Emilia Galotti]], tłum. [[Autor:Władysław Sabowski|Władysław Sabowski]] ([https://polona.pl/item/emilia-galotti-tragedya-w-5-aktach,MzY0NjI5MjE/6/#info:metadata polona], 1878) * [[Autor:Wojciech Bogusławski|Wojciech Bogusławski]], Dzieła dramatyczne, 1820-1823: ** [https://polona.pl/item/dziela-dramatyczne-woyciecha-boguslawskiego-oryginalne-i-tlumaczenia-t-1,OTY3MzI3MDM/8/#info:metadata t. I]: [[Alfieri]], [[Saul (Bogusławski)]], [[Szkoła obmowy (Sheridan, tłum. Bogusławski)]], [[Duval-Mehul]], [[Józef w Egipcie]], [[Mąż pustelnik]] ** [https://polona.pl/item/dziela-dramatyczne-woyciecha-boguslawskiego-oryginalne-i-tlumaczenia-t-2,OTY3MzI3MDY/6/#info:metadata t. II]: [[Ojciec familii]], [[Spazmy modne]], [[Woziwoda paryski]], [[Dwa parawany]] ** [https://polona.pl/item/dziela-dramatyczne-woyciecha-boguslawskiego-oryginalne-i-tlumaczenia-t-3,OTY3MzI3MDc/6/#info:metadata t. III]: [[Emilia Gallotti]], [[Kotzebue]], [[Dwaj Klingsbergowie]], [[Kamilla]], [[Kobieta dotrzymująca sekretu]] ** [https://polona.pl/item/dziela-dramatyczne-woyciecha-boguslawskiego-oryginalne-i-tlumaczenia-t-4,OTY3MzI3MDg/6/#info:metadata t. IV]: [[Hamlet (Shakespeare, tłum. Bogusławski)]], [[Figiel za figiel]], [[Genowewa]], [[Miłość i tajemnica]] ** [https://polona.pl/item/dziela-dramatyczne-woyciecha-boguslawskiego-oryginalne-i-tlumaczenia-t-5,OTY3MzI3MTA/6/#info:metadata t. V]: [[Uczciwy winowajca]], [[Henryk VI]], [[Familia szwajcarska]], [[Amant, autor i sługa]] ** [https://polona.pl/item/dziela-dramatyczne-woyciecha-boguslawskiego-oryginalne-i-tlumaczenia-t-6,OTY3MzI3MTI/6/#info:metadata t. VI]: [[Nadyr]], [[Mieszczki modne]], [[Lodoiska]], [[Koncert przerywany]] ** [https://polona.pl/item/dziela-dramatyczne-woyciecha-boguslawskiego-oryginalne-i-tlumaczenia-t-7,OTY3MzI3MTU/6/#info:metadata t. VII]: [[Izkahar]], [[Szkoła kobiet]], [[Przerwana ofiara]], [[Duch sprzeciwieństwa]] ** [https://polona.pl/item/dziela-dramatyczne-woyciecha-boguslawskiego-oryginalne-i-tlumaczenia-t-8,OTY3MzI3MTY/6/#info:metadata t. VIII]: [[Junius]], [[Taczka occiarza]], [[Fanszetka]], [[Jedna godzina małżeństwa]] ** [https://polona.pl/item/dziela-dramatyczne-woyciecha-boguslawskiego-oryginalne-i-tlumaczenia-t-9,OTY3MzI3MTc/6/#info:metadata t. IX]: [[Pustelnik na Formentera]], [[Kobiety]], [[Axur]], [[Miłość dziecinna]] ** [https://polona.pl/item/dziela-dramatyczne-woyciecha-boguslawskiego-oryginalne-i-tlumaczenia-t-10,OTY3MzI3MTk/6/#info:metadata t. X]: [[Lanassa]], [[Człowiek jakich mało]], [[Czary bez czarów]], [[Sługa panią]] ** [https://polona.pl/item/dziela-dramatyczne-woyciecha-boguslawskiego-oryginalne-i-tlumaczenia-t-11,OTY3MzI3MzE/4/#info:metadata t. XI]: [[Przekory miłosne]], [[Sardzino]], [[Wymuszone zezwolenie]] ** [https://polona.pl/item/dziela-dramatyczne-woyciecha-boguslawskiego-oryginalne-i-tlumaczenia-t-12,OTY3MzI3MjE/4/#info:metadata t. XII]: [[Powtórzone wesele]], [[Trzej bracia bliźnięta]], [[Amazonki]], [[Nędza uszczęśliwiona]] * [[Autor:Jan Borejko Chodźko|Jan Borejko Chodźko]], ''Teatr. Wolny przekład, lub naśladowanie'': ** E. Scribe, Les premieres amours (Pierwsza miłość) ([https://polona.pl/item/teatr-t-1-pierwsza-milosc,OTI5MDgyMjY/6/#info:metadata polona t. I]) ** E. Scribe, La Demoiselle a marier (Panna na wydaniu); E. Scribe, Melesville, Le Vieux Mari (Stary pan młody) ([https://polona.pl/item/teatr-t-2-panna-na-wydaniu,OTc1NjQ3NTI/2/#info:metadata polona t. II]) ** E. Scribe, Charles-Gaspard Delestre-Poirson, Dom zajezdny (L'Auberge ou Les brigands sans le savoir) ([https://polona.pl/item/teatr-t-3-dom-zajezdny,ODg4MzEwMzI/6/#info:metadata polona t. III]) ** ?, Pan z lokaja, lokaj z pana ([https://polona.pl/item/teatr-t-4-pan-z-lokaja-lokaj-z-pana,ODg4MzEwMzM/2/#info:metadata polona t. IV]) * Henrik Hertz, [[Córka Króla Renégo]], tłum. Wincenty Thullié ([https://polona.pl/item/corka-krola-renego,OTI5MDQ4MDg/4/#info:metadata polona]) * Gustave Flaubert, Legenda o Św. Juljanie Szpitalniku, tłum. Antoni Lange ([https://polona.pl/item/legenda-o-sw-juljanie-szpitalniku,NjA0NDc5Njk/0/#info:metadata polona]) * Gustave Flaubert, Kuszenie świętego Antoniego, tłum. Antoni Lange ([https://polona.pl/item/kuszenie-swietego-antoniego,ODc4NTQwNjI/6/#info:metadata polona]) * Gustave Flaubert, Listopad, tłum. Wilhelm Mitarski ([https://polona.pl/item/listopad-powiesc,NzkyOTI5OTg/4/#info:metadata polona]) * Karol Hubert Rostworowski, Pisma (Judasz z Kariothu, Kajus Cezar Kaligula, Miłosierdzie, Niespodzianka, Przeprowadzka, U mety) ([https://polona.pl/item/judasz-z-kariothu-kajus-cezar-kaligula-milosierdzie,OTI4OTU4NTE/8/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/niespodzianka-przeprowadzka-u-mety,OTI4OTU4NTA/8/#info:metadata II]) * [[Autor:Antoni Edward Odyniec|Antoni Edward Odyniec]], ''[[Felicyta]] czyli Męczennicy kartagińscy. Dramat w pięciu aktach'' ([http://mbc.cyfrowemazowsze.pl/dlibra/doccontent?id=3480 MBC]) == Poezje (liryka, epika) == * Karol Brzozowski, Poezye, 1899 ([https://polona.pl/item/poezye,OTU2NTUzNzE/4/#info:metadata polona]) [bez spisu treści] * [[Autor:Franciszek Dzierżykraj Morawski|Franciszek Dzierżykraj Morawski]], (m.in. Listy poetyckie do klasyków i romantyków), ''Pisma'', wyd. zbiorowe: [https://polona.pl/item/pisma-zbiorowe-wierszem-i-proza-t-1,MTg1NjI5ODk/ polona t. I], [https://polona.pl/item/pisma-zbiorowe-wierszem-i-proza-t-2-bajki-wiersze-drobne,MTg1NjI5OTE/ II], [https://polona.pl/item/pisma-zbiorowe-wierszem-i-proza-t-3-przeklady,MTg1NjI5OTI/ III], [https://polona.pl/item/pisma-zbiorowe-wierszem-i-proza-t-4-proza,MTg1NjI5OTY/ IV] * [[Autor:Aleksandr Błok|Aleksandr Błok]], Dwunastu. Poemat o rewolucji, 1921 (tłum. Karol Winawer (1897-1944), [https://bcul.lib.uni.lodz.pl/dlibra/show-content/publication/edition/75263?id=75263 BCUL]) * Macpherson — Pieśni Osjana ** "Fingal" Ossjana. Pieśń pierwsza, 1926 (tłum. Kazimierz Żandr; [http://bc.radom.pl/dlibra/doccontent?id=22157 RBC]) ** Karton. Poema Ossyana, 1820 (tłum. Władysław Tomasz Ostrowski, [https://polona.pl/item/karton-poema-ossyana,ODEzMjczOTI/6/#info:metadata polona]) ** Pieśni Ossyjana, 1873 (tłum. Teofil Żebrawski, [https://polona.pl/item/piesni-ossyjana,ODA4Mzg4ODQ/6/#info:metadata polona]) ** Pieśni Ossjana, 1911 (tłum. Seweryn Goszczyński, [https://polona.pl/item/piesni-ossjana,NDA2MzM3ODk/8/#info:metadata polona]) ** Bitwa pod Lorą. Poema Ossyana, 1812 (tłum. Władysław Tomasz Ostrowski, [https://polona.pl/item/bitwa-pod-lora-poema-ossyana,ODEzMjc0MTc/4/#info:metadata polona]) * [[Utwory łacińskie]], Klemens Janicki, tłum. Michał Jezienicki (i in.? m.in. Pinches Schmutzer?) ([https://polona.pl/item/utwory-lacinskie,ODk3NDM2MTc/8/#info:metadata polona]) * Karol Dresdner, Heine i nieznajoma ([https://polona.pl/item/heine-i-nieznajoma,ODk3NjA0Njk/8/#info:metadata polona]) * Franciszek Dionizy Kniaźnin, Dzieła Franciszka Dyonizego Kniaźnina, 1837, red. Jan Nepomucen Bobrowicz ([https://polona.pl/item/dziela-franciszka-dyonizego-kniaznina-t-1-bajki-i-powiesci-ksiag-czworo,OTI5MDMwODM/6/#info:metadata t. I], [https://polona.pl/item/dziela-franciszka-dyonizego-kniaznina-t-2-lirykow-ksiag-cztery,OTI5MDMwODI/6/#info:metadata II], [https://polona.pl/item/dziela-franciszka-dyonizego-kniaznina-t-3-balon-czyli-wieczory-pulawskie-poema-w-10,OTI5MDMwODA/6/#info:metadata III], [https://polona.pl/item/dziela-franciszka-dyonizego-kniaznina-t-4-piesni-horacyusza,OTI5MDMwNzk/6/#info:metadata IV], [https://polona.pl/item/dziela-franciszka-dyonizego-kniaznina-t-5-matka-spartanka-opera-we-trzech-aktach,OTI5MDMwNzg/8/#info:metadata V], [https://polona.pl/item/dziela-franciszka-dyonizego-kniaznina-t-6-piesni-ossyana,OTI5MDMwNzY/8/#info:metadata VI]) — bajki, liryki, dramaty, przekłady (Horacy, Macpherson) * '''[brak tomu II i VII]''', [[Tysiąc nocy i jedna]]. Powieści arabskie (tłum. Łukasz Sokołowski, tłum. franc. Antoine Galland; [https://polona.pl/item/tysiac-nocy-i-jedna-powiesci-arabskie-t-1-noc-1-33,ODk3NTA0NDg/6/#info:metadata t. I], [https://polona.pl/item/tysiac-nocy-i-jedna-powiesci-arabskie-t-3-hist-syndbada-i-noc-70-109,ODk3NDM0OTc/6/#info:metadata III],, [https://polona.pl/item/tysiac-nocy-i-jedna-powiesci-arabskie-t-4-noc-110-163,ODk3NTA0NDA/4/#info:metadata IV], [https://polona.pl/item/tysiac-nocy-i-jedna-powiesci-arabskie-t-5-noc-164-208,ODk3NTA0Mzk/6/#info:metadata V], [https://polona.pl/item/tysiac-nocy-i-jedna-powiesci-arabskie-t-6-noc-209-234,ODk3NTA0Mzc/4/#info:metadata VI], [https://polona.pl/item/tysiac-nocy-i-jedna-powiesci-arabskie-t-8,ODk3NDM0ODc/4/#info:metadata VIII], [https://polona.pl/item/tysiac-nocy-i-jedna-powiesci-arabskie-t-9,ODk3NTA0MzE/0/#info:metadata IX], [https://polona.pl/item/tysiac-nocy-i-jedna-powiesci-arabskie-t-10,ODk3NTA0NDc/6/#info:metadata X], [https://polona.pl/item/tysiac-nocy-i-jedna-powiesci-arabskie-t-11,ODk3NTA0NDY/4/#info:metadata XI], [https://polona.pl/item/tysiac-nocy-i-jedna-powiesci-arabskie-t-12,ODk3NTA0NDU/2/#info:metadata XII]) * [[Frytjof]] — Esaias Tegnér (tłum. Jan Nepomucen Wiernikowski (1800-77), wyd. 1861, [[:c:File:PL Tegner - Frytjof.djvu|plik na Commons]] , Józef Grajnert (1831-1910), wyd. 1859, [https://polona.pl/item/frytjof-saga-skandynawska-izajasza-tegnera,OTI4OTMxOTk/26/#info:metadata polona], tłum. Ludwik Jagielski (1821-84), wyd. 1856 [https://polona.pl/item/izajego-tegnera-fritjofowa-saga,OTI4OTMxOTU/12/#info:metadata polona]) * [[Autor:Gotthold Ephraim Lessing|Gotthold Ephraim Lessing]], [[Wybór bajek]], tłum. [[Autor:Ignacy Charszewski|Ignacy Charszewski]] ([https://polona.pl/item/wybor-bajek,NzkyOTI5NTk/4/#info:metadata polona], 1929) * [[Autor:Ewald Christian von Kleist|Ewald Christian von Kleist]], [[Autor:Karl Wilhelm Ramler|Karl Wilhelm Ramler]], tłum. [[Autor:Jan Stoczkiewicz|Jan Stoczkiewicz]], [[Autor:Jan Zawadzki|Jan Zawadzki]], [[Wiosna]] ([https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/12329?id=12329 SBC], 1822) * [[Autor:Adalbert Chamisso|Adalbert Chamisso]], [[Wybrane poezje i pieśni]], tłum. Redakcja "Roczników Samborskich" ([https://polona.pl/item/wybrane-poezje-i-piesni-wojciecha-chamissa,NzUxODk2MjE/4/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/wybrane-poezje-i-piesni-wojciecha-chamissa,NzUxODk2MjQ/8/#info:metadata II], [https://polona.pl/item/wybrane-poezje-i-piesni-wojciecha-chamissa,NzUxODk2MjI/8/#info:metadata III], 1883-1885) * Marcin Luter (?), Joseph Haydn, [[Siedem ostatnich słów Chrystusa na krzyżu]] ([https://polona.pl/item/oratorium-siedmiu-slow-ostatnich-chrystusa-na-krzyzu-z-muzyka-jozefa-haydna-dane-w,OTI5MDUwODc/4/#info:metadata polona], 1917) * [[Autor:Ranieri di Calzabigi|Ranieri di Calzabigi]], tłum. streszcz. [[Autor:Jerzy Guranowski|Jerzy Guranowski]], https://polona.pl/item/orfeusz-i-eurydyka-opera-w-3-ch-aktach,OTI5MDU1MDA/2/#info:metadata polona], 1918) * [[Autor:Włodzimierz Wolski|Włodzimierz Wolski]], Poezye ([https://polona.pl/item/poezye-t-1,OTI4OTEzMDQ/2/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/poezye-t-2,OTI4OTEzMDI/4/#info:metadata II]) * Przekłady: Goethe, Lenau, Verlaine, Rückert, Heine, Baggesen, Haug, Herwegk, Horacy, Hölderlin, Kerner, Régnier, tłum. Józef Kordzikowski [A. Kord] ([https://polona.pl/item/przeklady-goethe-lenau-verlaine-ruckert-heine-haug-herwegk-holderlin-i-inni-de,NzI3MzU0Ng/7/#info:metadata polona]) * Goethe, ''Wybór pism'', tłum. Ludwik Jenike ([https://polona.pl/item/wybor-pism,MzU0MjA0Mjc/8/#info:metadata polona]) * Goethe, ''Młodość Goethe'go i nieprzełożone dotąd poezye jego ulotne'', tłum. i oprac. Ludwik Jenike ([https://polona.pl/item/mlodosc-goethe-go-i-nieprzelozone-i-e-nie-przelozone-dotad-poezye-jego-ulotne-cz,MTA4ODkxMTI/8/#info:metadata polona]) * Felicjan Faleński, Felicyana przekłady obcych poetów: Hezjod, Horacy, Wergiliusz, Juwenalis, Dante, Petrarka, Ariosto, da Filicaja, Hugo, Szekspir, Scott, Schiller, Heine, de Musset, Beranger ([https://polona.pl/item/przeklady-obcych-poetow-hezyod-horacyusz-wirgiliusz-juwenalis-jacopone-z-todi,MzUxMjc2Mzk/ polona t. I], [https://polona.pl/item/felicyana-przeklady-obcych-poetow-2-hezyod-horacyusz-juwenalis-dante-petrarka,MzUxMjc1ODc/ II]) * Maciej Kazimierz Sarbiewski, Pieśni, tłum. Anzelm Załęski ([https://polona.pl/item/przeklad-piesni-sarbiewskiego-i-inne-poezye,ODcyOTgzMDg/6/#info:metadata polona]) * [[Antologia poezji żydowskiej]] ([[w:Chajim Nachman Bialik|Chajim Nachman Bialik]] (zm. 1934), M. Barkahan (?), [[w:Mosze Basin|Mosze Basin]] (?), Lejb Berman (?), [[:w:Saul Czernichowski|Saul Czernichowski]] (zm. 1943), [[w:David Edelstadt|David Edelstadt]] (Edelsztat) (zm. 1892), [[w:en:David Einhorn|David Einhorn]] ('''zm. 1973'''), Feld (?), [[w:en:Jacob Fichman|Jakub Fichman]] ('''zm. 1958'''), [[w:Dawid Frischmann|Dawid Frischmann]] (Friszman) (zm. 1922), [[:w:Szymon Frug|Szymon Frug]] (zm. 1916), [[w:Lea Goldberg|Lea (?) Goldberg]] ('''zm. 1970'''), [[w:en:Judah Leib Gordon|<s>Michał</s> Lejb Gordon]] (zm. 1892), A. Grafman, Jehuda Halewi, J. Heftman, Menachem Hurwicz, Samuel Jakub Imber, Sz. Imbcer, Eliasz Izgór, Jehoasz, Józef Joffe, L. Joffe, [[w:en:Eleazar ben Kalir|Eleazar Kalir]] (VI—VII w. n.e.), Dawid Kassel, L. Kestlin, H. Klueger, I.A. Lejzerowicz, A. Lesin, Sz. Martynowski, Hilel Małachowski, Menachem, L. Meyer, S.J. Nadson, Lejb Najdus, H.D. Nomberg, [[:w:Icchok Lejb Perec|Icchok Lejb Perec]] (zm. 1915), J.J. Propus (?), [[w:Noach Pryłucki|Noe Pryłucki]] (zm. 1941), Paula Pryłucka (?), P.M. Raskin, J. Reingold, Abraham Reizen (Rejzen), Józef Rolnik, Sara Rejzen, Morris Rosenfeld, A. Ruweni, Hugo Salis, [[w:Zusman Segałowicz|Zusman (J.) Segałowicz]] (zm. 1949), N. Sokołow, Teodor Sołohub (chyba nie: [[w:Fiodor Sołogub|Fiodor Sołogub]]?), [[w:en:Jacob Steinberg|Jakub Steinberg]] (zm. 1947), M. Ch. Szepa, K. Szapiro, Z. Sznejur, L. Szpiro, M. Tajcz, Tunkel, [[w:Miriam Ulinower|Miriam Ulinower]] (zm. 1944), M. Warszawski, M. Winczewski, [[w:Ze’ew Żabotyński|Ze’ew (Włodzimierz) Żabotyński]] (zm. 1940); tłum. [[w:Samuel Hirszhorn|Samuel Hirszhorn]] (zm. 1942), Turyn (?), S.H. (?), [[w:Jan Kirszrot|Jan Kirszrot]] (zm. 1912), M. Chmielnicki (?), S. Seideman (?), M. Kazanowicz (?), Alfred Lor (fl. 1888—1900), H. Czerwiński (?), [[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] (zm. 1941), R.H. (?), [[Autor:Aleksander Kraushar|Aleksander Kraushar]] (zm. 1931), [[Autor:Bolesław Londyński|Bolesław Londyński]] (zm. 1928), S. Wagman (?), [[Autor:Alfred Tom|Alfred Tom]] (zm. 1944), C. Mejersonówna (?)([https://rcin.org.pl/dlibra/doccontent?id=13232 RCIN]) * [[Autor:Roman Zmorski|Roman Zmorski]], ''Poezye'' ([http://archive.org/details/poezye01zmorgoog IA]) * [[Autor:Kasper Miaskowski|Kasper Miaskowski]], ''[[Zbiór rytmów Kaspra Miaskowskiego]] (Wedle wydania z r. 1622 w Poznaniu w drukarni Jana Rossowskiego.)'', wyd. Kazimierza Józefa Turowskiego ([http://books.google.pl/books?id=KlIAAAAAcAAJ GB]) * Dmochowski (tłum.): Sąd Ostateczny, Noc pierwsza [Edward Young], Raj utracony [Milton], Odyssea [Homer], Listy, Oda do Mecenasa, Oda do Augusta [Horacy], Elegia I [Tibullus], Elegia I [Propercjusz], Farsalia [Lukan], Ziemiaństwo [Jacques Delille] ([https://crispa.uw.edu.pl/object/files/413785/display/Default eBUW cz. 1], [https://crispa.uw.edu.pl/object/files/413784/display/Default 2]) * Jan Gawiński, Poezye ([https://polona.pl/item/poezye-jana-z-wielomowic-gawinskiego,MTEwOTY1NDk/4/#info:metadata polona], wyd. 1843); Pisma pozostałe, red. Władysław Seredyński ([https://pbc.gda.pl/dlibra/doccontent?id=22775 PBC], wyd. 1879) * Władysław Stanisław Jeżowski, Oekonomia albo Porządek zabaw ziemiańskich ([https://polona.pl/item/oekonomia-albo-porzadek-zabaw-ziemianskich-wedlug-czterech-czesci-roku,OTI5MDM3ODg/4/#info:metadata polona], wyd. 1857) * Alexander Pope, Wybór poezyi, tłum. Ludwik Kamiński ([https://polona.pl/item/wybor-poezyi,ODE5NDkzODg/6/#info:metadata polona]) * [[Autor:Alexander Pope|Alexander Pope]], ''An Essay On Man'': ** A. Cyrankiewicz (?), ''[https://katalogi.bn.org.pl/permalink/48OMNIS_NLOP/1aot9i7/alma991003360209705066 Początki moralności czyli wiersz filozoficzny o człowieku]'' (1788); [[Autor:Jan Kanty Targoński|Jan Kanty Targoński]], ''[https://katalogi.bn.org.pl/permalink/48OMNIS_NLOP/1aot9i7/alma991007246159705066 Docjekania o człowieku czyli Początki obyczaynosci]'' (1789); [[Autor:Franciszek Wiśniowski|Franciszek Wiśniowski]]: ''[[O człowieku (Pope, 1816)]]''; Ludwik Kamiński, ''[https://polona.pl/item/wiersz-o-czlowieku,OTgwODk1NDU/4/#info:metadata Wiersz o człowieku]'' (1816)' * Victor Hugo, François Coppée, August Barbier i in., tłum. [[Autor:Seweryna Duchińska|Seweryna Duchińska]] ([https://polona.pl/item/antologia-poezji-francuskiej-xix-wieku,OTgwNjE5MjM/4/#info:metadata polona]) * [[Autor:Friedrich Gottlieb Klopstock|Friedrich Gottlieb Klopstock]], ''[[Messyada]]'', tłum. Józef Karol Jaślikowski ([https://polona.pl/item/messyada-fryderyka-bogumila-klopsztoka,OTI5MDMxMjk/4/#info:metadata polona], 1847) * [[Użyteczność kwiatów]], [[Autor:Ramón de Campoamor|Ramón de Campoamor]], tłum. Wincenty Stroka ([https://polona.pl/item/uzytecznosc-kwiatow-poemacik-ramona-de-campoamor,OTI5MDg1MTc/6/#info:metadata polona], 1913) * anonim, Lament chłopski na pany ([https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/publication/35963/edition/53045/content WBC]) == Powieść, opowiadanie == ** [[Autor:Lucjan Rydel|Lucjan Rydel]], ''[[Ferenike i Pejsidoros]]'' ([http://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/doccontent?id=3170 JBC]) * [[Autor:Henryk Rzewuski|Henryk Rzewuski]], ''[[Listopad (Rzewuski)|Listopad]]'' (1882: [http://bc.cyfrowagalicja.pl/dlibra/doccontent?id=75 Cyfrowa Galicja Tarnów] lub PBCUP: [http://pbc.up.krakow.pl/dlibra/doccontent?id=1888 t. I] [http://pbc.up.krakow.pl/dlibra/doccontent?id=1923 t. II]) * [[Autor:Jens Peter Jacobsen|Jens Peter Jacobsen]], [[Niels Lyhne]] (tłum. Helena Rosenband, [http://dlibra.umcs.lublin.pl/dlibra/doccontent?id=13630 UMCS]) * [[Autor:Józef Dzierzkowski|Józef Dzierzkowski]], Powieści Józefa Dzierzkowskiego. Wydanie zupełne: ** [https://polona.pl/item/powiesci-jozefa-dzierzkowskiego-t-1,ODM3MzAyNDE/4/#info:metadata t. I]: [[Jutro]], [[Kuglarze]], [[Rodzina w salonie]], [[Szpicrut honorowy]]; ** [https://polona.pl/item/powiesci-jozefa-dzierzkowskiego-t-2,OTY5Mjg2NTQ/4/#info:metadata t. II]: [[Serce kobiece]], [[Śliska do przepaści droga]], [[Zemsta Pana Bolesława]]; ** [https://polona.pl/item/powiesci-jozefa-dzierzkowskiego-t-3,MjcwNzIx/0/#info:metadata t. III]: [[Król dziadów]], [[Lekarz magnetyczny]] (!), [[Stłuczone okno]], [[Dwa zdybania]], [[Próżniak]]; ** [https://polona.pl/item/powiesci-jozefa-dzierzkowskiego-t-4,MjcxMDMw/0/#info:metadata t. IV]: [[Dla posagu]], [[Uśmiech szyderczy]], [[Bale na wsi]], [[Leśniczy]], [[Stary komornik]], [[Wielkie nadzieje]], [[Z życia polskiego aktora]], [[Bałaguły]], [[Suknia balowa]], [[Nowy rok]], [[Hogartowskie obrazy]], [[Rezydent]], [[Wieśniak Podolski]], [[Przez ulicę]]; ** [https://polona.pl/item/powiesci-jozefa-dzierzkowskiego-t-5,OTY5Mjg2NjI/4/#info:metadata t. V]: [[Rodzina w salonie]], [[Ludzie dobrzy na jednym wózku do sądu jeżdżą]], [[Szlachecka szlachetność]], [[Płacz i śmiech]], [[Dwie łzy]], [[Znajda]], ** [https://polona.pl/item/powiesci-jozefa-dzierzkowskiego-t-6,MjcxOTI5/0/#info:metadata t. VI]: [[Szkoła świata]], [[Wykradzenie]], [[Palec Boży]], [[Cmentarz wiejski]], [[Folbluty]], [[Pan kapitan]]; ** [https://polona.pl/item/powiesci-jozefa-dzierzkowskiego-t-7,OTY5Mjg2NjQ/6/#info:metadata t. VII]: [[Dwaj bliźnięta]], [[Skarbiec]], [[Wieniec cierniowy]], [[Wigilja Bożego Narodzenia]], [[Żeby choć raz w życiu]]; ** [https://polona.pl/item/powiesci-jozefa-dzierzkowskiego-t-8,OTY5Mjg2Njc/4/#info:metadata t. VIII]: [[Druchna]], [[Dziwne zaręczyny]], [[Epizod z roku 1831]], [[Mara dziewica węgierska]], [[Na śmierć]], [[Tragedja i komedja]], [[Uniwersał hetmański]] (1875-76) * [[Picciola]] – Joseph Xavier Boniface Saintine (tłum. Natalia Osterloff, [https://polona.pl/item/picciola-p-1,OTgwODI3Mzg/4/#info:metadata t. I], [https://polona.pl/item/picciola-p-2,OTgwODI3Mzk/4/#info:metadata II])Solon, * [[Autor:Ludwik Stanisław Liciński|Ludwik Stanisław Liciński]], Z pamiętnika włóczęgi, 1908 ([https://polona.pl/item/z-pamietnika-wloczegi,OTgyMzA2ODA/6/#info:metadata polona]), Ksiądz Jan Jaskólski, 1908 ([https://polona.pl/item/ksiadz-jan-jaskolski,NzI1NTEyNzM/4/#info:metadata polona]), Halucynacje (1908), wyd. 3. 1917 ([https://polona.pl/item/halucynacje,ODk3NzkwMTU/6/#info:metadata polona]), Szały miłości, 1923 ([https://polona.pl/item/szaly-milosci,ODk3NTcxNTE/4/#info:metadata polona]), Dziwaczka, 1929 ([https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/315507?id=315507 ŚBC]) * [[Autor:Piotr Choynowski|Piotr Choynowski]], [[Kij w mrowisku]] ([https://polona.pl/item/kij-w-mrowisku,ODk3Njk3NTk/6/#info:metadata polona]) * [[Autor:Piotr Choynowski|Piotr Choynowski]], [[Opowiadania szlacheckie]] ([http://pbc.biaman.pl/dlibra/doccontent?id=32616 PBC]) * [[Autor:Piotr Choynowski|Piotr Choynowski]], [[Historja naiwna]] ([https://polona.pl/item/historja-naiwna-nowele,ODQ5MTI1MjQ/6/#info:metadata polona]) * Goethe, Cierpienia młodego Wertera, tłum. [[Autor:Piotr Choynowski|Piotr Choynowski]] ([https://polona.pl/item/cierpienia-mlodego-wertera,OTI5MDU0MzQ/6/#info:metadata polona]) * Józef Roth (tłum. Izydor Berman): ** Historia nocy 1002 ([https://polona.pl/item/historia-nocy-1002-powiesc,ODk3Njg2MzU/8/#info:metadata polona]), ** Rodzina Bernheimów ([https://polona.pl/item/rodzina-bernheimow-powiesc,ODk0MjAxODQ/6/#info:metadata polona]), ** Hotel Savoy ([https://polona.pl/item/hotel-savoy-powiesc,ODk3Njg0ODY/8/#info:metadata polona]), ** Tarabas ([https://polona.pl/item/tarabas-powiesc,NDUxMzQ0NTc/8/#info:metadata polona]) * [[Autor:Iwan Turgieniew|Iwan Turgieniew]], [[Ojcowie i dzieci]], tłum. Ostap Ortwin ([https://polona.pl/item/ojcowie-i-dzieci-powiesc,ODk3NTE4MjE/8/#info:metadata polona]) * [[Autor:Maksym Gorki|Maksym Gorki]], ''Matka'': '''[podział na dwie części]''' tłum. Marceli Tarnowski, Serce matki ([https://polona.pl/item/serce-matki-powiesc,ODYyODI3MDc/4/#info:metadata polona]), Zwycięstwo matki ([https://polona.pl/item/zwyciestwo-matki-powiesc,ODYyODI3MDU/10/#info:metadata polona]), * [[Autor:Adalbert Chamisso|Adalbert Chamisso]], [[Dziwna historya Piotra Schlemihl'a]], tłum. A. Gruszecki (?) ([https://polona.pl/item/dziwna-historya-piotra-schlemihl-a,OTI5MDg0Mzc/6/#info:metadata polona], 1879) * [[Autor:Adalbert Chamisso|Adalbert Chamisso]], [[Człowiek, który sprzedał swój cień]], [[Autor:Stefan Ogonowski|Stefan Ogonowski]] ([https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/12518?id=12518 ŚBC], 1925) * [[Autor:Alain-René Lesage|Alain-René Lesage]], tłum. Boy-Żeleński, [[Diabeł kulawy]] ([https://polona.pl/item/djabel-kulawy,MTc5NzQ4MjI/6/#info:metadata polona], 1930), tłum. Teodor Tripplin ([https://polona.pl/item/djabel-kulawy,ODIzOTQzMTk/4/#info:metadata polona], [http://bc.wbp.lublin.pl/dlibra/doccontent?id=11481 WBP Lublin], 1853) * [[Autor:Alain-René Lesage|Alain-René Lesage]], [[Gil Blas]]: ** [[Awantura Idziego Błassa z Santyllany]], tłum. anonimowy ([https://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=26839 t. I, II], [https://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=26840 t. III, IV], 1769) ** [[Historya Idzego Blassa z Santylany]], tłum. anonimowy ([https://polona.pl/item/historya-idzego-blassa-z-santylany-t-1,OTI5MDA3NjA/4/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/historya-idzego-blassa-z-santylany-t-2,OTc1OTE3NzE/0/#info:metadata II], [https://polona.pl/item/historya-idzego-blassa-z-santylany-t-3,OTc1OTE3NzM/2/#info:metadata III], [https://polona.pl/item/historya-idzego-blassa-z-santylany-t-4,OTc1OTE3NzQ/2/#info:metadata IV], 1841) ** [[Gil Blas z Santillany]], tłum. [[Autor:Tomasz Dziekoński|Tomasz Dziekoński]] ([http://bc.wbp.lublin.pl/dlibra/doccontent?id=16936 WBP Lublin], 1853) * [[Autor:Tomasz Dziekoński|Tomasz Dziekoński]], Powieści starego nauczyciela dla swoich młodych przyjaciół ([https://polona.pl/item/powiesci-starego-nauczyciela-dla-swoich-mlodych-przyjaciol,OTY1MzQ0NTY/4/#info:metadata polona], 1884) * [[Autor:Heinrich Laube|Heinrich Laube]], [[Bandomirowie]], tłum. Teodor Traugutt ([https://polona.pl/item/bandomirowie-powiesc-kurlandska,OTI5MDEyMjQ/6/#info:metadata polona]) * [[Autor:Edward Bulwer-Lytton|Edward Bulwer-Lytton]], Rienzi. Ostatni trybun rzymski, tłum. Rozalia Boczarska ([https://polona.pl/item/rienzi-ostatni-trybun-rzymski-powiesc-historyczna-t-1,NjYxMTg4OTU/4/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/rienzi-ostatni-trybun-rzymski-powiesc-historyczna-t-2,NjYxMTg4OTQ/2/#info:metadata II]) * [[Autor:Edward Bulwer-Lytton|Edward Bulwer-Lytton]], Ostatnie dni Pompei, tłum. anonimowy ([https://polona.pl/item/ostatnie-dni-pompei-t-1,ODk3Nzc3MDg/8/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/ostatnie-dni-pompei-t-2,ODk3Nzc3MDY/2/#info:metadata II], [https://polona.pl/item/ostatnie-dni-pompei-t-3,ODk3Nzc3MDU/8/#info:metadata III], [https://polona.pl/item/ostatnie-dni-pompei-t-4,ODk3Nzc3MDM/2/#info:metadata IV]) * Franz Werfel, Barbara, tłum. Marceli Tarnowski ([https://polona.pl/item/barbara-powiesc,ODk3NTE1NDQ/6/#info:metadata polona]) * Franz Werfel, Rozdroże, tłum. Marceli Tarnowski ([https://polona.pl/item/rozdroze-powiesc,ODk3NTE1NDM/6/#info:metadata polona]) * Franz Werfel, Tajemnica człowieka, tłum. Marceli Tarnowski ([https://polona.pl/item/tajemnica-czlowieka,ODk3NDYxMDg/8/#info:metadata polona]) * Henri Barbusse, [[Ogień]], tłum. anonimowy ([https://polona.pl/item/ogien-pamietnik-oddzialu-w-okopach,ODQ5MTM3Mzg/8/#item polona]) * Charles Kingsley, Heroje czyli klechdy greckie o bohaterach, tłum. Wacław Berent ([https://polona.pl/item/heroje-czyli-klechdy-greckie-o-bohaterach,ODk3NTg0NzI/8/#info:metadata polona]) * Thomas Carlyle, Sartor Resartus. Życie i zdania pana Teufelsdröckha, tłum. Sygurd Wiśniowski ([https://polona.pl/item/sartor-resartus-zycie-i-zdania-pana-teufelsdrockha-w-trzech-ksiegach,OTI5MDg1MDA/8/#info:metadata polona]) * Henry Mackenzie, Czuły człowiek (The Man of Feeling 1771), tłum. Kazimierz Grabowski ([https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/show-content/publication/edition/271323?id=271323 WBC], 1817) * Laurence Sterne, Podróż sentymentalna: ** tłum. Stanisław Kostka Kłokłocki ([https://polona.pl/item/podroz-sentymentalna-wawrzynca-sterna-z-poprzedzaiacym-uwiadomieniem-o-zyciu-i-dzielach,OTI4OTQwMDE/4/#info:metadata polona], 1817) [T. Mikulski, Ze studiów nad Oświeceniem. Zagadnienia i fakty, Warszawa 1956, s. 266] podobno lepszy przekład ** Podróż uczuciowa przez Francyę i Włochy, tłum. Władysław Edward Noakowski ([https://polona.pl/item/podroz-uczuciowa-przez-francye-i-wlochy,OTI4OTM3Nzk/2/#info:metadata polona], 1853) * Fryderyk Skarbek, Podróż bez celu (wyd. 1824-1825: [https://crispa.uw.edu.pl/object/files/293031/display/Default CRISPA t. I], [https://crispa.uw.edu.pl/object/files/293030/display/Default II]; wyd. 1840: [https://polona.pl/item/podroz-bez-celu-t-1,ODMxMTE1ODA/0/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/podroz-bez-celu-t-2,ODMxMTA5MTM/0/#info:metadata II])) * [[Żywot Łazika z Tormesu]], [[Autor:anonim|anonim]], tłum. [[Autor:Maurycy Mann|Maurycy Mann]] ([https://polona.pl/item/zywot-lazika-z-tormesu-la-vida-de-lazarillo-de-tormes,ODk3ODMzNzY/8/#info:metadata polona]) * [[Historya y awantury Roderyka Random]], [[Autor:Thobias Smollett|Thobias Smollett]], tłum. J. Fr. (t. I brak; [https://polona.pl/item/historya-y-awantury-roderyka-random,MTI3MzgyNjMz/3/#item polona t. II], brak t. III; 1785) * [[Autor:Halina Krahelska|Halina Krahelska]], [[Polski strajk]] ([https://polona.pl/item/polski-strajk,NDcwMDY1Mzk/6/#info:metadata polona]) * [[Autor:Adam Naruszewicz|Adam Naruszewicz]], ''Dzieła poetyczne Adama Stanisława Naruszewicza'' t. I i II (1826) — istnieje też wydanie z 1778 roku, ale z bardziej archaiczną pisownią, stąd wybór nowszego wydania ([http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=8750 DBC t. I], [http://delta.cbr.edu.pl/dlibra/doccontent?id=797 RolBC t. II]) == Przysłowia, aforyzmy, przypowieści, bajki == * [[Autor:Andrzej Maksymilian Fredro|Andrzej Maksymilian Fredro]], ''[[Przysłowia mów potocznych, obyczajowe, radne, wojenne]]'' ([http://books.google.pl/books?id=jPlDAAAAcAAJ GB], [http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/doccontent?id=92602 WBC]) * Salomon Rysiński, ''[[Przypowieści Polskie]]''. Przez Solomona Rysinskiego Zebrane, Rozdzialow XVIII. (Uwaga: gotycka czcionka; ([http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/doccontent?id=107823 eBUW]) * [[Autor:Bartosz Paprocki]], [[Koło rycerskie]] (Koło rycerskie w którem rozmaite zwierzęta swe rozmowy wiodą) ([http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/doccontent?id=1705 WBC]) == Esej, naukowe, krytyka == * Freud, Wizerunek własny (tłum. H. Załszupin, [http://pbc.up.krakow.pl/dlibra/doccontent?id=5340 PBC]) * [[Autor:Kazimierz Brodziński|Kazimierz Brodziński]], Pisma estetyczno-krytyczne, [https://polona.pl/item/pisma-estetyczno-krytyczne-t-1-2,OTI5MDg2ODE/ polona t. I], [https://polona.pl/item/pisma-estetyczno-krytyczne-t-2,MTAyOTYyNTcw/ II] * Teodor Herzl, [[Państwo żydowskie]], tłum. Jakub Appenszlak (zm. 1950), [https://rcin.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/6700?id=6700 RCIN] * Anna Laetitia Barbauld, Nauki dla dzieci, tłum. [[Autor:Franciszek Zatorski|Franciszek Zatorski]] ([https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/219728?id=219728 SBC t. I], [https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/219747?id=219747 II]) * Jan Karol Sembrzycki, Krótki Przegląd literatury ewangelicko-polskiej Mazurów i Szlązaków od r. 1670 ([https://polona.pl/item/krotki-przeglad-literatury-ewangelicko-polskiej-mazurow-i-szlazakow-od-r-1670,NzU4NjgyMjI/6/#info:metadata polona], [https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/311387?id=311387 ŚBC]) * Władysław Gołembiowski, Mickiewicz odsłoniony i towiańszczyzna ([https://polona.pl/item/mickiewicz-odsloniony-i-towianszczyzna,NjM5MTY4/2/#info:metadata polona]) * [[Autor:Ferenc Liszt|Ferenc Liszt]], Kilka słów o stanowisku artystów i położeniu ich w towarzystwie, tłum. anonimowy ([https://polona.pl/item/kilka-slow-o-stanowisku-artystow-i-polozeniu-ich-w-towarzystwie,Njc4NjM4MDg/4/#info:metadata polona]) * [[Autor:Karol Szymanowski|Karol Szymanowski]], ''Wychowawcza rola kultury muzycznej'' ([http://pbc.gda.pl/dlibra/doccontent?id=13798 PBC]), * [[Autor:Mieczysław Karłowicz|Mieczysław Karłowicz]], Mieczysław Karłowicz w Tatrach ([https://polona.pl/item/mieczyslaw-karlowicz-w-tatrach-pisma-taternickie-i-zdjecia-fotograficzne,MTQwOTMzNw/4/#info:metadata polona]) * Julian Pulikowski, Zagadnienie historji muzyki narodowej, [https://polona.pl/item/zagadnienie-historji-muzyki-narodowej,Njc4NjcxNDY/0/#info:metadata polona] * Kazimierz Łada, Historja muzyki (1861): [https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/139313?id=139313 sbc] * Dębołęcki Wojciech - Wywód Jedynowłasnego Państwa Świata: [http://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/doccontent?id=95333 UJ] lub [https://polona.pl/item/81818/2/ polona.pl] * [[Autor:Marcin Bielski|Marcin Bielski]], Zywothy Philozophow to iest mędrczow nauk przyrodzonych, Y też inszych mężow cznotami ozdobionych ku obyczaynemu nauczaniu człowieka każdego krotko wybrane, 1535 ([https://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=3347 DBC]) * Andrzej Glauber, Problemata Aristotelis. Gadki z pisma wielkiego philozopha Aristotela, y też inszych mędrczow tak przyrodzoney iako y lekarskiey nauki z pilnoscią wybrane Pytanie rozmaite o składnosci człowieczich członkow rozwięzuiące, ku biegłosci rozmowy ludzkiey tak rozkoszne iako y pożyteczne, 1535 ([https://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=3345 DBC]) * Bartłomiej Georgiewic, Rozmowa z Turczynem o wierze Krzesciyańskiey, y o taynosći troyce swiętey, ktora w Alkoranie stoi napisana. Przez Bartłomieia Georgiewits ktory czternascie lat był więzniem tureckim, 1548 ([https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/show-content/publication/edition/439508?id=439508 WBC]) * [[Autor:August Hermann Niemeyer|August Hermann Niemeyer]], Starzec do młodzieńca, tłum. [[Autor:Alojzy Norejko|Alojzy Norejko]] ([https://crispa.uw.edu.pl/object/files/273949/display/Default BUW], [https://polona.pl/item/starzec-do-mlodzienca,OTI4OTc3MjY/4/#info:metadata polona]), 1828 * [[Autor:Kwintylian|Kwintylian]], [[O wykształceniu mówcy]], tłum. [[Autor:Mieczysław Olszowski|Mieczysław Olszowski]] ([https://polona.pl/item/o-wyksztalceniu-mowcy-wybor,ODk3NjI4NzA/4/#info:metadata polona], 1928) * Teodor Mommsen, Historya rzymska, tłum. [[Autor:Tomasz Dziekoński|Tomasz Dziekoński]]: ** wyd. 1, 1867: [https://polona.pl/item/historya-rzymska-t-1,Njg1ODgyODA/4/#info:metadata t. I], [https://polona.pl/item/historya-rzymska-t-2,Njg1ODgyODE/4/#info:metadata II], [https://polona.pl/item/historya-rzymska-t-3,Njg1ODgyODI/4/#info:metadata III], [https://polona.pl/item/historya-rzymska-t-4,Njg1ODgyODM/4/#info:metadata IV] ** wyd. 2, 1880: [https://polona.pl/item/historya-rzymska-t-1,OTU2NTgxNjk/4/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/historya-rzymska-t-2,OTU2NTgxNzE/0/#info:metadata II], [https://polona.pl/item/historya-rzymska-t-3,OTc1MzI4MzI/6/#info:metadata III], [https://polona.pl/item/historya-rzymska-t-4,OTU2NTgxNzI/4/#info:metadata IV] * [[Statut Ligi Reformy Obyczajów]] zatwierdzony przez Komisarza Rządu m. st. Warszawy dn. 1 czerwca 1933 r. ([https://polona.pl/item/statut-ligi-reformy-obyczajow-zatwierdzony-przez-komisarza-rzadu-m-st-warszawy-dn-1,NzAyNjA2MjU/0/#info:metadata polona]) * [[Statut Polskiego Towarzystwa Eugenicznego]] ([https://polona.pl/item/statut-polskiego-towarzystwa-eugenicznego-walki-ze-zwyrodnieniem-rasy,NzAyNjA0ODY/2/#item polona]) * Władysław Mickiewicz, Żywot Adama Mickiewicza ([https://polona.pl/item/zywot-adama-mickiewicza-podlug-zebranych-przez-siebie-materyalow-oraz-z-wlasnych,ODk3NTYwNzk/6/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/zywot-adama-mickiewicza-podlug-zebranych-przez-siebie-materyalow-oraz-z-wlasnych,ODk3NTYwNzc/4/#info:metadata II], [https://polona.pl/item/zywot-adama-mickiewicza-podlug-zebranych-przez-siebie-materyalow-oraz-z-wlasnych,ODk3NTYwNzM/4/#info:metadata III], [https://polona.pl/item/zywot-adama-mickiewicza-podlug-zebranych-przez-siebie-materyalow-oraz-z-wlasnych,ODk3NTYwNzE/4/#info:metadata IV]; wyd. 1890-95) * [[Autor:Thomas Carlyle|Thomas Carlyle]], Pracuj i nie trać nadziei, tłum. Adolf Strzelecki ([https://polona.pl/item/pracuj-i-nie-trac-nadziei-wiazanka-mysli-o-istotnych-wartosciach-zycia,ODk3Nzc5MzA/6/#info:metadata polona]) * [[Autor:Thomas Carlyle|Thomas Carlyle]], Rewolucja francuska, t. I, tłum. Adolf Strzelecki ([https://polona.pl/item/rewolucja-francuska-1-smierc-ludwika-xv,ODk3NjYzMDM/4/#info:metadata polona]) * tekst zbiorowy: anonim, Kronika polsko-węgierska [Kronika węgierska]; anonim, Kronika czeska; Ksiądz Jan, list do Manuela cesarza greckiego; Beda Czcigodny, De imagine mundi, tłum. Hipolit Kownacki ([https://crispa.uw.edu.pl/object/files/286059/ CRISPA] * Marceli Handelsman, Między Wschodem a Zachodem ([https://polona.pl/item/miedzy-wschodem-i-zachodem,MjU5OTcw/1/#info:metadata polona]) * Jan Tadeusz Lubomirski, Rolnicza ludność w Polsce od XVI do XVIII wieku ([https://polona.pl/item/rolnicza-ludnosc-w-polsce-od-xvi-do-xviii-wieku,OTI5MDAxMDQ/6/#info:metadata polona]) — zawiera m.in. suplikę torczyńską * [[Autor:Piotr Chmielowski|Piotr Chmielowski]], Liberalizm i obskurantyzm na Litwie i Rusi (1815-1823) ([https://polona.pl/item/liberalizm-i-obskurantyzm-na-litwie-i-rusi-1815-1823,OTI5MDgzNTI/6/#info:metadata polona]) * [[Autor:Gaston Boissier|Gaston Boissier]], Tacyt, tłum. [[Autor:Franciszek Mirandola|Franciszek Mirandola]] ([https://polona.pl/item/tacyt,ODQ5MTMzNTU/6/#info:metadata polona], 1907) == Opracowania historyczne == * [[Autor:Andrzej Maksymilian Fredro|Andrzej Maksymilian Fredro]], ''[[O porządku wojennym i o pospolitem ruszeniu małem]]'', oprac. Kazimierz Józef Turowski ([http://www.pbc.rzeszow.pl/dlibra/doccontent?id=4260 PBC Rzeszów]) * [[Autor:Andrzej Maksymilian Fredro|Andrzej Maksymilian Fredro]], ''[[Dzieje narodu polskiego pod Henrykiem Walezyuszem królem polskim a potem francuzkim]]'', przekł. Władysław Syrokomla ([http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/doccontent?id=69826 WBC]) * Helmolda ''Kronika Sławiańska z XII wieku'', tłum. Jan Papłoński ([http://pbc.biaman.pl/dlibra/docmetadata?id=7734 PBC]) == Inne == * [[Indeks:Samuel Bogumił Linde - Słownik języka polskiego]] — wgrać skany w wyższej jakości<br>([https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-1-cz-1-a-f,MTI2MzI0NjE/6/#info:metadata polona t. I, cz. I], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-1-cz-2-g-l,MTI2MzI0NjI/6/#info:metadata I, cz. II], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-2-cz-1-m-o,MTI2MzI0NjM/6/#info:metadata t. II, cz. I], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-2-cz-2-p,MTI2MzI0NjQ/6/#info:metadata t. II, cz. II], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-cz-3-czyli-vol-5-r-t,MTI2MzI0NjU/6/#info:metadata t. III], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-6-u-z,MTI2MzI0NjY/ t. IV] — zmiana numeracji od t. III, który opisany jest jako V) * kuchenna sekcja wegetariańska: ** '''Janina Breyerowa, Stanisław Breyer, Jarska kuchnia witaminowa''' (ca 1929) ([https://polona.pl/item/jarska-kuchnia-witaminowa-janiny-breyerowej,MTUxNzkwNDY/8/#info:metadata polona]) ** Jan Kazimierz Czarnota, Kuchnia jarska (wyd. piąte [?], post/ca 1931) ([https://polona.pl/item/kuchnia-jarska,OTY0NjEwODQ/4/#info:metadata polona]) ** Maria Czarnowska, Nowa ilustrowana jarska kuchnia zawierająca wyprobowane przepisy przyrządzania smacznych a zdrowych potraw roślinnych oraz naukowe ogólne przepisy rozumnego odżywiania się (wyd. 2. dopełnione) ([http://cybra.lodz.pl/dlibra/doccontent?id=14686 Cybra]) ** Irena Paryska, Kuchnia jarska zawierająca przepisy przyrządów smacznych a zdrowych potraw roślinnych, oraz naukowe przepisy rozumnego odżywiania się ca 1910, ([https://polona.pl/item/kuchnia-jarska-zawierajaca-przepisy-przyrzadow-smacznych-a-zdrowych-potraw-roslinnych,ODk3NDgzNTE/6/#info:metadata polona]) ** '''Romualda Tarnawska, Apolinary Tarnawski, [Kosowska] kuchnia jarska''' (1929) ([http://cybra.lodz.pl/dlibra/doccontent?id=15076 Cybra]) * Feliks Halpern, Muzycy w anegdocie i humor muzyczny ([https://polona.pl/item/muzycy-w-anegdocie-i-humor-muzyczny,ODM1NTc3Mzc/6/#info:metadata polona]) * [[Autor:Józef Bliziński|Józef Bliziński]], [[Barbaryzmy i dziwolągi językowe]], 1888 ([https://polona.pl/item/barbaryzmy-i-dziwolagi-jezykowe,ODk5NDMyMzE/6/#info:metadata polona]) * [[Manifest komunistyczny 1847 r.]], tłum. i oprac. Witold Piekarski (ze wstępami! pierwsze wydanie!), Genewa 1883 ([https://polona.pl/item/manifest-komunistyczny-1847-r,NTUxNjExNjY/6/#info:metadata polona]) * Kuchmistrzostwo. Szczątki druku polskiego z początku w. XVI, oprac. Zygmunt Wolski (1862-1931), 1891 ([https://polona.pl/item/kuchmistrzostwo-szczatki-druku-polskiego-z-poczatku-w-xvi,OTgwNzUzMDc/8/#info:metadata polona]) * anonimowy francuski autor, Kucharz doskonały, tłum. Wojciech Wielądko, wyd. 1808 ([https://polona.pl/item/kucharz-doskonaly-w-wybornym-guscie-z-oszczednoscia-dogodny-czyli-sposob-gotowania,ODk5MTc2NzA/4/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/kucharz-doskonaly-w-wybornym-guscie-z-oszczednoscia-dogodny-czyli-sposob-gotowania,ODk5MTc2NzE/4/#info:metadata II]) * Pliniusz Starszy, [[Historia naturalna]], tłum. Józef Łukaszewicz ([https://polona.pl/item/k-pliniusza-starszego-historyi-naturalnej-ksiag-xxxvii-c-plinii-secundi-historiae,OTczMzk2OTg/4/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/k-pliniusza-starszego-historyi-naturalnej-ksiag-xxxvii-c-plinii-secundi-historiae,OTczMzk2OTk/4/#info:metadata II], [https://polona.pl/item/k-pliniusza-starszego-historyi-naturalnej-ksiag-xxxvii-c-plinii-secundi-historiae,OTczMzk3MDA/4/#info:metadata III], [https://polona.pl/item/k-pliniusza-starszego-historyi-naturalnej-ksiag-xxxvii-c-plinii-secundi-historiae,OTczMzk3MDE/4/#info:metadata IV], [https://polona.pl/item/k-pliniusza-starszego-historyi-naturalnej-ksiag-xxxvii-c-plinii-secundi-historiae,OTczMzk3MDI/4/#info:metadata V], [https://polona.pl/item/k-pliniusza-starszego-historyi-naturalnej-ksiag-xxxvii-c-plinii-secundi-historiae,OTczMzk3MDM/4/#info:metadata VI], [https://polona.pl/item/k-pliniusza-starszego-historyi-naturalnej-ksiag-xxxvii-c-plinii-secundi-historiae,OTczMzk3MDQ/4/#info:metadata VII], [https://polona.pl/item/k-pliniusza-starszego-historyi-naturalnej-ksiag-xxxvii-c-plinii-secundi-historiae,OTczMzk3MDY/4/#info:metadata VIII], [https://polona.pl/item/k-pliniusza-starszego-historyi-naturalnej-ksiag-xxxvii-c-plinii-secundi-historiae,OTczMzk3MDc/4/#info:metadata IX], [https://polona.pl/item/k-pliniusza-starszego-historyi-naturalnej-ksiag-xxxvii-c-plinii-secundi-historiae,OTczMzk3MjM/4/#item X]) == Religia == * Młot na czarownice: [http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=5016 dbc] * [[Autor:Johann Arndt|Johann Arndt]], [[Sześć ksiąg o prawdziwym chrześcijaństwie]], tłum. [[Autor:Samuel Tschepius|Samuel Tschepius]] ([https://polona.pl/item/jana-arnta-szesc-ksiegi-o-prawdziwym-chrzescianstwie-z-niemieckiego-na-polski-iezyk,ODQ5MTQwNDc/6/#info:metadata polona]) * Johann Gossner, Czytania nabożne * Johann Gossner, Serce człowieka: Świątynia Boża, lub przybytek szatana (tłum. T. Tosio, [http://sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/322708?id=322708 SBC], tłum. Kacper Mikulski, [https://polona.pl/item/serce-czlowieka-swiatynia-boga-lub-siedliskiem-szatana-uzmyslowione-dziesiecioma,OTI5MDUyNTU/2/#info:metadata polona]) * Grzegorz z Żarnowca, Postyla albo wykłady ewanielij niedzielnych i świąt uroczystych, tłum. Theodor Karl Haase ([https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/319663?id=319663 SBC]) * Samuel Dambrowski, Lekarstwo duszne w chorobie, tłum. Wilhelm Altmann ([https://polona.pl/item/lekarstwo-duszne-w-chorobie,OTI5MDc2MjM/6/#info:metadata polona]) * [[Autor:Jan od Krzyża|Jan od Krzyża]], [[Dzieła doktora mistycznego św. Jana od Krzyża]], tłum. [[Autor:Eugenia Kostecka|Eugenia Kostecka]] (1891-'''1979'''): ** (1927) t. I: [[Wnijście na Górę Karmelu]] ([https://polona.pl/item/wnijscie-na-gore-karmelu-ks-1-2-i-3,ODk3NzA4OTI/10/#info:metadata polona]) ** (1931) t. II: [[Noc ciemności]], [[Pieśń duchowa]] ([https://kpbc.umk.pl/dlibra/doccontent?id=67542 KPBC]) * Francisco de Quevedo, Polityka Boża, tłum. Marcin Śmiglecki ([https://polona.pl/item/polityka-boza-rzady-chrystusowe-przez-franciszka-z-quewedu-willegas-z,OTcwMDExMDY/4/#info:metadata polona]) * [[Historye rzymskie]] (Gesta Romanorum), oprac. Jan Bystroń ([https://www.pbc.rzeszow.pl/dlibra/show-content/publication/edition/15973?id=15973 PBC Rzeszów]) * Edouard Schure, [[Wielcy wtajemniczeni]]. Zarys tajemnej historii religii, tłum. Róża Centnerszwerowa ([https://polona.pl/item/wielcy-wtajemniczeni-zarys-tajemnej-historii-religii-rama-kryszna-hermes-mojzesz,OTI4OTUyMzg/8/#info:metadata polona], wyd. 3, ca 1939) * [[Autor:Adam Czarnocki|Adam Czarnocki]] (Zorian Dołęga-Chodakowski), [[O słowiańszczyźnie przed chrześcijaństwem]] ([https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/10649?id=10649 ŚBC, wyd. 1835) == Polityka == * [[Autor:Wiktor Alter|Wiktor Alter]], [[Antysemityzm gospodarczy w świetle cyfr]] ([https://polona.pl/item/antysemityzm-gospodarczy-w-swietle-cyfr,NzUxODgxODM/2/#info:metadata polona]), [[Gdy socjaliści dojdą do władzy...!]] ([https://polona.pl/item/gdy-socjalisci-dojda-do-wladzy-pierwszy-etap-rewolucji-spolecznej,NzUxODgxODQ/0/#info:metadata polona]), [[Socjalizm walczący]] ([https://polona.pl/item/socjalizm-walczacy,ODM1NTYwODI/8/#info:metadata polona]) * [[Autor:Witold Jodko-Narkiewicz|Witold Jodko-Narkiewicz]], [[Autor:Szymon Dyksztajn|Szymon Dyksztajn]], [[Polski socyalizm utopijny na emigracyi]] ([https://polona.pl/item/polski-socyalizm-utopijny-na-emigracyi-dwie-rozprawy,ODI3NjMyMjI/6/#info:metadata polona]) * [[Autor:Witold Jodko-Narkiewicz|Witold Jodko-Narkiewicz]], [[Złodzieje naszej krwi]] ([https://polona.pl/item/zlodzieje-naszej-krwi,ODk3ODI5OTg/ polona]), [[Polska a państwa neutralne]] ([https://polona.pl/item/polska-a-panstwa-neutralne,NzI1Mzc2Nzg/4/#info:metadata polona], [https://crispa.uw.edu.pl/object/files/22050/display/Default BUW]), [[Objaśnienie programu Polskiej Partyi Socyalistycznej]] ([http://mbc.malopolska.pl/dlibra/doccontent?id=99860 MBC]) * zbiorowe, ''[[Teka Stańczyka]]'' ([http://polona.pl/item/134087 polona]) * [[Autor:Jean-Jacques Rousseau|Jean-Jacques Rousseau]], ''[[Uwagi nad rządem Polski]]'' ([http://kpbc.umk.pl/dlibra/docmetadata?id=47300 KPBC]) === Limanowski === * O kwestji robotniczej ([https://polona.pl/item/o-kwestji-robotniczej-rzecz-ulozona-podlug-dwoch-odczytow-w-gwiezdzie-z-dnia-19-marca,ODIxODgxODE/4/#info:metadata polona], 1871) * Tegoczesna dążność społeczna, "Przegląd Tygodniowy Życia Społecznego, Literatury i Sztuk Pięknych". R. 4, 1869 nr 31, s. 261-262 ([https://crispa.uw.edu.pl/object/files/295961/display/Default CRISPA]) * Wzajemna pomoc, "Opiekun Domowy" 1867 nr 30, s. 238-239 ([https://crispa.uw.edu.pl/object/files/409689/display/Default CRISPA]) * Dzieje Inflant i Kurlandyi od r. 1385 do 1562, podług Ruttenberga, "Przegląd Europejski, Naukowy, Literacki i Artystyczny", r. 1 (1862), t. I. str. 633-52 ([https://polona.pl/item/przeglad-europejski-naukowy-literacki-i-artystyczny-r-1-t-1-wrzesien-1862,MTEwMDE0NTMy/182/#item polona])<ref>Limanowski, Komuniści, s. 155</ref> * [[Naród i Państwo]] ([https://polona.pl/item/narod-i-panstwo-studyum-socyologiczne,NzU4NjQyMjk/8/#item polona]) * [[Stanisław Worcell]] (wyd. 1910: [https://polona.pl/item/stanislaw-worcell-zyciorys,ODk3NjQwODU/10/#item polona]; wyd. 1948: [https://rcin.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/33543?id=33543 RCIN]) * [[Historya demokracyi polskiej w epoce porozbiorowej]] ([https://www.bibliotekacyfrowa.pl/dlibra/show-content/publication/edition/52696?id=52696 wyd. 1901]; wyd. 1948: [https://polona.pl/item/historia-demokracji-polskiej-w-epoce-porozbiorowej-cz-1,ODk3NTcxNDU/5/#index polona, cz. 1], [https://polona.pl/item/historia-demokracji-polskiej-w-epoce-porozbiorowej-cz-2,ODk3NTcxNDQ/4/#index cz. 2]) == Pamiętniki, wspomnienia == * Michał Kleofas Ogiński, Pamiętniki ([https://polona.pl/item/pamietniki-michala-oginskiego-o-polsce-i-polakach-od-roku-1788-az-do-konca-roku-1815,OTI4OTc0OTU/8/#info:metadata polona t. I], [https://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=5800 DBC t. II], [https://polona.pl/item/pamietniki-michala-oginskiego-o-polsce-i-polakach-od-roku-1788-az-do-konca-roku-1815,OTI4OTc0OTM/4/#info:metadata polona t. III], [https://polona.pl/item/pamietniki-michala-oginskiego-o-polsce-i-polakach-od-roku-1788-az-do-konca-roku-1815,OTI4OTc0OTI/0/#info:metadata IV]) * Wojciech Dembołęcki, [[Pamiętniki o Lissowczykach]], czyli Przewagi Elearów polskich (r. 1619-1623) ([https://polona.pl/item/pamietniki-o-lissowczykach-czyli-przewagi-elearow-polskich-r-1619-az-do-1623,ODk2MjI4MzA/4/#info:metadata polona], 1859) * Tadeusz Bobrowski, Pamiętniki ([https://polona.pl/item/pamietniki-tadeusza-bobrowskiego-t-1,OTI5MDg4MTY/8/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/pamietniki-tadeusza-bobrowskiego-t-2,OTI5MDg4MTU/8/#info:metadata II]) * [[Autor:Samuel Maskiewicz|Samuel Maskiewicz]], ''Pamiętniki'' ([http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/docmetadata?id=3131 WBC]) == Podróżnicze, relacje z podróży == * Włochy — [[Autor:Johann Wilhelm von Archenholz|Johann Wilhelm von Archenholz]], tłum. anonimowy ([https://polona.pl/item/wlochy-przez-archenholca-w-dwoch-czesciach,ODk4NjMzOTA/4/#info:metadata polona]) * Podróż do Turek y Egyptu z przydanym dziennikiem podróży do Holandyi Podczas Rewolucyi 1787 — [[Autor:Jan Potocki|Jan Potocki]], tłum. anonimowy ([https://polona.pl/item/podroz-do-turek-y-egyptu-z-przydanym-dziennikiem-podrozy-do-holandyi-podczas-rewolucji,MTE2NzI1OTA/4/#item polona]) * [[Autor:Antoni Edward Odyniec|Antoni Edward Odyniec]], ''[[Listy z podróży (Odyniec)]]'' ([http://www.polona.pl/item/1325471 polona t. I], [http://www.polona.pl/item/1391358 t. II], [http://www.polona.pl/item/1433820 t. III], [http://www.polona.pl/item/1435200 t. IV]) == Genealogia == * A.K., Podręcznik dla użytku osób utrzymujących akta stanu cywilnego ([https://polona.pl/item/rukovodstvo-dla-lic-soderzasih-akty-grazdanskago-sostoania-podrecznik-dla-uzytku-osob,OTgwNzk2NDg/4/#info:metadata polona], Płock 1894) * Paweł Aleksandrowicz Muchanow, O aktach stanu cywilnego ([https://polona.pl/item/o-aktach-stanu-cywilnego-pismo-z-polecenia-jasnie-wielmoznego-radcy-tajnego-p-muchanow,ODIzMjgwODA/4/#info:metadata polona], Warszawa 1858) * Adam Boniecki, O pochodzeniu szlachty polskiej. O herbach ([https://polona.pl/item/o-pochodzeniu-szlachty-polskiej-o-herbach,Njc4NTc2NTY/8/#info:metadata polona]) * Adam Boniecki, Poczet rodów w Wielkiem Księstwie Litewskiem w XV i XVI wieku ([https://polona.pl/item/poczet-rodow-w-wielkiem-ksiestwie-litewskiem-w-xv-i-xvi-wieku,ODQ5MTMzMjA/4/#info:metadata polona]) * Adam Boniecki, Artur Reiski, [[Herbarz polski]]: ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-1,MTAzNTU4OTQ/4/#info:metadata I]: Aaron - Boniccy, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-2,MTAzNTU5MDA/6/#info:metadata II]: Bonieccy h. Bończa - Chmieleńscy, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-3,MTAzNTU5MDY/4/#info:metadata III]: Chmielewscy - Czetowscy, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-4,MTAzNTU5MTA/4/#info:metadata IV]: Czetwertyńscy - Dowiakowscy, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-5,MTAzNTU5MTM/4/#info:metadata V]: Dowiattowie - Gąsiorkowicz, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-6,MTAzNTU5MTQ/4/#info:metadata VI]: Gąsiorowscy - Grabowniccy, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-7,MTAzNTU5MTU/4/#info:metadata VII]: Grabowscy - Hulkiewiczowie, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-8,MTAzNTU5MTY/4/#info:metadata VIII]: Humańscy - Jelonek, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-9,MTAzNTU5MTc/4/#info:metadata IX]: Jelowscy - Kęstowiczowie, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-10,MTAzNTU5MTg/4/#info:metadata X]: Kęstowscy - Komorowscy, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-11,MTAzNTU5MTk/4/#info:metadata XI]: Komorowscy - Kotowski, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-12,MTAzNTU5MjA/4/#info:metadata XII]: Korty - Krzemieniewscy, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-13,MTAzNTU5MjE/4/#info:metadata XIII]: Krzemieniowscy - Lasoccy, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-14,MTAzNTU5MjI/4/#info:metadata XIV]: Lasoccy - Liwińscy, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-15,MTAzNTU5MjQ/4/#info:metadata XV]: Liwscy - Łopuscy, ** [https://polona.pl/item/herbarz-polski-wiadomosci-historyczno-genealogiczne-o-rodach-szlacheckich-cz-1-t-16,MTAzNTU5MjU/9/#info:metadata XVI]: Łopuszcańscy - Madalińscy ** sprostowania i uzupełnienia: [https://polona.pl/item/herbarz-polski-uzupelnienia-i-sprostowania-do-cz-1-z-1,MTAzNTU5MjY/4/#info:metadata polona z. I], [https://polona.pl/item/herbarz-polski-uzupelnienia-i-sprostowania-do-cz-1-z-2,MTAzNTU5Mjc/4/#info:metadata II], [https://polona.pl/item/herbarz-polski-uzupelnienia-i-sprostowania-do-cz-1-z-3,MTAzNTU5Mjg/4/#info:metadata III] * Józef Aleksander Jabłonowski, [[Heraldica]] ([https://polona.pl/item/heraldica-to-iest-osada-kleynotow-rycerskich-y-wiadomosc-znakow-herbownych-dotad-w,ODIyMTk/2/#info:metadata polona]) == Antyk (zbiorczo) == ; dramat * [[Autor:Zygmunt Węclewski|Zygmunt Węclewski]] (tłum.), Tragicy greccy (3 t.): [[Autor:Eurypides|Eurypides]], [[Autor:Ajschylos|Ajschylos]], [[Autor:Sofokles|Sofokles]] ([https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/publication/75950#structure WBC]) * [[Autor:Sofokles|Sofokles]], ''[[Antygona (przeł. Czubek)|Antygona]]'', tłum. [[Autor:Jan Czubek|Jan Czubek]] ([http://www.polona.pl/item/2441493 Polona]) * Plaut, Komedye (Aulularia, Mostellaria, Trinummus, Capteivei, tłum. Jan Wolfram ([https://polona.pl/item/komedye-plauta-aulularia-mostellaria-trinummus-capteivei,ODIyMDUzMzA/12/#info:metadata polona]) ; liryka * [[Autor:Anakreont|Anakreont]], ''Pieśni'' i in., tłum. [[Autor:Kazimierz Kaszewski|Kazimierz Kaszewski]] ([http://pbc.biaman.pl/dlibra/doccontent?id=29788 PBC]) * Anakreont, tłum. Fryderyk Skarbek ([https://polona.pl/item/piesni-anakreonta,MTk5NjA0MDA/4/#info:metadata polona], 1816) * [[Autor:Teokryt|Teokryt]], ''Sielanki i epigramaty'', tłum. [[Autor:Kazimierz Kaszewski|Kazimierz Kaszewski]] ([http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/doccontent?id=270185 WBC]) * [[Autor:Owidiusz|Owidiusz]], ''[[Miłostki]]/[[Elegie miłosne]]'' (oryg. ''Amores''), tłum. [[Autor:Benedykt Hulewicz|Benedykt Hulewicz]] ([http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/doccontent?id=2274 eBUW]) * Pindar, ''Ody'', tłum. [[Autor:Jan Wiernikowski|Jan Wiernikowski]] ([http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/doccontent?id=137416 eBUW]) * Biblioteka Klassyków Łacińskich: Katullus, Pieśni, tłum. Szymon Baranowski; Albiusz Tybullus (Tibullus), tłum. Jędrzej Moraczewski; Propercjusz, Elegie, tłum. Jędrzej Moraczewski ([http://pbc.biaman.pl/dlibra/doccontent?id=26871 PBC]) * Tibullus, ''Elegie i wiersze'', tłum. Jędrzej Moraczewski ([https://polona.pl/item/albiusza-tybulla-elegie-i-wiersze-jako-tez-niektore-przypisywane-sulpicyi-i-innym,OTI4OTMwODY/4/#info:metadata polona]) * Solon, Ksenofanes, Teognis, Safona, Archiloch, Alkajos, Anakreon, Symonides z Keos, Bakchylides i in.; ''Lirycy greccy (doby klasycznéj)'', (red./tłum. Jan Czubek, 1882, [http://bc.wbp.lublin.pl/dlibra/doccontent?id=3635 WBP Lublin]) ; epika * pseudo-Homer, ''[[Batrachomyomachia]]'', tłum. [[Autor:Jacek Idzi Przybylski|Jacek Idzi Przybylski]] ([http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=24462 DBC]) * [[Autor:Hezjod|Hezjod]], ''[[Teogonia]]'', ''[[Tarcza Heraklesa]]'', ''[[Roboty i dnie]]'' (''Prace i dnie''), tłum. [[Autor:Jacek Idzi Przybylski|Jacek Idzi Przybylski]] ([http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=24344 DBC]) * Homer, ''[[Iliada]]'' ** tłum. [[Autor:Jacek Idzi Przybylski|Jacek Idzi Przybylski]] ([http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/doccontent?id=137379 eBUW]) ** tłum. Juliusz Słowacki, ilustr. Stanisław Wyspiański — jako ''[[Iliada. Pomór i gniew]]'' ([http://zbc.uz.zgora.pl/dlibra/doccontent?id=11571 ZBC]) ** tłum. [[Autor:Stanisław Staszic|Stanisław Staszic]] ([http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/doccontent?id=4628 eBUW cz. 1], [http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/doccontent?id=4628 2]) * Lukan, [[Farsalia]] ** [suplement: Thomas May], tłum. Jan Alan Bardziński ([https://polona.pl/item/odrodzona-w-oyczystym-jezyku-farsalia-lukana-to-jest-woyna-domowa-rzymska-z-argumentami,ODEwNjg1NTc/4/#info:metadata polona]) ** tłum. Wojciech Stanisław Chrościński ([https://polona.pl/item/pharsalia-po-polsku-przetlumaczonego-lvkana-albo-raczey-woyna-domowa-miedzy-pompejuszem-a,NzUyOTY3Mjg/1/#info:metadata polona]) ; historie, żywoty * Pliniusz Młodszy, Listy, tłum. Roman Ziołecki ([https://polona.pl/item/k-pliniusza-cecyliusza-sekunda-mlodszego-listy-t-1,ODIyMDY1NjA/8/#info:metadata polona t. I], [https://polona.pl/item/k-pliniusza-cecyliusza-sekunda-mlodszego-listy-t-2,ODIyMDY1NjE/8/#info:metadata II], [https://polona.pl/item/k-pliniusza-cecyliusza-sekunda-mlodszego-listy-t-3,ODIyMDY1NjI/8/#info:metadata]) * Korneliusz Nepos, Żywoty znakomitych mężów: ** tłum. JPP. Kadetów Korp. Warszawskiego w VII. Klassie literatury uczących się, red. Jan Wulfers ([https://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=24053 DBC], 1783) ** tłum. Antoni Jerzykowski (wyd. 2. przejrzane: [https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/show-content/publication/edition/460226?id=460226 WBC], 1868/1873) ** tłum. Antoni Julian Mierzyński ([https://bibliotekacyfrowa.ujk.edu.pl/dlibra/doccontent?id=1900 UJK], [https://rcin.org.pl/dlibra/doccontent?id=83941 rcin] 1883) * Salustiusz: ** [[O spisku Katyliny]], tłum. [[Autor:Franciszek Habura|Franciszek Habura]] ([https://polona.pl/item/gajusa-sallustyusa-kryspa-dziela-wszystkie-t-1-zawierajacy-zywot-autora-i-ksiege-o,OTI4OTU1NDA/4/#info:metadata polona], 1877]) ** Wojna z Jugurtą: *** [[Wojna Jugurtyńska]], tłum. [[Autor:Franciszek Habura|Franciszek Habura]] ([https://polona.pl/item/gajusa-sallustyusa-kryspa-dziela-wszystkie-t-2-zawierajacy-ksiege-o-wojnie,ODk3ODI3MjQ/8/#info:metadata polona], 1894) *** [[Wojna z Jugurtą]], tłum. Stanisław Rzepiński, Bronisław Grzanowski ([https://polona.pl/item/g-sallustyusa-kryspusa-wojna-z-jugurta,ODI3NjQ0MjM/0/#info:metadata polona], 1893) * Plutarch: ** [[O wychowaniu młodzieży]], tłum. Franciszek Ksawery Stachowski ([https://rcin.org.pl/dlibra/doccontent?id=84175 RCiN], [https://polona.pl/item/o-wychowaniu-mlodziezy,OTI4OTY4OTM/6/#info:metadata polona] 1853) ; [[Autor:Kazimierz Morawski|Kazimierz Morawski]] — opracowania * ''[[Rzym: portrety i szkice]]'' ([http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/doccontent?id=119721 WBC]) * ''[[Rzym i narody]], Podbój Zachodu, Wschód i Żydzi'' ([http://polona.pl/item/192809 Polona]) * ''[[Owidyusz i elegicy w epoce Augusta]]'' ([http://www.archive.org/stream/owidyuszielegicy00morauoft#page/n7/mode/2up IA]) a31duf5ww7tce9f8v14p94cewpadc1v Wikiskryba:Fallaner 2 487315 3157738 3157195 2022-08-26T13:19:28Z Fallaner 12005 /* PROFREAD */ drobne techniczne wikitext text/x-wiki {| class="wikitable" style="float:right; margin: 0" |- | {{User language|pl|N}} |- | {{User language|en|3}} |- | {{User language|la|1}} |- | {{User admin}} |- | {{User admin Wikipedia}} |- | {{User commons}} |- | {{User email}} |- | {{user ZT|z|2022-08}} |} {|style="width: 70%; margin: 0 " || [[Plik:Bouncywikilogo.gif]] || |} {{clear}} __NOTOC__ {| align="center" |style="vertical-align:top;"| {| align="left" |+ {{f*|'''Przybornik'''|font=Comic Sans MS}} |style="text-align:left; vertical-align:top;"| ✽ [[:Kategoria:Skany zawierające grafikę]]<br> ✽ [[Wikiskryba:Fallaner/Orkan ujednoznacznienia|Orkan ujednoznacznienia]]<br> ✽ [[Wikiskryba:Fallaner/Tips&Tricks|Tips&Tricks]]<br> ✽ [https://pl.wikisource.org/w/index.php?title=Specjalna:Nieprzejrzane_strony&offset=&limit=200&namespace=0&level=0&category=Władysław+Orkan Orkan Nieprzejrzane strony]<br> ✽ {{f*|Najstarsze indeksy: [[Wikiskryba:Joanna Le/brudnopis/Najstarsze indeksy 2010|2010]] ✽ [[Wikiskryba:Joanna Le/brudnopis/Najstarsze indeksy 2011|2011]] ✽ [[Wikiskryba:Joanna Le/brudnopis/Najstarsze indeksy 2012|2012]]}}<br> ✽ [[Wikiźródła:Wikiprojekt Uzupełnianie skanów|Wikiprojekt Uzupełnianie skanów]] ✽ [[Indeks:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu|Huculszczyzna: Gorgany i Czarnohora]] |} |style="width: 10%;| &nbsp; | {| align="right" |+ {{f*|'''Proofread 2021'''|font=Comic Sans MS}}<br>{{f*|w=85%|(nad kolumnami liczba tekstów<br>ukończonych w 2020 roku)|h=85%}} |style="vertical-align:top;"| <timeline> ImageSize = width:440 height:600 PlotArea = left:60 right:20 top:20 bottom:40 TimeAxis = orientation:vertical AlignBars = late Colors = id:linegrey value:gray(0.85) id:cobar value:rgb(0.6,0.9,0.6) id:cobar2 value:red DateFormat = yyyy Period = from:0 till:600 ScaleMajor = unit:year increment:50 start:0 gridcolor:linegrey TextData = pos:(30,20) textcolor:black fontsize:S text: PlotData = bar:2009 color:cobar2 width:1 from:0 till:2 width:20 bar:2010 color:cobar width:1 from:0 till:40 width:20 bar:2010 color:cobar2 width:1 from:0 till:39 width:20 bar:2011 color:cobar width:1 from:0 till:45 width:20 bar:2011 color:cobar2 width:1 from:0 till:38 width:20 bar:2012 color:cobar width:1 from:0 till:28 width:20 bar:2012 color:cobar2 width:1 from:0 till:26 width:20 bar:2013 color:cobar width:1 from:0 till:110 width:20 bar:2013 color:cobar2 width:1 from:0 till:99 width:20 bar:2014 color:cobar width:1 from:0 till:93 width:20 bar:2014 color:cobar2 width:1 from:0 till:82 width:20 bar:2015 color:cobar width:1 from:0 till:156 width:20 bar:2015 color:cobar2 width:1 from:0 till:145 width:20 bar:2016 color:cobar width:1 from:0 till:183 width:20 bar:2016 color:cobar2 width:1 from:0 till:165 width:20 bar:2017 color:cobar width:1 from:0 till:173 width:20 bar:2017 color:cobar2 width:1 from:0 till:163 width:20 bar:2018 color:cobar width:1 from:0 till:342 width:20 bar:2018 color:cobar2 width:1 from:0 till:320 width:20 bar:2019 color:cobar width:1 from:0 till:343 width:20 bar:2019 color:cobar2 width:1 from:0 till:321 width:20 bar:2020 color:cobar width:1 from:0 till:399 width:20 bar:2020 color:cobar2 width:1 from:0 till:346 width:20 bar:2021 color:cobar width:1 from:0 till:594 width:20 bar:2021 color:cobar2 width:1 from:0 till:395 width:20 PlotData= bar:2009 at: 4 fontsize:S text: 0 shift:(-5,5) textcolor:black bar:2010 at: 40 fontsize:S text: 1 shift:(-5,5) textcolor:black bar:2011 at: 45 fontsize:S text: 7 shift:(-5,5) textcolor:black bar:2012 at: 28 fontsize:S text: 2 shift:(-5,5) textcolor:black bar:2013 at: 110 fontsize:S text: 11 shift:(-5,5) textcolor:black bar:2014 at: 93 fontsize:S text: 11 shift:(-5,5) textcolor:black bar:2015 at: 156 fontsize:S text: 11 shift:(-5,5) textcolor:black bar:2016 at: 183 fontsize:S text: 18 shift:(-5,5) textcolor:black bar:2017 at: 173 fontsize:S text: 10 shift:(-5,5) textcolor:black bar:2018 at: 342 fontsize:S text: 22 shift:(-5,5) textcolor:black bar:2019 at: 343 fontsize:S text: 22 shift:(-5,5) textcolor:black bar:2020 at: 399 fontsize:S text: 53 shift:(-5,5) textcolor:black bar:2021 at: 594 fontsize:S text: 199 shift:(-5,5) textcolor:black </timeline> |- |{{c|w=60%|'''Uwaga!''' W obliczeniach nie uwzględniono kategorii:<br>Indeksy wielojęzyczne i w wielu projektach<br>oraz Indeksy niekompletne lub z problemami<br>'''rok 2009''' pozostały 2 teksty}} |- |{{c|'''ZOBACZ: [[Wikiskryba:Fallaner/Proofread|Proofread 2017–2020]]'''|w=80%}} |} |} == '''[[Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread|PROFREAD]]''' == {| width=100% class="wikitable sortable" !width=40%|Tytuł !width=23%|Autor !width=5%|Strony !width=20%|Uwagi !width=10%|Start !Stan {{Wiersz tabelki proofread |indeks= PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf |autor= |start=2022-08-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Myśli (Blaise Pascal) |tytuł=Myśli |autor=Blaise Pascal |start=2012-01-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Feliks Kon - Etapem na katorgę.pdf |tytuł=Etapem na katorgę |autor=Feliks Kon |uwagi= {{c|✽}} |start=2020-03-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wznowione powszechne taxae-stolae sporządzenie, Dla samowładnego Xięstwa Sląska |tytuł=Wznowione powszechne taxae-stolae sporządzenie, Dla samowładnego Xięstwa Sląska, Podług ktorego tak Auszpurskiey Konfessyi iak Katoliccy Fararze, Kaznodzieie i Kuratusowie Zachowywać się powinni. Sub Dato z Berlina, d. 8. Augusti 1750 |autor=Fryderyk II Wielki |uwagi= {{c|✽}} |start=2013-12-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wincenty Smoczyński-Droga Krzyżowa ułożona po wł. przez Św. Leonarda a Porto-Maurizio.pdf |tytuł=Droga Krzyżowa |autor=Leonard z Porto Maurizio |uwagi= {{c|✽}} |start=2021-05-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Postanowienie w sprawie katastrofy pod Otłoczynem |tytuł=Postanowienie Prokuratury Wojewódzkiej w Toruniu z dnia 2 października 1980, o umorzeniu śledztwa w sprawie katastrofy kolejowej zaistniałej w dniu 19 sierpnia 1980 na szlaku Aleksandrów Kujawski – Toruń Główny w pobliżu stacji Brzoza Toruńska |autor=Prokuratura Wojewódzka w Toruniu |uwagi= {{c|✽}} |start=2013-04-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |tytuł=Biblia królowej Zofii |indeks=PL Biblia Krolowej Zofii.djvu |autor= |uwagi=OCR |start=2010-06-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stara Ziemia (Jerzy Żuławski) |tytuł=Stara Ziemia |autor=Jerzy Żuławski |uwagi= {{c|✽}} |start=2011-03-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Aspis - Adam i Ewa.djvu |tytuł=Adam i Ewa |autor=Bogumił Aspis |uwagi= {{c|✽}} |start=2016-06-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Basma.djvu |tytuł= Basma |autor=Edward Nowakowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2021-03-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jaszczur (Balzac) |tytuł=Jaszczur |autor = Honoré de Balzac |uwagi= {{c|✽}} |start=2012-12-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro (Joseph Conrad) |tytuł=Falk: wspomnienie, Amy Foster, Jutro |autor=Joseph Conrad |uwagi= {{c|✽}} |start=2014-12-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL-Krzysztof Nawratek-Miasto jako idea polityczna.pdf |tytuł=Miasto jako idea polityczna |autor=Krzysztof Nawratek |uwagi= {{c|✽}} |start=2011-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mowa X. Wacława z Sulgostowa, kapucyna podczas uroczystego obchodu jubileuszowego 50-cio letniej rocznicy ślubów zakonnych M. Eufrazyi od św. Eliasza.pdf |tytuł= Mowa X. Wacława z Sulgostowa, kapucyna podczas uroczystego obchodu jubileuszowego 50-cio letniej rocznicy ślubów zakonnych M. Eufrazyi od św. Eliasza |autor=Edward Nowakowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2021-02-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze |tytuł=O. Jan Beyzym T. J. (wydanie z 1904) |autor=Jan Beyzym |uwagi= {{c|✽}} |start=2010-09-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Indeks:PL Pierre de Ronsard-Szesnaście sonetów miłosnych do Kassandry, do Maryi, do Heleny.pdf |tytuł=Szesnaście sonetów miłosnych: do Kassandry, do Maryi, do Heleny |autor= Pierre de Ronsard |uwagi= {{c|✽}} |start=2020-12-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Buffalo Bill -02- Pojedynek na tomahawki czyli Topór wojenny wykopany.pdf |tytuł=Buffalo Bill. Nr 2. Pojedynek na tomahawki czyli Topór wojenny wykopany |autor=anonimowy |uwagi= {{c|✽}} |start=2020-10-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu.pdf |tytuł=Nabożeństwo Ś. Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu |autor=anonimowy |uwagi= {{c|✽}} |start=2020-11-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pamiętniki (Pasek) |tytuł=Pamiętniki |autor=Jan Chryzostom Pasek |uwagi= {{c|✽}} |start=2011-09-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jantek z Bugaja - Dobranoc |tytuł=Dobranoc |autor=Antoni Kucharczyk |uwagi= {{c|✽}} |start=2020-08-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Buffalo Bill -01- U pala męczarni.pdf |tytuł=Buffalo Bill. Nr 1. U pala męczarni |autor=anonimowy |uwagi= {{c|✽}} |start=2020-03-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Eustachy Iwanowski-Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863.djvu |tytuł= Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863 |autor=Eustachy Iwanowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2020-08-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Jego Eminencya kardynał Albin Dunajewski książę biskup krakowski.djvu |tytuł= Jego Eminencya kardynał Albin Dunajewski książę biskup krakowski |autor=Edward Nowakowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2020-08-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Z przeszłości niemiecko-moskiewskiej.pdf |tytuł= Z przeszłości niemiecko-moskiewskiej R. 1796 — R. 1896 |autor=Edward Nowakowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2020-08-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Filozofia bytu w „Beniamin Major” Ryszarda ze świętego Wiktora (Mieczysław Gogacz) |tytuł=Filozofia bytu w „Beniamin Major” Ryszarda ze świętego Wiktora |autor=Mieczysław Gogacz |uwagi= {{c|✽}} |start=2011-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Władysław Orkan-Marsz strzelców.pdf |tytuł=Marsz strzelców (Orkan, 1915) |autor=Władysław Orkan |uwagi= {{c|✽}} |start=2020-06-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Eustachy Iwanowski-Nekrolog św. p. Konstantego Świdzińskiego.pdf |tytuł=Nekrolog św. p. Konstantego Świdzińskiego |autor=Eustachy Iwanowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2020-05-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Władysław Orkan-Poezje Zebrane tom 1.pdf |tytuł=Poezje Zebrane tom I (Orkan) |autor=Władysław Orkan |start=2020-05-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Władysław Orkan-Poezje Zebrane tom 2.pdf |tytuł=Poezje Zebrane tom II (Orkan) |autor=Władysław Orkan |start=2020-05-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Kazanie miane podczas odprawionej pierwszej Mszy św. o. Alberta.pdf |tytuł=Kazanie miane podczas odprawionej pierwszej Mszy św. o. Alberta |autor=Edward Nowakowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2020-05-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Przegląd 50-letniej pracy literackiej Eu... Heleniusza.pdf |tytuł=Przegląd 50-letniej pracy literackiej Eu... Heleniusza |autor=Edward Nowakowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2020-05-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Kazanie o czci św. Józefa w dzień konsekracyi kościoła OO Karmelitów bosych.pdf |tytuł=Kazanie o czci św. Józefa w dzień konsekracyi kościoła OO. Karmelitów bosych |autor=Edward Nowakowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2020-04-30 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Niektóre poezye Andrzeja i Piotra Zbylitowskich |tytuł=Niektóre poezye Andrzeja i Piotra Zbylitowskich |autor=[[Autor:Andrzej Zbylitowski|Andrzej Zbylitowski]]<br />[[Autor:Piotr Zbylitowski|Piotr Zbylitowski]] |uwagi= {{c|✽}} |start=2010-10-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Komornicy (Władysław Orkan) |tytuł=Komornicy |autor=Władysław Orkan |uwagi= {{c|✽}} |start=2011-01-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła Juliusza Słowackiego T4 |tytuł=Dzieła Juliusza Słowackiego tom IV |autor=Juliusz Słowacki |uwagi=OCR,<br>red. Henryk Biegeleisen |start=2014-01-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Augustyn Lipiński-Wielebna siostra Teresa od św. Augustyna Karmelitanka Bosa.pdf |tytuł=Wielebna siostra Teresa od św. Augustyna Karmelitanka Bosa |autor=Augustyn Karol Lipiński |uwagi= {{c|✽}} |start=2020-02-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Wiadomość historyczna o cudownym obrazie Najśw. Panny Maryi Łaskawej w kościele katedralnym we Lwowie.pdf |tytuł=Wiadomość historyczna o cudownym obrazie Najśw. Panny Maryi Łaskawej w kościele katedralnym we Lwowie |autor=Edward Nowakowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2020-02-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Kazanie miane podczas professyi zakonnej s. Anny Joachimy od Dzieciątka Jezus.pdf |tytuł=Kazanie miane podczas professyi zakonnej s. Anny Joachimy od Dzieciątka Jezus |autor=Edward Nowakowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2020-02-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walka (Waleria Marrené) |tytuł=Walka |autor=Waleria Marrené |uwagi= {{c|✽}} |start=2011-04-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma pośmiertne Franciszka Wiśniowskiego.pdf |tytuł=Pisma pośmiertne Franciszka Wiśniowskiego |autor=Franciszek Wiśniowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2020-01-16 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wróblewski, Stanisław - Opinie o oficerach - 701-001-119-585.pdf |tytuł=Opinie o oficerach |autor=Stanisław Wróblewski |uwagi= {{c|✽}} |start=2019-02-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Szymon Tokarzewski - Na Sybirze.djvu |tytuł=Na Sybirze |autor=Szymon Tokarzewski |uwagi= {{c|✽}} |start=2017-03-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Alfons Daudet-Tartarin z Tarasconu.djvu |tytuł=Tartarin z Tarasconu |autor=Alphonse Daudet |uwagi= {{c|✽}} |start=2014-08-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Ostatni człowiek |tytuł=Ostatni człowiek (Piotrowski, 1829) |autor=Konstanty Piotrowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2019-12-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Problem istnienia Boga u Anzelma z Canterbury i problem prawdy u Henryka z Gandawy (Mieczysław Gogacz) |tytuł=Problem istnienia Boga u Anzelma z Canterbury i problem prawdy u Henryka z Gandawy |autor=Mieczysław Gogacz |uwagi= {{c|✽}} |start=2011-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Konstanty Piotrowski-List heloizy do abelarda.pdf |tytuł=List Heloizy do Abeilarda |autor=Konstanty Piotrowski |start=2019-12-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Przemówienie nad grobem ś. p. Józefy z Podgórskich Hofmeistrowej d. 8 kwietnia 1890 r. w Krakowie.pdf |tytuł= Przemówienie nad grobem ś. p. Józefy z Podgórskich Hofmeistrowej |autor=Edward Nowakowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2019-12-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Warneńczyk |tytuł=Władysław Warneńczyk |autor=Konstanty Piotrowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2019-12-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Andrzej Janocha-Krótki życiorys o. Wacława Nowakowskiego, kapucyna (Edwarda z Sulgostowa).pdf |tytuł= Krótki życiorys o. Wacława Nowakowskiego, kapucyna (Edwarda z Sulgostowa) |autor=Andrzej Janocha |uwagi= {{c|✽}} |start=2019-12-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Przemówienie nad grobem ś.p. Apolina Hofmeistra, wojewody brzesko-litewskiego, w Krakowie dnia 3 lipca 1890 roku.pdf |tytuł= Przemówienie nad grobem ś.p. Apolina Hofmeistra, wojewody brzesko-litewskiego |autor=Edward Nowakowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2019-11-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego (Piotr Chmielowski) |tytuł=Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego |autor=Piotr Chmielowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2010-10-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Legendy, podania i obrazki historyczne T. 17 (Cecylia Niewiadomska) |tytuł=Emigracja — Rok 1863 |autor=Cecylia Niewiadomska |uwagi= {{c|✽}} |start=2013-03-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wyspiański - Dzieła malarskie.djvu |tytuł=Dzieła malarskie |uwagi= {{c|✽}} |autor=Stanisław Wyspiański |start=2018-11-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Władysław Smoleński-Ksiądz Marek, cudotwórca i prorok konfederacyi barskiej szkic historyczny.pdf |tytuł= Ksiądz Marek, cudotwórca i prorok konfederacyi barskiej |autor= Władysław Smoleński |uwagi= {{c|✽}} |start=2019-11-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Mowa żałobna przy odsłonięciu pomnika grobowego dla św. p. Dra Władysława Krajewskiego w kościele krakowskim OO. Kapucynów.djvu |tytuł=Mowa żałobna przy odsłonięciu pomnika grobowego dla św. p. Dra Władysława Krajewskiego w kościele krakowskim OO. Kapucynów |autor=Edward Nowakowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2019-11-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Mowa żałobna podczas pogrzebu ś. p. ks. Teodora Rogozińskiego kanonika H. i podkustosza, w kościele katedralnym krakowskim.pdf |tytuł=Mowa żałobna podczas pogrzebu ś. p. ks. Teodora Rogozińskiego kanonika H. i podkustosza, w kościele katedralnym krakowskim |autor=Edward Nowakowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2019-10-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=W oczach Zachodu (Joseph Conrad) |tytuł=W oczach Zachodu |autor=Joseph Conrad |uwagi= {{c|✽}} |start=2010-10-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Pamiątka 200-letniej rocznicy przybycia do Krakowa OO. Kapucynów 1695 r.pdf |tytuł=Pamiątka 200-letniej rocznicy przybycia do Krakowa OO. Kapucynów 1695 r. |autor=Edward Nowakowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2019-10-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Polacy i polskość ziemi złotowskiej w latach 1918-1939 (Henryk Zieliński) |tytuł=Polacy i polskość ziemi złotowskiej w latach 1918-1939 |autor=Henryk Zieliński |uwagi= {{c|✽}} |start=2011-04-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Tajny agent (Joseph Conrad, tłum. Gąsiorowska) |tytuł=Tajny agent (tłum. Gąsiorowska) |autor=Joseph Conrad |uwagi= {{c|✽}} |start=2010-10-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Traktat WIPO.pdf |autor=[[Autor:Zbiorowy|Państwa członkowskie WIPO]] |uwagi= {{c|✽}} |start=2011-04-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Statua Najśw. Maryi Panny przed Kościołem OO. Kapucynów w Krakowie.djvu |tytuł=Statua Najświętszej Maryi Panny przed Kościołem OO. Kapucynów w Krakowie |autor=Edward Nowakowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2019-10-03 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma IV (Aleksander Świętochowski) |tytuł=Pisma IV |autor=Aleksander Świętochowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2010-09-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Wilia w Usolu na Syberyi 1865 roku.pdf |tytuł= Wilia w Usolu na Syberyi 1865 roku |autor=Edward Nowakowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2019-09-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-O. Elizeusz z Uściługa, kapucyn w Syberyi.djvu |tytuł= O. Elizeusz z Uściługa, kapucyn w Syberyi |autor=Edward Nowakowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2019-09-22 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Banita (Joseph Conrad) |tytuł=Banita |autor=Joseph Conrad |uwagi= {{c|✽}} |start=2010-10-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pisma VI (Aleksander Świętochowski) |tytuł=Pisma VI |autor=Aleksander Świętochowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2010-09-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła poetyckie T. 6 (Jan Kasprowicz) |tytuł=Dzieła poetyckie Tom 6 |autor=Jan Kasprowicz |uwagi= {{c|✽}} |start=2010-09-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dzieła poetyckie T. 2 (Jan Kasprowicz) |tytuł=Dzieła poetyckie Tom 2 |autor=Jan Kasprowicz |uwagi= {{c|✽}} |start=2010-09-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mocny człowiek (Stanisław Przybyszewski) |tytuł=Mocny człowiek |autor=Stanisław Przybyszewski |uwagi= {{c|✽}} |start=2011-06-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Edward Nowakowski-Wspomnienie o duchowienstwie polskiem znajdujacem sie na wygnaniu w Syberyi w Tunce.pdf |tytuł= Wspomnienie o duchowieństwie polskiém znajdującém się na wygnaniu w Syberyi, w Tunce |autor=Edward Nowakowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2019-08-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=A. Baranowski - O wzorach.pdf |tytuł=O wzorach służących do obliczenia liczby liczb pierwszych nie przekraczających danej granicy |autor=Antoni Baranowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2016-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zbiór pieśni nabożnych katolickich do użytku kościelnego i domowego |autor= |uwagi=OCR |start=2012-12-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wspomnienia z wygnania (Zygmunt Wielhorski) |tytuł=Wspomnienia z wygnania 1865-1874 |autor=Zygmunt Wielhorski |uwagi= {{c|✽}} |start=2013-07-21 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Porozumienie w przedmiocie ścigania i karania głównych przestępców wojennych |autor=Polski ustawodawca |uwagi= {{c|✽}} |start=2013-11-25 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=F. Mirandola - Kampania karpacka II. Brygady Legionów polskich.djvu‎ |tytuł=Kampania karpacka II. Brygady Legionów polskich |autor=Franciszek Mirandola |uwagi= {{c|✽}} |start=2017-12-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Stanisław Korab Brzozowski - Nim serce ucichło.djvu |tytuł=Nim serce ucichło |autor=Stanisław Korab-Brzozowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2019-04-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jan Siwiński - Katorżnik.djvu |tytuł=Katorżnik czyli Pamiętniki Sybiraka |autor=Jan Siwiński |uwagi= {{c|✽}} |start=2015-07-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL - ACTA wniosek z 2012-01-18 |tytuł=Wniosek w sprawie ACTA |autor=Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP |uwagi= {{c|✽}} |start=2012-01-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sonety (Jan Nepomucen Kamiński) |tytuł=Sonety |autor=Jan Nepomucen Kamiński |uwagi= {{c|✽}} |start=2019-02-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye Adama Mickiewicza. T. 1. (1899) |tytuł=Poezye Adama Mickiewicza. T. 1. (1899) |autor=Adam Mickiewicz |uwagi= {{c|✽}} |start=2012-01-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Rozkład jazdy pociągów 1919 |tytuł=Rozkład jazdy pociągów osobowych i mieszanych od dnia 15 Maja 1919r. |autor=PKP |uwagi= brak 4 stron |start=2012-10-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pielgrzym |tytuł=Pielgrzym (legenda Ossjaku) |autor=Zofia Reutt-Witkowska |uwagi= {{c|✽}} |start=2013-02-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Safo (Daudet) |tytuł=Safo |autor=Alphonse Daudet |uwagi= {{c|✽}} |start=2014-08-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Flis to jest spuszczanie statków Wisłą (Klonowic) |tytuł=Flis to jest spuszczanie statków Wisłą |autor=Sebastian Fabian Klonowic |uwagi= {{c|✽}} |start=2010-05-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Nieznany zbiór poezyj (Fredro) |tytuł=Nieznany zbiór poezyj |autor=Aleksander Fredro |uwagi= {{c|✽}} |start=2010-10-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Legendy, podania i obrazki historyczne T. 18 (Cecylia Niewiadomska) |tytuł=W dolinie łez. Od r. 1863—1901 |autor=Cecylia Niewiadomska |uwagi= {{c|✽}} |start=2013-03-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Klęska Szatana.djvu |tytuł=Klęska Szatana |autor=Karol May |start=2016-08-19 |uwagi= {{c|✽}} }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - The Player.djvu |tytuł=The Player |autor=Karol May |uwagi= {{c|✽}} |start=2016-08-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Yuma Shetar.djvu |tytuł=Yuma Shetar |autor=Karol May |uwagi= {{c|✽}} |start=2016-08-19 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu |tytuł=Święty dnia ostatniego |autor=Karol May |uwagi= {{c|✽}} |start=2013-12-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Podróż więźnia etapami do Syberyi |autor=Agaton Giller |uwagi= {{c|✽}} |start=2011-04-07 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Felicjan Faleński - Odgłosy z gór.djvu |tytuł=Odgłosy z gór |autor=Felicjan Faleński |uwagi= {{c|✽}} |start=2015-08-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=O ontologicznej beznadziejności logiki, fizykalizmu i pseudo-naukowego monizmu wogóle.djvu‎ |tytuł=O ontologicznej beznadziejności logiki, fizykalizmu i pseudo-naukowego monizmu wogóle i o perspektywach koncepcji monadystycznej |autor=Stanisław Ignacy Witkiewicz |uwagi= {{c|✽}} |start=2017-12-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Praktyka bałtycka na małym jachcie |autor=Jerzy Kuliński |uwagi= {{c|✽}} |start=2015-04-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Karol May - Śmierć Judasza.djvu |tytuł=Śmierć Judasza |autor=Karol May |uwagi= {{c|✽}} |start=2016-08-31 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Karol May - Jasna Skała.djvu |tytuł=Jasna Skała |autor=Karol May |uwagi= {{c|✽}} |start=2015-05-23 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Karol May - Dżebel Magraham.djvu |tytuł=Dżebel Magraham |autor=Karol May |uwagi= {{c|✽}} |start=2015-05-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu |tytuł=Dolina Śmierci |autor=Karol May |uwagi= {{c|✽}} |start=2015-05-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Karol May - Winnetou w Afryce.djvu |tytuł=Winnetou w Afryce |autor=Karol May |uwagi= {{c|✽}} |start=2015-05-24 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jerome K. Jerome - Trzej ludzie w jednej łodzi.djvu |tytuł=Trzej ludzie w jednej łodzi |autor=Jerome K. Jerome |uwagi= {{c|✽}} |start=2015-12-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Grom Powszedni (Gajcy) |tytuł=Grom Powszedni |autor=Tadeusz Gajcy |uwagi= {{c|✽}} |start=2015-01-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jarema.djvu |tytuł=Wybór pism Jana Zacharyasiewicza |autor=Jan Chryzostom Zachariasiewicz |uwagi= {{c|✽}} |start=2013-02-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Zdrada Wincentego z Szamotuł |autor=Karol Potkański |uwagi= {{c|✽}} |start=2014-01-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Protokół - Mirosławiec katastrofa lotnicza.pdf |tytuł=Protokół - Mirosławiec katastrofa lotnicza |autor=Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego |uwagi= {{c|✽}} |start=2015-07-14 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Z lat nadziei i walki (Anc) |tytuł=Z lat nadziei i walki 1861 — 1864 |autor=[[Autor:Bolesław Anc|Bolesław Anc]], [[Autor:Józefa Anc|Józefa Anc]] |uwagi= {{c|✽}} |start=2013-09-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Dwa odczyty Marji Skłodowskiej-Curie.djvu |tytuł=Dwa odczyty Marji Skłodowskiej-Curie |autor=Maria Skłodowska-Curie |uwagi= {{c|✽}} |start=2016-01-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Podróż na wschód Azyi 1888-1889 (Paweł Sapieha) |tytuł=Podróż na wschód Azyi 1888-1889 |autor=Paweł Sapieha |uwagi= {{c|✽}} |start=2010-09-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Astarot - Fin de siècle.djvu |tytuł=Fin de siècle |autor=Karol Wachtl |uwagi= {{c|✽}} |start=2017-06-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Mowa posła Korfantego wygłoszona dnia 19 stycznia 1917.djvu |tytuł=Mowa posła Korfantego |autor=Wojciech Korfanty |uwagi= {{c|✽}} |start=2017-05-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wojciech Korfanty - Kościół a polityka.djvu |tytuł=Kościół a polityka |autor=Wojciech Korfanty |uwagi= {{c|✽}} |start=2017-05-09 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Stanisław Chodyński - Szkoła OO. Bernardynów w Warcie.djvu |tytuł=Szkoła OO. Bernardynów w Warcie |autor=Stanisław Chodyński |uwagi= {{c|✽}} |start=2017-03-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye T. 6 (Maria Konopnicka) |tytuł=Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom VI |autor=Maria Konopnicka |uwagi= {{c|✽}} |start=2010-09-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=List otwarty B. Prusa.djvu |tytuł=List otwarty B. Prusa |autor=Bolesław Prus |uwagi= {{c|✽}} |start=2017-07-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=J. Grabiec - Sto lat walki o prawa Królestwa Polskiego 1815—1915.pdf |tytuł=Sto lat walki o prawa Królestwa Polskiego 1815—1915 |autor=Józef Dąbrowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2015-07-10 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=O pracy unijnej w Polsce |autor=Henryk Przeździecki |uwagi= {{c|✽}} |start=2013-11-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=W Roztokach (Władysław Orkan) |tytuł=W Roztokach |autor=Władysław Orkan |uwagi= {{c|✽}} |start=2011-01-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wesele (Stanisław Wyspiański) |tytuł=Wesele |autor=Stanisław Wyspiański |uwagi= {{c|✽}} |start=2010-09-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poezye Konstantego Piotrowskiego.djvu |tytuł=Poezye Konstantego Piotrowskiego |autor=Konstanty Piotrowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2017-09-12 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu |tytuł=Nad urwiskiem |uwagi= {{c|✽}} |autor=Władysław Orkan |start=2017-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Orkan - Drogą czwartaków od Ostrowca na Litwę.djvu |tytuł=Drogą czwartaków od Ostrowca na Litwę |uwagi= {{c|✽}} |autor=Władysław Orkan |start=2017-08-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Miłość pasterska (Władysław Orkan) |tytuł=Miłość pasterska |autor=Władysław Orkan |uwagi= {{c|✽}} |start=2011-01-20 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Orkan - Z tej smutnej ziemi.pdf |tytuł=Z tej smutnej ziemi |autor=Władysław Orkan |uwagi= {{c|✽}} |start=2017-03-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Walka rewolucyjna w zaborze rosyjskim (Józef Piłsudski) |tytuł=Walka rewolucyjna w zaborze rosyjskim |autor=Józef Piłsudski |uwagi= {{c|✽}} |start=2013-05-17 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Józef Piłsudski - Przemówienia Józefa Piłsudskiego - 701-001-173-002.pdf |tytuł=Przemówienia Józefa Piłsudskiego |autor=Józef Piłsudski |uwagi= {{c|✽}} |start=2017-08-27 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Jędrzej Cierniak - O treść teatru chłopskiego.djvu |tytuł=O treść teatru chłopskiego |autor=Jędrzej Cierniak |uwagi= {{c|✽}} |start=2017-07-01 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Orkan - Nowele.djvu |tytuł=Nowele |autor=Władysław Orkan |uwagi= {{c|✽}} |start=2016-10-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Jan Sygański-Obraz łaskami słynący.djvu |tytuł=Obraz łaskami słynący |autor=Jan Sygański |uwagi= {{c|✽}} |start=2015-01-15 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=PL Wujek-Biblia to jest księgi Starego i Nowego Testamentu 1923 |tytuł=Biblia to jest księgi Starego i Nowego Testamentu |autor=[[Autor:Jakub Wujek|Jakub Wujek]] (tłumacz) |uwagi= {{c|✽}} |start=2010-04-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Byronizm i skottyzm w Konradzie Wallenrodzie |autor=Józef Ujejski |uwagi= {{c|✽}} |start=2013-04-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Don Kiszot z la Manczy i jego przygody (Kamiński) |tytuł=Don Kiszot z la Manczy i jego przygody |autor=[[Autor:Miguel de Cervantes y Saavedra|Miguel de Cervantes y Saavedra]]<br />[[Autor:Zbigniew Kamiński|Zbigniew Kamiński]] |uwagi= {{c|✽}} |start=2013-10-29 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Orkan - Opowieść o płanetniku.djvu |tytuł=Opowieść o płanetniku |autor=Władysław Orkan |uwagi= {{c|✽}} |start=2016-10-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Orkan - Herkules nowożytny.djvu |tytuł=Herkules nowożytny i inne wesołe rzeczy |autor=Władysław Orkan |uwagi= {{c|✽}} |start=2017-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Władysław Orkan - Wskazania.djvu |tytuł=Wskazania |autor=Władysław Orkan |uwagi= {{c|✽}} |start=2016-10-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Żołnierskie piosenki obozowe (Zagórski) |tytuł=Żołnierskie piosenki obozowe |autor=Adam Zagórski |uwagi= {{c|✽}} |start=2014-11-11 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=List otwarty do pana Prezydenta Rzeczypospolitej w sprawie Eligjusza Niewiadomskiego |autor=[[Autor:Leopold Blumental|Leo Belmont]] |uwagi= {{c|✽}} |start=2013-01-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu |tytuł=Poeci angielscy (Wybór poezyi) |autor=red. [[Autor:Jan Kasprowicz|Jan Kasprowicz]] |uwagi= {{c|✽}} |start=2016-12-05 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Światełko (antologia) |tytuł=Światełko. Książka dla dzieci |autor=[[Autor:Zbiorowy|grono autorów polskich]] |uwagi= {{c|✽}} |start=2014-07-18 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Biernata z Lublina Ezop (Ignacy Chrzanowski) |tytuł=Biernata z Lublina Ezop |autor=[[Autor:Ezop|Ezop]]<br />[[Autor:Biernat z Lublina|Biernat z Lublina]]<br />[[Autor:Ignacy Chrzanowski|Ignacy Chrzanowski]] |uwagi= {{c|✽}} |start=2013-09-04 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Marja Skłodowska-Curie - Jak powstał i jak się rozwija Instytut Radowy w Paryżu.djvu |tytuł=Jak powstał i jak się rozwija Instytut Radowy w Paryżu |autor=Maria Skłodowska-Curie |uwagi= {{c|✽}} |start=2016-01-06 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Wybór sonetów Szekspira, Miltona i lorda Bajrona.pdf |tytuł=Wybór sonetów Szekspira, Miltona i lorda Bajrona |autor=[[Autor:William Shakespeare|William Shakespeare]] i inni, red. [[Autor:Konstanty Piotrowski|Konstanty Piotrowski]] |uwagi= {{c|✽}} |start=2016-12-02 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Maria Sułkowska - Tristan II.djvu |tytuł=Tristan II |autor=Maria Sułkowska |uwagi= {{c|✽}} |start=2016-11-08 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Sonety Shakespeare'a 1913.djvu |tytuł=Sonety (Shakespeare, 1913) |autor=William Shakespeare |uwagi= {{c|✽}} |start=2016-10-13 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Moje pierwsze boje (Józef Piłsudski) |tytuł=Moje pierwsze boje |autor=Józef Piłsudski |uwagi= {{c|✽}} |start=2011-07-28 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=Pseudonimy i kryptonimy polskie (Czarkowski) |tytuł=Pseudonimy i kryptonimy polskie |autor=Ludwik Czarkowski |uwagi= {{c|✽}} |start=2013-05-26 }} {{Wiersz tabelki proofread |indeks=William Shakespeare - Sonety.djvu |tytuł=Sonety (Shakespeare, 1922) |autor=William Shakespeare |uwagi= {{c|✽}} |start=2015-12-24 }} |} {{Strona użytkownika}} evhhzfe1sm2zzjguakgfvaobz7lc24a Dyskusja szablonu:F 11 539006 3157786 1483059 2022-08-26T15:14:27Z Superjurek 11231 /* style z pliku CSS */ nowa sekcja propozycja nowego parametru wikitext text/x-wiki == Zagnieżdżenia == Zauważyłem na jakichś stronach (chyba tytułowych) tendencję do obejmowania kilku(nastu) bloków formatowanych przez {{s|C}} lub {{s|F}}, jednym dużym {{s|C}} lub {{s|F}}. Chcę uczulić, że w pewnych sytuacjach takie zagnieżdżenia prowadzą do błędów wywołania. Mi nie działał {{s|F}} umieszczony w komórce tabeli osadzonej w nadrzędnym {{s|F}}. Zawsze to można rozwiązać jakoś ręcznie, bez szablonu, ale na wszelki wypadek chciałem odnotować. [[Wikiskryba:Mą Ka (mące nierówna)|Mą Ka (mące nierówna)]]<sup><small>[[w:pl:Wikipedysta:Mą Ka (mące nierówna)/poradnik|jak odmieniać?]]</small></sup> ([[Dyskusja wikiskryby:Mą Ka (mące nierówna)|dyskusja]]) 18:54, 17 sty 2017 (CET) == roz z parametrem == Czy dla zmniejszenia progu wejścia/przejścia z jednych szablonów na inne można dodać do "roz" z parametrem automatyczne dodawanie "em" jeśli jest sama liczba? W dokumentacji jest napisane najpierw że parametr roz jest odpowiednikiem szablonu {{s|Roz}}, następnie niżej że może być stosowany z parametrem i dopiero jeszcze niżej są wymienione liczby z jednostkami, ale nie ma info że jednostki są, w przeciwieństwie do {{s|Roz}} wymagane. Przez dłuższy czas, z powodu tego opisu, stosowałem <nowiki>{{F|{{roz|...|0.3}}}}</nowiki>, zamiast <nowiki>{{F|...|roz=0.3}}</nowiki>, mysląc że roz z parametrem nie działa. Wiem, moja wina, że nie czytałem ze zrozumieniem, ale jeśli można coś ułatwić, to może warto ułatwić. * <nowiki>{{F|{{roz|Przykład|0.3}}}}</nowiki> {{F|{{roz|Przykład|0.3}}}} * <nowiki>{{F|Przykład|roz=0.3}}</nowiki> {{F|Przykład|roz=0.3}} * <nowiki>{{F|Przykład|roz=0.3em}}</nowiki> {{F|Przykład|roz=0.3em}} [[Wikiskryba:KaMan|Mam K. a się nie chwalę]] ([[Dyskusja wikiskryby:KaMan|dyskusja]]) 12:34, 29 sty 2017 (CET) : {{Za}} Według mnie opcjonalny parametr byłby przydatny. [[Wikiskryba:Bonvol|Bonvol]] ([[Dyskusja wikiskryby:Bonvol|dyskusja]]) 12:39, 29 sty 2017 (CET) == Class == Czy jest jakiś techniczny problem, by po wprowadzeniu "id" pojawiło się też "class" w szablonach formatujących? [[Wikiskryba:KaMan|KaMan]] ([[Dyskusja wikiskryby:KaMan|dyskusja]]) 09:31, 4 maj 2017 (CEST) == style z pliku CSS == Czy niniejszy szablon, podobnie jak {{s|F*}} mają jakiś parametr do obsługiwania stylów z pliku CSS? wydaje mi się, że nie i sugeruję zmianę kodu na: {{#tag:code|<nowiki> <div {{#ifeq:{{{id|}}}x|x||id="{{{id}}}"}} style="{{#invoke:Style|styl}} {{#ifeq:{{{class|}}}x|x||class="{{{class}}}"}}">{{{1|}}}</div><noinclude> {{dokumentacja}} </noinclude></nowiki>}} '''[[Wikiskryba:Superjurek|Superjurek]]''' ([[Dyskusja_wikiskryby:Superjurek|Dyskusja]]) 17:14, 26 sie 2022 (CEST) go406yta2i04ps8euem9y9jzvvs7gam 3157788 3157786 2022-08-26T15:18:17Z Superjurek 11231 /* style z pliku CSS */ drobne redakcyjne wikitext text/x-wiki == Zagnieżdżenia == Zauważyłem na jakichś stronach (chyba tytułowych) tendencję do obejmowania kilku(nastu) bloków formatowanych przez {{s|C}} lub {{s|F}}, jednym dużym {{s|C}} lub {{s|F}}. Chcę uczulić, że w pewnych sytuacjach takie zagnieżdżenia prowadzą do błędów wywołania. Mi nie działał {{s|F}} umieszczony w komórce tabeli osadzonej w nadrzędnym {{s|F}}. Zawsze to można rozwiązać jakoś ręcznie, bez szablonu, ale na wszelki wypadek chciałem odnotować. [[Wikiskryba:Mą Ka (mące nierówna)|Mą Ka (mące nierówna)]]<sup><small>[[w:pl:Wikipedysta:Mą Ka (mące nierówna)/poradnik|jak odmieniać?]]</small></sup> ([[Dyskusja wikiskryby:Mą Ka (mące nierówna)|dyskusja]]) 18:54, 17 sty 2017 (CET) == roz z parametrem == Czy dla zmniejszenia progu wejścia/przejścia z jednych szablonów na inne można dodać do "roz" z parametrem automatyczne dodawanie "em" jeśli jest sama liczba? W dokumentacji jest napisane najpierw że parametr roz jest odpowiednikiem szablonu {{s|Roz}}, następnie niżej że może być stosowany z parametrem i dopiero jeszcze niżej są wymienione liczby z jednostkami, ale nie ma info że jednostki są, w przeciwieństwie do {{s|Roz}} wymagane. Przez dłuższy czas, z powodu tego opisu, stosowałem <nowiki>{{F|{{roz|...|0.3}}}}</nowiki>, zamiast <nowiki>{{F|...|roz=0.3}}</nowiki>, mysląc że roz z parametrem nie działa. Wiem, moja wina, że nie czytałem ze zrozumieniem, ale jeśli można coś ułatwić, to może warto ułatwić. * <nowiki>{{F|{{roz|Przykład|0.3}}}}</nowiki> {{F|{{roz|Przykład|0.3}}}} * <nowiki>{{F|Przykład|roz=0.3}}</nowiki> {{F|Przykład|roz=0.3}} * <nowiki>{{F|Przykład|roz=0.3em}}</nowiki> {{F|Przykład|roz=0.3em}} [[Wikiskryba:KaMan|Mam K. a się nie chwalę]] ([[Dyskusja wikiskryby:KaMan|dyskusja]]) 12:34, 29 sty 2017 (CET) : {{Za}} Według mnie opcjonalny parametr byłby przydatny. [[Wikiskryba:Bonvol|Bonvol]] ([[Dyskusja wikiskryby:Bonvol|dyskusja]]) 12:39, 29 sty 2017 (CET) == Class == Czy jest jakiś techniczny problem, by po wprowadzeniu "id" pojawiło się też "class" w szablonach formatujących? [[Wikiskryba:KaMan|KaMan]] ([[Dyskusja wikiskryby:KaMan|dyskusja]]) 09:31, 4 maj 2017 (CEST) == style z pliku CSS == Czy niniejszy szablon, podobnie jak {{s|F*}} mają jakiś parametr do obsługiwania stylów z pliku CSS? wydaje mi się, że nie i w związku z tym nieśmiało sugeruję zmianę kodu na: {{#tag:code|<nowiki> <div {{#ifeq:{{{id|}}}x|x||id="{{{id}}}"}} style="{{#invoke:Style|styl}} {{#ifeq:{{{class|}}}x|x||class="{{{class}}}"}}">{{{1|}}}</div><noinclude> {{dokumentacja}} </noinclude></nowiki>}} '''[[Wikiskryba:Superjurek|Superjurek]]''' ([[Dyskusja_wikiskryby:Superjurek|Dyskusja]]) 17:14, 26 sie 2022 (CEST) 6tsxie7py996w713ohwaokilo2meopk Szablon:IndexPages/Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu 10 656079 3157896 3157389 2022-08-26T18:02:15Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>406</pc><q4>193</q4><q3>202</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>11</q0> 1st2fwou1ma5h0l42qoiycbnsct2iny Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/191 100 699658 3157869 2097503 2022-08-26T17:12:40Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Jejmość nie dała się atoli udobruchać rejteradą i mocniej jeszcze pofolgowała sobie, ku wielkiej uciesze gawiedzi, która zwarła się dokoła pani Madejowej i głośnem świadczeniem podniecała jej mowność.<br> {{tab}}— I ma ci z tego Polska się uczynić. Lada parobas szabelkę wiesza i spokojnym ludziom ogrodu broni! Naści wojaka! Ale niedoczekanie jego! Niech mnie siarczyste, a swego nie daruję!<br> {{tab}}— A tak i waspani nie puszczą! — podjudził z boku jakiś głos.<br> {{tab}}— Hę! No to jeszcze zobaczymy!<br> {{tab}}— Widzimy przecież! — Znów dwie dzierlatki się wemknęły!<br> {{tab}}— Dwie dzierlatki! A co tego, nie daruję, żebym miała do samego prezydenta, do generał-gubernatora...<br> {{tab}}— Et tam, żebyś wasani gładszą była, to i zaraz byś nalazła rację...<br> {{tab}}Jejmości oczy kołem stanęły na taką przymówkę, zdawało się, że runie na impertynenta, któremu z ciżby pogłowia jeno załamany nochal wyglądał.<br> {{tab}}Lecz tuż głosy zawtórzyły bezładnie:<br> {{tab}}— A bo nie! — Przecie! — Lepiej nie próbować! — Co młoda, to młoda! — Jejmościn czas minął! — Hu-hu i prezydenta oskoma nie zdejmie.<br> {{tab}}Pani Madejowa powiodła dokoła oczyma z bezsilnem wzburzeniem, jakby dla się odsieczy upatrując, i naraz rzuciła się na przełaj między tłum, ku aksamitnemu lampasowi artyleryjskiej furażerki.<br> {{tab}}Ciżba warknęła na rozpychanie się jejmości, bluznęła konceptami, lecz baba już furażerki dopadła.<br> {{tab}}— Mości Dziurbacki — ratuj mnie, panie Pietrze. Muszę do ogrodu, a nie puszczają!<br> {{tab}}Profos, gdyż on to był właśnie, zafrasował się, bo, choć pani Madejowej, która na Starem mieście grzeczną garkuchnię trzymała, rad był, po dawnej znajomości, wygodzie, nie widział jednak sposobu. Baba tymczasem przystawała doń coraz mocniej.<br> {{tab}}— Uczyń że mi, panie Pietrze! Gospodarstwa odbiegłam. Trzy dni się zbierałam! Sługowaliście razem z {{pp|nie|boszczykiem}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> r6ucoixv0d9yd3jpylc2r3yexa197dn Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/192 100 699659 3157870 2097494 2022-08-26T17:16:05Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|nie|boszczykiem}}. A pomnisz jegomość, jak żeś mi to w Sandomierzu orzechy trząsł.<br> {{tab}}Dziurbacki tłumaczył się gęsto, jako nic tu poradzić nie może, pani Madejowa upierała się, przekładała, że gdyby się naparł, to jego, wachmistrza artylerji, nie odprawią. Aż profosa udręczyło to naprzykrzanie, bo ani humoru do spierania się ze strażnikami czegoś nie miał, ani, dla obrzękłej twarzy a bombiastej korpulencji pani Madejowej, w przypomnieniu mu orzechów sandomierskich determinacji nie znajdywał.<br> {{tab}}— Nie poradzę — trza mieć konotatkę, mosanie!<br> {{tab}}— Naszą piekarkę puścili...<br> {{tab}}— Ma stryjecznego w narodowej!<br> {{tab}}— Strączkowa się władowała! Dwie Jaworszczanki! Bez niczego. Lada szargulę, co się im namizdrzy honorują... Patrz-że jegomość!... Uczciwe ludzie, niby zwierzaków pędzą, a Kościołowskiej gacha, niby generała witają...<br> {{tab}}Dziurbacki, który był ku wejściu spojrzał, zatrząsł się. Do bramy ogrodowej sunął butnie ów woluntarski oficer, co mu Antoszkę zaprzepaścił.<br> {{tab}}Profos mruknął przez zęby. Pani Madejowa po swojemu ten odzew zrozumiała.<br> {{tab}}— Jakże nie! Cydzikabym nie znała! U generała Rożnieckiego był w totumfactwie. Aż teraz wąsy zapuścił i na oficera wyrósł... Oo! Nie mówiłam! Taką akuratną konotatkę ma, że mu się do ziemi kłaniają!<br> {{tab}}Dziurbacki obruszył się.<br> {{tab}}— Co zaś waspani! Gdzie, jaki Cydzik!<br> {{tab}}— Toć powiadam! O, jak się wita za pan brat! Patryjot wielki! Rudzielec!... I poszedł!<br> {{tab}}Dziurbacki za całą odpowiedź skinął na panią Madejową i wprost do bramy ruszył.<br> {{tab}}Ciżba, na widok pani Madejowej, sunącej z godnością za profosem, ryknęła z uciechy.<br> {{tab}}— Macie ją! — Znalazła sobie! — Gdzie djabeł nie poradzi! — jedna więcej basetla! — Puszczą ją! — Nie puszczą! — Wiwat!<br> {{tab}}Dziurbacki podczas, nie mitrężąc z gwardzistami, obces do dowódcy imci pana Ostrowskiego się opowiedział.<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> r1vnrwrp1kqnkgvq12js4oqnmaohfkl Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/193 100 699660 3157872 2097501 2022-08-26T17:18:53Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>Gwardziści, zaskoczeni butnym meldunkiem, onieśmieleni szewronami i marsem starego żołnierza, ustąpiliby odrazu, gdyby nie pełne godności oblicze pani Madejowej.<br> {{tab}}— Obywatel — dowódca jest przy oficerskich stołach...<br> {{tab}}— Przybywam z raportem od pułkownika artylerji konnej Bema!<br> {{tab}}Młody podporucznik gwardzista, któremu wielkie ostrogi nogi wciąż pętały, aż pokraśniał z powagi.<br> {{tab}}— Hm! Proszę!... Z raportem, wolna droga dla wachmistrza... Ale jejmość!...<br> {{tab}}Dziurbacki wyprostował się służbisto.<br> {{tab}}— Jejmość, proszę porucznika, takoż należy do raportu!<br> {{tab}}Podporucznik zachłysnął się, nie mogąc się połapać, czyli wachmistrz drwi sobie zeń, czyli też istotnie przepaściste kształty pani Madejowej mają z artylerją związek. Dziurbacki podczas wykręcił się na pięcie i zasunął w falę hulającego po ogrodzie tłumu tak, że, gdy pisk ciżby przed bramą podporucznikowi zagadkę wyjaśnił, profos z towarzyszką już zniknął mu z oczu.<br> {{tab}}Dziurbacki dla pewności nie prędzej przystanął, aż zdyszana, zasapana pani Madejowa za rękaw go ucapiła.<br> {{tab}}— Rety, panie Pietrze, bo mnie zatchnie! Uf! Chyba pod drzewem sobie siędę albo co! Okrutniem wasanowi wdzięczna. Siadajże podle mnie. Już mi, panie Pietrze, nie odmówisz i na flaczki jutro przy niedzieli pozwolisz.<br> {{tab}}Dziurbacki usadowił się przy pani Madejowej i poglądał w zamyśleniu na wirujące w pobliżu pary.<br> {{tab}}— Niema, jak wojskowi dawnego obyczaju. Okrutniem waćpanowi wdzięczna. Jakobym cię widziała jeszcze, gdyś mi w Sandomierzu orzechy trząsł. Siła od tego czasu się zmieniło. Żeby nie wdowieństwo, grzech bym miała wyrzekać. Gospoda idzie, jest z czego wyżyć i ciułać... Okrutniem panu Piotrowi wdzięczna...<br> {{tab}}Tu pani Madejowa nasunęła się do profosa.<br> {{tab}}— Wasan, panie Pietrze, już i w Sandomierzu bardzo był nieśmiały...<br> {{tab}}Dziurbacki, któremu łypnęły tuż przy twarzy białka<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mftmuyij9wf4frx8lkutip4pw6xy38r Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/194 100 699661 3157873 2097496 2022-08-26T17:22:17Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>szarych oczu pani Madejowej, musnął zawadjacko szczotkowatych włosów.<br> {{tab}}— Kalkulowałem sobie, że co się odwlecze, to nie uciecze.<br> {{tab}}— Chi-chi! Ale się zestarzeje.<br> {{tab}}— I jedno i drugie. Więc porówno, mosanie.<br> {{tab}}— Pan Piotr sumiennie mi przylepny, i nie od dziś...<br> {{tab}}— Pani Aniela zawsze była mi wedle skłonności...<br> {{tab}}— A czemu to wasan tyle czasu ani się pokazał?<br> {{tab}}— Bo mi na Zapiecku o woźnym trybunalskim powiadano.<br> {{tab}}— Pewnie kulawa szewcowa jęzorem mnie oszamerowała. Choćby dla nieboszczyka z fałdą do sakramentubym nie poszła. Wasan ciągle przy artylerji wachmistrzuje?<br> {{tab}}— Bo z harmatą snadniej, niźli z niewiastą.<br> {{tab}}— Jaki pan Piotr uszczypny!<br> {{tab}}— Z serca dla pani Anieli!<br> {{tab}}Pani Madejowa szturchnęła Dziurbackiego. Profos żwawiej jeszcze przymówił. Właścicielka gospody nie pozostała mu dłużną. Aż z przemawiania się tego babie skry z oczu iść zaczęły, a profos, jakby mu niedość było, precz sadził zagrzewnemi słowy, a lewem okiem przymrugiwał.<br> {{tab}}Późno w noc pani Madejowa wracała z Dziurbackim z fety w Saskim Ogrodzie. Wracała zziajana, ociekająca potem, ale rozmarzona do cna.<br> {{tab}}Opatrzność sama chyba tak pięknie ułożyła wszystko dla pani Madejowej. Pan Piotr z kretesem jej się udał. Ochapiało się jej coś, że musiał być chyba o wiele starszym od nieboszczyka sierżanta artylerji Księstwa Warszawskiego, ale były to faramuszki. Wywija, niby dwudziestolatek, jędrność taka zeń idzie, że jak w pół ją trzymał, to nizacz rzemień. I przytem galant. Z początku ciepła woda, ni sia, ni to, dopiero, gdy mu się przymiliła, tęgość weń weszła. I na fetę ją zawiódł i piwa dwa razy kupił i obwarzanków. I wyhasała się i ogniom napatrzyła i generałom. Jaworszczanki nosa drzeć nie będą ani byle czem tumanić! Profosa wielka ciekawość zbiera do owego Cydzika, Kościołowskiej gacha. Musi mieć jakieś porachunki swoje! A cóż wygodzi mu. I nie tem jeno mu {{pp|wy|godzi}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rkrkl0w2wxbrhdiihzqw315jxtwvwjl Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/195 100 699663 3157874 2097504 2022-08-26T17:26:48Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|wy|godzi}}. Wachmistrz! Pół świata schodził. Nieboszczyk też bywał — lepiej niż za Smoleńskiem się podziewał... ale i zapodział się, bo nie wrócił. Lecz świeć Panie — po śmierci nawet czuwał nad nią, bo książę Zajączek wspomógł wdowę po swym dawnym ordynansie! Uch! taki dzień! Kaśka tam pewnie zbroiła coś. Weźmie w pysk. A co dzień to dzień. Prawda, tyli żołnierz nie za jednym fartuszkiem ganiał... Sama pomniła go w Sandomierzu, czasu austrjackiego oblężenia! Nie darmo tyle konceptów ma o marmuzelach, gładyszkach, ciepieluszkach przeróżnych... Ta skubła i tamta skubała! Że licho co zostało. Ale przecież i ona też zakonnicą nie była. Kaśka weźmie w pysk. — Ale nie ze złego, aby z humorów, co ją dręczyły po samotności. — Mrzygłodek trybunalski wyjadał się, wygrzewał przez dwa roki! Drapaka go nie minie. A co kulawej szewcowej nie daruje, żeby nie wiem... Niech jęzorem uczciwej wdowie sławy nie psowa. Na mszę dla pewności da u Pijarów. A flaczki zastawi w izdebce u siebie. Ma się żenić to zaraz, mitrężyć niema czego z sakramentem, na konkury czasu szkoda.<br> {{tab}}Nazajutrz atoli panią Madejową naszły refleksje, czyli wachmistrz istotnie przedstawia dla niej partję, czyli stateczne ma inklinacje i czyli nie należałoby z woźnym trybunalskim polityczniej uczynić. A że do tych refleksji pani Madejowej przyplątał się i ból w krzyżach i uczucie jakowegoś utrzęsienia po tanach, więc bez szczególniejszego zapału gotowała się do odwiedzin Dziurbackiego.<br> {{tab}}Aliści, kiedy na południe wachmistrz ukazał się na progu gospody — pani Madejowa niemal stęknęła z sentymentu, który ją pod sercem kolnął. Dziurbacki był zestrojony, wymuskany, wygolony, że łuna odeń biła. Krótkie, szczotkowate, strzyżone wąsy aż ociekały z czernidła, wyłogi aksamitne na piersiach, na wyłogach krzyż wojskowy, przy czarnoniebieskiej wstążeczce, mina gęsta a co pałasz i ostrogi, takiego pełne brzęku i szczęku, że panią Madejową ciarki przebiegać zaczęły.<br> {{tab}}Dopieroż kiedy wachmistrz się rozsiadł w izdebce a zagadał żwawo a przystojnie, wówczas dopiero pani Madejowa do reszty dla woźnego trybunalskiego straciła {{pp|po|wolność}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dmo4tp2p4np1y4seu4igi33vmck3anz Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/196 100 699665 3157876 2097499 2022-08-26T17:30:50Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|po|wolność}}. Bo gdzie, tamtemu, aby miskę pokazać a flaszę, to już wachluje do białego dna, jakby nie jadł trzy dni — a siwuchę chla, niby wodę, że trzeba mu półkwaterek wyrywać. A po najedzeniu się, zaprze się i przewraca gałami i ziewa. Wachmistrz zaś zgoła pańskie ma pomiarkowanie. Co dwa razy grzebnie łyżką, to zastanowi się i zaproszenia czeka. Do wódki przytem wcale nie skory. Przepił raz, przepił drugi — i koniec, nietrunkowy i tak, że pani Madejowa, która nawykła suciej gasić pragnienie — musi do izby gościnnej pozoru szukać i tam w skrytości miary swej dojść, aby wachmistrz za pijaczkę jej nie miał.<br> {{tab}}I panią Madejową zgoła miękkość nachodzi. Ciągnie głosem, przechyla się ku Dziurbackiemu i wymawia mu pieszczotliwie.<br> {{tab}}— Że też pan „Pietrz“ wcześniej nie pamiętał, że ten pan „Pietrzuś“ wonczas, kiedy to, w zeszłym roku, na Święto-Jańskiej się napotkali...<br> {{tab}}A potem prawi znów a wykłada, że garkuchnia, miesiąc w miesiąc, czystego sto złotych przynosi a w zapusty, kiedy to pani Madejowa swoje sławne pączki smarzy, to za jeden dzień i po czterysta złotych targuje — że płótna wszelkiego i odzienia ma całkie dwie skrzynie a pierścionków cztery i koralową broszę — że gdyby wypadło, to możnaby drugą izdebkę przynająć, bo właśnie sąsiadowi krawcowi żona umarła, więc ma jedną stancję za wiele, bo i żeni się ze zdunówną i przy rodzicach jej będzie mieszkał.<br> {{tab}}Gdy zaś pani Madejowa spojrzy w marsowe oblicze wachmistrza lub gdy ten szurgnie nogą a ostrogą zadzwoni, to wnet zamaszysta wdowa od tych planów i napomknień na przyszłość do miękkości wraca i szeleści krochmalonemi spódnicami i zagaduje czule.<br> {{tab}}— A może, panu Pietrzusiu, wódki pachnącej, a może kawy z mlekiem — a może czegoś „jenszego“?<br> {{tab}}I pani Madejowa ze słodkiem drżeniem serca postrzega, że wachmistrz już się czegoś frasuje, już niepokoi — ach, bo jużci patrzy weń, niby w źródlane przeźrocza, wskróś go sobie ogląda i raduje się — niezgorzej wdowia dola się układa.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> trckcbtsli8ezgakamwkly69u0upp6i Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/197 100 699667 3157880 2097506 2022-08-26T17:35:04Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Dziurbacki tymczasem cale innemi chodził drogami. Prawda, że i wdzięczenie się doń baby nie było mu obojętnem. Cóż, samotnikiem był, żywego ducha rodzonego nie miał, krom chyba tamtej smarkuli-niewdzięcznicy i Olesiowej-kumki, co mu do reszty i na ciele i na rozumie martwieje. I profosowi ochapiało się, że snadniejby może z kobietą i cale niezgorzej byłoby z Madejową. Niewiasta dorodna, zabiegliwa. Kto wie, — jeno żeby tak ślepiami nie łyskała i zębów nie szczerzyła! Ale w tej chwili profos nie o to się turbował, nie na strojenie koperczaków przybył w odwiedziny, nie dla zalecanek z Madejową do północka wczoraj zmarudził, lecz dla turbacji własnej, która mu codzień więcej doskwierała.<br> {{tab}}Dziurbacki szukał precz Antoszki cyganichy i szukał wbrew swemu pojęciu, które mu powiadało, że nicpotem-włóczęga nie warta jest nawet wspomnienia, że dobrodziejkę swoją pokrzywdziła, że szpiegowską krwią nasiąkła i że takie robactwo zawżdy do gniazda trafi, że grzech prawdziwy o niem myśleć. I gdy profos już za tem przekonaniem iść zamierzał, gdy wyżenął wszelkie o znajdzie wspomnienie, ta jawiła mu się raptem i poglądała ku niemu tak smutnie, tak łzawo, że Dziurbacki miejsca sobie znaleść nie mógł i wreszcie znów snuł się po ulicach, zaułkach, kątach zapadłych Warszawy, czyli gdzie na ślad cyganiątka nie wpadnie.<br> {{tab}}Z początku zdało się wachmistrzowi, że owe papiery, co je w mieszku cygańskim nalazł, a które pułkownikowi doręczył, naprowadzą go na trop, bo cały ratusz do poszukiwań zniewolą. Ale z odprawy, którą od Bema wziął, wynikła dlań wątpliwość, bo tyle dokazał, że mu pułkownik nawet mięszać się do rzeczy nie pozwolił, jakby nie o smarkulę szło! I ani weź powiedzieć nie chciał profosowi, dokąd Antoszkę zawiódł ów kompan pułkownika. Lecz Dziurbacki wziął na kieł. Dzień cały przewałęsał po mieście — aż kiedy to chmara pojazdów z parady na Pradze wracała, dostrzegł znaną mu dobrze bryczkę, oprzęgniętą w srokacza z wysiapanym ogonem i cisawą kobyłę białonóżkę. I tak zwinnie za nią pomknął, że dotarł aż do kamieniczki, przed którą bryka się zatrzymała<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8hutslqeabx8df4jlvogfk1fwf4cz5m Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/198 100 699669 3157881 2097517 2022-08-26T17:39:44Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>i do której wszedł był ów woluntarski oficer. Profos nie posiadał się z ukontentowania, teraz bowiem należało zasadzić się, dociec, co zacz i wypatrzyć. Na ten koniec, dla chwycenia języka, do pobliskiej piwiarni {{Korekta|zaszedł|zaszedł,}} tu w gawędę się wdał z gospodarzem. Aliści z miejsca cały gmach kalkulacji Dziurbackiego padł w gruzy. Gospodarz bowiem, na pierwsze słowo, odparł z przekonaniem:<br> {{tab}}— Niby ten pułkownik, co tam jego bryczka?! Godny obywatel. A jakże! W kamieniczce pana ministra Lelewela mieszka i z nim samym w znajomości, a jakże. Pułkownik Sikorski! Rzetelny obywatel! Generały u niego, personaty, państwo! Maślacza dwa razy u mnie po baryłce. Sprawiedliwy pan i „żołmirz“ duży! Siła, mówią, nawojował Kozaków. Ze trzy bitwy ponoś wygrał albo i lepiej. Dziewczyniny? U pana Sikorskiego? Skąd zaś! Dwóch pachołków aby z nim, bo resztę służby wolnością obdarował.<br> {{tab}}Dziurbacki stracił kontenans, lecz zmógł się i jeszcze na rozpytki dotarł do siodlarza, co w tej samej kamieniczce warsztat trzymał i do przekupki, co kramik tuż pod murem miała i do dworku sąsiedniego się zamówił, kędy była stancyjka z wiktem do najęcia. Lecz i tu i tam odebrał relacje tak gorące, tak pełne zachowania, że się siebie samego zawstydził i, stuliwszy uszy, powlókł się ku domowi.<br> {{tab}}I profosa znów wątpienie naszło, czyli nań uroku nie rzucono. Boć teraz oczywiście się przekonał, że nie żaden raptus podejrzany smarkulę zaprzepaścił, lecz przednich zasług partyzant, czyli, że przybłęda prawdziwie, niby żmija, miłosierną rękę ukąsiła i czmychnęła między padalce.<br> {{tab}}Wówczas to, zwabiony ćmą luda, która na fetę do Saskiego Ogrodu szła, dla myśli rozerwania, za nią podążył i tam wpadł na panią Madejową i na historję o Cydziku, gachu Kościołowskiej. Od tej nowiny profosowi aż serce poskoczyło z uciechy. Ozłociłby panią Madejową. Stąd taki weń impet wstąpił i taka dla wdowich zachcianek powolność. Jakoż baba siła plotek o Cydziku mu rozpowiedziała. Ale Dziurbacki zważał, że co innego kobiece pytlowanie, a co innego rzecz. Madejowa bożyła się, hm,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> otd96hnjmffz3dfh0btw3fhlwjtaq0g Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/199 100 699670 3157883 2097513 2022-08-26T17:45:44Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>lecz pewności brakło. Jakżeby taki Cydzik mógł personata i pana całą gębą udawać.<br> {{tab}}Lecz Madejowa ręczyła i deklarowała się całą prawdę mu dobyć i w jednym dniu. Dziurbacki więc skwapliwie zaproszenie wdowy przyjął. Jednak by jeszcze tężej do rozmotania sprawy się przyczynić, wybrał się w czas, rano, na Podwale, do pułkownika, ułożywszy sobie zgrabnie, jak mu należy zacząć, a jak napomknąć o wieściach, które o Sikorskim chodzą. Na Podwalu powiedziano wachmistrzowi, że pułkownik jeszcze na noc do obozu ruszył. Profos skonfundował się, bo w obozie do pułkownika zawsze był trudniejszy dostęp i bo taki odjazd nocny zapowiadał niechybnie wymarsz, do którego Dziurbacki nie miał tym razem ochoty. Ale, po namyśle, powędrował na Pragę i daremnie. Baterji już nie było, wyciągnęła o świcie do Wiązowny, pozostawiając kilkunastu koniuchów z ogniomistrzem, wózkami i porucznikiem Łabanowskim.<br> {{tab}}Profos dowiedział się od ogniomistrza, że porucznik czeka aby na wydanie amunicjów z arsenału i maruderów zbiera i że niechybnie w cztery dni takoż wyciągnie. Zresztą o więcej i pytać nie chciał, bo go strach obleciał, żeby porucznikowi w oczy nie wleść... Tymczasem, kiedy cale nieznacznie sunął ku bramie z dziedzińca koszarowego — z za węgła wysunął się porucznik i do wachmistrza.<br> {{tab}}Dziurbackiemu język się splątał z pomięszania, bo jakże tu od służby, od bitwy się wymigać, kiedy wachmistrzowską piastuje rangę, a własne nogi zdrowo go noszą? A przecież, jeżeli pójdzie, to niechybnie znajda przepadnie, przepadnie na zawsze.<br> {{tab}}Tą trwogą przejęty Dziurbacki {{Korekta|ją|jął}} co tchu się sumitować porucznikowi, na kontuzję narzekać, a łgać niby rekrut, smyk, nowozaciężnik, na uczynku przyłapany.<br> {{tab}}Lecz porucznik Łabanowski ani myślał profosa gwałtować.<br> {{tab}}— Nie turbuj się, wachmistrzu. Pułkownik sam zważał, że waspanowi bardziej do weterańskich wczasów niż do pochodu...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1ooffn2q9lzioowwgsod4vp2j26b5c3 Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/200 100 699671 3157887 2097511 2022-08-26T17:50:12Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Dziurbackiego coś kolnęło, porucznik skinął mu przyjaźnie.<br> {{tab}}— Stary jesteś, zmęczony...<br> {{tab}}— Jeszcze mosanie...<br> {{tab}}— Tie-tie! Rozumiem i chwalę profosowi dobre zamysły. Ale baterja da sobie radę i bez wasana. Pułkownik nawet wspominał, żeby cię należało zreformować z pełnym żołdem i na spokojnym chlebie przy magazynach osadzić. Dziurbackim złość zatrzęsła na to oczywiste poczytywanie go za niedołęgę. Porucznik nie baczył. Jurną odpowiedź profosa za poczciwy zapał wziął.<br> {{tab}}— No, no, Dziurbasiu, czas aby twoi wnukowie się bijali. Twoja pora minęła.<br> {{tab}}— Nie minęła, proszę porucznika! A jak... jak pułkownik sobie nie życzy.<br> {{tab}}— Bajesz. Pułkownik z uwagi tylko. Przytem i tak zwolnić cię musiał, bo audytor dywizji wzywa cię na świadki i to w pilnej sprawie, bo na dziś jeszcze. — Pułkownik mówił, że wiesz o co chodzi...<br> {{tab}}Wachmistrz na tę wiadomość zmiękł i, już nie spierając się, wziął ordynans czuwania nad koszarami i zbierania maruderów, ile że Łabanowski spodziewał się wyciągnąć z amunicjami już pojutrze, i bez mitręgi, biedką żydowską, do Warszawy odjechał. Tu wpadł na Zapiecek, wdział paradny mundur i na Żoliborz, do kancelarji audytora poszedł.<br> {{tab}}Audytor dywizji, którym był kapitan Fiszer, pilnie jął badać Dziurbackiego, a dociekać szczegółowo, gdzie i jak papiery owe znalazł. Wachmistrz aż spełniał, bo mu najtrudniej właśnie było wybrnąć gładko z pierwszego łgarstwa, którego się dopuścił, że dziewczyna miała je w łachmanach zaszyte i że w mieszku nie same tylko były papiery. Ale myśl, iż, w razie gdyby przyznał, jako trafił na mieszek, bobrując w wozie markietana — nikt by się o los Antoszki nie turbował i nikt by jej nie szukał — dodała mu rezonu.<br> {{tab}}Audytor słuchał cierpliwie, a pisał tak siarczyście, że Dziurbackiemu serce rosło. Lecz, gdy profos już wszystko opowiedział, audytor zaczął go pytać, kiedy pułkownikowi<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ez3vltv7yr2oyxlhzv768rw4q0eph37 Szablon:IndexPages/Pisma Zygmunta Krasińskiego 10 718095 3157814 3157202 2022-08-26T16:01:49Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>1470</pc><q4>1</q4><q3>8</q3><q2>0</q2><q1>486</q1><q0>42</q0> 94e80yub7ebynkw1qthhgjc6bilp7yb 3158856 3157814 2022-08-27T08:01:50Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>1470</pc><q4>1</q4><q3>8</q3><q2>0</q2><q1>490</q1><q0>42</q0> rxqx36yltbosfe50mxzrcktrcj6ugzu Wikiźródła:Wikiprojekt Uzupełnianie skanów 4 719610 3158223 3156840 2022-08-26T23:45:03Z Draco flavus 2058 /* Naprawione indeksy */ wikitext text/x-wiki ==Zadania wikiprojektu== * zebranie indeksów, których skany są niekompletne lub uszkodzone; zobacz: [[:Kategoria:Brakujące lub uszkodzone skany]] * opracowanie tych braków * znalezienie egzemplarzy książek lub skanów już udostępnionych online, które mogłyby posłużyć do ich uzupełnienia === Wskazówki prakseologiczne=== # Najpierw sprawdź, czy brakujące skany nie są dostępne online, nawet jeśli indeks zawiera już skany z jakiejś biblioteki cyfrowej (być może braki zostały uzupełnione). Najwięcej skanów z polskich bibliotek cyfrowych wyszukasz na stronie [https://fbc.pionier.net.pl/ Federacji Bibliotek Cyfrowych]. # Poszukaj fizycznych egzemplarzy książki, na przykład poprzez [http://nukat.edu.pl/ NUKAT], [https://szukamksiążki.pl/SkNewWeb/start/#/ MAK+], [https://katalog.fides.org.pl/ FIDES]. Jeżeli jest to możliwe, unikaj egzemplarzy, które zostały już zdigitalizowane i są niepełne lub uszkodzone (na przykład egzemplarz z Biblioteki Narodowej został zeskanowany do Polony, gdzie skany są wybrakowane i posłużyły do utworzenia indeksu). # Zawsze sprawdzaj opis bibliograficzny - datę wydania, wydawnictwo - powinny być identyczne. Dobrą wskazówką może być czasem liczba stron. Jednak należy być bardzo czujnym co do tzw. wariantów wydawniczych. Zdarzało się, że wydania były po cichu zmieniane (np. wymieniano część tekstu, wymieniano strony tytułowe, nazwę wydawnictwa, zmieniano ortografię). Niekoniecznie wychwytują to nawet biblioteki naukowe. "Łatając" plik źródłowy musimy być pewni, że mamy do czynienia z różnymi odbitkami '''tego samego''' składu. Jest to ważne ponieważ taki plik może być potem jeszcze przez kogoś używany. Nie należy więc mieszać dwóch nie do końca spójnych źródeł. Lepiej wtedy źródło alternatywne zamieścić na commons i podlinkować w uwagach w indeksie, zaś w naszym tekście dać jeśli to konieczne przypis wiki. # Proces "łatania" plików na commons należy dokumentować podając w opisie co zmieniono i skąd wzięto brakujące fragmenty. == Indeksy do uzupełnienia== === Braki stron, uszkodzenia === {| class="wikitable sortable" !Autor !Tytuł !Wydanie (rok) !Braki !Biblioteka/sygnatura !Priorytet |- |Karol May |[[Indeks:Old Shatterhand (May)|Old Shatterhand]] |1931 (1930) |Uszkodzenie strony [[Strona:PL Karol May - Old Shatterhand.djvu/181|177]] | |2 |- |Karol May |[[Indeks:Kara Ben Nemzi (May)|Kara Ben Nemzi]] |1937 | | |3 |- |Franciszek Chocieszyński |[[Indeks:Praktyczna Kucharka|Praktyczna Kucharka]] |1884 |brak 2 stron (str. 17-18) |w BN jest wydanie V z 1902: 1.465.017 A i 1.566.493 (różni się dość znacznie &mdash; do uzupełnienia jakiegoś słowa, fragmentu by się nadało, ale dwie strony to za dużo), KaRo nie podaje innych trafień |2 |- | |[[Indeks:Rozkład jazdy pociągów 1919|Rozkład jazdy pociągów 1919]] |1919 |brak stron 15-18 |A nuż znajdzie się ktoś, komu na tym zależy? |2 |- |Karol Dickens |[[Indeks:Opowieść o dwóch miastach|Opowieść o dwóch miastach]] |1936 |źle odbite dwie strony w tomie II: [[Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/061|233]] i [[Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/087|259]] |oryginalny plik pochodzi z polony (BN), również egzemplarz w Książnicy Podlaskiej im. Łukasza Górnickiego w Białymstoku 821.111-311.2 P058 jest źle odbity |2 |- |Icek Boruch Farbarowicz (Urke-Nachalnik) |[[Indeks:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu|Gdyby nie kobiety]] |1938 |brak stron: 81, 82, 193, 194 niewyraźnie odbita strona [[Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/133|131]] |BN 1.570.987 (jest to właśnie ta wersja na polonie i wikiźródłach) strony są prawdopodobnie fizycznie puste - błąd drukarski, lepiej szukać gdzie indziej |2 |- |- |Jędrzej Kitowicz |[[Indeks:Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III|Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III]] |1855 |zdaje się część stron jest niecałkowicie zeskanowanych - konieczna wcześniejsza ewidencja (na Google pojawiła się nowa wersja jak się wydaje po wstępnym sprawdzeniu dobrze zeskanowana, załadowana, do końcowego sprawdzenia podczas prac) |[[:c:Category:Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III|skany w formacie djvu na Commons]]<br>Biblioteka WMSD Warszawa - sygnatury: A.15505, A.15506, A.15507, A.15508.<br>Biblioteka WSD Włocławek - sygnatury: I 3462/1, I 3462/2 (tylko t. I-II)<br>Biblioteka WSD Częstochowa - sygnatury: 0999 I, 1000 I, 1001 I, 1002 I. |3 |- |Paul de Kock |[[Indeks:Paul de Kock - Dom biały|Dom biały]] t. I |1832-1833 |Brak [[Strona:Paul de Kock - Dom biały tom I.djvu/3|strony tytułowej I. tomu]] |UAM Biblioteka Uniwersytecka ul. Ratajczaka 338128 I /1 |3 |- |Maria Konopnicka |[[Indeks:Maria Konopnicka - Ludzie i rzeczy.djvu|Ludzie i rzeczy]] |1898 |uszkodzona strona [[Strona:Maria Konopnicka - Ludzie i rzeczy.djvu/277|270]] | * identyczna wada jest na egzemplarzu BN ([https://polona.pl/item/ludzie-i-rzeczy-szkice-i-obrazki,MTQzNzc1Nw/140/#info:metadata polona] ), Instytutu Badań Literackich PAN ([https://polona.pl/item/ludzie-i-rzeczy-szkice-i-obrazki,MTA5Mzc3Nzg/277/#info:metadata polona] ), Muzeum Marii Konopnickiej w Źarnowcu ([https://www.pbc.rzeszow.pl/dlibra/show-content/publication/edition/6738?id=6738#dcId=1545421504624&p=1 Podkarpacka_Biblioteka_Cyfrowa] = wersja na wikicommons), Bibl. Instytutu Badań Literackich PAN F.1500 i I-2672 , Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Kielcach; Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Opolu, UMK 316221 , Uniwersytet w Białymstoku 287028, 82227, 61973 (wszystkie trzy sprawdzone), Bibl. Uniw. Łódź 908727, UG (Zbiory Specjalne - BUG Oliwa) I 313826 i I 313826 , Bibl. Uniw. Rzeszowskiego Pig. 70734 i ZS 100892, Biblioteka Śląska (lokalizacja BSK: I / P8) I 283185 ;<br><br> * UAM Poznań 267574 I * patrz [[File:Konopnicka Ludzie i rzeczy str 270 fragment.jpg|60px]] |2 |- |Ferdynand Antoni Ossendowski |[[Indeks:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu|Huragan]] |1933 |źle odbite strony [[Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/74|74]], [[Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/98|98]], [[Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/101|101]], [[Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/143|143]], [[Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/152|152]] |dostępne są dwa zdaje się różne (tj. skanowane z różnych egzeplarzy) pliki online z podobnymi miejscami uszkodzonymi - uszkodzone czcionki?) BN 205.238 601.033<br><br> (szukać gdzie indziej, jeśli to błąd całego wydania to ew. uzupełnić tekstem z wydania z 1927 roku (BN 362.075) |2 |- |Maria Rodziewiczówna |[[Indeks:Hrywda (Rodziewiczówna)|Hrywda]] |1892 |Mały brak na str. [[Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/162|152]] |dostępne w BL 012590.l.8., ew. uznać za drobny błąd drukarski i uzupełnić z wyd. II |2 |- |Piotr Skarga |[[Indeks:Piotr Skarga - Żywoty Świętych - 1615|Zywoty Swiętych Stárego y Nowego Zakonu ná káżdy dzień przez cáły rok]] |1615 |Uszkodzony Regestr D, F, G (prawdopodobnie również i inne fragmentu teksu) - zignorować |Biblioteka Główna OFM Poznań - sygnatury: A 236, A 236/2 oraz A 245, A 245/2.<br>Biblioteka WSM SCJ Stadniki - sygnatury: D 74/1, D 74/2. |3 / 0 |- |Maciej Wierzbiński |[[Indeks:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu|Pękły okowy]] |1929 |uszkodzenia na str. [[Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/82|76]] i [[Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/101|95]] | Biblioteka oo. Dominikanów - Poznań Magazyn główny 19595 <br><br> w Wielkopolskiej BC egzemplarz uszkodzony, Oba egzemplarze w BN 541.954 415.722 również ; Oba egz. w Biblioteka Śląska: BSK: I/P8/I 386649 i BSK: I / SLM / I 24061 ; Biblioteka Uniwersytetu Opolskiego 229496 L ; Uniwersytet Śląski CINiBA / MagCINIBAw / BG W 572477 ; |2 |- | |[[Indeks:Dziennik praw Królestwa Polskiego. T. 1, nr 1-7 (1816).pdf|Dziennik praw Królestwa Polskiego. T.&nbsp;1]] |1860 |brak strony 364 | |3 |- |Elwira Korotyńska |[[Indeks:Elwira Korotyńska - 100,000 powinszowań.djvu|100,000 powinszowań]] |przed 1935 |Niewyraźnie odbite imiona (drobne fragmentny na str. [[Strona:Elwira Korotyńska - 100,000 powinszowań.djvu/103|101]] i [[Strona:Elwira Korotyńska - 100,000 powinszowań.djvu/104|102]] |W oryginalnym egzemplarzu (BN) oraz w egz. Biblioteki Śląskiej BSK: I / BSK_MA / I 418621 te same usterki - prawdopodobnie błąd całego nakładu |1 |- |Arthur Conan Doyle (na okładce Cornan) |[[Indeks:PL Doyle - Spiskowcy.pdf| Spiskowcy]] |1902 |Brak stron [[Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/73| 71]] i [[Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/74| 72]] |W BN egzemplarz uszkodzony (podstawa wersji elektronicznej) KaRo nie podaje innych trafień | |- |J. Grabiec |[[Indeks:J. Grabiec - Dzieje Polski Niepodległej.djvu|Dzieje Polski Niepodległej]] |1916 |Uszkodzenie stron 257 i 258 |do uzupełnienia, gdy znajdą się chętni do przepisania (i wcześnieszej inwentaryzacji braków) - W każdym razie stan obecny umożliwia rozpoczęcie prac<br>Biblioteka Diecezjalna Sandomierz - sygnatura: 47250<br>Biblioteka WSD Włocławek - sygnatura: I 4215/1. |3 |- |[[Autor:Samuel Bogumił Linde|Samuel Bogumił Linde]] |[[Indeks:Samuel Bogumił Linde - Słownik języka polskiego]] |1807-1814 |obecny indeks (zatytułowany jak całość) obejmuje tylko pierwszy tom (do litery F) |[https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-1-cz-1-a-f,MTI2MzI0NjE/6/#info:metadata polona t. I, cz. I], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-1-cz-2-g-l,MTI2MzI0NjI/6/#info:metadata I, cz. II], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-2-cz-1-m-o,MTI2MzI0NjM/6/#info:metadata t. II, cz. I], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-2-cz-2-p,MTI2MzI0NjQ/6/#info:metadata t. II, cz. II], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-cz-3-czyli-vol-5-r-t,MTI2MzI0NjU/6/#info:metadata t. III], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-6-u-z,MTI2MzI0NjY/ t. IV] — zmiana numeracji od t. III, który opisany jest jako V<br><br>wszystkie tomy dostępne w: Biblioteka WMSD Warszawa, Biblioteka WSD Włocławek, Biblioteka Diecezjalna Sandomierz. |3 |- |anonim |[[Człowiek z blizną (Buffalo Bill)]] ([[Indeks:PL Buffalo Bill -81- Człowiek z blizną.djvu|index]]) |1939 |brak stron 7-10, istotnie uszk. ss.: 1-2; uszk. ss. nieistotne dla tekstu: 15-16 |zeszyty serii i ich zszywki czasami pojawiają się na aukcjach internetowych (np. Allegro) |3 |- |H. Nagiel |[[Indeks:Henryk Nagiel - Sęp.djvu|Sęp]] |1890 |Błąd składu brak stron [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/313|305]] [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/314|306]] [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/315|307]] [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/316|308]] |Zamiast stron 305-308 powtarzają się strony 304 i 309. W wydaniu z 1889 ten sam błąd.<br>Drobne braki na stronach [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/12|4]], [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/13|5]], [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/14|6]], [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/15|7]], [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/16|8]]<br><br>British Library St. Pancras Londyn | |- |Xavier de Montépin |[[Indeks:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu|Dwie sieroty]] |1899-1900 |Brak stron [[Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/705|289]]–[[Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/720|304]] w tomie IV | | |- |} === Drobne braki w skanach nieistotne dla samego tekstu === {| class="wikitable" !Indeks z formalnymi brakami !Brak !Podobne wydawnictwo !Odpowiednia strona !Uwagi !Miejsce na uwagi wikiskrybów |- |[[Indeks:Lenin - O związkach zawodowych.djvu|O związkach zawodowych]] |Mało czytelna [[Strona:Lenin - O związkach zawodowych.djvu/1|strona tytułowa]] |[[Indeks:Lenin - Wojna wojnie!.djvu|Wojna wojnie!]] |[[Strona:Lenin - Wojna wojnie!.djvu/1|Strona tytułowa]] |Fragment nieistotny dla teksu, widoczny w książce z tej serii. | |- |[[Indeks:Humorystyczne kolendy szopki ludowej|Humorystyczne kolendy szopki]] |Naklejka na stronie [[Strona:PL_Humorystyczne_kolendy_szopki_ludowej.djvu/8| 8]] zakrywa jedynie dane wydawnictwa |[[Indeks:Humorystyczne kolendy szopki ludowej (2).djvu|Humorystyczne kolendy szopki ludowej]] |[[Strona:Humorystyczne kolendy szopki ludowej (2).djvu/10|Ostatnia strona]] |Fragment niewidoczny to dane wydawnictwa, widoczne w innym medium tego wydawnictwa. | |- |[[Indeks:PL Platon - Kryton.pdf|Kryton]] |uszkodzona [[Strona:PL Platon - Kryton.pdf/1|okładka]] i [[Strona:PL Platon - Kryton.pdf/2|tytułowa]] |[[Indeks:PL Sofokles Elektra tł WZ (1884).djvu|Elektra]] |[[Strona:PL Sofokles Elektra tł WZ (1884).djvu/5|okładka]] i [[Strona:PL Sofokles Elektra tł WZ (1884).djvu/7|strona&nbsp;tytułowa]] | | |} === Brakujące tomy === * [[Indeks:PL Dumas - Pani de Monsoreau|Pani de Monsoreau]] * [[Indeks:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu|Tajemnice Londynu]] === Błędy w druku === Systematyczne błędy w druku, problem może być ewentualnie rozwiązany przez porównanie z innym wydaniem.<br> * Karol May &ndash; ''Przez dziki Kurdystan'' &ndash; [[Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.1.djvu/213|strona 195]] &ndash; wydanie z 1937 można ew. porównać z wydaniem z 1909 (to samo wydawnictwo). Być może wydania się nie różnią, lub różnią jedynie niuansami.<br> * Henryk Sienkiewicz [[Indeks:Pan Wołodyjowski (Sienkiewicz)|Pan Wołodyjowski]] 1923 &ndash; uszkodzenie na str. [[Strona:PL Henryk Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski.djvu/254|246]], również w innym egzemplarzu ten sam błąd drukarski === Legenda tabeli === * <span style="color: Green">UMK</span> - Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu * <span style="color: Gold">UW</span> - Uniwersytet Warszawski * <span style="color: Orange">UJ</span> - Uniwersytet Jagielloński * UB - Uniwersytet Białostocki * <span style="color: Maroon">BN</span> - Biblioteka Narodowa * BPmstW – Biblioteka Publiczna m.st. Warszawy * <span style="color: Blue">UG</span> - Uniwersytet Gdański * UAM - Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu * WBPKr - Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Krakowie * <span style="color: Chartreuse">BGUKW</span> - Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy * <span style="color:fuchsia"> Ossolineum</span> - Wrocław '''Priorytet''' {{tab}}1. Indeks uwierzytelniony, najpilniej potrzebuje uzupełnienia<br> {{tab}}2. Indeks przepisany (skorygowany), zaleca się jego uzupełnienie<br> {{tab}}3. Indeks nieprzepisany w ogóle lub przepisany w części, uzupełnić w dalszej kolejności<br> {{tab}}0. Bardzo duże prawdopodobieństwo braku innych egzemplarzy lub starodruk lub w trakcie reprografii<br> == Naprawione indeksy == To, co udało się uzupełnić. Jakaś dobra dusza może ewentualnie skorygować/uwierzytelnić (zwłaszcza oznaczone tym symbolem [[File:Red exclamation mark.svg|16px|link=|alt=?]]). <div style="-moz-column-count:3; column-count:3"> * [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu|Ostatni z Siekierzyńskich]] * [[Indeks:M. Skłodowska-Curie - Promieniotwórczość.djvu|Promieniotwórczość]] * [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - O pracy.djvu|O pracy]] * [[Indeks:Poezje_Kornela_Ujejskiego|Poezje Kornela Ujejskiego]] * [[Indeks:Stefan Napierski-Ziemia, siostra daleka.djvu|Ziemia, siostra daleka]] * [[Indeks:Poezye oryginalne i tłomaczone|Poezye oryginalne i tłomaczone]] * [[Indeks:Bóg wie kto (Orzeszkowa)|Bóg wie kto]] * [[Indeks:Encyklopedja Kościelna Tom XIII.djvu|Encyklopedja Kościelna Tom XIII]] * [[Indeks:Barbara Tryźnianka (Rodziewiczówna)|Barbara Tryźnianka]] * [[Indeks:Zwycięstwo (Conrad)|Zwycięstwo]] * [[Indeks:W cieniu zakwitających dziewcząt (Proust)|W poszukiwaniu utraconego czasu. W cieniu zakwitających dziewcząt]] * [[Indeks:Władysław Staich - Św. Jacek.djvu|Św. Jacek]] * [[Indeks:Marja Kossak-Jasnorzewska - Zalotnicy niebiescy.djvu|Zalotnicy niebiescy]] * [[Indeks:Wacław Sieroszewski - 12 lat w kraju Jakutów.djvu|12 lat w kraju Jakutów]] (wstawiony skan rysunku na stonie [[Strona:Wacław Sieroszewski - 12 lat w kraju Jakutów.djvu/21|15]]) * [[Indeks:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu|Sosenka z wydm]] * [[Indeks:PL Karol May - Klasztor Della Barbara.djvu|Klasztor Della Barbara]] * [[Indeks:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu|Dzieła Tom I]] * [[Indeks:Karol May - Ku Mapimi.djvu|Ku Mapimi]] * [[Indeks:Stanisław Czycz - And.djvu|And]] * [[Indeks:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu| Na wysokiej połoninie Pasmo I]] * [[Indeks:Kazimierz Tetmajer - W czas wojny.djvu|W czas wojny]] * [[Indeks:Komedyantka (Reymont)|Komedyantka]] * [[Indeks:Dziewosłęb.djvu|Dziewosłęb]] * [[Indeks:Paweł Hulka - Twórca religii Iranu Zaratustra i jego nauka.djvu|Twórca religii Iranu Zaratustra i jego nauka]] * [[Indeks:Jerzy Szarecki - Czapka topielca.pdf|Czapka topielca]] * [[Indeks:Bô Yin Râ - Księga miłości.djvu|Księga miłości]] * [[Indeks:Czterech jeźdźców Apokalipsy (Blasco Ibanez)|Czterech jeźdźców Apokalipsy]] * [[Indeks:Znachor (Dołęga-Mostowicz)|Znachor]] * [[Indeks:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu|Poemata]] * [[Indeks:Maryan Gawalewicz - Poezye.djvu|Poezye]] * [[Indeks:Karol Ruprecht (szkic biograficzny)|Karol Ruprecht]] * [[Indeks:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu|Druga księga dżungli]] * [[Indeks:Karol May - Pantera Południa.djvu|Pantera Południa]] * [[Indeks:Kazimierz Wyka - Życie na niby.djvu|Życie na niby]] * [[Indeks:Jean Tarnowski - Nasze przedstawicielstwo polityczne w Paryżu i w Petersburgu 1905-1919.pdf|Nasze przedstawicielstwo polityczne w Paryżu i Petersburgu 1905-1919]] * [[Indeks:Na przełęczy (Stanisław Witkiewicz)|Na przełęczy]] * [[Indeks:PL Marian Zdziechowski - Pestis perniciosissima.djvu|Pestis perniciosissima]] * [[Indeks:Ferdynand Antoni Ossendowski - Mocni ludzie.djvu|Mocni ludzie]] * [[Indeks:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu|Pamiętniki lekarzy]] * [[Indeks:Twórczość Jana Kasprowicza|Twórczość Jana Kasprowicza]] * [[Indeks:Królowa myszek - baśń fantastyczna w 2-ch aktach.djvu|Królowa myszek]] * [[Indeks:Wybór poezyi Mieczysława Romanowskiego|Wybór poezyi]] * [[Indeks:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu|Poezye studenta]] * [[Indeks:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu|Okręty zbłąkane]] * [[Indeks:Antoni Lange - Dywan wschodni.djvu|Dywan wschodni]] * [[Indeks:Sąsiedzi (Demolder)|Sąsiedzi]] * [[Indeks:Jan Sygański - Historya Nowego Sącza.djvu|Historya Nowego Sącza]] * [[Indeks:Antychryst.djvu|Antychryst. Piotr i Aleksy]] * [[Indeks:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu|Postrach gór]] * [[Indeks:Karol May - Dżafar Mirza II.djvu|Dżafar Mirza t. II]] * [[Indeks:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu|Siostra lotnika]] * [[Indeks:Wacław Sieroszewski-Na kresach lasów.djvu|Na kresach lasów]] * [[Indeks:F. Mirandola - Tropy.djvu|Tropy]] * [[Indeks:William Shakespeare - Zimowa powieść tłum. Ehrenberg.djvu|Zimowa powieść]] * [[Indeks:F. A. Ossendowski - Wańko z Lisowa.djvu|Wańko z Lisowa]] * [[Indeks:Poezje Michała Bałuckiego.pdf|Poezje (M. Bałuckiego)]] * [[Indeks:Groźny cień (Arthur Conan Doyle)|Groźny cień]] * [[Indeks:Janusz Korczak - Mośki, Joski i Srule.djvu|Mośki, Joski i Srule]] * [[Indeks:Życie tygodnik Rok II (1898) wybór.djvu|Życie tygodnik Rok II (1898)]] * [[Indeks:Karol May - Walka o Meksyk.djvu|Walka o Meksyk]] * [[Indeks:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu|Z głosów lądu i morza]] * [[Indeks:M. Arcta Słownik Staropolski|M. Arcta Słownik Staropolski]] * [[Indeks:M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego - Tom 1.djvu|M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego - Tom 1]] * [[Indeks:Gustaw Le Bon-Psychologia tłumu.djvu|Psychologia tłumu]] * [[Indeks:Pisma Henryka Sienkiewicza t.1|Pisma H. Sienkiewicza]] * [[Indeks:Dzieła Wiliama Szekspira T. VII.djvu|Dzieła Wiliama Szekspira t. VII]] * [[Indeks:Lagerlöf - Gösta Berling|Gösta Berling]] * [[Indeks:James Oliver Curwood - Złote sidła.djvu|Złote sidła]] * [[Indeks:PL_Roger_-_Pieśni_Ludu_Polskiego_w_Górnym_Szląsku.djvu|Pieśni Ludu Polskiego w Górnym Szląsku]] * [[Indeks:Resztki życia (Józef Ignacy Kraszewski)|Resztki życia (Józef Ignacy Kraszewski)]] * [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa a dwa cztery.djvu|Dwa a dwa cztery]] * [[Indeks:Żywe kamienie.djvu|Żywe kamienie]] * [[Indeks:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu|Wiera]] * [[Indeks:PL Ossendowski - Drobnoludki.djvu|Drobnoludki]] * [[Indeks:PL Ballady, Legendy itp.djvu|Ballady, legendy i t. p.]] * [[Indeks:PL Kazimierowicz - Z psychologji sekty.pdf|Z psychologji sekty]] * [[Indeks:Anioł Stróż chrześcianina katolika|Anioł Stróż chrześcianina katolika]] * [[Indeks:Wiadomości Literackie 5 XII 1937 nr 50 (736) wybór.djvu|Wiadomości Literackie 5 XII 1937 nr 50 (736) - specjalny]] * [[Indeks:Karol May - Dżafar Mirza I.djvu|Dżafar Mirza I]] * [[Indeks:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf|Dolina trwogi]] * [[Indeks:Gomulickiego Wiktora wiersze. Zbiór nowy.djvu|Gomulicki - Wiersze nowe]] * [[Indeks:Woyciech Zdarzyński życie i przypadki swoie opisuiący.djvu|Woyciech Zdarzyński życie i przypadki…]] * [[Indeks:Jeremi Curtin - Odwiedziny u Henryka Sienkiewicza.djvu| Odwiedziny u Henryka Sienkiewicza]] * [[Indeks:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu|Kroniki 1875-1878]] * [[Indeks:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu|Pamiętniki D’Antony]] * [[Indeks:PL Herbert George Wells - Podróż w czasie.djvu|Podróż w czasie]] * [[Indeks:Karol May - Reïs Effendina.djvu|Reïs Effendina]] * [[Indeks:PL Karol Dickens - Wigilja Bożego Narodzenia.djvu|Wigilja Bożego Narodzenia]] * [[Indeks:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu|Portret Dorjana Graya]] * [[Indeks:PL Schulz - Sanatorium pod klepsydrą.djvu|Sanatorium pod klepsydrą]] * [[Indeks:365 obiadów za 5 złotych (Lucyna Ćwierczakiewiczowa)|365 obiadów za 5 złotych]] * [[Indeks:Wielkie nadzieje (Dickens)|Wielkie nadzieje]] * [[Indeks:PL_Tołstoj_-_Zmartwychwstanie.djvu|Zmartwychwstanie]] * [[Indeks:PL Delavigne - Do Napoleona.djvu|Do Napoleona]] * [[Indeks:Pisma pomniejsze (Marx)|Pisma pomniejsze]] * [[Indeks:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu|Siedem grzechów głównych]] * [[Indeks:PL May - Matuzalem.djvu|Błękitno-purpurowy Matuzalem]] * [[Indeks:Stefan Żeromski - Wybór Nowel.djvu|Wybór nowel (Żeromski)]] * [[Indeks:PL Sacher-Masoch - Wenus w futrze.pdf|Wenus w futrze]] * [[Indeks:Karol May - Szut.djvu|Szut]] * [[Indeks:Winnetou, czerwonoskóry gentleman (May)|Winnetou, czerwonoskóry gentleman]] * [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa|Stary sługa]] * [[Indeks:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu|Żyd wieczny tułacz]] * [[Indeks:PL Dumas - Pani de Monsoreau|Pani de Monsoreau t. III]] * [[Indeks:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu|Życie za życie]] * [[Indeks:Karol May - U Haddedihnów.djvu|U Haddedihnów]] * [[Indeks:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu|Marcin Podrzutek]] * [[Indeks:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu|Tajemnice Londynu]] * [[Indeks:PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu|Sofoklesa Tragedye]] * [[Indeks:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf|Świat zaginiony t. 2]] * [[Indeks:PL Mantegazza - Rok 3000-ny.pdf|Rok 3000&#8209;ny]] * [[Indeks:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf‎‎|Więzień na Marsie]] * [[Indeks:John Galsworthy - Posiadacz.pdf|Saga rodu Forsythów t. I - Posiadacz]] * [[Indeks:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu|Promień zielony i dziesięć godzin polowania]] * [[Indeks:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu|Trzecia płeć]] * [[Indeks:Sfinks lodowy (Verne)|Sfinks lodowy]] * [[Indeks:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf|Przebudzenie. Do wynajęcia]] * [[Indeks:J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku|Wspomnienia Odessy... t.II]] * [[Indeks:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu|Krosnowa i świat]] * [[Indeks:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu|Prawda starowieku]] * [[Indeks:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu|Listy z nieba]] * [[Indeks:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu|Barwinkowy wianek]] * [[Indeks:Katedra Notre-Dame w Paryżu (Wiktor Hugo)|Katedra Notre-Dame w Paryżu]] * [[Indeks:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu|Z mazurskiej ziemi]] * [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu|Pod blachą]] * [[Indeks:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu|Wybór pism tom III]] * [[Indeks:Ada - sceny i charaktery z życia powszedniego|Ada]] * [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu|Niebieskie migdały]] * [[Indeks:Karol May - Przez pustynię|Przez pustynię]] * [[Indeks:PL Feval - Garbus.djvu|Garbus]] * [[Indeks:William Shakespeare - Dramata Tom II tłum. Komierowski.djvu|Shakespeare Dramata t. II]] * [[Indeks:Nierozsądne śluby (Bernatowicz)| Nierozsądne śluby]] * [[Indeks:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu|Junosza &ndash; Wybór pism tom I]] * [[Indeks:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu|Sprawa Clemenceau]] * [[Indeks:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu|Sprawiedliwość]] * [[Indeks:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu|Więzień]] * [[Indeks:PL Verne - Czarne Indye.pdf|Czarne Indye]] * [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu|Na Polesiu]] * [[Indeks:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu|Jan bez ziemi]] * [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu|Sceny sejmowe]] * [[Indeks:Krzyżacy (Henryk Sienkiewicz)|Krzyżacy]] * [[Indeks:Hektor Servadac (Verne)|Hektor Servadac]] * [[Indeks:Petöfi - Janosz Witeź.djvu|Janosz Witeź]] * [[Indeks:Bajki (Ejsmond)|Bajki Ejsmonda]] * [[Indeks:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf|Julian Apostata]] * [[Indeks:Czerwony Kapturek i inne bajki (tłum. Mirandola)|Czerwony Kapturek i inne bajki]] * [[Indeks:Giovanni Boccaccio - Dekameron|Dekameron]] * [[Indeks:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf|Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej]] * [[Indeks:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu|Rilla ze Złotego Brzegu]] * [[Indeks:Sto djabłów (Kraszewski)|Sto djabłów]] * [[Indeks:Józef Bliziński - Nowele humoreski.djvu|Nowele humoreski]] * [[Indeks:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu|Tryumf śmierci]] * [[Indeks:Kantyczki (Miarka)|Kantyczki]] * [[Indeks:PL G Flaubert Salammbo.djvu|Salammbo]] * [[Indeks:Walerya Marrené - Augusta.djvu|Augusta]] * [[Indeks:Ada - sceny i charaktery z życia powszedniego|Ada]] * [[Indeks:Guzik z kamei|Guzik z kamei]] * [[Indeks:Dombi i syn (Dickens)|Dombi i syn]] * [[Indeks:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu|Tajemnice stolicy świata]] * [[Indeks:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu|Ogień]] * [[Indeks:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu|Wydrążona igła]] * [[Indeks:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu|Przygody Stacha]] * [[Indeks:Bohaterowie Grecji (Yemeniz)|Bohaterowie Grecji]] * [[Indeks:Chłopi (Reymont)|Chłopi]] * [[Indeks:PL J Bartoszewicz Historja literatury polskiej.djvu|Historia literatury polskiej]] * [[Indeks:Norbert Bonczyk - Góra Chełmska.pdf|Góra Chełmska]] * [[Indeks:Hrabia Monte Christo (Dumas)|Hrabia Monte Christo]] * [[Indeks:Jerzy Andrzejewski - Miazga|Miazga]] * [[Indeks:Macocha (Józef Ignacy Kraszewski)|Macocha]] * [[Indeks:PL Pedro Calderon de la Barca - Książę Niezłomny.djvu|Książę Niezłomny]] * [[Indeks:Podróż naokoło świata w 80-ciu dniach (Verne)| Podróż naokoło świata w 80-ciu dniach]] * [[Indeks:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf|Czerwony Błazen]] * [[Indeks:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu|Tajemnica grobowca]] * [[Indeks:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu|Kopciuszek]] * [[Indeks:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu| Doktór Muchołapski]] * [[File:Red exclamation mark.svg|16px|link=|alt=?]] [[Indeks:Karol May - W Kraju Mahdiego|W kraju Mahdiego]] * [[Indeks:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu|Wierzyciele swatami]] * [[Indeks:Czarne Indje (Verne)|Czarne Indje]] * [[Indeks:Syn niedźwiednika|Syn niedźwiednika]] * [[Indeks:Capreä i Roma (Kraszewski)|Capreä i Roma]] * [[Indeks:Anafielas|Anafielas]] </div> == Zobacz także == * [[Wikiźródła:Wikiprojekt Rewitalizacja|Projekt Rewitalizacja]] - poprawa i unowocześnienie formatowania starych indeksów * [[:Kategoria:Brakujące lub uszkodzone skany|Brakujące lub uszkodzone skany]] - kategoria grupująca poszczególne uszkodzone strony [[Kategoria:Wikiprojekty|Uzupełnianie skanów]] glqrbkd3lv5y2n0icn2h4ulkd78sac3 3158304 3158223 2022-08-26T23:49:01Z Draco flavus 2058 /* Naprawione indeksy */ wikitext text/x-wiki ==Zadania wikiprojektu== * zebranie indeksów, których skany są niekompletne lub uszkodzone; zobacz: [[:Kategoria:Brakujące lub uszkodzone skany]] * opracowanie tych braków * znalezienie egzemplarzy książek lub skanów już udostępnionych online, które mogłyby posłużyć do ich uzupełnienia === Wskazówki prakseologiczne=== # Najpierw sprawdź, czy brakujące skany nie są dostępne online, nawet jeśli indeks zawiera już skany z jakiejś biblioteki cyfrowej (być może braki zostały uzupełnione). Najwięcej skanów z polskich bibliotek cyfrowych wyszukasz na stronie [https://fbc.pionier.net.pl/ Federacji Bibliotek Cyfrowych]. # Poszukaj fizycznych egzemplarzy książki, na przykład poprzez [http://nukat.edu.pl/ NUKAT], [https://szukamksiążki.pl/SkNewWeb/start/#/ MAK+], [https://katalog.fides.org.pl/ FIDES]. Jeżeli jest to możliwe, unikaj egzemplarzy, które zostały już zdigitalizowane i są niepełne lub uszkodzone (na przykład egzemplarz z Biblioteki Narodowej został zeskanowany do Polony, gdzie skany są wybrakowane i posłużyły do utworzenia indeksu). # Zawsze sprawdzaj opis bibliograficzny - datę wydania, wydawnictwo - powinny być identyczne. Dobrą wskazówką może być czasem liczba stron. Jednak należy być bardzo czujnym co do tzw. wariantów wydawniczych. Zdarzało się, że wydania były po cichu zmieniane (np. wymieniano część tekstu, wymieniano strony tytułowe, nazwę wydawnictwa, zmieniano ortografię). Niekoniecznie wychwytują to nawet biblioteki naukowe. "Łatając" plik źródłowy musimy być pewni, że mamy do czynienia z różnymi odbitkami '''tego samego''' składu. Jest to ważne ponieważ taki plik może być potem jeszcze przez kogoś używany. Nie należy więc mieszać dwóch nie do końca spójnych źródeł. Lepiej wtedy źródło alternatywne zamieścić na commons i podlinkować w uwagach w indeksie, zaś w naszym tekście dać jeśli to konieczne przypis wiki. # Proces "łatania" plików na commons należy dokumentować podając w opisie co zmieniono i skąd wzięto brakujące fragmenty. == Indeksy do uzupełnienia== === Braki stron, uszkodzenia === {| class="wikitable sortable" !Autor !Tytuł !Wydanie (rok) !Braki !Biblioteka/sygnatura !Priorytet |- |Karol May |[[Indeks:Old Shatterhand (May)|Old Shatterhand]] |1931 (1930) |Uszkodzenie strony [[Strona:PL Karol May - Old Shatterhand.djvu/181|177]] | |2 |- |Karol May |[[Indeks:Kara Ben Nemzi (May)|Kara Ben Nemzi]] |1937 | | |3 |- |Franciszek Chocieszyński |[[Indeks:Praktyczna Kucharka|Praktyczna Kucharka]] |1884 |brak 2 stron (str. 17-18) |w BN jest wydanie V z 1902: 1.465.017 A i 1.566.493 (różni się dość znacznie &mdash; do uzupełnienia jakiegoś słowa, fragmentu by się nadało, ale dwie strony to za dużo), KaRo nie podaje innych trafień |2 |- | |[[Indeks:Rozkład jazdy pociągów 1919|Rozkład jazdy pociągów 1919]] |1919 |brak stron 15-18 |A nuż znajdzie się ktoś, komu na tym zależy? |2 |- |Karol Dickens |[[Indeks:Opowieść o dwóch miastach|Opowieść o dwóch miastach]] |1936 |źle odbite dwie strony w tomie II: [[Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/061|233]] i [[Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/087|259]] |oryginalny plik pochodzi z polony (BN), również egzemplarz w Książnicy Podlaskiej im. Łukasza Górnickiego w Białymstoku 821.111-311.2 P058 jest źle odbity |2 |- |Icek Boruch Farbarowicz (Urke-Nachalnik) |[[Indeks:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu|Gdyby nie kobiety]] |1938 |brak stron: 81, 82, 193, 194 niewyraźnie odbita strona [[Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/133|131]] |BN 1.570.987 (jest to właśnie ta wersja na polonie i wikiźródłach) strony są prawdopodobnie fizycznie puste - błąd drukarski, lepiej szukać gdzie indziej |2 |- |- |Jędrzej Kitowicz |[[Indeks:Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III|Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III]] |1855 |zdaje się część stron jest niecałkowicie zeskanowanych - konieczna wcześniejsza ewidencja (na Google pojawiła się nowa wersja jak się wydaje po wstępnym sprawdzeniu dobrze zeskanowana, załadowana, do końcowego sprawdzenia podczas prac) |[[:c:Category:Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III|skany w formacie djvu na Commons]]<br>Biblioteka WMSD Warszawa - sygnatury: A.15505, A.15506, A.15507, A.15508.<br>Biblioteka WSD Włocławek - sygnatury: I 3462/1, I 3462/2 (tylko t. I-II)<br>Biblioteka WSD Częstochowa - sygnatury: 0999 I, 1000 I, 1001 I, 1002 I. |3 |- |Paul de Kock |[[Indeks:Paul de Kock - Dom biały|Dom biały]] t. I |1832-1833 |Brak [[Strona:Paul de Kock - Dom biały tom I.djvu/3|strony tytułowej I. tomu]] |UAM Biblioteka Uniwersytecka ul. Ratajczaka 338128 I /1 |3 |- |Maria Konopnicka |[[Indeks:Maria Konopnicka - Ludzie i rzeczy.djvu|Ludzie i rzeczy]] |1898 |uszkodzona strona [[Strona:Maria Konopnicka - Ludzie i rzeczy.djvu/277|270]] | * identyczna wada jest na egzemplarzu BN ([https://polona.pl/item/ludzie-i-rzeczy-szkice-i-obrazki,MTQzNzc1Nw/140/#info:metadata polona] ), Instytutu Badań Literackich PAN ([https://polona.pl/item/ludzie-i-rzeczy-szkice-i-obrazki,MTA5Mzc3Nzg/277/#info:metadata polona] ), Muzeum Marii Konopnickiej w Źarnowcu ([https://www.pbc.rzeszow.pl/dlibra/show-content/publication/edition/6738?id=6738#dcId=1545421504624&p=1 Podkarpacka_Biblioteka_Cyfrowa] = wersja na wikicommons), Bibl. Instytutu Badań Literackich PAN F.1500 i I-2672 , Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Kielcach; Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Opolu, UMK 316221 , Uniwersytet w Białymstoku 287028, 82227, 61973 (wszystkie trzy sprawdzone), Bibl. Uniw. Łódź 908727, UG (Zbiory Specjalne - BUG Oliwa) I 313826 i I 313826 , Bibl. Uniw. Rzeszowskiego Pig. 70734 i ZS 100892, Biblioteka Śląska (lokalizacja BSK: I / P8) I 283185 ;<br><br> * UAM Poznań 267574 I * patrz [[File:Konopnicka Ludzie i rzeczy str 270 fragment.jpg|60px]] |2 |- |Ferdynand Antoni Ossendowski |[[Indeks:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu|Huragan]] |1933 |źle odbite strony [[Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/74|74]], [[Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/98|98]], [[Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/101|101]], [[Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/143|143]], [[Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/152|152]] |dostępne są dwa zdaje się różne (tj. skanowane z różnych egzeplarzy) pliki online z podobnymi miejscami uszkodzonymi - uszkodzone czcionki?) BN 205.238 601.033<br><br> (szukać gdzie indziej, jeśli to błąd całego wydania to ew. uzupełnić tekstem z wydania z 1927 roku (BN 362.075) |2 |- |Maria Rodziewiczówna |[[Indeks:Hrywda (Rodziewiczówna)|Hrywda]] |1892 |Mały brak na str. [[Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/162|152]] |dostępne w BL 012590.l.8., ew. uznać za drobny błąd drukarski i uzupełnić z wyd. II |2 |- |Piotr Skarga |[[Indeks:Piotr Skarga - Żywoty Świętych - 1615|Zywoty Swiętych Stárego y Nowego Zakonu ná káżdy dzień przez cáły rok]] |1615 |Uszkodzony Regestr D, F, G (prawdopodobnie również i inne fragmentu teksu) - zignorować |Biblioteka Główna OFM Poznań - sygnatury: A 236, A 236/2 oraz A 245, A 245/2.<br>Biblioteka WSM SCJ Stadniki - sygnatury: D 74/1, D 74/2. |3 / 0 |- |Maciej Wierzbiński |[[Indeks:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu|Pękły okowy]] |1929 |uszkodzenia na str. [[Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/82|76]] i [[Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/101|95]] | Biblioteka oo. Dominikanów - Poznań Magazyn główny 19595 <br><br> w Wielkopolskiej BC egzemplarz uszkodzony, Oba egzemplarze w BN 541.954 415.722 również ; Oba egz. w Biblioteka Śląska: BSK: I/P8/I 386649 i BSK: I / SLM / I 24061 ; Biblioteka Uniwersytetu Opolskiego 229496 L ; Uniwersytet Śląski CINiBA / MagCINIBAw / BG W 572477 ; |2 |- | |[[Indeks:Dziennik praw Królestwa Polskiego. T. 1, nr 1-7 (1816).pdf|Dziennik praw Królestwa Polskiego. T.&nbsp;1]] |1860 |brak strony 364 | |3 |- |Elwira Korotyńska |[[Indeks:Elwira Korotyńska - 100,000 powinszowań.djvu|100,000 powinszowań]] |przed 1935 |Niewyraźnie odbite imiona (drobne fragmentny na str. [[Strona:Elwira Korotyńska - 100,000 powinszowań.djvu/103|101]] i [[Strona:Elwira Korotyńska - 100,000 powinszowań.djvu/104|102]] |W oryginalnym egzemplarzu (BN) oraz w egz. Biblioteki Śląskiej BSK: I / BSK_MA / I 418621 te same usterki - prawdopodobnie błąd całego nakładu |1 |- |Arthur Conan Doyle (na okładce Cornan) |[[Indeks:PL Doyle - Spiskowcy.pdf| Spiskowcy]] |1902 |Brak stron [[Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/73| 71]] i [[Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/74| 72]] |W BN egzemplarz uszkodzony (podstawa wersji elektronicznej) KaRo nie podaje innych trafień | |- |J. Grabiec |[[Indeks:J. Grabiec - Dzieje Polski Niepodległej.djvu|Dzieje Polski Niepodległej]] |1916 |Uszkodzenie stron 257 i 258 |do uzupełnienia, gdy znajdą się chętni do przepisania (i wcześnieszej inwentaryzacji braków) - W każdym razie stan obecny umożliwia rozpoczęcie prac<br>Biblioteka Diecezjalna Sandomierz - sygnatura: 47250<br>Biblioteka WSD Włocławek - sygnatura: I 4215/1. |3 |- |[[Autor:Samuel Bogumił Linde|Samuel Bogumił Linde]] |[[Indeks:Samuel Bogumił Linde - Słownik języka polskiego]] |1807-1814 |obecny indeks (zatytułowany jak całość) obejmuje tylko pierwszy tom (do litery F) |[https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-1-cz-1-a-f,MTI2MzI0NjE/6/#info:metadata polona t. I, cz. I], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-1-cz-2-g-l,MTI2MzI0NjI/6/#info:metadata I, cz. II], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-2-cz-1-m-o,MTI2MzI0NjM/6/#info:metadata t. II, cz. I], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-2-cz-2-p,MTI2MzI0NjQ/6/#info:metadata t. II, cz. II], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-cz-3-czyli-vol-5-r-t,MTI2MzI0NjU/6/#info:metadata t. III], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-6-u-z,MTI2MzI0NjY/ t. IV] — zmiana numeracji od t. III, który opisany jest jako V<br><br>wszystkie tomy dostępne w: Biblioteka WMSD Warszawa, Biblioteka WSD Włocławek, Biblioteka Diecezjalna Sandomierz. |3 |- |anonim |[[Człowiek z blizną (Buffalo Bill)]] ([[Indeks:PL Buffalo Bill -81- Człowiek z blizną.djvu|index]]) |1939 |brak stron 7-10, istotnie uszk. ss.: 1-2; uszk. ss. nieistotne dla tekstu: 15-16 |zeszyty serii i ich zszywki czasami pojawiają się na aukcjach internetowych (np. Allegro) |3 |- |H. Nagiel |[[Indeks:Henryk Nagiel - Sęp.djvu|Sęp]] |1890 |Błąd składu brak stron [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/313|305]] [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/314|306]] [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/315|307]] [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/316|308]] |Zamiast stron 305-308 powtarzają się strony 304 i 309. W wydaniu z 1889 ten sam błąd.<br>Drobne braki na stronach [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/12|4]], [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/13|5]], [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/14|6]], [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/15|7]], [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/16|8]]<br><br>British Library St. Pancras Londyn | |- |Xavier de Montépin |[[Indeks:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu|Dwie sieroty]] |1899-1900 |Brak stron [[Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/705|289]]–[[Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/720|304]] w tomie IV | | |- |} === Drobne braki w skanach nieistotne dla samego tekstu === {| class="wikitable" !Indeks z formalnymi brakami !Brak !Podobne wydawnictwo !Odpowiednia strona !Uwagi !Miejsce na uwagi wikiskrybów |- |[[Indeks:Lenin - O związkach zawodowych.djvu|O związkach zawodowych]] |Mało czytelna [[Strona:Lenin - O związkach zawodowych.djvu/1|strona tytułowa]] |[[Indeks:Lenin - Wojna wojnie!.djvu|Wojna wojnie!]] |[[Strona:Lenin - Wojna wojnie!.djvu/1|Strona tytułowa]] |Fragment nieistotny dla teksu, widoczny w książce z tej serii. | |- |[[Indeks:Humorystyczne kolendy szopki ludowej|Humorystyczne kolendy szopki]] |Naklejka na stronie [[Strona:PL_Humorystyczne_kolendy_szopki_ludowej.djvu/8| 8]] zakrywa jedynie dane wydawnictwa |[[Indeks:Humorystyczne kolendy szopki ludowej (2).djvu|Humorystyczne kolendy szopki ludowej]] |[[Strona:Humorystyczne kolendy szopki ludowej (2).djvu/10|Ostatnia strona]] |Fragment niewidoczny to dane wydawnictwa, widoczne w innym medium tego wydawnictwa. | |- |[[Indeks:PL Platon - Kryton.pdf|Kryton]] |uszkodzona [[Strona:PL Platon - Kryton.pdf/1|okładka]] i [[Strona:PL Platon - Kryton.pdf/2|tytułowa]] |[[Indeks:PL Sofokles Elektra tł WZ (1884).djvu|Elektra]] |[[Strona:PL Sofokles Elektra tł WZ (1884).djvu/5|okładka]] i [[Strona:PL Sofokles Elektra tł WZ (1884).djvu/7|strona&nbsp;tytułowa]] | | |} === Brakujące tomy === * [[Indeks:PL Dumas - Pani de Monsoreau|Pani de Monsoreau]] * [[Indeks:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu|Tajemnice Londynu]] === Błędy w druku === Systematyczne błędy w druku, problem może być ewentualnie rozwiązany przez porównanie z innym wydaniem.<br> * Karol May &ndash; ''Przez dziki Kurdystan'' &ndash; [[Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.1.djvu/213|strona 195]] &ndash; wydanie z 1937 można ew. porównać z wydaniem z 1909 (to samo wydawnictwo). Być może wydania się nie różnią, lub różnią jedynie niuansami.<br> * Henryk Sienkiewicz [[Indeks:Pan Wołodyjowski (Sienkiewicz)|Pan Wołodyjowski]] 1923 &ndash; uszkodzenie na str. [[Strona:PL Henryk Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski.djvu/254|246]], również w innym egzemplarzu ten sam błąd drukarski === Legenda tabeli === * <span style="color: Green">UMK</span> - Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu * <span style="color: Gold">UW</span> - Uniwersytet Warszawski * <span style="color: Orange">UJ</span> - Uniwersytet Jagielloński * UB - Uniwersytet Białostocki * <span style="color: Maroon">BN</span> - Biblioteka Narodowa * BPmstW – Biblioteka Publiczna m.st. Warszawy * <span style="color: Blue">UG</span> - Uniwersytet Gdański * UAM - Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu * WBPKr - Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Krakowie * <span style="color: Chartreuse">BGUKW</span> - Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy * <span style="color:fuchsia"> Ossolineum</span> - Wrocław '''Priorytet''' {{tab}}1. Indeks uwierzytelniony, najpilniej potrzebuje uzupełnienia<br> {{tab}}2. Indeks przepisany (skorygowany), zaleca się jego uzupełnienie<br> {{tab}}3. Indeks nieprzepisany w ogóle lub przepisany w części, uzupełnić w dalszej kolejności<br> {{tab}}0. Bardzo duże prawdopodobieństwo braku innych egzemplarzy lub starodruk lub w trakcie reprografii<br> == Naprawione indeksy == To, co udało się uzupełnić. Jakaś dobra dusza może ewentualnie skorygować/uwierzytelnić (zwłaszcza oznaczone tym symbolem [[File:Red exclamation mark.svg|16px|link=|alt=?]]). <div style="-moz-column-count:3; column-count:3"> * [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu|Ostatni z Siekierzyńskich]] * [[Indeks:M. Skłodowska-Curie - Promieniotwórczość.djvu|Promieniotwórczość]] * [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - O pracy.djvu|O pracy]] * [[Indeks:Poezje_Kornela_Ujejskiego|Poezje Kornela Ujejskiego]] * [[Indeks:Stefan Napierski-Ziemia, siostra daleka.djvu|Ziemia, siostra daleka]] * [[Indeks:Poezye oryginalne i tłomaczone|Poezye oryginalne i tłomaczone]] * [[Indeks:Bóg wie kto (Orzeszkowa)|Bóg wie kto]] * [[Indeks:Encyklopedja Kościelna Tom XIII.djvu|Encyklopedja Kościelna Tom XIII]] * [[Indeks:Barbara Tryźnianka (Rodziewiczówna)|Barbara Tryźnianka]] * [[Indeks:Zwycięstwo (Conrad)|Zwycięstwo]] * [[Indeks:W cieniu zakwitających dziewcząt (Proust)|W poszukiwaniu utraconego czasu. W cieniu zakwitających dziewcząt]] * [[Indeks:Władysław Staich - Św. Jacek.djvu|Św. Jacek]] * [[Indeks:Marja Kossak-Jasnorzewska - Zalotnicy niebiescy.djvu|Zalotnicy niebiescy]] * [[Indeks:Wacław Sieroszewski - 12 lat w kraju Jakutów.djvu|12 lat w kraju Jakutów]] (wstawiony skan rysunku na stonie [[Strona:Wacław Sieroszewski - 12 lat w kraju Jakutów.djvu/21|15]]) * [[Indeks:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu|Sosenka z wydm]] * [[Indeks:PL Karol May - Klasztor Della Barbara.djvu|Klasztor Della Barbara]] * [[Indeks:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu|Dzieła Tom I]] * [[Indeks:Karol May - Ku Mapimi.djvu|Ku Mapimi]] * [[Indeks:Stanisław Czycz - And.djvu|And]] * [[Indeks:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu| Na wysokiej połoninie Pasmo I]] * [[Indeks:Kazimierz Tetmajer - W czas wojny.djvu|W czas wojny]] * [[Indeks:Komedyantka (Reymont)|Komedyantka]] * [[Indeks:Dziewosłęb.djvu|Dziewosłęb]] * [[Indeks:Paweł Hulka - Twórca religii Iranu Zaratustra i jego nauka.djvu|Twórca religii Iranu Zaratustra i jego nauka]] * [[Indeks:Jerzy Szarecki - Czapka topielca.pdf|Czapka topielca]] * [[Indeks:Bô Yin Râ - Księga miłości.djvu|Księga miłości]] * [[Indeks:Czterech jeźdźców Apokalipsy (Blasco Ibanez)|Czterech jeźdźców Apokalipsy]] * [[Indeks:Znachor (Dołęga-Mostowicz)|Znachor]] * [[Indeks:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu|Poemata]] * [[Indeks:Maryan Gawalewicz - Poezye.djvu|Poezye]] * [[Indeks:Karol Ruprecht (szkic biograficzny)|Karol Ruprecht]] * [[Indeks:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu|Druga księga dżungli]] * [[Indeks:Karol May - Pantera Południa.djvu|Pantera Południa]] * [[Indeks:Kazimierz Wyka - Życie na niby.djvu|Życie na niby]] * [[Indeks:Jean Tarnowski - Nasze przedstawicielstwo polityczne w Paryżu i w Petersburgu 1905-1919.pdf|Nasze przedstawicielstwo polityczne w Paryżu i Petersburgu 1905-1919]] * [[Indeks:Na przełęczy (Stanisław Witkiewicz)|Na przełęczy]] * [[Indeks:PL Marian Zdziechowski - Pestis perniciosissima.djvu|Pestis perniciosissima]] * [[Indeks:Ferdynand Antoni Ossendowski - Mocni ludzie.djvu|Mocni ludzie]] * [[Indeks:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu|Pamiętniki lekarzy]] * [[Indeks:Twórczość Jana Kasprowicza|Twórczość Jana Kasprowicza]] * [[Indeks:Królowa myszek - baśń fantastyczna w 2-ch aktach.djvu|Królowa myszek]] * [[Indeks:Wybór poezyi Mieczysława Romanowskiego|Wybór poezyi]] * [[Indeks:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu|Poezye studenta]] * [[Indeks:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu|Okręty zbłąkane]] * [[Indeks:Antoni Lange - Dywan wschodni.djvu|Dywan wschodni]] * [[Indeks:Sąsiedzi (Demolder)|Sąsiedzi]] * [[Indeks:Jan Sygański - Historya Nowego Sącza.djvu|Historya Nowego Sącza]] * [[Indeks:Antychryst.djvu|Antychryst. Piotr i Aleksy]] * [[Indeks:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu|Postrach gór]] * [[Indeks:Karol May - Dżafar Mirza II.djvu|Dżafar Mirza t. II]] * [[Indeks:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu|Siostra lotnika]] * [[Indeks:Wacław Sieroszewski-Na kresach lasów.djvu|Na kresach lasów]] * [[Indeks:F. Mirandola - Tropy.djvu|Tropy]] * [[Indeks:William Shakespeare - Zimowa powieść tłum. Ehrenberg.djvu|Zimowa powieść]] * [[Indeks:F. A. Ossendowski - Wańko z Lisowa.djvu|Wańko z Lisowa]] * [[Indeks:Poezje Michała Bałuckiego.pdf|Poezje (M. Bałuckiego)]] * [[Indeks:Groźny cień (Arthur Conan Doyle)|Groźny cień]] * [[Indeks:Janusz Korczak - Mośki, Joski i Srule.djvu|Mośki, Joski i Srule]] * [[Indeks:Życie tygodnik Rok II (1898) wybór.djvu|Życie tygodnik Rok II (1898)]] * [[Indeks:Karol May - Walka o Meksyk.djvu|Walka o Meksyk]] * [[Indeks:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu|Z głosów lądu i morza]] * [[Indeks:M. Arcta Słownik Staropolski|M. Arcta Słownik Staropolski]] * [[Indeks:M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego - Tom 1.djvu|M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego - Tom 1]] * [[Indeks:Gustaw Le Bon-Psychologia tłumu.djvu|Psychologia tłumu]] * [[Indeks:Pisma Henryka Sienkiewicza t.1|Pisma H. Sienkiewicza]] * [[Indeks:Dzieła Wiliama Szekspira T. VII.djvu|Dzieła Wiliama Szekspira t. VII]] * [[Indeks:Lagerlöf - Gösta Berling|Gösta Berling]] * [[Indeks:James Oliver Curwood - Złote sidła.djvu|Złote sidła]] * [[Indeks:PL_Roger_-_Pieśni_Ludu_Polskiego_w_Górnym_Szląsku.djvu|Pieśni Ludu Polskiego w Górnym Szląsku]] * [[Indeks:Resztki życia (Józef Ignacy Kraszewski)|Resztki życia (Józef Ignacy Kraszewski)]] * [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa a dwa cztery.djvu|Dwa a dwa cztery]] * [[Indeks:Żywe kamienie.djvu|Żywe kamienie]] * [[Indeks:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu|Wiera]] * [[Indeks:PL Ossendowski - Drobnoludki.djvu|Drobnoludki]] * [[Indeks:PL Ballady, Legendy itp.djvu|Ballady, legendy i t. p.]] * [[Indeks:PL Kazimierowicz - Z psychologji sekty.pdf|Z psychologji sekty]] * [[Indeks:Anioł Stróż chrześcianina katolika|Anioł Stróż chrześcianina katolika]] * [[Indeks:Wiadomości Literackie 5 XII 1937 nr 50 (736) wybór.djvu|Wiadomości Literackie 5 XII 1937 nr 50 (736) - specjalny]] * [[Indeks:Karol May - Dżafar Mirza I.djvu|Dżafar Mirza I]] * [[Indeks:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf|Dolina trwogi]] * [[Indeks:Gomulickiego Wiktora wiersze. Zbiór nowy.djvu|Gomulicki - Wiersze nowe]] * [[Indeks:Woyciech Zdarzyński życie i przypadki swoie opisuiący.djvu|Woyciech Zdarzyński życie i przypadki…]] * [[Indeks:Jeremi Curtin - Odwiedziny u Henryka Sienkiewicza.djvu| Odwiedziny u Henryka Sienkiewicza]] * [[Indeks:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu|Kroniki 1875-1878]] * [[Indeks:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu|Pamiętniki D’Antony]] * [[Indeks:PL Herbert George Wells - Podróż w czasie.djvu|Podróż w czasie]] * [[Indeks:Karol May - Reïs Effendina.djvu|Reïs Effendina]] * [[Indeks:PL Karol Dickens - Wigilja Bożego Narodzenia.djvu|Wigilja Bożego Narodzenia]] * [[Indeks:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu|Portret Dorjana Graya]] * [[Indeks:PL Schulz - Sanatorium pod klepsydrą.djvu|Sanatorium pod klepsydrą]] * [[Indeks:365 obiadów za 5 złotych (Lucyna Ćwierczakiewiczowa)|365 obiadów za 5 złotych]] * [[Indeks:Wielkie nadzieje (Dickens)|Wielkie nadzieje]] * [[Indeks:PL_Tołstoj_-_Zmartwychwstanie.djvu|Zmartwychwstanie]] * [[Indeks:PL Delavigne - Do Napoleona.djvu|Do Napoleona]] * [[Indeks:Pisma pomniejsze (Marx)|Pisma pomniejsze]] * [[Indeks:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu|Siedem grzechów głównych]] * [[Indeks:PL May - Matuzalem.djvu|Błękitno-purpurowy Matuzalem]] * [[Indeks:Stefan Żeromski - Wybór Nowel.djvu|Wybór nowel (Żeromski)]] * [[Indeks:PL Sacher-Masoch - Wenus w futrze.pdf|Wenus w futrze]] * [[Indeks:Karol May - Szut.djvu|Szut]] * [[Indeks:Winnetou, czerwonoskóry gentleman (May)|Winnetou, czerwonoskóry gentleman]] * [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa|Stary sługa]] * [[Indeks:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu|Żyd wieczny tułacz]] * [[Indeks:PL Dumas - Pani de Monsoreau|Pani de Monsoreau t. III]] * [[Indeks:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu|Życie za życie]] * [[Indeks:Karol May - U Haddedihnów.djvu|U Haddedihnów]] * [[Indeks:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu|Marcin Podrzutek]] * [[Indeks:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu|Tajemnice Londynu]] * [[Indeks:PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu|Sofoklesa Tragedye]] * [[Indeks:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf|Świat zaginiony t. 2]] * [[Indeks:PL Mantegazza - Rok 3000-ny.pdf|Rok 3000&#8209;ny]] * [[Indeks:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf‎‎|Więzień na Marsie]] * [[Indeks:John Galsworthy - Posiadacz.pdf|Saga rodu Forsythów t. I - Posiadacz]] * [[Indeks:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu|Promień zielony i dziesięć godzin polowania]] * [[Indeks:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu|Trzecia płeć]] * [[Indeks:Sfinks lodowy (Verne)|Sfinks lodowy]] * [[Indeks:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf|Przebudzenie. Do wynajęcia]] * [[Indeks:J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku|Wspomnienia Odessy... t.II]] * [[Indeks:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu|Krosnowa i świat]] * [[Indeks:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu|Prawda starowieku]] * [[Indeks:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu|Listy z nieba]] * [[Indeks:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu|Barwinkowy wianek]] * [[Indeks:Katedra Notre-Dame w Paryżu (Wiktor Hugo)|Katedra Notre-Dame w Paryżu]] * [[Indeks:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu|Z mazurskiej ziemi]] * [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu|Pod blachą]] * [[Indeks:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu|Wybór pism tom III]] * [[Indeks:Ada - sceny i charaktery z życia powszedniego|Ada]] * [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu|Niebieskie migdały]] * [[Indeks:Karol May - Przez pustynię|Przez pustynię]] * [[Indeks:PL Feval - Garbus.djvu|Garbus]] * [[Indeks:William Shakespeare - Dramata Tom II tłum. Komierowski.djvu|Shakespeare Dramata t. II]] * [[Indeks:Nierozsądne śluby (Bernatowicz)| Nierozsądne śluby]] * [[Indeks:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu|Junosza &ndash; Wybór pism tom I]] * [[Indeks:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu|Sprawa Clemenceau]] * [[Indeks:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu|Sprawiedliwość]] * [[Indeks:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu|Więzień]] * [[Indeks:PL Verne - Czarne Indye.pdf|Czarne Indye]] * [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu|Na Polesiu]] * [[Indeks:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu|Jan bez ziemi]] * [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu|Sceny sejmowe]] * [[Indeks:Krzyżacy (Henryk Sienkiewicz)|Krzyżacy]] * [[Indeks:Hektor Servadac (Verne)|Hektor Servadac]] * [[Indeks:Petöfi - Janosz Witeź.djvu|Janosz Witeź]] * [[Indeks:Bajki (Ejsmond)|Bajki Ejsmonda]] * [[Indeks:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf|Julian Apostata]] * [[Indeks:Czerwony Kapturek i inne bajki (tłum. Mirandola)|Czerwony Kapturek i inne bajki]] * [[Indeks:Giovanni Boccaccio - Dekameron|Dekameron]] * [[Indeks:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf|Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej]] * [[Indeks:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu|Rilla ze Złotego Brzegu]] * [[Indeks:Sto djabłów (Kraszewski)|Sto djabłów]] * [[Indeks:Józef Bliziński - Nowele humoreski.djvu|Nowele humoreski]] * [[Indeks:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu|Tryumf śmierci]] * [[Indeks:Kantyczki (Miarka)|Kantyczki]] * [[Indeks:PL G Flaubert Salammbo.djvu|Salammbo]] * [[Indeks:Walerya Marrené - Augusta.djvu|Augusta]] * [[Indeks:Ada - sceny i charaktery z życia powszedniego|Ada]] * [[Indeks:Guzik z kamei|Guzik z kamei]] * [[Indeks:Dombi i syn (Dickens)|Dombi i syn]] * [[Indeks:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu|Tajemnice stolicy świata]] * [[Indeks:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu|Ogień]] * [[Indeks:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu|Wydrążona igła]] * [[Indeks:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu|Przygody Stacha]] * [[Indeks:Bohaterowie Grecji (Yemeniz)|Bohaterowie Grecji]] * [[Indeks:Chłopi (Reymont)|Chłopi]] * [[Indeks:PL J Bartoszewicz Historja literatury polskiej.djvu|Historia literatury polskiej]] * [[Indeks:Norbert Bonczyk - Góra Chełmska.pdf|Góra Chełmska]] * [[Indeks:Hrabia Monte Christo (Dumas)|Hrabia Monte Christo]] * [[Indeks:Jerzy Andrzejewski - Miazga|Miazga]] * [[Indeks:Macocha (Józef Ignacy Kraszewski)|Macocha]] * [[Indeks:PL Pedro Calderon de la Barca - Książę Niezłomny.djvu|Książę Niezłomny]] * [[Indeks:Podróż naokoło świata w 80-ciu dniach (Verne)| Podróż naokoło świata w 80-ciu dniach]] * [[Indeks:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf|Czerwony Błazen]] * [[Indeks:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu|Tajemnica grobowca]] * [[Indeks:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu|Kopciuszek]] * [[Indeks:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu| Doktór Muchołapski]] * [[File:Red exclamation mark.svg|16px|link=|alt=?]] [[Indeks:Karol May - W Kraju Mahdiego|W kraju Mahdiego]] * [[Indeks:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu|Wierzyciele swatami]] * [[Indeks:Czarne Indje (Verne)|Czarne Indje]] * [[Indeks:Syn niedźwiednika|Syn niedźwiednika]] * [[Indeks:Capreä i Roma (Kraszewski)|Capreä i Roma]] * [[Indeks:Anafielas|Anafielas]] * [[File:Red exclamation mark.svg|16px|link=|alt=?]] [[Indeks:Poezye T. 4 (Maria Konopnicka)|Poezye Konopnickiej]] * [[File:Red exclamation mark.svg|16px|link=|alt=?]] [Indeks:Ogniem i mieczem (Sienkiewicz, wyd. 1901)|Ogniem i mieczem]] </div> == Zobacz także == * [[Wikiźródła:Wikiprojekt Rewitalizacja|Projekt Rewitalizacja]] - poprawa i unowocześnienie formatowania starych indeksów * [[:Kategoria:Brakujące lub uszkodzone skany|Brakujące lub uszkodzone skany]] - kategoria grupująca poszczególne uszkodzone strony [[Kategoria:Wikiprojekty|Uzupełnianie skanów]] 0wp835abnmnfijavd6j589azngz5xle 3158315 3158304 2022-08-26T23:49:29Z Draco flavus 2058 /* Naprawione indeksy */ wikitext text/x-wiki ==Zadania wikiprojektu== * zebranie indeksów, których skany są niekompletne lub uszkodzone; zobacz: [[:Kategoria:Brakujące lub uszkodzone skany]] * opracowanie tych braków * znalezienie egzemplarzy książek lub skanów już udostępnionych online, które mogłyby posłużyć do ich uzupełnienia === Wskazówki prakseologiczne=== # Najpierw sprawdź, czy brakujące skany nie są dostępne online, nawet jeśli indeks zawiera już skany z jakiejś biblioteki cyfrowej (być może braki zostały uzupełnione). Najwięcej skanów z polskich bibliotek cyfrowych wyszukasz na stronie [https://fbc.pionier.net.pl/ Federacji Bibliotek Cyfrowych]. # Poszukaj fizycznych egzemplarzy książki, na przykład poprzez [http://nukat.edu.pl/ NUKAT], [https://szukamksiążki.pl/SkNewWeb/start/#/ MAK+], [https://katalog.fides.org.pl/ FIDES]. Jeżeli jest to możliwe, unikaj egzemplarzy, które zostały już zdigitalizowane i są niepełne lub uszkodzone (na przykład egzemplarz z Biblioteki Narodowej został zeskanowany do Polony, gdzie skany są wybrakowane i posłużyły do utworzenia indeksu). # Zawsze sprawdzaj opis bibliograficzny - datę wydania, wydawnictwo - powinny być identyczne. Dobrą wskazówką może być czasem liczba stron. Jednak należy być bardzo czujnym co do tzw. wariantów wydawniczych. Zdarzało się, że wydania były po cichu zmieniane (np. wymieniano część tekstu, wymieniano strony tytułowe, nazwę wydawnictwa, zmieniano ortografię). Niekoniecznie wychwytują to nawet biblioteki naukowe. "Łatając" plik źródłowy musimy być pewni, że mamy do czynienia z różnymi odbitkami '''tego samego''' składu. Jest to ważne ponieważ taki plik może być potem jeszcze przez kogoś używany. Nie należy więc mieszać dwóch nie do końca spójnych źródeł. Lepiej wtedy źródło alternatywne zamieścić na commons i podlinkować w uwagach w indeksie, zaś w naszym tekście dać jeśli to konieczne przypis wiki. # Proces "łatania" plików na commons należy dokumentować podając w opisie co zmieniono i skąd wzięto brakujące fragmenty. == Indeksy do uzupełnienia== === Braki stron, uszkodzenia === {| class="wikitable sortable" !Autor !Tytuł !Wydanie (rok) !Braki !Biblioteka/sygnatura !Priorytet |- |Karol May |[[Indeks:Old Shatterhand (May)|Old Shatterhand]] |1931 (1930) |Uszkodzenie strony [[Strona:PL Karol May - Old Shatterhand.djvu/181|177]] | |2 |- |Karol May |[[Indeks:Kara Ben Nemzi (May)|Kara Ben Nemzi]] |1937 | | |3 |- |Franciszek Chocieszyński |[[Indeks:Praktyczna Kucharka|Praktyczna Kucharka]] |1884 |brak 2 stron (str. 17-18) |w BN jest wydanie V z 1902: 1.465.017 A i 1.566.493 (różni się dość znacznie &mdash; do uzupełnienia jakiegoś słowa, fragmentu by się nadało, ale dwie strony to za dużo), KaRo nie podaje innych trafień |2 |- | |[[Indeks:Rozkład jazdy pociągów 1919|Rozkład jazdy pociągów 1919]] |1919 |brak stron 15-18 |A nuż znajdzie się ktoś, komu na tym zależy? |2 |- |Karol Dickens |[[Indeks:Opowieść o dwóch miastach|Opowieść o dwóch miastach]] |1936 |źle odbite dwie strony w tomie II: [[Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/061|233]] i [[Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/087|259]] |oryginalny plik pochodzi z polony (BN), również egzemplarz w Książnicy Podlaskiej im. Łukasza Górnickiego w Białymstoku 821.111-311.2 P058 jest źle odbity |2 |- |Icek Boruch Farbarowicz (Urke-Nachalnik) |[[Indeks:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu|Gdyby nie kobiety]] |1938 |brak stron: 81, 82, 193, 194 niewyraźnie odbita strona [[Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/133|131]] |BN 1.570.987 (jest to właśnie ta wersja na polonie i wikiźródłach) strony są prawdopodobnie fizycznie puste - błąd drukarski, lepiej szukać gdzie indziej |2 |- |- |Jędrzej Kitowicz |[[Indeks:Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III|Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III]] |1855 |zdaje się część stron jest niecałkowicie zeskanowanych - konieczna wcześniejsza ewidencja (na Google pojawiła się nowa wersja jak się wydaje po wstępnym sprawdzeniu dobrze zeskanowana, załadowana, do końcowego sprawdzenia podczas prac) |[[:c:Category:Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III|skany w formacie djvu na Commons]]<br>Biblioteka WMSD Warszawa - sygnatury: A.15505, A.15506, A.15507, A.15508.<br>Biblioteka WSD Włocławek - sygnatury: I 3462/1, I 3462/2 (tylko t. I-II)<br>Biblioteka WSD Częstochowa - sygnatury: 0999 I, 1000 I, 1001 I, 1002 I. |3 |- |Paul de Kock |[[Indeks:Paul de Kock - Dom biały|Dom biały]] t. I |1832-1833 |Brak [[Strona:Paul de Kock - Dom biały tom I.djvu/3|strony tytułowej I. tomu]] |UAM Biblioteka Uniwersytecka ul. Ratajczaka 338128 I /1 |3 |- |Maria Konopnicka |[[Indeks:Maria Konopnicka - Ludzie i rzeczy.djvu|Ludzie i rzeczy]] |1898 |uszkodzona strona [[Strona:Maria Konopnicka - Ludzie i rzeczy.djvu/277|270]] | * identyczna wada jest na egzemplarzu BN ([https://polona.pl/item/ludzie-i-rzeczy-szkice-i-obrazki,MTQzNzc1Nw/140/#info:metadata polona] ), Instytutu Badań Literackich PAN ([https://polona.pl/item/ludzie-i-rzeczy-szkice-i-obrazki,MTA5Mzc3Nzg/277/#info:metadata polona] ), Muzeum Marii Konopnickiej w Źarnowcu ([https://www.pbc.rzeszow.pl/dlibra/show-content/publication/edition/6738?id=6738#dcId=1545421504624&p=1 Podkarpacka_Biblioteka_Cyfrowa] = wersja na wikicommons), Bibl. Instytutu Badań Literackich PAN F.1500 i I-2672 , Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Kielcach; Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Opolu, UMK 316221 , Uniwersytet w Białymstoku 287028, 82227, 61973 (wszystkie trzy sprawdzone), Bibl. Uniw. Łódź 908727, UG (Zbiory Specjalne - BUG Oliwa) I 313826 i I 313826 , Bibl. Uniw. Rzeszowskiego Pig. 70734 i ZS 100892, Biblioteka Śląska (lokalizacja BSK: I / P8) I 283185 ;<br><br> * UAM Poznań 267574 I * patrz [[File:Konopnicka Ludzie i rzeczy str 270 fragment.jpg|60px]] |2 |- |Ferdynand Antoni Ossendowski |[[Indeks:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu|Huragan]] |1933 |źle odbite strony [[Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/74|74]], [[Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/98|98]], [[Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/101|101]], [[Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/143|143]], [[Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/152|152]] |dostępne są dwa zdaje się różne (tj. skanowane z różnych egzeplarzy) pliki online z podobnymi miejscami uszkodzonymi - uszkodzone czcionki?) BN 205.238 601.033<br><br> (szukać gdzie indziej, jeśli to błąd całego wydania to ew. uzupełnić tekstem z wydania z 1927 roku (BN 362.075) |2 |- |Maria Rodziewiczówna |[[Indeks:Hrywda (Rodziewiczówna)|Hrywda]] |1892 |Mały brak na str. [[Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/162|152]] |dostępne w BL 012590.l.8., ew. uznać za drobny błąd drukarski i uzupełnić z wyd. II |2 |- |Piotr Skarga |[[Indeks:Piotr Skarga - Żywoty Świętych - 1615|Zywoty Swiętych Stárego y Nowego Zakonu ná káżdy dzień przez cáły rok]] |1615 |Uszkodzony Regestr D, F, G (prawdopodobnie również i inne fragmentu teksu) - zignorować |Biblioteka Główna OFM Poznań - sygnatury: A 236, A 236/2 oraz A 245, A 245/2.<br>Biblioteka WSM SCJ Stadniki - sygnatury: D 74/1, D 74/2. |3 / 0 |- |Maciej Wierzbiński |[[Indeks:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu|Pękły okowy]] |1929 |uszkodzenia na str. [[Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/82|76]] i [[Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/101|95]] | Biblioteka oo. Dominikanów - Poznań Magazyn główny 19595 <br><br> w Wielkopolskiej BC egzemplarz uszkodzony, Oba egzemplarze w BN 541.954 415.722 również ; Oba egz. w Biblioteka Śląska: BSK: I/P8/I 386649 i BSK: I / SLM / I 24061 ; Biblioteka Uniwersytetu Opolskiego 229496 L ; Uniwersytet Śląski CINiBA / MagCINIBAw / BG W 572477 ; |2 |- | |[[Indeks:Dziennik praw Królestwa Polskiego. T. 1, nr 1-7 (1816).pdf|Dziennik praw Królestwa Polskiego. T.&nbsp;1]] |1860 |brak strony 364 | |3 |- |Elwira Korotyńska |[[Indeks:Elwira Korotyńska - 100,000 powinszowań.djvu|100,000 powinszowań]] |przed 1935 |Niewyraźnie odbite imiona (drobne fragmentny na str. [[Strona:Elwira Korotyńska - 100,000 powinszowań.djvu/103|101]] i [[Strona:Elwira Korotyńska - 100,000 powinszowań.djvu/104|102]] |W oryginalnym egzemplarzu (BN) oraz w egz. Biblioteki Śląskiej BSK: I / BSK_MA / I 418621 te same usterki - prawdopodobnie błąd całego nakładu |1 |- |Arthur Conan Doyle (na okładce Cornan) |[[Indeks:PL Doyle - Spiskowcy.pdf| Spiskowcy]] |1902 |Brak stron [[Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/73| 71]] i [[Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/74| 72]] |W BN egzemplarz uszkodzony (podstawa wersji elektronicznej) KaRo nie podaje innych trafień | |- |J. Grabiec |[[Indeks:J. Grabiec - Dzieje Polski Niepodległej.djvu|Dzieje Polski Niepodległej]] |1916 |Uszkodzenie stron 257 i 258 |do uzupełnienia, gdy znajdą się chętni do przepisania (i wcześnieszej inwentaryzacji braków) - W każdym razie stan obecny umożliwia rozpoczęcie prac<br>Biblioteka Diecezjalna Sandomierz - sygnatura: 47250<br>Biblioteka WSD Włocławek - sygnatura: I 4215/1. |3 |- |[[Autor:Samuel Bogumił Linde|Samuel Bogumił Linde]] |[[Indeks:Samuel Bogumił Linde - Słownik języka polskiego]] |1807-1814 |obecny indeks (zatytułowany jak całość) obejmuje tylko pierwszy tom (do litery F) |[https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-1-cz-1-a-f,MTI2MzI0NjE/6/#info:metadata polona t. I, cz. I], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-1-cz-2-g-l,MTI2MzI0NjI/6/#info:metadata I, cz. II], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-2-cz-1-m-o,MTI2MzI0NjM/6/#info:metadata t. II, cz. I], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-2-cz-2-p,MTI2MzI0NjQ/6/#info:metadata t. II, cz. II], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-cz-3-czyli-vol-5-r-t,MTI2MzI0NjU/6/#info:metadata t. III], [https://polona.pl/item/slownik-jezyka-polskiego-t-6-u-z,MTI2MzI0NjY/ t. IV] — zmiana numeracji od t. III, który opisany jest jako V<br><br>wszystkie tomy dostępne w: Biblioteka WMSD Warszawa, Biblioteka WSD Włocławek, Biblioteka Diecezjalna Sandomierz. |3 |- |anonim |[[Człowiek z blizną (Buffalo Bill)]] ([[Indeks:PL Buffalo Bill -81- Człowiek z blizną.djvu|index]]) |1939 |brak stron 7-10, istotnie uszk. ss.: 1-2; uszk. ss. nieistotne dla tekstu: 15-16 |zeszyty serii i ich zszywki czasami pojawiają się na aukcjach internetowych (np. Allegro) |3 |- |H. Nagiel |[[Indeks:Henryk Nagiel - Sęp.djvu|Sęp]] |1890 |Błąd składu brak stron [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/313|305]] [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/314|306]] [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/315|307]] [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/316|308]] |Zamiast stron 305-308 powtarzają się strony 304 i 309. W wydaniu z 1889 ten sam błąd.<br>Drobne braki na stronach [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/12|4]], [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/13|5]], [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/14|6]], [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/15|7]], [[Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/16|8]]<br><br>British Library St. Pancras Londyn | |- |Xavier de Montépin |[[Indeks:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu|Dwie sieroty]] |1899-1900 |Brak stron [[Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/705|289]]–[[Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/720|304]] w tomie IV | | |- |} === Drobne braki w skanach nieistotne dla samego tekstu === {| class="wikitable" !Indeks z formalnymi brakami !Brak !Podobne wydawnictwo !Odpowiednia strona !Uwagi !Miejsce na uwagi wikiskrybów |- |[[Indeks:Lenin - O związkach zawodowych.djvu|O związkach zawodowych]] |Mało czytelna [[Strona:Lenin - O związkach zawodowych.djvu/1|strona tytułowa]] |[[Indeks:Lenin - Wojna wojnie!.djvu|Wojna wojnie!]] |[[Strona:Lenin - Wojna wojnie!.djvu/1|Strona tytułowa]] |Fragment nieistotny dla teksu, widoczny w książce z tej serii. | |- |[[Indeks:Humorystyczne kolendy szopki ludowej|Humorystyczne kolendy szopki]] |Naklejka na stronie [[Strona:PL_Humorystyczne_kolendy_szopki_ludowej.djvu/8| 8]] zakrywa jedynie dane wydawnictwa |[[Indeks:Humorystyczne kolendy szopki ludowej (2).djvu|Humorystyczne kolendy szopki ludowej]] |[[Strona:Humorystyczne kolendy szopki ludowej (2).djvu/10|Ostatnia strona]] |Fragment niewidoczny to dane wydawnictwa, widoczne w innym medium tego wydawnictwa. | |- |[[Indeks:PL Platon - Kryton.pdf|Kryton]] |uszkodzona [[Strona:PL Platon - Kryton.pdf/1|okładka]] i [[Strona:PL Platon - Kryton.pdf/2|tytułowa]] |[[Indeks:PL Sofokles Elektra tł WZ (1884).djvu|Elektra]] |[[Strona:PL Sofokles Elektra tł WZ (1884).djvu/5|okładka]] i [[Strona:PL Sofokles Elektra tł WZ (1884).djvu/7|strona&nbsp;tytułowa]] | | |} === Brakujące tomy === * [[Indeks:PL Dumas - Pani de Monsoreau|Pani de Monsoreau]] * [[Indeks:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu|Tajemnice Londynu]] === Błędy w druku === Systematyczne błędy w druku, problem może być ewentualnie rozwiązany przez porównanie z innym wydaniem.<br> * Karol May &ndash; ''Przez dziki Kurdystan'' &ndash; [[Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.1.djvu/213|strona 195]] &ndash; wydanie z 1937 można ew. porównać z wydaniem z 1909 (to samo wydawnictwo). Być może wydania się nie różnią, lub różnią jedynie niuansami.<br> * Henryk Sienkiewicz [[Indeks:Pan Wołodyjowski (Sienkiewicz)|Pan Wołodyjowski]] 1923 &ndash; uszkodzenie na str. [[Strona:PL Henryk Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski.djvu/254|246]], również w innym egzemplarzu ten sam błąd drukarski === Legenda tabeli === * <span style="color: Green">UMK</span> - Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu * <span style="color: Gold">UW</span> - Uniwersytet Warszawski * <span style="color: Orange">UJ</span> - Uniwersytet Jagielloński * UB - Uniwersytet Białostocki * <span style="color: Maroon">BN</span> - Biblioteka Narodowa * BPmstW – Biblioteka Publiczna m.st. Warszawy * <span style="color: Blue">UG</span> - Uniwersytet Gdański * UAM - Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu * WBPKr - Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Krakowie * <span style="color: Chartreuse">BGUKW</span> - Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy * <span style="color:fuchsia"> Ossolineum</span> - Wrocław '''Priorytet''' {{tab}}1. Indeks uwierzytelniony, najpilniej potrzebuje uzupełnienia<br> {{tab}}2. Indeks przepisany (skorygowany), zaleca się jego uzupełnienie<br> {{tab}}3. Indeks nieprzepisany w ogóle lub przepisany w części, uzupełnić w dalszej kolejności<br> {{tab}}0. Bardzo duże prawdopodobieństwo braku innych egzemplarzy lub starodruk lub w trakcie reprografii<br> == Naprawione indeksy == To, co udało się uzupełnić. Jakaś dobra dusza może ewentualnie skorygować/uwierzytelnić (zwłaszcza oznaczone tym symbolem [[File:Red exclamation mark.svg|16px|link=|alt=?]]). <div style="-moz-column-count:3; column-count:3"> * [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu|Ostatni z Siekierzyńskich]] * [[Indeks:M. Skłodowska-Curie - Promieniotwórczość.djvu|Promieniotwórczość]] * [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - O pracy.djvu|O pracy]] * [[Indeks:Poezje_Kornela_Ujejskiego|Poezje Kornela Ujejskiego]] * [[Indeks:Stefan Napierski-Ziemia, siostra daleka.djvu|Ziemia, siostra daleka]] * [[Indeks:Poezye oryginalne i tłomaczone|Poezye oryginalne i tłomaczone]] * [[Indeks:Bóg wie kto (Orzeszkowa)|Bóg wie kto]] * [[Indeks:Encyklopedja Kościelna Tom XIII.djvu|Encyklopedja Kościelna Tom XIII]] * [[Indeks:Barbara Tryźnianka (Rodziewiczówna)|Barbara Tryźnianka]] * [[Indeks:Zwycięstwo (Conrad)|Zwycięstwo]] * [[Indeks:W cieniu zakwitających dziewcząt (Proust)|W poszukiwaniu utraconego czasu. W cieniu zakwitających dziewcząt]] * [[Indeks:Władysław Staich - Św. Jacek.djvu|Św. Jacek]] * [[Indeks:Marja Kossak-Jasnorzewska - Zalotnicy niebiescy.djvu|Zalotnicy niebiescy]] * [[Indeks:Wacław Sieroszewski - 12 lat w kraju Jakutów.djvu|12 lat w kraju Jakutów]] (wstawiony skan rysunku na stonie [[Strona:Wacław Sieroszewski - 12 lat w kraju Jakutów.djvu/21|15]]) * [[Indeks:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu|Sosenka z wydm]] * [[Indeks:PL Karol May - Klasztor Della Barbara.djvu|Klasztor Della Barbara]] * [[Indeks:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu|Dzieła Tom I]] * [[Indeks:Karol May - Ku Mapimi.djvu|Ku Mapimi]] * [[Indeks:Stanisław Czycz - And.djvu|And]] * [[Indeks:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu| Na wysokiej połoninie Pasmo I]] * [[Indeks:Kazimierz Tetmajer - W czas wojny.djvu|W czas wojny]] * [[Indeks:Komedyantka (Reymont)|Komedyantka]] * [[Indeks:Dziewosłęb.djvu|Dziewosłęb]] * [[Indeks:Paweł Hulka - Twórca religii Iranu Zaratustra i jego nauka.djvu|Twórca religii Iranu Zaratustra i jego nauka]] * [[Indeks:Jerzy Szarecki - Czapka topielca.pdf|Czapka topielca]] * [[Indeks:Bô Yin Râ - Księga miłości.djvu|Księga miłości]] * [[Indeks:Czterech jeźdźców Apokalipsy (Blasco Ibanez)|Czterech jeźdźców Apokalipsy]] * [[Indeks:Znachor (Dołęga-Mostowicz)|Znachor]] * [[Indeks:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu|Poemata]] * [[Indeks:Maryan Gawalewicz - Poezye.djvu|Poezye]] * [[Indeks:Karol Ruprecht (szkic biograficzny)|Karol Ruprecht]] * [[Indeks:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu|Druga księga dżungli]] * [[Indeks:Karol May - Pantera Południa.djvu|Pantera Południa]] * [[Indeks:Kazimierz Wyka - Życie na niby.djvu|Życie na niby]] * [[Indeks:Jean Tarnowski - Nasze przedstawicielstwo polityczne w Paryżu i w Petersburgu 1905-1919.pdf|Nasze przedstawicielstwo polityczne w Paryżu i Petersburgu 1905-1919]] * [[Indeks:Na przełęczy (Stanisław Witkiewicz)|Na przełęczy]] * [[Indeks:PL Marian Zdziechowski - Pestis perniciosissima.djvu|Pestis perniciosissima]] * [[Indeks:Ferdynand Antoni Ossendowski - Mocni ludzie.djvu|Mocni ludzie]] * [[Indeks:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu|Pamiętniki lekarzy]] * [[Indeks:Twórczość Jana Kasprowicza|Twórczość Jana Kasprowicza]] * [[Indeks:Królowa myszek - baśń fantastyczna w 2-ch aktach.djvu|Królowa myszek]] * [[Indeks:Wybór poezyi Mieczysława Romanowskiego|Wybór poezyi]] * [[Indeks:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu|Poezye studenta]] * [[Indeks:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu|Okręty zbłąkane]] * [[Indeks:Antoni Lange - Dywan wschodni.djvu|Dywan wschodni]] * [[Indeks:Sąsiedzi (Demolder)|Sąsiedzi]] * [[Indeks:Jan Sygański - Historya Nowego Sącza.djvu|Historya Nowego Sącza]] * [[Indeks:Antychryst.djvu|Antychryst. Piotr i Aleksy]] * [[Indeks:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu|Postrach gór]] * [[Indeks:Karol May - Dżafar Mirza II.djvu|Dżafar Mirza t. II]] * [[Indeks:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu|Siostra lotnika]] * [[Indeks:Wacław Sieroszewski-Na kresach lasów.djvu|Na kresach lasów]] * [[Indeks:F. Mirandola - Tropy.djvu|Tropy]] * [[Indeks:William Shakespeare - Zimowa powieść tłum. Ehrenberg.djvu|Zimowa powieść]] * [[Indeks:F. A. Ossendowski - Wańko z Lisowa.djvu|Wańko z Lisowa]] * [[Indeks:Poezje Michała Bałuckiego.pdf|Poezje (M. Bałuckiego)]] * [[Indeks:Groźny cień (Arthur Conan Doyle)|Groźny cień]] * [[Indeks:Janusz Korczak - Mośki, Joski i Srule.djvu|Mośki, Joski i Srule]] * [[Indeks:Życie tygodnik Rok II (1898) wybór.djvu|Życie tygodnik Rok II (1898)]] * [[Indeks:Karol May - Walka o Meksyk.djvu|Walka o Meksyk]] * [[Indeks:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu|Z głosów lądu i morza]] * [[Indeks:M. Arcta Słownik Staropolski|M. Arcta Słownik Staropolski]] * [[Indeks:M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego - Tom 1.djvu|M. Arcta słownik ilustrowany języka polskiego - Tom 1]] * [[Indeks:Gustaw Le Bon-Psychologia tłumu.djvu|Psychologia tłumu]] * [[Indeks:Pisma Henryka Sienkiewicza t.1|Pisma H. Sienkiewicza]] * [[Indeks:Dzieła Wiliama Szekspira T. VII.djvu|Dzieła Wiliama Szekspira t. VII]] * [[Indeks:Lagerlöf - Gösta Berling|Gösta Berling]] * [[Indeks:James Oliver Curwood - Złote sidła.djvu|Złote sidła]] * [[Indeks:PL_Roger_-_Pieśni_Ludu_Polskiego_w_Górnym_Szląsku.djvu|Pieśni Ludu Polskiego w Górnym Szląsku]] * [[Indeks:Resztki życia (Józef Ignacy Kraszewski)|Resztki życia (Józef Ignacy Kraszewski)]] * [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa a dwa cztery.djvu|Dwa a dwa cztery]] * [[Indeks:Żywe kamienie.djvu|Żywe kamienie]] * [[Indeks:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu|Wiera]] * [[Indeks:PL Ossendowski - Drobnoludki.djvu|Drobnoludki]] * [[Indeks:PL Ballady, Legendy itp.djvu|Ballady, legendy i t. p.]] * [[Indeks:PL Kazimierowicz - Z psychologji sekty.pdf|Z psychologji sekty]] * [[Indeks:Anioł Stróż chrześcianina katolika|Anioł Stróż chrześcianina katolika]] * [[Indeks:Wiadomości Literackie 5 XII 1937 nr 50 (736) wybór.djvu|Wiadomości Literackie 5 XII 1937 nr 50 (736) - specjalny]] * [[Indeks:Karol May - Dżafar Mirza I.djvu|Dżafar Mirza I]] * [[Indeks:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf|Dolina trwogi]] * [[Indeks:Gomulickiego Wiktora wiersze. Zbiór nowy.djvu|Gomulicki - Wiersze nowe]] * [[Indeks:Woyciech Zdarzyński życie i przypadki swoie opisuiący.djvu|Woyciech Zdarzyński życie i przypadki…]] * [[Indeks:Jeremi Curtin - Odwiedziny u Henryka Sienkiewicza.djvu| Odwiedziny u Henryka Sienkiewicza]] * [[Indeks:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu|Kroniki 1875-1878]] * [[Indeks:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu|Pamiętniki D’Antony]] * [[Indeks:PL Herbert George Wells - Podróż w czasie.djvu|Podróż w czasie]] * [[Indeks:Karol May - Reïs Effendina.djvu|Reïs Effendina]] * [[Indeks:PL Karol Dickens - Wigilja Bożego Narodzenia.djvu|Wigilja Bożego Narodzenia]] * [[Indeks:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu|Portret Dorjana Graya]] * [[Indeks:PL Schulz - Sanatorium pod klepsydrą.djvu|Sanatorium pod klepsydrą]] * [[Indeks:365 obiadów za 5 złotych (Lucyna Ćwierczakiewiczowa)|365 obiadów za 5 złotych]] * [[Indeks:Wielkie nadzieje (Dickens)|Wielkie nadzieje]] * [[Indeks:PL_Tołstoj_-_Zmartwychwstanie.djvu|Zmartwychwstanie]] * [[Indeks:PL Delavigne - Do Napoleona.djvu|Do Napoleona]] * [[Indeks:Pisma pomniejsze (Marx)|Pisma pomniejsze]] * [[Indeks:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu|Siedem grzechów głównych]] * [[Indeks:PL May - Matuzalem.djvu|Błękitno-purpurowy Matuzalem]] * [[Indeks:Stefan Żeromski - Wybór Nowel.djvu|Wybór nowel (Żeromski)]] * [[Indeks:PL Sacher-Masoch - Wenus w futrze.pdf|Wenus w futrze]] * [[Indeks:Karol May - Szut.djvu|Szut]] * [[Indeks:Winnetou, czerwonoskóry gentleman (May)|Winnetou, czerwonoskóry gentleman]] * [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa|Stary sługa]] * [[Indeks:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu|Żyd wieczny tułacz]] * [[Indeks:PL Dumas - Pani de Monsoreau|Pani de Monsoreau t. III]] * [[Indeks:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu|Życie za życie]] * [[Indeks:Karol May - U Haddedihnów.djvu|U Haddedihnów]] * [[Indeks:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu|Marcin Podrzutek]] * [[Indeks:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu|Tajemnice Londynu]] * [[Indeks:PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu|Sofoklesa Tragedye]] * [[Indeks:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf|Świat zaginiony t. 2]] * [[Indeks:PL Mantegazza - Rok 3000-ny.pdf|Rok 3000&#8209;ny]] * [[Indeks:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf‎‎|Więzień na Marsie]] * [[Indeks:John Galsworthy - Posiadacz.pdf|Saga rodu Forsythów t. I - Posiadacz]] * [[Indeks:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu|Promień zielony i dziesięć godzin polowania]] * [[Indeks:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu|Trzecia płeć]] * [[Indeks:Sfinks lodowy (Verne)|Sfinks lodowy]] * [[Indeks:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf|Przebudzenie. Do wynajęcia]] * [[Indeks:J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku|Wspomnienia Odessy... t.II]] * [[Indeks:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu|Krosnowa i świat]] * [[Indeks:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu|Prawda starowieku]] * [[Indeks:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu|Listy z nieba]] * [[Indeks:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu|Barwinkowy wianek]] * [[Indeks:Katedra Notre-Dame w Paryżu (Wiktor Hugo)|Katedra Notre-Dame w Paryżu]] * [[Indeks:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu|Z mazurskiej ziemi]] * [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu|Pod blachą]] * [[Indeks:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu|Wybór pism tom III]] * [[Indeks:Ada - sceny i charaktery z życia powszedniego|Ada]] * [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu|Niebieskie migdały]] * [[Indeks:Karol May - Przez pustynię|Przez pustynię]] * [[Indeks:PL Feval - Garbus.djvu|Garbus]] * [[Indeks:William Shakespeare - Dramata Tom II tłum. Komierowski.djvu|Shakespeare Dramata t. II]] * [[Indeks:Nierozsądne śluby (Bernatowicz)| Nierozsądne śluby]] * [[Indeks:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu|Junosza &ndash; Wybór pism tom I]] * [[Indeks:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu|Sprawa Clemenceau]] * [[Indeks:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu|Sprawiedliwość]] * [[Indeks:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu|Więzień]] * [[Indeks:PL Verne - Czarne Indye.pdf|Czarne Indye]] * [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu|Na Polesiu]] * [[Indeks:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu|Jan bez ziemi]] * [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu|Sceny sejmowe]] * [[Indeks:Krzyżacy (Henryk Sienkiewicz)|Krzyżacy]] * [[Indeks:Hektor Servadac (Verne)|Hektor Servadac]] * [[Indeks:Petöfi - Janosz Witeź.djvu|Janosz Witeź]] * [[Indeks:Bajki (Ejsmond)|Bajki Ejsmonda]] * [[Indeks:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf|Julian Apostata]] * [[Indeks:Czerwony Kapturek i inne bajki (tłum. Mirandola)|Czerwony Kapturek i inne bajki]] * [[Indeks:Giovanni Boccaccio - Dekameron|Dekameron]] * [[Indeks:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf|Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej]] * [[Indeks:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu|Rilla ze Złotego Brzegu]] * [[Indeks:Sto djabłów (Kraszewski)|Sto djabłów]] * [[Indeks:Józef Bliziński - Nowele humoreski.djvu|Nowele humoreski]] * [[Indeks:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu|Tryumf śmierci]] * [[Indeks:Kantyczki (Miarka)|Kantyczki]] * [[Indeks:PL G Flaubert Salammbo.djvu|Salammbo]] * [[Indeks:Walerya Marrené - Augusta.djvu|Augusta]] * [[Indeks:Ada - sceny i charaktery z życia powszedniego|Ada]] * [[Indeks:Guzik z kamei|Guzik z kamei]] * [[Indeks:Dombi i syn (Dickens)|Dombi i syn]] * [[Indeks:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu|Tajemnice stolicy świata]] * [[Indeks:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu|Ogień]] * [[Indeks:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu|Wydrążona igła]] * [[Indeks:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu|Przygody Stacha]] * [[Indeks:Bohaterowie Grecji (Yemeniz)|Bohaterowie Grecji]] * [[Indeks:Chłopi (Reymont)|Chłopi]] * [[Indeks:PL J Bartoszewicz Historja literatury polskiej.djvu|Historia literatury polskiej]] * [[Indeks:Norbert Bonczyk - Góra Chełmska.pdf|Góra Chełmska]] * [[Indeks:Hrabia Monte Christo (Dumas)|Hrabia Monte Christo]] * [[Indeks:Jerzy Andrzejewski - Miazga|Miazga]] * [[Indeks:Macocha (Józef Ignacy Kraszewski)|Macocha]] * [[Indeks:PL Pedro Calderon de la Barca - Książę Niezłomny.djvu|Książę Niezłomny]] * [[Indeks:Podróż naokoło świata w 80-ciu dniach (Verne)| Podróż naokoło świata w 80-ciu dniach]] * [[Indeks:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf|Czerwony Błazen]] * [[Indeks:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu|Tajemnica grobowca]] * [[Indeks:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu|Kopciuszek]] * [[Indeks:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu| Doktór Muchołapski]] * [[File:Red exclamation mark.svg|16px|link=|alt=?]] [[Indeks:Karol May - W Kraju Mahdiego|W kraju Mahdiego]] * [[Indeks:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu|Wierzyciele swatami]] * [[Indeks:Czarne Indje (Verne)|Czarne Indje]] * [[Indeks:Syn niedźwiednika|Syn niedźwiednika]] * [[Indeks:Capreä i Roma (Kraszewski)|Capreä i Roma]] * [[Indeks:Anafielas|Anafielas]] * [[File:Red exclamation mark.svg|16px|link=|alt=?]] [[Indeks:Poezye T. 4 (Maria Konopnicka)|Poezye Konopnickiej]] * [[File:Red exclamation mark.svg|16px|link=|alt=?]] [[Indeks:Ogniem i mieczem (Sienkiewicz, wyd. 1901)|Ogniem i mieczem]] </div> == Zobacz także == * [[Wikiźródła:Wikiprojekt Rewitalizacja|Projekt Rewitalizacja]] - poprawa i unowocześnienie formatowania starych indeksów * [[:Kategoria:Brakujące lub uszkodzone skany|Brakujące lub uszkodzone skany]] - kategoria grupująca poszczególne uszkodzone strony [[Kategoria:Wikiprojekty|Uzupełnianie skanów]] 3hheqr1oz3sjpvpdvdypfl71qf8il68 Szablon:IndexPages/PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara (1928) 10 785356 3158035 3156189 2022-08-26T22:01:51Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>586</pc><q4>202</q4><q3>348</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>36</q0> 7dqb61ezb145l25tfg1pchw22zoz22v Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/210 100 830405 3158024 2725049 2022-08-26T21:33:45Z Terwa 30402 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Terwa" />{{Numeracja stron||— 202 —|}}</noinclude>{{pk|najuczciw|szem}} słowem, przyniosę paniom wiadomość, jak się ma, czy śpi, czy nie śpi, i wszystko, co będzie do doniesienia. Potem, słuchajcie, panie! Potem od pań pobiegnę do siebie, jak strzała — bo mam gości, wszyscy pijani — biorę Zosimowa — to doktór, który go leczy; on siedzi właśnie teraz u mnie, nie pijany; ten nie pijany, nigdy nie bywa pijany! — Ciągnę go do Rodzia i potem natychmiast do pań, tak więc panie będziecie miały dwie wiadomości o nim — i od doktora, pojmujecie, od samego doktora, to już nie to, co ode mnie! Gdyby było źle, przysięgam, że sam panie tu przyprowadzę, ale, jeśli dobrze, no to położycie się panie spać. A ja całą noc tu nocuję, na korytarzu, on nie usłyszy, a Zosimowowi każę nocować u gospodyni, ażeby go mieć pod ręką. Cóż jest lepsze teraz dla niego: panie, czy doktór? Wszak z doktora większy pożytek, daleko większy. No, idźcie tedy do domu! A do gospodyni nie można; ja mogę, ale panie nie możecie: nie puści, bo... bo to głupia baba. Będzie zazdrosna o pannę Eudoksję i o panią... jeśli pani chcesz wiedzieć; durzy się we mnie... O pannę Eudoksję, to z pewnością. Bo to bardzo, bardzo ciekawy okaz! Zresztą i ze mnie dureń... Pal licho! chodźmy! Czy panie macie do mnie zaufanie? No, macie czy nie?<br> {{tab}}— Chodźmy, mateczko — rzekła Dunia — on tak zrobi, jak przyrzeka. Wskrzesił już brata, a jeśli prawda, że doktór zgodzi się tu nocować, to cóż lepszego?<br> {{tab}}— Tak, o, pani... pani mnie rozumie, bo... bo pani jest aniołem! — w zachwyceniu krzyknął Razumichin. — Idziemy tędy! Nastusiu! Jazda na górę i siadaj przy nim ze światłem, ja za kwadransik będę...<br> {{kor|Pani|{{tab}}Pani}} Pulcherja chociaż nie została całkiem przekonana, ale już nie oponowała. Razumichin wziął je obydwie pod ręce i pociągnął ze schodów. Zresztą, stara była trochę niespokojna: „chociaż bo i roztropny i dobry, ale czy zdoła wykonać to, co przyrzeka? Wszak jest w takim stanie!...“<br> {{tab}}— A, rozumiem, pani myśli, że ja w takim stanie! — przerwał jej myśli Razumichin, odgadłszy je i krocząc swemi olbrzymiemi krokami po trotuarze, tak że obie damy ledwie mogły za nim zdążyć, czego zresztą on nie spostrzegł. — Głupstwo! to jest... pijany jestem w sztok,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 552s67fr4p5wzlxz40hd7aabmd2vs0w Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/211 100 830406 3158025 2725066 2022-08-26T21:38:17Z Terwa 30402 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Terwa" />{{Numeracja stron||— 203 —|}}</noinclude>ale nie w tem rzecz; jestem pijany, lecz nie od wina! To jakem panie zobaczył, tak mi uderzyło do głowy... Ale... pal mnie licho! Nie zwracajcie panie uwagi! Ja idę; nie jestem was godzien!... A jak odprowadzę panie, w tej chwili tu w kanale wyleję sobie na głowę dwa wiadra wody, i basta... O gdybyście panie wiedziały, jak ja was obydwie kocham!... Nie śmiejcie się i nie gniewajcie się panie!... Gniewajcie się na wszystkich, ale nie ma mnie!... Jestem jego przyjacielem, a więc i waszym. Ja tak chcę... Ja to przeczuwałem... w zeszłym roku, była taka chwila... Zresztą, wcalem nie przeczuwał, boście panie spadły, jak z nieba. A może i całą noc nie będę spał... Ten Zosimow obawia się, ażeby Rodzio nie dostał pomieszania... Oto dlaczego nie trzeba go drażnić...<br> {{tab}}— Co pan mówi?! — zawołała matka.<br> {{tab}}— Czyżby sam doktór to mówił? — zapytała Dunia w przestrachu.<br> {{tab}}— Mówił, ale nie o tem, wcale nie o tem. Dał mu nawet takie lekarstwo, proszek, wiedziałem, a panie właśnie przyjechały... Ech!... Szkoda, żeście panie nie przyjechały jutro! Dobrze się stało, żeśmy poszli. A za godzinę o wszystkiem zda paniom raport sam Zosimow. O ten to nie pijany! I ja będę trzeźwy... A dlaczegom się tak strąbił? A bo mnie wciągnęli w jakąś sprzeczkę, przeklęci! Przysięgłem przecie nie wdawać się w spory!... Takie głupstwa gadają! O małom się nie pobił! Zostawiłem tam wujka, niech prezyduje... No, dacie panie wiarę wymagają zupełnego zaparcia się własnego ''ja,'' i cały smak w tem znajdują! Byle tylko nie być samym sobą, byle jaknajmniej podobnym być do samego siebie! To się u nich nazywa największym postępem. Niechby choć już łgali po swojemu, ale...<br> {{tab}}— Pozwól pan — nieśmiało przerwała pani Pulcherja, ale tylko dodało mu ognia.<br> {{tab}}— Pani może myśli — krzyczał Razumichin, coraz bardziej podnosząc głos — pani myśli, że mnie to ich łgarstwo gniewa? Gdzie zaś! Ja lubię nawet, gdy łżą! Łgarstwo jest jedynym przywilejem człowieka wobec innych organizmów. Zełżesz — do prawdy dojdziesz! Dlatego jestem człowiekiem, że łżę. Ani do jednej prawdy nie dobrano się, nie zełgawszy poprzednio z jakie czternaście, a może i sto czternaście razy, a to zaszczyt w swoim rodzaju; no, a my, to i zełgać swoim rozumem nie {{pp|potrafi|my}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qo8eebcrvb5pflwqwqkicx0rabzp4at Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/212 100 830407 3158028 2725583 2022-08-26T21:43:20Z Terwa 30402 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Terwa" />{{Numeracja stron||— 204 —|}}</noinclude>{{pk|potrafi|my}}! Ty mi łżyj, ale łżyj po swojemu, a wtedy ucałuję cię. Zełgać po swojemu, to prawie jest lepsze, niż prawda po cudzemu, — w pierwszym wypadku jesteś człowiekiem, a w drugim, ledwie ptakiem jesteś! Prawda nie ucieknie, a życie zwichnąć można; bywały przykłady. No, czemżeśmy teraz? Wszyscy jak jesteśmy, wszyscy bez wyjątku, pod względem nauki, rozwoju, myślenia, wynalazków, ideałów, pragnień, liberalizmu, siedzimy jeszcze we wstępnej klasie gimnazjum! Spodobało im się korzystać z cudzego rozumu — wpadli! Czy tak? Czy ja dobrze mówię? — wołał Razumichin, trzęsąc i ściskając ręce obydwóch pań — czy dobrze?<br> {{tab}}— Ach, mój Boże, ja nie wiem — wymówiła blada matka Raskolnikowa.<br> {{tab}}— Dobrze, dobrze... chociaż nie zgadzam się z panem pod każdym względem — poważnie dodała Dunia i zaraz syknęła, tak ją mocno ścisnął za rękę.<br> {{tab}}— Dobrze? Pani powiadasz dobrze? Ach, jeżeli tak, to... to... — zawołał w zachwycie — to pani jesteś źródłem dobroci, czystości, rozumu i... doskonałości! Daj mi pani swoją rękę, daj ją pani... i pani daj swoją, chcę ucałować wasze ręce tu, zaraz, na kolanach!<br> {{tab}}I padł na kolana pośrodku trotuaru, na szczęście, pustego naówczas.<br> {{tab}}— Co pan robi, panie? — zawołała przerażona niezmiernie matka.<br> {{tab}}— Wstańże pan! Wstań pan! — śmiała się i lękała córka.<br> {{tab}}— Nie, nie wstanę, dopóki mi panie rąk nie dacie! O tak, i dosyć, i wstałem, i chodźmy!... Jestem nieszczęśliwy kiep, jestem was niegodny, jestem pijany i wstydzę się... Kochać was nie jestem godzien, ale korzyć się przed wami — to obowiązek każdego, jeśli tylko nie jest skończonym bydlakiem!... Więcem się i ukorzył... Otóż i wasze pokoje, i już choćby dla tego jednego miał rację Rodjon, że wygnał waszego pana Piotra! Jak on śmiał was pakować do takich pokojów? To skandal! Wiecie panie, kogo tu wpuszczają? A wszak pani jesteś narzeczoną!... Narzeczoną, prawda? No, to ja pani powiem, że pani narzeczony jest ostatni podlec, jeśli tak!<br> {{tab}}— Panie Razumichin, pan się zapomina... — zaczęła stara.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fbrjtdqkxi59s89l66zdt6nzcumy9jg Dyskusja indeksu:PL Biblia Krolowej Zofii.djvu/OCR 103 842663 3157863 3156704 2022-08-26T16:54:01Z Fallaner 12005 -2 wikitext text/x-wiki == Przybornik == <poem> <nowiki> {{f*|''(?)''|w=85%}} {{f*|''(!)''|w=85%}} {{f*|''[s]''|w=85%}} {{f*|''(są)''|w=85%}} {{c|III.}} {{f*|A|w=250%|h=normal}} {{Separator graficzny|80px|Plik:PL Biblia Krolowej Zofii P093 extracted image.jpg|przed=2em|po=1em}} <math>||</math><ref name="K23" group="lower-alpha">Karta kodeksu nr 23</ref> <div class="reflist" style="list-style-type: lower-alpha;"> <references group="lower-alpha"/> </div> <references/> <math>||</math><br> {{c|Tu brak cztérech kart wydartych.|w=85%}} {{c|(V, 14)<ref name="K25" group="lower-alpha">Karta kodeksu nr 25</ref>}} <math> \text{𝔊𝔯𝔞𝔫𝔞𝔱} \overset \text{..} \text{𝔞} \text{𝔭𝔣𝔢𝔩}</math> {{c|DEUTERONOMIUM.|w=250%|przed=1em|po=0.3em}} {{c|I.}} [[Plik:Bianco.gif|left|50px]] </nowiki> </poem> == Tekst Biblii == Przekl{{ø}}ti, ktosz byerze dari, aby zabyl dusz{{ø}} nyevinnye*. y odpowye wszistek lud: Amen. Przekl{{ø}}ti, ktosz nye osta- nye w umovye tego prawa, ani gego uczinkyem pełni, y odpowye wszistek lud: Amen. XXVIII. J\ le b{{ø}}dzesli słuchacz głosu pana boga swrego, aby czinil y chował wszistko przikazanye gego, ktoresto ya przikazuy{{ø}} tobye dzysz: uczini cz{{ø}} pan bog twoy visszego nad wszistki ludzi, gesto przebiway{{ø}} na zemi. Y przyd{{ø}} tobye wszitka pozegnanya tato y pc- chwycz{{ø}} cz{{ø}}, acz ty przikazanya gego b{{ø}}dzesz słuchacz. Blogoslawyon ty w myescze y blogoslawyon na polu. Blogoslawyon plod brzucha twego, y blogoslawyon plod zemye twey, y plod skota twego, y stada baranow twich, y chlevi owyecz twich. Blogoslawyone stodok twTe, y pożegnani ostatkowye twogi. Blogoslawyoni b{{ø}}dzesz vnidz{{ø}}cz y vinidz{{ø}}cz*. Dacz pan nyeprziyaczele twe, gesto powstayó przeciw tobye, zecz padn{{ø}} [tc] wydzenyu twrem. Gedn{{ø}} drog{{ø}} przyd{{ø}} przecziw tobye, a sedmy{{ø}} pobyez{{ø}} przed twim obliczim. Wipusci pan pozegnanye na twe piwnicze y na wszistko usile r{{ø}}ku twu. y pożegna tobye na zemi, ktor{{ø}}szto przymyesz. Wzbudzi cz{{ø}} pan za swyati* lud sobye, iakosz gest przisy{{ø}}gl tobye, acz b{{ø}}dzesz ostrzegacz przikazanya pana boga twego, a chodzicz po gego drogach. Y usrzi lud ze wszech zemy, ze ymy{{ø}} boże nazwano gest nad tob{{ø}}, y b{{ø}}dze sy{{ø}} czebye bacz. Y uczini pan, ze b{{ø}}dzesz obfitowacz we wszem dobrem , y w płodu ziwota twego, y w płodu dobitka twego, y w płodu zemye twey, prze ny{{ø}}sto gest pan bog przisy{{ø}}gl oczczom twim, aby y{{ø}} dal tobye. Otewrze pan skarb swroy nalepsy, nyebo, aby descz dało zemi twey czasem swim, y pożegna wszitko usyle r{{ø}}ku twu. Y b{{ø}}dzesz poziczacz wyelu narodom, a sam u żadnego poziczacz 84 nye b{{ø}}dzesz. Ustanovi cz{{ø}} pan bog twoy na glow{{ø}}, a nye na ogon. y b{{ø}}- dzesz wzdi z virzchu, a nye posrod1), acz bódzesz słuchacz przikazanya pana boga twrego, gesto ya przikazuy{{ø}} tobye dzysz, aby chował i pełnił, a nye pochilal sy{{ø}} od nyego ani na pravicz{{ø}} ani na levicz{{ø}}, y nye naśladował bogow czudzich, ani sy{{ø}} gim modl(i(). A iestli nye chczesz sliszecz głosu pana boga twego, aby chował y pełnił wszitka przikazanya gego y duchowne o- byczage, ktoresto ya przikazuy{{ø}} tobye dzisz: spadn{{ø}} na cz{{ø}} wszitki kl{{ø}}twy tyto y (uywy{{ø}}z{{ø}}2) sy{{ø}} w czó. Przekl{{ø}}ti b{{ø}}dzesz w myescze, przekl{{ø}}ti b{{ø}}dzesz na polu, przekl{{ø}}ta stodoła twa, prze- kl{{ø}}te wszitki uzitki twre, przekl{{ø}}ti plod ziwota twego, y plod zemye twey, stada wolow twich, y stada owyecz twych. Przekl{{ø}}ti b{{ø}}dzesz wchadzay {{ø}} y vi- chadzayę. Prziwyedze pan na cz{{ø}} glod y lacznoscz, y layanye na wszitki uczynki twe, czosz ty czinis, doy{{ø}}d czebye nye setrze y straczi richlo, prze twe wimislenye nagorsze, ‘) Wulg. „et non subter“. 2) „apprehendent“ (Wulg.). w ktorichzesto* ostał gego. Przicini tobye pan mor, doy{{ø}}d cz{{ø}} nye zatra- czi z zemye, do ktoreyzeto przydzesz k dzćrzenyu*. Rani cz{{ø}} pan byad{{ø}}, y zymnicz{{ø}}, y zymn{{ø}}gor{{ø}}czosczo, y wyo- drem, y powyetrzim skazenya y rdzy{{ø}} (rdzą), a przecziwicz sy{{ø}} tobye b{{ø}}dze, doy{{ø}}d nye sginyesz. B{{ø}}dze nyebo, gesto nad tob{{ø}} gest, myedzanye, a zemy{{ø}}*, na nyeyzeto chodzisz, zelaszna. Da pan zemi twrey przewal pro- s s n i i), a spadnye na cz{{ø}} s nyeba po- pyol, doy{{ø}}d nye b{{ø}}dzesz start. Podda cz{{ø}} pan, ze padnyesz przed nyeprzya- czelmi swami. Gedn{{ø}} drog{{ø}} vinidzesz przecziw gim, a sedmy{{ø}} pobyezysz, rosproszon s{{ø}}{{ø}}cz po wszistkich kro- lewstwach na zemi. Bódze marcha twa 4 w pokarm wszemu ptastwu nyebye- skyemu y zwyerz{{ø}}tom na zemi, y [nie] b{{ø}}dze, ktoby od czebye odegnal. Rani cz{{ø}} pan wrzodem egipskim na stronye twego czala, ktor{{ø}}sz layna vipusczasz, y crostami y swirzbyem, tak ze usdro- wyon nye b{{ø}}dzesz mocz bycz. Rani cz{{ø}} pan omamyenim y slepot{{ø}} y gne- wem misli twey, ze b{{ø}}dzesz o polu- dnyu maczacz, iako gest o byki ma- czacz ślepi wye* czmach, y nye sdrz{{ø}}- dzi (?) twich dróg. Po w szitki czasy b{{ø}}- dzesz czirpyecz b{{ø}}d{{ø}}* 2), ocz{{ø}}zon s{{ø}}{{ø}}cz na misk nasilim, a nye may{{ø}}, ktoby cz{{ø}} vibavil. Poymyesz zon{{ø}}, a gini s ny{{ø}} b{{ø}}dze spal. dom udzelas, a nye b{{ø}}dzesz w nyem przebiwacz. vinnicz{{ø}} uczinisz, a nye b{{ø}}dzesz s nyey sbiracz. ') „Det imbrem pulverem11, więc: przewal proszny. 5) Zapewne zamiast biadę. Vol twoy obyetowan b{{ø}}dze przed tob{{ø}}, a nye b{{ø}}dzesz gego gescz. Osel twoy b{{ø}}dze poy{{ø}}t [w] widzenyu twem, a nye bódze nawroczon tobye. Owcze twe b{{ø}}d{{ø}} dany nyeprzyaczelom twim, a nye bpdze, ktoby wspomogi tobye. Synowe twogi y dzewki twe poddany b{{ø}}d{{ø}} ginemu ludu, a ty patrzasz swi- ma oczima na to, a ty gyn{{ø}}cz b{{ø}}dzesz przed gich vidzenim czalego dnya, a nye bódze syla w twey r{{ø}}cze. Uzitki zemye twey y wszitka robota twa* se- srze lud, ktoregos ty nye znasz, a ty b{{ø}}dzes czirpyecz zawzdi, byad{{ø}} ob- cz{{ø}}zon s{{ø}}{{ø}}cz po wszitki dni, a 1{{ø}}ka- y{{ø}}cz sy{{ø}} przed gego groz{{ø}}, y{{ø}}szto usrzita oci twogi. Rani cz{{ø}} pan wTrzo- dem psotnim na kolanoch y lytkach, a usdrowyon nye b{{ø}}dzesz mocz bycz od py{{ø}}ty w nodze az do czemyenya twego. Zawyedze cz{{ø}} pan y krola twego, gegosz ustawysz nad szob{{ø}}, wr lwd (lud), gegosto nye sznasz ty y otczowe twogi. y b{{ø}}dzesz tam sluzycz czudzim bogom dzewyanim* y kamyennim. Y b{{ø}}- dzesz zatroczon* w przislowye y w po- wyescz wszem*) ludu, do ktoregosto cz{{ø}} wyedze pan. Saacz b{{ø}}dzesz vyele w zemi, a mało uszńes, bo kobilki snyedz{{ø}} wszitko.Vinniczewsplodysz* y wskopasz, ale vina nye b{{ø}}dzesz pycz, ani czso z nyey veszmyesz, bo b{{ø}}dze opuscz{{ø}}na* *) czirwmi. Oliwy b{{ø}}dzesz myecz na swych2) krayoch twych, a nye b{{ø}}dzesz sy{{ø}} mazacz olegem, bo skapye a sgynye. Synow naplodzysz y dzewek, a nye b{{ø}}dzesz sy{{ø}} gimi cze- *) Vastabitur. 2) Miało być: wszech. ssycz, bo b{{ø}}d{{ø}} wyedzeni w nyevolstwo. Wszitko twre sadowe drzewye y owocze zemye twey rdza zaguby. Przichodzen, genze bidk s tob{{ø}} w zemi, z w y s s i sy{{ø}} nad cz{{ø}}, y b{{ø}}dze czebye vissy, a ty sy{{ø}} ponizisz y b{{ø}}dzesz nyssy. On b{{ø}}dze tobye poziczacz, ale nye ti gemu. On b{{ø}}dze na glowye, a ty na ogonye. Y przyd{{ø}} na cz{{ø}} wszitki tyto kl{{ø}}twy, przecziwyay{{ø}}cz sy{{ø}} tobye, snó- dz{{ø}} cz{{ø}}, doy{{ø}}d nye sginyesz. bo ges nye posłuchał głosu pana boga twego, anisz chował przykazanya gego y du- chownich obiczayow, gesto gest przikazal tobye. Y b{{ø}}d{{ø}} nad t{{ø}}b{{ø}}* znamyona y dziwy, y w naszenyu twem az na wyeki, yrzes rye sluzyl panu bogu twemu w radości syercza swego y veselu, prze obfitoscz wszego dobrego. Przetosz b{{ø}}dzesz sluzicz nyeprziyacze- lovi swemu, gegosz przepuści na cz{{ø}} bog, w głodzę y w pragnyenyu, w nagości y we wszitkey n{{ø}}dzi. y wlozi ze- laszne yarzmo na twe gardło, doy{{ø}}d czebye nye setrze. Prziwyedze na cz{{ø}} pan naród z dalekey stroni a s poślednich krayow zemye, podobny orlici latay{{ø}}cey w nagłości, gegosz y {{ø}} z i k o- vi nye b{{ø}}dzesz mocz srozumyecz, naród nyesromyeszliwi, genze nye odpuscz{{ø}}* staremu, ani sy{{ø}} slutuge nad robyonkem y sirot{{ø}}, ale posrze ple- my{{ø}} dobitka twego y owocz zemye twey, doy{{ø}}d nye sginyesz. a nye osta- vycz psenycze tobye, ani vina, ani o- leyu, ani stad volowich ani owczich, doy{{ø}}d czebye nye zatraczi y nye zetrze 86 we wszech myesczech twych. A ska zom b{{ø}}d{{ø}} muri twe twarde y viszoke po wszey zemi twey, w nichzes na- dzey{{ø}} myal. Obl{{ø}}zon b{{ø}}dzesz myedzi wroti twimi po wszey zemi twey, y{{ø}}sz pan bog twoy da tobye. a b{{ø}}dzesz gescz plod ziwota twego a myasso* synow y dzewek twich, gesto da tobye pan bog twoy, w n{{ø}}dzi y w ska- zenyu twem, gimze cz{{ø}} obcz{{ø}}zi wróg twoy. Czlowyek roskosnego ziwota myedzi wami, y nyeczisti barzo z a v i- dzecz b{{ø}}dze bratu swemu y zenye, ktorasz polega na lonye gego, a nye uda my{{ø}}sa synow swych, gesto sam ge, przeto ze nicz ginego nye ma w oblezenyu* y w ubostwe, bo s{{ø}} skazili cz{{ø}} nyeprziyaczele twoy myedzi wszitkimi wroti twimi. C ź a n k a (.) i) zona y roskosna, yasto nye mogła chodzicz po zemi, ani swey nogi stopy2) na zemi postavicz prze my{{ø}}koscz swych nog y cźankoscz wyełyk{{ø}}, zawy- dzecz b{{ø}}dze m{{ø}}zu swemu, genze polega na gey lone, nad my{{ø}}ssem syna swego y dzewki swey, ynad ma- c z e r z n i k i m, genze vicliadza s trz o s 1 gich, y nad mlodzonki, gisto tey godzini zrodzili sy{{ø}}. bo ge sgedz{{ø}} ta- gemnyre, prze nyedostatky wszitkich rzeczy w obl{{ø}}zenyu y w skazenyu, gimzeto cz{{ø}} ogaruye nyeprzyaczel twoy myedzi wroty twimi. Nye b{{ø}}dzesli cho- wacz y pelnicz wszech slow tegoto za- kona, gesto s{{ø}} pisani w kx{{ø}}gach tich- to, a nye b{{ø}}dzesli sy{{ø}} bacz ymyenya, gego sławnego y grosznego, to gest pana boga twego: przisporzi pan ran ') „Teneracienka, delikatna. *) rvestigiut*“. twich, y ran syemyenya twego, y ran wyelikich, y ustawyczne nyemoczi, psotne y wyeczne. Y obroczi na cz{{ø}} wszitki n{{ø}}dze egipske, ktorickzes sy{{ø}} 1{{ø}}- kal, y b{{ø}}d{{ø}} sy{{ø}} czebye dzerzecz. A nadto wszitki nyemoczi y rani, gesto nye s{{ø}} popisani w kx{{ø}}gach tegoto zakonu, prziwyedze pan na cz{{ø}}, doy{{ø}}d czebye nye zetrze. Y ostanyecze w ma- ley liczbye, iakoszescze drzewye bili w rosmnozenyu iako gwyasdy* nye- byeske, zesz nye posłuchał głosu pana boga twego. A iakosz sy{{ø}} drzewyey pan nad wami radował, dobrze wam c z i n y {{ø}}, a wasz p 1 o d z {{ø}} : takesz sy{{ø}} weselicz b{{ø}}dze, zatracz{{ø}} wasz. y podwroczi, abyscze sgin{{ø}}li z zemye, do nyeyzeto wnidzecze ku gimyenyu. Ros- proszi cz{{ø}} pan bog po wszech ludzeck, od virzcliu zemye az do krayow gick. y b{{ø}}dzesz tu sluzicz bogom czudzim, gickzes ty ges nye znal ani otczowye twogi, drzewyani y kamyenni*. A w tick narodzech nye odpoczinyesz, ani b{{ø}}dze odpoczinyenye st{{ø}}panyu nog twack. Bocz da pan tu (?) syercze s t r a- sywe, y nyestaczczone oczi, y dus{{ø}} zaloscz{{ø}} udr{{ø}}czon{{ø}}. y b{{ø}}dze zi- wot twoy, iako straszidlo przed tob{{ø}}. L{{ø}}kacz sy{{ø}} b{{ø}}dzes we dnye y w noczi, a nye uwyerzisz ziwotu twemu. S yutra rzeczes: kto mi do (da) wyeczor ? a z wyeczora: kto mi da yutro? prze strack syercza twego, gimzeto sy{{ø}} sstra- szyl, a prze to czosz usrzysz oczima swim a. X a wroczy cz{{ø}} pan na lodzack do Egipta, po drodze, o neyzeto rzeki tobye, aby gey wy{{ø}}czey nye ogl{{ø}}dal. Tu b{{ø}}dzesz przedan nyeprzyaczelom twim w slugy y w sluzebnicze, a nye b{{ø}}dze, ktoby kupyl. XX nonum capiłu: T JL o s{{ø}} słowa zaslubyenya, ktoresto przikazal pan Moyzeszovi, aby ge sczwir- dzil s syni Israelskimi w zemi Moab- skey, przes1) tego ślubu, genzeto gim zaślubił na Oreb. Y zvola Moyzes wszego Israkela, y powye gim: Wyscze vi- dzeli wszitko, czosz gest uczinil pan przed wami w zemi Egipskey Farao- novi y wrszem slugam gego y wszey zemi gego, pokuszenya wyelika, gesto sta vidzele oczi twogi, ty dzivi y znamyona wyelika. a nye dal wam syercza rozumnego y oczu vidz{{ø}}czick y ussu, gesto by mogli sliszecz az do nynyeyszego dnya. Wyodl wasz czterdzesci laat po puści, nye zadrali s{{ø}} sy{{ø}} rucha wasze, ani obów (!) waszich nog wyotckoscz{{ø}} gest sgin{{ø}}- la. Cklebascze nye gedli, vina y ginego picza scze nye pili, abyscze wye- dzeli, ze on gest pan bog was. Y przi- sli(slcze na to myescze, y viszedl gest kroi Seon Ezebonsky a Og, kroi Ba- zanski, potkaw sy{{ø}} s nami ku boyu. Y pobilisme* ge y odzerzehsmi zemy{{ø}} gich, y oddaliśmy ku gimyenyu Rube- novi a Gadovi a poi pokolenyu Ma- nasszowui. Przetosz ckowaycze słowa smovi teyto, a pelncze ge, abyscze ro- zumyely wszemu, czosz czinicze. Vy stogicze wszistczi dzysz przed panem bogem waszim, kxy{{ø}}z{{ø}}ta wasza y po- ') „praeter". Wulg. kolenye, y wy{{ø}}czszi urodzenim y mi- strze, y wszistek lud Israhelski, synowye y zoni wasze, przichodnyowye, gisto s tob{{ø}} przibyway{{ø}} w stanyech, przes r{{ø}}baczow lyesnich a gisto svo- sz{{ø}} wod{{ø}}: aby wszedł w slub pana boga y w prawye zaprzisz{{ø}}zonim, gesto dzysz pan bog twoy uderzi') s tob{{ø}}. A wzbudzi cz{{ø}} sobye za lud, a on b{{ø}}- dze pan bog twoy, iakosz gest movil tobye, y przisy{{ø}}gl otczom twim, Abra- movi, Yzaakovi a Iakubovi. Ani wam eamim ya tato zaslubyenya sczwir- d z a y {{ø}} (■) y tichto przisy{{ø}}gl* p o- czwirdzay{{ø}}, ale wszistkim nynyey- sim y odesslim. Bo vy znaczę, kako- smi przebiwTali w zemi Egipskey, a ka- kosmi sli po posrotku nadrow* (narodów), przes nyesto gyd{{ø}}{{ø}}cz vidzeliscze ga- nyebnosczi2) y sprosnosci, to gest m o- dli gick, drzewo y kamyen, srebro y złoto, gemusz sy{{ø}} modlili. Aby snad* nye bili myedzi wami m{{ø}}sz albo zona, czebadz albo pokolenye, gegosto by sercze bilo odwroczono od pana boga twego dzysz. zęby sedi y sluzil bogom tick narodow, y billibi myedzi wami korzeń plodz{{ø}}czi zolcz y gorzkoscz. A gdiisz usliszysz słowa przisy{{ø}}gy teyto, wsblogoslavi sobye w serczu swem rze- k{{ø}}{{ø}}cz: B{{ø}}dze mnye mir, a b{{ø}}d{{ø}} cko- dzicz w złości syercza swego, a przytnę opiły pragn{{ø}}czego, a pan nye odpuści gemu, ale tedy, gdiisz nawy{{ø}}czey pirzckliwoscz gego rozlege sy{{ø}} w po- mst{{ø}} przecziw czlowyeku temu, y po- ') „percutit* (foedus). Wulg. ł) Kréskuj§c g, może chciał wyrazić 7»? sy{{ø}}dze gy wszistko przekl{{ø}}cze, gesto popisano gest w tich kxy{{ø}}gack, y zagładzi ymy{{ø}} gego pod nébem, y stravi gy na pogynyenye ze wszego pokolenya Israkelskyego, podle przekl{{ø}}- cz{{ø}}*, gesto w kxy{{ø}}gack tegoto zakona y zaslubyenya gest popiszano. Y rzecze naród b{{ø}}d{{ø}}cz i *) y synowye, gesto sy{{ø}} narodz{{ø}} potem, y podroszni, ktorzyszto z dalekick stron przyd{{ø}}, u- srz{{ø}} rany zemye tey y nyemoci, gi- mysto ge gest szn{{ø}}dzil pan bog, szar{{ø}} (siarą) y gor{{ø}}czoscz{{ø}} sluneczn{{ø}} szg{{ø}}{{ø}}cz, tak aby wy{{ø}}czey nye bila poszewana (posiewana), ani czso zelonego sy{{ø}} wsplo- dzilo, na prziklaad przewroczenya Sodomi y Gomori, A damy a Seboym, gesto gest podwroczil p4?i bog w' guye- wye a pirzckliwosćzi swey. Y rzek{{ø}} wszistczi narodowye: Przecz gest tak pan uczinil zemi teyto? ktori gest gnyew y rosgnyewanye gego nyesmyer- ne ? Y odpowyedz{{ø}}: Bo s{{ø}} opuścili smow{{ø}} pana, yósto gest zaślubił otczom gich, gdisz gest ge wiwyodl z zemye Egipskey. y sluzili s{{ø}} bogom czudzim y kl{{ø}}nyali* s{{ø}} sy{{ø}} gim, gickzeto s{{ø}} nye vidzeli a gimzeto s{{ø}} nye bili poddani. Przetosz rosgnyewralo sy{{ø}} gest pirzekanye boże przecziw tey zemi, aby prziwyodl na nye wszitki kl{{ø}}tfy, gesto w kxy{{ø}}gack tickto s{{ø}} popisani. y virzuczil ge z zemye gick w gnyewye a w pirzekanyu a y w mi- rz{{ø}}czcze wyelikey, y virzuczil ge do czudzey zemye, iakosz dzysz giscze*2) sy{{ø}}. Skricze (?) przed panem bogem na- ■) „sequens generatio*. W'ulg. ł) Myłka zamiast iści się. szim, genzeto (?) yawnye b{{ø}}dze, nanye') y synom naszim az na wyeki, bichom pełnili wszistka słowa zakonu tegoto. XXX. -Przetosz gdysz przeyd{{ø}}* 2) tyto wszi- stki rzeczi k tobye, pozegnanye, albo przekl{{ø}}cze, ktorezem vilozil przed twim vidzenim, a ty b{{ø}}d{{ø}}cz zaloscziw syerczem twim we wszech narodzech, w nichzeto wasz rosprossil pan bog twoy, y nawroczysz sy{{ø}} k nyemu, y b{{ø}}dzesz posluchacz gego przikazanya, iakosz ya dzysz przikazuy{{ø}} tobye y synom twim, we wszem syerczu twem y we wszey | duszi twey: y nawroczi cz{{ø}} pan bog twoy z wy{{ø}}zenya twego, a slutuge sy{{ø}} nad tob{{ø}}, a potem zbierze cz{{ø}} ze wszech ludzi, w ktorichzeto cz{{ø}} bil drzewyey rosproszil. A iestkbi az do progu nyebyeskyego bilbi ros- proszon, odt{{ø}}{{ø}}d cz{{ø}} vicz{{ø}}gnye pan bog twoy, y przyme* y wyedze w zemy{{ø}}, ktor{{ø}}sz s{{ø}} dzerzeli otczowye twogi, y odzerzysz y{{ø}}. y pożegna czebye, wy{{ø}}cz- sim liczb{{ø}} cz{{ø}} uczini, nisz s{{ø}} bili otczowye twoy. Y obrzeze pan bog twoy sercze twe y sercze syemyenya twego, aby miłował pana boga twego we wszem serczu twem y ze wszey dusze twey, aby mogl ziw bycz. Ale wszistko przekl{{ø}}cze obroczi pan bog na twe nye- prziyaczele y ty, ktorzisz czebye nye- navidz{{ø}} a przecziwyay{{ø}} sy{{ø}}. Ale ty nawrocz sy{{ø}} y posłuchasz głosu pana ') Źle napisał, zamiast nam. Zresztą itłómacz całego tego zdania nie rozumiał i mylnie je oddał. Wulg. ma: Abscondita — Domino Deo nostro quae manifesta sunt — nobis et filiis nostris itd. 2) Miało by<5: przyjdą. boga swego, y uczinisz wszitko przikazanye, ktorezem ya tobye przikazal dzysz. Y uczini cz{{ø}} pan bog twoy obfitego we wszem robotowanyu r{{ø}}{{ø}}k twroyu, y w plemyenyu ziwota twego, y w płodu dobitka twego, y w zi- snosczi zemye twe*, y we wszem sbo- z u sczodrogo*'). Bo sy{{ø}} nawroczi pan, aby sy{{ø}} weselił nad tob{{ø}} we wszem dobrem, iakosz sy{{ø}} gest weselił nad twimi otczy. Tak, acz posłuchasz głosu pana boga swego y ostrzegacz b{{ø}}- dzesz gego przikazanya y duchownich obiczayow, gesto w temto zakonye popisany s{{ø}}, a nawroczysz syp ku panu bogu swemu we wszem serczu twem y we wsze* duszy twey. Przikazanye toto, gesto ia dzysz przikazuy{{ø}} tobye, nye iest nad tob{{ø}} ani daleko położono, ani na nyebye postawy ono, aby kto mogl rzecz: [Kto] z nasz moze na nyebo wst{{ø}}picz, aby przynyosl to k nam, y posłuchami y skutkem napelnimi? Ani za morzem postawyono iest, aby ge rosmownye (?) powyedzal: Kto z nasz moze sy{{ø}} przeplavicz za morze a to asz k nam przinyescz, abichom mogli sliszecz y uczinicz, czosz przikazano gest nam od pana? Ale gest tu rzecz wyelmi bksko, słowo w usczech twich y w serczu twem, aby ge pełnił. Szna- myonay, czso dzysz vilozilem w vi- dzeniu twem ziwot a dobrot{{ø}}, a przecziw temu smyercz a zloscz. aby miłował pana boga twego, a chodził po gego drogach, a ostrzegał gego przikazanya y duchownich obyczayow y ') Wulg.: et in rerum ommutn largitate. s{{ø}}dow, a byl ziw. y rosmnozi cz{{ø}} y pożegna czebye pan w zemi, w ktor{{ø}}sz wnidzesz ku odzerzenyu. A iestly od- wroczono b{{ø}}dze sercze twe, a nye b{{ø}}- dzesz chczecz skszecz, a bl{{ø}}dem s{{ø}}{{ø}}cz oklaman, klanyacz sy{{ø}} b{{ø}}dzesz bogom czudzim y sluzicz gim: naprzood po- wyadam tobye dzysz, ze zagynyesz, a mały czasz b{{ø}}dzesz bidlicz w zemi, do nyeyzeto Iordan min{{ø}}w wnidzesz ku dzerzenyu. Swyatki prziwolawam dzysz nyebo y zemy{{ø}}, zeczem vilozil ziwot wam, y dobre pozegnanye y kl{{ø}}tf{{ø}}. Przetosz voliszh ziwot, aby y ti ziw byl y synowye twogi, a miluy pana boga twrego, a posluchay głosu gego, a gego sy{{ø}} p r z i d z e r z i. bocz on gest ziwot twoy a przedluzenye dnyow twich, aby bidlil w' zemi, za y{{ø}}szto pan iest przisy{{ø}}gl otczom twim, Abramovi, Izaa- kovi, Iakobovi, aby y{{ø}} dal gim. XXXI. ./V odszedwr Moyzes, vimovil gest wrszi- tka słowa tato ku wszemu Israhelovi, a rzekvcz k nim: Dwadzescza sto lat yusz mam dzysz, nye mog{{ø}} daley vi- chadzacz y wchadzacz, a ofszem gdisz gest pan rzeki mnye: Nye przeydzesz Iordana tegoto. Przeto pan bog twoy poydze przed tob{{ø}}, a on zagladzy wrszi- tki narodi tito w vidzenyu twem, a o- dzerzisz y{{ø}}. a Iozue tento poydze przed tob{{ø}}, iakosz gest movil pan. Y uczini pan gim, iakosz gest ucinil Seonovi a Ogovi, krolom Amoreyskim, y zemi gich, y sgladzi ge. Przetosz gdysz y tyto podda wam, takyesz uczinicze gim, iakozem przikazal wam. M{{ø}}sznye czin- cze y posilicze sebye. nye boycze sy{{ø}} ani 1{{ø}}caycze gich w vidzenyu. bo pan bog twoy teuczi gest wódz twoy, a nye opusczi czebye ani ostanye. V wreszwal Moyzesz Iozue, y rzecze k nyemu przed wszistk{{ø}} wyelikoscz{{ø}} synow Israhelskich : Posyl syebye, a b{{ø}}dz u d a c z e n, bo ty wyed zesz lud tento w zemy{{ø}}, y{{ø}}sto dacze1) otczom gich slubil gest pan bog, a ty y{{ø}} losem rosdzeks. A pan, genze gest wódz twoy, on b{{ø}}dze s tob{{ø}}, a nye pusczi sy{{ø}} czebye, ani ostanye czebye. Nye boycze sy{{ø}} ani 1{{ø}}kaycze. A tak popisał gest Moyzesz zakon tento, y dal gy kapłanom, synom Levi, gisto nyesli skrziny{{ø}} zaslubyenya bożego, y wszitkim starszim Israhelskim. Przikazal gest gim rzek{{ø}}cz: Po syedmi leczech, lata przepuscze- nya2), na swy{{ø}}ta stanowe, gdysz sy{{ø}} syd{{ø}} wszitczi synowye Israhelsczy, aby syp ukazali wr vidzenyu pana boga swego, na myesczu, ktores vibral pan bog twoy, czyscz b{{ø}}dzes słowa zakonu tegoto przed wszitkim Israhelem. a uslisz{{ø}} wszitczi, s{{ø}}{{ø}}cz sgromadzeni, tak m{{ø}}zowye, iako zony, robyonko- wye y przychodnye, gesto s{{ø}} myedzi twimi wroti, aby usliszawszy, naucz{{ø}}* sy{{ø}} bacz pana boga swego, a zachowali y pełnili wszitki rzeczi tegoto zakonu, y synowye gich, ktorziszto nynye nye wyedz{{ø}}, aby mogli posluchacz y bacz sy{{ø}} pana boga swego po wsze dny ziwota, wr nichzeto sy{{ø}} obraczacze na zemi, k nyeyzeto wy przeyd{{ø}}cz lor- ') Pewnie myłka zam.: daci, dać. *) Remissionis. dan pospyeszicze ku I odzerzenyu. Y rzecze pan ku Moyzeszovi: Owa, bk- sko s{{ø}} dnyowye smyerczi twey. przi- zowy Iozue, a stoytasz w stanu swyadeczstwa, acz gemu roskaz{{ø}}. Przetosz odeslassta Moyzes a Iozue, y sta- lasta w stanu swyadeczstwa. Y wzyavi sy{{ø}} pan g i m a tam w slupye obloko- wem, genze staal [w] wesczu stanovem. y rzecze pan ku Moyzeszovi: Owa yusz ty ussnyesz s oczczi swimi, a lud tento powstaw, nyeczisczicz b{{ø}}dze s czu- dzimi bogi w zemi, w ktor{{ø}}szto wni- dze, a bl{{ø}}dzicz b{{ø}}dze w nyey. tam mnye opuści y wzruszi slub, ktoriszem uczwirdzil s nim. Y rosgnyewa sy{{ø}} gnyew moy przecziw gemu tego dnya, a ostan{{ø}} gego, a skryy{{ø}} twarz m{{ø}} od nyego, y b{{ø}}dze na pozarcze. bo wszistko zle napadnye gego y zn{{ø}}dzy, tak ze rzecze tego dnya: Wyernye! nye gest bog se mn{{ø}}, ze mnye gest napadło toto zle. A ya skriy{{ø}} a zatay{{ø}} obk- cze mogę w ten dzen, prze wszitko zlee, gesto gest uczinil, ze gest naśladował bogow ezudzich. A tak yusz po- piscze sobye spyewanya tato, a uczczę syny Israhelske, acz pamy{{ø}}tliwye dzerz{{ø}}, a usty spyeway{{ø}}. A b{{ø}}dze toto zaspyewanye mnye za swyadeczstwo myedzi syny Israhelskimi. Bo wyod{{ø}} gego w zemy{{ø}}, za ktor{{ø}}zemto przi- sy{{ø}}gl otczom gego, mlekyem a myodem czek{{ø}}cz{{ø}}. A gdysz sy{{ø}} nagedz{{ø}} y nasycz{{ø}}, rostiw (?) obrocz{{ø}} sy{{ø}} ku bogom czudzim, y b{{ø}}d{{ø}} gim sluzicz, a mnye b{{ø}}d{{ø}} ur{{ø}}gacz, ucziny{{ø}} wzruszoni slub moy. Gdysz ge napadnye wyele złego y n{{ø}}dz{{ø}}: odpowye gemu spye~ wanye toto swyadeczstwa, gegosto ni- zadne zapomy{{ø}}tanye* nye sgladzi z ust syemyenya twego. Bo wyem mislenye gego dzysz, gesto uczini, drzewey nisz ge* wyod{{ø}} w zemy{{ø}}, y{{ø}}zemto slubil gemu. Przeto napisze Moyzesz spye- wanve, a nauczi svni Israhelskve. Y przikaze pan Iozue, synu Nunowu, rzek{{ø}}cz : Posyl sebye, a bódź udaczen. bo ty wyedzesz syni Israhelske wr zemy{{ø}}, y{{ø}}zemto ya slubil, a y~a b{{ø}}d{{ø}} s tob{{ø}}. Potem, gdysz Moyzesz popisał słowa zakonu tegoto na kx{{ø}}gach, y dopełnił: przikaze slugam kosczolowam, ktorzisz nosili skrziny{{ø}} zaslubyenya bożego, rzek{{ø}}: Weszmicze kxy{{ø}}gy tyto, a polosz- cze ge na boczę skrzinye zaslubyenya pana boga naszego, aby tu były na swyadzeczstwo przecziw tobye. Bo ya wadzo swar twoy y glow{{ø}} tw{{ø}} prze- tward{{ø}}. Gescze za mego ziwota, a s wa- mi gescze chodz{{ø}}cz, zawsdyscze swar- liwye czinili przecziw panu. Cim wy{{ø}}- czey, gdy ya umr{{ø}}? Sgromadzcze ku mnye wy{{ø}}czsze z rodu wszitki s pokolenya waszego, y mistrze, yr b{{ø}}d{{ø}} movicz slisz{{ø}}czim tyto rzeczi. y przizow{{ø}} przecziw gim nyebo y zemy{{ø}}. Bo znam, 88 ze po smyerczi mey nyeprawye uczi- nicze, a richlo sy{{ø}} skonicze* s drogy, ktor{{ø}}zem wam przikazal. y potka wasz wyele złego w pośledni czasz, gdysz uczinicze zle [w] wydzenyu bozem, a wzruszicze gy przes skutki r{{ø}}{{ø}}k waszich. Przetos movil gest Moyzesz, ano słucha sbor wszistek synow Israhelskich słowa pyesni teyto, y dokonał az do kóncza*» Sliscze nyebyosa, czso movim*, słysz zemy{{ø}}* słowa ust mich! Wzroscze ~'a- ko descz uczenye me, poplinye ’ako roszą przemowyenye me, ako przewal na zelonoscz, a iako k r o p y e na traw{{ø}}. Bo ymy{{ø}} boże przizow{{ø}}. daycze wyelebnoscz bogu naszemu! Zw.rz- chowani’) s{{ø}} skutkowye bozi, a wszitki drogy gego s{{ø}}dowye. Bog wyerni, a przes wszey nyeprawosci, sprawye- dliw l a prawy. Sgrzeszili gemu, a nye synowye gego w sprosnosczach! Narodzę szły a przewrotni, takk odpla- czasz panu? ludze szaleny a nyem{{ø}}- drzi, zali on nye iest oczecz twoy, genze gest dzerzal y uczinil y stworzil cz{{ø}} ? Rospamy{{ø}}tay sy{{ø}} na dawneylny, mysi o kaszdich narodzech, opytay otcza twego, a zwyasrage tobye, wyoczszych twych, a powyedz{{ø}} tobye. Gdysz dze- lil nawyssze narodi, gdysz rosl{{ø}}czal syny Adamovi: ustavil gest myedze podle liczby synow Israhelskych. Ale dzal bozi, lud gego. Iakob powrózek dzedziczstwa gego. Nalasl gy w zemi pustey, na grosznyem myesczu, na pnstem gosdze (?) Psalm audite celi.2) Przeto przyd{{ø}}{{ø}}cz Moyzesz, y mo\il gest wszitka słowa tegoto spyewanya v vszu ,usiu) luczku, on a Iozue, syn Nunow. Y vipelnil tyto wszitki rzeczi, mowy{{ø}}cz ku wszemu Ysrahelu, a rzek{{ø}} k nim: Poloscze syercze wasze ku wszitkim słowom, gesto ya prziswyat- ') Perfecta (opera/. 2) Tak w kodexie. Po czém woł.y- ^ko, co T Wulgacie począwszy Dd w. 12 do 43, .vypuscil! czam wam dzysz, abyscze przikazali synom swym, aby ge chowali, uczinili y napełnili wszitko, czosz gest popy- sano w kxy{{ø}}gack tegoto zakonu. Przeto ze nye s{{ø}} wam darmo przikazana* ale aby wszitczi byli gimi zivi, a pel- ny{{ø}}cz ge, na długi czasz b{{ø}}dzecze trwacz w zemi, w ny{{ø}}^to przeyd{{ø}}{{ø}}cz Iordan wnidzecze ku dzerzenyu. Y movil gest pan ku Moyzeszovi tegosz dnya rzek{{ø}}cz: Wznidzi na toto gor{{ø}} Abarim, to gest przyd{{ø}}cze (?)'), na gor{{ø}} Nebo, gesto gest w zemi Moabskey przecziw Gericho. A ogl{{ø}}day zemy{{ø}} Kanaansk{{ø}}, y{{ø}}szto ya poddam synom Israkelskim ku odzerzenyu, a umrzi na górze. A wnidocz na ny{{ø}}, polozon2) b{{ø}}dzesz k ludu swemu, iako gest umarł Aaron, brat twoy, na górze Hor, y przilozon gest k ludu swemu. Bo scze przevinili przecziwko mnye, posrzod synow Israhelskich, wod odpowyednick3) w Kades || na puści Sin. a nye poswy{{ø}}cziliscze mnye myedzi synmi Israkelskimi. A przetosz usrzisz zemy{{ø}}, a nye wnidzesz w nyo, y{{ø}}szto ya dam synom Israkelskim. XXXIII capitulum. Toto gest pozegnanye, gimzeto gest pożegnał Moyzesz, czlowyek bozi, synom Israkelskim przed swo smyercz{{ø}} rzek{{ø}}cz: Bog s Synaf*) przysedl gest, a s Seyr zyawyl sy{{ø}} gest nam. Ukazał sy{{ø}} gest s góry Pkaran, a s nim tysy{{ø}}cze swyatick*. Na praviczi gego ‘) Wulg.: „transituum“. „iungeris*. 3) „ad Aquas contradictionis“. zakon ognyovi. Miloval ludzi, wszitczi swy{{ø}}Gzi w gego r{{ø}}ce s{{ø}}. A kto sy{{ø}} przibliza k gyego* nogam, przym{{ø}} gego uezenye. Zakon ukazał nam Moyzesz, dzedziczstwa vyelikosczy Iakobo- va*.Y b{{ø}}dze u nasprawyedliwszego kroi, sgromadziw wyekkoscz kxy{{ø}}z{{ø}}t z ludu s pokolenim Israhelskim. B{{ø}}dz ziw Ruben, a nye umyeray, a b{{ø}}dz mały w liczbye. Tocz gest ludowo pozegnanye. Słysz panye glosz ludów, a k gego ludu wy e d z i gy. r{{ø}}ce gego boyowacz b{{ø}}dzeta zań* a spomocznik gego przecziw nyeprzyiaczelom gego b{{ø}}dze. Ale ku Levi powye: Swirzchowanye twee a uczene twe od m{{ø}}za swy{{ø}}tego twego, gegozesz skuszil w pokuszenyu y s{{ø}}dzillesz* u wod odpowyadza- nich. Genze gest rzeki otezu swemu y maczerzi swey: Nye znam wasz! a braczy swey: Nye vidz{{ø}} wasz! y nye sznali s{{ø}} synow swych. Cy s{{ø}} ostrzegali virnovy twe, a smow{{ø}} tw{{ø}} zachowali, s{{ø}}dy twe, o Iakobye! a sprawa twa*, o Israel! Położy kadzilnye* rzeczi w gnyewe twem, a obyati zapalne na ołtarzu twem. Pozegnay panye syli gego, a usyle r{{ø}}ku gego przymi. Rań* chrzebyet nyeprziyaczol gego, a ktosz* gego nyenavidzi, nye powstan{{ø}}. A Beniaminovi powye: Przemilali (?) ') boży przebiwacz b{{ø}}dze douffale w nyem, iako poscely* wszittek dzen bi- dlicz b{{ø}}dze, a na gego ramyonach od- poczynye. A Iozephovi rzecze: S po- zegnanya bożego zemy{{ø}}* gego, a z ia- blek nyebyeskich y rossy, y s gl{{ø}}bo- kosci podlozoney. Zyablecznego owo- czu y sluncza y myesz{{ø}}cza, z virzchu starich gor, z iablek vyecznich pagórków, a z owoczu zemskyego, a s pel- nosczi gego. Pozegnanye gego, genze sy{{ø}} zyavil we krzu, przydze na glow{{ø}} Iozephow{{ø}}, a na czemyenyu poswya- czonem*') myedzi bracz{{ø}} gego. lako pirworodzonego bika krasa gego, rogy gednorosczowe rogy gego, gimisto za- p{{ø}}dzy narody az na krage zemye. Toto s{{ø}} zast{{ø}}py Effraymovi, a czito tysz{{ø}}- czowe Manassovi. A Zabulonovi rzeki: Raduy sy{{ø}} Zabulon wesczu* twem, a Yzachar w stanyech twych! Ludzi ku górze przizow{{ø}}. tamo b{{ø}}d{{ø}} obyetowacz obyati sprawyedliwye, ktorzisto roswo- dnyenye m orskye iako mleko saacz 89 b{{ø}}d{{ø}}, y skarby skrite pyaseczne. A Ga- dovi rzeki: Blogoslawyony w roszyrze- nyu Gad, iako lew odpoczin{{ø}}{{ø}}l, po- chficil gest ramy{{ø}} y czemy{{ø}}. Y usrzal kxy{{ø}}stwo swe, ze na swey stronye u- cz{{ø}}czi gest odlozon, genze byl s kxy{{ø}}- z{{ø}}ty s ludu, a uczinil sprawyedliwosci boże, a s{{ø}}{{ø}}d swoy z Israhelem. A Da- novi powyedzal: Dan sczenye Iwo we. viplinye sczedrze z Bazan. A Nepta- limovi rzecze: Neptalim w zysznoscz poziwacz b{{ø}}dze, a pełen b{{ø}}dze bogo- slawyenya* bożego, morze y ku polu- dnyo* odzerzi. Y Asserovi powye: Pożegnani w synyech Asser, b{{ø}}dze luby braczey swey, rosmoczi w oleyu nog{{ø}} sw{{ø}}. Żelazo a myedz o boy w*2) gego. Yaczy dnyowye młodości twrey, taczy y starości twey. Nye gest gyny bog, •) Wołg.: „super verticevi naearaeiu. 2) „calceamentum*. 40 *) Amantissimus Domini. Więc pewnie: przemiły. iako bog przesprawyedkwego, gesdzecz nyebyesky, pomocznik twoy. Wyele- bnoscz{{ø}} gego byez{{ø}} obloczi, przebytek gego na viszokosci a pod lot.czmi1) wyecznimi. virzuczi przed twim obli- czim nyeprziyaczele, y powye: potrzi sy{{ø}}! Aprzebywacz b{{ø}}dze Israel fale2), a samo3). Oko Iakobowo w zemi uzi- teczney y vinney, a nyebyosa sy{{ø}} o- czemny{{ø}} ross{{ø}}. Bogoslawyon ges ty Israel, kto równi b{{ø}}dze tobye lud, genze sy{{ø}} sbavysz w bogu ? S c z y t wspo- mozenya twego, a myecz slavi twey bog twoy. Poprze czebye nyeprzi- yaczel twoy, a ti gego gardło potlo- czysz. xxxnn. JPrzeto wisedw Moyzesz s pola Mo- abskyego na gor{{ø}} Nebo, na virzch Fasga przecziw Iericho. y kaz{{ø}}* gemu pan wszitk{{ø}} zemy{{ø}} Galaadsk{{ø}} az do Dan, a do w szego Neptalima, y zemy{{ø}} Effraymow{{ø}} y Manassow{{ø}}', y wszitk{{ø}} zemy{{ø}} ludowo az do morza posledńe- go, ku poludnyowey stronye a do sy- rokosczi pola Iericho myasta palmo- vego az do Segor. \ rzeki gest pan k nyemu: Tocz gest zemy{{ø}}*, za ktor{{ø}}- *) Miało być zapewne łokćmi — „subter brachia sempiterna,u. *) Miało być: p o u fa 1 e, „confidenter3) Powinno być: eam — „et solus*. zemto przisy{{ø}}gl Abramovi, Yzaakovi a Iacobovi rzek{{ø}}cz: Syemycnyu twemu dam y{{ø}}. Vidzales y{{ø}} oczima swima, ale nye wnidzesz do nyey. Y umarł gest tam Moyzesz, sługa bozi, w zemi Moabskyey, przikazanim bozim. Y pogrzebl gy w dole zemye Moabskey przecziw Fegor. A nye poznał gest czlowyek grobu gego az do nynyeyszego dnya. Moyzesz dwadzescza a ssto lyaat myal gest, gdysz umarł. Nye zaczmili sy{{ø}} oczy gego, ani gego z{{ø}}by s{{ø}} sy{{ø}} ruszały. Y płakały s{{ø}} gego synowye Israelsczi w polu Moabskem trzydze- sczi dny. y napełnili sy{{ø}} dnyowye na- rzekanya placz{{ø}}czych Moyzesza. Ale Iozue, syn Nunow, napelnyon gest ducha m{{ø}}drosci, bo Moyzesz wlozyl nań r{{ø}}cze swoy. Y słuchali gego synowye Israelsczy, y uczinili, iakosz przika zal pan Moyzeszovi. Y nye wznikl gest wy{{ø}}czszy prorok w Israhel, iako Moyzesz, ktoregosz znal pan z oblicza w oblicze, we wszech dziwyech y znamy onach, gesto gemu przikazal, aby czinil w zemi Egipskey Faraonovi, y wszem slugam gego, y wszey zemi gego, y wszitk{{ø}} r{{ø}}ko moczn{{ø}}, y wszitky dzivi wyeliky, gesto czinil Moyzesz przed wszitkim Israhelem. Dokonały sy{{ø}} kxy{{ø}}gy deutronomy, a po- czynay{{ø}} sy{{ø}} kxy{{ø}}gy Iozue. IOZUE. ... ‘) stało sy{{ø}} po smyer- czy Moyzeszowey, slugy bożego: tedy movil pan ku Iozue, synu Nunowu, słudze Moyzeszowu, rzek{{ø}}cz gemu: Moyzesz, sługa moy, umarł gest. wstany, a gydz przes tento Iordan, ty y wszistek l’ud s tob{{ø}}, w ze- my{{ø}}, y{{ø}}szto ya dam synom Israhel- skim. Wszelke myescze, na ktoresz stępy stopa nogy waszey, wam podam, iakom movil Moyzeszovy. Od pusczee y Libana az do rzeky wyelikey Eufra- ten, wszitka zemyą (!) Etheyskych az do morza wyelikyego przecziw slunecznemu zachodu b{{ø}}d{{ø}} myedze wasse. Ni- zadni nye b{{ø}}dze sy{{ø}} mocz wam przecziwicz po wszitky dny ziwota naszego*. Yakoszem byl z Moyzeszem, takyesz b{{ø}}d{{ø}} s tob{{ø}}. nye puscz{{ø}} sy{{ø}} czebye ani czebye ostan{{ø}}. Posyl sye- bye, a b{{ø}}dz udać zen, bo ty snadz rosdzelis ludu temuto zemy{{ø}}, za ny{{ø}}- zem przyszy{{ø}}gl otczom twim, abych y{{ø}} podał gim. Posyl sy{{ø}} przeto, a b{{ø}}dz moczen vyelmi. a ostrzegay y pełni wszisczek zakon, ktorisz gest przi- ■) Tu pozostawiono miejsce próżne dla początkowej litery T, której jednak nie zrobiono. kazał tobye Moyzesz, sługa moy. Nye pochylay sy{{ø}} przeto od nyego na pra- vicz{{ø}} ani na levicz{{ø}}, a rozumyey w s z e- m u, czosz czinisz. Nye otdalay kxy{{ø}}{{ø}}g tegoto zakonu od swich ust, ale mi- slicz b{{ø}}dzesz w nich wye' dnye y w noczi, aby chował y pełnił wszitko, czosz gest popisano w nich. Tedy poy- dzesz drog{{ø}} sw{{ø}} y sros(u;myesz y{{ø}}. Tocz przikazuy{{ø}} tobye, posyl sy{{ø}}, a b{{ø}}dz udaczen. Nye strzasz* sy{{ø}}, ani sy{{ø}} boy. bo s tob{{ø}} gest pan bog twoy ve wszem, k czemuszkok ty sst{{ø}}pysz. Y przikaze Iozue ksy{{ø}}z{{ø}}tom s kida, rzek{{ø}}cz: Gydzycze w sposrodku stanów, a przikazicze ludu rzek{{ø}}cz: Przyp(r)awcze pokarm sobye, bo po trzeczem dnyu przeydzecze Iordan, a vnidzecze do zemye ku odzerzenyu, y{{ø}}szto pan bog wasz da wam. Ale 11 u- benovi y Gadovi y poi pokolenyu Ma- nassowu powye: Wspomynaycze na rzecz, yęszto przikazal gest wam Moyzesz, sługa boży, rzek{{ø}}cz: Pan bog wasz dal gest wam pokoy y wszitk{{ø}} zemy{{ø}}. Ale zony wasze y synowye wa- szy, y dobytek, ostan{{ø}} w zemy, y{{ø}}szto gest oddal wam Moyzesz za Iordanem. j[ ale vy giczcze w odzenyu 00 przed wasz{{ø}} bracz{{ø}}, wszitczi moczney r{{ø}}ky, a boyuycze za nye, doy{{ø}}d nye da pokoya pan braczi waszey, iakosz gest wam dał, a doy{{ø}}d y oni nye o- dzerz{{ø}} zemye, y{{ø}}szto pan bog wasz da gim. a tak sy{{ø}} wroczicze do zemye vassego gimyenya, y b{{ø}}dzecze bydhcz w nyey, y{{ø}}szto gest dal wam Moyzesz, sługa bozi, za Iordanem przeczyw wzchodu sluneczf«c)mu. Y odpowyedzeli s{{ø}} ku Iozue rzek{{ø}}cz: Wszitko, czso- zesz ty przikazal nam, uczinimi, a do- k{{ø}}{{ø}}d poslesz nasz, tam poydzemy. Ia- kosmi posłuchali we wszem Moyzesza: tak b{{ø}}dzem posluchacz y czebye, gedno b{{ø}}dz pan bog twoy s tob{{ø}}, iakosz gest byl z Moyzesem. Ktosz odpowye ustom twim, a nye posłucha wszech rzeczi twych, gesto gemu przikazu- ges, smyercz{{ø}} umrze, ale ty syebye posyl a m{{ø}}sznye czin. Secundum capitulum. T egdi Iozue, syn Nunow, poslal s Se- thim dwa m{{ø}}za spyeglerza tage- mnye, a rzek{{ø}}cz gim: Gydzcze a o- patrzcze zemy{{ø}} y myasto Iericho. Kto- rziszto pospyesywrszy sy{{ø}}, wesli w dom nyewyasti zley, ymyenyem Raab, y odpoczin{{ø}}Iasta u nyey. Y wskazano krolovi Iericho, y powyedzano: Dwa mó- za wesslasta sam w noczi s synow Israhelskich, aby spyegowali zemy{{ø}}. Y po- sslal krol Iericho ku Kaab nyewyescze rzek{{ø}}cz: Vywyedz m{{ø}}ze, ktorassta przi- ssla k tobye y wesslasta w dom twoy. Giscze spyeglerzasta, a przyslasta chez{{ø}}cz ogl{{ø}}dacz wsszitk{{ø}} zemy{{ø}}. Y poy{{ø}}wszi zona m{{ø}}ze, zatagygich, rzek{{ø}}cz: Znam, zesta byla przisla ku mnye, ale nye wyedzalaczem, o dk{{ø}} {{ø}} d- sta. a gdysz brona zawarta bila ve mrok, tedista ona visla, nye wyem, kamsta sy{{ø}} obroczila. sczigaycze ge r{{ø}}cze, a zlapacze ge. Ale sama kazała m{{ø}}zoma vnicz na pobycze domu swego, y przikrila ge pasdzerzim lnyanim, gesto tu było. Ale czy, gesto byk posiani, gonicz po nich po drodze, gesto wyedze ku brodom Iorda- novim. A gdysz oni vinyd{{ø}}, natichmyast brony zawarty. A gescze bila- sta nye usn{{ø}}la, yasto sy{{ø}} tagilasta: tegdi zona wnidze k nima y rzecze: Znam, ze bog podda wam zemy{{ø}}, bo strach wasz wrzuczil sy{{ø}} gest na nasz, a omdleli s{{ø}} wszitczi bidkczele w zemi. Sliszeksmi, ze przeszuszyl pan wody morza rudnego k waszemu prze- sczu, gdiszcze wysly z Egipta. a czosz- scze ucinik dwyema kroloma Amorey- skima, yasz bilasta za Iordanem, Seonovi a Ogovi, gestoscze zabik. A to uskszawszi, 1{{ø}}kksmi sy{{ø}}, y omdlało gest syercze nasze, ani w nasz ostał duch k wesczu waszemu. Bo pan bog wasz, on gest bog na nyebye viszoko, a na zemi nisko. Przetosz nynye p r z y- sy{{ø}}szta mi na pana boga, aby ya- kozem ya s wami mi ilosyernye uczi- nila, takyesz y vy uczincze s domem otcza mego. y day sta* my gis te znamy{{ø}}, abyscze sbavili otcza mego y matk{{ø}} m{{ø}}, bracz{{ø}} y syostri me, y wszitko, czosz gest gich, y viszvokcze dusze nasze od smyerczi. A ona gey od- powyedzalasta: Dusza nassza b{{ø}}dz za wasz na smyercz. ale tak, acz nasz nye vidasz. A gdisz nam poda bog zemy{{ø}}, uczinimi s tob{{ø}} miloserdze y prawd{{ø}}. Y vipuscila ge po powrosku z o k y e n- cza, bo dom gey przilezal ku muro- vi. y rzekła gest k nima: Vznidzeta na gori, aby snacz nye potkali wasz, wraczay{{ø}}cz sy{{ø}}. a tu sy{{ø}} utagita za trzi dny, doy{{ø}}d sy{{ø}} nye nawrocz{{ø}}, a tak poydzeta po swey drodze. Y powyedzalasta k ney: Nye b{{ø}}dzewa vinna t{{ø}}to przisy{{ø}}g{{ø}}, gestosz nasz za- przisy{{ø}}gla, gdysz bichom wyesk w zemy{{ø}}, a nye billiby za znamy{{ø}} tento powrózek czyrwony, a ty gego nye u- wy{{ø}}zesz na okyenczu, gimzeszto nasz vipusczyla, a nye sgromadzyszli otcza twego y maczerze y braczey y wszi- stkey rodzini twey w dom twoy. Ktoś vinidze sse* drzvi domu twego: krew gego b{{ø}}dze na glow{{ø}} gego, a my b{{ø}}- dzem nyevinni. Ale tich wszech krew, gisto s tob{{ø}} b{{ø}}d{{ø}} w domu, ostanye na naszey glowye, acz kto sy{{ø}} gich do- tknye. Pakli b{{ø}}dzesz nasz chczecz o- gloszycz, a t{{ø}}to rzecz na yafwno vi- nyescz: czisczi b{{ø}}dzem od tey przy- sy{{ø}}gy, y{{ø}}stosz nasz zaprzysy{{ø}}gla. A ona odpowye: Iakosta rzekła, iako b{{ø}}dz! A puscziwszy ge, aby precz o- desla, powyeszi powrózek czirwony w okyenczu swem. Tedy ona szedwszy, przyslasta na gori a bylasta tu trzy dny, doy{{ø}}d sy{{ø}} nye wroczili, ktorzisto ge goniły. Bo patrzy wszy gych po wszi- tkich drogach, nye naleszly gich. Y we- asly do myesta, wrocziwszy sy{{ø}}, kto- rziszto ge goniły. Y sesslasta spyegle- rza sgori, a przebredwszi Iordan, przislasta ku Iozue, synu Nunowat, y vipowyedzalasta gemu wszitko, czosz sy{{ø}} gima przigodzilo, y rzeklasta: Poddał pan w r{{ø}}cze nasze t{{ø}}to wszitk{{ø}} zemy{{ø}}, a strackem s{{ø}} ogarnyoni wszistczi bidliczele gey. m. -/V zatim Iozue powstaw w noczi, ru- sziw stani, a viszedwszi s Sethim, przisli s{{ø}} ku Iordanu, on y wszitczi synowye Israkelsci, a pomyeskawszi tu za trzy dny. A tich dny dokonawszi, sly poslowyei) w posrotku stanów, y sly s{{ø}} wolay{{ø}}cz rzek{{ø}}cz: Gdysz usrzi- cze skrzinya* zaslubyenya pana boga naszego, a kaplany s korzenya Levi nyos{{ø}}{{ø}}cz y{{ø}}: tedy vy powstawszy gidz- cze przed nyó. B{{ø}}dz myedzi wami a myedzi skrzyny{{ø}} dwa tysy{{ø}}cza wzdal lokyet. bo z daleka nye moglibyscze vidzecz ani poznacz, ktor{{ø}} drog{{ø}} we- ssli, zescze drzewyey nye ckodzily po nyey. A chowaycze sy{{ø}}, abyscze sy{{ø}} 91 nye prziblizali ku skrzini. Y powye Iozue ku ludu: Poswy{{ø}}czcze sy{{ø}}, bo za yutra pan bog uczini myedzi wami dzyw. Y powye ku kapłanom: Weszmi- cze skrzynya* zaslubyenya bożego, a gydzcze przed ludem. Ktorzisto przikazanye napelniwszi, wzy{{ø}}wszi skrziny{{ø}}, y chodzili przed nimi. Y rzecze pan ku Iozue: Dzysz poczn{{ø}} cz{{ø}} wysycz (wyzszyć) przede wszim Israkelem, aby vyedzeli, ze iakozem byl z Moyzesem, ') Praecones (Wulg.). planom, gisto nyoso skrziny{{ø}} zaslubyenya, a po wyedz k nim: Gdysz wm- dzecze w kray wody Iordanskich*: stoy- czesz tu. Y powye Iozue k synom Israkelskim * Przist{{ø}}pcze sam, a slysce* słowo boga waszego. A o p y a c z*: W tem zwyecze'), ze pan bog wasz ziw posrzod wasz gest, a zatraczi przed waszim obliczina Kananeyskego a Ge- rezeyskeg< * a Gebuzeyskego, Etkeyske- go a Eveyskego, Ferezeyskego y Amo- reyskego. Tocz skrzinya zaslubyenya pana boga wszey zemye, przędzę* wasz przes Iordan. Prziprawczesz dw auacze* myzow ze dwanacze pokolenya Isra- helskcgo, kalszdego s pokolenya swego. A gdysz postav{{ø}}* stopy swyck nog kapłani, gisto nyosz{{ø}} skrziny{{ø}} zaslubyenya pana boga wszey zemye, [w] wodach Iordanskleh: wody, ktoresto na doi s{{ø}}, splin{{ø}} y sgyn{{ø}}, ale ktores s gori przickadzayo, w gednyey* gl{{ø}}bo- kosci zostano. Przetosz wvszedw wszi t %/ stek lud s stanów swick, aby przęśli Iordan, a kaplauy, gisto nyesli skrzy- ny{{ø}} zaslubyenya, sly przed nimi. A gdysz w nido w Iordan y omeczili nogy swe na krayu Iordana, bo Iordan pirwey brzegy byl napełnił czasu zni- wa: y stały wody, ssedwszy sy{{ø}}» na ge- dnem myesczu iako góra wzgor{{ø}} sy{{ø}} dmocze, y zdali syo2) pedał od myasta, gesto sio wye rzcczono Edom, az do myasta Sartan. a ktores nizey bili, w puste morze, gesto nynye rzeczono Martwe, plin{{ø}}H, az owszem sgin{{ø}}li. Ale lud sedl przecziwko Iordanovi, a kapłani, gisto nyesli skrziny{{ø}} zaslubyenya boz{{ø}}, stali na suchey zemi possrod Iordana okasawszy sy{{ø}}, a wszistek lud po szuchem dnye sedl. IV. -/V gdysz przeyd{{ø}}, rzeki pan ku Iozue : Vibyerz dwa naczcze m{{ø}}zow, kasz- dego s swego pokolenya. a przika&z gim, acz podnyosz{{ø}} dwanaczcze ka- myenyow przetwardick s posrotku dna Iordanowego, na mckzeto s{{ø}} stali nogy kaplańskye. y położy ge myedzi stany, tu gdzesz rosbygece teyto nocy swe stany. Y przizowye Iozue dwanaczcze męzow, ktoresto gest vibral s synow Israhelskich, kaszdego s swego pokolenya, y rzecze k nim: Gydzcze przed skrzmy pana boga vaszego na posrod Iordana, a vinyescze ott{{ø}}d kaszdy z vasz kamyen na swu pleczu podle 'iczby synow Israhelskich, a b{{ø}}- d{{ø}} na znamye myedzy wami. A gdysz wasz zaiutra op-tayo synowye waszy, rzek{{ø}}cz: Czso sy{{ø}} myeny toto kamyenye? Odpowyeczoze gim: Zginęli s{{ø}} wody Iordanske przed skrzinA zaslubyena bożego, gdysz gest przezeń sla. a przeto położono gest toto kamyenye na parny acz synom Israkelskim asz na wyeky. Przetosz uczinili synowye Israelsci, iakos przinazal gim Iozue. Winyesk s posrotka dna Iordan- skego dwanaczcze* kamyenow, iakos gim bog przikazal, podle liczby synow Israhelskich, az na myescze, na nyem stan rosbili. a tu ge polozili. A gimch dwanaocze* kamyenyow położy Iozue na possrod dna Iordanskye- go, gdze byli stali kapłani, gisto nyesli skrziny{{ø}}» zaslubyenya bożego, y so tam asz do nynyeyszego dnya. Ale wszak kapłani, gisto nyesli skrziny{{ø}}, stali w possrod Iordana, doy{{ø}}dze sy{{ø}} wszitko nye napełniło movyenye Iozue k ludu, czosz pan przikazal, iakosz byl gemu Moyzesz roskazal. Y quapyl sy{{ø}} lud, chcz{{ø}}cz przecz'). A gdybz wszistczi przęśli, na tich przeydze skrzy- nya boża, a kapłani sly przed ludem. A synowye Rubenovi y Gadovi y poi pokolenya Manassowa kamaszówa- n i sly przed syny Israkelskim] iakosz gim przikazal Moyzesz. A czterdzesci tysy{{ø}}czow boyownikow w zaslopyeck a w tlusczach sly po równi y po poloch myasta Iericko. W tem dnyu wrzwyelbil gest pan Iozue przed wszitkim Israhelem, aby sy{{ø}} gego bali. iakosz s{{ø}} syj bali Moyzesza, gdysz gescze ziw byl. Y rzeki gest k nyemu pan: Pnikasz kapłanom, gisto nyosz{{ø}} skrzyny{{ø}} zslubyenya, acz wzydy za Iordan2). Genze przikazal gim rzek{{ø}}cz: ist{{ø}}pcze z Iordana! A gdysz vyssli nyos{{ø}}czi skrziny{{ø}} zaslubyenya bożego, a na suchy zemy{{ø}} st{{ø}}pacz pocz{{ø}}li by- k, nawroczik sy{{ø}} wody ve dno swoy (ej y czekli s{{ø}}, iako byk drzewyey o b y- kly. Tedi lud winidze z Iordana, dze- szyty dzen pirvego myesy{{ø}}cza, y ros- byli s{{ø}} stany w Galgalis przecziw stronye wzchodu slunecz(»Mgo myesta* Iericko. A dwanascze kamyenyow, gesto ') Przejść. 2) Ut ascendant de Iordane. byli wnyesk se dna Iordanskyego, y* polozil Iozue w Galgaks. Y powye k synom Israhelskim: Gd:sz za yutra synowye vaszi op(i)tay{{ø}} otczow swich, arzek{{ø}}cz gim: Czso sy{{ø}} myeni toto kamyenye? Nauczcze ge y powyecz- cze: Po suckem dno* przeslysmi Iordan tento, bo gest pan bog nasz oszu- szyl wody gego w vidzenyu naszem, doy{{ø}}dsmi nye przesk. Iakos bil uczi- nil piiwey w morzu rudnem, gesto gest przesusyl, dok{{ø}}dsmi nye przisk, aby wzwyedzeli wszitkichj | zemy ludze prze- siln{{ø}} rok{{ø}} boz{{ø}}. abyscze sy{{ø}} y vi bak pana boga vaszego na kaszd,' czasz. (Juintum. /V gdysz usliszeli wszistczi krolo^e* Amoreysci, gisto przebiwaly za Iordanem k zackodney stronye, y wszistczi krolowye Kanaansczi, gisto blisko wye- likyego morza dzerzy myasta, ze przesusyl byl pan rzeky Iordacsko* przed syni Israhelskimi, doy{{ø}}d s{{ø}} nye prze- sly: zemdlało gest syereza* gich, a nye ostał w nich duck, straszy{{ø}}cz sy{{ø}} we- scza synow Israkelskick. Tegosz czasu powye pan ku Iozue: Uczin sobye noże kamyenne, a obrzesz wtóre syny Israłielskye. Y uczini, czosz gemu byl przykazał pan, a obrzazal syny I- srahelskye na pagorcze obrzazowanya. Bo tato gest była przyczina wtorego obrzazowanya wszemu ludu. Genze byh viszedl z Egipta samczowego płodu, y wszitczi m{{ø}}zowye boycwnf, zmarh s{{ø}} na puści prze dlugy o b o c k o d drogy, gisto wszitci obrzazani byli. Ale lud, genze sy{{ø}} srodzil na pusci we czter- dzestoch Taat w drodze przeszyrokey pusczey, nye obrzazan byl, doy{{ø}}d s{{ø}} nye zgyn{{ø}}ly, ktorzisz s{{ø}} nye posłuchali głosu bożego, gimzeto pirwey przisy{{ø}}gl, aby gim ukazał zemy{{ø}} mlekyem a myodem czek{{ø}}cz{{ø}}. Tiich synowye wst{{ø}}- pili s{{ø}} na myescze otczow swych, y obrza(zo;l ge Iozue, gisto iakosz s{{ø}} sy{{ø}} zrodzili, [sj skorkami byli, a nizadni gich na drodze nye obrzazoval. A gdysz wszitczi obrzazani byk, ostały na tem- ze stanowem myesczu, az sy{{ø}} zleciły (uleczyli). Y rzecze pan k Iozue: Dzyssem ody{{ø}}1 ganyebnosci egipskye od vasz. Y weszwano gest ymy{{ø}} tego myescza Gal- gala az do nynyeyszego dnya. Y ostak synowye Israhelsci w Galgala, a uczynili Przyscze') czwartego nascze dna myesy{{ø}}cza k wyeczoru, w polu Gericho. y gedli z uzitkow zemskich, a drugy dzen przasne chleby, y kiszali chleb tegosz lata. Y zgyn{{ø}}la mamna*, gdysz s{{ø}} yusz gedli z owoczu zem- fckyego, a wy{{ø}}czey s{{ø}} nye poziwaly karmyey tey synowye Israelsci, ale ge- dli z owoczow ninyeyszego lata zemye Kanaanskye. A gdysz byl Iozue na polu przed myastem Gericho, wznosi oczi, usrzal m{{ø}}za przecziw sobye sto- y{{ø}}cego, y dzirz{{ø}}czi nagy myecz, y po- sspyeszi sy{{ø}} k nyemu a rzek{{ø}}*: Nas- lisz7), czik nyeprziyaczelsky ? Genze odpowyedzal: Nikakey*, aleczem kxy{{ø}}- z{{ø}}woyskybozee, a nynyeczem prziszedl. Y padnye Iozue nagle na zemy{{ø}}, a klanyay{{ø}}cz sy{{ø}} rzecze: Czso pan moy movi ku słudze swemu? A rzecze: Zuy boty z nog twich, bo myescze, na nyemzeto stogis, swy{{ø}}te gest. Y uczini Iozue, iakosz bilo gemu przikazano. -/\-le Iericho bilo zawarto y grodzono prze strach synow Israhelskich, ze nizadni nye smyal vynicz y wnicz. Y powye pan ku Iozue: Toczem dal w tw{{ø}} r{{ø}}k{{ø}} Gericho y króle gego y wszitki sylne m{{ø}}ze. Obchoczcze myasto wszistczi boyovniczi gedno*) przesz dzen, a tak ucinicze za syecz* (sześć) dny. Ale syodmego dnya po po wye weszm{{ø}} sedm tr{{ø}}{{ø}}b, gichzeto uziway{{ø}} v miloscive lato, y poyd{{ø}} przed skrzi- nya* zaslubyenya bożego, y obydzecze sedmkrocz myasto, a popowye zatr{{ø}}- by{{ø}} w tr{{ø}}by. A gdysz zabrzni* zwy{{ø}}k tr{{ø}}bny dalszy y przemyenny w usu waszich brzny{{ø}}cze: wzvola wszistek lud wolanim przewyelikiim, a muri mye- skye ze dna sy{{ø}} przewrocz{{ø}}, y wnid{{ø}} wszistczi prosto z myasta, gdze s{{ø}} stali. Przeto zwolaw Iozue, syn Nunow, kapłani y powye knim: Veszmicze skrzinya* zaslubyenya bożego, a ginich kapłanów sedm veszm{{ø}} sed(»t) tr{{ø}}{{ø}}b 1’ata miloscziwego, y poyd{{ø}} przed skrziny{{ø}} boz{{ø}}. A tak k ludu: Gydzcze y obchoczcze myasto, harnaszowani przo- duy{{ø}}cz przed skrziny{{ø}} boz{{ø}}. A gdysz Iozue slow dokonał, a sedm kapłanów w sedm tr{{ø}}{{ø}}b wztr{{ø}}bili przed skrziny{{ø}} zaslubyenya bożego, a wszistek lud naprzód poydze wharnaszu, a o- statek zast{{ø}}pa poydze za skriny{{ø}}*, a wszistczi w tr{{ø}}bi tr{{ø}}bili. Bo byl przikazal Iozue ludu, rzek{{ø}}cz: Nye b{{ø}}dzecze volacz, ani bódze sliszan glosz vasz, ani żadna rzecz z ust waszich vinidze, doy{{ø}}d nye przydze dzen, w ktorysto w am powyem: Wolaycze a krziczcze! Przetosz obchodzili* skrzy- nya boża myasto gedn{{ø}} przes dzen, y wraczala sy{{ø}} do stanów, y stała tam. Przetos gdysz Iozue w noci powstał, wzy{{ø}}li s{{ø}} kapłani skrzinya boz{{ø}}, a sedm s nich sedm tr{{ø}}{{ø}}b, gichzeto w miloscive 1’ata pozivali, y sly naprzód, przed skrziny{{ø}} boz{{ø}} gyd{{ø}}cz y tr{{ø}}by{{ø}}cz. A hamaszowani lud sedl przed nymi, a ostatek kida sly za skrzynya*, w tr{{ø}}- by tr{{ø}}by{{ø}}cz. Y obchodziły myasta wto- rego dnya gedn{{ø}}, y wroczili sy{{ø}} do stanów. A tak ucirik za secz dny. Ale syodmego dnya na dny u powstali, y obckodzili myasto, iakos u g e d n a 1 i byli, sedmkrocz. A gdysz w syodme obyscze kapłani wr tr{{ø}}by zatr{{ø}}bili, rzeki Iozue ku wszemu Israkelovi: Wzkrziczcze, bo gest pan poddał nam myasto, a b{{ø}}dze toto myasto przekl{{ø}}te y wszitko, czosz gest w nyem, przed panem, gedna Raab, zla dzewka, ostanye ziwa ze wszitkimi, ktorisz s ny{{ø}} w domu s{{ø}}, bo gest skrila posly, ktoressmi bili posiali. A vi sy{{ø}} chowaycze tego, abyscze sy{{ø}} wszego nye dotikali, czosz 93 wam zapowyedzano, a nye b{{ø}}dzecze vinni tich rzeczy, y wszistczi stanowye Israkelsci nye b{{ø}}do w grzesech zaśnieżeni. Ale czoszkoli złota albo srebra b{{ø}}dze, y s{{ø}}dow myedzanick y zela- sznick: bogu poswy{{ø}}czono b{{ø}}dze y położono w skarby gego. Przetosz gdysz wszistek l’ud wzwola, a tr{{ø}}by zabrzny{{ø}}, a ten brz{{ø}}{{ø}}k przidze w usszy wszego mnóstwa: natickmyast n uri sy{{ø}} prze- wroczili. y w7szedl kaszdy myesczem, przecziw gemusz stal. Y odzerzeli myasto y zbili wszistko, czosz w nyem bilo, od m{{ø}}za az do nyewwasty, od mlo- dzencza az do starcza, y voly y owcze y osły myeczem zbili. Ale dwye- ma m{{ø}}z oma, gesto laz{{ø}}kami były vislani, rzecze Iozue :Wniczta w dom zoni zley dzewky, a viwyedzta y{{ø}} y wszitko, czosz gest gey, iakossta gey przisy{{ø}}g{{ø}} uczwirdzila. A wszedwszy tam mlodzencze, wiwyodlasta Raab y otcza y maczerz gey, y bracz{{ø}} y wszistko gymyene gey, y przirodzone wszi- stki gey. a prócz stanów Israkelskick kazali gim bycz. Ale myasto y wszitko, czosz w nyem było nalezono, spalili, prócz złota a srzebra, a s{{ø}}dow myedzanick y zelasznick, gesto s{{ø}} w skarb bogu poswy{{ø}}czili. Ale Raab, zla dzewka, y dom otcza gey y wszitko, czosz gest myala, kazał Iozue z i v i c z. y bidlili s{{ø}} posrod Israkel az do ny- nyeyszego dnya, przeto ze była skrila posli, ktoresto byl posiał, aby spyego- wali Iericho. W tem czasze pokl{{ø}}1 gest Iozue, rzek{{ø}}cz: Przekl{{ø}}ti m{{ø}}sz przed bogyem, [który] odnovi a udzala myasto Iericko! W pirworodzenyu swem fundamentu gego zalozi, a w possle- dnyem s synow swick postaui wro- ta gego. Przetos bog byl s Iozue, a 42 ymy{{ø}} gego oglaszono* gest po wszey zemy. Septimum. ./Vle synowye Israhelsci przest{{ø}}pik przikazanye oszobywszy sobye zakl{{ø}}- cze. Bo A chor, syn Chamri* syna Za- bdy, syna Zare, s pokolenya ludowa, wz{{ø}}l gest nyeczso zakl{{ø}}tego. Y ros- gnyewal sy{{ø}} gest pan przecziw synom Israhelskim. A gdysz poslal Iozue z Iericho m{{ø}}ze przecziw Ilay, gesto gest przecziw Bethaven, ku wzchodu slu- neczney stronye myasta Bethd, rzek{{ø}} gim: Gyczcze a vilaz{{ø}}czcze zemy{{ø}}! Gisto przikazanye napełniwszy, vila- zy{{ø}}czili Hay. a wrocziwszy sy{{ø}}, po- wyedzek gemu: Nye poydze wszistek lud, ale dwa albo trzy tisy{{ø}}cze m{{ø}}zow poydze y sgladzy myasto. Przeczby sy{{ø}} wszistek lud darmo trudził przecziw malo nyeprzyaczelom ? Przetosz vissli trzy tisy{{ø}}cze boyownikow, a natichmyast tyl podali, y pobici s{{ø}} od m{{ø}}- zow z myasta Hay. y paddlo* s nich szecz a trzydzesczi czlowyekow. Y gonili ge przecziwniczi | od wrot az do Sebarim, y padali nagle, uczekayycz. Y wstiaszy sy{{ø}} syercze luczke, a iako voda rosplin{{ø}}H sy{{ø}}. Ale Iozue ros- drze rucho swe y natichmyast ] >adnye na zemi przed skrzinya* boz{{ø}} az do wyeczora, tak on, iako wszistczi starszy Israhelsci, y sipali proch na swe głowi. Y rzecze Iozue: Ach, ach! panye boze, czenras chczal przevyescz lud tento przesz Iordansk{{ø}} rzek{{ø}}, y poddaez nasz pod r{{ø}}k{{ø}} Amorreyskyego y zatraczicz? Ach bichom bik ostali, iakosmi bili pocz{{ø}}H, za Iordanem! Moy panye boze, czso powyem, vidz{{ø}} Isra- hela swim nyeprziyaczelom tyl podawa- y{{ø}}cz ? Usksz{{ø}}k Kananeysczi y wszistci bydliczele zemye teyto, sbyerz{{ø}}* sy{{ø}} pospołu, otoczy y ogarn{{ø}} nasz, y sgla- dz{{ø}} ymy{{ø}} nasze z zemye. a czso u- czinisz twemu vyekkyemu ymyenyu? Y rzecze pan ku Iozue: Wstań, przecz lezysz nagle na zemi? Sgrzeszyl gest l ud Israhelsky, a przest{{ø}}piii s{{ø}} smow{{ø}} m{{ø}}. wz{{ø}}k s{{ø}} zakl{{ø}}tey rzeczy, y ukrat- dli* Sy y selgali y skrili myedzi swimi s{{ø}}dy. Y nye b{{ø}}dze mocz ostacz Israhel przed swimi nyeprziyaczelmi, ale pobyez{{ø}} przed nimi. Bo sy{{ø}} gest po- kalal zakl{{ø}}t{{ø}} rzecz{{ø}}. Nye b{{ø}}d{{ø}} wy{{ø}}- czey s wami, doy{{ø}}d nye potrzecze gego. ktosz gest takim grzechem vinyen. Wstań, a poswy{{ø}}cz ludzi, a powyecz gim: Poswy{{ø}}czcze syebye z iutra, bo to movi pan bog Israhelski: Zakl{{ø}}ta rzecz posrod czyebye gest, Israhel! nye ostogisz sy{{ø}} przed nyeprzyaczelmi swd- mi, doy{{ø}}d nye sgladzysz s sebye tego, genze pokalan gest timto grzechem. Y przistopicze rano wszistczi po pokole- nyach wasz‘ch. ktoreskole pokolenye los naydze, poydze po swem przyro- dzenyu, po bliskosczach y po domyech, a domi po m{{ø}}zock. a ktoriszkole w tem grzesze naleszon b{{ø}}dze, spalon b{{ø}}- dze ognyem ze wszim swim gymye- niim. bo gest przest{{ø}}pil smowo boz{{ø}}, y ucinil nyegodn{{ø}} rzecz w Israhel. A tak Iozue wsta w rano, z g e d n a') lsra- ') rap2)licmlu. hela, kaszdego we wsem* pokolenyu, y nalezono gest pokolenye Iuda. Gesto podle swych czeladzy by spytano, nalezona gest czeladz Zare. A t{{ø}} po domyech rosdzehli, y nalezon gest dom Zabdy. a w domu wszistki ludzi ros- dzeliw, naydze Achora, syna Charmi, syna Zabdi, syna Zare, s pokolena Iu- dasova. Y powye Iozue ku Achorovi: Synu moy, day slaw{{ø}} panu bogu Isra- helskyemu, a spowyaday sy{{ø}}, a ukasz nam, czsosz uczinil, a nye zatay! Odpowyedzal Achor ku Iozue, rzek{{ø}}cz k nyemu: Wyernye, iaczem sgrzeszyl przed panem bogyem Israhelskim, a takoczem uczinil. Gdyszem usrzal mye- 84 dzi I plonem plascz czirvoni velmy dobry, a dwyescze rublow srebra, a p r a- vidlo‘) złote py{{ø}}czdzessy{{ø}}nt* zaważy may{{ø}}cze: poz{{ø}}dalem tego y wz{{ø}}1, y skrilem w zemi przeciw pośrodku stanu mego, ale srebro w iamyeczem p i r ź c z {{ø}} przisul. Przeto poslaw Iozue slugy, gisto byezawszy do gego stanu, naleszli wszistko skrite na temze myesczu, y srebro pospołu. A vinyoswszi s stanu, przinyesli s{{ø}} przed Iozue y przede wszistki syny Israhelskye, y po- lozili przed panem. Ale Iozue poy{{ø}}w Achor, syna Zare, y srebro y plascz, y złote pr(a)vidlo, y syny y dzewki gego, voli, ossli y owcze, y sta(«j ze wszistkim gimyenim (y wnzistek Israhel s nimi']), viwyod{{ø}} ge do w{{ø}}dolu Achor. Gdze gest powyedzal Iozue: Przeto zesz nasz sm{{ø}}czyl, sm{{ø}}cz cz{{ø}} pan w temto dnyu! Y ukamyonowano* ge wszistek Israhel, y wszitko, czosz bilo gego, ognyem zezono gest. Y smyo- tano nan’ wyelik{{ø}} grumad{{ø}} kamyenya, gesto gest az do nynyeysego dnya. Y otwroczil sy{{ø}} gnyew bozi od nich. Y nazwano gest ymy{{ø}} temu myesczu padół Achorow asz dzysza. VIII. 1- rzeki pan ku Iozue: Nye boy sy{{ø}} ani sy{{ø}} 1{{ø}}kay. poymi /s] sob{{ø}} wszitk{{ø}} wyelikoscz boyownikow, a powstanę»') wznidzesz ku myastu Hay. Toczem poddał w r{{ø}}k{{ø}} tw{{ø}} króle gego y myasto y lud y zemy{{ø}}. Y uczinis myastu Hay y krolovi gego, iakosz uczinil Te- richo y krolovi gego. Ale plon y wszistek dobitek rosbitugecze sobye. przetos polosz stroz{{ø}} za myastem. Y wstaf Iozue y wszitka wyelikoscz boyownikow s nim, chcz{{ø}}{{ø}}cz wnidz ku Hay. y vibraw m{{ø}}zow silnich trzidzesci tysy{{ø}}czow, posiał w noci, przika- zaw gim rzek{{ø}}cz: Poloscze stroz{{ø}} za myastem, a daley nye choczcze. y b{{ø}}- dzecze wszistczi gotovi. Ale ia y giną wyekkoscz, gesto se mn{{ø}} gest, wznid{{ø}} s drug{{ø}} stron{{ø}} przecziw myastu. A gdisz vinid{{ø}} przecziw nam, pobyegnyem po- daway{{ø}}cz tyl, iakozesmi pirwey uczi- nili, doy{{ø}}d ktorzisto nasz p o z o n {{ø}}, od myasta sy{{ø}} daley nye oczcz{{ø}}gn{{ø}} (odciągną), bo b{{ø}}d{{ø}} mnyecz, bichom bye- zeli iako pirwey. A gdysz my pobye- gnyem, a oni gonicz b{{ø}}d{{ø}}: powstańcze s strozey, skasczesz myasto, bo part bog nasz da ge w r{{ø}}ce nasze. A gdysz ge odzirzicze, zaszicze (zażżycie) ge, a tako wszitko uczinicze, iakozem przikazal wam. Y puści ge, y sli s{{ø}} na myescze stroszne. Y szedzeli myedzi Bethel a Hay przecziw zachodney stronye. Ale Iozue noczy oney ostał po- srod Iuda, a wstaw na dnyu, zliczil towarzysze, wzidzi(e; s starszimi na czoło woysky, a ogarnyon s{{ø}}{{ø}}cz pomocz{{ø}} boyownikow. A gdysz przisf«ł)vrszi wzni- d{{ø}} na stron{{ø}} przecziw myastu, stali s{{ø}} na polnoczney stronye przecziw myastu, myedzi gimisto a myedzi myastem bili na posrotku doli. Bo') py{{ø}}cz tisy{{ø}}czow m{{ø}}zof* byl vibral y zalozil stroz{{ø}} myedzi Bethel a Hay z zachodney strony tegosz myasta. Ale wasza* 2) giną w o y s k a na polnoczn{{ø}} stron{{ø}} byl s g e d n a 1, tak ze poslednya wyekkoscz zachodney strony myasta do- tikak. Przetosz odszedw Iozue tey nocy, stal po srotku w dole. To gdysz usrzal kroi Hay, pospyesziw sy{{ø}} rano, viszedl se wsz{{ø}} wroyskp myeczsk{{ø}}*, a zjedna czoło przecziw3), nye wyedz{{ø}}cz, ze s tilu tagili sy{{ø}} nyeprzyiaczele. Tedi Iozue y wszistka wyelikoscz Isra- helska poruszik sy{{ø}} z myasta, iakoby przestraszeni byezeli po drodze na pu- scz{{ø}}. Tedy oni wszistczi za gedno krzi- kn{{ø}}, a syebye pan{{ø}}kay{{ø}}cz wzru- szili sy{{ø}} na nye. A gdysz sy{{ø}} oddalik od myasta, a niz{{ø}}dni* byl w myescze Hay nye ostał y w Betavcn*, ktoby nye gonił Israhela (iako pirwey, tak ') Wulg.: autem. *) Miało być: wszą. Zresztą położył tu I prz. wojska, zamiast IVgo: wojskę. *) Tu wypuścił wyraz (desertum). wszistczi byk syp vibrali, otworzona myasta ostawiwszi): rzecze pan ku Iozue: Podnyesz scyt, genze w twey r{{ø}}cze gest, przecziw myastu Hay, bo tobye ge poddam. A gdysz podnyesze scyt s drugey stroni myasta: załoga, gesto syp tagila, powstała natichmyast, y pospyTesy k myastu. y odzerzeli y zapalili ge. Tedi m{{ø}}zowye myesczczi, ktorzisto gonili Iozue, osrzafszy sy{{ø}}, y usrzeli dim w myescze az ku nyebu wzchadzay{{ø}}czi, nye mog{{ø}}cz daley ani szant ani tam uczecz, a nawy{{ø}}czey przeto, gdysz cy, gesto byli iako po- byegly, chcz{{ø}}{{ø}}cz sy{{ø}} na puscz{{ø}} wro- czicz, potem obrocziwszy sy{{ø}}, przesyl- nye sy{{ø}} brali. A uszrzaw Iozue y wszistek Israhel, ze gest myasto dobito, a dim z myasta vichadzay{{ø}}czi: nawro- cziwsy syo, byl (bił) m{{ø}}ze z myasta Hay. A tako y cy, gesto dobiwszy myasta zapalili ge, wyszedwszy z myasta przecziw swym, w posrotcze nyeprzi- yaczcle may{{ø}}cz, pocz{{ø}}li ge bycz. A gdysz s obu stronu nyeprziyaczele pobyły, tak ze nizadni s tako wyelikey wyelikosci nye byl zbawyon: y samego króle* Hay ziwTo uchwyczili y dali gy Iozue. Przeto zbiwszi wszistki, gesto s{{ø}} Israhela gonili, ani sy{{ø}} chikk na puscz{{ø}}, a na temze myesczu zagładziwszy wszistki myesczani, wroczili sy{{ø}} synowye Israhelsci, y zbyli myasto. Y bila liczba tich ludzi, ktoristo s{{ø}} zbiczi tego dnya, od m{{ø}}zow az do nyewyast z myasta Hay, dwanaczcze tysy{{ø}}czow. A tak Iozue nye skurczil gest r{{ø}}ky, y{{ø}}szto gest na viszokoscz podnyosl, dzerz{{ø}} scyt, doy{{ø}}d s{{ø}} nye- zbyczi wszistczi bidliczele myasta Hay. Ale dobytek y plon myesczki myedzy sob{{ø}} rosdzelili synowye Israhelscy, iakosz przikazal pan Iozue. Genze spa- liw myasto, uczinil ge groma... Tu 11 kart wyrżniętych. (XXIII, 7). 95 ... (mlyedzi wami. Nye przisy{{ø}}gaycze na ymy{{ø}} bogow gich, ani gim sluzi- cze, ani sy{{ø}} gim klanyaycze. ale przi- dzirzicze sy{{ø}} pana boga waszego, ia- kosscze czinili az do tegoto dnya. A tedi odnyesze pan bog od waszego oblicza rodi wyelikye y przesilne, a nizadni wam syó nye sprzeczivi. Geden z wasz pop{{ø}}dzi nyeprziiaczelskich m{{ø}}- zow tisy{{ø}}{{ø}}cz, bo pan bog wasz za wasz b{{ø}}dze boiowacz, iakosz gest slubil. Ale tego napilnyeyszi b{{ø}}dzcze, abyscze za- wszgi miłowali pana boga swego. Gestii b{{ø}}dzecze chczecz tich narodow, gisto s{{ø}} myedzi wami, bl{{ø}}dow sy{{ø}} przidzirzecz, a s nimi sy{{ø}} smyeszacz w szwacz- bach, y w prziiaszni sy{{ø}} schadzaacz: to iusz ninye wyeczcze, ze pan bog was nye zagładzi gich przed waszim obkczym, ale b{{ø}}d{{ø}} wam na iam{{ø}} a na oszydlenye a na podwroczenye z waszego boku, a pot*i) przed waszima oczima, doi{{ø}}d was nye otnyesze y nye zatraci ss teyto przedobrey zemye, i{{ø}}sz- to gest oddal wam. Tocz ia iusz wzy- d{{ø}} dzysz na drog{{ø}} wszelkyey zemye, a wszistkim umislem poznaczę, ze ze wszech slow nycz gest nye min{{ø}}lo, czosz gest pan slubil wam dacz. A ta- koszi) napełnił gest skutkyem, czosz gest slubil, a scz{{ø}}ssnye wszistko gest wam przisslo: takyesz prziwyedze na vasz wszistko zle, gimzeto gest groził wam, doi{{ø}}d vasz nye odnyesze y nye zatraci ss teyto zemye przedobrey, i{{ø}}sz- to gest oddal wam, przeto zescze prze- st{{ø}}pili smow{{ø}} pana boga waszego, i{{ø}}sz- to gest uczwirdzyl s wami, sluz{{ø}}cz bogom czudzim y klanyai{{ø}}cz sy{{ø}} gim. A tak barzo y richlo powstanye przecziw wam gnyew bozi, y b{{ø}}dzecze wy- nyeszeni ss teyto zemye przedobrey, i{{ø}}szto gest oddal wam. XXIIII. T JL edi szebraw Iozue wrszistki syni Isra- kelskye w Sichen, a prziwolaw wi{{ø}}cz- szych urodzenim y ksy{{ø}}z{{ø}}t, y só{{ø}}dz y urz{{ø}}dnikow, y stali przed obliczim bozim: y movil gest takto k lyudu: Toto movi pan bog Israkelski: Za rzek{{ø}} bidkli s{{ø}} oczczowye waszi od po- cz{{ø}}tka, Thare oczcza2) Abrakamowa y Nackorowa, a sluzili s{{ø}} bogom czudzim. Przeto wzi{{ø}}lem oczcza waszego Abrakam a z kragin Mezopotanye, y prziwyodlem gy do zemye Kanaan, a rosplodzil szyemy{{ø}} gego, a dalem gemu Izaaka, a temuzem dalem* Iakoba y Ezau. Z nichzeto, Ezau oddałem gor{{ø}} Seyr ku gimyenyu, ale Iakob a synowye gego sessli s{{ø}} do Egipta. Y po- ') Miało być: jakoż, albo k a k o ż. 3) Ociec! ') Wulg. ma sudes (pal, szkopuł), który to wyraz tłó- macz wzi§ł za sudor. sialem Moyzesza y Aarona, a raniłem Egipt roszmagitimi dziwi a znamyoni, y wiwa{{ø}}dllem* was y oczcze vasze z Egipta, y przisslyscze ku morzu, gdysz sczigali Egipsci oczcze wasze z wozi y sz geszczi az do morza czirwonego. Y wsplakali ku bogu synowye Israhelsci. genze wlozil czmi myedzi wami a Egipskimi, y prziwyodl na nye | J morze y przikril ge. Widzali s{{ø}} oczi wasze wszistko, czso w Egipce uczinil, a bidliliscze na puści wyele cza- szow. Y wyodlem was do zemye Amo- reyrskego, genze bidlil za Iordanem. A gdysz boyowali przecziw wam, poddałem ge w r{{ø}}ce wasze, a zbikscye ge, a odzerzeli zemye gich. A powstaw Ba- laack, syn Seforow, kroi Moabsky, walcz ycz przecziw Israkelu, postaw a prziwolaw Balaama, syna Beor, aby vasz przekly{{ø}}1. A iam nye chcyal sluckacz gego, ale przecziw temu pożegnałem vasz y wyszwolyl z gego r{{ø}}ki. Prze- skscye Iordan, a prziszliscye ku Iericho. Y walcyli przecziw wam m{{ø}}zowye s tego myasta, Amorreyski, Fere- zeyski, Kananeyski, Etkeyski, a Ger- gezeyski, a Eneyski, a Gebuzeyski. Y poddałem ge M wasze r{{ø}}ce. Y wipu- scylem przed wami szirszenye, y winty otalem ten lyud sz gick myast, a dwa krolya Amorreyska ku gimye- nyu‘), nye myeczem ani ly{{ø}}cyskyem twim. A dalem wam zemy{{ø}}, w nyey- zesce nye robili, y myasta, gichzescye nye dzalali, abiscye bidlili w nich. vin- nicze y olywya*, gegoszscye nye wsplo- dzik. Przetosz iusz boycye sy{{ø}} pana, asluzicye gemu s zwirzckowanim y przepraviim szyercem. a odnyescye bogy, gimzeto s{{ø}} sluzili oczczowye va- szy w Mezopotkanii y w Egypcye, a zawszgi sluzicye bogu. A gęstły syę wam zle widzi, abyscye slużili panu.* wolnye wam dano gest. z w o 1 c y e szo- bye dzysz, czso wam lyubo gest, komu owszem sluzicz b{{ø}}dzecye, azali bogom, gimzeto s{{ø}} sluzili oczczowye wa- szy w Mezopotanii, czili bogom Amor- reyskim, w gichzeto zemi przebiwacye. ale ia y dom moy b{{ø}}dzem sluzicz panu. Y odpowye lyud rzek{{ø}}cz: Odst{{ø}}p to od nasz, abickom ostawszy pana, sluzili bogom czudzim. bo pan bog nasz, on gest wiwyodl nasz a oczcze nasze z zemye Egipskyey z domu robotnego, a czinil dziwi, a my na to patrzimi, y znamyona nyeskromna. A ostrzegał nasz na wszitkick drogach, po ktorickzesmi ckodzik, y we wszech lyudzeck, gesztosmi min{{ø}}ly. Y wimyo- tal wrszitki narodi, amorreyskye bidli- cyele, z zemye, w niozesmito weszsli. Przeto b{{ø}}dzem sluzicz panu, ze gest on pan bog nasz. Y powye Iozue ku lyudu: Nye b{{ø}}dzecye mocz sluzicz panu, bo pan gest swy{{ø}}ti y sylni mscy- cyel, nye odpuści vinam waszim y grzechom. Acz opuscywszy pana, b{{ø}}dzecye sluzicz bogom czudzim: odwro- czicz sy{{ø}} od wasz y ssn{{ø}}dzi wasz y podwrocy, gdysz gest wam tak wyele dobrego dal. Ypowye lyud ku Iozue: Nikakey tego wi{{ø}}cey nye b{{ø}}dze, ia- ') Tego nie ma w Wulg. kosz ty movysz, ale panu bydzem siu- rzeczy wi sam gestescye, zescyz zwo- zicz. A Iozue ku lyudu: Swyatkowye iik szobye pana. abyscye ge... I j Tu kan 9 wydartych. Tu kończy dział czteartego pisarza. SĘDZIOWIE. Co następuje teraz, aż do końca tej Biblii, pisane było ręką jj»}tego pu arza. (IX, 51). S6 .. .a na strzesze wyeszney stoy{{ø}}ce W' i k u s z e. A przist{{ø}}pyw Abimelech blysco ku wyeszi, dobiwal sylnye, a prziblysziw syr{{ø}} ku dzwyrzom, ogen podloszicz chcyal. A tedi gena nyewya- sta zlomkem szamowowim z gori rzu- cy, ugodziła w głowę Abimelechow{{ø}}, y wikidn{{ø}}1 sy{{ø}} mozg gego. Gen prziwolaw r{{ø}}cze swego ubrancza, rzecze k nyemu: Wy my r{{ø}}cze myecz swoy, uderz w my{{ø}}, abi snadz nye rzekły, bich od nyewyasti zabyt bil. Gensze przikazanye spelnyl, zabyl gy. A gdisz on umarł, wszitci, ktorzi s nym biły s Israhela, wrocyly sy{{ø}} na swa myasta. A otplaeyl bog zloscz, i{{ø}}sz bil uczinyl Abimaleeh* przecyw oczczu swemu, zbyw syedmdzesy{{ø}}t bratow swich. Y Syckymyezskym, czsosz biły uczi- nyly, otplaczono gest, y prziszPa kly{{ø}}- twa na nye Ioathan, sina Geroboai. X. P A o Abimalechu uczinyon wodzein vr Israhelu Tola, sin Fua, stryia Abima- lechowa, m{{ø}}sz s Yzachara, gen bidlyl w Sanyr na górze Etraymowye. Y s{{ø}}- dzil Israhel za dwadzeszcya a za trsy lyata, y umarł gest y pogrzebyon wr Sanyr. Po nyem powstał Iayr Galaacz- ski, gen s{{ø}}dzil Israhel dwadzeszcya y dwye lecye, mai{{ø}}cz trsydzeszcy su iow syedz{{ø}}ce na trsydzeszcy oszly{{ø}}toch, a ksyćsz{{ø}}t trsydzeszcy myeszczskich '), iaszto gego gymyenyem sę nazwana Avot Yayr, to gest myasto Iayr, asz do dzisyego dnya, w zemy Galaacz- skey. Y umarł Iayr y pogrzeby OE W mye-- ') Cńitatim, quot... (Wulg.). scye, gemusz gymy{{ø}} Kanion. Potem sinowye israhelsci ku grzechom starim prziczinyai{{ø}}cz nowe, uczinyly zloscz przed oblyczim boszim, slusz{{ø}}cz mo- dlam Baalym a Astaroth, y bogom Syr- skym y Sydonskim y Moaabyezskim, y sinow Amonowich y Fylyczskich, o- stawszi pana, a gego nye naszlyadu- y{{ø}}cz. Na nyeszto sy{{ø}} roz(ę)nyewal pan, podał ge w r{{ø}}ce Phylystim a sinom Amonowim. Y biły zn{{ø}}dzeny barzo y udr{{ø}}czeny za oszmnaczcye lyat, wszitci, ktorzi bidlyly za Iordanem w zemy Amoreyskego, iasz gest w Galaat. tak wyele, isze sinowye Amonowy Iordan przeuhadzai{{ø}}cz, kaziły Iud{{ø}} y Benya- myna y Efrayma. Y udr{{ø}}czon Israhel barzo, a placz{{ø}}cz wolały ku panu a mowyly: Sgrzeszilysmi, ostawszi cye- bye, pana boga naszego, iszesmi slu- szily Baalym. Gym otpowyedzal pan: Zaly nye Egypsci a Amoreysci, y sinowye Amonowy y Pny lysteysci y Sydonsci y Amalechiczsci y Cananey- sci ocy{{ø}}szily s{{ø}} was ? y wolalyscye ku mnye, a iam was wizwolyl z gych r{{ø}}- ku. A wszacoscye mnye ostały, a mo- dlylyscye sy{{ø}} bogom czudzim. przeto wyocey was nye wizwoly{{ø}}. Gydzcye a wziwaycye bogow swich, geszeszeye zwolyly. ony was wizwolcyc*') s czasu sm{{ø}}tnego. Y rzekły sinowye Israhelsci ku panu: Zgrzeszilysmi, otplacy ti nam, czso raczisz. gedno nynye wizwol nas. To rzekszi, wszitki modli czudzich bogow s swich kraiow wimyotawszi, slu- szily panu bogu, gensze sy{{ø}} slyutowal nad gich zn{{ø}}dzenym. A tak sinowye \monowy zwolawszi sy{{ø}} w Galaad, rozbyly stani swe. Przecyw ktorimsze- to sebrawszi sy{{ø}} sinowye Israhelsci, w Masfat stani zastawyly Y rzekła wszitka ksy{{ø}}sz{{ø}}ta Galaaczska blysznym swim: Kto pyrwi s nas przecyw sinom Amonowim ucz(*)ny gnanye, b{{ø}}dze wodzem lyuda Galaaczskego. XI. bil tego czasu Gepte*') Galaaczski m{{ø}}sz przesylni y boiowni, sin szoni zley, gen sy{{ø}} urodził s Galaad. Y myal Galaad szon{{ø}}, z nyeysze urodził sini. gisz gdi uroszk, wirzucyly Gepte rzekocz : Dzedzicz w domu oczcza nasze- i go nye b{{ø}}dzesz any moszesz bicz, bo s czudzoloszney macyerze urodzilesz sy{{ø}}. Od nychszeto on zabyegl, a wya- rui{{ø}}cz sy{{ø}}, bidlyl w zemy Top. Y sebraly sy{{ø}} knyemu m{{ø}}szowye nye- dostateczny a lotrui{{ø}}ci, a iako ksy{{ø}}sz{{ø}}cya naslyadowaly. W tich dnyoch walczily sinowye Amonowy przecyw Israhelu. A gdisz przecyw gym przikro zastawyaly sy{{ø}}, wezbrały sy{{ø}} wy{{ø}}czszi urodzenym s Galaad, chcz{{ø}}cz poi{{ø}}cz ku swey pomoci Gepte s zemye Thop. Y rzekły k nyemu: Podz, a b{{ø}}dz nasze ksyi sz{{ø}}, a walczi przecyw sinom Amonowim. Gymsze on otpowyedzal: tfszakoscye vi, gyszescye mnye nyenawydzely, a wirzucylyscye my{{ø}} s domu oczcza mego, a iuszescye przyszły ku mnye s potrzeb{{ø}} przes- dz{{ø}}czn{{ø}}? Y rzekła ksy{{ø}}sz{{ø}}ta Ga- laaczska ku Gepte: Prze tak{{ø}} rzecz k tobyesmi prziszly, abi sy{{ø}} s namy brał a boiowal przecyw sinom Amonowim. a b{{ø}}dz ksy{{ø}}sz{{ø}}cyem nad wszitkimy, ktorz bidly{{ø}} w Galaad. Tedi Gepte rzecze k nym: Gęstły, eszescye* wyer- nye ku mnye prziszly, abich walczil za was przecyw sinom Amonowim, a poda my ge pan w mogy r{{ø}}ce, ia b{{ø}}- d{{ø}} wasze ksy{{ø}}sz{{ø}}? Gemu ony otpo- wyedzely: Pan, gensze to sliszi, ten 37 smowcza y swyadek gest, ysze1 nasze slyubi mi napelnymi. A tak otszedl Gepte s sksy{{ø}}szęti* Galaaczskimy, y u- czinyl gy wszitek lyud swim ksy{{ø}}sz{{ø}}- cyem. Y rnowyl Gepte wszitki rzeczi swe przed panem w Masphat. Y posiał posli ku krolyowy sinow Amonowich, gyszto bi gemu od nych *) powyedzely: Czso mnye pylno gest y tobye, yszesz prziszedl przecywo mnye, chcz{{ø}}cz za- gubycz zemyó m{{ø}}? Gymsze on otpowyedzal: Bo Israhel odi{{ø}}l zemy{{ø}} m{{ø}}, gdi wiszedl s Egypta, od myedze Ar- mon asz do Iabock y Iordana. przeto iusz s pokogem nawrocy my i{{ø}}. Po nyckszeto opy{{ø}}cz wskazał Gepte y przikazal, abi rzekły Amonskemu: Tocz mowy Gepte: Nye odi{{ø}}1 Israhel zemye Moabskey any zemye sinow Amonskick. Ale gdi wiszedl s Egypta , szedł po puscz:: asz do Morza Rudnego, y prziszedl do Kades. Y posiał posli ku krolyowy Edomskemu, rzek{{ø}}cz: Przepuscz my{{ø}}, acz przed{{ø}} przes tw{{ø}} zemy{{ø}}. Gen nye ckcyal pozwolycz ku gego proszbam. Przeto posiał ku krolyu Mo- abskemu: y ten przescya dacz gym wzgardził. Atak ostał w Kades, a tocz il syo na bok zemye Edomskey y zemye Moabskey, y przyszedł ku wschodu sluneczney stronye zemye Moabskey, a stani zastano wy 1 za Arnon. any choyal gydz w myedze Moabske, bo Arnon s{{ø}}syedztwo gest zemye Moabskey. A tak posiał Israhel posli ku Seon, krolyowy Amoreyskemu, gen bidlyl w E- zebonye, y rzekły gemu: Przepuscz, acz przedzemi przes tw{{ø}} zemy{{ø}} asz do rzeky. Gensze y on slowi israkelski- my wzgardził, nye przepuscz{{ø}}cz gema przędz przes swe myedze, ale wyelikoscz przes lyczbi sebraw, wiszedl przecyw gemu w Gessa, a sylnye bro- nyl. Y podał gy IPan] w r{{ø}}k{{ø}} israhelow{{ø}} se wsz{{ø}} w o y s k {{ø}} gego, gen pobył gy, y wwy{{ø}}zal sy{{ø}} we wszitk{{ø}} zemy{{ø}}- amoreysk{{ø}} l ‘dly {{ø}}ćich tich craiow, y we wszitki krayni gego, od Amon asz do Iabock, od pusczey asz do Iordana. Przetosz pan bog israhelow podwrocyl Amoreyskego walcz{{ø}}cego przecyw gemu prze swoy lyud israhelske. a ti tak nynye ckcesz odzerszecz zemy{{ø}} gego ? Wszak to wszitko, czsosz dzerszi Ta- mos, bog twoy, k tobye s prawa przi- slucha. Ale czso pan bog nasz wy- cy{{ø}}scza odzerszal, dostanye sy{{ø}} k naszemu gymyenyu. Gedno snadz acz gesz lepszi Bała cha, sina Sefor, kro- lya Moabskego. bo‘) rzecz moszesz, iszesz sy{{ø}} wadził s Israkelem y walczil przecyw gemu, gdi bidlyl w Eze- bonye y w gego wsyach, y w Aroer *) Pomyłka Zamiadt- od niego. ') Mylnie zamiast albo (aut) y w gego wyesznyczach, y we wszech myescyech gego za lordanenem za trsy sta lyat. Przecz w takem cza- sye nyczegosz sy{{ø}} nye pokusyl o tem nawrocenyu ? Przeto nye ia grzesz{{ø}} nad tob{{ø}}, ale ti przecyw o mnye zle czinysz, vkladai{{ø}} przecywo mnye boge nyespra- wyedlywre. S{{ø}}dz panye, a vkladzcza b{{ø}}dz tego dnya myedzi Israhelem a myedzi sini Amonowim/! Nye chcyal dbacz kroi sinow Amonowich slow Gepte, gen* przes posli gemu wskazał. Y ziawyl sy{{ø}} przeto nad Gepte duch bo- szi, y t o c z i 1 sy{{ø}} około Galaad y Ma- nase w Masfat, a ott{{ø}}d prziszedl ku sinom Amonowim, slyub zaslyubyl panu rzek{{ø}}cz: Podaszly syni Amonowi w mogy róce: ktorikoly napyrwey wi- nydze ze drzwy domu mego, a mnye potka, gdi syo wn.ez{{ø}} s pokogem od sinow Amonowich, tego za obyat{{ø}} zapaln{{ø}} offyeruy{{ø}} panu. Y szedł Gepte ku sinom Amonowim, abi boiowal przecyw gym. geszto podał pan w r{{ø}}ce gego, y zbył ge od Aroer asz gdisz przi- dzesz do Menrat*, dwadzeszcya myast asz do Abel, gesz wynnyczamy oblo- szono, ranę1) wyelyk{{ø}} barzo. Ypony- szony s{{ø}} sinowye Amonowy przed sini Israhelskimy. A gdisz sy{{ø}} wrocy Gepte w Masfa do swego domu: srza- tla gy gedina dzewka gego z b{{ø}}bni y s tanci. bo nye myal gynich synow. Uzrzaw i{{ø}}, rozdarł odzenye swe a powyedzal: Byada mnye, dzewko moia! oklamalasz2) my{{ø}}, y ti sama gesz okła mana. bocyem otworzil usta ma ku panu, a gynego uczinycz nye mog{{ø}}. Gemu ona otpowye: Oczcze moy, *di- szesz otworzil usta swa ku panu, uczin mnye, czsoszkolysz slyubyl, gdisz gest tobye posziczona pomsta y wycy{{ø}}stwo nad twimy nyeprzyiacyelmy. Y rzekła ku oczczu: To g e d z i n e my day, gegosz prosz{{ø}}. przepuscz my, acz dwa myesy{{ø}}cza chodz{{ø}} po górach, placz{{ø}}cz dzewstwa mego s swimy towarzr- szkamy. Geyszeto otpowyedzal on: Gy- dzi! Y przepuscyl gey dwa my esy {{ø}}- eza. A gdisz odidze s swimy towarzi- szkamy, płakała swego dzewstwa na górach, anapelnywszi dwa myesy{{ø}}cza, WTOcyla sy{{ø}} ku oczczu swemu, gescze m{{ø}}sza nye znai{{ø}}cz. Y uczinyl gey, czsosz bil zaslyubyl. Od nyegoszto obiczay wszedł w Israhelu, a ten obi... Tu ośmiu kart brak. (XXI, 1). ... Benyamynow z naszich dzewek zo- 88 ni. Y prziszly wszitci do boszego domu w Sylo, przed gego oblyczim sye- dz{{ø}}cz asz do wyeczora. A wznyesly swoy glos, z wyelykęi szaloscy{{ø}} poczęty plakacz, rzek{{ø}}cz: Przecz panye bosze israhelski stało sy{{ø}} to zle w twem lyudu, isze dzisz pokolenye geno se- szlo od nas ? A drugego dnya, na dnyt: wstawszi, udzalaly ołtarz, a offyero- wawsza tu dari y pokoyne obyati, rzekły: Kto nye prziszedl do woyski bo- szey se wszego pokolenya israhelske- go? Bo cy{{ø}}szk{{ø}} przisy{{ø}}g{{ø}} biły sy{{ø}} za- ') Tak przekłada łacińskie plag. *) „d^ptsUa. wy{{ø}}zaly, gdi biły w Masfat, ti wszitki zbycz, ktorzibi s nymy nye biły. A prziwyodszi sy{{ø}} sinowye israhelsci ku pokaianyu prze swego brata Benyamy- na, pocz{{ø}}ly mowycz: Odnyesyono gest geno pokolenye israhelske. odk{{ø}}d poym{{ø}} sobye szoni? bo wszitcismi pospo- lycye przisy{{ø}}gly, nye dacz gym swich dze wek. A potem rzekły: Kto gest ze wszego pokolenya israhelskego ten, gen gest nye wszedł ku panu w Masfat? A tako naleszly, bidlycyele Iabes Galaad w tey woyscze nye biwszi. (Bo tegosz czasu, gdi biły w Siło, ny geden tu nye naleszon). Tak poslawszi dzesy{{ø}}cz tysy{{ø}}czow m{{ø}}szow wibornich, przikazaly gym: Gydzycye, a zbycye bidlycyele Iabes Galaad myeczem, tako nyewyasti, iako dzecy gich. Ale to pomnyecz macye: wszitci m{{ø}}sczin- s k e g o rodu y szon(y), gesz m{{ø}}sze po- znak, zbycye. Ale dzewki zachoway- cye. Y naleszono w Iabes Galaad trzi sta dzewrek, gesz nye znali m{{ø}}skego losza, y prziwyedzoni do stanów w Sy- lo, do zemye Kauaneyskey. Y posiały posli ku sinom Benyamynowim, gisz biły na górze Eemmon, y przikazaly gym, abi ge spoymowaly z myrem. Y prziszly sinowye Benyamynowy tego czasu y oddani s{{ø}} gym szoni z dzewek Iabes Galaad. A gynich rzeczi nye naleszly, gyszbi tym czinem1) gym oddały. Bo wszitek Israhel zaloscywye szalował y kaial sy{{ø}} prze zbycye ge- nego pokolenya w Izrahelu. Y rzekły wy{{ø}}czszi urodzenym: Czso uczinymi gym, gisz zon nye poymaly ? bo wszitki zoni w Benyamyanowu* rodu zgy- n{{ø}}li, a to gest nam wyelyka pyecza y wisokim rozumem obmiszlycz mami, bi geno pokolenye s Israhela nye bilo zagładzono. Dzewek naszich nye mo- szemi gym dacz, s{{ø}}cz zawy{{ø}}zany przi- sy{{ø}}g{{ø}} y kly{{ø}}tw{{ø}}, geszesmi rzekły: Prze- kly{{ø}}ti, kto da sw{{ø}} dzewk{{ø}} zonę Benyamynowy! A wsz{{ø}}wszi o to rad{{ø}}, powyedzely: Otocz swy{{ø}}to roczne bosze gest w Sylo, gesz przileszi ku pol- nocney stronye myasta Betel, a ku wschodu sluneczney stronye drogy, iasz sy{{ø}} chily ku‘) Betel do Sychymi, ku poludney stronye myasta Lebna. Y przikazaly synom Benyamynowim rzek{{ø}}cz: Gydzcye, utaycye sy{{ø}} w wynnyczach. A gdisz uzrzicye dzewki w Sylo, gy- d{{ø}}ce z obiczaia ku wodzenyu tanczow: zrz{{ø}}dziwszy sy{{ø}} wibyegnycyesz nagle s wynnycz, a zlapacyesz* ge sobye kaszdi gen{{ø}} zon{{ø}}, a byercye* sy{{ø}} s nymy do zemye Benyamynowi. A gdisz przid{{ø}} oczczowye gich y bracya, sza- luy{{ø}}c na was: powyemi gym: Slyu- tuycye sy{{ø}} nad nymy. bocz s{{ø}} nye złapały gich sinowye Benyamynowy prawem boiownim any wycy{{ø}}skym, ale prosz{{ø}}cim, abi wsz{{ø}}ly, nye dalyscye. y spoymały s{{ø}} ge, a z waszey stroni wyna gest. Y uczinyly sinowye Benyamynowy, iako gym bilo przikazano, a podle swey lyczbi złapały sobye szoni s tich, gesz tance wodzik, y o- ') „Simili modou. ') Myłka zamiast: od. deszly s nymy na swa gymyenya, u- dzalawszi sobye myasta, bidlyly w nych. A sinowye israhelsci wrocyly sy{{ø}}, kaszdi w swem pokolenyu y w swey cze- lyadzi, do swich przebitkow. W tich dnyoch nye bilo krolya w dsrahelu,. ale geden iako drugy, czso sy{{ø}} gemu prawego wydzalo, to czinyl. Poczi- nai {{ø}} sy {{ø}} k s y {{ø}} g 3/ Ruth Moa- byczskey. RUT. ') e dnyoch s{{ø}}dzey gene- go, tedi gdisz s{{ø}}dza nad w zemy. Przenszeto wiszedl czlowyek s Bethlema ludowa do kraia Moabskego, chcz{{ø}}cz tam podrosznykem bicz s sw{{ø}} zon{{ø}} a se dwyema sinoma. Temu dzano Ely- melech, a zenye gego Noemy. Dwa sini gego, geden Maalon, a drugz/ Te- lyon*, Ewfrateyscy s Bethlema ludowa. A wszedszi do kraia Moabskego, tam bidlyly. Y umarł Elymelech, m{{ø}}sz No- emy, a ostała sama s sini. Y poi{{ø}}lasta sobye szoni Moabycske, z nychsze gena rzeczona Orffa, a druga Ruth. Y biły tam dzesy{{ø}}cz lyat, a obasta u- ') Tu liteiy W w kodexie braknie. Pozostawiono tylko próżne miejsce, ażeby j§ poźnićj ozdobnie wpisać. marla, Maalon y Telyon. y ostała szona syrotę po dwu sinu y po m{{ø}}szu. A wrstawszi, chcz{{ø}}cz do swey włoscy gydz s obyema nyewyastama s 99 kraia Moabskego, bo bila usliszala, isze wezrzal bog na swoy lyud, a dal gym pokarm: a tak wiszla s myasta swego p{{ø}}tnycstwa s obyema nyewyastama, a iusz na drodze s{{ø}}cz, chcz{{ø}}cz sy{{ø}} wrocycz do zemye ludowi, rzekła k nyma: Gydzta do domu swey ma- cyerze, uczin s wama pan mylosyer- dze, iakosta wi uczinyle s umarli- my y se mn{{ø}}. Day wama nalescz po- koy w domyech tich m{{ø}}szow, gysz sy{{ø}} wama dostan{{ø}}. Y poczalowala ge. A ony e wznyozwszi glos, poez{{ø}}lesta plakacz, rzek{{ø}}cz: S tob{{ø}} poydze- w y e k twemu lyudu. Gymsze ona ot- powye: Wroczta sy{{ø}}, dzewki moge. przecz gydzeta se mn{{ø}}? nye mamcy wy{{ø}}cey sinow w mem szywocye, nye domnymayta sy{{ø}}, bista mogle se mnye wy{{ø}}cey m{{ø}}sze myecz. Wroczta sy{{ø}}, dzewki moabycske, y odidzyta, bo iuszem staroscy{{ø}} nawyedzona, any spo- sobyona ku prziwy{{ø}}zanyu malszenske- rnu. Bo acz bich mogla teyto noci po- cz{{ø}}cz sini y porodzicz, a wi chcyele czekacz, doi{{ø}}dbi nye wirozli z dzecyn- skich lyat: drzewyey b{{ø}}dzeta b a b y e, nyszly swadzbi s nymy doczekacye. Nyeckayta, prosz{{ø}}, dzewki me. bo wasz sm{{ø}}tek wy{{ø}}cey my{{ø}} m{{ø}}cy a ucy{{ø}}sza, a wiszla gest r{{ø}}ka bosza przecywo mnye. A ony e wznyoszi* glos, wtore pocz{{ø}}lesta plakacz. Orffa czalowawszi swyekrew, wrocy sy{{ø}}. ale Ruth dzer- szalasy{{ø}} swyekrwye swey. Geysze rzecze Noemy: Tocz sy{{ø}} wrocyla rodzi czka twa k lyudu swemu y k swkn bogom, gydzi s ny{{ø}}. Ona otpowye : Nye przecyw my sy{{ø}}, bich cye- bye ostała y odeszła, dok{{ø}}dkoly sy{{ø}} obrocysz, poyd{{ø}} s tob{{ø}}, a gdzesz ti bi- dlycz b{{ø}}dzesz, y ia spolu bidlycz b{{ø}}- d{{ø}} s tob{{ø}}. Lyud twoy, lyud moy. bog twoy, bog moy. a ktora cy{{ø}} zemya przymye umarl{{ø}}, w teysze y ia umr{{ø}}, a tu ucziny{{ø}} sobye myasto pogrzebne. To my bosze day, a to my uczin, isze gena szmyercz my{{ø}} s tob{{ø}} rozdzely. A to uzrzawszi Noemy, isze zatwar- dzalim umislem Ruth bila sy{{ø}} uparła s ny{{ø}} gydz: wy{{ø}}cey gey nye bronyla, any sy{{ø}} wrocycz zasy{{ø}} radziła. Y bra- lesta sy{{ø}} spolu, prziszlasta* do Bethle ma. A gdisz w myasto weszlesta, richla no wyna sy{{ø}} roznyosla, ysze mowyli nyewyasti: to gest ta Noemy. Gym ona otpowyedzala: Nye wziwaycye my{{ø}} Noemy, to gest krasna, ale wziwaycye my{{ø}} Amara, to gest gorzka, bo gorz- koscy my{{ø}} napelnyl barzo wszechmo- g{{ø}}ci. Wiszlam bila pełna, a prozn{{ø}} my{{ø}} naw rocyl pan. Przeto przecz my{{ø}} zowyecye Noemy, i{{ø}}sz pan ponyzil y zam{{ø}}cyl wszechmog{{ø}}ci ? Przeto prziszla Noemy s Ruth Moabsk{{ø}}, s sw{{ø}} nye- w y a s t {{ø}}, s zemye swego p{{ø}}tnyczstwa, a wrocyla sy{{ø}} do Bethlema, gdisz i{{ø}}cz- myen pyrwi zn{{ø}}. H. 1 bil m{{ø}}sz, rodzicz Elymelechow, czlowyek moczni a wyelykego gymyenya, ymyenyem Boos. Y rzekła Ruth Moa- by tska ku swey swyekrwy: Kaszesz- ly, Poyd{{ø}} na pole, a b{{ø}}d{{ø}} kłosi zby- racz, gysz padai{{ø}} z r{{ø}}ku zenczow, gdzeszkoly nayd{{ø}} przyiaszn myloscy- wego gospodarza. Iazto') ona otpowye: Gydzi, ma dzewko. A tak obszedszi*, zbyrala kłosi na zad po zenczoch. Y przigodzilo sy{{ø}}, isze to pole myalo pana Booz, gen bil z rodu Elymelecho- wa. A tedi on gyd{{ø}}cz s Bethlema, rzecze ku zenczom: Bog s wamy! Ony otpowyedzely: Poszegnay cyebye pan. Y rzecze Booz ku przistawowy, gen za zenci stal: Czyia gest to dzewecz- ka? Gen otpowyedzal: Ta gest Moa- bitska, iasz prziszla s Noemy s kraia Moabytskego, a prze (?) prosyla2), abi ') Miało być: jej żęto (cni). ’) „rogavitu. 45 kłosi zbyrala, gisz ostawai{{ø}}, chodz{{ø}}cz za zenci. ot iutra asz do nynyeyszego czasu stoy na polyu, nygdzey syę do domu nye wraczai{{ø}}cz. Y rzecze Booz ku Ruth: Sksz dzewko, nye chodź na gyne pole zbyracz klosow, any odcha- dzay s tego myasta, ale przil{{ø}}cz sy{{ø}} ku mim dzewkam. gdzeszkoly b{{ø}}d{{ø}} sz{{ø}}cz, naslyaduy gich. Bocyem przikazal mim dzeweczkam, abi cyebye nygeden nye sm{{ø}}cyl. Gęstły b{{ø}}dzesz pragn{{ø}}la, gydzi ku lagwyczam a py (pij) z nych wod{{ø}}, z nychszeto ma czelyadz pyge. Tedi ona padszi na zemy na swe oblycze, pokłonywszi sy{{ø}} gemu, rzekła: Otk{{ø}}d mnye to gest, yszem nalyazla myloscz przed twima oczima, a raczisz my{{ø}} znacz, g o s z c y- n{{ø}} szon{{ø}}? Gey on otpowyedzal: Po- wyadano my, czsosz uczinyla swey swyekrwy po smyercy gey m{{ø}}sza, a szesz opuscyla swe przyiacyele y ze- my{{ø}}, w nyeyszesz sy{{ø}} urodziła, a przi- szlasz k lyudu, gegoszesz nye wye- dzala. Otplacy tobye bog twego uczin- ku, a peln{{ø}} mzd{{ø}} przymyesz ot pana boga Israhelowa, k nyemuszesz prziszla y ucyekla pod gego skrzi- dle. Ona otpowye: Nalyazlam myloscz przed twima oczima, panye moy, genszesz my{{ø}} ucyeszil, a mowylesz ku syerczu sług?/ twey, bo nye gestem (!) równa nyszadney z dzewek twich. Y rzecze k nyey Booz: Gdisz b{{ø}}dze godzina gescz, przidzi sam, a gedz chleb, a omocz skib{{ø}} swp w o... 11 * Tu kart 13 wydanych. KRÓLEWSKIE I. (XIV, 26). ... szakosz przeto n y k t e y 0) nye dotkn{{ø}}1 sy{{ø}} r{{ø}}k{{ø}} myodu ustom swim. Bo sy{{ø}} bal wszitek lyud Saulowa zaprzi- sy{{ø}}szenya. Ale Ionatas nye bil sksal tego, gdisz ocyecz gego zaprzisy{{ø}}gl lyud. Sy{{ø}}gn{{ø}}1 koncern tego pr{{ø}}ta, gen w r{{ø}}ce dzerszal, y dotkn{{ø}}1 w myod, y obrocy r{{ø}}k{{ø}} sw{{ø}} k swim ustom, y o- swyecyli sy{{ø}} oczi gego. Tedi geden z lyudzi rzecze: Wyelykym zaprzisyó- szenym zaprzisy{{ø}}gl lyud ocyecz twoy, rzek{{ø}}cz: Przekly{{ø}}ti m{{ø}}sz, gensze chleb b{{ø}}dze gescz dzisya. Y umdlyl sy{{ø}} bil lyud barzo. Tedi rzecze Ionatas: Za- m{{ø}}cyl ocyecz moy zemy{{ø}}. toscye wi wydzely, yszesta sy{{ø}} oczi moy oszwye- cyle, iszem tego myodu ukusyl ma- lyutko. a wyelmy wy{{ø}}cey, bi bil iadl lyud, lupy{{ø}}cz swich nyeprzyiacyol, gesz nalyasl ? azalybi sy{{ø}} nye stała bila wyóczsza rana') nad Fylystyni? A przetosz były (bili) tego dnya Fylystini od Machmas* asz do Haylon. Y ostał bil lyud p r z e 1 y s (?) barzo2), a wrocyw sy{{ø}} na lup, pobrał owce, woli y cye- ly{{ø}}ta, y zbyły ge na zemy, a gedly se krwy{{ø}}. Tedi zwyastowaly Saulowy rzek{{ø}}cz, isze lyud zgrzeszil przecyw bogu, isze iadl se krwy{{ø}}. K temu on rzecze: Przest{{ø}}pylyscye przikazanye bosze. prziwalcye nynye ku mnye ska- 1{{ø}} wyelyk{{ø}}. Y rzecze Saul: Roziczcye sy{{ø}} po lyudzech, rzeczcyesz gym, acz przywyod{{ø}} ku mnye kaszdi wolu a skopu, a zabycye na tey skale, a gescz b{{ø}}dzecye, a nye zgrzeszicye przecyw panu, gedz{{ø}}c se krwy{{ø}}. Y prziwyodl wszitek lyud, kaszdi wolu w swey r{{ø}}- ce, asz do noci. y sbyly s{{ø}} tu. Y udzalal Saul ołtarz bogu, a to napyrwey pocz{{ø}}1 stawyacz ołtarz boszi. Y rzecze Saul: Padnyemi na Fylystini w noci, a wibygemi ge, doi{{ø}}d nye vswytnye, any genego mósza z nych ostawymi. K temu lyud rzecze: Wszitko, czso sy{{ø}} tobye zda dobrego, to uczin. Y rzecze kapłan: Przist{{ø}}pcye sam ku bogu. Y poradził sy{{ø}} Samuel* z bogem, rzek{{ø}}cz: Maniły boiowacz s Fylystinmy ? a podaszly ge w r{{ø}}ce israhelske ? Y nye otpowye dzal k temu nyczego tego dnya. Tedi rzecze Saul: Zgromaozcye sam lyud ze wszech k{{ø}}tow, a wydzcye, przes kogo sy{{ø}} sstal ten grzech dzisz. Sziw gest pan, zbawycyel israhelski. bo gęstły przes Ionat{{ø}}, sina mego: przeze wszego od wyedzenya umrze. Przecyw temu nyczs gemu nygeden nye rzecze ze wszego lyuda. Y rzecze ku wszemu israhelskemu lyudu: Odly{{ø}}czcye sy{{ø}} wi na gen{{ø}} stron{{ø}}, a ia s swim sinem Io- nat{{ø}} b{{ø}}d{{ø}} na drugey stronye. Ktemu lyud Saulowy otpowye: Czso gest dobrego przed twima oczima, to uczin. Tedi rzecze Saul ku panu bogu: Panye bosze israhelski, widay s{{ø}}d, czso gest to, iszesz nye otpowyedzal dzisz słudze twemu? Gęstły ta wyna na mnye, albo na Ionacye, sinu mem, racz to ukazacz. albo gęstły ta zloscz na twem lyudu, day nyewinnim ocziscyenye. Y naleszon Ionatas a Saul, ale lyud wd- szedl. Y rzecze Saul: Myeczcye lyosy myedzi mn{{ø}} a Ionat{{ø}}, sinem mim. Y spadł lyos na Ionat{{ø}}. Tedi rzecze Saul ku Ionatowy: Powyedz my, czsosz u- czinyl. 1 powyedzal Ionatas rzek{{ø}}cz: Kusz{{ø}}cz ukusylem na konczu pr{{ø}}ta, gisz bil w mey r{{ø}}ce, malyutko myodu. Owa, tocz ia przeto umyram. Y rzecze Saul: Uczin to nade mn{{ø}} pan, a tesz sy{{ø}} stan nade mn{{ø}}, bo szmyercy{{ø}} u- mrzesz Ionata. Tedi lyud ku Saulowy rzecze: Nye*) umrze przeto Ionatas, gysz uczinyl zbawyenye to wyelyke w israhelskem lyudu ? to gest wyelyki ') W Wulg.: „Ergone J. morietur*...? Więc powinno było być: Czy umrze... ’) „Plaga" (Wulg.). J) „Defatigatus est populus a ganyebni grzech. Sziw gest pan, u- padnyely włos z gego głowa na zemy{{ø}}, bo wszitko podle boga czinyl dzisz. A wizwolyl lyud Ionat{{ø}}, abi nye umarł. Y szedł precz Saul, a nye cy{{ø}}gn{{ø}}1 na Fylystini. A Fylystiny szły do swich myast. Zatim Saul uczwyrdziw swe krolewstwo nad israhelskim lyudem, bo- iowal po wszitkem o k r {{ø}} d z e przecyw swim nyeprzyiacyelyom, przecyw Moab, a przecyw sinom Amonowim, a Edomo wim, a przecyw krolyom Sobą, a' przecyw Fylysteom. A dok{{ø}}dkoly sy{{ø}} obrocyl, zawszdi zwycy{{ø}}szil. A zgro- madziw zast{{ø}}p, y pobył Amalecha, y wizwolyl israhelski lyud z r{{ø}}ki gych zbyegow. A biły sinowye Saulowy: Io- nata, Iezuy, a Melchizua. gymyona dwu dzewku: gymy{{ø}} pyrworodney Merob, a gymy{{ø}} mnyey szey Mykol. A gymy{{ø}} zenye Saulowye Achynone, dzewka A- chymas. a gymy{{ø}} ksy{{ø}}sz{{ø}}czu, gen bil nad gego ricerstfem, Abner, sin Nerow, gen bil striczni brat Saulow. Ale Cis bil ocyecz Saulow, a Ner ocyecz Abnerow, sin Abyelow. Y bil wyelyki boy przecyw Filysteom po wszitki dny Saulowi, bo gdzekoly uzrzal Saul m{{ø}}- sza sylnego a prziprawnego ku boiu, przyi{{ø}}1 gy k sobye. XV. W . II t{{ø}} dob{{ø}} Samuel ku Saulowy rzecze: Mnye posiał pan, abich cyebye pomazał, abi bil królem nad gego lyudem israhelskim. a przeto posluchay nynye głosu boszego. Tocz mowy pan 101 wszech zast{{ø}}pow: Po lyczilem wszi tko, czsokoly uczinyl Amalech israhel- skemu lyudu. kako sy{{ø}} gemu przecy- wyl na drodze, gdi szły s Egypta. A przetosz szedw nynye, p o b y* Amalecha, a zetrzi wszelke rzeczi gego. nye odpusczay gemu, a nye posz{{ø}}day nyczego z gego rzeczi, ale z b y g (zbij) od m{{ø}}sza asz do szoni, a dzecy y młode dzecy{{ø}}tka, wolu, wyelbl{{ø}}da y osia, y owce. Y przikazal Saul lyudu, y zly- czil gich iako baranow: dwyeszcye tysy{{ø}}czow pyeszich, a dzesy{{ø}}cz tisy{{ø}}cz{{ø}}* m{{ø}}szow Iuda. A gdi prziszedl Saul do myasta Amalech: zaloszil strosze na p o t o c e. Tedi rzecze Saul Cyneo: Odi- dzicye a odst{{ø}}pcye, y odalcye sy{{ø}} od Amalecha, acz was takesz y s nym nye obly{{ø}}g{{ø}}. Bosz ti uczinyl myloszer- dze se wszemy sini israhelskimy, gdi szły s Egypta. Y wibral sy{{ø}} Cyneus s poszrzod Amalecha. Y byl (bił) Saul Amalecha asz do1) Eyula asz prziszedl proscye na to myasto Sur, gesz gest stron{{ø}} Egypske* zemye. Y i{{ø}}1 Saul Agag, krolya Amalech, sziwo, ale wszitko sebranye lyuczskye myeczem zbył. A odpuscyl Saul y wszitek lyud kro- lyowy A gagowy y nalepszim stadom owyecz a dobitku a odzenyu y skopom y wszemu, czso bilo krasnego, any czso tego chcyal zatraczono myecz. ale czsokoly bilo nyepodobuego a zarzuczonego, to pogubyly. A powyedzal pan to słowo ku Samuelowy, rzek{{ø}}cz: Szal my, yszejn Saula uczinyl królem, bo my{{ø}} opuscyl, a mich slow uczinkem nye pelnyl. Tedi zam{{ø}}cyl sy{{ø}} ') Pomyłka, zamiast od. Samuel, y wolał ku panu czal{{ø}} nocz. A gdisz Samuel wstał w noci, abi rano szedł ku Saulowy: w t{{ø}} dob{{ø}} po- wyedzano Samuelowy, ysze Saul prziszedl na Karmelum, y wiwyesyl sobye na ezescz chor{{ø}}gew wycy{{ø}}szn{{ø}}, a wro- cyw sy{{ø}} y szedł do Galgala. Zatim przidze Samuel ku Saulowy, a on obya- tuge zaszszon{{ø}} obyat{{ø}} panu s tego łupu, gysz bil pobrał w Amalech. A gdisz prziszedl Samuel ku Saulowy, w t{{ø}} dob{{ø}} Saul rzecze k nyemu: Poszegnan b{{ø}}dz przed bogem, bom na- pelnyl slowm bosze. K temu Samuel rzecze: A ktori gest to glos, gesz brzny w mu uszu, od dobitka, giszto ia szli- sz{{ø}}? Y rzecze Saul: S Amalech przi- wyedly ge. lyud nye chcyal pogubycz lepszich owyecz a dobitcz{{ø}}t, abi bili obyatowani panu bogu twemu. ale gy- nesmi wszitko zbyły. Tedi Samuel ku Saulowy rzecze: Ny e c h ay my{{ø}}, acz po wyem tobye, czso rnowyl pan wr noci ku mnve. K temu rzecze: Mow. Te- %r di rzecze Samuel: Wszako gdisz sy{{ø}} sam za małego polyczal, uczinyon gesz glow{{ø}} nad wszemy pokolenyamy isra- kelskimy, a pomazał cy{{ø}} pan, abi bil królem nad Israhelem. a posiał cy{{ø}} pan na drog{{ø}} rzek{{ø}}cz: Gydzi, a zbyg grze- sznyki Amalechytske, a b{{ø}}dzesz boio- wacz przecyw gym, asz ge y poby- gesz. Czemusz te-go dlya nye posłuchał głosu boszego, alesz sy{{ø}} oddal na lup, a zlesz uczinyl przed panem? Tedi rzecze Saul ku Samuelowy: Bar- zom posluckal głosu boszego, a chodziłem t{{ø}}{{ø}} drog{{ø}}, i{{ø}}sz my{{ø}} posiał pan, a przywyodlem Agag, krolya Amale- ckicskego, wszitekem lyud Amaleckicski zbył. ale lyud pobrał lup nalepszi, owce a woli gich, gyszto s{{ø}} zbyćy, abi ge obyatowaly panu bogu swemu w Galgala. Tedi Samuel rzecze: Azaly pan chce zaszszonimi) oflyeram albo obyatam, ale2) wy{{ø}}cey, abi bilo posłuchano głosu gego? Bo gest lepsze * posłuszeństwo, nysz obyata, a posluchacz wy{{ø}}cey, nyszly offyerowacz tuk skopowi. Albo przecywycz syó gest iako grzech wyesczego, a nye ckcecz pozwolycz iako grzeck modli pogan- skey. A przeto, iszesz zarzucyl rzecz bosz{{ø}}, zarzucy cy{{ø}} pan, abi nye bil królem. Tedi Saul rzecze ku Samuelowy: Sgrzeszilem, iszem nye posluckal rzeczi boszey, a slow twick, b o i ó sy{{ø}} lyuda, a posłuchay{{ø}} głosu gyek. A iusz prosz{{ø}} cyebye, nosy grzeck moy, a wrocz syó se mn{{ø}}, acz sy{{ø}} pomo- dly{{ø}} bogu. Tedi Samuel rzecze ku Saulowy: Nye wrocz{{ø}} sy{{ø}} s tob{{ø}}, bosz zarzucyl rzecz bosz{{ø}}, a zarzucyl cy{{ø}} takesz pan, abi nye bil królem israkelskim. To rzekw Samuel, obrocyl sy{{ø}}, ckcz{{ø}}cz przecz gydz. Tedi u c k o p y w gy Saul za klyn plascza gego, tako es ze sy{{ø}}. rozdarł. Y rzecze k nyemu Samuel: Rostargn{{ø}}1 gest pan krolew- stwo israhelske ot cyebye dzisz, y dal ge blysznyemu twemu, lepszemu ny- sze->z ti. A tak zwycy{{ø}}szicyel w isra- helskem lyudu nye odpuscy, any sy{{ø}} czego boi{{ø}}cz, sw~ego zamisla ostanye. bo czlowyekem nye gest, bi czso uczi- ‘)Ten przyp- IHci zadziwia, zamiast ligo. a) Miało być: a nie... nyw zalowal. K temu Saul rzecze: Sgrzeszilem, ale yusz tedi poczcy my{{ø}} przed starszimy lyuda mego, a przed lyudzmy israhelskimy. Wrocz sy{{ø}} za- sy{{ø}} se mn{{ø}}, acz sy{{ø}} pomodly{{ø}} panu bogu twemu. Tedi sy{{ø}} wrocyl Samuel y szedł s Saulem. y modlyl sy{{ø}} Saul bogu. Tedi Samuel rzecze: Przywyedz- cye my Aga*, krolya Amalechicskego. Tedi postawyon przed Samuelem Agag przetlusti, a trz{{ø}}sl sy{{ø}}. Y rzecze Agag: Tako prawye gorzka szmyercz rozl{{ø}}- cza ? K tentu Samuel rzecze: lako twoy’ myecz uczinyl szoni przes dzecy, ta- kesz myedzi szouamy b{{ø}}dze macz twa. A tu gy natichmyast Samuel na k{{ø}}si rosyekl przed panem w Galgala. Y odszedł Samuel do Ramati, a Saul brał sy{{ø}} do domu do Gabaa. A potem daley nye uzrzal Samuela Saul') asz do dnya gego szmyercy. A wszak szalował Samuel Saula, bo to bogu nye- lyubo bilo, ysze gy bil królem uczinyl nad lyudern israhelskym. XVI Tedi bog powye ku Samuelowy rzek{{ø}}cz: Y dok{{ø}}d b{{ø}}dzes plakacz Saida, a wy esz, yszem ia gy zarzucyl, abi nye krolyowral nad lyudern israkelskim. Kapeln rog swoy oleia, a podz, a cy{{ø}} poszly{{ø}} ku Ysay Betleemskemu, bo- cyem sposoby 1 w gego sinyeck mnye krolya. A k temu Samuel rzecze: Y kako poyd{{ø}} ? bo to usliszaw Saul, za- byge my{{ø}}. K nyemu pan rzecze: Cyel- cza genego s dobitka wreszmyesz w sw{{ø}} r{{ø}}k{{ø}}, y rzeczesz: Obyatowacz bogu gesm prziszedl. Y wzowyesz Yzay ku obyecye, a ia tobye ukasz{{ø}}, czso uczi- nysz, y pomaszesz tego, gegosz ia tobye ukasz{{ø}}. Y uczinyl tak Samuel, iako gemu bog przikazal. Prziszedl Samuel do Bethlema, a tu sy{{ø}} podzywyly starszy myeszcsci, a wiszedszi przecyw gemu, rzekły: Pokoynely gest k nam twe wescye? K nym Samuel rzecze: Pokoyne. prziszedlem obyatowacz bogu, a przetosz poswy{{ø}}czcye sy{{ø}}, a podz- cye se mn{{ø}}, acz obyatuy{{ø}}. Y poswy{{ø}}- cyl Yzay y gego sini, a wezw^al gich ku obyecye. A gdisz weszły, uzrzal tu Elyaba [y] rzecze: Azaly gest yusz przed panem Cristus *) gego ? W t{{ø}} dobo pan ku Samuelowy rzecze: Nye patrzi na gego oblycze, any na postaw{{ø}} gego wisokoscy. bocz ia podle uzrzenya czlo- wyeczego nye s{{ø}}dz{{ø}}. Czlowyek geno czso w nyey gest, wydzi. ale bog, ten w syerce patrzi. Tedi wezwaw Yzay Amynadaba y prziwyodł gy przed Samuela. Gen rzecze: Any tego wibral bog. Tedi prziwyodł Yzay sina trze- cyego, gymyenyem Sama, o nyemsze Samuel rzecze: Any tego wibral pan. Tedi Yzay przywyodł syedm sinow swick przed Samuela,2) ku Yzay: Nye zwolyl bog ny genego s tichto. Aza iusz gynyck sinowr nye masz ? Gen otpowyedzal rzek{{ø}}cz: Gescze gest geden malyutki, ten pasye owce. Tedi Samuel ku Yzay rzecze: Poszły, acz gy przywyodó, bo nye sy{{ø}}dzem k sto- •) Tak jest i w W*ulg. (zamiast pomazaniec). ł) Tu wypuścił: „i rzecze Samuel“. ') Samuel saula! lu, doi{{ø}}d on nye przidze. Tedi posiał przywyoal gy. A bil rumyani a kraśni na wezrzenyu a nadobney twarzi. W t{{ø}} dob{{ø}} pan rzecze: Wstań, a po- masz gy, bo ten gest. Tedi wsz{{ø}}w Samuel rog oleia, pomazał gy poszrzod bracyey gego. y wst{{ø}}pyl duch boszi w Dawyda ot tego dnya y potem. Za- tim Samuel wrstaw, y brał syo do Ra- mata. A w t{{ø}}sz godzyn{{ø}}‘) wist{{ø}}- pyl duch boszi s Saula. a 1 o m y 1 gym 7,1 i duch, od boga. Tedi ku Saulowy rzek{{ø}}) sludzi gego: Ow^a, tocz duch boszi zli łomy tob{{ø}}. Przikasz krolyit nasz, acz tito slugy twrc, gysz przi tobye s{{ø}}, szukai{{ø}} czlowyeka nyekrorego, gen u- mye w goslki g {{ø}} s z c z, abi gdisz cy{{ø}} polapy duch boszi zli, g {{ø}} d 1 przed tob{{ø}} r{{ø}}k{{ø}}. lekcey to lomyenye znyesyesz. W ty dob{{ø}} Saul sluszebnykom swim rzecze: Dob{{ø}}dzcye my tego, gen umye dobrze g{{ø}}scz, a prziwyedzcye gy ku mnye, acz przede mnó bódze. Tedi geden z gego sług rzecze: Owa, tocyem wydzal sina Yzay Betlemyczskego, u- myeiocz g{{ø}}scz, a sylno mocnego m{{ø}}- sza, walecznego a modrego wr slow yech, a krasnego m{{ø}}sza, a bog s nym gest. Tedi Saul posiał posn k temu Yzay, rzek{{ø}}cz: Poszły ku mnye sina sw^ego Dauida, gysz gest na pastwach. Tedi A zay poi{{ø}})W osia y nakładł nan pełno clileba. a lagwycz{{ø}} wyna, koszly{{ø}} s koz geno, a posiał przes swego sina Saulowy. A prziszedw Dauid ku Saulowy, stal przed nym, y mylowal gy Saul barzo, a uczinyl gi swim slusze- bnykem'). Zatym posiał Saul ku Yzay, rzek{{ø}}cz: Nyechay Dauid stawa przede mn{{ø}}, bo nalyazl myloscz przed mima oczima. A gdiszkoly duch boszi zli po- chitawal Saula: tedi Dauid wsz{{ø}}w g{{ø}}sl- ki, g{{ø}}dlrsw{{ø}} r{{ø}}»k{{ø}}, y obelszalo syó Saulowy, a lekcey gemu bilo, bo duok boszi zli tedi od nyego odcbadzal. XVII. Zatym sebrawszi sy{{ø}} Fylystmowye w zast{{ø}}pi swe ku boiu, prziszly do Sochot w szidowskey zemy. tu s{{ø}} swe czwyr- dze wzwyedly myedzi Sockot a myedzi) Azeta, wr kraynack boszick2). Za- tim syp tak Saul a lyudze israkelsci sebraly na tem wTdolyu* Terebynti. Y zrzędziły spy cy{{ø}} wogensk{{ø}} ku boiu przecyw Fylysteom. A stały Fylysteo- wye na... Tu karty trzy wycięte. (XIX, 2). ...ka cy{{ø}} ocyecz moy Saul zabycz. 103! Przeto skrig sy{{ø}} rano, tegocz proszó, y bodzesz nyegdze taynye, y zatay sy{{ø}}. A ia winyd{{ø}}), stan{{ø}} podle oczuza mego na polyu. gdzekoly b{{ø}}dze. Y b{{ø}}d{{ø}} o tobye mowycz ku oczczu memu, a czsokoly na nyem wzwyem, tobye po- wyem. A stało sy{{ø}}, rnowyl Ionatas dobre rzeczi ku oczczu swemu o Daui- dze, tak rzekocz: Nye zgrzeszay kro- lyu nad swim slug{{ø}} Dauidem, bo gest przecyw tobye nye zgrzesz]1, a gego uczinki tobye dobre so barzo. Poloszil *) rArmiger‘- tWulg.), W dziale czwartego pisarza tłó- uiaczouo to rubraniec“. 2) Wulg. ma Domnnm. On to wziął za Domini! ') Tego wcale nie ma w texcie Wulg. dusz{{ø}} sw{{ø}} w r{{ø}}ce swey, y pobyl Fy- lystea, y uczinyl pan zbawyenye wye- lyke wszemu lyudu israhelskemu. A tosz swima oczima wydzal, a radowa- lesz sy{{ø}}. Y przeto tedi sgrzeszisz w nyewynney krwy, chcz{{ø}}cz zabycz Da- uida, gen gest przeze wszey wyni. To gdisz usliszal Saul, ukoyl sy{{ø}} w rzeczi Ionatowye. przisy{{ø}}gl, rzek{{ø}}cz: Sziw pan gest, ysze nye b{{ø}}dze zabyt Dauid. Tedi Ionatas zawolal Dauida, y powyedzal gemu ta wszitka slowa, y wyodl Dauida przed Saula, y bil przed nym tak, iako bil drzewyeyszich dny. A potem sy{{ø}} ruszily ku boiu, a tu w i y a w* na pole Dauid, boiowal przecyw Fylystinom, y pobył ge wyelyk{{ø}} ran{{ø}}, y ucyekly przed gego oblyczim. Y tropyl* duch boszi zli Saula, a on syedzi w swem domu, a dzersz{{ø}}cz ko- pyge. a Dauid g{{ø}}dl r{{ø}}k{{ø}} sw{{ø}} w g{{ø}}- szly. A patrzil tego Saul, abi Dauida przebodl kopy gym k scyenye. ale Dauid sy{{ø}} uckilyl od oblycza Saulowa, a kopye po stronye w scyan{{ø}} utkn{{ø}}lo. A Dauid ucyekl y schował sy{{ø}} tey noci. Tedi Saul posiał 'slugy swe w noci do domu Dauidowa, abi sy{{ø}} dostrzeg- szy gego, zabyly rano. To gdi powye- dzala Dauidowy Mycol, zona gego, rzek{{ø}}cz : Nye skrigeszly sy{{ø}} tey noci, za yutra zabyt b{{ø}}dzesz. Y spuscyla gy okencem, a tak ucyekl y uchował sy{{ø}}. Tedi Mycol wsy{{ø}}wszi geno drewno, y poloszila na loszu. wTsyówszi gen{{ø}} sco- r{{ø}} koszelcza kosmat{{ø}}, poloszila wT głowach tego drzewna, y przikrila ge odzenym. Tedi Saul posiał wydze swe, abi Dauida i{{ø}}ly. Y otpowyedzano gym, ysze nyemosze. A Saul posiał wtóre, abi powyedzely1) Dauida, rzek{{ø}}cz : Przinyeszcye gy na loszu ku mnye, acz umrze. A gdi prziszly po- slowye, naleszono drewno na loszu, a scora koszelcza u głowi gego. Tedi Saul ku swey dzewce rzecze: Przeczesz my{{ø}} tak obludzila a puscyla mego nye- przyiacyelya, abi ucyekl ? Otpowye Mycol, rzek{{ø}}cz: Bo my rnowyl, rzek{{ø}}cz : W ipuszcz my{{ø}},! bo cy{{ø}} zabyi{{ø}}. Zatim Dauid ucyekl y zbawyl sy{{ø}}, y prziszedl ku Samuelowy do E amata, y powyedzal gemu wszitko, czso gemu uczinyl Saul. A szedł Dauid y Samuel, y bidlylasta w Nayot w Pamata. Tedi wskazano to Saulowy, ysze Dauid w Ayocye w Pamata bidly. Y posiał Saul kati, abi gy i{{ø}}ly. a gdisz prziszly, uzrzely zast{{ø}}p Prorokow chwaly{{ø}}cz boga, a Samuela stoi{{ø}}cego nad nymy. Tedi ty, gysz biły prziszly, nadst{{ø}}py Duch boszi, y pocz{{ø}}ly y ony proroko- wacz. A gdisz to wskazano Saulowy: posiał wtóre posli, a cy opy{{ø}}cz prorokowały. Potem Saul posiał trzecye posli, gysz y ony prorokowały. Tedi sy{{ø}} wyelmy rożnyewal* Saul, y brał sy{{ø}} sam do Ramata, y prziszedl asz ku wyelykey studnyci, iasz gest w Sochot, y opita rzek{{ø}}cz: Na ktorem myescye s{{ø}} Samuel a Dawyd? K nyemu bilo rzeczono: Owa, tocz gesta w Nayocye w Ramata. Y szedł Saul do Nayot M Ramata, y nadst{{ø}}pyl gy takesz duch boszi, a wszedwT chodził, prorokuy{{ø}}, ') „Viderent“ (Wulg.). asz y prziszedl do Nayot w Ramata. Y swlekl takesz odzenye swe y prorokował s gynimy przed Samuelem, y wislawyal nag czali dzen y wszitk{{ø}} noc. A przeto weszło na przislowye: Aza gest Saul myedzi proroki? XX. J. ucyekl Dauid s Ayot, gesz gest w Ramacye, a prziszedl, rnowyl przed Ionat{{ø}}, rzek{{ø}}cz: Czsom uczinyl? które me przewynyenye ? a które gest me sgrzeszenye przecyw oczczu twemu, y- sze szuka dusze mey? K nyemu Io- nata rzecze: Nye stanye sy{{ø}} to, nye sydzesz szmyercy{{ø}}. any czso ucziny ocyecz moy mało albo wyele pyrwey, nysz my ziawy. Ale gen{{ø}} to rzecz za- tayl ocyecz moy przede mn{{ø}}, a przeto nykake to nye b{{ø}}dze. Y przisy{{ø}}gl wtóre Ionatas Dauidowy. K nyemu rzecze: To dobrze wye ocyecz twroy, y- szem nalyazl myloscz przed twima o- czima. a przetosz mowy: Nye wyecz (wiedz) tego Ionata, abi sy{{ø}} nye zam{{ø}}- cyl. A wrszako zyw gest pan, a żywa gest dusza twa, isze gednim telko* st{{ø}}- pyenym (a tak powyem) ia ode smyer- cy rozdzelyonem. Tedi Ionatas rzecze k Dauidowy: Czsokoly powye mnye dusza twa, ucziny{{ø}} tobye. W t{{ø}} dob{{ø}} Dauid ku Ionacye rzecze: Ow7a, tocz iutro swy{{ø}}to1) gest, a iako podle obi- czaia ia syadam podle krolya za stołem: nyechaysze mnye tedi na polyu do wyeczora trzecyego dnya. Wezrzily ocyecz twoy wspomynai{{ø}}ez, a opita na my{{ø}}: rze czesz gemu: Prosyl my{{ø}} Da- 104 uid, abi szedł richlo do Betlema, do swego myasta. bo s{{ø}} tam slaw{{ø}}tne obyati ode wszitkich gego przirodzo- nich. Rzeczely: A to gest dobrze, tedi b{{ø}}dze pokoy słudze twemu. Gęstły sy{{ø}} roznyewa: tedi wyedz, isze sy{{ø}} dokonała gego zloscz. A przeto uczin myloscz s swim slug{{ø}}, a 1 b o s z tego clicyal, abi bilo myedzi mn{{ø}} a myedzi tob{{ø}} bosze zaszlyubyenye. A gęstły we mnye która zloscz: ty my{{ø}} sam zabyg, a ku swemu oczczu my{{ø}} nye wódz. K nyemu rzecze Ionatas: Bog tego nye day, any sy{{ø}} to mosze sstacz. ale po- znamly, ysze sy{{ø}} dokona zloscz oczcza mego przecyw tobye, wrskasz{{ø}} tobye. K temu Dauid rzecze: Kto my otka- sze, powyely czso ocyecz twoy twardego tobye o mnye? Ionatas rzecze: Podz, winydzewa na pole precz. A gdisz wiszlasta na pole, rzecze Ionatas ku Dauidow7y: Sziw gest pan bog isra- helsky. dowyemly syp konyeczne- g o') umisla oczcza mego za iutra abo po zaiutrzeyszem dnyu, a b{{ø}}dze dobrego czso rzeczono o Dauidze: acz k tobye nye poszly{{ø}} a tobye wyedzecz nye dam, uczin to bog nad lonat{{ø}} a to przepuscz. Gęstły b{{ø}}dze oczcza mego zloscz ustawryczna przecyw7 tobye, wziawy{{ø}} uchu twemu y puscz{{ø}} cy{{ø}} w pokoiu, a bog b{{ø}}dz s tob{{ø}}, iako bil s oczcem mim. A b{{ø}}d{{ø}}lycz sziw, uczin se mn{{ø}} myloscz bosz{{ø}}. gęstły urar{{ø}}, nye oddalyay mylosyerdza sw7ego od domu mego asz na wyeki. Gęstły ') „Calendae“ (Wnlg.). *) Tego słowa nie ma w Wulg. tego nye ucziny{{ø}}'), gdi pan zagładzi wszitki nyeprzyiacyele Dauido- wi s swyata, wirzucz Ionat{{ø}} z gego domu, a wipraw pan Dawyda z r{{ø}}ku nyeprzyiacyelsku. 2) Tedi Ionatas pocznye wy{{ø}}cey zaprzisy{{ø}}gacz sy{{ø}} z Da- uidem, bo iako dusz{{ø}} sw{{ø}} gy mylo- wal. Tedi rzecze Ionatas k nyemu: Za iutra gest swy{{ø}}to, a bodzesz szukan, bo byd{{ø}} szukacz twego syedzenya asz do trzecyego dnya. A przeto richlo poydzesz, a przidzesz na to myasto w syodmi dzen3), tu gd ze syó skri- gesz, y sy{{ø}}dzesz u kamyenya, gemu ymy{{ø}} gest Ezel. A ia trsy strzali wi- puscz{{ø}} podle gego, y wistrzely{{ø}}, iako- bich z w i k a 1 strzelyacz ku celu. A po- szly{{ø}} genego pachołka, przikasz{{ø}} rze- k{{ø}}c gemu: Gydzi, zbyray, przynyesy my strzali. Iizek{{ø}}ly pachołku: Owa? tocz strzali pole* cyebye s{{ø}}, węszmy ge: tedi ty przidz ku mnye, bo tobye przespyeczno, a nycs złego, iako sziw gest pan. Gęstły tak b{{ø}}d{{ø}} mowycz ku pachołku: Oto ondze strzali za tob{{ø}} s{{ø}}{{ø}}: gydzi przecz, bo cy{{ø}} pan iusz pu scyl. A o tem zaslyubyonem slo- wye, gesz mowyono myedzi mn{{ø}} a myedzi tob{{ø}}, b{{ø}}dz pan myedzi mn{{ø}} a myedzi toby asz na wyeki. Tedi skril sy{{ø}} Dauid na polyu, a swy{{ø}}ta nastali, a kroi syadl za stołem gescz chleb. A gdisz syadl kroi na swem stolczu podle obiczaia swego, a stolecz bil pole* scyani: a w t{{ø}} dob{{ø}} powstał Ionatas a Abner, y syadlasta s obu stronu po *) Tego zdania nie ma w Wulg. ’) Tu cały werset textu Wulgaty wypuszczono. *) „In die, qua operari łicetu. le krolya Saula, a myasto dauidowo to ostało prozno. 0 nyemsze nyczs nye myenyl tego dnya Saul, bo sy{{ø}} tego domnymal, bi sy{{ø}} gemu nyeczso nye przigodzilo, przeczbi bil nyeczist a nyeocziscyon. Ale gdisz slunce we- sczdlo* drugego dnya po godzech, potem naleszono myasto dauidowo próżne. Tedi Saul rzecze ku Ionacye: Przecz nye przidze sin Ysay ku stołu gescz any dzisz any wczora ? K nyemu Ionatas rzecze: Barzo my{{ø}} pylno za to prosyl, abi mogl gydz do Betlema, rzek{{ø}}cz: Otpuscz my{{ø}}, bocz gest sławna obyetna ofłyera w mem myescye, a geden z bratow my{{ø}} prosyl. a przeto nalyazlemly myloscz tw{{ø}}, nyechacz poyd{{ø}} a uzrz{{ø}} bracy{{ø}} swT{{ø}}. A przeto nye prziszedl k stołu. S tego sy{{ø}} roz- nyewal kroi na Ionat{{ø}}, y rzecze: Synu tey szoni, iasz m{{ø}}sza kwapy{{ø}}cz k sobye zdradza, zaly ia nye wyem, ysze ti mylugesz sina Ysay Dawyda na sw{{ø}} ganb{{ø}}, a na ganb{{ø}} złego przislowya matki twey? A tak po wszitki dny, doi{{ø}}d b{{ø}}dze sziw sin Ysay na swye- cye, nye ustanowysz sy{{ø}} ti any kro- lewstwo twe. A przeto gescze go poszły ku mnye, acz gy szmyercy{{ø}} za- guby{{ø}}. Ionatas rzeki: Przeczbi szmyercy{{ø}} zagubyl gy ? czsocz uczinyl ? W t{{ø}} dob{{ø}} Saul pofacyl* osczep, abi gy uderzil. A vrozumyaw Ionata, ysze ge- dnako umiszlyl gego ocyecz, abi za- byl Dauida: tedi Ionatas wstał od stołu wyelykim gnyewrem, a nye ukusyl tegoto drugego dnya na godi chleba, zam{{ø}}cyw sy{{ø}} prze Dawyda a sze gy bil zganbyl ocyecz gego. A gdisz na- zaiutrz bilo, szedł Ionatas na pole podle smowyenya dauidowa, a pachołek mali s nym. Tedi rzeczfe) ku swemu pachołku: Byegay, przinaszay my strzali, które wistrzelyam. A gdisz ten pachołek byeszal, wistrzelyl drug{{ø}} strza- 1{{ø}} Ionatas za pacholkem. A gdisz bye- szal pachołek na to myasto, gdze bil strzelyl Ionatas: za pacholkem rze- kycz*: Owa, tu nye strzali, ale daley przed tob{{ø}} gest. A wtóre zawołał łona ] j To, co następuje teiaz, wzięte jest z pierwszej z kart, będących obecnie własnością p. W. A. Maciejowskiego, wydanych z tego kodexu. A. tas za pacholkem, rzek{{ø}}cz: By esz r:- cklo, nye stoy! W to dob{{ø}} sebraw pachołek strzali, a przynyosl panu swemu. a czso uczinyl Ionatas, temu nyczs nye rozumyal pachołek, geno Ionatas a Datud myedzi soby rozumyalasta. Tedi Ionatas da swe wszitko odzenye pachołku, rzek{{ø}}cz: Gydzi, donyesz do myasta. A gdisz pachołek odydze, wstaw Dauid s tego myeszczcza, gesz bilo przecywo wschodu sluncza, a padł nagle na zemy{{ø}}, modlyl sy{{ø}} trzecye A czaluwai{{ø}}cz* sy{{ø}}, plakalasta obaf ale Dauid wy{{ø}}cey. W to dob{{ø}} Ionatas rzecze ku Dauidowy: Gydzi w pokoiu a wszitko, czsowa przisyogla* w gymi{{ø}} bosze, rzek{{ø}}cz: Pan b{{ø}}dz myedzi mn{{ø}} a myedzi tob{{ø}}, plemyenyem mim a myedzi plemyem* twim asz na wyeky. Tedi Dauid wstaw s tego myasta y szedł precz, a Ionatas zasy{{ø}} ta- kesz do miysta*. 7 ikiatim Dauid prziszedl do Nobe ku kaplanowy gymyenyem Achymelech. K nyemu rzecze a zdzywyl sy{{ø}}: A przeczesz sam, a nye żadnego s tob{{ø}}? Y rzecze Dauid ku Achymelechu: Kroi my przikazal t{{ø}} rzecz: Nykt nye wyedz tego, przecz cy{{ø}} posilam, any tego, geszem tobye przikazal. y rozesłałem slugy swe sam y tam. A przeto, masz- ly czso myedzi r{{ø}}kama, albo pi{{ø}}cz bo- chenczow, day my, albo czsokoly nay- dzesz. Achymalech* otpowye rzek{{ø}}cz: > ye mam chlebów pospolytich, gedno poswy{{ø}}tne. A wszak, s{{ø}}ly twToy sludzi cziscy, a nawyóoey od nyewyast, mo- go* gego pogescz. K temu Dauid otpowye kaplanowy, rzek{{ø}}cz: Myenyszły o nyewyastach, tegosmi uoyrpyely1) od trzecyego dnya, iakosmi na drog{{ø}} wiszly, a bik ss{{ø}}di mich sług cziste. Ale iusz tato droga pokalyana gest, ale b{{ø}}d{{ø}} geszcze dzisz poswy{{ø}}czone we ss{{ø}}dzech. Tedi kaplar. dal gemu chleb poswy{{ø}}tni, bo gynego chleba tu nye bilo, geno chlebowye obyetowany, gesz biły wsz{{ø}}ly przed panem, ab- biły prziloszem/ chlebowye gor{{ø}}c:. Tedi bil tu geden m{{ø}}sz s sług Saulowich tego dnya wnostrz* w stanye boszem, gemu gymi{{ø}} bilo Doek Ydumski, mocz- ni pastisz Saulow, gen pasł muli Saulowy2). W t{{ø}} dob{{ø}}» rzecze Dauid k Achimelechowy: Maszly tu na do- r{{ø}}szu*3) kopye albo myecz? bocyem ') Continuimus nos(Y ulg.). ’) Tego dodatku nip ma w Wulg. ^ Miało być: na doręczu (ad manum, W.). ') Adoravit tertio. W. myecza a brony swey nye wsz{{ø}}1 s sob{{ø}}, bo roskazanye krolyowo to my{{ø}} u- kwapylo. Achimelech rzecze: Oto myecz Golyata Fylystinskego, gegosz zabyl na wdoly Terebynskem, a gestcy obynyon plasczem po Ufot. a chceszly ten wsz{{ø}}cz, węszmy, bo nye gynego kromye tego. Dauid rzecze: Nye temu ny genego11 r o w n y a, day my gy. Tedi Dauid wstaw tego dnya, y byeszal przed feaulem precz, y przi- szed* ku krolyowy gymyenyem Achis, do Geth. K nyemu sług?/ Achis, uzra- wszi* gy, rzekły: Azali to nye gest Dauid kroi zemski? wszak o nyem spye- wano w tanczoch rzek{{ø}}cz: Saul pobył tysyt -cz, a Dauid dzesyocz ty sy{{ø}}ci ? T{{ø}} rzecz pocznye [Dauid] bracz na miszl w swem syerczu, a pocznye sy{{ø}} uba- wacz* barzo Achis, krolya getkskego. Y pocznye sy{{ø}} przed nym szalyonim czinycz przes usta, a m a t a 1 sy{{ø}} myedzi gych r{{ø}}kama, o drzwy si{{ø}} tluk{{ø}}cz, y cyekli gemu szlyni (śliny) na brody. W t{{ø}} dob{{ø}} Achis rzecze ku swim slu- gam: Wydzawszi czlowyeka zabile- g o, przecze8cye gy prziw7yedly ku mnye? Zaly nam nye dostawa wszcye- klich, przeczescye prziwyedly tego, abi syo wscyekal przi mnye? puscycye gy precz, acz nye chodzi do mego domu. XXII. 7 Matyni Dauid szedł odtęd precz, y ucyekl do geney iaskynyey gymyenyem Adollam. To gdi usliszely bra- cya gego y wrszitek dom oczcza gego, sczedszi sy{{ø}} k nyemu tam, seszly sy{{ø}} wszitci, gisz sy{{ø}} biły zan zamocyly, a obcyyszeny czudzim zboszim1) a gorzk{{ø}} miszly{{ø}}, y uczinyon gest ksy{{ø}}- sz{{ø}}cyem nad nymy. A bilo s nym ku cztirzem sstom m{{ø}}szow. Tedi Dauid szedł ott{{ø}}d do Maslat, gesz gest w Moabskey zemy, y rzecze Dauid ku krolyowy Moabskemu: Prosz{{ø}} cyebye, abi bidlyly ocyecz moy a matka moia s wamy, doi{{ø}}d nye wzwyem, czso se mn{{ø}} pan ucziny. Y ostawyl ge przed królem Moabskim, y ostały u nyego wszech dny, w nychszeto Dauid bil na tey posatce. Tedi Gaad prorok ku Dauidowy rzeki: Nye biway daley na tey posatce, ale gydzi do zemye Iuda. Y szedł Dauid y prziszedl na lyas Areth. To vsliszaw (mtyssaw) Saul, isze sy{{ø}} Dauid a cy m{{ø}}szowye, gysz s nym biły*. A zatim gdi bidlyl Saul w Ga- baa na lesye, geszto slowye Kama, dzersz{{ø}}cz kopye w r{{ø}}ku, a wTszitci sludzi gego stały około gego. Y rzeczté) Saul ku swim slugam, gysz około gego stały. Posluchayoye mnye nynye, sinowye Gemyny, azaly wam wszitkim sin Ysay da roley a wynnyce a yczi- ny (uczyni) vas włodarzmy a sprawcza- my ? Boscye w szitci przecyw mnye przi- sy{{ø}}galy, a nye ny genego z was, kto my bi ziawyl. A nawy{{ø}}cey, gdisz y sin moy sy{{ø}}zaslyubyl s nym, Yzay z Dauidem2). A nye ny genego z was, ktobi sy{{ø}} za my{{ø}} smócyl, albo ktobi my to zwyastowal. przeto ysze ‘) Ma znaczyć długami, aere aluno. W. *) Dodatek z własnej głowy tiórnacza Miało być: z synem Ysay, zamiast: s nym itd. wzbudził sin moy slug{{ø}} mego przecyw mnye nyeprzyiacyelem, gen my sy{{ø}} przecywy asz do dzisyego dnya. K temu otpowye £)oek ydumski, gen przed nym stawał a bil przed Tu brak 4 kart. wyrwanych z kodexu, których dotychczas nigdzie nie odszukano. Poczyna się teraz to, co się mieści na drugiej z kart, będących w posiadaniu p.Maciejowskiego. (XXVI, 3). B. ...a udzalal sobye twyrdze w Gabaa Achile, tego wdolya, gesz bilo przecyw pusczi na drodze, a Dauid bidiyl na pusczi. A wydz{{ø}}cz, ysze prziszedl Saul po nyem na puscz{{ø}}, posiał 1 a z o- ki swe y wzwyedzal, ysze tam prziszedl Saul. A wstaw Dauid taynye, y prziszedl na to myasto, gdze bil Saul. a gdi uzrzal to myasto, w nyemsze spal Saul a Abner, sin Ner, ksy{{ø}}sy{{ø}} nad gego ricerstwem, a uzrzaw Saula spy{{ø}}c w stanye, a gyni lyud wsz{{ø}}di około gego: w t{{ø}} dob{{ø}} rzecze Dauid ku Achymelechowy Etheyskemu a ku Abyzai, sinu Sarwye, bratu Ioabowu, rzek{{ø}}cz: Ktori se mn{{ø}} poydze do stanów ku Saulowy? Rzecze Abyzai: la poyd{{ø}} s tob{{ø}}. Y prziszedl Dauid a Abyzai k lyudu w noci, y nalyazlasta Saula leszocz a spy{{ø}}cz w stanye, a kopye tczocz1) w zemy u gego głowa, a Abner a gyni ly(«)d spyoc około gego. Tedi rzecze Abyzay ku Dauidowy: Zawarł dzissya bog nyeprzyiacyelya twego w tw{{ø}} rok{{ø}}, a przeto przebod{{ø}} gy ia kopygym ku zemy gen{{ø}}, a wtóre nye b{{ø}}dze trzeba. Y rzecze Dauid: N re zabyiay gego, a kto gest ten, gen swoge ręce podnyesye na mazanego boszego, a nye b{{ø}}dze grzeszni ? Y rzecze Dauid: Tak gyscye, iako bog sziw kromye cyebye1), acz gego pan sam nye zabyge, abo dzen gego przi- dze abi umarł, abo aczbi w boiu sczedl: tak my b{{ø}}dz pan myloscyw, isze nye wzwyod{{ø}} r{{ø}}ki mey na mazanego boszego. A przeto węszmy kopye, gesz gest u gego głowi, a kor czak s wod{{ø}}, podzwasz precz. Ywsz{{ø}}1 Dauid kopye a korczak s wodo, gen bil u głowi Saulowi, y szlasta przecz*, a nye bilo tu ny genego, ktobi to wydzal ;a rozumyal albo uczul2), bo spały wszitci, bo sen boszi ge bil nadszedł. A gdisz odidze Dauid w strono, stal na wyrzchu gori z daleka, a bi a wyel- ka szirz myedzi gym i: tedi wzwola Dauid k lyudu a ku Abncrowy, sinu Ner, rzek{{ø}}cz: Abner, Abner! Zaly my nye otpowyesz ? Abner k temu rzecze: Ktosz ti, gysz wołasz a czinysz nye- pokoy krolyowy? Tedi rzecze Dauid: Zaly nye gesz ti m{{ø}}sz, a kto gest tobye równi w Israelskem lyudu? Przeczesz nye strzegł pana twego krolya ? Bo wszedł geden s zastopa nyeprzyiacyel, abi zabyl pana twego krolyct. Nye gest to dobrze, czsosz uczinyl. Tak gyszcye iako bog szyw, wTiscyTe dostoyny szmyer- cy, iszescye nye strzegły pana waszego mazanego boszego. A przeto po- zrzicye, gdze gest kopye krolyowo, a gdze korczak z wod{{ø}}, gysz bil u gego glovi? Tedi poznaw Saul 1 glos *) Tych słów nie ma w Wulg. 2) evigilaret. 4« fixam (hastam) in terra. W. Dauidow, rzeki: Twoyly gest to glos, sinu moy? Rzecze Dauid: Moy glos, panye moy. A rzeki: Przecz pan moy kroi nyenawydzi slugy swego, a czsom uczinyl, albo czso gest złego w mey r{{ø}}ce ? A przeto proszę tego, panye moy krolyu, slisz słowa slugy twego: Wzbudzały cy{{ø}} pan przecywo mnye, ukoy sy{{ø}} w wolney obyecye zaszszoney. s{{ø}}- ly sinowye lyuczsci, zlorzeczeny przed bogem, gysz my{{ø}} wirzucyly dzisz, a- bich nye bidlyl w dzedziczstwye bo- szem, rzekocz: Gydzi, sluszi czudzim bogom. A to iusz nye b{{ø}}dz przelyana krew ma na zemy{{ø}} przed panem mim. bo wiszedl kroi israhelsky, abi szukał pchli sziw^ey, iako szukai{{ø}} kuropatwa na górach. Tedi rzeki Saul: Zgrzeszi- lem, WTOCZ sy{{ø}} zasy{{ø}}, sinu moy Da- uidzie, bo wy{{ø}}cey nye chcz{{ø}} nycs złego uczinycz tobye, przeto ysze bila tobye droga dusza ma przed oczima twima, yszesz my{{ø}} nye zabyl dzisz. Bo iawaio gest, yszem nyemędrze czi- nyl a barzom wyelya nye wyedzal. Rzecze Dauid k nyemu: Owa, tocz kopye krolyowo. przidzi geden s sług krolyowich, wezmysz ge. A bog otpla- cy kaszdemu podle gego sprawyedh- woscy a wyari. bo cy{{ø}} bil pan podał dzisya w moy r{{ø}}ce, y nye chcyalem wznyescz ręffo) mey na mazanego boszego. A iakosz gest uczinyona dusza twa dzisz ote mnve mvvelbvona, ta- kesz uwyelbyona bódź dusza ma przed bogem, a waz wol my{{ø}} ze wszego za- m{{ø}}tka. Tedi rzecze Saul Dauidowy: Poszegnani ti, sinu moy Dauidze, a zayste, cziny{{ø}}cz b{{ø}}dzesz czinycz, a mog{{ø}}cz moc b{{ø}}dzesz. Y szedł Dauid sw{{ø}} drog{{ø}}, a Saul sy{{ø}} wrocyl na swe myasto. XXVII. T edi rzecze Dauid na swem syerczu: Nyegdi nyektorego dnya dostan{{ø}} sy{{ø}} Saulowy w r{{ø}}ce. Zaly nye lepyey, ysze ia ucyek{{ø}}, a zachowum sziwot swoy w Fylysteyskey zemy, abi z ufał Saul, a przestał szukacz my{{ø}} po wrszech kra- ynach israhelskich? A przeto ucyek{{ø}} z gego r{{ø}}ku. Tedi wrstaw Dauid, i szedł precz, on a szescz set m{{ø}}szowr s nym, ktorzisz biły ku Achis, sinu Maog, kro- lyovy Gethskemu. Y bidlyl s Achis Dauid w Geth, on a m{{ø}}szowye gego, y rodzyna gego a dwye szenye gego, Achynoem Gezrahelycska, a Abygayl szona nyegdi Nabelowai Carmelskego. Tedi powyedzano Saulowy, isze ucyekl Dauid do Geth, y nye chcyal wi{{ø}}cey sukacz*. Y rzeki Dauid ku Achis: Na- lyazlemly myloscz twr{{ø}}, day my geno myasto w nyekto- Póty text obu kart odszukanych. Wracamy teraz do kart zachowanych w kodexie. rem myescye teyto włoscy, acz tu bi- dly{{ø}}: a k czemu gest to, ysze ia, slu- oa twoy, bidly{{ø}} w* krolyowye myescye s tob{{ø}})? A tak dal gemu Achis tego dnya geno myasto, gymyenyem Sy- cyelech, przetosz dostało syó to myasto krolyom szidowskim asz do dzi- syego dnya. A bila lyczba dnyow, w nychsze Dauid bidlyl wr filysteyskey zemy, cztirzi myesyóce. Zatim Dauid 105 t pocznye wschodzicz a m{{ø}}szowye gego, s, braly lupi w tich myescyech: Ge- dz,uri, a Geti*, y Amalech. Bo tich lyu- dzi nyewyernich bidlylo pełno z dawna po wszey zemy t{{ø}}di, geszto chodziły ot tego myasta Sur asz do Egypskey zemye. Y zagubyal Dauid wszitk{{ø}} t{{ø}} zemy{{ø}} gych, a nye ostawyal m{{ø}}sza sziuego any szoni, a byerzóc* owce, woli, csli y wyelbl{{ø}}di, y odzenya. y wraczal sy{{ø}} a przichodzil ku krolyowy Achis. A gdisz k nyemu rnowyl Achis kroi: Kogosz dzisz przebyial, Dauid otpowyedzal: PrzecyAV poludnyu Iuda, a przecyw poludnyu Geramel, a przecyw poludnyu Ceny. Ny m{{ø}}sza ny szoni nye s z i w y 1 Dauid, a nykogo przewodził s sob{{ø}} do Geth, rzekocz: Snadz- bi rnowyl przecyw nam. To czinyl Da- uiJ, a to bil gego obiczay wszech dny, w nychszeto bidlyl wT fylysteyskey włoscy. Y uwyerzil Achis Dauidowy, rzek{{ø}}cz : Wyele złego czinyl lyudu swemu israhelskemu, a przeto bodz moy sługa na wyeky. XXVIII. T . , J- edi sy{{ø}} w tich dnyock stało, ysze sebraly Fylystinowye swe zast{{ø}}pi. ab1 sy {{ø}} prziprawyly ku boiu przecyw israhel'kemu lvudu. Y rzecze Ackis ku Dauidowy: Wyedz to zaiste, ysze w— nydzesz se mn{{ø}} na twyrdze, ti a m{{ø}}- sze twoy. Dauid otpowye ku Ackis, rze- k{{ø}}ez: Nynye wzwyesz, czso ucziny sługa twoy. Tedi rzecze Ackis ku Dauidowy : A ia cy{{ø}} uczmy{{ø}} stroszem głowi mey po wszitki dny. Zatim Sa muel umarł, a płakał gego vszitek lyud israkelskl, a pogrzebly gy w Ramata, w myescye gego. A wr ti czasi wignal bil Saul s zemye wszitki wyesczce a guszlnyki. A pobył ty wszitki, gysz myely wr brzusze wyescze czar1' ). Tedi sebrawszi sy{{ø}} Fylysteowye, a prziszly a wzdzalaly sobye twyrdze w Sunnam. A zatim takesz sebral Saul wszitek lyud israhelski, a prziszedl do Gelboe. A uzrzaw Saul stani fylystinske, y bal sy{{ø}}, a ly{{ø}}klo sy{{ø}} syerce gego barzo. T{{ø}}di prosyl radi Saul od boga, y nye otpowyedzal gemu, any przes sni, any przes kapłani, any przes prorok'. Y rzeki Saul ku swim slugam: Szukaycye my szoni, iasz ma wyeszczb{{ø}}, acz k. nyey poydó, a wzwyem przes ny{{ø}}. Tedi sludzi rzekn{{ø}}: Gest gena szona, gesz ma wyeszczb{{ø}}, wr Endor. Tedi Saul przemyenyw odzenye, a wTsz{{ø}}w na sy{{ø}} gyne rucko, y szedł, a dwa m{{ø}}- sza s nym. Y prziszly ku szenye w noci, y rzecze: Czarny my przes gusła, a wskrzesz my, gegosz ia tobye po- wyem. Ta szona gemu powye: Owa, ti to dobrze wyesz, czso uczmyl Saul, a kako zagładził a wignal s zemye guszlnyki a wyescze. przecz przeslya- dugesz dusze mey, abich bila żaby ta? Y przisyogl gey Saul w bodze, rzek{{ø}}cz: Szyw gest pan, nye stanye sy{{ø}} tobye nyczs złego przeto. Tedi ona rzecze: Kogo ckcesz, acz wskrzeszo toby e ? On rzecze: Samuela my wskrzesz. A gdisz uzrzala szona Samuela, zawo- ♦ ‘I Tego całego zdania nie ma w Wulg. ani w Biblii gdańskiéj. lala wyelykim głosem, rzek{{ø}}cz ku Saulowy: Czemusz my{{ø}} k temu przipra- wyl ? a wszakosz ti Saul. Kroi gey rzecze: Nye boy sy{{ø}}! Czsosz wydza- la? Y rzecze nyewyasta ku Saulowy: Bogym wydzala gyd{{ø}}cze s zemye. Tedi Saul rzecze: laka twarz gego? K temu ona rzecze: M{{ø}}sz stari gydze, odzaw sy{{ø}} plasczem. Y zrozumyal Saul, ysze Samuel, a poklonyw sy{{ø}} na swe oblycze k zemy, y modlyl sy{{ø}}. Tedi rzecze Samuel ku Saulowy: Przeczesz jny nyepokoy uczinyl, abich bil wzkrze- szon? Saul rzecze: Barzom zn{{ø}}dzon, bo Fylysteowye boiui{{ø}} przecywo mnye, a bog odst{{ø}}pyl ode mnye, a nye chcyal my{{ø}}) usliszecz a ny przes proroki, any przes sni. przetom cyebye y wrezwal, abi my ukazał, czso bich myal czi- nycz. Tedi rzecze Samuel: Czso my{{ø}} pitasz, gdi bog od cyebye otst{{ø}}pyl, a szedł ku nyeprziiacyelyowy twemu ? Bocz tak tobye ucziny pan, iako mo- wyl przes my{{ø}}), a odeymye twTe kro- lewrstwo ot cyebye, a da ge blysznye- mu twremu Dauidowy. Bosz nye posłuchał głosu boszego, anysz uczinyl gego przikazanya gnyewu a roznye- wanya gego nad Amalechem. przetosz to cyrpysz, csocz uczinyl pan tobye dzisz. A da cy{{ø}} bog y lyud israhelski s tob{{ø}} w r{{ø}}ce Fylystinow, a za iutra ti y sinowye twoy b{{ø}}dzecye se mn{{ø}}. a takesz da pan wr róce Fylystinow twyrdze israhelske. W t{{ø}} dob{{ø}} Saul pa- dnye, rospostarw sy{{ø}} na zemy, bo sy{{ø}} bil urzasl slow Samuelowich, a syli nye myal, bo bil nye iadl ckleba czalego tego dnya. Zatym weszła ta nyewyasta ku Saulowy y wydzala gy lesz{{ø}}cego, 10® bo sy{{ø}} bil barzo zam{{ø}}cyl. Y rzecze k nyemu: Owa, usłuchała sługa twa głosu twego, a poloszila dusz{{ø}} m{{ø}} w r{{ø}}- ce twey, a usluckalam rzeczy twick, geszesz ku mnye mowyl. A przeto ti takesz usluckay głosu sług?/ twrey, a polosz{{ø}}cz k{{ø}}s ckleba przed tob{{ø}}, abi poiadw, posylyl sy{{ø}}, a mogl drog{{ø}} u- czinycz. Ale on nye ckcyal uczinycz, rzek{{ø}}cz: Nye b{{ø}}d{{ø}} gescz. Tedi gy przy- p{{ø}}dzily sludzi gego a ta nyewyasta, ysze tak usłuchał gick, w7stawT s zemye y syadl na loszu. A myala ta nyewyasta wyelkonoenego cyelcza w swem domu, a poszpyesziwszi, y zabyla gy, a wrsz{{ø}}wszi m{{ø}}ki, y rozm{{ø}}cyla a na- warzila przesznyc, y poloszila przed Saulem y przed gego slugamy. A gdisz gedly, wstawszi y ckodzily przes cza- 1{{ø}} nocz t{{ø}}. XXIX. Tedi zgromadziły sy{{ø}} zast{{ø}}powye fy- lystinsci w Iafeck w tem myescye. a Israkelski lyud zdzalal sobye czwyrdze nad studnycz{{ø}}, iasz gest w Gezrahel. Y chodziły slugy fylystinsci po sstoock *) w zast{{ø}}pyeck a po tisy{{ø}}ezock. Ale Dauid a m{{ø}}szowye gego biły w napo- slednyeyszem zast{{ø}}pye s królem Achis. Tedi rzeku* ksy{{ø}}sz{{ø}}ta fylystinska ku krolyowy Ackis: Czso ckcz{{ø}} szidowye cy? Ackis otpowye ksy{{ø}}sz{{ø}}tom fyly- stinskim: Zaly nye wyecye, isze gest to Dauid, gysz bil (był) krolya Saula *) „in centuriis11. sługa israhelskego, a gest u mnye wyele dny, a nye naiyazlem do nyego ny- ^zego ot tego dnya, iakosz ucyekl ku mnye, asz do tego dnya? A roznye- wawszi sy{{ø}} ksy{{ø}}sz{{ø}}ta fylystinska, rzekły k nyemu: Nyechacz sy{{ø}} wrocy m{{ø}}sz, a syedzi na swem myescye, na nyemszesz gy usadził, acz nye geszdzi s namy do boia, abi nye bil przecyw nam, gd pocznyem boiowacz. Y kako b{{ø}}dze moc gynako ukoycz pana swego, geno nad naszimy glowamy? Wszak gestto ten Dauid, gemusz spyewano w tanczu, rzek{{ø}}cz: Saul pobył tysy{{ø}}cz, a Dauid dzesy{{ø}}cz Lysyoczow. Tedi we- zwaw Achis Dauida, rzecze k nyemu: Szyw gest pan, iszesz ti prawi a do- bri przede mn{{ø}}, a wigechanye twe a wgechanye se mn{{ø}} gest na twyrdze, a nye naiyazlem do cyebye nycs złego ode dnya tegosz, ktoregosz ku mnye prziszedl, asz do tegoto dnya. Ale ksy{{ø}}- sz{{ø}}tom sy{{ø}} nye 1 y u b y s z. Przeto wrocz sy{{ø}}, a gydzi w pokoiu, a nye gnyewaw ksyósz{{ø}}t fylystmskick. Tedi rzecze Dauid krolyowy Achis: Czsom uczinyl, a czsosz nalyazl do mnye, slugy twego, od tego dnya, lakom b;l prziszedl, a bil przed tob{{ø}} asz do tego dnya, abich nye szedł a boiowal |. s nyeprzyiacyelmy pana mego krolya ? Achis otpowyedzal y rzeki Dauidowy: Wyem, iszesz ti dobri przede mn{{ø}}, iako angyol boszi. Ale ksy{{ø}}szota fyly- steyska rzekli: Nye poydze s namy w boy. Wstań rano, ti a slugy pana twe- go, gysz s tob{{ø}} prziszly. a gd w noci wstanyecye, a pocznye swytacz: gydzcyesz. Tedi wstaw w noc- Dauid a m{{ø}}szowye gego, abi gedly1) rano, a wrocyly sy{{ø}} do zemye fylystinskey. Ale Fylystinowye gechaly do Gezrahel. XXX. A gdisz przydze Dauid a m{{ø}}szowye gego do Sycyelech trzecyego dnya, n a 1 y c z (?) m{{ø}}szowye Amaleckiczsci przyiawrszi, rzucyly sy{{ø}} s poluu- dnya* y pobyły Sycyelech a zapałyly ge. A zgymawszi nyewyasti, y poi{{ø}}ly s tego myasta od małego asz do wyel- kego. any genego nye zabyly, ale s so- b{{ø}} poi{{ø}}wszi, y g e 1 y2) drog{{ø}} sw{{ø}}. A gdisz przidze Damd a m{{ø}}szowye gego do myasta, a naleszly gee spalyone ognyem, a szoni swe, y syni swe, y dzewki swe poi{{ø}}te a gymane: pod- nyosszi Dauid a m{{ø}}szowye, gisz s nym biły, głosi swe, y płakały tako długo, dok{{ø}}d mogły slzi pusczaez. A takesz dwye s z e n y e D&uidowy i {{ø}} c y e y po- igti bili*, Aeh:'noem Gezrahelyozska a Abygayl, zona JS abalowa Carmelskego. Y zamocy ssy{{ø}}* Dauid barzo, bo gy cheyal lyud kamy ono wacz, kaszdi za- luy{{ø}}cz sinow a dzewek swich. Tedi Dauid posyly{{ø}}sy{{ø}} w panye bod ze swem, rzecze ku kaplanowy Abyata- rowy Achimelechowu: Przynyesz my poswy{{ø}}tne rucho3) Efod. y przi- nyosl Abyatar poswy{{ø}}tne rucho3) Efod ku Dauidowy. Y radził sy{{ø}} Dauid boga, rzek{{ø}}cz: Gechaczly po tich lotrock, czily nyczs, a zgymamly ge? ') proficiscerentur1 *) ^pergeLant . s) Tych dwóch wyrazów nie ma w Waig. 107 Tedi pan rzecze k nyemu: Gedz za nymy, bo zayste zgymasz ge, a odey- myesz lup. Y ial Dauid za nymy y szeszcz set m{{ø}}szow, ktorzi biły s nym, a prziszly ku genemu potoku Bezor. Ale biły z nych nyektorzi ustały, yr ostały tu. Ale Dauid a cztirzi ssta mę- szow szły po nych. bo gich dwye sscye bilo ostało, ysze biły tako ustały, ysze nye mogły g y d z daley przes ten potok Bezor. Y naleszly m{{ø}}sza Egypske- go na polyu. y prziwyedly gy ku Da uidowy, y dały gemu chleba pogescz, a napyl sy{{ø}} wodi. a takesz nyemali ułomek fygow, a dwa swy{{ø}}ski suszonego wyna. A gdisz tego poiadl, na- wrocyla sy{{ø}} dusza gego weyn, y okrze- zwyal*, bo bil nye iadl chleba any wodi pyl za trsy dny a za trsy noci. Tedi rzecze k nyemu Dauid: Czigesz ti, albo otk{{ø}}desz prziszedl, albo do- k{{ø}}d gydzesz? K temu on rzecze: Pacho .... Ta braknie kart 39 wytarganych. KRÓLEWSKIE EL (XIII, 6). ...a módl sy{{ø}} za my{{ø}}, acz sy{{ø}} na- wrocy r{{ø}}ka moya mnye. Y modlyl syo m{{ø}}sz boszi oblyczu boszemu, y nawro- cyla sy{{ø}} r{{ø}}ka krolyowa k nyemu, y uczinyla sy{{ø}}, iako drzewyey bila. Tedi kroi przemowyl ku m{{ø}}szowy boszemu, rzek{{ø}}c: Podz se mn{{ø}} do domu, abi obyadf)wal, a obdarui{{ø}} cy{{ø}}. M{{ø}}sz boszi otpowyedzal krolyowy: Bi my dal polowycz{{ø}} domu twego, nye poyd{{ø}} s tobę, any gescz b{{ø}}d{{ø}} chleba, any pycz wodi w tem myescye. bo my tak przi- kazano słowem boszim, gen my przikazal : Nye b{{ø}}dzesz gescz chleba, any pycz wodi, any syp wroczisz drog{{ø}}, i{{ø}}szesz prziszedl. Y odszedł gyn{{ø}} drog{{ø}}, a nye wrocyl sy{{ø}} dr{{ø}}g{{ø}}*, i{{ø}}sz bil prziszedl do Betel. W t{{ø}} dob{{ø}} geden prorok stari bil w Betel, k nyemu przi- szedszi sinowye gego, y rospowyedz{{ø}} oczczu swemu wszitko, czso bil uczinyl m{{ø}}sz boszi tego dnya w Betel, a ta słowa, iasz bil rnowyl ku krolyowy, rospowyedzely oczczu swemu. K nym ocyecz gich rzeki: Ktor{{ø}} drog{{ø}} odszedł? Y ukazały drog{{ø}} sinowye gego, i{{ø}}sz bil szedl m{{ø}}sz boszi, gen bil prziszedl s Iuda. Y rzeki ku swim sinom: Osyo- dlaycye my osia. A gdisz osyodlaly, wsyadl y geclial za m{{ø}}szem boszim, y nalyazl gy pod terebyntem, y rzeki: Tylysz m{{ø}}sz boszi, genszesz prziszedl s Iuda? On otpowye: Iacyem. W t{{ø}} dob{{ø}} rzecze k nyemu: Podz se mn{{ø}} do domu, abi iadl chleb. On rzeki: Nye mog{{ø}} sy{{ø}} wrocycz, any s tob{{ø}} gydz, any b{{ø}}d{{ø}} gescz chleba, any b{{ø}}d{{ø}} pycz wodi w tem myescye. bo mowyl pan ku mnye słowem boszim, rzek{{ø}}cz: Nye b{{ø}}dzesz gescz chleba, any pycz wodi tam, any sy{{ø}} wrocysz drog{{ø}}, i{{ø}}sz tam przidzesz. Ou k nyemu rzeki: A iacyem prorok, iako y ti, a angyol mowyl ku mnye słowem boszim, rzek{{ø}}cz : Poymy gy zasy{{ø}} s sob{{ø}} do twego domu, abi iadl chleb a pyl wod{{ø}}. Selgal gym*, a poi{{ø}}1 gy s sob{{ø}}. y iadl chleb w' domu gego, a pyl wod{{ø}}. A gdisz syadl ku stolu, przemowyl pan ku prorokowy, gysz gy bil zasy{{ø}} przi- wyodh Y wzwolal ku m{{ø}}szowy boszemu, gensze bil prziszedl s ludi, rzek{{ø}}cz: To mowy pan: Yszesz nye bil posluszen ust boszich, a nye chowalesz przikazanya boszego, gesz bil tobye przikazal pan bog twoy, a wrocylesz sy{{ø}}, a iadlesz ckleb, a pylesz wod{{ø}} w tem myescye, gen przikazal tobye, abi nye iadl ckleba any pyl wodi: nye b{{ø}}- dzesz pochowan w grobye oczczow twich. A gdisz iadl ckleb, a pyl: o- syod||lal osia swego prorok, gegosz bil zasy{{ø}} prziwyodł. A gdisz poydze precz: nalyazl gy lew na drodze y zabyl gy. Y bilo cyalo gego porzuczono na drodze, a ossyel stal podle gego, a lew stal podle cyala martwego. A m{{ø}}szowye gy- d{{ø}}cz, uzrzely cyalo porzuczone na drodze, a lwa stoi{{ø}}cego podle cyala. A przi- szedszy do myasta, y roznyeszly, w nyemsze ten stari prorok bil. To usliszawr prorok ten, gen gy bil prziwyodł z drogy, rzeki: M{{ø}}sz boszi gest, gensze nye bil posluszen rzeczi ust boszich, y dal gy pan lwowy, y rostargal gy, y zabyl podle słowa boszego, gesz mowyl k nyemu. Y rzeki ku swrim sinom: Osyo- dlaycye my osia. A gdisz osyodlaly, tedi on wsyadw na osia, y szedł a nalyazl cyalo gego porzuczone na drodze, y osia a lwa stoi{{ø}}ce podle cyala, y nye iadl lew cyala, any osiowy czso uczmyl. Tedi prorok wsz{{ø}}w m{{ø}}sza boszego cyalo, y wloszil ge na osia, a wrocyw sy{{ø}} y nyosl ge do myasta prorok stari, abi gego płakały. Y poloszil gy w swem grobye, a płakały gego rzek{{ø}}cz: Byada, byada, bracye moy! A gdisz gy opłakały, rzeki ku sinom swim: Gdi ia umrę, pochowaycye myę w grobye, w nyemszeto m{{ø}}sz boszi pochowan, podle koscy gego poloscye koscy me. Bo ricklo napelny sy{{ø}} rzecz, i{{ø}}sz mowyl a przepowyedzal słowem boszim przecyw ołtarzu, gen gest w Betel, a przecyw wszitkim koscyolom modlebnim na gorack, gesz s{{ø}} w mye- scyeck Samarskick. Po tick slowyech nye odwrocyl sy{{ø}} Geroboam z drogy swey nagorszey, ale zasy{{ø}} uczinyl z naposzlednyeyszego lyuda kapłani módl gomich. ktokoly chcyal, napelnyl r{{ø}}k{{ø}} gego, y bil kapłanem módl gornich. A prze t{{ø}} prziczin{{ø}} zgrzeszil dom Gero- boamow, a wiwroczon y zagladzon z wyrzcha zemye. xun. TT ego czasu roznyemogl sy{{ø}} Abya, sin Geroboamow. Tedi rzeki Geroboam ku swey szenye: Wstan{{ø}}c, przemyen odzenye na sobye, abi cyebye nye poznał, bi bila szona Ieroboamowa, a gydzi do Sylo, tu gdzesz gest Achias prorok ten, gen mowyl mnye, isze bich myal krolyowacz nad tymto lyudern. A wreszmy na sw{{ø}} r{{ø}}k{{ø}} dzesy{{ø}}cz chlebów, a pokr{{ø}}t{{ø}}, a ss{{ø}}d myodu, gydzi k nyemu, bo on tobye powye, cso sy{{ø}} ma przigodzicz temu dzecy{{ø}}cyu. Y uczinyla szona, iako gey bil rzeki Geroboam. wsta vszi, y szła do myasta Sylo, y nalyazla dom Achiaszow, a on nye mosze wydzecz, bosta sy{{ø}} bile zamrocz ile oczi gego staro- scy{{ø}}. W t{{ø}} dob{{ø}} pan ku Achiaszowy rzeki: Owa, tocz szona Geroboamowa 108 przidze k tobye, abi ot cyebye rad{{ø}} wsz{{ø}}la o swem sinu, gen nyemosze. To a to gey mow. A gdisz weszła, porzekla sy{{ø}}, bi nye bila ta, ktorasz bila. I{{ø}}sz gdisz usliszal Achias gy- d{{ø}}e, a foJna gydze we dzwyrzi, y rzecze: Wnydz , szono Geroboamowra. przecz sy{{ø}} gin{{ø}} czinysz ? a iam k tobye posłań twardi poseł. Gydzy, a powyecz Geroboamowy: Tocz mowy pan bog israhelski: Przeto, yszem cyebye * powiszil s poszrotkta* lyuda, a dalem cy{{ø}} nad moy lyud israhelski, wodzem ucziny w cy{{ø}}, a rozdzelylem krolewrstwo domu Dauidowa, a dalem ge tobye, y nye bilesz, iako sługa moy Dauid, gensze ostrzegał przikazan mich a naszlya- dowal my{{ø}} ze wszego syercza swego, cziny{{ø}}c czso bilo lyubo przed mim oblyczim, ale czinylesz szle nade wszi- tki, gysz biły przed tob{{ø}}, a uczinyl gesz sobye bogy czudze a d{{ø}}te, abi my{{ø}} ku gnyewu wsbudzil, a mnyesz zarzucyl za sy{{ø}}: przetosz ia przywyo- d{{ø}} wszitko zle na dom Geroboamow, a zaguby{{ø}} z Geroboamowa domu y psa y mdłego, a zarzuczonego y na- nyszszego w israhelskem lyudu, a o- cziscy{{ø}} ostatki domu Geroboamowa, iako wicziscyai{{ø}} gnoy asz do czistoti. Ktorzikoly zemr{{ø}} z lyuda Geroboamowa w myescye, snyedz{{ø}} ge psy, a kto- rzi zemr{{ø}} na polyu, snye ge ptastwo nyebyeske. bo to mowyl pan. Przeto ti wstan{{ø}}c, gydz do swego domu. a gdisz podzesz do myasta, w t{{ø}} dob{{ø}} umrze pacholyk, y b{{ø}}d{{ø}} gego plakacz wszitci lyudze israhelsci, a pochowai{{ø}} gy. bo on sam b{{ø}}dze wnyesyon do grobu z lyuda Geroboamowa. bo na- leszono gest do nyego wszitko dobre ku panu bogu israhelskemu w domu Geroboamowye. A pan sobye ucziny krolya nad israhelskim lyudern, gen pcbygc dom Geroboamow tego dnya a tego czassu. A pobyge pan bog dom israhelski, iako sy{{ø}} rusza t r e s c z w wodze, a wiplewye Israhel s zemye teyto dobrey, i{{ø}}sz dal oczczom gych, a rozwyege ge za potok, bo czinyly sobye lugt/i), abi gnyewaly pana. A poda ge pan bog israhelsky prze grzechy Geroboamowi, gymysz zgrzeszil, a ku grzechu prziprawyl lyud israhelski. Tedi wstawszi szona Geroboamowa, y szła a prziszla do Tersa, a gdisz przest{{ø}}pyla przes próg domowi, na- lyazla, ano dzecz{{ø}} umarło, a pochowały ge. Y plakal gego wszitek dom israkelski podle słowa boszego, gesz mowyl przes slug{{ø}} swego Ackiasza proroka. Ale gyny uczinkowye Geroboa- mowy, kako boiowal a krolyowal, po- pysani s{{ø}} w ksy{{ø}}gach uczinkow dny krolyow israhelskich. A dny, w nyck- sze krolyowal Geroboam, bilo lyat dwa- dzesszcya y dwye. Y skonczal Geroboam s swim\T oczci, a Nadab, sin gego, krolyowal w myasto gego. Ale Roboam, sin Salomonow, krolyowal w Iuda. W genem a we trzidzesszcy le- cyech bil Roboam, gdisz pocz{{ø}}1 kro- lyowacz. a syedmnaczcye lyat krolyowal w Ierusalem myescye, gesz zwo- lyi pan, abi tu poloszil gym{{ø}} swe, ze wszeck pokoleń israkelskick. A bilo gymy{{ø}} macyerze gego Naama Naama- nycska*2). Y czinyl dom Iudow nye- prawye przed bogem, a gnyewaly gy na wszitkem, gesz czinyly oczczowye gyck swimy grzechi. Bo takesz ony wzdzalaly tu ołtarze a slupi a lugy na wszelkem przigorzu wisokem, a pod wszelkim drzewym rozdzanim. A biły tedi w zemy kaplany * modlebny, a czinyly wszelke rzeczi ganyebne po- ganske, gesz pan pogubyl przed obly- czim israkelskim. A py{{ø}}tego lyata kro- lyowany a Geroboamowa* p r z y i a 1 Se- chach*, krol Egypski, do Ierusalema, y pobrał skarbi domu boszego a skarbi krolyowi, a wszitko podrapyTeszil, a scziti złote, gicksze bil nadzalal Salomon. W myasto gich Roboam naczi- nyl sczitow myedzanich, y dal ge wodzom sczitownim a tim, gisz ponoczo- waly przede dzwyrzmy domu krolyo- wa. A gdisz ckodzil kroi do domu boszego, noszily ge cy, gysz myely urz{{ø}}d naprzód chodzicz, a potem ge zasy{{ø}} przinosyly do ckowatedlnyce o- d z e n y a sczitowego. A gyny uczinkowye Roboamowy a wszitko, czsosz czinyl, popysano gest w ksy{{ø}}gach uczinkow krolewskick Iuda. Y bila walka myedzi Roboam a myedzi Geroboam po wszitki dny. Y skonał Roboam s swimy oczci, a pochowali s nymy w myescye Dauid. a gymy{{ø}} macyerzi gego Naama Naamanyczska*. Y krolyowal Abya, sin gego, w myasto gego. XV. ./V osmego naczcye lyata krolyowanya Geroboama, sina Nabatowa, krolyowal Abyas nad Iud{{ø}}. Trsy lyata krolyowal w Ierusalemye. gymy{{ø}} macyerzi gego Macha, dzewka Absolonowa. A ckodzil po wszeck grzeckock oczcza swego, gesz przed nym czinyl, a nye bilo syerce gego swyrzchowane s panem bogem gego, iako syerce Dauida, oczcza gego. Ale prze Dauida dal gemu pan bog gego swyatlcscz w Ierusalem, abi wskrzesyl sina gego po 50 ') „Lucosu (Wulg.), gaje. *) rAmmanittsu (Wulg.). nyem, abi stało Ierusalem. przeto isze Dauid prawye czinyl przed bogem, a nye sst{{ø}}powal ze wszego, czsosz gemu przikazowal pan bog gego, wszech dny sziwota gego, kromye uczinka Uriaszowa Eteyskego. Ale wszako bila walka myedzi Roboam a Geroboam wszego czasu sziwota gego. A gyny uczinkowye Abyaszowi, a wszitko, 109 czsosz czinyl, popysany w ksy{{ø}}gach skutków duyow krolyow Iuda. A bila walka myedzi A byaszem a Geroboam. Y skonał Abyasz s swimy oczci, a pochowały gy w myescye Dauid. A krolyowal Aza, sin gego, w myasto gego. A we dwudzestu lyat Geroboama, krolya israhelskego, pocz{{ø}}1 krolyowacz Aza, kroi Iudzski, y krolyowal geno a czterdzesszcy lyat w Ierusalemye. a gymy{{ø}} gego macyerzi Macka, dzewka Absolonowu. Y uczinyl Aza prawye1) przed oblyczim boszim, iako Dauid, ocyecz gego, a wignal kapłani módl s zemye, a ocziscyl wszelke szaradno- scy* modlebne, gesz biły uczinyly oczczowye gego. A nadto y Mach{{ø}} macyerz sw{{ø}} odwyodl, abi nye bila ksy{{ø}}szn{{ø}}{{ø}} w szwy{{ø}}cy tey modli Pria- py2), na gey ługu, gysz bila poswy{{ø}}- cyla. A skaził iaskiny{{ø}} gey, a złamał modl{{ø}} ganyebn{{ø}}, y spal(ił) u potoka Cedron, ale koscyolow modlebnich na górach nye zatracyl. Ale wzdi syerce Aza swryrzckowano bilo s panem bogem gego wszech dny gego, a wnyosl ti rzeczi, gesz bil poswy{{ø}}cyl ocyecz gego a slyubyl, w dom boszi, szrebro a złoto a ss{{ø}}di. A bila walka myedzi Aza a Baza, królem israhelskim, wszi- tkick dny sziwota gick. Zatim Baza, kroi israkelski, wziaw (wzjaw) do zemye ludowi, y udzalal wisokoscz'), abi nye mogl nygeden any wchodzicz any wich{{ø}}dzicz* s stroni Azowi, krolya Iudzskego. Tedi Aza pobraw wszelke szrzebro a złoto, gesz bilo ostało w skarbye domu boszego a w skarbye domu krolyowa, y dal ge w r{{ø}}ce swim slugam. a posiał ge ku Benadowy, sinu Tabremonowu, sina Ezionowa, ku krolyowy Syrskemu, gysz bidlyl w Da- masku, rzek{{ø}}c: Uczwyrdzoni szlyub myedzi mn{{ø}} a myedzi tob{{ø}}, myedzi oczcem twim a myedzi oczcem mim. Przetom posiał tobye dari, złoto a szrebro, a prosz{{ø}}, abi przid{{ø}}cz wzruszil slyub, gysz masz s Baz{{ø}}, królem israhelskim, acz ode mnye odidze. Tedi pozwolyl Benadab krolyowy Aza, posiał ksy{{ø}}sz{{ø}}ta w o y s k i swey po myescyeck israkelskick, y pobyły Atkm a Dan a Abeldom Macha, wszitk{{ø}} Ce- nerot, to gest wszitk{{ø}} zemy{{ø}} Nepta- lym. To uskszaw Baza, kroi israkelski, przestaw wisokoscy dzalacz, wrocyl sy{{ø}}t do myasta Tersa. A zatym kroi Aza posiał posli do wszitkey zemye Iudz- skey, rzek{{ø}}cz: Nyszadni nye b{{ø}}dz wi- y{{ø}}t. Y odnoszily kamyenye wisokoscy y drzewye, gymysz bil dzalal Baza, y udzalal tym kroi Aza myasto Gabaa- Benyamynske a Masfa. Ale gyny uczinkowye krolya Aza, a wszitka gego drustwa, a wszitko, csosz 1 czinyl, a myasta, iasz udzalal, to wszitko popy- sano w ksy{{ø}}gach skutków dnyow kro- lyow Iuda. Ale w gego staroscy bo- lyali gy nogy, y skonczal s swimy oczczi, a pochowan s nymy w myescye Dauid, oczcza swego. Y krolyowal Iozaphat, sin gego, w myasto gego. Ale Nadab, sin Geroboamow, krolyowal nad Israhelem drugego lyata Aza, krolya Iuda. a krolyowal nad israhelskim lyudern dwye lecye. Y uczinyl to, csosz gest złego przed oblyczim boszim, a chodził po scyeszkach oczcza swego a po grzeszech gego, k nymsze on prziprawyl israhelski lyud. Y prze- cywyl sy{{ø}} gemu Baza, sin Achia, s rodu Yzacharowa, y zaby(7) gy w Ge- beton, gesz gest myasto ffylystinske. bo Nadab a wszitek lyud israhelski biły obiegły Gebeton. Przeto zabyl gy Baza trzecyego lyata Aza, krolya Iuda, y krolyowal w myasto gego. A gdisz krolyowal, zbyl wszitek narod Geroboamow, a nye ostawyl nygenego sziwo z gego plemyenya, doi{{ø}}d gego nye zagładził, podle słowa boszego, gesz mowyl przes slug{{ø}} swego Achia- sza Sylonytskego, prze grzechi Gero- boamowi, gymyszto zgrzeszil, a ku grzechu prziprawyl lyud israhelsky. a prze t{{ø}} wyn{{ø}}, ysze gnyewal pana boga israhelskego. Ale gyny skutkowye Nadabowy, wszitko czsosz czinyl, s{{ø}} popysany w ksy{{ø}}gach skutków dny krolyow israhelskich. Y bila walka myedzi Aza, królem Iudzskim, a myedzi Baza, królem israhelskim, wszitki dny sziwota gyck. A trzecyego lyata Aza, krolya Iuda, krolyowal Baza, sin Ackia, nad wszitkim israkelskim lyudern w Tersa, cztirzi a dwadzesszcya lyat. A czinyl zloscz przed panem, a naslya- dowal Geroboama a grzechów gego, k nym przyprawyl isralski* lyud. XVI. U J t{{ø}} dob{{ø}} tan przemowyl ku Hyeu'), sinu Anany, przecyw Bazowy, rzek{{ø}}cz: Przeto iszem cy{{ø}} powiszil s nyskoscy prochu, a posadziłem cy{{ø}} wodzem nad lyudem mini israhelskim, a tisz takesz chodził po drodze Geroboamowe, a prziprawyalesz lyud moy ku grzechu israkelski, abi my{{ø}} gnyewal przes gich grzechi: Owa, tocz ia poszn{{ø}} poslyatki Bazowi, a poslyatki domu gego. a u- cziny{{ø}} dom twoy iako dom Geroboamow, sina Nabatowa. Gen umrze od Baza w myescye, snyedz{{ø}} gy psy, a kto z gego rodu umrze na zemy, sznye gy ptastwo nyebyeske. O gynich skut- cech Bazowich y to wszitko, csosz czi- nyl, y walki gego, zaly to nye gest popysano w ksy{{ø}}gach dny krolyow isra- kelskick? Y skonał Baza s oczci swimy, a pockowan w Ter sa, y krolyo- HO wal Ela, sin gego, w myasto gego. A gdisz bila prziszla rzecz bosza ku Hyeu prorokowy, sinu Anany, przecyw Baza y przecyw domu gego y przecyw wszemu złemu, gesz bil uczinyl przed bogem, abi gy gnyewal swimy czini, abi bil iako dom Geroboamow: prze t{{ø}} prziczin{{ø}} gy zabyl, to gest Hyeua, sina Anany, proroka. Szóstego ł) Wulg. „7e7w“. lyata a we dwudzestu Aza, krolya Iuda, krolyowal Hela, sin Baza, nad Isra- helem w Tersa dwye lyecye. Y prze- cywyl sy{{ø}} przecyw gemu sługa gego Zamri, wódz nad polowyczo geszcz- ezow. A gdisz genego czasu Hela pot- pyl sobye w Tersa, w domu Arsa, włodarza Tersa: padł nayn Zamri, dwa- dzesszcya a ssyodmego lyata Aza, krolya Iuda. y krolyowal w myasto gęgu. A gdisz krolyowal, syedz{{ø}}cz na stol- czu gego, zbył wszitek dom Bazow. a nye ostawvl s nyego any psa, ny bly- sznyego, ny przyiacyelya gego. A tak zagładził Zamri wszitek dom Baazow podle słowa boszego, gesz mowyl ku Bazowy przes Hyeu proroka, prze w szelke grzechi Bazowi, a grzechy Hela, sina gego, gymysz zgrzeszily a ku grze- ckał) przywyedly lyud israhelski, gnye- waiocz pana boga israhelskego swimy marnoscyamy. ile gyny uozinkowye Hela, a wszitko, czso czinyl, popysany s{{ø}} w ksy{{ø}}gach uczinkow dny krolyow israhelskich. Sy< dmego a dwadzesszcya lyata Aza, krolya Iuda, krolyowal Zamri syedm dny w Tersa. A w ti czasy woyska obiegła bila Gebeton, myasto Fylystinske. A gdisz uszliszano, isze Zamri sy{{ø}} sprzecywyl y zabyl krolya: y uczinyl tam krolya wszitek lyud israhelski Amtri, gen bil głowa nad ricer- stwem isranelskim tego dnya w stanyech. Tedi wstaw Aam„ a wszitek Israhel s nym s Gebeton, y obiegły Tersa. A wydz{{ø}}c Zamri ysze myasto b{{ø}}dze dobito: szedwT na syen *) y zaszegl sy{{ø}} z domem krolypwim. Y umarł w swick grzeszeck, gym(<) zgrztszil, cziny{{ø}}cz szle przed bogem, a chodz{{ø}}cz po drodze Geroboamowye a po grzeszeck gego, ysze ku grzecku prziwyodł israkelski lyud. Ale gyny uczinkowye Zamri, sprzecywyenstwa a nyemyloscy gego, które czinyl, popysany s{{ø}} w ksy{{ø}}- gack skutków dny krolyow israhelskich. Tego czasu rozdzelyl sy{{ø}} lyud israkelski na dwye cz{{ø}}scy, gena czoscz przyi{{ø}}la Tebny, sina Ginetowa, chcz{{ø}}cz gy królem uczinycz. a polowycza druga Amri. Y ostał sy{{ø}} ‘) ten lyud, gysz bil z Amri, przecyw lyudu, gysz sy{{ø}} przidzerszal Tebny, sina Ginetowa. y umarł Tebny, a Amri krolyowal. Gednego a trsydzeszcy lyata Aza, krolya Iuda, krolyowal Amri nad Israhelem dwanaccye lyat. a w Tersa krolyow J al szescz lyat. Y kupyl gor{{ø}} Samarsko w Somer za dwye lybrze szrzebra, a zbudował i{{ø}}, a zdzal gymy{{ø}} myastu, gesz bil uczinyl, gymyenyem Semey* gesz gest góra bosza, albo góra Samarska. Y uczinyl Amri nyeprawye przed bogem , a czinyl zloscy wye nade wszitki ti, gysz przed nym biły. A przidzerszal sy{{ø}} wszitkimy obiczaymy skutków Geroboamowieli, sina Kabatowa, a grzechów, k nymsze przywyodl lyud israkelski, abi gnyewal pana boga isra- helskego swimy marnoscyamy. Ale gyny uczinkowye Amri a boiowye gego, gesz myewal, to popysano w ksy{{ø}}gach skutków dny krolyow israkelskick. Y otpoczin{{ø}}1 Amri s swimy oczci, a po- ■) „PalaUumu (Wnig.), pałac. '). fj/rac valuit". chowan w Samary, y krolyowal Achab, sin gego, w myasto gego. Achab, sin Amri, krolyowal nad Israhelem ossme- go a trzidzesszcy lyata Aza, krolya Iudzskego. A krolyowal Achab, sin Amri, nad Israhelem w Samary dwa- dzesszcya y dwye lecye. Y uczinyl Achab, sin Amri, nyeprawye przed bogem nade wszitki, gysz przed nym biły. a nye statczilo* gemu, abi sy{{ø}} przidzerszal grzechów Geroboamowach, sina Nabatowa, ale nadto poiól sobye szon{{ø}} Gezabel, dzewk{{ø}} Mechabel '), krolya Sydonskego, y szedł a sluszil Baal, a modlyl sy{{ø}} gemu. Y postawyl ołtarz Baalowy w koscyle* Baal. gen bil udzalal wr Samary, a udzalal lug, y przidzerszal sy{{ø}} Achab swkn sku- tkem, pobudzai{{ø}} pana boga israhelske- go2), gysz biły przed nym. A za gego dny Achiel* s Betel udzalal Iericho. Gdisz bil Abyram, sin gego pyrwi, u- marl, zaloszil ge. a w Segub, posle- dnym swim, postawił broni gego, podle słowa boszego, gesz bil mowyl przes Iosue, sina Kunowa. XVII. W t{{ø}} dob{{ø}} Elyas Tesbycsky, geden s tich, gysz bidlyly w Galaad, rzeki ku Achabowy: Zyw pan bog gest israhelski , przed gegosz oblyczim stoi{{ø}}, acz b{{ø}}dze rosa albo deszcz tick lyat, lecz podle slow ust mich. A prziszlo słowo bosze k nyemu, rzek{{ø}}c: Gydzi *) Eihbaal (Wulg.). *) Wypuści! w tém miejscu: „super omnes reges Israel". precz, a odicz przecyw wschodu sluncza, a skrig (skryj) sy{{ø}} u potoka Ka- rit, gen gest przecyw Iordanu, a tu s potoka pyg, a gawronom gesm przikazal, abi cy{{ø}} karmyly tam. Y odszedł a uczinyl podle słowa boszego. A gdisz odszedł, y syadl nad potokem Karit, gen gest przecyw Iordanu: przinosyly gemu gawrony chleb a my{{ø}}so rano, takesz chleb a my{{ø}}so wyeczor, a pyl s potoka. Tedi po nyektorich dnyoch wiseckl potok, bo nye padał descz na zemy{{ø}}. Y prziszedl glos boszi k nyemu, rzek{{ø}}cz: Wstań, a gydzy do Se- U? repti* Sydonskey, bidlsze tu, bocyem przikazal geney wdowye, abi cy{{ø}} kar- myla. Tedi on wstaw, y szedł do Sa- repti Sydonskey. A gdisz prziszedl ku bronye myeszczskey: ziawyla sy{{ø}} gemu nyewyasta wdowa, zbyrai{{ø}}c drwa. a wezwaw i{{ø}}, rzeki k nyey': Day my malyutko wodi w ss{{ø}}dze, acz sy{{ø}} na- pyi{{ø}}. A gdisz ona poydze, ckcz{{ø}}cz przi- nyescz: wzwola za ny{{ø}} rzek{{ø}}c: Przi- nyesz my, prosz{{ø}}, y skib{{ø}} chleba w twey r{{ø}}ce. Ona otpowye: Zyw gest pan bog twoy, ysze nye mam ckleba, geno z garstk{{ø}} m{{ø}}ki we ss{{ø}}dze, a malyutko oleya w oleynyku. a przeto zby- ram dwye drewnye, abich w'szedszi, y uczinyla to sinu memu a mnye, abi- ckowTa to sznyadszi y umarła. Helyas rzeki k nyey: Xye boy sy{{ø}}, ale szed- szi, uczin iakosz rzekła. Ale mnye s tey m{{ø}}ki uczin napyrwey oprzasnek malyutki podpopyelni, przinyesysz my, a tobye y sinu twemu uczin potem. Bo to mowy pan bog israkelski: W s{{ø}}- dze nye b{{ø}}dze ubiwacz m{{ø}}ki, a w oley- nyku oleya sy{{ø}} nye umnyeyszi, asz do tego dnya, w ktori pan seszle deszcz na zemy{{ø}}. Tedi ona szedszi, ucziny podle słowa Helyaszowa. y iadl on a ona a dom gey, a od tego dnya wy{{ø}}- cey w s{{ø}}dze m{{ø}}ki nye ubiwalo, any w oleynyku oleya nye umnyeyszalo, podle słow a boszego, gesz mowyl przes Tlelyasza. Tedi sy{{ø}} potem stało, ysze sy{{ø}} roznyemogl sin macyerze c z e 1 y a- d n e y, a bila na nyem przesylna nye- mocz, tak isze nye mogl dichacz. Tedi rzecze Helyaszowy: Cso mnye a tobye m{{ø}}szu boszi ? wrszedlesz ku mnye, abi wspomyenyoni bili zloscy me, abi zabyl sina mego V Helyas rzecze: Day my sina twrego. A wsz{{ø}}w' sina gey z gey łona, y nyosl gy do pokoia, tu gdzesz on bidlyl, y poloszil gy na swem loszu, y wdał ku panu, rzek{{ø}}c: Panye bosze moy, takosz t{{ø}} wdowo, u nyeysze iakosz takosz sziwy{{ø}} sy{{ø}}, ti gesz zam{{ø}}cyl, yszesz zabyl sina geyV A roszirzyw* syp, y poloszil syó na dzecy{{ø}}czu trsy krocz, a wolał ku panu, rzekocz: Panye bosze moy, prosz{{ø}}, abi sy{{ø}} nawrocyla dusza tego dzecy{{ø}}cya w gego wn{{ø}}trza. V usliszal pan glos Helyaszow, y nawrocyla sy{{ø}} dusza dze- cy{{ø}}cya weyn, y oszilo. Tedi Heli as wsz{{ø}}w' dzecyó, y poloszil gy wr nysszem pokoiu domu, y dal macyerzi gego, rzek{{ø}}c: Otocz sin twoy sziw gest. Y rzecze nyewyasta ku Helyaszowy: Iusz na tem gesm poznała, ysze gesz ti m{{ø}}sz boszi, a słowo bosze prawe gest w uscyech twich. T A edi po nyemalo dnyock słowo bosze sstalo sy{{ø}} ku Helyaszowy, w trze- cyem lecye, rzek{{ø}}cz: Gydzi, a ukasz sy{{ø}} Achabowy, 11 acz seszly{{ø}} descz na zemy{{ø}}. Y szedł Helyasz, abi sy{{ø}} ukazał Achabowy, a bil glod wyelyki w [Samary. Zatim Achab wezwał Abdia- sza k sobye, starost{{ø}} domu swego, a Abdias bal sy{{ø}} boga barzo. Bo gdi gubyla Gezabel proroki bosze, tedi on wsz{{ø}}w ssto prorokow, y sckowal gyck po py{{ø}}cy dzesy{{ø}}t w iaskinyach, a kar- myl ge chlebem a wod{{ø}}. Y rzecze Achab ku Abdiaszowy: Gydzi do zemye ku rozmaytim studnyam wodnim, a na wszitki padok, zaly snadz b{{ø}}dzem moc nalescz korzeń'), a odchowacz konye a muli, abi owszem nye zmarły dobi- tkowye. \ rozdzelylasta sobye włoscy, abi ge schodziły. Ackab szedł na ge- n{{ø}} drog{{ø}}, a Abdias drug{{ø}} drog{{ø}} osobno. A gdisz bil Abdias na drodze: potka gy Helyas. A gdisz gy pozna, padł na swp twarz, rzek{{ø}}c: Tylysz, panye moy, Helyasz ? On otpowye: la- cyem. Y rzeki: Szedw powvedz panu twemu: Helyas prziszedl. K temu on rzeki: Csom zgrzeszil, yrsze my{{ø}} podasz, slug{{ø}} swego, w róce Ackabowye, abi my{{ø}} zabyl? Zyw gest pan bog twoy, y sze nye lyuda any krolewstwa, dokódbi my{{ø}}> bil nye posiał pan moy, szukai{{ø}}cz cyebye. A wszitci lyudze ot- powyedzely: Nye go tu. Zaprzisy{{ø}}gl wszelka krolewstwa a lyudzi, przeto ') „herbam* (Wulg.). iszesz nye bil naleszon ti. A to my nynye mowysz: Gydzi, powyedz panu twemu: Helyas gydze. A gdisz ia odi- dę ot cyebye: duch boszi odnyesye cyc na myasto, gegosz ia nye wyem. A przid{{ø}}c, powyem Achabowy, a on nye naydze cyebye, zabyge my{{ø}}. a ia, sluga twoy, boi{{ø}} sy{{ø}} boga z mey mlo- doscy. Zaly nye powyadano tobye, panu memu, eso bich uczinyl, gdi zaby- iala Gezabel proroki bosze, iszem za- tayl prorokow boszich, ssto m{{ø}}szow, pyóczdzesy{{ø}}t a py{{ø}}czdzesy{{ø}}t w iaski- nyach, a karmyl ge chlebem a wod{{ø}}? A ti nynye mowysz: Powyedz panu twemu: Helyas gydze, abi my y zabyl ? Helyas rzeki: Zyw gest pan wszech zast{{ø}}pow, przed gegosz oblyczim sto- i{{ø}}>, iszecz sy{{ø}} dzisz gemu ukaszo. Tedi Abdias szedl przecyw Achabowy y po- • wyredzal gemu. Y wiszedl Achab na- przecywo Helyaszowy, a uzrzaw gy, rzeki: Ty gesz ten, gensze z a m o- czasz lyud israhelski ? On rzeki: Nye sm{{ø}}cylem ia Israhela, ale ti a dom oczcza twego, geszeseye nye chowały przikazanya boszego y naszlyadowaly Baalym. Ale tak poszły nynye, a zgromadź zbór ku mnye wszego israhel- skego lyuda na gor{{ø}} karmelsk{{ø}}, a prorokow BaaJ cztirzi ssta a pyęczdzesy{{ø}}t, a prorokow lugowich, gysz gedz{{ø}} u stoki Gezabel, cztirzissta. Tedi Achab posiał... Tu iwie karty wydarte. iXX, 15). . 112 .. .a trsydzesszcy. Y zlyczil po nych lyud wszitek sinow Israhelskich, syedm tysy{{ø}}czow. Y wiszly o poludnyu, a Benadab pyl y opyl sy{{ø}} w stanye swem, a krolyow dwa a trsydzesszcy s nym, gysz gemu prziszly na pomocz. Y wiszly slugy ksy{{ø}}sz{{ø}}t wszitkick włoscy w pyrwem czele. Y posiał Benadab. Gyszto mu wskazały, izek{{ø}}c: M{{ø}}szowye wiszly s Samariey. K nym on rzecze : Ly ubo prze pokoy gyd{{ø}}, zgymay- cye ge ziwo, lyubo przeto, abi boio- waly, ziwo ge wezmycye! A to tak. wiszly slugy ksy{{ø}}sz{{ø}}t włoscy, y osta- tnya woyska szła za nymy. Y pobył kaszdi m{{ø}}sza tego, gen przecywr gemu szedł, y pobyegly Syrsci, a scygal ge israkelski lyud. y ucyekl takesz Benadab, kroi Syrsky, na konyu s geszczci swimy. A tak kroi israhelski wiszedl, pobył konye y wozi, a pobył Syrsk{{ø}} zemy{{ø}} ran{{ø}} wyelyk{{ø}} barzo. Tedi przi- st{{ø}}pyw prorok ku krolyowO) israhel- skemu, rzeki k nyemu: Gydzi, a posyl sy{{ø}}, a wydz, eso uczinysz. bo dru- gego lyata kroi Syrski winydze przecyw tobye. A slugy/ krolya Syrskego rzekły k nyemu: Bogowye gor s{{ø}} bo- gowye gych, przeto nas przemogły. Ale lepyey, abichom przecyw gym boio- waly na polyu, a przemoszemi ge. Przetosz ti tak uczin: Oddal wszelkego krolya od gego zastępu, postaw w mya- sto gych ksy{{ø}}sz{{ø}}ta, a uczin znowu, lyczb{{ø}} ricerstwa w myasto onick, gisz s{{ø}} zbycy s twich, a konye w myasto kouy drzewyeyszick, a wozi w myasto wozow, gyszesz drzewyey myal. Y b{{ø}}- dzem boiowacz przecyw gym na poły o cli, a uzrzisz, ysze ge przemoszemi. Y uwyerzil radze gich, a uczinyl tak. Przeto gdisz rok myn{{ø}}1, zlyczil Benadab Syrske, y wzial na Affet, abi boiowal przecyw israhelskemu lyudu. A zatym takesz sinowye israhelsci zly- czery s{{ø}}, a nabrawszi pokarma, y wi- gely przecyw gym, iako dwye male stadze koz. Ale Syrsci napelnyly s{{ø}} wszitk{{ø}} zemy{{ø}}. W t{{ø}} dob{{ø}} geden m{{ø}}sz boszi przist{{ø}}py ku krolyu israhelskemu, rzeki: Tocz mowy pan bog: Przeto isze rzekły Syrsci: bog górni gest gich, a nye bog dolow: dam wszitko sebra- nye to wyelyke w r{{ø}}k{{ø}} two, a wzwye- cye, yszem ia pan. Y zrz{{ø}}dzaly syedm dny przecyw sobye y Syrsci y ony czoła, a syodmego dnya sstal sy{{ø}} boy. y pobyły Syrskich sinowye israhelsci ssto tysy{{ø}}czow pyeszich genego dnya. Y ucyekly cy, gysz biły ostały, do Affet myasta, a padł mur na dwadzeszcya a na syedm tysy{{ø}}czow lyudzi, gisz biły ostały. A zatym Benadab u- cyekai{{ø}}, wszedł w myasto do przebitka, gen bil wn{{ø}}trz przebitka, y rzekły gemu sług?/ gego: Sliszelysmi, ysze krolyowye domu israhelskego myloscy- wy s{{ø}}. przetosz opaszmi sy{{ø}} wormy (wormi) po naszich byodrach, a powrozi wloszimi na nasze głowi, winydzmi przecyw krolyu israhelskemu. zalycz snad* nas żywy. Y opasały byodri swre wormy, a wloszily powrozi na swe głowi, y prziszly ku krolyowy israhelskemu, rzek{{ø}}c: Sługa twoy Benadab mowy : Prosz{{ø}}, abi my{{ø}} szywyk On rzecze : Gęstły gescze zyw, brat moy gest. To przyi{{ø}}ly m{{ø}}szowye za scz{{ø}}scye, a r{{ø}}cze pochicyly słowo ust gego, y rzekły: Brat twoy Benadab zyw gest. On rzeki: Gydzcye, a przywyedzcye gy ku mnye. Y wiszedl k nyemu Benadab, y wsz{{ø}}1 gy na swoy woz, rzek{{ø}}c: Myasta, iasz wsz{{ø}}1 ocyecz moy oczczu twemu, nawrocz{{ø}} tobye. a ulycz nadzalay w Damaszku sobye, iako na- czinyl ocyecz moy w Samary, a ia smyrzyw sy{{ø}} s stob{{ø}}, odid{{ø}}ó od cyebye. A smyrzil sy{{ø}} s nym y puscyl gy precz. Tedi geden m{{ø}}sz s sinow pro- rokowich rzecze ku swemu towarziszo- wy słowem boszim: Zbyg (zlij) my{{ø}}! A on nye chcyal gego zbycz. Gemu on rzeki: Przeto iszesz nye chcyal sli- szecz głosu boszego: owa, odidzesz ode mnye, a zabyge cy{{ø}} lew. A gdisz ma- lyutko odidze od nyego, nalyazw gy lew y zabyl gy. Ale on nalyazl m{{ø}}- sza drugego, rzeki k nyemu: Byg my{{ø}}! Gensze byl gy a ranyl. Tedi szedł pro- rol* y nalyazl krolya na drodze, prze- myenyw posucym iposuciem) prochu usta a oczi swoy. A gdisz kroi poydze, wzwola k nyemu, rzek{{ø}}c: Sługa twoy wiszedl boiowacz blysko, a gdisz po- byegl m{{ø}}sz geden, prziwyodł gy ktosz ku mnye, rzek{{ø}}c: Strzesz m{{ø}}sza tego! a ucyeczelycz, b{{ø}}dze dusza twa za gego dusz{{ø}}, albo lybr{{ø}} szrzebra za to dasz. A gdisz ia, sm{{ø}}cyw sy{{ø}}, y tam y sam sy{{ø}} obraczal, natichmyast kamo s z sy{{ø}} podzal. K nyemu kroi israhelski rzeki: To gest s{{ø}}{{ø}}d twoy, gen- szesz sam z g o d 1 ('■)• Tedi on natichmyast sstarl proch s swey twarzi, y poznał gy kroi, isze bil geden s pro- rokow. On k nyemu rzeki: To mowy pan: Przeto iszesz puscyl m{{ø}}sza do- stoynego szmyercy z r{{ø}}ki twey: b{{ø}}dze dusza twa za gego dusz{{ø}}, a lyud twoy za lyud gego. Y wrocyl sy{{ø}} kroi do domu swego, pot^pyw to slisz{{ø}}cz, a gnyewai{{ø}}cz sy{{ø}} prziszedl do Samariey. XXI. po tich slowyeeh, bila tego czasu wynnyoza NabotowaGezrahelskegu, iasz bila w Gezrahel podle syeny Acha- bowi, krolya Samarskego. Y mowyl Achab ku Nabotowy, rzek{{ø}}c: Day my wynnycz{{ø}} sw{{ø}}, acz ucziny{{ø}} sobye za- grod{{ø}} szeln{{ø}}, bo my gest w s{{ø}}sydz- stwye a blyssku mego domu. a dam U3 tobye za || ny{{ø}} wynnycz{{ø}} lepsz{{ø}}, a gestlycz sy{{ø}} podobnycy zda, dam cy szrzebra zacz stoy (stoi). K temu otpowye Nabot: Smyluy sy{{ø}} nade mn{{ø}} pan, abich nye dal dzedzicstwa ocz- czow mich tobye. Tedi prziszedl Achab do domu, gnyewai{{ø}}cz sy{{ø}} a gorly{{ø}}c sy{{ø}} s tego słowa, gesz mowyl k nyemu Nabot Gezrahelytski, rzek{{ø}}c: Nye dam tobye dzedziczstwa oczczow mich. A porzucyl sy{{ø}} na losze swe, obrocyw twarz sw{{ø}} k scyenye, y nye iadl chleba. Tedi wszedszi k nyemu Gezabel, szona gego, y rzecze k nyemu: Cso gest tego, z nyegosz sy{{ø}} zasm{{ø}}cyla dusza twa, a przecz nye gesz chleba ? On gey otpowye: Mowylem ku Nabotowy Gezrahelskemu, rzek{{ø}}c gemu: Day my sw{{ø}} wynnycz{{ø}}, a węszmy za ny{{ø}} pyenypdze, a gęstły sy{{ø}} lyuby tobye, dam za ny{{ø}} lepszo wynnycz{{ø}}. A on rzeki: Nye dam tobye wynnyce mey. Y rzecze Gezabel, szona gego, k nyemu: Wyelykey slaw{{ø}}tnoscy gesz, a dobrze sprawyasz krolewstwo israhelske! Wstań, a gedz chleb, a b{{ø}}dz d o b r z e y* miszly. Ia tobye dam wyn- nocz{{ø}}* Nabotow{{ø}} Gezrahelskego. Tedi napysawszi lysti gynyenyem Achabo- wim, a znamyonawszi gy pyrscye- nyem gego, posiała ku urodzenszj/m, gysz biły w myescye gego a bidlyly s Nabotem. A to bilo pysano na ly- scyech: Przikazcye post, a kaszcye sye- dzecz Nabotowy myedzi urodzenszimy lyuda, widaycye dwa m{{ø}}sza sini Be- lyal, acz krzywe swyadeczstwo powye- ta: Zlorzeczil Nabot boga a krolya. wiwyedzcye gy a ukamyonuycye, a tak umrze. Y uczinyly myesczanye gego y urodzenszi a lepszi, gysz bidlyly s nym w myescye, iako gym przikazala Gezabel a iako bilo napysano na lyscyech, gesz bila k nym posiała. Y przikazaly post, a syedzecz kazały Nabotowy myedzi pyrwimy z lyuda. A przy wyod- sz(i) dwa m{{ø}}sza, sini dyablowa, ka- zaly gyma syedzecz przecyw gemu. Tedi ona, to czusz1) m{{ø}}szowye Be- lyal, rzeklasta przecyw gemu swyadeczstwo przed wszitkim lyudern: Prze- klynal Nabod boga a krolya. Przetosz wiwyodszy gy z myasta, ukamyono- waly y posiały ku Gezabel, rzek{{ø}}cz: Ukamyonowan Nabod y umarł. Tedi sy{{ø}} sstalo, gdisz usliszala Gezabel Nabo- ta, ysze ukamyonowan a umarł, rzekła ku Achabowy: Wstań, wwy{{ø}}sz sy{{ø}} ') scilicet ut. w wyunycz{{ø}} Nabotow{{ø}} Gezrahelycske- go, gen nye chcyal pozwolycz tobye a dacz gey a wszócz pyeny{{ø}}dze za ny{{ø}}. bo nye szyw Nabot, ale umarl. Tedi uszliszaw Achab, ysze umarl Nabot, wstal y ial do vymiyce Naboto- wi, abi sy{{ø}} w ny{{ø}} wwy{{ø}}zal. W t{{ø}} dob{{ø}} przemowyl pan ku Elyaszowy Tezbyczskemu, rzek{{ø}}cz: Wstan, gydz naprzecywo Achabowy krolyowy, gen gest w Samar?/, owa, tocz gydze do wynnyce Nabotowy e, abi sy{{ø}} w ny{{ø}} wwy{{ø}}zaL mowy{{ø}}cz k nyemu: Tocz mowy pan bog: Żaby lesz, a nad to wsz{{ø}}- lesz, a potem prziczinysz. Tocz mowy pan: Na temto myescye, na nyemsze lyzaly krewr psy Nabotow{{ø}}, b{{ø}}d{{ø}} ly- zacz y tw{{ø}} krew. Y rzeki Achab ku Helyaszowy: Azalysz nalyazl na mnye sobye nyeprzyiacyelya? On rzeki: Nalyazl. przeto yszesz sy{{ø}} oddal na to, abi czinyl zloscz przed oblyczim boszim. Przeto tocz mowy pan: Owa, tocz ia prziwyod{{ø}} na cy{{ø}} zle, a pode- tn{{ø}} poszlyatky twe, a zbyi{{ø}} s Achab asz do psa y mdłego y poszlednyego s Israhela, a ucziny{{ø}} dom twoy, iako dom Geroboamow, sina Nabotowa, a iako dom Baza, sina Achia, przeto iszesz to uczinyl, abi my{{ø}} roznyewal a ku grzechusz przywyodl Israhel. K temu takesz o Gezabel mowyl pan, rzek{{ø}}c: Psy sznyedz{{ø}} Gezabel na po- lyu Gezrahelskem. A umrzely Achab w myescye, sznyedz{{ø}} gy psy. gęstły umrze na polyu, sznyedz{{ø}} gy ptaci nyebyesci. Przeto nye bil drug?/ taki, iako Achab, gen sy{{ø}} na to dal, abi czinyl zle przed oblyczim boszim, pobudzała gy szona gego Gezabel, tak ganyebni uczinyl sy{{ø}}, ysze naszlya- dowal módl, gesz biły uczinyly Amo- rey, gesz skaszil pan od twarzi sinow israhelskich. A tak gdisz usliszi Achab ti iste rzeczi: rozdarł na sobye odze- nye swe, a odzal cylycyum cyalo swe, y poscyl sy{{ø}}, a spal w worze, a chodził, z wy esy w glowp. Tedi potem przemowyl pan ku Helyaszowy, rzek{{ø}}cz k nyemu: Wydzalesz, ysze sy{{ø}} poko- rzil Achab przede mn{{ø}} ? a przeto, isze sy{{ø}} pokorzil prze my{{ø}}, nye przepuscz{{ø}} złego za gego dny, ale we dnyoch sina gego ucziny{{ø}} wyele złego nad gego domem. XXII. # atym myn{{ø}}la trsy lyata przes boia myedzi Syrsk{{ø}} zemy{{ø}} a israhelsk{{ø}}. A w trzecyem lyecye p r z y i a 1 Iozaphat, kroi Iuda, ku krolyowy Israhel. Y rzeki kroi Israhel ku slugam swim: Nye wye- cye, ysze nasze gest Kamót Galaad, a myeszkami ge wsz{{ø}}cz z r{{ø}}ku krolya Syrskego? Y rzecze ku Iozaphat, krolyowy Iuda: Podzeszly se mn{{ø}} ku boiowanyu do łiainot Galaat ? Tedi Iozaphat ku krolyowy israhelskemu rzecze: lakom ia, tako i ti. lyud moy a lyud twoy gena rzecz s{{ø}}{{ø}}. geszczci moy a geszczci twoy. Y rzecze Ioza- pkat ku krolyowy israhelskemu: Patrzi, prosz{{ø}} cyebye, ziawyenya boszego dzisz. Tedi kroi israhelski sebraw prorokow b 1 y z ku cztirzem sstom m{{ø}}- szow, y rzecze k nym: Mamly gydz do >> e8 Ramot Galaad boiowacz, czily nycs? Gemu ony otpowyedzely: Gydz, a dacz ge pan w r{{ø}}k{{ø}} krolyow{{ø}}. 1 rzeki Iozaphat: Azaly nye proroka boszego tu, bichom gego pitaly ? Y rzecze kroi 114 is i rahelski ku Iozaphatowy: Ostał geden m{{ø}}sz, przes ktorego moszem opi- tacz pana. ale ia gego nye nawydz{{ø}}, bo nye prorokuge my dobrego, ale zle, Mycheas, syn Gemlya. Iozaphat rzecze: Nye mow tak krolyu. Tedi kroi israhelski powoła w genego urz{{ø}}dnyka1), k nyemu rzeki: Ricklo prziwyedz My- ckea, sina Gemlya. A w t{{ø}} dob{{ø}} kroi israkelski a Iozaphat, kroi Iuda, sya- dlasta oba kaszdi na stolczu swem, odzan ruchem królewskim, na myeszczczu podle broni Samarskey, a wszit- ci proroci prorokowały przed nym a. Y uczinyl sobye Sedechias, sin Kanaan, rogy szelyazne y rzeki: Tocz mowy pan: Tymto rozdrzesz zemy{{ø}} Syrsk{{ø}}, asz i{{ø}} y zgładzisz. A wszitci proroci takesz prorokowały, rzek{{ø}}c: Wzidzi do Ramot Galaad, a gydzi scz{{ø}}stnye, a poda pan w r{{ø}}ce krolyowi nyeprzyia- cyele twe. A zatim poseł, gen bil szedł, abi wezwał Mycheasza, mowyl k nye- mu rzek{{ø}}cz: Owa, tocz wszitci proroci genimy usti dobre rzeczi krolyowy pro- rokui{{ø}}. Przeto takesz y ti zrownay sy{{ø}} s nymy, mow dobre. Mycheas rzecze: Zyw gest pan, ysze czsoszkoly powye my pan, to b{{ø}}d{{ø}} mowycz. To rzekw, y prziszedl ku krolyowy. Y rzecze gemu kroi: Mychea, mamly gechacz do Ramot Galaat boiowacz, czily nye- ckacz ? On otpowye: Wstaw, gydzi wyesyele, a poda ge pan w r{{ø}}ce krolyowye. Tedi kroi rzeki k nyemu: Pyrwe wTtore') zaprzisy{{ø}}gam cy{{ø}}, abi my nye mowyl, gedno cso prawdzy- wego gest, w gymy{{ø}} bosze. On rzeki: Wydzalem wszitek Israkel rozbyegszi sy{{ø}} po górach, iako owrce nye mai{{ø}}cz pastirza. y rzeki pan: Nye mai{{ø}} pana cyto, WTOCZ syó kaszdi do swego domu w pokoiu. W t{{ø}} dob{{ø}} kroi israkelski ku krolyowy Iozapkatowi iudzske- mu rzecze: Azalym tobye nye rzeki, ysze my nye prorokuge dobrego, ale zawszgy zle ? Ale on nad to rzecze: Przeto slisz słowo bosze: Wvdzalem «/ pana syedz{{ø}}c na stolczu swem, a wszitek zast{{ø}}p nyebyeski stoi{{ø}}cz podle gego na prawyci y na lewych Y rzeki pan: Kto okłam a Ackaba, krolya isra- helskego, abi geckal y padł w Ramot Galaad ? Y rzeki geden na lewyci słowa taka, a druggt gynaka. Zatym wi- st{{ø}}pyw duch, y stal przed bogem, rzek{{ø}}cz: la gy okłamana. Geniusz rzeki pan: Na czem ? A on rzecze: Winyd{{ø}} a b{{ø}}d{{ø}} duck 1 s z i w i (łżywy) w uszcyech wszitkick prorokow gego. Y rzeki pan: Oklamay, a przemosz! wiszedw, uczi- nysz tak! Przeto iusz dal pan duch lsziwi w usta wszeck twick prorokow, gysz tu s{{ø}}, a pan mowyl przecyw tobye zle. Tedi przist{{ø}}pyw Sedechias, sin Kanaan, y uderzil Myckea w lyce, rzek{{ø}}c: Tedi nyeckal my{{ø}} duck boszi, a mowyl tobye ? Y rzecze Myckea: Uzrzisz tego dnya, gdisz wnydzesz do ’) „Eunuchum quendamu w Wulg. ') Iterum atque iterum. pokoia wn{{ø}}trzney komori, abi sy{{ø}} skrih Y rzecze kroi israhelski: Wezmycye Mychea, acz ostanye u Amona, ksy{{ø}}- sz{{ø}}cya myesczkego, a u Ioas, sina Amalechowa. Rzeczcyesz gyma: Tocz mowy kroi: Wsadzcye tego m{{ø}}sza w cyemnycz{{ø}}, a chowaycye gy chlebem zam{{ø}}tka a wod{{ø}} truchloscy, doi{{ø}}d sy{{ø}} nye wrocz{{ø}} w pokoiu. Tedi rzecze Mycheas: Wrocyszly sy{{ø}} w pokoiu: nye mowyl pan przes my{{ø}}! Y rzecze: Sliszcye wszitci lyudze to! Ge- chal kroi israhelski a Iozaphat, kroi Iuda, do Ramot Galaat. Tedi kroi israhelski ku Iozaphat rzeki: Weźmy zbro- i{{ø}}, wnydzisz w boy, a oblecz sy{{ø}} w me‘) odzenye. A zatym kroi Israhel, przemyenyw swoy odzew, y wszedł w boy. Ale kroi Syrski przikazal ksy{{ø}}- sz{{ø}}tom wozowim dwyema a trsyem dzesstom, rzek{{ø}}c: Nye b{{ø}}dzecye boiowacz przecyw wy{{ø}}czszemu a mnyey- szemu any szadnemu, geno przecyw krolyowy israhelskemu samemu. A gdisz uzrzely ksy{{ø}}sz{{ø}}ta wozowa Iozaphata, u m y e 1 y * 2), bi on bil kroi israhelski, a rzucywszi sy{{ø}} nayn, y boiowaly przecyw gemu. Y wzwolal Iozaphat, y zrozumyely ksy{{ø}}sz{{ø}}ta wozowa, ysze nye kroi israhelski, y nyechaly gego. Zatym geden m{{ø}}sz napy{{ø}}1 1 {{ø}} c z i s k o, w nyeistnoscz3) strzelyl strzal{{ø}}, a na god{{ø}} zastrzelyl krolya israhelske- go myedzi płucem a myedzi szol{{ø}}tkem. Tedi on rzeki wosznyci swemu: Obrocz r{{ø}}k{{ø}} sw{{ø}}, wiwyezisz my{{ø}} z woyski, *) W Wulg.: „vestibus tuis*. *j suspicati sunt. *) in incertum (Wulg.). bocyem cy{{ø}}szko ranyen*. Y sstal sy{{ø}} boy tego dnya, a krol israhelski stal na swem wosze przecyw Syrskemu, y umarl k wyeczoru. y cyekla krew z rani w woz. A zatim sluszebnyk wzwo- la po wszitkey woyscze, pyrwey nysz slunce zaszło, rzek{{ø}}cz: Wrocz sy{{ø}} kaszdi do swego myasta a do zemye swey. A tak umarl krol, y donyesyon do Sa- mariey, y pochowały krolya w Samary, a umily woz w Samarskem stawku, y lyzaly psy krew gego, a w{{ø}}dzi- dla umily podle słowa boszego, gesz bil mowyl. Ale gyny skutci Achab y wszitko, czsosz czinyl, a dom s wslu- nowich* koscy, gysz bil udzalal, a wszech myast, ktore udzalal, to wszitko popysano w ksy{{ø}}gach uczinkow dny krolyow israhelskich. A tak skonał Achab s swimi oczci, a krolyowal Otozias*, sin gego, w myasto gego. Ale Iozaphat, sin Aza, pocz{{ø}}1 krolyowacz nad Iud{{ø}} czwartego lyata Achaba, krolya israhelskego. W py{{ø}}cy a we trsyech dzesstoch lecyech bil, gdisz pocz{{ø}}1 krolyowacz. a dwadzesszcya y py{{ø}}cz lyat krolyowal wT Ierusalemye. A gy- 115 my{{ø}} macyerze gego Azuba, dzewka Salay. A przidzerszawal sy{{ø}} wszitkimy czini drog Aza, oczcza swego, a nye oddalyal sy{{ø}} od nych a czinyl to, czsosz prawego przed bogem. Ale wszdi gomich modi nye zatracyl, bo gescze lyud obyatowal a palyl obyati na wi- sokoscyack. Y myal pokoy Iozaphat s królem israhelskim. A skutkowye gego, gesz czinyl, a boiowye, popysany s{{ø}} w ksy{{ø}}gach skutków dny krolyow Iuda. A takesz ostatek kaplanowr mo- dlebnich, gysz biły ostały za dny Aza, oczcza gego, zatracyl s zemye. Any bil tego czasu krol ustawyon w Edom. A naczinyl bil Iozaphat korabyow na morze, abi na nych plin{{ø}}1 do Offyr po złoto, a nye mogly na nych gydz, isz sy{{ø}} złamali w Assyongaber. Tedi rzeki Otosyas, sin Achabowr, ku Iozaphato- wy: Nyechay gyd{{ø}} slugy me s twimy slugamy na korabyoch. y nye chcyal Iozaphat. Y skonczal s swimy oczci Iozaphat, a pochowan s nymy w myescye Dauid, oczcza swego. Y krolyo wal loram, sin gego, w myasto gego. Ale Otosyas, sin Achabow, bil pocz{{ø}}1 krolyowacz nad israhelskim lyudern w [Samary syodmego naczcye lyata Io- zaphata, krolya Iuda. A krolyowal nad Israhelem dwye lecye, a czinyl nye- prawye przed bogem, a przidzerszawal sy{{ø}} drogy oczcza swego a macy erze swey, a drogy Geroboamowi, sina Na- batowa, gen przywyodl lyud israhelski ku grzechu. A sluszil Baal a modlyl sy{{ø}} gemu, a roznyewal pana boga isra- helskego podle wszego, eso czinyl o- cyec gego. o^®V__^Srxo KKÓLEWSKIE IV. Poczinaio* sy {{ø}} ksy{{ø}}gy czwarte krolewske. Kapytulum I. i) Przest{{ø}}pyl na swem szlyu- bye Moab w Israhelu, po tem czassye, gdisz bil iusz umarl Achab. Y upadl Oto- zias przes okno palaczo- we, gesz myal w Samary, a wtemto ') Litera P tu tylko tymczasowa. W pozostawioném próżnćra -miejscu zamierzano j% wykonać pożniéj większy i ozdobnie. rozdraziw sy{{ø}}, nyemogl. Y posiał slugy swre, rzek{{ø}}c: Gydzcye, po- radzcye sy{{ø}} s Belzabubem*, bogem Aka- ronskim, b{{ø}}d{{ø}}ly moc zyw b i c z i (.) s tey mey nyemoci. Zatim angyol bosz mowyl ku Helyaszowy Tezbycskemu, rzek{{ø}}c: Wstań, a gydzi naprzecywko posłom krolya Samarskego, a to gym tzeczesz: Azaly nye boga w Israhelu, abiseye szły radzicz sy{{ø}} z Belzebubem bogem Akaronskim ? Przeto tak mowy 53 pan bog, ysze s tego losza, na gem- szesz legi nyé wstanyesz, ale umrzesz. A to rzeki y szedł precz Helyas. Y wrocyly sy{{ø}} poslo wye ku Otoziaszowy, gyinsze on rzeki: Przeczscye sy{{ø}} wrocyly? A ony otpowyedzely, rzek{{ø}}c: Potkał nas geden m{{ø}}sz a rzeki nam: Wroczcye sy{{ø}} a gydzcye ku krolyowy, gensze was posiał, a mowcye gemu: Tocz mowy pan: Zaly nye bilo boga w Israhelu, yzesz posiał, ab> sy{{ø}} poradził z Belzebubem bogem Aka- ronekiin ? Przeto s tego losza, na gem- szesz legi, nye wstanyesz, ale umrzesz- On rzeki: Kakey postawi, a w kakem odzenyu bil ten m{{ø}}sz, gen was potkał, a ta słowa wam mowyl ? Ony rzekły : M{{ø}}sz kosmaii a skorzanim powroskem opasani po swich byodrach. W tę dob{{ø}} rzeki: To gest Helyas Tezbycski. Y posiał Otosyas k ny emu geno ksy{{ø}}- sz{{ø}} py{{ø}}czdzesyoinyka a py{{ø}}czdzesy{{ø}}t m{{ø}}szow, gysz biły pod nym. Gensze wnydze k nyemu a nalyazl gy, a on na wyrzchu gori syedzi. Y rzecze k nye- mu: M{{ø}}szu boszi, przikazal kroi, abi z gpri szczedh Otpowyedzal Helyas, rzek{{ø}}c: Gęstłym ia m{{ø}}sz boszi: sst{{ø}}- pysz ogen z nyebyos, spalysz cy{{ø}} a py{{ø}}czdzesy{{ø}}t twich! A tak sst{{ø}}pyl o- gen s nyebyos a spalyl gy y tick py{{ø}}czdzesy{{ø}}t, gisz s nym biły. Tedi Oto- zias posiał druge ksy< .szó pyńczdze- sy{{ø}}tnyka a py{{ø}}czdzesyęt s nym. Gen prziszedl ku Helyaszowy, rzeki gemu: Czlowyecze boszi, tocz mowy kroi: Poszpyesz sy{{ø}} na dok Helyas rzeki: i Gestlym ia czlowyek boszi: st{{ø}}pisz I ogen s nyebyos, spalysz cy{{ø}} a py{{ø}}cz- ! dzesjpt twick! A st{{ø}}pyl ogen s nyebyos y spaly-ł) gy a py< iczdzesy{{ø}}t gisz s nym biły. Tedi Otozias posiał trzecye ksy{{ø}}sy{{ø}}* py{{ø}}czdzesyótnyka a py{{ø}}cz- dzesyęt s nym. Gen gdisz przidze, po- kly{{ø}}kl na kolyamt* przed Helyaszem, y rzecze: M{{ø}}szu boszi, nye pot{{ø}}pyay dusze mey a dusz sług twick, gisz se mn{{ø}} s{{ø}}. Owa, sst{{ø}}pyl ogen z nyebyos y spalyl dwye ksy{{ø}}sz{{ø}}ti* py{{ø}}czdzesy{{ø}}t- nyki y to oboge py{{ø}}czdzesy{{ø}}t, gysz biły s nyma. Ale ia cyebye prosz{{ø}}^ abi sy{{ø}} slyiltówal nad m{{ø}} duszo. Y przemowyl angyol boszi ku Helyaszowy, rzek{{ø}}c: Nye boy sy{{ø}}, sidzi s nym! A wstaw Helyas, sydze s nym ku krolyowy, a mowyl k nyemu, rzek{{ø}}c: Tocz mowy pan: Yszesz posyłał posli, pita :{{ø}} otpowyeazi od Belzebuba boga Akaronskego, iakobi nye bil bog w Israhelu, s nym bi sy{{ø}} mogl popitacz: przeto nye wstanyesz s tego losza, ns nyemszesz legi, ale smyęrcy{{ø}} umrzesz. Y umarl Otozias podle rzeczi boszey, i{{ø}}sz mowyl Helyas. Y krolyowal pu nyem Ioram, brat gego, lyata wtorego krolyowauya Ioram, sina Iozafatowa, krolya Iudzskego. bo nye myal Otozias sina. A osiatnye rzeczi Otoziaszo- wi, czso czinyl, popysani s{{ø}} w ksy{{ø}}- gach skutków dny krolyow Tsrahel- skyc-h. Tu 9 kart br.°.k (X\ 21)- . ...wszech kraiow israkelskick, y przi- U6 szły wszitci sluszebnyci Baal, a nye ostał n} geden, ktobi nye prziszedl. Y weszły do koscyola Baal, y napel- nyl sy{{ø}} dom Baal od wyrzchu asz do wyrzchu'). Y rzeki tym, gysz biły nad odzenym: Przinyeszcye odzenye wszitkim slugam Baal. Y przinyeszly gym odzenye. A wszedł Yeti2) a lonadab, sin Reckabow, do koscyola Baal, y rzeki naszlyadownykom Baal: Opatrz- cye a wydzcye, abi nye bil ny geden s wamy fs] sług boszich, ale abi samy biły sług?/ Baal. A wzeszły, abi czinyly obyati a offyeri. A zatym Veu prziprawyl sobye oszmdzesy{{ø}}t m{{ø}}szow, y rzeki k nym: Kto da ucyec s tich lyu- dzi, gesz ia wwy{{ø}}d{{ø}}* w wasze r{{ø}}ce, sziwot gego b{{ø}}dze za sziwot gego. A tak sy{{ø}} stało, gdisz sy{{ø}} dokonała obyata, przikazal Yeu ricerzom a woge- wodam swim, rzek{{ø}}cz: Wnyd{{ø}}cz zby- cye ge, acz nygeden nye ucyecze. Y zbyły ge wszitki myeczem, a wstawszi rieerze a wngewodi, y wamyotaly m a r- c h i gich precz, y szły do myasta koscyola Baal, a wsz{{ø}}wszi soch{{ø}} s koscyola Baal, y stłukły y sezgly (zeigli). A skaziły myeszczce Baal, y uczinyly na tem myeszczczu z a c h o d i do dzi- syeyszego dnya. A tak zagładził Yeu modl{{ø}} Baal s Israhela. Ale wszakosz od grzeckow leroboamowick, sina Na- batowa, gen prziwyodł ku grzechu lyud israkelski, nye odst{{ø}}pyl, any ostał cyel- czow zlotick, gysz biły w Betel a w Dan. Y rzeki pan ku Yeu: Przeto iszesz tak chitrze uczinyl to, czso gest dobrego a lyube bilo przed mima oczima, i to wszitko, czsosz bilo w mey miszly przecyw domu Achabowu, uczi- nylesz: sy{{ø}}d{{ø}} sinowye twoy na krolyow y e stolczu asz do czwartego pokolenya. Ale Yeu nye bil pyleń, abi chodził w zakonye pana boga israhel- skego w wszem syerczu swem. bo nye otst{{ø}}pyl bil od grzeckow leroboamowick, gen ku grzecku przywyodl bil lvud israhelski. A w tick dnvock po- cz{{ø}}1 sobye stiskacz1) Israhel. y pobył ge Azael we wszeck kraiock israkelskick, od Iordanu przecyw kraiu na wsckod sluncza, pobył wszitk{{ø}} zemy{{ø}} Galaat, a Gad, a Ruben, a Manase, od Aroer, gesz gest nad potokem Arnon, a Galaad, a Bazan. Ale gyne rzeczi o Yeu y wszitko, czso czinyl, a moc gego, to wszitko popysano w- ksy{{ø}}- gach uczinkow dny krolyowich. Y limari Yeu s swimy oczci, a pochowały gy w Samary. Y krolyowal Ioatas*, sin gego, wr myasto gego. A tick dny, w nyckszeto krolyowal Yeu nad Isra- kelem w Samary, bilo lyat oszm a dwadzeszcya. XI. / Ziatym Atalya, macz Otoziaszowa, wy- dz{{ø}}cz, 3'sze sin gey umarl, wstawszi y zbyła wszitko plemy{{ø}} krolewske. Tedi Iozaba, dzewka krolya Iorama, syostra Otoziasza krolya, wz{{ø}}wszi Ioaza, sina Otoziaszowa, ukradła gy z poszrzod sinow krolyowicłi, gesz zabyiano, y s pyastunk{{ø}} gego s s y e n y krolyowa, y przekrila gy przed Ataly{{ø}}, abi nye bil zagubyon. Y bil s ny{{ø}} taynye w domu ') Wulg. ma: Coepit Dominus taedere super Israel. ') A summo usque ad summum. 2) nIehuu (Wulg.). boszem szescz lyat. a Atalya krolyo- wala nad zemy{{ø}}. A syodmego lyata posiał Ioyada, a wsz{{ø}}w setnyky a ri- cerstwo, y wwyodl ge k sobye do domu boszego, y uczinyl s nymy szlyub, a zaprzisz{{ø}}gl ge w domu boszem, a ukazał gym sina krolyowa, y przikazal gym rzek{{ø}}cz: Tocz gest przikaza- nye, gesz macye uczim/cz: trzecya cz{{ø}}scz s was waiydzi w sobot{{ø}}, pono- czuycyesz') w domu krolyowye. a trzecya cz{{ø}}scz b{{ø}}dz w bronye Seyr*. a trzecya cz{{ø}}scz w bronye, iasz gest za przebitkem sczitownykow. y b{{ø}}dzecye ponoczowacz w domu Messa. Ale dwye cz{{ø}}scy z was, wszitci wny- d{{ø}}cz w sobot{{ø}}, ponoczuycyesz w domu boszem przi krolyu, a obly{{ø}}szecye gy, mai{{ø}}cz bron w r{{ø}}ku waszu. A wny- dzely kto do ogrodzenya koscyelnego, zabycye gy, y b{{ø}}dzecye s królem, do- k{{ø}}d poydze abo wnydze. Y uczinyly setnyci podle w szego, iakosz gym bil rozkazał kapłan Ioyada. A przymui{{ø}}c wszitci swe m{{ø}}sze, gisz wchodziły do koscyola przes tidzen, y ti takesz, gysz wichodzily w sobot{{ø}}, y prziszly s soboti2) s timy, gysz wichodzyly, ku Ioyadowy kaplanowy, a on gym dawał k o p y i a a bron krolya Dauida, gesz bila w domu boszem. Y stały, kaszdi mai{{ø}}c bron w swu r{{ø}}ku, ot prawe* stroni koscyola asz do lewey stroni ołtarza a* syen- ce (?), około krolya. Y wiwyodl krolyo- wra sina, y wstawyl nan koron{{ø}} krolyow, y swyadeczstwo. y uczinyly gy ■) „observet excubias11 (Wulg.). *) Coś tu pomylonego. królem a pomazały, a ply{{ø}}sz{{ø}}cz r{{ø}}kama, rzekły: Zyw b{{ø}}dz kroi! Tedi usliszawszi Atalya glos lyuda byega- i{{ø}}cego, a wszedszy ku sebranyu do koscyola boszego, y uzrzala krolya sto- i{{ø}}cego na stolczu podle obiczaia, a spyewaki y sebranya błysku* gego, a wszitek lyud zemski raduy{{ø}} sy{{ø}} a tr{{ø}}- by{{ø}}c w tr{{ø}}bi. A rozdarszy odzenye swe, y wzwola: Sprzisy{{ø}}zenye, sprzisy{{ø}}ze- nye! Y przy kazał Ioyada setnykom, 117 gisz biły nad zast{{ø}}pem, y rzeki gym: Wiwyedzcye i{{ø}} z ogrodzenya koscyelnego, a kto b{{ø}}dze sy{{ø}} gey przidzer- szecz, zabycye gy myeczem. Bo bil rzeki kapłan: Kye zabyiaycye gey w koscyele boszem. A chwacywszi sy{{ø}} gey r{{ø}}kama, y wcysly i{{ø}} do tey drogy, i{{ø}}szto s konmy wgeszdzai{{ø}}, podle syeny, y zabita tu. Y uczinyl slyub Ioyada myedzi bogem a myedz(*) królem, a myedzi lyudern, abi bil lyud boszi, a myedzi królem a myedzi lyu- dem pospolytim. Y wszedł wszitek lyud zemski do koscyola Baal, y wzruszily ołtarze gego, a obrazi starły mocnye, a Matana kapłana Baal zabyly przed ołtarzem. Y postawyl kapłan strosze w domu boszem. A wz{{ø}}w setnyki a Strzelce a samostrzelnykow e zast{{ø}}pi y wszitek lyud zemski: przewyedly krolya z domu boszego. y prziszly bron{{ø}} sczi- townykow{{ø}} na syen, y syadl na kro- lewskem stolczu. Y uwyesyelyl sy{{ø}} wszitek lyud zemski, a myasto sy{{ø}} upo- koylo, a Atalya zabyta myeczem w domu krolya. Syedm lyat bil w starz Ioas, gdi bil pocz{{ø}}1 krolyowacz. xn. | fata syodmego po eu, krolyowal loas czterdzescy lyat w Ierusalemye. gymy{{ø}} macyerze gego Sebya s Bersa- bee. Y czinyl loas dobrze przed bogem po wszitki dny, w ktorich gy u- czil Ioyada kapłan. Ale wszaka' pogańskich módl na górach nye zatracyl, bo gescze lyud obyatowal a palyl na górach zazszon{{ø}} obyat{{ø}}. Tedi rzeki loas ku kapłanom: Wszitki pyeny{{ø}}dze swy{{ø}}tich, gesz wnyesyoni do koscyola boszego bod{{ø}}, gesz t{{ø}}di gydóc offye- ruy" sy{{ø}} za dusze, y ti, gysz dobrowolnye a z dobrowolenstwa swego syer- cza wnosz{{ø}} w koscyol boszi, ti wezm{{ø}} kaplany podle rz{{ø}}du swego, y bód{{ø}} tym oprawyacz strzech{{ø}} domu boszego, acz czso potrzebnego prze opra- wyenye uzrz{{ø}}. Zatim do dwudzestu a do trzech lyat za kiolya loas nye o- prawyaly strzechi koscyelney kaplany. Tedi zawołał kroi loas Ioyadi bysku- pa, a kapłanów s nym, rzeki: Brzęcz nye oprawyacye strzech koscyelnich? przeto nye byerzcye wy{{ø}}cey pyeny{{ø}}- dz' podle waszego rz{{ø}}du, ale ku opra- wyenyu koscyelnemu daycye ge. 1 za- bronyono kapłanom, abi wypcey nye brały pyeny{{ø}}dzi od lyuda a oprawyacz strzech koscyelnich. Tedi wsz{{ø}}w Io vada byskup chowatedlnycz{{ø}} pye- ny{{ø}}zn{{ø}}, y otworzil dżum z gori, y po- stawyl i{{ø}} po i dle ołtarza na prawye: wchadzaiócick do domu boszego. Y składały sy{{ø}}* do nyey kaplany, gysz strzegły drzwj, wszitki pyeny{{ø}}dze, gesz noszono do koscyola boszego. A gdisz wydzely, ysz s{{ø}} wyelyke pyenyódze w chowatedlnyczi • wszedszi pysarz krolyow a biskup, y w*sipaly y zlyczily pyeny{{ø}}dze, geszto nalyazlasta w domu boszem. y dawalasta ge w ly dzb{{ø}} a w myar{{ø}} tym w r{{ø}}ce, gysz biły nad murarzmy domu boszego. Gysz ge nakładały na teszarze a na murarze, na ti, gisz dzalai{{ø}} w domu boszem, a przistrzechi czinyly, a na ti, gysz kamyenye łamały, abi kupowały drzewo a kamyenye, gysz r{{ø}}baly a łamały, tak abi sy{{ø}} dokonało oprawyenye domu boszego na wszitkich rzeczach, na ktorebi bila potrzeba nakladacz ku o- prawye domu boszegu. Ale wszakosz nye biwak" s tick pyeny >dzi wodny ce- browye koseyolu boszemu, a w{{ø}}dzi- ce a kadzidlnyce a tr{{ø}}bi, a wszelke ss{{ø}}di złote a szrzebrzne* s pyeny{{ø}}dzi, gesz wnosyly do koscyola boszego. Bo tym, gysz wnosyly (?) do koscyola boszego dzalo ęziny{{ø}}oz, dawały, abi po- prawyaly koscyola boezego. A nye mye- waly ny geney lyczbi cy lyudze, gysz ge brały, abi ge rozdawały rzemy{{ø}}szl- (m)kom, ale w wyerze ge rosprawyaly. Ale pyeny{{ø}}dze za wyn{{ø}} a pyeny{{ø}}dze za grzech nye wnyeszano* do domu boszego, bo kaplanske bili. Zatim Azael, kroi Syrski, gechal y boiowal przecyw Get, y dobił gego. y obrocyl sw{{ø}} woy- sk{{ø}}, abi wst{{ø}}pyl do Ierusalema. A przeto loas, kroi Iuda, pobraw wszitki poswy{{ø}}tne rzeczi, gesz biły poswyocyly Iozafat a Ioram a Otozias, oczczowye gego, krolyowye Iuda, a gesz on bil 54 offyerowal, a wszelke szrzebro, które mogl naleszcz w skarbyech domu boszego a w syeny krolyowye, y posiał Azaelowy krolyowy Syrskemu. y odszedł od Ierusalema. Ale gyny uczinci Ioasowi y wszitko, czso czinyl, s{{ø}} popysany w ksy{{ø}}gach dny krolyow Iuda. Tedi powstawszi sludzi gego, a sprzi- sy{{ø}}gly sy{{ø}} myedzi sob{{ø}}, a zabyly Ioa- sa w tem domu Mello, gdisz gechal do Sella. Zabylasta gy lozachar, sin Semat, a Ioziadas*, sin Semer, sług?/ gego, y umar*. A pochowały gy w myescye Dauid s oczci gego. Y krolyowal Amasyas, sin gego, w myasto gego. XIII. T rzecyego a we dwadzescya lyata Ioassa, sina Otoziaszowa, krolya Iuda, 118 krolyowal Ioatas*, sin Yeuow, nad Israhelem w Samar?/ syedmnaczcye lyat. A czinyl zle przed bogem, a naslya- dowal grzechów Ieroboamowich, sina Nabatowa, gen przywyodl Israhela ku zgrzeszenyu, a nye odchilyl sy{{ø}} od nych. Y roznyewal sy{{ø}} gnyew boszi przecywr Israhelu, y poddał ge pan w r{{ø}}ce Azaelowye, krolya syrskego, a w r{{ø}}ce Benadowye, sina Azaela, po wszitki dny. Y modlyl sy{{ø}} Ioatas oblyczu boszemu, y uskszal gy pan. bo wydzal n{{ø}}dz{{ø}} lyuda Israhelskego, ise ge bil starł kroi Syrski. Y dal pan Isra- helowy zbawycyelya, a wdzwolyon z r{{ø}}ki Syrskego krolya. y bidlyly sinowye israhelsci w swich stanyech, iako wczora a przed wezorayszim dnyem. j Ale wszako nye odeszły od grzeckow domu Ieroboamowa, gen ku grzecku prziprawyl lyud israkelski, ale w nych ckodzily. a takesz p a s y e k a (!) ta o- stala w Samary. A nye ostawyono Io- atasowy lyuda, geno py{{ø}}cz setk gesz- czow a dzesy{{ø}}cz wozow a dzesy{{ø}}cz tysy{{ø}}czow pyeszick, bo ge bil zbył kroi Syrski a potloczil iako proch na myeszczczu gumyennem. Ale gyny u- czinkowye Ioatasowy a wszitko, czso czinyl, a drustwa gego, to wszitko popysano w ksy{{ø}}gack uczinkow dny krolyow israkelskick. Y skonczal Ioatas s swimy oczci, a pockowun w Samary. Y krolyowal loas, sin gego, w myasto gego. Lyata syodmego a trzi- dzescy loasa, krolya Iudzskego, krolyowal loas, sin Ioatasow, nad Israke- lem w Samary szescznaczcye lyat. A czinyl zle prze(d) oblyczim boszim, a nye odchilyl sy{{ø}} od wszitkick grzeckow leroboamowick, sina Nabatowa, gen ku grzechu prziwyodł lyud israkelski, w nycksze ckodzil. Ale gyny uczinci Ioasowy a wszitko, czso czinyl, y syla gego, kako boiowal przecyw Amazowy krolyowy Iuda, to wszitko popysano w ksy{{ø}}gack skutków dny krolyow israkelskich. Y umarl loas s swimy oczczi, a leroboam syedzal na gego stolczu. A loas pockowan w Samary s kroimy israkelskimy. Za gego czasu Elyzeus nye mogl nyemocz{{ø}}, w nyeysze umarl. Y szedł k nyemu loas, kroi israkelski, placz{{ø}}, rzek{{ø}}c: Oczcze moy, oczcze moy! wosze (wozie/ israkelski a wozatarzu gego!|[ K nyemu Elyzeus rzeki: Przinyesz ly- czisko a strzali. A gdisz przinyosl k nyemu 1{{ø}}czisko a ctrzali, y rzeki krolyowy israhelskemu Wl< >z r{{ø}}k{{ø}} tw{{ø}} na 1{{ø}}czisko. A gdisz rok{{ø}} sw{{ø}} poloszil, wloszil Elyzeus r{{ø}}ce swcy na krolyo- wye r{{ø}}ce, rzekoc: Otwórz o k e n c e na wschód sluncza. A gdisz otworzil, rzecze Elyzeus: Wistrzel strzal{{ø}}, y wi- strzelyl. Tedi rzeki Elyzeus: Strzała zbawyenya boszego, a strzała zbawye- nya przecyw Syrskey zemy. y poby- ge(sz) Syrskp zemy{{ø}} w Iafec, asz i{{ø}} y zagładzisz. Y rzecze Elyzeus: Pobyerz strzali. A gdisz pobrał, potem gemu rzeki: Uderz s zip em w zemy{{ø}}. A jdisz uderzil trsy krocz w zemy{{ø}} y stal: roznyewal sy{{ø}} m{{ø}}sz boszi nan, rzek{{ø}}cz: Bi bil uderzil py{{ø}}cz krocz albo szescz krocz albo syedm krocz: po- bylb. bil Syrsk{{ø}} zemyo do skonanya, ale iusz geno trsy krocz pobygesz ge. Y umarl Elyzeus, a pochowały gy. Tedi w tem roce przibraly sy{{ø}} lotrowye s Moabskich do israhelskey zemye. Nye- ktorzi pochowawai{{ø}}c* czlowyeka, uzrze- ly lotri y wrzuczily cyalo do grobu Elyzeowa. A gdisz sy{{ø}} dotklo* koscy Elyzeowich: oszil czlowyek y stal na swich nogach. Ale Azael, kroi Syrski, dr{{ø}}czil lyud israhelski po wszitki dny Ioatasowi. \ slyutowal sy{{ø}} pan nad nymy, a wroczil sy{{ø}} k nym prze żarno w{{ø}}, i{{ø}}sz myal s Abramem a s Yza- kem a s Iacobem, a nye chcyal gych zatracycz any zarzucycz owszem asz do tego czasu. Y umarl krol Azael Syrski, a krolyowal Benadab, sin gego, w myasto gego. Y odiól loas, sin loa- taszow, z r{{ø}}ku Benadowu*, sina Azae- lowa, myasta, gesz bil odi{{ø}}1 Ioataszo- wy, oczczu gego prawem boiowim. po trzikrocz gy pobył loas, a wrocyl myasta israhelske zemy. xmi. Drugego lyata Ioasa, sina Ioatasowa, krolya israhelskego, krolyowal Ama- syas, sin Ioasow, krolya Iudzskego. W py{{ø}}cy a we dwudzestu lecyeck bil, gdisz pocz{{ø}}1 krolyowacz, a dzewy{{ø}}cz- naczcye lyat krolyow al w Ierusalemye. gymy{{ø}} macyerzi gego Ioaden s Ieru- salema. Y uczinyl prawdziwye przed bogem, ale wszako nye iako Dauid, ocyecz gego. Podle wszego, czso czinyl loas ocyecz gego, czinyl gest, kromye tego, ysze módl gomicli nye za- tracyl. bo gescye lyud obyatowal a palyl wonne obyati na go||rach. A U9 gdisz odzerszal krolewstwo, zbył ti slu- gy swe, giszto biły zabyly oczcza gego. Ale sinow tich m{{ø}}szobogec nye zbył, podle tego, iako pysano w ksy{{ø}}- gach zakona Moyszeszowa, rzek{{ø}}c: Nye umr{{ø}} oczczowye za sini, any sinowye za oczce, ale kaszdi w swem grzesze ma umrzecz. On pobył Edomske na wdolyu Solnem dzesy{{ø}}cz tisy{{ø}}czow m{{ø}}- szow, wwy{{ø}}zal sy{{ø}} w skal{{ø}} w boiu, a zdzal gey gymy{{ø}} Gezetel* az do tego dnya. Tedi Amazias posiał ku Ioaso- wy, sinu Ioatasowu, sina Yeuowa, krolya israhelskego, rzek{{ø}}c: Podz, a po- kusywa sy{{ø}} ‘). Y odesłał kroi loas isra- *) „Et videamus nos* (Wulg.). bełski Amazowy, krolyowy Iudzskemu, rzek{{ø}}c: Carduus*) lybanski posiał ku cedrowy, gen gest na Lybanye: Day dzewk{{ø}} sinu memu za zon{{ø}}. Tedi swye- rz{{ø}}ta leśna, iasz na Lybanye, szedszi y potloczily Carduus. Poby w, y wzmo- glesz sy{{ø}} nad Edomskimy, y podnyo- zlo sy{{ø}} syerce twe. Myey dosycz na swey chwale, a syedzi w twem domu! przecz wzbudzasz zle, abi padł ti a Iudzske pokolenye s tob{{ø}} ? Y nye po- zwolyl Amazia. Tedi loas, kroi israhelski, i a 1, y pokusylasta sy{{ø}}, on a Ama- zias, kroi Iuda, w Betsames, w mya- steczku Iudzskem. Y pobyt Iudas od Israhela, y ucyekl kazdi do stanu swego. Ale Amasyasza, krolya Iuda, sina Ioasowa, sina Otoziasowa, i{{ø}}1 loas kroi israhelski w Betsames, y przywyodl gy do Ierusalema. Y skaził mur Ierusa- lemski od broni Eflrayskey az do broni k{{ø}}tow-ey na cztyrzi sta loket. Y pobrał wszitko złoto a szrzebro y wszitki ss{{ø}}di, gesz nalyazl w domu boszem y w skarbyech krolyowich, a sini slya- chetne, y wrocyl sy{{ø}} do Samariey. Ale gyny uczinci loas krolya, gesz czinyl, a moc gego, i{{ø}}sz boiowal przecyw Amaziasowy, krolyowy Iuda, to wszitko popysano w ksy{{ø}}gach uczinkow dny krolyow israhelskich. Y umarl loas s swimy oczci, a pochowan w Samary s kroimy israhelskimy. Y krolyowal Ie- roboam, sin gego, w myasto gego. A bil zyw Amazias, sin Ioasow, kroi Iudz- ski, po tem gdisz umarl loas, sin loa- tasow, krolya israhelskego, dwadzescya a py{{ø}}cz lyat. Ale gyny uczinci Ama- ziasowi y wszitko, czso czinyl, s{{ø}} po- pysani w ksy{{ø}}gach skutków dny krolyow Iudzskich. Y stało sy{{ø}} przisy{{ø}}- szenye przecyw gemu w Ierusalemye. tedi on ucyekl do Lyachys, y po j j siały po nyem do Lyachis, y zabyly gy. A odnyesyon na konyech, y pochowan w Ierusalemye s swimy oczci w myescye Dauid. Tedi wszitek lyud Iudzski wsz{{ø}}wszi Azariasza w szescinaczcye lyat w starz, y ustawyly gy królem w myasto gego oczcza Amaziasza. Ten gest udzalal Aylam*, a nawrocyl ‘) Iudzske zemye, a gdisz umarl kroi s oczci swimy. Lyata py{{ø}}tego naczcye Amaziasza, sina Ioaszowa, krolya Iuda, krolyowal Ieroboam, sin Ioasow, krolya israhelskego, w Samary geno a czter- dzescy lyat. a czinyl to, czso gest złego przed bogem, nye odst{{ø}}pyl ode wszech grzechów Ieroboamowich, sina Nabotowa, gen ku grzechu prziwyodł lyud israkelski. Ten nawTOcyl krage israkelske od wescya Emacskego az do morza pustego, podle rzeczi pana boga israhelskego, gesz mowyl przes slug{{ø}} swTego lonasa, sina Amati, proroka, gen bil s Get, gesz gest w Offer. Bo pan wydzal udr{{ø}}czenye israhelskego lyuda gorzke barzo, a ysze s{{ø}} pogu- byeny az do zawartich w cyemnyci y nanyeslyachetnyeyszieh, a nye bil, ktobi wspomogl Israhelowy. A nye mowyl pan, abi zatracyl gymy{{ø}} israhe- lowo s pod nyebya*, ale zbawyl ge przes Ieroboama, sina Ioaszowa. Ale ■) Oset. *) „Et restituit eam (urlem) Indae(Wulg.). gyny uczinci Ieroboamowy y wszitko, czso czinyl, a moc gego, ińsz boiowal, a kako nawrocyl Damaszek a Emath israhelskey zemye, to wszitko pysano w ksy{{ø}}gach skutków dny krolyow israhelskich. Y skonał Ieroboam fsj swimy oczczi, s kroimy israhelskimy. y krolyowal Zackarias sin gego. XV. Łiyata syodmego a dwadzescya Ge- roboama, krolya israhelskego, krolyowal Azarias, sin Amaziaszow, krolya Iuda. W szescy naczcye lecyeck bil, gdisz pocz{{ø}}1 krolyowacz, a dwye a py{{ø}}czdzesy{{ø}}t lyat krolyowal w Ierusalemye. gymy{{ø}} macyerze gego Getelya s Ierusalema. A czinyl, czso bilo lyu- begc przed bogem, podle wszego, czso czinyl Amazias, ocyec gego. Ale wsza- kosz módl gornich nye zakaził, bo gescze lyud obyatowal a zaszegal obyati na goi ach. Y poraził bog krolya, a bil tr{{ø}}dowat asz do dnya smyercy swey, a bidlyl w domu w wolnem o s o- bye. Ale Ioatan, sin krolyow, spra- wyal syen1), a s{{ø}}dzil lyud zemski. Ale gyny uczinci Azariasza y wszitko, czso czinyl, popysany w ksy{{ø}}gach 11- 120 czinkow dny krolyow Iuda. j | Y skonał Azaiias s swimy oczci, a pochowały gy s starszimy swimy w myescye Dauid. Y krolyowal Ioatan, sin gego, w myasto gego po nyem. Lyata trsydze- scy a osmego Azariasza, krolya Iuda, krolyowal Zacharias, sin Ieroboamow, nad Israhelem w Samary szescz mye- sy{{ø}}czow. A czinyl to, czso gest zle przed bogem, iako czinyly oczczowye gego. nye otst{{ø}}pyl od grzechów Iero- boamowich, sina Nabatowa, gen ku grzechu przywyodl lyud israhelski. Y zaprzisy{{ø}}gl syo przecyw gemu Sellum, sin Iabes, y zabyl gy iawnye, a za- byw gy, y krolyowal w myasto gego. Ale gyny uczinci Zachariasza popysany w ksy{{ø}}gach skutków dny krolyow israhelskich. To gest ta rzecz bosza, i{{ø}}sz mowyl pan ku Yeu, rzek{{ø}}c: Sinowye twoy asz do czwartego pokolenya b{{ø}}d{{ø}} syedzecz s cyebye na tro- nye israhelskem. Y stało sy{{ø}} tak. Sellum, sin Iabes, krolyowal dzewy{{ø}}tego a trsydzescy lya ca Azariasza, krolya Iuda, a krolyowal geden myesy{{ø}}c w Samary Zatym wigechaw Manaen, sin Gaddi, s Tersa, y przyial do Samariey y zabyl bellum, sina Iabes, w Samary. A zagubyw gy, y krolyowal w myasto gego. Ale gyny uczinci Sellum y sprzysy{{ø}}szenye gego, kako slozil stro- sze'), to wszitko popysano w ksy{{ø}}gacb uczinkow dny krolyow israhelskich. Tedi pobył Manaen Tepsam a wszitki. ktorzi biły w nyem, a krage gego s Tersa, bo gemu nye chcyely odewrzecz. y zgubyl wszitki zoni gich brzemyenne a rozrzazal ge. Lyata trzidzescy a dze- wy{{ø}}tego Azariasza, krolya Iuda, krolyowal Manaen, sin Gaddi, nad Israhelem dzesy{{ø}}cz lyat w Samarj. A czinyl zle uczinki przecyw bogu, a nyTe odszedł od grzechów Geroboamowich, sina Lubatowa, gen ku grzechu przi- ') Gvlerncoat palatium. ') „tetendit insidiasu (W.). wyodl lyud israhelski po wszitki dny sziwota gego. We dnyoch gego przy- ial Ful, kroi Asyrski, do Tersa, y dawał Manaen Fulowy tysy{{ø}}cz lybr szrze- bra, abi gemu bil na pomocz a po- czwyrdzil krolewstwa gego. Y polozil Manaen szrzebro na israhelski lyud, wszitkim mocnim a bogatim, abi dawały krolyowy Asyrskemu py{{ø}}czdzesy{{ø}}t 1 o t o wr szrzebra na kaszde lyato. Y wrocyl sy{{ø}} kroi Asyrski, a nye bidlyl w Tersa. Ale gyny uczinkowye Manaen y wszitko, czso czynyl, popy- sani s{{ø}} w ksy{{ø}}gack skutków dny krolyow israkelskick. Y umarl Manaen s swimy oczci. a krolyowal Faceya, sin gego, w myasto gego. Lyata py{{ø}}jcz- dzesy{{ø}}tego Azariasza, krolya Iuda, krolyowal Faceya, sin Manaen, nad Israhelem w Samary dwye lecye. A czinyl to, czso gest zle przed bogem, a nye otst{{ø}}pyl od grzechów' Geroboamowick, sina Kabotowa*, gen ku grzechu przi- wyodl lyud israkelski. Y sprzisy{{ø}}gl sy{{ø}} przecyw gemu Facee, sin Romely, ksy{{ø}}- sz{{ø}} woyski gego, y zabyl gy w Samary na wyezi w domu krolyowye, podle Argot a podle Arib*, a s nym py{{ø}}czdzesy{{ø}}t m{{ø}}szow Gaiaacskich. A zabyw gy, krolyowal w myasto gego. Ale gyny skutci Faceyaszowi y wszitko, czso czinyl, popysani w ksy{{ø}}gach skutków dny krolyow israkelskick. Lya- ta pyT{{ø}}czdzesy{{ø}}tego drugego Azariasza, krolya Iuda, krolyowal Facee, sin Ro- mely, nad Israkelem w Samary dwa- dzescya lyat. A czinyl zle przed bogem, a nye otst{{ø}}pyl od grzechów Ie- roboamowick, sina Nabotowa* gen ku grzechu przywyodl lyud israkelski. We dnyock Facee, krolya Israkel, przyiaw Teglatfalazar, kroi Asurski, y dobił Ayon a Abel a domu Mataa, a Ianoe a Cedes a Azor, a Galaat a Galylee, y wszitkey zemye Nyeptalym, y prze- nyozl ge do Asyrskey zemye. Tedi przisy{{ø}}gl a slozil 1 e s c z Ozee, sin Ela, przecyw Facee, sinu Romely, y zabyl gy. A zabyw gy, krolyowal w myasto gego, we dwudzestu lyat Ozee, sina gego. Ale gyny skutci Facee y wszitko, czso czinyl, popysano w ksy{{ø}}gach skutków dny krolyow israhelskich. Lyata wtorego Facee, sina Romely, krolya israkelskego, krolyowal Ioatan, sin Ozie, krolya Iuda. Dwadzescya y py{{ø}}cz lyat bil w starz, gdi bil pocz{{ø}}1 kro- lyowacz, a szescznaczcye lyat krolyowal w Ierusalemye. gymy{{ø}} macyerzi gego Geruza, dzewka Sadochowa. A czinyl, czso lyubego bilo przed bogem, podle wszech uczinkow Oziasa, oczcza swego. Ale módl gornick nye zatra- cyl, bo* gescze lyud obyatowal a za- szegal obyati na górach. On udzalal drzwy domu boszemu przewasoke. Ale gyny skutci Ioatanowi y wszitko, czso czinyl, to popysano w ksy{{ø}}gach skutków dny krolyow Iuda. W tick dnyoch pocz{{ø}}1 pan slacz do Iudzskey zemye Razim, krolya Syrskego, a Facee, sina Romely. Y umarl Ioatan s swimy oczci, a pochfolwan s nymy w myescye Dauid, oczcza swego, a kr(b)- lyowal Achaz, sin gego, w myasto gego. JLiyata syodmego naczrye... Tu jedna karta wyrżnięta. (XVII, 9). 121 ... sobye modlebnich koscyolow na górach po wszech myescyech swich od wyesze stroszow az do myasta murowanego. A naczinyly sobye soch a lugow na wszelkem pagórku przewi- szonem a pod wszelkim drzewem roz- gowatim. y zgly (żgli) tu palyone obyati na oltarzoch podle obiczaia po- ganskego, gesz bil pan wimyotal przed oblyczim gych. Y czinyly skutki p rz e- szarzedne, draznyocz pana, a na- slyadowaly nyeczistot, o nychsze bil gym przikazal pan, abi nye czinyly słowa tego. Y oswyatczil pan w Israhelu a w ludze przes r{{ø}}k{{ø}} wszech prorokow y wydz{{ø}}cich, rzek{{ø}}c: Nawrocz- cye syo od waszich dróg zkck, a o- strzegaycye przikazan mick a ducko- wnick obiczaiow, podle wszego zako- na, geuszem przikazal oczczom wa- szim, a iakom posiał k wam przes slugy swe proroki. Tego ony nye posłuchały, ale zaczwyrdzily glow{{ø}} sw{{ø}} podle głowi oczczow swi 3k, gisz nye ckcyely posluckacz pana boga swego, a zarzucyly zakonna ustawyenya gego a zamów, gesz* sy{{ø}}zamowyl s gyck oczci, a swyadeczstwa, gymsze swyat- czil k nym. Y naslyadowaly marnoscy, a mamye czinyly, a naslyadowaly po- ganow, gysz około gich biły, o nych- szeto bil gym pan przikazal, abi nye czinyly, iako ony czinyly. Y nyeckaly wszech przikazan pana boga swego, y czinyly sobye d{{ø}}>te bogy, to gest dwa cyelcza, a cyenyow naczinyly, y modlyly sy{{ø}} wszemu ricerstwu nye- byeskemu *), y sluszily Baal, a poswy{{ø}}- czowaly gemu sini swe a dzewki swe przes ogen a wyeszczbi, a gusly sy{{ø}} przidzerszely. a dały sy{{ø}} na to, abi czinyly szle przed bogem a gnyewaly gy. Y roznyewal sy{{ø}} pan barzo na israhelski lyud, a zag] lal ge od swego oblycza, a nye ostał, geno rod Iuda telko*. Ale any on Iuda ostrzegał przikazanya pana boga swego, ale ckodzil w bl{{ø}}dzeck israkelskego lyuda, gesz czinyl. Y zarzucyl pan wszelke ple- myo israkelske, a zdroczll ge, y dal w ł{{ø}}k{{ø}} ge draczom, asz ge y zarzucyl od oblycza swego. A potem ot tego czasu, iako sy{{ø}} odlóczil lyud israkelski od domu dauidowa, a uczinyl sobye krolya Ierobuama, sina Nabotowa. bo odl{{ø}}czil Ieroboam israhelski lyud ot pana boga, a prziwyodł gy ku wyelykemu grzeck u. Y ckodzily sinowye israkelsci we wszelkick grzeckoch Ieroboamowich, gesz czinyl. nye ot- st{{ø}}pyly od nych, asz ge y odnyozl pan od oblycza swego, iako bil mowyl w r{{ø}}ku wszeck sług swick prorokow. Y przenyesyon lyud israkelski s swey zemye do zemye Asyrskey asz do tego dnya. A przy wyodl kroi Asyrski s Babylona a s Cłiut a s Haylat*, a s Emath a s Sefaruaym, y posadził ge w myescyech iSamarskick w myasto sinow israkelskick, gysz wlodnoly Samari{{ø}} a ') MiHtiarr coeli. przebiwaly w myescyech gych. A gdisz tu pocz{{ø}}ly bidlycz, nye boi{{ø}}cz sy{{ø}} pana : y poslal pan myedzi ge lwi, gysz ge udawyaly. Powyedzely to krolyowy Asyrskemu, rzek{{ø}}c: Xarodi, ge- szesz przewyodl a w bidlenyesz usadził w myescyech Samarskich, nye zna- i{{ø}}c zakonnego ustawyenya boga tey zemye: y poslal pan na nye lwi, otocz ge udawyai{{ø}}, przeto ysze nye wyedz{{ø}} obiczaia boga zemskego. Y przikazal krol Asyrski, rzek{{ø}}c: Wyedzcye tam genego kapłana'), gesztoscye i{{ø}}te przy- wyedly. acz gydze a bidly s nymy, a uczi ge zakonnim ustaw am* boga zemskego. Tedi prziszedw geden s tich kapłanów, gysz bily i{{ø}}cy wyedzeny s Samariey, y bidlyl w Betel a uczil, ka- kobi sy{{ø}} modlyly panu bogu. A wszelki lyud udzalal sobye boga swego, y postawyly ge w wisokich koscyelech, gychsze biły naczinyly w Samar?/, naród a naród w swich myescyech, w nychsze bidlyly. Bo Babylonsci biły uczinyly Sochotbenot, a m{{ø}}szowye Chu- tensci biły uczinyly Nergel, a m{{ø}}szowye Ematsci uczinyly Azima. A m{{ø}}szowye Eweysci uczinyly sobye Nobat* a Tartak, a cy, gysz biły fsj Sefaruaym, palyly sini swe w ognyu, Adramaleck* a Anamelech bogom Sefaruayczskim. ale takesz pana boga czcyly. Y naczinyly sobye kaplany wisokoscy z na- poslednyeyszicii lyudzi, a posądzały ge w koscyelech gomich. A kakokole pana boga czcyly, wszakosz swim bogom sluszily podle obiczaia narodow, z nyegosz biły przenyesyeny do Samariey. asz do tego dnya obiczaia naslyadowaly starego, nye boiócz sy{{ø}} boga, any ostrzegai{{ø}}c duchownich gego obiczaiow y s{{ø}}dow y zakona y przikazanya, gesz przikazal pan sinom Ia- cobowim, gezsto ge nazwał Israhelem, a zamowyl bil sy{{ø}} s nymy, a uczinyl bil smow{{ø}} s nymy, rzek{{ø}}c: Xye boy- cye sy{{ø}} czudzich bogow, a nye modl- cye sy{{ø}} gym any gych czcycye, a nye obyatuycye gym. ale pana boga waszego, gen was wiwyodl s zemye Egyp- skey w wyelykey syle a w ramyenyu 122 roscy{{ø}}gnyonem, tego sy{{ø}} boycye, a gemu sy{{ø}} modlcye, a gemu obyatuycye. A zakona ustawyenya, a s{{ø}}di a zakon, a przykazanye, geszem wam napysal, zachowaycye, abiscye czinyly po wszitki dny, a nye bały sy{{ø}} bogow czudzich. A szlyubu, ktorim uczinyl s wamy, nye zapomynaycye, any czcycye bogow czudzich. ale pana boga waszego sy{{ø}} boycye, a on was wizwo- ly z r{{ø}}ku wszech nyeprzyiacyol waszich. Ale ony nye posłuchały, nyszly') podle obiczaia swego drzewyeyszego pa chały. Przeto bały sy{{ø}} cy iscy lyudze boga. ale wszakosz takesz y swim modlam sy{{ø}} klanyaly, bo sinowye gich a wnukowye, iako czinyly oczczowye gych, tak czinyly asz do dzysyego dnya. XVIII. T ' * A rzecyego lyata Ozee, sina Hela, krolya israhelskego, krolyowal Ezechias, 0 Wypuścił: z tych. ‘) W Wulg.: sed, lecz. sin Achas, krolya Iuda. Dwadzescya y py{{ø}}cz lyat w starz bil, gdi pocz{{ø}}1 krolyowacz, a przes genego trsydzescy lyat krolyowal w Ierusalemye. gymy{{ø}} macy erze gego Abyssa*), dzewka Za- chariaszowa. A czinyl, czso bilo dobrego przed bogem, podle wszego, iako czinyl ocyecz gego Dauid. On skaził koscyok, a starł sochi, a por{{ø}}byl lugy, a złamał w{{ø}}sza myedzanego,. gegosz uczinyl bil Moyses. Bo esz do tego dnya sinowye israhelsci z g 1 y gemu obyati. a zdzal gemu gymy{{ø}} No- esthan, to gest myedz2). A w panye bodze israhelskem myal nadzei{{ø}}, tak isze po nyem nye bil gemu ny geden równi ze wszech krolyow Iuda, any s tick, gisz przed nym biły. a przidzerszal sy{{ø}} boga, a nye otst{{ø}}pyl od gego slopyenyow3), a czinyl przikazanye gego, gesz przikazal bil Moyszeszowy". A przeto bil pan s nym a na wszech myeszcyeck, dok{{ø}}dkoly szedł, m{{ø}}drze czinyl, a bronyl sy{{ø}} przecyw krolyowy Asyrskemu y nye sluszil gemu. On pobył Fylystini az do Gazi, y wszitki krage gych, od wyesze strosz- nick az do myasta obmurowanego. Lyata czwartego krolya Ezechiasza, gesz bilo syodme lyato Ozee, sina Hela, krolyfo) israhelskego, p r z y i a 1 Salrna- nazar, kroi Asyrski, ku Samar?/ boiowacz przecyw gey, y dobił gey. Bo po trsyech lecyech, szóstego lyata Eze- chyasza, to gest dzewy{{ø}}tego lyata Ozee krolya israkelskego, dobito* gest mya- ■) Wulg. ma Abi. ’) Tego nie ma w Wulg. *) a vestigiis. sta Samaria. Y przewyodl kroi Asyrski lyud israhelski do Asyrskey zemye, posadził ge w Hay la, a w Habor, potoka Gozam w myescyech, Medz- skich, przeto isze nye posłuchały głosu pana boga swego, a przest{{ø}}pyly smow{{ø}} gego, y wrszitko, czso gym przikazal Moyses, sługa boszi, nye posłuchały any czinyly. Lyata czwartego1) Ezeckiasza krolya p r z y i a w Senacke- rub*, kroi Asyrski, ku wszitkim mya- stom Iuda omurowanim, y dobił gych. Tedi poslal Ezeckias, kroi Iudzski, krolyowy Asyrskemu posli do Lackis, rzek{{ø}}c: Zgrzeszilem, odidzi ode mnye, a wszitko, czso na my{{ø}} vloszisz, ckcz{{ø}} cyrzpyecz. Y kazał sobye dacz kroi Asyrski Lzechiaszowy krolyowy Iuda trsy sta lyber srzebra a trsydzescy ly- ber złota, Y dal kroi Ezechias wszitko srzebro, gesz nalyazl w domu boszem a w skarbyech kroliowich. Tego czasu złamał Ezechias drzwy domu boszego a blyachi złote, gesz bil przibyl, y dal krolyowy Asyrskemu. Tedi poslal kroi Asyrski Tartana a Rapsacena* s Lachis ku krolyowy Ezechiaszowy Iudzskemu, z wyelyk{{ø}} syl{{ø}} lyuda do Ierusalema. A gdiszsta iawszi y prziszla do Ierusalema, stawszi nad wod{{ø}}, iasz gydze do zwyrzchnyego stawku, gysz gest na drodze tego polya, gdzesz sukno prały: y wezwalasta krolya, y wiszedl k nym Elyachim, sin Elchie, włodarz domowi, a Sobnya, pysarz zemski, a Iohae, sin Azapk, Canclerz. Y rzeki k nym Rapsaces: Mowcye ku ') Quartodecimo (Wulg.). Ezechiaszowy: Tocz mowy kroi wye- lyki Asyrski: Ktoreto gest doufanye, na nyemszeto sy{{ø}} uprzespyeczasz ? Snadzesz wz{{ø}}1 rad{{ø}}, abi sy{{ø}} prziprawyl ku boiu ? W kogo ufasz, abi szmyal sy{{ø}} przecywycz? Azaly nadzei{{ø}} masz w lyascze trcyaney a zlamanya* Egypskego, na nyemszeto wzlegnyely czlowyek, zetrze sy{{ø}} y wnydze w gego rok{{ø}} y przebodze i{{ø}}? Tako* gest Pharao, kroi Egypski, wszitkim, ktorzi wen ufai{{ø}}. Gęstły my rzeczecye: W panu bogu naszem nadzei{{ø}} mami: wszak gest ten, gegosz gest koscyol zatracyl a ołtarze na górach, a przikazal domu Iuda a Ierusalemu: Przed tym ołtarzem b{{ø}}dzecye sy{{ø}} modlycz w Ierusalemye. A przeto iusz gydzcye ku panu memu, krolyowy Asyrskemu, a dam wam dwa tisy{{ø}}cza kony, a wydzcye, b{{ø}}dzecyely moc myecz, ktorzibi na nye wsyedly. A kako moszecye stacz przed genim sluszebnykem [s] sług pana mego nam nyey szich ? Albo snadz ufasz w Egypske, prze gich wozi a geszczce ? Zalycyem przes woley pana mego przy- 123 ial na to myasto, abich ge ska izil? Pan my rzeki: Wzidzi do tey zemye, a zetrzesz i{{ø}}. Tedi rzekn{{ø}} Elyachim, sin Elchie, a Sobnya a Iohae Rapsa- cenowy: Prosymi, abi nam mowyl, slugam swim, po Syrsku. bo rozumyemi temu i{{ø}}ziku*. a nye mow nam po szi- dowsku. Bo lyud sliszi, gisz gest na murze. Otpowye Rapsaces rzek{{ø}}c: Zaly ku twemu panu a k tobye poslal my{{ø}} pan moy, abich nye mowyl tymy rzeczamy, a nye k tim m{{ø}}szom, gysz syedzę na murze, abi gedly gnoy swoy a pyły mocz swoy* s wamy? A tak stoi{{ø}}c Rapsaces, wzwolal wyelykim głosem po szidowsku, rzek{{ø}}c: Siiszcye słowa krolya wyelykego, krolya Asyr- skego! Tocz mowy kroi: Nye zwodzi1) was Ezechias, bo was nye b{{ø}}dze moc wizwolycz z r{{ø}}ki mey. Any wam doli tany a daway w bogu, rzek{{ø}}cz: Wi- rw{{ø}}ic wizwoly nas pan bog, a nye b{{ø}}- dze podano myasto to w r{{ø}}ce krolya Asyrskego. Nye posluchaycye Ezechiasza. Bo to mowy kroi Asyrski: Uczin- cye se mn{{ø}} to, czsosz wam usziteczne. Winydzcye ku mnye, a b{{ø}}dzecye gescz r kaszdi s swey wynnyce y s swego fy- gu, a pycz b{{ø}}dzecye s cystern waszich wodi, doi{{ø}}d nye przyd{{ø}} a nye prze- nyos{{ø}} was do zemye, iasz gest podobna zemy waszey, a do zemye plodney y urodney wyna, zemye cklebney a wynney, zemye olywney a oleyney y myedney*, y b{{ø}}dzecye ziwy a nye ze- mrzecye. Nye sluchaycye Ezechyasza, gysz was zdradza, rzek{{ø}}c: Bog nas wizwoly. Zaly wizwolyly bogowye narodów zemye swe s r{{ø}}ki krolya Syrskego? Gdze gest bog Em ath a Ar- fat ? gdze gest bog Sefaruaym, Ana a Awa ? Zaly wizwolyly Samari{{ø}} z mey r{{ø}}ki ? Ktorzi s{{ø}} [wizwolyly]2) we wszech bodzeck, gisz wizwolyly z r{{ø}}ki mey wloscz sw{{ø}}, abi mogl pan wizwolycz Ierusalem z mey r{{ø}}ki? Tedi wszitek lyud umylkl, a nye otpowyedzal gemu nyczego, bo biły wsz{{ø}}ly przikazanye ') Ma znaczyć: Niech waa nie zwodzi. *) Wyraz ten zupełnie tn niepotrzebny. krolyowo, ibi gemu nye otpowyadaly nyczs. Y prziszedl Elyachym, sin El- chie, włodarz domu, a Sobnya, pysarz zemski, a Iohae. sin Azaph, canczlerz, ku Ezechiaszowy, rozdarsz' na sobye rucha swe, y powyedzely gemu slow? Rapsaeenowa. XIX. To usliszaw kroi Ezechias,, rozdarł swe rucho y odzal sy{{ø}} w wor, a wszedw do domu boszego, y poslal Elyachyma włodarza domowego, a Sobnyy pysa- rza, a starce y kapłani odzane w wori, ku Yzayaszowy proroku, sinu Amos. Ony rzekn{{ø}}:'' Tocz mowy Ezechias: Dzen zam{{ø}}tka a laianya a blyuznye- nya, dzen ten. Prziszly sinowye asz ku porodzenyu, a syli nye mai{{ø}} rodzicz. Zaly snadz usliszi pan bog twoy wszitka słowa Rapsaeenowa, gegosz poslal kroi Asyrski, pan gego, abi ur{{ø}}gal boga ziwego, a karał słowa, geszto sk- szM pan bog twroy: a uczin modlytw{{ø}} za zbitki1), gysz s{{ø}} naleszeny. Y prziszly sług?/ krolya Ezechiasza ku Yzayaszowy. K nym Ysayasz rzeki: To po wy edzcye panu waszemu: Tocz mowy pan: Nye boy sy{{ø}} rzeczi, i{{ø}}szesz sliszal, i{{ø}}sz ur{{ø}}galy slugy krolya Asyr- skego mnye. Owacz, ia poszly{{ø}} gemu ducha, a usłucha posła, a wrocy sy{{ø}}) do swey zemye, a zatracz{{ø}} gy mye- czem wr gego zemy. Tedi wrocywszi sy{{ø}} Rapsaces, y naleszly krolya Asyr- skego dobiwainc Lobna, bo bil shszal, ysze odszedł s Lachis. A gdisz bil uszliszal o Taraca, krolyu .Murzinskem, rzekpcich: Owa, tocz vigeckal, ab; bn- iowal przecyw tobye: y szedł przecyw gemu. Poslal posli ku Ezechiaszowy krolyowy, rzek{{ø}}c: To rzeczcye Ezechiaszowy, krolyowy Iuda: Nye day syo zwyescz bogu swemu, w nyemszeto masz nadze’{{ø}}, any mow: Ivye b{{ø}}- dze podano Ierusalem w r{{ø}}ce krolya Asyrskego. Bosz sam sliszal ti, czso uczinyly krolyowye Asyrsci wszitkim zemyam, kako ge skaziły, zaly ti sam gedini b{{ø}}dzesz moc wizwolyon bicz? Zaly wizwolyly bogowye pogansci wszelke, gesz pokazily oczczowye mogy, to gest Gozam a Aram a Rezeph, a sini Eden, gysz biły w Talazar ? Gdze gest kroi Emath a krolArfat a kroi myasta Salaruaym, Ana a Awa? A tak gdisz bil kroi wz{{ø}}1 lysti Ezechias s r{{ø}}- ku poslow, y przeczedl ge, y wszedł do domu boszego yrozwyn{{ø}}lge przed panem, a modlyl sy{{ø}} przed oblyczim gego, rzek{{ø}}c: Panye bosze israhelski, ren syedzisz na Cherubyn, ti gesz bog sam wszech krolyow zemskich, tisz uczinyl nyebo y zemy{{ø}}. Nakłoń ucho twe, a slisz. odewrzi panye oczy two- ge, a wydz, a sksz wszitka słowa Se- nacheribowa, gen poslal, abi p o t {{ø}} p n {{ø}} rzecz mowyl nam przecyw bogu żywemu. Zaprawd{{ø}}, panye, pogubyly krolyowye Asvrsci narodi y zemye wszi- tkich, a wmyotaly gych bogy w ogen, bo nye biły bogowye, ale uczinkowye ryku lyudzsku z drzewa a s kamyenya. a zatracvly ge. Przeto iusz panye bosze nasz, zbaw nas z gego r{{ø}}ki, ab; wyedzala wszitka krolewstwa zemska, 124 iszesz ti pan bog nasz sam. Za tym poslal Yzay as, sin Amos, ku Ezechiaszów^, rzek{{ø}}c: Tocz mowy pan bog israhelski: Zaczesz prosyl mnye o Se- nacherubye, krolyu Asyrskem, uslisza- lem cy{{ø}}. To gest ta rzecz, i{{ø}}sz mowyl pan o nyem, rzek{{ø}}c: Pogardziła tob{{ø}} y poklamala tob{{ø}} panna, dzewka Syon. glow{{ø}} kiwała po tobye dzewka Ieru- salemska. Kogosz ganbyl a komusz ur{{ø}}gal ? przecyw komusz podnyosi glos swToy, a podnyoslesz głosu w wiso- koscz oczu swu? przecyw swy{{ø}}temu Israhelu. Przes slugy swe posmyewa- lesz sy{{ø}} panu, y rzeklesz: W wyely- koscy wozow mich wzgechalem na wi- sokoscz gor, na wyrzch Lybanski, y posyeklem wisoke cedri gego a wibor- ne gedle gego. A wszedłem asz do kraiow gego, a lyas Carmela gego i a s m ( .) i 'osyekl. A pyłem wodi czu- dze, a wisuszilem slopyenmy nog mich wszitki wodi zawarte. Zalysz nye sliszal, czsom czinyl ot pocz{{ø}}tka? Ot starich dny stworzilem ge, a nynyem prziwyodł, a b{{ø}}d{{ø}} w upad na pagor- cech boiui{{ø}}cich myasta murowana. A cy, gysz syedzo w nych, s{{ø}}cz (sąc) pod- bycy, trsy{{ø}}szly sy{{ø}} a zaganbyeny s{{ø}}{{ø}}, y uczinyeny s{{ø}} iako syano polne a szeleny{{ø}}ci korzeń po strzechach, gen uwy{{ø}}dl pyrwey, nysz uzrzal. Przebitek twoy, y wiszcye, y weszcye twee, y drog{{ø}} tw{{ø}} iacyem przewy edzal, a gnyew twoy przecyw mnye. Z a b i w a- 1 e s z sy{{ø}} na my{{ø}}, a picha twa weszła w uszi moy. zawyesz{{ø}} przeto obr{{ø}}cz na nozdrze twe, a w{{ø}}dzidlo na wargy twe, a dowyod{{ø}} cy{{ø}} zasy{{ø}} t{{ø}}> drog{{ø}}, i{{ø}}szesz priszedl*. Ale tobye, Ezechia, to b{{ø}}dze za znamy{{ø}}: Gedz tego lyata, czso naydzesz. a drugego lyata ti rzeczi, gesz sami ot syebye rost{{ø}}. ale trzecyego lyata syeycye a znycye, a sadzcye wynnyce, a gedzcye owoce gych. A czso zostanye z domu Iuda, puscy korzeń na doi, a ucziny uszitek wzgor{{ø}}. Bo s Ierusaiem winy{{ø}}d{{ø}}* *) ostatci, a czso zbawyono b{{ø}}dze z gori Syon: gnyew pana ucziny to zastępów'. Przetosz to mowy pan bog o A- syrskem krolyu: Nye wnydze do myasta tego, any puscy strzali do nyego, any gemu sczit przekazi, any gego obly{{ø}}sze s p r o k e m. Drog{{ø}}, i{{ø}}sz przi- dze, zasy{{ø}} sy{{ø}} obrocy od myasta tego, a nye wnydze, mowy pan. A o- brony{{ø}} to myasto, a zbawyę ge prze Dauida slug{{ø}} mego. Tedi syn stało tey noci, przyszedł angyol boszi y zbył na czwyrdzach Asyrskich py{{ø}}cz a oszm- dzesy{{ø}}t a ssto tysy{{ø}}czow lyuda.1 A gdisz wstał na oszwycye, uzrzal wszitka cyala martwich, y odszedł od- tód precz. Y wrocyl sy{{ø}} Senacherib, kroi Asyrski, y przebiwal w Nynywen. A gdisz sy{{ø}} modlyl w koscyele Meze- racłi* bogu swemu: tedi Adrameleeh a Sarafar, sinowye gego, zabylasta gy myeczem, y ucyeklasta do zemye Ar- menskey, a krolyowal Azaredon w myasto gego, sin gego. ■) Egredientur. T edi w tich dnyoch roznyemogl sy{{ø}} Ezechias az do szmyercy. y prziszedl k nyemu Yzay as, sin Amos, prorok y rzecze k nyemu: Tocz mowy pan bog: Zrz{{ø}}dzi dom twoy, bo umrzesz ti, a nye b{{ø}}dzesz sziw. Gen obrocyw obly- cze swe ku scyenye, y modly l sy{{ø}} panu, rzek{{ø}}c: Prosz{{ø}} panye, rospomyen sy{{ø}}, kakom chodził przed tob{{ø}} w praw- dze a w syerczu dokonałem*, a czso lyubego przed tob{{ø}}, to gesm czinyl. Płakał Ezechias wyelykim płaczem. A pyrwey nysz wiszedl V sayas, sin Amos, na poi syeny: stała sy{{ø}} rzecz bosza k nyemu, rzek{{ø}}c: \\ rocz sy{{ø}}, a gydzi ku Ezechiaszowy, a rzekni wodzowy lyuda mego: To mowy pan bog Dauida, oczcza twego: Shszalem modly- tw{{ø}} tw{{ø}} a wydzalem slzi twe. Owa, uzdrowylem cy{{ø}}, a trzecyego dnya wnydzesz do koscyola boszego. A przi- dam dny twich py{{ø}}cznaczcye lyat, a nat to z r{{ø}}ki krolya Asyrskego wizwo- ly{{ø}} cy{{ø}} y myasto to, a obrony{{ø}} myasto to prze my{{ø}} a prze Dauida, slug{{ø}} mego. Y rzeki Ysayas: Przinyescye swy{{ø}}zek fyg. A gdisz przynyeszly a wlozily na wrzód gego: y uzdrowyon gest. Y rzek* Ezechias ku Vsayaszo- wy: Które bodze znamy{{ø}}, ysze pan uzdrowy my{{ø}}, isze mam trzecyego dnya wnydz do koscyola boszego? Ysayas rzeki: To b{{ø}}dze znamy{{ø}} od pana, y- sze ma pan uczinycz rzecz, ktoro mowyl. Chcesz, acz wzidze cyen wzgor{{ø}} dzesy{{ø}}cz rz{{ø}}tkow*), albo acz sy{{ø}} na- wrocy tylesz slopyenyow za sy{{ø}}? Y rzeki Ezechias: Snadno gest cye- nyowy postvpycz dzesy{{ø}}cz rz{{ø}}tkow, any tego ckcz{{ø}}, abi sy{{ø}} stało, ale abi sy{{ø}} zasy{{ø}} nawrocyl dzesyocz slopyenyow. Y poprosy Ysayas pana, y na- wyodl cyen pan po ?ich rz{{ø}}tkach. gy- mysz iusz bil sstópyl na orlo i u2) Achasowu, zasy{{ø}} za dzesy{{ø}}cz slopyenyow. Za tego czasu posiał Metodach* Baldan, sin Eiadan*, kroi Baby- lonski, lysti a dari ku Ezechiaszowy, bo usliszal. isze nyemogl Ezechias, a wzmógł3). Y obradował sy{{ø}} w gych prziscyu, y ukazał gym dom drogyck mascy, y złoto y srzebro, y 1 e k t w a- rze rozmayte, a mascy, a ss{{ø}}di, y 125 v.Tszitko, czso mogl myecz w swick skarbyech. Nye bilo tego, czego bi gym bil nye ukazał Ezechias w swem domu a wTe wszey swey moci. Tedi prziszedl Yzayas prorok ku Ezechya- sowy y rzeki: Czso rzekły cy m{{ø}}szo- wyfe), albo odk{{ø}}d prziszly k tobye? Ezechias rzeki: Z dalekey zemye prziszly ku mnye, s Babylona. On otpowye: Czso wydzely w twem domu? Ezechias rzeki: Czsokoly gest w mem domu, wydzely. Nyczego nye. czego bich gym nye uk&zal w mich skarby ech. Tedi Ysayas Ezechiaszowy rzeki: Sksz rzecz bosz{{ø}}. Owa, tocz dnyowye gyd{{ø}}, a odnyesyoni b{{ø}}d{{ø}} wszitk rzeczi, gesz s{{ø}} w domu twem, y to, czso zachowały oczczowye twoy asz do te- ■) Decem lineis (Wulg.). J) In horologio Acha.. *) Tego słowa me ma W. go dnya, do Babylona, a nye ostawy{{ø}} nyczego, mowy pan. Ale s sinow twich, gisz s cyebye winyd{{ø}}, gesz ti porodzisz, b{{ø}}d{{ø}} wz{{ø}}cy, a b{{ø}}d{{ø}} geszczci a urz{{ø}}dnyci') u krolya Babylonskego w syeny. Y rzeki Ysayaszowy Ezechias: Dobra gest rzecz bosza, i{{ø}}sz mowyl. B{{ø}}dz pokoy a prawda telko* we dnyoch mich! Ale gyny skutci Ezechiaszowy y wszitka syla gego, a kako uczinyl stawek, a wodi wyedzone2), y wwyodi do myasta wodi: to wszitko popysano w ksy{{ø}}gach skutkoch* dny krolyow Iuda. Y skonczal Ezechias s swimy oczci, a krolyowal w myasto gego Manases, sin gego. XXI. .Dwanaczcye lyat bil w starz Manases, gdisz bil pocz{{ø}}1 krolyowracz, a krolyowal py{{ø}}cz a py{{ø}}czdzesy{{ø}}t lyat w Ierusalemye. gymy{{ø}} macyerzi gego A- zuba*. A uczinyl zle przed bogem, podle módl pogańskich, geszto pan zagładził od oblyreza sinow Israhelskich. Y odwrocyl sy{{ø}} y udzalal modlebne koscyoli na górach wisokoscy, gesz; bil wzruszil ocyecz gego Ezeckias. y wzwyodl ołtarze Baalowi, a nadzalal p a s y e k, iako bil uczinyl Achab, kroi Israkelski. a modlyl sy{{ø}} wszelkim gwya- zdam uyebyeskim a czcyl gee. A na- czinyl oltarzow w domu boszem, o nyemsze rzeki pan: W Ierusalemye po- losz{{ø}} gymy{{ø}} me. A naczinyl oltarzow wszelkim gwyazdam uyebyeskim we dwai syenyu koscyola boszego. Y prze- wyodi sina swego przes ogen, y gu- szlyl y przidzerszal sy{{ø}} wyezdzb, a czinyl czari, a wyesczce rozmnozil, abi czinyl nyeprawdziwye przed bogem, a gnyewal gy. Y postawyl modl{{ø}} pasye- kow{{ø}}, i{{ø}}sz bil uczinyl, w koscyele boszem, o nyemsze mo1 ] wy pan ku Dauidowy a ku Salomonowy, sinu gego, rzek{{ø}}c: W tem koscyele a wr Ierusalemye, geszem zwolyl ze wszech myast israkelskick, polosz{{ø}} me gymy{{ø}} na wyeki, a wy{{ø}}cey nye przepuscz{{ø}} przegi{{ø}}cz nogy Israkelowy s zemye, i{{ø}}szem dal oczczom gyck. Tak, acz b{{ø}}d{{ø}} ostrze- gacz skutkem wszego, czsom gym przikazal, a wszitek zakon, ktori przikazal gym Moyses sługa moy. A wszak ony nye posłuchały, ale swyedzeny s{{ø}} od Manase, abi czinyly szle nad ti na- rodi, gesz ge pan zatracyl od oblycza sinow israhelskich. Y mowyl pan przes sług?/ swe proroka, rzek{{ø}}c: Przeto isze uczinyl Manases, kroi Iuda, ganyebno- scy ti przeskarade, nad to wszitko, gesz czinyly Amoreysci przed nym, y prziprawyl ku grzecku takesz Iudzske pokolenye w swick nyeczistotack: przeto mowy pan bog israhelski: Owa, tocz ia przepuscz{{ø}} wyele złego na Ieru- salem a na Iud{{ø}}, abi ktokoly usliszi, z a- brzuyele obye uszi gego. A zawlek{{ø}} na Ierusalem powrózek Samarski, a brze- my{{ø}} domu Achabowra, a zgladz{{ø}} Ierusalem, iako obiczay cski ) zagladzicz, a zagladziw, obrocz{{ø}} a powyod{{ø}} vcz{{ø}}- scyai{{ø}} grawrk{{ø}} na twarz gego2). A ‘) Tabulae (Wulg-.). ł) „Vertam et ducam crebrius stylum super faciem ejusu. *) Wulg. ma: Eunuchi. *) Aquaeductum. opuscz{{ø}} zbitki dzedziczstwa mego, a poddam ge w n k{{ø}} gich nyeprzyiacyol. a bodo w plyon a w lup wszitkim swim przecywnykom, przeto isze czinyly zle przede mn{{ø}} a st&ly w tem, gnyewai{{ø}}cz myć, ot tego dnya gegosz wkzly oczczowye gych s Egypta, asz do tego dnya. A nad to krew nyewynn{{ø}} przelyal Manases wyele barzo, doi{{ø}}d sy{{ø}} nye napelnyl Ierusalem asz do ust, kromye swich grzechów, k nym przy- wyodl dom Ierusalemski a Iudzski, abi czinyl zle przed bogem. Ale gyny skutci Manasowi a wszitko, czso czinyl, y grzech gego, gym zgrzeszh, to wszitko popysano gest w ksy{{ø}}gach dny krolyow Iuda. Y skonał Manases s swi- my oczci, & pochowan w ogrodzę domu swego, w zagrodzę Osam. A krolyowal Amon, sin gego, w myasto gego. We dwudzestu lyat a we dwu bil Amon, gdi pocz{{ø}}1 krolyowacz, a dwye lecye krolyowal w Ierusalemye. gyray{{ø}} macyerzi gego Mezelameth, dzewka Arus s Geteba. Y czinyl zle przed oblyczim boszim, iako ozmyl Manases, o- cyec gego, a chodził po wszey drodze, po ktorey ckodzil ocyec gego, a slu- szil nyeczistotam, gymsze sluszil ocyec gego, a modlił sy{{ø}} gym. A opuscyl pana boga oczczow swick, a nye cko- 126 dzil po drodze boszey. Y zrzekły sy{{ø}}* nan sług?/ gego, a zabyly krolya w domu gego. Y zbył lyud zemski w szitki gysz sy<» sprzysy{{ø}}gly pizccy w krolyowy Anionowy, y ustawyly sobye trolya Ioziasa, sina gego, w' myasto gego. Ale gyny skutci Amonowy, czso czinyl, pysano w ksy{{ø}}gach skutków dny krolyow Iuda. Y skonczal Amon s oczci swimy, y pochowały gy w gego grobye, w zagrodzę Ozam. Y krolyowal Iozias, sin gego, w myasto gego. XXII. ósmy lecyech bil loz.as, gdisz poczuł krolyowacz, a geno a trzidzescy lyat krolyowal w Ierusalemye. gymy{{ø}} macyerzy gego Ydida, dzewka Fada- yaszowa* s Betsechat. Ten czinyl, czso lyubego przed bogem, a ckodzil po wszeck drogack Dauida, oczcza swego, nye uckilyl sy{{ø}} any na prawycz{{ø}} any na lewycz{{ø}}). Zatim osmego naczcye lyata krolya Ioziasza, poslal kroi Zafana sina Azlya, sina Mezul&m, mystrza koscyola boszego, rzek{{ø}}c gemu: Gydzi ku Elchiaszowy, kaplanowy wyelyke- mu, acz zgromadzi pyeny{{ø}}dze, gesz s{{ø}} wnyesyoni do koscyola boszego, które sebraly wrotny koseyelny od lyuda, a dadz{{ø}} ge dzelnykom pize sprawce domu boszego, acz ge ony rozdze- ly{{ø}} myedzi ti, gisz dzalai{{ø}} w koscyele boszem ku oprawye strzech domu boszego, to gest teszarzom a murarzom a tim, gisz skaszonick rzeczi popiawya- i{{ø}}, abi drzewya a kamyenya nakupyly, a tu gdze kamyenye lamy{{ø}}, ku po- prawyenyu koscyola boszego. Ale nye dawayeye gym w lyczb{{ø}} srzebia, gesz byerz{{ø}}*, ale acz w swey moci ma i{{ø}} a w wryerze. Tedi rzeki Elckias byskup ku Safanowy, mysirzowy koseyelnemu: Ksy{{ø}}gy prawa popysanego nalya den? w domu boszem. Y dal Ezechias ti ksy{{ø}}gy Safanowy, a on czedl ge. Y prziszedl Safan pysarz ku krolyowy y odewskazal gemu to, czso przikazal gemu Elchias, rzekóc: Zgromadziły slugy twe pyeny{{ø}}dze, gesz naleszly w domu boszem, y dały ge, abi rozdawani bili dzelnykom od rozprawce* domu boszego. Y powyedzal mystrz Safan krolyowy: Dal my ksy{{ø}}gy zakona Elchias kapłan. A gdisz ge czedl Safan przed królem, a usliszal kroi słowa ksy{{ø}}g prawa boszego: rozdarł swe rucho y przikazal Elchie kaplanowy a Aykam, sinu Safanowu, a Atobor, sinu Mycha, a Zafan mystrzowy, a Azie słudze krolyowu, rzek{{ø}}c: Gydzcye a poradzcye sy{{ø}} s bogem o mnye a o lyudu a o wszitkem zborze Iudzskem, o slowyech tich ksy{{ø}}g, gesz naleszoni. bo wyelyki gnyew boszi zanyeczon przecyw nam, przeto isze nye posłuchały oczczow ye naszi slow ksy{{ø}}g tich, abi czinyly wszitko, czso na nych pysano. Tedi szedw Elchias kapłan a Aykam a Atogor a Safan a Azia ku Olydie'), prorokowye zenye Sellum, sina Tekue, sina Azarowa*, strosza nad ruchem, gysz bidlyl w Ierusalemye, y mowyly k nyey. Ona otpowyedzala: Tocz mowy pan bog Israhelski. rzecz- cye m{{ø}}szowy, gen was poslal ku mnye: Owa, tocz ia prziwyod{{ø}} wyele złego na to myasto a na bidlycyele gego. wszitka słowa zakona, gen czedl kroi Iudzski, isze opuscywszi my{{ø}}, y obya- towaly czudzim bogom, gnyewai{{ø}}c my{{ø}} na wszitkich uczincech swu r{{ø}}ku. a podnyecy sy{{ø}} gnyew moy na temto myescye, a nye ugasznye. Ale krolyowy Iuda, gensze was poslal, abiscye sy{{ø}} poradziły z bogem, tak rzeczecye: To mowy pan bog Israhelski: Przeto iszesz sliszal słowa ksy{{ø}}g tich, a uly{{ø}}- klo sy{{ø}} syerce twe, a pokorzilesz sy{{ø}} przed bogem, usliszaw rzeczy przecyw temu myastu a przecyw tym, gysz w nyem bidly{{ø}}, iszbi to czusz ’) w podzi- wyenye a w poklynanye biły podany, y rozdarł gesz rucho swe, a plakalesz przede mn{{ø}}, a iam usliszal cy{{ø}}: mowy pan. Przeto przim{{ø}} cy{{ø}} ku twim oczczom, a b{{ø}}dzesz przyiót do grobu twego w pokoiu, abi nye wydzele* o- czy twoy wszego złego, gesz ia mam wwyescz na to myasto. XXIII. gdisz powyedzely krolyowy to, czso ona bila rzekła: tedi on poslal, y se- braly sy{{ø}} k uyemu wszitci starci Iuda Ierusalemsci. Y wszedł kroi do domu boszego, a wszitci m{{ø}}szowye Iuda y wszelci, gisz bidlyly w Ierusalemye, s nym kaplany y proroci y wszitek lyud od mnyeyszego asz do wyelykego. Y czedl, ano wszitci sliszely, y wszitka słowa ksy{{ø}}g zamówi boszey, gesz naleszly w domu boszem. Y stal kroi na wschodzę2) y slyubyl przed bogem, abi naslyadowal boga, a ostrzegał przikazanya gego a swyadeczstwa a zakona ustawyenya we wszem syerczu a w wszey duszi, a obnowyl słowa slyubu, gesz pysan i w tich ksy{{ø}}gach. y po- *) ad Hóldam (Wulg.). ■) „qmd videlicet11. *) „super gradum". W. zrwolyl takesz ly ud temu slyubu. A przikazal kroi Elchiaszowy byskupu, a kapłanom wtorego rz{{ø}}du, a wrotnim, abi wimyotaly s koscyola boszego wszitki ss{{ø}}ći, gesz uczinyoni bili Baalowy a pasyece a wszelkim gwyazdam nye- byeskim. y spalyl ge iawnye przed Ie- rusalem w dole Cedrowem, a pobrał gych popyol do Betel. 1 zagładził eza- rownyki, gesz biły ustawyly krolyowye Iuda ku obyatowanyu na górach pc myesczech Iudzskich a około Ierusa- 127 lem, a ty,\\ gesz obyatowaly zapaln{{ø}} obyat{{ø}} Baalowy a slunczu a myesy{{ø}}- czu a dwyema naczcye znamyenyom a wszelkim gwyazdam uyebyeskim. A kazał winyescz pasyek{{ø}} precz z domu boszego s Iemsalem do dołu Cedron, a tam i{{ø}} spalyl y w proch obrooyl, y posul* na rowi pospolytego lyuda, gysz sy{{ø}} modlam modlyly. A zruszil domki kapłanów modlebnich, gisz biły w domu boszem, gymsze zoni tkali iako domki ługowe. A sebraw wszitki kapłani z myast Iudowich, y poganbyl górne modli, gdze obyatowaly kaplany od Gabaa az do Bersabee. a skaził ołtarze przed bronamy w wescyu drzwy Ioziasza, ksy{{ø}}szpcza myesczske- go, gesz bilfo) na lewey stronye broni myesczskey. Ale wszakosz nye chodziły kaplany gornich módl ku ołtarzowy boszemu w Iemsalem, ale gedno prza- zni chleb gedly myedzi bracy{{ø}} sw{{ø}}>. A pokalyal takesz t{{ø}} modl{{ø}} Tofet, iasz gest w dolyu syna Ennonowra, abi ny geden nye poswy{{ø}}czal sina swego any dzewki swey przes < >gen Moloch. V odi{{ø}}1 konye, gesz dały krolyowye lu- da slunczu, a w weszeyu koscyola boszego podle domku Natarmoloch komorny ka *), gen bil [u] Faruzim, a wTozi sluncza poswy{{ø}}czone zdzegl ognyem. A ty ołtarze, gesz bili na strzechach syeny Achas, gesz biły udzalaly krolyowye Iuda, a ołtarze, gesz bil uczinyl Manases we dwu syenczu koscyola boszego, skaził krol. a szedw richlo odt{{ø}}d, y rosipal popyol gych w potok Cedron. A gonie modli, gesz bili w Iemsalem na prawey stronye gori Uraza, i{{ø}}sz bil udzalal Salomon, kroi Israkelski, a Astarot, modło Sydonsk{{ø}}, a Tamos* urazciiye Moab, a Melchon, brz11 koscy sinow Amon, poganbyl krol. \ złamał socki. a posyekal pasyeki, a napelnyl wszitka myasta gick koscy martwieli. A nadto y ołtarz, gysz bil w Betel, a gomi koscyol modlebm, gen bil udzalal Teroboam, sin Kabatów, gen ku grzechu prziwyodł lyud Israkelski, y ołtarz ten gomi wzmszil i spalyl y starł [w] prock, y posyekl takesz pasyek{{ø}}. A obrocyw sy{{ø}} Iozias y uzrzal grobi, gesz bili na górze, a poslaw y pobrał kosey z rowow y spalyl koscy na ołtarzu, a pokalyal gy podle słowa boszego, gesz mowyl m{{ø}}sz boszi ten, gen bil to przepowyedzai słowa bosza. Y rzeki: Kake gest to z wyrzchu napisanye, gesz ia wydz{{ø}}? Y otpowyedzely myesczanye tego myasta: Gest grób tego m{{ø}}sza boszego, gen bil i prziszedl s Iudzskey zemye a przepowyedzai ta słowa, geszesz uczi- ') EunurJJ, W. nyl nad ołtarzem Betelskim. Tedi on rzeki: Nyeehaycye gego, a ny geden koscyamy gego nyeruszay. Y ostali ko- scy gego nyetknyone s koscyamy proroka, gen prziszedl bil s Samariey. A nadto wszitki koscyoli modlebne, gesz bili w myeszcyech Samarskich, gesz biły uczinyly krolyowye Israhelsci ku roznyewanyu pana, zatracyl Iozyas. a uczinyl gyni podle wszitkich uczinkow, iako bil uczinyl w Betel. A zbył wszitki kapłani koscyolow modlebnich, gesz biły tu nad oltarzmy, y spalyl koscy lyuczske na nych, y wrocyl sy{{ø}} do Ie- rusalem. Y przikazal wszemu lyudu, rzek{{ø}}cz: Uczincye wyelyk{{ø}}noc panu bogu waszemu podle tego, iako pysa- no w ksy{{ø}}gach teyto zamówi. Any bila uczinyona taka wyelkanoc ode dny s{{ø}}dz, gysz s{{ø}}dzily w Israhel, y wszech dny krolyow Israhelskich y krolyow Iuda, iako osmego naczcye lyata krolya Iosyasza. A uczinyona wyelykanoc ta panu w Ierusalemye. A takesz y ti, z gichsze brzucha zly duchowye pro- rokui{{ø}}, a czaro wnyki y podobyzni módl'), nyeczistoti y ganyebnoscy, gysz biły uczinyly w zemy Iuda y w Ierusalemye, zatracyl Iozias, abi ustawyl słowa zakonne, iasz s{{ø}} napysana w ksy{{ø}}gack, gesz bil nalyazl Ezechias kapłan w koscyele boszem. Rowyen gemu nye bil ny geden przed nym s krolyow, genbi sy{{ø}} nawrocyl ku panu ze wszego syercza a ze wszey dusze swey a ze wszitkey moci swey, podle wszego zakona Moyszeszowa. any po nyem kto powstał gemu równi. Ale wszakosz nye przestał pan od gnycwm roznye- wanya swego wyelykego, gesz sy{{ø}} roz- nyewalo gnyewanye gego przecyw ludowy, prze rozdrasznyenye, gym gy bil pop{{ø}}dzil Manases. Y rzeki pan: Takesz Iud{{ø}} zagladz{{ø}} od twarzi mey, ia- kom zarzucyl Israhela. a zarzucz{{ø}} myasto to, geszem zwolyl, Iemsalem a dom, o nyem gesm rzeki: b{{ø}}dze gymy{{ø}} me tu. Ale gyny uczinci Ioziaszowy y wszitko, czso czinyl, pysano w ksy{{ø}}gack skutków dny krolyow Iuda. XXIIII'). 7 #^a gego dny wigeckal Farao, kroi Egypski, przecyw krolyu Asyrskemu ku rzece Eufratem y geckal Iozias, kroi Iudzski, naprzecy wo gemu. Y zabyly gy w tem myescye Maggedo, gdi przecyw gemu boiowal. Y nyesly gy sludzi gego martwego s Maggedo, y donyesly gy do Ierusalem y pockowaly gy w gego gro bye. A wsz{{ø}}wszi lyud zem- 128 ski Ioataza, sina Ioziasowa, y pomazały a ustawyly gy królem w myasto oczcza gego. Dwadzescya y cztirzi lyata bil w starz Ioatas, gdi bil poczol krolyowacz, a trsy myesy{{ø}}ce krolyowal w Ierusalemye. Gymy{{ø}} macyerze gego Amythal, dzewka Ieremyasowa, s Lobna. Y czinyl zle przed bogem, podle tego wszego, iako czinyly oczczo- wye gego. Y i{{ø}}1 gy Farao Neckao w Rebla, ta gesz gest w zemy Ematk, ■) W Wulgacie przydzielono to, co daléj następuje, jeszcze do rozdziału XXIII. A rozdział XXIV poczyna się pożniéj. ■) Et figuras idolorum. W. abi nye krolyowal w Ierusalemye. y vloszil v r o k i na zemye ssto lyber srzebra, a lybr{{ø}} złota. A ustawyl kroi Pkarao Nechao Elyachyma, sina Iozia- sowa, w myasto Ioziasa, oczcza gego. y przemyenyl gemu gymy{{ø}} Ioachym. A potem Ioatasa wz{{ø}}w, y wyodl do Egypta. Ale złoto a srzebro dal Ioa- chim Pharaonowy, gdi bil vlozil zemy pyeny{{ø}}dze na wszelke lyato, abi zgromadziły podle przikazanya Pharaono- wa, rzek{{ø}}c: Dacz kaszdemu podle mo- ci swich tako srzebra, iako złoto z lyuda zemskego, abi dal Pharaonowy Nechao. Dwadzescya y py{{ø}}cz lat w starz bil Ioachim, gdi bil pocz{{ø}}1 krolyowacz, a gedennaczoye lyat krolyowal w Ierusalemye. gymy{{ø}} macyerze gego Ze- byda, dzewka Fadayasowa, s Ruma. A czinyl zlee (złe) przed bogem, podle tego wszitkego, czso czinyly oczczo- wye gego *). Za gego dny p r z y i a 1 Nabuchodonozor, kroi Babylonski, a bil gemu Ioachim w sluszb{{ø}} poddan trsy lyata, a potem sy{{ø}} gemu sprze- cywyl. Y poslal nan pan bog łotry kal- deyske, a lotri asyrske, a lotri moab- ske, a lotri sinow Amon, a puscyl do zemye Iudzskey, abi i{{ø}} zagładził podle słowa boszego, gesz bil mowyl przes slugy swe proroki. V uczinyono to przes słowo bosze przecyw ludowy, abi i{{ø}} zagładził przed sob{{ø}} prze grzechi Manasowi a prze wszitko, czso czinyl, a prze krew nyewynn{{ø}}, i{{ø}}sz prze- lyal, a napelnyl Iemsalem krwy{{ø}} nye- wynnich. a prze t{{ø}} rzecz nye chcyal sy{{ø}} pan slyutcwacz. Ale gyny uczinci Ioachim y wszitko, czso czinyl, popytano w ksy{{ø}}gach skutków dny krolyow Iuda. Y umarl Ioachim s oczci swimy, a krolyowal1) sin gego w myasto gego. A potem wy{{ø}}cey sy{{ø}} nye pokusyl kroi Egypski, abi wigezdzil s swey zemye, bo odi{{ø}}1 kroi Babylonski od rzeki Egypskey az do rzeki Eurrateu wszitko, czso bilo krolya Egypskego. Osm- naczcye lyat bil w starz Ioachim, gdi pocz{{ø}}1 krolyowacz, a trsy myesy{{ø}}ce krolyowal w Iemsalem. gymyy macye-j [ rzi gego Naestha, dzewka Elnatanowa s Ierusalema. Y czinyl, czso gest zle przed bogem, podle wszego, czso czinyl ocyec gego. Tego czasu przigely sludzi Nabuchodonozor, krolya Baby- lonskego, do Ierusalema, y obiegły myasto z dzali rozmaitymy. Y prziszedl Na- buchodonosor kroi Babylonski ku myastu s slugamy swimy, abi dobiwal gego. Y wiszedl Ioachim, kroi Iuda, ku krolyowy Babylonskemu, on a macz gego a slugy gego a ksy{{ø}}sz{{ø}}ta gego y poddany2) gego. y przyiol ge k sobye kroi Babylonski osmego lyata kio- lyowanya swego. A pobrał odt{{ø}}d wszitki skarbi domu boszego a domu kro- lyowa, y stłukły wszitki ssodi złote, gesz bil uczinyl Salomon, kroi Israhelski, w domu boszem podle słowa boszego. A przewyodl wszitek Iemsalem y wszitka ksy{{ø}}sz{{ø}}ta a wszitk{{ø}} woysk{{ø}}, Jzesy{{ø}}cz tisy{{ø}}czow, w iocstwo, a wszelkego rzemy{{ø}}slnyka y zlotnyka, a nye ostawyono nyczego, kromye ubogego *) Tu się w Wulg. poczyna rozdział XXI1* *) Wypuszczono: „Ioachin," Eunuchi. W. lyuda zemskego. Y przewyodl Ioachy- ma do Babylona, a matk{{ø}} gego y zo- n{{ø}} gego y sluszebnyki gego, a s{{ø}}dze zemske, podle i{{ø}}cya z Ierusalema do Babylona, a wszitki mósze sylne, syedm tysy{{ø}}czow, a rzemy{{ø}}slnykow a zlotny- kow tysy{{ø}}c, a wszitki m{{ø}}sze sylne a waleczne. Y wyodl ge krol Babylonski do Babylona, a ustawyl Matanasse, stryia gego, królem w myasto gego. a zdzal gemu gymy{{ø}} Sedechias. We dw udzestu a w genem lecye bil Sedechias, gdi pocz{{ø}}1 krolyowacz, a gedennaczcye lyat krolyowal w Ierusalemye. gymy{{ø}} macyerzi gego bilo Amytba, dzewka Ieremyaszowa s Lobna. A czinyl zle przed bogem, podle wszego iako czinyl Ioachim. Bo sy{{ø}} gnyew7al pan przecyw Ierusalem a przecyw ludze, doi{{ø}}d gych nye zarzucyl od swego oblycza. y otst{{ø}}- pyl Sedechias od krolya Babylonskego. T JL edi sy{{ø}} stalo dzewy{{ø}}tego lyata kro- lyowanya gego, dzesy{{ø}}tego myesy{{ø}}cza, a dzesy{{ø}}tego dnya tego myesy{{ø}}cza: przyial Nabuchodonozor, krol Babylonski, on a wszitka woyska gego do Ierusalema, a obiegły ge, a uczinyly około gego czwyrdze. Y bilo zawarto myasto y obly{{ø}}szono az do gedennaczcye lyat krolya Sedechiasa, a dzewy{{ø}}tego myesy{{ø}}cza przemógł ge glod w myescye, any myely chleba lyud zemski*. Y skaszono myasto, a wszitci m{{ø}}szowye bronny w noci ucyekly drog{{ø}} tey broni, gesz gest myedzi dwo- ym murem do zagrodi krolyowi. Ale Kaldei... | j Tn cztery karty wydarte. PARALYPOMENON I. (V, 2). 129 ...sy{{ø}}, ale pyrworodzenstwo dano Io- zephowy. Potem sinowye Rubenowy, pyrworodzonego Israhelowa: Enoch, a Phallu, Ezrom a Carmi. Sinowye Io- helowy: Samaia, gego sin, Gog, sin gego, Semei, sin gego, Baal, sin gego, Mycha, sin gego, Reeia, sin gego, Baal, sin gego *), Ieera, sin gego, gegosz i{{ø}}- tego wyodl Teglathfalazar, krol Asyrski, a bil ksy{{ø}}sz{{ø}}cyem w pokolenyu Rubenowu. Ale bracya gego y wszitka rodzina, gdisz lyczeny bily po czelya- dzach swich, myely ksy{{ø}}sz{{ø}}ta Iechel a Zachariasza. Potem Baala, sin Azath, sina Sama, sina Iohel. On bidlyl w Aoer asz do Nebo a Belmeou. A przecyw wschodu slunecznemu bidlyl asz do wescya pusczey a rzeki Eufraten, a wyelykó lyczb{{ø}} dobitka myely w zemy Galaad. We dnyech Saulowich bo- iowaly przecyw Agarenskim y zbyly oni, a bidlyly w myasto gich w prze- bitcech gich y we wszey stronye, ktorasz patrzi na wschód sluncza Galaad. Sinowye Gaadowy a pokolenye gich przebiwaly w zemy Baasan az do Sel- cha. Iohel na glowye, a drug?/ Sophan, ale lanai a Sopha w Baasan. Bracya ') W całej ttj nomenklatuize wiele odmienności jest od textu Wulgaty, której jednak nie tykam. gich po czelyadzach rodzin swich, My- chael a Mosollam a Sebe a lorę a Ia- chan, a Zei a Żeber, syedm. Cy s{{ø}} sinowye Abyahel, sina Huri, sina Iaid, sina Gaad, sina Michael, sina Iesei, sina leddo, sina Buz. Ale bracya sina Abdiel, sina Gum, ksy{{ø}}sz{{ø}}ta domow po czelyadzach swich, bidlyly w Galaad a w Bazan yw wyesznyczach gich y we wszech przedmyescyach Ar- nonskich az do myedz. Wszitci cy zly- czeny s{{ø}} w dnyoch Ioathan, krolya Iuda, a we dnyoch leroboama, krolyfa) israhelskego. Sinowye Rubenowy a Gadowi, a poi pokolenya Manassowa, m{{ø}}- szowye boiowny, scziti nosz{{ø}}cz a mye- cze, a cy{{ø}}gn{{ø}}e 1{{ø}}czisko a umyei{{ø}}ci ku boiom, cztirzi a czterdzescy tysy{{ø}}czow? a syedm set a szesczdzesyót, gyd{{ø}}cich ku boiu. Y boiownly przecyw Agarenskim. Ale YturensscyT a Naphei a No- dab dały gym pomoc. Y poddany s{{ø}} Agarensci w gich r{{ø}}ce y wszitki, ktorzi biły s nymy. bo boga wziwaly, bo- iui{{ø}}c, a usliszal ge, przeto isze biły uwyerzily weyn. A pobrały gym wsziczko, czsosz myely, wylbl{{ø}}dow* szescz- dzesy{{ø}}t tysy{{ø}}czow, owyec dwye sscye a py{{ø}}czdzesy{{ø}}t tysy{{ø}}czow, oslow dwa tysy{{ø}}cza, a lyudzi sto tysy{{ø}}czow. Ale ranyonych wyele padło, bo bil boy 59 gospodnow. Y bidlyly tu w myasto gych az do przenyesyenya. Ale sinowyfą) polu* pokolenya Manassowa dzerzely zemy{{ø}} ot konczow Bazanskich az do Baal, Heimon a Sanir, a goń Ermon, vyelyka zai ste lyczba bila. A ta bila ksy{{ø}}sz{{ø}}ta domow po przirodzonich gich: Epher a Tesi a Belychel a Eriel a Ieremya a Odoia a Iediel, m{{ø}}sze przesilny a mocny, a menoi{{ø}}ce') wo- gewodi w czelyadzach swich. Potem opuscyly boga oczczow swich, a nye- cziscyly po bodzech tey zemye, geszto otnyosl pan przed nymy. Y wzbudził bog israhelski duch Ful, krolya israhelskego2), a duck Teglatfalazar, krolya Assur. Y przenyozl Ruben a Gaad, a polu pokolenye Manassowo, a przy- wyodl ge do Ala a Abor, a do Ara a do rzeki Gozam, az do tego dnya. VI. Sinowye Lewy: Gerson a Chaat, a Merari. Sinowye Chaat: Aram, Isaar, Hebron a Oziel. Sinowye Amram: Aaron, Moyses a Maria. Sinowye Aaro- nowy: Nadab a Abyu, Eleazar a Itha- mar. Eleazar urodził Finees, a Finees urodził Abisue. Abisue urodził Bocci, a Bocci urodził Ozi. A Ozi urodził Za- raiam, a Zaraias urodził Meraioth. Me- raioth urodził Amariama, a Amarias urodził Ackitob. Ale Achitob urodził Sadocha, Sadock urodził Ackimaasza. Ackimaas urodził Azariasza, a Azarias urodził Iokannan. Iokannan urodził Azariasza. Ten gest, gen poziwal kaplan- ‘) Zamiast: mianowani (nominati). 3) Wulg. ma: Assyriorum! stwa w domu, ktori udzalal bil Salomon w Ierusalemye. Azariasz urodził Amariasza, Amarias urodził Achitoba. Ackitob urodził Sadocha, Sadock urodził Sellum. Sellum urodził Elckiasza, Elckias urodził Azariasza. Azarias urodzi! Saraiasza, a Saraias urodził Ioze- decka. Iozedeck wiszedl, gdisz prze- nyosl bog Iud{{ø}} a Ierusalem przes Na- buchodonozora. Przetoz sinowye Leui: Gerson, Caat a Merari. A ta s{{ø}}> gy- myona sinow Gersonowich: Lobyn a Semei. Sinowye Chaat: Amram a Isaar a Ebron a Oziel. Sinowye Merari: Mooli a Musi. Tato rodzina Leui podług cze- lyadzi gego. Serson, Lobni sin gego, Ioaa sin gego, Addo sin gego, Zana sin gego, Tethrai sin gego. Sinowye Caatowy: Amynadab sin gego, Ckore siń gego, Asur sin gego, Helkana sin gego, Abyasapk sin gego, Asur sin gego. Tkaatk sin gego, Huriel sin gego, Ozias sin gego, Saul sin gego. Sinowye Elckana: Amasy a Ackimotk a Elckana. Sinowye Elckana: Sopkai sin gego, Ieroam sin gego, Helyab sin gego, Naack sin gego, Elcana sin*. Sinowye Samuel: pyrworodzoni Vasseni a Abyam. Sinowye Merari: Mooly sin gego, Lobni sin gego, Semei sin gego, Oza sin gego, Samaa sin gego, Aggia sin gego, Arnasia sin gego. Cyto s{{ø}}, gesz ustauil Dauid nad spyewaki domu boszego, iakosz postawyona gest skrzi- nya a przislugo wały przed stanem 130 swyadeczstwa, spyewai{{ø}}c, doi{{ø}}d nye udzalal Salomon domu boszego w Ierusalem. bo podle rz{{ø}}du swego stały w przislugowanyu. Cyto zaiste ') s{{ø}}, gyszto przistawaly s sin- swimy, z sinow Caathowich, Heman spyewak, sin Iohelow, sina Samuelowa, sina Ełcka - na, sina leroam, sina Ilely, sina Chori2), sina Zuph, sina Kichana, sina Maat, sina Mazay, sina Elchana, sina Ioel, sina Azarie, sina Iozophonie, sina Tha- hath, sina A ser, sina Abyasab, sina Chore, sina Saar, sina Caat, sina I -eui, sina Israhel, a bracy{{ø}}* gego Azaph, gen stal na prawyci gego, Azaph, sin Barackiasowr, sina Samaa, sina Mickael, sina Basie, sina Melckie, sina Atk&nai, sina Zara, sina Adaia, sina Etkan, sina Zamma, sina Semei, sina Getk, sina Gerson, sina Leui. Sinowye Merari, bracya gich, na leuici: Etkan sin Cku- zi, sina Aby, sina Moloch, sina Aza- bye, sina Amasie, sina Ełckie, sina Amasi, sina Bonni, siia Somer, sina Mooly, sina Musi, sina Merari, sina Le- ui. A bracy{{ø}}* gich, Leuite, gysz usta- wyeny s{{ø}} ku wszemu przislugowanyu Stanku domu boszego. Ale Aaron a sinow ye gego zazegaly kadzidło na ołtarzu obyeti* a na ołtarzu wonuich rzeczi , a wszitk{{ø}} potrzeb{{ø}} swy{{ø}}t myey swy{{ø}}tich, a abi modlyly sy{{ø}} za Israhela, podle wszego, czsosz przikazal Moyses, sługa boszi. Cyto tesz 5) s{{ø}} sili o wrye Aaronowy: Eleazar sin gego, Finees sin gego, Abisue sin gego, Bocci sin gego, Ozi sin gego, Zaraia sin gego, Meraioth sin gego, Amaria sin gego, Ackitob sin gego, Sadock sin gego, *) Zaiste położył zamiast zad — w Wulg. i-ero. J) Wulg. Tlohii! s) Wnlg. an^em. Ackimas sin gego. A cyto s{{ø}} przebi- tkowye gich po wszeck (u-siech). a po kragynack, sinow Aaronowick, podle rodow Caatkitskick, bo sy{{ø}} gym biły lyosem dosJaly. Y dały gym Ebron w zemy Iuda, a przedmyeseye gego w okol. Ale polya my eseska a wsy Ka- lefowi, sinu Iefone. Potem sinom Aaro- nowim dały myasta ku ucyekanyu: Ebron a Lobna y przedmyeseye gich, a Ietker a Estamo s przedmyescyin gick. A takesz Elon y Dabyr s przedmye- scym gick. Asan tesz, y Betksameck s przedmyescyin gick. Z pokolenyaBen- yamynow^a, Gabaon a Gabee a przedmyeseye gich, a Lamatk') s przedmye- scym gick, a Anatkotk s przedmy- scym* swim. wszeck myast trsynaozeye s przedmyescyin swlmr po rodzinach gick. Ale ostatnym sinom Ckaatowim z rodzim swe* dały z polu pokolenya Ma- nasowa ku gymyenyu dzesy{{ø}}cz myast. Potem sinom Gersonowim po gick ro- dzinack s pokolenya Yzackarowa a s pokolenya Asserowa a s pokolenya Xeptalim a s pokolenya Manasowa w Bazan, myast czternaczcye. Ale sinom Merari po rodzinack gick s pokolenya Rubenowa a s pokolenya Gaadowa a s pokolenya Zabulonowa, dały po lyo- su myast dwanaczcye. Y dały sinowye israhelsci sinom Leui myasta a przedmyeseye guh. A dały po lyosu s pokolenya Iudasowa a s pokolenya sinow Symeonowich a s pokolenya sinow Benyamynowick myasta ta, geszto nazwały gymyenyem swim, a s tick, gysz ■) Wulg. ma: Almach. biły z rodu sinow Kaathowack. Y bila myasta na gych myedzach s pokolenya Efraymowa. A dały gym myasta ku ucyekanyu Sichem s przedmyescyin gego na górze Efraymowye, a Gazer a Hyman s przedmyescyamy swimy, a tesz Beteron. Takesz y s pokolenya Danowa: Elthethe a Ielbeton a Abie- lcn a Elon s przedmyescyamy swimy, a Iethremon w tenże obiczay'). Tesz s pokolenya Mauasowa Aner a przedmyeseye gfgo, Balaa a przedmyeseye gego. Tym to gest, gisz z rodu sinow Caatowich ostatny biły. Sinom tesz Gersonów im s pokolenya polu pokolenya Manasowa, Gaulon w Basan a przedmyeseye gego, a Astaroth s przedmye- scym swim. S pokolenya Isacharowa, Cedes a przedmyeseye gego, a Debe- rith s przedmyescyin swim, a Ramoth y przedmyeseye gego, a Anen s przed- myescym swim. Potem s pokolenya Asserowa, Masal s przedmyescyin swim, a Abdon takesz y Asab a przedmyeseye gego, a Roob s przedmyescyin swim. S pokolenya Nyeptalymowa Cedes w Galiley a przedmyeseye gego, Ammon s przedmyescyin gego, a Ka- riatym y przedmyeseye gego. Sinom tesz Merari ostatnyro, s pokolenya Za- bulonowa, Remono y przedmyeseye gego, a Tabor s przedmyescym swim, a T anna a ualo2). a za Iordanem w stron{{ø}} Iericho przecyw wschodu Ior- danskemu, s pokolenya Rubenowa, Bo- zor na pusczi s przedmyescym swim. ‘) To cale miejsce bardzo mało zgodne z Wuigata. *) Tego wcale nie ma w Wulg. a Iesa s przedmyescym swim, y Cal- democh a przedmyeseye gego, a Me- phat s przedmyescym swim. A takesz 3 pokolenya Gaadowa, Ramoth w Galaad a przedmyeseye gego, a Manayra s przedmyescym swim, ale Iezebon s przedmyescym swim, a leser s przed- myescym swim. VII. p M. otem sinowye Izacharowy: Thola a Phua a lasub a Samaron, cztyrze. sinowye Thola: Ozi a Raphaia a Ie- riel a Iemay a Iebsen a Samuhel, ksy{{ø}}»- sz{{ø}}ta po domyech rodzini swey. Z ro- dzaiu Thola m{{ø}}szowye przesylny zly- czeny s{{ø}}j we dnyock Dauidowack dwa- 131 dzeszcya tisy{{ø}}czow i dwa y szescz set. Wyele zayste myely zon a sinow'). A bracya gich po wszeck przirodzonick, sinowye Yzackarowy, przeudatny ku boiowanyu, syedm a oszmdzesyót tysy{{ø}}czow zlyczeny s{{ø}}. Sinowye Benyamynowy : Bale a Bockor a Adiehel, trsye. Sinowye Bale: Esbon a Ozi a Oziel a Zerimotk a Uraika, py{{ø}}cz, ksy{{ø}}szóta czelyadzz/, a ku boiowanyu przeudatny, a lyczba gich dwa y dwa- dzescya tysy{{ø}}czow a trsydzescy y cztirzi. Potem sinowye Bockor* Zanym a loas a Elyezer, a Elyoenay a Amri a Ierimotk, a Abia a Anathor a Alma- tan, wszitci cyto sinowye Boechor. Y zlyczeny s{{ø}} po swich czelyadzack ksyn- ta* przirodzona, ku boiom przesylny, dwadzeseya tysy{{ø}}czow a dwye seye. ') Tu w kodexie wypuszczono kilka wierszy textu Wulgaty. Potem sin Adihel: Bałam. Ale sinowye Bałam: Hieus a Benyamin a Aoth a Chana a Iotkam a Tharsis a Chaizar, wsitci cy sinowye Adiel, ksy{{ø}}szcta przi- rodzonich swich, m{{ø}}szowye przesilny, syednaczcye* tysy{{ø}}czow a dwye scye, gyd{{ø}}cich ku boiu. Ale Sephan a Afąn biły sinowye Hir, a Asim bil sin Aser. Potem sinowye K eptalymowy : Iasiel a Guni a Asar a Sellum, bil sin Balaa. Potem sin Manasse, Ezriel. Ale . nye- slyubna gego Sira urodziła Machir, oczcza Galaad. Machir wzól zoni si- $ nom swim Apphron* a Sephan, a myeli syostro gymyenyem Maacha, a gymy{{ø}} sinu drugemu Salphaat, y urodzili sy{{ø}} s{{ø}} Salphaat dzewki. A porodziła Maacha, zona Machirowa, sina a udzalala gemu gymy{{ø}} Phares, ale gymy{{ø}} brata gego Sares, a sinowye gego Ułam a Kacem. Potem Ułam, Baldan. Cyto s{{ø}} sinowye Galadowy, sina Machir, sina Manasse. Syostra lepak gego Regina urodziła Krasnego m{{ø}}sza, Abyezer a Nicola'). Zatim biły sinowye Semida Ahin a Sechem a Leci a Anian. Lepak sinowye Efraymowy s{{ø}}{{ø}}: Tala sin gego, Bareth sin gego, Thaiat sin gego, Elada sin gego, Thaiat sin gego, a tego sin Zadab, a tego sin Suthala, a tego sin Efer, a Elad. Potem zbyły ge m{{ø}}zowy(e) Geth tu nyerz{{ø}}dnye5), bo seszly biły, abi syo w gich gymye- nye wr wy{{ø}}zaly. Y płakał Etraym, ocyecz gich, wyele dny, y prziszly bracya gego, abi cyeszily gy. Y wszedł ku ') Wulg. Mohola. *) Zamiast tego ma Wnlg. „indigenae*. swey zenyé, iasz poczuła a porodziła sina, a wezwała gymy{{ø}} gego Bciia. przeto ize we zlich czasyech domu gego wiszedl gest. Potem dzewka gego bila Sara, iasz wzdzalala Beter* n nyssz- szi y swyrzchny, a Ozemsara. He sin gey Rafa, a Kezeph, a Thale, z nye- gozto urodził sy{{ø}} TLaan, gen urodził Laadon. Tego sin Amyud,1! urodził Ely&sama, z nyegosz v iszedl Nun, kto- riz myal sina Iosue. Syedzenye gich a przebiuanye bilo gest Bethel, a sinow gich z dzewkairy gich przecyw wzchodu sluncza Koran, a ku zapadnie stronye Gazer y dzewki gego, Sichem tesz z dzewkamy swimy, az do Gazam a dzewki gego. Blysko ot sinow [Manassę,] Bethsan a dzewki gego, Thana y Manasses a dzewki gego, Maggedo a dzewki gego, Dor a dzewki gego. W tleli bidlyly sinowye Ioze- fowy, sina Israhelowa. Sinowye Asse- rowy: Iomna a lesua a Isui a Baraia, a Sara syostra gich. Potem sinowye Baria: Heber a Melchiel. on gest ocyec Barzait. Potem Eber urodził Ieflat a Sober a Othan a Helem, a Suaa syostra gich. Sinowye Ieflath: Phosech a Chamaal a Seph. cyto s{{ø}} sinowye Ieflat. Sinowye Somer: Achi a Roagaa a Kaba a Aram. Potem sinowye Helen, brata gego: Supha a Iernma a Selles a Hamak Sinowye Supha: Sue, Lama- phed a Sual, a Beri a Amra a Booz, a Odoz a Sarnina a Salusa, a Tethran a Bera. Sinowye Ether: Iephone a Pnaspha a Ara. Ale sinowye Ola: A- ree a Auihel a Resia. Wszilfccy cy si- 60 no wye Aser, ksy{{ø}}sz{{ø}}ta rod z a gem'), wiborni a przesylny wogewodi woge- wod, a Jyczba gich wyeku, giszto gotowy s{{ø}} ku boiu, szeszcznaczcye tisy{{ø}}czow. VIII. ^Potem Benyamy n urodził Bale pyr- worodzencza swego, Asaal drugego, a Occhora trzecyego, b oaa czwartego, a Rapka py{{ø}}tego. Biły sinowye Bale: Addoar a Gera a Abiutha, a Abysue a Xemam a Acobe, ale y Iera a Se- phuphan a Uram. Cyto s{{ø}}{{ø}} sinowye Sadockovi, ksy{{ø}}sz{{ø}}ta rodzaiu* przebi- waiociek w Gabaa, ktorz. przenyesye- ny s{{ø}} do Manath. Noomc* a Hoia* a Iera, on ge przenyosl, y urodził Oza a Aiud. Ale Saraima urodził w moabskey włoscy, gdisz puscyl bil I sim a Bara zoni swe. Urodził potem s Edes, zoni swey, Iobab a Sebeia a Mosa a Mol- chom, a Iecus a Sechia a Maruna, Cy s{{ø}} sinowye gego, ksy{{ø}}szota w czelyadzach swich. Potem Meusim urodził Achitob a Elphaal. Potem sinowye El- phaal: Heber a Misa&m a Sarnath T en wzdzalal Onon a Lod, y dzewky gego. Ale Baraia a Sarnina, ksyoszyta pokolenyra przebiwaiocick w Aylon. Cy zagnały bidlycyele Geth. Ahaio, Sechat a Ierimoth, a Zabadia a Arith a Her, a Michel a Iespa a Ioaa. sinowye Baria. Zabadia a Mosollam a Zechi, a Eber a lezaman a łezka & Iobab, sinowye Elphaat, Iachim, a Zechri a # l) „Principes cognationem11 Wulg.). Więc rodzajem 4ab . phir. Zabdy, a Elioena a Selethay a Elyel, j a Adaia a Baraza a Samarath, sino- 132 wye Semei. Yesphan a Eber a Elyel, a Abdon a Elechri a Canan, a Ananha a Alam a Anathothia, a Iephdaia a Fanuel, sinowye Sechach. Samari a Se- oria a Otholia, a Iersia a Helia a Zechri, sinowye Ieroam. Cy s{{ø}} patriarchi a przyrodzona ksy{{ø}}sz{{ø}}ća, gysz bidlyly w Ierusalemye. W Gabaon potem bidlyly s{{ø}} Abygabaon a Iahihel, a gymy{{ø}} zenye gego Maacha, a sin gego pyrworodzec Abdon, a Sur a Cis a Baal, a ber a Nadaph a Iedur, a Aio a Zacher a Maeeloth, ‘) urodził Sama- ia. a przebiwaly s{{ø}}' o drugo stron{{ø}} bra- cyey swey w Ierusalemye z bracy{{ø}} sw{{ø}}. Potem Ner urodził Cis, a Cis urodził Saula. Potem Saul urodził Ionath{{ø}} a Melchisue a Aminadab a Isbaal. Potem sin Ionatow Mipliibaal, a Mipl ibaal u- rodzil Mycha. Sinowye Mycka: Pkiton a Melec a Tkara a Akatk. A Akatb urodził Ioiada, a Ioiada urodził Alniotk, a Almotk urodził Zamri. Potem Zamri urodził Moosa, a Moosa urodził Baana, gegoz sin bil Rafaia, z nyegoz narodził sy{{ø}} Eleza, ktorisz urodzd HezeL Y bilo Hezelouich szescz sinow ty my gymyoni: Ezrichan, Bochni, Yzmael, Saria, Abadia, Anan. Wszitci cy sinowye Hezel. Potem sinowye Bazech, brata gego, Ułam pyrworodzenyec, Echus drugg{{ø}} a Elipkales trzecy. A biły sinowye nam m{{ø}}szowye przeudatny a wyelykey mocnoscy cy{{ø}}gn{{ø}}>c 1{{ø}}czisko, a wyele mai{{ø}}ci sinow y waiukow, az *) Tu wypuścił: A Macelorh. ku stu a py{{ø}}czdzesy{{ø}}t tysyyczow (?)'). W szitci cy sinowye Beniamynoui. IX. T JL z yczon gest wszitek Israhel, a lycz- ba gich popysana gest w ksy{{ø}}gack krolyow israkelskick a Iuda. a przewye- dzeny s{{ø}} do Babilona prze swe zgrze- szenye. Ktorzi przebiualy pyrwy w gy- myenyack swick a w myescyeck 'sra- kelskick, a kaplany, a uczeny, a proroci. k bidlyly w Iemsalem s sinow Iuda, a s sinow Beniamin, a z sinow Efraym a Manase. Otkei, sin Amiud, sina Senni, sina Omldi, sina Boni z sinow Phares, sina Iuda. A z Siloni: Asia pyrworodzenyec a sinowye gego. Potem z sinow Zara: lehuel, a bracyey gego szescz set a dzewy{{ø}}cz dzesy Potem z sinow Benyamin: Salo, sin Mozollam, sina Odia, sina Azana. a Io- bamia, sin Ieroam, a Ela, sin Ozi, sina Mochri. a Mosollam, sin Saphade, sina Rukuhel, sina Iebanie. a bracya gich po czelyadzack swick, dzewv{{ø}}cz set a py{{ø}}czdzesy{{ø}}t a szescz. Wszitci cy ksy{{ø}}sz{{ø}}ta przirodzonick swdck, po domyeck oczczow swick. A s kapłanów Ioiada, Ioiai tb a lackim, a Azarias, sin Helckie, sina Mosollam, sina Sadockcwa, sina Meraiotk, sina Acki- toph, byskupa domu boszego. Potem Adaia, sin Ieroam, sina Phasor, sina Melchia. a Masia sin Adihel, sin a; Iezraj sina Mosollam, sina Mesollamoth, sina Emer. Ale bracya gich ksy{{ø}}sz{{ø}}ta po ') Trochę za wiele! W Wulg. tylko T-*sque ad cenlwm q’(?nq*Kipintau. czeh/adzach swick, tisy{{ø}}c syedm set a syedmdzesyęt, przesylny udatnoscy{{ø}} ku dzalanyu potrzebi sluszebney w domu boszem. S koscyelnich sług: Semeia, sin Asub, sina Ezricam, sina Asebiu, s sinow Merari Bachaccar teszarz, a Gaal, a Machania, sin Micka, sina Ze- cri, sina Asapk. a Obdias, sin Sennie, sina Galal, sina Iditum. a Barach! a, sin Asa, sina Elckana, gen przebiwal na 8yenyach N eptalim*. Potem wrotny1): Sellum, a Ackim, r ^mon a Ackimam. a bracya gick ale (?) y ksy.;sz{{ø}}ta az do tego czasu, we wrocyeck krolyow ick im wsckod sluncza, strzeg{{ø}}c slugt/ koscy elne otrzedzamy swimy l) s sinow Leui. Sellum, sin Ckore, sina Aby azaf, sina Chore, s bracy{{ø}} sw{{ø}} y z domem oczcza swegfok Cyto s{{ø}} Chorite nad dzali sluzebnimy, strosze syeny koscyel- ney swyadzeczstwa. y czelyadzi gich po otrzedzack stanowiek boszick strzeg{{ø}}c wescya. Potem Einees, sin Ele- azarow, bil wogewoda gick przed bogem. Ale Zacharias, sin Mozollam, wro- tni wrót stanu swyadeczstwa. Wszitci cyto wibrany ku wrotnycstwu wrót, dwyescye a dwauaczcye, popysany we wsyach wlostnich, geszto usta wyły so Dauid a Samuel prorok, na gich wya- r{{ø}}, tak ge, iako sini gick, we wrocyeck domu boszego a w stanye swyadec- stwa otrzedzamy’ swimy. Po cztirzech wyetrzech biły wrotny, to gest na wschód sluncza, a na zapad, a na pol- noci, a na poludnye. Bracya tesz gick we wsyack przebiwaly, a przickadzali ‘) Janitores (wrotni). J) TPe, tnces surs“ (Wulg.). w soboti swe ot czasu az do czasu. Tim cztirzem slugam koscyelnim swye- rzona bila wszitka lyczba wrotnich, Y biły strzeg{{ø}}ci ss{{ø}}dow a skarbów domu boszego, a około koscyola boszego bidlyly w stroszach swich, abi gdisz- bi czas bil, ony rano otwyeraly drzwy. Z gich pokolenya biły y nad ss{{ø}}di slusz{{ø}}cimy. bo w lyczbo wnaszaly ss{{ø}}- di y winaszaly z nych. A ktorim po- leczoni bili ss{{ø}}di swy{{ø}}te, wlodn{{ø}}li nad chlebi a nad wynem a nad oleem y kadzidłem y wonnimy rzeczamy. Ale sinowye kaplansci mascy [sj wonyai{{ø}}- cich mascy') dzalaly. A Mathatias sługa koscyelni, pyrworodzenyec Sellum 133 Choricskego, włodarzem nad wszitkim, gesz w p a n w y prażono. A potem s sinow Kaathowich, bracyey gich, wlodn{{ø}}ly chlebi poswy{{ø}}tnimy, abi za- wzgy nowich na kaszd{{ø}} sobot{{ø}} przi- prawyly. Cyto s{{ø}} ksy{{ø}}szóta spyewa- kow po czelyadzach koscyelnich sług, gisz w poswy{{ø}}tnick komorack bidlyly, tak abi we dnye y w noci ustaw nye sw{{ø}} sluszb{{ø}} slusziiy. Y ostali ksy{{ø}}sz{{ø}}- ta główna sług koscyelnich po czelya- dzacb swich w Ierusalemye. Potem w Gabaonye bidlyly ocyec Gabaonow Ia- iel, a gymy{{ø}} zenye gego Maacha. Sin pyiworodzoni gego Abdon, a Ssus a Cis a Baal ais er a Aabat, Gedor takesz, a Haio a Zacharias a Machaloth. Potem Maeheloth urodził Semaa. a cy bidlyly kromye krayu włoscy bracyey swey w Ierusalemye, s bracy{{ø}} sw{{ø}}. Ale potem ^-er urodził Cis, a Cis urodził Saula, a Saul urodził Ionatan a Me- chizue a Bynab a Yzbaele. Potem sin Ionatow Meribaal, a Meribaal urodził Micha. Potem sinowye Mycha Fiton a Malech a Thara a Haza. ') urodził lara. a lara urodził Almalata a Zamri. Zamri potem urodził Mooza. a Mooz urodził Baana, gegosz sin Raphaia u- rodzil Eleza, z nyegosz poszedł Hezel. Potem Hezel myal sinow szescz tymy- to gymyenmy: Exricham, Bocru, Izma- hela, Saria, Abadia, Anan. Tocz s{{ø}} sinowye Ezeelowi. X. T JL edi Fihrstinsci boiowaly przecyw I- srahelu, y ucyekaly m{{ø}}szowye israhelsci przed Palestlnskimy y padły ra- nyeny s{{ø}}c, na górze Gelboe. A gdisz syp prziblyszily Filystinowye, gony{{ø}}c Saula y sini gego: zabyly Ionat{{ø}} a Abynada a Melchizue, sini Sardowi. A obcy{{ø}}szon gest boy przecyw Saulowy, a nalyazwszi gy m{{ø}}szowye strzelci, ra- nyly gy s z i p ±. Y rzecze Saul ku sue- mu odzenczowy: Wiy{{ø}}w myecz, doby my{{ø}}, acz snadz nye przid{{ø}} cy nye- obrzazanci y bodę my{{ø}} m{{ø}}czicz. Ale nye chcyal odzenyec tego uczinycz, boiaszny{{ø}} b {{ø}}d{{ø}}c przestraszon. tedi po- chicy w Saul myecz, nastawy w przecyw sobye2), rzucyl sy{{ø}} nan. To gdi uzrzal odzenyec gego, ysze Saul umarl, rzucyl sy{{ø}} takesz y sam na swoy myecz, y umarl gest. Y zagyn{{ø}}1 Saul a trsye sinowye, y wszitek dom l) Wypuścił: A Huza, (Wulg. „Ahazu). *) Tego nie ma w Wulg. ■) „ungu‘n*a ex aromatibus“. gego pospołu zbyt gest. To gdisz uz- rzely m{{ø}}szowye Israhelsci, gisz prze- biwaly na polyoch, ysze Saul a sino- wye gego umarły: nyechawszi myast swich, pobyeszely, sam y tam rospro- sziwszi sy{{ø}}. a prziszedszi Fylystinsci, w gich myescyech bidlyly. Potem dru- gy dzen Fylystinowye seymui{{ø}}c łupi zbitich, nalezly Saula a sini gego le- sz{{ø}}c na górze Gelboe. A gdisz swle- kly gy, a scy{{ø}}ly glow{{ø}} gego a z o- d z e n y a obnaszily: posiały do swey zemye, abi obnoszona bila a ukazana bi bila koscyolom modlebnim y lyu- dzem. ale odzenye gego przinyesly w’ modle boga swego, a glow{{ø}} przibyly w koscyele Dagonowye, To gdisz wszitko usliszely m{{ø}}szowye Iabes Galaad, to czsosz Filystinowye uczinyly biły nad Saulem: powstały wszitci m{{ø}}szowye silny, a wz{{ø}}ly cyala Saulowi a sinow gego, a przinyeszly ge do Iabes, y pochowały koscy gich pod d{{ø}}bem, gen bil w Iabes, a poscyly sy{{ø}} za syedm dny. Przeto umarl gest Saul prze swe nyeslyachetnosci *), przeto y- sze przest{{ø}}pyl bosze przikazanye, gesz bil gemu przikazal, a nye strzegł gego. Ale nadto s guszlnykz/ sy{{ø}} radził, any doufal gest w boga. Przeto zabyl gy, a przenyosl krolewstwo gego ku Dauidowy, sinu Yzay. XI. p JL rzetosz sebral sy{{ø}} wszitek Israhel ku Dauidowy do Ebrona, rzek{{ø}}c: Koscz twa y cyalo twe gesmi. Wczora y trze- cyego dnya, gdisz gescze krolyowal Saul, tisz bil, genszesz* wiwodzilesz a wwodzilesz Israhela. Bo tobye rzeki bog twoy: Ty pascz b{{ø}}dzesz lyud moy israhelski, a ty b{{ø}}dzesz ksy{{ø}}sz{{ø}}cyem nad nym. Przetosz prziszly wTszitci u- rodzenszi israhelsci ku krolyu do Ebron, y wnydze Dauid s nymy w slyub przed panem, a pomazały gy królem nad Israhelem podle rzeczi boszey, ktor{{ø}} mowyl w r{{ø}}ce Samuelowye. Y otydze Dauid a wszitek Israhel do Iemsalem, gensz slowye Iebuz, gdzeszto biły Ie- buzey bidlycyele zemye. Y rzekły cy, gysz bidlyly w Iebuz, ku Dauidowy: Nye wnydzesz sam! Tedi Dauid dobił posadki Syonskey, iasz gest myasto Dauid, y rzeki: Wszelki, gen pobyge Iebuzea napyrwey, b{{ø}}dze ksy{{ø}}sz{{ø}}cyem a wogewod{{ø}}. Przetosz wnydze pyrwi Toab, sin Sarwye, y uczinyon gest ksy{{ø}}sz{{ø}}cyem. Y przebiwal Dauid na posadce, a przeto nazwano gest Myasto Dauid. Y udzalal myasto w okol, od Mello az do okolka. Potem Ioab o- statek myasta wzdzalak Y pospyeszal Dauid, gyd{{ø}}c a rost{{ø}}c. a pan zasypów bil s nym. Ta s{{ø}} ksy{{ø}}sz{{ø}}ta sil- nich m{{ø}}szow Dauidouich, gysz pomagały gemu, abi bil królem nad wszitkim Israhelem podle słowa boszego, gesz mowyl ku Israhelu. A ta gest lyczba mocznich dauidowich: Iesbaan, sin Amon, ksy{{ø}}sz{{ø}} myedzi trsydzescy. Tento wznyozl kopye swe nade trsye- my sty rannimy po gen{{ø}} *). A po nyem Eleazar, sin striczka gego, Ha- 134« *) „iniquitatesW. *) rUna viceu. W. Cl toytski, gen bil myedzi trsyemy mocz- nimy. Ten bil z Dauidem w Apheldo- min, gdzeszto Filystinscy sebraly sy{{ø}} na to myasto ku boyu, a bilo pole tey krayni pełne i{{ø}}czmyenya, a ucyekl bil lyud przed Filystinskimy. Tento stal poszrzod polya, a obronyly gy. A gdisz pobył bil Fylystyni, dal pan zbawye- nye wyelyke lyudu swemu. Y sgechaly trsye ze trsydzeszcy ksy{{ø}}sz{{ø}}t ku skale, w nyeysze bil Dauid, do iaskinyey Odollam, gdzeszto Filistcy rozbyly biły stani w dolyu Raphaym. Ale Dauid bil na posatce, a stani filystinske w Bethleem. Przeto posz{{ø}}dal Dauid y rzeki: O abi kto dal my wodi s cyster- ni bethleemskey, iasz gest w bronye! Tedi trsye cyto przes poszrzodek stanów filystinskich szły s{{ø}}, a naczarly wodi s cysterni bethleemskey, iasz bila w bronye, y przynyesly ku Dauidowy, abi pyl. Gen nye chcyal, ale radzey obyetowal i{{ø}} panu, rzek{{ø}}cz: Otst{{ø}}p to ote mnye, abich przed oblyczim boga mego to uczinyl! a krew m{{ø}}szow tich- to pyl! bo s{{ø}} w nyeprzespyeczenstwye dusz swich przinyesly my wodi. A prze t{{ø}} prziczin{{ø}} nye chcyal gey pycz. To uczinyly cy trsye m{{ø}}szowye przesylny. Abyzay, brat Ioabow, ten bil ksy{{ø}}sz{{ø}} ze trsyech, a on podnyozl kopye swe przecyw trsyem storn rannim. a on bil myedzi trsyemy naznamyenytszi, myedzi trsyemy drugy1) wibomi, a ksy{{ø}}- sz{{ø}} gich. Ale wszako ku trsyem pyr- wim nye doszedł gest. Banaias, sin Io- iade, m{{ø}}sz przeudatni, gen wyele sku tków uczinyl bil, z Capseel. On pobył dwu Ariel Moab, a on szedw y zabyl lwa posszrzod cysterni czasu snye- znem (!)‘). A on pobył m{{ø}}sza Egyp- skego, gegosz postawa bila py{{ø}}cz lo- ket, a myal kopye iako tkaczsky na- woy. Przetosz sst{{ø}}pil k nyemu s ki- gem, a wurwal kopye, ktoresz dzerszal w r{{ø}}ce, a zabił gy kopygim gego. To uczinyl Banaias, sin Ioiade, ktorisz bil myedzi trsyemy mocznimy naznamyenytszi, a myedzi trsydzesszcy pyrwi. a wszak az do trsy* nye doszedł. A poloszil gy Dauid w ucho swe. Potem m{{ø}}szowye przesilny w woyscze, Azael, brat Ioabow, a Elcanan, sin strycza gego s Bethleema, Semoth2) arotiski, a Elles falonytski, Ira sin Achiz, the- cuitski, Abyezer anatotitski., Abiezer anatotitski*, Subboccai sochitski, Ylal achoitski, Marai nephatitski, Eled sin Baana netofatitski, Etai sin Rebai z Galaad /s/ sinow Benyamynowich, Ba- rara faratonyczski, Huri ot potoka Gaas, Abyal arabathitski, Azmoth bauranit- ski, Elyaba sala1 bonitski, sin Asoni iesonitski, Ionathan sin Saga, arachifc- ski, Achiam sin Achar aratitski, Ely- phal sin Hur, Apher meratitski, Achia phelonitski, Afrai caromelitski, Noorari, sin Azbi, Iohel brat Natanów, Mabai sin Agarai, Sellech amonitski, Noorai berotitski, odzenyecz Ioabow, sina Sar- wye. Iras iethreitski, Gareb iethreycz- ski, Urias etkeiski, Iradab, sin Oołi, ') „tempore mvisu. s) Imiona własne tu następujące, po większéj części znacznie są przekształcone w porównaniu z Wulg. ') „inter tres secundos inclytusu. W. Adina, sin Segar rubenitski, ksy{{ø}}sz{{ø}} rubenitske, a s nym trsydzescy gynich. Hanan, sin Maacha, a Iosaphat ma- thanitski, Ozias astarotski, Semma a Iahier, sinowye Otam araoheritskego, Iedihel sin Samri, a Ioa brat gego, tho- saitski. Ekel maumitski a Ieribai a Io- sala, sinowye Elnahen, a Iethma mo- abitski, Eliel a Obeth a Iosiel z Ma- sobia. xn. c* prziszly ku Dauidowy do Sice- lec, gescze gdisz ucyekaly') przed Sau- lem, sinem Cis, gysz biły przesylny a wibomy boiownyci cy{{ø}}gn{{ø}}c 1{{ø}}czisko, a obyema r{{ø}}kama proczamy cyskai{{ø}}c a strzelyai{{ø}}c strzalamy, z bracyey Saulo- wich s pokolenya Benyamynowa. Ksy{{ø}}- sz{{ø}} loas a Abyezer, sinowye Samaa, gabaticski, a Ioziel a Falleth, sinowye Asmodowa, a Barachia y Ie{{ø}}i anatotitski. Samarias takesz gabaonitski, na- silnyeyszi myedzi trsydzesszci y nad trsydzescy. Ieremias a Iezihel a Ioan- nan a Iedab garerothitski, Ekzai a Ie- rimuth a Baalia, a Samaria a Safacia Arafates, Elchana a Iesia a Azrahel, a Ioezer a Iesbaan z Chreyma. Iohe- dan takesz y Sabadia, sinowye Ieroam z Iedor. Ale z Gaddi przenyesly sy{{ø}} ku Dauidowi, gdisz sy{{ø}} tagil na pusczi, m{{ø}}szowye przeudatni a boiownyci. nalepszi, dzersz{{ø}}cz scit a kopye. obly- cze gich iako oblycze lwowe, a r{{ø}}czi, iako sarni po górach. Ezer pyrwi, Ob- dias drag?/, Elyab trzecy, Masmana czwarti, Iheremias py{{ø}}ti, Beti szosti, Heliel syodmi, Iohannan ósmi, Hele- bath dzewy{{ø}}ti, Hyemmas dzesy{{ø}}ti, Ba- hana geden naczcye. Cyto z sinow Gaad ksy{{ø}}sz{{ø}}ta woyski. Poslednyeyszich sto tisy{{ø}}ci wlodn{{ø}}1, a na wy{{ø}}cey tysy{{ø}}cem'). Cy s{{ø}}, gysz przeszły Iordan myesy{{ø}}- cza pyrwego, gdiszto obikl sy{{ø}} rozwo- dnycz na swe brzeg?/, a wszitki wigna- ly, ktorzi przebiwaly po wdolyach ku wzchodu a ku zapadu sluncza. Prziszly s{{ø}} takesz y z Benyamina y z Iudi na posatk{{ø}}, na nyey przebiwal Dauid. Y wiszedl Dauid naprzecywo gym y rzeki: Pokoynyely gydzecye ku mnye, abiscye pomogły mnye: syerce me sge- dna sy{{ø}} s wamy. gęstły sy{{ø}} sprzecy- wycye mnye za me przecywnyki, gdisz ia nyeprawoscy nye mam w swu r{{ø}}ku: patrz bosze oczczow naszich a s{{ø}}dzi! | Duch zaiste2) ogamye Abyzai ksy{{ø}}sz{{ø}} 13S myedzi trzidzescy, y rzecze: Twogy gesmi o Dauidze, a s tob{{ø}}, sinu Yzay. Pokoy, pokoy tobye, a pokoy pomocz- nykom twim. tobye zaiste pomaga bog twoy. Przetosz przyi{{ø}}1 ge Dauid, a u- stauil gee ksy{{ø}}sz{{ø}}ti nad zast{{ø}}pi. Potem s Manasse ucyekly ku Dauidowy, kdisz szedł s Fylystinskimy, abi przecyw Saulowi boiowal. a nye boiowal s nymy, bo wsz{{ø}}wszi rad{{ø}}, ostauily gy ksy{{ø}}sz{{ø}}ta fylystinska, rzek{{ø}}c: Nye- przespyeczno gest glowye naszey, na- wrocycz sy{{ø}}3) ku panu swemu Saulowy. Przetoz gdisz wrocyl sy{{ø}} gest do Sicelec, ucyekly k nyemu z Manasse: ‘) To zdanie zgoła mylnie oddane. 2) Vero (Wulg.). *) Revertetur (Wulg.). ') Miało być: uciekał. Ednas a Iozabaad a Ieddi a Helech, Micael, Ednas a Iosabad a Eliu a Sałatki, ksy{{ø}}sz{{ø}}ta ricerstwa w Manasse. Cyto dały pomocz Dauidoui przecyw pa duchom, bo wszitci biły m{{ø}}szowye przesylny, y uczinyeny s{{ø}} ksy{{ø}}- sz{{ø}}ta w woyscze. Ale y po wsze dny przichadaly* ku Dauidowy ku pomoci gemu, az gich bila wyelyka lyczba, iako zastóp boszi. A tocz gest lyczba ksz{{ø}}sz{{ø}}t woyski, ktorzisz prziszly ku Dauidowy, gdisz bil w Ebron, abi prze- nyesly krolewstwo Saulowo k nyemu, podle słowa boszego. Sinowye Iuda, nyos{{ø}}cz scit a kopie, szescz tysy{{ø}}czow a osm set gotowy ku boiu. Z sinow Simeonowich m{{ø}}szow przesylnich ku boiowanyu syedm tysy{{ø}}czow a sto. Z sinow Lewy cztiri tysy{{ø}}ce a szescz set. A Ioiada ksy{{ø}}sz{{ø}} z rodzaiu Aaronowa, a s nym trzi tysy{{ø}}ce a syedm set. Takesz Sadock, mlodzenyecz przeslya- cketnego rodu, a dom oczcza gego, dwadzescya y dwye ksy{{ø}}sz{{ø}}t. Potem z sinow Benyamynowick, bracyey Sau- lowich, trzi tysy{{ø}}ce, bo gescze wyelyka strona') gick naslyadowala domu Saulowa. Ale z sinow Efraymowick dwadzescya tysy{{ø}}czow a osm set, przesylny udatnoscy{{ø}} m{{ø}}szowye, znamy e- nytszi w rodzaiock swick. A s polu pokolenya Manassowa osmnaczcye tisy{{ø}}- czow, wszitci po gymyenyock swick prziszly, abi ustauily Dauida królem. A z sinow Yzacharowich m{{ø}}szowye u- myei{{ø}}tny, gisz znały kaszde czasi ku roskazanyu, czsobi czinycz myal Isra hel, ksy{{ø}}sz{{ø}}ta dwye scye, a wszelke ginę pokolenye gich radi naslyadowaly. Potem z Zabulona ktorzi wicha- dzaly ku boiu, a stały na spy ci, u- myely v odzenyu boiownem, py{{ø}}czdzesy{{ø}}t tysy{{ø}}czow prziszly na pomocz Dauidoui, nye z dwogym syercem. A z Neptalym ksy{{ø}}sz{{ø}}t tisy{{ø}}cz, a s nymy u m y e 1 y sczitem a s kopym, osm a trsydzescy tysy{{ø}}czow. Takesz z Dan prziprawyeny ku boiu osm a dwadzescya tisy{{ø}}czow a szescz set. A z As- sera wichadzai{{ø}}ce ku boiu, w czele po- n{{ø}}kai{{ø}}cz!), czterdzescy tysy{{ø}}czow. Potem za Iordanem z sinow Kubenowich a z Gaadowich a s polu pokolenya Manassowa, umyely or{{ø}}szim boiowmim, sto a dwadzescya tysy{{ø}}czow. Wszitci cy m{{ø}}szowye boiownyci y wiprawyeny ku boiowanyu, z dokonalim syercem, prziszly do Ebron, abi ustauily Dauida królem nade wszim Israhelem. Ale y wszitci ostatci2) z Israhela gednim syercem biły, abi królem bil Dauid nade wszim Israhelem. Y biły tu u Dauida trsy dny, ged(z){{ø}}cz a pyi{{ø}}cz, czsosz prziprawyly gym bracya gich. Ale y ktorzi podle gich biły, az do Yzachara a Zabulona a Neptalyma, przinyesly chlebi na oslech a na wyelbl{{ø}}dzech a na mulech a na wolech ku gedzenyu, m{{ø}}ki, winna grona suszona, wymo, o- ley, wok, skopi, ku wszey o p 1 w y t o- scy. radoscz zaiste bila w Israhelu. XIII. I wszedł Dauid w rad{{ø}} s tribuni a ') pars (W.). *) in acie provocantes (Wuig.). s) reliqui. B sethnyki y se wseomy ksy{{ø}}sz{{ø}}ti. Y rzeki ku wszemu sebranyu israkelske- mu: Zlyubyly sy{{ø}} wam, fij ot boga naszego pochodzi rzecz, ktor{{ø}}sz mowy{{ø}}: poslymi ku bracyey naszey ostatnyey, do wszelkich włoscy israkelskieh, a ku kapłanom a koscyelmm slugam, gisz przebiwai{{ø}} w przedmyescyu myast, acz sy{{ø}} zbyerz{{ø}}* k nam. a prziwyezmi skrziny{{ø}} boga naszego k nam, bosmi nye dobiwaly gey za dny Saulowick. Y ot- powyedzalo wszitko pospólstwo, abi tak bilo, bo lyuby sy{{ø}} rzecz wszemu lyudu. Przetos zgromadził Dauid wszitek Israkel ot Azior') Egypskego, az gdisz wchazies2) Emath, abi prziwyozl skrziny{{ø}} bosz{{ø}} z Kariatkiarim. Y wzi- dze Dauid y wszitek Israkel ku pagórku Kariatkiarim, gesz gest w Iuda, abi przinyozl ott{{ø}}d skrz(»)ny{{ø}} pana boga syedz{{ø}}cego na cherubinye, gdzeszto wziwano gymy{{ø}} gego. Y wloszily skrzyny{{ø}} bosz{{ø}} na nowi woz, z domu Amynadabowa. Oza a bracya gego wyoz{{ø}} woz. Dauid zaiste a wszitek Israhel gy grały przed bogem wszitk{{ø}} mocz{{ø}} w pyesnyach a w g{{ø}}slyach, a w zaltarzoch y w b{{ø}}bnyech, y w zwon- cech, y tr{{ø}}bach. Ale gdisz przigechaly na myesczce Nachorowo (?), scy{{ø}}gn{{ø}}1 Oza r{{ø}}k{{ø}} sw{{ø}}, abi potparl skrziny{{ø}}, bo zaiste wol buyai{{ø}}, malyutko gey bil nachilyl. Przetosz roznyewal sy{{ø}} bog na Oz{{ø}}, a uderzil gy, przeto ysze bil sy{{ø}} dotkn{{ø}}1 skrzinye, y umarl gest tu przed panem. Y zam{{ø}}cyl sy{{ø}} Dauid ') Sihor (Wulg.)- ') Miał napisać: wchodzisz (ingrediaris). przeto, isze pan rozdzelyl bil Oz{{ø}}, a nazwał to myesczce Rozdzelenye Ozi, az do tegoto ]) dnya. Y bal sy{{ø}} Dauid W® boga tego czasu, rzek{{ø}}c: Kako mog{{ø}} ku mnye wwyescz skrziny{{ø}} bosz{{ø}}? A prze t{{ø}} prziczin{{ø}} nye prziwyozl gey k sobye, to gest do myasta Dauid, ale obrocyl i{{ø}} w dom Obededoma getkei- skego. Przeto ostała gest skrzinya bosza w domu Obededom trzi myesy{{ø}}ce. Y poszegnal bog domu gego y wszemu, czsoz myal. xniL i poslal Iram, kroi Tyrski, posli ku Dauidoui, a drzewye cedrowe y rze- my{{ø}}slnyki scyan drzewyanich, abi u- dzalaly gemu dom. Y poznał Dauid, isze poczwyrdzil gy bog królem nad Israhelem, a isze powiszono krolewstwo gego nad lyudern gego w Israkelu. Y spoymal Dauid gyne zoni w Ierusalemye, a urodził sini a dzewky. A ta s{{ø}} gymyona gick, gesz zrodziły sy{{ø}} gemu w Iemsalem: Samua a Sabab, Na- than a Salomon, Ieber a Elysu a He- lypkeleth a Nega, a Nafec a Iaphie a Elisama a Balaida. Tedi usliszawszi Fylystinowye, isze Dauid pomazan królem nade wszim Israkelem , wst{{ø}}pyly wszitci, abi szukały gego. To gdisz usliszal Dauid, wiszedl przecywo gim. Zatim Filystiny prziszedszi, rosuly sy{{ø}} w doli Rapkaym. Y poradził sy{{ø}} Dauid z bogem, rzek{{ø}}c: Poyd{{ø}}ly ku Fy- lystinom, a daszly ge w r{{ø}}k{{ø}} m{{ø}}? Y rzeki gemu pan: Gydzi, a podam ge w r{{ø}}k{{ø}} tw{{ø}}. A gdisz ony weszły biły «2 do Baalfaivzaym, pobył ge tu Dauid, rzekoc: Rozdzelyl bog nyeprzyiacyele me przes rYk > m{{ø}}, iako syr{{ø}} wodi roz- dzelyai{{ø}}. A przeto nazwano gymy{{ø}} temu myesczczu Baalfarazim. Pobył gest ge tu Dauid, y ostauily s{{ø}} tu bog?/ swe, gesz Dauid kazał spalycz. Potem wtóre Fylystmowye wtargly a rosuly syó w dole. Y poradził sy{{ø}} lepak Dauid z bogem. Y rzek* gemu bog. Nye chodzi za nymy, otydzi ot nych, a przidzesz przeciw gym stron{{ø}} gruszowym*'). A gdisz usliszisz zwy{{ø}}k, gyd{{ø}}cz w wyrzchu gruszewya: tedi w'uydzesz ku boiu, bo wiszedl gest bog przed tob{{ø}}, abi pobył twyrdze fy- lystinske. Y uczinyl Dauid, iako przikazal gemu bog. Y pobył twyrdze fy- lystinske ot Gabaona az do Gazara. Y roznyesyono gest gymy{{ø}} dauidowo po wszelkich wloscyach, a bog dal groz{{ø}} gego na wszitki pogani. 2) Y zdzalal sobye dom w myescye Dauid, a udza - lal myasto skrziny boszey, a stanem i{{ø}} ogam{{ø}}1. XV. Tedi rzeki Dauid: Nyesluszno gest, abi ot i a c i k o g o nyesyona bila skrzi- nya bosza, gedzine ot sług koscyel- nich, geszto zwolyl pan ku nosze- nyu gey a ku poslu gowanyu sobye az n& w yeki. ^ zgromadził wszitek Israkel do Ierusalema, abi przinyesyona bila skrzinya bosza na swe myasto, ktoresz gey prziprawyl bil. A takez y ’) Exadverso pytChum (Wulg.). 2) W Wulg. już w tém miejscu poczyna się rozdział X\ =ini Aaronowi, a koscyelne slugy. Z sinow Oaath, myedzi gymysz Uriel ksy{{ø}}- sz{{ø}}cyem bil, a bracya gego dwye scye a dwadzescya. Z sinow Merari Asaia ksy{{ø}}sz{{ø}}, a bracyey gego dvye scye a trzsydzescy. Z sinow Gersonowich lo- kel ksy{{ø}}sz{{ø}}, a bracyey gego sto a dwadzescya. Z sinow Elyzaphan Se- meias ksy{{ø}}szo, a bracyey gego dwye scye. Z sinow Ebronowich Heliel ksy{{ø}}- sz{{ø}}, a bracye gego osmdzesy{{ø}}t. Z sinow Ozielowich Amynadab ksy{{ø}}szó, a bracyey gego sto a dwanaczcye. Y wezwał Dauid Sadocha a Abyatkara kapłanów, a sług koscyelnich Uriel a A- saia, Iohel, Semeia, Helyel a Amina- daba. Yrzeki k nym: Wi, gysz ges cye ksy{{ø}}szpta czelyadnykow sług kc- scyelnick, poswyoczcye sy{{ø}} z bracy{{ø}} wasz{{ø}}), a przinyeseye skrziny {{ø}} bosz{{ø}} pana israhelskego na myesczce, ktorez gey prziprawyono. abi, iako na pocz{{ø}}- tku, bo tedi nye b’ Jyscye przi tem, ra- nyl nas pan, tak y nynye b o d z nye- czso wam cziuycz1). Przeto po- swy{{ø}}cyly sy{{ø}} kaplany a sludzi koscyel- ny, abi nyesly skrziny* pana boga I- srahelskego. Y wsz{{ø}}ly sinowye Leui skrziny o bosz{{ø}}, iakosz przikazal bil Moyses podle slowra boszego, na ra- myona swa na szerdzach. Y rzeki Dauid ksy{{ø}}sz{{ø}}tom sług koscyelnick, ab: ustauily z bracye swey spyewaki na oiganoch y rozlycznego stroia, to gest na r{{ø}}cznich, y na rothack, y na kobossye, y na zwoneczkoch, abi brznyal w wisokoscyach zwy{{ø}}k ') Nie rozu. iał tego miejsca Wulgaty i zwikłał sens. wyesyelya. Y ustawyly sludzi ko- scyelny Emana, sina Iohelowa, a bra- cy{{ø}}* gego Azapha, sina Barachiasowa. z sinow Merati, bracyey gich, Ethana, sina Casaie. A s nymy bracya gich, na drugem rz{{ø}}du, Zackariasza a Beri* a Iaziele, a Semiramotka a Iahiele a Ankelyba, a Banaiasza a Mazaiasza, a Mathatiasza a Elypkal{{ø}}, a Matkemana a Obededoma a Iehiele, wrotne. Ale spyewaci Eman, Azaph a Etkan na zwoneczkock myedzanick brznyely. A Zackarias a Oziel a Semiramotk, a Ia- ckiel a Hamet, Eliab a Hema, Azayas a Banaias, na r{{ø}}cznyczack cy g{{ø}}- dly. Ale Matkatias, Elyfalu a Mace- nyas, a Obededom a Ieykel a Ozaziu na skrzidleck przeg{{ø}}daly a na wycy{{ø}}znick g{{ø}}slyack. Conenias, ksy{{ø}}sz{{ø}} sług koscyelnick, nad prorocstwem biły') a ku przespyewanyu slotkey 137 pyeszny2), bi! zaiste wyelmy m{{ø}}dri. A Barachias a Elchana, wrotni skrzi- nye boszey. Potem Sebenyas a loza- phat a Xathanael a Amasia, Zacharias a Banaias a Eliezer kaplany tr{{ø}}byly tróbamy przed skrziny{{ø}} bosz{{ø}}. A Obededom a Achimaas bil/ wrotny skrzy- nye. Przeto Dauid a urodzenszi Isra- kelscy a tribunowye szly ku przenye- syenyu skrzinye zaslyubyenya boszego z domu Obededomowa s wyesyelym. A gdisz pomogl bog koscyelnim slugam, ktorzi nyesly skrziny{{ø}} zaslyubyenya boszego: offyerowaly syedm bi- kow a syedm skopow. Zatym Dauid obleczon bil w rucho byale y wszitci sludzi koscyelny, gysz nyesly skrziny{{ø}}> spyewai{{ø}}c, a Conenias, ksy{{ø}}sz{{ø}} pro- «■ rocske myedzi spyewaki. a takesz Dauid obleczon bil s t o 1 {{ø}} lnyan{{ø}}. A wszitek Israhel wyozl skrziny{{ø}} zaslyubyenya boszego w spyewanyu a w zwy{{ø}}ku tr{{ø}}bnom, a tr{{ø}}bamy a w zwoneech, a r{{ø}}cznymy rotamy zrownawai{{ø}}c sy{{ø}}. A gdisz prziszla bila skrzinya bosza zaslyubyenya az do myasta Dauid: Ni- col* dzewka Saulowa, patrz{{ø}}e oken- cem, uzrzala krolya Dauida skacz{{ø}}ci a y- grai{{ø}}ci, wzgardziła gym w syerczuswem. XVI. I przinyesly skrziny{{ø}} bosz{{ø}}, a posta- wyly i{{ø}} poszrzod stanku, ktorisz ros- py{{ø}}1 bil Dauid gey. y obyetowal 2;ey wonne obyati y pokoyne przed bogem. A gdisz dokonał bil Dauid ofyerui{{ø}}c zazszone obyati y pokoyne: poszegnal lyud w gymy{{ø}} bosze. Y rozdzelyl wszem po wszitkich, ot m{{ø}}sza az do nyewya- sti, kołacz chleba a cz{{ø}}scz my{{ø}}sa pye- czonego bawolowegc a uprazon{{ø}} w o- leyu zeml{{ø}}. Y ustawyl przed skrzi- nyó bosz{{ø}} z koscyelnick slug, gysz b sluszily a wspomynaly skutki gego a siauily y ckwalyly pana boga israkel- skego, Azapha ksy{{ø}}sz{{ø}} a drugego gego Zackariasza. Ale Iekiele a oeinira- motka a Iakiele a Matkai asza a Elya- ba a Banaiasza a Obededoma a Iehi- hele nad organi zaltarza a strun. Ale Azaph, abi brznyal zwonki. Banaiasza a Aziela kapłani, ustauil tr{{ø}}by{{ø}}c w tr{{ø}}- bi ustauicznye przed skrziny{{ø}} zasly- byenya* boszego. W ten dzen ustauil *) Mr być: był. ł) Ma znaczyć melodya. Dauid ksy{{ø}}sz{{ø}} ku chwalenyu pana A- zapka a bracy{{ø}} gego, to przespyewa- i{{ø}}c: Chwalcye boga a wziwaycye gy- my{{ø}} gego. oznamcye w lyudu na- lyaski gego. Spyewaycye gemu, a psalmi poycye gemu, a wiprawyay- cye wszitki dziwi gego. Chwalcye gymy{{ø}} swy{{ø}}te gego. raduy sy{{ø}} syerce szukai{{ø}}cick pana. Szukaycye pana y czsnoscy gego. szukayce oblycza gego zawzdi. Wspomynaycye na dziwi gego, które uczinyl, a na znamyona gego a na s{{ø}}di ust gego. Syemy{{ø}} isra- helovo, slugy gego. sinowye Iacoboui, z w o 1 e n y gego. On gest pan bog nasz, po wszey zemy s{{ø}}dowye gego. Wspo- inynaycye na wyeki slubi gego, rzeczi, które przikazal w tisy{{ø}}czu pokolenya. Giszto stwyrdzil s Abramem, a przisy{{ø}}ga gego z Isaakem. Y ustauil to Iacoboui za przikazanye, a Israhelowy w swyadeczstwye wyecznye, rzek{{ø}}c: Tobye dam zemy{{ø}} Kanaansk{{ø}}, powrózek dzedzicstwa waszego. Gdisz biły maley lyczbi, mały y oracze gey. A szły ot naroda do naroda, a s krolewstwa k lyudu gynemu. Nye przepuscyl nyszadnemu potwarzacz gick, ale karał za nye króle. Nye dotikaycye sy{{ø}} mazanick mick, a w proroceck mick nye zloscycye, Spyewaycye panu wszitka zemya! zwyastuycye dzen ote dnya zbawyenye gego. Wiprawcye w pogan- stwye slaw{{ø}} gego, we wszeck lyudzeck dziui gego. Bo wyelyki pan a ckwa- lebni barzo, a groźni nad wszitki bogy. Bo wszytci bogowye lyudzsci modli s{{ø}}, ale bog nyebyosa uczinyl. Chwa ła a wyelebnoscz przed nym, syla y radoscz w myescye gego. Przinyescye, czelyadzi lyudzskey*, przinyescye bogu slaw{{ø}} y cesarzstwo! Daycye ckwal{{ø}} gymyenyu gego. podnyescye obyet{{ø}}, a przidzecye w obezrzenye gego, a modl- cye sy{{ø}} panu w obrazę swy{{ø}}tem. Porusz sy{{ø}} ot oblycza gego wszitka zemya, bo on zalozil swyat nyeporuszo- ni. Kaduycye sy{{ø}} nyebyosa, a wyesyel sy{{ø}} zemya, a rzeczecye w narodzech: pan krolyuge. Wzckucz') morze y pel- noscz gego, a wyesyelcye sy{{ø}} role y wszitko czso na nyck gest. Tedi b{{ø}}d{{ø}} chwalycz drzewye leśne przed bogem, bo prziszedl s{{ø}}dzicz zemye. Pockwal- cye pana, bo gest dobri, bo na wyeki mylosyerdze gego, a rzeczcye: Zbaw nas bosze, zbawycyelyu nasz, a zgromadź nas a wizwol ot poganow, acz sy{{ø}} spowyadacz b{{ø}}dzem gymyenyowy swy{{ø}}temu twemu, a wyesyelycz sy{{ø}} b{{ø}}dzem w twich spyewanyack. Posze- gnani pan bog israhelski ot wyeku az y na wyeki. A rzekny wszitek lyud: Amen, a ckwala b{{ø}}dz bogu! A tak o- stauil tu przed skrziny{{ø}} zaslyubyenya boszego Azapha a bracy{{ø}} gego, abi przislugowaly przed skrziny{{ø}} ustawycz- nye a otrzedzamy swimy. Potem od (?) Ededoma a bracya* gego osm a szesczdzesy{{ø}}t, a od (?) Ededoma, sina Iditum, a Osa ustauil wrotnimy. Ale Sadocha kapłana a bracy{{ø}} gego kapłani ustauil przed stanem boszim na wisokoscy, gen bil w Gabaonye, abi offyerowaly obyati panu na ołtarzu ') Wschucz tonet. W.). 138 «byatnem ustawycznye rano y wye- czor podle wszego, czso pysano w za- konye boszem, gisz przikazal Israhe- lowy. A po nyem ustauil Emana, a Idi- tum y gyne zwolyone, genego kaszde- go1) gymyenyem swim ku chwalenyu pana, bo na wyeki mylosyerdze gego. Eman takesz, a Iditiun, tr{{ø}}by{{ø}}ce tr{{ø}}- b{{ø}} a trz{{ø}}sai{{ø}}c zwoneczki, y wszitki g {{ø}} d z b i glosow wibornich ku spyewa- nyu panu. a sinom Iditum kasz{{ø}}c bicz wrotnimy. Y nawrocyl sy{{ø}} wszitek lyud do swego domu, y Dauid, abi takesz poszegnal domowy swemu. XVII. r ^ disz potem Dauid bidlyl w swem domu, rzeki ku Katano wy proroku: Owa, ia bidly{{ø}} w domu cedrowem, a skrzinya zaslyubyenya boszego pod skoramy gest Y rzeki Natan ku Dauidoui: Wszitko, czso gest na twem syerczu, uczin. bo gest s tob{{ø}} bog. Przeto tey noci stała sy{{ø}} rzecz bosza ku Natanowy, rzek{{ø}}c: Gydzi a mow Dauidoui, słudze memu: Tocz mowy pan : Nye b{{ø}}dzesz ti mnye dzalacz domu ku bidlenyu. Anym zaiste przebiwal w domu ot tego czasu, w lyem gesm wiwyodl Israhela z Egypskey zemye, az do tego dnya. ale zawzg^/m bil prze- myenyai{{ø}}ci myasta stanów, a przebi- wai{{ø}} w przikricyu2) ze wszitkim Israhelem. Zalym ku któremu s{{ø}}dzi Israhelskemu mowyl, gym gesm bil przikazal, abi pasły lyud moy, a rzeki: Przeczesz my nye udzalal domu ce drowego ? A przeto nynye tak b{{ø}}dzesz mowycz ku słudze memu Dauidoui: To mowy pan zast{{ø}}pow: lam cyó wz{{ø}}1, gdisz na pastwye za stadem chodził, abi bil wodzem lyuda mego israhelskego. A bilem s tob{{ø}}, dok{{ø}}tkolysz szedł, a zbyłem wszitki nyeprzyiacyele twe przed tob{{ø}}, a uczinylem tobye gy- my{{ø}} wyelyke, iako genego z wyelikich, gysz s{{ø}} slaw{{ø}}tny na zemy. A dalem myasto lyudu memu israhelskemu. scze-> pyon b{{ø}}dze a przebiwacz b{{ø}}d{{ø}} w nyem, a wy{{ø}}cey nye b{{ø}}dze poruszon, any sinowye nyeprawosci zetr{{ø}} ge, iako ot pocz{{ø}}tka ote dnyow, w nychsze dalem s{{ø}}dze lyudu memu israhelskemu, a po- nyszdem wszitki nyeprzyiacyele twe. Przeto zwyastuy{{ø}} tobye, isze udzala bog tobye dom. A gdisz wipelnysz dny twe, abi szedł ku oczczom twim, wzbudzę syemy{{ø}} twe po tobye, gen b{{ø}}dze z sinow twich, a utwyrdz{{ø}} krolewstwo gego. On udzala mnye dom, a utwyrdz{{ø}} stolecz gego az na wyeki. A b{{ø}}- d{{ø}} gemu oczcem, a on mnye b{{ø}}dze sinem. a mylosyerdza mego nye otey- m{{ø}} ot nyego, iakosm oti{{ø}}1 ot tego, gen przed tob{{ø}} bil. Y ustawy{{ø}} gy w domu mem a w krolewstwye mem I az na wyeki, a stolecz gego b{{ø}}dze przeutwyrdzoni na wyeki, podle wszech slow tick a podle wszego wydzenya tego. Tak mowyl Natan ku Dauidoui. A gdisz prziszedl kroi Dauid, a syadl przed bogem, rzeki: Kto gesm ia, panye bosze, a ktori dom moy, abi dal my take rzeczy? Ale y to mało zda sy{{ø}} w twem opatrzenyu, a przeto mo- 63 ') unumquemque. 3) in tentorio. wylesz na dom slugy twego, takesz na b {{ø}} d {{ø}} c e czasy, a uczinylesz my{{ø}} dziwnego nade wszitki lyudzi, panye bosze moy! Czso wy{{ø}}cey przidano mo- sze bicz Dauidoui, gdiszesz tak osla- uil slug{{ø}} twrego? Podle syercza twego uczinylesz wszitk{{ø}} wyelebnoscz tó, a chcyalesz oznamycz wszitka zwye- lyczenya ta. Panye, nye rownya tobye, a nye gynego boga, kromye cyebye ze wszech, o ktorich sliszely- smi usziiną naszima. Ktori gest gyni, iako lyud twoy Israhel, naród gyni na zemy, k nyemu szedł bog, abi wizwolyl a uczinyl sobye lyud w swoy wye- lykoscy a w grozach, a wirzucyl na- rodi przed gich oczima, geszesz z E- gypta wizwol(U) ? Y polozilesz lyud twoy israhelski tobye w lyud az na wyeki, a ty panye uczinylesz sy{{ø}} bogem gego. Przeto yusz panye, rzecz, i{{ø}}szesz mowyl słudze twemu y domu gego, sczwyrdzi na wyeki, a uczin, iakosz mowyl, acz ostanye wyelykye gymy{{ø}} twe, a wyelebno b{{ø}}dze az na wyeki. a b{{ø}}dze rzeczono: Pan zast{{ø}}pow bog israhelski, a dom Dauidow, slugy gego. trwacz b{{ø}}dze s nym. Bo ty, panye bosze moy, ziawylesz w ucho słudze twemu, abi mu udzalal dom, a przeto nalyazl sługa twoy doufanye, abi sy{{ø}} modlyl przed tob{{ø}}. Przeto nynye panye, ti gesz bog, a mowylesz słudze twemu taka dobrodzeystwa. A pocz{{ø}}lesz blogoslawyenstwo domu słudze twemu, abi zawzgy bil przi tobye, bo twim poszegnanym poszegnan b{{ø}}- dze na wyeki. J A stało sy{{ø}} potem, gdisz Dauid pobył Fylystinske, a ponyszil gich sini, a od- i{{ø}}1 Geth y dzewki gego z r{{ø}}ki Fylystinow, pobyw y Moaba, y biły Moab- sci slugamy dauidowimy, dawai{{ø}}cz gemu dari. Tegosz czasu pobył Dauid krolya Adadezera Sobskego, włoscy E- matłi, gdi bil vigechal, abi roszirzil swe państwo az do rzeki Eufratem Y odzer- szal Dauid tysy{{ø}}c wozow gego, a syedm tysy{{ø}}czow- gezdnich, a dwadzescya tysy{{ø}}czow- m{{ø}}szow pyeszich. Y zchromyl wszitki konye wrozowe, kromye sta wozow, gesz ge sobye zachował. Tedi takesz przicy{{ø}}gn{{ø}}1 Syrus, kroi Damaski, chcz{{ø}}c pomoc Adadezerowy krolyowy Sobskemu. ale y tego po11 byl Dauid 139 dwadzescya tysy{{ø}}czow m{{ø}}szow. A posadził ricerze w Damasku, abi Syria takesz sluszila gemu a dawała dari. Y pomagał gemu pan we wszech rzeczach, ku ktorim szedł bil. Y pobrał Dauid tuli złote, ktoresz myely sludzi Adadezerowi, a przinyosl ge do Ierusalema. A takesz s Tebatli a z Chun, tak rzeczonich myast Adadezerowich, mosy{{ø}}dzu wyele, z nyego Salomon u- dzalal morze myedzane, a slupi y ss{{ø}}- di myedzane. To gdisz usliszal Tou, kroi Emaczski, ysze Dauid pobył wszitk{{ø}} woysk{{ø}} Adadezerow{{ø}}, krolya Sobą: poslal swego sina Adurama ku krolyowy Dauidowy, sz{{ø}}daiycz od nyego my- ru, a raduy{{ø}}cz sy{{ø}} temu, isze poboio- wal a pobył Adadezera. bo przecywnyk bil Tou krolyowy" Adadezerowy. Ale y wszitki ss{{ø}}di zlote y srzebrne y myedzane poswy{{ø}}cyl krol Dauid bogu, a szrzebro y złoto, gesz bil kroi pobrał ze wszelkich narodow, yzYdumskich, iako y Moabskich, y ot sinow Amonowich, y ot Fylystinskich y Amalechit- skich. Potem Abyzay, sin Sarvie, pobył Edoma w dolyu Solnem, oszm- naczcye tysyóczow. y ustawy w Edo- mye posatk{{ø}}, abi sluszily Dauidowy Edomsci. Y sprauil pan Dauida we wszi- tkem, k czemuszkole sy{{ø}} przyczinyl. Przeto krolyowal Dauid nade wszim Israhelem, czinyócz s{{ø}}di a prawd{{ø}} wszemu swemu lyudu. Potem Ioab, sin Sar- uie, bil nad woysk{{ø}}, a Iozaphat, sin Aylud, kanclerzem. A Sadoch, sin A- chitob, a Achimelech, sin Abyatarow, bilasta kaplanmy, a Suza pysarzem. Ale Bananias, sin Ioyadi, nad zast{{ø}}pi strzelczow a samostrzelnykow. ale sinowye Dauidowy pyrwy u r{{ø}}ki krolyowi. XIX. -Potem sy{{ø}} przigodzilo, ysze umarl Naas, kroi sinow Amonowich, a krolyowal Amon, sin gego, w myasto gego. Y rzeki Dauid: Uczinyó mylosyer- dze z Amonem, sinem Naazowam. bo gego ocyecz ukazowal mylosyerdze mnye. Y poslal Dauid ku gego ucyeszenyu, dlya smyercy gego oczcza. A gdisz prziszly do zemye sinow Amonowich, abiAmona ucyeszily: rzekli ksy{{ø}}sz{{ø}}ta sinow Amonowich ku Amonowy: Ti mnymasz, bi Dauid prze sw{{ø}} czescz poslal, abi cy{{ø}} ucyeszil nad szmyercy{{ø}} oczcza twego, a nye znamyonasz, isze przeto, abi wilaz{{ø}}czily y wispye- gowaly a opatrzily zemy{{ø}} tw{{ø}}, przisly k tobye slugy gego. Przeto Amon ob- lisyl (obłysił) slugy Dauidowi, a ogolyl a rostrzigal gich suknye ot gick byodr az do nog, y puscyl ge. Ony gdisz od- yd{{ø}}, a to wskazały Dauidoui: poslal przecyw gym (bo wyelyke pot{{ø}}- pyenye cyrpyely), y przikazal, abi o- staly wr Iericho, doi{{ø}}dbi nye odrośli brodi gich, a tedi abi sy{{ø}} wrocyly. Wy- dz{{ø}}cz sinowye Amonowy, isze przes- prawye uczinyly Dauidoui: tak Amon, iako y gyni lyud, posiały tisy{{ø}}cz lybr srzebra, abi przewyezly sobye s Meso- potanyey a z Syriey a z Maacki y z Sabi wozi y geszcce. Y przywyeszly dwa a trzsydzescy tysy{{ø}}czow wozow y krolya Maacha z gego lyudern. Cy gdisz p r z i g e 1 y, rozbyly swe stani w krayu Moabskem. a sinowye Amonowy se- brawszi sy{{ø}} s swich myast, pocy{{ø}}gly ku boyu. To gdisz usliszal Dauid, poslal Ioaba a wszitk{{ø}} woysk{{ø}} m{{ø}}szow silnich. A szedszi sinowye Amonowy, spyc{{ø}} sposobyly podług broni myesczskey. Ale krolyowye, gysz na pomocz przigely, rozdnye*') na polyu stały. Przeto Ioab zrozumyaw, isze boy b{{ø}}dze przecyw sobye s przotku y na poslyatku: przebraw m{{ø}}sze przesylne ze wszego Israhela, y wzruszi sy{{ø}} przecyw Syrskemu. A ostateczn{{ø}} stron{{ø}} lyuda dal pod r{{ø}}ki Abyzay, brata swego, abi sy{{ø}} poruszily przecyw sinom Amonowim. Yrzeki: Przemog{{ø}}lycz my{{ø}} Syrsci, b{{ø}}dz my na pomoc. Gęstły cy{{ø}} ■) separatim (różnie?). przemog{{ø}} sinowye Amonowy, ia b{{ø}}d{{ø}} tobye ku wspomozenyu. Posyl sy{{ø}}, a czinmi sobye m{{ø}}sznye prze nasz lyud y prze myasta boga naszego, ale pan, czso sy{{ø}} gemu dobrego uzrzi, to liczi ny. Y poruszil sy{{ø}} Ioab y lyud, gisz bil s nym, przecyw Syrskemu ku boyu. y gonyl ge. Potem sinowye Amonowy uzrzawszi, ysze byezi Syrski: takesz.y ony pobyeszely przed Abyzay, bratem gego. y weszły s{{ø}} do myasta, y wro- cyl syó Ioab do Ierusalem. A uzrzawszi Syrski, ysze pobyt ot Israhela, poslal posli , abi prziwyedly Sirskego, gisz za rzek{{ø}} bidlyl. myedzi ktorimy bilo ksy{{ø}}sz{{ø}} Sophat nad ricerstwTem, Adadezer bil gich wódz. To gdisz bilo Dauidowy wskazano, sebraw wszitek Israhel, przeszedł Iordan, y rzucy syó na nye, szikowaw na bok gedn{{ø}} woysk{{ø}}, abi s nymy boiowal. Y ucyekal Syrski przed Israhelem. Y zbył Dauid Syrskich syedm tysyóci wozow, a czter- dzescy tysy{{ø}}czow pyeszich, y Sophata ksyósy{{ø}} tey wmyski. A uzrzawszi gyny sludzi Adadezerowy, isze ot Israhela przemoszeny, ucyekly ku Dauidowy, y sluszily gemu. A wy{{ø}}cey Syria nye radziła dawacz pomoci sinom A- monowim. XX. c kJtalo sy{{ø}} gest po roce, tego czasu ktorego obikly krolyowye na woyni wi chadzacz, sebral Ioab woysk{{ø}} y moc ricerstwa, y kaził zemy{{ø}} sinow Amonowich, a szedł y obiegi Rabaad. ale Dauid bidlyl w Ierusalemye, gdisz ioab pobył Rabaat y skaził ge. A wsz{{ø}}w Dauid koron{{ø}} zlot{{ø}} z głowi Melchono- wi, a nalyazl na nyey na wadze lybr{{ø}} złota y przedroge kamyenye. y uczinyl sobye Dauid z nyego korono y wy elki plyon z myasta pobrał. A ten lyud, gen bil w nyem, wiwyodl gy precz, y kazał gy cepi mlocycz, a ze- lyazne broni po nych wloczicz, a oko- wanimy wozi przes nye geszdzicz, tak abi biły rostargany a starcy (starci) wrszit- ci. Tak uczinyl Dauid wszitkim mya- stom sinom Amonowim. y wrocyl sy{{ø}} ze wszitkim swim lyudern do Ierusalema. Potem sszedl sy{{ø}} boy w Gazer przecyw Filysteom, w nyemsze zabyl Sobochae Uzaritheyskego, Zaphi z rodu Raphaymowa, y ponyzil ge. Gyni takesz boy stal sy{{ø}} przecyw Fylyste- om, w nyemsze zabyl od boga dani'), sin Saltus, Bethleemski, brata Golyata Getheyskego, w gegosz kopyiu drzewo bilo iako nawmy- tkaczow. Ale y gyni sy{{ø}} boy przigodzil w Geth, w nyemsze bil czlowyek przedlug^, po szescy palczoch mai{{ø}}c, tich bilo spolu dwadzescya y cztirzi. ten takesz z Rapha- yma pokolenya bil urodzon. Ten ur{{ø}}- gal Israhelowy, y pobył gy Ionathan, sin Saama, brata Dauidowa. Cy s{{ø}} sinowye Raphaymowy w7 Geth, gisz se- szly od r{{ø}}ki Dauidoui a sług gego. XXI. Potem Sathan poruszil sy{{ø}} przecyw Israhelu, a pop{{ø}}dzil Dauida, abi zly- czil israkelski lyud. Y rzeki Dauid ku ') ^Adeodatus* w Wulg. Ioabowy a ksy{{ø}}sz{{ø}}tom lyuczskim: Gydz- cye a zlyczcye Israhel, od Bersabee asz do Dan, y przinyescye my lyczbó? abich wzwyedzal. Y otpowyedzal Ioab: Przisporz pan lyuda swego sto krocz wy{{ø}}cey, nysz go gest! wszakosz, panye moy krolyu, wszitci s{{ø}} sludzi twoy, przecz szuka tego pan moy, czsobi za grzech bilo polyczono Israhelowy? Ale słowa krolyowa wy{{ø}}cey sy{{ø}} przemogła. A wiszedw Ioab, obszedł wszitek Israkel y wrocyl sy{{ø}} do Ierusalema, y dal Dauidoui lyczb{{ø}} gyck, gesz bil obszedł. Y naleszona lyczba wszego Israhela ty- sy{{ø}}cz tysy{{ø}}czow a sto tysy{{ø}}czow m{{ø}}- szow, gysz myeczem wlodn{{ø}}ly. a z Iwdi‘) trsy2) sta a syedmdzesy{{ø}}t tisy{{ø}}- czow boi{{ø}}iownykow*. Bo Leui a feen- yamynowa* nye zlyczil bil, przeto isze przezdz{{ø}}cznye* czinyl krolyowo przikazanye. Y nye lyubylo sy{{ø}} panu przikazanye to, y zranyl Israhela. Y rzeki Dauid bogu: Zgrzeszilem barzo, yszem to uczinyl. prosz{{ø}}, odnyesz zloscz slugy twego, bom nyem{{ø}}drze uczinyl. Y rzeki pan ku Gadowy ku proro- kowy, rzek{{ø}}cz: Gydzi a mow ku Dauidowy : Tocz mowy pan: Ze trsy ech rzeczi dauam wolenstwo tobye. geno , ktoresz ckcesz, sobye zwoi, acz ucziny{{ø}} tobye. A gdisz przidze Gad ku Dauidoui, rzeki gemu: Tocz mowy pan: Zwoi sobye, które chcesz: albo trsy lyata glod w zemy, albo za trzi myesy{{ø}}ce ucyekanye przed swimy nye- przyiacyelmy, a gych myecza nye mo- g{{ø}}cz ucyecz, albo trsy dny myecz bo- ') Tak w koder ie. Czytać: Judy. *) W Wulg. 4T0.000. szi pusczoni na zemy{{ø}} smyercy, a an- gyola boszego, gen b{{ø}}dze bycz (bić) po wszitkich kraioch Israhela. A przeto nynye widz, czsobick otpowyedzal temu, gen my{{ø}} poslal. Y rzeki Dauid ku Gadowy: Ze wszeck stron s{{ø}} my u- czisznyenya. Ale lepyey my gest, abick sy{{ø}} dostał w r{{ø}}ce bosze, bo s{{ø}}* wyelye myiosyerdza gego, nyszly w róce lyudzske. Y poslal pan mor na Israkel. y padło z Israkela syedmdzesy{{ø}}t tisy{{ø}}czow m{{ø}}zow. Przeto poslal angyola do Iemsalem, abi gy ranyl. a gdisz bil') ge, uzrzaw pan y slyutowal sy{{ø}} nad wyelyk{{ø}} zloscy{{ø}}, y przikazal an- gyolowy, gen byl, rzek{{ø}}cz: Dosycz gest yusz, przestań r{{ø}}ka twa! A tak angyol boszi stal podle myesczcza Omanowa Gebuzeyskego. A wznyosl oczy swoy Dauid, uzrzal anioła boszego, stoi{{ø}}cz myedzi nyebem a myedzi zemy{{ø}}{{ø}}, a wT gego r{{ø}}ce nagy myecz, obrocyw sy{{ø}} przecyw Iemsalem: y padły tako on, iako wy{{ø}}czszy urodzenym z lyudu, o- dzany Cylycyum, padszi2) na zemy. Y rzeki Dauid ku panu: Wszakom ia, genszem kazał, abi lyud bil zlyczon. iacyem zgrzeszil, iam zlee uczinyl. To stadko czso złego zasluszilo? Panye bosze moy, obrocz sy{{ø}}, prosz{{ø}}, r{{ø}}ka twa na my{{ø}} a na dom oczcza mego, acz lyud twoy nye bódze zbyt. A tak angyol boszi przikazal Gadowy, abi rzeki Dauidoui, abi udzalal ołtarz panu bogu na myesczczu Ornanowye Ie- buzeyskego. Tedi Dauid podle rzeczi ') Nad i (w słowie bił) napisane w kodexie y, jako poprawka zamiast i. *) nProniu. W. Gadowi szedł, iako gemu mowyl słowem boszim. Ale Oman, gdisz bil wezrzal, a uzrzal anyola boszego s swimy cztirmy sini, skriw sy{{ø}}, bo wr ten czas mlocyl na gumnye pszenyczó. Tedi gdi poydze Dauid ku Omanowy, uzrzaw gy Oman, y poydze przecywr gemu z gumna, y poklonyl sy{{ø}} gemu, padw na zemy. Y rzeki gemu Dauid: Day my myesczce swe, acz udzalam na nyem ołtarz panu bogu. a zacz stoy'), to szrzebro wezmyesz, acz przestanye rana od lyuda. Y rzeki Oman ku Dauidowy: Weźmy moy panye krolyu myły, a uczin z nyego, czso sy{{ø}} tobye lyuby. a k temu dam y woli ku obyecye, y cepi w myasto drew, y pszeny- ce ku obyecye poswy{{ø}}tney, wszitko rad 141 dam. Y rzeki gem (u) kroi Dauid: Ny- kako tak nye b{{ø}}dze, ale srzebro dam, zacz stoy. bo any nyczs tobye mam odi{{ø}}cz, a tak obyetowacz panu zapalne obyati wdz{{ø}}czne. Przeto dal Dauid Omanowy za myesczce szescz set z a- wazi złota wag?/ przesprawyedlywey. Y udzalal tu ołtarz panu y obyatowal obyati zaszone y pokoyne, a wziwal pana, y usliszal gy w ognyu z nyeba na ołtarzu obyetnem. A angy{{ø}}lowy* przikazal pan, y wrs czinyl myecz swoy w noszni. A natichmyast Dauid uzrzaw*, isze gy usliszal pan na myesczczu Ornanowye Iebuzeyskego, y zabyl gemu tu obyat{{ø}}. A stan bozi, gen bil uczinyl Moyses na pusczi, y ołtarz obyetni w t{{ø}} dob{{ø}} bil na górze Gabaon. Y nye mogl Dauid gydz ku ołtarzu, abi sy{{ø}} tam modlyl bogu, bo bil wyelykim strachem przestraszon, wydz{{ø}}cz angyola boszego. XXII. rzeki Dauid: Tocz gest dom boszi, a ten ołtarz ku palenu* obyati w Israhelu. Y przikazal, abi biły sebrany wszitci wipowyedzeny z zemye Israhel- skey, y ustawyl z nych łamacze, abi łamały kamyenye a cy{{ø}}saly*, abi dza- lan bil dom bozi. A wyele zelyaza ku goszdzom drzwyanim y ku dlubanyu (?) y ku spogenyu, y prziprawyl Dauid nyezmyern{{ø}} wag{{ø}} mosy{{ø}}dzu, y drzewya cedrowego. Tego lyczba nye mogła domnymana bicz, gesz Sydonsci a Tyrsci przinyesly ku Dauidowy. Y rzeki Dauid: Salomon, sin moy, gest dzecy{{ø}} malyutke a roskoszne. ale dom, gen ia ckcz{{ø}} dzalacz bogu, taki ma bicz, abi po wszitkich kraynach bil myano- wan. przeto prziprawy{{ø}} gemu potrze- b{{ø}}. A prze t{{ø}} prziczin{{ø}} przed sw{{ø}} smyer- cy{{ø}} przigotowal wszitek nakład, a wezwał sina swego Salomona, y przikazal gemu, abi udzalal dom panu bogu israhelskemu. Y rzeki Dauid ku Salomonowy: Sinu moy, ma wolya bila, abich udzalal dom gymyenyu boga mego. Ale stała sy{{ø}} rzecz bosza ku mnye, rzek{{ø}}cz: Wyelesz krwye przelyal, a wyelesz boiow boiowal. przeto nye b{{ø}}- dzesjz moc dzalacz domu gymyenyu memu, tako krew przelyaw przede mn{{ø}}. Ale sin, gen sy{{ø}} tobye urodzi, b{{ø}}dze m{{ø}}sz przepokoyni, a ia gemu ucziny{{ø}} pokoy ode wszech nyeprzyiacyol gego *) „Et quantum valet1. W. w okol, a prze t{{ø}} prziczyn{{ø}} Pokoyni slin{{ø}}cz b{{ø}}dze, a myr a pokoy dam Israhelu we wszech dnyoch gego. Ten udzala dom gymyenyu memu. ten b{{ø}}- dze mnye za sina, a ia gemu b{{ø}}d{{ø}} za oczcza. y uczwyrdz{{ø}} stolecz krolewstwa gego nad Israhelem na wyeki. Przeto sinu moy, b{{ø}}dz pan s tob{{ø}}, a przebiway, a dzalay dom panu bogu twemu, iako mowyl o tobye. A day tobye pan m{{ø}}droscz a smisl, abi mogl rz{{ø}}dzicz Israhela a ostrzegacz zakona pana boga twego. Bo tedi moszesz pomnoszon bicz, gdisz zachowasz przikazanye a s{{ø}}di gego, gesz roskazal pan Moyszesza*, abi uczil Israhela. Posyl sy{{ø}}, a czyn m{{ø}}sznye, nye boy sy{{ø}} any ly{{ø}}kay. Owa, toczyem ia w mem ubóstwie prziprawyl nakład domu boszemu, sto tysy{{ø}}cz* lybr złota, a szrebra tysy{{ø}}cz tysy{{ø}}czowr lybr. ale mosy{{ø}}dzu a szelyaza nye wagy any lyczbi, bo wyelykoscz przemaga lyczb{{ø}}. drzewa a kamyenya, tegom przigotowal ku wszey potrzebye. A masz takesz wyele rzemy{{ø}}szlnykow', gysz lamy{{ø}} kamyen, wapno zg{{ø}}, y teszarzow y wszelkich rzemy{{ø}}szlnykow y wezelkego rzcmy{{ø}}- sla ku uczinyenyu dzala przem{{ø}}drick, ot złota, y ot srzebra, y ot mosy{{ø}}dzu, y ot zelyaza, gegosz nye lyczbi. Przeto wstań, a dzalay, a pan b{{ø}}dze s tob{{ø}}. Y przikazal Dauid wrszitkim ksy{{ø}}- sz{{ø}}tom israhelskym, abi pomagały' Salomonowy sinu gego. Wydzcye, rzeki, ysze pan bog s wamy gest, a dal wam pokoy' we wszitkem okr{{ø}}dze, y poddał wszitki nyeprzyiacy ele w wrasz{{ø}} r{{ø}}k{{ø}}, a poddana zemya panu y wszemu lyudu gego. Przeto prziczincye syercza wasza y dusze wasze, abiscye szukały pana boga waszego, a powstancye a uczincye swy{{ø}}cz panu bogu waszemu, acz b{{ø}}dze wnyesyona skrzinya za- slymbyenya boszego y ss{{ø}}di poswy{{ø}}- czone bogu w domu, gen sy{{ø}} udzala gymyenyu boszemu. XXIII. P JL otem Dauid b{{ø}}d{{ø}}cz star a pełen dny, ustauil królem Salomona sina swego nad Israkelem. A sebraw ksy{{ø}}sz{{ø}}ta i- srakelska y kapłani y koscyelne slugy. y zlyczoni slugy koscyelne ode dwudzestu lyat a nadto. Y naleszono osm a trzidzescy tysy{{ø}}czow m{{ø}}szow. S tich wibrany s{{ø}} a rozdzeleny k sluszbye domu boszego dwadzescya a cztyrzi tysy{{ø}}ce, probosczow *) a s{{ø}}dz szescz tyr- sy{{ø}}czowr. A wrotnich cztirzi tysy{{ø}}ce, a tilkesz spyewakow spyewai{{ø}}cz panu na g{{ø}}slyach a na organyeck, gesz uczinyl Dauid ku spyewaniu. Y rozdzelyl ge Dauid po oczrzedzack sinow Leui, to gest Gersonouick a Caatko- uick a Merari. A Gersonouick* Leedam a Semey. A sinowye Leedan: ksy{{ø}}sz{{ø}}ta Geiel a Setkam a Geel, trsye. Sinowye Symeonoui: Salomyt a Oziel a Aram, cy trsye. cy ksy{{ø}}sz{{ø}}ta czelyadzi Lee- damowick. Potem sinowye Semeowyr: Lecha), Zyza a Iaus, a Baria, cy czti- rze sinowye Semeowy. Y bil Leck2) pyrwi, a Zyza drugy. Ale Iaus a Ba- 142 ria nye myalasta wyele sinow, a prze- ’) „praepositorum“. W. 5) W' Wulg. Leheih. tosta w geney czelyadzi a w genem domu polyczona. Sinowye Caatoui: Amranr a Yzar, Ebron a Oziel, czti- rze. Sinowye Amramoui: Aaron a Moyses. y odl{{ø}}czou Aaron, abi sluszil w swy{{ø}}cy swy{{ø}}tich, y sinowye gego az na wyeki, abi zazegal kadzidło panu podle obiczaia swego, a blogoslauil gego gymy{{ø}} wyecznye. A takesz Moyszesza , czlouyeka boszego sinowye przilyczeny s{{ø}} w pokolenye Leui. Sinowye Moyszeszowy: Gerson a Elya- zer. Sinowye Gersonowy: Sebuel pyr- wri. Y biły sinowye takesz Eleazarowy: Roboia* pyrwi, y nye myal Elyazar gynich sinow. Ale sinowye Roboya- szowy rosplodzily sy{{ø}} barzo. Sinowye Yżarowy: Salomyt pyrwi. Sinowye E- bronowy: Ieriachu pyrwi, Amazias dru- gy, Iaziel trzecy, Gechram czwarti. Sinowye Ozf«/)elowy: Mycha pyrwi, Iezia drugy. Sinowye Merari: Mooly aMuzi. Sinowye Mooly: Eleazar a Cis. A u- marl Eleazar nye mai{{ø}}cz sinow, geno dzewki. y pojmowały ge sobye sinowye Cis, bracya gich. Sinowye Muzi: Mooly a Eder a Gerirnyt, trsye. To s{{ø}} sinowye Leui w swem pokolenyu y w czelyadzach swich, ksy{{ø}}sz{{ø}}ta po oczrze- dzack y po lyczbas* kaszdey głowi, gysz czinyly dzala w sluszbye domu boszego ode dwudzestu lyat a nad to. Bo rzeki Dauid: Otpoczinyenye dal bog israhelskim lyudzem swim, a przebitek asz na wyeki w Ierusalemye. Nye b{{ø}}dze trzeba sluszbi slugam koscyel- nim, abi wy{{ø}}cey stan nosyly y wszitki gego ss{{ø}}di k sluszbye. A tuk po dle przikazanya Dauidowa naposledz- bi (?) *) polyczono sinow Leui lyczb{{ø}} ode dwudzestu lyat a nad to. Y b{{ø}}dp pod r{{ø}}k{{ø}} sinow Aronowick ku potrzebye domu boszego, w syenyach a w poswy{{ø}}tnick comorack, y w myesczczu ocziscyenya, y w poswy{{ø}}tnyci, y we wszeck uczinceck służebności koscyola bożego. Ale kaplany ustawyeny b{{ø}}d{{ø}} nad chlebi poswy{{ø}}tnimy a nad obyat{{ø}} cklebow{{ø}}, y nad przaznki y nad przeznyczamy, y nad kotli, y nad Chlebem prazonim na panwy, a nad warzo- nim y nade wsz{{ø}} wag{{ø}} y nad myar{{ø}}. Ale sług// koscyelne abi stały rano ku chwa- lenyu a ku spyewanyu panu, a takesz k wyeczoru, tak w obyatach kadzidl- nich domu boszego, iako w soboti y w kalendi y na gyna swy{{ø}}ta, podle lyczbi a duckownich obiczaiow a wszelke* rzeczi, ustawnye stoycye (?) przed bogem. A ostrzegaycye zackowanym* stanu zaslyubyenya, y rz{{ø}}du swy{{ø}}tne- go, y obiczaia sinow Aarouowich swey bracy, abi przislugowaly w domu bozem. NXI1II. Potem sinow Aaronowack cy dzalo- wye b{{ø}}d{{ø}}*): Sinowye Aaronowy: Nadab a Abyu, Eleazar a Ytamar. Y u- marlasta dwa: Nadab a Abyu przed oczcem swim przes sinow, a kapłaństwa uzi wal Ytamar a Eleazar. Y roz- dzelyl* 3) Dauid, to gest Sadocha z sinow Eleazarouick [a] Abimaleck* fsj si- ‘) „novissima* (sc. praecepta). W. W Wulg. erant. 3) Wypuścił: je. now Ytamarouich, podle oczrzedzy swich. Y nalezeny s{{ø}} wyelym wy{{ø}}cey sinow Eleazarowieli myedzi m{{ø}}szmy ksy{{ø}}sz{{ø}}ti, nysz sinow Ytamarowich. Y rozdzelyl gym, to gest sinom Eleaza- rowim, szescznaczcye ksy{{ø}}sz{{ø}}t po czelyadzach a domyech, a z sinow Ytamarowich osm ksyosz{{ø}}t po czelyadzach a domyech swich. A tak gest oboi{{ø}} t{{ø}} czelyadz rozdzelyl myedzi sob{{ø}} lyosmy, bo bila ksy{{ø}}sz{{ø}}ta ta swy{{ø}}cy y domu boszego, tako z sinow Eleazarowach, iako z sinow Ytamarowich. Y popysal ge Semeyas, sin Natanaelow, pysarz sług koscyelnich, przed królem y przed ksy{{ø}}sz{{ø}}ti y przed kapłanem Sadochem a Achimelech, sinem Abyatarowim, y przed ksy{{ø}}sz{{ø}}ti kaplanskey czelyadzi a sług koscyelnich. geden dom, gen mymo gyne bil powiszon, Eleazarow. a drag*/ dom, gen pod sob{{ø}} myal o- stanye1), Ytamarowy. Y wiszedl pyrui lyos Ioiarib, drng?/ Gedeye, trzecy Ha- rim, czwarti Seorim, py{{ø}}ty Melchie, sosti Maynan, syodmi Akos, ósmi Abya, dze- wy{{ø}}ti Hyensu*, dzesy{{ø}}ti Sechenna, g e- dennaczcye Elyarib, dwanaczcye Iachim, trzinaczcye Offa, czternaczcye ') Wulg. caeteros. Izbaal, py{{ø}}tnaczcye Belga, szescznaczcye Emyner, syedmnaczcye Ezir, osm- naczcye Abezes, dzewy{{ø}}tinaczcye Fateyas, dwadzescya Iezechiel, dwadzescya y geden Iachim, dwadzescya y dwa Gamul, XXIII * Dalyau, XXIIII Mazaau. Ta otrzedz sinow Leui podle sluszeb swich, abi wchadzaly w dom boszi a podle rz{{ø}}du sw^ego pod r{{ø}}kó Aaronow{{ø}}, oczcza swego, iako przikazal bog Israhelu. A tak z sinow Leui, gisz ostatny biły, z sinow Amra- nowich kaplany biły Subhael, a sinowye Subhaelowy, Gedera. Ale z sinow Roboe ksy{{ø}}sz{{ø}} Iezias a Yzaaris, sin Salemot. Ale Salemotow sin Genadiar, a sin gego Gerian pyrw i, Amarias dru- gy, Zaziel trzecy, Getmaon czwarti. Sin Ezielow Micha, sin My chow Samyr. Brat Mychow Iezia, sin lezie Iachar. Sinowye Merari Mooly a Muzi. Sin Io- ziamow Dennon, a sin Merari Ozian a Soem a Sachur a Ebri. A Mooly sin Eleazar, gen nye myal dzecy. Ale sin Cis Ieramel. Sinowye Muzi: Mooly a Edera a Serimot. Cy sinowye Leui podle domu czelyadzi swich. Myotaly só y ony lyosi przecyw... Tu ośmiu kart brak. a m PARALIPOMENON II (VI, 33). ^43 _,. genszem udzalal gymyenyowy twemu. Gestlybi wiszedl lyud twoy ku boiu przecyw twim i) przecywnykom drog{{ø}}, i{{ø}}szbi ge poslal, a pomodly{{ø}} sy{{ø}} tobye w drodze, na nyeysze myasto gest, geszesz zwolyl, a dom, genszem udzalal gymyenyu twemu: ti uslisz z nyeba modlytw{{ø}} gich a proszb{{ø}}, a po- mscysz. Gestlybi zgrzeszipy; przecywr tobye (any gest czlowyek, genbi nye zgrzeszil), a roznyewalbi sy{{ø}} na nye y podalbi ge nyeprzyiacyelyom, iszebi ge wyedly i{{ø}}te do zemye dalekey albo blyskey, a obrocylybi sy{{ø}} swim syercem w zemy, do nyeybi i{{ø}}cy wye- dzeny biły, czinyly pokaianye a pomodlyly sy{{ø}} tobye w zemy i{{ø}}czstwa swego, rzek{{ø}}cz: Zgrzeszilysmi, nyepra- wyesmi czinyly, nyesprawyedlywyesmi czinyly: a obroczillybi* sy{{ø}} k tobye w czalem syerczu swem y we wszey duszi swey w zemy i{{ø}}czstwa swego, do nyeyze wyedzeny*, b{{ø}}d{{ø}}lycz sy{{ø}} mo- dlycz tobye przecyw drodze zemye swey, i{{ø}}zesz dal oczczom gich, a myasta, iezesz zwolyl, a dom* 2), genszem udzalal gymyenyu twemu: ty usliszick* z nyebyos, s przebitka twego twar- ') Miało być: swym. 3) W Wulg. domus (gen. sg.), co tłómacz wzi§ł za pierwszy przypadek. dego, modlytwi gich, a uczin s{{ø}}d a odpuscz lyudu twemu, aczkoly grzesznemu. Bo ti gesz bog moy, otworzta sy{{ø}}, prosz{{ø}}, oczi twoy, a uszi twoy p o- sluckayta ku modlytwye, iasz sy{{ø}} dzege w tem myesczczu. Przeto nynye powstań panye boze w pokoy twoy, ti a skrzinya sili twey. Kaplany twoy, panye bosze, acz sy{{ø}} oblek{{ø}} we zbawye- nye, a swy{{ø}}cy twoy acz sy{{ø}} wyesye- ly{{ø}} w dobrich rzeczach. Panye bosze, nye odwraczay oblycza Crista twego, pamy{{ø}}tai{{ø}}cz mylosyerdza Dauida slugy twego. VII. y\. gdisz dokonał Salomon slow modlytwi, sst{{ø}}pyl ogen z nyeba y zdzegł obyati palyone y wyczy{{ø}}zne, a wyel- moznoscz bosza napelnyla dom, ysze nye mogły wmydz kaplany do domu bożego, przeto ysze wyelebnoscz bosza napelnyla dom bozi. A takez wszitci sinowye israhelsci wydzely st{{ø}}puy{{ø}}cz ogen z nyeba, a slaw{{ø}} boz{{ø}} nad domem. a padszi na zemy{{ø}}, na podlo- zne kamyenye pokly{{ø}}knęwszi, pofa- lyly pana, isze gest dobri a isze na wyeki gest mylosyerdze gego. Potem kroi y wszitek lyud obyatowaly obyati przed bogem. Y zabyl kroi Salomon obyetnich wolow dwadzescya a dwa tysy{{ø}}cza, a skopow dwadzescya a sto tysy{{ø}}czow, a poswy{{ø}}czil dom bozi kroi y wszitek lyud. Ale kaplany stały w rz{{ø}}dzech swich, ale sług?/ koscyelne na organyech pyeszny 11 bożych, gesz zlo- szil Dauid ku chwalenyu pana: Isze gest dobri a isze na wyeki mylosyer- dze gego, dz{{ø}}ki') Dauidoui spyewa- i{{ø}}cz r{{ø}}kama swima. a kaplany brznye- ly w tr{{ø}}bi przed nym(i), a wszitek Israhel stal. A poswy{{ø}}cyl Salomon poszrzo- dek syeny przed koscyolem bozim, bo tu obyatowal obyati a tuki pokoynich. bo ołtarz myedzani, gen bil udzalal, nye mogl znosycz obyat zszonich a poswy{{ø}}tnich a tuków pokoynich. Y u- czinyl Salomon swy{{ø}}to w tem czasu za syedm dny, a wszitek Israhel s nym, zbór wyelyki ode wschodu Emath asz do pr{{ø}}du Egypskego. Y uczinyl ósmi dzen zgromadzenye, przeto isze bil poswy{{ø}}cyl ołtarz za syedm dny, a swy{{ø}}- to bil uczinyl syedm dny. Przeto trze- cyego a dwadzescya dnya myesy{{ø}}cza syodmego, rospuscyl lyud do swich przebitko w, wyesyely* a radostny prze dobre, gesz bil bog uczinyl Dauidoui a Salomonom y lyudu ysrahelskemu. Y dokonał Salomon domu bożego a domu krolyowa y wszitko, czso umye- n y 1 na swem syerczu, abi uczinyl domu bożemu y swemu domu. y myal scz{{ø}}scye. Y ziawyl sy{{ø}} mu pan w noci y rzeki gest: Usliszalem modlytwę tw{{ø}} a zwolylem myasto to sobye, abi bil dom obyetni. Zatworzilly bich nye bo, yszebi descz nye szedł, a kazally bich kobilkam, abi zleptaly zemy{{ø}}, albo poslally bich mor na lyud moy, a obrocy(7)ly bi sy{{ø}} lyud moy, nad nymszeto wziwano gymy{{ø}} me, modlycz my sy{{ø}} b{{ø}}dze a szukacz b{{ø}}dze oblycza mego, cziny{{ø}}cz pokaianye od dróg swich zlich: a ia uslisz{{ø}} z nyeba y bód{{ø}} myloscyw grzechom gich, a ze- my{{ø}} gich uzdrowy{{ø}}. Y b{{ø}}dzeta oczi moy otworzoni, a uszi moy przichilo- ni ku modłytwye gego, ktobi na tem myesczczu sy{{ø}} modlyl. Bocyem zwolyl y poswyocylem sobye myasto to, a tubi bilo me gymy{{ø}} na wyeki, y oczi mogę bi tu bile y syerce me po wszitki dny. A ti, b{{ø}}dzeszly chodzicz przede mn{{ø}}, iako chodził ocyecz twoy Dauid, a uczinyl* podle wszego, gezem przikazal tobye, a sprawyedlywosci mich a s{{ø}}dow b{{ø}}dzeszly posluchacz: wzbu- dz{{ø}} tron krolewstwa twego, iakom slu- byl oczczu twemu Dauidoui, rzek{{ø}}cz: Nye b{{ø}}dzecz odi{{ø}}t s pokolenya twego m{{ø}}sz, genbi bil ksy{{ø}}sz{{ø}}cyem w Israhelu. A gestlybiscye sy{{ø}} odwrocyly, y opuscylybiscye me sprawyedlywoscy, a przikazanya ma, geszem wam ustauil, odid{{ø}}cz y sluszilybiscye bogom czudzim, a modlylybiscye sy{{ø}} gym: wi- rzucz{{ø}} was z zemye mey, i{{ø}}zem wam dal, a ten dom, genszesz udzalal gymyenyu memu, zarzucz{{ø}} od obły ) cza 144 mego, a dam gy w powyescz a na prziklad wszitkim lyudzem. Y b{{ø}}dze dom tento w przislowye wszitkim my- iai{{ø}}cim. Rzek{{ø}}, dziwui{{ø}}cz sy{{ø}}: Przecz tak uczinyl bog tey zemy a temu do- ■) Hymnos David. W. mu? Y otpowyedz{{ø}}: Bo opuscyly pana boga oczczow swich, gen ge wiwyodl z zemye Egypskey, y chopyly sy{{ø}} bogow czudzich a klanyaly sy{{ø}} gym a czcyly ge. a przeto wszitko to zle prziszlo na nye. VIII. J\~ gdisz sy{{ø}} napelny dwadzescya lyat, w nychze udzalal Salomon koscyol bogu y dom swoy: y myasta, gesz bil dal Iram Salomonom, omurowaw y kazał w nych bidlycz sinom israhelskim. Potem otszedl do Emat Saba, y dobił gego. Y udzalal myasto palmowe') na pusczi, a gyna myasta twarda udzalal w Emat, y uczinyl dwye myescye o- murowane, Beteron wissze a Beteron nyssze, mai{{ø}}cz broni y zawori y zamki. Balaat takez udzalal y wszitka myasta przetwarda, iasz bila Salomonowa, y wszitka myasta wozata- rzow y geszczczow. wszitko, czsosz chcyal, uczinyl kroi Salomon y zrz{{ø}}- dzil y udzalal w Ierusalemye y w Lybanye y we wszey swey moci. A wszitek lyud, gen bil ostał w2) Eteyczskich y Amoreyczskich y Fereycskich y E- weycskich y Iebuzeyczskich, gisz nye biły s pokolenya israhelowa any z sinow gich, ale s poslyatkow, gichze nye pobyły biły sinowye {{ø}}srahelsci, poddał ge Salomon w poplatki asz do dzi- syego dnya. Ale z sinow israhelskich nye poddał, abi sluzily robotnimy dzali krolyowy. bo ony biły m{{ø}}zowye waleczny, a ksy{{ø}}sz{{ø}}ta pyrwa y wogewo- di nad wozatarzmy y gesczci gego. Ale wszitkich ksy{{ø}}sz{{ø}}t woyski krolya Salomona bilo poi trsyecya sta, gisz rz{{ø}}- dzily lyud. Potem dzewk{{ø}} Pharaonow{{ø}} przewyodl z myasta Dauidowa do domu, gisz bil udzalal gey. bo rzeki kroi: Nye b{{ø}}dze bidlycz zona ma w domu Dauidowye krolya israhelskego, przeto isze poswy{{ø}}czon gest, isze archa bosza bila wiszla* do nyego. Tedi offye- rowal Salomon ofyeri panu na ołtarz bozi, gisz bil udzalal przed przistrze- szim, abi na kozdi dzen bilo ofye- rowano na nyem podle przikazanya Moyszesowa w sobotne dny y w Ka- lendi y w swy{{ø}}teczne dny, trzsykrocz do roka: na swy{{ø}}ta przeznycz, a w swy{{ø}}ta tydnyowe, a w swy{{ø}}ta stanowe. Y ustauil podle zrz{{ø}}dzenya Dauida, oczcza swego, urz{{ø}}di kaplanske w sluszebnoscyach swich y slugy koscyelne w swem rz{{ø}}dze, abi chwal{{ø}} wzda- waly a sluszily przed kapłani podle obiczaia wszelkego dnya, a wrotne w swich rozdzelech, kaszdego u swich wrót, bo tak roskazal Dauid, czlowyek bozi. Any czso opusczily s przikazanya kro lyowa tako kaplany, iako slugy koscyelne ze wszego, czso gym bil przikazal, a w stróżach skarbouich. Wszitki nakladi prziprawne myal Salomon ot tego dnya, w nyem dom za- lozil, asz do tego dnya, gegosz dokonał gego. Tedi otszedl Salomon do Asyongaber a do Chaylat ku brzegu morza rudnego, gesz gest w zemy E- domskey. Przeto poslal gemu Iram po swich sługach lodzę y plawce u- ^ Palmira. W. a) W Wnlg. de, więc mylnie ic zamiast z. myale na morze, y brały sy{{ø}} z slugamy Salomonowimy do Ofyr, a ott{{ø}}d nabrały poi py{{ø}}ta sta lyber złota y przynyesly krolyowy Salomonowy. A krolyow* Saba,Xgdisz usliszala sla- w{{ø}}tnoscz Salomonow{{ø}}, prziszla do Ierusalema, chcz{{ø}}cz gego skusycz w po- gatkach z wyelykim zboszim yz wyelbl{{ø}}di, gysz nyesly 1 e k a r s w a* a złota wyele y drogego kamyenya. A prziszedszi ku Salomonowy, wimowyla gemu wszitko, czso bilo na gey syer- czu. Y wiloszil Salomon gey to wszitko, czso pitala, a nyczso bilo, bi gemu nye bilo iawno. łasz gdisz uzrzala m{{ø}}droscz Salomonow{{ø}} y dom, gen bil udzalal, y karmye na gego stole, y przebitki gego panosz, y urz{{ø}}di slu- szebnykow gego y gich odzenya, y potczasza* y rucha gick, y obyati, gesz obyatowal w domu bozem: prze wye- lyke dziwowanye nye myala w sobye daley ducha. Y rzekła ku krolewy: Prawdziwa gest rzecz, ięszem sliszala w mey zemy o twick czsnotack y m{{ø}}- droscy. Nye wyerzilam tim, gysz my powyadaly, alyzem sama prziszla a o- czima mima vydzala y skusyla, isze ledwi polowycz{{ø}} twey m{{ø}}droscy s{{ø}} my powyedzely. przemoglesz slaw{{ø}}tnoscz czsnotamy twimy. Blogoslawyeny m{{ø}}- zowye twoy y blogoslawyony sludzi twoy cy, gysz stoi{{ø}} przed tob{{ø}} na wszelki czas a sHsz{{ø}} m{{ø}}droscz tw{{ø}}. B{{ø}}dz pan bog twoy poszegnani, gen cy{{ø}} chcyal wsplodzicz królem na stolczu swem, pana boga twego. Bo zaiste bog myluge Israhela a ckce zbawycz gy na wyeki. Przeto ustauil cy{{ø}} królem nad nym, abi czinyl s{{ø}}di y prawd{{ø}}. Y dala krolyowy dwadzescya a sto lyber złota, a wyele lektwarzow y kamyenya drogego. Nye bili take lektwa- rze wydani, iako ty, które dala kro- lyowa Saba Salomonouy. Ale y sług?/ Iramoui s slugamy Salomonowimy przi- nyesly złoto z Ofyr, a drzewya cyso- we y kamyenya przedrogego, z nyegosz udzalal kroi, to gest z drzewa cysowego, wschodi w domu bozem a w domu krolyowem, a nar{{ø}}cznyce a na (?) zaltarze spyewrakom. Nygdi nye wydano w... Tu ośmiu kart brak. (XXI, 13). ...twego, cyebye lepsze, gezesz zbył. 145 Przeto pan porazi cy{{ø}} wyelyk{{ø}} ran{{ø}} s twim lyudern y z sini y z zonamy twimy y sze wszim twim gymyenym. A ty b{{ø}}dzesz nyemocen przezl{{ø}} nye- moczó twrego brzucha, tak az z cyebye wiplinę twra trzewa z nyenagla po wsze dny. Przetosz wzbudził pan przecyw Ioramowy duch Pkilystinskick, gysz s{{ø}} w s{{ø}}syedstwye Murzinom. Y weszły do zemye Iuda a skaziły i{{ø}}, y pobrały wszitko zboze, gesz nalezono gest w domu krolyowye, a nadto y sini gego y zoni. Y nye bil ostawyon sin gemu, geno Othozias *), ktori namnyeyszi uro- dzenym bik A nad to uade wszitko ra- ny gy pan trzewn{{ø}} bolescy{{ø}} nyeuzdro- wryon{{ø}}. A gdisz dzen ku dnyu przi- ') W Wnlg. loachaz. chodził, a chwyle czasu przed sy{{ø}} bye- zali, a dwye lecye sy{{ø}} popelnyle swim byegem: a tak dlugym gnycym gnyl gest, az y trzewa z nyego plin{{ø}}li, a tak spolu nyemocz{{ø}} y ziwota zbił. U- marl gest w swey nyemoci nagorszey. A nye uczinyly* gemu lyud sławnego potrzeba, podle obiczaya iako bil u- czinyl wy{{ø}}czszim') gego. We dwu a we XXX* lecyech bil, gdi pocz{{ø}}1 krolyowacz, a oszm lyat krolyowral w Ie- rusalem. Y chodził nyeprawye, y po- grzebly gy w myescye Dauidowye. ale wszako nye w grobyech królewskich. XXII. -P otem usta wyły przebiwacze ierusa- lemsci Otoziasza, sina gego namnyey- szego, królem w myasto gego. bo wszit- ci gyny wy{{ø}}czsy urodzenym, gysz przed nym biły, zmordowany s{{ø}} od zbyegow arabskich, gisz sy{{ø}} biły rzucyly na stani. y krolyowal Otozias, sin Iora- mow, krolya iudzskego. Dwye a XXXX lyat bil w starz Otozias, gdisz bil pocz{{ø}}1 krolyowacz, a geno lyato krolyowal w Iemsalem. a gymy{{ø}} macyerzi gego Atalya, dzewka Amri. Ale on chodził drog{{ø}} domu Achabowra, bo macz gego prziprawyala, abi nyemyloscywye czinyl. Przeto czinyl zle wr wydzenyu bozem, iako y dom Achabow, bo biły ony gemu rączce po smyercy oczcza gego, w zagynyenye gego. Y chodził w radach gych. A ial z Ioramem, z sinem Achabowim, królem israhelskim, ku boiu przecyw Azahelowy, krolyowy Syrskemu, do Ramot Galaat, y zra- nyly Syrscy Torama. Gen sy{{ø}} wrocyl, abi bil uleczon wr Iezraheh bo bil wye- lykimy ranamy ranyen* w naprzód rze- czonem pobycyu. Przeto Otozias, kroi Iuda, wzgedze, abi nawyedzil Iorama, sina Achabowa, nyemocznego w Iezra- hely. Wolya zayste boża bila przecyw Otoziasowy, abi przigechal ku loramo- wy. A gdisz bil prziszedl, abi wigechal s nym przecyw Ieu, sinu Namsi, gegosz bog pomazał, abi zagładził dom Achabow. A gdisz gubyl Ieu dom A- ehabow, nalyazl ksy{{ø}}sz{{ø}}ta ludowa z sinow bracyey Ottoziasouich, gisz gemu sluzily, y zbył ge. A samego Ottosya- sza szukai{{ø}}, y ulapyl. a on sy{{ø}} skril w Samary, a przed sy{{ø}} przywyedzo- nego zabyl, y pogrzebly gy. Przeto y- sze bil sin Iozaphatow, ktorisz szukał pana wT czalem syerczu swem, any bila która nadzeia, bi kto s pokolenya Otoziaszowa wy{{ø}}cey krolyowal. bo zaiste Atalya, macz gego, wydz{{ø}}cz ysze umarl sin gey, wystała y zgubyla wszitko pokolenye krolyowo domu lorama, Tedi Iozabeth, dzewka krolyowra, wz{{ø}}- wrszi Ioasa, sina Ottoziaszowa, ukradła gy s posrzotka sinow krolyowich, gdi ge gubyono, y skrila gy z gego pya- stunk{{ø}} wr komorze poscyelney. A Iozabeth, iasz gy przekrila, bila dzewka krolya Ioramowa, zona Ioyadowa by- skupa, a syostra Otoziaszowa. a przeto nye zagubyla gego Atalya. Y bidlyl w domu bozem taynye za szescz lyat, w' nyckze krolyowala Atalya nad zemy{{ø}}. xxm. jPotern lyata syodmego posylycn gesi Ioyada, wz{{ø}}1 centurioni, to gest Zachariasza sina Ieroamowa, a Yzmaela sina Iohannowa, a Azariasza sina O budowla, a Maaziasza sina Adadie, a Ely- pkata sina Sechri, y wnydze s nymy w rado y we smowy. Gysz zchpdziwszi Iudzino pokolenye, sebraly slugy koscyelne ze wszech myast Iudowieli y ksyyszQta czelyadzy israhelskicn, y prziszly do Ierusalem. A wnydze wszitko pospolstwo we smow{{ø}} s królem w domu bozem. Y rzeki k nym Ioyada: 0- wa, tocz sin krolyow bódze krolyowacz, iako mowyl pana* na(<?) sini Dauidowi. Przeto ta gest rzecz, i{{ø}}sz nczinycye: Trzecya cz{{ø}}scz z wras, iasz przichodai k sobocye kaplanskey*, y koscyelnich slug y wrctnicb, b{{ø}}dze w bronach, a trzecy na druga, ') krolyowa domu. a trzecya strona b{{ø}}dze w fu) broni, geszto sio wye z a k 1 a d n a. A gy ni wszitek zbór b{{ø}}dz w przistrzeszu domu bożego, any nyszadni gyni wchadzay do domu bożego, geno kaplany a gysz przisluguy{{ø}} s koscyelnich slug. telko cy samy acz wrckodz{{ø}}, gisz s{{ø}} poswy{{ø}}- ceny. a wszitek gyni zbór bódze w strozi bozey. A sludzi koscyelny ob- st{{ø}}pcye krola, mai{{ø}}cz w^szitci bronne odzenye swe. Gestlybi kto gyni wszedł do koscyola, b{{ø}}dz zabyt, a wi b{{ø}}dz- cye s królem, gdi wnydze albo winy- dze. A uczinyly sludzi koscyelny y wszitko pokolenye Iudowro, podle wsze go czso bil przikazal | Ioyada byskup. 14f y poi{{ø}}ly wszitci sobye poddane m{{ø}}ze s sob{{ø}}, a przichodzily po rz{{ø}}du sobo- tnem s timy, ktorzi iusz bily wipelny- ly sobot{{ø}} y wiszly. A tak Ioyada byskup nye dopuscyl zastępom, abi o- deszly, ktorzi na kozdi tydzen stacz myely. Y dal Ioyada kapłan centurionom osczepi y tarcze krolya Dauidowi, gesz bil prziswy{{ø}}cyl domu bożemu. Y ustauil wszytek lyud dzersz{{ø}}ci myecze s prawey stroni koscyola, az do stroni kosezyola lewey, przed ołtarzem w koscyele, w okol krolya. Y wy- wyedly sina krolyow^a, a wstawyly nayn korono, a dały dzerzecz w gego zakon r{{ø}}k{{ø}}* *) bozi, y uczinyly gjr królem. Y pomazał gy Ioyada byskup a sinowye gego, y modłyly sy{{ø}} bogu, rzek{{ø}}cz: Zyw bydz krolyu. A gdisz usliszala Atalya, to gest glos byez{{ø}}- cich y chwaly{{ø}}cick krolya, weszła k lyudu do koscyola bożego. A gdisz uzrzi krolya na slopyenye w przi- ckodze, a ksy{{ø}}szota y zast{{ø}}pl przi nyem y wszitek lyud zemski raduy{{ø}}cz sy{{ø}} a tr{{ø}}by{{ø}}c tr{{ø}}bamy y w rozlyczne g{{ø}}dzbi spyewrai{{ø}}c a ckwaly{{ø}}c krolya: rozdar- szi nicko swe, rzekła: Okłamanye, o- klamanye! Tedi wiszedl Ioyada byskup ku centurionom y ku ksy{{ø}}sz{{ø}}tom woy- ski, rzecze gym: V iwyeczcye y{{ø}} precz z ogrodzenya koseyelnego, a zabycye i{{ø}} myeczem. A przikazal kapłan, abi nye bila zabyta w domu bozem. A chicywszi syo r{{ø}}.kama gey gardła, wiwyedly i{{ø}} precz. A gdisz winydze do broni konskey krolyowa domu, tu i{{ø}} zabyly. Y uczwyrdzi Ioyada smow{{ø}} myedzi sob{{ø}} y wisszim lyudern y myedzi królem, abi bil lyud bozi. A tak wszedł wszitek lyud w dom Baal, y zruszily gy, y ołtarze y modli gego zlupaly. A Matana, kapłana Baalowa, zabyly gy przed ołtarzem. Y ustawyl Ioyada starosti') w domu bozem, abi pod mocz{{ø}} kaplansk{{ø}} y koscyelnich slug, gesz zrz{{ø}}dzil Dauid w domu bozem, offyerowaly zszone obyati panu, iako pysauo w ksy{{ø}}gach Moyseszowich, w wyesyelyu y w spyewanyu podle zrz{{ø}}dzenya Dauidowa. Y ustauil wro- tne w bronach domu bożego, abi nye ^ chodziły do nyego nyecziscy ktor{{ø}}koly rzecz{{ø}}. A poi{{ø}}w centurioni y przesylne m{{ø}}ze, a ksy{{ø}}sz{{ø}}ta lyuda y wszitek lyud zemski, y kazały sydz (s-ić)2) krolyowy z domu bożego, a gydz po poszrzotce swyrzchney broni do krolyowa -domu. y posadziły gy na krolewskem stolczu. Y wyesyelyl sy{{ø}} wszitek lyud zemski, a myasto sy{{ø}} upokoylo, ale Atalya zabyta gest myeczem. XXIIII. syedmy lecyech bil loas, gdisz pocz{{ø}}1 krolyowacz, a czterdzescy lyat krolyowal w Ierusalemye. gymy{{ø}} macyerzi gego Sebya z Bersabee. Y uczinyl, czso dobre gest przed bogem, po wszitki dny Ioyadi kapłana. Y oblyu- byl3) gemu Ioyada dwye zenye, z nych- ze urodził sini y dzewki. Potem sy{{ø}} zlyubylo Ioaszowy, abi oprawyl dom bozi, y sebral kapłani a slugy koscyelne : Gedzcye do myast Iudowich, a zby- raycye ze wszego Israhela pyeny{{ø}}dze ku przikricyu koscyola pana boga naszego, na wszelke lyato, a to r{{ø}}cze u- czincye! Ale slugy koscyelne to czinyly s obmyeskanym *). A wezwaw kroi Ioyadi* ksy{{ø}}sz{{ø}}cya, rzeki gemu: Przeczesz tego nye bil pyleń, abi przip{{ø}}dzil slugy koscyelne wmyescz z ludi y z Ierusalema pyeny{{ø}}dzi, gesz s{{ø}}{{ø}} ustawyo- ni Moysesem, slug{{ø}} bozim, abi ge wnyo- slo wszitko sebranye do stanu swyadeczstwa? Bo Atalya przeukrutna* y sinowye gey skaziły biły dom bozi, a tym wszitkim, czso bilo poswy{{ø}}czono domu bożemu, okrasyly biły modl{{ø}} Baalymow{{ø}}. Przeto przikazal kroi, abi uczinyly skrziny{{ø}}, a postauil i{{ø}} podle drzwy bozich zewn{{ø}}trz. Y wiwolano gest w ludze y w Ierusalemye, abi wszitci nyesly piat panu, ktori ustauil Moyses, sługa bozi, wszemu Israhelowy na pusczi. Y zradowaly sy{{ø}} wszitka ksy{{ø}}- sy{{ø}}ta y wszitek lyud, a wszedszi wnye- szly do skrzinye bozey, a tak długo kładły, az bila pełna. A gdisz czas bil, abi wnyesly skrziny{{ø}} przed krolya przes r{{ø}}ce slug koscyelnich (a gdisz uzrzely wyele pyeny{{ø}}dzi): wszedł pysarz krolyow7, gegoz bil pyrwi kapłan ustauil, y wisipaly pyeny{{ø}}dze, które w skrziny bili. A potem skrziny{{ø}} nyesly na swe myasto, a tak czinyly po wszitki dny. Y zgromadzoni s{{ø}} przes lyczbi pyeny{{ø}}dze, gesz dawały kroi a Ioyada tym, ktorzi biły nad lyudern domu bożego. A tak cy naymaly tymy pyeny{{ø}}dzmy łamacze kamyenya y rzemy{{ø}}szlnyki kaszdego dzala, abi oprawyly domu bożego, takesz kowale zelyaza y myedzi, abi to, czso sy{{ø}} bilo pocz{{ø}}lo ka- zicz, polepszilo*. Y czinyly czy, gisz dzalaly, rozumnye, a zapelnyaly scyen- ne rosyedlyni swima r{{ø}}kama, y na- wyedly dom bozi we s s t a w pyrwi, a uczinyly abi pewnye stal. A gdisz do- pelnyly wszego dzala, przinyesly przed krolya a Ioyad{{ø}} ostatnye pyeny{{ø}}dze. z nych udzalano ss{{ø}}di koscyelne ku 147 sluszbye y ku obyatam, banye y gy- ne ss{{ø}}di złote y srzebrne, y offyerowaly obyati swe w bozem domu usta- wnye po wszitki dny Ioyadi. Y starzał sy{{ø}} Ioyada, pełen s{{ø}}cz dnyow, y umarl, gdisz bil we stu a we XXX lecyech. y pogrzebly gy w myescye Dauidowye s kroimy, przeto isze bil dobr{{ø}} rzecz uczinyl z Israhelem y z Dauidem y z domem gego. Potem gdisz umarl Ioyada, wzeszli ksy{{ø}}sz{{ø}}ta Iudzska y po- klonyly sy{{ø}} krolyowy, gen obmy{{ø}}k- czon s{{ø}}cz gich sluszbye*, pozwolyl gym. A ostawszi koscyola pana boga oczczow swich, sluzily modlam y gynirn ritim obrazom. Y stal sy{{ø}} gnyew7 bozi przecyw ludze a Ierusalemu prze taki grzech, a posilał gym proroki, abi obrocyly sy{{ø}} ku panu. Ale ony ziawnye (?) nye chcye- ly gich posluchacz. A potem y duch bozi ogarnye Zachariasza, sina Ioyadi kapłana, gen stoi{{ø}}cz przed lyudern rzeki: To mowy pan: Przecz przest{{ø}}- pugecye przikazanye boze, gesz wam nye uziteczno, a ostalyscye pana, abi on was ostał? Gyszto zebrawszi sy{{ø}} przecyw gemu, ukamyonowaly gy podle przikazanya krolyowa w przistrze- szu domu bożego. Y nye wspomynal loas kroi na mylosyerdze, gesz uczinyl Ioyada, ocyecz gego, s nym, ale zabyl sina gego. Gen gdisz urny rai, rzecze: Wydz pan, a wzpitay!') A gdisz bilo po roce, przicy{{ø}}gnye przecyw gemu kroi Syrski. a przidze do ludi y do Iemsalem, y zbył wszitka ksy{{ø}}sz{{ø}}- ta lyuda, a wszitek plyon poslal krolyowy do Damasku. A zayste, gdisz wyelmy mała lyczba prziszla Syrskich, poddał pan w gich r{{ø}}ce nyezlyczon{{ø}} wyelykoscz, przeto yze biły ostały pana boga oczczow swich. A nad Ioa- sem a* uczinywTszi sw{{ø}} woly{{ø}}, precz odgechawszi, nyechaly gego w wyely- kich nyemoczach. Potem powstały przecyw gemu sludzi gego ku pomscye krwye sina Ioyadi kapłana, y zabyly gy na gego lozu, y umarl. Y pogrze- bly gy w myescye Dauidowye, ale nye w krolyowich grobyech. Bo gemu nye przyiaialy* Zabath, sin Sematha Amo- nyczskego, a Iozabath, sin Semarith Moabyczskego. A tak sinowye gego, a ti pyeny{{ø}}dze, gesz bik’ za nyego se- brani ku poprawyenyu domu bożego, popysany s{{ø}} s pylnoscia* w ksy{{ø}}gach krolyowick. XXV. p JL otem krolyowal Amazias, sin gego, w myasto gego. We dwudzestu a w py{{ø}}cy lecyeck bil Amazias, gdisz bil pocz{{ø}}1 krolyowacz, a przes genego XXXci lyat krolyowal w Iemsalem. Gyrmy{{ø}} macyerzi gego Ioyaden z Ie- rusalem. Y czinyl dobre w wydzenyu bozem, ale nye w prze spyecznem syerczu. Bo gdisz uzrzal, isze utwyr- dzono królewstwo gego: zmordował slugy, gisz biły zabyly krolya oczcza gego, ale gich sinow nye zbył, iako py- sauo w ksy{{ø}}gach zakona Moysesowa, gdzesz przikazal pan rzek{{ø}}cz: Nye b{{ø}}- d{{ø}} zbycy oczczowye za sini, any sinowye za swe oczce, ale kaszdi w swem grzesze umrze. Przeto sebraw Amazias Iud{{ø}}, y ustaui gee po czelyadzach, tribuni y centuriom we wszem pokolenyu Iuda y w Benyamynowye. y zlycził gee ode dwudzestu lyat a nad to. Y nalyazl XXXci tisy{{ø}}czow mlodzczow, gysz mogły wnydz w boy, dzersz{{ø}}ez kopye a scziti. A naymem prziwyodł z Israhela sto tisy{{ø}}czow udatnich, stem lyber srebra. Y przidze k nyemu czlowyek bozi, rzek{{ø}}cz: O krolyu, nye wd- chodz s tob{{ø}} woyska Israhel ska, bo nye boga z Israhelem y se wszemy sini Efraymowimy. Gęstły m n y s z, isz- bi w moci wogenskey zależało wy- cy{{ø}}stwo boia: przepuscyr pan, abi bil przemozon od nyeprzyiacyol. bocz to [Boga]1) gest, wspomoci (UJ y na byeg obrocycz. Y rzeki Amazias ku czlowyekowy bożemu: Czso tedi b{{ø}}- dze ysze* sto lybr srzebra, geszem dal ricerzom israhelskim? Otpowye m{{ø}}z bozi: Macz pan, odk{{ø}}d mosze tobye ') Ten wyraz wypuszczony w kodexie. „Dei quippe est adjuvare et in fugam convertere“. Wulg. dacz wyelym wy{{ø}}cey, nysz to. A tak Amazias oddzely woysk{{ø}}, iasz bila przyiala k nyemu z Efrayma, abi sy{{ø}} wrocyla na sw^e myasto. Tedi ony barzo sy{{ø}} roznyewaly przecyw ludze, y wrocyly sy{{ø}} do swey włoscy. A tak Amazias ufai{{ø}} w boga, poi{{ø}}w lyud swoy, y szedł do padołu solnego y pobył sini Seyr, dwadzescya tysy{{ø}}czow m{{ø}}zow. A gynich XXa tisy{{ø}}czow zgy- maly m{{ø}}zowye Iuda, y prziwyod{{ø}} ge na wyrzch wisokey gori y spiekały ge na doi z skali, gysz sy{{ø}} wszitci stłukły. Ale ona woyska, i{{ø}}sz bil uawro- cyl Amazias, abi s nym nye gezdzila ku pobyczu, rosuly sy{{ø}} po myescyech Iuda, ot Samariey az do Beterona, a zbywszi trsy tysy{{ø}}ce lyuda, pobrali) wyelyki plyon. Potem Amazias po po- bycyu Ydumskich, a pobraw bog?/ sinow Seyr, ustauil ge sobye za bogy, a modlyl sy{{ø}} gym, a kadzidło gym offyerowal. Prze ktor{{ø}}sz rzecz roznye- wal sy{{ø}} pan przecyw Amaziaszowy, poslal k nyemu proroka, gen bil rzeki k nyemu: Przeczesz sy{{ø}} modlyl bogom, gysz nye mogly wizwolycz lyuda swego z r{{ø}}ki twey? A gdisz on to mowyl: otpowye gemu: Zalysz ti racz- cza krolyow? przestań, acz nye zaby- i{{ø}} cyebye. A otchadzai{{ø}} prorok, rzecze: Wyem, isze u m y e n y 1 cy{{ø}}11 zabycz pan przeto, iszesz tak{{ø}} zloscz 148 uczinyl, a nad to, yszesz nye posłuchał radi mey. Przeto Amazias, krol Iuda, wz{{ø}}w przezl{{ø}}{{ø}} rad{{ø}}, poslal ku Ioasowy, sinu Ioatanowu, sinu Yeuowu, krolyu Israkelskemu, rzek{{ø}}cz: Podz, a pokaszwa syebye spolu. Tedi on wrocy gego posli zasy{{ø}}, rzek{{ø}}cz: Carduus'), gen gest na Lybanye, pcslal ku cedrowy lybanskcmu, rzek{{ø}}cz: Day zon{{ø}} sinu memu, dzewk{{ø}} tw{{ø}}. Owa, zwyerz, gen bil w lyesye lybanskem, szedszi y potloczily* Carduus. Uhel- pysz syp, yszesz pobył Ydumske. a przeto podnyoslo sy{{ø}} syerce twe w pi- ch{{ø}}. Syedzi w twem domu, przecz zloscz przecyw sobye wzbudzasz, abi zagynpl ti y ludowo pokolenye s tob{{ø}}? IS.ye chcyal Amazias posluchacz, przeto y- sze boża wolya bila, abi gy podał w r{{ø}}ce nyeprzyiacyelske prze Ydumske bogy. A zatim wzidze loas, kroi israkelski, abi sy{{ø}} pokusyly spolu. Ale Amazias kroi iudzski bil wBethsames iudzskem. Y padło iudowo pokolenye przed Israhelem, y ucyecze do swick stanów. Potem loas kroi israkelski i{{ø}}1 Amaziasza sina Ioaszowa, krolya iudz- skego, w Betksames y prziwyedze gy do Ierusalema. y skaził mury* Ierusa- lemske ot broni Efraymowi asz do broni k{{ø}}towey, cztirzi sta loket wzdlusz. A wszitko złoto y srzebro y wszitki ss{{ø}}di, które nalyazl w domu bozem, a w skarbyech Obededom domu krolyo- wem, a tasz2) y sini nyeprzyiaczol przi- wyodl do Samariey. Y bil ziw Amazias sin Ioasow, kroi Iuda, gdi iusz bil umarl loas, sin Ioatkanow, kroi Israkel, py{{ø}}cznaczcye lyat. Ale gyne rzeczi o skutceck Amaziaszowick pyruick y poslednick popysani s{{ø}} w ksy{{ø}}gack krolyow Iuda a Israkel. Gen gdi bil otst{{ø}}pyl ot boga, wsprzecywyły sy{{ø}} gemu w Ierusalemye. A gdisz bil u- cyekl do Lachis, wislawszi za nym, tu go zabyly. A przinyoszszi gy na ko- nyech, pogrzebly gy w myescye Dauidowye s gego oczci. XXVI. p JL otem wszitek lyud iudzski ustawyl Oziasza w szescznaczcye lecyech królem, sina gego w myasto oczcza gego Amaziasza. On wzdzalal Ilaylath a na- wrocyl ge ku dzerzenyu Iudowu, gdiz skonczal kroi s oczc‘ swimy. vV szescznaczcye lecyech bil Ozias, gdisz bil pocz{{ø}}1 krolyowacz, a krolyowal ‘dwye a py{{ø}}czdzesy{{ø}}t lyat w Ierusalemye. Gymy{{ø}} macyerzi gego Hiechelya z Ierusalema. Y czinyl, czso bilo prawego ‘ przed bogem, podle tego wszego, czsos czinyl Amazias, ocyecz gego. A szukał boga za dnyow Zachar(yasjzouich, rozumyeipcego a wydz{{ø}} J cego boga. A gdisz szukał boga, myło wal gy we wszech rzeczach. Potem wigeekal, abi boiowal przecyw Fylystym, a zborzil* muri Geth a muri Iamne') a muri A- zota. Y udzalal myasteczka w Azocye a w Pkylystym. Y pomogl gemu bog przecyw Phylystym y przecyw Arabskim , gisz bidljdy w Guzbalal2), y przecyw Amonytskim. Y dawały Amo- nytscy dari Oziasoui, y oglosylo sy{{ø}} gymyn gego az do wchodu Egypske- go prze gego czóste wycy{{ø}} stwo. 1 wzdzalal Ozias wyeze nad bron{{ø}} y hel- mi 'ł)3) w Iemsalem, a nad bron{{ø}} wal- *) Oset. *) Pewnie myłka zamiast „takesz- ') Wulg. Idtmiae. ’) Gurbeal. ') Suj,jr portam angui v n{{ø}}1), a ostatnye na stronye tego mu- ru ustauil, y utwyrdzil ge. A takez wzdzalal wyeze na pusczi, a wikopal wyele cystern, przeto ysze myal wyele dobitka tak na polech, iako na pu- stem lesye, a myal wynnyce y wyna- rze po górach y na Carmelu. bo bil zaiste czlowyek pylni roley. A bila woyska gego boiownykow, gisz wicha- dzaly ku pobyczu pod r{{ø}}k{{ø}} Iehiela py- sarza, a Amaziasza uczicyela, a pod r{{ø}}k{{ø}} Ananyasza, gen bil s ksy{{ø}}sz{{ø}}t krolyowich. Y wszitka lyczba ksy{{ø}}sz{{ø}}t po gich czelyadzach, m{{ø}}zow sylnich, LII tysy{{ø}}czow a szescz set. A pod nymy wszitka woyska syedm a trzsy sta tysy{{ø}}czow a py{{ø}}cz set, gisz biły gotowy ku boiu, a za krolya przecyw nyeprzyiacyelom boiowaly. Y przipra- uil gym Oziasz, to gest wszey woy- scze, sczity a kopya a przelbyce, y pancerze, 1{{ø}}cziska y prok?/ ku cy- skanyu kamyenym. A wzdzalal w Ie- rusalem rozlyczna dzala ku obronye myesczskey, iasz ustauil na wyeszach a na w{{ø}}glech murnich, abi z nych mogły strzelyacz a luczacz2) wyelykim kamyenym. Y roznyoslo sy{{ø}} gymy{{ø}} gego daleko, przeto ysze gemu pomagał bog a udatna gi uczinyl. Ale gdisz bil rozmocznyal, podnyoslo sy{{ø}} syerce gego w zagz/nyenye gego. Y o- puscyl pana boga swego, bo wszedw do koscyola bożego, chcyal obyatowacz kadzidło na ołtarzu kadzidlnem. A ręczę po nyem wszedł Azarias kapłan, a s nym kaplany syedm dzesy{{ø}}t bozi, m{{ø}}zowye przesilny, wzprzecywyly sy{{ø}} przecyw krolyowy, rzek{{ø}}cz: Nye twoy to rz{{ø}}d, Oziaszu, abi ti obyatowal zapaln{{ø}} obyat{{ø}} panu, ale kapłanów bo- zich, to gest sinow Aaronouich, gisz s{{ø}} poswy{{ø}}ceuy ku takey sluszbye. Przeto winydzi z swy{{ø}}tynyey przes pot{{ø}}pi, bo to nye b{{ø}}dze tobye polyczono ku slawye ot pana boga. Y roznyewTal sy{{ø}} Ozias, a dzerz{{ø}}cz kacydlnycz{{ø}}* w r{{ø}}- 149 ce, abi obyatowal kadzidło, groz{{ø}}cz kapłanom, a r{{ø}}cze ziauy sy{{ø}} tr{{ø}}d na gego czele przed kapłani w domu bozem nad ołtarzem kadzidlnim. A gdisz nayn wezrz{{ø}} Azarias byskup y wszitci gyny kaplany: uzrzely tr{{ø}}d na gego czele, nagle wignaly gy. Ale y on 1{{ø}}- kn{{ø}}w sy{{ø}}, pospyeszil sy{{ø}} precz winydz, przeto isze na sobye poczuł bil tak nagle ran{{ø}} boz{{ø}}. Y bil przeto Otozias* tr{{ø}}dowat do dnya swey smyercy, a bidlyl w domu osobnem, pełen s{{ø}}cz tr{{ø}}- du, prze ktori bil wirzuczon z domu bożego. Potem Ioathan, sin gego, spra- wyal dom krolyow a s{{ø}}dzil lyud zemski. A ostatnye rzeczy Oziasoui, pyr- we y poslednye, popysal Yzaias prorok, sin Amos. Y skonczal Ozias s oczci swimy, y pogrzebly gy na polyu kromye krolyowich grobów, przeto isze bil tr{{ø}}dowati. A krolyowal Ioathan, sin gego, w myasto gego. XXVII. w py{{ø}}cy a we dwudzestu lecyech bil Ioatan, gdisz pocz{{ø}}1 krolyowacz, a szescznaczcye lyat krolyowal w Ieru- salem. gymy{{ø}} macyerzi gego Geruza, dzewka Sadoch. Y czinyl, czso bilo prawego przed panem bogem, podle wsszego*, czsoz czinyl Ozias, ocyecz gego, kromye tego isze nye wchadzal w koscyol bozi, a isze gescze lyud grzeszil. A udzalal domu bożemu bro- n{{ø}} wisok{{ø}}, a na murzech Ophel wyez wyele. A myasta zdzala1 po górach Iudzskich, a w ludzech grodi a wyeze. On boiowal przecyw krolyoui sinow A- monouich, a przemógł gy. a daly gemu w tem czasye sinowye Amonowy sto grziwyen srzebra, a dzesy{{ø}}cz tysy{{ø}}czow myar i{{ø}}czmyenya, a tilesz psze- nyce. to gemu dawały sinowye Amo- noui drugego lyata y trzecyego. Y roz- mogl sy{{ø}} Ioathan, przeto isze bil zrz{{ø}}- dzil swe drogy przed panem bogem swim. Ale gyne rzeczi Ioatanowi y wszitki gego boge y skutkowye popysani s{{ø}} w ksy{{ø}}gach krolyow Iudzskich. We dwudzestu a w py{{ø}}cy lecyech bil, gdi pocz{{ø}}1 krolyowacz, a szescnaczcye lyat krolyowal w Ierusalem. Y skonczal Ioathan s swimy oczczi, a pogrzebl y gy w myescye Dauidowye. a krolyowal Achas, sin gego, w myasto gego. xxvm. \/ w e dwudzestu lecyech bil Achas, gdisz pocz{{ø}}1 krolyowacz, a szesczna- czcye lyat krolyowal w Ierusalemye. Y nye czinyl prawye w wydzenyu bozem, iako Dauid ocyecz gego, ale chodził po drogach krolyow Israhelskich, a nadto y sochy u [lyal Balaamoui. Ten gest, ktorisz zapałyal obyati na vdolyu Bennon, a smikal sini swe przes ogen, podle obiczaia poganske- go, ktorezto pogubyl pan w prziscyo* sinow israhelskick. Obyetowal zaiste y kadzidlne rzeci zegl na wisokoscyach y na pagorcech y pod wszelkim drzewem gal{{ø}}zistim. Y poddał gy pan bog gego w r{{ø}}k{{ø}} krolya Syrskego, gen po- byw gy, wyelyki plyon zai{{ø}}1 z gego r z i s z e y (?) ') y prziwyodł do Dama- ska. A takesz krolyowy israhelskemu dan gest w r{{ø}}ce, a pobyt wyelyk{{ø}} ra- n{{ø}}. Y zbył Phacee, sin Romelye, z Iu- dzina pokolenya XX ku stu tysyoczow2) w geden dzen, wszitki m{{ø}}ze boiowne, przeto isze biły ostały pana boga oczczow swich. Tegosz czasu zabyl Ze- chri, m{{ø}}z moczni z Efrayma, Maazia- sza sina krolyowa, a Ezrichama, ksy{{ø}}- sz{{ø}} domu gego, a Elckan{{ø}}, drugego ot krolya. Y zgymaly sinowye israkelsci z bracyey swey dwye scye tisy{{ø}}czow pyeszich, zon, dzecy a dzewek, y plyon przes lyczbi, a prziwyedly ge do Samariey. Za tey burze bil tu prorok bozi gymyenyem Obeth, gen wiszedl wr drog{{ø}} woyski, iasz cy{{ø}}gn{{ø}}la do Samariey, rzeki gym: Owa, roznyewal sy{{ø}} gest pan bog oczczow naszich przecyw ludze, y poddał ge w r{{ø}}ce wasze, a wi- scye ge ukrutnye zmordowały, tak az w nyebo weszło wasze ukrucyenstwo. A nad to sini Iudzini a Ierusalemske chcecye sobye podbycz wrobotnyki a w robotnyce, gegoszto nye gest potrzeba. Przeto zgrzeszilyscye tim przecyw panu bogu waszemu. Ale posluckaycye ') Wulg. „imperio“ (więc może rzeszey?). 5) Centum viffinti millia. radi meyr, a nawrcczcye wy{{ø}}znye, kto- rescye prziwyedly z bracyey waszey, to wyelyki gnyew bozi nad wamy gest. A takesz staly m{{ø}}zowye wogewodi s ksy{{ø}}sz{{ø}}t sinow Efraymouich, Azarias sin Iohannowy Baraekias sin Mozolla- moth, Iezechias sin Sellum, a Amazias sin Adaly, przecyw tim, gisz szły z bo- ia. Y rzekły gym: Nye wodzcye sam wy{{ø}}zuyow, abichom nye zgrzeszily panu. Przecz chcecye prziczinycz grzechów waszich, a stare rozmocznycz wyni? Gyscye, wyelyki grzech gest to, a gnyew gnyewu') bożego nad Israhelem gest. Y rozpuscyly m{{ø}}zowye bo- iowny plyon y wszitko, czso biły pobrały, przed ksy{{ø}}sz{{ø}}ti y przed wszitkim sebranym. A takesz stoi{{ø}}cz m{{ø}}- zowye myanowany2), wz{{ø}}wszi wszitki wyoznye, a ktorzi biły nadzi, przio- dzely ge z łupu. a gdisz ge prziodze- 15° ly|; y obuły y posylyly pokarmem a napogem, a gich nog pomazały prze ustanye, a pyecz{{ø}} k nym przylozily, ktorzikoly z nyck nye mogły ckodzicz, a biły mdłego żywota: wsadziły ge na dobitcz{{ø}}ta a przewyedly do Iericho, myasta palmowego, k gick bracy, ale samy nawrocyly sy{{ø}} do Samariey. Tego czasu poslal kroi Achaz ku krolyu asyrskemu, z{{ø}}dai{{ø}} pomoci. Y przicy{{ø}}- gly Ydumscy, a pobyły wyele z Iudzskich a zai{{ø}}ly wyelyki plyon. Ale Fi- lysteyscy rosuly sy{{ø}}- po myescyeck pol- uick, a na poludnye Iuda, y dobiły s{{ø}} Beth&^mes a Haylon a Gaderoth a So- chot a Tamnam a Zamro ^ s gich wyesznyczamy, a przeblwaly w nych. Ponyzil bil zaiste pan Iud{{ø}} prze A- chaza, krolya iudzskego, przeto isze obnazil gy bil ot swe* pomoci, bo wzgardził bil panem. Y prziwyodł pan przecyw gemu Teglathfalazara, krolya A- syrskego, genze gy zn{{ø}}dzil a pogubyl przes wszey obron:’. Przeto Ackaz ob- lyupyw dom bozi a dom krolyow y ksy{{ø}}sz{{ø}}t, dal dari kro(7o)wy Asyrskemu. ale gemu nyczs nye pomogło. A nadto y czasu swey n{{ø}}dzi, przisporzil wzgardzenya przecyw swemu panu, gdisz sam kroi Achaz w swey osobye ofyerowal obyai bogom Damaskim, swich nyeprzyiacyol, rzek{{ø}}cz: Bogowye krolyow Syrskick wspomagai{{ø}} gym, geszto ia usmyerzam obyetamy, a przi- st{{ø}}puy{{ø}} ku mnye. A ony, przecyw temu, biły s{{ø}} wszemu Israhelu upad, y gemu. A tak Ackaz pobraw wszitki kleynoti z domu bożego, a zlamaw ge. y zawarł drzwy domu bożego, a zdza- lal sobye ołtarze po wszech k{{ø}}cyech Ierusalemskick. Y we wsze(cbJ myescyech Iuda zdzalal ołtarze ku palenyu kadzidła, a tak wzbudził gnyew pana, boga oczczow swich. Ale ostatnye rzecz: y wszitci skutci gego, pyrwy y pośledni, popysany s{{ø}} w ksyogack krolyow Iuda a Israkel. Y skonczal ges*. Ackaz z oczci swimy, y pogrzebly gy w Ierusalemye w myescye. any gego zaiste przyi{{ø}}ly w grobi krolyow israhelskich. Y krolyowal Ezeckias, sin gego, zayn. XXIX. Przetoz Ezeckias pocz{{ø}}1 krolyowacz.. ’) Ir a furor**.J) ,qms wpra memoravimus*. Gatmo. W. gdisz bil we XX a w py{{ø}}cy lecyech, a przes geno XXXci lyat krolyowal w Ierusalemye. a gymy{{ø}} macyerzi gego Abya, dzewka Zachariaszowa. Y czynyl, czsoz lyube bilo w wydzenyu boszem, podle wszego, czsoz czinyl Dauid ocyecz gego. W tem lyecye, a myesy{{ø}}cza pyrwego gego krolyowanya, otworzil broni domu bożego, a opra- wyl gey*. Y prziwyodł kapłani boze y nauczo ne, zgromadziw ge w ulycz{{ø}} na wschód sluncza. Y powyedzal k nym: Sliszcye my{{ø}}, nauczeny, a poswy{{ø}}cz- <jye sy{{ø}} y uczisczcye dom pana boga oczczow waszich. wanyescye wszitk{{ø}} nyeczistot{{ø}} z swy{{ø}}cy. Bo zgrzeszily oczczowye naszi, a uczinyly zle w wydzenyu pana boga naszego, nyechawszi gego. odwrocyly twarzi ot stanu pana boga naszego, y obrocyly gemu chrzbyet. Zawarły drzwy, gesz bili w przistrzeszu, y ugasyly swyetedlnyce. kadzidłem nye kadziły, a obyati nye obyatowaly w swy{{ø}}cy boga israhelskego. A tak sy{{ø}} wzbudził gnyew bozi przecyw Iudowu pokolenyu y przecyw lerusalemu, y poddał ge pan w nye- pokoy a w zagub{{ø}} y w powyescz, iako samy wydzicye oczima waszima. Owa, oczczowye waszi zg;/n{{ø}}ly od mye- cza, sinowye waszi y dzewki y zoni wasze zgymani y wyedzoni w i{{ø}}czstwo prze taki grzech. Przeto nynye lyuby my sy{{ø}}, abichom weszły w slyub s panem bogem israhelskim, acz otwrocy ot nas roznyewanye gnyewu swego. Sinowye moy, nye myeszkaycye. was pan wibral, abiscye stały przed nym a sluszily gemu, a palcye gemu kadzidło. Przeto powstawszi uczeny, Math, sin Amaziasow, a Iohel, sin Azariasow s sinow Kaatowich, a takesz s sinow Merari Cys, sin Adday, Azarias, sin Iohiel, z sinow Iersonowich Ioha, sin Samma, a Eden, sin Ioatha, a tak z sinow Elyzaphatowich Zamri [a] Iahiel, potem z sinow Azafouich Zacharfius^z a Mathanias, takez z sinow Emanouich Iahel a Semey, ale y z sinow Yditum Semeias [a] Oziel, tich bilo XIIII'): y zgromadziły bracy{{ø}} sw{{ø}} y poswy{{ø}}- cyly sy{{ø}}, y weszły podle przikazanya krolyowa a przikazanya bożego, abi wicziscyly dom bozi. A tak kaplany wszedszi w koscyol bozi, abi poswy{{ø}}- cyly gy, y winyeszly z nyego wszitk{{ø}} nyeczistot{{ø}}, i{{ø}}sz wn{{ø}}trz nalezly w o- dzewnyci domu bożego, i{{ø}}szto wz{{ø}}- wszi słudzy koscyelny, winyesly precz do potoka Cedron. Y pocz{{ø}}ly cziscycz pirwego dnya myesy{{ø}}cza pyrwego, a w ósmi dzen tegosz myesy{{ø}}cza weszły w szyencz{{ø}} koscyola domu bożego. Potem cziscyly koscyol osm dny, a w szosti naczcye dzen tegoż myesy{{ø}}cza, tego czso biły pocz{{ø}}ly, dokonały. A wszedszi ku Ezechiaszowy krolyowy, rzekły gemu: Poswy{{ø}}cylysmi wszego domu bożego, y ołtarz obyetni, y ss{{ø}}- di gego, y stoi poswy{{ø}}tnego chleba se wszitkimy ss{{ø}}di gego, y wszitk{{ø}} przi- praw{{ø}} koscyola, gesz bil pokalyal kroi Achaz za swe go krolewstwa, gdisz 161 iusz bil zgrzeszil. Owa, postawyano gest wszitko przed ołtarzem bozim. Te- *) Tego dodatku nie ma w Wulg. di kroi Ezechias wstaw na oswycye, poi{{ø}}w s sob{{ø}} wszitka ksy{{ø}}sz{{ø}}ta myescz- ska, y wnydze do domu bożego, y o- fyerowaly spolu bikow syedm, a skopowa syedm, a kozio w syedm, a baranow syedm, za grzech a za krolew- stwo a za swy{{ø}}cz a za ludowo pokolenye. y powyedzal sinom cztirzem Aa- ronowum, kapłanom, abi obyatowaly na ołtarz obyati. Przeto zbyły biki, y wz{{ø}}ly kaplany krew gich y przelyaly i{{ø}} na ołtarzu, y były takesz skopi, a tich krew na ołtarzu przelyaly. a za- rzazaly barani, y przelyaly krew na ołtarz. A prziwodz{{ø}}cz koźli za grzech przed królem y przede wszim sebra- nym, y wdozily r{{ø}}ce na nye, a zarza- zaly ge kaplany, y skropyly krwy{{ø}} gich przed ołtarzem za wyn{{ø}} wszego Israhela, bo za wszitek Israhel przikazal bil kroi, abi obyata uczinyona bila za grzeck. Y ustauil uczone w domu bozem z swoneczki a z zaltarzmy y z r{{ø}}cznyczamy, podle zrz{{ø}}dzenya krolya Dauida a Gad wydz{{ø}}cego a Natana proroka, bo tak przykazanye boze bilo, przes r{{ø}}k{{ø}} prorokow gego. Y stały uczeny, dzersz{{ø}}cz g{{ø}}dzb{{ø}} Dauidow{{ø}}, a kaplany tr{{ø}}bi. Y przikazal kroi Ezechias, abi obyatowaly swTe obyati na ołtarzu. A gdisz ofy ero wały obyati, pocz{{ø}}ly slawnye spyewacz panu, a tr{{ø}}- bamy tr{{ø}}bycz, y rozlyczne g{{ø}}dzbi, gesz bil Dauid kroi israkelski przyprauil, i{{ø}}ly g{{ø}}scz. A gdisz wszitek zast{{ø}}p modlyl sy{{ø}} bogu: spyewaci y cy, gysz dzerszely tr{{ø}}bi, biły w swem rz{{ø}}du*), az sy{{ø}} obyeta wipelnyla. A gdisz syp obyeta dokonała, skłony w sy{{ø}} kroi y wszitci, gisz s nym biły, pomodlyly sy{{ø}} bogu. Y przikazal Ezechias kroi a ksy{{ø}}sz{{ø}}ta uczonim, abi chwalyly pana slovi Dauidouimy a Azaphouimy wTydz{{ø}}cego, gisz gy chwalyly w wye- lykem wyesyelyu, a sklonywszi swa kolyana, modlyly sy{{ø}} gemu. A takesz to Ezeckias przicziny, rzek{{ø}}cz: Napel- nylyscye swoy r{{ø}}ce panu bogu, przi- st{{ø}}pcye, a oferuycye panu obyati y chwali w domu bozem. Przeto offero- wala wszitka wyelykoscz ’) dari swe y ckwak y obyati z nabozn{{ø}} misly{{ø}}. Potem lyczba tich obyat, gesz oferowało sebranye, gest ta: bikow LXX, sco- pow sto, baranow CC. A prziswy{{ø}}cyly wolow bogu szescz set, a owyecz trsy tysy{{ø}}ce. Ale kapłanów bilo mało, any mogły dostatczicz drzecz kozi z dobitka obyetnego. przeto y uczeny, bracya gich, pomogły gym, doi{{ø}}d syp sluszba nye dokonała, a doi{{ø}}d sy{{ø}} by- skupowye nye poswy{{ø}}cyly. Bo uczeny snadnyeyszim rz{{ø}}dem poswy{{ø}}czuy{{ø}} sy{{ø}}, nyszly kaplany. Przeto bilo wyele obyat, tuk pokoynich obyat, y mokre rzeczi palyonich obyat. y dokonała syó sluszba domu bożego. A rozwyesyelyl sy{{ø}} Ezechias y wszitek lyud s nym, isze sluszba boża sy{{ø}} dokonała, bo nagle to bil przikazal uczinycz. XXX. 1. poslal Ezechias ku wszemu Israke- lu y ku Iudzinu pokolenyu, y pysal lysty ku Efraymowy a ku Manasoui, abi prziszly do Ierusalema, domu bo- zego, y uczinyly Prziscye') panu bogu israhelskemu. A wszedszi w rad*’) kroi s ksy{{ø}}szi({{ø}})ta/ y ze wszim zborem Ierusalymskim, y radziły sy{{ø}}, abi u- czinyly wyelyk{{ø}}nocz myesyocza drugego, bo nye mogły uczinycz w swem czasye. Bo kaplany, giszbi mogły stat- czicz, nye biły poswy{{ø}}ceny, a gescze lyud nye bil sy{{ø}} sebral do Iuerusale- ma*. Y zlyubyla sy{{ø}} ta rzecz krolyowy y wszitkemu sebranyu, y uradziły, abi posiały posli ku wszemu Israhelu, ot Bersabee az do Dan, abi prziszly a uczinyly Prziscye panu bogu israhelskemu w Ierusalemye. bo wyele nye pelnyly2), iako pysano w zakonye bozem. Przeto pospyeszily sy{{ø}} byegu- n o w y e z lysti, podle przikazanya krolyowa y gego ksy{{ø}}zyt, ku wszemu I- srakelu a ku Iudowu pokolenyu, iako bil kroi przikazal, rzek{{ø}}cz: Sinowye israkelsci, nawroczcye sy{{ø}} ku panu bogu A bramowu, Isaakowu a Israhelowu, acz sy{{ø}} on nawrocy ku zbitkom, gisz s{{ø}} ucyekly r{{ø}}ku krolya Asyrske- go. Nye b{{ø}}dzcye, iako waszi oczczo- wye y bracya , gysz odeszły ot pana boga oczczow swich, a poddał ge w zagt/nyenye, iako samy wydzicye. Nye zatwardzaycye swey głowi, iako oczczowye waszi. poddaycye r{{ø}}ce wasze panu, a podzcye do gego swy{{ø}}cy, i{{ø}}z poswy{{ø}}cyl na wyeki. sluscye panu bogu oczczow waszich, a odwrocy sy{{ø}} ot was gnyew rożny ewanya gego. Bo nawrocycyely sy{{ø}} wi ku panu: bracya naszi1) y sinowye naszi1) sh/utowanye przed pani swimy bód{{ø}} myecz, gysz ge wyedly w i pczstwo, y nawrocz{{ø}} sy{{ø}} do zemye swey. bo gest dobrotlywi a myloscywi pan bog nasz, a nye obro- cy oblycza swego odkwaś, gdi sy{{ø}} wi k nyemu nawrocycye. Przeto byezely ryczę byegunowye, myasto od myasta, po zemy Efraymowye a Manasowye, az do zemye Zabulonowye*, a ony sy{{ø}} gymposmyewaly a kłamały gymy. A wszak nyektorzi m{{ø}}zowye z Asse- rowa po| kolenya a Manasowa a Za- 152 bulonowa posluchawszi gickradi, przi- d{{ø}} do Ierusalema. Ale w Iudowu* pokolenyu stal a sy{{ø}} mocz boża, abi gym dal geno syerce, abi uczinyly podle przikazanya krolyowa y gego ksy{{ø}}sz{{ø}}t. Y sebialy syf/ do Ierusalema wyele Lyuda, abi uczinyly swyyto przesnycz w drugem myesy{{ø}}czu. A wstawszi, skaziły ołtarze, gesz bili w Ierusalemye, y wszelke rzeczi, na nyckze obyatowaly kadzidło modlam podwraczai{{ø}}cz wimyataly do potoka Cedron. Y swy{{ø}}- cyly Prziscye czw artego naczcye dnya myesy{{ø}}cza drugego. Ale kaplany a na- uczeny, s{{ø}}cz poswy{{ø}}ceny, oferowały obyati w domu bozem. A stały w swem rz{{ø}}dze podle zrz{{ø}}dzenya zakona Moy- zesowa, slug?/ bożego, a kaplany^ przi- gymaly ku przelewanyu krew z roku uczonich, przeto isze wyelyki zbór nye bil poswy{{ø}}czon, a przeto obyatowaly nauczeny Prziscye tym, ktorzi sy{{ø}}> biły nye prziprauily, abi sy{{ø}} poswyocyly bogu. Wyelyka takez częscz z Efray- ma y z Manasse, Yzaehara y z Zabulona, iasz nye bila poswy{{ø}}czona, iadla Prziscye nye podle tego, iako napy- sano. a modlyl sy{{ø}} za nye Ezechias, rzek{{ø}}cz: Pan dobrotlywi slyutuge sy{{ø}} rade wszemy, ktorzi ze wszego syer- cza szukai{{ø}} pana boga oczczow swich. a nye b{{ø}}dze to gym ważono, ysze nye sy poswypceny. Gegosz usliszal pan, a slyutowal sy{{ø}} nad swim lyudern. Y slauily sinowye Israhelsci cy, ktorzi nalezeny w Ierusalemye, swy{{ø}}to* prze- snycz za syedm dny wr wyelykem wye- syelyu, chwaly{{ø}}cz pana po wszitki dny, ale nauczenj7- y kaplany w gódzbye, iasz k gich urz{{ø}}du p r z i s 1 u c k a 1 a. Y mowyl Ezeckias ku syerczu wszeck na- uczonick, gisz myely rozumnoscz do- br{{ø}} o bodze, y gedly przesnyce za syedm dny tego swy{{ø}}ta, obyetuy{{ø}}cz pokuyne oby3ty, a ckwaly{{ø}}cz pana boga oczczow swich. Y lyubyło sy{{ø}} w szemu sebranyu, abi slauily y drugyck syedm dny. a to uczinyly s wyelyko radoscy{{ø}}. Ale Ezeckias, kroi Iuda, wi- dal bil temu sebranyu na to swy{{ø}}to tysy{{ø}}cz bikow, a syedm tysyńczow o- wyecz. A. ksyószota dały lyudu tysy{{ø}}cz bikow, a owyecz dzesy{{ø}}cz tisy{{ø}}czow. przctoz sy{{ø}} poswyócylo wyelyke se- branye kapłanów. A ochotnoscy{{ø}} gest obdarzon wszitek zastop Iudzsk., tako kaplany, iako nauczeny, iako wszitek zastop, gen bil prziszedl z Israhela ty swy{{ø}}ta slauicz, takesz przickodnyowye zemye Israkelskey y przebiwai{{ø}}cick w Iuda. A tak |: sy{{ø}} stało wyelyke swy{{ø}}- to wr Iemsalem, iake nye bilo ote dnyow Salomonowick, sina Dauidowa, krolya israkelskego, w tem myescye. A wstawszi kaplany y nauczeny . szegnaly lyud. y usliszau glos gich, y prziszla modlytwa gick do przebitka swyptego nyebyeskego. XXXI. gdisz sy{{ø}} to wszitko porz{{ø}}dnye dokonało, wiszedl wszitek Israkel, gen bil nalezon w myescyeck Iuda, a złamały modli a posyekly lugy, starły wisokoscy, a ołtarze skaziły, a nye telko ze wszego ludowa, a z Benyamynowa pokolenya, ale z Efraymowa y z Ma- nasowa, doiod owszem nye wicziscy- ly. Y nawrocy ly sy{{ø}} zasy-' wszitci sinowye Israkelsci na swa gymyenya do swick myast. A Ezeckias ustauil zbór kapłański y nauczonick po wszeck roz- dzeleck, kaszdego w urz{{ø}}dze swem wlostnem, takesz kaplany, iako nauczeny, ku obyatam zapalnim a pokoy- nim, abi sluszily a spyewaly a chwalyly we wrocyeck twyrdz bozick. Ale cz{{ø}}scz kiolyowfa) bila, abi z gego wlo- stnego zbosza bila offyerowana obyeta zawzgy rano y s wyeczora. W subotr y w kalyandi a na gyna swy{{ø}}ta, iako gest pysano w zakonye Moysesowye. A takesz przikazal lyudu przcbiwai{{ø}}- cemu w Ierusalemye, ab dawały dzali kapłanom a nauczonim, abi mogły gotowy bicz1) zakonu bożemu. To gdisz syp oglosy w uszi sebranyu, obyeto- waly sinowye israkelsci pyruick urod wyele z uzitkow, z wyna y z oleia, z myodu y ze wszego, czsosz sy{{ø}} na zemy rodzi, oferowały dzesy{{ø}}czini. Ale y sinowye israhelsci y iudzsci, gisz bidlyly w myescyech Iuda, oferowały dzesy{{ø}}cyni z wolow y z owyecz, a dze- sy{{ø}}cyni poswy{{ø}}tne, gesz biły slyubyly panu bogu swemu. A wszitko snyosz- szi, uadzalaly wyele brogow. Trzecyego myesy{{ø}}cza pocz{{ø}}ly myotacz na gro- madi *), a syodmego myesy{{ø}}cza dopel- nyly gich. A gdisz wnydze Ezechias a ksy{{ø}}sz{{ø}}ta gego, uzrzawszi brogy, blo- goslauily panu y lyudu gego israheL- skemu. Y opital Ezechias kapłanów a nauczouich, przeczbi tak gromadi le- szali? Otpowye Azarias, kapłan pyrwi s pokolenya Sadochowa, rzek{{ø}}cz: Gdi pocz{{ø}}ti2) oferowani bicz pyrwe urodi domu bożego, tysmi gedly az do sy- toscy, a ostało gych wyele, ysze pożegnał pan lyudu swemu, a tocz s{{ø}} zbitkowye, gesz wydzisz. Przeto przikazal Ezechias, abi udzalaly stodok domu bożego. Gemusz (?) gdiz biły dokonały, wnyeszly do nych tak pyrwe urodi, iako dzesy{{ø}}tki, wyernye, y to wszitko, czsosz biły z slyubu obye-11 153 czaly. Y bil włodarzem nad tym wszim Chonemyas, uczoni, a drugy Semey, brat gego. a po nyem Iayel a Azarias, a Naat a Ierimoth, a Azael a Iozabat, a Helychech* a Iezmathias, a Matha* a Banyas, włodarze pod r{{ø}}k{{ø}} Kone- nyasza a Semey brata gego, s przikazanya Ezechiasza krolya a Azariasza ') Acervorum jacere fundamenta. *) Pewnie myłka pisarza zamiast: poczęły. byskupa domu bożego, k nymaszto wszitko przisluchalo. Ale Chore sin Ge- mna, nauczoni a wrotni drzwy ode wschodu sluncza, włodarz b{{ø}}dze *) nad tymy, gesz z dobrey woley ofyeruy{{ø}} sy{{ø}} panu. A pyrwe urodi y poswy{{ø}}- czonich rzeczi do swy{{ø}}cy swy{{ø}}tich2). A pod gego mocz{{ø}} Eden a Benyamyn, Gezue a Semey as, a Amarias takesz a Sechenyas w myescyech kapłańskich, abi wyernye dzelyly dzali myedzi sw{{ø}} bracy{{ø}}, mnyeyszim y wy{{ø}}czsym, kromye packolykow ode trsyech lyat a nad to, y tym wszitkim gisz wrcka- dzaly do koscyola bożego, a to wszitko, czso na koszdi dzen prziwozily ku sluszbye bozey a ku zachowanyu podle rozdzalow swich kapłanów a nau- czonich, po czelyadzach gich, ode dwudzestu lyat a nad to, po rz{{ø}}dzech a po zast{{ø}}pyech swich, y wszemu sebranyu, tak zonam, iako d z e c y e m gick obogego pokolenya3) pokarm rozdawały s tego wyernye, czsosz poswy{{ø}}- czono bilo. A tak y po syedlyskach y w przedmyescyack kaszdich myast sinow Aaronouick sposobyeny biły m{{ø}}- zowye, gysz cz{{ø}}scy rozdawały wszel- kemu pokolenyu m{{ø}}skemu s kapłanów y z nauczonick. Przetoz uczinyl Ezeckias wszitko, czsosmi powedzely, we wszem Iudzinu pokolenyu, a uczinyl dobre, proste y prawdziwe przed panem bogem swim, we wszeck obicza- iock sluszbi domu bożego, podle zakona a duckowuich obiczaiow, chcz{{ø}}cz szukacz pana boga swego ze wszego syercza swego: uczinyl y pospyeszil gest'). XXXII. Potem a po takey prawdze, prziszedl Sennacherib, kroi Asyrski, a przyszedw do zemye Iuda, obiegi myasta murowana, chcz{{ø}}cz gich dobicz. To gdisz usliszi Ezechias, ysze prziial Sennacherib, a wszitk{{ø}} wroysk{{ø}} obrocyl przecyw' Ierusalemu: wz{{ø}}w rad{{ø}} z swimy ksy{{ø}}sz{{ø}}ti a z przesylnimy m{{ø}}zmy, abi zaczwyrdzily wszitki zrzodla studnycz, które bili przed myastem. A zwola- wszi sy{{ø}} k temu wszitci wirzeczenym, zgromadziły wyelyke sebranye y za- tracyly studnyce wszitki, gesto bili przed myastem, y potok, gesz cyekl po poszrzotku zemye, rzek{{ø}}c: Gdisz przid{{ø}} krolyowye Asyrsci, a nye nay- d{{ø}} oplwytoscy wod. Y wzdzalal s pyl- noscy{{ø}} wyelyk{{ø}} mur wszitek, ktori bil skazon, y udzalal wyesze nad nym, y udzalal druga/ mur, y oprawyl Mello wr myescye Dauidowye, y sprawyl roz- mayt{{ø}} bron y scziti. A ustauil ksy{{ø}}- sz{{ø}}ta boiowna w woyscze, a zwolaw wszitki na ulyci broni myesczskey, mowyl k gich syerczu, rzek{{ø}}c: Czincye m{{ø}}sznye a posylcye sy{{ø}}, a nye boycye sy{{ø}} any ly{{ø}}kacye krolya Asyr- skego, any wszego sebranya, gesz s nym gest. Bo s namy gest wyelym wy{{ø}}cey, nyszly s nym. S nymy gest ramy{{ø}} cyelestne, ale s namy gest pan bog, nasz pomocznyk, a boiuge za nas. \ posylyon bil lyud takimy slowi E- zechiaszowimy, krolya Iuda. A gdi syty ty rzeczi dzali, poslal Sennacherib, kroi Asyrski, slugy swe do Iemsalem (a on sam leszal se wsz{{ø}} woysk{{ø}} przed Lya- chis), ku Ezechiaszowy krolyowy Iuda y ku wszitkemu lyudu, gen w myescye bil, rzek{{ø}}c: Tocz mowy Sennacherib kroi Asyrski: W kem* macye nadzei{{ø}}, syedz{{ø}}c a s{{ø}}c obly{{ø}}zeny w Ierusalemye? Zaly Ezeckias skłamał tvas, abi was podał smyercy w głodzę a w pra- gnyenyu, mowy{{ø}}c, ysze pan bog was wibawy z moci krolya Asyrskego ? Wszako gest ten Ezeckias, gesz skaził wiszokoscy gego y ołtarze, a przikazal ludze a Ierusalemu, rzek{{ø}}c: Przed genim ołtarzem b{{ø}}dzecye sy{{ø}} klanyacz, a na temsze b{{ø}}dzecye z e c z kadzidło. Azaly nye wyecye, czsom ia uczinyl y oczczowye moy wszitkim zemyam lyudu ? Zaly mogły bogowye narodow wTszeck zem wizwolycz swe włoscy z moci mey? Ktori gest ze wszeck bogow lyuczskick, gesz s{{ø}} skaziły oczczowye mogy, genbi mogl wizwolycz swoy lyud z mey moci ? A takesz b{{ø}}- dze moc bog was wizwolycz was z moci teyto mey? Przeto nye daycye sy{{ø}} klamacz Ezechiaszowy ny gen{{ø}} mam{{ø}} rad{{ø}}, any gemu wyerzcye. Bo gdisz ny geden bog wszeck narodow y włoscy nye mogl wizwolycz swego lyuda z mey moci a z moci przotkow mick: any bog wasz b{{ø}}dze mocz wras wizwolycz z moci mey. A tak wyele rzeczi gyney mowyly slugy gego przecyw panu bogu a przecyw Ezechiaszowy, słudze gego. A napysal Sennackerib ly- *) „Prosperatus estu W’., co wziął tłumacz za properare. •sty pełne ur{{ø}}ganya przecyw panu bogu israhelskemu, a mowyl przecyw gemu: lako bogowye gynych narodow nye mogły wizwolycz lyuda swego z moci mey, takesz y bog Ezechiaszów nye b{{ø}}dze mocz wizwolycz lyuda swego z r{{ø}}ki mey. A nadto wołanym wye- lyk:m, i{{ø}}zikem zidowskim przecyw lyu- 154 du, gen syedzal na murze Ierusa | lem- skem, wolai{{ø}}cz, chcz{{ø}}cz ge ugrozicz, a myasta do bicz. Mowyl gest przecyw bogu israhelskemu, iako przecyw bogom lyudzi zemskich, gysz s{{ø}} udzala- ny r{{ø}}kama lyuczskima. Ale kroi Ezechias a prorok Yzay as, sin Amos, mo- dlyly sy{{ø}} przecyw temu ur{{ø}}ganyu, a krziezely asz do nyeba. Poslal bog an- gyola swego, gen zabyl wszelkego m{{ø}}- sza sylnego y boiownego, y ksy{{ø}}sz{{ø}}ta woyski krolya Asyrskego. Y wrocyl sy{{ø}} z g&nb{{ø}} do swey zemye. A gdisz wszedł do domu boga swego: sinowye, gysz wiszly z sziwota getro, zabyly gy myeczem. Y zbawyl pan Ezechiasza a bi- dly{{ø}}ce Ierusalemske z moci Sennacke- ribowi, krolya Asyrskego, y z moczi wszeck gynick, a dal gym pokoy po wszitkem okolę. Tako, isze wyele przi- nosyly darów y obyati panu do Ieru- salem, a dały Ezeckiasowy krolyowy Iuda, gen bil potem powiszon nade wszemy narodi. W tich dnyock roz- nyemogl syn Ezeckias az do smyercy, y modlyl sy{{ø}} bogu. a on gy usliszal a znamy{{ø}} gemu dal. Ale on nye podle dobrodzeystwa, gesz przyi{{ø}}1, ot- placyl syo gemu. bo podnyoslo sy{{ø}}) syerce gego, a wzbudził przecyw so- bye y przecyw ludze a Ierusalemu gnyew bozi. Potem sy{{ø}} pokorz__ panu, przeto isze bil powiszil syercza swego, a takesz on, iako y przebiwacz3 ~eru- salemsczi, a przeto nye prziszedl na nye gnyew bozi za dnyow Ezechiaszo- wick. I bil Ezechias bogati a sławni barzo, a skarbi sobye zgromadził wyelyke, y srzebra, y złota, y drogego kamyenya, y rozmaytego odzenya, a ss{{ø}}di wyelykey drogoscy, a lektwa- r z n y c e, a schowanya zbosza, wynne y oleowe, y staynye wszemu dobitku, y chlewi stadom. A szescz') myast udzalal znowu, myal na zemy1) zaiste stad owczich y skoczskick przes lyczbi, bo bil aal gemu pan nabitek wyelyki barzo. Tocz gest ten Ezeckias, gen zaczwyrdzil *) zwyrzckny{{ø}} studnycz{{ø}} wod Gyonskick, a obrocyl ge we spod stron myasta Dauidowa ku zapadu sluncza. A we wszitkick ezinyeck swick, czso ckcyal scz{{ø}}stnye czinyl. Ale wszako w poselstwye ksyęszyt Ba- bylonskick, gysz posiany biły k nyemu, bi go opitaly o dziwye, gen sy{{ø}} przigodzil bil w gick zemy, opuscyl gy pan, abi bil pokuszon, a ozna- myoni* bili wszitki rzeczi, gesz bili w syerczu gego. A gyne rzeczi o krolyu Ezechiaszu y o gego mylosyer- dzu popysani s{{ø}} w wydzenyu Yza- yasza proroka, sina Amazowa, a w ksy{{ø}}gack krolyow Iudzskick a Israkelskick. ') Tego nie powiedziano w Wulg. 3) Wulg. obturavi (zatkał), co tn wzięto za obduravit. 1 skonczal Ezechias s swimy oczci, a pogrzebly gy nad rowi sinow Daui- dowich. a slauily gego pogrzeb wszitek Iuda y w szitci Ierusalemsci. Y krolyowal Manases, sin gego, zan. ‘) We dwu naczcye lyecyech bil Manases, gdi pocz{{ø}}1 krolyowacz, a py{{ø}}cz a py{{ø}}czdzesy{{ø}}t lyat krolyowal w Iemsalem. Y czinyl zle przed bogem podle ganye- bnoscy pogańskich, gesz podwrocyl pan przed sini Israhelskimy. A odwrocyw sy{{ø}}, oprauil modli na górach, gesz bil zatracyl Ezechias, ocyecz gego. a u- dzalal ołtarz Baalymowy, a czinyl modlić ludzech* 2), a klanyal sy{{ø}}> gwyazdam uyebyeskim y modlyl sy{{ø}} gym. A udzalal ołtarze w domu bozem, o nyemze bil rzeki pan: W Ierusalem b{{ø}}- dze gymy{{ø}} me na wyeki. Y udzala ge wszitkim gwyazdam nyebyeskim we dwu syenyw (sienią) domu bożego. A przewlaczal swe sini przes ogen W' dole Beennon, we sni wyerzil, a gusl na- slyadowral, a czarowanego sy{{ø}} umyenya przidzerszal, a myal s sob{{ø}}{{ø}} czaro- wnyki, a wyele złego uczinyl przed bogem, abi gy rozdraznyl. A rite takesz y d{{ø}}te znamyona polozil w domu bozem, o nyemze mouil pan bog ku Dauidoui ly] sinu gego, rzek{{ø}}cz Salomonom : W temto domu a w Ierusalemye, gezem zwolyl ze wszech myast israhelskich, polosz{{ø}} gymy{{ø}} me na wyeki. A nye przepuscz{{ø}} zagyn{{ø}}cz nogy Isra- ■) W Wulg. tu dopiero poczyna 8ię rozdział XXXIII. 2) Ma być: w ludzech, gajach = lucos fecit. W. hela s tey zemye, i{{ø}}zem oddal ocz- czom gich. ale wszako tak, acz b{{ø}}d{{ø}} ostrzegacz a czinycz to czsom przikazal, a wszitek zakon y duchowne obi- czage y takesz s{{ø}}di a* przes r{{ø}}k{{ø}} Moy- sesow{{ø}}. Przeto Manases swyodl Iudo- vo pokolenye y przebiwacze Ierusalem- ske, abi czinyly zle skutki nade wszitki gyne narody, gesz przewrocyl pan przed sini israhelskimy. Y mowyl pan k nyemu y k lyudu gego, ale nye chcye- ly posluchacz. A przeto prziwyodł na nye ksy{{ø}}sz{{ø}}ta woyski krolya Asyrskego, a i{{ø}}ly Manasen, a skowawszi r z e- cy{{ø}}dzmy y p{{ø}}ty zelyaznimy, y wye- dly gy do Babylona. Gen gdisz bil zn{{ø}}dzon, modlyl sy{{ø}} ku panu bogu swemu, a kaial sy{{ø}} barzo przed panem bogem oczczow swich, modly{{ø}}cz sy{{ø}} gemu y prosz{{ø}}cz pylnye. A usliszal pan modlytw{{ø}} gego a nawrocyl gy do Ierusalema na gego krolewstwo, a poznał Manases, isze pan on gest bog. Potem udzalal mur przed myastem Dauidovim na zapadney stronye rzeki Gyon w dole, od vichodu broni ribuey w okol asz do Ofel, y wz | wi- 155 szil gy barzo. A ustauil ksy{{ø}}sz{{ø}}ta woyski we wszech myescyech murowranick Iuda. A vimyatal czudze bogy y modli z domu bożego, a ołtarze, gesz bil zdzalal na górze domu bożego y w Ierusalemye, wrszitki wimyotal z myasta. Potem opravil ołtarz bozi y obyatowal na nyem dari y pokoyne obyati y ckwak. y przikazal ludze, abi slu- zily panu bogu israhelskemu. A wsza- koz gescze lyud obyatowral na gorack panu bogu swemu. A gyny uczinczi Manasen y gego proszba ku bogu swemu, y słowa prorokow, gisz mowyly w gymy{{ø}} pana boga israhelskego, popytani s{{ø}} w rzeczach o krolyoch israhelskich. A modlytwa gego y uslisze- nye, wszitki grzechi a p o t {{ø}} p a, takez myesczcza, na nychze dzalal wisoke modli a czinyl bogy a sochi, drzewyey nyzly pokalanye czinyl, popysano wszitko w mowyenyu Ozay. Y skonczal Manases s oczci swimy, a pogrzebly gy w domu gego. a krolyowal zan Amon, sin gego. We dwudzestu lecyech bil Amon, gdisz pocz{{ø}}1 krolyowacz, a za dwye lecye krolyowal w Ierusalem. ^ uczinyl zle w wydzenyu bozem, iako bil czinyl Manases ocyecz gego, a wszitkim modlam, gesz bil udzalal Manases, obyatowal y sluszil. Y nye sromal sy{{ø}} oblycza bożego, iako sy{{ø}} sromal Manases ocyecz gego, a wyelym wyó- cey zavynyl. Tedi sprzisy{{ø}}gszi sy{{ø}} przecyw gemu slugy gego, zabyly gy w gego domu. Potem ostatnye z lyuda. zbywszi ty, ktorzi Antona zabyly, u- stauily sobye krolya Ioziasza, sina gego, w myasto gego. XXXIIII. T oszmy lecyech bil Iozias, gdisz poczuł krolyowacz, a geno a trsydzescy lyat krolyowal w Ierusalemye. A czinyl, czso bilo prawego w wydzenyu bozem, y chodził po drogach oczcza swego Dauida, a nye uchilyl syó any na prauiczo any na leoicz{{ø}}. A osmego lyata swego krolewstwa, s{{ø}}cz gescze pacholykem, i{{ø}}1 sy{{ø}} szukacz boga oczcza gego Dauida, a ve dwu naczcye lyat swego krolewstwa ocziscyl pokolenye ludowo y Ierusalem od módl gomich y lusznich, y od podo- byzn y od ricyn. Y skaziły przed nym ołtarze Baalymowi, y podobyzni, gesz na nych stak, starti s{{ø}}. lugy takesz y ricya por{{ø}} bal y starł, a na ro- vyech tich, ktorzi biły oby ar o vae z gym obikly, gich zlomLi rosipal A nadto gich kapłanów koscy na ołtarzu spa- lyi, y ucziscyl Iud{{ø}} a Ierusalem. Takez w myescyech Manasowich y Efra- ymouich y Symeonouich az do Eepta- lymouich wszitki modk podwrocyl. A gdiz wszitki ołtarze skaził, y lugy y ricya starł w k{{ø}}si, a wszitki czari zatracyl ve wszey zemy israhelskey: y wrocyl syó do Ierusalem. Przeto osmego naczcye lyata krolewstwa gego, u- cziscyw zemy{{ø}} y koscyol bozi, poslal Zaphana sina Elchie, a Amaziasza, ksy{{ø}}sz{{ø}} myesczske, a Ioa sina loas*, kanczlerze, abi oprauily dom pana boga swego. Gysz prziszedszy ku Elchia- szowy. kaplanu wyelykemu, a wzęwszi pyenyodze od nyego, gesz bdi wnye- syoni do domu bożego a gesz biły zgromadziły slugy koscyelny a wrotny z Manasowa y z Efraymowa pokolenya y ze wszech gynich pokoleny israhelskich y ze wszego Iudi y Benyamy- nova y ode wszech przehivaczow Ieru- salemskich: a dały w r{{ø}}oe tym, gisz wladn{{ø}}ly dzelnyki domu bożego, a- bi oprauily koscy )1 bozi a wszitko zwyotszale ponowyly. A ony dały ge rzemy{{ø}}szlnykom a wapyennykom, abi kupyly kamyenya wicyosanego a drzewya ku nadstawyanyu stawyenya a ku podpyranyu domow, gesz biły skaziły krolyowye Iuda. A to wszitko wyernye uczinyly. Y biły włodarze nad dzelnyki: Iobat* a Abdias s sinow Merari , Zacharias a Mozollam s sinow Caath, gymsze bila pyluoscz o tem dzele, wszitci nauczeny, gysz umyely spyewacz na organyech. A nad tymy tesz ktorzi ku rozlycznim potrzebam brzemyona nosyly, biły pysarze, a my- strzowye, a z nauczonich wrotny. A gdisz winosyly pyeny{{ø}}dze, które bili wnyesyoni do koscyola bożego: tedi Elchias kapłan nalyazl ksy{{ø}}g?/ zakona bożego, gen bil popysan r{{ø}}k{{ø}} Moyse- sow{{ø}}. Y rzecze ku Zaphan pysarzowy: Naiyazlem ksy{{ø}}g?/ zakona w domu bozem. y dal ge gemu. A on wz{{ø}}1 ge y nyozl przed krolya, y powyedzal gemu, rzek{{ø}}cz: Wszitko, czsos oddal w r{{ø}}ce twich slug, tocz sy{{ø}} pełny. Srze- bro, gesz nalezono w domu bozem, zgromadzono a dano włodarzom rze- my{{ø}}slnykowim a rozlycznich dzal ko- wanyu (?)• A mymo to Elchias kapłan dal my tyto ksy{{ø}}gy. W nychze przed królem gdisz czcyono, a on usliszal słowa zakona: rozdarł na sobye rucho, a przikazal Elchiasoui sinu Zaphano- wu, a Abdanowy sinu Mycha, a Za- phanoui pysarzoui, a Aziaszoui, słudze 156 krolyowu, rzek{{ø}}cz: Gydzcye a proseye pana za my{{ø}}, a za zbitki') israhelske, y za Iud{{ø}}, za ti rzeczi2) wszitki tich ksy{{ø}}g, gesz s{{ø}} nalezoni. Bo wyelyka gnyewyvoscz* bosza kapye*) na nas, przeto isze nye ostrzegały oczczowye naszi slow bozich, any pelnyly wszegc tego, czso pysano gest w tich ksy{{ø}}- gach. Przeto odszedł Elchias y cy, ktorzi s nym biły posiany od krolya, ku Oldze prorokiny, zenye Sellum, sina Tekuat, sina Azra, gensze chował o- dzenya poswy{{ø}}tna. A ta bidlyla w Ierusalem drugem2). Y mowyly gey słowa ta, gezesmi naprzód powyedzely. A ona gym otpowye: Tocz mowy pan bog: Rzeczcye m{{ø}}zovy, gen was poslal ku mnye: Tocz mowy pan: Owa, ia prziwyod{{ø}} wyele złego na to myasto y na przebivacze gego, wszitka przekly{{ø}}cya, która s{{ø}} popysana w tich ksy{{ø}}gack, gesz cztly przed królem Iuda. Bo ostawszi mnye, offyerowaly bogom czudzim, abi my{{ø}} ku gnyewu pop{{ø}}dzily we wszech uczinceck, gesz swima r{{ø}}kama czinyly. przetosz kapacz b{{ø}}dze gnyew moy na to myasto, a nye b{{ø}}dze ugaszon. Ale ku krolyowy Iuda, gen was poslal, abick zan boga pro- syla, tak powyedzcye: Tocz mowy pan bogr israhelski: Yszesz sliszal słowa tyckto ksy{{ø}}g, a obmy{{ø}}kczilo sy{{ø}} syerce twe, a pokorzilesz sy{{ø}} w wydzenyu bozem stey rzeczi, która powyedzana przecyw temu myastu y przebiwaczom Ierusalemskim, a wstidalesz sy{{ø}} twarz i mey, y rozdarł gesz rucko swe, a plakalesz przede mn{{ø}}: a iam cy{{ø}} u- sliszal, tocz mowy pan. Iusz cy{{ø}} przi- loz{{ø}} ku oczczom twim, a wnyesyon *) pro reliquiis. W. ’) Super sermonibus. ‘) Stillavit. W. 5) in Secunda. * 281 b{{ø}}dzesz w grób twoy s pokogem, a nye uzrzita twoy ęczi tego wszego złego, czsosz ia prziwyod{{ø}} na to myasto y na gego przebiwacze. Y rozpowye- dzely krolyowy wszitko, czso ona mo- vyla. Tedi on zvola(u9 wszitki wy{{ø}}cz- sze urodzenym z ludowa pokolenya a z Ierusalema, szedł do domu bożego, y wszitci m{{ø}}zovye spolu pokolenya Iuda a pr7Ptiivfin7P Tpmsalemsei, kaplany a nauczeny, y wszitek lyud od na- mnyeyszego az do nawy{{ø}}czszego. Y czedl kroi przede wszemy w domu bozem, a (b)ny slisz{{ø}} wszitka słowa tich ksy{{ø}}g. Potem stoy{{ø}}cz na stolczu, zaslyubyl panu, abi po nyem chodził y ostrzegał przikazanya y swyadeczstwa y sprawyedlyvosci gego, ze wszego syercza swego y ze wszey dusze swey, a|jbi spelnyl wszitko, czsosz pysano w tich ksy{{ø}}gach, w nychsze czedl. A k temu zakly{{ø}}1 wszitki, którzy biły na- lezeny w Ierusalemye y w Benyamyn. y uczinyly przebivacze Ierusalemsci podle slyubu pana boga oczczow swich. Przeto wimyotal Iozias wszitki ganye- bnoscy ze wszech krayn sinow israhelskich, a przikazal wszitkim osta- tnym Ierusalemskim, abi sluszily panu bogu swemu po wszitki dny ziwota swego, a nye ost{{ø}}powaly ot pana boga oczczow svich. XXXV. I czinyl Iozias Prziscye panu bogu w Ierusalemye, a gest obyatowano czwartego naczcye dnya myesy{{ø}}cza pyrve- go. A ustavyl kapłani w swich urz{{ø}}- dzech, a prosyl gich, abi przislugovaly w domu bozem. A movyl ku slugam koscyelnim, gychszeto uczenym wszitek Israhel poswy{{ø}}czoval sy{{ø}} bogu, rzek{{ø}}cz: Poloszcye skrzyny{{ø}} w swy{{ø}}- cy koscyelney, gen* udzalal Salomon, sin Dauidow, kroi israkelski. bo gey wy{{ø}}cey nygdzey nye b{{ø}}dzecye nosycz, a iusz sluszcye panu bogu waszemu a gego lyudu Israhelu. A prziprawcye sy{{ø}} po domyeck a po rodzinack wa- szick, w urz{{ø}}dzeck a rozdzeleck, iako przikazal Dauid, kroi israkelski, a po- pysal Salomon, sin gego. A sluscye gego swy{{ø}}cy po czelyadzack y po zbo- rzeck nauczonick, a poswy{{ø}}czcye sy{{ø}} obyatui{{ø}}cz Prziscye. a takesz wasz{{ø}} bracy{{ø}}, abi mogły podle slow, gesz mowyl pan przes Moysesza, czinycz, przyprawcye. Y dal kromye tego Iozias wszemu lyudu, ktori tu nalezon w to swy{{ø}}to, gesz sio wye przesnyce, baranow y skopow a gynego dobitka s swich stad trzidzescy t{{ø}}sy{{ø}}czow*, a wolow trsy tysy{{ø}}ce, to wszitko s krolyowa zboza. A takesz ksy{{ø}}sz{{ø}}ta gego, czsosz biły z dobrey woley slyu- byly, ofyerowaly, a takesz lyudu, iako kapłanom a nauczonim. Potem Elchias a Zackarias a Geyel, ksy{{ø}}sz{{ø}}ta domu bożego, dały kapłanom, abi czinyly Prziscye, s pospolytich doobitkow* dwa tysy{{ø}}cza a szescz setk, a wolow py{{ø}}cz set. Ale Chonenyas, a Semeyas a Na- tanael bracya gego, a Azabyas, Ieiel a Iozabad, ksy{{ø}}sz{{ø}}ta slug koscyelnick, dały gynim slugam ku poswy{{ø}}cenyu Prziscya py{{ø}}cz tysy{{ø}}cz dobitka, a wo- 71 Iow py{{ø}}cz set. A tak prziprawyona gest sluszba bosza, y stały kaplany w swich urz{{ø}}dzech, a slugy koscyelne w *57 swi ch zast{{ø}}pyech, podle krolyowa ros- kazanya. Y obyatowano Prziscye, y skrapyaly kapłani swe r{{ø}}ce krwy{{ø}}, a nauczeny zdziraly skori z obyati a od- dzelyaly ge, abi dawały po domyech a po czelyadzack kaszdick, abi bili offerowani bogu, iako pysano w zako- nye Moysesovye, a z w olow takesz u- czinyly Prziscye, y upyekly na ognyu, podle tego iako stoy w zakonye. Ale pokoyne obyati warzily w kotleck a w panwyack a w garnczock, a fata- i{{ø}}cz1) rozdawały wszemu lyudu. Ale sobye a kapłanom potem prziprawya- ly, bo w obyatach zszonich a w tuczno- scyach biły kaplany az do noci zpro- znyeny2). przeto nauczeny sobye a kapłanom, sinom Aaronowim, na po- slyad prziprawyaly. Ale spyewaci, sinowye Azapkowy, stały w swem rz{{ø}}- dze, podle przikazanya Dauidow^a a Azapkowa y Emanowa y Aditumowa, prorokow krolya Dauida. Ale wrotny w kaszdick bronack strzegły, tak abi nyszadni syó nye odchilyl od bozey sluszbi. przeto y gyny gick bracya, slugy koscyelny, prziprawyaly gym kar- mye. Przeto wszitka sluszba boża porz{{ø}}dnye bila napelnyona tego dnya, abi czinyly Prziscye, a sszone obyati offerowaly na ołtarzu bozem, podle ros- kazanya krolya Iozyasza. Y uczinyly sinowye israkelsci, gysz biły nalezeny, Prziscye w tem czasu, a swy{{ø}}to prze- snycz za syedm dny. Nye bilo równe temu Prziscyu wr Israhelu ode dnyow Samuela proroka, any kto s krolyow israkelskick uczinyl takego Prziscya, iako uczinyl Iozias kapłanom a nau- czonim a wszemu Iudowu pokolenyu a Israkelu, gen bil nalezon przebiwa- czem Ierusalemskim. Ósmego naczcye lyata krolyowanya Ioziasowa to Prziscye slawyono') goet A g/lic?. Tozias oprauil koscyol, wzial gest Neckao, kroi Egypski, ku boiowanyu do Car- tamys podle Eufraten. Y poydze Iozias przecyw gemu. Tedi on poslal* k nyemu posli, rzeki: Czso mnye a tobye gest, krolyu Iuda? Nye gyd{{ø}} dzisz przecyw tobye, ale przecyw gynemu domu mam boiowacz, przecyw gemuszto bog my kazał gydz ricklo. Przestań przecyw panu bogu czinycz, gen se mn{{ø}} gest, ysze bi cy{{ø}} nye zagubyL Nye chcyal Iozias wrocycz sy{{ø}}, ale sposobyl przecyw gemu boy, any posłuchał Neckao wiek rzeczi z ust bozick, ale pospyeszil, abi sy{{ø}} byl s nym na polyu Mag gedo. A tu gest ranyon barzo od strzelczow, y rzeki swim pa- noszam2): Wiwyedzcye my{{ø}} z boia, bocyem ranyon. Gysz przenyesly gy z gego woza na gyni woz, gen po nyem szédl obiczagem krolyowim, y odnye- sly gy do Ierusalem, a tu umarl, a po- grzebyon w grobye swick oczczow. a wszitek Iuda a Ierusalem płakały gego. A Ieremyas nawy{{ø}}cey, gegofsz) wszitci spyewaci y spyewaczki asz do dzisyego dnya narzekanye nad Iozia- ') Festinato. W. *) Occupati. ') Celebratum. *) Pueris suis. W. szem obnawyai{{ø}}, a iakol) zakon dzer- szi w Israhelu: Owa, tocz gest pysa- no w placzoch. A gyne rzeczi o Io- ziaszu y o mylosyerdzu gego, gesz przikazana zakonem kozim, y «oamki gego pyrve y poslednye, popysani s{{ø}} w ksy{{ø}}gach Iuda a Israhelskich. « XXXVI. iPrzeto zemyanye wsz{{ø}}wszi Ioachaza, sina Ioziasowa, ustauily gy królem w myasto oczcza gego w Ierusalem. We dwudzestu a we trsech lecyech bil Io- achas, gdisz pocz{{ø}}1 krolyowacz, a trsy myesy{{ø}}ce krolyowal w Ierusalemye. Bo gy ssadzil kroi Egypski, gdisz bil przi- targn{{ø}}1 do Ierusalem, a poddał w pla- cz{{ø}} sobye zemy{{ø}} we sto lybr szrzebra a w lybrze złota. A ustauil w myasto gego królem Elyachyma, brata gego, nad Iud{{ø}} a nad Ierusalemem, a prze- myenyl gemu gymy{{ø}} Ioachym. Ale samego Ioachasa wz{{ø}}w s sob{{ø}}, y wyodl do Egypta. A we dwudzestu a w py{{ø}}- cy lecyech bil Ioachim, gdi pocz{{ø}}1 kro- ') Et quasi... lyowacz, a gedennaczcye lyat krolyo- val w Ierusalem. Y czinyl zle przed panem bogem svim. Przecyw temu przi- targn{{ø}}1 Nabuchodonozor, kror* Kaldey- ski, a skowanego gy rzecy{{ø}}dzmy wyodl do Babylona. Do gegosz takesz y ss{{ø}}- di bozee przenyosl y polozil w swem koscyele. Gyna słowa o Ioachymye a o ganyebnoscyach, gesz czynyl a gesz s{{ø}} przi nyem nalezoni, ti popysani w ksyęgack krolyow Iuda a Israhel. Y krolyowal Ioackim, sin gego, w mya- sto gego. V ósmy lecyeck bil Ioachim, gdi pocz{{ø}}1 krolyowacz, a trsy myesy{{ø}}- ce a dzesy{{ø}}cz dny krolyowal w Ierusalem. Y czinyl zle przed panem bogem w wydzenyu bozem. A gdisz sy{{ø}}* okr{{ø}}g roczni toczil sy{{ø}}, poslal kroi Na- buckodonor* ti, gisz gy przywyedly do Babylona, a ss nym wnyesly wszitki drogę ss{{ø}}di domu bożego. A ustauil królem Sedechiasża nad Iud{{ø}}, stri- ya gego, y nad Ierusalemem. We dwudzestu a w genem lyecye bil Sedeckias, gdi pocz{{ø}}1 krolyowacz, a gedennaczcye lyat krolyowal w Ierusa... Tn sześciu kart brak. EZDEASZ I. (VII, 28). 168 ...y przed gego raczczamy y przed wszemy ksy{{ø}}sz{{ø}}ti krolyouimy moczni- my. A ia posylyon s{{ø}}cz r{{ø}}k{{ø}} pana boga mego, gen bil we mnye, sebralem Israhelska ksy{{ø}}sz{{ø}}ta, gisz weszły se mn{{ø}} w krolewstwo Artaxersovo*. vin. Ta s{{ø}} ksy{{ø}}sz{{ø}}ta czelyadzi, a to pokolenye gich, gisz s{{ø}} wzeszły se mn{{ø}} w krolewstwo Artaxersa* krolya z Babylona. S sinow Fyneesovich Gerson. S sinow Ytamarowich Danyel. S sinow Dauidouich Akthus. S sinow Sechanya- sowich a s sinow Pharezowich Zacha- rias. a s nym zlyczonich L a sto m{{ø}}- zow. S sinow Fet Moab, Elyoeenay sin Zacharzow*, a s nym dwye scye m{{ø}}- zow. S sinow Sechenyasowach sin Ge- zechiel, a s nym trsy sta m{{ø}}zow. S sinow A den Achebouich*, sin Ionatanow, a s nym py{{ø}}czdzesy{{ø}}t m{{ø}}szow. S sinow Elamouich Yzaias, sin Atalye, a s nym syedmdzesy{{ø}}t m{{ø}}zow. A s sinow Safacye Zebedias, sin Mychalow, a s nym LXXX m{{ø}}zow. S sinow Io- abouich Obedia, sin Geyelow, a s nym dwe scye a XVIII m{{ø}}zow. S sinow Sa- lomyt sin Iosfye, a s nym sto LX m{{ø}}- zow. S sinow Betbay Zacharz, sin Bel- | baiow*, a s nym XXVIII m{{ø}}zow. S sinow EzeadowioŁ Tohannan, sin Ezeta- mow, a s nym X a sto m{{ø}}zow. S sinow Adonyachamowich, gisz biły po- sledny, a ta s{{ø}} gymyona gich: Ely- feleth a Elyel a Samayas, a s nym LX m{{ø}}zow. S sinow Beguy Utaya a Za- khur, a s nymy LXX m{{ø}}zow. Y sebralem ge k rzece, ku Chahamya*, a bilysmi tu za trsy dny. y patrzilem w lyudu a w kaplanyech s sinow Lewy, y nye naiyazlem tu. A takem poslal Eleazara a Arizel a Semeyma, a Elna- tama a Geribota a drugego Elnatama, a Natana a Zacharza a Mozolama, ksy{{ø}}sz{{ø}}ta, a Ioariba a Elnatama, m{{ø}}dr- ce. A posiałem ge ku Edodowy, gen gest pyrwi w myescye Kafie*, a polo- zilem słowa w gich uscyech, geszbi mowyly ku Addonovy a bracy gego Natinneyskim w myescye Kafye, abi prziwyedly nam slug?/ domu boga naszego. A prziwyedly nam .slugy przes dobr{{ø}} r{{ø}}k{{ø}} boga naszego nad namy, m{{ø}}ze przeuczone s sinow Mooly, sina Leuina, sina Israhelowa, a Sarabyasza a ssinow gego XX ‘) a bracyey gego XVffl. A Iabyasza a s nym Yzayasza s sinow Merari, a bracyey gego y sinow gego XX. A z Natinneyskich, gesz *) Téj liczby wcale tu nie ma w Wulg. Bil oddał Dauid y ksy{{ø}}sz{{ø}}ta k slusz- bye nauczone*, Natinneyske dwye scye a XX. Wszitci cy gymyenmy biły nazwany. A przikazalem tudzesz post podle rzeki Ahamya*, abichom ucyrzpye- nye myely przed panem bogem na- szim, a prosyly gego za praw{{ø}} drogo nam y sinom naszim y wszemu na- bitku naszemu. Bom sy{{ø}} sromal prosycz pomoci krolyowi1) ą gesczczow, gez bi nas obronyly od nyeprzyiacye- la na drodze, bosmi biły rzekły kro- lyowy: R{{ø}}ka boga naszego gest nade wszemy, ktorzi gego szukai{{ø}} w dobro- cy, a mocz gego y syla gego y gnye- wanye na wszitki, ktorzi gego ostavai{{ø}}. Y poscylysmi sy{{ø}} a prosylysmi boga naszego za to, y zwyodlo sy{{ø}} nam scz{{ø}}stnye. Y odl{{ø}}czilem s ksy{{ø}}sz{{ø}}t kapłańskich Xn, Sarabyasza a Sabyasza* a s nyma z bracyey gich X. Y wzwy{{ø}}- zalem na nye srzebro y złoto y ss{{ø}}di poswy{{ø}}czone domu bożego, gesz bil obyetowal kroi y rada gego, y ksy{{ø}}- sz{{ø}}ta gego y wszitek Israhel s tich, gisz biły nalezeny. Y odwazilem k gich r{{ø}}kama srzebra lyber szescz set a L, a ss{{ø}}dow srzebrnich sto, a złota sto lyber, a korczakow zlotich XX, gysz myely w sobye po tysy{{ø}}czu szely{{ø}}gow, a ss{{ø}}dow s mosy{{ø}}dzu czistego przedobrego dwye scye, krasnego iako złoto. Y rzekłem gym: Wiscye swy{{ø}}cy bozi, y ss{{ø}}di swy{{ø}}te, y srzebro y złoto, gesz dobrowolnye ofyerowano gest panu bogu oczczow naszich. Czuycye a ostrze- gaycye, dok{{ø}}d nye odwazicye przed ksy{{ø}}sz{{ø}}ti kaplanskimy y nauczonimy a przed wódźmy czelyadzi israhelskich w Ierusalem w skarb domu bożego. Y prziy{{ø}}ly kaplany a nauczony pod vag{{ø}} srzebro y złoto y wszitki ss{{ø}}di, abi donyeszly do Ierusalema w dom boga naszego. Y ruszilysmi sy{{ø}} od rzeki Ha- mya* wtorego naczcye dnya myesy{{ø}}- cza pyrwego, abichom sy{{ø}} brały do Ierusalem. a r{{ø}}ka pana boga naszego bila nad namy, a wizwolyla nas z r{{ø}}ki nyeprzyiacyelya a przecywnyka na drodze. Y przislysmi do Ierusalema y bi- dlylysmi tu trsy dny, a czwartego dnya odvazono srzebro y złoto y ss{{ø}}di boga naszego przes r{{ø}}ce (Me)rem o to wye, sina Uriasowa kapłana, a s nym Eleazar Fyneesow, a s nyma Iosadech* sin Iozue, a Noadaya sin Bennoy nauczo- ni, podle wagy y lyczbi wszey. y po- pysana wszelka waga w tem czasye. A cy wszytci, ktorzi biły prziszly z i{{ø}}czstwa, sinowye przevyedzenya, ofye- rowaly obyati panu bogu israhelskemu, cyelczow XII za wszitek lyud i- srahelski, skopow szescz a XC, baranow VII a LXX, kozlow za grzech Xn. to wszitko na obyat{{ø}} bogu. Potem dały lysti krolyowi włodarzom, gesz bili us{{ø}}dzoni* ot krolya, y wodzom za 11 rzek{{ø}}, y wzwyodl lyud dom 159 bozi. IX. A po wipelnyenyu tich rzeczy, przi- st{{ø}}pyly ku mnye ksy{{ø}}sz{{ø}}ta, rzek{{ø}}cz: Nye gest odl{{ø}}czon lyud israhelski, kaplany a nauczeny, od lyudzi zemskich 72 ') A rege ma Wulg. y od gich ganyebnoscy, to gest Kana- neyskich, Eteyskick a Ferezeyskich, a Iebuzeyskich a Amonyczskich, a Mo- abyczskick, Egypskich, Amoreyskich. Y poymowaly zayste zom z gich dze- wek y swim smom, y smyesyly syemy{{ø}} swyote s lyudzmy zemskimy. Koka takesz s ksy{{ø}}sz{{ø}}t y wlodarzow bila w tem pyrwem przest{{ø}}pyenyu. A gdim bil usksal tat y rzecz, rozdarłem plascz swoy y suknyo, a wiskubalem włosy glowi mey y brodi mey, y sye- dzalem truchłem \ seszly sy{{ø}} ku mnye wszitci, gisz sy{{ø}} bogely pana boga israhelskego, prze gich przest{{ø}}- pyenye, gisz przisly biły z i{{ø}}czstwa, a ia syrdzy snycyen az do obyati wyeczerzney. A v (u) wyeczerzney obyati wstałem z mey zaloscy, a z roz- dartim plasczem y s suknyo, sklony- lem kolyana ma a roscy{{ø}}gnylem r{{ø}}ce moy ku panu bogu memu, y rzekłem: Panye boze moy, ganba my gest a sromam syo wzwyescz oblycza mego k tobye. bo zloscy nasze rozmnozom na nasz{{ø}}j głowo, a grzechi nasze wzrośli az do nyeba ode dnyow oczczow naszich. Ale y mi samy zgrzeszilysmi cy{{ø}}sko az do tego dnya, a w zloscyach naszich podanysmi y krolyowye naszi w r{{ø}}ce krolyow zemskich, y pod myecz y w loczstw o y w lup y w ganb{{ø}} nasze twarz i, iako y wTe dnyu tem. A nynye iako na male a za oka mgnye- nyee uczinyona gest modlitwa nasza przed panem bogem naszim. abi nam bik przepusczoni ostatci, a dan bil myr na myeszczce gego swy{{ø}}te, abi nam oswyecyl oczi nasze bog nasz, a dal nam sziwot mai ) w sluszbye naszey. bo slugT/smi, a w sluszbye naszey nye opuscyl nas bog (W)asz, a sklonyl nad namy mylosyerdze przed królem perskim, abi nam dal sziwot, a wzwyodl dom boga naszego, a wzwyodl gego pustki, a dal nam nadzei{{ø}} w Iudowu pokolenyu a w Ierusalem. A iusz czso rzeczemi, panye boze nasz po tem? bosmi opuscyly twa przikazanya, ia- zesz nam przikazal przes r{{ø}}k{{ø}} slug twich prorokow, rzekocz: Zemya do geysze wnydzecye, abiscye i{{ø}} wlodn{{ø}}- ly, zemya nyeczista gest podle nye- czistoti lyuda a gynich zem (mem) ganyebnoscy gych, gysz i{{ø}} napelnyly ot kraia asz do kraia swo ganyebnoscy{{ø}} Przetosz 11 iusz nye dawaycye swick dzewek gich sinom, a gich dzevek nye oblyubyaycye vaszim sinom, a nye szu- kaycye myra s nyriy a scz{{ø}}scya gich az na wyeki. A posylyai{{ø}}cz syebye, bódzecye gescz dobre uzitki zemye, a będo w nyey dzedzici sinowye vaszi az na vyeki. A potem wszitko, czso na nas spadło prze nasze psotne skutki y prze nasz wyelyki grzech, bo ti boze israhelski wizvolyleszbias ze zloscy naszick, a dalesz nam zbaayenye, iako gest y dzisz, abichom sy{{ø}} nye wręczały zasyć a pogardziły przikaza- nym twim, any syp malszenstwem ob- lyubyaly s lyudzmy timyto, gick ga- nyebnoscyamy, ale bickom pelnyly twa przikazrynya. Zalysz sy{{ø}} rożnyewal na nas az do zagladzenya, nye ckcz{{ø}}cz *) *) litam modicam. W. ostauicz z bitko w naszich, azbavye- nye dacz ? Panye boze israhelski, spra- wyedlyvisz ti, iszesz nas opuscyl, gy- smi myely zbavyeny bicz, iako tego dnya. Ova, tocz przed tob{{ø}} gesmi w grzesze naszem, pod nymsze nye moze nyszadni stacz przed tob{{ø}}. X. ./V tak gdisz sy{{ø}} modlyl Ezdras, se zlzamy prosyl boga, rzek{{ø}}cz a pla- cz{{ø}}cz , a 1 e s z {{ø}} przed koscyolem bo- zim, sebral sy{{ø}} k nyemu z Israhela wyelyki zbór barzo m{{ø}}zow y zon y dzecy. y płakał lyud wyelykim płaczem. Y otpowye Sechenyas, sin Se- chielow s sinow Elamovich, y rzeki Ezdrasowy: Mismi zgrzeszily przecyw panu bogu naszemu, a spoymalysmi zoni s czudzego pokolenya, z zemske- go lyuda. A nynye, mozely bicz po- kaianye w Israhelu nad tak{{ø}} wyn{{ø}}: uczinniy* slyub s panem bogem na- szim, abichom odegnaly wszitki zoni ot syebye y ti, gesz sy{{ø}} z nych zrodziły, podle voley bozey y tich, ktorzi sy{{ø}} boi{{ø}} przikazanya pana boga naszego. podle zakona b{{ø}}dz. Wstań, twecz gest to ogly{{ø}}dacz'), a micz b{{ø}}dzem s tob{{ø}}. posyl sy{{ø}}, a uczin to. Przeto wstał Ezdras, zaprzisy{{ø}}gl ksy{{ø}}sz{{ø}}ta kapłańska y nauczonich y wszitek Israhel, abi uczinyly podle słowa tego. y przisy{{ø}}gly wszitczi, ysze to ucziny{{ø}}. Tedi wstaw Ezdras przed domem bo- zim, y odydze do pokoyka nauczonego, sina Elyazib, a wszedw tam, chleba *) nye iadl any wodi pyl, bo płakał prze- st{{ø}}pyenya gich, ktorzi z i{{ø}}czstava* prziszly. Y rozezslan glos asz do ludowa pokolena* y do Ierusalem, wszitkim sinom przewyedzenya, abi sy{{ø}} sebraly do Ierusalem. A wszelki, gen- bi nye prziszedl we trsyech dnyoch podle radi ksy{{ø}}sz{{ø}}t y starszick, b{{ø}}dze gemu pobrano wszitko gego zboze, a sam b{{ø}}dze wignan z sboru przewye- dzonich. Przeto seszly sy{{ø}} wszitci m{{ø}}- sze z ludowa a, z Benyamynowa poko- 160 lenya do Ierusalem we trsyeck dnyoch, to gest myesy{{ø}}cza dzewy{{ø}}tego we dwudzestu dnyock. Y syedzal wszitek lyud na ulyci domu bożego, trz{{ø}}s{{ø}}cz sy{{ø}} za grzeck a prze descz. A powstaw Ezdras kapłan y rzeki k nym: Wiscye prze- st{{ø}}pyly boze przikazanye, y poyma- wszi sobye zoni s czudzego pokolenya, y prziczinylyscye grzecha w Israkelu. Ale nynye spowyadaycye sy{{ø}} panu bogu oczczow naszick, a uczincye gego lyuboscz, a odl{{ø}}czcye sy{{ø}} od lyudzi zemskick y od zon czudzego pokolenya. Y otpowye wszitko sebranye, rzek{{ø}}cz wyelykim głosem: Podle twego słowa wszitko syę stan. Ale iszecz gest lyud wyelki, a czas dzdzovi, isze nye mozem stacz na dworze, a ten uczi- nek nye gest genego dnya any dwu (bosmi wyelmy zgrzeszily w teyto rzeczi) : przeto b{{ø}}dzta ustavyona ksy{{ø}}- sz{{ø}}ta we wszem sebranyu, a wszitci w myescyech naszick, gisz spoymaly sobye zoni z czudzego rodu, acz przyd{{ø}} w ustavyonick czasyeck, a s nymy star- szi s każdego myasta y gick s{{ø}}dze, i *) decernere. W. doi{{ø}}d sy{{ø}} nye odwrocy gnyew ot nas boga naszego prze ten grzech. Przeto Ionatan, sin Azaelow, Iaazia, sin Te- kuow, stały na tem, a Mozolam a Se- bataya, nauczeny, wspomagały gyma. Y uczinyly tak sinowye przenyesyenya. Y odidze Ezdras kapłan a m{{ø}}zowye ksyosz{{ø}}ta czelyadzi do domow oczczow swich, a wszitci po swich gymyonach, y posadziły syó dzen pyrvi myesz{{ø}}cza dzesy{{ø}}tego, pitai{{ø}}cz sy{{ø}} na tako rzecz. Y opatrzeny s{{ø}} wszitci m{{ø}}szovye, gysz- to biły spoymaly sobye zoni czudzo- krayne, az do pyrwego dnya myesy{{ø}}- cza pyrwego. A nalezly so s sinow kapłańskich, ktorzi biły spoymaly zoni czudzokrayne: S sinow Iozue, sina Iozedechowa y bracyey gego, Maazia a Elyezer a Tarib a Godolya. Y dały na tem r{{ø}}ce swoy, abi zap{{ø}}dzily zoni swe, a za swoy grzech skopi z owyecz ofyerovaly. A z sinow Semynerovich* Anan a Zebedia'). A z sinow Arim, Maazia, Elya a Semeya, a Ieiel a Ozias. A z sinow Fezurowich, Elycenay, Maazia, Yzmahel, Natanahel a lozabel, E- leazer. S sinow nauczonich, Iozabeth a Semey, a Elaya (ten gest Chalyta), Fataya, Iudas a Elyazer. A s spyeva- kow, Elyazub. a z wrotnick, Sellum ') Większa część tych imion ina zéj brzmi wedle textu Wulgaty. a ' ellem a Urim. A [sj Israkela, s sinow Farezovick, Beemya* a Oezia, a Melckia a Myanyn, a Elyazer a Ba- naya. S sinow Elamouick, Matanya a Zackarias a Geak a Abdi, a Gerimot, a Heel. S sinow Zetkua[| Helycenay, Elyazib, Matanya a Gerimutk, Iabetk, a Azaziza. S sinow Lebay, Iokannan, Amanya, Zebeday, Atalya. S sinow Be- ny, Mozollam aMolue, Addaya, Iazub a Saal, a Ramoth. S ssinow Fethmo- ab, Edna a Talal, Banayas, Amazias a Mathanyas, Bezeleel a Remum a Manasse. S sinow Herem, Elyazer Gezue, Melchias, Semeyas, Symeon, Benya- myn. Mazoch, Samarias. A s sinow A- zomowich, Mathanya, Matathet, a Za- bet, Elyfeleth, Germay, Manase, Semey. S sinow Bany, Maddi, Amram a Hukel, Baneas a Badayas, Ceylan, Banny, Marimutk a Elyazif, Matanyas. Matkanyay, łazi, a Banya a Bennuy, Semey, Salmas, Nathan, Addayas, Melckne, Sabay, Sysay, Saray, Ezriel, Seleman, Semeria, Sellum, Amaria, Io- zepk. S sinow Nebynowick, Ayel, Ma- tatkias, Zabed, Zabyana, Iaddu, Iohel, Banaya. Cy wszitci biły spoymaly zoni sobye s czudzego rodu, a bik zoni gick, gesz biły zrodzik sini. Poczynało sy{{ø}} ksy{{ø}}gz/ Neemya- s z o w i. NEHEMIASZ. Ccpytvla pyrwa. *) Iowa Xeemyaszowa, sina Elckiasowa. Y stało sy{{ø}} gest myesyocza prosyn- cza lyata XX, a ia bil na grodze Suzis. \ przy- dze ku mnye Arany, geden z bracyey mey, a m{{ø}}ze z ludowa pokolenya, y opitalem gich o Zidzech, gisz biły o- staly po zgymanyu, a o Ierusalem. Y powycdzely my: Ti, gisz ostały a o- stavyeny s{{ø}} po zgymanich tam we włości, w vyelykem udr{{ø}}czenyu s{{ø}} a w pot{{ø}}pyenyu, a mur Ierusalemski ska- zon gest, a broni gego spalyoni so ognyem. A gdiszem usliszal słowa taka, szedłem a płakałem a łkałem za wyele dny, a poscylem sy{{ø}}, modly{{ø}}cz sy{{ø}} przed oblyczim boga nyebyeskego. Y rzekłem: Panye boze nyebycski, syl- ni, wyelyki y groźni, gen chowasz slyub y mylosyerdze tym, ktorzi cy{{ø}} rnylu- yo a ostrzegai{{ø}} twego przikazanya: b{{ø}}dz twe ucho nackilyono a oczi twy otwajrzoni, abi usliszal modlytw{{ø}} slu- gy tw^ego, gisz sy{{ø}} ia modly{{ø}} przed tob{{ø}} dzisz w noci y we dnye za sini israhelske, slug*/ twe. a wizna wacz sy{{ø}} b{{ø}}do2) za grzecki sinow israkelskick, *) Tu próżne miejsce dla początkowej litery S. J) Confiteor. W. gymysz zgrzeszily przecyw tobye. y ia y dom oczcza mego zgrzeszilismi, mar- noscy{{ø}}smi swyedzeny, a nye ostrzega- lysmi przikazanya twego y duchownich obiczaiow y s{{ø}}dow, gezesz przekazał Moysesowy, słudze swemu. Pamy^ray słowa twa, iaszesz przikazal Mo | yso- 16£ sowy słudze twemu, rzek{{ø}}cz: Gdisz przestopycye me przikazanye, ia was rozprosz{{ø}} myedzy gyni lyud. a gęstły sy{{ø}} nawrocycye ku mnye, a ostrzegacz b{{ø}}dzecye przikazanya mego, a brdze- cye ge czinycz: abiscye biły zawye- dzeny na kray nyeba, ott{{ø}}d was zbye- rzo y wvyod{{ø}} w myasto, gezem zwolyl, abi tam przebiwalo me gymy{{ø}}. A ony s{{ø}} slugy twe y lyud twoy, gen* gesz wikupyl w syle twey wyelykey y w r{{ø}}ce twey udacney. Prosz{{ø}} panyer b{{ø}}dz ucko twe czuy{{ø}}ce ku modlytwye slugy twego a ku modlytwye slug twick, gisz sy{{ø}} ckcz{{ø}} bacz gymyenya twego, a sposob slug{{ø}} twego dzisz, a day gemu mylosyerdze przed tym m{{ø}}zem Bom ia bil czesznykem krolyowim. II. T edi sy{{ø}} gest stało myesy{{ø}}’ cza d ó b n a lyata XX Artaxerse krolya, a wyno stało przed nym, a podnyoslem wyna, 73 podałem krolyowy. a bilem iako mdli przed gego oblyczim. Y rzeki ku mnye kroi: Przecz oblycze twe sm{{ø}}tno, gdi cy{{ø}} nyemocznego nye wydz{{ø}} ? nye gest to darmo. Ale zloscy'), która w twem syerczu gest, nye wydz{{ø}}. Y balem sy{{ø}} vyelmy barzo, y rzekłem krolyovy: Zyw b{{ø}}dz, krolyu na vyeki. Y kakobi sy{{ø}} oblycze me nye sm{{ø}}cylo, gdi myasto y dom pogrzebni oczcza mego o- pusczon gest, a broni gego wipalyoni ognyem ? Y rzeki kroi: Prze ktor{{ø}} rzecz prosysz ? A ia, pomodly{{ø}} sy{{ø}} panu bogu nyebyeskemu, rzekłem krolyu: Wy- dzily sy{{ø}} dobrze krolyovy, a lyubyly sy{{ø}} slugam2) twim przed oblyczim twim: prosz{{ø}}, abi my({{ø}}) otpuscyl do Zidowstwa, do myasta pogrzebu oczcza mego, acz ge udzalam. Y rzeki kroi y krolyowa, a syedzala pole gego: Za ktori dług?/ czas droga twa b{{ø}}dze, a kedi sy{{ø}} k nam wrocysz? Y szlyuby- lem ‘J przed krolyovim oblyczim, y prze- puscyl my{{ø}}. a iam ustauil czas mego wrocenya. Y rzekłem k nyemu: Wy- dzily syę tobye krolyu za podobne, day my lysti ku wogevodam tey włoscy za rzek{{ø}}, acz my{{ø}} przewyod{{ø}}, doi{{ø}}d nye przid{{ø}} do Zidow^stwa, a lyst ku Azafowy polesznemu krolyowu, abi my dal drzewa, abich mogl po- kricz brono koscyola bożego y muri myesczske y dom, w ktori wuyd{{ø}}. Y dal my kroi przes r{{ø}}k{{ø}} dobr{{ø}} boga mego se mn{{ø}}. Y prziszedlem ku voge- vodam tey włoscy za rzek{{ø}}, y dalem ') Malum w Wulg. 2) Myłka zamiast: sługa twój. 3) Placui. gym lysti krolyovi. A poslal se mn{{ø}} kroi ksy{{ø}}sz{{ø}}ta ricerstwa y geszczce. To usliszawszi Sa nabolat Oronytski, y Dobyesz*, sługa Amonyczski, sm{{ø}}- cylasta sy{{ø}} barzo zam{{ø}}cenym wyel- kim, ysze prziszedl czlowyek, gen szuka scz{{ø}}scya sinow israhelskich. Y prziszedlem do Ierusalem, a bilem tu za trsy dny. A wstaw w noci, ia a mało m{{ø}}zow se mn{{ø}}, nye ukazaw nyzadne- mu, czso gest bog dal w syerce me, abich uczinyl w Ierusalem, a dobitcz{{ø}} nyszadne nye bilo se mn{{ø}}, gedno dobitcz{{ø}}, na nyemem syedzal: y visze- dlem bron{{ø}} waln{{ø}}1) w noci, a przed studnycz{{ø}} drakov{{ø}}2), asz ku bronye gnoyney, a patrzai{{ø}} muri Ierusalemske skażone, a broni gego ognyem visszo- ne (icyżżone). Y szedłem ku bronye stu- dnyczney a ku wyedzenyu vodi krolyovi3), a nye bilo myesczcza dobit- cz{{ø}}czu, na nyemszem syedzal, k{{ø}}dibi przeialo. Y wszedłem pyeskamy4) w noci przes pr{{ø}}d, opatrzai{{ø}} muri, a wro- cyw sy{{ø}}, prziszedlem ku bronye val- ney, y prziszedlem zasy{{ø}}. Ale sprawce lyuczscy nye wyedzely tego, do- k{{ø}}d bich otszedl albo czso bich czinyl, any takesz Zidom, any kapłanom, any slyachcyczom, any urz{{ø}}dnykom y gy- nich*, gysz strzegły po takich myescyech, nyczs gesm nye dal wyedzecz. Ale rzekłem gym: Yi wyecye nasz{{ø}} n{{ø}}dz{{ø}}, w nyeyzesmi, ysze Ierusalem pusto gest, a broni gego visszoni o- gnyem. Przeto poczcye, a udzalami *) Porta valli*. W. s) draconis. *) Ad aquaeductum regis. *) Tego wcale nie ma w Wulg. muri Ierusalymske, a nye b{{ø}}dzem daley w posmyechu narodom. Y ukazałem gym r{{ø}}k{{ø}} boga mego dobr{{ø}}, gen gest se mn{{ø}}, a słowa krolyowa, iasz movyl mnye. A przeto mowy{{ø}}: Wstan- mi, a udzalaymi. Y posylyoni s{{ø}} w dobrem gich r{{ø}}ce. Y usliszely Sanaba- lath Oronyczski, a Dobyesz sługa A- monyczski, a Arabs y Gozem, y kłamały namy, gardz{{ø}}cz, rzek{{ø}}cz: Która to gest rzecz, i{{ø}}szto czinycye? Za- ly sy{{ø}} przecyw krolyovy boczicye ? Y otpowyedzalem gym rzecz, rzek{{ø}}cz: Bog nyebyeski, ten nam pomaga, a mi slugy gego gesmi. wstanmi, a dza- laymi. Ale wam nye dzalu any spra- wyedlyvoscy any pamy{{ø}}cy w Ierusalem. m. A powstaw Elyazib, kapłan vyelyki, y bracya gego kaplany, y udzalaly bron{{ø}} stadn{{ø}}. ony i{{ø}} poswy{{ø}}cyly, a u- stauily wrota gey, asz do wyeze sto loket, a poswy{{ø}}cyly i{{ø}}, az do wyesze Ananeelowi. A podle gego dzalaly m{{ø}}- zowye Iericho, a podle gich dzalal Za- chur, sin Zamri. A bron{{ø}} ribn{{ø}} udzalaly sinowye Asanaowy, a ony przi- krily i{{ø}}, a ustawyly gey drzwy s zamki y z zaworamy. A podle gich dzalal 162 Marimuth, sin Uriaszow, sina Akuzo- wa. Podle gego dzalal Mozollam, sin Barachiasow, sina Mezezebedowa. A podle gego dzalal Sadoch, sin Bana. A podle gego dzalaly Techueysci, ale slyachcyci nye podlozily gich1) swu pleczu ku dzalu pana boga swego. A bron{{ø}} star{{ø}} udzalalasta Ioyada, sin Fa- resa, a Mozollam, sin Beseyda. a ona- sta i{{ø}} pokrila, a ustavyly wrota gey y zamki y zawori. A podle gich dzalaly Melthias Gabaonyczski a Iadon Meranathiczski, m{{ø}}ze z Gabaon a z Mafa, gesz bilo myasto wogevodi w tey włoscy za potokem. A podle gego dzalal Eziel, sin Azariasow, rzemy{{ø}}slnyk. A podle gego dzalal Anany as, sin a- potekarzow, a rozdzelyly Ierusalem az do muru ulyce szirszey. A podle gego dzalal Rafayas, sin Habulow, ksy{{ø}}sz{{ø}} ulyce Ierusalymskey. A podle gego dzalal Gegada, sin Aramotow, przecyw swemu domu. A podle gego dzalal Akkus, sin Azebonyaszow. Ale poloui- cz{{ø}} ulyce udzalal Melchias, sin Here- ow, a Asub, sin Fetmoabow, a wyez{{ø}} wapyenyczn{{ø}}. Podle gego dzalal Sel- lum, sin Aluesow, ksyęsz{{ø}}cya polstrb- ney* ulyce Ierusalymskey, on a sinowye i) gego. A bron{{ø}} valn{{ø}} udzalal Ampny a bidlycyele Zanoenscy, ony udzalaly i{{ø}}, a ustavyly wrota gey a zamki y zavori, a tysy{{ø}}cz lokcyow muru az do broni gnoyuey. A bron{{ø}} gnoyn{{ø}} udzalal Melchias, sin Recha- bow, ksy{{ø}}sz{{ø}} ulyce Betagalynowi. ten udzalal i{{ø}}, a ustauil gey wrota a zamki a zawori. A bron{{ø}} ulyczn{{ø}}2) udzalal Sellum, sin Colozay, ksy{{ø}}sz{{ø}} wsy Maswa. ten i{{ø}} udzalal, a pocril a ustauil gey wrrota, zawori y zamki, y muri około r i b n y k a Syloe w zagrod{{ø}} kro- lyow{{ø}}, az do wschodów krolyowich (?/, ‘) Wulg-. ma córki. Imiona własne tu dane po wię- kszéj części niezgodne są z textem łacińskim. 2) Wulg. ma fonti3. ') Zamiast: ich nie podłożyli... gesz wst{{ø}}pui{{ø}} z myasta do ludowa pokolenya (?). Po nyem dzalal IN eemyas, sin Azbotow, ksy{{ø}}sz{{ø}} poi stroni ulyce Betsur, a (?) przecyw grobu Dauidowu, az do ribnyka, gen wyelykim dzaleml), a e z do domu mocznich. Po nyem dzalaly slug?/ koscyelny, a po nyem* Reum, sin Benny. Po nyem dzalal A- sebyas, ksy{{ø}}sz{{ø}} polstronni* Cheyle, w swey ulyci. Po nyem dzalaly bra- cya gego Rechim (?) sin Endaciow, ksy{{ø}}- sz{{ø}} poi stroni Cheyla. Y dzalal podle gego Asser, sin Iozue, ksy{{ø}}sz{{ø}} Maswa, myar{{ø}} drug{{ø}} przecyw przetwardemu wzesczcyu w{{ø}}gelnemu. Po nyem dzalal, na górze, Baruch, sin Zatay (?), myar{{ø}} drug{{ø}}, od w{{ø}}gla asz do broni domu wyelykego kapłana Elyazifa. Po nyem | dzalal Marimuth, sin Uriaszow, sina Ąkhurowa, myar{{ø}} drug{{ø}}, od wrót Elyazifowich, doi{{ø}}d zalezal2) dom E- lyazifow. Po nyem dzalaly kaplany s polya lordanskego. Po nych dzalal Ben- yamyn a Asub przecyw domu swemu. Po nyem dzalal Azarias, sin Maasie, tina Ananyasowa, przecyw domu swemu. Po nyem dzalal Bennu, sin Emya- dadow, drug{{ø}} myar{{ø}}, od domu Aza- naszowa az do snyzenya a do w{{ø}}gla. Falcl, sin Ozi, przecyw snyzenyu a przecyw wyezi, iaz wzviiszona przecyw (?) krolyowu domu wisoko (?), to gest, nad syeny{{ø}} cemnyczn{{ø}}3). Po nyem Fadaya, sin Farezow. Potem Natumey- sci, gisz bidlyly w Ofel, przecyw bro- ’) Tu wypuścił: zbudowany jest W ogóle cały przekład téj stronicy bardzo niedbały i bałamutny *) Donec extenderetur. W. 3) In atno carcera. nye wodney na wschód sluncza udzalaly wyesz{{ø}} przewisok{{ø}}. Po nyey dza- laly Tekuey (?) drug{{ø}} myar{{ø}}, od wye- sze wyelykey y przewiszoney, a ku murowy koseyelnemu. Wzgor{{ø}} ku bro- I nye konskey dzalaly kaplany, kazdi przecyw swemu domu. A po nych dzalal Seddo (?) sin Emynerow, przecyw swemu domu. A po nyem dzalal Semey a, sin Sechenyasow, strozni broni od wschodu sluncza. Po nyem dzalal Ananya s'n Selemye, a Anon sin Celonów szosti, myar{{ø}} drug{{ø}}. Po nyem dzalal Mozollam sin Barachiow, przecyw skrziny skarbów swich. Po nyem dzalal Melchias, sin zlotnykow, az do domu Natumeyczskich, a sesiti') prze- dawczom przecyw bronye s^dowey, a ezdo wyeczerzadla w{{ø}}gelnego. A myedzi wyeczerzadlem k{{ø}}tovim, a myedzi bron{{ø}} stadnó, dzalaly rzemyóslnyci a kupci. nu. A stało sy{{ø}}, gdisz usliszal Sannaba- lath, ysze dzalami mur, roznyewal sy{{ø}} barzo, a s {{ø}} c z poruszon gnyewem barzo, nasmyewal Zidi. y rzeki przed swo bracy{{ø}} Samaritanskich*: Czsoto cziny{{ø}} przed wy ely koscy {{ø}}2) mdły Z-dzi ? Zaly ge przepuscz{{ø}} narodowye? Zaly swe obyati napelny{{ø}} genego dnya ? zaly b{{ø}}d{{ø}} mocz dzalacz kamyenye z gromad popyelnich, gesz s{{ø}} zgorale* ? Ale y Dobyesz Amonyczski k svim bly- ') Wulg. ma scruta (rupieci, tandeta), a on to wziijł za scuta. s) To „przed wiclikotcię" wyraźnie należy do „Samarytańskich". sznym*) rzeki: Nyechacz dzalai{{ø}}! Wsza- ko lyszki, gdisz przicyek{{ø}}, przelyaz{{ø}} gich mur kamyenni. Y rzeki Neemyas: Slisz panye boze nasz, yzesmi uczi- nyeny w potop{{ø}}. obrocz gich ur{{ø}}ga- nye na gich glowp, a poday ge w po- t{{ø}}pyenye w zemy i{{ø}}czstwa. Nye przi- kriway zloscy gich, a grzechów gich przed twim oblyczim nye zagladzay, ysze sy{{ø}} posmyewaly dzelnykom. A tak dzalalysmi mur y spoyly wszitek az do poi stroni, a pop{{ø}}dzono syerce lyuczske ku dzalanyu. Y stało sy{{ø}}, gdisz 163 uslisz{{ø}} San nabalath a Dobyesz A- manyczski, a Arabscy a Azoczscy, i- sze zadzalami dzuri muru Ierusalem- skego, a ysze rosyedlyni pelny{{ø}} syó: rożnyewały sy{{ø}} barzo. A sebrawszi sy{{ø}} wszitci, abi przid{{ø}}cz boiowaly przecyw* Ierusalem, a mislyly, kakobi syó nam przecywyly. Tusmi sy{{ø}} modlyly bogu naszemu, usadziwszi stroze na mur we dnye y w noci przecyw gym. Y rzeki Iudas: Omdlyalala* gest syla nosycye- lya, a rumu gest wyele, a mi nye b{{ø}}- dzem mocz dzalacz muru. A rzekły naszi nyeprzyiacyele: Nye wzwyedz{{ø}} naszi nyeprzyiacyele any sy{{ø}} domny- mai{{ø}}, az mi przid{{ø}}cz myedzi ge, y zbygemi ge a ustanowymi dzalo. Y stało sy{{ø}}, gdisz k nam szły Zidzi, gisz bidlyly podle gich, a powyadaiócz to nam po dzesy{{ø}}cz krocz, ze wszeck myast, z nyckze biły prziszly k nam: rostanowylem lyud w myescye za muri wsz{{ø}}di około, s myeczmy, z wlocz- nyamy, z 1{{ø}}cziski. Y pogly{{ø}}dnęlem, a ') Proximus ejus ma Wulg. A on czytał: proximis. wstałem y rzekłem ku slyachcyczom y ku wodzom y ostatecznemu lyudu: Nye boycye sy{{ø}} gich oblycza, ale na pana wyelykego a groźnego wsporąy- naycye, a boiuycye za wasz{{ø}} bracy{{ø}} y za sini y za dzewki y za zoni vasze, y prze vasze domi. Y stało sy{{ø}}, gdiz usliszely nyeprzyiacyele naszi, isze nam wskazano: Zruszil bog rad{{ø}} gich. y wrocylysmi sy{{ø}} wszitci ku murom, kazdi k swemu dzalu. Y stało sy{{ø}} ot tego dnya, polovycz{{ø}}* mlodzenczow gick czinyly dzalo, a druga polovycza gotowa bila ku boiu, y kopya y scziti y pancerze, a ksy{{ø}}sz{{ø}}ta po nych ve wszelkem domu ludowa pokolenya, dza- lai{{ø}}ci na murze, a nosz{{ø}}cy brzemyo- na, a wkladai{{ø}}ci, /geu{{ø}} r{{ø}}k{{ø}} dzalaly, a drug{{ø}} myecz dzerszely, bo kaszdi z dzelnykow bil sw*e byodri myeczem o- pasal, y dzalaly a tr{{ø}}byóez w tr{{ø}}bi podle mnye. Y rzekłem ku slyachcyczom a wodzom y ku wszemu sebranyu: Dzalo vyelyke gest a sziroke, a mi rozl{{ø}}czonismi opodal geden od drugego. Przeto na ktoremkoly myescye usliszicye swy{{ø}}k tr{{ø}}b, tam sy{{ø}} zbye- gnycye k nam, bo bog nasz b{{ø}}dze za nas l). A mi samy b{{ø}}dzem dzalacz, a polovycza z nas dzerzcye kopye ode wschodu z ar ze, doi{{ø}}d nye vinyd{{ø}} gwazdi. A w tem czasu rzekłem k lyudu : Geden iako drugy s svimy pano-* szamy ostań poszrzod Ierusalem, a bódzcye nam poczny(?)2) wTe dnye y w noci ku dzalu. Ale ia, a bracya moy a strozovye y panosze moy, gisz biły ') Wypuścił: walczyć. 2) Vices sint nobis. W. 74 za mnę, nye swlaczaly') swego odze- nya, any sy{{ø}} obnażały, geno ku ob- miczu. V. I stal sy{{ø}} krzik wyelyki w lyudu, m{{ø}}- zowr y zon gych, przecyw bracy swey Zidom. Bo biły myredzi gymy, gisz mowyly: Naszich sinow y naszich dze- wek wyele gest barzo. wezmyem za nye zboza, a b{{ø}}dzem gescz, a b{{ø}}dzem ziwy. A biły, gisz movyly: Dzedzini nasze y vynnyce y domi nasze zasta- uymi, a nabyerzem zbosza y oleia w tem głodzę. A gyny mowyly: We- szmyem na dług pyeny{{ø}}dzy na dan krolyow{{ø}}, a darni dzedzini nasze y domi y vynnyce. a iusz iako cyala bra- tow naszick, tak s{{ø}} cyala nasza, a iako sinovye gick, takesz sinowye naszi. Ova, toczsmi poddały sini y dzewki nasze w skiszb{{ø}}, a z dzevek naszick s{{ø}}{{ø}} sluszebnyce, any mami, czim bi- ckom ge vikupyly, a dzedzini y vynnyce nasze gyny dzersz{{ø}}. Y roznye- valem syó barzo, gdim usliszal krzik gich podle slow tick. Y umislylo syerce me se mn{{ø}}, a laialem slyackcyczom y vodzom, a rzekłem gym: Zaly lyfi byerzecye kazdi z vas ot svey bracy ? Y sebralem przecyw gym vyelyke se- branye, a rzekłem gym: Mismi, iako vyecye, vikupyly vasz{{ø}} bracy{{ø}} Zidi, gisz biły przedany poganom, podle mo- zenya naszego: przeto \y przędąvacye bracy{{ø}} vasz{{ø}}, a mi ge b{{ø}}dzem vipla- czacz? Y umylkly, any naleszly, czso- bi otpovyedzely. Y rzekłem k nym: Nye gest to dobra rzecz, i{{ø}}sz czinycye. Przecz w boiazny boga naszego nye chodzicye, abi wam sy{{ø}} nye poszmye- waly pogany, naszi nyeprziiacyele ? Bo ia y bracya moy y panosze poziczi- lysmi wyelyu pyeny{{ø}}dzi y zbosza, nye polyTczai{{ø}}cz w pospolyte telko dzalo, pyeny{{ø}}dzi czudzich posziczami, gymisz nam dluszny b{{ø}}d{{ø}} '). Nawroczcyesz gym dzisz gich dzedzini y vynnyce gick, y gick olivye y domi gick, nye byerz{{ø}}cz y se ssta cz{{ø}}stky pyeny{{ø}}- dzi, zbosza, vyna y oleia, i{{ø}}szescye biły obikiy ot nvch bracz, dacve za nve. Y rzekły: Nawrocymi, a nyczs od nych potrzebowacz b{{ø}}dzemi, a tak ucziny- mi, iako movysz. A ia zavolaw kapłanów, y zaprzisy{{ø}}glem ge, abi uczinyly, iakom gym rzeki. Nadtom witrz{{ø}}sl łono me, y rzekłem: Takez vitrz{{ø}}sye bog wszelkego m{{ø}}za, gen nye napel- ny słowa tego, z gego domu y z gego roboti. Tak b{{ø}}dz vitrz{{ø}}syon, a tak b{{ø}}dz wiproznyon. \ rzekło wszitko se- branye: Amen. A pochwalyly boga, y uczinyl lyud, iako mu bilo rzeczono. A od tego dnya, gegosz my bil przikazal kroi, abich bil vodzem w zemy Iuda, ode dwudzestu lyat az do XXXII lyata krolya Artaxerse, za dwa naczcye lyat, ia y bracya moy zboza, gesz slu- szalo vodzom, nye gedlysmi. ale pyr- 104 wy vodzovye, gisz biły przede mn{{ø}}, obcy{{ø}}zily lyud a brały od nych od ckleba y od vyna y od pyeny{{ø}}dzi na koszdi dzen dvanaczcye szelyygow. ale ') Wypuści!: j e s m y. ') Przekład niby dosłowny, ale nader niedołężny! y sluszebnyci gich n{{ø}}dzily lyud. Ale ia tegom nye uczinyl prze boiazn bosz{{ø}}. Ale r{{ø}}cze v oprawowanyu mima zdzalalem, a rolem nye kupoval, a wszitci panosze moy gotovy bily ku dzalu. A takez Zidzi a włodarze gich, b{{ø}}d{{ø}}cz py{{ø}}czdzesy{{ø}}t m{{ø}}zow a sto, gisz przichadzaly ku mnye, y z narodow, gisz w okole naszem s{{ø}}, za mim stołem syadaly. A przipravyano k memu stołu na kozdi dzen czali vol a skopów vibornich szescz, kromye ptastwa. a w tich dzesy{{ø}}cy dnyoch rozlyczna vyna a gynick vyele rzeczi davalem, a nad to y zbosza w mem vogevoczstwye nye dbałem, bo barzo bil lyud zubożał. Wspomynay na my{{ø}} boze moy w dobrem, podle wszego, gesz uczinyl1) lyudu temuto. VI. I stało sy{{ø}}, gdisz usliszal Sanabalath a, Dobyesz a Gozen Arabski, y gyny nyeprzyiacyele naszi, yszem udzalal mur, any w nyem ostavyono nygene- go skazenya (a gescze az do tego czasu wrót nye ustauilem bil w bronach): posiały ku mnye Sanabalatk a Dobyesz a Gozem Arabski, rzek{{ø}}cz: Podz, u- czinymi slyub spolu w vynnyczach na genem2) poły u. Ale ony mislyly, chcz{{ø}}cz mnye zlee uczinycz. Przetom poslal posli k nym, rzek{{ø}}cz: Dzalo vyelykye ia dzalam, y nye mog{{ø}} k vam snydz, abi sy{{ø}} dzalo nye myeszkalo, gdisz bich szedł k vam. Y posiały ku mnye ') Wypuścił: jeśm. J) „In campo Onoa. Więc OM wzięto tu za uno. tym słowem po cztirkrocz, a iasm gym otpowyedzal podle rzeczi pyrwey. Y poslal ku mnye Sanabalatk podle slo- va pyrvego p y {{ø}}1 e slug{{ø}} swego, a lyst myal w swey r{{ø}}ce pysani tymy slovi: Sliszano gest w narodzeck, a Gozem rzeki, ysze ti a Zidoyye mislycye sy{{ø}} przecyvycz, a przeto dzalacye mur, y- sze sy{{ø}} ckcesz poviszicz nad nymy królem. Prze ktor{{ø}} prziczin{{ø}} ustavylesz proroki, giszbi o tobye prorokowały w Ierusalem, rzek{{ø}}cz: Kroi w Zidowstwye gest. A kroi usliszi ta slova, przeto podz nynye, poradzimi sy{{ø}} spolu. Y posiałem k nym, rzek{{ø}}cz: Nye stało sy{{ø}} podle tich slow, gesz movysz, bo ti s svego syercza to składasz. Bo cy wszitci groziły nam, innymai{{ø}}cz, bi nasze r{{ø}}ce otpale (?) tego dzala, a nye- ckai{{ø}}cz. Prze ktor{{ø}} prziczin{{ø}} wy{{ø}}cey posylyalem r{{ø}}ki swey. a wszedłem do domu Samayaszowa, sina Dalage Ma- tabelowa, taynye. Gen my rzeki: Badz- mi sy{{ø}} spolu w' domu bozem posrzod koscyola, a zawrzimi gego drzwy. bocz mai{{ø}} przidz, abi cy{{ø}} zabyly, a tey noci przid{{ø}} ku zabycyu cyebye.' Y rzekłem : Zaly kedi równi mnye, ktori iako ia, ucyekl do koscyola a bil zyw? Nye wnyd{{ø}} do nyego. Y zrozumyalem, isze bog gego nye poslal, ale iakobi prorokui{{ø}} movyl ku mnye, a Tobias a Sanabalath nai{{ø}}ły biły gy. bo wz{{ø}}1 bil nagem od nych, abick sy{{ø}} ly{{ø}}kn{{ø}}1 tego y uczinyl to y zgrzeszil, abi myely prziczin{{ø}} zl{{ø}}, prze i{{ø}}szbi my laia- ly. Pomny na my{{ø}}, panye, prze Do- byesza a Sanabalatka, podle takich czinow gych, y proroka Naodiasza y prze gyne proroki, gysz my{{ø}} straszily. Y skonał sy{{ø}} mur wre dwudzestu a w py{{ø}}cy dnyoch myesy{{ø}}cza Ebul'), to gest lystopada2), ve dwut a w py{{ø}}cy dzesy{{ø}}t dnyoch. Y stało sy{{ø}}, gdi usli- szely wszitci nyeprzyiacyele naszi, y ly{{ø}}kiy sy{{ø}} wszelcy narodowye, gisz biły v okolę naszem, a dzelyly sy{{ø}} samy w sobye, wyedz{{ø}}cz, ysze panem bogem take dzalo uczinyono. A takesz w tich dnyoch wyele lystow ot slyack- cyczow zidowskich ku Dobyeszovy s{{ø}} posilani, a przichadzali od Dobyesza asz k nym. Bo vyele gych bilo w Zi- dowstwye, mai{{ø}}cz s nym przisy{{ø}}g{{ø}}, przeto isze bil z{{ø}}cz Sechenyaszowy, sina Iorelowa, a Iohannan sin gego bil poi{{ø}}1 dzewk{{ø}} Mozolamov{{ø}}, sina Bara- chiasowa. A takesz chwalyly gy przede mn{{ø}}, a slova moia wskazovaly gemu, a Dobyesz posilał lysti, chcz{{ø}}cz my{{ø}} ugrozicz. VII. ,/Y gdi sy{{ø}} mur dokonał, a postavy- lem wrota w bronach, a zlyczilem wro- tne y spyewaky y nauczone: y przikazalem Anenyovy, bratu memu, a A- ► nanyasowy ksy{{ø}}sz{{ø}}czu domu israhelskego (bo sy{{ø}} zdał sprawyedlyvi m{{ø}}sz a boi{{ø}}cz sy{{ø}} boga wy{{ø}}cey nad gyne), y rzekłem gym: Nye otvyraycye w rot Ierusalemskich az do z no i a skutecznego. A gdisz gescze przi tem gesm stal, zawarti s{{ø}} broni y zamczoni *) Myłka zamiast Elid, szósty miesiąc hebrajski. ’) Tego nie ma w Wulgacie. zaworamy y zamki. Y ustayylem stroze z bidlycyelow Iemsalymskich, kaszde- go po swich otrzedzack, a kaszdego przecyw domu swemu. Bo myasto bilo barzo sziroke a wyelyke, a lyuda mało poszrzod gego, a nye udzalani bili domi. Potem bog dal gest w me syerce, iszem zvolal slyachcyce y vodze y pospólstwo, abich ge zlyczih Y nalya- zlem ksy{{ø}}gy lyczbi tich, gisz biły na- pyrwey viszly z i{{ø}}czstwa, a nalezouo w nych tak pysano. Cy sinovye z włoscy, gysz viszly z i{{ø}}czstwa robotnego, które bil przivyodl Nabuchodonozor, kroi Babylonski, y wrocyly sy{{ø}} do Ierusalema a do Zidowstwa, kazdi do svego myasta. Cy biły przi sly z Zo- robabelem: Iosue, Neemyas, Azarias, Bananyas'), J Namyn, Mardockeus, Bel- 165 sem, Mespharat, Beguay, Namyn, Ba- anna, Belsem. To gest lyczba m{{ø}}zow z lyuda israhelskego: Sinow Farezo- vick dwa tisy{{ø}}cza a dwa a LXXX a C *. Sinow Safatiasovick CCC a dwa a LXX. Sinow Areasovick VI set a dwa a L. Sinowye Fetmeabovy sinow Io- zue a Ioabovick, dwa tisy{{ø}}cza a VIII set a XVIII. Sinow Eleamovick tysy{{ø}}cz a VIII set a LIIII. Si" Zetkua VIII set a XLV. Syw Zachaiowack VII set a LX. Syw Banuy szescz set a VIII a XL. Syw Ebalowick VI set a XXVIII. Syw Azgadovick dwa tisy{{ø}}cza CCC sta a XXII. Syw Azonicliamovicii VI set a LX a VII. Synow7 Bagozimasovick dwa tisy{{ø}}cza LX a VII. Syw Adunovick ') Imiona te własne najczęściej przekręcone. Liczby także nie zawsze zgodne z Wulgatą. VI set V a L. Syw Aterovick, sina E- zechiasowa, VIII a XC. Syw Assem CCC a XXVIII. Syw Betsay CCC a XXI1II. Syw Aref XII a sto. Sy* Ga- baonovich V a XC. M{{ø}}zow z Betlema a z Netofa VIII a LXXX a sto. M{{ø}}- zow z Anatot sto a XXVIII. M{{ø}}zow z Bethamoth XL a dwa. M{{ø}}zow z Caria- tiarim, Zefira a z Berot VII set CCCa XL*. M{{ø}}zow z Baama a z Gabaa VI set a XXI. M{{ø}}zow z Machmas dwye scye a XXII. M{{ø}}zow z Betel a z Chay XXII a sto. M{{ø}}zow z Nebo wtorego LII. M{{ø}}zow z drugego Elama tysy{{ø}}cz a CC LIIII. Syw Aremovich CCC a XX. Syw Iericho CCC XLV. Si* Ioyada a Onon sescz set a XXXI. Sinow' Semya trsy tisy{{ø}}ce dzewy{{ø}}cz set a XXX. Kapłanów: Sinow Ydaya w domu Iozua IX set a LXXIHI. Siw E- my en ero wach tysy{{ø}}cz LII. Siw F azuro- uich tysy{{ø}}cz dwye scye a XLVH. Siw Aremouich tysy{{ø}}cz a XXVIII. Nauczo- nich: Sinow Iozue a Gadimelouich a siw Odoya LXXIIIL Spyevakow: Sinow Azafouich sto a osm a XL. Wrotnich: Sinow Sellum, Si^ye Efer, Siwye Chel- mon, Sive* Akub, Si™ A tira, Sivye So- bay, osm a XXX a C. Natinneyskich: sinow Soha, Sie Aswa, Sie Tebaoth, Sie Teres, Sie Siaa, Sie Fado, Sie Le- bana, Sie Agaba, Sie Selmon, Sie Anan, Sie Gedel, Sie Gaer, Sie Baaya, Sie Ba- zim, Sie Nechoda, Sie lessem, Sie Aga, Sie Fessaa, Sie Hessay, Sie Nymyur, Sie Neptusim, Sie Rechne, Sie Afna, Sie Assur, Sie Betsich, Sie Meyra, Sie Ar- sa, Sie Berchos, Sie Sissara, Sie Tekma, Sie Nofya, Sie Atyfa, Sie slug Salomo- novich, Sie Sotay, Sie Seferet, Sie Pe- rida, Sie Ytalla, Sie Delchon, Sie Gel- den, Sie Safacia, Sie Achil, Sie Facerot, gen sy{{ø}} bil urodził od Abayma, sina Amonowa. Wszech Natinneyskich a sinow slug Salomonowich trsysta a XC II. To s{{ø}} cy, gisz s{{ø}} viszly z vy{{ø}}ze- nya z Tebnala,#z Telarsa, z Addona a z Emara, a nye mogły ukazacz do- mow oczczow swich, any swego ple- myenya, bi biły z Israhela: Sie Dalaya, sie Tobyasovy, sie Negoda, VI ‘) a XLII. A s kapłanów, sinow Abya, sina Ato- zowa, sina Berelaymova, gen bil poi{{ø}}1 zon{{ø}} sobye z dzevek Berzelaymovich Galadiczskego, y qazwan gest gich gy- myenyem. Cy szukały pysma swego pokolenya y [nie] nalezly. a przeto wi- rzuceny z roku kaplanskego. Y rzeki gym Atersata, abi nye gedly z swy{{ø}}- tiney swy{{ø}}tich, doi{{ø}}d nye stanye kapłan uczoni y umyali. Tego wszego sebranya, iako geden m{{ø}}z, dwTa a XL tisy{{ø}}czow a CCC a LX, kromye slug a służebnycz gich, gichzeto bilo VII tisy{{ø}}czow a CCC a XXX a VII. A myedzi gimy spyewakow a spyewaczek CC a XLV. Konyow gich V* set a XXXVI, a mulow CC a XLV. Wyel- bl{{ø}}dow gich CCCC a XXXV, oslow gich VI tisy{{ø}}czow a VII set a XX. A wyele s ksy{{ø}}sz{{ø}}t czelyadnich dały nakład ku dzalu bożemu. Atersata dal na skarb złota tysy{{ø}}cz zavazi, bany py{{ø}}czdzesy{{ø}}t, suken kapłańskich V set a XXX. A z ksy{{ø}}sz{{ø}}t czelyadnich dały ') Tu wypuścił: set. złota w skarb ku dzalu XX tisy{{ø}}czow zarazi, a srzebra dwa tysy{{ø}}cza lybr a CC. A dal gyni lyud złota zaAazi XX tysy{{ø}}czowr, a srzebra dwa tysy{{ø}}cza lybr, a kapłańskich suken VII a XL. Y bidlyly kaplany a nauczeny a wrotny a spyeraci y gyni lyud y Natin- neysci y wszitek lyud israhelski w svick myescyech. VIII. -/V prziszedl syodmi myesy{{ø}}c swy{{ø}}ta stanorego zaEzdri a zaXeemya- sza'), a sinorye israhelsci bidlyly w swich myescyeck. Y sydze sy{{ø}} wszitek lyud iako geden m{{ø}}z do ulyce, gesz gest v (u) broni vodney. y rzeknę Ezdrasowy, m{{ø}}drczovy2), abi przynyosl ksy{{ø}}gy zakona Moysesowa, gen bil przikazal pan Israkelovy. Przeto Ezdras kapłan przinyozw* przed sebranye m{{ø}}- zow zakon, yf* zon y wszitkich, ktorzi mogły rozumyecz, dnya pyrvego myesy{{ø}}cza syodmego. Y czedl w nych iawno na ulyci, iasz v broni vodney, od iutra az do poludnya, przed m{{ø}}sz - my y zonamy y m{{ø}}drimy. a wszego lyuda uszi bili pylni ku ksy{{ø}}gam. Y stal Ezdras pysarz na wschodzę drze- wyanem, gen bil uczinyl ku mowye- nyu. a stały podle gego Matatias a Semma a Naama a Uria a Elchia a Masia na gego prawyci, a na levyci 166 Fadagya, My sael a Melchia, a Asum a Ezefdana a Zachar a Mozollam. Y otworzil Ezdras ksy{{ø}}g?/ przede wszitkim lyudern, a powiszil sy{{ø}} nade wszi tek lyud, a gdisz ge otworzil, stal wszitek lyud. A Ezdras dal chval{{ø}} panu bogu wyelykim głosem, y otporye wszitek lyud: Amen, amen. A wznyosw swoy r{{ø}}ce a sklonyw sy{{ø}}, modlyl sy{{ø}} panu lesz{{ø}}cz nagle ’) na zemy. A tak Iozue a Baam a Sarabya Iamyn a Ckub, Sefaya, Odia, Maazia, Celyta, Azarias, Iozabeth, Anan, Falaya, sludzi koscyelny, czinyly mylcenye w lyudu ku sli— szenyu zakona. ale lyud stal kaszdi w svem rz{{ø}}dze. Y c z 11 y w ksy{{ø}}gach zakona bożego rozdzelnye y otwo- rzeuye2) ku rozumu, y rozumyely wszitci, gdi czcyon zakon. Y rzeki Nee- myras (gen slovye Atersata) a Ezdras kapłan y m{{ø}}drzecz, y nauczeny, vikla- dai{{ø}}cz wszemu lyudu: Dzen ten po- swy{{ø}}czon gest panu bogu naszemu, nye lkaycye any placzicye. Bo wszitek lyud płakał, gdi sliszely słowa zakona. Y rzeki gym: Gydzcye, gedz- cye tuczne rzeczi, a pycye vyno osłodzone myodem, a poslycye cz{{ø}}stki tym, gysz sobye nye przipravyly, bo dzen bozi swy{{ø}}ti gest, a nye sm{{ø}}cycye sy{{ø}}r bo radoscz boża gest. A nauczony* czinyly mylczenye ve wszem lyudu, rzek{{ø}}cz: Mylczcye, bo dzen swy{{ø}}ti bozi gest, a nye b{{ø}}czcye zaloscy wy. A tak odidze wszitel* lyud, abi gedly a pyły, a posiały cz{{ø}}stki tym, gysz nye myely. a uczinyly wyelyke wyesyele, bo zrozumyely słowom, gesz ge bil uczil. A drugego dnya sebraly sy{{ø}} ksy{{ø}}- sz{{ø}}ta czelyadua y wszego lyuda, kaplany, nauczony ku Ezdrasowy m{{ø}}dr- ') Tych słów nie ma w Wulg. *) Wulg. scribae. ') pronus. 2) distincte et aperte. W. czovv, ab gym vilozil słowa zakona. Y nalezlyr pysano w zakonye, ysze przikazal pan przez r{{ø}}k{{ø}} Moysesow{{ø}}, abi sinovye israhelsci bidlyly w stanyech w dzen sławni myesy{{ø}}cza syodmego. abi przikazaly y oglosyly slowo po wszech myescyech swich y w Ierusalem, rzek{{ø}}cz: Winydzcye na gor{{ø}}, przi- nyes'yez olyvove rozgy, y rozgy drze- va przekrasnego, y rozgy tego drzeva gesz slowye Myrtus albo Swyrk'), a lyatorosly palmo wich, a rózgy z drze- vya lesznego, acz udzalai{{ø}} stani z nyego, iako pysano. Y viszedl wszitek lyud, a przinyosl. Y udzalaly sobye stani, kazdi na swem myesczczu, y vv sye- nach swich y w syenyach domu bo- zego, y na ulyci broni vodney, y na ulyci broni Efraymov i. Przeto ucziny- lo wszitko sebranye, ktore sy{{ø}}) wro- cylo z i{{ø}}czstwa, stani. y bidlyly w stanyech, bo bily nye udzalaly sinocye israhelsci takich stanów ode 11 dnyow Iozue, sina Nunowa, az do tego dnya. Y bilo wyesyele wyelyke. A czedl gym w ksy{{ø}}gach zakona bożego na kazdi dzen ode dnya pyrwego az do dnya po- slednyego. a uczinyly swy{{ø}}to za syedm dny, a dnya osmego sebranye2,) padle obiczaia. IX. /\.le we cztirzech a ve dwudzestu dnyoch tegosz myesy{{ø}}cza, sesly sy{{ø}} sinowye israkelsci w poscye a w vorzeck, nasipawszi pyasku na sv{{ø}}. Y odl{{ø}}czo- no plemy{{ø}} sinow israkelskick ot wszel- ') To dodatek tłi macza 2) Collectam. W. kego sina czudzego rodu. a stały przed panem, wiznavaiocz grzecki swe a zlo- scy oczczow swick. A powstały, abi stały, y cztly w ksy{{ø}}gach zakona pana boga swego, cztirkrocz za dzen, a cztirkrocz przes nocz spow yadaiócz syo a chwalyócz pana boga swego. ') Nauczony Iozue a Bany a Cedmyel, Reum (?) a Bany a Serebyas, Odayas r Sebna, Fataya, a volaly głosem vye- lykim ku panu bogu swemu. Y rzekły uczeny Iozue a Cetmyel, Bany a Se- byas, Serabya, Odoya, Sebna, Fataya: Wstancye, a blogoslawcye panu bogu naszemu od wyeku asz do wyeku. a blogoslawTcye gymyenyu sławi twey z wisokoscy we wszem blogoslawyen- stwye a chwale! Y rzeki Ezdras: Ty gesz sam, panye, ti gesz uczinyl nyebo, y nyebo nyebyos y wszitko voy- sk{{ø}} gich. zemy{{ø}} y wszitko czsosz • na nyey gest, morze y wszitko czsosz w nyem gest. a ty ziwysz wszitki ti rzeczi, a woysiła nyebyeska tobye sy{{ø}} klanyai{{ø}}. Ti gesz sam panye boze, gen- zesz zvolyl Abrama, a viwyodlesz gy z ognya Kaldeyskich, a zdzalesz gemu Abraham. Y nalyazlesz syerce gego wverne przed sob{{ø}}, a uczinylesz s nym slyub, abi gemu dal zemy{{ø}} Ka- naneysk{{ø}}, Eteysk{{ø}}, Eveysk{{ø}} a Amo- reysk{{ø}}, a Ferezeysk{{ø}} a Iebuzeysk{{ø}} a Gerizeysk{{ø}}, abi dal plemyeuyowy gego. y spelnylesz słowa twa, bo gesz sprawyedlyvi. A wydzalesz n{{ø}}dz{{ø}} oczczow naszich w Egypcye, a volanye m ') Wypuścił: Sum xemnt autem super gradum Lentarum- gich gesz usliszal nad morzem Rudnim. A dalesz znamyona y dziwi nad Pha- raonem y nad wszitkimy slugy gego, y nad wszitkim lyudern zemye gego, yszesz uznał, ysze pisznye przecyw gym czinyly. y uczinylesz sobye gymy{{ø}}, iako y w temto dnyu. A morzesz rozdzelyl przed nymy, y przesly po po- szrzotku morza po suchoscy. ale gich przecywnyki wrzucylesz wT gl{{ø}}bokoscz, iako kamyen w wody wyelyke. A w slupye oblokovem bilesz gich vodzem przes dzen, a w slupye ognyowem przes nocz, abi sy{{ø}} gym droga ziavyala, po ktorey szły. A na gor{{ø}} Synay sst{{ø}}pyłesz z nyeba a movylesz s nymy, a dalesz 167 gym s{{ø}}di prave a zakon pra jwdi, y duchowne obiczage y przikazanya dobra. y sobot{{ø}} poswy{{ø}}czon{{ø}} ukazalesz gym, a przikazanye a duchowne obiczage y zakon przikazalesz gym przes r{{ø}}k{{ø}} Moyzesow{{ø}}, slugy twego. A chleb z nyebyos dalesz gym w gich głodzę, a vod{{ø}} viwyodlesz gym pragn{{ø}}cim s skali, a rzeklesz gym, abi wnyd{{ø}}cz y wlodn{{ø}}ly zemy{{ø}}, na i{{ø}}zesz wzwyodl r{{ø}}k{{ø}} tw{{ø}}, abi i{{ø}}{{ø}} dal gym. Ale ony y oczczowye naszi piszno czinyly przecyw tobye, a zatwardzily glovi swe, y nye sliszely przikazan twich. Y nye chcyely tobye oddany bicz, any sy{{ø}} rospomynaly na tve dziwi, geszesz gym czinyl. Y zatwardzily sszige swe, a dały s{{ø}} woły swey, abi sy{{ø}} nawrocyly k sluszbye swey s swarem. Ale ti boze, laskavi, dobrotlywi y mylosyemi, dlugomislni y wyelykego slyutowanya, nye opuscylesz gich y tedi, gedi u- czinyly sobye cyelcza przes swar (?) d{{ø}}tego, rzek{{ø}}cz: Ten gest bog twoy, gen cy{{ø}} viwyodl z Egypta. y uczinyly blyusznyenya wyelyka przecyw tobye. Ale ti prze vyelyka mylosyerdza twa nye ostavyles gych na pusczi. slup o- blokovi od nych nye odszedł przes dzen, abi ge vyodl drog{{ø}}, a slup ognyovi przes nocz, abi gym ukazowral drog{{ø}}, i{{ø}}szbi mogły gydz. A twoyT dobn duch dalesz gym, genbi ge uczil, a manni twey nye odi{{ø}}lesz gym od gich ust, a vod{{ø}} dalesz gym w pragnyenyu. XJL lyat karmylesz ge na pusczi, a wszego gym dostavalo. rucho gych nye zwyotszalo, a nogy gich nye ustali. A poddaw gym krolewstwa y lyudzi, rozdzelylesz gym lyosi. a odzerszely zemy{{ø}} Seonov{{ø}}, a zemy{{ø}} krolya Eze- bonow{{ø}}, a zemy{{ø}} Ogow{{ø}}, krolya Ba- zanskego. A sini gich rosplodzilesz iako gwyazdi na nyebye, a przewyodlesz ge do zemye, o nyeyszesz mowyl gich oczczom, abi wnyd{{ø}}cz odzerszely i{{ø}}. Y prziszly sinowye, a dzerzely i{{ø}}. a ponyzilesz przed nymy bidlycyele zemye Kanaanskey, a poddalesz w r{{ø}}k{{ø}} gich krolya gick, y lyudzi zemske, a- bi z nych uczinyly, czso gym lyubo. Y dobiły murovanich myast a dzedzin{{ø}} tuczn{{ø}}, a odzerszely domi wszego dobrego pełne, cysterni od ginich udza- lane, vynnyce, zagrodi olyvove a drzewye sczepowe vyele. a gedly a napel- nyly sy{{ø}} a roztily, y oplwytowaly bo- gaczstvem w dobrocy twey vyelykey. Y wzbudziły cy{{ø}} ku gnewu, a otst{{ø}}- pywszi ot cyebye, rzucyly twim żako- nem za swre zadki'). Proroky twe zbyty, gisz ge napomynaly, abi sy{{ø}} k tobye obrocyly. a czinyly blyusznyenya w etyka przecyw tobye. dalesz ge w r{{ø}}k{{ø}} gich nyeprzyiacyol, y n{{ø}}dzily ge A w czasu gich zam{{ø}}cenya wolały k tobye, a ti z nyeba usbszalesz ge, a podle twego wyelykego mylo- syerdza dalesz gim zbavycyele, geszbi ge zbavyly z roku gich nyeprzyiacyol. A gdisz biły oipoczin{{ø}}ly, nawrocyly sy{{ø}} zasy{{ø}}, abi uczinyly zle w vydze- nyu twem. y nyechalesz gich pod r{{ø}}- k{{ø}} gich nyeprzyiacyol, y wlodnóly gy- my. A obrocywszi sy{{ø}}, y wolały k tobye. a ti z nyeba usliszalesz ge y spro- scylesz2) ge w mylosyerdzach twich, w rozmaytich czasyech. i naoomyna- les ge, abi sy{{ø}} nawrocyly ku zakonu twemu. Ale ony pimo czinyly, a nye posłuchały twego przikazanya, a w twich s{{ø}}dzech zgrzeszily, geszto ktori czlowyek ucziny, zyw b{{ø}}dze w nych. A obrocyly k tobye piece swe, zatvar- dzily sszyio sw{{ø}}. A przedlusziles nad nymy lyata wyelyka, y napomynales ge duchem twńm przes r{{ø}}k{{ø}} prorokow twick, a nye posłuchały cyebye. y podałeś ge w moc lyuda zemskego. Ale prze twu wyelyka mylosyerdza nye dałeś gich na zagynyenye, anys gich o- puseyl. bosz ti bog wyelykego smylo- wanya, y mylosoyvi ti gesz. A tak iusz panye boze nasz, wyelyk- y sylni y groźni, ostrzegai{{ø}}cz smovi y mylosyerdza, nye odwraczay swego oblycza we wszey prąci, gesz nas poscygla, króle nasze, ksy{{ø}}sz{{ø}}ta nasza, kapłan, nasze, proroki nasze y oczce nasze, y wszitek lyud twoy ode dnyow krolya As- sura az do tego dnya. A tisz sprawye- dlywi w tem wszem, czsosz. na nas prziszlo, bosz prawd{{ø}} nam uczinyl, ale mi nyeprawyesmi czinyly. Krolyowye naszi, ksy{{ø}}sz{{ø}}ta naszi, kaplany naszi, oczczowye naszi nye pelnyly zakona twego, any dbały na twa przikazanya a swyadeczstwa i wego, geszesz swyat- czil w nych. A ony w svich dobrick krolewstwach, w dobrocy tvrey wyely- key, iószesz gim dal, a wr zemy prze- szirokey a tuczney, i{{ø}}szesz poddał gych oblyczu, nye sluszily tobye, any syó odwrocyly od swick obiczaiow psctmch. Owa, mi slugy samy twoy dzisz ge- stesmi, a zemy{{ø}}*, ;{{ø}}szesz oddal ocz- czom naszim, abi gedly ckleb y gedly wszitko dobre, a mi slugy twe bidly- mi w nyey. A gey uzitki plodz{{ø}} sy{{ø}} krolyom, geszesz nad namy postawryl prze na | sze grzecki, a panui{{ø}}nad na- Jieff szimy sziwoti y nad naszim dohltkem podle swey w oley, a w vyelykem za- nięeenyu gesmi. Przeto za ty wszi- tk; rzeczi mi czinymi slyub a zapy- szem sy{{ø}}, a to poczwyrdz{{ø}}') ksy{{ø}}- szota nasza, nauczony naszi, y kaplany naszi. X. S tick smovyecz2) biły Neemyas Phane (?) Atersata. sin Acelay, a Sede- ') Post terqa sua. 3) liberasU eos. W. ') Signant. W ’) Signatores. chias, Sarayas a Azarias, Zacharias, Ieremyas Fessur, Amarias Melchias, Ak- kus, Sebonya, Melutare, Merimut, Od- dias, Danyel, Geton, Baruch, Mozollam, Abya, Myamyn, Massya, Belga, Semeya.. tocz s{{ø}} kaplany. Potem nauczeny: Iozue sin Azariaszow, Nenuy z sinow Ennadowich, Cedmyel, y gich bracya Sechenya, Odonya, Celyta, Fa- layaya, Anan, Micha, Boob, Azbya> Zachur, Serebya, Salbanya, Odya Ba- nym. Głowi lyuda: Feros, Fermoab, Celam, Zethu, Bany, Baum, Azgag, Bebay, Adonya, Begogay, Addin, Ater, Azetia, Ażur, Adonya, Asum, Besaya, Ares, Anatot, Kabaya, Metfya, Molo- sam, Afyr, Mensabel, Sadoch, Cedna, Fellechia, Anan, Anany a, Ozee, Ama- ny, Asub, Aloes, Faletrin, Sebet, Reum a Sebna, Malchia, Etay, Anam, Anan, Melutarem, Baana'). A gyny z lyuda kaplanskego, nauczony, wrotny y spyewaczi, Natinneysci y wszitci, ktorzi syp odl{{ø}}czily z lyudu zemskego ku zakonu bożemu, gich zoili y dzewki y sinowye y wszitci, ktorzi mogły rozu myecz, slyubui{{ø}}cz za sw{{ø}} bracy{{ø}}^ elyachcyczovye gich, a gisz przicho- dzily ku slyubovanyu a ku przisy{{ø}}ga- nyu, abi chodziły w zakonye bozem, ktori bil dal wr r{{ø}}ce Moysesowye, slu- gy swego, abi czinyly a ostrzegały wszech przikazan pana boga naszego, y s{{ø}}dow gego y duchownich obicza- iow, abichom nye dawały dzewek swich lyudu zemskemu, any gich dzewek snóhycz (?) za nasze sini. A od lyu- ') Nazwy te mało zgodne z Wulgat§. du zemskego, gysz nosz{{ø}} przedayne rzeczi y wszego ku poszitku w dzen sobotni, abi przedavaly: nye przygy- maymi od nych w sobot{{ø}} a w dzen poswy{{ø}}tni. A opuszczani syodme lyato a z długów upomynanya wszelkey r{{ø}}- ki. A ustanowmi nad sob{{ø}} przikazanye, abi z nas kaszdi dal trzecyzn{{ø}} szely{{ø}}gow na każde lyato ku dzalu pana boga naszego, a ku chlebom ob- yetnim a ku obyecye vyeczerzney w kalendi, w soboti a w sławne swy{{ø}}ta, w poswy{{ø}}cenya, a za grzech, abi proszono bilo za Israhela y ku wszitkey potrzebye domu boga naszego. Prze gesmi lyoj si rzucyly myedzi kapłani a nauczonimy y myedzi lyudern na obyet{{ø}} drewn{{ø}}, abi bila noszona do domu pana boga naszego, po domyech naszick oczczow, w czasu od czasów lyata asz do roka, abi gorzała na ołtarzu pana boga naszego, iako pysa- no w zakonye Moysesowye. abickom przinyesly pyrve uzitki zemye naszey y pyrwe uzitky ovocza wszelkego drzewa, od roka do roka, do domu bożego. Y pyrworodzonce naszick sinow y dobitka naszego, iako pysano w zakonye, a pyrworodzone z volow naszich y z owyecz naszick, abi biły offyerowani w domu pana boga naszego kapłanom ktorzi przislugui{{ø}} w domu pana boga naszego. Y pyrwe uzitki karmy naszich y pyrcya naszego, a ovocza ze wszelkego drzewa y z wynnycz y z o- leia przinyesyemi kapłanom do koscyola boga naszego, dzesy{{ø}}t{{ø}} cz{{ø}}scz u- zitkow naszich zemye naszey nauczo- nim. Bo nauczeny dzesy{{ø}}tki b{{ø}}d{{ø}} bracz ze wszech myast naszey roboti. Y b{{ø}}- dze kapłan, sin Aaronow, z nauczoni- my w dzesy{{ø}}cynach nauczonich, a nauczony b{{ø}}d{{ø}} ofyerovacz dzesy{{ø}}t{{ø}} cz{{ø}}scz dzesy{{ø}}tka swego do domu boga naszego do pokladnyce domu skarbnego. Bo do tey schroni snyos{{ø}} sinowye i- srahelsci a sinowye Levy pyrve uzitki se zbosza, z vyna y z oleiu, a tu b{{ø}}- d{{ø}} ss{{ø}}di poswy{{ø}}czone y kaplany y spyewaci y wrotny y nauczony y slugy, a nye opuszczimi domu boga naszego. XI. ./V bidlyly ksy{{ø}}sz{{ø}}ta lyuda w Ierusalemye, y szlyachcyci przes lyosu po- szrzod lyudzi przebiwaly. a przeto gyni lyud rzucyly lyos, abi wibraly gedn{{ø}} cz{{ø}}scz z dzesy{{ø}}cy, gysz bi myely bidlycz w Ierusalemye, w myescye swy{{ø}}tem, bo myasto prozno bilo, ale dzewy{{ø}}cz cz{{ø}}scy lyuda w gynich myescyech. Y pożegnał lyud wszitkim tym m{{ø}}zom, gysz z dobrey woley poddały, abi bidlyly w Ierusalemye. A tocz s{{ø}} ksy{{ø}}sz{{ø}}ta włoscy, gysz przebiwaly w Ierusalem y w myescyech Iuda. A bidlyl kaszdi na swem gymyenyu w swich myescyech israhelskich, kaplany, nauczeny, Natinneysci y sinowye slug Salomonovich. A w Ierusalem bidlyly z sinow Iuda a s sinow Benya- myn. s sinow Iuda: Achayas sin A- ziamow, sina Zacliarzova, sina Ama- riasowa, sina Zafacyova, sina Amaly- ceowa. s sinow Farezovich Amazias, sin Baruckow, sin Kalozay, sin Ozia, sin Adaya, sin Iozaril...[| Tu kart 10 wydartych. EZDRASZ II.’ 168 ...tego, gen gest w Ierusalem. A ia kroi Darius przepylnyem ustauil podle tego, abi sy{{ø}} dało (działo?). vn. Tedi Sizennes, podkrole Koeles w Syry* a w Fenyci a w Satrabusanes, y towarzisze gego napelnyly to, czsosz bilo ot krolya Dariasza* ugednano, a pylny biły dzala poswy{{ø}}tnego, sna- dnye pomagai{{ø}}cz starostami zidowskim, ksy{{ø}}sz{{ø}}tom Syrskim. y pospyeszala sy{{ø}} swy{{ø}}ta dzala proroczstwem Aggeasza a Zachariasza prorokow. Y dokonały s{{ø}} wszitko przes przikazanye pana boga israhelskego a z radi Cyra a Daria a Artaxersa, krolyow perskich. Y dokonał sy{{ø}} dom nasz we trsyech a we dwudzestu dny myesy{{ø}}cza brzeznya2), sodmego lyata Dariasa krolya. A uczinyly sinowye israhelsci, kaplany y nauczeny y gyny, gisz biły z i{{ø}}czstwa przisly a k nym sy{{ø}} przigednaly, podle tego iakoz pysano w ksy{{ø}}gach Moy- zesovich. Y ofyerowaly na poswy{{ø}}ce- nye koscyola bożego bikow sto, skopów dwyescye, a baranow cztirzi sta, kozlow za grzechi wszego Israhela dwa- ■) Ta księga Ezdrasza liga, albo jak ją inni nazywają., Illcia, należy do części Pisma św. niekanonicznych, i nie ma jéj w edycyaeh Wulgaty. 5) W hebrajskim miesiąc Adar. naczcye, podle lyczbi pokolenya israhelskego. Y stały kaplany y nauczeny, odzeny s{{ø}}cz w byala rucha, kaszdi w swem pokolenyu, nad dzali pana boga israhelskego, podle tego iakosz pysano w ksy{{ø}}gach Moyzesowich. a wrotny u kazdich dzwyrzi. A uczinyly synowye israhelsci s timy, gisz biły z i{{ø}}czstwa przisly, to yste Prziscye panu, czwarti naczcye dzen myesy{{ø}}cza pyrwego, gdi sy{{ø}} poswy{{ø}}cyly kaplany y nauczony. Ale wszitci sinowye i{{ø}}czstwa nye* pospołu poswy{{ø}}ceny. bo nauczeny wszitci pospołu poswy{{ø}}ceny s{{ø}}. Potem wszitci sinowye i{{ø}}czstwa o- byatowaly Prziscye y bracy swey kapłanom y samy sobye. Y gedly sinowye israhelsci, gisz biły z i{{ø}}czstwa prziszly, y wszitci gisz biły ostały wszi- tkich nyegodnich narodow zemskich, naslyadui{{ø}}cz pana, y slauily dzen sławni przesnyczni za syedm dny, godu- i{{ø}}cz w vydzenyu bozem, gen przemye- nyl rad{{ø}} krolya asyrskego nad nymy, abi posylyl gich r{{ø}}k{{ø}} ku dzalu pana boga israhelskego. ') A potem, gdi krolyowal Artaxerses kroi perski, przist{{ø}}pyl przeden Ezdras, ■) W przekładzie Leopolity i Budnego, z którymi tę księgę porównywam, nie mając jéj w łacińskiej Wnlga- cie: w tćm już miejscu poczyna się rozdział “V III. sin Azarl isow, sina Elchie, sina Salomee, sina Adduch, sina Achytobowa, sina Amery, sina Azari, sina Bocce, sina Abyzae, sina Fineesowa, sina E- leazarova, sina Aaronoua pyrwego kapłana. Ten Ezdras przyial z Babylona, a bil m{{ø}}drzecz a nauczeni w zakonye Moyzesowye, gen dan od boga Israhelowy, mowycz y czinycz. A dal gemu kroi slaw{{ø}}, ysze nalyazl j myloscz przed gego oblyczim we wszem dostogenstwye yw szodlyvosci. Y vigely pospołu s nym z sinow israhelskich y s kapłanów y z nauczonich y z swy{{ø}}tich spyewakow koscyelnich y wrotnich y slug koscyola Ierusalem- skego, lyata sy odm ego krolyowanya Artaxersa, w py{{ø}}tem myesybczu. to bilo syodme lyato krolyowanya gego. Wiszedszi z Babylona onowye') myesy{{ø}}cza py{{ø}}tego, przygely do Ierusalem podle przikazanya gego, maięcz po- spyech tey drogy ot samego boga. Bo Ezdras bil w tem odzerszal wyelyku boiazn, abi nyczego nye opuscyl tego, czsosz bilo z zakona bożego a przikazanya, a ucz{{ø}}cz wszego Israhela wszey sprawyedlywosci y sodu. Potem przi- stopywszi cy, gysz pysaly napysanye krolya Artaxersa, dodały tego napysa- nya Ezdrasowy, gesz gemu ot krolya Artaxersa bilo dano. kaplanowy a my- strzoui w pyszmye zakona bożego, a to sy{{ø}} tak vilycza: VIII.2) ICrol Artaxerses Ezdrasoui, kaplano- ') U Leopolity i Budnego taki^ na nowie miesiące! *) Leopolira i Budny żsanego rozdziału tu nie poczynają. wy a mystrzovy zakona bożego, zba- wyenye wskazuge. Ia marni a cyelestn; za otplati przis{{ø}}dza:ó, przikazalem gym gysz z{{ø}}dlywoscz z narodu zido- wskego swó dobr{{ø}} voly{{ø}}, y s kapłanów y z nauczonich, gisz s{{ø}} w mem krolewstwye*), abi s tob{{ø}} szły do Ierusalem. Przeto acz szodai* * ktorzi s tob{{ø}} gidz, syd{{ø}}cz sy{{ø}} w gromad{{ø}}, gydz- cyesz, takosz sy{{ø}} gest mnye y mim syedmy przyiaeyelyom zlyubylo. abi navyedzily, gysz cziny{{ø}} po z;dowsku a po ierusalemsku, pełny{{ø}}cz iako masz w zakonye bozem popysano. Acz nyo- só dari panu bogu israhelskemu, gesz- tosm ia obyatowal y przyiacyele Ie- rusalema. a wszitko złoto y srzebro, ktorez bodze nalezono w kraiu baby- lonskem, panu do Ierusalem, y s tim, gesz gest dano za zdrowye tego lyuda, acz gest wszitko nyesyouo do koscyola bożego, gen gest w Ierusalem. Abi to złoto y srzebro bilo sebrano na bicech y na skopoch y na baranoch y na kozlech, y to czsosz k temu przi- slusza ku kupowanyu, abi ofyerowaly obyati panu na ołtarzu boga swego, gen gest w Ierusalem. A wszitko, czsoz- koly b{{ø}}dzesz cbcecz s tw{{ø}} bracy{{ø}}> u- dzalaoz zlotem y srzebrem, konay wolnye pudle przikazanya pana boga twego. A poswyoczone ss{{ø}}di, gez s{{ø}} tobye oddani ku potrzebye domu bo- zego, gen gest w Ierusalem, a gyne reczi*, ktorekoly b{{ø}}d{{ø}} tobye pomoczni ku dzalu koscyola boga twego, dasz *) Tak to wszystko w kodexie szaroLzpatackim: seac widocznie zepsuty. s krolyovi komori. A czsoz b{{ø}}dzesz 170 chcecz dzalacz s tw{{ø}} bracy{{ø}} zlotem y srzebrem, konay podle woley bozey. A ia zayste krol Artaxerses przikazalem stroszom mich skarbów w Syn/ a w Feny ci, abi o czemkoly b{{ø}}dze py- sacz Ezdras, kapłan a uczicyel zakona bożego, s pylnoscy{{ø}} abi gemu bilo dano az do sta lybr srzebra, a takez złota , a zbosza sto maldrow, a wyna dzbanów sto, a gyne wszitki potrzebi przes lyczbi. Wszitki rzeczi podle zakona bożego abiscye dały bogu na- visszemu, abi snad nye powstał gego gnyew w krolewTstwye krolyowye y sina gego y sinow sina gego. A wam przikazui{{ø}}, abi ode wrszeck kapłanów y nauczonich y swy{{ø}}tich spyewakow y ot slug koscyelnick y pysarzow koscyola tego nyszadney byernye any ktorick poplatkow od nyck poz{{ø}}da- ly, any zadney moci any prawa k temu myely. A ti takez Ezdraszu podle m{{ø}}droscy bozey ustawr s{{ø}}dze a z woły one we wszey Syn/ y wFenyci, a wszitki, ktorzi zakon boga twego zna- i{{ø}}, uczi, ysze ktorzibikoly przest{{ø}}pyly zakon, abi biły pylnye karany albo smyercy{{ø}}, albo m{{ø}}kamy, albo takez pyeny{{ø}}dmy* t{{ø}} pokut{{ø}}, albo zapędzę nym. Y rzeki Ezdras m{{ø}}drzecz: Pożegnani pan bog oczczow naszich, gen dal woly{{ø}} t{{ø}} w syerce krolyowo, ckcz{{ø}}cz obiasznycz dom swoy, gen gest w Ierusalem, y mnye poczcyl przed oblyczim krolyowim y radi y przyia- cyelow gego, y przed timy, gysz wpo- stawczoch ckodz{{ø}}. A iacyem bil u- stawyczen na swem u m y e s pomocz{{ø}} pana boga mego, y sebralem k sobye m{{ø}}sze ze wszego Israkela, abi se mn{{ø}} pospołu szły. A cy biły włodarzmy sswich włoscy a podle ksy{{ø}}stwa roz- dzalow gick, gisz se mn{{ø}} wiszly z Babylona za krolyowanya Artaxersa krolya: S sinow Farezowich Gersonyus. Z sinow Syemarutouich Amenyus. Z sinow Dauidouich Akkus, sin Secelye. Z sinow Faresouich Zacharz, a s nym sy{{ø}} wrocyly py{{ø}}czdzesy{{ø}}t a sto mężów. Z sinow wódźcie* moabylyonske- go Zaraey, a s nym m{{ø}}zow dwye scye a py{{ø}}czdzesy{{ø}}t. Z sinow Zackuesouich Ieconias zechekkow (?), a s nym mężów CC a L. Z sinow Salomasiaso- wick Gotkolya a s nym m{{ø}}zow LXX. Z sinow Safasiasouick Azarias Mycke- ly, a s nym m{{ø}}zow LXXX. Z sinow Iobadiasouick Gezely, a s nym m{{ø}}zow CC XII. Z sinow Banie Salynock, sin Iozapkiasow, a s nym LX a sto mężów. Z sinow Beerouick Zackarz, sin Bebaiow, a s nym m{{ø}}zow CC a VIII. Z sinow Aziockiotannes Ackarie, a s nym m{{ø}}zow sto a X. Z sinow Adoni- kam, z nyck poslednyck, a ta s{{ø}} gy- myona gick: Eiyfalan sin Gebelow, a Semey as, a s nym m{{ø}}zow LXX. Y zgromadziłem ge k rzece, gesz slowye Tkia, a tusmi sy{{ø}} stanowyly trsy dny, y seznalem‘) ge. A z sinow kapłan- skick y nauczonick nye naiyazlem tu. Y posiałem ku Eleazarowy a ku Te- lom, a Masmam a Maloban, a Ewaten aSemea, a Ioribum, Natkan, Ennagan, ') Budny: policzyłem je. Zacharia a Mosollamin, gee (?) wodzce y umyale. Y rzekłem gym, abi prziszly ku Luddeoui'), gen bil podle myasta skarbnego, a przikazalem gym, abi rzekły Luddeowy y bracy gego y tim, gisz biły w skarbnyci, abi ge nam posiały, giszbi kapłaństwa poziwaly w domu pana naszego. Y prziwyedly nam podle r{{ø}}ki moczney pana boga naszego m{{ø}}ze umyale: Z sinow Mooly, sina Lenina, sina Israhelowa, Sebebiama a sini y bracy{{ø}}, gichze bilo XVIII Asbyam a Amum z sinow Cananey, a sinowye gich m{{ø}}zow XX. A s tich, gisz w koscyele sluszily, geszto oddal Dauid, y oni ksy{{ø}}sz{{ø}}ta ku pomoci na- uczonim, gisz w koscyele sluszily, CC a XX. wszech gymyona znamyona- n a s{{ø}} w pyszmye. A tu gesm slyubyl post s mlodzenci w oblyczu bozem, abich uprosyl od nyego dobr{{ø}} drog{{ø}} nam y tim, gisz s namy biły z sinow y z dobitcz{{ø}}t, prze zalozon{{ø}} nyeprzy- iazn. Bom sy{{ø}} sromal prosycz u krolya geszczczow y pyeszich ku przes- pyecznemu przevodu przecyw naszim przecywnykom. Bosmi biły rzekły kro- lyoui, ez* moc boża b{{ø}}dze s timy, ktorzi go szukai{{ø}} ve wszelkem uczinku. A potemsmi sy{{ø}} modlyly panu bogu naszemu, prze geszesmi gy myely my- loscywego a spogeuysmi z bogem naszim. Y odl{{ø}}czilem z wlodarzow po- spolytego lyfujda a s kapłanów koscyelnick m{{ø}}zow XII, a Serebyama a Asa- myama, a s nyma z bracyey gich m{{ø}}- zow X. Y odwazilem gym srzebra y złota, y ss{{ø}}di kaplanske domu pana boga naszego, gesz bil dal kroi y rączce gego y ksy{{ø}}sz{{ø}}ta y wszitek Israkel. A kdiszem odvazil, oddałem srzebra py{{ø}}czdzesy{{ø}}t a sto lybr, a złota sto lybr, a ss{{ø}}dow zlotick syedmkrocz dwadzescya, a ss{{ø}}dow mosy{{ø}}znich z dobrego kowu, lscz{{ø}}ce gesz sy{{ø}} 1 scza- 1 i iako złoto, XII. Y rzekłem gym: Y wascye swy{{ø}}cy bogu y ti ss{{ø}}di s{{ø}} swy{{ø}}- te, a złoto i srzebro oddano panu bogu oczczow naszich. Czuycye a ostrze- gaycye, doi{{ø}}d nye dacye włodarzom, sebranyu a kapłanom y uczonim y ksy{{ø}}sz{{ø}}tom myast israhelskick w Ierusalem do komori boga naszego. A cy, ktorzi biły przii{{ø}}ly złoto y srzebro a ss{{ø}}di, kaplany y nauczeny, gisz biły w Ierusalem, wnyesly do koscyola bożego. Y ruszilysmi sy{{ø}} ot rzeki Tkia drugego naczcye dnya myesy{{ø}}cza pyr- 171 wego, aszmi y weszły do Ierusalem. A gdisz sy{{ø}} skonał trzecy dzen, potem czvartego dnya przevazono srzebro y złoto, a oddano do domu pana boga naszego Marimotoui kaplanowy, sinu Iori, a s nym bil Eleazar, sin Fi- neesow. Y bil s nyma Iosabdus, sin Iesusow, a Medias, Banny sin nauczonego, przi lyczbye a przi wadze wszel- key. Y popysal gest raga* tego zboza w t{{ø}}z godzin{{ø}}. A ktorzi biły przisly z i{{ø}}czstwa, ofyerowaly obyet{{ø}} panu bogu israkelskemu, bikow XII za wszitek Israhel, skopow sescz a osmdze- sy{{ø}}t, baranow LXXII, a za zbawyenye swich dusz i krów XII, wszitko ku sluszbye bozey. Y przecztly przi- ') Budny: do Addeusza, Leopol.: do Loddea. kazanye krolyowo starostam krolyovim y podkrolym Koeles Syrskim y Fe- nyczskim, y zlyczily *) lyud zidowski y koscyol bozi. A gdisz sy{{ø}} ti rzeczi do- konak, przist{{ø}}pyly ku mnye włodarze lyuda bożego, rzek{{ø}}cz: Gescye rod i- srahelow y ksy{{ø}}sz{{ø}}ta y kaplany y nauczony, ycy z ukraynyey naród, y narodowye zemści nye odl{{ø}}czicye (?) sy{{ø}} od nyeczistoti Kananeyskey a Ethey- skey a Ferezeyskey a Iebuzeyskey a Moabitskey a Egypskey a Ydumeyskey. bo sy{{ø}} spoymaly z gich dzewkamy, samy y gich sinowye. a tak zmyesza- no syemy{{ø}} swy{{ø}}te s czudzim rodem zemskym, y biły ucz{{ø}}stny tego grzechu włodarze y starosti, ot pocz{{ø}}tka tego krolewstwa. A r{{ø}}cze, iakom to usliszal, rozdarłem swe odzenye na so- bye y poswy{{ø}}tn{{ø}} sukny{{ø}}. a rw{{ø}} włosy swe głowi y brodi, syedz{{ø}}cz w za- loscy a w truchle. Y seszly sy{{ø}} ku mnye cy, ktorzi tedi ruszały sy{{ø}} slo- vem pana boga israhelskego, uslisza- wszi, isz ia placz{{ø}} na t{{ø}} zloscz. A sye- dzalem t r u c h 1 e n az do wyeczerzney obyati. A wstaw ot postu, mai{{ø}}cz rucho rozdarte y swy{{ø}}t{{ø}} sukny{{ø}}, pokly{{ø}}kl a rospostarw r{{ø}}ce ku panu, rzekłem: Panye, poganyon gesm y zaganbyon przed twim oblyczim, bo grzechi nasze rozmnozoni s{{ø}} na nasze glovi, a zloscy nasze powiszili sy{{ø}} az do nyeba, ot czasów naszick oczczow gesmi w vyelykem grzeszę az do dnya tego. A prze grzecki nasze y naszick ocz- czow' poddanysmi z bracy{{ø}} nasz{{ø}} y z naszimy kapłani y z kroimy naszey zemye w myecz a w i{{ø}}czstwo a w oblu- pyenye s poganyenym az do dziszey- szego dnya. A nynye kilkę gest to, geszto sy{{ø}} nam przigodzilo, ale mylosyerdze ot cyebye wichadza, panye boze. Ostaw nam korzeń a gymy{{ø}} w myescye poswy{{ø}}czowanya twego. Odgrodź sw{{ø}} swyatloscz nasz{{ø}}* w twem domu panye boze nasz, [ a day nam pokarm w czasu roboti naszey. A gdisz gesczesmi sluszily, nye gesmi opuscze- ny ot pana boga naszego, ale ustauil nas w myloscy, zrz{{ø}}dziw nam króle perske, abi nam dały pokarm, a osla- uicz koscyol pana boga naszego, a o- prauicz opuscyale domi Syonske, a dacz nam ustauiczstwo w Iudei a w Ierusalem. A nynye czso otpowyemi tobye, panye, mai{{ø}}c ti rzeczi? bosmi przest{{ø}}pyly twe przykazanye, gezesz dal w r{{ø}}ce twich slug prorokow, rzek{{ø}}cz, isze zemya, w ny{{ø}}zescye weszły, abiscye wladn{{ø}}ly dzedziczstwem gego*, zemya pokalyona gest nyeczistotamy cziudzokraynow zemye, a nyeczistot{{ø}} gick napelnyly i{{ø}} wszey nyeczistoti swey*. Przeto swick dzewek nye skladaycye s gick sini, a gick dzewek nye poymuycye swim sinom, a nye szukaycye myru s nymy myecz po wszitki czasi, abiscye rozmogszi sy{{ø}}, pozi- waly nalepszich uzitkow tey zemye, a dzedziczstwo rozdzelcye medzi swe sini az na wyeki. A wszitko zle, czso sy{{ø}} nam przigadza, to wszitko prze nasze zle czini y prze nasze wyelyke gzechi. A tisz nam zostauil taki ko- >) Budny: zacnie uczcili. Leop. mieli we czci. rzen, a mis mi sy{{ø}} lepak nawrocyly ku przest{{ø}}powanyu twich zakonnick usta- wyenyack*, przimyeszai{{ø}}cz sy{{ø}} ku nye- czistocye czudzego rodu, lyudzem zemye tey. Wszako gnyewai{{ø}}cz sy{{ø}} na nye, ckcesz nasz zatracziez, abi nye ostał korzeń any gymy{{ø}} nasze. Panye boze israhelski, prawdziui gesz ti, bo zostawyon gest korzeń nasz az do dzi- syego dnya. Tocz gesczesmi przed twim oblyczim, s{{ø}}cz w naszich nyepravo- scyack. ale iusz nye siu sze nam w tem daley stacz przed tob{{ø}}. A gdisz tak lesz{{ø}}cz na zemy, scy{{ø}}gn{{ø}}1 sy{{ø}} przed bozim koscyolem Ezdras, modlyl sy{{ø}}, s płaczem ty rzeczi mowyl: sebral sy{{ø}} k nyemu z Ierusalem wyelyki zbór m{{ø}}zow y zon, mlodzenczow y m 1 o- d z e n y c z. bo bil wyelyki plącz w tem sebranyu. Tedi zawolaw Iakonyas Zee- ly*- z sinow israkelskich, rzeki ku Ezdrasowy : Mismi przecyw panu zgrzeszily, spoymawszi sobye w małżeństwo zoni czudzego rodu, s poganow tey zemye. a ta vyna gest na wrszem Israhelu. A przeto w tick rzeczack b{{ø}}dz prawro przisy{{ø}}zne przed bogem, abi kozdi zagnał sw{{ø}} zon{{ø}}, które s{{ø}} czu- dzokrayne, y z gich sini, iako przika- zano tobye ot starszich, podle zakona bożego. Przeto wstaw, zrzędzisz, bo k tobye przislusza ta rzecz, a mi s tob{{ø}} b{{ø}}dzemi czinycz m{{ø}}znye. Tedi wstaw Ezdras, zaprzisy{{ø}}sze ksy{{ø}}sz{{ø}}ta kapłańska y nauczone y w*szitek israhelski lyud, wszitko podle tego czinycz. y przisy{{ø}}gly s{{ø}}{{ø}}. Tedi wstaw Ezdras, winydze s przi- strzeszo* koscyelnego, y wszedł do po- koia łona J sona, sina Nasaby. Tu b{{ø}}- 172 d{{ø}}cz goscyem, nye ukuszal chleba any sy{{ø}} vodi napyl prze grzecki lyuczske. Zatym bilo viwolano po wszemu Zi- dowstwu y w Ierusalem, abi wszitci, giz prziszly z i{{ø}}czstwa, brały sy{{ø}} do Ierusalem, a ktorikolybi nye prziszedl we dwu albo we trsyech dnyoch, podle s{{ø}}du tick starczow gisz syedzó na s{{ø}}dze, abi gemu pobrały gego nabitek, a sam abi bil wypowyedzan s pospólstwa lyuda, gensze gest z i{{ø}}czstwa prziszedl. Y sebraly sy{{ø}} wszitci, gisz biły s pokolenya Iudoua a Benyamy- nowa, we trsyech dnyock do Ierusalem , to gest myesy{{ø}}cza dzewy{{ø}}tego dnya XX. Y syedzalo wszitko sebra- nye na myesczczu koscyekiem, trz{{ø}}- s{{ø}}cz sy{{ø}} przed zym{{ø}}. Tedi powstaw Ezdras, powye gym: Wiscye nyepra- wye uczinyly, sloziwszi sy{{ø}} w małżeństwo z zonamy czudzego rodu, abiscye przidaly na grzecki israkelske. A iusz sy{{ø}} prziznaycye w swey wynye, a day- cye wyelebnoscz panu bogu oczczow naszich. Napelncye woly{{ø}} gego, a ot- st{{ø}}pcye ot poganow tey zemye a ot zon czudzego pokolenya. Y wzvolalo wszitko sebranye wyelykim głosem, rzek{{ø}}cz: Iakosz rzeki, tak uczinymi. Ale isze gest sebranye wyelyke lyuda, a czas zimni gest, a nye mozem mi (?) nyedostateczny dostacz'), a ten uzitek ') Tn coś zepsutego. LeopoL: że nie możemy na dworze stać. 7b , nye moze syó skonacz w genem dnyu any we dwu, bosmi w* tem wyele zgrzeszily: nyechacz stan{{ø}} wodzowye wszego sebranya y wszitci, gisz s namy bidlyó, a kilkokoly gich ma u syebye zon czudzego rodu, acz przid{{ø}} w usta- wyonem czasu ze wszelkego myasta, kaplany y s{{ø}}dze, doi{{ø}}d nye ukrocz{{ø}} gnyewu bożego prze tak{{ø}} rzecz. Tedi Ionatas, siu Ezelowr, a Ozias Thetam* przigely* podle tich slow, a Bozara- mus a Leuys a Satheus przipomagaly gym. A na tem wszem ostały wszitci, ktorzi biły z i{{ø}}czstwra. Y vibral sobye Ezdras kapłan m{{ø}}ze ksy{{ø}}sz{{ø}}ta wTyely- ka z gich oczczow, podle gymyon. y ssadzily sy{{ø}} spolu na now myesy{{ø}}cza dzesy{{ø}}tego, chcz{{ø}}cz pogednacz tey rzeczi, y konano o m{{ø}}zoch, gysz myely zoni czudzego rodu, az do nowa pyrwego myesy{{ø}}cza. Y nalezeny s{{ø}} s kapłanów, gysz sy{{ø}} smyesyly a myely zoni czudzego rodu, z sinow Iesusouich sina IozedechowTa, a z bracyey gego; Mazias a Elyzerus a Ioribus a Ioiade- us. Y dały swoy r{{ø}}ce Ezdrasowy na tem, abi zap{{ø}}dzily ot syebye swe zoni, a takesz abi offyerownly w modle- bny z swego nyewyadomya skopi_ A z sinow Semerouich : Mazeas a Esses a Iokelech a Azarias. a z sinow Fo- sore: Lyomasias, Yzmahelis a Nata- nee, Nysy{{ø}}*, Geddus, a Talsas. a z nauczonich : Io zabdus a Semeis a Ak' | kus a Kalyus a Fokreas a Koluas a He- lyonas. a s poswy{{ø}}tnich spyewakow Elyazub, Zakkurus. a z wrotnich Sal- lymus a Kolbanes. A z Israhela, z si now Forkosi: JRemias a Ieddias, Melchias a Mychelus, Eleazarus, Iemebyas, Bannas. A z sinow Iolanowich: Ma- chanias, Zacharias, Iezelis, Iobdius, E- rimoth, Elyas. A z sinow Zadonouich: Eliadas, Elyasumus, Othias, Iarimoth, Zabdis, Tebeias. A z sinow Bebezouich: Iohauues, Amanyas, Zabdias, Emetis. A z sinow Banyn: Ollamus, Maluchus, Ieddes, Tazub, Asabus, Ierimoth. A z sinow Abdimowich: Nachus, Moosi, Ka- lemus, Baanas, Bazeas, Mathatias, Be- seel, Bonnus, Manases. A z sinow Y- mar: Nomas, Afeas, Melchias, Sameas, Symon, Benyamyn, Malchus, Manas. A z sinow Azom: Karraneus, Machitias, Bannus, Elyfalach, Manasses, Semey. A z sinow Banny: Ieremyas, Moodias, Abramus, Iohel, Baneas, Felyas, Ionas, Marimoth, Elyasib, Mathaneus, Elya- sis, Osias, Diolus, Samedius, Sinibris, Iozephus. A z sinow Nobey: Ydelus, Matatias, Sabadias, Zecheda, Sedim, Iessei, Baneas. Wszitci cy biły sobye spoymowaly zoni czudzey k(r)ayni. Y puscyly ge ot syebye z gich sini. Y przebiwaly kaplany y nauczony a gisz biły z Israhela, w Ierusalem a we wszey włoscy spolu na now myesy{{ø}}cza syo- dmego. Y biły sinowye israhelsci w swich przebitcech, a sebrawszi wszitko sebranye spolu na syedlysko') ot wschodu sluncza swy{{ø}}tey broni: y rzekły Ezdrze, byskupowy uczonemu w pysmye, abi przinyosl zakon Moysze- sow, gen widan ot pana boga Israhe- lowy. Y przinyozl Ezdras byskup za- ■) Budny: na plac przed kościołem od wschodu słońca. kon przed wszitko sebranye gich, ot m{{ø}}sza az do zoni, y wszitkim kapłanom, abi sliszely zakon na uowye myesy{{ø}}cza syodmego. Y czedl na syedly- sku, gesz gest przed swy{{ø}}t{{ø}} bron{{ø}} ko- scyeln{{ø}}, ot pyrwey swyatloscy az do wyeczora, przed m{{ø}}szmy y zonamy. A przidaly wszitci sw{{ø}} misi ku zakonu. Y stal Ezdras, kapłan y uezicyel zakona, na stolczu drzewyanem, gen bil k temu udzalan. A stały przi nyem: Mathatias, Samus Ananias, Azarias, Y- rias, Ezechias, Balsamus na prauici. A na leuici: Phaldeus, Mysael, Malachias, Abuchas, Sabus, Nabadias, Zacharias. A wz{{ø}}w Ezdras ksy{{ø}}gy przed wszitkim sebranym, bo syedzal nad gyne w slawye, w vydzenyu wszego lyuda, a gdisz otworzi zakon: wszitci pro- scye stały. Y pochwały Ezdras pana bogo* nawiszszego, boga zast{{ø}}pow wszechmog{{ø}}cego. Y otpowye wszitek lyud: Amen. A podnyosszi wzgor{{ø}} r{{ø}}- ce, padły na zemy{{ø}}, klanyai{{ø}}cz sy{{ø}} bogu. Y przikazal Ezdras, abi cztly zakon Iezus, a Bananeus a Sarabyas, a Iadinus a Akkubus, a -Sabateus a Kalites, a Azarias a Iaradus, a Ana- 1731 nyas a Sibias nauczony, gisz uczily lyud zakonu bożemu, a w tem sebranyu zakon bozi cztly, a przekładały kaszdi ty iste, giz rozumyely ezcye- nyu. Y powye Acharaces Ezdre, by- skupowy uczicyelyowy, a nauczonim, gysz uczily sebranye, rzek{{ø}}cz: Dzen ten swy{{ø}}ti gest panu. A ony wszitci płakały, kaszdi usliszaw zakon. Y rzeki Ezdras k nym: Rozid{{ø}}cz sy{{ø}}, gedz- cyesz natucznyeysze wszelke rzeczi, a pycye (pijcie) naslotsze, a poslycye dari tim, gisz nye mai{{ø}}. bocz ten dzen swy{{ø}}- ti bogu. A nye b{{ø}}dzcye sm{{ø}}tny, bocz pan wzwyelby was. A nauczony wolały iawnye wszemu lyudu, rzek{{ø}}cz: Dzen ten swy{{ø}}ti gest, nye b{{ø}}czcye sm{{ø}}tny. Y oteszly wszitci gescz a pycz y godowacz, a dacz dari tim, ktorzi nye myely, abi takesz godowaly, bo biły wyelebnye powiszeny slovi, gimysz biły nauczeny. Y sebraly sy{{ø}}) wszitci do Ierusalem, abi slawyly wyesyele, podle swyadeczstwa pana boga israhelskego. Poczinai{{ø}} sy{{ø}} ksy{{ø}}gy Tobyasowi. TOBIASZ. Capitula pyrua. ') obyas s pokolenya a z myasta Neptalymowa, (gesz le- zi nad galyleysk{{ø}} wloscy{{ø}} nad tymy myesczcy Naa- zon, /s/ stron drogy, iasz wyedze na zapad sluncza, na lewy e mai{{ø}}cz myasto Sefet). A gdisz ten m{{ø}}sz bozi Tobyas bil i{{ø}}t we dnyoch Sal- manazara, krolya Asyrskego, a wsza- koz tak s{{ø}}c w i{{ø}}czstwye, przeto drogy prawdi nye opuscyl. Ale czsokoly myecz mogl, na kaszdi dzen spolu i{{ø}}- tim bracy, gisz z gego rodu biły, wspomagał. A kakokoly z rodit Neptaly- mova wszech namlodszi bil, wszako sy{{ø}} przeto nyczs dzecynskicli rzeczi nye dzerszal. Bo gdi wszitci ku cyel- czom zlotim chodziły, gesz bil Iero- boam krol uczinyl: on sam wszitkich gynich sy{{ø}} wyarui{{ø}}cz, chodził do Ierusalem ku koscyolu bożemu, a tam sy{{ø}} modlyl panu bogu israhelskemu, a wszitki urodi a dzesy{{ø}}tki swe pyrwe wyernye offeroval bogu, tak isze trzecyego lyata rozmaytim ubogym y goscyem y swim 0) wszitk{{ø}} dzesy{{ø}}cyn{{ø}} rozdawał. Ty y gine rzeczi k tim podobne podle zakona boga nyebyeskego, gescze dzecy{{ø}}cyem s{{ø}}cz, zackovaval. Ale gdi ku m{{ø}}skim lyatom prziszedl, poi{{ø}}1 sobye zon{{ø}} s swego pokolenya, gy- myenyem Ann{{ø}}. y urodził z nyey sina, gemu gymy{{ø}} zdzal Tobyas, gegosz z gego dzecynstwa boga sy{{ø}} u- czil bacz a wzdz er szecz sy{{ø}} ot wszelkego grzecha. A gdisz potem w swem wy{{ø}}zenyu bil prziszedl s sw{{ø}} zon{{ø}} y s swim sinem | do myasta Ny- nywe se wszim swim pokolenym: wszitci gedly zapowyedzane karmye po- ganske, geno on sam ostrzegał dusze swey, a nygdi syebye nye pokalyal w pokarmyech gich, przeto ysze pamy{{ø}}- tal pana swim syercem wszitkim. Y dal mu bog myloscz w oblyczu krolya Sal- manazara, takesz mu dal mocz, dok{{ø}}d- bi koly chcyal gydz, mai{{ø}}cz volenstwo, abi czinyl czsobi kole chcyal. Przeto chodził na wszą ki dzen, nawyedza- i{{ø}}cz wszitki ti, gisz w i{{ø}}czstwye biły, davai{{ø}}cz gym napomynanya zbawye- nya. A gdisz przidze do Rages, myasta Medzskego, mai{{ø}}cz s sob{{ø}} dzesy{{ø}}cz lyber srzebra, gesz mu bil czcy{{ø}}{{ø}}‘) kroi dal, a bil s nym vyelyki zast{{ø}}p z gego rodu: wydz{{ø}}cz genego gymye- nyem Gabelum s swrego pokolenya, potrzebnego, dal mu to przerzeczone srze- ') Tu brak litery T. Miejsce w kodexie próżne. ‘) Quibus honoratus fuerat a rege. Wulg. bro pod zapysem. Potem po malem czasu, gdi kroi Salmanazar umarl, a sin gego Sennacherib krolyowal w myasto gego, a sini israhelske w nyenavy- scy myal przed swim oblyczim: tedi Tobyas m{{ø}}z bozi chodził kazdi dzen po wszey rodzinye swey, cyesz{{ø}}cz ge, a czsoz mogl, z gymyenya swego gym pomagał, łączne karmyl, nage przi- odzeval, martwe a zabyte pockowawal. A gdisz kroi Sennacherib wrocyl sy{{ø}}) od Zidowstwa, ucyekai{{ø}}cz rani, gesz bil bog nan przepuscyl prze gego u- r{{ø}}ganye, a roznyewaw sy{{ø}}, wyele s sinow israhelskich gubyl: Tkobyas gick cyala pockowaval. To gdisz krolyovy powyedzano, kazał gy kroi zabycz, a gego wszitko gymyenye pobracz. Ale Thobyas s swim sinem a z sw{{ø}} zon{{ø}} nag ucyekl, skril sy{{ø}}, bo wyele gy mylowaly. Potem po py{{ø}}cy a po czter- dzescy dnyock zabyly krolya gego wlo- stm/ sinowye, a nawrocyl sy{{ø}} Thobyas do swego domu, a wszitko gego gymyenye gemu nawroczono. II. .Potem gdisz prziszedl bil geden') swy{{ø}}ta bożego, a obyad bil dobri u- czinyon w domu Tkobyasovye: rzeki sinu swemu: Gydzi a prziwyedzi tu nyektore z naszego pokolenya boi{{ø}}ce sy{{ø}} boga, acz s namy godui{{ø}}. A gdisz bil otszedl, wrocyw sy{{ø}}, powye oczczu swemu, isze geden s sinow israhelskich 3 a d a v y o n i na ulyci lezi. Tedi ricklo Tkobias y obyada nyeckaw, z swego pokoia wiskocziw, 1 a c z e n s{{ø}}cz, k temu cyalu martvemu przibyezal. A wz{{ø}}w ge na syo, nyosl do domu sutego tay- nye, abi gdiszbi slunce zaszło, taynye ge pochował. A gdisz to martwe cyalo tayl u syebye: poiadl chleba s płaczem a z strachem, pamy{{ø}}tai{{ø}} na on{{ø}} rzecz, i{{ø}}sz pan powyedzal przes proroka Amos: Dnyowye vaszick swy{{ø}}- tkow obrocz{{ø}} sy{{ø}} w zalostni plącz a 174 we lkanye. A gdisz slunce zaszło, szedw y pochował to cyalo martwre. Przeto karały gy gego blyzny wszitci, rzek{{ø}}cz : Iuszesz prze tak{{ø}} rzecz myal za- byt bicz, a gedwosz* szmyerci uszedł: a iusz wzdi martwe pochowavasz! Ale Thobias boi{{ø}}cz sy{{ø}} wy{{ø}}cey boga, nysz krolya, gdzesz mogl pockopycz cyala zabytick, a w swem domu gick tayl, a o polnoci ge pockowaval. To gdisz czinyl: przigodzi sy{{ø}} genego dnya, pockowauai{{ø}}c cyala martwa, y ustal bil, a do domu prziszedw, podle scya- ni sob{{ø}} rzucyw, y usnól. A w tem u- snyenyu gnoy iastkolyci gor{{ø}}ci gemu w oczy upadnye, tak isze r{{ø}}cze oszln{{ø}}1. Ale to pokuszenye przeto bog bil nayn przepuscyl, abi bód{{ø}}- cim bil dan prziklad gego cyrpye- dlywoscy, iako y sw{{ø}}tego Ioba. Bo gdisz od swego dzecynstwa zawszgy sy{{ø}} boga bal, a przikazanya gego o- strzegal: wszako sy{{ø}} przeto nye zam{{ø}}- cyl przecyw bogu, ysze rana’) slepoti bila sy{{ø}} gemu przigodzila, ale usta- wyczen w boiazny bozey ostał, bogu wzdi dz{{ø}}kuiócz ze wszego po wszi- tki dny ziwota swego. Bo iako swy{{ø}}- temu Iobowy nasmyewali sy{{ø}} krolyowye, uwlaczai{{ø}}cz gemu: takesz temu - rodzici y przirodzeny gego nasmyewaly sy{{ø}}, dobremu ziuotu gego, rzek{{ø}}c: Gdze gest twa nadzeia, prze ny{{ø}}szto ialmu- szni da wasz a martwe pochowa wasz? Ale Thobyas prorokowrawszi ') gym rzeki: Nye mowcye tak, wszako gesmi sinowye swy{{ø}}tich, a onego ziwota czekami, gensze bog ma dacz tym, ktorzi swey wyari nygdi nye przemyeny{{ø}} od nyego. Zatim Anna zona gego chodziła na kozdi dzen ku tkaczskemu rzemy{{ø}}slu, a czso tu r{{ø}}kama swima widzalala, s tego pokarm y potrzeb{{ø}} sobye y gim przinosyla. Y stało sy{{ø}}, isze gedn{{ø}} ulapywszi kozelcza, przi- nyosla do domu. A usliszaw m{{ø}}sz gey Thobyas, ano koszlecz wrzeszczi, rzeki: Wydzcye, bi to kradzone nye bilo. richlo wroczcye gy panom gich, bo nam nye slusze kradzonego any gescz any sy{{ø}} dotkn{{ø}}cz. K temu gego zona roznyevawszi sy{{ø}}, rzeknye: Iawno marna gest uczinyona twa nadzeia, a ialmuszni twe iusz sy{{ø}} ukazali. A tak tymy y gynimy takimy slowi gy t{{ø}}- pyia. III. Tedi Thobyas zarzwaw, pocznye sy{{ø}} se zlzamy bogu modlycz, rzekęcz: Sprawyedlywi gesz panye, y wszitci s{{ø}}dowye twoy sprawyedlywy s{{ø}}{{ø}}, a wszitki scyeszki twe, mylosyerdze a prawda a s{{ø}}d. A iusz panye boze moy rospomyen sy{{ø}} na my{{ø}}, a nye mscy sy{{ø}} nad mimy grzechi, any sy{{ø}} rospomy- nay nazmyeskaloscy me albo mich rodziczow. A zesmi nye biły cyebye posłuszny w twich swy{{ø}}tich przikaza- nyach, przeto poddanysmi w roschwa- tany(e) a w i{{ø}}czstwo a we smyercz, a w basn a w ganyebne uczisznyenye wszitkim narodom, myedzi ktoresz nas rosproszil. A iusz myli panye, wyelyci s{{ø}} s{{ø}}dowye twroy, bosmi nye czinyly podle przikazan twach, anysmi chodziły przed tob{{ø}} przes pokalyanya. A iusz panye podle woley twey uczin se mn{{ø}} mylosyerdze, a przikaz przyi{{ø}}cz w po- koiu duch moy. bocz my iusz slusze wy{{ø}}cey umrzecz, nyszly sziwu bicz. Tegosz dnya takez przigodzilo sy{{ø}}, y- sze Sara, dzewka Raguela, w Rages myescye w Medzskey włoscy, y ona bila ushszala od gedney z dzewek oczcza swego przecyw sobye ur{{ø}}ganye, bo nyegdi bila oddana po r z {{ø}} d sye- dmy m{{ø}}zom, a ktorego s ny{{ø}} polozili, tego przid{{ø}}c czart gymyenyem Asmo- deus, r{{ø}}cze udauil. Przeto gdi Sara karała dzewk{{ø}} prze gey wyn{{ø}}: otpowye gey dzewka, rzek{{ø}}cz: Iusz wy{{ø}}cey s cyebye poszlich sinow any dzewek nye uzrzimi na zemy, ganyebna m{{ø}}szoboy- cza swich m{{ø}}zow. Aza y mnye chcesz zabycz, iakosz zabyla syedm m{{ø}}zow? To Sara usliszawszi, w vyelykem sm{{ø}}- tku wnydze do pokoyka zwyrzchnye- go podnyebyenya domu swego, a trsy dny a trsy noci any iadla any pylą, ale w modlytwye trwai{{ø}}cz, s płaczem prosz{{ø}}cz pana boga, abi i{{ø}} raczil spro- scycz s tego ganyebnego ur{{ø}}ganya. Potem trzecy dzen, gdi sw{{ø}} modlytw{{ø}} dokonała a dopelnyla, dala chwal{{ø}} panu bogu rzek{{ø}}cz: Pożegnane gymy{{ø}} twe panye, boze oczczow naszich, gen gdi sy{{ø}} gnyevasz, mylosyerdze czinysz, a w czasu zam{{ø}}cenya grzechi otpu- sczasz tim, gisz cy{{ø}} wziwai{{ø}}. Tobye, myli panye boze, twarz sw{{ø}} 'j, k tobye oczy wznaszai{{ø}}. A prosz{{ø}} panye, abi my{{ø}} raczil z okow tego okowanya wizwolycz, albo s tego swyata racz my{{ø}} poi{{ø}}cz. Ty wyesz, mili panye, y- szecyem nygdi m{{ø}}sza nye posz{{ø}}dala, a czist{{ø}}m chowała dusz{{ø}} m{{ø}} ot wszelkego złego posz{{ø}}danya, a nygdim sy{{ø}} ku ygrziwim nye przimyesyla, any k tim, gisz w lekkoscy ckodz{{ø}}, ucz{{ø}}- stnam sy{{ø}} uczinyła. Ale m{{ø}}za s tw{{ø}} boiaszny{{ø}}, nye sw{{ø}} nyeczistot{{ø}}, przi- zwolylam poi{{ø}}cz. przeto abo ia bila nyedostoyna, albo ony snadz mnye biły nyedostoyny. a snadzesz my{{ø}} gy- nemu m{{ø}}szu zachował. Bo nye gest rada twa w czlowyeczey moci. A to ma myecz2) wszelki, kto cyebye na- slyaduge, ysze ziwot gego, acz sku- szon b{{ø}}dze, otplat{{ø}} wezmye. gęstły b{{ø}}- dze w zam{{ø}}tce, zbawyon b{{ø}}dze. gęstły w karanyu b{{ø}}dze, ku mylosyerdzu twemu przist{{ø}}p myecz b{{ø}}dze. Bo sy{{ø}} ty nye kochasz w zatracenyach naszich. 175 bo po burzi iasnoscz czinysz, a po zlzach a po płaczu radoscz a wyesye- le wlewasz. B{{ø}}dz twe swy{{ø}}te gymy{{ø}}, boze israhelski, pożegnano na wyeki. ■) Wypuścił: obracam, converto. J) Wypuścił: pro certo. W tem czasu usliszani s{{ø}} proszbi obu przed oblyczim sławi swyrzchowa- n e g o boga. A posłań gest angyol bozi, swy{{ø}}ti JRapkael, abi gyma obyema . pomogl y uzdrowyl, gychze obu mo- dlytwi w genem czasu przed bogem oglaszoni bili. IIII. /Vle isze bil Tobyasz na b o d z e smyercy posz{{ø}}dal, mai{{ø}}cz za to, isze- bi bil w proszbye usliszan: y zavolal k sobye sina swego Tkobiasa, rzek{{ø}}cz: Sinu moy, posluckay radi mey y slow mick ust, a ge w syerczu twem iako silni fundament zakladay. Gdisz wre- szmye bog dusz{{ø}} m{{ø}}, pochoway cyalo me. a poczcywoscz b{{ø}}{{ø}}dzesz myecz ku macyerzi twey wszeck dny zyvota gey. A to zawszgy na pamy{{ø}}cy myey, które a kako wyele nyeprzespyeczenstwa prze cz{{ø}} cyrpyala, nosz{{ø}}c cy{{ø}} w swem zivocye. Przeto gdisz y ona wipelny czas ziwota swego, pockowasz i{{ø}} pole mnye. A to takesz wszitkick dny ziwota twego na misly myey, abi na boga pomnyal. A ckovay sy{{ø}}, abi grze- chovy nygdi nye pozwolyl, a przes to opuscyl przikazanye pana boga twego. Z gymyenya twego czili') ialmuszni, a nye odwraczay twarzi twey ot ny- szadnego ubogego. bo tak sy{{ø}} stanye, isze y ot cyebye nye b{{ø}}dze odwroczo- na twarz boża. Tako nawy{{ø}}>cey mo- szesz, tak b{{ø}}dz mylosyerni. B{{ø}}dzeszly myecz vyele, sczedrze daway. gęstły b{{ø}}dzesz myecz mało, takez mało rad udzelyay prze bog. Bo przes to dobr{{ø}} otplat{{ø}} sobye na skarb zgromadzisz w dzen twey n{{ø}}dze. Bo ialmuszna ot wszelkego grzechu y od smyercy zba- wya, a nye przepuscy dusze gydz do cyemnoscy. Doufanye zayste wyelyke b{{ø}}dze przed nawisszim bogem, ialmuszna wszitkim tym, gisz i{{ø}} cziny{{ø}}. To takesz dobrze pamy{{ø}}tay sinu moy, abi sy{{ø}} pylnye strzegł ote wszey nyeczi- stoti, a kromye twey zoni nye czin grzecka w swem swyadomyii. Pisze nye przepusczay nygdi w twem smi- s 1 u albo w twem slovye panowacz. bo ot pichi wszelke zatracenye wz{{ø}}lo po- cz{{ø}}tek. Zdzalalycz ktokoly tobye nye- czso, r{{ø}}cze gemu zaplat{{ø}} nawrocz, a zaplata twego robotnyka u cyebye o- wszem nye ostaway. Czego od gynego nye rad cyrpysz, wydz, bi nygdi gy- nemu ti tego nye uczinyl. Chleb twoy z lacznimy zawszdi a s ubogymy gedz, a odzenyamy twimy nage prziodzevay. Chleb twoy y wy no twTe nad pogrzebem sprawyedlyvego ustaw, a nye ckcyey z nyego gescz a pycz z grzesznimy. Radi twrey zawszdi od m{{ø}}drego potrzebny. po wszitki czasi chwały go- spodna, a prósz gego, acz drogy twe sprawy, a wszitki radi twe abi w nyem ostali. Takez to dawai{{ø}} wyedzecz, sinu moy, yszem dal dzesy{{ø}}cz lybr srzebra, gdisz ti gescze bil nyemo- wy{{ø}}tkem, Gabelowy w Rages, myescye medskem, a gego zapys u syebye mam. A przeto wspitay sy{{ø}} na to, ka- kobi k nyemu doyd{{ø}}cz, wz{{ø}}1 ot nyego to srzebro, a gego zapys gemu wro- cyl. A nye boy sy{{ø}}, sinu moy, aczkoly ubogy ziwot wyedzemi. wszako wyele dobrego b{{ø}}dzem myecz, b{{ø}}dzemly sy{{ø}} boga bacz, a grzecka sy{{ø}} wyarowacz, a dobrze czinycz. V. T A edi otpowye Thobyas oczczu swemu, rzek{{ø}}cz: To wszitko, czsosz my przikazal, oczcze, tocz ucziny{{ø}}. Ale ka- kobich tich pyeny{{ø}}dzi dobił, nye wyem. On o mnye nye wye, a ia gego nye znam. które gemu znamy{{ø}} dam? Any drogy vyem, k{{ø}}di tam gydz. K temu gego ocyecz rzeknye: Zapys gego u syebye zaiste mam. iako gemu gy u- kazesz, takocz ti pyeny{{ø}}dze WTOcy. Przetoz iusz viszedw, popatrzi nyekto- rego m{{ø}}sza wyernego, gysz s tob{{ø}} poydze z naymu'), doi{{ø}}dem gescze ziw, abi ty pyeny{{ø}}dze wz{{ø}}1. Tedi Thobyas wiszedw, nalyazl mlodzencza iasnego, a on stoy potpasaw sy{{ø}}, a iako przi- prawyonego na drog{{ø}} gydz. A nye wye- dzal, ize angyol bozi bil. A pozdrowyw gy, k nyemu rzecze: Otk{{ø}}d cy{{ø}} mami, dobri mlodzencze? On otpowye: S sinow israkelskick gestem geden. Gemu Tkobyas rzecze: Wyeszly drog{{ø}}, iasz wyedze do Rages, medzskey włoscy ? On otpowye: Dobrze wyem, a ti wszitky scyeszki s{{ø}} my iawni, bom gy- my cz{{ø}}sto chodził, a biwalem u Ga- bela brata waszego, gen bidly w Rages myescye medskem, gesz leszi na górze Egbathanys. Thobyas rzecze: U- czin dobrze, poczekay my{{ø}} tu mało, *) *) „Salva mercede suau. WT. acz to powryem oczczu memu. Tedi Thobias szedw do domu, powye to wszitko oczczu swemu. Gemu sy{{ø}} ocyecz podzivy, poprosy, abi ten mlodzenyecz k nyemu wszedł. A wszedw w dom, pozdrowy gy, rzek{{ø}}cz: Radoscz tobye b{{ø}}dz zawsgy! Gemusz Thobyas rzecze: Która radoscz mnye moze bicz, gen we czmach syedz{{ø}}, a swyatla nye- byeskego nye wydz{{ø}} ? Gemusz mlodzenyecz rzeknye: B{{ø}}dz sylni w misly, bo iusz richlo uzdrowy cy{{ø}} bog. Thobyas rzecze: B{{ø}}dzeszly mocz dowyescz sina mego ku Gabelowy do Rages, myasta medzskego ? a gdisz sy{{ø}} wrocysz, dam tobye zaplat{{ø}} tw{{ø}}. K nyemu angyol rzecze: Iacz gy dowyod{{ø}}, a zasy{{ø}} zdrowego tobye przi wyod{{ø}}. Thobyas rzecze : Prosz{{ø}} cyebye, powyedz my, s kto- regosz domu albo s ktoregosz pokolenya? Gemusz Raphael angyol rzecze: Na nagemnykowly sy{{ø}} rod pitasz, cy- ly na samego nagemnyka, genbi s twim sinem szedł? Ale abich cy{{ø}} pyecza- 1 o w a n y u nye poddał: iacyem Azarias, sin wyelykego Ananyasza. K te- 176 mu'' Tkobyas otpowye: Z wyelykego rodu gesz ty. Ale prosz{{ø}} cyebye, nye gnyeway sy{{ø}} s tego, yzem chcyal wzwyedzecz rod twroy. K nyemu angyol rzecze: Iacyem, gen sina twego tam zdrovego dowyod{{ø}}, a zasy{{ø}} zdrowego prziwyod{{ø}}. Tkobyas rzecze: Gydz- ta dobrze, a pan b{{ø}}dz was wódz, a angyol gego b{{ø}}dz s wama. Tedi przi- prawyw to wszitko, czso bilo potrzebno na drog{{ø}}, wz{{ø}}w mlodi Thobias otpusczenye ot oczcza swego y od ma- cyerze swey. Y szlasta oba pospołu precz. A gdisz iusz bilasta odeszła, pocznye macz gego plakacz, rzek{{ø}}cz: Kyg (Mj), podpora* staroscy naszey, u a- ma gesz oti{{ø}}1, a od naiv (naju) gesz przecz poslal. Ey! bi bili nygdi ty pyeny{{ø}}dze nye bili, po ktoresz gy poslal T Dosycz bichom biły myely na swem ubostwye. za bogaczstwo bichom biły sobye polyczily, wydz{{ø}}cz przed sob{{ø}} sina swego. Geyze Tkobyas rzecze: Nye placzi! zdrów tam doydze sin nasz, a zdrów sy{{ø}} k nam wrocy, a oczi twoy uzrzita gy. Bocz wyerz{{ø}} temu, yze angyol bozi gest s nym, a zgedna wszitki rzeczi gego dobrze, tak isze sy{{ø}} k nama z radoscy{{ø}} wrocy. To ushsza- wszi matka gego, przestała plakacz, a ukoyla sy{{ø}}. VI. gdisz tak szedł Thobyas, a p s e k byezal gego za nym: tedi pyrvi no- czleg myalasta podle rzeki Tigris. A gdisz vinydze Tkobyas, chcz{{ø}}cz swe nogy umicz w rzece: visun{{ø}}wszi sy{{ø}} gedna wyelyka riba, ckcz{{ø}}cz gy po- lkn{{ø}}cz. Geyze sy{{ø}} Tkobyas u r z a r s 1*, pocznye volacz wyelykim głosem, rzek{{ø}}cz: Pomoz my panye, gydzecz na my{{ø}} riba. Y rzecze angy{{ø}}1*: Ufacy i{{ø}} za skrzele, wiczy{{ø}}gny k sobye. A gdisz to ucziny, wicy{{ø}}gnye i{{ø}} na su- sz{{ø}}. y pocznye sy{{ø}} riba myotacz przed nogy gego. Y rzeki mu angyol: Roz- platay rib{{ø}} t{{ø}}, a wirny syerce gey, ■ y zolcz y wn{{ø}}trza schowayze, bo s{{ø}} ti rzeczi tobye potrzebne a ku lekarstwu 80 uziteczne. A gdisz to Thobias uczinyl, spyekl my{{ø}}so tey ribi, a gyne nosił, abi b sob{{ø}} na drog{{ø}} wz{{ø}}1, czsobi gy- ma mogło statczicz na drog{{ø}}, az bi prziszla do Rages, myasta medzskego. Tedi Thobyas opita angyola, rzek{{ø}}cz: Prosz{{ø}} cyebye, Azariaszu, bracye myli, povyedz my, ktor{{ø}} mocz lekarstwa ti rzeczi maio, gezesz my z ribi kazał schowacz ? Gemu angyol otpowye, rzek{{ø}}cz: Kdisz cz{{ø}}stk{{ø}} tego syercza na w{{ø}}gle polozisz, ten dym zap{{ø}}dzi wszelki rod dyabelski, y ot m{{ø}}za y od zoni, tak ysze sy{{ø}} k nyma wy{{ø}}cey nye nawrocy. A zolcz gey godzi sy{{ø}} ku pomazanyu oczu, na nychze gest byel- mo, a bódzeta uzdrowyonye (•). Y rzecze k nyemu Thobyas: Gdze chcesz, abichowa otpoczin{{ø}}la? Angyol rzeki: Gest geden m{{ø}}z tu gymyenyem Ra- guel, blyzny wasz s pokolenya twego, a ten ma dzewkę gymyenyem Sar{{ø}}, a gey ocyecz nye ma ny sina ny dzewki gyuey, gen{{ø}} t{{ø}} sam{{ø}}. Tobyecz sy{{ø}} ma dostacz wszitko zboze gey, a masz i{{ø}} sobye poi{{ø}}cz za malzonk{{ø}}. Przeto pro- sy oczcza gey za ny{{ø}}, a dacz io tobye za zono. Thobyas rzeki: Sliszalem, yze bila oddana po rz{{ø}}d syedmy m{{ø}}zom, a zmarły, ale tom sliszal, yze ge dya- bel zdauil. Przeto boi{{ø}} sy{{ø}}, bi my sy{{ø}} tez nye przigodzilo. s{{ø}}cz gedzini sin oczczow a macyerzyn, sloz{{ø}} staroscz gich a1) zam{{ø}}tkem do pyeklow. Tedi angyol Raphael rzeki gemu: Posluchay myo, a ukaz{{ø}} tobye, ktorzi s{{ø}} to, nad nymyTz dyabel ma mocz. Tocz sę{{ø}} cy, ktorzi w małżeński sstaw tak wst{{ø}}- pui{{ø}}, ysze boga ot syebye y ot swey misly zap{{ø}}dzai{{ø}}, a swey nyeczistey z{{ø}}- dzi dosycz cziny{{ø}}, iako kon a mul, w nychze rozuma nye. nad tymy ma mocz dyabelstwo. Ale ty gdiz i{{ø}} poymyesz, wszedszi do gey pokoia, trsy dny sy{{ø}} wzdzerzisz od nyey, a nyczs gynego, gedzine w modlytwach usylowacz b{{ø}}- dzesz s ny{{ø}}. A w t{{ø}} nocz pyrw{{ø}} wrzu- cysz wn{{ø}}trze ribye v ogen, a zap{{ø}}- dzono b{{ø}}dze dyabelstwo. Ale drugey noci w uczinki swy{{ø}}tich patriarchów b{{ø}}dzes przipusczon. Potem trzecyey noci pozegnanye obdzerszisz, abi sinowye, gysz od was poyd{{ø}}, rodziły sy{{ø}} zdrowy. Potem po trze(cye)y noci przimyesz pann{{ø}} z boiazny{{ø}} boz{{ø}}, a wy{{ø}}cey prze myloscz sinow, nyszly prze lyuboscz cyelestn{{ø}}, abi w syemyenyu Abramo- wye pozegnanye sobye y swim sinom odzerszal. VII. A gdisz wnyd{{ø}} do Raguela, przyi{{ø}}1 ge s wyelyk{{ø}} radoscy{{ø}}. A vezrzaw Ra- guel na Thobyasa, rzecze ku Annę, zenye swey: O kako podobyen gest ten mlodzenyecz ku memu sinowczu'). A gdisz to powye, rzecze: Otk{{ø}}descye, młoda bracya naszi ? Onasta otpo- vyedzala: Geswa s pokolenya Nepta- lymowa, z i{{ø}}czczow* myasta Nynyue. Y rzecze gyma Raguel: Z n a t a ly Tho- byasza, brata mego? A ona rzeklasta: Z n a v a. A gdisz wyele dobrego Raguel o nyem mowyl, rzeki angyol ku Ra- guelowy: Thobyas, na ktoregosz ti pi- tas, gest ocyecz tego mlodzencza. To Raguel usliszaw, sszige Thobyaszovi c h wr a c y w syp, pocznye gy czalowacz. A dzerszal sy{{ø}} gego sszige s płaczem, y rzecze: B{{ø}}dz tobye poszegnanye, sinu moy myły, bo gesz dobrego druga a czsnego m{{ø}}za sin. W t{{ø}} godzin{{ø}} Anna, zona gego, a Sara, dzewka gego, slisz{{ø}}cz t{{ø}} rzecz, poczolesta s 1 z i c z. A tu spolu pomowywszi, przikazal Raguel skopu zabycz, a godi prziprauicz. A gdiz gych poczcy, abi k stołu sya- dla: poszedw Thobyas, rzecze: Tu ia 177 dzisz ny gescz ny pycz b{{ø}}d{{ø}}, dok{{ø}}d mnye w mey proszbye nye visluchas, a dok{{ø}}d my nye ugyscys, ysze mnye sw{{ø}} dzewk{{ø}} Sar{{ø}} dasz. To slovo Raguel usliszaw, ly{{ø}}knye sy{{ø}}, wyedz{{ø}}cz, czso sy{{ø}} przigodzilo onim syedmy m{{ø}}- zom, za które bila oddana. Y pocznye sy{{ø}} bacz, abi snadz y temu takesz nye przigodzilo. A gdisz o tem na miszly przemislyal, długo nye dai{{ø}} otpowye- dzi prosz{{ø}}cemu: rzecze gemu angyol: Nye boy sy{{ø}} dacz dzewTki swey gemu. bo tego, gen sy{{ø}} boga bogy, ma bicz małżonka dzewka twa. a przeto gey nye mogl gyni myecz. Tedi rzecze Raguel: Nye w{{ø}}tpy{{ø}}, ysze bog proszbi a slzi me przed swe oblycze przipu- seyl, a wyerz{{ø}} temu, ysze przeto bog wasze prziscye ku mnye zgednal, abi y tako ma dzewka bila przigednana ku swey rodzinye podle zakona Moy- szesowa. a przeto na tem nye w{{ø}}tpy{{ø}}, ale gyst b{{ø}}dz, yzecz i{{ø}} tobye dam. A uiow prawp r{{ø}}k{{ø}} dzewki swey, da ip w prauicz{{ø}} Thobyaszow{{ø}}, rzek{{ø}}cz: Bog Abramowr a bog Yzaakow y bog Iacobow b{{ø}}dz s wama, a ten was sday1), a racz napelnycz swe pozegnanye nad wama. A w t{{ø}} dob{{ø}} wrsz{{ø}}w lyst, podle tego tedi prawa ucziny zapys małżeński. A potem godovaly, ckwa- ly{{ø}}cz boga. Tedi zavola Raguel Anni, gospodinyey swey, y przikazal gey, a- bi prziprawyla gyma gyni pokoy. Do nyegoz gdiz wvyedze Saro dzew7k{{ø}} sw{{ø}}, ona pocznye slzicz. K nyey on rzecze: Sylney misly bódź, dzewko ma. bog nyebyeski day tobye radoscz a ucye- szeuye za t{{ø}} tezknoscz, i{{ø}}zeszto drzewyey cyrpyala. VIII. A gdisz otwyeczerzaly, wvyedly tego mlodzencza k nyey. Tedi rospomya- n{{ø}}w sy{{ø}}Tobyas na angyolow{{ø}} rzecz: wyi{{ø}}w s swrey tobołki cz{{ø}}stk{{ø}} syer- cza a wn{{ø}}trza oney ribi, y wrzucyl ge na ziwe w{{ø}}gle. Tedi Raphael angyol popadł dyabla, y prziwy{{ø}}zal gy na pusczi swyrzchnyego Egypta. Y pocznye napomynacz Thobyasz pann{{ø}} sw{{ø}} Sar{{ø}}, rzekpcz: Saro wstań, a modlmi sy{{ø}} bogu dzisz, a za iutra a po zaiutrzu. bo po ti trsy noci slozmi sy{{ø}}2) z bogem, ale po trzecyey noci b{{ø}}dzewa w swem skladanyu3). Bosmi swyótich lyudzi dzecy, a nye mami sy{{ø}} pospołu tak sgymovacz, iako gyny narodo- wye, gysz boga nye znai{{ø}}. A wstawszi oba, s pylnoscy{{ø}} sy{{ø}} modlylasta, abi ') et ipse conjungat ros. W. a) jungimur. 3) tn nostro conjugio. gyma drovye bilo dano. Y rzeki Thobyas: Panye boze oczczow naszich, . y chwalcye cy{{ø}} nyebo y zemya, morze, studnyce y rzeki, y wszitko stworze- *1 'nye twoge, gesz w nych gest. Ty gesz Adama z gylu uczinyl zemskego, a dalesz gemu na pomocz Gew{{ø}}, a nynye Jtil. .. ' . h , panye ti wyesz, isze nye prze m{{ø}}{{ø}} nyeczistot{{ø}} poymam to m{{ø}} syostr{{ø}}, ale prze mvloscz b{{ø}}d{{ø}}cego płodu, w nyem- szebi bilo chwalyono twe swy{{ø}}te gymy{{ø}} na wyeki. W t{{ø}} dob{{ø}} Sara takesz pocznye sy{{ø}} modlycz, rzek{{ø}}ci: Smyluy syó nad nama panye, smyluy sy{{ø}} nad nama, abichowa oba pospołu sy{{ø}} ssta- rzala we zdrowyu. A gdisz bilo w pyrwe kuri: zawolaw k sobye Raguel slug swich, y szly s nym, abi vikopaly dol. bo sy{{ø}} barzo bal teyze przigodi, ktora sy{{ø}} sstala pyrwim syedmy m{{ø}}- zom, ktorzi biły weszły k nyey. A gdisz bil dol prziprawyon: wrocyw sy{{ø}} Raguel, rzeki k swey zenye: Posly gedn{{ø}} z dzewek swich, acz wzvye, umarl- ly Tkobyas, abich gy przede dnyem puckowal. Y posiała gedn{{ø}} z dzewek, iasz wszedszi do pukoia, nalyazla ge zdrowe a krasznye pospołu spy{{ø}}cz. A wrocywszi sy{{ø}}, powye gyma dobre poselstwo. prze geszto dalasta chwal{{ø}} bogu Raguel a Anna zona gego, rzek{{ø}}cz: Chwal{{ø}} wzdawami tobye, boze israkelski, isze sy{{ø}} nam to nye przigodzilo, gegosz boi{{ø}}cz sy{{ø}}, domnymalysmi sy{{ø}}. Bosz uczinyl s namy twe wyelyke mylosyerdze, a zagnalesz ot nas nyeprzy- iacyelya, przecywnyka naszego, a smy- lowales sy{{ø}} nad tima dwyema gedi- naczkoma. Day gyma gospodnye, v pel- nye chwalycz tw{{ø}} myloscz, a tobye obyata* z twey chwali a s swego zdro- wya oferowacz, abi poznało sebranye wszeck narodow, isze gesz ti gedzini pan bog, sam we wszey zemy. To rzeki Raguel, kazał slugam swim dol zasucz przed swytanym, a swey gospodiny Annye przikazal, abi stroyla godi swa- dzebne a prziprauila wszitko, czsoszbi bilo potrzebno ku pokarmu pocze- s t n i m 'J. A kazał dwrye krowye tuczny zabycz a cztirzi skopi, a kazał przi- prauicz godi wyelebne wszem swim s{{ø}}syadom y przyiacyelom. A zaprzi- syngl Raguel Tobyasza, abi za dwye nyedzely u nyego przebił. A wszego swego sboza, czso myal Raguel, polo- uicz{{ø}} prawa* r{{ø}}cze Thobyasoui post{{ø}}- pyl, a uczinyl zapis, abi y ta druga, polouicza, geszto zbiwa, po gego smyer- cy na Tobyasa spadla. IX. Tedi Thobyas zavolal k sobye an- gyola, gegosz czlowyekem mnymal, y rzecze k nyemu: Azariaszu bracye, prosz{{ø}} cyebye, posluckay rzeczi mey: Aczbich sy{{ø}} ia tobye poddał w slusz- b{{ø}}, nye ucziny{{ø}} podobney odmyani twego dobrodzeystwa. A wszako prosz{{ø}} cyeb y e, przimy k sobye dobitcz{{ø}}ta a sługi, byerzisz sy{{ø}} ku Gabeeloui do Raies myasta medzskego, a wrocz 178 gemu tento gego zapys. Y wezmyes od nyego pyeny{{ø}}dze, a b{{ø}}dzesz gego prosycz, abi piziszedl na m{{ø}} swadzbó. Bo ') iter pqenhbus. W. ti sam dobrze wyesz, iszecz ocyecz moy doma lyczi dny, mnye o czek a- vai{{ø}}. a smyeskamly gen im dnyem wy{{ø}}cey, zam{{ø}}cy sy{{ø}} dusza gego. A tesz sam vydzisz, kakocz my{{ø}} c y e s c z moy Raguel zaprzisy{{ø}}gl, gegoz zaprzi- sy ozeny a przest{{ø}}pycz nye mog{{ø}}. Tedi Raphael poi{{ø}}w s sob{{ø}} cztirzi panosze Raguelowi, a dwa wyelbl{{ø}}di, y brał sy{{ø}} do Rages myasta medzskego. A tu nalyazl Gabela, dal gemu gego zapys, a wz{{ø}}1 wszitki pyeny{{ø}}dze ot nyego. A pocznye gemu powyadacz o miodem Thobyaszu, o sinu starego Tho- byasza, wszitko czso syó gemu dobrego przigodzilo, a prosz{{ø}}cz gego, abi raczil s nym na gego swadzbó gidz. A gdisz Gabelus gemu powolyl, a w dom Raguelow wnydze: nalyazl Thobyasza za stołem syedz{{ø}}cz. A wiskocziw przecyw gemu Thobyas, tu sobye przi- iaznywe poczalowanye dalasta. A za- plakaw Gabelus, dal chwal{{ø}} bogu, rzek{{ø}}cz : Pozegnay cyebye pan bog israhelski, bo gesz ti sin m{{ø}}za dobrego a sprawyedlywego a boi{{ø}}cego sy{{ø}} boga, a w ialmusznack sczodrego. a stan sy{{ø}} pozegnanye nad tw{{ø}} gospodinyó y nad rodzici twimy, abiscye wydzely swe dzecy' przed sobo y sw7a wnuczóta az do trzecyego y czwartego pokolenya. a b{{ø}}dz semy{{ø}} wasze pożegnano ot pana boga israhelskego, gen krolyuge na wyeki wyekom. A gdisz wszitci ot- powyedzely Amen, syedly spolu ku godowanyu. a tak z boiazny{{ø}} boz{{ø}} swa- dzebne godi slavyly. le gdisz tak Thobyas prze sw*adz- b{{ø}} sy{{ø}} myeskal wrocycz sy{{ø}}, pyecza- l o w a 1 sy{{ø}} ocyecz gego Thobyas, rzek{{ø}}cz : Y przecz tak długo myeszka przidz sin moy ? yzaly gest tam osta- wyon?1) yzaly Gabelus umarl. y nye wye, kto pyeny{{ø}}dze gemu wida? Y pocznye sy{{ø}} zam{{ø}}czacz barzo, on y gego zona s nym. Y w^splakalasta oba, przeto yze sin gich w virzeczoni dzen k nyma nye wrocyl. A zwlascza matka gego przes przestanya płakała, rzek{{ø}}cz: Byada, byada mnye, sinu moy! y przeczsmi cy{{ø}} wisiały na t{{ø}} drogo, swyatlo naszich oczu, lyaska staroscy naszey, ucyecha ziwota naszego, ua- dzeia b{{ø}}d{{ø}}cego plemyenya naszego ? Wszitko swe dobre maiycz pospołu w tobye samem, nye myelysmi cyebye puszcycz odidz od nas. Geyze Thobyas mowyl: Mylcz, a nye m{{ø}}cy sy{{ø}}. zdrow- cy gest sin nasz. dosycz gest wyerni ten m{{ø}}z, gegoszsmi s nym posiały. Temu sy{{ø}} ona ucyeszicz nykake nye mogła, ale na koszdi dzen wibyegai{{ø}}cz na wsze stroni, patrzila a wr okol po wszech drogach byegala, po gychze sy{{ø}} gey zdało, yszebi myal przidz sin gey, abi ale z daleka gy gyd{{ø}}cz, mo- glolybi to bicz, opratrzila*. Zatim Raguel mowyl ku svemu zóczu, rzek{{ø}}cz: Pobidl tu, a iacz posly{{ø}} posła ku twemu oczczu, a wskaz{{ø}} gemu o twem zdrowyu. Tobyas otpowyedzal: la to wydz{{ø}}, ysze ocyecz moy a macz ma *) detentus. W. dny lyczi, a m{{ø}}cy sy{{ø}} duch gich w nyck. A gdisz Raguel wyelym slow swego z{{ø}}cya, abi tu dluzey ostał, prze- prosycz nykake nye mogl: polecyl gemu Sar{{ø}} sw{{ø}} dzewk{{ø}}, a polowycz{{ø}} wszego swego gymyenya daw gemu z slug, z dzewek, y z dobitka, y z wyel- bl{{ø}}dow, y pyeny{{ø}}dzi wyele, a zdrowa y radostna puscyl gy precz ot syebye, rzek{{ø}}cz: Angyol bozi swy{{ø}}ti b{{ø}}dz s wamy na drodze waszey, a do- wyedz wras przes przekazi do domu, abiscye nalezly wszitek rz{{ø}}d przi waszich starszick, abi opatrzile oczi moy sini wrasze drzewyey, nyzly umr{{ø}}. A chopywszi sy{{ø}} rodziczowye dzewki swey, poczóly i{{ø}} czalowacz. A puscy- wszi ge ot syebye, napomynaly i{{ø}}, a- bi w poczestuoscy swyekri sw{{ø}}') myala, a mylowala m{{ø}}za swego, a sprawowała czelyadz sw{{ø}}, a pyln{{ø}} pracz{{ø}} abi myala o swem domu, iakobi gey nykt z nyczego nye karał. XI. /\ gdisz sy{{ø}} wu’ocyly, przigely do Charran, gez gest na poi drogy przecyw myastu Nynyve, w genem naczcye dnyu. Rzecze angyol Thobyasoui: Bracye moy, Thoby^aszu. Wyesz, kakos ostauil oczcza twego. Lyubyly sy{{ø}} tobye, przedzwu naprzód, a gospodiny twa s czelyadz{{ø}} a z dobitkem z nye- nagla acz gyd{{ø}} po nas. A gdisz sy{{ø}} to ulyuby Thobyaszowy, rzecze gemu Raphael: Weźmy s sob{{ø}} zolci oney ribi, bocz bódze potrzebna. Tedi Tho byas wz{{ø}}w zolcy ribey, y odzidzeta*. Ale Anna, matka gego, na kozdi dzen wigly{{ø}}dala, a syadala na wyrzcku ge- ney gori podle drogy, otk{{ø}}dze mogla- bi swego sina z daleka zazrzecz gy- d{{ø}}cego. A gdisz s tego myasta patrila* prziscya swego sina: uzrzala z daleka, a r{{ø}}cze poznała Thobyasa, swego sina gyd{{ø}}cz. A prziszedsy powyedzala mężu swemu: Owa, tocz iusz sin twroy gydze. Zatim Raphael Tkobyasza na drodze uczył, rzek{{ø}}cz: lako ricklo w dom twoy wnydzes, natickmyast sy{{ø}} pomodlysz panu bogu twemu, a dz{{ø}}ki dawai{{ø}} gemu, przist{{ø}}pisz ku occzu twe- mu, a | poczalugesz gy, a r{{ø}}cze po- 179 masz oczi gego zolcz{{ø}} riby{{ø}}, i{{ø}}sz s sob{{ø}} nyesyesz. Bo to wyedz, yze iako richlo pomazes, otewr{{ø}} sy{{ø}} oczi gego, a patrzi ocyecz twoy swyatlo nyebye- ske, a twe prziscye, wyelmy sy{{ø}} ma-, dugę. Zatim psek Tkobyaszow, gen bil s nyma na drog{{ø}} byezal, ten iakobi w poselstwye do domu przibyegl, ogonem machai{{ø}}, radui{{ø}} sy{{ø}} a radoszics) zwyastui{{ø}}. Tedi powstaw ślepi oczecz gego, pocznye gydz przecyw sinu swemu, potikai{{ø}} sy{{ø}} na nogy. a podaw r{{ø}}k{{ø}} wodzowy, winydze przecyw sinu swemu. A przyi{{ø}}wszi gy, on a matka, przitulywszi k sobye, poczalowaly gy, a pocz{{ø}}lasta oba radoscy{{ø}} plakacz. A gdisz sy{{ø}} bogu pomodlyl a dz{{ø}}ki gemu wsdal, posadził sy{{ø}}. Tedi wz{{ø}}w Tobyas mlodi zolcz riby{{ø}}, pomazał o- czi oczcza swego, a po malem czasu, iako za poi godzini, seszlo byelmo z gego oczu iako my{{ø}}zdra z byalku ') W Wulg. „soceros*. Więc tłómaczenie niedobre. iagecznego. I{{ø}}sz Thobyas zdarł s oczu gego, a r{{ø}}cze przezrzal. Y pochwały boga, on a Anna zona gego, y wszitci gisz o gego slepocye wyedzely. A zwlascza Thobyas sam mowyl: Chwra- 1{{ø}} tobye wzdawam panye boze israhelski, bosz ti mnye na czas pokarał, a tisz my{{ø}} uzdrowyl. Owa, tocz iusz wy- dz{{ø}} Thobyasza sina swego. Potem po syedmy dnyoch wnydze Sara, młodego Thobyasza zona, ze wsz{{ø}} czelyadz{{ø}}, zdrowa, z dobitcz{{ø}}ti y z wyelbl{{ø}}di, a s wyelym pyeny{{ø}}dzi y s timy pye- ny{{ø}}dzmy, gesz bil od Gabaela wz{{ø}}1. Y pocznye mlodi Thobyas oczczu y macyerzi wszitko po rz{{ø}}d powyadacz, czso mu bog dobrzego* na tey drodze przes tego czlovyeka, gen gy prze- wyodl, uczinyl. Y prziszedl k nyemu Achior a Nabat, syestrzency Thobya- soui k nyemu, spolu sy{{ø}} s nym radu- i{{ø}}cz, ysze wszitko dobre, czsosz przed nym bilo, bog uczinyl. A za syedm dny godowaly s wyelyk{{ø}} radoscy{{ø}}, chwaly{{ø}}cz boga a wyesyely s{{ø}}cz spolu. XII. Tedi zavolaw k sobye stari Thobyas sina swego, rzecze: Czso bichom myely dacz temu swy{{ø}}temu m{{ø}}zu, gen chodził s tob{{ø}} ? Thobyas rzeki oczu* swemu : A czsobi to bilo oczcze, gesz bichom gemu mogły dostoynye otpla- cycz za take dobrodzeystwo, gesz nam uczinyl? On my{{ø}} tam dovyodl, a zasy{{ø}} zdrowa przy wyodl, a pyeny{{ø}}dze od Gabela on wz{{ø}}1. On my{{ø}} ozenyl, a ot mey gospodinyey dyabelstwo za- p{{ø}}dzil, a gey starsze obradował, a mnye ot polknyenya ribyego obronyl, a tobye z r o k on nawrocyl, a przezeń wszego dobrego gesmi napelnyeny. A przeto czso gemu za to godnye otpla- cymi? Ale prosz{{ø}} cyebye, oczcze moy, abi go poprosyl, zalybi raczil wz{{ø}}cz tego wszego polouicz{{ø}}, czsosmi s sob{{ø}} przinyesly. A zawrolawszi gego, ocyecz a sin, otwyod{{ø}} sy{{ø}} s nym na stron{{ø}}. Y pocz{{ø}}lasta gego prosycz, abi raczil polouicz{{ø}} wszego, czso przinyesly s sob{{ø}}, wz{{ø}}cz y myecz sobye. Tedi angyol powye gyma taynye, rzek{{ø}}cz: Chwalcye boga nyebyeskego a przede wsze- my ziuimy wiznawaycye gy, ysze s wamy uczinyl mylosyerdze swe. A kakokoly tagemnycz{{ø}} krolyow{{ø}} tayno myecz dobrze gest: wszakoz uczinki boze wziauicz a viznavacz poczcywye gest. Dobra gest modlytwa s postem, a swy{{ø}}te ialmuszni lepsze s{{ø}}, nysz skarbi złote zgromadzicz. bo ialmuszna ot smyercy zbawya, a ona gest, gesz ot grzechów ocziscya, a czlowyeku wye- czni ziwoth nalyazuge. Ale ktorzi zgrze- szai{{ø}}{{ø}} a nyeprawoscz cziny{{ø}}, nyeprzyiacyele s{{ø}} dusze swey. A przeto chcz{{ø}} wam prawd{{ø}} ziauicz, a nye skryi{{ø}} ot was rzeczi tayney. Gdi sy{{ø}} ty modlysz se zlzamy, a martwe pochowa was, a obyad twoy opusczasz, a martwa cyala przes dzen w domu twem taysz, a o polnoci ge pochowavasz: tedi ia offye- rowal tw{{ø}} modlytw{{ø}} panu bogu. A przeto, yzesz bil wdz{{ø}}czel * *) bogu, potrzebno bilo, abi cyebye skusiło poku- szenye. A iusz my{{ø}} tedi poslal pan, abich cy{{ø}} uzdrowyl, a Sar{{ø}} tw{{ø}} zon{{ø}} ot dyabelstva zbauil. bo ia gesm Raphael angyol, s tich syedmy geden, gysz zawszdi stoymi przed bogem. A gdisz ony ti rzeczy usliszely, zam{{ø}}cy- ly sy{{ø}}, a trz{{ø}}s{{ø}}cz sy{{ø}}, padły na swa oblycza. Tedi gym angyol rzecze: Pokoy wam, nye boycye sy{{ø}}. bo gdi- szem s wamy przebival, tocyem bil przes woly{{ø}} boz{{ø}}. gy chwalcye a spyewaycye gemu. Wydzanem') ot was, ia- kobich iadl y pyl M wamy. Ale ia pokarmu nyewydomego y pycya, gen od lyudzy nye moze wydzan bicz, pozi- wam. Przeto czas gest iusz, abich sy{{ø}} nawrocyl k temu, gen my{{ø}} poslal. Ale wi chwalcye boga, a powyadaycye wszitki dziwi gego. A iako to rzeki, ') Widzian jestem, zdaję się. natichmyast od gick oczu bil wz{{ø}}t, tak yze gego wy{{ø}}cey nye uzrzely. Tedi richlo padszi na swa oblycza, za trsi godzini ckwalyly boga. A wstawszi, wipowyadaly wszitki dziwi gego. XIII. J/V. otworziw Tkobyas stari usta swa, pocznye ckwalycz boga, rzek{{ø}}cz: Wye- lyky gesz panye na wyeki, a po wszitky wyeki krolewstwo twe. bo ti byczu- gesz y uzdrawyas, m a r t w y s (martwisz) y ziwysz, dowyedzes do pyeklow y viwyedzes. a nye gest, ktobi mogl u- cyecz r{{ø}}ki twey. Wiznawaycye pana boga sinowye israhelsci, a przede wsze- my narodi ckwalcye gy. Bo przeto was rosproszil mye... Tu dwóch kart brak. J U DIT H. (III, 3). 180 ...y stada owcza y koza y końska y wyelbl{{ø}}dowa, y wszitek nabitek nasz, y czelyadzi nasze, w tvem opatrzenyu s{{ø}}. To wszitko b{{ø}}dz pod twim prawem. Mi takesz y sinowye naszi slugy twe gesmi. Przidz k nam panye po- koynye, a poziuay sluszbi naszey, iako sy{{ø}} lyubycz bódze tobye. Tedi Olofernes zgedze z gori z gesczcy a s wyelvk{{ø}} mocz{{ø}}, y obezrzi wszelke myasto y wszelkego przebiwaiócego na zemy. A ze wszelkich myast wezmye sobye pomocznyk’’, m{{ø}}sze silne a wibor- ne ku boiu, a tak wyelyki strach wszem kraynam przipadnye, ysze bidly{{ø}}ci we wszitkick myescyeck ksy{{ø}}sz{{ø}}ta, y. wszi t- ci poczcziu/) pospołu s pospolytim lyudern wickodzily przecyw gemu, orzi- muiócz gy s koronamy ys swyetedl- n y c z a m y, vodz{{ø}}cz tance s p y s c z c i y z b{{ø}}bennyki2). A wszako to czi- ny{{ø}}cz, ukrutnoscz syercza gego ukro- czicz nye mogły, bo myasta gich zbo- rzil, a gich 1 u gy por{{ø}}byl. Bo bil gemu kroi Nabuckodonozor przikazal, a- bi wszitki bogy zemske zatracyl, to- czusz abi cn sam bogem nazwan bil ot tich narodow, ktoizezbi* mogl Olo- femow{{ø}} mocz{{ø}} sobye poddacz. Tedi Olofernes przeiaw hyri{{ø}} Sobal, y wszitko Appamyam a wszitk{{ø}} Mezopo- tamy{{ø}}, przyial ku 1 dumeyskym do zemye Gabaa. y pobrał gych myasta, a tu myeszkal za trzidzesoy dny, w kto- rick dnyock zgednacz przikazal wszitk{{ø}} woysk{{ø}} moci swey. im. Tedi usliszawszi to sinowye israkelsci, gisz bidlyly w zemy Iuda, wzbaly sy{{ø}} barzo gego oblycza. Tak isze strach y groza padnye na gich misi, abi te- k goz nye uczinyl Ierusalemu y koscyo- lowy bożemu, czso bil uczinyl gynim myastom y koscyolom gyck. Y posiały po wszey Samary wsz{{ø}}di w okol az do Iericho, a osadziły wszitki wyrzchi na gorack. A muri') otoczily swe wye- s z n y c e, a swyoz{{ø}} do nyck uzitki ku potrzebye na walkę, A takesz Elya- chym kapłan pysal ku wszem, ktorzi bidlyly w F.zdrelon, gesz lezi przecyw wyelykemu polyu podle Dotaym, y wszitkim, przes ktoreszbi mogła woyska cy{{ø}}gn{{ø}}cz, abi osyedly gori, przes gesztobi droga, wyodla ku Ierusalem, a tuki strzegły, gdzeszbi mogła naw{{ø}}ssz- sza droga myedzi goramy bicz. Y u- czinyly sinowye israkelsci, iako gym ') honorati. W. 2) „in tympanu et tibiisu. W, ') (VI. przyp nuriś). przikazal bil kapłan bozi Elyachim. Y wzwolal wszitek lyud ku panu wyely- k{{ø}} pylnoscy{{ø}}, a ponyzily swich dusz w poscye, samy y gich zoni. Y oblekły sy{{ø}} kaplany w cylycya, a swre dzecy skladly przecyw koscyolowy bożemu, a ołtarz bozi przikrily cylycyum. Y wzwolaly ku panu bogu israhelskemu genim duchem, abi gich nye poddawał w plyon, ny gich dzatek, ny gych zon na rozdzelenye, a gych myast na wigladzenye, a gich swy{{ø}}tinye na po- kalenye. Tedi Elyachim, wyelyki kapłan bozi, zchodziw wszitek Israhel, cyeszil ge sw{{ø}} rzecz{{ø}}, rzek{{ø}}cz: Wyedz- cye to, yszecz usliszal pan prozbi wasze, acz trwai{{ø}}cz setrwacye w poscyech waszich y w modlytwach w vydzenyu bozem. Wzpomynaycye na Moyszesa, slug{{ø}} bożego, gen Amalech ufai{{ø}}cego w sw{{ø}} syl{{ø}} y w sw{{ø}} mocz y w sw{{ø}} woysk{{ø}} y w swe scziti y w swe wozi y w swe geszczce, nye zelyazem boiuge, ale swy{{ø}}timi modlytwamy, modly{{ø}}cz sy{{ø}} bogu, pobył. Takez porazeny b{{ø}}- d{{ø}} wszitci nyeprzyiacyele israhelsci, acz setrwacye w tem uczinku, ktoriscye poczóly. A tak ku gego napomynanyu, modly{{ø}}cz sy{{ø}} bogu, trwały przed oblyczim bozim, tak yze y cy, gisz obyeti ofyerovaly bogu, obleczeny s{{ø}}cz w czy- lycyuna, ofyerowaly poswy{{ø}}tne rzeczy bogu, a bil popyol na głowach gich. A ze wszego syercza swego modlyly sy{{ø}} bogu, abi nawyedzil Israhelske. V. J\- powyedzano Olofernowy, ksy{{ø}}sz{{ø}}- cyu ricerstwa Asyrskego, ysze sinowye israhelsci prziprawyaly sy{{ø}} ku bronye- nyu, osadziwszi drogy w górach. Tedi Olofernes wyelykim roznyewanym za- palyw sy{{ø}} w vyelyki gnyew, y zwoła wszitka ksy{{ø}}sz{{ø}}ta Moabska a woge- wodi Amonske, y rzecze k nym: Po- wyedzcye my, ktori gest to lyud, gen gori osyadl. albo która a kaka a kako wyele myast gich, a takesz która gest mocz gich, a kako gich gest wyele. albo kto gest królem gich ricerstwa, a przecz tako inymo wszitki gyne, gisz bidly{{ø}} na wschód sluncza, cy wzgardziły mn{{ø}}, a nye wiszly naprzecywo nam w drog{{ø}}, abi nas przyi{{ø}}ly s po- kogem? Tedi Achior, vogewoda wszeck sinow Amonyczskick, otpowye, rzek{{ø}}cz: Racziszly my{{ø}} sliszecz, panye moy, powyem cy prawd{{ø}} przed twim oblyczim o tem lyudu, gysz bidly po go- rack. nye winydzecz krziwe słowo z ust mick. Lyud s pokolenya Kaldey- skick gest. Ten napyrwey bidlyl w Me- zopotauy*. a yze nye chcyely naslya- dowacz bogow swich przodków, gisz biły w zemy kaldeyskey: a tak nye- ckawszi duchownick obiczaiow swick przodków, geszto w naslyadowanyu wyele bogow czinyly, genego boga nyebyeskego s{{ø}} naslyadowaly, gensze gym y przikazal, abi wiszly ott{{ø}}d, a bidlyly w Ckaran. A gdisz glod bil po wszey zemy, weszły do Egypta, a tu we cztirzeck sstock lecyech tak sy{{ø}} rozmnozily, yze gick wyelykoscz nye mogła zlyczona bicz. A gdisz ge n{{ø}}- dzil kroi Egypski, dzalem swick 181 myast biotu poddał ge: wolały ku bogu swemu, y ranyl bog gich zemyo rozmaytimy ranamy. A gdisz ge wi- gnaly Egypsci ot syebye, przestała rana od nych. Potem ckcyely ge k swey lobocye nawrocycz. A gdisz ony ucye- kaly, bog nyebyeski otworzil gym morze, tako yze s obu stronu stało morze iako mmi twarde, a cyto such{{ø}} nog{{ø}} po dnu morskem przeszły. iSa ktoremze myesczczu gdisz ge woyska przes lyczbi Egypskich scygala, tak gest wodamy zatopyona, isze z nych nyzadni z>w nye ostał, genbi ten uczi- nek zwyastowal b{{ø}}d{{ø}}cim. A gdisz wiszly z Rudnego morza, puscza gori Syna ge potkała, na nyeyzeto nygdi nye mogl bidlycz any sin czlowyeczi, gdi otpocziwal. Tu gym gorzne stu- dnyce ku pycyu oslodzoni, a za czter- dzescy lyat uzitkow poziwaly z nyeba. A k* dikoly sy{{ø}} obrocyly przes l{{ø}}czi- ska y przes strzał y przes sczita y przes myecza, bog gich boiowal za nye a wzd- zwycy{{ø}}zil. A nye bil nyzadni, ktob ■ temu lyudu p r z e k a z a 1 (?)') geno gdisz otstopyl ot sluszbi pana boga swego. Bo kilkokolykrocz modlyly sy{{ø}} gynim bogom, kromye boga swego: tilekrocz poddany w lup a w myecz a w poganbyeny e. A kilekolykrocz kaia- ly sy{{ø}}, zalui{{ø}}cz ysze otst{{ø}}pyly ot sluszbi pana boga swego: dal gym bog nyebyeski mocz ku obronye. A takesz krolya kananeyskego, y iebuzeyskego, a pharazeyskego, y etheyskego, a e- weyskego y amoreyskego, y wszitki rnoczne wr Ezebonye pobywszi, zemye gych y myasta ony s{{ø}} obdzerzely. A doi{{ø}}d nye zgrzeszily w vydzenyu boga swego, bilo s nymy wszi ko dobre, bo bog gich nyenawydzi grzecha. A takesz nyedawno przed tymy lyati, goisz biły st{{ø}}pyly z drogy, i{{ø}}sz dal gym bog, abi po nyey chodziły: pogubye- ny biły walkamy ot wyelya narodow, a wyele z nych wyedzeno* z zemye swey. A nynye sy{{ø}} nawrocyly ku panu bogu swemu, z rosproszenya swego, gim biły rosproszeny, sebrany s{{ø}}{{ø}} w geduot{{ø}}, y weszły na to wszitko po- gorzee, a lepak wdadn{{ø}} Ierusalem, tu gdze gest swy{{ø}}tinya swy{{ø}}tich. Przeto iusz panye moy, popitay syó, gęstły ktori grzech gich znamyenyti w vydzenyu boga gich: tedi przespyeczny e wzidzmi k nym, bo bog gick poddaw podda* ge tobye, y b{{ø}}d{{ø}}cz poddany pod iarzmo moci twrey. Gestlycz nye nyzadnego roznyewanya lyudu temu przed panem bogem gich: nye bódzem mocz przecywycz sy{{ø}} gym, bo gick bog obrony ge, y b{{ø}}dzem w pogan- byenyu wszey zemy. Y stało sy{{ø}}, gdisz Ackior przestał mowyenya slow swick: roznyewaly sy{{ø}} wszitci wyelyci pano- wye Olofernovy, a mislyly gy zabycz, rzek{{ø}}cz geden ku drugemu: Kto gest ten, gen movy, bi sinowye israkelsci mogły przecywycz sy{{ø}} krolyovy Na- buckodonozorovy y woyskam gego ? wszako s{{ø}} lyudze przes odzenya y przes sili y przes domislu umyenya') ku boiu. Abi Achior poznał śy{{ø}}, yze ') n&iltaret. W. Pewnie przekarzał? ’) siue peritia artib puguat. namy klama: pocy{{ø}}gnyem na gori. a gdiz zgymany b{{ø}}d{{ø}} gich moczny, tedi takesz s nymy Achior myeczem porazon b{{ø}}dze, abi wyedzal wszelki naród, yze Nabuchodonozor gest bog zemski, a kromye gego nye gynego. VI. I stało sy{{ø}}, gdisz przestały mowye- nya swego: rożnyewaw sy{{ø}} Olofemes, rzeki ku Achiorovy: Przeto yzesz nam prorokował, rzek{{ø}}cz, yze lyud israhelski obranyon* b{{ø}}dze bogem swim: ia tobye ukaz{{ø}}, yze nye gest gyni bog, geno Nabuchodonozor. Kedysz ge po- bygemi wszitki iako genego czlowyeka: tedi s nymy y ti myeczem Asyr- skim zagubyon b{{ø}}dzesz, a wszitek Israkel s tob{{ø}} zagz/nyenym pomynye. A skusysz, yze Nabuckodonosor gest pan wszey zemy. a tedi myecz mego ricerstwa przędzę twe boki, a przeklot s{{ø}}cz, myedzi rannimy israhelskimy padnyesz, a nye odetcknyesz, az s nymy y zgż/nyesz. A gęstły proroczstwo swe mnysz praue: nye zmyeny sy{{ø}} oblycze twe, a groza, iasz twarz tw{{ø}} po- syadla, otydzi ot cyebye, acz mnysz, yze ta słowa ma nye mog{{ø}} sy{{ø}} wipel- nycz. Ale abi wyedzal, yze s nymy spolu tego doydzesz: owa w t{{ø}} go- dzin{{ø}} temu lyudu b{{ø}}dzes przitowarzi- szon, yze gdisz godne m{{ø}}ki od mye- cza mego przim{{ø}}, ti podobney pomscye podly{{ø}}szesz. Tedi przikazal Olofer- nes slugam swim, abi popadn{{ø}}cz A- chiora, y wyedly gy do Betkulyey a dały gy w r{{ø}}ce sinom israhelskim. A wsz{{ø}}wszi gy sludzi Olofernoui, brały sy{{ø}} po poły och. Ale gdisz sy{{ø}} przibly- zily ku goram: wiszly przecyw gym cy, gysz s proce luczai{{ø}}. A ony sy{{ø}} odwrocywszi od boku gori, prziwy{{ø}}- zaly Achiora ku drzewu za r{{ø}}ce y za nodze, a tak swy{{ø}}zanego vycynamy nyechawszi go tu, wrocyly sy{{ø}} ku panu swemu. Potem sinowye israhelsci sczedwszi z Betulyey, przigely k nyemu, gegosz rozwy{{ø}}zawszi, wyedly do Betulyey. A postawywszi gy poszrzod lyuda tego, i{{ø}}ly sy{{ø}} gego pitacz, prze ktor{{ø}}bi vyn{{ø}} Asyrsci swy{{ø}}zanego gego tu nyeckaly. A w tich dnyock bi- lesta tu dwye ksy{{ø}}sz{{ø}}cy: Ozias, sin My cha s poko lenya Symeonowa, a 182 Ckarmi, gen sio wye Gotonyel. A tak stoi{{ø}} przed starszimy Ackior y przede wszemy, pocznye powyadacz wszitko, czso bil mowyl ku opitanyu Oloferno- wu, a kako lyud Olofernow prze tak{{ø}} rzecz chcyal gy zabycz, a kako Olo- fernes roznyewaw sy{{ø}} prze tak{{ø}} rzecz, kazał gy Israhelskim dacz, abi, gdisz- bi sini israhelske przemógł, tedibi takesz y samego Ackiora m{{ø}}kamy roz- maytimy kazał zagubycz. przeto yze bil rzeki: Bog nyebyeski gest obrończa gich. A gdisz to wszitko Ackior wimovyl, wszitek lyud padnye na swa oblycza, modly{{ø}}cz sy{{ø}} bogu, a pospo- lytim narzekanym y płaczem genostay- nye swe proszbi przelewały, rzek{{ø}}cz: Panye boze nyeba y zemye, wezrzi na gich pick{{ø}}, a wzgly{{ø}}dny na nasz{{ø}} pokoro, a twarzi twick swy{{ø}}tick obezrzi, a ukasz, yze ti nye opusczasz w cy{{ø}} ufai{{ø}}cich, a tyste*, gisz w sy{{ø}} ufai{{ø}} a w swey syle sy{{ø}} chelpy{{ø}}, ponyzasz. A tak dokonawszi płaczu, a przes czali dzen modlenye lyud') ku bogu wipel- nywszi, i{{ø}}ly syó ćyeszicz Achiora, rzek{{ø}}cz : Bog oczczow naszich, gegoszesz ti mocz zwyastowal, on obdarzicyel (?) tobye da za otplat{{ø}}, abi ti drzewyey gich zagi/nyenye uzrzal, nyzly nasze. A gdisz pan bog dobrowolenstwo da slugam swim, b{{ø}}dz s tob{{ø}} takez pan myedzi namy. a iako sy{{ø}} tobye b{{ø}}dze lyubycz, tak- s twamy se wsze- my b{{ø}}dzesz przebiwacz. Tedi Ozias do- konaw radi, poymye gy do swego domu y ucziny wTyelyk{{ø}} vyeczerz{{ø}}. A wezvaw wszech kapłanów, spolu wi- pelnywszi post, pokarmyly sy{{ø}}. A potem wszitek lyud bil zwolan, a przes czal{{ø}} nocz w koscyele sy{{ø}} modlyly, prosz{{ø}}c pomoci od boga israhelskego. VII. p A otem Olofernes drugego dnya przikaze swim woyskam, abi cy{{ø}}gly przecyw Betuly. A bilo pyeszich XX a sto tysy{{ø}}czow, a gezczczow XXII tisy.<- czow, kromye tich prziprawnich mo- zow, gisz biły zgymany a przy wy e- dzeny z włoscy y z myast wszelkego wyeku. Cy sy{{ø}} wszitci prziprawyly ku pobycyu przecyw sinom israhelskim. Y przid{{ø}} po stronye gori az na sami wyrzch, gen patrzy do Dotaym, ot myasta, geszto slowye Belma, az do tego myasta, gezto slovye Celmon, gesz le- zi przecyw Ezdrelon. Tedi sinovye isra helsci uzrzawszi gich wyelykoscz, padły na zemy{{ø}}, sipy{{ø}}c popyol na swe głowi, gednostaynye sy{{ø}} modly{{ø}}c, abi bog israkelski ukazał swe mylosyerdze nad svim lyudern. A wsz{{ø}}wszi na syó odzenya swa boi{{ø}}wa* y obsadziły w{{ø}}- skoscy dróg myedzi goramy, a tu bidlyly strzeg{{ø}}cz tich dróg we dnye y w noci. Potem Olofernes zgezdziw wsz{{ø}}di w okol, naydze studnyce na poludnye* stronye przed myastem, z nyckze gest woda wyedzona do myasta. y przikazal przecynacz ruri wodne. Ale bili nyedaleko od muru gyne studnyce, z nychze kradmo wodi na- cziraly ku ocklodzenyu syercz swick wy{{ø}}cey, nyszly ku pycyu. Ale sinowye Amonowy a Moaboui przist{{ø}}py- wszi ku Olofernoui, rzekły: Sinowye israkelsci nye ufai{{ø}}cz w kopye any w strzelb{{ø}}, ale gori brony{{ø}} gick, a pagórki ge ogradzai{{ø}}. przeto radzi na wyrzck osadzai{{ø}} sy{{ø}}. A przeto ckcesz- ly ge przes boia przemocz: polosz stro- sz{{ø}} u studnye, acz z nyck nye bye- r z {{ø}} wodi. a tak przes myecza zgubysz gee, bocz snadz ustan{{ø}}cz w prąci, po- dadz{{ø}} tobye myasto swe, gegosz mny- mai{{ø}}, bi nye mogło dobito bicz, yze gest na górze posadzono. Y zlyubylo sy{{ø}} to słowo Olofernoui y waszem gego raczczam, y ustani na wsze stroni w okol stroze nad studnyczamy. A gdisz ta strosza trwała za trsydzescy1) dny, przeschn{{ø}}li cysterni y zgromadzenye wod wszitkim bidly{{ø}}cim w Betuly, tak yze nye bilo we wszem myescye, ot- ') Populorum. W. ') W Wulg. viginti. k{{ø}}d bi sy{{ø}} napyly do sitoscy za geden dzen. ale pod myar{{ø}} dawano 1 y u- dzem vod{{ø}} na koszdi dzen. Tedi se- brawszi sy{{ø}} ku Oziaszoui wszitci m{{ø}}- zowye y zoni, mlodzenci y robyenci, a wszitci pospołu, genim głosem rzekły : S{{ø}}dz to pan myedzi namy a myedzi tob{{ø}}, yzesz nam tak wyele złego uczinyl, nyechcz{{ø}}cz mowycz pokoy- nye z Asyrskimy. a przeto nas bog poddał pod gich r{{ø}}ce. A iusz nye, ktobi wspomogl, gdisz zgt/nyem przed gych oczima w pragnyenyu a w pogy- nyenyu wyelykem. A iusz zgromadz- cye wszitki, ktorzi s{{ø}} w myescye, abichom sy{{ø}} dobrowolnye podały Olofer- nowy. Bo lepyey gest, abichom żywy s{{ø}}cz i{{ø}}cy, chwalyly boga, nyszly zmar- szi od nyedostatku wodnego, biły dany w poszmyech wszemu lyudu, doi{{ø}}d wydzimi zoni nasze y dzecy nasze, mr{{ø}}c przed naszima oczima. Prziziwa- mi na swyadeczstwo dzisz nyebo y ze- my{{ø}} y boga oczczow naszich, gen sy{{ø}} nad namy mscy podle grzeckow naszick, yze ckcemi, abiscye iusz podały myasto w r{{ø}}ce ricerstwu Olofernowu, a tak b{{ø}}dz skonczenye nasze krotkę od myecza, nyszbi sy{{ø}} przedluzilo w pragnyenyu pycya. A gdisz to powye- dzely: sstal sy{{ø}} plącz y krziczenye wyelyke we wszem sebranyu myedzi wszemy za dlug{{ø}} chwyly{{ø}}, tak yze za wyele godzin gednim głosem wolały ku panu bogu, rzek{{ø}}cz: Zgrze ( szilysmi panye s oczczi naszimy, nyeprawyesmi uczinyly, grzechsmi uczinyly. Ale y- zesz ti dobrotlywi, smyluy sy{{ø}} nad namy, a w twem byczu (biczu) pomscy nad naszimy grzechi, a nye poddaway wiznawai{{ø}}cick cy{{ø}} lyudu, gensze cyebye nye zna. abi nye rzekły myedzi pogani: Gdze gest gich bog? A gdisz iusz s{{ø}}cz utrudzeny tym wołanym, a tim płaczem zemdleny, przestały biły: tedi Ozias powstaw, ano sy{{ø}} gemu ly- ce slzamy polewai{{ø}}, rzeki: Bracya, myeycye dobr{{ø}} misi, a za tichto py{{ø}}cz dny poczekaymi smylowanya od boga, azalycz swey myersz{{ø}}czki u- krocy, a da sławę 'swemu gymyenyu. A gęstły za tick py{{ø}}cz dny nye przi- dze nam pomocz: uczynymi podle wa- szick slow, gezescye mowyly. VIII. -T stało sy{{ø}}, gdisz ta słowa ushszala Iuditk wdowa, iasz bila dzewka Merari, sina Adorowa, sina Iozephowa, sina Ozie, sina Elay, sina Iannor, sina Ge- deonowa, sina Raphaymowa, sina A- chitobowa, sia Melchiasowa, sina Ema- nowa, sia Matkanye, sina Salatielowa, sia Symeonowa, sina Rubenowa, a gey m{{ø}}z bil Manases, gen umarl we dnyoch znyva i{{ø}}czmyenego, bo stal nad zenci, gysz snopi wy{{ø}}zaly na polyu, a przi- szedszl w y {{ø}} d r o wyelyke na gego glo- w{{ø}}, a uraziło gy, y umarl gest w Betuly myescye swem, a pockowan gest tu s oczci swimy. Y bila Iudith zona gego ostała wdow{{ø}} iusz trsy lyata a szescz myesy{{ø}}czow. A na swyrzchnyem podnyebyenyu swego domu uczinyla sobye tayni pokoyk, w nyemsze s swimy dzatkamy zawarszi sy{{ø}}, przebiwala, mai{{ø}}cz na swich \y< dzwyach g z 1 o wlosyane, poscyla sy{{ø}} po wsze dny ziwota swego, kromye dnyow sobotnich a dnyow novego my esy ^cza a swy{{ø}}- tkow domu israhelskego. A bila vyel- my 'dsnego wezrzenya*), geyzeto m{{ø}}z bil odumarl w bogaczstwye wyelykem, a czelyadz o pl wy t{{ø}}* a gymyenye stada wolow a stad owczich pełno. A ta bila myedzi wszemy naslaw{{ø}}tnyey- s z a, yze sy > bała boga barzo, a nye bil nyzadri, ktubi mowyl o nyey zle słowo. Przeto gdisz ona ushszala, yze Ozias sly ubył podacz myasto po py{{ø}}- cy dnyoch nyeprzyiacyelyom: posiała ku kapłanom Chamri2) a Oharmi. abi prziszly k nyey. A gaisz przid{{ø}}, rzecze k nyma: Które gest to słowo, ge- muz p o w o 1 y 1 Ozias, abi podał myasto Asyrskim, acz w py{{ø}}cy dnyoch nye przidze pomocz nam? Y kto gescye wi, gisz pokuszacye pana boga? Bo taka rzecz mylosyerdza boszego nye obdzersza, ale wy{{ø}}cey gnyew wzbudza , a roznyewanye zanyecza.1' Ulo- zylyscye wi ten czas mylosyerdzu bożemu, a podle waszey woley ustawy- lyscye gemu dzen. Ale ysze gest pan bog cyrpyedlywi, pokaymi sy{{ø}} tego, a smylowanya gego se slzamy posz{{ø}}day- mi. Bo bog nye przeczi3), iako gyni czlowyek, any iako sin czlowyeczi ku gnyewyvoscy sy{{ø}} zapalya. A prze- . to ponyszmi przed nym nasze dusze, a w duchu skruszonem a ponyszonem slusz{{ø}}cz gemu a placz{{ø}}cz, pow yemi ') eleganti aspectu. W. s)Miał) być: Chabri. 3) Comminabitur. Wr. panu, abi podle swey woley s namy uczinyl swe mylosyerdze. Abi iako sy{{ø}} zam{{ø}}oylo syerce nasze w gich pisze, tako takesz s pokori naszey abichom oslawyeny biły. bosmi nye naslyadowaly grzechów naszich oczczow. gisz ostawszi boga swego, modlyly sy{{ø}} bogom czudzim, prze ktorito grzech podany s{{ø}}{{ø}} pod myecz a w lup y w po- ganbyenye swim nyeprzyiacyelyom. Ale mi nye wyemi gynego boga, kromye pana boga naszego. Przeto czekaymi w pokorze ucyeszenya naszego, bo on pomscy naszey krwye w udr{{ø}}czenyu nyeprzyiacyol naszich, a ponyszi wszech narodow, ktorzikoly powstan{{ø}} przecyw nam, a ucziny ge przes czcy pan bog nasz. A przeto nynye vi bracya, gy- szescye kaplany w lyudu bozem, z was zalezi zbawyenye gych dusz, ku wi- mowye waszey syercza gick podzwy- gnycye, abi wspomynaly na to, ysze gich oczczowye pokuszeny, abi doly- czono') na nych, w prawdzely naslyadowaly boga swego. Maiy parny{{ø}}tacz, kako ocyecz nasz Abram, pokuszon a przes wyelke zamytki opatrzon b{{ø}}d{{ø}}cz ustawyczen, przyiacyelem bozim uczi- nyon gest. Takesz Izaak, takez Iacob, takez Moyzes, y wszitci, ktorzi sy{{ø}} bogu lyubyly, przes wyelyke zam{{ø}}tki szły a obezrzany s{{ø}} wyerny. Ale cy, ktorzi sy pokuszenya bożego z boia- zny nye przyioly, ale swr{{ø}} nyecyrzply- woscy {{ø}} a ganyenye* swego szemranya ukazały przecyw panu bogu, y zagu- byeny od zagubycyelya, a od robak o w2) ') ut prób irentur. W. ł) a serpentibus. s{{ø}} zgyn{{ø}}ly. A przeto mi nye mscymi syebye nad tim, czso cyrzpymi, ale przilyczai{{ø}}cz naszim grzechom, ta ista zam{{ø}}cenya przimuymi za mnyeysza bi- czowanya boża, iako slugy gego, które karze, wyerz{{ø}}cz temu, ysze ku naszemu polepszenyu to sy{{ø}} nam przigodzilo, ale nye ku zatracenyu. Y rzekły k nyey Ozias a kaplany: Wszitka słowa, iazesz mowyla, prawa s{{ø}}, a nye w twich rzeczach ny genego pockibye- nya. A przeto iusz módl sy{{ø}} za nas 184 bogu, bosz ti zona swy{{ø}}ta a boi{{ø}}cza boga. Y rzekła Iudith: lako znacye, ysze czsom mogła movycz, z boga gest, takesz to, czsom umyenyla uczi- nycz, gęstły z boga, skuszcye, a za to proscye boga, abi pewn{{ø}} uczinyl rad{{ø}} m{{ø}}. Stanyecye v broni myesczskey tey noci, a iacz winyd{{ø}} s sw{{ø}} sluszebny- cz{{ø}}. a proscye, iakoscye rzekły, ysze w py{{ø}}cy dnyoch sezrzi bog na swoy lyud israhelski. A nye chcz{{ø}}, biscye wi spitaly uczinka mego. a dok{{ø}}d wam nye ukasz{{ø}}, nycs gynego nye b{{ø}}dz, gedzine modlytwa za my{{ø}} ku panu bogu naszemu. Y rzeknye Ozias, kapłan iudzski: Gydzi w pokoiu, a pan b{{ø}}dz s tob{{ø}} na pomst{{ø}} naszich nyeprzyia- cyol. A wrocywszi sy{{ø}}, odeszły. IX. l\ gdisz ony odeszły, weszła Iudith do przebitka swego, a oblekszi sy{{ø}} w cy- lycyum, nasuwszi popyolu na sw{{ø}} glow{{ø}}, a padszi na zemy{{ø}}, wzwola ku panu bogu, rzek{{ø}}cz: Panye boze oczcza mego Symeona, genszesz gemu dal myecz ku obronye przecyw czudzokray- nom, gysz biły nasylnyci w swey nyesromyszlywoscy, obnaziwszy byodr{{ø}} panyeńsk{{ø}} na poganbyenye: y podalesz zoni gich w plyon, a dzewki gich w i{{ø}}czstwo, a wszitek gick plyon w rozdzal slugam twim, gisz gorlyly sy{{ø}} prze zakon twoy: prosz{{ø}} panye boze moy, wspomoszi my tvdowye. Bosz ti sam uczinyl wszitko pyrwe, a ti cy{{ø}}szke przigodi, gesz nas potkali, tisz wimiszlyl, a to syę stało, czsosz ti chcyal. Bo wszitki drogy twe gotowi s{{ø}}, a twe s{{ø}}di w twey opatrz- noscy poloszilesz. Wezrzi nynye na stani Asyrske, iakosz raczil wezrzecz na stani Egypske, gdi po twick slugack w odzenye') byezely, ufai{{ø}}cz w swe wozi y w swe geszczce y w vyelykoscz boiowmykow. A tisz vezrzal na gick zast{{ø}}pi, a czmi ge zn{{ø}}dzili. Dzerszala gl{{ø}}bokoscz nogy gick, a wodi ge wszitki pokrili. Takesz sy{{ø}} sstan y tym, panye, gisz ufai{{ø}} w sw{{ø}} wyelykoscz y w swe wmzi y w sve spustki y w sw{{ø}} strzelb{{ø}} y w sve wlocznye, a nye wyedz{{ø}}, yszesz ti sam bog nasz, gen trzesz boge przecy wne ot pocz{{ø}}tka, a pan gest gymy{{ø}} tobye samemu. Wzwyedz (tcziciedż) ramy{{ø}} twe, iakosz ot pocz{{ø}}tka czinyl, porasz gych mocz syln{{ø}} mocz{{ø}} tw{{ø}}. Acz gick mocz padnye w twey gnyewywoscy, gysz slyubuiu*, ysze ckcz{{ø}} rozmszicz tw{{ø}} swy{{ø}}cz, a pogan- bycz stauek twego gymyenya, a ska- zicz myeczem swim rog ołtarza twego. Uczin panye, abi picha gego wlostnim ‘) Armati. W. Więc pewnie myłka zamiast: odzieniu. myeczem gego, głowa') bila scy{{ø}}ta. acz b{{ø}}dze i{{ø}}>t sydlem swich oczu, na my{{ø}} wzgly{{ø}}11 dn{{ø}}w, a uderzisz gy lask{{ø}} warg mick. Day my panye ustawy- cznoscz na mey miszly, abick gym pogardziła, a wszitk{{ø}} mocz gego abick przewrocyla. Bo to b{{ø}}dze pamy{{ø}}cz gymyenya twego, gdisz r{{ø}}ce zenske gy por z u cyt a. Bo nye gest syla twa w sebranyu lyuda, panye, any w syle konskey wolya twa, any sy{{ø}} tobye pi- szny lyubyly ot pocz{{ø}}tka. ale pokor- nich a cychich zawszgy sy{{ø}} tobye lyu- byla modlytwa. Boze nyebyeski, stwo- rzicyelyu wod, a panye wszego stworzenya, uslisz my{{ø}} n{{ø}}dzn{{ø}} tobye sy{{ø}} modly{{ø}}cz{{ø}} a w twe mylosyerdze ufa- i{{ø}}cz{{ø}}. Wspomyen panye na slag{{ø}} tw{{ø}}, a day słowo w ma usta, a syerce mego umislu posyl, abi dom twoy w po- swy{{ø}}cenyu twem ostał, acz wszitci na- rodowye poznai{{ø}}, yszesz ti bog, a nye gest gyni kromye cyebye. X. i J stało sy{{ø}}, gdisz przestała wolacz ku panu, wstała s tego myasta, na nyemsze leszala rozpostarszi sy{{ø}} przed panem. Y zavolala sluszebnyce swey, y seszla do domu y zrzucy s syebye cy- lycyum, a swlyokszi s syebye odzew wdowski, omila swe cyalo a pomazała sy{{ø}} myrr{{ø}} nalepsz{{ø}}, a rosczosawszi * włosi głowi swey, wstauila czepyecz2) na glow{{ø}} swp, y oblekła sy{{ø}} w rucho ucyeszenya swego, a obuła nog^ swe w trzevyce, y wzdzege na 1 oke- tnyce a lylye a nausznyce y pyr- seyenye, y wszemjT gynimy okrasa- my okras yla sy{{ø}}. Geyze takesz bog przidal krasi, bo wszitka ta ozdoba nye z nyeczistok, ale se czsnoti bozey po- ckadzala. t przeto pan wszitk{{ø}} t{{ø}} krasę na nyey roszirzil, abi nyeprzirowna- n{{ø}} kraso wszech oczima bila ukazana. Ywlozila na sw{{ø}} sluszebnycz{{ø}} lagwycz{{ø}} vyna, a bany{{ø}} oleia, a kubek, a szele, a syr, a chleb, y brała sy{{ø}} przed sy{{ø}}. A gdisz prziszla ku bronye myescz- skey, naydze Oziasza a ksy{{ø}}sz{{ø}}ta myesezske. Gysz gdi i{{ø}} opatrzily, ly{{ø}}k- szi sy{{ø}}, podziuily sy{{ø}} barzo krasye gey, a wszako nyczego gey nye opi- taly. Wipuscyly i{{ø}} precz z myasta, rzek{{ø}}cz : Bog oczczow naszich day tobye sw{{ø}} myloscz, a wszitk{{ø}} rad{{ø}} syercza twego sw{{ø}} mocz{{ø}} posyl, acz syó tob{{ø}} oslawy Ierusalem, a b{{ø}}dz gymy{{ø}} twe w lyczbye swy{{ø}}tick a sprawyedlywick. Y otpowyedzely, ktorzi tu biły, wszitci genim głosem: B{{ø}}dz tak, b{{ø}}dz tak! Przeto Iudith modly{{ø}}cz sy{{ø}}, wmydze precz bron{{ø}}, ona y slusze bnycza gey. Y stało sy{{ø}}. gdisz szła z gori, na dnyu, potkały sy{{ø}} s ny{{ø}} stroszowye Asyrsci y ustanowyly i{{ø}}, rzek{{ø}}cz: Odk{{ø}}d sy{{ø}} byerzesz, a dok{{ø}}d ydzesz? Ona otpo- vye: Dzewkacyem szidowska, a prze- tom | ucyekla od gych oblycza, bo- 185 cyem poznała b{{ø}}d{{ø}}cz{{ø}} rzecz, ysze b{{ø}}- d{{ø}} wam podany w plyon, przeto ysze wzgardziły wamy, a nye chcyely sy{{ø}} wam podacz dobrowolnye, abi nalezly myloscz w vydzenyu waszem. A prze tó prziczin{{ø}} umislylam sobye, rzek{{ø}}cz: 84 ') Tego słowa nie ma w Wulg. *) Mitram imposuit. W su Poyd{{ø}} przed oblycze ksy{{ø}}sz{{ø}}cya Olo- ferna, a powyem gemu gićh tayn{{ø}} rad{{ø}}, a ukasz{{ø}} gemu, ktor{{ø}} przist{{ø}}p{{ø}} moglybi gich dobicz, tak abi z gego zast{{ø}}pa nyzadni m{{ø}}sz nye zagyn{{ø}}1. A gdisz uslisz{{ø}} cy m{{ø}}szowye słowa gey, patrzily na gey twarz, a bila groza w gich oczu, bo sy{{ø}} dziuyly gey krasye barzo. Y rzekły k nyey: Zachowalasz dusz{{ø}} sw{{ø}}, yszesz tak{{ø}} rad{{ø}} nalyazla, abi szła ku panu naszemu. A to gy- scye wyedz, gdisz stanyesz przed gego oblyczim, dobrze tobye ucziny, a b{{ø}}dzesz namyleysza w gego syerczu. Y Wyedly i{{ø}} ku stanu Olofemowu, y o- powyedzely i{{ø}}. A gdisz weszła przed oblycze gego, natichmyast bil i{{ø}}t od swat oczu Olofernes. Y rzek{{ø}} k nyemu gego sluszebnyci: Kto gest ten, genbi nye chcyal boiowacz przecyw lyudu szidowskemu, gdisz tak krasne zoni mai{{ø}}? A uzrzawszi Iudith Olofema, a on syedzi pod podnyebym, gesz bilo udzalano z złotogłowa a z złota y z zmaragda a s kamyenya nadroszszego setkanym. A gdisz na gego twarz wez- rzala, poklonyla sy{{ø}} gemu, padszi na zemy, y wzwyedly i{{ø}} wzgor{{ø}} sludzi Olofemowy s przikazanya pana swego. XI. Tedi Olofernes przemowy k nyey: B{{ø}}dz dobrey misly, a nye ly{{ø}}kay sy{{ø}} w syerczu twem. bom ia nye chcyal nygdi uszkodzicz m{{ø}}sza, ktorikoli chcyal- bi sluszicz krolyovy Nabuchodonozo- rovy. A lyud twoy, bi bil mn{{ø}} nye wzgardził, nye wzwyodlbich kopya swe go przecyw gemu. A iusz po wyedz my, prze ktor{{ø}} przyczin{{ø}} odeszłasz od nych, a zlyubylo sy{{ø}}) tobye k nam przidz? Otpowye Iudith: Przymy słowa swey sluszebnyce, bo posluchnyeszly slow mich, swyrzckowan{{ø}} rzecz ucziny pan s tob{{ø}}. Bo ziw gest Nabuchodonozor, kroi zemski, y gego mocz ziwa gest, iasz gest w tobye ku skaranyu y ku polepszenyu wszego lyuda bl{{ø}}dne- go. bo nye tilko lyudze slusz{{ø}} gemu przes cy{{ø}}, ale y zwyerz{{ø}}ta polna poddani s{{ø}} genui. Bo gest tak wznyesyon domisl twego rozumu po wszech narodzeck, a ukazano gest lyudu wszfcgo swyata, yszes ti geden sam dobri, a moczni we wszem krolewstwye Nabu- ckodonozorovye, a kaszn twa po wszech wloscyack gest ogłoszona. Any gest to tayno, czso movyl Ackior, any to gest nyewyadomo, ysze sy{{ø}} gemu to stanye, czsosz ty | j przikazal nad nym u- czinycz. Bo to gest gysto, ysze nasz bog tak roznyevan grzechi naszimy, ysze wskazał lyudu swemu przes pro- roki swe, ysze ge ckce poddacz gick nyeprzyiacyelyom prze gick grzecki. A przeto wyedz{{ø}}cz to sinowye israkelsci, ysze pana boga swego roznyewaly: strach twoy spadł na nye. A nad to glod ge poscygl, a od nyedostatku wodi myedzi umarlimy s{{ø}} polyczeny. A iusz sy{{ø}} o to radz{{ø}}, abi zbyły bidla swa, a pyły gich krew. a poswy{{ø}}tne rzeczi boga swego, gichsze przikazal pan nye dotikacz sy{{ø}} ze zbosza, wyna y oleia, to wszitko umyenyly naloszicz na walk{{ø}} a strauicz, gegoszbi sy{{ø}} nye myely any r{{ø}}kama dotikacz. A przeto, ysze to cziny{{ø}}, gesz gest zle, b{{ø}}d{{ø}} dany na zatracenye. A ia, dzewka twa, poznawszi to ucyeklam od nych, a poslal my{{ø}} bog, abich ti rzeczi tobye zwyastowala. Bo ia, dzewka twa, naslyadui{{ø}} boga mego zawszgy, y nynye u cyebye s{{ø}}cz. Przeto przy- iay my, dzewce twey, acz wichodz{{ø}}cz modlycz sy{{ø}} b{{ø}}d{{ø}} bogu, a powye my, kedi gym nawrocy gych grzech, a iacz prziszedszi zwyastui{{ø}} tobye, tak ysze ia dowyod{{ø}} cy{{ø}} naposzrzod Ierusalem, a b{{ø}}dzesz myecz wszitek lyud israhelski, iako owce gesz pastirza nye mai{{ø}}, a nye wszczeka ny geden przecyw tobye. Bo to mnye powyedzano zgedna- nym boszim a yze sy{{ø}} bog roznyewal na nye. Przeto ia gesm posiana bogem ti rzeczi zwyastowacz tobye. Y zlyubyla sy{{ø}} ta wszitka slowa Olofer- nowy y slugam gego, a dziwovaly sy{{ø}} wszitci m{{ø}}droscy gey. Y mowyl drugy ku drugemu: Nye takey zoni na zemy w wezrzenyu, w krasye y w mnisie swich slow. Y rzeki k nyey Olofernes: Dobrze uczinyl bog, gen cyebye wislal s tego lyuda, abi gy ti podała w nasze r{{ø}}ce. A przeto, ysze dobre twe slyubyenye'), uczinyly mnye to bog twoy: b{{ø}}dze takesz on y moy bog, a ti b{{ø}}dzesz wyelyka w domu Nabucko- donozorowye, a gymy{{ø}} twe b{{ø}}dze o- gloszono we wszey zemy. xn. T X edi kazał gey wnydz tu, gdze bilo slozenye gego skarbów, a tam gey kazał bidlycz, a roskazal czsobi gey mya- no* dano bicz z gego stolu. Otpowye Iudith, rzek{{ø}}cz: Nynye nye b{{ø}}dze1) mocz gescz s tego, czso my przikazu- gesz dawacz, abi nye prziszedl na my{{ø}} gnyew bozi. ale s tego b{{ø}}d{{ø}} gescz, czsom s sob{{ø}} przinyosla. Olofernes rzecze : A gdisz to wszitko sznyesz, czsosz s sob{{ø}} przinyosla, czsosz tedi tobye uczinymi? Y rzekła Iudith: Żywa gest dusza twa, panye moy, ysze nye strawy{{ø}} tego wszego, dzewka twa, az y ucziny pan w mey r{{ø}}ce...|| Tu kart wiele wydartych, i na tém koniec textu w kodexie ezaroszpatackim. ') promissio, ślubienie. *) Miało być: nie będę., nstmm7kb8kg8651rkdyszivvy5apeon Indeks:Anafielas 102 905820 3158052 3108050 2022-08-26T23:04:49Z Wieralee 6253 uwagi proofread-index text/x-wiki {{:MediaWiki:Proofreadpage_index_template |Tytuł=[[Anafielas (Kraszewski)|Anafielas]]. Pieśni z podań Litwy |Autor=Józef Ignacy Kraszewski |Tłumacz= |Redaktor= |Ilustracje= |Rok=1840–1845 |Wydawca=Józef Zawadzki |Miejsce wydania=Wilno |Druk=Józef Zawadzki |Źródło=[[commons:Category:Anafielas|Skany na Commons]] |Ilustracja=[[File:Anafielas T. 1.djvu|strona=5|mały]] |Strony=*[[Anafielas (Kraszewski)/Tom I|Tom I]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/1|001]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/2|002]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/3|003]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/4|004]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/5|005]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/6|006]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/7|007]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/8|008]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/9|009]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/10|010]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/11|011]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/12|012]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/13|013]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/14|014]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/15|015]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/16|016]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/17|017]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/18|018]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/19|019]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/20|020]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/21|021]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/22|022]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/23|023]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/24|024]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/25|025]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/26|026]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/27|027]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/28|028]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/29|029]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/30|030]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/31|031]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/32|032]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/33|033]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/34|034]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/35|035]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/36|036]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/37|037]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/38|038]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/39|039]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/40|040]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/41|041]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/42|042]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/43|043]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/44|044]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/45|045]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/46|046]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/47|047]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/48|048]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/49|049]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/50|050]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/51|051]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/52|052]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/53|053]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/54|054]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/55|055]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/56|056]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/57|057]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/58|058]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/59|059]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/60|060]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/61|061]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/62|062]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/63|063]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/64|064]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/65|065]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/66|066]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/67|067]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/68|068]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/69|069]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/70|070]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/71|071]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/72|072]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/73|073]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/74|074]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/75|075]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/76|076]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/77|077]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/78|078]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/79|079]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/80|080]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/81|081]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/82|082]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/83|083]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/84|084]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/85|085]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/86|086]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/87|087]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/88|088]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/89|089]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/90|090]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/91|091]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/92|092]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/93|093]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/94|094]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/95|095]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/96|096]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/97|097]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/98|098]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/99|099]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/100|100]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/101|101]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/102|102]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/103|103]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/104|104]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/105|105]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/106|106]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/107|107]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/108|108]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/109|109]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/110|110]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/111|111]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/112|112]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/113|113]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/114|114]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/115|115]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/116|116]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/117|117]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/118|118]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/119|119]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/120|120]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/121|121]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/122|122]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/123|123]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/124|124]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/125|125]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/126|126]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/127|127]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/128|128]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/129|129]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/130|130]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/131|131]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/132|132]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/133|133]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/134|134]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/135|135]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/136|136]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/137|137]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/138|138]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/139|139]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/140|140]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/141|141]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/142|142]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/143|143]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/144|144]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/145|145]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/146|146]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/147|147]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/148|148]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/149|149]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/150|150]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/151|151]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/152|152]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/153|153]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/154|154]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/155|155]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/156|156]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/157|157]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/158|158]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/159|159]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/160|160]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/161|161]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/162|162]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/163|163]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/164|164]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/165|165]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/166|166]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/167|167]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/168|168]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/169|169]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/170|170]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/171|171]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/172|172]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/173|173]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/174|174]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/175|175]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/176|176]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/177|177]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/178|178]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/179|179]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/180|180]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/181|181]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/182|182]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/183|183]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/184|184]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/185|185]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/186|186]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/187|187]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/188|188]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/189|189]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/190|190]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/191|191]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/192|192]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/193|193]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/194|194]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/195|195]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/196|196]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/197|197]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/198|198]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/199|199]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/200|200]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/201|201]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/202|202]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/203|203]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/204|204]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/205|205]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/206|206]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/207|207]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/208|208]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/209|209]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/210|210]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/211|211]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/212|212]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/213|213]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/214|214]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/215|215]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/216|216]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/217|217]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/218|218]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/219|219]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/220|220]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/221|221]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/222|222]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/223|223]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/224|224]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/225|225]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/226|226]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/227|227]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/228|228]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/229|229]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/230|230]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/231|231]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/232|232]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/233|233]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/234|234]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/235|235]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/236|236]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/237|237]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/238|238]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/239|239]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/240|240]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/241|241]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/242|242]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/243|243]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/244|244]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/245|245]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/246|246]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/247|247]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/248|248]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/249|249]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/250|250]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/251|251]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/252|252]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/253|253]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/254|254]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/255|255]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/256|256]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/257|257]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/258|258]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/259|259]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/260|260]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/261|261]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/262|262]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/263|263]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/264|264]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/265|265]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/266|266]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/267|267]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/268|268]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/269|269]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/270|270]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/271|271]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/272|272]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/273|273]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/274|274]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/275|275]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/276|276]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/277|277]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/278|278]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/279|279]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/280|280]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/281|281]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/282|282]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/283|283]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/284|284]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/285|285]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/286|286]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/287|287]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/288|288]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/289|289]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/290|290]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/291|291]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/292|292]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/293|293]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/294|294]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/295|295]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/296|296]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/297|297]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/298|298]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/299|299]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/300|300]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/301|301]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/302|302]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/303|303]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/304|304]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/305|305]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/306|306]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/307|307]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/308|308]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/309|309]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/310|310]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/311|311]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/312|312]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/313|313]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/314|314]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/315|315]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/316|316]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/317|317]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/318|318]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/319|319]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/320|320]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/321|321]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/322|322]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/323|323]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/324|324]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/325|325]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/326|326]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/327|327]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/328|328]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/329|329]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/330|330]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/331|331]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/332|332]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/333|333]] <br> *[[Anafielas (Kraszewski)/Tom II|Tom II]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/1|001]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/2|002]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/3|003]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/4|004]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/5|005]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/6|006]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/7|007]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/8|008]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/9|009]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/10|010]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/11|011]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/12|012]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/13|013]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/14|014]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/15|015]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/16|016]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/17|017]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/18|018]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/19|019]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/20|020]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/21|021]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/22|022]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/23|023]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/24|024]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/25|025]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/26|026]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/27|027]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/28|028]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/29|029]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/30|030]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/31|031]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/32|032]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/33|033]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/34|034]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/35|035]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/36|036]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/37|037]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/38|038]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/39|039]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/40|040]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/41|041]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/42|042]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/43|043]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/44|044]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/45|045]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/46|046]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/47|047]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/48|048]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/49|049]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/50|050]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/51|051]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/52|052]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/53|053]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/54|054]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/55|055]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/56|056]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/57|057]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/58|058]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/59|059]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/60|060]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/61|061]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/62|062]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/63|063]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/64|064]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/65|065]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/66|066]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/67|067]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/68|068]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/69|069]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/70|070]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/71|071]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/72|072]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/73|073]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/74|074]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/75|075]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/76|076]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/77|077]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/78|078]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/79|079]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/80|080]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/81|081]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/82|082]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/83|083]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/84|084]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/85|085]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/86|086]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/87|087]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/88|088]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/89|089]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/90|090]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/91|091]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/92|092]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/93|093]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/94|094]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/95|095]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/96|096]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/97|097]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/98|098]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/99|099]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/100|100]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/101|101]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/102|102]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/103|103]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/104|104]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/105|105]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/106|106]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/107|107]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/108|108]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/109|109]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/110|110]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/111|111]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/112|112]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/113|113]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/114|114]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/115|115]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/116|116]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/117|117]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/118|118]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/119|119]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/120|120]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/121|121]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/122|122]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/123|123]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/124|124]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/125|125]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/126|126]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/127|127]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/128|128]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/129|129]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/130|130]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/131|131]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/132|132]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/133|133]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/134|134]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/135|135]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/136|136]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/137|137]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/138|138]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/139|139]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/140|140]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/141|141]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/142|142]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/143|143]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/144|144]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/145|145]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/146|146]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/147|147]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/148|148]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/149|149]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/150|150]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/151|151]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/152|152]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/153|153]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/154|154]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/155|155]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/156|156]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/157|157]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/158|158]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/159|159]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/160|160]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/161|161]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/162|162]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/163|163]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/164|164]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/165|165]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/166|166]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/167|167]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/168|168]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/169|169]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/170|170]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/171|171]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/172|172]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/173|173]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/174|174]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/175|175]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/176|176]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/177|177]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/178|178]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/179|179]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/180|180]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/181|181]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/182|182]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/183|183]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/184|184]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/185|185]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/186|186]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/187|187]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/188|188]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/189|189]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/190|190]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/191|191]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/192|192]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/193|193]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/194|194]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/195|195]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/196|196]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/197|197]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/198|198]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/199|199]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/200|200]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/201|201]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/202|202]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/203|203]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/204|204]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/205|205]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/206|206]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/207|207]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/208|208]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/209|209]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/210|210]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/211|211]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/212|212]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/213|213]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/214|214]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/215|215]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/216|216]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/217|217]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/218|218]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/219|219]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/220|220]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/221|221]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/222|222]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/223|223]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/224|224]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/225|225]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/226|226]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/227|227]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/228|228]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/229|229]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/230|230]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/231|231]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/232|232]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/233|233]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/234|234]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/235|235]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/236|236]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/237|237]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/238|238]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/239|239]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/240|240]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/241|241]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/242|242]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/243|243]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/244|244]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/245|245]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/246|246]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/247|247]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/248|248]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/249|249]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/250|250]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/251|251]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/252|252]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/253|253]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/254|254]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/255|255]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/256|256]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/257|257]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/258|258]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/259|259]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/260|260]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/261|261]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/262|262]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/263|263]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/264|264]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/265|265]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/266|266]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/267|267]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/268|268]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/269|269]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/270|270]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/271|271]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/272|272]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/273|273]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/274|274]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/275|275]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/276|276]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/277|277]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/278|278]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/279|279]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/280|280]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/281|281]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/282|282]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/283|283]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/284|284]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/285|285]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/286|286]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/287|287]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/288|288]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/289|289]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/290|290]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/291|291]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/292|292]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/293|293]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/294|294]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/295|295]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/296|296]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/297|297]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/298|298]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/299|299]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/300|300]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/301|301]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/302|302]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/303|303]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/304|304]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/305|305]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/306|306]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/307|307]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/308|308]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/309|309]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/310|310]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/311|311]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/312|312]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/313|313]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/314|314]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/315|315]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/316|316]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/317|317]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/318|318]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/319|319]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/320|320]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/321|321]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/322|322]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/323|323]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/324|324]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/325|325]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/326|326]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/327|327]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/328|328]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/329|329]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/330|330]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/331|331]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/332|332]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/333|333]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/334|334]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/335|335]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/336|336]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/337|337]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/338|338]] <br> *[[Anafielas (Kraszewski)/Tom III|Tom III]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/1|001]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/2|002]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/3|003]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/4|004]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/5|005]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/6|006]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/7|007]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/8|008]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/9|009]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/10|010]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/11|011]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/12|012]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/13|013]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/14|014]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/15|015]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/16|016]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/17|017]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/18|018]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/19|019]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/20|020]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/21|021]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/22|022]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/23|023]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/24|024]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/25|025]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/26|026]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/27|027]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/28|028]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/29|029]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/30|030]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/31|031]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/32|032]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/33|033]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/34|034]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/35|035]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/36|036]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/37|037]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/38|038]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/39|039]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/40|040]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/41|041]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/42|042]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/43|043]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/44|044]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/45|045]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/46|046]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/47|047]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/48|048]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/49|049]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/50|050]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/51|051]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/52|052]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/53|053]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/54|054]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/55|055]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/56|056]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/57|057]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/58|058]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/59|059]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/60|060]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/61|061]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/62|062]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/63|063]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/64|064]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/65|065]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/66|066]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/67|067]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/68|068]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/69|069]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/70|070]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/71|071]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/72|072]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/73|073]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/74|074]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/75|075]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/76|076]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/77|077]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/78|078]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/79|079]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/80|080]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/81|081]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/82|082]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/83|083]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/84|084]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/85|085]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/86|086]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/87|087]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/88|088]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/89|089]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/90|090]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/91|091]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/92|092]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/93|093]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/94|094]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/95|095]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/96|096]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/97|097]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/98|098]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/99|099]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/100|100]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/101|101]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/102|102]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/103|103]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/104|104]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/105|105]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/106|106]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/107|107]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/108|108]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/109|109]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/110|110]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/111|111]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/112|112]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/113|113]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/114|114]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/115|115]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/116|116]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/117|117]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/118|118]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/119|119]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/120|120]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/121|121]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/122|122]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/123|123]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/124|124]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/125|125]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/126|126]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/127|127]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/128|128]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/129|129]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/130|130]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/131|131]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/132|132]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/133|133]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/134|134]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/135|135]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/136|136]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/137|137]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/138|138]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/139|139]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/140|140]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/141|141]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/142|142]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/143|143]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/144|144]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/145|145]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/146|146]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/147|147]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/148|148]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/149|149]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/150|150]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/151|151]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/152|152]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/153|153]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/154|154]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/155|155]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/156|156]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/157|157]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/158|158]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/159|159]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/160|160]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/161|161]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/162|162]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/163|163]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/164|164]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/165|165]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/166|166]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/167|167]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/168|168]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/169|169]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/170|170]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/171|171]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/172|172]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/173|173]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/174|174]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/175|175]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/176|176]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/177|177]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/178|178]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/179|179]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/180|180]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/181|181]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/182|182]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/183|183]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/184|184]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/185|185]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/186|186]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/187|187]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/188|188]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/189|189]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/190|190]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/191|191]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/192|192]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/193|193]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/194|194]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/195|195]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/196|196]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/197|197]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/198|198]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/199|199]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/200|200]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/201|201]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/202|202]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/203|203]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/204|204]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/205|205]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/206|206]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/207|207]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/208|208]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/209|209]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/210|210]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/211|211]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/212|212]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/213|213]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/214|214]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/215|215]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/216|216]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/217|217]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/218|218]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/219|219]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/220|220]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/221|221]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/222|222]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/223|223]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/224|224]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/225|225]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/226|226]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/227|227]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/228|228]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/229|229]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/230|230]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/231|231]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/232|232]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/233|233]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/234|234]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/235|235]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/236|236]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/237|237]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/238|238]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/239|239]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/240|240]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/241|241]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/242|242]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/243|243]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/244|244]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/245|245]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/246|246]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/247|247]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/248|248]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/249|249]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/250|250]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/251|251]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/252|252]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/253|253]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/254|254]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/255|255]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/256|256]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/257|257]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/258|258]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/259|259]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/260|260]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/261|261]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/262|262]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/263|263]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/264|264]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/265|265]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/266|266]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/267|267]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/268|268]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/269|269]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/270|270]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/271|271]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/272|272]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/273|273]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/274|274]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/275|275]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/276|276]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/277|277]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/278|278]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/279|279]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/280|280]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/281|281]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/282|282]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/283|283]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/284|284]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/285|285]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/286|286]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/287|287]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/288|288]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/289|289]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/290|290]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/291|291]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/292|292]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/293|293]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/294|294]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/295|295]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/296|296]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/297|297]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/298|298]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/299|299]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/300|300]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/301|301]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/302|302]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/303|303]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/304|304]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/305|305]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/306|306]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/307|307]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/308|308]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/309|309]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/310|310]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/311|311]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/312|312]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/313|313]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/314|314]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/315|315]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/316|316]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/317|317]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/318|318]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/319|319]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/320|320]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/321|321]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/322|322]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/323|323]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/324|324]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/325|325]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/326|326]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/327|327]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/328|328]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/329|329]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/330|330]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/331|331]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/332|332]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/333|333]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/334|334]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/335|335]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/336|336]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/337|337]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/338|338]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/339|339]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/340|340]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/341|341]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/342|342]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/343|343]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/344|344]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/345|345]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/346|346]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/347|347]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/348|348]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/349|349]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/350|350]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/351|351]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/352|352]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/353|353]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/354|354]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/355|355]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/356|356]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/357|357]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/358|358]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/359|359]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/360|360]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/361|361]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/362|362]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/363|363]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/364|364]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/365|365]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/366|366]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/367|367]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/368|368]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/369|369]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/370|370]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/371|371]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/372|372]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/373|373]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/374|374]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/375|375]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/376|376]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/377|377]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/378|378]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/379|379]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/380|380]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/381|381]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/382|382]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/383|383]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/384|384]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/385|385]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/386|386]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/387|387]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/388|388]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/389|389]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/390|390]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/391|391]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/392|392]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/393|393]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/394|394]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/395|395]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/396|396]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/397|397]] |Spis treści= |Uwagi=[https://pl.wikisource.org/wiki/Strona:Anafielas_T._3.djvu/389 strona 389] skan do wymiany |Postęp=do przepisania |Status dodatkowy=_empty_ |Css= |Width= }} 9su3i5ib7h35ys533zf53frbm5fnlfu 3158383 3158052 2022-08-26T23:52:48Z Draco flavus 2058 proofread-index text/x-wiki {{:MediaWiki:Proofreadpage_index_template |Tytuł=[[Anafielas (Kraszewski)|Anafielas]]. Pieśni z podań Litwy |Autor=Józef Ignacy Kraszewski |Tłumacz= |Redaktor= |Ilustracje= |Rok=1840–1845 |Wydawca=Józef Zawadzki |Miejsce wydania=Wilno |Druk=Józef Zawadzki |Źródło=[[commons:Category:Anafielas|Skany na Commons]] |Ilustracja=[[File:Anafielas T. 1.djvu|strona=5|mały]] |Strony=*[[Anafielas (Kraszewski)/Tom I|Tom I]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/1|001]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/2|002]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/3|003]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/4|004]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/5|005]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/6|006]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/7|007]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/8|008]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/9|009]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/10|010]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/11|011]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/12|012]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/13|013]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/14|014]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/15|015]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/16|016]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/17|017]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/18|018]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/19|019]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/20|020]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/21|021]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/22|022]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/23|023]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/24|024]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/25|025]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/26|026]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/27|027]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/28|028]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/29|029]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/30|030]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/31|031]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/32|032]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/33|033]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/34|034]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/35|035]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/36|036]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/37|037]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/38|038]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/39|039]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/40|040]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/41|041]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/42|042]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/43|043]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/44|044]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/45|045]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/46|046]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/47|047]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/48|048]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/49|049]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/50|050]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/51|051]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/52|052]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/53|053]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/54|054]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/55|055]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/56|056]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/57|057]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/58|058]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/59|059]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/60|060]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/61|061]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/62|062]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/63|063]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/64|064]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/65|065]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/66|066]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/67|067]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/68|068]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/69|069]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/70|070]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/71|071]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/72|072]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/73|073]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/74|074]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/75|075]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/76|076]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/77|077]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/78|078]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/79|079]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/80|080]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/81|081]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/82|082]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/83|083]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/84|084]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/85|085]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/86|086]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/87|087]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/88|088]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/89|089]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/90|090]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/91|091]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/92|092]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/93|093]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/94|094]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/95|095]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/96|096]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/97|097]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/98|098]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/99|099]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/100|100]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/101|101]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/102|102]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/103|103]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/104|104]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/105|105]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/106|106]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/107|107]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/108|108]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/109|109]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/110|110]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/111|111]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/112|112]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/113|113]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/114|114]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/115|115]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/116|116]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/117|117]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/118|118]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/119|119]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/120|120]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/121|121]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/122|122]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/123|123]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/124|124]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/125|125]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/126|126]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/127|127]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/128|128]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/129|129]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/130|130]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/131|131]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/132|132]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/133|133]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/134|134]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/135|135]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/136|136]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/137|137]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/138|138]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/139|139]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/140|140]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/141|141]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/142|142]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/143|143]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/144|144]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/145|145]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/146|146]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/147|147]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/148|148]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/149|149]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/150|150]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/151|151]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/152|152]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/153|153]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/154|154]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/155|155]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/156|156]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/157|157]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/158|158]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/159|159]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/160|160]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/161|161]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/162|162]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/163|163]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/164|164]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/165|165]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/166|166]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/167|167]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/168|168]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/169|169]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/170|170]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/171|171]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/172|172]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/173|173]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/174|174]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/175|175]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/176|176]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/177|177]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/178|178]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/179|179]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/180|180]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/181|181]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/182|182]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/183|183]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/184|184]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/185|185]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/186|186]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/187|187]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/188|188]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/189|189]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/190|190]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/191|191]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/192|192]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/193|193]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/194|194]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/195|195]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/196|196]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/197|197]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/198|198]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/199|199]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/200|200]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/201|201]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/202|202]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/203|203]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/204|204]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/205|205]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/206|206]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/207|207]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/208|208]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/209|209]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/210|210]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/211|211]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/212|212]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/213|213]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/214|214]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/215|215]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/216|216]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/217|217]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/218|218]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/219|219]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/220|220]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/221|221]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/222|222]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/223|223]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/224|224]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/225|225]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/226|226]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/227|227]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/228|228]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/229|229]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/230|230]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/231|231]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/232|232]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/233|233]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/234|234]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/235|235]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/236|236]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/237|237]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/238|238]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/239|239]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/240|240]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/241|241]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/242|242]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/243|243]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/244|244]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/245|245]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/246|246]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/247|247]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/248|248]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/249|249]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/250|250]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/251|251]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/252|252]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/253|253]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/254|254]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/255|255]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/256|256]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/257|257]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/258|258]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/259|259]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/260|260]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/261|261]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/262|262]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/263|263]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/264|264]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/265|265]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/266|266]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/267|267]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/268|268]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/269|269]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/270|270]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/271|271]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/272|272]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/273|273]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/274|274]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/275|275]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/276|276]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/277|277]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/278|278]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/279|279]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/280|280]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/281|281]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/282|282]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/283|283]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/284|284]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/285|285]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/286|286]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/287|287]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/288|288]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/289|289]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/290|290]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/291|291]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/292|292]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/293|293]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/294|294]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/295|295]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/296|296]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/297|297]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/298|298]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/299|299]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/300|300]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/301|301]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/302|302]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/303|303]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/304|304]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/305|305]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/306|306]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/307|307]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/308|308]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/309|309]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/310|310]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/311|311]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/312|312]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/313|313]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/314|314]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/315|315]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/316|316]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/317|317]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/318|318]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/319|319]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/320|320]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/321|321]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/322|322]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/323|323]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/324|324]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/325|325]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/326|326]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/327|327]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/328|328]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/329|329]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/330|330]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/331|331]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/332|332]] [[Strona:Anafielas T. 1.djvu/333|333]] <br> *[[Anafielas (Kraszewski)/Tom II|Tom II]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/1|001]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/2|002]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/3|003]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/4|004]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/5|005]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/6|006]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/7|007]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/8|008]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/9|009]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/10|010]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/11|011]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/12|012]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/13|013]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/14|014]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/15|015]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/16|016]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/17|017]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/18|018]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/19|019]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/20|020]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/21|021]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/22|022]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/23|023]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/24|024]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/25|025]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/26|026]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/27|027]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/28|028]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/29|029]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/30|030]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/31|031]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/32|032]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/33|033]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/34|034]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/35|035]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/36|036]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/37|037]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/38|038]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/39|039]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/40|040]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/41|041]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/42|042]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/43|043]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/44|044]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/45|045]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/46|046]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/47|047]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/48|048]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/49|049]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/50|050]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/51|051]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/52|052]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/53|053]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/54|054]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/55|055]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/56|056]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/57|057]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/58|058]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/59|059]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/60|060]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/61|061]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/62|062]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/63|063]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/64|064]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/65|065]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/66|066]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/67|067]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/68|068]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/69|069]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/70|070]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/71|071]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/72|072]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/73|073]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/74|074]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/75|075]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/76|076]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/77|077]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/78|078]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/79|079]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/80|080]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/81|081]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/82|082]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/83|083]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/84|084]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/85|085]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/86|086]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/87|087]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/88|088]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/89|089]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/90|090]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/91|091]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/92|092]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/93|093]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/94|094]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/95|095]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/96|096]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/97|097]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/98|098]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/99|099]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/100|100]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/101|101]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/102|102]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/103|103]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/104|104]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/105|105]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/106|106]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/107|107]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/108|108]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/109|109]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/110|110]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/111|111]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/112|112]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/113|113]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/114|114]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/115|115]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/116|116]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/117|117]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/118|118]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/119|119]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/120|120]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/121|121]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/122|122]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/123|123]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/124|124]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/125|125]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/126|126]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/127|127]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/128|128]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/129|129]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/130|130]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/131|131]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/132|132]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/133|133]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/134|134]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/135|135]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/136|136]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/137|137]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/138|138]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/139|139]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/140|140]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/141|141]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/142|142]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/143|143]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/144|144]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/145|145]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/146|146]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/147|147]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/148|148]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/149|149]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/150|150]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/151|151]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/152|152]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/153|153]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/154|154]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/155|155]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/156|156]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/157|157]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/158|158]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/159|159]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/160|160]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/161|161]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/162|162]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/163|163]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/164|164]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/165|165]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/166|166]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/167|167]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/168|168]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/169|169]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/170|170]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/171|171]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/172|172]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/173|173]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/174|174]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/175|175]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/176|176]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/177|177]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/178|178]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/179|179]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/180|180]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/181|181]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/182|182]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/183|183]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/184|184]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/185|185]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/186|186]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/187|187]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/188|188]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/189|189]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/190|190]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/191|191]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/192|192]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/193|193]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/194|194]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/195|195]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/196|196]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/197|197]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/198|198]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/199|199]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/200|200]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/201|201]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/202|202]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/203|203]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/204|204]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/205|205]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/206|206]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/207|207]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/208|208]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/209|209]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/210|210]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/211|211]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/212|212]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/213|213]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/214|214]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/215|215]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/216|216]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/217|217]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/218|218]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/219|219]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/220|220]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/221|221]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/222|222]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/223|223]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/224|224]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/225|225]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/226|226]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/227|227]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/228|228]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/229|229]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/230|230]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/231|231]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/232|232]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/233|233]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/234|234]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/235|235]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/236|236]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/237|237]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/238|238]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/239|239]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/240|240]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/241|241]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/242|242]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/243|243]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/244|244]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/245|245]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/246|246]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/247|247]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/248|248]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/249|249]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/250|250]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/251|251]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/252|252]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/253|253]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/254|254]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/255|255]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/256|256]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/257|257]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/258|258]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/259|259]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/260|260]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/261|261]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/262|262]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/263|263]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/264|264]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/265|265]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/266|266]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/267|267]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/268|268]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/269|269]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/270|270]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/271|271]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/272|272]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/273|273]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/274|274]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/275|275]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/276|276]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/277|277]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/278|278]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/279|279]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/280|280]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/281|281]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/282|282]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/283|283]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/284|284]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/285|285]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/286|286]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/287|287]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/288|288]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/289|289]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/290|290]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/291|291]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/292|292]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/293|293]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/294|294]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/295|295]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/296|296]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/297|297]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/298|298]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/299|299]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/300|300]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/301|301]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/302|302]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/303|303]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/304|304]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/305|305]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/306|306]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/307|307]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/308|308]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/309|309]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/310|310]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/311|311]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/312|312]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/313|313]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/314|314]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/315|315]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/316|316]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/317|317]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/318|318]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/319|319]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/320|320]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/321|321]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/322|322]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/323|323]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/324|324]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/325|325]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/326|326]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/327|327]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/328|328]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/329|329]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/330|330]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/331|331]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/332|332]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/333|333]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/334|334]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/335|335]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/336|336]] [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/337|337]] <br> *[[Anafielas (Kraszewski)/Tom III|Tom III]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/1|001]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/2|002]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/3|003]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/4|004]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/5|005]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/6|006]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/7|007]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/8|008]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/9|009]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/10|010]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/11|011]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/12|012]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/13|013]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/14|014]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/15|015]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/16|016]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/17|017]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/18|018]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/19|019]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/20|020]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/21|021]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/22|022]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/23|023]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/24|024]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/25|025]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/26|026]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/27|027]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/28|028]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/29|029]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/30|030]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/31|031]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/32|032]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/33|033]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/34|034]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/35|035]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/36|036]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/37|037]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/38|038]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/39|039]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/40|040]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/41|041]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/42|042]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/43|043]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/44|044]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/45|045]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/46|046]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/47|047]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/48|048]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/49|049]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/50|050]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/51|051]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/52|052]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/53|053]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/54|054]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/55|055]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/56|056]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/57|057]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/58|058]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/59|059]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/60|060]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/61|061]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/62|062]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/63|063]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/64|064]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/65|065]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/66|066]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/67|067]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/68|068]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/69|069]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/70|070]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/71|071]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/72|072]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/73|073]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/74|074]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/75|075]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/76|076]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/77|077]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/78|078]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/79|079]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/80|080]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/81|081]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/82|082]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/83|083]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/84|084]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/85|085]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/86|086]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/87|087]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/88|088]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/89|089]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/90|090]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/91|091]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/92|092]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/93|093]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/94|094]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/95|095]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/96|096]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/97|097]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/98|098]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/99|099]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/100|100]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/101|101]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/102|102]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/103|103]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/104|104]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/105|105]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/106|106]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/107|107]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/108|108]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/109|109]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/110|110]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/111|111]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/112|112]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/113|113]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/114|114]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/115|115]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/116|116]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/117|117]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/118|118]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/119|119]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/120|120]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/121|121]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/122|122]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/123|123]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/124|124]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/125|125]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/126|126]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/127|127]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/128|128]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/129|129]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/130|130]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/131|131]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/132|132]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/133|133]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/134|134]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/135|135]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/136|136]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/137|137]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/138|138]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/139|139]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/140|140]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/141|141]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/142|142]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/143|143]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/144|144]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/145|145]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/146|146]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/147|147]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/148|148]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/149|149]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/150|150]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/151|151]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/152|152]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/153|153]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/154|154]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/155|155]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/156|156]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/157|157]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/158|158]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/159|159]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/160|160]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/161|161]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/162|162]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/163|163]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/164|164]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/165|165]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/166|166]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/167|167]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/168|168]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/169|169]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/170|170]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/171|171]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/172|172]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/173|173]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/174|174]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/175|175]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/176|176]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/177|177]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/178|178]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/179|179]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/180|180]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/181|181]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/182|182]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/183|183]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/184|184]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/185|185]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/186|186]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/187|187]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/188|188]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/189|189]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/190|190]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/191|191]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/192|192]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/193|193]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/194|194]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/195|195]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/196|196]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/197|197]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/198|198]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/199|199]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/200|200]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/201|201]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/202|202]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/203|203]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/204|204]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/205|205]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/206|206]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/207|207]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/208|208]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/209|209]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/210|210]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/211|211]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/212|212]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/213|213]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/214|214]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/215|215]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/216|216]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/217|217]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/218|218]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/219|219]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/220|220]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/221|221]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/222|222]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/223|223]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/224|224]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/225|225]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/226|226]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/227|227]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/228|228]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/229|229]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/230|230]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/231|231]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/232|232]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/233|233]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/234|234]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/235|235]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/236|236]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/237|237]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/238|238]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/239|239]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/240|240]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/241|241]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/242|242]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/243|243]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/244|244]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/245|245]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/246|246]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/247|247]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/248|248]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/249|249]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/250|250]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/251|251]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/252|252]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/253|253]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/254|254]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/255|255]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/256|256]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/257|257]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/258|258]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/259|259]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/260|260]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/261|261]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/262|262]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/263|263]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/264|264]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/265|265]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/266|266]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/267|267]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/268|268]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/269|269]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/270|270]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/271|271]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/272|272]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/273|273]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/274|274]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/275|275]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/276|276]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/277|277]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/278|278]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/279|279]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/280|280]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/281|281]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/282|282]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/283|283]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/284|284]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/285|285]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/286|286]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/287|287]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/288|288]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/289|289]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/290|290]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/291|291]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/292|292]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/293|293]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/294|294]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/295|295]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/296|296]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/297|297]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/298|298]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/299|299]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/300|300]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/301|301]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/302|302]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/303|303]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/304|304]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/305|305]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/306|306]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/307|307]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/308|308]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/309|309]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/310|310]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/311|311]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/312|312]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/313|313]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/314|314]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/315|315]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/316|316]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/317|317]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/318|318]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/319|319]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/320|320]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/321|321]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/322|322]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/323|323]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/324|324]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/325|325]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/326|326]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/327|327]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/328|328]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/329|329]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/330|330]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/331|331]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/332|332]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/333|333]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/334|334]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/335|335]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/336|336]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/337|337]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/338|338]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/339|339]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/340|340]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/341|341]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/342|342]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/343|343]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/344|344]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/345|345]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/346|346]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/347|347]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/348|348]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/349|349]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/350|350]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/351|351]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/352|352]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/353|353]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/354|354]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/355|355]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/356|356]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/357|357]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/358|358]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/359|359]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/360|360]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/361|361]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/362|362]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/363|363]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/364|364]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/365|365]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/366|366]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/367|367]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/368|368]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/369|369]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/370|370]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/371|371]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/372|372]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/373|373]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/374|374]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/375|375]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/376|376]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/377|377]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/378|378]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/379|379]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/380|380]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/381|381]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/382|382]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/383|383]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/384|384]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/385|385]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/386|386]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/387|387]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/388|388]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/389|389]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/390|390]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/391|391]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/392|392]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/393|393]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/394|394]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/395|395]] [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/396|396]] |Spis treści= |Uwagi= |Postęp=do przepisania |Status dodatkowy=_empty_ |Css= |Width= }} 79g1tr53yvkczw8h1u0sfmc29e8ohbw Strona:Anafielas T. 2.djvu/337 100 905827 3158797 2618583 2022-08-27T00:13:29Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/338]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/337]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Nawider" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> g997l4ts9w73pc6bkcpcfceooc8xn83 Strona:Anafielas T. 3.djvu/392 100 905829 3158452 2618585 2022-08-26T23:56:11Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/393]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/392]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Nawider" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> g997l4ts9w73pc6bkcpcfceooc8xn83 Strona:Anafielas T. 3.djvu/395 100 905830 3158455 2618586 2022-08-26T23:56:20Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/396]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/395]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Nawider" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> g997l4ts9w73pc6bkcpcfceooc8xn83 Strona:Anafielas T. 3.djvu/396 100 905831 3158456 2618587 2022-08-26T23:56:23Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/397]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/396]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Nawider" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> g997l4ts9w73pc6bkcpcfceooc8xn83 Szablon:IndexPages/Anafielas 10 905832 3157782 3156041 2022-08-26T15:01:48Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>1068</pc><q4>978</q4><q3>3</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>78</q0> slula9vg6yxbc0wxisyno4n4xonz4re 3157864 3157782 2022-08-26T17:01:49Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>1068</pc><q4>979</q4><q3>2</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>78</q0> 2z6yopwfyplt7cicsd7d29v10b3i9b3 3157894 3157864 2022-08-26T18:01:51Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>1068</pc><q4>980</q4><q3>1</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>78</q0> r1ucp76kb1rzjh1ld4uqvlth0x2j7th 3158049 3157894 2022-08-26T23:01:48Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>1068</pc><q4>980</q4><q3>1</q3><q2>0</q2><q1>3</q1><q0>78</q0> 6pbdki5urxe3m0eckoet2jxg7jporur 3158557 3158049 2022-08-27T00:01:53Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>1066</pc><q4>981</q4><q3>1</q3><q2>0</q2><q1>4</q1><q0>75</q0> lanjbjn6tasmkw9np7l5cpplwrh9j41 3158803 3158557 2022-08-27T01:01:53Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>1066</pc><q4>980</q4><q3>1</q3><q2>0</q2><q1>4</q1><q0>76</q0> r1qjbtndc9gvdqvbtge5z72e79k1vly 3158878 3158803 2022-08-27T09:01:47Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>1066</pc><q4>981</q4><q3>4</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>76</q0> 8pmdvhgzxbk1ad5lfxjtzl81xtdc81n Szablon:IndexPages/S. Orgelbranda Encyklopedia Powszechna (1859) 10 905892 3158822 3155386 2022-08-27T06:01:47Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>5185</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>7</q2><q1>1061</q1><q0>36</q0> 9ebm88c5wv8vy2eg5k1llf2x2fvjzvu 3158839 3158822 2022-08-27T07:01:45Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>5185</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>9</q2><q1>1059</q1><q0>36</q0> 0eugygiam4cn9cyulndr2gcsfn9fsmn 3158976 3158839 2022-08-27T11:01:47Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>5185</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>7</q2><q1>1061</q1><q0>36</q0> 9ebm88c5wv8vy2eg5k1llf2x2fvjzvu Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Indeksy 2 908814 3158937 3140563 2022-08-27T10:24:16Z Draco flavus 2058 /* Praktyczne tworzenie nowego indeksu */ wikitext text/x-wiki {{f|w=180%|Indeksy.}} Kiedyś każdy wikiźródłowiec będzie chciał stworzyć własny indeks. Na przykład po to, by zrobić coś ''własnego'' od '''A''' do '''Z'''. == Typy indeksów == Istnieją dwa rodzaje indeksów na naszych wikiźródłach tzw. starego typu i nowego typu.<br> Zasadniczo wygodniejsze są indeksy '''nowego typu''' (co jest oczywiste, nikt by nie tworzył nowego rodzaju indeksu gdyby stare były wystarczające).<br> :* Indeks nowego typu nazywa się '''identycznie''' jak plik na commons. :* Może się więc odnosić do jednego pliku na commons (co oznacza, że na przykład nie można w nim skonsolidować dwóch tomów jeśli na commons są w dwóch plikach). :* Plik na commons może mieć format .djvu (lub .pdf).<ref>Format .pdf ma wady na wikipedii, dlatego zaleca się używać formatu .djvu.</ref> :* Umożliwia wygodne użycie funkcji <nowiki><pagelist/></nowiki>. :* Nieco łatwiejsze jest przenoszenie do przestrzeni głównej.<br> Indeksy '''starego typu''' są nadal stosowane. :* Indeks starego typu może się odnosić do jednego lub więcej plików.<br> ::::{{f|w=75%|Mogą to być zatem na przykład dwa pliki .djvu zawierające każdy jeden z tomów powieści, mogą to być jeden (choć częściej wiele plików .png lub .jpg/.jpeg).}} :* Linki w polu strona są tworzone indywidualnie do każdej strony (ręcznie dla krótkich indeksów), przy pomocy gadżetu (Generator linków) lub np. w arkuszu kalkulacyjnym na własnym komputerze). ==Planowanie indeksu== Indeksy są naszą przestrzenią roboczą. Nazwa indeksu odgrywa podrzędną rolę. Z przyczyn technicznych nie powinna ona być zbyt długa, z praktycznych przyczyn nie powinna być myląca (np. błędny tytuł, autor).<br> Choć nie jest to wymóg techniczny, warto, by indeks obejmował jeden tekst i na odwrót cały tekst był w jednym indeksie.<br> Wygodniejsze są w pracy indeksy nowego typu, szerszą dyskusję na temat, kiedy jednak utworzyć indeks starego typu można znaleźć poniżej, w rozdziale [[#Kiedy utworzyć jednak indeks starego typu?|Kiedy utworzyć jednak indeks starego typu?]]. == Kiedy utworzyć jednak indeks starego typu? == '''Krótka odpowiedź:'''<br>Jeśli indeks ma dotyczyć więcej niż jednego pliku lub jednej strony w formacie jpg/png.<br><br> '''Dłuższa odpowiedź:'''<br>Często tomy książki są w osobnych plikach. Można je oczywiście połączyć w jeden większy, ale ma to również swoje wady, także trzeba rozważyć, czy to ma sens. Plik wynikowy jest bardzo duży, jeśli będzie trzeba zrobić w pliku jakieś zmiany (np. wymienić którąś ze stron) przesyłanie kolejny raz pliku na commons może być uciążliwe. Jeśli te tomy mają swoje samodzielne okładki możemy dojść do wniosku, że lepiej się będą prezentować na początku pliku i będziemy woleli jednak zostawić kilka plików obejmujących pojedyncze tomy. <ref>Pomijam już fakt, że nie każdy chce lub umie zespalać pliki .djvu czy .pdf.</ref>({{f*|Przykład:|U}} [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna powiastka]])<br><br> Gdy mamy do czynienia z tekstem bardzo zniszczonym np. pochodzącym z gazet, gdzie dość mozolnie robimy kolaż z różnych egzemplarzy, by np. wytarte miejsca na zagięciach były jednak widoczne na innym obrazku pojedyncze skany/zdjęcia („just bunch of pictures”) mogą być dobrym wyborem. Powinny się one na commons znaleźć w osobnej kategorii. Za tym rozwiązaniem przemawia łatwość podmieniania pojedynczych skanów, a nawet zastępowania jednego skanu kilkoma obejmującymi mniejsze fragmenty tekstu. <ref>Wreszcie może to być rozwiązanie, gdy chcemy zamieścić krótki tekst a nie chcemy/umiemy zrobić z pojedynczych stron jednego pliku .djvu lub .pdf. Jednak raczej preferowane by było w takim wypadku utworzenie pliku zbiorczego.</ref>({{f*|Przykład:|u}} [[Indeks:Uniłowski Dzień rekruta]])<br><br> I wreszcie przypadek, gdy cały tekst to jeden jedyny skan. Gdy plik nie jest w formacie .djvu/.pdf nie można utworzyć indeksu nowego typu. ({{f*|Przykład:|u}} [[Indeks:Odpowiedź Zbigniewa Uniłowskiego na ankietę Wiadomości Literackich]]) == Praktyczne tworzenie nowego indeksu == 1. Otworzyć sobie cztery karty (taby) w przeglądarce:<br> ::a. indeks zbliżony do tego, który chcemy utworzyć<br> ::b. drugi indeks zbliżony do tego, który chcemy utworzyć<br> ::c. stronę na commons z danymi naszego źródła<br> ::d. tę stronę :)<br> 2. Na karcie '''a'''. użyć pola w dolnym prawym rogu powyżej {{f*|kol=white|style=background-color:grey;padding:0.4em;|'''&nbsp;Duplikuj&nbsp;'''}} wpisując nazwę indeksu (powyższe uwagi nt. starego i nowego stylu są istotne, w przypadku ''nowego stylu'' nazwa indeksu obejmuje rozszerzenie pliku &ndash; a więc np. .djvu). Przycisk {{f*|kol=white|style=background-color:blue;padding:0.4em;|'''&nbsp;Duplikuj&nbsp;'''}} staje się niebieski. Użyć go.<br> 3. Na karcie '''b'''. wejść w tryb edycji (by mieć podgląd, jak wyglądają poszczególne pola ''niezepsute'' jeszcze podczas naszej edycji na stronie '''a''')<br> 4. Na karcie '''a'''. (podglądając z karty '''c'''.) wpisać odpowiednie dane do poszczególnych pól. ::'''Tytuł''' – pełny tytuł opracowywanej książki w formie linku '''<nowiki>[[</nowiki>{{ParametrPomoc|Ciekawa książka}}<nowiki>]]</nowiki>''' ::'''Autor''' – imiona i nazwisko autora lub autorów: '''Jan Kowalski''' lub przy kilku autorach '''<nowiki>{{Lista autorów|</nowiki> {{ParametrPomoc|pierwszy autor}}; {{ParametrPomoc|drugi autor}} ...<nowiki>}}</nowiki>''' ::'''Tłumacz''' – imiona i nazwisko tłumacza (jeśli konieczne): '''Jan Kowalski''', '''anonimowy''' – gdy nieznany, możliwe też wykorzystanie szablonu {{s|Lista autorów}} ::'''Ilustracje''' – imiona i nazwisko autora ilustracji i okładki książki (nie jest wypełniane, gdy książka nie zawiera ilustracji ani okładki lub projekt okładki nie zawiera grafiki podlegającej pod prawo autorskie) ::'''Rok publikacji''', '''Wydawca''', '''Miejsce wydania''' – można znaleźć zazwyczaj w książce w jej metryczce, można też szukać na stronie biblioteki lub repozytorium ::'''Druk''' – czyli nazwa drukarni, nazwisko drukarza, można znaleźć zazwyczaj w książce w jej metryczce, można też szukać na stronie biblioteki lub repozytorium, jeśli brak tej informacji to ją po prostu pomijamy ::zdradliwe są zwłaszcza pola '''Źródło''' i '''Okładka''' &ndash; uwaga na nazwy plików, słówko '''Plik/File''' ::::{{f|w=85%|'''Źródło''' to w przypadku indeksów '''nowego''' typu link do pliku na commons; w przypadku indeksów '''starego''' typu link do pliku lub kategorii grupującej pliki na commons.}} :::::::{{f|w=85%|<nowiki>[[commons:File:</nowiki>{{ParametrPomoc|NazwaPliku.djvu}} <nowiki>|Skany na Commons]]</nowiki>}} :::::::{{f|h=20%|&nbsp;}} :::::::{{f|w=85%|<nowiki>[[commons:Category:</nowiki>{{ParametrPomoc|NazwaKategorii}} <nowiki>|Skany na Commons]]</nowiki>}} ::::{{f|w=85%|'''Okładka''' może być wzięta z pliku wielostonnicowego (.djvu lub ew. .pdf), może pochodzić z dowolnego pliku .jpg lub .png na commons (a więc nie jest jakoś nierozerwalnie powiązana z polem '''Źródło'''}} ::::{{f|w=85%|Możliwe formaty to:}} :::::::{{f|w=85%|<nowiki>[[File:</nowiki>{{ParametrPomoc|NazwaPliku.djvu}} <nowiki>|page=</nowiki> {{ParametrPomoc|7}} <nowiki>|mały]]</nowiki>}} :::::::{{f|h=20%|&nbsp;}} :::::::{{f|w=85%|<nowiki>[[File:</nowiki>{{ParametrPomoc|NazwaPliku.png}} <nowiki>|mały]]</nowiki>}} W przypadku indeksów '''nowego typu''', jak wskazano powyżej, nazwa pliku na commons (pole '''Źródło''' i zazwyczaj pole '''Okładka''') jest takie samo, jak nazwa indeksu (bez nazwy przestrzeni stron. Można to wykorzystać wstawiając generyczne:<br> :::::::<nowiki>| Źródło = [[commons:File:{{PAGENAME}}|Skany na Commons]]</nowiki> i ewentualnie<br> :::::::<nowiki>| Okładka = [[File:{{PAGENAME}}|page=</nowiki> {{ParametrPomoc|7}} <nowiki>|mały]]</nowiki> Po zapisaniu (czyli utworzeniu indeksu) należy go dopisać w odpowiednie miejsce w [[Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread|proofreadzie]]. == O tagu <nowiki><pagelist/></nowiki> == Znacznik <nowiki><pagelist/></nowiki> jest stosowana w indeksach nowego typu.<br> Szersze omówienie można znaleźć w poradniku [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Tag pagelist|Tag pagelist]]. W najprostszej postaci wpiszemy w polu '''Strony''' <nowiki><pagelist/></nowiki>, co po prostu wyświetli ponumerowane od 1 do max wszystkie strony z pliku .djvu lub .pdf.<br>{{f*|Przykłady:|u}} [[Indeks:Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu]]<br><br> Możliwe jest wyświetlenie tylko pewnych stron: np. <nowiki><pagelist from=4 to=27/></nowiki> co bywa używane do podzielenia tekstu na części:.<br> :• Część pierwsza<br> :<nowiki><pagelist from=1 to=27/></nowiki><br> :• Część druga<br> :<nowiki><pagelist from=28 to=54/></nowiki><br> :• Część trzecia<br> :<nowiki><pagelist from=55/></nowiki><br> {{f*|Przykład:|u}} [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu]]<br><br> Możliwa jest wreszcie "podmiana" wyświetlanego numeru strony np. na liczbę rzymską lub obniżenie numeracji dla dostosowania wyświetlanego symbolu do numeru strony w oryginale.<br>{{f*|Przykład:|u}} [[Indeks:Korczak-Bobo.djvu]]<br> == Indywidualne linki do stron == Stosuje się w indeksach starego typu.<br> W polu '''Strona''' zamieszczamy szereg linków w zwykłym wiki-formacie:<br> ::<nowiki>[[Strona:nazwa 001.jpg|1]] lub [[Strona:Adam Mickiewicz - Sonety krymskie.djvu/15|15]]</nowiki><br> Jeśli chcemy, by numery strony były wyświetlane jakoś inaczej jest to szczególnie łatwo zrobić: ::<nowiki>[[Strona:nazwa 001.jpg|1]] lub [[Strona:Adam Mickiewicz - Sonety krymskie.djvu/15|13]]</nowiki><br> lub ::<nowiki>[[Strona:nazwa 001.jpg|okładka]] lub [[Strona:Adam Mickiewicz - Sonety krymskie.djvu/15|XV]]</nowiki><br> ::{{f*|Przykłady:|u}} [[Indeks:Uniłowski Dzień rekruta]] • [[Indeks:Syn niedźwiednika]] • [[Indeks:M. Arcta Słownik Staropolski]] == Transkluzja do przestrzeni głównej, tag <nowiki><pages .../></nowiki>== Szersze omówienie znacznika <nowiki><pages .../></nowiki> można znaleźć w poradniku [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Transkluzja przy pomocy tagu pages|Transkluzja przy pomocy tagu pages]]. Tutaj tylko uwaga w związku z różnym formatem indeksu:<br> Gdy mamy do czynienia z indeksem '''nowego typu''' użyjemy prostszej składni:<br> &lt;pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|numer_strony_początkowej}} fromsection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} to={{ParametrPomoc|numer_strony_początkowej}} tosection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} /&gt;<br> lub jeśli nie są użyte sekcje:<br> &lt;pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|numer_strony_początkowej}} to={{ParametrPomoc|numer_strony_końcowej}} /&gt;<br> {{f*|Przykład:|u}}<br><br> &lt;pages index="Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu" from=11 to=12/&gt;<br><br> Przy przenoszeniu do przestrzeni głównej stron indeksowanych indeksem '''starego typu''':<br> &lt;pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|nazwa_strony_początkowej}} fromsection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} to={{ParametrPomoc|nazwa_strony_końcowej}} tosection="{{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} /&gt;<br> lub jeśli nie są użyte sekcje:<br> &lt;pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|nazwa_strony_początkowej}} to={{ParametrPomoc|nazwa_strony_końcowej}} /&gt;<br> {{f*|Przykłady:|u}}<br><br> <nowiki><pages index="Uniłowski Dzień rekruta" from="Uniłowski - Dzień rekruta S1 Ł0 C1.jpg" to="Uniłowski - Dzień rekruta S2 Ł6 C5.jpg"/></nowiki><br><br> <nowiki><pages index="M. Arcta Słownik Staropolski" from="M. Arcta Słownik Staropolski.djvu/0607" to="M. Arcta Słownik Staropolski.djvu/0749"/></nowiki><br><br> <nowiki><pages index="Syn niedźwiednika" from="Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/6" to="Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/151"/></nowiki> '''Uwaga:''' Użycie cudzysłowów jest konieczne zawsze, gdy w nazwach występują spacje, bywa używane standardowo dla uniknięcia niejasności. {{Przypisy}} rst14nwxey92yao1xfps1dosezk6u8g 3158939 3158937 2022-08-27T10:26:54Z Draco flavus 2058 /* Praktyczne tworzenie nowego indeksu */ wikitext text/x-wiki {{f|w=180%|Indeksy.}} Kiedyś każdy wikiźródłowiec będzie chciał stworzyć własny indeks. Na przykład po to, by zrobić coś ''własnego'' od '''A''' do '''Z'''. == Typy indeksów == Istnieją dwa rodzaje indeksów na naszych wikiźródłach tzw. starego typu i nowego typu.<br> Zasadniczo wygodniejsze są indeksy '''nowego typu''' (co jest oczywiste, nikt by nie tworzył nowego rodzaju indeksu gdyby stare były wystarczające).<br> :* Indeks nowego typu nazywa się '''identycznie''' jak plik na commons. :* Może się więc odnosić do jednego pliku na commons (co oznacza, że na przykład nie można w nim skonsolidować dwóch tomów jeśli na commons są w dwóch plikach). :* Plik na commons może mieć format .djvu (lub .pdf).<ref>Format .pdf ma wady na wikipedii, dlatego zaleca się używać formatu .djvu.</ref> :* Umożliwia wygodne użycie funkcji <nowiki><pagelist/></nowiki>. :* Nieco łatwiejsze jest przenoszenie do przestrzeni głównej.<br> Indeksy '''starego typu''' są nadal stosowane. :* Indeks starego typu może się odnosić do jednego lub więcej plików.<br> ::::{{f|w=75%|Mogą to być zatem na przykład dwa pliki .djvu zawierające każdy jeden z tomów powieści, mogą to być jeden (choć częściej wiele plików .png lub .jpg/.jpeg).}} :* Linki w polu strona są tworzone indywidualnie do każdej strony (ręcznie dla krótkich indeksów), przy pomocy gadżetu (Generator linków) lub np. w arkuszu kalkulacyjnym na własnym komputerze). ==Planowanie indeksu== Indeksy są naszą przestrzenią roboczą. Nazwa indeksu odgrywa podrzędną rolę. Z przyczyn technicznych nie powinna ona być zbyt długa, z praktycznych przyczyn nie powinna być myląca (np. błędny tytuł, autor).<br> Choć nie jest to wymóg techniczny, warto, by indeks obejmował jeden tekst i na odwrót cały tekst był w jednym indeksie.<br> Wygodniejsze są w pracy indeksy nowego typu, szerszą dyskusję na temat, kiedy jednak utworzyć indeks starego typu można znaleźć poniżej, w rozdziale [[#Kiedy utworzyć jednak indeks starego typu?|Kiedy utworzyć jednak indeks starego typu?]]. == Kiedy utworzyć jednak indeks starego typu? == '''Krótka odpowiedź:'''<br>Jeśli indeks ma dotyczyć więcej niż jednego pliku lub jednej strony w formacie jpg/png.<br><br> '''Dłuższa odpowiedź:'''<br>Często tomy książki są w osobnych plikach. Można je oczywiście połączyć w jeden większy, ale ma to również swoje wady, także trzeba rozważyć, czy to ma sens. Plik wynikowy jest bardzo duży, jeśli będzie trzeba zrobić w pliku jakieś zmiany (np. wymienić którąś ze stron) przesyłanie kolejny raz pliku na commons może być uciążliwe. Jeśli te tomy mają swoje samodzielne okładki możemy dojść do wniosku, że lepiej się będą prezentować na początku pliku i będziemy woleli jednak zostawić kilka plików obejmujących pojedyncze tomy. <ref>Pomijam już fakt, że nie każdy chce lub umie zespalać pliki .djvu czy .pdf.</ref>({{f*|Przykład:|U}} [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna powiastka]])<br><br> Gdy mamy do czynienia z tekstem bardzo zniszczonym np. pochodzącym z gazet, gdzie dość mozolnie robimy kolaż z różnych egzemplarzy, by np. wytarte miejsca na zagięciach były jednak widoczne na innym obrazku pojedyncze skany/zdjęcia („just bunch of pictures”) mogą być dobrym wyborem. Powinny się one na commons znaleźć w osobnej kategorii. Za tym rozwiązaniem przemawia łatwość podmieniania pojedynczych skanów, a nawet zastępowania jednego skanu kilkoma obejmującymi mniejsze fragmenty tekstu. <ref>Wreszcie może to być rozwiązanie, gdy chcemy zamieścić krótki tekst a nie chcemy/umiemy zrobić z pojedynczych stron jednego pliku .djvu lub .pdf. Jednak raczej preferowane by było w takim wypadku utworzenie pliku zbiorczego.</ref>({{f*|Przykład:|u}} [[Indeks:Uniłowski Dzień rekruta]])<br><br> I wreszcie przypadek, gdy cały tekst to jeden jedyny skan. Gdy plik nie jest w formacie .djvu/.pdf nie można utworzyć indeksu nowego typu. ({{f*|Przykład:|u}} [[Indeks:Odpowiedź Zbigniewa Uniłowskiego na ankietę Wiadomości Literackich]]) == Praktyczne tworzenie nowego indeksu == 1. Otworzyć sobie cztery karty (taby) w przeglądarce:<br> ::a. indeks zbliżony do tego, który chcemy utworzyć<br> ::b. drugi indeks zbliżony do tego, który chcemy utworzyć<br> ::c. stronę na commons z danymi naszego źródła<br> ::d. tę stronę :)<br> 2. Na karcie '''a'''. użyć pola w dolnym prawym rogu powyżej {{f*|kol=white|style=background-color:grey;padding:0.4em;|'''&nbsp;Duplikuj&nbsp;'''}} wpisując nazwę indeksu (powyższe uwagi nt. starego i nowego stylu są istotne, w przypadku ''nowego stylu'' nazwa indeksu obejmuje rozszerzenie pliku &ndash; a więc np. .djvu). Przycisk {{f*|kol=white|style=background-color:blue;padding:0.4em;|'''&nbsp;Duplikuj&nbsp;'''}} staje się niebieski. Użyć go.<br> 3. Na karcie '''b'''. wejść w tryb edycji (by mieć podgląd, jak wyglądają poszczególne pola ''niezepsute'' jeszcze podczas naszej edycji na stronie '''a''')<br> 4. Na karcie '''a'''. (podglądając z karty '''c'''.) wpisać odpowiednie dane do poszczególnych pól. ::'''Tytuł''' – pełny tytuł opracowywanej książki w formie linku '''<nowiki>[[</nowiki>{{ParametrPomoc|Ciekawa książka}}<nowiki>]]</nowiki>''' ::'''Autor''' – imiona i nazwisko autora lub autorów: '''Jan Kowalski''' lub przy kilku autorach '''<nowiki>{{Lista autorów|</nowiki> {{ParametrPomoc|pierwszy autor}}; {{ParametrPomoc|drugi autor}} ...<nowiki>}}</nowiki>''' ::'''Tłumacz''' – imiona i nazwisko tłumacza (jeśli konieczne): '''Jan Kowalski''', '''anonimowy''' – gdy nieznany, możliwe też wykorzystanie szablonu {{s|Lista autorów}} ::'''Ilustracje''' – imiona i nazwisko autora ilustracji i okładki książki (nie jest wypełniane, gdy książka nie zawiera ilustracji ani okładki lub projekt okładki nie zawiera grafiki podlegającej pod prawo autorskie) ::'''Rok publikacji''', '''Wydawca''', '''Miejsce wydania''' – można znaleźć zazwyczaj w książce w jej metryczce, można też szukać na stronie biblioteki lub repozytorium ::'''Druk''' – czyli nazwa drukarni, nazwisko drukarza, można znaleźć zazwyczaj w książce w jej metryczce, można też szukać na stronie biblioteki lub repozytorium, jeśli brak tej informacji to ją po prostu pomijamy ::zdradliwe są zwłaszcza pola '''Źródło''' i '''Okładka''' &ndash; uwaga na nazwy plików, słówko '''Plik/File''' ::::{{f|w=85%|'''Źródło''' to w przypadku indeksów '''nowego''' typu link do pliku na commons; w przypadku indeksów '''starego''' typu link do pliku lub kategorii grupującej pliki na commons.}} :::::::{{f|w=85%|<nowiki>[[commons:File:</nowiki>{{ParametrPomoc|NazwaPliku.djvu}} <nowiki>|Skany na Commons]]</nowiki>}} :::::::{{f|h=20%|&nbsp;}} :::::::{{f|w=85%|<nowiki>[[commons:Category:</nowiki>{{ParametrPomoc|NazwaKategorii}} <nowiki>|Skany na Commons]]</nowiki>}} ::::{{f|w=85%|'''Okładka''' może być wzięta z pliku wielostonnicowego (.djvu lub ew. .pdf), może pochodzić z dowolnego pliku .jpg lub .png na commons (a więc nie jest jakoś nierozerwalnie powiązana z polem '''Źródło'''}} ::::{{f|w=85%|Możliwe formaty to:}} :::::::{{f|w=85%|<nowiki>[[File:</nowiki>{{ParametrPomoc|NazwaPliku.djvu}} <nowiki>|page=</nowiki> {{ParametrPomoc|7}} <nowiki>|mały]]</nowiki>}} :::::::{{f|h=20%|&nbsp;}} :::::::{{f|w=85%|<nowiki>[[File:</nowiki>{{ParametrPomoc|NazwaPliku.png}} <nowiki>|mały]]</nowiki>}} W przypadku indeksów '''nowego typu''', jak wskazano powyżej, nazwa pliku na commons (pole '''Źródło''' i zazwyczaj pole '''Okładka''') jest takie samo, jak nazwa indeksu (bez nazwy [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Przestrzeń nazw|przestrzeni nazw]]. Można to wykorzystać wstawiając generyczne:<br> :::::::<nowiki>| Źródło = [[commons:File:{{PAGENAME}}|Skany na Commons]]</nowiki> {{tab|5em}}''i ewentualnie''<br> :::::::<nowiki>| Okładka = [[File:{{PAGENAME}}|page=</nowiki> {{ParametrPomoc|7}} <nowiki>|mały]]</nowiki> Po zapisaniu (czyli utworzeniu indeksu) należy go dopisać w odpowiednie miejsce w [[Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread|proofreadzie]]. == O tagu <nowiki><pagelist/></nowiki> == Znacznik <nowiki><pagelist/></nowiki> jest stosowana w indeksach nowego typu.<br> Szersze omówienie można znaleźć w poradniku [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Tag pagelist|Tag pagelist]]. W najprostszej postaci wpiszemy w polu '''Strony''' <nowiki><pagelist/></nowiki>, co po prostu wyświetli ponumerowane od 1 do max wszystkie strony z pliku .djvu lub .pdf.<br>{{f*|Przykłady:|u}} [[Indeks:Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu]]<br><br> Możliwe jest wyświetlenie tylko pewnych stron: np. <nowiki><pagelist from=4 to=27/></nowiki> co bywa używane do podzielenia tekstu na części:.<br> :• Część pierwsza<br> :<nowiki><pagelist from=1 to=27/></nowiki><br> :• Część druga<br> :<nowiki><pagelist from=28 to=54/></nowiki><br> :• Część trzecia<br> :<nowiki><pagelist from=55/></nowiki><br> {{f*|Przykład:|u}} [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu]]<br><br> Możliwa jest wreszcie "podmiana" wyświetlanego numeru strony np. na liczbę rzymską lub obniżenie numeracji dla dostosowania wyświetlanego symbolu do numeru strony w oryginale.<br>{{f*|Przykład:|u}} [[Indeks:Korczak-Bobo.djvu]]<br> == Indywidualne linki do stron == Stosuje się w indeksach starego typu.<br> W polu '''Strona''' zamieszczamy szereg linków w zwykłym wiki-formacie:<br> ::<nowiki>[[Strona:nazwa 001.jpg|1]] lub [[Strona:Adam Mickiewicz - Sonety krymskie.djvu/15|15]]</nowiki><br> Jeśli chcemy, by numery strony były wyświetlane jakoś inaczej jest to szczególnie łatwo zrobić: ::<nowiki>[[Strona:nazwa 001.jpg|1]] lub [[Strona:Adam Mickiewicz - Sonety krymskie.djvu/15|13]]</nowiki><br> lub ::<nowiki>[[Strona:nazwa 001.jpg|okładka]] lub [[Strona:Adam Mickiewicz - Sonety krymskie.djvu/15|XV]]</nowiki><br> ::{{f*|Przykłady:|u}} [[Indeks:Uniłowski Dzień rekruta]] • [[Indeks:Syn niedźwiednika]] • [[Indeks:M. Arcta Słownik Staropolski]] == Transkluzja do przestrzeni głównej, tag <nowiki><pages .../></nowiki>== Szersze omówienie znacznika <nowiki><pages .../></nowiki> można znaleźć w poradniku [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Transkluzja przy pomocy tagu pages|Transkluzja przy pomocy tagu pages]]. Tutaj tylko uwaga w związku z różnym formatem indeksu:<br> Gdy mamy do czynienia z indeksem '''nowego typu''' użyjemy prostszej składni:<br> &lt;pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|numer_strony_początkowej}} fromsection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} to={{ParametrPomoc|numer_strony_początkowej}} tosection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} /&gt;<br> lub jeśli nie są użyte sekcje:<br> &lt;pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|numer_strony_początkowej}} to={{ParametrPomoc|numer_strony_końcowej}} /&gt;<br> {{f*|Przykład:|u}}<br><br> &lt;pages index="Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu" from=11 to=12/&gt;<br><br> Przy przenoszeniu do przestrzeni głównej stron indeksowanych indeksem '''starego typu''':<br> &lt;pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|nazwa_strony_początkowej}} fromsection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} to={{ParametrPomoc|nazwa_strony_końcowej}} tosection="{{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} /&gt;<br> lub jeśli nie są użyte sekcje:<br> &lt;pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|nazwa_strony_początkowej}} to={{ParametrPomoc|nazwa_strony_końcowej}} /&gt;<br> {{f*|Przykłady:|u}}<br><br> <nowiki><pages index="Uniłowski Dzień rekruta" from="Uniłowski - Dzień rekruta S1 Ł0 C1.jpg" to="Uniłowski - Dzień rekruta S2 Ł6 C5.jpg"/></nowiki><br><br> <nowiki><pages index="M. Arcta Słownik Staropolski" from="M. Arcta Słownik Staropolski.djvu/0607" to="M. Arcta Słownik Staropolski.djvu/0749"/></nowiki><br><br> <nowiki><pages index="Syn niedźwiednika" from="Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/6" to="Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/151"/></nowiki> '''Uwaga:''' Użycie cudzysłowów jest konieczne zawsze, gdy w nazwach występują spacje, bywa używane standardowo dla uniknięcia niejasności. {{Przypisy}} 5ygbgrb1wz5l3jmpsll2fu1b12bdbpt 3158940 3158939 2022-08-27T10:27:24Z Draco flavus 2058 /* Praktyczne tworzenie nowego indeksu */ wikitext text/x-wiki {{f|w=180%|Indeksy.}} Kiedyś każdy wikiźródłowiec będzie chciał stworzyć własny indeks. Na przykład po to, by zrobić coś ''własnego'' od '''A''' do '''Z'''. == Typy indeksów == Istnieją dwa rodzaje indeksów na naszych wikiźródłach tzw. starego typu i nowego typu.<br> Zasadniczo wygodniejsze są indeksy '''nowego typu''' (co jest oczywiste, nikt by nie tworzył nowego rodzaju indeksu gdyby stare były wystarczające).<br> :* Indeks nowego typu nazywa się '''identycznie''' jak plik na commons. :* Może się więc odnosić do jednego pliku na commons (co oznacza, że na przykład nie można w nim skonsolidować dwóch tomów jeśli na commons są w dwóch plikach). :* Plik na commons może mieć format .djvu (lub .pdf).<ref>Format .pdf ma wady na wikipedii, dlatego zaleca się używać formatu .djvu.</ref> :* Umożliwia wygodne użycie funkcji <nowiki><pagelist/></nowiki>. :* Nieco łatwiejsze jest przenoszenie do przestrzeni głównej.<br> Indeksy '''starego typu''' są nadal stosowane. :* Indeks starego typu może się odnosić do jednego lub więcej plików.<br> ::::{{f|w=75%|Mogą to być zatem na przykład dwa pliki .djvu zawierające każdy jeden z tomów powieści, mogą to być jeden (choć częściej wiele plików .png lub .jpg/.jpeg).}} :* Linki w polu strona są tworzone indywidualnie do każdej strony (ręcznie dla krótkich indeksów), przy pomocy gadżetu (Generator linków) lub np. w arkuszu kalkulacyjnym na własnym komputerze). ==Planowanie indeksu== Indeksy są naszą przestrzenią roboczą. Nazwa indeksu odgrywa podrzędną rolę. Z przyczyn technicznych nie powinna ona być zbyt długa, z praktycznych przyczyn nie powinna być myląca (np. błędny tytuł, autor).<br> Choć nie jest to wymóg techniczny, warto, by indeks obejmował jeden tekst i na odwrót cały tekst był w jednym indeksie.<br> Wygodniejsze są w pracy indeksy nowego typu, szerszą dyskusję na temat, kiedy jednak utworzyć indeks starego typu można znaleźć poniżej, w rozdziale [[#Kiedy utworzyć jednak indeks starego typu?|Kiedy utworzyć jednak indeks starego typu?]]. == Kiedy utworzyć jednak indeks starego typu? == '''Krótka odpowiedź:'''<br>Jeśli indeks ma dotyczyć więcej niż jednego pliku lub jednej strony w formacie jpg/png.<br><br> '''Dłuższa odpowiedź:'''<br>Często tomy książki są w osobnych plikach. Można je oczywiście połączyć w jeden większy, ale ma to również swoje wady, także trzeba rozważyć, czy to ma sens. Plik wynikowy jest bardzo duży, jeśli będzie trzeba zrobić w pliku jakieś zmiany (np. wymienić którąś ze stron) przesyłanie kolejny raz pliku na commons może być uciążliwe. Jeśli te tomy mają swoje samodzielne okładki możemy dojść do wniosku, że lepiej się będą prezentować na początku pliku i będziemy woleli jednak zostawić kilka plików obejmujących pojedyncze tomy. <ref>Pomijam już fakt, że nie każdy chce lub umie zespalać pliki .djvu czy .pdf.</ref>({{f*|Przykład:|U}} [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna powiastka]])<br><br> Gdy mamy do czynienia z tekstem bardzo zniszczonym np. pochodzącym z gazet, gdzie dość mozolnie robimy kolaż z różnych egzemplarzy, by np. wytarte miejsca na zagięciach były jednak widoczne na innym obrazku pojedyncze skany/zdjęcia („just bunch of pictures”) mogą być dobrym wyborem. Powinny się one na commons znaleźć w osobnej kategorii. Za tym rozwiązaniem przemawia łatwość podmieniania pojedynczych skanów, a nawet zastępowania jednego skanu kilkoma obejmującymi mniejsze fragmenty tekstu. <ref>Wreszcie może to być rozwiązanie, gdy chcemy zamieścić krótki tekst a nie chcemy/umiemy zrobić z pojedynczych stron jednego pliku .djvu lub .pdf. Jednak raczej preferowane by było w takim wypadku utworzenie pliku zbiorczego.</ref>({{f*|Przykład:|u}} [[Indeks:Uniłowski Dzień rekruta]])<br><br> I wreszcie przypadek, gdy cały tekst to jeden jedyny skan. Gdy plik nie jest w formacie .djvu/.pdf nie można utworzyć indeksu nowego typu. ({{f*|Przykład:|u}} [[Indeks:Odpowiedź Zbigniewa Uniłowskiego na ankietę Wiadomości Literackich]]) == Praktyczne tworzenie nowego indeksu == 1. Otworzyć sobie cztery karty (taby) w przeglądarce:<br> ::a. indeks zbliżony do tego, który chcemy utworzyć<br> ::b. drugi indeks zbliżony do tego, który chcemy utworzyć<br> ::c. stronę na commons z danymi naszego źródła<br> ::d. tę stronę :)<br> 2. Na karcie '''a'''. użyć pola w dolnym prawym rogu powyżej {{f*|kol=white|style=background-color:grey;padding:0.4em;|'''&nbsp;Duplikuj&nbsp;'''}} wpisując nazwę indeksu (powyższe uwagi nt. starego i nowego stylu są istotne, w przypadku ''nowego stylu'' nazwa indeksu obejmuje rozszerzenie pliku &ndash; a więc np. .djvu). Przycisk {{f*|kol=white|style=background-color:blue;padding:0.4em;|'''&nbsp;Duplikuj&nbsp;'''}} staje się niebieski. Użyć go.<br> 3. Na karcie '''b'''. wejść w tryb edycji (by mieć podgląd, jak wyglądają poszczególne pola ''niezepsute'' jeszcze podczas naszej edycji na stronie '''a''')<br> 4. Na karcie '''a'''. (podglądając z karty '''c'''.) wpisać odpowiednie dane do poszczególnych pól. ::'''Tytuł''' – pełny tytuł opracowywanej książki w formie linku '''<nowiki>[[</nowiki>{{ParametrPomoc|Ciekawa książka}}<nowiki>]]</nowiki>''' ::'''Autor''' – imiona i nazwisko autora lub autorów: '''Jan Kowalski''' lub przy kilku autorach '''<nowiki>{{Lista autorów|</nowiki> {{ParametrPomoc|pierwszy autor}}; {{ParametrPomoc|drugi autor}} ...<nowiki>}}</nowiki>''' ::'''Tłumacz''' – imiona i nazwisko tłumacza (jeśli konieczne): '''Jan Kowalski''', '''anonimowy''' – gdy nieznany, możliwe też wykorzystanie szablonu {{s|Lista autorów}} ::'''Ilustracje''' – imiona i nazwisko autora ilustracji i okładki książki (nie jest wypełniane, gdy książka nie zawiera ilustracji ani okładki lub projekt okładki nie zawiera grafiki podlegającej pod prawo autorskie) ::'''Rok publikacji''', '''Wydawca''', '''Miejsce wydania''' – można znaleźć zazwyczaj w książce w jej metryczce, można też szukać na stronie biblioteki lub repozytorium ::'''Druk''' – czyli nazwa drukarni, nazwisko drukarza, można znaleźć zazwyczaj w książce w jej metryczce, można też szukać na stronie biblioteki lub repozytorium, jeśli brak tej informacji to ją po prostu pomijamy ::zdradliwe są zwłaszcza pola '''Źródło''' i '''Okładka''' &ndash; uwaga na nazwy plików, słówko '''Plik/File''' ::::{{f|w=85%|'''Źródło''' to w przypadku indeksów '''nowego''' typu link do pliku na commons; w przypadku indeksów '''starego''' typu link do pliku lub kategorii grupującej pliki na commons.}} :::::::{{f|w=85%|<nowiki>[[commons:File:</nowiki>{{ParametrPomoc|NazwaPliku.djvu}} <nowiki>|Skany na Commons]]</nowiki>}} :::::::{{f|h=20%|&nbsp;}} :::::::{{f|w=85%|<nowiki>[[commons:Category:</nowiki>{{ParametrPomoc|NazwaKategorii}} <nowiki>|Skany na Commons]]</nowiki>}} ::::{{f|w=85%|'''Okładka''' może być wzięta z pliku wielostonnicowego (.djvu lub ew. .pdf), może pochodzić z dowolnego pliku .jpg lub .png na commons (a więc nie jest jakoś nierozerwalnie powiązana z polem '''Źródło'''}} ::::{{f|w=85%|Możliwe formaty to:}} :::::::{{f|w=85%|<nowiki>[[File:</nowiki>{{ParametrPomoc|NazwaPliku.djvu}} <nowiki>|page=</nowiki> {{ParametrPomoc|7}} <nowiki>|mały]]</nowiki>}} :::::::{{f|h=20%|&nbsp;}} :::::::{{f|w=85%|<nowiki>[[File:</nowiki>{{ParametrPomoc|NazwaPliku.png}} <nowiki>|mały]]</nowiki>}} W przypadku indeksów '''nowego typu''', jak wskazano powyżej, nazwa pliku na commons (pole '''Źródło''' i zazwyczaj pole '''Okładka''') jest takie samo, jak nazwa indeksu (bez nazwy [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Przestrzeń nazw|przestrzeni nazw]]). Można to wykorzystać wstawiając generyczne:<br> :::::::<nowiki>| Źródło = [[commons:File:{{PAGENAME}}|Skany na Commons]]</nowiki> {{tab|5em}}''i ewentualnie''<br> :::::::<nowiki>| Okładka = [[File:{{PAGENAME}}|page=</nowiki> {{ParametrPomoc|7}} <nowiki>|mały]]</nowiki> Po zapisaniu (czyli utworzeniu indeksu) należy go dopisać w odpowiednie miejsce w [[Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread|proofreadzie]]. == O tagu <nowiki><pagelist/></nowiki> == Znacznik <nowiki><pagelist/></nowiki> jest stosowana w indeksach nowego typu.<br> Szersze omówienie można znaleźć w poradniku [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Tag pagelist|Tag pagelist]]. W najprostszej postaci wpiszemy w polu '''Strony''' <nowiki><pagelist/></nowiki>, co po prostu wyświetli ponumerowane od 1 do max wszystkie strony z pliku .djvu lub .pdf.<br>{{f*|Przykłady:|u}} [[Indeks:Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu]]<br><br> Możliwe jest wyświetlenie tylko pewnych stron: np. <nowiki><pagelist from=4 to=27/></nowiki> co bywa używane do podzielenia tekstu na części:.<br> :• Część pierwsza<br> :<nowiki><pagelist from=1 to=27/></nowiki><br> :• Część druga<br> :<nowiki><pagelist from=28 to=54/></nowiki><br> :• Część trzecia<br> :<nowiki><pagelist from=55/></nowiki><br> {{f*|Przykład:|u}} [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu]]<br><br> Możliwa jest wreszcie "podmiana" wyświetlanego numeru strony np. na liczbę rzymską lub obniżenie numeracji dla dostosowania wyświetlanego symbolu do numeru strony w oryginale.<br>{{f*|Przykład:|u}} [[Indeks:Korczak-Bobo.djvu]]<br> == Indywidualne linki do stron == Stosuje się w indeksach starego typu.<br> W polu '''Strona''' zamieszczamy szereg linków w zwykłym wiki-formacie:<br> ::<nowiki>[[Strona:nazwa 001.jpg|1]] lub [[Strona:Adam Mickiewicz - Sonety krymskie.djvu/15|15]]</nowiki><br> Jeśli chcemy, by numery strony były wyświetlane jakoś inaczej jest to szczególnie łatwo zrobić: ::<nowiki>[[Strona:nazwa 001.jpg|1]] lub [[Strona:Adam Mickiewicz - Sonety krymskie.djvu/15|13]]</nowiki><br> lub ::<nowiki>[[Strona:nazwa 001.jpg|okładka]] lub [[Strona:Adam Mickiewicz - Sonety krymskie.djvu/15|XV]]</nowiki><br> ::{{f*|Przykłady:|u}} [[Indeks:Uniłowski Dzień rekruta]] • [[Indeks:Syn niedźwiednika]] • [[Indeks:M. Arcta Słownik Staropolski]] == Transkluzja do przestrzeni głównej, tag <nowiki><pages .../></nowiki>== Szersze omówienie znacznika <nowiki><pages .../></nowiki> można znaleźć w poradniku [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Transkluzja przy pomocy tagu pages|Transkluzja przy pomocy tagu pages]]. Tutaj tylko uwaga w związku z różnym formatem indeksu:<br> Gdy mamy do czynienia z indeksem '''nowego typu''' użyjemy prostszej składni:<br> &lt;pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|numer_strony_początkowej}} fromsection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} to={{ParametrPomoc|numer_strony_początkowej}} tosection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} /&gt;<br> lub jeśli nie są użyte sekcje:<br> &lt;pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|numer_strony_początkowej}} to={{ParametrPomoc|numer_strony_końcowej}} /&gt;<br> {{f*|Przykład:|u}}<br><br> &lt;pages index="Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu" from=11 to=12/&gt;<br><br> Przy przenoszeniu do przestrzeni głównej stron indeksowanych indeksem '''starego typu''':<br> &lt;pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|nazwa_strony_początkowej}} fromsection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} to={{ParametrPomoc|nazwa_strony_końcowej}} tosection="{{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} /&gt;<br> lub jeśli nie są użyte sekcje:<br> &lt;pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|nazwa_strony_początkowej}} to={{ParametrPomoc|nazwa_strony_końcowej}} /&gt;<br> {{f*|Przykłady:|u}}<br><br> <nowiki><pages index="Uniłowski Dzień rekruta" from="Uniłowski - Dzień rekruta S1 Ł0 C1.jpg" to="Uniłowski - Dzień rekruta S2 Ł6 C5.jpg"/></nowiki><br><br> <nowiki><pages index="M. Arcta Słownik Staropolski" from="M. Arcta Słownik Staropolski.djvu/0607" to="M. Arcta Słownik Staropolski.djvu/0749"/></nowiki><br><br> <nowiki><pages index="Syn niedźwiednika" from="Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/6" to="Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/151"/></nowiki> '''Uwaga:''' Użycie cudzysłowów jest konieczne zawsze, gdy w nazwach występują spacje, bywa używane standardowo dla uniknięcia niejasności. {{Przypisy}} 1qr65ian1f1925wrxej99i4w3l8mtny 3158958 3158940 2022-08-27T10:36:40Z Draco flavus 2058 /* Praktyczne tworzenie nowego indeksu */ wikitext text/x-wiki {{f|w=180%|Indeksy.}} Kiedyś każdy wikiźródłowiec będzie chciał stworzyć własny indeks. Na przykład po to, by zrobić coś ''własnego'' od '''A''' do '''Z'''. == Typy indeksów == Istnieją dwa rodzaje indeksów na naszych wikiźródłach tzw. starego typu i nowego typu.<br> Zasadniczo wygodniejsze są indeksy '''nowego typu''' (co jest oczywiste, nikt by nie tworzył nowego rodzaju indeksu gdyby stare były wystarczające).<br> :* Indeks nowego typu nazywa się '''identycznie''' jak plik na commons. :* Może się więc odnosić do jednego pliku na commons (co oznacza, że na przykład nie można w nim skonsolidować dwóch tomów jeśli na commons są w dwóch plikach). :* Plik na commons może mieć format .djvu (lub .pdf).<ref>Format .pdf ma wady na wikipedii, dlatego zaleca się używać formatu .djvu.</ref> :* Umożliwia wygodne użycie funkcji <nowiki><pagelist/></nowiki>. :* Nieco łatwiejsze jest przenoszenie do przestrzeni głównej.<br> Indeksy '''starego typu''' są nadal stosowane. :* Indeks starego typu może się odnosić do jednego lub więcej plików.<br> ::::{{f|w=75%|Mogą to być zatem na przykład dwa pliki .djvu zawierające każdy jeden z tomów powieści, mogą to być jeden (choć częściej wiele plików .png lub .jpg/.jpeg).}} :* Linki w polu strona są tworzone indywidualnie do każdej strony (ręcznie dla krótkich indeksów), przy pomocy gadżetu (Generator linków) lub np. w arkuszu kalkulacyjnym na własnym komputerze). ==Planowanie indeksu== Indeksy są naszą przestrzenią roboczą. Nazwa indeksu odgrywa podrzędną rolę. Z przyczyn technicznych nie powinna ona być zbyt długa, z praktycznych przyczyn nie powinna być myląca (np. błędny tytuł, autor).<br> Choć nie jest to wymóg techniczny, warto, by indeks obejmował jeden tekst i na odwrót cały tekst był w jednym indeksie.<br> Wygodniejsze są w pracy indeksy nowego typu, szerszą dyskusję na temat, kiedy jednak utworzyć indeks starego typu można znaleźć poniżej, w rozdziale [[#Kiedy utworzyć jednak indeks starego typu?|Kiedy utworzyć jednak indeks starego typu?]]. == Kiedy utworzyć jednak indeks starego typu? == '''Krótka odpowiedź:'''<br>Jeśli indeks ma dotyczyć więcej niż jednego pliku lub jednej strony w formacie jpg/png.<br><br> '''Dłuższa odpowiedź:'''<br>Często tomy książki są w osobnych plikach. Można je oczywiście połączyć w jeden większy, ale ma to również swoje wady, także trzeba rozważyć, czy to ma sens. Plik wynikowy jest bardzo duży, jeśli będzie trzeba zrobić w pliku jakieś zmiany (np. wymienić którąś ze stron) przesyłanie kolejny raz pliku na commons może być uciążliwe. Jeśli te tomy mają swoje samodzielne okładki możemy dojść do wniosku, że lepiej się będą prezentować na początku pliku i będziemy woleli jednak zostawić kilka plików obejmujących pojedyncze tomy. <ref>Pomijam już fakt, że nie każdy chce lub umie zespalać pliki .djvu czy .pdf.</ref>({{f*|Przykład:|U}} [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna powiastka]])<br><br> Gdy mamy do czynienia z tekstem bardzo zniszczonym np. pochodzącym z gazet, gdzie dość mozolnie robimy kolaż z różnych egzemplarzy, by np. wytarte miejsca na zagięciach były jednak widoczne na innym obrazku pojedyncze skany/zdjęcia („just bunch of pictures”) mogą być dobrym wyborem. Powinny się one na commons znaleźć w osobnej kategorii. Za tym rozwiązaniem przemawia łatwość podmieniania pojedynczych skanów, a nawet zastępowania jednego skanu kilkoma obejmującymi mniejsze fragmenty tekstu. <ref>Wreszcie może to być rozwiązanie, gdy chcemy zamieścić krótki tekst a nie chcemy/umiemy zrobić z pojedynczych stron jednego pliku .djvu lub .pdf. Jednak raczej preferowane by było w takim wypadku utworzenie pliku zbiorczego.</ref>({{f*|Przykład:|u}} [[Indeks:Uniłowski Dzień rekruta]])<br><br> I wreszcie przypadek, gdy cały tekst to jeden jedyny skan. Gdy plik nie jest w formacie .djvu/.pdf nie można utworzyć indeksu nowego typu. ({{f*|Przykład:|u}} [[Indeks:Odpowiedź Zbigniewa Uniłowskiego na ankietę Wiadomości Literackich]]) == Praktyczne tworzenie nowego indeksu == 1. Otworzyć sobie cztery karty (taby) w przeglądarce:<br> ::a. indeks zbliżony do tego, który chcemy utworzyć<br> ::b. drugi indeks zbliżony do tego, który chcemy utworzyć<br> ::c. stronę na commons z danymi naszego źródła<br> ::d. tę stronę :)<br> 2. Na karcie '''a'''. użyć pola w dolnym prawym rogu powyżej {{f*|kol=white|style=background-color:grey;padding:0.4em;|'''&nbsp;Duplikuj&nbsp;'''}} wpisując nazwę indeksu (powyższe uwagi nt. starego i nowego stylu są istotne, w przypadku ''nowego stylu'' nazwa indeksu obejmuje rozszerzenie pliku &ndash; a więc np. .djvu). Przycisk {{f*|kol=white|style=background-color:blue;padding:0.4em;|'''&nbsp;Duplikuj&nbsp;'''}} staje się niebieski. Użyć go.<br> 3. Na karcie '''b'''. wejść w tryb edycji (by mieć podgląd, jak wyglądają poszczególne pola ''niezepsute'' jeszcze podczas naszej edycji na stronie '''a''')<br> 4. Na karcie '''a'''. (podglądając z karty '''c'''.) wpisać odpowiednie dane do poszczególnych pól. ::'''Tytuł''' – pełny tytuł opracowywanej książki w formie linku '''<nowiki>[[</nowiki>{{ParametrPomoc|Ciekawa książka}}<nowiki>]]</nowiki>''' ::'''Autor''' – imiona i nazwisko autora lub autorów: '''Jan Kowalski''' lub przy kilku autorach '''<nowiki>{{Lista autorów|</nowiki> {{ParametrPomoc|pierwszy autor}}; {{ParametrPomoc|drugi autor}} ...<nowiki>}}</nowiki>''' ::'''Tłumacz''' – imiona i nazwisko tłumacza (jeśli konieczne): '''Jan Kowalski''', '''anonimowy''' – gdy nieznany, możliwe też wykorzystanie szablonu {{s|Lista autorów}} ::'''Ilustracje''' – imiona i nazwisko autora ilustracji i okładki książki (nie jest wypełniane, gdy książka nie zawiera ilustracji ani okładki lub projekt okładki nie zawiera grafiki podlegającej pod prawo autorskie) ::'''Rok publikacji''', '''Wydawca''', '''Miejsce wydania''' – można znaleźć zazwyczaj w książce w jej metryczce, można też szukać na stronie biblioteki lub repozytorium ::'''Druk''' – czyli nazwa drukarni, nazwisko drukarza, można znaleźć zazwyczaj w książce w jej metryczce, można też szukać na stronie biblioteki lub repozytorium, jeśli brak tej informacji to ją po prostu pomijamy ::zdradliwe są zwłaszcza pola '''Źródło''' i '''Okładka''' &ndash; uwaga na nazwy plików, słówko '''Plik/File''' ::::{{f|w=85%|'''Źródło''' to w przypadku indeksów '''nowego''' typu link do pliku na commons; w przypadku indeksów '''starego''' typu link do pliku lub kategorii grupującej pliki na commons.}} :::::::{{f|w=85%|<nowiki>[[commons:File:</nowiki>{{ParametrPomoc|NazwaPliku.djvu}} <nowiki>|Skany na Commons]]</nowiki>}} :::::::{{f|h=20%|&nbsp;}} :::::::{{f|w=85%|<nowiki>[[commons:Category:</nowiki>{{ParametrPomoc|NazwaKategorii}} <nowiki>|Skany na Commons]]</nowiki>}} ::::{{f|w=85%|'''Okładka''' może być wzięta z pliku wielostonnicowego (.djvu lub ew. .pdf), może pochodzić z dowolnego pliku .jpg lub .png na commons (a więc nie jest jakoś nierozerwalnie powiązana z polem '''Źródło'''}} ::::{{f|w=85%|Możliwe formaty to:}} :::::::{{f|w=85%|<nowiki>[[File:</nowiki>{{ParametrPomoc|NazwaPliku.djvu}} <nowiki>|page=</nowiki> {{ParametrPomoc|7}} <nowiki>|mały]]</nowiki>}} :::::::{{f|h=20%|&nbsp;}} :::::::{{f|w=85%|<nowiki>[[File:</nowiki>{{ParametrPomoc|NazwaPliku.png}} <nowiki>|mały]]</nowiki>}} W przypadku indeksów '''nowego typu''', jak wskazano powyżej, nazwa pliku na commons (pole '''Źródło''' i zazwyczaj pole '''Okładka''') jest takie samo, jak nazwa indeksu (bez nazwy [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Przestrzeń nazw|przestrzeni nazw]]). Można to wykorzystać wstawiając generyczne:<br> :::::::<nowiki>| Źródło = [[commons:File:{{PAGENAME}}|Skany na Commons]]</nowiki> {{tab|5em}}''i ewentualnie''<br> :::::::<nowiki>| Okładka = [[File:{{PAGENAME}}|page=</nowiki> {{ParametrPomoc|7}} <nowiki>|mały]]</nowiki> '''Uwaga:''' Nie należy jednak wstawiać bezrefleksyjnie takich konstrukcji ze słowami magicznymi (jak <nowiki>{{PAGENAME}}</nowiki> gdy nazwy nie powinny być trwale powiązane (na przykład nazwa pliku w indeksie starego typu lub nazwa kategorii na commons). Nazwy podlegają zasadom niezależnym od Wikiźródeł.<br> Po zapisaniu (czyli utworzeniu indeksu) należy go dopisać w odpowiednie miejsce w [[Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread|proofreadzie]]. == O tagu <nowiki><pagelist/></nowiki> == Znacznik <nowiki><pagelist/></nowiki> jest stosowana w indeksach nowego typu.<br> Szersze omówienie można znaleźć w poradniku [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Tag pagelist|Tag pagelist]]. W najprostszej postaci wpiszemy w polu '''Strony''' <nowiki><pagelist/></nowiki>, co po prostu wyświetli ponumerowane od 1 do max wszystkie strony z pliku .djvu lub .pdf.<br>{{f*|Przykłady:|u}} [[Indeks:Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu]]<br><br> Możliwe jest wyświetlenie tylko pewnych stron: np. <nowiki><pagelist from=4 to=27/></nowiki> co bywa używane do podzielenia tekstu na części:.<br> :• Część pierwsza<br> :<nowiki><pagelist from=1 to=27/></nowiki><br> :• Część druga<br> :<nowiki><pagelist from=28 to=54/></nowiki><br> :• Część trzecia<br> :<nowiki><pagelist from=55/></nowiki><br> {{f*|Przykład:|u}} [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu]]<br><br> Możliwa jest wreszcie "podmiana" wyświetlanego numeru strony np. na liczbę rzymską lub obniżenie numeracji dla dostosowania wyświetlanego symbolu do numeru strony w oryginale.<br>{{f*|Przykład:|u}} [[Indeks:Korczak-Bobo.djvu]]<br> == Indywidualne linki do stron == Stosuje się w indeksach starego typu.<br> W polu '''Strona''' zamieszczamy szereg linków w zwykłym wiki-formacie:<br> ::<nowiki>[[Strona:nazwa 001.jpg|1]] lub [[Strona:Adam Mickiewicz - Sonety krymskie.djvu/15|15]]</nowiki><br> Jeśli chcemy, by numery strony były wyświetlane jakoś inaczej jest to szczególnie łatwo zrobić: ::<nowiki>[[Strona:nazwa 001.jpg|1]] lub [[Strona:Adam Mickiewicz - Sonety krymskie.djvu/15|13]]</nowiki><br> lub ::<nowiki>[[Strona:nazwa 001.jpg|okładka]] lub [[Strona:Adam Mickiewicz - Sonety krymskie.djvu/15|XV]]</nowiki><br> ::{{f*|Przykłady:|u}} [[Indeks:Uniłowski Dzień rekruta]] • [[Indeks:Syn niedźwiednika]] • [[Indeks:M. Arcta Słownik Staropolski]] == Transkluzja do przestrzeni głównej, tag <nowiki><pages .../></nowiki>== Szersze omówienie znacznika <nowiki><pages .../></nowiki> można znaleźć w poradniku [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Transkluzja przy pomocy tagu pages|Transkluzja przy pomocy tagu pages]]. Tutaj tylko uwaga w związku z różnym formatem indeksu:<br> Gdy mamy do czynienia z indeksem '''nowego typu''' użyjemy prostszej składni:<br> &lt;pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|numer_strony_początkowej}} fromsection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} to={{ParametrPomoc|numer_strony_początkowej}} tosection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} /&gt;<br> lub jeśli nie są użyte sekcje:<br> &lt;pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|numer_strony_początkowej}} to={{ParametrPomoc|numer_strony_końcowej}} /&gt;<br> {{f*|Przykład:|u}}<br><br> &lt;pages index="Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu" from=11 to=12/&gt;<br><br> Przy przenoszeniu do przestrzeni głównej stron indeksowanych indeksem '''starego typu''':<br> &lt;pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|nazwa_strony_początkowej}} fromsection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} to={{ParametrPomoc|nazwa_strony_końcowej}} tosection="{{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} /&gt;<br> lub jeśli nie są użyte sekcje:<br> &lt;pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|nazwa_strony_początkowej}} to={{ParametrPomoc|nazwa_strony_końcowej}} /&gt;<br> {{f*|Przykłady:|u}}<br><br> <nowiki><pages index="Uniłowski Dzień rekruta" from="Uniłowski - Dzień rekruta S1 Ł0 C1.jpg" to="Uniłowski - Dzień rekruta S2 Ł6 C5.jpg"/></nowiki><br><br> <nowiki><pages index="M. Arcta Słownik Staropolski" from="M. Arcta Słownik Staropolski.djvu/0607" to="M. Arcta Słownik Staropolski.djvu/0749"/></nowiki><br><br> <nowiki><pages index="Syn niedźwiednika" from="Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/6" to="Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/151"/></nowiki> '''Uwaga:''' Użycie cudzysłowów jest konieczne zawsze, gdy w nazwach występują spacje, bywa używane standardowo dla uniknięcia niejasności. {{Przypisy}} hec49bfjdazntvi1trmi6tcvks4axu3 3158960 3158958 2022-08-27T10:37:15Z Draco flavus 2058 /* Praktyczne tworzenie nowego indeksu */ wikitext text/x-wiki {{f|w=180%|Indeksy.}} Kiedyś każdy wikiźródłowiec będzie chciał stworzyć własny indeks. Na przykład po to, by zrobić coś ''własnego'' od '''A''' do '''Z'''. == Typy indeksów == Istnieją dwa rodzaje indeksów na naszych wikiźródłach tzw. starego typu i nowego typu.<br> Zasadniczo wygodniejsze są indeksy '''nowego typu''' (co jest oczywiste, nikt by nie tworzył nowego rodzaju indeksu gdyby stare były wystarczające).<br> :* Indeks nowego typu nazywa się '''identycznie''' jak plik na commons. :* Może się więc odnosić do jednego pliku na commons (co oznacza, że na przykład nie można w nim skonsolidować dwóch tomów jeśli na commons są w dwóch plikach). :* Plik na commons może mieć format .djvu (lub .pdf).<ref>Format .pdf ma wady na wikipedii, dlatego zaleca się używać formatu .djvu.</ref> :* Umożliwia wygodne użycie funkcji <nowiki><pagelist/></nowiki>. :* Nieco łatwiejsze jest przenoszenie do przestrzeni głównej.<br> Indeksy '''starego typu''' są nadal stosowane. :* Indeks starego typu może się odnosić do jednego lub więcej plików.<br> ::::{{f|w=75%|Mogą to być zatem na przykład dwa pliki .djvu zawierające każdy jeden z tomów powieści, mogą to być jeden (choć częściej wiele plików .png lub .jpg/.jpeg).}} :* Linki w polu strona są tworzone indywidualnie do każdej strony (ręcznie dla krótkich indeksów), przy pomocy gadżetu (Generator linków) lub np. w arkuszu kalkulacyjnym na własnym komputerze). ==Planowanie indeksu== Indeksy są naszą przestrzenią roboczą. Nazwa indeksu odgrywa podrzędną rolę. Z przyczyn technicznych nie powinna ona być zbyt długa, z praktycznych przyczyn nie powinna być myląca (np. błędny tytuł, autor).<br> Choć nie jest to wymóg techniczny, warto, by indeks obejmował jeden tekst i na odwrót cały tekst był w jednym indeksie.<br> Wygodniejsze są w pracy indeksy nowego typu, szerszą dyskusję na temat, kiedy jednak utworzyć indeks starego typu można znaleźć poniżej, w rozdziale [[#Kiedy utworzyć jednak indeks starego typu?|Kiedy utworzyć jednak indeks starego typu?]]. == Kiedy utworzyć jednak indeks starego typu? == '''Krótka odpowiedź:'''<br>Jeśli indeks ma dotyczyć więcej niż jednego pliku lub jednej strony w formacie jpg/png.<br><br> '''Dłuższa odpowiedź:'''<br>Często tomy książki są w osobnych plikach. Można je oczywiście połączyć w jeden większy, ale ma to również swoje wady, także trzeba rozważyć, czy to ma sens. Plik wynikowy jest bardzo duży, jeśli będzie trzeba zrobić w pliku jakieś zmiany (np. wymienić którąś ze stron) przesyłanie kolejny raz pliku na commons może być uciążliwe. Jeśli te tomy mają swoje samodzielne okładki możemy dojść do wniosku, że lepiej się będą prezentować na początku pliku i będziemy woleli jednak zostawić kilka plików obejmujących pojedyncze tomy. <ref>Pomijam już fakt, że nie każdy chce lub umie zespalać pliki .djvu czy .pdf.</ref>({{f*|Przykład:|U}} [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna powiastka]])<br><br> Gdy mamy do czynienia z tekstem bardzo zniszczonym np. pochodzącym z gazet, gdzie dość mozolnie robimy kolaż z różnych egzemplarzy, by np. wytarte miejsca na zagięciach były jednak widoczne na innym obrazku pojedyncze skany/zdjęcia („just bunch of pictures”) mogą być dobrym wyborem. Powinny się one na commons znaleźć w osobnej kategorii. Za tym rozwiązaniem przemawia łatwość podmieniania pojedynczych skanów, a nawet zastępowania jednego skanu kilkoma obejmującymi mniejsze fragmenty tekstu. <ref>Wreszcie może to być rozwiązanie, gdy chcemy zamieścić krótki tekst a nie chcemy/umiemy zrobić z pojedynczych stron jednego pliku .djvu lub .pdf. Jednak raczej preferowane by było w takim wypadku utworzenie pliku zbiorczego.</ref>({{f*|Przykład:|u}} [[Indeks:Uniłowski Dzień rekruta]])<br><br> I wreszcie przypadek, gdy cały tekst to jeden jedyny skan. Gdy plik nie jest w formacie .djvu/.pdf nie można utworzyć indeksu nowego typu. ({{f*|Przykład:|u}} [[Indeks:Odpowiedź Zbigniewa Uniłowskiego na ankietę Wiadomości Literackich]]) == Praktyczne tworzenie nowego indeksu == 1. Otworzyć sobie cztery karty (taby) w przeglądarce:<br> ::a. indeks zbliżony do tego, który chcemy utworzyć<br> ::b. drugi indeks zbliżony do tego, który chcemy utworzyć<br> ::c. stronę na commons z danymi naszego źródła<br> ::d. tę stronę :)<br> 2. Na karcie '''a'''. użyć pola w dolnym prawym rogu powyżej {{f*|kol=white|style=background-color:grey;padding:0.4em;|'''&nbsp;Duplikuj&nbsp;'''}} wpisując nazwę indeksu (powyższe uwagi nt. starego i nowego stylu są istotne, w przypadku ''nowego stylu'' nazwa indeksu obejmuje rozszerzenie pliku &ndash; a więc np. .djvu). Przycisk {{f*|kol=white|style=background-color:blue;padding:0.4em;|'''&nbsp;Duplikuj&nbsp;'''}} staje się niebieski. Użyć go.<br> 3. Na karcie '''b'''. wejść w tryb edycji (by mieć podgląd, jak wyglądają poszczególne pola ''niezepsute'' jeszcze podczas naszej edycji na stronie '''a''')<br> 4. Na karcie '''a'''. (podglądając z karty '''c'''.) wpisać odpowiednie dane do poszczególnych pól. ::'''Tytuł''' – pełny tytuł opracowywanej książki w formie linku '''<nowiki>[[</nowiki>{{ParametrPomoc|Ciekawa książka}}<nowiki>]]</nowiki>''' ::'''Autor''' – imiona i nazwisko autora lub autorów: '''Jan Kowalski''' lub przy kilku autorach '''<nowiki>{{Lista autorów|</nowiki> {{ParametrPomoc|pierwszy autor}}; {{ParametrPomoc|drugi autor}} ...<nowiki>}}</nowiki>''' ::'''Tłumacz''' – imiona i nazwisko tłumacza (jeśli konieczne): '''Jan Kowalski''', '''anonimowy''' – gdy nieznany, możliwe też wykorzystanie szablonu {{s|Lista autorów}} ::'''Ilustracje''' – imiona i nazwisko autora ilustracji i okładki książki (nie jest wypełniane, gdy książka nie zawiera ilustracji ani okładki lub projekt okładki nie zawiera grafiki podlegającej pod prawo autorskie) ::'''Rok publikacji''', '''Wydawca''', '''Miejsce wydania''' – można znaleźć zazwyczaj w książce w jej metryczce, można też szukać na stronie biblioteki lub repozytorium ::'''Druk''' – czyli nazwa drukarni, nazwisko drukarza, można znaleźć zazwyczaj w książce w jej metryczce, można też szukać na stronie biblioteki lub repozytorium, jeśli brak tej informacji to ją po prostu pomijamy ::zdradliwe są zwłaszcza pola '''Źródło''' i '''Okładka''' &ndash; uwaga na nazwy plików, słówko '''Plik/File''' ::::{{f|w=85%|'''Źródło''' to w przypadku indeksów '''nowego''' typu link do pliku na commons; w przypadku indeksów '''starego''' typu link do pliku lub kategorii grupującej pliki na commons.}} :::::::{{f|w=85%|<nowiki>[[commons:File:</nowiki>{{ParametrPomoc|NazwaPliku.djvu}} <nowiki>|Skany na Commons]]</nowiki>}} :::::::{{f|h=20%|&nbsp;}} :::::::{{f|w=85%|<nowiki>[[commons:Category:</nowiki>{{ParametrPomoc|NazwaKategorii}} <nowiki>|Skany na Commons]]</nowiki>}} ::::{{f|w=85%|'''Okładka''' może być wzięta z pliku wielostonnicowego (.djvu lub ew. .pdf), może pochodzić z dowolnego pliku .jpg lub .png na commons (a więc nie jest jakoś nierozerwalnie powiązana z polem '''Źródło'''}} ::::{{f|w=85%|Możliwe formaty to:}} :::::::{{f|w=85%|<nowiki>[[File:</nowiki>{{ParametrPomoc|NazwaPliku.djvu}} <nowiki>|page=</nowiki> {{ParametrPomoc|7}} <nowiki>|mały]]</nowiki>}} :::::::{{f|h=20%|&nbsp;}} :::::::{{f|w=85%|<nowiki>[[File:</nowiki>{{ParametrPomoc|NazwaPliku.png}} <nowiki>|mały]]</nowiki>}} W przypadku indeksów '''nowego typu''', jak wskazano powyżej, nazwa pliku na commons (pole '''Źródło''' i zazwyczaj pole '''Okładka''') jest takie samo, jak nazwa indeksu (bez nazwy [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Przestrzeń nazw|przestrzeni nazw]]). Można to wykorzystać wstawiając generyczne:<br> :::::::<nowiki>| Źródło = [[commons:File:{{PAGENAME}}|Skany na Commons]]</nowiki> {{tab|5em}}''i ewentualnie''<br> :::::::<nowiki>| Okładka = [[File:{{PAGENAME}}|page=</nowiki> {{ParametrPomoc|7}} <nowiki>|mały]]</nowiki> '''Uwaga:''' Nie należy jednak wstawiać bezrefleksyjnie takich konstrukcji ze słowami magicznymi (jak <nowiki>{{PAGENAME}}</nowiki>) gdy nazwy nie powinny być trwale powiązane (na przykład nazwa pliku w indeksie starego typu lub nazwa kategorii na commons). Nazwy podlegają zasadom niezależnym od Wikiźródeł.<br> Po zapisaniu (czyli utworzeniu indeksu) należy go dopisać w odpowiednie miejsce w [[Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread|proofreadzie]]. == O tagu <nowiki><pagelist/></nowiki> == Znacznik <nowiki><pagelist/></nowiki> jest stosowana w indeksach nowego typu.<br> Szersze omówienie można znaleźć w poradniku [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Tag pagelist|Tag pagelist]]. W najprostszej postaci wpiszemy w polu '''Strony''' <nowiki><pagelist/></nowiki>, co po prostu wyświetli ponumerowane od 1 do max wszystkie strony z pliku .djvu lub .pdf.<br>{{f*|Przykłady:|u}} [[Indeks:Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu]]<br><br> Możliwe jest wyświetlenie tylko pewnych stron: np. <nowiki><pagelist from=4 to=27/></nowiki> co bywa używane do podzielenia tekstu na części:.<br> :• Część pierwsza<br> :<nowiki><pagelist from=1 to=27/></nowiki><br> :• Część druga<br> :<nowiki><pagelist from=28 to=54/></nowiki><br> :• Część trzecia<br> :<nowiki><pagelist from=55/></nowiki><br> {{f*|Przykład:|u}} [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu]]<br><br> Możliwa jest wreszcie "podmiana" wyświetlanego numeru strony np. na liczbę rzymską lub obniżenie numeracji dla dostosowania wyświetlanego symbolu do numeru strony w oryginale.<br>{{f*|Przykład:|u}} [[Indeks:Korczak-Bobo.djvu]]<br> == Indywidualne linki do stron == Stosuje się w indeksach starego typu.<br> W polu '''Strona''' zamieszczamy szereg linków w zwykłym wiki-formacie:<br> ::<nowiki>[[Strona:nazwa 001.jpg|1]] lub [[Strona:Adam Mickiewicz - Sonety krymskie.djvu/15|15]]</nowiki><br> Jeśli chcemy, by numery strony były wyświetlane jakoś inaczej jest to szczególnie łatwo zrobić: ::<nowiki>[[Strona:nazwa 001.jpg|1]] lub [[Strona:Adam Mickiewicz - Sonety krymskie.djvu/15|13]]</nowiki><br> lub ::<nowiki>[[Strona:nazwa 001.jpg|okładka]] lub [[Strona:Adam Mickiewicz - Sonety krymskie.djvu/15|XV]]</nowiki><br> ::{{f*|Przykłady:|u}} [[Indeks:Uniłowski Dzień rekruta]] • [[Indeks:Syn niedźwiednika]] • [[Indeks:M. Arcta Słownik Staropolski]] == Transkluzja do przestrzeni głównej, tag <nowiki><pages .../></nowiki>== Szersze omówienie znacznika <nowiki><pages .../></nowiki> można znaleźć w poradniku [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Transkluzja przy pomocy tagu pages|Transkluzja przy pomocy tagu pages]]. Tutaj tylko uwaga w związku z różnym formatem indeksu:<br> Gdy mamy do czynienia z indeksem '''nowego typu''' użyjemy prostszej składni:<br> &lt;pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|numer_strony_początkowej}} fromsection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} to={{ParametrPomoc|numer_strony_początkowej}} tosection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} /&gt;<br> lub jeśli nie są użyte sekcje:<br> &lt;pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|numer_strony_początkowej}} to={{ParametrPomoc|numer_strony_końcowej}} /&gt;<br> {{f*|Przykład:|u}}<br><br> &lt;pages index="Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu" from=11 to=12/&gt;<br><br> Przy przenoszeniu do przestrzeni głównej stron indeksowanych indeksem '''starego typu''':<br> &lt;pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|nazwa_strony_początkowej}} fromsection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} to={{ParametrPomoc|nazwa_strony_końcowej}} tosection="{{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} /&gt;<br> lub jeśli nie są użyte sekcje:<br> &lt;pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|nazwa_strony_początkowej}} to={{ParametrPomoc|nazwa_strony_końcowej}} /&gt;<br> {{f*|Przykłady:|u}}<br><br> <nowiki><pages index="Uniłowski Dzień rekruta" from="Uniłowski - Dzień rekruta S1 Ł0 C1.jpg" to="Uniłowski - Dzień rekruta S2 Ł6 C5.jpg"/></nowiki><br><br> <nowiki><pages index="M. Arcta Słownik Staropolski" from="M. Arcta Słownik Staropolski.djvu/0607" to="M. Arcta Słownik Staropolski.djvu/0749"/></nowiki><br><br> <nowiki><pages index="Syn niedźwiednika" from="Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/6" to="Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/151"/></nowiki> '''Uwaga:''' Użycie cudzysłowów jest konieczne zawsze, gdy w nazwach występują spacje, bywa używane standardowo dla uniknięcia niejasności. {{Przypisy}} 668bmx65qjhwz0mfs0tz2lgi8b4a95z 3158962 3158960 2022-08-27T10:38:03Z Draco flavus 2058 /* Praktyczne tworzenie nowego indeksu */ wikitext text/x-wiki {{f|w=180%|Indeksy.}} Kiedyś każdy wikiźródłowiec będzie chciał stworzyć własny indeks. Na przykład po to, by zrobić coś ''własnego'' od '''A''' do '''Z'''. == Typy indeksów == Istnieją dwa rodzaje indeksów na naszych wikiźródłach tzw. starego typu i nowego typu.<br> Zasadniczo wygodniejsze są indeksy '''nowego typu''' (co jest oczywiste, nikt by nie tworzył nowego rodzaju indeksu gdyby stare były wystarczające).<br> :* Indeks nowego typu nazywa się '''identycznie''' jak plik na commons. :* Może się więc odnosić do jednego pliku na commons (co oznacza, że na przykład nie można w nim skonsolidować dwóch tomów jeśli na commons są w dwóch plikach). :* Plik na commons może mieć format .djvu (lub .pdf).<ref>Format .pdf ma wady na wikipedii, dlatego zaleca się używać formatu .djvu.</ref> :* Umożliwia wygodne użycie funkcji <nowiki><pagelist/></nowiki>. :* Nieco łatwiejsze jest przenoszenie do przestrzeni głównej.<br> Indeksy '''starego typu''' są nadal stosowane. :* Indeks starego typu może się odnosić do jednego lub więcej plików.<br> ::::{{f|w=75%|Mogą to być zatem na przykład dwa pliki .djvu zawierające każdy jeden z tomów powieści, mogą to być jeden (choć częściej wiele plików .png lub .jpg/.jpeg).}} :* Linki w polu strona są tworzone indywidualnie do każdej strony (ręcznie dla krótkich indeksów), przy pomocy gadżetu (Generator linków) lub np. w arkuszu kalkulacyjnym na własnym komputerze). ==Planowanie indeksu== Indeksy są naszą przestrzenią roboczą. Nazwa indeksu odgrywa podrzędną rolę. Z przyczyn technicznych nie powinna ona być zbyt długa, z praktycznych przyczyn nie powinna być myląca (np. błędny tytuł, autor).<br> Choć nie jest to wymóg techniczny, warto, by indeks obejmował jeden tekst i na odwrót cały tekst był w jednym indeksie.<br> Wygodniejsze są w pracy indeksy nowego typu, szerszą dyskusję na temat, kiedy jednak utworzyć indeks starego typu można znaleźć poniżej, w rozdziale [[#Kiedy utworzyć jednak indeks starego typu?|Kiedy utworzyć jednak indeks starego typu?]]. == Kiedy utworzyć jednak indeks starego typu? == '''Krótka odpowiedź:'''<br>Jeśli indeks ma dotyczyć więcej niż jednego pliku lub jednej strony w formacie jpg/png.<br><br> '''Dłuższa odpowiedź:'''<br>Często tomy książki są w osobnych plikach. Można je oczywiście połączyć w jeden większy, ale ma to również swoje wady, także trzeba rozważyć, czy to ma sens. Plik wynikowy jest bardzo duży, jeśli będzie trzeba zrobić w pliku jakieś zmiany (np. wymienić którąś ze stron) przesyłanie kolejny raz pliku na commons może być uciążliwe. Jeśli te tomy mają swoje samodzielne okładki możemy dojść do wniosku, że lepiej się będą prezentować na początku pliku i będziemy woleli jednak zostawić kilka plików obejmujących pojedyncze tomy. <ref>Pomijam już fakt, że nie każdy chce lub umie zespalać pliki .djvu czy .pdf.</ref>({{f*|Przykład:|U}} [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna powiastka]])<br><br> Gdy mamy do czynienia z tekstem bardzo zniszczonym np. pochodzącym z gazet, gdzie dość mozolnie robimy kolaż z różnych egzemplarzy, by np. wytarte miejsca na zagięciach były jednak widoczne na innym obrazku pojedyncze skany/zdjęcia („just bunch of pictures”) mogą być dobrym wyborem. Powinny się one na commons znaleźć w osobnej kategorii. Za tym rozwiązaniem przemawia łatwość podmieniania pojedynczych skanów, a nawet zastępowania jednego skanu kilkoma obejmującymi mniejsze fragmenty tekstu. <ref>Wreszcie może to być rozwiązanie, gdy chcemy zamieścić krótki tekst a nie chcemy/umiemy zrobić z pojedynczych stron jednego pliku .djvu lub .pdf. Jednak raczej preferowane by było w takim wypadku utworzenie pliku zbiorczego.</ref>({{f*|Przykład:|u}} [[Indeks:Uniłowski Dzień rekruta]])<br><br> I wreszcie przypadek, gdy cały tekst to jeden jedyny skan. Gdy plik nie jest w formacie .djvu/.pdf nie można utworzyć indeksu nowego typu. ({{f*|Przykład:|u}} [[Indeks:Odpowiedź Zbigniewa Uniłowskiego na ankietę Wiadomości Literackich]]) == Praktyczne tworzenie nowego indeksu == 1. Otworzyć sobie cztery karty (taby) w przeglądarce:<br> ::a. indeks zbliżony do tego, który chcemy utworzyć<br> ::b. drugi indeks zbliżony do tego, który chcemy utworzyć<br> ::c. stronę na commons z danymi naszego źródła<br> ::d. tę stronę :)<br> 2. Na karcie '''a'''. użyć pola w dolnym prawym rogu powyżej {{f*|kol=white|style=background-color:grey;padding:0.4em;|'''&nbsp;Duplikuj&nbsp;'''}} wpisując nazwę indeksu (powyższe uwagi nt. starego i nowego stylu są istotne, w przypadku ''nowego stylu'' nazwa indeksu obejmuje rozszerzenie pliku &ndash; a więc np. .djvu). Przycisk {{f*|kol=white|style=background-color:blue;padding:0.4em;|'''&nbsp;Duplikuj&nbsp;'''}} staje się niebieski. Użyć go.<br> 3. Na karcie '''b'''. wejść w tryb edycji (by mieć podgląd, jak wyglądają poszczególne pola ''niezepsute'' jeszcze podczas naszej edycji na stronie '''a''')<br> 4. Na karcie '''a'''. (podglądając z karty '''c'''.) wpisać odpowiednie dane do poszczególnych pól. ::'''Tytuł''' – pełny tytuł opracowywanej książki w formie linku '''<nowiki>[[</nowiki>{{ParametrPomoc|Ciekawa książka}}<nowiki>]]</nowiki>''' ::'''Autor''' – imiona i nazwisko autora lub autorów: '''Jan Kowalski''' lub przy kilku autorach '''<nowiki>{{Lista autorów|</nowiki> {{ParametrPomoc|pierwszy autor}}; {{ParametrPomoc|drugi autor}} ...<nowiki>}}</nowiki>''' ::'''Tłumacz''' – imiona i nazwisko tłumacza (jeśli konieczne): '''Jan Kowalski''', '''anonimowy''' – gdy nieznany, możliwe też wykorzystanie szablonu {{s|Lista autorów}} ::'''Ilustracje''' – imiona i nazwisko autora ilustracji i okładki książki (nie jest wypełniane, gdy książka nie zawiera ilustracji ani okładki lub projekt okładki nie zawiera grafiki podlegającej pod prawo autorskie) ::'''Rok publikacji''', '''Wydawca''', '''Miejsce wydania''' – można znaleźć zazwyczaj w książce w jej metryczce, można też szukać na stronie biblioteki lub repozytorium ::'''Druk''' – czyli nazwa drukarni, nazwisko drukarza, można znaleźć zazwyczaj w książce w jej metryczce, można też szukać na stronie biblioteki lub repozytorium, jeśli brak tej informacji to ją po prostu pomijamy ::zdradliwe są zwłaszcza pola '''Źródło''' i '''Okładka''' &ndash; uwaga na nazwy plików, słówko '''Plik/File''' ::::{{f|w=85%|'''Źródło''' to w przypadku indeksów '''nowego''' typu link do pliku na commons; w przypadku indeksów '''starego''' typu link do pliku lub kategorii grupującej pliki na commons.}} :::::::{{f|w=85%|<nowiki>[[commons:File:</nowiki>{{ParametrPomoc|NazwaPliku.djvu}} <nowiki>|Skany na Commons]]</nowiki>}} :::::::{{f|h=20%|&nbsp;}} :::::::{{f|w=85%|<nowiki>[[commons:Category:</nowiki>{{ParametrPomoc|NazwaKategorii}} <nowiki>|Skany na Commons]]</nowiki>}} ::::{{f|w=85%|'''Okładka''' może być wzięta z pliku wielostonnicowego (.djvu lub ew. .pdf), może pochodzić z dowolnego pliku .jpg lub .png na commons (a więc nie jest jakoś nierozerwalnie powiązana z polem '''Źródło'''}}) ::::{{f|w=85%|Możliwe formaty to:}} :::::::{{f|w=85%|<nowiki>[[File:</nowiki>{{ParametrPomoc|NazwaPliku.djvu}} <nowiki>|page=</nowiki> {{ParametrPomoc|7}} <nowiki>|mały]]</nowiki>}} :::::::{{f|h=20%|&nbsp;}} :::::::{{f|w=85%|<nowiki>[[File:</nowiki>{{ParametrPomoc|NazwaPliku.png}} <nowiki>|mały]]</nowiki>}} W przypadku indeksów '''nowego typu''', jak wskazano powyżej, nazwa pliku na commons (pole '''Źródło''' i zazwyczaj pole '''Okładka''') jest takie samo, jak nazwa indeksu (bez nazwy [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Przestrzeń nazw|przestrzeni nazw]]). Można to wykorzystać wstawiając generyczne:<br> :::::::<nowiki>| Źródło = [[commons:File:{{PAGENAME}}|Skany na Commons]]</nowiki> {{tab|5em}}''i ewentualnie''<br> :::::::<nowiki>| Okładka = [[File:{{PAGENAME}}|page=</nowiki> {{ParametrPomoc|7}} <nowiki>|mały]]</nowiki> '''Uwaga:''' Nie należy jednak wstawiać bezrefleksyjnie takich konstrukcji ze słowami magicznymi (jak <nowiki>{{PAGENAME}}</nowiki>) gdy nazwy nie powinny być trwale powiązane (na przykład nazwa pliku w indeksie starego typu lub nazwa kategorii na commons). Nazwy podlegają zasadom niezależnym od Wikiźródeł.<br> Po zapisaniu (czyli utworzeniu indeksu) należy go dopisać w odpowiednie miejsce w [[Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread|proofreadzie]]. == O tagu <nowiki><pagelist/></nowiki> == Znacznik <nowiki><pagelist/></nowiki> jest stosowana w indeksach nowego typu.<br> Szersze omówienie można znaleźć w poradniku [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Tag pagelist|Tag pagelist]]. W najprostszej postaci wpiszemy w polu '''Strony''' <nowiki><pagelist/></nowiki>, co po prostu wyświetli ponumerowane od 1 do max wszystkie strony z pliku .djvu lub .pdf.<br>{{f*|Przykłady:|u}} [[Indeks:Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu]]<br><br> Możliwe jest wyświetlenie tylko pewnych stron: np. <nowiki><pagelist from=4 to=27/></nowiki> co bywa używane do podzielenia tekstu na części:.<br> :• Część pierwsza<br> :<nowiki><pagelist from=1 to=27/></nowiki><br> :• Część druga<br> :<nowiki><pagelist from=28 to=54/></nowiki><br> :• Część trzecia<br> :<nowiki><pagelist from=55/></nowiki><br> {{f*|Przykład:|u}} [[Indeks:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu]]<br><br> Możliwa jest wreszcie "podmiana" wyświetlanego numeru strony np. na liczbę rzymską lub obniżenie numeracji dla dostosowania wyświetlanego symbolu do numeru strony w oryginale.<br>{{f*|Przykład:|u}} [[Indeks:Korczak-Bobo.djvu]]<br> == Indywidualne linki do stron == Stosuje się w indeksach starego typu.<br> W polu '''Strona''' zamieszczamy szereg linków w zwykłym wiki-formacie:<br> ::<nowiki>[[Strona:nazwa 001.jpg|1]] lub [[Strona:Adam Mickiewicz - Sonety krymskie.djvu/15|15]]</nowiki><br> Jeśli chcemy, by numery strony były wyświetlane jakoś inaczej jest to szczególnie łatwo zrobić: ::<nowiki>[[Strona:nazwa 001.jpg|1]] lub [[Strona:Adam Mickiewicz - Sonety krymskie.djvu/15|13]]</nowiki><br> lub ::<nowiki>[[Strona:nazwa 001.jpg|okładka]] lub [[Strona:Adam Mickiewicz - Sonety krymskie.djvu/15|XV]]</nowiki><br> ::{{f*|Przykłady:|u}} [[Indeks:Uniłowski Dzień rekruta]] • [[Indeks:Syn niedźwiednika]] • [[Indeks:M. Arcta Słownik Staropolski]] == Transkluzja do przestrzeni głównej, tag <nowiki><pages .../></nowiki>== Szersze omówienie znacznika <nowiki><pages .../></nowiki> można znaleźć w poradniku [[{{NAMESPACE}}:{{#if:{{PAGENAME}}|{{BASEPAGENAME}}||{{BASEPAGENAME}}}}/Transkluzja przy pomocy tagu pages|Transkluzja przy pomocy tagu pages]]. Tutaj tylko uwaga w związku z różnym formatem indeksu:<br> Gdy mamy do czynienia z indeksem '''nowego typu''' użyjemy prostszej składni:<br> &lt;pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|numer_strony_początkowej}} fromsection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} to={{ParametrPomoc|numer_strony_początkowej}} tosection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} /&gt;<br> lub jeśli nie są użyte sekcje:<br> &lt;pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|numer_strony_początkowej}} to={{ParametrPomoc|numer_strony_końcowej}} /&gt;<br> {{f*|Przykład:|u}}<br><br> &lt;pages index="Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu" from=11 to=12/&gt;<br><br> Przy przenoszeniu do przestrzeni głównej stron indeksowanych indeksem '''starego typu''':<br> &lt;pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|nazwa_strony_początkowej}} fromsection={{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} to={{ParametrPomoc|nazwa_strony_końcowej}} tosection="{{ParametrPomoc|nazwa_sekcji}} /&gt;<br> lub jeśli nie są użyte sekcje:<br> &lt;pages index={{ParametrPomoc|nazwa_indeksu}} from={{ParametrPomoc|nazwa_strony_początkowej}} to={{ParametrPomoc|nazwa_strony_końcowej}} /&gt;<br> {{f*|Przykłady:|u}}<br><br> <nowiki><pages index="Uniłowski Dzień rekruta" from="Uniłowski - Dzień rekruta S1 Ł0 C1.jpg" to="Uniłowski - Dzień rekruta S2 Ł6 C5.jpg"/></nowiki><br><br> <nowiki><pages index="M. Arcta Słownik Staropolski" from="M. Arcta Słownik Staropolski.djvu/0607" to="M. Arcta Słownik Staropolski.djvu/0749"/></nowiki><br><br> <nowiki><pages index="Syn niedźwiednika" from="Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/6" to="Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/151"/></nowiki> '''Uwaga:''' Użycie cudzysłowów jest konieczne zawsze, gdy w nazwach występują spacje, bywa używane standardowo dla uniknięcia niejasności. {{Przypisy}} kcvil54tepsuxmu9nun1coj5rulp2fr Strona:Samuel - Adalberg - Księga przysłów.djvu/106 100 918902 3157980 3045824 2022-08-26T19:53:00Z Zetzecik 5649 podział na sekcje, zmiany w formatowaniu proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Zetzecik" />{{Numeracja stron|||51}}</noinclude><section begin="chciwy" />{{tab|5}}3 Chciwemu nigdy dosyć. — {{f*|''Linde'', p.&nbsp;w. ''Chciwy''.|w=85%}}<br> {{tab|5}}4 Chciwy dwa razy płaci.<br> {{tab|5}}5 Chcéwi jak kuna. — {{f*|''Cen. Kasz. 22.''|w=85%}}<br> {{tab|5}}6 Chciwy, jak wilk na mięso.<br> {{tab|5}}7 Chciwy, jak wór dziurawy.<br> {{tab|5}}8 Chcéwému wszétko felá. — {{f*|''Cen. Kasz. 21.''|w=85%}}<br> {{tab|5}}9 Im więcej chciwemu pozwolisz, więcej pożąda. — {{f*|''Zygr. E.''|w=85%}}<br> 10 Na chciwego ziemi świętej braknie. — {{f*|''Żup. 14.''|w=85%}}<br> 11 Zawdy chciwemu nie dostawa, by nawięcej zebrał. — {{f*|''Petr. Hor.''|w=85%}}<br><section begin="chciwy" /> <section begin="chęć" />'''Chęć.'''<br> {{tab|5}}1 Chęci dobre, ale ciało mdłe.<br> {{f|{{tab|5}}2 Chęci do tego ustają, czego nam więc dozwalają. — {{f*|''Knap. 100; Wójc. Przyp. 109; Czel. 148.''|w=85%}}|wys=2em}} {{tab|5}}3 Chęć i ochota nie znają musu. — {{f*|''Pilch. Sen. II.''|w=85%}}<br> {{f|{{tab|5}}4 Chęć w pracę, praca w naukę, nauka w nabycie wprawują zawżdy. — {{f*|''Gospod. 113; Wójc. Przyp. 60.''|w=85%}}|wys=2em}} {{tab|5}}5 Chęci za chęci i dary za dary. — {{f*|''Twar. D.''|w=85%}}<br> {{tab|5}}6 Dobra chęć stoi za uczynek. — {{f*|''Ryś. cnt. 2.''|w=85%}}<br> {{f|{{tab}}{{tab}}Chęć za uczynek stoi. ''Pot. Arg.''|w=85%}} {{tab|5}}7 Dobre chęci starczą za uczynek.<br> {{tab|5}}8 Dobrej chęci Pan Bóg szczęści.<br> {{tab|5}}9 Dobremi chęciami piekło jest brukowane.<br> 10 Dobremi chęciami i kobiecemi językami piekło jest wybrukowane.<br> 11 Dobrym chęciom Bóg pomaga.<br> 12 Kiedy chęci dobre, to i droga krótka.<br> 13 Kto niema chęci, wie jak wykręci. — {{f*|''Czel. 281.''|w=85%}}<br> {{f|{{tab}}{{tab}}Kto nie ma prawej chęci, byle jak się wykręci. ''Lom. 17.'' Gdo ni má chęci, wié jak sie wykręci. ''Cinć. 13.'' Kto ni ma chęci, to wi jak wykręci. ''Feder. II. 351.'' Kto nie ma chęci, to kręci.|w=85%|wys=2em}} 14 Na chęci Bóg przestaje. — {{f*|''Szarz.''|w=85%}}<br> 15 Nie co chęć słodzi, lecz co się godzi. — {{f*|''Knap. 562.''|w=85%}}<br> {{f|{{tab}}{{tab}}T. j. czyń to, co sprawiedliwe, a nie co ci się podoba.|w=85%}} 16 Szczera chęć stanie za uczynek.<br> {{f|17 Trudność ustąpi, gdy chęć przystąpi. — {{f*|''Knap. 1178; Flor. 122 i 189; Żegl. II. 27; Mon. Ench. 221; Gr. Lat. 423; Mon. Gr. 423; Wójc. Przyp. 167; Lom. 32; Żup. 25.''|w=85%}}|wys=2em}} {{f|{{tab}}{{tab}}Trudność ustąpi, gdy wola przystąpi. ''Knap. 1178; Czel. 281.'' Trudnosc wnet wustąpi, kiele chęc préstąpi. ''Cen. Kasz. 5.''|w=85%|wys=2em}}<section begin="chęć" /> <section begin="chętny" />'''Chętny.'''<br> {{tab}}Nic trudnego dla chętnego.<br><section begin="chętny" /> <section begin="chichotać się" />'''Chichotać się.'''<br> {{tab}}Chichocze się, jak djabeł w rokicinie.<br><section begin="chichotać się" /> <section begin="chleb" />'''Chleb.'''<br> {{tab|5}}1 Aby chleb, to i zęby będą.<br> {{tab|5}}2 Az miło dusy, jak świzy chlib pusy. — {{f*|''Ulan. 320.''|w=85%}}<br> {{tab|5}}3 Bez chleba i bez soli zła miłość.<br> {{tab|5}}4 Bez chleba i zwierzyna nie smakuje. — {{f*|''Damb. Kaz.''|w=85%}}<br> {{tab|5}}5 Bez chleba nie obiad.<br> {{f|{{tab}}{{tab}}T. j. chleb jest najważniejszym, najniezbędniejszym pokarmem.|w=85%}} {{tab|5}}6 Bez chleba smutna biesiada.<br> {{tab|5}}7 Będzie miał chleb, jak psu wydrze. — {{f*|''Kolb. III. 197.''|w=85%}}<br> {{tab|5}}8 Będzie wtenczas chleb, jak nie będzie zębów.<br> {{tab|5}}9 Biedna to kraina, gdzie się chleb kończy, a kamień zaczyna.<br> 10 Chcesz chleba, to skocz do nieba.<br> 11 Chciało by mi się ciebie, ale na cudzym chlebie.<br> {{f|{{tab}}{{tab}}Ob. N. 128.|w=85%}} 12 Chleba dorabiać się trzeba. — {{f*|''Żup. 26.''|w=85%}}<br> 13 Chleb, co myszy pod skórą łażą.<br> {{f|{{tab}}{{tab}}Gdy skórka odstaje od chleba.|w=85%}} 14 Chleb cudzym nożem krajany — niesmaczny.<br> 15 Chlebem i solą ludzie sobie ludzi niewolą.<br> {{f|{{tab}}{{tab}}Pospolicie mówią: chlebem a czapką u nas w Polszcze wiele kupić można. ''Lis. T.'' Polacy mówią, że chlebem i solą Przyjaźń łowią i ludzi niewolą. ''Jabł. Ez.''|w=85%|wys=2em}} {{f|{{tab}}{{tab}}Ob. p. w. ''Czapka''.|w=85%}} {{f|16 Chleb, fakcje, złoto wielką dziurę w rzeczach czynią. — {{f*|''Zabcz. Et. 14; Wójc. Przyp. 119.''|w=85%}}|wys=2em}} {{f|{{tab}}{{tab}}Fakcja = towarzystwo, stronnictwo, partja.|w=85%}} 17 Chleb go w zęby kole.<br> {{f|{{tab}}{{tab}}Spanoszał.|w=85%}} 18 Chleb i woda, ludzka wygoda. — {{f*|''Żup. 23.''|w=85%}}<br> 19 Chleb i woda, niema głoda.<br> {{f|{{tab}}{{tab}}''Odm''. Chleb, sól i woda, to niema głoda. — Gdzie chleb, ser i woda, tam niema głoda. § Gdzie jest chleb, tam głodu żadnego niemasz. ''Damb. Kaz.'' Przy chlebie i wodzie Ani wspomni się o głodzie. ''Turk. Epigr.'' Póki sól mamy i chleb na stole, jeszcze to nie głód. ''Kniaźn. Pocz.''|w=85%|wys=2em}} 20 Chleb każdego trzyma.<br> 21 Chleb ludzi bodzie.<br> 22 Chleb ma rogi.<br> {{f|{{tab}}{{tab}}Ob. N. 123.|w=85%}} 23 Chleb namocniej wiąże (trzyma) człowieka (sługę, więźnia). — {{f*|''Knap. 60.''|w=85%}}<br> {{f|{{tab}}{{tab}}Chleb najmocniej wiąże. ''Żegl. I. 14; Czel. 44.''|w=85%}} 24 Chleb nogą depce. — {{f*|''Cinć. W. 306.''|w=85%}}<br> {{f|{{tab}}{{tab}}Za nic sobie szczęście waży, rozrzutny, marnotrawny.|w=85%}} 25 Chleb, piwo i świéca zdobią szlachcica.<br> 26 Chleb płacze, gdy go darmo jedzą.<br> 27 Chleb pracą nabyty bywa smaczny i syty. — {{f*|''Żup. 26.''|w=85%}}<br> 28 Chleb się nie przeje.<br> 29 Chleb się nie rodzi. — {{f*|''Linde'', p. w. ''Chleb''.|w=85%}}<br> {{f|{{tab}}{{tab}}Bez pracy nie będzie kołaczy.|w=85%}} 30 Chleb, sól i woda, kozacka wygoda.<br><section begin="chleb" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7acg6ldphu241zxec7mav6vxzmv23bz Szablon:IndexPages/Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu 10 924528 3157758 3157437 2022-08-26T14:01:47Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>502</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>0</q2><q1>371</q1><q0>17</q0> gyhqlkoj6lnx84upr9abflw6p6ka3h9 3158804 3157758 2022-08-27T01:02:04Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>502</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>0</q2><q1>373</q1><q0>17</q0> i4pyjmdw0cagqpozjac1tk7wog3j39a Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/15 100 990705 3158004 3043847 2022-08-26T20:54:17Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{Skan zawiera grafikę|Domek autora z jego poprzedniego pobytu.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qy5w9enusklthmujs9keq7x5nzmg33e Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/25 100 990706 3158019 3043848 2022-08-26T21:20:01Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{Skan zawiera grafikę|Rio de Janeiro.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rylkahpvfh79fjl51331bapjo69on83 Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/43 100 990707 3158041 3043849 2022-08-26T22:13:32Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{Skan zawiera grafikę|Pâo d΄Assucar.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> a23xix4bonvo3kol6i1brfdzvnn1r95 Szablon:IndexPages/PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf 10 990714 3158010 3048090 2022-08-26T21:02:02Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>282</pc><q4>14</q4><q3>244</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>24</q0> mz74hq1ppqkgsmwx6xf37aa8gfu6yfd 3158036 3158010 2022-08-26T22:02:03Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>282</pc><q4>33</q4><q3>225</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>24</q0> 37svkojuc43jo4q3yt0k16orsiyathc 3158050 3158036 2022-08-26T23:02:01Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>282</pc><q4>41</q4><q3>217</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>24</q0> jgzpdmjqe4s2wt0a27xk53mhaa4eh9s Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/9 100 990847 3157998 3026388 2022-08-26T20:39:32Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /><br><br></noinclude>{{c|'''WSTĘP.'''}} {{tab}}Na schyłku roku Pańskiego 1843 były ułan Chłapowskiego, uczestnik powstania listopadowego, Józef Warszewicz wyemigrował do Ameryki. W ciągu lat dziesięciu (do r.&nbsp;1853) gromadził tam i posyłał do Europy zbiory przyrodnicze: botaniczne i zoologiczne — z Peru, Boliwji, Kolumbji i&nbsp;t.&nbsp;d.<br> {{tab}}O życiu tego pierwszego w Ameryce Południowej polskiego podróżnika-naturalisty bardzo mało dostało się do wiadomości ogółu, aczkolwiek w krakowskim Ogrodzie Botanicznym znajduje się cały szereg żywych po nim pamiątek: wspaniałe storczyki, kanny, z których jedna nazwana na cześć jego ''Canna Warszewiczi'', dalej ''Begonia Warszeniczi'', ''Ribes Warszewiczi'' i wiele innych okazów botanicznych, zdobytych przez Warszewicza i dostarczonych do Krakowa.<br> {{tab}}Natomiast z zebranych przezeń okazów zoologicznych nie posiadamy, niestety, nic. W owym czasie Polska nie miała uczonych,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ctcy1kkpjd7k3v215gp22nzsyj9tfh1 Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/10 100 990851 3157999 3026395 2022-08-26T20:43:19Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{Numeracja stron|4|}}</noinclude>którzy mogliby opracować naukowo zbiory zoologiczne z Południowej Ameryki i okoliczność ta była widocznie przyczyną, że zbiory Warszewicza, w większości ptaki, znalazły się na obczyźnie — przeważnie w Niemczech. O wielkiem uznaniu, jakiem w świecie naukowym cieszyła się praca Warszewicza, świadczy fakt, że cały szereg gatunków nazwano na jego cześć jego imieniem; znamy więc: ''Saucerottea warszewiczi'' (Cab. & Heine) — prześliczny koliberek złocisto-zielony z niebieskiemi skrzydełkami i ogonkiem, ''Lepidocolaptes warszewiczi'' (Cab. & Heine) — ptak z rodziny tęgosterów amerykańskich (''Dendrocolaptidae''), cały rudy, usypany plamkami, mającemi postać łez; wreszcie ''Dives warszewiczi'' (Cabanis) — wielki, cały czarny z niebieskawym połyskiem ptak z rodziny kacyków (''Icteridae'').<br> {{tab}}Zarazem atoli, jakby przez zemstę za to, że zbiory patrjoty-emigranta dostały się do rąk obcych, częstokroć Polsce wrogich, nazwisko jego w nazwach gatunków przekręcono w barbarzyński sposób: Warszewiezi, Warcewiczi, a nawet Warscewiezi...<br> {{tab}}W końcu lipca r. 1865 na pokładzie fregaty francuskiej „Amazone“ odpłynął do {{pp|Ame|ryki}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8lh18gguxjrl81xvnypmp6i1en62z3z Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/11 100 990852 3158000 3026553 2022-08-26T20:46:06Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{Numeracja stron|||5}}</noinclude>{{pk|Ame|ryki}} Południowej drugi zkolei polski podróżnik-naturalista — Konstanty Jelski. O życiu jego mamy cały szereg zupełnie pewnych i dokładnych wiadomości. Wiemy, iż w r.&nbsp;1863 proponowano mu objęcie katedry zoologji na uniwersytecie kijowskim; wiemy, że na tułaczkę pchnęły go, podobnie jak i Warszewicza, wypadki polityczne; wiemy, że, pracując w pracowni zoologicznej p. Deyrolle’a w Paryżu, powziął zamiar ekspedycji do Południowej Ameryki, na którą zresztą, również jak i Warszewicz, nie posiadał środków pieniężnych, tak, że nawet na przejazd z Paryża do Tulonu musiał wyjednać sobie u policji paryskiej „świadectwo niezamożności“, ażeby uzyskać zniżkę ceny biletu. Tak samo rzecz się miała z przejazdem przez ocean. Przygotowując się w Paryżu do podróży, i potem – zaraz po przyjeździe do Ameryki — starał się usilnie o zajęcie zarobkowe i umówił się z handlarzem paryskim E. Verreaux o dostarczanie na sprzedaż skórek ptasich, zaś z p. Deyrolle — o owady. Widocznie jednak widoki na zarobek z tych źródeł były zbyt niepewne, skoro niedoszły profesor zoologji uczuł się niezmiernie szczęśliwym, otrzymawszy przy szpitalu kajeńskim posadę ucznia {{pp|apte|karskiego}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> azhw5hmb7d2yd302n8staiiuztvkggm Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/12 100 990853 3158001 3043846 2022-08-26T20:48:15Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|apte|karskiego}} z płacą 1000 franków rocznie. Gdy zaś i to nie wystarczało, znalazł sobie dodatkowe zajęcie w postaci wykładów w szkołach kajeńskich z takąż płacą 1000 franków rocznie. Mimo jednak tych ciężkich warunków pobyt Jelskiego w Ameryce Południowej trwał długo — lat kilkanaście. Do końca roku 1869 badał Gujanę francuską, w szczególności poznał dokładnie okolice Kajenny, dalej St. George d’Oyapock, miasteczko nad rzeką Oyapock, stanowiące obecnie południową granicę Gujany francuskiej; dalej zbadał Montagne d’Argent, wreszcie czas dłuższy spędził nad rzeką Maroni (północna granica Gujany francuskiej), w szczególności w okolicach zakładu karnego St. Laurent du Maroni. W końcu roku 1869 przeniósł się do Peru, gdzie prowadził badania przeważnie w części środkowej kraju; głównemi terenami jego pracy były okolice Limy, Maraynioc’u, Amable Maria i&nbsp;t.&nbsp;d.<br> {{tab}}Co do plonów jego pracy, los był dlań łaskawszy, niż dla Warszewicza, przynajmniej bowiem część jego zbiorów mogła już być opracowana w Polsce, a mianowicie zbiory z dziedziny fauny ptasiej, których większość opracował Władysław Taczanowski. Cały szereg gatunków o nazwach naukowych, {{pp|po|łączonych}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 14qvg0xwmh4nf8laeeiyet73kv43ong Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/13 100 990857 3158002 3045341 2022-08-26T20:50:45Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|po|łączonych}} z imieniem Jelskiego, świadczy wymownie o wielkiej doniosłości jego pracy w Gujanie i Peru. Znamy tedy: malutkiego dzięciołka z rodzaju ''Picumnus'' — (rodzaj właściwy Południowej Ameryce) — ''Picumnus jelskii''; dwa gatunki pięknie zabarwionych kolibrów: ''Thalurania jelskii'' i ''Metallura jelskii''; ''Upucerthia jelskii'' — ptak z rodziny garncarzy amerykańskich (''Furnariidae''); ''Ochtoeca jelskii'' — muchołówka amerykańska z rodziny ''Tyrannidae''; wreszcie tangary: ''Iridosornis jelskii'', ''Spodiornis jelskii'' i&nbsp;t.&nbsp;d.<br> {{tab}}Atoli ani Warszewicz, ani Jelski nie zdołali uwieńczyć pracy swego życia; nie przekazali potomnym tej jedynej trwałej spuścizny, jaką pozostawić może uczony badacz: w wyniku swych podróży nie wydali żadnego dzieła naukowego. Zbiory same przez się stanowią tylko materjał do badań, ulegający nadto po pewnym czasie zniszczeniu, zaś trwałym wkładem do dorobku kulturalnego narodu jest i pozostanie jedynie dzieło naukowe, oparte na zebranym materjale i uzupełnione własnemi, poczynionemi na miejscu spostrzeżeniami.<br> {{tab}}Wszakże obwiniać z tego powodu naszych podróżników nie należy. {{pp|Prawdopodo|bnie}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8yxeytvh7wpa3hk47ynrq8voehcwovd Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/14 100 990860 3158003 3044094 2022-08-26T20:53:27Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|Prawdopodo|bnie}} zawiniła tu raczej obojętność ogółu przeciętnej inteligencji polskiej, która nie doceniała i nie docenia dotychczas doniosłości przyrodniczej pracy polskiej w krainach egzotycznych. Obojętność ta obarczyła ich brzemieniem nad siły, ustawiczną troską o zdobywanie środków materjalnych do prowadzenia badań, co oczywiście musiało odbić się w sposób fatalny na rezultatach pracy. Gdyby Jelski czas, poświęcony na pracę zarobkową w aptece, mógł zużyć właściwie na studja nad literaturą przyrodniczą, odnoszącą się do badanego przezeń kraju, gdyby potrzeby Warszewicza były zaspokojone — bylibyśmy niewątpliwie bogatsi o cały szereg niezmiernie ciekawych prac naukowych.<br> {{tab}}A jednakże w osobach tych tułaczów i wygnańców, mimo najcięższych warunków materjalnych i psychicznych, wśród których działać im wypadło, przyrodnicza myśl polska dowiodła, że nie da się zakuć w ciasne ramki tych lub owych granic politycznych czy geograficznych, jeno z niezmierną siłą żywotną wyrywała się za ocean, dążąc do tej krainy, tak mało jeszcze znanej, a stanowiącej ziemię obiecaną dla wszystkich naturalistów świata, i zdobyła przebojem poczesne miejsce<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> amk2tflj4yo3ry1elli4s258s11eraq Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/24 100 990864 3158018 3044203 2022-08-26T21:19:06Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>specjalnych, przedstawiciele zaś innych grup świata zwierzęcego, a także rośliny i człowiek występują tu tylko o tyle, o ile narzuciły mi się w bezpośredniem zetknięciu.<br> {{tab}}Wreszcie pragnę zaznaczyć, iż, wspominając o Warszewiczu i Jelskim, nie zamierzałem dawać szkicu podróży polskich do Ameryki Południowej. Pominąłem przeto wyprawy, które bądź w innych warunkach się odbyły, bądź inne zadania miały na celu. Do takich należą znane podróże: pp. Jana Sztolcmana, prof. J. Siemiradzkiego, Jana Kalinowskiego i szereg innych.<br><br> <br> {{---}}<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4fvbstv6jucuckev3lrafk6ynzrfvp3 Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/17 100 990867 3158005 3044181 2022-08-26T20:56:53Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>w dziedzinie badań przyrodniczych. W historji tych badań, obok głośnych nazwisk badaczy Ameryki Południowej: ''Johann‘a Natterer‘a'', ''Alcide‘a d‘Orbigny‘ego'', ''Auguste‘a de Saint Hilaire'', ''hr. F. de Castelnau'', ''księcia Maximiliana Wied‘a'', ''Johann‘a Baptysty Spix‘a'', ''George‘a Heinrich‘a von Langsdorff‘a'', ''Emila Barlett‘a'', i innych figurować będą nazwiska polskie: Józefa Warszewicza i Konstantego Jelskiego.<br> {{tab}}Praca przyrodnicza autora notatek niniejszych ma poniekąd znaczenie łącznika między tymi, co już odeszli, i tymi, co przyjść mają. Podróżom moim do Parany tę tylko przypisuję wartość, iż ciągłość przyrodniczej pracy polskiej w Ameryce Południowej nie została przerwaną.<br> {{tab}}Dokoła takiej pracy w dziewiczych puszczach Ameryki Południowej snuły się moje marzenia już w latach dziecięcych, lecz warunki, wśród których toczyło się życie, przez czas długi wznosiły przeszkody nie do zwalczenia. A jednak tęsknota badacza, stanowiąca przekleństwo, lecz zarazem i wielką radość życia, kapitulować mi nie pozwoliła.<br> {{tab}}Chcąc zapewnić sobie możność pracy w ciągu dłuższego czasu, ułożyłem plan na podstawie tych danych, jakie udało mi się {{pp|zna|leźć}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pey35ncpz1ptm05pe9gua1mgxjdilii Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/18 100 990869 3158007 3044183 2022-08-26T20:59:46Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|zna|leźć}} w literaturze podróżniczej. Plan ów polegał na tem, aby osiąść wśród puszczy brazylijskiej i, zdobywając własną pracą na ziemi środki do życia, prowadzić badania przyrodnicze. Główną nadzieję pokładałem na utrzymywaniu pasieki, która powinna była dostarczyć mi funduszów na zakup pomocy, niezbędnych do prowadzenia badań, a mianowicie broni, amunicji, literatury specjalnej i&nbsp;t.&nbsp;p.<br> {{tab}}Czyż mogłem wątpić o powodzeniu swego planu, czytając w dziełku przyrodnika, oddawna osiadłego w Paranie, następujący ustęp, poświęcony pszczelnictwu: „Nigdzie na świecie pszczelnictwo nie ma tak szczęśliwych warunków, jak w Paranie. Łagodny klimat, bogata, różnorodna roślinność sprawiają, że pszczoły pracują tu bez przerwy rok cały. Niestety, pomimo świetnych warunków i dodatnich rezultatów, jakie i teraz niektórzy osadnicy otrzymują, pszczelnictwo nie jest dostatecznie rozwinięte. W wielu wypadkach na przeszkodzie stoi brak znajomości rzeczy, brak tu zupełnie fachowców.“<br> {{tab}}Ażeby tedy należycie być przygotowanym, przestudjowałem w r.&nbsp;1908/9 pszczelnictwo na kursach pszczelniczo-ogrodniczych w Warszawie, wykonałem własnoręcznie dla<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> k7n4muuozjhl7caasoet6icollbiron Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/19 100 990873 3158012 3044185 2022-08-26T21:04:03Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>wprawy kilka ulów najnowszego systemu, zakupiłem wszystkie niezbędne narzędzia, jak wirówkę, praskę do sztucznych plastrów i&nbsp;t.&nbsp;p. tudzież całą bibljoteczkę odpowiednich książek, — i w lutym r.&nbsp;1910 ruszyłem w świat.<br> {{tab}}Po długiej i wysoce męczącej, bo przeszło 4 miesiące trwającej podróży, znalazłem się nad rzeką Iguassu na własnym kawałku ziemi, właściwie szczerego lasu, w zupełnem pustkowiu. Rozpoczęło się surowe życie osadnika: rąbanie drzew, palenie wyciętych połaci leśnych, uprawa sposobem miejscowym czarnej fasoli, kukurydzy i warzyw miejscowych, jak: bataty, mandjoka. Nie zapomniałem również i o warzywach naszych: obok domu, w ogródku poczesne miejsce zajmowały {{Korekta|kalafjory|kalafjory,}} rzodkiewka, pomidory, kapusta, opodal, na tle bujnej roślinności zwrotnikowej, rysowały się ule Dadan‘a, a wesoły brzęk pszczół zlewał się w harmonijną całość ze szczebiotem ptactwa. Praca na ziemi pochłaniała mi czas całkowicie. Tylko w niedzielę pozwalałem sobie wyruszyć ze strzelbą na wyprawę myśliwsko-przyrodniczą do boru lub na rozlegle błonia, widniejące na drugim brzegu Iguassu.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8b36e32z8gcnfr78c6lhkwccq9xiptv Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/20 100 990876 3158013 3044187 2022-08-26T21:05:56Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Kto nigdy nie znajdował się w podobnych warunkach, ten nie zdoła zrozumieć i ocenić, jak wiele zadowolenia dać może takie życie samotnika na łonie natury i w ciągłem bezpośredniem z nią obcowaniu, jak wielki stanowi ono wypoczynek dla nerwów człowieka, który przekona się tu ze zdziwieniem, iż mocnych zębów i ostrych pazurów potrzeba mu stokroć bardziej środowisku kulturalnem, niż w dziewiczej puszczy.<br> {{tab}}Gdy jednak zebrałem plony mej pracy, spotkał mię przykry zawód: okazało się, że pomimo największych wysiłków nie starczą one na zaspokojenie nawet najniezbędniejszych potrzeb życiowych. Wszystkiego wyprodukować nie można, a na zakup soli, tłuszczów i&nbsp;t.&nbsp;p. pieniędzy nie było. Jeszcze dotkliwszy zawód sprawiły mi pszczoły: oto cena miodu była tak niska, że nie opłacała nawet kosztów przewozu do większych miast, na miejscu zaś na miód nie było zupełnie popytu. Gdy zaś zkolei oceniłem rezultaty swej pracy przyrodniczej, musiałem przyznać, że życie Robinzona, jakkolwiek posiada urok niezmierny, ma przecież tę ujemną stronę, że marnuje bardzo wiele czasu, który w innych warunkach produkcyjniej mógłby być zużyty. Surowe życie<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hlj75xje5emo283e3qfofvgz5nnwyar Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/21 100 990878 3158015 3044190 2022-08-26T21:10:44Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>osadnika, własnoręczna praca na ziemi, oraz zupełna samotność i brak środków na nabycie materjałów pomocniczych złożyło się na to, że kolekcje nie należały do licznych.<br> {{tab}}Wypadło tedy zmienić plan, właściwie ułożyć inny, zapewniający posiadanie dostatecznych środków materjalnych, i w tym celu trzeba było powrócić czasowo do Europy. Atoli przed wyjazdem zapragnąłem zobaczyć więcej brazylijskiego świata, niż to mogłem uczynić z okienka mej chatki nad Iguassu. Powierzywszy więc dobytek bezdomnemu osadnikowi i pożegnawszy z ciężkiem sercem jedynych towarzyszów samotności — kotka i psa — ruszyłem na północ w kierunku rzeki Ivahy, która pociągała mię oddawna. Przeszło trzy miesiące trwała wycieczka, a nie była zbyt wygodną: wraz z towarzyszem podróży nocowaliśmy na gołej ziemi, za pokarm mieliśmy fasolę i co się upolować dało; upał, pragnienie, a nawet głód dokuczały nam stale. A jednak ta podróż piesza niezatarte pozostawiła wspomnienia! Odbywszy jeszcze wycieczkę parowcem w górę Iguassu, do Porto Uniâo da Victoria, przystąpiłem po powrocie do domu do likwidacji pierwszego mego „podróżniczo-naukowego“ przedsięwzięcia.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> sstck64vvalabitpwa6ei61e7vu7om3 Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/22 100 990879 3158016 3044198 2022-08-26T21:15:41Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Wracałem do Polski z nadzieję, że uda mi się zainteresować kogoś z możnych świata tego i uzyskać pomoc. Niestety, sprawę przyjmowano gorzej niż obojętnie, nietylko pomocy ale nawet życzliwego poparcia nie udało mi się zdobyć. Jedynie słynny uczony bawarski Karol Hellmayr zainteresował się mą pracą, przyrzekł poparcie, a nawet pomoc ze strony Akademji w Monachjum. Z tą jedynie obietnicą wyruszyłem w roku 1913 po raz drugi za ocean. W początkach wiodło mi się nieźle: zdobyłem całe serje ptaków nader rzadkich, a bardzo mało znanych, co doskonale usposobiło do mej pracy K. Hellmayra. Niestety, wybuch wojny pokrzyżował me plany. Wypadki wojenne przerwały wszelką łączność z Monachjum i na żadną już pomoc liczyć nie mogłem, gdyż nawet znajomi w Londynie, których zdołałem zainteresować, nie uważali za możliwe uzyskanie jej podczas wojny. Wypadło zatem wracać ponownie do Europy. Przeżywałem znowu tak ciężkie chwile, jak kiedyś nad brzegami Iguassu w przeddzień odjazdu.<br> {{tab}}Wkrótce atoli, zrazu mglisto i nieśmiało, a potem coraz jaśniej i pewniej, poczęła rosnąć we mnie nadzieja, że może uda mi się wziąć czynny udział w walce o niepodległość<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5d9n2qns8twgue1q1i4tq4qh6y07svm Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/23 100 990882 3158017 3044200 2022-08-26T21:18:07Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>Polski; zdawna wierzyłem, że ojczyzny nie można wyżebrać w przedpokojach potentatów świata, ani ją wyszachrować za zielonym stołem obrad. Rozumiałem, że jedynie nieubłagana walka orężna z przemożnymi wrogami może nam zwrócić to, czego brak tak boleśnie odczuwać się dawał Polakom wszędzie, na całej kuli ziemskiej i ołowiem ciężył nawet nam, bezdomnym wygnańcom — własną państwowość. Szczęśliwe urzeczywistnienie tych pragnień i nadziei wynagrodziło mi przerwę w umiłowanej pracy.<br> {{tab}}Szkic niniejszy jest wierną opowieścią mej drugiej wyprawy do Brazylji. Jadąc, nie przypuszczałem, iż wypadnie mi kiedyś opisywać mą podróż, to też nie dążyłem bynajmniej do ogarnięcia całości bujnego życia tego zakątka Południowej Ameryki. Jedynem mojem zadaniem było zbadać możliwie dokładnie faunę ptasią Parany, i w tym przeto kierunku skupiona była cała moja uwaga. Obawiałem się nawet zbytnio ją rozpraszać na rzeczy, nie należące do zakresu badań specjalnych. To też czytelnik nie znajdzie tu bynajmniej wyczerpującego opisu kraju, jego fauny, flory i człowieka. Dominującą rolę w mych opowiadaniach grają ptaki — przedmiot mych studjów<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> s5w9gjqo1nm5h85e45kaungs7mqnlec Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/27 100 990885 3158020 3044038 2022-08-26T21:21:36Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /><br><br></noinclude>{{c|'''I.'''}} {{c|'''Na Atlantyku.'''}} {{tab}}Była już późna wieczorna godzina, gdy Hohenstaufen trzykrotnem potężnem ryknięciem pożegnał Hamburg. Owa spóźniona pora zepsuła cały efekt odjazdu. W mroku nie było widać ni łez, ni bladości twarzy, ni innych zwykłych oznak pożegnalnego wzruszenia. Wesoła fanfara orkiestry, którą mieliśmy na pokładzie stłumiła resztki niepokoju, jaki zazwyczaj wzbiera w piersi w chwili rozstania, i śruby okrętowe poczęły działać — zrazu wolno, potem coraz szybciej, szybciej...<br> {{tab}}Dla mnie podróż zaczęła się od irytacji. Przepisy okrętowe wymagają, ażeby pasażer osobiście dopilnował ładowania swego bagażu, że zaś wśród ogólnego zgiełku i zamieszania nie mogłem dogadać się z nikim, musiałem dać za wygraną i zły poszedłem spać.<br> {{tab}}Nazajutrz obudziłem się z silnym bólem głowy, pomimo 56-u dni, spędzonych już poprzednio na morzu; początek tej podróży {{pp|mor|skiej}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> eltk9e3jea9n6dr7h4zqg0ngpx25w41 Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/28 100 990887 3158021 3044206 2022-08-26T21:25:51Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|mor|skiej}} dał mi się mocno we znaki. Statek nasz — „stara łupina niemiecka“, jak go określił jeden z urzędników towarzystwa Hamburg-Amerika-Linie, kołysał się jak huśtawka, wiatr dął potężnie i deszcz co chwila ćwiczył pokład. Zegarek mój wskazywał dziesiątą rano: brudne, szaro-zielone fale rozbijały się z szumem o boki statku, za okrętem sunęły mewy tak uroczyście, iż rzekłbyś należą do policji pruskiej i z właściwem jej namaszczeniem pełnią swą powinność. Kołysanie statku, deszcz i wiatr wzmagały się z każdą chwilą, doczekawszy się więc posiłku, przypomniałem dobre, stare przysłowie niemieckie: „nach dem Essen soll man schlafen nicht vergessen.“<br> {{tab}}Pod wieczór zatrzymaliśmy się na pierwszy popas w Boulogne. Zabraliśmy stąd martwy i żywy towar — ten ostatni w postaci Turków i Arabów, tłumnie uciekających przed {{Korekta|wojną,,|wojną,}} ażeby dostać się... na plantacje kawy w Sâo Paulo. Cichy i spokojny przed chwilą statek zalała fala ludzka, wrzeszcząca, klnąca, cuchnąca drzewem sandałowem i jakiemiś wschodniemi wonnościami. Natychmiast też utworzyło się koło nas piekiełko ludzkie, stanowiące jaskrawy kontrast ze spokojem pysznej, dziwnie błękitnej nocy na kanale La Manche. Na ciemno-szafirowej toni — tysiące drobnych światełek, w górze mirjady gwiazd,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 35owo12eaiwt6izg9yx34orrn643hpq Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/45 100 990888 3158042 3044239 2022-08-26T22:14:43Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|przy|brało}} barwę bladą, niebo zaś, prawie białe, przysłoniło się lekką mgłą: promienie słońca, odbijając się od powierzchni morza, prażyły niemiłosiernie. Nic dziwnego — wszak przebywaliśmy najgorętszy pas na kuli ziemskiej. Wieczorem rozległ się okrzyk „Land“ — lecz ziemię ujrzeliśmy dopiero nazajutrz o świtaniu.<br><br> <br> {{---}}<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> g4vl39xl79qa6z0pplpaocmp4agsbcs Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/29 100 991201 3158022 3044207 2022-08-26T21:28:06Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>a cały przestwór przepojony jakimś mistycznym błękitem...<br> {{tab}}Dzień trzeci podróży mieliśmy burzliwy. Wiatr dął coraz silniej, biała „wełna“ coraz częściej i coraz liczniej jęła ukazywać się na powierzchni wód. Wraz ze wzmożonem kołysaniem się statku, wzmogła się i choroba morska, tak bezlitośnie dręcząca swoje ofiary, zdrowym zaś zdolna obrzydzić wszystko i wszystkich, tem bardziej, że nie okazała się dla nich tak względna, jak niegdyś dla Słowackiego, i uraczyła ich stokroć bliższemi i wstrętniejszemi objawami, niż „odgłos dalekiej po salonach czkawki.“ Zdrowych, co prawda, pozostało wkrótce niewielu, gdyż tylko ja i Niemiec-inżynier, udający się na plantacje trzciny cukrowej, zdołaliśmy oprzeć się zwycięsko owej istnej pladze morza.<br> {{tab}}W oddali, jak sina mgła, majaczyły brzegi Francji. Co chwila mijaliśmy statki, salutując niektóre z nich trzykrotnem opuszczeniem flagi. Wreszcie około g. 6-ej minęliśmy Brest i poczęliśmy oddalać się od lądu, kierując się światełkami latarni morskich.<br> {{tab}}W nocy wiatr i fala wzmagały się i rosły coraz bardziej, a kiedy nazajutrz rano wyjrzałem na pokład, oczom moim przedstawił się niezmierny, jednostajny, posępnej ołowianej barwy przestwór zlewających się zupełnie na krańcach widnokręgu nieba i morza. {{pp|Potwo|rzyły}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jhkmzatadmwjrveumlrn3myvvei7f0t Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/30 100 991202 3158023 3044209 2022-08-26T21:30:11Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|Potwo|rzyły}} się olbrzymie góry wodne o białych szczytach i, pędząc jedna za drugą, uderzały z wściekłością w boki statku, który pod temi razami pochylał się gwałtownie i z niezmierną trudnością posuwał się naprzód.<br> {{tab}}Tył statku, gdzie obrałem sobie stały punkt obserwacyjny, to zanurzał się w wodę poniżej poziomu morza, to znowu z błyskawiczną szybkością i głośnym warkotem śrub wylatywał w górę. Huśtawka taka mogłaby być nawet przyjemna, gdyby nie trwała zbyt długo. Kiedy jednak trwa doby całe, staje się rozrywką mniej ponętną, szczególniej wobec świadomości, że zabawy tej nie zdołalibyśmy przerwać nawet wtedy, gdyby „łupina“ nie wytrzymała naporu fali i pękła, co mogłoby zdarzyć się z łatwością, gdyż niedawno nasz Hohenstaufen nadwyrężył się tak silnie o skałę podwodną, że nieledwie cudem uniknął zatonięcia.<br> {{tab}}Mewy znikły. Poetyczne te ptaki do tego stopnia ożywiają monotonję podróży, że, nie widząc ich, uczuwamy dotkliwą pustkę. Nie oddalenie od lądu spowodowało ich nieobecność, lecz silna wichura. Czas jakiś widzieliśmy je w oddali, jak sunęły naprzód, walcząc z porywami wichru — wreszcie znikły nam z oczu, ustępując miejsca burzykom. Ciemnej barwy, o silnie zbudowanych skrzydłach ptaki te zdawały się igrać z {{pp|burz|liwą}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7fxwquyo2je8w4m0rqf3d7f0alabii0 Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/31 100 991203 3158026 3044210 2022-08-26T21:40:26Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|burz|liwą}} wichurą. Liczne grupy podróżnych obserwowały z rozkoszą ich lot wspaniały, śledziły pilnie, gdy z szybkością błyskawicy wzbijały się w górę ponad maszty, by następnie po dokonaniu w powietrzu przeróżnych ewolucyi, upaść nad powierzchnię wody i czas jakiś unosić się tuż ponad falą.<br> {{tab}}Wieczorem morze, niebo i strugi deszczu zlały się w jakiś chaos niepojęty, nieprzenikniony. Zbliżyliśmy się do Leixoes, lecz burzliwa pogoda nie pozwoliła nam wejść do portu, całą przeto noc błąkaliśmy się u brzegów, płynąc zaledwie cząstką pary. Bezwładny statek jeszcze bardziej podlegał wstrząśnieniom, to też noc tę zaliczyć muszę do najgorszych w ciągu całej podróży. Bezustanne gwałtowne przechylanie się naszego Hohenstaufena zmuszało nas do maglowania własnego łóżka, trzeba się było przytem trzymać poręczy, aby nie wypaść. Każdemu gwałtowniejszemu wstrząśnieniu towarzyszył brzęk tłuczących się naczyń. Co chwila nad głową rozlegał się łoskot ulewy lub tupot przebiegających marynarzy.<br> {{tab}}Blady, posępny dzień zastał nas przy wejściu do Laixoes. Dość długo wypadło nam tu czekać na pilota, który miał nas wprowadzić do zatoki. Ukazał się wreszcie z trudnością prujący fale maleńki parowczyk. Co żyło, wyległo na pokład, aby podziwiać zręczność,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> oc9ivy2bu7kv8wjeathzszqnvd64mok Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/32 100 991204 3158027 3044211 2022-08-26T21:42:38Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>z jaką ów stateczek zwalczał rozhukany żywioł, grożący mu lada chwila zalaniem, oraz odwagę marynarzy portugalskich, ze spokojem, a nawet z lekceważeniem niebezpieczeństwa pełniących swą ciężką powinność. Pomimo niezmiernych wysiłków, rozhukane bałwany nie pozwoliły jednak pilotowi dostać się na nasz statek, kierował więc jego ruchami bądź z pomocą znaków, bądź krzykiem.<br> {{tab}}Przy wejściu do portu natknęliśmy się na rozbity parowiec angielski, który niebacznie zbyt blisko podsunął się do brzegu.<br> {{tab}}W porcie było względnie spokojnie: burzliwe fale rozbijały się z szumem o kamienną ścianę, wyrzucając wysoko płaty białej jak śnieg piany, lecz do nas dochodziło zaledwie słabe ich kołysanie. Staliśmy tu parę godzin. Jak zwykle w portach, obległa nas natychmiast cała armja przekupniów wszelkiego rodzaju, darła się na pokład, otaczała statek wieńcem łodzi — i rozpoczął się hałaśliwy targ. Żórawie okrętowe ze zgrzytem i piskiem ciągnęły towary z wielkich i ciężkich barek na statek. Uciekłem wreszcie aż na górny pokład. Tu cicho było i spokojnie. W oddali widniały małe, przeważnie piętrowe domki amfiteatralnie położonego miasta. Ponad niemi rozciągała się szeroka wstęga iglastego lasu, wyżej zaś w niebiesko-burą mgłę spowite drzemały góry. U dołu, w przystani,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> da8w9qk64kvqh337qfdzl1k8t6x8s5z Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/33 100 991211 3158029 3044213 2022-08-26T21:45:02Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>wrzało życie: co chwila przebiegały wagony tramwaju elektrycznego, pędziły zaprzężone w kilka koni lub mułów wehikuły. Niedaleko od nas stała stara fregata portugalska. Grano pobudkę.<br> {{tab}}Stolica Portugalji Lizbona odległa jest od portu Leixoes zaledwie o parę godzin drogi, że zaś postój naszego statku trwał tu znacznie dłużej, więc, pomimo fatalnej pogody, wybraliśmy się na zwiedzenie miasta. Przechodzi wszelkie pojęcie, do jakiego stopnia kosmopolityczny pokost zatarł indywidualność wielkich miast! Przechodząc ulice Lizbony, miałem wrażenie, że znajduję się w Paryżu, Berlinie lub Wiedniu: te same twarze, domy, ubiory, te same sklepy i wystawy, tramwaje i automobile. Zaledwie drobne, wymagające baczniejszej uwagi cechy pozwalają nam orjentować się, że jesteśmy w Portugalji: a więc południowa roślinność na klombach i trawnikach, oryginalne, z kawałków marmuru ułożone chodniki, wreszcie zaś sami mieszkańcy — mali, szczupli, nader ruchliwi i ożywieni. Do oryginalności Lizbony zaliczyć także należy małe balkoniki, umieszczone przy prawie każdem oknie, zazwyczaj gustownie udekorowane żywemi kwiatami i piękniejszemi od nich czarnookiemi mieszkankami miasta.<br> {{tab}}Po dziesiątej wracałem na statek. Otoczył mię rój sprzedających pocztówki chłopców,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9tm8z3aqlvtq7vivzp6eisaprvirluo Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/34 100 991212 3158030 3044215 2022-08-26T21:48:51Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>zaś jeden z nich tak błagalnym głosem prosił — „pora comer, patron, pora comer!“ — (dla chleba, panie, dla chleba), iż żal mi się go zrobiło i nabyłem za kilka rejsów portugalskich albumik widoków Lizbony.<br> {{tab}}Tymczasem wiatr ucichł zupełnie. Jakiś parowiec pruł gładką jak tafla szklana toń zatoki, mirjady świateł i światełek Lizbony gasły w oddali.<br> {{tab}}Nazajutrz około południa opuściliśmy port. Pogoda była pyszna. Dymy kominów okrętowych wznosiły się w górę słupami. Lekka mgła przysłoniła ląd i, w miarę naszego oddalania się od brzegu, gęstniała coraz bardziej. Wreszcie ląd przybrał postać obłoku, który stawał się coraz błękitniejszy i bardziej prześwietlony — aż rozwiał się zupełnie. Straciliśmy z oczu Europę. Czy nadługo? czy nie na zawsze? — pytania te można było czytać w twarzach podróżnych, z wyrazem głębokiej zadumy zwróconych w stronę znikającego lądu.<br> {{tab}}Jeszcze chwila — i szerokie fale Atlantyku zakołysały statkiem zupełnie inaczej, niż wody Europy. Powiał wiatr dziwnie ożywczy, łagodny a potężny. — Rozpoczęła się druga, przyjemniejsza część podróży.<br> {{tab}}Ostatnią stację na starym lądzie mieliśmy w Funchalu. Przecudnej barwy morze, zgrabne, zielono malowane łódki, domki, ogrody,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> m5opcbtfvjci5x212ch1t4mxaorrjbg Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/35 100 991213 3158031 3044218 2022-08-26T21:51:12Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>hotele na stokach wzgórz, odzianych w podzwrotnikową roślinność — oto garść wspomnień z Madery. Staliśmy tu niedługo. Obok nas dymił jakiś mały parowiec; jego kapitan i sternik w jednej osobie z niezmierną troskliwością rozkładał swe własnoręcznie przed chwilą wyprane majtki, bacząc, aby nie przypaliły się od komina. Gromady mew kołysały się na wodzie, podrzucane przez fale. Morze mieniło się bezustannie, przelewając barwy od seledynowo-zielonej aż do ciemnego szafiru. Ciszę otoczenia przerywały ostre krzyki przewoźników i przekupniów, porozumiewających się zepsutą portugalszczyzną. Na pokładzie było gwarno: przekupnie pomarańcz mieli targ ożywiony. Jedząc soczyste, bez śladu cierpkości, niezmiernie aromatyczne, gdyż świeżo z drzewa zerwane owoce, byliśmy zdumieni, jak dalece różnią się one smakiem od zwykłych, importowanych w stanie niezupełnie dojrzałym do Europy. Prawdopodobnie jednak i gatunek odgrywa tu znaczną rolę. Gromada chłopców, przybyłych na łódkach, otaczała nas dokoła, popisując się umiejętnością nurkowania: rzucane z pokładu drobne miedziane monety chwytali pod wodą ze zręcznością i szybkością nadzwyczajną.<br> {{tab}}Mieliśmy teraz przed sobą 12 dni jazdy bez przerwy. Ten okres podróży rozpoczął się nad wyraz przyjemnie. Męczące kołysanie<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> q0nq6jn6rb1z5rconogt4baagfbzkjz Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/36 100 991214 3158032 3044439 2022-08-26T21:55:20Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>statku ustało prawie zupełnie. Od strony Afryki ciągnął wilgotny, przesycony morską solą powiew; za statkiem słał się jasny szlak, w którym to zapalały się, to gasły drobne iskierki, lub nawet całe snopy światła. Owo zjawisko fosforescencji powodują różne drobne żyjątka morskie, w szczególności ''Bacillus phosphorescens'', których własności wydawania światła podnieca wzburzenie wody przez płynący statek; gdy zaś przez pole świetlane przesuwają się większe istoty, jak meduzy, ryby i&nbsp;t.&nbsp;d., wytryskają wówczas całe fontanny niebieskawo-zielonego światła. Ciemna lecz gwiaździsta noc działała rozmarzająco: z każdego zakątka statku dochodziły śpiewy lub dźwięki gitary.<br> {{tab}}Życie okrętowe poczęło zwolna przybierać pewne określone formy, zarysowały się sympatje i antypatje, jęły tworzyć się kółka i krążyć ploteczki. A wiedzieć należy, iż na statku więcej niż gdzie indziej przestrzega się konwenansów, że baczy się pilnie, aby swej godności nie uchybić przez pospolitowanie się, przez obcowanie z „warstwami niższemi“. Dochodzi do tego, iż posiadacz zmiętego i brudnego kołnierzyka traktuje zgóry towarzysza, pozbawionego tej ozdoby.<br> {{tab}}W świecie kobiecym wyróżniły się szczególniej dwie osoby. Tęga, przystojna blondyna, nieokreślonej narodowości i stanowiska,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qw9xtgvltpn2ymw28alizs1i02b21de Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/37 100 991215 3158033 3044222 2022-08-26T21:57:15Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>mówiąca wszystkiemi językami i kokietująca wszystkich pokolei w sposób cokolwiek napastliwy. Widomym znakiem jej łaski było powierzenie w opiekę szczęśliwemu wybrańcowi faworyta-pieska, przyczem zaznaczyć należy, iż faworyt nader często zmieniał opiekunów. Nie wszyscy jednak mężczyźni zdolni byli ocenić ów zaszczyt. Jeden z marynarzy na pytanie, czem jest zajęty, odpowiedział ze złością:<br> {{tab}}— Teraz, panie, jestem psim stróżem.<br> {{tab}}Drugą wybitną, a bardziej pociągającą postacią było młodziutkie dziewczę arabskie. Była to urodzona bałamutka, a czarne, palące jej oczy działały na mężczyzn na podobieństwo prądu elektrycznego. Każdy bezwiednie prostował się, podkręcał wąsa i rzucał czułe spojrzenia. Najbardziej pogrążonym okazał się młody i bardzo przystojny Brazyljanin. Ten godzinami całemi wpatrywał się w Arabkę. Próbowano zawiązać z dziewczyną rozmowę, lecz prowadzona na migi nie kleiła się jakoś, widocznie Arabowie i Brazyljanie nie posiadają zdolności lingwistycznych.<br> {{tab}}Inaczej rzecz miała się z warszawianką. Jechała pewna urodziwa niewiasta, jak sądziliśmy, w zamiarach matrymonjalnych. Wiadomo nam było, że włada tylko językiem polskim; w podobnem, jak ona, położeniu był i pewien Hiszpan, gdyż mógł wypowiedzieć się<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> plm87blvt0mfnwev3l787b45qvj907v Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/38 100 991227 3158034 3072713 2022-08-26T22:00:29Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>również tylko w ojczystym języku. Pewnego pięknego wieczoru spotykam w zacisznym zakątku pokładu gruchającą parę, do uszu mych dochodzą wyraźnie dźwięki {{Korekta|mowy|mowy,}} nie mogę tylko rozpoznać, w jakim języku prowadzi rozmowę warszawianka z Hiszpanem. Później miałem sposobność widzieć raz jeszcze ową niewiastę, w zacisznym ogródku, pod cieniem rozłożystej akacji w Kurytybie: tym razem dyskutowała z zapałem z przystojnym Brazyljaninem. Bajeczne zdolności lingwistyczne!<br> {{tab}}Na wysokości wysp Kanaryjskich podróżni wyletnili się, każdy włożył coś białego — jeśli nie całe ubranie, to choć buty lub spodnie. Wyspy Zielonego Przylądka przemknęły w oddali, jak ostro zarysowane chmury. Od czasu do czasu z toni wysuwał się ciemny grzbiet rekina (''Carcharias glaucus''); widok jego ponurej postaci działał na podróżnych w sposób tak podniecający, że dobywszy rewolwerów rozpoczynali bezcelową kanonadę, dopóki kapitan nie wdał się w tę sprawę i nie przyaresztował broni, tak skutecznej w walce z rekinami. Czasami też widzieliśmy stada delfinów (''Delphinus delphis''), które koziołkowały, płynąc na wyścigi ze statkiem. Coraz częściej nad powierzchnią wody sunęły gromady ryb latających, czyniąc niekiedy wrażenie padającego poziomo gradu. Ryby te (''Exo''<nowiki/>-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> d92jlqdzx2zuioagc80837labe5zsqe Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/39 100 991228 3158037 3072712 2022-08-26T22:03:31Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>''coetus volitans'') wielkości dużego śledzia (około 30 ctm, długości), o srebrzystej łusce, posiadają silnie rozwinięte płetwy piersiowe i mogą nietylko utrzymać się czas jakiś nad powierzchnią morza, lecz nawet nieco zmieniać kierunek obranego lotu. Zauważyłem jednak, że lecąc, nie wznoszą się ponad nadbiegające fale, jeno przerzynają je, posuwając się dalej.<br> {{tab}}Nocami silnie fosforyzowały fale. Gorąco działa widocznie ogłupiająco: rozmowa nie kleiła się, nie wychodząc swą treścią poza obręb jedzenia i pogody. Gdy wyczerpał się ów jedyny temat, interlokutorzy rozchodzili się, aby poruszyć go znów z kim innym.<br> {{tab}}W pobliżu równika wjechaliśmy w pas dżdżysty: jął padać deszcz i temperatura ochłodziła się znacznie. Przydługa podróż poczęła już dawać się we znaki. To, co nas przedtem interesowało, a więc „ronda“, t.&nbsp;j. oględziny wszystkich ubikacyj okrętowych przez ciało oficerskie, koncerty wieczorne i ranne, wreszcie wspólna kąpiel na przodzie okrętu — przejadło się już bardzo. Natomiast drobne, lecz nieoczekiwane zajścia, jak np. bójka między emigrantami, nabierały znaczenia doniosłych faktów.<br> {{tab}}Inny, zupełnie odrębny świat tworzyli „podpokładowcy” („Zwischendeckpassagiere“ — w gwarze marynarzy niemieckich). W {{pp|wy|obraźni}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qxjtydoorgcdr9olj1fxv49fx145ffi Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/40 100 991229 3158038 3044227 2022-08-26T22:06:26Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|wy|obraźni}} naszej zachodnia Europa kojarzy się z pojęciem ładu, porządku i ludzkiego traktowania maluczkich. Stosunki okrętowe w jaskrawej są z tem pojęciem sprzeczności. Jadąc w r. 1910 na okręcie „Columbia“, miałem sposobność zaznajomić się z wszelkiemi historyjkami okrętowemi, gdyż na okręcie nikt z załogi nie umiał się porozumieć z emigrantami i z konieczności musiałem służyć za tłumacza.<br> {{tab}}Powodem drobnych zajść były zawsze: brudy, brutalne obejście się załogi, ciasnota pomieszczenia i klasyczne jadło o wyglądzie i smaku pomyj, bardzo, jak sądzę, odpowiednie dla nierogacizny. A jednakże lwią część zarobku statkom osobowym dają właśnie ci, tak pomiatani przez załogę, podpokładowcy. Na pasażerach I-ej i II-ej klasy, z powodu wielkich kosztów utrzymania, kompanje okrętowe mało zarabiają, czasami nawet zmuszone są dopłacać.<br> {{tab}}Pewnego poranku poruszyło się wszystko. Na twarzach widać ciekawość i ożywienie, podnoszą się do oczu lunety i lornetki.<br> {{tab}}— Co się stało?<br> {{tab}}— Okręt!<br> {{tab}}Rzeczywiście na krańcu widnokręgu ukazał się parowiec, lecz jakiś nieczuły: nietylko nie wywiesił flagi, lecz nawet powiewanie chustkami zostawił bez odpowiedzi.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> erydpdvnkzkqb1kh4hzbvw60rljf3gp Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/41 100 991230 3158039 3044232 2022-08-26T22:08:56Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}W przeddzień przejazdu przez równik zostaliśmy zaalarmowani niezwykłemi odgłosami: statek zahuczał, zagwizdał, rozległ się łoskot bębna i huk rakiet — ukazał się „tryton“, który zapowiedział na dzień jutrzejszy wstąpienie na pokład jego królewskiej mości Neptuna. Gwar i oklaski, jakiemi to oznajmienie zostało przyjęte, uczyniły zgiełk tak nieznośny, iż uciekłem na swój stały punkt obserwacyjny — tył statku, za co wynagrodzony zostałem widokiem tak pysznym, jakiego nie widziałem oddawna. Niebo porysowane ciemnemi chmurami, przez które przedzierał się księżyc i srebrzył wierzchołki fal, biegnące spokojnie i równo aż hen — ku krańcom widnokręgu. Za okrętem nieskończonem pasmem ciągnął się błękitnie-świetlisty szlak fosforyzujący...<br> {{tab}}Nazajutrz odbyły się uroczystości „neptunowe“. Na specjalnie na ten cel wzniesionej estradzie zasiadł Neptun z małżonką w asystencji pastora, pisarza i dwóch czarnych policjantów. Nowicjuszów golono olbrzymią brzytwą, następnie zaś „chrzczono“ ich w głębokiej i obszernej kadzi. „Ochrzczonym“ wydawano patenty na przejazd równika.<br> {{tab}}Wieczorem w salonie klasy I-ej odbył się bal kostjumowy – panie wystąpiły w ubiorach marynarzy. Statek nasz zatrzymał się właśnie u brzegów wyspy Fernandes Noronha, lecz<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pqggjjtif876zucop654xrt8pitzyyf Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/42 100 991231 3158040 3044238 2022-08-26T22:12:15Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>ciemna noc pozwoliła dojrzeć tylko śpiczaste kontury jakichś wyniosłości — zresztą cicho było wokół i pusto. Na gwałtowne kilkakrotne gwizdanie naszego okrętu ukazała się wreszcie duża łódź: marynarze w bieli, pasażerowie również biało ubrani — wynurzyli się z mroku jak duchy. Wyspa ta ma być podobno bajecznie piękna, to też żałowaliśmy bardzo, że tak niefortunnie wypadł nam postój.<br> {{tab}}Na drugi dzień bawiono się jeszcze. Urządzono wyścigi panien (premjum stanowił wachlarz), pogoń ich za chłopcami (premjum — jabłko) i&nbsp;t.&nbsp;d. Wieczorem zaś obserwowaliśmy wspaniały tropikalny zachód słońca. Opuściwszy się tuż nad powierzchnię morza, słońce przysłoniło się chmurką, z poza której wysyłało ostatnie promienie, kąpiąc je w ciemnoszafirowej toni. Gromady obłoków różowych, zielonych, sinych — tworzyły fantastyczne grupy na tle cichego błękitu.<br> {{tab}}Nadszedł wreszcie ostatni dzień podróży przez Atlantyk, nazajutrz bowiem mieliśmy już stanąć w porcie brazylijskim Bahja. Dzień ów spędziliśmy na oczekiwaniu i wyglądaniu ziemi. Po trzech tygodniach podróży morskiej czuliśmy istny głód zielonej roślinności. Brakło nam czegoś bardziej stałego, niż wiecznie falujące wody, oraz pewniejszego oparcia dla nóg, niż ustawicznie kołyszący się pokład. Dnia tego upał dokuczał nam bardzo, morze {{pp|przy|brało}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rv39yig0m9xeg4gefzlcnx10jl8udmn Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/46 100 991232 3158043 3044039 2022-08-26T22:17:17Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /><br><br></noinclude>{{c|'''II.'''}} {{c|'''Na brazylijskiej ziemi.'''}} {{tab}}Urwisty brzeg skalny, kominy fabryczne, gdzie niegdzie malownicze kępy palm, wąskie i białe kaflami wyłożone domki, kryte czerwoną dachówką — to dawna stolica Brazylji — Bahia dos todos os Santos, („Zatoka Wszystkich Świętych“) zwana przez skrócenie Bahia. Statek zatrzymał się. Kolejno jęły zbliżać się do nas łodzie motorowe, ozdobione brazylijską flagą rządową — „ordem e progresso“<ref>Wym. ordeń i progresso — porządek i postęp.</ref>): policja, komora celna, komisja sanitarna i&nbsp;t.&nbsp;d. Wszyscy ci dostojnicy prawie bez wyjątku — murzyni lub mulaci. Nic w tem dziwnego: Bahja — to dawne centrum handlu niewolnikami; corocznie sprzedawano tu około 100.000 murzynów, których stąd nabywcy rozwozili po całym kraju. Po faktycznem zniesieniu niewolnictwa, co nastąpiło dopiero w roku 1888, murzyni, rozsiani w głębi kraju, poczęli znowu<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rfrl1v21imj14dtqgsppzetepylv7l9 Szablon:EO autor 10 1035406 3158825 3154516 2022-08-27T06:16:28Z Dzakuza21 10310 +1 wikitext text/x-wiki <includeonly>{{#switch:{{{1|}}} |W. L. A.=Władysław Ludwik Anczyc |M. B.=Michał Baliński |X. S. B.=Sadok Barącz |Jul. B.=Julian Bartoszewicz |Jul. Bart.=Julian Bartoszewicz |J. B.=Julian Bartoszewicz |Wł. B.=Władysław Bentkowski |Be.=Berdau |L. B.=Leopold Berkiewicz |K. B.=Karol Beyer |C. B.=Cezary Biernacki |J. Bł.=Juljan Błeszczyński |T. C.=Teofil Cichocki |Dr. C.=Wojciech Cybulski <!--- Istnieje kolizja w obrębie skrótu W. D. – należy autorów przyporządkować ręcznie. --> <!--- 1 W. D.=Wincenty Dawid --> <!---2 tomie II. |W. D.=Walenty Dutkiewicz --> |H. F.=Henryk Flatau |A. F.=Antoni Funkenstein |J. G.=Józef Grajnert |J. K. G.=Jan Kanty Gregorowicz |L. H.=Leopold Hubert |J. J.=Jan Tomasz Seweryn Jasiński |L. J.=Ludwik Jenike |A. J.=Adam Jocher |K. J.=Karol Jurkiewicz |Dr. K. K.=Karol Kaczkowski |O. K.=Oskar Kolberg |K. Kr.=Kajetan Kraszewski |J. Kr...=Józef Kremer |J. Kr...r.=Józef Kremer |J. K.=Jan Kulesza |Dr. J. K.=Jan Kulesza |Dr. M. L.=Marceli Langowski |A. L.=Aleksander Lesser |F. H. L.=Fryderyk Henryk Lewestam |K. L.=Karol Lilpop |X. A. L-cki=Augustyn Lipnicki |H. Ł.=Hieronim Łabęcki |Dr. J. M.=Józef Majer |J. M.=Józef Mączyński |M.=Adam Mieczyński |A. M.=Antoni Morzycki |A. N.=Antoni Jaksa-Marcinkowski |Sz. M.=Feliks Jan Szczęsny Morawski |Dr. Lud. N.=Ludwik Neugebauer |L. O.=Leopold Otto |X. L. O.=Leopold Otto |J. P-z.=Jan Pankiewicz |J. P—z.=Jan Pankiewicz |J. Papł.=Jan Papłoński |P. P.=Piotr Perkowski |N. P.=Nikodem Pęczarski |L. P.=Ludwik Pietrusiński |S. P.=Szymon Pisulewski |J. F. P.=Jan Feliks Piwarski |E. P...=Edward Pohlens |A. P.=Aleksander Połujański |A. Pr.=Adam Prażmowski |J. Pr.=Józef Pracki |W. P.=Wincenty Prokopowicz |St. Prz.=Stanisław Przystański |A. Pu=Alfons Puchewicz |X. R.=Ksawery Rakowski |Xaw. R.=Ksawery Rakowski |A. R.=Antoni Rogalewicz |L. R.=Leon Rogalski |Kaz. R.=Kazimierz Rogiński |X. P. Rz.=Paweł Rzewuski |X. P. Rzew.=Paweł Rzewuski |X. Paw. Rzew.=Paweł Rzewuski |X. V. S.=Walerian Serwatowski |Wł. S.=Władysław Skłodowski |W. S.=Władysław Skłodowski |Dr F. Sk.=Fryderyk Skobel |Dr. F. Sk.=Fryderyk Skobel |J. Ch. S.=Jan Chryzostom Sławianowski |F. M. S.=Franciszek Maksymilian Sobieszczański |Dr. L. S.=Leon Sokołowski |Dr W. Sz.=Wiktor Feliks Szokalski |Dr. W. Sz.=Wiktor Feliks Szokalski |M. Sz.=Michał Szymanowski |M. B. S.=Michał Bohusz-Szyszko |Wł. T.=Władysław Taczanowski |A. Wał.=A. Wałecki |K. Wid.=Karol Widman |L. W.=Ludwik Wolski |K. Wł. W.=Kazimierz Władysław Wóycicki |W. W.=Wincenty Wrześniowski |X. J. W.=Józef Wyszyński |G. Z.=Gustaw Zieliński }}</includeonly><noinclude>{{Dokumentacja}}</noinclude> iz8cnjhoovfb7316dy4s7u3o8ehrpvv 3158903 3158825 2022-08-27T09:30:35Z Dzakuza21 10310 +1 wikitext text/x-wiki <includeonly>{{#switch:{{{1|}}} |J. A.=Jerzy Aleksandrowicz |W. L. A.=Władysław Ludwik Anczyc |M. B.=Michał Baliński |X. S. B.=Sadok Barącz |Jul. B.=Julian Bartoszewicz |Jul. Bart.=Julian Bartoszewicz |J. B.=Julian Bartoszewicz |Wł. B.=Władysław Bentkowski |Be.=Berdau |L. B.=Leopold Berkiewicz |K. B.=Karol Beyer |C. B.=Cezary Biernacki |J. Bł.=Juljan Błeszczyński |T. C.=Teofil Cichocki |Dr. C.=Wojciech Cybulski <!--- Istnieje kolizja w obrębie skrótu W. D. – należy autorów przyporządkować ręcznie. --> <!--- 1 W. D.=Wincenty Dawid --> <!---2 tomie II. |W. D.=Walenty Dutkiewicz --> |H. F.=Henryk Flatau |A. F.=Antoni Funkenstein |J. G.=Józef Grajnert |J. K. G.=Jan Kanty Gregorowicz |L. H.=Leopold Hubert |J. J.=Jan Tomasz Seweryn Jasiński |L. J.=Ludwik Jenike |A. J.=Adam Jocher |K. J.=Karol Jurkiewicz |Dr. K. K.=Karol Kaczkowski |O. K.=Oskar Kolberg |K. Kr.=Kajetan Kraszewski |J. Kr...=Józef Kremer |J. Kr...r.=Józef Kremer |J. K.=Jan Kulesza |Dr. J. K.=Jan Kulesza |Dr. M. L.=Marceli Langowski |A. L.=Aleksander Lesser |F. H. L.=Fryderyk Henryk Lewestam |K. L.=Karol Lilpop |X. A. L-cki=Augustyn Lipnicki |H. Ł.=Hieronim Łabęcki |Dr. J. M.=Józef Majer |J. M.=Józef Mączyński |M.=Adam Mieczyński |A. M.=Antoni Morzycki |A. N.=Antoni Jaksa-Marcinkowski |Sz. M.=Feliks Jan Szczęsny Morawski |Dr. Lud. N.=Ludwik Neugebauer |L. O.=Leopold Otto |X. L. O.=Leopold Otto |J. P-z.=Jan Pankiewicz |J. P—z.=Jan Pankiewicz |J. Papł.=Jan Papłoński |P. P.=Piotr Perkowski |N. P.=Nikodem Pęczarski |L. P.=Ludwik Pietrusiński |S. P.=Szymon Pisulewski |J. F. P.=Jan Feliks Piwarski |E. P...=Edward Pohlens |A. P.=Aleksander Połujański |A. Pr.=Adam Prażmowski |J. Pr.=Józef Pracki |W. P.=Wincenty Prokopowicz |St. Prz.=Stanisław Przystański |A. Pu=Alfons Puchewicz |X. R.=Ksawery Rakowski |Xaw. R.=Ksawery Rakowski |A. R.=Antoni Rogalewicz |L. R.=Leon Rogalski |Kaz. R.=Kazimierz Rogiński |X. P. Rz.=Paweł Rzewuski |X. P. Rzew.=Paweł Rzewuski |X. Paw. Rzew.=Paweł Rzewuski |X. V. S.=Walerian Serwatowski |Wł. S.=Władysław Skłodowski |W. S.=Władysław Skłodowski |Dr F. Sk.=Fryderyk Skobel |Dr. F. Sk.=Fryderyk Skobel |J. Ch. S.=Jan Chryzostom Sławianowski |F. M. S.=Franciszek Maksymilian Sobieszczański |Dr L. S.=Leon Sokołowski |Dr. L. S.=Leon Sokołowski |Dr W. Sz.=Wiktor Feliks Szokalski |Dr. W. Sz.=Wiktor Feliks Szokalski |M. Sz.=Michał Szymanowski |M. B. S.=Michał Bohusz-Szyszko |Wł. T.=Władysław Taczanowski |A. Wał.=A. Wałecki |K. Wid.=Karol Widman |L. W.=Ludwik Wolski |K. Wł. W.=Kazimierz Władysław Wóycicki |W. W.=Wincenty Wrześniowski |X. J. W.=Józef Wyszyński |G. Z.=Gustaw Zieliński }}</includeonly><noinclude>{{Dokumentacja}}</noinclude> 53d3gwi8wth2jw1xrwe8rxdm4oq3lv1 3158909 3158903 2022-08-27T09:39:20Z Dzakuza21 10310 dr. wikitext text/x-wiki <includeonly>{{#switch:{{{1|}}} |J. A.=Jerzy Aleksandrowicz |W. L. A.=Władysław Ludwik Anczyc |M. B.=Michał Baliński |X. S. B.=Sadok Barącz |Jul. B.=Julian Bartoszewicz |Jul. Bart.=Julian Bartoszewicz |J. B.=Julian Bartoszewicz |Wł. B.=Władysław Bentkowski |Be.=Berdau |L. B.=Leopold Berkiewicz |K. B.=Karol Beyer |C. B.=Cezary Biernacki |J. Bł.=Juljan Błeszczyński |T. C.=Teofil Cichocki |Dr. C.=Wojciech Cybulski <!--- Istnieje kolizja w obrębie skrótu W. D. – należy autorów przyporządkować ręcznie. --> <!--- 1 W. D.=Wincenty Dawid --> <!---2 tomie II. |W. D.=Walenty Dutkiewicz --> |H. F.=Henryk Flatau |A. F.=Antoni Funkenstein |J. G.=Józef Grajnert |J. K. G.=Jan Kanty Gregorowicz |L. H.=Leopold Hubert |J. J.=Jan Tomasz Seweryn Jasiński |L. J.=Ludwik Jenike |A. J.=Adam Jocher |K. J.=Karol Jurkiewicz |Dr. K. K.=Karol Kaczkowski |O. K.=Oskar Kolberg |K. Kr.=Kajetan Kraszewski |J. Kr...=Józef Kremer |J. Kr...r.=Józef Kremer |J. K.=Jan Kulesza |Dr. J. K.=Jan Kulesza |Dr. M. L.=Marceli Langowski |A. L.=Aleksander Lesser |F. H. L.=Fryderyk Henryk Lewestam |K. L.=Karol Lilpop |X. A. L-cki=Augustyn Lipnicki |H. Ł.=Hieronim Łabęcki |Dr. J. M.=Józef Majer |J. M.=Józef Mączyński |M.=Adam Mieczyński |A. M.=Antoni Morzycki |A. N.=Antoni Jaksa-Marcinkowski |Sz. M.=Feliks Jan Szczęsny Morawski |Dr. Lud. N.=Ludwik Neugebauer |L. O.=Leopold Otto |X. L. O.=Leopold Otto |J. P-z.=Jan Pankiewicz |J.—Pz.=Jan Pankiewicz |J. P—z.=Jan Pankiewicz |J. Papł.=Jan Papłoński |P. P.=Piotr Perkowski |N. P.=Nikodem Pęczarski |L. P.=Ludwik Pietrusiński |S. P.=Szymon Pisulewski |J. F. P.=Jan Feliks Piwarski |E. P...=Edward Pohlens |A. P.=Aleksander Połujański |A. Pr.=Adam Prażmowski |J. Pr.=Józef Pracki |W. P.=Wincenty Prokopowicz |St. Prz.=Stanisław Przystański |A. Pu=Alfons Puchewicz |X. R.=Ksawery Rakowski |Xaw. R.=Ksawery Rakowski |A. R.=Antoni Rogalewicz |L. R.=Leon Rogalski |Kaz. R.=Kazimierz Rogiński |X. P. Rz.=Paweł Rzewuski |X. P. Rzew.=Paweł Rzewuski |X. Paw. Rzew.=Paweł Rzewuski |X. V. S.=Walerian Serwatowski |Wł. S.=Władysław Skłodowski |W. S.=Władysław Skłodowski |Dr F. Sk.=Fryderyk Skobel |Dr. F. Sk.=Fryderyk Skobel |J. Ch. S.=Jan Chryzostom Sławianowski |F. M. S.=Franciszek Maksymilian Sobieszczański |Dr L. S.=Leon Sokołowski |Dr. L. S.=Leon Sokołowski |Dr W. Sz.=Wiktor Feliks Szokalski |Dr. W. Sz.=Wiktor Feliks Szokalski |M. Sz.=Michał Szymanowski |M. B. S.=Michał Bohusz-Szyszko |Wł. T.=Władysław Taczanowski |A. Wał.=A. Wałecki |K. Wid.=Karol Widman |L. W.=Ludwik Wolski |K. Wł. W.=Kazimierz Władysław Wóycicki |W. W.=Wincenty Wrześniowski |X. J. W.=Józef Wyszyński |G. Z.=Gustaw Zieliński }}</includeonly><noinclude>{{Dokumentacja}}</noinclude> hfarzdctwyal3b9i181t3hhzbuqt7fr Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/734 100 1047185 3157825 3144232 2022-08-26T16:11:16Z Dzakuza21 10310 L. R. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude><section begin="Anastatyczne drukarstwo" />{{pk|rysun|ku}}, farba z niego przylgnie tylko w miejscach, poprzednio atramentem drukarskim zajętych. Następnie za pomocą wody wyciąga się z papieru kamień winny; z rysunkiem postępuje się jak poprzednio. Plata metalowa, podług podanego sposobu przygotowana, służy podobnie jak kamień litograficzny do odbicia kilku set egzemplarzy; w końcu wszakże delikatniejsze rysy stają się grubszemi i rysunek pozostaje zmienionym; dla usunięcia tej niedogodności, od czasu do czasu pocierają blachę kwaśnym preparatem fosforu, który na miejsca kwasem nagryzione wywiera działanie, pozostawiając inne bez zmiany, przez co ostatnie się uwydatniają i znowu wierne kopije danego rysunku wydają.<section end="Anastatyczne drukarstwo" /> <section begin="Anastazy I święty" />{{tab}}'''Anastazy I''' (święty), papież, nastąpił r. 398 po Syrycyjuszu. Wszczęły się za niego spory z powodu ogłoszenia dzieł Orygenesa przez Rufina. Ten wywikłał się podpisując wyznanie wiary według nauki Kościoła i Anastazy potępił tylko błędy dogmatyczne Orygenesa, zwłaszcza zawarte w dziele jego ''Peri-archon''. Papież ten troskliwym był o dobry byt i świetność Rzymu. Jemu przypisują zakaz przyjmowania do stanu duchownego kandydatów kalek i ułomnych, tudzież postanowienie o słuchaniu Ewangelii podczas Mszy ś. stojąc. Umarł r. 402, za gorliwość o zachowanie wiary w nieskazitelności, policzony w poczet Świętych.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''L. R.''}}<section end="Anastazy I święty" /> — <section begin="Anastazy II papież" />'''Anastazy II,''' papież, nastąpił po Gelazyjuszu, r. 496. W apostolskiem breve wziął stronę prawowiernych prześladowanych przez Anastazego, cesarza byzantyńskiego, i wyprawił na obronę ich dwóch posłów do Konstantynopola. Niektórzy pisarze zarzucali mu, że był pobłażającym więcej niż należało dla Eutychijan, i chciał przywrócić do dyptychów kościelnych imię Akacyjusza, heretyckiego patryjarchy w Konstantynopolu. Ten ostatni zarzut zupełnie jest fałszywy. Imię Akacyjusza wykreśloném było z dyptychów carogrodzkich, dopiero r. 519, Anastazy II był zaś papieżem tylko 22 miesięcy i umarł r. 498, a sam wyraźnie prosił cesarza o wykreślenie imienia Akacyjusza ze spisów kościelnych.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''L. R.''}}<section end="Anastazy II papież" /> — <section begin="Anastazy III papież" />'''Anastazy III,''' papież, od r. 911 do 913, nastąpił po Sergijuszu III. Nie ma żadnych wiadomości o tej głowie Kościoła.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''L. R.''}}<section end="Anastazy III papież" /> — <section begin="Anastazy IV" />'''Anastazy IV,''' znany także pod imieniem Konrada, wstąpił na tron papiezki po Eugenijuszu III r. 1153; podczas głodu obficie zasilał lud zbożem, naprawił gmach Panteonu, dzisiejszy kościół Santa-Maria-Rotonda, zostawił dzieło o Trójcy przenajświętszej i dziewięć listów; umarł r. 1154.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''L. R.''}}<section end="Anastazy IV" /> — <section begin="Anastazy antypapież" />'''Anastazy,''' antypapież, wybrany r. 855 przeciw Benedyktowi III, złożył władzę na żądanie posłów cesarza Ludwika II, wyprawionych w skutku próśb duchowieństwa i ludu rzymskiego.{{EO autorinfo|''L. R.''}}<section end="Anastazy antypapież" /> <section begin="Anastazy Synaita" />{{tab}}'''Anastazy Synaita.''' Przezwisko Synaita, pochodzi od góry Synai, na której znajdował się klasztor zakonników; ale uczeni wahają się w zdaniu, czy to przezwisko należy do jednego Anastazego, czy też do kilku. Gdy pisarze najdawniejsi, za przykładem Nicefora, przypuszczają jednego tylko, którego życie było bardzo burzliwem, nowi historycy uznają trzech Anastazych, z których każdy żył przez pewny czas na górze Synai.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''L. R.''}}<section end="Anastazy Synaita" /> — <section begin="Anastazy święty" />1. '''Anastazy''' (święty), od r. 561 patryjarcha antyjocheński; znakomity pobożnością i nauką teologiczną. Gdy w r. 563 wystąpił przeciw Justynijanowi cesarzowi, opiekującemu się herezyją, podług której Chrystus, zażycia miał ciało nieskazitelne i na ból nieczułe, zagrożono mu wygnaniem; groźba ta wszakże sprawdziła się dopiero pod następcą Justynijana, Justynem Młodszym, r. 572. Anastazy wrócił na swą stolicę ledwie roku 595 i umarł r. 599. Mamy kilka po nim kazań; reszta zaś jego dzieł zaginęła.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''L. R.''}}<section end="Anastazy święty" /> — <section begin="Anastazy Młodszy" />2. '''Anastazy Młodszy,''' nastąpił po przedzającym; okrutnie zamordowany roku 609, podczas zaburzenia Żydów. Martyrologium rzymskie wspomina o nim pod dniem 21 Grudnia.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''L. R.''}}<section end="Anastazy Młodszy" /> — <section begin="Anastazy Pustelnik" />3. '''Anastazy Pustelnik.''' Często opuszczał górę Synai, aby w Alexandryi bronić nauki prawowiernej przeciw heretykom, między innemi<section end="Anastazy Pustelnik" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hvthhe9m66503rrnb49y80maqlka1rm Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/735 100 1047186 3157830 3144258 2022-08-26T16:13:10Z Dzakuza21 10310 dr. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude><section begin="Anastazy Pustelnik" />acefalitom. Dochowały się niektóre jego pisma, w zbiorze: ''Magna Bibliotheca PP''. Colon., t. I, str. 580, a mianowicie: ''Odegos, Viae dux'', w którém zbija Eutychijanów i acefalitów. — ''Rozmyślania anagogiczne nad Hexameronem'', gdzie pomijając w ogólności znaczenie literalne i exegezę Ojców Kościoła, wykłada Pismo Święte w duchu mistycznym i allegorycznym. Obok pięknych i głębokich myśli, znajdują się i takie, które dzisiaj przypadać nie mogą, chociaż nie zasługują iżby całe dzieło nazywać, jak Schroeck, w „Historyi kościelnej,“ zbiorem samych marzeń. — Sto pięćdziesiąt cztery pytania, na które odpowiada textami z Pisma Świętego i Ojców Kościoła.— Kilka kazań. Jedni kładą śmierć Anastazego przed rokiem 606, drudzy po r. 678.{{EO autorinfo|''L. R.''}}<section end="Anastazy Pustelnik" /> <section begin="Anastazy kapłan" />{{tab}}'''Anastazy,''' kapłan i biblijotekarz w Rzymie, przełożony klasztoru N. Maryi Panny za Tybrem, umarł r. 886. Cesarz Ludwik II wysyłał go r. 869 do Konstantynonola, gdzie znajdował się na ósmym soborze powszechnym, i przetłómaczył jego akia i kanony z greckiego na łaciński. Opisał żywoty papieżów w dziele ''Liber pontificalis'', od ś. Piotra do Mikołaja I. Używał bijografij już istniejących i rzeczywiście opisał żywoty tylko spółczesnych papieżów.<section end="Anastazy kapłan" /> <section begin="Anastazy kapłan konstan." />{{tab}}'''Anastazy,''' kapłan konstantynopolitański, przyjaciel patryjarchy Nestoryjusza, urodzony roku 428, dał pierwszy powód do herezyi nestoryjańskiej (ob. ''Nestoryjusz'').<section end="Anastazy kapłan konstan." /> <section begin="Anastazy I cesarz" />{{tab}}'''Anastazy I,''' cesarz bizantyński, przy cesarzu Zenonie zajmował się mało-znacznym urzędem sylencyjaryjusza, którego było obowiązkiem czuwać, aby w pałacu cichość była zachowana. Po śmierci Zenona (491 r.), jego wdowa Aryjadna, przez historyków zwykle posądzana o zamordowanie małżonka, poślubiła ulubieńca swego Anastazego i osadziła go na tronie. Anastazy I liczył wówczas 61 lat wieku, był łysy, jedno oko miał czarne, drugie niebieskie, zkąd przezwano go Dikorem i tylko przymiotom jego rozumu przypisać należy to wyniesienie się, nad którém zresztą Aryjadna pracowała wspólnie z senatem, wojskiem i narodem, zniechęconemi okrucieństwem brata po Zenonie, jedynego pretendenta do tronu. Ta miłość narodu, na którą rzeczywiście zdaje się, że zrazu zasługiwał, nie trwała jednak długo; utracił ją bowiem gwałtownością i chciwością, oraz prześladowaniem katolików. Anastazy prowadził wojny z Persami i Bułgarami i umarł zabity od piorunu w 88 roku życia, zostawując tron Justynowi. On to zniósł widowiska, na których ludzie zmuszeni byli walczyć z dzikiemi zwierzętami.<section end="Anastazy I cesarz"/> — <section begin="Anastazy II" />'''Anastazy II,''' wybrany za cesarza r. 713, był poprzednio sekretarzem cesarza Filipa Bardana. W 715 r. zmusił go Teodor III do zrzeczenia się tronu i wstąpienia do klasztoru. We 4 lata potem kusił się odzyskać tron, na którym siedział wówczas Leon z Izauryi; wydany atoli przez zdrajców, został skazany na ścięcie.<section end="Anastazy II" /> <section begin="Anastazyja (święta)" />{{tab}}'''Anastazyja''' (święta). Podług aktów ś. Chryzogona, nieuznanych wszakże za autentyczne, Anastazyja była córką Pretextata, znakomitego Rzymianina, bałwochwalcy, i Flawii, chrześcijanki, która wychowała ją w wierze, a po śmierci matki ś. Chryzogon był jej nauczycielem. Imiona ich obojga zamieszczone są w kanonie Mszy świętej. Anastazyja, wbrew woli swojej, poślubioną została przez ojca poganinowi rozwiązłych obyczajów, który zabronił jej wszelkich stosunków z chrześcijanami i źle z nią obchodził się. Troski jej bardziej powiększyły się jeszcze, gdy Dyjoklecyjan uwięził jej mistrza ś. Chryzogona, z którym wszelako prowadziła korrespondencyję tajemniczą; cztery ich listy zamieszczone u Suidasa (''Lexicon'' pod literą X) nie są autentyczne. Po śmierci męża zmarłego w czasie podróży, Anastazyja, rozdawszy dobra swoje wiernym, towarzyszyła wspomnianemu świętemu do Akwilei, gdzie go przeprowadzono z rozkazu Dyjoklecyjana i ścięto r. 304. Tegoż roku sama poniosła długie i bolesne<section end="Anastazyja (święta)" /><noinclude><references> </references> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7r5l3f4o6mf6udol04yl0gctn3c6sgl Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/736 100 1047400 3157832 3145148 2022-08-26T16:16:14Z Dzakuza21 10310 dr. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude><section begin="Anastazyja (święta)" />męczeństwo w Illiryi, i umarła wyznając wiarę. Ciało jej przeniesiono do Rzymu i pogrzebiono w kościele poświęconym jej imieniowi. Ponieważ jej męczeństwo przypadło dnia 25 Grudnia, przeto papieże odprawiali drugą Mszę w uroczystość Bożego Narodzenia w kościele ś. Anastazyi i odtąd imię jej wspominane jest w ten dzień przy Mszy drugiej.—Jest kilka innych jeszcze męczenniczek tego imienia, co sprawia zamieszanie w historyi ś. Anastazyi.{{EO autorinfo|''L. R.''}}<section end="Anastazyja (święta)" /> <section begin="Anastazyja c. Konstancy." />{{tab}}'''Anastazyja,''' córka Konstancyjusza Chlora i Teodora, małżonka konsula Akoncyjusza Optata, wsławiła się wybudowaniem w Konstantynopolu łazienek tak zwanych Anastazyjańskich, które zresztą inni przypisują Anastazyi, córce cesarza Walensa z Sozomenu.<section end="Anastazyja c. Konstancy." /> <section begin="Anastazyja c. Włodzim." />{{tab}}'''Anastazyja,''' córka Włodzimierza księcia halickiego, zaślubiona Bolesławowi Kędzierzawemu w r. 1150—1151. Miała z nim dwóch synów: starszy Bolesław urodził się 1156, drugi młodszy Leszek panował po śmierci ojca na Mazowszu i Kujawach. Anastazyja umarła r. 1158.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anastazyja c. Włodzim." /> <section begin="Anastazyja c. Mieczysł." />{{tab}}'''Anastazyja,''' córka Mieczysława Starego, według Hubnera i Mikrela, żona Bogusława I, książęcia Pomeranii Szczecińskiej.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anastazyja c. Mieczysł." /> <section begin="Anastazyja c. Ziemowita" />{{tab}}'''Anastazyja,''' żona Ziemowita książęcia kujawskiego na Dobrzyniu, brata Łokietkowego, który zmarł 1300—7. Przeżyła o wiele męża i umarła dopiero według Janka z Czarnkowa w Marcu 1335 r. Synowie jej Władysław i Bolesław książęta dobrzyńscy. Jest i trzeci syn Ziemowit, wspominani wszyscy w dyplomatach pod r. 1316. Księżna panowała w imieniu małoletnich synów, a nawet tytułuje się księżną łęczycką i dobrzyńską w r. 1316. Widać wydzielił Łokietek księstwo łęczyckie synowcom, kiedy wstąpił na tron, gdy po bracie Kazimierzu sam wziął Łęczyckie, w r. 1294. Niewiadomo z jakiego domu ta Anastazyja pochodziła (Codex Rzyszcz. II, 647—650).{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anastazyja c. Ziemowita" /> <section begin="Anastazyja c. Witolda" />{{tab}}'''Anastazyja,''' córka Witolda i podobno drugiej jego żony Anny Swiatosławówny smoleńskiej. Tuła się z nią po Mazowszu i po Prussiech w r. 1389, wtenczas, kiedy Witold bawił na wygnaniu (ob. Anna Witoldowa).{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anastazyja c. Witolda" /> <section begin="Anastazyja Olelkowiczow." />{{tab}}'''Anastazyja,''' księżna Olelkowiczowa Słucka, pochodziła z rodziny książąt mścisławskich, z domu Olgierdowego. Mąż jej Siemion książę Olelkowicz (ob.) ciągle się oganiał Tatarom w swoim zamku słuckim, gdy lak głęboko w Litwę zapuszczali barbarzyńcy swoje zagony. Anastazyja przywykła więc za młodu do niebezpiecznych zapasów, a ducha rycerskiego pełna, sama biegła na bitwę. Dała nieraz dowody wielkiej odwagi, po śmierci męża, która nastąpiła w roku 1503. Objęła wtedy opiekę nad synem jedynakiem małoletnim i w jego imieniu zarządzała księstwem słuckiem. Obiegli ją w zamku Tatarowie w r. 1505, przyszedłszy od Mińska pod wodzą Bity-Gireja i Burnasza, dwóch hanowiczów. Przyszli pod Słuck w samo Wniebowzięcie N. Panny, to jest 15 Sierpnia. Podmioty czynili, ogień podkładali, ale księżna dzielnie się broniła i nawet kiedy tego była potrzeba, z płaczem napominała Słuczan, że mają jednego tylko dziedzica, aby go spokojnie na sztych mogli wystawiać. Wielu pod Słuckiem wtedy poległo Tatarów, których wreszcie odparto; cofnęli się pod Nowogródek. Dała księżna dowody nowej odwagi w czasie buntów Glińskiego po śmierci króla Alexandra. Bogata, rodu znakomitego, który nieraz się ubiegał o wielkoksiążęcą koronę, Anastazyja młoda wdowa, już dawno na siebie zwróciła oko Glińskiego, który zamyślając o udzielném panowaniu na Litwie niepłonnie sądził, że przez małżeństwo z Anastazyją podrośnie w siłę i urok. Ale księżna stanowczy opór mu stawiała, chcąc się poświęcić dla syna, a nie chcąc podawać ognia wojnie domowej. Wybuchła wreszcie i Gliński Słuck obiegł, myśląc zawczasu o skarbach księżny. Ale strach i namowy łagodne nic nie pomogły. Syn Anastazyi Jerzy,<section end="Anastazyja Olelkowiczow." /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9ety2tyozsosme5uyx9uhqsofj6oei2 Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/279 100 1047973 3158044 3045106 2022-08-26T22:20:22Z Wieralee 6253 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Wieralee" /></noinclude><br><br><br><br><br><section begin="spis"/>{{c|'''SPIS ROZDZIAŁÓW.'''|w=120%|po=20px}} {{---|70}} <br> {{SpisPozycja|width=500px|widthp=25 | nodots | page = {{f*|Str.}} }} {{SpisPozycja|width=500px|widthp=25|widths=70|aligns=right |sekcja= &#32; |tyt=[[Parana/Wstęp|Wstęp]] |page=3 }} {{SpisPozycja|width=500px|widthp=25|widths=70|aligns=right |sekcja=I. |tyt=[[Parana/I|Na Atlantyku]] |page=17 }} {{SpisPozycja|width=500px|widthp=25|widths=70|aligns=right |sekcja=II. |tyt=[[Parana/II|Na brazylijskiej ziemi]] |page=34 }} {{SpisPozycja|width=500px|widthp=25|widths=70|aligns=right |sekcja=III. |tyt=[[Parana/III|W głąb kraju]] |page=53 }} {{SpisPozycja|width=500px|widthp=25|widths=70|aligns=right |sekcja=IV. |tyt=[[Parana/IV|U żródeł Iguassu]] |page=69 }} {{SpisPozycja|width=500px|widthp=25|widths=70|aligns=right |sekcja=V. |tyt=[[Parana/V|Terreno Contestado]] |page=100 }} {{SpisPozycja|width=500px|widthp=25|widths=70|aligns=right |sekcja=VI. |tyt=[[Parana/VI|Nad Rio Negro]] |page=119 }} {{SpisPozycja|width=500px|widthp=25|widths=70|aligns=right |sekcja=VII. |tyt=[[Parana/VII|Vera Guarany]] |page=154 }} {{SpisPozycja|width=500px|widthp=25|widths=70|aligns=right |sekcja=VIII. |tyt=[[Parana/VIII|Terra Vermelha]] |page=190 }} {{SpisPozycja|width=500px|widthp=25|widths=70|aligns=right |sekcja=IX. |tyt=[[Parana/IX|Powrót]] |page=223 }}<section end="spis"/> <br><br>{{---}}<br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> opvtkf12p9lcqohuniqndf6tjt2241f Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/6 100 1048267 3157996 3046360 2022-08-26T20:35:05Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude><br><br><br> {{---|300}} {{c|CZCIONKAMI DRUKARNI ŚW. WOJCIECHA|w=85%}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> a10ojwmai754vm2q5vjnajh2ksn7p0k Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/5 100 1048268 3157995 3044732 2022-08-26T20:34:43Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|TADEUSZ CHROSTOWSKI|w=125%|po=50px}} {{c|PARANA|roz|w=400%}} {{c|WSPOMNIENIA Z PODRÓŻY W ROKU 1914|w=125%|po=50px}} {{c|Z 16 ILUSTRACJAMI I MAPĄ PARANY|po=100px}} [[File:KSW Poznan.JPG|80px|center]]<br><br><br> {{c|{{Rozstrzelony|KSIĘGARNIA ŚW. WOJCIECHA|0.06}}}} {{c|{{Rozstrzelony|POZNAŃ - - 1922 - - WARSZAWA|0.03}}}}<br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0snfk1x8f95e5h7dkf4p50cf7hwietg Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/4 100 1048269 3157994 3044723 2022-08-26T20:34:05Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|{{roz|NA DALEKICH LĄDACH I MORZACH|0.17}}|w=150%}} {{c|BIBLJOTEKA PODRÓŻY, PRZYGÓD I ODKRYĆ|w=150%}} {{---|460|po=100px}} {{c|TOM I|w=125%|po=20px}} {{c|TADEUSZ CHROSTOWSKI|w=125%|po=20px}} {{c|'''PARANA'''|w=125%|po=100px}} {{---|460}} {{c|{{roz|o o NAKŁADEM KSIĘGARNI ŚW. WOJCIECHA o o|0.1}}}}{{Skan zawiera grafikę}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3psuszcgc3ihurdt52j7qypggewwwyi Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/1 100 1048270 3157993 3044709 2022-08-26T20:31:19Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|TADEUSZ CHROSTOWSKI|w=150%|po=200px}} {{c|PARANA|w=300%|po=20px}} {{c|K•Ś•W•|w=150%}} {{Skan zawiera grafikę}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> neiea40m18uvduebi4q5dlel02toag6 Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/7 100 1048271 3157997 3046361 2022-08-26T20:36:54Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude><br><br><br> {{f|''CIENIOM:''|c|w=110%|prawy=190px|po=10px}} {{c|''JÓZEFA WARSZEWICZA''|w=125%}} {{c|''I KONSTANTEGO JELSKIEGO''|w=125%|po=10px}} {{c|{{tab|150}}''PRACĘ TĘ POŚWIĘCA''|w=110%}} {{c|{{tab|200}}''AUTOR.''|w=110%}}<br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> esvfpqz7eqyxf1s87hevq76tueikpto Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/132 100 1048497 3158973 3155369 2022-08-27T10:58:38Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ W. D. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Adige" />jest daleko słabszém od plemion mieszkających naprzeciw lewego skrzydła linii Czarnomorskiéj.<section end="Adige" /> <section begin="Adipocir" />{{tab}}'''Adipocir.''' Nazwiskiem tém oznaczano pierwiastkowo każdą stałą mieszaninę kwasów tłuszczowych, obecnie zaś służy tylko do oznaczenia ''tłuszczu trupiego'', który jest właściwie mydłem amonijakalnem z nieco wapna, a często i wolnych kwasów tłuszczowych. Przy gniciu trupów w pewnych okolicznościach, gdy muskuły, skóra i kości zupełnie zginą, ten tłuszcz pozostaje; najłatwiej zaś się tworzy, gdy wielkie massy trupów są zakopane w gruncie łatwo przesiąkającym, a przytem ciągle wilgotnym, gdzieby zatém ciągle woda świeża, napojona kwasem węglanym miała z niemi zetknięcie. W skutek gnicia muskuły, skóra i&nbsp;t.&nbsp;p. części stają się rozpuszczalnemi; kości rozpuści woda kwas węglany zawierająca, a pozostaną tylko kwasy tłuszczowe. W przyjaznych okolicznościach lat kilka wystarcza, aby taka przemiana dokonaną być mogła.{{EO autorinfo|''T. C.''}}<section end="Adipocir" /> <section begin="Adjukacyja" />{{tab}}'''Adjudykacyja,''' w dawném prawie polskiém przysądzenie nieruchomości, na publicznej licytacyi najwięcej dającemu. Wyrok ''adjudykacyjny'', ostateczne przysądzenie: licytacyją nazywano u nas plus ''offerencyją''.{{EO autorinfo|widoczny=nie|a1=Walenty Dutkiewicz}} {{f*|style=float:right|{{tab|30}} ''W. D.''{{tab|30}}}}<section end="Adjukacyja" /> <section begin="Adjudykata" />{{tab}}'''Adjudykata,''' ''przysędy'', opłaty od dekretów dla sądu, czyli do skrzynki i dla pisarza, nazywano je w dawném prawie polskiém także ''luiami'' od wyrazu ''luere'' płacić. Należności te opłacał patron, musiał się zatem zabezpieczać przez branie ''vadimonia'' od strony swojéj. (Konstytucyja Grodzieńska str. 170. Volumina Legum VI. str. 437). Różne od tych były kary sądowe, ''grzywnami'' zwane, (ob. ''Grzywny''), w połowie dla sądu, w połowie dla strony, zwano je tak, że się li-czy ły na ''grzywny'' po 48 groszy i ''vadia starościńskie'' 60 grzywien znaczące. Takie kary, były i za czasów Księstwa Warszawskiego i Królestwa za odwołanie się bezzasadne w Sądzie Kassacyjnym i Najwyższej Instancyi, nazwane ''grzywnami'': odpowiadały ilości potrójnej wpisowej, (Dziennik Xięstwa Warszawskiego).{{EO autorinfo|widoczny=nie|a1=Walenty Dutkiewicz}} {{f*|style=float:right|{{tab|30}} ''W. D.''{{tab|30}}}}<section end="Adjudykata" /> <section begin="Adjunkt" />{{tab}}'''Adjunkt,''' ''Adjunctus'', od słowa łacińskiego ''adjungo'', przyłączam, znaczy pomocnik przy urzędniku. — W uniwersytetach i akademijach rossyjskich adjunkt jest professorem trzeciego rzędu, to jest następuje po professorach zwyczajnych i nadzwyczajnych. — W administracyi wojennej polskiej, adjunkci kommissarzy wojennych byli pomocnikami, a często pełnili sami ich obowiązki. — Adjunktem dozorcą miast, nazywano w Królestwie Polskiém przed ustanowieniem gubernii, pomocnika kommissarza obwodowego, dzisiejszego naczelnika powiatu. — Przy kommissarzach policyi wykonawczéj są ''adjunkci'' jako pomocnicy. — W Niemczech adjunktami nazywają się pomocnicy proboszczów.<section end="Adjunkt" /> <section begin="Adjuracya" />{{tab}}'''Adjuracya,''' (z łacińskiego od ''adjuro'', zaklinam), poprzysięganie, zaklinanie, wzywanie imienia Boskiego lub jakiej rzeczy świętej, aby skłonić kogo do uczynienia tego, czego żądamy. Adjuracyja jest wyraźną i stanowczą, gdy używamy wyraźnie Majestatu Boskiego, lub której z jego attrybucyi, dla wyjednania rzeczy żądanej, naprzykład, gdy mówimy: ''adjuro te per Deum vivum'', „zaklinam cię przez Boga żywego;“ jest zaś domyślną, gdy używamy nie samego majestatu Boga, ale które ze stworzeń jego, lub rzeczą go wyobrażając, naprzykład: ''adjuro te per firmamentum, per Evangelium Christi'' i&nbsp;t.&nbsp;d. Adjuracyja jest nakazująca, z rozkazem, groźbą, przekleństwem; jest także prosząca, w sposobie prośby, błagania: tej ostatniej używamy do Pana Boga, Świętych, ludzi wyższego od nas stanu, lub przełożonych. Adjuracyja złych duchów wykonywa się nakazująco, (ob. ''Exorcyzm''.)<section end="Adjuracya" /> <section begin="Adjutant" />{{tab}}'''Adjutant.''' Oficer przydany do boku jenerała lub dowódzcy, jużto dla roznoszenia rozkazów na polu bitwy, jużto dla pomocy we wszystkich czynnościach służbowych, tak w polu jak w garnizonie. Dawniej jenerałowie tylko miewali {{pp|ad|jutantów}}<section end="Adjutant" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hl3gf25cj3cfmbw5ypaf1xtc6rimcoc Szablon:EO autor/opis 10 1068045 3158908 3100238 2022-08-27T09:37:57Z Draco flavus 2058 /* Rozwój */ wikitext text/x-wiki {{Podstrona dokumentacji}} <!-- DODAWAJ KATEGORIE I INTERWIKI NA DOLE STRONY --> == Użycie == Szablon współpracuje z {{s|EO autorinfo}}. Rozwija skrót do pełnego imienia i nazwiska autora artykułu w [[Encyklopedyja powszechna (1859)|Encyklopedyi powszechnej]]. == Rozwój == W miarę przepisywania kolejnych tomów może się okazać konieczne uzupełnianie skrótów.<br> Kolejnych autorów dopisywać w formacie <nowiki>| X. Y.=Xavery Yksiński</nowiki><br> Pisać w kolejnych wierszach, nie dawać nadmiarowych spacji lub formatowań. == Uwagi == Istnieje kolizja w obrębie skrótu W. D. – należy autorów przyporządkować ręcznie. *Wincenty Dawid (literat, poeta, być może również autor artykułów z dziedziny medycyny) *Walenty Dutkiewicz (profesor prawa) == Zobacz też == {{clear}} <includeonly> <!-- DODAWAJ KATEGORIE I INTERWIKI PONIŻEJ TEJ LINII --> </includeonly> daqj0ttwr6h7yyz4lqf0v8ghjwzm0ba 3158911 3158908 2022-08-27T09:44:58Z Draco flavus 2058 /* Rozwój */ wikitext text/x-wiki {{Podstrona dokumentacji}} <!-- DODAWAJ KATEGORIE I INTERWIKI NA DOLE STRONY --> == Użycie == Szablon współpracuje z {{s|EO autorinfo}}. Rozwija skrót do pełnego imienia i nazwiska autora artykułu w [[Encyklopedyja powszechna (1859)|Encyklopedyi powszechnej]]. == Rozwój == W miarę przepisywania kolejnych tomów może się okazać konieczne uzupełnianie skrótów.<br> Kolejnych autorów dopisywać w formacie <nowiki>| X. Y.=Xavery Yksiński</nowiki><br> Pisać w kolejnych wierszach, nie dawać nadmiarowych spacji lub formatowań.<br> <br> W przypadku niekonsekwentnych podpisów (tj. różne akronimy odpowiadają temu samemu autorowi należy po prostu podać wszystkie wersje:<br> <nowiki>|L. O.=Leopold Otto</nowiki><br> <nowiki>|X. L. O.=Leopold Otto</nowiki><br> == Uwagi == Istnieje kolizja w obrębie skrótu W. D. – należy autorów przyporządkować ręcznie. *Wincenty Dawid (literat, poeta, być może również autor artykułów z dziedziny medycyny) *Walenty Dutkiewicz (profesor prawa) == Zobacz też == {{clear}} <includeonly> <!-- DODAWAJ KATEGORIE I INTERWIKI PONIŻEJ TEJ LINII --> </includeonly> nfkjv5dkx5uz695zfcbjbq48z4swv2q 3158913 3158911 2022-08-27T09:45:19Z Draco flavus 2058 /* Rozwój */ wikitext text/x-wiki {{Podstrona dokumentacji}} <!-- DODAWAJ KATEGORIE I INTERWIKI NA DOLE STRONY --> == Użycie == Szablon współpracuje z {{s|EO autorinfo}}. Rozwija skrót do pełnego imienia i nazwiska autora artykułu w [[Encyklopedyja powszechna (1859)|Encyklopedyi powszechnej]]. == Rozwój == W miarę przepisywania kolejnych tomów może się okazać konieczne uzupełnianie skrótów.<br> Kolejnych autorów dopisywać w formacie <nowiki>| X. Y.=Xavery Yksiński</nowiki><br> Pisać w kolejnych wierszach, nie dawać nadmiarowych spacji lub formatowań.<br> <br> W przypadku niekonsekwentnych podpisów (tj. różne akronimy odpowiadają temu samemu autorowi) należy po prostu podać wszystkie wersje:<br> <nowiki>|L. O.=Leopold Otto</nowiki><br> <nowiki>|X. L. O.=Leopold Otto</nowiki><br> == Uwagi == Istnieje kolizja w obrębie skrótu W. D. – należy autorów przyporządkować ręcznie. *Wincenty Dawid (literat, poeta, być może również autor artykułów z dziedziny medycyny) *Walenty Dutkiewicz (profesor prawa) == Zobacz też == {{clear}} <includeonly> <!-- DODAWAJ KATEGORIE I INTERWIKI PONIŻEJ TEJ LINII --> </includeonly> 6spgius2hgo0vxceffiofrka1u1ufxw Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/373 100 1070107 3158844 3109226 2022-08-27T07:28:54Z Dzakuza21 10310 dr. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Aldini (Antoni hr. d’)" />adwokatem i professorem prawa. W roku 1796, gdy na mocy pokoju Tolentyńskiego miasto to przyłączone zostało do rzeczypospolitej Cyzalpińskiej, wysłali go współobywatele jako swego reprezentanta do Paryża. Po powrocie swoim należał do rady starszych rzeczypospolitej Cyzalpińskiej, a później był członkiem kommissyi rządzącej tegoż kraju. Roku 1801 powołał go Bonaparte do konsulty, która się zebrała w Lugdunie, a następnie mianował prezydentem rady stanu rzeczypospolitej włoskiej. Roku 1805 powtórnie Napoleon powołał do siebie Aldiniego, mianował go hrabią i ministrem sekretarzem stanu nowo-utworzonego z rzeczypospolitej królestwa włoskiego. Aldini pozostawał w łaskach przy Napoleonie aż do jego upadku. Podczas restauracyi i po zniesieniu królestwa włoskiego, Aldini w Medyjolanie żył na ustroniu, pozyskawszy w roku 1819 zaufanie rządu austryjackiego. Umarł w Paryżu 1826 roku.<section end="Aldini (Antoni hr. d’)" /> — <section begin="Aldini (Giovanni)" />'''Aldini''' (Giovanni) brat poprzedzającego, urodzony 1762 roku, professor fizyki przy uniwersytecie bolońskim, zyskał rozgłos i sławę przez wynalezienie apparatu przeciwko pożarowi, oraz przez napisanie kilku dziełek: o galwanizmie, o dźwigni hydraulicznej i o parze zastosowanej do kokonów jedwabnych. Aldini korzystając z wpływu swego brata, przeniósł się do Paryża, gdzie został radcą stanu, lecz następnie powrócił do Medyjolanu, gdzie na nowo wyłącznie oddawał się naukom; Umarł tamże 1834 r.<section end="Aldini (Giovanni)" /> <section begin="Aldo Manuzzi" />{{tab}}'''Aldo Manuzzi''' (Aldus Manutius) (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Aldyny|Aldyny]]'').<section end="Aldo Manuzzi" /> <section begin="Aldobrandini" />{{tab}}'''Aldobrandini,''' znakomita rodzina we Florencyi i w Rzymie, wygasła w 1681 roku na Oktawii, córce Jana Jerzego Aldobrandini, księcia Rossaro, której nazwisko często wspominanem bywa w historyi sztuk pięknych, z powodu posiadanego przez nią starożytnego alfreska, znanego pod nazwą ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Aldobrandyńskie wesele|Aldobrandyńskiego wesela]]'' (ob.). Najznakomitsi z rodu tego byli:<section end="Aldobrandini" /> <section begin="Aldobrandini (Sylwester)" />'''Aldobrandini''' (Sylwester), urodzony 1499 we Florencyi, jeden z najuczeńszych prawników swego czasu, jako zawzięty przeciwnik Medyceuszów roku 1530 wygnany z rodzinnego miasta, znalazł przytułek u Pawła III i został adwokatem skarbu papiezkiego; umarł w Rzymie 1558 roku. Zostawił kilka dzieł i kommentarzy o instytucyjach Justynijana, i rozprawę o lichwie.<section end="Aldobrandini (Sylwester)" /> — <section begin="Aldobrandini (Hippolit)" />'''Aldobrandini''' (Hippolit), syn poprzedzającego, w r. 1592 został papieżem pod imieniem Klemensa VIII (ob.).<section end="Aldobrandini (Hippolit)" /> — <section begin="Aldobrandini (Piotr)" />'''Aldobrandini''' (Piotr), urodzony 1571 roku, w 22 roku życia został kardynałem, prowadził ważne sprawy polityczne i napisał dzieło: ''De perfecta principe''. Umarł 1620 roku jako arcybiskup Rawenny.<section end="Aldobrandini (Piotr)" /> <section begin="Aldobrandyńskie wesele" />{{tab}}'''Aldobrandyńskie''' wesele, starożytny obraz alfresko, zapewne z epoki cesarza Augusta, odkryty za papieża Klemensa VIII, obok kościoła Santa Maria Maggiore w Rzymie, w pobliżu niegdyś ogrodów Mecenasa; przeniesiony był najprzód do willi księcia Aldobrandini, zkąd została mu nazwa, pod którą dziś jeszcze jest znany; obecnie znajduje się w Watykanie. Obraz ten wyobraża w trzech gruppach wesele: w środkowej siedzi na bogatem łożu nowo zamężna, na wpół już rozebrana, otoczona druchną i starszą przyjaciółką; po lewej stronie kobiety służebne z przygotowaną kąpielą na nogi; po prawej, przed samą komnatą oblubienicy nowożeniec, pełen oczekiwania na wspanialej estradzie. Według Winckelmanna, ma to być wesele Peleusza i Tetydy, według Biondiego Manliusza i Julii. Nieskażona czystość w figurach tego obrazu świadczy o głębokiej wstydliwości, z jaką starożytni podobnego rodzaju sceny umieli traktować.<section end="Aldobrandyńskie wesele" /> <section begin="Aldoma" />{{tab}}'''Aldoma,''' rzeka w zarządzie nadbrzeżnym Ochockim; płynie z pasma Sianowego przez 93 wiorsty, i przyjmuje w siebie 29 rzeczek; spławiają po niej tratwy z drzewem. Ma głębokości od 13 do 14 stóp.<section end="Aldoma" /> <section begin="Aldona" />{{tab}}'''Aldona''' (Anna), córka Giedymina w. ks. litewskiego. Władysław Łokietek<section end="Aldona" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mf9ridac6d2b475r64gd05igakylinz Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/393 100 1070176 3158845 3109464 2022-08-27T07:33:47Z Dzakuza21 10310 L. R. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Alexander I, papież" />wprawdzie Alexandra mieszczą go w poczet męczenników i Kościół w kanonie Mszy świętej, wzywa go jako męczennika; ale jego akta nieznane do siódmego wieku, nie są autentyczne; a nazwy męczennika Kościół używał względem wielu świętych papieżów, którzy żyli za czasu prześladowań cesarzów bałwochwalskich, chociaż nie przeleli krwi swojej za wiarę. Listy przypisywane Alexandrowi są apokryfami. Pamiątka jego obchodzona jest dnia 3 Maja.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''L. R.''}}<section end="Alexander I, papież" /> — <section begin="Alexander II" />'''Ale-Alexander II,''' urodzony w Medyjolanie, nosił poprzednio imię Anzelm. Będąc kapłanem w rodzinnem mieście, w połowie XI wieku, śmiało uderzał w swych kazaniach na występki duchowieństwa, zwłaszcza na symoniję czyli świętokupstwo. Gwido, arcybiskup medyjolański, aby pozbyć się. żarliwego i natrętnego przyganiacza, wyjednał mianowanie go biskupem łukieskim. Nowy biskup dalej prowadził dzieło kapłana i cieszył się, gdy Pataryni w Medyjolanie, w większych rozmiarach wypowiedzieli wojnę, którą on wprzód toczył, przeciw duchowieństwu gorszących obyczajów. Spólność uczuć i usiłowań połączyła Anzelma z Hildebrandem, późniejszym Grzegorzem VII, papieżem i z ś. Piotrem Damijanem. Po śmierci Mikołaja II, Hildebrand, wielkie już posiadający znaczenie, przyczynił się do wyniesienia na tron papiezki Anzelma, który przybrał imię Alexandra II, (roku 1061). Nadaremno stronnictwo hrabiego Tusculum, spólnie ze złem duchowieństwem, wystawiło przeciw niemu anty papieża Codolausa, biskupa parmeńskiego, pod imieniem Honoryjusza II; Alexander wkrótce powszechnie uznany został, zwłaszcza w Niemczech na soborze r. 1062. Nie przestawał walczyć przeciw zepsutym obyczajom duchowieństwa, używał Hildebranda i Damijana za poradników i legatów; surowo gromił rozwiązłe obyczaje młodego Henryka IV, króla Niemiec; jako stróż świętości małżeństwa nie zgadzał się na rozwód tego króla z Bertą, prawą małżonką; rzucił klątwę na złych jego doradzców, samego powołał do Rzymu, i umarł r. 1073 nim Henryk stawił się na wezwanie. Następcą jego był Hildebrand, i przybrał imię Grzegorza VII. Zostało po Alexandrze 45 listów i ułamki innych.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''L. R.''}}<section end="Alexander II" /> — <section begin="Alexander III" />'''Alexander III,''' poprzednio kardynał Orlando Ranuccio, nastąpił po Adryjanie IV, r. 1159. Chociaż jego elekcyja odbyła się kanonicznie, niechętni mu trzej kardynałowie, wybrali jednego z pomiędzy siebie Oktawijana, papieżem, który przybrał imię Wiktora III. Ten anty papież uwięził Alexandra; ale gdy lud zbuntował się na jego stronę, sprawa wytoczyła się przed sąd Fryderyka Rudobrodego czyli Barbarossy, który wezwał obu spółzawodników na sobór do Pawii. Wiktor uzyskał tam potwierdzenie wyboru swego, jakkolwiek przeciwnym był prawu, rzucił klątwę na nieobecnego Alexandra i niedługo potem umarł. Ale schizma nie zakończyła się z jego śmiercią: zastąpił go Guido kremończyk, pod imieniem Paschalisa III. Alexander, wyjechawszy do Francyi, zwykłego przytułku papieżów prześladowanych, odbył sobór w Tours przeciw Albigensom i odwołany został do Rzymu. Fryderyk zdobył część tego miasta, poraziwszy w bitwie Rzymian; ale gdy choroba zmusiła go do odwrotu, papież rzucił na niego powtórną klątwę na soborze lateraneńskim r. 1168. Alexander nie mogąc usadowić się w Rzymie, przeniósł się do Benewentu, dokąd Emmanuel, cesarz konstantynopolitański, wyprawił posłów r. 1170, obiecując zjednoczyć Kościół grecki z łacińskim, jeżeli on zgodzi się połączyć państwo rzymskie z greckiem, pod jednym monarchą. Papież odpowiedział, że nie jest mocen złączyć tego, co jego poprzednicy stanowczo rozdzielili. Po śmierci, niedługo potem, anty papieża Paschalisa, zajął jego miejsce Jan, opat sturmeński, pod imieniem Kalixta III. Nareszcie po bitwie pod Legnano, w której Lombardowie zwyciężyli Fryderyka, pokój zawarty został w Wenecyi, podczas osobistego widzenia się Alexandra z {{pp|ce|sarzem}}<section end="Alexander III" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> iy75unrkk5gzlargh2slylhfcl5famd Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/394 100 1070177 3158847 3109467 2022-08-27T07:35:07Z Dzakuza21 10310 dr. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Alexander III" />{{pk|ce|sarzem}}. Fryderyk ucałował nogi papieża i konia mu trzymał. Alexander odniósł także zwycięztwo nad Henrykiem II, królem angielskim, który nie wprzód otrzymał rozgrzeszenie za zabójstwo arcybiskupa Tomasza Becketa, jak po uznaniu władzy papiezkiej i swobód Kościoła. Za powrotem do Rzymu, umarł Alexander 27 Sierpnia 1181 r., po 22 latach rządzenia Kościołem, i przemożeniu trzech anty papieżów. Alexander w r. 1180 zatwierdził ustawy zjazdu Łęczyckiego, za Kazimierza Sprawiedliwego uchwalone, i pisał list do Kazimierza, chwaląc jego pobożność. Nastąpił po nim na papieztwo Lucyjusz III. Reuter Herman wydał po niemiecku historyję Alexandra III i jego wieku: ''Alexander III und seine Zeit'' (Berlin, 1845).{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''L. R.''}}<section end="Alexander III" /> — <section begin="Alexander IV" />'''Alexander IV,''' poprzednio Rynald hrabia Segni, synowiec Grzegorza IX, wybrany papieżem 25 Grudnia 1254 r. Nieszczęśliwa walka, którą toczył przeciw Manfredowi, księciu Tarentu, pobocznemu synowi cesarza Fryderyka, o nieprawe przywłaszczenie Sycylii, ciągnęła się przez całe panowanie Alexandra, i była powodem kilkakrotnego spustoszenia i rabunku państwa kościelnego, zwłaszcza przez saraceńskie hufce Manfreda. W Sycylii, rządy tego ostatniego zupełnie zniweczyły władzę papieża, nikt nie zważał na jego rozkazy i klątwy. Toż samo prawie działo się we Włoszech, gdzie we wszystkich miastach, nie wyłączając Rzymu, wrzała gwałtowna walka Gwelfów i Gibelinów. Alexander musiał uciekać z Rzymu do Viterbo; i zaledwie upokarzającym błaganiem, zdołał ocalić rodzinne swoje miasto Agnani, od zniszczenia przez buntowników rzymskich. Niemcy w tejże epoce to jest po śmierci Fryderyka I, (1250 r.), znajdowały się w największym zawichrzeniu; ani Wilhelm hollenderski, ani Ryszard z Cornwallis, ani Alfons kastylijski nie zdołali osięgnąć tronu, o który zaciętą toczyli walkę. Wówczas trwało nieszczęśliwe bezkrólewie. W tak smutnych czasach, najszlachetniejsze usiłowania papieża o poprawę obyczajów duchowieństwa i wytępienie nierządu, spełznąć musiały na niczém. Nakoniec śmierć uwolniła Alexandra IV od tych wszystkich kłopotów, roku 1261. Zostawił niemało listów. Pisał także do Bartłomieja Czecha, Franciszkana, rozkazując mu ogłaszać wojnę krzyżową przeciw Jadżwingom i Litwinom, natenczas poganom; również opatowi de Mezano krucyjatę opowiadać zalecał. W r. 1157 zatwierdził donacyje przez Konrada księcia Mazowieckiego Krzyżakom dawniej uczynione; a w r. 1259 zachęcał Krzyżaków do związku z Polakami przeciw nadciągającym Tatarom.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''L. R.''}}<section end="Alexander IV" /> — <section begin="Alexander V" />'''Alexander V,''' poprzednio Piotr Philargi, Greczyn z wyspy Kandyi, syn najuboższych rodziców, od nich opuszczony. Żebrzącego na ulicach miasta Kandyi, Franciszkan włoski, politowaniem wzruszony, wziął do posług klasztornych, uczył języków greckiego i łacińskiego, i ułatwił mu wstęp do zakonu. Wydoskonaliwszy się Philargi w naukach we Włoszech, ćwiczył się dalej w Oxfordzie i Paryżu, gdzie sam został professorem filozofiii i teologii w uniwersytecie. Pisał tu uwagi nad Sentencyjami Lombarda i wsławił się jako kaznodzieja. Jan Galeas Visconti, książę Medyjolanu, powołał go do siebie, słuchał rad jego i używał do rozmaitych posług, wyprawiał w poselstwie do Wacława cesarza, wyjednał mu biskupstwo Wicencyi, potem Nawarry, a w r. 1402 arcybiskupstwo Medyjolanu. Innocenty VII mianował go kardynałem; wreszcie na soborze pizańskim, Philargi jednomyślnie wybrany został papieżem dnia 29 Czerwca 1409 r. Mąż wielkiego serca, umiarkowany i dobroczynny, słusznie mógł powiedzieć o sobie: „Byłem biskupem bogatym, kardynałem ubogim, a jestem papieżem żebrakiem.“ Niepowodzenie soboru pizańskiego któremu przewodniczył, nie może być jemu przypisywanym; albowiem musiał opuścić kierunek nad nim, gdy znaczna liczba panujących odmówiła mu posłuszeństwa i trzymała się dwóch papieżów Grzegorza XII i Benedykta XIII, złożonych przez sobór. Władysław król Neapolitański, {{pp|za|wzięty}}<section end="Alexander V" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> oddl3xa3r4co3rcl3qhzqwhmr15zqrs Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/395 100 1070190 3158848 3109525 2022-08-27T07:36:02Z Dzakuza21 10310 L. R. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Alexander V" />{{pk|za|wzięty}} wróg Alexandra, wpadł zbrojno do państwa kościelnego. Bitny kardynał Baltazar Cossa, legat bonoński, ocalił papieża; ale zatrzymał go jeńcem w Bononii, gdzie Alexander umarł 3 Maja 1410 r., po dziesięciu miesiącach panowania, jak powiadają, otruty przez kardynała. Słynny w historyi Cossa, nastąpił po nim pod imieniem Jana XXIII.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''L. R.''}}<section end="Alexander V" /> — <section begin="Alexander VI" />'''Alexander VI,''' syn Godfryda Lenzuolo, ze znakomitego domu hiszpańskiego, urodził się r. 1430 i nosił imię Rodryg. Gdy wuj jego Kalixt III Borgija został papieżem, udał się on do Rzymu, zmienił swe nazwisko na Borgija, mianowany arcybiskupem Walencyi, w Hiszpanii, i kardynałem. Żył w tajemnych cudzołożnych stosunkach z wielką panią rzymską, nazwiskiem Vanozza, która powiła mu czterech synów i córkę. Borgija okazywał pozornie wielką pobożność, a że posiadał obok tego przebiegłość i umiejętność kierowania sprawami, wybrany został papieżem roku 1492, przekupiwszy pewną liczbę kardynałów. Włosi cieszyli się z tego wyboru; ale Ferdynand Katolicki, król hiszpański, widział rzeczy jaśniej i przepowiedział nieszczęścia, jakie wyniknąć ztąd miały. W istocie, nikt bardziej nie skalał stolicy apostolskiej jak Alexander VI. Bezwątpienia zbytecznie przesadzano jego występki i przypisywano mu fałszywie kazirodzkie stosunki z córką własną Lukrecyją, z czego dostatecznie go usprawiedliwił protestant Roscoe w historyi Leona X. Ale to, co jest udowodnioném, aż nadto rzuca hańbę na imię Alexandra VI. Wszakże jego postępowanie osobiste, ostro potępiane przez najpobożniejszych pisarzy katolickich, nie może mieć żadnego wpływu na szacunek należny władzy najwyższej Kościoła. Nadużył on jej też na wyjednanie księztw pobocznym synom swoim, i bez skrupułu rozdawał im cząstki państwa kościelnego. Najstarszemu synowi wystarał się o tytuł księcia Gandyi, z rozległemi dobrami w królestwie neapolitańskiem, dał mu potém kościelne księztwo Benewentu; a drugiego syna swego Cezara Borgija mianował kardynałem. Gdy starszy brat zamordowany został, zapewne przez jakiegoś małżonka obrażonego, nie zaś jak niektórzy utrzymywali, przez brata rodzonego Cezara, ten odziedziczył jego księztwo, złożył godność kardynała; Ludwik XII król francuzki, mianował go księciem Valentinois zaś papież księciem Romanii. Wtedy ożeniwszy się z księżniczką francuzką, Cezar wywierał przeważny wpływ na ojca; jeden i drugi nie wachali się popełnać gwałtów, okrucieństw, wiarołomstwa, morderstw, gdy szło o powiększenie swej władzy. Jeżeli polityka owej epoki była w ogólności wiarołomną i przewrotną, tedy Alexander VI i syn jego zasłużyli pod tym względem na palmę pierwszeństwa, i nic dziwnego, że Machijawel nazywał Cezara jednym z największych mężów stanu, jacy kiedykolwiek istnieli. Nawet co Alexander mógł czynić sprawiedliwego i pożytecznego, plamił to gwałtami. Przywrócił naprzykład słusznie powagę i znaczenie papieża w swojém państwie, i upokorzył dumę arystokracyi; lecz aby dopiąć tego celu, przekroczył wszelkie granice i nie wzdrygał się wiarołomstwa. Zresztą na karb jego liczą niemało czynów Cezara, który był prawdziwym tyranem swego ojca. Alexander, pomimo wszystkich swych występków, okazywał wielką łagodność dla ludu i panował długo, nie będąc znienawidzonym, jak na to zasługiwał. Całe jego panowanie zapełniały intrygi polityczne, projekta sprzymierzeń, wojny, tudzież układy najchytrzejsze o spokrewnienie swoich dzieci z najpierwszymi domami książęcemi Europy. Nagła śmierć położyła koniec dnia 18 Sierpnia 1503 r., temu życiu nierządnemu, i panowaniu wyłącznie politycznemu. Długi czas mniemano, że umarł zażywszy przez niedbałość lub zdradę służącego truciznę, którą wraz z synem przygotował dla jakiegoś kardynała. Ranke ostatniemi czasy ponowił to twierdzenie; lecz<section end="Alexander VI" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1uo3qlyjtjnww87er3zxertl8n1t2ln Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/396 100 1070194 3158849 3109539 2022-08-27T07:37:08Z Dzakuza21 10310 L. R. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Alexander VI" />Roscoe zbił je i udowodnił, opierając się na dawnych dokumentach, że Alexander umarł z zabójczej gorączki. Za jego panowania sławny Hieronim Savonarola, kazywał przeciw zepsuciu Kościoła i występkom papieża. Alexander nadał Ferdynandowi, królowi hiszpańskiemu zwycięzcy Maurów, tytuł Katolickiego; między niego a króla portugalskiego rozdzielił Indyje amerykańskie, tak zwaną liniją demarkacyjną; wszedł w przymierze z Ludwikiem XII, królem francuzkiem. Jest bulla Alexandra o kanonizacyi ś. Anzelma, 21 listów zamieszczonych w Dziejach Kościelnych Abrahama Bzowskiego, wiele innych w bullaryjuszu. Wydał dzieło: ''Clypeus defensionis fidei sanctae romanae Ecclesiae'', w Strasburgu 1497.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''L. R.''}}<section end="Alexander VI" /> — <section begin="Alexander VII" />'''Alexander VII,''' (Fabio Chigi), urodził się w Syennie 16 Lutego 1599 roku. Jako legat Innocentego X, miał chlubny udział w układach, których owocem był pokoj westfalski. Po śmierci Innocentego, wybrany papieżem d. 8 Kwietnia 1655 przez conclave dosyć z sobą niezgodne. Okazywał z początku wielką surowość obyczajów, postawił trumnę przy łóżku swoim, aby zawsze mieć śmierć na myśli, stronił od przepychu, odpychał nepotyzm i zabronił wszystkim krewnym swoim przyjeżdżać do Rzymu. Ale przy schyłku życia stał się zbyt szczodrym, dotknięty nepotyzmem więcej, niż którykolwiek z poprzedników. Za jego panowania Krystyna, królowa szwedzka, córka Gustawa Adolfa, przeszła uroczyście na łono Kościoła katolickiego w Innsbrucku, zostawszy tajemnie katoliczką, za jego poprzednika, i przybyła potem do Rzymu. Alexander przysłał błogosławieństwo swoje księciu meklemburgskiemu i księżniczce Ludwice, córce królowej czeskiej, którzy za jego papieztwa przeszli na wiarę katolicką. Kanonizował ś. Tomasza z Villanova i ś. Franciszka Salezego. Wiele doświadczał przykrości ze strony Francyi. Nietylko toczyła się tam zażarta walka jansenizmu (ob); ale młody Ludwik XIV, podburzony przeciw papieżowi przez kardynała Mazarini, umyślnie wyprawił w poselstwie do Rzymu największego w całej Francyi grubijanina, księcia de Crequi. Gdy służba księcia, w skutku kłótni uderzyła na korsykańską gwardyję papieża, a ta strzelać do niej zaczęła, Ludwik XIV zmusił Alexandra do upokarzającego zadośćuczynienia, zagroziwszy mu wojną i opanowawszy hrabstwo Awenijonu. Krewni papieża zniewoleni byli przepraszać Ludwika XIV i księcia de Crequi. Na placu gwardyi korsykańskiej, wzniesiono kolumnę z napisem: „Korsykanie nigdy służyć nie mogą stolicy apostolskiej.“ Ludwik XIV, zgodził się później na obalenie kolumny; ale nie przywrócono już więcej gwardyi korsykańskiej. Inne państwa katolickie, Portugalija i Wenecyja, sprawiały także wiele nieprzyjemności papieżowi, gdyż polityka owego, tudzież następnego wieku, miała na celu poniżać i uciskać Kościół. Alexander umarł 22 Maja 1667 r. Wydał w Luwrze 1656 r. poezyje łacińskie: ''Philomathi Musae juveniles'', jako członek akademii Filomatów w Syennie.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''L. R.''}}<section end="Alexander VII" /> — <section begin="Alexander VIII" />'''Alexander VIII,''' (Piotr Ottoboni), syn Marka Ottoboni, wielkiego kanclerza rzeczypospolitej weneckiej, urodził się 10 Kwietnia 1610 r. Przeszedłszy różne stopnie w hijerarchii kościelnej, wybrany został papieżem, 6 Października 1689 r., po śmierci Innocentego XI. Ten znosząc prawo przytułku w pałacach posłów w Rzymie, które pociągało za sobą wielkie nadużycia, wywołał gwałtowny spór z Ludwikiem XIV. Pod Alexandrem VIII, król francuzki uznał za dobre to czemu przyganiał pod Innocentym XI, bo nowy papież potrzebnym mu był dla wpływu na swoich ziomków Wenecyjan. Alexander wsławił się szczególniej nabyciem biblijoteki Krystyny, byłej królowej szwedzkiej, która wcieloną została do biblijoteki watykańskiej, pod nazwiskiem ''Bibliotheca Ottoboniana'', i zbogacił ją 1900 rękopismami. Na dzień przed śmiercią, odrzucił jeszcze wyraźną bullą cztery artykuły swobód gallikańskich. Błędy kilku Jezuitów nie większą znalazły u niego łaskę, jak i błędy jansenistów;<section end="Alexander VIII" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gle6v7yd9kdjp7590jkbncfmewpoiul Encyklopedyja powszechna (1859)/Alexander Polyhistor 0 1071720 3158851 3114041 2022-08-27T07:42:53Z Dzakuza21 10310 +wikipedia wikitext text/x-wiki {{Hasło z Encyklopedyi powszechnej |tom=1 |strona_start=419 |strona_stop=419 |wikipedia=Aleksander Polihistor }} klg053pun2qwroibk6ogwkt9dvas8la Strona:Anafielas T. 2.djvu/17 100 1073229 3158473 3145748 2022-08-26T23:57:44Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/18]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/17]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|17}}</noinclude><poem> :— Napróżne słowa, Mindows mu odpowié, Po czynach męża znać, a nie po mowie. Patrz, ojcze, widzisz tę głównię z ogniska; Biorę, druzgoczę, tak wrogów połamię Jako to drzewo! Oto miecz twój biały, Co go niczyje nie dźwignęło ramię — Miecz to olbrzyma, władam nim jak kłosem, I biada ludóm na które go wzniosę. — :Rzucił miecz, umilkł — Ryngold wstał z posłania Drżący, lecz siły dobywszy ostatek, A w oczach jego tyle życia było, Jakby nie konał, nie patrzał przed chwilą W Wschodniéj krainy otwarte mu wrota. :— Tyś syn mój prawy! krzyknął, ty następca, Im dość wydziałów. — Tobie Litwa cała. — Chciałeś pokoju, Montwiłł, siedź na Litwie, Stara stolica moja, Kiernów tobie, Chociaż na Litwie i starym Kiernowie Niéma spokoju u nas i nie będzie! Lecz gorszy wydział na saméj granicy, Kędy co chwila patrzą najezdnicy. Nie dam Jaćwieży — Lach ci zasnąć nie da, Nie dam Krewiczan, tu Rusin zagląda, Ani Kuronów, po których już Niemcy Łakomą rękę zdala wyciągają. Chciałeś pokoju! myślisz o pokoju! </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4p0dbnvkfvrlb2287tuy4iwaqm1d6n8 Strona:Anafielas T. 2.djvu/16 100 1073230 3158472 3145745 2022-08-26T23:57:41Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/17]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/16]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|16}}</noinclude><poem> :— Ojcze! twojemu nie dam spocząć mieczu, Póki nie zgromię butnych Kunigasów, Póki zaległych nie ściągnę haraczów, Mojéj nad sobą nie uznają władzy. Wiém, twemu sercu gorzéj bolą swoi, Co się z obcemi łączą, niżli wrogi. Ja ich pogniotę. I każdy z wydziału Co rok przyniesie i pokłon mi winny I dań zaległą. — Nie dam się im burzyć I wiązać z sobą i z nieprzyjacioły, Jedną pić wodę; — własną krew rozléwać. Nie zasnę, łuku nie zdejmę z ramienia, Póki na Litwie sam nie będę panem! — :Ryngold wzniósł głowę, słuchał głosu syna, I oczy blaskiem żywszym mu jaśniały, Ustami ruszał i dłonie mu drżały — Mówił, on słuchał; skończył, spuścił głowę — — Ty to dokonasz? rzekł, Trajnys! ty słaby! Ty! — I znów z wzgardą oczy precz odwrócił. Kądziel prząść tobie i nócić piosenki, A nie miecz biały i łuk brać do ręki, Nie za haraczem złych ścigać poddanych. — :Spójrzał, a Mindows oczy iskrzącemi, — Ojca wzrok spotkał — lecz milczał ponuro. Nic nie rzeki — Tobie koléj, — Ryngold cicho. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> stwnzclsmcr4p8fg460qdkl0s3yylfe Strona:Anafielas T. 2.djvu/15 100 1073231 3158471 3145740 2022-08-26T23:57:38Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/16]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/15]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|15}}</noinclude><poem> Z ojcami będę we Wschodniéj krainie. Wam Litwa na trzech. Czy ją rozedrzecie Jak psy zbroczoną skórę po niedźwiedziu? Mów, Montwiłł starszy, co ty zrobisz z Litwą? — :— Ojcze mój, panie! rzekł, Litwa spokojna, Wrogi jéj w jamach dyszą przestraszone — Nikt nie napadnie, nikt dla mnie nie groźny, Spokojnie będę po tobie panował, Z zamku do zamku przejeżdżał na łowy, Od Kunigasów pobiérał daniny — Z Rusi mi srébro i futra przyniosą, Z nad morza będą słać wory bursztynu, I białe miecze i błyszczące zbroje. Spokojną, oddam synóm Litwę twoję, Kiedy już nogą nie sięgnę strzemienia, I w dłoni łuku napiąć nie potrafię, Ani oszczepem strzaskać łba wilkowi. Nic mi nie braknie! — Już żonę i dzieci Bogowie dali, dni starych pociechę. A Litwa moja rozkwitnie w pokoju, Bo jéj wróg dotknąć, nie będzie śmiał długo. — :Ryngold srébrzystą potrząsł tylko głową I szemrał — Pokój! o pokoju marzy, Łowach, daninach, o żonie i dzieciach! Ślepy! — Z pogardą twarz zmarszczoną zwrócił, Dał znak, a Trajnys, po bracie jął mówić. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ahm5clyzue31w1tiag049uc68f3kvlh Strona:Anafielas T. 2.djvu/14 100 1073232 3158470 3145736 2022-08-26T23:57:35Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/15]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/14]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|14}}</noinclude><poem> Mindows, którego Ryngold przyznał synem, Choć z niewolnicy ruskiéj się urodził, Najmłodszy wiekiem, najwyższy postawą, Co się przy braciach jak jastrząb wydawał W wróbli z pod strzechy wypłoszoném stadzie. Mindows Ryngoldów syn, w którego oku Błyszczała żądza boju, krwi pragnienie, Nienasycona duma, wzgarda ludzi. Prosty jak sosna, silny jak dąb stary, Mądry jak Żaltis<ref>Wąż.</ref>, którego czczą w Litwie. :Wszyscy trzej padli twarzą przed olbrzymem, I szaty jego kraje całowali, I żałośnemi jęki go witali; Ale łzy w oczach żadnego nie było, Tylko w Mindowsa oku rosy kropla Świéciła jedna, samotnie zwieszona. :— Powstańcie — Ryngold rzekł; wstali w milczeniu Jeden drugiego pożera oczyma, Stoją; a radzi rzucić się na siebie; Tak ich nienawiść wzajemna rozpala; Wtém głos Ryngolda w uszach im zatętni. — Starzec się podniósł i oparł na dłoni, I oczy wlepił w synów, resztą ognia Płonące jeszcze. — Widzicie, rzekł zcicha, Mnie czas umiérać, dzisiaj jeszcze może </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3tc06o6gcjln8jcm63346q6occvxfu4 Strona:Anafielas T. 2.djvu/13 100 1073233 3158469 3145732 2022-08-26T23:57:32Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/14]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/13]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|13}}</noinclude><poem> Duch jego walkę z ciałem jeszcze toczył. On rwał się uciec do ojców krainy, A długiém życiem niestargane ciało, Nazad na ziemię, na świat ten ściągało. Lecz już za walką, widny był zgon bliski, Bo coraz rzadsze zgasłych oczów błyski I coraz ciężéj słowa z ust się rwały, Jak dropie w polu spłoszone, co długo Skrzydłami miecą, nim w górę podlecą. Ręce olbrzyma zimny pot obléwał, I już po biały miecz ów nie sięgały, Którego podnieść aniby zdołały; Okiem nie wzywał towarzyszów boju, Uchem nie czekał rychło róg zadzwoni, Konał milczący na Wschód poglądając, Skonać nie mogąc, a skonać żądając. :— Synów zawołać — synów! rzekł nareście Podnosząc głowę po długiém milczeniu; Niech przyjdą tutaj i Montwiłł i Trajnys, Niech Mindows przyjdzie. Gdzie synowie moi? — Wyrzekł i skinął — znowu padł milczący, Znów na Wschód patrzał oczy zamkniętemi. Wtém we drzwiach czarna zadrżała zasłona, Wzniosła się, Montwiłł wszedł, za nim opadła. Zadrżała znowu, i Trajnys wszedł drugi, Wstrzęsła się jeszcze i Mindows najmłodszy Z braćmi przed ojca łoże się przybliżył. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> seolyrkfz3r0wdg640sn8l57o9jwasm Strona:Anafielas T. 2.djvu/12 100 1073234 3158468 3145731 2022-08-26T23:57:30Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/13]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/12]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|12}}</noinclude><poem> A Kunigasy, Bajoras ciągnęli Do Nowogródka, zamknąć ojcu oczy, Zobaczyć kogo posadzi po sobie, Któremu z synów odda miecz i czapkę, Którego Krewe ludowi ogłosi. — I cicho było w Litwie jak przed burzą, Gdy niebem ciągnie czarny obłok zdala, Milczący jeszcze. Słońce świéci z góry, A oczy ludzi patrzą już na chmury, I widzą burzę, co przyjdzie przed nocą. :W Krywiczan grodzie, na zamku, na górze, W największéj izbie, przed ogniem gasnącym, Ryngold spoczywał na niedźwiedziéj skórze. Nie olbrzym Ryngold, nie Kunigas wielki, Lecz starzec bliski stosu i mogiły — I widać było w bladéj jego twarzy, Jak gasło życie, siły uciekały, — Bo w twarzy ludzkiéj maluje się dusza, Jak kwiat nadbrzeżny w przezroczach jeziora. I widać było, jak płomień żywota Czasem się wzmógłszy rumienił jagody, Poruszał usta i oczy zapalał, To znów przygasał, i oczy zmrużone Mdłym wzrokiem patrząc w Wschód wieczności stronę, Zdały się żegnać świat len, witać drugi. Ryngold umiérał, jak żył w ciężkim boju, I po nad łożem, na którém spoczywał, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> j3dzm1c9od0fmk4sol5kv64ijgypkj4 Strona:Anafielas T. 2.djvu/11 100 1073235 3158467 3145730 2022-08-26T23:57:27Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/12]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/11]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|11}}</noinclude><poem> Siedli na konie, dzień i noc jechali, Aż do Krywiczan grodu się dostali. :A Ryngold konał, ciężko, jak zwierz leśny, Którego strzelec srogą raną zwali, Siły mu weźmie nie wyrwawszy życia — Konał i skonać nie mógł olbrzym stary. :I z Nowogródka, od łoża Xiążęcia, Biegł głos po Litwie w głąb puszczy i lasów — Ryngold umiéra — Lud padał od trwogi; Gdy Ryngold umrze, wnet odżyją wrogi, A Litwa, którą cisnął w silnéj dłoni, Na sto rozpadnie części rozerwana, Bezbronna stanie sąsiadóm gospodą, Pastwiskiem koni Mogułów i Lachów. :Szła wieść jak ''Maras''<ref>Mor.</ref> blada, aż do morza, A kędy przeszła, twarze pobielały, Zadrżały ręce, serca zastukały — Starcy schylili ku mogiłóm głowy, Młodym oszczepy w rękach się zachwiały, A matki dzieci do piersi tuliły, Jakby już wieścią wojny się straszyły. Na zamkach wały sypali Bajoras, Po Kiemach<ref>Wsiach.</ref> łuki gięli, smoląc strzały. Wszędzie milczenie głuche, smutek cichy. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fb5sdd4w03jpsdazrbiqgx8z47fch2b Strona:Anafielas T. 2.djvu/10 100 1073236 3158466 3145729 2022-08-26T23:57:24Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/11]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/10]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|10}}</noinclude><poem> Z trwogą, nadzieją, łzami się podnoszą. — Jedni upadli na wałach znużeni, Jakby z dalekiéj tylko co podróży, Głowy oparli na żylastéj dłoni, Drudzy cóś radzą, cóś pocichu gwarzą, A gdy się sługa przybliży zamkowy, Milkną i patrzą, czekają i idą Przeciw słów jego, żebrzącém wejrzeniem, Jak gdyby wieść im przynosił żądaną — Straszną? wesołą? Nie poznasz po licu — Cóż to, czy sąsiad stos wojny zapalił? Czy z ruskiéj, wieści złe, przyszły wyprawy? Czy Duńczyk na brzeg morski wylądował, Czy Mongoł w Litwę i Ruś z ogniem kroczy? Co ich spędziło? Czy łupu nadzieja? Czyli potrzeba obrony od wroga? I czemuż wszyscy pospuszczali głowy, Ciągle patrzając ku bramie zamkowéj? :O! nie strach wojny spędził Kunigasów Z Żemajtys, Kuru, z Rusi i Jaćwieży — Głos poszedł Litwą — Ryngold wielki kona; — I jak w posuchę pożar błota pali Ognistym pasem, sunąc coraz daléj, Tak wieść leciała skrzydły sokolemi, Przez siedém puszczy, aż do siódméj ziemi; I wszyscy wstali i miecz biały wzięli, I szłyk na głowę i puklerz do ręki. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8wn3p5r5tir0gachw5fq32r3m39gx7x Strona:Anafielas T. 2.djvu/9 100 1073237 3158465 3145728 2022-08-26T23:57:21Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/10]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/9]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /><br><br><br></noinclude>{{c|w=160%|'''{{Roz*|MINDOWS.}}'''|po=20px}} {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} {{c|w=200%|h=normal|I.|przed=20px|po=20px}} <poem> :{{kap|W Krywiczan}} grodzie<ref>Nowogródek.</ref> zgiełk i zamięszanie; W murach zamkowych Kunigasów poczty Bajoras stoją, zbrojne ludu tłumy. Konie rżą, wyją psy i gwarzą ludzie. Ale nie poznasz po ich czołach, z mowy, Co ich przygnało, co tutaj spędziło. Stoją, nie jako na Ilgi zwołani, Nie na wesołą ucztę, ni na wojnę, Nie jak kiedy się ze zwycięztwa cieszą, I brańców palą, wielkim Bogóm Litwy. Na ich obliczu, zwycięztwa radości Nie znać, ni żądzy łupów ani boju. Twarze ich blade i usta ich drżące, A oczy raz wraz na zamkowe mury </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1fq9n8v2p2a55lvv9iqex4g9kjlylrt Strona:Anafielas T. 2.djvu/8 100 1073238 3158464 3118974 2022-08-26T23:57:18Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/9]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/8]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 2.djvu/6 100 1073239 3158462 3118975 2022-08-26T23:57:12Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/7]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/6]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 2.djvu/2 100 1073240 3158458 3118976 2022-08-26T23:57:00Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/3]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/2]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 2.djvu/22 100 1073292 3158478 3119102 2022-08-26T23:57:59Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/23]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/22]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 2.djvu/36 100 1073294 3158492 3119104 2022-08-26T23:58:42Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/37]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/36]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 2.djvu/40 100 1073295 3158497 3119105 2022-08-26T23:58:54Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/41]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/40]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 2.djvu/31 100 1073322 3158487 3148515 2022-08-26T23:58:25Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/32]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/31]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|31}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|III.|przed=20px|po=20px}} <poem> :{{kap|Piérwsze}} już kury piały, w zamku cicho, I cicho było na świecie. Noc letnia Z xiężycem, z gwiazdy nad ziemią wisiała, Nad wody para wlokła się, jak gdyby Kipiały rzeki i wrzały jeziora. W dali Peleda<ref>Sowa.</ref> hukała samotna Siedząc na dębie, i derkacz na błotach Krzyczał, i żaby kumały gwarliwe, Jak lud, kiedy się do grodu zgromadzi, O wojnie, łupach lub o sobie radzi. :Na nowogródzkim zamku cisza długa; Lecz po xiężycu, widać było cienie, Tam, sam, po wałach migające wdali; Jacyś się ludzie schodzili, szeptali, W ręku oręże, oszczepy dźwigali, Szli, nikli, znowu wchodzili, czekali. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 99eduk64nbev224qleqnj01271xeif7 Strona:Anafielas T. 2.djvu/30 100 1073323 3158486 3148514 2022-08-26T23:58:23Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/31]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/30]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|30}}</noinclude><poem> :— Prawdaż to? krzyknął Mindows. Wnet się zrywa, Prawda? Tyś widział, ty słyszałeś zdradę? — :— Na piorun Boga Perkuna, na brodę Przysięgam, obu słyszałem jak knuli, Aby Cię z życia haniebnie wyzuli. Każ śledzić, poszli Bajorów osaczać, Sieci stawiają na sług twoich wierność. — :— Sami w nie wpadną, rzekł Mindows, wiedziałem, Widziałem wszystko — ale nie ich oczy Ujrzą na stosie niewolnicy syna. Xiężnéj synowie sami pójdą przodem Na gody z ojcem do Wschodniego kraju. Zbierz ludzi, gdy zmrok padnie przyjdziesz z niemi, Każdy siekierę niechaj ma i stryczek. Tutaj ich Mindows spotka. — Osadź wkoło Wiernemi swemi. — Kiedy noc zapadnie, Przyjdą, to wpuścić do mojéj świetlicy, Do łoża mego. — Teraz w ślad za niemi, Bież za ich tropem, patrz kto będzie z niemi, I milcz jak mury. — Rzekł Mindows, powstaje, Wyprawił sługę, sam pozostał z mieczem, Ostrza probował, uśmiéchał się k niemu, I wyjrzał prędko Saule<ref>Słońce.</ref> w morze wpadnie, A noc nadejdzie i Menes<ref>Xiężyc.</ref> i gwiazdy. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2q0h69pzj4fwkibx0u49sai5sl6jenp Strona:Anafielas T. 2.djvu/29 100 1073324 3158485 3148512 2022-08-26T23:58:20Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/30]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/29]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|29}}</noinclude><poem> — Zabić Mindowsa i Montwiłła zabić, Mnie Litwa cała, na co nią się dzielić? — A Montwiłł myślał — Mindows syn nieprawy, Trajnys mój młodszy, niechaj giną razem, Mam ja trzech synów, im i mnie kraj cały — Za jedném cięciem dwóch pozbędę wrogów. — :I poszli oba, a Tikimas wyjrzał Z zakąta, w którym wysłuchał rozmowy, Śmiał się patrzając za odchodzącemi. — — Nie tobie Litwa, rzekł, ni tobie panie! Mindows Kunigas. Nie wam z nim się mierzyć, Śmierć dla was obu, stosy i mogiła. Tikimas ogień znalazł pod popiołem — Pójdzie do pana, uderzy mu czołem I powié wszystko. Nagrodę dostanie Sto osadników i srébra sto rubli! O, poczekajcie, nie śpieszcie się cieszyć! Mindows się nie da ze śmiercią uprzedzić! — :I szedł do niego, padł na twarz przed panem. — Kunigas didis!<ref>Wielki Kniaziu!</ref> rzekł, śledzić kazałeś, Już zwierz jest w kniei i czas iść myśliwym, Bracia już na twą głowę się zmówili, Poszli dłoń złocić Bajoróm, przyjaciół Kupować sobie. — Dziś nocą napadną; Wszystko słyszałem. — Głowy ich dojrzały, Czas zerwać, psóm twym oddać na pożarcie. — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lnf36xq7u2sl66zdi6c448x4l9b040n Strona:Anafielas T. 2.djvu/28 100 1073325 3158484 3148510 2022-08-26T23:58:16Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/29]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/28]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|28}}</noinclude><poem> :— Na co nam wojsko, na jednego człeka? Wstyd, Montwiłł, nas dwóch, a on jeden samy; Ty masz trzech synów. — Na zamku nas dzieli Dwie ściany tylko; straż co u drzwi czuwa. Trudnoż mu życie dziś odebrać jeszcze? Idź ty do swoich, ja pójdę za swemi. Zbierzmy przyjaciół, a nim stos ojcowski Dogaśnie, drugą rzucim nań ofiarę, Pójdzie na łowy z ojcem, ulubieniec! Lepiéj tam jemu, szeptał Trajnys cicho, Na co nam czekać, czego zwlekać dłużéj? Żeby on stosy do wojny zapalił, Zgromadził ludu, zamki poosadzał, Kupił przyjaciół, ujął Kunigasów — I nas bezbronnych wziął, jak w gnieździe ptaki! Jam widział w oczach, on nie będzie czekał, Nie będzie bał się, namyślał i zwlekał — My go nie wezmiem, on na nas uderzy — I nie czas będzie! Dziś, dzisiaj Montwille, Dzisiaj lub nigdy. — Kto ma jutro w ręku? Jutro? A jutro on zabić nas może! — :— Dobrze, rzekł Montwiłł, idę Kunigasów Zakupię sobie. — Ty nie żałuj srébra, Podarków, słodkich słów i obietnicy. — :Spójrzeli w oczy sobie i odeszli, I oba stali milczący na progach, I tak myśleli w swych duszach o sobie. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lfxl3qmc8305djvumre39nk9bj2xc60 Strona:Anafielas T. 2.djvu/27 100 1073326 3158483 3148506 2022-08-26T23:58:13Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/28]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/27]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|27}}</noinclude><poem> I nikt go nie znał do wczoraj, nie słyszał, Że był na świecie. Zmówić się ze swemi; Mindows spokojny, on pogardza nami, Myśli, że już nas zdeptał jak robaki, Że głowy podnieść nie będziemy śmieli. — Noc ciemna, Montwiłł, najlepiéj usłuży Miecz ostry w ręku. Czego czekać dłużéj? Dzisiaj go zabić, i paskudne ścierwo Krukóm wyrzucić za mury zamkowe! — :— A Montwiłł mruczał — Czy znasz ty Mindowsa? Chytry jak sarna, co się psóm wywija — Wiész ty, czy da się w łożu zamordować, Jak stary niedźwiedź drzémiący w barłogu, Co nic nie słyszy, śniegiem otrząśniony? Cóż, jeśli chybim? — Kto nam rękę poda? Paść będzie tylko, dać pod nogi głowy, I czekać stryczka lub ciężkiéj niewoli. Nie mamy wojska; przyjaciół ratunek, Krucha podpora; nie ruszaj jéj, cała, Ledwie ją dotkniesz, w proch się rozsypała — :— A mamy złoto, srébro ruskie mamy — Miecze i zbroje, konie, niewolniki, Kupim przyjaciół, kupim pomocniki. — Tak mówił Trajnys — Montwiłł niedowierzał, Milczał, to mruczał — Jechać nam do dzielnic I zebrać wojsko i z wojskiem uderzyć. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dkgp2ozociur5o4p8xqnzf7v9ei8c17 Strona:Anafielas T. 2.djvu/26 100 1073327 3158482 3148505 2022-08-26T23:58:10Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/27]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/26]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|26}}</noinclude><poem> I zebrać wojska i napaść Mindowsa. Nim się wytrzeźwi szczęściem upojony, Zanim do niego głupi lud się zbieży. Swoich z kiernowskich włości prędko zbiorę, I nim się o nich dowié, tu przylecę. Znam zamek, mnie tu od młodości znają, Otworzą wrota, napadnę i zgniotę. Ty z swemi przybądź na czas Żmudzinami, Nam na wpół Litwa cała, pęta jemu, Lub śmierć, na którą niewolnik zasłużył. — :A Trajnys milczał i potrząsał głową. — Zła bracie rada, nim ty do Kiernowa, Zanim ja na Żmudź dobiegę, on zwącha Co go ztąd czeka. Ty nie znasz Mindowsa; Wzrok ma sokoli, a rękę Olbrzyma, Spójrzy, przeczuje, zabije nas obu! Zła rada Montwiłł! — A jeśli tajemnie Nie wezmiem zamku, nie chwycim go w jamie Myśmy zginęli, on nam nie przebaczy. Z nim Kunigasy, Bajoras, lud wielki. Z nami kto pójdzie?? Zła rada! — I cicho Jął mówić Trajnys. — Na co wojsko zbiérać? Daleko jechać, długo się sposobić, Gdy wszystko można tu i zaraz zrobić? Ty masz przyjaciół, i u mnie są druhy, Do nich idź, rękę wyciągnij, pomogą. Mindows przyjaciół nie ma w całym dworze, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> clp5mqbngxd83s6l1er1hw33jj0hq1v Strona:Anafielas T. 2.djvu/25 100 1073328 3158481 3145760 2022-08-26T23:58:08Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/26]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/25]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|25}}</noinclude><poem> Ojciec postradał i serce i głowę, Dał miecz obcemu, Mindowsa następcą, I naszym panem ogłosił po sobie. Będziemże cierpiéć i połknąwszy wzgardę, Zostaniem jego sługami na zawsze? Nie, Trajnys, myśmy prawa krew olbrzyma — Mindows nie brat nasz, Mindows syn nieprawy, Jemu nam służyć, nie nam schylać głowy. Będziemże cierpiéć? Nam Litwa na poły, Tobie — mnie. — Jemu służba i niewola. Ojciec już duszą nie na tym był świecie, Kiedy dziedzicem cudze wybrał dziecię. Damyż tak zostać? Trajnys! powiedz bracie! — :— Chciałem cię o to zapytać, Montwille, Czy scierpisz dzieci swoje poddanemi, I siebie w jarzmie. — Cóż ci po Kiernowie I brzeżku ziemi, w któréj nie panować, Lecz jęczéć będziesz musiał i rwać włosy, Ojcowskie ziemie widząc w obcych ręku. Wiém, rzekł po chwili, ty mnie nienawidzisz, Ja ciebie z twemi. — Lecz na bok niezgody, Nam Litwę trzeba odebrać mu wprzódy, A potém wrócim, gdy zechcemy, znowu W dawną nieprzyjaźń, w braterską nienawiść. — :— Co poczniesz? Montwiłł mówił bratu cicho, Co poczniesz? jechaćby nam do swych dzielnic </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1a5k12ohqx7l1cb7yrnjlko37jtpwo0 Strona:Anafielas T. 2.djvu/24 100 1073329 3158480 3145758 2022-08-26T23:58:05Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/25]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/24]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|24}}</noinclude><poem> Sypała kwiaty i błogosławieństwa. Widzieli wszyscy, jak w ojców orszaku Na wieczne łowy i szczęście wędrował. Sutink, Iminus, wiedli go pod ręce, Złotą doń czarę Alusu przepili, A na cześć jego Burtynikas stary Śpiéwał pieśń długą, jak Niemen z Wiliją. Wszyscy ojcowie w milczeniu słuchali, Głową wstrząsali i w ręce plaskali. :Widział i śpiéwał Tilusson<ref>Kapłan pogrzebowy.</ref> ludowi, Jak Ryngold ojców po kolei witał, Jak go ojcowie z kolei witali, I jak z Murgami<ref>Duchy szczęśliwe.</ref> poskoczył na łowy Z łukiem na barkach i oszczepem w ręku. :Mindows stał jeden przy ojcowskim stosie, Braci nie było. Oni czoła skryli, I oczu na świat pokazać nie śmieli, W zakątach zamku bezsilni usiedli, I o nieszczęściu swojém rozmyślali. :Piérwszy raz odkąd dziećmi być przestali, Zeszli się bracia, Montwiłł ze Trajnysem, I nienawiści wzajemnéj zabyli, Wspólną pałając ku Mindowsu bratu. :— Trajnys! rzekł Montwiłł, pora nam o sobie Pomyśléć, bracie! Na łożu śmiertelném </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> k647dlyo9xoxjf4hc0y7qpfv0lh5q99 Strona:Anafielas T. 2.djvu/23 100 1073330 3158479 3145756 2022-08-26T23:58:02Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/24]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/23]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|23 <br><br><br>}}</noinclude>{{c|w=200%|h=normal|II.|przed=20px|po=20px}} <poem> {{kap|W Krywiczan}} grodzie, na zamku, na górze Wielki stos płonie, na stosie, olbrzyma Ciało Ryngolda, co go wróg nie pożył, Płomień pożéra; i serce mu mężne Wyjada naprzód, i mądrą mu głowę Wypala potém, i ręce mu silne Krępuje więzy i na piersiach siada, W oczy zagląda, źrenice wyjada. Niéma olbrzyma! poleciał duch jego Do ojców kraju, złotemi skrzydłami. Na białym koniu żeglował przez chmury, Widział lud wszystek jak na Wschód wędrował, A sokoł przed nim leciał złotopióry, Ogary za nim, za nim niewolnicy. Widzieli wszyscy, jak go orszak duchów We wrotach ze czcią, z radością przyjmował, Jak stary Kunas z długą srébrną brodą Rękę mu dawał, jak Kiernas, dąb Litwy, Konia powstrzymał i całował w głowę, I jak Eglona na czoło olbrzyma </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> t1ytfrhmlclr6efgks1nqicodr79qmp Strona:Anafielas T. 2.djvu/21 100 1073331 3158477 3145752 2022-08-26T23:57:56Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/22]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/21]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|21}}</noinclude><poem> :A bracia stali, patrzali na siebie, Ręce spuścili, czoła krwią oblane, Wstyd i gniew w fałdy pogiął, jako morze Burza najeża falami gęstemi. Milczeli, ale dusze ich się rwały Zemstą targane — Stali i skinęli Wzajem na siebie. — Zasłona zadrżała, Wyszli obydwa. — Mindows rzucił okiem, Dójrzał przyszłości; na Smerdę zawołał. :— Tikimas<ref>Wierny.</ref>, rzecze, idź, śledź braci kroki, Oni nie darmo za ręce się wzięli I wyszli zgodni. — Oni knują zdradę, Miéj na nich oko. Znam ja moich braci, I wrogów, co ich nie lękam się tyle. — Z tamtemi w polu spotkam się, zwyciężę — Ci w domu, we śnie, gryść będą jak szczury Drogą spokojność — i wierność lenników Złotem psuć swojém, łaski obietnicą. Ślad w ślad za niemi. — A kiedy usłyszysz Nie wieść o zdradzie, ale domysł zdrady, Do mnie powracaj. — Lekarstwo na zdradę W ręku mam silne — Ja ich uspokoję. — Tikimas głową skinął i na sercu Rękę położył i zniknął z komnaty. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 54jsjox1yjpomcovqknw8p8grf0vtvt Strona:Anafielas T. 2.djvu/20 100 1073332 3158476 3145751 2022-08-26T23:57:53Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/21]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/20]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|20}}</noinclude><poem> :Krewe Krewejta przed wrota zamkowe Wyszedł, i wołał cisnącym się tłuomóm Imię Mindowsa, następcy. — Schwycone Z ust do ust, strzałą na Litwę leciało, Aż się o morskie obiło gdzieś brzegi, I na wierzchołkach starych puszcz szumiało. :A w izbie konał Ryngold, olbrzym stary, Jak gdyby z mieczem oddał resztę życia; Tak gasnął prędko. — I na Wschód patrzając, Wyzionął duszę wielką — Poleciała Na Wschód sokolém skrzydłem w ojców kraju Spocząć po bojach — {{tab|100}}— Mindows u nóg jeden Klęczał ojcowskich i rękę całował, Która już zimna, bezsilna leżała — Martwa na wszystko, na wszystko skośniała — I tknąwszy miecza nawet nie zadrżała. — Mindows śmiertelny pot ocierał z czoła, I oczy zamknął zagasłe na wieki. :— Teraz, jam panem, rzekł do siebie wstając. Spójrzał po braciach. — Jad z oczu im błyskał. — I biada zdrajcóm, dodał, zdrajcóm biada! Bo miecz Ryngolda nie będzie próżnował, On nie ma pochew, aby się w nie schował, Krwi pragnie! Dawno jéj już nie kosztował! — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 42l4sah7noqapmur5o6mjqj1zzh5or3 Strona:Anafielas T. 2.djvu/19 100 1073334 3158475 3145750 2022-08-26T23:57:50Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/20]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/19]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|19}}</noinclude><poem> :Montwiłł z Trajnysem milczący stanęli, Piérwszy raz w życiu na siebie spójrzeli Bez nienawiści, zazdrości i gniewu, Szukali w sobie swych myśli, przeszłości. :— Zwołać Bajorów, ryczał Ryngold stary, Niech Kunigasy, hołdownicy moi, Bajoras śpieszą do mnie i Smerdowie — Niech przyjdzie Krewe — Pan wasz, schylcie głowy, Mnie czas do ojców, ja dosyć walczyłem, Powracam do nich! Zostawiam wam syna, On pan na Litwie, jemu miecz oddałem, Mieczem on moim buntownych ukarze, Padnijcie przed nim, i bijcie mu czołem. — :I izba cała tłumem zaczerniała, A wszyscy padli i czołem mu bili. Krewe Xiążęcą czapkę nań nałożył, Płaszczem osłonił młodzieńcze ramiona, Ojciec miecz oddał. — Piérwsi wstydem zlane Bracia mu dumne karki uchylili, Ale nie dusze. Duszami szarpała Zazdrość, co gorzéj niż Poklus rwie serce, Gorzéj niż wilcy dzicy szarpią ścierwa. :Mindowe dumném pójrzał po nich okiem, Jak niewolników zmierzył wzgardy wzrokiem, I hołd jak winny od braci przyjmował. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> plci1z6p0goskzr6zad3wxw5jegx88d Strona:Anafielas T. 2.djvu/18 100 1073335 3158474 3145749 2022-08-26T23:57:47Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/19]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/18]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|18}}</noinclude><poem> Lecz kiedyż w Litwie było nam spokojnie? Weź Kiernow, Niemiec rzadki gość w Kiernowie; Z żoną i dziećmi przesiedzisz spokojny Czasy najazdu i granicznéj wojny. A kiedy twoją najadą dziedzinę, Masz się gdzie chronić, znajdziesz gdzie uciekać. Ty, Trajnys, lubisz bój i żądasz boju — Weź Żmudź, Bajoras możni są na Żmudzi; Będziesz tam z niemi walczył o daniny, I patrzał by się z Niemcem nie wąchali. Tobie, Mindowsie, miecz mój, Litwa cała, Potrafisz hardych utrzymać lenników, A karki krnąbrnych, jak drzewce zgruchotać. Tyś po mnie panem, bracia ci poddani — Słyszycie! Kiedy na wojnę zawoła, Stać mu do boku, jakbym ja był żywy, I wołał na was. Mindows syn mój prawy, Bo w niego moja przelała się dusza, On miecz mój podniósł i nie puści z dłoni. — :Chciał mówić, upadł na twarde posłanie, Sił mu zabrakło, tylko wskazał Krewie, Aby ze skarbcu płaszcz i czapkę nieśli, Znamiona władzy. Naglił do pośpiechu, Bo już mu brakło głosu i oddechu, I życia reszty, ciekły jak z naczynia Zbitego, woda lejąc się, ucieka. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> d4jq74a62sonp55t99loap0x0k5phee Strona:Anafielas T. 2.djvu/32 100 1073392 3158488 3148516 2022-08-26T23:58:29Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/33]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/32]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|32}}</noinclude><poem> :A Mindows nie spał, z wiernemi Bojary, On czekał zdrady, gotów był do kary, I na Ryngolda wielkim mieczu sparty, Wyglądał rychło bracia nań naskoczą. :Piérwsze już kury piały, w zamku cicho, Bracia knowali, odkładali zdradę — I trzykroć za prog wyszli ze sługami, I trzykroć nazad tchórzliwie wrócili. — Niech uśnie Mindows, — do siebie mówili. Kury znów piały. Trajnys rzekł do brata. — Teraz czas, idźmy. — I z Montwiłłem idą. Trzech synów z białym mieczem poskoczyli: Wikind, Towciwiłł i Erden najmłodszy. — Ojcze! mówili, i my pójdziem z tobą, Praweśmy wnuki Ryngolda, i miecz nam Rozpala dłonie, zemsta pierś rozdyma. My z tobą, ojcze, na co pomoc obca? Trzech, czyż jednego zdławić nie zdołamy? — Lecz Montwilł wstrzymał synów swych u proga. — Wy nie pójdziecie, rzekł, młodeście dzieci, Dla was i życie i zemsta i boje! Dość nas, zostańcie. — Kto wié! Bogi wiedzą, Który z nas wróci, czyja krew popłynie! Zostańcie, byście może ojca głowę Pomścili potém. — {{tab|80}}— Co mówisz? Montwille! Przerwał mu Trajnys, w górę miecz podnosząc; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lfudw9y7p6rmdu40drgbenzdoz305b0 Strona:Anafielas T. 2.djvu/33 100 1073393 3158489 3148517 2022-08-26T23:58:32Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/34]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/33]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|33}}</noinclude><poem> Wątpisz, lękasz się! On jeden, nas tylu. Chodźmy! czas; jutro rozprawiać będziemy! Kury już piały dwa razy. — A Montwiłł Skinął swym synóm, aby pozostali. I trzéj synowie miecze z rąk puścili, I oczy smutno w ziemię utopili. Stali na progu, za odchodzącemi Długo, zazdrośni walki, spoglądali. :W ciszy szli bracia podwórcem zamkowym; Straży nie było, we wrotach zapory; I szli wciąż, idąc z Mindowsa szydzili. — Tak pewny siedzi i śpi tak spokojny, Jak gdyby prawe dziedzictwo po ojcu Odebrał, jakby nie bał się nikogo. Patrzcie, we wrotach straży nie postawił, Otworem wszystko! — {{tab|100}}I szli daléj znowu, Nigdzie nikogo. — Aż u drzwi świetlicy, Kędy spał Mindows, stanęli, i razem, Jak gdyby Gulbi<ref>Duch stróż człowieka.</ref> jaki ich zatrzymał, Wryci, z oddechem zapartym, jak słupy, Stali. Nikt naprzód drzwi nie odryglował. W ciemności jeden na drugich spoglądał, Oczyma jeden drugiego popychał. Aż Trajnys wyszedł i rygiel odsunął; Tuż za nim wszyscy wpadli do komnaty. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tkbrxdspl6sq2h8nhj4ndkeb6vb8eco Strona:Anafielas T. 2.djvu/34 100 1073394 3158490 3148518 2022-08-26T23:58:35Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/35]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/34]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|34}}</noinclude><poem> Przez okno xiężyc świécił na róg izby: Kędy Mindowsa twarde łoże było, Rzucił się Trajnys z podniesionym mieczem, I Montwilł za nim, i Bajory wierne, Padli do łoża, padli — odskoczyli. — Zdrada! zawołał Montwiłł, jogo niéma! — — On jest!! — głos zawrzał, i z Ryngolda mieczem Wpadł Mindows wściekły na wylękłych braci. Ciął, i Trajnysa łeb rozpłatał w dwoje. Padł Trajnys, jęczéć nawet nie miał czasu. A Montwiłł ukląkł, miecz rzucił, i czołem Proch zmiatał podły, przed nieprawym bratem Błagał litości — Mindows deptał nogą Kark jego, pastwiąc się nad nim i szydząc. — Litości na dziś! wołał; jutro znowu Przyjdziesz tu w nocy, abyś jeszcze może Prosił litości. — Jakżeś, hardy bracie, Zgiął kark przede mną, synem niewolnicy! I śmierć nie lepszaż nad taką sromotę? Patrz, nogą głowę xiążęcą twą gniotę, I szydzę z ciebie, najgrawam z bojaźni! O! nie przebaczę! Nie. We Wschodniéj ziemi Idź szukać ojca, ty z dziećmi twojemi. — — Z dziećmi, łkał Montwiłł. O! niechaj ja ginę, Lecz za cóż one? O! pozwól żyć synom, Wydrzyj im ziemię, zostaw tylko życie — Odbierz ojcowską to lichą puściznę, Kiernow, co ojciec dał na pośmiewisko </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lhpm6hodc6topvp6if1jijczgjp1hhe Strona:Anafielas T. 2.djvu/35 100 1073395 3158491 3148519 2022-08-26T23:58:38Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/36]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/35]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|35}}</noinclude><poem> Starszemu swemu! Mindows! nie dość tobie Zwycięztw i władzy? Cóż te słabe dzieci, Cóż oni tobie? Niech choć one żyją! — — Te słabe dzieci, to wilczęta młode, Rzekł Mindows; teraz bawią się ze psami, Lecz gdy im zęby porosną, to kiedyś Poduszą owce i pójdą do lasa. O! nie, wybiję wilki i wilczęta! — :Skinął, wnet sługi Montwiłła porwali, I w silnych rękach, za gardło schwycony, Skonał bełkocząc niewyraźnie — Dzieci! — :— Tych, krzyknął Mindows, wskazując Bojary, Uwiązać dzikim konióm do ogonów, I puścić w lasy; miecza na nich szkoda; Precz z niémi! — Słudzy milczących powiedli, A zamek zawrzał, zapłonął ogniami, Zahuczał ludem, i nim kury trzecie Zapiały, dziesięć dzikich biegło koni Ze wrót zamkowych, po obszérnéj błoni, Każdy za sobą wlokąc zdrajcy ciało, Które się z życiem wrzeszcząc passowało; I wiatr donosił zdala tentent koni, I jęki winnych. Potém tentent tylko, Potém szmér głuchy — I cisza głęboka, I krwawe tylko pozostały ślady Zbrodni, wycieczki i kary i zdrady. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4omu1mpeshqg3tpcju0tvd2q6se4jhg Strona:Anafielas T. 2.djvu/37 100 1073396 3158493 3148521 2022-08-26T23:58:45Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/38]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/37]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|37}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|IV.|przed=20px|po=20px}} <poem> :{{kap|W ciemnicy}} dzieci Montwiłłowe płaczą, Siéroty śmierci niechybnéj czekają; Trzech ich. Najstarszy Wikind gniewem pała, Średni Towciwiłł ojca swego płacze, Najmłodszy Erden drży, śmierci się lęka; A wszyscy razem patrzą i czekają, Rychło siepacze drzwi lochu otworzą I miecz lub stryczek przyniosą od stryja. Lecz niéma kata, i dzień jeden mija I drugi mija; o chlebie i wodzie Jęczą siéroty pod zamkową wieżą, Na mokréj słomie powiązani leżą. A starszy jeszcze gniewem, zemstą pała, I średni jeszcze ojca swego płacze, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 51eojm0678763qf98ivzq8kuo08tc5w Strona:Anafielas T. 2.djvu/38 100 1073397 3158494 3148525 2022-08-26T23:58:48Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/39]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/38]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|38}}</noinclude><poem> Najmłodszy męki lęka się i śmierci. Siedém dni mija, i codzień, co rana Trzy dzbany wody i trzy bochny chleba Przynosi strażnik, kładnie i odchodzi, Słowa nie powié, słowem nie osłodzi Ciężkich mąk siérot. Napróżno go starszy Wyzywa słowy, napróżno doń średni Łzami się modli, napróżno najmłodszy Jękiem go błaga, on słowa nie rzecze, Nie spójrzy nawet, i jak wszedł wychodzi. :Siedzą sieroty pod zamkową wieżą, Liczbę dni tracą, dzień nocy podobny, Bo jak noc ciemny i jak noc milczący; I nic nie słychać, tylko brzęk łańcucha I jęki więźniów, dochodzące ucha Zdala, przewlekłe, bolesne, z pod ziemi. :Już starszy gniewu cierpieniem postradał, Już średni łez swych zapomniał po ojcu, Już młodszy śmierci lękać się zaprzestał, I wszyscy razem piersiami wyschłemi Wołali tylko — Powietrza, swobody, Lub śmierci prędzéj i męczarnióm końca! — :A śmierć nie przyszła, i wrota zaparte Stały jak wprzódy, i jak wprzódy Sargas<ref>Stróż.</ref> </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0q77wjloakk4pzkh0kwha8ku63slpbn Strona:Anafielas T. 2.djvu/39 100 1073398 3158495 3148531 2022-08-26T23:58:51Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/40]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/39]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|39}}</noinclude><poem> Milczący, codzień chleb nosił spleśniały I stęchłą wodę. I milcząc spoglądał Na siérot troje, a jeszcze litości Nie uczuł w sobie, i głosu im nawet Z świata, z którego wygnani, nie przyniósł. :Siedémkroć siedém błysnęło poranków, Siedémkroć siedém razy Saule<ref>Słońce.</ref> świetne Wpadło do morza i wstało obmyte; Dwa razy Menes<ref>Xiężyc.</ref> zmieniał twarz zrąbaną, A wrota stały jak wprzódy zaparte. Cierpienia rosły w duszy siérot trojga, Jak mchy wilgotne na murach więzienia, Pęta się wjadły w odrętwiałe nogi, Wybladły lica, przygasały oczy, I uszy dźwięków świata zapomniały, A Sargas ani śmierci, ni swobody, I nic nie przyniósł — prócz chleba i wody. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8g8quf36eulegv7sgadob6zbtoowqhd Strona:Anafielas T. 2.djvu/41 100 1073399 3158498 3148528 2022-08-26T23:58:57Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/42]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/41]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|41}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|V.|przed=20px|po=20px}} <poem> :{{kap|Schły}} w ciężkich więzach Ryngoldowe wnuki, A Mindows nad ich głowami panował. Braci nie było, nie lękał się zdrady, A miecz Ryngolda wstrzymywał sąsiady, I weszło Litwie pomyślności słońce, Bo Kunigasy, posłuszni Mindowie, Kłonili czoła i nieśli daniny. Nikt nie śmiał szemrać, ni podnosić głowy. Tylko Niemieckich Zakon wojowników Zagrażał Żmudzi, Liwóm i Kuronóm; Ale się jeszcze Volquin nie odważył Wyciągnąć ręki po Mindowsa włości, Bo był sam słaby, bo już miecz Ryngolda Zostawił kresę na Niemieckiéj zbroi. Czekali pory, czekali niezgody, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jbj0j40cj10wmjjtw3gswlij2cqyext Strona:Anafielas T. 2.djvu/42 100 1073400 3158499 3148530 2022-08-26T23:59:00Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/43]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/42]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|42}}</noinclude><poem> A braci z Niemiec wołali do siebie, Oręże ostrząc na progach swych grodów. :Lecz cicho było w Litwie Ryngoldowéj, Żmudź tylko stała przed Zakonem w trwodze. Kuroni w Kiemach siedzieli spokojni, Jaćwieże z pługiem chodzili po niwach, Krywicze ruskiéj zabywali braci I dłoń braterską Litwinóm dawali. Pińsk, Mozyr, Siewierz, Czerniechow swym grodóm Sypali wały, Zaborole<ref>Palisady.</ref> bili, I słali Kniaziu bogate daniny. Nie było w całéj Litwie Kunigasa, Coby Mindowsa sprzeciwił się woli, Coby nie stanął do zamkowéj straży, Ludzi nie przysłał, odmówił daniny, Lub skrył się w lasy i uciekł do wrogów, Gdy do wrót poseł kołatał xiążęcy. Z krwi braci zdrajców wyrósł kwiat pokoju, Co po nad Litwą jasną wznosił głowę I liśćmi lud jéj osłaniał ubogi. :Lammechin Królik u Kurów panował, I Ryngold nawet pożyć go nie zdołał; Napróżno corok po haracz wysyłał: Posłańce jego nigdy nie wracali, Lub pohańbieni, w żebraczém odzieniu, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dedufo1rxmqxljdatro5cilp35ofqe4 Strona:Anafielas T. 2.djvu/43 100 1073401 3158500 3148533 2022-08-26T23:59:03Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/44]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/43]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|43}}</noinclude><poem> Do domów swoich wlekli się, nie śmiejąc Oczu pokazać na Krywiczan grodzie. Raz wyszedł Ryngold z Jaćwieżem i Litwą, I Lammechina kraj cały splądrował, I krukóm ucztę na długo zgotował, A do ogonów końskich przywiązani Kurów tysiące szli litewskie pługi Ciągnąć i sypać horodyszczów wały. Lecz nie porosły zielono mogiły; Już się Lammechin znów Litwie buntował, Posłów Ryngolda z wieprzami postawił, I bez rąk nazad do pana odprawił, Kazawszy rzec im, że Kuronów dani Unieść nie mogli i ręce stradali. — :A Ryngold wówczas z Ruskiemi wojował. Lew z Włodzimiérza, Swiatosław z Kijowa I Dymitr Drucki, szli wojskiem nad Niemen, A po nad niemi stada kruków czarne Płynęły chmurą na pobojowisko. I byli z niemi Kurdasa Moguły, I wielu Kniaziów ruskich i Bojarów. — Już byli wielki Krywiczów gród wzięli, I po nad Niemnem pustosząc ciągnęli. Spotkał ich Ryngold nad rzeką, i trzy dni Trwała tam walka zacięta, aż duchy Z ciał lecąc, jeszcze w powietrzu walczyły. I była uczta jastrzębióm i krukóm, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0ey9mfr0accl6kzf0beqqnknoec7zbj Strona:Anafielas T. 2.djvu/44 100 1073402 3158501 3148535 2022-08-26T23:59:06Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/45]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/44]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|44}}</noinclude><poem> A pole trupy ruskiemi usłane Zwie się Mohilną, bo mogiły stoją Jak kretowiska po łące, széroko. Kniaziowie ruscy do Łucka się gnali, I w Łucku wojska mężnego płakali. :A Ryngold na Żmudź szedł Zakon wojować, I miecz skrwawiony spłókać w Białém morzu, Lammechin kurski wzbił się dumą wielką, Bo olbrzym nie miał czasu w dół spoglądać, Zdeptać na ziemi drobnego robaka. I potém znowu Ruś Ryngold plądrował, Co Alexander Kniaź mu odwetował; Nabrawszy jeńców, u końskich ogonów W daleki połon Litwinów prowadził, Gdzieś tam nad rzeką płakać ich osadził, I panu pasznie uprawiać cudzemu. Wielu tam trupy tylko dociągnęli Na Ruś, i krukóm za pastwę służyli; Wielu uciekło, i nazad do braci, Wpół żywi, potém zwlekli się nierychło, Gdy wojnie koniec i wszystko ucichło. Litwini potém pod Torżek gonili, Paląc i pędząc od pługów, od roli Ludu moc wielką, siwe skotu stada. Gonił Jarosław Kniaź Włodzimierowicz Z Nowotorżany, na białym rumaku, Jeńców im odbił, i Litwinów wielu </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> c7kano0tw0l9o1ou3x2hhq2my2bkw4o Strona:Anafielas T. 2.djvu/45 100 1073403 3158502 3148537 2022-08-26T23:59:09Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/46]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/45]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|45}}</noinclude><poem> Padło daleko od swych, w obcéj ziemi. Twercy, Dmitrowcy, gdy pod Toropeczem Na kark im siedli, jak kleszcze się wpili, I krwią litewską napasłszy, za niemi Na progi domostw, do Litwy gonili. :Kurski Kunigas tymczasem spokojny Siedział, i Litwie urągał się dumny, Bo Litwa posłów swoich nie pomściła, Krwi swéj przelanéj, sromoty zniesionéj, Aż Ryngold wielki skonał. — Mindows prędko Wspomniał na Kurów, i znów posły idą, Ale nie prosić dani, nie targować; Ponieśli łyka, winniki i strzałę, I miecz i ogień. Mówili od Pana. — Jeśli do trzech dni dani nie oddacie, Jeśli włos spadnie z świętéj posłów głowy, W dni siedém łyka przyjdą na dorosłych, Winniki drobnym, strzały w pierś Bojaróm; Miecz na twą szyję, Lammechinie dumny, A ogień ziemi Kuronów wszérz i wzdłuż. — :Lammechin słuchał, lecz posłów nie skrzywdził, Tylko dzień jeden nic nie rzekłszy wstrzymał, I myślał, radził zwoławszy Bojary, I znowu radził, aż do trzech dni zwlekał; Na czwarty dań im zaległą oddali, I dary Kniaziu bogate wysłali, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nfj5aa6ov3mnzsqv93rqy2nboenc5ts Strona:Anafielas T. 2.djvu/46 100 1073404 3158503 3148538 2022-08-26T23:59:12Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/47]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/46]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|46}}</noinclude><poem> Konie i futra, srébra i bursztyny. Lammechin uznał Mindowsa nad sobą, I przysiągł na swą brodę, z Kuronami Stanąć, gdy stosy wojenne zapalą. — Tak wielki Mindows, nie podniosłszy miecza, Kurów zwojował postrachem wyprawy, A sam Lammechin do Krywiczan grodu Przyszedł bić czołem Ryngolda synowi. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fp3pgbggdfjhm76i1qkv2akprfdc8sp Strona:Anafielas T. 2.djvu/47 100 1073405 3158504 3148539 2022-08-26T23:59:15Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/48]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/47]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|47}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|VI.|przed=20px|po=20px}} <poem> :{{kap|Świéciło}} słońce litewskiemu światu, A Montwiłłowi synowie, w ciemnicy Siedząc, płakali, ni słońca, ni drogiéj Nie widząc ziemi. I młode ich lata Płynęły, jako strumień trzęsawiskiem, Błoty czarnemi i ciemnemi bory. I nikt nie przyszedł słowem ich pocieszyć, I nikt nie przyszedł pokarmić nadzieją. :A lata biegły na Litwie szczęśliwéj Jasne, jako dni Karwilis miesiąca, Spokojne, ciche, jak noce pogodne. Mindows sam jeden na Litwie panował, A wróg i lennik Mindowsa szanował. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mak7660j5vqxuiis0581tlpt3a2qd71 Strona:Anafielas T. 2.djvu/48 100 1073406 3158505 3148540 2022-08-26T23:59:19Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/49]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/48]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|48}}</noinclude><poem> :Raz na Krywiczan zamku, letnią porą, Spoczął Kunigas po łowach szczęśliwych, Kiernowskie lasy z łukiem i oszczepem Przebiegłszy, wrócił; za nim na stu wozach Wieziono żubry, łosie i jelenie, Dziki, niedźwiedzie. W zamkowym podwórcu Wisiały skóry sączące posoką; Na progu sługi łuki naciągali, Śmieli się, gwarząc i prawiąc o łowach. Wtém Sargas, któren wrót zamkowych strzeże, Rozdjął podwoje, wyglądał na drogę, Jak gdyby gościa przeczuwał na szlaku. — A, na Budintoj — rzekł, do zamku jedzie Poseł Krewejty, z białą laską w ręku, Z wieńcem na głowie. — Poznałem zdaleka. Na święto jakie, czy woła na wojnę? Nie darmo do nas z krzywą laską śpieszy. — Mówił, a szlakiem zdaleka migała, Z laską podróżną, postać jakaś biała. I widać było pobożnych wieśniaków Tłumem za posłem biegących z pól, Numów, Jak szaty jego białe całowali, Czołem mu bili i zatrzymywali. On chwilę stawał, i znowu szedł skoro Pruskim gościńcem do Krywiczan grodu. A Sargas patrzał; kiedy wrót był blisko, Wrota na rozcież przed posłem otworzył, I upadł na twarz; przeszedł Wejdalota </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ada90uc1ve3yu1xf6ua0nqtnbxwtxbz Strona:Anafielas T. 2.djvu/68 100 1073448 3158525 3119654 2022-08-27T00:00:18Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/69]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/68]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 2.djvu/49 100 1073464 3158506 3148541 2022-08-26T23:59:21Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/50]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/49]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|49}}</noinclude><poem> Most, Zaborole, na podwórce śpieszył. Słudzy na jego widok się porwali, Czekając słowa, milczeli i stali. On z białą laską szedł aż do świetlicy, Gdzie starszy Smerda u ogniska siedział, I przyjął posła czarą miodu pełną, Prosząc, by spoczął, aż oznajmi panu. Poszedł; znużony usiadł Wejdalota U gościnnego ogniska i dumał. A wkoło cicho niewolnicy stali, Słowa czekali, skinienia patrzali. Przyszły kobiéty, i znużone nogi Wodą obmyły, i szytym ręcznikiem Otarły — potém pokarmy przyniosły, Których połowę oddał Wejdalota Kobolóm zamku, pól sługóm zamkowym, Sam wody napił się, placka skosztował. Aż wrócił Smerda. — Kunigas was czeka, Rzekł — Idźcie za mną. — Otworzył podwoje, I wgłąb na zamek {{Korekta|Ryngoldow|Ryngoldów}} prowadził. :W prostéj komnacie pan Litwy spoczywał, Na ziemi leżał na niedźwiedziéj skórze; Dwa psy ogromne nogi mu lizały; Na berle, w kącie, drzemał sokół biały; Tuż tarcz wisiała, złotemi gwoździami Nabita, świecąc, jak niebo gwiazdami. Po ścianach łuki, oszczepy i strzały, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> k40egxk4rm61fw1n663q495cnwzqdo5 Strona:Anafielas T. 2.djvu/50 100 1073465 3158507 3148542 2022-08-26T23:59:24Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/51]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/50]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|50}}</noinclude><poem> Szłyki bogate, wielkie miecze białe. Nad drzwiami, w murze, Kobol z żubrzą głową, Sparty na kiju, nieruchomy stoi. W oknie zasłona wzniesiona, a przez nie Widać gród cały, i wzgórza dalekie, I lasy wgłębi jak sinieją stare. Wszedł Wejdalota — Pokój tobie, Panie, I szczęście — rzecze u progu; twarz skłonił I Kobolowi oddał cześć pokorną. — Krewe Krewejta Alleps mnie wysyła; Z Romnowe idę, od dębu świętego, Od straszliwego Perkuna ołtarza. Krewe chce widziéć Mindowsa w Romnowe; On Bogów wolę ma jemu objawić, I głos, co z dębu słyszał Bogów usty, Przyszłość wróżący. Nim siedém dni minie, Czeka was Krewe. — Co Kunigas wielki Odpowié Krewie? Ja nazad powracam. — :A Mindows podniósł pochyloną głowę, Słuchał i milczał — Potém rzekł Kapłanu. — Nim siedém razy słońce w morze wpadnie, Mindows przybieży na rozkaz Krewejty. — :Znów Wejdalota skłonił się Kobolóm, Znów Xięciu; zamilkł i wyszedł z świetlicy; I już się w izbie gościnnéj nie wstrzymał, Dziedzińce przebiegł, mosty, Zaborole; Mrucząc modlitwy, nazad śpieszył drogą. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qyck444v9bfjv77wlvx0ro1dxho1n5m Strona:Anafielas T. 2.djvu/51 100 1073466 3158508 3148543 2022-08-26T23:59:27Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/52]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/51]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|51}}</noinclude><poem> :Słońce zapadło, w ciemnościach na szlaku Świéciła wdali suknia jego biała, Daléj i daléj coraz się migała, Znikła nareście. Na zamku ruch, wrzawa; Nim Menes wejdzie, Kniaź wyjeżdża w drogę; Konie ze stajni wywodzą, siodłają, Słudzy biegają, psy wyją, rżą konie, Oręże brzęczą i szeleszczą strzały. Kunigas z kilką nie jedzie sługami, Niemcy tam siedzą blisko od Romnowe; Sto koni bierze z sobą i stu ludzi Zbrojnych, odważnych, Jaćwieży, Litwinów. Każdy na plecach ma łuk, strzał secinę, Każdy u boku biały miecz z za morza, Za pasem pałkę i procę skórzaną. I koń każdego doświadczony w biegu, Dwa dni, dwie nocy bieży bez noclegu. :Już xiężyc wyszedł skrwawiony na niebo, Jakby zbroczony wczoraj mieczem słońca, I jeszcze z licem nieobmytém rosą. Mindows na pruskim już pędził gościńcu W pyłu tumanach. Wierni za nim słudzy Wokoł jechali milczący, a okiem Daleko naprzód przed konie gonili. Brzask wschodni niebo ukrasił czérwono, Gdy wpośród lasu, na łące zielonéj Wypocząć stali. I nim wyszło słońce, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lxih3wi7tb9ilr4h0czumxbsp82vw75 Strona:Anafielas T. 2.djvu/70 100 1073497 3158527 3148961 2022-08-27T00:00:24Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/71]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/70]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|70}}</noinclude><poem> Mindows trzy razy złotego strzemienia Dotykał nogą, i wracał się znowu. I pił, ucztował, nie mogąc odjechać. Czy mu miód lepiéj z Sudymunta czary Smakował biały, czy łowy szczęściły W kniejach tutejszych?? — Już dzień wschodził czwarty, Siodłali konie, Mindows żegnał starca. — Niech Marti przyjdzie, rzekł, pożegnać pana. — — Tak rano! Jeszcze śpi dziecię kochane. — — Zbudzić je, — krzyknął Mindows niecierpliwie. Posłali. — Wkrótce weszła piękna Marti, Jeszcze wpólsenna i rumieńcem nocy, Jak rosą kwiaty, pokryta. Nieśmiała Do nóg się pańskich żegnając schylała. Mindows płomienném pożerał ją okiem. — Pojedziesz ze mną, rzekł, wskazując na nią, Pojedziesz ze mną, ja cię Xiężną, moją Uczynię żoną. Już konie gotowe. Pożegnaj ojca, ja biorę cię z sobą. — :Ona spójrzała, i w oczach niebieskich, Na jedném łza się srébrzysta zrodziła, Na drugiém radość zapaliła jasna; Ale gdy ojciec zajęczał boleśnie, Dwie łzy po białéj stoczyły się twarzy. — Panie! rzekł ojciec, mojemu dziecięciu Cześć to za wielka. — Ty żartujesz, Panie! Marti przy ojcu ilu śmierci zostanie. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> k4dea5v3iyoskjdo1qk9en40mw4p4by Strona:Anafielas T. 2.djvu/52 100 1073512 3158509 3148544 2022-08-26T23:59:30Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/53]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/52]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|52}}</noinclude><poem> Jechali znowu, cały dzień bez drogi, Na zachód zawsze, lasy i polami, Przepłyli rzeki, darli się puszczami, Brzegami jeziór śpiących kłusowali. A gdzie na drodze Kiemy spotykali, Wychodził starszy z chichem przeciw panu I bił mu czołem. Od sioła do sioła Wiódł ich przewodnik nieznancmi szlaki, Na rzekach brody wytykał mielizną, Brzegiem trzęsawisk twardą znaczył drogę. Dzień i noc jechał Mindows niecierpliwy, Ani dał zasnąć ludzióm, spocząć konióm, I nim siódmy raz czyste słońce wstało, W dwóch rzek zakrętach ujrzeli Romnowe, Dokoła wodą, jak gród, opasane. Święte się miejsce murami czerniło, I starych dębów liśćmi zieleniło, Nad których wierzchy dym gęsty się wznosił, Płynący strugą niebieską do góry, Pod nogi wielkim trzem Bogóm litewskim. :Ujrzał dąb święty Kunigas, zsiadł z konia, I z ludźmi ziemię pokornie całował, A Bogóm wylał ofiarę dziękczynną Za szczęsną podróż. Potém krętą drogą Jechali w lewo po nad rzeki brzegiem, Aż u bram grodu nad wałem stanęli. Tu już lud wielki czekał Kunigasa, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bgcg7nbywx7m5bf1biszvcuq3yyvqcf Strona:Anafielas T. 2.djvu/53 100 1073513 3158510 3148545 2022-08-26T23:59:33Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/54]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/53]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|53}}</noinclude><poem> I stary Krewe wyszedł przeciw niemu Z Krewów, wróżbitów, Wejdalotów tłumem; Ewarte z laską, dwakroć zakrzywioną, I Sigonnoci, sznurem przepasani, Z torbą na plecach i kijami w rękach, Wielkim go krzykiem witali wesoło, Podnosząc ręce, bijąc ziemię czołem, Kładnąc się wszyscy na Mindowsa drodze. Sam jeden Alleps nie uchylił głowy; Szedł prosto starzec poważny ku niemu, I wiódł go z sobą przed Bogów ołtarze. Zdaleka one ogniami jaśniały, Trzy obok święty dąb obejmowały, Z którego twarze trzech Bogów zczerniałe, Żółtemi oczy z bursztynu patrzały. :Pod gołém niebem trzy ognie gorzały, Mur tylko czarny opasał je wkoło, Na nim wisiały żubrów, turów rogi Oprawne w srébro, łuki i kołczany, Zbroje, w ofierze Bogóm przyniesione, Bursztynu bryły, i wieńce korali, I z muszli morskich nizane równianki, Kuronów dary nadmorskich mieszkańców. Były tam czaszki z nieprzyjaciół głowy, Zbroje w niemieckich kuźniach wykowane, Miecze z dalekich krajów od zachodu, A wśród nich w murze posągi drewniane, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> raj0wgczmvd9np811j5nq7dw67ccyhm Strona:Anafielas T. 2.djvu/54 100 1073514 3158511 3148547 2022-08-26T23:59:36Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/55]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/54]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|54}}</noinclude><poem> Krasnemi barwy i kruszcem odziane, Stały, jak stoją u zamczyska progu Słudzy xiążęcy, — straż starszemu Bogu. :Jedne na końskich nogach ludzkie ciała Dźwigały z trojgiem głów i rąk sześciorą, Drugie z piersiami siedmią wezbranemi, Jakby siedm ziemi miały karmić niemi, Siedziały w wieńcach ze kłosów i kwiatów. Owdzie Lietuwa z kocią stała głową, Z mieczami w rękach, do wojny gotową. Daléj Ragutis gruby w saniach leżał, I w ręku czaszę trzymał napełnioną, Dwojgiem ust pijąc słodki miód kowieński. Walginy posąg czworo głów kończyło: Owcza, wołowa, ptasia i wieprzowa, Na cztéry strony zwrócone patrzały, Czworaki rodzaj zwierząt zasłaniały Od moru, chorób i w przednówek głodu. Tam Tawals, straszny kobiécemu oku, Śmiał się bezwstydnie, jak kozioł lubieżny, Na szyi dary młodzieży dźwigając: Sznury korali, muszli i bursztynu. Ogromnym wężem stał Auszlawis Bożek, Chorym pomocny, i z roztwartéj paszczy Srébrnym językiem zdał się ludzióm grozić; Na szyi jego ofiar tyle było, Że skórę węża i kształty zakryło, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bq1y5dbbvjra5pq9sy2s3zxfhqrs2n8 Strona:Anafielas T. 2.djvu/55 100 1073515 3158512 3148924 2022-08-26T23:59:39Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/56]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/55]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|55}}</noinclude><poem> I u nóg jeszcze leżał stos bogatych Darów, któremi kupowali zdrowie I biedni kmiecie, i możni Kniaziowie. :Lecz nie tu wszystkich Bogów razem czczono, I oni tylko na Perkuna dworze, Resztkami ofiar żywiąc się w pokorze, Stali jak słudzy, strażnicy świątyni. W konarach dębu trzéj wielcy Bogowie Strasznemi głowy nad mury sięgali: Perkun wpośrodku, z piorunami w dłoni, Ze wzrokiem srogim i zmarszczoną twarzą; Pokole czarne z rozczochranym włosem, I Atrimp olbrzym, Bóg wody i morza. Przed niemi płonął ogień na ołtarzach, Żywiony ręką milczących Kapłanów. Tu im ofiary zabijano krwawe, Któremi łaski błagano, lub karę Odwrócić chciano od skazanéj głowy. :Tu upadł Mindows na twarz, rzucił dary. Sam Krewe ogień Perkuna podsycił; Podniósł się w górę! — płomień dobréj wróżby. I Wejdalotów dwóch z dębu świętego Liści, spleciony wieniec na Mindowsa Włożyli głowę. A gdy krew bydlęcia Wylano, kiedy skończono ofiarę, Kunigas z Krewą wyszedł, i gościnę Allepsa przyjął na nocleg w Romnowe. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0vdzyj4twmjuaonbc36h4mkhtplirq4 Strona:Anafielas T. 2.djvu/56 100 1073516 3158513 3148925 2022-08-26T23:59:42Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/57]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/56]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|56}}</noinclude><poem> :— Jutro, rzekł starzec, nim słońce się wzniesie, Staniesz sam jeden u dębu świętego; Tam ci ogłoszę wielkich Bogów wolę. — :Mindows nic nie rzekł. Już dawno się Saule Kąpało w morzach; noc gwiazdami tkana Świat pod namiotem czarnym kołysała. Ustał gwar, ognie pogasły, i jeden Tlał się już tylko u dębu świętego. Mindows się rzucił na niedźwiedzią skórę I usnął twardo, jakby Brekszta<ref>Bóstwo snu.</ref> sama Powiek się jego dłonią swą dotknęła. Lecz ledwie oczy jego się skleiły, Wstrząs! się — bo straszny sen stanął przed duszą, Krwią mu i ogniem potrząsał nad głową, Przyszłości czarną rozdziérając szatę. :I widział Mindows<ref>Sen ten jest przepowiednią dalszych wypadków z panowania Mindowsa.</ref> jak wrogi szarpały Ojców dziedzinę, jak Litwę rozdarli. W piersi jéj miecze Niemieckie stérczały, I ruskie pęta nogi krępowały; Lach z ran płynącą krew jéj pił i szalał. Próżno Jaćwieże wkoło matki stali, Próżno Litwini wroga odpędzali, Próżno Krywicze u nóg jéj padali. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> iawc211vdy3t8eodt9e690adtnx2k0z Strona:Anafielas T. 2.djvu/57 100 1073517 3158514 3148926 2022-08-26T23:59:45Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/58]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/57]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|57}}</noinclude><poem> Trzech synów matkę nieszczęsną przywiedli I w ręce własnych nieprzyjaciół dali. Widział na zamku Krywiczan krzyż złoty I Bogów twarzą leżących na ziemi — Ołtarze zbite, dęby wyrąbane; W świętych jeziorach mogulskie się konie Poiły, w gajach świętych zrąbywali Na drwa, na chaty, Ragan, dęby stare, Jesiony, które potop pamiętały, Jodły, co piérwsze wyrosły na ziemi. — :Straszny sen piersi uciskał Mindowsa; Widział się w więzach, a na swojéj głowie Koronę z kajdan złoconych ukutą, Widział trzech synów, chociaż nie miał dzieci — Dwoje ich we krwi, w czarnéj sukni trzeci. I widział jeszcze swych braci pomszczonych, Jak mu grozili, jak się najgrawali, Ćmy wrogów pędząc na Litwę spokojną, Dmąc ognie, które po zasiewach biegły, Wsie, grody, pola i lasy wyżegły, Piersi Mindowsa piekły, po nad głowę Wznosząc ramiona czérwone i płowe. :O, straszny sen był, i miotał się pod nim, Jak pod niedźwiedzim pazurem, Kunigas, A wyrwać nie mógł. I miotał straszliwie, I jęknąć nie mógł, ani ust otworzyć, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 31pdvtyiykssarpf5yc1kvdb5qgvpze Strona:Anafielas T. 2.djvu/58 100 1073518 3158515 3148927 2022-08-26T23:59:48Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/59]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/58]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|58}}</noinclude><poem> Ni rąk poruszyć, ni ratunku wołać, Ni ocz rozewrzéć i odegnać mary. :Tak noc ubiegła, a straszne widziadła, Na chwilę z piersi Mindowsa nie spadły. Czy Kaukie<ref>Straszydła nocne.</ref> tak się mściły, że pokarmu Nocnego dla nich u łoża nie było? Czy Gajłę<ref>Jędza.</ref> Poklus wysłał, by go dręczyć? :Już kury piały, gdy ciężkie powieki Rozwarł Kunigas, i z piersi westchnienie Wzleciało. Spójrzał — Brzask jaśniał na wschodzie, A wszystko jeszcze w śnie ciężkim leżało. Podniósł się, czas mu do dębu świętego, Wyrocznią Bogów usłyszéć. Przed sobą Ujrzał Allepsa; starzec z siwą brodą Skinął nań ręką i zniknął we mroku; Wstał wnet i za nim, przyśpieszając kroku, Szedł przed ołtarze dymiące trzech Bogów. :Już się ofiara paliła przed niemi, I Wejdaloci ogień podsycali; Alleps wszedł, skinął, zniknęli Kapłani; Mindows sam jeden ze starcem pozostał, Który na ogień rzucał liście suche, Bursztyn, żywicę, włosy z bydląt głowy, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> eujkdnkdjioe8vmy79p6lp9bha9e9cg Strona:Anafielas T. 2.djvu/61 100 1073519 3158518 3148933 2022-08-26T23:59:57Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/62]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/61]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|61}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|VII.}} <poem> :::{{Kap|Nad lasu}} wierzchołki wyniosłe ::Dwie sosny głowami sięgają, ::Na sosnach dwie pary gołębi ::Wzlatują, szczebiocą, gruchają. :::A sosny od ziemi spróchniałe, ::Podcięte siekierą bartnika, ::Zieloną gałęzią wiéwają, ::Choć z dołu pożółkłe zsychają. :::I dymią — Bo ogień dziuplami ::Ku górze się wije milczący, ::Rdzeń zjada i życie wypija. ::I chwila, a wiater, co teraz :::Gałęźmi wesoło kołysze, ::Zawieje i sosny obali, ::A łoskot po puszczy poleci, ::I gdzie się gołębie podzieją? </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> s5eypt8lggnd2quazpk1zw1kilht1vd Strona:Anafielas T. 2.djvu/60 100 1073520 3158517 3148932 2022-08-26T23:59:54Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/61]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/60]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|60}}</noinclude><poem> Uczyń co zechcesz, lecz pomnij, o Panie, Straszny jest gniew ich, straszniejsze karanie! Więcéjże straszy cię otroków troje, Niżli trzech Bogów gniew i ręka mściwa? — :Mindows milczący tylko skinął sługóm, I żegnał starca. — Konia, wołał, konia! — Bo sen mu jego przypomniał się straszny, Przeczucie groźne piersi uciskało. Koń stał. Złotego nie tknąwszy strzemienia, Kunigas wsiadł nań i leciał, jak wicher, Gdy na ramionach czarną chmurę niesie. I on na czole dźwigał chmurę czarną! Alleps spoglądał, lecz w mrokach porannych Mignęły konie, potém tentent tylko Dźwięczał nad rzeki brzegami, w pagórkach, Odbity ciszéj, — uciekał, uciekał. — I znowu cisza głęboka w Romnowe. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> kwrp0a1oklw005y1lxj1irk6u4d3q7f Strona:Anafielas T. 2.djvu/59 100 1073521 3158516 3148929 2022-08-26T23:59:51Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/60]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/59]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|59}}</noinclude><poem> I len, ofiarną posoką skropiony. Dokoła cisza poranku leżała, Sam ogień tylko potrzaskiwał, syczał. Nagle gałęźmi stary dąb poruszył, — Zaszeleściały; zda się, że Perkuna Posąg się zatrząsł, i wpośród milczenia Te słowa z dębu usłyszał {{Korekta|Mindowe|Mindows}}. :— W ciemnicy trzech jest — Przekleństwo nad głową! — Krew dwóch wylana pomsty Bogów woła. Trzech oddaj za dwóch. Niech idą swobodni. — :I wstrząsł się Mindows, i usta otworzył, Chciał mówić, nie mógł. A milczenie znowu Spadło nań; tylko ogień na ołtarzu Trzaskał i świszczał. Weszli Wejdaloci, A Alleps podniósł Mindowsa za rękę, I za świątynię czarną wyprowadził. :— Słowa wyroczni, rzekł Mindows, co znaczą? — — Nie wiész, Mindowsie, jacy to trzéj płaczą W ciemnicy zamku, pod nogi twojemi, Jakich dwóch zguba zemsty Bogów woła? — — Wiém na Perkuna! Dwa wilki zabiłem, A troje wilcząt w ciemnicę wsadziłem. Puścić ich? Jutro wyduszą mi stada, Jutro na Litwę z wrogiem się sprzymierzą. Puścić ich! Lepiéj niech gniją pod wieżą! — A Alleps rzekł mu — Taka Bogów wola; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nnn0dizo05f06iiby5rwmfql2eew0p4 Strona:Anafielas T. 2.djvu/66 100 1073522 3158523 3148951 2022-08-27T00:00:12Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/67]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/66]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|66}}</noinclude><poem> — Cóż to? nie znasz mnie? Znać dawno z tych lasów Nie wychodziłeś za domowe progi. — Imię twe? stary! Chcę wiedziéć! słyszałeś? — A stary oczy błyskał iskrzącemi, Wargi mu drżały, potem ciekło czoło, Marszczył brwi, patrzał. — Tyś Mindows! na Bogi! Zawołał, albo nim się tylko zowiesz, Abyś bezkarnie z cudzéj wyszedł kniei. — — Jam Mindows! groźno Kunigas powiedział; Uderz mi czołem, starcze, jedź do domu, I daléj moich nie przerywaj łowów. — :Wahał się stary, lecz córka mu dumnie Krzyknie — To kłamca! Mindows w Nowogródku. Spójrzyj! — Także to Kunigas wygląda? Z pięcią sług w obcéj sam jedenby stronie Polował w kniejach? — Tyś nie Mindows, kłamco! Hola, dodała, związać, bo uciecze. To zbieg z kurońskich granic lub Bajoras Pruski, przed mieczem Niemieckim spłoszony. — :Wtém Mindows dobył róg oprawny w złoto, Zadął — I ziemia zatętniała wkoło, Stu sług przebiło gałęzie splątane, I milcząc swego otoczyli pana. — Starzec nic nic rzekł, okiem Kniazia zmierzył, Zsiadł z konia, upadł i czołem uderzył, A wziąwszy nogę Mindowsa całował. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nx3wv5rtx02g0upcq4n2iqnoxm9ztkr Strona:Anafielas T. 2.djvu/69 100 1073523 3158526 3148957 2022-08-27T00:00:21Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/70]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/69]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|69}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|VIII.}} <poem> :::{{kap|Nad lasy}}, doliny, pagórki, ::Ze grzmotem, błyskaniem, łoskotem, ::Szła burza i wszystko niszczyła, ::I ptaki się kryły na drzewach. :::I zwierza kopały się w jamy, ::I ludzie do Numów zbiegali, ::I sokoł, co leciał wysoko, ::Spadł z skrzydły zmokłemi na gniazdo. :::Lecz gniazdo nie było sokole, ::Drozd małe w niém tulił pisklęta; ::I sokoł znów lata wysoko, ::A piskląt już niéma na gnieździe. — :Trzy dni ubiegły w Sudymunta grodzie, Trzy dni na łowach, na ucztach, w spoczynku. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mbnu7e3skqlaptoqvswkbcgj9dude0k Strona:Anafielas T. 2.djvu/67 100 1073524 3158524 3148955 2022-08-27T00:00:15Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/68]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/67]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|67}}</noinclude><poem> Córka na koniu przelękła została, I lice drobną ręką zasłaniała. Aż las się zatrząsł od Mindowsa śmiéchu — — Gościnnie moi przyjmują poddani. Ktoż ta Miedziojna? Sudymuncie stary! Córka to twoja? — {{tab|100}}A Bojar się podniósł I odrzekł — Córka, Panie! — Nie mam syna, Jedna mi ona po żonie została. Córka, lecz serce męzkie w piersi bije; Z łukiem na plecach jeździ ze mną w knieje; A gdy raz Niemcy grodzisko napadli, Na wałach stała, jak dzisiaj na łowach, I biła Niemców, jak bije jelenie. — :Mindows spoglądał, potrząsł czarną głową, Jak dzik, gdy paszczę otworzy széroką. — Na łowy, krzyknął, i do was, mój stary, Pojadę chwilę odpocząć, do grodu — Daleko jeszcze? — Tu w lasach, śród błota, Zamczysko moje, na Wałundę<ref>Godzina.</ref> drogi. — — Na łowy! daléj, — rzekł Mindows, i konia Puścił ku lasu. — Psy zagrały znowu, I w ciemnéj puszczy myśliwi zniknęli. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 74sroi1dw7fl3je4ey0hmk9nvt6bm61 Strona:Anafielas T. 2.djvu/62 100 1073525 3158519 3148935 2022-08-27T00:00:00Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/63]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/62]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|62}}</noinclude><poem> :::Nad lasu wierzchołki wyniosłe ::Dwie sosny głowami sięgają, ::Na sosnach dwie pary gołębi ::Wzlatują, szczebiocą, gruchają. :Puszcza myśliwych rogami dzwoniła, I psy śpiéwały, goniąc za jeleniem. Co żyło w lesie darło się krzakami, Łamiąc leszczynę bokami, głowami; Leciały łosie i żubry z pastwiska Spłoszone, w ciemne ukrywać się knieje, A jeleń głowę uwieńczoną zwrócił, Słuchał, poskoczył, znów stanął, i w biegu Sadził przez drzewa, zawały, ruczaje. Tuż za nim łanie tchórzliwe, nogami Nie tknąwszy ziemi, leciały jak ptaki. I stada kozłów pierzchały zdziwione, Nie wiedząc w którą uciec miały stronę. Z tyłu myśliwy z łukiem się zasadził, Z przodu ryś, zdrajca, czatował na drzewie, Z boku ogary łajały, i coraz Bliżéj ich głosy, coraz słychać było Wyraźniéj szczeki radośne pogoni. Aż meszka stary wywlókł się z łożyska, Przeciągnął, oczy zaspane otworzył, Najeżył szerścią i znowu położył; Tylko łeb podniósł i z pogardą słucha, Kio śmiał najechać bór jego spokojny. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ftux4z65nz8i6oqf564pqvs1lt9k0rn Strona:Anafielas T. 2.djvu/63 100 1073526 3158520 3148940 2022-08-27T00:00:03Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/64]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/63]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|63}}</noinclude><poem> Wilczysko szare, co wraca z obłowu Obżarte, ciężkie, wgłąb lasu umyka, Patrząc dokoła. Tam lis żółty śpieszy Do jamy swojéj na wzgórzu spokojnéj; Struchlały zając pod krzakiem przypada, A z drzew gałęzi zrywają się stada Dzikich gołębi, spłoszonych cietrzewi, I wron, i kruków, i gałek, mieszkańców Starego lasu, które czarną chmurą Wznoszą się, krzycząc, i wzlatują górą. Sokoł i jastrząb usłyszeli gwary, I oba ciężko ze drzew się porwali, Oba żeglują w powietrzu spokojnie, Płynąc, jak łodzie po cichém jeziorze. :Lecz któż to puszczy przerwał ciszę długą? Z dwóch stron dwa stada psów się odzywają, I przeciw sobie idą i stawają, Jakby wzajemnie spotkać się dziwiły. :Mindows w podróży dzień łowóm przeznaczył. — Któż śmié w téj kniei zapuszczać ogary? — Mówił, i gniewny wysłał sług swych pięciu. — Weźcie mi śmiałka, przywiedźcie przede mnie. — W milczeniu słudzy posłuszni skoczyli, Lecz się zaledwie w krzaki zapuścili, Dwu jeźdźców nagle stanęło przed niemi, A nim czas mieli wyrzec jedno słowo, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tine0qbjq0rpueo5n0f0ojsn08zr892 Strona:Anafielas T. 2.djvu/64 100 1073527 3158521 3148943 2022-08-27T00:00:06Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/65]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/64]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|64}}</noinclude><poem> Piérwszy ich ciężkiém przekleństwem powitał. — Kłoście? zkąd? Jakiém prawem w moim lesie? — Związać, do zamku odesłać związanych! — Milczeli, z strachu osłupieli słudzy — Wtém Mindows przeciw nieznajomym skoczył, Stanął — i słowa nie wyrzekł zdziwiony. :Piérwszy był łowiec z posiwiałym włosem, Twarzą zoraną marszczki glębokiemi, Silny, barczysty, znać nie z meszką tylko W puszczach się dawniéj sam na sam potykał. Na twarzy miecza znaczne były ślady, Jak stare drogi zarosłe darniną; Jednego oka brakowało w głowie, Usta, przecięte wpół, sine wisiały. Straszny był jeszcze, ze brwią namarszczoną, Z czołem jak chmury piętrzącym się w wały, Postawą dębu starego, piorunem Roztrzaskanego, z zdrowemi konary, Wzniesioném czołem i barki silnemi, Któremi jeszcze wiatróm się urąga. :Drugi myśliwy tak przy nim wyglądał, Jak kwiat, co rośnie pod dębu gałęźmi. Krew z mlékiem lice, wysmukły jak brzoza, Co po nad krzaki wyskoczy schylone, I wzniesie czoło liśćmi umajone. Długie mu włosy na barki spływały, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nomm9o9wmqsxzq3a1xvllrn6zep5bko Strona:Anafielas T. 2.djvu/65 100 1073528 3158522 3148949 2022-08-27T00:00:09Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/66]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/65]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|65}}</noinclude><poem> Złotą przepaską tylko przytrzymane. Lekki łuk, lżejszy kołczan miał na barkach, A konik pod nim, jak śnieg piérwszy, biały, Strojny był w złotém wyszytą purpurę. Dziecię to słabe, czy młoda dziewica? Łatwo odgadnąć spójrzawszy na lica. Było w nich męzkie, odważne spójrzenie, Uśmiech kobiécy, rumieniec dziecięcy, Duma i zapał, i cóś jeszcze więcéj, Czego i Bojan żaden nie wyśpiéwa. :I Mindows spójrzał, a serce mu w piersi Zabiło silniéj, niż kiedy u łoża Ojca ogniste polano druzgotał. Słudzy stanęli, szeptali, patrzyli Pańskiego wzroku, rozkazu czekali. Stary myśliwy krzyczał na Mindowsa — — Ktoś ty? na Bogi! — kto jesteś, zuchwały, Co mi tu kradniesz w moim lesie zwierza, I o dniu białym wypłaszasz mi knieje? Mów! Słyszysz! — albo tą strzałą, na dzika Gotową, serce harde ci przebiję. — — A ty ktoś taki? — rzekł Mindows spokojnie. — Nie pytaj! stary odpowiedział w gniewie. Ja pytam ciebie, jam tu pan, mam prawo; Jak śmiałeś w las mój puścić się z ogary? — — Bom pan i lasu, i twój, i téj kniei! — Rzekł Mindows, gniew swój hamując na chwilę. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> si4oclzu0gr1h9h94sebd79oev102uw Strona:Anafielas T. 2.djvu/82 100 1073568 3158539 3120105 2022-08-27T00:00:59Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/83]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/82]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 2.djvu/74 100 1073569 3158531 3120106 2022-08-27T00:00:36Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/75]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/74]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 2.djvu/90 100 1073863 3158547 3148984 2022-08-27T00:01:23Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/91]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/90]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|90}}</noinclude><poem> A o synowcach oznajmić Mindowie, Że się na Litwę zbiérają i grożą, Że urągają Kunigasa władzy. — :— Mów, rzekł Towciwiłł, tak, żebyś mu z serca Gniew dobył wielki, żebyś go zapalił. Żeby twéj mowy nie wysłuchał końca, 1 wyszedł na nas przed zachodem słońca. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8qiysqntdzfhmvn83lzx9ypmtgvniak Strona:Anafielas T. 2.djvu/71 100 1073864 3158528 3148962 2022-08-27T00:00:27Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/72]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/71]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|71}}</noinclude><poem> Stary Sudymunt wszystko już postradał, Co kochał, co go cieszyło, co życie Słodziło starca. — Jedna pozostała, Jedna mu córka. Czy ten skarb ostatni Wydrze Kunigas?? Wszak w Litwie szérokiéj Tyle jest dziewcząt od Marti kraśniejszych! — Mindows go groźném zatrzymał milczeniem. — Ja chcę! — rzekł dumnie; wybieraj się w drogę. I stąpił na przód. {{Korekta|Sydymunt|Sudymunt}} mu czołem Uderzył do nóg — Nieszczęsne spotkanie! Zawołał — Biada tym łowom i dniowi! Patrz, Xiążę! siwy włos na mojéj głowie, Siwego włosa szczędzą i Bogowie; Czyż ty się nad nim nie zlitujesz? Panie! Czyż chcesz za wiernéj gościny nagrodę, Skarb mój najdroższy uprowadzić z domu? — :Szyderskim śmiéchem Mindows {{Korekta|odpowiedzał|odpowiedział}}. Stary się podniósł, a w oku już nie żal, Nie łzy błyskały, lecz zemsty pragnienie; Zacisnął usta i ręce, a stając, Jak gdyby dziecię swém osłaniał ciałem, Raz jeszcze usty jął błagać sinemi — — Kunigas! weźmij wszystko, weźmij ziemię, Weź moje stada, i barcie, i ludzi, Zostaw mi córkę! — Dam okup, dam złota, Ile zaważy Marti, dwoje tyle. — Mindows znów śmiał się i zatrzymał chwilę. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jnz2dlr82n52gn910ziz023g3by1o33 Strona:Anafielas T. 2.djvu/72 100 1073865 3158529 3148964 2022-08-27T00:00:30Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/73]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/72]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|72}}</noinclude><poem> — Gdzież złoto? krzyknął; zkąd ono u ciebie? — — Pójdę, rzekł stary, zdobędę na wrogu, Zburzę mu miasta, wytnę w pień mieszkańców, Ile rozkażesz przywiodę ci brańców, Ile rozkażesz przyniosę ci złota, Lecz nie bierz córki, bo mi weźmiesz życie! — — Coż mi twe życie, rzekł Kunigas szydząc, Stary, spróchniały dębie, coś niezdatny Ani na belkę do chaty wieśniaka, Ani na twardy oszczep dla wojaka? — Na koń, bo miecza dobędę, na Bogi! Nie probuj gniewu; gniew mój, — gniew Perkuna! — :Sudymunt jeszcze do nóg mu się rzucił I płakał gorzko. — Mindows pchnął starego, Szedł ku drzwiom, wiodąc Marti we łzach całą. Lecz stary powstał i drzwi zaparł sobą. — Nie pójdziesz! krzyknął, nie pójdziesz! chyba mnie We własnym domu zabijesz na progu, Zgwałcisz najświętsze gościnności prawo! Nie weźmiesz Marti! Jabym dziecię moje Dał w szpony kruka, co rozdarł swych braci, Co stos ojcowski krwią starszych obroczył, Co w sercu nie ma dla siérot litości! — Jabym ci drogie oddał dziecię moje!!! Nigdy! — Idź po mnie, zabij bezbronnego, I śmiercią moją kup, jeśli chcesz, żonę! — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pvr2y6wb4csdtfzspkoe2yjxrg8k2ih Strona:Anafielas T. 2.djvu/73 100 1073866 3158530 3148965 2022-08-27T00:00:33Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/74]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/73]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|73}}</noinclude><poem> :— Precz Sudymuncie! — Mindows ku drzwióm kroczył, Odpychał starca — on stał murem wryty, Gniew coraz oczy bardziéj mu płomienił. Skinął na sługi. — I wpadli siepacze. Marti ojcowski oszczep pochwyciła; Sudymunt sługi rozmiatał prawicą, A Mindows, paląc się złością, szedł straszny, Nic już nie słyszał, o wszystkiém zapomniał, Pchnął; a Sudymunt upadł na kamienie I krwią się oblał, jęczał i przeklinał. Słudzy płaczącą Marti pochwycili. — — Na koń! wrzał Mindows, na konie i w drogę! — Wypadł w przedsienie, a głos gonił za nim — — Przeklętyś, zdrajco, przeklęty na wieki! Ty, twoje dzieci, ród twój, ziemia cała! — Przeklęty! — Będziesz w ostatniéj godzinie Napróżno także bronił twoich dzieci. — :I już z podwórca zamku uciekali, A głos za niemi wciąż wołał — Przeklęty! — Pędzili pół dnia, pędzili dzień cały, Ptaki nad niemi i wiatry wołały, Drzewa szumiały i rzeki — Przeklęty! — </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pbhgk4u29f2dg65zbwz3mgyi3qnyssx Strona:Anafielas T. 2.djvu/75 100 1073867 3158532 3148966 2022-08-27T00:00:39Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/76]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/75]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|75}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|IX.}} <poem> :{{kap|Marti}} jechała i gorzko płakała, Za łzami drogi nie widać jéj było, I słów Mindowsa nie słychać za łzami. Pięknéj przyszłości obrazem, nadzieją, Ona wpółmartwa w uszach ciągle miała Ojcowskie słowo ostatnie — Przeklęty. — A przed oczyma siwą jego głowę, Skrwawioną strasznie, o kamień posadzki Rozbitą, w prochu starzaną, zgniecioną. Trzy dni, trzy nocy pędzili do grodu, Czwartego ledwie, o zmroku, ujrzeli Zamczyska wieże i mury czérwone, Wodą, jak wstęgą siną, opasane, I gród dymami siniejący zdala. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6t5bcg4qht2jmejgza1n7l2h42ezec6 Strona:Anafielas T. 2.djvu/76 100 1073868 3158533 3148968 2022-08-27T00:00:42Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/77]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/76]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|76}}</noinclude><poem> Mindows rozpuścił po gościńcu konie; W godzinę stali u zanikowéj bramy. Nazajutrz zamek zahuczał weselem, Zwołano Kniaziów, Bojarów, Kapłanów; Kunigas Marti za żonę pojmował. Marti z łez jeszcze nieotarte lice Ukazać oczóm ciekawym musiała. Z rozpuszczonemi na barki włosami Siedziała w kącie Xięcia narzeczona, O ojcu jeszcze dumając, o sobie, I o przyszłości swojéj, krwią oblanéj. :Siedém dni uczta weselna tam trwała; Mindows chciał zbrodnię zapomniéć; lecz w oku Gniew wrzał mu jeszcze, i zgryzoty piekły Serce xiążęce, i w uszach mu brzmiały Wciąż jedne słowa — Przeklęty! przeklęty! — Napróżno w rogi, w lietaury dzwonili, Napróżno śpiewy wesołe nócili; Wciąż jednym głosem w ucho Kunigasa Wołał duch zemsty — Przeklęty! przeklęty! — Złamałeś święte gościnności prawo, A Bogi ciebie i ród twój ukarzą. — :Uciekał z tłumu, szedł do pięknéj Marti, Lecz łzy jéj, ojca przypomniały znowu, I patrząc na nią, jakby na swą zbrodnię Patrzał, i srożył, gniewał się i zżymał. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hrvoom5b3csbeosgz51lajs9tbegcwp Strona:Anafielas T. 2.djvu/77 100 1073869 3158534 3148969 2022-08-27T00:00:45Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/78]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/77]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|77}}</noinclude><poem> :Siódmy dzień jeszcze na zamku święcili; Noc była czarną osłoniona chmurą, W świetlicach śpiéwy kobiéce dźwięczały, Gorzał światłami gród Krywiczan cały, W podwórcach beczki miód strumieniem lały, U stołów starsi Smerdowie przybyłych Przyjmując, rogi wychylali pełne. Mindows uciekał od wszystkich, od żony, Sam jeden wyszedł ku wrotóm zamkowym, Z spuszczoną głową, z zaiskrzoném okiem, Stanął na moście, oparty o wieżę, I szarpał suknią na piersiach wzburzonych; Za nim zdaleka gwar został zamkowy; Zaledwie uszu i śpiéwy i mowy, Z wiatrem dobiegły, niewyraźnym gwarem. Tu cicho było; Sargas jeden tylko Z oszczepem w ręku po wałach przechodził. Mindows stał, słuchał, i usłyszał — jęki! Z głębi, z pod ziemi szły ku niemu głosy Płaczliwe, ciężkie — i na głowie włosy Wstały mu. Zdał się Sudymunta słyszéć, Zdał się rozeznać w nich przekleństwa nowe, Na ród swój cały i na swoją głowę. — Słuchał, lecz uszy nie zwodziły; znowu Głos szedł i jęki od wieży zamkowéj, Jeden i drugi, i trzeci, i więcéj. — To pojedyńczo boleśnie skomlały, To razem wszystkie głośniéj się wznosiły. — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 815s4pet3hmwez7o32h7zryi0olhmj9 Strona:Anafielas T. 2.djvu/78 100 1073870 3158535 3148970 2022-08-27T00:00:48Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/79]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/78]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|78}}</noinclude><poem> Mindows od wieży zawołał strażnika — — Kto tu, rzekł, jęczéć śmié w dzień mój weselny? Czyj to głos z ziemi na wierzch się dobywa? — A strażnik pobladł, i usty drżącemi Nie śmiał nic wyrzec, stanął martwym głazem. Mindows go spytał znowu, i przekleństwo Rzucił na sługę. — Przelękły, nieśmiało — — Trzéj Montwiłłowi, rzekł, siedzą synowie, I jak pisklęta nieustannie płaczą. Wnet głębiéj jeszcze zrzucę ich, byś Panie Nie słyszał więcéj nienawistnych głosu. — A Mindows myślał, z zachmurzoném czołem — — Do mnie ich przywieść, rzekł, i zdjąć z nich pęta. — Odszedł, a Sargas smutnie potrząsł głową. — Ostatnią sobie wypłakali chwilę — Szeptał, i zeszedł w głęboką ciemnicę. :Na zgniłéj słomie siéroty leżały Z spuszczoną głową, z przygasłemi oczy; Twarze ich zdala wychudłe bielały, A zdarte suknie ledwie osłaniały Skośniałe członki z wilgoci i chłodu. Starszy na rękach opartą miał głowę, Średni do muru przyparł się barkami, Najmłodszy leżał jęczący na ziemi. Wszedł sługa, wszyscy obrócili oczy — — Śmierć nam przynosisz? rzekł Wikind do niego; O! niech ci Bogi nagrodzą, człowiecze! </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> af6uu4kcsb7acv3l1p8htoyitvgech8 Strona:Anafielas T. 2.djvu/79 100 1073871 3158536 3148972 2022-08-27T00:00:51Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/80]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/79]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|79}}</noinclude><poem> Lepsza śmierć jedna, niżli tysiąc codzień, W smrodliwym lochu, w pętach i niewoli; Gdzież stryczek, gdzie miecz i siekiera kala? Bracia, pójdziemy do ojca, do swoich. — Zerwał się Wikind, podnieśli się młodzi; Sargas w milczeniu pęta rozwiązywał, I mówił do nich — Mindows was na zamek Prowadzić kazał; kto wié co gotuje, Swobodę może, może przebaczenie! — — O, nie, Wikind mu zawołał z rozpaczą, On ojca zabił, stryja, nas zabije. — I sciskał braci, rzucał się na szyję. — Dziś w ziemi Wschodniéj będziemy z ojcami; Skończone męki, życie utrapione. Podnieś się, Erden, wstawaj, Towciwille! Idziemy na śmierć! jaki dzień szczęśliwy! — Sargas chciał szaty zdarte im odmienić. — — Jakże staniecie przed nim w dzień wesela W łachmanach starych, jak żebrak odarci? — — Tak, rzekł mu Wikind, niech po sukni widzi Co dusza nasza, co ciało cierpiało, Jak się na szmaty zgniło, rozleciało — Niech pęt czérwone policzy znamiona, Bo łez i jęków nikt nam nie policzy. — :I wyszli bracia, Montwiłłowe dzieci, I szli podwórcem zamkowym, wśród gwaru, A kto ich postrzegł z biesiadników tłumu, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ki1tkmec2v8avb5inbndlvm0qem3i1b Strona:Anafielas T. 2.djvu/80 100 1073872 3158537 3148974 2022-08-27T00:00:54Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/81]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/80]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|80}}</noinclude><poem> Myślał, że mary z Poklusa otchłani, Na ziemię cudem z rąk mu się wyrwały. Tak lica blade, tak oczy zmęczone, Tak ciała zbite, zsiniałe, zranione. :I szli przedsieniem, weszli do świetlicy; Mindows przy ogniu siedział zamyślony, Wzniósł oczy, spéjrzał i powstał w milczeniu. Ale litości nie widać w nim było, Raczéj szyderski uśmiéch, co po wargach Latał, jak jastrząb lata po nad niwą. Wszyscy na braci oczy obrócili, Nie śmieli żalu pokazać, lecz w duszy Każdy żałował młodości zgniecionéj, Kwiatu, któremu dzik rozrył korzenie. Mindows zdaleka patrzał na trzech braci — — Wolniście, rzekł im, w świat idźcie, gdzie chcecie. Na waszym ojcu zdrady się pomściłem; Jak umiém karać, i wyście poznali. Dość mi — i nie chcę znęcać się nad wami. — Zawołał Smerdę. — Każdemu sto koni, Stu ludzi zbrojnych, trzy szaty, wór srébra, I w świat! — Wasz ojciec postradał dzielnicę, Wy nic nie macie. Z łaski méj wam daję Czém w świat się puścić. — Dokoła nas kraje, Łatwe zdobycze — Ruś wam stoi cała, Jak niegdyś ziemia Krywiczan leżała; Upadłe jabłko pod jabłonią starą, Po które tylko schylić się i zgarnąć. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> sgq3ldonxsxqoh9rfzdun9xt6z7qb0q Strona:Anafielas T. 2.djvu/81 100 1073873 3158538 3148975 2022-08-27T00:00:56Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/82]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/81]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|81}}</noinclude><poem> :Idźcie; — trzy miecze, trzy dzielnice wasze. Co miecz zdobędzie, niech głowa utrzyma. Zbierzcie lud w Litwie, idźcie na Ruś razem, A jeśli Bogi {{Korekta|poszczęscą|poszczęcą}} wyprawie, Pomnijcie, żeście mnie winni i życie, I kraje wasze, i hołd, i daninę. Posłuszni stańcie, kiedy na was skinę. A kiedy stosy wojenne zapalą, Montwiłła dzieci niech piérwsze z oszczepem Poskoczą wszystkie do boku Mindowy. — :Rzekł i na braci rzucił wzrok surowy. Ci stali bledzi, milczący, a w głowie, Jak sen im dziwny, szły Mindowsa słowa. Starszy padł twarzą, upadli dwaj drudzy, Milcząc przed panem uderzyli czołem. Skinął i wyszli, a wieść zamek cały Dziwna przebiegła — Mindows po raz piérwszy Przebaczył! Dzieci Montwiłła uwolnił, Obdarzył, z ludźmi wysłał na wyprawę! — I nikt nie wierzył, wszyscy się cisnęli Widziéć ich, dotknąć, i pytali wszyscy — Co znaczy łaska? co kryje łagodność?? — </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nwlbb06vtwyq8u1mjh459btcq0ty7jf Strona:Anafielas T. 2.djvu/83 100 1073874 3158540 3148976 2022-08-27T00:01:02Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/84]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/83]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|83}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|X.}} <poem> :{{kap|Siedm}} lat ubiegło, jak Montwiłła dzieci, Z mieczem, z nadzieją, na Ruś wyjechali. Mindows na Litwie swobodnie panował, Kuronów więzy przywiązał złotemi, Ugłaskał dzikich i połączył z swemi. Mindows z Zakonem Niemieckim wojował, Lecz Zakon jego, ani on Zakonu Pożyć nie mogli; jak dwaj zapaśnicy, Sparli się, stali i sił sprobowali, I nieruchomi trzeciego czekali, Coby dopomógł zwycięztwem przeważyć. :A z Rusi wieści dziwne przybiegały, I Mindows wierzyć nie chciał uszóm swoim, Posłańców z wzgardą i śmiechém odprawiał. :Trzéj synowcowie, Montwiłłowe dzieci, Poszli, na Rusi trzy xięztwa zdobyli, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rff2zv48e22k4ncxfuffamvjxy95xky Strona:Anafielas T. 2.djvu/84 100 1073875 3158541 3148978 2022-08-27T00:01:05Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/85]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/84]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|84}}</noinclude><poem> W trzech wielkich xięztwach siedzieli swobodni, Żaden daniny Mindowsu nie płacił, Żaden z pokłonem nie przysłał Bojara; I Mindows wierzyć nie chciał głuchéj wieści, Śmiał się, urągał, odgrażał, a czasem Za miecz porywał i na Ruś iść żądał, To znów miecz rzucał i oko sokole Zwracał na Prusy, na Zakon, co z jaja Kłuł się, jak orzeł, coraz rosnąc w siły, I już do lotu skrzydła podejmował. :Prawdą to było, czemu on nie wierzył, Sprzyjały Bogi siérocéj wyprawie — Pustą Ruś stała z mogulskich łupieży, Lud rozproszony tułał się po lasach, Warownych grodów wały zarastały, Mury waliły, Zaborole gniły, I puszczyk z wierzchu wieży się odzywał. Gdzie sioła były, popioły zostały, Gdzie cerkwie święte — belki osmalone Na czarnéj ziemi leżały zbroczone — Na łąkach trawy spasły Tatar konie, Na polach chwast się pożółkły kołysał, Gdzieniegdzie tylko ślad życia pozostał W świéżych mogiłach, w białych jeszcze krzyżach. :I weszli na Ruś odważne otroki, Zajęli zamki, lud z lasów zwołali, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nx6zx2xg8k45jp44rh6yzm9nv5v13py Strona:Anafielas T. 2.djvu/85 100 1073876 3158542 3148979 2022-08-27T00:01:08Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/86]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/85]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|85}}</noinclude><poem> Wały podnieśli, Zaborole wbili, I mury puste kamieniem podparli. Lud wyjrzał z lasów, cisnął się pod grody, I zasiał sioła, zamieszkał swe chaty, Łąki zieloność okryła majowa, Pola pod pługiem czerniały nanowo, Cerkwie się święte żółciły na wzgórzach, Wróciło życie, odwaga, nadzieje. :Tak Wikind Witebsk z garstką swego ludu Podbił, i w zamku xiążęcym panował, Towciwiłł Połock zajął pod moc swoją, Erden z Smoleńskiem Drucko opanował. A tyle kraju krwi nie kosztowało, Ni łez, ni boju, bo pustką leżało. Z garstką tam ludzi wygnańcy przybyli, Tysiące Rusi pod władzę podbili, I z ludem swoim łącząc się, na wieki, Litwy się Bogów, ojców swych zaparli, I w cerkwi świętéj chrzest wszyscy przyjęli, Krzyż całowali, na piersi nosili, Chorągwie swoje krzyżami znaczyli, Litewską pogan skórę, precz rzucili. Ale w ich duszy było pogan znamię, Chęć zemsty trwała, gniew niezapomniany. Złączeni z ludem, ostrzyli oręże Na matkę swoją, na Mindowsa głowę, I przez lat siedém zemstę swą kowali, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6ifcfnmpzqoqwkp6ce05mwa2qclwibv Strona:Anafielas T. 2.djvu/86 100 1073877 3158543 3148980 2022-08-27T00:01:11Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/87]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/86]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|86}}</noinclude><poem> Siedém lat rękę Kniazióm podawali, Siedm lat z Zakonem szeptali pocichu, Siedém lat wojsko tajemnie zbiérali. Aż silni związki i wojskiem stanęli, I rzekli — Pora za ojca, za stryja, Za ciężką naszą młodych lat niewolę, Pomścić się. Puścić ogień w Litwy lasy, I kopytami roznieść zboże z łanów, Mieczem do kropli wylać krew litewską, Zasiać na miejscu grodów i siół mnogich, Pustynie, zgliszcza, mogiły zielone — Tryznę dla duchów sprawić niepomszczonych! — </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> funjm3omookczenkbs5trg8r4q8szbv Strona:Anafielas T. 2.djvu/87 100 1073878 3158544 3148981 2022-08-27T00:01:14Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/88]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/87]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|87}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XI.}} <poem> :{{kap|W połockim}} zamku trzéj bracia na radzie, Jak Litwę zniszczyć, stryja upokorzyć. Każdy z nich swoje zdanie w szalę kładzie; Jęli się spiérać, i waśnić, i sporzyć. :— Stójcie, rzekł Erden, najmłodszy z trzech braci; Nam zgody trzeba, więcéj niźli rady, Zgody trzem z sobą i zgody z sąsiady. Mistrz nam swa pomoc obiecał, poprzysiągł, I Kniaź Daniłło do wojny gotowy. Czegoż chcieć więcéj? Iść, bić i pustoszyć! Na Nowogródek pociągniemy siłą, A nim się Mindows zdziwiony obudzi, Wpadniem, zabierzem; w świetlicy, gdzie ojciec, Gdzie stryj, zginęli, krwi się ich pomściémy. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4lj87pcak9hjnpaiv2h3fyivf7mqufl Strona:Anafielas T. 2.djvu/88 100 1073879 3158545 3148982 2022-08-27T00:01:17Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/89]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/88]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|88}}</noinclude><poem> Mistrz Inflant swoich wysyła Rajtarów, Daniłło ruskich otroków nam daje, Nasze trzy wojska nie pobiegą z placu. O ojcze! pomścim świętéj twojéj głowy, Na zbójcy twoim, na dzieciach i rodzie, Do ostatniego zgnieciem niemowlęcia! — :— Lecz Litwę, myślisz, rzekł Wikind ponuro, Łatwo zwojować, jak zgnieść pisklę w ręku! O, nie! Ruś jeszcze Mohilnę pamięta; Kio wié co czeka — zwycięztwo czy pęta? Śmierć może! Mindows oczyma sowiemi W dzień i w noc patrzy i śledzi dokoła, Zemstę gotuje, jak my tutaj jemu! Nie wierzcie, bracia, zwycięztwu łatwemu. Nie razem trzeba, koleją zaczepiać, Znużyć go walką ciągłą, nieustanną, I ze stron wszystkich obsaczyć jak zwierza, Miotać nim, targać, aż postrada siły. Wówczas dopiéro na Litwę padniemy, Jak jastrząb pada na zlękłego ptaka. — Mieczem i ogniem kraj cały przejdziemy, Grody zdobędziem i ziemie zajmiemy. — :— Na imię Boże! rzekł Towciwiłł średni, Nikt nie wié losu i końca wyprawy, Aż z niéj powróci, zrachować do domu Część łupów swoich, albo swego sromu. Wiedział Świentosław, że mu z po nad Niemna </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jrxtiuqhkjox34a36y14l1we7rhfeb7 Strona:Anafielas T. 2.djvu/89 100 1073880 3158546 3148983 2022-08-27T00:01:20Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/90]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/89]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|89}}</noinclude><poem> Nad Styr aż przyjdzie bez hełmu uciekać? I ze Lwem razem z sromotnéj porażki Wynieść miecz tylko złamany na dwoje, Ranę i pamięć przegranéj, na duszy, Tak ciężką, jako kamień na mogile? — Szła Ruś naówczas w wielkiéj rati sile — Kurdas im wysłał seciny Mogułów, Ściągnęli ludu chmury jak szarańczy, Szli tłuszczą z szumem, ze śpiewem, i wcześnie Łyka na brańców kręcili po drodze. A jak wracali!! krwią i łzami zlani! Bracia! {{kap|Bóg}} Chrześcjan wié co będzie z nami! I w imię Jego pójdziem pomścić ojca! Czas już, zaprawdę, bo wiek w nas przygłuszy I żądzę zemsty, i boju pragnienie, I pamięć ojca, i naszych krzywd własnych. — Ja piérwszy na się Mindowsa wywiodę, Wyślę mu z wieścią starego Litwina — On dani zechce, ja posły odprawię Z urągowiskiem; Mindows przyjdzie z swemi, Tu go pożyjem; na swojém śmiecisku Lepiéj się walczy, niż na cudzéj ziemi. Ruscy go prędko z Połocka wygonią, My siądziem na kark, pognamy do Litwy. — :Mówił, i wszyscy przystali na zdanie, Zaraz starego zwołali Litwina, I iść mu prosto na Litwę kazali, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nhew49l8fxyilh7rcjkld9vvneoghm3 Strona:Anafielas T. 2.djvu/98 100 1073881 3158555 3120968 2022-08-27T00:01:47Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/99]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/98]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 2.djvu/92 100 1073883 3158549 3148992 2022-08-27T00:01:29Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/93]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/92]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|92}}</noinclude><poem> Teraz on został Towciwiłła sługą, W Rusi wojował i przeżywał długo, I wrosł do cudzéj jak do swojéj ziemi. :Stary znów Litwę młodych lat zobaczył, Litwę, któréj się widziéć nie spodziewał, Bo chrzest na Rusi przyjął ze swym Kniaziem, I siadł już ziemię uprawiać spokojnie. Z kijem wędrowca wszedł w kraj swój znajomy, Usłyszał język, ujrzał swojskie twarze, A w sercu, mchami starości porosłém, Iskra się jakaś młoda odżywiła, Którą wspomnienia jare rozdmuchały. Szedł i nie suchem spoziérał już okiem Na kraj, który go otaczał, wesoły Tak, jak gdy młody z mieczem go przebiegał, Z łukiem na plecach i procą u pasa. I dawne Bogi w serce kołatały, Dawne przesądy w głowie się plątały, Dawnego życia nałogi wracały. Powitał Kielo-dejwasa kamienie, I święte gaje, i święte strumienie, A choć w ich świętość dawno stracił wiarę, Z nałogu wracał w obyczaje stare. Gdy Sigonotę spotykał na szlaku, Bił mu pokłony, kraj szaty całował, Liście świętego dębu od kapłanów Kupował w drodze i wieszał na szyi. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bi54fm9fdz5jg5i12j8262bppqo8ml8 Strona:Anafielas T. 2.djvu/91 100 1073884 3158548 3148986 2022-08-27T00:01:26Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/92]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/91]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|91}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XII.}} <poem> :{{kap|Przez bory}}, błota, puszczami, siołami — Szedł z Rusi poseł w Mindowsa stolicę. Zwał się on Letas<ref>Podły.</ref>, wiek styrał na służbie Niewdzięcznym panóm. Zsiwiały, schylony, Jeszcze im służył, choć mu sił nie stało; Chyba słowami, nie ręką być sługą. Stary lis, znał on, gdzie jak począć było, Gdzie chytrym, prostym, gdzie mężnym się zrobić, Gdzie słowy, radą, gdzie posłużyć głową, Gdzie ręką zbrojną i twardym oszczepem. Dawniéj Mindowsa towarzysz młodości I łowów sługa — doradźca swawoli. Niejedną sarnę objechał on w zimie, Nieraz na wdzięczne dziewczę naprowadził; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 79cn3gzexd7mixl9j4w5b1lgyzaquhz Strona:Anafielas T. 2.djvu/109 100 1073900 3158567 3149530 2022-08-27T00:02:19Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/110]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/109]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|109}}</noinclude><poem> Gdzie krucy trupem ruskim się spasali. O ziemio ruska! biada tobie znowu! Chwila spoczynku nie wyszła, i Litwa Znów resztę twoich idzie morzyć dzieci. — Lecz nie płacz, Rusi, powstrzymaj łzy krwawe; {{kap|Bóg}} twoich wrogów zaślepił, {{kap|Bóg}} odjął Siłę ich mieczóm, głowóm ich rozumy. Oto już Mindows pod Połockiem leży, Nad Dźwiną konie Żmudzkie się spasają, W Połocie Kuron kąpie się z Jaćwieżem; Czemuż na mury zamkowe nie biegą, Czemuż czekają aż się wrogi zbiorą, I dają czasu siły nagromadzić? — :Dzień trzeci jasnym kończył się wieczorem, A jeszcze Litwa obozem leżała, Jeszcze wojenne nie zagrzmiały krzyki. Łetas w namiocie stał u nóg Mindowsa. — Idź, rzekł Kunigas, idź do Towciwiłła, Niechaj przychodzi czołem mi uderzyć, Niech dań powinną natychmiast zapłaci, A z wojskiem swojém idzie przeciw braci. Powiedz, niech spójrzy w dolinę przed siebie, A dość mu będzie, by nawet myśl walki Odepchnął, jako szaloną myśl zguby. Idź, dwa dni jeszcze namysłu, spoczynku — A potém nie czas będzie łaski prosić. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> scdvmq88dy4aif3zrocj64dmac96pi3 Strona:Anafielas T. 2.djvu/93 100 1073902 3158550 3148998 2022-08-27T00:01:32Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/94]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/93]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|93}}</noinclude><poem> Popiół od Znicza ołtarzy miał w torbie, I krew ofiarną na płótnie zsuszoną. Kobolóm w chatach skłaniał się pokornie, A gdy noc padła, idąc na posłanie, Krzyżem się zbroił od szatańskiéj siły. — Bo w głowie jego dwa życia walczyły, Dawne i nowe, a w obliczu ziemi, W któréj przepędził młode swoje lata, Wszystko mu młode do piersi wróciło. :Już nowogródzki zamek witał stary, Znane mu mury, i wieże, i wały, Znane mu drzewa i domy; lud tylko Nieznanych twarzy, inny, wzrosł tu młody; Starzy ku ziemi od lat się schylili, Ci wzrostem, tamci wiekiem się zmienili. A zamek stary stał zawsze ten samy, Jedna mu szczerba nie przybyła w murze, Jedna mu cegła nie wypadła z boków. Woda tak płynie, jak dawniéj dokoła, Dwie wieże w górę harde wznoszą czoła, I Zaborole ostry grzbiet swój jeżą. Za niemi widać straż wolnemi kroki Idącą z hełmy, szłykami na głowie, Mieczami w ręku, zdala świecącemi. — :Stary wszedł na próg zamkowy, drżąc w sobie; Tak mu się żywo przypomniał wiek młody, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> oc6iqms0oasz5qjsq1a7lx0llk8aigm Strona:Anafielas T. 2.djvu/94 100 1073903 3158551 3149005 2022-08-27T00:01:35Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/95]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/94]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|94}}</noinclude><poem> I panowanie Ryngolda olbrzyma. — Bogi niech strzegą tego domu progów, Rzekł w wrotach. — Jestem podróżny z daleka — Chciałbym odpocząć — Z Rusi idę, bracie! Dawniéj służyłem Kniaziowi waszemu. Może mi dacie położyć gdzie głowę, I przespać przez noc w podwórcu pod wroty. — Sargas nań spójrzał i popchnął wzgardliwie. — Precz ztąd, włóczęgo, — poszczują cię psami — Zamek to pański, nie żebracza chata. — — Na Litwież to ja? odrzekł Łetas stary — Nie wierzę uszóm i oczóm nie wierzę! Dawniéj najlichszy żebrak o gościnę I pana prosił i nie był popchnięty. A za zgwałcenie gościny szła Maras, Czérwoną chustą trzęsąc nad siołami, I ród występnych wysłała trupami. Teraz. — A teraz, Sargas odpowiedział, Idź, bo na zamek Kunigas {{Korekta|Mindowe|Mindows}} Przyjmuje tylko sług swoich i braci. — — I jam też sługa — Łetas odpowiedział; Lecz stary sługa, niezdatny — dla tego Pod wroty leżę i psami mnie szczują. Spytajcie starszych, wszak Łetasa znają, Może w twarz spójrzą, i choć mi na twarzy Lata deptały, poznają zmienioną. — Nadeszli słudzy i patrzali zdala; Łetas niektórych zwołał po imieniu, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4s29t2fwrvgvws33eotto8tkv5j51nw Strona:Anafielas T. 2.djvu/95 100 1073904 3158552 3149009 2022-08-27T00:01:38Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/96]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/95]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|95}}</noinclude><poem> A choć w żebraczém i lichém odzieniu, Poznany został. — Na zamek go wwiedli I u ogniska rozpytywać siedli. :Kniaź wracał z łowów i postrzegł żebraka, Skinął nań, Łetas padł do nóg Mindowsa. — Nie poznasz, Panie, starego już sługi, Z torbą żebraczą i siwemi włosy. Jam Łetas, Panie, i z Rusi powracam! — Mindows zsiadł z konia i szedł do świetlicy, Łetasa z sobą przed ogień prowadził, Usiadł na skórze i jął się go pytać. :— Wyszedłem, Panie, z Towciwiłłem młodym Na Ruś bogatą po łup i zdobycze. Bogi szczęściły, podbiliśmy ziemię Szeroką — Końca i z najwyższéj góry Nie zajrzysz wkoło. Lud z lasów powrócił Do siół spalonych, na zgliszcza domowe. Piękna Ruś, Panie! Każdy z twych synowców Xięztwo wziął, jakie sam wybiérał sobie. Cuda tam, jakich nie ujrzysz na Litwie: Futra bogate, naczynia złocone, Bronie za morzem przez duchy robione, Zbroje z żelaza i ze stali kute, Stada ogromne i bydła i koni. I czegoż niéma! Lasy zwierza pełne, Rzeki ogromne, jeziora jak morza, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rfuf365hke0bqb9lmf9wc29tc73pvuk Strona:Anafielas T. 2.djvu/96 100 1073905 3158553 3149013 2022-08-27T00:01:41Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/97]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/96]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|96}}</noinclude><poem> Dęby jak słupy niebo podpierają, Pola kłosami jak falą spływają. Takie to ziemie Montwiłłowe dzieci, Twoim orężem, o Kniaziu, podbili. Ale na Litwę zapomnieli swoją, Na ciebie nawet zapomnieli, Panie, Swoich się Bogów wyrzekli i wiary — Wszyscy chrzest w cerkwi Rusinów przyjęli, I zaprzysięgli się na twoją zgubę! Stary, jam na to nie mógł patrzéć długo, Ja pamiętałem, żem był twoim sługą. Rzuciłem wszystko, wziąłem kij żebraczy, I tu do Litwy zawlokłem się mojéj. — :Mówił, a Mindows porwał się ze skóry, Zacisnął pięści, tocząc wzrok ponury — I pytał znowu, srożył się i zżymał, A Łetas ogień wybuchły poddymał. I badał starca o xięztwach podbitych, O ziemiach tamtych, o synowców spisku. — Łetas mu mówił, jako się zjeżdżali, Jak Litwę-matkę napaść zamyślali, Jak Mistrz Inflantski podał Kniazióm rękę. :— O hańbo! krzyknął Mindows rozjuszony, Jam ich na Rusi wyprawił podbicie — Samem na siebie podał im oręże. O, lepiéj było zdusić ich w ciemnicy, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0juspwwwtt3b6xyyon1vrzg1j4bt4t1 Strona:Anafielas T. 2.djvu/97 100 1073906 3158554 3149016 2022-08-27T00:01:44Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/98]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/97]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|97}}</noinclude><poem> Wilczęta, których nie ugłaszcze człowiek — Lepiéj ich było oślepić, i z kijem Wyprawić żebrać i modlitwy śpiéwać — Lepiéj, o lepiéj stokroć jeszcze było Z ojcem i stryjem wyprawić ich razem! Lecz stójcie — Mindows ma miecz Ryngoldowy, Miecz ten nie jednéj sprobował już głowy, Trzy mu się jeszcze na potém zostały, Lecz na trzy jeszcze ostrza mu wystarczy. — </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> s0ga6nf1lkevo3zc83zal7dva3vsgmu Strona:Anafielas T. 2.djvu/99 100 1073907 3158556 3149516 2022-08-27T00:01:50Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/100]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/99]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|99}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XIII.}} <poem> :{{kap|Wrzał}} Mindows gniewem, jak wrą jeziór fale, Gdy burza wzdyma, o brzeg rzuca niemi, Jak wrą i szumią bory wichrem zgięte, Gnąc swe konary i ścieląc po ziemi; Jak orzeł, gdy mu z gniazda wezmą dzieci, Jak dzik, gdy strzała uwięźnie mu w oku. — Aż Łetas zdala drżał przed gniewem jego. — A głosem Kniazia nie Krywiczan zamek, Nie gród Krywiczan jeden się rozlegał, Głos jego Litwę przelękłą przebiegał; Ludzie padali milczący, pobledli, I cicho drżący nawzajem pytali — Kogo Mindowsa straszny gniew obali? — :Wpośrodku zamku, na wzgórzu, nad wodą, Stał stos z smolnego zrzucony łuczywa; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5rl58jfmlgbvuzy2t9fl1fkbpyyo2hv Strona:Anafielas T. 2.djvu/100 100 1073908 3158558 3149517 2022-08-27T00:01:53Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/101]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/100]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|100}}</noinclude><poem> Stos to wojenny. — Kiedy się zapali, Płoną po całéj Litwie wojny stosy, Każdéj się góry wierzchołek zażega, Z sioła do sioła ognisko przebiega, Stanie się odbić nad morzem Kuronów, Nad świętym Bugiem, nad Styru brzegami, Nad Wilją, Niemnem, błotnistą Prypecią. :I gdy stos wojny w nowogródzkim zamku Zapalą, wojną Litwa się rozlega. Co dźwignie oszczep, łuk naciągnąć może, Wszystko wychodzi na skinienie pana. Kniaziowie z zamków z swemi poczty śpieszą, Bojary ludzi po siołach zgarniają. I płacz po Litwie żon, niewiast i dzieci, I jęk po Litwie na płomieniach leci. A lud, co został po siołach bezbronny, Pędzi się w lasy, za błotami kryje, I słucha, rychło wróg wbieży w pustynie Z mieczem i ogniom, mszcząc się za swe klęski? :O, stos to straszny — i długo stał zimny, Aż urosł wielki, jak gniew Kunigasa. Każdy dzień jedno dorzucał łuczywo, Każdy dzień gniewu do serca doléwał, I w wieczór jeden — płomień objął wielki Suchy stos wojny; — błysnęło na zamku, Buchły płomienie; na górach sąsiednich </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ccdmnmogrvd15sri10hipuztqeetqij Strona:Anafielas T. 2.djvu/101 100 1073909 3158559 3149518 2022-08-27T00:01:56Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/102]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/101]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|101}}</noinclude><poem> Żółte im głowy stosów wtórowały. A wkoło, jakoś pójrzał, po równinie Płonęły wszędzie, migały zdaleka. I słychać było płacz żon, jęki matek, Krzyki dorosłych, giętych łuków chrzęsty, I proc świstanie, i zmięszane głosy Pożegnań, pieśni, wojennego śpiéwu. Cała się Litwa płomieniem objęła, I wrzała gniewem Kunigasa swego. Starce, co jeszcze z Ryngoldem walczyli, Co piérwsi w Rusi po Mogułach siedli, Wiżos wdziewali, szłykiem głowę kryli, Z lukiem na plecach i oszczepem w dłoni, Z pałką za pasem, biegli w swoich grodach Łączyć się z starych dowodźców orszakiem. :Na progach Numów żegnał się syn z matką, I płakał, ciesząc, że z łupem powróci; — W grodach Xiążęta, Bojary, Smerdowie, Tłumy swych ludzi szykowali zbrojne, A Wejdalota błogosławił wojnę, I przepowiadał zwycięztwa i sławę; A Burtynikas poległych imiona W pieśniach potomnym podać obiecywał, Nieśmiertelnemi uczynić na ziemi. Ówdzie się z młodą Litwin żegnał żoną, Dziecię na ręku jéj śpiące całował, Wschodził, wracał, usiadał na progu, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> p1k480fcj4omjiv278u4t6mpp9wq1go Strona:Anafielas T. 2.djvu/102 100 1073910 3158560 3149520 2022-08-27T00:01:59Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/103]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/102]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|102}}</noinclude><poem> Modlił Kobolóm, Kawie lał ofiary, I szedł, i tęskném ozierał się okiem, Aż mu za lasem znikła chaty strzecha, Męztwo z zapałem do serca wstąpiło. :Już gasły stosy, biegli wojownicy; Pod nowogródzkim zamkiem usłał niemi; Jakby mrówisko rozsypane nogą, Czerniało zdala — wrzało i szumiało. Daleko w polach, piesi, jezdni, tłumnie Biegali, stali, leżeli, krzyczeli, Pieśni śpiéwali i strzelali z łuków. Jeszcze Kunigas nie dał znać do boju, Czekali, a tuż drogami wszystkiemi Lał się lud zewsząd, jak na wiosnę wody Lecą z gór warcząc czarne, zapienione. :O, któż wypowié, co w Mindowsa sercu Działo się, kiedy z okna zamkowego Na lud swój pójrzał, nie mógł zliczyć tłumów, A ciągle nowe ufce przybywały, Aż tak jak zajrzał doliny usłały, I gród ich pełen i lasy sąsiednie. A gwar nad wojskiem, jak szum puszczy staréj, W powietrza falach ciągle się kołysze, I mile głaszcze Kunigasa ucho. Pieśni wojenne nad tłumy żeglują, Jak śpiew słowika wiosną po nad krzewy. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> i05twrt52idrzu8om9degizf3cqa83c Strona:Anafielas T. 2.djvu/103 100 1073911 3158561 3149521 2022-08-27T00:02:02Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/104]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/103]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|103}}</noinclude><poem> Mindows wciąż słucha, sercem, duszą całą, I czeka jeszcze — jeszcze ludu mało. Aż gdy ich było jak piasku nad morzem, Jak dészczu kropli, jako gwiazd na niebie, Rzekł — Dość; — i z zamku na białym się koniu Sam ruszył naprzód — A wnet wojsko całe, Odgłosem jednym ochotnym zabrzmiało, I z rykiem wściekłym za jego śladami Biegło, leciało, rzucając oszczepy. :— Ha, Synowcowie! wołał Mindows w gniewie, Nie chcę ja inszéj od was teraz dani, Jak głowy waszéj, ziem waszych i grodów, Które, jak wodą, ludem mym zaleję. :Szli, aż gdzie stary dąb był po nad drogą, Tam Wejdaloci ofiarę i wieszczbę Czynili wojsku przed wielką wyprawą. I braniec Rusin, z nagiemi piersiami, Stał, krwią swą mając wróżyć im na drogę. :Czemuż tak rychło Mindows ztąd ucieka, Czemuż do końca ofiary nie czeka? Nikt nie wié — ale smutni Wejdaloci Spuścili głowy, ręce załamali. Biada ci, ludu, — zła wieszczba na wojnę! — Zła wróżba, — zcicha w tłumach powtarzają; I zmilkły śpiéwy i zwolniały kroki. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hfj76dbx5qy11r19zdj8g87dj5meybj Strona:Anafielas T. 2.djvu/104 100 1073912 3158562 3149523 2022-08-27T00:02:05Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/105]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/104]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|104}}</noinclude><poem> I każdy westchnął, oczy zasmucone Zawrócił jeszcze na rodzinną stronę — Jakby ją żegnał, może raz ostatni. :Mindows się pędzi na swym koniu białym, Za nim Kniaziowie, starsi i Bojary, Z spuszczoną głową, milcząc w tropy jadą — I lud się wlecze, lecz teraz leniwo. Zła wróżba wszystkim odwagi odjęła, Wojna straszniejszą niż wprzódy stanęła. :Patrzcie! Sam Mindows pośród drogi staje. Coż znowu? drugaż jeszcze wróżba licha? Żółta tam liszka przez zagony sadzi — A liszka wrócić do domów im radzi; Lecz któż powróci, kiedy serce pała Gniewem i zemstą, kiedy siłę czuje, I w swój upadek i w zły los nie wierzy? :Pojechał Mindows, wojsko się ciągnęło, Poszli, tylko się bojaźliwsi starzy W lasy rozpierzchli, do domów wrócili. Młodszym na sercach piekła żądza boju, I chciwość łupów, i sławy pragnienie. — Poszli w Ruś, poszli!! — a krucy stadami Lecieli kracząc wojsku nad głowami; I coraz większe, czarniejsze ich chmury, Napróżno chcą je odegnać strzałami; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> oryb8wm7q6vmt9tw0lxcuf8esy6kg4u Strona:Anafielas T. 2.djvu/105 100 1073913 3158563 3149524 2022-08-27T00:02:07Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/106]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/105]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|105}}</noinclude><poem> To się rozpierzchną, to w górę podniosą, A lecą ciągle i kraczą złowrogo; I gdzie się stada spotkają z nowemi, Garną je w siebie. — Rzekłbyś, wojsko drugie Powietrzem ciągnie, ostrząc dziób i szpony. I słychać jako Litwie urągają, Jak się paść trupy Litwinów zmawiają. Tylko Jaćwieże wróżby się nie boją. — Jaćwież się śmierci nie lęka, ni wojny; On w pieśniach braci żyć pewien na wieki, Umrze z pogodném w ustach pożegnaniem, Z ręką na sercu! A duch jego leci Prosto do Wschodniéj, do ojców ziemicy! Jaćwieże naprzód pędzą niezlęknieni, I pieśni wojny dzień i noc śpiéwają<ref>O charakterze Jaćwieżów pisze Długosz; zobacz w nim wyprawy na nich.</ref>. </poem><br> {{c|w=130%|'''Jaćwiezka pieśń wojenna.'''|po=15px}} <poem> ::::Bądź mi zdrowa miła, :::Bądź mi ojcze zdrowy! :::I dziadów mogiła — :::I ogniu domowy! ::::Bądź mi zdrowy bracie, :::Bądź mi zdrowa żono! :::Nie czas siedziéć w chacie, :::Stosy zapalono. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> n1kg4hkct4q1238emcvbthegl43ewbe Strona:Anafielas T. 2.djvu/106 100 1073914 3158564 3149526 2022-08-27T00:02:10Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/107]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/106]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|106}}</noinclude><poem> ::::Pójdę ja polować :::Na wrogi, daleko — :::Palić i rabować :::Za dziesiątą rzeką. ::::Za rok powróciemy, :::Zastukam do chaty — :::To wam przyniesiemy :::Z Rusi łup bogaty. ::::Ojcu szatę drogą, :::Matce pieniądź złoty, :::Żonie zausznice :::Zamorskiéj roboty. ::::A jeśli po roku :::Bracia wrócą z wojny, :::Nie płacz, ojcze miły, :::Syn twój śpi spokojny! ::::Duch już w ojców kraju :::Dziadóm się pokłonił, :::I za cieniem wroga :::Daleko pogonił. ::::O, nie żal nam życia, :::Nie żal naszéj ziemi; :::My w pieśni na wieki :::Żyć będziem ze swemi!! </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 78e4y0e25v9q8w7eoqfp85vh4z0a36l Strona:Anafielas T. 2.djvu/107 100 1073915 3158565 3149527 2022-08-27T00:02:13Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/108]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/107]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|107}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XIV.}} <poem> :{{kap|Widać}} już zamku połockiego mury, I mętnéj Dźwiny czarne widać wody. Mindows z radości zatrząsł się i gniewu, Wojsko się jednym głosem odezwało. A głos to wielki, jak głos morza w nocy! Między Usaczem, Połockiem stanęli, Doliny wielkim zalegli obozem. O biada wrogóm! biada ruskim siołóm! Gdzie miecz litewski przez pola zaorze, Dziesięć lat trawa nie wyrośnie potém, Dziesięć lat ludzie na zgliszcza nie wrócą. — Litewski najazd, jak Maras<ref>Mór.</ref> niszcząca, I niemowlętóm nawet nie przebaczy, I starców siwych nie oszczędzi włosów! — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7u3qxszj9dapzjl648px5hftfei9mlu Strona:Anafielas T. 2.djvu/108 100 1073916 3158566 3149529 2022-08-27T00:02:16Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/109]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/108]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|108}}</noinclude><poem> :Postrzegł lud ruski litewskie mrówisko; Jęknęły dzwony i ludzie jęknęli, Popi przed święte szli modlić Ikony; A tam w dolinie już ze Dźwiny piły Konie Jaćwieży, Żmudzi i Kuronów. :Towciwilł wyjrzał z zamkowéj wieżycy, I plasnął w dłonie, i {{kap|Bogu}} dziękował. — Mindows już w ręku! — Wnet posłańce śpieszą Do Mistrza Inflant, do Kniazia Daniłła, Wikinda brata i brata Erdena. — Mindows już stoi nad błotnistą Dźwiną, Czas nam do walki, przybywajcie skoro. — :Lecą posłańcy — a Mindows spoczywa, Widokiem zemsty przyszłéj pasie oczy, I nieprzyjaciół straszy czarną zgrają. Wnet się Litwini dokoła puszczają, Lecą, i sioła, i gródki pustoszą, Śmierć, głód i postrach na plecach roznoszą. :O ziemio ruska! biada, biada tobie! Niedawno jeszcze Połowcy wnętrzności Rwali ci, krew twą pełną dłonią pili; Potém cię Mogoł związał i zwojował, Lud twój rozproszył i popalił grody, I kędy przeszedł, zostawił pustynie, Gdzie wilk wył bury i sowy krzyczały. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hep0v5c6xit7uobgcjapyenczsxjd44 Strona:Anafielas T. 2.djvu/118 100 1073917 3158576 3121043 2022-08-27T00:02:45Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/119]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/118]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 2.djvu/110 100 1073918 3158568 3149532 2022-08-27T00:02:22Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/111]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/110]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|110}}</noinclude><poem> Łeb jego będzie na wieży proporcem, A ciałem kruki podzielą się czarne. — :— O Panie! Łetas rzekł, do nóg padając, Znam Towciwiłła! Nie ślij mnie do niego; On jako zdrajcę i zbiega ukarze. Stary twój sługa przy tobie zostanę. — I wysiał Mindows dwu swoich posłańców. Poszli — Dzień cały nazad nie wrócili. Za niemi drugich dwu — I ci przepadli. Tylko na murach połockich wisiały Ćwierci ich czarną oblane posoką, A po nad niemi sępy wzlatywały. :Dzień piąty jasném słońcem się zwiastował; Mindows do boju swoim go naznaczył. Od rana oboz poruszał się cały, Lietaury biły i rogi zagrzmiały, A konie rżały w górę wznosząc głowy. Zdala zaczerniał ludem wał zamkowy, I po nad Dźwiną hufce się sunęły W zbrojach żelaznych, w hełmach wyzłacanych; Ciągnęły brzegiem i w zamku się skryły. Z drugiéj znów strony sznur sunął się długi Do bram Połocka, a zamek rycerzy Pożarł, jak morze ryby w sobie chłonie. Widział to Mindows, rwał włosy na głowie, Poznał po zbrojach Inflantskie posiłki, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mz0d1uz9249ais4hima9aca0t83q7cd Strona:Anafielas T. 2.djvu/111 100 1073921 3158569 3149534 2022-08-27T00:02:25Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/112]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/111]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|111}}</noinclude><poem> Poznał po śpiéwach Rusinów Daniłła, I klął, że wczoraj zamku nie dobywał. :{{Korekta|Zapoźno|Zapóźno}} było! Szły wojska z okrzykiem, I drugi okrzyk z wałów odpowiedział. Stali u rowu, co zamek obléwa, I płynie czarną i głęboką wodą. A Mindows ujrzał posłów swoich głowy Wbite na pale u bramy zamkowéj, I ciała cwierci po murach wiszące. — O hańbo! krzyknął, jeszcze szydzą ze mnie! O zemsta! zemsta! — Wpław na wały razem! — :Rzucą się naprzód Litwini odważni Na drugą stronę, lecz w połowie rowu, Strzały chmurami na głowy im lecą, Kamienie na nich posypią się gradem, I z pędem wody bierwiona puszczone, Tamują w pędzie, rozbijają, topią. Jedni tonący do swoich ramiona Wznieśli, ostatkiem głosu ich wołając, Drudzy już na dnie w Poklusa otchłani. A Mindows zadrżał i most rzucać każe. — Klecą więc drzewo i belki związują. Na wałach zamku najgrawanie słychać, Szyderskie śpiéwy wzlatują i strzały. Rzucon most, lecą Jaćwieże na wały, Padają, drudzy po trupach wstępują. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> k63pn32gc73t3x8gui3ms10kojdffmk Strona:Anafielas T. 2.djvu/124 100 1073976 3158582 3121433 2022-08-27T00:03:03Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/125]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/124]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 2.djvu/112 100 1074172 3158570 3149537 2022-08-27T00:02:28Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/113]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/112]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|112}}</noinclude><poem> Napróżno Ruś ich i Niemcy witają Ostremi groty, kamieńmi, oszczepy — Jaćwieże idą śpiéwając odważni, Drapią się mężni Litwini za niemi, Prusacy idą, idą Krywiczanie. Aż most się ugiął pod ludu ciężarem, Pod trupów mnóstwem i koni i ludu — Chrzęszczy, ugina, i zatrząsł, i łamie; Wody Połoty niosą jego szczątki, A ludzie toną, wołając ratunku. Tam garstka tylko przy zamku została, A na nią tysiąc z murów się wytacza, I wkoło biorą, i mężnych Jaćwieży Ilu tam poszło, tyle trupów leży. Krzyk się zwycięztwa széroko rozlega, Mindows rwie włosy, łaje i przeklina — A krwi widokiem już wojsko rozżarte, Rwie się na zamek, opasuje wkoło. Napróżno zewsząd wodą go obléwa, Sypią w rów chrósty, drzewa i kamienie, Ciągną domostwa z spalonego sioła; Trupy się nawet poległych zaparły, By żywym usłać bracióm zemsty drogę. Dzień cały próżno tamować chcą wody; Trzy razy groblę sypali Litwini, Trzy razy groblę wyrwali Rusini, Aż słońce zaszło i noc czarna spadła — Przerwała boje, pracy nie przerwała. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ds4s4ro2cifp4xbni1390l22fvzf26y Strona:Anafielas T. 2.djvu/113 100 1074175 3158571 3149538 2022-08-27T00:02:31Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/114]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/113]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|113}}</noinclude><poem> Wśród nocy piesi ciągną drzewa stosy, Rzucają w rowy; las się cały wali — Ziemię nadbrzeżną szłykami wynieśli, Dawnych wojaków zrywają mogiły, Kurhany znoszą, wykopują doły — A Mindows z czołem zachmurzoném stoi: I sen mu nawet nie spadł na powieki! — :Na zamku cicho, tylko się niekiedy Biały płaszcz przemknie ukradkiem po wałach, I błyśnie zbroja w pomroce stalowa. — Litwini drzewa i chrósty gromadzą, Pod nocy cieniem ścielą w zamek drogę. Czyli Towciwilł zasnął po zwycięztwie, I wroga bać się przestał? czy ucztuje? — Czemuż nie słychać ni wojennéj wrzawy? Ni strzały sypią, ni kamieńmi z procy? — :Kury już piérwsze na grodzie zapiały, Jeszcze Mindowsa żołnierze u rowu — Reszta obozem leży po dolinie, I ranni jęczą; a co wyszli cało, Pokryte wstydem czoła ukrywają. I drugie kury na zamku zapiały, A Mindows nie spał, lud ciężko pracował. Wtém nagle krzykiem ozwą się dokoła, Lasy i wzgórza — ziemia zatętniała. — Na konie! na koń! wróg nas opasuje — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jyq4vhtdiwivex4bxrgphy0v097nxzt Strona:Anafielas T. 2.djvu/122 100 1074188 3158580 3150075 2022-08-27T00:02:57Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/123]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/122]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|122}}</noinclude><poem> Z mieczem na gardle, i litości woła. Brańcy swojemi wiążą ich pętami. :Mindows się porwał, snem to jeszcze sądzi, Oczóm nie wierzy, krzyczy na Bojarów. Ale w tym zgiełku nikt głosu nie słyszy; Nad głową strzały gradem polatują, Walą się drzewa i gniotą zbudzonych, Świszczą kamienie z procy rozpuszczonych, Błyskają miecze nad Litwinów szyją, Konie w ucieczce swych panów tratują, Ogniska zgasłe wiatr rozwiał széroko, Palą się jedni, jęczą i konają, Drudzy napróżno litości wzywają, Trzeci napróżno na swoich wołają, Aby ich zgarnąć do późnéj obrony. A Mindows dopadł konia, i z Bojary Tnąc Knechtów, lasem przecina się z niemi. Gonią go strzały, ludzie i kamienie, Osaczą razem, orężem ich zwali, Woła na swoich i pomyka daléj. I gonią znowu, opasują kołem, Lecz miecz Ryngolda stal jak drzewo płata, I lecą zbroje i głowy na ziemię, On znowu wolny, ku Litwie ucieka, A za nim jeszcze białe płaszcze lecą, I strzały świszczą. — Napróżno! napróżno! Mindowsa w polu nie złapiesz, Krzyżaku, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 90c9eq6l0eurlzjsv47ezpgs90qk5wj Strona:Anafielas T. 2.djvu/121 100 1074189 3158579 3150072 2022-08-27T00:02:54Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/122]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/121]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|121}}</noinclude><poem> :Tak płaczą brańcy, a we śnie zwyciężcy Do domów swoich, do braci wracają, I swoich zwycięztw piosenkę śpiéwają. A w lesie szumi! Cóż to lasy łamie? Czy żubr spłoszony w dalekie ostępy Ucieka, młode prowadząc za sobą, Czy niedźwiedź bartnik na sosnę się wdziéra? Czy nowe pędzą stada niewolników? :Nie; bo nie słychać jęku, ani krzyków, I sto niedźwiedzi, sto żubrów tak w lesie Nie chrzęszcze idąc, gałęźmi nie łamie! :Brańcy podnieśli opuszczone głowy, I gorącemi łzy spalone oczy. Aż z lasu tysiąc głów mignie dokoła; Za każdym dębem hełm świetny się błyszczy, Z każdéj gałęzi łuk napięty wstaje, I białe płaszcze świécą już z krzyżami. :Porwane więzy; rękami, zębami Szarpią je brańcy, zrywają, zrzucają, Chwytają głównie z ognisk przygaszonych, Chwytają oręż od wrogów uśpionych. Krzyk powstał wielki, puszcza się rozlega; Wkoło krzyżaccy rycerze z łukami, Wkoło już ruscy Daniłła wojacy. Budzi się Litwa w pętach lub w skonaniu, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> b39dp5iddbjuo9cxvzw355yvjmmz0bb Strona:Anafielas T. 2.djvu/120 100 1074190 3158578 3149544 2022-08-27T00:02:51Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/121]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/120]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|120}}</noinclude><poem> Wrócę na Połock, kiedy ty usiądziesz Płakać na zgliszczach swoich siół i grodów! Wrócę na Połock, Towciwiłła głowę Zatknąć na wieży, na postrach lennikóm. — :Mówił tak, dumał, znużony pochodem, Pochylił głowę, usnął kołysany Zemstą spełnioną i zemsty nadzieją. :Lecz cóż to wdali gęste lasy łamie? — Czy żubr spłoszony w dalekie ostępy Ucieka, młode prowadząc za sobą? Czy niedźwiedź bartnik na sosnę się wdziéra? Czy nowe pędzą stada niewolników? — Nikt nie posłyszał, wszyscy śpią w obozie, Tylko u ognisk brańcy jedni płaczą; Siedzą podparci na rękach, skurczeni, Grzeją się, zziębli u resztek płomieni, A po ich twarzy łzy płyną strumieniem. Oni tam myślą, gdzie zgliszcza ich domów, Gdzie braci, ojców leżą zimne ciała Bez mogił, w polu, ptakóm pierś bezbronną, Zranioną mieczem pogan, nastawując. :Oni tam myślą, gdzie były ich chaty, Pola żółtemi kłosami okryte, A gdzie dziś stérczą osmalone słupy I czarna ziemia popiołem zwalana. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> a57qqnh2nu2urd36n4grr5v0jyv7236 Strona:Anafielas T. 2.djvu/119 100 1074191 3158577 3149543 2022-08-27T00:02:48Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/120]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/119]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|119}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XV.}} <poem> :{{kap|Rozbity}} obóz w zielonéj dolinie Śpiéwem zwycięzców i jękami brańców, Płomieniem stosów smolnych się zażega. Kunigas usiadł na niedźwiedziéj skórze, I wzrokiem rzuca na tłumy Liwonów, Związanych, krwawych, zgnębionych, wybladłych, Resztą się życia wlokących — w niewolę! :— Przyjdziesz, rzekł, Mistrzu, z Połockiéj wyprawy Do swego kraju z zwycięztw się weselić; Przyjdziesz i znajdziesz zgliszcza tylko czarne, I puste sioła, i zwalone grody, Po drogach strugi czarnéj krwi i trupy! Bogi nie dały, abyś szydził ze mnie — Padłem, lecz jeszcze by się mścić, podniosłem! </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nw066jmr0wf7zx1w630ame4upyqz10z Strona:Anafielas T. 2.djvu/117 100 1074192 3158575 3149542 2022-08-27T00:02:43Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/118]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/117]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|117}}</noinclude><poem> :A Mindows leci, jak burza po ziemi, Niszczy co spotka, u nóg swoich ściele. I nikt mu nie śmié nastawywać czoła; Pobity, teraz mści się na Liwonach. Przeszedł ich ziemię ogniem i mieczami, Wpadł w Żmudź, w Zakonu posiadłości nowe, I po nich morskim zalewem przepłynął, Za sobą drogę ścieląc pustyniami. — :Lecz spoczął wreście syt zemsty i mordów, W lasach się z jeńcy obozem rozłożył. Ogromne stada skotu za nim gnają, I ludzi z bydłem pędzonych stadami. Ogromne stosy łupów wojsko kładzie, Palą ogniska, zwycięztwem się cieszą. — Dosyć Mindowsu na dziś; odpoczywa, Lecz jeszcze patrzy po nad Dźwiny brzegi, Bo swego sromu nie mógł zetrzéć z czoła, I krew Rusinów zmyć go chyba zdoła. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0moqssu0n8h25wok4wfqo2oylffo632 Strona:Anafielas T. 2.djvu/116 100 1074193 3158574 3149541 2022-08-27T00:02:40Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/117]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/116]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|116}}</noinclude><poem> Stanął w granicach, zbiérać wojsko każe, Rozesłał gońce po posiłki nowe, Czeka na zbiegi, a gniewem się pasie, A snu na chwilę nie przyjmie na oczy, I sercu nie da odpocząć od złości. Lecą Bajoras do Litwy wysłani, Nowe się wojska w obozie gromadzą, I z pod Połocka wracające zbiegi Stają schwytani w Mindowsa szeregi. — :Stanął Kunigas, przeliczył ich okiem, — Dość, rzekł, pójdziemy na ziemie Zakonu; Wojska ich teraz w Połocku ucztują, Myślą, że ranny z ziemi nie powstanę, I długo będę lizał swoją ranę. — :Rzekł, i w bezbronne Liwów ziemie wpadli; Biada ci, ziemio, biada wam, mieszkańce! Już łuny świécą; sioła, lasy, pola, Ogniem zniszczone, zryte kopytami. Gdzie przejdą, sypią za niemi mogiły, Gdzie przejdą, — głuche zgliszcza i pustynie. Lud próżno w lasy i błota ubiega, Stadami w połon pędzą go Litwini, Jak bydło wiążą i przed sobą gnają. I brańcy płacząc wloką się za wojskiem, Starce, otroki, kobiéty i dzieci; Co śmierć po siołach z ogniem oszczędziła, Spętane wloką na ciężką niewolę. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> m80eyf4md6qjeo3j9uw82lz5b5td9d3 Strona:Anafielas T. 2.djvu/115 100 1074194 3158573 3149540 2022-08-27T00:02:37Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/116]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/115]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|115}}</noinclude><poem> A kędy przejdą pancerze stalowe, Zmiotą i wszystko na ziemię obalą. Mindows do boju nie wiedzie już ludu, On sam ucieka z garścią swych Bojarów — A lud bez wodza, jak ciało bez głowy, Rozpierzchły szuka w gęstwinach przytułku, Za rzeki falą od mieczów schronienia! :Dzień wstał i krwawą oświécił dolinę; Pokotem na niéj trup leży usłany, Zbite namioty, skruszone oręże, I ziemia czarną oblana posoką. Gdzieniegdzie jęki, słabe słychać głosy Rannych, co śmierci prędszéj przyzywają — Inni w milczeniu leżą i konają, Aby wróg z jęku nie szydził nad niemi. Sam jeden Jaćwież, z poszarpaném ciałem, Z rozbitą głową, nie stracił odwagi, Śpiewa konając i ze wroga szydzi, Oczyma duszy patrzy w ojców stronę, I w Wschodnią ziemię, do pradziadów leci, Matki, ni żony nie płacze, ni dzieci! :A Mindows z garścią Litwy już daleko, Z wstydem na czole, a gniewem na duszy. Trzy dni tak leciał, trzy dni bez ustanku; Za nim się reszty niedobitków pędzą, Bezładne stado, które wilk rozpłoszył. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> s3278mc5nhlimyfoym5fdd0o9uiopwk Strona:Anafielas T. 2.djvu/114 100 1074195 3158572 3149539 2022-08-27T00:02:34Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/115]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/114]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|114}}</noinclude><poem> Na koń! — I wszyscy z ziemi się porwali; Popłoch i przestrach, i sama noc ciemna, Naprzeciw Litwie pomagają wrogóm. Zgiełk straszny. Każdy chwyta co pod ręką; Ten miecza zabył, len pozbył oszczepu, Ten szczyt gdzieś w ziemi porzucił zabity. I rwą się konie, i tłum z wrzaskiem leci; Jedni się w Dźwinę rzucają przed wrogiem, Pierzchają drudzy gościńcem ku Litwie — Sam Mindows próżno lud swój w bój ustawia, Napróżno krzyczy, posyła, przemawia, Strach wszystkich serca, głowy opanował; Czerń, Kunigasy, starsi i Bojary, Cisną się naprzód. Nad szyją zlęknionych, Błyska miecz Niemców, ostry miecz stalowy, Strzały Kijowian świszczą nad głowami, I chmury kruków ze snu przebudzone, Lecą na Litwę, o szłyki czarnemi Biją skrzydłami, w oczy zaglądają, I trupa licząc, radośnie krakają. :Biada ci, Litwo, bo wiele téj nocy Wdów będzie płakać, i ojców, i matek; Wielu nad Dźwiną wieczny sen umorzy Bez stosu, śpiéwów, i łez, i pogrzebów! Ludzie padają, jak las burzą ścięty, Po szyjach braci bieży garść zostałych; Tam brańców wiążą, tam śpiących mordują; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tqz77s48fm3ckzhofmlxsxmbqjp2uf9 Strona:Anafielas T. 2.djvu/123 100 1074223 3158581 3150077 2022-08-27T00:03:00Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/124]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/123]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|123}}</noinclude><poem> Ani się mieczem dotkniesz jego głowy! Ale cóż Mindows z Bojary swojemi, Gdy łup i wojsko w zasadzce zostało, Gdy z tłumów ledwie garstka przy nim ludu, Brańcy odbici, zdobycze porwane, A wojsko, leży w lesie na dolinie? :I stanął Mindows, i twarz zwrócił smutną Ku swoim. Jęki uszu doleciały, Krzyki go jeszcze na drodze dognały. Nie mógł ich słuchać, mścić się nie miał siły, {{Korekta|Śpiął|Spiął}} konia, skinął, w Nowogródek leci — Lecz jak powrócić na Litwę, do swoich? Gdzie wojsko wielkie, gdzie jego rycerze? Gdzie łupy mnogie, których wyglądają? Mindows zsiniałą twarz osłonił szatą, I nocą wrócił w nowogródzki zamek. A ruskich brańców, co w pętach siedzieli, Nazajutrz wszystkich wycięli siepacze. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qfutxknv4j5necacnyx6icroq298mbz Strona:Anafielas T. 2.djvu/125 100 1074224 3158583 3150081 2022-08-27T00:03:06Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/126]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/125]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|125}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XVI.}} <poem> :{{kap|Spójrzyjcie}} Mindows-li to na swym zamku Siedzi, jak braniec, smutny, i znękany? Włosy mu wiater rozwiéwa bezładnie, Broda zczochrana, osłupiałe oczy, I szata na nim, jako wyszedł z boju, Zmięta, skrwawiona, uwalana błotem. A jednak siedém dni minęło temu, Jak padły w żmudzkich puszczach Litwy woje; Jeszcze Kunigas nie zasnął, nie spoczął, Jeszcze po swojém wojsku żal mu w duszy. Z okiem wlepioném w siniejące góry, Duma i targa szaty na swéj piersi, I wzywa Bogi, i dzień ten przeklina, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jtk6il6e4f7rjw3mg1kouqx2dp2tlw5 Strona:Anafielas T. 2.djvu/126 100 1074225 3158584 3150086 2022-08-27T00:03:09Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/127]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/126]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|126}}</noinclude><poem> Którego wyszedł w połocką wyprawę. Aż Marti żona podchodzi ku niemu, I tak go cieszy łagodnemi słowy — — Panie mój, przestań gniewu i rozpaczy; Nie pomści rozpacz, gniew wrogów nie zbije — Myślmy o zemście, lecz myślmy spokojnie. Mindows niedźwiedzią odwagę miał, silę, Teraz mu trzeba rozumu lisiego. Daj wrogóm z swego zwycięztwa się cieszyć, I zapal stosy, i zbierz wojska swoje; Nie zawsze jeden zwycięża, Mindowsie, A kto ostatni, ten lepiéj zwycięży. — :— O, nie mów, Marti, rzekł Mindows surowo; Marna pociecha, kobiéce to słowo. Ty nie wiész co to iść z zemstą i gniewem, A zwyciężonym powrócić do domu, Z sercem tak pełném rozpaczy i sromu. Ty nie wiész co być zmuszonym uciekać, Gdy ręka boju i krwi wroga pragnie, Życie mizerne jak łania ratować. Jest czego, Marti, rozpaczać bez końca — A woje moje — Litwa i Kurony, Leżą w Polocie, Dźwinie i na Żmudzi, Bez mogił, stosu, korzyści i sławy. O! czemum wilcząt nie podusił młodych, Czemum ich, Bogów posłuchawszy woli, Puścił, ażeby pojadły mi stada? — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gqsiluo8apvlblassygk5jl8ns3yy1p Strona:Anafielas T. 2.djvu/127 100 1074226 3158585 3150090 2022-08-27T00:03:12Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/128]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/127]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|127}}</noinclude><poem> Mówił, i smutnie utopiwszy głowę, Znów patrzał kędyś na dalekie góry, Znowu rwał brodę i szaty rozdziérał, I zęby zgrzytał — krwawa łza mu ciekła Z spiekłego, gniewem spalonego oka. Aż Wojsiełk, dziecię, podchodzi ku niemu, I rączki białe na szyi zawiesza, I głaszcząc ojca, szczebioce, pociesza. A Mindows westchnął i odepchnął dziecię, W pierś się uderzył, wyleciał w podwórzec. :W podwórcu słudzy kupami stawali, I cóś pocichu tajemnie szeptali. Okryty kurzem, błotem, w zdartéj szacie Goniec go spotkał i uderzył czołem. — Biada nam, krzyknął, biada Litwie całéj! Wróg ją pustoszy — Ruś niszczy i pali. Płoną już stosy, lecz palą się sioła, I lud ze strachem w lasy się rozbiega. Towciwilł jechał do Rygi do Mistrza, Zbratał się przeciw nam z Chrześcianami, Przeciw nam zawarł z Ruskiemi przymierze. Ja wracam ztamtąd. Panie! już nie tajna Zmowa na ciebie, spisek twych sąsiadów. Towciwilł nie już Kiernowa po ojcu, Lecz całéj Litwy spodziéwa się dumny; Bogate dary przyniósł Inflantskiemu, Dał mu się ochrzcić, drugi raz dla drużby; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 512zqffmcn4tlgp9ihgxrc5hck1rxd4 Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/1023 100 1074634 3157835 3154957 2022-08-26T16:19:26Z Dzakuza21 10310 dr. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude>{{SpisPozycja|nodots|page=''Str.''|width=16em}} <section begin="spis"/> {{EO SpisRzeczy|Ampelius|3=676}} {{EO SpisRzeczy|Ampère (Andrzej Maryja)|Ampère ({{Kor|Andrzéj|Andrzej}} Maryja)}} {{EO SpisRzeczy|Ampère (Jan Jakób)|{{tab}}–{{tab}}(Jan Jakób).|677}} {{EO SpisRzeczy|Amplexus|3=678}} {{EO SpisRzeczy|Amplifikacyje|{{Kor|Amplifikacyja.|Amplifikacyje.}}}} {{EO SpisRzeczy|Amplijacyja}} {{EO SpisRzeczy|Amplituda}} {{EO SpisRzeczy|Ampullaria}} {{EO SpisRzeczy|Ampułka}} {{EO SpisRzeczy|Amputacyja}} {{EO SpisRzeczy|Amra|3=560}} {{EO SpisRzeczy|Amri}} {{EO SpisRzeczy|Amru}} {{EO SpisRzeczy|Amru (Ben Abul As)|{{tab}}–{{tab}}(Ben {{Kor|Alcus|Abul}} As).|681}} {{EO SpisRzeczy|Amru (Ebu Lait)|{{tab}}–{{tab}}(Ebu Lait).}} {{EO SpisRzeczy|Amrum|{{Kor|Amrum (Ebu-Keltam)|Amrum}}.}} {{EO SpisRzeczy|Amsberg}} {{EO SpisRzeczy|Amsdorf}} {{EO SpisRzeczy|Amsler|3=682}} {{EO SpisRzeczy|Amsterdam}} {{EO SpisRzeczy|Amszaspandy|3=684}} {{EO SpisRzeczy|Amt|3=685}} {{EO SpisRzeczy|Amu-Darja}} {{EO SpisRzeczy|Amulet|3=690}} {{EO SpisRzeczy|Amulo|3=691}} {{EO SpisRzeczy|Amund (Bröt)|3=692}} {{EO SpisRzeczy|Amund (Bröt)|{{tab}}–{{tab}}(Jakób).}} {{EO SpisRzeczy|Amunicyja}} {{EO SpisRzeczy|Amur|3=694}} {{EO SpisRzeczy|Amurat}} {{EO SpisRzeczy|Amurat I|{{tab}}–{{tab}}I.}} {{EO SpisRzeczy|Amurat II|{{tab}}–{{tab}}II.}} {{EO SpisRzeczy|Amurat III|{{tab}}–{{tab}}III.|695}} {{EO SpisRzeczy|Amurat IV|{{tab}}–{{tab}}IV.}} {{EO SpisRzeczy|Amursana}} {{EO SpisRzeczy|Amurski obwód}} {{EO SpisRzeczy|Amussat|{{Kor|Ammussat|Amussat}}.|696}} {{EO SpisRzeczy|Amuzetta}} {{EO SpisRzeczy|Amygdalin}} {{EO SpisRzeczy|Amykle|3=697}} {{EO SpisRzeczy|Amyntas I}} {{EO SpisRzeczy|Amyntas II|{{tab}}–{{tab}}II.}} {{EO SpisRzeczy|Amyntas III|{{tab}}–{{tab}}III.}} {{EO SpisRzeczy|Amyot (Jakób)}} {{EO SpisRzeczy|Amyot Jezuita|{{tab}}–{{tab}}Jezuita.}} {{EO SpisRzeczy|Amyraut Mojżesz}} {{EO SpisRzeczy|Amyris|3=698}} {{EO SpisRzeczy|Ana, przyrostek}} {{EO SpisRzeczy|Ana w medycynie|{{tab}}–{{tab}}w medycynie.}} {{EO SpisRzeczy|Ana zakończenie|{{tab}}–{{tab}}zakończenie.}} {{EO SpisRzeczy|Ana zły duch|{{tab}}–{{tab}}zły duch.}} {{EO SpisRzeczy|Ana bogini celt.|{{tab}}–{{tab}}bogini celt.}} {{EO SpisRzeczy|Anabaptyści}} {{EO SpisRzeczy|Anabara|3=699}} {{EO SpisRzeczy|Anabarska zatoka}} {{EO SpisRzeczy|Anabas}} {{EO SpisRzeczy|Anabazys|3=700}} {{EO SpisRzeczy|Anabazys w muzyce|{{tab}}–{{tab}}w muzyce.}} {{EO SpisRzeczy|Anabazys w medycynie|{{tab}}–{{tab}}w medycynie.}} {{EO SpisRzeczy|Anableps}} {{EO SpisRzeczy|Anaboleus}} {{EO SpisRzeczy|Anaboleus kołek|{{tab}}–{{tab}}kołek.}} {{EO SpisRzeczy|Anacardium|3=700}} {{EO SpisRzeczy|Anacharsys}} {{EO SpisRzeczy|Anachoreta|3=701}} {{EO SpisRzeczy|Anachronizm}} {{EO SpisRzeczy|Anacykliczne wiersze}} {{EO SpisRzeczy|Anademata}} {{EO SpisRzeczy|Anadyjomene}} {{EO SpisRzeczy|Anadyr}} {{EO SpisRzeczy|Anafe}} {{EO SpisRzeczy|Anafesto|{{Kor|Anafeste|Anafesto}}.|702}} {{EO SpisRzeczy|Anafi}} {{EO SpisRzeczy|Anafielas}} {{EO SpisRzeczy|Anafora}} {{EO SpisRzeczy|Anaglify|3=703}} {{EO SpisRzeczy|Anagnia}} {{EO SpisRzeczy|Anagnostes}} {{EO SpisRzeczy|Anagogija}} {{EO SpisRzeczy|Anagogije}} {{EO SpisRzeczy|Anagramma}} {{EO SpisRzeczy|Anahuak}} {{EO SpisRzeczy|Anaita|3=704}} {{EO SpisRzeczy|Anaitys}} {{EO SpisRzeczy|Anakamptyka}} {{EO SpisRzeczy|Anakaona}} {{EO SpisRzeczy|Anakefaleozys}} {{EO SpisRzeczy|Anaklastyczne instrum.|{{tab}}–{{tab}}Anaklastyczne instrum.}} {{EO SpisRzeczy|Anaklastyka}} {{EO SpisRzeczy|Anaklet}} {{EO SpisRzeczy|Anaklet II anty-papież|3=705}} {{EO SpisRzeczy|Anaklia}} {{EO SpisRzeczy|Anakolut|{{Kor|Anakulut.|Anakolut.}}}} {{EO SpisRzeczy|Anakonda}} {{EO SpisRzeczy|Anakreon}} {{EO SpisRzeczy|Anakreontyczny wiersz|3=706}} {{EO SpisRzeczy|Anakruzys}} {{EO SpisRzeczy|Anakryzys}} {{EO SpisRzeczy|Anakutan}} {{EO SpisRzeczy|Analcym}} {{EO SpisRzeczy|Analekta|3=707}} {{EO SpisRzeczy|Analekta niewolnik|{{tab}}–{{tab}}niewolnik}} {{EO SpisRzeczy|Analemmat}} {{EO SpisRzeczy|Analeptyczne środki}} {{EO SpisRzeczy|Analgija}} {{EO SpisRzeczy|Analityczna geometryja}} {{EO SpisRzeczy|Analityczna mechanika|{{tab}}–{{tab}}mechanika.}} {{EO SpisRzeczy|Analityczny równoległob.|{{tab}}–{{tab}}Analityczny równoległob.}} {{EO SpisRzeczy|Analityka}} {{EO SpisRzeczy|Analityka w matematyce|{{tab}}–{{tab}}w matematyce.}} {{EO SpisRzeczy|Analiza}} {{EO SpisRzeczy|Analiza grammatyczna|{{tab}}–{{tab}}grammatyczna.}} {{EO SpisRzeczy|Analiza filozoficzna|{{tab}}–{{tab}}filozoficzna.}} {{EO SpisRzeczy|Analiza w matematyce|{{tab}}–{{tab}}w matematyce.|711}} {{EO SpisRzeczy|Analiza Diofantesa|{{tab}}–{{tab}}Diofantesa.|713}} {{EO SpisRzeczy|Analiza chemiczna|{{tab}}–{{tab}}chemiczna.|715}} {{EO SpisRzeczy|Analiza organiczna|{{tab}}–{{tab}}organiczna.|717}} {{EO SpisRzeczy|Analiza ostateczna|{{tab}}–{{tab}}ostateczna.}} {{EO SpisRzeczy|Analiza termometryczna|{{tab}}–{{tab}}termometryczna.}} {{EO SpisRzeczy|Analiza pośrednia|{{tab}}–{{tab}}pośrednia.}} {{EO SpisRzeczy|Analogija|3=718}} {{EO SpisRzeczy|Analogija wiary|{{tab}}–{{tab}}wiary.|719}} {{EO SpisRzeczy|Analogije Nepera}} {{EO SpisRzeczy|Anam}} {{EO SpisRzeczy|Ana-Melech|3=720}} {{EO SpisRzeczy|Anamnestyka}} {{EO SpisRzeczy|Anamnezys}} {{EO SpisRzeczy|Anamnezys w Filozofii|{{tab}}–{{tab}}w Filozofii.}} {{EO SpisRzeczy|Amnezys}} {{EO SpisRzeczy|Anamorfoza}} {{EO SpisRzeczy|Anamur|3=731}} {{EO SpisRzeczy|Anan-ben-Dawid}} {{EO SpisRzeczy|Ananas}} {{EO SpisRzeczy|Ananasowate}} {{EO SpisRzeczy|Ananasowy eter|3=722}} {{EO SpisRzeczy|Ananchites}} {{EO SpisRzeczy|Ananijasz i Safira}} {{EO SpisRzeczy|Ananijew}} {{EO SpisRzeczy|Ananke}} {{EO SpisRzeczy|Anapa}} {{EO SpisRzeczy|Anapale|3=723}} {{EO SpisRzeczy|Anapektoumija}} {{EO SpisRzeczy|Anapest}} {{EO SpisRzeczy|Anaphrodisia}} {{EO SpisRzeczy|Anaplastyka}} {{EO SpisRzeczy|Anar}} {{EO SpisRzeczy|Anarchija}} {{EO SpisRzeczy|Anarmonija}} {{EO SpisRzeczy|Anarti|{{Kor|Anarty.|Anarti.}}}} {{EO SpisRzeczy|Anasarca}} {{EO SpisRzeczy|Anastasiewicz|3=724}} {{EO SpisRzeczy|Anastatica|3=724}} {{EO SpisRzeczy|Anastatyczne drukarstwo}} {{EO SpisRzeczy|Anastazy I święty}} {{EO SpisRzeczy|Anastazy II papież|{{tab}}–{{tab}}II papież.}} {{EO SpisRzeczy|Anastazy III papież|{{tab}}–{{tab}}III papież.}} {{EO SpisRzeczy|Anastazy IV|{{tab}}–{{tab}}IV.}} {{EO SpisRzeczy|Anastazy antypapież|{{tab}}–{{tab}}antypapież.}} {{EO SpisRzeczy|Anastazy Synaita|{{tab}}–{{tab}}Synaita.}} {{EO SpisRzeczy|Anastazy święty|{{tab}}–{{tab}}święty.}} {{EO SpisRzeczy|Anastazy Młodszy|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|młodszy.|Młodszy.}}}} {{EO SpisRzeczy|Anastazy Pustelnik|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|pustelnik.|Pustelnik.}}}} {{EO SpisRzeczy|Anastazy nestoryjanin|{{tab}}–{{tab}}nestoryjanin.}} {{EO SpisRzeczy|Anastazy kapłan|{{tab}}–{{tab}}kapłan.|727}} {{EO SpisRzeczy|Anastazy kapłan konstan.|{{tab}}–{{tab}}–{{tab}}konstan.}} {{EO SpisRzeczy|Anastazy I cesarz|{{tab}}–{{tab}}I cesarz.}} {{EO SpisRzeczy|Anastazy II|{{tab}}–{{tab}}II.}} {{EO SpisRzeczy|Anastazyja (święta)}} {{EO SpisRzeczy|Anastazyja c. Konstancy.|{{tab}}–{{tab}}c. Konstancy.|728}} {{EO SpisRzeczy|Anastazyja c. Włodzim.|{{tab}}–{{tab}}c. Włodzim.}} {{EO SpisRzeczy|Anastazyja c. Mieczysł.|{{tab}}–{{tab}}c. Mieczysł.}} {{EO SpisRzeczy|Anastazyja c. Ziemowita|{{tab}}–{{tab}}c. Ziemowita.}} {{EO SpisRzeczy|Anastazyja c. Witolda|{{tab}}–{{tab}}c. Witolda.}} {{EO SpisRzeczy|Anastazyja Olelkowiczow.|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|Olelkowiczów.|Olelkowiczow.}}}} {{EO SpisRzeczy|Anastazyja ż. Jana Wasil.|{{tab}}–{{tab}}ż. Jana Wasil.}} {{EO SpisRzeczy|Anastazyjusz Grün}} {{EO SpisRzeczy|Anastomoza}} {{EO SpisRzeczy|Anastrofa|3=730}} {{EO SpisRzeczy|Anataz}} {{EO SpisRzeczy|Anatoma|4=<ref name=brakhasła>{{Przypiswiki|Brak hasła w oryginalnym spisie treści — dodane przez Wikiźródła.}}</ref>}} {{EO SpisRzeczy|Anatema}} {{EO SpisRzeczy|Anathoth}} {{EO SpisRzeczy|Anatifa}} {{EO SpisRzeczy|Anatocismus}} {{EO SpisRzeczy|Anatolija}} {{EO SpisRzeczy|Anatolija (święta)|3=731}} {{EO SpisRzeczy|Anatolijusz, ojciec kośc.|Anatolijusz, ojciec kośc.}} <section end="spis"/><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> g1vhbfjuksu7dqfo1dck1w52wl0oqv1 Strona:Anafielas T. 2.djvu/131 100 1074654 3158590 3150105 2022-08-27T00:03:24Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/132]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/131]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|131}}</noinclude><poem> Za dzieckiem błaga, by go w wrogów szpony Sam nie oddawał, własnéj krwi nie gubił. Mindows i płaczu Wojsiełka nie słuchał, Ani skarg matki, ani jéj przekleństwa. On chce pokoju, nie patrzy czém kupi; Ojcaby oddał za rok odpoczynku, By wojsko zebrać, lud zegnać do boju, Wyniszczyć wrogów — a do serca jego Płacz dziecka, matki łzy nie przemawiają. Wysyła posły — Skinął im, i rzecze — — Jedźcie do Kniazia Daniłła ode mnie, Dajcie mu dziecię na zakład pokoju. Zawrzéć przymierze na rok, na pół roku! Dam mu co z Rusi, niechaj precz ustąpi. — Towciwiłł na mnie puścił te ogary! Chcą trzymać z Litwą, niech trzymają ze mną; Towciwiłł nigdy nie będzie tu panem! Ja go w proch zetrę! niech mój lud zgromadzę! Ze mną przymierze weźmie Ruś na Lachy, Ja im przysięgi dotrzymam na Bogi, Ja zakładnika własne daję dziecię. Idźcie, zawrzyjcie pokój, jak możecie. Pokoju trzeba dla Litwy! a potém — O! potém sokoł znów wzięci wysoko, Kiedy obcięte odrosną mu skrzydła. — :Poszli posłowie; dzień mija i drugi, Mindows na wieży siedzi i pogląda </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jktlr4tsarghwgi7t5qb5qdh4apts1t Strona:Anafielas T. 2.djvu/130 100 1074655 3158589 3150102 2022-08-27T00:03:21Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/131]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/130]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|130}}</noinclude><poem> Niéma czém wałów osadzić dokoła, Niéma z kim w pole wynijść na spotkanie! I targał brodę, i przeklinał siebie. A poseł posła z straszną wieścią gonił, Nowemi klęski do serca uderzał. Jesienne zbiory poszły z płomieniami, Pola rozryte, spustoszone sioła, I lud kupami pędzony w niewolę. Nie prędko Litwa z klęski się podniesie, Nie prędko Mindows stać może do boju. — On pała zemstą, a woła pokoju — Pokój go nową może nadać siłą. — Jeśli przymierze odrzuci Daniłło, Mindows w bój pójdzie, aby poledz w boju, Aby nie widziéć hańby swéj i sromu, A ludu swego nędzy i niewoli! :Z czołem od wstydu zlaném, krwawą twarzą, Mindows swych posłów wysłał do Słonima. Hardy Kunigas sam prosi pokoju, I zemstą serce choć się burzy srogą, Pokorę zmyśla, o przymierze prosi. I nie dość posłów, nie dość prośb pokornych, Mindows Daniłłu śle Wojsiełka syna W zakład, że słowa dotrzyma danego. Napróżno dziecię płacząc ręce k niemu Wyciąga drobne, wracać chce do matki, Napróżno Marti u nóg jego leży, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rz2it2xpkrbbi41e71y6b7f5yvz0wh7 Strona:Anafielas T. 2.djvu/129 100 1074656 3158588 3150098 2022-08-27T00:03:18Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/130]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/129]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|129}}</noinclude><poem> Pędził się w bory, klęską wystraszony. Groźby Bojarów, i Kapłanów mowy, I gniew Mindowsa nie wstrzymał ich w biegu. Tak, gdy się stado rzuci w którą stronę, Pędzą się wszystkie za piérwszą, przelękłe, I dokąd idą, nie wiedzą; lecz lecą, A strach za niemi ognistą ich miotłą Pędzi daleko, aż padną znużeni. :Z wstydem wrócili Mindowsa posłańcy; Garść ledwie ludu w nowogródzkim zamku, Przy Kunigasie wierna pozostała; A codzień posły z straszną wieścią śpieszą, Jak ptak złowrogi z krakaniem przed wojną. Daniłł kijowski, Wasyl z Włodzimiérza, Chmurami ciągną na Litwę otwartą; Już na pagórkach Wołkowyska leżą, I gród zdobyty, wycięte załogi, Zdobyty Zdzitow i Mścibow, co słaby Leży w dolinach, bez wałów i wody. Już podstąpili pod Słonima mury, I Kniaź, co trzymał załogę zamkową, Uderzył czołem i otworzył wrota. :O hańbo! ciągną na Mindowsa zamek, Na Nowogródek; dwa już wojska śpieszą, I jak dwie rzeki płyną przeciw niemu. Mindows policzył garstkę swego ludu — Nie wstrzyma zamek napaści Rusina; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> kvvkr1u287s6w0kehcreq5fdpdtrntu Strona:Anafielas T. 2.djvu/128 100 1074657 3158586 3150094 2022-08-27T00:03:15Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/129]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/128]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|128}}</noinclude><poem> Mistrz mu już Litwę zdobyć obiecował, On Mistrzu krajów odstąpić połowę, Żmudzi od Inflant, Jaćwieży, Podlasia — Kniaziu Daniłłu z Kijowa — pół Rusi. Kniaź Daniłł przysiągł z Wasylem przymierze — Już pędzą w Litwę, już łuny wśród nocy Świécą dalekie — Wchodzą nasze wrogi! Ratuj nas, Panie! Daszże nas w niewolę? — :Mówił, a wszyscy — Ratuj! — powtarzali. A Mindows ręce załamał, zębami Zgrzytnął, i posła nieszczęść popchnął nogą. — :— Wstań! rzekł — O, jeszcze Litwa nie zdobyta, I jeszcze Mindows nie dźwiga kajdanów! Towciwiłł wcześnie przedał zwierza skórę, Zwierz jeszcze w lesie, ustrzelić się nie da — Zapalić stosy i lud mój gromadzić. — :I wnet Bojary na konie usiedli, I biegli, biegli w cztéry Litwy strony, W dziewięć pokoleń, lud wołać do boju. Ale już straszną wieścią porażony Lud, sioła, chaty opuścił i grody, Chronił się w lasy przed hydną niewolą, Krył się za błota w niedostępne puszcze, Za rzek koryta, trzęsawisk zapory. Posłowie Kniazia wszędzie puste progi, Wszędzie znaleźli tylko ściany gołe. Lud ich nie słuchał; unosząc dostatki, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dskjzwt2oxono2fdqx4kbmv14c8bx7d Strona:Anafielas T. 2.djvu/140 100 1074658 3158599 3150136 2022-08-27T00:03:51Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/141]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/140]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|140}}</noinclude><poem> A sam poleciał wgłąb zamku z pośpiechem. Długo posłowie przed wrotami stali, Długo napróżno trąbili, czekali, Aż z okna biały kaptur się wychylił, I druga głowa. — Po prusku pytali — — Czego chcą tutaj? po co przyjechali? — Wargajło naprzód skłonił nizko głowę, I rzekł im pruską pożyczając mowę: — Kunigas didis, Mindows nas posyła K wielkiemu Kniaziu, waszemu Mistrzowi; Dary bogate niesiemy od Pana, I słowa wielkie — pokoju i zgody. Prosim nas wpuścić z gałęzią zieloną. — :Długo szeptano zanim ich wpuszczono, Aż z brzękiem żelaz rozpadły się wrota, I Swarno wjechał naprzód, za nim drudzy. Legli obozem w podwórcu zamkowym, A starszych wwiedli do wielkiéj świetlicy, Kędy i dary zniesiono bogate. :Było się Litwie podziwiać tam czemu, Bo choć tam złota, srébra nie widzieli, Ludzióm, orężóm, muróm się dziwili. Tam ludzie w szatach żelaznych chodzili, A to żelazo, jak liść cienki kute, Miękko na ręku, na nogach leżało, Zda się na każdy marszczek przystawało. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mypfzgy4317mz8jub9jecl0g0rvz63q Strona:Anafielas T. 2.djvu/139 100 1074659 3158598 3150135 2022-08-27T00:03:48Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/140]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/139]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|139}}</noinclude><poem> Trzeci był Spudo, do boju i rady, Choć młodszy, stare miał serce i głowę; Ni go łagodne namowy uwiodły, Ni go pogróżki zastraszyć zdołały. Silny na rękę, nieraz bój z niedźwiedziem Skończył, przynosząc zdartą z niego skórę. Czwarty Wargajło, co dziesięć kroć może Posłował w Rusi, Prusiech i do Lachów. Nieraz pił nawet w namiocie Mogula Kobyle mléko z bawolego rogu. On wszystkie świata miał w ustach języki: Z Niemcy ich dziką rozmawiał się mową, W Rusi z Ruskiemi, na Polsce z Lachami, Mówił jak swojak, a nigdy mu słowa Nie brakło jeszcze. I ludzie mówili, Że z ptaki nawet po ptasiemu gadał, Zwierzętóm dzikim wyciem odpowiadał, I wiódł na sidła samiczém wołaniem. Dziwny to człowiek; on, — poselstwa usta. Reszta składali posłuszne im ciało, I tak czynili jak cztérech kazało. :Orszak był świetny; sto koni Żmudzinów Niosły posłańców, i dary, i sługi, I kiedy Swarno zatrąbił u bramy, Ledwie ostatni na most podjeżdżali. :Kraciastém oknem, wilczemi ślepiami Niemiec się spójrzał, otwor zaryglował, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9z4l811gtnr4itu1f2yvbu7250zppiv Strona:Anafielas T. 2.djvu/138 100 1074660 3158597 3150128 2022-08-27T00:03:45Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/139]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/138]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|138}}</noinclude><poem> :Nie prędko wieże Marjenburga grodu Ujrzeli czarno wyniosłe na niebie. Naówczas gałąź sośniny zieloną Niosąc przed sobą, do wrót kołatali. :A świetny poczet był posłów Mindowy: Bajoras Swarno przodkował im stary; Siwe miał włosy, siwą po pas brodę, Łagodne czoło, spokojne spójrzenie, Męztwo się z jego oka przebijało, A usty mądrość przemawiała stara. Swarno już przeżył wiele klęsk i boju, I wiele szczęścia i niedoli wiele. Sam jeden został ze swojéj rodziny, Wzdychał za ojcy i za braćmi swemi, A życia nie miał za orzech dziurawy; I Swarno wszędy do niełatwéj sprawy, Gdzie męztwa trzeba, wymowy, rozumu, Gdzie się nie wahać, choćby dać i głowę. Za nim szedł Linko barczysty i silny, Ręka poselstwa, jak Swarno był głową. Postrach on wrogów, bo w boju ich miecie, Jak drzewa burza, jako łodzie morze. Z Pogezów rodu, znał pruski kraj cały, Drogi przez puszcze i brody przez rzeki, A gdzie zapukał do chaty wieśniaka, Wszędzie gościnę dali mu ochotnie, Bo brat był Prusóm, choć wierny Litwinóm. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fu9rtjejr4f13zqu9vftiynadwe86r7 Strona:Anafielas T. 2.djvu/137 100 1074661 3158596 3150122 2022-08-27T00:03:42Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/138]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/137]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|137}}</noinclude><poem> :— To, rzekł Bojaróm, dla Mistrza są dary; Chciwy on, — złota nie popchnie od siebie, Dumny on, — posły pochlebią mu dumie. Idźcie ode mnie, wezwijcie pomocy. Rusin na gardle miecz mi chłodny trzyma. Piérwszy raz rękę podaję Mistrzowi, Niech mi pomoże, niech wojsko przysyła. Nic pożałuje, gdy Mindowsa zbawi. — Powiedzcie, co jest w skarbcu moim złota; Nigdy Towciwiłł nie widział go tyle. Powiedzcie, ile na Litwie jest ziemi; Towciwiłł dał im skórę, a zwierz żyje. — Ze mną przymierze Mistrza pobogaci — Niech przyśle lud swój, Mindows mu zapłaci. Idźcie — dzień i noc śpieszcie, bo wróg nie śpi, I choć go zima w pochodzie wstrzymuje, Coraz bliższemi świéci mi łunami, I coraz bliżéj do serca mi zmierza. — :Bojary czołem Xięciu uderzyli, I szli, a niosąc z sobą dary drogie, Dzień, noc do Mistrza z poselstwem śpieszyli. Długo jechali, bo drogi zamiotły Śniegi i wrogi, i jak zwierz lękliwy, Puszczą i błoty sunąć się musieli, Aby nie spotkać Daniłłowych ludzi. A drogę gwiazdy wskazywały w nocy, We dnie zimowe, blade, zmarzłe słońce. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5cj98ma2s04zmahtnp5wyq42gi7p7wo Strona:Anafielas T. 2.djvu/136 100 1074662 3158595 3150120 2022-08-27T00:03:39Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/137]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/136]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|136}}</noinclude><poem> Gwoźdźmi złotemi, srébrnemi ubrane, U dołu ostre, by je wbić do ziemi, I jak za murem walczyć po za niemi. Zbroje świécące, miecze, których ręce, Jak gwiazdy niebios, na murze świéciły, Kołczany z skóry kraśnéj i złoconéj. Wpośrodku stosy naczynia złotego I srébrnych konwi, sztab ze srébra kutych, Leżały, stały wpół ściany wysoko. Beczki srébrnemi ujęte okowy, Pieniędzy pełne, zabranych na Rusi. Ogromne bodnie, z kruszcu wyklepane, Z wierzchem różnemi skarby nasypane — A któż policzy, co w Mindowsa skarbcu Bogactwa było? Co srébra? co złota? — Wpośrodku czapka xiążęca leżała, Z purpury szyta, perłami ubrana, Z dołu sobolem puszystym odziana, I znamię władzy, wielki miecz Ryngolda, Co go nie dźwignął pospolity człowiek, I laska drogim sadzona kamieniem. :Rano, tajemnie, wszedł Mindows; za sobą Dwóch wiódł Bojarów do skarbcu tajnego. Sam najbogatsze futra powybiérał, Najdroższą zrzucił purpurę ze ściany, Największe nogą odsunął naczynia, Sam misy srébrne odliczył ze stosu. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qor2zdzdqsm0ahmdkwver1i1f0yngur Strona:Anafielas T. 2.djvu/135 100 1074663 3158594 3150119 2022-08-27T00:03:36Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/136]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/135]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|135}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XVII.}} <poem> :{{kap|Nazajutrz}}, ledwie świt szary na niebie, Drzwi skarbcu Kniazia naoścież otwarto. Skarbiec Mindowy nie był jeszcze pusty. Trzy pokolenia kładły w niego łupy, A rzadko stary Dozorca wyjmował. — Drogiemi szaty uwieszone ściany, Świecił złotogłów, jaśniały purpury, Pawłoki kraśne, suknie srébrem tkane, Pasy z spięciami bogato kutemi, Z góry do dołu zawieszały ścianę. Daléj, futrami jeżyła się druga, Ruskich soboli pękami bez liku, Kuny drogiemi, lisy, niedźwiedziami. Na lewo oręż połyskał bogaty, Tarcze kamieńmi wokoł nabijane, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ql0i46nnkme6tj6neowrpn7wbay07kb Strona:Anafielas T. 2.djvu/134 100 1074664 3158593 3150113 2022-08-27T00:03:33Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/135]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/134]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|134}}</noinclude><poem> Trzymali Ruscy o chlebie i wodzie. Tak Daniłł twoich posłów uszanował! — :A Mindows słuchał, nie dał gniewu znaku, Twarz swą odwrócił i zamruczał tylko — — Dobrze! niech idzie; mam lud, z ludem zginę! Bogi tak chciały, bym upadł pożyty! — Lecz nie! rzekł, biegąc do swojéj świetlicy, Nie — Mindows jeszcze nie padnie przed niemi; Wyciągnę rękę, Zakonu przymierze Za kawał Żmudzi u Niemców zakupię. Wojskami jego Daniłła pobiję, A swojém potém wypędzę Krzyżaków. — Mówił i dumał o ognisko sparty — — Na jutro posły do Mistrza wyprawię. — Towciwiłł dał mu połowę Jaćwieży, Ja mu dam całych — jutro ich odbiorę! Przysięgi zechce — przysięgnę sto razy! Lecz niech mi wroga wyżenie z granicy! Pożąda darów, dam bogate dary, Pożąda ludzi, — wszystko — dla pokoju. — Rok tylko, Litwa spocznie, i gdy skinę, Znów wojsko zbiorę i moje odbiorę! — </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5mh8vyv9q24glcu484ihi3q4j1hzhon Strona:Anafielas T. 2.djvu/133 100 1074665 3158592 3150112 2022-08-27T00:03:30Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/134]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/133]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|133}}</noinclude><poem> Wróg się z pokoju urąga, z przymierza, Na Nowogródek wojsko jego zmierza. Wojsielka Daniłł wysłał do Słonima, I w monastérze z popami osadził. Nas w Wołkowysku trzymali pod strażą. Jam jeden umknął; bijąc się lasami, Dopadłem tutaj. — Tamci schną spętani. Gdyśmy Daniłła obozu dognali, Szliśmy ku niemu z gałęzią zieloną; Twarzą na ziemię padliśmy przed Kniaziem. Dziecię twe, Panie, płacząc przed nim klękło! — Kniaziu! rzekliśmy, dość boju, krwi dosyć! Chciałeś, i Litwę zniszczyłeś po woli! Mindows z przymierzem ku tobie przysyła, Chce ci być bratem, a w zakład pokoju, Syna własnego, krew swoją oddaje. — :Myśmy mówili, on dumnie twarz zwrócił, I słów nie słuchał. — Mindows chce pokoju, Rzekł, niech się ochrzci, niech odda Ruś całą. Z pogany bratać wstyd nam i sromota. Do Nowogródka pójdziem pokój robić. — :Mówił, i tyłem od nas się odwrócił. Próżnośmy, leżąc u nóg, go prosili — Syna twojego wysłał z swym Bojarem, Kazał go ochrzcić i postrzydz na mnicha; Nas, skutych w więzy, w wołkowyskim grodzie </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1sqhot12zfmj9ke3k8to2w4ncstd0d4 Strona:Anafielas T. 2.djvu/132 100 1074666 3158591 3150111 2022-08-27T00:03:27Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/133]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/132]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|132}}</noinclude><poem> Na szlak daleko, zkąd wrócą posłowie, I ile razy tuman się podniesie, Serce uderzy, zaiskrzą się oczy, Ku wrotóm zamku łakomie poskoczy. A tuman wiatry poniosą daleko, A posłów niéma; dni długie się wleką, I nocy świécą łuny czérwonemi, I nowogródzcy drżą mieszkańcy grodu, Wróg bliżéj coraz, posły nie wracają. Trzeci dzień mija, z wysokiéj wieżycy Nie widać nawet tumanów w dolinie, Tylko śnieg biały jął kłęby wielkiemi, Wiatrem niesiony, rozściełać po ziemi; Okrył świat białą narzeczonéj szatą, Stanęły wody mrozami ujęte, Ziemia skośniała i błota stężały. :A posłów niéma, choć siédem dni mija; Mindows wciąż siedzi. — Z wysokiéj wieżycy Topi wzrok w białéj, dalekiéj przestrzeni. Cicho jak w puszczy! smutno jak w mogile! Ósmego ranka któś do wrót zapukał; — Poseł xiążęcy, lecz któżby go poznał? — W łachmanach zdartych, w zwalanéj odzieży! Włos rozczochrany, kij i torba w ręku! Mindows naprzeciw posła swego bieży. — Swarno! gdzie syn mój, towarzysze twoi? — — Panie! rzekł Swarno, biada! wszystkim biada! </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8199uo3i0jc267476xycey8d2eo7jtl Strona:Anafielas T. 2.djvu/146 100 1074736 3158605 3123729 2022-08-27T00:04:08Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/147]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/146]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/1024 100 1074851 3157860 3146373 2022-08-26T16:52:43Z Dzakuza21 10310 dr. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude>{{SpisPozycja|nodots|page=''Str.''|width=16em}} <section begin="spis"/> {{EO SpisRzeczy|Anatolijusz dyjakon|3=732}} {{EO SpisRzeczy|Anatolijusz filozof|{{tab}}–{{tab}}filozof.}} {{EO SpisRzeczy|Anatom}} {{EO SpisRzeczy|Anatomija}} {{EO SpisRzeczy|Anatomija w Polsce|{{tab}}–{{tab}}w Polsce.|741}} {{EO SpisRzeczy|Anatomija patologiczna|{{tab}}–{{tab}}patologiczna.|746}} {{EO SpisRzeczy|Anatomija porównawcza|{{tab}}–{{tab}}porównawcza.|747}} {{EO SpisRzeczy|Anatomija w sztukach|{{tab}}–{{tab}}w sztukach.}} {{EO SpisRzeczy|Anatomiczne okazy|3=748}} {{EO SpisRzeczy|Anatomija roślin|3=750}} {{EO SpisRzeczy|Anauxit}} {{EO SpisRzeczy|Anawal}} {{EO SpisRzeczy|Anax}} {{EO SpisRzeczy|Anaxagoras}} {{EO SpisRzeczy|Anaxander|3=751}} {{EO SpisRzeczy|Anaxandrydas}} {{EO SpisRzeczy|Anaxandrydes}} {{EO SpisRzeczy|Anaxarch}} {{EO SpisRzeczy|Anaxarete|3=762}} {{EO SpisRzeczy|Anaxylaus}} {{EO SpisRzeczy|Anaxylaus tyran|{{tab}}–{{tab}}tyran.}} {{EO SpisRzeczy|Anaxymander}} {{EO SpisRzeczy|Anaxymenes}} {{EO SpisRzeczy|Anaxyris}} {{EO SpisRzeczy|Anazelicas}} {{EO SpisRzeczy|Ancelon|3=753}} {{EO SpisRzeczy|Ancelot (Jakób Francis.)}} {{EO SpisRzeczy|Ancelot (Małgorzata)|{{tab}}–{{tab}}(Małgorzata).}} {{EO SpisRzeczy|Ancenis}} {{EO SpisRzeczy|Anceps|3=754}} {{EO SpisRzeczy|Ancher (Piotr)}} {{EO SpisRzeczy|Ancher (Berndt)|{{tab}}–{{tab}}(Berndt).}} {{EO SpisRzeczy|Anchieta}} {{EO SpisRzeczy|Anchizes|3=755}} {{EO SpisRzeczy|Anchylops}} {{EO SpisRzeczy|Ancile}} {{EO SpisRzeczy|Ancillon}} {{EO SpisRzeczy|Ancillon (Dawid)|{{tab}}–{{tab}}(Dawid).}} {{EO SpisRzeczy|Ancillon (Karol)|{{tab}}–{{tab}}(Karol).}} {{EO SpisRzeczy|Ancillon (Fryderyk)|{{tab}}–{{tab}}(Fryderyk).|756}} {{EO SpisRzeczy|Anckarsvärd}} {{EO SpisRzeczy|Ancre}} {{EO SpisRzeczy|Ancuta, herb|3=757}} {{EO SpisRzeczy|Ancuta (Maciej Józef)|{{tab}}–{{tab}}({{Kor|Maciéj|Maciej}} Józef).}} {{EO SpisRzeczy|Ancuta (Jerzy Kazim.)|{{tab}}–{{tab}}(Jerzy Kazim.).|758}} {{EO SpisRzeczy|Ancypa|3=759}} {{EO SpisRzeczy|Ancyporowicz}} {{EO SpisRzeczy|Ancyra}} {{EO SpisRzeczy|Ancyz}} {{EO SpisRzeczy|Anczewski}} {{EO SpisRzeczy|Anczyc (Zygmunt)}} {{EO SpisRzeczy|Anczyc (Wład. Ludwik)|{{tab}}–{{tab}}(Wład. Ludwik).}} {{EO SpisRzeczy|Andaluzyja|3=760}} {{EO SpisRzeczy|Andaluzyt}} {{EO SpisRzeczy|Andaman|3=761}} {{EO SpisRzeczy|Andante}} {{EO SpisRzeczy|Andegawija}} {{EO SpisRzeczy|Andeka}} {{EO SpisRzeczy|Andelot}} {{EO SpisRzeczy|Andelys}} {{EO SpisRzeczy|Anderloni (Piotr)}} {{EO SpisRzeczy|Anderloni (Faustyn)|{{tab}}–{{tab}}(Faustyn).}} {{EO SpisRzeczy|Andernach|3=762}} {{EO SpisRzeczy|Andersen}} {{EO SpisRzeczy|Anderson (Stigo)|3=763}} {{EO SpisRzeczy|Anderson (Wawrzyn.)|{{tab}}–{{tab}}(Wawrzyn.).}} {{EO SpisRzeczy|Anderson (Alexander)|{{tab}}–{{tab}}(Alexander).}} {{EO SpisRzeczy|Anderson (Jan)|{{tab}}–{{tab}}(Jan).|764}} {{EO SpisRzeczy|Anderson (James)|{{tab}}–{{tab}}(James).}} {{EO SpisRzeczy|Anderson (William) chirurg|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|(Wiliam).|(William).}}}} {{EO SpisRzeczy|Anderson (John)|{{tab}}–{{tab}}(John).}} {{EO SpisRzeczy|Anderson (Jakób)|{{tab}}–{{tab}}(Jakób).}} {{EO SpisRzeczy|Anderson (William) anatom|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|(Wiliam).|(William).}}}} {{EO SpisRzeczy|Anderson (Artur)|{{tab}}–{{tab}}(Artur).}} {{EO SpisRzeczy|Anderson (William) teolog|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|(Wiliam).|(William).}}}} {{EO SpisRzeczy|Anderson (Henryk)|{{tab}}–{{tab}}(Henryk).|763}} {{EO SpisRzeczy|Andezyn}} {{EO SpisRzeczy|Andlaw (Leonard)}} {{EO SpisRzeczy|Andlaw (Henryk)|{{tab}}–{{tab}}(Henryk).}} {{EO SpisRzeczy|Andocydes}} {{EO SpisRzeczy|Andoga|3=766}} {{EO SpisRzeczy|Andoma}} {{EO SpisRzeczy|Andorosso}} {{EO SpisRzeczy|Andorra}} {{EO SpisRzeczy|Andover, miasto}} {{EO SpisRzeczy|Andoziero|3=767}} {{EO SpisRzeczy|Andożski}} {{EO SpisRzeczy|Andrada (Dydak)}} {{EO SpisRzeczy|Andrada (Antoni)|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|(Ansoni).|(Antoni).}}}} {{EO SpisRzeczy|Andrada (Hyacynt)|{{tab}}–{{tab}}(Hyacynt).}} {{EO SpisRzeczy|Andrada (Jose, Antonio, Martin)|{{tab}}–{{tab}}(Jose).}} {{EO SpisRzeczy|Andrada (Jose, Antonio, Martin)|{{tab}}–{{tab}}(Antonio).}} {{EO SpisRzeczy|Andrada (Jose, Antonio, Martin)|{{tab}}–{{tab}}(Martin).}} {{EO SpisRzeczy|Andral (Wilhelm)|3=768}} {{EO SpisRzeczy|Andral (Gabryel)|{{tab}}–{{tab}}(Gabryel).|3=769}} {{EO SpisRzeczy|Andras}} {{EO SpisRzeczy|Andrasa}} {{EO SpisRzeczy|Andrasy}} {{EO SpisRzeczy|Andraszek|3=770}} {{EO SpisRzeczy|Andrault de Buy}} {{EO SpisRzeczy|André Saint, miasteczko|3=771}} {{EO SpisRzeczy|André forteca|{{tab}}–{{tab}}forteca.}} {{EO SpisRzeczy|André zatoka|{{tab}}–{{tab}}zatoka.}} {{EO SpisRzeczy|André przylądek|{{tab}}–{{tab}}przylądek.}} {{EO SpisRzeczy|André (Tobiasz)|{{tab}}–{{tab}}(Tobiasz).}} {{EO SpisRzeczy|André (Jan)|{{tab}}–{{tab}}(Jan).}} {{EO SpisRzeczy|André (Yves)|{{tab}}–{{tab}}(Yves).}} {{EO SpisRzeczy|André Chirurg|{{tab}}–{{tab}}Chirurg.}} {{EO SpisRzeczy|André (Dietr. Ernst)|{{tab}}–{{tab}}(Dietr. Ernst).}} {{EO SpisRzeczy|André (Jan)|{{tab}}–{{tab}}(Jan).|772}} {{EO SpisRzeczy|André (Jan Antoni)|{{tab}}–{{tab}}(Jan Antoni).}} {{EO SpisRzeczy|André (John)|{{tab}}–{{tab}}(John).}} {{EO SpisRzeczy|André (Krystyjan)|{{tab}}–{{tab}}(Krystyjan).}} {{EO SpisRzeczy|André (Rudolf)|{{tab}}–{{tab}})(Rudolf).}} {{EO SpisRzeczy|André (Emil)|{{tab}}–{{tab}}(Emil).}} {{EO SpisRzeczy|André (d’Arbelles)|{{tab}}–{{tab}}(d’Arbelles).}} {{EO SpisRzeczy|André (Antoni)|{{tab}}–{{tab}}(Antoni).}} {{EO SpisRzeczy|André (Marius)|{{tab}}–{{tab}}(Marius).}} {{EO SpisRzeczy|André (Jan Franciszek)|{{tab}}–{{tab}}(Jan Franciszek).}} {{EO SpisRzeczy|Andrea (Mikołaj)}} {{EO SpisRzeczy|Andreae (Jan)|3=774}} {{EO SpisRzeczy|Andreae (Jakób)|{{tab}}–{{tab}}(Jakób).}} {{EO SpisRzeczy|Andreae (Jan Walentyn)|{{tab}}–{{tab}}(Jan Walentyn).}} {{EO SpisRzeczy|Andreani|3=775}} {{EO SpisRzeczy|Andreanus|3=775}} {{EO SpisRzeczy|Andreapolskie zdroje żel.|{{tab}}–{{tab}}Andreapolskie zdroje żel.}} {{EO SpisRzeczy|Andreas}} {{EO SpisRzeczy|Andreaszowicz}} {{EO SpisRzeczy|Andrejewski}} {{EO SpisRzeczy|Andrejewskie cieplice}} {{EO SpisRzeczy|Andrejewskie jezioro|{{tab}}–{{tab}}jezioro.}} {{EO SpisRzeczy|Andreossy (Franciszek)}} {{EO SpisRzeczy|Andreossy (Antoni Fr.)|{{Kor|Andréossy|Andreossy}} (Antoni Fr.)|776}} {{EO SpisRzeczy|Andrews}} {{EO SpisRzeczy|Andrian-Werburg}} {{EO SpisRzeczy|Andrieux (Frac. Wilh.)|3=777}} {{EO SpisRzeczy|Andrieux (Bertrand)|{{tab}}–{{tab}}(Bertrand).}} {{EO SpisRzeczy|Andrieux (Emil)|{{tab}}–{{tab}}(Emil).}} {{EO SpisRzeczy|Andriskus}} {{EO SpisRzeczy|Androdamant|3=778}} {{EO SpisRzeczy|Androfagi}} {{EO SpisRzeczy|Androgina}} {{EO SpisRzeczy|Android}} {{EO SpisRzeczy|Androkles|3=778}} {{EO SpisRzeczy|Androklus s. Kodrusa|Androklus s. {{Kor|Kordrusa.|Kodrusa.}}}} {{EO SpisRzeczy|Androklus niewolnik|{{tab}}–{{tab}}niewolnik.}} {{EO SpisRzeczy|Androlity}} {{EO SpisRzeczy|Andromacha}} {{EO SpisRzeczy|Andromanija|3=780}} {{EO SpisRzeczy|Andromant}} {{EO SpisRzeczy|Andromeda c. Cefeusza}} {{EO SpisRzeczy|Andromeda konstelacyja|{{tab}}–{{tab}}konstelacyja.}} {{EO SpisRzeczy|Andronicyjanie}} {{EO SpisRzeczy|Andronik, męczennik}} {{EO SpisRzeczy|Andronik święty|{{tab}}–{{tab}}święty.}} {{EO SpisRzeczy|Andronikus|3=780}} {{EO SpisRzeczy|Andronikus I|{{tab}}–{{tab}}I.|781}} {{EO SpisRzeczy|Andronikus II|{{tab}}–{{tab}}II.}} {{EO SpisRzeczy|Andronikus III|{{tab}}–{{tab}}III.}} {{EO SpisRzeczy|Andronikus IV|{{tab}}–{{tab}}IV.}} {{EO SpisRzeczy|Andronikus filozof i publ.|{{tab}}–{{tab}}filozof i publ.}} {{EO SpisRzeczy|Andronowski}} {{EO SpisRzeczy|Androny}} {{EO SpisRzeczy|Andros}} {{EO SpisRzeczy|Andros namiestnik kr. ang.|{{tab}}–{{tab}}namiestnik kr. ang.}} {{EO SpisRzeczy|Androti|3=782}} {{EO SpisRzeczy|Androuet du Cerceau}} {{EO SpisRzeczy|Andruski}} {{EO SpisRzeczy|Andruszewicz, dom szlac.|Andruszewicz, dom szlac.}} {{EO SpisRzeczy|Andruszewicz (Jan)|{{tab}}–{{tab}}(Jan.)}} {{EO SpisRzeczy|Andruszkiewicz}} {{EO SpisRzeczy|Andruszów}} {{EO SpisRzeczy|Andrut|3=783}} {{EO SpisRzeczy|Andry (Mikołaj)}} {{EO SpisRzeczy|Andry (Karol)|{{tab}}–{{tab}}(Karol).}} {{EO SpisRzeczy|Andrychów}} {{EO SpisRzeczy|Andryjewicz|3=784}} {{EO SpisRzeczy|Andrykuły}} {{EO SpisRzeczy|Andrysiewicz}} {{EO SpisRzeczy|Andrysowic|{{Kor|Andrysowicz.|Andrysowic.}}}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej (święty)|{{Kor|Andrzéj|Andrzej}} (święty).}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej I|{{tab}}–{{tab}}I.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej II|{{tab}}–{{tab}}II.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej III|{{tab}}–{{tab}}III.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej biskup kruśw.|{{tab}}–{{tab}}biskup kruśw.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej Jurjewicz|{{tab}}–{{tab}}Jurjewicz.}} <section end="spis"/><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ouiachwexnhn5jygdc33fjplcdafwd3 Strona:Anafielas T. 2.djvu/164 100 1074853 3158623 3150175 2022-08-27T00:05:03Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/165]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/164]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|164}}</noinclude><poem> Nieraz Mindowsa szeptali dworacy, Że Trojnat z wojskiem nie idzie z innemi, Że na dwór jego bić czołem nie śpieszy. — Lecz on był wszędzie, gdzie rogi zagrzmiały, Dnia się nie spóźnił na pobojowisko. I Mindows dumę synowca szanował, Ani go na dwór ku sobie przywołał, Dani corocznéj nie liczył tak ściśle. Znać bał się — może kochał pokryjomu. A Trojnat żył tak zamknięty w swym grodzie, Dzieląc czas łowy, wojną, odpoczynkiem, Przed ogniem swoim dumając domowym, Lubiąc posłuchać Burtyników śpiéwu. Nieraz wieczory, nieraz nocy całe, Dumał na łokciu oparty, gdy siwy, Ślepy mu starzec nócił dziadów pieśni; A wówczas piersi wznosiły się w górę, Oko paliło, za oszczep porywał, Wstrzęsał rękami, zębami zazgrzytał, Niemców klnąc, Lachów, Tatar i Rusina. Lecz niczém jego dla Lachów nienawiść; Prędzéjby dłoń swą podał Tatarowi, Prędzéj Rusina ugościł wesoło, Niżli na widok Niemca się utrzymał. Jak psy żebraka, Niemca nienawidził, Czuł go zdaleka i wstrząsał się groźny, Nie słuchał mowy, nie patrzał postawy, Dość mu, że Niemiec, ażeby był wrogiem. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> toi00p5j0co5eb8ntos8tanh7xjzhty Strona:Anafielas T. 2.djvu/141 100 1074854 3158600 3150138 2022-08-27T00:03:54Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/142]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/141]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|141}}</noinclude><poem> Insze ich łuki, insze były strzały, Wszystko z żelaza, a w Litwie ostremi Kośćmi strzelali na wojnie rybiemi. I ludzi insza była tam postawa, Inszy ich język i inne oblicze, Inszy obyczaj niż w Litwie i Rusi. I gród ich cudny był; — tak się tam mury Cienkie a silne wspinały do góry, Tak okna w dziwne wyrzynane wzory; Błony jasnemi choć zakryte były, We wnętrze gmachu słońce przepuszczały. W środku sklepienie, jak niebo nad głową, Wysoko, śmiało gięło się w półkole, Żadną podporą nigdzie nie wstrzymane. Ściany różnemi jaśniały barwami: Tam drzewa na nich, tam zamki widziałeś, I ludzkie twarze zaklęte, milczące. Aż Linko patrzał na te cuda długo, I rzekł do Swarna — To duchy robiły, Człowiekby tego żaden nie dokazał. — Ale Wargajło kiwał siwą głową, Nic nie rzekł, ale niczém się nie dziwił. :Dwóch w białych płaszczach szło ku nim rycerzy, I posłów z sobą do Mistrza wezwali; Bogate suknie posłowie wdziéwali, A sługi, niosąc Mindowsowe dary, Szli z niemi kędy Mistrz ich oczekiwał. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 23466gydt2h0vgqdfqm82shuuizfa7x Strona:Anafielas T. 2.djvu/142 100 1074855 3158601 3150140 2022-08-27T00:03:57Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/143]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/142]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|142}}</noinclude><poem> :Na wielkiéj sali, gdzie widno jak w polu, Bo słońce okny wchodzi w nią wielkiemi, Farbując na nich promień w barwy różne, Mistrz w krześle siedział wysokiém, złoconém, W żelaznéj zbroi, przy mieczu bogatym, I w białym płaszczu, w złoconym szyszaku, Na którym czarne pióra powiéwały. Na piersiach czarny nosił krzyż na zbroi, Płaszcz drugim krzyżem znaczony na boku, Długi włos ciemny barki mu pokrywał, I broda gęsta na piersi spływała. Dokoła niego rycerze z mieczami, W białych też sukniach, z czarnemi krzyżami, Daléj zakonni bracia w czarnéj szacie, Niemieckie pany i knechtowie zbrojni. :Weszli posłowie i skłonili głowy; Swarno chciał mówić, lecz litewskiéj mowy Mistrz nie rozumiał; Wargajło więc mądry Słowa starszego Niemcowi tłumaczył. — Panie! mówili, Mindows ci przysyła Dary, a z niemi przyjaźni ofiarę; Żąda on od was pokoju, przymierza, Sąsiedzkiéj zgody, sojuszu bratniego. Stańcie mu dzisiaj od Rusi w obronie, A on wam stanie, gdy k niemu skiniecie. Towciwiłł zdrajca zmówił się z Kniaziami, Wojuje Litwę, bierze nasze grody, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> n399wg4ldwouq5ifava5a4i7fde2m2o Strona:Anafielas T. 2.djvu/143 100 1074856 3158602 3150141 2022-08-27T00:03:59Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/144]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/143]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|143}}</noinclude><poem> Z Inflant mu brat twój, Kniaziu, dopomaga. Lecz cóż Towciwiłł dać wam, panie, może? Obietnic wiele, pokłony, nadzieje. Śpiéwa on pięknie, lecz nie zniesie jaja. Ubogie Kniazię na Połocku siedzi, A Litwę kraje, jak swoją częstuje. Mindows jéj panem, bądźcie wy z nim lepiéj. Oto wam dary przysyła w zadatek — Da wam z swych skarbów, wydzieli z swéj ziemi, Tylko mu wroga spędźcie natrętnego. Towciwiłł pana swojego raz zdradził, I was on zdradzi, gdy siły nabierze. Mindows wam rękę daje, daje szczérze, A kto na wielkim Kniaziu się zasadził, Nie będzie wiary swéj w niego żałował. — :Mówił, a Mistrz go wysłuchał spokojny, Dary on wdzięcznie od Kniazia przyjmował, Za przyjaźń bratnią od serca dziękował. — Cóż, rzekł, gdy Mindows poganin, przymierza Mieć z nim nie możem, prawa nasze bronią. Towciwiłł przyjął chrzest niedawno w Rydze, Brat nasz, i jego trzymamy jak brata. Nie wzgardzim dary, przyjaźnią sąsiada, Ale za wiarę tylko wojsko nasze Wyjść może w pole i bić się z wrogami. Znak, który widzisz na piersiach wyryty, Znak to jest wiary i chorągiew boju; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1pety09tod0qefieiv12vebholkekh3 Strona:Anafielas T. 2.djvu/144 100 1074857 3158603 3150143 2022-08-27T00:04:02Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/145]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/144]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|144}}</noinclude><poem> Gdzie on, — dłoń nasza, gdzie są insze bogi, Póki sił stanie, my tych ludów wrogi; A pan wasz, Mindows, uczciż krzyż ten święty? Zwali bałwany? przyjmie chrzest z swym ludem? Naówczas oręż nasz jemu w obronie, I cały Zakon za Mindowsa staje. — :Mówił, a posły milczeli; do ziemi Wzrok się ich skłonił, z głowy schylonemi. I stary Swarno po chwili odpowié. — Mindows nie wiedział warunków przymierza. Całemu kraju rzucić ojców wiarę! To jedno, co pójść w niewolę swych wrogów. Miałby się z ludem zaprzéć starych Bogów, Których dziadowie, pradziadowie czcili? Nie, Mindows tego nigdy nie uczyni, Choćby miał kraj swój postradać i życie! — — Wam to on mówił? — spytał Mistrz spokojnie. — Mówił?! rzekł Swarno — nie, nie mówił słowy, Lecz trzebaż na to przestrogi i mowy? Możeż inaczéj Mindows odpowiedziéć? — :Milczeli wszyscy. Mnich jakiś do ucha Szeptał Mistrzowi tajemnicze słowa. Długo Mistrz słuchał, potém odpowiadał, Zwoływał drugich, umawiał się, radził; A choć Wargajło nastawiał im ucha, Mówili jakimś językiem z za morza, Którego nawet i on nie rozumiał. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 210n7pfbedc9utjm4fpw0000ahkza4k Strona:Anafielas T. 2.djvu/145 100 1074858 3158604 3150145 2022-08-27T00:04:05Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/146]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/145]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|145}}</noinclude><poem> Aż stała rada. Mistrz powstał i rzecze — — Dzięki za dary, ja sam z odpowiedzią Do Nowogródka jutro z wami śpieszę; Bezpieczneż drogi i pewne są szlaki? — A Linko rzecze — Nie bójcie się, Kniaziu! Na moją brodę — lasami przejdziemy, I włos nie spadnie wam, nikomu z głowy, Jeśli jedziecie z słowami pociechy. — Śpieszcie, na Bogi, bo Rusin zażarty Na Nowogródek szarańczą się sunie, I nie czas może będzie posiłkować, Gdy tylko grodu zgliszcza zastaniemy! — — Jadę więc, Mistrz rzekł. — Daniłło do domu Pociągnął z łupem; głód i ciężkie mrozy Gnały go ostrzéj niźli wroga strzały. Teraz nie straszny, a gdy Mindows zechce, Nigdy Daniłło strasznym mu nie będzie. — :Słysząc to posły, wznieśli ręce w górę, I Bogóm swoim dziękowali głośno, I Kniaziu Mistrzu za dobrą nowinę. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mn2vj2f5dmko0d76blpdez8u7uwqble Strona:Anafielas T. 2.djvu/147 100 1074859 3158606 3150146 2022-08-27T00:04:11Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/148]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/147]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|147}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=10px|po=10px|XVIII.}} <poem> :{{kap|Kto}} szlakiem leci do Mindowsa grodu? Jastrząb to leci czy białozor siwy? Czy krucy lecą, czy kawki i sroki? Bo czarno, biało i szaro migocą, Pstremi machając nad sobą skrzydłami. Nie białozory, jastrzębie i kruki — W białych to płaszczach Mistrz jedzie z Krzyżaki, A czarne suknie z białemi płaszczami Jak skrzydła wieją, wiatrem uniesione. I Mindows patrzy, a nie wié czy wrogiem, Czyli mu jadą w goście przyjacielem. Ludem swym wały obsypał, a wrota Stoją zaparte drągami przed niemi. :Aż stary Swarno przed Mistrza poskoczy I skinie swoim, że z drużbą Mistrz jedzie. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1ky8evbwbwqin9g7rv167h5xyox7t4j Strona:Anafielas T. 2.djvu/148 100 1074860 3158607 3150148 2022-08-27T00:04:14Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/149]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/148]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|148}}</noinclude><poem> Otwarli wrota. Sam Mindows w podwórcu Kniazia Andrzeja, dając rękę, witał. Rozkazał sługóm, by ucztę gotować, I jak rodzonych Krzyżaków przyjmować. :Rzekł, spełnion rozkaz. Wnet ogniska wielkie Niecą na zamku, beczki miodu niosą, I całe woły pieką się u ogniów, Dla knechtów, służby i Niemców drużyny. :Nigdy tak Litwin wroga nie przyjmował. Dawniéj on mieczem Zakon mniszy witał, Dawniéj kładł stosy, by palić rycerzy; — Teraz najstarsze wytoczył im miody, Teraz im łapy opieka niedźwiedzie, Jelenią pieczeń przyprawia, szpik żubrzy; Teraz ich głaszcze, teraz im się kłania. :Wielki Mindowsie! gdzież jest pycha twoja? Gdzie twa nienawiść, gdzie serce, co wczora Na widok płaszcza białego tak biło, Wznosiło ręce, lice czerwieniło? Gdzie duma twoja? Wróg pod dachem Kniazia, Mindows go raczy darami i słowy, Ledwie że przed nim nie uchyla głowy. :Tak mówią starsi, Bajoras, Smerdowie, Ciężko wzdychają na Litwy niedolę. — Na to ci przyszło, Litwo ponękana, By twoje wrogi z tobą się bratali. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> sihncvxzlcplq4c3f7kvrx6am78w2m2 Strona:Anafielas T. 2.djvu/149 100 1074861 3158608 3150150 2022-08-27T00:04:17Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/150]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/149]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|149}}</noinclude><poem> My im pokorni nogi umywali! O Bogi Litwy! gdzie gniewna twarz wasza? Czy w niebo teraz, czy na inszą ziemię Patrzysz? Perkunie! Czy gniew twój nas karze Niewolą, gorszą niewoli sromotą?! — :Tak mówią starsi, Bajoras, Smerdowie, Ciężko wzdychając na Litwy niedolę. A Mindows Mistrza uracza i gości; Na jego twarzy oznaki radości; Po prawéj Niemca przy sobie posadził, Bliżéj od ognia, na miękkiém wezgłowiu; Cóś mu po rusku gada, szepcze w ucho, I dłoń podaje, i marszczy się groźnie, I znowu czoło jasno wypogadza. Patrzają Kruhlcy, dziwią się i smucą. — Kiedyż to Mindows tak był z Niemcem zgodny? — On, co gdy dawniéj dotknął obcéj dłoni, Jak gdyby węża spotkał, rękę ściskał, Gniew buchał słowy, gniew oczyma tryskał. :I dzień tak cały razem z sobą siedzą, I drugi mija, jeszcze Niemiec w zamku; Trzeci się kończy, koni nie siodłają. A Mindows chodzi po swojéj świetlicy, Czoło namarszczył, brwi zsunął, wzrok wtopił, Duma głęboko, co mu Niemiec powié. W głowie przewraca, za serce się chwyta, I czasem ręką, jak gdyby odpychał. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 62y30lxnzxd4x28mt1d91umo245g7mx Strona:Anafielas T. 2.djvu/150 100 1074862 3158609 3150152 2022-08-27T00:04:20Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/151]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/150]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|150}}</noinclude><poem> Miota od siebie, to znowu spokojny, Siedzi i duma. — Bajoras, Kniaziowie, Sami nie wiedzą, co w Mindowsa głowie. :A Mistrz mu mówił, zaraz dnia piérwszego — — Kunigas! z tobą nie będzie przymierze, Póki ty w swojéj pozostaniesz wierze. Myśmy tu przyszli, by pogan nawracać, I krzyż wbić u was, połączyć was z sobą. Porzuć swą wiarę — wyrzecz się swych Bogów, My twoi, Kniaziu, bracia, sprzymierzeńce. — :Mindows się wzdrygnął i odskoczył zrazu. — Ja! to uczynić! niech zginę z mym ludem! — Mistrz umilkł, znowu — Nie będzie przymierza, Rzekł mu; — z pogany prawa drużyć bronią. Pójdziemy walczyć. Cóż zyskasz? Mindowe! Co roku będziem twą Litwę plądrować, Zwiążem się z Rusią, z wszystkich stron uderzym. Nie dziś, to jutro na Mindowsa tronie Siądzie Towciwiłł, naszym chrztem obmyty. — :— Towciwiłł zdrajca — rzekł Kunigas w gniewie; On po mnie! Nigdy! prędzéj Świętą rzekę Wróbel wypije; prędzéj dłonią morze Wyczerpie człowiek, niżli to być może! — :— Sami widzicie, mówił Mistrz powolnie, Piérwsza wyprawa zbawiła was ludu; Zajęte miasta, rozbiegli się wszyscy, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> g7h97gt1th22rbso50usnqsmwbh5ja3 Strona:Anafielas T. 2.djvu/151 100 1074863 3158610 3150153 2022-08-27T00:04:23Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/152]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/151]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|151}}</noinclude><poem> Syn twój u wroga; gdyby nie głód z zimą, Może dziś Daniłł byłby na tym zamku, Przy tém ognisku grzał się i ucztował! — :Mindows wciąż milczał i brew marszczy! czarną. — Patrzcie, Mistrz mówił, dokoła was krzyże, Dokoła wiara wszędzie Chrystusowa Kraje twe, panie, sciska i oblega. Wszędzie pogańskie skruszono bałwany; Kniaziowie złote włożyli korony, Pan nasz, Papież ich Rzymski błogosławił. I wszyscy, jedném związani przymierzem, Razem idziemy. — I cóż wasze Bogi? Alboż was w chwili nieszczęścia broniły? {{kap|Bóg}} nasz jest większy, nasz {{kap|Bóg, Bóg}} to świata, Jeden na wszystkich, a to Jego znamię! — I wskazał na krzyż, — wszystkie siły złamie. Nasz Zakon, Kniaziu, dowodem jest temu, Z czémeśmy przyszli, co dziś jest, co będzie. Czemuż się wasze Bogi nie broniły, Gdy w Prusiech końmi targano bałwany, Gdy święte gaje niszczyła siekiera? :Lepiejby było iść wam z całym światem, Nie przeciw światu targać się całemu. Samiście jedni pozostali w błędzie. Papież nasz, wiarę gdybyście przyjęli, Ześle obrońców, da wam przyjacieli, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> m11801i2s6e1berga0ci8au4tn1o4xf Strona:Anafielas T. 2.djvu/152 100 1074864 3158611 3150155 2022-08-27T00:04:27Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/153]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/152]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|152}}</noinclude><poem> Na waszą głowę da koronę złotą, Taką, o jaką ruski Daniłł prosi, Jaką ma polski Król, inni Królowie. {{kap|Bóg}} nasz da mądrość, bogactwo i siłę, {{kap|Bóg}} nasz, — {{kap|Bóg}} wielki, {{kap|Bóg}} nasz, — {{kap|Bóg}} jedyny! — :— Słuchaj mnie, Niemcze! rzekł Mindows po chwili, A wiész ty, co to wyrzec się swéj wiary? Jam się urodził w niéj, wyrósł, wychował, Wiara z krwią w ciele, po mych żyłach płynie, Wiara, to dusza, która żyje we mnie. — Znam Bogi moje; oni życie drugie Dadzą po śmierci, z ojcy w Wschodniéj ziemi! — :— To nasz {{kap|Bóg}} daje, rzekł Mistrz, wieczne życie, A waszych Bogów kłamliwe są słowa, Widzieliżeście wracające duchy? Nieśliż wam ztamtąd nowiny dziadowie? Nasz {{kap|Bóg}} sam zstąpił na ziemię strapioną, I sam swą wiarę na sercach zaszczepił. — :Mindows go słuchał. — Nigdy! rzekł z rozpaczą. Lud mój za swoje da się posiec Bogi, Lud ich nie rzuci, ja ich nie porzucę! On powié — Bogów opuścił — my jego. Stanę się nędznym żebrakiem, tułaczem, A Poklus ducha przez tysiączne wieki, Za straszną zbrodnię, w Pragaras piec będzie. — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fd3p2isxlvly1seo5rk2kef6hlp397y Strona:Anafielas T. 2.djvu/153 100 1074865 3158612 3150156 2022-08-27T00:04:30Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/154]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/153]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|153}}</noinclude><poem> :A dnia drugiego Mistrz u ognia znowu Wczorajszą począł z Kunigasem mowę. O! gdyby nie Ruś, gdyby nie strach wroga, Mindowsby mieczem usta mu na wieki Zamknął, i przerwał nienawistne słowa. Teraz zwalczony milczał, słuchał Niemca, Choć jego słowa na duszę padały, Jako grad pada na pola złocone. Lecz wieczór, kiedy z rogiem miodu w ręku, Weselszy, śmielszy, o swoich wyprawach Jął mówić dawnych, o Ryngoldzie ojcu, Mistrz nie śmiał słowa wtrącić do rozmowy. Mindowsby jego nie poszczędził głowy. :Z Mistrzem był czarny mnich jego Zakonu; Mowę litewską dobrze on rozumiał; Christjan mu imię, był Mindowsa wieku, Ale go więcéj życie w murach zjadło, Niż boje Kniazia; bo lice miał blade, Twarz chudą, oczy głęboko zapadłe, I włos już siwy srébrzył się na skroni. Mnich był pokorny, cichy i łagodny, Nie znał on gniewu, nie namarszczył twarzy, Obelgi równo z łagodnemi słowy Przyjmował milcząc i schylając głowy. :Już dnia drugiego on za Mistrza mówił, Często Mindowsa zaczepiał o wiarę, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3ad2zh63ncm48afxrgi2y8snd04m567 Strona:Anafielas T. 2.djvu/154 100 1074866 3158613 3150157 2022-08-27T00:04:32Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/155]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/154]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|154}}</noinclude><poem> Jéj tajemnice, pochodnią wymowy, Objaśniał ciemnym oczóm poganina. A Xiężna Marti słuchając, wejrzenia Zwrócić nie mogła, ani ust otworzyć, Bo słowa jego szły prosto do duszy, I w niéj jak pieśni najmilsze dźwięczały. Kiedy Chrystusa malował im {{kap|Boga}}, I śmierć męczeńską, i życia ofiarę, Ona płakała, przeklinając zbójców, Gdy Mindows dziko uśmiéchał się tylko. Nieraz on mowę przerwał Christjanowi, I Chrześcjańskiemu urągał się {{kap|Bogu}}; Naówczas Marti, w dół spuściwszy oczy, Jakby za męża swego się wstydziła. A Christjan, jakby nie słyszał słów jego, Znowu spokojny nawracać poczynał; Znów Marti oczy ku niemu się wzniosły, I podziwieniem, {{Korekta|ciekąwością|ciekawością}} tlały. :Już dnia trzeciego Mistrz żegnał Mindowsa; Kunigas jeszcze nie puszczał od siebie. — Powiedz mi, rzecze, co będzie z przymierza? — — Przyjm naszą wiarę, Mistrz mu odpowiedział, Lud twój na wieki wybawisz i {{Korekta|siebie|siebie.}} Patrz, wszyscy wkoło już się w krwi obmyli, Ty jeden jeszcze sam zostałeś z sobą. Przyjm wiarę naszą — ona daje siłę, Człowieka wznosi, niepożytym czyni, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> htix7iunlad1uaz6jr4t7m0l5vskuov Strona:Anafielas T. 2.djvu/155 100 1074867 3158614 3150161 2022-08-27T00:04:35Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/156]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/155]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|155}}</noinclude><poem> Uczy odwrócić i znosić niedolę — Wrogóm przebaczać. — Co? Mindows zakrzyczał, Wrogóm przebaczać?! O, zła wiara wasza; Przebaczyć! żeby z słabego się śmieli! — — Tak, przerwał Christjan; {{kap|Bóg}} nasz, — {{kap|Bóg}} dobroci, Krwawéj ofiary nie pragnie od dzieci, Chce szczęścia wszystkich, zgody i pokoju. — Bogi twe złe są, im z ludzi ofiary, Im krwi potrzeba — Perkun wasz najwyższy Jedną ma rękę zawsze w piorun zbrojną — Nasz ręce łaski, przebaczeń ma pełne, Nasz sam za lud swój na krzyżu umiérał, I w chwili zgonu zabójcóm przebaczył. Kto wasze Bogi? — bezduszne bałwany, Ręki ludzkiemi, przez was samych kute; Nasz {{kap|Bóg}} i wody, i te drzewa stworzył, Które wy czcicie. — O, nawróć się, panie! Tysiące ludu wyrwiesz z szpon złych duchów! — — A gdy się ochrzczę, wy mnie wspomożecie? I wrogów moich wygnacie ode mnie? — — Tyś nasz naówczas, rzekł Mistrz, my swą siłą Zasłonim ciebie, a ojciec nasz z Rzymu, Wszystkim swym synóm dotknąć cię zabroni. — :I Mindows zamilkł, dumał niespokojny. — Cóż, rzekł, gdy wiarę mych ojców porzucę, Co lud mój powié, co rzekną sąsiedzi?! — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nnfw543fa827iih43yso9xrnn43fqa9 Strona:Anafielas T. 2.djvu/156 100 1074868 3158615 3150162 2022-08-27T00:04:38Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/157]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/156]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|156}}</noinclude><poem> Że Mindows zdrajca, odstąpił swych Bogów, I szyję poddał pod stryczek Zakonu. — — Nie! Mistrz mu Andrzéj, ty większy niż kiedy, Sławniejszy będziesz od swych przodków, panie! Wstyd prawdę rzucić, by się fałszu chwytać, Lecz nie wstyd błędy dla prawdy porzucać. Pomyśl o wielki, o mądry Mindowe, Jak na twém czole królewska korona Pięknieby, jasno nad Litwą świéciła — Jakbyś był wielkim Monarchą i Królem, Gdybyś szedł z nami, ze światem szedł całym. Cóżeś ty teraz? — Jak wyspa wśród morza, Sam we swych błędach, od ludów zachodu, Wiarą jak tamą i murem się grodzisz. — Na was, na pogan, jak na zwierzę dzikie, Z całego świata na wojny zwołują, A nikt wam ręki, przymierza nie poda! Ty zechcesz — skiniesz, i Litwa za tobą Pójdzie, jak poszła Buś za Włodzimiérzem, Jak Lachy poszli z Królem Mieczysławem. I tamtych Królów naród błogosławi, Świat czci ich cały, kości ich wielbione W świątyniach leżą, przed {{kap|Boga}} obliczem; Dusze ich stoją u {{kap|Boga}} na niebie — W koronie światła, szczęśliwości, sławy! Tobie, Mindowsie, przystało być Litwie, Czém byli Rusi Olga z Włodzimiérzem, Polsce Dąbrówka z Mieczysławem Królem. — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 05s5mn1p9g0pfpdwuo8w7uu86cmjerq Strona:Anafielas T. 2.djvu/157 100 1074869 3158616 3150163 2022-08-27T00:04:41Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/158]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/157]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|157}}</noinclude><poem> :Mówił Mistrz, Marti z siedzenia powstała, I nieruchoma pojąc się słuchała, A rękę męża podejmując zwolna, Mistrzowi z swoją w milczeniu podała. Mindows nie cofnął podanéj prawicy, A Mistrzu w oczach radość zabłysnęła. — Przyjmiesz więc wiarę? o litewski Królu! — Spytał raz jeszcze. Marti powiedziała — — Przyjmiem ją, panie, przyjmiemy ją z ludem. — — Przyjmę, tak! przyjmę, rzekł Mindows Mistrzowi, By wrogi pożyć, położyć pod nogi, I zdeptać, zniszczyć, stratować, jak podłe Robaki, co mi duszę wyjadają. — :Mnich Christjan klęczał, modlił się za pogan, Modlił się płacząc, by ich {{kap|Bóg}} oświecił, I chęć im dawszy, dał władzę pojęcia Tajemnic wielkich, dał cnoty téj wiary. Wiedział jak ciężko rozstawać się z wiarą, Co głaszcząc wszystkie zwierzęce popędy, Dogadza zemście, rozkoszy nie broni; Wiedział, jak ciężko zwlec skórę, co wrosła Na duszy, w latach siły i młodości. — Modlił się, wiedząc, że cudu potrzeba, Ufając, że {{kap|Bóg}} da cud jego modłóm. A gdy wstał, twarz mu świéciła radością, Siły uczuciem, niebieską nadzieją. Jął im tłómaczyć wiary tajemnice, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> k4lkyu4ipew0nohcqpkklbt8bk6px3b Strona:Anafielas T. 2.djvu/158 100 1074870 3158617 3150164 2022-08-27T00:04:44Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/159]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/158]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|158}}</noinclude><poem> A {{kap|Bóg}} go natchnął, że słowy jasnemi, Jak słońce w pół dnia, szedł prosto w ich dusze. — Sam Mindows często ponury wzrok zwracał, I zadziwiony słuchał Mnicha długo, A Marti w duchu już wiarę Chrystusa Przyjęła była — Jéj Christjana mowa, Nigdy się ciemną i długą nie zdała, Zawsze pragnęła; gdzie rozumu siły Słów nie dognały, serce zbiegło z niemi. I święte słowa przyjęły się w duszy, Jak ziarno w płodną rolę wyrzucone; Ledwie jéj łono obejmie nasienie, Krzew już zielony wybił się nad ziemię, Rośnie, rozrasta, ku niebu podnosi, I kwitnie barwy oczóm rozkosznemi, I owoc słodki ustóm ludzkim daje. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> g64uq03m43re6ui1yifil8gmaqmyqax Strona:Anafielas T. 2.djvu/159 100 1074871 3158618 3150165 2022-08-27T00:04:47Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/160]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/159]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|159}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=10px|po=10px|XIX.}} <poem> :{{kap|W dwie}} strony lecą wieści rozczochrane: Jedna z posłami litewskiemi jedzie Na zachód, o chrzest prosić u Papieża, I ludy wita braterstwem w Chrystusie; Druga po Litwie szérzy się, za sobą Niosąca postrach, łzy i narzekanie, Bo Mindows Litwie chce Niemiecką wiarę Narzucić, stare ojców zwalić Bogi. Słyszy i drży lud, i z zgrozy truchleje, Słyszą i lecą z tą wieścią kapłani; A kędy, stając na grobach olbrzymów, Ludy zwołają, by w nich wzbudzić wiarę, Wszędzie lud bieży z pałającą piersią, I klnie Mindowsa, Niemców i Krzyżaki; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6lhwswo7aob216g9vsv4h8bocir3im8 Strona:Anafielas T. 2.djvu/160 100 1074872 3158619 3150167 2022-08-27T00:04:51Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/161]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/160]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|160}}</noinclude><poem> Na kości ojców, na ojców mogiłach, Świętą przysięgą wiąże się, że skona Wprzódy, niżeli uklęknie przed krzyżem. :Daléj i daléj wieść na Litwę bieży, A kędy zajdzie, spokojność wyżenie I łzy zostawia, strach zostawia blady. — A Wejdaloci z wierzchołka kurhanów, Głosy wielkiemi lud z puszcz wywołują. Dymią się po wsiach ofiarne ogniska, Kozły ofiarne i kury padają. Krwią ich skropiony lud z obliczém smutném, Wraca się modlić Kobolóm swéj chaty. Jaćwież usłyszał o Mindowsa zdradzie, I Jaćwież przysiągł dać pod miecz Niemiecki Prędzéj swą głowę, niż przed krzyżem skłonić; Pożegnał żonę, precz odepchnął dzieci, Porwał za oszczep, siedzi w chaty progu, I czeka walki, i Niemców wygląda. :Na Żmudzi świętéj nigdy burza letnia, Co zwali lasy, wybije zasiewy, Tyle łzów, jęku, strachu nie wzbudziła, Ile wieść straszna, że Mindows chrzest bierze, Że posły ciągną do Krewy za morze, Prosić, ażeby krzyż wbił po nad Litwą. Wstrzęśli się wszyscy, a starcy mówili — — Perkun nasz wielki, on spuści pioruny, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 79ypjehe1ja1imlscloj8f6tdelqy6a Strona:Anafielas T. 2.djvu/161 100 1074873 3158620 3150168 2022-08-27T00:04:54Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/162]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/161]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|161}}</noinclude><poem> I noga Niemców nie wyjdzie ze Żmudzi. — A Wejdaloci szli rokując klęski, Strasząc ich głodem, wojnę powiadając, Ziemi trzęsienia, straszne wód wylewy, Burze, pioruny, na niewierne ludy. I drżeli wszyscy. Bajoras po zamkach, Kunigasowie, starszyzna, lud wiejski, Każdy drżał; wiary, którą wyssał z mlékiem, Nie chcąc do piersi przyrosłéj odrzucić. Tylko po zamkach na Rusi granicy, Od Lachów brzegu, od niemieckiéj strony, Starsi, co dawno z obcemi drużyli, Co żony sobie Chrześcianki brali, Jednakiém okiem na wszystko patrzali, Czekali, myśląc — co z ludźmi, to z nami! — :Lecz nigdy jeszcze od stu lat nie było Tylu pobożnych u dębu w Romnowe, Tylu nad morzem u Znicza Praurimy, Tylu u brzegów świętych rzek i jeziór, Tylu po starych gajach poświęconych, Nigdy się tyle ofiar nie składało W ręce Kapłanów, nigdy u ołtarzy Tyle się ogniów dzień i noc nie tliło. Świątyń się mury tłumem opasały, U brzegów rzeki, pod wierzby staremi, Siedzieli starzy, nad Litwą płakali, Młodzi na ojców mogiły wchodzili </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> okrv41uh7ex7vql8bmg1sfnoyvypd7x Strona:Anafielas T. 2.djvu/162 100 1074874 3158621 3150171 2022-08-27T00:04:57Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/163]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/162]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|162}}</noinclude><poem> I cienia dziadów na pomoc wołali. A Burtynikas z gęślą od wsi do wsi Szli, wyśpiéwując swoje Dajnos stare. Kędy się gęśla ozwała, co żyło, Biegło na głos jéj, jakby żegnać chcieli Pamięć lat starych, która w pieśni żyje! :A Litwa była jak wielkie ognisko, Kiedy je wodą kobiéta zaleje; Na chwilę spadną płomienie, i czarny Dym się podniesie, zwijając kłębami — Wnet buchnął płomień silniejszy niż wprzódy. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4kt9xebpf0hhpew244brdakrjtc0cbf Strona:Anafielas T. 2.djvu/163 100 1074875 3158622 3150173 2022-08-27T00:05:00Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/164]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/163]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|163}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=10px|po=10px|XX.}} <poem> :{{kap|Był}} w on czas w Żmudzi Kunigas, Mindowsa Blizki pokrewny, Trojnata miał imię. Nigdy z innemi na stryjowskim zamku Chleba, w gościnie korząc się, nie prosił. Aniś go widział na wojnie z innemi U boku pana, na pańskim obozie. W lasach głębokich, jak zwierz przeżył dziki Młodość zieloną. Tylko na głos rogów, Ze swoim ludem sam jeden się gonił; Gdzie wojna była i krew lać się miała, Sokołem padał, odlatał sokołem. Cudzéj nad sobą nie uznawał władzy, Nie cierpiał pana — on sam panem sobie. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tvmyxumfrmpyv0dosm8ij3yj8oqwd8n Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/1025 100 1074895 3157871 3149744 2022-08-26T17:16:52Z Dzakuza21 10310 dr. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude>{{SpisPozycja|nodots|page=''Str.''|width=16em}} <section begin="spis"/> {{EO SpisRzeczy|Andrzej herbu Gryff|{{Kor|Andrzéj|Andrzej}} herbu Gryff.|785}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej II biskup płocki|{{tab}}–{{tab}}II biskup płocki.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej arcyb. lundeń.|{{tab}}–{{tab}}arcyb. lundeń.|786}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej II biskup poznański|{{tab}}–{{tab}}II biskup poznański.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej syn Stef. Pogro.|{{tab}}–{{tab}}syn Stef. Pogro.|785}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej biskup twerski|{{tab}}–{{tab}}biskup twerski.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej Iwanowicz|{{tab}}–{{tab}}Iwanowicz.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej Wigunt|{{tab}}–{{tab}}Wigunt.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej (Wasiło)|{{tab}}–{{tab}}(Wasiło).|789}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej Garbaty|{{tab}}–{{tab}}Garbaty.|791}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej biskup czereteń.|{{tab}}–{{tab}}biskup czereteń.|792}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej Dymitrowicz|{{tab}}–{{tab}}Dymitrowicz.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej biskup kamieniec.|{{tab}}–{{tab}}biskup kamieniec.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej Wszewłodowicz|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|Wszowłodowicz.|Wszewłodowicz.}}}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej ze Spławki|{{tab}}–{{tab}}ze Spławki.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej bisk. kijowski|{{tab}}–{{tab}}bisk. kijowski.|793}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej z Konstantynop.|{{tab}}–{{tab}}z Konstantynop.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej Włodzimirzowicz|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|Włodzimirowicz.|Włodzimirzowicz.}}}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej Stantberg|{{tab}}–{{tab}}Stantberg.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej bisk. wileński|{{tab}}–{{tab}}bisk. wileński.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej z Jaszowic|{{tab}}–{{tab}}z Jaszowic.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej z Kokorzyna|{{tab}}–{{tab}}z Kokorzyna.|794}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej z Żarnowa|{{tab}}–{{tab}}z Żarnowa.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej z Łabiszyna|{{tab}}–{{tab}}z Łabiszyna.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej Lubelczyk|{{tab}}–{{tab}}Lubelczyk.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej z Łęczycy|{{tab}}–{{tab}}z Łęczycy.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej z Poznania|{{tab}}–{{tab}}z Poznania.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej a Spiritu Sancto|{{tab}}–{{tab}}a Spiritu Sancto.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej z Kobylina|{{tab}}–{{tab}}z Kobylina.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej de Pallatio|{{tab}}–{{tab}}de Pallatio.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej II bisk. Pozn.|{{tab}}–{{tab}}II bisk. Pozn.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzej III bisk. Pozn.|{{tab}}–{{tab}}III bisk. Pozn.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzeja św. order|3=794}} {{EO SpisRzeczy|Andrzejkiewicz|3=795}} {{EO SpisRzeczy|Andrzejów}} {{EO SpisRzeczy|Andrzejowczyk}} {{EO SpisRzeczy|Andrzejowski, dom szlach.|Andrzejowski, dom szlach.}} {{EO SpisRzeczy|Andrzejowski (Karol)|{{tab}}–{{tab}}(Karol).|796}} {{EO SpisRzeczy|Andrzejowski (Antoni)|{{tab}}–{{tab}}(Antoni).}} {{EO SpisRzeczy|Andrzejowskia}} {{EO SpisRzeczy|Andujar}} {{EO SpisRzeczy|Andur}} {{EO SpisRzeczy|Andwar|3=797}} {{EO SpisRzeczy|Andy}} {{EO SpisRzeczy|Andżar}} {{EO SpisRzeczy|Anek}} {{EO SpisRzeczy|Anekdota|{{Kor|Anegdota.|Anekdota.}}}} {{EO SpisRzeczy|Anel}} {{EO SpisRzeczy|Anelektryczne ciało|{{Kor|Anelekryczne|Anelektryczne}} ciało.|798}} {{EO SpisRzeczy|Anelli|{{Kor|Anelii.|Anelli.}}}} {{EO SpisRzeczy|Anemija}} {{EO SpisRzeczy|Anaemia}} {{EO SpisRzeczy|Anemokord}} {{EO SpisRzeczy|Anemologija|3=799}} {{EO SpisRzeczy|Anemometr}} {{EO SpisRzeczy|Anemone}} {{EO SpisRzeczy|Anemony morskie}} {{EO SpisRzeczy|Anemoskop}} {{EO SpisRzeczy|Anemoskopija|3=800}} {{EO SpisRzeczy|Anerio}} {{EO SpisRzeczy|Aneroïd|{{Kor|Aneroid.|Aneroïd.}}}} {{EO SpisRzeczy|Anestezyja}} {{EO SpisRzeczy|Anet|3=800}} {{EO SpisRzeczy|Aneuryzma}} {{EO SpisRzeczy|Anezydemus|3=804}} {{EO SpisRzeczy|Anezydora}} {{EO SpisRzeczy|Anfora}} {{EO SpisRzeczy|Anfilada|{{Kor|Anflada.|Anfilada.}}}} {{EO SpisRzeczy|Anfossi}} {{EO SpisRzeczy|Angar}} {{EO SpisRzeczy|Angara}} {{EO SpisRzeczy|Angaria|3=805}} {{EO SpisRzeczy|Angaryjacyja|3=806}} {{EO SpisRzeczy|Angażant}} {{EO SpisRzeczy|Angel}} {{EO SpisRzeczy|Angela}} {{EO SpisRzeczy|Angelbeck}} {{EO SpisRzeczy|Angeli (Jakób)}} {{EO SpisRzeczy|Angeli (Pietro)|{{tab}}–{{tab}}(Pietro).}} {{EO SpisRzeczy|Angeli (Jan)|{{tab}}–{{tab}}(Jan).}} {{EO SpisRzeczy|Angeli (Marco)|{{tab}}–{{tab}}(Marco).|807}} {{EO SpisRzeczy|Angeli (Filippo)|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|(Filip)|(Filippo)}}}} {{EO SpisRzeczy|Angeli (l’)|{{tab}}–{{tab}}(l’).}} {{EO SpisRzeczy|Angelica}} {{EO SpisRzeczy|Angelico}} {{EO SpisRzeczy|Angelicy}} {{EO SpisRzeczy|Angelika|3=808}} {{EO SpisRzeczy|Angeliki}} {{EO SpisRzeczy|Angelis}} {{EO SpisRzeczy|Angeln}} {{EO SpisRzeczy|Angelolatryja}} {{EO SpisRzeczy|Angelot}} {{EO SpisRzeczy|Angelottus}} {{EO SpisRzeczy|Angelus|3=809}} {{EO SpisRzeczy|Angelus biskup Sabiny|{{tab}}–{{tab}}biskup Sabiny.}} {{EO SpisRzeczy|Angelus (Krzysztof)|{{tab}}–{{tab}}(Krzyztof).}} {{EO SpisRzeczy|Angelus Silesius|{{tab}}–{{tab}}Silesius.}} {{EO SpisRzeczy|Angerapp}} {{EO SpisRzeczy|Angerboda}} {{EO SpisRzeczy|Angerburg}} {{EO SpisRzeczy|Angermanija|3=610}} {{EO SpisRzeczy|Angermünde}} {{EO SpisRzeczy|Angern}} {{EO SpisRzeczy|Angeronna}} {{EO SpisRzeczy|Angers}} {{EO SpisRzeczy|Angielska choroba}} {{EO SpisRzeczy|Angielska czerwień|{{tab}}–{{tab}}czerwień.|812}} {{EO SpisRzeczy|Angielska farbka|{{tab}}–{{tab}}farbka.}} {{EO SpisRzeczy|Angielska flanelka|{{tab}}–{{tab}}flanelka.}} {{EO SpisRzeczy|Angielska konstytucyja|{{tab}}–{{tab}}konstytucyja.|813}} {{EO SpisRzeczy|Angielska korona|{{tab}}–{{tab}}korona.}} {{EO SpisRzeczy|Angielska tortura|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|turtura.|tortura.}}}} {{EO SpisRzeczy|Angielska literatura|{{tab}}–{{tab}}literatura.}} {{EO SpisRzeczy|Angielska marynarka|{{tab}}–{{tab}}marynarka.|826}} {{EO SpisRzeczy|Angielska oprawa|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|sprawa.|oprawa.}}}} {{EO SpisRzeczy|Angielska panna|{{tab}}–{{tab}}panna.}} {{EO SpisRzeczy|Angielska podkowa|{{tab}}–{{tab}}podkowa.}} {{EO SpisRzeczy|Angielska rzeka|{{tab}}–{{tab}}rzeka.}} {{EO SpisRzeczy|Angielska skóra|{{tab}}–{{tab}}skóra.}} {{EO SpisRzeczy|Angielska sól|{{tab}}–{{tab}}sól.}} {{EO SpisRzeczy|Angielska stal|{{tab}}–{{tab}}stal.}} {{EO SpisRzeczy|Angielska szlachta|{{tab}}–{{tab}}szlachta.}} {{EO SpisRzeczy|Angielska sztuka|{{tab}}–{{tab}}sztuka.}} {{EO SpisRzeczy|Angielska Wschodnio-Indyjska Komp.|Angielska Wschodnio-Indyjska Komp.|831}} {{EO SpisRzeczy|Angielska ziemia|{{tab}}–{{tab}}ziemia.}} {{EO SpisRzeczy|Angielski bank}} {{EO SpisRzeczy|Angielski błękit|{{tab}}–{{tab}}błękit.}} {{EO SpisRzeczy|Angielski buldog|{{tab}}–{{tab}}buldog.}} {{EO SpisRzeczy|Angielski dług narodowy|{{tab}}–{{tab}}dług narodowy.}} {{EO SpisRzeczy|Angielski handel|{{tab}}–{{tab}}handel.}} {{EO SpisRzeczy|Angielski herb|{{tab}}–{{tab}}herb.}} {{EO SpisRzeczy|Angielski herb w Astronomii|{{tab}}–{{tab}}(Astronomija).}} {{EO SpisRzeczy|Angielski język|{{tab}}–{{tab}}język.}} {{EO SpisRzeczy|Angielski klucz|{{tab}}–{{tab}}klucz.|833}} {{EO SpisRzeczy|Angielski Kościół|{{tab}}–{{tab}}Kościół.}} {{EO SpisRzeczy|Angielski kwas siarczany|{{tab}}–{{tab}}kwas siarczany.}} {{EO SpisRzeczy|Angielski metal|{{tab}}–{{tab}}metal.}} {{EO SpisRzeczy|Angielski parlament|{{tab}}–{{tab}}parlament.}} {{EO SpisRzeczy|Angielski plaster|{{tab}}–{{tab}}plaster.}} {{EO SpisRzeczy|Angielski porter|{{tab}}–{{tab}}porter.|834}} {{EO SpisRzeczy|Angielski pot|{{tab}}–{{tab}}pot.}} {{EO SpisRzeczy|Angielski przemysł|{{tab}}–{{tab}}przemysł.}} {{EO SpisRzeczy|Angielski róg|{{tab}}–{{tab}}róg.}} {{EO SpisRzeczy|Angielski szpic|{{tab}}–{{tab}}szpic.}} {{EO SpisRzeczy|Angielski taniec|{{tab}}–{{tab}}taniec.}} {{EO SpisRzeczy|Angielski trank|{{tab}}–{{tab}}trank.}} {{EO SpisRzeczy|Angielski wernix|{{tab}}–{{tab}}wernix.}} {{EO SpisRzeczy|Angielski wyżeł|{{tab}}–{{tab}}wyżeł.|835}} {{EO SpisRzeczy|Angielskie historyczne towarzystwo|Angielskie {{Kor|historyczna|historyczne}} towarzystwo.}} {{EO SpisRzeczy|Angielskie kolonije}} {{EO SpisRzeczy|Angielskie koronki|{{tab}}–{{tab}}koronki.}} {{EO SpisRzeczy|Angielskie monety|{{tab}}–{{tab}}monety.}} {{EO SpisRzeczy|Angielskie miary długości|{{tab}}–{{tab}}miary długości.}} {{EO SpisRzeczy|Angielskie miary powierz.|{{tab}}–{{tab}}–{{tab}}powierz.}} {{EO SpisRzeczy|Angielskie miary objętości|{{tab}}–{{tab}}–{{tab}}objętości.}} {{EO SpisRzeczy|Angielskie wagi|{{tab}}–{{tab}}wagi.}} {{EO SpisRzeczy|Angielskie myślistwo|{{tab}}–{{tab}}myślistwo.|836}} {{EO SpisRzeczy|Angielskie nauki i Literatura naukowa|{{tab}}–{{tab}}nauki i {{Kor|literatura|Literatura}} naukowa.|837}} {{EO SpisRzeczy|Angielskie ogrody|{{tab}}–{{tab}}ogrody.|842}} {{EO SpisRzeczy|Angielskie panny|{{tab}}–{{tab}}panny.}} {{EO SpisRzeczy|Angielskie pismo|{{tab}}–{{tab}}pismo.|843}} {{EO SpisRzeczy|Angielskie piwo|{{tab}}–{{tab}}piwo.}} {{EO SpisRzeczy|Angielskie prawa żeglugi|{{tab}}–{{tab}}prawa żeglugi.}} {{EO SpisRzeczy|Angielskie prawodawstwo|{{tab}}–{{tab}}prawodawstwo.}} {{EO SpisRzeczy|Angielskie rolnictwo|{{tab}}–{{tab}}rolnictwo.}} {{EO SpisRzeczy|Angielskie siodło|{{tab}}–{{tab}}siodło.|847}} {{EO SpisRzeczy|Angielskie strzemię|{{tab}}–{{tab}}strzemię.}} {{EO SpisRzeczy|Angielskie Towarzystwo Handlowe|{{tab}}–{{tab}}Towarzystwo Handlowe.}} {{EO SpisRzeczy|Angielskie Wyspy Towarzyskie|{{tab}}–{{tab}}Wyspy Towarzyskie.}} {{EO SpisRzeczy|Angielskie ziele|{{tab}}–{{tab}}ziele.}} {{EO SpisRzeczy|Angielsko-niemiecka legija}} {{EO SpisRzeczy|Angiełłowicz|3=848}} {{EO SpisRzeczy|Angilbert|3=849}} {{EO SpisRzeczy|Angilram|{{Kor|Angiram.|Angilram.}}}} {{EO SpisRzeczy|Angina}} {{EO SpisRzeczy|Angioleuncitis|{{Kor|Angloleuncitis.|Angioleuncitis.}}|850}} {{EO SpisRzeczy|Angiologija}} {{EO SpisRzeczy|Anglaryt|3=851}} {{EO SpisRzeczy|Anglès (Karol Grzegorz)|{{Kor|Angles (Karol Grzegórz).|Anglès (Karol Grzegorz).}}}} {{EO SpisRzeczy|Anglès (Julijusz)|{{tab}}–{{tab}}(Julijusz).}} <section end="spis"/><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3n3k8l82dmy8g8tdjosxmtstd1ijw8d Strona:Anafielas T. 2.djvu/172 100 1074964 3158631 3124231 2022-08-27T00:05:27Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/173]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/172]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 2.djvu/169 100 1074966 3158628 3150183 2022-08-27T00:05:18Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/170]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/169]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|169}}</noinclude><poem> Zawołał Trojnat — nowym Bogóm swoim Miłą z litewskiéj krwi chcesz dać ofiarę. Weź, zabij; po to przyszedłem do ciebie, Ażebym prawdę usłyszał z ust twoich, I śmierć z twéj ręki odniósł, bym najpiérwszy, Ojcóm twym poszedł twą zbrodnię zwiastować! Zabij mnie — alboż trudno ci krew swoją Przelać, wszak braci, wszak stryja zabiłeś, Wszak się na klęski, na zbójstwa rodziłeś, Wszak od Ryngolda stosu do téj chwili, Krew Litwy lałeś wodą bez ustanku. Zabij — Lecz słuchaj, — Litwa wre już cała; Dziś moja, jutro twoja padnie głowa — Jechałem, wszędzie płacz słyszałem tylko, Przysięgi na śmierć, spiski na twą głowę — Myślisz, że łatwo odwrócić od wiary? Patrz na te dęby, co stoją na wałach, Każ być sosnami; gdy się staną niemi, Litwa się ochrzci i rzuci swe Bogi — Myślisz, że łatwo odwrócić od wiary! Widzisz tę rzekę, co do morza płynie; Zawróć ją nazad, niech się w górę toczy! Myślisz, że łatwo spędzić gmin groźbami! Nie; my nie chcemy pokoju z Niemcami, Niemieckiéj wiary, niemieckiéj opieki! — A ręka, która tknie się naszych Bogów, Wprzódy niż one zwali się na ziemię; A głowa, co się przed krzyżem pochyli, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tewfuvfdgo9oeknu2tyk1n03kd0gg61 Strona:Anafielas T. 2.djvu/168 100 1074967 3158627 3150181 2022-08-27T00:05:15Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/169]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/168]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|168}}</noinclude><poem> Gdy ciebie, zdrajco, na świat wydać miała? Tyś to, czy nie ty, niewolnicy synu, Nadziejo Litwy, nieprzyjaciół strachu — Mów, kto cię przywiódł na występek taki? — :Mindowsa oczy już gniewem pałały, Już usta sine kołysząc się drżały. — Jam to, zakrzyknął, ja jeszcze Mindowe! A kto mnie nie zna, po ręku poczuje, Żem ten sam jeszcze, co mych braci pożył! Jam sprzymierzeniec Krzyżaków, a pan wasz. Jutro bałwany litewskie wywrócę, A kto Niemieckiéj nie chce przyjąć wiary, Niech idzie z ojcy do Wschodniego kraju, Starym się Bogóm ode mnie pokłonić! Jam to, Trojnacie, lecz nie pogan Kniaziem, Królem litewskim, Litwy chrześciańskiéj. Wielki {{kap|Bóg}} Chrześcjan oświécił mnie z góry, Precz wygnał Bogi Litwy z duszy mojéj! — Mówił, a Trojnat do miecza się chwytał. — To prawda, prawda! wielkim krzyknął głosem, Prawda, żeś zdrajca, niewolnicy synu! Prawda i prawda, że cię Litwa cała, Zaprze jak wroga, jak obcego sobie, Prawda, że głową nałożysz przymierze! Spełnią się słowa i kara nie minie. — — Wziąść go i zabić! — zakrzyczał Mindowe. — Mnie zabić — mojéj krwi ci brakło jeszcze? </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 91yoe2txwjskitm0un94iadruu36f6n Strona:Anafielas T. 2.djvu/167 100 1074968 3158626 3150179 2022-08-27T00:05:12Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/168]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/167]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|167}}</noinclude><poem> I oczy ich się w milczeniu spotkały. Trojnat Kobola u drzwi próżno szukał, Nie znalazł, spójrzał, i za miecz u pasa Chwytając, groźno spytał Kunigasa. — Cóż to? czy Niemcy Litwę zwojowali? Czyś ty niewolnik, czy niemiecki sługa, Że czarnéj sowie hukać tu pozwalasz, Na swoim zamku, Kniaziu, w uszy twoje? — :Nic nie rzekł Mindows, lecz okiem go zmierzył, I ręką dał znak, ażeby umilknął. — Milczeć nie będę, rzekł mu Trojnat dumnie; Słyszałem wieści, wieścióm nie wierzyłem, Chciałem sam ujrzéć, ujrzałem oczyma, Dotknąłem ręką — i jeszcze nie wierzę. Mindows więc wiarę swych ojców zaprzedał, Mindows się zakuł w złocone kajdany, Mindows to czyni! I lud swój, jak stado, W ręce rzeźnika, na śmierć zaprzedaje! — A Mindows jeszcze milczał uporczywy. Ciągnąc Trojnata, do środka świetlicy Weszli, a Żmudzin wciąż gniewny gardłował — — Na drzewo Mnicha, co pod twoim bokiem Śmié lud od Bogów litewskich odwodzić; Ty wiész, ty na to pozwalasz, Mindowsie! Czyliś zapomniał, żeś syn Ryngoldowy, Czy krew niemiecka w twoich żyłach płynie? Czy matka twoja z psem się całowała, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> narb8kwoak5gkjqp3om9zhbt431geis Strona:Anafielas T. 2.djvu/166 100 1074969 3158625 3150177 2022-08-27T00:05:09Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/167]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/166]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|166}}</noinclude><poem> — Posły Mindowsa już poszły na zachód. Mistrz Andrzéj długo w Nowogródku gościł, Przyjazne dłonie z Mindowsem złączyli; Przyobiecał mu pomoc przeciw Rusi. Już Mnichy idą po Litwie z krzyżami, Już palą dęby, święte łamią gaje, A z wierzchu bramy nowogródzki Kobol Upadł na ziemię i rozbił się w druzgi. — Słysząc to leciał Trojnat prędzej jeszcze; Piekło go w piersi, ręka silna drżała, A koń, co pana głos i myśl rozumiał, Jak jeleń sadził przez knieje i bory, Przepływał rzeki, na góry się drapał, Nie stanął spocząć, nie odwrócił głowy, Aż gdy stanęli u bramy zamkowéj, Zsiadł Trojnat, wstrząsnął zasępione czoło, Spójrzał. Mnich czarny na podwórcu siedział, A wkoło niego gmin stojąc ciekawy, Słuchał spokojnie nauk nowéj wiary. W duszę Trojnata jakby Poklus rękę Zanurzył, ostre utopiwszy szpony — Chciał ubić Mnicha, — niepojęta siła W miejscu go wryła i rękę wstrzymała. Wtém starszy Smerda czołem mu uderzył, I do Mindowsa prowadził świetlicy. Trojnat czarnego klnąc pominął Mnicha. W progu komnaty Mindows stał ponury, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mf40xqn2pora9ncjlzj9wngy8ub3un4 Strona:Anafielas T. 2.djvu/165 100 1074970 3158624 3150176 2022-08-27T00:05:06Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/166]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/165]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|165}}</noinclude><poem> I Niemcy rękę Trojnata już nieraz Przez zbroje stalne na karkach poczuli; Nieraz on nowe grody ich popalił, Wyciął załogi i mury rozwalił, Nieraz ich w lesie wytropiwszy ślady, Napadł znienacka w pierwospy na braci, I krwawe łoże usłał dla uśpionych. A nigdy złapać nie dał się Krzyżakóm, Z zasadzek jak wąż uchodząc z pod trawy. Wielka też była Krzyżowych nienawiść Ku Trojnatowi; trzykroć z całą siłą Szli pod gród jego, trzykroć go palili, Zorali gruzy i potrzęśli solą; I trzykroć jeszcze wzniósł się zamek nowy, Jak gdyby szydząc z krzyżackiéj potęgi. :Trojnat z Połockiéj powrócił wyprawy I znowu dumał przy ogniu domowym, Gdy wieść, co Litwą biegła niewstrzymana, Na progu jego zamczyska upadła. — Mindows się Bogów litewskich wyrzeka, Mindows Niemiecką przysiągł przyjąć wiarę. — Zatrząsł się Trojnat i za miecz pochwycił, Łuk swój na plecy, procę wziął do pasa, Spalił ofiarę Kobolóm zamkowym, I konia dosiadł, i poleciał w Litwę. Po drodze pytał, bo wieści nie wierzył, A wszędzie płacząc lud mu odpowiadał. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cqufihxaklcuf4uef6aw76n9nwybhlh Strona:Anafielas T. 2.djvu/190 100 1075036 3158649 3150751 2022-08-27T00:06:21Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/191]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/190]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|190}}</noinclude><poem> Czyli zapomniał na Ryngolda ojca? Czy się już nigdy w duszy poganina, Nie ozwie dawna, młodych lat piosenka? Coż Mindows?? Mindows na swym zamku siedzi, Złotą koronę zamknął w skarbcu swoim, Zniewagę swoją w głębinie swéj duszy; Milczy i duma, i pokorny słucha Codzień dumniejszych, silniejszych Krzyżaków; I nieraz jeszcze śle im złote dary, Starszemu w Rydze i w Marij-grodzie, Z darami śle im miłéj drużby słowa, I milczy, siedzi, i spokojny duma; A kiedy spójrzy na Bojarów twarze, To czoło zmarszczy i oczy odwróci, Bo każda twarz mu wyrzutem milczącym, Bo z ust się każdych przekleństwa spodziéwa. I w nocy cichéj huknienie Pełedy, Krakanie kruka strachem go przejmuje, Na drzwi skrzypnienie z siedzenia się zrywa, Miecza od pasa i ręki od miecza We śnie nie zdejmie. I sen mu powieki Tuląc, udręcza, na piersi usiada, A jak sęp piersi szarpie, drze i krwawi. :I milczy, siedzi, słucha niespokojny, I śle podarki Mistrzu Krzyżackiemu, A nad swym ludem, jak nad pardew stadem, Wisi jastrzębiem z rozpiętemi skrzydły, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qlmshmsix32g9ai86qnt99jrb99onwp Strona:Anafielas T. 2.djvu/170 100 1075037 3158629 3150185 2022-08-27T00:05:21Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/171]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/170]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|170}}</noinclude><poem> Pod krzyżem krwawa upadnie z tułowu. Ja dziś, a ze mną jutro Litwa cała, Po wrót twych będzie tą groźbą stukała — I przyjdą wszyscy: starce, żony, dzieci, Piérwszy raz z prośbą, — ty wzgardzisz prośbami, Drugi raz z groźbą, — groźby nie usłuchasz; Trzeci raz z mieczem, — po twą głowę, Kniaziu! — :Mówił — lecz w więzach ostatnie już słowa, Pieniąc się, skończył; bo na znak Mindowsa, Pętlę na szyję niewolnik narzucił, I ciągnął z sobą w ciemnicę głęboką. — Twoje proroctwo pełni się na tobie, Złowróżby ptaku, co mi śmierć zwiastujesz! — Krzyczał Kunigas. — Lecz miecz Ryngoldowy Nie tknie podłego niewolnika głowy — Jutro lud ujrzy obnażone ciało, Krukóm na pastwę na wałach rzucone, A kto z groźbami wybierze się do mnie, Pójdzie się wprzódy z twym trupem poradzić. — :Wrzał długo Mindows; i ledwie świt ranny, Słońce z kąpieli wschodzące zwiastował, Kunigas stał już przed wroty ciemnicy, A lud zwołany napełniał podwórzec. :Czemuż tak nagle lice mu pobladło, Trzęsą się ręce, wargi pośmiały, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> d0gohhovsjqmusnf5c8uorqiumhg0mz Strona:Anafielas T. 2.djvu/171 100 1075038 3158630 3150186 2022-08-27T00:05:24Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/172]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/171]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|171}}</noinclude><poem> Wściekle się rzuca i ludzi rozbija? — Czemuż tak szybko od zamkowéj wieży, Do swéj świetlicy rozjuszony bieży? Czemu nie każe zuchwalca ukarać? A lud powoli szemrząc nazad płynie? :Trojnata niéma, niéma u wrót straży, Uciekli nocą, a w lochu na ścianie Stryczek pozostał tylko i siekiera. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nk1vnv6o30akjz6wtq17kuc26eh6bs7 Strona:Anafielas T. 2.djvu/173 100 1075039 3158632 3150187 2022-08-27T00:05:30Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/174]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/173]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|173}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XXI.}} <poem> :{{kap|Gdzie}} Trojnat leciał? — po Litwie, po Żmudzi, Leciał na siwym koniu, w każdém siole Stawał, i ludzi zwoływał w gromady, Starców z siwemi głowy i brodami, Młodych i dzieci, i córki, i żony. I w każdém siole żal wielki rozpalał, I w każdém siole klął Niemców przed ludem, Jątrzył na Mnichów, na Mindowsa zdrajcę — Do wrót każdego zamczyska zatrąbił, Za chleb gościnny płacąc im nadzieją. Za nim, jak w lesie za pożarem idą Płomień i dymy, szedł zapał, nienawiść — Mężczyzni oszczep smalili na Niemca, Kobiety u nóg bożyszczów płakały, I kędy przeszedł, lud do walki wstawał. :A Trojnat pędził, gdzie święte Romnowe, I stare dębu wznoszą się konary; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9fwmbz4w6a2ygdfy0w7a8uhszzj6buv Strona:Anafielas T. 2.djvu/174 100 1075040 3158633 3150714 2022-08-27T00:05:33Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/175]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/174]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|174}}</noinclude><poem> Chciał przed Allepsem, uchylając głowę, Na bój śmiertelny wziąść błogosławieństwo; Zbliżał się, ujrzał wielkie ludu tłumy, Gwar, szum i krzyki usłyszał zdaleka, Ponaglił konia i u murów stanął. Lecz się nie spodział takiego widoku; — W starém Romnowe Krzyżacy gościli, Konie ich piły z Świętéj rzeki wodę, A przeciw dębu, w rozbitym namiocie, Mistrz Andrzéj z Mnichy i pany ucztował. Trojnata twarz się krwią i łzami zlała, Miecz mu zastękał i ręka zadrżała, Zsiadł z konia, w tłum się mieszając zebrany, Patrzał i jęczał — Co tu Niemcy robią? Po co tu przyszli? Zkąd te Litwy tłumy? — I Wejdaloci, jak żołnierz pobity, Pierzchają, włosy rwąc, targając szaty, Na ziemię bladą upadają twarzą, Płaczą i jęczą, i klątwy strasznemi Oczy Perkuna chcą zwrócić ku ziemi. :— Ojcze! rzekł Trojnat, wstrzymując Ewarte, Ewarte, co go znał od lat dziecięcych — I u was Niemcy! Czego lud się zbieżał? Na Bogi, powiedz, zkąd płacz ten i żałość? — — Widzisz, rzekł Kapłan, Bogi opuściły Litwę występną, skarały nas Bogi! Niemiec na Prusy stąpił jedną nogą, </poem><noinclude> <references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rcuov1dpbsaoo7ixj7kef67i6mn8ejc Strona:Anafielas T. 2.djvu/175 100 1075041 3158634 3150718 2022-08-27T00:05:36Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/176]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/175]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|175}}</noinclude><poem> A drugą podniósł, oczekując chwili, Gdy na litewskiéj postawi ją ziemi. Chwila ta przyszła! Mindows zaparł Bogi, Dawno już Kapłan z krzyżackiego grodu, Chodził do starca Allepsa tajemnie, Dawno już wieści szérzyły się straszne, Że Krewe wiarę swoją chce porzucić, Pójść służyć Niemcóm, ołtarze wywrócić! I nikt nie wierzył, tak jak nikt nie wierzy, Z pogodnych niebios że piorun uderzy. A prawda była!! Alleps zaparł wiarę, W Krzyżaków ręce dał święte Romnowe. Posłowie jego z białą laską biegli, I lud zwołali, nie na święto stare, Nie na ofiary! — na widok sromotny! — :Mówił i płakał gorzką łzą Ewarte, Oczy drżącemi zasłaniał rękami. Aż z pod namiotu wyszli w płaszczach białych Krzyżacy zbrojni, i szli pod dąb święty, Przed którym zgasły ołtarz wywrócony Leżał na ziemi i dymił resztami. Lud płakał wszystek, ręce załamywał, I kary tylko wyglądał od Bogów, Czekając rychło zatrzęsie się ziemia, Rychło pioruny z nieba nań uderzą, Wyleje morze i słońce zagaśnie, I wichry wściekle nad głową zahuczą. — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> crpdj9fsbm2spcbp3dv28sm7zbm57wr Strona:Anafielas T. 2.djvu/176 100 1075042 3158635 3150722 2022-08-27T00:05:39Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/177]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/176]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|176}}</noinclude><poem> :A była cisza i jasna pogoda, I wpośród jęków górowały śpiéwy, Któremi chwałę Bożą opiéwali Chrześcjańscy Mnisi, a szereg ich czarny, Z krzyżem szedł zwolna ku dębu świętemu. Tu Alleps stary, ze srébrzystą brodą, W sukni zakonnéj, na piersi krzyż biały Niosąc, szedł z niemi milczący i blady. Lud ujrzał Krewe i jęk się podwoił, I śpiéw zagłuszył, i popłynął w niebo, Jak gdyby z serca jednego wyleciał Przez jedne usta, tak silny, tak jedny! — :Umilkły tłumy, siekiery błysnęły, Trzy razem dębu stary pień podcięły. Lud płakał milcząc, kiedy Bogów twarze Padły strzaskane na święte ołtarze; A gdy do końskich ogonów wplątane Perkuna, Pokla, Atrympa olbrzyma Posągi, jęły wlec się po téj ziemi, Któréj świéciły opieką lat tyle, Padł wszystek czołem, i łzami swojemi Ziemię chciał obmyć, któréj Bogi tknęły. :A dąb stał jeszcze, choć go stal niemiecka Ostremi zęby szczerbiła powolnie. Wtém okrzyk wielki nad ludu głowami Wzniósł się w powietrze, radosny, zwycięzki. Kapłan, co święte podrąbywał drzewo, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ff4jj314ygcjnxdsv3qsxfb51ss1h0i Strona:Anafielas T. 2.djvu/177 100 1075043 3158636 3150724 2022-08-27T00:05:42Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/178]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/177]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|177}}</noinclude><poem> Stał ranny. Ostrze nań się obróciło, I krew płynęła, a Litwa wołała — — Boga chciał zabić, Boska moc skarała! — I Mnisi stali w zdumieniu i trwodze, Aż jeden wyszedł, stanął wyżéj ludu, I rzekł, ku niebu twarz wznosząc natchnioną — — Chrystusie Panie! wspomoż sługi Twoje, Okaż, żeś prawdą — uczyń cud ludowi! W imię Twéj matki, ucznia najmilszego! Uczyń cud, Panie! Świętym krzyżem Twoim Żegnam tę ranę; niech niebieska siła, Co trędowatych, ślepych uzdrawiała, Na nas niegodnych zleje się — o Panie! — Modlił się klęcząc nad zranionym bratem, Aż rana krwawa zamknęła się sama. — Naówczas okrzyk dał się słyszéć drugi — — Wielki {{kap|Bóg}} Chrześcjan, wielki {{kap|Bóg}} — wołali. Wnet drudzy sami siekiery porwali, I z czarnéj kory obnażone drzewo, Coraz to szérszą szczerbą się rozwarło, Zachwiało — z hukiem padając na ziemię. :— Tak padną wszyscy poganie, rzekł Kapłan, Tak padnie wiara fałszywa, tak padną Wrogi bezsilne pod naszemi stopy!!! — :I Niemcy wszyscy wesoło wskrzyknęli, A Trojnat dopadł konia, i ze zgrozą W Litwę poleciał z krwawą łzą na oku. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0kg8ri0r29j4g9i8hzl7s6zxpfbhiew Strona:Anafielas T. 2.djvu/178 100 1075044 3158637 3150727 2022-08-27T00:05:44Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/179]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/178]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|178}}</noinclude><poem> :Kiedy {{kap|Bóg}} prawdę śle na biedną ziemię, Żadna człowiecza moc jéj nie przełamie. Napróżno ziemscy przeciw niéj mocarze Stawiają mury, odgrodzą się wałem; Leci z powietrzem, lud ją wciąga z tchnieniem, Wysysa z mlékiem, we snach się nią poi, Nie znając, w duszy przeczuwa ją swojéj. I padną mury, wały się rozsypią, Prawda zwycięzka wejdzie po nad ludy! Bo {{kap|Bóg}} śle prawdę, idzie siłą Bożą, A przed nią Króle, mocarze się korzą, Przed nią padają trupami zuchwali. I wejdzie wszędzie, i wszystko obali. Tak szła na Litwę Chrystusowa wiara; A choć ją chwasty zarosłą wiecznemi, Choć ją znalazła przed Bogi leżącą, Cześć i ofiary bałwanóm niosącą, Choć fałsz wiekami puścił w niéj korzenie, I wrosł na sercach, i zapełniał dusze, Życie przesiękło nim i tlało całe — {{kap|Bóg}} chciał, {{kap|Bóg}} skinął, i wszystko upadło: Bałwany, konie rozniosły w doliny, Święte się gaje na ziemię zwaliły, A głowa wiary, Krewe chrztem obmyty, Szedł lud nawracać, niosąc krzyż na piersi. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> npuv1mbqw0ed70dmu947offsp48cugp Strona:Anafielas T. 2.djvu/179 100 1075045 3158638 3150730 2022-08-27T00:05:47Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/180]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/179]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|179}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XXII.}} <poem> :{{kap|Pogodne}} niebo nad Litwą świéciło, A w Litwie pełno łez i płaczu było, Bo stare Bogi skruszył miecz krzyżacki, Bo starą wiarę z serc ich chciał wygonić. Już świętych gajów, jeziór i strumieni Czcić zabroniono — I ognie pogasły W świętem Romnowe, — na Dubissy brzegu, Kiernowskich świątyń zaparte podwoje, W Zantir krzyż wbity, ramiony czarnemi, Panuje zdala spustoszonéj ziemi. W Rikajoth ołtarz zburzyli Krzyżacy, Na Świntorozie Znicz pogasł odwieczny, I pusto, głucho; jak zajrzysz daleko, Płacz tylko widać, jęki tylko słychać. A na mogiłach, nocą, syny płaczą Wspomnienia ojców, których nie zobaczą; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 920dlzaplk8fw8k4wz77anrvbdwxkyd Strona:Anafielas T. 2.djvu/180 100 1075046 3158639 3150736 2022-08-27T00:05:51Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/181]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/180]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|180}}</noinclude><poem> Kobole z chat swych schowali pod strzechy, Kryjąc się dla nich z ofiarą ubogą. :A w Nowogródku dzień już wielki świta, Dzień chrztu, dzień sławy; na Mindowsa głowie Spocznie korona, którą Rzym mu skronie Ozdobił, miłym nazwawszy go synem. I pełen zamek rycerzy i gości, Niemców i Mnichów; z dalekiego kraju Nieznane szaty, piérwszy raz zdumiały Lud widzi, słyszy nieznane języki. A Mindows dumnie wzniósł głowę nad wszystkich, Z wesołém wrogów powitał obliczem, I dłoń im podał, którą bił niedawno. Niemcy, o zgrozo! patrzą jak panowie, Rozkazy dają, królują na dworze, Wszyscy posłuszni — bo srogie rozkazy. — Śmierć nieposłusznym! — rzekł Mindows ponuro. :I Mnisi szydzą z litewskiego ludu, Palcem, jak bydlę, Litwę pokazują, Wołają, patrzą, i jak zdechłe zwierzę, Nogą popchnąwszy, zewsząd opatrują. Lecz w sercu Litwy jest nienawiść jeszcze, Jest zapał jeszcze, tleje ogień skryty. Biada wam, Mnisi, co niosąc krzyż Boży, Ducha Bożego na sercu nie macie. Biada wam! {{kap|Bóg}} się zaprze sług niewiernych, I pokalanéj nie przyjmie ofiary. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> n3ol3d632d0pudd54nwv0qb3bhu7vq7 Strona:Anafielas T. 2.djvu/181 100 1075047 3158640 3150740 2022-08-27T00:05:54Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/182]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/181]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|181}}</noinclude><poem> :Mistrz Andrzéj siedzi z Mindowsem w świetlicy, A podle niego, na ławie, pisarze Na skórach białych piszą jakieś słowa, Które im Krzyżak cedzi od niechcenia. Piszą i piszą — Mindows zamyślony Słucha, nie słyszy, bo słów nie rozumié. Patrzą świadkowie, pismu się dziwują — A co w tém pismie, oni nie pojmują. Mistrz Andrzéj chytrze, szydersko się śmieje, Niekiedy spyta Mindowsa nawiasem, I znowu słowa pisarzóm swym rzuca, Jak gdyby kości dla psów wygłodniałych. — Daliście wiele, rzekł nakoniec, Kniaziu: Żmudź całą, Karszow i Wejzeńskie włości, Wangę, Szaławją, lecz na cóż to liczyć? Dzięki wam, Kniaziu! Zakon za twą duszę Wiecznie się modlić, wspominać cię będzie. I warta darów królewska korona, Błogosławieństwo od Ojca Papiéża. Na domiar darów, jeszcze daj nam jedno — Macie dwóch synów, Ruklę i Repikę, Trzeci w Zakonie u Rusi, nie liczę, Bo umarł światu i oddał się Bogu. Kto wié co leży w czarném czasu łonie? Kto wié, jeżeli zamrzecie bez dzieci? — :Mindows się porwał — Co, Mistrzu, mówicie? Bez dzieci!!! przecie synów dwóch u boku — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ou51fhld39qgy6i5dbk5gev80w7h49d Strona:Anafielas T. 2.djvu/182 100 1075048 3158641 3150742 2022-08-27T00:05:57Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/183]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/182]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|182}}</noinclude><poem> — {{kap|Bóg}} to wié jeden, co wam przyszłość chowa. Tém bardziéj, niczém obietnica wasza; A dowód serca ku nam pozostanie — O serce tylko chodzi nam, o panie! Powiémy Ojcu naszemu Papiéżu — Patrz, jak syn młodszy kocha swoich braci — Patrz, pisze, jeśli bezdzietny dni swoich Dokona w Bogu — dziedzictwo nam całe Zostawi swoje, byśmy Bożą chwałę Mnożyli po nim, i wiarę krzewili. Mindowsie, Królu! — daj nam dobre słowo. — :Wzgardliwie Mindows twarz swoją odwrócił, I ręką machnął, jak gdyby się godził. Wnet Mistrz pisarzu nieznanemi słowy Jął sypać gęsto, długo, i pod pióry Sczerniała skóra. Jak ziarna na rolę, Padały słowa, przyszłością nabrzmiałe. — A Mindows milczał, na wszystko zezwalał. — Co mu się stało? Niepojęta zmiana! Mindows-że to był, wróg Niemców zajadły, Mindows, co Prusy pustoszył od młodu, Co Kurów sobie pociągnął od wiary, I nowe stawiał po zgliszczach ołtarze? — On-że to teraz kornie schylał głowę, I rękę, co go cisnęła, całował?? — :Południe było, a niebo pogodne, Czyste, nad grodem Krywiczan świéciło. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 84ipy0sj5yx2wmsytatn9svpp4a7ter Strona:Anafielas T. 2.djvu/183 100 1075049 3158642 3150743 2022-08-27T00:06:00Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/184]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/183]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|183}}</noinclude><poem> W dolinie tłumy zebrane szemrały — Litwy Bajoras, Kunigas, Smerdowie, Prosty lud, gwałtem z starych puszcz przygnany, Czekał chrztu, którym pokropić go miano. W godowych szatach nawróceni stali, Lecz smutne twarze, od wstydu czerwone, Na ziemię patrząc, posępnie spuszczali. Wpośród nich Mnisi chodzili, co słowy Niepojętymi dla tłumu mówili. — A miecz krzyżacki i krzyżackie zbroje, Gęsto błyskały nad zwalczonych głowy. :W środku wysoko usłane siedzenie Dla Króla Litwy i Królowéj stało — I ołtarz przed niém, nad którym krzyż złoty, Świécił odbitym słonecznym promieniem. Ze wrót zamkowych wyszedł szereg długi, I wił się jak wąż zloty po dolinie, Aż sparł o stopnie królewskiego tronu. Na tronie z Martą siadł wielki Mindowe, Na prawo, Andrzéj Mistrz Krzyżacki staje, Dokoła w strojach świetnych Marszałkowie, Starsi Zakonu, i Henryk Chełmiński, I Arcy-biskup Rygi, i Mnich Christjan. Powstał nareście Mistrz i czytał zwoje. Zamorskich krajów językiem pisane, A wszyscy stojąc w milczeniu słuchali, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8j16n0evcp4z83pycdzduvs4ttccnlq Strona:Anafielas T. 2.djvu/184 100 1075050 3158643 3150744 2022-08-27T00:06:03Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/185]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/184]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|184}}</noinclude><poem> I jedni tylko wiedzieli Krzyżacy, Co ojciec z Rzymu napisał do syna. :Biskup wnet Henryk do chrztu stał ubrany, Mistrz wiódł Mindowsa i Marti Królowę, Przed ołtarz święty, do łask Bożych zdroju. Lecz próżny obrzęd — gdy uchylał głowę, Sercem niezgięty, stał jeszcze Mindowe I nie pojmował znaczenia téj wiary, Któréj wyznawcą zostawał imieniem — Stał, dziko patrzał, szemrał przysiąg słowa, A wzrokiem tonął w dalekiéj przestrzeni, I myślą tonął w przyszłości pochmurnéj. Lecz nie tak Marti białą wzięła szatę, Ona i duszę czystą nią okryła, Ona na krzyż ten z przestrachem patrzyła, I kiedy głowę schylała przed Bogiem, Duszą upadła przed Jego obliczem. Mindows znów wstąpił na tron swój złocisty, Przed którym teraz tłum się cisnął ludu. Bajoras i czerń kropiono i chrzczono, Sześćset głów Chrześcjan z pogan uczyniono. Lecz chrzest tak padał na zamknięte dusze, Jako deszcz pada na skały wysokie, I spływał po nich, nie dawszy im życia. Posłuszni stali do świętych obrzędów, Z pogańskiém sercem, z starą pogan duszą, Milcząc ponuro, poglądając dziko. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 01mxod0r5errer5oqkidkkqaea19c7w Strona:Anafielas T. 2.djvu/185 100 1075051 3158644 3150745 2022-08-27T00:06:06Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/186]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/185]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|185}}</noinclude><poem> Nie jeden oczy gdy podniósł na Mnicha, Szukał napróżno oręża przy boku, Procy u pasa macał niecierpliwy. :Nie było w tłumie radości okrzyków, Gwarów wesołych, rozjaśnionych twarzy — Długie milczenie wisiało nad niemi, Tęsknota skrzydły tuliła szaremi. — :Znów do Mindowsa wstąpili Kapłani, I poświęconą nieśli mu koronę; Berło błyszczące w prawicę mu dali, Olejem świętym czoło pomazali, Błogosławionym mieczem przepasali. Lud patrzał na to i milczał zdumiony, On miecz pojmował, nie pojął korony. Wtém spójrzą w górę, — ujrzeli nad tronem, Jak kruk się czarny unosił powolnie, Krakał złowrogo, długo toczył wkoło, Ozwał się jeszcze i pociągnął w lasy — I przyleciała kukułka i siadła, Siedémkroć, siedząc smutnie zakukała, Jakby za siedém lat śmierć zwiastowała. I nie widzieli wróżb Mnisi, Rycerze, Którzy Christjana Biskupem święcili, Nie widział Mindows, co dumnie piastował Ciężką koronę na wzniesionéj głowie — I nie widziała Marti, któréj dusza Radością nowéj wiary zajaśniała; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qdexzrmu5p9g21lwgta0s73p7szlsfx Strona:Anafielas T. 2.djvu/186 100 1075052 3158645 3150746 2022-08-27T00:06:09Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/187]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/186]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|186}}</noinclude><poem> Ale lud widział i szemrał pocichu, I pluł na wróżby i patrzał z pode łba Na Niemcy, Króla, ołtarz i Biskupa. Wtém wstrząsł się Mindows, i z czoła korona Padła na głowę Mistrzu Andrzejowi, Padła i ciężko skronie mu zraniła, I wpół rozbita na ziemię stoczyła. Pobledli wszyscy; — lecz już czas na ucztę, Znowu sznur długi do zamku się ciągnie; I idą wszyscy w podwórce, gdzie stoły Czekają gości, gdzie pod namiotami Stary miód złotą wyléwa się strugą. :Pusto na tronie i pusto w dolinie, Tylko kruk znowu krąży po nad niemi I kraka, skrzydły żeglując czarnemi — Kukułka kuka, a Peleda z lasu, Jak dzwon żałobny, wolno się odzywa, I psy Mindowsa smutnym wyją głosem </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> a65ai76j4xfvpxyxlzvj6o2h5gcvfma Strona:Anafielas T. 2.djvu/187 100 1075053 3158646 3150747 2022-08-27T00:06:12Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/188]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/187]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|187}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XXIII.}} <poem> :{{kap|Jak}} dawniéj rzeki do morza się toczą, Jak dawniéj morze bije się o brzegi, Jak dawniéj niwy zieloność przybiéra, I drzewa szumią, i ptacy śpiéwają, Jak dawniéj Litwie wschodzi roku ranek, Wiosna zielona z wieńcami na głowie, Jak dawniéj śpiewa kukułka na lesie, I sokoł biały toczy pod chmurami, I sroki siedząc na płotach szczebiocą! Jak dawniéj wszystko — a Litwa nie stara, Inne w niéj wszystko — bo inna w niéj wiara. Bogi upadłe na ziemię, nie wstały, I Wejdaloci w tłumach zaginęli, I świątyń mury mchem obrosłe stoją, I wywrócone nie dymią ołtarze. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tph6svssvctgsbw0aukr5t84gqdut7m Strona:Anafielas T. 2.djvu/188 100 1075054 3158647 3150749 2022-08-27T00:06:15Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/189]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/188]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|188}}</noinclude><poem> Wąż tylko dawny mieszkaniec podziemia, Z starą Raupuże w swojéj został chacie, Ostatni z dawnych Litwy Bogów żywy. Niéma świąt starych na Litwie wesołych, Niéma Kobolów po nad chaty drzwiami, I krew ofiarna nie leje się więcéj. A Litwin smutno spoziéra i wzdycha, Wspomina lata niedawno ubiegłe, I nad drewnianym pługiem zamyślony Stoi na polu, łzę ręką ociéra, Na swoich dziadów mogiły spoziéra, I myślą z niemi pobratać się leci, On, co ich więcéj nigdy nie zobaczy, Bo im zaparte wrota Chrześcjan raju. Na miejscu świątyń czarne stoją krzyże, Które ze strachem pomijają ludzie. I stary tylko Sigonotta czasem Siądzie na zgliszczu, wyciągając rękę, W imię dawniejszych Bogów o jałmużnę Prosząc przechodnia bojaźliwym głosem. Smutno na Litwie, jakby po potopie, Co wszystko stare pochłonął z wodami, I uniósł w bezdnie do przeszłości morza. Smutno na Litwie; i pieśni smutnemi, Stary Burtynik przeszłość przypomina, A śpiéw mu płynie jak jedno westchnienie, Jakby jęk jeden, jakby ciągłe łkanie. Smutno na Litwie; Krzyżak od Mindowy, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lpvxmra8mmajnzz3c5bvp36wrpnhq4d Strona:Anafielas T. 2.djvu/189 100 1075055 3158648 3150750 2022-08-27T00:06:18Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/190]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/189]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|189}}</noinclude><poem> Za kawał złota, co mu ciśnie skronie, Wziął żyzne włości, poddanych tysiące. Już nowe grody na Litwie powstają, I czerwonemi mury się podnoszą; Dumnemi szczyty wybiegły do góry, Jak duszą chciwą Krzyżak nad sąsiady. I nie dość Niemcóm w tych krajach panować, Które im na łup odrzucił Mindowe, Gdzie lud krwawemi milcząc płacze łzami, Nie dość im codzień głębiéj miecz zapuszczać W łono litewskie; najpiękniejsze ziemie, Jak owoc z drzewa otrząsać dla siebie, Nie dość, że corok szérzéj się rozsiedli, Ze corok słabszy Mindows, powolniejszy, Oddaje więcéj poddanych i kraju. Nie dość — panują jeszcze w pańskim dworze, Piérwsi nad wszystkich. Mistrz rozkazy daje, Mistrz szydzi z Króla, grozi mu, i nieraz, Widziano w Litwie Niemieckich Rycerzy Dumnie goszczących, jakby w swoim domu. — :Coż Mindows? czyli zardzewiał do boju? Czy czarownego dali mu napoju, Co siły wziął mu i męztwo osłabił? Czy wstydu swego i hańby nie widzi? Czy ludów swoich jęczenia nie słyszy? Czy tak mu dobrze w krzyżackich okowach, Jak źrebcu w stajni, przy niepróżnym żłobie? </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 53eteu87l7vns74qn4pn81h479obg5q Strona:Anafielas T. 2.djvu/196 100 1075056 3158655 3124555 2022-08-27T00:06:38Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/197]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/196]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 2.djvu/202 100 1075057 3158661 3124556 2022-08-27T00:06:55Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/203]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/202]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 2.djvu/204 100 1075322 3158663 3151650 2022-08-27T00:07:01Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/205]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/204]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|204}}</noinclude><poem> :— O, nie, rzekł Nerges, Kunigas Trojnacie! Ty siedzisz w gniezdzie sokolim wysoko, I tyś nie widział, co się w Litwie dzieje. Stoją oszczepy, łuków nie spalono, A żnąc na polach nie pieją wesoło. Schylone karki, posmucone dusze, Bo gdzie są Bogi, gdzie nasze ołtarze?? Drżą lada chmurka z nieba się ukaże, Aby ich Perkun nie wybił swym grzmotem; Płaczą, bo Litwa nie Litwą, Trojnacie! — Niemiecka ziemia, ochrzczona mieczami. O, nie! na Litwie, Kniaziu, nie wesoło, I róg bojowy, gdy z jednéj rubieży Na wojnę wyzwie, głos jego przebieży Przez puszcze Litwy, przez rzeki i góry, Cały lud wstanie, pójdzie i pokona. — :Chciał mówić Trojnat, wtém u drzwi zasłona Nagle się umknie; trzech odartych ludzi Wpadli ze łkaniem, i do nóg mu czołem. Porwał się Trojnat — Co wam? ludzie! — rzecze. — Przebacz! wołali, my niewinni temu. — — Coż wam przebaczyć? — Podnieśli się z ziemi, Trojnat ich poznał. — Trzéj to jego słudzy, Trzy dni jak z dary wysłał ich starszemu Bratu, co w pruskiéj zamieszkał granicy; Trzy dni minęły, jak poszli z darami, Teraz wracali z próżnemi rękami. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9qvwh6ib5uk4t1qup3j33bn730014dm Strona:Anafielas T. 2.djvu/191 100 1075323 3158650 3150752 2022-08-27T00:06:23Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/192]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/191]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|191}}</noinclude><poem> Ze krwawém okiem i ostremi szpony. — Łzami cichemi lud przeszłości płacze, Z pokorą nagiął zakrwawioną szyję, Po któréj Krzyżak szydząc stąpa dumny — I milczą wszyscy, patrzą i czekają; A Burtynicy starą pieśń śpiéwają, Wywodząc z piersi spleśniałe wspomnienia. Śpiew ich cichemi kończy się proroctwy — — Dawna nam wiara, dawne czasy wrócą. — I lud powtarza wzdychając — powrócą. — Lecz próżno czeka i patrzy daleko — Bo nic nie wraca — tylko Krzyżak leci, I płaszczem białym, złotą zbroją świéci! A w nocy ciemnéj, nieraz na mogiłach, Lud się gromadzi, by ojców wspominać. — Nieraz tam stare Bojary się schodzą, I Kunigasy razem z czernią płaczą — Nieraz wieść głucha wpośród nich upadnie, Jak kropla rosy — Ale wejdzie słońce, I rosa — nazad do nieba powróci. — Smutno na Litwie, bo Niemiec w niéj panem, Smutno, bo Mindows, nie Mindows już stary, Nie syn Ryngolda, — Niemców wychowaniec, Niemców niewolnik, co lud swój zaprzedał Za garstkę złota — za pokoju chwilę. — :Jak dawniéj rzeki do morza się toczą, Jak dawniéj morze bije się o brzegi, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> om7521edaz7prqmibgi0h5akuvlrtwk Strona:Anafielas T. 2.djvu/192 100 1075324 3158651 3150753 2022-08-27T00:06:26Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/193]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/192]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|192}}</noinclude><poem> Jak dawniéj niwy zieloność przybiéra, I drzewa szumią, i ptacy śpiéwają, Jak dawniéj Litwie wschodzi roku ranek, Wiosna zielona, z wieńcami na głowie, Jak dawniéj śpiéwa kukułka na lesie, I sokół biały toczy pod chmurami, I sroki siedząc na plotach szczebiocą — Jak dawniéj wszystko — lecz Litwa już inna, Z Litwy uciekły, — swoboda, wesele! Dla Niemców teraz otwarta gospodą, Dla Niemców niwy w zieloność się stroją, Pola złotemi powiéwają kłosy, Dla Niemców zdroje czystéj wody płyną, Ptacy śpiéwają, gaj cienisty szumi — I wszystko dla nich — Litwa dla nich cała, Służebną dziéwką Zakonu została!! </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> i2fpdslqqu4nf27lq4kxxt9zso5m11j Strona:Anafielas T. 2.djvu/193 100 1075325 3158652 3150754 2022-08-27T00:06:29Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/194]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/193]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|193}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XXIV.}} <poem> :{{kap|Płynęły}} lata; próżno Litwin patrzał, Nic na gościńcu nie widać mu było; Napróżno czekał i zemsty i boju, Karmił się wieścią, nadzieją fałszywą — Dziś przyszła, jutro wiater ją odnosił, A zawsze Krzyżak Mindowsa był panem, A zawsze Mindows Krzyżaka był sługą, A zawsze stękał lud w jarzmie na karku. :W Trojnata zamku smutek, cisza głucha; Trojnat się więcéj z Żmudzi nie wychylił, Rozpuścił sługi i pochylił głowę. Siedział u ognia martwy, nieruchomy, Czekał, wyglądał, rychło stos położą, Poślą do ojców, do Wschodniego kraju. Więcéj on nie był na Mindowsa dworze, Więcéj się z swego nie wychylił grodu. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 46mj8uy5ph5wmxg4ajjrb8q1ja11x1w Strona:Anafielas T. 2.djvu/194 100 1075327 3158653 3150755 2022-08-27T00:06:32Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/195]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/194]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|194}}</noinclude><poem> Dokoła Żmudzią Krzyżacy owładli, I on dań płacił i cierpiał, że z okna Krzyż widział, wbity na staréj mogile, Czerwony zamek na świątyni zgliszczu, I miecz zardzewiał i łuk się rozciągnął, I procę myszy pogryzły w kawałki. On nie wziął więcéj ni miecza, ni łuku, Nawet na łowy nie wyszedł z zamczyska — I nikt go więcéj nie widział na Litwie. Stary Burtynik, towarzysz od młodu, Z nim razem tylko pozostał na zamku; On mu pieśniami wskrzeszał świetne czasy, On życie jeszcze nadzieją w nim trzymał, On ciężkie dzisiaj, przeszłości wspomnieniem Goił, zmazywał; i Trojnat w milczeniu Słuchał Nergesa, a gdy głośniéj kiedy Zaśpiéwał pieśni boju i zwycięztwa, Zaśpiéwał śpiéwem jaśniejszéj przyszłości, Naówczas Trojnat przez okna otwarte Wskazywał nowy Niemców gród czerwony, Wskazywał miecz swój, rdzą czarną okryty, Na łuk rozpięty, rozsypane strzały, I choć nic nie rzekł, Nerges go rozumiał. :— Umrzéć nam tylko, Trojnat mawiał smutnie; Więzy za twarde, nic ich nie pokruszy. Niemcy nam w środek wpili się do duszy, Oni panami i Litwy i Żmudzi — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nhvdipf98fzlgwnbad22c3dwp8cqwwm Strona:Anafielas T. 2.djvu/195 100 1075328 3158654 3150756 2022-08-27T00:06:35Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/196]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/195]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|195}}</noinclude><poem> Kto wié, dziś może lub jutro starego Pana téj ziemi, z pod dachu na słotę Krzyżak wygoni z kijem za jałmużną. Kto wié, czy przy tém ognisku ja długo Śmierci wyglądać i konać tak będę! O, biada Litwie, Żemajtys, Kuronóm! Obcy pan nasze dziedzictwo najechał. Cóż jemu Litwa? czém on jest dla Litwy? Ona mu polem boju i gonitwy — On dla niéj wilkiem — z struchlałego stada, Głodną paszczęką po jedném wyjada, A resztę chowa na ucztę jutrzejszą. Biada nam, biada! Bodajby, Nergesie, Prędzéj powieki zamknąć i nie widziéć Hańby dzisiejszéj, jutrzejszéj niewoli! — :— Posłuchaj, Nerges stary odpowiedział, Bogi są wielkie; człek dziś tylko widzi, A jutra nie zna, jutro w Bogów dłoni. Biada, kto z strachu kona bez nadziei — Słuchaj, Kunigas, piosnkę ci zaśpiéwam. — :Nerges łuczynę do ognia dorzucił, Rogiem się miodu pokrzepił do śpiéwu, Starym u nóg swych leżącym ogaróm Pogłaskał drżącą ręką łby wzniesione. Wziął swoją gęślę, i Jaćwieżów mową Taki śpiew Kniaziu Trojnatowi nócił. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 84je058bu1qhpb22hjiiqtrxn8xvtpr Strona:Anafielas T. 2.djvu/197 100 1075329 3158656 3150757 2022-08-27T00:06:41Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/198]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/197]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|197}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XXV.}} {{c|w=160%|{{Roz*|UTEN.|0.5}}|po=10px}} {{c|w=130%|'''{{Roz*|Pieśń Nergesa.}}'''|po=20px}} <poem> :{{kap|Po nad Świętą}} rzeką, na wysokim stosie, Kukowojta ciało Ligussoni palą, I pieśni śpiéwają, a mieczem młodzieńcy Od ciała złe duchy krzycząc odpędzają. I na stos mu kładą — ogary lubione, Siwego sokoła i konia Żmudzina, I łuk z rogu gięty, i czaszę złocistą, I ostatnią żonę, i żonę najdroższą, I na stos mu kładą — biały miecz z za morza, Szczyt skórą okryty, a złotem nabity, I pieśni śpiéwają i ducha żegnają, A pieśń jęki głuszą, żałobnemi śpiéwy, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> aulb9fchl4g7atmnj81o2cmv5l8fazu Strona:Anafielas T. 2.djvu/198 100 1075330 3158657 3150758 2022-08-27T00:06:44Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/199]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/198]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|198}}</noinclude><poem> Kobiéty, puściwszy na wiatr złote włosy, Płaczliwie zawodzą — aż za trzecią puszczą Widać dymy stosu, słychać jęk i płacze. :I syn smutny stoi, Uten w czarnym szłyku; Spuścił sokoł młody ciężką smutkiem głowę, Ręce silne złamał, oczy w łzach pływają. A łzy to po ojcu; — nie wstyd ich, bo święte, Świętsze niż ofiary krople krwi czerwone. :— Cóż ja teraz młody, woła, pocznę z sobą! Żmudź wrogi dokoła pasem otoczyli; Niéma ciebie, ojcze! Idziesz z białym mieczem Z Murgami na wozach gonić się ognistych, Kunkietojów słuchać nieśmiertelnych pieśni; Niéma, ojcze, ciebie, i Żemajtys płacze, Włosy rozpuściła, oczy potopiła, Ręce załamała, stoi we łzach cała. — :I płakał tak rzewnie; Kapłani nócili, A sokoł się biały nad stosem unosił, I ganiał wróblęta z krzewów wystraszone. I rzekł mu Ewarte — Patrz, Utenie młody, Jeden sokoł tylko, a walczy ze zgrają, Przed jednym sokołem sta wróbli pierzchają. — I w serce Utena odwaga popłynie. Miecz mu zadrżał biały od gorącéj dłoni. :Aż ojca spalili i tryznę sprawili, I kości schowali po nad Świętą rzeką, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3q6fad0uvot1x9em5slxd9aii9jhq6o Strona:Anafielas T. 2.djvu/199 100 1075331 3158658 3150759 2022-08-27T00:06:47Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/200]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/199]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|199}}</noinclude><poem> Na górze wysokiéj, na zielonym gaju, Z kamienia na wierzchu zmarłego postawę Wykuli i wbili, a lud mu się modli, I po dziś dzień miejsce Kukowojczys zowie. :A Uten szedł z mieczem wojować z Niemcami, Ale stal ich twarda miękkiéj piersi broni. Pałka się litewska o zbroję rozbiła, A Niemcy u Dźwiny nowy gród stroili, I codzień to głębiéj na Żmudzi gościli. Wojował ich Uten i nie dał im rady, Ustępować musiał przed silne sąsiady, Aż Niemiec zuchwały w Żmudź zapuścił konie, I pasał swe stada na Żmudzkim zagonie, I pił z Świętéj rzeki brudną wargą wodę, I krwią drogi znaczył, wytykał krzyżami, Aż Utenu tylko dwa zamki zostało, Dwa zameczki małe na puściznę całą. Lud jęczał w niewoli i gryzł swoje pęta, I czekał, i wzdychał do Żemajtys Bogów. Uten głowę zwiesił, siedział u ogniska, I patrzał na ogień, jakby na stos własny; I miecz mu zardzewiał, a nie śmiał do ręki Wziąść i pójść na wojnę z Niemcami wojować. Oj często sokoła wróble oskakują, Póki siedzi w gniezdzie, nad gniazdem wzlatują, I szydząc świergocą, w oczy zaglądają; — Ale rozpuść skrzydła, o biały sokole! — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3negx2yiz6ezl5ojcb17ry9tje1y10w Strona:Anafielas T. 2.djvu/200 100 1075332 3158659 3150760 2022-08-27T00:06:49Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/201]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/200]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|200}}</noinclude><poem> Pójdą wróble stadem na dalekie pole, Nie zajrzą do gniazda, walki nie wydadzą. — Tak powstał i Uten, z ostatniego grodu Wyleciał z rozpaczą, po nad Dźwiny brzegi Biegł na koniu białym z Bojary wiernemi, A przed nim pierzchały Knechtów liczne stada, Jak wróble pierzchają przed białym sokołem, Jak biegą zające przed czarnym ogarem. :Poszedł Uten z mieczem, ciął Niemców, i krzyże, I zamki popalił, załogi wymorzył, I wyrzezał Knechtów, wypalił na stosach; I Żemajtys znowu kosy zaplatała, W wianek się zielony do niego ubrała, I znowu śpiewali w Kiemach pieśń wesołą, A Uten na Żmudzi szczęśliwie panował, Gród założył nowy nad jeziora brzegiem, A Niemiec w swéj norze siedział przelękniony, I na świat już biały nie pokazał głowy. — </poem> {{---|przed=10px|po=10px}}{{Skan zawiera grafikę}} <poem> :Kunigas Trojnacie! tyś białym sokołem, Go nad Litwą z Żmudzią powiéwasz skrzydłami, Ty siedzisz na gniezdzie, a wróble świergocą, Ty siedzisz i słuchasz; lecz rozpuść swe skrzydła, Pierzchnie tłum przed tobą, zadymią ołtarze, I Niemiec na stosie ofiarą zgoreje, I duchy się ojców we Wschodniéj krainie Z syna rozradują i sił mu dodadzą. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> kiv1ticd2cm2kkgaqihbmhq371zo1k9 Strona:Anafielas T. 2.djvu/201 100 1075333 3158660 3150763 2022-08-27T00:06:52Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/202]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/201]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|201}}</noinclude><poem> O Kniaziu Trojnacie! tyś Żmudzi sokołem; Uderz w białe skrzydła, leć nad Litwę starą, Znów Litwa warkocze zaplecie wesoła, I w zielony wianek białą skroń ustroi; I Bojary głowę szłykami nakryją, I panem nad Litwą całą cię ogłoszą. O Kniaziu Trojnacie! po co na twém gniezdzie Śpisz lata tak długie, mieczu rdzewiéć dawasz? Czas tobie poleciéć, czas już krew przeléwać. O Kniaziu! nie słyszysz łzów i narzekania; Bogi same znaki do boju ci dają, Ziemia się zatrzęsła, Udegita stary, Złoty miecz na jasném wywiesił ci niebie, Co nocy promiennym miga ci warkoczem I do walki wzywa, walkę przepowiada. Na zamki krzyżackie piorun bije Boży. Próżno swoim Bogóm ofiary składają, Własne Niemców Bogi prośb ich nie słuchają. O Kniaziu Trojnacie! dość tobie spoczynku, Dość już rdzy na mieczu, dość łez na téj ziemi, Rozpuść białe skrzydła, broń twojego ludu. O Kniaziu Trojnacie! nie słyszysz jak huka Nad Krzyżaków zamkiem Pełeda wśród nocy, Kukułki kukają, kruki czarném stadem Krążą nad murami, śmierć im wróżą rychłą. Weź za miecz twój biały, zapal wojny stosy, I lud twój powstanie, pobieży za tobą, I trupy krwawemi pomścisz Bogi twoje. </poem>{{Tns|<br>}} {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ekxd2yn1nepidgvfp3tshd7u6m40ly5 Strona:Anafielas T. 2.djvu/203 100 1075334 3158662 3151645 2022-08-27T00:06:58Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/204]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/203]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|203}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XXVI.}} <poem> :{{kap|Słuchał}} go Trojnat, i oko błyskało; Znać w duszy pieśń mu Burtynika grała, Ale za miecz swój nie pochwycił jeszcze, Nie wstał ze skóry i odrzekł powolnie — — Nie mnie sokołem, nie mnie być mścicielem; I ja, i miecz mój, obydwaśmy starzy; A Krzyżak w piersi Litwy rękę trzyma, I jéj wnętrzności i życie wydziéra. Gdzie lud, co stanie do walki z Niemcami, Gdzie są oszczepy do krwawego boju? Oszczepem woły w pługu popędzają, Łuki spalili na miejscu łuczywa. Pokój im smaczny i jarzmo niemieckie, Bo w chatach siedzą i dzieci kołyszą, I złote kłosy na polach zżynają. — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fp8pfrpzxroqrzb4gahyk5bqhkv1yin Strona:Anafielas T. 2.djvu/218 100 1075406 3158677 3125589 2022-08-27T00:07:42Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/219]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/218]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 2.djvu/215 100 1075414 3158674 3151675 2022-08-27T00:07:33Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/216]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/215]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|215}}</noinclude><poem> :Zwrócił się Trojnat, spójrzał po za siebie, Ale w ciemnościach nic widać nie było, Tylko zdaleka jakby szelest sukni Powlókł się, zginął na ciemnych przedsieniach. — Pomnij, Mindowsie, tyś rzekł, — pójdę z ludem, — Trojnat mu szeptał — Ja przyjdę po ciebie, Nie sam już jeden, z tysiącami ludu — Pomnij, bo Litwy gdy nie będziesz wodzem, Najpierwszym swoich poddanych tyś wrogiem. Ja sam ci strzałę w pierś poślę kłamliwą, Ja sam ci wydrę twe serce zajęcze. Pomnij!! — I wyszedł, podwórzec przebiega, Na konia siada, w czwał leci i znika; A Mindows usiadł u ognia i duma, Piersi mu tchnieniem ciężkiém się podnoszą, I serce bije gwałtowniéj i chyżéj. :Wtém z bocznéj weszła komnaty Królowa, Z dziecięciem jedném, co u piersi ssało, Drugie przy matce wesołe igrało. Weszła, a Mindows nie widział, nie słyszał, On myślą latał po krwawym już boju. Aż mały Rukla bliżéj zaświergotał, I z dumań zbudził Mindowsa wielkiego. Strząsł myśli Mindows, wzniósł głowę, tuż żona Milcząca stoi, z dziecięciem u piersi; Patrzy na niego smutnie zamyślona; I jakby chciała w oczach jego czytać, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5uk3gbze7t4htpsiizf61e93jle97vi Strona:Anafielas T. 2.djvu/205 100 1075415 3158664 3151653 2022-08-27T00:07:04Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/206]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/205]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|205}}</noinclude><poem> I starszy rzekł mu — Szliśmy za rozkazem Na włości Niemców — W lesie nas spotkali Niemieccy Knechci, i wszystko wydarli, W pęta związali; zaledwieśmy z życiem Uciekli nocą. — {{tab|80}}Trojnat buchnął gniewem. — Wiedzieliż czyje od was wydziérali? — — Stośmy im razy błagając mówili, Ale szyderstwy nam odpowiadali. — — I pan twój, rzekli, nasz, i co ma, nasze; Niech dzięki złoży, że jeszcze mu ogniem I mieczem do wrót starych nie stukamy, Że nie przychodzim po pogańską głowę. — — Dość, wrzasnął Trojnat, dość togo, na Bogi! Lub oni moją, lub ja ich mieć będę! Konia i sługi!! — zakrzyknął, miecz stary Porwał ze ściany i wylał ofiarę. Zdumieni słudzy zdaleka patrzali, Jak szłyk wdział czarny, zbroił się do drogi, W skórzane Wiżos obuł silne nogi, Lecz słowa więcéj nie wyrzekł; w milczeniu Nocą wyjechał za zamkowe mury, Konia ku Litwie gościńcem skiérował, Uderzył nogą i z wichrem poleciał. A kędy leciał, jak wiatr liście spadłe Podnosi z ziemi i ze sobą niesie, Tak on Litwinów spadłe serca wznosił, I niósł za sobą na nadziei skrzydłach. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gmxgtl65brqttlbp47x7ma3t50v815r Strona:Anafielas T. 2.djvu/206 100 1075416 3158665 3151654 2022-08-27T00:07:07Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/207]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/206]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|206}}</noinclude><poem> Wszędy po Żmudzi, po litewskich siołach Radość na chmurnych zabłyskała czołach. — Trojnat na Niemców prowadzić chciał woje! Trojnat ich wyzwał, aby na głos rogu Stanęli wszyscy pod chorągiew starą, Znamię przez Krewów niegdyś poświęcone. I lud biegł za nim, słowa jego słuchał, Jako na wiosnę piérwszego słowika, Jako przed wiosną żórawich zawodów. Gdzie tylko słowy w pierś ludu uderzył, Piersi, jak głośny Lietauros, wtórzyły, I wojną wrzały, i wojnę głosiły. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gxbk8r5erpf9udg0j39dr3c1295z3tj Strona:Anafielas T. 2.djvu/207 100 1075417 3158666 3151655 2022-08-27T00:07:10Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/208]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/207]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|207}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XXVII.}} <poem> :{{kap|I jechał}} daléj, jechał bez spoczynku, Trzv dni, trzy nocy; czwartego nad rankiem, Ujrzał Krywiczan grodu mur czerwony, Stanął we wrotach, szedł pieszo w podwórzec. Inny już teraz był zamek Mindowy: Nie widać łowów, wojny przygotowań, Nie rżą tu konie, nie wyją ogary; Sokoły młode nie trzepią skrzydłami, Otroki mieczów nie ostrzą na progach, I ciżby niéma, co dawniej ochotna Wszystkiemi wroty do zamku płynęła; Nic słychać głosu probowanych rogów, Nie widać łupów na wrogach zdobytych, Ani skór zwierząt na łowach zabitych. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 306gvo1sm70xgjulspuyv27wu21cq3v Strona:Anafielas T. 2.djvu/208 100 1075418 3158667 3151656 2022-08-27T00:07:13Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/209]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/208]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|208}}</noinclude><poem> Głuche milczenie na zamku gościło: Niewielu dworzan przed wroty siedziało, W sinią dal smutnie, ponuro patrzało. Ogary spały z najeżonym włosem, Wychudłe; czasem łeb wznosiły czarny, Smutnie zawyły, i znowu spuszczały. Zarósł mchem dawniéj gościnny podwórzec, Rzadkiemi teraz deptany nogami. Milczały ściany, i cisza dokoła, Jak na zwaliskach spalonego sioła, Siedziała, palec na ustach trzymając. Czasem Mnich czarny sunął się dziedzińcem, I w ciemnych przejściach, jak duch nocny, znikał. Czasem się znowu śpiéwy nieznajome Ze drzwi dalekich ponuro ozwały. I stanął Trojnat, i zmierzył oczyma Pustynię — dawną litewską stolicę. — Otoż, rzekł w duchu, co Niemcy zrobili Z twojego domu, z twéj duszy, Mindowe! Spętali ręce i duszę spętali; Każą ci konać w ciszy i pokoju, W gnuśnym spoczynku, w odludnéj komnacie! — :I szedł, i stanął na świetlicy progu, Gdzie Mindows gnuśniał w haniebnym spoczynku, Stanął i patrzał. — I toż to Mindowe!! — Mindows na skórze niedźwiedziéj spoczywał, Ręce na piersiach założone trzymał, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6hwa74c3y0oqnxtieh2hthk1b88r3tn Strona:Anafielas T. 2.djvu/209 100 1075419 3158668 3151658 2022-08-27T00:07:16Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/210]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/209]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|209}}</noinclude><poem> Oczy w ognisko wlepione bez ruchu — Sam jeden, pusto w komnacie szerokiéj, Nogi bez Wiżos, bok bez białéj broni, Włos rozpuszczony żałobnie po skroni. — Nawet ognisko nie jasno pałało; Ledwie w niém główni dwie zagasłych tłało. :Stanął i patrzał Trojnat, a Mindowe Usłyszał szelest, podniósł ciężko głowę, I oczy martwe wlepił w twarz Żmudzina. — Mindows to? Trojnat zbliżając się rzecze, Mindows to gnuśnie u ognia spoczywa, Gdy Litwa z Żmudzią, dwie siostry rodzone, Płaczą i smutną pieśń pogrzebną wiodą. Mindows to jeden, bez sług, bez przyjaciół? Wiernego miecza, sokołów, ogarów? Otoż co Mnichy zrobili już z ciebie — Martwca, co chłodne ciało u ogniska Grzeje, i czeka stosu i mogiły, Zapomniał wojny i lęka się wroga! Tyżeś to Mindows, ów syn Ryngoldowy, Co miecz Ryngolda dźwignąć byłeś zdolny, Coś swoich braci twarde zwalił głowy? Tyżeś to, powiedz, czy duch twój tu przyszedł Na ziemię dawną, obaczyć się z swemi, I u ogniska rodzinnego płakać? O wstyd ci, hańba, gnuśny Kunigasie! Pęta na nogach, jarzmo na twéj szyi. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1vews20ti0b47yloyb5fzwyw0aphb18 Strona:Anafielas T. 2.djvu/210 100 1075420 3158669 3151661 2022-08-27T00:07:19Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/211]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/210]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|210}}</noinclude><poem> Ty nie śmiész nawet strzęsnąć się, zaryczéć, Ażeby lasy twój ryk usłyszały, Ażeby ludy ku tobie przybiegły, I srogie pęta twoje rozwiązały. O! wstyd, Mindowsie, tobie niańczyć dzieci, Nie po nad Litwą i Żmudzią panować! — Sromoto! lud twój i wiarę przedałeś, Ziemię twą Mnichóm, w kawałki rozdartą, Rozdałeś, jako szatę dla żebraków. Podły, i nawet krwią nie zajdą lica, I wstydu nie masz, by ci oblał skronie, I miecza nie masz zabić się ze wstydu. A twoi wierni, druhy twoje, Niemcy, Patrz co po Litwie panując zrobili. Krew rozléwają, niewiasty sromocą, Dzieci od matek gwałtem wydziérają, Lud pędzą zamki budować na siebie. Żelazna pletnia na grzbietach skrwawionych! Ty śpisz, ty siedzisz gnuśny u ogniska, I jęków drzémiąc nie słyszysz Mindowsie! — Patrz co twe druhy robią w twojéj ziemi. Tyś jest niewolnik, oni tu Królowie; Dali ci złotą koronę na głowę, Ażeby oczy nią zasłonić tobie. Już wkrótce przyjdą i ciebie zakują, Jak mnie chcą zakuć; obedrą cię z mienia, Jak mnie odarli. Wierne druhy twoje — Siedém dni ledwie łupieztwu minęło, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9gva9khkmwdi1561z9cv7zuwlzs7zxu Strona:Anafielas T. 2.djvu/211 100 1075421 3158670 3151663 2022-08-27T00:07:21Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/212]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/211]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|211}}</noinclude><poem> Posłałem sługi do pruskiéj granicy; Wrócili słudzy z rękoma próżnemi, Niosąc szyderstwo i odgróżki Mnichów. Powiedz, Mindowsie, wiecznież ty spać będziesz? Nigdyż już na nich nie dobędziesz miecza? Zgrozo! tyś nie jest Litwin, ty nie pan nasz, Krew niewolnicy zimna w tobie płynie, Leniwe zwierzę, co w ciepłém łożysku, Dajesz bezbronny dusić się ogaróm. — Mówił, krwią lice Mindowsa się kryło, Wargi mu drżały, i powstał, i szukał Miecza dokoła, a miecza nie było. :— Na ci miecz, wołał szydersko doń Trojnat, Kądziel zapewne Mnichy dali tobie! Nie masz czém nawet ukarać zuchwalca, Co pod twym dachem w oczy tobie pluje. Na ci miecz, Mindows, lecz umiészże jeszcze Zwiędłemi palcy za miecz ująć twardy? — :I śmiał się. Mindows budził się z uśpienia, Niezrozumiałą tłómaczył się mową. — Trojnacie! rzekł mu, tyś jest wróg Krzyżaków, Słuchasz złych ludzi; co oni ci winni? — — Oni niewinni! tak, oni niewinni! Oni są czyści, wdzięczność im na wieki! Wdzięczność, że Bogów zrzucili ołtarze, Że nas spętali, że z mienia odarli — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 78q9d0txv2smvp40ur020jdk7496c0m Strona:Anafielas T. 2.djvu/212 100 1075422 3158671 3151664 2022-08-27T00:07:24Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/213]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/212]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|212}}</noinclude><poem> Krew naszą piją, łzy naszemi poją, Na karkach naszych grody sobie stroją, I codzień szmaty ziem twych drą ci nowe, By je przyłączyć do ziemi Zakonu. — :— Oni nam lepszą — dali nową wiarę — Oni — A Trojnat rwał Mindowsa mowę — — Nie mów, rzekł — Słowa nie z serca ci płyną, Wstyd swój chcesz pokryć dziurawemi szmaty. Wstyd ci, a nie chcesz zeznać swego wstydu, Bo nie masz siły złego już naprawić! Lecz słuchaj, Kniaziu, słuchaj mnie, Mindowe! Tyś jeszcze silny; byleś zerwał pęta, Lud twój się cały popędzi za tobą. Te ziemie, które z swych krajów oddałeś, Wrócą do ciebie — Ruś ci dam w przymierze, Prusy przyjętą wiarę znów porzucą, I one pójdą z tobą, za swe Bogi. Powstań, o! powstań, rozbudź się, do ręki Weź miecz Ryngolda i procę Utena; Idź, a gdzie w rogi zatrąbisz do boju, Co żywe wstanie — dzieci i kobiéty, Pójdą kamieńmi ciskając na Niemca! Wszyscy swe życie za wiarę położą, Bo po swych Bogach cała Litwa płacze! — :I powstał Mindows i ręce otworzył. — Prawdaż, rzekł — prawda, co mówisz? Trojnacie! </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lw40atv6m0qg0mql0u3qij6yn17llg5 Strona:Anafielas T. 2.djvu/213 100 1075424 3158672 3151669 2022-08-27T00:07:27Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/214]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/213]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|213}}</noinclude><poem> Jest z kim wojować? będzie kim zwyciężyć? Lud mój czy wstanie, czyli pójdzie ze mną? — — Patrz, rzekł mu Trojnat, widzisz krucze stado, Co na tych gajów opadło wierzchołku? Cisza w niém, ani śród gałęzi czarnych Widać już ptaków. Ot jeden się zrywa, Krzyknął płaczliwie, i z lasu całego, Chmura się czarna w jedną chwilę wzniosła. Tak lud litewski zerwie się, Mindowsie, Na jedno twoje ku niemu skinienie. Oszczepy, łuki wezmą i pobiegą; A nim trzy razy słońce się obmyje, Białego płaszcza nie będzie na Litwie, Biały płaszcz będzie mogiły pokrywał. — — Lecz nim dziesięć kroć słońce się obmyje, Rzekł Mindows ciężko, od Pregeli, Dźwiny, Od brzegów morza Białego, od Lachów, Z Rusi dalekiéj obrońcę nadbiegą, I białe płaszcze będą w Litwie mściły; A znowu lud mój w lasy się rozbieży, Mindows sam jeden w swym zamku zostanie. Jak kiedy posły wysyłał do Mnichów. I wówczas padnie Mindows i nie wstanie! — — Nie, krzyknął Trojnat — Lachów Tatar straszy, Pilnują strzechy, nie puszczą z rąk broni. Ruś twoja, Panie, dam ci ją w przymierze; Kuroni znowu do ciebie się zwrócą, Prusy swą wiarę i Mnichów porzucą, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dag0f7e7tomqy144h9ezo1p0kn5f4xf Strona:Anafielas T. 2.djvu/214 100 1075425 3158673 3151673 2022-08-27T00:07:30Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/215]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/214]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|214}}</noinclude><poem> A jednych Niemców łatwo nam pokonać. O! uderz w rogi, na głos twój przybieży Tysiące ludu z Żmudzi i Jaćwieży. — :A Mindows dumał i potrząsał głową — — Nie, nie, Trojnacie, tyś nie poznał ludu, Ty nie znasz Litwy, ty marzysz jak senny. Lud pójdzie z nami; lecz tęskno mu stanie Za chatą swoją, spokojem domowym, I rzuci oręż i w lasy poleci. Ty nie znasz ludu. Ruś się czai, czeka Na głos Lietaurów, przybieży rozdziérać Pastwę gotową. I Lach znajdzie chwilę Odbiedz od domów, by Litwę plądrować. Kuroni zamków krzyżackich się boją. Prusy swych dawnych Bogów zapomnieli. — — Co mówię, Trojnat rzekł z ręką na piersi, Na to na dawne przysięgnę ci Bogi. Jam przeszedł krajem i podsłuchał głosu, Ja wiém czém piersi ludu twego biją. I z Prus mnie nieraz wiater zalatywał, Nie jeden Kuron jęczał już przede mną. Mindowsie! — słowo — a pójdę i wojsko Spędzę, jak chmury szarańczy straszliwe. — — Idź, rzekł Mindowe — idź, rób, ja zdaleka Patrzać się będę; kiedy lud mój stanie, I ja z nim pójdę. — Idź, bo tutaj szpiegi Słów może naszych za drzwiami słuchają. — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2jxgm5u9r0mz0q4sf1oxt3imthuknov Strona:Anafielas T. 2.djvu/216 100 1075489 3158675 3151676 2022-08-27T00:07:36Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/217]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/216]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|216}}</noinclude><poem> Tak wzrok swój śmiało topi w jego wzroku. — Mindowsie! rzekła, jam wszystko słyszała; Drugi raz zdrajcą ty jesteś, Mindowe! Raz lud swój, wiarę swych ojców zdradziłeś, A teraz lepszą chcesz porzucić wiarę, Teraz chcesz znowu przyjaciół swych przedać. Krzyżacy, Królu, przyjaciele twoi; Oni koronę dali ci na głowę, Oni na duszę lepszą wiarę dali. Rzuciłeś Bogi litewskie bezduszne, Poznałeś Chrześcjan jedynego {{kap|Boga}}, I znów chcesz zstąpić do fałszu dawnego! O Panie! spójrzyj na tych dzieci dwoje; Przyszłość im straszną, może śmierć gotujesz — Za co? Za Bogi z kamienia i drzewa! Za Bogi, które krew piją, i łzami Poją się, jako najsłodszém Mieciones. Pomnij, że w walkę idziesz z całym światem. Wszyscy się wezmą za wzgardę swéj wiary; Ty padniesz, Królu, ty i twoje dzieci. — I obcy przyjdzie siąść na twą stolicę — Trojnat ci wojnę szepcze, jak wąż w raju, O którym Mnisi uczyli nas biali. On z wojny karmię dla siebie wyniesie; Chce ciebie zrzucić, aby sam królował, Stanie na piersi twéj, by dosiądz tronu, I nogą popchnie cię, kiedy upadniesz. O Panie! nad twą ulituj się duszą — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1xauitm30taykp16d4ooguv7rep8r2v Strona:Anafielas T. 2.djvu/217 100 1075490 3158676 3151678 2022-08-27T00:07:39Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/218]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/217]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|217}}</noinclude><poem> Panie! nad dziećmi ulituj się swemi! — — Milczéć, kobiéto, i kądziel prząść tobie, Rzekł Mindows dziko, zgrzytając zębami, Milczéć, na Bogi! lub zmilkniesz na wieki — Alboż kobiéty uczyć mężów mają! — Rzekł, i ponurém potoczył wejrzeniem, I dziécka swego odepchnął usciski, Wskazując na drzwi, by wyszła, Królowéj. I wyszła Marti, zléwając się łzami, A jeszcze Mindows pogonił ją słowem — — Milczéć, kobiéto, i kądziel prząść tobie, A nie kłaść palców, kędy wrota skrzypią! — </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3i6twlg5wqpbecs58cmz2ksuef23cey Strona:Anafielas T. 2.djvu/219 100 1075491 3158678 3151679 2022-08-27T00:07:45Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/220]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/219]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|219}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XXVIII.}} <poem> :{{kap|Dzień}} był niedzielny; z kaplicy zamkowéj Dzwon na modlitwę nowochrzczonych wzywał. Lecz próżno dwakroć, trzykroć się odzywał, Lud nie chciał słyszéć do modlitwy znaku; Tylko Bajoras z Mindowsa orszaku, U wrót otwartych, z spuszczonemi głowy Stali, a przy nich Biskup Christjan smutnie Na pustą drogę od grodu poglądał. I łzę miał srébrną na zamgloném oku, Bo nikt nią nie szedł. A już tydzień trzeci Próżno zwołuje nieposłuszne dzieci, Próżno tych, których chrztem niedawno darzył, Łagodném słowem chce utrzymać w wierze. Lud słów nie słucha, ucieka od niego; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4kunau4n9y9tpwnm2vdb1fgmvvfxqmf Strona:Anafielas T. 2.djvu/224 100 1075492 3158683 3151689 2022-08-27T00:08:00Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/225]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/224]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|224}}</noinclude><poem> Teraz on za nich modli się ze łzami, Kielich ofiarny napełniając niemi. :Mistrz klęczy, patrzy na skrwawione twarze, Na zdarte plecy, na wylękłe lica, I szydzi w swojéj cudzoziemskiéj mowie; Szyderstwo mimo ludu przelatuje, Ale ze twarzy poznał Litwin wroga, I spuścił oczy, i jęki powściąga, Aby zły człowiek z boleści nie szydził. — :Już po ofierze, Mistrz wyszedł za wrota, A lud z podwórca popłynął w milczeniu; Jedni ranionych nieśli, drudzy ze krwi Twarze i plecy idąc ociérali, Inni zabitych zbiérając po drodze, Pieśnią żałobną nad niemi płakali. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> l97q0e7xk81zxz8280dzw3rw3xq20h3 Strona:Anafielas T. 2.djvu/223 100 1075493 3158682 3151686 2022-08-27T00:07:57Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/224]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/223]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|223}}</noinclude><poem> Litwa się tłoczy pod dachy swych Numów, Ucieka drogą; kobiéty i dzieci Płacząc się pędzą i pod strzechą chronią, Za niemi Niemcy rozbiegli się gonią. Lud leci, ciśnie, pcha się i wywraca, Konie spłoszone tratują na drodze Upadłych starców i bezsilne dzieci, Które na słońcu jesienném się grzały. :Połowa ludu wcisnęła się w domy, Połowa krzycząc zbija się w gromadę; Knechci ją mieczem ku zamkowi gnają, Depczą kopyty, strzałmi popychają; Wielu upadło we krwi ubroczonych, I stratowanych, zabitych, ranionych. Krzyżacy ku nim odwracają głowy, Szydząc — Mieczami niewierni ochrzczeni, Nie zdradzą wiary, zostaną zbawieni! — :Z wrzaskiem przed progi kaplicy wpędzony Tłum zaległ jęcząc podwórzec zamkowy. Dzwon na modlitwę odezwał się znowu, I Christjan wyszedł bezkrwawą ofiarę W obliczu pogan za pogan sprawować. :Milczenie, jękiem przerywane głuchym, Boleśnie w uszy Kapłana uderza; Nie takich chciał on słuchaczy z Litwinów, I nie o takich {{kap|Boga}} swego błagał. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> n1rf3n43d0v0901j7wtenisq4z8gxjp Strona:Anafielas T. 2.djvu/222 100 1075494 3158681 3151685 2022-08-27T00:07:54Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/223]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/222]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|222}}</noinclude><poem> Opuścił ręce, zwiesił smutny głowę, I zdał się mówić — Lud opuścił wiarę! — :A w licu Mistrza gniew począł się żarzyć, Oko z pod powiek wywarło się czarne, Zbroję żelazną oddech jął unosić, I płaszczem miotać gniew w piersiach wezbrany. Pomyślał chwilę, zwrócił się z pośpiechem. — Komturze! rzecze, weź braci i Knechtów, Na gród leć z szablą, napiętemi łuki, Przypędź niewiernych trzodę do kościoła, A gdy się oprą, nieposłuszni staną, Chrzcij krwią i mieczem pogan zatwardziałych. — :Stał Komtur, Mistrz mu dał rozkaz powtóre, Ukląkł i powstał, na zamek królewski Szedł wolnym krokiem, jak do swego domu. :Mindows choć widział, choć wszystko usłyszał, Chociaż się zatrząsł na słowa rozkazu, I pięść zacisnął, i posiniał cały, Ale nic nie rzekł. — Od okna odbieżał, Poszedł w głąb zamku, starszego na dworze Wysłał powitać Mistrza dobrém słowem. :Na gród Krywiczan leci Niemców zgraja, Pomiędzy ludu tłum jak piorun pada, Niezrozumiałym wołając językiem, Strasząc orężem, przeraźliwym krzykiem, Wskazując ręką na górę zamkową. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jjoha4gpblxh7o74z6uez4bhxu3daug Strona:Anafielas T. 2.djvu/221 100 1075495 3158680 3151683 2022-08-27T00:07:51Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/222]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/221]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|221}}</noinclude><poem> Zwrócił, gdzieś patrzy wdal na sine góry. Aż tuman widać na pruskim gościńcu, I coraz bliżéj, coraz sunie bliżéj. Christjan nań oczy ciekawe posyła, Ręce założył, myślą gdzieś ucieka; Widać wyraźniéj wpośrodku tumanów, Czarnych bachmatów najeżone głowy, I hełmy czarne, rozsypane grzywy, Rozsiane szaty jak skrzydła nad niemi. — Krzyżacy jadą; na sukni, na zbroi Połyska znamię braci, znak zbawienia; Christjan ich poznał, podniósł ręce w górę, Dziękuje {{kap|Bogu}}, który mu ich zsyła. W kaplicy pustéj, u świętéj ofiary, Będzie miał kilku pobożnych słuchaczy. :Czwarty raz dzwonek na modlitwę woła, Ale już na nią, zdjąwszy hełmy z czoła, Śpieszą Krzyżacy kurzawą okryci — Mistrz to jest Pruski i Komtur z Ragnety, I braci kilku, Rycerze i Knechty. Mistrz ledwie Wyjął ze strzemienia nogę, Mindowsa słowy, skinieniem nie witał, Wszedł do kaplicy, ukląkł przed ołtarzem, Potém dokoła wzrok ciekawy toczył, I widząc pusto, gdy Christjana zoczył, Spytał go gniewny zdziwioném wejrzeniem. Biskup w łzach oczy podniósłszy ku niebu, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> f2f8zg8g7ep5z8mi9w3lbtgznbyz2ws Strona:Anafielas T. 2.djvu/220 100 1075496 3158679 3151681 2022-08-27T00:07:48Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/221]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/220]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|220}}</noinclude><poem> A gdy do dzieci zbliży się Litwinów, Matki na ręku tuląc je unoszą — Starcy Kapłana nie chcą słuchać głosu, I milcząc nikną w ciemnych Numach swoich. Przyjdzie dzień Pański, próżno dzwon zwołuje, Milczy gród, milczą okoliczne sioła, A lud się w puszcze i pola rozbiega. I Christjan płacze nad ślepotą ludu, Modli do {{kap|Boga}}, błaga z niebiós cudu. — Lecz czas nie przyszedł — {{kap|Bóg}} modlitwóm głuchy. I dziś dzwon jęczy dwa razy, trzy razy, Christjan spogląda, — nikogo na drodze. Na mieście rozruch i wesołe krzyki, A przed kaplicą Kapłan, chłopiąt dwoje, Kilku Bojarów i kilku Krzyżaków. :Mindows przez okno wygląda zamkowe, Patrzy on drogą; brew, co oko kryła, Wzniosła się w górę, wzniosła, rozmarszczyła. Gdy na Biskupa spoziéra zwysoka, Jak śmiéch szyderski przez usta przelała, I jakby radość w twarzy się maluje. Christjan podchodzi bliżéj, skłonił głowę, Łzawemi oczy spogląda na drogę, W pustą kaplicę; — i u Króla wzrokiem Odstępstwa przyczyn zda się wypytywać. Kunigas milcząc odrzekł mu spójrzeniem, Wzruszył ramiony, i gdzieindziéj głowę </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 98f3xz5bts9rk42ytq0kzowrqqy0j1o Strona:Anafielas T. 2.djvu/225 100 1075497 3158684 3151692 2022-08-27T00:08:03Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/226]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/225]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|225}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XXIX.}} <poem> :{{kap|Cisza.}} Mistrz w wielkiéj ucztuje świetlicy, Wokoło niego bracia, biesiadnicy, Bojary, których swém złotem przekupił, Komtur, do rady towarzysz i broni, Bracia zakonni, co u końca stoła, Milcząc, ostatki uczty spożywają. :Na pierwszém miejscu, w bogatéj zasłonie, Marti siedziała na wzniesionym tronie. Ona ku wierze serce swe skłoniła, I jéj posłańcóm duszą rada była. Obok niej Rukla z Repiką, synowie, U nóg na złotém siedzieli wezgłowiu. Lecz Mindows kędy?? Chmurne Mistrza czoło; — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> iz8kcdlro4n8udad73xn8z9n4xno4mh Strona:Anafielas T. 2.djvu/226 100 1075498 3158685 3151693 2022-08-27T00:08:05Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/227]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/226]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|226}}</noinclude><poem> Kunigas uczcie odmówił przodkować, Bojaróm kazał swych gości przyjmować; Nikt nie wié czemu nie ukazał twarzy. Bez niego smutna biesiada, miód stary Nie szumi w rogach, głowy nie zawraca. Napróżno Marti uśmiechem łagodnym, Słowy słodkiemi pić i jeść zaprasza. Duszy i głowy biesiadzie brakuje. Mistrz smutny siedzi, i coraz z pode łba Spójrzy na swoich, da znak jakiś, milczy, To na Królowę zwróci wilcze oczy, To na stół wlepia pochmurne wejrzenie. :O! nie tak dawniéj w nowogródzkim zamku Ucztował Krzyżak, nie z takiém obliczem, Kiedy mu Mindows z swéj ręki róg żubrzy Podawał pełen kowieńskiego miodu. Nie tak wśród uczty cicho tu bywało. Teraz, zaledwie szepty się rozminą, Zaszumią ciche, jak gałęzie w lesie, Skrzydłami ptaka w przelocie ruszone. I znowu cisza. Tylko niewolnicy Stąpają cicho, naléwają czasze, Które nieraźnie wypróżniają Mnichy. :Zatętniał zamek, Mistrz zapłonął twarzą, I spytał okiem — Kto nowy przybywa, Kto o téj porze z zamku się oddala? — Królowa skinie na swego Bojara, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3jtpoychhioa3ssz6ewrc3d99ipqe1o Strona:Anafielas T. 2.djvu/227 100 1075499 3158686 3151695 2022-08-27T00:08:08Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/228]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/227]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|227}}</noinclude><poem> I niespokojna o wieści go pyta — — Powiedz co w zamku za tentent i rżenie? — On zniknął, chwilę w przedsieniu zabawił, I z upragnioną wieścią nazad wraca — — Kunigas, rzecze, na Sądu Dolinę, Jedzie do ludu. — Mistrz dosłyszał słowa, I róg złocony gruchotał zębami. — Jechać, rzekł swoją mową do Komtura, Jechać, gdy gościa powinien przyjmować? — Ha! tak to? tak już? On mi to zapłaci, I będzie wiedział co Pruski Mistrz może. — Czy nim, jak sługą, wolno mu pomiatać. Chociaż korony królewskiéj na głowie I berła niema — lecz daje korony I z głów zdejmuje, które szał obłąka. Stara się w sercu poganina duma Ozwała, ludu buntem wywołana. — I szeptał jeszcze, a trwożliwe oko Marti, napróżno słów tajne znaczenie, Z ruchu i oczu wybadywać chciało. Mistrz usty śmiał się, i jakby rozprawiał O dawnych sprawach, swobodne miał czoło. Kończąc się ku niéj obrócił pogodny, Na dwoje chłopiąt poglądał troskliwie, I matkę o nich jął się wypytywać. Ona spokojna, bo nie widzi burzy, Śmiejąc się, złote głaszcząc synów włosy, Młodszego bierze na kolana swoje, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mmalggtv6zt6jqgr3unwigzuhoe3ixp Strona:Anafielas T. 2.djvu/228 100 1075500 3158687 3151696 2022-08-27T00:08:11Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/229]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/228]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|228}}</noinclude><poem> Róg mu złocony do ustek przytyka, Słodkim napojeni piérwszy raz go nęci. :Tak uczta idzie, a Mindows za grodem, Siadł na koń, w Sądu Dolinę pośpiesza. Był w niéj dąb stary, pod którym od wieka Kunigas siadał sądzić ludu sprawy, Bojary rady otoczony swemi. Dwónastu starców pod dębu konary Na mchem obrosłych siadało kamieniach; Z kolei wszyscy wyroki dawali, Kunigas słowem sprzeczny sąd rozstrzygał. Niegdyś w konarach dębu Perkun siedział, Teraz tam w górze biały krzyż zatknięto, Ale kamieni starych nie zabrano, Ale pamięci miejsca nie zniszczono. :Tu Mindows jechał z starszemi Bojary — Pod dębem sądu miejsce i plac kary. Winni krwią swoją stary pień broczyli, Lub na gałęziach drzewa obwieszeni, Na pastwę krukóm, a na postrach złemu, Długo sinemi ciałami świécili; A kości spadłe na zielonéj trawie Bielały, póki ziemia litościwa, Co niewinnego i winnych pokrywa, Nie wzięła reszt ich w macierzyńskie łono. :Przed Kunigasem dzieccy na gród śpieszą I w rogi trąbią, na Sądy wołając. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rxhh5snbd5jv20oolpldmyk6dwxc7ec Strona:Anafielas T. 2.djvu/243 100 1075627 3158702 3151994 2022-08-27T00:08:55Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/244]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/243]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|243}}</noinclude><poem> :A Christjan rzecze — Znam kraj, z kijem w dłoni Przeszedłem sioła, grody i hradyszcza, Byłem w ich chałach, jadłem razem z niemi, I jedną myślą nieraz z niemi żyłem, I z jednéj czary miód gościnny piłem. Lud dobry — Wielu nawróciłem słowy, Że krzyż całując, przyjmowali wiarę. — Cóż? Gdym plecami do nich się obrócił, Każdy {{kap|Chrystusa}} dla Perkuna rzucił. Nie prędko jeszcze oświécą się wiarą, Płaczę! Lecz widzę, {{kap|Bóg}} od nas twarz swoją Odwraca gniewny od niemiłych dzieci. O! nie tak, Mistrzu, nawracają ludy, I nie tak pasą owce Chrystusowe — Ty mieczem walczysz, miecz na twoją głowę Zwróci się, wedle słów Pisma Bożego. My winni, panie, kiedy nas odbiegą — Nie dusz zbawienia, korzyści szukamy, Nie dobra ludu, doczesnych dóbr sobie; A kto nawraca orężem i siłą, Imię {{kap|Chrystusa}} ten napróżno wzywa; A kto nawraca dla korzyści swojéj, Ten pracy gorzkiéj owocu nie zbierze. Idźmy jak bracia, nawracajmy szczérze, Naówczas ludy uznają w nas braci; Owoc sowity za trudy zapłaci. I ujrzym słońca wiary choć jutrzeńkę, Nad biédną ziemią w pomrokach leżącą; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9ame7fhgjeq7sh3rhmmdxn36i52murr Strona:Anafielas T. 2.djvu/242 100 1075628 3158701 3151993 2022-08-27T00:08:52Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/243]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/242]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|242}}</noinclude><poem> Koń stał i czekał u bramy zamkowéj, A ledwie kilka zmówiłem pacierzy, Tentent się znowu rozległ po zamczysku, Poleciał nazad do rodzinnéj Żmudzi. — — On uknuł zdradę, on już zbiéra ludzi — Komtur Ragnety poszepnął Mistrzowi. — Więc śmierć mu zdrajcy! Mistrz krzyknie z zapałem, Niech z zamku jego zgliszcza tylko dymią! Nim do stolicy wrócę, na gród jedźcie, Wziąść buntownika, a szatrę rozwalić. — :— Wyjechał, Christjan opowiadał daléj, Weszła Królowa, która u drzwi stała, I wié co mówił, bo wszystko słyszała. Weszła — i jęki słychać tylko było. Chwila, — ucichło; Mindows sam pozostał, Długo ciężkiemi myślami się, chłostał; Nazajutrz, wiécie, jak was przyjął, panie! — :— Wiém wszystko, widzę, Mistrz gniewnie zawoła, Na dłoni zdrada, dowodów nie trzeba. Lecz biada zdrajcóm!! — Podajcie mi radę. — Komtur rzekł — Czekaj; zdrada na wierzch spłynie, Wówczas koronę zrzucić mu i z głową, Zostaną dzieci ze słabą Królową, Tyś opiekunem i ojcem przybranym, Litwę masz w ręku, i uczynisz z niemi, Co sam zapragniesz, dla dobra Zakonu. — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gzerwhe8wjo8pchazrbm1glkd637pmj Strona:Anafielas T. 2.djvu/241 100 1075629 3158700 3151992 2022-08-27T00:08:49Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/242]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/241]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|241}}</noinclude><poem> Powiedz, co się tu, ojcze, u was dzieje, Jaki tu ogień z pod popiołów tleje? Trzeba go zalać, zagasić go trzeba. Mindows ponury, milczący, a z lica Patrzy, bodajbym nie zgadł, tajemnica. Serce już jego dalekie Zakonu; Z ludem mu bije. Lud warczy, choć leży, Zerwie się wkrótce i na rzeź pobieży. Mindowsa szatan jakiś podbuntował. Nie takim był on, gdy nas potrzebował. Cóś złego wróżę — trzeba Litwie radzić. I ciszéj dodał — Innego na czele Z rąk naszych kogo nad niemi posadzić. — A Christjan milczy, łza mu z oczu płynie, I zcicha rzecze — Zgadliście, o panie! {{Korekta|Zle|Źle}} z Litwą; któś ją tajemnie podżega. Codzień mniéj było ludu u ołtarzy, Aż nikt nie został. W lasy się gdzieś kryją, I tam bałwanóm stare ognie palą. Mindows przez szpary patrzy na niewiarę; I jemu jeszcze słodkie błędy stare — I jemu cięży dłoń nasza na głowie, Marzy i milczy. Biada, gdy wypowié, Co w duszy jego milcząc się zebrało. Zawczoraj Trojnat przyleciał tu czwałem, Wpadł do świetlicy i długo cóś prawił, I krzyczał głośno, i nie usiadł za stół, Rogu nie wypił, nie przyjął gościny; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dygkftfuxwaqvu2p8teqykm2z5qgpp4 Strona:Anafielas T. 2.djvu/240 100 1075630 3158699 3151990 2022-08-27T00:08:46Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/241]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/240]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|240}}</noinclude><poem> Opuść zmazane, dodaj co dodałem, I śpiesz Komtura zwołaj, niech przychodzi, I Biskup Christjan, — dla ważnéj narady. — :Słudzy pobiegli, on duma i duma, To karty czyta, to ciska zwojami, To patrzy w wielkie wiszące pieczęcie, To usty jakieś wyrzuca przeklęcie, Śmieje się, marszczy, zastanawia, marzy, A wszystkie myśli widać mu na twarzy, Jak widać w stoku przezroczystym na dnie Liść, który z wierzby schylonéj upadnie. :Usiadło chłopię z kartą na kolanie, Oczy w pargamin żółty wlepia spiące, Po białéj karcie wodzi cugi drżące, I tak jak senne wiły się marzenia, Wije litery w kształt kwiatów i ptaków, W kształt ludzkich twarzy i rysów szatana; To znów drobnemi litery, jak makiem, Usypie czarno kartę rozwieszoną. :Wszedł Christjan. Mistrz mu łagodnie się skłonił, I Komtur za nim, w czarny płaszcz owity; Weszli, stanęli trzy wśród izby cienie. Stali. Mistrz wkoło potoczywszy wzrokiem, Rzekł do Christjana — Ojcze! źle u ciebie; Na twoich ręku Litwę i Mindowsa Złożyłem, w twojąm powierzył opiekę. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> kpm6201daqr7i434rm09cz4s6jm4lje Strona:Anafielas T. 2.djvu/239 100 1075631 3158698 3151988 2022-08-27T00:08:43Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/240]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/239]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|239}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XXXI.}} <poem> :{{kap|Nazajutrz}}, ledwie trzeci kur zaśpiéwał, Mistrz wstał i suknię niespokojny wdziéwał, I cicho szepcząc kapłańskie pacierze, Ze stoła kartę po karcie podnosił, Wlepiał w nie oczy, rozmyślał nad niemi, Czytał, czytając sciskał ramionami, I zbudził śpiące chłopię, co u proga Na garści słomy spokojnie, głęboko, Snami młodości i znużenia spało. :Zbudził, na karty skórzane mu wskazał, W których już palcem niespokojnym zmazał Jedno, a drugie nakréślił u góry. — Siadaj, rzekł chłopcu, pisz mi kartę nową; Jak tutaj stoi, pisz mi słowo w słowo, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2cc499lp5yuiz0t0znk9v9kju31g6z3 Strona:Anafielas T. 2.djvu/238 100 1075632 3158697 3151987 2022-08-27T00:08:40Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/239]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/238]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|238}}</noinclude><poem> Żadna cię siła nie wzruszy na świecie — Bo Papież Rzymski — pan całego świata; Słowem on Króle stwarza, słowem zrzuca. Tyś Chrześcianin, pomazaniec {{kap|Boga}}. Poganin tobie ni krewnym, ni bratem, Zapomnij o nim. Myśmy słudzy twoi, Gdy czynić każesz, co czynić przystoi. — :Wstał; lecz Mindowsa nie złamał pokorą, Słowy pustemi. On został milczący, Ponury, smutny, i gości swych zimno, Nie tak jak dawniéj ochotnie przyjmował. Nim noc zapadła, już skinieniem głowy Żegnał on Mistrza, do swojéj świetlicy Śpieszył się — dumać zamknięty sam z sobą. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> c6gba1y4m6u9znz3n21pawizhddv7y4 Strona:Anafielas T. 2.djvu/237 100 1075633 3158696 3151711 2022-08-27T00:08:37Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/238]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/237]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|237}}</noinclude><poem> Niechaj zna Zakon, gdy go Zakon gniecie. — — Mistrzu! przysięgi pośpieszne, rzekł Mindows; Oddasz mu mienie — ja wymagam tego — Ja chcę, byś oddał, i zło z tego wróżę. — — Zło!! Mistrz wykrzyknął. — Jakież zło być może? Cóż Litwa z Żmudzią przeciwko Zakonu? Co Trojnat z Żmudzi, ty z twojego tronu, Gdy wkoło wrogi na skinienie nasze Wpadną, rozerwą posiadłości wasze?? — :Nic nie rzekł Mindows, upadł na siedzenie, Blady był, częste pierś wznosiło tchnienie, A z oczu widać, jaka w jego duszy Walka się toczy nienawiści z trwogą. To czoło wzniesie i błyśnie oczami, To spuści czoło i oczy utopi, Uderzy ręką i opuści obie. :Mistrz się przechadza dumnie, końcem miecza Bije podłogę, językiem nieznanym Na pogan klątwy straszliwemi bucha. — Mistrzu! doń Mindows, radą i prośbami Wzgardziłeś memi, odpychasz od siebie? — Niemiec się z gniewu otrząsł i obrócił. — Królu! zginając rzekł jedno kolano, Za cóż za wrogiem prosisz u Zakonu? Tyś brat nasz; z nami trzymaj nie ze swemi, My tobie wszystkiém, i pókiś ty z nami, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lz7o3e5vdj1eciey4tsgoey1rph1s6y Strona:Anafielas T. 2.djvu/236 100 1075634 3158695 3151710 2022-08-27T00:08:34Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/237]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/236]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|236}}</noinclude><poem> Oddać potrzeba. — {{tab|100}}— Nie oddam — Mistrz woła, Na {{Kap|Boga}} mego, szczypty nie powrócę. A będzie jęczał i będzie się rzucał, Pójdę, na cztéry rogi gród zapalę, Budę łotrowską, jakby na szyderstwo, U wrót mych jeszcze stojącą na straży. — — Zamilczcie! Mindows krzyknął z oburzeniem, Trojnat mi krewnym. — {{tab|120}}— Trojnat mi jest wrogiem, Odparł Mistrz, pięścią o ławę uderzył, I będzie wrogiem, jak mój {{kap|Bóg}} mi {{kap|Bogiem}}. — :Mindows wstał milcząc, i raz jeszcze rzecze — — Mistrzu! po twojéj przyjaźni mi trzeba, Byś jego mienie z rąk wypuścił cało. Z płaczem się u mnie powrotu domagał, Na oczy z wami przyjaźń mi wyrzucał. — — Nie! i nie stokroć Mistrz gniewny zawoła Imię Chrystusa, to najdroższe imię — A klnę się na nie, że mu nic nie wrócę. Znam go — on milczy! cichy, bo bezsilny; Lecz daj mu siły, na nas je obróci. — — Kup go, tę krzywdę nagradzając, Mistrzu! — — Kupię go, kiedy upadnie mu głowa, Gdy rąk związanych podnieść nie podąży. Nigdy inaczéj. Znam ja serca tajnie. On zawsze wrogiem; dumne pogan dziecię, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> m09tbsubu66axwxawmxqwslbh3i0s8a Strona:Anafielas T. 2.djvu/235 100 1075635 3158694 3151708 2022-08-27T00:08:31Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/236]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/235]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|235}}</noinclude><poem> Nie zawsze mieczem rządzić i postrachem — Ostatek serca dzisiejszym zamachem — Od siebie, wiary, mnieście oderwali — Przyjdzież kto teraz do ołtarzy {{kap|Boga}}, Do których pędzą mieczem zakrwawionym? Wczoraj z wyrzuty biegł pokrewny do mnie, Trojnat, któremu sto wozów zabrano, Kiedy za waszą wstąpiły granicę. Trojnat na Żmudzi silny; na cóż było Niechęcić ku mnie, zrażać go od siebie. Biegł mi swą krzywdę położyć pod nogi, I mówił — Toż to przyjaciele nasi? Cóż wróg gorszego zrobi czasu wojny? — Mistrzu! — Trojnata rozkaż oddać mienie. — :Mistrz rwał się z ławy, i ostre spójrzenie Na Króla rzucił, dobywając głosu. — Trojnat powinny tobie, lecz, o Królu, Zdrajca, Zakonu nieprzyjaciel główny. On nie chciał przyjąć Chrystusowéj wiary, A jego zamek — zbiegowisko złego, Mrówisko zdrajców. Przez względy dla ciebie, Dotąd gom w kupę nie zmienił popiołów. Po co słał dary na pruskie granice? — Podkupić starszych i bunty podsycać. Do naszych zamków kołatał on niemi, Słuszna, żeśmy je na zdrajcy zabrali. — — Słał je, Król rzecze, w Prusiech bratu swemu. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lztfv8jhb0y0gcbv7bf72b4i9hl9hd0 Strona:Anafielas T. 2.djvu/234 100 1075636 3158693 3151707 2022-08-27T00:08:29Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/235]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/234]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|234}}</noinclude><poem> Jak gdyby jeszcze rozmawiał z Królową. Cedził po słówku, dobrał każde słowo, Do serca razem mówiąc i do dumy. :— Królu mój! rzecze, czego nad twém czołem Smutek ja widzę, w sercu boleć muszę? Ty tak szczęśliwy, tak wielki, potężny, Wkrótce największy z mocarzów północy. Przy naszych radach, przy naszéj pomocy, Zwojujesz wrogów, zabierzesz ich kraje, Széroko państwo rozciągając twoje. Królu! dla czegoż smutek na twém czole? I powiedz czego jeszcze ci nie staje? — A Mindows rzekł mu — Serca mego ludu. — I zamilkł Niemiec, i głos podniósł znowu. — Na co ci serca? masz miecz w silnéj dłoni, Który, gdzie każesz, nieposłusznych goni. — Głowa, co nie chce ugiąć się przed tobą, Upadnie z karku, tocząc się w mogiłę. Na co ci serca, gdy siłę masz? Panie! — :A Mindows rzekł mu — Cóż, gdy sił nie stanie? — — Z nami ci, Królu, nie zabraknie siły. Tyś zwątpił, miałżebyś się wahać w wierze? Chciałżebyś z nami rozerwać przymierze? Z nami? wiernemi przyjaciółmi twemi, Których rękami, tyś Król twojéj ziemi — Mówił mu Krzyżak. — Słuchaj, rzekł Mindowe, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 51vssaseojue4i4snwh6w6mpsekrhcm Strona:Anafielas T. 2.djvu/233 100 1075637 3158692 3151705 2022-08-27T00:08:26Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/234]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/233]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|233}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XXX.}} <poem> :{{kap|Koniec}} biesiadzie. Mistrz powstał od stoła. Lecz mu biesiada nie rozjaśnia czoła; I tak jak wprzódy milczący, ponury, Usiadł u okna, patrzy się w podwórzec, Na drogę oczy nieruchomie wlepił, Ręką paciorki od pasa odczepił, I liczy, usty mrucząc cóś drżącemi. :Aż wraca Mindows i tętni dziedziniec; Mistrz przeciw niemu wychodzi z świetlicy. Stali, spójrzeli. Niemiec rękę daje, Król potrząsł głową, wejrzeniem powitał, I wszedł z nim razem. Siedzą, milczą jeszcze. Mistrz przebąkiwać zaczyna cóś zcicha, Ale łagodnie, ale tak pieszczono, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> e505hjomf1fy72rst6iu32up7461dwe Strona:Anafielas T. 2.djvu/232 100 1075638 3158691 3151704 2022-08-27T00:08:23Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/233]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/232]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|232}}</noinclude><poem> I żeś ztąd odszedł swobodnie i cało; Pojmie lud potém, co się ze mną stało. — :Swalgon przyklęknął i podnosi dłonie. — Panie! pod konia cisnąc się zawoła, Prawdaż com słyszał, prawda co widziałem? — :Ale Kunigas już do zamku czwałem Poleciał z swoich Bojarów orszakiem. — Wstał starzec, ku wsi pociągnął się szlakiem, Lecz nieraz jeszcze odwracając głowy, Stawał i patrzał ku górze zamkowéj, Nieraz znów w ziemię wzrok topiąc zamglony, Myślał, podchodził, i stawał, i wracał; To ręce w górę, to głowę podnosił. Dziękował Bogóm, czy ich o co prosił? </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ds9epk2gw2phrdwzcyukldhqwf9u8sg Strona:Anafielas T. 2.djvu/231 100 1075639 3158690 3151703 2022-08-27T00:08:20Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/232]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/231]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|231}}</noinclude><poem> Swalgon na kiju zwieszony wciąż mruczał. — Milcz! rzecze starszy Bojar do Swalgona, Milcz! Sameś starą przyniósł w stryczek głowę, Wiész, że śmierć karą za zuchwałą mowę. — — I po śmierć szedłem, odrzekł Swalgon stary; Po śmierć! bo ciężkie teraz nasze życie — I dość już żyłem, i nadto widziałem, Czego ojcowie nie dumali nasi, Czegom nie marzył. Od wojny i moru, Od głodu gorsze, wszystkich kar Perkuna. Widziałem pana, co przedał poddanych, Widziałem ludzi, co wiarę przedali, Wrogów, co z wrogi drużbiąc się, bratali, W sokolém gniezdzie czarne kruków plemię! — Coż ujrzę więcéj i czego żyć dłużéj? Czas umrzéć, każcie zdjąć mi z karku głowę, I u świętego dębu tu pochować. — :Mindows powstaje, oczy w górę zwrócił; Usta mu drgały, wstał, podniósł prawicę, A już siepacze starca pochwycili, Myśląc, że da znak kary na zuchwalca. — — Puścić go! krzyknął, niech idzie swobodny. — I usiadł na koń; zdziwiony dwór cały Na pana swego poglądał zwątpiały. — Puścić! powtórzył Mindows niecierpliwie. Idź, starcze, Litwą, rzekł głosem stłumionym, Powiedz coś mówił, powiedz jak słuchałem, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> n2ywcyts1exmr42z83b8etjqruqm6yu Strona:Anafielas T. 2.djvu/230 100 1075640 3158689 3151699 2022-08-27T00:08:17Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/231]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/230]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|230}}</noinclude><poem> :Aż starzec siwy pod dąb się przybliża, Stanął, i głową trzęsąc osrébrzoną, Sparty na kiju, na Kniazia spoziéra. Swalgon to niegdyś, weselnym Kapłanem Był on, a teraz z jałmużn ludzkich żyje, I śmiało w oczy pogląda Mindowie, Nie zląkł się czoła, nie zląkł brwi zmarszczonych. — Nikt tu nie przyjdzie, rzekł w chwilę powolnie; Po co do ciebie? Tyś tu nie jest panem — Niemiec nad tobą i nami panuje. Spójrz na te plecy, — krwawe na nich rany; Niemiec to pędził do swego kościoła, Pod twoim zamkiem, Kunigas Mindowe! Tyś patrzał, śmiał się, nie broniłeś swoich, Boś lud swój przedał za czapkę złoconą, Boś Bogi przedał za szczyptę pochlebstwa. — O! nikt nie przyjdzie — bo czegoż od ciebie, Łaski czy sądu mają się spodziéwać? Sprawiedliwości niéma, kto jéj w sercu Nie ma — i po nią nie idą do ciebie. Łaski! Tyś łaski oddał Niemcóm wszystkie; Po cóż do ciebie? Z pokrwawionym grzbietem Pójdzie z podarkiem Litwa, i przed wrogiem Uderzy czołem, sądu jego prosić! — :Słuchał Król, milczał, nie wybuchał gniewem, Patrzał na starca, i siedział oparty, Dumając o czémś, ręką gniotąc czoło. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2kgt6ud0zizfdytcs618cwz2jw5bfzp Strona:Anafielas T. 2.djvu/229 100 1075641 3158688 3151698 2022-08-27T00:08:14Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/230]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/229]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|229}}</noinclude><poem> Każdy z żałobą niechaj pod dąb śpieszy, Winnego wlokąc przed pańskie oblicze; A stanie mu się wedle praw, co z wieka Z ust do ust idą, od dziadów podane. Dawniéj mężowie, starcy i kobiéty, I dzieci biegły na Sądu Dolinę. Tysiące ludu u dębu stawało: Jedni z żałobą, a drudzy z obroną, Inni, o łaskę prosząc, bili czołem, Inni słuchali, by kiedyś swym dziecióm O Kunigasa Sądach i o karze Powiedziéć, ucząc ich sprawiedliwości. :Teraz napróżno dzieccy przez gród jadą I trąbią w rogi, do domostw stukają; Nikt nie wychodzi na Sądu Dolinę. Zasiadł Kunigas, zasiedli Bojary, Dolina pusta jak zajrzał daleko. Nikt nie szedł z grodu, nie przybieżał z sioła. Aż gniew na czoło wystąpił Mindowsa, I usta zaciął, i miecz ciśnie w dłoni. Posyła sługi, aby lud zwołali; I jadą, znowu wracają i stoją, A nikt nie idzie — i pusto dokoła. :Kunigas powstał, wzrok potoczył krwawy. — Nikt więc dziś do mnie nie przyjdzie już z ludu? Nikt nie ma krzywdy, nikt łaski nie żąda? — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ftbc4oawzorj71lifhyugp9sr93um3x Strona:Anafielas T. 2.djvu/254 100 1075659 3158713 3126456 2022-08-27T00:09:27Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/255]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/254]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 2.djvu/258 100 1075660 3158717 3126457 2022-08-27T00:09:39Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/259]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/258]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 2.djvu/308 100 1075661 3158768 3126459 2022-08-27T00:12:04Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/309]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/308]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 2.djvu/244 100 1075665 3158703 3151995 2022-08-27T00:08:57Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/245]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/244]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|244}}</noinclude><poem> Ujrzym wschód ziarna na {{kap|Chrystusa}} roli, {{kap|Bóg}} błogosławić będzie, i pozwoli Bogatém pracy dusznéj cieszyć żniwem. Nie walczyć z niemi, lecz się trzeba zbracić, Łagodném słowem zakraść się do duszy. Niechaj zapomną o dniach nieprzyjaźni, Sypmy im dary, pociechę, osłodę. Serc nie nawrócim zemstą i żelazem, Bo z tych, co padną, wyrosną mściciele. Powoli wiarą karmmy dzicz zbłąkaną, Jak {{kap|Jezus}} karmił rzeszę wygłodniałą Chlebem i rybą — pokojem i zgodą. Oślepłe oczy na światłość otworzą! Gotujmy rolę, w którą słowo Boże Padnie i zejdzie, gdy się dni wypełnią. — :Skończył, a Mistrz mu z uśmiéchem odrzecze — — Kapłańskie słowa i mnisze to rady, Lecz niemi, ojcze, nie podbijesz ludu. Mieczem nawracać, strachem trzeba złamać, Połowę wyciąć, aby ochrzcić drugą. Nie na to miecz nam do boku wiązano, Byśmy niewiernych słowy nawracali. Krzyżby nam tylko, kij dano pielgrzymi, Gdybyśmy słowy wiarę szérzyć mieli. — Lecz dość. Wy znacie Króla i Królowę, Co ona myśli, co myśli Mindowe? — — On, Christjan mówił — Jego nikt nie zbada; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mnjq3qc3oy26cxcygvj074h0vo78onu Strona:Anafielas T. 2.djvu/245 100 1075666 3158704 3152001 2022-08-27T00:09:00Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/246]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/245]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|245}}</noinclude><poem> W duszy ma walkę, co mu patrzy z oczu, Ale tajemnic płocho nie wygada. Ku wierze zimny, z szyderskiém spójrzeniem Na tajemnice najświętsze spogląda. Ona — nam sprzyja — ona — zgody żąda, I całą Litwę nawrócićby chciała. Ale cóż może kobiéta u boku Męża, co nie da niewieściemu oku W duszę swą spójrzéć, kierować myślami? — — Dobrze, Mistrz rzecze; gdy ona za nami, Zdrowa twa rada, przyjmę ją, Komturze! — Ostatnia próba, dziś nowe przymierze, Król mi przysięże, nowe nada ziemie; Szerzéj me prawa w téj karcie spisane, I z niemi kiedyś dopomniéć się stanę Wszystkiego kraju, którym Zakon z łaski Jeszcze mu tylko zarządzać pozwala. Jeśli się oprze poganin zuchwały, Pokaże zdradę, i nie ujdzie cały. — :Mówił, gdy szelest na komnaty progu — Wbiegli Bojary od Króla z pokłonem. — Król, pan nasz, rzekli, chce Mistrza odwiedzić. — — W porę! Mistrz szepnął. Czekam u drzwi pana, Wdzięczen za łaskę. — I już ku drzwióm śpieszy, Gdy Mindows w nich się ukazał witając Mistrza skinieniem ręki, a Komtura Głowy schyleniem, Biskupa półsłowem. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> m1xjeanqymy16uyl7rhx9bobm12hlnd Strona:Anafielas T. 2.djvu/246 100 1075667 3158705 3152004 2022-08-27T00:09:04Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/247]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/246]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|246}}</noinclude><poem> Wszedł, a z nim słudzy, lecz skinął, by w dali, U progu jego rozkazów czekali. :Szeptał Mistrz jakieś dzięki za gościnę. — Przestańcie, Mindows rzekł, nie teraz pora Mówić o próżném, gdy ważniejsze czeka — O zwrot zdobyczy prosiłem was wczora; Dzisiaj przyszedłem prośbę mą ponowić. — — Panie! Mistrz rzecze, nie dręcz mnie prośbami, Na które muszę, choć nie chcę, odmawiać. Trojnat swéj głowy niech na karku strzeże, A co postradał, tego nie odbierze. — — Na prośby moje królewskie, — rzekł Mindows. — Na {{kap|Boga}} mego kląłem się, klnę jeszcze, Nie wrócę szczypty z słusznego obłowu. — :A Mindows zamilkł, chodzi po komnacie, Rzekł do Biskupa — Pomożcie mi, ojcze! Wy lepiéj od nich lud litewski znacie: Kto go na sercu obrazi, on długo Krzywdę pamięta, mści się krzywdy swojéj. Także wam trzeba téj drobiny mienia, Takżeście wielkie skarby tam zabrali? — :Nic już Mistrz nie rzekł, lecz pochylił głowę, I milcząc, twarz swą od Króla odwrócił. — I jam, rzekł, z prośbą, ale mię odmową Nie popchniesz, Królu! — słuszna prośba moja. Lat kilka zbiegło naszemu przymierzu; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mog3nqgfwho86l4uqsitwqr1fvrfnr6 Strona:Anafielas T. 2.djvu/247 100 1075668 3158706 3152007 2022-08-27T00:09:07Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/248]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/247]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|247}}</noinclude><poem> Czas, co żre wszystko i wszystko spożywa, Słowa zaciéra, przysięgi rozrywa, Zżarł karty stare i pamięć braterstwa. Trzeba nam sojusz poprzysiądz nanowo; Dawne warunki, dawne tylko słowo, Powtórzyć jeszcze i odnowić z nami. Ojciec nasz, Papież, słał do nas z listami, Rozkazał nowym węzłem związać z wami. Błogosławieństwo swoje ci przesyła, Jako wiernemu synowi Kościoła; Pragnie od syna, ażeby odnowił, Co przy chrzcie przysiągł, bo mu oddał w pieczę Kraje skrzydłami Zakonu objęte. W karcie przymierza kraje nasze stoją, I ten warunek, że gdy {{kap|Bóg}} przeznaczy Umrzéć wam, Królu, bez dziedziców prawych, Zakon twym synem przybranym zostanie. — :Król stał i słuchał, uśmiéch wargi krzywił, Oczy gniew mrużył, dłoń piekło pragnienie Krwi, wojny, boju, zemsty za spodlenie. — Na cóż powtarzać, co się raz przyrzekło? Alboż nie dosyć jest jednéj przysięgi? Krzywoprzysiężców czeka wasze piekło, Wyście to z waszéj czytali mi księgi — Będzież ważniejsze co się dwakroć rzecze? Mistrzu! nasz ojciec z swych dzieci żartuje, On im nie ufa, gdy przysiąg wymaga. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> j41ky5dbhu7nzz67pkgs0o4axengp1a Strona:Anafielas T. 2.djvu/248 100 1075669 3158707 3152010 2022-08-27T00:09:10Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/249]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/248]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|248}}</noinclude><poem> Nasze przymierze niezłamane stoi. Chce je połamać, kto się o nie boi. — :Potrząsnął głową. Mistrz mu — Lecz nie starych, Nowych ja przysiąg domagam się, panie! Lud wasz porzuca raz przyjętą wiarę, Wy do niéj ludu nie zmuszacie swego. Od chrztu już lata bez owocu biegą. Czas zacząć szczepić Chrystusowe słowo. — — Szczepcie, rzekł Mindows z uśmiéchem pokrytym, Dałem swobodę, i dziś jéj nie przeczę. Czegoż wam braknie? Nie dośćże krwi ciecze? Nie leżąż trupy u kościołów proga? Macie ofiary dla swojego {{kap|Boga}}. — — Nie takich ofiar {{kap|Bóg}} nasz, Królu, żąda. — — Nie takich?? Mindows pochwycił złośliwie, Wyścież je sami położyli wczora — Wy znacie lepiéj jakiemi go błagać! Ja, jakem przyrzekł, tak będę pomagać. — — Oto jest karta nowego przymierza — Rzekł Mistrz — pieczęci twéj brak tylko, panie! — — Pieczęci mojéj nie będzie tu nigdy! — — Zrywacie przyjaźń! zakrzyczał Mistrz głośno, Chcecie więc wojny? — {{tab|120}}— Chcę od was spokoju — Mindows odpowié — nie łamię przymierza — Trwa i po dziś dzień, a wyście je sami Kruszyć zaczęli Trojnata grabieżą. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rmh490o4qj6lujzimepommokjubgbd9 Strona:Anafielas T. 2.djvu/249 100 1075670 3158708 3152016 2022-08-27T00:09:12Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/250]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/249]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|249}}</noinclude><poem> Waszych to przysiąg odnowićby trzeba, Ale ich nie chcę, — znam co one ważą! — — Trojnat! wy jeszcze, Królu, za Trojnatem? On ci, czy Zakon milejszym jest bratem? Zakon od ciebie wymaga przymierza — Przysiąż je — albo wojna z tobą, panie! — :A Mindows hardo podniósł dumnéj głowy. — Grozisz mi wojną? Toż to wasza wiara Ogień i wojnę pod gościnną strzechę Rzucać ci każe? Z tém przybyłeś do mnie? — :Mistrz głos i mowę na razie odmienił. — Królu! rzekł słodzéj, ty zmuszasz do wojny, Czemużbo staréj przyjaźni nie wznowić? Mógłżebyś druhóm przymierza odmówić? Sprzyjasz Trojnatu i przestraszasz zdradą, A gdy przymierze przed cię nowe kładą, Odwracasz oczy i serce od niego. Cóż Zakon z takiéj przyjaźni ma wróżyć? Że stary sojusz nie może nam służyć. Nowych potrzeba — Daj pieczęć swą, panie! — A Mindows na to — Wróć Trojnata mienie. — — Poprzysiąż, Królu! — Ty wróć co zabrałeś! — — O! nie, na {{kap|Boga!}} — Więc nie chcę przymierza. — Więc wojna? Królu! — Nie poczynam wojny, Ale gdy Zakon raz w rogi uderzy, Mindows na skórze długo nie zależy. — Rzekł, i za rękę Mistrza w okno wiedzie. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> glzdndc4tka3151mggkphlbqnp3fzxg Strona:Anafielas T. 2.djvu/250 100 1075671 3158709 3152020 2022-08-27T00:09:15Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/251]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/250]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|250}}</noinclude><poem> — Patrzaj na góry dalekie, co w mroku Rannym szarzeją na sinym obłoku, I stoją głowy lasami obrosłe, Spokojnie wiatrem kołysząc porannym. Tak śpi i Litwa, tak Mindows śpi jeszcze; Lecz skinę — z gór tych stosy się zapalą, I z lasów lud się wytoczy w doliny. Skinę, i pożar po Litwie poleci. Wy chcecie wojny — przyjmuję wyzwanie. — :Mistrz się tak śmiałéj nie spodziewał mowy, I znów jął prosić łagodnemi słowy — — Królu! tyś nie jest pogańskim już Xięciem, Tyś syn Papieża, tyś jest brat nasz w wierze; Tobież wojować z nami, z braćmi twemi, Co ci koronę włożyli na głowę, W twe serce wiarę zaszczepili nowę? — — Koronę z głowy, wiarę z serca zrzucę — Rzekł Mindows — pójdę, do swych Bogów wrócę. Wy chcecie wojny, lud mnie mój usłucha, Pójdzie, i cały za Bogi powstanie. — — Któż wojny pragnie? — Mistrz jeszcze odpowié; Zakon pokoju, Zakon chce przymierza, Odnowić przyjaźń, przysięgi odnowić — Miecza on z pochew nie wyjmie na brata, Póki brat gwałtem nie popchnie mu ręki. Pieczęć twa, Królu — pokój — biję czołem. — — Trojnata mienie — Mindows odpowiedział. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cuupctm4qa8yfn5ed9qg6chwssgyvmq Strona:Anafielas T. 2.djvu/275 100 1075683 3158735 3152064 2022-08-27T00:10:29Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/276]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/275]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|275}}</noinclude><poem> Trupy ich krucy z mięsa obdziérają, I ze zwycięztwa naszego się cieszą. — Płock wzięty, Xiążąt sprzymierzonych miasto, Poszło w popioły, załoga pod topor — W połon niewiasty, łupem skarby wielkie. I Prusom mniszym srodze się dostało! O! takiéj uczty dawno nie bywało. — Zakon się zaparł na warownych grodach, Lecz przyjdzie ogień i głód — ich wyduszą. — :Mówił posłaniec, a Mindows radośny Słuchał go, ręce podniósłszy do góry. — Do Marti ucha nie leciały słowa; Ona o syna swojego truchlała, Rękę pośpiesznie Wojsiełkowi dała. — Powstał, a gdy lud płynął do komnaty, On wyszedł z matką, na podwórzec śpieszy. :— Uciekaj! — Marti woła, i w uscisku Chciałaby wstrzymać, a lęka się chwili Utracić jednéj, i sama odpycha. — Uciekaj, synu! powtarza mu zcicha, W lasy bież ciemne przez szlaki tajemne; Ja ojcu twemu na pomstę zostanę — Uciekaj ścieżki, manowcy błędnemi, Bo pogoń pójdzie, bo wyśle za tobą, Kiedy ze swojéj radości ochłonie. — Na głowę jego kładnąc drżące dłonie, — {{kap|Bóg}} Chrześcjan z tobą! rzekła raz ostatni; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> g6ya7h6sy2nsif9qohjjzjrvri44kzv Strona:Anafielas T. 2.djvu/270 100 1075684 3158730 3152059 2022-08-27T00:10:15Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/271]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/270]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|270}}</noinclude><poem> Kajdany tobie, zdrajco, i śmierć tobie! — — Tegożem tutaj idąc się spodziéwał, Rzekł Wojsiełk klęcząc, gdym ojcowski zamek Witał wejrzeniem, witał serca biciem, By mnie tu więzy, sroga śmierć czekała Za to, żem przyszedł z słowami pokoju, Uderzyć czołem tobie ojcze, matko! Wróg mnie nie wysłał, sam szedłem do ciebie, I nie ze zgodą, ojcze, dla Zakonu. — Walcz z niemi, jako ze złemi sąsiady — Lecz na cóż przeciw {{kap|Bogu}} się podnosisz? — — Chrześcjanin na nich, rzekł Mindows, nie pójdę — Z krzyżem na piersi na ich krzyż uderzyć — Litwini Bogów swoich wielkim głosem Wołają, dawnych ofiar i ołtarzy; A ty, posłańcze wroga bezrozumny, Radzisz mi wojnę razem i przymierze — Dopóki Mindows z Zakonem się bratał, Lud się go zaparł — Lud wraca do niego, Bo Mindows do swych dawnych Bogów wrócił. — :— Ojcze! więc wszystko na ziemi utracić, Śmierć ponieść raczéj, niżli zgubić duszę — Nad niebo chrześcjan przenosisz zwycięztwo, I szczęścia chwilę nad raj, wieczność całą! — — Raj wasz niemiecki, — nie chcę tego raju! Gdziebym z Niemcami, Rusią i Lachami </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4bale5mtodqs2j9wzouyzjty325wujs Strona:Anafielas T. 2.djvu/271 100 1075685 3158731 3152060 2022-08-27T00:10:17Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/272]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/271]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|271}}</noinclude><poem> Siedział, nie mogąc podnieść na nich ręki — Mnie ojców moich czeka Ziemia Wschodnia! — :Marti płakała, tuląc twarz swą w dłoni, Wojsiełk opuścił głowę, i znów nogi Ojcu całował, pełzając po ziemi. — Precz zdrajco! słowy ani łzy twojemi Nie wzruszysz mnie już — dość hańby i sromu, Czas podnieść głowę i więzy pokruszyć. — O! dobrze Litwie, dobrze Litwie było, Póki jéj Zakon nie wpił się do boku, Jak wilk do brzucha koniowi się wpija, Dopóki sama, swobodna od morza Do morza dwóma ramiony sięgała — A gdzie stąpiła, ludy podbijała — Przyszli, przynieśli wojny i niewolę! O! ja nie usnę, póki téj gadziny Gniazda nie najdę, nie wybiję dzieci. — Precz ty, kobiéto, z łzami do kądzieli, Precz ty ode mnie, nieposłuszne chłopię! Mindows nie darmo stos wojny zapalił, I krew go chyba krzyżacka ugasi. — :Rzekł, skinął, — weszli Bojary z łykami; Wskazał im syna, wołał — Do ciemnicy Wrzucić posłańca wrogów — Rusi szpiega. — :Wojsiełk słów nie mógł znaleść w ustach drżących, A Marti plącząc ku mężu bieżała. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tulpy6d6oy46x9busub6sv104ivzz30 Strona:Anafielas T. 2.djvu/272 100 1075686 3158732 3152061 2022-08-27T00:10:20Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/273]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/272]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|272}}</noinclude><poem> — Okuj mnie, woła, a puść wolno syna! Czyż nie masz nawet ojcowskich wnętrzności, Czyż tak dopełniasz świętéj gościnności, Gdy krew twa własna pod twój dach się chroni? Mindowe! na twe zaklinam cię Bogi, Każ go rozwiązać. — Nemejas i Peskja Pomszczą na tobie zgwałconéj gościny — U nóg twych leżę — zrób co zechcesz ze mną, Zlituj się — albo wiąż i matkę razem, I dzieci resztę — — {{tab|100}}Stał Mindows i słucha; Brew zmarszczył strasznie — Precz mi z tą kobiétą! — A Marti w więzy kładła ręce swoje, I syna ciałem schudłém zakrywała. Bojary słali odpychać nie śmiejąc. Sam Mindows porwał jéj rękę, odrzucił, I pchnął. Aż z słabéj niewiasty przed chwilą, Co łzy błagała i u nóg leżała, Silna i straszna Litewka powstała. Taką raz piérwszy ujrzał ją Mindowe. W oczach jéj gniewy wybuchłe błyskają, Drżą wargi sine i pięści się wznoszą, Skoczy wilczycą, co szczenięcia broni — I nie prośbami do Mindowsa woła, Nie zniża głowy, nie uchyla czoła. — — Mindowsie! krzyczy — nie tknij go — śmierć tobie, Jeśli Wojsiełka nie puścisz swobodnie — Ja śmierć ci zadam, ja mą własną ręką </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ajigjiifcmms9yychl4bipva422y9pe Strona:Anafielas T. 2.djvu/274 100 1075687 3158734 3152063 2022-08-27T00:10:26Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/275]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/274]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|274}}</noinclude><poem> :Mindows stał słupem — Wtém ze drzwi zdyszany, Włosy splątane, rozczochrana broda, Zbryzgany błotem, z sukniami w nieładzie, Wpada posłaniec z laską w ręku białą, Mówić nie może, zwalił się na ziemię, I ręce tylko do góry podnosi — Zaledwie słowo — Zwycięztwo! — wymówił, Zatrząsł się, na Wschód poglądając, kona. — Tuż za nim drugi z pośpiechem nadbiega, I zamek wielkim krzykiem się rozlega. — Zwycięztwo! Łado! — wołają — O Łado! — — Czyje zwycięztwo? — Mindows posła pyta. Drugi posłaniec temi mówi słowy — — Trojnat, Kunigas, bije czołem tobie — Wysłał trzech gońców od pruskiéj granicy, Z wieścią zwycięztwa i szczęścia życzeniem; Trzydzieści zebrał tysięcy on ludu, I bieżał z niemi kraj Niemców pustoszyć; A kędy przeszedł, ogień z krwią buchały, Gdzie się ukazał, ludy drżąc pierzchały. — Szliśmy Prusami na Czerneńskie włości, Wzięli Orzymów, trupów legły stosy — Kobiéty same zagnano w niewolę, Bo nie zostało dziecię, ni pacholę — A matkóm wrogów rozpróto wnętrzności, Ażeby więcéj synów nie rodziły. — Kościoły chrześcjan popiołami leżą — Kapłani końmi dzikiemi stargani, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> sset9gm92h940snmdf7h9syi4kod22r Strona:Anafielas T. 2.djvu/269 100 1075688 3158729 3152058 2022-08-27T00:10:12Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/270]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/269]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|269}}</noinclude><poem> A matka w swoje chwytając objęcia, Oczy na męża błagając zwracała. — I ty, i syn twój, niepoczciwe plemię, Nie krew litewska, nie moja w nim płynie — Wołał im Mindows. Jam rzucił swe Bogi, Abym dał usnąć Zakonu potędze, Abym dał w siły porosnąć ludowi — Lecz w sercu miałem i mam ich jedynie; Was szał opętał, niemiecka zaraza; Ciebie Rusini przeuczyli w swego. — Biada wam, biada obojgu, z twą matką! — I ku drzwióm podszedł, ode drzwi powrócił, Smerdóm swym kilka słów po drodze rzucił. Milczał, a z gniewu trząsł się jeszcze cały. — Wojsiełk wstał, ojcu pod nogi się wlecze, Całuje, łzami gorącemi zléwa — — Posłuchaj syna, o ojcze mój drogi! O Panie! daj się prośbami ubłagać. {{kap|Bóg}} Chrześcjan {{kap|Bogiem}} prawdy i światłości; Już wiarą Jego objęty świat cały, Aż na granicach Litwy się opiéra, O twoje piersi, ojcze, się rozbija — Daj ją swojemu ludowi, a wieki Imię twe będą błogosławić długie. — — Zdrajco! chcesz bym się dał w ręce Zakonu, Lub w pęta ruskie! Wysłał cię kto pewnie, Abyś Mindowsa rozbroił słowami, Bo drżą sąsiedzi i miecza się boją. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9ki5ncsgxmceo8eyic1uux3lu7adeqc Strona:Anafielas T. 2.djvu/273 100 1075689 3158733 3152062 2022-08-27T00:10:23Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/274]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/273]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|273}}</noinclude><poem> We śnie zabiję, uduszę jak zwierza, Co do kolébki przypełznął dziecięcéj — Śmierć tobie, matki przekleństwo i żony — Krew na twą głowę, zbójco rozjuszony! — Jam słaba — słaby mocnego zwycięża, Żądło gadziny z nóg obala męża. Ja tobie będę żmiją i gadziną, Ja padnę błagać u mojego {{kap|Boga}} Zemsty na ciebie! {{kap|Chrystus}} {{Korekta|nie|mnie}} wysłucha! Ja Bogóm Litwy poniosę ofiary, Ja lud poburzę, ja zbójców zapłacę — Krew dam za śmierć twą, za twe życie — życie! To syn mój Wojsiełk! — Bojary! słyszycie! To jego dziecię, dziecię mych wnętrzności! — On chce je zabić, jak zabił swych braci — I ojca mego — jak was był zaprzedał Rzeźni Zakonu — jak znowu zaprzeda, Jeśli upadnie. — Jego wiążcie, zdrajcę — Wolność wam — skarby! ocalcie mi syna!! — :Wrzał Mindows gniewem, a Bojary stali, Na biédną matkę, na niego patrzali, I syna wiązać pańskiego nie śmieli. — O matko! — Wojsiełk rzecze — niech ja ginę — Ty żyj — dwóch braci pierś twoja osłania — Dla mnie czém życie? Jam się zaparł życia — Jam przysiągł dać je za {{kap|Chrystusa}} wiarę! — Podawał ręce i nastawiał szyję. — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> b3vopovqzxvtt6gquzq1fdt0hvgd82y Strona:Anafielas T. 2.djvu/278 100 1075690 3158738 3152068 2022-08-27T00:10:38Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/279]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/278]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|278}}</noinclude><poem> A Marti w sercu modli się do {{kap|Boga}}, Żeby jéj męki nie dał dożyć srogiéj — Bo słaba, męczarń lęka się i siebie — {{kap|Bóg}} ją wysłuchał — I oto w modlitwie Twarz się promieni, łzy płynąć przestają, Oczy wlepione na niebo patrzają — I radość w nich się nadziemska maluje. Po raz ostatni swe dzieci całuje, I jeszcze łzami swemi błogosławi. Potém krzyż złoty kładzie pod ich głowy, Modli się jeszcze, pada na posłanie, Czując, że z niego więcéj już nie wstanie, Podwakroć zrywa się, oczy podnosi Na dzieci swoje — i upada znowu — Usnęła — spi już snem szczęśliwych ludzi, Z którego nic ją więcéj nie obudzi, Nawet dziecięcia plącz ukochanego. :Usnęła — nad nią niebo się otwiéra, {{kap|Chrystus}} Pan jasne ukazał oblicze, Promienną głowę, Boskie oko swoje, Którego jedno gdzie padnie spójrzenie, Rozbija ciemność i burze uśmierza, I na raj ziemię oschłą z łez przemienia, A wkoło niego archaniołów cztéry Błyszczą uwite w wielki wieniec złoty. Przy boku Matka, co razem na syna I na świat patrzy, i serce swe dzieli </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fuglmy1s90y1dfmytabc44p2otz94j3 Strona:Anafielas T. 2.djvu/277 100 1075691 3158737 3152067 2022-08-27T00:10:35Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/278]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/277]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|277}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XXXV.}} <poem> :{{kap|W rogu}} świetlicy blada lampa świéci, Rzuca blask drżący po nad głowy dzieci — Spią one. Złoty włos ich pomięszany, Spojone usta, rączki na ramiona Wrzucili sobie, i w bratnim uscisku, Snami dusz w kraju wieczności spoczęli. Nad niemi Marti klęczy, i modlitwę Cichą za dzieci do {{kap|Boga}} posyła; A łzy srébrzyste płyną z pod powieki Na głowy synów, na piersi ich białe. :Marti ich Chrześcjan {{kap|Bogu}} poleciła, {{kap|Chrystusa}} matki za niemi prosiła; Ona zna boleść, — sama matką była, Sama po synu, za synem płakała. Czuje zgon blizki; bo Mindows szalony Zwycięztwem Litwy i odstępstwem syna, Srogiemi męki chce probować żony, Ażeby {{kap|Boga}} swego odstąpiła. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> o62n1mz17293lfih3l93nje76n4a9v6 Strona:Anafielas T. 2.djvu/276 100 1075692 3158736 3152066 2022-08-27T00:10:32Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/277]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/276]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|276}}</noinclude><poem> Jedź, synu! — Wojsiełk już na konia skoczył, I wrota minął, i pędził gościńcem; A za nim matki niespokojne oko, Łzami zalane, w ciemności patrzało; I gdy w oddali za nim przetętniało, Kiedy gdzieś zniknął w głębi puszczy ciemnéj, Klękła, i krzyż swój na piersi zwieszony Całując, za nim szlak pusty żegnała. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}}<br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> e4fqwzeed1lyyfoyzro3ej07axvkss7 Strona:Anafielas T. 2.djvu/268 100 1075693 3158728 3152056 2022-08-27T00:10:09Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/269]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/268]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|268}}</noinclude><poem> Syn Kunigasa pójdzie ze swym ludem. — A Wojsiełk na to — Jam świętą przysięgą Życie pokoju wziął na wieki ciche. Nie mnie z orężem iść na wrogów Litwy, Modlić się tylko za was i świat cały. {{kap|Boga}} mojego nie rzucę, bo w sercu Wszczepiona wiara wrosła już głęboko — A kto ją poznał, kto światło niebieskie Ujrzał, ten więcéj w ciemności nie wróci — Kto wziął tę suknię — w grobie jéj nie zrzuci. Jam ciebie, ojcze, szedł za wiarę błagać; Ty ją poznałeś, i tyś ją porzucił, Ku złym się duchóm z modlitwą obrócił, A z sobą ciągniesz lud swój na przepaście. Błagam cię, ojcze, nie gub duszy twojéj, Błagam cię, powróć do Chrystusa {{kap|Boga}}! — :— I po toś przyszedł, byś ojcu twojemu Rady przynosił, rzekł Mindows — starszemu? Po toś w domowe zajrzał znów grodzisko, Byś pamięć dawnéj wojny i sromoty, Złą wróżbę z sobą przyniósł nieszczęśliwy? Ale ty ojca nie znasz jeszcze swego — Z niego masz życie — śmierć możesz mieć z niego. — — Śmierć! wtórzył Wojsiełk; Bóg mój dał mi siłę Śmierci urągać — {{tab|100}}— I urągać ojcu? — Wołał Kunigas, popchnąwszy go nogą. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> epq6vuhqho4chppy5nr9hmndtoolreo Strona:Anafielas T. 2.djvu/267 100 1075694 3158727 3152052 2022-08-27T00:10:06Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/268]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/267]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|267}}</noinclude><poem> I tych niestało; myśmy w sercu naszém Pogrzebli ciebie, opłakali stratę. O! {{kap|Bóg}} to wielki, co cię nam powrócił. Tyś nasz! tyś z nami, abyś nas nie rzucił! — :— Matko! mój ojcze! smutno Wojsiełk powié, Jam nie swój, nie wasz, świat nie dla mnie waszy; Mnich jestem biédny, bez rodu, imienia, Modlitwóm, Bożéj służbie poświęcony. Przyszedłem jeszcze raz w życiu zobaczyć Was, potém znowu powrócę do braci, Do méj izdebki, do mego kościoła, Z których mnie nic już na świat nie wywoła, Bom się przysięgą zobowiązał życie Na Bożéj służbie spędzić, w monastérze. — :— Tyś Chrześcijanin?! krzyknął Mindows w gniewie. Rusin mi syna przerobił na wroga, Ale ty swego musisz rzucić {{kap|Boga}}, Wrócić do dawnych, jak ja powróciłem. — :— Wojsiełku! matka ze łzami przerywa, Zostań przy wierze, nie porzucaj wiary; Dość i za nasze przestępstwa już kary, Niech nad twą głową nie wisi miecz Boży. — :— Milczéć, kobiéto! rzecze Mindows srogo; Ty zrzuć te suknie, weź szłyk, i do boku Oręż przypasuj — idź za mną na wojnę. Cała się Litwa zbieżała do boju, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1u2i5qxt67uhw4r84pdgzd1btg4m3q0 Strona:Anafielas T. 2.djvu/266 100 1075695 3158726 3152051 2022-08-27T00:10:03Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/267]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/266]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|266}}</noinclude><poem> Wchodzi człek jakiś i przed nim poklęka; Pochylił głowę, kędziory jasnemi Po prochu powlókł i pomiótł po ziemi, Potém niebieskie wzniósł na Kniazia oczy, I słowa, milcząc, czekał niespokojny. — Ktoś ty? Kunigas groźno go zapyta, Posłaniec zgody, czy posłaniec wojny? Z sukni Rusina znać! Po co przybyłeś? — :— Czyliżeś nawet nie poznał mnie, Panie! Chłopię mu głosem rozpłakanym rzecze; Czyliś tak bardzo zapomniał o synu, Że ci twarz jego nawet nie przypomni? — :Wykrzyknął Mindows — Wojsiełk!! tyś to? synu — Ręce mu obie na szyję zarzucił, I błogosławiąc w czoło go całował. — Zkąd idziesz? kędy lat przebyłeś tyle? Mów, u ogniska grzéj się domowego! — Krzyknął na sługi — Wtém Marti przypada, Z twarzą spłakaną, bez głosu i blada, I pocznie syna sciskać, błogosławić, Tysiącem pytań narzucać na niego, Tysiącem pieszczot macierzyństwa swego, Długie tęsknoty nagradzając sobie. :— Wojsiełku! rzecze, myśmy cię umarłym Mieli, i nieraz płakali po tobie. Rzadka wieść do nas dobiega od Rusi, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qu003zmbv6p9rml2p1b6yx9mp7j1ci4 Strona:Anafielas T. 2.djvu/265 100 1075696 3158725 3152050 2022-08-27T00:10:00Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/266]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/265]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|265}}</noinclude><poem> I wicher miło w jego uszach szumi, I chmury czarne jak przyjaciół wita. Kruków zaprasza na niemieckie trupy, Wiatry na zgliszcza niemieckiéj stolicy, Puhaczów prosi, by w uszy krzyczały, I z serc odwagę do reszty wygnały. :On słucha, ludu głosami się poi, A czasem piosnkę, co mu lata młode, Co jaką wspomni zwycięztwa przygodę, Kiedy do uszu doleci, uchwyci I sam zanóci — Aż wicher zawyje, I głos mu szumem potężnym pokryje. Wtém gdy wiatr upadł, pogasły ogniska, Tentent się rozległ — Razi jego uszy, I mimowolnie odbija się w duszy. Sam nie wié czemu tentent go przejmuje, Czegoś się lęka, spodziéwa i czeka, Wesołe czoło bez przyczyny chmurzy. :We wrotach głosów kilka się ozwało, W podwórcu kilka kopyt zatętniało, I któś już kroczy do świetlicy proga. — Kto tam? — zakrzyczał Kunigas; sam bieży, Staje i patrzy. {{tab|80}}A w czarnéj odzieży, Z długiemi włosy, młodą jeszcze twarzą, Na któréj złoty mech się wysypywał, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7q9t3nhduvmsalvn9redhjxpq3qw0pz Strona:Anafielas T. 2.djvu/264 100 1075697 3158724 3152049 2022-08-27T00:09:57Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/265]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/264]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|264}}</noinclude><poem> I stada kruków, i wron z drzew wierzchołków Krakały, tuląc pod skrzydłami głowy. :Niebo pochmurne było, i na ziemi Smutno pod nocy skrzydłami czarnemi, Pod wichru Pana rozdąsaném skrzydłem. Menes krokami stąpał powolnemi, Jakby się na wschód chciał jeszcze powrócić, I wpół odbytą pielgrzymkę porzucić. A w zamku gwarnie, szumnie i wesoło; Choć wicher świszczę, choć Pełedy huczą, Wszędzie trzaskają ogniska łuczywa, A każde liczna otacza drużyna. Bóg z miodem z ręku do ręku przechodzi, I piosnka z ust się na usta przenosi. Dawne swe dzieje sobie powiadają, Smolą oszczepy, łuki wyginają. :Palą się ognie w świetlicach zamkowych, W wielkim podwórcu, przed wroty wielkiemi, I za wałami w Żmudzinów obozie, Mięszają blaski ognisk i odgłosy Pieśni i gwarów, wykrzyków i zwady, A wicher szumi, a krucy krakają, A chmury czarną pędzą na wschód zgrają. Mindows wychylił obnażoną głowę, Nadstawia uszu na wrzawy bojowe; One mu milsze niżli głos słowika, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dqsplyjod1conxmi37le1299fq2yqq8 Strona:Anafielas T. 2.djvu/263 100 1075698 3158723 3152048 2022-08-27T00:09:54Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/264]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/263]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|263}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XXXIV.}} <poem> :{{kap|Wieczór}} był; w zamku ognie zajaśniały, A wkoło ognisk lud rozłożył mnogi. Menes pół twarzy wychylił z za chmury, I szedł, powoli wznosząc się do góry. Wiatr od zachodu szumiał w chmurach dziki, Niosąc daleko wojsk zebranych krzyki, Bijąc się piersią o mury zamkowe, Leciał, znów wracał, upadał i wznosił, I świszczał głosy duchów nieziemskiemi. A kiedy ucichł, w puszczy niedalekiéj Ozwał się strasznéj wróżby krzyk Pełedy, Bąk w trzęsawiskach jak strażnik zawołał, Czajka ze gniazda od dzieci spłoszona Krzyknęła biédna macierzyńskim strachem, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0c5dmfa7avqniqoirsgv4x6cdky1xxh Strona:Anafielas T. 2.djvu/262 100 1075699 3158721 3152047 2022-08-27T00:09:50Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/263]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/262]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|262}}</noinclude><poem> Jak sine góry w cztéry strony świata, I ogień widzi, co na wiatru skrzydłach Z płomiennym mieczem leci rozjuszony — A po nim — głucho w Litwie spustoszonéj — Bo matki z dziećmi u piersi małemi Wróg na mogiłach płaczące — poscinał. I stada kruków, jedyni dziedzice, Krzyczą z sowami w szérokiéj pustyni. :Tak Marti marzy, łzami dzieci głowy Zléwa, i łzy swe oddechem gorącym Wysusza, cisnąc do piersi swéj synów — A Mindows z łez się {{Korekta|uraga|urąga}} i strachu, I tysiąc przekleństw usty zwalanemi Rzuca na wiarę wyznawaną wczora. Napróżno u nóg jego Marti leży I błaga męża słowy, co kamienie, Coby wzruszyły zwierzę rozjuszone — On szydzi ostrzéj, najgrawa się srożéj, W kościele uczty Raguta odprawia, A krzyże dzikim konióm do ogonów Powiązać kazał, w lasy puścić z niemi. Tak Mindows srogi mści się na téj wierze Upokorzenia swojego, niewoli I hańby, która dotąd jeszcze boli — </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 66ygb2p5l8jg71lyrjzgm5patpq5v22 Strona:Anafielas T. 2.djvu/261 100 1075700 3158720 3152045 2022-08-27T00:09:47Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/262]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/261]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|261}}</noinclude><poem> I stare z Litwą braterstwo odnowił — Szaleje Mindows z wielkiego wesela; Na zamku wojną zajęte, co żyje, Poseł za posłem, szpieg za szpiegiem goni — Tam lecą dzieccy, tam zbrojne orszaki. Dzień i noc tętni podwórzec zamkowy; Kunigas do snu nie położy głowy, Nie spoczął chwili, sam lud swój zwołuje, Zachęca, karmi, uzbraja i poi Młody staremi i młodą nadzieją. :A Marti płacze w niewieściéj komnacie; Jéj nie tak łatwo nową wiarę rzucić: Ona do serca kobiéty przystała, Z krwią się jéj, myślą, uczuciem zmięszała. Napróżno Mindows śle jéj Wejdalotów, Ona odpycha litewskich kapłanów, Ona krzyż cisnąc na piersi zbolałéj, Modli się jemu. — Małych dzieci dwoje Uczy tajemnie chrześcjańskiéj modlitwy; Sercem przeczuwa ona złe dla Litwy, Ona wie, że {{kap|Bóg}} chrześcjan wielkim {{kap|Bogiem}}, A Zakon Jego tajemnic tlómaczem. Na te do wojny zgotowane tłumy Patrzy, jak na śmierć idących, wyklętych, I widzi we snach — po litewskiéj ziemi Krew, która płynie rzeki czerwonemi, Widzi mogiły trupów, co się wznoszą </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7ft1m1rcoofc0hbqazqa93wuja5o4ep Strona:Anafielas T. 2.djvu/260 100 1075701 3158719 3152044 2022-08-27T00:09:44Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/261]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/260]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|260}}</noinclude><poem> I czoło podniósł, i rozjaśnił oczy, Wesół, nadziei wzrokiem wkoło toczy, A kędy pójrzy, gdzie myślą pobieży, Widzi tłum zbrojny i chmury rycerzy. Naówczas serce harde piersi wzdyma, Ręką po oręż do boku się ima, I woła starych wróżbitów, kapłanów, Stokroć zagląda w wróżby, pyta losów, Słucha wyroczni niepojętych głosów. Nie jedne piersi jeńców już rozbito, A krew z nich strugą płynęła szczęśliwą! :Codziennie posły od Trojnata biegą, Nowiny niosąc od kraju wesołe; Wszędy za wiarę i Bogi lud wstaje, I płyną tłumy, i ciągną się zgraje, Wyją jak wilcy głodni pośród nocy, Krzycząc, aby ich na Niemca prowadzić. Od morza brzegów tajne Kurów posły, Poddaństwa znamię, wieść buntu przyniosły Z na śmierć gotowych Podlasia Jaćwieży. Zarosły Junda do Mindowsa bieży; Ze Żmudzi sławnéj czcią dla starych Bogów, Tłum się już straszny przyciągnął dla wrogów, I podle zamku położył obozem. Wre całe państwo, wrą Prusy rwąc więzy, Które im Zakon na szyję narzucił — Prusak do dawnych Bogów już powrócił, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6ihcrlg6j95v3g7wzzzusq1ecml3l24 Strona:Anafielas T. 2.djvu/251 100 1075702 3158710 3152022 2022-08-27T00:09:18Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/252]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/251]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|251}}</noinclude><poem> — To wróg nasz, jego śmierć okrutna czeka, A Zakon dotąd dla poprawy zwleka! — — Więc nie przymierza, ale wojny chcecie, I wasz {{kap|Bóg}} widzi — wy w wojnę ciągniecie! — — Słowo, Mistrz rzecze — rozważcie, o Królu! Złamane dawne przysięgi, przymierze — Cały świat Chrześcjan na odstępcę spadnie, Ruś pójdzie z nami. — Pomnij rok, gdy z dary Przysłałeś posły, prosząc drużby naszéj — Ten rok powróci, i znowu na Litwę Tłumy się z krzyżem i mieczem potoczą. Tyś jeden — Trojnat Żmudzią nie zawłada; Zakon ją ochrzcił i w swych ręku trzyma — Tyś jeden, tobie przymierzeńców niéma, A w twoich druhach jest zawiść i zdrada — My jedni wierni i do końca twoi. — Czas jeszcze, Królu! Gdy ten próg przestąpię, Już po nim będzie — Pomnij na swe dzieci; Z twéj głowy, z ich głów korona upadnie — Silniejszy naszéj nie sprostałeś sile; Dziś, gdy w mym ręku twoich krajów tyle — — :A Mindows szydząc jął Mistrza prześmiéwać — — Kraj wasz na karcie spisany — na ziemi W moich jest ręku — wam imię, mnie ludzie — W sercach się jeszcze dawna wiara tleje; Za nią, gdy skinę, wnet wszyscy polecą — I Prusów wzruszę, gdy wyciągnę dłonie, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0d0nn2xobci8c6aek866kg14gj0apjs Strona:Anafielas T. 2.djvu/252 100 1075703 3158711 3152023 2022-08-27T00:09:21Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/253]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/252]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|252}}</noinclude><poem> I Kurów z dymnych wywołam szałasów. Grody są wasze. — W zamkach otoczeni Będziecie pastwą głodu i płomieni!! — :Mistrz umilkł, groźnie marszczył czoło dumne, A Christjan przykląkł, całując kraj szaty, I błagał Króla pokornemi słowy — — Miałżebyś, panie, gubić duszę twoją — Odstąpić {{kap|Boga}} prawego na wieki? — Łaskaw dla pogan, co nie znają wiary, {{kap|Bóg}} nasz odsyła po śmierci w te kraje, Gdzie niéma srogiéj męki i katuszy — Ale on ciężki dla odstępców duszy — Strasznie przez całą wieczność ich pokarze! — :— Dość, ojcze! — Mindows — słyszałem sto razy; Nie chcę ja waszéj odstępować wiary, Wy sami chcecie i wojny i zdrady — Czyliż nie trzymam przysięgi — z sąsiady? Kraje nachodzę, które w drużbie żyją? — Wziąłemże własność, zniszczyłem włość czyją? — A wy — {{tab|30}}— Nie kończcie, Królu, Mistrz zawoła. Raz jeszcze proszę — chcecie drużby naszéj? Wojna czy pokój? — {{tab|120}}— Wojna mnie nie straszy — I ja was pytam, drużby czyli boju Chcecie ode mnie? — {{tab|120}}— Przymierza, pokoju! </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9n9aaczbx2a0xmee6q8q07algzxyboh Strona:Anafielas T. 2.djvu/253 100 1075704 3158712 3152028 2022-08-27T00:09:24Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/254]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/253]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|253}}</noinclude><poem> Oto list, pieczęć każ przywiesić, panie! — — Trojnata własność — {{tab|130}}— Nigdy! — {{tab|190}}— A więc wojna! Wojna! — I Mindows ku drzwióm się obrócił, Skinął na sługi — Niech zapalą stosy! — Krzyknął. I dymy wzniosły się do góry, Płomień wystrzelił nad zamkowe wieże, A sto płomieni z gór mu okolicznych Żółtemi głowy wnet odpowiedziało. — :— Wojna! — lud jednym odezwał się głosem; A posły, niosąc żagiew zapaloną, W dziewięć pokoleń Litwy się rozbiegli — Za niemi radość, krzyki i wesele, Jakiemi dawno kraj się nie rozlegał; Za niemi tłumy, wyrastając z ziemi, Biegły z łukami, oszczepy, procami; Starce i dzieci, i niewiasty słabe, Co żyło, Numy rzucając otworem, Pod gród Mindowsa tłumnie się cisnęło. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 06f0fcw933tuipby54i0uut4s7uago4 Strona:Anafielas T. 2.djvu/255 100 1075705 3158714 3152030 2022-08-27T00:09:30Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/256]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/255]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|255}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XXXII.}} <poem> :{{kap|Milcząc}}, z ponurą, gniewliwą i bladą Twarzą Krzyżacy od Mindowsa jadą; Patrzą na stosy, a w sercu ich płonie Taki sam ogień, krwawych bojów chciwy. Przez ciemne lasy, krętemi szlakami, Ciągną noc i dzień do Marij-grodu. Za niemi goni krzyk ludu radośny, Jak ptasząt śpiéwy, wróżby młodéj wiosny. Za niemi gonią wojennego tłumu Gwary zapału, nienawiści krzyki, I przekleństw tyle, ile na ich głowie Włosów jest, ile w morzu kropel wody. :Wesołą Litwę rzucili za sobą, Włości żmudzkiemi jechali do domu. — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> p97zy5pgnksu0d256esiau3cirwgrf4 Strona:Anafielas T. 2.djvu/256 100 1075706 3158715 3152034 2022-08-27T00:09:33Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/257]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/256]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|256}}</noinclude><poem> Lecz Żmudzi starsza siostra wyciągnęła Rękę, Żemajtys na nogi powstała, Oczy przetarła i pieśni wtóruje. :Mistrz szarpie płaszcz swój i bije się w czoło, I mścić odgraża ogniem i mieczami. Już w Prus granice wstąpili — o trwogo! I tu wzburzony lud, zamki się palą, Biją ofiary przy ogniach kupami, Ludzie ze śpiéwy cisną się staremi, I Bogów dawnych czcząc, czołem im biją. Już zakopanych dobyli bałwanów, Wśród dróg na słupach stoją znów, i twarzą Czarną Krzyżaków sile urągają. :Ujrzawszy Mistrza lud nie bije czołem, Ani się ciśnie całować strzemienia, Podnosi pałki, dosiada swych koni, I długo wrzeszcząc męczy się w pogoni. :Mistrz blady, dwakroć zwraca się, Komtura Rada wejrzeniem, skarży mu się wzrokiem; A wszyscy milczą, jadą, bo gniew taki Nie da się w słowa zamknąć, wydać mową. — :Litwa zerwała z Zakonem przymierze, Krzyże zwalone na sąsiedniéj Żmudzi; Jeszcze raz Prusy, na głos pobratymców, Wiarę już dawniéj wszczepioną rzucili! </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6ho91kuziacvd6okbzbmfzgctcxwy9s Strona:Anafielas T. 2.djvu/257 100 1075707 3158716 3152038 2022-08-27T00:09:36Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/258]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/257]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|257}}</noinclude><poem> Nim Mistrz dojechał do swojéj stolicy, Dwóch posłów biegło spotkać go z wieściami; A jakie wieści!! — Kuroni się wznoszą, Liwoni bratnie posłyszeli głosy, Ognie domowe zgasili, szłyk wzięli, Ciągną za braćmi, za ojców swych Bogi. Jaćwieżska ziemia śpiéwem się rozlega, Pieśnią radości, wieszczbami zwycięztwa. Pieśń jak dészcz w maju na ziemię upada, I rosną męże pod kroplmi żyznemi. Zda się, że w puszczy każdy dąb ich rodzi, Że w polu z każdéj powstają mogiły, Że z chat po dziesięć z pod strzechy wychodzi. A w każdym mężu za dziesięciu siły. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qs3nug76ypjubygjg5a0rvh0nc4sxjf Strona:Anafielas T. 2.djvu/259 100 1075708 3158718 3152041 2022-08-27T00:09:41Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/260]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/259]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|259}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XXXIII.}} <poem> :{{kap|Widziałeś}} kiedy, gdy bociany młode Z gniazda się po raz piérwszy porywają, I wkoło niego nieśmiałe latają; A stary ojciec pogląda za niemi, Oczyma dzieci przeprowadza swoje? — Tak Mindows patrzy z nowogródzkiéj wieży Na lud, co zewsząd w bój z wrogami bieży. Jeszcze on nie wdział szłyka, i do boku Miecza Ryngolda nie przypasał jeszcze, — Czeka i patrzy, a serce mu w piersi Skacze, jak ptaszę, co ze szpon sokoła, Długo dręczone, wyrwać się podoła. Nie ten już Mindows, który u ogniska Lat tyle milcząc ponury przesiedział; Barki schylone wzniósł, jak się po burzy Chylony wiatrem dąb znowu odgina, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> oy93tl8fy770djcixni1ri61suxdjaf Strona:Anafielas T. 2.djvu/284 100 1075709 3158744 3152074 2022-08-27T00:10:54Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/285]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/284]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|284}}</noinclude><poem> Zerwał się, bieży do świetlicy dzieci, I szybko podniósł ode drzwi zasłonę — Spójrzał i stanął, a oczy zdziwione Słupem się wryły — Nie postąpił krokiem, Nie wyrzekł słowa długo. — Cóż zobaczył? — Królewską kądziel w ręku białogłowy, U stóp jéj dwoje bawiących się dzieci. — Ona śpiéwała — Piosnka tak wesoła, Dawno od zamku ścian się nie odbiła; Ona śpiéwała, i w swém śpiéwie cała Kędyś pieśniami w kraj pieśni uciekła. :I Mindows patrzał. Nie Marti to z grobu Powstała młodszą, bo nie Marti lice; Twarz jéj weselsza, ognistsze źrenice. I głos nie Marti Królowéj, a przecie Inna, a tamtéj podobna; tak kwiaty, Na jednéj oba kwitnące łodydze, Jednéj są barwy, woni, choć ich lica Nie jedne obu. — Zamężna? dziewica? — Kto ona? — myślał, i postąpi ku niéj. Naówczas z ławy zerwie się kobiéta, Uciekać pocznie — On goni i pyta — — Ktoś ty? — odpowiedz. — Nie służebna moja? Nie z dworu mego, obca, znać ze stroju, Ruskie to szaty. — Ktoś ty, i zkąd tutaj? — Klękła kobiéta, i podniósłszy oczy, Mówić mu zacznie — Przebacz, Kunigasie! </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jz65mz2kzbipzulfw41j1162n82kqbo Strona:Anafielas T. 2.djvu/279 100 1075710 3158739 3152069 2022-08-27T00:10:41Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/280]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/279]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|279}}</noinclude><poem> Miłością {{kap|Boga}} i miłością ludzi; Niebieską, białą osłoniona szatą. U stóp Jéj czarny trup węża zgnieciony, Na czole wieniec z siedmiu gwiazd spleciony; Z serca Jéj promień na ziemię upada, Promień miłości, co objął świat cały, I na Jéj syna odbił się obliczu. — I widzi Marti niebieską krainę, Widzi jak z niebiós po złotym promieniu Anioł się śmierci spuszcza nad jéj łoże, Nie straszny potwór, co życie wydziéra, Z kośćmi suchemi i wygasłém okiem, Biały to poseł szczęśliwéj wieczności, W szacie ze światła, z gałęzią zieloną Pokoju, szczęścia! — z złotemi skrzydłami — Na jego ustach uśmiéch się kołysze, W oczach łza błyszczy, na wpół łza wesela, Wpół łza litości — Nią płacze po stracie, Z temi, z któremi zmarły się rozdziela. :O! jak łagodnie przymyka powieki, Jak lekko duszę na ręce przyjmuje, Żadna tak matka dziecięcia nie tuli; I jak ją pieści, gdy z nią w niebo leci! — Oto u łoża Marti w głowach staje, Czeka jéj duszy — Już w jego objęciu, I białą szatą otulił już drżącą — Leci z nią — Marti pół w niebie, a jeszcze </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> d8srzdoox5t3w0y2engvf6q364q9zhv Strona:Anafielas T. 2.djvu/280 100 1075711 3158740 3152070 2022-08-27T00:10:43Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/281]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/280]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|280}}</noinclude><poem> Dwakroć od nieba za dziećmi swojemi Duszą się matki zwróciła ku ziemi. :Rankiem wszedł Mindows do żony świetlicy, Z nim dwóch Ewarte i dwóch Wejdalotów, Słudzy, siepacze za niemi cisnęli — I stali w progu, iść daléj nie śmieli. Marti leżała blada na pościeli, Ale ust tchnienie już nie poruszało, Życia na licu, w rumieńcu nie było, I piersi wpadłych oddech nie podnosił. Złożone ręce, zamknięte powieki — Weszli, a hałas nie zbudził uśpionéj — Tylko się dzieci porwały z posłania, I dwóma głosy matki zawołały. :Mindows stał nad nią niemy i wybladły, Trup żywy jeszcze nad nieżywym trupem. — — Umarła! — krzyknął, i zamilkł ponuro, Aż płacz dziecięcy zdrętwiałego zbudził. — Na konia! woła, na wrogi, za wiarę! — Leci w podwórzec zjadły, bez pamięci, — Na koń! na wojnę, na Mnichy, na Lachy! — Wypadł najpiérwszy, za nim tłum się goni, I całe wojsko z pod zamku się rusza, Rozwija, wielkim boju krzyczy głosem, W ślad bieżąc, kędy podkowy ztotemi, Koń jego drogę wybija przed niemi. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 57ca5pu5t2j99fafvq42ar2samlohet Strona:Anafielas T. 2.djvu/281 100 1075712 3158741 3152071 2022-08-27T00:10:46Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/282]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/281]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|281}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XXXVI.}} <poem> :{{kap|Biada}} téj ziemi, w którą koń Mindowsa Bieży, za sobą wiodąc ludu tłumy; Bo kędy czarną powieje on grzywą, Sypie z niéj iskry, i sioła goreją; Kędy on parsknie, mór nozdrzami bucha, Ludzie padają, zwierz rycząc ucieka — I pusto, ani ujrzysz w siołach człeka, Ani bydlęcia w spokojnéj zagrodzie, Ani kłosami wyzłoconych łanów. Tylko szlakami leżą trupów stosy, I pędzą stada bydląt, niewolnika; I słychać pieśni zwycięzkiéj odgłosy, Jak się z płaczliwą zwyciężonych mięsza. :Mindows na Lublin goni lacką ziemią, Drewniany zamek oblega płomieniem; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> q62kafd64o2a0jkzoywk6g0bydhwgtc Strona:Anafielas T. 2.djvu/282 100 1075713 3158742 3152072 2022-08-27T00:10:49Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/283]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/282]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|282}}</noinclude><poem> Wpadł, zniszczył, wrócił z łupem i jeńcami. Danjel Halicki w ślad za nim się goni, I zgliszcza puste osadza swojemi. Łupy Mindowsu, Danjelowi kraje. Zaledwie wrócił w nowogródzki zamek, Połockie posły czołem biją jemu, Proszą na wojnę przeciw Smoleńskiemu. Mindows chorągiew trzechtwarzą rozwija, Leci na Smoleńsk, pustoszy krainę, A powróciwszy, zastał Tatar doma. Więc na Talary gna z ludem, i z granic Wypchnął najezdców i zatrzasnął wrota. Nie śmié wróg napaść — Mindowsa poznali: Ręka spoczęła i siły nabrała; Na kogo wzniesie ją, nie ujdzie cało. :Zaledwie zima pochody strzymała, Ale wre w sercu żądza niezgaszona, Pragnie krwi jeszcze; długo wojnę zwlekał, Bezczynny leżał, na to święto czekał. Teraz nie łatwo zrzuci szłyka z czoła, I do sąsiadów o pokój zawoła. :Wrócił na zamek, spójrzał po świetlicach. Naprzeciw ojcu wyszło dzieci dwoje, Same, i niéma komu wieść za rękę. Pusto na zamku, pusto! Jeszcze słychać Pogrzebu wonie; w niewieściéj komnacie </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> crhs6r7ucmedjpw65e099ul6hyv1ue2 Strona:Anafielas T. 2.djvu/283 100 1075714 3158743 3152073 2022-08-27T00:10:52Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/284]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/283]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|283}}</noinclude><poem> Sprzęty jak dawniéj rozrzucone leżą: Kądziel zerwana, krośna niedotkane, Rąbki nie całkiem kraśną nicią szyte; Jak gdyby Marti wyszła w sad za rutą, Jakby za różą wyszła w las zielony, Jakby ze sługi na łąkę wybiegła, Lub płócien swoich bielących się strzegła. :Mindows dziesięćkroć do świetlicy wkroczył, Jak gdyby szukał czegoś; a gdy zoczył Krośna milczące, kądziele porwane, I rąbki białe kurzawą zwalane, Wrócił znów, siedział u ogniska długo, Wysyłał patrzéć pogody na dworze, Czy z wojskiem swojém już w pole wyjść może? A zawsze sługa odpowiadał — Panie! Zawieje kręcą śniegami białemi, Że ani nieba, ani widać ziemi. — Znowu Kunigas usiadał na skórze, Na ogień patrzył, to po zamku kroczył, I błędnym wzrokiem aż do komnat toczył, W których Królowę zdał się widziéć jeszcze. :Raz wieczór szumiał śnieżystą zawieją, W ognisku węgle niedogasłe tlały; Mindows gdzieś myślą uciekł w dawne boje, Pamięcią wojny znów odbywał swoje, Gdy w ucho jego — pieśń kobiéca wleci — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pvuuqr3s2a35mn4tn2qfndokht09lnc Strona:Anafielas T. 2.djvu/285 100 1075716 3158745 3152077 2022-08-27T00:10:57Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/286]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/285]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|285}}</noinclude><poem> Jam siostra Marti cioteczna, na pogrzeb Zjechałam tutaj, bo nie było komu Xiążęcéj żonie płakać na pogrzebie; Przybyłam, żal mi sierot było rzucić, I od dnia do dnia odkładam powrócić. A tam mąż czeka i gniewa się może! — Jutro ztąd jadę, dziś wieczór ostatni, {{Korekta|Chciałem|Chciałam}} się dziećmi méj siostry nacieszyć. — :— Po cóż od sierot, rzekł Mindows, się śpieszyć? Czy na xiążęcym zamku źle wam może, Małe wam izby, niewygodne łoże? Lub sług wam mało, nudno saméj jednéj? — — O! nie, nie źle mi! — lecz nudno za swemi, Doumand sam został, i nie wojny pora, On u ogniska siedzi, niéma komu Pieśnią lub słowem dum rozerwać smutnych. — — Doumand, rzekł Mindows z szyderskim uśmiechem, Znajdzie pociechę, zapomni o stracie; Wam gdy tu dobrze, zostańcie przy bracie. — I siadł u ognia, skazał Doumandowéj Kądziel rzuconą i piosnkę przerwaną Kończyć. — Kobiéta długo się wzdragała; Uciekać myśli, jednak nie ucieka, I twarz odwraca, a patrzy z pod oka, Dąsa się niby, usta w uśmiéch strojąc. Aż wpół ją porwał Mindows i posadził, I kazał śpiéwać — Ona milczy jeszcze, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ss42i2a10lx4holchujpl7i2e0o2q91 Strona:Anafielas T. 2.djvu/286 100 1075717 3158746 3152080 2022-08-27T00:11:00Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/287]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/286]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|286}}</noinclude><poem> Nić długą ciągnie, białą ręką zwija, To spuści oczy, to wzniesie na niego. A tak jéj wdzięcznie zawstydzonéj, gniewnéj, Że Mindows patrzy wciąż na Doumandowę, Zapomniał piosnki i oczy w nią wlepił. Aż dzieci poczną cóś bełkotać do niéj, I ona ku nim rumianą twarz skłoni, Pieści się z niemi, na kolana bierze, Włos złoty głaszcze i całuje w czoło. Kunigas patrzy — Trzeba dziecióm matki, Trzeba mnie żony — niech im matką będzie, A dla mnie żoną. — Wstał, po izbie kroczy. — Zostaniesz tutaj, rzekł jéj; do Doumanda Gońca ślę jutro, by ciebie nie czekał. — Wyszedł, i zaraz szlakiem ruskim bieży Spudo z podarki w xiążęcą stolicę. Nazajutrz Xiężna topi we łzach lice. — Pozwól mi jechać, do swoich powrócić! — Mindows się śmiéje — Alboż źle ci ze mną? Pozostań tutaj — Dziś w nocy duch Marti Nad łożem mojém ukazał się biały, I mówił do mnie, bym cię wziął za żonę; A jak duch kazał, ja zrobię, na Bogi! — :Za dwa dni Xiężnie łezka znowu z oczu Wytrysła biała, i prosi Mindowsa — — Puść mnie do męża, odpuść mnie do domu; Po moich smutno, i mąż mnie przeklina. — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8ymvs0pm0jiychbzbwpfymmu4rsa5bu Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/1026 100 1075765 3158863 3151342 2022-08-27T08:31:20Z Draco flavus 2058 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude>{{SpisPozycja|nodots|page=''Str.''|width=16em}} <section begin="spis"/> {{EO SpisRzeczy|Anglesey|3=851}} {{EO SpisRzeczy|Anglesey (Henryk)|{{tab}}–{{tab}}(Henryk).}} {{EO SpisRzeczy|Anglez|3=852}} {{EO SpisRzeczy|Anglezyt}} {{EO SpisRzeczy|Anglija}} {{EO SpisRzeczy|Anglija Nowa|{{tab}}–{{tab}}Nowa.|871}} {{EO SpisRzeczy|Anglikański Kościół}} {{EO SpisRzeczy|Anglizowanie|3=878}} {{EO SpisRzeczy|Anglomanija}} {{EO SpisRzeczy|Anglosaxoni}} {{EO SpisRzeczy|Anglosaxoński język i literatura|{{Kor|Anglosaxoński język i literatura.|Anglosaxoński język i literatura.}}|879}} {{EO SpisRzeczy|Angola|3=880}} {{EO SpisRzeczy|Angola miasto|{{tab}}–{{tab}}miasto.}} {{EO SpisRzeczy|Angor}} {{EO SpisRzeczy|Angora}} {{EO SpisRzeczy|Angorska koza|3=881}} {{EO SpisRzeczy|Angorska wełna|{{tab}}–{{tab}}wełna.}} {{EO SpisRzeczy|Angostura}} {{EO SpisRzeczy|Angot|3=882}} {{EO SpisRzeczy|Angoulême}} {{EO SpisRzeczy|Angoulême (Ludwik)|{{tab}}–{{tab}}(Ludwik)}} {{EO SpisRzeczy|Angoumois|3=883}} {{EO SpisRzeczy|Angoxa}} {{EO SpisRzeczy|Angra}} {{EO SpisRzeczy|Angrab}} {{EO SpisRzeczy|Angriwaryjowie}} {{EO SpisRzeczy|Anguier}} {{EO SpisRzeczy|Angurek|3=884}} {{EO SpisRzeczy|Anguola}} {{EO SpisRzeczy|Angusticlave}} {{EO SpisRzeczy|Angustura}} {{EO SpisRzeczy|Anhalt|3=885}} {{EO SpisRzeczy|Anhalt (Historyja)|{{tab}}–{{tab}}(Historyja).}} {{EO SpisRzeczy|Anhinga|3=887}} {{EO SpisRzeczy|Anhydryt}} {{EO SpisRzeczy|Ani}} {{EO SpisRzeczy|Anicet (święty)}} {{EO SpisRzeczy|Anich|3=888}} {{EO SpisRzeczy|Aniela (błogosławiona)}} {{EO SpisRzeczy|Aniela Merici|{{tab}}–{{tab}}Merici.}} {{EO SpisRzeczy|Anielska Dolina}} {{EO SpisRzeczy|Anielski doktór|Anielski {{Kor|doktor.|doktór.}}}} {{EO SpisRzeczy|Anielski proszek|{{tab}}–{{tab}}proszek.}} {{EO SpisRzeczy|Anielskie pozdrowienie}} {{EO SpisRzeczy|Anik}} {{EO SpisRzeczy|Anika}} {{EO SpisRzeczy|Anilina}} {{EO SpisRzeczy|Anilleros|3=889}} {{EO SpisRzeczy|Animalizacyja}} {{EO SpisRzeczy|Animalkuliści}} {{EO SpisRzeczy|Anime}} {{EO SpisRzeczy|Animelle|3=890}} {{EO SpisRzeczy|Animizm}} {{EO SpisRzeczy|Animować}} {{EO SpisRzeczy|Animozyja}} {{EO SpisRzeczy|Animusz}} {{EO SpisRzeczy|Anio|3=891}} {{EO SpisRzeczy|Anioł, Aniołowie}} {{EO SpisRzeczy|Anioł Pański|3=894}} {{EO SpisRzeczy|Anioł Stróż|{{tab}}–{{tab}}Stróż.|894}} {{EO SpisRzeczy|Anioł biskup|{{tab}}–{{tab}}biskup.}} {{EO SpisRzeczy|Anioł zakonnik|{{tab}}–{{tab}}zakonnik.|895}} {{EO SpisRzeczy|Anioł Marcin|{{tab}}–{{tab}}Marcin.}} {{EO SpisRzeczy|Anioł od ś. Teressy|{{tab}}–{{tab}}od ś. Teressy}} {{EO SpisRzeczy|Anioł morski|{{tab}}–{{tab}}morski,}} {{EO SpisRzeczy|Anisodon}} {{EO SpisRzeczy|Anisson Duperron}} {{EO SpisRzeczy|Anisson (Jan)|{{tab}}–{{tab}}(Jan).}} {{EO SpisRzeczy|Anisson-Duperron (Stefan)|{{tab}}–{{tab}}(Stefan).}} {{EO SpisRzeczy|Anisson-Duperron (Alexander)|{{tab}}–{{tab}}(Alexander)|896}} {{EO SpisRzeczy|Aniwa}} {{EO SpisRzeczy|Aniwersant}} {{EO SpisRzeczy|Aniwersarz}} {{EO SpisRzeczy|Anizocykl}} {{EO SpisRzeczy|Anjou}} {{EO SpisRzeczy|Anjou (Franciszek ks.)|{{tab}}–{{tab}}(Franciszek ks.).|896}} {{EO SpisRzeczy|Ankarek}} {{EO SpisRzeczy|Ankarström}} {{EO SpisRzeczy|Ankeryt}} {{EO SpisRzeczy|Ankiewicz (Marcin X.)}} {{EO SpisRzeczy|Ankiewicz (Julijan)|{{tab}}–{{tab}}(Julijan).}} {{EO SpisRzeczy|Ankier|3=898}} {{EO SpisRzeczy|Ankona}} {{EO SpisRzeczy|Ankry}} {{EO SpisRzeczy|Ankudinów|{{Kor|Ankudinow.|Ankudinów.}}|899}} {{EO SpisRzeczy|Ankudowicz|3=900}} {{EO SpisRzeczy|Ankus Marcyjusz}} {{EO SpisRzeczy|Ankwiczowie}} {{EO SpisRzeczy|Ankwicz}} {{EO SpisRzeczy|Ankwicz (Stanisław)|{{tab}}–{{tab}}(Stanisław).}} {{EO SpisRzeczy|Ankwicz (Józef)|{{tab}}–{{tab}}(Józef)|991}} {{EO SpisRzeczy|Ankwicz (Andrzej)|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|(Andrzéj).|(Andrzej).}}}} {{EO SpisRzeczy|Ankylosis|3=902}} {{EO SpisRzeczy|Anna żona Elkana|3=903}} {{EO SpisRzeczy|Anna żona Tobijasza|{{tab}}–{{tab}}–{{tab}}Tobijasza.}} {{EO SpisRzeczy|Anna córka Fanuela|{{tab}}–{{tab}}córka Fanuela.}} {{EO SpisRzeczy|Anna (święta)|{{tab}}–{{tab}}(święta).}} {{EO SpisRzeczy|Anna Perenna|{{tab}}–{{tab}}Perenna.}} {{EO SpisRzeczy|Anna Austryjaczka|{{tab}}–{{tab}}Austryjaczka.|904}} {{EO SpisRzeczy|Anna Bretońska|{{tab}}–{{tab}}Bretońska.}} {{EO SpisRzeczy|Anna Boleyn|{{tab}}–{{tab}}Boleyn.|905}} {{EO SpisRzeczy|Anna Komnena|{{tab}}–{{tab}}Komnena.}} {{EO SpisRzeczy|Anna Stuart|{{tab}}–{{tab}}Stuart.}} {{EO SpisRzeczy|Anna c. Przemysława|{{tab}}–{{tab}}c. Przemysława.}} {{EO SpisRzeczy|Anna c. Bolesława Łys.|{{tab}}–{{tab}}c. Bolesława Łys.|906}} {{EO SpisRzeczy|Anna c. Bolesława Poboż.|{{tab}}–{{tab}}c.{{tab}}–{{tab}}Poboż.}} {{EO SpisRzeczy|Anna c. Przemysława III|{{tab}}–{{tab}}c. Przemysława III.}} {{EO SpisRzeczy|Anna c. Henryka II|{{tab}}–{{tab}}c. Henryka II.}} {{EO SpisRzeczy|Anna c. Wacława|{{tab}}–{{tab}}c. Wacława}} {{EO SpisRzeczy|Anna c. Kiejstuta|{{tab}}–{{tab}}c. Kiejstuta.}} {{EO SpisRzeczy|Anna Aldona|{{tab}}–{{tab}}Aldona.}} {{EO SpisRzeczy|Anna c. Kazimierza W.|{{tab}}–{{tab}}c. Kazimierza W.}} {{EO SpisRzeczy|Anna ks. mazowiecka|{{tab}}–{{tab}}ks. mazowiecka.}} {{EO SpisRzeczy|Anna Cyllejska|{{tab}}–{{tab}}Cyllejska.|907}} {{EO SpisRzeczy|Anna Witoldowa|{{tab}}–{{tab}}Witoldowa.|908}} {{EO SpisRzeczy|Anna ż. Świdrygiełły|{{tab}}–{{tab}}ż. Świdrygiełły.|909}} {{EO SpisRzeczy|Anna Konradówna|{{tab}}–{{tab}}Konradówna.}} {{EO SpisRzeczy|Anna ks. mazowiecka|{{tab}}–{{tab}}ks. mazowiecka.|910}} {{EO SpisRzeczy|Anna c. Kazimierza Jag.|{{tab}}–{{tab}}c. Kazimierza Jag.}} {{EO SpisRzeczy|Anna c. Mikołaja Radziw.|{{tab}}–{{tab}}c. Mikołaja Radziw.}} {{EO SpisRzeczy|Anna c. Konrada II|{{tab}}–{{tab}}c. Konrada II.|912}} {{EO SpisRzeczy|Anna de Foix|{{tab}}–{{tab}}de Foix.}} {{EO SpisRzeczy|Anna c. Władysława Jag.|{{tab}}–{{tab}}c. Władysława Jag.}} {{EO SpisRzeczy|Anna c. Zygmunta Star.|{{tab}}–{{tab}}c. Zygmunta Star.|913}} {{EO SpisRzeczy|Anna Rakuska|{{tab}}–{{tab}}Rakuska.}} {{EO SpisRzeczy|Anna Jagiellonka|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|Jagiellońka.|Jagiellonka.}}}} {{EO SpisRzeczy|Anna Rakuska ż. Zyg. III|{{tab}}–{{tab}}Rakuska ż. Zyg. III.|916}} {{EO SpisRzeczy|Anna król. szwedzka|{{tab}}–{{tab}}król. {{Kor|szwecka.|szwedzka.}}|918}} {{EO SpisRzeczy|Anna Katarzyna|{{tab}}–{{tab}}Katarzyna.|919}} {{EO SpisRzeczy|Anna Iwanowna|{{tab}}–{{tab}}Iwanowna.|921}} {{EO SpisRzeczy|Anna Piotrówna|{{tab}}–{{tab}}Piotrówna.|922}} {{EO SpisRzeczy|Anna Leopoldówna|{{tab}}–{{tab}}Leopoldówna.}} {{EO SpisRzeczy|Anna Krakowianka|{{tab}}–{{tab}}Krakowianka.}} {{EO SpisRzeczy|Anna moneta srebrna|{{tab}}–{{tab}}moneta {{Kor|śrebrna.|srebrna.}}}} {{EO SpisRzeczy|Annaberg}} {{EO SpisRzeczy|Annales|3=923}} {{EO SpisRzeczy|Annalista}} {{EO SpisRzeczy|Annalista Franciszkan|{{tab}}–{{tab}}Franciszkan.}} {{EO SpisRzeczy|Annalista krakowski|{{tab}}–{{tab}}krakowski.}} {{EO SpisRzeczy|Annalista gnieźnieński|{{tab}}–{{tab}}gnieźnieński.}} {{EO SpisRzeczy|Annalista polski|{{tab}}–{{tab}}polski.}} {{EO SpisRzeczy|Annalista kujawski|{{tab}}–{{tab}}kujawski.}} {{EO SpisRzeczy|Annalista sandomierski|{{tab}}–{{tab}}sandomierski.}} {{EO SpisRzeczy|Annały|{{Kor|Anały.|Annały.}}}} {{EO SpisRzeczy|Annapolis|{{Kor|Anapolis.|Annapolis.}}}} {{EO SpisRzeczy|Annasz}} {{EO SpisRzeczy|Annaty|3=924}} {{EO SpisRzeczy|Annécy}} {{EO SpisRzeczy|Annelidy}} {{EO SpisRzeczy|Annex}} {{EO SpisRzeczy|Annexacyja}} {{EO SpisRzeczy|Annibal}} {{EO SpisRzeczy|Annibal de Srozze|{{tab}}–{{tab}}de Srozze.|927}} {{EO SpisRzeczy|Annibal di Capua|{{tab}}–{{tab}}di Capua.}} {{EO SpisRzeczy|Anniceris|3=930}} {{EO SpisRzeczy|Anninga|{{Kor|Aninga.|Anninga.}}|931}} {{EO SpisRzeczy|Annius Viterbiensis}} {{EO SpisRzeczy|Annoben}} {{EO SpisRzeczy|Annominacyja|{{Kor|Annobinacyja.|Annominacyja.}}}} {{EO SpisRzeczy|Annonay}} {{EO SpisRzeczy|Annopol}} {{EO SpisRzeczy|Annopol miasteczko niedaleko Wisły|Annopol.|4=<ref name=brakhasła>{{Przypiswiki|Brak hasła w oryginalnym spisie treści — dodane przez Wikiźródła.}}</ref>}} {{EO SpisRzeczy|Annotacyja}} {{EO SpisRzeczy|Annuaty}} {{EO SpisRzeczy|Annulacyja}} {{EO SpisRzeczy|Annulus piscatoris}} {{EO SpisRzeczy|Annucyjady|{{Kor|Annuncyjady.|Annucyjady.}}}} {{EO SpisRzeczy|Annus carentiae|3=933}} {{EO SpisRzeczy|Annus claustralis|{{tab}}–{{tab}}claustralis.}} {{EO SpisRzeczy|Annus decretorius|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|decreterius.|decretorius.}}}} {{EO SpisRzeczy|Annus deservitus|{{tab}}–{{tab}}deservitus.|934}} {{EO SpisRzeczy|Annus discretionis|{{tab}}–{{tab}}discretionis.}} {{EO SpisRzeczy|Annus gratiae|{{tab}}–{{tab}}gratiae.}} {{EO SpisRzeczy|Anny św. bractwo w Pol.|{{tab}}–{{tab}}Anny św. bractwo w Pol.}} {{EO SpisRzeczy|Anoda|3=935}} {{EO SpisRzeczy|Anodonta}} {{EO SpisRzeczy|Anodyn}} {{EO SpisRzeczy|Anomalija}} {{EO SpisRzeczy|Anomalistyczny rok|3=936}} {{EO SpisRzeczy|Anomejczycy}} {{EO SpisRzeczy|Anonim}} {{EO SpisRzeczy|Anonim Dzirżwa|{{tab}}–{{tab}}Dzirżwa.}} {{EO SpisRzeczy|Anonim szląski|{{tab}}–{{tab}}szląski.}} {{EO SpisRzeczy|Anonim Archidyjakon gnieźnieński|{{tab}}–{{tab}}Archidyjakon gnieźnieński.|937}} {{EO SpisRzeczy|Anons}} <section end="spis"/><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fy34f1d6xng3hpxofacfyiqtuvyf93w Strona:Anafielas T. 2.djvu/309 100 1075871 3158769 3152685 2022-08-27T00:12:07Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/310]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/309]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|309}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XLI.}} <poem> :{{kap|Rok}} ubiegł — Zakon podniósł smoczą głowę, Znów niesie wojnę, znowu lud gromadzi, I znowu Litwa z braćmi idzie społem, Zwycięztwem śmielsza, odważna nadzieją. Znów Zakon klęskę krwią zapisał swoją, Bo ledwie płaszcze Krzyżacy przywdzieli, I na koń siedli, kraj, co niszczyć mieli, Sam się uczynił pustynią, by wroga Nie karmić sobą. — Siół mieszkańcy sami Ogień we własnych podniecają Numach, Z dziećmi na barkach w głąb lasów się gnają, Za bagna, w gęste puszcze się chowają. I przyszedł Krzyżak, zdumiał się pustynią, Głód go wycieńczył. Trojnat przyszedł z tyłu, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4fufvdn9yokize04oudz52m1503m1bz Strona:Anafielas T. 2.djvu/307 100 1075872 3158767 3152684 2022-08-27T00:12:01Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/308]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/307]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|307}}</noinclude><poem> — Należy, Mindows ze złością odpowié, Cześć, jakąm bracióm wyrządził zuchwałym; I udział twój cię nie minie, Trojnacie! Chceszli ujść cało, siedź w zamku spokojnie, Wezwę na wojnę — przyjdź służyć na wojnie, A dumę swoją i język powściągaj, Abyś się kiedyś znów stróżóm zamkowym W ciemnicach jeszcze nie kłaniał pokorniéj, Niżeli dawniéj. — I ręką znów wskazał Trzy łupów działy — Jedną Wejdaloci Na wozy kładną, wiozą do Romnowe, Drugą Bojary tłum zebrany dzielą, Trzecią za szałas Mindowsa zanieśli. — :Trojnat zamilczał, ale chmurne oko W pierś się Mindowsa topiło głęboko, I patrzał długo, dumał, nim na konia Siadł, i z swym ludem popędził ku Żmudzi. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 34bak72d2e9k1saqngqrgmj4upknli2 Strona:Anafielas T. 2.djvu/306 100 1075873 3158766 3152683 2022-08-27T00:11:58Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/307]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/306]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|306}}</noinclude><poem> — Czekaj, Kunigas! rzekł, podział nie słuszny. Coż temu będzie, co podżegł tę wojnę, Który lud zebrał i piérwszy prowadził, Zażegł stos wojny — zwyciężył, gdyś jeszcze W zamku swym leżał ospały, bezczynnie? — :Zatrząsł się Mindows. — Walczyłeś i łupy Wziąłeś z Mazowsza, rzekł, wszak jeńcy twoi Poszli na okup. Ja do części wówczas Nie szedłem z tobą, za łupem nie słałem. Pełny twój skarbiec, pełny zamek lackich Zbroi, naczynia, i sukien, i koni; Więcéj masz pono, niż ja w Nowogródku. — — Bo więcéj mnie się niż tobie należy, Rzekł Trojnat dumnie — przyszedłeś gotowe Zbiérać, gdziem potem i krwią zasiał własną Przyszłe zwycięztwo; gdym lud twój poburzył, Uderzył trwogę, i ciebie z twéj nory, Hańbą w twarz bijąc, wywlókł mimo woli. — :— Milcz! wrzasnął Mindows; ktoś ty, byś z tą mową Śmiał do Mindowsa uszu się przybliżyć? Ktoś ty? — poddany. — {{tab|120}}— Kto? jam równy tobie! Trojnat zakrzyczał, taż krew we mnie płynie; Jam panem Żmudzi, Kurów i Jaćwieży, Ty Litwy panem, i mnie się należy Taż cześć co tobie — ten udział co tobie. — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> sv5894d5hpvue5ej20a6b90kacxvwys Strona:Anafielas T. 2.djvu/305 100 1075874 3158765 3152680 2022-08-27T00:11:55Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/306]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/305]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|305}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|LX.}} <poem> :— {{kap|Nie czas}} nam bujać, nie czas się weselić, I leżéć, patrząc na niemieckich trupów. Oto stos zdartych z nieprzyjaciół łupów — Łupy kapłanóm i wojsku podzielić, I daléj z wojną! póki nowéj głowy Didalis<ref>Smok.</ref> Zakon z ziemi nie podniesie. — :Tak mówił Mindows; na głos jego mowy, Wodze się wszyscy zebrali dokoła. I Trojnat przyszedł i usiadł na skórze. — Piérwsza część Bogóm, Mindows daléj rzecze, Druga mnie, Panu, trzecią lud podzielić — Bojaróm moim ze skarbu nagrodzę. — Milczeli wszyscy. Trojnat wzniósł się tylko, Wstał, i na łupy wyciągnął dłoń silną. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rnsj84mtf1a6wlqzzsq3dv2dkf9doh3 Strona:Anafielas T. 2.djvu/287 100 1075875 3158747 3152084 2022-08-27T00:11:03Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/288]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/287]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|287}}</noinclude><poem> — Mąż cię zapomniał i wziął sobie drugą; Tyś moją, Marti! — duch cię mnie poślubił. Niech Doumand milczy, bo włość mu najadę. — :A dnia trzeciego Xiężna jeszcze prosi, Ale tak cicho, że słów jéj nie słychać. Kunigas nic już na prośby nie mówi — Lecz przyszedł wieczór, — on u nóg jéj siedzi, Ona go pieśnią litewską kołysze; A rano ledwie z kobiecéj świetlicy Wychodzącego widzą domownicy. — :Już dnia czwartego milczy Doumandowa, Nie prosi wracać do męża i domu, A na jéj czole niéma kropli sromu. W drogich bursztynów sznury się ubrała, Perłami włosy złote posplatała, Kraśnemi szaty piersi osłoniła, I śpiéwa w oknie stojąc jak jaskółki, Kiedy do gniazda na wiosnę przylecą. :A dnia piątego Mindows na Doumanda Wspomniał, i ona usta mu zatuli. Śpiéwać zaczęła, zagłuszyła słowa, I zaśpiéwała — Jam nie Doumandowa; Kunigas wielki zaślubił mnie sobie, Dał sznury pereł i bursztynu sznury, Dał szaty złote i szaty z purpury — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nk0zvoteqwrako2qjp8n2847x23n36w Strona:Anafielas T. 2.djvu/288 100 1075876 3158748 3152087 2022-08-27T00:11:06Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/289]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/288]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|288}}</noinclude><poem> Do ubogiego grodu nie powrócę, Pana mojego na wieki nie rzucę. — :Aż dnia szóstego goniec z Rusi śpieszy; O Doumandowéj mąż wieści się pyta — Kiedy mu wróci, dawno po pogrzebie, Czegoż się bawi w nowogródzkim zamku? — Gońca ode wrót odegnali słudzy; A ona stała w okienku wesoła, I złote włosy czesała śpiéwając; Gońca widziała, jakby nie widziała, Perły nizała i piosnkę śpiéwała. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3jjms60nf3l6jx7u7t6dwzw5jpxavqu Strona:Anafielas T. 2.djvu/289 100 1075877 3158749 3152090 2022-08-27T00:11:09Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/290]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/289]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|289}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XXXVII.}} <poem> :{{kap|Zimowe}} śniegi na górach topnieją, I ode wschodu ciepłe wiatry wieją; Ziemia się czarna zielonością stroi, Lasy strząsnęły szron z gałęzi swoich, Ptaki w powietrzu szczebiocą wesołe, Ciągną żórawie, dzikich gęsi stada, I bocian szuka nad krynicą żéru: Czuć wiosnę, słychać — Mindows spéjrzał w pole, I wysłał konne na szlaki pacholę. Pacholę wraca — Ziemię wiatr osuszył, Koń już nie grzęźnie. Tylko w rzekach wody Zebrane, warcząc toczą się ku morzu. Na polach sucho, i ruń się zieleni. — I czas na wojnę — Mindows wnet zawoła, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qcm7hn935jkuhs554kuclwi5mot49cs Strona:Anafielas T. 2.djvu/291 100 1075878 3158751 3152095 2022-08-27T00:11:14Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/292]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/291]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|291}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XXXVIII.}} <poem> :{{kap|Nie darmo}} wróżył Wejdalota stary Pomyślną wojnę i łupy bogate. Krzyżackie zamki zbiérają po drodze, Krzyżackie włości, jak we żniwo pole, Zmiatają idąc; ścierń po nich zostaje. Ściernią mogiły i Kiemów zwaliska. A kędy pójdą z chorągwią czerwoną, Trzech Bogów Litwy twarzą naznaczoną, Wszelki lud czcząc ją do wojska się łączy. Posłowie Kurów, na drodze spotkali, Bili Mindowsu czołem i prosili — — Wybaw nas, Panie, z pod władzy Zakonu; My twoi dawno, my Litwinów bracia, Krzyże podepczem, {{Korekta|Znicze|znicze}} zapalemy. Pójdź w ziemię naszą, podaj nam prawicę. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lzp8mur6jlj4pubjjzm3qeh9x08tq4i Strona:Anafielas T. 2.djvu/292 100 1075879 3158752 3152096 2022-08-27T00:11:18Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/293]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/292]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|292}}</noinclude><poem> Na nasze karki, na Karnowskiéj włości, Zakon wzniósł zamek, łańcucha ogniwo, Którym chce związać nas, jak związał Prusy. — :Mindows rzekł — Dobrze — i w Kurów kraj jedzie, Ujrzał zamczysko na górze wysokiéj, Którą Jerzego ochrzcili Krzyżacy. Zamek Karszowin czerwienił wieżami, I dumny siedział, jako pan na tronie, Na kraj patrzając, co u stóp mu leżał. Mindows ze swemi do zamku przybieżał, I skinie ręką, pędzi tłuszcz na mury; Ludzie jak mrówię drapią się do góry, Obstąpią wkoło i ognie podłożą. Wzniosły się dymy, i krzyki, i wrzawa, Trzy dni płomienióm pastwy dostarczają, Trzy dni Krzyżacy w ogniu się trzymają. Czwartego powiał wicher, padły wrota, Wali się wojsko i radośnie woła, Morduje Mnichów, Knechtów i Rycerzy. Czarnym pomostem Niemców wojsko leży; A płomień chodzi w podwórcu zamkowym, I szuka sycząc, coby pożarł jeszcze. Nic nie zostało. Ale łupy mnogie Wywiodła Litwa, zbroje i oręże Na Litwie rzadkie, Kunigasów chluba, Bojarów skarby, podziwienie tłumu; I bydła stada, i szat drogich skrzynie. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 27jo052jnj5n73cvc7mxl2409b2oxvj Strona:Anafielas T. 2.djvu/293 100 1075880 3158753 3152098 2022-08-27T00:11:20Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/294]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/293]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|293}}</noinclude><poem> :Jeszcze żarł płomień niedogasłe gruzy, I dym się siny nad niemi unosił, Nadbiegli szpiegi, że wojsko Krzyżaków W Koruńskie włości toczy się ogromne. Aż tentent kopyt słychać już zdaleka, I chrzęsty zbroi, i rumaków rżenie, I Niemców ciche przedbojowe pienie. Duńczycy z niemi, z niemi Niemców siła, Z krzyżem na piersi, wojować przybyła; Chorągwi tyle, ile sosen w puszczy, A hełmów tyle, ile w polu trawy, A drzewców tyle, ile trzcin nad wodą. Idą i palą, pustoszą kraj własny, Idą i wszędy Mindowsa pytają, Ślą przeciw niemu, bić się z nim żądają. Mindows rzekł — Walki chcą, będą ją mieli! Stoję nad Durem i nie ruszę krokiem; Niech przyjdą do mnie, tu w polu szérokiém, Jest się gdzie wojskóm, kto lepszy, rozprawić. — Rozbili szałas, ognie rozłożyli, Stanęły czaty, — padła noc spokojna; Słuchają wszyscy. Tętni za puszczami, Chrzęszczą już zbroje, rżą Niemców rumaki, A ich nie widać! I dzień wschodzi drugi, Już tentent bliżéj, pieśni wyraźniejsze, Ich niéma jeszcze — Mindows wysłał szpiegi, Szpiegi ich za dzień idąc nie widzieli — I poczną dumać Litwa i Żmudzini — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> kdh99zrvvyzvlowxaoapem4bo4c78cd Strona:Anafielas T. 2.djvu/294 100 1075881 3158754 3152103 2022-08-27T00:11:23Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/295]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/294]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|294}}</noinclude><poem> — Wielka tam siła, gdy jak morze zdala Szumi tententem, i pieśnią, i rżeniem, Lecz wielkie Bogi, i Mindows nasz wielki! — :A Mindows wysłał w manowce wojaka. Z Kurów on rodem. Bez pałki, w odzieży Prostéj, jak gdyby szedł dopatrzéć barci; Poszedł, i dwa dni nie widać go było, Trzeciego wrócił, a za nim tuż w tropy Krzyżackie wojsko czarną wali chmurą. On cóś, upadłszy czołem, szepcze Kniaziu, A Mindows wesół, ofiarę gotuje, Oręż wybiéra, przemawia do ludu, Nadział skórzaną zbroję, wziął miecz biały, Stoi, i szydząc patrzy jak w równinie, Wychodząc wojsko długo się rozwinie; I pod namioty nad rzeką spoczywa. :Patrzy — nad wojskiem kruków stado leci; On kruków wita — litewskie to kruki, Piérwsze zaczęły bój z nieprzyjacielem, W drodze rzuconych kosztowały trupów, Szpony ich ostre, dziob od krwi czerwony. Nie darmo kraczą, nie darmo tu lecą. :— Witajcie, kruki! Jutro dla was uczta Ze łbów niemieckiéj braci i Duńczyków, Jutro upadnie duma Zakonników, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> c6bjz2suenzukvpwleb27ifjnnly50j Strona:Anafielas T. 2.djvu/295 100 1075882 3158755 3152105 2022-08-27T00:11:26Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/296]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/295]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|295}}</noinclude><poem> Ze łbami starszych, z trupy niewolników. Jutro!! — I patrzał. Za obozem szary Tłum się zebranych Kuronów rozłożył, Kuronów, których gwałtem przypędzono, By zwiększyć liczbę, jeżeli nie siły. Skinął Bojaru starszemu, i szepnie — — Pójdziesz do braci, mów co czynić mają, Niechaj na Bogi ojców pamiętają! — :Nazajutrz ledwie Aussra się rumiana Na niebo toczy, ledwie dzień szarzeje, Ruch na obozie Krzyżaków panuje, Wojsko przez Dur się przechodzić gotuje. Zatknięte tyki, gdzie bród przebyć mają, Słudzy oznajmić Kniaziu przybiegają, On wojsku leżéć, oczekiwać znaku Każe. Sam stoi, i w rannym dnia świcie Patrzy milczący, ręką sciska brodę, Oczy zatopił w czarny tłum swych wrogów, Cóś szepcze. Czyli modli się do Bogów, Czy klątwą bije, gdy mieczem nie może. :Już świt poranny na hełmach niemieckich Połyskać zaczął, już we słońca wrotach, Złote zasłony barwy się kraśnemi Stroiły, w górę unosząc powolnie. Już ptastwo w puszczy śpiéwać poczynało, I rosa znikać. Na wozie złocistym </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 02oitb0xfs3gmplla5uqmbq16rkqsyz Strona:Anafielas T. 2.djvu/296 100 1075883 3158756 3152107 2022-08-27T00:11:29Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/297]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/296]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|296}}</noinclude><poem> Lado wyjeżdża. Jeszcze długim sznurem Ciągną się Niemcy z za Duru, za niemi Kuroni idą. Oko ich Mindowsa Szuka, nie widzi w końcu wojsk, jak wczora. W pośrodek siebie Krzyżacy ich wzięli; Znać im nie wierząc, upewnić się chcieli. :I już dwa wojska nic z sobą nie dzieli: Oba na jednéj stanęły równinie, Czekają oba aż wódz na bój skinie; W milczeniu krwawém mierzą się spójrzeniem, I klną się w sercu bijącém od gniewu. Mistrz na pagórku stanął i pogląda, Zarzucił okiem na tłum Litwy cały, Wzgardliwie głową wstrzęsą i ramiony; Potém ku swoim w drugą zwraca stronę, I na pancerze, na oręż pogląda, Któremi zbrojni Krzyżowi rycerze. — Na zgubę swoją przyszli, dumny rzecze, I noga ztąd ich żywo nie uciecze. Dobrze im kraje bezbronne plądrować, Niewiasty wiązać i starców kłaść trupem; Lecz kiedy przyjdą na ostrz naszych mieczów, Pałki litewskie i litewskie łuki, Nie tak im łatwo o zwycięztwo będzie. — :Wtém syn Pipina, Macho nawrócony, Podejdzie, głowę skłaniając z pokorą, I Mistrzu pocznie temi mówić słowy — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3yykjtao7t7v721ikwl5wt22hmf5qwj Strona:Anafielas T. 2.djvu/297 100 1075884 3158757 3152108 2022-08-27T00:11:32Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/298]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/297]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|297}}</noinclude><poem> :— Panie! do boju ciasno nam z tą tłuszczą; Konie nam spłoszą, gdy strzały wypuszczą, I zgiełk nastanie, i tył mimowoli Podać możemy. Lepiéj zsiadłszy z koni, Pieszo się z niemi uganiać po błoni. I tak nas więcéj, i lepiéj orężnych; Zwycięztwo w ręku. Z końmi na te tłumy Nic nie poradzim; przyjmij dobrą radę. — :Mistrz zwrócił głowę — Na koniach, bez koni, Trupy to pewne i wygrana nasza! Liwonów nawet i Kurów nie liczę; {{Korekta|Zle|Źle}} zbrojni, ledwie na liczbę cóś znaczą. My sami garść tę zdusim, za nim słońce Krok ujdzie w górę. — {{tab|120}}Wtém rękę podnosi, A Macho bieży, wszyscy z koni skoczą, I czarnym wałem na Litwę się toczą. Mindowsa wojsko murem milcząc stoi; Już krzyk bojowy rozległ się w powietrzu, Już biegną Niemcy, oni jeszcze krokiem Nie drgnęli z miejsca — Chorągiew czerwona Stoi na drzewcu zwinięta, spuszczona. Już twarze Niemców poznać można było, Już psie ich wrzaski dochodziły uszu. Dopiéro Mindows gniew tłumiony długo Puścił, jak wicher puszcza Pramżu z dłoni. I chmura strzał się w powietrze podniosła, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> orwsan33aduiahuy40olsynik1p8jbz Strona:Anafielas T. 2.djvu/298 100 1075885 3158758 3152110 2022-08-27T00:11:35Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/299]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/298]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|298}}</noinclude><poem> Chorągiew z wiatrem powiała wschodowym, Jaćwieże pieśń swą pogrzebną zanócą, I pójdą wszyscy, jak wał morski idzie, Złamali szyki, wywrócili zbrojnych, Cisną się w Niemców skupione szeregi. Dwa wojska, jak dwaj zapaśnicy starzy, Zwarły się z sobą, że widzóm się zdało, Jeden człek, jedno nieforemne ciało. Tak wojska w jeden wielki kłąb się gniotą, Cisną Krzyżowych, przyparli do rzeki, A wtém Kuroni, co szli z Krzyżakami, Pieśń swą pogańską nagle gdy zanócą, Na swych się panów z orężem obrócą, I siec ich poczną. Tak z dwóch stron sciśnieni, W śmiertelnych bolach Niemcy się szamocą. Napróżno oręż żelazny i zbroje, Nic nie pomogą. Mistrz na odwrót woła, Gdy ujrzał zdradę Kuronów, i wojsko Ściśnięte zewsząd, walczące z rozpaczą. Ale ucieczka zaparta żelazem, Co bronić miało; okuci, pod zbroi Padli ciężarem, by nie powstać więcéj. Konie daleko, za Kuronów zgrają Swobodne rwąc się, po błoniu hasają. Do nich przez Kurów przebić się nie mogą. Już wielki zastęp Niemców martwy leży, Po grzbietach jego Litwa depcze nogą, Oręż wydziéra, z nim za resztą goni — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tlhkheqbrczqt57z3j739u89uuii0zr Strona:Anafielas T. 2.djvu/299 100 1075886 3158759 3152111 2022-08-27T00:11:38Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/300]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/299]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|299}}</noinclude><poem> Jednych Dur w sinéj pochłonął już toni, Drudzy o litość wołając, na ziemi Leżą zgnieceni zbrojami własnemi. A pieśń litewska nad głowy ich leci, Coraz weselsza i głośniejsza coraz; Nócą ją Liwy, Kury i Jaćwieże, Litwa, Prusacy, jednéj matki dzieci. Chorągiew boju w krwi zmyta, czerwieńszą Stała, i wieje zemstą i mordami, A przy niéj Mindows z mieczem podniesionym, Obnażył piersi, rozwiał mu wiatr włosy, Broda jak brzozy gałęzie się chwieje, Oczy jak wilcze ślipie w nocy świécą. Leci i rąbie, i tratuje Niemców. Już Mistrz uchodził, gdy Mindows go zoczył, I poparł konia, i Niemca doskoczył. — Zaczekaj! krzyczy, czas się z sobą zmierzyć. Długom ja musiał kłamać wam pokorę, Niech ci choć życie za mój wstyd odbiorę! — I tnie go mieczem, gdzie hełm nie krył z tyłu, W skórzany kaftan, wnet razu poprawi, I Mistrz spadł z konia, w krwi się swojéj pławi. A Mindows nogą zdeptał dumne czoło, Plunął mu w oczy, proszącemu łaski. — Życia! byś moje wydarł, wilcze wściekły, Zawołał, życia! — masz tam drugie życie, Na lepszym świecie, w który wy wierzycie, Idźże na ucztę z Poklusem i Niolą. — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 23yhjkpv0zwqn7wlui77he95srxmrzz Strona:Anafielas T. 2.djvu/300 100 1075887 3158760 3152669 2022-08-27T00:11:41Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/301]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/300]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|300}}</noinclude><poem> I rozdarł pancerz, miecz mu wbił do serca. A gdy krew trysła, wziął w dłoń krwi niemieckiéj, I pił ją ciepłą, jak strumienia wody Pije zwierz w upał, szukając ochłody. Potém na gardle stojąc wrogów wodza, Potoczył wzrokiem. Aż jaśniéj mu czoło Myślą, jak wieńcem, stroi się wesołą: Bo mało Niemców w lasy się schroniło, I niéma komu walczyć, a w dolinie Czarny Zakonu ścierw drgający leży; A nad nim Litwa pastwi się, odziéra, I pieśń zwycięztwa nóci, pieśń radośną. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> p54c3il75rgfuhulquqywegdms14zfp Strona:Anafielas T. 2.djvu/301 100 1075888 3158761 3152672 2022-08-27T00:11:44Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/302]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/301]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|301}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XXXIX.}} <poem> :{{kap|Litwa}} po boju nad Durem wydycha; Jeńców przed szałas Mindowsa przywiedli; I stoją Niemcy nadzy i wybledli, Z spuszczoną głową, z oczy zagasłemi; Litwa się pastwi i nęci nad niemi. Do serc im, śmiejąc się, z łuków strzelają, Porą wnętrzności, oczy wyrywają, Końmi dzikiemi członki ich targają — Tak ich zwycięztwo owiało swym szałem, I krew niemiecka zawróciła głowy. :Mindows się patrzy, na niedźwiedziéj skórze Leżąc — i oczy lśnią mu się weselem, Bo jeszcze mści się nad nieprzyjacielem. Wtém przyjdzie k niemu Wejdalota stary, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dpjg8r6mwdzc5sprin4t7q4lnv9dy78 Strona:Anafielas T. 2.djvu/302 100 1075889 3158762 3152676 2022-08-27T00:11:47Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/303]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/302]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|302}}</noinclude><poem> Stanął, i głową potrząsa srébrzystą. — Zwycięztwo, rzecze — Litwa się weseli, Bogi je dały, a Bogóm ofiary Niéma ze wrogów — Starym obyczajem, Najlepszy jeniec szedł na stos po bitwie. W krzyżackich ręku jużeście obrzędów Swych zapomnieli, cudzych ucząc błędów. — :Mindows tłum jeńców gnać kazał ku sobie. — Wybierz, rzekł starcu — Niechaj los rozstrzyga. — Wziął garść orzechów; dziesięć pełnych było, A jeden pusty — Jeńców jedénastu. I w szłyk wrzucili losy, ciągnąć każą — Mindows się patrzy, i znajomą twarzą Uderzon, powstał — Hirchas! tyś w niewoli! — Zawołał, patrząc na Niemca, co z boku, Z głową na piersi, z rozpaczą na oku, Stał milcząc, czekał ciągnienia kolei. Hirchasa Mindows znał, bo mieszkał długo Z Christjanem w zamku, był Christjana sługą, Potém kapicę mniszą w zbroję zmienił, Poszedł na wojnę — i popadł w niewolę. — I jam tu z braćmi, rzekł, na moją dolę Nie płaczę, Królu, nad twoją boleję! Ja życie ziemskie, tyś wieczne utracił. — :Mindows się rozśmiał. Wtém szłyk Hirchasowi Podnieśli — Orzech wyciągnął dziurawy. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2wfc0192njyad10ti4xwkcm2muqh9a3 Strona:Anafielas T. 2.djvu/303 100 1075890 3158763 3152677 2022-08-27T00:11:50Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/304]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/303]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|303}}</noinclude><poem> — Na stos z nim, na stos! — krzyczy tłum wśród wrzawy, A Mindows powstał, nakazał milczenie. — Drugi raz losy ciągnąć — rzecze w gniewie; Ten człowiek ze mną spał pod jednym dachem, Niech wyjdzie wolny, daruję mu życie. — — Życie! rzekł Hirchas, potrząsając głową; Cóż życie warto, gdy jedno twe słowo Może mi dać je, odebrać je może? — — Ciągnij więc losy drugi raz, Hirchasie, I rzuć w szłyk życie, kiedy niém wzgardziłeś. — Drugi raz znowu koléj szłyk obchodzi; W milczeniu każdy orzech swój ogląda. Czwartym stal Hirchas, znów los śmierć mu daje. — Bogi chcą! na stos — krzyczą ludu zgraje, Na stos go! na stos! Bogóm na ofiarę! — Mindows brew zmarszczył — Wejdałoto! rzecze, Na śmierć Hirchasa dozwolić nie mogę. Ciągnąć raz jeszcze — niech staje z innemi, Jeśli raz trzeci — — Ledwie rzekł te słowa, Zgraja się znowu wściekłym ozwie wrzaskiem. Hirchas raz trzeci wyjął orzech śmierci, I spuścił głowę. — Dzięki za twą łaskę, Panie, rzekł cicho; Bóg to mój, nie wasi, Chce mojéj śmierci, bym na klęskę braci, Na hańbę mego nie patrzył Zakonu. — :Zwrócił się, poszedł; wnet z lasu lud kłody Przyniósł, i suchych gałęzi zgromadził. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> sk4j8emxik1je04zbzhx291uflxckrw Strona:Anafielas T. 2.djvu/304 100 1075891 3158764 3152679 2022-08-27T00:11:53Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/305]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/304]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|304}}</noinclude><poem> W środku doliny stos wzniósł się wysoki, Na niego w zbroi, hełmie, na rumaku, Hirchas poskoczył. Ogień Wejdaloci Podniecą zewsząd, i płomień do góry Szyję wyciągnął, dymem sinym bucha: I pieśni ryczą, i Litwa dokoła Z drzewcem na koniach pędza się po błoni, Złe duchy od swéj ofiary odpędza. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> g4fgae54r4m6q826762qzq3jy8sg08c Strona:Anafielas T. 2.djvu/290 100 1075892 3158750 3152093 2022-08-27T00:11:11Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/291]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/290]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|290}}</noinclude><poem> Rozsyła gońce po siołach, po grodach — Wojsko się zbiéra w zamkowéj dolinie. :Dobrze Mindowsu u ogniska leżéć I słuchać pieśni kobiecéj, co brzęczy Jak śpiéw słowika po rosie majowéj. Ale nie uspisz wilka słodkim śpiéwem; — Kunigas w zamku nie usiedzi długo. — Śniegi stopniały, czas w krzyżackie włości. :I już trzytwarza chorągiew powiéwa, W rogi zatrąbią, w lietaury uderzą; Poswisły strzały, wzniosły się oszczepy. — Na Niemca! tłuszcz się ozwie jednym głosem, Na Niemców! lasy wtórzą im swym szumem, Na Niemców! — krucy nad głowami kraczą. A Mindows stanął na swoich wojsk przedzie, Krzyknął — Na Niemca! — w Liwów włości jedzie. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3s8pulgbet0xsjrztwaepd5u3doq5h9 Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/1027 100 1075923 3158838 3151349 2022-08-27T06:56:48Z Dzakuza21 10310 dr. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude>{{SpisPozycja|nodots|page=''Str.''|width=16em}} <section begin="spis"/> {{EO SpisRzeczy|Anoplotherium|3=937}} {{EO SpisRzeczy|Anopsija}} {{EO SpisRzeczy|Anorexyja|3=938}} {{EO SpisRzeczy|Anorganiczny}} {{EO SpisRzeczy|Anormalność}} {{EO SpisRzeczy|Anortit}} {{EO SpisRzeczy|Anosmija}} {{EO SpisRzeczy|Anquetil}} {{EO SpisRzeczy|Anquetil-Duperron|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|Deperron.|Duperron.}}|939}} {{EO SpisRzeczy|Ansbach}} {{EO SpisRzeczy|Ansbach (Elżbieta)|{{tab}}–{{tab}}(Elżbieta).}} {{EO SpisRzeczy|Ansbach (Jerzy Fryder.)|{{tab}}–{{tab}}(Jerzy Fryder.).}} {{EO SpisRzeczy|Anschütz}} {{EO SpisRzeczy|Anseaume|3=940}} {{EO SpisRzeczy|Ansgary (święty)}} {{EO SpisRzeczy|Anslo|3=941}} {{EO SpisRzeczy|Anson}} {{EO SpisRzeczy|Anstett}} {{EO SpisRzeczy|Anstey|3=942}} {{EO SpisRzeczy|Ansywarowie}} {{EO SpisRzeczy|Anszkot}} {{EO SpisRzeczy|Anszlag}} {{EO SpisRzeczy|Antaby}} {{EO SpisRzeczy|Antagonizm|3=943}} {{EO SpisRzeczy|Antaires}} {{EO SpisRzeczy|Antalcydasa pokój}} {{EO SpisRzeczy|Antałek|3=944}} {{EO SpisRzeczy|Antałkiewicz}} {{EO SpisRzeczy|Antanaklazys}} {{EO SpisRzeczy|Antar}} {{EO SpisRzeczy|Antares}} {{EO SpisRzeczy|Antarktyczny}} {{EO SpisRzeczy|Ante|3=945}} {{EO SpisRzeczy|Antecedens}} {{EO SpisRzeczy|Antecedentia}} {{EO SpisRzeczy|Antedatować}} {{EO SpisRzeczy|Antediluwijalny}} {{EO SpisRzeczy|Antejustynijańskie pra.|Antejustynijańskie pra.|947}} {{EO SpisRzeczy|Antemijusz z Tralles}} {{EO SpisRzeczy|Antemijusz cesarz Zach.|{{tab}}–{{tab}}cesarz Zach.}} {{EO SpisRzeczy|Antenat}} {{EO SpisRzeczy|Antenna}} {{EO SpisRzeczy|Antenna belka|{{tab}}–{{tab}}belka.}} {{EO SpisRzeczy|Antenna u owadów|{{tab}}–{{tab}}u owadów.}} {{EO SpisRzeczy|Antenor}} {{EO SpisRzeczy|Antepedijum}} {{EO SpisRzeczy|Antequera}} {{EO SpisRzeczy|Anter (święty)|3=949}} {{EO SpisRzeczy|Anteriora}} {{EO SpisRzeczy|Anteros}} {{EO SpisRzeczy|Anteusz}} {{EO SpisRzeczy|Anthelia}} {{EO SpisRzeczy|Anthelmintica|3=949}} {{EO SpisRzeczy|Anthing}} {{EO SpisRzeczy|Anthoine (Mikołaj)}} {{EO SpisRzeczy|Anthoine (Ignacy)|{{tab}}–{{tab}}(Ignacy).}} {{EO SpisRzeczy|Anti|3=950}} {{EO SpisRzeczy|Antiaphrodisiaca}} {{EO SpisRzeczy|Antibes}} {{EO SpisRzeczy|Antici}} {{EO SpisRzeczy|Anti-cornlaw-league|3=952}} {{EO SpisRzeczy|Antifice}} {{EO SpisRzeczy|Antignac|3=952}} {{EO SpisRzeczy|Antigoa}} {{EO SpisRzeczy|Anti-Liban}} {{EO SpisRzeczy|Antimp}} {{EO SpisRzeczy|Antin|3=953}} {{EO SpisRzeczy|Antistes}} {{EO SpisRzeczy|Antloch}} {{EO SpisRzeczy|Antoecyjanie}} {{EO SpisRzeczy|Antofillit|{{Kor|Aotofillit.|Antofillit.}}}} {{EO SpisRzeczy|Antokol}} {{EO SpisRzeczy|Antolaże|3=954}} {{EO SpisRzeczy|Antologija}} {{EO SpisRzeczy|Antommarchi}} {{EO SpisRzeczy|Anton}} {{EO SpisRzeczy|Antonelli}} {{EO SpisRzeczy|Antonello da Messina|3=955}} {{EO SpisRzeczy|Antoni (święty)}} {{EO SpisRzeczy|Antoni Padewski (św.)|{{tab}}–{{tab}}Padewski (św.).|956}} {{EO SpisRzeczy|Antoni biskup|{{tab}}–{{tab}}biskup.|957}} {{EO SpisRzeczy|Antoni arcybiskup|{{tab}}–{{tab}}arcybiskup.}} {{EO SpisRzeczy|Antoni (Klemens Teod.)|{{tab}}–{{tab}}(Klemens Teod.).|958}} {{EO SpisRzeczy|Antoni Ulryk|{{tab}}–{{tab}}Ulryk.}} {{EO SpisRzeczy|Antoni z Napahanic|{{tab}}–{{tab}}z Napahanic.}} {{EO SpisRzeczy|Antoni z Kobylina|{{tab}}–{{tab}}z Kobylina.|959}} {{EO SpisRzeczy|Antoni od Niepokalanego Poczęcia N. M. P.|{{tab}}–{{tab}}od Niepokalanego Poczęcia N. M. P.}} {{EO SpisRzeczy|Antoniewicz (Bołoz Karol)}} {{EO SpisRzeczy|Antoniewicz (Bołoz Mik.)|{{tab}}–{{tab}}(Bołoz Mik.)|961}} {{EO SpisRzeczy|Antonijusz}} {{EO SpisRzeczy|Antonin|3=963}} {{EO SpisRzeczy|Antonin (święty)|4=<ref name=brakhasła>{{Przypiswiki|Brak hasła w oryginalnym spisie treści — dodane przez Wikiźródła.}}</ref>}} {{EO SpisRzeczy|Antonin Pobożny|{{tab}}–{{tab}}Pobożny.}} {{EO SpisRzeczy|Antonin (Marcus)|{{tab}}–{{tab}}(Marcus)}} {{EO SpisRzeczy|Antoninus Liberalis|{{tab}}–{{tab}}Liberalis.}} {{EO SpisRzeczy|Antonin (Jan)|{{tab}}–{{tab}}(Jan).}} {{EO SpisRzeczy|Antonin z Przemyśla|{{tab}}–{{tab}}z Przemyśla.|965}} {{EO SpisRzeczy|Antonini}} {{EO SpisRzeczy|Antoniów}} {{EO SpisRzeczy|Antonomazyja}} {{EO SpisRzeczy|Antonów}} {{EO SpisRzeczy|Antonowicz, dom szlach.|Antonowicz, dom szlach.}} {{EO SpisRzeczy|Antonowicz ksiądz|{{tab}}–{{tab}}ksiądz.}} {{EO SpisRzeczy|Antonówka, miasteczko}} {{EO SpisRzeczy|Antonówka Antonowicze|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|Antonowice.|Antonowicze.}}}} {{EO SpisRzeczy|Antopol, miasto}} {{EO SpisRzeczy|Antopol miasteczko|{{tab}}–{{tab}}miasteczko.}} {{EO SpisRzeczy|Antorowicz|4=<ref name=brakhasła>{{Przypiswiki|Brak hasła w oryginalnym spisie treści — dodane przez Wikiźródła.}}</ref>}} {{EO SpisRzeczy|Antosyderyt|3=966}} {{EO SpisRzeczy|Antoszkiewicz}} {{EO SpisRzeczy|Antowie}} {{EO SpisRzeczy|Antracyt}} {{EO SpisRzeczy|Antraigues|4=<ref name=brakhasła>{{Przypiswiki|Brak hasła w oryginalnym spisie treści — dodane przez Wikiźródła.}}</ref>}} {{EO SpisRzeczy|Antrain|4=<ref name=brakhasła>{{Przypiswiki|Brak hasła w oryginalnym spisie treści — dodane przez Wikiźródła.}}</ref>}} {{EO SpisRzeczy|Antrakomancyja|3=967}} {{EO SpisRzeczy|Antrakometr}} {{EO SpisRzeczy|Antrakonit}} {{EO SpisRzeczy|Antrakoter|{{Kor|Antraktor.|Antrakoter.}}}} {{EO SpisRzeczy|Antrakt}} {{EO SpisRzeczy|Antrax}} {{EO SpisRzeczy|Antreprener|3=968}} {{EO SpisRzeczy|Antresole}} {{EO SpisRzeczy|Antrim}} {{EO SpisRzeczy|Antro|{{Kor|Antor.|Antro.}}|969}} {{EO SpisRzeczy|Antropofagi}} {{EO SpisRzeczy|Antropognozyja|4=<ref name=brakhasła>{{Przypiswiki|Brak hasła w oryginalnym spisie treści — dodane przez Wikiźródła.}}</ref>}} {{EO SpisRzeczy|Antropografija}} {{EO SpisRzeczy|Antropolity}} {{EO SpisRzeczy|Antropologija|3=970}} {{EO SpisRzeczy|Antropomancyja}} {{EO SpisRzeczy|Antropometallizm}} {{EO SpisRzeczy|Antropomorfici}} {{EO SpisRzeczy|Antropomorfizm|3=971}} {{EO SpisRzeczy|Antropopatyzm}} {{EO SpisRzeczy|Antularz}} {{EO SpisRzeczy|Antwas|3=972}} {{EO SpisRzeczy|Antwerpija}} {{EO SpisRzeczy|Antyabolicyjoniści|3=973}} {{EO SpisRzeczy|Antybachiczny wiersz}} {{EO SpisRzeczy|Antychlor}} {{EO SpisRzeczy|Antychrezys}} {{EO SpisRzeczy|Antychryst}} {{EO SpisRzeczy|Antycypacyja|3=914}} {{EO SpisRzeczy|Antycyra}} {{EO SpisRzeczy|Antydot}} {{EO SpisRzeczy|Antydykomarjanici|3=975}} {{EO SpisRzeczy|Antyfilos}} {{EO SpisRzeczy|Antyflogistyczna teoryja|{{Kor|Antyfiogistyczna|Antyflogistyczna}} teoryja.}} {{EO SpisRzeczy|Antyflogistyczne środki}} {{EO SpisRzeczy|Antyfon}} {{EO SpisRzeczy|Antyfona}} {{EO SpisRzeczy|Antyfonaryjusz|{{Kor|Antvfonaryjusz.|Antyfonaryjusz.}}|976}} {{EO SpisRzeczy|Antyfraza}} {{EO SpisRzeczy|Antygon}} {{EO SpisRzeczy|Antygon Karystyjusz|{{tab}}–{{tab}}Karystyjusz.|977}} {{EO SpisRzeczy|Antygona, c. króla Edypa}} {{EO SpisRzeczy|Antygona c. Eurytiona|{{tab}}–{{tab}}c. Eurytiona.}} {{EO SpisRzeczy|Antygona c. Laomedona|{{tab}}–{{tab}}c. Laomedona.}} {{EO SpisRzeczy|Antygonidowie|{{Kor|Antygonitowie.|Antygonidowie.}}}} {{EO SpisRzeczy|Antygoryt}} {{EO SpisRzeczy|Antyjar}} {{EO SpisRzeczy|Antyjazyści}} {{EO SpisRzeczy|Antyjoch I}} {{EO SpisRzeczy|Antyjoch II|{{tab}}–{{tab}}II.}} {{EO SpisRzeczy|Antyjoch Wielki|{{tab}}–{{tab}}Wielki.}} {{EO SpisRzeczy|Antyjoch Epifan|{{tab}}–{{tab}}Epifan.|978}} {{EO SpisRzeczy|Antyjoch Sydetes|{{tab}}–{{tab}}Sydetes.}} {{EO SpisRzeczy|Antyjoch Grypus|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|Grypys.|Grypus.}}}} {{EO SpisRzeczy|Antyjoch z Cyzyku|{{tab}}–{{tab}}z {{Kor|Cyryku.|Cyzyku.}}}} {{EO SpisRzeczy|Antyjoch Azyjatycki|{{tab}}–{{tab}}Azyjatycki.}} {{EO SpisRzeczy|Antyjochija}} {{EO SpisRzeczy|Antyjope, bogini|3=979}} {{EO SpisRzeczy|Antyjope Amazonka|{{tab}}–{{tab}}Amazonka.}} {{EO SpisRzeczy|Antyk}} {{EO SpisRzeczy|Antykamera}} {{EO SpisRzeczy|Antykonstytucyjoniści}} {{EO SpisRzeczy|Antykonwulsyjoniści|3=980}} {{EO SpisRzeczy|Antykrytyka}} {{EO SpisRzeczy|Antykwa}} {{EO SpisRzeczy|Antykwaryjusz}} {{EO SpisRzeczy|Antylegomena}} {{EO SpisRzeczy|Antylle}} {{EO SpisRzeczy|Antylochus}} {{EO SpisRzeczy|Antylogarytm|3=981}} {{EO SpisRzeczy|Antylogija}} {{EO SpisRzeczy|Antylopa}} {{EO SpisRzeczy|Antymach|3=982}} {{EO SpisRzeczy|Antymon}} {{EO SpisRzeczy|Antymon metal|{{tab}}–{{tab}}metal.|684}} <section end="spis"/><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4d9h8lhk2pi461n8e4nxpo1pzk427no Strona:Anafielas T. 2.djvu/311 100 1076000 3158771 3152689 2022-08-27T00:12:13Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/312]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/311]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|311}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XLII.}} <poem> :{{kap|Znowu}} rok mija; — wojną spustoszone Krzyżackie kraje pustyniami leżą, A Mindows patrzy za zdobyczą świéżą. — Nie jeden Trojnat Lachów będzie łupił, Pójdę ja na nich! — rzekł. Na Ruś śle gońce, Daniłłu z Swarnem przymierze przynosi, Na lackie ziemie obudwu ich prosi. — Jak wy beze mnie, jam bez was nieśmiały; Razem nas lacka siła nie pokona. — I Daniłł przyjął i Swarno przymierze. Poszli na Płockie, a co krwi się lało, Co łupów wzięli, co jeńca przygnali, Długo to lackie serce pamiętało, I długo w pieśniach ten najazd śpiéwali. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5tulzmwm8q56c3zvbx2n0qsl3xxkjxu Strona:Anafielas T. 2.djvu/310 100 1076001 3158770 3152686 2022-08-27T00:12:10Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/311]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/310]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|310}}</noinclude><poem> Napadł i odarł. Obóz pruski wzięto, Bezsilne wojsko padło pod pałkami; Ledwie kto został, by klęski nowinę Zostałym bracióm na zamkach zwiastować. :Z łupów, próżnemi wory ładowanych, Dziesięć Mindowsu posłał Trojnat wozów. — Skarbów nietrzeba, dość ich w Nowogródku; Wory posyłam, by je miał w co chować — Rzekł Trojnat słudze. — Jeden nazad wrócił, Resztę na dębach Kunigas wywieszał, Grożąc Trojnatu zemstą swoją krwawą; A Trojnat śmiał się, z pieśni radośnemi, Z ludem swym ciągnął nazad do swéj ziemi. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> o5dvb0d8aqh1h0vysqhv13m3hbg92hi Strona:Anafielas T. 2.djvu/313 100 1076002 3158773 3152694 2022-08-27T00:12:19Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/314]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/313]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|313}}</noinclude><poem> Jak na dnie wody bursztynowa bryła. Gdy burza wstanie, to bursztyn wyrzuci. :I nieraz gwarzą przy ognisku starzy — — Trojnatu panem byćby nad wszystkiemi, I Żmudź, i Litwę trzymać w silnéj dłoni; Niktby się wówczas na nią nie poważył, Bo Trojnatowe męztwo wszyscy znają. Wiary on swojéj nie sprzedał Krzyżakóm, A komu przysiągł raz, tego nie zdradził. — :I Trojnat nieraz słucha szeptów dworu, Ale tak słucha, jakby wiatrów szumu, Jeziór mruczenia i ptasiego śpiéwu. Tymczasem wiek mu coraz bieli głowę, I oczy gasną, ramiona się chylą. Częściéj u ognia Trojnat, niż na łowach, I częściéj pieśni Burtynika słucha, Nawet uważniéj nadstawia jéj ucha; A kiedy dumą pieśń w serce zadzwoni, To zmarszczki schodzą z wyłysiałéj skroni, I myśl się jakaś jasna po niéj snuje. Kiedy Mindowsa wspomną przy nim imię, Nie wzgardą dawną to imię przyjmuje, Lecz z gniewem szepcze niepojęte słowa, Których znaczenie próżno chcą odgadnąć. A ludzie wiedzą, że kiedy Trojnata Wargą gniew w słowach wylany poruszy, Wkrótce on mieczem i ręką zawłada. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> c3brmnnz0kjtd23sk304hor6rlex89u Strona:Anafielas T. 2.djvu/312 100 1076003 3158772 3152691 2022-08-27T00:12:16Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/313]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/312]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|312}}</noinclude><poem> :Trojnat nie poszedł na Lachów z Mindowsem; On w sercu gniew swój rozżarza, hoduje, On długo czeka, długo zemstę duma, Ale nie wrzuci kamieniem do wody Krzywdy swéj nigdy — i póki mu bije Serce pod piersią, w niém i zemsta żyje. I Mindows swoją pamiętał urazę, Lecz nie śmiał wojny nieść w Trojnata ziemie — Jedna krew obu, jedno obu plemię; I zna odwagę, zna siłę Trojnata: Bo Trojnat w Żmudzi, jak Mindows na Litwie, Panem — nikt przeciw nie podniesie czoła, A na róg jego cała Żmudź powstanie, Na rozkaz jego pójdzie choć na braci. — I nieraz stary Burtynik mu śpiéwa Takiemi pieśni w wieczory zimowe, Jakby chciał z piersi wydobyć rozkazu, Iść na Krywicze i na Nowogródek. Nieraz Bojary o skarbach Mindowsa Szepcąc mu cicho, żądzę podpalają, Nieraz za jego przymierze z Zakonem Błotem obelgi na niego rzucają. A Trojnat milczy i nie chmurzy czoła, Ale co myśli w duszy, nikt nie powié — Bo myśli jego w siwéj siedzą głowie, Jak psy zamknięte; nie ujrzysz, aż w kniei, Kiedy wybiegą za zwierzem w pogony. I w piersi jego leży tajemnica, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6bu3xxl3a7fpws1jppd70ptl5jgvilb Strona:Anafielas T. 2.djvu/314 100 1076031 3158774 3152696 2022-08-27T00:12:21Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/315]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/314]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|314}}</noinclude><poem> Trojnat nie darmo dwa razy Doumanda Na jego zamku tajemnie odwiedził, I Doumand, mówią, zemstę jakąś knuje, A choć pozornie głowę korną chyli, To żal mu żony i tęskno mu po niéj; I wychudł z złości, któréj braknie siły. Jeździł on na Ruś i powrócił z Rusi Z rozpaczą tylko! — Odtąd w Żmudź śle gońce, Z Trojnatem często na łowy się zjadą, I długo w nocy n ogniska gwarzą, Nim się na jednéj skórze spać układą. Co mówią, nie wié nikt, bo obu mowa W tak ciche, tajne ubiéra się słowa, Że duch jéj nawet podziemny nie słyszy. Darmoż te tajnie i narady wspólne? Darmo już Trojnat lud w swéj ziemi zbiéra, Doumand kryjomo Rusinów gromadzi? — Nie darmo — szepczą żmudzcy Bojarowie, — Nie darmo — stary Burtynik powtarza. Ale czas płynie; dniami, miesiącami, Z założonemi on siedzi rękami, I tylko czasem wyjeżdża na łowy, Na ciche znowu z Doumaudem rozmowy. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 253lhq8qk4lowbx8yyz7tjtgccsnm5w Strona:Anafielas T. 2.djvu/315 100 1076032 3158775 3152703 2022-08-27T00:12:25Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/316]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/315]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|315}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XLIII.}} <poem> :{{kap|Na zamku}} swoim znów siedzi Mindowe, Bezczynny, pieśni słuchając kobiecéj. Nigdy on w lata swoje dawniéj młode, U kolan Marti dni tylu nie siedział — Nigdy jéj pieśni nie słuchał tak długo, Nigdy tak miło jéj się nie uśmiéchał. I Marti sługą tylko jego była, Marti wieczerzę u ognia warzyła, Dziecię kołysząc, lub przędąc z kądzieli Złoty len na swą xiążęcą namitkę; Lub w krośnach szyła kraśnemi barwami Rękawy koszul białych, jak jéj ciało, Kraśnemi barwy, jak rumieniec lica. A jeśli kiedy pieśń z ust jéj płynęła, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pa0fa5pnrstmzw0sq9mvxd73ponxniy Strona:Anafielas T. 2.djvu/316 100 1076033 3158776 3152711 2022-08-27T00:12:28Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/317]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/316]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|316}}</noinclude><poem> To smutna, cicha, jako ruczaj w lesie Szumi samotny, i sercu tęsknemu Miło jéj słuchać. — Mindows takiéj pieśni Słuchać nie lubił, uciekał z komnaty, Tam u swojego ogniska spoczywał. Inna bo piosnka Doumandowéj żony: Wesoło, ciągle wesoło świergocze, I tak jak ona śmieje się, szczebioce; Staremu uśmiéch na usta wywoła, Młodemu dumę napędza na czoło. Inna bo, inna Doumandowa żona: Dzień cały w nowe stroi się przybory, Bieży nad strumień, patrzy czy do twarzy, I zmienia chustki, zapaski, korale, I nowém kwieciem coraz skroń ubiéra, Z któréj nie schodzi uśmiéch i pogoda. :I Mindows dla niéj nieraz dzień przesiedział Dłużéj niż myślał, i nieraz dniem wrócił Prędzéj niż przyrzekł. Gdy jechać na wojnę, To serce jego bije niespokojne, To stokroć swoim Bojaróm nakaże Strzedz jéj jak oka w głowie — I posyła Gońców z daleka to z darami dla niéj, To z dobrém słowem, to z troską o zdrowie. W całéj bo Litwie drugiéj takiéj niéma, Z takiemi usty, z takiemi oczyma, I z taką kosą, co wstążki jasnemi </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2zb6ua9gy1deinxf5j8tmx6ffejo4mw Strona:Anafielas T. 2.djvu/317 100 1076034 3158777 3152724 2022-08-27T00:12:30Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/318]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/317]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|317}}</noinclude><poem> Spleciona, jeszcze wlecze się po ziemi; Z tak białą piersią i z takim uśmiéchem, Z takiém na ustach i w sercu weselem. — :Gdy Mindows troską czoło swe zachmurzy, Ona, jak wietrzyk wiejąc przeciw burzy, Burzę i gromy daleko rozwieje. Gdy gniew na sine usta mu wystąpi, Ona uscisków i prośb nie żałuje; Póty na swoich kolanach kołysze, Póty go usty drobnemi całuje, Dopóki gniewu nie odpędzi z twarzy, I innym ogniem serca nie rozżarzy. :Nie darmo Doumand posły za posłami Śle, żony swojéj do siebie przyzywa, Nie darmo włosy wyrwał sobie z głowy, I nocy jednéj nie zasnął spokojnie, Nie darmo żalu po niéj, gniewu tyle. — Weź ziemie moje, przez posły powiadał; Nie tyle ważył, gdybym je postradał, Ile jéj stratę — boś życia połowę Wziął mi z nią z domu, bo piersi rozciąłeś, I z piersi serce zakrwawione wziąłeś. — Lecz darmo prosił i darmo zaklinał; Mindows milczeniem zbywał jego posły, A zamiast żony podarki mu dawał. — Doumand podarki nazad mu odsyła, I milczy teraz, ale milcząc knuje. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> i1i49cbo8wj9g2pfc01siox0j1xlnyq Strona:Anafielas T. 2.djvu/327 100 1076096 3158787 3152806 2022-08-27T00:13:00Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/328]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/327]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|327}}</noinclude><poem> Leżał w śnie piérwszym; jéj ręce na szyi Jego związane, a usta na czole Leżą różane. Obok szaty zdjęte, Kraśne odzieże, błyskotki przeklęte, Któremi serce przekupił kobiéce. Ujrzał to Doumand, i nim Mindows oczy Rozkleił, mieczem rozplatał mu głowę. Zraniony jeszcze porwał się, i z rykiem Padł jak zwierz dziki. Kobiéta zbudzona Krzycząc się zrywa, na kolana rzuca. Wtem Trojnat skoczył i poprawi razu. Mindows krwią spłynął, zatoczył się, pada, A Doumandowa przed mężem swym blada, Wyciąga dłonie, pełznie do nóg jego. — Panie! — zawoła. On nie słuchał głosu, Za włosy porwał, miecz w piersi utopił. — Kraśne ci szaty uszył twój Mindowe, Kraśniejsze Doumand daje ci na drogę! Dobrze wam było żyć razem na ziemi, Idźcież we dwojgu do jednéj mogiły. — :Mówił, i oczy w twarz żony utopił. Ujrzał ją Doumand, poznał ukochaną, Zemsty zapomniał, miłość przypomina, I miecz wyrywa, i siebie przeklina, Z piersi przebitéj krew usty wysysa, Woła, na ręce bierze i podnosi, U martwéj jeszcze przebaczenia wzywa. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1sf6xamjcqg1668kv73qflosum2z3xs Strona:Anafielas T. 2.djvu/326 100 1076098 3158786 3152798 2022-08-27T00:12:57Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/327]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/326]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|326}}</noinclude><poem> Dwóch tylko u drzwi Mindowsa wartuje, Reszta z Poklusem w Pragarze na godach. Nim ranek wejdzie, powrócą Bojary, Za resztą ludu wysłani po siołach, I Mindows jeszcze może walczyć z niemi. Teraz czas, Panie! Gdy zdradę wywietrzy, Uciec nam może, zna kryjówki grodu. Idźmy. — I Doumand porwie się z pościeli, — Idźmy! zawoła; dościeśmy czekali, Dosyć kłamali, dosyć przecierpieli; Idźmy! — I Trojnat za miecz swój pochwycił, Rozwarli wrota, a zdrajca prowadził. Pod drzwi komnaty podstąpili zcicha; Na progu straże rozciągnione spały, Lecz pochwycone krzyku nie wydały, I jęk stłumiony zgon tylko zwiastował. Doumand szedł naprzód, bo zemstą wrzał cały, Słowa rzec nie mógł, a usta mu drżały, Ręce się trzęsły i serce mu bilo Miłości siłą i rozpaczy siłą. :Przeszli komnatę jedną — cisza wkoło, Drugą — i u drzwi sypialnéj świetlicy Stanęli. Ucho chciwe Doumand wkleił — Dwa słychać tylko, dwa tylko oddechy, Jedno westchnienie długie, w śnie zrodzone. I wpadli nagle. Na miękkiéj pościeli, Mindows na piersiach Doumandowéj żony </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> l410frh94f17f5m4fcw5kefwbf3fktp Strona:Anafielas T. 2.djvu/325 100 1076099 3158785 3152792 2022-08-27T00:12:54Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/326]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/325]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|325}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XLIV.}} <poem> :{{kap|Już}} kury pieją raz drugi, noc bieży, Jeszcze się ogień w świetlicy Trojnata Pali, i jeszcze nie spoczęli oba. Cicho na zamku, tylko szmer stłumiony, Jak szepty ludzi, to z wiatrem się wznosi, To milknie znowu, i cisza głęboka. A na podwórcu migają się cienie, Po dwa i po trzy; już zamku przedsienie Polne Żmudzinów, już straże u bramy Zabite leżą na zamkowym wale. I straż Doumanda osadziła wrota: Bojar Trojnata do świetlicy wpada. — Kunigas! czas już; zamek nasz. dokoła Naszych już ludzi opasany strażą. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3jnt0ns1xenwd8oxp7js2orkxtjj48c Strona:Anafielas T. 2.djvu/324 100 1076100 3158784 3152786 2022-08-27T00:12:50Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/325]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/324]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|324}}</noinclude><poem> Sztukę ją sprzedał. I w bór. — A coż w borze? Niedźwiedź go rozdarł. Nie chełp się przed czasem, Kniaziu! Alboż wiész, kto z nas żyw powróci Z wyprawy naszéj? co z niéj przyniesiemy? — :Mindows się śmieje z wróżby i powieści. — A złe wam myśli, to wróćcie do domu; Będzie i bez was zadławić go komu. — Wtém powstał z ławy, idzie do świetlicy, A słudzy świéżą słomę Kniazióm niosą, I ogień niecą, i skóry miękkiemi, Wysłali łoże szérokie na ziemi. Ale im do snu nie kleją się oczy. Zaledwie Mindows z izby, oni oba Stanęli, radzą, ludzi swych zwołali, Długo rozkazy tajemne dawali, I mieczów ostrzy ręką probowali; A Trojnat, straże ustawiwszy wkoło, Odesłał sługi i u ognia siedzi. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2xxlke6mx657gpwv5iwxk4lzwoqfrmb Strona:Anafielas T. 2.djvu/323 100 1076101 3158783 3152782 2022-08-27T00:12:48Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/324]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/323]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|323}}</noinclude><poem> Ani go pieśnią przykuła do domu Kobiéta, ani starość, ani trwoga. Mindowsa znają széroko sąsiedzi, Że nie z kądzielą, nie u krosien siedzi. — :A Doumand milczał, wciąż mu usta drżały, To blednął, znowu czerwienił się cały, To niespokojny rzucał się po skórze. :Już kury piały — za dębowym stołem Siedzieli jeszcze, jeszcze ucztowali, A róg przechodził od ręki do ręki. Mindowsa czoło jaśniało pogodą, Usta nadzieją zwycięztwa się śmiały, Już liczył łupy, już jeńców związywał, Kniazia Romana zamykał w ciemnicę. A Trojnat patrzał i potrząsał głową, I wzgardą każde wtórzył jego słowo. — O Kniaziu! rzecze nakoniec, jest u mnie Stary Burtynik; on i wróżyć umié, I pieśni śpiéwać o ojców przygodach, I prawić dzieje dawniejszego świata. Nieraz on mówił o strzelcu, co w bory Szedł na niedźwiedzia i spotkał Bojara, A Bojar spyta — Dokąd to? mój bracie! — — Na łowy idę; niedźwiedź upatrzony, Pójść go wziąść tylko. — Nuż Bojar o skórę Niedźwiedzia mówić. A strzelec za srébra </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ayhdebf4ttac685on31yf7l1u9yr3j2 Strona:Anafielas T. 2.djvu/322 100 1076102 3158782 3152776 2022-08-27T00:12:45Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/323]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/322]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|322}}</noinclude><poem> Człeka zepsuje łatwo głos pieszczony, Łatwo mu wojnę odradzi, gdy w domu Jest go zabawić, jest przytrzymać komu. — Stradałeś żony, dobrze ci, Doumandzie! Teraześ wolny, do boju gotowy; I nie żal czasu, i nie żal ci głowy, Nie żal ci życia. Kiedy wróg napadnie, Ty od dnia do dnia nie będziesz odwlekać, Rano znać dadzą, wieczór na koń siędziesz. — A Mindows troskę wziął na stare lata. Ot patrz jak dawno u kolan jéj leży, Ruś go wyzywa, na Lachów nie bieży, I przędzie z żoną u złotéj kądzieli, I piosnką babską tylko się weseli. O, nie wojakóm w dom kobiétę wwodzić; Jest bez nas komu wojowników rodzić. A nasze wojny, to są dzieci nasze, Pożyją one dłużéj niż my, Panie! Z niejednéj jeszcze potomstwo powstanie, Co nasze imię po świecie rozsławi. — :Mówił, a Mindows zwrócił się ku niemu, I szydząc z niego — Myślicie, Trojnacie, Że sami tylko wojować umiécie, I sami tylko w pole wyciągacie Wieczorną dobą, lub o rannym świcie! Ale i Mindows nie zapomniał jeszcze Oszczepem władać i lud swój prowadzić; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 37m3svsm31j6h7ig5g8sqelv8npcfrh Strona:Anafielas T. 2.djvu/321 100 1076103 3158781 3152770 2022-08-27T00:12:42Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/322]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/321]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|321}}</noinclude><poem> A w każdéj siedzi i wzrasta cierpienie, A z każdéj widać i nocy bezsenne, I długie żale, i tęsknicy wiele. — Doumand! — rzekł Trojnat, i — Doumand! — powtórzył Mindows zdziwiony, podchodząc ku niemu. Stanęli. Doumand dziki wzrok ponurzył, I nagiął karku, i panu swojemu Czołem bił kornie, a gdy schylał czoło, To krwią się zlało i oczy nabrzmiały, Płomień z nich buchnął, a usta mu drżały, Jak liść osiny od jesiennéj burzy. — Cóż Roman? — Roman, Doumand mu odpowié, Wciąż idzie daléj, wciąż pustoszy ziemie! Śpieszyć na niego, biedz przeciw potrzeba. Daléj z łupami, gdy pogoń usłyszy, Gdzieś się ukryje w puszczach i przypadnie. — — Jutro — rzekł Mindows. — Jutro — Trojnat wtórzył, A mówiąc — Jutro — wzrok w Doumanda wnurzył, I pchał głęboko, aż do jego duszy. Skinęli sobie. Mindows nic nie widzi, Ognia poprawił i usiadł na skórze, Wyciągnął rękę do Doumanda dłoni. — Tyś druh mój wierny, rzecze mu z uśmiéchem, I gniewu w sercu twojém wszak już niéma? Wszakżeś po żonie pocieszył się twojéj? Jedna kobieta wartaż tyle żalu? — A Trojnat dodał — Jam siwy i stary, Ale za młodu takżem nie miał żony. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lzsoja8jxae78yr9yfsrqufu4ufl8s4 Strona:Anafielas T. 2.djvu/320 100 1076104 3158780 3152754 2022-08-27T00:12:39Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/321]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/320]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|320}}</noinclude><poem> Na wojnę razem, Trojnacie, chodzili, I dziś my się was widziéć nie spodzieli. — — Z Zakonem walka ustała do czasu, Rzekł Trojnat, w lackie sam nie pójdę ziemie, Wojny zachciałem i do was przybyłem. Pewniście bez nas; — nie zawadzi siła, A łupów nie chcem, Mindowsie, od ciebie, Dosyć nam swoich łupów i zdobyczy — I siadł na skórze, u ognia się grzeje. Milczą obadwa, obadwa z niewiarą Patrzą na siebie z pode łbów, to znowu Wiodą rozmowę, a słowa ich z sobą Sieką się, jako w wojnie miecze wrogów. Wtém wrzawa w zamku, wojenne odgłosy — Doumand z swém wojskiem przybywa wezwany. Mindows się podniósł i Smerdę z rozkazy Do Doumandowéj wysłał potajemnie. On wszedł, a Mindows nie poznał po twarzy, Ten-li to, co go, gdy z Rusią wojował, Widział na wojnach, nieraz biesiadował U jednych ogniów, u jednego stoła? Nie ten to Doumand; choć go wiek nie schylił, Choć włosa lata nieliczne nie wzięły, Ale go troski zjadły i tęsknota. Zagasłe oczy głęboko gdzieś wpadły, Policzki suche, zmarszczone, pobladły, Usta się sine scisnęły, zacięły, Na czole zmarszczki, jak bróźny na polu, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ojfe32sc3teqycsbmvlc0nf2046ola1 Strona:Anafielas T. 2.djvu/319 100 1076105 3158779 3152745 2022-08-27T00:12:36Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/320]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/319]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|319}}</noinclude><poem> :Rano Trojnatu znak na wojnę dali — On od ostatniéj wyprawy, ze Żmudzią Nie stał ni razu do Mindowsa boku — Teraz — o dziwo! — słuchają rozkazu — — Zbiérać się ludzióm i wojskóm gromadzić — Sam na koń siędzie i ludzi powiedzie. Gdzie? — W Nowogródek — Burtynikas stary Szepcze, wyprawie nie chcąc dawać wiary. Ale już Trojnat na siwego wskoczył, I z swemi ludźmi gościńcem potoczył. — Kto u wrót zamku? — pyta się Mindowe. — Trojnat! — Bojary powiedzieli zcicha. — Późno przypomniał posłuszeństwo swoje — Mindows rzekł z gniewem; lecz gniew pohamował, Bo właśnie Trojnat w próg izby wstępował, I pochyliwszy ubieloną głowę, Naprzód powitał Kobole zamkowe, Potem Mindowsu bił czołem w milczeniu. Mindows się dziwił pokorze, w spójrzeniu Szukał zuchwalstwa, wymówek, i z gniewem Wybuchnąć pragnął, czekając rozmowy. :Trojnat zimnemi powitał go słowy, O dawnych zajściach nie wspomniał Mindowie, I pytał tylko — Gdzie z wojną pójść mają? — — Roman Dubrawski nad Dnieprem plądruje, Rzekł Mindows dumnie. Bez pomocy waszéj Zniósłbym garść jego — Dawnoście już z nami </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> p92fdtoax8ym62qudzvl0wojz9mzdid Strona:Anafielas T. 2.djvu/318 100 1076106 3158778 3152735 2022-08-27T00:12:33Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/319]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/318]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|318}}</noinclude><poem> Dwakroć do żony słał szpiegi tajemnie, Dwakroć ich Mindows na zamku wywieszał, A teraz oba milczą — Mindows myśli, Że się pocieszył po żony utracie, I inną z sobą na zamku posadził. Lecz Doumand w sercu i miłość ma dawną, I gniew ten samy; lecz je kryje w duszy, By lepiéj uwiódł i podszedł go skorzéj. :Tymczasem Roman Dubrawski nad Dnieprem Puścił zagony po Mindowsa kraju, I pali sioła, i zajeżdża grody, I łupy bierze, pędzi lud w niewolę. — Doumand do pana śle swoje pacholę Z tą wieścią smutną — {{tab|120}}— Mam lud z sobą zbrojny; Każesz mi stanąć, jam gotów do wojny, I Roman Kniaź swe zuchwalstwo przypłaci. Pójdę na niego i w więzach przywiodę. — — Pójdziemy razem, Mindows posłóm rzecze; Długo już siedzę bezczynny u ognia. Niech Kniaź wasz z ludem w mój zamek przybywa, Sciągnę ja swoich, i razem pognamy, Odbijem łupy, w Rusi pohulamy. — I poszli posły z Kniazia odpowiedzią. Na nowogródzkim zamku stos się pali, Na górach ognie błysnęły w oddali, I jak széroka Litwa, lud gromadzą. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 46801qjriieud2ue0ft4h96p00ul1zd Strona:Anafielas T. 2.djvu/330 100 1076162 3158790 3128321 2022-08-27T00:13:09Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/331]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/330]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 2.djvu/334 100 1076163 3158794 3128323 2022-08-27T00:13:21Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/335]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/334]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 3.djvu/2 100 1076164 3158057 3128324 2022-08-26T23:36:55Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/3]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/2]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 3.djvu/3 100 1076165 3158058 3128325 2022-08-26T23:36:58Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/4]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/3]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 3.djvu/8 100 1076166 3158063 3128326 2022-08-26T23:37:12Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/9]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/8]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 3.djvu/10 100 1076167 3158065 3128327 2022-08-26T23:37:18Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/11]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/10]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 2.djvu/328 100 1076265 3158788 3152813 2022-08-27T00:13:03Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/329]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/328]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|328}}</noinclude><poem> Napróżno! — oczy zagasły, śmiertelny Całun na bladéj rozesłał się twarzy, Głowa opadła. Jednym znakiem życia Krew, z białéj piersi płynąca potokiem. :Ale już Doumand na trupa Miodowy Upada, zemstą pragnąc się napoić. A Trojnat stoi, spójrzał, z myślą nową W dalsze świetlice szalony poskoczył. Wtem Mindows wstaje, za nim się potoczył, Cały krwią zlany, z najeżonym włosem, Z wzniesioną pięścią; — Doumanda obalił, Dognał Trojnata, za szyję u proga Chwycił i jego na ziemię wywrócił, Depcze nogami; — chce mówić, — nie słowa, Głos tylko jakiś z piersi się dobywa, Głos niewyraźny, stłumiony, warkliwy, Jak zwierza, kiedy pod myśliwca strzałą Padłszy, chce jeszcze raz tchnąć piersią całą. Ale nierówna walka ich i siły; Powstaje Trojnat, trzeci raz ciął mieczem, A jeszcze ducha nie wypędził z ciała. Ostatkiem życia Mindows nań się rzucił, I skonał, cisnąc w bezsilném objęciu. — Dzieci swych bronisz, wilcze, Trojnat woła; Nie — nie! ja życia szczenięciu twojemu Nie dam jednemu! wszystkie wymorduję! — Słuchaj mnie: z tobą ród twój ginie cały — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> q9wr256a1ql3o1dedcw6nr0pg806p17 Strona:Anafielas T. 2.djvu/329 100 1076266 3158789 3152815 2022-08-27T00:13:06Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/330]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/329]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|329}}</noinclude><poem> Słuchaj! jam długu zemstę w piersi chował, Nie żebym w końcu słaby ją darował! — :Mówi, i ręce rozrywa, i bieży, Gdzie na posłaniu dwoje dzieci leży; One z przestrachu powtulały głowy, I cicho płaczą; i ojca, i matki, I swych służebnych napróżno wołają. Wywlókł ich Trojnat z posłania za włosy, Rzucił na ziemię i zdeptał nogami, Rozkrwawil mieczem, aż z rozdartéj piersi Dziecięce dusze w mękach uleciały. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1hkhdc9bial1t9vv4bylshbedqhlzyd Strona:Anafielas T. 2.djvu/331 100 1076267 3158791 3152820 2022-08-27T00:13:12Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/332]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/331]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|331}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XLV.}} <poem> :{{kap|Na nowogródzkiém}} polu czyja to mogiła, Ogromném ciałém swojém garść kości pokryła? Mindowsa to mogiła, jak Mindowsa sława Stara, wielka, napoły zapadła do ziemi. Szły przez nią pokolenia, deptając nogami, Przysypując swém ciałem, wygryzając boki Pługiem, co głębiéj codzień rył ją i rozrywał. A nad nią nieraz wieśniak pieśń Mindowsa śpiéwał, A nad nią nieraz stanął i westchnął podróżny. I nieraz starce, siedząc z dziećmi na kolanach, Prawili im o wielkich Mindowsowych bojach, Nieraz pieśnią, powieścią, z grobu wywołany, Wstał olbrzym z snu, i głową sięgając w obłoki, Z wielkim mieczem Ryngolda wznosił się nad ludem, Cieniem swoim przyszłość im i jutro zakrywał. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bib9ufsguxpwfgfx0g33tl18ogywvok Strona:Anafielas T. 2.djvu/332 100 1076269 3158792 3152822 2022-08-27T00:13:15Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/333]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/332]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|332}}</noinclude><poem> :Teraz — teraz zarosła mogiła chwastami, I olbrzym już nie wstaje, bo spróchniał w mogile, Jak pamięć jego między Litwą już spróchniała. I pusto na mogile, i pusto dokoła; Tylko pszczoła zabrzęczy, szuka w chwastach miodu, Tylko ptaszek przeleci, smutno zaświergocze, Tylko człek czasem przejdzie i westchnie pocichu. I z Mindowsa mogiły tylko kurhan mały, I z Mindowsowéj sławy ledwie tylko imię! </poem> {{c|{{Rozstrzelony|'''KONIEC MINDOWSA.'''}}|przed=20px|po=20px}} <br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ls6y3nzs4bicmj5hwrxh0ystdcej32f Strona:Anafielas T. 3.djvu/20 100 1076354 3158075 3152878 2022-08-26T23:37:48Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/21]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/20]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|18}}</noinclude><poem> :Teraz wracam do ołtarzy. Nie czyń złego, puść mnie, Panie! {{kap|Bóg}} podróżnych niech ci zdarzy Szczęsną drogę, powitanie W progu zamku, gdy spoźniony Do dzieci wrócisz i żony. — :— O! do zamku mi daleko! Widmuntówno! nie dziś stanę; Za siódmą on stoi rzeką, A gdy wrócę, nie kochaną Żonę, ale psy, sokoły, Powitam w nim, niewesoły. — :I poleciał. Ona stała; Raz ku górze, dwa ku niemu Tęskno, smutno spoglądała; I powoli ku swojemu Szła ustroniu, a dumała Z okiem w ziemi, w myślach cała. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><poem> :Jasne niebo, znikły chmury, Żółte piaski złotem świecą, Na wierzchołek Świętéj góry Stada dzikich ptaków lecą, I krążąc nad nią wokoło, Pieśń zaśpiewały wesołą. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fkbctbvfxjvoo0nxfh49vp2lyksueeh Strona:Anafielas T. 3.djvu/19 100 1076355 3158074 3152877 2022-08-26T23:37:45Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/20]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/19]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|17}}</noinclude><poem> Ona śpieszy — noc zapada, A przed nocą wrócić rada. :Już pod górą, a po błoni Słychać tentent i parskanie: Jakiś jeździec za nią goni; Miecz mu brzęczy, a w kołczanie Pióra strzał zaszeleściały, A koń parą bucha cały. :Ona bieży, on ją goni; Po piasczystéj lecą błoni; Ale biały koń wyściga Coraz dziewczę, coraz bliżéj, I jak strzała tylko miga, Ku niéj prędzéj, ku niéj chyżéj. :Aż ją dognał; ona stała, Serce biło, twarz pałała; On jéj w oczy zadziwiony Patrzał długo, patrzał śmiało. — Dziewczę! z któréj idziesz strony? Co cię w burzę tu zagnało? — :— Córką jestem Widmuntową, Wejdalotką z Świętéj góry; Bracióm strawę niosłam dniową, Gdy mnie burza, gdy mnie chmury, Na morskim brzegu zastali, I dzień cały zatrzymali. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6injy3rq5z5we9s7oj5nlhuak300ogp Strona:Anafielas T. 3.djvu/18 100 1076356 3158073 3152874 2022-08-26T23:37:42Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/19]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/18]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|16}}</noinclude><poem> Służby, co w świątyni stoi, Tajemne kroki dośledzić? Praurma, co na Litwy niebie Nie zna możniejszéj nad siebie? :Nie bóstwo to, nie duch morza, Żmudzka to idzie dziewczyna, Widymuntówna to hoża, Bojara córka jedyna, Wejdalotka z Świętéj góry Śpieszy pod ołtarza mury. :Na głowie wianek ruciany, Na szyi sznur bursztynowy, Rąbek biały spływa z głowy, Fartuch w dzwonki obszywany, A koszulka z lnu żmudzkiego, Jak piana morska białego. :Niespokojna — noc zachodzi, Gasną zorze, duchy wstają, Z morza na spróchniałéj łodzi Już topielce przybijają, I po brzegach wyć poczęli, Pastwę ciągną do topieli. :Duchy nocy już głosami Ptaków krzyczą, i czarnemi Skrzydły wioną nad głowami, Smutne pieśni nócąc ziemi. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qegccthd4viz2mjrbrsak379kjbugbg Strona:Anafielas T. 3.djvu/17 100 1076357 3158072 3152873 2022-08-26T23:37:39Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/18]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/17]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|15}}</noinclude><poem> :Pusto; na niebios przestworzu I ptak jeden nie przeleci; Łódź nie czernieje na morzu; Na ziemi w piasków zamieci Duchy szalonemi skoki Na Bałtyk lecą széroki. :I znowu wiatr się uśmiérza, Chmury rzadnieją nad głową, I wolniéj fala uderza W żółtą mieliznę piaskową, Ptaki nad morze wzleciały A sosny szumieć przestały. :Czyjaż tam suknia bieleje Na wydmach piasku w oddali? Wiatr jasnym fartuszkiem wieje. Czy to bóstwo wyszło z fali? Czy to Bałtyku królowa, Po kochanku płacze wdowa? :Czy to morza córa biała Zbiera rozpierzchłą drużynę, Którą burza rozsypała, Bijąc o brzeg fale sine? Czy zbiera rybki, co drgają, Na piasku wody czekają? :Czy to Praurma góry swojéj Idzie kapłanki odwiedzić? </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> kgdmjaqscp52c95x7moqx8z769sfbl6 Strona:Anafielas T. 3.djvu/16 100 1076358 3158071 3152872 2022-08-26T23:37:36Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/17]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/16]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|14}}</noinclude><poem> Cisza wkoło, którą zrywa Ptaków gromada krzykliwa. :Lecz już znowu ryczy morze, Piaski z brzegów wiatr rozprasza, Chmury rozrywa i porze, Sosen gałęzie podnasza, Lecz nie słychać w burzy ryku Sosen szumu, ptaków krzyku. :Wieczór chmurami odziany, Już zachodnie gasną zorze Blaski krwawemi; bałwany, I dalekie błyszczy morze, A na górze z za gęstwiny Dym się w niebo podniósł siny. :Na górze, w sosnowym wianku, Bieleją mury świątyni; W niéj goreje bezustanku Ogień Litewskiéj Bogini; Dwanaście dziewic swojemi Tli go rękoma białemi. :I nieraz żeglarz zbłąkany, Gdy burza z łodzią szaleje, Wierzch góry w sosny odziany, Ogień, co na górze tleje, I Bóstwo wzywa w rospaczy, Aż znak wybawczy zobaczy. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> q8f31mtltiz2t1sp2afhjum1yzaq3oq Strona:Anafielas T. 3.djvu/15 100 1076359 3158070 3152870 2022-08-26T23:37:33Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/16]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/15]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|13}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|III.}} <poem> :{{kap|Chmurne}} niebo nad głowami, Żółte piaski naokoło, W dali szumi bałwanami Sine morze burzą wzdęte, Wyżéj Świętéj góry czoło, Sosnowym wiankiem opięte, :Chmury lecą po niebiosach, Po ziemi piasku tumany, Wiatr w sosen zielonych kosach Wyje burzą rozpasany, I zaszumi gdzieś na chmurze, To na morzu, to na górze. :Znowu cicho, znowu fale Konają na piasków łonie, Chmury toczą się wspaniale, Sosny zgięte wznoszą skronie, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8st0f9jqqvtco1you9u2znbi16pbs32 Strona:Anafielas T. 3.djvu/14 100 1076360 3158069 3152868 2022-08-26T23:37:30Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/15]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/14]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|12}}</noinclude><poem> A ucho twego głosu słuchając zdumiałe, Zda się słyszy, jak w niebie nócą Bożą chwałę. :Ciche, tyś wielkie, straszne w swoim majestacie, W lazurem, zielonością wyszywanéj szacie; Zburzone, ty falami bijąc brzeg zszarpany, Rycząc, z wnętrzności białe wyrzucając piany, Trwogą napełniasz serce, duszę niepokojem, Jakbyś ziemię pochłonąć chciało w łonie swojém. :Morze! czemuż ten, co cię pokochał namiętnie, Jak piérwszą miłość w duszy, pamięć twoję chowa, I wspomina o tobie z uniesieniem, smętnie? We snach ku twoim brzegóm zwraca mu się głowa I serce na szmer fali podnosi się twojéj, A w oczach wciąż twa wielkość i piękność mu stoi? </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qtx5zv4uqa8wlqixn9vpzom2zpx2wk4 Strona:Anafielas T. 3.djvu/13 100 1076361 3158068 3152864 2022-08-26T23:37:27Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/14]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/13]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|11}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|II.}} <poem> :{{kap|O morze!}} sine morze! kto nad cię piękniejszy? Z wszystkich Stwórcy objawień kto większy od ciebie? Nic twych wdzięków nie zgasi, wielkości nie zmniejszy; Piękneś w obliczu ziemi, i piękne przy niebie, I wielkie, i ogromne, jakby {{kap|Bóg}} cię stworzył, Aby wieczność wystawił, ludzi upokorzył. :Czy słońce się przegląda w twéj zielonéj fali, I, topiąc swe promienie w przezroczyste głębie, Stem barw ciebie ubiera, płomieniem zapali, Lub maluje, jak opal, jak szyje gołębie, Czy noc czarna zapadnie, Menes wejdzie blady, I strugą światła srébrną wysypie swe ślady, :Ty zawsze wielkie, piękne, ty zawsze cudowne! Oko ludzkie, co na twych przestrzeniach spoczywa, Drogie myśli z twych głębin, obrazy czarowne, Droższe pereł, korali, nurzając, dobywa; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2ukt0ofll4plymkx9yuns6dos3qgcg3 Strona:Anafielas T. 3.djvu/12 100 1076362 3158067 3152860 2022-08-26T23:37:24Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/13]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/12]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|10}}</noinclude><poem> :Dla czego duch mój nie pójdzie z żywemi Życiem dzisiejszém serca rozweselać, I bujać z niemi, i rozśmiać się z niemi, I ich roskosze i radość podzielać? :Dla czego w górę zwracam tęskne oczy, I szukam duchów, co w nieba wzleciały, W kraj nieśmiertelny, smutny a uroczy? Dla czego z niemi i w nim żyję cały? :Dla czego w pieśni umarłych, co ludzi Piersi nie grzeje, serca nie porywa, Wiecznie się głos mój wysila i trudzi, I ledwie ustał, znowu się, odzywa? :Czemu sam jeden na Anafiel lecę, Napróżno ciągnąc zimny lud do siebie; Wskazując przeszłość, stary ogień niecę, Sam tylko, Litwo, mając łzy dla ciebie? :Czemu?? — nie powiém, i wy nie powiécie, Bo nikt z was nie wié słowa téj zagadki: Z piastunki ręku czemu drobne dziécię, Płacząc, się ciągnie do grobu swéj matki? Matką mi, przeszłość, a piastunką, życie. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cdx9ilv8jdokdj5cibpypawdrtkr8l6 Strona:Anafielas T. 3.djvu/11 100 1076363 3158066 3152852 2022-08-26T23:37:21Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/12]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/11]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /><br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|WITOLDOWE BOJE.}} {{---|po=20px}}{{Skan zawiera grafikę}} {{c|w=200%|h=normal|po=10px|I.}} <poem> :{{kap|Dla czego}} duchem po rodzinnéj ziemi Błądzę ja zawsze, rozkopując groby, I szukam życia zgasłego pod niemi, Życia wśród prochów, śmierci, wśród żałoby? :Dla czego idę ze świata upiorem Na Anafielas, gdzie naddziadów cienie, Z łukiem na plecach, a w rękach z toporem, Z siwemi brody, siadłszy na kamienie, :Płaczą i patrzą ku rodzinnéj stronie Szklannemi oczy, bez łzy i uśmiechu, Sparłszy na oręż spracowane dłonie, Sparłszy na ręce piersi bez oddechu? </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1u95ui9njze6zor69b26f9ly1s14rrq Strona:Anafielas T. 3.djvu/30 100 1076383 3158085 3128986 2022-08-26T23:38:18Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/31]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/30]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 3.djvu/36 100 1076384 3158091 3128987 2022-08-26T23:38:35Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/37]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/36]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 3.djvu/34 100 1076453 3158089 3152917 2022-08-26T23:38:29Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/35]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/34]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|32}}</noinclude><poem> :Ilekroć Kiejstut powracał z wyprawy, Bieżał do syna — piérwszy to syn jego. Piérwszy raz serce, co w bój wrzało krwawy, I do dziecięcia zabiło małego, I biegło, jako łanie ku swym biegą. A kiedy przybył, nie ściskał dziecięcia, Ani je tulił, ni pieścił ustami, Lecz na żołnierza chował pacholęcia, Grając mu w rogi i dzwoniąc szablami; Nie chował syna, jako ptaka w klatce, Co go hodują, aby pięknie śpiewał; Nie dał kobiétom, własnéj nie dał matce, A pierś mu męzką prawicą rozgrzewał; Nosił, jak orlę do łowów uczone, Jako sokoła, co, gdy skrzydła wzrosną, Spójrzy na ptastwa stada wylęknione I puści na nie z źrenicą radośną, I pójdzie w górę bujać po obłokach; Chował go, jako chowają ogary, Którym krew lizać, mięso szarpać dają, Aby, gdy przyjdą do lat, w zgrai staréj Poszły, za starą nie zostały zgrają; Chował do boju Witolda młodego, Na niewygodach, na łowach, na koniu; A w odpoczynku nie pieśnią kobiécą, Ni śpiewem dziewic ucho mu głaskano, Ale Jaćwieży pieśni mu śpiewano, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> c4rfgufeeeh70544e5x36ho7b7yihyu Strona:Anafielas T. 3.djvu/38 100 1076454 3158093 3153189 2022-08-26T23:38:41Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/39]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/38]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|36}}</noinclude><poem> Kiedy wody zaszumią, ptak jaki zakwili, Ona myślą ucieka do ubiegłych chwili, :I wspomina na ojca, wspomina na brata, Na świątynię Praurymy, na ojczyste kraje, Na pamiątki z innego, z młodzieńczego świata, Których do szczęścia sercu Biruty nie staje, Ale nie pójdzie ona za rodziną swoją, Bo przy łożu Biruty dwie kolebki stoją. :W jednéj kolebce córka śpi z złotemi włosy, Xiężycowe ma jasne oblicze, spójrzenie, I pogląda, jak xiężyc, gdy wejdzie w niebiosy, Siejąc po białym świecie srébrzyste promienie; Jako gwiazda przyświeca nad dolą matczyną; Przy niéj mroki przyszłości jaśnieją i giną. :W drugiéj kolebce matki i ojca nadzieje, Młody Witold usypia. To słońce u wschodu Jeszcze wielkiemi blaski po świecie nie sieje, Lecz słońce i olbrzyma rozpoznasz zamłodu. Inaczéj gwiazdy świecą, srébrny xiężyc świeci, Inszym wzrokiem patrzają drobne ludu dzieci. :On w kolebce sokolém patrzy już wejrzeniem, I dziecinnych zabawek, jak siostra, nie żąda, Do zbroi się wyciąga bezsilném ramieniem, Na miecz ojcowski okiem gorącém pogląda, A gdy biją w Lietaury, gdy w rogi zadzwonią, Serce mu skacze małe, drobną klaszcze dłonią. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ppoc6ndi2sz9bn0fpgaxmt75b6qeqqr Strona:Anafielas T. 3.djvu/37 100 1076455 3158092 3153186 2022-08-26T23:38:38Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/38]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/37]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|35}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|V.}} <poem> :{{kap|Płyną}} lata jak fale, wiatr losu je wzdyma, Płyną falą do brzegu, o brzeg się rozbiją, I rozprysnął się bałwan, a po nim nic niéma! Trochę piany, którą się suche piaski myją, Trochę muszli, i rybek, i bursztynu bryła, Co się wstydząc przed słońcem, do ziemi zaryła. :Czasem fala o brzegi kiedy się rozbije, Piany nie pozostawi, nie rzuci bursztynu, Rozpryśnie się o skały, zimny kamień zmyje I topielca wyniesie, na postrach dla gminu. Nikt fali nie policzy, fali nie wywróży, Pogody nie przepowié, nie przepowié burzy. :Płyną lata falami na Trockiém zamczysku, I Biruta nie płacze po Żmudzkiéj rodzinie, Wieczór tylko w zachodu jaskrawym odbłysku, Gdy, jak morze, jeziora świecą fale sinie, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6hs3kd6g2ecavgen7461l7ph62acqwo Strona:Anafielas T. 3.djvu/35 100 1076456 3158090 3152919 2022-08-26T23:38:32Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/36]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/35]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|33}}</noinclude><poem> Co ogniem idą, ogień w sercu niecą, I całe życie potém w duszy świecą; Pieśni o dziadów zapasach szalonych, Pieśni o ojców bojach utrapionych! :Niemi młodego karmią bez ustanku, Niemi do serca ojciec mu kołata. O! bo najdaléj, co w życia poranku Do serca pójdzie, w serce się zaszyje, Tego nie zetrze wiek, życie nie zmyje, Tego późniejsze nie zagaszą lata. Ledwie zagrzebiesz, na wierzch znów wychodzi, Człeka odżywia i znowu odmłodzi. Napróżna praca! Gdy w serce upadnie, Myśl czy uczucie pozostanie na dnie I długie lata, jak koncha perłowa, W przepaściach morza duszy się przechowa. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0ny9wjtfe1fol4q7bqdbmf2iukahwqr Strona:Anafielas T. 3.djvu/21 100 1076457 3158076 3152883 2022-08-26T23:37:51Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/22]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/21]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|19}}</noinclude><poem> :Już nie szumi gaj sosnowy, Morze do snu się kołysze, Fala, brzeg całując płowy, Ledwie szmerem przerwie ciszę. Światło wkoło, radość wkoło, W niebie, na ziemi wesoło. :Tam rybacy z siecią płyną I pieśniami brzeg żegnają, Wiosłem wodę porąc siną, Pieśnióm wtóry wybijają. Światło wkoło, radość wkoło, Na ziemi, morzu wesoło. :Ale słońce już zapada Do kąpieli po upale, Na noclegi ptaków stada Lecą w jezior ciche fale, A Święta Praurymy góra Cieniem słoni się ponura. :Tylko na jéj sosen skronie Jeszcze słońce rzuca blaski; Stoją w złocistéj koronie, Po nad morze, po nad piaski Harde, smutne wznosząc głowy, Stróże świątyni Królowéj. :Czyjaż tam suknia bieleje Na żółtych wydmach w oddali? </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> b1codndacrq71dj51xxef39dh9hhh23 Strona:Anafielas T. 3.djvu/22 100 1076458 3158077 3152885 2022-08-26T23:37:54Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/23]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/22]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|20}}</noinclude><poem> Wiatr jéj rąbkiem jasnym wieje. Czy to bóstwo wyszło z fali? Czy to Bałtyku Królowa, Po kochanku płacze wdowa?? :Czy to morza córa biała Zbiera rozpierzchłą drużynę, Co fala powyrzucała, Bijąc o brzeg fale sine, I zbiera rybki, co drgają, Na piaskach wody czekają? :Czy to Praurma góry swojéj Idzie kapłanki odwiedzić? Służby, co w świątyni stoi, Tajemne kroki dośledzić? Praurma, co na Litwy niebie Nie zna możniejszéj nad siebie? :Nie bóstwo to, nie duch morza, Nie Praurma w ludzkiéj postaci; Biruta, Żmudzinka hoża, Wraca od rybaków braci, Z rucianym wiankiem na skroni, Z próżnym koszem w białéj dłoni. :Znowu tęskni, znów ją goni, Jeździec na siwym żmudzinie; Niedźwiedzi ma szłyk na skroni, Burka czarna z ramion płynie, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> j875wm2hfqzbz4e1sich2ljh25clot7 Strona:Anafielas T. 3.djvu/23 100 1076459 3158078 3152888 2022-08-26T23:37:57Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/24]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/23]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|21}}</noinclude><poem> Łuk rogowy, miecz u boku, W ustach uśmiech, duma w oku. :Widmuntówna go ujrzała I szła daléj — serce biło; Zrumieniona, w strachu cała, W sercu, w uszach jéj tętniło; Nie widziała, gdy ją witał, Nie słyszała, gdy zapytał: :— Dokąd? Widmuntówno hoża! Dokąd późnym znów wieczorem? Już zachodnia gaśnie zorza, Krucy kraczą po nad borem — Duchy lecą, widma lecą, ''Kaukie'' złém już okiem świecą! — :— Kapłanką jestem Zniczową, Wejdalotką z Świętéj góry; Bracióm strawę niosłam dniową, Pod świątyni wracam mury. Od złych duchów, złego człeka, Praurmy broni mnie opieka. — :— Widmuntówno! pojedź ze mną. Dość kapłanek ma Prauryma. W moim zamku pusto, ciemno, I zaświecić komu niéma; Zamek smutny, opuszczony — Dzieci nie mam, nie mam żony. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tuyz7hs4dfaqs61rbwictm3915urkk7 Strona:Anafielas T. 3.djvu/24 100 1076460 3158079 3152889 2022-08-26T23:38:00Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/25]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/24]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|22}}</noinclude><poem> :Pojedź ze mną. Skarb mój mnogi, Sług mam wielu, kraj széroki, Skarby kładnę ci pod nogi, Sługom każę strzedz twe kroki, Złote wieńce, miękkie szaty, Kraj mam wielki, dwór bogaty. :Widmuntówno! pojedź ze mną; Siwy nas uniesie dwoje. Pod zasłoną nocy ciemną W Litwę polecimy moję. Nim się druga noc rozściele, Na Trokach będzie wesele. — :— O, nie, Panie! jam Zniczowa, Wejdalotka z Świętéj góry; A kto przysiąg nie dochowa, Perkun karze ogniem z chmury; Kto przysiąg świętych naruszy, Perkun karze ogniem w duszy. :Porzuć Widmuntowe dziecię. Sto na Żmudzi dziewcząt, Panie, Pójdzie z tobą, gdy zechcecie, Dzielić na Trokach mieszkanie. Jam piérwszy wianek z méj głowy Rzuciła w ogień Zniczowy. — :— Sto kapłanek ma Prauryma, Jest tam komu Znicz rozdymać; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3acv97k1wx0efr2zxu3hqbjnnwsfpcj Strona:Anafielas T. 3.djvu/25 100 1076461 3158080 3152891 2022-08-26T23:38:03Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/26]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/25]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|23}}</noinclude><poem> U mnie w Trokach jednéj niéma Domowy ogień utrzymać. Ucieczka będzie tajemną, Siadaj na koń i jedź ze mną. — :— O, przed Bogów okiem, Panie, Żaden krok się nie utai. Przez morski odmęt, otchłanie, Z głębi lasów, z ludów zgrai, Bóg wywlecze przeniewiercę I piorunem trafi w serce. :Tu mi miejsce, tu przysięga, Tu mój ojciec, bracia mili, Tu rodzinnéj rzeki wstęga, Tu mi żmudzki ptak mój kwili, Wszystko moje, kraj mój miły, Wejdalotkę uwięziły. — :— Litwa, Żmudź — siostry rodzone, Język bratni, kraj to krewny, I dłonie ich połączone, Los ich nie rozerwał gniewny. Twa rodzina, mą rodziną. Siadaj, jedź ze mną, dziewczyno! :Piękny zamek na jeziorze, W zamku wesołe komnaty, Tłumy sług na moim dworze. Sznury pereł, drogie szaty, </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> r34ydxhspdkas4b661y7k1c55w7ek6u Strona:Anafielas T. 3.djvu/26 100 1076462 3158081 3152894 2022-08-26T23:38:06Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/27]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/26]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|24}}</noinclude><poem> Xiążęcą czapkę na skronie, Złotą kądziel dam ci w dłonie. :Będziesz wieść xiążęce życie, Wśród sług wesołego dwora, Śpiewem budzona o świcie, Śpiewem uśpiona z wieczora, Na posłanie twe puchowe Kładąc od trosk wolną głowę. — :— O, nie, Panie! o, nie, Panie! Ja chcę tylko żyć ze swemi. Za roskosze wszystkie stanie Boskosz widzenia swéj ziemi. Tu mój ojciec siwy żyje, Tu mój brat z morzem się bije. :Tu dzieciństwa zeszły lata, Nad morzem muszle zbierała, Na tym brzegu jam czekała W późną noc rybaka brata, Tum zrywała piérwsze kwiaty, Tam w dolinie dym méj chaty. — :Ona bieży, on ją goni; Próżno dziewczę się wyrywa. Po piasczystéj lecą błoni. Z wiatrem końska igra grzywa, Burka z wiatrem się poddyma. Kiejstut dogonił ją, trzyma, </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dl1q4vq8b2fgqs3kbfc0gfefc5w1n3s Strona:Anafielas T. 3.djvu/27 100 1076463 3158082 3152896 2022-08-26T23:38:09Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/28]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/27]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|25}}</noinclude><poem> :I porywa, na koń sadza. — Próżne łzy, Biruto, twoje! On nie takie staczał boje, Nie taki łup uprowadza. Nigdy łzy go nie skruszyły, Nigdy jęk nie wydarł siły. :Leci Kiejstut, a na ręku Płacze swojéj braci, ziemi, Płacze, w głośnym lejąc jęku Żal za rodziną, za swemi, Płacze sercem i oczyma, Płacze dziewczę — płacz nie wstrzyma — :I tak woła: — Bogi moje! Zwiejcie burzę, gromy ślijcie, I kapłankę weźcie swoję, I niewolnicę odbijcie! — A Bogowie nie słuchali, Jeździec coraz jechał daléj. :Ona woła: — Ojcze stary! Wyślij lud twój, sługi, woje, Na porywcę wzywam kary, W obcych rękach dziecię twoje. — I nie słuchał ojciec stary, Jeździec sadził przez obszary. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ms9jct85gd9ae3cuwsrphcv5pko9oo8 Strona:Anafielas T. 3.djvu/28 100 1076464 3158083 3152898 2022-08-26T23:38:12Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/29]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/28]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|26}}</noinclude><poem> :Ona woła: — Bracia moi! Wy na morzu, wy daleko, Nie ujrzycie siostry swojéj. Siostrę waszą w połon wleką. — I bracia jéj nie słuchali, Jeździec coraz leciał daléj. :— Nocy czarna! straszna nocy! Nie gaś słońca, niechaj płonie. Saułe! wzywam twéj pomocy, Świeć mym bracióm na pogonie; Gdy mnie szukać się rozbiegą, Wiedź ich prosto śladem jego. — Lecz i słońce nie słuchało, Nie słuchała noc jéj czarna, Piaskiem drogę zasypało. Siwy biegł, jak leci sarna, Kiedy łowiec za nią w lesie Psy i strzały zbójcze niesie. :Ona płacze; łzy jéj biegą, A za łzami, za lasami, Ni domku ojca starego, Morza z złotemi brzegami Nie widać, ni Świętéj góry, I Praurymy znikły mury. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> racv1xyvg9r5mdengo40oooh1o0barw Strona:Anafielas T. 3.djvu/29 100 1076465 3158084 3152908 2022-08-26T23:38:15Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/30]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/29]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|27}}</noinclude><poem> :Wszystko zniklo przed jéj okiem, Wszystko minął jeździec w biegu; Już na polu gdzieś szérokiém, Na nieznanéj rzeki brzegu, Ona to, co postradała, Jeszcze w mokrych oczach miała. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> h153ckrqm4pa2ae8hdjx56652smb02p Strona:Anafielas T. 3.djvu/31 100 1076466 3158086 3152909 2022-08-26T23:38:21Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/32]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/31]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|29}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|IV.}} <poem> :{{kap|O! dzień}} to wielki, dzień był uroczysty, Gdy kurzem osunięty, cały krwią oblany, Kiejstut na zamek zawitał ojczysty, A sługa w bramie, z zgiętemi kolany, Z łbem nachylonym, powitał go słowy: — Kniaziu! do zamku gość nam przybył nowy. — :Serce Kiejstuta zatrzęsło się w łonie. On przeczuł, jaki gość na zamku świeży; Więcéj nie pyta, z potu otarł skronie, Konia porzucił i w świetlicę bieży. :Biruta siedzi na łożu rumiana, A białą piersią karmi swe pacholę, Wstała na nogi przeciw swego pana Z radośną krasą na wesołém czole. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ode8hak8s6ahy1q2fnbooyc4841061g Strona:Anafielas T. 3.djvu/32 100 1076467 3158087 3152910 2022-08-26T23:38:24Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/33]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/32]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|30}}</noinclude><poem> :— Patrzaj, Kiejstucie! syn ci się narodził! Ty syna chciałeś, masz mieczu dziedzica, Co, jak ty, będzie w krwi krzyżackiéj brodził, Co, jak ty, będzie bicz i nawałnica Na wrogów Litwy! Weźmij go na ręce I pobłogosław w imie Bogów Litwy. — A Kiejstut syna podniósł, i dziecięce Rysy rozpatrzył. Czy rękę do bitwy, Oczy wojaka, ma, siły żołnierza? Patrzy i patrzy, czoło mu jaśnieje. Dziecię nie płacze na widok rycerza, Rączki podaje, do niego się śmieje, Już nie ku matce, ku ojcu swojemu. :Nawpół weselem, wpół się smutkiem kraje Biruty serce — synu jéj małemu Lepiéj żołnierski uścisk zasmakował Niżli matczyny; syn już od jéj łona Wyrwał się, bojów zapachu skosztował; Znów będzie samą, znów osamotniona! :Zdjął szłyk i usiadł Kiejstut, i kołysze W niedźwiedziéj burce na kolanach syna, A matka patrzy, niespokojna dysze, Oczyma wodzi, serce jéj się ścina, Jak Trockie, w mrozy zimowe, jezioro. Łzów nie uronisz, Widmuntowa córo, Ale cię boleść, jak mróz kwiaty, zwarzy, Dziki swój pazur zostawi w twéj twarzy. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0l7upkjyfz8a8f1fay7neoxopr0u45v Strona:Anafielas T. 3.djvu/33 100 1076468 3158088 3152914 2022-08-26T23:38:26Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/34]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/33]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|31}}</noinclude><poem> :Już do twéj piersi nie zrywać się jemu; Ojciec kołysze rękoma twardemi, A Witoldowi tak lubo małemu; Lepiéj, niż kiedy piersiami białemi Tyś go karmiła, i piersią kobiécą Do snu napróżno chciała skleić oczy. Patrz, on się śmieje; na powieki lecą Mary wesołe, sen jakiś uroczy. :Kiejstut Birutę pocałował w czoło. — Dzięki ci! Rodź mi takie, jak ten, syny. Trzeba ich Litwie, by stanęli wkoło Murem żelaznym bezbronnéj krainy, Któréj gór, morza, gdy Bogi nie dały, W piersiach swych synów ma morza i wały; Trzeba nam ręki i głowy do boju, Bo długo jeszcze nie będzie na Litwie, I nigdy może nie będzie pokoju — I żyć nam w boju, i umierać w bitwie. — :Mówił, a słowa leciały do ucha. Ona słyszała, a jakby nie słucha; Cóś może biedna o swym synu marzy, Bo widać myśli na schmurzonéj twarzy. I nic nie rzekła, nie odpowiedziała, Syna przyjęła, cisnęła do łona, Piersi mu białéj do ustek podała; Dziecię nie wzięło — żółcią zaprawiona. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> n9h4cgyi1kducj1wkfkptens9jc67zp Strona:Anafielas T. 3.djvu/39 100 1076469 3158094 3153194 2022-08-26T23:38:44Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/40]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/39]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|37}}</noinclude><poem> :A gdy Kiejstut na wojnę szłyk niedźwiedzi wdzieje, Kiedy burkę narzuci i Wiżos obuje, Mały Witold do ojca wesoło się śmieje, Za szyję obejmuje, sukni uwiązuje, Jak gdyby już chciał dzieckiem dzielić niespokojny Zwycięztwa nad Krzyżaki i z Lachami wojny. :— Nie czas jeszcze, Witoldzie! — ojciec mu powiada — — Nie czas — mówi mu matka — śpij jeszcze spokojny, Przyjdą i tobie lata, a Litwa ci rada Da lud zbrojny do ręki i miecze do wojny. Śpij w kolebce. Zawcześnie obudzą sąsiady, Wrzawa boju, pożogi i Rusi napady. :Śpij, Witoldzie! Po ojcu miecz wziąwszy skrwawiony, Nie dasz mu w pochwach drzémać i rdzą się okrywać. Trzech strasznych wrogów stoi z każdéj Litwy strony, Nie będziesz mógł spać wówczas, nie będziesz spoczywać, Usiąść nie będzie kiedy na ojczystych progach, Z sokoły, psami hulać po Litwy rozłogach. :Śpij, Witoldzie, śpij, dziecię, snem na całe życie! Spadnie ci potém Litwa na piersi brzemieniem, Wrzawa wojen obudzi o młodzieńczym świcie, I do grobu wojenném wieść cię będzie pieniem. Sen twój na życie całe; po nim nie spać tobie, Aż z przodkami twojemi, w Swintorohy grobie. — :A dziecię, zda się, słucha, i słowa nie słyszy, Wciąż za tarczę błyszczącą, to za łuk porywa, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cis4msf80cnkv14fl59bo6q192npplz Strona:Anafielas T. 3.djvu/46 100 1076623 3158101 3129445 2022-08-26T23:39:05Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/47]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/46]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 3.djvu/62 100 1076624 3158117 3129446 2022-08-26T23:39:53Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/63]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/62]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 3.djvu/66 100 1076625 3158121 3129447 2022-08-26T23:40:05Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/67]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/66]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 3.djvu/49 100 1076626 3158104 3153216 2022-08-26T23:39:14Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/50]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/49]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|47}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|VIII.}} <poem> :{{kap|Biruta}} siedzi u złotéj kądzieli, I zwolna, myśląc, wyciąga nić długą; Ilekroć wzrokiem spotka się ze sługą, Pyta o Pana, czy go nie widzieli? — Powiedzcie, Kiejstut nie wraca z wyprawy? Nie słychać trąbki? nie widać kurzawy? — :A słudzy milczą, cisza wpośród grodu, Cisza na jasném i gładkiém jeziorze, Nie pyli droga. Drogą od zachodu Wracać powinien Kiejstut o téj porze, A jego niéma! Dnie samotne płyną, I tęskniéj z każdą przebytą godziną. :Niéma Kiejstuta! Czy znowu Krzyżacy Wzięli w niewolę zaciętego wroga? — Powiedz mi, wietrze, powiedzcie mi, ptacy, Czemu gród pusty, czemu milczy droga? </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> m4s9i43m9qm8qxh921qu6lhza90pxvm Strona:Anafielas T. 3.djvu/48 100 1076627 3158103 3153213 2022-08-26T23:39:11Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/49]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/48]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|46}}</noinclude><poem> Litwę sierotę, co po swoich panach Na mchem zarosłych płakała kurhanach. :I Krzyżak leciał część swojego łupu Garnąć, Lach leciał na Wołyńskie włości, Rusin Krewiczan chciał wziąść bez okupu, A Kniazie Litwy w wzajemnéj się złości Nad trupem matki o puściznę bili, Krwią swoją ziemię użyźniając wrogów, I jeden z drugim tłukli i walczyli, Święcąc naprzemian wiarę swą i Bogów. :I długie walki, długie były boje, Aż Gedymina prawicą objęta, Litwa na rany zapomniała swoje, Ale o zemście we wnukach pamięta. Walczył Gedymin, walczy Olgerd z bratem, W karki sąsiadów tnie ciężkim bułatem, A każde cięcie krwi strumień wyciska; Leje się! Lecz cóż na krwi Litwa zyska?? </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bu42ceg7ptxujaksps1yfhgulqntvjd Strona:Anafielas T. 3.djvu/47 100 1076628 3158102 3153211 2022-08-26T23:39:08Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/48]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/47]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|45}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|VII.}} <poem> :{{kap|Ryngoldzie}} wielki! dobrze Litwie było Pod twemi skrzydły w jedno wzrastać ciało. W Mindowsa ręku jeszcze się łączyło, Co po nim tylko rozpadać się miało. Syn mścić śmierć ojca zrzucił suknie mnisze, Lecz jemu w boju klasztorne zacisze Śmiało się jeszcze. Ni serca ni dłoni Nie miał mnich zemstą za ojca zagrzany. Ni sił ojczyznę z złéj podzwignąć toni, Sąsiady zwalczyć, upokorzyć pany. Napróżno na koń siadł z szłykiem na głowie. Śmieli się z mnicha Rycerza, Kniaziowie, I jednéj nocy w Włodzimierza grodzie Miecz zdradny w piersi bezbronne posłali; Krew upłynęła ostatnia w cnym rodzie, Oni się ciesząc, na bezpańską gnali </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> h6yl60kj0ypu4xzfa9dzs8niwigf0qi Strona:Anafielas T. 3.djvu/45 100 1076629 3158100 3153209 2022-08-26T23:39:02Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/46]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/45]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|43}}</noinclude><poem> ::::Kołyszą tak bohatera, ::::Pogan bogi, Anioł Boży, ::::Ich pieśń serce mu otwiera, ::::Pieśń anielska nie otworzy. :::::I płakał łzami duch w bieli ::::A czarne duchy się śmieli. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> p7t5e7xgu3mckvghqglucspv2ukyz1z Strona:Anafielas T. 3.djvu/44 100 1076630 3158099 3153206 2022-08-26T23:38:59Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/45]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/44]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|42}}</noinclude><poem> Nie pogan wielkością krwawą, Chrześcjan spokojną i trwałą. :Ty będziesz wielki — serce twe usłucha Głosu chrześcjańskiéj wiary, Złego wyrzeczesz się ducha, Czarnych bogów Litwy staréj. :Ty będziesz wielki — pod twojém ramieniem Pokój i wiara rozświecą; Będziesz dla Litwy wytchnieniem; Ludy pod skrzydła twe zlecą. :Ty będziesz wielki, bo przebaczysz wrogóm, Bo lud przyciśniesz do łona, Krwawym nie skłonisz się bogóm, Litwy, tyś Rusi, obrona. :Pogasisz ognie, co tleją, pogańskie, Krzyża ty będziesz podporą; Błogosławieństwa ci Pańskie, Na wysokiém niebie gorą. — ::::Dziecię śpi, przez sen nie słucha, ::::Do czarnego tuli ducha. ::::Biały u nóg jego klęczy, ::::Załamał dłonie i jęczy, ::::A wciąż pieśń pokoju śpiéwa, ::::Do serca się nią dobywa. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> j5u6x47o4kallusapwwrhjdocnffp8h Strona:Anafielas T. 3.djvu/43 100 1076631 3158098 3153202 2022-08-26T23:38:56Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/44]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/43]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|41}}</noinclude><poem> :W tobie krew krzyża nieprzyjaciół płynie, Ojców, co w wierze wytrwali do końca. Tyś Litwy panem, i Litwa nie zginie — Tyś wiary ojców i swobód obrońca. Skroń twoję sława uwieńczy koroną Z kości twych wrogów i ciał ich splecioną!! — :::::Dziecię śpi i przez sen słucha, ::::Do czarnego śmiejąc ducha, ::::I serce mu drobne bije, ::::I myśl ciemna w głowie wije, ::::I rękami szuka broni, ::::I już wrogów we śnie goni, ::::Ciśnie Litwę w silnéj dłoni ::::I przyciska ją do łona. ::::Rozszarpana, pokrwawiona, ::::Z zdartą piersią, w łzach i jęku ::::W Witolda spoczęła ręku. :::::A duch biały cicho śpiewa. ::::Nie słychać go w dziecka duszy; ::::Śpiew anielski nie porywa, ::::Śpiew pokoju nie poruszy; ::::Bo wciąż w uszach brzmi bojowo ::::Czarnych duchów wielkie słowo. :— Ty będziesz wielki, nie twych przodków sławą, Nową sławą, nową chwałą, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> j9v7ey01ifiiu91lou8a1vzlnjufebs Strona:Anafielas T. 3.djvu/42 100 1076632 3158097 3153200 2022-08-26T23:38:53Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/43]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/42]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|40}}</noinclude><poem> ::::Czarny okrył mu skrzydłami ::::Śpiącą, sny młodemi, głowo, ::::I serca objął połowę, ::::I tak mu śpiewa, tak mami: :— Ty będziesz wielki, wielki, jak przodkowie, Wielki, jak Bogi, co siedzą w Romnowie, Litwy ty panem, ty panem na Rusi, Przed tobą wszystko paść, czołem bić musi. Gdzie mieczem skiniesz, ludy ci pokłonią, Zgarniesz je w jedno olbrzymią twą dłonią. Napróżno Lach ci krzyż zloty ukaże, Ty wiész, że Litwy Bogi, Bogi twoje. Niech zdrajcy padną na wylękłe twarze, Ty z krzyżem tylko zwodzić będziesz boje. :W ręku twych wojna, wojna na twem czole, Wojna twą sławą, twéj wielkości pole, Krew ci ofiarą, co serce ochładza, Łza — napój słodki, który sen sprowadza! :Ty będziesz wielki, jak wielcy przodkowie, Dziadowie twoi z kamienia i stali, Co suchém okiem w morza krwi patrzali, Nogą na wrogach podeptanych stali, Rusi na piersiach, Krzyżakóm na głowie, Lachóm wnętrzności jedli i szarpali. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> d5cmn0n4z84rm49s858mlk5vw7gwrfy Strona:Anafielas T. 3.djvu/41 100 1076633 3158096 3153199 2022-08-26T23:38:50Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/42]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/41]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|39}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|VI.}} <poem> :::::{{kap|Nad}} kolebką Witoldową ::::Dwa duchy ciężą skrzydłami: ::::Czarny duch wisi nad głową, ::::Świeci krwawemi ślipiami, ::::A w paszczy język śpieniony: ::::To słowika głosem śpiéwa, ::::To zahuczy rozjuszony, ::::Jak wąż, sowa, się odzywa; ::::U nog dziecka biały klęczy, ::::Ręce załamał i jęczy, ::::A po twarzy dwie łzy płyną, ::::To wytrysną, to znów zginą. :::::Dziecię śpi i przez sen słucha ::::Czarnego, białego ducha. ::::Oba w drobne szepcą uszy, ::::Obu pieśni grają w duszy. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qjb2kydl0dmk0ovlsnoquch9oezu698 Strona:Anafielas T. 3.djvu/40 100 1076634 3158095 3153198 2022-08-26T23:38:47Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/41]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/40]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|38}}</noinclude><poem> I za ojcem, gdy jodzie, niespokojnie dyszy; A matka go w objęciach ściska nieszczęśliwa, Pieśnią wojny usypia najmilszego syna, W zbroję twardą go kładzie, gdy kwilić zaczyna. :Rośnie olbrzym w żelazie, karmiony od miodu Mlékiem żmudzkiéj dziewicy, żmudzką pieśnią boju, I po żyłach już płynie krew starego rodu Dziadów, którzy nie znali spoczynku, pokoju, Co dziecinną już ręką gdy wzięli miecz biały, Szli z nim w boju niezbytym przez długi wiek cały. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> o3px66890nr6a0k863przoib4jd0t4y Strona:Anafielas T. 3.djvu/50 100 1076753 3158105 3153220 2022-08-26T23:39:17Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/51]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/50]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|48}}</noinclude><poem> Powiedz, kukułko, zwiastunko dobrego, Czemu mi Pana nie widać mojego?? :Czemu łodź jego jeziora nie porze? Nie słychać rogu, którym żonę wita? Tyle już razy zagasały zorze, A wzrok Biruty, próżno się oń pyta; I ranki wschodzą, i noce zapadną, Dokoła z wieścią nie spotkać się żadną. :Czego tak długo bawi się na Żmudzi? Wszak pobiegł tylko na Krzyżackie włości Na siwym koniu, z małą garścią ludzi, Z żagwią i mieczem do Krzyżaków w gości; Wszak nasze wojny, jak burzy nachody, Nazajutrz po nich, jednym śladem szkody. :I czas powrócić, dość Komturów gonić. Dwadzieścia ranków, jak już niéma wieści. Biruta ciche łzy poczęła ronić, A sercem przestrach owładnął niewieści. Czy Kiejstut o swéj zapomniał rodzinie, I gdzieś z obcemi czas mu miléj płynie? :Ona wygląda sama; przy jéj boku Niéma Danuty — Danuta daleko! Xiążę Mazowsza uwiozł ją od roku; Pod obcym dachem, pod cudzą opieką; Młode się dziewczę w Laszy kraj dostało, A matce po niéj łzy puścizną całą. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rs0710ytgp8o6szsn6ijnkwayf0wjfo Strona:Anafielas T. 3.djvu/51 100 1076754 3158106 3153224 2022-08-26T23:39:20Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/52]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/51]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|49}}</noinclude><poem> :Niéma Witolda — Witold nie wytrzyma U kolan matki; on w podworce bieży, Koni, orężów szukając oczyma, Wieści o wojnie u starych rycerzy; Pyta i słucha sercem stare dzieje, I ręka drga mu, a głowa szaleje. :I teraz matkę odbieżał stroskaną, Po nad jezioro leci z starym Grydą; Młodzieńczą głowę sparł mu na kolano, A myśli jego już na boje idą, Już ostrzy miecz swój i konia dosiada, Z ogniem i śmiercią lecąc w kraj sąsiada. :A matka duma i patrzy po drodze — Droga ciemnieje, zachód gaśnie cały. Oczy jéj we łzach, serce jéj we trwodze, Duchy do uszu złowrogie szeptały, Sen ciężki w nocy pierś cisnął stroskaną; Nie ustał, choć ją rozbudziło rano. :Słucha — w oddali cóś zatętnia głucho, Któś drogą pędzi. Kądziel z rąk wypadła, Wstała, nastawia niespokojne ucho, Ręce złamała, na twarzy pobladła, I chciałaby się rzucić na jezioro Płynąć, by wieści dostać o nim skoro. :Już widny tuman. Może gnają stada? Może z pol ludzie wracają na sioła? </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 80k4y6zkawt5ddly09ktasgeohrqid5 Strona:Anafielas T. 3.djvu/52 100 1076755 3158107 3153226 2022-08-26T23:39:22Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/53]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/52]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|50}}</noinclude><poem> Nie — bo jéj serce o wieści powiada, Nie — bo jéj serce wielkim głosem woła: — Kiejstut powraca z dalekiéj wyprawy! Lecz czy zwycięztwem, czy swą raną krwawy? — :I róg się oz wal na przeciwnym brzegu. Ona pobiegła, kędy łodzie stały, Na przewoźników, niespokojna, w biegu Wola, wysyła, dwór wzruszyła cały: — Pan wasz przybywa! lećcie! pan przybywa! Róg się Kiejstuta nad brzegiem odzywa. — :I promy pędzą, łodzie się uniosły, Laskami robią i długiemi wiosły, Żeglują szybko po cichém jeziorze; Jéj niespokojność, jak łódź fale, porze; Czeka i czeka — nie widać ich w mroku, Całun na ziemi, noc na bystrém oku. :Już bliżéj szelest i szum prutéj fali, Już płyną, ale w milczeniu, bez krzyku; Nigdy z zwycięztwem tak nie powracali. Kiejstut bez burki, bez swojego szłyku, Nie widać konia, siwego żmudzina, Milczący Xiążę, niewielka drużyna. :I Witold skoczył, przeciw ojcu śpieszy, I patrzy z matką. Już Kiejstut wysiada — On klaszcze w dłonie, przybyciu się cieszy, Wiesza u sukni, na ojca napada, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> aop4uhwq6wwijingxjlxv4pgr4xckag Strona:Anafielas T. 3.djvu/53 100 1076756 3158108 3153229 2022-08-26T23:39:26Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/54]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/53]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|51}}</noinclude><poem> Matkę wyprzedził i odpiął miecz biały, Krwi na nim wroga szuka zardzewiałéj. :A Kiejstut milczy, zimno syna wita, Birutę, co mu do nóg się skłoniła, Na zamek krótkim wyrazem odsyła, Cóś do swych ludzi szepce, i nie pyta O psy swe lube, o sokoły skore — Znać na wyprawę wyjechał w złą porę. :W świetlicy zbroję pożyczaną zrzucił, Kazał myć nogi; milczy, ciężko wzdycha, Syna uściski, pytania odpycha, Czoło pochmurzył, w sercu się zasmucił, Jakby nie witał swych domowych Bogów, Jak gdyby cudzych dotknął stopą progów. :Niosą mu wodę, róg Alusu złoty, Sama Biruta podaje wieczerzę, Z czoła pył sciera, a z serca tęsknoty Próżno chce zetrzeć — nikt jéj nie odbierze. Kiejstut milczący, srom na jego twarzy, A w duszy zemsta gotuje się, żarzy. :Chwycił róg drugi, miodem się pokrzepia, I westchnął ciężko. Syn się sukni czepia, Pyta go: — Ojcze! powiedz, gdzieś był? drogi! Czyli ci język odebrali wrogi? Dla czego żony nie witasz i syna? Siedzisz tak smętny? Gdzie smutku przyczyna? — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> h9kn4tzf0elvr1pb5t8kgv2q4eatach Strona:Anafielas T. 3.djvu/54 100 1076757 3158109 3153233 2022-08-26T23:39:29Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/55]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/54]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|52}}</noinclude><poem> :— Smutku? — rzekł Kiejstut — nie smutek mam w duszy, Zemstą ja płonę, bom upokorzony. Wspomnienie hańby słowa w ustach kruszy. Nie śmiém do dziecka ozwać się, do żony, Bo raz już drugi więzy krzyżackiemi Związanym jęczał. Chcę się mścić nad niemi! :I będzie zemsta! — porywczo zawoła. — Wysłałem ludzi, gromadzą się woje, Nogóm nie spocznę, nie obetrę czoła, Póki Krzyżakóm nie oddam za swoje. Pozna mnie Henryk, żem się nie postarzał. Nie zawsze będę u nóg mu się tarzał. — :Oni słuchają, on im opowiada: — Wiécie, jak Winrych Kniprode niedawno Wysłał w Ruś naszą psów niemieckich stada; Lecz zanim wyszli, już nam była jawną Wyprawa owa, i z Olgierdem razem Szliśmy ich spotkać — żelazo żelazem. :Patryk był z nami, z nami lud dobrany. Biegliśmy przeciw, piérwsi uderzyli, Lecz, wstyd i hańba! zewsząd opasany Lud nasz napróżno, i myśmy walczyli. Darmo ja jeden, wiodąc mych Żmudzinów, Wścieklem się dwakroć rzucał na psich synów. :Murem ze stali opasawszy ciała, Gromada Niemców niewzruszona stała; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9bok0ll9y66g2ajfa79bnutea9xhjql Strona:Anafielas T. 3.djvu/55 100 1076758 3158110 3153239 2022-08-26T23:39:32Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/56]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/55]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|53}}</noinclude><poem> Strzały bezsilnie odbite od zbroi U nóg padały; pałki, jak trzcinowe, W rękach pękały. Już pierzchali moi. Próżnom zachęcał, wiódł w potyczkę nową. :Zewsząd Krzyżaków moc nas opasała. Olgerd z Patrykiem ze stratą wywiedli Wojsko z zasadzki. Moja część została Walczyć i ginąć. Przelękli, wybledli, Ludzie się z pod méj wymykali dłoni, W lasy skrywając od Niemców pogoni. :Wtém na mnie Henryk z Eckersburga zmierza; Ja k’niemu; konie łbami się oparły; On drzewcem długiém w siodło mi uderza; Chciałem ciąć, padam napoły umarły, I słyszę wrzawę, radośne oklaski, Jęki Litwinów i Krzyżaków wrzaski. :Chciałem się dźwignąć — jak mrówię opadli, Wnet więzy ręce i nogi krępują, Na swego konia związanego kładli, Wkoło się cisną, z placu ustępują; I widzę jeszcze, jak Patryk na ziemi, Spadłszy, z zbójcami bije się wściekłemi. :Ale go Litwa z niewoli odbiła. Mnie wiodą szybko; odetchnąć nie dali, Dzień i noc aż do Malborga jechali; Aż się przede mną brama otworzyła, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ke9e45m3yp2zynivhc7tkl2fdv05mzw Strona:Anafielas T. 3.djvu/56 100 1076759 3158111 3153244 2022-08-26T23:39:35Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/57]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/56]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|54}}</noinclude><poem> Któréj myślałem, że nie przejdę żywy — By do was wrócić! Wróciłem szczęśliwy. — :Złamany padłem boleścią i trudem, Kędyś w ciemnicy głębokiéj zamknięty, Płacząc nad sobą, płacząc nad mym ludem, Żarty boleścią i zemstą przejęty. Noc była — prędko znużenie owładło I snem żelaznym na powiekach siadło. :Budzę się — ranek przez okno już wpada; O, smutny ranek, co wita przez kraty! I światłość jego jak tęskna i blada! Obejrzę ściany podziemnéj komnaty: Widać Krzyżacy zgotowali wcześnie, Albo ciemnicę przybrali mi we śnie. :Dokoła wisiał kobierzec bogaty, Dzbany srébrzyste na podłodze stały, I miękkiem znalazł zgotowane szaty, I przybór wszelki, i porządek cały. Chcieli, bym, jak źwierz, zapomniał mą dolę, Jak gdyby można osłodzić niewolę! :Jam szaty targał, przybory deptałem, Porwałem kratę, wyjrzeć na świat chciałem; Niebam nie ujrzał, tylko ziemię czarną I jakieś Niemców postacie poczwarne, Co, szemrząc cicho, snuły się po murach W sukniach wlokących i czarnych kapturach. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4ayxyflxnokl5oi1bn80zs20ahusvyj Strona:Anafielas T. 3.djvu/57 100 1076760 3158112 3153252 2022-08-26T23:39:38Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/58]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/57]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|55}}</noinclude><poem> :Wtém u drzwi ciemna zadrżała opona, Któś wszedł. Jam twarz swą odwrócił do ściany — Niech wróg nie patrzy, jak niewolnik kona, Niechaj z boleści nie szydzi pijany, Nie ujrzy twarzy, głosu nie posłyszy, Tchnienia ostatku, co mi w piersiach dyszy. :Aż głos Litewski posłyszałem znany. Marzeniem — myślał — sen to nocny jeszcze, Odbiły w uszy obłudny głos ściany; A może wróżba? może słowa wieszcze? Kto wié? Wtém znowu głuchą przerwał ciszę; Mowę Litewską, język bratni słyszę. :I twarz odwracam, patrzę — we drzwiach blada Postać znajoma, lecz suknie niemieckie; Szepce cóś do mnie i czołem przypada. Pokłon to szczéry? podejście zdradzieckie? Wierzyć głosowi? czy milczeć do końca? Szpiegli to Niemców czy Litwin obrońca? :I patrzę w oczy. Na Bogi! poznałem — Stary to sługa. Dawno, dawno temu, W bitwie wziętego Alfa opłakałem. Zkądże Alf tutaj? do mnie przyszedł? czemu? Czy z ziemi wschodniéj duch się jego zjawił, Ażeby pana z niewoli wybawił? :— Mów, Alfie! — wołam — ty stary mój sługo! Gdzieś krył się, kędy przebywał tak długo? </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pbzk1d9qc4x1nv2ux7vhmootglejkza Strona:Anafielas T. 3.djvu/58 100 1076761 3158113 3153257 2022-08-26T23:39:41Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/59]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/58]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|56}}</noinclude><poem> Czy żyjesz życiem naszém? czy cię Bogi Ze wschodniéj ziemi na stos mój przysłały? Śmierci to wyrok, czy swobody drogiéj? — On zmilkł, a palce na drzwi mi wskazały. :Zniknął; lecz wieczór znowu Alf przychodzi, I mówi: — Panie! jam w Niemców niewoli. Rok już dziesiąty ciężkiéj płynie doli, A dzisiaj mi ją dopiéro los słodzi. Chrześcjanin jestem, lecz w duszy mi Bogi I wiara dawna, i kraj jeszcze drogi. :Dziesięć lat ciężkich przebyłem, o Panie, Służąc wrogowi, myjąc obcym nogi, A za posługę, tylko urąganie, Kajdany ciężkie miałem i wzrok srogi. Teraz mi wierzą! — o! nie znają ludzi! Z snu lat dziesięciu jedna chwila budzi! :Sługą jam twoim — miéj nadzieję, Panie! Oto żelazo — pod kobiercy temi Łatwo otworzyć mur w pobocznéj ścianie. Koń na cię czeka z sukniami mniszemi. Wiém, jak się cieszą, że Kiejstut w niewoli, I wiém, jak twoja wolność ich zaboli. — :— Ty ze mną, Alfie! — Ja tu — rzekł — zostanę. Starym, a zemsty jeszcze mi nie dosyć. Wpośród nich pomszczę niezgojoną ranę. — — Oni zabiją. — Wiém, jak się wyprosić, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> el7qea67788yl7kjuajwqyeebcuuwf0 Strona:Anafielas T. 3.djvu/59 100 1076762 3158114 3153264 2022-08-26T23:39:44Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/60]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/59]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|57}}</noinclude><poem> I o śmierć nie dbam. Idź, wyłamuj ścianę; Ja u drzwi twoich na straży zostanę. — :Trzy dni i nocy, po jednym kamieniu, Żelazem, ręką, szarpałem w milczeniu; Otwór kobierzec zasłaniał nad łożem; Nareszcie gwiazdy ujrzałem na niebie; — Alfie! — krzyknąłem — już uciekać możem. — On szepnął: — Jutro, koń czeka na ciebie. — :Czekałem jutra. On mi przyniósł szaty, Komtura oręż, biały płaszcz na zbroję, I hełm złocony, i pancerz bogaty, Sam wdział, ucieczkę przygotował moję, I łzą żegnając, rzekł: — Pamiętaj, Panie, Na sługę swego, który tu zostanie. :Koń u wrót czeka, jedź wolno ze grodu; Chociaż dzień świeci, nikt nie pozna ciebie; Potém bież szybko do słońca zachodu. Dobieżysz lasu za słońca na niebie. Daléj niech Bogi Litewskie cię bronią I przed niemiecką ukryją pogonią! — :Jak rzekł, tak było. Wśród ludu, w południe, Na czarnym zwolna jechałem bachmacie. W ulicach było i gwarno i ludnie; A gmin, poznając starszego po szacie, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> l7lsaxatth6dyetufkbegavo33jidz7 Strona:Anafielas T. 3.djvu/60 100 1076763 3158115 3153270 2022-08-26T23:39:47Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/61]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/60]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|58}}</noinclude><poem> Bił mi pokłony, gdym wyjeżdżał z grodu. W lesie stanąłem w godzinie zachodu. :Jam konia puścił; nienawistne szaty Zdarłem i w błocie nogami zdeptałem; Trzy dni, o głodzie, bez snu, ciężkie czaty, Słuchając głosu pogoni, sprawiałem; Czwartego, drąc się puszczą i gąszczami, W Mazowszem dążył bez drogi, nocami. :Gwiazdy mnie wiodły, mchy na drzewach wzrosłe; Jagodą śpiekłe gasiłem pragnienie; W dzień się na drzewa drapałem wyniosłe, I gdy dokoła głębokie milczenie, Jak ptak na wiotkiéj gałęzi zwieszony, Chwiląm snu siły krzepił wycieńczony. :Nareście Bogi do Danuty cało Dójść mi pomogły. Zaledwo poznali, Tak zdarta suknia, tak zranione ciało, Tak głód, niepokój, twarz mi poorali! W łachmanach, z kijem, z podartemi nogi, Wpadłem bezsilny na znajome progi. :Trzy dni na łożu, w łaźni się krzepiłem, Snem się i miodem z kolei poiłem, Aż znowu siła wróciła, i ciało Wspomnieniem zemsty i żądzą zadrgało. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mtpq4qt3s4j7vk5s8y40eitmnu58lo0 Strona:Anafielas T. 3.djvu/61 100 1076765 3158116 3153273 2022-08-26T23:39:51Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/62]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/61]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|59}}</noinclude><poem> Wróciłem, ale nie spoczywać gnuśnie. Kiejstut spokojnie bez zemsty, nie uśnie. — :Rzekł, i do swoich bieży, ludzi woła, Nie kładł się w łoże, nie usiadł do stoła, Witolda ręce odepchnął, nie słucha Biruty cicho szepcącéj do ucha, Aby na jutro swą zemstę odłożył. Stary Kunigas odmłodniał i ożył. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6j8uk0lljlsg6b63oe2vkmj463021p4 Strona:Anafielas T. 3.djvu/74 100 1077059 3158129 3130356 2022-08-26T23:40:29Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/75]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/74]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 3.djvu/80 100 1077060 3158135 3130357 2022-08-26T23:40:47Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/81]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/80]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 3.djvu/87 100 1077108 3158142 3153316 2022-08-26T23:41:07Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/88]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/87]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|85}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XIII.}} <poem> {{kap|Nie z jednym}} Litwa wojuje Zakonem; :::Ruś ją ścisnęła dokoła, :::Z orężem w górę wzniesionym :::O zabrane kraje woła. A Olgerd wielki trzyma ją w postrachu, :::Nad Rusią Litewską czuwa, :::Odbija cięcia zamachu :::I wgłąb’ się coraz posuwa. I jedną ręką nieprzyjaciół siecze, :::Drugą wyciąga w przymierze; :::Gdzie krew w bojowisku ciecze, :::On ślub z pobitemi bierze. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 75ozft326zbrszlz6q7cecp8efduu5k Strona:Anafielas T. 3.djvu/86 100 1077109 3158141 3153314 2022-08-26T23:41:04Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/87]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/86]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|84}}</noinclude><poem> :A wszędzie młode pacholę Wojdyłło Jagielle Panu towarzyszył swemu. Jeśli się wahał, okiem wzywał rady; Wojdyłło radę z uśmiechem poddawał, Wojdyłło rękę w złym wyciągnął razie, Wojdyłło plecy pod pletnią nastawiał. :I rosła przyjaźń, jak dwie rosną brzozy, Co u pnia z jednéj wywiną się kory; A choć się jedna ku ziemi pochyli, Druga wysoko gałęźmi wystrzeli, Zawsze są z sobą i wspólny los dzielą. Wojdyłło w zamku najlichsze posługi Spełniał, nie szemrząc; Jagiełło mu nie raz Jaśniejszą przyszłość cicho obiecywał; Jagiełło mówił; — Ja w tobie mam brata, Ty we mnie brata na przyszłość mieć będziesz. — :Tak żyli w Wilnie. A Witold? On nie miał Przyjaciół. Orzeł sam buja w powietrzu, A kiedy orła drugiego zobaczy, Nie bratać z nim się, ale walczyć leci. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pfr1sq626ovlqqfi8hccid7dwlx3zej Strona:Anafielas T. 3.djvu/85 100 1077110 3158140 3153313 2022-08-26T23:41:01Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/86]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/85]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|83}}</noinclude><poem> Z rówieśnikami nie panem i wodzem, Był przyjacielem; jednego obierał, Jednemu serce i duszę otwierał; I potrzebował, by ręka silniejsza Wiodła go z sobą, myśli mu natchnęła I panowanie nad sercem objęła: Jagielle trzeba przyjaciół — za młodu Z pacholąt swoich on dobiera sobie, Prostych wieśniaków przyciąga i wabi; Ni rozkazuje im, ani ich pędza, Ale, jak ptaki nęcą, sypiąc ziarno, Tak on ich wabi, słodkie sypiąc słowa. :On i Wojdyłło razem w Wilnie wzrośli, Wojdyłło, biedne opuszczone dziecię; Do ciężkich posług na Olgierda dworze Z młodu mu serce i plecy nagięto; Wojdyłło jednak Xiążęcego syna Łaski zawcześnie zaskarbił i umysł Poddał już sobie; niewolnik, sierota, Jagielle bratem stał się, przyjacielem. Olgerd to widział? Nie widział, bo dziecię Rosło swobodne, a nikt nie naginał Xiążęcych synów do wielkiéj przyszłości. :Jak dzikie kwiaty, Xiążęcy synowie Rośli, bujając po Ponarskich górach, Z Wilją na czółnie pływając z rybaki, Z osocznikami w las pędząc na łowy. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7x5yxlt0a42m4t6ajd3whed8fmuj50m Strona:Anafielas T. 3.djvu/84 100 1077111 3158139 3153312 2022-08-26T23:40:58Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/85]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/84]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|82}}</noinclude><poem> Ku ludzióm; nie miał, kogoby ukochał. On rozkazywał, nieposłusznych gromił, A pacholęta na jego skinienie Drżały, przed panem lasów jak drży źwierzę. Cudzéj on rady nie wezwał, nie prosił; Wzgardą za radę i za miłość płacił. Czuł silę w sobie, gryzł ojcowskiéj woli Wędzidła, kopiąc niecierpliwy ziemię. :Inny Jagiełło. On sercem za młodu Więcéj żył, boju nie pragnął gorąco; Lubił samotność i słowika śpiewy, I kwiaty, dzikich puszcz Litwy mieszkańce. Nieraz u Wilii, u Niemna, wieczory, Siedząc nad brzegiem, w zadumie przepędzał; Patrzał na wody, jak kędyś leciały, Patrzał na chmury, jak się białe gnały, Jak się z wiatrami kołysały drzewa, Słuchając pieśni lubego słowika. I jemu nieraz na dźwięk rogów boju W sercu krew starych ojców się rzuciła; On chwytał oręż, lecz pragnął pokoju, I szukał sercu swemu towarzysza. Samotny, tęsknił nie za wojny wrzawą, Za przyjacielem, za nieopisaném Czémś, do czego się rwą niewieście dusze; I wieczną próżnię czuł w sobie, i wiecznie Tęsknił on za czémś, czegoś oczekiwał; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1hvwdqfyibto7ld4d7n0ibit0r75k9h Strona:Anafielas T. 3.djvu/83 100 1077112 3158138 3153311 2022-08-26T23:40:55Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/84]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/83]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|81}}</noinclude><poem> Tak po nich Witold z Jagiełłą ojcowskie Zająć dzielnice, słońcami wejść mieli, I stać na straży od napaści wroga, I stać na straży od wnętrznéj niezgody. :Oba dorośli — nie jednacy oba. Na Trockim zamku Witold się hodował, A wojną młoda pałała źrenica; Miecza w kolebce dziecięciem probował; Wprzódy nim chodził, już rwał się do koni; A gdy bojowy róg na wojnę dzwoni, To klaszcze w dłonie, śmieje się dziecina. Ilekroć ojciec na siwego siadał, Wieszał się burki, do boku się czepiał, I płakał, że go na wojnę nie brali. On między chłopiąt, rówieśników gronem, Dębem był młodym, co wyrość rokuje Puszczy ozdobą, Perkuna świątynią. Oko mu czarne ogniem duszy wrzało, Piersi wzdymały na boju wspomnienie, A dłoń szukała nie zabawek dziecka, Miecza ciężkiego, szłyka wojennego. Łza z jego oka nie trysła wezbrana, Serce się miękkiem nie wstrzęsło uczuciem; Chyba gdy wojnę wspomniał, któréj pragnął, Na którą próżno za ojcem się zrywał, Serce mu twarde na chwilę zabiło. I w duszy jego nie było miłości </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> owin0zzh0fx0lb684lqhrm3c1efbyjo Strona:Anafielas T. 3.djvu/82 100 1077113 3158137 3153310 2022-08-26T23:40:52Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/83]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/82]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|80}}</noinclude><poem> Losy to Litwy i przyszłość jéj cała. Olgerdowicze i wy póki w zgodzie, Dopóki przyjaźń w bratnim wytrwa rodzie, Dopóty Litwa wrogom się ostoi. — I mówi Olgerd Jagielle starszemu: — Pomnij, Kiejstuta dzieci, bracia twoi. Jak ja Kiejstuta, ty ich kochaj, synu! Razem, wy silni. Pomnijcie, jak Litwie Niezgoda krwawe rozdarła wnętrzności. Pomnij, za dziadów ilekroć się bracia Zadarli z sobą, wróg zawsze korzystał: Jednego ciągnął i bił nim, jak mieczem, Jednego puszczał na drugich ogarem, A kiedy wszystkich wycieńczył, na wszystkich Szedł i zwycięzał! Na waszych ramionach I losy kraju, i wasz los jest przyszły. — :Tak młode łącząc bratnim węzłem dłonie, Kiejstut z Olgerdem spokojnie patrzali Na starość, która marszczyła im skronie, Na przyszłość, która wschodziła w oddali. :Był u Olgerda starszy, u Kiejstuta, Jagiełło, Witold, rówieśnicy z sobą; Oba u ojców jak źrenice w oku, Dwie latorośle u dwóch dębów boku; Na nich nadzieje przyszłości ojcowskie; I jako z siedmiu synów Giedymina Olgerd a Kiejstut świecili nad Litwą, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> c95t9ih8rzmrt0ymhe6c5cndwyhtk84 Strona:Anafielas T. 3.djvu/81 100 1077114 3158136 3153308 2022-08-26T23:40:49Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/82]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/81]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|79}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XII.}} <poem> :{{kap|Troki}} i Wilno sąsiadują z sobą, Blizkie, jak serca Olgerda, Kiejstuta. Tyle lat oni i bojów przeżyli, A nigdy chmura na braterstwa niebie Burzą i gromem im nie zagroziła. Dzieci chowają, w puściźnie im drogą Przyjaźń na serca wszczepiając młodzieńcze, Bo Litwie zgody potrzeba i siły, I rąk, coby ją ściśnięte broniły. Olgerd i Kiejstut, jak dwa palce dłoni, Związani z sobą; nic ich nie rozdzieli. Kiejstut przed starszym siwą głowę kłoni, Lecz Olgerd serce dla brata otwiera. I mówi Kiejstut Witoldowi swemu: — Pomnij, rodzeństwo Olgerdowe, synu, Bracia to twoi; zgoda między wami, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8j9j1cvfa79vtuazerfdtiublddgqga Strona:Anafielas T. 3.djvu/79 100 1077115 3158134 3153307 2022-08-26T23:40:44Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/80]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/79]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|77}}</noinclude><poem> Idź i pomnij, że w Zakonie Nie wszystkie zemstą tchną serca. :Oto płaszcz i kaptur mniszy; Wdziéj na się, uchodź; u bramy Powiedz, żeś z wieścią posłany Od naszych do Marii grodu. Oto jest pismo. Uciekaj! Koń na cię czeka u fórty. — A Kiejstut słucha, nie wierzy, Na szyję padnie Komtura. — Miecza daj! miecza na drogę! Bez miecza jechać nie mogę, Jak ptak bez skrzydeł ulecieć. Miecza na drogę, Komturze! — :Komtur od pasa odczepił Miecz długi, ręką dał drżącą, I przez drzwi biegł już otwarte. Kiejstut szybko mijał wartę, Wnet bramy przeszedł i mury, Siadł na koń, leciał ku Litwie, I znowu wolny, powietrzem Piersią széroką oddychał; A krótka jego niewola, Jak sen się ciężki wydała; I śpieszył na Trocki zamek, By nowe wojsko zwoływać. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9sctd0vlkzeqd7buvbkxkpyznkrr5u8 Strona:Anafielas T. 3.djvu/78 100 1077116 3158133 3153303 2022-08-26T23:40:41Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/79]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/78]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|76}}</noinclude><poem> I tobie, Panie, pokrewny, Niosę na duszę ochłodę, Niosę ci, Kniaziu, swobodę. Wstawaj i prędzéj idź ze mną. — :On słowóm jeszcze nie wierzy. — Ty, Niemiec, miałżebyś wroga Na karki własne wypuścić? — — Chrześcianin, mego {{kap|Boga}} Spełniam rozkaz — Komtur rzecze. — Nieprzyjaciołóm darować On kazał, nie mścić się winy, Dobrém za złe im odpłacać. Wiém, że nie wszyscy Zakonu To uczucie w sercu mają. Ja, ojca córki méj chrzestnéj Z srogiéj chcę wywieść niewoli. :Może ty za to, o Kniaziu, Gdy wojnę znowu w kraj naszy Nieść będziesz, jako bicz Boży, Wspomniawszy na Augustyna, Przebaczysz komu z méj braci; Może — ach! modlę się o to — Ty kiedyś błędy porzucisz, Świętéj się wierze nawrócisz. Już jedno z dzieci twych przecie W Chrystusa imie ochrzciłem. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> br4nw1ts72scadq709rb9ytwptz7dwp Strona:Anafielas T. 3.djvu/77 100 1077117 3158132 3153302 2022-08-26T23:40:38Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/78]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/77]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|75}}</noinclude><poem> Nastawił, myśląc, że Alfa Litewską mowę usłyszy; Ale któś wita grobową Wrogów niepojętą mową, Któś wita szyderstwem może. Lepiéj, że Kiejstut nie słyszał. :Milczenie. — Kniaziu Kiejstucie! — Któś znowu szepce mu zcicha — Czyliż już głos ci znajomy Uszu ni serca nie dotknie? Takeś strapiony na duszy, Takeś stłuczony na ciele, Że głos przyjaźni nie wzruszy Uszu ni serca twojego? Odpowiedz, Kniaziu Kiejstucie! Głos wszakże pyta cię znany. Ten, co ci niesie pociechę, Gościem na zamku był twoim. — :I Kiejstut rwie się z pościeli, Augustyn Komtur! poznaje. — Czy szydzić ze mnie przychodzisz? Czy śmierć mi rychłą zwiastować? — — Nie szydzić przychodzę, Panie, Ani śmierć tobie zwiastować: Z pociechą idę do ciebie. Twej córki jam chrzestny ociec, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> o6ycku9i560sdukswuyxhcw95usrzib Strona:Anafielas T. 3.djvu/76 100 1077118 3158131 3153300 2022-08-26T23:40:35Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/77]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/76]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|74}}</noinclude><poem> Ani w wybawienie wierzy; Nie spójrzał po swém więzieniu, Nie rzucił okiem na straże; Siedzi i kona w milczeniu, Siedzi, umysłem na Litwę Gnając, gdzie dziecię zostało, Co śmierć jego pomścić może, Co za krew krwią Niemców spłaci. :Noc idzie, głosu ludzkiego Nie słychać; tylko gdzieś straże Stąpają wkoło; chrzęst zbroi, Mieczów brzęk do ucha wleci; To znów milczenie grobowe: Mury wilgotne, milczące, Nad więźnia zgięły się głowę, Jak wyrok nad nim wiszące, Wyrok, co straszy, nim spadnie; Długo po nad nim kołysze, Aż żelazną, zimną dłonią I kark i serce ugniecie. :Noc idzie — rygle powoli Rozsuwa ręka strażnika. Ciemno. Ktéś stąpa w ciemnicy I cicho pyta Kiejstuta. On milczy. Głos mu nieznany, Głos Niemca. Chwilę on uszy </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dm79lx2ggbej003nohc6rxtc9ukovx8 Strona:Anafielas T. 3.djvu/75 100 1077119 3158130 3153298 2022-08-26T23:40:32Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/76]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/75]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|73}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XI.}} <poem> :{{kap|Dość}} jednéj rany na ciało, Dość jednéj na duszę rany, By człek i szczęścia przeszłego Zapomniał, i dni pogody. Cóż, gdy boleść niezgojona, Mową raną się podwoi, Nowy ból wpije do łona? Wówczas rozpaczą targany, Człowiek śmierci tylko woła, I końca wzywa męczarni; A każda chwila, co płynie, Równa się wiekóm, tak długa! :Kiejstut zamknięty w ciemnicy, Wlepił krwawe oczy w ziemię, Nie jęczy, ani wyrzeka, Milczący śmierci swéj czeka, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 487dm85y2v6c9kzbnemq2c7p47iohnx Strona:Anafielas T. 3.djvu/73 100 1077120 3158128 3153297 2022-08-26T23:40:26Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/74]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/73]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|71}}</noinclude><poem> Więźnie łyka potargali I broń litewską porwali. Sam Kiejstut konia dosiada I chce ucieczką już bronić; Werner Windecken nań wpada. Niéma tarczy, by zasłonić, I z konia do niego zsiada. :Pieszo się spotkali oba. Nierówna walka — tuż bratu Na pomoc śpieszą Krzyżacy. Komtur Nieszowski go rani, Windecken mieczem już płata, A Bartenstejnski na ziemię W krwi płynącego obalił. I słychać głosy zwycięztwa, I pierzcha Litwa do lasów. Kiejstut znów wzięty w niewolę Jęczy związany na ziemi, Targa się z więzy swojemi. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br>q<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qrlu9lxxwap2hzugj0jww3vibc900ud Strona:Anafielas T. 3.djvu/72 100 1077121 3158127 3153296 2022-08-26T23:40:23Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/73]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/72]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|70}}</noinclude><poem> Knechtów i braci zakonnych. Krwią się podwórce oblało, A krew, pożoga, popiołem Gorącym sypiąc, pokrywa. I trzeszczą dachy i wieże, Padają mury i wrota. Litwa łup unosi tylko, Koni niemieckich dosiada, A leżąc wkoło obozem, Na pożar lubo pogląda. :Ale niedługo ich radość. W Gdańsku Kollina zabrano. Krzyżacy za jeńcem gonią Z Restemburg i Bartensteinu, Lecą w pogoń Komturowie. Już szpiegi o nich znać dają Kiejstutowi. I łup cięży, I walką znużył się długą; Ale miałżeby uciekać, Gdy jeszcze krwi się niemieckiéj Choć kropelkę napić może, I dłużéj w szable podzwonić? :Noc czarna z trwogą nadchodzi, A z nocą czarni Krzyżacy. Lud we śnie szuka spoczynku; Wrzaskiem zbudzony do bitwy, Oręża znaleźć nie może. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mu13kfp872xlhca20zywjgmmjij8pcu Strona:Anafielas T. 3.djvu/71 100 1077122 3158126 3153293 2022-08-26T23:40:20Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/72]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/71]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|69}}</noinclude><poem> :Henryk upadł u stóp krzyża; Wrzawa co chwila się zbliża; On się modli; wié, że śmierci Już mu wybija godzina; Słyszy w uszach głos Kiejstuta, Słyszy już swych braci jęki; Dosyć czekać! sam wychodzi. Kiejstut przeciw niemu goni, Hełm strąca, za włos porywa. — A! trzymam ciebie, psi synu! I zemsta moja gotowa, Gotowa Bogóm ofiara! — :Henryk słowem ni skinieniem O łaskę wroga nie prosił, Wzrok tylko w niebo podnosił I wszystko zbywał milczeniem. A już się stos z bierwion suchych W podworcu wielki zapalił; Sam Kiejstut swoję ofiarę, Wepchnął na jego wierzchołek; Stanął i patrzy z pociechą, Jak w mękach Niemiec wróg kona; A tłuszcza w ręce poklasła, I wielkiem — Łado! — zawrzasła. — :Teraz w pień załogę całą! Lecą, i cięli bezbronnych </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dgtsdps4smgll1yx20529q74bcwrs3b Strona:Anafielas T. 3.djvu/70 100 1077123 3158125 3153292 2022-08-26T23:40:17Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/71]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/70]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|68}}</noinclude><poem> Kiejstut jeszcze nierad zemście, Kiejstut daléj jeszcze bieży. :W niewolnika Niemców tłumie Szukał napróżno Henryka, By się na nim mścić niewoli. Nikt nie wiedział o Henryku. — A więc w domu go znajdziemy, W Eckersbergu on ucztuje. Pójdziem w gości, go powitać I zaświecić mu do uczty! — Znowu bieży i nie staje, Aż pod zamku dopadł wrota. Henryk wyszedł sam na mury, I zbladł, poznawszy Kiejstuta. :Próżna walka z garstką małą. Szedł się modlić, zamknął bramy, A na murach nie zostało, Tylko kilku z Niemców braci. Komtur zbroję wdział stalową, Płaszcz wojenny, hełm świecący; Wié, że w ofierze pogańskiéj Męczennikiem dzisiaj spłonie; I modli się, i spowiada, I pobożnie złożył dłonie; Słucha, rychło wroga ręka Chwyci go i precz wywlecze? </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> trzm6w3omybs7f9t2hhni2dg33y9g3w Strona:Anafielas T. 3.djvu/69 100 1077124 3158124 3153291 2022-08-26T23:40:14Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/70]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/69]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|67}}</noinclude><poem> Wszędzie zaszturmował razem: Pod bramami ogień niecą, Po drabinach na wał drapią; Śpiewając, konają jedni, Śpiewając, cisną się drudzy. :— To szarańcza! — Komtur woła — Bracia! w Imie Boże! żywo! Gaście ognie, brońcie bramy! — Ale próżno, bo Litwini Już płonące sieką wrota, Już się cisną, w zamek gnają, W cztéry rogi podpalają, Wiążą, gniotą i ścinają, A gdy zgliszcze pozostało, Mur się zwalił, zamek spalił, Z pieśnią zwycięztw odciągają. :Tam u morza, u wód białych, Większy zamek, większe łupy — Pociągnęły zbrojne kupy, Strzały świszczą, ognie błysły, Gdański gród w płomieniach stoi. Nie spodzieli się Krzyżacy; Ledwie zbroje na się wzięli, Ledwie oręża dobyli, Już więzami skrępowani, Leżą na stosy zwaleni. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3atiym7jlf8728d4pfod01tzkhuvu32 Strona:Anafielas T. 3.djvu/68 100 1077125 3158123 3153290 2022-08-26T23:40:11Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/69]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/68]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|66}}</noinclude><poem> Młódź za oręż chwyta skora, Konie siodła, ludzi zbiera. Na dolinie tuman pyłu; Po chorągwi znać czerwonéj, Po maleńkich koniach Żmudzi, Kiejstut swoich wiedzie ludzi; Nie na sioła to bezbronne, Lecz na zamki, lecz na grody. :— W Imię Jana! héj! kto żyje, Kto udźwignie oręż, łuki, Niech na mury śpieszy z nami! Wróg nasz liczny; już nam wyje W uszy pieśnią swą pogańską. Prędzéj! do wrót i na mury! Dość się modlić, odpoczywać, Trzeba bronić! Ognia, wrzątku I kamieni mu na głowy! Powitamy, odepchniemy! Niech zuchwały się nie waży Na nas drugi raz porywać. — :Tak wołają, i co żyje Na wał leci i na blanki, Przez strzelnicę łuki mierzą, Z murów kamieniami sypią, A pogański zastęp mnogi Zewsząd już otoczył górę, Wszystkie wrota opanował, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cw0b40byu9dpdhkgk6q6r8udlw5dbed Strona:Anafielas T. 3.djvu/67 100 1077126 3158122 3153287 2022-08-26T23:40:08Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/68]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/67]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|65}}</noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|X.}} <poem> :{{kap|Na}} Johannisbergskim grodzie Cicho, spokojnie; wieść żadna Braci i mnichów nie mięsza. Idą z jutrzni, z paciórkami, I ziewają, pomrukują, To na niebo poglądają, To do siebie cóś przemówią; Jedni w łowy się wybrali, Drudzy w pogan sioła idą Za daniną, za zbiegami; Kilka starców tylko w chórze Nóci pieśń rozbitą piersią. Nagle wrzaski, krzyk, popłochy, Wrota z trzaskiem zamykają, Wszyscy pędzą się na mury, Nawet starce z chóru biegą, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> t2p3wss3hf5eup8umtw20he1omoy2sk Strona:Anafielas T. 3.djvu/65 100 1077127 3158120 3153284 2022-08-26T23:40:02Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/66]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/65]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|63}}</noinclude><poem> :Kiejstut już płynie. On stoi u brzega, Załamał ręce, twarz mu żądzą pała, Żądzą młodzieńczą. Odmowa podżega. Matka, co stała opodal, słuchała, W drżące objęcia swego syna wzięła, I milcząc, płacząc, do piersi cisnęła. :On pobiegł ukryć wstyd i żałość swoją; Niewolnik, wyspę obieżał dokoła, Siadł na łódź, z łukiem nie mogąc i zbroją Walczyć, chce z wodą, i na sługi woła, I płynie w lasy ze źwierzem bojować, Aby krwi dostać i boju skosztować. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mwnefuq9dv1ptxzvmq9hydbbtg74of5 Strona:Anafielas T. 3.djvu/64 100 1077128 3158119 3153281 2022-08-26T23:39:59Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/65]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/64]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|62}}</noinclude><poem> I bój z Niemcami, wojna i pożary. Na wszystkich razem chce zemsty i kary! :A Witold ojca w progu hamuje: — Ojcze mój! ojcze! weź z sobą na wojnę! W domu ja tęsknię, w domu ja próżnuję, Tak gnuśne wiodąc życie, tak spokojne! Pokocham wczasy, gdy weźmiesz na boje, Jeśli nie dźwigną miecza ręce moje. :Weź mnie na wojnę! Ja już mieczem władam, Zbroję uniosę i konia dosiadam, Łuku naciągnę, strzałów się nie zlęknę, Raniony w boju na ranę nie jęknę. O! weź mnie, ojcze! ja ciebie obronię, Piersiami memi ja ciebie osłonię. — :A Kiejstut głową potrząsnął zsiwiałą. — Czekaj! Niedługo będziesz wzrastał w siły. Chwilę poczekaj jeszcze, chwilę małą. I mnie tak niegdyś wojny się już śniły, Gdym mieczem jeszcze nie władł, i bezsilny Mamił się, w zapał mój wierząc omylny. :Czas tobie jeszcze! Może ojca głowy Mścić będziesz, synu! Czekaj, bądź gotowy. Jeśli nie wrócę, padnę na wyprawie, Tobie krwi mojéj pamięć pozostawię. Rośnij. Sił trzeba, aby Litwy bronić, Piersi, jak twoje, aby ją osłonić. — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jszywdncubbq68l6llzj0j4w52mbh9x Strona:Anafielas T. 3.djvu/63 100 1077129 3158118 3153277 2022-08-26T23:39:56Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/64]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/63]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|61}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|IX.}} <poem> :{{kap|Rannemi}} brzaski niebo świeci wschodnie, Cicho na ziemi, wesoło, pogodnie, Ptacy śpiewają, drzewa szumią w lesie, Jezioro srébrną pianę na brzeg niesie. Któżby pomyślał o zemście, o wojnie, Kiedy tak lubo, cicho, tak spokojnie? :O! próżno świat się w wdzięczną stroi ciszę, Ptacy śpiewają i perlą się rosy, W złocistą szatę stroją się niebiosy! Czyż to zranioną duszę ukołysze? Czyliż to zemstę wrzącą uspokoi, Która krwi pragnie, krwią się tylko poi? — :Kiejstut na konia siada biedz za wrogiem; Żony nie żegnał, nie uściskał dziecka, Ani z domowym pożegnał się progiem. Jemu na myśli tylko krew niemiecka, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lhth7x4hya19zj56hb8d14jz38vt3qq Strona:Anafielas T. 3.djvu/92 100 1077130 3158147 3130478 2022-08-26T23:41:21Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/93]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/92]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 3.djvu/96 100 1077131 3158151 3130479 2022-08-26T23:41:32Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/97]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/96]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 3.djvu/107 100 1077163 3158162 3153915 2022-08-26T23:42:04Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/108]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/107]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|105}}</noinclude><poem> Jam duch jest, twój Gulbi; za Bogów tu sprawą Stanąłem przed tobą, bym w żywe ci oczy Twą gnuśność wyrzucił. Witoldzie! gnuśniejesz! Myśliwy pies, długo nie idąc na łowy, Zapomni o kniei i na rok już nowy — Ty o nich zapomnisz — Patrz w gwiazdę, co zdala świeci nad twą głową. Ta gwiazda pod chmurą, gwiazdą Witoldową. Chcesz, aby zagasła w kobiecéj komnacie? Chcesz stłumić jéj ognie w kobiécym uścisku? Nie tobie, Witoldzie, tu w miękkiéj spać szacie, I leżeć próżnemu przy ciepłém ognisku, Bo nie tym jest sława, nie dla tych są pieśni, Co, jak mętna woda, stojąca gdzieś w dole, Dają się pokrywać i zielskóm i pleśni, I wolą gnić cicho, niż wyrwać na pole, By tamy rozrywać, by użyźniać role. Nie na to, Witoldzie, tyś się w świat narodził, Nie na to cię ojciec dziecięciem kołysał, Ażebyś pokorny za kobiétą chodził, Z ust tylko jéj słodkie pocałunki zsysał. — :Mówił, a Witolda twarz ogniem pałała, I drżały mu ręce, ognista pierś drżała, I miecza już szukał, jak gdyby zbudzony, A chwytał niewieście przybory swéj żony, Miękkie jéj sukienki, bogate zasłony, A w twarzy jéj uśmiech napotkał sklejony, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tofmpyw1wng8egl3291b9o3gx39c99g Strona:Anafielas T. 3.djvu/106 100 1077164 3158161 3153914 2022-08-26T23:42:01Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/107]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/106]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|104}}</noinclude><poem> To izba jest, w któréj gnuśniejesz, mój młody, I życie swe dajesz za roskosz, za gody, I sławę swą dajesz za szczęście weselne, Swą wielkość i imie grzebiesz nieśmiertelne. — — Ktożeś ty? kto jesteś, co śmiesz mi sen mięszać? I słowy jakiemiś dziwnemi, ostremi, Nad duszą, jak jastrząb’ nad ptakiem, zawieszać, Co pastwę z wysoka upatrzył na ziemi? Lecz, starcze, na Bogi! niełatwą jam pastwą! Na inne, na inne polować ci ptastwo. — — Któż nie zna Witolda? — rzekł starzec spokojnie, Znów dłonie skośniałe nad ogień podnosząc, A wzrokiem i głosem, i grożąc i prosząc. — Był Witold orlęciem, był Witold zamłodu, I lubił, jak orzeł, swobodę i wojnę, I kochał, jak ojciec, swój kraj i swą chwałę: Lecz orzeł, ów Witold, nie z orłów już rodu, Gnuśnieje, jak wieśniak, u ognia świetlicy, Na kądziel spogląda niewiasty Xiążęcéj, Trzyma się piosneczek, nie puszcza spodnicy, I nad nią, nad spokój, nie żąda nic więcéj. — :— Lecz ktoś ty, co śmiész mnie do boju wyzywać? — — Do boju? — rzekł stary — do boju, nie, młody! Nikt ze mną do boju nie śmiałby wstępywać; A tobie nie wojna smakuje, lecz gody. Jam.... — Powstał i sięgnął do stropu postawą, A suknia się biała w pomroce roztoczy — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4o5p7t791ci56he8iaago8tityd3s7n Strona:Anafielas T. 3.djvu/88 100 1077165 3158143 3153319 2022-08-26T23:41:09Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/89]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/88]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|86}}</noinclude><poem> Kiejstut Litewskich od Zakonu włości, :::Olgerd ich od Rusi broni, :::A gdy wielkiéj siły w gości, :::Wielkiéj potrzeba pogoni, Naówczas oba połączają dłonie, :::I razem idą na boje, :::W wzajemnéj stając obronie, :::Miecze, serca łącząc swoje. Oni, przy ojca poprzysiągłszy stosie :::Bratnią przyjaźń, bratnią zgodę, :::W późniejszych wojnach i losie :::Przysięgi strzymali młode. I Kiejstut kiedy Jawnuta wygonił, :::Czapki nie włożył na skronie, :::Starszemu bratu pokłonił, :::Jemu rząd Litwy dał w dłonie. Odtąd obadwa sąsiady wojują, :::Obadwa lenników gniotą, :::O łup z sobą nie targują, :::O brańców, ziemie i złoto. Teraz Olgerda Kiejstut w pomoc wzywa, :::Zakon do wojny go łudzi, :::Wojsko ze wszech stron przypływa, :::Z Tatar, Rusi, Litwy, Żmudzi. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nokuuhp8ujrgyu3v4j1xpl9bjt18x7d Strona:Anafielas T. 3.djvu/89 100 1077166 3158144 3153320 2022-08-26T23:41:12Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/90]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/89]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|87}}</noinclude><poem> — Czas, mówi Kiejstut, młode ptaki wprawić, :::Bo gdy stare siły stracą, :::Komu nieprzyjaciół dławić? :::Niech oni za nas zapłacą. Witold do wojny duszą się wyrywa, :::Ledwie go wstrzymać w komnacie, :::I Jagiełło jéj wyzywa. :::Synów z sobą bierzmy, bracie! — I wzięli synów; do Sambij wkraczają :::Na dwoje wojska rozbite, :::Otelsburg obiegli zgrają, :::Palą, i boju niesyte, Pędzą na Rudaw. Pod Rudawskim grodem :::Czarne pustką stoi sioło. :::Przed wrogiem przestrach szedł przodem, :::Wymiótł — pustynia wokoło. Tylko na zamku bracia się zamknęli, :::Bo gród warowny na górze, :::Knechtów i lud swój ściągnęli. :::Błyskają zbroje na murze. Kiejstut z Olgerdem obozem tu legli, :::By wojsku wypocząć chwilę, :::By zamku lepiéj ustrzegli, :::I w spoczynku, swojéj sile </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 75ibgqas35bsdpuppwthqc548yjjo49 Strona:Anafielas T. 3.djvu/90 100 1077167 3158145 3153321 2022-08-26T23:41:15Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/91]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/90]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|88}}</noinclude><poem> Dali znak w Prussy széroko pustoszyć. :::Codziennie ufce latały, :::By lud wylękniony płoszyć, :::Ogniami zażedz kraj cały. Winrych Kniprode Mistrz nie spał; on wiedział, :::Że w jego włościach wróg zjadły :::Na zgliszczach spokojny siedział, :::Gryzł kraj, jak owoc upadły. Ciągnął Kniprode na obóz Litwinów. :::Oni pod Rudawskim grodem, :::Starcy zaprawiają synów :::Codziennym w walki pochodem. Witold wybiega na Żmudzinów czole, :::Pali, niszczy, i niesyty, :::Jak koń, gdy wyleci w pole, :::Ziemię rozbija kopyty, Jagiełło smutnie za siebie ogląda, :::Za Wilnem i za spokojem; :::Serce nie bije za bojem, :::Przyjaciela swego żąda. A Winrych ciągnie przez kraj spustoszony; :::Litwin go czeka, i co dnia :::Nowym łupem obciążony, :::Codzień Litewska pochodnia </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cmjwg9ox7nmnl6f9pliu9bv2a15ik99 Strona:Anafielas T. 3.djvu/91 100 1077168 3158146 3153322 2022-08-26T23:41:18Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/92]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/91]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|89}}</noinclude><poem> Podpala nowe i pustoszy sioła. :::Prussy do Mistrza swojego :::Z żałobą i płaczem biegą, :::Kraj cały o pomoc woła. Stanęły wojska pod Rudawskim grodem, :::Dwa rozsypane mrowiska: :::Kiejstut, Olgerd idą przodem, :::I chorągiew Mistrza błyska. Oczyma zetkną się, siły swe liczą; :::Krzyżak krew przelaną mierzy, :::Litwin się cieszy zdobyczą; :::Wnet ufiec w ufiec uderzy. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6abfxbehjyjw9koyhzbxy59uc35mc0t Strona:Anafielas T. 3.djvu/93 100 1077169 3158148 3153323 2022-08-26T23:41:23Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/94]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/93]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|91}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XIV.}} <poem> :{{kap|Stanęły}}, patrzą dwa wojska na siebie, Oczyma wodze lud zebrany liczą. Kiejstut i Olgerd po sobie spójrzeli, Potém na synów niespokojnym wzrokiem. — Bitwa to krwawa, bój nielada będzie! Młodym ptaszętóm zatrudne to pole. Odprawmy dzieci, niech jadą do domu. — — Odprawić! — Witold do ojca zawoła — Uciec przed bitwą z sercem pełném sromu! Lepsza śmierć, ojcze, niż hańba tak sroga! — Jagiełło milczał, Olgerd milczał stary, I Kiejstut umilkł. Wtém Winrych do boju Dał znak, i ciężkie zastępy stalowe Na lewe skrzydło Olgerda uderzą. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6tl3atlrfgvhvii2tupnjttew1xj0q1 Strona:Anafielas T. 3.djvu/94 100 1077170 3158149 3153324 2022-08-26T23:41:26Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/95]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/94]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|92}}</noinclude><poem> Kiejstut już podbiegł na siwym swym koniu, Z Olgerdem dzieci, dając znak, zostawił. A Olgerd? Nigdy nie stał tak do walki. Sam nieraz w szyki rzucał się, jak w fale, A kędy stąpił, rozprysły się przed nim; Teraz na syna z trwogą się ogląda; I każda strzała, co z kuszy wyleci, Głowę i serce odrywa do dzieci; I każdy rycerz, co się na nich rzuci, W tył go na syna odwraca obronę; Nie umié walczyć; w pocie siwe czoło, Serce w krwi pływa; piérwszy raz on w boju Uląkł się wroga i dał znak odwrótu. Napróżno Witold zostać się napiera, Wyrywa swoim, chce do ojca {{Korekta|gonić|gonić.}} Olgerd otoczyć każe i ucieka. A Witold ojca wielkim głosem woła: — Został! sam został! jabym miał go rzucić? — Nic nie rzekł Olgerd, lecz nie dał się wrócić. :Litwa w ucieczce, lecz drogo kupili Krzyżacy swoje zwycięztwo kłamane — Pozostał Kiejstut i po stali siecze, A młoty Litwy hełmy z głów zsadzają, Pole się braci trupami uścieła, Tłuszcza się Niemców, jako las, zwaliła, A dwóchset braci z krzyżami czarnemi W krwią pobroczonych białych płaszczach tarza; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pddpndd5gew09st7myath3ky0v5qklp Strona:Anafielas T. 3.djvu/95 100 1077171 3158150 3153325 2022-08-26T23:41:29Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/96]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/95]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|93}}</noinclude><poem> Już mężny Kuno Hatlenstein na ręku Krzyżackiéj braci wielką oddał duszę; Schindekopf goni za wojskiem Kiejstuta, Lecz w sercu strzała uwięzła litewska, I do Labtawa nie dobiegł za niemi, I skonał mężny pod rany ciężkiemi. :Jeszcze podziśdzień krzyż od wieków wbity, Pomnik zwycięztwa krwią opłaconego, Stoi i smutnie pogląda ku Litwie, Stoi i smutnie powiada o bitwie. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mjod5ybxx54icroz06hae8y6gg1dhhs Strona:Anafielas T. 3.djvu/97 100 1077172 3158152 3153326 2022-08-26T23:41:35Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/98]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/97]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|95}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XV.}} <poem> :{{kap|U Kniazia}} Światosława, na Smoleńskim grodzie, Rośnie Xiężniczka piękna, jak słońce o wschodzie, Hoża, jak ranne słońce, gdy się z mgły wybija. Rumiane lice Anny i oczy jéj jasne, Jako słońce poranku; a kosy jéj długie, Jak promienie słoneczne, gdy świat opasują I w uścisku złocistym do serca go tulą. Xiężna ją, jako dziecko jedyne, w pieszczotach, Na kolanach piosenką i skazką kołysze, Karmi ją białym chlebem, słodkiemi potrawy, Ubiera ją we kwiaty i kraśne korale, Włosy jéj to rozplata, to czesze i plecie, To rozpuszcza puklami po białych ramionach. Żadne jéj tak nie było ukochaném dziecię, Żadne tak wypieszczone, nie wzrosło tak hożo. A strzegli ją od skwaru, strzegli ją od chłodu, Na nią, jak na źrenicę swoich ocz patrzali. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7ysucop6iqbfbjlpmjzmyt9j4yl7v5l Strona:Anafielas T. 3.djvu/98 100 1077173 3158153 3153327 2022-08-26T23:41:38Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/99]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/98]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|96}}</noinclude><poem> :Ale niedługo matce cieszyć się dziewczęciem, Ale niedługo ojcu pocieszać się synem: Córce wynijść potrzeba z domu za młodzieńcem, Synu swojego chleba dobijać się czynem, Dobijać się walkami sławy i imienia. :I gdy Anna dorosła, córka Światosława, Smutno się stało, i mówiła w sercu: — Czemu ona nie dzieckiem! Napróżno dziecięce Dawała jéj zabawy, w dzieciństwie utrzymać Chciała córkę, napróżno! Mgłą jéj oko zaszło, Pierś się wznosić zaczęła tęskno, nie za matką, Ale za czémś nieznaném. Toczyła wejrzeniem. I matka to widziała. Wówczas pieśni dawne, Wówczas skazki poranne mówiła jéj stare, I znów czesała włosy, znów, jak dziecię małe, Sadzała u swych kolan, by rozbawić smutne. Wszystko napróżno! Oko ciągle gdzieś szukało, Czego jeszcze nie znało, co poznać pragnęło, Co, nim przyszło, już duszę i serce zajęło. — Matko! — pytała Anna, córka Światosława — Zawsze nam tak tu siedzieć? zawsze żyć w téj ciszy? Zawsze pieśni tych słuchać, skazki rozpowiadać? Zawsze na twych kolanach głowę tęskną składać? — :— Zawsze, córko! A czegoż więcéj ci potrzeba? — — Więcéj? Nic więcéj, matko! Inszego mi tylko, Kogoś inszego — czegoś — pragnie smutna dusza. Kiedy u wrót zatrąbią, to serce mi bije, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> aro7xr5py8ali9rop40ce493kj3g0cm Strona:Anafielas T. 3.djvu/99 100 1077174 3158154 3153328 2022-08-26T23:41:41Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/100]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/99]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|97}}</noinclude><poem> I czekam, gdy nadejdzie. Gdy z wojny przyjadą, To patrzę wracających, szukam między niemi Tego, com nie widziała jeszcze na téj ziemi, A co go czekam, czekam! — Kogo, córko, czekasz? — — Alboż wiém? matko moja! Ja się pytam ciebie. Czego czekam i kogo? i tęskno mi czemu? A gdy głowę na twoich położę kolanach, To nie usnę, jak dawniéj; marzę niespokojna; A i w głowie i w sercu ciągła jakaś wojna. — :Tęskno matka potrząsa głową posrébrzoną, I tuli biedną córkę na drżące swe łono. :Raz tam na Rusi Kiejstut zapędził się z wojną, I do Xięcia w Smoleńsku, co Litwie był druhem, Przyszedł spocząć, od polu otrzeć skroń swą znojną, Przyszedł u gościnnego zagrzać się ogniska; I zobaczył on Annę, córkę Światosława, I pomyślał, że syn mu dorastał już w domu. A na przyszłą znów wiosnę na Smoleńsk powrócił, Ale nie sam, Witolda przyprowadził z sobą. Milczał, i ze swatami nie posłał do ojca; Tylko kiedy na skórach spocząć się układli, Siadł starzec i gasnące rozniecił zarzewie. — Słuchaj — rzecze — Witoldzie! wziąść ci żonę pora. Jam cóś stary, i bracia na mnie tam czekają! Co noc ojciec nad łożem ręką mnie wskazuje. Tyś mój najstarszy, w tobie i rodu nadzieja, I nadzieje Litewskie. Czas tobie wziąść żonę, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tqebuy0ks9o85jqozuf9ehoqi4mz08i Strona:Anafielas T. 3.djvu/100 100 1077175 3158155 3153331 2022-08-26T23:41:44Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/101]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/100]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|98}}</noinclude><poem> Czas ci mieć dzieci, żeby, gdy brzemie zacięży, Na nich złożyć miecz wojny i o kraje pieczę. Na zamku Światosława tyś nie widział córki? Hoża Anna! Jam myślał — to dla ciebie żona. — — Nic, ojcze, nie widziałem — Witold odpowiedział. — Twoja wola, i wedle twéj woli się stanie. Mnie jeszcze o kobiécie żadnéj się nie śniło! — :I posnęli. A w Xiężnéj, Światosława żony, Świetlicy, także cicha toczy się rozmowa. Anna siedzi przy matce; włos jéj rozpuszczony, W złotych włosach się biała twarzyczka jéj chowa, A głos z ustek różanych tak płynie pieszczony: — Malko moja! widziałaś gości, którzy wczora Na zamek nasz przybyli. Starszy, wzrostem mały, Burką grzbiet ma okryty, głowę skórą wilczą, Na siwym, żmudzkim koniu do ojca zajechał; Obok niego był młodszy. O! piękny i młody! Takiego Kniazia wzrostu, lica i urody, Jeszcze u nas nie było! Kto to? matko miła! — Matka tęskno westchnęła i cicho mówiła: ::— Z ojcem Kiejstutem, syn to Witold młody, ::Xiążęta Żmudzkie i Trockie, z daleka. ::Nieprzyjaciele to Rusi odwieczni; ::A choć ich teraz w Smoleńsku przyjmują, ::Choć oni z nami, kto wié na jak długo? — — Ale ten młody? — Anna znowu matki pyta — ::Czyż nieprzyjaciel? On jeszcze tak młody! </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rhu45p14ca6slihn0weuwxbepquz4jk Strona:Anafielas T. 3.djvu/101 100 1077176 3158156 3153332 2022-08-26T23:41:47Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/102]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/101]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|99}}</noinclude><poem> ::Czyż już był w wojnach, czy już krwi kosztówał? — ::A matka na to: — Litwin się zamłodu ::Wprawia do boju, by, gdy sił dorośnie, ::Rękę do szabli i duszę zgotował; ::Lecz ród to dziki, ród pogański, Anno, ::I Chrystusowéj niecierpiący wiary. — Córka na to zamilkła, i włosy złotemi Siwe oczy zapuszcza znowu i zasłania, I niby zadrzémała; a matka ogania Muchy nad nią natrętne, {{Korekta|komory|komary}} brzęczące, Na gorącą jéj głowę kładnąc ręce drżące; Drzemiącą czy uśpioną cicho błogosławi. :Nazajutrz Kiejstut przybrał nową szatę, strojną, Od bogatego futra, złota i szkarłatu, Do Xięcia Światosława na świetlicę śpieszy, Cóś mu do ucha kładnie i rękę wyciąga, Jak gdyby jakiéj zgody od niego domagał, Czy jakiejś z nim zapragnął skończenia umowy. Długo Światosław myślał, opierał się, wzdragał, Wreście smutno uchylił, choć niechętnie, głowy, I temi do Kiejstuta odezwał się słowy: ::— Niech wola wasza będzie. Córka moja, ::Młode to ptaszę, z pod skrzydeł macierzy ::Niechaj na nowe gniazdo do was bieży. ::Ale was proszę, szanujcie jéj młodość! ::Ale zaklinam, miejcie wzgląd! Pieszczone ::Dziecię weźmiecie. Kiedy w obce strony </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pi7mcdzwme8oxt498djhcdbypd4wb1x Strona:Anafielas T. 3.djvu/102 100 1077177 3158157 3153334 2022-08-26T23:41:49Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/103]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/102]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|100}}</noinclude><poem> ::Zajdzie, wy dla niéj miejcie serce matki, ::I serce ojca, i słowa pociechy. ::O, smutno, smutno ulecieć z pod strzechy ::Temu, kto z pod niéj nigdy nie wychodził, ::Kto pod nią schował, kto pod nią urodził, ::I całą młodość prześpiewał u kolan ::Matki kochanéj, ojca łaskawego! — Mówił Światosław, sługę za żoną wysyła. A Xiężna, jakby zdawna, co ją czeka, znała, We łzach cała już przyszła, i słuchając, drżała, I chciała cóś powiedzieć, a słów jéj zabrakło; Twarz rękami zakryła, uciekła do córki; Milcząc, na jéj ramiona zimne ręce kładzie, Milcząc, patrzy jéj w oczy, i płacząc, upada. A Anna na nią patrzy; chce płakać, nie może; Jakiś dziwny niepokój ogarnął ją cały; Oczy tylko ciekawe namiętnie pałały. :Potém za tydzień i we dwa tygodnie Gody w Smoleńsku i huczne wesele. Anna i matka, długo w swych objęciach Leżąc, płakały. Zaszły żmudzkie wozy, Szkarłatném suknem kryte, wioząc wiano; Stanęły konie pod złotą oponą. Witold odjechał z młodą do Trok żoną. </poem><br> {{---}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bc125gzi4lcbitc09ly62q3t1df2gkl Strona:Anafielas T. 3.djvu/103 100 1077178 3158158 3153335 2022-08-26T23:41:52Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/104]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/103]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|101}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XVI.}} <poem> :{{kap|Zamłodu}}, zamłodu, u życia początku, Do szczęścia niewiele potrzeba nam wątku. Człek wszystko, co dotknie, jak król ów bajeczny, Przerabia na złoto, i wszystko mu złotem; Wśród głodu on syty, wśród boju bezpieczny, Spokojny wśród burzy pod niebios namiotem, I życie mu błyszczy, i wschód się rumieni Od marzeń nadziei słonecznych promieni. :Minęło wesele, przebrzmiały już śpiewy, A Witold u kolan swéj żony spoczywa; I ojciec gdzieś pędzi Krzyżaków krwi chciwy, Witold się za ojcem na wojnę nie zrywa, I siedzi a siedzi, i siedzą we dwoje, Dłoń w dłoni, pierś z piersią, włos z włosem zmięszany; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4wihae5lcgohp1strseyhh4hndsqyt7 Strona:Anafielas T. 3.djvu/104 100 1077179 3158159 3153912 2022-08-26T23:41:55Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/105]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/104]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|102}}</noinclude><poem> Ona mu swą młodość, a on jéj swe boje Pocichu spowiada. I wzrok łzą zalany Wyjaśnił się Annie. W początku to co dnia O matce mówiła, do matki zsyłała, A potém raz w tydzień, drugiego tygodnia, A potém choć w miesiąc raz wieści żądała, A potém wzdychała, czekając z pokłony, Aż w tamte przypadkiem miał jechać kto strony. :O ludzka pamięci! tyś płocha wietrznica! W początkach się targasz i szarpiesz nam duszą, Lada co łzy ciśnie i żal twój podsyca, Dwie chwile ból w tobie niestały zagłuszą; Pamiątki, co nigdy nie miały mieć końca, Topnieją, jak śniegi wiosenne od słońca. :I Witold z początku tak tęsknił za bojem, Za ojcem, za koniem, za trudem i znojem, A potém już rzadzéj na wojnę iść życzy, Nie pragnie zwycięztwa, nie łaknie zdobyczy, I mówi do siebie: — Mnie dobrze tak przy niéj! Czyż walka, czy sława szczęścia mi przyczyni? — A Kiejstut go wołał z uśmiechem na oku, I Witold nie poszedł. Rzekł ojciec: — Do roku Pogasną te ognie, i tęskno ci będzie Przy żony kolanach, jak sokoł na grzędzie, Nadarmo przesiedzieć najdroższy wiek młody, I znowu pośpieszysz na stare twe gody. — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 30yq01tber94b9knqe0pba9zg1kjx4e Strona:Anafielas T. 3.djvu/105 100 1077180 3158160 3153913 2022-08-26T23:41:58Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/106]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/105]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|103}}</noinclude><poem> Ale dnie za dniami, miesiące płynęły, A Witold uciekał od walki i znoju; Miękkie mu uczucia wskróś duszę przejęły. I ręka odwykła od szabli i boju. :Raz Anna już spała, on sam do ogniska Dorzucił polano, na ręku sparł czoło, Wpół drzémał, wpół dumał, i głowę w dłoń wciska, I szuka, sam czego nie wiedząc, wokoło. Wtém przed nim u ognia cóś mignie i siada, Grzeje się, nad płomień zeschłą dłoń podnosi; Któś stary, pochyły i siwy; twarz blada; Wszedł cicho i usiadł, nie mówi, nie prosi, I słowa nie rzekłszy ni Bogóm, ni komu, Rozgościł u ognia, jak gdyby był w domu. :Witold go postrzegłszy, zerwał się z pościeli, Postąpił. — Któś taki? — zawoła nań gniewnie. — Z daleka! — Lecz jakeście wchodzić tu śmieli? To izba jest moja, ty nie wiész zapewne? To izba Xiążęca, gdzie męzka się noga, Prócz mojéj, nie tknęła do drzwi tych i proga. — :A starzec wciąż ręce u ognia ogrzewa, Popatrzył, i głową zbielałą pokiwa. — O, wiém ja, gdzie jestem. Tyś Witold Kiejstuta; To żona twa, Anna, ród panów Smoleńskich; Ta izba, tajemną ciemnością osuta, To izba twéj żony i pieszczot małżeńskich, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ebuw8khbqlwe9da4hgidvsywloh4wkf Strona:Anafielas T. 3.djvu/108 100 1077181 3158163 3153916 2022-08-26T23:42:07Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/109]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/108]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|106}}</noinclude><poem> Ten uśmiech tak słodki, co jeszcze go wabił, Który go wycieńczył, zniewieścił, osłabił; Spójrzał, lecz nie wrócił na małżeńskie łoże, Wyrwał się w podwórzec i konia wieść każe, Ludzi swych zwołuje; nim zabłysły zorze, On z ojcem już pędzi po Pruskim obszarze. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> atzjrcwxu303kqjsh6kzf2rxa3t3ne4 Strona:Anafielas T. 3.djvu/118 100 1077344 3158173 3130947 2022-08-26T23:42:38Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/119]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/118]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 3.djvu/109 100 1077376 3158164 3153917 2022-08-26T23:42:10Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/110]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/109]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|107}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XVII.}} <poem> :{{kap|Na zamku}} Wileńskim Olgerd odpoczywa, Z Gedyminowego miód rogu popija, I do snu mu głowa pochyla się siwa, Pod głowy ciężarem ugina się szyja. :Na zamku Wileńskim Olgerd odpoczywa, Z Turzéj góry patrzy na Świętą dolinę. Tam się dym ze Znicza ołtarzy dobywa, Tam Wilii wody u stóp góry sine; :Tam i ojców stosy i ojców mogiły, Tam i jemu spocząć, gdzie jego dziadowie. Jemu walki dosyć — syn porosnął w siły, Duchowi czas na wschód, czas do grobu głowie. :I duma i patrzy na gród Gedymina, Siwą trzęsie głową, siwą trzęsie brodą — Na grodzie za krzyżem krzyż rosnąć poczyna, Kościoły się wznoszą, w górę wieże wiodą. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> i0p47dd6hd8rm85s99qjx4no3b0u2eo Strona:Anafielas T. 3.djvu/110 100 1077377 3158165 3153918 2022-08-26T23:42:13Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/111]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/110]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|108}}</noinclude><poem> :O, nie tak bywało! I na Łysą górę Popatrzył, i znowu pochylił się, drzémie. Tam trzy krzyże stoją, wysokie, ponure, Patrzą, jak na swoję, na Litewską ziemię. :I duma, i marzy. Nie ostać się Bogóm, Nie ostać się staréj Litewskiéj już wierze! Ni mieczem obronić, ni zakryć nam wrogóm! Krzyż stoi nad Litwą, krzyż Litwę zabierze. :I wzdycha, i patrzy; gdzie oczy obróci, Krzyże widać wokoło — Juljanny tam krzyże! I słychać, wieczorne mnich pieśni swe nóci, I słychać, dzwon chrześcian woła na pacierze. :Na zamku Wileńskim Olgerd odpoczywa, Z Gedyminowego miód rogu popija, I do snu mu głowa pochyla się siwa, Pod głowy ciężarem ugina się szyja. :Nagle podniósł głowę i oczy otworzył, Róg popchnął złocony, patrzy w drzwi komnaty; Ręka trząść przestała, wzrok omdlały ożył; I uszy nastawił, słuch posłał na czaty. :Któś jedzie w podworcu, słychać koni rżenie, I drzwi się otwarły, wprowadzają posły. Z Ruskiéj ziemi Kniaziu przyszło pozdrowienie, Od Dymitra z Moskwy wieść wojny przyniosły. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> oia2pwcfwutdulvqelsv92edh8z6959 Strona:Anafielas T. 3.djvu/111 100 1077378 3158166 3153919 2022-08-26T23:42:16Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/112]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/111]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|109}}</noinclude><poem> :A starszy poselstwa, Fedko, się odzywa: — Pozdrawia was ojciec nasz i dar przysyła, Oto miecz od niego, krzemień i krzesiwa. Z mieczem, ogniem do was przyjdzie nasza siła. :Przyjdziemy do Wilna na święcone jaje, Skrzesać ognia w Litwie i miecza sprobować. Dawno Dymitr w wasze wybiera się kraje, Oznajmił się w gości, znajcie jak przyjmować! — :A Olgerd się porwie i posłom odpowie: — O! dobrze! na Bogi! Kniaź Michał od roku Na Moskwę mnie ciągnie. Przymierze odnowię. Wszak za Brańsk, za Smoleńsk nie stąpiłem kroku. :Wy chcecie na mojém urągać śmiecisku, Niepomni, żem w Moskwie pod Kremlem ucztował; Że Dymitr sromotę już nieraz wziął w zysku, Gdy z Kniaziem Olgerdem o lepszą wojował. :Więc Moskwę powitam, i kraśne sam jaje Dymitru przyniosę na święto w Sobotę. Dla Kniazia ubogie Litewskie są kraje, Sam w Kremla zastukać ja przyjdę drzwi złote. — :I posły skłonili głowami, wracają. A Olgerd cóś dumał i gońców gnał wkoło, Lecz dokąd? lecz po co? i gońce nie znają; Wieść niosą, nie wiedzą, smutną czy wesołą. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rb9j5tojgxh5nv7zl025w02hpbkt0v7 Strona:Anafielas T. 3.djvu/112 100 1077379 3158167 3153920 2022-08-26T23:42:20Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/113]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/112]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|110}}</noinclude><poem> :A zima śniegami już wieje białemi. Pod Wilno, na Piaski lud zewsząd gromadzą; I Michał się Twerski obiecał iść z niemi, W Smoleńsku Światosławu gdy tylko znak dadzą. :I Drucki, i Andrzéj Potocki wybieży, I Kiejstut, i Lubart od Lackiéj rubieży. Nikt nie wié, gdzie Olgerd gotuje z ćmą ludu, A wojsko się zbiera do bojów i trudu. :I Olgerd nie mówi, a ludzie szeptają. Napróżno! ust starych nikt mu nie otworzy. Tak zawsze bywało. Do boju znać dają, A wojsko, nie powié, gdzie jutro rozłoży. :Już wszyscy gotowi; brat Michał gdzieś daléj Z Twercami się złączy i wojsko pomnoży; Już czerni tysiące z pałkami zegnali, Czerń drogę im wskaże i drogę otworzy. :A Olgerd z Zamkowéj pogląda sam góry, I wojska rachuje, i śmieje się w duszy, I milcząc, skórzany szłyk bierze, ponury, Daje znak ludowi — niech naprzód wyruszy. :Jeden wié sam Spudo, gdzie wojska powiedzie; On czerni jest głową; Olgerd mu powierza, I Spudo na koniu przed ludem na przedzie, Na północ wskazuje, i ręką wymierza. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pmic98cmn72yvoupww3htxuzxhvwu4e Strona:Anafielas T. 3.djvu/120 100 1077382 3158175 3153929 2022-08-26T23:42:43Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/121]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/120]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|118}}</noinclude><poem> Stoi stos, na nim łoże Olgerdowe. On patrzy na stos, na łoże pogląda, Wiliję żegna i gród Gedymina, Dymy Zniczowe i swych ojców groby. :Aż żona, Xiężna Juljanna, do niego Idzie i mnicha za sobą przywodzi. — Mężu mój! Panie! — rzecze — życie całe Tyś wiódł pogańsko! umrzyj Chrześcianinem! Syny twe wiarę swéj matki przyjęli, Po Rusi poszli chrztem świętym omyci. Dokoła krzyże Chrystusowe stoją, Patrzą ci w serce i okna zamkowe. Wszak tyś sam nieraz starą schylił głowę {{kap|Bogu}} twéj żony. Umrzyj w mojéj wierze! — :Olgerd się podniósł, siwą trzęsie głową. — Dajcie mi skonać, jak marli ojcowie, Wśród swoich, w uczcie, z rogiem miodu w dłoni. Nie chcę téj wiary, dla któréj od braci, Od dziadów moich oddalić się trzeba, I nie chcę bez nich chrześciańskiego nieba. — :Mnich mu cóś szepce, on mnicha nie słucha. — Żyłem z mym ludem, umrę z moim ludem! Wpuścić Kiejstuta, Lubarta, Jerzego, I syny moje, i Jagiełłę mego. Niechaj do uczty nakrywają stoły, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> q2ckckd9j6v48r6rrhr4hpebztfxevw Strona:Anafielas T. 3.djvu/119 100 1077383 3158174 3153926 2022-08-26T23:42:40Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/120]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/119]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|117}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XIX.}} <poem> :{{kap|Smutno}} na Wilnie! Olgerd zwołał braci Ze syny swemi, żeby ich pożegnać, I róg Alusu ostatni wychylić, Dłonią ich wyschłą ścisnąć raz ostatni. :Olgerda oczy sen już wieczny mruży. Dosyć mu boju; żyć już nie chce dłużéj; Synóm dorosłym i bracióm zostawi Litwę na rękach, a starszemu swemu Wilno stolicę i nad braćmi władzę. :Na Turzéj górze Olgerd stary siedzi, Po Świętéj patrzy grobowéj dolinie, Stos nakłaść kazał i braci wygląda. Na Swintorozie bierwiona sosnowe I dęby walą ze świętego gaju. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hijg95z8mb67rifr7x7dvn0im73jvqv Strona:Anafielas T. 3.djvu/117 100 1077384 3158172 3153925 2022-08-26T23:42:35Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/118]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/117]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|115}}</noinclude><poem> Chce Kowno ubiedz. Nadniemeńskie włości :::Leżą pustynią dokoła, Po polach świecą krwawe trupów kości, :::I spalone stérczą sioła. Krwawą łzą Kiejstut płacze klęski swojéj; :::Witold go prosi: — Daj ludzi! Krzyżak bezpieczny zwycięztwem się poi, :::Niech go krzyk rzezi obudzi! — I zbiera swoich, na Prussy napada, :::W Insterburskie ciągnie włości: Sam zamek wzięty, płomień go dojada, :::Rozdarte kraju wnętrzności! Z łupami z piérwszéj powrócił wyprawy :::Witold, jeńców wiodąc mnogo. — Patrzaj, Kiejstucie, czylim syn twój prawy? :::Licz ludzi, czy braknie kogo? — </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bo9d1c1bt5to77f0r311ci2o7p8d7f0 Strona:Anafielas T. 3.djvu/116 100 1077385 3158171 3153924 2022-08-26T23:42:32Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/117]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/116]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|114}}</noinclude><poem> Dobrze ci było, wielki Gedyminie, :::W boju umierać od strzały! I nie zestarzeć, i w śmierci godzinie :::Polegnąć na polu chwały! A syn twój, Olgerd, nie dźwignie oręża; :::Patrzy, jak młódsi się gnają; Dłoń już bezsilną napróżno wytęża, :::Ręce duszy nie słuchają. A Litwa znowu w Lackie idzie kraje, :::Bo Polska stoi otworem; Polsce Kaźmierza Wielkiego nie staje, :::Elżbieta pląsa z swym dworem. Idą w Lubelskie, Sandomierz pustoszą, :::Nad San, w Podgórze wtoczyli, Między San, Wisłę, po Tarnów lud płoszą, :::Mnogi łup zewsząd spędzili. Dziewięć mil tylko Litwie od Krakowa. :::Legła zwycięzkim taborem. Próżno wieść niosą, Elżbieta Królowa :::Pląsa i śpiéwa z swym dworem. Już nazad gonią ku Litwie z łupami. :::Na Litwie smutna wieść krąży: Mistrz na Żmudź poszedł ze sprzymierzeńcami, :::Sześć ziem zjadł, na siódmą dąży. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fkj2byte1ukxz389t42uvg73cxqyuv6 Strona:Anafielas T. 3.djvu/115 100 1077386 3158170 3153923 2022-08-26T23:42:29Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/116]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/115]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|113}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XVIII.}} <poem> {{kap|Na Polskę}} idą Litewskie Xiążęta: :::Lubart i Kiejstut na przedzie, Witold z Jagiełłą, młode sokolęta. :::Czemuż ich Olgerd nie wiedzie? Czy Michał Twerski, czy Smoleński woła :::Pomocy przeciw Dymitra? Czy Moskwa pali sprzymierzeńców sioła? :::Krewiczan burzy Ruś chytra? Spokojnie w Rusi; Twerski od wyprawy :::Na swéj stolicy spoczywa; A jednak Olgerd nie śpieszy w bój krwawy, :::Chociaż go Lubart wyzywa. I poszedł Kiejstut, Jagiełło i Jerzy, :::Litwinów zastępy mnogie, A Olgerd został, sam siedzi na wieży :::I na pustą patrzy drogę. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2xsnrnh9nsncx33ugwg8c14bphl75m0 Strona:Anafielas T. 3.djvu/114 100 1077387 3158169 3153922 2022-08-26T23:42:26Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/115]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/114]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|112}}</noinclude><poem> :Z Zamieścia, Posadu, już dymy się wznoszą, I płoną; pod Kremlu już ogień murami. Bojary chleb z solą naprzeciw wynoszą. — Kniaź Dymitr przyjaźni i drużby chce z wami. — :A Olgerd im starą wyciągnął prawicę, I rzecze: — Dam pokój, niech będzie przymierze, Oszczędzę twój Kremel, oszczędzę stolicę, I mieczem mym tylko w twe wrota uderzę. :Niech będzie znak po mnie, niechaj ślad zostanie, Żem przyszedł, ci jaje przyniosłem święcone; A nie ślij mi posłów, gdy wojsko twe, Panie, Na polu nie stoi ku Litwie zwrócone. — :Na zamku Wileńskim Olgerd odpoczywa, Z Gedyminowego rogu miód popija, I do snu mu głowa pochyla się siwa, Pod głowy ciężarem uchyla się szyja. </poem> {{---|przed=10px|po=10px}}{{Skan zawiera grafikę}} <poem> Na Pruskiéj, na Polskiéj, Moskiewskiéj wyprawie Był Witold, z staremi uczył się wodzami, I piérwszy raz w bitew skąpał się kurzawie, Piérwszy raz krwi wroga dotknął się ustami. :A piérwsza ta kropla pragnieniem go piekła; I odtąd niesyty ni trudu, ni sławy, Gdzie róg mu zatętnił, gdzie wojna powlekła, On, tęskniąc za bojem, gnał ciągle w bój krwawy, </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ail7urku8veroqmryx410cfyqmyg1m1 Strona:Anafielas T. 3.djvu/113 100 1077388 3158168 3153921 2022-08-26T23:42:23Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/114]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/113]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|111}}</noinclude><poem> :Ruszyli; przed niemi już lasy się walą I mostem im ścielą pokornie pod nogi. Czerń drzewa podcina, a sioła się palą, A dymy, zniszczenie, wytknęły im drogi. :I idą w milczeniu, bez chwili wytchnienia; Gdzie wejdą, lud jeszcze u ognisk zastają; I wieść ich, co z wiatry na skrzydła się mienia, Nie może wyprzedzić, tak szybko się gnają. :Aż przyszli pod Wyłok, gdzie wodzem Bazyli; Z Smoleńskich on Xiążąt, lecz z Dymitrem trzyma; I twierdzę drewnianą próżno osaczyli, Gdy dobyć jéj szturmem Olgerd czasu nie ma. :Gród został niewzięty, wódz tylko dał życie, I ciągną a ciągną bez ustanku daléj; W Sobotę aż Wielką ujrzeli o świcie Kreml biały i Moskwę, i pochód wstrzymali. :Tu stoją. Nazajutrz, gdy Dymitr ze dworem Na jutrznię do cerkwi wychodzi spokojny, Spogląda — na górze Pokłonnéj taborem Litwini już leżą, jak mrówię lud zbrojny. :A poseł Olgerdow przynosi mu jaje. — Weź, Kniaziu Dymitrze, i spójrzyj dokoła. Kniaź Olgerd ci miecz twój i krzemień oddaje. Kniaź Olgerd co przyrzekł, to strzymać podoła. — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> s7mlk3qruig8453mf8kgpb43r4f9wmq Strona:Anafielas T. 3.djvu/132 100 1077404 3158187 3131073 2022-08-26T23:43:18Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/133]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/132]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Indeks:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu 102 1077481 3157974 3143023 2022-08-26T19:45:15Z Alenutka 11363 proofread-index text/x-wiki {{:MediaWiki:Proofreadpage_index_template |Tytuł=[[Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin]] |Autor=Maria Steczkowska |Tłumacz= |Redaktor= |Ilustracje= |Rok=1872 |Wydawca= |Miejsce wydania=Kraków |Druk=Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego |Źródło=[[commons:File:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu|Skany na Commons]] |Ilustracja=[[Plik:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu|page=5|mały]] |Strony=<pagelist 1to4="—" 5="okł" 6="—" 7="ded" 8="—" 9="tyt" 10="—" 11to12="spis" 13=3 319to324="—"/> |Spis treści= |Uwagi= |Postęp=do uwierzytelnienia |Status dodatkowy=nie zawiera dodatkowych |Css= |Width= }} a8f0gdarqape9cjisughql44tfa5026 Szablon:IndexPages/Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu 10 1077497 3157986 3143108 2022-08-26T20:01:50Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>324</pc><q4>4</q4><q3>306</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>14</q0> 0rd78gd32bbfy5dov3c2vqflc9uxkfh Strona:Anafielas T. 3.djvu/121 100 1077827 3158176 3153932 2022-08-26T23:42:46Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/122]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/121]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|119}}</noinclude><poem> Niech Alus niosą, niech Bojary moje Przyjdą, Kniaziowie i dworzanie wierni. Ty rękę podaj i wiedź mnie do braci — Rzecze do sługi. Otwarli podwoje, I stary Olgerd wita rodnię swoję. A oni smutni pospuszczali głowy, I nic nie słychać, tylko starca piersi Ciężkim oddechem głośno się kołyszą. :On usiadł, wzrokiem po zebranych toczy, A już mrok śmierci okrywa mu oczy, Już ledwie swoich poznaje po głosie; Sam za róg bierze, napełniać go każe. — Do was, o bracia, do was, syny moje, Ostatnia czara i ostatnie słowa! Olgerd za ojcem pójdzie Gedyminem, Syn już za ojcem; on tęskni za synem; Olgerd się dosyć nażył, nawojował, Młódszym ustąpi i miecza i życia; Tobie, Jagiełło, Wileńskiéj stolicy. Prawda? Kiejstucie! ty synu mojemu Nie będziesz bronił po ojcu puścizny? My z tobą stary, długi wiek przeżyli, Sercem na sercu. Zostawiam ci dzieci; Bądź ty im ojcem, a wy mu synami, A jego dziecióm braćmi rodzonemi. Na waszéj zgodzie los Litewskiéj ziemi. Patrzcie, z Kiejstutem, z Lubartem my zgodni, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8bi1ju0tcb9gz7fhge88j7zo4tpo45s Strona:Anafielas T. 3.djvu/122 100 1077828 3158177 3153934 2022-08-26T23:42:49Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/123]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/122]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|120}}</noinclude><poem> Iluśmy wrogóm nastawiali głowy! Naprzeciw wielu kraj nasz obronili! Bogi tam wiedzą, co za los was czeka, Lecz Bogi zgodzie bratniéj błogosławią. Do was, Kiejstucie! — I rękę wyciągnął, Podał róg bratu. — Bądź mi zdrowy, bracie! Już nam aż w Wschodniéj zobaczyć się ziemi Z tobą! ale już nie z braćmi wszystkiemi! We Wschodniéj ziemi na Wieczności górze Nie stanie wielu! W chrześciańskim raju Poszli, dziadowskiéj wyrzekając wiary. Z tobą, Lubarcie, nie widzieć nam więcéj — Tyś Chrzcścianin — i z tobą, Jawnucie! Żegnajcie, bracia! Nad Olgerda dziećmi Bądźcie opieką, zastąpcie im ojca! Jeszcze raz, stary Kiejstucie, dłoń ściśnij. Już cię nie widzę, niech usta uczuję, Niech głos posłyszę. Patelo koło mnie Leci z skrzydłami czarno okrytemi. Żegnajcie, dzieci! duch mój będzie z wami; Żegnajcie, słudzy, i wierne psy moje! Ty, mój sokole! ty, mój mieczu biały! I ty, Juljanno! ty jeszcze, Kiejstucie! Podajcie miecza, niechaj z mieczem w dłoni Skonam, gdy Bogi mi nie dozwoliły Gedyminową śmiercią umrzeć w boju! Niech w rogi dzwonią, w Lietaury uderzą, Niechaj mi nócą pieśń moję bojową! — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 38sorgbfjn3jla181c8f65483n0d7tf Strona:Anafielas T. 3.djvu/123 100 1077829 3158178 3153936 2022-08-26T23:42:52Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/124]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/123]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|121}}</noinclude><poem> :Mówił, i zwolna starą kłonił głowę; Broda mu siwa na piersi spływała; Miecz cisnął jeszcze, lecz ręka spadała; I ani żony płacz, ani łzy dzieci, Ani wojenne drużyny okrzyki, Już go na ziemię odwołać nie mogły; Ani dźwięk rogów nie odwrócił ducha, Co śpieszył dziadów w Wschodniéj witać ziemi. :Mówił, a płacz się rozległ po świetlicy. Jeden był Kiejstut, co łzy nie miał w oku, Bo jego boleść duszę ucisnęła I łzóm zaparła na powieki drogę. :Tak skonał Olgerd. Stu płaczek się głosy Ozwały nagle z jękiem i krzykami. Ciało starego myli, ubierali, Białą mu szatę, złote Wiżos kładli, Białym go mieczem na śmierć przepasali, Rąbkiem mu białym przewiązano szyję, W nim złoty pieniądz na wieczności drogę, U pasa proca rzemienna wisiała, A szłyk na głowie, giętki łuk u boku. :I siedział starzec, jak gdyby żył jeszcze, Tylko nie patrzał zamkniętemi oczy, Tylko nie dyszał piersiami wyschłemi, Zda się, odpoczął po życiu, po boju. Naprzeciw niego bracia, towarzysze, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6el4pnuofnvda3fyup2r7ren80gw0oo Strona:Anafielas T. 3.djvu/124 100 1077830 3158179 3153942 2022-08-26T23:42:55Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/125]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/124]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|122}}</noinclude><poem> Synowie, słudzy stali i kapłani; Wszyscy do niego róg Alusu pili, Wszyscy żegnali Olgerda ze łzami, I na dobranoc pieśni mu nócili; A płaczki, wkoło usiadłszy na ziemi, Łzy spadające do naczyń zbierały; I w czarnéj sukni, we wdowiéj zasłonie, Xiężna Juljanna u nóg męża swego Płakała, szaty rozdarłszy napoły. :Już czas pogrzebu — na Świętéj dolinie Od Znicza iskrę przynieśli kapłani, Raudę zanócą, na Kniazia czekając, Miękkie mu łoże ścielą z wonnych kwiatów. :Porwali słudzy zimne starca ciało. Żegnaj, zamczysko! żegnajcie, komnaty! Olgerd w was więcéj nie będzie ucztował, Nie złoży łupu, powróciwszy z wojny, Nie złoży głowy utrudzonéj bojem, Olgerd na wieczne śpieszy już posłanie, Przez stos gorący do zimnéj mogiły. Przed ciałem jego odpędzają duchy; Idą Bojary, mieczami machają; Juljanna idzie do stóp tylko góry; Tu z płaczki swemi na ziemię upadła, Chciała iść daléj, nie puszczą kapłani. :Tam krzyk i wrzawa dokoła doliny, Słupy rozstawne — do słupów młodź goni, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> oopyygdgu9bv9jlr6erbga1julyqu70 Strona:Anafielas T. 3.djvu/125 100 1077831 3158180 3153948 2022-08-26T23:42:58Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/126]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/125]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|123}}</noinclude><poem> Zdobywa pieniądz i zbroje, i leci, Na duchy wrzeszcząc, aby je odegnać, Olgerda ciała by skrzydłem nie tknęły. :Na stosie starzec z mieczem w skrzepłym ręku. Z siwą mu brodą wschodni wiatr powiewa. Dokoła bracia, synowie, kapłani, I słudzy na stos dla Xięcia wybrani. Oni nie płaczą, bo idą za panem Na lepsze życie, kędy ich niewolę Sto nowych zmysłów, roskoszy, osłodzi; Oni nie płaczą — wszystkim oschły oczy; Pieśń tylko wielka przez usta kapłanóm W niebo za duchem Olgerda się toczy. </poem><br> {{c|w=160%|h=normal|po=10px|'''{{Roz*|Rauda.}}'''}} <poem> ::::Idź, duchu, do ojców ziemi, :::Ziemi roskoszy, pokoju; :::Leć skrzydłami sokolemi, :::Siwą skroń otrzeć po znoju. ::::Tam czekają cię dziadowie, :::Tam cię lepsze czeka życie, :::Tam z gwiazdą jasną na głowie :::Po Dungusu leć błękicie. ::::Coś zostawił na téj ziemi? :::Troski tylko, bój i trwogi! :::Leć skrzydłami sokolemi, :::Gdzie twe ojce, gdzie twe Bogi. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ba1i5spuu09m2b04almkfmqczztbncc Strona:Anafielas T. 3.djvu/126 100 1077832 3158181 3153950 2022-08-26T23:43:01Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/127]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/126]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|124}}</noinclude>:::<poem> ::::Gród w żałobie, ród w żałobie; :::Ty szczęśliwy w kraju słońca: :::Tam zachodu niéma tobie, :::Twemu życiu niéma końca. ::::Tu łzy płyną, krew tu płynie, :::Nieprzyjaciel czyha z boku; :::We Wschodniéj ojców krainie :::Wieczna jasność świeci oku. ::::Leć, o wielki duchu Litwy, :::Leć do dziadów na biesiadę, :::Na waleczne z Jodsy bitwy, :::Na rozumną ojców radę. ::::Leć, o duchu! rękę swoję :::Zostaw synóm, by z twą głową :::Siedli w radzie, poszli w boje, :::Cne potomstwo Olgerdowo. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hss9q65u96q8z7wp4riuopn71yp8jon Strona:Anafielas T. 3.djvu/127 100 1077833 3158182 3153954 2022-08-26T23:43:04Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/128]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/127]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|125}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XX.}} <poem> :{{kap|Poszedł}} Olgerda wielkiego duch z ziemi, I wszyscy za nim na niebo spójrzeli. Xiężna Juljanna trzydzieści dni płacze; Ani do złotéj nie siądzie kądzieli; Sama z płaczkami, w ustronnéj komnacie, Łzy się zalewa; Olgerdowe prochy W święconéj ziemi wykradłszy, z Dawidem W Bogarodzicy cerkwi pochowała. :Jagiełło jeden z synów Olgerdowych Po ojcu łzami zapłakał młodemi. Kiejstut nie płakał; gdy się stos dopalił, On westchnął tylko, z westchnieniem oddalił. — Niedługo, bracie, tobie na mnie czekać! Pójdę za tobą, bośmy całe razem Przebyli życie. Złączyć się nam trzeba. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> erty0mgdcmlcuxr08d30u0vi0cn3wez Strona:Anafielas T. 3.djvu/128 100 1077834 3158183 3153955 2022-08-26T23:43:07Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/129]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/128]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|126}}</noinclude><poem> Mnie syn zastąpi. Czas już Kiejstutowi Odpocząć z tobą pod jedną mogiłą. — :Pojechał. W Wilnie sam został Jagiełło, Sam, smutny; smutku nie zwierzył nikomu, Ni staréj matce, ni bracióm rodzonym; On tylko z sługą swoim ulubionym Na tajnych radach dnie przepędzał całe. Wojdyłło, z śmiercią Olgerda, niewolnik Od posług wyszedł, do rady Bojarem. Ani już ujrzeć Jagiełły bez niego. Wszędzie obadwa. Czy na łowy jadą, Czy w kraj daniny wybierać, czy zamki Budować ludzi zwołują kapłani, Wszędzie Jagiełło z ulubionym sługą. Dla niego braci i stryja porzucił, Dla niego z bratem Andrzejem się skłócił. A Andrzéj poszedł, siadł daleko w Pskowie, Na posłuszeństwo przysiągł Moskiewskiemu. :I wszyscy patrzą, dziwią się Xiążęciu, Zkąd mu to serce do podłego człeka? Niedawno jeszcze Wojdyłło parobkiem, Z drzewem na plecach, w dziedzińca zamkowe Szedł, ostrzyżoną pochylając głowę. Potém Jagiełło ulżył mu ciężaru, Między przyboczne umieścił go sługi. On panu pościel słał, on jego ucha Najbliższy zawsze; i nieraz wśród nocy </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lt3zcup6furqf0gv9wra9jlg6yda0tg Strona:Anafielas T. 3.djvu/129 100 1077835 3158184 3153958 2022-08-26T23:43:09Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/130]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/129]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|127}}</noinclude><poem> Słyszano długie, tajemne rozmowy, Widziano, jako usiadał na skórze U stóp Jagiełły, i długo cóś prawił, I, jak pies, u nóg zasypiał na straży. :Póki żył Olgerd, przyjaźń się ta kryła, Lękając blasku sokolego oka, Bo stary byłby karał niewolnika, Co się śmiał synu do serca podkradać, I podłą dłonią tykać jego dłoni; Lecz umarł Olgerd, ledwie stos przygasa, Już się Wojdyłło przebrał w inne szaty, Już włos, jak wolny człek, puścił po skroni, Stanął z Bojary, szyderskiém wejrzeniem Śląc, kędy Kniazie bracia pańscy byli, Jak gdyby na nich milcząc się odgrażał. Wszyscy szemrali; Jagiełło nie zważał, A piérwszém słowem Wojdyłłę do siebie Zwołał i szeptał; posłał go z rozkazy, Jemu dał klucze od skarbcu swojego, Jemu dowództwo dał zamkowéj straży. :I nikt się nie śmiał przeciwić, a wszyscy Poszli z schylonem czołem, z raną w duszy, I tak mówili: — Patrzcie, pan nasz młody Jak starą radę ojcowską szanuje! Ani do wiernych Bojarów przemówi! Serce podłemu dał niewolnikowi, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1mru37ik4cmjket00av1djea5eiyogh Strona:Anafielas T. 3.djvu/139 100 1077836 3158194 3153976 2022-08-26T23:43:39Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/140]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/139]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|137}}</noinclude><poem> Długoż cierpieć będziem jeszcze? Długo myśleć? długo czekać? — :Kiejstut milczy, duma, z czoła Pot ociera; siadł na progu. Syn napróżno o odpowiedź Słowy, pytaniami wzywa. — Czekaj! — wreście wstając rzecze — Stary Kiejstut wié, co czyni. Niech Wojdyłło pnie się; kto wié, Jak wysoko dosiądz może? Są na Litwie stare drzewa, Wielkie sosny w puszczach naszych; Ja najwyższą mu sprowadzę, Na wierzchołek go posadzę. :Rzekł, i siodłać konia każe. — Gdzie? — do Wilna. — Zostań, synu! Chcę oczami widzieć memi, Jak niewolnik tam króluje. — :Już poleciał. Noc zapada, Kiedy u stóp Turzéj góry, Na Swintoroha dolinie Zabrzmiał w wrotach róg Kiejstuta. Straż poznała — drzwi otworem, I Bojary czołem biją. Wjechał w zamek, oddał konia. Czemuż uczcić włosy siwe, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8l7cqdf99f4iow8vgdr12pgoaopwxwb Strona:Anafielas T. 3.djvu/138 100 1077837 3158193 3153975 2022-08-26T23:43:36Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/139]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/138]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|136}}</noinclude><poem> :Trzy dni mija, Witold jeszcze Siedzi w Gedymina grodzie; Trzy dni niéma! Aż posyła Stary ojciec. Strach o syna. Goniec do Trok go wyzywa. Jedzie Witold, ale smutny, Głowę zwiesił, a na oku Gniew połyska uduszony. :— Ojcze! — rzecze — Litwie biada! Słaba ręka Litwą włada. Cudza głowa, cudza rada, Nie Jagiełło, nie my, ojcze, Jeden rządzi sam Wojdyłło. Jemu w głowie zawróciło, Duma niewolnika wzbija. Śmiał do stołu siąść przede mną! Śmiał Jagielle stać u boku! A dusza mu patrzy w oku, Dusza nienawistna, podła! Skrzydeł nie ma, by podlecieć, To, jak wąż, sunie się w górę. Jam z Jagiełłą żył od młodu, Bratem, przyjacielem byłem; Widzę, serce utraciłem. W ustach, w oku, nic, prócz chłodu; Słowy witał mnie zimnemi, I pożegnał jakby sługę. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 554c4t20ypulhmdp4puipa7vsg7oe3v Strona:Anafielas T. 3.djvu/130 100 1077838 3158185 3153960 2022-08-26T23:43:12Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/131]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/130]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|128}}</noinclude><poem> Jemu tajemnic swoich się powierza. Patrzcie, jak dumny dzikim rzuca wzrokiem Na nas, na syny Xiążęce, na Pana. :Szemrzą na dworze, i Bojary jadą Do Trok, Kiejstutu skarżyć się staremu. — Panie! — mówią mu — zasil nas swą radą! Lub nam tam nie być, lub nie być tam jemu. Podły niewolnik razem staje z nami, I jeszcze starym urąga się sługóm! — :A Kiejstut rzekł im: — Powróćcie do Pana. Wola w tém jego. Kiedy dał mu serce, Godzien jest między staremi stać sługi. Patrzcie nań tylko, by czego nie knował, Bo w podłém ciele podła mieszka dusza; Patrzcie, Jagiełło aby nie żałował, Że z pod nóg wybrał przyjaciela sobie. — :Bojary poszli i na Wilnie siedzą; A codzień bardziéj Wojdyłło u Pana W łaskę się wkrada, starych sług odpycha, Od drzwi szemrzących, od uszu odgania, Dójść do Jagiełły, skarżyć się zabrania, I ani bracióm, ni żałośnéj matce Dostąpić jego komnaty dozwoli. :On pan. Jagiełło kryje się przed ludem, Przez jego usta rozkazy posyła, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> sewuq5x1swss356aw8my8wxowzm579a Strona:Anafielas T. 3.djvu/131 100 1077839 3158186 3153963 2022-08-26T23:43:15Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/132]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/131]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|129}}</noinclude><poem> Na jego ręce podarki rozdaje, Które Wojdyłło przez połowę kraje; Ujmując łaski, srogości podwaja. :Biada ci, Litwo, w służebniczych ręku! Biada wam, bracia! i wam, sługi stare! Podły się sługa na Xiążąt odgraża, I w szale dumy, któréj granic niéma, Sięga po władzę, a prawego Pana W kobiécych dumać komnatach zasadził. :Biada ci, Litwo! jak biada domowi, Gdzie słudzy rządzą, i do uszu pańskich Nosząc wieść, podli niechęcą ku swoim, A serce pańskie dla siebie wykradną. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> d6r9mfnipoui7kwzlybc3mkl6flqok5 Strona:Anafielas T. 3.djvu/133 100 1077840 3158188 3153965 2022-08-26T23:43:21Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/134]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/133]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|131}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XXI.}} <poem> :{{kap|Prędko}} śmierci Olgerdowéj Wieść za siedém przeszła ziemi; Nieprzyjaciel się nią cieszy, I miecz ostrzy, i lud zbiera. A Xiążęta zniechęcone Uciekają, Moskiewskiemu Czołem biją, woje wiodą Na spokojną Ruś Jagiełły. Dymitr i Andrzéj we Pskowie, W Perejasławiu już siedzą, Starodub dobywać idą; Tylko Orda ich hamuje, Tatar na cuglach zatrzymał. :Zakon także na Krzyżową Prędko zebrał się wyprawę. Xiążę Albert z Austryj idzie; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> k5j26zhbcsc1ckm7bmd3j4zdab452hf Strona:Anafielas T. 3.djvu/134 100 1077841 3158189 3153967 2022-08-26T23:43:24Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/135]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/134]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|132}}</noinclude><poem> Günther Hrabia Hohenstejnu, Eberhard i Jan Hrabiowie, Pod Troki się zagonami Zapędzili w włość Kiejstuta. Przyszli, stoją nad jeziorem. Zamek głuchy, jakby pusty; Ni w nim rycerz się ukaże; Mury milczą, znikły straże; Tylko jezioro dokoła Rozpuściło sine wody, I ramiony szérokiemi Pańskie gniazdo obejmuje. :Kiejstut w Trokach, Witold z ojcem, I Biruta matka z niemi. Oni patrzą, serce bije, Ale niéma wybiedz komu. Ludu mało, a tam w polu, Jak kłosy, Krzyżacy stoją. Próżno Witold na brzeg bieży, Próżno na prom z ludźmi zrywa; Stary Kiejstut go wstrzymuje, I z za muru patrzy zdala, Jak odpływa Niemców fala. Niemcy trzy dni w Trokach stali, Trzy dni w zamek strzały słali; Zamek milczał, a czérwone Mury pociski odbiły. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8qp6l6cy0runzb57pvxzj8vsju0h8j2 Strona:Anafielas T. 3.djvu/135 100 1077842 3158190 3153970 2022-08-26T23:43:27Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/136]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/135]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|133}}</noinclude><poem> Długo Mistrz się z Xięciem radził, I pod Wilno odciągnęli. :Ledwie pył opadł za niemi, Kiejstut z zamku na koń siada, Ludzi zbiera; syn u boku; Z garścią w pogoń Niemcóm śpieszy, Bieży nocą. Rozedniało, Po nad Wilnem łuna płonie, Góry stoją w blasku całe, Dymy kłębią się czérwone. Stary stanął, złamał ręce. — Gedymina grodzie biały! Niemiec stos pod ciebie kładzie! A Jagiełło gdzieś w komnacie Milczy, ręki wznieść się lęka! — — O! niechaj zginę, na Bogi, A pomszczę się téj pożogi. Za mną, za mną! — Witold woła — Noc nam sprzyja! Tam ucztują, Ani gości spodziewają. Prędzéj! — Lecą, a nie drogą, Nie széroką — manowcami. Od Rudominy po Wilno Krzyżacy się rozciągnęli. Na trzy rogi miasto płonie, Tylko zamek w jego łonie, Salamandra nie zgorzała, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rxhz5bojqvxsi16ce6qvzjpsvoeuhf1 Strona:Anafielas T. 3.djvu/136 100 1077843 3158191 3153971 2022-08-26T23:43:31Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/137]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/136]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|134}}</noinclude><poem> Cały jeszcze, czarny stoi. W obóz Niemców Kiejstut wpada, Na Krzyżaków, co bez zbroi, Pijąc, w pożar poglądają, I klną pogan, i hulają. Wpadł i siecze — łby padają, Popłoch w wojsku; pod Xiążęcy Namiot pędzą się kupami; Swoich łuków i kusz zbyli, W ziemię wbite zostawili Tarcze twarde. Rwą się konie, I po górach uciekają. Aż śle Xiążę do Kiejstuta, I na zamek posły swoje, Rozejmu u nich wyprasza. — Rozejm! — stary Kiejstut woła Będzie, gdy was psów wygnamy, Zatrzaśniem za wami bramy. Bić nam trzeba, nie traktować, Nie o zgodę się umawiać. Dwa dni zgody, miesiąc wojny. Zdrady lęgną się w pokoju. :A Jagiełło przyjął posły, Xiążąt na zamek zaprasza, Tydzień wypoczynku daje, Bo Wojdyłło szepnął w ucho: — Nie czas teraz nam wojować, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dcn2p5cjp0prn64d5ikh221gnnapdz8 Strona:Anafielas T. 3.djvu/137 100 1077844 3158192 3153973 2022-08-26T23:43:33Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/138]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/137]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|135}}</noinclude><poem> Wprzódy trzeba zebrać siły, Wprzódy oręż nam ukować. — :Gedymina zamek jeszcze Krzyżacką nietknięty nogą; Piérwszy raz na nim w gościnie Niemiec miód Litewski spija. O, wstań, wielki Gedyminie! Wstań, na wnuka popatrz swego. On z wrogami siadł u stoła, On im w uśmiech usta stroi. Wnuk-li to twój? z krwi to twojéj? :I Wojdyłło cóś tajemnie Szepce Komturóm do ucha, Dzban po dzbanie nosić każe, Róg po rogu do nich wnosi. I świecą się Niemców twarze; On pić i spoczywać prosi, Ciągle szepce, a Bojary Trzęsą głową wyprawieni, Patrzą u drzwi, patrzą z sieni, I dziwują się téj zgodzie. :Kiejstut spójrzał, splunął w gniewie; Co ma myśleć, sam już nie wié; Syna na zamek posyła; On zawrócił wojsko swoje, Nie chce zgody, do Trok wraca. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> i5x6c4f38ujpd8l39yhx60shkymmk2c Strona:Anafielas T. 3.djvu/140 100 1077850 3158195 3153978 2022-08-26T23:43:42Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/141]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/140]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|138}}</noinclude><poem> Czemuż stryja uczcić swego Kniaź Jagiełło nie wychodzi, Ani dworzan swych wysyła? Czy Jagiełły niéma w domu? Czy powitać niéma komu? Czy na łożu chory leży? On w komnacie z psy swojemi Bawi się, leżąc na ziemi. U drzwi Wojdyłło na straży, Pochlebstwem mu głaszcze uszy, Marzeniami go kołysze: — Wielki Kniaziu! nad twych dziadów Wyżéj pójdziesz, ojca twego. Wnuki uczyć z twych przykładów, Wnuki dziwić będą tobie! Rzekłeś słowo, i pokornie Krzyżak wyszedł z twojéj ziemi, Ani pustoszył po drodze, Ani śmiał łupy zabierać. W Rusi pokój, z Moskwy cicho. Wielki Kniaziu! tyś potężny! Drobne ptastwo wróg przy tobie. — Wtém zaszumi, i Kiejstuta Brzęknie w ziemię szabla kuta. Wojdyłło się porwie z ziemi. — Kto śmié iść tu? pańskie wczasy, Pańską przerywać zabawę? — I brwi zmarszczył, twarz zachmurzył, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ml0fojjgkwzgysl760yi5vghbdegdjf Strona:Anafielas T. 3.djvu/141 100 1077851 3158196 3153981 2022-08-26T23:43:45Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/142]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/141]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|139}}</noinclude><poem> Stoi, patrzy, nagle blednie, Usta zaciął, wzrok ponurzy!, Zadrżał. Kiejstut pchnął go ręką. — Kto — rzekł — wchodzi? kto ma prawo Na dziadowski wchodzić zamek. Ty precz, sługo! ni mi w oczy Podłéj nie ukazuj twarzy! — :Jagiełło powstaje z ziemi; Chce cóś mówić, drżą mu usta; Nie śmié. Kiejstut dłoń podaje, On wyciąga zimną rękę. — Witaj, synowcze kochany! Co ci wczas tak zasmakował, Że z ogary siedzisz w kącie? Jeszcześ miecza nie sprobował, Jeszcześ razu nie szedł w pole. Czy ten sługa ulubiony W babskie serce ci zamienił? — :Młody Kniaź się zaczérwienił, I na blade jego lice Krew płomienna wystąpiła, Uśmiech usta rozgrzał sine: Potarł czoło, i na ławę Stryja sadził i przyjmował. Ale smutno wieczór spłynął. I Wojdyłło się w komnacie Nie ukazał przed Kiejstutem. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3kkjbhtmwrozx7bxmzg63ps18q0dbv6 Strona:Anafielas T. 3.djvu/142 100 1077852 3158197 3153982 2022-08-26T23:43:48Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/143]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/142]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|140}}</noinclude><poem> :Kiejstut ze drzwi, on do Pana. Blade lice, usta sine, Jakaś boleść targa serce, Bo i słów nie znajdzie w ustach, I łzy niby w oczach kręcą. Próżno Jagiełło wyzywa, Próżno łagodnemi słowy Odpowiedź z niego dobywa; On milczący, zachmurzony, Na Bojary patrzy srogo, Siecze sługi, milczy gniewny. :— Co ci? — zcicha Kniaź go pyta — Co ci na duszy usiadło? — — Co? — Wojdyłło wreście rzecze — Wstyd mnie boli, hańba piecze, I bezsilna dłoń mnie pali. Panie! tyś mnie wywiódł z prochu, Ty mi dałeś serce swoje, Ale twoi mi zazdrośni, Popychają z wzgardą sługę; Dla nich jeszcze jam niewolnik! — :— A! na Bogi! — Kniaź odpowié — Niech cię słowem kto obrazi! Wezmę zuchwałego głowę, Choćby brat mój był rodzony. Tyś najbliższy serca mego, I chcę, byś był piérwszy po mnie. — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> c74d4jjsg6fkvhgdjztyvubqzz8l02q Strona:Anafielas T. 3.djvu/143 100 1077853 3158198 3153984 2022-08-26T23:43:51Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/144]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/143]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|141}}</noinclude><poem> :Rzekł i chodzi, w sercu burza, A Wojdyłło za nim okiem Wodzi, radośnie spogląda, I tak w chwilę rzecze znowu: :— Kniaziu! braci masz jednastu, Stryjów sześciu i stryjecznych. Mnogi ród Gedyminowy, Mnoga krew jest Olgerdowa. Jam co? — sługa i niewolnik, Robak, coś go wywiódł z błota; Ale w sercu niewolnika, W jedném sercu jest dla ciebie Prawa miłość i życzliwość. Bracia twoi — wrogi twoje! Stryj zazdrośném patrzy okiem; On nad Litwą chce panować, On na Litwie usiąść pragnie; Jemu z oczów patrzy zdrada; Zbiera wojsko na sąsiada, A na barkach twych się oprze. Bracia twoi — wrogi twoje! Jedni knują zdradę w Rusi; Już uciekli i poddali Moskiewskiemu Dymitrowi; Drudzy w domu cicho radzą, Kogo w miejscu twém posadzą? Jam ci jeden, Kniaziu, wierny. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> en7n88kqw025z1yuaxz40mgkk4aqp7u Strona:Anafielas T. 3.djvu/144 100 1077854 3158199 3153986 2022-08-26T23:43:54Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/145]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/144]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|142}}</noinclude><poem> Jam niewolnik, ja mizerny, Ale serce w mojéj piersi Rodzonego brata, sługi, Wiernego psa, bije u mnie. Kiejstut!!! nie wierz jemu, Panie! On zawistném patrzy okiem Na mnie, bo wié, że na straży Stoję twojego spokoju, Że dopatrzę w nocy zdradę, Że nie dam mu złego knować. Kiejstut na mnie, wszyscy na mnie. Ciebie, Kniaziu, ja osłaniam, Patrzę, czuwam, złe odganiam. Nie wierz, Panie, z nich nikomu; Zdrada u nich! w własnym domu, Między braćmi, między twemi. Wspomnij, wspomnij na Jawnuta. Bodaj tobie jego losu Nie gotował Kiejstut stary! :Wiész — po śmierci Olgerdowéj Spadła władza z jego głowy, Na Kiejstuta idzie prawem. On ci jeszcze ją zostawił; Lecz choć milczy, on niebawem, Co z Jawnutem, zrobi z tobą! Jam na straży. Na mnie wrogi Mszczą się bezsilności swojéj! — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cmp9abtctomtkkqk871vjjniylve91i Strona:Anafielas T. 3.djvu/145 100 1077855 3158200 3153991 2022-08-26T23:43:57Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/146]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/145]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|143}}</noinclude><poem> :Mówił, Jagiełły oczyma Gniew się patrzał, piersi wzdyma, Chodzi, czoło białe chmurzy, Słucha, staje, wzrok ponurzy, To podniesie na Wojdyłłę; W słowa jego wierzy święcie, I już zdradę u drzwi widzi; Drży o siebie, drży o władzę; Duma, jakby ją utrzymać? :— Dość — rzekł — siedzieć, dość już drzémać, Trzeba zdradę odprzeć zdradą. Oni myślą, że w komnacie Kądziel przędę, i bezsilny Nic nie widzę, nie rozumiém! Lecz, na Bogi! jam po ojcu Wziął i siłę, wziął i głowę; Czuję w sercu Olgerdową Krew ojcowską, krew mych dziadów! :Ty, mój najwierniejszy sługo, Coś wycierpiał, znosił długo, Dziś zapomnisz. Daję tobie Lidzki zamek na dzierżawę, Z Lidą włości okoliczne. Od dziś Kniazióm i Bojaróm Równy stajesz. Tak jak bratu Wydział daję. Na dzielnicy, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qfj5gjr8ypvfqw69eu5xdzzhwnkreez Strona:Anafielas T. 3.djvu/146 100 1077856 3158201 3153992 2022-08-26T23:44:00Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/147]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/146]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|144}}</noinclude><poem> Tak jak oni, jesteś Kniaziem. Nikt nie będzie śmiał przeszłości Zapomnianéj wydobywać, Ażeby nią bić ci w oczy. Na Perkuna! kto cię słowem Dotknąć śmiałby, mnie obrazi, Brata swego dotknie Pana. — :Już Wojdyłło u nóg leży, Nogi ściska i całuje; Twarz rumieńcem mu zgorzała, Pierś się wzdęła przepełniona, A na oczach dwie łzy świecą. Powstał dumny, jakby wzrosły, Jeszcze wyżéj czoło wznosi, Jeszcze dumniéj wzrokiem wodzi. :— Teraz — w duszy myśli swojéj — Mam was w ręku, Xiążąt rodzie! Upokorzę, i za moje Stokroć oddam wam sowicie; Będę gniótł wam karki dumne, Będę z wzgardą się naśmiewał. O, za moje życie dawne, Za wspomnienie lat dzieciństwa, Wiele jeszcze, wiele muszę Pastwić, znęcać się nad wami! Bo za każdą chwilę sromu, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> isp3xbyd9fq6plqqa4c554z9dsfv1hn Strona:Anafielas T. 3.djvu/147 100 1077857 3158202 3153994 2022-08-26T23:44:03Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/148]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/147]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|145}}</noinclude><poem> Niewolnictwa i cierpienia, By się w duszy méj zatarła, Muszę spłacić z was każdemu. Część pogardy, część boleści, I krwią może trzeba będzie Zmywać z duszy cierpień ślady. Krwi utoczę, łez utoczę, W łzach obmyję, w krwi ubroczę, Ale zatrę przeszłość czarną! Nikt nie będzie śmiał przede mną W oczy podłość mi wyrzucać, Łańcuch, którym u nóg nosił! Brat Jagiełły! Jeszcze chwila, Pójdę daléj, pójdę wyżéj, Z krwią się jego zmięszam bliżéj!! — :Rzekł, i znowu pada czołem, I wychodzi; już nie smutny, Raźny, z obliczem wesołém. Któż na drodze go spotyka? :W zdartéj łachmanów odzieży, Stara, uboga kobiéta, Przeciw niemu krzycząc bieży, I głosem wielkim wykrzyka, I w objęcia drżące chwyta. :Na wybladłém licu staréj Łzy płyną w marszczki głębokie, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> a4mn33nxivm2v5pzav3x3vh49xc6exy Strona:Anafielas T. 3.djvu/148 100 1077858 3158203 3153996 2022-08-26T23:44:05Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/149]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/148]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|146}}</noinclude><poem> Z ust głos jakiś się wyrywa. Glos to matki. Nic na świecie Nie ma tego matki głosu, Kiedy wita swoje dziecię. :— O Wojdyłło! o mój synu! Ciebież to ja widzę? ciebie? Ty w tych szatach, ty tak wielki, Ty na zamku Bojar starszy! Ty Porowéj biedny synu! Niewolniku! wzięty z gminu! Co za szczęście matki twojéj! Oczy jéj ujrzały ciebie, I umrzeć może szczęśliwa! O Wojdyłło! o mój synu! — :Lecz Wojdyłło pobladł, stoi, Cofa się, ręką odpycha. — Ty mi matką? ja ci synem? Ja ciebie nie znam, nędznico! Jam Kniaź! tyś jest niewolnicą! Kto na zamek tę szaloną Wpuścił babę? Precz z nędzarką! Niech ją wyrzucą za wrota, Niech ją psami ztąd wyszczują! A kto jéj bramę otworzył, Pójdzie jęczeć na dno wieży. — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> afylsjb28584zrz5f7ok356n769mj48 Strona:Anafielas T. 3.djvu/149 100 1077859 3158204 3154000 2022-08-26T23:44:08Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/150]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/149]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|147}}</noinclude><poem> :Wnet siepacze porwą starą; Ona stoi, osłupiała, Ręce na pierś załamała, Patrzy w oczy synu swemu, I śmiech usta jéj wykrzywił, Śmiech okropny, bezrozumny! :— Synu! — woła — tyś nie poznał! Jak ci było poznać matkę? Ona biedna, ty bogaty, Ja w łachmanach, ty masz szaty! A! i lice masz Bojara! O! i serce masz xiążęce! Tyś nie syn mój, nie Wojdyłło. Staréj matce się przyśniło! — :Na bladéj się jeży skroni Włos jej siwy, lica gorą. — Nie poznałeś, o Wojdyłło, Nie poznałeś niewolnicy! Tyś jéj synem! tyś się rodził W budzie, na słomie i gnoju, Tyś z nią za jałmużną chodził, Póki na dwór cię nie wzięli. Nie poznałeś! niech cię swoi Nie poznają! niech ci żona Wydrze oczy! niech ród nowy Da serce krukóm na pastwę! Niech twe kości świecą białe </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ijhy1gaaoxd4ohw3lhnke1hanjfzw2w Strona:Anafielas T. 3.djvu/150 100 1077860 3158205 3154002 2022-08-26T23:44:11Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/151]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/150]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|148}}</noinclude><poem> Bez mogiły i pogrzebu! Zgiń! przepadnij! — Głos ustaje. Słudzy ciągną, trup już wloką; Piana zimna usta broczy, Wywrócone białe oczy; Duch uleciał na swe dziecko Zemsty prosić u Perkuna. :Stał Wojdyłło, zęby ścisnął, Zbladł, i nogą w ziemię bije, — Kto wpuścił tę starą żmiję, Tysiąc pletni i do wieży! — Rzekł, i pędem w zamek bieży. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tt9v9kq6bc9y9nyaebbimdt1f34o0sz Strona:Anafielas T. 3.djvu/151 100 1077861 3158206 3154006 2022-08-26T23:44:14Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/152]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/151]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|149}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XXII.}} <poem> :{{kap|Na Troki}} posłaniec tajemnie wybiega, Od Turzéj on góry na Piaski gdzieś leci, I kręci gęstwiną u Wilii brzega, I zniknął w śnieżystéj daleko zamieci. :Brodę ma splątaną, wzrok ma obłąkany, I włos rozczochrany, i suknię w nieładzie, Konia prze ku Trokóm i leci zziajany. Koń boki rozpiera, na zaspach się kładzie; :Wyciąga i leci, leci bez oddechu. Lasami się pędzą. On podnosi głowę, Oczyma je drogę, tak pragnie pośpiechu; Przed nim śniegi białe i lasy sosnowe. :Ujrzał zamek Trocki, otrząsł z śniegu czoło, Odetchnął swobodniéj, za siebie spoziera, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> d3oitv8okvk93c6w7h27y1dhobzpj09 Strona:Anafielas T. 3.djvu/158 100 1077862 3158213 3154038 2022-08-26T23:44:36Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/159]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/158]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|156}}</noinclude><poem> Krewni na krew własną zaczajeni stoją. Ja obcy sam z siebie nie szczędzę ofiary; :Ja Zakonu skarby w ręce ci przynoszę, Od twéj głowy ciosy odwracam, o Panie! A w nagrodę, Kniaziu, o jedno cię proszę: Daj w twém sercu wierze Chrystusa mieszkanie. :Kiejstut zamilkł, tylko ciśnie dłoń Komtura, I milczy, a łza mu po jagodach ciecze; On patrzy, ten milczy, i cisza ponura. — Dzięki za troskliwą o mą głowę pieczę! :Dzięki ci! O wierze nie mówmy, mój bracie! Zdejmij z serca wiarę, co z człeka zostanie? Zedrzyj z niego skórę, choćbyś w złotéj szacie Chodzić mu dozwolił, szata szatą, Panie, A zdartéj mu złoto nie zastąpi skóry! :Komtur dłoń wyciągnął, już żegna w milczeniu, I nie rzekł ni słowa, wychodzi ponury, Siadł na koń, w podwórcu zniknął w nocnym cieniu. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rpy9x3ndakv808s8pxrjxoj65z4922f Strona:Anafielas T. 3.djvu/152 100 1077863 3158207 3154012 2022-08-26T23:44:17Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/153]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/152]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|150}}</noinclude><poem> Śmielszy mierzy wzrokiem, zatoczył wokoło, Już jezioro przebył, brama się otwiera; :Wbiegł i konia rzucił, ku świetlicy bieży, Nie otrząsł obówia, śnieg leci z odzienia, Pot mu ciecze z czoła, włos na głowie jeży; On minął podwórzec, przeleciał przedsienia, :Na komnaty wchodzi, kędy Kiejstut stary, Z Witoldem u ognia na kamieniach siedzą. Poczuły obcego, wzniosły łeb ogary, Cóś mruczą do siebie i wzrokiem go śledzą. :On upadł i czołem bije o podłogę; — Kniaziu! — rzecze — z Wilna wieści ci przynoszę. Serce pęka z bolu, ledwie mówić mogę! Wysłuchaj mnie, proszę, i ratuj nas, proszę! :Wojdyłło, o Panie, spiski na was knuje, Zniechęca Jagiełłę, do zdrady podmawia, Wojdyłło się na was z Krzyżakiem spisuje, Na Xiążęcą władzę parkany zastawia. :Wczoraj jeszcze sługą starszym był Wojdyłło, Dziś on Kniaź, o Panie! ma udział i włości. Lidy mu w dzierżawę mało jeszcze było, Do nowéj on prawa łaski sobie rości: :On śmiał podnieść oczy na krew swego Pana, Marij Olgerdównéj u Jagiełły prosi. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1ykwrxrrtqe0buaccajdtzpeqp005jz Strona:Anafielas T. 3.djvu/153 100 1077864 3158208 3154016 2022-08-26T23:44:20Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/154]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/153]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|151}}</noinclude><poem> Marja Olgerdówna jemu obiecana! Niewolnik już hardą głowę nad nas wznosi. :Ratuj nas, o Panie, stare sługi swoje! Wczoraj dwóch z nas ścięto, za to, żeśmy czołem Nic bili Wojdylle; Olgerdowe woje Z bracią twoją, Panie, ponękani społem. :Andrzéj Olgerdowicz przez niego na Rusi, Narymundowicza Moskiewski przyjmuje. Codzień się do wroga uciekać któś musi, Codzień pada głowa, on wyżéj wstępuje. :Ratuj nas i siebie, o Kiejstucie Panie! Oni się z Niemcami na ciebie zmawiają. Wkrótce Gedymina wszystkiéj krwi nie stanie, Niewolnicze ręce Litwą owładają. :Wczoraj, wobec dworu, Jagiełło rodzoną Zaręczył swą Marję Wojdylle podłemu; Za miesiąc Wojdyłło weźmie ją za żonę. Scierpiszże to? Panie! — darujesz to jemu? — :Witold wre słuchając, Kiejstut westchnął stary. — Na tośmy — rzekł — przyszli pod młokosa władzą! Źle, żem ci, Olgerdzie, dochowywał wiary. Staremu mi umrzeć spokojnie nie dadzą. :Kiedyś sługa jeszcze zajedzie na Troki I będzie we własnym urągać mi domu! </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bza2sjzinnem70abtjqto6pg17vfxwd Strona:Anafielas T. 3.djvu/154 100 1077865 3158209 3154019 2022-08-26T23:44:23Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/155]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/154]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|152}}</noinclude><poem> Ale nie doczeka! Dość starcu dwa kroki, By zapobiedz hańbie i uniknąć sromu. :Idź, pozostań w Trokach, Olgerdowy sługo! Tu ci niewolnicy urągać nie śmieją. Niech Wojdyłło szali; nie poszali długo: Od Trok przeciwnemi wiatry mu zawieją. — :— Nie o nas tu, Panie, nie o sługi chodzi — Rzekł z pokłonem Bojar. — Nie czas tobie zwlekać! Między wami waśnie już Wojdyłło rodzi, Z Krzyżaki się piszą — i chwili nie czekać! :Lada chwilę, w Troki na ciebie napadną, I nie sami, Niemiec na pomoc im stanie. Wojdyłło cię podszedł; już umowę zdradną Podpisali w zamku. Myśl o sobie, Panie! — :Kiejstut gniewem wielkim rozżarzył się srogo. — Na Bogi! tyś skłamał! Jagiełło pamięta, Żem brat ojca jego. Mnie napaść nie mogą. Przyjaźń nasza stara, braterska i święta. — :— Na Perkuna brodę! Oto czapkę kładę, I takem mą głowę położyć gotowy, Jeślim w ustach fałsz miał, jeśli w sercu zdradę, Jeślim kłamliwemi łudził ciebie słowy! — :Kiejstut stanął dumny. — A więc dobrze — woła — Na Bogi me wielkie, nie będą się cieszyć! </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ic37zu60o3ptipacl1ohxxfie05xk3b Strona:Anafielas T. 3.djvu/155 100 1077866 3158210 3154025 2022-08-26T23:44:27Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/156]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/155]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|153}}</noinclude><poem> Zetrę niewolnikóm dumne myśli z czoła, I nie da się Kiejstut do boju uśpieszyć. — :Rzekł, Witoldu szepce. Witold odpowiada: — Nie wierz, ojcze, nie wierz! Sam k’niemu pojadę, Zobaczę, czy w sercu Jagiełły jest zdrada, I odkryję zmowę, dójdę ciemną zdradę. :— Konia! — woła — konia! i ludzi dziesięciu! Na Wilno! — A Bojar do nóg mu się kłoni. — Panie! nie daj jechać swojemu dziecięciu! Mało wam na Wilno w tysiąc jechać koni. :Naco w paszczę smoczą kłaść rękę samemu? Na co przeciw srogiéj wybierać się burzy? Nie daj, Panie, jechać synowi twojemu! Stary sługa złe wam nienadarmo wróży. — :— Nie bój się, Bojarze! — Kiejstut mu odpowié — Jagiełło z Witoldem w przyjaźni zamłodu. Przeciw mnie, nie jemu, on w tajemnéj zmowie. Witold mu z całego najmilejszy rodu. — :Bojar głową trzęsie. Witold na koń skoczył, Dosiada i pędzi na Wilno stolicę. Kiejstut głowę zwiesił, wzrok dumą zamroczył, Sparł czoło na dłoni, zatapia w tęsknicę. :Godzina minęła, mrok zapada szary, Śniegi kręcą białe po jeziora lodzie, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hbdux1dxy19k06tf9hctcip1rdqj7cj Strona:Anafielas T. 3.djvu/156 100 1077867 3158211 3154031 2022-08-26T23:44:30Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/157]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/156]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|154}}</noinclude><poem> Jeszcze u ogniska siedzi Kiejstut stary, Myśli o Jagielle, duma o swym rodzie; :A często za miecz się wyszczerbiony chwyta, Często ucho w długie posyła milczenie, Duszy swéj się radzi, serca swego pyta, I tamuje dłoni niecierpliwe drżenie. :Powstał, bo u bramy obcy róg zadzwonił Nie Litewskim dźwiękiem, jakąś dawną mową; Kiejstut za odgłosem uszyma pogonił, Niecierpliwe oko śle w bramę zamkową. :Na czarnym bachmacie samotrzeć wjechała, W zbroi i przyłbicy, postać jakaś biała; Któś konia rzuciwszy, szybko w zamek kroczy, I już przed Kiejstutem. On ciekawe oczy :Wlepił na Krzyżaka, nie daje mu dłoni, Odstąpił i patrzy. Hełm mu twarz zakrywa, Żelazo nieznane lice wkoło słoni, I z piersi gość niemy głosu nie dobywa. :Długo tak zostali, mierząc się oczyma. Krzyżak znak mu daje, by sługi odprawił; Kiejstut ręką skinął, wzrok wlepiony trzyma; Gość hełm zrzucił z czoła, na stole postawił. :— To ty! Augustynie! — Kiejstut się odzywa, I ręce otworzył, wita go oczyma. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> babkyph51bap70rjosv88j0rye8icq9 Strona:Anafielas T. 3.djvu/157 100 1077868 3158212 3154035 2022-08-26T23:44:33Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/158]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/157]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|155}}</noinclude><poem> On palec na ustach kładzie, głową kiwa, I jeszcze się patrzy, czyli kogo niéma? :— To ty! — Kiejstut woła — o! nie zapomniałem, Że ty jeden z Niemców masz Litewską duszę! Jam cię dawniéj kochał, choć jeszcze nie znałem. Z nienawiści twoich ciebie wyjąć muszę. :Tobiem ja dar winien najdroższéj swobody. — — Cicho — Komtur rzecze — cicho, Kniaziu Panie! Z nowemi przyszedłem przyjaźni dowody. Głowie twojéj grozi tajemne knowanie. :Tyś jest Chrześcjan wrogiem. Nigdy Krzyżak ciebie Nie zdradził. Krew własna gotuje ci zdradę, Jagiełło nasz Zakon pociągnął do siebie, Na Kiejstuta zgubę, na rodu zagładę. :Nad Świętém jeziorem, w Daug pod twoim bokiem, Zjeżdża Mistrz z Jagiełłą, i na twoję głowę Sprzysięgać się mają, krwi własnéj potokiem Bratanek przymierze zapisuje nowe. — :— Prawdaż to?! — zawoła Kiejstut. — Dziś, Komturze, Z wieścią do mnie śpieszył wierny Bojar stary; Lecz nie chciałem wierzyć, by z téj strony burze Wstać miały. Synowiec nie strzymał mi wiary! — :— Słuchaj — Komtur rzecze — patrz na wiarę swoję! Oto są owoce twéj i naszéj wiary: </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ouepc5p1p274y7lb57ew77nwi18w5zo Strona:Anafielas T. 3.djvu/159 100 1077869 3158214 3154043 2022-08-26T23:44:39Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/160]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/159]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|157}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XXIII.}} <poem> :{{kap|Kędy}} był Witold? Na Wileńskim zamku Tydzień on siedział, pozostał na drugi. Milczał, a patrzał to w Jagiełły serce, To w twarz Wojdyłły. I dowodów zdrady Szukał napróżno. Zdaje się, wróciła Przyjaźń mu dawna. Brat uśmiechem wita, Wiedzie na łowy, przyjmuje gościnnie, Szepce do ucha tajemne swe myśli, Które z pod serca ukryte dobywa. Witold się dziwi, raduje, i śpieszy Do Trok powracać. Nie puszcza stryjeczny. — Jutro — mu rzecze — Marii wesele. Marję druhowi daję, serdecznemu. — :— Komu? — rzekł Witold — Xiążęciu zapewne? Z Rusi któremu? z Mazowsza Lachowi? Z Litwy naszemu? Pruskiemu? ze Żmudzi? </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hmwi6bf2nw61c9o3r6nh0xr8brul2ma Strona:Anafielas T. 3.djvu/160 100 1077870 3158215 3154048 2022-08-26T23:44:42Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/161]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/160]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|158}}</noinclude><poem> :— O! nie! — z uśmiechem Jagiełło odpowié. — Przy nim mi za nic pany i kniaziowie. Brat to mój. Choć się rodził na niewolę, Ja go wywiodłem, osłodziłem dolę, Jam go uczynił równym mojéj braci. On mi wiernością, on mi sercem płaci Za wszystko. Jemu ja wierzę jednemu. — :— Bracie! — rzekł Witold — we mnież nie masz wiary? Czyż i ja niżéj od Wojdylły stoję? Zabyłeś starą dla mnie przyjaźń swoję. — :— Pomnę — Jagiełło zimno mu odpowié. — Czyż dwóch przyjaciół nie znaleźć na świecie? Czyż ty i on się zgodzić nie możecie? — :A Witold dumnie twarz spłonioną zwrócił, Zamilkł, nie czekał wesela, powrócił. :Smutne to było na Wilnie wesele! Wojdyłły duma przez nie urość miała, A krew Olgerda okryć się sromotą. Marja w zamku świetlicy odludnéj Ciężko nad brata rozkazem płakała. Niewolnik, dawniéj na zamku był sługą, W komnacie Xiężnéj posługiwał długo, I nieraz wzgardą popchnięty lub nogą, Na dumnéj duszy przebolał on srogo, A nie zapomniał, co cierpiał zamłodu! </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0o02cqnldgha76hdfjw7y6xiootcfmg Strona:Anafielas T. 3.djvu/161 100 1077871 3158216 3154054 2022-08-26T23:44:45Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/162]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/161]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|159}}</noinclude><poem> Nad wszystkich srożéj, Marij go bolały Wzgardliwe słowa. Żadnego nie stracił, Wszystkie pamiętał, by za nie zapłacił. Marja na ciężką szła jemu niewolę, Płacząc, się bratu rzucała pod nogi. — Chcesz mnie ukarać? komu chcesz daj, Panie! Wyszlij, na łódce puść w nawalne morze, W puszczę każ źwierzóm rzucić na pożarcie, Ale nie dawaj w nienawistne ręce! On zemsty szuka we mnie, a nie żony! — :Jagiełło zimny, stał nieporuszony, I nic jéj nie rzekł, wzrok tylko odwrócił, Ręce odepchnął, a jęku nie słuchał. :Marija słała do braci, pomocy Wzywając. Próżno! bo bracia daleko, Bo pod Jagiełły została opieką. Matki nie było, żeby się użalić, Żeby od dziecka tę burzę oddalić. :I w dzień Perkuna weselni kapłani Wiedli płaczącą w komnaty Wojdyłły. Gdy mu obówie żona zdejmowała, Spójrzał, uderzył, i rozśmiał się gorzko. :— Patrz, Xiężno! — wolał — przyszłaś mi na ręce! Za wszystko dawne teraz ci zapłacę. Jam był niewolnik; teraz, tyś poddana. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qabxkx6tegm8ahqkj8pbgr9qbvjfo4j Strona:Anafielas T. 3.djvu/162 100 1077872 3158217 3154060 2022-08-26T23:44:48Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/163]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/162]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|160}}</noinclude><poem> Na Bogi! Xiężno! poznasz we mnie Pana! Pomnisz, gdy nieraz, zgięty pod ciężarem, Wszedłem w świetlicę i biłem ci czołem, Tyś urągała obliczem wesołém, Tyś nieraz słowem bolesném mnie w serce Wbiła pogardę; i ode drzwi twoich Nieraz mnie gnali za twemi rozkazy, Krwawemi znacząc plecy moje razy. Teraz ja prawo mam popchnąć cię nogą, Duszę twą dręczyć, dręczyć twoje ciało, Pastwić nad tobą i oddać ci setnie Urągowisko, szyderstwo i pletnie. Na łożu mojém tyś spocząć nie warta. Idź u drzwi leżeć na twardéj pościeli. Wojdyłło z tobą łoża nie podzieli, A milcz! bo jęków uszy nie posłyszą. Jękami sroższéj doprosisz się kaźni. — :Takie wesele Olgerdowéj córy! We łzach, na słomie Marija spoczęła. On popchnął nogą, drzwi zamknął za sobą, I do Jagiełły poszedł się weselić. :Ona nie spała, ona łzy gorzkiemi Wianek dziewiczy swój opłakiwała. Nie taką dolę wróżyła jéj matka, Nie takiéj ojciec spodziewał się stary, Nie takiéj młodość świeciła jutrzeńką! </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hkjjjs8bcacxhzop854w9g5f46hck2f Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/318 100 1077912 3157973 3132146 2022-08-26T19:44:44Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>w różanych splotach mających uwieńczyć tych co się wyłamią z pod prawa Bożego, sromotnych dopatrzył więzów. Pogarda, to nagroda jaką u Podhalan znajdują wysłańcy ''postępu''.<br> {{tab}}Ale jakkolwiek ich działanie bezpośrednio żadnego dotąd nie odniosło skutku, wpływ tych przewrotnych czy tylko obałamuconych ludzi, bardzo zgubnym się okazuje. Dotąd w pojęciu górali wyższa oświata, cywilizacyja, była {{Korekta|synoninem|synonimem}} wyższości moralnéj i szlachetności duszy; byli oni przekonani że co ujdzie prostaczkowi, nie uchodzi pomiędzy ludźmi oświeconymi. Stądto pochodziło owo poszanowanie i chęć do nauki, któréj dla dzieci swoich pragnęli rodzice. Dzisiaj otworzyły im się oczy. Widzą oni że z miasta to przybywają ''uczeni'' ludzie pomiatający religiją, lekceważący jéj najświętsze przepisy, ludzie zepsuci moralnie, bezwstydni gorszyciele niewinności. Nic więc dziwnego że odwracając się z pogardą i wstrętem od podobnych wyrzutków odzianych pozorami cywilizacyi, zrazili się do wszelkiéj oświaty. I kiedy dawniéj rodzice wyciągali się do ostatka aby dzieci swoje w szkołach utrzymać, dziś już często dają się słyszeć z tém iż wolą żeby pozostały w domu poczciwymi prostakami, niż żeby przy nauce wyjść miały na bezbożników. Oto owoce, oto skutki ''postępowéj'' propagandy. Daj Boże aby się na tém skończyło, aby brudny prąd demoralizacyi, nie zmącił przeczystych tatrzańskich potoków.<br> <br> [[Plik:Michał Bałucki - W żydowskich rękach ornament 291.png|150px|center]] <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mzlr7ef58d1qj5for2f7tnrozolmoh5 Strona:Anafielas T. 3.djvu/167 100 1078646 3158222 3154565 2022-08-26T23:45:03Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/168]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/167]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|165}}</noinclude><poem> Z pobożności znać Żmudzina: Bo na widok się świątyni Każdy z nich o ziemię rzuca, Głowę zarosłą odkrywa I szepce ciche modlitwy. Coraz nowe tłumy śpieszą, I jak w morzu nikną rzeki, Tak oni znikli wśród grodu. Wszystkich miasto pochłonęło. Znowu cisza w starym grodzie. :Lasy wkoło go objęły, Góry ścisnęły dokoła; Leży, zasypia w dolinie; Milczą góry lasem strojne; Nawet Neris, mrozem zjęta, Falą niebieską nie szumi; I na zamku cisza długa; Dym się tylko czarny wznosi Od ogniska Xiążęcego. :Od Trok, Lidy, Antokoła, Ciągną wozy, ładowane Sianem, słomą, skórą kryte; A przy każdym z nich woźnica, Żmudzin, znać z odzieżą, z mowy. Wszyscy wolno w miasto jadą, Obozem się w mieście kładą. — Co w tych wozach? — strażnik pyta. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hudl7sul7vauzrmaa4a9w6bsasgbcie Strona:Anafielas T. 3.djvu/166 100 1078647 3158221 3154564 2022-08-26T23:44:59Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/167]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/166]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|164}}</noinclude><poem> Krew pogańską chrzciła ziemię; Lecz najwyżéj gród Xiążęcy, Dach świątyni, dym Zniczowy, Po nad miasto wznoszą głowy. :Cisza w grodzie Gedymina; Lasy wkoło go objęły, Góry ścisnęły dokoła; Milczy miasto śpiące w dole, Milczą góry lasem strojne; Nawet Neris, mrozem zjęta, Falą niebieską nie szumi; I na zamku cisza długa; Dym się tylko czarny wznosi Od ogniska, gdzie Jagiełło Z ulubionym siedzi sługą; Straż milcząca u wrót chodzi; Nigdzie orężnego ludu, Nigdzie krzyku bojowego; Cisza, tylko po nad lasy Ciągną ptacy z wieszczym krzykiem. :Od Trok, Lidy, Antokola, Zmrokiem, cicho, jacyś ludzie Idą w miasto, rozproszeni W drobne kupki, małe grona; Coraz kilku w miasto wpłynie, Kędyś zapadnie i zginie. Znać ze twarzy i odzienia, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> herynbsxr3fovl1k5wyejqps24f9uty Strona:Anafielas T. 3.djvu/165 100 1078648 3158220 3154561 2022-08-26T23:44:57Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/166]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/165]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|163}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XXIV.}} <poem> :{{kap|Po nad}} grodem Gedymina Turza góra, zamkiem strojna, Wznosi czoło uwieńczone W murów czerwonych koronę; U stóp góry Neris płynie; Nad nią Swintorohy pole Xiążęcemi mogiłami Usypane; a na straży Perkunowa tuż świątynia, Gdzie się Znicza ogień żarzy; Daléj za wał, za parkany, Wilno pstrym się ciągnie sznurem; Kościoł z krzyżem w jednéj stronie, W drugiéj cerkwi dachy świecą; Tam słup stoi, gdzie męczeńska </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5775xg5zi4k24m2mrkfafjfesjxmull Strona:Anafielas T. 3.djvu/164 100 1078649 3158219 3154072 2022-08-26T23:44:54Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/165]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/164]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|162}}</noinclude><poem> Odebrał siły. Na widok się Xiężnéj Oburzył znowu, cóś mruknął i znika. :I znowu do Trok któś po nocy bieży, Gdzie Kiejstut z synem na naradzie siedzą, Nowemi wieści do serc ich uderzy. Oni cóś radzą tajemnie, szeptają; Posła słuchali, spójrzeli po sobie; Co czynić mają? nikomu nie mówią. A noc spłynęła, oni nie usnęli, Starszych wołają, cóś knują pocichu, I gońców kilku do Wilna posłali. :Jeden powraca, i takie im wieści Przynosi: w Wilnie gród pusty, wojsk niéma; Wszystkie w Połocką ruszyły wyprawę; Na zamku mieszczan kilkuset straż trzyma; Wojdyłło szali, i wszelką obawę, Widać, przymierze z Krzyżaki odjęło, Przymierze, którém kupiono spokojność, Wyjąwszy z niego Kiejstutowe xięztwo. — Czas, Kniaziu, jechać, bratanka odwiedzić, I.... — Czas! — rzekł Kiejstut. — Zaraz lud gromadzą, Witold niech idzie w Podlaskie swe włości, Ja sam z Jagiełłą i Wilnem poradzę. — </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 13yb76pn18dvx30e7tsho53fascy07v Strona:Anafielas T. 3.djvu/163 100 1078650 3158218 3154065 2022-08-26T23:44:51Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/164]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/163]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|161}}</noinclude><poem> A teraz ona zeszła na służebną Niewolnikowi! Olgerdowéj córce Serce się wzdęło, jak morze na burzę; Płakała, miecza szukając dokoła, A nic nie było, tylko garstka słomy Na pośmiewisko u progu rzucona; Płakała biedna. Aż do drzwi któś kroczy. Ona wybiega, i patrzy ze łzami, Komu się skarżyć, przed kim żal pokazać! Stary to Bojar Gierdo; przeszedł mimo I zniknął w mroku. Marija go woła. Zwrócił się, stanął, patrzy, nie pojmuje, I oczóm swoim, choć widzi, nie wierzy — Olgerda córka we łzach, stoi w progu, Ręką na słomy garść u drzwi wskazuje. — Marjam! ja Maria! ale nie Olgerda, Nie Pana Litwy córka ulubiona! Podłego sługi, niewolnika żona, Co na krwi Pana mści się swéj niewoli. Patrzaj, o Gierdo, lituj się méj doli! Próżno Jagiełły prosić, jemu żalić, Jedź do Kiejstuta, niech Kiejstut ratuje; On krwi braterskiéj może pożałuje, Nie da się słudze pastwić nad swym rodem. :A Gierdo stoi i duma głęboko; I jemu nieraz dojadł już Wojdyłło; On pałał zemstą, tylko strach, starości </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> eeey88cglzgrei50kouyyyp9h0elyra Strona:Anafielas T. 3.djvu/177 100 1078678 3158233 3154592 2022-08-26T23:45:32Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/178]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/177]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|175}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XXV.}} <poem> :{{kap|Na Wileńskim}} zamku, na Świętéj dolinie, Kiejstut siadł, i patrzy, kędy Neris płynie; Patrzy, jak się głowy gór wkoło podnoszą; Stary gród ojcowski ogląda z roskoszą; I uśmiech po ustach błędny mu przelata: Bo dawno tu nie był, bo młode swe lata Przypomniał. Lecz teraz nie młodość wspominać, Bo karać czas przyszedł, i wieszać, i ścinać. :Znów chmurno na czole. Powstaje z kamienia, Klasnął w dłoń na sługi, wywołał z przedsienia. — Biegnijcie na wieżę! patrzajcie na drogę! Czas karać winnego; Na Witolda czekam; Ubiegł już dzień cały, ja zwlekam a zwlekam, A jeszcze doczekać, dopatrzyć nie mogę. — :I słudzy pobiegli — patrzają, śpi droga, Tuman się nie wznosi, nic na niéj nie czerni; Tylko się po mieście przechadza załoga; Wojsko Kiejstutowe, Bojarowie wierni, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jjz7nrz1885x3wt1j6ygtafkvydsj8n Strona:Anafielas T. 3.djvu/176 100 1078679 3158232 3154590 2022-08-26T23:45:29Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/177]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/176]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|174}}</noinclude><poem> Wisieć także. Noc ci daję; Przez noc jęczeć możesz jeszcze, Włosy wyrwać z podłéj głowy I o lochu bić się ściany. — :Rzekł, i wyszedł zadyszany, Znowu gdzieś na zamek śpieszy; Zbiera ludzi, i obsadza Mury, wały, grodu wieże; W miasto hufce porozsyłał. Każdych wrót już Sargas strzeże, A posłaniec ku Grodnowi Śpieszy, zanieść Witoldowi Wieść Kiejstutowéj wyprawy. I posłańcu powiedziano: Niechaj Witold w skok przybywa, Zemstę widzieć, zdrajców witać, I przy ojcu zasiąść w Wilnie, Na dziadowskim starym grodzie, Gdzie się krew ma toczyć winna, Gdzie Jagiełło okowany Czeka na śmierć lub niewolę, Czy swobodę gdzieś w ukryciu, Hańbę w śmierci, hańbę w życiu. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> p12ld5x4nd640hlonjyy8rpxoneqr84 Strona:Anafielas T. 3.djvu/175 100 1078680 3158231 3154588 2022-08-26T23:45:26Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/176]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/175]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|173}}</noinclude><poem> Patrzaj — widna twoja wina, A jutro — kary godzina. — :Wojdyłło głową o ziemię Bije w milczeniu, i pada. — Daruj mi, daruj, o Panie! Moja niewdzięczność i zdrada! Moja wina! Jam zasłużył Na karanie, lecz tyś wielki! Co ci przyjdzie z krwi kropelki, Którą zlejesz ziemię czarną? Strąć mnie w lochy, strąć w niewolę, Każ psy swoje karmić, Panie! Posłuszny na rozkazanie, Będę ciężką znosił dolę; Ale śmiercią mnie nie karaj, Ale nie bierz mego życia. Pójdę, oczy twe mnie więcéj Nie zobaczą, nie spotkają. — :— Życie! tobie! życie! tobie! — Woła Kiejstut. — Jabym swego Dziś za zemstę nie żałował. Słuchaj! kiedy słońce wstanie, Jutro na Zamkowéj górze, Gdzie już raz mnichy wisiały, Gdy tłum mścił na nich zuchwały, Jutro tobie, chrześcjan druhu, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> r43ax50a77jk3nhljkkmn932ggtdv1p Strona:Anafielas T. 3.djvu/174 100 1078681 3158230 3154585 2022-08-26T23:45:23Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/175]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/174]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|172}}</noinclude><poem> :Spójrzał — sroga twarz Kiejstuta Nad nim stoi; jak przykuta, W duszę patrzy mu źrenica; Przed jéj wzrokiem tajemnica Nie ukryje się, nie schowa. Kiejstut w jeńca bije nogą, Kiejstut w twarz na powitanie Plunął, i obelgą srogą Z odrętwienia go wywodzi. :— Patrz — zakrzyczał — żmijo podła, Patrz, do czego cię przywiodła Wielkość twoja! zdrady twoje! Dowód trzymam w mojém ręku. Chciałeś stawić nam na karkach Swoję wielkość! nam na barkach Zamek sobie pobudować! Ale Bogi w czas znać dały. Wszystko widne — tyś mój cały! Jutro kara! jutro kara! O! na Bogi, niechaj Saule Prędko zemsty dzień oświeci. Przez noc oka nie zamrużę, Póki nie ukończę z tobą. Patrzaj! maszli wstyd? człowiecze! Niech ci krew po twarzy ciecze, Bo łzy twojéj, łez twych mało! </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fne6mju6hzyjtczodrrtdf7yz6mkm1a Strona:Anafielas T. 3.djvu/173 100 1078682 3158229 3154584 2022-08-26T23:45:20Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/174]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/173]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|171}}</noinclude><poem> Mów, czyś ty dał mnichóm słowo, Czyś ty przedał swoje plemię? — :— Ja — Jagiełło mu zawoła, Skrwawionego wznosząc czoła — Ja! jam karty téj nie pisał. — :— Pieczęć twoja! — Ja nie kładłem, Jam przymierze zawarł tylko; Ale słowa w niém nie było, Coby na ciebie godziło. Na Perkuna, na mą brodę, Na ojcowski grób przysięgam. — :Kiejstut stał, a potém pędem Wybiegł niżéj w lochy ciemne; Gmachy przeleciał podziemne, Nogą w drzwi dębowe bije I otwierać każe sobie. :W ciemnéj cieśni, w czarnym grobie, Co nad głową cięży nizko, Leżał zausznik Jagiełły; Rano, jeszcze pan nad Litwą, Wieczór, tłuszczy pośmiewisko: Skrępowany, powiązany. Warga mu się krwią zapiekła I źrenica krwią zaciekła; Ale jęku nie wycisnął Strach, co nad głową zawisnął. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> k2vmomzv1ruwfs24qm2sn034ipxzo08 Strona:Anafielas T. 3.djvu/172 100 1078683 3158228 3154582 2022-08-26T23:45:17Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/173]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/172]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|170}}</noinclude><poem> {{Korekta|Zem|Żem}} się dla nich wyzuł z władzy! {{Korekta|Zem|Żem}} koronę im na głowę, Dał, a sobie szablę tylko Pozostawił, i na straży U synowca stał we wrotach! :I oczyma po téj karcie Wodzi, oczóm swym nie wierzy, I z nią w ręku, jak szalony, Do Jagiełły znowu bieży. On złamany wpół, zgarbiony, Jęczał na dnie dolnéj wieży, Gdy w drzwi bijąc, Kiejstut leci, I podchodzi, w twarz synowca Bijąc zapisaną kartą. — Patrzaj, zdrajco! spłoń ze sromu! Wszak cię śmiercią karać warto! Kupczyłeś krwią swego domu, I mnieś przedał Krzyżakowi. Gdyby nie ta krew płynęła W żyłach twoich, dziśbym jeszcze Urągał się śmierci twojéj! Dziśbyś jeszcze na Turzysku Śmierć haniebną odniósł w zysku Za niewiarę, za przedajne, Zmowy podłe, spiski tajne. Co mi powiész? powiész słowo? Czegoś głowę wtopił w ziemię? </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dngqgflc6htjduikmywexgesz7wv3d5 Strona:Anafielas T. 3.djvu/171 100 1078684 3158227 3154577 2022-08-26T23:45:14Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/172]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/171]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|169}}</noinclude><poem> Nie zdał nas, nie przedał wrogóm! — Rzekł, i sługóm nań wskazuje. — Pęt mu nie kłaść, strzedz w ciemnicy. — A Jagiełło blady stoi, Słowa nawet rzec się boi; Szumi mu w uszach i głowie; Oczy chodzą krwią zalane I szukają kogoś wkoło; Krew to blade zleje czoło, To do serca ustępuje; To się wstrzęsie, to ponury Wzrok do drzwi zwraca, do okna, Jakby szukał, jakby czekał, Czy kto nie wyjdzie z ciemności, Nieproszonych wygnać gości? :Kiejstut na komnaty śpieszy, I od skarbcu bierze klucze, Zamek z końca w koniec schodzi, Bo nie wierzył wieści zdrady; Ale żywe znalazł ślady: Na żółtéj spisane skórze Przymierze w skrzyni leżało. Kiejstut porwał, aż zawrzało W oczach, w piersiach; podniósł w górę I pod nogi deptać rzucił. — Patrzcie, otoż to zapłata, Żem ukochał dzieci brata, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 06odk3yb1c68gifdp8esu4kq4se3g8w Strona:Anafielas T. 3.djvu/170 100 1078685 3158226 3154574 2022-08-26T23:45:12Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/171]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/170]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|168}}</noinclude><poem> :Kiejstut dłonią niewolnicze Usta stulił. — Nie mam pana! Krzyknął głośno — twój, mym jeńcem! Idę nie o słowo prosić, Ale karać go za zdradę. — :Sługi woła. — Zwiążcie! strzeżcie! W najciemniejszy loch go wrzucić, Najcięższemi spętać więzy! — Struchlał dumny ulubieniec, Upadł czołem; ten go mieczem Popchnął i szedł swoją drogą. :W drzwiach komnaty, blady, drżący, Synowiec Kniazia spotyka; On nań wzrok rzucił gniewliwy. — Dziękuj krwi twéj, że ci łyka, Razem z tamtym, kłaść nie każę. Brata mego pamięć droga, Droższa, Jagiełło, niż tobie, Coś na pastwę niewolnika Siostrę swoję dał rodzoną. Wiém o zdradzie, wiém o zmowie. Tyś niewolnik, na méj łasce. Wiész o losie Jawnutowym; Ale Jawuut nas nie zdradzał; On tylko w kobiecéj dłoni Wielkiéj Litwy nie mógł strzymać; On na niewolnicze ręce </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 04x8j2p75mrh9dhd0xnc7avx6qam9uf Strona:Anafielas T. 3.djvu/169 100 1078686 3158225 3154569 2022-08-26T23:45:08Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/170]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/169]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|167}}</noinclude><poem> Jednym wrzaskiem się ozwały. Trzysta Żmudzi z łukiem stoi, Sześćset z wozów wyskoczyło, Tysiąc Kiejstut przywiódł z sobą. Gród zajęty; zamek wkoło Opasany żywym murem; Otwarte na roścież wrota; Wojsko się w podwórce miota. :Gdzie Jagiełło? czy śpi jeszcze? Gdzie Wojdyłło? czy ucztuje? Czy swą młodą pieści żonę? Czy na zdrady się gotuje? Czy Bojaróm się urąga? Nowych ziem i nowéj władzy U Jagiełły się doprasza? :Cisza w zamku; dym się wznosi Od ogniska Xiążęcego. Kiejstut słudze oddal konia, Sam jeden w komnaty śpieszy. Wojdyłło go spotkał w drodze. — Kniaziu! — rzecze ulubieniec, Dumnie przed nim wznosząc czoło — Wasz i mój Pan widzieć z wami W téj godzinie się nie może. Nazad na miasto powróccie, I pokoju nam nie kłóccie. — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fjgqzs5nmkqy8xw4ukvcuz24r1dtkcv Strona:Anafielas T. 3.djvu/168 100 1078687 3158224 3154567 2022-08-26T23:45:06Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/169]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/168]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|166}}</noinclude><poem> — Siano, słoma, skóry, bracie! Do Pana wieziem na Troki. — Strażnik milczy, a woźnice Dzikim jakimś śmieją głosem. Stali w rynku, poglądają, Szepcą z sobą i czekają. Piesi ku nim się gromadzą, To gdzieś pójdą, to cóś radzą. A liczba ich rośnie coraz, Z wozów, zda się, cóś ubywa, Ale ruchy noc pokrywa. Znowu cisza w starym grodzie. :Cóś na Trockiéj czerni drodze, Jakiś szmer przerywa ciszę. Ludzie z chat powybiegali, Patrzą, dziwią; czy uciekać, Czyli pozostać, nie wiedzą. — Nasi to — poznali z mowy, Litwini — widać z odzieży. I wszyscy stoją w milczeniu. :Na drodze od Antokola I od Lidy cóś czernieje. Zewsząd wojsko gród zalewa, Turzą górę opasuje. Aż róg Kiejstuta odzywa I strażnika wywołuje. Na głos rogu, zewsząd głosy </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2sbzgb1aeg2ahsxbe7sfgh0zhv5vybb Strona:Anafielas T. 3.djvu/183 100 1078688 3158239 3154607 2022-08-26T23:45:50Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/184]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/183]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|181}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XXVI.}} <poem> :{{kap|Nazajutrz}}, słońce nim wstało, Już się w zamek lud gromadził, Kiejstut na kamieniu siedzi, Obok Witold z mieczem w dłoni, A dwornia czeka rozkazu. — Więźniów do mnie przyprowadzić. — Skoczą natychmiast i wloką. Przodem Jagiełło schylony, Wzrok w ziemię, barki zgarbione, Jak ciężarem przywalone, Idzie, jakby szedł na ścięcie; Ani obejrzy się wkoło, Ani stryjowi pokłonił, Ani na Witolda skinął; Stanął, i czeka w milczeniu. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> da8wbtz5gk7lalba3pwcwktkrvrjpjj Strona:Anafielas T. 3.djvu/182 100 1078689 3158238 3154605 2022-08-26T23:45:47Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/183]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/182]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|180}}</noinclude><poem> Zadosyć, jak zechcesz, jak serce ci powié. Jam świadom Jagiełły ohydnéj niewoli; Byłem sam na zamku, i byli świadkowie, Co ze mną powiedzą, kto rządził za niego. A brata mi oszczędź, synowca swojego! Krwi jego nie żądaj! Wojdyłło cię zdradzał; On z mnichy się związał, on mnichy nasadzał; Wojdyłło niech padnie za zdradę ofiarą! Jagielle.... — A jemuż więc żadną już karą Słabości — rzekł Kiejstut — złéj woli nie płacić? — — Jagielle dać xięztwo i władzę utracić. — — To mało! — To dosyć. Wypuścić na wolę, A ciężko mu będzie wstyd znieść swój i dolę. Upadnie, jak Jawnut, zniewagą przybity. Ty panuj, mój ojcze! On z Wilna wygnany, Gdzieś w lasy daleko, od oczów zakryty, Niech żyje na hańbę i żale skazany. To brat mój! i ja go kochałem, jak brata; A zginie, to ciężką będzie mi ta strata, Jak gdybyś mi rękę odcinał od ciała, Co przy niém wyrosła, i co je wśpierała. — :Rzekł Witold, i ojcu do nóg się potoczył. A Kiejstut rękami schwycił go za głowę, I milcząc, na zamek ku wrotóm poskoczył, Myśl jakąś zapewne hodując już nową. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lmwaxi3gbbc96mmcb1t490m2dpbgxxr Strona:Anafielas T. 3.djvu/178 100 1078726 3158234 3154593 2022-08-26T23:45:35Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/179]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/178]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|176}}</noinclude><poem> Na zamku, na mieście, wciąż lękając zdrady, Obsiedli, i w zbrojne zbierają gromady. :A Kiejstut znów duma. Ciężko mu z Wojdyłłą Dzień drugi pod jednym przeżywać już dachem. Niechby się co prędzéj zemstą nasyciło, Zdradę i zdrajcę jednym zwaliło zamachem. :Jagiełło strzeżony łzy płacze gorzkiemi. Nie xięztwa żal mu tak, nie władzy straconéj, Lecz hańby, co czoło plamami czarnemi Na wieki piętnuje. Bez walki zginiony! Wojdyłło związany co chwila wygląda Siepaczów. Na duszy niecierpliwość trwożna. On kary chce prędkiéj i śmierci pożąda, A i śmierci nawet przyśpieszyć nie można. I co drzwi zaskrzypią, co chód da się słyszeć, To głowę podniesie, to przestaje dyszeć, Patrząc, się podnosi. Drzwi miną. Dzień cały Nikt chleba nie przyniósł ni wody spleśniałéj. Woda, co ze sklepień na usta mu ciekła, Padając kroplami, pragnieniem go piekła, Powietrze dusiło, głód srogi dojmował, I więzów już swoich zerwać nie probował. :Dzień płynie. O, gdyby choć szelest pod drzwiami, O, gdyby głos ludzki z przekleństwem na głowę! Milczenie śmiertelne; a woda kroplami Wciąż zwolna upada w kałużę grobową, Gdzie dziwne się gady wylęgły; wzrok płowy </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ja9hsw1r39jbprqcnivmqs3awrj4wnm Strona:Anafielas T. 3.djvu/207 100 1079163 3158263 3154677 2022-08-26T23:47:02Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/208]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/207]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|205}}</noinclude><poem> I ruskich wojsk my nie mamy. Za wszystko męztwo zapłaci? Czy jedném męztwem wygramy? :O, nie wiém, nie wiém ja, czemu Oczu od zamku Trockiego Odwrócić chwili nie mogę! A łzą mi oczy zachodzą! A ręce drżą mi i serce! I męztwo moje straciłem! — :— Ojcze mój! — Witold odrzeka — Zawsze tak, chwila przed walką; Lecz gdy się ruszą szeregi, Ziemia zatętni, krzyk wzniesie, Wówczas i serce zabije, I męztwo dawne powróci. Wszak Bogi za dobrą sprawą, Bogi za zdrajcą nie będą. Ofiarę spalim przed Khawą, I niewolników dwónastu Na dziękczynienie oddamy. — :— O, dałbym, synu, sam siebie, Siebie Bogóm na ofiarę, Bylebym głowę mógł starą W ojczystych murach położyć! Ale mnie tego nie dożyć! </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hlifjentquplm6ipfno9lxm29s8cp9a Strona:Anafielas T. 3.djvu/206 100 1079164 3158262 3154674 2022-08-26T23:46:59Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/207]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/206]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|204}}</noinclude><poem> :Na jedném wzgórzu Jagiełło, Z Mistrzem i bracią, w milczeniu Stoi, i od Trok pogląda; Na drugiém Kiejstut z Witoldem, Sparci na mieczach i smutni, W żelazne Krzyżaków zbroje, Co świecą słońca odblaskiem, Patrzą; i na Żmudź swą okiem, Skórami i pałki zbrojną, Zwątpiały wzrok obracają, :— Słuchaj, Witoldzie! — rzekł stary — Nie trudno zgadnąć wygraną. I nie wiém, czemu na Trockie Smutno poglądać mi wieże! Patrz, chmura kruków tam wisi I kracze, wzbiwszy nad mury. Miałżebym nigdy już, nigdy, Nie siąść przy Trockiém ognisku? I moje Bogi domowe Pożegnać, rzucić na wieki! Nie trudno zgadnąć wygraną — Jagiełło silny Krzyżakiem; Z nami tylko nasi staną, Nieporządnym szykiem w boju; I nie mają miecza, zbroi, Twoi żołnierze i moi; I trzech my nie mamy braci, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> knt2r5yxhb18un0o663tlqjmwrc1r15 Strona:Anafielas T. 3.djvu/205 100 1079165 3158261 3154669 2022-08-26T23:46:56Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/206]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/205]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|203}}</noinclude><poem> Brześć tylko, gdzie jest Biruta, Zięć niewierny poszanował; Resztę zagarnął pod siebie. Wieść ta nie przydała bolu. Kiejstut z wojskami już w polu. — Na Jagiełłę naprzód! — woła — Potém z zięciem obrachujem. — I pod Troki ciągnąć każe. Witold przyleciał tam z Grodna, Kiejstut nadbiega ze Żmudzi; I Jagiełło z Krzyżowemi, Ze trzema braćmi swojemi, Na odsiecz zamku pośpiesza. :Trzykroć zatętniała ziemia, Trzykroć zaszumiały lasy, A słońce wschodzące krwawo Na Trockie spójrzało pola, W Trockiém zabłysło jeziorze, Jakby w krwi rozlanéj strudze. :Cicho w obozach; oczyma Dwa wojska mierzą się wzajem; Na dwóch pagórkach się kładły, Z dwóch się patrzą wysokości, I liczą ufce, proporce, Z siłami swemi rachują. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pdu6mc7s3cwls4nt0fwut7vxzpitndc Strona:Anafielas T. 3.djvu/193 100 1079166 3158249 3154628 2022-08-26T23:46:19Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/194]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/193]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|191}}</noinclude><poem> Szczęśliwe przelecą, a ciężkie przegniotą; A równo i szczęście i boleść uciecze. </poem> {{---|przed=15px|po=15px}}{{Skan zawiera grafikę}} <poem> :Raz wieczór był ciemny i burza na dworze, I wichry w ciemnościach szalały samopas, W krużgankach zamkowych świszczały ponuro, Do okien się tłukły; i promień ogniska Z dymami na izbę przed wiatrem uciekał; I ptastwo do blanków, do drzew się tuliło. Jagiełło sam siedział, zgarbiony, ponury, Cóś szeptał, jak gdyby chciał duchy zaklinać, Wejrzeniem nieśmiałém na czarne wiódł mury I wzdychał; a sługi w przedsieniu wesoło Pieśniami mu serce zbolałe jątrzyli. :Czy wicher tak zawył? czy wrota zaskrzypły? Czy róg się odezwał? czy puhacz skowycze? Czy wjechał gość jaki? czy szumi w krużgankach? :Powoli komnaty drzwi przemkną się napół, Służebnik przed panem z pokłonem upada. — Kniaziu mój! podróżny przyjechał do ciebie. Czy każesz go puścić? — {{tab|130}}— Z daleka podróżny? — — On z Wilna; po pilnéj przybieżał potrzebie, I prosi, i błaga, by widzieć się z tobą. — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dpaop600n94r8kd5g7hg8xu410ume6j Strona:Anafielas T. 3.djvu/194 100 1079167 3158250 3154629 2022-08-26T23:46:22Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/195]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/194]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|192}}</noinclude><poem> — Zapytaj o imie. — On imie powiedział, To Hanul Nakiemna. — {{tab|120}}— Niech wnijdzie tu do mnie; I podać mu wodę, podać mu róg złoty, I placki, i mięso, i miodu Krewskiego. — Tak mówił; powstaje, sam do drzwi pośpiesza; A w oczach nadzieja i radość raz piérwszy Zabłysły; aż słudzy odmianie się dziwią. Wszedł Hanul, i twarzą do ziemi przypada; Jagiełło podnosi, za rękę go ciśnie. — Ty tutaj! — zawołał — ty tutaj! ty u mnie! I cóż cię, mój stary, na Witebsk przygnało? — Tak mówił, a w głosie od płaczu mu drżało, I oczy w starego jaśniejące wlepił, Starą dłoń zatrzymał z uczuciem braterskiém. :A Hanul Nakiemna był starzec już siwy, Olgerda dworzanin, Jagiełły druh z młodu, Przyjaciel Xiążęcia, krwi jego i rodu. Włos mu już się srébrzył, a jeszcze policzki Jaśniały rumieńcem, i oczy pałały. Na sobie miał czarne odzienie zszarzane, Nóż tylko za pasem, kij tylko okuty, A włosy od prochu i pyłu zwalane, A plecy od wieku i znoju schylone. :— O, powiedz mi, Hanul — Jagiełło zawołał — Co w Wilnie się dzieje? jak stryj tam panuje? Czy pamięć tam ojca brat całkiem wymazał? </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> a6ljuixwxomtvqyfyscl06xtu6s3xn2 Strona:Anafielas T. 3.djvu/195 100 1079168 3158251 3154631 2022-08-26T23:46:25Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/196]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/195]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|193}}</noinclude><poem> I o mnie, i o nas zapomnieć przykazał? Czy wiedzą na Litwie, że żyje Jagiełło? Czy synom Olgerda nie postać tam więcéj? — :— Nie! — Hanul odpowié — nie! Ród wasz Xiążęcy Na starą do grodu powróci siedzibę, I tam, tam zasiędziesz, gdzieś przeżył od młodu; A pamięć Olgerda nie zgasła na Litwie, Ni ramie Kiejstuta wymazać ją może. Wy zawsze przytomni! wy zawsze tam z nami! A cicho lud gwarzy, wygląda powrótu. — :— Powrótu! powrótu! — Jagiełło rzekł smutnie — Powrócić! być sługą, poddanym Kiejstuta! To nadto sromoty dla syna Olgerda! — — Powrócić panować! — Hanul mu odrzeka. — Nam tęskno za wami, my na was czekamy. Jam przybył.... — I wkoło wzrok toczy nieśmiało. — Mów, Hanul! nikt nas tu nie słucha, na Bogi! — — Więc powiém. Już tobie czas wracać do Wilna; Kiejstut tam bezpieczny, w wyprawy się gania, Załoga maleńka, a Witold na Trokach. Przyjaciół masz w Wilnie, słudzy ci pomogą. Idź, zabierz, co twoje, Olgerda dziedzictwo, I rękę ci tylko ściągnąć już po niego. — — O! nie tak to łatwo! — Jagiełło przerywa. — Nie patrzy się Kiejstut, a jednak on strzeże. I Witold zbyt blizko, i siły mam małe. — — Sił wam tam nie trzeba, bo Wilno twe całe — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bbgjy1tt471evg8x6vwzrxrsnp7ia9t Strona:Anafielas T. 3.djvu/196 100 1079169 3158252 3154634 2022-08-26T23:46:28Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/197]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/196]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|194}}</noinclude><poem> Rzekł Hanul. — Jam z swemi już mówił o tobie. Im tęskno za Panem, na ciebie czekają. Przyjdź tylko i zabierz. — {{tab|120}}— O! byłażby prawda! — Jagiełło wykrzyka, rzucając ku niemu. — I mogęż ci wierzyć? — {{tab|110}}— Wierz słudze staremu, Bo stary cię sługa wszak nigdy nie zdradził. Gdy Kiejstut na Krewie z Witebskiem cię sadził, My wówczas szeptali: — Niedługo tam jemu; Powróci do swoich, na Wilno powróci. — Czas nadszedł, my rękę ciągniemy do ciebie. Chodź, Xiążę, w stolicę. Swoi cię czekają. — :Wtém wnieśli miód Krewski i rogi złocone, I oba umilkli. Jagiełło do gościa Wychylił, i wzrokiem wesołym pogląda. A czeladź go widząc z tak jasném obliczem, Dziwi się, cóś szepce o wieści wesołéj. :Nazajutrz odjechał. Pozostał Jagiełło, Lecz nie już, jak wprzódy, samotny u ognia; On zbiera swe sługi, do wojny ich zbroi; A kiedy pytają — Z Kiejstutem — powiada — Pójdziemy w Krzyżackie nacieszyć się włości. — :I zamek się cały, i miasto się całe Przybiera; łucznicy z strzałami gotują; Ostrzą się szablice, i dzidy hartują, I konie zdziczałe w pastwiskach zajmują. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> g384u1uluu8hume523cimjkczv3x5pc Strona:Anafielas T. 3.djvu/197 100 1079170 3158253 3154639 2022-08-26T23:46:31Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/198]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/197]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|195}}</noinclude><poem> :Choć jeszcze Jagiełło dnia wyjścia nikomu, Ni drogi nie wskazał, a wszyscy już wiedzą, Że pójdą daleko, że wojnę poniosą. Matka się pytała, przed matką zataił; Brat młódszy się pytał, nic nie rzekł przed bratem; Bajoras chcą wiedzieć, Bajoróm powiada, Że z stryjem Kiejstutem na Prussy napada. I ranku jednego w trąb dziesięć zatrąbią, W Lietaury zabiją, chorągwie rozwiną. On matkę pożegnał i smutny wyjeżdża, A dokąd? nikt nie śmié domyślać, nikt nie wié. Raz mówił, że do Pruss, to znowu, że w Krewie Na zamku chce w swoich przesiedzieć czas włościach. :A w Wilnie? — O nowych lud szemrze cóś gościach. W gospodzie Nakiemny co nocy mieszczanie Miód piją, pocichu, tajemnie cóś gwarzą, I chodzą — nie swoi; oczyma i twarzą Wskazują, że spisek uknuty, i zdrady Lękają się jakiejś, a sobie nie wierzą. Co nocy na drogę do Krewa wiodącą Kilku ich wychodzi; patrzają ze wzgórza; Szepcąc cóś, wracają; gdy czarna okryje Noc miasto, gościniec, i góry, i lasy, Naówczas podchodzą, i z strażą zamkową To piją, to ciche prowadzą rozmowy. Nakoniec i Hanul do Krewa się nocą </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6ea2n610u5w4i21mex5fpu4cf7bc990 Strona:Anafielas T. 3.djvu/198 100 1079171 3158254 3154643 2022-08-26T23:46:34Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/199]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/198]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|196}}</noinclude><poem> Przebiera, powraca, a znowu do niego Mieszczanie ciekawi rozpytać się biegą. :A Kiejstut? — pociągnął na Siewierz, daleko. Korybut go ztamtąd napada, jak gdyby Za brata chciał pomścić; i coraz to głębiéj Żmudź żyzną plądruje, i coraz to dłużéj {{Korekta|Nowgrodzkich|Nowogrodzkich}} swych wojów na Litwie wypasa. :A Witold? — On w Trokach. I często zagląda W ojcowską stolicę; lecz spokój w niéj tylko. Ilekroć przyjedzie, Bajoras mu nizko Wybiją pokłony i bramy otworzą, Podarki przyniosą, poddaństwem klną swojém, Że wszystko w porządku, bezpieczny spać może. A Witold im wierzy, bo każdy zamłodu, Dopóki go trzykroć zdrada nie pożyje, Chce wierzyć przyjaźni i ufa wierności. :Na Wilnie Namieśnik, sam Hanul Nakiemna; On straże zamkowe, on warty grodowe, On klucze od wrót ma, on klucze od murów; On, zda się, najwierniéj Kiejstuta poddany, On, zda się, Witolda serdecznie ukochał; Nawet go zaprasza do Wilna na łowy, Nawet go przywabia na pobyt w stolicy; A kiedy wyjeżdża, za strzemię wstrzymuje, Za nogi go chwyta i nogi całuje. I Witold, po siwéj głaskając go głowie, Uśmiechem, podarkiem ucina rozmowie. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> j7no106qftw2jx844ad5jsbl6nzqt0h Strona:Anafielas T. 3.djvu/199 100 1079172 3158255 3154649 2022-08-26T23:46:37Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/200]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/199]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|197}}</noinclude><poem> :Nie widać, nie widać z Siewierza Kiejstuta! Gdzieś pewnie Korybut Olgerdów harcuje, I chowa się w lasy, lub w zamkach zaszywa, Że dotąd go pożyć stary Kniaź nie może. A w Wilnie? — spokojnie. Widać, nań czekają, Bo codzień z wieczora wychodzą na wieże, Za wrota, za mury tłumami biegają; Straż nawet, co zamku dzień i noc pilnuje, Często się gdzieś zwlecze, pogląda ze wzgórzy, W gościńcach tumanów powrótu szukając. :Był wieczór. Na wieży, na wysokim grodzie, Dwóch ludzi usiadło, ku Krewu patrzali; Do siebie ni słowa nie mówią, a coraz Obadwa w tę stronę wzrok wiodą stęskniony; Czy Kniazia od Krewa czekają z téj strony? Czy wróg im tam grozi? Lecz niéma na wroga Gotowych tu ludzi, ni broni; a bramy Naoścież otwarte, choć wieczór się zbliża. Wtém powstał Nakiemna, i rękę do czoła Przyłożył, pogląda; cóś szepnął, i zbiega; I drugi tuż za nim. Na drodze od Krewa Pędzą się żołnierze, chorągiew powiewa. A jedni wołają: — To Kiejstut powraca! A drudzy z uśmiechem, jak gdyby szydzili, Do wrót się pośpieszą — otwierać? czy bronić? Czy witać Kiejstuta? czy z wrogiem spotykać? </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5lphyxmdu9uk634iatdp9309l1xd599 Strona:Anafielas T. 3.djvu/200 100 1079173 3158256 3154655 2022-08-26T23:46:40Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/201]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/200]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|198}}</noinclude><poem> :Krzyk powstał w przedmieściach. Już wojska do zamku Pędzą się wrzaskliwie; już mury minęli, I straże zwalone, i bramy złamane. A Hanul Nakiemna za konia prowadzi, Z odkrytą sam głową, cóś głośno wykrzyka: — Niech żyje Olgerda krew! Pana naszego! Jagiełło nasz ojciec! poddani my jego! — — Niech żyje Jagiełło! — tłum za nim powtarza. I na most zamkowy wpadają z okrzykiem. Wtém z zamku, o kiju, w Xiążęcéj odzieży, Drżącemi krokami spotykać któś bieży; Włos biały wiatrem się rozwinął po skroni, I broda po piersiach srébrna się rozwiła; Policzki rumieńcem ma gniewu okryte; Stał w wrotach, i straże wylękłe zwołuje. — Na Bogi! na Bogi! kto wierny Kiejstuta! To zdrada niegodna! Niech wrota zatrzasną! Niech stoją z łukami, najezdców odpędzą! — Lecz nikt go nie słucha. Ci klęczą, i twarzą Przed nowém się słońcem pokornie kłaniają, Ci z bronią, głęboko od strachu chowają, Ci mury przełażą i w pola zbiegają. Napróżno się starzec i zmaga i woła, Napróżno wstrzymuje, zachęca i łaje — Lud w jedną Jagiełły połączył się zgraję, I rzuca czapkami, witając Xiążęcia. A starzec to widzi, i usiadł na ziemi Wpoprzek wrót, osłonił na głowę połami, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> no7rnquje1orzlvnup1ltvzrcvzvweo Strona:Anafielas T. 3.djvu/201 100 1079174 3158257 3154657 2022-08-26T23:46:43Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/202]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/201]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|199}}</noinclude><poem> Sparł plecy o wieżę, drogę zaparł sobą. Jagiełły koń cofa, tłum cofnął się razem. — Precz z drogi! precz z drogi! — za Kniaziem wołają. — Do zamku kto Panu śmié drogę zapierać? Otworzyć mu wrota! otwierać! otwierać! Kto zaparł je sobą? kto stanął na drodze? — :Hanul się wprzód rzucił i starca pochwycił. — Na Bogi! Widymund! Wy pocoście w bramie? — — Bronię jéj. — Przeciwko tysiącóm? wy stary! — — Tysiąców nie przeprę. Jagiełło mnie złamie, Niech starca jednego we wrotach zagniecie, By nie rzekł kto potém, że jednéj nie było, I jednéj tu duszy, co wiarę strzymała! — :Tak mówił; gromada na niego się rwała, I suknie mu darli, i włosy szarpali. Jagiełło zajeżdżał do zamku swojego; Wtém spéjrzy do góry — dąb stoi na górze, Na dębie się chwieje kościotrup przegniły; On oczy zakrywa — to ciało Wojdyłły Zwyciężcę Jagiełłę na Wilnie witało. — A! na kim się pomścić? a karać tu kogo? — — Widymund jest tutaj, to ojciec Biruty. — — Widymund! Do jutra niech leży w ciemnicy, Gdzie leżał Wojdyłło. A rano ze świtem Niechaj stos nakładną na Świętéj dolinie, Niech koło postawią na górze Krzyżowéj: </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7wrxn0wkhlovjk06vglps8m1fpt4xfz Strona:Anafielas T. 3.djvu/202 100 1079175 3158258 3154660 2022-08-26T23:46:46Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/203]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/202]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|200}}</noinclude><poem> Na stosie Wojdyłłę pocześnie spalimy, Na kole rozbijem Kiejstuta krewnego. </poem> {{---|przed=15px|po=15px}}{{Skan zawiera grafikę}} <poem> :— Lecz mało Widmunda, mnie mało starego, Krwi jednéj za druha na świecie jednego: Dwónastu niech starszych wywiodą na ścięcie, Dwónastu niech młodych na stos mi wybiorą. — :Tak mówił Jagiełło, i w progi zamkowe, Z krwi słowy i zemstą witając Kobole, Wszedł znowu, ze drżeniem pochylił im głowę. :A rano, o świcie stos płonie w dolinie; Wojdyłły trup na nim i młodych dwónastu; Na pnie się starszyzny karki pochyliły; A Widmund dał głowę na kole rozbity; I ciało starego psy gryząc powlokły, Wnętrznośćmi skrwawiwszy podwórce zamkowe. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 39p0g5d59gdj52bvmd9gpp3mznz9m54 Strona:Anafielas T. 3.djvu/203 100 1079176 3158259 3154662 2022-08-26T23:46:49Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/204]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/203]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|201}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XXVIII.}} <poem> :{{kap|Na twoję}} głowę, Kiejstucie, Walą się chmury gromadą: Oto się Wilno poddało, Hanul Jagiełłę wprowadził! Z Trok Witold, z matką i żoną, Uciekać musi do Grodna. Niéma z kim stanąć w obronie. Pije gorycz zwyciężony, Klnąc dzieli, gdy ojcu doradził, By Jagiełłę swobodnego W Witebsku z Krewem posadził; Jagiełłę, co w jednéj chwili Odzyskał wszystko stracone. Już idzie w cudze dzielnice, Po Trockiéj hasa już ziemi, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ttrptiro6lde3txo6pxftb7p3a8b8cb Strona:Anafielas T. 3.djvu/204 100 1079177 3158260 3154664 2022-08-26T23:46:52Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/205]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/204]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|202}}</noinclude><poem> Pamiętni swego przymierza, Krzyżacy, Ruś, z nim są razem. Trzech braci wojsko uderza, Ogniem idąc i żelazem! A Kiejstut? Kiejstut z Siewierza Garść tylko wywiódł bezsilną. O, jak powrócić mu pilno! O, jak mu brwi się zmarszczyły, Gdy o Widmundzie znać dano! Kiedy go wieści goniły, Że Witold musiał sromotnie Z Trok ubiedz z matką do Grodna! Ale nic nie rzekł, nie łajał, Ani Jagiełłę przeklinał; Konia ku Żmudzi skierował, Oczy ku Żmudzi obrócił, Wojsko się zbierać gotował. :Nigdy zło nie idzie jedno, Zawsze się wlecze, jak chmury, Kupą się ciągnie, gromadą. I drugi goniec do Żmudzi Leci z wieścią opłakaną: Zięć z Mazowsza wyszedł zdradnie, Całem Podlasiem już władnie; Zajęte włości Kiejstuta; Mielnik, Kamieniec, Drohiczyn, Suraż — zabrane, podbite; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hry6ky2tpli50eb235yk8b59ymnjqw3 Strona:Anafielas T. 3.djvu/208 100 1079178 3158264 3154680 2022-08-26T23:47:04Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/209]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/208]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|206}}</noinclude><poem> Patrz! nad niemi sokoł biały, A nad nami kruków stado! Bogi znak przed bitwą dały; Bogi przeciw nam, za zdradą! — :I ręce smutnie opuścił, Usiadł na wzgórzu i patrzy, Nie zwróci oka z zamczyska, Dumą gdzieś leci daleko. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> kh5v9jqqiw2a28kl0c7zzv8vi3lb6yi Strona:Anafielas T. 3.djvu/179 100 1079180 3158235 3154595 2022-08-26T23:45:38Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/180]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/179]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|177}}</noinclude><poem> Podnoszą zdziwione na więźnia twarz wściekłą; Podłażąc, śliskiemi krępują okowy Ręce mu związane, pierś potem ociekłą. Południe — blask dniowy przez okno zaświtał, A więzień wzrok podniósł, zębami zazgrzytał. Nikogo! Pragnienie ogniem go paliło, Głód jadł go, i chleba dać komu nie było! Aż drzwi się otwarły, a we drzwiach któś staje. — To ona! to Marja! — Z uśmiechem wzrok topi. — Tyżeś to? Wojdyłło! — ze śmiechem mu łaje — Tyś wrócił w niewolę, w twój podły stan chłopi, Coś chodził w szkarłacie, i pańską krew z swoją Mięszałeś? I gady już cię się nie boją, Pełzną ci po piersi i patrzają w oczy! Ropucha ci w usta jad z pianą swą toczy! Gdzie słudzy, z których plec krew nieraz pociekła? Gdzie żona, co drżąca za tobą się wlekła, Ta, któréj kazałeś służyć ci schylonéj? Tyżeś to? Wojdyłło! w kałużę rzucony, Mój mężu i panie! O, tyś to! Przychodzę Zobaczyć, pocieszyć się zemsty widokiem. Niech duszę nasycę, niech serce ochłodzę, Po wielkiéj sromocie, po żalu głębokim. — :On głowę powoli od piersi podnosi, Obelgóm odrętwiał i lżenióm szalonym; Nic nie rzekł, lecz głosem konania omdlonym, O kroplę ją wody i o chleb ją prosi. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dsu7kluogucff4q71kslpdqua9a2cr6 Strona:Anafielas T. 3.djvu/180 100 1079181 3158236 3154598 2022-08-26T23:45:41Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/181]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/180]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|178}}</noinclude><poem> :— Ty wody chcesz! chleba! ty prosisz, Wojdyłło! O, niéma litości, jak mnie jéj nie było, Gdym u nóg pełzając, w łzach cała, krwi cała, Litości, spokoju, spoczynku żebrała. Pij błoto z kałuży, jedz swoje wnętrzności, Gryź więzy, Wojdyłło! To strawa dla ciebie. Zapomnij o wodzie, zapomnij o chlebie, Bo serca ty nie masz na świecie jednego; A podłyś, jak gad ten, co pełza po tobie, Brudniejszy od wód tych, co na twarz ci biegą. — :I śmiechem wtórując, na oczy mu obie Stąpiła nogami — źrenice wyprysły, Jęk z piersi się wyrwał, łzy krwawe zawisły Na bladych policzkach. A ona, jak wściekła, Na twarz mu plunęła, i klnąc go, uciekła. </poem> {{---|przed=15px|po=15px}}{{Skan zawiera grafikę}} <poem> :— Biegnijcie — rzekł Kiejstut — biegnijcie na drogę. Czas przybyć Witoldu. Napróżno go czekam, I myślę, a myślą napadam na trwogę; Chcę zemsty, a zemstę dla niego odwlekam. — Słudzy wnet polecą, patrzają — spostrzegli, Tumany gościńcem ku miastu się wloką, I z wieży z tą wieścią do Xięcia przybiegli. — Tumany czarnieją, lecz jeszcze daleko! — :Sam Kiejstut na wieżę wystąpił wysoką, Popatrzał, podumał. — To Witold tak śpieszy. — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cd36al8zsp8k1x2ygoa8uevbalux3d4 Strona:Anafielas T. 3.djvu/181 100 1079182 3158237 3154601 2022-08-26T23:45:44Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/182]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/181]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|179}}</noinclude><poem> I w wrota pobieży otwarte széroko — Znać bardzo niecierpliw i bardzo się cieszy. :Już mury minęli i wrota przebyli, Już w mieście podróżni. A Kiejstut na moście Witolda pochwycił, nie daje i chwili. — To Witold! to syn mój! Witajcie mi, goście! W sam czas mi przybywasz! Przybywaj mi z radą. Co robić ze zdrajcą, co robić ze zdradą? Jagiełło pod wieżą, Wojdyłło w ciemnicy. Na pniu położyli głowy zausznicy. Co robić z Jagiełłą? co robić z Wojdyłłą? — — Gdzież zdrada? — rzeki Witold — wszakże jéj nie było. Jeśli jest, niech za nią zausznik odpowié; Ja w zdradę nie wierzę, Jagiełłę kochałem. Ojcze mój! na krewnéj nie mścijmy się głowie, Bo Bogi na rodzie mścić będą się całém. Ja w zdradę, o ojcze, w złość jego nie wierzę. — — Masz dowód — rzekł Kiejstut — masz, patrzaj — przymierze Tu stoi! Niech mnich ci przeczyta, w ich mowie, Że przedał nas obu, na mojéj knuł głowie Swą wielkość budować. I pisze Mistrzowi, Że Żmudzi, Żmudzkiego Kniazia się wyrzeka, Że nawet wspomoże Krzyżaków w potrzebie. Co Witold mi na to? co syn mój odpowié? Czy nie dość jam cierpiał? czy nie dość jam zwlekał? Czy nie czas, nie warto z ich karków spaść głowie? — — Posłuchaj mnie, ojcze, a potém czyń woli </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pxwl33rsj1u5kg7hubivd03sa66u1sz Strona:Anafielas T. 3.djvu/184 100 1079183 3158240 3154609 2022-08-26T23:45:53Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/185]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/184]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|182}}</noinclude><poem> :— Słuchaj! — rzekł Kiejstut powstając Warteś kary za twą zbrodnię; Lecz Olgerdowa krew w tobie! Nie chcę haniebną ją śmiercią Rozlewać, ród hańbić własny. Pójdziesz swobodny, i bratu Będziesz za wolność dziękować. On cię od zemsty zasłonił. — :Jagiełło stał bez podzięki, Nie schylił głowy, ni wzrokiem, Ni słowem wdzięczném przemówił; Tylko po chwili rzekł zcicha: — A Wojdyłło? a Wojdyłło? — — Jego, zobaczysz, co czeka! Chcę, żebyś patrzył na karę, Byś ją pamiętał na wieki. Oto i jego prowadzą. — :Z siném ciałem, krwią ociekły, Wojdyłło wlókł się za tłumem; Zadrżał, słysząc głos Jagiełły, Głowę podniósł, trząść się począł, I — Bądź przeklęty! — zaryczał — Przeklęty! Olgerda synu! Za ciebie śmierć ja ponoszę! Na coś mnie wyciągnął z błota? Na co podniósł? i niedźwiedzia Z lasu wziął, bym oswojony, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qo21xwx377i9gw6ycfs270316ont3wg Strona:Anafielas T. 3.djvu/185 100 1079184 3158241 3154614 2022-08-26T23:45:56Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/186]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/185]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|183}}</noinclude><poem> Służył potém na igrzysko? Może dzisiaj gdzie na dziczy Spokojnie piłbym miód z rogu I strzały ostrzył na wojnę. Bądź przeklęty! — Pienił z złości, Aż się pod siepacza ręką Głos krwawą stłumił paszczęką. :Lecz doszedł Jagiełły uszu. On zwrócił głowę, z litością Spójrzał, bez złości i gniewu. A Kiejstut rękę podnosi. — Na górę wieść go! na górę! Jest dąb tam stary na wierzchu; Niech ten, co mierzył wysoko, Wysoko na nim zawiśnie. — :I zaraz ciągną siepacze, A za niemi tłum się ciśnie, A za niemi, wielkim głosem Wołając, idą Kniaziowie: Bo Wojdyłło nie miał druha, Bo z każdego krwi utoczył; I wszyscy teraz poklasną Srogiéj śmierci zausznika; I lud radośnie wykrzyka. Jeden Jagiełło w milczeniu, Nie śmié nawet podnieść wzroku. Mijają wieże zamkowe, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9hfjwjeddyobbgmd0s3rllq7tkq00q4 Strona:Anafielas T. 3.djvu/186 100 1079185 3158242 3154615 2022-08-26T23:45:59Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/187]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/186]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|184}}</noinclude><poem> Mijają wały nad rzeką; A wciąż tłum wrzeszczy szalony, Wciąż Wojdyłło klnie Jagiełłę; I Marja krok w krok za mężem, W uszy mu bije przekleństwy: — Oto twój pochód zwycięzki! Oto twa wielkość, Wojdyłło! O, lepiéj, lepiéj ci było Z błota twego nie wychodzić, I niewolnikiem pozostać! Słyszysz te krzyki dokoła? Twa to drużyna wesoła, Co wczora jeszcze przed tobą Padała, bijąc ci czołem, Dziś z wrzaskiem na śmierć cię wiedzie; I nieodstępna twa żona Krok w krok za tobą, Wojdyłło! Chce patrzeć na męki twoje, Chce widzieć twoje skonanie, Aby na całe się życie Słodkim napasła widokiem. — :Siepacze Wojdyłłę wleką; On ich pyta; — Czy daleko? — — Daleko! — woła mu żona — Krwawa jeszcze, długa droga! Chciałabym, byś nią szedł wieki, Byś wołał śmierci napróżno, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ht0fqyxmqj7nomhfgeu0r6o59fidhn9 Strona:Anafielas T. 3.djvu/187 100 1079186 3158243 3154617 2022-08-26T23:46:01Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/188]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/187]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|185}}</noinclude><poem> I w mękach nie mógł wymodlić. Jeszcze daleko! daleko! Długa jeszcze, długa droga! Ale już stryczek gotowy Dla Xiążęcéj twojéj głowy, Już się na dębie kołyszą Dwóch siepaczy i czekają. O! nadto prędko umierasz! Patrz, jaki pogrzeb wspaniały! Tysiąc cię ludu prowadzi, Na czele wojska, czeladzi, Na czele dworni rozlicznéj. Żyw idziesz na stos, Wojdyłło! Nie masz oczów, nastaw uszy, Nasłuchaj swojéj katuszy. Za moje męki to kara, Za mój wstyd śmiercią zapłata! — :A lud radośnie wykrzyka, Lud, śmiejąc się, bije w dłonie, I do Wojdyłły przymyka, Sromoci go zemstą swoją, Bije, plwa nań i urąga. :Długo tak, długo ścieżkami Szli, gdzie dąb stoi na górze; Aż gdy do niego zbliżali, Upadł im więzień bezsilny. Wówczas sznurami siepacze </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gi8v17ly90bafgk3h4hat63wnc4d4rr Strona:Anafielas T. 3.djvu/188 100 1079187 3158244 3154621 2022-08-26T23:46:04Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/189]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/188]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|186}}</noinclude><poem> Po grzbiecie bijąc go, zmuszą, Ażeby powstał na nogi; Ale napróżno; ból srogi, Ani wycisną katusze Jednego jęku z ust jego; Martwy pod drzewem upada; I wnet na rękach gromada Do pętli z łyka go wznosi, Z okrzykiem gardło mu ściska, I wrzeszcząc, ciągnie za nogi. Wojdyłło ducha wyzionął, I piana z krwawéj paszczęki Kłębiąc się, duszę wyniosła! :Spójrzała Marja, pobladła, I nieruchoma, u drzewa, Jęknąwszy, martwa upadła. :— Taka jest zemsta Kiejstuta! — Spójrzał, i nazad na zamek Śpieszy, wieść każe Jagiełłę. On smutny za nim się wlecze; Ani go Witolda słowa, Słowa pociechy i zgody, Z odrętwienia wywieść mogą; Dusza i usta zamknięte, Wzrok stępiały, wargi ścięte! :Na zamkowéj, na świetlicy, Kiejstut usiadł przy ognisku; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> so94piauiw6odlhvggutx4259ynoqox Strona:Anafielas T. 3.djvu/189 100 1079188 3158245 3154624 2022-08-26T23:46:07Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/190]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/189]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|187}}</noinclude><poem> Dokoła niego Bajoras, Dokoła syny i krewni; I Jagiełło stoi wdali, Smutny, z pochyloną głową. :— Słuchaj! — Kiejstut doń zawoła Widziałeś, jak zdrajców karzą? Krwim twéj, nie ciebie, oszczędził; I nie puszczę cię żebrakiem, Byś po drogach chleba prosił, Lub do obcych ściągał rękę; Krewo ci z Witebskiem daję, Kawał ziemi i xięztw dwoje. Dość na słabe barki twoje. Nie umiesz bić się, ni rządzić. Idź, i skarby zabierz z Wilna, Wywieź na nowe twe xięztwo; Nie chcę ci spadku odbierać. Mnie po bracie należało Rząd zabrać i władzę całą, Teraz powracam do swego. — :Rzekł, a Jagiełło upada Na kolana; lecz milczący. Słowa przebąknąć nie umié, Czy to bojaźni, czy dumie Przypisać, Kiejstut sam nie wié; Ale hamuje się w gniewie, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1jen3tgv4r4hgsnu81simsdnv3x7pdz Strona:Anafielas T. 3.djvu/190 100 1079189 3158246 3154625 2022-08-26T23:46:10Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/191]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/190]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|188}}</noinclude><poem> Każe powstać synowcowi. — Idź, idź, Jagiełło! a bratu — Rzekł — podziękuj za swobodę; Bo na Perkuna klnę brodę, Gdybym sam sądził, sam karał, Gdybym na niego nie czekał, Byłbyś dziś wisiał z Wojdyłłą, A nad głowami waszemi Karta przymierza z Krzyżaki! — </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gq99557213lretnol4b3efgbyxwxynz Strona:Anafielas T. 3.djvu/191 100 1079190 3158247 3154626 2022-08-26T23:46:13Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/192]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/191]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|189}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XXVII.}} <poem> :{{kap|Nad Niemnem}}, nad Wilją, stare dęby stoją, Nad Niemnem, nad Wilją młode dęby rosną; I wnuki po dziadach u ich wód się poją, I wiosna po zimie, i lato za wiosną, Przechodzą, przelecą — zawsze wody wodą, Płynęły jak płyną, ku morzu się wiodą; Liść rośnie i spada, sypią się mogiły, A wody tak płyną, jak od wieków były; Ni je smutek wstrzyma, ni radość pośpiesza; Czy łza w nich dziewicy, czy krew wroga wmięsza, Przechodzą, przelecą — zawsze wody wodą, Płynęły jak płyną, ku morzu się wiodą. Tak i życie nasze, na łzach, czy weselu, Płynie, jak te wody, do grobu — do celu! </poem> {{---|przed=15px|po=15px}}{{Skan zawiera grafikę}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9jx734kife2maegh396un5ae1py75js Strona:Anafielas T. 3.djvu/192 100 1079191 3158248 3154627 2022-08-26T23:46:16Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/193]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/192]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|190}}</noinclude><poem> :Na smutnym Witebsku Jagiełło sam siedzi, Sam jeden, sam jeden! I nie ma u boku Druha już, Wojdyłły, co dawniéj wejrzenia, Co dawniéj skinienia, posłuszny, czatował; A bracia go tylko lekkiemi słowami Chcą cieszyć we smutku; lecz ze słów znać braci, Że serce nie boli, że w sercu się cieszą Nieszczęściem braterskiém. On teraz im równy, Bo zstąpił z stolicy; on niższy dziś od nich! :A jemu! dnie, noce, myślami ciężkiemi, Jak mgłami czarnemi, zasnute ponuro! Na słowa pociechy skinienia nie rzuci. Sam Witold na zamek Witebski go przywiódł, Witold mu na rany lał leki pociechy; Lecz zamiast wdzięczności, Jagiełło i słowa Nie wyrzekł dobrego; a w sercu cóś chowa; Co? — zemstę! — nie może zapomnieć Wojdyłły. :I smutno czas płynie na zamku Witebskim! Napróżno go matka pociesza, żal słodzi, O dawnych mu dziejach, o starych mu zemstach, Wygnańcach, co potém na wrogach pomścili, Pocichu cóś mówiąc. On milczy uparty; A imię Wojdyłły gdy kto doń wyrzecze, To łza mu ukradkiem po twarzy pociecze. :Lecz że łzy zarówno, zarówno z tęsknotą, Jak z śmiechem, weselem, dni płyną człowiecze; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5i23qdjzinsm8tq2k2cv8jlp4iagh2q Strona:Anafielas T. 3.djvu/209 100 1079302 3158265 3154684 2022-08-26T23:47:07Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/210]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/209]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|207}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XXIX.}} <poem> :{{kap|Na drugiém}} wzgórzu trzech rycerzy stoi, I patrzą, milcząc, na wojsko Kiejstuta. Piérwszy obliczem odznacza i szatą: Pancerz na piersiach, zbroja z stali kuta, Nogi i ręce łuska mu okryła, Miecz w złotéj pochwie u boku zwieszony, Na hełmie czarną kitą wiatr powiewa. Na barkach biały płaszcz krzyżem znaczony, Po piersiach broda spłynęła mu siwa, Powieki leżą na oczach znużone, A czoło blade wpół przyłbica kraje. Przy nim Jagiełło — wejrzenie zamglone Strachem, radością, nadzieją, czy gniewem? Czy szczęściem, czyli wróżbą nie po myśli? Daléj Skirgiełło — rzadka czarna broda W żółtéj mu skórze ciemne drogi kréśli, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cu11h2feq93yhs352akz9hus6yh389g Strona:Anafielas T. 3.djvu/223 100 1079452 3158279 3154719 2022-08-26T23:47:48Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/224]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/223]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|221}}</noinclude><poem> Bez słowa, bez duchu, Bez gniewu i ruchu, Mówili: — Gdzie jemu Z ciemnicy uciekać? Zgnić jemu w więzieniu, Na mokrym kamieniu Kości tu zostawić. — :A w nocy usnęli, I Kiejstut zębami Gryźć począł sznur twardy; I cicho, gdy spali, Do okna przypełznął, Na niebo poglądał. Lecz czujny Lisica W czas zajrzał w więzienie, I zadrżał, Kiejstuta Gdy w oknie zobaczył; Wnet straże rozstawił I więzy odnowił; Sam zebrał siepaczy, Poskrobał po głowie, I dziko w swéj mowie Namawiać ich zacznie: — Kniaź mówił wyraźnie: Niech żyje, nie żyje — O życie nie stoję, Ucieczki się boję. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> icu9otyj3clitbvj3esrth4bihp84c5 Strona:Anafielas T. 3.djvu/222 100 1079453 3158278 3154717 2022-08-26T23:47:46Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/223]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/222]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|220}}</noinclude><poem> Rzekł głosem surowym: — Jeżeli uciecze, Wy głowy mi dacie. Niech żyje, nie żyje — O życie nie stoję, Ucieczki się boję. Jeśli go puścicie, I wasze tam życie, I waszéj rodziny, Za niego odpowié! — Lisica struchlały Słyszał to, a w głowie Rozebrał po słowie, Co Pan mu powiedział. I jechał do Krewa, I swoim powtórzył. Dniem, nocą na straży Stawali w ciemnicy; Szelestu się bali, Westchnienia lękali; Dziesięćkroć zajrzeli, Nim na krok odeszli. :Ale dnia piérwszego On leżał na ziemi, Więzami ciasnemi Ściśnięty, bezwładny, I ludzie go widząc </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4kcksxia4rvwp5yo3yv1tyu0gxui086 Strona:Anafielas T. 3.djvu/221 100 1079454 3158277 3154715 2022-08-26T23:47:43Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/222]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/221]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|219}}</noinclude><poem> Posadził pod wieżę! Uciec ztąd nie można. On śmierci chce mojéj. Lecz biada mu, zdrajcy! Ja umrę, a Witold Na zbójcy się pomści. — :Tak jeden dzień spłynął, I wody plusk tylko O ściany wieżowe Odbitéj do ucha Doleciał więźniowi; A słońce zachodu Promieniem ostatnim W okienko zajrzało I w wodę zapadło. :Wieczorem siepacze Z usługą przybiegli. Pięciu ich tam było: Proksza był i Bilgen, Co wodę nosili, Mostew był i Gotko, Co u drzwi na straży Dzień i noc czuwali, I piąty Lisica. Im zwierzył Jagiełło Straż stryja. Lisicy, Gdy z Wilna posyłał, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5g4sm16lna1eqbpc9o0apvw48ezk40w Strona:Anafielas T. 3.djvu/220 100 1079455 3158276 3154713 2022-08-26T23:47:40Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/221]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/220]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|218}}</noinclude><poem> Kark gięły brzemieniem; Lecz skargi, lecz słowa, Przekleństwa jednego Nie wyrzekł; i milcząc Na służby szyderstwa, W kałuży się brudnéj U muru położył; I o nic nie prosił, Nie żądał niczego; Tylko wzrok w okienko Raz powiódł, i znowu Opuścił na ziemię. :O, wiele on, wiele Przeżył już w swém życiu! I trzykroć w niewoli Krzyżackiéj zostawał, Cztérykroć się na śmierć Schwytany gotował, Lecz nigdy nadziei Nie stracił, jak dzisiaj. Dziś głowa opada, Dziś pierś się zamknęła, I oczy na słońce Nie chcą już spozierać. I wyrzekł do siebie: — Czas mi już umierać! Jagiełło mnie strzeże, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lw67d2hhov4aig776twu07o0axxynng Strona:Anafielas T. 3.djvu/219 100 1079456 3158275 3154710 2022-08-26T23:47:37Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/220]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/219]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|217}}</noinclude><poem> I każe ciemnicę Dla więźnia sposobić, Drzwi, kraty dorobić. Jagiełło Kiejstuta Chce w Krewie osadzić. — Wszak on mnie dał Krewo, Niech mu się wypłacę; Wszak druha, Wojdyłłę, Osadził głęboko — I ja mu wynajdę Ciemnicę głęboką, Więzienie wilgotne, Skonanie sromotne. :I zaraz za gońcem Wysłali Kiejstuta. Starzec był pół-żywy, Jak gołąb’ posiwiał, Schylił się we dwoje; A krwią mu powieki Płynęły zagęsłą; A ciało związane, Nie strachem, lecz drżało Słabością, niemocą: Bo w jednéj on chwili Zestarzał, na siłach Podupadł, i lata Z każdą mu godziną </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> oav2uu71jw9ce9fbw4x1f8pjcrsz8fq Strona:Anafielas T. 3.djvu/218 100 1079457 3158274 3154708 2022-08-26T23:47:35Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/219]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/218]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|216}}</noinclude><poem> Grzybami żółtemi Okryją do zimy. :Na Krewskiém zamczysku Jest wieża wysoka; Ciemnica pod wieżą Wilgotna, smrodliwa. Tam gady, ze szczelin Wyszedłszy na słońce, W okienku się grzeją; Mchy rosną zielone, I grzyby żółtemi Sklepienie obrasta. :W ciemnicy téj dawno Więzień już nie siedział. Był jeden. Kto taki, Nikt w Krewie nie wiedział. A kości się białe Pod oknem zostały Po gościu ostatnim. I od téj już pory Zbutwiałe zapory, Drzwi padły przegniłe, I w oknie dębowe Kraty już spękały. :Wtém goniec od Wilna Do Krewa przybiega, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6me6dppt9491rhg1jj8omiwuz6tkv5y Strona:Anafielas T. 3.djvu/217 100 1079458 3158273 3154707 2022-08-26T23:47:32Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/218]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/217]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|215}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XXX.}} <poem> :{{kap|Na Krewskiém}} zamczysku Jest wieża wysoka; O stopy jéj fala, Pluskając, uderza; I jedno okienko Na wodę pogląda; Okienko z ciemnicy, Co wiosną, gdy wody Powstaną wysoko, Zalana do wierzchu, Gdy rzeki opadną, Gdy wody odpłyną, Na dnie jéj się tylko Kałuża błotnista Zostaje, i mury Wilgocią przesiękłe </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5wu509dn3rp35sbdino1qkrnj5ekrxa Strona:Anafielas T. 3.djvu/216 100 1079459 3158272 3154706 2022-08-26T23:47:29Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/217]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/216]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|214}}</noinclude><poem> Skirgiełł ich wiedzie, z Witoldem Kiejstuta. Konie oddali i idą spokojni. :W progu namiotu Bojarów dziesięciu Ciekawie patrzą szyderskiemi oczy; I nagle jeden do starca poskoczy, W tył szarpnął szablę od boku Kiejstuta, Wnet drugi silnie za barki go chwycił, Trzeci Witolda o ziemię powalił. Skirgiełły niéma, bracia z nim zniknęli; Siepacze tylko z pętami przybiegli, Wśród krzyków wiążą jeńców i unoszą. A trąby trąbią, i obóz się zwija, Wojsko do Wilna uchodzi z pośpiechem. Żmudź pozostała, jak ciało bez głowy, I, płacząc zdrady, do lasów rozbiegła. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dvdlxlyjcwhmu52fifpsytevldt5igk Strona:Anafielas T. 3.djvu/215 100 1079460 3158271 3154704 2022-08-26T23:47:26Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/216]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/215]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|213}}</noinclude><poem> Czy ci się życie i wojna sprzykrzyła? Po co tam jedziesz, zkąd dwakroć już zdrada Do piersi twoich zmierzyła? Kiejstucie! Wiész, jak Jagiełło przywyknął wojować. Każ wojsku napaść, każ nam występować. Zginąć nam, Panie, to zginąć nam w boju, A nie idź do nich, bo zdradą cię zmogą! — :Na wrzask się sługi rwą Olgerdowicze, Z zapalczywością na niego powstają, Dobyli mieczów, klną starca i łają. — Nasza przysięga warta cóś, na Bogi! Czegoż się lęka? czy i nam nie wierzy? — Sługa wciąż krzyczał; wtém konie podali; Siadł Witold, Kiejstut, trzéj Jagiełły bracia, I od obozu puścili się czwałem. Kiejstut na Trockie wieże oczy wlepił, I nic nie słyszy, i nie patrzy na nic; Tylko się myślą kąpie na jeziorze, Dumami ognie rozpala w świetlicy, I dni ubiegłe odżywia z popiołów. Minęli obóz, dolinę i czaty Przeciwnéj strony. Wtém z wzgórza, gdzie stali, Mistrz i Jagiełło zniknęli pospołu. Czyli naprzeciw Kiejstuta wychodzą? Czy skryli w namiot? Niéma ich na górze. Wjeżdżają w obóz; do środka zmierzają, Kędy chorągiew Krzyżacka powiewa. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6ytytxebzie29ctg8bcw4zdr5uflg01 Strona:Anafielas T. 3.djvu/214 100 1079461 3158270 3154702 2022-08-26T23:47:22Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/215]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/214]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|212}}</noinclude><poem> Że, czy się zwiążem, czyli nie, umową, Swobodny wróci do wojska swojego. — :Witold mu w oczy poglądał nieufnie, Wahał się; potém na konia poskoczył I ku swojemu wojsku pędem wraca; Tam ojca bierze w namiocie na stronę I pocznie mówić. Stary wstrząsa głową, I brwi nachmurzył, i stoi ponury. Wtém Olgerdowych synów trzech przychodzi, I kładną klątwę, że się nie ma zdrady Ani żadnego obawiać zamachu. Kiejstut wciąż milcząc, ciągle się opiera. Napróżno Witold trzykroć przekonywa, Napróżno Skirgiełł z braćmi poprzysięga. Kiejstut się jeszcze podejścia obawia. I walczy z sobą, bo chciałby ukończyć, Nie zdając losów na bitwę niepewną. Nareście spójrzał na Trocki swój zamek, I kazał konia siwego podawać. :Olgerdowicze spójrzeli po sobie Bystro, przelotem; i wszystkim się wargi Wzruszyły śmiechem radości ukrytéj. Wtém stary sługa przeciw Kniazia bieży, — Na Bogi! Kniaziu! — krzyczy — co myślicie? W paszczękę wroga nieść niemiłe życie? Czy żony nie masz, synów i rodziny? </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bhuvap9hkeywv1qi8c3wv675tp8gawr Strona:Anafielas T. 3.djvu/213 100 1079462 3158269 3154698 2022-08-26T23:47:19Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/214]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/213]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|211}}</noinclude><poem> Jagiełło zgody chce, nie nowéj kłótni. Zjedźcie tu z ojcem, i mówcie o zgodę. — — Z ojcem! Ja ojca tutaj nie przywiodę! — Zakrzyknął Witold. — Kio raz zdradził, zdradza; Ani ma wiarę, kto ją raz przełamał! — — Nie zdradąż Kiejstut odebrał mi Wilno? — — Nie, bo szedł karać za tajne przymierze, I niéma zdrady, gdy się swoje bierze. — — Swoje? — Jagiełło szydersko zawołał. — Swoje! Po bracie jemu było rządzić. Oddał ci Wilno, bo chciał. Z jego łaski Tyś w niém utrzymał. Odebrał, gdy żądał, Gdy godnym rządów nie byłeś, mój bracie! — — Próżne to słowa, próżno się śpieracie. Czas idzie marnie. Niech rozejm ogłoszą. Trzech braci Kniazia zaręczą Kiejstuta, Że się tu żadna nie osnuwa zdrada. Chceli pokoju? niechaj do nas zjedzie, Zawrzemy zgodę, zawrzemy bez boju. — — On, do was? Czemuż nie wyby do niego? Starszy — nie wstydby szanować starego, Chocieś Widmunda nie baczył siwizny! — — Poszedłbym z tobą — Jagiełło nieśmiało Rzekł — ale nie nam dwóm być przy umowie. Mistrz do waszego nie pójdzie obozu, A ja bez niego nic zrobić nie mogę. Przywiedź tu ojca. Nie wierzysz mi, bracie, Trzech Olgerdowych synów da wam słowo, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ekoi1yhw57t5nqitvocgq7smb790rff Strona:Anafielas T. 3.djvu/212 100 1079463 3158268 3154693 2022-08-26T23:47:16Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/213]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/212]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|210}}</noinclude><poem> — Z jakąż wy wieścią? — z daleka wykrzyka. — Widzicie, stryju! z gałęzią zieloną. Jagiełło chce się z Witoldem rozmówić. Ja w zakład u was za niego zostaję. Puśćcie go. Może zgodzimy bez boju. — Kiejstut pomyślał chwilę, dał znak głową. — Idź — rzecze — synu! lecz żadną umową Nie wiąż beze mnie. Mam w sercu obrazę, Którą niełatwo zmyć słowy jednemi. Czyjejś krwi na to, i wiele mi trzeba! — :Mówił, a Witold już konia dosiada, Gałąź Skirgiełły pochwycił, wskok bieży, Kędy na wzgórzu Jagiełło z Krzyżakiem W milczeniu patrzą na Skirgiełły kroki. :Jagiełło rękę wyciągnął do brata. — Ręki twej nie chcę — Witold mu odpowié, I w tył się cofnął. — Jagiełło! tyś zdradą Podszedł nas z ojcem. Wiesz, jaka zapłata Zdrajców? Wojdyłło wiész jak ukarany? — — Wiém — rzekł Jagiełło. — Tak i Widmund zginął! — Witold zapłonął, znów cofnął i skinął. — Bądź zdrów — rzekł. — Jam tu nie przyszedł się śpierać, Lecz zgodę robić i pokój zawierać. Zgoda nie można, pokój nie podobny! — — Czekaj! — Mistrz przerwał — Kniaziu! jesteś młody. Przez kłótnie często przychodzą do zgody. Po co wymawiać dawne wasze żale? </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 268bmadjfb6xnmauaww5eu8zt100rda Strona:Anafielas T. 3.djvu/211 100 1079464 3158267 3154691 2022-08-26T23:47:13Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/212]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/211]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|209}}</noinclude><poem> Mistrz się uśmiechnął, nic nie mówił daléj. A wtém Skirgiełło przystąpił do brata. — Na co wojować? po co krew rozlewać? I zdawać losy na walkę niepewną? Wezwać ich tutaj, zabrać, pozwiązywać. Wszystko się skończy za jednym zamachem. Zdradą począłeś, kończże, bracie, zdradą! Zwabić ich tutaj. Klnę się, że przyjadą. Kiejstuta łatwo przyciągniem za synem. Odjąwszy głowy, wojsko się rozsypie. — :Nic nie rzekł Xiążę; widać, waha jeszcze; A już Skirgiełło pośpiesza z gałęzią, Wojsko przebiega w przeciwnym obozie, Woła Witolda, by wyszedł przed szyki. Postrzegł go Witold, posłyszał wołanie, Siadł na koń, przeciw posłańcowi śpieszy. :— Słuchaj, Witoldzie! przyjaźni dziecinne Długie i stałe — rzekł Skirgiełł do niego. — Jagiełło pomni na braterstwo z tobą, Wzywa, jak brata, do swego obozu. Kto wié, czy zgody nie zawrzem bezkrwawéj? Ja ci przysięgą na Perkuna brodę Klnę się, że zdrady nic knowamy żadnéj. Chcecie pokoju? zgoda na umowy? — Wtém stary Kiejstut zerwał się z pagórka, Leci do syna, Skirgiełłę spostrzega. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7pbfdxabbfd6lwdet9lfku6bxoumixr Strona:Anafielas T. 3.djvu/210 100 1079465 3158266 3154688 2022-08-26T23:47:10Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/211]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/210]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|208}}</noinclude><poem> A krwawe oko z pod brwi nachmurzonéj Płowo się świeci, jak ognik grobowy; Skoczyło wzrokiem w oddalone strony, Niby potyczki przyszłéj plac rozmierza, I rozstawuje wodzów i rycerza; Potém w Jagielle pochmurne się topi. :Milczą dwa wojska; ranne słońce wstaje, Nikt z dwu obozów walki nie poczyna; I płynie ranek w ciszy uroczystéj, Już dzień się rozlał, świat obielił cały, Wojska tak stoją, jak wieczorem stały. Kiejstut na Troki patrzy zamyślony, Jagiełło szepce, rachuje i waży. Dwa tylko ufce wyszły wprzód dla straży. :A Mistrz wciąż w ucho cóś kładzie Jagielle. — Poczynaj, Xiążę! w Imię Boże! śmiało! Co to za wojsko? — zbieranina ludzi Zaledwie zbrojnych, których wojsko moje Biło już nieraz w Kiejstutowéj Żmudzi; Pobije znowu. — {{tab|80}}— Nie wierzcie tak sobie — Jagiełło odrzekł, potrząsając głową. — W wodzu jest wojska siła i otucha. Kiejstut najgorszym potrafi wlać ducha. A jego męztwa czyż jeszcze nie znacie? Sił i odwagi wszakeście świadomi! — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7kmctu9gaijd5nfcr8fmni6qohfkc5v Strona:Anafielas T. 3.djvu/229 100 1079569 3158285 3155078 2022-08-26T23:48:06Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/230]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/229]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|227}}</noinclude><poem> ::W wrotach dwa się orszaki, ::Gdzie dwa schodzą się szlaki, ::Otarły i spotkały: ::W piérwszym jechał Jagiełło, ::Drugi orszak składały ::Wierne druhy Biruty. ::Na wozie siedząc stara ::Szkarłatami pokrytym, ::Blada, jak piekieł mara, ::W rąbku łzami omytym, ::Z służebnemi jęczała. ::Gdy twarz w twarz, oko w oko, ::Z Jagiełłą się spotkała, ::Czarną mignie powłoką, ::Z oczyma czérwonemi, ::Z włosy rozrzuconemi, ::Powstała, ręką skinie. ::— Stój! — zawoła na ludzi — ::Stój ty Olgerdow synie! ::Niech przekleństwo cię zbudzi! ::Stój i słuchaj, co wdowie, ::Któréj męża zabiłeś, ::Któréj życie skrwawiłeś, ::Praurma Bogini powié: :Przeklętyś! Olgerdow synie! Przez cię Kiejstut zginął stary! Przez cię się Litwa wyrzecze swéj wiary, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jlkfco7lmoxawg39lj3jibpqshruf3c Strona:Anafielas T. 3.djvu/228 100 1079570 3158284 3155076 2022-08-26T23:48:03Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/229]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/228]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|226}}</noinclude><poem> ::Wznieść pamiątkę wodzowi, ::By pamięć w pokoleniu ::Wiek podawał wiekowi. ::Lecz gdy bojem wpół zgięty ::Ten, co walczył wiek cały, ::Padł zdradliwie ujęty ::Nie Perkuna postrzały, ::Lecz rękoma siepaczy ::I haniebném skonaniem, ::Lud zaryczał z rospaczy, ::Lud powstał z narzekaniem! :::I Jagiełło, ze sromu, ::Uciekł z Wilna stolicy, ::Gdy trup do swego domu, ::Do swéj staréj dzielnicy ::Wracał w dolinę Świętą. ::Za nim ludów się tłumy, ::Z twarzą smutkiem przejętą, ::Z oczyma, z których dumy ::Czarne myśli patrzały, ::Z Żmudzi, Litwy ściągały. :::I na odgłos o zgonie, ::Złamawszy drżące dłonie ::Biruta, kądziel łzami ::Przędzioną porzuciła; ::Nocą bieżąc i dniami, ::Aż do Wilna przybyła. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> j7xca1z5y04hniilvfvn42mx4d0w6sv Strona:Anafielas T. 3.djvu/227 100 1079571 3158283 3155073 2022-08-26T23:48:00Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/228]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/227]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|225}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XXXI.}} <poem> :::{{kap|Kiedy}} w boju z Rusinem, ::Kiedy z Niemcem, psim synem, ::Albo zawziętym Lachem ::Walcząc, Kunigas padał, ::Kiedy konał pod dachem, ::Gdy już mieczem nie władał, ::Gdy dziećmi otoczony, ::Z włosem białym na skroni, ::Zwycięzki, uznojony, ::Z rogiem Alusu w dłoni, ::Pożegnawszy ród cały, ::Kończył życie wesoło, ::Syt i boju i chwały, ::Zwiędłe schylając czoło, ::O, nie żal, nie żal było ::Składać proch pod mogiłą, ::I na stosie go palić, ::Pieśń zwycięzką zanócić, ::Grób kamieniem przywalić, ::Kamień ziemią przyrzucić, ::Na ziemi, na kamieniu, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mbole988pey1e1s3133cvoarfnc73h2 Strona:Anafielas T. 3.djvu/226 100 1079572 3158282 3155071 2022-08-26T23:47:57Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/227]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/226]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|224}}</noinclude><poem> Leciała, w żałobie, Rzucając po sobie Swéj chwały puściznę I zemstę synowi. :Długo tam siepacze Nad trupem, w milczeniu, Drżąc, stali, bez ruchu, I jeszcze w nim duchu Śledzili ze strachem. Dniem jeszcze i nocą Pilnują, by zmarły Nie uciekł z więzienia. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> spxnhvfj9jscdfllpvr2g16jqsk8nmm Strona:Anafielas T. 3.djvu/225 100 1079573 3158281 3155068 2022-08-26T23:47:54Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/226]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/225]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|223}}</noinclude><poem> :Mówili, szeptali. Dzień drugi upłynął, A Kiejstut widocznie Upadać już pocznie: I głowę pochyla, I oczy zamyka, I, zda się, co chwila Ot duszę wyzionie. Siepacze pod drzwiami Czatują dzień trzeci, Czatują i czwarty. Czwartego wieczorem Usnęli na chwilę. A Kiejstut ku oknu Poskoczył z rospaczą, I kratę wyłamał, I głowę wysadził. Gdy szelest go zdradził. Zbudzą się strażnicy I wpadną na niego, A sznurem za szyję Spętawszy, wgłąb’ lochu Ciągną go, krępują. I gardło przedarte, I usta otwarte; Krew niemi buchnęła; A dusza olbrzyma Na góry gdzieś Wschodnie </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pskx484pesecyjztnmvbdh0tvx5rb6p Strona:Anafielas T. 3.djvu/224 100 1079574 3158280 3154722 2022-08-26T23:47:51Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/225]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/224]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|222}}</noinclude><poem> Nam oka nie zmrużyć, Dopóki on żyje. Skrępujmy mu gardło, A z pastwą umarłą Spokojniéj, bezpieczniéj Nam będzie na zamku. Kniaź mówił Lisicy: Niech żyje, nie żyje — O życie nie stoję. Czas starcu dać życie, I lepiéj niż moje. Mnie smaczny świat biały. — :A Mostew mu na to: — Wy prawdę mówicie. On był już za kratą, Trzy razy od Niemca Przez mury uciekał. Kto go wié? duch jaki Może mu pomaga? A nuż znów uciecze! Położyć nam głowy. Nie lepiejże skończyć? A Kniaziu powiémy, Że umarł z rospaczy, Że sam się udusił, Że gad go zjadliwy Ukąsił w pierś nagą. — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> l5h1k9pui22hbf0y8jbd1ckdsksbsuq Strona:Anafielas T. 3.djvu/242 100 1079575 3158298 3137471 2022-08-26T23:48:44Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/243]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/242]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 3.djvu/232 100 1079609 3158288 3155081 2022-08-26T23:48:15Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/233]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/232]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|230}}</noinclude><poem> ::Na lata swoje stare, ::Z siebie, z dzieci ofiarę. — Sroga to kara — wola — o Bogowie, ::::Co na staréj legnie głowie! Jam zawiniła, rzucając ołtarze, ::::I dziś mnie Prauryma karze! O! niech go pomści! Ja dam moje życie, Dam siebie, z dzieci najdroższe me dziécię, I wszystkie dzieci oddam, i świat cały, Byle nieszczęścióm naszym się nie śmiały ::::Wroga serce, usta wroga. ::::Niech piorun Perkuna Boga ::::Spadnie Jagielle na głowę! — ::Modli się — stos osiada, ::Dymy objął wielkiemi — ::Wtém się ziemia rozpada, ::I on idzie w głąb’ ziemi. ::Kapłani wystraszeni, ::Lud upadł na kolana. ::Biruta się podnosi. ::— Jam — woła — wysłuchana! ::Tak padnie wróg przede mną, ::W otchłań pójdzie podziemną. — </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> r9flz1kerdoe01cdbkv8mlxxb9kh3ux Strona:Anafielas T. 3.djvu/231 100 1079610 3158287 3155080 2022-08-26T23:48:12Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/232]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/231]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|229}}</noinclude><poem> ::Srogie bole szarpały, ::Szarpał gniew go zajadły; ::Naglił konia; koń wryty ::Wparł się w ziemię kopyty, ::Potém ruszył, gnał siwy, ::Aż padł w polu nieżywy. :::W Swintoroha dolinie, ::Gdzie dwie Wilije płynie, ::Gdzie śpią Litwy Kniaziowie, ::Stos się wysoki wzbija; ::Na nim złote wezgłowie, ::Nad nim dym się już zwija, ::I wstęgi niebieskiemi ::Do Wschodniéj leci ziemi. :::W Swintoroha dolinie, ::Gdzie dwie Wilije płynie, ::Patrzy się Witold z wieży, ::Gdzie ojcowski trup leży; ::Kędy matka przybiegła ::Łzami mogiłę zrosić; ::Na twardéj ziemi legła ::Bogów o zemstę prosić; ::Modli się do Pokole, ::Do Praurymy Bogini, ::By pomścili jéj bole; ::Z reszty życia im czyni, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tb4zbcvzusqwqt2lly1ytk9odwrnbsk Strona:Anafielas T. 3.djvu/230 100 1079611 3158286 3155079 2022-08-26T23:48:09Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/231]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/230]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|228}}</noinclude><poem> Przez ciebie pożarta, zginie! Klnę ciebie w imie Perkuna! Klnę ciebie w imie Praurymy! Niech pożarów świeci łuna, Niech pożarów wznoszą dymy, Kędy stopą dotkniesz ziemi! Bądź przeklęty z dziećmi twemi! Na pokolenia ostatnie! Niechaj cię ścigają swoi, Niech ręce wiążą cię bratnie! Niech hańba w łożnicy twojéj Siedzibę sobie uściele! Niechaj cię zdradzi twa żona, Niechaj zdradzi, kto ci miły! Niech głowa twoja znużona Próżno pożąda mogiły! Klnę cię w imie wszystkich Bogów! Klnę w imie ojców i dziadów! Niech nieszczęście u twych progów Siądzie, pilnuje twych śladów, Niech wszędzie z tobą się wlecze, Jak cień, bojaźń i przeczucie! I niech ci kamieniem życie Cięży, jak wdowie Birucie! Przepadnij! Olgerdow synu! — :::Jagiełło oniemiały ::Stał, wylękły, pobladły; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> oqpny9leg0gcbhkaswy5ley36v25sgy Strona:Anafielas T. 3.djvu/245 100 1079645 3158301 3155093 2022-08-26T23:48:53Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/246]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/245]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|243}}</noinclude><poem> Abyście chrztem się z pogaństwa obmyli. — — Przyjmę chrzest — Witold odrzucił po chwili — Przyjmę chrzest. — {{tab|100}}— Zawrzesz z Zakonem przymierze? — Zawrę, jak chcecie. — {{tab|120}}— I stali w swéj wierze, Trzymajcie z nami. Niech was Jagiełłowe Nie wstrzęsą słowa pokoju i zgody. — — Zawrę umowę, dotrzymam umowę. — — Z nami, wy panem; Litewskie narody Sciśniecie w ręku, zgarniecie pod siebie. My wam staniemy do boku w potrzebie. Pomnijcie, Mindows kiedy nas porzucił, Zginął. — {{tab|50}}— O Mistrzu! nie bójcie się o mnie. Co wam przyrzekę, dotrzymani niezłomnie. Na kiedy Mistrzu, na Litwę wyprawa? — — Wojska gotowe. Dzisiaj przybył goniec. Czas nam wyruszyć. Jagiełło nie w domu, Trok waszych, Xiążę, niéma bronić komu: On na Podlasiu u Janusza gości, Suraż, Drohiczyn i Mielnik oblega. Stare to także Kiejstutowe włości. — Witold radośnie do Mistrza przybiega. — Więc poco czekać? Jutro w pochód idziem! — — Jutro? — {{tab|50}}— Nie daléj. Gdy Jagiełło wróci, Ciężéj nam będzie na Litwie plądrować. — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5vd252anbq8uin8froq7lk0ht8mbh18 Strona:Anafielas T. 3.djvu/244 100 1079646 3158300 3155092 2022-08-26T23:48:50Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/245]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/244]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|242}}</noinclude><poem> :::Wszystkie okna się świecą, :::Wszystkie dymią kominy, :::Na podworcu tłum, wrzawa, :::A w komnatach zabawa, :::Krzyżaków izby pełne, :::Żmudzi pełen podworzec, :::Żmudź z Witoldem na boje :::Zebrała się iść razem, :::Za Kiejstuta się pomścić, :::Na Jagiełłę uderzyć. ::::W świetlicy po za stołem :::Siedzi on; Krzyżak siedzi; :::Kniaź Olszański i żona, :::Co z Krewa wypuszczona, :::Za mężem się pognała; :::I Zofja Witoldówna, :::Kwiat ogródka różany, :::W polu biała lilija. :::Przyjaciele Kiejstuta, :::Witolda przyjaciele, :::Na Litwę się sposobią. — Słuchaj — Mistrz, ciągnąc na ustroń Witolda — Słuchaj mnie — rzecze — ja ci pomoc daję, Zamek Malborski mieszkaniem wyznaczam, Wojsko pod twoje zgromadzę rozkazy, Ale pomnijcie, że piérwszy warunek, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 15hsf16gkh676rgufravgbxwfml4841 Strona:Anafielas T. 3.djvu/233 100 1079647 3158289 3155082 2022-08-26T23:48:18Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/234]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/233]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|231}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XXXII.}} <poem> :{{kap|Smutneś}} ty, Krewo! więźniów i wygnańców Do starych murów przytulasz z kolei! Jednemi wroty trup na pogrzeb wiozą, Drugiemi więźnia na ciemnice twoje. A straż, co stoi na wieży wysokiéj, Nie patrzy Pana wesołéj drużyny, Czeka na jeńców i wygląda brańców. Smutneś, zamczysko więźniów i wygnańców! :Namiestnik jękóm przywykł, jak weselu, I rad, kiedy mu jęczy więźniów wielu; Przynajmniéj w głuchéj starych murów ciszy Cóś nad pluskanie zimnych wód posłyszy. Na to ci przyszło? dawniejsza stolico! Abyś się stała więzieniem, ciemnicą! </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> knewc3x13oivrb40czxvmykryuyw0ra Strona:Anafielas T. 3.djvu/234 100 1079648 3158290 3155083 2022-08-26T23:48:21Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/235]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/234]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|232}}</noinclude><poem> :Jednemi wroty na wozie pogrzebnym Kiejstut na Świętą odjechał dolinę, Drugiemi wroty w orszaku siepaczy Witold na długą wwiedziony niewolę. :Witold to? — Trudno poznać go z oblicza, Bo boleść we twarz wryła się głęboko, Przygasło dawniéj jaśniejące oko, I usta sine, milcząc, się zawarły. Żywy, a na-wpół zdaje się umarły; I nic nie widzi, co dzieje dokoła; Na brzęk łańcuchów, na krzyki gawiedzi, Skinieniem, okiem nie da odpowiedzi; Zsunął się z konia, i powolnym krokiem Poszedł, dumając, po dworze szérokim. :Zabójcy ojca patrzą się nań z boku; Szyderskie myśli śmieją się im w oku, Usta się krzywią; rękami w milczeniu Cóś pokazują, jakby stryczek kładli, Cicho Lisica szepce do Bilgena: — Czy mu ta sama izba wyznaczona, Gdzie ojciec Kiejstut przeżył dni ostatek? Czy naszéj straży oddadzą młodego? — Szepcą — wtém słudzy do Witolda biegą I na komnaty w wieży go prowadzą, W osobnéj izbie smutnego sadzają. Pomni Jagiełło, że Witold mu życie, W niewoli ojca, uprosił, ratował; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> c0btr70arsl69qdne54pmjdrudvhxna Strona:Anafielas T. 3.djvu/235 100 1079649 3158291 3155084 2022-08-26T23:48:24Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/236]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/235]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|233}}</noinclude><poem> Więzi Witolda, lecz przykazał skrycie, By go namiestnik w niewoli szanował; I kazał izbę na wieży mu jasną Wysiać kobiercem, przyodziać skórami; A chociaż straże u drzwi mu postawił, Przynajmniéj okno puszcza blask słoneczny, Przynajmniéj Witold na wody i lasy, Na ziemię może okiem rzucić zdala. Lasy mu szumią, szumi srébrna fala, Słońce mu świeci; powietrzem swobodnie Oddycha, ziemię obejmując wzrokiem. :Ale więźniowi nie patrzeć na słońce, Ani zieloną wiosną się weselić, Ni fali słuchać, ani ptaka śpiewu, Ni piersią szukać słodkiego powiewu! Jemu myślami karmić się gorzkiemi, Jemu boleścią swoją się napawać, I słuchać Raudy, którą serce śpiewa! Wszystko mu smutkiem, boleścią, rospaczą! Tak Witold siedzi, siedzi, je sam siebie, A śmierć ojcowska, co zgonem zagraża, Nad głową skrzydły czarnemi roztacza, I w nocy nawet sny słodkie odgania. :Nazajutrz w zamku ruch i wrzawa nocna. Witold się zerwał, usiadł na posłanie. — To zamach — myśli — na moje się życie </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1qg58v0dwo9mx4o41vor1040ldori2e Strona:Anafielas T. 3.djvu/236 100 1079650 3158292 3155085 2022-08-26T23:48:27Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/237]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/236]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|234}}</noinclude><poem> Sposobi! Idą wysłani siepacze! — I chwycił drzewce z ogniska zgasłego, Siedzi, a krwawe wejrzenie na wrota Swego więzienia, odważny, posyła. Aż w drzwiach zapora ciężka się ruszyła. On wstał. Któś idzie — to idą siepacze. Patrzy, a nim się rozpoznał w ciemności, Z krzykiem na piersi Anna Światosławna Rzuca się, płacząc, i do stóp mu pada. — Ty tutaj! Anno! — {{tab|100}}— To ja, o mój Panie! Przyszłam podzielać ciężką twą niewolę. Smutne dni długie i nocy bezsenne! — :— Dzięki ci, Anno! Ale pocóż było Saméj oddawać na Jagiełły ręce? Z tobą ja stokroć więcéj boleść czuję, Bo lepsze czasy na pamięć przychodzą. — :— Więc odejść każesz? — {{tab|100}}— Pozostań! na Bogi! Jesteś, pozostań! Zesłał cię mój Gulbi, Bym nie zmarł z nudów, nie zjadł się myślami. — :Mówił, oboje płakali do rana, A kiedy Anna Światosława córka Usnęła ze dniem w Witolda objęciu, Drzwi znów skrzypnęły — namiestnik wszedł stary, Dziewkę służebną wprowadził w komnatę. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 82pgwgmmv8cf6ex2gmr43gruq17fehv Strona:Anafielas T. 3.djvu/237 100 1079651 3158293 3155086 2022-08-26T23:48:30Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/238]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/237]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|235}}</noinclude><poem> — Dzień już — rzekł — Xiężno! wróć do swéj świetlicy. — — Jak to? więc w nocy tylko będziem razem? — — Taki był rozkaz, idę za rozkazem. — :I obudzona Anna, płacząc, idzie; Za nią komnaty drzwi ryglują znowu; Witold jak po śnie wesołym się budzi, I znów podparty na ręku zadumał, Znowu pierś szarpie i włosy rozrzuca, Śmierci się lęka, za każdym szelestem Widzi ojcowskich siepaczy nad sobą. :Jak dnie mijają, co wieczór przychodzi Anna do męża, i niewolę słodzi, Tuląc się w jego skosniałém objęciu. A! nie pieszczoty w sercu teraz jemu, Nie szeptać z żoną, nie twarz jéj całować! Jemu swobody chce się zakosztować, Jemu na wolność chce znowu wypłynąć, By mścić za ojca i na bojach zginąć. Śmierć w tém więzieniu od katowskiéj ręki Kiedy przypomni, włos na głowie wstaje, Krew w żyłach zawre, piersi żarem buchną. :Tak walczy codzień ze strachem, myślami, Gnębi, spodziewa, rospacza i mami; Nakoniec znękał, spuścił smutną głowę, Pobladł, i siły utracił znużony. Niczém mu teraz słodki uścisk żony, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> msmgydafmseffer8umyfi8ph20o9xsu Strona:Anafielas T. 3.djvu/238 100 1079652 3158294 3155087 2022-08-26T23:48:33Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/239]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/238]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|236}}</noinclude><poem> Co nocy, kiedy Kiejstutowéj śmierci Przyjdzie godzina, z łoża się porywa. Zda mu się słyszeć jęk z głębi ciemnicy, I szamotanie, i stuk siwéj głowy, Jak pada, bijąc o twardą podłogę. Z łoża powstaje, chodzi po komnacie, Ogień rozpala, a Anna zbudzona Napróżno męża przywabia do siebie, Chce cieszyć słowy, kołysać w uścisku. Chodzi do świtu, i gorącą głowę W dłoniach gorących tuli, a łzy jednéj Nie może wylać, by z nią boleść sciekła. :Co ranek służba wchodzi do komnaty I Xiężnę Annę na zamek odwodzi. Sam wówczas Witold z myślami zostaje, Rzuca znużony na twarde posłanie, I sen na chwilę klei mu powieki; Ale i we śnie myśl szarpie wnętrzności, Smutek powolnie szpik wysysa z kości. :Raz, wieczór, słońce nad jeziorem było, Ptacy śpiewaniem z słońcem się żegnali, I nic nie słychać, oprócz szumu fali I szumu lasów, który wiatr przynosił. Witold, oparty na oknie, oddychał Wonném powietrzem, a myślą daleko Latał po Żmudzi, zwołując poddanych. W komnacie więźnia powoli sciemniało, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 25swbtt5w2jefpysz4c5krzerae9365 Strona:Anafielas T. 3.djvu/239 100 1079653 3158295 3155088 2022-08-26T23:48:36Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/240]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/239]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|237}}</noinclude><poem> Ogień się tylko drżącém światłem palii, A Witold ujrzał postać jakąś białą, Co rosła, rosła, od ogniska wstała, U ognia palce zziębłe rozpostarła, Milcząc, żylaste ręce rozgrzewała, Długo w twarz smutną Witolda patrzała, I tak nareszcie ozwała do niego: :— Witoldzie! poco żałość ta, rospacze? Niechaj kobiéta smuci się i płacze, Niech dzieci piszczą, gdy w duszę im szpony Zapuści boleść, żal nieutulony. Mąż cierpi milcząc, boleść swą zwycięża. Zimna wytrwałość piérwszą cnotą męża. Nie tobie jeszcze łamać męzkie dłonie I tulić głowę na kobiéty łonie. Śmierci się lękasz — śmierć jeszcze daleko, Ani, jak ojca, trupem cię ztąd zwleką. Na twoich rękach losy Litwy całéj, Pomsta za ojca, lata wielkiéj chwały, Nieszczęścia, klęski. Długie życie twoje, Długie twe prace, ciężkie jeszcze znoje. Poco zachmurzać u młodości wschodu? Wyjdziesz, o Xiążę, wyjdziesz z tego grodu, A boleść przeszła, boleść dziś tak wielka, W przeszłości spłynie, jak w morzu kropelka. Będziesz swobodnym. Litwa na cię czeka. Tobie nad całą władza i opieka. — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4s5ykcibuv0mq70tea5ck9cnz6jahzl Strona:Anafielas T. 3.djvu/240 100 1079654 3158296 3155089 2022-08-26T23:48:38Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/241]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/240]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|238}}</noinclude><poem> :Tak cichym głosem gdy mówił do niego, Pełzły mu szały, ciało się w powietrzu Topiąc, niknęło, i z dymem uleciał. :Drugi to już raz Witold ducha swego Widział, i w duszę odwaga wstąpiła. Wtém drzwi skrzypnęły — Anna weszła cicho I na kolanach położyła głowę. — Panie mój! — rzekła — ty patrzysz; gdzieś oknem Myśl wyleciała i daleko buja; Chcesz być swobodnym — ja ci dam swobodę, Ja cię z niewoli, w któréj schniesz, wywiodę. :— Ty? — {{tab|50}}— Ja, mój Panie! Posłuchaj twéj Anny: Jutro, zaledwie świt wstanie poranny, Zastukam do drzwi o służebnę moję; Ty na się wdziejesz twojéj Anny stroje I wyjdziesz z sługą. Ja tutaj zostanę. Modlić się będę, abyś uszedł cało. Koń w lesie czeka i drużyna wierna, Algimund dawno błąka koło Krewa. — :Witold do piersi swą Annę przycisnął, Z oczu mu promień radości wytrysnął. — A ty? — rzekł. — Jeśli Jagiełło zatrzyma? — — Jagiełło? Cóż mu po jednéj kobiécie? Nie myśl — ja się méj nie boję niewoli; Czuję, że on mi pójść z tobą pozwoli; A zechce mścić się, pomści się na straży. — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8akz3001l6lopcw6qigvry9b3bavbza Strona:Anafielas T. 3.djvu/241 100 1079655 3158297 3155090 2022-08-26T23:48:41Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/242]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/241]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|239}}</noinclude><poem> :Witold piérwszy raz na promiennéj twarzy Zajaśniał dawném swobodném weselem. — Jutro — rzekł — jutro znów wolny polecę! Jutro! O! czemuż ranek już nie świta! — Napróżno Anna wabi go ku sobie, Chwilę ostatnią chce by jéj poświęcił — Witold przez okno niebo o wschód pyta, Szaty nadziewa; ledwie na dzień brzaski, Żonę płaczącą w czoło pocałował, Zakrył zasłoną i wyszedł z służebną; Z zamku w ciemności wyrywa się skrycie I na Mazowsze popędził o świcie. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> s0t7ghcfi6002wxytxyhkpelb0z9cjh Strona:Anafielas T. 3.djvu/243 100 1079656 3158299 3154013 2022-08-26T23:48:47Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/244]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/243]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Wieralee" />{{c|241}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XXXIII.}} <poem> ::::{{kap|Cóż}} tak huczno, wesoło, :::Na Malborskim dziś dworze? :::Wszystkie okna się świecą, :::Wszystkie dymią kominy, :::Służba biega zziajana, :::A za stołem biesiada, :::I w podworcu gromada, :::Za stołem z Mistrzem Panem :::Witold usiadł za dzbanem, :::A dokoła drużyna, :::Cichą, żywą rozmową :::Bujną wrzawę godową :::Tajnym szmerem przecina. ::::Co tak huczno, wesoło, :::Na Malborskim dziś dworze? </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jeoe43yectraxfnb6mfa3apdkxtgyky Strona:Anafielas T. 3.djvu/256 100 1079766 3158313 3137834 2022-08-26T23:49:26Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/257]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/256]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 3.djvu/251 100 1079801 3158308 3155105 2022-08-26T23:49:10Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/252]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/251]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|249}}</noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XXXIV.}} <poem> :{{kap|Czegoś}} smutny? Witoldzie! czego na twe dłonie Głowa spadła? pot zimny oblewa ci skronie? Czyliżeś nie zwyciężył, nie pomścił Kiejstuta? Czyli wojna nad Litwą długa nie osnuta? Czy silny twém przymierzem, Mistrzem i Zakonem, Obawiasz się Jagiełły, gdy pod jego tronem Przepaść się już otwiera? Bracia z Rusią wiążą, Hołdują Dymitrowi, lub wybić się dążą? Czegoś smutny? Wszak Trockie zniszczyłeś dokoła, Trzech Komturów pod Wilno posłałeś na zwiady, I stolica Jagiełły jeszcze z swego czoła Nie starła, płomiennemi coś napisał ślady; Wszak ci Krzyżak obiecał i tron i opiekę, Wszak i chrzest już przyjąłeś, i wiarę porzucił, Oddałeś Zakonowi twą przyszłość daleką, I dzieci w jego ręce. Czegoś się zasmucił? </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6ixy5zdkuzmw6hkdj0vh8srnq4nzecq Strona:Anafielas T. 3.djvu/250 100 1079802 3158307 3155102 2022-08-26T23:49:07Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/251]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/250]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|248}}</noinclude><poem> :::Słuchać nawet nie chcieli. :::Noc oblężeni całą :::W trwodze bez snu spędzili; :::A zaledwie zadniało, :::Krzyżacy uderzyli, :::Tłuką w wrota tarany, :::Tłuką belki o ściany. :::Wali się mur. Wyłomem :::Wpada Witold z pogromem; :::Za nim Krzyżacka rzesza, :::Ogień niosąc, pośpiesza. :::Zewsząd się zamek pali, :::Zewsząd Krzyżacy stoją; :::Kogo mieczem oszczędzą, :::Tego w płomień zapędzą. :::I z Trockiego zamczyska :::Już kupa rumowiska, :::Z któréj dymy się wleką :::Po dolinie daleko. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pw14olzn3tolm5sxqy1oapa9h2k15m9 Strona:Anafielas T. 3.djvu/249 100 1079803 3158306 3155100 2022-08-26T23:49:04Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/250]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/249]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|247}}</noinclude><poem> :::Trzykroć Mistrz doń posyła, :::By się poddał z załogą. :::On posłańca nie słucha, :::W wojsko swe natchnął ducha, :::Sam na wieży rozkazy :::Daje, bieży, i w chwili :::Już Krzyżaków trzy razy :::Oblężeni odbili. ::::A wtém łodzie sprzężone :::Niosą ciężkie tarany; :::Podstawiają pod ściany. :::Napróżno na obronę :::Wojsko, ogień, kamienie, :::Wrzątek leje i kłody :::Zrzuca. Wkrótce zabrakło :::I kamieni i wody. :::Taran w bramy kołacze, :::Wrota trzeszczą ugięte, :::I żelazne okowy :::Pospadały odcięte. :::Strach załodze zamkowéj! ::::Ale noc czarna zrywa :::Bój krwawy i szturm ciężki. :::Mistrz do jutra odkłada. :::Witold do wrót przybywa, :::Po litewsku odzywa. :::Próżno! — z murów zniknęli, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 38p3hppfgs2i0kju7yzaq9anigc6la6 Strona:Anafielas T. 3.djvu/248 100 1079804 3158305 3155098 2022-08-26T23:49:01Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/249]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/248]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|246}}</noinclude><poem> ::::Ot już widać jezioro; :::Na kępie, na jeziorze, :::Czarne zamczysko słoi, :::Wieże wysoko wznosi; :::Po nad brzegiem jeziora :::Drobne chaty czernieją; :::Za chatami, wzgórzami, :::Las z ciemnemi sosnami :::Objął miasto dokoła. ::::Nim załoga postrzegła, :::Zanim na mur wybiegła, :::Już Krzyżacy schwycili :::Prom i łodzie na brzegu, :::Już na ostrow przybili, :::Do bram walą, szturmują. :::Obudzona załoga :::W koszulach na mur bieży. :::W zamku popłoch i trwoga, :::A na czele dowódzcą :::Stary Hanul Wileński; :::On szykuje, on wrota :::Kazał ziemią podsypać, :::Kazał wodą oblewać, :::Z murów kamieńmi miota, :::Po basztach stawi straże, :::Wściekle bronić się każe, :::Ani myśli poddawać. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ms0i7dythhlxogr9ej2bevd03edvi83 Strona:Anafielas T. 3.djvu/247 100 1079805 3158303 3155096 2022-08-26T23:48:58Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/248]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/247]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|245}}</noinclude><poem> :::Kniaź Algimund się gania :::Z gromady do gromady, :::Dzieli ufce, rozdaje, :::I dowódzców stanowi, :::I chorągwie podziela. ::::Z świtem Malborga bramy :::Otwarły się széroko. :::Czoło — ufiec Krzyżacki, :::Ciało — Żmudzcy żołnierze, :::Tył Mistrz z swemi im bierze. :::Tak Litewska się siła, :::Opasana dokoła, :::Do {{Korekta|Krzyzackiéj|Krzyżackiéj}} wcieliła; :::Z wielkim krzykiem puściła :::Ojczyste niszczyć sioła; :::A na czele proporzec :::Krzyżem czarnym powiewa, :::I chorągiew za niemi :::Lśni znaki Krzyżackiemi. ::::Dniem, nocą bez oddechu :::Ciągną wojska pod Troki. :::Mistrz nagli do pośpiechu, :::Witold wielkiemi kroki :::Z bijącém sercem leci :::Ku rodzinnéj dzielnicy. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> auzdl133fdt5nqcxqi6ijfrc0h6vh9w Strona:Anafielas T. 3.djvu/246 100 1079806 3158302 3155095 2022-08-26T23:48:55Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/247]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/246]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|244}}</noinclude><poem> Czolner rzekł słowo w ucho Komturowi. — Więc jutro, Xiążę, szczęśliwéj wyprawy. — Dłoń zatarł Witold — O, długo czekałem Bezbronny więzień, wygnaniec, bezczynny! Jutro!! — I Xiążę Olszańskie porywa: — Ty, Algimundzie, idź do naszéj Żmudzi, Na jutro półki przysposób. O świcie My występujem, i wy wystąpicie. Bądźcie gotowi. We mnie krew inaczéj Płynie po żyłach; drga ręka, drży serce! O! gdyby ująć ojcowskie morderce, Gdyby szeroką, czérwoną krwi strugą, Pomścić się razem nad panem i sługą! — ::::Niéma nocy na grodzie, :::I dnia wszyscy czekają, :::By wyruszyć o wschodzie. :::Żmudzini potrząsają :::Smolne oszczepy swoje, :::Łuki z rogów wygięte, :::Proce z skóry wycięte, :::Rzadkie rdzawe szablice. :::Krzyżacy zbroje jasne :::Sposobią, i pancerze :::I hełmy podwiązują, :::Włócznióm końce ze stali :::Kują. Nim dzień zaświta, :::Trzeba w pole wyruszyć. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0b9vjskaj1pfsp3yovpxywr1xddd28i Strona:Anafielas T. 3.djvu/268 100 1079976 3158326 3138701 2022-08-26T23:50:02Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/269]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/268]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/110 100 1080010 3157733 3138946 2022-08-26T12:33:33Z Piotr433 11344 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>oczy zamigotały zmiennym blaskiem i odwróciły się, a ich właścicielka pokryła zmieszanie nowym wybuchem śmiechu i efektownem odrzuceniem wtył swej krótkiej czuprynki.<br> {{tab}}— Mogę panować nad nią, mogę ją okiełznać — pomyślała Emilka z odcieniem triumfu.<br> {{tab}}Ale przewaga liczebna jest siłą niewątpliwą. W południe znalazła się Emilka sama jedna na podwórzu rekreacyjnem nawprost całej gromady wrogich twarzy. Dzieci bywają najokrutniejszemi istotami na świecie. Mają instynkt zbiorowy, przesąd skierowany przeciw wszelkim intruzom, a objawy tego przesądu są zawsze niemal bezlitosne. Emilka była obcą w tem środowisku, należała do dumnego rodu Murrayów, dwa minusy! A przytem była w niej, mimo jej drobną postać, jej brzydki fartuch i dziwaczny kapelusz, jakaś godność, jakiś takt, który one wyczuwały. Nie mogły jej darować tej subtelności, ani tego wyniosłego spojrzenia, ani tej lekceważącej minki, zamiast twarzyczki nieśmiałej, trwożnej, czyhającej na szczyptę życzliwości.<br> {{tab}}— Jesteś pyszałkiem — rzekła Czarnooka. — Och, masz wprawdzie buciki zapinane na guziki, lecz niemniej ciotki trzymają cię u siebie z łaski.<br> {{tab}}Emilka niechętnie nosiła te buciki. Miała zamiar biegać boso, jak zwykle w lecie. Ale ciotka Elżbieta powiedziała jej, że żadne dziecko ze Srebrnego Nowiu nie chodziło nigdy boso do szkoły.<br> {{tab}}— Patrzcie tylko na ten fartuszek dla małego dzidziusia — śmiała się inna dziewczynka o bujnych, orzechowych lokach.<br> {{tab}}Tym razem zarumieniła się Emilka. To był {{pp|czu|ły}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|104}}</noinclude> k3kdy1bvlepvt31ks7218jiz8rs84p6 Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/111 100 1080011 3157734 3138948 2022-08-26T12:35:43Z Piotr433 11344 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{pk|czu|ły}} punkt. Zachwycona swym celnym ciosem, przypuszczała bujnowłosa dalszy szturm.<br> {{tab}}— Czy to jest kapelusz twojej babki?<br> {{tab}}Chór śmiechu.<br> {{tab}}— Ona nosi kapelusz od słońca, aby pielęgnować swoją cerę — rzekła jedna ze starszych dziewczynek. — To jest przecież Murrayówna. Murrayowie są chorzy na pychę i dumę, jak mówi moja matka.<br> {{tab}}— Jesteś okropnie brzydka — rzekła tęga, przysadzista dziewczynka, prawie tak szeroka, jak długa. — Masz uszy takie, jak uszy kota.<br> {{tab}}— Nie masz czego być taka dumna — rzekła czarnooka. — Twój kuzyn Jimmy jest idjotą.<br> {{tab}}— Nieprawda! — krzyknęła Emilka. — On ma więcej rozumu, niż wy wszystkie razem. Możecie mówić o mnie, co się wam podoba, ''ale nie będziecie znieważać mojej rodziny''. Jeżeli powiecie jeszcze jedno słowo przeciwko nim, spojrzę na was złem okiem.<br> {{tab}}Nikt nie zrozumiał, co oznacza ta pogróżka, ale tem skuteczniej podziałała. Nastąpiło krótkie milczenie.<br> {{tab}}— Czy umiesz śpiewać? — spytała po chwili chuda, piegowata dziewczynka, która wyobrażała sobie, że jest bardzo ładna, mimo swą chudość i piegi.<br> {{tab}}— Nie — rzekła Emilka.<br> {{tab}}— Czy umiesz tańczyć?<br> {{tab}}— Nie.<br> {{tab}}— Czy umiesz szyć?<br> {{tab}}— Nie.<br> {{tab}}— Czy umiesz gotować?<br> {{tab}}— Nie.<br> {{tab}}— Czy umiesz robić koronki?<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|105}}</noinclude> qla78d13w6y53pniabzwzkxtqaevvfr Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/112 100 1080014 3157735 3138952 2022-08-26T12:38:16Z Piotr433 11344 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}— Nie.<br> {{tab}}— Czy umiesz szydełkować?<br> {{tab}}— Nie.<br> {{tab}}— No, to cóż ty umiesz? — spytała piegowata wzgardliwym tonem.<br> {{tab}}— Umiem pisać poezje — rzekła Emilka, chociaż wcale nie miała zamiaru tego powiedzieć. Ale w tejże chwili wiedziała, że umie istotnie pisać poezje. A wraz z tem dziwnem, nieumotywowanem przeświadczeniem zjawił się... Promyk! Właśnie tu, wśród niechęci i podejrzliwości ludzkiej, wśród walki o utrzymanie swego stanowiska, bez pomocy, bez jakiejkolwiek przewagi własnej, nadeszła ta cudowna chwila, kiedy dusza wyrywa się z ciała, wylatuje ponad poziomy, ku gwiazdom. Zachwyt i rozkosz na twarzy Emilki zaskoczyły i podrażniły jej nieprzyjaciółki. Poczytywały to za objaw dumy Murrayowskiej, objaw niewczesny i wysoce niestosowny.<br> {{tab}}— Kłamiesz — rzekła brutalnie Czarnooka.<br> {{tab}}— Córka Starra nie kłamie — odparła Emilka. Promyk odszedł, ale pozostał odblask, wzniesienie ducha ku wyżynom. Popatrzyła na nie chłodno i obojętnie i to je ostudziło narazie.<br> {{tab}}— Dlaczego mnie nie lubicie? — spytała bez ogródek.<br> {{tab}}Nie było odpowiedzi. Emilka powtórzyła pytanie, patrząc wprost na dziewczynkę o orzechowych lokach. Ta uważała, że wypada przecież odpowiedzieć.<br> {{tab}}— Bo jesteś całkiem inna, niż my — wyjąkała.<br> {{tab}}— Nie chciałabym być do was podobna — odrzekła Emilka wzgardliwie.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|106}}</noinclude> a29oxid7b8mtwbgliksu4dyk3xx3s5v Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/113 100 1080015 3157736 3138954 2022-08-26T12:40:31Z Piotr433 11344 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}— Och, naturalnie, ty należysz do Ludu Wybranego — szydziła Czarnooka.<br> {{tab}}— Rzecz jasna, że tak — odparła Emilka.<br> {{tab}}Wróciła do budynku szkolnego, z tej bitwy wyszła zwycięsko.<br> {{tab}}Ale nie tak łatwo było zażegnać złe moce, sprzysiężone przeciw niej. Dużo było szeptów i spiskowania; gdy odeszła, odbyła się narada z chłopcami, którym wręczono kilka ołówków i gumę do żucia wzamian za otrzymane wskazówki.<br> {{tab}}Przyjemne poczucie zwycięstwa, oraz odblask „Promyka” towarzyszyły Emilce w ciągu całego popołudnia, chociaż panna Brownell ośmieszała jej błędy w sylabizowaniu. Wszystkie dziewczynki chichotały, z wyjątkiem jednej, której nie było zrana. Emilka ciekawa była, kto to taki. Była również niepodobna do reszty, jak Emilka, lecz w całkiem innym stylu. Była wysoka, źle odziana w zbyt długą suknię z pomiętego, wyblakłego materjału i bosonoga. Rzadkie włosy, krótko przystrzyżone, rozwiewały się dokoła jej głowy, tworząc rodzaj złotej aureoli. Jej błyszczące oczy były tak przezroczyste, tak jasne, jakby były przetykane promieniami słonecznemi. Usta miała szerokie, podbródek wystający, krnąbrny. Nie można było nazwać jej ładną, ale w twarzy jej było tyle życia, tyle zmiennej mimiki, że Emilka nie mogła oczu od niej oderwać. Była to jedyna dziewczynka, na której panna Brownell nie ostrzyła swego dowcipu podczas lekcji, chociaż i ona robiła błędy, te same, co inne koleżanki.<br> {{tab}}Podczas rekreacji jedna z dziewczynek podeszła do Emilki z pudełkiem w ręku. Emilka wiedziała, że<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|107}}</noinclude> h7t5xlvzpwll8zq5i4hg9nar596i3sb Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/114 100 1080022 3157737 3138967 2022-08-26T12:45:36Z Piotr433 11344 /* Skorygowana */ korekta bwd proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>jest to Rhoda Stuart, {{Korekta|uważał|uważała}} ją za bardzo ładną i milutką. Rhoda była obecna w południe, podczas walnej bitwy, ale nie odezwała się ani razu. Ubrana była w czerwoną sukienkę z lekkiej wełny, miała włosy długie o miedzianym połysku, wielkie błękitne oczy, różowe usteczka, rysy drobne i regularne, jak u lalki, głosik słodki. Jeżeli można było pomówić pannę Brownell o faworyzowanie jednej z uczennic, to ulubienicą tą była niezawodnie Rhoda Stuart, która i w gronie koleżanek robiła wrażenie popularnej osobistości. Starsze dziewczynki rozpieszczały ją i okazywały jej czułość i podziw.<br> {{tab}}— Oto jest prezent dla ciebie — rzekła słodko Rhoda.<br> {{tab}}Emilka wzięła z jej rąk pudełko, nie podejrzewając niczego. Uśmiech Rhody byłby uśpił najsroższą nieufność. Przeżyła chwilę szczęścia, otwierając pudełko. Naraz... cisnęła je ze wstrętem na podłogę i stała bez ruchu, drżąca, blada, zmieniona. W pudełku leżał wąż, stworzenie, wzbudzające w Emilce uczucie niewypowiedzianego obrzydzenia. Nie wiedziała nawet, czy był to żywy wąż, czy zabity.<br> {{tab}}Sam ten widok obezwładnił ją.<br> {{tab}}Ogólny chichot był odpowiedzią na ten odruch wstrętu.<br> {{tab}}— Jabym się nie bała zdechłego węża! — szydziła Czarnooka.<br> {{tab}}— Czy możesz napisać wiersz na ten temat? — śmiała się Piegowata.<br> {{tab}}— Nienawidzę was! Nienawidzę was! — krzyknęła Emilka. — Jesteście podłemi, nienawistnemi dziewczynkami!<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|108}}</noinclude> fiobm2bsd95iyaj39eyi4vzxk5faurb Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/115 100 1080024 3157970 3138971 2022-08-26T19:40:14Z Piotr433 11344 /* Skorygowana */ formatowanie tekstu proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}— Wymyślanie nie jest czynem wielkopańskim — rzekła Piegowata. — Sądziłam, że Murrayówna jest na to zbyt wielką damą.<br> {{tab}}— Gdy przyjdziesz jutro do szkoły, panno Starr — rzekła Czarnooka stanowczym tonem — obłożymy ci szyję tym wężem!<br> {{tab}}— Spróbujcie! — zawołał donośny, dźwięczny głos. Jednym susem stanęła pośrodku klasy dziewczynka o jasnych oczach i krótkich włosach. — Spróbuj tylko to wykonać, coś zapowiedziała, Jennie Strang!<br> {{tab}}— To nie twoja rzecz, Ilzo Burnley — mruknęła niechętnie.<br> {{tab}}— Czyżby? Nie drażnij mnie, piegowata! — Ilza podeszła bliżej do cofającej się przed nią Jennie i wygrażała jej opaloną pięścią przed samą twarzą. — Jeżeli cię przydybię na sprzeciwianiu się Emilce Starr, na straszeniu jej tym wężem, to wezmę węża za ogon, ciebie za twój ogon i wytnę cię nim po twarzy. Zapamiętaj to sobie, Piegowata! A teraz idź, podnieś tego cennego węża i wyrzuć go do śmietnika.<br> {{tab}}Jennie natychmiast wykonała rozkaz. Ilza zwróciła się do pozostałych dziewcząt.<br> {{tab}}— Zanotujcie sobie wszystkie, że macie dać święty spokój dziewczynce ze Srebrnego Nowiu! Jeżeli jeszcze usłyszę o jakiemś znęcaniu się nad nią, to poobcinam wam uszy i będę je nosić jako trofea, przypięte do mojej sukni!<br> {{tab}}Przerażone tą okrutną pogróżką, czy też czemś imponującem w indywidualności Ilzy, pierzchły przeciwniczki Emilki. Ilza zwróciła się teraz do niej samej.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|109}}</noinclude> m7vfbypimzrruvu8cmwtoycyoy5plyn Strona:Anafielas T. 3.djvu/263 100 1080026 3158321 3155162 2022-08-26T23:49:47Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/264]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/263]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|261}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XXXVI.}} <poem> :{{kap|Między}} jeńcami w Polsce zabranemi Był mnich ubogi, Franciszka zakonu. Zakon nie obcy już Litewskiéj ziemi. Bracia to jego, męczeńskiego zgonu Piérwsi poleli ziemię krwią chrześciańską, Piérwsi winnicę w niéj krzewili Pańską. Na Piaskach Wilna, na miasta kończynie, Stał ich kościołek, niby gród obronny; A dachu nie śmiał wywodzić wysoko, Ani się krzyżem na wieży pochwalić, Ni dzwonu dźwiękiém do modlitwy wołać. Wysoki płot go obejmował wkoło; Brama dębowa milczała zaparta, Broniła wejścia, jak w Krzyżackim zamku. I rzadko mnichy, od pamiętnéj chwili, Na miasto wyszli, między lud wkroczyli; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gxdt97k8gi6bhfpr2054pjie2ljmuqo Strona:Anafielas T. 3.djvu/252 100 1080028 3158309 3155109 2022-08-26T23:49:13Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/253]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/252]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|250}}</noinclude><poem> :— Czegoś smutny? Witoldzie! — mówiła mu żona. — Czegoś, Panie, nierady? — Algimund go pytał. A Mistrz, śmiejąc, mu mówił: — Cięży ci korona, Nimeś jeszcze na skroniach twoich ją powitał. Będzie czas trosków doznać, gdy Litwą zawładasz; Teraz czego przed czasem na silach upadasz? Zakon zgnieść nie dozwoli, Zakon cię utrzyma. Z nami lękać się czego, dumać nad czém niéma. — A Wilold, potrząsając głową, lub głęboko W mówiącego ogniste zapuszczając oko, Uśmiechem lub milczeniem wzgardy odpowiadał, Bo nikt nie był mu w duszy, nikt serca nie zbadał. :O, wiele tam oddawna, wiele się zebrało! Wiara ojców, z naddziadów nieskażoną chwałą, Obie stały przed duszą z żałobnemi szaty, Obie wstyd jéj wznosiły i liczyły straty; Blade ojca oblicze nad synowską głową, Smutne, milczące, z zgrozą odstępcę karciło, I, odsłaniając przeszłość, z postawą surową O przyszłość się pytało, bo o niéj wątpiło. :We śnie, dwónastu starców pod dęby staremi Siadali przed nim sądzić — sądzili na ścięcie, I klęli go, mieczami wstrząsając wielkiemi. On się tulił przed niemi w ojcowskie objęcie, A ojciec go odpychał; on do matki chronił, Matka go odpychała — nikt go nie zasłonił! </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qrg0h78cxcswunze5url17f6e4d3sga Strona:Anafielas T. 3.djvu/253 100 1080029 3158310 3155112 2022-08-26T23:49:16Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/254]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/253]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|251}}</noinclude><poem> :Takie sny, taka jawa. Z Zakonem przymierze — On poddany Krzyżaków, on, ziemia i dzieci. Jeśli Litwę z pomocą Zakonu odbierze, Litwa w gardło smokowi na pożarcie wleci! :I zewsząd biada! Lud się odstąpił od niego, Żmudzini po dawnemu pod sztandar nie biegą; Wiedzą, że się już ochrzcił, że zerwał ze swemi, Całą przeszłość darował za kawałek ziemi. :Witold smutny; a Anna, widząc smutek, płacze, Jak nigdy nie płakała, gdy życie tułacze Pędząc, z Wilna do Krewa goniła za brańcem, Potém w Pruskie się włości darła za wygnańcem. :Noc była. Witold miecza o ziemię probował, To uderzał, to giął go, to znowu prostował, To nim dziwne postacie po podłodze kréślił; Usiadł i miecz odrzucił, głęboko zamyślił. :Wtém u ognia się postać znowu jawi biała, Mglista, coraz wyraźniéj z ciemności wypływa, Suche ręce nad płomień wznosząc, rozgrzewała, Chwilę milczy, a potém cicho się odzywa: :— Witoldzie! jam twój Gulbi. Jeszcze raz przychodzę Pożegnać cię. Na nowéj niepotrzebny-m drodze. Tyś nie nasz już, Krzyżackim jesteś tylko sługą, Tyś zwycięzca, szczęśliwy! lecz będzież nim długo? </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4fd52p93osw8krxdv34nypw5zafioz0 Strona:Anafielas T. 3.djvu/254 100 1080030 3158311 3155120 2022-08-26T23:49:19Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/255]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/254]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|252}}</noinclude><poem> Tyś poddaństwo zaprzysiągł, na karcie wypisał, Dał swe życic Zakonu, aby je wysysał, Przyszłość swoję i Litwy, za zemstę niepewną. Jam duch, a oczy moje łzą zachodzą rzewną; I lud twój, jak ja, patrząc na Kiejstuta syna, Łamie ręce i płakać z rospaczy zaczyna. Ty zginiesz! Strzeż, Witoldzie, ochrzczonéj twéj głowy! Pradziadowie do walki, a ty do umowy Stałeś z nim. Lepsza walka, niżeli przymierze. Da-ć Zakon kości, gdy z nich szpik wyssie, wybierze. — Przerwał Witold: — A znasz ty, Gulbi, co w méj duszy? Myślisz, żem szczérze wiarę i Litwę porzucił? Co Witold zrobił, Witold, gdy zechce, pokruszy. — Biały cień wstał, od ognia jasną twarz odwrócił. — Posłuchaj mnie, i pomnij! Tyś Litwy nadzieją, Tyś ostatni, swéj wiary, bohatér ostatni. Jeszcze chwila, a ludy Litewskie stopnieją, Wróg je zabierze w uścisk, zdradny uścisk bratni, W którym życie ze staréj Litwy wydobędzie! Krzyż na górach, świątyniach, na czołach osiędzie, Krzyż nad Litwą zaświeci! kraj nasz się podzieli! A tobie go zjednoczyć, tobie, rozerwany Gdy zionąć będzie ducha w śmiertelnéj pościeli, Wskrzesić jeszcze, Witoldzie! Zwyciężon, wygnany, Stokroć zdrajca, zdradzany, pobity, do końca Zwracaj oczy do myśli, jak orły do słońca. Niechaj twojemu życiu ona gwiazdą pała. Litwa jedna i silna, w ręku twojém cała! </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9jxejpl1omh9bguddyvzr2wg7dxo5rq Strona:Anafielas T. 3.djvu/255 100 1080031 3158312 3155131 2022-08-26T23:49:22Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/256]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/255]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|253}}</noinclude><poem> Boleć nie twemu sercu, nie tobie się smucić — Silny, nią możesz wrogów zwyciężyć, wywrócić; Ale pomnij, dla Litwy i zdrady, i boje, Dasz wszystko, spokój, wiarę, w końcu życie twoje. — :Mówił ciszéj i ciszéj, i bledniał duch w bieli. Witold zajaśniał dumą. Wtém z komnaty krzyki, Ludzie ze światłem, płacząc, do niego wlecieli, I Anna pada, łkając; wzrok jéj błądzi dziki, Usta trzęsą się zbladłe; słowa rzec nie może, Spójrzała, zachwiała się, i padła na łoże! — Co wam? co jéj? — podnosząc w górę hardo czoła, Do przerażonéj służby swéj Witold zawoła — Co się stało? Czy ogień? czy wróg nas otoczył? — I do żony wybladłéj, pytając, poskoczył. Anna z łoża się zrywa, za rękę go chwyta, Milcząca do świetlicy synów swoich bieży. W kolebce dwaj synowie, mały Jan i Jerzy, Kolebka rozrzucona stoi i rozkryta, ::::W niéj tylko dwa trupy leży! Witold się w czoło bije i ręce załamał; Lecz prędko uspokoił, obojętność skłamał. — Wynieść ciała! — rzekł sługóm. — Anno! — rzekł do żony — Nie płacz! Jam to mym synóm wczesną śmierć zgotował! Jam winien! Kto gadzinę chowa dla obrony, Często na sobie piérwszy jéj żądła sprobował! — </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> e3k4v1madqf39l8r23h4h5o6t1c6m1e Strona:Anafielas T. 3.djvu/257 100 1080032 3158314 3155133 2022-08-26T23:49:29Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/258]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/257]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|255}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XXXV.}} <poem> {{kap|Gdy}} Witold znosi Krzyżacką niewolę ::::Okuty więzy złotemi, Jagiełło z Litwą swoją ciągnie w pole ::::Po zdobycze w Lackiéj ziemi. Na cóś ty, Lachu, Ziemowita wśpierał, ::::Gdy nań Jagiełło mścił zdrady? Na cóś w granice Litewskie się wpierał? ::::Sam się zadarłeś z sąsiady? Ciągną Litwini w Sandomierskie włości, ::::Ku Łysej górze zmierzają — Już widny biały gmach na wysokości, ::::Do niego pędzą się zgrają. I objął górę żywy łańcuch ludu. ::::Na górze w dzwony uderzą, A mnichy, klęcząc, oczekując cudu, ::::Jeszcze w zagładę nie wierzą. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hbp7hdw4jge5iyu65nffcsvm4gpkuip Strona:Anafielas T. 3.djvu/258 100 1080033 3158316 3155139 2022-08-26T23:49:32Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/259]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/258]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|256}}</noinclude><poem> Biją we dzwony, chorągwie rozwito, ::::Na przedzie świętego Krzyża Część, niesie Starszy, złotą blachą, krytą; ::::Tłum przed nią głowy uniża. Mnich żegna pogan; ale zjadła tłuszcza ::::Bieży na Bożych kapłanów, I strzał tysiące z giętkich łuków puszcza, ::::We wrota bije z taranów. A mnisi idą, pieśń piejąc pobożną, ::::Ciągle w cud wielki ufają, Tłuszcza się ciśnie, z wrzawą leci groźną, ::::Bramy klasztorne pękają! Wtém kapłan żegna — lud na twarze pada; ::::Upadł, by więcéj nie powstał! Na karkach ludu Litwinów gromada. ::::Bicz Boży grzesznych ochłostał! Biada, kto cudu od {{kap|Boga}} spodziewa, ::::Kto śmié go czekać od Niego! Bo na ratunek {{kap|Bóg}} mu nie przybywa, ::::I nie podźwignie dumnego. Pogańskie tłumy już w kościelne wrota ::::Wpadły, przybytek pustoszą, Na klasztor ognie dzika tłuszcza miota, ::::Złoto i srébro wynoszą. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gwv7oewkfj7rcdq1exjp7upute86flk Strona:Anafielas T. 3.djvu/259 100 1080034 3158317 3155149 2022-08-26T23:49:35Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/260]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/259]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|257}}</noinclude><poem> Łupy zbierają, a bezbronnych wiążą, ::::Na wozy zabór swój kładą; Lecz strach ich pędzi — wzrokiem wkoło krążą, ::::Złupili, palą i jadą. Bo dzwony ciągle z wież kościelnych biły, ::::Jakby o pomoc wołały. Próżno Litwiny wszystkie swoje siły, ::::Hufce ku wieży wysłały. Dzwonnicy we krwi leżą, a na wieży ::::Uroczyste dzwonów głosy Biją a biją, i dźwięk ich się szérzy, ::::Po ziemi idzie, w niebiosy. Coraz głośniejszy, coraz silniéj bije, ::::Strachem przejmuje ich serce; Zda się, że pomstę wywoła na szyję, ::::Na świętokradźce, morderce! I Litwa goni z łupami do domu, ::::A wciąż jéj w uszach dzwon bije; Patrzy na niebo i lęka się gromu. ::::Strach pogańskie ugiął szyje. Wpośrodku łupów, na wozie ładownym, ::::Był rzucony krzyż złocisty; Krzyż to ze drzewem zbawienia cudowném; ::::W nocy stawał płomienisty; </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5jmgul20jxlpjzxg8lbndwe2i6et6e7 Strona:Anafielas T. 3.djvu/260 100 1080035 3158318 3155155 2022-08-26T23:49:38Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/261]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/260]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|258}}</noinclude><poem> A niebiańskiemi Aniołowie chóry ::::Hymn przed nim chwały śpiewali. Ilekroć z pogan dotknął się go który, ::::Wszyscy trupami padali. Kiedy na Polską granicę przybyli, ::::Stanął wóz z krzyżem, jak wryty; Próżno ciągnęli, próżno się silili — ::::Stał na Polskiéj ziemi wbity. Aż pogan zdjęła niepojęta trwoga. ::::Szemrzą cóś z sobą i radzą. Jest-li to siła chrześciańskiego {{kap|Boga}}? ::::Jego to dzieje się władzą? I Kniaź Jagiełło, co się Bogów boi, ::::Duchy i czary go trwożą, Ukradkiem spójrzał po drużynie swojéj, ::::Uląkł się przed mocą Bożą. — Porzucić wóz ten — zawoła na swoje — ::::Lub zaprządz ludzi do niego. Wolę ja wojnę, wolę krwawe boje, ::::Niż sprawę ducha wielkiego. Siły nie widzę, potęgi nie zgadnę. ::::Włos mi powstaje na głowie! — Ni go zaklęcia zmódz potrafią żadne. ::::— Co to jest? niech mi kto powié. — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dm3x5d1cltvxxexm0mriowux3k0izcv Strona:Anafielas T. 3.djvu/261 100 1080036 3158319 3155157 2022-08-26T23:49:41Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/262]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/261]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|259}}</noinclude><poem> Wtém się Dowojny zbliża niewolnica; ::::W Polsce to zajęta branka; Z czarnemi oczy, wybladła dziewica, ::::Hanna, z rodziny Habdanka; Klęknie przed Kniaziem i powié nieśmiało: ::::— W tém Boża siła jest, Panie! Wozu nie ruszyć mocą wojska całą; ::::On w miejscu zawsze zostanie. Na wozie leży część krzyża świętego, ::::Na którym {{kap|Chrystus}}, syn Boski, Umierał dla nas, dla świata całego, ::::Umęczon przez lud żydowski. Odeślij świętość! Cud to! czarów niéma! ::::Krzyż niech wróci w Polską ziemię; A wówczas żadna siła go nie wstrzyma, ::::Lekkiém się stanie to brzemie. Wielki {{kap|Bóg}} Chrześcian, wielki {{kap|Bóg}}, jedyny! ::::Bodaj nawrócił cię, Panie! Oto znak czynił, by między swe syny, ::::Wziął cię pod swe panowanie. — Mówi, Jagiełło zadziwiony słucha, ::::Na wóz, to na nią pogląda; Oczy mu błyszczą; i nabiera ducha, ::::Prawdę słów jéj zbadać żąda. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tvp3cyoajd72hq9rj1l0mjidpuiwtyi Strona:Anafielas T. 3.djvu/262 100 1080037 3158320 3155159 2022-08-26T23:49:44Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/263]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/262]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|260}}</noinclude><poem> Każe zawracać. Para wołów biała ::::Wóz cudownie poruszyła, I ciągnie nazad; a tłuszcza zdumiała, ::::Milcząc, na cudo patrzyła. I sam Jagiełło pozostał w milczeniu; ::::Patrzy, swym oczóm nie wierzy Jedzie, a dumy siadły mu w spójrzeniu, ::::A w sercu strach jakiś leży. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> odunyefaazbekdqsxunctissumcob60 Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/116 100 1080038 3157971 3138988 2022-08-26T19:42:18Z Piotr433 11344 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}— Nie zważaj na nie — rzekła z politowaniem. — One są zawistne, ot i wszystko, zawistne dlatego, że ty mieszkasz w Srebrnym Nowiu i nosisz zapinane na guziki obuwie i jeździsz elegancką bryczką. Dasz im w pysk, jeżeli ci go jeszcze nadstawią zbliska.<br> {{tab}}Odeszła, nie spojrzawszy nawet na Emilkę. Pozostała tylko Rhoda Stuart.<br> {{tab}}— Emilko, tak mi żal... — rzekła, przewracając swemi wielkiemi, niebieskiemi oczami z wyrazem błagania. — Nie wiedziałam, że w tem pudełku jest wąż, przysięgam, że nie wiedziałam. Dziewczynki powiedziały mi poprostu, że jest to prezent dla ciebie. Nie jesteś zła na mnie, co? Bo ja cię lubię.<br> {{tab}}Emilka była „zła” i obrażona i znieważona. Ale ta odrobina życzliwości rozbroiła ją natychmiast. W jednej chwili Rhoda i ona zarzuciły sobie ręce na szyje i przechadzały się razem po podwórzu rekreacyjnem.<br> {{tab}}— Poproszę pannę Brownell, aby mi pozwoliła siedzieć obok ciebie — rzekła Rhoda. — Siedziałam zazwyczaj z Anką Gregg, ale ją przeniesiono. Chciałabyś także siedzieć przy mnie, wszak prawda?<br> {{tab}}— Pragnęłabym — odrzekła Emilka gorąco. Była teraz tak szczęśliwa, jak przedtem była zrozpaczona. Znalazła przyjaciółkę, wyśnioną w marzeniach. Już ubóstwiała Rhodę.<br> {{tab}}— Powinnyśmy siedzieć razem — mówiła Rhoda poważnie. — Należymy do dwóch najlepszych rodzin w Czarnowodzie. Czy wiesz, że gdyby mój ojciec upomniał się o swoje prawa, byłby królem Anglji?<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|110}}</noinclude> rlvkk7s9jku0yc2ib2he84npj7q8rmp Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/117 100 1080041 3157979 3138992 2022-08-26T19:52:16Z Piotr433 11344 /* Skorygowana */ zastąpienie przecinka kropką, czyli podział długiego zdanie na dwa krótsze — tak jest też w ang. oryginale https://en.wikisource.org/wiki/Page:Emily_of_New_Moon_by_L._M._Montgomery.pdf/101 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}— Anglji! — powtórzyła Emilka, tak zaskoczona, że mogła tylko być echem tamtej.<br> {{tab}}— Tak. Jesteśmy potomkami królów Szkocji — rzekła Rhoda. — Wobec tego, nie łączymy się z nikim, rzecz jasna. Mój ojciec ma sklep, a ja biorę lekcje muzyki. Czy ciotka Elżbieta każę cię uczyć muzyki?<br> {{tab}}— Nie wiem.<br> {{tab}}— Powinnaby. Ona jest bardzo bogata, nieprawdaż?<br> {{tab}}— Nie wiem — rzekła znowu Emilka. Byłaby wołała, żeby Rhoda nie zadawała jej takich {{Korekta|pytań,|pytań.}} Emilce zdawało się, że to nie świadczy o dobrem wychowaniu. Ale potomek królów z dynastji Stuartów zna chyba zasady wychowania, w przeciwnym razie na kimże polegać?<br> {{tab}}— Ona ma wstrętny charakter, nieprawdaż? — pytała Rhoda.<br> {{tab}}— Nie, to nieprawda! — zawołała Emilka.<br> {{tab}}— No, a przecież ona omal nie zabiła twego kuzyna Jimmy’ego w przystępie jednej ze swych pasji — rzekła Rhoda. — To jest pewne, matka mi to powiedziała. Dlaczego twoja ciotka Laura nie wychodzi zamąż? Czy ma narzeczonego? Jaką pensję płaci ciotka Elżbieta twemu kuzynowi Jimmy’emu?<br> {{tab}}— Nie wiem.<br> {{tab}}— No, dobrze — rzekła Rhoda z odcieniem zniecierpliwienia. — Widocznie odniedawna bawisz w Srebrnym Nowiu i nie wybadałaś tych rzeczy. Tu wszystko jest niezawodnie bardzo różne od warunków, w których ty wzrosłać. Twój ojciec był bardzo biedny, ubogi jak mysz kościelna, wszak prawda?<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|111}}</noinclude> ikkos25hxm08htzbtztf1bynln9mich Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/119 100 1080048 3157982 3139003 2022-08-26T19:54:57Z Piotr433 11344 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}— Rozumiem, nikt ci się nie wydaje odpowiedni, tobie, która mieszkasz w Srebrnym Nowiu. Nie będziesz mogła bawić się w niektóre gry, skoro nie masz narzeczonego.<br> {{tab}}Emilka nie wiedziała, jakie to gry i nie interesowało jej to. Zdecydowana była, że nie będzie miała narzeczonego i powtórzyła to tak stanowczym tonem, że Rhoda uznała za właściwe zmienić temat.<br> {{tab}}Emilka ucieszyła się na dźwięk dzwonka. Panna Brownell zgodziła się na prośbę Rhody bardzo chętnie, więc Emilka przeniosła swoje książki na ławkę Rhody. Rhoda podczas ostatniej lekcji ustawicznie szeptała jej coś na ucho, za co Emilka została skarcona, ale to jej nie obeszło.<br> {{tab}}— W pierwszym tygodniu lipca będą moje urodziny. Zaproszę cię, może ciotki pozwolą ci przybyć. Ale nie zaproszę Ilzy Burnley.<br> {{tab}}— Nie lubisz jej?<br> {{tab}}— Nie. Ona jest wstrętna, {{Korekta|chłopakowata|chłopakowata.}} A przytem ojciec jej jest niewierzący. Ona też. Ona zawsze pisze „bóg” przez małe „b” w dyktandzie. Panna Brownell gniewa się o to, ale pobłaża jej w gruncie rzeczy. Nie wybiłaby jej, bo ona zagięła parol na doktora Burnleya. Mamusia mówi, że ona go nie „dostanie”, bo on nienawidzi kobiet. Ilza jest dziwną, niemiłą dziewczyną, ma nieznośne usposobienie. Jej ojciec też. Nie przebywają z nikim. Czy nie śmieszny jest sposób, w jaki ona układa włosy? Ty powinnaś obciąć włosy, Emilko. Tobie byłoby ładnie z grzywką, bo masz takie wysokie czoło. Śliczne masz włosy wprawdzie, aż szkoda ich, rączki masz {{pp|prze|śliczne}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|113}}</noinclude> m18az7vnzgd0hjg93q8ott4cn6tf1xz Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/120 100 1080049 3157984 3139005 2022-08-26T19:57:47Z Piotr433 11344 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{pk|prze|śliczne}}. Wszystkie Murrayówny mają ładne ręce. Ale masz najcudniejsze oczy, Emilko.<br> {{tab}}Emilka tylu komplementów nie usłyszała przez całe życie. Rhoda szyła pochlebstwo grubemi szwami. Emilce kręciło się w głowie. Wracała ze szkoły z mocnem postanowieniem, że poprosi ciotkę Elżbietę o pozwolenie na obcięcie włosów. Jeżeli to ją ma upiększyć, to przecież trzeba się tem zająć. I zapyta, czy wolno jej będzie nosić wenecki naszyjnik od następnego dnia począwszy.<br> {{tab}}— Inne dziewczęta będą miały dla mnie większy szacunek — myślała.<br> {{tab}}Szła sama, gdyż na skrzyżowaniu dróg pożegnała się z Rhodą. Robiła przegląd wypadków dnia, czując, że w gruncie rzeczy utrzymała sztandar Starrów na odpowiednim poziomie, z wyjątkiem przejściowego momentu, kiedy przelękła się węża. Szkoła była czemś zupełnie innem, niż Emilka sądziła zgóry, ale było to przygotowanie do życia: słyszała nieraz, że Helena Greene to mówiła, należało więc brać teraźniejszość z najlepszej strony. Rhoda jest kochanem stworzeniem. A i w Ilzie Burnley było coś, co jej się podobało. Co do pozostałych dziewczynek, to uważała Emilka, że mogłyby zostać powieszone wszystkie razem za przerażenie, jakie jej zgotowały tym niesmacznym żartem. Ale już teraz nie czuła żalu do nich, chociaż niektóre szczegóły tego pierwszego dnia upamiętniły jej się gorzko na długi szereg tygodni. Nie miała ojca, któremu mogłaby się zwierzyć, nie miała żółtego zeszytu, gdzie mogłaby je opisać, a zatem nie było sposobu na wyrzucenie ich z serca.<br> {{tab}}W Srebrnym Nowiu byli goście, ciotki były {{pp|zaję|te}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|114}}</noinclude> 38za0yo6wkt8kioyf70uyu8r84whwo6 Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/121 100 1080050 3157991 3139007 2022-08-26T20:15:52Z Piotr433 11344 /* Skorygowana */ lit., w zdaniu: "Toby mnie upiększyło, Tak mówi Rhoda." powinna być kropka zamiast przecinka albo "tak" z małej litery — wybrałem to drugie zgodnie z ang. oryginałem https://en.wikisource.org/wiki/Page:Emily_of_New_Moon_by_L._M._Montgomery.pdf/104 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{pk|zaję|te}}. Gdy się towarzystwo rozjechało, spytała Emilka nieśmiało:<br> {{tab}}— Ciotko Elżbieto, czy mogę obciąć włosy?<br> {{tab}}Ciotka spojrzała na nią z góry.<br> {{tab}}— Nie — rzekła — nie podoba mi się ten zwyczaj. Ze wszystkich głupich mód nowoczesnych, ta wydaje mi się najgłupszą.<br> {{tab}}— Ach, ciotko Elżbieto, pozwól mi obciąć włosy. Toby mnie upiększyło, {{Korekta|Tak|tak}} mówi Rhoda.<br> {{tab}}— My strzyżemy tylko owce, Emilko. W Srebrnym Nowiu niema innych ostrzyżonych istot.<br> {{tab}}Ciotka Elżbieta uśmiechnęła się z zadowoleniem. Ciotka Elżbieta uśmiechała się czasem, kiedy jej się zdawało, że ośmieszyła kogoś. Emilka zrozumiała, że niema nadziei na obcięcie włosów. To było podłe ze strony ciotki Elżbiety, podłe... Stłumiła westchnienie i postanowiła wyrzec się na razie tej myśli. Musiała się dowiedzieć innych szczegółów.<br> {{tab}}— Dlaczego Ilza Burnley nie wierzy w Boga? — spytała.<br> {{tab}}— Z powodu psoty, jaką spłatała Panu Bogu jej matka — rzekł pan Slade ze śmiechem. Pan Slade był częstym gościem w Srebrnym Nowiu i dziś pozostał jeszcze na kolacji. Był to otyły, przystojny starszy pan o puszystych włosach, w okularach. Powiedział już przedtem kilka zdań, których Emilka nie rozumiała, a które w mocny kłopot wprowadziły najwidoczniej jego dystyngowaną żonę.<br> {{tab}}— Jaką psotę spłatała matka Ilzy? — spytała Emilka.<br> {{tab}}Ciotka Laura popatrzała na ciotkę Elżbietę,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|115}}</noinclude> to5iz53ieum58ph3mo7bmble74qsrrk Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/122 100 1080051 3157992 3139009 2022-08-26T20:18:14Z Piotr433 11344 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude><section begin="8"/>a ciotka Elżbieta na ciotkę Laurę. Wreszcie Laura rzekła:<br> {{tab}}— Wybiegnij i daj jeść kurom, Emilko.<br> {{tab}}Emilka podniosła się z godnością.<br> {{tab}}— Możecie mi powiedzieć poprostu, że nie chcecie mówić w mojej obecności o matce Ilzy, a również usłucham. Rozumiem wybornie, co macie na myśli — rzekła, wychodząc z pokoju.<br><br><section end="8"/><section begin="9"/> {{c|9.|po=1em}} {{c|ZRZĄDZENIE OPATRZNOŚCI.|po=1em}} {{tab}}Emilka pewna była w owym pierwszym dniu pobytu w szkole, że nigdy nie polubi nowego trybu życia. Musiała tam uczęszczać, zdawała sobie z tego sprawę, ażeby otrzymać wychowanie i wykształcenie odpowiednie i móc zarabiać na życie. Ale sądziła, że będzie to zawsze to, co Helena Greene nazywała uroczyście „krzyżem Pańskim”. To też niemałe było zdziwienie Emilki, gdy po kilku dniach nauki spostrzegła się, że polubiła szkołę. Panna Brownell nie zyskiwała wprawdzie na bliższej znajomości. Ale dziewczynki już jej nie dręczyły, zdawały się zapominać o tem, co zaszło i traktować ją, jako jedną ze „swoich”. Została dopuszczona do koleżeństwa z „gromadą”, a chociaż przy sposobności nie oszczędzano jej drobnych ukłuć szpilką, aluzji do dzidziusiowatego fartucha i do pychy Murrayowskiej, nie było już owego stosunku wrogiego, ani jawnego, ani utajonego. Zresztą Emilka nauczyła się również „odcinać się”, skoro poznała<section end="9"/><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|116}}</noinclude> pvq2bfd6vc0f9qf79ji9hxawc05xe98 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1041 100 1080084 3157765 3139458 2022-08-26T14:14:55Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|41}}</noinclude>ostatecznie skrupuły te zwyciężył Czwartacki wyrzeczeniem:<br> {{tab}}— Byłem mościa dobrodziejko, we Francji, w Niemczech, we Włoszech. Otóż wino nigdzie nie rodzi się gotowe w zakorkowanych butelkach, wszędzie je robią, przerabiają, podrabiają, słodzą, cukrują, gummują, i potém nam głupim sprzedają. A cóż ja gorszego robię? Dla czego mam płacić za to co sam równie dobrze potrafię?<br> {{tab}}I ruszył ramionami, a że szło wcale dobrze i kartki złocone a kolorowane, których zrazu pani Deodatowa zrozumieć nie mogła, bo Achilles więcéj płacił w litografjach niż za wina — dobrze się wypłacały, zamilkła.<br> {{tab}}Nie mało bo téż badań i pracy kosztowały one p. Achillesa, które całe album brzegów Renu przywiezione z Kolonji, na reńskich win swojéj inwencji illustrowanie wyszafował.<br> {{tab}}''Schloss Janusberg'' miał jedną z najpiękniejszych etykiet, całą otoczoną liśćmi winnéj latorośli i przeglądającemi z między nich głowami aniołków. Huty robiły dlań flaszki takich kształtów, że artystycznie nawet zasta-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> k76obgf8l0k072fjte02drrglbv7nkm Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1042 100 1080085 3157770 3139459 2022-08-26T14:21:40Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|42}}</noinclude>nawiały, wszystkie jednak miały wspólną własność — wydawały się ogromne a zawierały bardzo małą ilość płynu. W niektórych owa góra, która wznosi się na dnie każdéj butelki, dochodziła wysokości Chimborazzo i trochę dłuższy korek głęboko wetknięty na jéj wierzchołku spoczywał. To zetknięcie się dwóch antithez uważał Czwartacki za jeden ze swych najpiękniejszych pomysłów, a konsumentów przekonywał, że to są flaszki oryginalne, scientyficznie ulepszone w celu, aby wino przebiegał pewien strumień żywotny elektryczno-magnetyczny, który miał je nadzwyczaj szybko udoskonalać, i gatunek ich, smak, wigor o wiele podnosić.<br> {{tab}}Jednego poranka Achilles Czwartacki robił jak się zdaje, nowy rodzaj wina reńskiego, w którém pewną rolę szczypiącego kwasu grał skromny witriol i dzielił go z powagą na dozy oszczędne, właśnie będąc zajęty ich wymiarem, gdy.... runęło cóś straszliwie. W piwnicy kawał ściany nagle się wstrząsł, zachwiał i z wielkim trzaskiem obalił na stojące tuż beczułki wina. Odmalować przestrach<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 47q54bz3rta3jzwxut9ppc193wffu9v Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1043 100 1080086 3157771 3139460 2022-08-26T14:22:03Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|43}}</noinclude>wielkiego człowieka, który mimo jenjuszu był tchórzem i mimo tchórzostwa jenjuszem — niepodobna. Achilles zadając kłamstwo heroicznemu imieniowi swemu, porwał się krzycząc przerażony, a strach jego doszedł do najwyższego stopnia, gdy za opadnięciem kurzu, ujrzał włażącego wyłomem człowieka odartego, z brodą odrosłą, strasznego, bladego jak widmo, który złożywszy ręce, rzucił się przed nim na kolana.<br> {{tab}}— Co to jest? — zakrzyknął twórca win, czego chcesz człowiecze.<br> {{tab}}— Litości! miłosierdzia, milczenia na Boga — milczenia i przedewszystkiém kieliszek wódki!<br> {{tab}}— Ale cóż to jest! co to jest! — powtórzył drżący Czwartacki.<br> {{tab}}— Milcz pan i posłuchaj, — odparł kapitan, — który jedném wejrzeniem ocenił człowieka — to jest! to jest! niesłychana zbrodnia spełniona nad najcnotliwszym z ludzi! to jest historja, którą potomnym wiekom opowiadać będą wnuki dziwiąc się zepsuciu natury ludzkiej...: Jestem więźniem od lat dwunastu w tym<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rfef0f4df4hfpu7bcnrf8yfyobqo2gp Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1044 100 1080087 3157772 3139462 2022-08-26T14:24:45Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|44}}</noinclude>lochu — a mym ciemięzcą, jest właściciel tego domu.<br> {{tab}}— Jakto? kto? kto?<br> {{tab}}Kapitan nazwiska zapomniał był, co mu nieco sprawę popsuło, ale umiał się wykręcić.<br> {{tab}}— Cierpienie odjęło mi pamięć..... głód i pragnienie....<br> {{tab}}Tu Pluta zapachem wina i wódki, których tak dawno nie kosztował znęcony, porwał nie prosząc o pozwolenie w drżącą rękę stojącą przed sobą na stoliku flaszkę i już miał ją do ust przyłożyć, gdy Achilles wyrwał mu ją gwałtownie. Był to witriol.<br> {{tab}}— Człowiecze! śmierć! — zawołał.<br> {{tab}}Kapitan zbladły flaszkę postawił, a Czwartacki litując się nad jego niedolą, dal mu szklankę świeżo spreparowanego płynu, który zniknął jak kropla w morzu w gardle Pluty, zaschłém od więziennego pragnienia.<br> {{tab}}— Ale cóż to jest u djabła! — zapytał z kolei odzyskując całą przytomność i siły kapitan, który już czuł, że zostanie wyzwolony i powracał do swego charakteru.<br> {{tab}}— Jakto? Reńskie! — odparł Achilles.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> kh0lrc7kdtac8izqsun659tto2hho77 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1045 100 1080088 3157775 3139463 2022-08-26T14:28:53Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|45}}</noinclude>{{tab}}— Tak! Reńskie jakem ja piętnastoletni młodzieniec... tfu! daj mi WPan prostego spirytusu z wodą, żeby przepłukać gębę po téj miksturze.<br> {{tab}}Achilles mocno zgorszony, ale przelękły usłuchał, kapitan napił się powtórnie, spojrzał w oczy Czwartackiemu i wzmocniony uczuł się panem położenia.<br> {{tab}}— Wychodźmy razem, — rzekł, — resztę opowiem WPanu w jego mieszkaniu, WPan mnie przyodziejesz, bo jak widzisz, w tym lochu odzienie ze mnie poopadało. Moich przygód cudowniejszych niż myślisz dowiesz się się w swoim czasie.<br> {{tab}}— Ale, ależ przecie, — zagadnął Achilles nie wiedząc co począć i czy go ma wypuścić, a nawet wpadając na myśl, że to mógł być złodziéj, — ależ proszę pana, ja przynajmniéj powinienem wiedziéć cóś....<br> {{tab}}— Słuchajże pan, — zawołał Pluta chwytając i cisnąc go za rękę — ofiara prześladowania niewinna! ojciec dzieciom... niegdyś obywatel ziemski... z powodu sukcessji dla pochwycenia jéj udany za umarłego, wtrącony<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7s8e1u42sndrafovj8mrgq49zxxsy48 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1046 100 1080089 3157776 3139466 2022-08-26T14:29:25Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|46}}</noinclude>do ciemnicy, morzony głodem, wystawiony na zasadzki... a! włosy powstają na głowie.... Słyszałeś pan o hrabi Parkoszu?<br> {{tab}}— Nie!<br> {{tab}}— Nie! jakto? kraj cały o nim wié. Europa czytała jego historją! a pan nic nie wiesz?<br> {{tab}}To czego się kapitan spodziewał, nastąpiło. Achilles zawstydził się swéj niewiadomości i wybąknął:<br> {{tab}}— Coś słyszałem.<br> {{tab}}— A {{Korekta|więdz|więc}} wiedz, wiedz WPan, — z naleganiem dodał Pluta, — ja nim jestem! ja!<br> {{tab}}Achilles pod wrażeniem pędu słów ogłuszających, pobladł i czegóś mu się straszno zrobiło, zdało mu się nawet doprawdy, że gdzieś, kiedyś słyszał o hrabi Parkoszu.<br> {{tab}}Korzystał z tego Pluta zwycięzki i doszedłszy już zkąd pochodził spirytus i gdzie znajdowała się woda, nalał sobie jeszcze pół szklanki, chcąc długą wstrzemięźliwość nagrodzić, potem pochwycił pod rękę Achillesa i jak stał, w dosyć zaniedbanym stroju pierwsze potrzeby zaledwie zaspakajającym, pociągnął z sobą ku drzwiom, prawie gwałtem, gospodarza.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7mnw4t9fjlarqtkj82a9kgzu3t5gawd Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1047 100 1080090 3157777 3139467 2022-08-26T14:30:03Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|47}}</noinclude>{{tab}}Wschody były szczęściem puste i nikt nie spotkał kapitana, który widząc, że już potężne wywarł na Czwartackim wrażenie, postanowił z niego korzystać ze zwykłą sobie przytomnością umysłu, całkiem prawie odzyskanym.<br> {{tab}}Zaraz więc wszedłszy na górę, sarn zaryglował drzwi wchodowe, a nie tracąc czasu obejrzał się, szukając dla siebie stosownego odzienia.<br> {{tab}}Achilles stał osłupiały, a kapitan plądrował swobodnie nie mówiąc słowa. Szczęściem jakiemś suknie chemika przygotowane leżały na wierzchu, miara ich przypadała na kapitana, który spróbowawszy pomyślał naprzód o ogoleniu i umyciu.<br> {{tab}}Czwartacki stał niemy i bezwładny, podbity był śmiałością tego człowieka, który znać miał jakieś prawo, gdy się tak rządził tu jak u siebie. Achilles stracił panowanie nad sobą, czuł się jego podwładnym.<br> {{tab}}— Gdzie brzytwy i mydło? — spytał Pluta. Właściciel je wskazał, resztę, instynktem poznajdywał kapitan otwierając szafy i szuflady, domyślając się już łatwo schronienia ręcznika<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1ta6cyu1vowxv7wlair2vkcptqfzp8z Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1048 100 1080091 3157778 3139469 2022-08-26T14:30:22Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|48}}</noinclude>i przytułku wody. Potém nie oglądając się wcale na gospodarza, który wciąż stal milczący na warcie u drzwi, siadł, przeciągnął brzytwy i rozpoczął dość ciężką pracę około brody potężnie rozbujałéj.<br> {{tab}}— Nie masz co zjeść? — spytał skończywszy i obmywszy się.<br> {{tab}}— Nic, kawałeczek séra zdaje mi się.<br> {{tab}}I dobył sérek owczy, który w szafie zasychał, przypadkowo kiedyś przyniesiony.<br> {{tab}}Pluta powąchał, obejrzał, potrząsł głową i ukłonił się.<br> {{tab}}— Tak, — rzekł, — jest to rodzaj séra ale dla studentów i dla myszy, dajmy mu pokój. A teraz, — dodał, — może byś mi WPan na pierwszy występ do jutra mógł co pożyczyć?<br> {{tab}}— W jakim rodzaju? — spytał naiwnie chemik.<br> {{tab}}— W gatunku srebrnym lub papiérkowym, odparł Pluta, — co chcesz, byle szło za pieniądz.<br> {{tab}}Czwartacki, któremu już od téj całéj historji głowa się zawracała, zabełkotał cóś nie wyraźnie, otworzył szufladkę, a Pluta aż go<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hrk618g6v15ca5122yx69j5ysd4j0ew Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1049 100 1080092 3157779 3139472 2022-08-26T14:30:42Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|49}}</noinclude>po ramieniu poklepał, widząc tak poczciwie posłusznym.<br> {{tab}}— Jesteś zacny, godny chłopiec, — rzekł poważnie, — mam dla WPana wiele — wiele szacunku.... Czuję to, że zważając na mój przed chwilą dziwny sposób zarekomendowania się, miałbyś prawo obawiać się, nie ufać mi.... ale masz serce.<br> {{f|<poem>Miéj serce! i patrzaj w serce!</poem>|w=90%}} {{tab}}Umiem to ocenić i szanuję WPana.<br> {{tab}}Domawiając tych słów, kapitan spuścił oczy w szufladkę, w któréj było z pięćset złotych, odliczył skrzętnie czterysta pięćdziesiąt i czterdzieści groszy na dorożkarza, schował to wszystko do kieszeni nie oglądając się na Achillesa, poczém siadł i napisał rewers, podpisując tak nie wyraźnie imię hrabiego Parkosza, że nikt w święcie, nawet najwprawniejszy zecer nie mógłby go przeczytać, nałożył kapelusz na głowę znaleziony na łóżku, wstrząsnął dłonią Czwartackiego i zabrał się do wyjścia.<br> {{tab}}— Zacny młodzianie, — rzekł patetycznie w progu, — winienem ci wyrwanie mnie z wię-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> f650rq1x3hiibqv9yhlw0l4aga5lx9e Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1050 100 1080093 3157780 3139478 2022-08-26T14:31:06Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|50}}</noinclude>zów przemocy, — ocalasz ofiarę zemsty niegodnéj, człowieka nie chwaląc się pełnego cnót i chwały, nic ci dziś nie powiem więcéj, przyszłość zapisze resztę w dziejach! ''Vale et me ama!'' — dodał całując w oba policzki osłupiałego chemika.<br> {{tab}}To rzekłszy otworzył drzwi kapitan, ale mu coś przyszło do głowy, gdy już jedną nogą był za progiem.<br> {{tab}}— Wyznam ci jednak, mój drogi, że reńskie wino robisz szkaradnie!.... Bywaj zdrów.<br> {{tab}}Takim wystrzałem uciekającego Parta, raniwszy w samo serce biednego Achillesa, który poczynał już nowego surduta żałować, wyszedł kapitan i znalazł się na wschodach.<br> {{tab}}Tuż, naprzeciw przez otwarte przypadkiem drzwi widać było izdebkę panny Salomei, i ją samą nad stoliczkiem z robotą opartą. Kapitan mimowolnie zwrócił oczy i stanął wryty... jakby widmo jakie zobaczył.<br> {{tab}}Nie wiem co się z nim stało, ale choć obawa pochwycenia, pogoni, powinna go była z domu tego co najprędzéj wygnać, wstrzymał się z jakiémś mimowolném przerażeniem.<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cetkvvpi9v3km2zmdg8dzkba52cipwx Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1051 100 1080094 3158869 3139480 2022-08-27T08:39:02Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|51}}</noinclude>Jakby czując ten wzrok padalca wlepiony w siebie, biedna istota podniosła schyloną głowę, spojrzała i krzyknęła.<br> {{tab}}Jéj także złowrogie jakieś ukazało się widmo.<br> {{tab}}Na krzyk ten prawie, zjawiła się trzecia postać, któréj chodu choć stukliwego ani kapitan ani ona nie słyszała.<br> {{tab}}Był to Wydym, który w swojéj godzinie szedł właśnie odwiedzić pannę Salomeę. Głos kobiety przeraził go, zbliżył się kapitan i obejrzawszy się trącony, postrzegł go przy sobie.<br> {{tab}}Oba osłupieli... ale Pluta prędko przytomność odzyskał.<br> {{tab}}— Upadam do nóg porucznika! wszak porucznik? — zapytał szydersko. — Gdzież się podziewa przyjaciel mój kochany Zeżga? ha?<br> {{tab}}Pierwszy raz w życiu porucznik się uląkł, zdawało mu się, że ze wschodów spadnie, że śnił...<br> {{tab}}— Nie mylisz się WPan.... kapitan Pluta, do usług, — dodał zbieg więzienny szybko, który nie zapomni, że jadł chléb pański i będzie mu się zań starał odwdzięczyć.... Do zobaczenia! do zobaczenia!<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> e6xauhberr4p0awh65rii0v2e44zdpn Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1053 100 1080096 3158870 3139482 2022-08-27T08:48:11Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|53}}</noinclude>sunki w stolicy i prawie ciągle w niéj bawił, ukazywał się rozmarzonemu i trochę rozkapryszonemu dziewczęciu, jak idealne zjawisko i znikał potém w głębinach tłumu niepochwycony, uparcie dotąd broniąc wprowadzenia do domu Narębskich.<br> {{tab}}Matka i córka, które w nim widziały ciągle potomka jednéj z najznakomitszych rodzin, krajowych księcia S.... lub hrabiego Z... przypisywały to obecnie jego opozycji ze strony familji i przekonanie to tak było wkorzenione, iż żadna siła odeprzéć go nie mogła... pani Samuela dostawała spazmów i bólu głowy, gdy mąż, który już wiedział o tajemnicy i ruszał na nią ramionami, śmiał się sprzeciwiać domysłom, Elwira dzieliła najmocniéj zdanie mamy.<br> {{tab}}Poniekąd uparte trzymanie się na uboczu p. Adolfa Szwarca, który obawiał się, aby jego marzenia nie rozbiły się o rzeczywistość i zwlekał przedstawić się rodzicom, przyczyniło się do utwierdzenia w tych ideach o jego znakomitym rodzie, które zresztą potwierdzała zupełnie miła i szlachetna powierzcho-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ctxvfjh3u5zhw07g6wusulaa0z3ub2u Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1054 100 1080097 3158882 3139483 2022-08-27T09:05:30Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|54}}</noinclude>wność, elegancja stroju i piękne, nie dla wszystkich dostępne ukształcenie.<br> {{tab}}Adolf, jak wielu młodych ludzi, których serce się opierało długo a potrzebowało kochać, zakochał się trochę sercem, zakochał trochę głową, a może i prosta, mniéj szlachetna odezwała się tam jaka namiętność, do któréj przyznać się trudno, a oprzeć się jéj, często jest nad siły człowieka.<br> {{tab}}Dosyć, że Adolf upojony Elwirką, która wcale nie była ideałem, ale najrzeczywistszą córką téj nieboszczki Ewy, którą tradycyjnie za matkę wszystkich słabostek kobiecych uznajemy — błądził koło niéj i bał się szczerze przybliżyć.<br> {{tab}}Nie było sposobu namówić go do domu Narębskich. Ale za to Elwira ile się razy pokazała na ulicy, w kościele, w Saskim ogrodzie, w alejach, spotykała go zawsze, widziała go ostrożnie ścigającego ją, i jako wielce przezorna istota, umiała z tych zręczności korzystać.... Stosunek zawarty w Lublinie czasu karnawału, coraz stawał się bliższy i poufalszy; matka widząc prawdziwy talent w córce<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> s1omnb36ewzzktw8uu38ji2n0f1b80b Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1055 100 1080098 3158883 3139484 2022-08-27T09:05:55Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|55}}</noinclude>do prowadzenia sprawy, nie mieszała się do niéj wcale.<br> {{tab}}Ale ilekroć panna Elwira chciała o krok daléj posunąć się, p. Adolf milczący, zagadkowy, tajemniczy, cofał się i zdawał zabierać do odwrotu. Nazajutrz spotykali się znowu, zbliżali i rozstawali znowu tak samo. W końcu takie położenie niepewne, stawać się zaczęło nieznośném.<br> {{tab}}Słabe zdrowie p.Samueli i uczuta przez nią silna potrzeba zbliżenia się do męża, dla którego niekiedy czulszą się okazywała, wstrzymywały ją w domu.<br> {{tab}}P. Samuela, nie wiemy z jakich powodów, chciała pozyskać serce p. Feliksa, to pewna, że pomimo toalet bardzo starannych, w teatrach i na przechadzce wśród pięknych warszawianek nie robiła żadnego effektu, i zasmucona może tą obojętnością ludzką, tuliła się w objęcia małżonka.<br> {{tab}}Z téj przyczyny nieustannie wyrywającéj się na miasto córce podołać nie mogąc, musiała jéj dobrać towarzyszkę w osobie niejakiéj Cypcewiczowéj, dawnéj znajoméj, wdo-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> r1d99pcg0j6mvobht6w7mm6zcu020rg Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1056 100 1080099 3158884 3139485 2022-08-27T09:06:16Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|56}}</noinclude>wy po urzędniku, zamieszkałéj w Warszawie na dewocji i plotkach.<br> {{tab}}Cypcewiczowa była najlepszą w świecie kobietą, grzeczną i słodką jak miód z cukrem, uśmiechającą się, kłaniającą, pokorną, niezawodną i roztropną do tyla, że udawała niemą i głuchą gdziekolwiek była {{Korekta|potrzebą|potrzebną}}.<br> {{tab}}Gotowa była do najdelikatniejszych nawet posług; a głównie celowała w tém, że wiedziała często o godzinie ósméj, co się stało o siódméj w Warszawie, co kto myślał, czuł, mówił, robił, od skandalików ulicznych aż do tajemnic największego świata.<br> {{tab}}Maleńka, pomarszczona jak jabłko pieczone, blada, tak była zręczną, że mogła się wcisnąć dziurką od klucza, chodziła cicho, mówiła nie głośno i pozbywała się zdania własnego z łatwością, z jaką inni wypluwają z ust pestkę od śliwki. Był to ideał towarzyszki z którą Elwira robiła téż co chciała, i godziła się z nią doskonale.<br> {{tab}}Wprawdzie, przed każdą przechadzką nieomieszkała jéj dać nauki p. Samuela po cichu, ale Cypcewiczowa przyjąwszy ją z pokorą u-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fv0jwww0oz1kq93yt4vtf0l28c9um4s Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1057 100 1080100 3158886 3139486 2022-08-27T09:06:39Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|57}}</noinclude>cznia, nie uważała za konieczność w czémkolwiek się sprzeciwić Elwirze.<br> {{tab}}Dnia, o którym mowa, Cypcewiczowa wybierała się właśnie z Elwirką zadumaną i zniecierpliwioną do Saskiego ogrodu, gdyż p. Samuela cierpiała na głowę i osunięta w fotelu, czekała na tego nieznośnego Feliksa, który użalać się nad nią nie przychodził, jak na złość.<br> {{tab}}Elwira włożywszy mantylkę, rękawiczki, kapelusz chodziła po pokoju głośno narzekając na nieznośną ślamazarność furmana, który nie zaprzęgał, nareszcie wybiegła sama do sieni, aby wydać stanowcze rozkazy.<br> {{tab}}— Cypcuniu droga! moje serce, — odezwała się głowę tuląc w dłoni p. Samuela, — uważaj ty, proszę cię na to dziecko, proszę cię.... Ona kocha się biedna, ten człowiek ją męczy. Nie dopuść, aby się nadto zbliżali. Ona tak jak ja, cała żyje sercem, nerwowa, drażliwa, delikatna, ją każda rzecz tak wzrusza, zlituj się, nie spuszczaj jéj z oka.<br> {{tab}}— Ale niechże pani dobrodziejka będzie spokojna...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3li9jegpv5klnuycssjqajlsuionnd8 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1058 100 1080101 3158887 3139520 2022-08-27T09:07:33Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|58}}</noinclude>{{tab}}— Ile mnie to zdrowia kosztuje, — westchnęła pani Samuela, — ty nieuwierzysz, to biedne dziecię zamęcza się, ten człowiek jak oni wszyscy, chyba nie ma serca. Wstrzymaj ją i staraj się upamiętać, proszę cię.<br> {{tab}}— Ale niechże pani będzie spokojna, — powtórzyła z uśmiechem Cypcewiczowa, — ja nie dopuszczę nic zbytecznego.<br> {{tab}}— Niechże z sobą mówią, ale żadnych poufałości, zmiłuj się, bo to i mężczyznę odstręcza i ją jeszcze drażni gorzéj, żadnych szeptów, moja Cypcuniu droga.<br> {{tab}}— Panna Elwira i sama bardzo jest uważna...<br> {{tab}}Na te słowa wpadła wymieniona i krzyknęła:<br> {{tab}}— Konie stoją... jedźmyż proszę, ale jedzmyż! ja czekam!<br> {{tab}}Ostatni wyraz wymówiony był zupełnie na sposób Ludwika&nbsp;XIV. Cypcunia się porwała, Elwirka pocałowała matkę w czoło używając przywileju rozpieszczonéj jedynaczki i nie słuchając ostatnich nauk, wybiegła strzałą z pokoju.<br> {{tab}}Cypcunia ledwie miała czas wsiąść do po-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> s5o2fyzyddfytvyetqhx1j985j8x5nt Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1059 100 1080102 3158889 3139521 2022-08-27T09:08:11Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|59}}</noinclude>wozu, gdy Elwira już nagliła woźnicę o pośpiech, stanęli nareszcie przed bramą Saskiego ogrodu; panie wysiadły, a że w bocznéj puściejszéj alei na prawo zwykli się byli spotykać, gorączkowo wbiegła do niéj panna Narębska.<br> {{tab}}Przeczucie ją nie omyliło, piękny nieznajomy przechadzał się tu sam jeden, ubrany tak wykwintnie, uczesany tak starannie, — ale smutny straszliwie. Spojrzawszy na twarze bohaterów łatwo się było domyśléć, że dramat zbliżał się do rozwiązania. Elwira pochwyciła swą ofiarę z żarłocznością zgłodniałą. Cypcunia odwróciła głowę i poczęła badać liście lip i piękne kształty posągów.<br> {{tab}}Rozmowa z razu była urywana, popękana, niesforna i nie dająca się pochwycić ni ująć w słowa, oboje domyślali się w niéj tysiąca rzeczy, wcale ich nie mówiąc. Ten ustęp jednak trwał krótko, i Elwira, która wyjechała z mocném postanowieniem stanowczego kroku, obejrzawszy się na pozostałą nieco w tyle Cypcunię, poczęła do Adolfa się zwracając:<br> {{tab}}— Przyznaj pan, — rzekła, — że od cza-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> t10yt7226o1ov5wl7zlbty7uoox54lu Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1060 100 1080103 3158890 3139524 2022-08-27T09:08:47Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|60}}</noinclude>su jak się znamy, położenie nasze jest dosyć dziwne.... Mówimy z sobą, spotykamy się, dosyć sobie ''konwenujemy'' (sic), a ja nie wiem doprawdy kto pan jesteś, nie mogę się doprosić, byś był łaskaw odwiedzić moich rodziców i śmiesznéj tajemnicy, jaka pana otacza, rozgmatwać nie mogę. No? jużciż raz przecie wypadałoby to skończyć!<br> {{tab}}Jak na panienkę było to dość rozsądne i nieco śmiałe, Adolf spuścił oczy pomieszany, chciał mówić, słowa mu w ustach zastygły, Elwira obejrzała się, poznała, że skutek odniosło jéj przemówienie stanowcze i mówiła daléj — trochę ironicznie.<br> {{tab}}— Zapewne tajemnica jest w romansie rzeczą bardzo piękną, bohater nieznajomy zajmuje może więcéj, ale w życiu skrytość odstręcza, rodzi obawę, każe się domyślać czasem i niezbyt pochlebnych okoliczności, a ja! panu przyznaję, że dłużéj.... dłużéjbym nie mogła znieść tajemnicy téj, to przecie brak zaufania....<br> {{tab}}Adolf wysłuchał apostrofy z pokorą, zagryzł<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> d5bm0ez3l19s5e24jw940etlmyfshfg Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1061 100 1080104 3158899 3139527 2022-08-27T09:28:41Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|61}}</noinclude>usta i z uśmiechem rezygnacji pełnym, po krótkim namyśle odpowiedział:<br> {{tab}}— Pani więc sama domagasz się tego?<br> {{tab}}— Domagam się, chcę, rozkazuję, proszę, ja nie wiem sama, ale pan chyba mnie nie rozumiesz?....<br> {{tab}}— Będę posłuszny, — rzekł Adolf smutnie trochę, — ale jeśli zdjęciem ostatniéj zasłony rozczaruję panią?<br> {{tab}}Elwira spojrzała — myśl szybka jak błyskawica przeleciała jéj przez głowę — będzie kłamał!!! będzie mnie probował.<br> {{tab}}— No mów pan, — odparła, — kto pan jesteś.<br> {{tab}}— Siądźmy naprzód, — rzekł ocierając pot z czoła Szwarc, — opowiem pani wszystko.<br> {{tab}}Siedli, ale Cypcunia odsunęła się trochę, zapewne dla przypatrzenia grzybom dziwnie kapeluszowatym, które rosły pod lipą. Grzyby te tak były pociesznie ugrupowane, a ich szyszaki tak osobliwszym sposobem ponachylały się w prawo i w lewo, że nie można było się ich napatrzéć, miały minę kupki ludzi gwarzących o czémś bardzo ważném. Starszy<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> kyb5rf6osi9ywsrsaqb27134jnw29s0 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1062 100 1080105 3158901 3139529 2022-08-27T09:29:10Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|62}}</noinclude>grzyb prezydował w ogromnym kołpaku w tył zarzuconym, wielki, brzuchaty i przepuchnięty od ambicji, w prawo i w lewo różne chude, smukłe, krzywe, garbate, proste i ponachylane, zdawały się go słuchać z uwagą. Cypcunia téż obróciwszy się ku tym grzybom, ani zważała na rozmowę Elwiry z panem Adolfem.<br> {{tab}}Rozpoczęcie opowiadania widocznie kosztowało wiele młodzieńca, ale gdy raz usta otworzył, już się więcéj nie zawahał.<br> {{tab}}— Mogłaś się pani domyślać, — rzekł po chwilce poważnie, — że co się ukrywa, musi miéć do tego jakieś powody. Gdybym miał piękne imie, sławnych przodków i położenie w świecie świetne, nie potrzebowałbym taić się z niemi, jestem synem rodziców, którzy w pocie czoła dorobili się grosza i poświęcili dla dziecięcia, którzy nie chcąc mu psuć — u ludzi sobą, oddalili się od niego, czyniąc ofiarę z serc rodzicielskich, dla przesadzonego, ale święcie pojętego obowiązku. Dla czegóżbym się miał tego wstydzić? choć bogaty dziś, jestem synem szynkarza, nazywam się Adolf Szwarc. W Warszawie znają mnie, ale nikt<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 46nw0kubus5nqyllakkwp3lcmsvm4nn Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1063 100 1080106 3158902 3139530 2022-08-27T09:29:37Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|63}}</noinclude>o tak nizkie pochodzenie nie posądzą, bo ono jest dla wszystkich tajemnicą. Mam majątek, bywam wszędzie, przyjmują mnie w pierwszych domach....<br> {{tab}}Elwira pobladła, serce na chwilę bić jéj przestało w piersiach, w głowie się {{Korekta|zawróciło.|zawróciło,}} ale powtórzyła sobie:<br> {{tab}}— O kłamie, żeby mnie wypróbować! ale nie złapie pewnie! z oczu mu widać, że chce moje uczucie doświadczyć.<br> {{tab}}I dobrze pokrywając niepokój doznany, Elwira odpowiedziała chłodno:<br> {{tab}}— Więc dla czegóż tak długo miało to być tajemnicą? Ja nie widzę, przyznam się panu, innéj między ludźmi dobrze wychowanemi różnicy tylko tę, jaką czynią ich osobiste zalety. Co mi do tego czém są lub byli pańscy rodzice.<br> {{tab}}Adolf widocznie rozpłomieniał, pochwycił jéj rękę, nieco wyciągnioną ku sobie, drżała ona z niepokoju i tłumionego gniewu, ale któż wyczyta w biciu pulsu co nim porusza, radość czy strapienie? on ten znak tak sobie<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ci5r7yd9fp084q6c22p7vnkncnl0n7a Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1064 100 1080107 3158906 3139532 2022-08-27T09:35:36Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|64}}</noinclude>wytłómaczył, jak go zawsze wykłada namiętność.<br> {{tab}}— Więc pozwalasz mi pani bym....<br> {{tab}}— A! mój Boże! najprostsza rzecz w świecie, na cóż mamy wiedziéć czém są rodzice, ja przynajmniéj.<br> {{tab}}— Niegodziwy! próbuje mnie, — dodała w myśli, — ale to być nie może! syn propinatora, to nie podobna. I dodała głośno:<br> {{tab}}— Panie Adolfie, ja chcę, ja proszę, ja rozkazuję byś był u moich rodziców, nie daléj jak jutro.<br> {{tab}}— Będę posłuszny, — odparł Adolf z rozjaśnioném czołem.<br> {{tab}}Cypcunia tymczasem pilnie przypatrywała się grzybom, przyszedł piesek i prezesa wywrócił, gdy Elwira wstała i poczęły się przechadzać.<br> {{tab}}Reszta rozmowy była dotkaniem pierwszego jéj wątku, a im Adolf szczerzéj, otwarciéj spowiadał się z przeszłości, tém Elwira uparciéj w duszy powtarzała sobie:<br> {{tab}}— A! jakże udaje! o co za niegodziwy kłamca, ale mnie nie złapie.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> anmf8xh3fl8w15owf2ib09ahztawvt8 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1065 100 1080108 3158907 3139537 2022-08-27T09:36:08Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|65}}</noinclude>{{tab}}I śmiała się dziwnie, i dobywała z niego pytaniami zwierzeń, które witała niezrozumiałym dla niego uśmiechem, potém z tego toru wpadł na czulszy, na tę drogę alluzji, półsłówek, na tę poplątaną osnowę miłosnych pogadanek, mozajkę wyrazów, ruchów; wejrzeń, westchnień, wykrzykników, domysłów, która się pochwycić nie daje.<br> {{tab}}A że wstali i chodzili, a Cypcunia musiała przerwać obserwację grzybów tak zajmującą, poczęła rozpatrywanie palców u rękawiczek, które ten umysł badawczy, znowu niesłychanie ku sobie pociągnęły. Zadawała każdemu z palców z osobna pytanie dla czegoby się popsuły pierwéj lub inaczéj od drugich? i&nbsp;t.&nbsp;d.<br> {{tab}}Adolf swobodnie mówił z Elwirą, a gdy zmierzch począł pod drzewami coraz być gęstszym, odprowadził panie do powozu. Elwira żegnając go szepnęła raz jeszcze — Do jutra.<br> {{tab}}Gdy do domu wrócili, Feliks siedział z gazetą w salonie, nie było więcéj nikogo, Elwira wpadła zarumieniona, chcąc się tém co mieniła swoim tryumfem podzielić z matką, ale przytomność ojca i Cypcuni zostającéj na her-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nztcetzi8ygchzjlohx0g1siev4xbz1 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1066 100 1080109 3158916 3139539 2022-08-27T09:49:34Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|66}}</noinclude>bacie, nie dopuściła gorącemu zadość uczynić pragnieniu. Piekło ją okrutnie i niepokój wewnętrzny oka matki nie uszedł, poznała pani Samuela, że coś tam zajść musiało stanowczego, czuła, że córce ciężko być musi długo się nosić z tajemnicą nikomu nie udzieloną, więc mimo osłabienia, bólu głowy i ochoty pozostania w wygodnym fotelu, ruszyła się z niego zostawując w pokoju męża z Cypcunią, dwie najantypatyczniejsze sobie postacie.<br> {{tab}}Dla czego p. Feliks nienawidził wszędobylskiéj Cypcuni, która mu się łasiła, przypochlebiała i miliła jak mogła — tego nikt wytłómaczyć nie potrafi, był trochę z natury kapryśny i ulegał takim niepojętym dla niego samego wstrętom i pociągom. Cypcunią czyniła na nim wrażenie synapizmów, piekła i drażniła.<br> {{tab}}Zwykle spokojny i grzeczny, p. Feliks przy niej stawał się milczący, zasępiony i najczęściéj uciekał chwilę wytrzymawszy zaledwie. Tym razem uchodzić nie było podobna — cofnąć się nie możliwa; został z gazetą w ręku, a Cypcunią która umiała zawsze znaleść za-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> d7ecycetdat7q1nw8kxl29u3z6upl1y Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1067 100 1080110 3158917 3139540 2022-08-27T09:50:08Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|67}}</noinclude>jęcie, poczęła przyglądać się materji kanap i obiciu ścian salonu.<br> {{tab}}— Wie mania co się stało! — zawołała szybko zamykając drzwi bocznego pokoju Elwira, któréj pilno było dobrą wieścią podzielić się z matką... ale to cała komedja...<br> {{tab}}Elwira nie bardzo już zajmowała się matką, spojrzała w zwierciadło i zobaczywszy ją siedzącą, poczęła żywo:<br> {{tab}}— Otóż przecie jutro u nas będzie, dał mi słowo!<br> {{tab}}— Powiedział ci kto jest?<br> {{tab}}— W tém cała historja, — odparła córka... bo proszę mamy, on mojego przywiązania widocznie probuje, on mnie zwodzi, on skłamał.... nie przyznaje się do nazwiska, udaje że jest....<br> {{tab}}— Ale cóż pleciesz? — przerwała Samuela.<br> {{tab}}— Udaje... jak mamcię kocham, udaje, że jest synem propinatora.... a mówi, że się nazywa.... Szwarc....<br> {{tab}}Pani Samuela brwi namarszczyła.<br> {{tab}}— Udaje, dla czegożby udawał?<br> {{tab}}— A! czyż mamcia tego nie rozumie; wi-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hhpj3bvw82mjxbg1ge7fimkqyfdn6id Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1068 100 1080111 3158926 3139541 2022-08-27T10:00:29Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|68}}</noinclude>docznie chce być kochanym dla samego siebie, tak jak to bywa w romansach.... bo może on być jakimś Szwarcem? synem szynkarza? pytam się czy to możliwa? czy to podobna? czy jest w tém najmniejsze podobieństwo do prawdy? Ale to nie ma sensu! to nie ma sensu! — powtórzyła po dwa kroć Elwira — prawda mamciu?....<br> {{tab}}Mama była chmurna jakoś, bieluchną pulchną rączką pociągnęła po czole.<br> {{tab}}— Śmiałżeby sobie takie żarty z nas stroić i wchodzić w nasz dom pod pożyczaném nazwiskiem?<br> {{tab}}— Ale, proszę mamy, czyż mama tego nie widzi.... on się kocha.... i obawia się, abym jak wiele kobiet, nie została ujęta jego tytułem, imieniem.... położeniem.... a wié, że gdy się przekona, że go szczerze kocham, to padnie mamie do nóg, przeprosi i przebłaga.... i wié, że ja mu przebaczę.<br> {{tab}}— Dziecko moje, — odparła jakoś chłodno pani Narębska, — wszystko to możliwe, ale nie wydaje mi się jasne! powiedz mi, a nie wspominał ci co jak on się ma? czy bogaty?<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8hv6mhsacuc6h1lowniuxdn0sdvee9m Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1069 100 1080112 3158927 3139542 2022-08-27T10:01:05Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|69}}</noinclude>{{tab}}— Właśnie, że powiedział mi, iż ma się bardzo dobrze, że jest bogaty, że ma najlepsze stosunki, więc proszę mamy, jakżeby syn propinatora mógł dojść do tego? Widocznie bałamuci! Ja mówię mamie, że probuje mnie.... Ale ja go złapię... powiedziałam mu bardzo zimno, że nie obchodzi nas wcale pochodzenie jego, że w człowieku cenim tylko jego osobiste zalety.<br> {{tab}}— Cóż on na to?<br> {{tab}}— Nic.... obiecał być jutro.<br> {{tab}}— Doprawdy! nic nie rozumiem... ale kochana Elwirko... jakże on się nazywa... ''Weiss'' czy ''Lang'', czy...<br> {{tab}}— Szwarc.<br> {{tab}}— Szwarc! — i pani Narębska pokiwała głową.... — nie rozumiem.... nie rozumiem.... Trzebaby powiedziéć ojcu.<br> {{tab}}— To wszystko udane! — powtórzyła Elwira opanowana tą myślą, czy wmawiając ją w siebie.<br> {{tab}}— No... a gdyby w istocie był Szwarcem i synem propinatora? — spytała matka.<br> {{tab}}Elwira stanęła niema przez chwilę.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> khpl2fhiwhnzibiru94hurs305zfnep Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1070 100 1080113 3158928 3139543 2022-08-27T10:03:23Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|70}}</noinclude>{{tab}}— Przypuśćże cobyś naówczas zrobiła? — powtórzyła Narębska.<br> {{tab}}— Co bym zrobiła? co bym zrobiła! — odezwała się z westchnieniem córka opuszczając ręce.... — ot, ja powiem mamie, że doprawdy sama nie wiem cobym zrobiła.... Ale to nie może być.<br> {{tab}}— No! ale gdyby.... przypadkiem...<br> {{tab}}— A! to by było okropnie! — zawołała Elwirka tupając wcale nie małą nóżką, aż się posadzka zatrzęsła... a matka spazmatycznie krzyknęła. — To by była zdrada! to po cóż proszę mamy, tak się ubierać, tak miéć minę dobrze wychowanego i przyzwoitego człowieka, tak mówić po francuzku, tak być dobrego tonu.... i koniec końców być synem szynkarza.<br> {{tab}}— Ale on cię nie zwodził wcale! ani ci się narzucał.<br> {{tab}}Elwirka pomyślała chwilę, był to umysł wielce praktyczny.<br> {{tab}}— No to cóż, proszę mamy... sam powiada, że rodzice się go wyrzekli, aby mu nie być zawadą na świecie, że nikt nie wié o jego po-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> aeponr4kkjrrh7b1pvp0s9ahvme592q Strona:Anafielas T. 3.djvu/265 100 1080146 3158323 3155174 2022-08-26T23:49:53Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/266]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/265]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|263}}</noinclude><poem> I jeden {{kap|Jezus}} na krzyżu rozpięty, I jeden obraz — Franciszek to święty, Jak był do ziemi po śmierci schowany, Jezusowemi naznaczony rany. Niéma podłogi, ni stropów ozdobnych; Gołe tam drzewo, a gałęzie jodły Zielone stoją, i ciemną zielenią Smutny kościołek w gaj zaciszny mienią. Jedna się lampa u ołtarzy pali I błyska ciemno. Mnich u krzyża klęka, Modlitwę jakąś niewyraźnie stęka; Potém się podniósł; ale stać nie może — Bracia za ręce ująwszy go wiodą, I w swoim domu sadzą znękanego. Jemu drżą usta z bezmiernéj radości, I siły traci, a oczy podnosi W niebo, i jeszcze modli się gorąco. Wody wziął w usta i czarnego chleba. — Dość mi — rzekł cicho — dość, więcéj nie trzeba. Ojcze Gwardjanie, przyjmij spowiedź moję! — Ukląkł, a bracia z strachem ustąpili. {{...}} — Śmierć moja blizka — rzekł im, gdy wrócili. — Czuję ją — idzie; a ojciec nasz miły, Franciszek święty, co mi dodał siły Dowieść to nędzne, grzeszne moje życie, Aż do téj chwili, do chwili szczęśliwéj, Przez usta moje objawia wam dziwy, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> t8sj7k8ga1yqzm55mfejgw827zl3ymx Strona:Anafielas T. 3.djvu/264 100 1080148 3158322 3155170 2022-08-26T23:49:50Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/265]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/264]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|262}}</noinclude><poem> Rzadko śpiew w nocy po nad ściany wzbity Uszy pogańskie dziwnym dźwiękiem raził. Kościołek zwał się Marji na Piaskach: Wokoło niego Litwa z swemi domy Rozstąpiła się, nieufna, daleko, Jakby przeczuła potęgę Chrystusa, Jakby jéj w oczy zaglądać nie śmiała. :Do tej to bramy jeniec uwolniony Zapukał cicho. Lecz trzykroć napróżno Stukał i wołał. Jak gdyby zamarli, Tak mnichy w swojém gniezdzie się zamknęli. Nareście głos mu ze wrót odpowiedział Litewską mową. On polskim językiem. I małą fórtkę otwarli mu z krzykiem. A mnich ubogi, w obdartéj odzieży, Wbiegł, i u krzyża, co stał niedaleko, Padł na kolana, modli się gorąco. :Powstał. Wnet braci kilku doń przybiega, I ciekawemi powitali słowy. On im nic nie rzekł. — Naprzód Boskie {{kap|Bogu}}. Niechaj uklęknę u kościołka progu, Niech złożę dzięki, że mnie {{kap|Bóg}} ocalił. — Poszedł, drzwiczkami wcisnął się ciasnemi. Kościoł, budynek był napoły w ziemi, Nawpół nad ziemią stał słomą pokryty: Wnętrze ubogie, jak ubogi z wierzchu. Jeden w nim ołtarz, krzyż nad nim drewniany, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5gg97rrij0dtwgwf6yd0dr3lxbbysx9 Strona:Anafielas T. 3.djvu/266 100 1080149 3158324 3155180 2022-08-26T23:49:56Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/267]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/266]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|264}}</noinclude><poem> O jakich, bracia, jeszcze nie marzycie. Słuchajcie, bracia! Jam w Polsce zabrany; Pogańska tłuszcza do granic mnie wlekła; Lecz błogosławię męczeńskie kajdany, Bom wielką duszę wyrwał z bramy piekła! Bracia! jam Xięcia Jagiełłę nawrócił! Wkrótce nad Litwą błyśnie święte znamie, Miljony ludów bałwany pokruszą, A Polska, kropiąc chrztem świętym na Litwę, Powiąże losy swoje z nią na wieki. O! chwalmy Pana! Wielki! niepojęty! Wołajmy: Święty! śpiewajmy Mu: Święty! Niegodne usta wybrał na czyn wielki, Tak, jak dla niego dość deszczu kropelki, By wywiódł z łona ziemi kwiatów cuda. Przez moje usta wiarę w nim zaszczepił! Niegodnem, Panie, niegodne naczynie! Tyś jeden wielki! jam Twą mocą silny! Tyś jeden wielki! Ty jeden niemylny! Z Tobą i robak olbrzymy pokona; Bez Ciebie jeden włos nie spadnie z głowy. Chwała Ci, Panie! Mnie czas już umierać. Jam spełnił życie. Patrzcie — niebo jasne, Święty Franciszek rękę mi wyciąga, Anioły skrzydły szeleszczą złotemi, Cheruby sypią kwiaty różanemi, A Święta Boża Matka swoję szalę Nad moję głowę od blasków niebieskich </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> r5tqwqs5zram5a4yhvi8dzn0pvimi6h Strona:Anafielas T. 3.djvu/267 100 1080150 3158325 3155183 2022-08-26T23:49:59Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/268]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/267]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|265}}</noinclude><poem> Wyciąga, ziemskie me oczy zasłania. O, widzę, bracia, przyszedł czas skonania! Wy chwalcie Pana, jako ja przy zgonie, Robak niegodny, Pana na Sionie! — :Oblicze jego nieśmiertelną chwałą Błyszcząc, bledniało i coraz jaśniało, A wszyscy bracia na kolana padli I konających modlitwy śpiewali. Jemu się usta kłonią do uśmiechu, I — oddał duszę w roskosznym oddechu. A wtém powietrze napełnia się wonią, Pieśni nieznane w uszy braci dzwonią, Pieśni nieziemskie, niebieskiéj krainy, Któremi {{kap|Bogu}} Anioły śpiewają. Oni się modlą, i ciało oddają W małym smętarzu piasczystéj mogile. Na niéj drewniany krzyżyk stoi biały. :Kiedy modlitwy i śpiewy ustały, Pytają bracia: — Kio był mnich nieznany? Kto był szczęśliwy? kto był ten wybrany? — On nie zostawił im imienia swego, I nikt go nie wié. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> b4oi1l8hrer2w6s6js795cclfmv8qre Strona:Anafielas T. 3.djvu/269 100 1080151 3158327 3155185 2022-08-26T23:50:05Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/270]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/269]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|267}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XXXVII.}} <poem> :{{kap|Po Wileńskim}} zamku chodzi Sam Jagiełło; chodzi smutny, Czegoś tęskny; czegoś ciężko Mu na piersiach i na głowie; Odwróci się, słowo powié, I znów chodzi, i znów duma; Aż Bojara wziął Rusina Do ogniska; tak zaczyna: :— Słuchaj, Siemion! tyś niedarmo Rusin; w tobie jest Rusina Chytrość wielka, rozum wielki; I niedarmo cię używam, Do wielkiego wzywam dzieła, Chcesz-li twemu służyć Panu, Choćby służbę krwią przypłacić? — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> m5aizmf1cvhg19bnfc870iso3gja0xm Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/123 100 1080346 3158805 3139750 2022-08-27T03:10:50Z Piotr433 11344 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>lepiej dziewczynki i ich słabe strony, a umiała być tak ironiczną i tak niemiłosiernie „ciętą”, że tamte rychło przestały ją prowokować. Emilka pozwalała wszystkim koleżankom przekroczyć próg jej przyjaźni, ale do najtajniejszej skrytki miała dostęp tylko Rhoda. Co do Ilzy Burnley, to nie zjawiała się ona w szkole po owym pierwszym dniu. Rhoda mówiła, że Ilza Burnley, przychodzi do szkoły, albo nie, jak jej się podoba. Ojciec jej nigdy nie łaje. Emilka chętnie byłaby się dowiedziała czegoś więcej o Ilzie, ale to widocznie było niełatwe.<br> {{tab}}Emilka nieznacznie stawała się znowu szczęśliwą. Czuła się już tak, jakby należała oddawna do tej gałęzi rodziny matki. Rozmyślała dużo o starych Murrayach. Wyobraźnia jej odmalowywała ich na tle Srebrnego Nowiu, te babki, szydełkujące przy świetle świec, te ciotki, szukające skarbów zaginionych. Widziała babkę Elżbietę, nie zdejmującą uparcie kapelusza, widziała Stefanka, uśmiechającego się w oknie; widziała własną matkę, marzącą o jej ojcu. Wszyscy oni byli tak przytomni jej myślom, jakgdyby była ich znała, żyjących.<br> {{tab}}I teraz zdarzały się chwile rozpaczy, kiedy ogarniała ją przemożna tęsknota za ojcem, a przepych Srebrnego Nowiu nie mógł zagłuszyć żalu, że nie jest już w uroczym domku w wąwozie. W takich chwilach uciekała Emilka w najskrytszy kącik domu i płakała. Wychodziła stamtąd z czerwonemi oczami, co zawsze było najwyraźniej przykrością dla ciotki Elżbiety. Ciotka Elżbieta przywykła do obecności Emilki w Srebrnym Nowiu, ale nie zbliżyła się ani trochę do dziecka. To bolało Emilkę; ale kochali ją ciotka<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|117}}</noinclude> 5qq8a0jn1o3o7m80fx6jh5wjorkateu Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/124 100 1080347 3158806 3139751 2022-08-27T03:13:41Z Piotr433 11344 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>Laura i kuzyn Jimmy, przytem miała Nieznośnika i Rhodę, miała pola, a na nich ciemne, wysokie drzewa, sterczące dumnie ku niebu, miała muzykę Królowej Wichrów, wygrywającej na świerkach dziką, romantyczną melodję. Dnie były coraz bardziej wypełnione, coraz ciekawsze, pełne drobnych przyjemności i zachwytów, podobne do rozkwitających pączków na drzewie życia. Żeby tylko była mogła odzyskać swój żółty zeszyt, albo inny podobny dzienniczek, byłaby zupełnie zadowolona. Ten zeszyt był, po stracie ojca, najdotkliwszym brakiem w jej teraźniejszości. Za przymusowe spalenie go czyniła odpowiedzialną ciotkę Elżbietę i czuła, że tego nie zdoła jej nigdy przebaczyć w głębi serca. Zdobycie innego zeszytu wydawało się niepodobieństwem. Jak twierdził kuzyn Jimmy, papier do pisania był rzadkością w Srebrnym Nowiu. Listów prawie nie pisywano, a w razie potrzeby poprzestawano na kartce z księgi rachunkowej. Emilka nie śmiała poprosić ciotki Elżbiety o papier. Czasami czuła, że wybuchnie, o ile nie wypowie się piórem, nie wyrzuci z duszy tego czegoś co ją przepełniało. Znalazła do pewnego stopnia ujście dla tej potrzeby pisania, kreśląc, co się dało, na pulpicie szkolnym. Ale te bazgroty zacierały się wcześniej, czy później, co napełniało Emilkę uczuciem poniesionej straty. Przytem zachodziła stale obawa, że zobaczy je panna Brownell. A to, wiedziała Emilka, że będzie nie do zniesienia. Żadne obce oko nie powinno paść na te święte zwierzenia. Czasami pozwalała Rhodzie czytać je, chociaż Rhoda raziła ją swym chichotem w najbardziej wzruszających momentach. Emilka uważała Rhodę za najwyższy {{pp|sto|pień}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|118}}</noinclude> arl4v8vkpetjy42yepkuuwqp8ornszr Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/125 100 1080348 3158807 3139752 2022-08-27T03:16:02Z Piotr433 11344 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{pk|sto|pień}} doskonałości, jaki istota ludzka może osiągnąć, ale ten wieczny chichot był jej wadą.<br> {{tab}}Ale przecież los opiekuje się panienkami, które urodziły się z manją pisania. Ten los ziścił marzenia Emilki tego dnia właśnie, kiedy tego najbardziej pragnęła. Stało się to w owym dniu, w którym panna Brownell postanowiła pokazać wyższej klasie, jak powinno się czytać „Pieśń Myśliwego”.<br> {{tab}}Stojąc na katedrze, czytała panna Brownell, niepozbawiona pewnej zręczności recytacyjnej, owe piękne wiersze. Emilka miała przed sobą trudne zadanie arytmetyczne. Odłożyła ołówek i słuchała, zachwycona. Nigdy nie słyszała dotychczas „Pieśni Myśliwego”, ale teraz słyszała i ''widziała'' treść tej opowieści wierszowanej, widziała śnieżne szczyty i ruiny zamków, oraz oświetlenie specyficzne jezior górskich; słyszała echo, rozbrzmiewające w dolinach i wąwozach, a w duszy jej dźwięczało zaczarowane echo tych cudnych słów. Emilka drżała z zachwytu. Nie posiadała się z radosnego uniesienia. Zapomniała zupełnie, gdzie jest i co jej wolno, wybiegła z ławki i chwyciła ramię panny Brownell.<br> {{tab}}— O, pani nauczycielko! — zawołała z powagą i namiętnością w głosie i spojrzeniu — niech pani przeczyta ten ustęp jeszcze raz, o, proszę, niech pani to przeczyta powtórnie!<br> {{tab}}Panna Brownell przerwała nagle czytanie, spojrzała na tę twarzyczkę, opromienioną nieziemskim zachwytem, na te oczy, odzwierciedlające niebiańską wizję; panna Brownell rozgniewała się. Gniewało ją wyłamanie się z dyscypliny, gniewało ją to wdzieranie się uczennicy trzeciej klasy w wykład, {{pp|przez|naczony}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|119}}</noinclude> dnboahh8vm9uld9q9a222e34c4r9dt9 Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/126 100 1080349 3158808 3139753 2022-08-27T03:18:17Z Piotr433 11344 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{pk|przez|naczony}} dla uczennic piątej klasy. Panna Brownell zamknęła z hałasem książkę, ściągnęła usta i wymierzyła Emilce grzmiący policzek.<br> {{tab}}— Wracaj do swej ławki i mieszaj się do twoich własnych spraw, Emiljo Starr — rzekła nauczycielka z oczami gorejącemi złością i nienawiścią.<br> {{tab}}Emilka, ściągnięta brutalnie na ziemię, wróciła do swojej ławki, oszołomiona. Jej znieważony policzek był purpurowy, ale ból czuła w sercu. Przed chwilą być w siódmem niebie, a tu naraz takie upokorzenie, takie niezrozumienie! To było ponad jej siły. Czem zasłużyła na tę karę? Nigdy w życiu dotychczas nikt jej nie uderzył. Niesprawiedliwość i bezwzględność doprowadziły ją do rozpaczy. Nie mogła płakać, to „była zbyt ciężka krzywda, aby płakać”, wróciła do domu w nastroju goryczy, wstydu i zawziętości. Nastrój ten trwał, gdyż nie mogła podzielić się z nikim tem strasznem przeżyciem. Ciotka Elżbieta byłaby powiedziała niechybnie, że panna Brownell słusznie postąpiła, a nawet ciotka Laura, miła, słodka ciotka Laura, nie byłaby zrozumiała. Byłaby zmartwiona, że Emilka źle się sprawowała w szkole i zasłużyła na karę.<br> {{tab}}— Ach, żebym tylko mogła zwierzyć się ojcu! — myślała Emilka.<br> {{tab}}Nie mogła jeść kolacji, zdawało jej się, że wogóle nie będzie już mogła jeść nigdy w życiu. Ach, jak ona nienawidziła tę niesprawiedliwą, ohydną panną Brownell. Nie przebaczy jej nigdy, nigdy! Żeby tylko znaleźć jakiś sposób zemszczenia się na niej! Emilka, siedząc spokojnie przy stole w Srebrnym Nowiu, była kipiącym wulkanem, obmyślała plan<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|120}}</noinclude> osunzi7udlj2wbpxxwru4gcdgmv0u16 Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/127 100 1080366 3158809 3139846 2022-08-27T03:20:44Z Piotr433 11344 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>pomszczenia swej zranionej dumy, ach, dumy! Gorsze od niesprawiedliwości było upokorzenie, zawarte w tym fakcie dzisiejszym. Ona, Emilja Byrd Starr, na którą nigdy ręki nie podniesiono, została zbita, jak niegrzeczne dziecko, w obecności wszystkich koleżanek. Któżby to zniósł i przeżył?<br> {{tab}}Wtem los skierował kroki ciotki Laury do saloniku: poszła po list, leżący na dolnej półce w bibljotece. Zabrała z sobą Emilkę, chcąc jej pokazać ciekawą starą księgę, która była niegdyś własnością Hugona Murraya. Przerzucając szpargały, znalazła dużą paczkę papieru, zakurzoną, ale poza tem nietkniętą zębem czasu, niepomiętą nawet.<br> {{tab}}— Czas już spalić te stare papiery listowe — rzekła. — Cóż za stos! Ojciec był ongi naczelnikiem poczty miejscowej, jak zapewne wiesz, Emilko. Dyliżans przyjeżdżał wówczas tylko trzy razy na tydzień. Matka pisywała dużo listów, stąd te stosy papieru. Ale teraz spalę to wszystko.<br> {{tab}}— Ach, ciotko Lauro — westchnęła Emilka, w której pragnienie i strach tak walczyły, że ledwo mowie mogła — nie pal tego papieru, proszę! Daj mnie go.<br> {{tab}}— Po co, dziecko, czy ci się to przyda?<br> {{tab}}— Cioteczko, marzę o papierze, aby móc pisać. To byłby grzech spalić tyle papieru.<br> {{tab}}— Weź sobie ten papier, kochanie. Tylko lepiej będzie nie pokazywać go ciotce Elżbiecie.<br> {{tab}}— Nie pokażę, nie pokażę... — wyjąkała Emilka.<br> {{tab}}Zaniosła swą cenną zdobycz na pierwsze piętro, stamtąd na strych, gdzie już sobie urządziła kącik, w którym jej nieprzyjemny zwyczaj rozmyślania o {{pp|„nie|bieskich}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|121}}</noinclude> py4yl1d6hqgut7gxq8rqsq7eiz2lht8 Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/128 100 1080367 3158810 3139847 2022-08-27T03:23:27Z Piotr433 11344 /* Skorygowana */ lit. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{pk|„nie|bieskich}} migdałach” nie mógł razić ciotki Elżbiety. Był to spokojny kąt pod oknem, gdzie światła było dosyć, gdzie miło było spojrzeć na estetyczną posadzkę mozaikową. Stąd roztaczał się rozległy widok na Czarnowodę. Tu ciotka Laura przychodziła czasami prząść na wielkiem wrzecionie, stojącem w drugim kącie strychu. Emilka bardzo lubiła warczenie wrzeciona.<br> {{tab}}Przysiadła pod oknem, zdyszana, wyjęła z paczki kawał papieru, położyła przed sobą i wyjęła z kieszeni ołówek. Zaczęła pisać gorączkowo.<br> {{tab}}„Drogi Ojcze”... poczem ulżyła sobie, opowiadając przebieg tego fatalnego dnia, pisząc bez przerwy aż do zachodu słońca, aż do zmierzchu. Kury nie zostały nakarmione, kuzyn Jimmy był zmuszony pójść po krowy, Nieznośnik nie dostał świeżego mleka, ciotka Laura sama pozmywała statki kuchenne, i cóż? Emilka, zatopiona w pracy twórczej, {{Korekta|staracona|stracona}} była dla świata i ludzi.<br> {{tab}}Zapełniwszy cztery stronnice, musiała się zatrzymać. Nie było już nic widać. Ale doznawała wielkiej ulgi, przytem pozbyła się grzesznych myśli o odwecie. Była raczej obojętna na wszystko, co dotyczyło panny Brownell. Emilka złożyła kartkę i wyraźnem pismem nakreśliła adres:<br><br> {{tab|5|em}}''Wielmożny Pan''<br> {{tab|8|em}}''Douglas Starr''<br> {{tab|20|em}}''na Drodze do Nieba.''<br><br> {{tab}}Poczem skierowała się ku starej otomanie, stojącej w najciemniejszym kącie strychu. Przyklękła, {{pp|od|sunęła}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|122}}</noinclude> e9fz6eef3giq7ehotjv8abdrkkvn16m Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/129 100 1080370 3158811 3139782 2022-08-27T03:25:26Z Piotr433 11344 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{pk|od|sunęła}} z wysiłkiem siedzenie i wsunęła pod nie swój zapas papieru, oraz list do ojca. Emilka przed paru dniami zrobiła przypadkowo to odkrycie, iż w tej otomanie można będzie świetnie chować wszelkie tajne dokumenty. Teraz miała zapas papieru na długie miesiące.<br> {{tab}}— Och — wołała Emilka, schodząc ze schodów tanecznym krokiem — czuję się, jakbym otrzymała najpiękniejszy prezent.<br> {{tab}}Upłynęło kilka wieczorów. Prawie codziennie wykradała się Emilka na strych i pisywała krótsze lub dłuższe listy do ojca. Gorycz opuściła jej duszę. Kiedy pisała do ojca, zdawało jej się, że jest on tak blisko! Opowiadała mu wszystko, z tą uczciwością w spowiedzi, jaka była jej rysem charakterystycznym. Mówiła mu o swych sukcesach, swych błędach, o radości i smutku, wszystko znajdowało wyraz na tym papierze listowym. Pisała drobnem pismem, ażeby jej starczyło cennego materjału na możliwie najdłuższy przeciąg czasu.<br> {{tab}}„Lubię Srebrny Nów. Tu jest tak poważnie i wspaniale”, zwierzała się ojcu. „A przytem jesteśmy chyba wielką arystokracją, skoro mamy własny zegar słoneczny. Mimowoli jestem z tego dumna. Obawiam się, że zbyt wiele jest we mnie dumy, to też co wieczór proszę Pana Boga, ażeby to zmienił jak najrychlej, ale żeby mi jej trochę zostawił. W szkole w Czarnowodzie bardzo łatwo jest wyrobić sobie opinję pyszałka. Jeżeli ktoś chodzi, trzymając się prosto i nosi głowę wysoko, to znaczy, że jest pyszałkiem. Rhoda też jest dumna, ponieważ ojciec jej powinien być królem Anglji. Ciekawa jestem, jakby się czuła królowa<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|123}}</noinclude> 9kigt73rfbv7g1vh7epfr6jqq6jwpfj Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/130 100 1080371 3158014 3139783 2022-08-26T21:08:34Z Piotr433 11344 /* Skorygowana */ lit. — słowo "jakkolwiek" wygląda w druku jakby zawierało literę "ę", ale przy uważnej obserwacji widać, że pozorny ogonek przy "e" jest tylko śmieciem proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>Wiktorja, gdyby o tem wiedziała. Cudowną jest rzeczą posiadanie przyjaciółki, która byłaby księżniczką, gdyby na świecie nie było tylu krzywd. Kocham Rhodę z całego serca. Ona jest taka słodka, taka dobra! Tylko jej chichotu nie lubię. A kiedy jej powiedziałam, że widzę tapety szkolne, gdziekolwiek się ruszę, ona odpowiedziała mi: „Kłamiesz”. To mnie strasznie ubodło: moja najlepsza przyjaciółka mówi do mnie w ten sposób! A jeszcze bardziej bolało mnie to w nocy, kiedy się obudziłam i zaczęłam nad tem rozmyślać. Nie mogłam usnąć przez długi czas, bo męczyło mnie leżenie na jednym boku, a bałam się obudzić ciotkę Elżbietę, odwracając się na drugi bok.<br> {{tab}}Nie śmiałam dotychczas powiedzieć Rhodzie o Królowej Wichrów, bo zdaje mi się, że to naprawdę wygląda na kłamstwo, jakkolwiek dla mnie jest czemś tak rzeczywistem. Słyszę teraz jej śpiew na dachu, przy wielkim kominie. Tutaj nie mam Emilki-w-Zwierciadle. Zwierciadła są wszystkie tak wysoko umieszczone! Nie byłam jeszcze nigdy w pokoju matki. Zawsze jest zamknięty na klucz. Kuzyn Jimmy mówi, że to ojciec mamy i ciotki Elżbiety zamknął ten pokój na klucz po ucieczce mamy z Tobą. Ciotka Elżbieta nie otwiera go przez wzgląd na pamięć swego ojca, chociaż kuzyn Jimmy opowiada, że ciotka Elżbieta staczała walki wręcz skandaliczne ze swym ojcem za jego życia, walki, o których nikt z zewnątrz nie wiedział, co jest zrozumiałe dla każdego, kto zna dumę Murrayowską. I ja tak odczuwam. Gdy Rhoda zadała mi pytanie, czy ciotka Elżbieta pali świece dlatego, że jest staroświecka, odpowiedziałam, że nie, że jest to Murrayowska ''tradycja''. {{pp|Nie|znośnik}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|124}}</noinclude> 1zuvtt37orhypiarvl3ap8nsdjscym3 Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/131 100 1080372 3158812 3139784 2022-08-27T03:28:22Z Piotr433 11344 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{pk|Nie|znośnik}} miewa się bardzo dobrze, ale nie ma kociąt, a ja tego pojąć nie mogę. Dlaczego?... Pytałam o to ciotkę Elżbietę, a ona odrzekła, że małe dziewczynki nie powinny o tem mówić, ale ja nie pojmuję, dlaczego kocięta są czemś nieprzyzwoitem. Kiedy ciotka Elżbieta jest nieobecna, ciotka Laura i ja przemycamy Nieznośnika do pokojów, ale gdy ciotka wraca, czuję się winną i zawsze sobie mówię, że lepiej było tego nie robić. ''A następnym razem robię to znowu.'' To bardzo dziwne. Nic nie wiem o ukochanej Kici. Pisałam do Heleny Greene i pytałam ją o Kicię, ale ona w swej odpowiedzi nie wspomniała o Kici, tylko opowiada mi o swoim reumatyzmie. Co mnie to obchodzi!<br> {{tab}}Rhoda urządza przyjęcie urodzinowe i zaprosi mnie także. Taka jestem zgorączkowana! Nigdy jeszcze nie byłam, jak wiesz, na przyjęciu. Dużo o tem myślę i wyobrażam sobie, jak to będzie. Rhoda nie zaprosi wszystkich koleżanek, tylko kilka wybranych. Mam nadzieję, że ciotka Elżbieta pozwoli mi włożyć białą sukienkę i porządny kapelusz. Ach, Ojcze, zdjęłam ze ściany u nas w domu ów cudny obrazek, przedstawiający balową suknię i zawiesiłam go u ciotki Elżbiety w sypialnym pokoju. A ciotka zdjęła go i spaliła, mnie zaś złajała za dziurawienie tapety. A mnie był on potrzebny, bo gdy dorosnę, chcę mieć suknię balową, zrobioną według tego wzoru. Ciotka Elżbieta mówi: „czy masz zamiar bywać na licznych balach, chciałabym wiedzieć?” Ja odrzekłam: „tak, gdy będę bogata i sławna”. A ciotka na to: „Tak, czyli, gdy mnie włosy wyrosną na dłoni.”<br> {{tab}}Wczoraj widziałam Dra Burnleya. Przyszedł {{pp|ku|pić}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|125}}</noinclude> mopxwddn8nvhv5621p2cc5db455nags Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/132 100 1080373 3158813 3139786 2022-08-27T03:31:41Z Piotr433 11344 /* Skorygowana */ lit. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{pk|ku|pić}} trochę jaj od ciotki Elżbiety. Doznałam rozczarowania, bo on wygląda tak jak inni ludzie. Przypuszczałam, że człowiek, który nie wierzy w Boga, musi wyglądać inaczej, niż wszyscy, jakoś dziwnie. Nie wymyślał i nie klął, a to szkoda, bo nigdy nie słyszałam, jak się klnie i byłam ciekawa... On ma wielkie oczy tak, jak Ilza, donośny głos, a Rhoda mówi, że gdy on się rozgniewa, to słychać go w całej Czarnowodzie. Jest jakaś tajemnica dokoła osoby matki Ilzy, tajemnica, której nie mogę zgłębić. Dr. Burnley i Ilza mieszkają razem. Rhoda mówi, że Dr. Burnley powtarza, iż nie życzy sobie mieć w domu djabłów w postaci kobiecej. To jest mowa złego człowieka, ale to mnie zaciekawia. Stara Mrs. Simms chodzi do nich i gotuje im obiad i kolację, a oni sami przyrządzają sobie śniadanie. Doktór wychodzi czasami z domu, nieczęsto. Ilza zaś nic innego nie robi, tylko biega, jak dzikus. Doktór nigdy się nie uśmiecha, tak mówi Rhoda. On jest widocznie podobny do króla Henryka Drugiego.<br> {{tab}}Chciałabym poznać Ilzę. Ona nie jest taka milutka jest Rhoda, ale i ona mi się podoba. Cóż, kiedy ona nie przychodzi do szkoły! Rhoda mówi, że niewolno mi się zaprzyjaźnić z nikim, oprócz niej w przeciwnym razie ona wypłacze sobie oczy. Rhoda kocha mnie też tak bardzo, jak ja ją. Pomodlimy się do Boga, ażebyśmy mogły spędzić razem całe życie i umrzeć tego samego dnia.<br> {{tab}}Ciotka Elżbieta daje mi zawsze śniadanie do szkoły. Składa się ono z cienkich kawałków chleba, posmarowanych cieniutką warstewką masła. Ale to masło nie ma takiego okropnego smaku, jak masło<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|126}}</noinclude> c6j85a6vrnarm0fo2q7p0wpbyt3hul2 Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/133 100 1080374 3158814 3139787 2022-08-27T03:35:02Z Piotr433 11344 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>Heleny Greene. A ciotka Laura wsuwa mi zawsze do paczki jabłko, albo leguminkę, gdy ciotka Elżbieta odwróci się plecami. Ciotka Elżbieta mówi, że jabłka i słodycze niezdrowe są dla dzieci. Dlaczego najlepsze rzeczy są szkodliwe dla zdrowia, Ojcze? Helena Greene to samo mówiła.<br> {{tab}}Nauczycielka moja nazywa się panna Brownell. Nie lubię wykroju jej mortki. (To jest nieładny wyraz, którego używa, mówiąc o niej, kuzyn Jimmy, a że niema słownika w Srebrnym Nowiu, więc nie wiem, jak się to pisze, ale to tak brzmi!). Jest ona zbyt drwiąca i lubi mnie ośmieszać. A śmieje się nieprzyjemnie, zgrzytliwie. Ale ja jej przebaczyłam, chociaż mnie uderzyła i zaniosłam jej nazajutrz kwiaty. Przyjęła je bardzo zimno i pozwoliła im zwiędnąć na katedrze. W bajce lub powiastce, byłaby się rozpłakała i zarzuciła mi ramiona na szyję. Nie wiem, czy w życiu jest zwyczajem przebaczać, czy nie. Owszem, chyba tak, bo człowiek czuje się po tem o tyle lepiej! Ty nigdy nie musiałeś nosić dzidziusiowatych fartuchów, ani kapeluszy od słońca, bo byłeś chłopcem, to też nie będziesz mógł zrozumieć, co ja cierpię z tego powodu. A te fartuchy są z tak trwałej wełny, że nie zedrą się nigdy chyba, a przytem to potrwa kilka lat, zanim z nich wyrosnę! Ale mam na niedzielę, do kościoła, białą suknię z czarnem jedwabnem oszyciem, biały kapelusz z czarną wstążką i czarne buciki; w tym stroju czuję, że jestem elegancka. Chciałabym mieć obcięte włosy, bo tak radzi Rhoda, ale ciotka Elżbieta słyszeć o tem nie chce. Rhoda powiedziała mi, że mam piękne oczy. Zawsze sądziłam, że moje oczy są piękne, ale nie byłam tego<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|127}}</noinclude> qgeurbg8qkardhvgga5uzck09e6alfq Strona:Anafielas T. 3.djvu/270 100 1080489 3158328 3155187 2022-08-26T23:50:09Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/271]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/270]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|268}}</noinclude><poem> :Rusin czołem bije w ziemię. — Jam twój, Panie! ja i plemie, Do ostatniéj krwi kropelki, Do dziecięcia, co w kolebce Pierś matczyną ssie dopiéro. Każ, a spełnię, co rozkażesz, Choćbym cztéry stradał życia. — :Życia twego mi nie trzeba, Ale głowy, Semen, twojéj. Wiész Witolda! On z Zakonem Klin mi w moję Litwę bije, Na połowę ją rozpłatał, Z wszystkim wrogiem się pobratał I rozpisał ziemie moje. Mnie nie walczyć teraz z niemi, Mnie gdzieindziéj los mój woła. Ty wiész — Polska chce mnie Panem. Dwóch państw losy się kojarzą. Nie czas z nim prowadzić wojnę. Niech powróci. Trok nie mogę, Dam Podlasie, zamki liczne, Dam dzierżawy, dam swobodę, W równi z sobą go wywiodę; Niech z Zakonem zerwie zmowę, Mojéj Litwy dam połowę! Słyszysz, Semen! Idź do niego, Mów ode mnie, niech powróci, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> h60rs2cga3yc0txxp3hsmw61tlls1ph Strona:Anafielas T. 3.djvu/271 100 1080490 3158329 3155188 2022-08-26T23:50:12Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/272]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/271]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|269}}</noinclude><poem> Wszystko niech w niepamięć rzuci — Moje losy z jego losem Zwiążę; dam mu, co zażąda. — :Semen słucha, głową kręci, Wszystko bierze do pamięci, Wszystko od słowa do słowa Po jednemu w sobie chowa; Nic nie rzekł, upada twarzą, I milczący na koń siada, Sam jeden w pole się goni. </poem> {{---|przed=15px|po=15px}}{{Skan zawiera grafikę}} <poem> :W Królewieckim białym grodzie Czemu smutno? Jakie śpiewy? Jakie krzyki i jęczenia? Jakie płaczki idą, płaczą? Jaka matka tam z rospaczą, Włos puściwszy na ramiona, Jęczy, idąc rozżalona? :Witoldowych pogrzeb dzieci. Jan i Jerzy w jednéj trumnie, W różanych kwiatów posłaniu, Na spoczynek idą wieczny. Mistrz im pogrzeb sprawił wielki: Mnichy w białych płaszczach idą I śpiewają; a chorągwie Powiewają; wóz żałobny, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ke47peassnyclgskdotduyu91n0k4k5 Strona:Anafielas T. 3.djvu/272 100 1080491 3158330 3155189 2022-08-26T23:50:15Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/273]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/272]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|270}}</noinclude><poem> Czérwonemi sukny kryty, Lśni się kwiatami i złotem. Pod szkarłatnym, pod namiotem, Na trumience w kwiaty strojnéj, Dwoje dzieci śpi, białemi Twarzyczkami świeci swemi; A za niemi matka leci! A za niemi sznurem długim Płaczki z pieśni pogańskiemi. Xięża z pieśnią chrześciańską, I sam Mistrz cóś idzie smutny. Bracia, kapłani Zakonu, I rycerze, i lud wielki, Tak ich wiodą do mogiły. :Witold z okna zamkowego Na pogrzebny orszak patrzy; A z oczu mu łzy nie biegą, A twarz blada, marmurowa, Nieruchoma, jak w świątyni Posąg stoi, u grobowca. :Pod oknami, łachmanami Osłoniony odartemi, Nędzarz jakiś sparty stoi; To w Witolda patrzy oczy, To na pogrzeb spójrzy, wzdycha; I wyciągnął dłoń zmarszczoną, Głowę odkrył ubieloną. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2qc4kp30xu95tsc31kxumfcopzl993u Strona:Anafielas T. 3.djvu/273 100 1080492 3158331 3155191 2022-08-26T23:50:18Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/274]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/273]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|271}}</noinclude><poem> — Panie! w imie twoich dzieci! — — W imie dzieci?! Nie mam dzieci! — Witold zaśmiał się z goryczą. — W imie dzieci, których niéma, W imie żalu twego, Panie, Chciéj posłuchać mnie biednego! Ja ci wieść przyniosłem z Litwy! — — Z Litwy! — Witold westchnął ciężko. — O, na Litwie, na rodzonéj, Jak w Królewcu, pogrzeb wielki: Wszystko stare, wszystko młode, Wszystko wielkie, grzebią razem, Wszystką po ojcach puściznę, Wiarę naszą i zwyczaje, Wszystko! Biedna, biedna Litwa! Wielka otwarta mogiła! — — Wielka kolebka, o Panie! A nad nią wielkie świtanie, Zorza dnia niewygasłego! — — Któś ty? — Witold wrzący spyta. — Kto? — jam nędzarz, jam posłaniec. Lecz tu i mur słowa chwyta. Czy pozwolisz mi do siebie? — — Wchodź tu, starcze! przybliż śmiało. — Semen obejrzał się wkoło. Mrok już padał. Wszedł w komnaty, I poselstwo Jagiełłowe Rzucił w ucho Witoldowe. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> e8hcfm6ojgxu0vpx33ueeormh5ar46j Strona:Anafielas T. 3.djvu/274 100 1080493 3158332 3155192 2022-08-26T23:50:21Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/275]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/274]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|272}}</noinclude><poem> Błysnął okiem Witold żywo, Ścisnął starca. — Dałeś życie! Wynagrodzę cię sowicie! Idź, Jagielle nieś ode mnie Dobre wieści. Zgoda z nami, Wszystko stare zapomniane. Daję rękę. Za dwie doby Jam u niego. O mnichowie! Pomszczę dzieci wam na głowie! — :Semen do nóg mu upada, I znikł w ciemni. Witold siada. Dwie łzy nieme twarz mu zlały, Dwie łzy srébrne popłynęły: Jedna za ojcem Kiejstutem, Druga za dziećmi biednemi! — Jagiełło mojego ojca, Mistrz moich dzieci zabójca! Obie rany niezgojone! Obie śmierci niepomszczone! Cicho, serce! nie bij w łonie! Obie śmierci pomścić trzeba! Bogi moje! dajcie życia! A umoczę obie dłonie W krwi lub we łzach moich wrogów! — </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gob5u9j5tz9likijrh9z598km17t5nx Strona:Anafielas T. 3.djvu/289 100 1080586 3158347 3155564 2022-08-26T23:51:05Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/290]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/289]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|287}}</noinclude><poem> Coraz to bliżéj i jazdy tętnienie, I ludu krzyki, i wozów skrzypienie. Cisza nareście — u zamku stanęli. Wchodzi Jagiełło w królewskie komnaty. Królewna, Xiążę po sobie spójrzeli, I stoją strachem przejęci oboje. </poem> {{---|przed=15px|po=15px}}{{Skan zawiera grafikę}} <poem> :We dwa dni potém, na Skałce, w Krakowie, Jagiełło z braćmi chrzest przyjmował święty; We trzy dni potém, na starym Wawelu, Polska i Litwa, w narodów weselu, Losy na wieki połączyły swoje. A Witold patrzał, uśmiechał się dziko. — Królem tyś Polski, lecz nie Litwy panem — Mówił. — Na Litwie jeszcze nasza stara Długo po sercach rosnąć będzie wiara. A kto od ludu oddzielił się Bogiem, Tego nie przyjmie lud za Pana swego. — :Jeszcze Jagiełło w Krakowie ucztuje, A z Litwy gońce śpieszą za gońcami. Witold się smuci Litewskiemi sprawy, Twarzą się smuci w sercu radość czuje. Mistrz Czolner dumnie Dymitra z Goraja Odrzekł, Jagiełło gdy go w kumy prosił, I do Krakowa nie chciał na wesele. On się z Andrzejem, Olgerdowym synem, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0zw4qvmao1gg53rl5f5o0tvz92g4nxb Strona:Anafielas T. 3.djvu/282 100 1080587 3158340 3155213 2022-08-26T23:50:44Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/283]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/282]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|280}}</noinclude><poem> :::Warneńczyk i Kaźmierzowie, :::Alexander i Zygmunty; :::Długie lata szczęścia, chwały, :::Berło niosą, i koronę, :::I królewskiéj władzy znaki. :::To nie Węgrzyn, co za złoto :::Kupił Polskie panowanie; :::To nie Elżbieta Królowa, :::Co szalała na Krakowie, :::Gdy w krwi Polska się nurzała — :::Jagiełło idzie, co wiarą :::Pierś, krzyżem świętym naznaczył, :::Co swą opuścił ojczyznę, :::Co się swéj Litwy zapiera, :::Aby nowy kraj do łona :::W ojcowskim tulić uścisku. :::Powstańcie z grobów, Królowie! :::Powstań, Stanisławie Święty! :::Błogosławcie jego głowie, :::I przyszłości błogosławcie, :::Swoje mu cnoty oddajcie, :::Swoje mu szczęście przelejcie, :::Odwagę sercu natchnijcie, :::Głowę jasnym, jak korona, :::Otoczcie wieńcem rozumu — :::Niech świeci Polskiemu światu :::Niezgasła i niezaćmiona. </poem> {{---|przed=15px|po=15px}}{{Skan zawiera grafikę}} <nowiki/><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ifwcavhsojbb62drcxokevofkx9ls5k Strona:Anafielas T. 3.djvu/281 100 1080588 3158339 3155212 2022-08-26T23:50:42Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/282]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/281]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|279}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XXXIX.}} <poem> {{kap|Stolico}} Piastów! dzień ci wielki świta! :::Powstańcie z grobów Królowie, :::Brata w stolicy powitać; :::Wyciągnijcie mu dłoń stalną, :::Przeżegnajcie krzyżem świętym. :::Ty, ze Skałki męczenniku, :::Zbudź się, Stanisławie Święty! :::Z srébrnéj truny wstań, Biskupie! :::Rękę, co zmarłych wskrzeszała, :::Wyciągnij nad jego głową, :::Błogosław na przyszłość całą! :::Wstańcie umarli i żywi, :::W tysiączne klaśnijcie dłonie, :::Głosem radośnym ozwijcie! :::Nowy Król wjeżdża w stolicę; :::Świetny orszak za nim jedzie: </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2sb3iyym3n5qo2pdb37f14odt9lnv8c Strona:Anafielas T. 3.djvu/288 100 1080619 3158346 3155219 2022-08-26T23:51:02Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/289]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/288]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|286}}</noinclude><poem> A lud je liczy i wielość podziwia. Dziesięć wielbłądów droższe dary niesie. Każdy z nich suknem do ziemi odziany, Każdego wiedzie Tatarzyn półnagi, Po nad ufcami dwie chorągwie wieją: Na jednéj pogoń Litewska wyszyta, Druga się w słupy różnéj barwy mieni. :Rogaty orszak Polski się na końcu, Złotem i srébrem błyszczący przy słońcu, Rozwinął. Spytek Mielsztyński go wiedzie, W zbroi złocistéj wjeżdżając na przedzie; Za nim Jagiełło na siwym bachmacie; A wkoło niego jadą: Witold dumny, Skirgiełł okrutny, Swidrygiełło chytry, Jerzy, Korygajł, Michał syn Jawnuta, Borys Olgerdow, Pany i Bojary, Algimund Xięcia Witolda pokrewny, I starzec Hanul, Namiestnik Wileński, Jamuud, Sudzimund i z Rusi starszyzna. </poem> {{---|przed=15px|po=15px}}{{Skan zawiera grafikę}} <poem> :Przy dzwonów dźwiękach, przy ludu okrzykach, Ciągną orszaki prosto do Wawelu. Tam już Królowa, w Polskich Panów gronie, Xiążąt Mazowsza, Szlązka, Oleśnicy, Piękna, jak anioł, a jak posąg blada, Czeka Jagiełły; i słyszy — jéj ucha </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> kuzajp0ehphdtulpww7iudvydmuuvdm Strona:Anafielas T. 3.djvu/287 100 1080620 3158345 3155218 2022-08-26T23:50:59Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/288]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/287]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|285}}</noinclude><poem> Zda się, wyrosła, zda się, wyjaśniała; A wkoło głowy świeci blask męczeński, Podwójna świeci, i ziemska korona, I z palm, Aniołów ręką upleciona. </poem> {{---|przed=15px|po=15px}}{{Skan zawiera grafikę}} <poem> :W ulice spłynął wszystek lud Krakowa, We dzwony biją, odgłosy witają. Orszak Jagiełły już bramy pominął, I różnobarwnym sznurem się rozwinął. Pięć ufców składa orszak Jagiełłowy — Litwy i Rusi cztéry półki idą, Tatary śniade, Witebszczanie bieli. Bogate skóry na barkach im wiszą, Czarne się łuki na plecach kołyszą, Sajdaki świecą blachami srébrnemi, Konie suknami kryte szkarłatnemi; Na łbach ich szłyki z dzikich źwierząt puszczy, Na piersiach wilków, niedźwiedzi pazury, I miasto zbroi nabijane skóry, I tarcze krągłe z gwoździami złotemi Wiszą błyszczące na rękach wojaków. Mężne ich lica i dzikie spójrzenia. Ani się ludóm stolicy dziwują: Nieraz po Polskiéj plądrowali ziemi, Miasta niszczyli, i zblizka patrzali Na cuda owe, gdy w nie ogień mietli. Wpośrodku ufców wozy skarbne idą, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6w2th4vs19ly6b0p6ef7aysv4mxscds Strona:Anafielas T. 3.djvu/286 100 1080621 3158344 3155217 2022-08-26T23:50:56Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/287]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/286]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|284}}</noinclude><poem> Dawniejsza miłość? Pada na kolana, — Jadwigo! — woła — modlę się przed tobą! Porzućmy wszystko! jeszcze czas uciekać! Za chwilę niedźwiedź po pastwę przybędzie. Tyś moja! moja! — {{tab|100}}— Nie twoja, Wilhelmie! Jam Chrześcijanka, jam Polski Królowa! Naprzód do {{kap|Boga}}, a potém do kraju Należę cała, i poświęcę jemu. Na co napróżno serce mi rozdzierać? Przyrzekłam {{kap|Bogu}}, i Polsce przyrzekłam! {{kap|Bóg}} za nas dał się na krzyżu rozciągnąć, A ja dla {{kap|Boga}} nie miałabym święcić Trochę boleści życia mizernego? Jabym dla Polski, co mi matką była, Nie miała stłumić boleści dziecięcéj? — :Wilhelm powstaje. — Nic od ciebie więcéj, Nic nie posłyszę? — {{tab|110}}— Idź! — rzekła — uciekaj! Już słyszę dzwony i krzyki w ulicy — Jagiełło jedzie. Spełni się ofiara! — Wtém do drzwi idą państwa urzędnicy, Starce z siwemi brody drzwi rozwarli, Schylili głowy, w milczeniu czekają, By ku nim wyszła. Wilhelm twarz osłonił, Ucieka. Ona uklękła, i siły Jeszcze w modlitwie szuka; potém wstała, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> g1ud4z695tu9ud4mbkh2efmg3lunzyh Strona:Anafielas T. 3.djvu/285 100 1080622 3158343 3155216 2022-08-26T23:50:53Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/286]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/285]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|283}}</noinclude><poem> Lecz wkrótce sama Jagiełłę zobaczysz. W poczcie się licznym do Krakowa zbliża. Z Lublina z pany szedł do Sandomierza. Spytek z Mielsztyna spotkał go na drodze, Poczet pomnożył, i wiedzie go z sobą. Dzisiaj przed tobą kolana swe skłoni. — :Jadwiga oczy zakrywała w dłoni. — Idźcie — mu rzekła — niechaj na przyjęcie Gotują zamek. Stało się! Ofiarę Przyrzekłam, spełnię. Teraz na modlitwie O siły będę, o odwagę prosić. :Wyszedł Zawisza; ona sama znowu, Klęczy i płacze. Wtém do drzwi pukają. Serce Królewnéj żywo bije w łonie, Jakby przeczuła, kto na progu stoi. Podniosła głowę. — Wnijdź — wyrzec się boi. Gniewosz tam u drzwi, Wilhelma posłaniec? Czyli sam Wilhelm? Któś niewieścią szatą Zaszemrał, wchodzi. Jadwiga powstała, Rękę wyciąga. {{tab|70}}— Wychodźcie! na {{kap|Boga!}} Na rany Pańskie! na Marij boleści! Na wszystko święte zaklinam, wychodźcie! — :Wilhelm to w szacie kobiécéj przybywa; On raz ostatni chce jeszcze sprobować, Czyli się w młodém nie odezwie sercu </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0qynuegl9pnthz3dn5sx3oxj3fqzwzb Strona:Anafielas T. 3.djvu/284 100 1080623 3158342 3155215 2022-08-26T23:50:50Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/285]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/284]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|282}}</noinclude><poem> :— Siły! o {{kap|Boże! Boże!}} daj mi siły Dla Polski wszystko położyć w ofierze, Wszystko poświęcić Chrystusowéj wierze, Siebie i przyszłość, i młode wspomnienia, Wilhelma! {{kap|Boże!}} o, dodaj mi siły! Niech łzy na oku nie ujrzy przybyły, Niechaj nikt nie zna téj ciężkiéj ofiary! Modlę się Tobie, {{kap|Boże}}! Matko Święta! Przyczyń się za mnie, Stanisławie wielki, Patronie Polski, przyczyń za sierotą! — :Wtém dzwony biją, krzyki się rozchodzą. Jadwiga wstała i bezsilna pada. Do drzwi jéj trzykroć zewnątrz zapukano. — Zmiłuj się! {{kap|Boże}}! ulituj nade mną! Już idą! — Drzwi się otwarły powoli, I Oleśnicki wszedł Zawisza młody. — To wy! — Ja, Pani! z poselstwa powracam. — — Mówcie, o, mówcie! Wszystko znieść mam siły. Źwierz-li to dziki? źwierz-li to straszliwy? Potwora z puszczy Litewskich? Zawiszo! — — Nie, Pani! Wkrótce sam za mną przybywa. Ujrzysz, Królowo! Lecz nie potwór dziki; Człek, jak my wszyscy; młody, piękny, silny, Szérokich ramion, ciemnéj barwy oczu, Mowy łagodnéj, cichy i milczący. — — Prawda? Zawiszo! zaklnijcie na {{kap|Boga!}} — — {{kap|Bogiem}} klnę, Pani, że ci prawdę rzekłem. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsi0qgl5vuhzozpryfacr5gaak6r068 Strona:Anafielas T. 3.djvu/283 100 1080624 3158341 3155214 2022-08-26T23:50:47Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/284]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/283]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|281}}</noinclude><poem> :Słońce powstało jasne, choć zimowe, Promienie sieje po śniegu całunach, We złoto wieże kościołów ubiera, Dachy Krakowa posrébrza spiczaste; We dzwony biją, a lud się gromadzi, Z miasta strumieniem na gościniec płynie, Czeka na wzgórzach — dziś Litewskie Xiążę Przybywa Polskiéj Królewnie pokłonić. Zimowe słońce z za mgły się wyrwało, Jasnym promieniem witać go wychodzi, I niebo szaty lazurowe wdziało, I drzewa stoją w diamenty strojne, A w każdém błyszczą, jak w kropelkach rosy, I jasne słońce, i czyste niebiosy. :W Krakowie dzwony z cztérdziestu kościołów Do ludu głosem radości wołają, I o przybyciu Pana znać mu dają, I pieśń wesela, witając, śpiewają. :A w zamku starym, w zamku na Wawelu, Choć się on przybrał, chociaż się przystroił, Smutno tam czegoś. W komnacie sieroty Słychać jęk cichy, modlitwę i łkanie; A ile razy dzwony się poruszą, Serce uderzy, ona z łoża wstanie, Pada przed krzyżem, i całą się duszą Modli do {{kap|Boga}}; łzy po licu białém Perłami płyną na piersi dziewicze. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mzz3owgzjbzxf6wgprxbsdwxp1fevjo Strona:Anafielas T. 3.djvu/280 100 1080625 3158338 3155211 2022-08-26T23:50:38Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/281]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/280]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|278}}</noinclude><poem> I posły Polskie, i Hanul na końcu. Z srébrnych mis dzikie parują mięsiwa, Wpośrodku jeleń upadł na kolana, Dokoła dzbany miodu, lipcu, piwa, I złote czasze, i rogi oprawne. Za gośćmi słudzy stoją, i żółtemi Świecą nad głowy pochodniami z wosku. Polacy patrzą, i dzikiéj prostocie Dziwią; bo jadła na srébrze i złocie, Ale znać pogan po sprzętów robocie: Skóry ze źwierząt zawieszają ściany; Wpośrodku ogień na wielkiém ognisku; A psy Xiążęce pod stołem o kości Gryzą się, swarząc; a sokoły białe Drzémią na grzędach nad głowami gości. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pqlsdp69bb9evhgxcwxwq7qdaqhb3pl Strona:Anafielas T. 3.djvu/279 100 1080626 3158337 3155210 2022-08-26T23:50:35Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/280]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/279]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|277}}</noinclude><poem> Skirgiełł, i Wigund, i Borys, Xiążęta, I Hanul stary, Namiestnik Wileński, Co się z Trockiego ognia uratował. Oni tam dary złożyli Jadwidze, A w zamian darów niosą obietnice, Że się dwa kraje, dwa połączą ludy, Jagiełło będzie nad Polską panował. :Wtém drzwi się drugie otworzą — Xiążęta: Korybut, Lingwen, wchodzą do komnaty, Obok Jagiełły kręgiem wszyscy stają, Posły schylają i mówić rozpoczną. Słodko Jagielle brzmi w uszach ta mowa, Choć zrzadka Polskie może złapać słowa, Które mu stary Hanul wytłómacza. Skończyli — Xiąże przez Skirgiełły usta Śle im odpowiedź z dziękami wielkiemi, Stawić do Polski na czas obiecuje, Ochrzcić się z bracią i całym swym krajem, Żyć chrześcijańskim odtąd obyczajem; Potém róg kazał podać, i przepija, Posły zasadza, ucztę stawić każe, Nogi im obmyć, suknie dać ze skarbcu. Nim zasiadł za stół, krzyżem się przeżegnał, A skrycie schylił przed Kobolem głowę. :Za wielkim stołem Jagiełło zasiada, W prawo Skirgiełło, a Witold na lewo, Lingwen, Korybut i Borys za niemi, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> q9fv7h51wonidz1t2fdcfg08y2wanvq Strona:Anafielas T. 3.djvu/278 100 1080627 3158336 3155209 2022-08-26T23:50:32Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/279]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/278]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|276}}</noinclude><poem> Wiész, że do Polski na Króla mnie proszą. Ochrzcimy Litwę. Wielki {{kap|Bóg}} chrześciański Będzie mnie swoją osłaniał opieką. Ja Mu dam wiele, wiele dusz poddanych, I krzyże Jego na wieżach zaszczepię, A Litwę z Polską połączę na wieki. — :Drzwi się otwarły, dowódźca zamkowy, Jamund, o posłach Lackich oznajmuje. Oni podchodzą i schylają głowy. Jagiełło rękę swą ku nim wyciąga, I każe rogi podawać złocone; Prosi ich usiąść na ławach, skórami Krytych, co wkoło ognia rzędem stoją; Sam się ciekawie patrzy w posłów twarze. Starce to, ale rumiane ich lica, Piersi zbrojone blachy żelaznemi, Suknie do ziemi, długi włos na głowie, I brody bujne, i wąsy szérokie, Na szyi złote zwieszone łańcuchy, Szable u boku, noże za pasami, Płaszcze złociste, sobolem podbite, Kołpaki futry drogiemi pokryte. :Na czele posłów Włodźko z Ogrodzieńca, Za nim z Ostrowa Krystyn szedł Podczaszy, I Piotr Szafraniec, i Hincza z Rogowa. Wiedli ich posły Jagiełły, z powrótem Z Polskiego kraju, od Lackiéj Królewnéj, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qo8li3u2ebt40e1n74xr2bnbj8rx39u Strona:Anafielas T. 3.djvu/277 100 1080628 3158335 3155207 2022-08-26T23:50:29Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/278]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/277]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|275}}</noinclude><poem> :Witold zamilczał. — Ty naprawdę, bracie, Mnichem zakończysz! — wybuchnął po chwili — Ty, coś nabożny taki był do Znicza! Co się tak lękał piorunowych gromów! — :Chwilę Jagiełło milczał i zadumał, Obejrzał trwożnie i szepnął do brata: — Wieszże? Witoldzie! ja i teraz jeszcze Starych się Bogów naszych ojców boję! Gdy nocą z Znicza ołtarzów zabłyśnie Na moje okna światło jego blade, Strach mnie przejmuje. Gdy Perkun grzmi z nieba, Kryję w komnaty; nie wiém gdzie uciekać; Usta się same modlą do Perkuna. Lecz {{kap|Bóg}} chrześciański silniejszy mnie broni! — :Słucha go Witold oparty na dłoni, I nic nie mówi, zamyśla głęboko. Wtém się po zamku rozlega tętnienie. Zmrok był, a słońca ostatnie promienie W otwarte okna czérwone wpadały; We świetle jego gorzał zamek cały; Zdala od murów Zniczowéj świątyni, Po jasném niebie dym się wił z ołtarzy; A czarna chmura, nad głowy zwieszona, Płynęła w stronę Litewskiego wschodu. :— To posły nasze — rzekł Jagiełło dumnie — Wracają z Polski. Lachy jadą z niemi. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pirkxw16p2rcn7wvajsw3l60vdo7i17 Strona:Anafielas T. 3.djvu/276 100 1080629 3158334 3155200 2022-08-26T23:50:27Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/277]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/276]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|274}}</noinclude><poem> Ile wypadków, ile krwi przelanéj, I nienawiści powoli zebranéj! Jagiełło sięga po Polską koronę, Witold chce Litwę zagarnąć pod siebie. Piersi wzburzone, czoło namarszczone, A każdy w sobie tajemnicę grzebie. :Jagiełło przecie ozwał się do brata, Róg miodu złoty wyciąga ku niemu. — Pijmy na zgodę. Bracie! lat niewiele, A odmian tyle, wypadków bogato! Jam Chrześcianin, tyś już chrztem obmyty. — Witold się tajnie uśmiechnął szydersko. — Jam nawrócony — rzekł Jagiełło daléj — Wielki {{kap|Bóg}} Chrześcian! {{kap|Bóg}} to matki mojéj! {{kap|Bóg}} wszego świata! — {{tab|125}}— {{kap|Bóg}} Polski, mój bracie! — — {{kap|Bóg}} Niemców — odparł Jagiełło szydersko. — Ja w niego wierzę, bom poznał prawdziwą Wiarę, i sercem ku niéj przystąpiłem. — — Sercem? — rzekł Witold. — Jam przystąpił głową, A Bogów ojców mych nie zapomniałem. Przyjąłem chrzest ich, bo przyjąć musiałem. Dali mi imie Wiganda Konrada. Chrzciłem w Królewcu i chrzciłem w Taplawie, Chrzciłem na Rusi, i ochrzczę w Krakowie. — — Nie żartuj, bracie! Wielki {{kap|Bóg}} chrześciański! Karze bluźnierców, zabija za zdradę — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 233vjrto7l170sfvupcboieatunvw6j Strona:Anafielas T. 3.djvu/275 100 1080630 3158333 3155193 2022-08-26T23:50:24Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/276]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/275]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|273}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XXXVIII.}} <poem> :{{kap|Smutne}} to było dwóch braci spotkanie, Ponura zgoda, co ich ręce splotła. Obódwu w ustach konały wymówki, Obu pierś żałość i chęć zemsty gniotła. A jednak Witold i Jagiełło razem Dłoń wyciągnęli. — Zapomnim przeszłości. Zgoda na przyszłość! Litwa nam wystarczy. Oba się zmieścim na rodzinnéj ziemi. — :Witold spójrzeniem żarzącém mu na to Odrzekł i zmilczał. Potém u ogniska Siedli. Nie wiedzą, jak począć rozmowę. A wszystko, co ich otacza, dotyka, Dawne im czasy, braterską ich przyjaźń, Młodzieńcze lata zgody przypomina. Między przeszłością, między dniem dzisiejszym, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8c8jxev73xsqrn02jw2pae3hnl810a0 Encyklopedyja powszechna (1859)/Ammianus Marceliinus 0 1080846 3158864 3141683 2022-08-27T08:32:01Z Dzakuza21 10310 +wikipedia wikitext text/x-wiki {{Hasło z Encyklopedyi powszechnej |tom=1 |strona_start=664 |strona_stop=664 |wikipedia=Ammianus Marcellinus }} 8zdqh4jfabqnaqn5v9y23zlykj00zp7 Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/287 100 1081250 3157890 3142747 2022-08-26T17:55:08Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>W r.&nbsp;1866 dnia 11 sierpnia, gdy po skończonéj budowie wieży rozbierano rusztowanie, a Ks. Błasiński według zwyczaju doglądał téj roboty, ugodzony w głowę spadającą z wysokości belką, padł zabity na miejscu. Śmierć jego na krótki tylko czas wstrzymała postęp budowy, którą prowadzi daléj z pozostałych składek Ks. Kossek, wikary dawniéj sidziński, a obecnie chochołowski. Dano już sklepienie i posadzkę, a obecnie zajmują się urządzeniem wnętrza kościoła i pobocznych kaplic. Kościół chochołowski który jest prawdziwą ozdobą Podhala, wkrótce zapewne ukończonym zostanie i będzie pomnikiem kapłańskiéj gorliwości ks. Błasińskiego i ofiarnéj pobożności poczciwego ludu górskiego.<br> {{tab}}Lud w Chochołowie roślejszy, dorodniejszy niż w Zakopaném, Poroninie i całéj tamtejszéj okolicy; szlachetność będąca wybitną cechą rysów Podhalan, maluje się jeszcze wyraźniéj na twarzach tutejszych mieszkańców i mimowolny dla nich wzbudza szacunek. Temu wyrazowi twarzy, odpowiada cała postawa pełna powagi i godności, a obok tego dzielności i siły któréj umieją użyć w dobréj sprawie.<br> {{tab}}Z Chochołowa prowadzi droga na ''Czarny Dunajec'', wieś rozległą i zamożną, któréj murowane domy nadają pozór miasteczka. Co do handlu, ''Czarny Dunajec'' współzawodniczy z Nowymtargiem, gdyż kolejno w obu tych miejscach odbywają się jarmarki co drugi poniedziałek. Pożar w r.&nbsp;1859 zniszczył wieś i kościół tutejszy, który odbudowano bardzo pięknie za staraniem miejscowego proboszcza.<br> {{tab}}Zostawiając na boku Ludźmierz, jednę z najdawniejszych osad na Podhalu, przybywamy do Nowegotargu.<br> <br> {{vvv}} <br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> t8vo5krnftde0o1olfiocuqf5xy3rob Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/288 100 1081251 3157891 3142748 2022-08-26T17:56:56Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /><br><br><br></noinclude>{{c|'''Czorsztyn, Pieniny, Krościenko, Sącz Stary i Nowy.'''|w=120%}} {{---|40|przed=1.5em|po=1.5em}} {{f|lewy=auto|prawy=0em|w=90%| <poem>O te skarby, te obrazy I natury i swobody Chwytaj, pókiś jeszcze młody, Póki w sercu jeszcze rano, Bo nie wrócą się dwa razy, A schwycone pozostaną{{roz|...|0.3}} Nie wyrywaj się z gościny, Gdy cię losy tam zawiodą, A z powrotem puść się wodą Na Dunajcu przez Pieniny.</poem> |table|po=1.5em}} {{tab}}Idąc za radą ulubionego Wieszcza, którego słowa tu położyłam, gdy nam przyjdzie pożegnać cudne okolice Podhala, którym winniśmy tyle niezatartych wrażeń, tyle najmilszych wspomnień, chciejmy uzupełnić tę przejażdżkę poznaniem ''Czorsztyna'', ''Pienin'', ''Szczawnicy'' i czarujących okolic ''Sącza'', które do nieopisanych piękności, łączą jeszcze urok wspomnień dziejowych. Zamiast więc wracać tąsamą drogą, jaką przybyliśmy do Nowegotargu, udajmy się gościńcem prowadzącym ku wschodowi brzegiem Dunajca, którego ramiona, Czarny i Biały, płynące jak wiemy z Kościeliska i Zakopanego, tuż za miastem w jednę łączą się rzekę. Okolica, którą przebywamy jadąc do Czorsztyna, dwie<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1oi6u581hvjm4yyb50n21tz95dihr7f Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/289 100 1081264 3157892 3142761 2022-08-26T17:59:46Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>mile od Nowegotargu leżącego, jest bardzo ludna, zasiana gęsto wioskami. Pierwsza, przez którą przejeżdżamy, jest ''Waksmund'', daléj ''Ostrowsko'' i ''Łopuszna'', w któréj pobyt tak miłe zostawił wspomnienia natchnionemu Śpiewakowi ''Sobótki''. Wylewy Dunajca, który szeroko rozlewa się po dolinie zatapiając pola i łąki, są prawdziwą klęską dla tych okolic. Wsie w tych stronach nie tak już porządnie i pięknie zabudowane, jak pod Tatrami; lud także nie tak dorodny i zamożny, choć urodzaje nierównie lepsze. Minąwszy ''Harklową'', jedziemy przez wieś ''Dębno'', pod którą Białka wpada do Dunajca, stanowiącego odtąd granicę od Węgier. Na przeciwnym brzegu téj rzeki, a zatém na Spiżu, bielą się w niewielkiéj od siebie odległości dwa ładne miasteczka ''Nowa Biała'' i ''Frydman''. Jan&nbsp;III wracając przez Węgry po odsieczy Wiednia, wstąpił do Frydmanu i w tutejszym kościele składał dziękczynne modły za odniesione zwycięztwo. Odjeżdżając hojnie obdarował kościół.<br> {{tab}}Za wsią ''Maniowami'', dolina Dunajca dotąd szeroka i otwarta, zwęża się coraz więcéj. Dwa pasma skalistych wzgórzów podnoszą się zwolna po obu brzegach rzeki i tak ścieśniają dolinę, że między niemi a Dunajcem zaledwie przeciska się droga. Śliczne są te wzgórza, szczególniéj na węgierskim brzegu; okrywają je piękne świerkowe lasy, z pośród których wychylają się białe lub bladoróżowe opoki marmurowe; miejscami widać skały amonitowe tak czerwone jak szwedzki marmur.<br> {{tab}}Już zdala ukazały nam się mury Czorsztyna; zrazu zdawało się, że stoją {{Korekta|ua|na}} równinie; ale w miarę jak zbliżaliśmy się do nich, spuszczając się w coraz ciaśniejszą i prawie w wąwóz przechodzącą dolinę, wspaniałe te zwaliska coraz poważniéj górowały nad okolicą. Wysoka, urwista, stroma skała, stercząca {{pp|gro|źnie}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> omvoq3hwz9bpqyhf1fyd8n3miq14dhg Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/290 100 1081265 3157900 3142762 2022-08-26T18:03:31Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|gro|źnie}} nad samym brzegiem Dunajca, stanowi posadę zamku; na jéj południowym boku podnoszącym się zupełnie prostopadle, stoją rozwaliny warownego niegdyś Czorsztyna. Rozburzone baszty, sterczące jak kościotrupy, poszczerbione, w gruzy rozsypujące się mury, smutny zniszczenia przedstawiają obraz, tém smutniejszy, że to zniszczenie nie jest dziełem nieubłaganego czasu, ale chciwości ludzkiéj.<br> {{tab}}Czorsztyn, jak większa część naszych zamków warownych, był odnowiony i wzmocniony przez Kazimierza Wielkiego. Pierwsza atoli wzmianka o Czorsztynie napotyka się już pod r.&nbsp;1241. R.&nbsp;1335 i 1339 przejeżdżał tędy Kazimierz W. do Wyszehradu, a 1369 do Budy, celem umówienia następstwa tronu dla siostrzeńca swego Ludwika, króla węgierskiego. Tędy przejeżdżali Ludwik, tędy Jadwiga do Polski. Tędy przejeżdżał Władysław Jagiełło 1412 i 1419&nbsp;r. do Lubowni na Spiżu, aby się widzieć z cesarzem Zygmuntem i ułożyć się o wygnanie Krzyżaków z Prus, Wenecyan z Dalmacyi, Wołoszy i Turków z Europy. Roku 1423 wyruszył ztąd Władysław Jagiełło w czwartą niedzielę postu, a spotkawszy się na polach pobliskiéj wsi ''Sromowiec'' z cesarzem, udali się obaj do Kiezmarku, gdzie traktat przyjaźni spisali.<br> {{tab}}Między latami 1398 a 1403 Grot Słupecki herbu Rawicz i Jan Rogala, wywołani z kraju za zabicie Jana Ossolińskiego kasztelana wiślickiego, ztąd rozboje szerzyli. Wreszcie zdobyto zamek, Słupecki uszedł, a Rogala pojmany długo zostawał w więzieniu, aż go za przyczyną Zawiszy Czarnego starosty spizkiego, uwolniono. R.&nbsp;1434 rozbójnicza banda Czechów i Rusinów obwarowawszy się w Czorsztynie, okolicę niepokoiła. Tu pożegnał się Władysław Warneńczyk z matką Zofią i bratem Kazimierzem, udając się 1440 roku do Węgier. Roku 1651 Aleksander Napierski z Gocławskim,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> c9g2tx3969sngzbqjwyrjet1wedjyjb Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/291 100 1081271 3157908 3142771 2022-08-26T18:06:57Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>poduszczony przez Chmielnickiego podburzył górali Podtarza, i ubieżał bez straży będący zamek. Piotr Gembicki biskup krakowski, zebrawszy własnym kosztem wojsko, pochwycił Napierskiego, którego u szubienic kazimierskich na pal wbito. R.&nbsp;1655 czy 1656, Jan Kazimierz uchodząc przed Szwedami, szukał tu schronienia; ale nadciągające wojska najezdnicze, zmusiły go do udania się do Lubowni. W zamieszkach za Stanisława Leszczyńskiego, okolica ta bardzo wiele ucierpiała przez ucisk i łupieztwa własnych i obcych wojsk, mianowicie Teodora Lubomirskiego starosty spizkiego, stronnika Fryderyka Augusta&nbsp;III, i przez oddział Moskali pod dowództwem niejakiego Kominka i Darowskiego w Moskwie wychowanego szlachcica polskiego, którzy na wiosnę 1734 i pod jesień 1735&nbsp;r. wielkie w starostwie czorsztyńskiem i w samym Czorsztynie szkody czynili.<br> {{tab}}Przed kilkudziesiąt laty, Czorsztyn jeszcze był mieszkalnym. Goszczyński wspomina, że znał człowieka, który biesiadował w komnatach zamkowych, a w Krościenku umarł niedawno temu sędziwy góral (Guszkiewicz), co także pamiętał ten zamek, gdy jeszcze był całym. Świętokradzka ręka targnęła się na ten szanowny pomnik ubiegłych wieków; z murów Czorsztyna brano cegłę i kamienie na budowanie gorzelni czy téż innych zabudowań gospodarskich, w wiosce rozsypanéj u stóp góry zamkowéj i nazwę Czorsztyna noszącéj. Nie pojmuję, jak można mieć tak mało uszanowania, tak mało przywiązania do pamiątek przeszłości, które ochraniać i zachowywać z czcią religijną należy! Nie można się oprzeć rozrzewnieniu, patrząc na te zwaliska jeszcze tak wspaniałe, które zapewne już nie długo będą panować okolicy. Czas i żywioły przyjdą w pomoc niszczącéj ręce człowieka, dokończą rozpoczętego dzieła. Napróżno Czorsztyn, jakby zgrzybiały starzec,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ocvno3c6ogdm4v1hik59im4yqvz38w5 Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/292 100 1081272 3157909 3142772 2022-08-26T18:10:59Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>wyciągający błagalnie wyschłe i drżące już ręce, dźwiga ku niebu nawpół rozwalone baszty; nikt go nie poratuje, nikt nie podeprze. Nadciągnie burza, zahuczy grzmot, błyśnie piorun, zawyją wiatry, runą w gruzy odwieczne mury i wkrótce może wielkich naszych królów pamiątka, zniknie ze szczytu skalistéj góry, któréj czoło od tylu wieków wieńczyła.<br> {{tab}}Było samo południe, upał nieznośny; pomimo to udaliśmy się prosto na górę, chcąc wypocząć w cieniu rozwalin. Mury zamku od strony zachodniéj, skąd jest wcale łatwy przystęp, są jakby dalszym ciągiem czerwonéj skały stanowiącéj jego posadę. Zbudowane po większéj części z kamienia, niczém prawie nie różnią się od niéj, i na pierwszy rzut oka możnaby mniemać, że cały ten gmach wykutym został ręką olbrzymów z litéj opoki. W niejakiéj odległości od ścian głównych, widać szczątki bardzo grubych i mocnych murów, które wraz ze skałami, któremi najeżona pochyłość góry, stanowiły wał ubezpieczający warownię. Drogą zarosłą chwastem, zarzuconą rumowiskiem i kamieniami, dostaliśmy się pod same mury i wyłomem wdarliśmy się do zamczyska. Straszna to ruina! Trudno już powziąść wyobrażenie o rozkładzie i wewnętrzném urządzeniu gmachu; wszędzie zwaliska, kupy gruzów, pustka okropna. Wchodząc, spłoszyliśmy dwa puszczyki, które zerwały się z przeraźliwym świstem. Ten głos grobowy, to jedyne echo obijające się teraz o te mury, wśród których rozlegała się niegdyś wrzawa wojenna, brzmiały huczne wesołéj uczty wiwaty, mięszając się z brzękiem łańcuchów i cichym, stłumionym jękiem ofiar rozzuchwalonéj zbrodni, więzionych w wilgotnych {{Korekta|zamkówych|zamkowych}} podziemiach. Sowy, puszczyki, to jedyne tych zwalisk mieszkańce, wraz z duchami dawnych zamku dziedziców i błąkającym się cieniem nieszczęśliwéj Wandy. Poziomki, macierzanka, chwasty i krzewy {{pp|rozście|lają}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> o85254nhdio6ers5nbozxg8mlmtaicn Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/293 100 1081275 3157913 3142776 2022-08-26T18:15:01Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|rozście|lają}} się wśród zwalisk, jakby chciały osłonić, ożywić i rozweselić smutny obraz zniszczenia.<br> {{tab}}Stanąwszy na krawędzi murów, mamy przed sobą widok, którego piękności niepodobna oddać słowami. U stóp przepaścistéj góry huczy Dunajec; na przeciwnym jego brzegu, wprost Czorsztyna, wznosi się węgierski zamek ''Dunajcem''<ref>Zamek ten nazywają, także ''Niedzicą'' od wsi u stóp jego położonéj.</ref> zwany na pięknéj górze zarosłéj gęstym lasem, jednak nie tak wyniosłéj i niedostępnéj, jak ta, na któréj szczycie wznosi się Czorsztyn. Budowa zamku Dunajca także nie tak śmiała, jak Czorsztyna; jest on jeszcze w dobrym stanie i po części dotąd mieszkalny. Zwróciwszy się ku zachodowi, mamy przed sobą cały obszar nowotarskiéj doliny, przeplecionéj wijącemi się kręto niby połyskujące węże potokami, zasianéj mnóstwem wiosek. Od południa łańcuch śnieżnych Tatrów stanął na straży téj rozległéj i pięknéj równiny, od północy i północnego zachodu, opasują ją Bieskidy z Babią górą na czele. Stąd zasłaliśmy ostatnie pożegnanie już mgłą oddalenia przyćmionym Tatrom, które po raz ostatni w téj podróży w całym widzieliśmy ciągu. Ku wschodowi i północy, zamykają widok piętrzące się jedne nad drugiemi góry, to skaliste, to lasami odziane, należące już do pasma Pienin, które rozpoczyna się właśnie przy Czorsztynie. Nie zastaliśmy tu już owych drewnianych niedźwiedzi porozstawianych na skałach dokoła zamku, o których wspomina Goszczyński i Autorka dziełka pod tytułem: ''Miasta, góry i doliny''. Nie wiadomo, czy burze oddały tę przysługę Czorsztynowi, strącając szpecące go poczwary, czy też znalazł się ktoś taki, komu ten szczególny pomysł nie przypadł do gustu i zniszczyć<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4sma62vb15agbed5vgiv5amvoynq80b Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/294 100 1081276 3157915 3142778 2022-08-26T18:18:59Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>kazał te niedźwiedzie, które każdego rozśmieszać a nawet oburzać musiały. Więcéj niż godzina zeszła nam wśród rozwalin zamczyska; pożegnaliśmy je z żalem, a zerwawszy parę gałązek macierzanki na pamiątkę, spuściliśmy się z góry i w dalszą ruszyliśmy podróż.<br> {{tab}}O milkę za Czorsztynem leży wieś ''Sromowce wyżnie'' ponad samym Dunajcem, skąd {{Korekta|jnż|już}} czasem podróżni puszczają się na łódkach do Szczawnicy. My jednak wiedząc, że przewoźnicy tutejsi nie bardzo są zręczni i że czarująca żegluga pomiędzy Pieninami rozpoczyna się właściwie o milę daléj od ''Sromowiec niżnich'', czyli na południowym brzegu Dunajca położonego ''Czerwonego klasztoru'', przewieźliśmy się przez Dunajec na węgierską stronę, gdzie leży wspomnione miejsce. Jadąc drogą wijącą się brzegiem Dunajca popod zielone pagórki ślicznemi gaikami odziane, nie mogliśmy się dosyć napatrzeć skałom piętrzącym się coraz wyżéj i stromiéj po drugiéj stronie rzeki i w jéj wodach swe stopy kąpiącym. Skały te należące już do pasma Pienin, prawie wszystkie mają kształt piramidalny, są ślicznego bladoróżowego lub białego koloru, ubarwione czerwonemi smugami. Zostawiwszy na prawo miasteczko ''Starą Wieś'', przez które prowadzi droga do Kiezmarku, pamiętne zawartym tutaj 1474 roku pokojem, godzącym spory o korony czeską i węgierską synom Kazimierza {{Korekta|Jagielończyka|Jagiellończyka}} ofiarowane, zajechaliśmy przed Czerwony Klasztor.<br> {{tab}}Wśród pięknych lip i innych drzew, kryje się ten obszerny niegdyś klasztor z kościołkiem o czerwonym dachu i takiejże dzwonniczce, skąd zapewne pochodzi jego nazwa. Klasztor ten założył 1319 roku niejaki Kokosz; 1335 Wilhelm Drugeth palatyn węgierski nadał go Starą Wsią; późniéj objęli go Kameduli. W czasie znoszenia klasztorów w państwie austryjackiem za cesarza Józefa, i ten klasztór został {{Korekta|suprymowanym,|suprymowanym.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3o5xyra3ekgwxvelltzea1fa84p1e0f Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/295 100 1081284 3157917 3142790 2022-08-26T18:21:54Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>Obecnie jest on wraz z pobliską osadą ''Śmierdzonką'', gdzie są kąpiele siarczane, od r.&nbsp;1820 własnością biskupa i kapituły grecko-unickiéj w Preszowie. Bardzo żałuję, że nie zwiedziliśmy tego klasztoru; ale zastawszy w cieniu stóletnich lip, stojących na ślicznéj równinie rozesłanéj nad brzegiem Dunajca, liczne towarzystwo umyślnie ze Szczawnicy przybyłe dla użycia czarującéj pomiędzy Pieninami żeglugi, nie chcieliśmy tracić sposobności odbycia w kilkanaście osób téj miłéj przejażdżki.<br> {{tab}}Wkrótce przybiły do brzegu czółenka, któremi mieliśmy płynąć. Czółenka te długie a wązkie, są to grube pnie wyżłobione na podobieństwo koryta; zbite z sobą po dwa; na poprzek położone dwie deski służą za siedzenia. W jedném czółenku mieszczą się tylko dwie osoby naprzeciw siebie siedzące i przewoźnik. Słysząc dawniéj o tych czółenkach i żegludze po bystrym Dunajcu, pewna byłam, że się nigdy na to nie odważę; ale teraz bez najmniejszéj obawy wsiadłam w łódeczkę i przekonałam się, że jeżeli woda nie bardzo wielka a przewoźnicy trzeźwi i zręczni, żadnego niema niebezpieczeństwa. Kilka par czółen odbiło od brzegu i wpłynęliśmy w skalisty wąwóz, którym Dunajec przerzyna pasmo Pienin. Pewna jestem, że najbujniejsza wyobraźnia w złotych snach swoich nic podobnego nie wymarzy; jestto zaczarowana kraina, jakby droga do lepszego świata!<br> {{tab}}Wystawmy sobie dwa pasma skał wyniosłych, dziwacznie poszarpanych, miejscami strojnych do samych wierzchołków najpiękniejszemi jodłami, świerkami, buczyną i innemi drzewy uśmiechającemi się świeżą zielonością w najrozmaitszych odcieniach, miejscami wznoszących się nagą, prostopadłą, poszczerbaną ścianą białéj, szaréj, żółtawéj lub różowéj barwy: wśród tych skał i lasów, tu i owdzie nad samą rzeką, maleńką<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5xqupk595lny8q0o1psbfdulmj7uip2 Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/296 100 1081285 3157922 3142791 2022-08-26T18:25:26Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>polankę z szałasem pasterskim; wystawmy sobie bystry, szumny Dunajec po ogromnych przewalający się głazach, obmywający stopy tych skał wyniosłych i stanowiący dno doliny, tak, że w niektórych miejscach najwęższa nawet ścieżka nie przeciśnie się brzegiem jego; wystawmy sobie ten skalisty wąwóz wijący się wraz z rzeką w niezliczone zakręty, tak, że za każdém niemal poruszeniem wiosła zdaje się, że skały dalszą zamkną nam drogę, gdy tymczasem rozwija się on, jak czarodziejska wstęga, coraz nowe, coraz rozmaitsze, coraz więcéj zachwycające widoki snując przed zdumioném okiem przez dwie godziny; wystawmy sobie nad tém wszystkiem najpiękniejsze niebo oblane blaskiem zachodzącego słońca, a na tym czystym błękicie rozsiane gdzieniegdzie lekkie purpurowe obłoczki, a będziemy mieli słaby, niewyraźny obraz, raczéj cień Pienin, tak jak nam się przedstawiły w dniu 14 sierpnia 1854.<br> {{tab}}O! czemuż ci, którzy zwiedzają i pod niebiosa wynoszą piękności brzegów Renu, nie znają Pienin naszych! Przekonaliby się, że niekoniecznie za granicą szukać zachwycających cudów przyrody, że i pod naszém niebem znajdą się miejsca nie ustępujące w niczém owym aż do przesady wychwalanym obcym okolicom. {{Korekta|Zdarzylo|Zdarzyło}} mi się słyszeć, że przepłynąwszy dwa razy pomiędzy wysławianemi brzegami Renu, już nie ma chęci powtórzenia trzeci raz téj żeglugi, gdy tymczasem Pieninom nigdy dosyć napatrzyć się nie {{Korekta|można,|można.}} Przebywszy kilka razy tę czarodziejską drogę, jeszcze nie poznaliśmy wszystkich jéj piękności, jeszcze nas wabią te cudne skały i czyste, szumne Dunajca nurty.<br> {{tab}}Jeżeli wspomnienia ubiegłych wieków, wiejące z ruin starożytnych zamków, tyle uroku nadają nadreńskim okolicom, nie zbywa i Pieninom na szacownych, świętych pamiątkach przeszłości. Są to Czorsztyn i zamek św. Kunegundy królowéj naszéj, którego<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> eyk712hrkpnuzwf4tp6wfpks0ocix6r Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/297 100 1081286 3157926 3142792 2022-08-26T18:30:06Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>szczątki pokazują dotąd na górze zwanéj ''Zamczyskiem'' nad potokiem ''Pieńskim''. Gdy barbarzyńskie hordy Tatarów krwawą powodzią zalały polską ziemię, w te niedostępne skały schroniła się przed ich napadem święta królowa. Tu ona w ciemnych, okropnych nocach, rozjaśnionych jedynie krwawą łuną płonących do koła miast, zamków i wiosek, ostrą włósiennicą okryta, na twardym klęcząc głazie, błagała Boga za lud swój nieszczęśliwy, zasłaniała tarczą modlitwy swojéj tę krainę biedną, a okoliczne skały echem podawały sobie bolesne westchnienia jéj serca i cichy szmer gorących modlitw.<br> {{tab}}Porównajmy, jeżeli się godzi, tę świętą, anielską postać królowéj naszéj, unoszącą się jak jasny obłok nad tą cudną okolicą, z cieniami owych dumnych baronów, z krwawemi widmami ofiar ich zemsty, okrucieństw i zbrodni, snującemi się wśród zwalisk zamków nadreńskich; porównajmy legendy przywiązane do tych feudalnych grodów z podaniami ludu zamieszkującego malownicze brzegi Dunajca! Jeżeli te krwawe obrazy mogą na chwilę zająć wyobraźnię, to każde szlachetne serce odwrócić się od nich musi ze zgrozą i wstrętem. Przeciwnie, niemasz może imienia któreby się głębiéj wyryło we wdzięcznéj pamięci ludu i z większą przechowało miłością, jak imię św. Kunegundy. Za każdym niemal krokiem na pięknéj ziemi sandeckiéj, napotykamy pamiątki i wspomnienia jéj doczesnéj pielgrzymki. Lud wdzięczny pamięta dotąd i powtarza szczegóły jéj świętego żywota, jéj łask i cudów za jéj modlitwą zdziałanych; do jéj czasów odnoszą się wszystkie miejscowe podania, jakby do najpamiętniejszéj w dziejach epoki. Owe nawet wspaniałe szczyty Pienin, ów bystry nurt Dunajca, który z niepojętą siłą przez te dzikie przedarł się skały, to pomnik niepożyty świętéj Królowéj. Mówi podanie, że uciekając w te strony<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8undtse7qjiu9l1dgyomfu7ikxwqh87 Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/298 100 1081287 3157931 3142793 2022-08-26T18:34:04Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>przed straszną tatarską nawałą, gdy już, już doścignąć ją mieli pohańcy, rzuciła za siebie grzebień i z jego to zębów, wystrzeliły Pienin iglice. Biegnie daléj a daléj po skałach i ostrym zwirze, który rani jéj nogi aż do krwi; gdzie padnie krwi kropla, tam zaraz wykwitają wonne goździki i róże, a zioła i kwiecie, różnowzorym kobiercem ścielą się jéj pod stopy. Zagrożona znowu niebezpieczeństwem, rzuca szczotkę od włosów i góry natychmiast gęstym porastają lasem, który przecież nie na długo wstrzymuje pogoń. Rzuca więc zwierciadło i wtedy Dunajec wzbiera nagle, przedziera się przez Pieniny i płynie w ślad za królową. Tak dostaje się ona szczęśliwie do zameczku swego, gdzie dotąd widać jéj stopkę wyciśniętą na kamieniu który zapłakał nad jéj dolą, a z tych łez powstało obfite źródło do dziś dnia płynące<ref>Piękne te ludowe podania zamieścił Szczęsny Morawski w swojém Album szczawnickiém, skąd je wypisałam.</ref>. Zameczek św. Kunegundy według wiary ludu stoi dotąd nienaruszony, ale ten tylko widzieć go może, kto żadnym nieskalany grzechem. Tutajto możemy się przekonać że jak do rzetelnego szczęścia i tu i w wieczności, tak i do nieśmiertelnéj pamięci cnota jedna ma prawo. Przebrzmiały téż huczne oklaski, któremi świat zdumiony witał półbogów swoich; sława ich niegdyś tak głośna, cichnie z dniem każdym; następne pokolenia obrywają listek po listku z ich świetnych niegdyś wawrzynów; olbrzymie te postacie coraz głębiéj zstępują w grób zapomnienia, a imię pokornéj służebnicy Chrystusowéj, która cnotą każdy krok ziemskiéj pielgrzymki znaczyła, żyje i żyć będzie w późne wieki w sercach ludu, w jego pieśniach i podaniach, wspominane z miłością, powtarzane z błogosławieństwem, wzywane z ufnością w każdéj potrzebie. Ale ja zająwszy się główną Pienin ozdobą, duchem<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gh8lrrh79yr8aobevpgf0w5qerrt648 Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/299 100 1081288 3157936 3142797 2022-08-26T18:36:57Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>ożywiającym te urocze miejsca, zapomniałam zupełnie o naszéj żegludze; czas do niéj powrócić.<br> {{tab}}Lekkie czółenka sunęły szybko, pędzone bystrym nurtem ulubionego syna gór, który wdarłszy się pomiędzy skały, jakby przypomniał sobie swoję kolebkę i swobodne na łonie Tatrów igraszki, znowu w swawolne przemienia się dziecię, huczy, szumi, zrywa się i pieni po dawnemu, po skalistych przewalając się progach. W miejscach szerszych i głębszych, czółna płyną wesoło obok siebie; za chwilę rozwijają się, jak krasna wstęga, goniąc szalenie jedno za drugiém, wkrótce znowu się łączą i rozbiegają na nowo.<br> {{tab}}Miejscem wysiadania, jest ujście strumyka ''Rzeką'' zwanego, płynącego od Szczawnicy. Już zdala dawał się słyszeć odgłos muzyki zebranéj na brzegu dla powitania powracających z Czerwonego Klasztoru. Przybiwszy do brzegu, zaledwie mogliśmy się przecisnąć przez gromadę wiejskich dziewcząt strojnie przybranych, które przecinając nam drogę to chustkami, to wieńcami kwiatów, żądały okupu. Już się zmierzchało; towarzystwo, w którém odbyliśmy czarującą przejażdżkę Dunajcem, udało się spiesznie do zakładu kąpielnego leżącego jeszcze opodal stąd w Wyżnéj Szczawnicy; nam zaś jeden z przewoźników, a oraz wójt Niżnéj Szczawnicy, tuż nad Dunajcem położonéj, ofiarował nocleg w swym domu. Pasmo ''Pienin'' niekiedy mylnie ''Pioninami'' zwanych, u stóp których leży Szczawnica, ze wszech miar godném jest zwiedzenia. Trudno sobie wyobrazić więcéj zajmującą, i na małéj przestrzeni tyle piękności w sobie mieszczącą formacyję gór. Prostopadłe ściany, ostre jak igły szczyty, głębokie, ciasne parowy i wądoły z szumiącym potokiem; to znowu położyste grzbiety z kwiecistemi polanami i gęstemi po bokach szpilkowemi i liściastemi laskami, a ze szczytów najcudniejszy na wszystkie strony widok, wszystko to jest tutaj {{pp|zgro|madzone}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gqch98sei5ngrveptyigxa145pjhlzi Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/300 100 1081289 3157943 3142798 2022-08-26T18:41:03Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|zgro|madzone}}, wprawiając co chwila wędrowca w nowe zdumienie.<br> {{tab}}Pieniny rozpoczynają się przy Czorsztynie i przeciwległym zamku Niedzicy, a ciągnąc się po obu stronach Dunajca aż po za Szczawnicę i Leśnicę, wraz ze skałami wapiennemi i ammonitowemi w dolinie nowotarskiéj zupełnie podobnego zakroju, we względzie geologicznym jedną stanowią formacyę. Długość ich wynosi dwie, szerokość jednę milę. Najwyższy szczyt naprzeciwko ''Czerwonego Klasztoru'' wznosi się 3100&nbsp;st. n.&nbsp;p.&nbsp;m., skała ''Rabsztyn'' za Leśnicą 3318&nbsp;st. Nad poziom Dunajca piętrzą się szczyty Pienin do 1400&nbsp;st. Pomiędzy ''Czorsztynem'' a ''Krościenkiem'' wygina się Dunajec granicą węgierską łukiem na południe. Między tym tedy łukiem a drogą z Czorsztyna do Krościenka wiodącą, i stanowiącą cięciwę owego łuku Dunajca, wznosi się najpiękniejsza część Pienin. Od strony północnéj położyste i łatwo przystępne, spadają one na południe skalistemi ściany, miejscami kilka set stóp wysokiemi, jak to na przejażdżce Dunajcem najlepiéj widać. Sam trzon z najwyższemi iglicami i ze wszech stron spadzistemi, a po części niedostępnemi bokami, odcinają od wschodu i zachodu dwa górskie potoki, do Dunajca wpadające, ''Słobczany'' i ''Pieński''. Pomiędzy niemi od północy, t.&nbsp;j. od Krościenka na sam szczyt, łatwy jest przystęp, a stamtąd na wijący się w głębi między skałami Dunajec, na Spiż i Tatry, w prostym kierunku trzy mile odległe, najcudniejszy widok. Nad potokiem Pieńskim, płynącym głębokim i wązkim, lecz godnym zwiedzenia wądołem, stał na stroméj i z jednéj tylko strony wązką ścieżką dostępnéj skale, wspomniony zamek św. Kunegundy, wzniesiony przez Bolesława Wstydliwego, miejsce schronienia przed napadami tatarskiemi, lecz jak się zdaje już w 15 wieku upadły. Według wszelkiego prawdopodobieństwa był on z drzewa na podmurowaniu.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tmwj1sch90axpn4q51ms5t9x7hznz9q Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/301 100 1081290 3157947 3142803 2022-08-26T18:43:55Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Już późną nocą przyjechał nasz furman, który z Czerwonego Klasztoru udał się drogą okrążającą Pieniny, przez lasy, parowy, urwiska, a do tego zupełnie mu nie znaną. Ledwie więc, wywróciwszy podobno dwa razy dostał się do Szczawnicy. Ta niefortunna przeprawa, pozbawiła nas zwiedzenia zakładu kąpielowego; konie bowiem młode, nieprzywykłe do drogi, tak się zmęczyły, że nie można było myśleć o odbywaniu niemi dalszéj podróży. Furman miał nas tylko odwieść nazajutrz do Krościenka, miasteczka leżącego o małą milkę, gdzie łatwiéj było wystarać się o konie. Zaledwie więc najpiękniejszy zajaśniał ranek, wyruszyliśmy w drogę. Tuż pod Szczawnicą przeprawiliśmy się na promie przez Dunajec. Droga prowadzi u samych stóp Pienin, brzegiem téj rzeki nie mającéj w całym swoim biegu tak znacznego spadku, jak zaraz poniżéj przewozu. Nagle, na tle skał i lasów ukazało nam się Krościenko ze swemi białemi domkami i wystrzelającą ponad nie wieżyczką kościoła. Miasteczko te leży u samych stóp Pienin, nad ujściem potoku Krośnicy do Dunajca. Niesie podanie, że po zniszczeniu okolicy przez Tatarów, garncarze Rusini pierwsi tu osiedli. To pewna że w tych stronach obrządek ruski sięgał niegdyś aż po Nowytarg.<br> {{tab}}W Krościenku zajechaliśmy także do wójta, u którego można było wynająć konie do dalszéj podróży. Jako w uroczyste święto Wniebowzięcia Matki Boskiéj, chcieliśmy wysłuchać mszy św., na którą właśnie dzwoniono, a potém, nie tracąc czasu, zaraz puścić się w drogę. Wójt przystawał niby na ten układ, ale gdy rzeczy nasze do jego izby zniesiono, stanowczo powiedział, że nie pojedzie przed południem. „Państwo to co innego, mówił, jesteście już w podróży — ale żebym ja wyjeżdżał z domu przed południem w takie wielkie święto, kiedy u nas odpust, żebym dla zysku opuszczał<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> i9sj3moiyq78q3xmobny66zzestpzb1 Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/302 100 1081291 3157952 3142804 2022-08-26T18:47:10Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>takie nabożeństwo, na to nigdy nie przystanę.“ Jakkolwiek kilkogodzinna zwłoka nie bardzo nam była na rękę, z drugiéj strony znowu miło było widzieć takie poszanowanie święta, jak rzadko się teraz zdarza. Nie nastając więc wcale na poczciwego mieszczanina, poszliśmy do kościoła.<br> {{tab}}Kościołek krościeniecki murowany nad samym urwistym brzegiem Dunajca i schludnie utrzymany, ale za szczupły na dość wielką parafią, gdyż prócz miasteczka cztery wsie okoliczne do niéj należą.<br> {{tab}}Powróciwszy z kościoła do domu wójta, oglądaliśmy obszerne zabudowania gospodarskie i piękny sad należący do niego. Dobry byt i zamożność wszędzie tu widoczne. W izbie sprzęty porządne, łóżka aż pod powałę wysłane pościelą, wielkie skrzynie pełne bielizny i innéj przyodziewy, piękny zegar na ścianie. Cieszy niezmiernie widok takiego dostatku, który po małych miasteczkach i na wsiach bywa poniekąd miarą moralnéj wartości mieszkańców, dowodem ich trzeźwości i pracowitości, jakkolwiek Krościeńczanie co do trzeźwości, nie zasługują na zbyt wielkie pochwały.<br> {{tab}}Niebawem zadzwoniono na summę; mnóstwo ludu tak z miasta jako téż ze wsi, spieszyło do kościoła. Wybiegliśmy przed dom chcąc się przypatrzyć ubiorom tutejszym. Co za śliczne stroje! Gdybym na nie własnemi nie była patrzyła oczami, każde opowiadanie wzięłabym za przesadzone, rysunek za zmyślony. Zacznę od kobiet. Spodnica bardzo fałdzista w wielkie kwiaty w żywych kolorach lub jednostajna pąsowa z szerokim złotym galonem, zapaska najczęściéj muślinowa biała, suto haftowana, gorset materyalny na guziczki zapinany; mnóstwo korali i paciorków zdobi szyję spadając na białą jak śnieg i cienką koszulę. Na głowie czepiec jedwabny, najczęściéj amarantowy, wyszywany galonkami i blaszkami, z płaskiém, okrągłém denkiem,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gcbv2f9urkgx2ck28ihi6tubghziurw Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/303 100 1081292 3157953 3142805 2022-08-26T18:50:21Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>z przodu wycięty w ząb i spuszczony na czoło. Na ten czepiec kładą dosyć dużą chustkę muślinową, tiulową haftowaną lub jedwabną złożoną na krzyż. Chustka ta jednym końcem spada na plecy, z przodu zaś związana jest na piersiach w kokardę ułożoną jak najstaranniéj. Muślinowy rańtuch, obszyty tiulową falbaną, lub szal rąbkowy przejrzysty w różne wzory wyrabiany, zarzucony na ramiona, i żółte lub czerwone buciki dopełniają ubioru mężatki. Strój dziewcząt tém się tylko różni, że nie noszą czepca i chustki na głowie, lecz włosy gładko z przodu umuskane splatają w jeden warkocz ozdobiony bogato wstążkami, i spuszczony na plecy. Uderzała mnie tu wielka staranność w ubiorze, że nie powiem nieco przesady, czego nie uważałam nigdy u naszych wieśniaczek. Chustka, rańtuch, gorset, wszystko, nawet u kobiet podeszłego wieku, włożone i poupinane z największą starannością, w niczém nie widać pośpiechu lub zaniedbania. Każda z kobiet prócz książki do nabożeństwa, niosła snopek wonnych ziół i kwiatów, które, według przywiązanego do dzisiejszego święta zwyczaju, miano święcić w kościele.<br> {{tab}}Mężczyźni noszą kamizelki pod szyją zapinane z granatowego, zielonego lub pąsowego sukna, z przodu i na plecach suto wyszywane kolorowym jedwabiem z niemiecka ''leibikami'' zwane. Na wierzch kładą sukmanę z białego sukna, co do kroju trzymającą środek pomiędzy gunią góralską a sukmaną naszych wieśniaków, nieco wciętszą od pierwszéj, wolniejszą od drugiéj. Sukmanę tę z przodu i przy rękawach okładają czerwoném suknem w różne wzory wycinaném. Kapelusz z dość szerokiemi skrzydłami opasany kolorową wstążką, za którą zatknięty bukiet z robionych kwiatów, lub opaską nabijaną mosiężnemi ćwieczkami zwaną ''koronką''. Nie noszą tu już długich włosów jak na Podhalu, lecz strzygą je krótko. Miejsce kierpców, używanych tylko<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lafcq1r7z8ctk8gtm1u96sz0xp839th Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/304 100 1081293 3157954 3142806 2022-08-26T18:55:30Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>na dzień powszedni i w podróży, zastępują wysokie buty do kolan sięgające.<br> {{tab}}Lud tutejszy, szczególniéj mężczyźni, nie są tak dorodni jak Podhalanie; kobiety wszystkie prawie przystojne i miłe, nie widać jednak owych piękności jakie między tatrzańskiemi góralkami często napotkać można.<br> {{tab}}Napatrzywszy się do woli prześlicznym strojom, poszliśmy przed kościół, który oblegały tłumy ludu nie mogące pomieścić się wewnątrz. Po sumie wyszła uroczysta procesyja; dzwony brzmiały bez ustanku, pienia nabożne dalekiém rozlegały się echem, woń ziół napełniała powietrze, wszystko głosiło chwałę i wywyższenie Matki Bożéj, wszystko dodawało świetności i uroczystéj powagi temu radosnemu świętu.<br> {{tab}}Po południu pożegnaliśmy miłe Krościenko, udając się w dalszą podróż ciasną doliną Dunajca. Po obu jego brzegach piętrzą się do 3000&nbsp;st. wysokie góry, należące już do pasma Bieskidów, w części lasami odziane, w części nagiemi i dosyć spadzistemi świecące bokami. Kształty ich przypominały nam jeszcze urocze Pieniny. Malowniczą tę dolinę ożywia i rozwesela bystry nurt Dunajca, wijącego się w niezliczone zakręty wśród rozkosznych brzegów. Droga nad samą prowadząca rzeką, czepia się po stromych i spadzistych pochyłościach ''obłazami'' zwanych. Dunajec pomimo dość znacznéj głębokości i szerokości, dla wielkich odsepisk i głazów o które rozbija się z szumem i hukiem, między Nowymtargiem a Zakluczynem, tylko przy średniéj wodzie jest spławnym.<br> {{tab}}Przejeżdżaliśmy przez kilka wsi porządnie zabudowanych, jak ''Kłodna'' i ''Tylmanowa'', któréj położenie i długa topolowa ulica prowadząca do dworu, przypominają nieco ''Wolą Justowską'' przy Krakowie. Po drodze spotykaliśmy liczne gromadki ludu powracającego z nieszporów. Na przyźbach domów, siedzieli wieśniacy {{pp|spę|dzający}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> f9riosub35ig9aowk3tolql8q18cpkf Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/305 100 1081294 3157955 3142808 2022-08-26T19:01:18Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|spę|dzający}} resztę dnia świątecznego na przyjacielskiéj gawędce; nigdzie nie było słychać kłótni, pijatyki i karczemnéj wrzawy. Widać że nałóg pijaństwa bardzo jest uskromiony w téj okolicy.<br> {{tab}}Minąwszy ''Łącko'', wieś pięknie położoną, na dość obszernéj międzygórskiéj równince, daléj ''Maszkowice'' i ''Jazowsko'', przeprawiliśmy się w ''Kadczy'' przez Dunajec i wjechaliśmy w piękną dolinę sandecką. Nie jest ona tak rozległą, nie ma tak wspaniałego otoczenia jak dolina nowotarska. Olbrzymie Tatry zamykające tamtę od południa, tutaj już tylko blado, niepewnie, rysują się na widnokręgu, wystrzelając ponad wyniosłemi, amfiteatralnie piętrzącemi się Bieskidami. Wszystko tutaj zmalało, zdrobniało, łagodniejsze przybrało kształty. Ale jakkolwiek dolina sandecka nie robi na nas tak silnego i zdumiewającego wrażenia, jakiego doznajemy na widok cudów tatrzańskiéj przyrody, niemniéj jednak przynęca malowniczém i pełném wdzięku położeniem. Okrąg jéj stanowią góry szczególniéj od południa, wysoko upiętrzone, zaokrąglonych, pagórkowatych kształtów, odziane pięknemi lasami, wśród których złociły się żyzne łany dojrzałém kołyszące się zbożem. Dno doliny zaścielają także uprawne pola; mnóstwo wiosek rozsianych to na równinie, to na pochyłościach wzgórzów, ożywia okolicę. Już poustawiane mendle zboża, snopy gęsto stojące na polach dowodziły, że tu nie napróżno rolnik skrapia ziemię swym potem, bo obfitym plonem szczodrze mu ona wynagradza poniesione trudy. Z wielkiém podziwieniem spotkaliśmy kilka wozów wyładowanych zbożem; w inném miejscu wiązano snopy na polu, chociaż bynajmnéj nie zanosiło się na deszcz, owszem piękny zachód słońca, niebo czyste i jasne, powietrze chłodne, wróżyło pogodę i na dni następne; nic więc nie usprawiedliwiało ciężkiéj pracy w tak uroczyste święto. Dowiedzieliśmy się dopiero, że Niemcy kalwińskiego czy {{pp|ewan|gelickiego}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 40fph6ql8pjrrxhoq71u38fndduxcov Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/306 100 1081295 3157957 3142809 2022-08-26T19:04:00Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|ewan|gelickiego}} wyznania, mają w tych stronach osady swoje; ich to więc widzieliśmy pracujących jak w dzień powszedni, gdyż jak wiadomo, nie obchodzą oni świąt Matki Boskiéj.<br> {{tab}}W miarę zbliżania się do ''Starego Miasta'' (tak tu nazywają Stary Sącz), okolica coraz piękniejszą się stawała; śliczny las jodłowy ciemniał na wzgórzach ciągnących się po prawéj stronie; krzyże i figury coraz częściéj napotykane, bliskość kościoła i klasztoru zapowiadały. Już po zachodzie słońca wjechaliśmy do ''Starego Sącza''. Miasteczko to położone między rzekami Dunajcem a Popradem, łączącemi się poniżéj miasta, początkiem swoim sięgające czasów Kazimierza Sprawiedliwego, małe, ubogie, ale schludne i spokojne, owiane urokiem świętych pamiątek, miłe jakieś i rzewne czyni na przejeżdżającym wrażenie. Prócz starożytnego kościoła farnego, zbudowanego po r.&nbsp;1251, w którymto roku spłonął dawny kościół św. Krzyża, jest tutaj klasztor PP. Klarysek w końcu miasta stojący, otoczony murem na podobieństwo fortecy, z kościołem piękną ozdobionym wieżą. Klasztor ten założyła św. Kunegunda i tu po śmierci męża trzynaście lat (1279 do 1292) w zakonie przeżywszy, pełna cnót i zasług rozstała się z tym światem. Niespodziewane zatrzymanie się w Krościenku, pozbawiło nas szczęścia pomodlenia się przy zwłokach św. Królowéj i Patronki polskiéj, spoczywających na ołtarzu w kaplicy klasztornéj, i zobaczenia przechowujących się po niéj pamiątek (klęcznik, szklanka, on pierścień znany z legendy o wynalezieniu soli wielickiéj, relikwijarzyk, co jéj zawsze towarzyszył). Spojrzeniem tylko mogłam powitać te mury już szarą zasłoną zmroku obleczone, w których żyła pokorna służebnica Chrystusa, jak anioł opiekuńczy czuwająca nad tą ziemią, gdzie pamięć jéj dotąd tak żywo utrzymuje się w sercach wdzięcznego ludu.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hrz4xo3sagl61d78tfn21uz527zobhi Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/307 100 1081296 3157958 3142810 2022-08-26T19:07:57Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Nadmieniam jeszcze, że Bolesław Wstydliwy, używszy posagu żony na potrzeby kraju, darował jéj natomiast Stary Sącz z przeszło stu wsiami 1257&nbsp;r., zastrzegając jedynie, aby królowa darowizny téj nie puszczała ludziom obcego narodu w posiadanie. Dobrami temi 1280 roku uposażyła św. Kunegunda klasztór, który je dopiero 1782&nbsp;r. postradał, a w r.&nbsp;1812 także srebra kościelne wraz z innemi kosztownościami; między niemi, złotem tkany ornat własnoręcznéj roboty św. Kunegundy. Był tu także klasztor Franciszkański, późniéj na ratusz przerobiony.<br> {{tab}}Milę od Starego Sącza leży Sącz Nowy, gdzieśmy nocować mieli. Ściemniło się już zupełnie; cicha, piękna noc letnia, rozpostarła nad uśpioną ziemią swój gwiaździsty namiot; droga była równa i gładka, wózek nasz toczył się jak po stole; mogłam więc swobodnie oddać się myślom i przechodzić pamięcią wspomnienia, których tyle do téj zachwycającéj wiąże się okolicy. Obok św. Matki i Patronki Sandeckiéj ziemi, któréj życiem i cudami uświęcone te miejsca, stanęli mi w myśli synowie Kazimierza {{Korekta|Jagielończyka|Jagiellończyka}}. W tym Starym Sączu, dziś ubogiéj, małéj mieścinie, mieszkali młodzi królewiczowie, i zdala od gwaru stolicy, pod okiem biegłych mistrzów Filipa Kalimacha i Jana Długosza, kształcili się na przyszłych panów i ojców narodów. Tu wzrósł święty nasz Patron Kazimierz, wzór niewinności, czystości, pokory; tu się wychowali Jan Olbracht i Aleksander, królowie więcéj klęskami, które za ich panowania nieszczęsną Polskę trapiły, niż dobrym rządem pamiętni; Władysław, pan Czech i Węgier, a nakoniec ów wielki, przesławny Zygmunt, co blisko pół wieku z łagodnością ojca mądrze i szczęśliwie Polską władając, zagoił krwawe jéj rany, wyniósł ją do nieznanego jéj dotąd stopnia potęgi, świetności i chwały, a panowaniem swojém rozpoczął chlubnie złoty wiek, słusznie<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7w0sxz8buj1r39ghhlk81umux098dn6 Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/308 100 1081300 3157959 3142818 2022-08-26T19:11:15Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>od jego imienia ''Zygmuntowskim'' zwany. Szybkością błyskawicy przeleciała myśl moja kilku wieków przestrzeń; srogie klęski wojny, lata błogiego pokoju i pomyślności, szczęśliwa i smutna dola téj pięknéj krainy, niby wieniec z róż i ciernia uwity, przesunęły się zwolna przed oczyma memi.<br> {{tab}}Nowy Sącz położony powyżéj ujścia Kamienicy do Dunajca, na wschodnim brzegu tegoż, niegdyś gród warowny, ludny i handlowny, powstał po roku 1292 na miejscu królewskiéj wsi ''Kamienicy'', przedtém własności biskupów krakowskich. Tutaj w r.&nbsp;1370 witali obywatele polscy, Ludwika króla węgierskiego na tron polski obranego, a w sześć lat późniéj matkę jego Elżbietę w imieniu syna rządy obejmującą. Stąd wyprawił Władysław Jagiełło Witołda do Zygmunta króla węgierskiego w r.&nbsp;1410. Tu, Jagiełło w r.&nbsp;1419 zjechał się z cesarzem Zygmuntem, dla narady względem podniesienia wojny przeciw Turcyi. Kazimierz {{Korekta|Jagielończyk|Jagiellończyk}} r.&nbsp;1471 odprowadził do Sącza syna swego Kazimierza (świętego), na tron węgierski wezwanego.<br> {{tab}}Miasto to ucierpiało wiele przez pożary w latach 1522, 1611, 1644, 1655, 1753; przez morowe powietrze 1710, tudzież w czasie wojen szwedzkich nie mało klęsk doznało. Obecnie Sącz jest stolicą obwodu, posiada gimnazyjum i jest jedném z większych i porządniejszych miast Galicyi. Obszerny rynek ze starożytnym ratuszem na środku, otaczają piękne, piętrowe kamienice; ulice także porządnemi zabudowane domami; żydzi, składający znaczną część ludności, mają sklepy na osobnéj ulicy, jak na żydowską dosyć jeszcze porządnéj<ref>Przypominam że byłam w Sączu w r.&nbsp;1854 a przez te lat kilkanaście wiele się tam zapewne zmieniło. Jak we wszystkich galicyjskich miastach, tak bez wątpienia i w Sączu żydzi mieszkają i handlują bez żadnych ograniczeń.</ref>. W {{pp|pół|nocnéj}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bsp6gcy4lqiqjq0wfekdpnjged5fbai Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/309 100 1081318 3157960 3142837 2022-08-26T19:15:38Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|pół|nocnéj}} stronie miasta nad Dunajcem wznosząca się baszta i resztki rozwalonych murów, są zabytkami pięknego niegdyś zamku.<br> {{tab}}Kościoły katolickie są dwa: parafijalny św. Małgorzaty i jezuicki. Prócz tego, kościół ewangielicki, niegdyś franciszkański, pierwotnie podobno 1297 przez Władysława króla czeskiego i polskiego fundowany, potém 1654 przez Konstantego Lubomirskiego podczaszego w. kor. i starostę sandeckiego, na nowo wystawiony. Kościół parafijalny założony koło r.&nbsp;1300, pięknéj gotyckiéj budowy i bardzo obszerny, 1448&nbsp;r. przez Zbigniewa Oleśnickiego na kolegijatę zamieniony, którą pozostał do r.&nbsp;1791. Będąc w nim zaledwie na krótką chwilkę, nie mogłam zwrócić uwagi na żadne szczegóły. Kościół jezuicki wzniesiony przez Władysława Jagiełłę w r.&nbsp;1409 i na szpital przeznaczony, r.&nbsp;1410 oddanym był {{Korekta|Norbertanom|Norbertanom;}} dopiero w r.&nbsp;1831 Jezuici przenieśli się tutaj po spaleniu Tyńca. Piękne malowania zdobią ściany kościoła; w wielkim ołtarzu jest obraz Matki Boskiéj, w dwóch bocznych św. Ignacego i św. Stanisława Kostki; w trzecim bardzo piękny wizerunek Ukrzyżowanego Zbawiciela, rzeźbiony z drzewa przez Plaskiego stolarza z Sącza, podług rysunku księdza Sztyrmera T.&nbsp;J., znakomitego rytownika przeszłego wieku. Można tu także widzieć wiszący na ścianie obraz przedstawiający króla Władysława Jagiełłę w naturalnéj wielkości. Największa czystość i staranność w utrzymaniu kościoła, mile wpada w oko i daje poznać, że tu nie najemne ręce obsługują ołtarze Pańskie, że te starania wypływają z serc wyłącznie Bogu poświęconych.<br> {{tab}}W tym to kościele odebrał błogosławionéj pamięci ksiądz Karol Antoniewicz kapłańskie święcenie, tu rozpoczął apostolskie swe prace, w których tak widocznie Bóg mu błogosławił, tutaj w tułactwie zwracał z tęsknotą myśli i serce swoje. Te ołtarze, kazalnica, {{pp|kon|fesyjonały}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> a0vefysix1qcd1rwbaawnxizgbyv8ws Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/310 100 1081331 3157961 3142854 2022-08-26T19:19:10Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|kon|fesyjonały}}, świadki niezmordowanéj jego gorliwości, tak wymownie i rzewnie do każdego polskiego serca przemawiają, budząc w niém żal i boleść nad stratą, jakąśmy ponieśli w przedwczesnym téj jasnéj gwiazdy zachodzie<ref>Ksiądz Antoniewicz umarł w Obrze w W. Xięstwie Poznańskiém w r.&nbsp;1852 d. 14 Listopada mając lat 45.</ref>. Onto w roku 1846 z miłością i boleścią w sercu, z wyrazem niebiańskiego pokoju na pogodném czole, ze słowami pociechy, nauki, nadziei na ustach, z krzyżem zbawienia w ręku, przebiegał okropną klęską nawiedzoną część ziemi polskiéj. Gdzie wstąpił, błogosławieństwo nieba z sobą przynosił; gdzie padło słowo jego, tam zaraz wykwitały kwiaty upamiętania, żalu, pokoju, przebaczenia, ufności i poddania się boskim wyrokom. Z góry nadludzką czerpiąc siłę, nieugięty, niezrażony niczem, wszędzie nauczał, wszędzie dobrze czynił, w cierpliwości, pokorze i pokucie, jedyny środek przebłagania Boga wskazywał. Tu wyrywa dusze z przepaści rozpaczy, staje jako pośrednik pomiędzy rozgniewanym Ojcem a występnemi dziećmi, wraca im zakłócony pokój sumienia; indziéj dźwiga upadających na duchu, balsamem niebiańskiéj pociechy otwarte skrapiając rany. Ileż on to miłości, nauki, pociechy rozlał po ziemi naszéj, jakże czułą, ojcowską opieką otaczał lud biedny, ile cudów zdziałała natchniona jego wymowa, jakże wzniosły wzór apostolskiéj gorliwości zostawił, ile łez wdzięczności, ile zasług uniósł z sobą do nieba! Oprócz ogólnéj czci i szacunku, do jakiego ksiądz Antoniewicz w sercu każdego ma prawo, my Krakowianie szczególną, wyłączną winniśmy mu wdzięczność. Po okropnéj klęsce pożaru w r.&nbsp;1850, która wydzierając nam drogie ubiegłych wieków pamiątki, rzuciła w serca zwątpienie i żal rozpaczliwy, on pierwszy z gruzów świątyń naszych przemówił słowem {{pp|nie|biańskiéj}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> r4jxcfkr4wmk5asrra1g0f5m8uness8 Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/311 100 1081345 3157962 3142871 2022-08-26T19:22:18Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|nie|biańskiéj}} pociechy, on w krzyżu wskazał nam sztandar nadziei doczesnéj i wiecznéj, on przez rok blisko z dawno niesłyszaną wymową, z niezrównaną gorliwością głosił po kościołach naszych świętą miłości naukę; on w {{Korekta|najwyżsych|najwyższych}} i najniższych klasach pozyskał dla siebie uwielbienie i zaufanie; pociągał wszystkich prostotą i łagodnością anielską, zbliżał nas do nieba, a niebo nam modlitwą swoją przychylał. Ta święta postać w całym uroku krótkiego niestety, lecz pełnego zasług i poświęceń zawodu, stała mi ciągle przed oczyma, gdyśmy bawili w Sączu, i już nie mogłam się od niéj oderwać.<br> {{tab}}Piękne zabudowania kolegium, po wydaleniu stąd Jezuitów, w r.&nbsp;1848, obrócono na koszary czy téż szpital wojskowy; gwar, hałas, szczęk broni, rozlegał się w tym cichym przybytku nauki, modlitwy, rozmyślania. W czasie naszéj bytności, trzech tylko zakonników mieszkało przy kościele.<br> {{tab}}Był tu dawniéj jeszcze kościół św. Wojciecha w miejscu, gdzie teraz dom pocztowy, tudzież kościół św. Krzyża, teraz zburzony, w którym, według podania, św. Wojciech miał nabożeństwo odprawiać, a ostatni raz według liturgii grecko-słowiańskiéj, Izydor kardynał i metropolita kijowski 1440.<br> {{tab}}Po południu pożegnaliśmy Nowy Sącz, miłe krótkiego w nim pobytu unosząc wspomnienie. Przecudna jego okolica teraz dopiero ukazała nam się w całym uroku i wdzięku. Dokoła piętrzą się góry i pagórki jakby amfiteatr, którego najwyższym stopniem są wspaniałe, w oddali siniejące Tatry. Pomiędzy temi górami mnóstwo dolin i wąwozów w rozmaitych rozgałęzia się kierunkach, a w każdéj dolinie, w każdym wąwozie, to na pochyłościach wzgórzów, to na równinie, bieleją wioski oplecione zielonym wieńcem ogrodów i sadów. Wszędzie rozścielają się urodzajne niwy, rozkoszne łąki, śliczne gaiki i poważne, po większéj części jodłowe lasy.<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ozcwj9nv6rcie32hayrjulkbu79xz7c Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/312 100 1081368 3157964 3142985 2022-08-26T19:26:18Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>W takiéjto żyznéj, ludnéj i malowniczéj dolinie leży Stary Sącz, odznaczający się bielejącemi zdala zabudowaniami klasztornemi i piękną wieżą kościelną; a daléj nieco na wzgórzu, Nowy Sącz z okazałą kopułą luterskiego kościoła, wysmukłą dzwonniczką Jezuitów i starożytną dawnego zamczyska basztą. Wyborny gościniec wspina się zakrętami na grzbiet góry do 2000 stóp wysokiéj, prowadząc na ''Wysokie'' i ''Kaninę'' do ''Limanowéj''.<br> {{tab}}Jeszcze słońce było wysoko, gdy dojechaliśmy do Limanowéj, małego, porządnie zabudowanego miasteczka z wielkim drewnianym kościołem, leżącego o trzy mile od Sącza. Nie zatrzymując się tutaj, zajechaliśmy do karczmy ćwierć mili za Limanową, która była kresem dzisiejszéj naszéj podróży.<br> {{tab}}Nazajutrz przed wyjazdem byliśmy świadkami zabawnéj sceny, dowodzącéj, jak w każdym względzie żydzi korzystają z niewiadomości prostego ludu, a w ogóle każdego, co się im da okpić. Nasz furman z drugim wieśniakiem, zabili nieopodal od karczmy jakieś nieznane im zwierzę, które wyszło z rowu, zarosłego sitowiem i krzakami. Żyd arendarz, do którego zdobycz swoję przynieśli, powiadał im, że to kot. Wieśniacy nie wierzyli temu i śmiali się z żyda, bo zwierzę nie miało żadnego podobieństwa do kota, a do tego wyszło z wody. Sprawa wytoczyła się przed nas. „Dajcież to tutaj“ rzecze nasz furman, „państwo może poznają, coto za jedno,“ i to mówiąc, wszedł do izby żydowskiéj, gdzie był zostawił swą zdobycz. Ale arendarz już schował zwierzę do komina, i trzeba było widzieć jego ruchy, wyraz jego twarzy, na któréj malowała się chciwość, zabiegliwość, chęć oszukania, słowem całą pocieszną figurę żyda, biegnącego za wieśniakiem, który niósł wydrę, co łatwo było poznać na pierwszy rzut oka po kształcie, futrze i łapach, których<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mbubfmnwqtlum3rgb4bj1tdf6aiu3g7 Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/313 100 1081373 3157965 3142990 2022-08-26T19:29:21Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>palce na podobieństwo pletew błonami połączone były. Żyd poznał naturalnie od razu, co to za zwierzę; ale bezprzestannie utrzymywał, że to kot, chcąc za parę groszy nabyć piękne i dosyć cenione futro. Dwaj strażnicy, którzy przyjechali do karczmy, także z arendarzem trzymali. Jakże on ich prosił, zachęcał, żeby poszli do rowu poszukać więcéj tych kotów; jak się krzątał, zabiegał w strachu, żeby wieśniacy nie zabrali zwierzęcia.<br> {{tab}}Wśród tych zabiegów około wydry, wyruszyliśmy w drogę. Mgła, wznosząca się z wąwozów i parowów, nie bardzo pomyślną była dla nas wróżbą; jakoż wkrótce całe niebo zaciągnęło się chmurami i deszcz lada chwila groził. Okolica wciąż górzysta, ale już nie tak malownicza, jak około Sącza. Wkrótce pożegnaliśmy obwód sandecki, a wjechaliśmy w bocheński. Uderzały nas tu nędzne, niskie, do połowy w ziemię zapadłe lepianki; znikł już ten dobry byt i dostatek, jaki widzieliśmy nietylko na Podhalu, ale i w okolicach Krościenka i Sącza. Tu, gdziekolwiek spojrzeć, wszędzie smutny obraz nędzy się przedstawia i ziemia nawet tak żyzna w tamtych okolicach, tu jakby przekleństwo na niéj ciążyło, skąpe i liche wydaje plony.<br> {{tab}}Rozweselił nas nieco widok ''Królówki'', ślicznie położonéj wioseczki, w któréj urodził się Kazimierz Brodziński. Z wielkim żalem moim, droga przechodziła krajem wioski; nie widzieliśmy ani dworu, stojącego może jeszcze na témsamém miejscu, gdzie stał dom rodziców Kazimierza, gdzie i on na świat przyszedł; nie widzieliśmy i tego kościołka, gdzie z organistą pieśni nabożne śpiewywał, gdzie biedny sierota modlił się tak serdecznie i rzewnie, szukając u Boga opieki i pociechy, któréj od ludzi tak rzadko doznawał. Z jakiémże rozrzewnieniem patrzyłam na te ubogie chatki, w których tulił się biedny chłopczyna, unikając gniewu i bicia<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> p5899kxuncal4umzltcffsu5asnvq5w Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/314 100 1081375 3157966 3142994 2022-08-26T19:32:06Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>macochy, w których tyle miłości i współczucia znajdował w sercach poczciwych wieśniaków. Cały wiek dziecinny poety, spędzony w ciągłych strapieniach, smutkach, tęsknocie, rozjaśniony zaledwie kilką weselszemi chwilkami, a opisany przez niego samego z tak rozrzewniającą i pełną wdzięku prostotą, rozwijał się przed oczyma memi w żywych, jasnych obrazach, a te wspomnienia nowego uroku dodawały malowniczéj okolicy Królówki. Na prawo w dolinie bieleje miasteczko ''Lipnica'', miejsce urodzenia świętego Szymona, gdzie Kazimierz Brodziński z bratem swym uczęszczał do szkoły.<br> {{tab}}Wkrótce za Królówką ukazał nam się ''Wiśnicz'', niegdyś dumnych Kmitów siedziba, dziś miejsce więzień i sądów kryminalnych. Kościół i klasztor niegdyś Karmelitów bosych na górze za miastem z przepysznym naokoło widokiem, wzniósł 1635&nbsp;r. Stanisław Lubomirski wojewoda ruski, na pamiątkę zwycięztwa odniesionego nad Turkami pod Chocimem 1621&nbsp;r., używszy do roboty zabranych w niewolą Turków. Po zniesieniu zakonu, klasztor 1783&nbsp;r. na więzienie zamieniono. Nie opodal wznosi się mocny, dość opustoszały zamek Kmitów. Tu przyjmował Piotr Kmita króla Zygmunta Augusta wraz z żoną Barbarą Radziwiłłówną; tu miano jéj truciznę zadać. Oba te gmachy nadają Wiśniczowi zdaleka bardzo piękne wejrzenie. Ale przykry zawód czeka każdego za wjazdem do miasta. Jakże opisać te ciasne uliczki, ten rynek zabudowany obtarganemi, walącemi się klétami, budami, lepiankami, jakie ledwie w najustronniejszych zaułkach na naszym Kazimierzu znaleść można. Trudno doprawdy dać nawet wyobrażenie o dziwnéj architekturze tych domów, jeżeli je domami nazwać można. Wszystkie drewniane, niskie, walące się, zapadłe w ziemię, najdziwaczniéj powykrzywiane; jedne wznoszą się na wpół przegniłych palach, inne na jakichś arkadach; okna bez szyb, pozaklejane w części<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lvdj2hvgvzzk6fdecayh7lg7bq1ppt3 Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/315 100 1081379 3157967 3143001 2022-08-26T19:34:52Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>papierem lub szmatami pozatykane, jedno wyżéj, drugie niżéj, to na skos, to na poprzek poodwracane. Wystawmy sobie teraz niepoliczone roje nędznego, obdartego, obrzydliwego żydostwa — było go w Wiśniczu do 6000 na półtrzecia tysiąca chrześcian — snujące się wśród tych rozwalin, wrzask, krzyk, szwargot, błoto po kostki, a będziemy mieli jaki taki obraz Wiśnicza<ref>Takim był Wiśnicz w r.&nbsp;1854. Po pożarze który go zniszczył przed kilku laty, odbudował się zapewne porządniéj.</ref>.<br> {{tab}}W tym jednak Wiśniczu musieliśmy zabawić czas jakiś, aby konie wypoczęły. Zajechaliśmy do jednego z owych hotelów w rynku, ma się rozumieć, żydowskiego. Z wielką trudnością dano nam osobną izbę, najbrudniejszą jak tylko wyobrazić sobie można. Zapłaciwszy złotówkę za godzinny pobyt w tym apartamencie, wyjechaliśmy z obrzydliwego Wiśnicza. Na drodze do Bochni, gdzie właśnie był jarmark, spotykaliśmy ciągle wozy napchane żydostwem wracającém stamtąd. Tak więc rozstawszy się z Wiśniczem, długo jeszcze nie mogliśmy się rozłączyć z jego mieszkańcami.<br> {{tab}}Od Bochni, około któréj przejeżdżaliśmy, okolica nic zajmującego nie miała, a przywykłym do pięknych górzystych widoków, bardzo jednostajną się wydawała. W Gdowie, małéj, lichéj mieścinie, pamiętnéj rozsypką powstańców w r.&nbsp;1846, zatrzymaliśmy się godzinkę, i stąd już tchem jednym zajechaliśmy do Krakowa, którego piękna okolica roztoczyła się przed nami, gdyśmy dojeżdżali do Wieliczki. Miłeto miasteczko; domy schludne, po części murowane, dwa kościoły: farny w samém mieście i OO. Reformatów za miastem stojący.<br> {{tab}}Coraz liczniéj napotykane podwody żołnierskie, ładowne bryki i wozy, hałas, turkot, ruch coraz się zwiększający, zapowiada bliskość Krakowa i przygotowuje nas zwolna do tego gwaru miejskiego, w którym<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ft8k40bt5hwemjxwouc99h84n7p4n2b Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/316 100 1081381 3157968 3143019 2022-08-26T19:37:14Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>niebawem utonąć mamy. Wjeżdżamy nareszcie. Jakże gęste i ciężkie powietrze! jak przesycone dymem i innemi nie zbyt wonnemi wyziewami! Z początku zdaje nam się że niepodobna będzie niém oddychać. A jednak są ludzie którzy żyją wśród miejskich murów i późnéj dochodzą starości, nie wychyliwszy się nawet po za ich obręb. Oni nie pojmują, nie wierzą żeby gdzie mogło być piękniéj, zdrowiéj jak na miejskim bruku, wśród miejskiego gwaru.<br> {{tab}}Takato jest moc przywyknienia i to nie tylko w fizycznym, ale i w moralnym względzie. Lecz kto raz zakosztował górskiego powietrza, kto zaprzyjaźnił się z przyrodą i jéj tajemniczą zrozumiał mowę, kto nadewszystko myślą, uczuciem, pragnieniem, umie wzlecieć wyżéj jeszcze, ponad tatrzańskie iglice, dla kogo one stały się niby konduktorami ściągającemi z nieba wzniosłe natchnienia, ten na zawsze zachowa w sercu wspomnienie owych chwil błogich, a może już niepowrotnych — spędzonych wśród gór, z życzliwą pamięcią dla ich mieszkańców.<br> <br>{{---}}<br> {{tab}}I czemuż gdy ostatnie nakreśliłam słowa i spojrzałam na leżący przedemną rękopism, ogarnął mię smutek i nieokreślone jakieś uczucie goryczy, żalu i niezadowolenia, obudziło się w duszy? Mnie tak błogo było wywoływać w pamięci obrazy minionego szczęścia i swobody jakich przez lat tyle używałam w górach, tak miło dzielić się z drugimi wrażeniami memi, zapoznawać ich z piękną okolicą Podhala i jéj mieszkańcami, teraz zaś czuję niesmak i jakby wyrzut sumienia, a usta mimowolnie powtarzają tę skargę wieszcza:<br> <br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3swvl0solxcd6h68sk3s1y7d9c8oir3 Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/317 100 1081383 3157969 3143015 2022-08-26T19:40:10Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude><poem>Żal mi żem góry i ten lud pochwalił I sam na siebie prawiebym się żalił, Bo jako biją szkodnicy jastrzębie, Tak uderzycie na stado gołębie. Zepsute dzieci lubią cacka psować; A żal się Boże co piękne marnować! Was nie uleczy ten lud swą prostotą, Nie dla was mają polskie Tatry złoto. Was nie rozjaśni ten świat swym uśmiechem, Ani was natchną góry swym oddechem, Ani was górskie wody nie obmyją, Ani w was prawdy ludu nie ożyją! Bo na to, byście stąd wracali krzepsi Na duszy waszej i ciele wzmocnieni, Potrzeba byście tu przybyli lepsi, A ludzie po was nie byli zgorszeni.</poem> <br> {{tab}}Do tych słów gorzkich będących wiernym uczuć swoich tłumaczem, jużby podobno nic dodać nie trzeba; zrozumieją czytelnicy do czego one zmierzają i dla czego opisawszy Tatry, czuję poniekąd wyrzut sumienia. Przebywając po parę miesięcy w Zakopaném, owym zakątku gdzie pod opieką osiwiałych olbrzymów żyje lud krzepki na duchu i ciele, pełen wiary i patryarchalnéj prostoty, z bólem serca dostrzegałam pomiędzy zwiedzającemi Tatry emisaryjuszów tegoczesnego ''postępu'', a raczéj obłędu. Oni to starają się zaszczepić pomiędzy górskim ludem szalone i bezbożne idee spółecznego przewrotu, a zarazem szerzą wyuzdane zepsucie moralne. Dotąd na twardym i kamienistym gruncie Podhala, nie przyjęło się ziarno ''postępu''. Zdrowy zmysł ludu odgadł truciznę podawaną w upajającym nektarze, a<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> n4uo4gziertgvbe2fa2yc36yh1rmevz Strona:Anafielas T. 3.djvu/290 100 1081385 3158348 3155565 2022-08-26T23:51:08Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/291]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/290]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|288}}</noinclude><poem> Nowém przymierzem połączył, i Litwę Począł pustoszyć i nawracać mieczem. Niedosyć jednéj klęski — Andrzéj z Tweru Litwę plądruje; Smoleńscy Kniaziowie Pod Mścisław idą, Jagielle wydzierać. Smutną Jagiełło wieść dostał w Krakowie! Niéma tam komu granic nagich bronić! :A Witold rzecze: — Ja pójdę, mój bracie! — Skirgiełł się także z Witoldem wyrywa; Korybut, Semen Lingwenowicz z niemi Ciągną z Krakowa. Witold na Podlasie Półki swe zbiera; Skirgiełło Ruś wiedzie. Zaledwie wiosna śniegi z ziemi zdarła, Już pod Łukomlą Witold bije w ściany; Dobył, Andrzeja załogę wycina, Swoją osadza, i pod Mścisław leci. :Nad szybką Werchę, pod Mścisławia mury, Syn Iwanowy Światosław Smoleński Przyciągnął z Kniaziem Iwanem i Hlebem, Z Światosławiczem Jurją, i mnogiemi Wojskami z Rusi, i Bojary swemi; A kędy przeszedł, ciągnąc do Mścisławia, Krwawemi ślady gościniec zostawia. Spalili sioła, zaparłszy do domów Starców i dzieci, matki i dziewice; Pod ściany chat im głowy kłaść kazali; Wojskiem objąwszy, biedny lud palili: </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rdcsyn7cvkp5eunc4msueydlmn33uy7 Strona:Anafielas T. 3.djvu/291 100 1081386 3158349 3155566 2022-08-26T23:51:11Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/292]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/291]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|289}}</noinclude><poem> Popiołem sieli i kościami drogi! Zniszczał kraj wielki i zginął lud mnogi! :Już jedénasty dzień w Mścisławia mury Biją tarany, a z wysokiéj wieży Namiestnik próżno wygląda odsieczy. Dnia jednastego trwoga na obozie. Światosław każe odstąpić od murów, I po nad Werchą szykuje ze swemi — Od strony Litwy, gromady czarnemi, Witold przyciąga. Już proporce wieją, I Mścisławianie odżyli nadzieją. Litewskie wojska Witold ze Skirgiełłą Wiodą; już wpadli na Rusinów szyki. Ruś, opasana zamkami i wodą, Stawi im czoło, lecz wkoło objęta. Światosław ranny, krwią brocząc po ziemi W lasy ucieka; za nim Ruskie Kniazie; Za niemi Litwa, i w połon zabiera. Światosław włócznią przebity umiera; Iwan, Wasyla syn, rażony strzałą; Hlebu i Jurij jeńcem być dostało; Bojarów w rzece wytopiła Litwa, I krwią okryta, z zwycięzkiemi wrzaski, Do bram Mścisławia odpocząć przybiegła. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jcu5jn2iq768gdb0c0j44rx7ohirq8u Strona:Anafielas T. 3.djvu/292 100 1081387 3158350 3143022 2022-08-26T23:51:14Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/293]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/292]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 3.djvu/293 100 1081388 3158351 3155568 2022-08-26T23:51:17Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/294]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/293]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|291}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XL.}} <poem> :{{kap|Zielona}} wiosna Litwy czoło stroi, I lasy szumią, łąki się zielenią, I rzeki płyną ku morzu białemu, I róże kwitną, i lilije białe, Gaje się święte liściami ubrały. Czemuż tak głucho? i wiośniane święto, Święto pastusze, nikt już nie obchodzi? Czemu nie widać Zniczów, ni kapłanów? A lud z bojaźnią pogląda na niebo, Jakby Perkuna lękał się prawicy? :Zielona wiosna Litwy czoło stroi, I lasy szumią, łąki się zielenią. Na Turzéj górze siedzi starzec smutny — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5bxo0dwjg47l1ocsf01i2nhxv1nzsxf Strona:Anafielas T. 3.djvu/294 100 1081389 3158353 3155569 2022-08-26T23:51:20Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/295]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/294]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|292}}</noinclude><poem> To Wejdalota od Znicza ołtarzy. Szatą się okrył, by łza, co po twarzy Płynie, w cudzém się nie odbiła oku. Patrzy — u jego stóp czy Wilno stare? Gedyminowe Wilno? Olgerdowe? Taż to Wilija, w któréj się kąpały Tury? i też to lasy poświęcone, Które Zniczowy ogień podsycały? Taż Świntoroha mogilna dolina, Kędy śpią kości starych dzidziawirów? Gdzie się pomięszał popiół Godymina, I proch Olgerda, i Kiejstuta prochy? :Spójrzał na góry — też, co dawniéj, góry? Spójrzał na miasto — gródże to nasz stary? Spójrzał pod stopy — gdzie Znicza świątynia? Na Antokole — i tam zgasły dymy! Spójrzał i płacze — na górze wysokiéj Trzy krzyże żółte ramiona podniosły, Świątynia Znicza świéżym krzyżem strojna, Na Piaskach znamię chrześciańskiéj wiary, Na Antokolu krzyż żelazny wbity, Po mieście krzyże, na zamku, na górach, Wszędzie już! wszędzie! Gdzie Znicza kapłani? Żebrzą rozbici, żebrzą rozsypani! Gdzie gaje święte? — wycięte poległy! Gdzie Bogi? — patrzcie, do Wilij ich wleką, Młotami biją, toporami sieką. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> c1mb6ljlf125wtkzwvw1jvirmjxku3z Strona:Anafielas T. 3.djvu/295 100 1081390 3158354 3155572 2022-08-26T23:51:23Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/296]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/295]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|293}}</noinclude><poem> A Perun zasnął, i z nieba jasnego Ni grom zahuczy, ni się wstrzęsie ziemia. </poem> {{---|przed=15px|po=15px}}{{Skan zawiera grafikę}} <poem> :Pod Krzywym Grodem, na Świętéj dolinie, Mnogi lud ścisnął i zamek oblega, Pod starą swoję przytulił świątynię; Ale na szczycie jéj krzyże spostrzega; Na zamku drugi kościoł po nad głowy Wzniósł się, i dzwoni dziwacznemi słowy; A w bramie stoją: Jagiełło, Królowa, Biskup Bodzanta, Wileński Wasiłło; Słudzy białemi szatami lud dzielą; Kapłani sieją między lud naukę, Na białe szaty kropią świętą wodą, Imiona dają, dary, obietnice. Smutny lud patrzy, jak Bogów zwalono, Smutniejszy jeszcze krzyżowi się kłania, Uchylił głowy, gdy wodą skropiono, A łzę, odchodząc, za przeszłość uronił. :Trzydzieści ludu tysięcy ochrzczono, Wszystkie bałwany na ziemię zwalono, Ognie zagasły i gaje wycięto. Ale kto pamięć z serc odejmie świętą? Chrzest jéj nie zmazał; poszła ona z ludem, Co krok do serca skrwawionego woła: — Tu był gaj święty, tu ojców mogiły, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> i71aygsfgw3g0jkooqudm00jasca2p2 Strona:Anafielas T. 3.djvu/308 100 1081391 3158367 3143032 2022-08-26T23:52:02Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/309]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/308]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 3.djvu/309 100 1081504 3158368 3155607 2022-08-26T23:52:05Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/310]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/309]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|307}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XLII.}} <poem> :{{kap|Rannym}} snem usnęły i straże i wojsko, I Wilna mieszkańce, i zamku załoga. Na wschodzie się brzaskiem złociło już niebo, Wiatr dźwięki przynosił rozbite z daleka, I liście jesienne, z drzew żółtych urwane. Na Wilnie śpi wszystko; lecz Hanul Nakiemna, Co znowu sam został na straży stolicy, Nie zaśpi, na wieży już siedzi wysoko, Na drogi, na cztéry, posyła on oko: Na drogę od Grodna, od Lidy po Piaskach, Na drogę wzgórzystą od zamku Trockiego, Za Wilją na góry i na Antokole. A wszędzie spokojnie. Z kościołka Marji Powolnie się dzwonek na jutrznię rozlega. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9qy47z59ofka5ytap7nnc0krvjfjdlo Strona:Anafielas T. 3.djvu/307 100 1081505 3158366 3155605 2022-08-26T23:51:59Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/308]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/307]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|305}}</noinclude><poem> — Na pień lennika! na pień wywiodę! Serce mu wyjem, krew mu wytoczę! — Witold ramiony ruszył z pogardą. Napróżno Skirgiełł ciągnął się, wrzasnął, Chce go pochwycić. On popchnął hardo, I drzwi za sobą, śmiejąc, zatrzasnął. :Jedzie i duma, śpieszy do Grodna, W Podlasie bieży, zbiera swe woje. — Na Bogi! Litwa lepszego godna! Skirgiełło! w ręce popadła twoje! Niedługo będzie królować źwierzę, Przyjdzie silniejszy, swoje zabierze. — :Mówił, lecz napaść sił miał zamało. Walczy sam z sobą, choć wre w nim męztwo. Rozum wątpliwe wskazał zwycięztwo; Każe mu czekać — czekać przystało. Skirgiełł niedługo w Litwie pobędzie, Na Połock rusza — czas Witoldowi; Pójdzie na Wilno, w Wilnie usiędzie, A wówczas biada Polski Królowi! </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ekuw9ymdg96vvbjenwvysel15558fmo Strona:Anafielas T. 3.djvu/306 100 1081506 3158365 3155604 2022-08-26T23:51:56Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/307]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/306]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|304}}</noinclude><poem> Z głowy ci resztę rozumu goni. — Skirgiełł się porwał, chciał rogiem rzucić, Ale bezsilny padł na podłogę. — Po co przyszedłeś? pokój mi kłócić! Idź w swoję drogę! idź w swoję drogę! Albo cię każę ściąć tu przed sobą! — — Mnie ściąć? Bezsilne, rozpustne źwierzę! Jabym ulęknąć miał się przed tobą? — Rzekł, i z uśmiechem za brodę bierze, Spójrzał mu w oczy, głową potrząsa. Skirgiełł za rękę szarpie i kąsa. — Patrzcie, o, patrzcie! Pan to tutejszy! Oto Jagiełło dał Litwie Pana! Biedny mój kraju! Pan twój dzisiejszy I drewnianego nie wart bałwana. Niechby Jagiełło widział cię, Xiążę, W błocie i we krwi obluzganego, I namiestnika ujrzał swojego, Jak z podłym gminem rozpustny wiąże, Jak wieprzem w błocie podły się tarza, I na swych braci w szale odgraża! Litwo! o Litwo! biednaś ty ziemia! Na takich panów ręceś popadła! Twoje się stare słońce zaciemia, Piękna twarz twoja zżółkła, pobladła! — :Puścił {{Korekta|pjanego|pijanego}} Skirgiełły brodę. Ten pieni z gniewu, w gniewie bełkocze: </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> it2uahmu006nagjwkhgbwzw0jwyvvy7 Strona:Anafielas T. 3.djvu/305 100 1081507 3158364 3155597 2022-08-26T23:51:54Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/306]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/305]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|303}}</noinclude><poem> Tą jakiś zły duch po łożu miota. Dajcie mi młódszą, piękniejszą, śmielszą, Co się nie zlęknie ognia, źwierzęcia, Miodu, i swego Pana Xiążęcia! — </poem> {{---|przed=15px|po=15px}}{{Skan zawiera grafikę}} <poem> :— Kto? do stu czartów! — Skirgiełł zaryczał, Kiedy we wrotach rogi usłyszy. — Jaki to tam pies tak zaskowyczał? Kio śmié w noc późną drwić z mojéj ciszy, Kiedym przykazał, by z Litwą całą Wilno usnęło, kamieniem spało, I tchnąć nie śmiało, i drgnąć nie śmiało? — :Wzniósł się na łoże, a w drzwiach ukaże Witold. I słudzy padli na twarze. On pięść złożywszy, zęby zacisnął, I klątwą dziką w oczy mu prysnął. — Słudzy ci czołem, ty bij mnie, sługo! — — Ja! tobie? Xiążę! poczekasz długo, Nim Kiejstutowicz czołem uderzy! Nikomu jeszcze nie biłem czołem! — — To mnie uderzysz, lenniku hardy! Wiész, że Xiążęcą czapkę ja wziąłem, W ręce Xiążęcy miecz wziąłem twardy. — — O! wiém! lecz widzę na twojém czole Miód nie koronę; a w twojéj dłoni Róg, co podżega cię na swawole, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ofyoxgpopcwqsawpesex8g5ltrqfa5t Strona:Anafielas T. 3.djvu/304 100 1081508 3158363 3155591 2022-08-26T23:51:51Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/305]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/304]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|302}}</noinclude><poem> Jak im w płomieniach pięknie, do lica! Pogasić ogień! dosyć płomieni! Niech moja przyjdzie tu niedźwiedzica. A okna zaprzeć i drzwi od sieni. Zobaczym, jak ich czule uściska! — :Wnet z hucznym śmiechem rozewrą wrota, Leci zgłodniała pańska służebna, Wzniosła na łapy, oczyma błyska, I na pijanych, wpół-martwych, miota. — Odważnaś! Meszko! Byłaś potrzebna! Ślicznie-bo moje spełniasz życzenie! Rwij cielska podłe, nie żałuj strawy! — W komnacie przestrach, głuche milczenie, A potém krzyki, potém bój krwawy. Wzniesie się człowiek, pada rozbity. Z krwawéj mu czaszki źwierz mózg dobywa, I ssie, cóś mrucząc; a Skirgiełł spity Zabawce z łoża w dłoń przyklaskiwa. — Precz mi z trupami! precz mi z niedźwiedziem! Dawajcie rogi! znowu pić będziem! Druhy tu do mnie! Bestje! na nogi! Co? już padliście? nie podniesiecie? Oknem ich, jak psów, rzucić na śmiecie! Przypędzić z domów, wołać z ulicy! Nowi przybędą wnet biesiadnicy. I precz z tą dziewką! wygnać za wrota! Przywieść mi inną, młódszą, weselszą! </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mn3tri2eihca1nlwyyb7ri33qqwyfad Strona:Anafielas T. 3.djvu/303 100 1081509 3158362 3155589 2022-08-26T23:51:48Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/304]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/303]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|301}}</noinclude><poem> Usta krwią prysną, zda się, tak krwawe! Niepojętemi mówią cóś głosy. Krew na podłodze i krew na ścianie! Czyja krew? Xiążę! powiedz mi, Panie! Ojca to dziéwki, matki dziewczyny! Przyszli wypraszać córkę niebogę, On ich krwią obmył swe zaślubiny, Krew prysła w ściany, zlała podłogę. Potem płaczącéj miód w usta leli, Póki pijana, póki szalona, Nie padła napół-martwa w pościeli, Nie przycisnęła Pana do łona. A teraz patrzy na krew rozlaną! Teraz się śmieje z plam na podłodze! Skirgiełł ku sobie ciśnie pijaną I pieśni każe śpiewać niebodze. :Rzucił na druhów oczy krwawemi. — O, jak pijani! — Klasnął na sługi — Ogień podłożyć pod pijanemi! Niech ich żółtemi podleje strugi. Zobaczym, jak się będą w płomieniu Wić podpaleni. Czy ich wytrzeźwi? — Posłuszna służba Xięcia skinieniu, Lecą pachołcy ku ognióm rzeźwi. I płoną szaty, plonie świetlica! Pęki podnoszą! Pan klaszcze w dłonie. — O jakże pięknie drużyna płonie! </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ae14sbojbh8hmebdb51eocweq35tf6u Strona:Anafielas T. 3.djvu/302 100 1081510 3158361 3155593 2022-08-26T23:51:45Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/303]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/302]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|300}}</noinclude><poem> Na każdy piorun wykrzyk wtórował — Skirgiełł tam w zamku, przy starym miodzie, Swych ulubieńców, gości przyjmował. :W świetlicy wielkiéj okna otwarte, Drzwi wywalone, w środku ogniska; Dokoła pijane postacie sparte, Do śpienionego miód leją pyska. Ogień im w oczy, ogień na suknie Skacze iskrami, płomieniem pryska, Oni nie widzą, oni nie słyszą! Gdy niebios piorun po ziemi huknie, Aż się krawędzie ziemi kołyszą. :Pijani wszyscy! Co w gardło wleją, To z pieśnią nazad wyjdzie im z gardła; Tarzają w ogniu, z piorunów śmieją; Rozum utonął, bojaźń umarła; Miód im pozostał, co w {{Korekta|mozgach|mózgach}} światy Jasne maluje, złotem, szkarłaty, Co strach odebrał, rozum wygonił, Ciało obnażył, dusze odsłonił. :W niedźwiedziéj skórze, w miękkiéj pościeli, Skirgiełł się z swemi druhy weseli. U jego boku dziéwka pijana, Tuli się, śmiejąc, do swego Pana. Piersi jéj nagie, oko jéj łzawe, Rozwite płyną po ciele włosy, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9mlolkixpay2zh63j5i7hvsg2i9or5w Strona:Anafielas T. 3.djvu/301 100 1081511 3158360 3155584 2022-08-26T23:51:41Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/302]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/301]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|299}}</noinclude><poem> Wiodą w podwórzec — głowa upadnie! Skirgielł się śmieje. — Znaj mnie, psi synie! — :I pusto w grodzie, pusto po siołach, W kraju, jak gdyby świeżo po wojnie. W zamku wesoło, na krwawych czołach Trunek rozlany zabłysnął hojnie. :Skirgiełł weseli, śpiewa, ucztuje, Ale mu na Ruś tęskniéj co chwila; I róg po rogu duszkiem wychyla, W drogę się jechać, w Kijew gotuje. :W Rusi i miody lepsze i głowy, Kraśniejsze dziéwki, druhy weselsze, W Rusi bogatsze z ludu obłowy, I Skirgiełłowe serce tam śmielsze. </poem> {{---|przed=15px|po=15px}}{{Skan zawiera grafikę}} <poem> :Noc była ciemna, wicher wył z burzą, Grzmiał Perkun w niebie i ziemia drżała, W Wileńskim zamku ognie się kurzą, A w ogniach cała, w okrzykach cała Góra Zamkowa w burzy szalała; I słychać było biesiadne krzyki, I widać było ognie płonące, Z okien wylatał głos jakiś dziki, I dymy czarne, i skry błyszczące. W niebie szalało, szalało w grodzie. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lekjefu3x2fv99gbbi1frlhvlqz691e Strona:Anafielas T. 3.djvu/300 100 1081512 3158359 3155583 2022-08-26T23:51:38Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/301]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/300]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|298}}</noinclude><poem> W zamkowych oknach dzień i noc blaski, Słychać śpiewanie i słychać wrzaski, Dzień i noc świeci łuna ucztowa; A lud strwożony tuli się, chowa, Mija Gród Krzywy, do domów zbiega, I ledwie Dzieckich zdala postrzega, Jak wróble, jastrząb’ gdy na nie bije, W lasy i góry przed niemi kryje. Skirgiełło w Litwie. Smutno w czużynie! Na Rusi przywykł gościć, ucztować. Ciasno mu tutaj w małéj drużynie — Ni z kim się napić, ni z kim polować. :— Pojadę na Ruś — woła pijany — Niech dziką Litwę licho zabierze! Lud wymęczony, biedny, znękany! Zjadła go wojna, zjadło przymierze. Cisnę a cisnę, i nic wycisnąć, Ni z niego siłą datku wydusić. Nieraz krwi struga musi wytrysnąć, Nim do poboru potrafisz zmusić. — :Woła, i rogi napełniać każe, Mnichów zwołuje, zwołuje straże, Sadza na ławy, przepija z niemi; A gdy znękani żarty pańskiemi, Słowo mu jakie rzekną nieskładnie, Woła na ludzi, rękoma skinie — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fnez3bw5ujfnawtj8kt62eb7zjlavvf Strona:Anafielas T. 3.djvu/296 100 1081513 3158355 3155575 2022-08-26T23:51:26Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/297]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/296]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|294}}</noinclude><poem> Tu wasze matki Bogóm się modliły, Tu wasi ojce wrogów pokonali, Tu pradziadowie zdrajców ukarali. — I lud powrócił do chat swych, na sioła, Krzyże na piersi kładąc, a w mrok szary Bogóm Litewskim oddawał ofiary; Bał się i {{kap|Boga}} Chrześcian, i Perkuna; Za swą przeszłością wzdychał z serca głębi; I przyszła chwila, gdy zmięszał dwie wiary, Nowéj się lękał, nie mógł zabyć staréj. </poem> {{---|przed=15px|po=15px}}{{Skan zawiera grafikę}} <poem> :Litwo! o Litwo! gdzie są dzieci twoje? Olgerd, Gedymin, Kiejstuty, Mindowy? Gdzie czasy sławy, gdy w zwycięzkich bojach Na świat leciałaś, zabierając ziemie? Gdy do bram Moskwy jedną bijąc ręką, Drugąś na Lackie wyciągała włości, Zębami Pruskie szarpała wnętrzności, Nogami siekła po piersiach Mazurów? Nad morzem Czarném Tatarzyn wylękły Łuk u nóg twoich porzucił, kark zgina, A tyś mu na kark, idąc, nastąpiła, Z Dniepru się wody i z Dniestru napiła, Odwieczne Taurów zajęła sadyby, W słońcu i morzu południa skąpała? Gdzie wojny twoje? bohatéry twoje? Gdzie Bogi? kędy i wielkość i sława? </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6tx53hvxu9g7zw0rabilwfvd9ujv428 Strona:Anafielas T. 3.djvu/297 100 1081514 3158356 3155577 2022-08-26T23:51:29Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/298]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/297]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|295}}</noinclude><poem> Teraz tyś Polski służebną! Na ręku Dźwigasz już więzy! Oddałaś im Pana; A za jednego, tysiąc dali Lachy, {{kap|Boga}} i mnichów, panów i niewolę! </poem> {{---|przed=15px|po=15px}}{{Skan zawiera grafikę}} <poem> :Litwo przesławna! gdzie dni twojéj sławy? Zgasły! I zaszło słońce dnia twojego, Co w Rusi, w Polsce, nad morzami dwiema, Świeciło twoim zwycięztwóm krwią zlanym! Czemu ojcowie z mogił nie powstali? Czemu ze Wschodniéj nie przybiegli ziemi Wypędzić zdrajcę, co sprzedał swą wiarę, Lud swój i braci! Czemu gromy z nieba, Kiedy wywracał ołtarze odwieczne, Na głowę jego nie padły, na głowy Wszystkich służebnych?! Czemu się Litewska Nie wstrzęsła ziemia, nie pożarła w łonie Przybylców chytrych i niewiernych panów?! </poem> {{---|przed=15px|po=15px}} <poem> :Gdy Mindows wiarę Litewską porzucił, Czemu na Litwie jeden jęk był tylko, I jeden okrzyk boleści i trwogi? Czemu w ołtarzach utrzymały Bogi, A w sercach wiara, podania u ludu? Dla czego matki, maluczkie swe dzieci </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> h5b24k2894ix0b22x7mcysqxzppsany Strona:Anafielas T. 3.djvu/298 100 1081515 3158357 3155578 2022-08-26T23:51:32Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/299]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/298]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|296}}</noinclude><poem> Tuląc do piersi, obyczaje stare Z mlékiem dawały i dziadowską wiarę? Dla czego teraz, kiedy chrzcił Jagiełło, Lud nie zaszemrał? I poszli kapłani Cicho, milczący? I padły świątynie, I krzyże wstały, panujące czoło Wzniosły, a na twarz runęły bałwany? Lud biegł kupami, ochrzcić się pośpieszał? Czemu? — Bo Litwy jasne dni skończyły, Bo nowe słońce zaświecić jéj miało, Starego życia godziny wybiły, I legła w grobie z dawną swoją chwałą! Krótki był dzień jéj! Słońce u zachodu, Na wschodzie innéj wiary promień świta, I krzyż zajaśniał u kraśnego wschodu — Lud zachód żegna, nowe słońce wita. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tvd3zw10358bmmfn3pyb2827ixwp8gu Strona:Anafielas T. 3.djvu/299 100 1081516 3158358 3155581 2022-08-26T23:51:35Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/300]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/299]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|297}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XLI.}} <poem> :{{kap|Kto}} na Wileńskim zamku panuje? Kto się na Krzywym weseli Grodzie? Kto dnie i nocy hula, ucztuje? To Olgerdowicz. We swoim rodzie Jagiełło wybrał na Wilno Pana. Skirgiełł z wilczemi usiadł oczyma, Wziął w rękę Litwę, na wodzach trzyma, A co pociśnie w silnéj swéj dłoni, To krew wyciska, łzy Litwa roni. :Skirgiełł na Wilnie — Witold poddany, Witold lennikiem Olgerdowicza. W Grodnie się rozsiadł, rwie swe kajdany, W myślach swe wojsko zbiera, rozlicza. A Skirgiełł w Wilnie, na Krzywym Grodzie, Mnichów pozbierał z Kijewskiéj Rusi, Siedzi przy piwie, siedzi przy miodzie, Pije i bije, biedny lud dusi. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0e6t5h024r0x7f2y67yuhgmpy447zb3 Strona:Anafielas T. 3.djvu/318 100 1081518 3158377 3143495 2022-08-26T23:52:33Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/319]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/318]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 3.djvu/310 100 1081523 3158369 3155615 2022-08-26T23:52:09Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/311]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/310]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|308}}</noinclude><poem> :Lecz cóś tam ciemnieje w Antokolskiéj drodze! Nie bydło, bo paść go nie pędzą w tę stronę, Nie konie załogi z noclegu spędzone, Nie Skirgielł — w Połocku on teraz nad Dźwiną. A orszak ku bramóm podsuwa się, skrada. I w duszy Hanula cóś skrycie powiada: — To wróg się na Pańską zasadził stolicę! — :Laskami powolnie hufce się zbliżają, Wilji brzegami piechotni czołgają, A konni rozpierzchli w Popławskiéj dolinie, Migną, to ukażą; któś wnijdzie i zginie. Wnet Hanul zatrąbił i woła na straże, Sam pędzi ku wrotóm, zamykać je każe. Wybiera swych ludzi, sam konia dosiada, — Za Króla Jagiełłę! — zawołał — tam zdrada! — Zaledwie dopędził, gdzie na Antokole Kończą się usypy, wał i zaborole, Już postrzegł, że chwila o mieście stanowi. Pośpiesza ze swemi, we wrotach sadowi, Po wałach rozsypał żołnierzy wzdłuż drogi, Sam z garstką wyjechał nielicznéj załogi. Już u wrót, u murów przyparte drabiny, I warty zabite, i ogień zażgniony! Toż samo od Lidzkiéj poczęto już strony. Sam Witold, na czele Podlasian i Żmudzi, We śnie chciał stolicę podstępem pochwycić; Lecz nie dał mu Hanul zwycięztwem pocieszyć. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jim3242ykl26sisp4rqumn9s2tybz2b Strona:Anafielas T. 3.djvu/311 100 1081526 3158370 3155616 2022-08-26T23:52:12Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/312]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/311]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|309}}</noinclude><poem> I Witold odparty odstąpił ze swemi. A ognie zgaszono, drabiny złamano. I Hanul z przestrachu ochłonął ciężkiego, Pot z czoła zrytego obciera kroplisty, Rozstawił strażników, na zamek powraca. </poem> {{---|przed=15px|po=15px}}{{Skan zawiera grafikę}} <poem> :Napróżno się Witold o miasto ubiega, Fortelem, nocami pod mury podkrada! Już stary nie zaśnie; on czuwa a czuwa; I czy to noc czarna na niebo zapada, Czy brzaski poranne u wschodu zaświecą, Czy wieczór spokojny na spoczynek woła, On nie śpi — Witolda zna zdawna, z młodości; Wié, że się nie zrazi stokrotną przegraną. :I we dwa dni potém znów od Antokola Na czaty spokojne Żmudź cicho podpełzła; Lecz chociaż we wrotach straż widnych nie było, Wnet hufiec się silny z za bramy wytoczył; A Witold za lasy Wierszupskie uskoczył, Na Wilno gniewliwém poglądając okiem. Tak wołał podwakroć od niego odparty: — Napróżno, Hanulu! Jagiełło! mój bracie! Napróżno bronicie, daremnie czuwacie! Na Bogi Litewskie, na imie ojcowskie, Na matki méj głowę, na pamięć mych dziadów, Ja Panem tu będę! i prędzéj czy późniéj, Ja siądę na zamku, ja grodem owładnę! </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> r6ijvbvwtidk7c3hfao1zl9r9gfjql3 Strona:Anafielas T. 3.djvu/312 100 1081527 3158371 3155617 2022-08-26T23:52:15Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/313]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/312]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|310}}</noinclude><poem> Nie waszym to rękóm na Wilnie panować! Nie Skirgiełł rozpustny kraj wielki utrzyma! Żegnam cię, stolico! lecz wprędce powitam, Nawiodę tu wrogów i ludu napędzę, I siłą, czy zdradą, czy życia ofiarą, Choć chwilę przed śmiercią nad Litwą usiędę, Choć chwilę przed zgonem z koroną na głowie Od morza do morza płaszcz krwawy roztoczę, I berło złociste nad Rusią podniosę! Napróżno! Jagiełło! rodzie Olgerdowy! Sprzymierzcie się wszyscy, ja wszystkich pożyję! I Lachy za wami, Ruś będzie za wami, I Niemcy niech będą, ja wszystkich pobiję! — </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 38q9pc5gukt5icuymzzlpbhmeig68ad Strona:Anafielas T. 3.djvu/313 100 1081530 3158372 3155620 2022-08-26T23:52:18Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/314]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/313]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|311}}</noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XLIII.}} <poem> :{{kap|W komnacie}} ciemnéj, za stołem pokrytym Suknem do dołu, xięgami zasłanym, Pargaminami zawalonym stosy, Stał krzyż z hebanu, z ozdoby srébrnemi; Na nim Zbawiciel; u nóg trupia głowa; A obraz {{kap|Boga}}, sześcią skrzydeł strojny<ref>Krucyfix o sześciu skrzydłach nie jest wcale wynalazku Autora; podobne ze średnich wieków exystują. (''Przypis Wydawcy.'')</ref>, Dwóma ku niebu podnosić się zdawał, Dwóma ku ziemi spuszczał litościwy, Dwóma okrywał święte ciało swoje; Na stole złotych dwoje świec gorzało; Zegar piaskowy, szemrząc, pokazywał, Jak czas nieznacznie po ziarnku upływał. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hy54y8jg2udzly7v2tit4rgghn33udb Strona:Anafielas T. 3.djvu/314 100 1081647 3158373 3155623 2022-08-26T23:52:21Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/315]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/314]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|312}}</noinclude><poem> :Nad kartą pisma stary człowiek siedział; Czarną miał suknię, na niéj krzyż wyszyty, Na głowie czapkę czarną, siwą brodę, Oczy przygasłe, policzki wychudłe; Żylastą ręką pargamin uciskał, Jakby myśl jaką wycisnąć chciał z niego; Podparł się, dumał; potém rzucił kartę, I troski z czoła ścierając uparte, Przechylił, spójrzał, wykrzyknął zdziwiony. Naprzeciw niego, z drugiéj stołu strony, Stał niemy człowiek, niewielkiéj postawy; Włos ciemny czoło wysokie osłaniał; Broda bez włosa; twarz bez wąsów, biała, Mimo kobiécych rysów, w sobie miała Surowość męzką, dumę nieugiętą, Upor żelazny i wolę zawziętą; Brwi się na czole schodząc namarszczone, Dwóma brózdami zaorały skórę; A usta blade i silnie ściśnione Śmiały się niby, śmiały niewesoło, Jakby szydziły, jakby pewne siebie, Rozkazem, groźbą ciężką zionąć miały. :Starszy był Mistrzem Krzyżaków Zakonu, A młódszy — Witold, co Krzyżaków zdradził. Teraz on nazad do Mistrza powraca: Bo był w Mazowszu, a Jagiełły krewny, Xiążę Ziemowit odmówił pomocy, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> oop90eropjxmroa0ohghz1tlk4a62cy Strona:Anafielas T. 3.djvu/320 100 1081648 3158379 3155635 2022-08-26T23:52:39Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/321]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/320]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|318}}</noinclude><poem> — My cię chrzcimy krwią i mieczem Odpowiadają Krzyżacy, I idą w Litwę głęboko, Ranami ziemię płatają! Ciecze krew, płomienie świecą, Pola w garść idą popiołów, A lud w Krzyżacką niewolę! Reszta w lasy nago bieży, Karmi się korą zgłodniała, Z dzikiém źwierzęciem po borach! :Wiloldu chce się pod Wilno. — Rany ja Litwy zagoję, Gdy ją wezmę w ręce moje. Teraz mi dobyć stolicę, Teraz odzyskać dzielnicę, Ojcowskie Troki dobywać. — :Przyszli pod Trockie jezioro. Ale u zamków na straży Polacy stali wokoło. Stary im Hanul dowodził. Objęli Troki, spalili, Zamek nietknięty pozostał. Witold go gniewnie porzucił, Wojsko do Wilna zawrócił. — Łatwiejszą Wilno zdobyczą. — :I w nocy pod Wilno idą, Pod Gedyminowe grody. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> am4uisoesmmpy70tvk1jbc8ah2mnpx7 Strona:Anafielas T. 3.djvu/317 100 1081649 3158376 3155629 2022-08-26T23:52:30Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/318]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/317]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|315}}</noinclude><poem> Nie ubiegł Wilna, swemi nie obsadził, By Skirgiełł z Rusi wojska nie sprowadził. Pójdziem! — {{tab|60}}— Pójdziemy. Zwołam jutro radę; Sam na mych braci czele wyjdę w pole. — — A teraz, Mistrzu, wyznacz zamek który, Gdziebym bezpieczny mógł przebywać z niemi. Mnie już nie siedzieć na Litewskiéj ziemi! Żonę, rodzinę, na zakład ci daję. — :Mistrz w oczy spójrzał. — Sam wybieraj, Xiążę! Lecz pomnij, kto się raz z Zakonem zwiąże, Zerwie umowę, Zakon raz przebaczy; Za drugą zdradę zapłaci swą głową. — </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> p3uiuuokc15ogueay7j9bkzkkttz1el Strona:Anafielas T. 3.djvu/315 100 1081650 3158374 3155626 2022-08-26T23:52:24Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/316]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/315]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|313}}</noinclude><poem> Olgerdowicze powstali na niego, I niéma w nikim, prócz Mistrza, nadziei. :— Wy tu! — Mistrz z zgrozą i dziwem wykrzyka. — Jam tu, w twych rękach — Witold mu odpowié. — Zdrajca! wszak prawda? to powiedzieć chciałeś? Więc zdrajca w twoje znów przybywa ręce. Słuchaj! napróżno łudzić się kłamstwami, Wyście mi synów w Królewcu otruli. Jam, mszcząc ich śmierci, Jagielle przebaczył. Jagiełło Wilno Skirgielle oddaje, Litwę na ręce plugawe powierza, Mnie kark uginać każe przed tym źwierzem! Ja znowu do was przychodzę z przymierzem. Chcecie? nie chcecie? Słowo — rzecz skończona. Kłamstwa nie cierpię. Mów mi prawdę gorzką, A mów otwarcie. Jakem wszedł, wychodzę, I wasze zamki popalę po drodze. — — Xiążę! — Mistrz rzecze — wy nas dobrze znacie. My także wrogi Jagiełły i Lachów. Czy możem rękę, którą wyciągacie, Odepchnąć, aby pomścić się przeszłości? Lecz cóż zaręczy, że z Jagiełłą znowu Wy nie złączycie? nie zerwiecie z nami? — — Ostróżni bądźcie, miejcie mnie na oku! Daję wam słowo i pieczęć na karcie. Zakon wié, komu i kiedy dowierza. Chcecie? nie chcecie mojego przymierza? </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ss4k9agraqz79a9kg40tzydr5724p6r Strona:Anafielas T. 3.djvu/316 100 1081651 3158375 3155627 2022-08-26T23:52:27Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/317]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/316]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|314}}</noinclude><poem> Ja potrzebuję pomocy Zakonu, I będę waszym, waszym druhem wiernym; A jeśli Litwy rządami owładnę, Mistrzu! wszak wielkie nagrody weźmiecie! — — Starą umowę odnowić więc chcecie? — — Starą lub nową zawrę, byle z wami Pomścić się na tym Wileńskim niedźwiedziu, I na zlaszałym bezmozgim Jagielle, O, i na braciach, Mazowsza Xiążętach, Co teraz skomlą w Jagiełłowych pętach, I że Jagiełło dał Ziemowitowi Siostrę swą Olgę i Radomską ziemię. Gdym do nich przyszedł o posiłek prosić, Zimném wejrzeniem na wrota wskazali! — :Mistrz słucha mowy, a wzrok mu się pali. — Zgoda — rzekł — zgoda. Zawrzemy przymierze. Chcecie się pomścić? dopomożem szczérze. I nam Jagiełło stoi w gardle ością, I nam Mazowsza dojadły Xiążęta! Skirgiełł! I Skirgiełł sroższy nad źwierzęta, Dziki rozpustnik, pijaństwem swém wściekły! — :Witold mu rękę podaje. — Więc zgoda. Mistrzu! każ pisać, każ wojsko gotować. Moje mnie czeka na Żmudzkiéj granicy. Pójdziemy mścić się, polecim plądrować! Czasu nie traćmy, by Jagiełło z Lachy </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9jl5wrga9hxjv3dm7zhrh0bew6scns1 Strona:Anafielas T. 3.djvu/319 100 1081652 3158378 3155633 2022-08-26T23:52:36Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/320]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/319]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|317}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XLIV.}} <poem> :{{kap|Dwóma}} na Litwę drogami Wojska się toczą niezmierne: Jedne się w Niemnie napiły, Drugie napiły we Dźwinie, I w biedną Litwę skoczyły. :Kiedy po burzy z pagórków Potok błotnisty się wali, I wszystko niszczy po drodze, Kłosy na polach wybija, Drzewa po lasach roztrąca, Mniéj zniszczy, niźli w pochodzie Krzyżak, gdy wejdzie na Litwę. :— Ochrzczeni! myśmy ochrzczeni! Myśmy wam bracia w {{kap|Chrystusie}}! — Woła lud, zgiąwszy kolana. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4ppb5hgfae4bhvj9r4h100vhadyjgfl Strona:Anafielas T. 3.djvu/321 100 1081653 3158380 3155637 2022-08-26T23:52:42Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/322]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/321]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|319}}</noinclude><poem> Ale strzeżone tu bramy, Ale obsadzone wały, I Polska wiewa chorągiew Z zamku Turzyska górnego; Polacy już i tu siedli; A Mikołaj z Moskorzowa Przysiągł nie poddać stolicy, Póki jednego żołnierza, Dopóki jedną choć rękę Mieć będzie na jéj obronę. Krzywy Gród wały obsiadły, Kobylenie, zaborole; Głębokie rowy Wilji Wodami toczą dokoła. A ile razy Krzyżacy Potkną się na Polskie siły, Wszędzie zepchnieni, cofają. Mistrz brodę szarpie zajadły, Witold włos z głowy wyrywa. — Będziesz moje, będziesz — woła — Choćbym miał całe me życie Patrzeć na cię i zdobywać, Choćbym miał ptakiem tam wlecieć, Choćby się ziemią podkopać! :Wnet wojsko swoje sprowadza — Wié, że Skirgiełło ma wracać. W nocy do bramy przychodzi, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> guiudh72ntpwxiuzpnfuebt6jnayn4h Strona:Anafielas T. 3.djvu/322 100 1081654 3158381 3155640 2022-08-26T23:52:45Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/323]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/322]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|320}}</noinclude><poem> Jakby wiódł z Rusi posiłki. Lecz próżno w wrotach domaga, Aby go wewnątrz puścili: Bo Mikołaj z Moskorzowa Poznał, czy przeczuwał zdradę. Z tyłu Witolda zachodzi I do odwrótu przymusza. Klnąc Lachów, Witold uchodzi; Mistrz za nim ciągnie z swą siłą; A w drodze żyzny kraj niszczą; Bo Witold w duszy powiada: — Niech zna, z kim walczy Jagiełło! Łatwiejszy będzie do zgody. — Potém, gdy Malborga blizko, Witold wiernego Małdrzyka Jagielle z słowem posyła. — Chcesz zgody? — oddaj mi Wilno; Chcesz zgody? — zerwę z Krzyżaki. Prędzéj czy późniéj, w stolicy Ja z władzą Wielko-Xiążęcą Usiądę, bracie, usiądę! — :Poseł w Polską ziemię śpieszy. Jagiełło wszystko przyrzeka. — A teraz z wami, Krzyżacy! — </poem> {{---|przed=15px|po=15px}}{{Skan zawiera grafikę}} </poem> :Nocą z Malborskiego zamku Witold skoczył z garścią swoich, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0ckfb34r307kxvfq5e8wz9gbc3tz9nw Strona:Anafielas T. 3.djvu/323 100 1081655 3158382 3155644 2022-08-26T23:52:48Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/324]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/323]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|321}}</noinclude><poem> Żonę i córkę wyprawił Przodem, na Żmudź swą rodzinną, Do matki Biruty staréj, Która na morskim gdzieś brzegu, Gdy Litwa wkoło się chrzciła, Wierna starym Bogóm swoim, Praurymy ogień nieciła. :On sam, wśród nocy, swe siły Zbiera, szykuje, rozgląda. Z Malborga w mroku wychodzi. Trzy zamki z Krzyżackich włości Pali i łupi po drodze. Wielki Mistrz ujrzał trzy łuny, I odblask widział pożarny; Ale nie wiedział, co znaczą — Czy Polacy naszli Prussy? Czy z Rusi wrogi wyrosły? Szle na wszystkie strony posły. Wszyscy śpieszą z odpowiedzią: — Witold braci wymordował, Zamki spalił, zdradę sknował! — Uszóm Mistrz swoim nie wierzy; Zbiera wojsko, w pogoń śpieszy. Ale już Witold w Podlasiu, Śmieje się z sztuki, raduje. A do Jagiełły wysyła. — Oddaj mi Wilno, mój bracie! </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dulmlpoyozvu0wyjzu3p8hejlcj004s Strona:Anafielas T. 3.djvu/324 100 1081656 3158384 3155646 2022-08-26T23:52:51Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/325]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/324]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|322}}</noinclude><poem> Oto zerwałem z Krzyżaki, Trzy zamki mnichóm spaliłem. — :Jagiełło w Polskiéj był radzie. Dokoła z brody siwemi Wojewodowie siedzieli. — Co z Witoldem począć? — pytał. Aż starszy, Spytek z Mielsztyna, — Co począć? — rzecze. — Dwa razy Zdradził Krzyżaków, rozjątrzył, Trzeci raz mu nie uwierzą. Można już zapomnieć o nim. Dla Polski wróg to nie straszny. Oddać mu Wilno!! Nie, Panie! Onby od Polski się z Litwą Oderwał. Silnego ducha, Gdy dziś nic nie mając, straszył, Cóż będzie, gdy weźmie Wilno? — :A słowa Spytka z Mielsztyna Wszystkim do serca trafiły. Jagiełło posła odprawił, Na dalsze czasy zostawił Resztę z Witoldem układów. A poseł widział, że w Polsce Źle o Witoldzie cóś myślą. Zawiodła zgoda mniemana. :Śpieszy do Grodna posłaniec, Śpieszy w Nadniemeński zamek, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> j0fg4i7g2hhy3dzr6zmgydhm6q5p6jz Strona:Anafielas T. 3.djvu/325 100 1081657 3158385 3155648 2022-08-26T23:52:54Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/326]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/325]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|323}}</noinclude><poem> Gdzie Witold siedzi na wieży I czeka jego powrótu; Śpieszy, lecz z głową spuszczoną. Nic śmié poselstwa objawić. Witold rozpoznał na czole Niedobrą wróżbę przyszłości. :— Mów mi złe, a mów mi skoro! Na złe lekarstwo jest w ręku, Póki wyleczyć je pora. — — O Panie! — goniec mu szepce — W Polsce źle słychać o tobie. Radzi, żeś zerwał z Krzyżakiem. Ani ci Wilna dać myślą. Boją się, byś z większą władzą Z Polskiego nie chciał uścisku Wyrwać się swobodny w pole. — — Tak! więc Polacy się boją! Zgadli! o! zgadli myśl moję! Niech jutro wojsko się zbiera; Niech trzechset ludzi o świcie Śpieszy drogami różnemi I do Wilna wejdzie skrycie; Niech się po mieście rozproszą I głosu mego czekają. Ja w tropy idę za niemi. Sprawimy w Wilnie wesele, Wesele siostrze Ryngali! </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> c2pdgw9nm1zipdjlxmekvy0148nw8xr Strona:Anafielas T. 3.djvu/326 100 1081658 3158386 3155649 2022-08-26T23:52:57Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/327]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/326]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|324}}</noinclude><poem> Henryk, Mazowieckie Xiążę, Chce Kiejstutównę poślubić. Sprawim wesele w stolicy! Wszakżeśmy z Jagiełłą w zgodzie. — :Rzekł, śmiechem usta wykrzywił. Rozkazy daje, i rano Z Grodzieńskiego zamku śpieszy, Ku Wilnu idąc dniem, nocą. A wojsko jego rozbite Małemi toczy kłębkami, Lasy przedziera, górami. On sam na orszaku przedzie, Trzysta wozów tylko wiedzie. W trzechset wozach z miodem beczki; Dziki źwierz u Białéj Wieży Na wielkich łowach pobity; Skrzynie z wianem i darami; A pod skrzyńmi, pod beczkami, Cztérechset zbrojnych Żmudzinów. :Mrok padał, wozy piaskami Powoli w miasto ciągnęły; A miasto spało gdzieś w dole, I tylko okny drobnemi W pomroce zdala świeciło. Wóz piérwszy przybył do bramy. — Kto? — zapytały się straże. — Wozy z wianem i przybory </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9lyibl70d6gi1tzx1cpgaj2d0hjl5c0 Strona:Anafielas T. 3.djvu/327 100 1081659 3158387 3155650 2022-08-26T23:52:59Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/328]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/327]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|325}}</noinclude><poem> Na Kiejstutównéj wesele. Witold nas, Pan nasz, posyła. Z Jagiełłą Xięciem on w zgodzie. Chce się w stolicy weselić. — :I piérwsze wozy już wchodzą, A niecierpliwi żołnierze, Podnosząc skóry nad głową, Czekają Witolda znaku. Wtém z zamku Sudzimund stary Wypadł, ku wrotóm przybiega; Długi sznur wozów postrzega; Pyta, ogląda się na nie. Na jednym skóry zadrgały, Dwie się twarze ukazały. Wnet zbrojny ufiec obwodzi Z krzykiem wozy Witoldowe, I wpadają na Żmudzinów, I odwalają opony, Mordują w wozach ukrytych. Krzyk się rozlega daleko, Strach napastników owładnął, Pomoc od bram nie przybywa, Z zamku załoga napływa, Niéma, jak walczyć i bronić. Sudzimund już wymordował Jednych, za drugiemi goni. I Witold, klnąc, bieży drogą; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ozozwe6nm6wuwtiv7m60q478wiwijji Strona:Anafielas T. 3.djvu/328 100 1081660 3158388 3155651 2022-08-26T23:53:02Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/329]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/328]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|326}}</noinclude><poem> Bieżąc, do Wilna odwrócił. — Będziesz moje! będziesz moje! — Rzekł, rękę w górę podnosząc. — Sto razy padnę popchnięty, Sto razy wrócę pod bramy, Aż cię nareście pochwycę; Aż Litwa w ręku mych cała, Powstanie wielka i sławna; Aż Jagiełło na swym tronie, Mistrz zadrży w Marji grodzie, Ruski Kniaź na Moskwie Białéj, — :Raz jeszcze okiem, w noc ciemną, Gniewném rzucił, i znikł w mrokach. </poem><br> {{---}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nrrag0vz30hyaxpx6jdoxkb4ij1u3iu Strona:Anafielas T. 3.djvu/329 100 1081661 3158389 3155652 2022-08-26T23:53:06Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/330]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/329]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|327}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XLV.}} <poem> :{{kap|Gdzie}} Witold pośpieszał? dokąd z garstką ludu, Na siwym swym koniu, dniem i nocą goni? Czy na Żmudź, do matki Kiejstuta poddanych, Po nowe zasiłki, po wojsko liczniejsze? Czy na Ruś do Kniaziów zawierać przymierze, I z niemi na Lachy puścić się w zagony? Czy razem z Talarem pić wodę Dniestrową, Białogrodzką ordę na Jagiełłę zmawiać? :Nie na Żmudź on śpieszy, nie na Ruś, do Tatar — Znowu do Krzyżaków z chmurném jedzie czołem. Dwa ich razy zdradził, trzy im zamki spalił, I krwi ich utoczył, i ziemie spustoszył, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rs1kn9g2za74n9v77wfmte3sqift00j Strona:Anafielas T. 3.djvu/336 100 1081662 3158396 3143754 2022-08-26T23:53:26Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/337]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/336]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1071 100 1081672 3158932 3144483 2022-08-27T10:15:06Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|71}}</noinclude>chodzeniu.... Ale... być panią Szwarc.... panią Szwarc.<br> {{tab}}— Szwarc czy Weiss... przyznam ci się, że nie tegom się spodziewała dla ciebie.<br> {{tab}}I westchnęła Samuelka.<br> {{tab}}— Ty, jak ja, — dodała, — jesteś stworzona do wyższego świata, stosunki tylko nieszczęśliwe twojego ojca, którego nie obwiniam, ale to tak jest — niedozwoliły nam wejść do niego i zająć właściwego stanowiska.... Wina w tém niezaprzeczenie poczciwego Feliksa.... Choć mu tego nie wymawiam... no, ale... gdyby chciał, gdyby umiał wyrobić sobie w świecie właściwszą pozycją. Miałam zawsze nadzieję, żęty ją uzyskasz przynajmniéj... A! wiele bym ucierpiała... ale...<br> {{tab}}— Ale on mi wyraźnie mówił, że ma najświetniejsze stosunki, — podchwyciła Elwira, jak mamcię kocham... mówił mi to... mówił.<br> {{tab}}— Pani Szwarc.... a! ''c’est charmant''.<br> {{tab}}— Przecież dowiodłam mamie, że to nie może być.<br> {{tab}}— Daj Boże by nie było, rzeczy są już nazbyt zaawansowane, i ty moja Elwirko po-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> q68z9vmngrnhzfehhwwf0lbkjohglj3 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1072 100 1081673 3158938 3144488 2022-08-27T10:24:33Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|72}}</noinclude>dobnoś się nim do zbytku zajęła.... pani Szwarc!<br> {{tab}}— Po co o tém myśléć kiedy to być nie może... — powtórzyła Elwira.<br> {{tab}}— Wreszcie, — dodała jakby sama do siebie mówiąc pani Samuela, — mówią, że nic łatwiejszego jak sobie kupić tytuł, kilka razy napomykałam o tém ojcu twojemu, ale on ze swojemi śmiesznemi demokratycznemi wyobrażeniami, ani chce słuchać o tém... Wiem to napewne, że takie naprzykład hrabiostwo lub baronostwo, pojechawszy za granicę, można dostać jak obwarzanek za grosz, za kilka tysięcy talarów... za darmo prawie... bo to teraz z ceny spadło i bardzo są radzi w Austrji, jeśli kto chce sobie nabyć.... W najgorszym rasie, kiedy już imie także niemieckie, to do niego potrzeba koniecznie tytułu... i jakiego burg na końcu... Baron Szwarcburg naprzykład, nie byłoby tak źle.... ''Madame la Comtesse de Schwarzbourg — cela sonne assez bien''.<br> {{tab}}Elwirka jednak mało słuchała matki, nabitą mając głowę, że piękny nieznajomy ode-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> a8hlnaiyn8qnq90b4lccn2bgudjpptn Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1073 100 1081674 3158942 3144491 2022-08-27T10:27:43Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" /></noinclude>grywa z nią komedją... i odwróciła się od niéj do zwierciadła.<br> {{tab}}Obie zadumane weszły nazad do salonu, i znalazły Cypcunię przypatrującą się posadzce, a pana Feliksa ze strasznie pochmurzoną twarzą zatopionego w czwartéj stronnicy gazety.<br> {{tab}}Pani Samuela dopadła fotelu i podparłszy się na dłoni zamyśliła głęboko. Elwira zaczęła chodzić namiętnym krokiem po pokoju.... Narębski ledwie je ujrzał wchodzące, pochwycił się żywo z krzesła i posunął ku drzwiom.<br> {{tab}}— Kochany Feliksie... mam do ciebie słówko... — wstrzymała go żona z niezmiernie słodkim uśmiechem.<br> {{tab}}Nie było co począć, wstrzymał się z ucieczką Narębski i na stracenie prowadzony człowiek, zbliżył się do żony, która z oczyma wlepionemi w posadzkę, odpoczywała po zwierzeniu się córki. Cypcunia z Elwirką odeszły trochę na bok, nie chcąc małżeńskim zwierzeniom stawać na zawadzie.<br> {{tab}}— Wiesz, szepnęła żona do męża, jutro tu<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2e8jckhfowlqtkls9zpfgyerb93skdi 3158944 3158942 2022-08-27T10:28:25Z Anwar2 10102 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|73}}</noinclude>grywa z nią komedją... i odwróciła się od niéj do zwierciadła.<br> {{tab}}Obie zadumane weszły nazad do salonu, i znalazły Cypcunię przypatrującą się posadzce, a pana Feliksa ze strasznie pochmurzoną twarzą zatopionego w czwartéj stronnicy gazety.<br> {{tab}}Pani Samuela dopadła fotelu i podparłszy się na dłoni zamyśliła głęboko. Elwira zaczęła chodzić namiętnym krokiem po pokoju.... Narębski ledwie je ujrzał wchodzące, pochwycił się żywo z krzesła i posunął ku drzwiom.<br> {{tab}}— Kochany Feliksie... mam do ciebie słówko... — wstrzymała go żona z niezmiernie słodkim uśmiechem.<br> {{tab}}Nie było co począć, wstrzymał się z ucieczką Narębski i na stracenie prowadzony człowiek, zbliżył się do żony, która z oczyma wlepionemi w posadzkę, odpoczywała po zwierzeniu się córki. Cypcunia z Elwirką odeszły trochę na bok, nie chcąc małżeńskim zwierzeniom stawać na zawadzie.<br> {{tab}}— Wiesz, szepnęła żona do męża, jutro tu<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hj49bt5uvubaj2mnk5430f4b8hlbse5 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1074 100 1081675 3158943 3144494 2022-08-27T10:28:06Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|74}}</noinclude>ma być ten nieznajomy pretendent Elwirki... obiecał.<br> {{tab}}— A! a! — rzekł obojętnie ojciec — no — to dobrze.<br> {{tab}}— Tak, ale wiesz kto to jest?<br> {{tab}}— Nie, wszakże i wyście podobno nie wiedziały.<br> {{tab}}— Poczekaj, niech odetchnę, to całkowity romans... — dodała Samuelka, wciągając jakąś pokrzepiającą woń z flaszeczki, która ją nigdy nie opuszczała. — Zdaje się, że ten jegomość ma manją być kochanym, tylko dla swych osobistych przymiotów... kryje się z imieniem. Ja i Elwirka byłyśmy i jesteśmy prawie pewne, że ten człowiek musi należéć do jakiéjś znakomitéj rodziny... to nie ma wątpliwości... to pewna prawie... takiéj powierzchowności nie znaleść lada w kim.... dobrzem go obserwowała... Tymczasem na wielkie naleganie téj biednéj Elwirki, wyznał przed nią podstępnie, że się nazywa.... Szwarc.... i że.... ale o niezręczne kłamstwo.... jest synem propinatora.<br> {{tab}}Narębski, jakkolwiek go żona miała za<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 28tdtmkjjo44vnnfhyei3awapim8pe6 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1075 100 1081676 3158945 3144496 2022-08-27T10:29:29Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|75}}</noinclude>demokratę, ruszył się z krzesełka jak sparzony.<br> {{tab}}— Szwarc... co u licha? miałżeby być synem tego starego co dotąd szynkuje w Zamurzu?<br> {{tab}}— Ale to jest kompozycja! widoczna próba, — przerwała pani Samuela... Jutro tu będzie, zobaczysz go... poznasz....<br> {{tab}}— Ja go znam przecie doskonale, — zawołał p. Feliks, — jeśli to młody Szwarc, którego tu po salonach wszędzie pełno. Człowiek bardzo przyzwoity, przyjmowany w najlepszych towarzystwach, charakter mu przyznają szlachetny i piękny... ale zkądże u licha miałby być synem propinatora?<br> {{tab}}— Czyż ty tego nie pojmujesz, że to wszystko jest maską niezręcznie ułożoną, aby Elwiry przywiązanie wyprobować.<br> {{tab}}Narębski ruszył ramionami i uśmiechnął się tylko.<br> {{tab}}— No! zobaczysz.<br> {{tab}}— A! zobaczymy, — rzekł obojętnie, — ale w takie romanse niezmiernie mi jakoś w te zimną porę uwierzyć trudno.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pa9gxsihfnoc5kg3k88s1h71bdid91f Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1076 100 1081677 3158946 3144499 2022-08-27T10:30:03Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|76}}</noinclude>{{tab}}— A! a! tobie! — uśmiechnęła się żona... nie dziwuję się... tyś zawsze miał taki szczęśliwy chłód i trzeźwość.<br> {{tab}}Pan Feliks pokornie spuścił głowę.<br> {{tab}}— Lecz są ludzie pełni czucia, pełni wiary w serce kobiece... którzy szukają miłości, poświęcają się dla znalezienia jéj... i wystawują siebie i drugich na próby....<br> {{tab}}— Bądźże pewna moja droga, — odparł nieco zniecierpliwiony Narębski, — że ci probujący wcale nie kochają... są to alchemicy robiący experymenta... nic więcéj.<br> {{tab}}— Tak! ty tego nie pojmiesz nigdy... ja to rozumiem, — przerwała pani Samuela... — ale nie podawajże tu innych w wątpliwość, co się w twém sercu nie mieści.<br> {{tab}}Rozmowa schodziła na ten słodko-kwaskowaty tonik, którym żona najboleśniéj umiała dogryść mężowi. Narębski spojrzał na zegarek z przerażeniem i umknął.<br> {{tab}}Łatwo się domyśléć, że nazajutrz dom państwa Feliksostwa w godzinie herbacianéj był postawiony na stopie, która stanowisku ich w społeczeństwie odpowiadać miała... słudzy<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tqmfi7rs9u26hy1zl7c61veafwq2mz1 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1077 100 1081678 3158947 3144503 2022-08-27T10:30:34Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|77}}</noinclude>wyliberjowani, panie skromnie strojne, zastawa stołu w srebra stare przybrane, kwiaty, wonie, światło...<br> {{tab}}Dla czegoż, pytam was, tak wiele myślimy o wystąpieniach dla popisu, a tak mało na dzień powszedni, który jest tłem życia, jego podstawą i siłą? Nie ma li w tém wielkiej omyłki i braku harmonji, że się zmagamy dla próżności, gdy dla osłody, dla uporządkowania życia z siebie ciężkiego, nic prawie nie robiemy? Stawiamy kwiaty dla obcych, którzy na nie spojrzéć nie mają czasu, a dajemy im więdnąć choć wzrok spocząłby na nich miło i dusza orzeźwiła ich widokiem... rozlewamy wonie w niedzielę, a niedbamy choć się dusim przez sześć dni tygodnia; stroim się dla ludzi, czemuż nie trochę więcéj dla swoich, dla rodziny, przez poszanowanie siebie samych?<br> {{tab}}To pewna, że salon Narębskich wyglądał jak nigdy... że panie w nim piękniejsze były niż codzień, że oczekiwano gościa z trochą podbudzonéj niecierpliwości, a sam Narębski mniéj nawet ziewał niż zazwyczaj i miał minę surowszą.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> slbgc5wpq1whamhtbqy9csx0nvd53p0 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1078 100 1081679 3158948 3144506 2022-08-27T10:31:03Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|78}}</noinclude>{{tab}}Cypcunię uprzątnięto jakoś na tę uroczystość, znajdując, że stanowiła fałszywą nutę wśród harmonijnego obrazka. Pani Samuela siedziała w krześle tak wysłodzona, tak anielsko udobruchana, taka jakaś łagodna i serdeczna, że ktoby ją nie znał, wziąłby ją za {{korekta|męczęnnicę|męczennicę}}. O to właśnie podobno chodziło jéj najbardziéj. Ale p. Feliks nie miał miny kata, wyglądał jak przymuszony widz komedji, którego za biletem gratisowym przypędzono z domu na znane mu dobrze widowisko.<br> {{tab}}Elwirka chodząc z kamelją w ręku, spoglądała nieustannie na drzwi salonu, słuchała każdego turkotu w ulicy, rumieniła się z dziewiczej niecierpliwości, a matka przekonana o jéj delikatności, załamywała ręce z obawy, aby to wzruszenie nazbyt długo przeciągnione, zdrowiu jéj nie zaszkodziło.<br> {{tab}}{{korekta|Szczćściem|Szczęściem}} ten stan niepewności i oczekiwania nie trwał zbyt długo, i służący oznajmił hrabiego Pamfila i p. Szwarc.<br> {{tab}}Szwarc... zabrzmiał złowrogo w uszach wszystkich, a Elwira przekonana o podrobieniu te-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> b058yql6ruyvqfgd20t23rdzwdzy7ep Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1079 100 1081680 3158950 3144509 2022-08-27T10:31:51Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|79}}</noinclude>go nieznośnego nazwiska, ruszyła ramionami niecierpliwie.<br> {{tab}}Słówko o hrabi Pamfilu.... Był to najciekawszy w świecie człowieczek. Ojciec jego dostawszy majątek za kordonem austrjackim, wynagrodzony został za doznane w tych wypadkach strapienie, tytułem hrabiego.... przyjął go i nosił z rezygnacją. Syn już włożył mitrę spadkową, ale że niczém do żadnego hrabiego nie był podobny, i czuł to do siebie, starał się żeby mu świat ten tytuł przebaczył, niesłychaną potulnością. Dowodziło to, że istotnie do tytułu jakąś wagę i znaczenie przywiązywał, i czyniło go potrosze śmiesznym. Wyglądał on jak ci we własném przekonaniu wielcy ludzie, którzy się robią popularnemi do śmieszności, żeby im ich mniemany jeniusz przebaczono. Hrabia Pamfil służył wszystkim kto go chciał i kto go nie chciał, szczególniéj demokracji, całował się z przyciskiem, podawał ręce z zamaszystością, szedł jeść niestrawne rzeczy w lada towarzystwie z poświęceniem nadzwyczajném. Wszyscy go za to nazywali najlepszym w świecie chłopakiem; —&#32;<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> i6gvorysfabzyb1m9sje7omon975lum Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1080 100 1081681 3158952 3144513 2022-08-27T10:32:29Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|80}}</noinclude>prawdę rzekłszy, był śmieszny. Ubierał się skromnie, jeździł zaniedbanym powozem, w domu utrzymywał starannie demokratyczny nieład i zdawało mu się, że dopełnia jakiejś cnoty obywatelskiéj. Co się tam działo za kulissami téj popularności, nie wiemy, słychać było jednak, że Pamfil narzekał czasem na ciężary, jakie nań położenie jego wkładało.<br> {{tab}}Powierzchowność Pamfila niemal go uniewinniała, bo pierwszy lepszy kamerdyner porządnego domu, przyzwoiciéj wygląda. Twarz miał nabrzmiałą, bladą, z nosem kartoflowym, oczy nie dające się opisać, zarost jak żyto litewskie w nieurodzajny rok rzadki i nie bujny, ręce ogromne, nogi słonia i plecy trochę garbate. Rubaszność jego i potulność miała jednak przypatrzywszy się jéj z blizka, coś protekcjonalnego.<br> {{tab}}Hr. Pamfil rzadko bywał u Narębskich, ale kilka razy ich odwiedził; pani Samuela go nie lubiła, Elwira ujadała się z nim zawsze, p. Feliks nie miał dlań sympatji.<br> {{tab}}— Mam honor przedstawić państwu mojego dobrego kolegę i przyjaciela pana Adolfa Szwarc.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mxr4adoglsagk4x3rae4pyh00u0fpni Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1081 100 1081682 3158959 3144518 2022-08-27T10:37:06Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|81}}</noinclude>{{tab}}Słowa te wyrzeczone zostały pół poważnie, pół żartobliwie, wszyscy się skłonili, powitania skrzyżowały się zewsząd i goście usiedli, a choć nerwowych kobiet nie lubił hrabia, musiał zająć miejsce przy gospodyni domu. Narębski przybliżył się do Szwarca.<br> {{tab}}Był to ten sam Szwarc, którego znał w salonach.<br> {{tab}}Elwira, która do ostatniéj chwili spodziewała się metamorfozy, zabita była nazwiskiem.... Daléj już przypuszczać komedji nie mogła, i pytała się w głębi serca, czy Szwarc syn propinatora, miał prawo tak dystyngowanie wyglądać.<br> {{tab}}Rzecz w istocie była trochę niepojęta.... bo Adolf przy tym hrabi, daleko hrabszą miał minę, niż prawdziwy.<br> {{tab}}— ''C’est a n’y rien comprendre?'' — szepnęła w duchu p. Samuela.<br> {{tab}}Pierwszy wieczór, jak zwykle, przeszedł niezmiernie poważnie, chłodno i nudnie, Elwira sprzeczała się z hrabią, Adolf mało się zbliżał do niéj, pani Samuela grała rolę nie uznanego serca i nieodgadniętych nerwów,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5wukf791sbq5hfm7vavucr4hq5jfbbd Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1082 100 1081683 3158961 3144520 2022-08-27T10:37:38Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|82}}</noinclude>a Narębski ziewał wewnątrz siebie.... Stan ten okropny znany jest tym tylko, co go doświadczali, a wyrównywa najokrutniejszéj męczarni; nic szkodliwszego nad połknięte ziewanie — struć się niém można.<br> {{tab}}Około dziesiątéj, goście wzięli za kapelusze, panie spojrzały na zegar, p. Feliks począł w nadziei oswobodzenia ożywiać się i rozchmurzać; trzeba mu przyznać, że odprowadzając do drzwi był prawie wesół.<br> {{tab}}Znajomość więc została zabrana.... ale ze Szwarcem.<br> {{tab}}— No! proszę Mamy, co ja teraz pocznę? zapytała załamując ręce Elwira, — a jeżeli to jest w istocie prosty Szwarc?<br> {{tab}}— Moje dziecię, — poważnie odezwała się matka, — mówiłam ci, jedyna rada.... kupienie mu tytułu.... Jest bogaty, na to go stanie, dorzuci się sylaba.... ''enberg''... naprzykład.<br> {{tab}}— Ale jeżeli to syn propinatora?<br> {{tab}}— Jużci to nie może być? — odparła matka.<br> {{tab}}— No? widzi mama, a jeśli to skłamał dla wypróbowania mnie, to mógł i nazwisko skomponować....<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> htxrbm537zvabld6xvk3duyk36fsqwh Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1083 100 1081684 3158963 3144523 2022-08-27T10:40:35Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|83}}</noinclude>{{tab}}Pani Samuela zaczęła się skarżyć na ból głowy.<br> <br>{{---}}<br> {{tab}}Położenie tak cudownie oswobodzonego z więzienia kapitana Pluty, który odzyskawszy przytomność umysłu, potrafił sobie zaraz stworzyć trochę grosza na nieprzewidziane potrzeby, i jakie takie ale przyzwoite ubranie, a nimby się nowe widoki dlań odkryły, miał przed sobą kilka dni bez troski, i obiecywał sobie stanowczo w ciągu tego czasu pomyśleć o przyszłości, — nie było przecież nadto wesołém.<br> {{tab}}Nie miał zabezpieczonego jutra. Potrzeba było znowu odzyskać wszystko i walczyć z dolą przeciwną, dla wyrobienia sobie sytuacji, począwszy od zachwianéj wziętości, aż do butów.<br> {{tab}}Wyszedł z téj złowrogiéj kamienicy Wydyma, pijany w dodatku, nie tyle pochłoniętym spirytusem, co widzeniem, które go w progu spotkało.<br> {{tab}}Najniegodziwsi ludzie mają czasami, choć<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> sdo4zsley6fafq7x5wx5vb9w68ehmzb Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1084 100 1081685 3158964 3144524 2022-08-27T10:42:55Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|84}}</noinclude>krótko, trwałe zgryzoty sumienia i niepokoje serca. Twarz kobiety, którą ujrzał pierwszą naprzeciw siebie, owéj panny Salomei ukochanéj od lat tylu przez Wydyma, przypomniała mu dziwnie tę ofiarę, o którą starał się Zeżga, a on uwiódł w sposób najohydniejszy. Nie bolała go zdrada przyjaciela, ale wspomnienie téj sprawki, w któréj, z jego strony, uczucie nie miało najmniejszego udziału, tylko próżność, swawola i chętka jakaś popisu i zwyciężenie trudności. Ofiara poświęcona tak płocho, w nim samym potém wzbudziła jakąś litość. Widok jéj teraz, dziwnie go zmieszał: zrobiło mu się czegoś niedobrze, musiał siłą otrząsać się z oblegających go myśli, do których wcale nie przywykł, bo w głąb siebie nigdy nie wchodził.<br> {{tab}}Przykrość ta tak dalece była dlań niezwyczajną, że zszedłszy na dół, pewien już, że wymknął się cały i pochwycony być nie może, Pluta przypisał ją nie przyczynie moralnéj, ale skutkom przedłużonego głodu, rozbudzonego jeszcze nadużytym nieco spirytusem. Wierny swéj naturze kapitan, pomyślał na-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9tgrskfkdq20nr7o35ihzzc2mak6dzl Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1085 100 1081686 3158965 3144525 2022-08-27T10:43:19Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|85}}</noinclude>przód o zjedzeniu; dobre jadło było dlań najgruntowniejszą porządnego życia podstawą, przyznawał mu nawet niezmierny wpływ na władze myślenia. Utrzymywał, że głodny rozumował fałszywie.<br> {{tab}}Wyczerpany przedłużonym postem o chlebie i wodzie, pobiegł szybkim krokiem gonionego przez charty zająca, ku rogowi Śto-Jańskiéj ulicy, wziął stojącą tu dorożkę i kazał się wieść do François.<br> {{tab}}Po uroczystéj ciszy więzienia, po medytacjach przymusowych w lochu i anachoreckiém utrzymaniu na strawie pokutnika, głowa mu się zawracała, patrząc znów na to prześliczne miasto, na jego ruch, zgiełk, swobodę, wesołość; strata chwil spędzonych pod kluczem, wzbudzała w nim żal dojmujący.<br> {{tab}}— O! gdyby Zeżga nie miał tego przeklętego kija, gdybym go tak trzymał związanego, ot dałżebym mu, dał!! No! nie wylizałby się z tego.<br> {{tab}}Stanęli przed François; Pluta wpadł z nadzwyczajnym pośpiechem żądając jedzenia, zrazu nawet rzucił się na bufet z żarłoczno-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pdy9cize5cfmjikg7599kl3zliowjwx Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1086 100 1081687 3158966 3144526 2022-08-27T10:43:52Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|86}}</noinclude>ścią wściekłą, ale przyszło mu na myśl, że kiedyś słyszał o przypadkach śmierci z przejedzenia gwałtownego, po długiem zmorzeniu głodem. To go tylko powstrzymało nieco, bo paszteciki, które wziął do ust, wydały mu się pieczone z aniołów.<br> {{tab}}Zjadł jednak z ostrożnością w osobnym pokoiku tyle przez wstrzemięźliwość i obawę choroby, ile pospolici ludzie nigdy nie zjadają puściwszy sobie cugle, a po kawie czarnéj i kieliszeczku rumu, napchał kieszenie cygarami, jak gdyby się obawiał, aby go znowu nie pochwycono bez zapasu do nowego więzienia.<br> {{tab}}Kapitan nadto znał swego towarzysza Kirkucia, by się na chwilę wahał w domysłach, co z jego rzeczami i pieniędzmi się stało — miał je tak dalece za stracone, że pytać o nie uważał za rzecz zbyteczną. Niebardzo nawet wziął za złe przyjacielowi, że opłakawszy go, użył spuścizny dla siebie.<br> {{tab}}— Miałbym go za ostatniego głupca, gdyby sobie inaczéj postąpił, — rzekł w duchu — nie ma co pytać i szukać.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0f9kijcrazip8gwan66wd08l2hijk3s Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1087 100 1081688 3158967 3144528 2022-08-27T10:44:22Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|87}}</noinclude>{{tab}}Chodziło mu jednak o odzyskanie garstki papierów, poświadczających kim był i mogących posłużyć do dalszych kroków na świecie, który, niestety, — wymaga świadectw i papierów, więcéj niż moralnych dowodów charakteru.<br> {{tab}}Uwierzycie czy nie — ale Pluta po obiedzie i wypaloném cygarze, głęboko, tęskno i poważnie się zamyślił. Ostatnie wypadki tę duszę zahartowaną w probierczym ogniu przeciwności i łajdactwa, złamały; wiara w siłę własną, nadzieja w głupstwie ludzkiém, opuszczały zuchwalca; nawet ów niewyczerpany dobry humor i ironja, które ozłacały trochę steranego człowieka, któremi się on podtrzymywał i walczył, — gdzieś niepowrotnie uciekły. Ze spuszczoną głową, z rękami na piersiach założonemi, przesiedział długo w zadumie, myśląc o przyszłości, jak najporządniejszy człowiek.<br> {{tab}}— Już téż tego dosyć, mówił do siebie, — to darmo, póty dzban wodę nosi, póki się ucho nie urwie, otóż, zdaje mi się, że ucho urwane. Ten post przydługi ogłupił mnie, czu-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> eyd003cw2ur4pm67jsl55a2v420x4d9 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1088 100 1081689 3158968 3144529 2022-08-27T10:44:49Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|88}}</noinclude>ję, że mi się dusza wyrywa do spokoju, ciszy, do odpoczynku, do jakiéjś sielanki. Wiem sam, że to znamionuje upadek, ale już z tego nie wylizę: dostałem reumatyzmu w mózgu, myśl mi się plącze, wypadałoby to raz się ożenić i siąść pod piecem. Ale cóż, czy to ''oni'' się znają na ludziach, czy ''one'' nadewszystko ocenią takiego jak ja człowieka, wypróbowanego jak złoto!! Niech licho porwie jenerałowę, gdyby za mnie pójść chciała, ożeniłbym się z nią, choćby mi figle płatać miała, pod tym względem byłbym filozofem; ale nie pójdzie pewnie. Z ostatniéj biedy i niemożności znalezienia odpowiedniéj partji, gotówbym nawet poślubić tę nieszczęśliwą, malowaną, jakże się to ona nazywa? ha? przy ulicy Wilczéj? Adolfinę? Dwie niefortunne dole, moja i jéj, podałyby sobie ręce bratnie — ale brzydka! ale stara! i kto wie jaka ona na codzień? Gotowaby morzyć mnie głodem i nie dać się ani oszukać, ani wybić? Jednakże dziś nie mam gdzie pójść, chyba do niéj, tambym się może o Kirkuciu dowiedział i znalazłbym czasowe przytulisko. Bo gdzież zajść? wszędzie<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mn9hdrkqdsv49d6gc376h0ncsxfvu6p Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1089 100 1081690 3158969 3144531 2022-08-27T10:45:13Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|89}}</noinclude>mnie spytają o papiery, nie mam ani świstka. O! niewdzięczna społeczności, dla któréj się człowiek tyle poświęcał! ha! nie warto być takim, jakim byłem; mogłem był, mniéj mając delikatności, wyrobić sobie pozycją, dobroduszność mnie zgubiła.... Tak jest zawsze, niestety! głupim był...<br> {{tab}}Kapitan głęboko się zamyślił i na serjo nad dolą swą płakać zaczął: obwiniając o nią świat cały, i nie poczuwając się wcale do winy własnéj.<br> {{tab}}— Co tu począć? jestem zmuszony niejako pójść do Adolfiny, pójdę do niéj.<br> {{tab}}Wyszedł tedy aby zawołać dorożkę, spojrzał znowu na świat i pogląd nań po obiedzie był wcale inny: wszystko wydało mu się marnością wielką — tak jak przed obiadem widziało się świetnością niezmierną. Może być, że jedyną przyczyną tych sądów, był nie najlepszy stan zdrowia, po nadto chciwie pochłoniętym obiedzie — ale w oczach mu się ćmiło, choć nie wypił więcéj nad parę butelek i kilka dodatkowych kieliszków. Zdrowie widocznie miał nadwerężone.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5kjqv521ycgnsxj7x0eweyy487ykdqv Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1090 100 1081691 3158970 3144533 2022-08-27T10:45:43Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|90}}</noinclude>{{tab}}Na ganku tak stojącego w zadumie, spotkał chłopiec hotelowy, którego zapytał kapitan o Kirkucia.<br> {{tab}}— A! a! a pan co tu robi? a cóż się z panem stało? — zapytał chłopak, — gdzie pan nam znikł?<br> {{tab}}— Ja? — odparł Pluta, — jeździłem do moich dóbr na wieś; — powiédz mi, gdzie się podział Kirkuć, po moim nagłym wyjeździe? znaleźć go nie mogę.<br> {{tab}}— Tego to ja dobrze nie wiem; czekał, czekał, potém się gdzieś wyniósł, ale go od czasu do czasu widać na mieście. Zdaje się, że na Koziéj ulicy w bawarji często przesiaduje. A pan do nas powraca?<br> {{tab}}— Nie wiem jeszcze, zobaczymy....<br> {{tab}}Chłopak popatrzywszy chwilę, ukłonił się, włożył ręce w kieszenie i świszcząc poszedł daléj.<br> {{tab}}— Nie ma sposobu, potrzeba jechać na Wilczą ulicę, — rzekł w sobie Pluta, — ''Alea jacta est''.<br> {{tab}}Zawołał więc dorożkarza i ruszył. Miasto wydało mu się znowu jakoś ponure i wcale<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 60g9oon6sr5s8zbzqfh3p93vqcrvjsf Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1091 100 1081692 3158974 3144537 2022-08-27T10:59:33Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|91}}</noinclude>nie piękne, jakby od czasu gdy go nie widział, zestarzało. Deszczyk kropił w dodatku chłodny i przejmujący do dna myśli i uczuć.<br> {{tab}}Po rozrzadłém błocie, dojechał dorożkarz ze swym szacownym ciężarem do furtki domu staréj kapitana przyjaciółki.<br> {{tab}}Mimo złéj pory, a może właśnie dla tego, że go tu teraz nikt spotkać nie mógł, baron Dunder znajdował się przypadkiem u pani Adolfiny, ekwipaż jego czekał nań na rogu Mokotowskiéj ulicy. Pluta poznał konie i pośpieszył do środka, już myśl mu jakaś świtać poczynała.<br> {{tab}}— Zdaje się, że go tu Opatrzność dla mnie zesłała umyślnie, kochać się musi w Mani, jéjmość się pewnie twardo z nim targuje, możnaby z tego łatwo skorzystać, zwłaszcza przy tak ciężkich jak moje okolicznościach, gdybym go tylko mógł pochwycić.<br> {{tab}}Gospodyni domu i Mani nie było w domu, Dunder wychodził kwaśny i w furtce zetknął się z Plutą, ale poznawszy go, odskoczył jak oparzony, kapitan nadrobił uśmiechem i zaszedł mu szybko drogę.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jwoyhlxr2np63disn8n8ljad800bw10 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1092 100 1081693 3158975 3144538 2022-08-27T10:59:56Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|92}}</noinclude>{{tab}}— Za pozwoleniem, — odezwał się, — gdybyś pan baron, mimo dawnych a niesłusznych przeciwko mnie uprzedzeń, chciał mi dozwolić chwilkę rozmowy, możebym dziś na co się mógł przydać, nie jestem bez wpływu w tym domu.<br> {{tab}}Baron spojrzał przerażony i niedowierzający.<br> {{tab}}— Nie gniewaj się pan, — dorzucił Pluta z westchnieniem, niezwyczajną namaszczoném pokorą, — nie mam tą razą najmniejszéj ochoty zrobienia mu przykrości, jestem sam w nader smutném położeniu, pojmuję więc łatwo cierpienia ludzkości w ogóle, a pana barona w szczególności.... Wzajemnie sobie moglibyśmy być pomocni. Bezemnie, — dodał z przyciskiem, — pan tu nic nie zrobisz, przezemnie wszystko.<br> {{tab}}Baron wstrzymał się nieco; ta chwilka zawahania przechyliła szalę na stronę Pluty, który natarczywiéj nalegać zaczął. Baron im starszy tém skłonniejszy był do poświęcenia wszystkiego namiętności, która nie była ani w temperamencie, ani w sercu, ale w najnie-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5sauo0b7bz3bo0isyl7vpwrzrfotlqs Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1093 100 1081694 3158977 3144543 2022-08-27T11:10:28Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|93}}</noinclude>bezpieczniejszém miejscu, bo w głowie. Zawahał się, odstąpił krok, ale nie odepchnął natręta i nie odszedł.<br> {{tab}}Pluta dorzucił żywo:<br> {{tab}}— Wiem o co chodzi, można rachować na moją dyskrecją, z nią, z tą starą nie trafisz pan nigdy do ładu, ja jeden znając ją od dawna, mając nad nią przewagę, umiem ją zmusić do czego zechcę.<br> {{tab}}Baron się zaczerwienił, wstyd mu się zrobiło, że namiętność zmuszała go do traktowania z takim człowiekiem, ale miłość, czy idea miłości w starym, jest to szał, jakiemu równego nie ma na świecie, — stał więc i słuchał.... jakby osłupiały.<br> {{tab}}Kapitan widząc niepewność, nacierał coraz żywiéj.<br> {{tab}}— O co panu baronowi chodzi? pozwól byśmy gdzie na ustroniu ułożyli się z sobą jutro.... ręczę że ze mnie kontent będziesz.... nie jestem wymagający, przyznam mu się nawet że bardzom potrzebny.... będę powolny. Pojmuję, — dodał wzierając mu w oczy, — że spotkanie ze mną przykrém mu być może....<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qqyl42qbugc0z6cmywfkx40fgeitdb0 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1094 100 1081698 3158978 3144546 2022-08-27T11:11:04Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|94}}</noinclude>ale pan czasem jeździsz na spacer w aleje.... mógłbyś przypadkiem wejść do jakiego ogródka, gdziebym go czekał. Szwajcarska dolina stoi pustką... tam spotkać mnie można... gdzieś w ustronnéj ścieżynce.... a więc?<br> {{tab}}Baron nieufny, zlękniony, milczał jeszcze.<br> {{tab}}— Daję panu słowo.... na słowo honoru, — nalegał Pluta bardzo serjo, — a tak danego słowa nigdy nie złamałem, że nie żartuję, — ja jeden panu mogę usłużyć.... Jestem niezmiernie potrzebny i bez grosza.<br> {{tab}}Dunder chwycił się za kieszeń, dobył z niéj papierek, wcisnął go w ręce kapitana i skinąwszy tylko głową, nic nie odpowiadając, począł żywo uchodzić....<br> {{tab}}Pluta uradowany zdobyczą, uśmiechnął się, pokręcił wąsa i wszedł już śmielszy do domku Jordanowéj.<br> {{tab}}Przed nim we drzwiach, stała z założonemi rękami, poglądając na deszczową wodę, spadającą w balje z dachu, stara Kachna z miną pochmurną, dwa psy warczały siedząc przy jéj nogach.<br> {{tab}}— To po cóż pan darmo idziesz, — ode-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 52cjw6dq56rvdgsham60572fita2enb Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1095 100 1081700 3158979 3144548 2022-08-27T11:11:24Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|95}}</noinclude>zwała się z daleka, — kiedy ani pani, ani panienki nie ma w domu?<br> {{tab}}— Ale moja panno, — toć ja wiem, że ich nie ma, — odrzekł Pluta, starając się być jak najgrzeczniejszym dla zjednania jéj sobie, — spotkałem się z niemi, prosiły mnie abym tu na nie poczekał, nie odmówisz mi przytułku?<br> {{tab}}I zaczął się uśmiechać, chodziło mu o to, aby go puszczono, i aby przebłagana Kachna wpłynęła skutecznie na psy, które groźnie jakoś najeżały uszy, w miarę jak się zbliżał.<br> {{tab}}Kachnę jednak, srodze doświadczoną długiém życiem, — nie tak łatwo ująć było uśmiechem i słowem, brała je zwykle nieufnie jako szyderstwo i zdradę; zmierzywszy od stóp do głowy przybylca, wpuściła go do pierwszego pokoju, psy poszły na stronę burcząc, ale wąchały ślady, jakby dla przekonania czy się kontrabanda nie wkradła.... Kapitan dobił się czego chciał, był w domu, siadł na krzesełku i zapalił cygaro.<br> {{tab}}— Nie! nie! napróżno zrozpaczyłem, — rzekł w sobie, — uczciwym ludziom zawsze sprzyja Opatrzność; — otóż i dziś, sam Dun-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> as5x1lbowogbwm7mbb58xcoo9mjyjgi Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1096 100 1081701 3158980 3144555 2022-08-27T11:11:47Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|96}}</noinclude>der wpadł mi w ręce — czuję że go obedrę.... Z drugiéj strony, zapewniam los téj nieszczęśliwéj sieroty, uczynek prawdziwie miłosierny i godny serca jak moje.... daję ją człowiekowi staremu, bogatemu, głupiemu, który jéj się da wodzić za nos i za kieszeń póki zechce? Spodziewam się, że jéj krzywdy nie czynię! Przyszłość miéć będzie w reku.... Daléj jeszcze.... o Adolfinie pomyślę, jeżeli tylko pewnym warunkom odpowie, poświęcam jéj siebie, — chcę żyć spokojnie.... musi miéć dosyć grosza....<br> {{tab}}Tu kapitan ziewnął, czuł potrzebę odpoczynku lub rozrywki, i przyszło mu na myśl, że butelka piwa bawarskiego, żołądkowego, wcale by mu nie zaszkodziła.... a miłym byłaby w samotności towarzyszem.<br> {{tab}}Nikt jednak przynieść jéj nie mógł, chyba Kachna, {{Korekta|kiórą|którą}} i dla dojmującego pragnienia, i w widokach przyszłości ująć sobie należało.<br> {{tab}}Kachna z natury niedowierzająca, chociaż wpuściła kapitana do pokoju, zważywszy jednak późniéj, że ten człowiek jakąś niepewną miał minę, stanęła na straży za progiem.<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2jghldew1vvq3nl2idfazkcdp1vnmik Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1097 100 1081702 3158981 3144559 2022-08-27T11:12:07Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|97}}</noinclude>W pokoju nic wprawdzie nie było, prócz starego zegarka na komodzie i kilku dotrzymujących mu towarzystwa filiżanek.... ale, bezpieczniéj się jéj zdało, nie spuszczać go z oka.<br> {{tab}}Po niespokojnych ruchach, domyślił się jéj przytomności niedalekiéj kapitan, zaczął chodzić po pokoju, i po chwili zaczepił.<br> {{tab}}— Piękna panno! — uważał ten wstęp za mogący ująć starą Kachnę, — piękna panno! powtórzył.<br> {{tab}}Ale Kachna ruszyła gwałtownie ramionami szerokiemi, jak gdyby z nich ciężar jaki zrzucić chciała.<br> {{tab}}— No! no! anim ja piękna, ani panna, — odburknęła, — daj pan żartom pokój.<br> {{tab}}— Wcale nie żartuję, — odezwał się kapitan, — lecz wzrok słaby mógł mnie uwieść; więc szanowna pani....<br> {{tab}}— Przestalibyście kpić! — powtórzyła służąca, — siedźcie i czekajcie, a nie myślcie durzyć ludzi.<br> {{tab}}— Ale ja przychodzę z prośbą. Gdybyście mieli litość nad mojém pragnieniem, a przy-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> idu8944aax8sab4tvj7esy17xdxexv8 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1098 100 1081703 3158982 3144562 2022-08-27T11:12:34Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|98}}</noinclude>nieśli mi butelkę piwa, dałbym wam złotówkę, nie domagając się reszty.<br> {{tab}}— Tak! tak! — odpowiedziała Kachna, — bardzo rozumny? zapewne! żebym sobie dla was po deszczu trzewiki zaklapywała.... Schowaj sobie sam złotówkę, to więcéj miéć będziesz piwa, albo idź czekać do bawarji obok... Myślicie, że tu was nieznając, samego w domu zostawię!<br> {{tab}}Pluta spuścił głowę.<br> {{tab}}— Nadto mało ma cywilizacji, — rzekł w duchu i począł palić cygaro, poświęcając się na oczekiwanie bezpiwne; — Kachna ustąpiła krok, ale pod nosem zaczęła coś sobie szeptać, gderać, głową i ramionami ruszać, dramatycznie wyrażając oburzenie na zuchwalstwo jakiegoś nieznajomego, który ją dziesięcią groszami kusić się starał.<br> {{tab}}Wtém kroki czyjeś, dały się słyszeć w dziedzińcu, psy zaszczekały i Kachna wyjrzała, sądząc że jéj panie powracają. Ale zamiast nich, ujrzała nieznajomego mężczyznę, który oglądając się, kroczył po kamykach i kładkach do drzwi wchodowych.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0le790flfwop2wes9dlettgvkdfigr4 Strona:Anafielas T. 3.djvu/347 100 1081754 3158407 3155705 2022-08-26T23:53:59Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/348]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/347]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|345}}</noinclude><poem> Chwieje, potrząsa bladą trupa głową, Po niéj włos złoty spływa rozpuszczony, Oczy otwarte, usta wykrzywione. — To Korygiełło! — czarny jeździec woła. — Patrzaj, Skirgiełło! brata twego głowa! Patrz, stary Lachu! Tak poniesiem wasze! — Aż Moskorzowski ukrył twarz rękoma, A Skirgiełł, pieniąc, na ziemię się rzucił. :Straszny był ranek, gdy pobojowisko, Trupem okryte, popiołem i gruzem, Brzask oblał ranny, i z górnego grodu Upadły oczy oblężonych na nie. Na górnym grodzie zgiełk i niepokoje; Niewielka siła Polaków została; Skirgiełł dwór tylko Ruski ma przy sobie. Dwóch wodzów było. Na górze wyniosłéj Zamek niewielki. Siły wycieńczone. Wilno spłonęło, spłonął zamek dolny. Znikąd odsieczy wyglądać, pomocy. A wróg opasał, i szydząc, spoziera Na gród, jak chłopcy na gniazdo ptaszęce, Które, gdy zechcą, wezmą w swoje ręce. I niechęć jeszcze dwóch wodzów niezgodnych Przyszła ostatek odebrać nadziei. Bo Moskorzowski, przez Jagiełłę dany, Nie chciał Skirgiełły pijanych rozkazów Słuchać. Skirgiełło próżno kark mu zginał, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2qlil7eebfr2z8o0cvkjrnegjkxioeb Strona:Anafielas T. 3.djvu/346 100 1081755 3158406 3155702 2022-08-26T23:53:56Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/347]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/346]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|344}}</noinclude><poem> Hymnem zniszczenia śpiewają ogromnym; Góra się Turza jasnością oblała, I Łyse wkoło stoją w ogniu góry; A niebo czarne, na niebie obłoki Żeglują krwawe, że w pożarnym blasku Gwiazdy pogasły. Na wysokiéj wieży Stoi Swidrygiełł, Moskorzowski stoi, Xiążę pijane śmieje się szalono, A stary Polak klęczy z złożonemi Rękoma na krzyż, modli się gorąco, I łzy mu płyną po zwiędłych policzkach. :Nareście pożar przygasać zaczyna, Dym tylko gęsty ku niebu się wznosi, Głównie goreją w stos wielki zwalone, Trzaskają mury w ogniu rozżarzone, I jęki słychać i Niemieckie krzyki, Dokoła grodu, jakby wał széroki, Ciała zabitych leżą usypane. Niemcy je szarpią, jako krucy czarni; Zasiedli w zgliszczach nad ogniem gasnącym; A śmiech ich dziki do zamku górnego Doszedł, aż zadrżał Moskorzowski stary. :Na czarnym koniu, z rozczochranym włosem, Nagiemi ręki, krwią spiekłą zlanemi, Pędzi ku muróm Turzego zamczyska Jeździec od Niemców, a na długiéj włóczni </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> crv7u5322e3mvahmvg49lka8ijtqexs Strona:Anafielas T. 3.djvu/345 100 1081756 3158405 3155701 2022-08-26T23:53:53Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/346]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/345]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|343}}</noinclude><poem> Krzyki za niemi. Wojsko już gotowe W Krzywy Gród pędzi i bramy wywala. Srogiemi jęki wrzeszczy lud zamknięty. Napróżno wodze w dziedzińce go pędzą, Stawią w szeregi — każdy matkę, żonę, Dziecię porywa, ze skarbem ucieka. Wybito bramy; lecz tłum, pędząc ślepy, Na mur żelazny Krzyżowców napada; Cofa się; ztamtąd płomienie go pieką, Tu miecz go siecze i o ziemię wali, Konie tratują, mordują łucznicy. Wodze i ludzie głowy postradali. Ani ratować, ni bić się i bronić! Xiążę Korygiełł z Narymundem Pińskim Garść ludu wkoło siebie zgromadzili, Ścisnęli szyki, do bramy skoczyli; Lecz ciężka walka — Niemiec murem stoi, I prze ich w ogień. Z rospaczą nań lecą, Biją o zbroje — napróżno; już zbroje Pieką, jak ogień, szaty na nich palą, Pękają łuki i pałki się kruszą, Na głowach włosy płoną, całe ciała Niebieski płomień syczący przebiega, A Niemiec prze ich, ściele pod nogami, Tnie mieczem, płata, i uciec nie daje! :Wrzask pod niebiosa wzniósł się przeraźliwy; Brzęk mieczy, ognia trzaskanie i syki, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2zsyn2s8iz6cc72yq0preoyw9a0w9bv Strona:Anafielas T. 3.djvu/344 100 1081757 3158404 3155700 2022-08-26T23:53:50Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/345]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/344]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|342}}</noinclude><poem> Sieką i biją, aż rzezią bezsilni, Nazad do zamku powrócą oddychać. :A w nocy ani zasnąć, ni odpocząć! To ogień rzucą, to najdą od boku, To porwą jeńców. I niéma spokoju! Wojna straszliwa, bo wojna bez boju, A w ciągłéj trwodze, ni wygrać nadziei. :Mistrz marszczy czoło, Graf Algard się gniewa. — Dopókiż będziem stać pod tym szałasem? Patrzeć, jak dzieci, na tę garść poganów? Nam trzeba działać, całą rzucić siłą. — — Czekajcie — Witold w ucho Mistrzu szepce — Jutro wy wszystkich sposobcie do boju. Na Krzywym Grodzie z dwóch stron pożar rzucą. Płomień ich wewnątrz, my zewnątrz napadniem, Obu zamkami i Wilnem owładniem. — :I kilku swoich wysłał potajemnie. Niemcy tymczasem siedzą pod namioty, Spijają miody i kości rzucają, To z psy na łowy w lasy się puszczają. Aż nadszedł wieczór. Niebo jasne było, Xiężyc nie świecił, tylko piaskiem złotym Gwiazdy na niebie błyszczą rozsypane. :Cicho w obozach. Wtém nagle zaświszczą Z dwu stron płomienie nad parkan wybuchłe; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> it9j4y8s5sirxso4kub81nelq2mwiw5 Strona:Anafielas T. 3.djvu/343 100 1081758 3158403 3155699 2022-08-26T23:53:47Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/344]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/343]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|341}}</noinclude><poem> Dowodzi Rusią i garstką Litewską. Tu lud się z miasta wylękły zgromadził, Z skarby swojemi i ubogiém mieniem; Co żyło w Wilnie, pod mury uciekło, Drżące ze zgliszczów za wały przywlekło; I padli męże, starcowie, niewiasty, Z łzawemi oczy patrząc na pogorzel, Tuląc ku sobie, wyglądając chwili, W którejby w własnéj obronie walczyli. :Cicho na zamkach. Na górnym powiewa Polska chorągiew; na niéj krzyż czérwony, Wielki, widoczny, bije mnichów w oczy, Aby wiedzieli, że nie na pogany Wyszli — chrześciańską krew ta wojna toczy. Piérwszych dni działa burzące przywiedli Niemcy, stawili, zamek okrążają, Liczą wyżyny, wpatrują w parowy, Tarany stawią i drabiny wiążą; Potém stanęli, i ognistym mieczem Opaszą zamki, ścisną je żelazem. Próżno! załoga broni się, jak wściekła; Na Krzywym Grodzie ojcowie i dzieci, Każdy z swém mieniem, skarby najdroższemi, Chce ważyć życie, by drugim ocalić; I ile razy z bram wyrwą Wileńce, Tylekroć Niemców tłoczą pod nogami, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ngkv1aqnkxbgffxkzbtmk09fahuvk4w Strona:Anafielas T. 3.djvu/342 100 1081759 3158402 3155696 2022-08-26T23:53:44Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/343]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/342]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|340}}</noinclude><poem> Chciał za Skirgielłą do zamku uderzyć, Lecz świéży z Grodu Krzywego posiłek Stanął mu wpoprzek. — Więc na jutro reszta — Rzekł, i na Piaskach, w zniszczonym klasztorze, Obóz rozbija i na swoich czeka. :Nazajutrz rano wojsko się przywleka. Przybyli Niemcy, obciążeni łupem, Wioząc starszyznę, między bitwy trupem Na polu walki poległą bez sławy. Hleb Światosławicz, Siemion syn Jawnuta, Zasławski Xiążę, i Hleb Czartoryski, I Iwan Lwowicz, życie utracili. Cieszą się Niemcy z wygranego boju. Dobra to wróżba! Wnet zamek obsiedli Dokoła, wojska i działa obwiedli; Z spalonych przedmieść deski osmalone Zwłóczą, i budy dla starszych gotują; Inni szałasy z gałęzi zielonych Stawią; a patrząc na zamkowe mury, Śmieją się, myśląc, że jutro tam będą Gościć wesoło na krwawych komnatach. Lecz łatwiéj było Skirgiełłę słabego Pożyć na polu, niż Gedyminowe Dostać zamczysko: bo Polska w nim siła I Ruskie wojsko zbiło ocalone. Na górnym zamku Moskorzowski wiedzie Polską załogę; na dolnym Korygiełł </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> thvbi8qn2iqfypl7aghakpqd5lij9ly Strona:Anafielas T. 3.djvu/341 100 1081760 3158401 3155694 2022-08-26T23:53:41Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/342]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/341]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|339}}</noinclude><poem> Już tył podała, i śpiesznie uchodzi Na stare Wilno. Witold z mieczem w dłoni, Krwią zlany cały, ślad w ślad za nim goni. Ciężkie Niemieckie ufce się zostały, Z Witoldem tylko jeden poczet mały. Lecz gdzie strach pędzi, dosyć garści ludzi. Noc pada, xiężyc na niebie się wznosi, Skirgiełł uchodzi, Witold w plecach jego Krwawi miecz wielki, obcina, zabiera; Aż na przedmieścia Wileńskiego grodu, Bramy minąwszy, za Skirgiełłem wpada. Tu żołnierz mordów i klęski niesyty, Ogień pod domy rozrzuca széroko; Wiater się z burzą zrywając i gromy, Pędzi płomieniem na przedmieścia chatki! I fala ognia, jak rzeka wylana, Płynie po dachach, lud z domostw wygania, Szérzy się, idzie, roznosi, rozlewa. Wszystko, co żyje, w Krzywy Gród ucieka. Co pozostało, napastnik rozsieka. :A burza, warcząc nad Witolda głową, Piorunem z niebios i gradem pomaga, Płomień rozdyma i przejmuje strachem! Już jakby jedno płomienne jezioro, Domostwa Piasków krwawym ogniem gorą! Witold się patrzy, i ludzi rozgania Pomagać burzy i zniszczenie szérzyć! </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> p82b7utxm4s656aasrbsml3csqxs8wb Strona:Anafielas T. 3.djvu/340 100 1081761 3158400 3155689 2022-08-26T23:53:38Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/341]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/340]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|338}}</noinclude><poem> Objęli swoim żelaznym uściskiem Ruś, co bezsilna z rospaczą walczyła. I wzejdą krzyki, i zaświecą strzały. Jak tur się dziki rzucił między wrogów Witold, i miecza dobywszy jasnego, Szuka Skirgiełły, bo pragnie krwi jego. Po za nim Niemcy gonią Ruś wylękłą, I aż pod Werki wybiegli za niemi. Ziemia się trzęsie zryła kopytami, Zielona trawa sczerniała, kraśnieje, Krew, czérwonemi płynąc strumieniami, Z pagórków szumiąc, w doliny się leje. :Lipcowe słońce nad głowy rycerzy Sieje promieńmi z płomieni zbitemi; A czarne chmury, z wiatry gorącemi W twarz Rusi idąc, piaskiem w oczy sypią, Jakby się także z Witoldem zmówiły. Już Ruskie wojska rozbite napoły, Część leży w dole, nieforemna bryła, Którą niemieckie roztłoczyły konie, Ludzi, rumaki, w jedno ciało zbiły. Druga część próżno ku Werkóm ubiegła, Jazda Krzyżacka ściga ją w pogoni. A droga, kędy przeszli wojownicy, Trupami, końmi, człońkami znaczona, Kędyś w zaroślach garścią mięsa kończy. Trzecia część, któréj Skirgiełło dowodzi, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ejwskm6za15tb7yd51hj7inrr6enstq Strona:Anafielas T. 3.djvu/339 100 1081762 3158399 3155687 2022-08-26T23:53:35Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/340]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/339]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|337}}</noinclude><poem> On rzekł i zwołał ufce wojowników; A jak się chmura czarna w troje dzieli, Kiedy ją wiater rozporze na szmaty, Tak wielkie wojsko rozbiło na troje, I idzie, Litwie śmierć niosąc i klęski! :Na polach Kowna piérwsi się gromadzą, Złączyli wszyscy i ciągną pod Troki. Zamek nie ustał; działa go podarły; Upadły wieże, bramy się rozwarły. Weszli zwyciężcy na zwaliska grodu. Miasto spłonęło, lud poszedł w niewolę, Trupy pływają po mętném jeziorze. Pusto i głucho! tylko rybitw biały Skrzydełka kąpie, muska jego wody; Tylko się krucy na ruinach chmurą Zwalili, szarpać kościotrupy krwawe. A Witold westchnął, patrząc na zniszczenie, I wskazał ręką — ku Wilnu pójdziemy! — :Idą pod Wilno. Na Szyszkińskiém polu Skirgiełł im z garścią Rusi zaparł drogę, Z nim Światosławicz Hleb i syn Jawnuta Siemion Zasławski, Kniaź Hleb Czartoryski, I Iwan Lwowicz, i Ruskie Bojary. :Sparły się wojska u stóp gór w dolinie; A Niemcy, w prawą rozciągnąwszy stronę, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 231cqp5rc18oz5vw913spqsc9lqfoa6 Strona:Anafielas T. 3.djvu/338 100 1081763 3158398 3155683 2022-08-26T23:53:32Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/339]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/338]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|336}}</noinclude><poem> :Powstał Mistrz. Wielkim głosem ku zachodu Zawołał braci. Z daleka, z za morza, Kędy się słońce kąpie w oceanie, Idą rycerze na Mistrza wołanie: Z Angielskiéj ziemi, z Francuzkiego kraju, Z Niemieckich lasów liczne ufce płyną, A każdym ufcem dzielny mąż dowodzi; Idą łucznicy z dalekiéj gdzieś ziemi, Wloką się działa z paszczami strasznemi; Chorągwie dziwne nad wojskiem szeleszczą. Obcych języki piérwszy raz o lasy Litwy odbite, nigdy niesłychane, Pieśnią rycerską powietrze wzruszają. Konie rycerzy olbrzymiego rodu, Postawy silne, a każdy na sobie Dźwiga żelazną świecącą zbroicę, W żelaznym szłyku blade czoło kryje, W żelazne ''Wiżos'' nogi obuł silne, I łuk na plecach dźwiga, co go w Litwie Ni podnieść człeku, ni wypuścić strzały. Łupem jednego obcych wojsk żołnierza Dziesięciu Litwy mężówbyś uzbroił. :A wszystkich Witold na Litwę sprowadził! Na Litwę swoję! On rzekł w duszy hardéj: — Musi być moją! ja będę panować Choćby nad pustą Litewską mogiłą! Choćby nad puszczą z dzikiemi źwierzęty! — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pict79cbn47xooyykbojeenjkc74l94 Strona:Anafielas T. 3.djvu/337 100 1081764 3158397 3155676 2022-08-26T23:53:29Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/338]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/337]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|335}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XLVI.}} <poem> :{{kap|Nigdy}}, jak Litwa pamięcią zasięże, Straszniejsza na nią powódź nie spłynęła! Ani Tatarska tak straszną nawała, Ni Lackie wojny w Olgerdowéj ziemi! Od czasów, kiedy wzdęte rzek powodzie Zlały jezioro u Białego morza; Kiedy się ziemia pod Perkuna dłonią Trzęsła, i w góry, w doliny skrajała, Wodami cała spłynąwszy wysoko; Od czasu, kiedy z wschodniéj przyszłe ziemi Olbrzymów plemie w bursztynowych brzegach Usiadło — wojsk się nie zebrało tyle Na Litwę biedną! Zda się, kopytami Ziemię rozdepcą, z rzek wodę wypiją, Jedną mogiłą cały kraj pokryją. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> abk5ubl4n9b2xtgbu2pnvanmc8bqk2v Strona:Anafielas T. 3.djvu/335 100 1081765 3158395 3155673 2022-08-26T23:53:23Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/336]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/335]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|333}}</noinclude><poem> :Napróżno, gdy płynął do wroga ku brzegu, Witold nań zawołał, by raczéj utonął, Niż sam szedł w niewolę; napróżno strzałami Na zdrajcę puszczali, bo zdrajca wypłynął, I wszystko powiedział, co Witold zamyślał. Polacy do zamku nanowo szturmują, Już mury się walą, rowy napełniają, I wieże rozbite padają na głowy, Polaków i Litwę gruchocząc pod sobą! :Wyłomem Jagiełły cisną się żołnierze. I nie chce już Witold bezsilny poglądać Na swoję sromotę. — Obozy — rzekł — związać. — Siadł na koń, milczący ku Prussóm pogonił. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1hd1hc1n8onmuoy25d1qvcof86wbcy4 Strona:Anafielas T. 3.djvu/334 100 1081766 3158394 3155669 2022-08-26T23:53:20Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/335]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/334]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|332}}</noinclude><poem> :Jagiełło chciał odejść, lecz Polscy wodzowie Wciąż mówią: — Dobędziem! — i wciąż go trzymają. Już w Polskim obozie głód ciężki blademi Rozpiął się skrzydłami; i żołnierz wymiera, Chleb z ością i kłosem przegniłym pożera; Dla koni daleko szukają posiłku, I strzechy odarte zgłodniałym rzucają; Mrą ludzie w obozie! Jagiełło chce wracać, Polacy nie dają, i mówią: — Zdobędziem! — :A Witold? On patrzy, na oczach mu żarem Pali się chęć zemsty. Nie przebrnąć za Niemen, Ni dostać na zamek. Codziennie załoga Posyła, wołając: — Ratuj nas! giniemy! — On patrzy i duma; co począć, sam nie wié; Klnie cały świat Boży w rospaczy i gniewie. Nakoniec pomyślał — przez rzekę łańcuchem Zarzucił i łodzie do ogniw posplatał, Wojsko swe przez Niemen do zamku przeprawia. Wtém z góry puścili Polacy bierwiona, I kłody ogromne, i sosny z gałęźmi, A Niemen je niesie na lodzie Witolda, A Niemen o łodzie drzewami uderza, I toną w Niemnowych wód głębi Litwini, Łańcuch się rozdziera, czółna pęd porywa, A z mnogiéj wyprawy, na stronę przeciwną, Na obóz Jagiełły jeden człek przybywa. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7m6edlkmshsakvkv4s6vqkghcynt622 Strona:Anafielas T. 3.djvu/333 100 1081767 3158393 3155661 2022-08-26T23:53:17Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/334]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/333]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|331}}</noinclude><poem> On krokiem od Bugu nie poszedł, aż w grodzie Załogę osadził, i Hinczę z Rogowa W dziedzinie Kiejstuta na straży postawił. Ciągnie na Kamieniec, łatwo go zdobywa, Bo miejsce to płaskie i rzeka obléwa Niewielka, ni strome broniły urwiska. Choć dziewięć swych tylko do szturmu wiódł secin, Na wieży zamczyska już orzeł powiewa, A Zyndram Miaskowski w Kamieńcu dowodzi. Już ciągnie do Grodna. A Witold pośpiesza Na odsiecz zamkowi. I nie zbiegł na porę. Jagiełło po lodach przez Niemen przeprawił, Dokoła zamczyska swój obóz rozstawił, A szturmem nie mogąc, chce dobyć go głodem, I czeka posiłków od braci, od Rusi. Skirgiełło zwołany, Włodzimierz Kijowski, Korybut z Siewierza, pod Grodno przyciągną. :Stał Witold naprzeciw za rzeką i lody; Chce przebyć, do zamku dostać się swojego, Lecz Niemen széroko rozpuścił swe wody, Kry chwycił, rozerwał, Jagiełłę odgrodził. A Witold z przeciwnéj góry się szańcuje, I patrzy, jak biją do murów tarany, Jak jego pomocy załoga wyzywa, Klnie Polskę z Jagiełłą, rwie włosy na głowie, I gońca za gońcem posyła co nocy: — Nie poddać mu zamku, choć wszystkim wyginąć! — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> b63bbqee241abb5z3p3zd5bcdrjkpbw Strona:Anafielas T. 3.djvu/332 100 1081768 3158392 3155657 2022-08-26T23:53:14Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/333]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/332]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|330}}</noinclude><poem> I w imie swéj wiary zwołacie do boju I Panów, i Xiążąt, szlachtę, gmin i miasta. Niech wojsko potężne, olbrzymie wyrasta. Nie czas nam garstkami walczyć już małemi. Nam Litwę zajechać, i jednym obozem Od morza do morza położyć széroko. Ja idę do swoich; do swoich wy szlijcie, I proście, i płaćcie; zwołajcie Krzyżowych. A teraz milczenie! Siły swe gotujmy, I w próżnéj się walce nie możmy przed czasem. — :Tak mówił. Z iskrzącém Mistrz słuchał go okiem; Szedł myślą zniszczenia za wojska potokiem, I widział Jagiełłę, jak konał w objęciu Nawały Krzyżackiéj, jak ziemia széroko Płonęła, gorzała i krwią się zlewała. Aż twarz mu kraśniała i pierś mu buchała. Za rękę Witolda pochwycił i trzyma. — Czas drogi — rzekł Witold — do Grodna pośpieszam. Jagiełło w Podlasiu już zamki mi bierze. Nim Grodna dosięże i mnie tam zastanie, Zbierajcie swe wojsko, zbierajcie, na {{kap|Boga}}! Ja gońców rozeszlę na dziewięć pokoleń — Co żyje powstanie, co żyje zgromadzę! — :Nazajutrz o świcie znów Witold się pędzi. Nie zasnął, nie spoczął. Gdzie sen mu? spoczynek? Jagiełło dni dziesięć pod Brześciem już stoi. Choć mrozy mu wojsko, choć głód go pożywa, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> s4f1ucvc0zwlgw9f0vryg8dvbei875q Strona:Anafielas T. 3.djvu/331 100 1081769 3158391 3155654 2022-08-26T23:53:11Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/332]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/331]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|329}}</noinclude><poem> Obietnic, gdy dwoje w kolebce struł dzieci! — Mistrz głowę opuścił. {{tab|120}}— Zapomnim przeszłości. Jam u was! — pomożcie! Zapłacę Krzyżakóm I sławą, i ziemią, i wojną z Lachami, Zapłacę sowicie, co dla mnie zrobicie. — :Mistrz czoło pociera, Komturów zwołuje. Już wieść się rozeszła, że Witold na zamku, Więc śpieszą i wkoło siadają naradzać. Długo w noc się sporzą i ostro ścierają. A Witold uśmiecha. On pewny, że znowu Odepchnąć go nie śmią. I nim dzień zaświtał, Na karcie przymierza ciśniono pieczęcie. :— Teraz — rzekł do Mistrza — nie tak nam wojować. Ja pójdę do swoich, od chaty do chaty, Od sioła do sioła; a kto łuk naciągnie, Kto procą wyrzuci, kto pałkę podniesie, Ja wszystkich zabiorę; ja spędzę wam tłumy Ze Żmudzi, z Podlasia, od Rusi, ze stepu, Gdzie konie Tatarskie w morzu się kąpają; Ja pójdę i płacić, i prosić, i silić, Ja zbiorę wam wojsko, jak chmurę szarańczy, By Litwę zalało, zniszczyło, zajadło, Jak pomor, jak pożar na kark jéj upadło. Wy, Mistrzu, pójdziecie po Niemcach, po braciach, W zamorskie krainy, w daleki kraj waszy, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 64h4uup3dlf1d2rul9hnbajbsqdnxor Strona:Anafielas T. 3.djvu/330 100 1081770 3158390 3155653 2022-08-26T23:53:08Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/331]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/330]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|328}}</noinclude><poem> Znowu do nich jedzie, znów o pomoc wzywa. Lecz Mistrz umarł stary; nowego wybrano, Kto wié, jaka będzie z nowym Mistrzem sprawa? :Z małą garstką ludu do Marji miasta, We wrota zastukał, odmieniwszy imie. Do Mistrza z poselstwem z Litwy przyszedł głębi. I nikt go nie poznał, na zamek wpuszczono. Na zamkowéj sali w nocnym siedział mroku Mistrz nowy, Komturów otoczony radą. Jakieś xięgi patrzą, listy przed się kładą, I cicho cóś szepcą, a czoła zmarszczyli. Wtém podwórzec tętni, trąbka się ozwała. — Do Mistrza! Nieznany chce się widzieć Xiążę. — Wnet bracia w krużganki rozbiegli się cicho; Mistrz sam się pozostał, usiadł w wzniosłym tronie, Czeka. Drzwi otwarły — Witold wchodzi dumnie. On spójrzał i porwał, i stoi milczący, Bo poznał Witolda, a boi się zdrady, I lęka, czy zamku nie ubiegł ze swemi? — Cny Mistrzu! — rzeki Witold — otom u was znowu! Z prośbą po raz trzeci, do was, do Zakonu. — — Z prośbą? do Zakonu? Wy ze mnie szydzicie! — — Na {{kap|Boga}}, nie szydzę. Jagiełło mnie zdradził, Ja zdradzam Jagiełłę, i do was znów idę. — — Lecz Zakon ci, Panie, trzy razy wszak wiary Dotrzymał, nie zawiódł. — {{tab|150}}— O! Zakon dotrzymał </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> o5po4yig99drl1nw655ybfmtyzkpn57 Strona:Anafielas T. 3.djvu/350 100 1081771 3158410 3143940 2022-08-26T23:54:08Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/351]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/350]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:Anafielas T. 3.djvu/366 100 1081772 3158426 3143941 2022-08-26T23:54:54Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/367]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/366]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/730 100 1081806 3157818 3144020 2022-08-26T16:05:02Z Dzakuza21 10310 dr. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Ananasowate" />wązkie, często ząbkowane i na brzegach kolczyste. Kwiaty zebrane w łuskowate kłosy, gałęziste grona, albo główki; u niewielu gatunków kwiaty są wierzchołkowe i stoją pojedynczo. Kielich rurkowaty, 6 dzielny, z tych trzy działki wewnętrzne są kolorowe, do płatków korony podobne. Owoce pospolicie jagoda trzykomórkowa, wieloziarnowa; niekiedy wszystkie jagody w jednymże kłosie są zrosłe z sobą, i tworzą jeden owoc, np. w ananasie. Główniejsze rodzaje są: ''Tillandsia, Pitcarnia, Xerophyta, Bromelia, Agave''.{{EO autorinfo|''S. P.''}}<section end="Ananasowate" /> <section begin="Ananasowy eter" />{{tab}}'''Ananasowy eter,''' czyli '''esencyja ananasowa,''' lub '''olejek ananasowy,''' jeden z tak zwanych eterów owocowych; jest to roztwór ''etyloeteru masłowego'' (maślan tlenku etylu), w 8—10 razy większej ilości czystego alkoholu. Zapach tej cieczy jest bardzo podobny do ananasów, i dla tego dawniej była używana do fabrykacji sztucznego rumu; obecnie zaś używa się do nadania zapachu tak zwanym cukierkom owocowym i innym wyrobom cukierniczym.{{EO autorinfo|''T. C.''}}<section end="Ananasowy eter" /> <section begin="Ananchites" />{{tab}}'''Ananchites''' (Ananchytes Lamarck). Pod tą nazwą znany jest pewien rodzaj ''jeżów morskich'' czyli ''echinitów'' kopalnych, których wszystkie gatunki są właściwością formacyj krédowych Europejskich.{{EO autorinfo|''K. J.''}}<section end="Ananchites" /> <section begin="Ananijasz i Safira" />{{tab}}'''Ananijasz i Safira.''' Dzieje Apostolskie (5, 1—11), tak opisują ich występek przeciw Duchowi świętemu i karę boską, jaką odnieśli: „Niektóry mąż, imieniem Ananijasz, z Safirą żoną swą, przedał rolą; i ujął z pieniędzy za rolą, z wiadomością żony swej; a przyniósłszy część niektórą, położył przed nogi Apostolskie. I rzekł Piotr: Ananijaszu, przeczże szatan skusił serce twe, iżbyś skłamał Duchowi świętemu i ujął z zapłaty roli? Azaż zostawając nie tobie zostawało, a przedawszy nie w mocy twej było? Czemuś tę rzecz do serca twego przypuścił? Nie skłamałeś ludziom ale Bogu. A słysząc słowa te Ananijasz, padł i umarł. A wstawszy młodzieńcy, znieśli go na stronę, a wyniósłszy pogrzebli. I stało się, jakoby we trzy godziny, żona też jego, nie wiedząc co się było stało, weszła. I rzekł jej Piotr: Powiedz mi niewiasto, jeśliście za to przedali rolą? A ona rzekła: Iście, za to. A Piotr do niej: Cóż to żeście się zmówili, abyście kusili Ducha Pańskiego? Oto nogi tych, którzy pogrzebli męża twego, u drzwi, i wyniosą cię. Natychmiast padła u nóg jego i skonała. A wszedłszy młodzieńcy naleźli ją umarłą; i wynieśli, i pogrzebli podle męża jej. I padł wielki strach na wszystek Kościół, i na wszystkie którzy to słyszeli. Oboje nie zgrzeszyli zatrzymaniem części pieniędzy, bo żadne prawo nie zobowiązywało ich do złożenia całkowitej summy na rzecz braci, oraz szafunek przychodu ze sprzedaży roli zależał od dobrej ich woli; ale zgrzeszyli dopuszczając się kłamstwa i hipokryzyi, i tém ściągnęli na się nagłą karę Boga.{{EO autorinfo|''L. R.''}}<section end="Ananijasz i Safira" /> <section begin="Ananijew" />{{tab}}'''Ananijew,''' miasto powiatowe gubernii Chersońskiej, leży o 46 mil na północo-zachodzie Chersonu. — ''Powiat Ananijewski'' zamyka w sobie przestrzeni 133 mil □. Ludności około 80,000. Powierzchnia powiatu, szczególniej południowa jego część, jest ogromnym stepem, wystawionym na skwary i długie susze. Mieszkańcy trudnią się hodowaniem bydła.<section end="Ananijew" /> <section begin="Ananke" />{{tab}}'''Ananke''' (z greckiego, ''anagke'', konieczność), nieuniknione Fatum (ob.), małżonka Chronosa (czasu), albo Heraklesa (siły). Czczono ją w Koryncie. Cechą charakterystyczną jej posągów były ogromne gwoździe, kliny, dyby i&nbsp;t.&nbsp;d.<section end="Ananke" /> <section begin="Anapa" />{{tab}}'''Anapa''' (u Czerkiesów ''Bugur-Kale''), forteca w kraju Zakaukazkim, na brzegu wschodnim morza Czarnego, przy ujściu rzeki Bugura; założona przez sułtana Abd-el-Chamida w 1791 r. dla obrony Tatarów, osiadłych nad Kubaniem, po opanowaniu przez Rossyjan przesmyku Kerczo-Jenikalskiego. W 1791 r. forteca ta wziętą została przez Rossyjan, ale traktatem zawartym w Jassach wrócona Porcie. W 1807 r. Rossyjanie znowu ją opanowali, i powtórnie odstąpili Turkom<section end="Anapa" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> chbkdxgn6blcrl3z51zcfdq1o90zhry Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/737 100 1081828 3157833 3145149 2022-08-26T16:17:35Z Dzakuza21 10310 dr. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anastazyja Olelkowiczow." />miał już wtedy lat 16. Razem z matką dzielnie się bronił z blanków zamkowych, częste wycieczki szkodziły też Glińskiemu, który z kolei miał dla oblężeńców to łagodną namowę, to zdradliwe słowo. Wreszcie rozgniewany umyślił przymiotem zamek spalić, ale gdy mu wiele ludzi zabito, wnet rozpuścił zagony po dobrach słuckich i kopylskich „tatarską okrutnością plądrując tak, iż wszystkie dzierżawy księżny słuckiej wypustoszył“ W okolicy wszystko mu się poddawało, nawet i blizki krewny Anastazyi, kniaź Michajło mścisławski Lingwieniewicz poddał mu swój zamek Mścisław. Gliński zdobyte grody osadzał Moskwą i po chwili myśląc, że już dosyć zrobił, żeby przerazić strachem, a narzucić się szczęściem, wrócił pod zamek słucki. Nadzieja znowu go okropnie zawiodła, więc w złości odszedł do Nowogródka. Działo się to roku 1508. Niedługo potém chmara Tatarów przekopskich, korzystając z zamieszek na Litwie, aż pod Słuck zagony puściła, i kiedy po nad Słucą rzeką spotkawszy ją Łukasz Morawiec rotmistrz gromić począł, wtedy księżna posłała w pomoc rycerstwu bojarów swoich na koniach z zaniku słuckiego: kiedy zatem piesi dogonić nie mogli uciekających już Talarów, bojarowie dognali ich na błocistych miejscach, pobili, łapali i kilkanaście mil pędzili. Nieodkryto dotąd w źródłach czasu śmierci tej bohaterki.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anastazyja Olelkowiczow." /> <section begin="Anastazyja ż. Jana Wasil." />{{tab}}'''Anastazyja,''' pierwsza małżonka cara Jana Wasilewicza Groźnego, poślubiona w miesiącu Lutym 1547 r. umarła w Sierpniu 1560 r. Z domu Romanowych, który potem panował w Rossyi.<section end="Anastazyja ż. Jana Wasil." /> <section begin="Anastazyjusz Grün" />{{tab}}'''Anastazyjusz Grün,''' ob. ''Auersperg''.<section end="Anastazyjusz Grün" /> <section begin="Anastomoza" />{{tab}}'''Anastomoza''' (''Anastomosis'' zwód, z greckiego: ''ana'' razem, ''stoma'' usta). Połączenie naczyń pomiędzy sobą. Tętnice, żyły, naczynia limfatyczne w przebiegu swoim rozdzielają się ciągle na coraz drobniejsze gałązki, tak dalece, że najcieńsze z tych gałązek nie dają się widzieć gołem okiem, tylko za pomocą mikroskopu i noszą nazwę naczyń kapillarnych, czyli włoskowatych. Gałązki te łączą się nawzajem między sobą i to tém częściej, im rozmiar ich jest mniejszym, dla tego też naczynia włoskowate tworzą siatki o oczkach bardzo drobnych. Za pomocą rozdziału i połączenia wzajemnego naczyń, płyny w nich zawarte, jak krew i limfa mogą dochodzić do każdej cząsteczki ciała i tam spełniać tak ważne przeznaczenie, odżywiać ją. Drugą, niemniej także ważną przysługą, jaką natura oddaje organizmowi za pośrednictwem anastomozy, jest ułatwienie obiegu krwi w razie rozmaitych przeszkód. I tak np. jeżeli zwykłemi środkami nie można zatamować krwi płynącej po przecięciu tętnicy, wtedy dla zapobieżenia zupełnemu jej ubiegowi, należy zranioną tętnicę powyżej rany przewiązać. Gdyby nie było połączenia pomiędzy naczyniami, w takim razie członek ciała, którego tętnica podwiązaną została, musiałby obumrzeć, a tymczasem za pomocą anastomozy krew rozchodzi się po pewnym przeciągu czasu zupełnie dostatecznie. Wyrazu anastomoza używają także dla oznaczenia połączeń gałęzi nerwowych. Włókna jednak nerwowe nie łączą się z sobą tak, jak naczynia, przebiegają one od początku swego aż do końca nierozdzielając się wcale. I tak, od gałęzi nerwu ruchu oddziela się pewna ilość włókien i jako osobna wiązka napotkawszy nerw czucia, przebiega z nim dalej, przyczepioną doń za pomocą tkanki łącznej; i odwrotnie włókna nerwów czucia, przechodzą tak samo do nerwów ruchu. Ostatnie jednak poszukiwania mikroskopowe dowiodły, że anastomoza w ścisłém znaczeniu tego wyrazu ma miejsce i w nerwach, ale dopiero przy samych ich końcach. Rzeczywiście nerwy przy końcu swojego przebiegu rozdzielają się na tak drobne gałązki, że ich okiem dostrzedz nie można i te to gałązki dopiero, po wzajemném połączeniu, tworzą siatki zupełnie do naczyniowych podobne. Oprócz<section end="Anastomoza" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jpvwav8om1s2g8uva8y39phm0ww3l4l Encyklopedyja powszechna (1859)/Anakreon 0 1082004 3158880 3144951 2022-08-27T09:03:53Z Dzakuza21 10310 +wikipedia wikitext text/x-wiki {{Hasło z Encyklopedyi powszechnej |tom=1 |strona_start=713 |strona_stop=714 |wikipedia=Anakreont z Teos }} tr79we5w4qxd7s3iobb7ndb0rpr3cp2 Encyklopedyja powszechna (1859)/Ananke 0 1082051 3157819 3145023 2022-08-26T16:05:11Z Dzakuza21 10310 Dzakuza21 przeniósł stronę [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Anaska]] na [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Ananke]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem wikitext text/x-wiki {{Hasło z Encyklopedyi powszechnej |tom=1 |strona_start=730 |strona_stop=730 }} ndrpkamtv606usbz7k0dauxqgi9mnxn Encyklopedyja powszechna (1859)/Anastazy Młodszy 0 1082074 3157828 3145056 2022-08-26T16:11:31Z Dzakuza21 10310 Dzakuza21 przeniósł stronę [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Anastazy młodszy]] na [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Anastazy Młodszy]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem wikitext text/x-wiki {{Hasło z Encyklopedyi powszechnej |tom=1 |strona_start=734 |strona_stop=734 }} atk6wb4f0azvfkn3exr9k26qlveq3mz Encyklopedyja powszechna (1859)/Anastazy Pustelnik 0 1082075 3157829 3145057 2022-08-26T16:11:39Z Dzakuza21 10310 Dzakuza21 przeniósł stronę [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Anastazy pustelnik]] na [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Anastazy Pustelnik]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem wikitext text/x-wiki {{Hasło z Encyklopedyi powszechnej |tom=1 |strona_start=734 |strona_stop=735 }} pkjyzwnquret5optfr79ufwk1vhfzxd Encyklopedyja powszechna (1859)/Anastazyja Olelkowiczow. 0 1082087 3157834 3145150 2022-08-26T16:17:43Z Dzakuza21 10310 Dzakuza21 przeniósł stronę [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Anastazyja Olelkowiczów.]] na [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Anastazyja Olelkowiczow.]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem wikitext text/x-wiki {{Hasło z Encyklopedyi powszechnej |tom=1 |strona_start=736 |strona_stop=737 }} k0nf3sb9ey3jfisscjzhwtrpwacl7lm Encyklopedyja powszechna (1859)/Anaxymenes 0 1082136 3158874 3145128 2022-08-27T08:54:31Z Dzakuza21 10310 +wikipedia wikitext text/x-wiki {{Hasło z Encyklopedyi powszechnej |tom=1 |strona_start=760 |strona_stop=760 |wikipedia=Anaksymenes }} hrbpewqqy1sx7a0r7t5lic0n48sznqy Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/766 100 1082204 3158892 3145709 2022-08-27T09:09:29Z Dzakuza21 10310 Jul. B. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Ancuta (Maciej Józef)" />{{pk|ła|komy}} urzędów i honorów, które brał nieraz przemocą i ze zgorszeniem drugich. Zestarzawszy się Brzostowski, wybrał sobie Ancutę na koadjutora cum „futura successione“ i zdał zupełnie na niego rząd dyecezyi jeszcze.za życia; w r. 1716 już go czytamy w źródłach koadjutorem wileńskim. Wtenczas to pisał list za niektóremi osobami z dyssydentów, którzy nawracać się chcieli, do biskupa kujawskiego Szaniawskiego; list ten inslancyjonalny i okolicznościowy wzięli potém dys-sydenci za dowód uznania przez duchowieństwo katolickie praw swoich w Polsce. Ze śmiercią Brzostowskiego, która nastąpiła 24 Października 1722 roku, objął już sam na siebie rządy biskupstwa i zaraz w Listopadzie pospieszył do Warszawy, żeby złożyć przed królem zwykłą senatorską przysięgę; zabawił tam cokolwiek dłużej, a gdy wraca po Nowym Roku i po drodze wizytuje kościół juchniewiecki, umarł nagle apoplexyją tknięty 18 Stycznia 1723 r. w Juchniewcu; w wiliję jeszcze kilka tysięcy ludu bierzmował. Ciało sprowadzone do Wilna i wspaniale pochowane 6 Lutego; na żałobnem nabożeństwie miał mowę ksiądz Jerzy Barszcz, wyszła dopiero w r. 1735 (Jocher, Obraz III, 550). Zostawił znaczny majątek, który dla familii zapisał: bratu zaś Jerzemu Kazimierzowi przekazał biblijotekę swoją, z warunkiem, ażeby ją po śmierci Jezuitom zapisał. Jako biskup wileński zowie się Maciejem II, ale umarł nim mu bulle przyszły.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''Jul. B.''}}<section end="Ancuta (Maciej Józef)" /> — <section begin="Ancuta (Jerzy Kazim.)" />'''Ancuta''' (Jerzy Kazimierz), brat rodzony a młodszy Macieja, podług Wielądka tylko stryjeczny. Poduczywszy go cokolwiek łaciny, oddał Maciej brata do akademii jezuickiej w Wilnie. Zdolny młodzian prędko wziął się do Cycerona i Wirgiliusza, zajmował się też razem teologiją, retoryką, logiką i poezyją. Wtedy brat ciągle go posuwał wyżej w łasce Brzostowskiego. Od 28 Wrześnja 1708 roku, kanonik wileński po śmierci Marcina Wołłowicza, następnie doktór teologii, dostał w nagrodę za nauki mucet z krzyżem złotym na piersiach. Po bracie wziął officijalstwo i probostwo kaplicy św. Kazimierza. Zajmował się mocno literaturą i wsławiał się kaznodziejstwem. Jako nieprzyjaciel dyssydentów, których sprawę wtedy poruszono, napisał dzieło: ''Jus plenum religionis catholicae in regno Poloniae et M. Ducatu Lithuaniae juri praetenso dissidentium in supplici libello et supplemento prinilegiorum ac constitutionum etc'' Dziełko to ogłosił dla tego, że poprzednio dyssydenci na sejm grodzieński w r. 1718 podali książeczkę: ''Libellus supplex'', i prosili w niej o zachowanie dawniejszych praw swoich i prerogatyw. Ancuta pismo swoje także wygotował na sejm grodzieński i zaraz w r. 1719 wydrukował je w Wilnie (w 8-ce, str. 306 oprócz wstępów i regestrów. Jocher, Obraz III, 576). Dowodził w niém, że dyssydenci żadnych praw nieposiadali do urzędów ani w Polsce ani w Litwie, głosu nie mieli ani active, ani passive. Dyssydenci sprawę przegrali na tym sejmie, na którym czytano pismo Ancuty i rozrywano. Autor dedykował swą pracę prymasowi Szembekowi. Kiedy pokazał się w izbie Andrzej Piotrowski poseł wieluński dyssydent, nie pozwolono mu głosu podnieść i owszem wykluczono z izby, ostatni to też to był poseł dyssydencki aż do czasów Stanisława Augusta, gdy konstytucyja stosowna zaraz na tymże sejmie stanęła. Oczywiście wywołało to pismo wielkie gniewy dyssydentów. W Królewcu wyszło przeciw niemu inne pismo w roku 1721 pod tytułem: ''Prodromus Poloniae'' i&nbsp;t.&nbsp;d. (Jocher, tamże Nr. 9642); miały to być jedynie przednie czaty, za któremi wielkie dzieło zbijające kategorycznie wywód historyczny Ancuty wyjść miało, ale czy wyszło niewiadomo. To pewna, że autor Prodromu nie oszczędzał wcale Ancuty, który mu nie przebaczył, ale zaraz w r. 1721 ogłosił nowe pismo: ''Stadiodromus orthodoxus, Erratici Heterodori, vestigator Prodromi, seu manifesta deprehensio errorum, ineptiarum, contradictionum anonymi dissidentis''. w Wilnie w 8-ce, str. 68. {{pp|Skrytyko|wawszy}}<section end="Ancuta (Jerzy Kazim.)" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tokfh20w8utdz8bqxx9wg7hurbai5lr Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/767 100 1082215 3157841 3145710 2022-08-26T16:29:14Z Dzakuza21 10310 dr. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Ancuta (Jerzy Kazim.)" />{{pk|Skrytyko|wawszy}} sam tytuł pisma swojego przeciwnika, wyświeca w ciągu tej odpowiedzi i pomyłki jego we względzie prawa boskiego, kościelnego, cywilnego i mniemanych swobód dyssydenckich, naostatek łapie przeciwnika na braku logiki w rozumowaniu. Książeczka la więcej polemiczna jak ze strony prawnej wyświecająca przedmiot sporny (Jocher, tamże, Nr. 9645). Oprócz piórem, czynem służył Ancuta kościołowi. Należał do najuczeńszych teologów i mówców litewskich, był cenzorem ksiąg, egzaminatorem dyecezyjalnym; z dyssydenlami ciągle miewał dysputy. Po bracie wziął referendarstwo litewskie, które już miał w r. 1719 podobno Później już po śmierci brata, biskup wileński Pancerzyński dał mu suffrąganiję, a papież prekonizował go wtedy na biskupa antypatreńskiego. Był podobno jeszcze i koadjutorem wileńskim, lak, że wszystkie urzędy brata, zajmował po kolei, jedne za drugiemi. W ostatnich latach był jeszcze archidiakonem wileńskim. Umarł za biskupa Zienkowicza 16 Maja 1737 r. Pochowany w katedrze 18 Maja t. m. Pismo jego Jusplenum wygubili dyssydenci tak dalece, że już za Stanisława Augusta czasów było rzadkością i to stało się powodem Leonowi Pruszanowskiemu, stolnikowi rzeczyckiemu, do ogłoszenia go po polsku, w czasie, kiedy sprawa dyssydenlów znowu na placu się pokazała t.&nbsp;j. w r. 1767. Pismo to wyszło pod tytułem: Prawo zupełne wiary katolickiej w Koronie i w. ks. litewskiem i&nbsp;t.&nbsp;d. (Jocher, tamże Nr. 9643).{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Ancuta (Jerzy Kazim.)" /> <section begin="Ancypa" />{{tab}}'''Ancypa,''' dom szlachecki w Polsce.<section end="Ancypa" /> <section begin="Ancyporowicz" />{{tab}}'''Ancyporowicz,''' dom szlachecki w Polsce.<section end="Ancyporowicz" /> <section begin="Ancyra" />{{tab}}'''Ancyra''' ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Angora|Angora]]''.<section end="Ancyra" /> <section begin="Ancyz" />{{tab}}'''Ancyz,''' taniec. Tak zwano w Polsce anglez. W nim tak wartkim być potrzeba było wedle przysłowia: ''ażeby się na ostrzu szpilki wykręcić''.<section end="Ancyz" /> <section begin="Anczewski" />{{tab}}'''Anczewski,''' dom szlachecki w Polsce.<section end="Anczewski" /> <section begin="Anczyc (Zygmunt)" />{{tab}}'''Anczyc''' (Zygmunt) urodzony w Wilnie dnia 14 Września 1783 roku; nauki pobierał w Wrocławiu: w drodze z powrotem do domu schwytany przez Austry-jaków, do wojska oddany, po dwóch latach z Zamościa szczęśliwie uszedł i przybył do Wilna. Tu, widząc pierwszy raz widowiska polskie, zapragnął poświęcić się teatrowi, wiedząc zaś że rodzice na ten zawód nie pozwolą, tajemnie wyjechał do Mińska, i lam wszedł do grona artystów pod dyrekcyją Emilii Deschner. W r. 1819 ożeniwszy się z młodą i powszechnie ulubioną aktorką Barbarą Hrehorowiczówną, przybył do Warszawy, gdzie na scenie teatru narodowego, potrafił wkrótce w rolach charakterystycznych zjednać pochlebne przyjęcie od publiczności. Celował głównie w rolach Polaków w poważnym stroju. W r. 1826 przeniósł się do Krakowa: w r. 1850, dożywszy pięćdziesięcioletniej rocznicy zawodu artysty, opuścił scenę. Kada Miejska krakowska dała mu posadę małą, pisarza rogatkowego, bacząc na jego zasługi: Anczyc podupadły na zdrowiu, przyciśniony wiekiem, po dwóch latach zmuszony porzucić ciężką służbę; resztę dni prawie w nędzy przepędził. Umarł w Krakowie 5 Czerwca 1855 r. Dla sceny krakowskiej tłómaczył przeszło 40 sztuk, kilka librettów oper, i napisał oryginalną sztukę: „Powrót więźniów z Kuffstejnu 1848 roku.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''K. Wł. W.''}}<section end="Anczyc (Zygmunt)" /> — <section begin="Anczyc (Wład. Ludwik)" />'''Anczyc''' (Władysław Ludwik), syn poprzedniego, urodzony w Wilnie 1824 r., magister farmacyi uniwersytetu Krakowskiego, znany jako pisarz dramatyczny. Wiele sztuk jego komedyjo-oper grano na teatrach: krakowskim, lwowskim i warszawskich: z tych ogłoszone drukiem są: 1) ''Chłopi arystokraci'', Kraków 1850 r.; 2) ''Łobzowianie'', Warszawa 1856 r. Autor: „''Piśmiennictwa w Galicyi''“ (W dodatku tygodniowym przy gazecie lwowskiej z 1859 roku) pisze: „Anczyca uważam za najdowcipniejszego tegoczesnego pisarza wesołek drobnych, tak zwanych ludowych i za zaletę poczytuję mu, że nie idealizuje tego, co tylko w książkach wygląda na sielankę“{{EO autorinfo|''K. Wł. W.''}}<section end="Anczyc (Wład. Ludwik)" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ewlusraytzpx2phylhdcx6gr1pavkpr Strona:Anafielas T. 3.djvu/357 100 1082220 3158417 3155965 2022-08-26T23:54:28Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/358]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/357]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|355}}</noinclude><poem> Kiejstutową córkę młodą, Piękną Ryngalę zaswatał. I wesele zgotowano, Zebrał Witold dla niéj wiano; Ale Henryk w dom powrócił, Bracia Henryka obsiedli, Narzucili suknię mniszą, Serce chłodem obrzucili — Henryk zabył narzeczonéj. Teraz ku niéj Jagiełłowe Znowu poselstwo go wiedzie. :Na Malborski gród przybywa. Tam wesele — Zofja młoda Z włosem siedzi rozplecionym Między dziewczęty kraśnemi, Jak w trawie fijołek wonny. Matka płacze, kryje oczy, Ojciec usiadł na uboczy, I podparty silną dłonią Marzy o czemś, ani słucha Jęku córki, dziewic śpiewu. :Ryngala siostra ponuro Na wianek patrzy ruciany, Duma w ciemnym kraju sali. :Wkoło światła jasno gorą, Chodzą Krzyżowi Rycerze, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mf2utq2ucsaavo4uk7lywrok5l12sey Strona:Anafielas T. 3.djvu/348 100 1082221 3158408 3155707 2022-08-26T23:54:02Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/349]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/348]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|346}}</noinclude><poem> Szalony, zamek przebiegał z drużyną, Sam na nim Panem. Ilekroć z dowódźcą Zejdą się, kłótnia straszliwa wybucha. Kniaź rozkazuje, a starzec nie słucha. — Jam tutaj Panem, nieposłuszny sługo! Lub idź, lub moje wypełniaj rozkazy. — Stary stał niemy. — Jagiełło mnie wsadził, On moim Panem. Zostanę, obronię, Ani ztąd pójdę, póki on ode mnie Nie weźmie władzy. — Dzień i noc się oba Waśnią, a Niemiec do zamku szturmuje; :Działa na zgliszczach w długi rząd postawił, Dzień i noc kule rzuca zapalone. Mury się walą! Moskorzowski stoi, Ludzi zachęca, wyłomy zapycha, Ziemią nanosi, wory wełnianemi, Gruzem i gliną; a gdy Niemcy zbliżą, To belki dachów ciska i kamienie, Wrzątek im leje i smołę na głowy, Jak psów ich pędzi od bramy zamkowéj; Czy z tyłu idą, czy z przodu, czy wkoło Opaszą zewsząd — starzec się podwaja: Wszędzie go widać, jak po blankach leci, I piersią zbrojną wyłomy zasłania. :Witold się wścieka, Niemiec zęby zgrzyta. — Cóż to? zaklęta twierdza, niedobyta? </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qarfgoaw5t4jaqp9qp7aalt4asus2eb Strona:Anafielas T. 3.djvu/349 100 1082222 3158409 3155709 2022-08-26T23:54:05Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/350]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/349]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|347}}</noinclude><poem> To gniazdo wróble na góry wierzchołku! — I coraz silniéj szturmują — napróżno. Na zgliszczach miesiąc, dwa, jątrząc się, leżą, Aż tęskną obcym wojna być poczyna. Próżno ich Witold prosi i zaklina. Codzień z nowemi hufcami odchodzą. Mistrz Witoldowi rzeki: — Napróżno dłużéj Stać tu. Wrócimy. Teraz w kraj pożeniem, Bo trzeba gości łupem przyjąć hojnym, Krwią i pożarem nakarmić do syta. — :Obóz się ruszył. Witold się obraca Ku zamku, nie chce żegnać bez nadziei; Okiem mu tylko rzucił — Do widzenia! — </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rbsnjn3xmrmdsq9eoa8s36w4d8gcy79 Strona:Anafielas T. 3.djvu/351 100 1082223 3158411 3155710 2022-08-26T23:54:10Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/352]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/351]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|349}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XLVII.}} <poem> :{{kap|Zaledwie}} spoczęło wojsko Witoldowe, Krzyżacy po zamkach znojny pot otarli, I zbroje zrąbane nanowo przekuli, I łuki nagięli, strzały zaostrzyli, A wiosna się w gajach ozwała wesoła. — Pod Wilno! pod Wilno! — znów Witold zakrzyczał. — Pod Wilno! na Litwę! Mnie nie spać spokojnie, Aż Litwę odbiorę, aż wezmę stolicę. O! chodźmy znów, Mistrzu! Patrz w okno — jaskółki Latają pod okny, bociany klekoczą, I orzeł pociągnął gdzieś w chmury wysoko. Już wiosna — biegnijmy! już pora do boju! — :Znów wojsko Krzyżackie od zamków się zbiera, I bracia powstali z legowisk zimowych, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5tjrb9zgoyiyyhqg21m5i1rvonz2umg Strona:Anafielas T. 3.djvu/352 100 1082224 3158412 3155711 2022-08-26T23:54:13Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/353]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/352]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|350}}</noinclude><poem> Przywdzieli szyszaki i miecze przypięli, Świętą pieśń zanócą, na konie wsiadają, Z Witoldem na czele do Litwy ruszają. :Lecz nie tak im raźnie, bo liczba ich mniejsza. Krzyżowcy za morza do domów wrócili. Jagiełło tymczasem do Wilna poskoczył, Gród wyższy umocnił, gród niższy otoczył Nowemi osady, płotami, wałami, I bramy nasrożył, i działa rozstawił, Skirgiełłę na Kijew zarządzać odprawił, A Jaszka nad Wilnem dowódźcą posadził. Jaszko z Oleśnicy, mąż młody i dzielny, Sam jeden na zamku; i począł się pilnie Zakrzątać obroną. Dzień i noc zasiłki Zawożą, załogę wzmacniają, a zamki Nanowo z popiołów i zgliszcza powstały. Już czeka Krzyżaków, i pewien sam siebie, Wygląda na wieży, rychło się nagonią? :Ot szlakiem się cisną, ot obóz już kładą. Lecz wprzódy się Jaszko uwinął, i miasto W perzynę obrócił, by nie miał wróg dachu, Od burzy osłony; lud wygnał na lasy; Sam w zamkach szydersko śmieje się, patrzając, Jak Krzyżak Krzywy Gród otoczył obozem, Przy Marij na Piaskach kościołku położył. :Noc padła. — Niedługo mnichóm tu popasać! — Rzekł Jaszko, i swoich przebudza, szykuje: </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dfqgs6bs9claprb55ouiidosd3fzdad Strona:Anafielas T. 3.djvu/353 100 1082225 3158413 3155956 2022-08-26T23:54:16Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/354]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/353]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|351}}</noinclude><poem> W piérwszym śnie otworzył zamczysko, napada Na obóz Witoldow. Zaledwie stróżowie Znak dali pobudki, i ciężkich swych zbroi Krzyżacy nie zwlekli, nie dosiedli koni, Już Jaszko na karku, uciera się z niemi. Noc całą walczyli. Nad świtem, gdy mnichy Na konie się zwiedli i w zbroje ubrali, On obóz rozbiwszy, do zamku ucieka. :Mistrz smutno, o brzasku, na pole pogląda, Trupy swe policzył, popatrzał na mury. — Ciągnijmy — rzekł — daléj. Na Wilno nie przyszła Godzina. Dobędziem go późniéj, Witoldzie! — Napróżno go Witold zaklina, namawia, Korzyści, widoki i sławę przedstawia. On milczy, a wojsku ściągać się rozkazał. Już obóz w milczeniu zwija się, Krzyżacy Na konie usiedli, a Witold za niemi Odciąga, klnąc Mistrza, i oczy odwrócił. — Raz jeszcze napróżno! raz może ostatni! Lecz znowu powrócę, powrócę, zdobędę! — :Odchodzą; lecz idą po Litwie płomieniem; Nad Wilją Gród Nowy rozryli; nad Świętą Zwrócą się, Wiłkomierz obegnać i palić; A sioła po drodze, gdzie puste, zażegną, Gdzie lud jest, to w pęta, i gnają na Prussy. Aż przyszli nad Niemen. Nad Niemnem Mistrz każe Trzy zamki u brzegów swym ludzióm budować. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7iqs55fsbw0m6h8ds44ltbqeofq3agk Strona:Anafielas T. 3.djvu/354 100 1082226 3158414 3155960 2022-08-26T23:54:19Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/355]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/354]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|352}}</noinclude><poem> Trzy staną od granic Zakonników straże, By dawać znak mnichóm, gdzie wojnę gotować, By ciągle na oku mieć Litwę, i szpony Zapuszczać w nią głębiéj, i drzeć jéj wątrobę, Co wiecznie odrasta, by zawsze ją zżerał. Metemburg Witoldu Mistrz w darze oddaje. Dla niego, dla niego danina to licha! On całéj chce Litwy, nie zamku jednego. :Odeszli; a Wigand na nowe grodziska, Wysłany przez Jaszka, z Lachami naciska; Trwogą je obegnał, lecz z niczém powrócił; A w drodze zachorzał, i trupem z wyprawy Na Świętą dolinę odpocząć przyjechał. Dano znać Witoldu, że Wigand nie żyje, Brat luby Jagiełły. On szepnął: — Czas zgody. Skirgiełło w Kijewie, ja siędę na Wilnie. Dość przecie paliłem, dość krwi już wylałem. Czas za krew, pożogę, sięgnąć po zapłatę. — </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6qkhns37zl67uasj86uszfp5vhey22q Strona:Anafielas T. 3.djvu/356 100 1082227 3158416 3155963 2022-08-26T23:54:25Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/357]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/356]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|354}}</noinclude><poem> I Dymitrowicz wysyła Do Witolda posły swoje, Posły swoje, swaty, dary. — Daj mi Zofję — ja ci bratem, Ja ci będę sprzymierzeńcem. — :Xiążę Witold głową wzrusza, Długo myśli, długo duma; Aż rzekł posłóm: — Dobrze, zgoda. Niechaj Wasil przyśle posły. Dam mu Zofją, i przymierze Zawrzem z sobą na wiek wieków. — :Wstrząsł Jagiełło się na tronie; Polskim panóm pobielały Z strachu lica; siwe brody Wzięli w ręce i dumali; Powiedzieli Jagiełłowi: — Zwołaj, Panie, brata twego, Daj Witoldu Wilno, Litwę. Niechaj Polsce hołd przysięże, Niechaj wiernie trzyma z nami. Zły na wroga, dobrym druhem, Dobrym sprzymierzeńcem będzie. — :I Jagiełło śle Henryka. Henryk, Mazowiecki Xiążę, Witoldowi dawno znany — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bypjgho8ia2neyrkr0j0hcwtvncn4mk Strona:Anafielas T. 3.djvu/355 100 1082230 3158415 3155961 2022-08-26T23:54:22Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/356]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/355]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|353}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XLVIII.}} <poem> :{{kap|Xiężna}} Zofja Witoldowa Kwitnie, jak róża w ogrodzie, Jak nad Wilją lilje kwitną. Niéma równéj jéj w urodzie. Złote kosy do nóg płyną, Niebieskiemi błyska oczy, Białe liczko zrumienione, Usta uśmiechem rozwarte, Ząbki jak kwiateczki białe, A na czole ojca duma, A w wejrzeniu dobroć matki. :Sława o niéj zapłynęła Na Moskiewski gród Wasila. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qblsi47oduke4t0ths15k5jd1hsqf1p Strona:Anafielas T. 3.djvu/358 100 1082231 3158418 3155967 2022-08-26T23:54:31Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/359]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/358]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|356}}</noinclude><poem> Ruskie szepcą cóś Bojary. Wtém drzwi narozcież otwarły, I wszedł Henryk w sukni mniszéj. :Nikt nie witał, nikt nie poznał. On do Witolda podchodzi. Dumném okiem Kniaź go zmierzył, Nie dał ręki, wzgardą wita. — Cóż na zamek nasz was wiedzie? Czyli pamięć umów dawnych, Które dawno potargałeś? — :— Cicho, Xiążę! — Henryk rzecze — Nie tu miejsce, nie w biesiadzie, O ważniejszych mówić sprawach. Jestem na Zofij weselu. Gdy zechcecie wiedzieć więcéj, Wszak wielki zamek xiążęcy — Inne miejsce na rozmowę Znajdziem. Jam poseł Jagiełły. — :Na te słowa tajemnicze Lica Witolda się palą; Wstał, radość mu z oczów błyska, Chodzi, obrzędy przyśpiesza, Sam córkę sadza za stołem, Sam przewodniczy biesiadzie. A Mistrz, widząc go wesołym, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 68r901p0le98xupx9914qmkhxzak3hs Strona:Anafielas T. 3.djvu/363 100 1082240 3158423 3155979 2022-08-26T23:54:46Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/364]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/363]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|361}}</noinclude><poem> :Po północy kury piały, Kiedy Henryk do komnaty Wszedł i rzucił na posłanie. Lecz sen powiek mu nie klei, Bo wciąż przed nim, w wianku ruty, Snuje się obraz Ryngali; Zda się, słyszy głos jéj smutny, I serce żywiéj mu bije. — Mieć ją mogłem, mieć nie chciałem! — :W marach, mękach, sen żelazny Ujął go w objęcia swoje. A wciąż mary mu się snują W weselnych rucianych wiankach, Pieśni smutne w uszy biją; Widzi siebie u ołtarzy, Od ołtarza gdzieś wysoko Idzie, idzie w trumnę czarną. Z lewéj strony pieśń żałoby, Z prawéj pieśń nócą weselną. Słońce w okna zaświeciło, Gdy się widzenie skończyło. :W podwórcu już pełno koni, Wozy wiodą, znoszą skrzynie, I wielbłądóm na ramiona Kładną ciężkie Zofij wiano. Jeźdźce w podróż się sposobią. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 06f2wij18am11q1211nwxkqt3ixhm1p Strona:Anafielas T. 3.djvu/362 100 1082241 3158422 3155977 2022-08-26T23:54:43Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/363]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/362]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|360}}</noinclude><poem> Kiedy słowa wiatr rozwiewa. — — A więc karta? — Henryk rzecze — Oto Polskie są pieczęcie. — — Karta! karta! — Witold znowu — Kartóm głupcy tylko wierzą. Trzy-m pieczęcią moją cisnął Dla Zakonu, trzy zerwałem, Gdym chciał zerwać, myślał zdradzić. — — Czegoż więcéj możesz żądać? — — Władzy! Litwy! Wilna mego! — — A więc śpiesz, i idź po niego. — — Dobrze — cicho Wilold rzecze. — Słowo biorę, biorę kartę. Lecz na Bogi nasze stare, I na nową klnę się wiarę, Jeśli Król zawiedzie słowo, Ja wskróś Polskę przejdę całą I powrócę z jego głową, Choćby mnie kosztować miało Własną moję! — Pięścią cisnął, Zęby zgrzytnął, okiem błysnął. :Siadł, i rękę Henrykowi Podał. Długo w noc się czarną, U ogniska, ich rozmowa Ciągnie, zrywa, rozpoczyna, I rozżarza i ucina. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 75286pjobkljn3hbmlm6y05idsp5ydf Strona:Anafielas T. 3.djvu/360 100 1082242 3158420 3155973 2022-08-26T23:54:36Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/361]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/360]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|358}}</noinclude><poem> Do swych piersi przytuliła. A! ostatni raz to może Na dziewicze wiedzie łoże, I uśpi ją snem dziecinnym, Snem młodości, snem niewinnym, Za którym jasne marzenia Stoją ze skrzydły złotemi, W których świat w niebo się zmienia, W których słodziéj, niż na ziemi! :Henryk jeszcze stoi w sali, Witold za ręce go chwyta. — Chodź, mój gościu! — szepce cicho — Chodź! chodź za mną! Ja chcę wiedzieć, Z czém Jagiełło cię przysyła. — :Weszli w Witolda komnatę. Nagie ściany, twarde łoże, Skóra niedźwiedzia na ziemi, Na ścianie na krzyż dwa miecze, W środku ognisko niezgasłe, Znicz — Litewskim obyczajem, Żadnych bogactw, ni wygody, Gliniany kubek do wody, Trąbka miedzią okowana, A dokoła biała ściana Dymem ognia okopcona. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> en0jyw7s9kfgxym5adi6grhrwgmv6id Strona:Anafielas T. 3.djvu/361 100 1082243 3158421 3155975 2022-08-26T23:54:39Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/362]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/361]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|359}}</noinclude><poem> :Witold drzwi opatrzył, ściany, Obszedł dokoła komnaty, W okno wyjrzał, i na czaty Sługę u sieni postawił. — Mów! — zawołał — co mi niesiesz? — — Xiążę! jestem posłem zgody. Dość już wojny, dość zniszczenia. Jagiełło daje ci Wilno I Wielko-Xiążęcą władzę. Zerwiesz na zawsze z Zakonem, Na wieczność Polsce przysiężesz — Litwa twoja. Ty jéj chciałeś, Dla niéj krew swoję i cudzą Strumieniem szerokim lałeś. Mów, czy poselstwo przyjmujesz? — :Witoldowi głos drży w piersi. — Xiążę! — rzecze — raz już drugi Jagiełło takie śle posły. Raz zerwałem już z Zakonem, On obietnic nie dotrzymał. Może znowu mnie uwodzi? — — Słowo jego — słowo moje. Idź i zabierz. Wilno twoje. Oleśnicki ma rozkazy. Dosyć ci zapukać w wrota. — — Słowo! słowo! — zadumany Witold wtórzył. — Marne słowo, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2sox9aqlvjae67oie9np1aw8x4p54gm Strona:Anafielas T. 3.djvu/359 100 1082244 3158419 3155969 2022-08-26T23:54:33Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/360]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/359]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|357}}</noinclude><poem> Na karb zamężcia to kładzie. I Anna, postrzegłszy, zcicha Jego się szczęściem uśmiecha. I Zofij oczy za łzami Błysły tęsknemi uśmiechy, Jakby matce dla pociechy, Jakby ojcu na zapłatę, Że szczęście, radość jéj wróży. :Jedna Ryngala nieśmiało, Smutno siedzi w końcu stoła; Rzuci okiem na Henryka, Wzrok odwraca i unika, By nie spotkać się z wejrzeniem. On ją postrzegł — w jego sercu Stary pożar się rozpalił, Sukni swéj zapomniał mniszéj, Porwał puhar, patrzy na nią, Myśl gdzieś pędzi w młode kraje, Znowu swaty jéj przysyła. Lecz Ryngala spuszcza oko, Łza na ręce z powiek spada. — Można wiarołomnym wierzyć? — :Ale uczcie koniec szumnéj. Witold żegna swoich gości, Zofję w czoło pocałował, Oddał matce. Matka z łzami </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lebuwb65lblu08i1q7hjhgwqr234f95 Strona:Anafielas T. 3.djvu/374 100 1082333 3158434 3145619 2022-08-26T23:55:18Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/375]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/374]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsy2b3c9gb8p2xt25oivtmvcw7oszmd Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1102 100 1082409 3158984 3146508 2022-08-27T11:18:31Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|102}}</noinclude>ny zbieg okoliczności, żeśmy się znaleźli, — rzekł Pluta. — Gdzie mieszkasz? co się stało z mojemi papierami, pieniędzmi, rzeczami?...<br> {{tab}}Kirkuć zakrztusił się i zakaszlał, usiłował myśli zebrać, chciał coś skłamać prędko, ale nie potrafił, nie było mu komu poradzić.<br> {{tab}}— Wszystko przepadło! — zawołał nareszcie łamiąc ręce.<br> {{tab}}— Jakim sposobem? — spytał Pluta dosyć chłodno.<br> {{tab}}— Sposobem.... — to, widzisz, nadzwyczajnie trudno, wytłumaczyć.... Sam nie wiedząc co czynić, najdroższe.... tak, co było najszacowniejszego.... rzeczy.... efekta.... pozostałości.... powierzyłem do przechowania.... dla bezpieczeństwa.<br> {{tab}}— Komu? — spytał kapitan.<br> {{tab}}— Osobie ze wszech miar najgodniejszéj.<br> {{tab}}— A! i cóż się z niemi stało.<br> {{tab}}— Ta osoba, kobieta.... nieszczęściem... widzisz, czy z powodu jakichś okoliczności.... znikła.<br> {{tab}}— I rzeczy z nią?<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1ai71i7chlsvl8dr4dion0xzr1x2dz9 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1103 100 1082410 3158987 3146509 2022-08-27T11:40:02Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|103}}</noinclude>{{tab}}— I z nią rzeczy! — dodał Kirkuć kiwając głową.<br> {{tab}}— I pieniądze?<br> {{tab}}— Jakie pieniądze? — zapytał p. Mateusz naiwnie.<br> {{tab}}— Przecież były w szufladzie?<br> {{tab}}— O tém nie wiem, — odparł Kirkuć, — znasz moją sumienność, nie chciałem tknąć niczego.... rzeczy jak były w komodzie, nie wchodząc w rozbiór, kazałem przy sobie pozawiązywać i popieczętowane... oddałem.<br> {{tab}}— I popieczętowane przepadły! — rzekł kapitan z westchnieniem.<br> {{tab}}— Tak jest! popieczętowane! — dodał sam nie wiedząc co mówi Kirkuć, — niestety! popieczętowane....<br> {{tab}}— Ale żebyś ty się tam nie dowąchał pieniędzy?....<br> {{tab}}Spojrzeli sobie w oczy, Kirkuć znowu się jakoś zakrztusił i głową potrząsł tylko.<br> {{tab}}— No! co z woza spadło to i przepadło! — wykrzyknął kapitan, — ależ papiery?<br> {{tab}}— Papiery? są u mnie.... — wybąknął Kirkuć, — o! papiery są całe! i począł pokaszliwać.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> adlvlrizuu32ng2b0msepfqm4ynz2uu Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1104 100 1082411 3158988 3146510 2022-08-27T11:40:29Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|104}}</noinclude>{{tab}}— Słuchajno stary, dajmy pokój bałamuctwu, które się na nic nie zdało, mów mi otwarcie, straciłeś pieniądze.... nie kłam! lżéj ci będzie; cóż ja ci zrobię....<br> {{tab}}— Słowem ręczę, nie straciłem, nie, — żywo odpowiedział p. Mateusz, — ale obawiając się, oddałem je do przechowania pannie Justynie.... a ta z markierem od billardu uciekła.<br> {{tab}}— Już to mi wszystko jedno.... widzisz! lepiéj je było przejeść! Zawsze ta nieszczęśliwa słabość dla płci pięknéj.... Stary jesteś a głupi.... Cóż z sobą robisz?<br> {{tab}}— A! przyjacielu najukochańszy, — odezwał się rozczulony pobłażaniem Kirkuć, — ginę z głodu, jenerałowa mnie na wieś wyprawia!<br> {{tab}}— Udawałeś się do niéj?<br> {{tab}}— Byłem zmuszony; plenipotent mi oznajmił, że jeśli chcę miéć jakąkolwiek pomoc, mam z miasta wyjechać. Zgodziłem się na to, ale teraz gdy ty, mój dobrodzieju i opiekunie najłaskawszy, zjawiasz się nademną, los mój powierzam w ręce twoje, — zrywam układy.....<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 60y9otwiigdtnxfk9vlh5lz5evsylv0 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1105 100 1082412 3158992 3146511 2022-08-27T11:42:51Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|105}}</noinclude>{{tab}}— Daj mi pokój, — rzekł kapitan, — ja nie wiem czy sam sobie potrafię dać radę, zwątpienie mnie ogarnęło. Zostań, jedz, jak ci się podoba, oddaj mi tylko papiery.<br> {{tab}}To mówiąc kapitan siadł w krześle, a Kirkuć upokorzony i przejęty, począł w milczeniu popłakiwać po trosze.<br> {{tab}}— Słuchajno, jeżeli te łzy lejesz na moją intencję, — rzekł Pluta, — to darmo sobie gwałtu nie zadawaj, na nic się to nie przyda. Ja myślę teraz żyć spokojnie, szukam kąta dla wytchnienia po burzach, tobie nie poradzę.<br> {{tab}}— Ale mnie nie odpychaj, kochany dobroczyńco, przyjacielu! — zawołał Kirkuć, — oświeć mnie, pomóż radą, co ja pocznę na wsi?<br> {{tab}}— Powiedz mi, co ja pocznę w mieście? — rzekł Pluta zimno, — ale o tém potém, naprzód mi papierów potrzeba; czy istotnie za mną tu przyszedłeś tylko? w takim razie idź i powiédz mi swoje mieszkanie, bo ja tu mam interesa pilne.<br> {{tab}}— Ja! ja! — zmieszał się pan Mateusz, — ja tu po części dla tego, a po części przybyłem,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qdtd4g571n7xkivmug7n4j5tr7sugdc Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1120 100 1082440 3158956 3146534 2022-08-27T10:34:15Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|120}}</noinclude>{{tab}}— No? jakże? — zdziwiony uporem, zapytał kapitan.<br> {{tab}}— Nie wiem....<br> {{tab}}— Namyślisz się.... upadam do nóg.<br> {{tab}}Widząc że się ani słowa nie doprosi, Pluta poszedł ku drzwiom, włożył kapelusz i wysunął się z domku Jordanowéj w dosyć kwaśnym humorze.<br> {{tab}}— Jeszcze głupsza niż kiedykolwiek była, — rzekł do siebie w progu, — ale powoli da się nauczyć rozumu. Nigdym się jednak tego nie spodziewał. Ha! ha! Adolfina namyśla się, czy mnie ma wziąć za męża! Otóż na co zszedł pan kapitan Pluta.... Nie pozostaje mi po tém, chyba wstąpić do Kapucynów.<br> {{tab}}Ruszywszy ramionami, splunął filozoficznie i kazał się wieść do hotelu, gdzie wierny Kirkuć już na niego oczekiwał z maluczkim węzełkiem pod pachą i mocno znów pocałunkami bawara zarumienioną twarzą.<br> <br>{{---}}<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qxfcowuih3fgk6oq92xmc9h200ctg1m Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1121 100 1082441 3158957 3146536 2022-08-27T10:34:42Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|121}}</noinclude>{{tab}}Jenerałowa została dosyć strwożona wiadomością o zjawieniu się kapitana, ale niespodziana okoliczność, zadając jéj cios daleko przykrzejszy, odwróciła uwagę od niebezpieczeństwa, jakiém z téj strony była zagrożoną.<br> {{tab}}Spadkobiercy pana jenerała, po którym odziedziczyła całą fortunę, niezamożni ale skoligaceni znakomicie ludzie, nie mogli dotąd, mimo nieustannych starań, przechylić na swą stronę szali sprawiedliwości. Jenerałowa i pomocnik jéj p. Oktaw, zabiegali im wszędzie drogę z tak przekonywającemi argumentami, że w każdéj instancji przegrywali dziedzice, wygrywała wdowa. Chciano kilka kroć wejść z natrętnemi pieniaczami w układy, ale uparci odmawiali nawet dosyć znacznych summ im ofiarowanych i części majątku. Sprawa więc szła daléj i wyżéj, a otrzymane już dekreta poprzednie, zdawały się ją stawić na takiéj stopie, że Pobracki był zupełnie spokojny, gdy nagle odebrano wiadomość od umocowanego ze stolicy, że w najwyższéj instancji została niespodzianie zagrożoną.<br> {{tab}}Krewni jenerała sami pojechali w interesie<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> j3f18xrqaf2n5izk4bo77ya1vh143b1 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1140 100 1082465 3158893 3146595 2022-08-27T09:10:08Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|140}}</noinclude>{{tab}}— Nie, nie, wiem dobrze i lepiéj niż sądzisz co robicie, nazwałbym ci nawet towarzyszów twoich, takiego naprzykład Abla Hunter’a, młodego chłopca, którego mi równie żal jak ciebie.<br> {{tab}}Piotruś oczy otworzył, nie rozumiał do czego rozmowa prowadzić mogła.<br> {{tab}}— Kiedym wspomniał o Hunterze, dobrze że cię spytam o niego, — co to jest za człowiek? Powiem szczerze, jest to krewny jenerałowéj Palmer, dla któréj mam najwyższy szacunek, obchodzi mnie z tego względu.<br> {{tab}}— Hunter jest dobry chłopak, — rzekł Piotruś, — ale młody i lekki.<br> {{tab}}— Szkoda mi ciebie i jego. Jenerałowa, która wie jak się prowadzi, kilkakrotnie mnie prosiła, abym wpłynął jakim sposobem na wyrwanie go ze złego towarzystwa. Zapłaciłbyś sowicie za swoje grzechy, gdybyś do tego rękę przyłożył, hę?<br> {{tab}}Piotruś nie dobrze rozumiał o co chodziło.<br> {{tab}}— Poznaj mnie z nim, bądźcie oba u jenerałowéj, ja was wprowadzę. P. Palmer ma dom na bardzo wysoką utrzymany stopę,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 304vym66ncf68luohpy2jvsta4dqccx Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/783 100 1082577 3157854 3146134 2022-08-26T16:47:55Z Dzakuza21 10310 dr. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Andreae (Jan Walentyn)" />{{tns|''}}{{pk|Selbst|biographie}}'' (Winterthur, 1799). Hossbach wydał dzieło: ''Andreä und sein Zeitalter'' (Berlin, 1819).<section end="Andreae (Jan Walentyn)" /> <section begin="Andreani" />{{tab}}'''Andreani''' (Andrzej), zwany także małym Albertem Dürerem, jeden z najsławniejszych drzeworytników szkoły Włoskiej, mistrz w światłocieniach, ur. 1560 r. w Mantui, um. 1623 w Rzymie. Do arcydzieł jego należą: Wizerunek posadzki mozajkowej w katedrze w Siena (1587), ''Śmierć Faraona'' podług Tycyjana, ''Tryjumf Cezara'' (1598), ''Złożenie do Grobu'' podług Rafaela, Tryjumf Chrystusa'' podług Tycyjana, ''Porwanie Sabinek'' i mnóstwo innych.<section end="Andreani" /> <section begin="Andreanus" />{{tab}}'''Andreanus''' (Jan Chrzciciel) urodził się w Orvieto r. 1601, wstąpił do Zakonu Jezuitów r. 1623, przez lat ośm uczył w Rzymie retoryki, później wykładał filozofiję w Wilnie, był przełożonym domu professów prowincyi litewskiej w Warszawie, i kaznodzieją włoskim dwóch królów polskich Władysława IV i Jana Kazimierza. Za powrotem do Włoch, był rektorem kollegiów w Spoletto i Fermo, gdzie też teologii moralnej nauczał. Umarł w Rzymie dnia 5 Sierpnia 1675 r. Wydał kilka dzieł treści teologicznej w języku łacińskim i włoskim, w Rzymie i Lucce, a w tej liczbie kazanie o męce Chrystusa Pana, miane w kaplicy papiezkiej na Watykanie do Urbana VIII papieża, p.&nbsp;n. ''Paradisus voluptatis eversus'', wydane w Rzymie 1613, przedrukowane w Wilnie 1647.<section end="Andreanus" /> <section begin="Andreapolskie zdroje żel." />{{tab}}'''Andreapolskie zdroje żelazne,''' znajdują sie w gubernii Twerskiej, powiecie Ostaszkowskim, we wsi Andreapolu, należącej do Kuszelewa. Długoletnie praktyczne doświadczenia działania tych wód, opisane i wydane w 1811 w Petersburgu przez Dra Frideburga, potwierdzone chemicznym rozbiorem, dokonanym w r. 1810 przez Sewergina i Brittoza, dostatecznie przekonały o ich zbawiennych skutkach. Wody te składem swoim chemicznym podobne są do pirmonckich i mają lekarskie własności: wzmacniające i lekko przeczyszczające, a szczególniej skuteczne w zastarzałych cierpieniach skórnych, reumatyzmach, spazmach, osłabieniach nerwów, niedokładnem trawieniu, hemoroidach, hypokondryi, w porażeniach czyli paraliżu i&nbsp;t.&nbsp;d.<section end="Andreapolskie zdroje żel." /> <section begin="Andreas" />{{tab}}'''Andreas''' czyli '''Andreus,''' z Argos, sławny rzeźbiarz grecki, był autorem posągu Lizyppa z Elis w Olimpii. — '''Andreas,''' dowódzca straży przybocznej Ptolemeusza Filadelfa, czynnie zajmował się oswobodzeniem Żydów; później od króla otrzymawszy zlecenie, kazał przełożyć Stary Testament na język grecki.<section end="Andreas" /> <section begin="Andreaszowicz" />{{tab}}'''Andreaszowicz''' (Krzysztof), pisał panegiryk na promocyję akademicką, p.&nbsp;n. ''Applausus Appolinis'', drukowany w Zamościu 1682 r.<section end="Andreaszowicz" /> <section begin="Andrejewski" />{{tab}}'''Andrejewski''' (Jan, doktór medycyny, professor weterynaryi w uniwersytecie moskiewskim, rodem z Małorossyi, umarł 1809; wydał następujące dzieła: ''Kratkoje naczertanije anatomii domasznich żiwotnych'', Moskwa 1804; ''Joh. Theophili Waltheri Myologiae liber manualis, in usum anatomes studiosorum translatus in linguam latinam'', Moskwa, 1795; tudzież przełożył dzieło angielskiego lekarza Jana Pringle i wydał pod tytułem: ''Nastawlenije rukowodstwejuszczeje k predupreżdeniju armiejskich bolezniej i sochraniju zdorowija wojenno-slużaszczich'', Moskwa, 1807.<section end="Andrejewski" /> <section begin="Andrejewskie cieplice" />{{tab}}'''Andrejewskie cieplice.''' Źródło wód mineralnych siarczanych, ciepłych, których temperatura + 45“ wynosi, znajdujące się na Kaukazie, w ziemi Axajowców, w odległości pół dnia drogi od Kislaru.<section end="Andrejewskie cieplice" /> <section begin="Andrejewskie jezioro" />{{tab}}'''Andrejewskie jezioro,''' leży o 2 mile od Tiumenia, w gubernii Tobolskiej, między rzekami Pysznią i Tutą, blisko ich połączenia się z sobą. Długie na 1½, szerokie na milę, ma odpływ do Pyszmy.<section end="Andrejewskie jezioro" /> <section begin="Andreossy (Franciszek)" />{{tab}}'''Andreossy''' (Franciszek), urodzony w Paryżu 1633, a zmarły w Castelnaudary 1688, matematyk i inżynier, uważany za pierwszego budowniczego kanału {{pp|lang|wedockiego}}<section end="Andreossy (Franciszek)" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pjfrv6y4bizcfsbcxm1mmi2svfg7lln Strona:Anafielas T. 3.djvu/390 100 1082769 3158450 3156020 2022-08-26T23:56:05Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/391]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/390]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|388}}</noinclude><poem> W tejże komnacie. Gdy Olgerd z Kiejstutem, Ojcowie nasi, gnali się na Lachów, My z tobą tutaj, u brzegów jeziora, Biegli za ptakiem, pływali za kwiatem, Szczęśliwe czasy! Co po jasnym ranku? Skwarnych dniach burzy? My dziś starce oba! Obu nas lata złamały i zgniotły, Obu się ciężko życie dało w znaki! Tyś brat mój zawsze, bądź Juljannie ojcem. — :Jagiełło milczał, ale ściskał rękę, Okiem przyrzekał, i upadł na piersi Brata Witolda. {{tab|100}}— Bądź mi zdrów, Jagiełło! Bądź zdrowa, żono! bądź, o Litwo, zdrowa, Litwo! Korono! Litwo nieszczęśliwa! Ja zamknę oczy, ty padniesz rozdarta. O! ciężko myśleć, kraju mój, o tobie! Ty się rozpadniesz, ty umrzesz mym zgonem! — :Wtém we drzwi wszystkie tłumami się cisną Słudzy i czeladź, ostatni raz Panu Czołem uderzyć, rękę ucałować. Płacz po komnacie, płacz po zamku szérzy, Starcy na ziemię padają ze łkaniem. I nagle cisza. Zbigniew wchodzi, w ręku Niesie ostatni pokarm choréj duszy — Z {{kap|Bogiem}} przychodzi. Ciżba rozstępuje. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8f7vbqmcnbfg154mmyadmah34fn8jj9 Strona:Anafielas T. 3.djvu/389 100 1082770 3158449 3156017 2022-08-26T23:56:03Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/390]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/389]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|387}}</noinclude><poem> A ty chcesz, starcze, bym zabójcy, tobie, Darował winę! O! nigdy! o! nigdy! — :— Xiążę! na duszy nie czuję ja winy, Dla ciebie tylko błagam przebaczenia. Noc idzie, płyną liczone godziny, Śmierć coraz bliżéj — niech w chwili ostatniéj Z światem i ludźmi zgodzi uścisk bratni. — :Wtém drzwi uchylą, i starzec się siwy Wsuwa przed łoże. To Jagiełło stary. Wszedł, naprzód w progu zastanowił trwożnie, Ujrzał Zbigniewa i wzrokiem go bada. Witold osłabłą wznosi z łoża głowę, Rzucił oczyma w lice Jagiełłowe, Rękę wyciągnął. — Bracie mój! o bracie! Przebacz! — zawołał. (Piérwszy to raz w życiu Wyrzekł to słowo). — Czuję, śmierć przychodzi. Przebacz, jak ja wam mój zgon chcę przebaczyć! Wyście zabili mnie — wy, Litwa, Korona. — Słowa umarły, on upadł bezsilny. :Jagiełło płakał, a Zbigniew surowo Powstał, i żonę przywodząc Xiążęcą, — Królu! — rzekł — Witold opiekę nad wdową Oddaje tobie. Bądź ojcem sierocie. — I Witold rękę wyciągnął gorącą. — Bracie mój! pomnij na dziecięce lata! W tym samym zamku myśmy je przebyli, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ephwbyms697jq3f2lv7sn23xwxvfv89 Strona:Anafielas T. 3.djvu/388 100 1082771 3158054 3156011 2022-08-26T23:09:46Z Wieralee 6253 kat. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" />{{c|386}}</noinclude><poem> Wszystko dla ciebie święcone — stracone. Trzy dni, Zbigniewie! na dzień daj koronę! :— Na trzy dni życia — rzekł Biskup ponuro — Niémasz w twéj piersi. Chcesz trzy dni królować! :— Na trzy dni życia! — Witold się porywa. — Bez niéj ja umrę. Daj ją, a żyć będę. Ona uleczy, ona mnie odżywi. Zbójco! Zbigniewie! oddaj mi koronę! — :Xiążę! — u zgonu myśli cię szalone Porwały. Próżno! Coś stracił, nie wróci, A życie leci, a śmierć nad twém łożem. {{kap|Bóg}} cię z rachunkiem na niebiosach czeka. Czas jasném okiem rzucić w przeszłość ciemną, Czas swoim wrogóm przewiny darować. Xiążę! — i ukląkł — przebacz mnie piérwszemu! Nigdy ja karku nie zgiąłem nikomu, Lecz przebaczenia proszę u skonania Dla duszy twojéj, byś nie poszedł z świata Z urazą w sercu i gniewem na duszy. — :Witold nań spójrzał, na łoże opada, Dwie łzy się spiekłe z oczu wydobyły, Milczy, a twarz mu pobladła, rumieniec Chwilę kwitnący, zagasnął pod łzami. :— Przebaczyć! — cicho rzecze — im przebaczyć! W życiu-m nikomu nigdy nie przebaczył, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ [[Kategoria:Strony wymagające lepszego skanu]]</noinclude> olk473q3ruxdl832sutwrh0m0xyyh8m 3158352 3158054 2022-08-26T23:51:20Z Draco flavus 2058 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" />{{c|386}}</noinclude><poem> Wszystko dla ciebie święcone — stracone. Trzy dni, Zbigniewie! na dzień daj koronę! :— Na trzy dni życia — rzekł Biskup ponuro — Niémasz w twéj piersi. Chcesz trzy dni królować! :— Na trzy dni życia! — Witold się porywa. — Bez niéj ja umrę. Daj ją, a żyć będę. Ona uleczy, ona mnie odżywi. Zbójco! Zbigniewie! oddaj mi koronę! — :Xiążę! — u zgonu myśli cię szalone Porwały. Próżno! Coś stracił, nie wróci, A życie leci, a śmierć nad twém łożem. {{kap|Bóg}} cię z rachunkiem na niebiosach czeka. Czas jasném okiem rzucić w przeszłość ciemną, Czas swoim wrogóm przewiny darować. Xiążę! — i ukląkł — przebacz mnie piérwszemu! Nigdy ja karku nie zgiąłem nikomu, Lecz przebaczenia proszę u skonania Dla duszy twojéj, byś nie poszedł z świata Z urazą w sercu i gniewem na duszy. — :Witold nań spójrzał, na łoże opada, Dwie łzy się spiekłe z oczu wydobyły, Milczy, a twarz mu pobladła, rumieniec Chwilę kwitnący, zagasnął pod łzami. :— Przebaczyć! — cicho rzecze — im przebaczyć! W życiu-m nikomu nigdy nie przebaczył, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hljhmeok6pkdm6tzdd9mhgyd9uj3yco 3158448 3158352 2022-08-26T23:56:00Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/389]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/388]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" />{{c|386}}</noinclude><poem> Wszystko dla ciebie święcone — stracone. Trzy dni, Zbigniewie! na dzień daj koronę! :— Na trzy dni życia — rzekł Biskup ponuro — Niémasz w twéj piersi. Chcesz trzy dni królować! :— Na trzy dni życia! — Witold się porywa. — Bez niéj ja umrę. Daj ją, a żyć będę. Ona uleczy, ona mnie odżywi. Zbójco! Zbigniewie! oddaj mi koronę! — :Xiążę! — u zgonu myśli cię szalone Porwały. Próżno! Coś stracił, nie wróci, A życie leci, a śmierć nad twém łożem. {{kap|Bóg}} cię z rachunkiem na niebiosach czeka. Czas jasném okiem rzucić w przeszłość ciemną, Czas swoim wrogóm przewiny darować. Xiążę! — i ukląkł — przebacz mnie piérwszemu! Nigdy ja karku nie zgiąłem nikomu, Lecz przebaczenia proszę u skonania Dla duszy twojéj, byś nie poszedł z świata Z urazą w sercu i gniewem na duszy. — :Witold nań spójrzał, na łoże opada, Dwie łzy się spiekłe z oczu wydobyły, Milczy, a twarz mu pobladła, rumieniec Chwilę kwitnący, zagasnął pod łzami. :— Przebaczyć! — cicho rzecze — im przebaczyć! W życiu-m nikomu nigdy nie przebaczył, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hljhmeok6pkdm6tzdd9mhgyd9uj3yco 3158862 3158448 2022-08-27T08:29:11Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|386}}</noinclude><poem> Wszystko dla ciebie święcone — stracone. Trzy dni, Zbigniewie! na dzień daj koronę! :— Na trzy dni życia — rzekł Biskup ponuro — Niémasz w twéj piersi. Chcesz trzy dni królować! :— Na trzy dni życia! — Witold się porywa. — Bez niéj ja umrę. Daj ją, a żyć będę. Ona uleczy, ona mnie odżywi. Zbójco! Zbigniewie! oddaj mi koronę! — :Xiążę! — u zgonu myśli cię szalone Porwały. Próżno! Coś stracił, nie wróci, A życie leci, a śmierć nad twém łożem. {{kap|Bóg}} cię z rachunkiem na niebiosach czeka. Czas jasném okiem rzucić w przeszłość ciemną, Czas swoim wrogóm przewiny darować. Xiążę! — i ukląkł — przebacz mnie piérwszemu! Nigdy ja karku nie zgiąłem nikomu, Lecz przebaczenia proszę u skonania Dla duszy twojéj, byś nie poszedł z świata Z urazą w sercu i gniewem na duszy. — :Witold nań spójrzał, na łoże opada, Dwie łzy się spiekłe z oczu wydobyły, Milczy, a twarz mu pobladła, rumieniec Chwilę kwitnący, zagasnął pod łzami. :— Przebaczyć! — cicho rzecze — im przebaczyć! W życiu-m nikomu nigdy nie przebaczył, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7l03d16swuihcg7urruqf554nox3cas Strona:Anafielas T. 3.djvu/387 100 1082772 3158447 3156006 2022-08-26T23:55:56Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/388]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/387]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|385}}</noinclude><poem> Aby poczwarę, co jéj gryzła łono, Mogła nawzajem za boki pochwycić, W bok się jéj wpoić i krwią jéj nasycić. :Nareszcie przyszła chwila, com ją życiem Okupił całém, i Zygmunt koronę Litwy mi daje. Wstaje Polska cała, Piersiami swemi ostatnie zwycięztwo Zaparła, murem między mną, koroną, Między mną, Litwą, stanęła i stoi. Zbigniewie! padłem! Z namowy to twojéj! Tyś w Łucku Panów Radnych na mnie burzył Tyś w Jagiełłowych piersiach pożar dmuchał. Starzec bezsilny jak ojca cię słuchał. Ciesz się — zwycięztwo twoje. Tyś mnie zabił! Twoja to ręka serce z piersi staréj Wyrwała chłodna, i drze bez litości! Lecz słuchaj jeszcze! Myślisz, że w twéj Radzie Pan twój ma, jak ty, czystych tylko ludzi? O! nie! Jam waszych przekupił połowę Za moje złoto; każde słowo wasze, Każdy ruch w Polsce wiedziałem, i głosy Jam im poddawał. Wyście mi koronę, Z głowy Jagiełły zdjąwszy, oddać chcieli. Mnie nie korony waszéj, ale Litwie Trzeba potęgi, potrzeba swobody. Na trzy dni tylko dajcie mi koronę! Litwo! o Litwo! jam ci oddał życie. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mh5m5x1bxj5unrp7hi8yluktkvxvw8n Strona:Anafielas T. 3.djvu/386 100 1082773 3158446 3156005 2022-08-26T23:55:53Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/387]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/386]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|384}}</noinclude><poem> Timur mi posły z pytaniem przysyła: — Dla czego wojnę niesiesz w kraj ci obcy? Czyliśmy kiedy twą Litwę niszczyli? — Jam odpowiedział — Bóg mnie u kolebki Naznaczył ręką na władzcę narodów. Skłońcie mi głowy, lub idźcie w niewolę. — Timur daninę dawał, jam odrzucił; Przysłał podarki, popchnąłem je nogą. I Tatar powstał z ślepiami czarnemi, Rzekł: — Lepiéj umrzeć! — Pomnę bitwę srogą. Z Polską młodzieżą na Tatar idziemy. Pierzchli, lecz kołem, jak siecią, nas biorą, Plączą dokoła. Ledwiem z strasznéj rzezi Uszedł do swoich, a orda rozlana, Z brzegów wyszedłszy, Ruś mi pustoszyła. Jam wszystko scierpiał, za wszystko zapłacił. Byłem nad morzem w Tatarskiéj krainie, Kędy słonemi jeziory nasiane Stepy się ziemskie z stepem morza wiążą. Tam miecz Witoldów w Poncie się zanurzył. Z koniem do morza wjechałem i wody Pod panowanie litewskie zająłem. Wszystko napróżno! Klęski i zwycięztwa, Jedne ni drugie nie zmogły mnie przecie. Padłem, wstawałem. Zwycięzcą-m nie spoczął, Lecz szedłem daléj, szedłem bez ustanku, I Litwy coraz szérzyłem granice, Aby stanęła od Polski silniejsza, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> r8w0k5jav6lee95eqnlisnjhtt7ynns Strona:Anafielas T. 3.djvu/385 100 1082774 3158445 3156004 2022-08-26T23:55:51Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/386]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/385]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|383}}</noinclude><poem> Nad Don i Wołgę szedłem toczyć bitwy. Dzikie Tatarów ordy twarzą padły, Władzę uznały i karki pokładły Pod nogi moje. Jam ich wiódł w niewolę, Litewską kazał uprawiać im rolę. Tysiące ludu z nadmorskiéj krainy, Ze stepu przyszło siąść w Litewskie lasy. Carami Tatar rzucałem, jak dzieci Kule rzucają, i miotałem niemi, Puszczając wzajem, aby się własnemi Zębami jedli, rękoma szarpali, Za to mi co rok dań bogatą słali. Widziało Wilno, jakem ręką moją Czapki xiążęce na ich wkładał skronie, Miecze im dawał, by swą krew toczyli. Wszystko dla Litwy! i wszystko napróżno! :Pomnę, o, pomnę sromotne ofiary I ciężkie boje. Nie zawsze zwycięzko, Często musiałem z pohańbioną twarzą Uchodzić, ręką miecz ściskając próżno I mówiąc w duszy: jutro mi nagrodzi. Pomnę, nad Worsklą — skwarne było lato, Polska się młodzież pod mój bok skupiła, Szliśmy na Tatar, na Timur Kutłuka. Stoim na stepie, słońce łby nam pali. Po drugiéj stronie rzeki tabor leży, W jarach, na wzgórzach, po wielkiéj równinie. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0jc2iz4ciqh3fy4zny2ipkqll9y0ae8 Strona:Anafielas T. 3.djvu/384 100 1082775 3158444 3156003 2022-08-26T23:55:48Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/385]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/384]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|382}}</noinclude><poem> Głowy-m ich zniżył i karków nagiąłem, Jednym zabrałem, drugim dał dzielnice, Jednych na drugich pchałem. Jak ostrego Miecza się w boju używa, jam braci Na braci użył, przyjaciół na wrogów. A kiedy miecz się stępił w ciężkim boju, Skruszyłem, by go nie podjął kto drugi. :Trucizną zginął Wigand brat Jagiełły, Bo Wigand zasiąść miał na Litwy tronie; Skirgiełł trucizną umiera w Kijewie; A kto zgotował obie? nikt z was nie wié. Jam je zgotował, by dwóch nieprzyjaciół Usunąć z drogi, Kijów Algimunda Rękę mą prawą ujrzał na stolicy; Nowogród wielki podbiłem méj włości; Z Twerem przyjaźnią złączyłem, bym silniéj Resztę mych wrogów i Zakon pożywał. :I Bóg mi sprzyjał. Ledwie myśl zawzięta, Ręka wzniesiona, już głowa ucięta. Padały grody i padały głowy. Braci Jagiełły zabiłem w okowy. Świdrygielł dumny niosł ciężkie kajdany, I błagać poszedł Polski Radne Pany. Jam Ruś przelatał z Jerzym Światosławem, Z Hlebem się darłem, z Rezańskim Olegiem, I panowanie rozszérzając Litwy, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> kcu8m7vuvtw825omkiwe77u6badkp3q Strona:Anafielas T. 3.djvu/383 100 1082776 3158443 3156002 2022-08-26T23:55:45Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/384]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/383]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|381}}</noinclude><poem> Bo w piersi mojéj jedna myśl gorzała, Duszę objęła, głową zawładała, Nad całém życiem świeciła mi gwiazdą — Litwę połączyć, Litwę wyswobodzić, I wielkie państwo stworzyć ręką silną. :I jam pracował, jam trzykroć pod Wilno Zdradą podchodził, jam Krzyżackie tłumy Na drogą ziemię prowadził z zniszczeniem, Aż siadłem przecie na Olgerda tronie I wziąłem Litwę w zakrwawione dłonie. To nie był koniec. To życia początek. Zdradziłem Zakon — powstał na mnie groźny, Bracia Jagiełły poddać mi nie chcieli, Ruś się zburzyła, Prussy całe wstały — Jam stał i czekał. Swidrygiełł z Zakonem, Skirgiełł się z Rusią na Litwę obalił, Zniszczył mi włości, Podlasie wypalił, Lud mój rozproszył, zamki mi wywrócił — Jam cierpiał, walcząc; to wojną, to zgodą, Nienasycone gardła im nalewał, Bo jutro swoje odebrać spodziewał. :Siadłem na tronie; lecz Olgerdowicze, Dumni, że bracia Jagiełły, ni dani Oddać, ni władzy méj uznawać chcieli. Poszedłem na nich, Ruś podbiłem znowu, Nowogród, Owracz, Żytomierz zająłem, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5a8ius52bje9bxk7hpx8bcmgfzgwvn9 Strona:Anafielas T. 3.djvu/382 100 1082777 3158442 3156001 2022-08-26T23:55:42Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/383]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/382]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|380}}</noinclude><poem> I tron jéj złoty między morza dwóma Postawić — próżno! odumrę służebną! :Słuchaj — zawołał — słuchaj mnie, Zbigniewie! Znasz ty me życie? znasz ty prace moje? Wszystko to próżne! i zdrady, i boje, I krew wylana strumieniem po ziemi, I duma, która truła żywot cały. :Słuchaj! Mnie oczy zagasną za chwilę Na długą wieczność. A teraz przed niemi Widzę — marami ciągnie życie całe, Ofiary wszystkie, ofiar moich cienie, Wojny i wrogi, druhy poświęcone — Wszystko dla Litwy, wszystko za koronę, Któréj w skonania, w zgonu nawet chwili Wyście mi jeszcze dać pozazdrościli. — :Smutnie się Zbigniew uśmiechnął i rzecze: — Xiążę! cóżby ci dodała korona? — — Korona — życie — Witold mu przerywa — Litwa potężna i Litwa szczęśliwa. Słuchaj, Biskupie! powiém życie całe, Powiém ci moje życie, co się marnie Kończy, ze zwycięztw mieniąc na męczarnie. Ojciec mój skonał z Jagiełły rozkazu, Dzieci mi Krzyżak potruł niemowlęta, A jam Jagielle podał rękę zgody, A jam z Krzyżakiem trzy razy się bratał, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> i8i213wh2wnoxrgrnft40b5i0pgy41o Strona:Anafielas T. 3.djvu/381 100 1082778 3158441 3155999 2022-08-26T23:55:39Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/382]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/381]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|379}}</noinclude><poem> By Litwie twojéj wywalczyć koronę, Ale napróżno. Nie teraz, o Panie, O niéj ci myśleć i o nią ci prosić. Ty widzisz lepiéj, że chęć, co ci piersi Napełnia, wrogóm twoim wyszła z głowy. Polska i Litwa złączone na wieki. Obu im siłę daje połączenie. Rozerwij — obie bezsilne upadną. Zygmunt chciał zguby, gdy tę myśl zatrutą Rzucił ci w łono na ziarno niezgody. Jednością stoją dwa wielkie narody. Rozdziel je dzisiaj — jutro wróg napadnie, Rozkraje w szmaty, i, jak Chrystusowe Szaty u krzyża, rozegra je w kości. Panie! czyż mało sławy ci, wielkości? Ty wziąłeś Litwę zniszczoną, osłabłą, Rzucasz ją wielką, silną i potężną, Ty posunąłeś granice na Rusi, Zatknąłeś słupy u Dniepru i Pontu, Tatarskich Carów zmusiłeś hołdować! Małoż ci jeszcze? Witoldzie! czyż mało? — :— Mało mi jeszcze! — Witold rzekł z zapałem. Nie to marzyłem, nie tego ja chciałem! Maż wiecznie Litwa, jak wasza służebna, Kraj szaty nosić za Polską Królową? O! nie! Jam chciał jéj koronować skronie, Płaszcz dać ramionóm, berło dać jéj w dłonie, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> r6bsu8q21uyh4id9n7ec396r540vnzh Strona:Anafielas T. 3.djvu/380 100 1082779 3158440 3155998 2022-08-26T23:55:36Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/381]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/380]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|378}}</noinclude><poem> Litwę poddaną! Jam ją chciał mieć panią! Jam chciał ją widzieć od morza do morza Wielką, swobodną, niepodległą, silną! Na trzy dni tylko dajcie, na godzinę Koronę Litwy! Z śmiertelnego łoża Wstanę i pójdę, i słupy zabiję, Gdzie jéj granice; murem się odgrodzę Od Polski waszéj. Przy Litewskiém łonie Polska pijawką, co z niéj krew wysysa. Wiarę i język, ojców obyczaje, Wszystko wyssała! i wyssie do reszty! Nic nie zostanie, tylko cień wybladły Bez sił i życia, jakim ja dziś jestem! Przyjdzie zgon długi, ciężki, i napróżno Zawoła śmierci. Będzie żyć musiała Związana, ranna, bezsilna, zdeptana! :Korony! słuchaj, Zbigniewie! korony! Na dwa dni dajcie! Niech ją mam na skroni! Niech umrę tylko z tą myślą zwycięzką, Żem moję Litwę swobodną zostawił. Potém rzucicie w błoto tę koronę, Zedrzecie z głowy. Lecz dajcie na chwilę, Korony dajcie! Niech na skroń ją włożę, Niech ją poczuję chwilę i z nią skonam — :— Xiążę! — rzekł Zbigniew Kardynał powolnie — Próżne twe chęci. Walczyłeś mozolnie, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4ntsn3xlxsh7muxqmnxwvn36tlckoqd Strona:Anafielas T. 3.djvu/379 100 1082780 3158439 3155997 2022-08-26T23:55:33Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/380]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/379]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|377}}</noinclude><poem> Walczymy z życiem, lub nieść mu się dajem; Lecz gdy nas fale do brzegu wyrzucą, Spokojną myślą czas dumać o końcu. A sprawy ziemskie w téj chwili ostatniéj Widzim, jak piasku ziarna, co je dzieci Sypią z uśmiechem, igrając swawolne. Czém wielkość świata? czém duma człowieka? Gdy mu się zgonem przywiera powieka, Marne igraszki, znikome to dzieje, Któremi wielkie serce nie boleje. Wszystko, co duszą, co sercem wstrząsało, Zda się drobnostką. Boleści, roskosze, Ziarna to piasku na wieczności brzegu. Xiążę! pomyślcie, konając, o duszy. Po waszych ręku wiele krwi się lało, Trzęśliście losem ludów, życiem ludzi. Z twojéj wielkości cóż ci pozostało? Boleść ostatnia! żal i zawiedzione Nadzieje tylko! Nie myśl o koronie. Chciałeś nad Litwą być Królem i Panem, Byłeś — korony brakło twojéj skroni. Walczyłeś z nami o błyskotkę marną, Aż śmierć z téj walki wyniosłeś. O Panie! O! w chwili zgonu czém ci ta korona? :— Korona! — Witold krzyknął, wstając z łoża — Litwa — wyjęknął. — Umrę bez korony! Umrę i Polsce zostawię dziedzictwo! </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cpe1qn869zpjuufo01i01zw91odfug5 Strona:Anafielas T. 3.djvu/378 100 1082781 3158438 3155996 2022-08-26T23:55:30Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/379]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/378]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|376}}</noinclude><poem> I jeszcze okiem w twarzy życia szuka, Jeszcze się cieszy marami próżnemi. :Cicho — i lampa, co u łoża błyska, W trzy twarze smutne światłem swojém pryska: Oświeca razem Witoldową żałość, Juljanny smutek, Algimunda boleść W ciszy wieczornéj, którą wiatr jękami Jakby pogrzebną śmierć śpiewał zawczasu, Przerywa tylko. Słychać ciężkie tchnienie Piersi rozbitéj starca bezsilnego. :Wtém szelest cichy — wzniosła się zasłona, Zadrgała lampa, i wszedł kapłan stary, Postawy męzkiéj, rycerskiego lica, Brwi namarszczonych; w żółtéj jego twarzy Surowość patrzy, rozum beznamiętny, Z dwóch oczu czarnych męztwo świeci dumne; Lecz usta wyraz Chrystusa miłości Złagodził, ujął i w uśmiech przegina. :Spójrzał nań Witold i wstrząsł się, a oczy Zamknął na chwilę; potém je otworzył, Z dumą i gniewem skierował na mnicha, Nie mogąc ręką, wzrokiem go odpycha. On idzie; ani ulęknął się gniewu; Słowo poszepnął i u łoża siada. :— Xiążę! — rzekł cicho — czas myśleć o duszy. Dopóki życie niesie nas, jak fala, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3vczlenth20otit8p159vl0ta1htuwo Strona:Anafielas T. 3.djvu/377 100 1082782 3158437 3155995 2022-08-26T23:55:27Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/378]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/377]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|375}}</noinclude><poem> :Czemuż tuk cicho na Trockiém zamczysku? Czemu jesienny wiatr jęczy tak smutnie? I ludzie płaczą? ognie niezatlone Gasną w ogniskach, dymią zapomnione? :Patrzcie — ostatni bohatér na Litwie W czarnéj komnacie, na boleści łożu, Leży i czeka bezsilny skonania. Witold to wielki, lecz nie Witold młody, Którego oko dumą się i siłą, Ufnością w sobie i męztwem świeciło; Nie ten to Witold. Złamany walkami, Z oczy zgasłemi, dłońmi bezsilnemi, Blada twarz kością przegląda z pod skóry, Czoło się zryło, policzki zaklęsły, Usta zapadły, a pierś, niegdyś pełną Marzeń, nadziei, teraz smutek wzdyma. :U jego łoża, młoda, druga żona, Z suchemi oczy, padła zamyślona; Niepokój tylko widać na jéj twarzy, Niéma miłości, niéma w niéj rospaczy. :Stary Algimund klęczał u nóg Pana, Nogi całuje, na piersi rozgrzewa, Łzami srébrzystą brodę swoję zlewa; Widzi śmierć blizką nad Witolda głową, A nie chce wierzyć w koniec bohatéra, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> b3kwp7i511lckf9bbvobpfya9xzya3v Strona:Anafielas T. 3.djvu/376 100 1082783 3158436 3155994 2022-08-26T23:55:24Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/377]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/376]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|374}}</noinclude><poem> To się podniesie w powietrze, to pada, I po nad wodą sunie niespokojny. :U wrót zamczyska stoi straż Litewska, Wsparta na dłoniach, smutnym wzrokiem goni Po czarnych lasach i po wyschłéj błoni, A słowem jedném nie zrywa milczenia. Zda się, cóś cięży nad zamkiem, nad krajem. Na niebie, ziemi, nad usty ludzkiemi, Smutek szaremi zawisnął skrzydłami, Nad Trocki {{Korekta|ostrow|ostrów}}, nad Litewskie grody. :A w zamku smutno także, pusto, głucho. Czeladź, stąpając po krużgankach grodu, Boi się głosem swym cichość przebudzić; Miga, jak cienie, lub siada na ziemi, Na dłoniach sparta; płacze łzy gorzkiemi. :Nie ten to zamek, Kiejstuta dziedzina, Gdzie sadził żonę, gdzie piérwszego syna Dała Biruta, gdzie z zwycięztw się swoich Cieszył, i rogi złocone nalewał, Gdzie u ogniska druhów swych gromadził, Mury obrosły smutkami i cierniem, Z wierzchołka wieży wiatr zniszczenie głosi, Szepcze cóś o niéj falami jeziora. Chwila, a wszystko w prochy się rozleci, I nie zostanie kamień na kamieniu, Nic nie zostanie u ludów w wspomnieniu. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5aw3st8iv93llehwkuddimocr8l2pkw Strona:Anafielas T. 3.djvu/375 100 1082784 3158435 3155993 2022-08-26T23:55:21Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/376]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/375]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|373}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=160%|przed=20px|po=20px|'''{{Roz*|Rauda.|0.6}}'''}} <poem> :{{kap|Głucho}}, spokojnie, nad Trockiém jeziorem, Szumią gdzieś lasy z liści obnażone, Czernieje ziemia, a chmury się szare Ciągną z zachodu, biegąc kędyś spiesznie, Z piersią deszczami i wiatrem nabrzękłą. :W powietrzu jęki, jak gdyby się duchy Ozwały razem z powietrza i ziemi, Jakby żywioły, kłócąc, rozmawiały Słowy smutnemi, głosy straszliwemi. :Głucho, spokojnie, nad Trockiém jeziorem, A wody jego w ciemnéj stoją szacie; Gdzieniegdzie tylko fala podniesiona Błyśnie, podbieży i u brzegu skona; Rybitw, żałośnie śpiewając, podlata, Białemi skrzydły jezioro zamiata, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pd1n07yabfu5jj0pbcfwg52rflcymp4 Strona:Anafielas T. 3.djvu/373 100 1082785 3158433 3155992 2022-08-26T23:55:15Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/374]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/373]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|371}}</noinclude><poem> ::::::— Jam Pan nad Litwą, ::::::Jam Pan nad wami! ::::::Schylcie mi czoła, ::::::Pokłoń się, ziemio! — ::::A Litwa się cała Przed Panem pokłania; i ludy jéj klękły; ::Puszcze szumiały, rzeki zamruczały, ::Kwiaty w dolinach pochyliły głowy. ::::::Z morza do morza ::::::Zadrżała ziemia, ::::::Góry schyliły, ::::::Doliny wstrzęsły, ::::::Ojcowskie duchy ::::::W dłonie plasnęły. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> n6oiytxgvbclf2727ub4tgzchsxyi1b Strona:Anafielas T. 3.djvu/372 100 1082786 3158432 3155991 2022-08-26T23:55:12Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/373]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/372]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|370}}</noinclude><poem> ::::A potém mu laskę Podają złocistą, i drugi mu rzecze: ::— Panie! to godło łaski i pokoju. ::Miecz niech na obce służy ci narody. ::::::Nas rządź tą laską, ::::::Sercem rządź twojém, ::::::Słowem pokoju, ::::::Łaski twéj słowem. ::::::Więcéj łagodność ::::::Sprawi, niż bojaźń. — ::::Siadł Witold na tronie. I idą Litwini składać mu przysięgę; ::Klękają, ręce pokładli na xięgę, ::Służyć mu wiernie zaklęli do zgonu. ::::::Witold spoziera ::::::Dumnie dokoła, ::::::Berło podnosi, ::::::Wstrząsa koroną, ::::::Mieczem w powietrzu ::::::Zamachnął jasnym. ::::I ozwą się śpiewy Zwycięzkie, wesołe, o kościoł odbiją. ::Powstał Jagiełło, powstała Królowa. ::Dzwony się w mieście z wszystkich wież ozwały. ::::::A Witold w duszy ::::::Rzekł dumnie swojéj: </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2x725e3m7n829zcyjj6bs0bi6uv4s70 Strona:Anafielas T. 3.djvu/371 100 1082787 3158431 3155990 2022-08-26T23:55:09Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/372]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/371]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|369}}</noinclude><poem> ::::::Kościoł napełnia; ::::::A na ołtarzu, ::::::Kędy niedawno ::::::Znicz płonął stary, ::::::Kapłan mszą śpiewa. ::::Potém wziął z ołtarza Koronę Xiążęcą, perłami naszytą, ::Laskę Xiążęcą, biały miecz błyszczący, ::I świat, zbawienia uwieńczony znakiem. ::::::Witold poklęka, ::::::Głowę pochylił; ::::::I starca ręka ::::::Na jego skronie ::::::Koronę kładnie ::::::Z błogosławieństwem. ::::Na jego ramiona Płaszcz rzucą szkarłatny, a w ręce Marszałek ::Miecz nagi daje, z słowy poważnemi: ::— Oto miecz władzy nad ludami twemi. ::::::Karaj nas, Panie! ::::::Bądź sprawiedliwy; ::::::A miłosierdzie ::::::Niech w sercu twojém ::::::Srogość hamuje, ::::::Karę łagodzi! — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> i7l4l1u4evhg0i91s5xj43pdyt661wc Strona:Anafielas T. 3.djvu/370 100 1082788 3158430 3155989 2022-08-26T23:55:06Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/371]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/370]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|368}}</noinclude><poem> ::::W zamkowym kościele Śpiew wielki, zwycięzki o sklepienia bije, ::Wieją w podwórcu chorągwie Litewskie, Na wyższym grodzie wiater pogoń wzdyma. ::::::Otwarte bramy, ::::::Domy otwarte, ::::::Lud na ulice ::::::Płynie ściśnięty, ::::::Całą zalega ::::::Świętą dolinę. </poem> {{---|przed=15px|po=15px}}{{Skan zawiera grafikę}} <poem> ::::Nie pogrzeb, nie stosy; Weselny to obrzęd, obrzęd to radośny. ::Dzwony się z wieży odzywają tłumnie, ::A głos im ludu wtóruje do śpiewu, ::::::I światła płoną, ::::::Kadzidła dymią. ::::::Andrzéj Wasiło ::::::Stał u ołtarza, ::::::Witold na tronie ::::::Siedzi wysokim. ::::Pod dachem złocistym Jagiełło z Jadwigą, w złotogłów przybrani, ::W koronach, z berły stanęli w milczeniu; ::Dokoła Polscy cisną się Panowie. ::::::Litwa zdumiała </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ebo9litjfrl5z9ldm8ffwys9slliuuo Strona:Anafielas T. 3.djvu/369 100 1082789 3158429 3155988 2022-08-26T23:55:03Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/370]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/369]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|367}}</noinclude><poem> Sam w lesie ciemnym ze swemi zasiada, Gdzie błotem wązka ścieżka się przesuwa, Długa a ciemna; z obu stron sosnowe Stare się wznoszą Litewskie olbrzymy; I strumień wije, ziemię rwąc głęboko; A trzęsawiska, zielonemi trawy I żółtem kwieciem ukryte, tak śmieją, Jak śmieją usta fałszywego człeka! Wpośród nich olchy i dęby wyrosły, Między sosnami blady liść wyniosły; Z drzewa ściętego pomost środkiem słany Groblą się długą wciąż boru wywija. :Z obu stron grobli Witold się zasadził, Drzewa podcina, odwróty zamyka, Przód im odsłania i czeka w milczeniu. Aż tentent kopyt słychać w oddaleniu. Znać z ciężkich kroków, że Krzyżackie konie Żelazem zbrojnych w pole braci niosą. Zmrok pada. Komtur w las puszczać rozkaże. Lecz ledwie w lesie — drzewa chwiać poczęły, Grad strzał się sypie, z tyłu ludzie zbrojni, Z przodu sam Witold naciera na braci. Padają rzędem, jak sznurem ciągnęli, Biegą ich konie, a Litwa zwycięzka, Z okrzykiem: ''Łado!'' walki dokonywa, I krwią się Niemców nasyca szczęśliwa. </poem> {{---|przed=15px|po=15px}}{{Skan zawiera grafikę}} <nowiki/><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7vu4uc85juea662rjdjyjaetlnn00ss Strona:Anafielas T. 3.djvu/368 100 1082790 3158428 3155987 2022-08-26T23:55:00Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/369]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/368]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|366}}</noinclude><poem> Na Ritterwerder. Serce już mu bije, By pomścić swoich na Zakonie dzieci. On nie zapomniał niemowląt potrutych! — — Na Ritterwerder! — Pod wrota podchodzi, Trąbką zaśpiewa. Trąbka to im znana. Dwa lata Witold był gościem Zakonu. Więc most spuszczają. On do zamku wpada, Ale nie gościem, wrogiem leci wściekłym. — W pień ciąć załogę! — na swoich zakrzyknął. Litwa się wali na bezbronnych braci. Pełen podwórzec rannych i zabitych. Co żyje, w zamku komnaty ubiega. Jedni się chronią, drudzy prą za niemi. Na cztéry rogi pali się budowa. ::Mnichów wywlekli na brzeg Niemna, wiążą Kamień u szyi, i w Litewskich wodach Topią! Za chwilę nic nie pozostało. Wzgórze i zgliszcze! kupa tylko kości! A Niemen płynie, jak płynął od wieka, Choć w sine głębie sto trupów upadło! :Dwa dni, dwie nocy leci bez oddechu Witold, po drodze woła lud do siebie, Na Zakon jątrzy, podburza, wywodzi. Wtém zbieg, niewolnik, za wojskiem przypada. — Krzyżacy gonią! — Gonią! — Witold woła. — — Za tobą, Kniaziu! — On wojsko rozkłada; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pddsszltqq35a4v07onq4ts3u2mq9y0 Strona:Anafielas T. 3.djvu/367 100 1082791 3158427 3155985 2022-08-26T23:54:57Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/368]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/367]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|365}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XLIX.}} <poem> :{{kap|Malborskie}} wieże na niebie czerniały, Słońce świeciło. Witold piersią całą Odetchnął; spójrzał na zamkowe ściany. — Bądź mi zdrów, Mistrzu! niewolo Zakonu! Kłamstwo tak długie, upokorzeń tyle! Przecież się z wami rozstanę na wieki, I Litwa moja! jam na Wilnie Panem! Krwią-m się dowalczył serca u Jagiełły. O! gdyby prędzéj usiąść na stolicy, I cienióm ojca położyć na grobie Czapkę Xiążęcą i miecz mój skrwawiony! — — Do Metemburga! — zawołał czeladzi. — Wy jedźcie z Xiężną i posły Ruskiemi. Moi zostaną. — Gdzie Witold prowadzi? </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> b6p7n86tjjtoclavf1yray3a1scazhr Strona:Anafielas T. 3.djvu/365 100 1082792 3158425 3155984 2022-08-26T23:54:51Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/366]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/365]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|363}}</noinclude><poem> Ja na zamki moje jadę. — — Jedźcie z Bogiem, jedźcie sami. Mnie w Królewiec trzeba śpieszyć. — — Cóż! dni kilka? — I dzień drogi. — — Mamyż rozstać się tak prędko? — — Prędko, prawda; nie na długo. Powracajcie — czas nam w Litwę! — — O! powrócę! jam gotowy! Ludzi tylko więcéj zbiorę; Algimunda ślę w Podlasie, W Litwę wysyłam Małdrzyka; Na Żmudzi matka żołnierzy Kupi mi, wyśle tu do mnie. Czekajcie mnie, Mistrza, zbrojno. Wkrótce znów wyjdziemy w pole. — </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> kliqvqaetj3rxxr9c93abrrkj40guqm Strona:Anafielas T. 3.djvu/364 100 1082793 3158424 3155982 2022-08-26T23:54:48Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/365]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/364]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|362}}</noinclude><poem> Środkiem Witold się przechadza, Wszędzie spójrzy, powié słowo, Lud zwołuje i zgromadza. :Wtém mu Anna zajdzie drogę. — Mężu! Panie! — rzecze cicho — Czegoż dziecię tak ci prędko Z twego domu w świat wyprawiać? Dzień mi jeszcze, dzień daj jeden! — — Dzień — nie; dwa dni, Anno moja! My z nią jedziem, ja ją wiodę. Każ sposobić swéj czeladzi. — — Lecz tyś wczoraj nie wspominał? Chciałeś długo posłów wstrzymać. — — Wczoraj, Anno! wczoraj przeszło, Przyszło dzisiaj. Rób co każę. — :Poszła Anna. Mistrz mu drogę Zaszedł. — Dokądże tak skoro? — — Chcę me dziecko przeprowadzić. Pora ciężka. Niech ucieka. Późniéj wiatry, późniéj burze. A Moskwa, wiész! o! daleka! Wasyl niecierpliwie czeka. Posły nawet mnie prosili, Bym nie zwlekał jednéj chwili. I wy, Mistrzu, wy też z nami? Dłużéj podzielcie gościnę. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> j5tx82nn5qo02wgsj72kovys6h0j070 Strona:Anafielas T. 3.djvu/391 100 1082794 3158451 3156022 2022-08-26T23:56:08Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/392]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/391]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|389}}</noinclude><poem> W milczeniu smutném kilka słów szemrało. Dzwonek zadzwięczał, chory padł na łoże. :Spokojniéj teraz oko mu błyskało, Piersi powolniéj, lżéj powietrze brały. — Odsłońcie okno — rzekł — niech świat zobaczę, I Litwę moję, i Trockie jezioro, Podnieście starca — niech raz jeszcze oko Wzięci po górach, po lasach, po wodach, Niech je pożegna, jak was pożegnało. — :Spadła zasłona, i noc widać ciemną; Na tle jéj chmurném gwiazdy rzadkie płoną, Migają, gasną; a Trockie jezioro Falami bije o milczące brzegi, I krzyk Peledy w dali się rozlega. :Wstał Witold, spójrzał, zadumał, i głowa Schyliła, oczy zamknęły na wieki! Gwiazda błyszcząca z niebios się zsunęła I zgasła w dali na czarnych obłokach. </poem><br><br> {{c|KONIEC WITOLDOWYCH BOJÓW|po=10px}} {{c|w=85%|'''{{Roz*|I ANAFIELAS.|0.5}}'''}} <br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gxyd7lb5k2w721v5vcj8edefy1meoax Strona:Anafielas T. 3.djvu/4 100 1082943 3158059 3152837 2022-08-26T23:37:00Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/5]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/4]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{Skan zawiera grafikę|{{f|w=85%|Rys. Jan Ftesor}}{{c|w=160%|WITOLD W.X.L.<br><br>''Z obrazu oryginalnego starożytnego w Nieświeżu.}}}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0ljqskuymajlezn5tovhjg4hj08x9dv Strona:Anafielas T. 3.djvu/6 100 1082961 3158061 3152842 2022-08-26T23:37:06Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/7]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/6]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /><br><br><br></noinclude>{{f| {{tab}}Pozwolono drukować pod warunkiem złożenia po wydrukowaniu exemplarzy prawem przepisanych w Komitecie Cenzury. Wilno, 1844 roku Czerwca 17. {{f|align=right|''Cenzor, Professor b. Uniwersytetu Wileńskiego,<br>Radźca kollegialny i Kawaler''{{tab|60}}<br>{{kap|Jan Waszkiewicz.}}{{tab}}}} |table}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nb36x7tp8ljc1eammg5q8hwr6lupsds Strona:Anafielas T. 2.djvu/4 100 1082962 3158460 3148499 2022-08-26T23:57:06Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/5]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/4]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /><br><br><br></noinclude>{{f| {{tab}}Pozwolono drukować pod warunkiem złożenia po wydrukowaniu exemplarzy prawem przepisanych w Komitecie Cenzury. Wilno, 1842 r. 10 Junij. {{f|align=right|''Cenzor'' {{kap|Jan Waszkiewicz.}}{{tab|60}}}} |table}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> k9cqklav34ja4liwnxdvqjdt1cj50al Strona:Anafielas T. 2.djvu/1 100 1082966 3158457 3148496 2022-08-26T23:56:57Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/2]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/1]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /><br><br><br></noinclude>{{c|w=250%|h=normal|'''ANAFIELAS.'''}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nn9233ew2ouc45isd1rklc8mbd84o65 Strona:Anafielas T. 3.djvu/1 100 1082967 3158056 3152833 2022-08-26T23:36:52Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/2]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/1]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /><br><br><br></noinclude>{{c|w=250%|h=normal|'''ANAFIELAS.'''}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nn9233ew2ouc45isd1rklc8mbd84o65 Strona:Anafielas T. 2.djvu/5 100 1082968 3158461 3148500 2022-08-26T23:57:09Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/6]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/5]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /><br><br><br></noinclude>{{Skan zawiera grafikę}} {{c|w=250%|h=normal|'''MINDOWS.'''}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> guo7dronkoqtf5gt4g9vbgz4mo990qh Strona:Anafielas T. 3.djvu/9 100 1082971 3158064 3152846 2022-08-26T23:37:15Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/10]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/9]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /><br><br><br></noinclude>{{c| {{c|w=200%|h=normal|'''{{Roz|LITWIE I ŻMUDZ|0.1}}I'''|po=20px}} {{c|w=160%|Te Trzy Pieśni|po=20px}} {{c|w=200%|'''{{Roz|ANAFIELA}}S'''|po=60px}} {{c|{{tab|8|em}}{{Roz|poświęcił}}|po=60px}} {{f|align=right|'''J. I. K.'''}} |table}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> i644b647d7veq3ed8kp12gaxjum5s5t Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/816 100 1083218 3157867 3147847 2022-08-26T17:08:07Z Dzakuza21 10310 dr. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Angelicy" />{{pk|pośre|dnictwem}} aniołów. Twierdzili, że ich widzą najdokładniej. Sobór Laodycejski w r. 362 potępił Angelików.{{EO autorinfo|''L. R.''}}<section end="Angelicy" /> <section begin="Angelika" />{{tab}}'''Angelika, ''' rodzaj manualnego instrumenta muzycznego w Polsce już od dawna zarzuconego.<section end="Angelika" /> <section begin="Angeliki" />{{tab}}'''Angeliki,''' zgromadzenie zakonnic założone przez pob rżną Ludwikę Torelli, hrabinę Guastalla, pod Parmą. Owdowiawszy po drugi raz w 25 roku życia, uznała w tém nieszczęściu przestrogę nieba, wyrzekła się uciech i dóbr tego świata, i wielki swój majątek przeznaczyła na założenie zgromadzenia zakonnic, oraz wspaniałego klasztoru Nawrócenia ś. Pawła w Medyjolanie. Paweł III zatwierdził tę fundacyję r. 1534, a założyciel Barnabitów (ob.), Zaccaria, kierował nią i wprowadził w ścisły związek ze swoim zakonem. Gdy bowiem Barnabici obrali za cel nawracanie mężczyzn, Angeliki przedsięwzięły nawracać kobiety, w czasie swoich missyj. Później nie mogły w nich brać udziału, po zaprowadzeniu klauzury. Ich nazwisko przypomina im, że powinny zachowywać czystość anielską i być aniołami dusz upadłych. Pobożna hrabina Guastalli założyła inną jeszcze instytucyję religijną w Medyjolanie, to jest klasztor Guastallinek, w którym wychowuje się ośmnaście panien sierot szlachetnego rodu. Po skończoném wychowaniu mogą przechodzić na zakonnice, lub też wychodzić za mąż: w tyra ostatnim razie klasztor daje im posagu dwa tysiące lirów.{{EO autorinfo|''L. R.''}}<section end="Angeliki" /> <section begin="Angelis" />{{tab}}'''Angelis''' (de, Mikołaj). Rzymianin, uczeń Laudiego, sprowadzony do Polski z Włoch przez Ludwika hr. Paca r. 1823, do przyozdobienia malowaniami pałacu w Dospudzie w gubernii augustowskiej. Wykonał tam wiele obrazów przedmiotów historycznych, jako też następnie do pałacu Paca w Warszawie. W r. 1828 opuścił Polskę, powrócił do Rzymu, gdzie w tymże roku umarł. W dobrach dawniej generała Paca; w Raczkach w kościele dwa tego artysty obrazy zdobią ołtarze, oraz w Rożance (pod Szczuczynem) obraz kolosalnej wielkości w głównym ołtarzu.<section end="Angelis" /> <section begin="Angeln" />{{tab}}'''Angeln''', ojczyzna Anglów czyli [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Anglosaxoni|Anglosaxonów]] (ob.), zdobywców Anglii; tak się po dziś dzień jeszcze nazywa w księstwie Schleswigkiem część kraju, położona między miastami Flensburgiem a Schleswigiem, mająca około 15 mil&nbsp;□ powierzchni i 50,000 mieszkańców. Północna strona ziemi Angeln należy do obwodu flensburgskiego, południowa do Gottorpskiego; oprócz tego są tam jeszcze dwa obwody dóbr szlacheckich, z których pierwszy obejmuje 26 włości i 13,000 mieszk., drugi dóbr 27 i mieszkańców 15,000. W czasie ostatnich wojen duńsko-niemieckich, ziemia Angeln była widownią niektórych znaczniejszych bitew i potyczek, jak np. pod Glucksburgiem, Munkebrarup, Satrup, Huusby, Idstedt i&nbsp;t.&nbsp;d.; przez Angeln przechodziła również linija demarkacyjna, ustanowiona zawieszeniem broni w Berlinie, w dniu 10&nbsp;Lipca. 1849&nbsp;r.<section end="Angeln" /> <section begin="Angelolatryja" />{{tab}}'''Angelolatryja''' ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Angelicy|Angelicy]]''.<section end="Angelolatryja" /> <section begin="Angelot" />{{tab}}'''Angelot,''' gatunek monety obiegającej we Francyi około 1240 r., szczególniej zaś za panowania Filipa de Valois. Początkowa wartość tej monety, równała się wartości talara złotego, ale później bilo ją rozmaitej wagi i ceny. Podczas rządów Henryka VI angielskiego angeloty przedstawiały wartość piętnastu dzisiejszych ''sous'' francuzkich. Moneta ta wyobrażała z jednej strony ś. Michała z mieczem w prawym ręku, z drugiej, przedstawiała tarczę otoczoną trzema linijami z wężem u spodu.<section end="Angelot" /> <section begin="Angelottus" />{{tab}}'''Angelottus,''' Rzymianin, miał być pierwszym biskupem płockim, jeszcze za czasów Mieczysława i rządzić tą dyjecezyja od r. 966 aż do 982, lubo Gawarecki nawet tak dalece zna te stosunki, że rok Niesieckiego 982 na 980 poprawia w żywotach biskupów mazowieckich czy płockich, niegdyś w Pamiętniku {{pp|Reli|gijno-Moralnym}}<section end="Angelottus" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> je7a2x0oc27sp8tqcfgz0tkl9914rs1 Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/818 100 1083232 3157868 3147604 2022-08-26T17:11:29Z Dzakuza21 10310 dr. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Angerburg" />miasto tegoż nazwiska złupił. Miasto to w późniejszych czasach bardzo się wzmogło, posiadało obronny zamek, założony r. 1312. W roku 1134 — 37 przemieszkiwał tu król Stanisław Leszczyński, r. 1782 liczyło 2, 213 mieszkańców.<section end="Angerburg" /> <section begin="Angermanija" />{{tab}}'''Angermanija''' (po szwedzku: Angermannland), prowincyja Norlandyi, jedne, z czterech głównych części Szwecyi, nad zatoką Botnicką, przerżnięta rzeką Angermann. Jest to, obok Dalekarlä, najbogatsza może w piękności przyrody i dziko romantyczne okolice prowincyja szwedzka. Cała ta prowincyja starannie jest uprawna i obfituje w bujne pastwiska. Rzeka Angermann, słynąca z obfitego połowu łososiów, spławną jest dla największych okrętów i roztacza sie przed ujściem samem do zatoki Botnickiej w dosyć obszerne jezioro. Mieszkańcy An-germanu należą do najdzielniejszych w Szwecyi i zawdzięczają oszczędności swej i pracy dobry byt materyjalny. Stolicą prowincyi jest miasto Hernösand, na wyspie Hernd, połączone ze Stokholmem żeglugą parową i liczące do 3, 000 mieszkańców.<section end="Angermanija" /> <section begin="Angermünde" />{{tab}}'''Angermünde,''' miasto w Kurlandyi, niedaleko morza Bałtyckiego, ze starym spustoszałym zamkiem.<section end="Angermünde" /> <section begin="Angern" />{{tab}}'''Angern,''' osada w Kurlandyi, pomiędzy zatoką Rygską i jeziorem Angern, ciągnącem się wzdłuż brzegów zatoki i od niej wąskiém tylko pasmem lądu oddzielonem.<section end="Angern" /> <section begin="Angeronna" />{{tab}}'''Angeronna,''' u Rzymian bogini obawy i trosków, która ten stan duszy wzbudzała lub od takowego uwalniała. Wyobrażano ją z zawiązanemi ustami albo z palcem do ust przyłożonym. Statua jej stała na ołtarzu świątyni Volupii w Rzymie; tamże odbywała się uroczystość na jej cześć Angeronalija zwana, w dniu 21 Grudnia każdego roku.<section end="Angeronna" /> <section begin="Angers" />{{tab}}'''Angers,''' stolica dawnego księztwa [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Anjou|Anjou]] (ob.) czyli Andegawii, obecnie zaś francuzkiego departamentu Maine-et-Loire, leży nad rzeką Mayenne, niedaleko ujścia jej do Loary, jest siedliskiem biskupa i liczy około 36, 000 mieszkańców. Miasto to posiada akademije, szkołę przemysłu, kollegijum, seminaryjum teologiczne, instytut głucho-niemych, ogród botaniczny, wielką galeryję obrazów i biblijotekę publiczną (25, 000 tomów). Katedra pod wezwaniem ś. Marcina pochodzi z wieku IX, kościół ś. Maurycego z wieku XIII. Pod względem przemysłu godnemi są wspomnienia: królewska fabryka płótna żaglowego, przędzalnie bawełny, rękodzielnie pończoch i nakoniec kopalnie łupku czyli szyfru, zatrudniające do 3, 000 robotników. Angers prowadzi handel dosyć znaczny, szczególniej zbożem, winem, wódką, octem, gorczycą i wyrobami bawełnianemi. W pierwszych dniach grudnia 1793 r. republikańska załoga tego miasta, pod dowództwem generałów: Danican i Bouctet, oparła się bohatersko dwukrotnemu natarciu rojalistowskiej armii Wschodu i znagliła ją do odwrotu.<section end="Angers" /> <section begin="Angielska choroba" />{{tab}}'''Angielska choroba''' (''krzywica, the rickett, Rhachitis''). Choroba właściwa dziecinnemu wiekowi, zaledwo na początku XVII stulecia dokładniej poznana i opisana została. Najpierwszy ''Glisson'', w roku 1650 chorobę tę za szczególną uznał i jako taką opisał, nazwę jej ''Rhachitis'' nadał, chociaż i przed nim r. 1640 ''Daniel Whitter'' i ''Arnold de Boot'', ostatni pod imieniem „''Tabes pectorea''“ pojedyńcze wypadki jej skreślili. ''Glisson'' powiada, że choroba ta jest nowa i około roku 1620 w Anglii pojawiła się, lecz ''Capelle'' w swojém piśmie zbija to, stwierdza nawet cytatami ''Hippokratesa'' i innych, utrzymując, że choroba ta starożytności znaną była, a w Anglii oddawna pomiędzy ludem pod imieniem „''The rickett''“ istniała, że nareszcie od r. 1612 do 1620 powszechniejszą stała się i rozszerzyła się szeroko po Anglii, a wtedy ją ''Glisson'' w swej monografii opisał. Angielska choroba nawiedza dzieci od 7-go i 8-go miesiąca życia do lat<section end="Angielska choroba" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 39qn03w14uon9pauxxx7x5dbycdhjod Strona:Anafielas T. 1.djvu/9 100 1083473 3157843 3148495 2022-08-26T16:33:08Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" /><br></noinclude>{{f|lewy=auto|prawy=auto| {{c|w=200%|h=normal|'''WITOLORAUDA.'''|po=10px}} {{c|w=70%|{{Roz|PRZE|0.8}}Z|po=10px}} {{c|'''J.I. Kraszewskiego.'''|po=10px}} {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} {{c|'''WYDANIE DRUGIE''',|po=10px|przed=10px}} {{c|w=85%|'''{{Roz*|przerobione i powiększone.}}'''|po=10px}} {{c|Z 50 Drzeworytami oryginalnemi|po=10px}} {{c|{{roz|Wincentego Smokowskieg}}o|po=10px}} {{c|w=85%|''b. Prof. Malar. b. Ces. Wil. Uniwer.''|po=10px}} {{c|'''i'''|po=10px}} {{c|w=150%|MUZYKĄ|po=10px}} {{c|w=150%|DO RAUD I PIOSENEK|po=10px}} {{c|w=150%|'''{{Roz*|Stanisława Moniuszki.}}'''|po=10px}} {{---}} {{f|lewy=50%|w=85%| Asz padajniusu dajnû dajneles<br> Asz dajnû bernużelys;<br> Asz adarysiu dajnû skrineles<br> Palejsu yi lustely.<br> {{c|***|roz}} |po=30px}} {{---|250}} {{c|w=150%|{{Roz*|Wilno.}}|przed=10px|po=10px}} {{c|Nakładem i drukiem Józefa Zawadzkiego.|po=10px}} {{---|20}} {{c|'''1846.'''|przed=10px}} |table}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 27m7iwfefip0z9vgvqcxrpvfl9o4u0n Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/843 100 1083525 3158898 3149742 2022-08-27T09:22:11Z Dzakuza21 10310 J. P-z. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Angielski wernix" />postępują podobnie jak poprzednio. Po pięciogodzinnej ogrzewaniu, flaszkę oziębiają, pozostawiają w spokojności na dni cztery lub pięć, poczem lakier przezroczysty zlewają ostrożnie do innego naczynia, a pozostałość mętną w szmacie wełnianej wyciskają i płyn szczelnie zamknięty przechowują. Chcąc użyć takiego lakieru, należy miedź, lub inny metal dany do powleczenia, jak najdoskonalej wypolerować, poczém ogrzewają go na blasze żelaznej do tego stopnia, aby zaledwie w ręku można go było utrzymać, następnie powlekają wernixem za pomocą pędzla. Dla otrzymania mocniejszego koloru, należy przedmiot dany kilkakrotnie lakierem powlekać, bacząc aby coraz mocniej był ogrzewanym.<section end="Angielski wernix" /> <section begin="Angielski wyżeł" />{{tab}}'''Angielski wyżeł,''' ob. ''Pies''.<section end="Angielski wyżeł" /> <section begin="Angielskie historyczne towarzystwo" />{{tab}}'''Angielskie historyczne towarzystwo,''' jedno z licznych towarzystw uczonych w Anglii, powstało w 1836 r. w celu zbierania i krytycznego wydawania starych kronik aź do czasów Henryka XIII, żywotów Świętych, rozpraw synodalnych, listów, buli papiezkich, traktatów z obcemi mocarstwami i różnyh najdawniejszych pomników literackich. Najpierwszym owocem prac tego towarzystwa było Stephensona wydanie Bedy: ''Historia ecclesiastica gentis Anglorum, ad fidem codicum manuscriptorum'' (Londyn, 1836).<section end="Angielskie historyczne towarzystwo" /> <section begin="Angielskie kolonije" />{{tab}}'''Angielskie kolonije,''' ob. ''Brytannija Wielka''.<section end="Angielskie kolonije" /> <section begin="Angielskie koronki" />{{tab}}'''Angielskie koronki,''' wyrób angielski, naśladujący koronki bruxelskie; ob. ''Koronki''.<section end="Angielskie koronki" /> <section begin="Angielskie monety" />{{tab}}'''Angielskie monety.''' Wszelkie rachunki w Królestwie Anglii, Szkocyi i Irlandyi uskuteczniają się na funty sterlingi, 1 funt sterling (livre) dzieli się na 20 szylingów, szyling — 12 pensów, pens = 4 farthingi. Przyjmuje się w ogóle, że jeden funt szterling wart jest rs. 6 kop. 18,9 do rs. 6 kop. 33. Suweren (sovereing) jest monetą złotą, przedstawiającą funt sterling, dawniej w obiegu były tylko gwinee; 1 gwinea równała się 21 szylingom, co czyni 6 rs. 64 {{ułamek|4|5}} kop. do 6 rs. 61{{ułamek|3|5}} kop.; w interessach handlowych niektóre umowy uskuteczniają się jeszcze dzisiaj na gwinee. Monety srebrne w obiegu będące są: korony (''crowns'') po 5, i półkorony po 2½ szylinga, (korona = rs. 1 kop. 45,3) sztuki dwu, jedno i pół szylingowe, sztuki po 4 pensy, 3. 2, 1½ i 1 penny. Monety miedziane I penny, półpenny i farthingi.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''J. P-z.''}}<section end="Angielskie monety" /> — <section begin="Angielskie miary długości" />'''Miary długości.''' Jednością miar długości jest Vard, który dzieli się na 3 stopy (foot), stopa na 12 cali (Inches), cal 10 linij (lines): yard równa się 914,35 milimetra, czyli 1,59 łokcia warszawskiego, i jest równy 3 stop, rossyjskim. Mila angielska prawna zawiera 5280 stóp ang.; mila angielska zwyczajna zawiera 5000 stóp ang.; mila morska ang. zawiera 6075,739 stóp ang.; 1 mila geograficzna równa się 4,6028 mili ang. prawnej, albo 4,8606 mili ang. zwycz., albo wynosi 4 mile ang. morskie.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''J. P-z.''}}<section end="Angielskie miary długości" /> — <section begin="Angielskie miary powierz." />'''Miary powierzchni,''' jednością miar powierzchni jest morg ang;, acre of Land, i równa się 0,37 desiatyny albo 0,722 morga.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''J. P-z.''}}<section end="Angielskie miary powierz." /> — <section begin="Angielskie miary objętości" />'''Miary objętości.''' Jednością miar objętości dla ciał sypkich i płynnych jest Imperial-Gallon, który zawiera w sobie 277,274 cali ang. sześciennych, a równa sie 4,54 kwarty. W handlu zbożowym w użyciu jest kwarter, który zawiera w sobie 64 galiony i jest równy prawie 2,27 korca warsz. Łaszt ang. zawiera w sobie 10 kwarterów. Płyny mierzą jeszcze na beczki. Beczka wina zawiera w sobie 252 galionów, a zatem równa się prawie 1145 kwart warsz; beczka piwa angielskiego (ale) zawiera 192 galonów: beczka piwa zawiera 216 galionów: ankier wódki ma 10 galionów.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''J. P-z.''}}<section end="Angielskie miary objętości" /> — <section begin="Angielskie wagi" />'''Wagi''' są dwojakie, jedne do ważenia metali, drogich kamieni i materyjałów aptecznych, których jednością jest Imperial-troy-pound (funt), drugie handlowe do ważenia wszystkich innych towarów których jednością jest avoir-du poids funt (pound). 1 Troy-funt dzieli się na 12 uncyj, 240 penny, 5760<section end="Angielskie wagi" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> kqj7cyw75e521z7gw6yzojdm4dlwxdl Strona:Anafielas T. 1.djvu/5 100 1083527 3157773 3148489 2022-08-26T14:25:08Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" /><br></noinclude>{{c|w=300%|h=normal|ANAFIELAS.|po=15px}} {{c|w=160%|'''PIEŚNI Z PODAŃ'''|po=15px}} {{c|w=200%|h=normal|'''{{Roz*|LITWY.}}'''|po=15px}} {{c|w=80%|{{roz|PRZE}}Z|po=10px}} {{c|w=120%|{{Roz*|J. I. KRASZEWSKIEGO.}}|po=15px}} {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} {{c|w=120%|'''PIEŚŃ PIÉRWSZA.'''|przed=15px|po=10px}} {{c|(Z 50 {{roz|Drzeworytam}}i).|po=15px}} {{---}} {{c|'''Wydanie Adama Zawadzkiego.'''|po=10px|przed=50px}} {{---|250}} {{c|w=120%|{{Roz*|WILNO.|0.6}}|po=10px|przed=10px}} {{c|{{kap|Nakładem i drukiem Józefa Zawadzkiego.}}|po=10px}} {{---|20}} {{c|{{Roz*|1846.}}|przed=10px|po=30px}} <br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5itlrgdc9wd61aowb8w5gbcy72c6f7r Strona:Anafielas T. 2.djvu/3 100 1083528 3158459 3153927 2022-08-26T23:57:03Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/4]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/3]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Wieralee" /><br></noinclude>{{c|w=300%|h=normal|{{roz*|ANAFIELAS.|0.2}}|po=15px}} {{c|w=160%|'''PIEŚNI Z PODAŃ'''|roz=0.2em|po=15px}} {{c|w=200%|h=normal|'''{{Roz*|LITWY|0.2}}'''|po=15px}} {{c|w=80%|{{roz|PRZE}}Z|po=10px}} {{c|w=120%|{{Roz*|J. I. KRASZEWSKIEGO.}}|po=20px}} {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} {{c|w=120%|'''PIEŚŃ DRUGA.'''|przed=20px|po=20px}} {{---}} {{c|'''Wydanie Adama Zawadzkiego.'''|po=10px|przed=40px}} {{---|250}} {{c|w=120%|'''{{Roz*|WILNO.|0.6}}'''|po=10px|przed=10px}} {{c|{{kap|Nakładem i drukiem Józefa Zawadzkiego.}}|po=10px}} {{---|20}} {{c|{{Roz*|1843.}}|przed=10px|po=30px}} <br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2yoientk172ohpvzi4xaprsgi81lpgu Strona:Anafielas T. 3.djvu/5 100 1083529 3158060 3152840 2022-08-26T23:37:03Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/6]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/5]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /><br></noinclude>{{c|w=300%|h=normal|ANAFIELAS.|po=15px}} {{c|w=160%|'''PIEŚNI Z PODAŃ'''|po=15px}} {{c|w=200%|h=normal|'''{{Roz*|LITWY.}}'''|po=15px}} {{c|w=80%|{{roz|PRZE}}Z|po=10px}} {{c|w=120%|{{Roz*|J. I. KRASZEWSKIEGO.}}|po=15px}} {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} {{c|w=120%|'''PIEŚŃ TRZECIA.'''|przed=15px}} {{c|w=120%|'''I OSTATNIA.'''|po=10px}} {{c|{{Roz*|(z ryciną na stali).}}|po=15px}} {{---}} {{c|'''Wydanie Adama Zawadzkiego.'''|po=10px|przed=40px}} {{---|250}} {{c|w=120%|{{Roz*|WILNO.|0.6}}|po=10px|przed=10px}} {{c|{{kap|Nakładem i drukiem Józefa Zawadzkiego.}}|po=10px}} {{---|20}} {{c|{{Roz*|1845.}}|przed=10px|po=30px}} <br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nh69103z9fonkdha5txrst03qz7z5ww Strona:Anafielas T. 1.djvu/7 100 1083531 3157781 3148491 2022-08-26T14:36:52Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" /></noinclude>{{Skan zawiera grafikę}} {{c|{{tab}}J.I. Kraszewski.}} {{---|40}} {{c|WITOLORAUDA.}} {{c|w=85%|'''Pieśń z Podań'''}} {{c|'''LITWY.'''}} {{---|20}} {{c|w=85%|'''Z 50 Drzeworytami'''}} {{c|'''W. Smokowskiego'''}} {{c|{{kap|i Muzyką St. Moniuszki.}}}} {{c|{{Roz|Wydan}}a}} {{c|w=70%|PRZEZ}} {{c|w=85%|'''Adama Zawadzkiego.'''}} {{c|1846.}} <br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2df82m6i6v0lubgcf7cqimob7usu3h4 Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/903 100 1083912 3158820 3149277 2022-08-27T05:59:24Z Dzakuza21 10310 dr. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anioł Pański" />trzykrotnie; a odpust zupełny raz w miesiąc po odbytej spowiedzi i Kommunii. Ofiarować można tę modlitwę za dusze zmarłych.{{EO autorinfo|''L. R.''}}<section end="Anioł Pański" /> <section begin="Anioł Stróż" />{{tab}}'''Anioł Stróż, ''' ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Anioł, Aniołowie|Anioł]]''. Przez długi czas uroczystość ś. Michała była uważana za główne święto wszystkich duchów niebieskich i błogosławionych. Dopiero w początkach XVI wieku, odłączono od tej uroczystos’ci święto Aniołów Stróżów, zatwierdzone bullą Pawła V papieża, z dnia 27 Września 1608, a Klemens X w r. 1670, wyznaczył na nie dzień 2 Października.{{EO autorinfo|''L. R.''}}<section end="Anioł Stróż" /> <section begin="Anioł biskup" />{{tab}}'''Anioł, ''' biskup Sabiny, nuncyjusz w Polsce (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Angelus|Angelus]]'').<section end="Anioł biskup" /> <section begin="Anioł zakonnik" />{{tab}}'''Anioł, ''' zakonnik, Kapucyn rodem z Paryża, sławny lekarz w czasach panowania Jana Sobieskiego. Sprowadzony do Polski w r. 1677 z Paryża, gdzie używał od lat trzydziestu głośnej sławy z cudownych leków; uratował z ciężkiej choroby Maryję Kazimierę żonę Sobieskiego. W r. 1688 gdy powtórnie zapadła królowa, przybył na wezwanie oswobodziciela Wiednia, i wyleczył ją zupełnie. Maryja Kazimiera odtąd w każdej słabości udawała się po rade do brata Anioła, który wiele posiadał jej listów, pełnych wynurzeń wdzięczności za udzieloną skuteczną pomoc. Zakonnik len przykładnego i świątobliwego życia, hojny dla ubóstwa, bawiąc ostatni raz w Polsce liczył 60 lat wieku.{{EO autorinfo|''K. Wł. W.''}}<section end="Anioł zakonnik" /> <section begin="Anioł Marcin" />{{tab}}'''Anioł Marcin, ''' rodem z miasta Jarosławia, jest autorem wierszy, p.&nbsp;t.: ''Rzym stary przez M. Anioła, wykonterfektowany roku Pańskiego'' 1630 ''we Lwowie'' in 4-to. Przypisany Maciejowi Hayderowi radcy lwowskiemu, w którym celniejsze przedmioty Rzymu są opisane bez żadnej atoli znajomości bez smaku i najmniejszej do poezyi zdolności. Juszyński w Dykcyjonarzu poetów nie znał go, jest więc dosyć rzadki. Początek ich jest taki: <poem>Poczinam, ale więszszą nad swe siły sprawę Rzimskiego miasta zacną opisywać sławę.</poem><section end="Anioł Marcin" /> <section begin="Anioł od ś. Teressy" />{{tab}}'''Anioł od Ś. Teressy,''' Karmelita bosy, prowincyi polskiej, jak się właściwie właściwie w świeckim życiu nazywał niewiadomo, żył w pierwszej połowie siedmnastego wieku, biegły w historyi i genealogii domów polskich, mianowicie rodzin Myszkowskich, Daniłowiczów i Grudzińskich. Są w druku następne, a pod tym względem ważne panegiryki. 1) Jastrzębiec gniazda szlacheckiego w osobie J. P. Alexandra z Mirowa Myszkowskiego pogrzebowem kazaniem zalecony, Lublin 1650 in 4-to. 2) Podskarbi według statutu Ewangelii u J. W. Imci Mikołaja Daniłowicza kazaniem pokazany, Poznań 1651 in 4-to. 3) Zbrojny mocarz śmiercią zwyciężony, kazanie na pogrzebie J. P. Stefana z Grudny Grudzińskiego, Poznań 1651 in 4-to. 4) Strzała od śmierci zabrana J. P. Anny z Kościelca Grudzińskiej przy pogrzebie oddana, Poznań 1652 in 4-to.<section end="Anioł od ś. Teressy" /> <section begin="Anioł morski" />{{tab}}'''Anioł morski''' (po francuzku ''ange'' lub ''angelot'') nazwisko potoczne ryby pospolitej w morzu śródziemném, rzadszej przy brzegach północnych Francyi, należącej do rodzaju ''Squatina'', blizkiego żarłacza (''Squalus''), mieszczącego się w rzędzie ryb chrząstkowatych o skrzelach stałych.<section end="Anioł morski" /> <section begin="Anisodon" />{{tab}}'''Anisodon''' ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Anoplotherium|Anoplotherium]]''.<section end="Anisodon" /> <section begin="Anisson Duperron" />{{tab}}'''Anisson Duperron,''' sławna rodzina drukarzy francuzkich, z których najpierwszym był ''Laurent'', um. 1670 r. w Lugdunie; wydał między innemi Biblijotekę łacińską Ojców Kościoła.<section end="Anisson Duperron" /> — <section begin="Anisson (Jan)" />'''Anisson''' (Jan), syn jego (um. 1721), wydał sławne ''Glossarium'' Du Cange’a, którego wydawcy Paryzcy drukować nie chcieli.<section end="Anisson (Jan)" /> — <section begin="Anisson-Duperron (Stefan)" />'''Anisson-Duperron''' (Stefan Alexander), ur. w Paryżu 1798 r. synowiec poprzedzającego, był dyrektorem drukarni królewskiej w Paryżu, za terroryzmu oskarżony o niewłaściwe wydrukowanie jakiegoś rozporządzenia, został ścięty.<section end="Anisson-Duperron (Stefan)" /> —<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> s0hyuk50z1wd5ts8ntumw22bwfy64u5 Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/149 100 1083913 3158815 3154032 2022-08-27T03:50:27Z Piotr433 11344 /* Skorygowana */ lit., korekta bwd proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{pk|lę|kiem}} nie do przezwyciężenia. Jak dawno pamięć jej sięgała, zawsze bała się strasznie ciemnego lub półciemnego pokoju, o ile była w nim sama przy zamkniętych drzwiach.<br> {{tab}}Okna były zasłonięte ciężką, ciemno-zieloną materją. Wielkie łoże z baldachimem, wysunięte na środek pokoju, było również udrapowane w ciemne barwy. Co ona uczyni, jeżeli z fałd baldachimu wyłoni się nagle jakaś upiorna dłoń i pochwyci ją w swe szpony. Na ścianach wisiały portrety Murrayów. Ale co najgorsze, to ta wypchana sowa arktyczna, patrząca na nią z pod sufitu szklanemi oczami. Emilka krzyknęła głośno, gdy ją dostrzegła, poczem przykucnęła w swoim kąciku pod drzwiami, przerażona nanowo głuchym dźwiękiem, jakim rozbrzmiał jej krzyk na tle tego otoczenia, w wielkim, pełnym ech pokoju. Zapragnęła, żeby coś wyskoczyło z tego łoża i kres położyło męczarniom.<br> {{tab}}— Ciekawa jestem, coby powiedziała ciotka Elżbieta, gdyby mnie tu znaleziono {{Korekta|matwą|martwą}} — pomyślała mściwie.<br> {{tab}}Chociaż się bała tego mroku, niemniej zaczęła już snuć dramatyczną opowieść na swój temat i odczuwać wyrzuty sumienia ciotki Elżbiety tak, jakby była pewna ich istnienia. Postanowiła udać zemdloną i odzyskać przytomność wtedy dopiero, kiedy już wszyscy będą dostatecznie zmartwieni i skruszeni. Przecież w tym pokoju umierali ludzie. Według kuzyna Jimmy do tradycji Murrayowskich należał zwyczaj przenoszenia umierających członków rodziny do garderoby, aby tu konali, otoczeni portretami rodzinnemi, pod tem wysokiem sklepieniem. Emilka ''<nowiki/>{{pp|wi|działa}}''<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|143}}</noinclude> 8dif526wgr6qxa0c9bdqi59amambm7a Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/904 100 1083932 3158821 3149311 2022-08-27T06:01:17Z Dzakuza21 10310 /* Problemy */ X. V. S. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anisson-Duperron (Alexander)" />'''Anisson-Duperron''' (hrabia Alexander Jakób), syn poprzedzającego, ur. 1776 r., ważne piastował urzędy dyplomatyczne i administracyjne za pierwszego cesarstwa, przez restauracyję mianowany był dyrektorem drukarni królewskiej, z prawem użytkowania na własną korzyść prywatną z całych ogromnych zasobów tej drukarni. W 1845 r. został parem Francyi.<section end="Anisson-Duperron (Alexander)" /> <section begin="Aniwa" />{{tab}}'''Aniwa,''' zatoka na południowej krawędzi półwyspu Sachalin, na morzu Ochockiem, zwanego przez Japończyków Karafuto. Pierwszych wiadomości o tej zatoce udzielił rossyjski admirał Kruzenstern. Zatoka ta utworzona przez dwa wystające w morzu przylądki: Krylion (na zach.) i Aniwa (na wsch.), nie jest niczém zasłonioną od panującego tu wiatru południowego, przeto nie ma bezpiecznego przytułku dla okrętów. W dolinach rozciągających się po obu stronach zatoki, obszerne są lasy sosnowe: ostrygi, raki, ryby, znajdują się w obfitości blisko brzegów. W miesiącu Maju bardzo dużo pokazuje się wielorybów.<section end="Aniwa" /> <section begin="Aniwersant" />{{tab}}'''Aniwersant,''' przeciwnik. Wyraz dziś nieużywany.<section end="Aniwersant" /> <section begin="Aniwersarz" />{{tab}}'''Aniwersarz,''' z łacińskiego, żałobne nabożeństwo w rocznice śmierci czyjej, w Kościele katolickim odprawiane. Takie aniwersarze dawniej bardzo często na wieczyste czasy, osobliwie przy klasztorach, fundowane były i do następnych czasów przetrwały. ''X. V. S.'' — Wyraz ten oznaczał także w ogólności rocznicę, uroczystość lub obchód roczny dnia pewnego, naprzykład: dzień aniwersarza koronacyi J. K. Mości.<section end="Aniwersarz" /> <section begin="Anizocykl" />{{tab}}'''Anizocykl''' (z greckiego: ''aniza'', nierówny: i ''kyklos'', koło); machina wojenna używana dawniej przez Bizantynów do rzucania strzał. Budowa tej machiny wiele miała podobieństwa z arbaletą, kształt miała spiralny, mniej więcej podobny do sprężyny w zegarku, zkąd też nadano jej nazwisko Anizocykla.<section end="Anizocykl" /> <section begin="Anjou" />{{tab}}'''Anjou''' czyli Andegawija, niegdyś prowincyja północno-zachodniej Francyi, licząca na rozległość 140 mil □ około 400, 000 mieszk. i obejmująca według dzisiejszego podziału cały dep. Maine-et-Loire, oraz w niewielkiej części dep. Indre-et-Loire, Mayenne i Sarthe. Dawni mieszkańcy Anjou. Andegaweńczycy, długo opierali się Rzymianom i w wieku V połączyli się z Bretonami. W wojnach Wandejczyków za czasów rzeczypospolitej, odznaczali się męztwem i przywiązaniem do wolności. Stolicą prowincyi było miasto [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Angers|Angers]] (ob.). — Starożytna rodzina hrabiów, biorących od kraju tego swe nazwisko, wygasła roku 1060 na Gotfrydzie II Martelu, którego posiadłości i tytuł przeszły na potężny dom Gatinois. Rodu tego potomek Gotfryd V, protoplasta Plantagenetów (ob.), zdobył większą część Normandyi, i przyjąwszy tytuł księcia, pojął w małżeństwo r. 1127 Matyldę córkę Henryka I króla angielskiego, wdowę po cesarzu Henryku V. Syn jego i następca, obrany r. 1154 pod nazwiskiem Henryka II królem angielskim, przyłączył do swej korony i hrabstwo Anjou, które Francyja odzyskała dopiero r. 1204. Z kolei otrzymał je Filip, syn Ludwika VIII, a po nim brat jego Karol. Ten ostatni był założycielem domu Anjou, którego potomkowie panowali później w Neapolu, Sycylii i Węgrzech. Jeden z nich, Karol II król Neapolu, oddał Anjou w posagu córce swej Małgorzacie, przy zaślubinach jej z Karolem Walezyuszem, synem Filipa IV. Syn Małgorzaty, zasiadłszy r. 1328 jako Filip VI na tronie francuzkim, połączył hrabstwo Anjou z koroną. Król Jan r. 1360 podniósł je do godności księstwa, i nadał je synowi swemu Ludwikowi: gdy jednak i Ludwik powołany został na tron neapolitański, Anjou pozostało podrzędną posiadłością tej dynastyi. Z upadkiem domu Anjou w Neapolu, ostatni potomek jego, René II, utracił prawa swe do księztwa. które r. 1484 na zawsze połączone zostało z koroną francuzką. Odtąd miano {{pp|ksią|żąt}}<section end="Anjou" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> aldzx9rfwxmrbs0r0oszgmjhk0gfksn Strona:Anafielas T. 3.djvu/7 100 1083946 3158062 3152844 2022-08-26T23:37:09Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/8]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/7]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /><br><br><br></noinclude>{{c|w=300%|h=normal|WITOLDOWE BOJE.}} {{---|przed=15px|po=15px}}{{Skan zawiera grafikę}} {{c|w=150%|PIEŚŃ TRZECIA I OSTATNIA.|po=15px}} {{c|('''{{Roz|z ryciną na stal}}i''').|po=30px}} <br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cytzwsvjrawmq3kyg9ujv8a9yw2dc9q Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/911 100 1084205 3158900 3149820 2022-08-27T09:28:43Z Dzakuza21 10310 L. R. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Ankylosis" />{{pk|sta|wów}}, narosły kostne, skostnienia chrząstek i wiązadeł, jako też reumatyczne i artrytyczne zapalenie stawów. Niektóre cierpienia części miękich otaczających staw, jak np. guz tętniakowy, wielkie wrzody, rany, oparzelizny i gangrena, mogą również wywołać powyższą chorobę. Co do leczenia: jeżeli ankylosis jest zupełną i oddawna trwającą, to niema środka; jeżeli zaś wypadek jest świeży, to leki odciągające, jakiemi są: wezykatoryje, żelazo do biała rozpalone, często bardzo usuwa chorobę. Przy badaniu chorego, trzeba zwrócić uwagę na muskuły i ścięgna, często albowiem prosta sztywność tych ostatnich biora za ankylosis.{{EO autorinfo|''Dr. M. L.''}}<section end="Ankylosis" /> <section begin="Anna żona Elkana" />{{tab}}'''Anna,''' (po hebrajsku: ''miła, przyjemna''). żona Elkana, z Ramataim, w pokoleniu Efraima. Miał on dwie żony, Annę i Fenennę. Ostatnia miała synów, ale Anna była bezdzietną, płakała i martwiła się, a nakoniec uczyniła ślub, że jeżeli mieć będzie syna, poświęci go na całe życie służbie Pana Boga. I poczęła potém i powiła syna, któremu dała imię Samuel, co znaczy „pożądany,“ albowiem go od Boga żądała. Po odsądzeniu niemowlęcia od piersi, poświęciła go Panu, oddawszy w ręce Helego arcykapłana w Silo. Przy tej okoliczności podziękowała Bogu śliczną pieśnią, która się zaczyna od słów: „Rozradowało się serce moje w Panu.“ Przepowiada w niej przyjście Messyjasza: „Pan będzie sądził granice ziemi, i da panowanie królowi swemu i wywyższy róg Chrystusa swojego.“ Uważaja Annę za figurę Najświętszej Panny, podobnie jak Samuel naprawca teokracyi judajskiej, jest figurą Chrystusa. (I, ''Król''. I; 2).{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''L. R.''}}<section end="Anna żona Elkana" /> — <section begin="Anna żona Tobijasza" />'''Anna,''' żona Tobijasza, z pokolenia Neftali, który był w Niniwie, w niewoli u Salmanazara, króla assyryjskiego. Gdy Tobijasz przyszedł do nędzy i ociemniał, Anna wyrzucała mu jałmużny, które czynił poprzednio i ufność jego w miłosierdzie Boga, która wszakże później wynagrodzoną mu została przywróceniem wzroku i pociechą z syna. Anna przeżyła męża. (''Tob''.).{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''L. R.''}}<section end="Anna żona Tobijasza" /> — <section begin="Anna córka Fanuela" />'''Anna,''' córka Fanuela, z pokolenia Aser „po siedmiu latach pożycia małżeńskiego, poświęciła się służbie Bożej przy kościele, dni i nocy przepędzając na modlitwie i postach. W ośmdziesiąt czwartym roku życia miała szczęście oglądać przyjście Zbawiciela. Zwano ją prorokinią, albowiem podobnie jak starzec Symeon, odbierała natchnienia Ducha Świętego, który ją powiódł wewnętrznie na spotkanie boskiego Dzieciątka; uznała je za Messyjasza, i powiadała o niem wszystkim, którzy oczekiwali odkupienia Izraela. Mówi o tém wyraźnie ś. Łukasz ewangelista (2, 36). Martyrologium rzymskie kładzie uroczystość Anny na dzień 1 Września.{{EO autorinfo|''L. R.''}}<section end="Anna córka Fanuela" /> <section begin="Anna (święta)" />{{tab}}'''Anna''' (święta), matka Najświętszej Maryi Panny, małżonka ś. Joachima. Pismo święte nie wymienia imion Joachima i Anny; lecz znajdujemy je w księgach Ojców Kościoła i tradycyi czyli podaniu. Nie mamy żadnych wiadomości ani o życiu, ani o śmierci tej świętej pary. Święty Jan Damasceński wychwala Annę i porównywa z Anną, matką Samuela, w Starym Testamencie. Cesarz Justynijan, około roku 550, zbudował kościół w Konstantynopolu pod wezwaniem ś. Anny. Zwłoki jej jak powiadają, przeniesione były w 710 r. z Palestyny do Konstantynopola, i odtąd wiele kościołów na Zachodzie chlubi się posiadaniem jej relikwij. Kościół obchodzi pamiątkę ś. Anny dnia 26 Lipca. Jest ona patronką stanu małżeńskiego. Malarze wyobrażają Annę zwykle jako poważną matronę, zajętą uczeniem zakonu Bożego małoletniej świętej dziewicy.{{EO autorinfo|''L. R.''}}<section end="Anna (święta)" /> <section begin="Anna Perenna" />{{tab}}'''Anna Perenna,''' siostra Dydony, założycielki Kartaginy, przed bratem swoim Pygmalijonem wraz z siostrą z Tyru uciekła do Afryki, a po śmierci Dydony do króla Malty, Battusa, ztamtąd do Włoch, gdzie spotkała się znowu z Eneaszem, którego żona Lawinija przez zazdrość usiłowała odebrać jej życie. W skutek przestrogi cienia Dydony, Anna rzuciła się do rzeki Numicus, którego zostawszy<section end="Anna Perenna" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 35cl6aq9136xxeb3ky77e8eec5dfqtm Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/914 100 1084220 3158823 3149909 2022-08-27T06:10:24Z Dzakuza21 10310 dr. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anna c. Bolesława Łys." />{{tab}}'''Anna, ''' córka Bolesława Łysego Rogatki, księcia lignickiego na Szlązku i pierwszej jego żony Jadwigi Anhaltyńskiej, była mniszką w Trzebnicy.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anna c. Bolesława Łys." /> <section begin="Anna c. Bolesława Poboż." />{{tab}}'''Anna,''' córka Bolesława Pobożnego, księcia kaliskiego i Heleny czyli Jolanty córki Beli IV króla węgierskiego, siostra rodzona Jadwigi żony Władysława Łokietka, umarła panną.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anna c. Bolesława Poboż." /> <section begin="Anna c. Przemysława III" />{{tab}}'''Anna,''' córka Przemysława III Ottokara króla czeskiego, siostra Wacława króla czeskiego i polskiego, była mniszką profeską w klasztorze pragskim Panny Maryi, a potem drugą żoną księcia Bolesława mazowieckiego, zmarłego 1313 roku. Syn jej Wańko (Wacław).{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anna c. Przemysława III" /> <section begin="Anna c. Henryka II" />{{tab}}'''Anna,''' jedynaczka córka Henryka II księcia szlązkiego na Jaworze, i Agnieszki córki Alberta II książęcia austryjackiego, rodzona synowicą Bolka na Świdnicy, tego co najdłużej opierał się Czechom trzymając z Polską. Dziedziczka księstw po stryju Świdnickiego, po ojcu Jaworskiego. Poszła za mąż za Karola IV Luxemburgczyka, cesarza i w posagu przyniosła mu swoje ziemie, mimo prawo do stryjecznych braci należące, którego cesarz nie szanował. Umarła roku 1362. Była trzecią żoną tego cesarza.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anna c. Henryka II" /> <section begin="Anna c. Wacława" />{{tab}}'''Anna,''' córka Wacława książęcia mazowieckiego na Płocku, poszła za mąż za Henryka V Żelaznego, książęcia szlązkiego, głogowskiego na Zeganie. Jej córka Jadwiga była ostatnią żoną Kazimierza Wielkiego.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anna c. Wacława" /> <section begin="Anna c. Kiejstuta" />{{tab}}'''Anna''' ze chrztu, '''Danuta''' zaś po litewsku, była córką Kiejstuta książęcia trockiego, poszła za mąż za Jana księcia mazowieckiego, panującego na Warszawie około r. 1360, chociaż Długosz prawi że to się stało w Wilnie za sprawą króla Jagiełły, już w r. 1387. Kiejstut uchodząc w r. 1361 z niewoli krzyżackiej, zamiast na Litwę trafił na Mazowsze i od córki poznany, odprowadzony był dalej na Litwę (Naruszewicz ks. 24 I). Za panowania wszelako Jagiełły nie mógł się książę Janusz pogodzić się ze szwagrem swoim Witoldem. Wziął w posagu po żonie już po chrzcie Litwy, ziemię drohicką na Podlasiu, gdy jednakże nie przyjął mile szwagra, który przed Jagiełłą uciekł na Mazowsze, nawet nie uczcił go złotym puharem wedle zwyczaju, Witold powróciwszy do władzy, Drohiczyn Januszowi odebrał. Anna ozdobiła grubą czworoboczną wieżą kościół Panny Maryi w Warszawie 1411 r., a raczej stało się to na jej żądanie. Umarła niedługo po mężu, to jest po r. 1429. Pochowana w Warce. Syn z niej Bolesław, ojciec znowu Bolesława niedoszłego króla polskiego, po śmierci Władysława Warneńczyka.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anna c. Kiejstuta" /> <section begin="Anna Aldona" />{{tab}}'''Anna Aldona''' ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Aldona|Aldona]]''.<section end="Anna Aldona" /> <section begin="Anna c. Kazimierza W." />{{tab}}'''Anna,''' córka króla polskiego, Kazimierza Wielkiego i Jadwigi głogowskiej na Zeganie. Ojciec umierając zapisał dwom córkom, jakie miał z tej żony, połowę wszystkich sprzętów w szatach i zlocie, srebrze i klejnotach, a połowę drugą matce. Anna dostała z tego podziału już po koronacyi nowego króla, grzywien 333 i pół ze srebra dobrej wagi, inne kosztowności zachowane zostały na potém dla obojga królewien. Z matką i z siostrą znajdowała się na koronacyi Ludwika (17 Listopada 1370 r.). Poczém przez Elżbietę Łokietkównę, rodzoną ciotkę wywieziona z siostrą do Węgier ze wszystkiemi skarbami. Ludwik na to nie przystał, ale sąd złożył w Węgrzech, który uznawszy królewny za narodzone z nieprawego łoża, gdyż jeszcze żyła prawa żona Kazimierza Adelajda heska, odsądził je od dziedzictwa tronu i wszelkiego spadku po ojcu. Anna potém poszła za mąż za hrabiego Cyllejskiego (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Anna Cyllejska|Anna Cyllejska]]''). Rok śmierci niewiadomy.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anna c. Kazimierza W." /> <section begin="Anna ks. mazowiecka" />{{tab}}'''Anna,''' księżniczka mazowiecka, żona Michała syna Zygmunta Kiejstutowicza W. K. Litewskiego, zabitego przez Czartoryskich w r. 1440. Podług jednych<section end="Anna ks. mazowiecka" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 29njqsomc7wfjwkk4dvjcsa9w8ypcdb Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/920 100 1084269 3158824 3154037 2022-08-27T06:14:37Z Dzakuza21 10310 dr. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anna c. Kazimierza Jag." />jej rządów znakomicie się wzniosła, mianowicie kościoły, na ozdobę których księżna wiele bardzo łożyła.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anna c. Kazimierza Jag." /> <section begin="Anna c. Konrada II" />{{tab}}'''Anna, ''' córka młodsza Konrada II księcia mazowieckiego i Anny Radziwiłłówny, jedynaczka, przeżyła rodziców i dwóch braci: była ostatnią potomka po kądzieli Piastów mazowieckich. Objęła po ich śmierci rządy osieroconego Mazowsza z przybraną radą panów mazowieckich, naprzód wzniosła braciom nagrobek w Kościele św. Jana, na który wiele łożyła. Starał się wtedy już podobno o rękę księżniczki Stanisław ze Sprowy Odrowąż, którego posądzano o chęć ambitną przywłaszczenia sobie tronu mazowieckiego, ale król zjechawszy do Mazowsza objął sam rządy, Annie zaś którą nazywał ciągle: „ukochaną córką,“ dał na utrzymanie klucz liwski, oraz miasta Latowicz, Garwolin, Goszczyn, Piaseczno i&nbsp;t.&nbsp;d. z wielą monarchicznemi dochodami. Mogła i dwór utrzymywać na zamku w Warszawie, jeżeli chciała. W r. 1527 nadania te jeszcze król powiększył, ale gdy wyznaczeni urzędnicy koronni rachowali się z nią wydatkami i dochodami ze wszelką skrupulatnoścą, sprzykrzyło się to księżnie. Wtedy królowa Bona chcąc stan jej książęcy poniżyć a wziąć oprawą Mazowsze, postarała się, że Anna poszła za mąż nie za jakiego panującego księcia, ale za senatora korony, to jest za owego Stanisława ze Sprowy Odrowąża, w końcu wojewodę ruskiego, wdowca po Katarzynie z Górki. Księżniczka czuła boleśnie to upokorzenie, ale musiała przyjąć je w nieszczęściu. Z Odrowążem miała jedynę córkę Zofiję, która poszła potém naprzód za Jana Tarnowskiego kasztelana wojnickiego, a następnie za Jana Kostkę wojewodę sandomierskiego.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anna c. Konrada II" /> <section begin="Anna de Foix" />{{tab}}'''Anna de Foix,''' księżniczka gaskońska, waskońska, jak pisze w kronice Bielski, hrabianka d’Angôuleme, druga żona Władysława Jagiellończyka króla czeskiego i węgierskiego, brata naszych królów Jana Olbrachta, Alexandra i Zygmunta Starego. Ożenił się z nią Władysław w r. 1502 po rozwodzie z pierwszą żoną Barbarą wdową po Macieju Korwinie a z dozwoleniem Beaty starej królowej, dodaje Bielski. „Gdy Anna miała porodzić pierwsze dziecię, matka męża, Elżbieta wdowa po Kazimierzu Jagiellończyku, kazała wygotować sławne swoje pismo: „''de institutione regii pueri''“ w nadziei, że synowa powije chłopca. Ale omyliło ją przeczucie, urodziła się albowiem Anna (ob. [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Anna c. Władysława Jag.|art. następujący]]).{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anna de Foix" /> <section begin="Anna c. Władysława Jag." />{{tab}}'''Anna,''' pierworodna córka Władysława Jagiellończyka króla czeskiego i węgierskiego, z drugiej jego żony [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Anna de Foix|Anny de Foix]] (ob.), urodziła się 22 Czerwca 1503 r. Później w trzy lata urodził się brat jej Ludwik i więcej dzieci nie było. Pożądliwem okiem spoglądał łakomy dom rakuski na te ostatnie gałązki najstarszego szczepu Jagiełłów. Ztąd sławny w historyi zjazd presbyrgski i wiedeński. 20 Maja 1515 r. Postanowiono w Prezburgu podwójne wzajemne małżeństwo, Anna miała iść za Karola lub Ferdynanda wnuka cesarskiego lub samego cesarza Maxymilijana, Ludwik zaś miał się żenić z Maryją burgundzką wnuczką cesarską. Jechali potem obadwaj królowie Jagielońscy Władysław i Zygmunt z Anną i z Ludwikiem do Wiednia. Tam 22 Lipca Maxymilijan przyjął w małżeństwo i poślubił przez kardynała strygońskiego Annę sobie, albo któremu z wnuków i za królowe ją koronował. Dał albowiem wtenczas słowo ojcu i stryjowi księżniczki, że jeżeli w ciągu roku sam jej nie poślubi, wyda ją niezawodnie za którego z wnuków. Cesarz miał wtenczas lat 40. Karol 15. Ferdynand zaś w jednym roku z Anną się urodził. Starał się o księżniczkę jeszcze w Węgrzech, ale nadaremnie Jan Zapolski hrabia na Spiżu, brat Barbary pierwszej żony Zygmunta Starego, dla tego cesarz wołał się traktatami upewnić. Opisy uroczystości wiedeńskich są w dzienniku Jana Kuspinijana (po polsku w Zbiorze Pamiętników do dziejów polskich Włodzimierza Platera t. I, str. 59 — 93). Cesarz ożenił się {{pp|je|dnak}}<section end="Anna c. Władysława Jag." /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> prmos392w0em5wd52jwb20qpoghiw7a Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/932 100 1084286 3158826 3150960 2022-08-27T06:23:53Z Dzakuza21 10310 /* Problemy */ K. Wł. W. W. D. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Annaty" />{{tab}}'''Annaty, Anaty''' (z łacińskiego: ''Annata''), dochód jednoroczny, a raczej podatek odpowiedni rocznemu dochodowi, albo z beneficyjów konsystoryjalnych, jakowy otrzymujący beneficium winien płacić kamerze apostolskiej, przy odebraniu bulli, albo z każdego innego beneticyjum, a wtedy biskupi, kapituły, archidyjakonowie pobierali tę opłatę. Początek tego podatku w Polsce, przeznaczonego na utrzymanie Missyjonarzy ku nawracaniu niewiernych naznaczają historycy w XIII wieku. Zygmunt I i Zygmunt August żądali od stolicy apostolskiej, aby annaty do skarbu rzeczypospolitej były płacone na utrzymanie wojska polskiego, które samo za całe chrześcijaństwo, walczyć naprzeciw niewiernym musiało. Gdy papież na to zezwolić niechciał, nakazano ustawami r. 1567 i 1607 płacić annaty do skarbu rzeczypospolitej pod karą powtórnej zapłaty, choćby kto do Rzymu posłał z przyrzeczeniem uzyskania później zatwierdzenia papiezkiego tych ustaw. Papiezkie zatwierdzenie nie nastąpiło nigdy, a annały upadły. — Nie trzeba mieszać z annałami czyli brać za jedno: ''annus gratiae'', o tym ''roku miłościwym'' jest statut biskupa Lutkona (volum. Legum I, 105) podług którego, gdy beneficyjat umiera w pierwszych trzech miesiącach roku, do jego majątku zaliczają się dochody w ½ części, jeżeli w następnych trzech miesiącach w połowie: gdy umarł w trzecim kwartale w ¾, a w ostatnim, w całości.{{EO autorinfo|''K. Wł. W. — W.D.''}}<section end="Annaty" /> <section begin="Annécy" />{{tab}}'''Annécy,''' drugie z rzędu miasto księstwa Sabaudyi, — nad jeziorem tegoż nazwiska, u stóp Alp, niegdyś stolica udzielnych hrabiów Genevois, których zburzony zamek wieńczy jednę z gór pobliskich. Annécy jest stolicą biskupa i liczy do 7, 000 mieszkańców zajętych przemysłem w wielkich hutach szklanych i przędzalniach bawełny; wszystkie prawie domy spoczywają tu od frontu na filarach, które tworzą całe ulice arkad. Miasto to jest miejscem urodzenia ś. Franciszka Salezego, którego szczątki pochowane są w tamecznej katedrze.<section end="Annécy" /> <section begin="Annelidy" />{{tab}}'''Annelidy''' ob. ''Pierścienice''.<section end="Annelidy" /> <section begin="Annex" />{{tab}}'''Annex, Annexy''' (''Allegata'') z łacińskiego: dowód, świadectwo popierające akt jaki, dokument, dodatek do jakiego pisma, objaśniający lepiej sam przedmiot.<section end="Annex" /> <section begin="Annexacyja" />{{tab}}'''Annexacyja''' (po łacinie: przyłączenie, wcielenie używa się głównie o prowincyjach lub krajach przyłączonych pod obce panowanie, czyli to skutkiem układów, czy też zaboru wojennego.<section end="Annexacyja" /> <section begin="Annibal" />{{tab}}'''Annibal,''' ur. u Kartaginie około r, 214 przed J. C., zaledwie skończył dziewięć lat życia, gdy mu ojciec jego, Amilkar, na ołtarzu wieczną nienawiść kazał poprzysiądz Rzymianom. Nigdy podobno przysięga wierniej nie była dochowaną. Po śmierci Asdrubala, któremu Kartagińczycy zlecili byli zawojowanie Hiszpanii, Annibal, nauczywszy się pod kierunkiem swego ojca i szwagra sztuki wojennej, licząc wówczas 23 lat wieku, objął dowództwo nad wojskiem, i w ciągu tej i dwóch następnych kampanij, zdobył kraj aż po rzeke Ebro. Stanąwszy skutkiem tego na czele dzielnej i licznej armii, mogąc oraz liczyć na środki pomocnicze ze zdobytej części Hiszpanii, przemyśliwał już tylko o zerwaniu przymierza z Rzymianami. O pozór było nietrudno, zdobył bowiem miasto Sagunt, sprzymierzone z Rzymem i zburzył je do szczętu, gdy tymczasem Rzymianie napróżno wysyłali do niego poselstwo, którego nawet nie przyjął, i które również w raniej Kartaginie, pomimo usiłowań Hannona, pragnącego utrzymać pokój, nader niedostateczne otrzymało objaśnienia. Senat rzymski wysłał wówczas do Kartaginy drugie poselstwo, które nie otrzymawszy żadnego zadosyć uczynienia, wypowiedziało Kartagińczykom wojnę: posłowie rzymscy wracając następnie do Włoch, udali się przez Hiszpanije i Galliję, w celu zawarcia tamże przymierzy, lecz i to było zapóźno, a Rzym w gotującej się walce pozostał całkiem odosobnionym. W 216 r. przed J. U. Annibal opuścił Hiszpanije, wysławszy {{pp|poprze|dnio}}<section end="Annibal" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> epng6eybo9yw6xxpzpkb5x51s6zxie9 Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/981 100 1084471 3158836 3150444 2022-08-27T06:50:48Z Dzakuza21 10310 /* Problemy */ X. V. S. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antwerpija" />zawartej z hr. Artois ugody. Połączenie Belgii z Hollandyją r. 1815 pomyślnie wpłynęło na handel i bogactwa Antwerpii, której losy rewolucyja z r. 1830 zjednoczyła nareszcie z Belgiją. Gdy stronnictwo rewolucyjne owładnęło miasto: kommendant jego, generał Chassée (ob.) cofnął się do cytadelli i rozpoczął bombardowanie, które znaczne zrządziło szkody. Większe jeszcze niebezpieczeństwo zagroziło miastu, gdy r. 1832 Francyja i Anglija, dla spełnienia warunków konferencyi londyńskiej, postanowiły wymódz przemocą oddanie cytadelli Belgijczykom. Armija francuzka w liczbie 50, 000, pod dowództwem marszałka Gérard (ob.) stanęła przed warownia, bronioną przez 6.000 Hollendrów pod generałem Chassee. Przykopy otworzono 29 Listopada, a 23 Grudnia po zburzeniu całej prawie cytadelli, kommendant jej zmuszony był kapitulować. Ponieważ król hollenderski kapitulacyi tej nie zatwierdził, generał Chassée przeto z załogą zmuszony był poddać się Francuzom, jako jeniec wojenny; cytadellę i miasto 30 Grudnia oddano Belgijczykom. Pod panowaniem belgijskiem Antwerpija nie odzyskała jeszcze dawnej swej świetności, handel bowiem jaki dawniej prowadziła z kolonijami hollenderskiemi zwrócił się na Amsterdam i Rotterdam; powoli jednak przemysł jej i handel zaczynają dźwigać się z upadku.<section end="Antwerpija" /> <section begin="Antyabolicyjoniści" />{{tab}}'''Antyabolicyjoniści,''' stronnictwo w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, sprzeciwiające się wyzwoleniu murzynów niewolników (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Abolicjoniści|Abolicyjoniści]]''). Antyabolicyjoniści główny punkt oparcia, bo znaczną większość liczebną mają w Stanach Południowych, przeważnie rolniczych, oraz tam, gdzie jak np. w Luizyjanie używane jest gospodarstwo tak zwane plantatorskie.<section end="Antyabolicyjoniści" /> <section begin="Antybachiczny wiersz" />{{tab}}'''Antybachiczny wiersz,''' odwrotny bachiczny (ob.), miara trójzgłoskowa, złożona z dwóch syllab długich i jednej krótkiej:.<section end="Antybachiczny wiersz" /> <section begin="Antychlor" />{{tab}}'''Antychlor.''' Tak nazywają rozmaite ciała, służące do zabrania chloru, uwięzionego w ciałach nim bielonych, mogącego osłabiać moc ich włókien, (ob. ''Bielenie'').<section end="Antychlor" /> <section begin="Antychrezys" />{{tab}}'''Antychrezys,''' wyrażenie dawnego prawa greckiego i rzymskiego, to samo co użytkowanie z zastawu; ztąd ''Kontrakt antychretyczny'' (factum antichreticum), znaczy układ, mocą którego dłużnik dozwala swemu wierzycielowi zamiast prowizji użytkować z przedmiotu zastawionego, bez którego to wyraźnego zezwolenia wierzycielowi użytkować zeń nie wolno.<section end="Antychrezys" /> <section begin="Antychryst" />{{tab}}'''Antychryst.''' Pismo święte przepowiada, że zanim Religija Chrystusowa zupełne na ziemi odniesie zwycięztwo, powstanie mąż potężny, a zawzięty wróg chrześcijaństwa, który wszelkie siły i zasoby owładniętych przez siebie narodów, zwróci do stanowczej przeciwko dziełu Chrystusowemu walki. Wielkie poczyniwszy w Kościele Bożym spustoszenia, upadnie nareszcie panowanie jego, a tryjumf chrześcijaństwa tém widoczniejszym się stanie. Nazwa ''Antychryst'', z greckiego języka przyjęta, oznacza po polsku: „Przeciw-Chrystus,” ponieważ on siebie, zamiast Chrystusa, zbawicielem świata ogłosi. ''X. V. S.'' — Znaki przyszłego Antychrysta, według ś. Pawła (II. ''Tessalon''. II, 4, 8 — 12) są, że będzie on człowiek grzechu, syn zatracenia, sprzeciwi się wszystkim i samemu Bogu, wyniesie się nad to wszystko co Bogiem zowią, lub za Boga chwalą: będzie siedział jako Bóg w kościele Bożym, to jest w kościele Jerozolimskim, udawając się żydom za Messyjasza, jak świeci Doktorowie Kościoła zgodnie wykładają. Przyjdzie zaś niedługo przed powtórném przyjściem Jezusa Chrystusa, a przyjdzie otoczony potęgą szatańską, z wszelaką mocą, znakami i cudami kłamliwemi i z wszelkiém zwiedzeniem nieprawości w tych którzy giną, przeto iż miłości prawdy nieprzyjęli, aby byli zbawieni. Dla tego pośle im Bóg skuteczność oszukania, aby wierzyli kłamstwu: iżby byli osądzeni wszyscy, którzy {{pp|niewie|rzyli}}<section end="Antychryst" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 48j96l9kojvjo1ma0bro23pfy2snwc6 3158971 3158836 2022-08-27T10:52:29Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antwerpija" />zawartej z hr. Artois ugody. Połączenie Belgii z Hollandyją r. 1815 pomyślnie wpłynęło na handel i bogactwa Antwerpii, której losy rewolucyja z r. 1830 zjednoczyła nareszcie z Belgiją. Gdy stronnictwo rewolucyjne owładnęło miasto: kommendant jego, generał Chassée (ob.) cofnął się do cytadelli i rozpoczął bombardowanie, które znaczne zrządziło szkody. Większe jeszcze niebezpieczeństwo zagroziło miastu, gdy r. 1832 Francyja i Anglija, dla spełnienia warunków konferencyi londyńskiej, postanowiły wymódz przemocą oddanie cytadelli Belgijczykom. Armija francuzka w liczbie 50, 000, pod dowództwem marszałka Gérard (ob.) stanęła przed warownia, bronioną przez 6.000 Hollendrów pod generałem Chassee. Przykopy otworzono 29 Listopada, a 23 Grudnia po zburzeniu całej prawie cytadelli, kommendant jej zmuszony był kapitulować. Ponieważ król hollenderski kapitulacyi tej nie zatwierdził, generał Chassée przeto z załogą zmuszony był poddać się Francuzom, jako jeniec wojenny; cytadellę i miasto 30 Grudnia oddano Belgijczykom. Pod panowaniem belgijskiem Antwerpija nie odzyskała jeszcze dawnej swej świetności, handel bowiem jaki dawniej prowadziła z kolonijami hollenderskiemi zwrócił się na Amsterdam i Rotterdam; powoli jednak przemysł jej i handel zaczynają dźwigać się z upadku.<section end="Antwerpija" /> <section begin="Antyabolicyjoniści" />{{tab}}'''Antyabolicyjoniści,''' stronnictwo w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, sprzeciwiające się wyzwoleniu murzynów niewolników (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Abolicjoniści|Abolicyjoniści]]''). Antyabolicyjoniści główny punkt oparcia, bo znaczną większość liczebną mają w Stanach Południowych, przeważnie rolniczych, oraz tam, gdzie jak np. w Luizyjanie używane jest gospodarstwo tak zwane plantatorskie.<section end="Antyabolicyjoniści" /> <section begin="Antybachiczny wiersz" />{{tab}}'''Antybachiczny wiersz,''' odwrotny bachiczny (ob.), miara trójzgłoskowa, złożona z dwóch syllab długich i jednej krótkiej:.<section end="Antybachiczny wiersz" /> <section begin="Antychlor" />{{tab}}'''Antychlor.''' Tak nazywają rozmaite ciała, służące do zabrania chloru, uwięzionego w ciałach nim bielonych, mogącego osłabiać moc ich włókien, (ob. ''Bielenie'').<section end="Antychlor" /> <section begin="Antychrezys" />{{tab}}'''Antychrezys,''' wyrażenie dawnego prawa greckiego i rzymskiego, to samo co użytkowanie z zastawu; ztąd ''Kontrakt antychretyczny'' (factum antichreticum), znaczy układ, mocą którego dłużnik dozwala swemu wierzycielowi zamiast prowizji użytkować z przedmiotu zastawionego, bez którego to wyraźnego zezwolenia wierzycielowi użytkować zeń nie wolno.<section end="Antychrezys" /> <section begin="Antychryst" />{{tab}}'''Antychryst.''' Pismo święte przepowiada, że zanim Religija Chrystusowa zupełne na ziemi odniesie zwycięztwo, powstanie mąż potężny, a zawzięty wróg chrześcijaństwa, który wszelkie siły i zasoby owładniętych przez siebie narodów, zwróci do stanowczej przeciwko dziełu Chrystusowemu walki. Wielkie poczyniwszy w Kościele Bożym spustoszenia, upadnie nareszcie panowanie jego, a tryjumf chrześcijaństwa tém widoczniejszym się stanie. Nazwa ''Antychryst'', z greckiego języka przyjęta, oznacza po polsku: „Przeciw-Chrystus,” ponieważ on siebie, zamiast Chrystusa, zbawicielem świata ogłosi.&nbsp;&nbsp;''X.&nbsp;V.&nbsp;S.''&nbsp; — Znaki przyszłego Antychrysta, według ś. Pawła (II. ''Tessalon''. II, 4, 8 — 12) są, że będzie on człowiek grzechu, syn zatracenia, sprzeciwi się wszystkim i samemu Bogu, wyniesie się nad to wszystko co Bogiem zowią, lub za Boga chwalą: będzie siedział jako Bóg w kościele Bożym, to jest w kościele Jerozolimskim, udawając się żydom za Messyjasza, jak świeci Doktorowie Kościoła zgodnie wykładają. Przyjdzie zaś niedługo przed powtórném przyjściem Jezusa Chrystusa, a przyjdzie otoczony potęgą szatańską, z wszelaką mocą, znakami i cudami kłamliwemi i z wszelkiém zwiedzeniem nieprawości w tych którzy giną, przeto iż miłości prawdy nieprzyjęli, aby byli zbawieni. Dla tego pośle im Bóg skuteczność oszukania, aby wierzyli kłamstwu: iżby byli osądzeni wszyscy, którzy {{pp|niewie|rzyli}}<section end="Antychryst" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> o1n1ua05416nkakrxqf207ihnv7xvwg Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/982 100 1084472 3158972 3150445 2022-08-27T10:54:21Z Dzakuza21 10310 X. V. S. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antychryst" />{{pk|wie|rzyli}} prawdzie, ale przyzwolili na nieprawość. Do Antychrysta stosuje się także opis bestyi, podany w rozdziale XIII Objawienia czyli Apokalipsy św. Jana. Antychryst przymusi wszystkich swych zwolenników, aby nosili jakąś cechę albo piętno na prawej ręce. Mieć będzie własne imię i własną liczbę, która jest 666. Jezus zabije go duchem ust swoich. Zaciekli protestanci, w pierwszych wiekach rełormacyi, nazywali papieża Antychrystem. W ogólności, przeciwnikom Jezusa Chrystusa i wiary chrześcijańskiej, dawano imię Antychrystów. Pismo Święte mówi: „Jakoście słyszeli iż Antychryst idzie, i teraz Antychrystów wiele się stało. Kto jest kłamcą, jedno ten, który zaprzecza iż Jezus nie jest Chrystusem. Ten jest Antychryst który zaprzecza Ojca i Syna. Każdy duch który nie wyzna-wa Jezusa, z Boga nie jest: a ten jest Antychryst, o którymeście słyszeli iż idzie, i teraz już jest na świecie. Wiele zwodzicielów wyszło na świat, którzy nie wyznawają iż Jezus Chrystus przyszedł w ciele: ten jest zwodzicicielem i Antychrystem.” (I. list ''ś. Jana'' 2, 18, 22; 4, 3; II list. ''ś. Jana'', 7). Racyjonalizm nowoczesny jest systematem w gruncie antychrześcijańskim, objawem ducha Antychrysta.{{EO autorinfo|widoczny=nie|a1=Walerian Serwatowski;a2=Leon Rogalski}}{{f*|style=float:right|{{tab|30}} ''L.&nbsp;R.''{{tab|60}}}}<section end="Antychryst" /> <section begin="Antycypacyja" />{{tab}}'''Antycypacyja,''' jest to rodzaj pożyczki rządowej, zasadzającej się głównie na tém, iż rząd zadłuża się na rachunek przyszłych podatków. Taki sposób opędzania potrzeb rządowych rzadko dziś ma miejsce, (np. w Turcyi podczas ostatniej wojny 185{{ułamek|3|5}}) ale dawniej, szczególniej we Francyi, w częstém był użyciu. Rząd francuzki udawał się w tym celu do dzierżawcy dochodów publicznych, który ani mógł odmówić, ani też żadnego powodu do tego nie miał, albowiem był zawsze pewnym odwetowania pożyczonej summy za pomocą podatków. Taka operacyja finansowa wielce była szkodliwą dla państwa, z następujących powodów: 1) Rząd stawał się niejako zawisłym od tych, którzy od jego władzy i nadzoru zależeć byli powinni; 2) Dzierżawcy, wynagradzając sobie za kłopoty i ryzyko, używali niegodziwych sposobów przy ściąganiu podatków; 3) Sposób ten prowadził do bankructwa, albowiem przy łatwości antycypowania przyszłych dochodów, długi państwa wzrastały bez ustanku. Wszystkie te przyczyny stały się powodem, szczególniej po ustaleniu się kredytu publicznego w Europie, że sposób ratowania się w potrzebie za pomocą antycypacyi zupełnie zaniechanym został.<section end="Antycypacyja" /> <section begin="Antycyra" />{{tab}}'''Antycyra,''' nazwisko dwóch miast w starożytności, jednego pod górą Oeta w Tessalii, drugiego w Focydzie nad zatoką Koryncką. W sąsiedztwie obu rosła obficie ciemierzyca, której przypisywano własność oczyszczania mózgu i leczenia głupoty, ztąd poszło przysłowie, odnoszące się do ludzi ograniczonych: „Idź do Antycyry.“<section end="Antycyra" /> <section begin="Antydot" />{{tab}}'''Antydot''' (z greckiego ''anti'' przeciw, i ''didonai'' dawać) ''przeciw-trucizna, przeciw – danie''. Przedtem oznaczano tym wyrazem, wszystkie niemal środki lekarskie, bądź proste bądź złożone, zadawane jako antydota przeciwko wszystkim chorobom. Dziś znaczenie tego wyrazu jest ściślej ograniczone: antydot znaczy teraz wyłącznie środek jakowy’, używany lub zalecany dla zniszczenia albo zobojętnienia zażytej trucizny, tak aby ona zdrowiu nie szkodziła. Właściwie zatem antydot znaczy teraz przeciw-truciznę. Dawniej takich antydotów była znaczna liczba, nowsze jednak poszukiwania i pilniej powtarzane doświadczenia przekonały o ich bezskuteczności. Dzisiaj wprawdzie nie wiele znamy przeciw-trucizn, lecz dzięki postępowi chemii, są one pewniejsze już i skuteczniejsze, takiemi są: białko przeciw sublimatowi, czyli dwu-chlorkowi rtęci; wodan tlenku drugiego żelaza (''hydras ferri liquidus''), na arszenik; sól kuchenna na saletran srebra; chlor na kwas pruski, krochmal na jod; kwasy na<section end="Antydot" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hxhlpmvhs3cajkls7hyy6nkp65p38pi Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/997 100 1084493 3158840 3150492 2022-08-27T07:07:22Z Dzakuza21 10310 dr. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anty-papież" />Felixa V, i trzymał stolice apostolską przeciwko papieżom: Eugenijuszowi IV i Mikołajowi V, lecz na rzecz tego ostatniego zrzekł się swej władzy 1449 r.{{EO autorinfo|''L. R.''}}<section end="Anty-papież" /> <section begin="Antyparos" />{{tab}}'''Antyparos,''' w starożytności Oleaoros, jedna z wysp Cykladzkich w Archipelagu greckim, oddzielona wazką tylko i miałką cieśniną od wyspy Paros (ob.), i razem z nią należąca do prowincyi greckiej Naxos; liczy na powierzchni pół mili □ około 800 mieszkańców. Dla braku wody strony tylko północna i zachodnia są uprawne. Cześć południowa wyspy bardzo jest górzysta, i tam w głębokości 1, 000 stóp pod powierzchnią znajduje się słynna grota, z mnóstwem świetnie białych najrozmaitszej formacyi stalaktytów. Południowy kraniec Antyparos z przyległą wyspą wapienną Spotiko, tworzy port dogodny.<section end="Antyparos" /> <section begin="Antypast" />{{tab}}'''Antypast,''' zwano przysmaczek, przedkąsek suchy do jedzenia, lub do picia w trunku, przed samym obiadem dawany; wszelkie zaś inne łakocie starzy Polacy nazywali ''papinką''.<section end="Antypast" /> <section begin="Antypatyja" />{{tab}}'''Antypatyja,''' przeciwna ''sympatyi'' (ob.), oznacza niechęć istoty żyjącej do innych istot lub rzeczy. Starożytni niesłusznie przypisywali antypatyję również i przedmiotom nieżywotnym; w niższorzędnych bowiem zwierzętach i roślinach objawy życia do antypatyi zbliżone, tłumaczyć należy szkodliwością wpływu, jaki wywiera na nie istota przez nie znienawidzona. Toż samo bezwątpienia dzieje się niekiedy i w zwierzętach wyższorzędnych, a nawet w ludziach, chociaż tu wpływają również niechby tylko niejasne i mimowolne pojęcia umysłowe. Niekiedy z antypatyją łączy się także ''idyjozynkrazyja'' (ob).<section end="Antypatyja" /> <section begin="Antypody" />{{tab}}'''Antypody,''' nazwa mieszkańców naszej ziemi, osiedlonych w dwóch punktach wprost sobie przeciwnych, czyli zwróconych ku sobie stopami, z czego miano powyższe wzięło początek. Antypody mieszkają w jednakich lecz przeciwległych sobie szerokościach geograficznych, długości zaś geograficzne ich stanowisk różnią się o 180. Pory roku i dnia u Antypodów są sobie wprost przeciwne, tak iż środkowi lata u jednych, odpowiada środek zimy u drugich, a gdy u jednych jest północ, drudzy mają południe. Antypodami Europy są mieszkańcy Nowej-Zeląndyi i dalszych wysp Oceanu Południowego. Okrągłość ziemi naprowadzała oddawna na myśl o Antypodach, którą już starożytni filozofowie, a mianowicie stoicy, przyjęli za pewnik. Za czasów chrześcijaństwa Ojcowie Kościoła znaleźli pojęcie to przeciwném podaniom Pisma Świętego, a w VIII stuleciu rzucono nawet klątwę na wszystkich jego stronników. Dopiero gdy podróże morskie żadnej pod tym względem nie zostawiły wątpliwości, ustała opozycyja przeciw nauce o kulistości ziemi i połączonemu z nią wyobrażeniu o Antypodach. Z Antypodami mieszać nie należy [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Antoecyjanie|Antecyjan]] (ob.), mieszkających pod tym samym południkiem, ale po dwóch przeciwnych stronach równika.<section end="Antypody" /> <section begin="Antypka" />{{tab}}'''Antypka.''' Tak nazywamy cybuch z czereśni tureckiej, używany do osadzania na nim fajek glinianych zwykle stambulkami zwanych. Długość antypki, z jednej sztuki, i jej grubość stanowi wartość właściwą. Cena stosownie do tych warunków od 50 — 100 i dwustu złotych wynosi.<section end="Antypka" /> <section begin="Antyscyjanie" />{{tab}}'''Antyscyjanie''' (z greckiego: ''anti'' przeciw, i ''skia'' cień), toż samo co ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Antoecyjanie|Antoecyjanie]]'' (ob.), tak nazwani, że cień ich, w skutek odmiennego położenia względem słońca, pada zawsze na stronę przeciwną, jeżeli jednych na północ, to drugich na południe.<section end="Antyscyjanie" /> <section begin="Antyseptyczne środki" />{{tab}}'''Antyseptyczne środki.''' Pod tym wyrazem rozumiemy wszelkiego rodzaju środki ''sprzeciwiające się'' dobrowolnemu rozkładowi, gniciu, butwieniu, próchnieniu, fermentacyi materyi organicznych, i zachowujące je od zepsucia. Zachowanie ciał organicznych od zepsucia jest rzeczą niezmiernie ważną, ponieważ wiele przedmiotów codziennego użytku, służących szczególniej na pokarm, w {{pp|zwy|czajnych}}<section end="Antyseptyczne środki" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> oo1hltxabwpb6euegeq55zx919nyqiu Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/7 100 1085345 3157977 3152717 2022-08-26T19:51:22Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /><br><br></noinclude>{{c|JAROSLAV HAŠEK|roz=0.4em}} {{c|★|przed=15px|po=15px}} {{c|'''SZWEJK NA TYŁACH'''|roz=0.2em|w=130%}} <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dionk3nee0mch5j55n61e0424234vza Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/8 100 1085346 3157907 3152719 2022-08-26T18:06:55Z Wieralee 6253 sekcje proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Maire" /><br><br></noinclude>{{c|'''PRZYGODY'''|w=120%|roz=0.2em}} {{c|'''DOBREGO WOJAKA SZWEJKA'''|w=130%|roz=0.2em}} {{c|'''PODCZAS WOJNY ŚWIATOWEJ'''|w=130%|roz=0.2em}} <section begin="s2"/><br> {{c|I}} {{c|''[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I|Szwejk na tyłach]]''|w=120%}} <br> {{c|II}} {{c|''[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom II|Szwejk na froncie]]''|w=120%}} <br> {{c|III}} {{c|''[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom III|Przesławne lanie]]''|w=120%}} <br> {{c|IV}} {{c|''[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom IV|Po przesławnym laniu]]''|w=120%}} <br><section end="s2"/><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0di418cfbj9ijjxurt9ksyxojkxpvj1 3157978 3157907 2022-08-26T19:51:54Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /><br><br></noinclude>{{c|'''PRZYGODY'''|w=120%|roz=0.2em}} {{c|'''DOBREGO WOJAKA SZWEJKA'''|w=130%|roz=0.2em}} {{c|'''PODCZAS WOJNY ŚWIATOWEJ'''|w=130%|roz=0.2em}} <section begin="s2"/><br> {{c|I}} {{c|''[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I|Szwejk na tyłach]]''|w=120%}} <br> {{c|II}} {{c|''[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom II|Szwejk na froncie]]''|w=120%}} <br> {{c|III}} {{c|''[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom III|Przesławne lanie]]''|w=120%}} <br> {{c|IV}} {{c|''[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom IV|Po przesławnym laniu]]''|w=120%}} <br><section end="s2"/><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9xh1sb7vzmvkgbth0v1rret780jgt2h Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/9 100 1085347 3157905 3152715 2022-08-26T18:06:32Z Wieralee 6253 sekcje proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Maire" /><br><br></noinclude><section begin="t1"/>{{c|JAROSLAV HAŠEK|w=20px|roz=0.4em}} <br><br> {{c|'''PRZYGODY'''|w=28px|roz=0.2em}} {{c|'''DOBREGO WOJAKA'''|w=28px|roz=0.2em}} {{c|'''SZWEJKA'''|w=28px|roz=0.2em}} {{c|'''PODCZAS'''|w=14px|roz=0.2em|przed=10px|po=10px}} {{c|'''WOJNY ŚWIATOWEJ'''|w=20px}} <br><section end="t1"/> {{c|★|w=24px}} <br> {{c|''Szwejk na tyłach''|w=24px|roz=0.2em}} <br><br><br><br><br> {{c|'''•''' &nbsp; {{roz|KSIĄŻKA i WIEDZ|0.2}}A &nbsp; '''•'''}} {{c|''Spółdzielnia Wydawnicza''|roz}} {{c|{{roz|Warszawa}} 1949|w=12px}} <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hrg9bdjgyjj5tgszwhpmqdfohrjyj35 Dyskusja indeksu:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf 103 1085348 3157916 3152955 2022-08-26T18:20:51Z Wieralee 6253 --- wikitext text/x-wiki {{tab}}Przygody Szwejka w pociągu.<br> {{tab}}W przedziale drugiej klasy pociągu pośpiesznego Praga — Czeska — Budziejowice siedziało trzech pasażerów: nadpo — rucznik Lukasz, naprzeciwko którego siedział starszy, zupełnie łysy pan, i Szwejk, który stał skromnie przy drzwiach, wiodących na korytarz, i szykował się akurat do wysłuchania nowego wybuchu gniewu swego nadporucznika, który, nie zwracając uwagi na obecność łysego cywila, dawał upust swej złości na Szwejka, wywodząc mu przez cały czas podróży, że jest bydlęciem Pana Boga itp.<br> {{tab}}Chodziło właściwie o drobnostkę, o liczbę tobołów, którymi Szwejk się opiekował.<br> {{tab}}— Skradli nam kufer — przedrzeźniał nadporucznik Szwejka. — Łatwo ci powiedzieć takie słowo, ty drabie!<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant — głosem cichym odezwał się Szwejk — że naprawdę go skradli. Po dworcach zawsze się włóczy dużo takich indywiduów, a ja wyobrażam to sobie tak, że jednemu z nich musiał się podobać pański kufer i że ten człowiek niewątpliwie skorzystał z okazji, kiedy oddaliłem się od bagażu, żeby panu zameldować, że z bagażem naszym wszystko jest w porządku. Mógł on pański kufer skraść tylko w takim pomyślnym momencie. Na taki<br> {{tab}} <br> {{tab}}moment oni czekają. Przed dwoma laty na północnozachodnim dworcu skradli pewnej pani wózek dziecinny razem z dziewczynką w poduszkach, ale byli tacy szlachetni, że dziewczynkę oddali w komisariacie policji na naszej ulicy, że niby znaleźli ją podrzuconą w bramie. Potem gazety zrobiły z tej pani wyrodną matkę.<br> {{tab}}Po czym Szwejk zadeklarował z całym naciskiem:<br> {{tab}}— Na dworcach kradło się zawsze i będzie się kradło dalej. Inaczej nie można.<br> {{tab}}— Jestem przekonany, mój Szwejku — zabrał głos nad — porucznik — że skończycie kiedyś najpaskudniej w świecie. Ciągle jeszcze nie wiem, czy udajecie wielkiego bałwana, czy też urodziliście się już takim bałwanem. Co w tym kufrze było?<br> {{tab}}— Prawie że nic, panie oberlejtnant — odpowiedział Szwejk, nie spuszczając oka z łysiny cywila, siedzącego naprzeciwko Lukasza, a jak się zdawało, zgoła obojętnego wobec kradzieży kufra. Czytał spokojnie „Neue Freie Presse“. — W całym tym kufrze było tylko lustro z naszego pokoju i żelazny wieszak z przedpokoju, tak że właściwie nie ponieśliśmy żadnej straty, ponieważ lustro i wieszak należały do gospodarza.<br> {{tab}}Widząc, że nadporucznik zrobił groźny gest, mówił Szwejk dalej głosem jak najłagodniejszym:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że przedtem nic o tym nie wiedziałem, że ten kufer będzie skradziony, a co do lustra i wieszaka, to powiedziałem panu gospodarzowi, że mu te rzeczy oddamy, jak wrócimy z wojny. W krajach nieprzyjacielskich jest dużo luster i wieszaków, tak że i pan gospodarz nie może ponieść żadnej straty. Jak tylko zdobędzie — my jakie miasto...<br> {{tab}}— Stulić gębę! — straszliwym głosem przerwał mu nadporucznik. — Zobaczycie, że oddam was kiedy pod sąd połowy. Pomyślcie o tym dobrze, jeśli nie jesteście największym bał<br> {{tab}}6<br> {{tab}} <br> {{tab}}wanem na całym świecie. Inny, choćby żył tysiąc lat, nie narobiłby tyle błazeństw, ile wy narobiliście w ciągu paru tygodni. Mam nadzieję, że sami też to zauważyliście.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że zauważyłem, bo ja mam, jak to mówią, bardzo rozwinięty zmysł obserwacyjny i zawsze zauważę, gdy już za późno i gdy się stanie coś niemiłego. Mam takiego pecha, jak niejaki Nechleba z Neka — zanki, który chodził do szynku w „Suczym gaiku“. Zawsze chciał postępować dobrze i od soboty prowadzić nowe życie, a na drugi dzień po takim postanowieniu mawiał zawsze: — Nad ranem zauważyłem, przyjaciele drodzy, że leżę na pryczy. — I zawsze spotkała go taka rzecz, kiedy postanawiał, że do domu pójdzie w porządku, a w końcu pokazywało się, że wywrócił gdzieś jakąś przegrodę albo wyprzągł komu konia, albo téż chciał sobie przeciągnąć cybuch od fajki kogucim piórem z kapelusza patrolującego policjanta. Ogarniała go rozpacz z tego powodu, a najwięcej smuciło go to, że to była sprawa dziedziczna. Jego dziadek wybrał się na wędrowanie...<br> {{tab}}— Nie zawracajcie mi głowy swoimi głupimi opowiadaniami!<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że wszystko, co mówię, jest najświętszą prawdą. Jego dziadek poszedł na wędrowanie...<br> {{tab}}— Szwejku! — krzyknął rozzłoszczony nadporucznik — jeszcze raz rozkazuję wam, abyście mi nic nie opowiadali. Nie chcę nic słyszeć. Jak tylko przyjedziemy do Budziejowic, to się z wami rozliczę. Wiecie, że was każę wsadzić do paki?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że o tym nic nie wiem — miękko odpowiedział Szwejk — bo jeszcze pan o tym nie wspominał.<br> {{tab}}Nadporucznik mimo woli zazgrzytał zębami. Westchnął, wyjął z płaszcza „Bohemię“ i czytał wieści o wielkich zwycięstwach i o czynach niemieckiej łodzi podwodnej „E“, grasującej na Morzu Śródziemnym, ale gdy się doczytał o no<br> {{tab}}7<br> {{tab}} <br> {{tab}}wym wynalazku niemieckim wysadzania miast w powietrze przy pomocy specjalnych bomb, rzucanych z aeroplanów i wybuchających trzy razy z rzędu, przerwał mu głos Szwejka, który zwracał się do łysego pana:<br> {{tab}}— Przepraszam szanownego pana, czy pan nie jest panem Purkrabkiem, przedstawicielem banku Slavia?<br> {{tab}}Gdy łysy pan nie odpowiadał, Szwejk zwrócił się do nad — porucznika:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że razu pewnego czytałem w gazecie, że człowiek normalny powinien mieć przeciętnie od sześćdziesięciu do siedemdziesięciu tysięcy włosów i że czarne włosy bywają rzadsze, jak widać w wielu wypadkach.<br> {{tab}}I nieubłaganie wywodził dalej:<br> {{tab}}— A jeden medyk w kawiarni „U Szpirków“ mówił, że najczęściej wypadają włosy skutkiem wstrząsu umysłowego przy połogu.<br> {{tab}}Ale w tej chwili stała się rzecz straszliwa. Łysy pan zerwał się i zaryczał na Szwejka:<br> {{tab}}— Marsz her^us, sie Schweinkerl! — Kopniakiem wyrzucił go za drzwi i powróciwszy na swoje miejsce, zgotował nadporucznikowi małą niespodziankę, przedstawiając mu się.<br> {{tab}}Chodziło o drobne nieporozumienie, bo łyse indywiduum nie było panem Purkrabkiem, przedstawicielem banku Slavia, lecz tylko generałmajorem von Schwarzburg. Pan generał odbywał w cywilnym ubraniu podróż do Budziejowic, aby je zaskoczyć niespodzianie.<br> {{tab}}Był to najstraszliwszy ze wszystkich generałów inspekcyjnych, jacy zrodzili się kiedykolwiek na tym padole, i jeśli znalazł coś nie w porządku, to z dowódcą garnizonu prowadził rozmowę bardzo zwięzłą:<br> {{tab}}— Czy pan ma rewolwer? — Mam. — Doskonale. Na pań<br> {{tab}}8<br> {{tab}} <br> {{tab}}skim miejscu wiedziałbym, jak z niego skorzystać, bo to, co tutaj widzę, to nie garnizon, ale stado świń.<br> {{tab}}I rzeczywiście, po jego podróży inspekcyjnej zawsze się gdzieś ktoś zastrzelił, co pan generał przyjmował do wiadomości z zadowoleniem:<br> {{tab}}— Tak być powinno! Żołnierz jak się patrzy!<br> {{tab}}Zdaje się, że nie lubił, gdy po jego inspekcji wszyscy pozostawali przy życiu. Miał manię przenoszenia oficerów na najgorsze miejsce. Wystarczył drobiazg, aby oficer żegnał się ze swoją załogą i wędrował na pogranicze czarnogórskie albo do jakiego pijanego, rozpaczliwego garnizonu w zapomnianym zakątku Galicji.<br> {{tab}}— Panie nadporuczniku — zapytał — gdzie pan kończył szkołę wojskową?<br> {{tab}}— W Pradze.<br> {{tab}}— A więc otrzymał pan wykształcenie w szkole wojskowej i nie wie pan, że oficer jest odpowiedzialny za swego podwładnego? Bardzo ładnie. Po drugie, gawędzi pan ze swoim służącym, jak z jakim zaufanym przyjacielem. Po trzecie, pozwala mu pan obrażać swoich przełożonych. I to jest właśnie najlepsze. Z tego wszystkiego wysnuję odpowiednie konsekwencje. Jak się pan nazywa, panie nadporuczniku?<br> {{tab}}— Lukasz.<br> {{tab}}— A w którym pułku pan służy?<br> {{tab}}— Byłem...<br> {{tab}}— Dziękuję. O tym, co było, nie ma mowy, chcę wiedzieć, gdzie pan jest teraz.<br> {{tab}}— W dziewięćdziesiątym pierwszym pułku piechoty, panie generale. Zostałem przeniesiony...<br> {{tab}}— A, przeniesiony... Bardzo dobrze zrobili. Nie zaszkodzi panu, gdy w czasie najbliższym przespaceruje się pan razem z dziewięćdziesiątym pierwszym pułkiem gdzieś na front.<br> {{tab}}— Co do tego decyzja już zapadła, panie generale.<br> {{tab}}Generał zaczął obszerny wykład o tym, iż oficerowie roz<br> {{tab}}9<br> {{tab}} <br> {{tab}}mawiają ze swoimi podwładnymi w tonie bardzo poufałym i że widzi w tym krzewienie niebezpiecznych zasad demokratycznych. Żołnierza trzeba trzymać w strachu przed przełożonymi, żołnierz musi drżeć przed swoim oficerem, bać się go. Oficerowie muszą trzymać żołnierzy dziesięć kroków od siebie i nie powinni im pozwalać, aby myśleli samodzielnie, w ogóle nie powinni tolerować myślenia, bo w tym spoczywa tragiczny zamęt ostatnich lat. Dawniej szeregowcy bali się oficerów jak ognia, ale dzisiaj...<br> {{tab}}Generał machnął ręką, jakby tracił wszelką nadzieję.<br> {{tab}}— Dzisiaj prawie wszyscy oficerowie pieszczą się z żołnierzami. To chciałem powiedzieć.<br> {{tab}}Generał rozłożył znowu gazetę i zabrał się do czytania. Nadporucznik Lukasz, blady, wyszedł na korytarz, żeby wziąć się za Szwejka.<br> {{tab}}Ujrzał go stojącego przy oknie z tak błogim i zadowolonym wyrazem twarzy, jaki może mieć tylko miesięczne dzieciątko, które się nassało i lula spokojnie.<br> {{tab}}Nadporucznik stanął, skinął na Szwejka i wskazał mu pusty przedział. Wszedł do niego za Szwejkiem i zamknął drzwi.<br> {{tab}}— Szwejku — rzekł uroczyście — nareszcie nadeszła chwila, w której dostaniecie parę razy w pysk, jak jeszcze nikt nie dostał. Dlaczego zaczepiliście tego łysego pana? Czy wiecie, że to jest generał Schwarzburg?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant — odezwał się Szwejk z miną męczennika — że ja nigdy w życiu nie miałem zamiaru obrazić kogokolwiek i że w ogóle nie miałem wyobrażenia ani pojęcia, że taki pan generał jest na świecie. On naprawdę jest jak wykapany pan Purkrabek, przedstawiciel banku Slavia. Ten pan chodził do naszego szynku i gdy razu pewnego przy stole zasnął, to jakiś dobrodziej wypisał mu na jego łysinie ołówkiem atramentowym:<br> {{tab}}10<br> {{tab}} <br> {{tab}}Niniejszym pozwalamy sobie podług stawki III. c. zaproponować panu uciułanie posagu i zaopatrzenie pańskich dzieci przy pomocy ubezpieczenia na ż y c i e.<br> {{tab}}Naturalnie, że wszyscy sobie poszli, a ja tam z nim zostałem sam, a ponieważ mam zawsze pecha, więc gdy się ten pan przebudził, to spojrzał w lustro i rozzłościł się, bo myślał, że ja mu to zrobiłem, i chciał mi też dać parę razy w pysk.<br> {{tab}}Słówko,,też“ spłynęło z ust Szwejka tak tkliwie i w tonie takiej żałosnej skargi, że nadporucznikowi opadły ręce.<br> {{tab}}Zaś Szwejk mówił dalej:<br> {{tab}}— O taką drobną pomyłkę to się ten pan nie potrzebuje złościć. On powinien naprawdę mieć od sześćdziesięciu do siedemdziesięciu tysięcy włosów, jak czytałem w artykule o tym, co powinien mieć człowiek normalny. Mnie nawet na myśl nie przyszło, że jest na świecie jakiś łysy pan generał. To jest, jak się mówi tragiczna pomyłka, jaka trafić się może każdemu, gdy jeden coś powie, a drugi zaraz się tego czepi. Kiedyś opowiadał nam krawiec Hyvel, jak z miasta Styrii, w którym pracował, jechał do Pragi przez Leoben, a miał przy sobie szynkę, którą kupił sobie w Mariborze. Jedzie sobie pociągiem i nic, myślał, że jest jedynym Czechem między pasażerami, a jak koło St. Moritz zaczął sobie krajać płaty z tej szynki, to ten pan, co siedział naprzeciwko niego, spoglądał na nią oczami zakochanymi, a w gębie miał pełno ślin. Gdy ten krawiec to zobaczył, to rzekł do siebie na głos: — Żarłbyś, drabie drabiasty, żeby ci dali. — A tamten pan mu po czesku na to odpowiedział: — Jużci żarłbym, żebyś dał. — Więc tę szynkę do spółki zeżarli, zanim dojechali do Budzie — jowic, a ten pan nazywał się Wojciech Rous.<br> {{tab}}Nadporucznik spojrzał na Szwejka i wyszedł z przedziału. Gdy znowu siedział na swoim miejscu naprzeciwko generała, we drzwiach przedziału ukazała się poczciwa twarz Szwejka.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że za pięć mi<br> {{tab}}li<br> {{tab}} <br> {{tab}}nut będziemy w Taborze. Pociąg stoi tam pięć minut. Czy nie każe pan przynieść coś do zjedzenia? Przed laty miewali tutaj bardzo dobrą...<br> {{tab}}Nadporucznik zerwał się na równe nogi i wyrzuciwszy Szwejka za drzwi mówił do niego w korytarzyku:<br> {{tab}}— Jeszcze raz wam powtarzam, że im dalej jesteście ode mnie, tym lepiej dla was. Najszczęśliwszy byłbym, gdybyście w ogóle znikli z moich oczu, i bądźcie pewni, że postaram się o to. Nie zbliżajcie się do mnie w ogóle. Zniknijcie, przepad — nijcie, wy, bydlę cymbalskie!<br> {{tab}}— Rozkaz, panie oberlejtnant.<br> {{tab}}Szwejk zasalutował, odwrócił się i krokiem wojskowym oddalił się na koniec korytarzyka, gdzie usiadł skromnie na ławeczce służbowej i nawiązał rozmowę z jakimś funkcjonariuszem kolejowym:<br> {{tab}}— Czy mi pan pozwoli zapytać się o coś?<br> {{tab}}Kolejarz, nie mający widać ochoty do wdawania się w rozmowę, skinął głową z lekka i apatycznie.<br> {{tab}}— Chadzał do mnie — zaczął Szwejk obszernie — pewien dobry człowiek, niejaki Hofmann, a ten Hofmann zawsze twierdził, że sygnały alarmowe w pociągach nigdy nie funkcjonują, jednym słowem, że to na nic, choć się i pociągnie za taką rączkę. Ja, prawdę powiedziawszy, nigdy się takimi rzeczami nie interesowałem, ale skorom już na ten sygnał alarmowy zwrócił tutaj uwagę, to chciałbym wiedzieć, jak się rzeczy mają, bo może się zdarzyć, że trzeba będzie pociągnąć.<br> {{tab}}Szwejk wstał i razem z funkcjonariuszem kolejowym podszedł do hamulca alarmowego z napisem: „W razie niebezpieczeństwa“.<br> {{tab}}Kolejarz uważał za swój obowiązek objaśnić Szwejka, na czym polega cały mechanizm aparatu alarmowego.<br> {{tab}}— Słusznie panu powiedzieli, że trzeba pociągnąć za tę rączkę, ale ołgali pana, że to nie funkcjonuje. Zawsze zatrzyma się pociąg, ponieważ to idzie przez wszystkie wagony i jest<br> {{tab}}12<br> {{tab}} <br> {{tab}}połączone z lokomotywą. Hamulec alarmowy musi funkcjonować.<br> {{tab}}Przy tym wykładzie obaj trzymali ręce na rączce hamulca i nie wiadomo, jak to się właściwie stało, że rączka się osunęła, a pociąg stanął.<br> {{tab}}Nie mogli się zgodzić z sobą, kto z nich właściwie dał sygnał alarmowy.<br> {{tab}}Szwejk twierdził, że to nie on, że nie mógł zrobić takiej rzeczy, bo nie jest przecie ulicznikiem.<br> {{tab}}— Mnie samemu dziwno — rzekł poczciwie do konduktora — dlaczego właściwie pociąg stanął tak od razu. Jedzie, jedzie i od razu stoi. Mnie to jeszcze bardziej irytuje niż pana.<br> {{tab}}Jakiś poważny pan stanął w obronie kolejarza i twierdził, że słyszał, jak ten żołnierz pierwszy zaczął rozmawiać o sygnałach alarmowych.<br> {{tab}}Natomiast Szwejk stale coś mć^^w^ o swojej uczciwości i o jym, że wcale nie jest zainteresowany w opóźnieniu pociągu, ponieważ jedzie na wojnę.<br> {{tab}}— Pan zawiadowca stacji wytłumaczy to — zadecy<br> {{tab}}dował konduktor. — Zapłaci pan za to dwadzieścia koron.<br> {{tab}}Tymczasem widać było, jak podróżni wychodzą z wagonów, nadkonduktor gwiżdże, a jakaś pani biegnie wystraszona z walizką podróżną prosto w pole.<br> {{tab}}— To naprawdę warto dwadzieścia koron — rzekł roztropnie Szwejk, nie tracąc ani na chwilę spokoju. — To jeszcze, powiem panu, tanio. Pewnego razu, jak najjaśniejszy pan zwiedzał Żyżków, ta niejaki Franek Sznor zatrzymał jego powóz w ten sposób, że przed najjaśniejszym panem ukląkł na obu kolanach na środku jezdni. Potem komisarz policji z tego rewiru rzekł do Franka Sznora z płaczem, że nie powinien był robić mu tego w jego rewirze, ale o jedną ulicę dalej, która już należy do rewiru radcy policyjnego Krausego. Tam<br> {{tab}}13<br> {{tab}} <br> {{tab}}powinien był złożyć hołd. No i tego pana Sznora wpakowali do ula.<br> {{tab}}Szwejk rozglądał się właśnie dokoła, gdy do słuchaczy jego przyłączył się nadkonduktor pociągu.<br> {{tab}}— Zdaje się — rzekł Szwejk — że czas jechać dalej. Tu nic przyjemnego, gdy pociąg się spóźnia. Żeby to jeszcze w czasie pokoju, to bym nic nie mówił, ale jak jest wojna, to wszyscy powinni wiedzieć, że każdym pociągiem jeżdżą osoby wojskowe, generałowie, oberlejtnanty, bursze. Każde takie spóźnienie, to rzecz paskudna. Napoleon spóźnił się pod Waterloo o pięć minut i zapaskudził sobie całą swoją sławę...<br> {{tab}}W tej chwili przez gromadkę słuchaczy Szwejka przedarł się nadporucznik Lukasz. Był upiornie blady i nie zdobył się na nic innego, tylko na jedno słowo:<br> {{tab}}— Szwejku!...<br> {{tab}}Szwejk zasalutował i odezwał się:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że na mnie spychają, że to ja zatrzymałem pociąg. Administracja kolei żelaznej ma bardzo dziwne plomby przy hamulcach alarmowych. Człowiek nie powinien nawet zbliżać się do tego, bo może mieć przygodę i potem mogą chcieć od niego dwadzieścia koron, jak na przykład chcą ode mnie.<br> {{tab}}Nadkonduktor wyskoczył z wagonu, dał sygnał i pociąg ruszył dalej.<br> {{tab}}Słuchacze Szwejka porozchodzili się do przedziałów, a nadporucznik Lukasz bez słowa wrócił na swoje miejsce.<br> {{tab}}W sionce pozostał tylko konduktor z Szwejkiem i funkcjonariuszem kolejowym. Konduktor wyjął z kieszeni książkę służbową i zapisywał relację o całym wypadku. Kolejarz spoglądał na Szwejka okiem nieprzyjaznym, ale Szwejk zapytał go życzliwie:<br> {{tab}}— Dawno pan służy na kolei?<br> {{tab}}Ponieważ kolejarz nie odpowiadał, przeto Szwejk zadeklarował, że znał niejakiego Franciszka Mliczko z Uhrzyniewsi<br> {{tab}}14<br> {{tab}} <br> {{tab}}koło Pragi, który razu pewnego też pociągnął za rączkę takiego hamulca alarmowego i tak się przestraszył, że przez dwa tygodnie nie mógł mówić i odzyskał mowę dopiero wówczas, gdy przyszedł w odwiedziny do ogrodnika Wańka w Hostiwa — rzu, gdzie się z kimś przemówił, a tamten przetrącił przez: niego bykowiec.<br> {{tab}}— To się stało — dodał Szwejk — w roku tysiąc dziewięćset dwunastym, w maju.<br> {{tab}}Kolejarz wszedł do — klozetu i zamknął się w nim.<br> {{tab}}Ze Szwejkiem pozostał tylko konduktor i dopominał się dwudziestu koron grzywny, podkreślając, że w razie przeciwnym będzie musiał zaprowadzić go w Taborze do zawiadowcy stacji.<br> {{tab}}— Bardzo dobrze — rzekł Szwejk — ja bardzo lubię porozmawiać z ludźmi wykształconymi i bardzo mi będzie przyjemnie poznać zawiadowcę stacji Tabor.<br> {{tab}}Wyjął z bluzy fajkę, zapalił i puszczając obłoki dymu z ostrego wojennego tytoniu, mówił dalej:<br> {{tab}}— Przed laty w Switawie był zawiadowcą stacji pan Wagner. Dla podwładnych swoich był skończonym draniem i szykanował ich gdzie tylko mógł, a najwięcej niejakiego Jun — gwirta, zwrotniczego, aż ten biedak z rozpaczy poszedł i utopił się. Ale zanim się utopił, napisał list do zawiadowcy stacji, że po nocach będzie go straszył. Prawdę mówię: straszył go. Siedzi mój zawiadowca w nocy przy aparacie telegraficznym, a tu dzwonek dyńdyń i zawiadowca przyjmuje depeszę: — Jak się masz, łotrze? Jungwirt. — A nocy następnej aparat stukupuku: — Powieś się na semaforze koło mostu. I taki sam podpis: Jungwirt. — I pan zawiadowca go usłuchał. Potem przez to samobójstwo zawiadowcy zaaresztowali telegrafistę ze stacji przed Switawą. Widzi pan, że między niebem i ziemią dzieją się rzeczy, o jakich nie mamy pojęcia.<br> {{tab}}Pociąg wjechał na dworzec taborski, a Szwejk, zanim w to<br> {{tab}}15<br> {{tab}} <br> {{tab}}warzystwie konduktora wysiadł z pociągu, zameldował się jak przystało, u nadporucznika Lukasza:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że mnie prowadzą do zawiadowcy stacji..<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz nie odpowiedział. Opanowała go zupełna apatia. Pomyślał, że najlepiej plunąć na wszystko, a mianowicie na Szwejka tak samo jak i na łysego generała. Siedzieć spokojnie w wagonie, wysiąść w Budziejowicach, zameldować się w koszarach i pomaszerować na front z jakim oddziałem marszowym. Na froncie zginąć, jeśli nie można inaczej, i uciec z tego świata, po którym włóczy się taka pokraka, jak Szwejk:.<br> {{tab}}Gdy pociąg ruszył, nadporucznik Lukasz wyjrzał oknem i na peronie zauważył Szwejka, zajętego jakimś poważnym wykładem wobec zawiadowcy stacji. Szwejk otoczony był tłumem ludzi, w którym widać było także kilka uniformów kolejarskich.<br> {{tab}}Nadporucznik westchnął, ale westchnienie jego nie oznaczało żalu. Zrobiło mu się lżej na sercu, że Szwejk pozostał na peronie. Nawet i ten łysy generał nie wydawał mu się teraz takim wstrętnym potworem, jak przed chwilą jeszcze.<br> {{tab}}Pociąg już dawno pędził ku Czeskim Budziejowicom, ale na peronie koło Szwejka ludzi nie ubywało.<br> {{tab}}Szwejk przemawiał o swojej niewinności i przekonał zebranych tak dalece, że jakaś pani wyraziła się:<br> {{tab}}— Znowuż szykanują tu jakiegoś żołnierzyka.<br> {{tab}}Tłum przyznał jej rację, a jakiś pan zwrócił się do zawiadowcy stacji i zadeklarował gotowość zapłacenia za Szwejka dwudziestu koron kary. Powiedział przy tej sposobności, iż jest przekonany, że ten żołnierz nic złego nie zrobił.<br> {{tab}}— Spojrzyjcie na niego — mówił, wysnuwając jakieś wnioski z niewinnego wyrazu twarzy Szwejka, który, stojąc przed tłumem, mówił:<br> {{tab}}— Ja, ludzie kochani, jestem niewinny.<br> {{tab}}16<br> {{tab}} <br> {{tab}}Potem zjawił się wachmistrz żandarmerii i wyprowadził z tłumu pewnego obywatela, którego zaaresztował i pociągnął z sobą, przemawiając do niego:<br> {{tab}}— Za to pan odpowie. Ja panu pokażę podburzać ludzi i wygadywać, że jeśli w taki sposób postępuje się z żołnierzami, to nikt nie ma prawa oczekiwać od nich, aby Austria zwyciężyła.<br> {{tab}}Nieszczęśliwy obywatel nie zdobył się na nic innego, tylko na szczere zapewnienie, że jest majstrem rzeźnickim i ma sklep około starej bramy, a słów swoich użył w całkiem innym znaczeniu.<br> {{tab}}Tymczasem dobry człowiek, wierzący w niewinność Szwejka, zapłacił za niego w kancelarii zawiadowcy karę i zaprowadził Szwejka do restauracji trzeciej klasy, gdzie go poczęstował piwem, a dowiedziawszy się, że wojskowy bilet kolejowy i wszystkie inne dokumenty zostawił Szwejk w ręku nadporucznika Lukasza, dal Szwejkowi wspaniałomyślnie jeszcze pięć koron na bilet do Budziejowic i na piwo.<br> {{tab}}Kiedy się z nim żegnał, szepnął mu poufnie na ucho:<br> {{tab}}— Uważajcie, żołnierzyku, jak będziecie w Rosji w niewoli, to kłaniajcie się ode mnie piwowarowi Zemanowi z Zdołbunowie. Imię moje macie wypisane na kwicie kolejowym. Tylko bądźcie sprytny, żebyście zbyt długo nie ’ siedzieli na froncie.<br> {{tab}}— Niech się pan nie boi — odpowiedział Szwejk. — Zawszeć to bardzo interesujące, gdy można zwiedzić jakie obce kraje niewielkim kosztem.<br> {{tab}}Szwejk pozostał przy stole sam i podczas, gdy przepijał pięć koron, otrzymanych od szlachetnego dobroczyńcy, ludzie na peronie opowiadali sobie z racji zbiegowiska, jakie powstało dokoła niego, że złapali jakiegoś szpiega, który fotografował dworzec, czemu energicznie przeczyła jakaś pani, mówiąc:, że nie złapali żadnego szpiega, ale słyszała, że dragon zarąbał<br> {{tab}}H<br> {{tab}}<br> {{tab}} <br> {{tab}}oficera koło ustępu damskiego, ponieważ ten oficer pchał się tam za jego narzeczoną, która odprowadzała tego dragona.<br> {{tab}}Tym romantycznym kombinacjom, charakteryzującym nerwowość czasów wojennych, uczyniła koniec żandarmeria, usuwając tłum z peronu. A Szwejk pił sobie dalej w pokoju ducha, tkliwie wspominając swego nadporucznika. Co też on pocznie, gdy sam przyjedzie do Czeskich Budziejowic, a w całym pociągu nie znajdzie sługi swego?<br> {{tab}}Przed odejściem pociągu osobowego restauracja klasy trzeciej napełniła się żołnierzami i cywilami. Najwięcej było żołnierzy, a należeli oni do różnych pułków i różnych narodowości, pomieszanych z sobą przez zawieruchę wojenną i przywianych do taborskich lazaretów. Odjeżdżali teraz ponownie na front po nowe rany, kalectwa i cierpienia, aby za nie wysłużyć sobie prosty drewniany krzyż nad grobem. Na krzyżu tym jeszcze po latach śród smutnych równin Galicji trzepotać się będą na wietrze strzępy czapki żołnierskiej z zardzewiałym bącz — kiem, zaś od czasu do czasu usiądzie na niej kruk, pamiętający dawne czasy biesiad bogatych, gdy pola usiane były mnóstwem trupów ludzkich i końskiej padliny, zaś akurat pod czapkami znajdowały się najsmaczniejsze kąski — oczy ludzkie.<br> {{tab}}Jeden z takich kandydatów nowych udręk, wypuszczony po operacji z wojskowego lazaretu, ubrany w bluzę brudną i zamazaną krwią i błotem, przysiadł się do Szwejka. Był to człeczyna chuderlawy, zabiedzony, smutny. Na stole położył małe zawiniątko, wyjął z kieszeni podartą portmonetkę i przeliczał pieniądze.<br> {{tab}}Potem spojrzał na Szwejka i zapytał:<br> {{tab}}— Magyarul?<br> {{tab}}— Ja jestem, kolego, Czech — odpowiedział Szwejk. — Chcesz się napić?<br> {{tab}}— Ne tudom, batńrom<br> {{tab}}18<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Nic nie szkodzi, kolego — zachęcał go Szwejk, przysuwając pełny kufel przed smutnego żołnierza. — Pij, bracie, zdrowo.<br> {{tab}}Tamten zrozumiał, napił się, podziękował — Kószenen szepan — i dalej przeglądał zawartość swej portmonetki. Wzdychał ciężko. Szwejk zrozumiał że ten Węgier chętnie zafundowałby sobie piwa, ale nie ma pieniędzy, więc kazał mu piwa podać. Węgier podziękował i zaczął opowiadać Szwejkowi o czymś smutnym przy pomocy gestów. Wskazywał swoją przestrzeloną rękę i mówił językiem międzynarodowym: — Pif, paf, puf!<br> {{tab}}Szwejk ze współczuciem kiwał głową, a chuderlawy rekonwalescent, opuszczając lewicę na pół metra od ziemi, a potem podnosząc trzy palce do góry, powiadamiał Szwejka, że ma troje dzieci.<br> {{tab}}— Nincz ham, nincz ham — mówił dalej, pragnąc powiedzieć, że w domu nie mają co jeść. Brudnym rękawem swego płaszcza wojskowego ocierał oczy, z których trysnęły łzy. Rękaw był rozszarpany przez kulę, która zraniła chuder — lawego człeczynę za króla węgierskiego.<br> {{tab}}Nic dziwnego, że przy takiej rozmowie nie pozostało Szwejkowi prawie nic z pięciu koron, otrzymanych od szlachetnego dobroczyńcy, i że coraz bardziej oddalał się od Czeskich Bu — dziejowic, w miarę, jak siebie i węgierskiego rekonwalescenta fetował coraz nowymi kuflami piwa.<br> {{tab}}Przez stację znowuż przejechał pociąg odchodzący do Bu — dziejowic, a Szwejk ciągle jeszcze siedział przy stole i słuchał, jak Węgier opowiada swoje: — Pif, paf, puf! Harom gyer — mek, nincz ham, eljen!<br> {{tab}}Tego ostatniego wyrazu używał, trącając się ze Szwejkiem.<br> {{tab}}— Pij, chudzino węgierska — odpowiadał Szwejk. — Chlaj! U was to by naszego tak nie częstowali...<br> {{tab}}Przy sąsiednim stole jakiś żołnierz opowiadał, że kiedy je<br> {{tab}} <br> {{tab}}go dwudziesty ósmy pułk zajechał do Szegedynu, to Węgrzy pokazywali sobte ich palcami i podnosili ręce do góry.<br> {{tab}}Węgrzy mówili, oczywiście, świętą prawdę, ale opowiadający żołnierz czuł się tym najwidoczniej dotknięty, aczkolwiek śród, żołnierzy czeskich było to zjawiskiem bardzo powszednim, a wreszde zaczęh naśladować ich i Węgrzy, gdy im się naprzykrzyły bijatyki w interesie króla węgierskiego.<br> {{tab}}Potem ten opowiadający żołnierz przysiadł się do Szwejka i mówił o tym, jak żwawo zabrali się w Szegedynie do Węgrów, jak ich sprali i powyrzucali z kilku szynków. Ale z uznaniem podniósł fakt, że Węgrzy też się bić umieją i że jeden z nich tak krzepko dziobnął go nożem w plecy, że trzeba było wysłać go za front na kurację,.<br> {{tab}}Ale teraz, gdy wróci do pułku, to kapitan każe go niezawodnie wsadzić do paki za to, że już nie starczyło czasu, żeby temu Węgrowi też zrobić dziurę, i w ten sposób uratować honor pułku.<br> {{tab}}— Ire Dokumenten, wasi tokument? — odezwał się do Szwejka bardzo uprzejmie dowódca kontroli wojskowej, sierżant prowadzący czterech żołnierzy z bagnetami na karabinach. — Ja fidzie c, jaksi(?dzi, n i e j e — chać, tylko pić, furt pić. Bursz.<br> {{tab}}— Dokument? Nie mam, kochanie — odpowiedział Szwejk. — Pan oberlejtnant Lukasz, regiment numer dziewięćdziesiąty pierwszy, zabrał wszystkie dokumenty z sobą, a ja zostałem tu na dworcu.<br> {{tab}}— Was ist das Wort: kochanie? — zwrócił się sierżant do jednego ze swoich żołnierzy, starego landwerzysty, który jak się zdaje, nie bardzo wiernie służył swemu przełożonemu, bo spokojnie odpowiedział:<br> {{tab}}— Kochanie, das ist wie: Herr Feldwebel<br> {{tab}}Sierżant prowadził dalej rozmowę ze Szwejkiem:<br> {{tab}}— Tokument kaszty s o 1 n r,, p e s tokument zamikacz na BanhofsMilit^irkoinman<br> {{tab}}20<br> {{tab}} <br> {{tab}}3or den 1 a u s i g e n Bursch. wie einen t o 11 e n H u n d.<br> {{tab}}Szwejka zaprowadzono do dowództwa dworca, gdzie w izbie strażniczej siedzieli szeregowcy bardzo podobni do landwerzy — sty, który tak ładnie umiał tłumaczyć słowo „kochanie“ swemu naturalnemu wrogowi, zwierzchności sierżanckiej*.<br> {{tab}}Izba strażnicza była ozdobiona fotografiami, jakie w owym czasie ministerstwo wojny rozsyłało po wszystkich kancelariach wojskowych, po szkołach i koszarach.<br> {{tab}}Dobrego wojaka Szwejka przywitał obraz, który, według podpisu przedstawiał scenę, jak plutonowy, Franciszek Ham — mel, i kaprale, Paulharst i Bachmayer, z 21 c. k. pułku strzelców zachęcają oddział do wytrwania. Na drugiej stronie wi — siał obraz z podpisem: „Plutonowy Jan Danko z 5 honwedzkie — go pułku huzarów odkrywa stanowisko baterii nieprzyjacielskiej“.<br> {{tab}}Nieco dalej wisiał plakat z napisem:<br> {{tab}}Piękne przykłady odwagi.<br> {{tab}}Takimi to plakatami, których tekst ze zmyślonymi przykładami osobliwej odwagi układali w kancelariach ministerstwa różni niemieccy dziennikarze, chciała stara, zgłupiała Austria wzbudzić zapał wojenny w żołnierzach, którzy takich rzeczy nigdy nie czytali, a gdy im takie wzory męstwa posyłano na front w postaci broszurek, to używali ich papieru do skręcania papierosów albo też korzystali z niego jeszcze bezpośredniej, aby pożytek odpowiadał duchowi i wartości po — zmyślanych przykładów męstwa.<br> {{tab}}Podczas gdy sierżant szukał oficera dyżurnego, Szwejk przeczytał sobie treść plakatu:<br> {{tab}}Józef Bong, szeregowiec taborów.<br> {{tab}}Sanitariusze przenosili ciężko rannych żołnierzy na wozy, przygotowane w ukrytym wąwozie. Każdy z wozów po ułożeniu na nim rannych odjeżdżał na punkt opatrunkowy. Rosjanie wytropili je, i zaczęli ostrzeliwać granatami. Koń ’ szeregowca tabo<br> {{tab}}<br> {{tab}} <br> {{tab}}rów Józefa Bonga z c. i k. 3 szwadronu taborowego został uśmiercony odłamkiem granatu. Bong narzekał: — Mój biedny siwku, już po tobie! W tej chwili i jego ranił odłamek granatu Pomimo to wyprzągł zabitego konia, a pozostałą trójką koni zaprowadził w miejsce bezpieczne. Potem wrócił po uprząż swego zabitego konia. Rosjanie strzelali bezustannie. — Strzelajcie sobie, wściekli opętańcy, ja wam tu uprzęży nie zostawię — i mrucząc sobie te słowa pod nosem dalej zdejmował z konia uprząż. Wreszcie skończył robotę i wlókł się ze zdjętą uprzężą ku wozom, gdzie musiał wysłuchać sporo ostrych przymówek sanitariuszy za długą nieobecność. — Nie chciałem zostawić tam uprzęży, bo jest prawie nowa. Pomyślałem sobie, że byłoby jej szkoda. Nie mamy takich rzeczy za wiele — tłumaczył się dzielny żołnierz udając się na punkt opatrunkowy, gdzie dopiero zameldował się jako ranny. Rotmistrz ozdobił następnie pierś jego srebrnym medalem za męstwo.<br> {{tab}}Gdy skończył czytanie, a sierżant jeszcze nie wrócił, rzekł Szwejk do landwerzystów siedzących w izbie strażniczej:<br> {{tab}}— To jest bardzo piękny przykład męstwa. W taki sposób będziemy mieli w armii samą nową uprząż. Ale gdy byłem w Pradze, to w „Praskiej Gazecie Urzędowej* przeczytałem jeszcze piękniejszy przykład o niejakim doktorze Józefie Wojnie, jednorocznym ochotniku. Służył w Galicji w siódmym batalionie strzelców polowych, a gdy doszło do walki na bagnety, został raniony kulą w głowę. Sanitariusze nieśli go na punkt opatrunkowy, a ten sfukał ich brzydko i krzyczał, że z powodu takiego bagatelnego zadrapania nie pozwoli nakładać sobie opatrunku. I znowuż chciał ze swoim plutonem ruszyć naprzód, ale granat urwał mu stopę. Znowu chcieli go zanieść na punkt opatrunkowy, ale on kusztykał na linii bojowej, opierając się na kijku i tym kijkiem bronił się przed nieprzyjacielem, aż przyleciał nowy granat i urwał mu tę rękę, w której trzymał kijek. Przełożył kijek do drugiej ręki, ryknął wściekle, że im nie daruje, i Bóg wie, jakby się to wszystko skończyło, gdyby go po chwili nie rozszarpał na drobne kawałki szrapnel. Bardzo możliwe, że gdyby go nie do<br> {{tab}}22<br> {{tab}} <br> {{tab}}kończyli to byłby też dostał wielki srebrny medal za męstwo. Kiedy szrapnel oderwał mu głowę, to głowa ta tocząc się niby kula, krzyczała: — Niechaj wszyscy żołnierze zawsze myślą 0 tym, że naprzód obowiązek, a przyjemność potem!<br> {{tab}}— Napiszą też psiekrwie różnych głupstw w tych gazetach — rzekł jeden szeregowiec — ale gdyby wysłać takiego redaktora na godzinę na front, to zbaranieje do cna.<br> {{tab}}Landwerzysta splunął.<br> {{tab}}— U «as w Czaslawiu był jakiś redaktor z Wiednia, Niemiec. Służył jako chorąży. Do nas ani słowem nie chciał się odezwać po czesku, ale kiedy go przydzielili do marszkompanii, w której byli sami Czesi, od razu nauczył się po czesku.<br> {{tab}}We drzwiach ukazał się sierżant, zły jak wszyscy diabli, 1 krzyczał:<br> {{tab}}— Wenn man być drei Minuten we g, da hort man nichts, ais ces ki, ces ki...<br> {{tab}}Wychodząc z kancelarii, zapewne do restauracji, rzekł do kaprala landwerzysty, wskazując na Szwejka, żeby tego wsza — wego łotra zaprowadził natychmiast do porucznika, jak tylko porucznik przyjdzie.<br> {{tab}}— Pan lejtnant romansuje sobie znowuż z telegrafistką na stcji — rzekł kapral po wyjściu sierżanta. — Łazi za nią już dwa tygodnie i jest zawsze wściekły, ile razy wraca z urzędu telegraficznego. Ciągle powtarza jedno: — Das ist ab e r eine H u r e. sie will nicht mit mir schlafen.<br> {{tab}}I tym razem był w takim wściekłym usposobieniu, ponieważ w chwilę po jego powrocie słychać było, że jakimiś księgami wali w stół.<br> {{tab}}— Trudna rada, bracie, musisz iść do niego — rzekł ze współczuciem kapral do Szwejka. — Przez jego ręce przeszło już bardzo wielu ludzi, młodych i starych.<br> {{tab}}Prowadził Szwejka do kancelarii, gdzie za stołem zawalonym papierami siedział młody porucznik, rozzłoszczony jak furiat.<br> {{tab}}23<br> {{tab}} <br> {{tab}}Zobaczywszy Szwejka w towarzystwie kaprala, odezwał się obiecującym słowem „Aha!“ — po czym wysłuchał raportu kaprala:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że ten szeregowiec został znaleziony na dworcu bez dokumentów;<br> {{tab}}Porucznik pokiwał głową, jakby chciał rzec, że już przed laty był pewien, iż tego dnia i o tej godzinie Szwejk zostanie znaleziony na dworcu bez dokumentów, bo kto w tej chwili spoglądał na Szwejka, ten musiał mieć wrażenie, że^jest absolutnie wykluczone, aby człowiek o takiej minie i takiej postawie, jak Szwejk, mógł w ogóle posiadać jakiekolwiek dokumenty. Szwejk wyglądał w tej chwili, jakby właśnie spadł z jakiejś nieznanej planety, a teraz rozgląda się dokoła siebie po nieznanym obcym świecie i dziwi się, że od niego żądają takich jakichś nie znanych mu dotychczas głupstw, jak dokumenty.<br> {{tab}}Porucznik kiwnął głową, jakby aprobował to, co sam powie i jak powie. Wreszcie zapytał:<br> {{tab}}— Coście robili na dworcu?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lej’tnant, że czekałem na pociąg, odchodzący do Czeskich Budziejowic, abym się mógł dostać do swego dziewięćdziesiątego pierwszego pułku piechoty, gdzie jestem burszem u pana oberlejtnanta Lukasza, którego zmuszony byłem opuścić, kiedy zostałem zaprowadzony do zawiadowcy stacji z powodu kary pieniężnej, dlatego, że byłem podejrzany, że zatrzymałem kurier, którym jechaliśmy, przy pomocy hamulca ochronnego i alarmowego.<br> {{tab}}— Tego sam diabeł nie rozumie — wrzasnął porucznik. — Mówcie krótko i zwięźle i nie wygadujcie mi tu żadnych błazeństw.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że już od pierwszej chwili, jako tylko wsiedliśmy z panem oberlejtnantem Lukaszem do tego kuriera, który miał nas zawieźć i dostarczyć jak najszybciej do naszego dziewięćdziesiątego pierwszego ce i ka<br> {{tab}}24<br> {{tab}} <br> {{tab}}pułku piechoty, mieliśmy pecha. Najprzód zginął nam jeden kufer, potem znowu — będę mówił wszystko po kolei, — jakiś pan generałmajor, całkiem łysy...<br> {{tab}}— Himmelherrgott! — westchnął porucznik.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że trzeba, żeby ze mnie wszystko zlazło, jak z psa liniejącego, żeby sytuacja była całkiem przejrzysta. To samo mówił zawsze niejaki Petrlik, szewc, gdy zabierał się do sprania swego chłopaka i kazał mu zdjąć spodnie.<br> {{tab}}I podczas gdy porucznik sapał ze złości, Szwejk mówił dalej.<br> {{tab}}— Jakoś tak się stało, *że nie podobałem się temu łysemu panu generałowi i pan Lukasz, którego jestem burszem, kazał mi wyjść na korytarz. Na korytarzu zostałem następnie oskarżony, że zrobiłem to, co już panu mówiłem. Zanim ta sprawa została załatwiona, zostałem na peronie sam. Pociąg odjechał, pan oberlejtnant z kuframi i ze wszystkimi dowodami moimi i swoimi też odjechał, a ja sterczałem na peronie jak ta sierota bez dokumentów.<br> {{tab}}Szwejk spojrzał na porucznika tak wzruszająco i tkliwie, iż stawało się dla każdego całkiem jasne, że jest najświętszą prawdą to wszystko, co się słyszy z ust draba, wywierającego wrażenie idioty od urodzenia.<br> {{tab}}Porucznik wymienił Szwejkowi wszystkie pociągi, jakie po kurierze odeszły do Budziejowic, i zapytał go, dlaczego nie skorzystał z tych pociągów.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant — odpowiedział Szwejk z poczciwym uśmiechem — że podczas gdy czekałem na pociąg, spotkała mnie ta przygoda, że siedziałem przy stole i piłem jeden kufel piwa za drugim.<br> {{tab}}— Takiego bałwana jeszcze nie widziałem — pomyślał porucznik. — Przyznaje się do wszystkiego. Ile ich tu miałem, takich jak on, każdy się wypierał, a ten jak najspokojniej po<br> {{tab}}95<br> {{tab}} <br> {{tab}}wiada: „Przegapiłem wszystkie pociągi, bo piłem jeden kufel piwa po drugim“.<br> {{tab}}Myśli te zebrał w jedno zdanie i zdanie to rzucił Szwejkowi:<br> {{tab}}— Mój chłopie, wy jesteście degenerat. Wiecie, co to znaczy, gdy o kimś mówią, że jest degenerat?<br> {{tab}}— U nas na rogu Boiska i ulicy Katarzyny, posłusznie melduję, panie lejtnant, był też jeden człowiek zdegenerowa — ny. Jego ojcem był jakiś hrabia, a matką akuszerka. Zamiatał ulice i w szynku nie pozwolił się nazywać inaczej, tylko panem hrabią.<br> {{tab}}Porucznik uważał, że trzeba tę sprawę skończyć tak lub owak, więc rzekł z naciskiem:<br> {{tab}}— Słuchajcie więc, wy idioto, bałwanie, co wam mówię. Pójdziecie do kasy biletowej, kupicie sobie bilet i pojedziecie do Budziejowic. Jeśli zobaczę was tu jeszcze raz, to zabiorę się do was jako do dezertera. Abtre t en!<br> {{tab}}Ponieważ Szwejk się nie ruszał i wciąż trzymał rękę przy daszku czapki, porucznik wrzasnął na niego:<br> {{tab}}— Marsch hindus! Nie słyszycie, że mówię: A b — t r e t e n? Korporał Palanek zabierzcie tego bałwana do kasy, kupcie mu bilet i wyprawcie go do Czeskich Budziejowic.<br> {{tab}}Kapral Palanek po chwili pokazał się znowu w kancelarii. Przez uchylone drzwi widać było za jego plecami poczciwą twarz Szwejka.<br> {{tab}}— Czego znowu?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant — z tajemniczą miną szeptał Palanek — on nie ma pieniędzy na kolej i ja też nie mam. Darmo nie będą go wieźli, ponieważ nie posiada tych wojskowych dokumentów, że jedzie do pułku.<br> {{tab}}Porucznik nie kazał czekać zbyt długo na Salomonowe rozstrzygnięcie zawiłej sprawy.<br> {{tab}}— Niech idzie pieszo — zadecydował. — Niech się w pułku<br> {{tab}} <br> {{tab}}dostanie do paki za to, że się spóźnił. Dość tu mamy własnych kłopotów.<br> {{tab}}— Trudna rada, kolego — rzekł kapral Palanek do Szwejka, gdy wyszli z kancelarii. — Musisz, bratku iść piechotą do tych Budziejowic. Mamy w izbie bocheneczek komiśniaka, to go sobie zabierzesz na drogę.<br> {{tab}}W pół godziny później, gdy Szwejka napoili czarną kawą i prócz chleba dali mu jeszcze na drogę do pułku paczuszkę wojskowego tytoniu, wyruszył Szwejk z Taboru, grążąc się w ciemną noc z furiackim śpiewem na ustach.<br> {{tab}}Śpiewał sobie starą piosenkę żołnierską:<br> {{tab}}— Jak przyszliśmy do Jaromierza, Czekała nas tam wieczerza...<br> {{tab}}Diabli wiedzą, jak to się stało, że dobry wojak Szwejk zamiast na południe ku Budziejowicom, szedł prościuteńko na zachód.<br> {{tab}}Szedł zaśnieżoną szosą, chroniąc się przed mrozem swoim płaszczem wojskowym, niby niedobitek gwardii Napoleona, powracający z wyprawy na Moskwę, z tą jedynie różnicą, że śpiewał sobie wesoło:<br> {{tab}}— Wyszedłem sobie na spacer Do gaju zielonego...<br> {{tab}}Po zaśnieżonych lasach w ciszy nocnej odzywało się takie rozgłośne echo, aż się po okolicznych wsiach psy rozszczekały.<br> {{tab}}Gdy mu się śpiew naprzykrzył, usiadł Szwejk na kupce tłuczonego kamienia, zapalił fajkę i po krótkim odpoczynku ruszył dalej, na nowe przygody budziejowickiej anabasis.<br> {{tab}} <br> {{tab}}II<br> {{tab}}Budziejowicka anabasis Szwejka.<br> {{tab}}Starożytny wojownik Ksenofont przewędrował bez mapy całą Azję Mniejszą i Bóg go raczy wiedzieć, gdzie nie byt Starzy Gotowie odbywali bardzo dalekie wyprawy bez wiadomości topograficznych. Maszerować wciąż naprzód, to się nazywa anabasis. Jest to przedzieranie się przez nieznane krainy, wymykanie się czyhającym dokoła nieprzyjaciołom, którzy czekają tylko na to, żeby ci przy pierwszej nadarzonej sposobności skręcić kark. Gdy ktoś ma taką dobrą głowę, jak na przykład Ksenofont i wszystkie te zbójeckie plemiona, które przywędrowały do Europy Bóg wie z jakich stron i okolic Kaspijskiego albo Azowskiego Morza, to maszerując może dokonywać istnych cudów.<br> {{tab}}W jakichś stronach północnych nad Morzem Gallijskim znalazły się rzymskie legiony Cezara bez mapy, a następnie postanowiły wracać do domu innymi drogami, żeby użyć świata jak się patrzy, i też trafiły do Rzymu. Widać od tamtych czasów mówi się, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu.<br> {{tab}}Tak samo wszystkie drogi prowadzą do Czeskich Budziejo — wic, o czym głęboko był przekonany dobry wojak Szwejk, gdy zamiast okolic budziejowickich ujrzał przed sobą Mi lew — sko.<br> {{tab}} <br> {{tab}}Szedł wszakże bez odchyleń dalej, bowiem żadnemu dobremu żołnierzowi nie może Milewsko zagrodzić drogi tak dalece, aby się wreszcie nie dostał do Budziejowic.<br> {{tab}}Tak więc znalazł się Szwejk na zachodzie Milewska w Kwietowie, prześpiewawszy tymczasem znane mu pieśni żołnierskie o maszerowaniu, co zmusiło go do rozpoczęcia przed Kwietowem od początku:<br> {{tab}}— A gdyśmy maszerowali Wszystkie dziewczęta płakały...<br> {{tab}}Jakaś stara babunia powracająca z kościoła, na drodze z Kwietowa do Wraży, co świadczy także o zachowaniu niezmiennej linii zachodniej, spotkała Szwejka i rozpoczęła z nim rozmowę pozdrowieniem chrześcijańskim:<br> {{tab}}— Dobre południe żołnierzyku! Dokąd też Bóg prowadzi?<br> {{tab}}— Ano idę, mateczko, do Budziejowic, do regimentu — odpowiedział Szwejk. — Niby na wojnę.,<br> {{tab}}— Jak tak, to pan żołnierz kiepsko idzie — zawołała babunia z przerażeniem. — Jak pan żołnierz będzie szedł tędy, to nigdy się do Budziejowic nie dostanie. Przez Wraź, jak się idzie ciągle prosto, to się przybywa do Klatowów.<br> {{tab}}— Ja znowuż myślę — rzekł Szwejk z determinacją — że i z Klatowów dostanie się człek do Budziejowic. Spacer juścić galanty, gdy człowiekowi pilno do swego regimentu, i jeszcze bać się trzeba, żeby za swoją dobrą wolę nie spotkała go jaka przykrość, gdyby się nie znalazł w czas na miejscu.<br> {{tab}}— U nas był też taki jeden figlarz. Miał pojechać do Pilzna do landwery, niejaki Antoś Maszków — westchnęła babunia — mojej siotrzenicy krewniak, i odjechał. A jak tydzień minął, to już go szukali żandarmi, że niby nie przyjechał do swego regimentu. A jak minął drugi tydzień, to przyszedł w cywilu do domu, że — powiada — puszczony na urlop. Poszedł starosta do żandarmów, a żandarmi zabrali go z tego urlopu. Pisał już z frontu, że jest ranny i że już jest bez nóżki.<br> {{tab}}29<br> {{tab}} <br> {{tab}}Babunia zapatrzyła się na Szwejka ze współczuciem:<br> {{tab}}— Tam, w tym lasku, panie żołnierzyku, poczekajcie na mnie. Ja przyniosę trochę kartoflanki, to się pan roz — grzeje. Chałupę naszą widać stąd dobrze, za tym laskiem, na prawo. Przez tę wieś, niby Wraż, nie trzeba chodzić, bo tam żandarmy jak żbiki. Pójdzie pan potem z tego lasku na Mal — czyn, ominie pan Czyżową, ale koniecznie, bo żandarmy tam hycle i łapią „des en tero vf‘. Trzeba iść prosto przez las na Siedlec koło Horażdiowic. Tam jest bardzo porządny żandarm i każdego przez wieś przepuści. Ma pan żołnierz przy sobie jakie papiery?<br> {{tab}}— Nie mam, matuchno.<br> {{tab}}— To lepiej i tam nie chodzić i ruszyć od razu na Radomyśl, ale tak wymiarkować, żeby nadejść pod wieczór, jak wszyscy żandarmi siedzą w karczmie. Na Dolnej ulicy za Floriankiem znajdzie tam pan żołnierz taki domek, niebiesko malowany, to trzeba się zapytać o gospodarza Melicharka. To mój brat. Ze mu niby posyłam ukłony, to on panu żołnierzowi pokaże, którędy idzie się do Budziejowic.<br> {{tab}}W lasku czekał Szwejk na babunię pół godziny przeszło, a gdy się rozgrzał kartoflanką, przyniesioną mu przez poczciwą starowinę w garnku otulonym poduszką, żeby nie ostygła, babunia wyjęła spod chustki kawał chleba i słoniny, wsadziła Szwejkowi jedno i drugie do kieszeni, zrobiła mu krzyżyk na czole i rzekła, że na wojnie ma dwóch wnuków.<br> {{tab}}Następnie jeszcze raz powtórzyła mu z naciskiem, którędy trzeba iść, co trzeba ominąć. Wreszcie z kieszeni sukienki wyjęła koronę, żeby sobie Szwejk kupił w Malczynie trochę wódki na drogę, bo do Radomyśla jest długa mila.<br> {{tab}}Od Czyżowej szedł Szwejk według rady babuni na Radomyśl w kierunku wschodnim, myśląc, że przecie do Budziejowic musi człowiek dotrzeć z każdej strony świata, z takiej czy innej.<br> {{tab}}30<br> {{tab}} <br> {{tab}}Z Malczyna szedł z nim stary muzykant, grywający na harmonii. Szwejk poznajomił się z nim w szynku rmalczyń — skim, gdy sobie kupował wódkę na tę długą milę do Radomyśla.<br> {{tab}}Muzykant uważał Szwejka za dezertera i radził mu, żeby z nim poszedł do Horażdiowic, bo tam ma córkę zamężną, której mąż też jest dezerterem. Muzykant podpił sobie w Mai czynie niezgorzej.<br> {{tab}}— Już dwa miesiące chowa córka swego męża w chlewie — mówił Szwejkowi. — Ciebie też schowa i przesiedzicie tam sobie aż do końca wojny. We dwójkę nie będzie wam się przykrzyło.<br> {{tab}}Po grzecznym odrzuceniu propozycji bardzo się na Szwejka rozzłościł i ruszył w lewo przez pole, grożąc Szwejkowi, że idzie do Czyżowej do żandarmów, oskarżyć<br> {{tab}}W Radomyślu na Dolnej ulicy znalazł Szwejk pod wieczór domek gospodarza Melicharka za Floriankiem. Gdy mu zakomunikował ukłony od siostry, wcale to gospodarza nie wzruszyło.<br> {{tab}}Ciągle domagał się od Szwejka papierów. Był to jakiś starodawny człowiek, bo mówił ciągle o rozbójnikach, rzezimieszkach i złodziejach, których jakoby siła się włóczy po krainie Piseckiej.<br> {{tab}}— Ucieknie taki z wojny, służyć mu się nie chce, włóczy się po całej okolicy i gdzie się da, kradnie — mówił z naciskiem, spoglądając Szwejkowi w oczy. — A każdy z nich wygląda jak niewiniątko.<br> {{tab}}— Tak to, tak, o prawdę gniewają się ludzie najbardziej — dodał, gdy Szwejk powstał z ławy. — Gdyby taki człowiek miał czyste sumienie, to będzie siedział spokojnie i pokaże papiery. Ale jak papierów nie ma...<br> {{tab}}— No to dobranoc, dziadziu.<br> {{tab}}— A dobranoc i z Bogiem. Innym razem trzeba sobie poszukać głupszego.<br> {{tab}}31<br> {{tab}} <br> {{tab}}Gdy Szwejk wyszedł z izby, dziadek mruczał Jeszcze dość długo.<br> {{tab}}— Idzie, powiada, do Budziejowic, do swego regimentu. Z Taboru. I idzie huncwot naprzód do Horażdiowic, a potem dopiero na Pisek. Przecież to jest podróż dokoła świata.<br> {{tab}}Szwejk maszerował znów niemal całą noc, i dopiero koło Putimia znalazł w polu stóg. Rozgrzebał nieco słomą i z bliska usłyszał głos:<br> {{tab}}— Z którego regimentu? Gdzie idziesz?<br> {{tab}}— Z dziewięćdziesiątego pierwszego. Do Budziejowic.<br> {{tab}}— Gdzie cię tam diabli niosą!<br> {{tab}}— Ja tam mam swojego oberlejtnanta.<br> {{tab}}Słychać było, że śmieje się nie jeden głos, ale głosy trzy. Gdy śmiech przycichł, Szwejk zapytał, z jakiego pułku są oni. Dowiedział się, że dwaj są z trzydziestego piątego, a jeden z artylerii, też z Budziejowic.<br> {{tab}}Ci z trzydziestego piątego uciekli przed miesiącem, gdy się formowała marszkompania, artylerzysta zaś wędruje od samej mobilizacji. Pochodzi z Putimia, a stóg należy do niego. Noce spędza zawsze w stogu. Kolegów znalazł wczoraj w lesie, więc ich zabrał do siebie do stogu.<br> {{tab}}Wszyscy mieli nadzieję, że wojna musi się skończyć za miesiąc, za dwa. Zdawało im się, że Rosjanie już są za Budapesztem i na Morawach. Tak sobie w Putimiu wszyscy opowiadali. Nad ranem, przed świtem, matka dragona przynosi śniadanie. Ci z trzydziestego piątego pójdą do Strakonic, ponieważ jeden z nich ma tam ciotkę, a ta znowu ma w górach za Suszycą jakiegoś znajomego, właściciela tartaku. W tym tartaku będą dobrze ukryci.<br> {{tab}}— A ty, z dziewięćdziesiątego pierwszego, jeśli chcesz, to możesz iść z nami — zapraszali Szwejka. — Sraj na oberlejtnanta..<br> {{tab}}— To nie tak łatwo — odpowiedział Szwejk i zakopał się głęboko w stogu.<br> {{tab}}32<br> {{tab}} <br> {{tab}}Gdy się rano przebudził, nikogo już nie było. Któryś z nich, widać dragon, położył mu u nóg kawał chleba na drogę.<br> {{tab}}Szwejk szedł przez las i koło Sztiekna spotkał się z włóczęgą, starym wygą, który łykiem gorzałki przywitał się ze spotkanym, jak ze starym kamratem.<br> {{tab}}— W takich szmatach nie łaź, bracie — pouczał Szwejka. — Taki uniform wojskowy, to się dzisiaj nic a nic nie opłaca. Teraz wszędzie pełno żandarmów, a żebrać w takich gałganach też nie wygodnie. Na nas żandarmi już dzisiaj nie zwracają takiej uwagi, jak dawniej. Teraz szukają tylko was.<br> {{tab}}Tylko was szukają — powtórzył z taką siłą przekonania, że Szwejk postanowił nic mu raczej nie mówić o dziewięćdziesiątym pierwszym pułku. Niech go sobie uważa za kogo chce. Po co psuć złudzenia zacnemu staremu włóczędze?<br> {{tab}}— A gdzie idziesz? — zapytał włóczęga po chwili, gdy obaj zapalili fajki i nie śpiesząc się okrążali wioskę.<br> {{tab}}— Do Budziejowic.<br> {{tab}}— Jezus, Maria, Józefie święty! — przestraszył się włóczęga. — Tam cię, bratku, capną za minutę. Ani się ogrzejesz! Cywilne szmaty musisz zdobyć, musisz łazić cały obszarpany i zrobić z siebie pokrakę.<br> {{tab}}Ale nie martw się — mówił dalej. — Teraz pójdziemy na Strakonice, Wołyń, Dub i sam diabeł musiałby się w to wdać, żeby nam się nie udało zbębnić dla ciebie jakich łachów cywilnych. Koło Strakonic jest jeszcze sporo takich poczciwych bałwanów, co to na noc nie zamykają domu, a we dnie w ogóle wszystko otwarte. Teraz w zimie idzie sobie sąsiad do sąsiada na pogawędkę, więc o łach nie trudno. Czego tobie potrzeba? Buty masz, więc tylko tak coś na plecy. Ten wojskowy płaszcz stary?<br> {{tab}}— Stary.<br> {{tab}}— To go sobie zostawisz. Po wsiach noszą takie płaszcze. Potrzebujesz spodnie i kapotę. Jak tylko zbębnimy dla ciebie cywil, to mundur i spodnie sprzedamy Żydowi Herrmanowi<br> {{tab}}Szwejk 3TI<br> {{tab}}33<br> {{tab}} <br> {{tab}}w Wodnianach. On skupuje takie skarbowe rzeczy i rozprze — daje je potem po wsiach.<br> {{tab}}Dzisiaj pójdziemy na Strakonice — rozwijał dalej swój plan. Cztery milki stąd znajduje się stara owczarnia SzWarcen — bergów. Tam jest pewien mój znajomy, owczarz, też już dzia — dyga starawy, przenocujemy u niego, a rano pójdziemy na Strakonice, żeby ci w tamtych okolicach wyszukać łachy cywilne.<br> {{tab}}W owczarni zastał Szwejk miłego dziadka, który pamiętał, jak to znowu jego dziadek opowiadał o wojnach francuskich. Owczarz był może o dwadzieścia lat starszy od włóczęgi i dlatego do jednego i drugiego ze swoich gości mówił: chłopcze.<br> {{tab}}— Widzicie, chłopcy — zaczął owczarz opowiadać, gdy wszyscy usadowili się dokoła kuchenki, na której gotowały się kartofle w mundurkach — onego czasu dziadek mój też zde — senterował, jak ty na przykład. Ale capnęli go w Wodnianach i tak mu dupę zrąbali, że z niej strzępy leciały. I jeszcze mógł być rad, że miał takie szczęście. Z Rażyc za Protiwinem syn dziadek starego Jaresza, dostał za ucieczkę kulą w łeb w Pisku. Ale zanim go rozstrzelali na piseckich szańcach, musiał biec między rzędami żołnierzy i dostał sześćset kijów, tak że śmierć była dla niego ulgą i odkupieniem. — A ty, kiedy uciekłeś? — zwrócił spojrzenie wyblakłych oczu ku Szwejkowi.<br> {{tab}}— Po mobilizacji, kiedy nas zaprowadzili do koszar — odpowiedział Szwejk:, rozumiejąc, że opowieść prawdziwa wyda się dziadkowi cygaństwem.<br> {{tab}}— Przez mur przełaziłeś? — pytał ciekawy owczarz, pamiętając niezawodnie opowiadanie dziadka, który z koszar też przez mur uciekał.<br> {{tab}}— Inaczej się nie szykowało, dziadziu.<br> {{tab}}— A warta duża była? Strzelaü?<br> {{tab}}— Tak, dziadziu.<br> {{tab}}— A teraz, gdzie zamyślasz pójść?<br> {{tab}}34<br> {{tab}} <br> {{tab}}— E, we łbie mu się zamąciło — odpowiedział za Szwejka włóczęga. — Upiera się pójść do Budziejowic. Wiadomo, człowiek młody, głupi, sam się pcha w nieszczęście. Muszę ja go trochę wziąć w obroty. Aby tylko zbębnić jakie łachy cywilne dla niego, to się do wiosny jakoś przebieduje, a potem pójdziemy na robotę do jakiego chłopa. Latoś mało będzie ludzi do roboty i już mówią, że będą zabierali do pracy w polu wędrownych ludzi, więc myślę, że lepiej będzie pójść z dobrej woli. Ludzi będzie mało, bo ich na wojnie wytłuką.<br> {{tab}}— Jak to? Myślisz, że się wojna tego roku nie skończy? — pytał owczarz. — Może masz rację, mój chłopcze. Były już długie wojny. Ta napoliońska na przykład, co nam o niej opowiadali, szwedzkie wojny, siedmioletnie wojny. Ano, zasłużyli sobie ludzie na wojny. Przecież i miłosiernemu Panu Bogu niemiło było patrzeć, jak wszyscy spysznieli. Już i bara — ninka zaczęła ich kłuć w zęby, już jej, moi drodzy, żreć nie chcieli. Dawniej chadzali tu procesjami, żeby im sekretnie sprzedać jednego czy drugiego baranka, ale w ostatnich latach to już im się zachciewało samej wieprzowiny, drobiu, wszystko masłem albo smalcem podlewane. Więc się Pan Bóg na nich pogniewał za tę ich pychę. Ale się opamiętają, gdy za — czną znowuż gotować lebiodę, jak bywało za wojny napolioń — skiej. Sama zwierzchność nie wiedziała już, co robić z nygu — sami. Stary książę pan Szwarcenberg jeździł jeszcze zwyczajnym powozem, a ten młody smarkacz książęcy śmierdzi już automobilem. Ale Pan Bóg tą benzyną też mu pysk przetrze.<br> {{tab}}Woda na gotujących się kartoflach bulgotała, a stary owczarz, po krótkim milczeniu, rzekł tonem proroczym:<br> {{tab}}— I nasz najjaśniejszy pan tej wojny też nie wygra. Nie ma żadnego zapału dla tej wojny, bo, jak mawia pan bakałarz ze Strakonic, najjaśniejszy pan nie kazał się koronować na króla czeskiego. Niech teraz obiecuje komu chce złote góry, nikt mu nie uwierzy. Kiedyś, stary gałganie, obiecał, że się będziesz koronował, toś powinien był dotrzymać słowa.<br> {{tab}}3*11<br> {{tab}}35<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Ano, może teraz się weźmie do tego — wtrącił stary włóczęga.<br> {{tab}}— Teraz mu, chłopcze, każdy plunie na to — mówił podrażniony owczarz. — Żebyś słyszał, jak z sobą rozmawiają sąsiedzi w Skoczyca eh, gdy się zejdą na pogawędkę. Każdy ma kogoś w wojsku, więc rozmowy prowadzą aż miło. Po tej wojnie, mówią, będzie wolność, nie będzie ani pańskich dworów, ani cesarzy, a dobra książęce zostaną zabrane. Niejakiego Korzinka też już żandarmi za takie gadanie zabrali, że niby buntuje naród. Juścić, dzisiaj prawo mają żandarmi.<br> {{tab}}— Żandarmi mieli prawo i dawniej — odezwał się człowiek wędrowny. — Pamiętam, że na Kładnie był rotmistrzem żandarmów niejaki pan Rotter. Ni stąd, ni zowąd zaczął on hodować te, jakże im tam, psy policyjne, z wilków się wywodzące, co to wszystko wytropią, jak je przyuczyć. I miał ten pan rotmistrz z Kladna tych pieskich swoich urzędników więcej, niz potrzeba. Trzymał ich w osobnym domku i doga^ dzał im jakby jakim hrabiom. Strzeliło mu raptem do głowy, żeby z tymi psami robić doświadczenia na biednych ludziach wędrownych, niby na nas. I wydał rozkaz, żeby żandarmi po całej okolicy Kładna starannie zbierali wszystkich wędrownych i dostarczali ich do jego rąk własnych. Wyciągam ja razu pewnego kulasy w stronę Lan i migam się dość głęboko boremlasem, ale wszystko na nic. Nie dostałem się do leśniczówki, do której się wybrałem, bo mnie złapali i prosto do pana rotmistrza. Ludzie kochane, nawet sobie tego akuratnie rozważyć nie możecie, czegom ja u tego pana rotmistrza z tymi psami nie wycierpiał. Najprzód kazał mnie tym psom ob — wąchać, potem musiałem włazić na drabinę, a kiedy był już dość wysoko, to puścili za mną jedną taka bestię, ta jucha ściągnęła mnie z drabiny na dół, powaliła na ziemię, stanęła na mnie i prosto w oczy wyszczerzyła na mnie zęby, Potem tego psa zabrali, a mnie powiedzieli, żebym się niby schował, gdzie mi się podoba, Puściłem się w dolinkę Kaczaku na lasy,<br> {{tab}}36<br> {{tab}} <br> {{tab}}wlazłem w szczelinę skalną, a za pół godziny przyleciały za mną dwie takie bestie, powaliły mnie i podczas gdy jedna trzymała mnie zębami za kark, druga poleciała do Kładna, a za godzinę przyszedł do mnie sam ten pan rotmistrz z żandarmami. Psa przywołał, podarował mi pięć koron i pozwolił mi przez całe dwa dni żebrać swobodnie po całym Kładnie. Ale ja od razu nóżki za pas i z miejsca truchtem do Berouna i już nigdy noga moja w Kładnie nie postała. Omijali tamte strony wszyscy ludzie wędrowni, bo na wszystkich chciał pan rotmistrz robić te swoje próby. Te mądre psy okropnie lubił. Po posterunkach żandarmskich sobie opowiadali, że jak przybył gdzie na inspekcję i zobaczył tam wilka, to żadnej inspekcji nie robił, tylko z wielkiej uciechy przez cały dzień z wachmistrzem wstawiał.<br> {{tab}}Podczas gdy owczarz zlewał wodę z kartofli i napełniał misę zsiadłym owczym mlekiem, człowiek wędrowny opowiadał dalej, co wiedział o prawie żandarmów.<br> {{tab}}— W Lipnicy był niegdyś jeden wachmistrz żandarmski w dole przed zamkiem. Mieszkał tam, gdzie był posterunek żandarmski, a ja stary poczciwiec, myślałem zawsze, że posterunek musi być na jakimś widnym miejscu, w rynku czy na jakim placu, a nie w ciasnej ustronnej uliczce. Więc biorę przedmieście, domek za domkiem, nie patrzę na napisy i #w jednej takiej chałupinie otwieram drzwi na pierwszym piętrze i melduję się: — Uprasza pokornie ubogi wędrowny. — Ech, mój Boże, nogi mi odjęło! Wlazłem prosto na posterunek żandarmski. Karabiny pod ścianami, krucyfiks na stole, rejestry na szafce, najjaśniejszy pan z obrazu nad stołem patrzy prosto na mnie. Zanim zdołałem coś wykrztusić, pan wachmajster przyskoczył do mnie i dał mi tak zdrowo w pysk, że od drzwi zleciałem po schodach na sam dół i nie zatrzymałem się aż w Kejżlicach. Takie jest prawo żandarmów.<br> {{tab}}Zabrali się do jedzenia i niebawem poukładali się do snu w ciepłej izbie na ławach.<br> {{tab}}37<br> {{tab}} <br> {{tab}}W nocy Szwejk ubrał się po cichu i wyszedł na dwór. Na wschodzie pokazywał się księżyc i w jego nikłych blaskach ruszył Szwejk ku wschodowi, powtarzając sobie:<br> {{tab}}— Przecież to jest niemożliwe, żebym wreszcie do tych Budziejowic jakoś się nie dostał.<br> {{tab}}Ponieważ z prawej strony po wyjściu z lasów widać było jakieś miasto, więc Szwejk skierował się trochę ku północy, po czym zawrócił ku południowi, ale znów pokazało mu się jakieś miasto. (Były to Wodniany). Okrążył je zręcznie drogą przez łąki, a poranne słońce powitało go w zaśnieżonych zboczach nad Protiwinem.<br> {{tab}}— Stale naprzód — rzekł sobie dobry wojak Szwejk. — Obowiązek wzywa. Do Budziejowic dostać się muszę.<br> {{tab}}Zbiegiem nieszczęśliwych okoliczności, zamiast od Proti — wina na południe ku Budziejowicom, zwróciły się kroki Szwejka ku północy na Pisek.<br> {{tab}}Około południa ujrzał Szwejk jakąś wieś w pobliżu. Scho dząc z niewielkiego wzgórza, pomyślał sobie dobry wojak:<br> {{tab}}— Dalej tak nie można. Przepytam się tu, którędy się idzie do Budziejowic.<br> {{tab}}Wkraczając do wsi był ogromnie zdziwiony, gdy na tablicy około pierwszego domku przeczytał: Wieś P u t i m.<br> {{tab}}— Na miłość boską! — westchnął Szwejk. — Znowuż więc jestem w Putimiu, gdzie spałem w stogu.<br> {{tab}}Nie dziwił się też bynajmniej, gdy zza sadzawki z domku czysto wybielonego, na którym wisiała kokoszka (jak miejscami nazywano orła państwowego) wyszedł żandarm, podobny do pająka, czyhającego śród pajęczyny.<br> {{tab}}Żandarm zmierzał prosto do Szwejka i zbliżywszy się doń nie rzekł nic więcej, tylko jedno słowo:<br> {{tab}}— Dokąd?<br> {{tab}}— Do Budziejowic, do swego pułku.<br> {{tab}}Żandarm się uśmiechnął:<br> {{tab}}38<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Idzie pan przecie od Budziejowic. Ma pan te swoje Bu — dziejowice już za sobą — i wciągnął Szwejka na posterunek żandarmski.<br> {{tab}}Wachmistrz żandarmski w Putimiu znany był w całej okolicy z tego, że postępuje bardzo taktownie i bardzo sprytnie. Ludziom zatrzymanym lub aresztowanym nigdy nie rzekł marnego słowa, nie wymyślał i nie wyzywał, ale poddawał wszystkich takiemu krzyżowemu badaniu, że i niewinny przyznałby się do wszystkiego.<br> {{tab}}Obaj żandarmi posterunku przystosowali się do niego i badanie krzyżowe odbywało się zawsze przy uśmiechach całego personelu żandarmskiego.<br> {{tab}}— Kryminalistyka opiera się na uprzejmości i sprycie — mawiał często wachmistrz żandarmski w Putimiu do swoich podwładnych. — Wrzeszczeć na kogo, to nie ma najmniejszego sensu. Do delikwentów i ludzi podejrzanych trzeba zabierać się delikatnie, a przy tym trzeba się starać, żeby ich utopić w powodzi pytań.<br> {{tab}}— Uprzejmie pana witam, panie żołnierzu — rzekł wachmistrz. — Niech pan siada, bo pan jest wędrówką strudzony, i niech pan powie, dokąd pan się wybrał.<br> {{tab}}Szwejk powtórzył, że idzie do Czeskich Budziejowic do swego pułku.<br> {{tab}}— W takim razie zbił się pan z drogi — rzekł z uśmiechem wachmistrz — ponieważ idzie pan właśnie od Czeskich Budziejowic, o czym mogę pana przekonać. Oto tutaj wisi mapa Czech. Niech pan popatrzy. Na południe od nas jest Protiwin, dalej na południe jest Hluboka, a jeszcze dalej są Czeskie Bu — dziejowice. No, sam pan widzi, że nie do Budziejowic pan idzie, ale z Budziejowic.<br> {{tab}}Wachmistrz spojrzał na Szwejka uprzejmie, ten zaś odpo — wiedział spokojnie i z wielką godnością:<br> {{tab}}— A jednak ja idę do Budziejowic!<br> {{tab}}39<br> {{tab}} <br> {{tab}}Było to czymś więcej niż słowo Galileusza: E p u r s i m u o v e — ponieważ tamten rzucił te słowa niezawodnie z wyrazem podrażnienia.<br> {{tab}}— Wie pan co? — mówił wachmistrz z niezmienną uprzejmością. — Ja to panu wyperswaduję, a pan sam dojdzie do przekonania, że wszelkie zapieranie się utrudnia wyznanie.<br> {{tab}}— Ma pan zupełną rację — rzekł Szwejk — że każde zapieranie się utrudnia wyznanie i na odwrót.<br> {{tab}}— No, widzi pan, że jesteśmy jednego zdania w tej kwestii. Proszę mi powiedzieć całkiem rzetelnie, skąd pan wyszedł, wybierając się do tych swoich Budziejowic. Mówię umyślnie „swoich“, ponieważ muszą być jakieś inne Budziejowice, leżące na północ od Putimia, ale dotychczas nie ma ich na mapie.<br> {{tab}}— Wyszedłem z Taboru.<br> {{tab}}— A co pan robił w Taborze?<br> {{tab}}— Czekałem na pociąg, odchodzący do Budziejowic.<br> {{tab}}— A dlaczego nie pojechał pan do Budziejowic koleją?<br> {{tab}}— Bo nie miałem pieniędzy na bilet.<br> {{tab}}— A dlaczego panu, jako żołnierzowi, nie dali bezpłatnego biletu wojskowego?<br> {{tab}}— Ponieważ przy sobie nie miałem żadnych dokumentów.<br> {{tab}}— Otóż to — zatriumfował wachmistrz żandarmski, zwracając się do jednego z żandarmów. — Nie jest taki głupi, jak udaje, i zaczyna się bardzo ładnie plątać.<br> {{tab}}Wachmistrz zaczął na nowo, jak gdyby nie dosłyszał ostatniej odpowiedzi o dokumentach.<br> {{tab}}— Wyszedł pan więc z Taboru. I dokąd pan szedł?<br> {{tab}}— Do Czeskich Budziejowic.<br> {{tab}}Twarz wachmistrza nabrała wyrazu nieco surowszego, a oczy jego zwróciły się ku mapie.<br> {{tab}}— Czy może nam pan pokazać na mapie, którędy szedł pan do Budziejowic?<br> {{tab}}— Wszystkich tych miejsc nie pamiętam, wiem tylko to jedno, że tutaj w Putimiu już raz byłem.<br> {{tab}}40<br> {{tab}} <br> {{tab}}. Cały personel żandarmskiego posterunku spojrzał po sobie badawczo, a wachmistrz mówił dalej:<br> {{tab}}— A więc w Taborze był pan na dworcu. Czy ma pan coś przy sobie? Proszę wszystko wyjąć.<br> {{tab}}Szwejk został bardzo dokładnie zrewidowany, ale nic u niego nie znaleziono, prócz fajki i zapałek.<br> {{tab}}— Niech no pan powie — zapytał wachmistrz — dlaczego też nie ma pan przy sobie nic, ale to nic?<br> {{tab}}— Bo ja niczego nie potrzebuję.<br> {{tab}}— Ech, mój Boże — westchnął wachmistrz — ciężka sprawa z panem! Powiada pan, że w Putimiu był pan już raz. Co pan tu robił?<br> {{tab}}— Przechodziłem koło Putimia idąc do Budziejowic.<br> {{tab}}— Teraz sam pan widzi, jak pan się plącze. Według słów pańskich szedł pan do Budziejowic, ale już pan chyba jest przekonany, że idzie pan z Budziejowic.<br> {{tab}}— Musiałem widać zrobić takie koło.<br> {{tab}}Wachmistrz znów wymienił z całym personelem wymowne spojrzenie.<br> {{tab}}— Te pańskie koła wyglądają na to, że pan się tu włóczy po okolicy. Czy długo pan siedział w Taborze na dworcu?<br> {{tab}}— Aż do odejścia ostatniego pociągu do Budziejowic.<br> {{tab}}— I cóż pan tam robił?<br> {{tab}}— Rozmawiałem z żołnierzami.<br> {{tab}}Nowe, wielce wymowne spojrzenie wachmistrza na personel.<br> {{tab}}— O czym też pan na ten przykład rozmawiał z żołnierzami i o co pan ich wypytywał?<br> {{tab}}— Pytałem się ich, z jakiego są pułku i dokąd jadą.<br> {{tab}}— Doskonale. A czy nie pytał pan ich, na przykład, ilu szeregowców ma taki pułk i na jakie części się dzieli?<br> {{tab}}— O to się nie pytałem, ponieważ już dawno znam to na. pamięć.<br> {{tab}}41<br> {{tab}} <br> {{tab}}— A więc jest pan dobrze poinformowany o formacjach naszego wojska?<br> {{tab}}— Tak jest, panie wachmistrzu.<br> {{tab}}Wachmistrz rozejrzał się triumfująco dookoła i rzucił ostatni wielki triumf:<br> {{tab}}— Po rosyjsku pan umie?<br> {{tab}}— Nie umiem.<br> {{tab}}Wachmistrz skinął na młodszego żandarma, a gdy obaj wyszli do przyległego pokoju rzekł w uniesieniu niechybnego zwycięstwa:<br> {{tab}}— Słyszał pan? — zacierał ręce. — Nie umie po rosyjsku! Spryciarz nad spryciarze! Do wszystkiego się przyznał, tylko najważniejszego się wypiera! Jutro odstawimy go do Pisku do sądu okręgowego. Kryminalistyka, to spryt i delikatność. Widział pan, jak go pogrążyliśmy w powodzi pytań? Kto by to był pomyślał! Wygląda tak jakoś żałośnie i idiotycznie, ale do takich spryciarzy trzeba zabierać się jeszcze sprytniej. Proszę go teraz gdzieś usadowić, a ja pójdę spisać protokół.<br> {{tab}}Było już dobrze pod wieczór, a żandarmski wachmistrz z miłym uśmiechem wciąż jeszcze pisał swój protokół, którego każde zdanie zawierało słówko: Spionageverdachtig.<br> {{tab}}Żandarmskiemu wachmistrzowi, Flanderce, sytuacja wydawała się coraz jaśniejsza, w miarę jak coraz więcej rozpisywał się dziwaczną niemczyzną urzędową, aż wreszcie zakończył swój B e r i c h t takimi słowy:<br> {{tab}}So melde ich gehorsam, wird der feindli — che Offizier heutigen Tages nach Bezirlcs — gendarmeriekommando Pisek uberliefert.<br> {{tab}}Uśmiechnął się z zadowoleniem do swego dzieła i zawołał swego frajtra:<br> {{tab}}— Czy dał pan temu nieprzyjacielskiemu oficerowi coś do zjedzenia?<br> {{tab}}— Według rozporządzenia pańskiego, panie w a c h m a j<br> {{tab}}42<br> {{tab}} <br> {{tab}}ster, dajemy pożywienie tylko tym, którzy zostają ujęci i przesłuchiwani przed godziną dwunastą.<br> {{tab}}— Mamy do czynienia z wielkim wyjątkiem — rzekł z godnością wachmistrz. — Jest to jakiś wyższy oficer, widać sztabowy. Sam pan chyba rozumie, że Rosjanie nie przyślą tu na szpiegowanie jakiegoś frajtra. Niech pan pośle do gospody „Na Kocurku“ po obiad, a gdyby tam nic nie mieli, niech gotują. Następnie niech zrobią herbaty z arakiem i niech to wszystko tutaj przyślą. Ale nie mówić dla kogo. W ogóle nic nie mówić, kogo tutaj rnamy. To tajemnica wojskowa. Co też teraz robi?<br> {{tab}}— Prosił o trochę tytoniu, siedzi w izbie strażniczej i jest taki zadowolony, jakby siedział u siebie w domu. — Macie tu — powiada cieplutko, aż miło. A piec nie dymi? Bardzo tu u was przyjemnie. Gdyby piec dymił, to najlepiej kazać go kominiarzowi przeciągnąć. Ale dopiero po obiedzie i nie wtedy, jak słońce stoi nad kominem.<br> {{tab}}— Co to za wyrafinowany człowiek! — z uniesieniem wołał wachmistrz. — Zachowuje się tak, jakby nie o niego chodziło. A sam wie przecie, że będzie rozstrzelany. Takiego człowieka trzeba szanować, chociaż to i nieprzyjaciel. Bo przecie taki idzie na pewną śmierć. Nie wiem, czy zdobylibyśmy się na coś podobnego. Moglibyśmy się zachwiać, pofolgować sobie. A ten siedzi spokojnie i nic. — Cieplutko tu u was — powiada — i czy wam piec nie dymi. — Widzi pan, panie gefrajter, są na świecie i takie charaktery. Na to potrzebne są nerwy stalowe, samozaparcie, hart i zapał... Gdyby w Austrii był taki zapał... ale lepiej o tym nie mówmy. Chociaż i u nas trafiają się tacy zapaleńcy. Czytał pan w „Narodni Polityce“ o tym oberlejtnancie Bergerze z artylerii, co to wlazł na wysoką sosnę i zrobił sobie tam na gałęzi Beobachtungspunkt? Gdy nasi ustąpili, nie mógł już zleźć na dół, bo byłby się dostał do niewoli. Czekał więc tak długo, aż nasi znowuż nieprzyjaciela przepędzą i musiał czekać całe dwa tygodnie, nim<br> {{tab}}43<br> {{tab}} <br> {{tab}}się ich wreszcie doczekał. Czternaście dni siedział na sośnie, poogryzał cały wierzchołek drzewa i żywił się igliwiem, żeby nie umrzeć z głodu. A gdy nasi wrócili, to był taki osłabiony, że już nie mógł się na drzewie utrzymać, spadł i zabił się. Po śmierci został nagrodzony złotym krzyżem zasługi za dzielność.<br> {{tab}}I wachmistrz dodał z wielką powagą:<br> {{tab}}— To jest poświęcenie, panie frajter, bohaterstwo, że tak powiem! No, ale my tu znowuż gadu gadu, a tamten czeka. Niech pan skoczy teraz po obiad, a jego niech pan pośle do mnie.<br> {{tab}}Frajter przyprowadził Szwejka, wachmistrz uprzejmie wskazał mu krzesło i rozpoczął rozmowę od pytania, czy ma rodziców.<br> {{tab}}— Nie mam.<br> {{tab}}Wachmistrz pomyślał, że to i lepiej nawet, bo przynajmniej nikt nie będzie tego biedaka opłakiwał. Zapatrzył się w poczciwą twarz Szwejka i w przystępie życzliwości poklepał go po ramieniu, pochylił się ku niemu i zapytał go tonem ojcowskim:<br> {{tab}}— No, a jak się panu w Czechach podoba?<br> {{tab}}— Mnie się wszędzie w Czechach podoba — odpowiedział Szwejk. — Po drodze spotykałem wszędzie dobrych ludzi.<br> {{tab}}Wachmistrz kiwał głową potakująco.<br> {{tab}}— Nasz lud jest bardzo dobry i miły. Że tam czasem ktoś komuś ukradnie bagatelę albo że się ludzie poczubią, to jest bez znaczenia. Jestem tu już lat piętnaście i gdyby wszystko dokładnie obliczyć, co się tu stało, to na rok wypadnie akurat trzy ćwierci morderstwa.<br> {{tab}}— Pan mówi o morderstwach niedokonanych? — zapytał Szwejk.<br> {{tab}}— E, nie. O dokonanych, tylko że przez lat piętnaście badaliśmy tu zaledwie jedenaście morderstw. Rabunkowych było pięć, a sześć takich zwyczajnych, nie wartych gadania.<br> {{tab}}44<br> {{tab}} <br> {{tab}}Wachmistrz milczał przez chwilę, a potem znowuż przeszedł do swojej metody badania:<br> {{tab}}— Co właściwie chciał pan robić w Budziejowicach?<br> {{tab}}— Wstąpić do służby w dziewięćdziesiątym pierwszym pułku.<br> {{tab}}Wachmistrz wezwał Szwejka, aby udał się do izby strażniczej i śpiesząc się, aby nie zapomniał tego, co właśnie usłyszał, dodał do swego raportu, przeznaczonego dla dowództwa żandarmerii w Pisku:<br> {{tab}}Znając wybornie język czeski, zamierzał w Czeskich Budziejowicach podjąć próbę dostania się do dziewięćdziesiątego pierwszego pułku piechoty.<br> {{tab}}Zatarł ręce z zadowolenia, że udało mu się zebrać taki bogaty materiał śledczy, pełen precyzyjnych wyników jego metody badania. Przypomniał sobie swego poprzednika, wachmistrza Burgera, który z zatrzymanymi w ogóle nie rozmawiał, o nic nie pytał i natychmiast odsyłał ich do sądu okręgowego z krótkim raportem:<br> {{tab}}Według raportu frajtra został zatrzymany za włóczęgostwo i żebraninę.<br> {{tab}}Czy można nazwać to przesłuchiwaniem? I wachmistrz, spoglądając na stronice raportu, uśmiechnął się z zadowoleniem. Z biurka swego wyjął tajną instrukcję krajowego dowództwa żandarmerii w Pradze, ze zwykłym zastrzeżeniem: „Ściśle tajne!“ — i przeczytał ją sobie jeszcze raz:<br> {{tab}}Wszystkim posterunkom żandarmerii poleca się surowo, aby z uwagą jak najczujniejszą śledziły wszystkie osoby, przechodzące przez ich rewiry. Przesunięcia naszych wojsk w Galicji wschodniej spowodowały to, że pewne oddziały rosyjskie przekroczywszy Karpaty zajęły stanowiska wewnątrz granic naszej monarchii. Ta nowa sytuacja spowodowała przesunięcie frontu naszego w głąb terytorium mocarstwa ku zachodowi. Ona też umożliwiła szpiegom rosyjskim przedostanie się przy ruchliwości<br> {{tab}}45<br> {{tab}} <br> {{tab}}frontu w głąb terytorium naszego mocarstwa, osobliwie na Śląsk i na Morawy, skąd według poufnych wiadomości bardzo wielu rosyjskich szpiegów udało się do Czech. Zostało stwierdzone, że śród nich jest dużo Czechów rosyjskich, wychowanych w wysokich wojskowych szkołach sztabowych w Rosji, którzy, znając doskonale język czeski, stają się osobliwie.niebezpiecznymi szpiegami, albowiem mogą przeprowadzić i na pewno przeprowadzą śród mieszkańców czeskich propagandę antypaństwową. Dowództwo krajowe poleca przeto zatrzymywać wszystkich podejrzanych i zaostrzyć czujność osobliwie w tych miejscowościach, w których pobliżu znajdują się załogi, składy wojskowe i stacje kolejowe, przez które przechodzą pociągi wojskowe. Zatrzymanych należy natychmiast poddać rewizji i odstawić do wyższej instancji.<br> {{tab}}Wachmistrz żandarmerii, Flanderka, znów uśmiechnął się z zadowoleniem i włożył tajną instrukcję Sekretreser — v a t między inne instrukcje do teki z napisem: „Rozporządzenia tajne“.<br> {{tab}}Było ich dużo, bo ministerstwo spraw wewnętrznych przy współudziale ministerstwa obrony krajowej, którego władzy podlegała żandarmeria, wydawało ich tyle, że w dowództwie żandarmerii w Pradze nie nadążano z ich powielaniem i rozsyłaniem.<br> {{tab}}Żandarmi otrzymywali papiery, jak np.:<br> {{tab}}Rozporządzenie o kontrolowaniu lojalności ludności miejscowej.<br> {{tab}}Instrukcja, jak w rozmowach z miejscową ludnością badać należy wpływ, jaki na ludności wywierają wiadomości z terenów wojny.<br> {{tab}}Kwestionariusz co do tego, jak odnosi się miejscowa ludność względem rozpisanych pożyczek wojennych i składek.<br> {{tab}}Kwestionariusz o nastrojach śród wezwanych do wojska i śród tych, którzy mają zostać wezwani.<br> {{tab}}46<br> {{tab}} <br> {{tab}}Kwestionariusz o nastrojach śród członków samorządów miejscowych i śród inteligencji.<br> {{tab}}Rozkaz natychmiastowego ustalenia, do jakich partyj politycznych należy ludność miejscowa i jaka jest siła poszczególnych partyj.<br> {{tab}}Rozporządzenie o kontroli działalności przywódców partyj, do których należy ludność miejscowa.<br> {{tab}}Kwestionariusz co do tego, jakie gazety, czasopisma i broszury przybywają do rewiru posterunku żandarmerii.<br> {{tab}}Instrukcja dotycząca ustalania, z kim obcują soby podejrzane o nielojalność i jak przejawia się ich nielojalność.<br> {{tab}}Instrukcje, jak pozyskiwać spośród ludności miejscowej — informatorów płatnych, będących na służbie miejscowego posterunku żandarmerii.<br> {{tab}}Dzień w dzień przybywały nowe instrukcje, pouczenia, kwestionariusze i rozporządzenia. Zasypany tym mnóstwem wynalazków austriackiego ministerstwa spraw wewnętrznych, wachmistrz Flanderka miał masę zaległości i na kwestionariusze odpowiadał stereotypowo, że w jego rewirze wszystko w porządku, a lojalność śród miejscowej ludności odpowiada stopniowi I a.<br> {{tab}}Austriackie ministerstwo — spraw wewnętrznych wynalazło do mierzenia lojalności i wierności dla monarchii skalę stopni: I a, I b, I c — II a, II b, II c — III a, III b, III c — IV a, IV b, IV c. — Ta ostatnia czwórka rzymska w połączeniu z,,a“ oznaczała zdradę stanu i stryczek, z literą „b“ internowanie, z literą „c“ obserwację i więzienie.<br> {{tab}}W szufladzie wachmistrza żandarmerii znajdowały się różne druki i rejestry. Rząd chciał wiedzieć o każdym obywatelu wszystko co ten obywatel o nim myśli.<br> {{tab}}Wachmistrz Flanderka bywał nieraz zrozpaczony i załamywał ręce nad drukami, które przychodziły każdą pocztą. Jak tylko ujrzał znane koperty z pieczątką Portofreidienst — Hch, serce uderzało mu mocniej, a w nocy, gdy rozmyślał<br> {{tab}}47<br> {{tab}} <br> {{tab}}nad tym wszystkim, dochodził do przekonania, że końca wojny się. nie doczeka i że krajowe dowództwo żandarmerii pozbawi go w ostatniej chwili rozumu, i że nie będzie już mógł cieszyć się ze zwycięstwa armii austriackiej, bo zgłupieje do cna. Zaś dowództwo okręgowe bombardowało go dzień w dzień zapytaniami, dlaczego nie odpowiedział jeszcze na kwestionariusz numer 7245/721 alfd, jak załatwiona została instrukcja za numerem 88992/822 gfehz, jakie praktyczne rezultaty wydała instrukcja pod numerem 123456/197 zb, itd.<br> {{tab}}Najwięcej kłopotów miał z instrukcją, w jaki sposób spośród ludności miejscowej wybierać należy płatnych donosicieli, aż wreszcie, uznawszy za niemożliwe pozyskanie kogoś z tych miejscowości, gdzie zaczynają się Blata i gdzie wszyscy jeden w drugiego mają twarde uparte łby, wpadł na koncept wyfo — rowania na to stanowisko pastucha gminnego, którego wszyscy nazywali: „Pepiku, skocz no!“ Był to kretyn, który na takie wezwanie zawsze podskoczył. Jedna z tych nieszczęśliwych, przez przyrodę i ludzi upośledzonych istot, kaleka, który za kilka złotych rocznie i za trochę pożywienia pasał bydło wsiowe.<br> {{tab}}Tego więc Pepika kazał wachmistrz wezwać i rzekł do niego:<br> {{tab}}— Wiesz ty, Pepiku, kto to jest stary Prochazka?<br> {{tab}}— Beee —<br> {{tab}}— Nie becz i pamiętaj, że tak nazywają najjaśniejszego pana. Wiesz, kto to najjaśniejszy pan?<br> {{tab}}— To pan cisiaś.<br> {{tab}}— Doskonale, Pepiku! Więc pamiętaj, gdy chodząc po domach na obiady, usłyszysz, że pan cesarz jest bydlę albo co innego, to przyjdź do mnie i powiedz mi o tym. Dostaniesz dziesiątkę, a jeśli będzie ktoś mówił, że wojny nie wygramy, to tak samo przyjdziesz do mnie i powiesz mi, kto to mówił, i znowuż dostaniesz dziesiątkę. Ale gdybym się dowiedział, że przede mną coś ukrywasz, to źle z tobą będzie. Zabiorę cię<br> {{tab}}48<br> {{tab}} <br> {{tab}}i odstawię do Pisku. A teraz, Pepiku, skocz no! Pepik podskoczył, wachmistrz dał mu dwie dziesiątki i zadowolony z siebie napisał raport do okręgowego dowództwa żandarmerii, że już znalazł informatora.<br> {{tab}}Nazajutrz do wachmistrza przyszedł ksiądz proboszcz i donosił mu w głębokim sekrecie, że dzisiaj rano spotkał pastucha gminnego, Pepika skocz no, a Pepik mu opowiadał:<br> {{tab}}— Panie pjoboscu, a pan wachmajstel wciolaj mówił, że pan cisiaś jeśt bydle i że wojny nie wyglamy. Beee hop!<br> {{tab}}Po dłuższym rozstrząsaniu sprawy i po rozmowie z księdzem proboszczem kazał wachmistrz żandarmerii, Flanderka, zaaresztować pastucha gminnego, który następnie przez sąd wojenny na Hradczanach skazany został na dwadzieścia lat więzienia za knowania antypaństwowe, za podburzanie do nieposłuszeństwa władzom, za obrazę najjaśniejszego pana i za kilka innych zbrodni i przestępstw.<br> {{tab}}Pepik skocz no zachowywał się wobec sądu, jak na pastwisku albo śród sąsiadów. Na wszystkie pytania pobekiwał jak koza, a po ogłoszeniu wyroku podskoczył i wrzasnął: Beee hop! — Za to został ukarany dyscyplinarnie twardym łożem w osobnej celi i trzema postami.<br> {{tab}}Odtąd wachmistrz żandarmerii nie miał informatora i mu — siał zadowolnić się tym, że sobie takiego informatora wymyślił i podawszy nazwisko fikcyjne powiększył dochód swój o pięćdziesiąt koron miesięcznie, które przepijał w gospodzie „Na kocurku“. Pijąc dziesiąty kufel dostawał ataku sumienności, piwo przestawało mu smakować, a sąsiedzi zwracali się do niego zawsze z tym samym zdaniem:<br> {{tab}}— Pan wachmistrz jest dzisiaj taki jakiś smutny, jakby nieswój.<br> {{tab}}Przy tych słowach wachmistrz udawał się do domu, a po jego odejściu zawsze ktoś mawiał:<br> {{tab}}— Nasi widać znowuż dostali w Serbii po dupie, bo wach — majster zaniemówił.<br> {{tab}}Srwejk 4IT<br> {{tab}}49<br> {{tab}} <br> {{tab}}Zaś wachmistrz zabierał się w domu do pracy i wypełniał przynajmniej jeden z wielu kwestionariuszów:<br> {{tab}}— Nastrój śród miejscowej ludności: I a.<br> {{tab}}Pan wachmistrz miewał ciężkie bezsenne noce. Bezustannie wyczekiwał inspekcji i dochodzenia. Śniło mu się nieraz o szubienicy i o stryczku, a pod szubienicą sam pan minister obrony krajowej pyta się go raz ostatni:<br> {{tab}}— Wachmeister wo ist die Antwort des Cirkulars Nr 1789678/2792 X 32?<br> {{tab}}Ale teraz! Jest jakoś tak, jakby ze wszystkich zakątków posterunku żandarmerii odzywały się fanfary triumfalne. Wachmistrz żandarmerii, Flanderka, nie wątpił, że dowódca okręgu poklepie go po ramieniu i powie:<br> {{tab}}— Ich gratuliere Ihnen, Ilerr Wachtmei — s t e r.<br> {{tab}}W duchu widział wachmistrz żandarmerii i inne ułudne obrazy, jakie taiły się w jednym ze zwojów jego urzędowego mózgu: odznaczenia, szybki awans i przeniesienie do wyższej rangi służbowej, ocena jego zdolności kryminalistycznych, świetna kariera. Wezwał frajtra i zapytał:<br> {{tab}}— Dostał pan obiad?<br> {{tab}}— Przynieśli mu wędzonkę z kapustą i knedlami, ale zupy już nie było. Wypił herbatę i prosi o jeszcze.<br> {{tab}}— Nie żałować mu! — wspaniałomyślnie zadecydował wachmistrz. — Jak tylko herbatę wypije, to proszę przyprowadzić go do mnie.<br> {{tab}}— No i jakże tam? Smakowało panu? — zapytał wachmistrz, gdy młodszy żandarm po upływie pół godziny przyprowadził Szwejka, sytego i zadowolonego, jak zawsze.<br> {{tab}}— Można wytrzymać, panie wachmajster, tylko kapusty było trochę za mało. Ale cóż robić? Wiem, że pan nie był na to przygotowany. Wędzonka była dobrze przewędzona. Przypuszczam, że było to mięso domowe ze świni swojego chowu. Herbata z arakiem też zrobiła mi dobrze.<br> {{tab}}50<br> {{tab}} <br> {{tab}}Wachmistrz spojrzał na Szwejka i zaczął:<br> {{tab}}— W Rosji pija się dużo herbaty, nieprawdaż? Czy mają także i arak?<br> {{tab}}— Arak mają po całym świecie.<br> {{tab}}— Tylko się bratku, nie wykręcaj — pomyślał wachmistrz. — Trzeba się było pilnować dawniej i nie gadać wszystkiego. — No, a ładnych dziewcząt dużo w Rosji? — zapytał, pochylając się ku Szwejkowi poufale.<br> {{tab}}— Ładne dziewczęta są po całym świecie, panie wach — majster.<br> {{tab}}— Figlarz z ciebie — pomyślał wachmistrz znowuż. — Teraz chciałbyś się z tego wszystkiego wykręcić.<br> {{tab}}Wytoczył na Szwejka najcięższy kaliber i zapytał:<br> {{tab}}— Co chciał pan robić w dziewięćdziesiątym pierwszym pułku?<br> {{tab}}— Chciałem udać się na front.<br> {{tab}}Wachmistrz z zadowoleniem popatrzył na Szwejka i rzekł jakby do siebie:<br> {{tab}}— Całkiem słusznie. Jest to najlepszy sposób dostania się do Rosji.<br> {{tab}}— Rzecz jest naprawdę świetnie obmyślana — promieniał wachmistrz, uważając, jakie też wrażenie wywrą na Szwejku jego słowa.<br> {{tab}}Ale w oczach jego nie mógł się doczytać niczego, prócz bezwzględnego spokoju.<br> {{tab}}— Ani brew nie drgnie — podziwiał wachmistrz Szwejka. — Takie świetne mają wychowanie wojskowe. Gdybym się znalazł w jego sytuacji i ktoś odezwałby się do mnie w talii sposób, to kolana roztrzęsłyby się pode mną.<br> {{tab}}— Rano odwieziemy pana do Pisku — rzucił jakby od niechcenia. — Był pan już w Pisku?<br> {{tab}}— Roku tysiąc dziewięćset dziesiątego na manewrach cesarskich.<br> {{tab}}ir<br> {{tab}}51<br> {{tab}} <br> {{tab}}Uśmiech wachmistrza stał się po tej odpowiedzi jeszcze uprzejmiejszym i bardziej triumfującym. Doznawał uczucia, że swoim systemem zapytań prześcignął samego siebie.<br> {{tab}}— Brał pan udział w manewrach?<br> {{tab}}— Tak jest, panie wachmajster, jako szeregowiec.<br> {{tab}}I znów tak spokojnie, jak przedtem, spoglądał Szwejk na wachmistrza, który z uciechy siedział jak na szpilkach i nie mógł już wytrzymać, aby tego nie dodać do raportu. Zawołał frajtra, żeby Szwejka odprowadził, a sam uzupełnił swój raport:<br> {{tab}}Plan jego był taki: Wkradłszy się do szeregów dziewięćdziesiątego pierwszego pułku piechoty, chciał natychmiast zameldować się jako ochotnik na front i przy najbliższej sposobności dostać się do Rosji, zauważył bowiem, że przy czujności organów inna droga powrotna jest niemożliwa. Że w dziewięćdziesiątym pierwszym pułku byłby mógł świetnie prosperować, jest bardzo prawdopodobne, gdyż po dłuższym krzyżowym badaniu przyznał się, że w roku tysiąc dziewięćset dziesiątym brał udział w całych manewrach cesarskich w okolicy Pisku, jako szeregowiec. Z tego widać, że w specjalności swojej posiada wielkie zdolności. Zaznaczam jeszcze, że zebrane oskarżenia są rezultatem mego systemu krzyżowego badania.<br> {{tab}}We drzwiach ukazał się młodszy żandarm.<br> {{tab}}— Panie wachmajster, on chce iść do wychodka.<br> {{tab}}— Bajonet auf! — zadecydował wachmistrz. — Albo lepiej, niech go pan przyprowadzi tutaj.<br> {{tab}}— Chce pan iść do wychodka? — uprzejmie zapytał wachmistrz. — Czy nie ma pan jakich innych zamiarów?<br> {{tab}}Badawczo patrzył w twarz Szwejka.<br> {{tab}}— Nie mam żadnych innych zamiarów, panie wachmistrzu, tylko pilną potrzebę — odpowiedział Szwejk.<br> {{tab}}— No no, żeby się tylko nie pokazało co innego — napominał go wachmistrz, przypinając służbowy rewolwer. — Pójdę z panem.<br> {{tab}}52<br> {{tab}} <br> {{tab}}— To bardzo dobry rewolwer — mówił do Szwejka po drodze — siedmiostrzałowy i strzela bardzo precyzyjnie.<br> {{tab}}Zanim wyszli na dwór, wachmistrz zawołał frajtra i rzekł mu sekretnie:<br> {{tab}}— Pan założy bagnet, stanie pan za wychodkiem i będzie pan uważał, żeby nam się nie przekopał przez gnojowisko.<br> {{tab}}Wychodek był to mały, zwyczajny szalecik drewniany, sterczący rozpaczliwie na środku podwórza nad gnojowiskiem i sąsiadujący z pobliską kupą nawozu.<br> {{tab}}Był to już stary weteran, w którym załatwiały swoje potrzeby całe pokolenia. Teraz siedział w nim Szwejk, przytrzymując jedną ręką drzwi za sznurek, podczas gdy od tyłu frajter spoglądał mu na zadek, żeby się aresztant nie przekopał przez gnojowisko.<br> {{tab}}Zaś jastrzębie oczy wachmistrza żandarmerii nie odwracały się ani na chwilę od drzwi, wachmistrz rozmyślał nad tym, w którą nogę należałoby postrzelić Szwejka, gdyby próbował uciec.<br> {{tab}}Ale drzwi otwarły się spokojnie, z szaletu wyszedł zadowolony Szwejk i zwracając się do wachmistrza, pytał:<br> {{tab}}— Czy nie siedziałem zbyt długo? Może pan nie ma czasu?<br> {{tab}}— O, bynajmniej, bynajmniej — odpowiedział wachmistrz, a w duchu pomyślał: — Co za delikatny, wytworny człowiek! Wie, co go oczekuje, ale trzeba przyznać, że do ostatniej chwili jest przyzwoity. Czy nasz brat na jego miejscu umiałby się tak zachować?<br> {{tab}}Wachmistrz siedział obok Szwejka na materacu pustego łóżka żandarma Rampy, który miał nocną służbę i obchodził Wsie, a w tej chwili siedział spokojnie „Pod czarnym koniem“ w Protiwinie i grał z majstrem szewskim w mariasza, wywodząc w przerwach, że Austria musi wojnę wygrać.<br> {{tab}}Wachmistrz zapalił fajkę, podał tytoń Szwejkowi, frajter dorzucił węgla do pieca i posterunek żandarmerii przemienił<br> {{tab}}53<br> {{tab}} <br> {{tab}}się w najmilsze miejsce na kuli ziemskiej, w przytulny zakątek, w ciepłe gniazdo, omotywane pajęczynami szarej godziny zmterzchu.<br> {{tab}}Wszyscy milczeli. Wachmistrz zastanawiał się nad jakąś myślą i wreszcie wypowiedział ją, zwracając się do Szwejka:<br> {{tab}}— Zdaniem moim niesprawiedliwie jest wieszać szpiegów. Człowiek poświęcający się dla obowiązku, za swoją, że tak powiem, ojczyznę, powinien być stracony z honorem, przy pomocy prochu i ołowiu. Co pan o tym sądzi? — zwrócił się do frajtra.<br> {{tab}}— Stanowczo rozstrzelać takiego, a nie wieszać — zgadzał się młody żandarm. — Dajmy na to, że i nas mogliby dokądś wysiać i rozkazaliby: — Musicie wyszpiegować, ile karabinów maszynowych mają Rosjanie w swoim maschinenge — wehral)t(ilhingU: — Przebrałbym się i poszedłbym, I za to mieliby mnie wieszać, jak jakiego mordercę i rabusia?<br> {{tab}}Frajter żandarmerii tak się rozzłościł, że wstał i zawołał:<br> {{tab}}— Żądam rozstrzelania i pogrzebu z honorami wojskowymi!<br> {{tab}}— Jest w tym kruczek — odezwał się Szwejk, — Gdy człowiek jest przebiegły, to mu nigdy nie dowiodą.<br> {{tab}}— Oho, dowiodą, — z naciskiem zawołał wachmistrz, — Ci, co prowadzą śledztwo, też są dość przebiegli i mają swoje sposoby, Pan sam się o tym przekona.<br> {{tab}}— Przekona się pan — powtórzył tonem już meco łagodniejszym dodając do słów swoich uprzejmy uśmiech: — Nam się tu nikt nie wykręci, prawda, parne koeego?<br> {{tab}}F^r^aij^t^r skinął głową, że się zgadza, i dodał, że mektórzy ludzie przegrywają sprawę z góry i że maska zupełnego spokoju mc im me pomoże, bo im spokojmejszy jest człowiek: tym bardzejj sam siebee zasypuje.<br> {{tab}}— Pan ma moją szkołę, parne frajter — rzekł dumnee wachmistrz, — Spokj, to bańka mydlana, Sztuczny spoko, to c o r p u s deHcti.<br> {{tab}}M<br> {{tab}} <br> {{tab}}Przerwał swój wykład i zwracając się do młodszego kolegi zapytał:<br> {{tab}}— Co będziemy dziś jedli na kolację?<br> {{tab}}— A do gospody pan wachmistrz dzisiaj nie pójdzie?<br> {{tab}}Pytanie to wyłoniło przed wachmistrzem nowe ciężkie zagadnienie, które domagało się natychmiastowego rozstrzygnięcia.<br> {{tab}}Co by to było, gdyby ten tu skorzystał z jego nieobecności i uciekł w nocy? Frajter jest wprawdzie człowiekiem zasługującym na zaufanie, ale uciekło mu już dwóch włóczęgów. Rzeczywiście sprawa miała się nieco inaczej: nie miał frajter ochoty wlec się z nimi po śniegu — było to zimą — aż do Pisku, więc w polu koło Rażyc puścił ich i dla formy strzelił w powietrze.<br> {{tab}}— Poślemy po kolację naszą babę, a piwo będzie nam nosiła w dzbanku — rozstrzygnął wachmistrz ciężkie zagadnienie. — Niech się babina trochę przewietrzy.<br> {{tab}}I baba Pajzlerka, która im usługiwała, przewietrzyła się istotnie. Od samej kolacji komunikacja między posterunkiem żandarmerii a karczmą „Na kocurku“ była utrzymywana stale. Niezliczone ślady ciężkich i dużych trzewików baby Pajzlerki na tej linii łączności świadczyły o tym, że wachmistrz w pełnej mierze odszkodowuje się za swoją nieobecność „Na kocurku“.<br> {{tab}}Kiedy wreszcie po wielu kolejkach baba Pajzlerka przyleciała do szynkowni, powiadając, że pan wachmistrz kłania się grzecznie i prosi o butelkę kontuszówki, ciekawość szynkarza Wzięła górę nad dyskrecją. Zaczął pytać.<br> {{tab}}— Kogo tam niby mają? — powtórzyła pytanie baba Pajzlerka. — Jakiegoś podejrzanego człowieka. Właśnie jak tutaj szłam, to go obaj ściskali za szyję, a pan wachmistrz głaskał go po głowie i mówił: — Ach, ty mój miły smyku słowiański, szpieguniu mój kochany.<br> {{tab}}Kiedy już było dobrze po północy, frajter spał na matera<br> {{tab}}R5<br> {{tab}} <br> {{tab}}cu swego łóżka w pełnym uniformie i chrapał, aż szyby brzęczały.<br> {{tab}}Przy stole siedział wachmistrz z resztą kontuszówki w butelce, trzymał Szwejka za szyję, łzy spływały mu po ogorzałej twarzy, wąsy miał zlepione końtuszówką, a usta z wielkim wysiłkiem wymawiały słowa:<br> {{tab}}— Powiedz, bracie, szczerze, że w Rosji nie mają takiej dobrej kontuszówki, powiedz, żebym mógł spokojnie spać. Wyznaj to, jako uczciwy człowiek.<br> {{tab}}— Nie mają.<br> {{tab}}Wachmistrz zwalił się na Szwejka.<br> {{tab}}— Uradowałeś mnie, przyznałeś się. Tak być powinno przy badaniu. Jeślim winny, to czemu się wypierać?<br> {{tab}}Wstał i zataczając się z pustą butelką do swego pokoju mamrotał:<br> {{tab}}— Gdybym nie był wkroczył na drogę niewłaściwą, to wszystko mogło wypaść całkiem inaczej.<br> {{tab}}Zanim zwalił się w uniformie na łóżko, dobył z szafy biurka swój raport i spróbował uzupełnić go takim materiałem:<br> {{tab}}Ich muss noch dazu beizufugen, dass die russische Kontuszówka na podstawie § 56...<br> {{tab}}Zrobił kleksa, zlizał go i uśmiechając się głupkowato, zwalił się na łóżko i zasnął jak pień.<br> {{tab}}Nad ranem frajter żandarmerii, leżący na łóżku na przeciwko Szwejka, zaczął tak mocno chrapać i gwizdać przez nos, że Szwejk się ocknął. Wstał, potrząsnął frajtrem i znów się położył. Tymczasem zaczęły piać koguty, a kiedy następnie wzeszło słońce i przyszła baba Pajzlerka, która także spała dzisiaj nieco dłużej, żeby sobie powetować nocną bieganinę, to zanim zabrała się do palenia w piecu, zastanowiła się nad tym, że drzwi były nie zamknięte, a wszyscy spali, jak zarżnięci. Lampka naftowa w izbie strażniczej jeszcze kopciła. Baba Pajzlerka zrobiła alarm i ściągnęła frajtra i Szwejka<br> {{tab}}56<br> {{tab}} <br> {{tab}}z łóżek. Do frajtra rzekła: — Ze też panu nie wstyd spać w ubraniu, jak nieboskie stworzenie! — Do Szwejka zwróciła się z napomnieniem, żeby sobie przynajmniej zapiął spodnie, gdy widzi kobietę.<br> {{tab}}Wreszcie energicznie rozkazała zaspanemu frajtrowi, żeby poszedł zbudzić pana wachmistrza, bo to nie żaden porządek, gdy ludzie gniją tak długo.<br> {{tab}}— W ładne ręce pan się dostał — mamrotała baba, zwracając się do Szwejka, gdy frajter budził wachmistrza. — Jeden wielki pijak, a drugi jeszcze większy. Przepiliby nos spomiędzy oczu. Mnie już trzeci rok winni za usługiwanie, a gdy się upominam, to mi wachmistrz zawsze mówi: — Milczcie, babo, bo was każę aresztować. My wiemy, że wasz syn jest kłusownikiem i kradnie drzewo na pańskim. — Więc się z nimi tak morduję już czwarty rok!<br> {{tab}}Baba westchnęła głęboko i mamrotała dalej:<br> {{tab}}— Osobliwie niech się pan ma na baczności przed wachmistrzem. Słodki jak cukierek, a tymczasem jest to psubrat pierwszej klasy. Każdego tylko zasypać i aresztować.<br> {{tab}}Wachmistrza nie można było przebudzić. Frajter musiał go bardzo wymownie przekonywać, że trzeba wstać, bo już dzień.<br> {{tab}}Wreszcie otworzył oczy, tarł czoło i niewyraźnie zaczął sobie przypominać szczegóły dnia wczorajszego. Nagle przez głowę strzeliła mu myśl straszliwa, którą wyraził, spoglądając na frajtra z uczuciem niepewności:<br> {{tab}}— Uciekł!?<br> {{tab}}— Gdzie tam! To porządny człowiek.<br> {{tab}}Frajter zaczął chodzić po pokoju, wyjrzał oknem, zawrócił, urwał kawałek gazety, leżącej na stole, ugniatał z papieru kulkę, jednym słowem widać było, że chce coś rzec.<br> {{tab}}Wachmistrz spoglądał na niego z uczuciem niepewności, aż wreszcie chcąc usłyszeć całą prawdę, którą zaledwie przeczuwał, odezwał się:<br> {{tab}}57<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Ja panu wszystko ułatwię, panie frajter. Musiałem widać wyrabiać wczoraj ładne rzeczy.<br> {{tab}}Frajter spojrzał na swego przełożonego z wyrzutem i odpowiedział:<br> {{tab}}— Gdyby pan wiedział, panie wachmistrzu, czego pan wczoraj nie wygadywał! Jakie rozmowy pan z nim prowadził!<br> {{tab}}Nachylając się nad uchem wachmistrza szeptał:<br> {{tab}}— Wszyscy Czesi, mówił pan, i Rosjanie, to jedna krew słowiańska, że Mikołaj Mikolajewicz na przyszły tydzień będzie w Przerowie, że Austria się nie utrzyma, żeby się tylko wszystkiego wypierał przy dalszym badaniu i żeby plótł piąte przez dziesiąte, to się utrzyma tak długo, dopóki nie uwolnią go Kozacy. Bo już niedługo to wszystko weźmie w łeb i będzie tak jak za czasów wojen husyckich, chłopi pójdą z cepami na Wiedeń. Że cesarz jest schorzały dziadyga, że rychło patrzeć, trzaśnie kopytami, że cesarz Wilhelm jest zwierzę, że temu aresztowanemu będzie pan posyłał pieniądze do więzienia, żeby nie zaznał biedy, i dużo innych podobnych rzeczy...<br> {{tab}}Frajter cofnął się od wachmistrza:<br> {{tab}}— O tym wszystkim dobrze pamiętam, bo z początku byłem tylko troszkę zawiany. Ale potem też się schlałem i nie wiem, co było dalej.<br> {{tab}}Wachmistrz popatrzył na frajtra.<br> {{tab}}— A ja pamiętam — oświadczył wachmistrz — że pan mówił, iż w porównaniu z Rosją jesteśmy karzełkami i że ryczał pan przed tą babą: — Niech żyje Rosja!<br> {{tab}}Frajter zaczął nerwowo chodzić po pokoju.<br> {{tab}}— Ryczał pan te słowa, jak ten byk — rzekł wachmistrz. — Potem zwalił się pan na łóżko i zaczął chrapać.<br> {{tab}}Frajter zatrzymał się przed oknem i bębniąc w nie oświadczył:<br> {{tab}}— Pan też wody w gębę nie nabierał przed tą naszą babą i pamiętam, panie wachmistrzu, że pan rzekł do niej: — Pamiętajcie, babo, że każdy cesarz czy król myśli tylko o swojej<br> {{tab}}SR<br> {{tab}} <br> {{tab}}kieszeni, i dlatego toczy wojną, choćby byt takim dziadygą, jak nasz stary Prochazka, którego nie mogą wypuszczać z klozetu, żeby nie zapaskudził całego Schónbrunnu.<br> {{tab}}— Takie rzeczy mówiłem?<br> {{tab}}— Tak jest, panie wachmistrzu, takie rzeczy pan wygadywał, zanim wyszedł pan na dwór rzygać, i jeszcze pan wołał: — Wsadźcie mi, babo, palec w gardziel!<br> {{tab}}— Pan się też niezgorzej wyrażał — przerwał mu wachmistrz. — Skąd panu się na przykład ubrdalo, że Mikołaj Mi — koiajewicz będzie królem czeskim?<br> {{tab}}— Tego nie pamiętam — nieśmiało odpowiedział frajter.<br> {{tab}}— Jeszczeby też! Jak pan ma pamiętać, kiedy był pan pijany jak bela, miał pan malutkie świńskie oczka, a jak wypadlo wyjść na dwór, to zamiast do drzwi, właził pan na piec.<br> {{tab}}Obaj zamilkli i zamyślili się. Długie milczenie przerwał wachmistrz:<br> {{tab}}— Zawsze panu mówiłem, że alkohol, to zguba. Nie służy panu wódka, a pan pije. Co by to było, gdyby nam ten nasz był zwiał? Jak bylibyśmy się tłumaczyli? Boże mój, jak mi we łbie trzeszczy!<br> {{tab}}— Powiadam panu, panie frajter — mówił dalej wachmistrz — iż właśnie dlatego, że nie uciekł, sprawa jest całkiem jasna. Musi to być jakiś niesłychanie wyrafinowany człowiek. Jak go będą badali w wyższych instancjach, to powie, że przez całą noc drzwi były otwarte i że byliśmy pijani, więc mógł uciec, gdyby się czuł winnym. Całe szczęście, że takiemu człowiekowi nie wierzą, a jeszcze jak my pod służbową przysięgą powiemy, że to zmyślenie i zuchwałe kłamstwo ze strony tego człowieka, to mu święty Boże nie pomoże i będzie miał o jeden paragraf na karku więcej. Chociaż przy takiej sprawie podobne szczegóły są bez znaczenia. — Żeby mnie tylko ta głowa tak nie bolała...<br> {{tab}}Przez chwilę było cicho, po czym znów odezwał się wachmistrz:<br> {{tab}}59<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Niech pan zawoła naszą babę.<br> {{tab}}— Słuchajcie no, babo — rzek! wachmistrz do Pajzlerki, spoglądając jej surowo w oczy. — Proszę się wystarać o krucyfiks z postumentem i przynieść go tu.<br> {{tab}}Na pytające spojrzenie Pajzlerki, ryknął wachmistrz:<br> {{tab}}— Ruszać mi zaraz i nie gapić się!<br> {{tab}}Z szuflady wyjął wachmistrz dwie świece, na których były ślady laku od pieczętowania urzędowych papierów, a gdy Pajzlerka przykusztykała wreszcie, ustawił krzyż między dwiema świecami na skraju stołu, zapalił świece i rzekł z wielką powagą:<br> {{tab}}— Siadajcie, babo.<br> {{tab}}Wystraszona Pajzlerka usiadła na kanapie i wytrzeszczała oczy na wachmistrza, świece i krucyfiks. Ogarnęło ją przerażenie. Widać było, że jej ręce, złożone na fartuchu, trzęsą się razem z kolanami.<br> {{tab}}Wachmistrz z powagą przeszedł koło niej raz i drugi, po czym rzekł uroczyście:<br> {{tab}}— Wczoraj wieczorem byliście świadkiem wielkiego wydarzenia, moja babo. Być może, że wasz głupi rozum tego pojąć nie zdoła. Ten żołnierz, to wywiadowca, szpieg. Rozumiecie?<br> {{tab}}— Jezus, Maria! — krzyknęła Pajzlerka. — O, Najświętsza Panienko Skoczycka!<br> {{tab}}— Cicho, babo! Żeby z niego wyciągnąć jego sekrety, mu — sieliśmy gadać z nim tak i owak. Słyszeliście przecie, jak dziwnie tu rozmawialiśmy, tak czy nie?<br> {{tab}}— Słyszeć słyszałam — odezwała się Pajzlerka drżącym głosem.<br> {{tab}}— Ale całe to gadanie, moja babo, było tylko na to, żeby nam zaufał i żeby się przed nami wygadał. No i udało nam się. Wyśpiewał wszystko. Capnęliśmy ptaszka.<br> {{tab}}Wachmistrz przerwał sobie na chwilę gadanie, oczyścił<br> {{tab}}m<br> {{tab}} <br> {{tab}}knoty świec, a potem mówił z wielką powagą dalej, nie przestając surowo spoglądać na Pajzlerkę:<br> {{tab}}— Byliście tutaj, moja babo, i jesteście wtajemniczona w całą sprawę. Jest to tajemnica urzędowa. O tym nie wolno wam ani pisnąć. Nawet na łożu śmiertelnym trzeba trzymać język za zębami, bo was nie pochowają na cmentarzu.<br> {{tab}}— Jezus, Maria, Józef! — biadała Pajzlerka. — Po com ja tu, nieszczęśliwa, wlazła!<br> {{tab}}— Nie ryczcie, babo, wstańcie, przystąpcie do krzyża, podnieście dwa palce prawicy i mówcie za mną.<br> {{tab}}Pajzlerka, zataczając się jak pijana, podeszła do stołu, nie przestając biadać:<br> {{tab}}— Przenajświętsza Panienko Skoczycka, że też ja tu wlazłam!<br> {{tab}}Z krzyża spoglądała na nią umęczona twarz Chrystusa, świeczki kopciły, a wszystko to wydawało się Pajzlerce czymś upiornie nieziemskim. Tonęła w jakichś straszliwych mrokach grozy, kolana się pod nią uginały, ręce się trzęsły.<br> {{tab}}Podniosła dwa palce, a wachmistrz żandarmerii uroczyście i z naciskiem podpowiadał jej:<br> {{tab}}— Przysięgam Bogu wszechmogącemu i wam, panie wachmistrzu, że o tym, co tutaj słyszałam i widziałam, nie powiem nikomu ani słowa do samej śmierci swojej, choćbym nawet była pytana. Tak mi dopomóż Bóg.<br> {{tab}}— Ucałujcie jeszcze krzyż, babo — rozkazywał wachmistrz, gdy Pajzlerka, okrutnie szlochając, przysięgła i przeżegnała się pobożnie.<br> {{tab}}— Dobrze, a teraz odnieście krucyfiks temu, kto wam go pożyczył, i powiedzcie, że potrzebowałem go do badania.<br> {{tab}}Zgnębiona Pajzlerka na paluszkach wyszła z krucyfiksem, a przez okno widać było, że bezustannie ogląda się w stronę posterunku, jakby się chciała przekonać, że to, co się właśnie zdarzyło, nie było snem, ale najstraszliwszą rzeczywistością jej żywota.<br> {{tab}}81<br> {{tab}} <br> {{tab}}Tymczasem wachmistrz przepisywał swój raport, który przy nocnym uzupełnianiu powalał kleksami, a zlizując je ręzmazał cały rękopis, jakby weń była zawinięta marmolada.<br> {{tab}}Cały raport przerobił na nowo i przypomniał sobie, że aresztowanego nie zapytał o rzecz ważną. Kazał więc zawołać Szwejka i rzekł:<br> {{tab}}— Fotografować pan umie?<br> {{tab}}— Umiem.<br> {{tab}}— A dlaczego nie ma pan przy sobie aparatu?<br> {{tab}}— Bo go nie posiadam — brzmiała jasna i rzetelna odpowiedź.<br> {{tab}}— A gdyby pan miał aparat, to by pan fotografował? — pytał wachmistrz.<br> {{tab}}— Gdyby ciocia miała wąsy, to by była wujaszkiem — dobrodusznie odpowiedział Szwejk, spokojnie wytrzymał badawcze spojrzenie wachmistrza, którego w tej chwili tak mocno rozbolała głowa, że nie zdołał wymyślić żadnego innego pytania, prócz tego: — Czy dworzec kolejowy trudno fotografować?<br> {{tab}}— Lżej niż cokolwiek innego — odpowiedział Szwejk — bo dworzec się nie rusza i ciągle stoi na jednym miejscu, a fotograf nie potrzebuje go napominać, żeby zrobił przyjemny wyraz twarzy.<br> {{tab}}Wachmistrz mógł więc uzupełnić swój raport:<br> {{tab}}Z u dem Bericht Nr 21721, melde ich..<br> {{tab}}I pisał zamaszyście:<br> {{tab}}Między innymi podczas mego krzyżowego badania przyznał się. że umie fotografować, a najchętniej fotografuje dworce kolejowe. Aparatu fotograficznego wprawdzie przy nim nie znaleziono, ale istnieje przypuszczenie, że go gdzieś ukrył i nie nosi go przy sobie dla odwrócenia uwagi, co potwierdza jego własne przyznanie się, że fotografowałby, gdyby miał aparat przy sobie.<br> {{tab}}Wachmistrz, który miał głowę ociężałą po wczorajszym<br> {{tab}}62<br> {{tab}} <br> {{tab}}wieczorze, zapalał się coraz bardziej do wiadomości o fotogra fowaniu i pisał dalej:<br> {{tab}}Nie ulega wątpliwości, co wynika z jego własnych zeznań, iż tylko dlatego, że nie posiada aparatu fotograficznego przy sobie, nie mógł fotografować dworców kolejowych i miejsc ważnych pod względem strategicznym. Pewne jest, że byłby fotografował, gdyby miał wyżej wzmiankowany przyrząd fotograficzny przy sobie i nie ukrył go. Tylko tej okoliczności, iż aparatu fotograficznego nie miał pod ręką, można zawdzięczać, iż nie znaleziono u niego żadnych fotografii.<br> {{tab}}— Dosyć będzie — rzekł wreszcie i podpisał się.<br> {{tab}}Był ogromnie zadowolony ze swego dzieła i z wielką dumą przeczytał raport frajtrowi.<br> {{tab}}— Udało mi się — mówił. — Tak się pisze berichty. W nich musi być wszystko. Badanie, proszę pana, to nie taka sobie byle jaka rzecz. Głównie chodzi o to, żeby wszystko było ładnie skomponowane. Niech teraz władze otwierają gęby. Proszę przyprowadzić tego naszego, bo trzeba zrobić z nim koniec.<br> {{tab}}— Więc pan frajter pana teraz odprowadzi do Bezirks — gend a m er i e kom m and o. Według przepisów powinien pan dostać kajdanki, ale ponieważ przypuszczam, że pan przyzwoity człowiek, więc pójdzie pan bez kajdanek. Jestem przekonany, że i w drodze nie będzie pan próbował uciekać.<br> {{tab}}Wachmistrz był wyraźnie wzruszony widokiem poczciwej twarzy Szwejka i dlatego dodał:<br> {{tab}}— Niech pan nam nie pamięta nic złego. Niech pan go za — bierze, panie frajter. A tutaj jest B e r i c h t.<br> {{tab}}— Zostajcie, państwo, z Bogiem — rzekł miękko Szwejk. — Dziękuję panu, panie wachmajster, za wszystko, co pan dla mnie uczynił. Jeśli zdarzy się okazja, to do pana napiszę, a gdybym tędy przechodził, to do pana wstąpię.<br> {{tab}}Szwejk wyszedł z frajtrem na szosę i obaj wdali się z sobą w taką przyjacielską rozmowę, że każdy, kto by ich spotkał, uważałby ich za starych znajomych, którzy spotkawszy się<br> {{tab}}<J3<br> {{tab}} <br> {{tab}}przypadkowo, idą razem do miasta albo, powiedzmy, do ko ścioła.<br> {{tab}}— Nigdy nie byłbym przypuszczał — rzekł Szwejk — że taka podróż do Budziejowic połączona jest z tylu trudnościami. Taka sama historia jak z tym rzeźnikiem Chaurą z Koby — lis, który pewnej nocy dostał się na Morań pod pomnik Pa — lackiego i do samego rana chodził dokoła niego, bo mu się zdawało, że ten postument, który on ciągle okrążał, jest murem bez końca. Był zrozpaczony, a o świcie był już tak zmęczony, że zaczął wzywać policję; gdy pozbiegali się policjanci, to się pytał, którędy idzie się do Kobylis, bo już pięć godzin idzie wzdłuż jakiegoś muru i końca nie widać. Zabrali go więc z sobą, a on w areszcie wszystko potłukł i połamał.<br> {{tab}}Frajter nie odpowiedział na to ani słowa i myślał sobie:<br> {{tab}}— Gadaj sobie zdrów. Znowuż zaczynasz jakieś bajeczki o Budziejowicach.<br> {{tab}}Przechodzili koło stawu i Szwejk z dużym zainteresowaniem wypytywał frajtra, czy w okolicy jest dużo kłusowników.<br> {{tab}}Tutaj kłusownicy jeden w drugiego — odpowiedział frajter. — Dawnego wachmistrza chcieli utopić. Dozorca stawów strzela im w zady szczecinami, ale to nic nie pomaga, bo każdy nosi w spodniach kawał blachy.<br> {{tab}}Frajter rozgawędził się o postępie i wynalazkach ludzkich na wszystkie potrzeby, a także o tym, jak jeden oszukuje drugiego. Potem rozwinął teorię, że ta wojna jest wielkim szczęściem dla ludzkości, ponieważ w bitwach ginąć będą nie tylko ludzie porządni, ale także psubraty i hycle.<br> {{tab}}— I tak już za dużo ludzi na świecie — mówił z zastanowieniem — jeden pcha się na drugiego, a ludzie rozplenili się, aż strach.<br> {{tab}}Zbliżali się do zajazdu.<br> {{tab}}— Wiatr dzisiaj dmucha jak wszyscy diabli — rzekł frajter. — Sądzę, że nie zaszkodziłoby wypić jednego. Nie mów<br> {{tab}}84<br> {{tab}} <br> {{tab}}T<br> {{tab}}pan nikomu, że pana prowadzę do Pisku. To tajemnica państwowa.<br> {{tab}}Przed oczyma frajtra zatańczyła instrukcja władz centralnych, dotycząca ludzi podejrzanych i osobliwych oraz obowiązków każdego posterunku żandarmerü: — Wyłączyć takowych z obcowania z ludnością miejscową i pilnie przestrzegać, aby przy transportowaniu ich do wyższych instancyj nie było okazji do niepotrzebnej gadaniny w okolicy.<br> {{tab}}— Nikt nie powinien wiedzieć, co pan za jeden — mówił — dalej frajter. — Coś pan zrobił, toś pan zrobił, to nasza sprawa. Nie trzeba szerzyć paniki.<br> {{tab}}— W takich czasach wojennych panika jest rzeczą bardzo złą — mówił dalej. — Powie się słówko i już po całej okolicy niepokój i wzburzenie. Rozumie pan?<br> {{tab}}— No to nie będę szerzył paniki — rzekł Szwejk i zgodnie z tym zapewnieniem postępował, bo gdy szynkarz się z nim rozgadał, on powtarzał z naciskiem: — A mój brat powiada, że za godzinę będziemy w Pisku.<br> {{tab}}— To niby szynkarz pana odpowiedział:<br> {{tab}}— Dziś mu<br> {{tab}}— Nabraliśmy faceta — rzekł z uśmiechem do Szwejka, gdy szynkarz oddalił się na chwilę. — Broń Boże, szerzyć panikę. Czasy mamy wojenne.<br> {{tab}}Wchodząc do zajazdu, wyraził się frajter, że nie zaszkodziłoby wypić jednego, ale co do liczby okazał się kiepskim rachmistrzem. Gdy wypił dwunastego, oświadczył z wielką stanowczością, że dowódca okręgowego posterunku żandarmerii jest na obiedzie, że więc nie trzeba się śpieszyć, prócz tego zaczyna się zadymka. Gdy się do Pisku zajdzie na czwartą to czasu będzie aż nadto. Do szóstej sprawę załatwią. Pomaszerują po ciemku, bo pogoda dzisiejsza marna. W ogóle wszyst<br> {{tab}}<br> {{tab}}<br> {{tab}}<br> {{tab}}brat pański ma urlop? — zapytał ciekawy frajtra, który bez drgnienia powiek zuchwale<br> {{tab}}się kończy.<br> {{tab}}<br> {{tab}}<br> {{tab}}Szwejk SII<br> {{tab}}65<br> {{tab}}<br> {{tab}} <br> {{tab}}ko jedno: czy się pójdzie teraz czy później. Pisek przecie nie zając.<br> {{tab}}— Bądźmy kontenci, że siedzimy w ciepłej izbie — dodał w końcu. — Tam w okopach, przy takiej niepogodzie nie ma takiej wygody jak tutaj przy piecu.<br> {{tab}}Wielki piec kaflowy grzał aź miło, a frajter ustalał fakt znany, że ciepło zewnętrzne łatwo można uzupełnić ciepłem wewnętrznym przy pomocy różnych wódek słodkich i mocnych, jak mówią w Galicji.<br> {{tab}}Szynkarz tego ustronia miał osiem gatunków takich wódek, nudził się i pił przy skowycie wichury, która wyła przy każdym rogu domu.<br> {{tab}}Frajter ciągle zachęcał szynkarza, żeby mu w piciu dotrzymywał placu, i oskarżał go, że pije za mało, co było oczywistą krzywdą, bo szynkarz ledwo trzymał się na nogach, chciał bezustannie grać w ferbla i twierdził, że w nocy słyszał huk armat od strony wschodniej, na co frajter odpowiadał, czkając:<br> {{tab}}— Aby tylko nie szerzyć paniki. Od tego są instrukcje.<br> {{tab}}I zaczął wywodzić, że instrukcje, to zbiór najnowszych rozporządzeń. Przy sposobności wydał sekret kilku rozporządzeń ściśle tajnych. Gospodarz rozumiał z tego wszystkiego bardzo niewiele, i zdobył się jedynie na uwagę, że instrukcjami wojny się nie wygra.<br> {{tab}}Ciemno już było, gdy się frajter zdecydował ruszyć ze Szwejkiem w dalszą drogę ku Piskowi. W zawiei śnieżnej nie widział pan frajter własnego nosa i bezustannie powtarzał:<br> {{tab}}— Trzeba iść ciągle prosto przed siebie, aż do Pisku.<br> {{tab}}Kiedy sentencję tę wygłosił po raz trzeci, głos jego nie brzmiał już na szosie, ale odzywał się skądś z dołu. Pan frajter stoczył się po miękkim śniegu do rowu. Wspierając się na karabinie, wdrapał się z wielkim wysiłkiem znów na szosę. Szwejk słyszał, jak żandarm śmieje się zduszonym śmiechem:<br> {{tab}}— Slüzgawica!<br> {{tab}}66<br> {{tab}} <br> {{tab}}Po chwili głos jego urwał się raptem, bo pan frajter znowu stoczył się do rowu, rycząc tak, że przegłuszył wichurę:<br> {{tab}}— Zlecę na łeb! Panika!<br> {{tab}}Frajter przemienił się w pracowitą mrówkę, która, gdy skądś spadnie, wdrapuje się pracowicie i uparcie z powrotem.<br> {{tab}}Pięć razy staczał się do rowu, a gdy po ostatnim upadku stał obok Szwejka, rzekł z poczuciem zupełnej bezradności:<br> {{tab}}— Wiesz pan co? Bardzo łatwo mógłbym pana zgubić po drodze.<br> {{tab}}— Niech się pan nie boi, panie frajter — rzekł Szwejk. — Najlepiej będzie, gdy się do siebie przywiążemy, to jeden drugiemu nie zginiemy. Czy ma pan przy sobie kajdanki?<br> {{tab}}— Każdy żandarm winien zawsze mieć przy sobie kajdanki — z naciskiem odpowiedział frajter, słaniając się koło Szwejka. — To nasz chleb powszedni.<br> {{tab}}— No to przypnijmy się do siebie kajdankami — zachęcał Szwejk żandarma. — Niech pan spróbuje.<br> {{tab}}Mistrzowskim ruchem przypiął frajter żelazko do ręki Szwejka, a drugim końcem opiął swoją własną prawicę, tak iż byli z sobą złączeni jak bliźnięta. Zataczając się szosą, nie mogli oderwać się od siebie, a frajter, który prowadził Szwejka przez kupy kamieni, pociągał go za sobą, gdy się przewracał. Przy tej sposobności żelazka wrzynały im się w ręce i frajter zadeklarował, że dalej tak iść nie podobna, że trzeba zdjąć kajdanki. Po długim i daremnym wysiłku wyzwolenia się z żelaznych pęt westchnął frajter:<br> {{tab}}— Jesteśmy z sobą złączeni na wieki wieków.<br> {{tab}}— Amen! — dodał Szwejk i obaj z wielkim wysiłkiem pokonywali trudności terenu.<br> {{tab}}Frajter popadł w absolutne przygnębienie, a gdy po niewypowiedzianych udrękach marszu, późnym wieczorem dotarli do Pisku, do miejscowego dowództwa żandarmerii, odezwał się do Szwejka z bezradną małodusznością:<br> {{tab}}s*n<br> {{tab}}67<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Teraz będą się działy rzeczy okropne.’ Nie możemy się oderwać od siebie.<br> {{tab}}I rzeczywiście działy się rzeczy okropne, gdy wachmistrz posłał po dowódcę posterunku, rotmistrza Kóniga.<br> {{tab}}— Chuchnijcie na mnie! — rzekł rotmistrz na wstępie.<br> {{tab}}— Teraz rozumiem — rzekł surowo, gdy doświadczonym i bystrym węchem zorientował się w sytuacji. — Arak, kon — tuszówka, jarzębinówka, wiśniówka, waniliówka i diabli wiedzą, co tam jeszcze.<br> {{tab}}— Panie wachmistrzu — zwrócił się do swego podwładnego — tutaj ma pan przykład, jakim żandarm być nie powinien. Takie postępowanie, to przestępstwo, którym zajmie się sąd wojenny. Związać się z delikwentem kajdankami! I przychodzi tutaj pijany, total besoffen. Przyłazi do mnie jak zwierzę! Niech pan im zdejmie żelazka!<br> {{tab}}— Co to ma być? — zwrócił się do frajtra, który ręką wolną salutował niezgodnie z przepisem.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie rotmistrzu, że przynoszę panu B e r i c h t.<br> {{tab}}— O was pójdzie Bericht do sądu — szorstko rzekł rotmistrz. — Panie wachmistrzu, niech pan weźmie do aresztu obu tych ludzi, a rano proszę przyprowadzić ich do przesłuchania. Ten Bericht z Putimia przejrzy pan i przyśle mi do mieszkania.<br> {{tab}}Pisecki rotmistrz był mężem wielkiej sumienności urzędowej i konsekwentnie gnębił swoich podwładnych wszystkimi sposobami wytrawnego biurokratyzmu.<br> {{tab}}Na posterunkach żandarmerii w jego okręgu bezustannie odczuwano rękę pana rotmistrza, który całymi dniami załatwiał różne sprawy, udzielał napomnień, ostrzegał i groził, nie zapominając o żadnym z podwładnych.<br> {{tab}}Od chwili wybuchu wojny nad posterunkami żandarmerii w okręgu piseckim wisiały ciężkie chmury.<br> {{tab}}68<br> {{tab}} <br> {{tab}}Nastrój był prawdziwie upiorny. Pioruny biurokratyzmu huczały i biły w lewo, i w prawo, w wachmistrzów, frajtrów, szeregowców, urzędników. Za byle głupstwo groziło śledztwo dyscyplinarne.<br> {{tab}}— Jeśli mamy wygrać wojnę — mawiał podczas swoich objazdów inspekcyjnych — to „a“ musi być „a“, „b“ powinno być „b“. Nad „i“ wszędzie musi być kropka.<br> {{tab}}Wszędzie węszył zdradę i wyobrażał sobie każdego żandarma jako człowieka obciążonego tajnymi grzechami, zrodzonymi z wojny. Był przekonany, że każdy z nich zaniedbuje się w służbie.<br> {{tab}}A władze przełożone bombardowały go pismami, w których ministerstwo obrony krajowej bezustannie zwracało uwagę na fakt, że żołnierze pochodzący z okręgu piseckiego przechodzą do nieprzyjaciela.<br> {{tab}}Zmuszali go do ciągłych objazdów i tropienia nielojalności w okręgu. Pan rotmistrz widywał, jak żony odprowadzały mężów wezwanych do wojska i wiedział że ci mężowie obiecywali żonom jak najuroczyściej, iż nie dadzą się zabić dla najjaśniejszego pana.<br> {{tab}}Czarnożółty horyzont jęły przesłaniać chmury rewolucji. W Serbii, w Karpatach całe bataliony przechodziły na stronę nieprzyjaciela. Pułk dwudziesty ósmy, pułk jedenasty. W tym ostatnim służyli żołnierze z okręgu piseckiego i z okolicy. W takim przedrewolucyjnym nastroju przybywali rekruci z Wodnian z gwoździkami z czarnej organtyny. Przez dworzec pisecki przejeżdżali żołnierze spod Pragi i odrzucali czekoladę i papierosy, którymi obdarowywały ich panie z piseckiego towarzystwa..<br> {{tab}}Później przejeżdżał jakiś marszbatalion i kilku piseckich żydów ryczało:<br> {{tab}}— H e i 1! Nieder mit den Serben!<br> {{tab}}Dostali za to tak zdrowo po karku, że przez tydzień nie mogli pokazywać się na ulicy.<br> {{tab}}69<br> {{tab}} <br> {{tab}}Podczas gdy działy się takie rzeczy, które jasno dowodziły, że chociaż po kościołach organy grały hymn austriacki, to jednak lojalność była tylko maską zewnętrzną i obłudą; z posterunków żandarmerii wędrowały do władz wyższych odpowiedzi na znane kwestionariusze, że wszystko jest w najlepszym porządku, że nigdzie nie widać agitacji przeciw wojnie, że nastrój mieszkańców równa się I A, zapał wojenny — I a bo.<br> {{tab}}— Wy nie żandarmi jesteście, ale policyjne piecuchy — mawiał pan rotmistrz przy swoich objazdach. — Zamiast podnieść swoją czujność o tysiąc procent, stajecie się powoli by — dełkiem.<br> {{tab}}Po dokonaniu tego zoologicznego odkrycia, dodawał:<br> {{tab}}— Siedzicie w domu za piecem i myślicie sobie: M i t %ganzen Krieg kann mann uns am Arsch 1e c k e n.<br> {{tab}}Po czym następowało wyliczanie wszystkich obowiązków nieszczęśliwych żandarmów i wykład o całokształcie sytuacji oraz napomnienie, jak trzeba wszystko brać w rękę, żeby zapanował należyty porządek. Po takich wykładach o doskonałości żandarmskiej, mającej podpierać mocarstwo austriackie, następowały groźby, śledztwa dyscyplinarne, translokacje i wyzwiska.<br> {{tab}}Rotmistrz był niezachwianie przekonany, że stoi na straży czegoś, że coś ocala i ratuje i że wszyscy żandarmi jego okręgu — to banda gnuśnych piecuchów, egoistów, podłych drabów, oszustów,, którzy w ogóle na niczym innym się nie znają, tylko na wódce, piwie i winie. A ponieważ mają dochody niewielkie, więc, aby mogli oddawać się pijaństwu, biorą łapówki i niszczą Austrię powoli, ale dokładnie. Jedynym człowiekiem, którego pan rotmistrz darzył zaufaniem, był jego osobisty wachmistrz dowództwa okręgu, który siadując w szynku,, mawiał o swoim przełożonym bardzo często:<br> {{tab}}— Znowuż miałem bujdę na resorach ze swoim starym fujarą...<br> {{tab}}70<br> {{tab}} <br> {{tab}}Rotmistrz studiował „B e r i c h t“ żandarmskiego wachmistrza z Putimia. Przed nim stał wachmistrz Matiejka i myślał sobie, że cały pan rotmistrz może go pocałować w nos razem ze swoimi berichtami, ponieważ w szynku około Ota — wy czekali na niego z partyjką „sznopsa“.<br> {{tab}}— Mówiłem już panu — odezwał się rotmistrz — że największym idiotą, jakiego poznałem kiedykolwiek, jest wachmistrz z Protiwina, ale z tego berichtu widać, że go przewyższył wachmistrz z Putimia. Żołnierz, którego przyprowadził ten moczygęba frajter, sprzęgnięty z nim jak pies z psem, to przecie nie żaden szpieg. Jest to niezawodnie najzwyklejszy dezerter. Pisze mi tu takie bałwaństwa, że każde dziecko na pierwsze spojrzenie poznać by musiało, że pan wachmistrz był schlany jak, nie przymierzając, prałat papieski.<br> {{tab}}— Niech pan przyprowadzi tego żołnierza — rozkazał po chwili, gdy doczytał do końca raport z Putimia. — Nigdy w życiu nie widziałem takiej kolekcji idiotyzmów, jak w tym raporcie, i jeszcze posyła mi tego podejrzanego draba pod konwojem takiego bydlaka, jakim jest jego frajter. Moi ludzie znają mnie widać jeszcze nie dość dobrze i nie wiedzą, że ja potrafię być draniem. Dopóki nie doprowadzę do tego, że trzy razy dziennie będą robili w portki ze strachu przede mną, będzie im się zdawało, że im pozwolę ciosać sobie kołki na łbie.<br> {{tab}}Rotmistrz rozgadał się o tym, jak to dzisiejsi żandarmi lekceważą sobie rozkazy, układając berichty w taki sposób, iż zaraz widać, że taki wachmistrz z niczego sobie nic nie robi i stara się każdą sprawę zaplątać jeszcze więcej.<br> {{tab}}Gdy władze zwracają uwagę, że nie jest wykluczone, iż po okolicy włóczą się szpiegi, żandarmscy wachmistrze zaczynają fabrykować szpiegów masowo, i jeśli wojna potrwa jeszcze lat kilka, to cały świat przemieni się w jeden wielki dom wariatów. Niech z kancelarii wyprawią depeszę do Putimia,<br> {{tab}}71<br> {{tab}} <br> {{tab}}żeby wachmistrz przyjechał jutro do Pisku. Trzeba będzie wybić mu ze łba to wielkie wydarzenie, o którym pisze.<br> {{tab}}— Z którego pułku uciekliście? — zapytał rotmistrz Szwejka.<br> {{tab}}— Z żadnego pułku.<br> {{tab}}Rotmistrz spojrzał na Szwejka i ujrzał w jego spokojnej twarzy tyle beztroskiej obojętności, że zapytał:<br> {{tab}}— Skąd wzięliście uniform?<br> {{tab}}— Każdy żołnierz przy rukowaniu do wojska dostaje uniform — odpowiedział Szwejk z łagodnym uśmiechem. — Ja służę w dziewięćdziesiątym pierwszym pułku i nie tylko że ze swego pułku nie uciekłem, ale przeciwnie.<br> {{tab}}Słowo „przeciwnie“ zaakcentował Szwejk tak jakoś osobliwie, że rotmistrz zbaraniał i zapytał:<br> {{tab}}— Co to znaczy: przeciwnie?<br> {{tab}}— Sprawa to jest bardzo prosta — spowiadał się Szwejk. — Ja idę do swego pułku, nie uciekam od niego, ale go szukam. Niczego sobie tak nie życzę, jak dostać się co rychlej do swego pułku. Już jestem z tego wszystkiego cały zdenerwowany, bo mi się zdaje, że się oddalam od Czeskich Budziejowic. A tam przecie czeka na mnie cały pułk. Pomyśleć strach. Pan wachmistrz w Putimiu pokazywał mi na mapie, że Czeskie Budzie — jowice są na południu, a on tymczasem posyła mnie na północ.<br> {{tab}}Rotmistrz machnął ręką jakby chciał rzec:<br> {{tab}}— Ten cały wachmistrz robi jeszcze lepsze kawały — niż kierowanie ludzi na północ.<br> {{tab}}— Więc wy szukacie swego pułku i nie możecie go znaleźć?<br> {{tab}}Szwejk opowiedział wszystko szczegółowo. Wymienił Tabor i wszystkie miejscowości, przez które zdążał do Budziejowic: Milewsko Kwietów, Wraż, Malczyn, Czyżowa, Sedlec, Horażdiowice, Radomyśl, Putim Sztiekno Strakonice Wołyń, Dub, Wodniany, Protiwin i znowuż Putim.<br> {{tab}}72<br> {{tab}} <br> {{tab}}Z ogromnym zapałem malował Szwejk swoją walkę z losem, opowiadając jakimi nadludzkimi wysiłkami starał się dotrzeć do Budziejowic do swego dziewięćdziesiątego pierwszego regimentu, i jak wszystkie jego wysiłki pozostawały daremne.<br> {{tab}}Przemawiał z żarem, a rotmistrz tymczasem rysował mechanicznie ołówkiem na papierze błędne koło, z którego dobry wojak Szwejk nie mógł się wyrwać, choć tak bardzo pragnął dostać się do swego pułku.<br> {{tab}}— Była to praca herkulesowa — rzekł wreszcie, gdy z upodobaniem wysłuchał opowiadania Szwejka o tym, jak strasznie mu przykro, że tak długo błądził i nie mógł dotrzeć do swego pułku.<br> {{tab}}— Może byłbym wreszcie znalazł drogę — wtrącił Szwejk — gdyby nie ten wachmistrz w tej nieszczęsnej dziurze. Nie zapytał mnie ani o nazwisko, ani o pułk, tylko od razu wszystko zaczął uważać za jakieś osobliwe zdarzenie. Powinien był odesłać mnie do Budziejowic, a w koszarach byliby już powiedzieli, czy jestem ten Szwejk, co szuka swego pułku, czy też jestem jakim podejrzanym człowiekiem. Dzisiaj mogłem już od dwóch dni być w swoim pułku i pełnić obowiązki wojskowe.<br> {{tab}}— Dlaczego nie zwróciliście wachmistrzowi w Putimiu uwagi, że to omyłka?<br> {{tab}}— Bo widziałem, że gadanie z nim na nic się nie zdało. To samo mawiał już stary szynkarz Rampa na Królewskich Winohradach, gdy ktoś chciał pić na kredyt, że przychodzą takie chwile w życiu człowieka, iż jest wobec wszystkiego głuchy jak pień.<br> {{tab}}Rotmistrz nie namyślał się długo. Był pewien, że taka okrężna droga człowieka, który za wszelką cenę chce się dostać do swego pułku, jest.oznaką najwyższego możliwego zwyrodnienia. Na maszynie w kancelarii kazał wystukać doku<br> {{tab}} <br> {{tab}}ment, w którym nie brakło stylistycznych ozdóbek przepisanych prawidłami urzędowości:<br> {{tab}}Wysokie dowództwo c. i k. pułku piechoty nr 91 w Czeskich Budziejowicach.<br> {{tab}}W załączeniu sprowadza się Józefa Szwejka, który według odnośnego twierdzenia ma być szeregowcem tegoż pułku, a zatrzymany został na podstawie swego oświadczenia w Putimiu, okrąg Pisek, przez posterunek żandarmski, jako podejrzany o dezercję. Tenże dowodzi, że udaje się do swego wyżej oznaczonego pułku. Zatrzymany jest wzrostu niewysokiego, krępawy, twarz i nos ma proporcjonalne, oczy niebieskie. Znaków szczególnych nie ma. W załączniku B 1 przesyła się rachunek za żywienie wyżej wymienionego dla łaskawego przeprowadzenia na rachunek ministerstwa obrony krajowej. Uprasza się o pokwitowanie z odbioru zatrzymanego. W załączniku C1 przesyła się dla potwierdzenia spis rzeczy skarbowych, jakie zatrzymany miał na sobie w chwili jego ujęcia.<br> {{tab}}Podróż z Pisku do Budziejowic pociągiem osobowym upłynęła Szwejkowi szybko i mile. Towarzyszył mu młody żandarm, nowicjusz, który nie spuszczał ze Szwejka oczu i strasznie się bał, żeby mu Szwejk nie uciekł. Przez całą drogę rozstrzygał ciężkie zagadnienie:<br> {{tab}}Co bym zrobił, gdyby mi teraz wypadło wyjść z małą albo i z dużą potrzeby?<br> {{tab}}Rozstrzygnął sprawę w ten sposób, że zabrał Szwejka z sobą.<br> {{tab}}Przez całą drogę od dworca kolejowego do koszar Mariańskich w Budziejowicach uporczywie spoglądał na swego aresz — tanta, a gdy zbliżali się do jakiegoś ruchüwszego skrzyżowania ulic lub skrętu kuszącego, zaczynał opowiadać Szwejkowi jakby od niechcenia, po ile ostrych naboi otrzymują do eskortowania aresztantów, na co Szwejk odpowiadał, że jest przekonany, iż żaden żandarm nie strzalałby na ulicy za uciekającym, żeby nie narobić nieszczęścia.<br> {{tab}}Żandarm spierał się z nim o to, aż dotarli do koszar.<br> {{tab}}74<br> {{tab}} <br> {{tab}}Służbę w koszarach już drugi dzień pełnił nadporucznik Lukasz. Siedział w kancelarii, nie przeczuwając nic złego, gdy właśnie przyprowadzono do niego Szwejka z papierami.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że znowuż jestem — salutował Szwejk, przybierając minę bardzo uroczystą.<br> {{tab}}Świadkiem tej sceny był chorąży Kotiatko, który opowiadał później, że po tym zameldowaniu się Szwejka nadporucznik Lukasz podskoczył, schwycił się za głowę i przewrócił na wznak na Kotiatko, a gdy go ocucono, to Szwejk, który przez cały czas przepisowo salutował, powtórzył swój meldunek:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że znowuż jestem.<br> {{tab}}I wtedy nadporucznik Lukasz, blady i drżący, przyjął papiery dotyczące Szwejka, podpisał, co było trzeba, poprosił wszystkich, aby wyszli, żandarmowi powiedział, że wszystko w porządku i sam zamknął się ze Szwejkiem w kancelarii.<br> {{tab}}Tak skończyła się budziejowicka anabasis Szwejka. Pewne jest, że gdyby Szwejkowi pozostawiono swobodę ruchów, to sam byłby dotarł do Budziejowic. Jeśli władze chełpiły się, że to one przytransportowały Szwejka na miejsce służby, to myliły się grubo. Przy energii Szwejka i przy jego niepokonanej ochocie uczestniczenia w wojnie, interwencja władz była po prostu rzucaniem kamüeni pod jego nogi.<br> {{tab}}Szwejk i nadporucznik Lukasz spoglądali sobie w oczy.<br> {{tab}}W oczach nadporucznika błyszczało coś straszliwego, groźnego i rozpaczliwego, podczas gdy Szwejk patrzył na niego tkliwie, serdecznie, z miłością, jak na straconą i odnalezioną kochankę.<br> {{tab}}W kancelarii było cicho jak w kościele. Na korytarzu słychać było wolne kroki. Jakiś sumienny jednoroczny ochotnik, który z powodu kataru pozostał w koszarach, łaził po korytarzu i przez zakatarzony nos przepowiadał sobie, jak należy w fortecach przyjmować członków domu cesarskiego. Wyraźnie słychać było słowa:<br> {{tab}}75<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Sobald die hochste Herrschaft in der N a h e der Festung a n 1 a n g t, ist das Geschutz a u f allen Bastionen und Werken a b z u f euern, der Platzmajor empfangt dieselben mit dem DegeninderHandzuPferde, und reitet soda n n v o r.<br> {{tab}}— Stulić tam pysk do diabła! — ryknął nadporucznik. — Idź pan na zbity łeb, jeśli masz gorączkę, i połóż się pan do łóżka!<br> {{tab}}Słychać było, że pilny jednoroczny ochotnik oddala się powoli i tylko z końca korytarza dolatywał przycichający tubalny recytatyw:<br> {{tab}}— In dem Augenblicke, ais der d a n t salutiert, ist das Abfeuern schützes zu wiederholen, welches<br> {{tab}}K o m m a ndes Geb e i dem<br> {{tab}}Absteigen der hochsten drittenmale zu geschehen<br> {{tab}}Herrschaft h a t.<br> {{tab}}z u m<br> {{tab}}I znowuż nadporucznik Lukasz i Szwejk spoglądali na siebie w milczeniu, aż wreszcie z zabójczą ironią rzekł nadpo<br> {{tab}}rucznik:<br> {{tab}}— Uprzejmie was witam w Czeskich Budziejowicach. Co ma wisieć, nie utonie. Już wysłali za wami listy gończe, a jutro staniecie do regimentsraportu. Ja się z wami mordować nie myślę. Dość się już namęczyłem i cierpliwość moja się skończyła. Nawet pojąć nie mogę, że tak długo wytrzymałem z takim idiotą jak wy...<br> {{tab}}Zaczął chodzić po kancelarii.<br> {{tab}}— Przecież to jest okropne — mówił dalej. — Dziwię się, że was nie zastrzeliłem. Co by mi zrobili? Nic. Zostałbym uniewinniony. Pojmujecie czy nie?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że doskonale pojmuję.<br> {{tab}}— Nie zaczynajcie tylko, mój Szwejku z tymi swoimi błazeństwami, bo naprawdę coś się stanie. Trafi kosa na kamień.<br> {{tab}}76<br> {{tab}} <br> {{tab}}Stopniowaliście swój idiotyzm tak długo, aż zwaliła się katastrofa.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz zatarł ręce:<br> {{tab}}— Teraz, mój Szwejku, amen z wami.<br> {{tab}}Podszedł do biurka, napisał na kawałku papieru kilka wierszy, zawołał wartownika sprzed kancelarii, kazał odprowadzić Szwejka do profosa i oddać mu kartkę.<br> {{tab}}Szwejka odprowadzono przez dziedziniec i nadporucznik z nieukrywaną radością spoglądał, jak profos otwiera drzwi, na których widniała czarnożółta tabliczka: Regiment sa r r e s t. Za tymi drzwiami zniknął Szwejk z profosem, a po chwili profos wyszedł nimi — sam.<br> {{tab}}— Chwałaż Bogu, już siedzi! — zawołał nadporucznik z uczuciem ulgi.<br> {{tab}}W mrocznej głodomorni koszar Mariańskich bardzo serdecznie przywitał Szwejka jednoroczny ochotnik, leżący na sienniku. Był jedynym więźniem i nudził się już drugi dzień. Na pytanie Szwejka, za co siedzi, odpowiedział, że za drobiazg. Przez pomyłkę dał po łbie pewnemu porucznikowi artylerii. Stało się to w nocy na rynku pod filarkami i w stanie pijanym. Właściwie nawet nie dał mu po łbie, ale zrzucił mu jedynie czapkę z głowy. Stało się to dlatego, że ten porucznik artylerii stał w nocy pod filarkami i czekał widać na jakąś dziewczynę. Stał odwrócony do niego tyłem i bardzo mu przypominał pewnego znajomego jednorocznego ochotnika, Franka Maternę.<br> {{tab}}— Tamten taki szczeniak — opowiadał Szwejkowi towarzysz więzienny — więc podszedłem do niego po cichu, zrzuciłem mu czapkę i rzekłem: — Servus, Franek! — A ta małpa zaczęła zaraz gwizdać na patrol i zabrali mnie.<br> {{tab}}— Ostatecznie być może — dopuszczał jednoroczny ochotnik — że przy tej awanturze i w zamęcie dostał facet w łeb, ale ten fakt nic w sytuacji nie zmienia, ponieważ mamy do czynienia z najwyraźniejszą pomyłką. On sam przyznaje, że zawołałem: — Servus, Franek! — A jego imię chrzestne jest<br> {{tab}}77<br> {{tab}} <br> {{tab}}Antoni. To chyba jasne. Zaszkodzić może mi chyba tylko to, że uciekłem ze szpitala, a jeśli wyda się rzecz z „krankenbu — chem“.<br> {{tab}}Bo to było tak — opowiadał dalej jednoroczny ochotnik. — Kiedy zostałem powołany do wojska, to wynająłem pokój w mieście i starałem się dostać reumatyzmu. Trzy razy z rzędu wysmarowałem się czym trzeba, a potem położyłem się w rowie za miastem w czasie deszczu i zdjąłem buty. Wszystko na nic. Więc zacząłem się kąpać zimą w Malszy i przez cały tydzień się kąpałem, ale zamiast się zaziębić, tak się, kolego, zahartowałem, że przez całą noc mogłem się wylegiwać na podwórzu w śniegu, a gdy mnie rano budzili, to nogi miewałem tak ciepłe, jakbym nosił filcowe buty. Żeby choć zapalenie gardła: nic i nic! Nawet głupiego trypra dostać nie mogłem. Co dzień chodziłem do PortArtura, niektórzy koledzy podo — stawali już zapalenia jąder, a ja ciągle nic. Pech, kolego, niechrześcijański. Aż razu pewnego poznajomiłem się z mądrym inwalidą z Hlubokiej. Zaprosił mnie, żebym do niego zaszedł której niedzieli, to na drugi dzień będę miał nogi jak konewki. Miał w domu igiełkę i strzykawkę, i rzeczywiście, ledwo dowlokłem się od niego do domu. Nie zawiodła mnie ta złota dusza. Nareszcie więc jednak zbębniłem reumatyzm stawowy. Zabrali mnie, bratku, do szpitala i zaczęło się używanie na cały regulator. A następnie szczęście uśmiechnęło się do mnie po raz drugi. Do Budziejowic został przetranslokowany mój pociotek jakiś, doktór Masak z Żyzkowa, i jemu mogłem dziękować za to, że tak długo utrzymałem się w szpitalu. Byłby mnie szczęśliwie doprowadził aż do superarbitracji, gdybym sobie nie był zepsuł całej sprawy tym nieszczęsnym,,kran — kenbuchem“. Myśl, oczywiście, była kapitalna, wyborna. Kupiłem dużą księgę, przylepiłem do niej kartkę i wymalowałem na kartce: Krankenbuchdes91 Reg. Rubryki i wszystko inne było w porządku. Nawypisywałem ile wlazło nazwisk fikcyjnych, powyznaczałem stopnie gorączki, powymieniałem<br> {{tab}}78<br> {{tab}} <br> {{tab}}choroby, i dzień w dzień po wizycie poobiedniej zuchwale wychodziłem na miasto z księgą pod pachą. W bramie stali na warcie landwerzyści, tak że i z tej strony nie było niebezpieczeństwa. Pokazałem księgę, zasalutowali i basta. Następnie szedłem sobie do pewnego znajomego urzędnika skarbowego, przebierałem się w cywil i siadywałem w miłym szynczku, gdzie w kole znajomych zdradzaliśmy monarchię myślą, wolą i słowem. Wreszcie tak się rozzuchwaliłem, że nawet się nie przebierałem w cywil i włóczyłem się w uniformie po szynkach i po mieście. Na łóżko do szpitala powracałem dopiero nad ranem, a jeśli zatrzymywał mnie patrol, to pokazywałem,,krankenbuch“ 91 pułku i już mnie nikt o nic nie pytał. W bramie szpitala też pokazywałem swoją księgę i jakoś szczęśliwie dostawałem się zawsze do łóżka. Zuchwałość moja rosła coraz bardziej: zdawało mi się, że już nikt mi nic zrobić nie może, aż doszło do fatalnej pomyłki w nocy pod filarkami. Okazuje się, że żadne dostojeństwo nie zabezpiecza człowieka przed upadkiem. Pycha poprzedza zagładę, kolego. Ludzka sława, polna trawa. Ikar opalił sobie skrzydła. Człowiek myśli, że jest gigantem, a jest gówniarzem, kolego. Nie trzeba wierzyć w szczęśliwe przypadki, sprać się co dzień z rana i wieczorem po pysku i przypominać sobie, że ostrożność nigdy nie zawadzi, i że co za dużo, to niezdrowo. Po bachana — liach i orgiach zawsze przychodzi Katzenjammer moralny. To jest jedno z praw przyrody, drogi przyjacielu. I pomyśleć, że popsułem sobie superarbitrację, że mogłem przecie zostać uznany jako felddienstunfahig!... Taka ogromna protekcja! Mogłem sobie, bracie, żyć i tyć w jakiej kancelarii komendy uzupełnień, ale nieostrożność moja podcięła mi nogi.<br> {{tab}}Spowiedź swoją zakończył jednoroczny ochotnik bardzo uroczyście:<br> {{tab}}— Przyszła kolej i na Kartago, z Niniwy pozostały ruiny. Ale uszy do góry, przyjacielu! Niech sobie nie myślą, że gdy poślą mnie na front, to będę strzelał. Regimentsraport!<br> {{tab}}79<br> {{tab}} <br> {{tab}}Wyrzucenie ze szkoły! Niech żyje c. i k. kretynizm! Jeszcze czego! Będą siedział w szkole i zdawał egzaminy! Kadet, fehn — rych, lejtnant, oberlejtnant! Sram na wszystko! Offiziers — s c h u 1 e. Behandlung jener SchUler ders^l — ben, we 1 che einen Jahrgang repetieren m ii s s e n! Paraliż wojskowy. Czy karabin nosi się na prawym ramieniu, czy na lewym? Ile gwiazdek ma kapral? E v i — denzhaltung der MilitSrr eser^erninner! — Himmelherrgott, nie ma nic do palenia, kolego! A może chcesz pan się nauczyć pluć na sufit? Patrz pan, to się robi tak. Gdy się przy tym wypowiada jakie życzenie to takie życzenie się spełni. Jeśli kolega lubi piwo, to mogę mu polecić wyborną wodę w tym oto dzbanie. Jeśli jesteście głodni i chce — cie dobrze podjeść, to polecam „Mieszczańską Besedę“. Dobrze też jest pisywać wiersze dla odpędzenia nudy. Ja już ułożyłem tu epopeję:<br> {{tab}}Co robi profos? Drzemka poobiednia Spadła na świetnej armii środowisko, Aż nowy befel przyjdzie potem z Wiednia, Że diabli wzięli znów pobojowisko. Przeciw napaściom czarnej zdrady Z prycz wznosi profos barykady, A z ust mu pieśń rozgłośna płynie, Serce się w jurny puszcza tan: Austria nigdy nam nie zginie, Niech żyje najjaśniejszy pan!<br> {{tab}}— Widzicie kolego — mówił dalej tłusty jednoroczniak — ludzie wygadują, że w narodzie zanika miłość i szacunek dla naszej najmilszej monarchii. Oto więzień, który nie ma co palić i na którego czeka regimentsraport, składa najgłębszy dowód przywiązania do tronu. W pieśniach swoich wyraża hołd swojej szerszej ojczyźnie, której ze wszystkich stron zagraża lanie. Pozbawiono go wolności, ale z ust jego płyną wiersze niezachwiannej wierności. Morituri te salut^nt, c a es a r! Umierający pozdrawiają cię, cesarzu! Ale profos, to drab.<br> {{tab}}80<br> {{tab}} <br> {{tab}}Ładnych grandziarzy podobierałeś sobie, cesarzu, na swoje usługi! Onegdaj dałem mu pięć koron, żeby mi kupił papierosów, a on, podlec, powiada mi dzisiaj rano, że palić tu nie wolno, że miałby z tego powodu przykrości i że tych pięć koron odda mi, jak tylko dostanie żołd. Tak to, przyjacielu. Dzisiaj nie wierzę nikomu. Najszczytniejsze zasady zachwiały się. Okradać więźniów, co za ohyda! I jeszcze do tego wszystkiego ten drab śpiewa przez cały dzień:<br> {{tab}}Wo man singt, da leg dich sicher nieder, Bose Leute haben keine Lieder.<br> {{tab}}Nikczemnik, łobuz, łotr, zdrajca!<br> {{tab}}Jednoroczny ochotnik zapytał z kolei o winę Szwejka.<br> {{tab}}— Szukanie regimentu? — rzekł. — Ładny kawał drogi! Tabor, Milewsko Kwietow, Wraż, Malczyn, Czyżowa, Sedlec, Horażdiowice, Radomyśl, Putim, Pisek, Budziejowice. Ciernista droga. I macie z tego jutro regimentsraport? A więc na szafocie się spotkamy, miły bracie. Jakąż to uciechę musi mieć z tego wszystkiego nasz oberst Schroder. Nie macie pojęcia, jak działają na niego wszystkie afery pułkowe. Biega po dziedzińcu jak wściekły brytan i wywiesza jęzor jak zgoniona kobyła.<br> {{tab}}A jak on umie gadać, napominać! Przy takiej sposobności pluje dokoła siebie jak uśliniony wielbłąd. I nie ma końca temu gadaniu, chociaż zdaje się, że za chwilę muszą się zwalić całe koszary Mariańskie. Znam go dobrze, bo już raz miałem taki miły regimentsraport. Stawiłem się do wojska w butach z cholewami, a na głowie miałem cylinder, ponieważ zaś krawiec nie uszył mi uniformu na czas, więc razem ze szkołą jednorocznych ochotników poszedłem na plac ćwiczeń w butach z cholewami i w cylindrze, stanąłem w szeregu i maszerowałem razem ze wszystkimi na lewym skrzydle. Oberst Schroder podjechał do mnie na koniu i mało co mnie nie przewrócił. — Donnerwetter! — wrzasnął tak głośno, że go chyba dosłyszeli aż na Szumawie. — Was machen<br> {{tab}}Szwejk 611<br> {{tab}}81<br> {{tab}} <br> {{tab}}sie hier, sie Z i v i 1 i s t? — Odpowiedziałem mu grzecznie, że jestem jednorocznym ochotnikiem i że biorę udział w ćwiczeniach. Pojęcia nie macie, co się wtedy działo. Gadał przez pół godziny i dopiero potem zauważył, że salutuję w cylindrze. Krzyknął już tylko, że jutro mam się stawić do regi — mentsraportu, i popędził na koniu Bóg raczy wiedzieć dokąd, jak jaki zdziczały cowboy. Ale zawrócił i znowuż wrzeszczał, szalał, bił się w piersi i kazał stante pede zabrać mnie z placu ćwiczeń i zaprowadzić na odwach. Przy regimentsra — porcie wlepił mi dwa tygodnie koszarówki, kazał mnie ubrać w jakieś niemożliwe szmaty ze składu, groził, że każe mi odpruć naszywki.<br> {{tab}}— Jednoroczny ochotnik — bałwanił się ten idiota — to jest coś wzniosłego! Jest to embrion sławy, dostojeństw wojskowych bohaterstwa. Jednoroczny ochotnik Wohltat został mianowany kapralem, zameldował się natychmiast na front i wziął do niewoli piętnastu nieprzyjaciół, a przy oddawaniu ich został rozszarpany przez granat:. W pięć minut nadszedł rozkaz, że jednoroczny ochotnik Wohltat został mianowany kadetem. I pan miałby możność dokonania takich czynów, które otwierają drogę ku świetnej przyszłości, ku awansom, odznaczeniom,, a imię pańskie mogłoby zostać wpisane do złotej księgi pułku.<br> {{tab}}Jednoroczny ochotnik splunął.<br> {{tab}}— Widzicie, kolego, jakie to bydlątka rodzą się pod słońcem. Ja pluję na wszystko i na wszystkie przywileje. — Panie jednoroczny ochotniku, pan jest bydlą! — Jak to cudnie brzmi: — Pan jest bydlę! A nie tak po prostacku: — Jesteś bydlę. — A po śmierci dostaniesz, bratku, signum Iau — d i s albo wielki srebrny medal. C. i k. dostawcy trupów z gwiazdkami i bez gwiazdek. O ileż szczęśliwszy jest każdy wół! Zabiją go w szlachtuzie i nie pędzą po placu ćwiczeń i na Feldschiessen.<br> {{tab}}82<br> {{tab}} <br> {{tab}}Tłusty jednoroczny ochotnik przewalił się na drugi siennik i mówił dalej:<br> {{tab}}— Nie ulega wątpüwości, że to wszystko musi się kiedyś urwać, bo takie rzeczy nie mogą trwać wiecznie. Spróbujcie świnię nadąć sława, to pęknie. Gdybym został wyprawiony na front, to na wagonie wypisałbym:<br> {{tab}}Ludzkimi kośćmi użyźniamy łan: Acht Pferde oder achtundvierzig Mann.<br> {{tab}}Otworzyły się drzwi, a w nich ukazał się profos, przynoszący po ćwiartce komiśniaka i św^ie^żą wodę.<br> {{tab}}Leżąc na sienniku jednoroczny ochotnik powitał profosa taką przemową:<br> {{tab}}— Jakie to piękne i wzniosłe zadanie: więźniów nawiedzać! O święta Agnieszko dziewięćdziesiątego pierwszego pułku! Witaj nam, aniele dobroczynności, którego serce pełne jest współczucia! Obciążony jesteś koszami jadła i napojów, abyś złagodził niedolę naszą. Nigdy nie zapomnimy tych dobrodziejstw, jakie nam wyświadczasz. Jesteś promiennym zjawiskiem w mrokach więzienia naszego.<br> {{tab}}— Przy regimentsraporcie odechce się panu żartować — mamrotał profos.<br> {{tab}}— Nie nadymaj się, żabo — odpowiedział jednoroczny ochotnik. — Przyznaj się raczej, że bardzo ci miło dręczyć ochotników. Nie gap się na nas tak głupio, kluczniku koszar Mariańskich! Dopieroż byś sobie używał, żeby ci tak dali władzę nad jednorocznymi ochotnikami. Jezus, Maria, żebym ja był ministrem wojny, nauczyłbym ja was moresu! A czy ty wiesz, że kąt padania równa się kątowi odbicia? O jedno cię tylko proszę: wskaż mi jeden punkt stały we wszechświecie, a dźwignę całą ziemię razem z tobą, pokrako!<br> {{tab}}Profos wybałuszył oczy, otrząsnął się i zatrzasnął drzwi.<br> {{tab}}— Stowarzyszenie wzajemnej pomocy dla wytępienia profosów — rzekł jednoroczny ochotnik, łamiąc chleb sprawiedli<br> {{tab}}wi!<br> {{tab}}83<br> {{tab}} <br> {{tab}}wie na dwie części. — Podług paragrafu szesnastego przepisów więziennych, więźniowie w koszarach aż do wyroku powinni otrzymywać menaż wojskową, ale tutaj panuje prawo prerü: kto się pierwszy dorwie, ten pierwszy zeżre.<br> {{tab}}Siedzieli z Szwejkiem na pryczy i żuli komiśniak.<br> {{tab}}— Na profosie widać wyraźnie — wywodził dalej jednoroczny ochotnik — jak wojna brutalizuje każdego. Człowiek ten, zanim wstąpił do wojska, był młodym, zacnym idealistą, płowowłosym cherubinem, tkliwym i czułym dla każdego, obrońcą nieszczęśliwych, który zawsze stawał do rzetelnych bijatyk, gdy mu ktoś chciał wziąć dziewczynę sprzed nosa podczas kiermaszu w stronach ojczystych. Niezawodnie wszys — scy otaczali go szacunkiem, a dzisiaj...? Miły Boże, przecież chce mu się dać w pysk, tłuc jego łeb o pryczę i zrzucić go na ten łeb do latryny. Ale i to, co mówię, jest, przyjacielu, dowodem brutalizacji uczuć i myśli przy rzemiośle wojennym.<br> {{tab}}Zaczął śpiewać:<br> {{tab}}Ani diabła się nic bała, Aż ci spotkał JĄ kanonier...<br> {{tab}}— Drogi przyjacielu — wywodził dalej — gdy się rozglądamy w tym wszystkim z punktu widzenia naszej kochanej monarchii, to niezmiennie dochodzimy do wniosku, że z tą monarchią jest tak samo jak ze stryjaszkiem Puszkina, o którym ten poeta napisał, że ponieważ stryj aszek jest zdechlak, więc nie pozostaje nic innego, tylko:<br> {{tab}}...wzdychać i myśleć, wciąż to jedno. Kiedyż cię wreszcie diabli wezn^...<br> {{tab}}Klucz zachrobotał w zamku ponownie i profos stojąc na korytarzu zapalał lampkę naftową.<br> {{tab}}— Promy czek światła w mrokach nocy I — wołał jednoroczny ochotnik. — Światłość, ogarnia armię, Dobranoc, p)c^nie Niech pan się kłania wszystkim szarżom, Przyjemnych marzeń, Śnij, dobry człowieku,, choćby o tym, że już od<br> {{tab}}84<br> {{tab}} <br> {{tab}}dałeś mi tych pięć koron, które dałem ci na papierosy, a które przepiłeś za moje zdrowie. Lulaj słodko, bestio!<br> {{tab}}Słychać było tylko, jak profos mamrotał coś o jutrzejszym regimentsraporcie.<br> {{tab}}— Znów jesteśmy sami — rzekł jednoroczny ochotnik. — Teraz kilka chwil przed zaśnięciem poświęcę rozmyślaniom o tym, jak z każdym dniem stają się coraz bogatsze zoologiczne wiadomości szarż podoficerskich i oficerskich. Aby poprzerabiać ludzi na nowy i cenny materiał wojenny, a smakowite kąski dla armat, na to potrzeba obszernych studiów przyrodniczych, a przynajmniej książki wydanej przez Koczego pod tytułem: „Źródła dobrobytu gospodarczego“, w którym to dziele na każdej stronicy spotyka się słowa takie jak: bydlę, prosię, Świnia. Ale w czasach ostatnich daje się zauważyć, że nasze postępowe koła wojskowe zaprowadzają nowe nazwy dla rekrutów. W kompanii jedenastej kapral Althof używa takich słów jak koza engadyńska, frajter Müller, niemiecki nauczyciel z gór Kasperskich nazywa rekrutów czeskimi śmierdzielami, sierżant Sondernummer — nadętymi żabami i yorks — hirskimi kierdakami i stale obiecuje, że każdego rekruta wypcha. Używa przy tym takich fachowych zwrotów, jakby się wywodził z rodu zawodowych wypychaczy zwierząt. Wszyscy przełożeni wojskowi starają się zaszczepić miłość dla szerszej ojczyzny takimi środkami, jak ryk i taniec dokoła rekrutów, Wrzask wojenny, przypominający dzikusów afrykańskich, zabierających się do ściągania skóry z niewinnej antylopy albo do pieczenia udźca misjonarza, przygotowanego do zjedzenia. Oczywiście, że taka pedagogia nie dotyczy Niemców. Gdy sierżant Sondernummer mówi coś pięknego o „saubandzie“, to zaraz dodaje do tego: die tschechische, żeby się Niemcy nie obrazili i nie wzięli tych słów do serca jako skierowanych do nich. Nadto wszystkie szarże jedenastej kompanii wywracają oczy jak jaki biedny pies, który przez żarłoczność połknie gąbkę namoczoną w oleju i nie może jej zwo<br> {{tab}}85<br> {{tab}} <br> {{tab}}mitować. Pewnego razu słyszałem rozmowę frajtra Müllera z kapralem Althofem na temat wojskowego wyćwiczenia land — werzystów. W rozmowie tej wyróżniały się osobliwie takie słowa, jak: Paar Ohrfeigen. Zrazu myślałem, że między nimi doszło do zatargu i że rwie się niemiecka jedność wojskowa, ale myliłem się oczywiście. Chodziło jedynie o żołnierzy.<br> {{tab}}— Kiedy taka czeska Świnia — wywodził roztropnie kapral Althof — nawet po trzydziestu: padnij! — nie nauczy się stać równo jak świeca, to nie dość sprać ją po pysku. Grzmotnij go grzecznie jednaj pięścią pod żebra, a drugą wpakuj mu czapkę na uszy i skomenderuj: Kehrt euch! Gdy się odwróci, to go kopnij w zadek i zobaczysz, jak się taki będzie przeciągał i jak się będzie śmiał F a h n r i c h Dauerling.<br> {{tab}}— Ale muszę wam, kolego, powiedzieć coś o Dauerlingu — mówił jednoroczny ochotnik dalej. — Rekruci jedenastej kompanii opowiadają sobie o nim takie rzeczy, jakie opowiadać musi czcigodna staruszka, mieszkająca na fermie w pobliżu granicy meksykańskiej, o jakimś sławnym bandycie. Dauerling ma opinię ludożercy z jednego ze szczepów australijskich, pożerających członków innych szczepów, gdy który z nich dostanie się w ich ręce. Jego kariera życiowa jest wspaniała. Wkrótce po jego urodzeniu niańka przewróciła się i mały Konrad Dauerling uderzył się w główkę tak mocno, iż jeszcze dzisiaj na głowie jego widać spłaszczenie, jakby kometa zderzyła się z północnym biegunem ziemi. Wszyscy wątpili, czy z niego coś będzie, jeśli nawet przetrzyma to mocne wstrząś — nienie mózgu. Tylko ojciec jego, pułkownik, nie tracił nadziei i twierdził, że bynajmniej szkodzić mu to nie może, ponieważ, rzecz prosta, młody Dauerling, jak tylko podrośnie, poświęci się służbie wojskowej. Po straszliwej walce z czterema klasami niższego gimnazjum realnego, które przeszedł trybem domowym, przy czym przedwcześnie posiwiał i zidiociał pierwszy jego nauczyciel domowy, a drugi zrozpaczony, chciał po<br> {{tab}}86<br> {{tab}} <br> {{tab}}pełnić samobójstwo przez zeskoczenie z wieży kościoła św. Szczepana, dostał się młody Dauerling do hainburskiej szkoły kadetów. W szkole tej nigdy nie zwracano uwagi na wykształcenie przedwstępne, bo takie wykształcenie może austriackiemu oficerowi służby czynnej najwyżej przeszkadzać. Ideału wojskowego dopatrywano się jedynie w zabawie w żołnierzyki. Wykształcenie uszlachetnia duszę, a tego w wojsku nikomu nie potrzetja. Im oficer łbrutalniejszy, tym teps^y.<br> {{tab}}Wychowanek szkoły wojskowej, Dauerling, nie wyróżniał się nawet w tych przedmiotach, które najgorsi uczniowie opanowywali jako tako. I w szkole wojskowej widoczne były ślady tego, że Dauerling w dzieciństwie upadł na główkę.<br> {{tab}}Jego odpowiedzi podczas egzaminów wyraźnie mówiły o skutkach tego nieszczęścia i odznaczały się taką głupotą, że uważane były wprost za klasyczne dla swojej głębokiej idiotyczności i tępoty. Profesorowie szkoły nie nazywali go inaczej, jak unser braver Trottel. Jego głuptactwo było tak olśniewające, iż istniała uzasadniona nadzieja, że po kilku dziesiątkach lat dostanie się do Terezjańskiej Akademii Wojskowej czy może nawet do ministerstwa wojny.<br> {{tab}}Po wybuchu wojny, gdy wszyscy młodzi kadeci awansowali na chorążych, dostał się na arkusz hainburskich miano — wańców także i Konrad Dauerling i przydzielony został do dziewięćdziesiątego pierwszego pułku.<br> {{tab}}Jednoroczny ochotnik odsapnął i opowiadał dalej:<br> {{tab}}— Nakładem ministerstwa wojny wyszła książka D r i 11 oder Srziehung, a w tej książce doczytał się Dauerling, że żołnierzy należy terroryzować. Im więcej strachu puszcza się na żołnierzy, tym lepsze rezultaty. W terroryzowaniu żołnierzy m^^ł Dauerling wielkie powodzenie. Żołnierze. aby uniknąć słuchania jego ryku, całymi plutonami zgłaszali się jako chorzy, co oczywiście nie na wiele im się zdało, bo kto meldował się jako chory dostawał trzy dni verscharft Czy wiecie, kolego, co — to znaczy Yerschartt? Przez cały<br> {{tab}}87<br> {{tab}} <br> {{tab}}dzień pędzają człeka po placu ćwiczeń, a na noc go jeszcze wsadzają do paki. Toteż w oddziale Dauerlinga chorych nie było: siedzieli po prostu w pace. Dauerling na placu ćwiczeń zachowuje stale ten niewymuszony ton konwersacyjny, którego słownik zaczyna się wyrazem „świnia“, a kończy się dziwaczną mieszaniną zoologiczną: „świńskim psem“. Przy tym jest wszakże bardzo liberalny i pozostawia żołnierzom swobodę wyboru. — Co chcesz, słoniu — mawia — parę razy w ryj czy trzy dni verseharft? — Jeśli ktoś wybiera ver — scharft, to i tak dostaje dwa razy kułakiem w nos, do czego Dauerling dodaje zwykle takie wyjaśnienie: — Ach, ty nędzny tchórzu, boisz się o swój ryj, a cóż będziesz robił gdy zacznie grać ciężka artyleria?<br> {{tab}}Pewnego razu gdy rekrutowi jakiemuś wybił oko, wyraził się:<br> {{tab}}— Pa li, was, f il r Geschichte mit einem K e r 1. Er muss so wie so krepieren. — To samo mawiał feldmarszałek Konrad von Hotzendorf: — D i e S o 1 — daten müssen so wie so krepieren.<br> {{tab}}Bardzo skutecznym i ulubionym środkiem pedagogicznym Dauerlinga jest ten, że przed wykładami swymi zwołuje czeskich szeregowców i mówi im o wojskowych zadaniach Austrii, przy czym ogólne zasady wychowania wojskowego ilustruje przykładami, poczynając od słupka a kończąc na szubienicy albo na rozstrzelaniu. Na początku zimy, zanim dostałem się do szpitala, miewaliśmy ćwiczenia na placu ćwiczeń obok jedenastej kompanii, a kiedy był odpoczynek, Dauerling wygłosił przemówienie do swoich czeskich rekrutów:<br> {{tab}}— Ja wiem — powiada — że jesteście łobuzy i że trzeba wam powybijać z głowy wszelkie błazeństwa. Z językiem czeskim nie dostaniecie się nawet pod szubienicę. Nasz najwyższy wódz i pan też jest Niemiec. Słyszeliście? Himmellau — don, nieder!<br> {{tab}}88<br> {{tab}} <br> {{tab}}Wszyscy padają na komendę, a podczas gdy leżą na ziemi, Dauerling przechadza się przed nimi i przemawia:<br> {{tab}}— Jak mówię n i e d e r, to n i e d e r, wy hołoto, choć byście w tym błocie zgnić mieli. N i e d e r było już w starożytnym Rzymie. Wtedy wszyscy musieli służyć od roku siedemnastego do sześćdziesiątego, a w polu służono przez lat trzydzieści. Nikt nie piecuchował po koszarach, jak te świnie dzisiejsze. I wtedy też był jednolity język wojskowy i rzymska komenda. Panowie oficerowie byliby nauczali żołnierzy moresu, gdyby ci próbowali mówić etrurisch. Ja też żądam, żebyście wszyscy odpowiadali po niemiecku, a nie takim swoim cygańskim żargonem. No, widzicie, jak ładnie leży się w błocie. Wyobraźcie sobie, co by to było, gdyby któremu z was nie chciało się leżeć dalej i wstałby. Co bym z takim zrobił? Rozdarłbym mu pysk od ucha do ucha, ponieważ byłoby to naruszeniem subordynacji, buntem, rokoszem, wykroczeniem przeciwko obowiązkom porządnego żołnierza, naruszeniem rygoru i dyscypliny, okazaniem pogardy dla wszelkich przepisów w ogóle, z czego wynika, że na takiego draba czeka stryczek i Verwirkung des Anspruches auf die Achtung der Standesgenossen.<br> {{tab}}Jednoroczny ochotnik zamilkł, a po chwili, kiedy niezawodnie ułożył sobie schemat dalszego wykładu o życiu koszarowym, mówił dalej:<br> {{tab}}— Był taki jeden kapitan Adamiczka, człowiek zupełnie apatyczny. Kiedy siedział w kancelarii, to zazwyczaj spoglądał w pustkę jak jaki łagodny wariat i miał taki wyraz twarzy, jakby chciał rzec: — Zeżryjcie mnie, muchy. — Przy b a t a — lionsraporcie myślał widać o niebieskich migdałach. Pewnego razu zameldował się do batalionsraportu żołnierz z kompanii jedenastej ze skargą, że chorąży Dauerling na ulicy nazwał go czeską świnią. Żołnierz ten był w cywilu introligatorem, a nadto uświadomionym działaczem narodowym.<br> {{tab}}89<br> {{tab}} <br> {{tab}}— A więc tak się rzeczy mają — rzekł kapitan Adamiczka głosem cichym, bo on zawsze mówił bardzo cicho. — Tak się 0 was wyraził na ulicy. Trzeba sprawdzić, czy mieliście prawo opuszczać koszary. A b t r e t e n!<br> {{tab}}— Zostało ustalone — rzekł i tym razem tak cicho jak zazwyczaj — że owego dnia mieliście prawo opuścić koszary i bawić na mieście do godziny dziesiątej. I dlatego karany nie będziecie. A b t r e t e n!<br> {{tab}}O tym kapitanie Adamiczce mawiano później, że to człowiek sprawiedliwy, więc, kochany kolego, wyprawiono go w pole, a zamiast niego przybył tutaj major Wenzl. A ten major Wenzl, to był pieski syn i umiał sobie radzić z różnymi szykanami narodowościowymi. Otóż ten major zabrał się do Dauerlinga. Ożeniony jest z Czeszką i niczego się tak nie boi jak sporów narodowościowych. Kiedy przed laty służył w Kut — nej Horze jako kapitan, zwymyślał po pijanemu starszego kelnera i nazwał go czeską hołotą. Zwracam uwagę kolegi, że w towarzystwie major Wenzl mówił wyłącznie po czesku i że synowie jego kształcili się w szkołach czeskich. Słówko wyleciało wróblem, a do gazet dostało się wołem, a jakiś poseł wniósł w wiedeńskim parlamencie interpelację z powodu niewłaściwego zachowania się majora Wenzla w hotelu. Wenzl miał z tego powodu grube nieprzyjemności, ponieważ było to akurat w czasie uchwalania budżetu wojskowego i pijany kapitan z Kutnej Hory wlazł w debaty parlamentarne, jak jaki słoń do sklepu z porcelaną.<br> {{tab}}Później kapitan Wenzl dowiedział się, że wszystkie te przykrości zawdzięcza pewnemu jednorocznemu ochotnikowi, zastępcy kadeta, Zitkowi. To on podał o wszystkim do gazet, bo między nim a kapitanem Wenzlem istniało nieprzyjazne naprężenie od czasu, gdy ten jednoroczny ochotnik razu pewnego zaczął się zachwycać wspaniałością przyrody i w obecności Wenzla wywodził, że dobrze jest rozejrzeć się dookoła po boskiej naturze, przyglądać się chmurom przesłaniającym ho<br> {{tab}}90<br> {{tab}} <br> {{tab}}ryzont, górom wspinającym się ku niebu i wsłuchiwać się w huk wodospadów w lasach i w śpiew ptasząt.<br> {{tab}}— Dość jest — mówił ów zastępca kadeta, Zitko — zamyślić się nad tym wszystkim, a wtedy widać jasno, czym jest każdy kapitan w porównaniu ze wspaniałością przyrody. Jest to takie samo zero, jak każdy zastępca kadeta.<br> {{tab}}Ponieważ wszyscy wojskowi panowie byli wtedy wstawieni jak się patrzy, więc kapitan Wenzl chciał nieszczęśliwego filozofa zbić jak konia. Nie zbił go jednak, ale zapamiętał sobie jego wykład filozoficzny i szykanował go, gdzie tylko mógł i jak mógł, a to tym bardziej, że sentencja zastępcy kadeta stała się przysłowiem.<br> {{tab}}— Czym jest kapitan Wenzl wobec wspaniałości przyrody? — Te słowa powtarzano sobie po całej Kutnej Horze.<br> {{tab}}— Ja tego łobuza doprowadzę do samobójstwa — mawiał kapitan Wenzl, ale Zitko wystąpił z wojska i w dalszym ciągu studiował filozofię. Od tego czasu wściekłość kapitana Wen — zla zwracała się przeciwko młodym oficerom. Nawet porucznik nie jest zabezpieczony przed jego szykanami. O kadetach i chorążych nawet mówić nie warto.<br> {{tab}}— Wygniotę ich jak pluskwy! — mówi kapitan Wenzl i biada temu chorążemu, który za jakieś drobne wykroczenie pociągałby żołnierza do batalionsrapoi*tii. Dla kapitana Wenzla miarodajne jest tylko wielkie i straszliwe wykroczenie, jak na przykład, gdy żołnierz zaśnie na warcie przy prochowni albo dopuści się jeszcze czegoś okropniejszego, to jest, gdy przełazi przez mur koszar Mariańskich i zaśnie na murze u góry, pozwoli się złapać landwerzystom lub arty — lerzystom patrolującym w nocy, jednym słowem, gdy dopuści się czegoś takiego, co jest hańbą dla całego pułku.<br> {{tab}}— Na miłość boską! — wrzeszczał pewnego razu na żołnierza, przechodząc przez korytarz — więc już po raz trzeci złapał go patrol Iandwerzystów. Zaraz mi tego drania załadujcie do paki, trzeba go przepędzić z pułku. Niech sobie idzie<br> {{tab}}91<br> {{tab}} <br> {{tab}}do taborów i niech wozi gnój. I nawet się nie pobił z nimi! To nie żołnierz, ale śmieciarz. Żreć dajcie mu dopiero pojutrze, zabierzcie mu siennik, wpakujcie go do pojedynki i nawet kołdry mu nie dawajcie, takiemu synowi!<br> {{tab}}A teraz wyobraźcie sobie, przyjacielu, że zaraz po jego translokacji tutaj do nas, ten idiotyczny Fahnrich Dauerling pociągnął do batalionsraportu pewnego szeregowca za to, że ten nie salutował go, gdy on przejeżdżał z jakąś panienką w dorożce. Opowiadali podoficerowie, że wtedy przy raporcie był dopust boży. Sierżant kancelarii batalionu uciekł z papierami, a major Wenzl ryczał na Dauerlinga:<br> {{tab}}— Ja to sobie wypraszam, Himmeldonnerwetter, ja to zakazuję! Wiesz pan, panie Fahnrich, co to jest BatalionsTaport? Batalionsraportj to nie żaden S ch w e i n f es t! Jakże mógł pana widzieć żołnierz, gdy pan przejeżdżał przez plac miejski! Zapomniał pan o tym, że sam pan uczył żołnierzy, iż cześć oddaje się szarżom, gdy się je spotyka, co nie znaczy wcale, aby żołnierz miał się gapić dookoła, żeby przecie wypatrzeć pana fenrycha przejeżdżającego dryndą po mieście. Niech pan nic nie mówi. Batalion sr aport to instytucja bardzo poważna. Jeśli żołnierz mówi, że pana nie widział, ponieważ w tej samej chwili oddawał cześć mnie, zwrócony ku mnie, rozumie pan, ku majorowi Wenzlowi, więc nie mógł spoglądać za siebie na dorożkę, w której pan jechał, to temu trzeba wierzyć, jak mi się zdaje. Na przyszłość, proszę pana, aby pan nie zawracał mi głowy takimi drobiazgami.<br> {{tab}}Od tego czasu Dauerling zmienił się bardzo.<br> {{tab}}A teraz trzeba się wyspać, bo jutro Regimentsra — port! — Jednoroczny ochotnik ziewnął. — Chciałem wam, kolego, tylko coś niecoś powiedzieć, co się dzieje w naszym pułku. Pułkownik Schroder nie lubi majora Wenzla, który w ogóle jest dziwadłem niezgorszym. Kapitan Sagner, który prowadzi szkołę jednorocznych ochotników, dopatruje się<br> {{tab}}92<br> {{tab}} <br> {{tab}}w Schroderze wzozu doskonałego żołnierza, aczkolwiek pułkownik Schroder niczego się tak nie boi, jak samej myśli, że miałby wyruszyć w pole. Sagner, to chłop chytry i przebiegły i tak samo jak Schroder nie lubi oficerów rezerwowych. Nazywa ich cywilnymi śmierdzielami. Na jednorocznych ochotników spogląda jak na dzikie zwierzęta, z których trzeba porobić maszyny wojenne, ponaszywać im gwiazdek i powysyłać ich na front, aby ich wytłukli zamiast szlachetnych oficerów służby czynnej, potrzebnych na zarybek.<br> {{tab}}W ogóle wszystko w całej armii gnije i śmierdzi — mówił jednorocznym ochotnik, nakrywając się kołdrą. — Ale dotychczas wystraszone masy jeszcze się nie zorientowały. Z wytrzeszczonymi oczyma idą i pozwalają się siec na makaron, a gdy taki bohater dostanie kulą, to szepnie tylko: — Mamusiu... — i po wszystkim. Nie ma bohaterów, ale jest tylko bydło na ubój, a rzeźnikami są generałowie po sztabach. Ale zobaczycie, że w końcu wszystko im się zbuntuje, a wtedy będzie zamęt, jakiego świat nie widział. Dobranoc!<br> {{tab}}Jednoroczny ochotnik zamilkł, ale po chwili zaczął się kręcić pod kołdrą i zapytał:<br> {{tab}}— Spicie, kolego?<br> {{tab}}— Nie śpię — odpowiedział Szwejk z drugiej pryczy. — Rozmyślam.<br> {{tab}}— O czym też rozmyślacie, kolego?<br> {{tab}}— O wielkim srebrnym medalu za męstwo. Medal taki otrzymał pewien stolarz z ulicy Vavry na Królewskich Wino — hradach, niejaki Mliczko, ponieważ był pierwszym w pułku, któremu na początku wojny granat urwał nogę. Dostał protezę i zaczął się wszędzie chełpić swoim medalem i tym, że jest najpierwszym wojennym kaleką pułku. Razu pewnego przyszedł sobie do „Apolla“ na Winohradach i wdał się w awanturę z rzeźnikami z rzeźni, którzy oderwali mu w końcu tę sztuczną nogę i sprali go nią po łbie. Ten, co mu ją oderwał, nie wiedział, że to jest noga sztuczna i tak się prze<br> {{tab}}93<br> {{tab}} <br> {{tab}}raził, że omdlał. Na posterunku policyjnym przypięli Mliczko — wi nogę jak się patrzy, ale pierwszy kaleka pułkowy tak się rozzłościł na swój medal, że poszedł do lombardu, żeby go zastawić, a tam go zatrzymali. Miał korowody. Istnieje taki jakiś sąd honorowy do sądzenia inwalidów wojennych i ten sąd zadecydował, że Mliczko nie jest godzien nosić medal srebrny i kazał odebrać mu także nogę...<br> {{tab}}— Jak to, i nogę?<br> {{tab}}— A tak. Pewnego dnia przybyła do niego komisja, oświadczyła mu, że nie jest godzien korzystać ze sztucznej nogi, więc protezę odpięli i zabrali.<br> {{tab}}Albo i to jest wielki szpas — mówił Szwejk dalej — gdy krewni jakiego poległego dostają raptem taki medal i list, w którym jest napisane, że udziela się im odznaczenia i zaleca się, żeby ten medal zawiesili na honorowym miejscu. Przy ulicy Bożetiecha na Wyszehradzie rozzłościł się pewien ojciec, bo mu się wydawało, że władze kpią sobie z niego, i medal otrzymany w taki sposób zawiesił w wychodku, a policjant, który mieszkał w tym samym domu i korzystał z tego samego wychodka, oskarżył rozzłoszczonego ojca o zdradę stanu, no i ucierpiał biedak za swoje rozzłoszczenie.<br> {{tab}}— Z tego wynika — rzekł jednoroczny ochotnik — że wszelka sława polna trawa. Niedawno wydano w Wiedniu „Pamiętnik jednorocznego ochotnika“, a w tym pamiętniku są takie ładne wiersze:<br> {{tab}}Poległ ochotnik w walce dzielny, Lecz piękna o nim pieśń powtarza, Że przykład dał nam nieśmiertelny, Jak się umiera za cesarza. Już zwłoki wiozą na lawecie, Na pierś kapitan medal mu przypina, Chwała po całym leci świecie, Monarchia czci swojego syna...<br> {{tab}}— Czasem zdaje mi się — rzekł jednoroczny ochotnik po krótkim milczeniu — że zamiera w nas duch wojenny. Propo<br> {{tab}}94<br> {{tab}} <br> {{tab}}nuję więc, drogi przyjacielu, abyśmy w mrokach nocy i w ciszy naszego więzienia zaśpiewali pieśń o kanonierze Jaburku. Podniesie to ducha wojennego. Ale trzeba dobywać głosu, żeby pieśń była słyszana po całych koszarach Mariańskich. Z tej racji proponuję, abyśmy stanęli w pobliżu drzwi.<br> {{tab}}Po chwili w areszcie rozbrzmiewał śpiew, od którego w korytarzu okna brzęczały:<br> {{tab}}...Przy armacie stal<br> {{tab}}I wciąż, i wciąż, i wciąż...*<br> {{tab}}Przy armacie stał<br> {{tab}}I wciąż ją nabijał..<br> {{tab}}Leci kula jak szalona,<br> {{tab}}Oberwała mu ramiona,<br> {{tab}}A ten ciągle stał,<br> {{tab}}I wciąż, i wciąż, i wciąż...<br> {{tab}}Przy armacie stał<br> {{tab}}I wciąż ją nabijał...<br> {{tab}}Na dziedzińcu odezwały się kroki i głosy.<br> {{tab}}— To profos idzie — rzekł jednoroczny ochotnik. — Idzie z nim lejtnant Pelikan, który dzisiaj ma służbę. Jest to oficer rezerwy, mój znajomy z „Czeskiej Besedy“. W cywilu jest rachmistrzem pewnego stowarzyszenia ubezpieczeń. Dostaniemy od niego papierosów, ale trzeba ryczeć dalej.<br> {{tab}}I znowuż odezwała się pieśń:<br> {{tab}}Przy armacie stał...<br> {{tab}}Profos był widocznie wzburzony obecnością oficera pełniącego służbę, więc otworzywszy drzwi zawołał:<br> {{tab}}— Tu nie żadna menażeria!<br> {{tab}}— Pardon — odpowiedział jednoroczny ochotnik — tu jest filia Rudolfinum. Odbywa się koncert na korzyść uwięzionych. Właśnie skończyliśmy numer pierwszy programu: Symfonia wojenna.<br> {{tab}}— Niech pan zachowuje spokój, panie jednoroczny ochotniku — rzekł porucznik Pelikan z udaną surowością. — Wie<br> {{tab}}95<br> {{tab}} <br> {{tab}}pan chyba, że o dziewiątej idzie się na spoczynek i nie wolno robić hałasu. Ten koncert słychać aż na rynku.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant — rzekł jednoroczny ochotnik — że nie jesteśmy należycie przygotowani, więc jeśli razi pana dysharmonia...<br> {{tab}}— Takie rzeczy wyrabia co wieczór — oskarżał profos swego wroga — iw ogóle zachowuje się bardzo nieinteligentnie.<br> {{tab}}— Melduję posłusznie, panie lejtnant — odezwał się jednoroczny ochotnik — że cheiałbym powiedzieć panu coś w cztery oczy. Niech profos poczeka za drzwiami.<br> {{tab}}Gdy życzenie jego zostało spełnione, jednoroczny ochotnik rzekł poufale:<br> {{tab}}— Dawaj, bracie, papierosy!<br> {{tab}}— Co? Takie lichutkie palisz? Jako lejtnant nie masz nic lepszego? — pytał ochotnik, widząc, że porucznik daje mu papierosy „Sport“. — No, trudna rada. Zostaw nam zapałki i idź z Bogiem.<br> {{tab}}— Marne papierosiny — rzekł po odejściu porucznika z wielką pogardą ochotnik. — Ale dobra głodnemu psu i mucha. Kurz, bracie, na dobranoc. Jutro czeka nas sąd ostateczny.<br> {{tab}}Zanim jednoroczny ochotnik ułożył się do snu, zaśpiewał sobie jeszcze melancholijną piosenkę:<br> {{tab}}Góry, doliny i skały wysokie,<br> {{tab}}To moi przyjaciele, A smutki, moja miła dziewczyno, Nie zdadzą się na wiele...<br> {{tab}}Jednoroczny ochotnik, przedstawiający pułkownika Schro — dera jako potwora, nie miał bezwzględnej racji, bowiem pułkownik Schroder miał szacunek dla sprawiedliwości, a szacunek ten ujawniał się osobliwie po wesołych nocach, które spędzał w hotelu w stałym towarzystwie. Gdy go taka noc zadowoliła, bywał nazajutrz najmilszym człowiekiem. Inaczej bywało, gdy się towarzystwo nie udało.<br> {{tab}}96<br> {{tab}} <br> {{tab}}Podczas gdy jednoroczny ochotnik poddawał życie pułku miażdżącej krytyce, pułkownik Schroder siedział w hotelu w towarzystwie oficerów i słuchał opowieści nadporucznika Kretschmanna, który wrócił z Serbii z chorą nogą (pobodła go krowa). Nadporucznik opowiadał, jak razem z całym sztabem przyglądał się atakowi na pozycje serbskie:<br> {{tab}}— Tak jest, wybiegli z rowów strzeleckich. Na całej długości dwóch kilometrów przełażą przez przeszkody z drutów kolczastych i rzucają się na nieprzyjaciela. Ręczne granaty za pasem, maski, pod pachą karabiny gotowe do strzału, do ataku. Kule gwiżdżą. Pada jeden żołnierz w chwili wyłażenia z rowu strzeleckiego, drugi pada na szańcu, trzeci pada nieco dalej, ale ich towarzysze pędzą naprzód i krzyczą: Hura! Dym i kurz dokoła. A nieprzyjaciel strzela ze wszystkich stron, z rowów, z lejów od granatów i wali do nas z karabinów maszynowych. Znowuż padają żołnierze. Gromadka ludzi rzuca się na nieprzyjacielski karabin maszynowy. Padają wszyscy. Ale towarzysze pędzą naprzód. Hurrra! Pada oficer... Nie słychać już karabinów piechoty. Szykuje się coś okropnego. Zno — Wuż pada cały jeden pluton. Słychać nieprzyjacielskie karabiny maszynowe: ratatatata... Pada... Ja... przepraszam panów, ja... dalej mówić nie mogę, bo jestem pijany...<br> {{tab}}I oficer z bolącą nogą zamilka, kiwa się na krześle i tępo spogląda przed siebie. Pułkownik Schroder uśmiecha się łaskawie i przysłuchuje się, jak kapitan Spira, siedzący w pobliżu, grzmoci pięścią w stół, jakby się chciał kłócić, i powtarza coś, co jest bez znaczenia i czego w żaden sposób nie można zrozumieć. Nikt nie wie, o co temu człowiekowi chodzi i co znaczą jego słowa:<br> {{tab}}— Proszę dobrze uważać. Mamy pod bronią austriackich ułanów landwery, austriackich landwerzystów, bośniackich strzelców, austriackich strzelców, austriacką piechotę, węgierską piechotę, tyrolskich strzelców cesarskich, bośniacką piechotę, węgierskich honwedów pieszych, węgierskich huzarów,<br> {{tab}}Szwejk 7II<br> {{tab}}97<br> {{tab}} <br> {{tab}}huzarów landwery, strzelców konnych, dragonów, ułanów^ artylerię, tabory, saperów, sanitariuszy, marynarzy. Rozumiecie panowie? A Belgia? Pierwsze i drugie powołanie tworzy armię operującą, trzecie powołanie pełni służbę na tyłach armii...<br> {{tab}}Kapitan Spira huknął pięścią w stół:<br> {{tab}}— Landwera pełni służbę w kraju podczas pokoju!<br> {{tab}}Pewien młody oficer, siedzący koło pułkownika, starał się przekonać go o swojej wojskowej bezwzględności i głośno pouczał swojego sąsiada:<br> {{tab}}— Suchotnicy powinni być wysłani na front, to bardzo zdrowo dla nich, a następnie lepiej, gdy giną chorzy, a zdrowi zostają.<br> {{tab}}Pułkownik uśmiechał się, lecz nagle spochmurniał i zwracając się do majora Wenzla rzekł:<br> {{tab}}— Dziwię się, że nadporucznik Lukasz nas unika. Od chwili swego przyjazdu ani razu jeszcze nie był między nami.<br> {{tab}}— Pisze wierszyki — ironicznie odezwał się kapitan Sag — ner. — Natychmiast po przyjeździe zakochał się w pani inży — nierowej Schreiterowej, z którą spotkał się w teatrze.<br> {{tab}}Pułkownik okiem ponurym spoglądał przed siebie.<br> {{tab}}— Podobno umie śpiewać kuplety.<br> {{tab}}— Już w szkole wojskowej wyśpiewywał ładne kuplety — odpowiedział kapitan Sagner — a co za anegdoty zna! Paluszki lizać. Dlaczego nie bywa między nami, nie wiem.<br> {{tab}}Pułkownik smutnie potrząsnął głową.<br> {{tab}}— Dzisiaj nie ma między nami prawdziwego dawniejszego koleżeństwa. Pamiętam, że dawniej każdy z oficerów starał się w miarę możności, żeby w kasynie było wesoło. Jeden z kolegów, niejaki nadporucznik Dank, rozbierał się do naga, kładł się na podłodze, wtykał sobie w zadek ogon śledzia i przedstawiał syrenę. Inny znowuż, porucznik Schleisner, umiał strzyc uszami i rżeć jak ogier, potrafił naśladować miauczenie kotów i bzykanie trzmieli. Pamiętam także kapitana Skodaya. Ile ra<br> {{tab}}98<br> {{tab}} <br> {{tab}}^y zażądaliśmy, zawsze przyprowadzał do kasyna dziewczyny, trzy siostry, a były wytresowane jak psy. Ustawiał je na stole, a one zaczynały przed nami rozbierać się do naga i to w takt batuty. Skoday miał taką małą batutkę i trzeba przyznać, że kapelmistrzem był świetnym. A czego on z nimi nie wyrabiał na kanapie! Kiedyś kazał sprowadzić wannę z ciepłą wodą. ustawić na środku lokalu. a my musieliśmy jeden po drugim kąpać się z tymi dziewczynami. on zaś nas fotografował.<br> {{tab}}F>rzy tym wspomnieniu pułkownik Schroder uśmiechał się obleśnie.<br> {{tab}}— A jakie zakłady robiliśmy w wannie! — mówił dalej mlaszcząc wstrętnie językiem ii kręcąc się na krześle. —<br> {{tab}}A dzisiaj? Czy to jest. rozrywka? Nawet. marnego kuplecisty nie ma. I pić młodsi oficerowie też już nie umieją. Do północy jeszcze daleko, a przy stole już pięciu pijanych, jak sam pan widzi. Bywało tak. że siedzieliśmy razem po dwa dni z rzędu. a im więcej piliśmy, tym byliśmy w^ie^j*^i. A żło<br> {{tab}}pało się wszystko co popadło: piwo, wino, likiery. Dzisiaj nie ma już tego dawnego prawdziwego ducha, wojennego. Diabli wiedzą, co się porobiło. Nie ma dowcipu, tylko takie głupie ględzenie bez końca. Niech pan słucha, co tam na końcu stołu opowiadają sobie o Ameryce.<br> {{tab}}Z końca stołu odzywał się czyjś głos poważny:<br> {{tab}}— Ameryka nie może rozpoczynać wojny. Amerykanie i Anglicy, to najwięksi wrogowie. Ameryka nie jest przygotowana do wojny.<br> {{tab}}Pułkownik Schroder westchnął:<br> {{tab}}— Tak mogą ględzić tylko oficerowie rezerwy. Diabli nam tu ich nadali. Jeszcze wczoraj pisał taki człeczyna w jakim banku albo zawijał w papierek pieprz, angielskie ziele, cynamon i pastę do obuwia, a w najlepszym razie opowiadał dzieciom w szkole, że głód wypędza wilka z lasu, a dzisiaj chce być Podobny do oficera służby czynnej, udaje, że na wszystkim się 2na, i we wszystko wtyka nos. A chociaż mamy dość oficerów<br> {{tab}} <br> {{tab}}służby czynnej, to taki na przykład Lukasz unika naszego towarzystwa.<br> {{tab}}Pułkownik Schroder poszedł do domu w usposobieniu jak najgorszym, a gdy się rano przebudził, usposobienie jego pogorszyło się jeszcze, bo w gazetach, które podano mu do łóżka, przeczytał kilka wiadomości z frontu, że wojska nasze znowuż cofnęły się na pozycje z góry upatrzone. Były to pełne chwały dni armii austriackiej, jak dwie krople wody podobne do tych dni, w których brała ona generalne lanie w Serbii.<br> {{tab}}I z takimi właśnie pomieszanymi uczuciami przystąpił o godzinie dziesiątej rano do sprawy, którą jednoroczny ochotnik nazwał dość trafnie sądem ostatecznym.<br> {{tab}}Szwejk i jednoroczny ochotnik stali na dziedzińcu w oczekiwaniu pułkownika. Znajdowali się tam już wszyscy podoficerowie, oficer pełniący służbę, adiutant pułku i sierżant kancelarii pułkowej z papierami winowajców, na których głowy spaść miał topór sprawiedliwości — Regimentsraport.<br> {{tab}}Wreszcie ukazał się ponury pułkownik w towarzystwie kapitana Sagnera ze szkoły jednorocznych ochotników, nerwowo chłoszczący biczykiem cholewy butów.<br> {{tab}}Przyjął raport i przy grobowej ciszy przeszedł kilka razy obok Szwejka i jednorocznego ochotnika, którzy podrzucali głowami „r e c h t s s c h a u t“ i „linksschaut“, zależnie od tego, czy pułkownik znajdował się po ich prawej czy lewej stronie. Czynili to bardzo dokładnie i omal że karków nie poskręcali, bo spacer pułkownika trwał dość długo. Wreszcie zatrzymał się pułkownik przed jednorocznym ochotnikiem, który zaczął meldować:<br> {{tab}}— Jednoroczny ochotnik...<br> {{tab}}— Wiem — rzekł ostro pułkownik. — Wyrzutek jednorocznych ochotników. Czym pan jest w cywilu? Studentem filologii klasycznej? A więc zapity inteligent...<br> {{tab}}— Panie kapitanie — zwrócił się do Sagnera — niech pan przyprowadzi całą szkołę jednorocznych ochotników.<br> {{tab}}100<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Naturalnie — przemawiał dalej do swojej ofiary — taki jaśnie pan student filologii klasycznej, którego my tu musimy uczyć moresu. Kehrt euch! Oczywiście składki płaszcza nie w porządku. Jakby wyszedł od dziewki albo tarzał się w bajzlu. Ja wielmożnego pana ochotnika rozkadłubię.<br> {{tab}}Szkoła jednorocznych ochotników wyszła na dziedziniec.<br> {{tab}}— Czworobok! — rozkazał pułkownik. Sędzia i podsądni zostali otoczeni.<br> {{tab}}— Popatrzcie na tego żołnierza — ryczał pułkownik, wskazując biczykiem jednorocznego ochotnika. — Przechlał wasz honor jednorocznych ochotników, z których wychowywać się winny kadry porządnych oficerów, wiodących żołnierzy na pole chwały po zwycięstwo. Ale gdzie poprowadziłby żołnierzy taki pijaczyna, jak ten tutaj? Z knajpy do knajpy wiódłby ich chyba. Cały fasunek rumu wychlałby szeregowcom. Czy może pan powiedzieć coś na swoje usprawiedliwienie? Nie może pan. Patrzcie na niego. Nic nie ma do powiedzenia na swoje usprawiedliwienie i jeszcze do tego studiuje w cywilu filologię klasyczną. Prawdziwy klasyczny przypadek.<br> {{tab}}Pułkownik wymówił te ostatnie wyrazy powoli i z naciskiem, po czym splunął:<br> {{tab}}— Filolog klasyczny, który zachlewa się, łazi po nocy i zrzuca oficerom czapki z głowy. M e n s c h! Jeszcze całe szczęście, że to był tylko taki sobie oficer artylerii.<br> {{tab}}W słowach tych wyraziła się cała nienawiść dziewięćdziesiątego pierwszego pułku dla artylerii stojącej w Budziejowi — cach. Biada artylerzyście, który w nocy wpadł w ręce patrolu piechoty i odwrotnie! Nienawiść była okropna, nieprzejednana ve n d e 11 a, krwawa mściwość, przekazywana z rocznika na rocznik, ilustrowana z obu stron anegdotami i legendami ° tym, jak to piechurzy powrzucali artylerzystów w Wełtawę lub odwrotnie. Jakie bitwy stoczono w „PortArturze“, „Pod różą“ i w innych licznych lokalach południowoczeskiej metropolii, przeznaczonych na uciechy i radości.<br> {{tab}}101<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Tym niemniej — mówił dalej pułkownik — rzecz taka musi zostać przykładnie ukarana, tego draba należy wyłączyć ze szkoły jednorocznych ochotników i zniszczyć go moralnie. Dość już mamy w armii takich inteligentów. Regiment s — k a n z e 1 e i.<br> {{tab}}Sierżant zbliżył się do pułkownika z papierami i ołówkiem. Był bardzo poważny i skupiony.<br> {{tab}}Cisza panowała głęboka, jak w sądzie, gdy na ławie oskarżonych siedzi morderca, a przewodniczący zaczyna odczytywać wyrok.<br> {{tab}}Takim samym głosem wyrokującym rzekł pułkownik:<br> {{tab}}— Jednorocznego ochotnika Marka skazuje się: dwadzieścia i jeden dzień yerschaift, a po odbyciu kary zostaje przeniesiony do kuchni do skrobania kartofli.<br> {{tab}}Zwracając się ku szkole jednorocznych ochotników, wydał pułkownik rozkaz zszeregowania. Słychać było, jak ochotnicy sprawnie tworzą czwórki i oddalają się. Ale pułkownik był niezadowolony i rzekł do kapitana Sagnera, że w ruchach tego oddziału nie ma rytmu i że po obiedzie trzeba z nim przerabiać kroki.<br> {{tab}}Kroki maszerującego wojska muszą grzmieć, panie kapitanie. I jeszcze jedno. Byłbym bez mała zapomniał. Niech pan im powie, że cała szkoła jednorocznych ochotników ma pięć dni koszarówki, żeby żaden z nich nie zapomniał byłego kolegi, tego łobuza Marka.<br> {{tab}}A łobuz Marek stał sobie koło Szwejka i miał minę człowieka zupełnie zadowolonego. Niczego lepszego nie mógł oczekiwać. Daleko lepiej przecie siedzieć w kuchni i skrobać kartofle czy też modelować pyzy albo ogryzać żeberko, niż z gatkami pełnymi strachu szwendać się pod huraganowym ogniem nieprzyjacielskim i wrzeszczeć na całe gardło:<br> {{tab}}— Einzeln abfallen! Bajonett auf!<br> {{tab}}Załatwiwszy rzecz z kapitanem Sagnerem, pułkownik Schróder zatrzymał się przed Szwejkiem i popatrzył na niego<br> {{tab}} <br> {{tab}}bardzo uważnie. Szwejk w tej chwili reprezentował siebie swoją okrągłą uśmiechniętą twarzą, ozdobioną po bokach parą Wielkich uszu, sterczących zawadiacko spod wtłoczonej na głowę czapki. Całość wywierała wrażenie bezwzględnego spokoju i nieświadomości jakiejkolwiek winy. Jego oczy pytały:<br> {{tab}}„Czy zrobiłem coś złego, proszę pana? Czy dopuściłem się czegoś niestosownego?’*<br> {{tab}}Rezultat swej obserwacji zgarnął pułkownik w jedno pytanie, z którym zwrócił się do sierżanta kancelarü:<br> {{tab}}— Idiota?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberst, idiota — odpowiedział za sierżanta Szwejk.<br> {{tab}}Pułkownik Schroder skinął na adiutanta i odszedł z nim na stronę. Potem zawołał sierżanta i zabrał się do przeglądania Papierów Szwejka.<br> {{tab}}— Aha — rzekł pułkownik Schroder — to jest ten okrzyczany służący nadporucznika Lukasza, który według jego raportu zginął w Taborze. Jestem zdania, że panowie oficerowie sami powinni wychowywać sobie swoich pucybutów. Gdy Pan nadporucznik wybrał już sobie takiego notorycznego idiotę, to niech się nim kłopocze sam. Ma dosyć czasu, skoro nie bywa między nami. Bo i pan nie widuje go przecie w naszym towarzystwie, panie kapitanie? A więc. Ma dosyć czasu 1 może sobie swego służącego wychowywać na człowieka.<br> {{tab}}Pułkownik Schroder podszedł do Szwejka i patrząc w jego poczciwą, zacną twarz rzekł do niego:<br> {{tab}}— Trzy dni verschai’ft, wy bydlę idiotyczne, a po °dbyciu kary zameldujecie się nadporucznikowi Lukaszowi.<br> {{tab}}Szwejk spotkał się więc ponownie z jednorocznym ochotnikiem Markiem w więzieniu pułkowym. Nadporucznik Lukasz nie wybuchnął radością, gdy pułkownik kazał go wezwać do siebie i rzekł do niego:<br> {{tab}}— Panie nadporuczniku, przed tygodniem mniej więcej, po Przybyciu do pułku złożył mi pan podanie o przydzielenie<br> {{tab}}103<br> {{tab}} <br> {{tab}}panu bursza zamiast tego, który zginął panu w drodze. Ponieważ bursz ten powrócił...<br> {{tab}}— Panie pułkowniku...! — prosząco jęknął nadporucznik Lukasz.<br> {{tab}}— Postanowiłem — mówił pułkownik z naciskiem — wsadzić go na trzy dni do paki, po czym odeślę go do pana.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz, zmiażdżony tą decyzją, wyszedł z kancelarii pułkownika zataczając się jak pijany.<br> {{tab}}W ciągu trzech dni, które Szwejk spędził w towarzystwie jednorocznego ochotnika Marka, było mu bardzo dobrze i wesoło na świecie. Dzień w dzień wieczorem urządzali obaj patriotyczne manifestacje na pryczach.<br> {{tab}}Najprzód rozlegały się słowa hymnu austriackiego, potem „Prinz Eu gen der Edle — Ritter“ i wiele innych pieśni żołnierskich, a gdy przychodził do nich profos, to witali go pieśnią najstosowniejszą:<br> {{tab}}A nasz stary pan profos Będzie żył lat sporo, Dopóki go wszyscy diabli Do piekła nie zabiorą. Przyjdą po niego Z ogromną paradą:<br> {{tab}}— Pójdźże teraz w ciepłej smole Posmażyć się, dziadu...<br> {{tab}}Nad pryczą wyrysował jednoroczny ochotnik profosa, a pod rysunkiem wypisał tekst starej znanej piosenki:<br> {{tab}}Kiedym szedł do Pragi, moja kochana, Napotkałem w drodze starego Cygana. Nie był to ci Cygan, jeno profosina: Uciekajcie, ludzie, od takiego syna.<br> {{tab}}Podczas zaś gdy obaj drażnili profosa takimi śpiewkami i rysunkami, jak w Sewilli drażnią byków czerwonymi płachtami, nadporucznik Lukasz ze strachem oczekiwał Szwejka, który lada chwila miał się u niego zameldować.<br> {{tab}} <br> {{tab}}III<br> {{tab}}Przygody Szwejka w KiralyHida.<br> {{tab}}Dziewięćdziesiąty pierwszy pułk translokowano do Mostu nad Litawą — KiralyHida.<br> {{tab}}Upływał trzeci dzień kary Szwejka, który za trzy godziny miał być wypuszczony z aresztu, gdy właśnie przyszła eskorta i razem z jednorocznym ochotnikiem został Szwejk odtransportowany na dworzec kolejowy.<br> {{tab}}— Już dawno było wiadomo — rzekł w drodze jednoroczny ochotnik — że zostaniemy przeniesieni do Węgier. Tam będą formowane marszbataliony, żołnierze wyćwiczą się w strzelaniu, pobiją się z Madziarami i wesoło pojadą w Karpaty. Tu, do Budziejowic przybędzie załoga madziarska i szczepy będą się mieszały aż miło. Istnieje taka teoria, że gwałcenie kobiet innej narodowości, to najlepszy środek przeciwko degeneracji. To samo robili Szwedzi i Hiszpanie podczas wojny trzydziestoletniej, Francuzi za czasów Napoleona, a teraz w okolicach Budziejowic to samo robić będą Madziarzy, nie dopuszczając się nawet zbyt brutalnego gwałcenia. Z czasem wyrówna się wszystko. Chodzi tu o prostą wymianę. Żołnierz czeski prześpi się z Madziarką, a biedna czeska dzieweczka przytuli się do Węgierskiego honweda. Zaś po stuleciach niejeden antropolog<br> {{tab}}105<br> {{tab}} <br> {{tab}}łamać będzie głowę, skąd się wzięły na brzegach Malszy mongolskie kości policzkowe u ludu.<br> {{tab}}’ — Co do mieszania się różnych szczepów — wtrącił Szwejk — to dzieją się bardzo ciekawe rzeczy. W Pradze jest jeden kelner z Murzynów, Krystian, którego ojciec był królem abisyńskim i pokazywał się za pieniądze w Pradze na Sztwanicy w jakimś cyrku. Zakochała się w nim pewna nauczycielka, która pisywała wierszyki o pasterzach i strumykach leśnych i drukowała je w czasopiśmie dla ognisk rodzinnych, więc poszła z nim do hotelu i cudzołożyła, jak stoi w Piśmie Świętym, a następnie strasznie się dziwiła, gdy urodził się jej chłopczyk całkiem biały. No tak, ale po dwóch tygodniach dzieciątko zaczęło czerwienieć, a po miesiącu zrobiło się ciemne. Po upływie pół roku chłopczyk był taki czarny jak jego dziadek, król abisyński. Moja nauczycielka poszła ze swoim dzieckiem do kliniki chorób skórnych, żeby jej synka przebarwili, ale tam jej powiedzieli, że ma on na sobie akuratną i rzetelną skórę murzyńską i że nic na to poradzić nie można. Więc jej się od tego wszystkiego pomieszało w głowie i zaczęła listownie rozpytywać się po gazetach, co się robi przeciwko murzyństwu. Dostała się ostatecznie do czubków, a Murzynka zabrano do sierocińca, gdzie wszyscy mieli z niego ogromną uciechę. Ten Murzyn wyuczył się kelnerstwa i chodził po kawiarniach nocnych jako tancerz. Jeszcze dzisiaj rodzą się po nim czescy Mulaci z wielkim powodzeniem i dobrze im z tym, bo już nie są tacy kolorowi, jak on. Pewien medyk, który bywał często „Pod kielichem“, mówił nam, że ta sprawa bynajmniej nie jest taka prosta. Taki mieszaniec płodzi dalej mieszańców, którzy są już we wszystkim podobni do białych, aż raptem w jakimś tam pokoleniu zjawi się nieoczekiwanie Murzyn. Niech pan sobie wyobrazi, co to za miła niespodzianeczka. Żeni się pan z miłą panienką okropnie białą i bęc, rodzi panu Murzyna! Jeśli przypadkiem zdarzyło się jej bywać w jakim Variete, gdzie odbywały się walki, w których<br> {{tab}}106<br> {{tab}} <br> {{tab}}brał udział jaki Murzyn, to przypuszczam, że w umyśle pańskim zakiełkowałaby nieufność.<br> {{tab}}— Na sprawą pańskiego Murzyna Krystiana — rzekł jednoroczny ochotnik — trzeba spojrzeć także ze stanowiska wojskowego. Przypuśćmy, że ten Murzyn został wzięty do wojska. Jako prażanin służy w dwudziestym ósmym pułku. Słyszał pan już, że pułk dwudziesty ósmy przeszedł do Rosjan. Jakże dziwiliby się Rosjanie, gdyby zabrali do niewoli także Murzyna Krystiana! Gazety rosyjskie pisały niezawodnie, że Austria wysyła już na front swoje wojska kolonialne, że mu — siała zmobilizować swoje rezerwy murzyńskie.<br> {{tab}}— Mówili, że Austria ma jakieś kolonie na północy — wtrącił Szwejk. — Jakąś tam ziemię cesarza Franciszka Józefa czy coś takiego...<br> {{tab}}— Tylko bez polityki, moi panowie — rzekł żołnierz z eskorty. — To bardzo ryzykowne mówić tak obcesowo o jakiejś ziemi cesarza Franciszka Józefa. Nie wymieniajcie nikogo, to będzie lepiej...<br> {{tab}}— No to niech pan popatrzy na mapę — odezwał się jednoroczny ochotnik — a przekona się pan, że naprawdę istnieje ziemia naszego najmiłościwszego monarchy Franciszka Józefa. Według statystyki jest tam wyłącznie lód, ale rozwożą go po świecie łamacze lodów, należące do praskich lodowni. Ten przemysł lodowy cieszy się po całym świecie wielkim szacunkiem, ponieważ przedsiębiorstwo to jest bardzo korzystne, aczkolwiek trochę niebezpieczne. Największe niebezpieczeństwa trzeba pokonywać przy transporcie lodu z ziemi Franciszka Józefa przez koło polarne. Nietrudno wyobrazić to sobie.<br> {{tab}}Żołnierz z eskorty mamrotał coś niewyraźnie, a kapral prowadzący eskortę podszedł bliżej i przysłuchiwał się dalszemu Wykładowi jednorocznego ochotnika, który z wielką powagą Wywodził:<br> {{tab}}107<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Ta jedyna kolonia austriacka może dostarczać lodu wszystkim lodowniom europejskim, jest więc znakomitym czynnikiem politycznogospodarczym. Kolonizacja czyni tam oczywiście postępy bardzo słabe, ponieważ koloniści po części nie zgłaszają się wcale, po części zaś marzną. Tym niemniej istnieje nadzieja, że przez uporządkowanie stosunków klimatycznych, czym interesuje się ministerstwo handlu, a także ministerstwo spraw zagranicznych, zostaną należycie wyzyskane wielkie płaszczyzny lodowcowe. Przez zbudowanie kilku hoteli przyciągnie się wielkie masy turystów. Tylko, że trzeba będzie uporządkować drogi i ścieżki między krami lodowymi i pooznaczać lodowce znakami orientacyjnymi dla turystów. Jedyną przeszkodą są Eskimosi, którzy uniemożliwiają pracę naszym organom miejscowym...<br> {{tab}}Gałgany te Eskimosy, nie chcą się uczyć języka niemieckiego — mówił dalej jednoroczny ochotnik, widząc, że kapral przysłuchuje się jego wywodom uważnie. Chciwie pochłaniał wszystko, o czym nie miał najmniejszego pojęcia, a ideałem jego było dosługiwanie się dostępnych mu stopni wojskowych.<br> {{tab}}— Ministerstwo oświecenia, panie kapralu, zbudowało dla nich kosztem wielkich ofiar szkołę, a przy budowaniu jej zmarzło pięciu architektów.<br> {{tab}}— Murarze ocaleli — wtrącił Szwejk — gdyż mogli ogrzać się od zapalonych fajek.<br> {{tab}}— Nie wszyscy jednak — rzekł jednoroczny ochotnik. — Dwom z nich stała się niemiła przygoda, że zapomnieli ciągnąć i fajki pogasły. Musieli nieboraków zakopać w lodzie. Ale w końcu szkoła jednak została zbudowana z cegieł lodowych i żelazobetonu. Jedno z drugim trzyma się świetnie kupy, ale Eskimosi rozpalili ogień dokoła gmachu, używszy do tego drzewa z rozebranych statków handlowych, które zamarzły były w pobliżu. Osiągnęli wszystko, o co im chodziło: lód, na którym szkoła była zbudowana, stopniał i cała budowla razem z kierownikiem i przedstawicielem rządu, który miał<br> {{tab}}108<br> {{tab}} <br> {{tab}}asystować przy uroczystym poświęceniu szkoły, zwaliła się w morze. Usłyszano tylko okrzyk: — Gott strafe E n — g 1 a n d! — wzniesiony przez przedstawiciela rządu, gdy już tkwił po brodę w wodzie. Teraz poślą tam niezawodnie wojsko, żeby Eskimosów nauczyło moresu. Rzecz prosta, że walka z nimi będzie bardzo trudna. Najbardziej przeszkadzać będą naszemu wojsku tresowane białe niedźwiedzie.<br> {{tab}}— Jeszcze tego brakło! — roztropnie zauważył kapral. — I tak już jest za dużo wynalazków wojskowych. Na przykład maski do zatruwania gazami. Naciągniesz sobie taką maskę na głowę i jesteś zatruty, jak nam wykładali w unteroffiziers — schule.<br> {{tab}}— Straszyli was tylko — odezwał się Szwejk:. — Żołnierz nie powinien się bać nigdy i niczego. Gdyby w zapale walki wpadł nawet do latryny, to się tylko obliże i dalej pędzi do gefechtu. A co do gazów trujących, to każdy łatwo przyzwyczaja się do nich w koszarach, gdy dają groch z kaszą i świeży komiśniak. Ale teraz wynaleźli Rosjanie podobno jakiś specjalny sposób na podoficerów...<br> {{tab}}— A tak, specjalny prąd elektryczny — uzupełnił słowa Szwejka jednoroczny ochotnik. — Prąd ten łączy się z gwiazdkami na kołnierzu i gwiazdki te wybuchają, ponieważ są z celuloidu. Dopieroż będzie ofiar!<br> {{tab}}Chociaż kapral, jako parobek, miał w cywilu do czynienia przeważnie z wołami, to jednak zrozumiał, że kpią sobie z niego, i oddalił się od kpiarzy na czoło patrolu.<br> {{tab}}Zresztą zbliżano się już do dworca, gdzie obywatele Budziejowic zebrali się, by pożegnać swój pułk. W pożegnaniu tym nie było nic urzędowego, ale plac przed dworcem był przepełniony publicznością, wyczekującą wojska.<br> {{tab}}Zaciekawienie Szwejka skupiło się na szpalerze publiczności. I, jak to już zawsze bywa, tak było i tym razem, że Porządni żołnierze pozostali na szarym końcu, a ci, których Irzeba było prowadzić pod bagnetami, szli pierwsi. Porządni<br> {{tab}}109<br> {{tab}} <br> {{tab}}żołnierze zostaną następnie powpychani do wagonów bydlęcych, a Szwejk z jednorocznym ochotnikiem pojadą sobie wygodnie wagonem aresztanckim, który bywa przyczepiany tuż za wagonami sztabowymi. W takim wagonie aresztanckim miejsca jest aż nadto.<br> {{tab}}Szwejk nie mógł się wstrzymać, aby nie krzyknąć do publiczności: — N a z d a r! — i nie zamachać czapką. Podziałało to tak zaraźliwie na wszystkich, że cały tłum powtarzał głośno jego wołanie, słowa „N a zda r!“ biegły coraz dalej i grzmiały przed dworcem, a z ust do ust leciało zapewnienie: — Już idą!<br> {{tab}}Kapral z eskorty czuł się wprost nieszczęśliwy i wrzasnął na Szwejka, aby zamknął gębę. Ale okrzyk leciał dalej jak wichura. Żandarmi spychali tłum na chodniki, aby zrobić drogę dla eskorty, lecz tłum wołał dalej: — Na z d ar! — wymachując czapkami i kapeluszami.<br> {{tab}}Była to manifestacja jak się patrzy. W hotelu naprzeciwko dworca stały w oknach jakieś dwie panie, powiewały chusteczkami i wołały: — H e i 1! — Oba okrzyki: Na zdar! i H e i 1! mieszały się z sobą coraz bardziej, ale gdy jakiś entuzjasta skorzystał ze sposobności, aby zawołać:: — N i e — der mit den Serben! — ktoś podstawił mu zgrabnie nogę, a publiczność podeptała go zdrowo w sztucznym zamieszaniu.<br> {{tab}}Niby iskra elektryczna z ust do ust leciała wieść: — Już idą.<br> {{tab}}Ale na razie szedł tylko Szwejk, przesyłający publiczności dłonią całusy na lewo i na prawo, oraz jednoroczny ochotnik, salutujący z wielką powagą.<br> {{tab}}Weszli na dworzec i skierowali się ku przeznaczonemu pociągowi wojskowemu i w tej właśnie chwili orkiestra artylerii zdezorientowana przez nieoczekiwaną manifestację, o mały figiel że nie zagrała hymnu państwowego, Na szczęście, bardzo w porę ukazał się starszy kapelan wojskowy, pater Łacina,<br> {{tab}}110<br> {{tab}} <br> {{tab}}z siódmej dywizji kawalerii i robić porządek, chociaż<br> {{tab}}ubrany byi po cywilnemu i miai na głowie sztywny, czarny kapelusz, mełonik.<br> {{tab}}Historia j‘ego jest bardzo prostai Hszylechai wczoraj wieczorem do BudzlełowiCi o^ postrach i pogromca wszystkich jadłodejni o^^ü?^i^^i<i^tii nigdy niesyty żariok i smakosZi i jakby nigdy niCi przyplątai się na oficerski bankiet odjeżdżającego puikUi Jadłi pił za dziesięciu i w stanie mniej więcei nietrzeźwym szwendał się po kuchni oficerskiej restauracji aby wycyganić od kucharzy jaki smaczny kąsek. Pożerał resztki sosów s knediamłi jak drapieżnik ogryzał kości i dobrał się wreszcie w kuchni do rumUi a gdy się go naźłopał więcej niż trzebai poszedł na pożegnalny wiecsoreki urządzany przez oficerów odjeżdżającego pułkUi gdzie spił się jak belai Miał w tej dziedzinie bardzo bogate doświadcseniei a w siódmej dywizji kawalerii dopłacali sa jego picie ii jedzeniei Rano<br> {{tab}}strzeliło mu do głowy, że mu^:i robić porządek przy odjeżdzie ptorwsz^h wag°nów pułk^ i dlatego sswindał się wzsdłuż całego sspaliru pubücznościi a na dworcu rządził ii ględsił tak natrętni żi oficirowie kürujący transportem pułku samknęli się przed nim w kan^i:^lai^i^i sawiadowcy stacji.<br> {{tab}}Ukasał się snów przid dworem i akurat; w porę siapał sa batutę kapilmistrza orküstry strzelców kurkowych, który dawał właśnie snak do sagrania hymnu austraackiego.<br> {{tab}}— H a 11! — sawołał. — Jeszcsi nie, dopüro, jak dam snak. Tiras: spocsnij! Ja sa chwilę wrócę.<br> {{tab}}Possidi na dworsic i russył sa iskortą, którą satrsymał energicsnym. — H a 11!<br> {{tab}}Dokąd t°? — surowo sapytał kaprala, który nfe wto — dsiał, co ma robić w nowij sytuacji.<br> {{tab}}Zamiast nügo odpowüdsiai pocsciwii i sacnii Sswijk: Do Brucku nas wiosą. J^śliL pan fildkurat; racsy, to mo — żi pojichać rasim s nami.<br> {{tab}}111<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Żebyś wiedział, że pojadę — zadeklarował pater Łacina i obracając się za eskortą, dodał: — Kto tam mówi, że nie mogę pojechać z wami? Vorwarts! Marsc h!<br> {{tab}}Gdy oberfeldkurat znalazł się w wagonie aresztanckim i wyciągnął się na ławie, poczciwy, jak zawsze, Szwejk zdjął płaszcz i podłożył go patrowi pod głowę. Kapral przyglądał się temu okiem wystraszonym, ale jednoroczny ochotnik uspokoił go słowy, że oberfeldkuratami należy opiekować się troskliwie.<br> {{tab}}Pater Łacina, wygodnie wyciągnięty na ławie, zaczął wywodzić:<br> {{tab}}’ — Ragout na grzybkach, moi panowie, jest tym lepsze, im więcej jest grzybków, ale grzybki należy przedtem usmażyć z cebulką i dopiero potem dodaje się listek bobkowy i cebulę...<br> {{tab}}— Cebulę raczył pan feldkurat wymienić już przedtem — odezwał się jednoroczny ochotnik ku wielkiemu przerażeniu kaprala, który w kapelanie widział swego zwierzchnika, chociaż ten zwierzchnik był mocno pijany.<br> {{tab}}Położenie kaprala było doprawdy rozpaczliwe.<br> {{tab}}— Tak jest — wtrącił Szwejk — pan oberfeldkurat ma zupełną rację. Im więcej cebuli, tym lepiej wszystko smakuje. W Pakomierzycach był taki piwowar, który do piwa dodawał cebulę, ponieważ cebula, jak mawiał, wzbudza pragnienie. Cebula to w ogóle rzecz bardzo pożyteczna. Pieczona cebula jest dobra nawet na wrzody...<br> {{tab}}Pater Łacina, leżąc na ławie, mówił tymczasem cicho, jakby w półśnie:<br> {{tab}}— Wszystko zależy od korzeni, od tego, jakie korzenie się bierze i do czego się bierze, i ile się bierze. Nie wolno nic prze — pieprzyć, przepaprykować...<br> {{tab}}Mówił coraz wolniej i coraz ciszej:<br> {{tab}}— Przecynamonować, przecytrynować, przeangiel — skozielić, przemuszkat...<br> {{tab}}112<br> {{tab}} <br> {{tab}}Nie dokończył słowa, zasnął i zaczął chrapać, a gdy przestawał chrapać, to pogwizdywał przez nos.<br> {{tab}}Kapral spoglądał na niego zdrętwiały ze strachu, podczas gdy szeregowcy z eskorty uśmiechali się pod wąsem, sadowiąc się na ławach jak najwygodniej.<br> {{tab}}— Pośpi sobie ładnych parę godzin — rzekł Szwejk po chwili — bo schlał się jak nieboskie stworzenie.<br> {{tab}}Kapral dawał Szwejkowi znaki, aby milczał, ale Szwejk go uspokajał:<br> {{tab}}— To wszystko jedno, czy się milczy, czy się mówi. Zmienić tego faktu nie można, bo pan oberfeldkurat spił się zdrowo. Ma rangę kapitana. Każdy z tych feldkuratów ma już taki talent wrodzony, że schla się przy każdej sposobności, jak nie przymierzając to nieme bydlątko. Byłem burszem feldku — rata Katza, który też zdrowo umiał pić. To, co ten tutaj wyprawia, jest głupstwem w porównaniu z kawałami tamtego pana. Sprzedawało się na picie ładne rzeczy i byłoby się sprzedało jeszcze ładniejsze, gdyby się był kupiec trafił.<br> {{tab}}Szwejk podszedł do patra Łaciny i wyraził się tonem eksperta:<br> {{tab}}— Będzie gnił aż do samego Brucku. — Co rzekłszy wrócił na swoje miejsce, odprowadzany spojrzeniem zrozpaczonego kaprala, który w bezradności swojej nie wiedział, co ma robić.<br> {{tab}}— Zameldować chyba, czy jak? — rzekł do siebie.<br> {{tab}}— O tym nie może być gadania — rzekł jednoroczny ochotnik — bo pan jest Eskortenkommandant. Panu nie wolno oddalać się od nas. A według przepisu nie ma pan też prawa wysłać z meldunkiem nikogo z eskorty, dopóki nie ma pan zastępcy dla takiego posłańca. Jak pan widzi, ten orzech, jaki ma pan do zgryzienia, jest twardy. Co zaś do sygnałów strzelaniem, żeby tu ktoś przyszedł, to jest rzeczą także niedopuszczalną. Bo nic się tu właściwie nie stało takiego osobliwego, żeby strzelać. Z drugiej znowuż strony istnieje przepis, że prócz aresztowanych i eskorty nikogo<br> {{tab}}Szwejk 8II<br> {{tab}}113<br> {{tab}} <br> {{tab}}z postronnych wpuszczać do wagonów nie wolno. Postronnym wejście wzbronione. Nie może pan też marzyć o tym, żeby ślady swego wykroczenia zatrzeć przez wyrzucenie oberfeld — kurata cichaczem z wagonu, bo są tacy, którzy widzieli, jak pan go wpuszczał do wagonu, chociaż nie wolno było go wpuszczać. Powiem panu, panie kapral, że degradacja jest murowana.<br> {{tab}}Kapral tłumaczył się, że do wagonu nikogo nie wpuszczał, bo oberfeldkurat sam się do nich przyłączył, a jest to przecie jego przełożony.<br> {{tab}}— Tutaj przełożonym jest wyłącznie pan, panie kapralu — z całym naciskiem rzekł jednoroczny ochotnik, a jego słowa potwierdził Szwejk:<br> {{tab}}— Nawet gdyby sam najjaśniejszy pan chciał przyłączyć się do aresztantów, to pan mu na to pozwolić nie ma prawa. Jest tu tak samo jak na warcie. Podchodzi do wartownika oficer inspekcyjny i prosi grzecznie, żeby mu wartownik skoczył po papierosy, a ten jeszcze pyta, jaki gatunek pan oficer każe przynieść. Za takie rzeczy siedzi się w twierdzy.<br> {{tab}}Na to kapral zauważył nieśmiało, że Szwejk sam powiedział oberfeldkuratowi, iż może pojechać z nimi.<br> {{tab}}— Ja, panie kapral, mogę sobie na takie rzeczy pozwolić — odpowiedział Szwejk — ponieważ jestem idiota, ale po panu nikt by się takich rzeczy nie spodziewał.<br> {{tab}}— Czy dawno jest pan w służbie czynnej? — zapytał jednoroczny ochotnik jakby od niechcenia.<br> {{tab}}— Już trzeci rok. Obecnie mam zostać awansowany na zugsführera.<br> {{tab}}— No to postaw pan krzyżyk nad tym awansem — rzekł cynicznie jednoroczny ochotnik. — Mówię panu, że degradacja jest jak mur.<br> {{tab}}— Zresztą wszystko jedno — rzekł Szwejk — czy się pa — dnie w bitwie jako szarża, czy jako szeregowiec. Tyle tylko, że degradowanych wypychają naprzód.<br> {{tab}}114<br> {{tab}} <br> {{tab}}Oberfeldkurat poruszył się na ławie.<br> {{tab}}— Gnije fest — rzekł Szwejk,, skontrolowawszy, czy wszystko jest w należytym porządku. — Sni mu się pewno o jakim nowym żarciu. Boję się tylko, żeby mu się tu co nie przytrafiło. Mój feldkurat Katz, jak się dobrze wstawił, to tracił czucie. Pewnego razu...<br> {{tab}}I Szwej k zaczął opowiadać o swoich doświadczeniach, jakie poczynił w służbie feldkurata Ottona Katza. (ppwi^iaaa ł tak szczegółowo i interesująco, iż nikt nie zauważył, że pociąg ruszył.<br> {{tab}}Dopiero ogłuszający ryk żołnierzy jadących w ostatnich Wagonach, przerwał opowiadanie Szwejka. Dwunasta kompania, w której służyli sami Niemcy z okolic Krumlowa i z gór Kacperskich, ryczała.*<br> {{tab}}Wann ich kumm, wann ich kumm, wann ich wieda, wieda kumm...<br> {{tab}}Jednocześnie z innego wagonu jakiś desperat ryczał w kierunku Budziejowic:<br> {{tab}}Und du, mein Schatz, bleibst hier.<br> {{tab}}Holario, holario, holo!<br> {{tab}}Było to takie straszliwe jodłowanie i porykiwanie, że koledzy musieli siłą odciągnąć śpiewaka od otwartych drzwi wagonu bydlęcego.<br> {{tab}}— Aż mi dziwno — rzekł jednoroczny ochotnik do kaprala — że dotychczas nie pokazała się u nas inspekcja. Według przepisów powinien pan był zameldować nas komendantowi pociągu na dworcu, a nie zajmować się jakimś pijanym ober — feldkuratem.<br> {{tab}}Nieszczęśliwy kapral milczał uporczywie i z wyrazem wściekłości spoglądał na słupy telegraficzne.<br> {{tab}}— Na samą myśl o tym, że nie jesteśmy nikomu zameldowani — mówił dalej jednoroczny ochotnik — i że na najbliższej stacji wlezie do nas z pewnością komendant pociągu,<br> {{tab}}<br> {{tab}}115<br> {{tab}} <br> {{tab}}buntuje się we mnie moja krew wojskowa. Przecie w taki sposób jesteśmy jak te...<br> {{tab}}— Cygany — wtrącił Szwejk — albo włóczęg}. Wygląda na to, jakbyśmy się bali światła dziennego i nie chcieli nikomu pokazywać się na oczy, żeby nas nie aresztowali.<br> {{tab}}— Prócz tego — rzekł jednoroczny ochotnik — na podstawie rozporządzenia z dnia dwudziestego pierwszego listopada roku tysiąc osiemset siedemdziesiątego dziewiątego, przy transportowaniu aresztantów pociągami należy zachowywać przepisy następujące: po pierwsze: wagon aresztancki winien posiadać kraty ochronne. To jest takie jasne, jak słońce i wagon nasz kraty przepisane posiada. Siedzimy za doskonałymi kratami. Co do tego, wszystko jest w porządku. Po drugie: w uzupełnieniu c. k. rozporządzenia z dnia dwudziestego pierwszego listopada roku tysiąc osiemset siedemdziesiątego dziewiątego, każdy wagon aresztancki powinien posiadać wychodek. Jeśli takowego nie ma, to w wagonie znajdować się winno naczynie przykrywane do wykonywania małej i dużej potrzeby aresztantów oraz straży im towarzyszącej. Tutaj właściwie nie może być mowy o wagonie aresztanckim, albowiem znajdujemy się w prostym przepołowionym wagonie, oddzieleni od reszty świata. Nie ma tu także owego naczynia krytego, które by...<br> {{tab}}— Możesz pan robić oknem — rzekł zrozpaczony kapral.<br> {{tab}}— Pan kapral zapomina — rzekł Szwejk — że żadnemu aresztantowi nie wolno zbliżać się do okna.<br> {{tab}}— Po trzecie — wywodził dalej jednoroczny ochotnik — powinno znajdować się tu naczynie z wodą do picia. I o tym także pan nie pomyślał. A propos! Czy wiesz pan, na której stacji rozdawana będzie menaż? Nie wiesz pan? Naturalnie, wiedziałem, że pan się nie poinformował.<br> {{tab}}— Więc widzi pan, panie kapral — odezwał się Szwejk — że wożenie aresztantów, to nie żaden szpas. Nas trzeba otaczać troskliwą opieką. My nie jesteśmy takimi zwyczajnymi żołnierzami, którzy o wszystko kłopotać się muszą sami. Nam<br> {{tab}}116<br> {{tab}} <br> {{tab}}trzeba przynosić wszystko pod sam nos, ponieważ są takie rozporządzenia w paragrafach, których każdy trzymać się musi, bo inaczej nie byłoby porządku. Człowiek aresztowany, to taka bezradna istota jak dzieciątko w poduszce — mawiał jeden mój znajomy włóczykij — o niego trzeba się kłopotać, żeby się nie zaziębił, żeby się nie irytował, żeby był zadowolony ze swego losu, żeby nieboraczkowi nikt krzywdy nie czynił.<br> {{tab}}— Zresztą — rzekł w końcu Szwejk, spoglądając przyjaźnie na kaprala — musi pan jeszcze pamiętać o tym, że jak będzie jedenasta, to mi pan powie.<br> {{tab}}Kapral spojrzał na Szwejka okiem pytającym..<br> {{tab}}— Pan chce niezawodnie zapytać, panie kapral, dlaczego ma mi pan powiedzieć, gdy będzie godzina jedenasta. Otóż od godziny jedenastej będę przynależny do wagonu bydlęcego, panie kapral — z całym naciskiem mówił Szwejk i uroczyście mówił dalej: — Przy regimentsraporcie zostałem skazany na trzy dni. O godzinie jedenastej zacząłem odsiadywać karę<br> 1 {{tab}}dzisiaj o jedenastej muszę zostać zwolniony. Żadnego żołnierza nie wolno trzymać w pace dłużej, niż mu się należy, bo w wojsku trzeba zachowywać porządek i dyscyplinę, panie kapral.<br> {{tab}}Zrozpaczony kapral długo nie mógł oprzytomnieć po tym nowym ciosie, aż wreszcie wpadł na koncept, że nie dostał żadnych papierów.<br> {{tab}}— Szanowny panie kapral — odezwał się jednoroczny ochotnik — papiery nie latają same za dowódcami eskorty. Gdy góra nie chce przyjść do Mahometa, to Mahomet musi pofatygować się do góry, czyli, że dowódca eskorty sam winien starać się o papiery. Oczywiście, że w ten sposób sytuacja pańska komplikuje się ponownie. Stanowczo nie może pan w areszcie przetrzymywać nikogo, kto ma przepisaną wolność.<br> 2 {{tab}}drugiej znowuż strony nikomu nie wolno opuszczać wagonu aresztanckiego. Doprawdy, że nie wiem, jak pan się wymiga<br> {{tab}}117<br> {{tab}} <br> {{tab}}z takiej fatalnej sytuacji. Im dalej, tym lepiej. Mamy już pół do jedenastej.<br> {{tab}}Jednoroczny ochotnik spojrzał na zegarek, a chowając go do kieszeni, rzekł:<br> {{tab}}— Ciekaw jestem, co pan zrobi za pół godziny.<br> {{tab}}— Za pół godziny będę przynależny do wagonu bydlęcego — marzycielsko powtarzał Szwejk, po których to słowach kapral pomieszany i zgnębiony zwrócił się do niego ze słowem pojednawczym:<br> {{tab}}— Sądzę, że nie będzie to dla pana żadną przykrością jechać tym wagonem, który jest przecie daleko wygodniejszy od wagonu bydlęcego. Przypuszczam...<br> {{tab}}Przerwał mu głos oberfeldkurata, który przez sen wołał:<br> {{tab}}— Więcej sosu!<br> {{tab}}— Śpij, śpij, bratku — rzekł poczciwy Szwejk, podsuwając mu pod głowę połę płaszcza, która zsunęła się na podłogę — i niech ci się śni o dobrym żarciu.<br> {{tab}}Zaś jednoroczny ochotnik zaczął śpiewać:<br> {{tab}}Śpij dzieciątko już, siwe oczka zmruż.<br> {{tab}}Dobry Pan Bóg będzie blisko, Aniołkowie nad kołyską, śpij dzieciątko już...<br> {{tab}}Zrozpaczony kapral nie reagował już na nic. Tępym okiem spoglądał na świat za oknem wagonu i pogodził się zupełnie z anarchią panującą w wagonie aresztanckim.<br> {{tab}}Koło przepierzenia żołnierze grali w „mięso“ i na wystawione zady spadały raz za razem mlaszczące i rzetelne klapsy. Gdy kapral spojrzał w tamtą stronę, oko jego spotkało się z wystawionym zadem szeregowca. Kapral westchnął i wyglądał dalej oknem.<br> {{tab}}Jednoroczny ochotnik rozmyślał o czymś przez chwilę, a potem zwrócił się do zgnębionego kaprala z pytaniem:<br> {{tab}}— Czy zna pan czasopismo,,Świat Zwierząt“?<br> {{tab}}— Czasopismo to prenumerował niegdyś nasz wiejski karczmarz — odpowiedział kapral z dostrzegalną radością, że<br> {{tab}}118<br> {{tab}} <br> {{tab}}rozmowa przechodzi na inny temat. — Lubił ogromnie rasowe kozy, a wszystkie mu pozdychały. Dlatego prosił redakcję tego czasopisma o poradę.<br> {{tab}}— Drogi kolego — rzekł jednoroczny ochotnik — to o czym teraz mówić będę, wykaże panu z całą możliwą dokładnością, że nikt nie jest wolny od pomyłek i błędów! Jestem przekonany, że i wy, panowie, którzy gracie w „mięso“, przerwiecie tę piękną grę, bo to, co mam do opowiedzenia, będzie interesujące i dlatego między innymi, iż wielu fachowych wyrażeń wcale nie zrozumiecie. Opowiem wam rzeczy ciekawe o „Święcie Zwierząt“, abyśmy zapomnieli o troskach i kłopotach wojny.<br> {{tab}}W jaki sposób stałem się niegdyś redaktorem „Świata Zwierząt“, czasopisma wysoce interesującego, tego sam powiedzieć nie umiem. Było to dla mnie zagadką nierozwiązalną aż do chwili, w której doszedłem do wniosku, iż mogłem był stać się nim jedynie w stanie całkowicie niepoczytalnym. Do stanu takiego doprowadziła mnie przyjaźń i życzliwość dla kolegi Hajka, który dość długo redagował to czasopismo bardzo przyzwoicie, ale zakochał się w córeczce właściciela tego czasopisma, pana Fuchsa, który wygnał go stante pede z warunkiem, że wygnany postara się mu o redaktora porządnego.<br> {{tab}}Jak panowie widzicie, były onego czasu zgoła dziwne stosunki pracownicze.<br> {{tab}}Właściciel czasopisma, któremu przedstawił mnie kolega Hajek, przyjął mnie bardzo grzecznie i zapytał, czy mam jakie takie wiadomości o zwierzętach, i bardzo był zadowolony z mojej odpowiedzi, iż zwierzęta bardzo szanuję i widzę w nich ogniwo przechodnie ku człowiekowi, i osobliwie ucieszył się, że ze stanowiska ochrony zwierząt czynię wszystko, co tylko można, aby zwierzęta były zadowolone. Każde zwierzę pragnie przede wszystkim tylko tego, aby było uśmierco<br> {{tab}}119<br> {{tab}} <br> {{tab}}ne możliwie bezboleśnie, zanim człowiek przystąpi do zjedzenia tegoż zwierzęcia.<br> {{tab}}— Karp już od urodzenia dotknięty jest myślą natrętną, że to bardzo nieładnie ze strony kucharki, gdy mu za życia rozpruwa brzuch. Zwyczaj ścinania koguta, to początek szlachetnych usiłowań stowarzyszeń ochrony zwierząt, aby zarzynanie drobiu w ogóle nie było wykonywane ręką niefachową.<br> {{tab}}Poskręcane postaci piskorzów świadczą o tym, iż zwierzątka te umierając protestują przeciw smażeniu ich na margarynie żywcem. Co do indyka...<br> {{tab}}— Tak przemawiałem do tego pana, dopóki nie przerwał mi zapytaniem, czy znam się na drobiu, psach, królikach, pszczołach i na rozmaitościach z życia zwierząt, czy potrafię wycinać obrazki z obcych czasopism dla reprodukowania i tłumaczyć artykuły o zwierzętach z czasopism zagranicznych. Dalej, czy orientuję się w dziele Brehma i czy umiałbym pisywać razem z nim artykuły wstępne z uwzględnieniem świąt katolickich, pogody i pór roku, uroczystości narodowych i kościelnych. Jednym słowem, chodziło mu o to, abym się we wszystkim należycie orientował i abym umiał wyzyskać wszystko jako materiał do artykułów wstępnych. Oczywiście, że interesowały go w związku z tym także psy policyjne, wyścigi i łowy itd.<br> {{tab}}Powiedziałem, że o racjonalnym redagowaniu takiego czasopisma, jak „Świat Zwierząt“, myślałem już bardzo dużo, że więc wszystkie te rubryki i punkty będę umiał należycie wypełnić, bo materiał opanowuję całkowicie. Dodałem jeszcze, że usiłowaniem moim będzie podniesienie czasopisma na niebywałe wyżyny, że zreorganizuję je i w treści, i w formie.<br> {{tab}}Obiecałem wprowadzić „Wesoły kącik zwierząt“, a w nim uwzględnić należycie sytuację polityczną.<br> {{tab}}— Postanowiłem dawać czytelnikom rzeczy interesujące, jedną niespodziankę za drugą, żeby ich zupełnie zdezorientować mnóstwem materiału i zwierząt. Rubryki: „Z dnia zwie<br> {{tab}}120<br> {{tab}} <br> {{tab}}rząt“, „Nowy program rozwiązania kwestii bydła gospodarczego“ i „Ruch w świecie nierogacizny“, będą podawane na zmianę.<br> {{tab}}Znowuż mi przerwał i rzekł, że wystarcza mu to zupełnie i że jeżeli uda mi się spełnić choć połowę z tego, co obiecuję, to ofiaruje mi parę rasowych kurek karłowatych z ostatniej berlińskiej wystawy drobiu. Kurki te dostały pierwszą nagrodę, a ich właściciel został odznaczony medalem złotym za wyborny dobór tej parki.<br> {{tab}}Śmiało rzec mogę, że pracowałem uczciwie i realizowałem w czasopiśmie swój program rządowy, jak dalece siły moje starczały. Dodam nawet, iż niekiedy spostrzegałem, że artykuły moje przekraczają moje zdolności.<br> {{tab}}Pragnąc dać czytelnikom coś zupełnie nowego, wykombinowałem nowe zwierzęta.<br> {{tab}}Zdawałem sobie sprawę z tego faktu, że np. słoń, tygrys, lew, małpa, kret, koń, prosię itp. to zwierzęta znane bardzo dobrze każdemu czytelnikowi „Świata Zwierząt“.<br> {{tab}}Trzeba więc poruszyć czytelników czymś zgoła nowym, niebywałymi odkryciami i dlatego zrobiłem próbę z wielorybem syrobrzyckim. Nowy ten gatunek wieloryba nie przekraczał rozmiarami dorsza i miał pęcherz napełniony kwasem mrówkowym i osobną kloakę, z której wypuszczał narkotyzujący kwas na małe rybki, gdy chciał je pożreć. Kwas ten został nazwany kwasem wielorybim przez pewnego uczonego angielskiego, ale już nie pamiętam, jak tego uczonego nazwałem. Tłuszcz wielorybi znany był wszystkim aż nadto dobrze, ale nowy kwas wzbudził zainteresowanie kilku czytelników, którzy dopytywali się o firmę, wyrabiającą taki kwas.<br> {{tab}}Trzeba dodać, że czytelnicy „Świata Zwierząt“ są ludźmi bardzo ciekawymi.<br> {{tab}}Niebawem po wielorybie syrobrzyckim odkryłem szereg innych zwierząt. Wymieniam między innymi: bałagułę chytrego, ssaka z gatunku nabierców, wołu jadalnego, praojca kro<br> {{tab}}121<br> {{tab}} <br> {{tab}}wy wstawiaka sepiowego, którego włączyłem do gatunku szczurów wędrownych.<br> {{tab}}Co dzień przybywały jakieś nowe zwierzęta. Mnie samego dziwiło wielkie powodzenie w tej dziedzinie. Nigdy przedtem nie pomyślałem, że zachodzi tak wielka potrzeba uzupełnienia zwierząt i że Brehm opuścił ich tyle w swoim dziele „Życie Zwierząt“. Czy na przykład wiedział Brehm albo inni pisarze cośkolwiek o moim nietoperzu islandzkim, „nietoperzu dalekim“, o moim kocie domowym z wierzchołka góry Kilimandżaro, nazywanym „paczuchą jelenią, drażliwą“.<br> {{tab}}Albo czy uczeni wiedzieli coś niecoś o pchle inżyniera Khuna, którą odkryłem w bursztynie, a która była zupełnie ślepa, ponieważ pasożytowała na podziemnym i przedhistorycznym krecie, który także był ślepy, a to dlatego, że prababka jego sparzyła się, jak pisałem, ze ślepym macaratem jaskiniowym z jaskini Postojeńskiej, która w owych czasach sięgała aż do wybrzeży dzisiejszego oceanu Bałtyckiego?<br> {{tab}}Na tle tego drobnego wydarzenia rozwinęła się wielka polemika między „Czasem“ a „Czechem“, ponieważ „Czech“, przedrukowując mój artykuł o pchle przeze mnie odkrytej, dodał od siebie: „Wszystko, co Bóg czyni, jest dobre“. — Oczywiście, że „Czas“ swoim obyczajem realistycznym starł na proch całą moją pchłę razem z wielebnym „Czechem“ i od tego czasu zaczęło mnie opuszczać szczęście wynajdywacza nowych stworzeń. Prenumeratorzy „Świata Zwierząt“ zaczęli się niepokoić.<br> {{tab}}Powodem tego zaniepokojenia były różne moje wiadomości z dziedziny pszczelnictwa i hodowli drobiu, w których rozwijałem nowe teorie. Wywołały one istny popłoch, ponieważ po moich prostych radach trafił szlak znanego pszczelarza, pana Pazourka, a pszczelnictwo na Szumawie i Podkarkonoszu uległo zagładzie. Na drób zwaliła się zaraza generalna: zdychało wszystko. Prenumeratorzy pisywali do mnie listy z pogróżkami i odrzucali czasopismo.<br> {{tab}} <br> {{tab}}Rzuciłem się na ptaki leśne i polne i jeszcze dzisiaj pamiętam szczegóły mej afery z redaktorem „Przeglądu Wiejskiego“, klerykalnym posłem i dyrektorem Józefem M. Kadl — czakiem!<br> {{tab}}Z czasopisma angielskiego „Country Life“ wyciąłem obrazek jakiegoś ptaszka siedzącego na leszczynie. Nazwałem go orzechówką, tak samo, jak byłbym nazwał ptaszka siedzącego na jałowcu — jałowcówką albo nawet jałówką.<br> {{tab}}I masz tobie! Na zwyczajnej pocztówce zaatakował mnie pan Kadlczak, że ten ptak, to sójka, a nie żadna orzechówka, i że nazwa moja, to kiepski przekład niemieckiej nazwy Eichelhoher.<br> {{tab}}Napisałem list do niego, w którym to liście wyłożyłem mu całą swoją teorię o orzechówce, przeplatając zdania licznymi inwektywami i zmyślonymi zdaniami z dzieła Brehma.<br> {{tab}}Poseł Kadlczak odpowiedział w „Przeglądzie Wiejskim“ artykułem wstępnym.<br> {{tab}}Mój wydawca, jak zazwyczaj, siedział w kawiarni i czytał gazety regionalne, ponieważ ostatnimi czasy bardzo dużo pisywano o moich interesujących artykułach w „Swiecie Zwierząt“. Kiedym podszedł do niego, wskazał mi bez słowa „Przegląd Wiejski“, leżący na stole, i spojrzał na mnie swymi smutnymi oczami. Ostatnimi czasy oczy jego miały stale wyraz smutny.<br> {{tab}}Czytałem na głos przed całą publicznością kawiarnianą: Szanowna Redakcjo!<br> {{tab}}Zwracałem już uwagę, że „Świat Zwierząt“ wprowadza terminologię niezwykłą i nieuzasadnioną, że nie troszczy się o czystość języka czeskiego i zmyśla różne nowe zwierzęta. Jako przykład przytoczyłem, że zamiast powszechnie używanej i starodawnej nazwy „sójka“ redaktor używa nazwy „orzechówka“, co ma niezawodnie uzasadnienie w tłumaczeniu z niemieckiego Eichelhoher — „sójka“.<br> {{tab}}— Sójka — powtórzył za mną zrozpaczony właściciel czasopisma.<br> {{tab}}123<br> {{tab}} <br> {{tab}}Spokojnie czytałem dalej:<br> {{tab}}Prócz tego od redaktora otrzymałem list wyjątkowo ordynarny, pełen osobistych napaści i grubiaństw, w którym to liście zostałem karygodnie nazwany ignoranckim bydlakiem, co zasługuje na naganę doraźną. Tak nie odpowiada się na rzeczowe uwagi w polemice toczonej przez ludzi przyzwoitych. Pragnąłbym tylko wiedzieć, który z nas obu jest większym bydlakiem. Prawda, że nie należało może wszczynać polemiki na pocztówce, ale napisać list, lecz dla braku czasu nie zwróciłem uwagi na ten drobiazg, obecnie wszakże po ordynarnej napaści redaktora „Świata Zwierząt“, stawiam go pod pręgierzem opinii publicznej.<br> {{tab}}Pan redaktor myli się ogromnie, przypuszczając, że jestem niedouczonym osłem, który nawet pojęcia nie ma o tym, jak się który ptak nazywa. Ornitologię uprawiam już od szeregu lat i to nie po książkowemu albo przez osobiste obserwowanie przyrody, bo w klatce mam więcej ptaków, niż redaktor „Świata Zwierząt“ widział ich w ciągu całego swego życia, będąc niezawodnie stałym gościem praskich szynków i spelunek.<br> {{tab}}Atoli sprawy te są uboczne, aczkolwiek nie zaszkodziłoby takiemu redaktorowi, aby się najprzód przekonał, kogo wyzywa od bydlaków, zanim sięgnie po pióro i zacznie pisać. Nie trzeba lekceważyć czytelników, choćby nawet mieszkali na Morawach i we Frydlandzie pod Mistkiem, gdzie przed tym ordynarnym listem redaktora też był jeden prenumerator „Świata Zwierząt“.<br> {{tab}}Nie chodzi tu zresztą o polemikę osobistą z pierwszym lepszym idiotą, lecz o sprawę, i dlatego jeszcze raz powtarzam, że zmyślanie nazw podług języków obcych jest niedopuszczalne, kiedy mamy piękne słowo ojczyste, znane powszechnie: „sójka“.<br> {{tab}}— Tak jest, sójka — jeszcze smutniejszym głosem przemówił mój pracodawca.<br> {{tab}}Czytam wszakże spokojnie dalej i nie pozwalam sobie przerywać:<br> {{tab}}Rzecz prosta że takie wycieczki są gałgaństwem, gdy się ich dopuszczają niefachowcy i brutale. Któż bowiem kiedykolwiek mówił o jakiejś tam orzechówce? W dziele „Nasze ptaki“ na stronicy sto czterdziestej i ósmej jest nazwa łacińska: Ganulus glandarius B. A. Ito jest właśnie mój ptak: sójka.<br> {{tab}}Redaktor „Życia Zwierząt“ przyzna chyba, że lepiej znam swego ptaka, niż znać go może niefachowiec. Orzechówka nazy<br> {{tab}}124<br> {{tab}} <br> {{tab}}wa się według dra Bayera „nucifraga carycatectes B.“, a ta litera nie znaczy bynajmniej, jak pan redaktor raczył do mnie napisać, iż jest to początkowa litera słowa „bałwan“. Czescy ornitolodzy znają w ogóle tylko sójkę zwyczajną, a nie jakąś tam „orzechówkę“, zmyśloną właśnie przez tego pana, którego można by określić słowem zaczynającym się na „b“, według jego własnej teorii. Jest to łobuzerska napaść osobista, która rzeczy nie zmienia.<br> {{tab}}Sójka pozostanie sójką, choćby redaktor „Świata Zwierząt“ z tego wszystkiego ze.. ał się w portki. Mamy tu jedynie dowód, jak lekkomyślnie pisuje się niekiedy, chociaż i on powołuje się na Brehma, czyniąc to oczywiście bardzo ordynarnie. Ten brutal pisze, że sójka należy do podgatunku krokodylowa — tych i powołuje się na stronicę 452, chociaż na tej stronicy jest mowa o srokoszu zwyczajnym (Lanius minor L.). I jeszcze ten ignorant dowołuje się ponownie Brehma, że sójka należy do grupy piętnastej, a Brehm zalicza wróblowate do siedemnastej, a należą do niej kruki i kawki. Taki jest ordynarny, że i mnie nazwał gawronem (C o r v u s frugilegus) z wytartym dziobem, wroną niebieską, podgatunkiem srok cymbałowatych, aczkolwiek na wspomnianej stronicy jest mowa o sójkach gajówkach i o srokach pstrych...<br> {{tab}}— O sójkach gajówkach — westchnął mój wydawca, łapiąc się za głowę — ja sam doczytam do końca. Niech pan da.<br> {{tab}}Wystraszyłem się słysząc jego zachrypły głos, gdy czytał dalej:<br> {{tab}}Drozd, czyli kos turecki, będzie i nadal w języku czeskim nazywany drozdem, a kwiczoł pozostanie zawsze kwiczołem...<br> {{tab}}— Co do kwiczoła — wtrąciłem — to należy nazywać go jałowczykiem albo jałowiczką, proszę pana, ponieważ żywi się jałowcem.<br> {{tab}}Pan Fuchs rzucił gazetę na stół i wlazł pod bilard, skąd głosem zachrypłym wykrzykiwał:<br> {{tab}}— Turdus — drozd. Nie sójka — ryczał spod bilardu — ale orzechówka! Będę gryzł, szanowni panowie!<br> {{tab}}Wyciągnięto go spod bilardu i na trzeci dzień skonał, otoczony rodziną, na grypę mózgową.<br> {{tab}}125<br> {{tab}} <br> {{tab}}Ostatnie jego słowa, gdy odzyskał na chwilę świadomość, były następujące:<br> {{tab}}— Nie chodzi tu o moją osobę, ale o pomyślność ogółu. Na tej podstawie raczy pan przyjąć moje zdanie tak spokojnie, jak... — i czknął.<br> {{tab}}Jednoroczny ochotnik milczał przez chwilę, a potem rzekł z jadowitą ironią do kaprala:<br> {{tab}}— Chciałem tylko powiedzieć, że każdy człowiek może się znaleźć w ciężkiej sytuacji i dopuścić się błędu.<br> {{tab}}Na ogół kapral zrozumiał z tego wszystkiego tylko tyle, że jest człowiekiem błądzącym. Toteż odwrócił się ku oknu i okiem posępnym spoglądał na krajobraz.<br> {{tab}}Nieco żywsze zainteresowanie wzbudziła opowieść jednorocznego ochotnika w Szwejku. Szeregowcy z eskorty spoglądali po sobie głupawymi wytrzeszczonymi oczami.<br> {{tab}}Szwejk zaczął mówić:<br> {{tab}}— Na tym świecie nic się nie ukryje i wszystko się wyda. Jakeście wszyscy słyszeli, nawet taka idiotyczna sójka nie jest orzechówką. Rzecz to ogromnie interesująca, że w ogóle da się ktoś nabrać na takie kawały. Zmyślać sobie zwierzęta, to rzecz jeszcze trudniejsza. Był sobie przed laty w Pradze niejaki Mestek, który znalazł morską dziewicę, czyli syrenę, i pokazywał ją za pieniądze w ’ lokalu przy ulicy Havlicka na Królewskich Winohradach, przez parawan. W parawanie była dziura i każdy mógł widzieć przez tę dziurę najzwyczajniejszą kanapę, a na niej tarzała się w półmroku jedna zwyczajna ’ kobieta z Zyżkowa. Nogi miała omotane zieloną gazą, co miało przedstawiać ogon rybi, zaś włosy miała pomalowane na zielono, a na dłoniach miała płetwy z tekturek też na zielono pomalowane. Do krzyża przywiązali jej jakieś płetwy czy co. Młodzieży do lat szesnastu wstęp był zakazany, ale za to wszyscy, co już mieli lat szesnaście i pieniądze na bilet, bardzo byli zadowoleni, że ta morska dziewica ma bardzo szeroki zad, na którym był napis: Do widzenia! — Co do piersi, to<br> {{tab}}126<br> {{tab}} <br> {{tab}}inna sprawa, bo spływały jej na pępek, jak stara sforsowana, guma. O godzinie siódmej wieczorem pan Mestek zamykał panoramę i mówił: — Dziewico morska, możesz iść do domu. — Więc ona się przebierała w inne ubranie, a o godzinie dziesiątej można było spotkać się z nią na ulicy Taborskiej i usłyszeć jej słowa, które powtarzała każdemu napotkanemu mężczyźnie: — Panie cacany, niech pan się pofatyguje ze mną. — Ponieważ nie miała książeczki w porządku, więc przy jakiejś tam okazji capnęli ją i pan Draszner z policji wsadzał ją do ula. Znikła morska dziewica i pan Mestek nie miał już nic do pokazywania za pieniądze.<br> {{tab}}Oberfeldkurat spadł tymczasem z ławki i spał dalej na podłodze. Kapral spoglądał nań przez chwilę zgłupiałymi oczami, a potem bez niczyjej pomocy dźwigał go i układał z powrotem na ławie. Widać było, że stracił wszelki autorytet...<br> {{tab}}— Mógł mi też ktoś pomóc chyba, czy nie? — rzekł cichym i zrezygnowanym głosem, ale szeregowcy eskorty spoglądali po sobie i ani jeden się nie ruszył.<br> {{tab}}— Niechby sobie gnił na podłodze — rzekł Szwejk. — Ja też miałem swego feldkurata i nie przeszkadzałem mu spać, gdy się czasem zawziął. Raz zostawiłem go na noc w wychodku, innym razem wdrapał się na komodę, sypiał czasem w nieckach i to jeszcze w obcym domu. W ogóle różnie różni sypiają.<br> {{tab}}Kapral stał się raptem bardzo energicznym i zdecydowanym. Chciał pokazać, że on rządzi w wagonie i dlatego rzekł szorstko:<br> {{tab}}— Zamknij pan gębę i nie ględż od rzeczy. Wszystkie pu — cybuty za dużo gadają. I wciskają się wszędzie, jak te pluskwy.<br> {{tab}}— Ma się wiedzieć, że pucybut, to pucybut, ale kapral, to bożek, panie kapralu — odpowiedział Szwejk, zachowując równowagę ducha niby filozof, który po całym świecie chce zaprowadzić spokój i puszcza się przy tym na bardzo ryzy<br> {{tab}}127<br> {{tab}} <br> {{tab}}kowną polemikę. — Pan kapral, to macierz miłująca i życzliwa.<br> {{tab}}— Panie Boże — zawołał jednoroczny ochotnik składając ręce jak do modlitwy — napełnij serca nasze miłością dla wszelkiego kapralstwa, abyśmy na nie spoglądali bez obrzydzenia. I niechaj panuje pokój w tej dziurze aresztanckiej na szynach!<br> {{tab}}Kapral zaczerwienił się i krzyknął:<br> {{tab}}— Wypraszam sobie wszelkie uwagi, panie jednoroczny! Zrozumiano?<br> {{tab}}— Pan kapral przecie niczemu nie winien — mówił dalej tonem pojednawczym jednoroczny ochotnik. — Są przecie na świecie takie stworzenia, którym przyroda odmówiła wszelkiej inteligencji. Przecież słyszał pan już niejedno opowiadanie o głupocie ludzkiej. Dla pana byłoby lepiej, gdyby pan się zrodził jako inny gatunek ssaka i nie nosił tej głupiej nazwy człowieka i jeszcze do tego kaprala. W tym jest wielkie pobłądzenie, iż wyobraża pan sobie, że jest stworzeniem najdoskonalszym i najbardziej rozwiniętym. Jak panu odprują gwiazdki, to będzie pan zerem, masowo rozstrzeliwanym po wszystkich rowach strzeleckich i wszystkich frontach i co najważniejsze, nikt się tym nie przejmuje. Jeśli przyszyją panu jeszcze jedną gwiazdkę i zrobią z pana stworzenie, które nazywa się sierżant, to i tak jeszcze nie wszystko będzie jasne. Duchowy horyzont pański zacieśni się jeszcze bardziej, a gdy na jednym z pobojowisk złożysz pan swoje gnaty, skarlałe pod względem kulturalnym, to w całej Europie nikt pana opłakiwać nie będzie.<br> {{tab}}— Każę pana aresztować! — wrzasnął zrozpaczony kapral.<br> {{tab}}Jednoroczny ochotnik roześmiał się:<br> {{tab}}— Pan przypuszcza, jak mi się zdaje, że można kazać mnie aresztować za to, że wymyślałem na pana. Oczywiście, kłamałby pan, ponieważ pański rozwój duchowy w ogóle niedostępny jest dla jakichkolwiek słów obraźliwych, a prócz tego<br> {{tab}}128<br> {{tab}} <br> {{tab}}założę się z panem o co pan chce, że z całej naszej rozmowy nie zapamiętał pan zgoła nic. Gdybym powiedział panu, że pan jest embrion, to zapomni pan o tym nie tylko przed przybyciem naszego pociągu na najbliższą stację, ale przed mignięciem najbliższego słupa telegraficznego. Pan jest zamarłym zwojem mózgowym. W ogóle nie mogę sobie wyobrazić, aby pan zdołał jako tako zwięźle powtórzyć to, co tu mówiłem. Poza tym może pan zapytać kogokolwiek z obecnych, czy w słowach moich była jakaś najdrobniejsza obraza czy też przytyk do pańskiego horyzontu umysłowego.<br> {{tab}}— Oczywiście — potwierdził Szwejk — nikt nie rzekł tu panu ani jednego słowa, które mógłby pan sobie wykładać niekorzystnie dla siebie. Zawsze jest w tym coś dziwnego, gdy ktoś czuje się obrażony. Pewnego razu siedziałem w nocnej kawiarni „Tunel“ i prowadziliśmy żywą rozmowę o orangutanach. Siedział tam jakiś leśniczy i zaczął wywodzić, że takiego orangutana trudno odróżnić od niejednego brodatego obywatela, ponieważ i ta małpa też ma pysk zarośnięty kudłami, jak na przykład tamten pan przy trzecim stoliku. Obejrzeliśmy się na brodatego pana, a ten pan wstał, podszedł do leśniczego i dał mu w pysk, a znowuż tamten rozwalił mu głowę butelką od piwa. Brodaty pan zwalił się na podłogę, a z leśniczym pożegnaliśmy się, bo zaraz poszedł sobie widząc, że gość leży jak zabity. Potem zabraliśmy się do cucenia tego pana, ale nie powinniśmy byli czynić tego, gdyż natychmiast po ocuceniu wezwał policję, a policja odprowadziła nas do komisariatu. I ciągle powtarzał w kółko, że traktowaliśmy go, jako orangutana i że o niczym nie mówiliśmy, tylko o nim. Uparł się i nie chciał słuchać żadnych wyjaśnień. My mu powiadamy, że nie jest orangutanem, a on powiada, że jest, bo słyszał dobrze. Więc prosiliśmy pana komisarza, żeby mu tę rzecz wytłumaczył. Pan komisarz tłumaczył mu bardzo grzecznie, co i jak, ale i to na nic się nie zdało. Powiedział panu komisarzowi, że się na tych rzeczach nie zna,<br> {{tab}}Srwajk 9ir<br> {{tab}}129<br> {{tab}} <br> {{tab}}a w dodatku zwąchał się z nami. Więc pan komisarz kazał go wsadzić do ula, żeby otrzeźwiał, a my też nie mogliśmy wrócić do „Tunelu“, ponieważ i nas także wsadził za kratę. Widzi pan sam, panie kapral, co może wyniknąć z marnego nieporozumienia, które nawet gadania niewarte. W Okrou — hlicach był znowuż jeden obywatel, który obraził się, gdy ktoś w Niemieckim Brodzie powiedział na niego „krajta tygrysowa — ta“. Dużo jest takich słów, za które kary nie ma. Na przykład, gdybym rzekł, że pan jest magnolia, czy mógłby się pan o to gniewać?<br> {{tab}}Kapral ryknął. Może nawet nie ryknął, tylko zawył wszystkim, czym może zawyć gniew, wściekłość, rozpacz. Wściekłe to wycie odezwało się przy akompaniamencie chrapania i poświstywania śpiącego oberfeldkurata..<br> {{tab}}Po tym wybuchu kapral poddał się depresji. Usiadł na ławce, a jego wodniste oczy, pozbawione wszelkiego wyrazu, zapatrzyły się na dalekie lasy i góry.<br> {{tab}}— Panie kapralu — rzekł jednoroczny ochotnik — gdy patrzę na pana zapatrzonego na wysokie góry i szumiące gaje, przypomina mi się postać Dantego. Takie samo oblicze poety, męża o sercu delikatnym i duchu subtelnym, wrażliwym na wszystko, co piękne i wzniosie. Proszę pana, niech pan się nie rusza! Tak panu w tej zadumie do twarzy. Z jakimże uduchowieniem wytrzeszcza pan oczy na krajobraz, unikając wszelkiej pozy i afektacji. Jestem pewien, iż myśli pan o tym, jak pięknie będzie tu na wiosnę, gdy zamiast pustki dzisiejszej zazielenieją i rozkwiecą się kobierce łąk rozległych.<br> {{tab}}— Po których to kobiercach płynie szemrzący strumyczek — wtrącił Szwejk. — I zdaje mi się, że nad tym strumyczkiem siedzi pan kapral, ślini ołówek i pisze wierszyki do gazetki poniektórej.<br> {{tab}}Kapral stał całkiem apatycznie, a jednoroczny ochotnik twierdził z całą pewnością, że widział głowę kaprala śród wystawionych prac pewnego rzeźbiarza.<br> {{tab}}130<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Przepraszam pana kaprala, czy nie portretował parła rzeźbiarz Stursa?<br> {{tab}}Kapral spojrzał na jednorocznego ochotnika ze smutkiem i odpowiedział:<br> {{tab}}— Nie portretował.<br> {{tab}}Jednoroczny ochotnik zamilkł i wyciągnął się na ławce.<br> {{tab}}Szeregowcy eskorty grali w karty ze Szwejkiem, zrozpaczony kapral kibicował i nawet pozwolił sobie zaznaczyć, że Szwejk popełnił błąd, wychodząc w asa winnego. Nie należało triumfować i zatrzymać siódemkę na ostatni sztych.<br> {{tab}}— Dawniej to po szynkach bywały takie ładne napisy przeciw kibicom — mówił Szwejk. — Zapamiętałem sobie taki jeden napis. — Stul, kibicu, paszczę, bo ci w nią naszczę.<br> {{tab}}Pociąg wojskowy wjeżdżał na stację, na której inspekcja wojskowa przeglądała wagony. Ozwały się sygnały, pociąg stanął. —<br> {{tab}}— Naturalnie — rzekł nieubłagany jednoroczny ochotnik, Wymownie spoglądając na kaprala — inspekcja depcze nam po piętach...<br> {{tab}}Do wagonu istotnie wkroczyła inspekcja.<br> {{tab}}Dowódcą pociągu wojskowego był oficer rezerwy doktór Mróz, wyznaczony przez sztab do czynności inspekcyjnych.<br> {{tab}}Do takich głupich czynności wyznaczano zawsze oficerów rezerwy. Doktór Mróz zgłupiał z tego wszystkiego. Ciągle nie mógł doliczyć się jednego wagonu, aczkolwiek był w cywilu profesorem matematyki w gimnazjum realnym. Prócz tego liczebny stan wojska meldowany na ostatniej stacji nie zgadza! się z liczbami podanymi po zawagonowaniu pułku na stacji w Budziejowicach. Wydawało mu się przy przeglądaniu papierów, że ma o dwie kuchnie polowe więcej, niż mieć powinien. Po krzyżach rozłaziły mu się jakieś dziwne dreszczyki, gdy stwierdził, że konie rozmnożyły mu się w drodze diabli wiedzą, jakim sposobem. Natomiast w żaden sposób nie mógł się doszukać dwóch kadetów, którzy gdzieś się zapodzieli.<br> {{tab}} <br> {{tab}}W kancelarii pułkowej w jednym z pierwszych wagonów szukano bezustannie jakiejś maszyny do pisania. Z tego zamętu rozbolała go głowa, połknął już trzy proszki aspiryny i teraz rewidował pociąg z bolesnym wyrazem twarzy.<br> {{tab}}Wszedłszy do wagonu aresztanckiego razem ze swoim, pomocnikiem, zajrzał w papiery i odebrawszy raport od zgnębionego kaprala, który meldował, że wiezie dwóch aresztantów i że ma tylu a tyłu szeregowców, porównał meldunek z notatkami w papierach i rozejrzał się dokoła.<br> {{tab}}— A kogoż to macie tutaj? — zapytał surowo, wskazując na oberfeldkurata, który leżał na brzuchu i zadnie policzki wystawił prowokacyjnie na inspekcję,.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant — jąkał się kapral — że my tego ten...<br> {{tab}}— Co za tego ten? — warknął doktór Mraz. — Mówcie jasno!<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant — odezwał się zamiast kaprala Szwejk — że ten pan, który tu śpi na brzuchu, jest pijanym oberfeldkuratem. Przyłączył się do nas i sam wlazł do wagonu, a ponieważ jest on naszym przełożonym, przeto nie mogliśmy go wyrzucić, gdyż byłoby to naruszenie su — bordynacji. On się niezawodnie pomylił i zamiast do sztabowego wagonu wlazł do aresztanckiego.<br> {{tab}}Doktór Mraz westchnął i zajrzał w swoje papiery. O jakimkolwiek oberfeldkuracie, który pociągiem wojskowym miałby jechać do Brucku, nie było w spisie ani wzmianeczki. Zamrugał nerwowo i rozglądał. się bezradnie dokoła. Na ostatniej stacji przybyło mu raptem koni, a tu jeszcze w wagonie aresztanckim znalazł się niespodziewany oberfełdkurat.<br> {{tab}}Nie zdobył się na nic innego, tylko wezwał kaprala, aby śpiącego na brzuchu oberfeldkurata obrócił, ponieważ w inny sposób trudno sprawdzić jego tożsamość.<br> {{tab}}Po długim wysiłku udało się kapralowi obrócić oberfeld<br> {{tab}}132<br> {{tab}} <br> {{tab}}kurata, który obudził się przy — tej sposobności, a widząc oficera, rzekł:<br> {{tab}}— Eh, servus, Fred},, was gibts n e u e s?<br> {{tab}}Abendessen schon fertig?<br> {{tab}}Zamknął oczy i obróciwszy się ku ścianie, spał dalej.<br> {{tab}}Doktór Mraz spostrzegł od razu, że to ten sam żarłok, który od wczoraj grasował po kasynie oficerskim, osławiony wyże — racz wszystkich oficerskich jadłodajni i pieczeniarz. Na ten widok westchnął.<br> {{tab}}— Za to — rzekł do kaprala — pójdziecie do raportu.<br> {{tab}}I oddalał się już, gdy wtem zatrzymał go Szwejk.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że ja już do aresz — tanckiego wagonu nie należę. Miałem być w areszcie tylko do pół do jedenastej, ponieważ dzisiaj kończy się moja kara. Skazany byłem na trzy dni, a teraz już mi się należy miejsce w wagonie bydlęcym. Już dawno po jedenastej, więc proszę pana lejtnanta, aby rozkazał mi wysiąść na tor albo przejść do wagonu bydlęcego, gdzie mam prawo przebywać, albo też abym został przekazany nadporucznikowi Lukaszowi.<br> {{tab}}— Jak się nazywacie? — zapytał doktór Mraz, zaglądając do swoich papierów.<br> {{tab}}— Szwejk Józef, melduję posłusznie, panie lejtnant.<br> {{tab}}— Mhm, to wy jesteście ten sławetny Szwejk — rzekł doktór Mraz. — Rzeczywiście, należało wam się przeniesienie do innego wagonu już o pół do jedenastej, ale pan nadporucznik Lukasz prosił mnie, abym was wypuścił dopiero w Bruc — ku. Uważa, że tak będzie bezpieczniej, bo przynajmniej w drodze nic nie splatacie.<br> {{tab}}Po odejściu inspekcji maltretowany kapral nie mógł się powstrzymać od jadowitej uwagi:<br> {{tab}}— Widzicie więc, mój Szwejku, że zwracanie się do wyższej instancji na gówno się zdało. Gdybym był chciał, to byłbym wam obu narobił kramu.<br> {{tab}}133<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Panie kapralu — odezwał się jednoroczny ochotnik — argumentowanie gównami jest zawsze i wszędzie bardzo przekonywające, ale człowiek inteligentny nie powinien używać takich słów, gdy jest zdenerwowany lub gdy chce kogo szykanować. I na co zdały się pańskie śmieszne pogróżki, że mógł nam pan narobić kramu? Dlaczego do wszystkich diabłów nie narobił pan nam tego kramu, skoro była okazja? Czy dlatego, że jest pan taki wielkoduszny i posiada nad nami przewagę duchową?<br> {{tab}}— Już mam tego dosyć! — krzyknął kapral. — Jednego i drugiego mogę zaprowadzić do kryminału.<br> {{tab}}— Ale za co, gołąbku? — zapytał z miną niewinną jednoroczny ochotnik.<br> {{tab}}— To moja rzecz! — dodawał sobie animuszu pan kapral.<br> {{tab}}— Nie tylko pańska rzecz, ale i nasza — odpowiedział jednoroczny ochotnik. — Jest tu tak samo jak w grze w karty: moja ciotka — twoja ciotka. Zdaje mi się raczej, że podziałała na pana wzmianka o raporcie i dlatego zaczyna pan na nas wrzeszczeć, aczkolwiek czyni pan to w drodze pozasłużbowej.<br> {{tab}}— Jesteście grubianie — rzekł kapral, czyniąc ostatni wysiłek, aby wyglądać strasznie.<br> {{tab}}— Powiem panu, panie kapral — wtrącił Szwejk, że jestem starym żołnierzem, służyłem jak wszyscy już przed wojną i wiem, że wyzwiska nie zawsze się opłacają. Kiedym służył przed laty w wojsku, to był u nas taki jakiś kapral Schrei — ter. Służył w wojsku z zamiłowania. Już dawno mógł był pójść do domu jako kapral, ale był, jak się mówi, w ciemię bity. Otóż ten człowiek jeździł po nas żołnierzach, ile tylko wlazło, przylepiał się do nas jak gówno do koszuli, a to mu się nie podobało, a to znowu tamto było przeciwko vorschriftom, szykanował nas, jak tylko mógł, i mawiał: — Wy nie żołnierze, ale stróże nocne. — Mnie się to przestało podobać i pewnego dnia poszedłem do raportu. — Czego ci tam? — pyta<br> {{tab}}134<br> {{tab}} <br> {{tab}}kapitan. — Mam, posłusznie melduję, panie kapitanie, skargę na kaprala Schreitera. My nie żadne stróże nocne, ale cesarscy żołnierze. My służymy najjaśniejszemu panu, a nie jesteśmy od łazikowania i pilnowania.<br> {{tab}}— Uważajno, kundlu jeden, żebym się nie wziął za ciebie — odpowiedział kapitan. — A ja na to, że posłusznie proszę o przekazanie mnie do batalionsraportu.<br> {{tab}}— Przy batalionsraporcie, kiedym wszystko powiedział oberstlejtnantowi i zaprotestował, że nie jesteśmy żadne stróże nocne, ale żołnierze cesarscy, oberstlejnant kazał mnie wsadzić do paki na dwa dni, ale ja zażądałem przekazania mnie do regimentsraportu. Przy regimentsraporcie po moim objaśnieniu pan oberst ryknął na mnie, że jestem idiota i żebym sobie poszedł do wszystkich diabłów, a ja na to: — Posłusznie melduję, panie oberst, że chcę być przekazany do brigadera — portu. — Tego się pan oberst zląkł i natychmiast kazał wezwać do kancelarii tego kaprala Schreitera, który musiał mnie przeprosić przed wszystkimi oficerami za to słowo: stróż nocny. Potem dogonił mnie ten kapral na dziedzińcu i powiedział mi, że odtąd nie będzie mnie wyzywał, ale zaprowadzi mnie do kryminału. Od tego czasu bardzo się pilnowałem, ale nie upilnowałem się. Stałem na warcie koło magazynu, a na murze każdy wartownik zawsze coś takiego wypisał. Albo wyrysował kobiece przyrodzenie, albo napisał jaki ładny wierszyk. Mnie nic nie przyszło do głowy, więc z nudów podpisałem się pod napisem:<br> {{tab}}Kapral Schreiter jest drab.<br> {{tab}}A ten pies Schreiter zaraz mnie oskarżył, ponieważ śledził mnie i tropił na każdym kroku. Na nieszczęście był pod moim podpisem jeszcze inny napis:<br> {{tab}}My o wojnę nie dbamy, my na wojnę nasramy.<br> {{tab}}Było to w roku 1912, kiedy mieliśmy wyruszyć do Serbii z powodu tego konsula Prochazki. Więc też wysłali mnie na<br> {{tab}}135<br> {{tab}} <br> {{tab}}tychmiast do Terezina do landgerichtu. Chyba z piętnaście razy fotografowali panowie z sądu wojskowego ten mur z napisami i z moim podpisem, a dla zbadania mego charakteru pisma kazali mi dziesięć razy napisać:<br> {{tab}}My o wojnę nie dbamy,, my na wojnę<br> {{tab}}nasramy<br> {{tab}}i piętnaście razy:<br> {{tab}}Kapral Schreiter jest drab.<br> {{tab}}Wreszcie zjechał jakiś znawca pisma i kazał mi napisać: Było to 29 lipca 1897, gdy Dwór Królowej nad Łabą poznał grozę bystrej i w e — zbranejrzeki.<br> {{tab}}— To nie wystarcza — mówił audytor — bo nam głównie chodzi o to wysranie. Niech pan dyktuje coś takiego, w czym jest dużo „s“ i „r“. Więc dyktował: Serb, serwetka, srebro, sroka, cherubin, rubin, hołota. — Bo ten pan znawca pisma zgłupiał z tego wszystkiego niezgorzej i ciągle oglądał się za siebie, gdzie stał żołnierz z bagnetem, i wreszcie rzekł, że wszystko trzeba odesłać do Wiednia, i jeszcze raz kazał mi trzy razy napisać:<br> {{tab}}Zaczyna też już słonko przypiekać, ciepło jest znakomicie.<br> {{tab}}Cały materiał wyprawili do Wiednia i wreszcie skończyło się na tym, iż powiedzieli, że co do tych napisów, to zostały one napisane inną ręką, ale podpis jest mój, bo też sam się do niego przyznałem, i za to zostałem skazany na sześć tygodni, bo jak się wartownik podpisuje na murze, to przez ten czas podpisywania nie może dobrze wartować.<br> {{tab}}— Dobre i to — rzekł kapral z zadowoleniem — że wykroczenie nie pozostało bez kary. Widać z tego jasno, że jesteś pan dobry kajdaniarz. Żebym ja był na miejscu tego landgerichtu, to bym panu wlepił nie sześć tygodni, ale sześć lat.<br> {{tab}}— Niech pan nie udaje takiego strasznego — wtrącił się do rozmowy jednoroczny ochotnik — niech pan raczej pomyśli<br> {{tab}}138<br> {{tab}} <br> {{tab}}0 własnym końcu. Dopiero co inspekcja powiedziała panu, że trzeba będzie stanąć do raportu. Na taką rzecz należałoby przygotować się bardzo poważnie i zastanowić się nad rzeczami ostatecznymi kaprala. Czym jest pan zresztą w porównaniu ze wszechświatem, gdy pan zważy, że do najbliższego słońca jest od tego pociągu wojskowego 275.000 razy dalej niż do naszego słońca własnego, a taka odległość potrzebna jest, aby jej paralaksa tworzyła jedną sekundę. Gdyby się pan znajdował we wszechświecie jako słońce, byłby pan zbyt drobnym pyłem, ’ aby pana mogli dostrzec gwiaździarze przez najlepsze teleskopy. Dla pańskiej znikorności we wszechświecie nie ma odpowiedniego pojęcia. Przez pół roku wykonałby pan na firmamencie taki nieznaczny łuk, przez rok taką malutką elipsę, że dla ich wyrażenia przy pomocy liczb brak w ogóle pojęć, Paralaksa pańska byłaby zupełnie nie wymierna.<br> {{tab}}— W takim razie mógłby pan kapral być dumny z tego, że nikt nie może go zmierzyć — odezwał się Szwejk. Niech się dzieje przy raporcie, co chce, denerwować się nie trzeba, bo każde zdenerwowanie szkodzi zdrowiu, a teraz w czasie wojny każdy winien dbać o zdrowie, ponieważ trudy wojenne wymagają od każdego obywatela, żeby nie był zdechlakiem.<br> {{tab}}Gdyby pana wsadzili do paki, panie kapralu — mówił Szwejk dalej, z bardzo miłym uśmiechem — gdyby pana spotkała jaka gruba przykrość, to niech pan nie traci ducha. Niech oni sobie myślą swoje, a pan będzie myślał swoje. Znałem pewnego węglarza, z którym siedziałem w areszcie dyrekcji policji jeszcze na początku wojny, nazywał się Franciszek Szkwor 1 był oskarżony o zdradę stanu, a następnie, przypuszczam, stracony z powodu niejakiej sankcji pragmatycznej. Człowiek ten przy badaniu był zapytywany, czy ma jakie zastrzeżenia co do protokółu, ale odpowiadał zawsze jedno:<br> {{tab}}— Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było.<br> {{tab}}137<br> {{tab}} <br> {{tab}}Następnie za to właśnie zamknięto go w ciemnej komórce na dwa dni bez jedzenia i bez picia, a gdy go zaprowadzili do sędziego śledczego, to powtórzył swoje głębokie przekonanie, że jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było. Może być, że z takim przekonaniem poszedł na szubienicę, bo przekazano go sądowi wojskowemu.<br> {{tab}}— Teraz podobno sporo wieszają i rozstrzeliwują — rzekł jeden z szeregowców eskorty. — Niedawno odczytali nam na placu ćwiczeń befel, że w Motolu rozstrzelali rezerwistę Kudr — nę, ponieważ kapitan ciął szablą jego chłopczyka, którego trzymała na ręku jego żona, gdy się z mężem chciała w Beneszowie pożegnać. No i ten Kudrna się uniósł z tego powodu. A politycznych wsadzają do ula w rumel. A na Morawach rozstrzelali już też podobno jednego redaktora. Nasz pan kapitan mówi, że i na resztę przyjdzie kolej.<br> {{tab}}— Wszystko ma swoje granice — rzekł jednoroczny ochotnik dwuznacznie.<br> {{tab}}— Ma pan rację — odezwał się kapral. — Za dużo sobie taki redaktor jeden z drugim pozwala. Tylko ludzi buntują. Zaprzeszłego roku, gdy byłem frajtrem dopiero, to miałem pod sobą też jednego redaktora, który nie nazywał mnie inaczej, tylko zakałą armii, ale kiedym go uczył Gelenksubun — gów aż się pocił, to zawsze mawiał do mnie: — Proszę szanować we mnie człowieka. — No, pokazałem ja mu, jak się tego człowieka szanuje w kałużach i błocie, po komendzie: Padnij! Zaprowadziłem go przed kałużę i musiał jaśnie pan przewracać się w nią, aż woda bryzgała, jak na plaży. A po południu wszystko musiało być wyczyszczone do glancu, mundur musiał być czysty jak szkło. Czyścił, smyczył i stękał, robił nawet jakieś uwagi, a nazajutrz musiał się znowuż tarzać jak ta Świnia w błocie, a ja stałem nad nim i mówiłem: — No i cóż, panie redaktorze, co jest więcej: zakała<br> {{tab}} <br> {{tab}}armii czy też tam ten pański człowiek? Taki był z niego prawdziwy i akuratny inteligent.<br> {{tab}}Kapral triumfująco spojrzał na jednorocznego ochotnika i mówił dalej:<br> {{tab}}— On utracił prawa jednorocznego ochotnika przez swoją inteligencję, bo pisywał do gazet o szykanowaniu żołnierzy. Ale jak go nie szykanować, kiedy taki uczony człowiek, a nie umie rozebrać przy karabinie verschluss, choćby mu się dziesięć razy pokazywało, jak to się robi. Komenderuje się na ten przykład: — Links schaut! — a ten jakby naumyśnie kręci łbem na prawo i gapi się przy tym, jak cielę na malowane wrota, a przy chwytach nie wie, jak wziąć się do rzeczy, czy za rzemień złapać, czy za patrontasz i wytrzeszcza ślepie tak jakoś, że nie wiadomo, kpi, czy o drogę pyta, a nie potrafi powtórzyć ruchu, przy którym ręka ma zjechać po rzemieniu na dół. On nie wiedział nawet na którym ramieniu nosi się karabin i salutował jak małpa, a gdy się uczył chodzić, to nie daj Boże, co za obroty wyrabiał. Gdy mu się kazano odwrócić, to było mu wszystko jedno, którym kulasem ruszy naprzód, lewym czy prawym. Cap, cap, cap, ze sześć kroków zrobił nieraz po komendzie i dopiero zaczął kręcić łbem i kombinować, co ma być dalej. A przy maszerowaniu to się wlókł jak stary podagryk albo podskakiwał jak stara dziwka w kiermasz przy tańcu.<br> {{tab}}Kapral splunął i mówił dalej:<br> {{tab}}— Wyfasował umyślnie karabin bardzo zardzewiały, żeby się nauczył czyścić go akuratnie, szorował go jak pies sukę, ale żeby kupił jeszcze ze dwa kila kądzieli, to i tak nie byłby się niczego doczyścił. Im więcej go czyścił, tym karabin był bardziej zardzewiały, a przy raporcie wędrował z ręki do ręki i każdy się dziwił, że w ogóle karabin może być taki zardzewiały. Nasz kapitan mówił mu często, że z niego nigdy żołnierz nie będzie, żeby się lepiej powiesił, bo darmo żre ko — tniśniak. A ten tylko pomrugiwał oczkami pod okularami. Wiel<br> {{tab}}139<br> {{tab}} <br> {{tab}}kle to było święto dla niego, jeśli nie miał akurat v e r — scharf t albo koszarówki. W takie dni pisywał zwykle artykuły do gazet o szykanowaniu żołnierzy, aż razu pewnego zrobiono rewizję w jego kuferku. Książeczek sobie tam uzbierał całą kupę. I jeszcze miał same książki o rozbrojeniu i o pokoju międzynarodowym. Za to powędrował na garnizon i od tego czasu mieliśmy z nim spokój, aż pewnego poranku pojawił się raptem w kancelarii i wypisywał fasunki. Był osobno, żeby nie mógł rozmawiać z szeregowcami. Taki to był smutny koniec tego inteligenta. A mógł być panem całą gębą, żeby przez swoją głupotę nie był utracił prawa jednorocznego ochot — nictwa. Mógł się stać nawet lejtnantem.<br> {{tab}}Kapral westchnął głęboko.<br> {{tab}}— Nawet zakładek na płaszczu ułożyć nie umiał. Do czyszczenia guzików sprowadzał sobie jakieś pasty i maście aż z Pragi, ale wszystko to na nic, bo każdy jego guzik był taki zardzewiały, jak ten Ezaw. Ale bajtlować umiał za dziesięciu, a gdy dostał się do kancelarii, to nic innego nie robił, tylko filozofował. Do filozofowania czuł powołanie już od dawna. Ciągle tylko gadał o prawach człowieka. Pewnego razu, kiedy sobie filozofował w kałuży, do której musiał się zwalić na komendę: N i e d e r! — mówię do niego: — Kiedy pan ciągle gada o człowieku i o błocie, to zapamiętaj pan sobie, że człowiek został stworzony z błota — i musiał stulić pysk.<br> {{tab}}Wygadawszy się, kapral był zadowolony z siebie i czekał, co też na to wszystko odpowie jednoroczny ochotnik. Odezwał się wszakże Szwejk:<br> {{tab}}— Za takie same rzeczy, za takie maltretowanie, przebił niejaki Koniczek w trzydziestym piątym pułku siebie i kaprala. Było o tym w gazecie. Kapral miał w czole ze trzydzieści ran kłutych, z czego przeszło tuzin śmiertelnych. Ten żołnierz usiadł potem na tym zabitym kapralu i siedzący przebił się. Inny wypadek zdarzył się przed laty w Dalmacji, gdzie kaprala zarżnęli i do dzisiaj nikt nie wie, kto to zrobił. Mor<br> {{tab}} <br> {{tab}}derstwo otoczyła mgła tajemnicy, tyle tylko wiadomo, że ten zarżnięty kapral nazywał się Fiala i pochodził z Drabowny koło Turnowa. Wiem też jeszcze o jednym kapralu z siedemdziesiątego piątego pułku piechoty, nazywał się Rejmanek...<br> {{tab}}Miła ta opowieść przerwana została wielkim stękaniem śpiącego na ławie oberfeldkurata Łaciny.<br> {{tab}}Pater budził się w całej swej dostojności i krasie. Przebudzeniu jego towarzyszyły te same zjawiska, które były nieodłączne od przebudzeń młodego olbrzyma Gargantui, którego ładnie opisał stary wesoły Rabelais.<br> {{tab}}Oberfeldkurat pierdział i bekał na ławie, i ziewał hałaśliwie na cały wagon. Wreszcie usiadł i spytał zdziwiony:<br> {{tab}}— Do stu tysięcy fur beczek, gdzie ja jestem?<br> {{tab}}Kapral widząc, że jego zwierzchnik się budzi, stanął na baczność i uniżenie odpowiedział:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberfeldkurat, że raczy się pan znajdować w aresztanckim wagonie.<br> {{tab}}Błysk zdziwienia przeleciał po twarzy oberfeldkurata. Przez chwilę siedział bez słowa i usilnie nad czymś rozmyślał. Daremnie. Między tym, co przeżył przez noc i rano, a przebudzeniem się w wagonie, którego okna były zakratowane, istniało całe morze mroku.<br> {{tab}}Wreszcie zwrócił się do kaprala z zapytaniem:<br> {{tab}}— A na czyj niby rozkaz ja tego...<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że bez rozkazu, panie oberfeld — kuracie.<br> {{tab}}Pater wstał i zaczął przechadzać się między ławkami, mamrocząc pod nosem, że nic z tego wszystkiego nie rozumie. Usiadł i pytał:<br> {{tab}}— A dokąd właściwie jedziemy?<br> {{tab}}— Do Brucku, melduję posłusznie.<br> {{tab}}— A dlaczego jedziemy do Brucku?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że został tam przeniesiony cały nasz dziewięćdziesiąty pierwszy pułk.<br> {{tab}}141<br> {{tab}} <br> {{tab}}Pater zaczął znowuż bardzo usilnie rozmyślać nad tym, ćo się właściwie stało i w jaki sposób dostał się do takiego wagonu. Nie wiedział też dlaczego jedzie do Brucku i akurat razem z dziewięćdziesiątym pierwszym pułkiem.<br> {{tab}}Opamiętał się i otrzeźwiał tak dalece, że rozpoznał nawet jednorocznego ochotnika i zwrócił się do niego z zapytaniem:<br> {{tab}}— Może mi pan powie, jak się tu dostałem?<br> {{tab}}— Bardzo chętnie — odpowiedział tonem koleżeńskiej gotowości jednoroczny ochotnik. — Rano przysiadł się pan ober — feldkurat do nas na dworcu w Budziejowicach, bo pan miał trochę w głowie.<br> {{tab}}Kapral spojrzał na niego surowo.<br> {{tab}}— Wlazł pan sobie do wagonu, do nas — mówił dalej jednoroczny ochotnik — i nic więcej. Wyciągnął się pan na ławie, a ten oto żołnierz, Szwejk, podłożył panu oberfeldkura — towi swój płaszcz pod głowę. Podczas kontroli pociągu na poprzedniej stacji został pan zapisany w poczet oficerów, znajdujących się w pociągu. Został pan, że się tak wyrażę, urzędowo odkryty, a nasz pan kapral pójdzie za to do raportu.<br> {{tab}}— Tak, tak — wzdychał pater — trzeba będzie na naj* — bliższej stacji przejść do wagonu sztabowego. Czy obiad już wydany?<br> {{tab}}— Obiad będzie dopiero w Wiedniu, panie oberfeldkura — cie — zameldował kapral.<br> {{tab}}— A więc to wy podłożyliście mi pod głowę mantel? — zwrócił się pater do Szwejka. — Serdecznie wam dziękuję.<br> {{tab}}— Żadna wdzięczność mi się nie należy — odpowiedział Szwejk — bo postępowałem tylko, jak winien postępować każdy żołnierz wobec swego zwierzchnika, gdy widzi, że ten zwierzchnik nie ma nic pod głową, a wypił troszeczkę. Każdy żołnierz winien szanować swego zwierzchnika, choćby ten zwierzchnik był w stanie odmiennym. Ja mam bogate doświadczenie z feldkuratami, ponieważ byłem burszem u pana<br> {{tab}}142<br> {{tab}} <br> {{tab}}feldkurata Ottona Katza. Feldkuraty, to naród wesoły i poczciwy.<br> {{tab}}Oberfeldkurat dostał ostrego ataku demokratyzmu ze swego katzenjammeru po pijatyce wczorajszej, wyjął z kieszeni papierosa i podał go Szwejkowi:<br> {{tab}}— Masz, bracie, i kurz ile wlezie! A ty — zwrócił się do kaprala — masz podobno stawać do raportu z mojej przyczyny. Nie bój się, nic ci nie będzie, bo ja wszystko wytłumaczę.<br> {{tab}}— A ciebie — rzekł do Szwejka — zabiorę z sobą. Będzie ci u mnie jak w raju.<br> {{tab}}Dostał nowego napadu wielkoduszności i zaczął wszystkich zapewniać, że każdemu coś dobrego zrobi. Jednorocznemu ochotnikowi kupi czekolady, szeregowcom eskorty zafunduje araku, kaprala każę przenieść do oddziału. fotograficznego przy sztabie siódmej dywizji kawalerii, wszystkich w ogóle pouwalnia i o nikim nie zapomni.<br> {{tab}}Zaczął rozdawać papierosy, częstując nie tylko Szwejka, ale wszystkich; oświadczył, że wszystkim aresztantom pozwala palić, i zapewniał ich, że wstawi się za nimi, aby kara ich była złagodzona i aby niedługo mogli powrócić do normalnego życia wojskowego.<br> {{tab}}— Nie chcę — mówił — abyście o mnie zapomnieli. Mam rozległe stosunki, więc przy mnie dobrze wam będzie. Wywieracie na mnie wrażenie ludzi przyzwoitych, których Bóg miłuje. Jeśli zgrzeszyliście, to pokutujecie teraz, a ja widzę, że chętnie i pokornie znosicie wszystko, co Bóg na was zesłał.<br> {{tab}}— Za co zostaliście ukarani? — zwrócił się do Szwejka.<br> {{tab}}— Bóg zesłał na mnie karę — pobożnie odpowiedział Szwejk — z powodu regimetsraportu i z przyczyny niezawinionego spóźnienia się na pociąg.<br> {{tab}}— Bóg jest niewypowiedzianie miłosierny i sprawiedliwy — uroczyście rzekł oberfeldkurat. — On wie kogo karać trzeba, albowiem w ten sposób ujawnia swoje przewidywa<br> {{tab}}143<br> {{tab}} <br> {{tab}}nie i swoją wszechmoc. A za co siedzi pan, panie jednoroczny* ochotniku?<br> {{tab}}— Ponieważ — odpowiedział zapytany — Bóg miłosierny raczył zesłać mi reumatyzm, a ja stałem się z tej racji pyszny i dufny. Po odbyciu kary zostanę odesłany do kuchni.<br> {{tab}}— Co Bóg czyni, dobre jest — zawołał pater w zachwycie, słysząc o kuchni. — Nawet w kuchni może człowiek porządny zrobić karierę. Właśnie do kuchni powinni wysyłać jak najwięcej ludzi inteligentnych, już dla samego kombinowania różnych potraw, ponieważ chodzi nie tylko o to, co się gotuje, ale jak się gotuje i z jaką miłością dodaje się jedno do drugiego, estetyka pokarmu i tam dalej. Weźmy na ten przykład sosy. Gdy inteligentny człowiek zrobi sos cebulowy, to bierze do niego wszystkie rodzaje jarzyn i dusi je na maśle, potem dodaje korzenie, pieprz, angielskie ziele, trochę gałki muszkatowej, imbiru, ale zwyczajny prostacki kucharz zagotuje cebulę i zalewa ją czarną fryturą z łoju. Pana chciał — bym doprawdy widzieć w jakiej porządnej kuchni oficerskiej. Bez inteligencji obejdzie się człowiek w fachu zwyczajnym i w życiu powszednim, ale w kuchni zaraz się ten brak daje we znaki. Wczoraj wieczorem w oficerskim kasynie w Budziejowicach podali nam cynaderki a la madeira. Niech Bóg będzie miłościw temu, kto je przyrządzał, albowiem musiał to być człowiek inteligentny. Słyszałem, że w tamtejszej kuchni oficerskiej jest naprawdę kucharz bardzo inteligentny, jakiś nauczyciel ze Skutcza. Takie same cynaderki a la madeira jadłem w oficerskim kasynie sześćdziesiątego czwartego land — wehrregimentu. Przyrządzili je tam na kminie, tak samo jak w zwyczajnych gospodach przyrządzają je na pieprzu. A któż to tak przyrządza cynaderki? Czym był ten fuszer w cywilu? Parobkiem od karmienia bydła w wielkim majątku.<br> {{tab}}Oberfeldkurat zamilkł, a potem zaczął się rozwodzić nad zagadnieniami kulinarnymi starego i nowego Testamentu, ja<br> {{tab}}144<br> {{tab}} <br> {{tab}}ko ludzie dawniejsi bardzo dbali o to, aby pokarmy spożywane po nabożeństwach i uroczystościach kościelnych były smakowite i pożywne. Wreszcie wezwał wszystkich, aby zaśpiewali coś ładnego, a Szwejk wyrwał się jak zawsze nie bardzo szczęśliwie i śpiewał:<br> {{tab}}Idzie Maryna od Hodonina,<br> {{tab}}A za nią proboszcz z baryłką wina...<br> {{tab}}Ale pan oberfeldkurat się nie obraził.<br> {{tab}}— Żeby był pod ręką przynajmniej łyk araku, to moglibyśmy się obejść bez beczki wina — rzekł z uśmiechem zgoła przyjacielskim. — I tej Maryny też byśmy nie potrzebowali, bo tylko do grzechu zwodzi.<br> {{tab}}Dziesiętnik delikatnie sięgnął do kieszeni płaszcza i wyjął płaską flaszkę z arakiem.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję,, panie oberfeldkurat — odezwał się głosem tak cichym., iż widać było, jaką ofiarę czyni na rzecz bliźniegozwierzchnika. — Gdyby pan oberfeldkurat nie pogardził...<br> {{tab}}— Skądże miałbym pogardzać mój chłopcze! — zawołał głosem rozradowanym pater. — Napiję się na naszą szczęśliwą podróż.<br> {{tab}}— Jezus Maria! — sapnął kapral, widząc, że po łyku ober — feldkurata pozostało w butelce niewiele araku.<br> {{tab}}— Moi drodzy — rzekł oberfeldkurat, uśmiechając się z pomrugiwaniem do jednorocznego ochotnika — dobrze jest na świecie, a tu sobie jeszcze niektórzy urągają. Pan ich za to skarżę.<br> {{tab}}Pater łyknął jeszcze raz araku i podając resztę Szwejkowi, rozkazał tonem komendy:<br> {{tab}}— Dorżnij, bracie!<br> {{tab}}— Wojna, to wojna — rzekł Szwejk z uśmiechem do kaprala, oddając mu pustą butelkę, co kapral skwitował takim dziwnym błyskiem oczu, jaki się widuje tylko u szaleńców.<br> {{tab}}Szwejk 1011<br> {{tab}}145<br> {{tab}} <br> {{tab}}— A teraz przed Wiedniem jeszcze troszeczkę podrzemię — rzekł oberfeldkurat — i życzę sobie, abym został przebudzony, jak tylko dojedziemy do Wiednia.<br> {{tab}}— A wy — zwrócił się do Szwejka — pójdziecie do kuchni i przyniesiecie mi obiad. Powiecie tam, że to dla pana oberfeldkurata Łaciny. Kierujcie się tak, żeby wam dali podwójną porcję. Gdyby były knedle, to nie bierzcie od czubka, bo na tym się tylko traci. Następnie przyniesiecie mi z kuchni butelkę wina i każecie sobie nalać rumu do menażki.<br> {{tab}}Pater Łacina zaczął doszukiwać się czegoś po kieszeniach.<br> {{tab}}— Słuchajcie no — zwrócił się do kaprala — nie mam drobnych. Pożyczcie mi dwie korony. — Wziął pieniądze z ręki kaprala i podając je Szwejkowi, mówił: — Macie tu za fatygę. Jak się nazywacie?<br> {{tab}}— Szwejk.<br> {{tab}}— Aha, więc macie, tu, mój Szwejku, dwie korony za fatygę! Panie kapralu, proszę mi pożyczyć jeszcze dwie korony. — Widzicie, mój Szwejku, te drugie dwie korony dostaniecie, jeśli przyniesiecie solidny obiad i tamte drobiazgi. Powiedzcie tam jeszcze, że nie mam papierosów i cygar. Jeśli będzie fasunek czekolady, to zawińcie porcję podwójną, a jeśli będą konserwy, to uważajcie, żebyście dostali wędzony ozór albo gęsią wątróbkę. Gdyby zaś fasowali ser szwajcarski, to pilnujcie, żeby wam nie dali z wierzchu, bo suchy. To samo z węgierskim salami: broń Boże od końca, ale ze środka, żeby był miękki i wilgotny.<br> {{tab}}Oberfeldkurat wyciągnął się na ławie i po chwili usnął.<br> {{tab}}— Sądzę — rzekł jednoroczny ochotnik do kaprala, gdy oberfeldkurat chrapał już na całego — że jest pan zupełnie zadowolony z naszego miłego gościa. Wyjątkowo miły człowiek ten nasz podrzutek.<br> {{tab}}— Jest to podrzutek — wtrącił Szwejk — odstawiony, jak się mówi, od piersi, bo już pije z flaszeczki, jak to pan kapral widział na własne oczy.<br> {{tab}}146<br> {{tab}} <br> {{tab}}Kapral przez chwilę zmagał się ze sobą, ale nagle, tracąc wszelką uniżoność, wybuchnął:<br> {{tab}}— Miły, bo miły!<br> {{tab}}— Podług tych drobnych, których mu zabrakło — mówił Szwejk — przypomina mi pan oberfeldukurat niejakiego pana Mliczko, murarza z Dejwic, który też nigdy nie miał drobnych i zadłużył się aż po dziurki w nosie, a potem dostał się za oszustwo do ula. Roztrwonił grube pieniądze, a drobnych nie miał.<br> {{tab}}— W siedemdziesiątym piątym pułku — odezwał się jeden z szeregowców eskorty — kapitan przechlał całą kasę pułkową. Było to przed wojną i musiał wystąpić z wojska, ale teraz znowuż jest kapitanem. A jeden feldfebel, który skradł skarbowi sukno na naszywki — było tego sukna ze dwadzieścia sztuk — jest dzisiaj sztabsfeldfeblem. Ale w Serbii został rozstrzelany jeden szeregowiec za to, że zjadł od razu konserwę, którą powinien był jeść przez trzy dni.<br> {{tab}}— To do rzeczy nie należy — oświadczył kapral — ale trzeba przyznać, że pożyczanie czterech koron od biednego kaprala na napiwek...<br> {{tab}}— Masz pan swoje dwie korony — rzekł Szwejk — nie chcę się zbogacić na pańskiej biedzie. A jeśli da mi i te drugie dwie korony, to je panu także zwrócę, żebyś pan się nie popłakał. Pan powinien cieszyć się z tego, że pański zwierzchnik wojskowy pożycza sobie od pana pieniądze na drobne wydatki. Pan jest wielki egoista. Chodzi tu o parę marnych koron, więc co by to było dopiero, gdyby pan miał poświęcić życie za swojego zwierzchnika, gdyby on leżał ranny na linii nieprzyjacielskiej, a pan miałby go ocalić i odnieść w bezpieczne miejsce na własnych rękach, gdy tymczasem nieprzyjaciel strzelałby za panem szrapnelami i inną amunicją.<br> {{tab}}— Pan by w portki narobił ze strachu, taki faja! — odciął się kapral.<br> {{tab}}10*11<br> {{tab}}147<br> {{tab}} <br> {{tab}}— W gefechcie niejeden narobi w portki — odezwał się znowuż jeden z szeregowców. — Niedawno temu opowiadał nam pewien ranny kolega w Budziejowicach, że jak szli naprzód, to się zerżnął trzy razy z rzędu. Najprzód, jak wyłazili z dekunków na przedpiersie za zasiekami z drutu kolczastego, potem, gdy Moskale zaczęli zdrowo strzelać, a po raz trzeci, gdy doszło do walki na bagnety i Moskale biegli, krzycząc,,ura“! Potem zaczęli wiać nazad do rowów, za de — kunki, i z całej tyraliery nie było ani jednego, żeby mu się taka rzecz nie przytrafiła. Jeden zabity, który leżał na de — kunku nogami na dół, a któremu szrapnel ściął gładziutko pół głowy, też musiał mieć taki przykry przypadek, bo ze spodni spływało toto do dekunków razem z krwią. I niedaleko od tego miejsca leżało pół jego głowy oderwanej przez szrapnel. Człowiek nawet nie spostrzeże, jak i co, a już się stało.<br> {{tab}}— Czasem zrowuż — mówił Szwejk — zrobi się człowiekowi w gefechcie słabo z obrzydzenia. Opowiadał nam w Pradze na Pohorzelcu pewien chory rekonwalescent spod Przemyśla, że tam pod fortecą doszło do walki na bagnety i że przeciwko niemu rozpędził się Moskal z bagnetem, chłop jak góra, ale z nosa spływała mu spora kropla, jak to się czasem trafia. Jak ten człowiek spojrzał na ten zasmarkany nos, to mu się zrobiło tak słabo, że zaraz musiał lecieć na H i 1f s p 1a t z, gdzie uznali, że to jest człowiek chory na cholerę i wyprawili go do szpitala cholerycznego w Peszcie, gdzie rzeczywiście rozchorował się na cholerę.<br> {{tab}}— Co zacz był ten człowiek? Szeregowiec, czy kapral? — zapytał jednoroczny ochotnik.<br> {{tab}}— Kapral — odpowiedział Szwejk spokojnie.<br> {{tab}}— Taka rzecz mogłaby się przytrafić i jednorocznemu ochotnikowi — rzekł kapral z przygłupim uśmiechem i spojrzał na swego dręczyciela z takim triumfem, jakby chciał rzec: — A widzisz, masz! Co teraz powiesz?<br> {{tab}}148<br> {{tab}} <br> {{tab}}Ale jednoroczny ochotnik nic nie odpowiedział i położył się na ławie.<br> {{tab}}Pociąg zbliżał się do Wiednia. Ci, co nie spali, przyglądali się oknami zasiekom z drutu kolczastego i okopom dokoła Wiednia, co na cały pułk musiało niezawodnie podziałać deprymująco.<br> {{tab}}Śpiew niemieckich żołnierzy z gór Kacperskich, który odzywał się bezustannie przez całą drogę, urwał się nagle, jakby się zaczepił o zasieki druciane nad okopami dokoła Wiednia.<br> {{tab}}— Wszystko w porządku — rzekł Szwejk, spoglądając na okopy — w najlepszym porządku jest tu wszystko, tylko, że wiedeńczycy podczas wycieczek mogą tu sobie podrzeć spodnie. Tutaj trzeba chodzić bardzo ostrożnie.<br> {{tab}}— Wiedeń jest w ogóle bardzo ważnym miastem — wywodził dalej. — W takiej na przykład schónbruńskiej menażerii ile to mają różnych dzikich zwierząt! Kiedy przed laty byłem w Wiedniu, to najchętniej lubiłem przypatrywać się małpom, ale jak jechała jaka osobistość z cesarskiego pałacu, to nikogo przeż kordon nie puszczali. Razem ze mną był jeden krawiec z okręgu dziesiątego. Aresztowali go, bo koniecznie chciał widzieć te małpy.<br> {{tab}}— A czy był pan także w pałacu? — zapytał kapral.<br> {{tab}}— Bardzo tam ładnie — odpowiedział Szwejk. — Sam w pałacu nie byłem, ale opowiadał mi o tym jeden taki, co był w pałacu. Najładniejsza jest burgwacha. Każdy z tych wartowników musi podobno mieć dwa metry wysokości, a jak wysłuży, to dostaje trafikę. A księżniczek jest tam tyle, jak śmiecia.<br> {{tab}}Przejechali przez jakąś stację, skąd leciały za pociągiem dźwięki hymnu austriackiego granego przez orkiestrę, która dostała się na tę stację widać przez pomyłkę, bo dopiero po długiej chwili pociąg dojechał do stacji, na której się zatrzymał i na której dawano jeść i było uroczyste powitanie.<br> {{tab}}149<br> {{tab}} <br> {{tab}}Ale uroczyste powitania nie były już takie jak na początku wojny, kiedy to żołnierze w drodze na front chorowali z przejedzenia i kiedy na każdej stacji byli witani przez druchny w głupich białych sukienkach, o bardzo głupiutkim wyrazie twarzyczek i z nieodłącznymi bukietami w rękach. Te bukiety były wprost idiotyczne, ale jeszcze idiotyczniejsze były przemówienia różnych dam, których małżonkowie są obecnie wielkimi republikanami.<br> {{tab}}Powitania w Wiedniu dokonał komitet składający się, z trzech członkiń austriackiego Czerwonego Krzyża i z dwóch członkiń jakiegoś stowarzyszenia wojennego wiedeńskich pań i panien; asystował im z urzędu przedstawiciel magistratu wiedeńskiego i jakiś wojskowy.<br> {{tab}}Na wszystkich twarzach widać było znużenie. Pociągi wojskowe przejeżdżały dniem i nocą, wagony z rannymi przesuwały się co godzina, na stacjach tarasowały tory pociągi z jeńcami, a przy tym wszystkim musieli być z własnego uporu przedstawiciele najróżniejszych korporacyj i stowarzyszeń. Powtarzało się to dzień w dzień i pierwotny entuzjazm przemieniał się w ziewanie. Ludzie ci pełnili swoją dobrowolną służbę po kolei, ale nawet częste zmiany nie mogły spędzić z ust i oczu wyrazu zmęczenia i nudy. Tacy właśnie ludzie zmęczeni witali pociąg z pułkiem budziejowickim.<br> {{tab}}Z wagonów bydlęcych wyglądali żołnierze okiem tępym i zmęczonym, jak skazańcy wiezieni na szubienicę.<br> {{tab}}Do tych żołnierzy podchodziły panie i częstowały ich piernikami z cukrowymi napisami: „S i e g u n d R a c h e“, „G o tt strafe England“, „Der Oesterreicher hat ein Vaterland. Er liebts und hat a uch Ursache fur*s Vaterland zu kampfe n“.<br> {{tab}}Górale z gór Kacperskich obżerali się piernikami, ale i z ich twarzy nie znikał ani na chwilę wyraz tępoty i beznadziejności.<br> {{tab}}150<br> {{tab}} <br> {{tab}}Potem został wydany rozkaz, że żołnierze kompaniami udawać się mają do kuchni polowych za dworcem po pożywienie.<br> {{tab}}Za dworcem znajdowała się także kuchnia oficerska i do lej kuchni udał się Szwejk z polecenia oberfeldkurata, podczas gdy jednoroczny ochotnik czekał cierpliwie, aż zostanie nakarmiony. Dwaj szeregowcy eskorty poszli po jedzenie dla całego wagonu aresztanckiego.<br> {{tab}}Szwejk wykonał otrzymane zlecenie bardzo skrupulatnie, a wracając przez tor, ujrzał nadporucznika Lukasza spacerującego wzdłuż toru. Nadporucznik czekał także na obiad.<br> {{tab}}Jego sytuacja była bardzo niemiła, ponieważ on i nadporucznik Kirschner mieli jednego wspólnego bursza. Ten zacny bursz troszczył się właściwie tylko o nadporucznika Kirschnera i. z premedytacją sabotował Lukasza zawsze i wszędzie.<br> {{tab}}— Dla kogo niesiecie jedzenie, Szwejku? — zapytał nieszczęśliwy nadporucznik, gdy Szwejk poukładał na ziemi mnóstwo rzeczy, które wyłudził był w kuchni oficerskiej i niósł owinięte płaszczem.<br> {{tab}}Szwejk stropił się w pierwszej chwili, ale zaraz odzyskał równowagę ducha. Twarz jego zajaśniała spokojem i zadowoleniem.<br> {{tab}}— To dla pana oberlejtnanta, posłusznie melduję. Tylko nie wiem, gdzie pan oberlejtnant ma swój przedział, a także nie wiem, czy pan komendant pociągu nie będzie miał nic przeciwko temu, abym poszedł z panem. To jakaś Świnia.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz spojrzał badawczo na Szwejka, ale ten z wyrazem jak największego zaufania mówił dalej:<br> {{tab}}— To naprawdę jakaś Świnia, panie oberlejtnant. Kiedy odbywał przegląd inspekcyjny naszego wagonu, meldowałem mu się, że już po jedenastej i że mam prawo przejść do wagonu bydlęcego albo do pana, a on mi na to, żebym sobie spokojnie siedział w wagonie aresztanckim, to przynajmniej w drodze nie narobię panu oberlejtnantowi jakiego wstydu.<br> {{tab}}Szwejk miał minę męczennika niewinnie krzywdzonego:<br> {{tab}}151<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Jakbym ja był panu oberlejtnantowi zrobił kiedykolwiek coś takiego, za co się trzeba wstydzić.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz westchnął.<br> {{tab}}— Wstydu żadnego jeszcze panu nigdy nie narobiłem — wywodził Szwejk dalej — a jeśli się czasem nawet coś niecoś przytrafiło, to było zrządzeniem bożym i nieszczęśliwą przygodą, jak mawiał stary Waniczek z Pelhrzymowa, kiedy odbywał trzydziestą szóstą karę więzienną. Nigdy nie zrobiłem nic takiego rozmyślnie, panie oberlejtnant, zawsze chcia — łem zrobić coś zgrabnego, dobrego i nie ja temu jestem winien, jeśli obaj nie mieliśmy z tego profitu, ale raczej smutek i żałość.<br> {{tab}}— No, nie lamentujcie tak bardzo, mój Szwejku — rzekł nadporucznik Lukasz głosem miękkim, gdy obaj zbliżali się do wagonu sztabowego. — Ja wydam rozporządzenie, żeby — ście znowuż byli przydzieleni do mnie.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że nie lamentuję. Tylko mi się tak żal zrobiło, że obaj jesteśmy najnieszczęśliwsi ludzie na tej całej wojnie i pod słońcem i obaj cierpimy niewinnie. Ciężki to los, gdy sobie pomyślę, że od maleńkości miałem serce dobre i życzliwe dla każdego.<br> {{tab}}— Uspokójcie się, Szwejku.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że gdyby to nie było naruszeniem subordynacji, to bym powiedział, że się w ogóle uspokoić nie mogę, ale ponieważ muszę słuchać rozkazów, więc melduję, że już jestem spokojny.<br> {{tab}}— No to właźcie do wagonu, Szwejku.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że włażę, panie oberlejtnant.<br> {{tab}}Nad obozem wojskowym w Brucku panowała cisza nocna. W barakach dla szeregowców zimno było jak w psiarni i żołnierze drżeli z zimna, w barakach oficerskich było nieznośnie gorąco i trzeba było otwierać okna.<br> {{tab}}Około poszczególnych obiektów, strzeżonych przez wartow<br> {{tab}}152<br> {{tab}} <br> {{tab}}ników, słychać było kroki wartujących żołnierzy, którzy chodzeniem pokonywali senność.<br> {{tab}}Opodal w Brucku nad Litawą jarzyły się okna c. i k. fabryki konserw mięsnych, w której to fabryce w dzień i w nocy przerabiano różne odpadki. Ponieważ powiewał wiatr z tamtej strony, więc na obóz walił się smród gnijących ochłapów, kopyt i gnatów, z których wygotowywano różne wojskowe rosoły.<br> {{tab}}Z opuszczonego pawiloniku fotografa, gdzie za czasów pokojowych fotografowali się żołnierze, spędzający tu część swej młodości na ćwiczeniach w strzelaniu, oko przechodziło na czerwone elektryczne światło jarzące się w dolinie nad Litawą, a oświetlające bajzel „Pod kłosem kukurydzowym“. Był to okrzyczany dom, który odwiedzinami swymi zaszczycił arcyksiążę Stefan podczas wielkich manewrów pod Szopro — niem w roku 1903. W domu tym zbierało się dzień w dzień towarzystwo oficerskie.<br> {{tab}}Był to najlepszy dom rozpusty, niedostępny dla szeregowców i jednorocznych ochotników.<br> {{tab}}Prości żołnierze i ochotnicy jednoroczni chodzili do „Domu róż“, którego zielone światła podobnież wynurzały się zza opuszczonego pawiloniku fotografa.<br> {{tab}}Był tu taki sam podział, jaki panował później na froncie, kiedy mocarstwo nie miało dla swoich żołnierzy już nic innego prócz przenośnych bajzli przy sztabach brygad, tak zwanych „puffów“.<br> {{tab}}Wszędzie więc można było znaleźć K. u. K. O f f i z i e r s — p u f f. K. u. K. Unteroffizierspuff i Ki. u. K. Mannschaf tspuf^.<br> {{tab}}Bruck nad Litawą jarzył się światłem tak samo. jak na drugiej stronie rzeki jaśniała Kiraly Hida. Przedlitawia i Za — litawia. W obu miastach, austriackim i węgierskim. grywały kapele cygańskie. jarzyfy się okna kawiarń i restauracyj, śpie<br> {{tab}}153<br> {{tab}} <br> {{tab}}wano i pito. Miejscowe mieszczuchy i urzędnicy chodzili do kawiarń i restauracyj z żonami i dorosłymi córkami i cały Bruck nad Litawą razem z Kiraly Hidą nie był niczym innym, tylko jednym wielkim bajzlem.<br> {{tab}}W jednym z oficerskich baraków obozu Szwejk wyczekiwał powrotu swego nadporucznika, który wyszedł był wieczorem do miasta do teatru i dotychczas nie wrócił, chociaż godzina była już bardzo późna. Szwejk siedział na rozesłanym łóżku swego nadporucznika, a naprzeciwko niego na stole siedział służący majora Wenzla.<br> {{tab}}Major Wenzl powrócił znowuż do służby w pułku, gdy w Serbii stwierdzona została jego całkowita niezdolność dowodzenia podczas walk nad Driną. Opowiadano sobie o tym, że kazał zwinąć i zniszczyć most pontonowy, kiedy pół swego batalionu miał jeszcze po drugiej stronie rzeki. Teraz został przydzielony do wojskowej strzelnicy w Kiraly Hidzie jako dowódca, a prócz tego miał w obozie obowiązki gospodarcze. Oficerowie szeptali między sobą, że major Wenzl porośnie na tej służbie w pierze. Pokoje Lukasza i Wenzla znajdowały się na jednym korytarzu.<br> {{tab}}Służący majora Wenzla, Mikulaszek, malutki, ospowaty chłopina, bujał nogami i wywodził;<br> {{tab}}— Dziwię się, że ta moja stara małpa jeszcze nie wraca. Chciałbym wiedzieć, gdzie się taki włóczy po nocach! Gdyby mi przynajmniej dał klucz od pokoju, to bym leżał. I popić byłoby czego, bo wina jest pełen pokój.<br> {{tab}}— Podobno kradnie — rzekł Szwejk, paląc w spokoju ducha papierosy swego pana, ponieważ zakazano mu palenie fajki w pokoju. — Ty musisz chyba wiedzieć o tym, skąd on bierze tyle wina.<br> {{tab}}— Chodzę tam, gdzie mi każe — głosem cieniutkim odpowiedział Mikulaszek. — Daje mi kartkę, więc idę i fasuję niby dla szpitala, a przynoszę do domu.<br> {{tab}}154<br> {{tab}} <br> {{tab}}— A jakby ci kazał — pytał Szwejk — żebyś ukradł kasę pułkową, ukradłbyś? Tutaj siedzisz i pyskujesz, ale trzęsiesz się przecl mm ze strachu.<br> {{tab}}Mikulaszek zamyślił się nad pytaniem Szwejka i odpowiedział:<br> {{tab}}— Co do kasy pułkowej, to musiałbym się zastanowić.<br> {{tab}}— Nad niczym nie wolno ci medytować, ty sieroto niemądra! — krzyknął na niego Szwejk, ale głos jego urwał się nagle, bo w tej właśnie chwili otworzyły się drzwi i do pokoju wszedł nadporucznik Luk:asz. Od pierwszego wejrzenia widać było, że musiał zdrowo pić, bo czapkę miał na głowie daszkiem do tyłu.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant:, że wszystko jest w porządku — półgębkiem meldował Szwejk, stanąwszy na bacrność weclług wszelkich prawideł przepisu i zap°mniawszy jedynie wyjąć papierosa z ust.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz nie zwrócił na to uwagi i podszedł prosto do Mikulaszka, który wytrzeszczonymi oczyma spoglądał na nadporucznika, śledząc każdy jego ruch, Raptowne wejście nadporucznika tak go przeraziło, że zapomniał zeskoczyć ze stołu i salutował siedzący.<br> {{tab}}— Nadporucznik Lukasz — rzeki oficer podchodząc do Mikulaszka krokiem nie bardzo pewnym — a wy coście za jeden?<br> {{tab}}Mikulaszek milczał, Lukasz przysunął sobie krzesło przed oniemiałego bursza, usiadł, i spoglądając wzwyż, zwrócił się do swego sługi:<br> {{tab}}— Szwejku, podajcie mi z walizki rewolwer służbowy..<br> {{tab}}Przez cały czas, gdy Szwejk szukał w walizie rewolweru, Mikulaszek milczał i okiem wystraszonym patrzył na nadporucznika, Jeśli uświadamiał sobie, że siedzi na stole, to mu — siała ogarniać go rozpacz, ponieważ stopy jego dotykały kolan siedzącego przed nim nadporucznika.<br> {{tab}}155<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Pytam się, jak wam na imię, człowieku! — wołał nadporucznik Lukasz.<br> {{tab}}Biedak milczał dalej. Opanowała go jakaś drętwota, jak później tłumaczył Szwejkowi, spowodowana przestrachem z nagłego przyjścia nadporucznika. Chciał zeskoczyć ze stołu, ale nie mógł, chciał odpowiedzieć, ale nie zdołał otworzyć ust, chciał przestać salutować, nie mógł poruszyć ręką.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant. — odezwał się Szwejk — że rewolwer nie jest nabity.<br> {{tab}}— To go nabijcie, Szwejku.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że w domu nie mamy naboi, wobec czego trudno będzie zestrzelić go ze stołu. Pozwalam sobie zauważyć, że to jest Mikulaszek, bursz pana majora Wenzla. On zawsze niemieje, jak tylko zobaczy którego z panów oficerów. I w ogóle wstydzi się mówić. On jest taka sierota niemądra, że się tak wyrażę. Pan major Wenzl pozostawia go zawsze na korytarzu, gdy wychodzi do miasta, więc biedak szwenda się od jednego bursza do drugiego po całym baraku. Żeby jeszcze miał powód do takiego przestrachu, ale on jeszcze nigdy nic takiego nie zrobił.<br> {{tab}}Szwejk splunął i zrobił gest, którym wyrzekał się raz na zawsze wszelkiego szacunku dla takiego tchórzliwego bursza, jakim był ten Mikulaszek, nie umiejący zachować się po wojskowemu.<br> {{tab}}— Pozwoli pan oberlejtnant — mówił Szwejk dalej — że go powącham.<br> {{tab}}Szwejk ściągnął ze stołu zgłupiałego Mikulaszka i postawiwszy go na podłodze, obwąchał jego spodnie.<br> {{tab}}— Jeszcze nie — zameldował — ale już się zaczyna. Czy pan oberlejtnant nie każe go wyrzucić?<br> {{tab}}— Wyrzućcie go, Szwejku.<br> {{tab}}Szwejk wyprowadził drżącego Mikulaszka na korytarz, zamknął drzwi za sobą i rzekł:<br> {{tab}}156<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Uważaj, barania głowo, że ci w tej chwili uratowałem życie. Jak tylko przyjdzie ten twój major Wenzl, to mi za to chyłkiem wynieś butelką wina. Mówią bez żartów. Ja ci naprawdę uratowałem życie. Jak mój oberlejtnant się schla, to nie ma z nim gadania. Tylko ja umiem się z nim obchodzić i nikt inny.<br> {{tab}}— Bo ja...<br> {{tab}}— Co ty? Fujara jesteś i tyle — rzekł wzgardliwie Szwejk. — Usiądź sobie tu na progu i czekaj na tego swojego majora Wenzla.<br> {{tab}}— Gdzie was diabli noszą tak długo — rzekł nadporucznik Lukasz do wracającego Szwejka. — Muszę z wami porozmawiać. Nie stawajcie tak idiotycznie na baczność, ale siadajcie i rozmawiajcie ze mną po prostu. Więc stulcie gębę i uważajcie, jak się patrzy. Wiecie, gdzie w Kiraly Hidzie jest Szopronyi utcza? Nic mi posłusznie nie meldujcie, że nie wiecie, panie oberlejtnant. Mówcie: nie wiem, i basta. Zapisz — cie sobie na kawałku papieru: Szopronyi utcza nr 16. W domu pod tym numerem jest handel żelazem. Herrgott, nie gadajcie wciąż: posłusznie meldują! Mówcie: wiem albo nie wierni. Wiecie chyba, co to jest handel żelazem. No to dobrze; że wiecie. Ten handel jest własnością jakiegoś Madziara imieniem Kakonyi, Wiecie, co to zacz Madziar? No wiec, Himmelherrgott, wiecie, czy nie wiecie? Aha, wiecie. Nad tym handlem na górze jest pierwsze piętro i na tym pierwszym piętrze on mieszka. Wiecie o tym? Nie wiecie? No to wam o tym mówią, żebyście wiedzieli, do stu tysięcy! Wystarcza wam to? No to dobrze, że wam to wystarcza, Gdyby wam to nie wystarczało, to kazałbym was wsadzić do paki, Już sobie zapisaliście, że ten kupiec nazywa się Kakonyi, Więc doskonale, Jutro rano około dziesiątej pójdziecie do Kiraly Kidy, odszukacie ten dom, o którym wam mówią, wejdziecie na pierwsze piętro i oddacie list ode mnie pani Kakonyi.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz otworzył portfel i ziewając podał<br> {{tab}}157<br> {{tab}} <br> {{tab}}Szwejkowi białą kopertę z listem. Koperta nie była zaadresowana.<br> {{tab}}— Jest to rzecz ogromnie ważna, mój Szwejku — mówił nadporucznik dalej. — Nigdy nie można być zbyt ostrożnym i dlatego, jak widzicie, na kopercie nie ma odresu. Okazuję wam pełne zaufanie i oczekuję od was, że list wręczycie, jak się należy. Zanotujcie sobie jeszcze, że ta dama nazywa się Etelka Kakonyi. Jeszcze raz powtarzam wam, że list musicie wręczyć za wszelką cenę, oczywiście, bardzo dyskretnie i musicie poczekać na odpowiedź, o tym już jest mowa w liście. Czego jeszcze chcecie?<br> {{tab}}— A gdybym odpowiedzi nie otrzymał, to co mam zrobić?<br> {{tab}}— To trzeba nalegać, żeby koniecznie była odpowiedź — mówił nadporucznik, ziewając od ucha do ucha. — Ja teraz pójdę spać, bo jestem bardzo zmęczony. Dużo się piło. Sądzę, że każdy byłby zmęczony po takim wieczorze i po takiej nocy.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz nie myślał z wieczora o tym, że zasiedzi się w mieście tak długo. Aby trochę się rozerwać, ruszył do węgierskiego teatru w Kiraly Hida, gdzie dawano właśnie jakąś węgierską operetkę z tłustymi żydówkami w rolach głównych, których główną zaletą było to, że w tańcu zadzierały nogi jak najwyżej, a nie miały na sobie ani trykotów, ani majtek, a dla większej atrakcji wygolone były jak Tatarki, z czego oczywiście nie miała galeria nic, ale co tym bardziej cieszyło oficerów artylerii, którzy dla wykosztowa — nia tych wszystkich rozkoszy zabierali z sobą artyleryjskie lornetki.<br> {{tab}}Nadporucznika Lukasza nie bawiło wszakże to interesujące świństwo, ponieważ lornetka, którą sobie pożyczył, nie była achromatyczna, tak że zamiast ud widział w ruchu tylko jakieś sine płaszczyzny.<br> {{tab}}Podczas pauzy po pierwszym akcie zainteresowała go natomiast pewna pani, która znajdowała się w towarzystwie pana w średnim wieku i ciągle domagała się od niego, aby<br> {{tab}}158<br> {{tab}} <br> {{tab}}ją odprowadził do garderoby i aby poszli do domu, bo na takie rzeczy patrzeć nie może. Wypowiadała to dość głośno po., niemiecku, na co jej towarzysz odpowiadał jej po węgiersku.<br> {{tab}}— Tak jest, — aniele, pójdziemy, masz rację. To naprawdę wstrętne.<br> {{tab}}— Es ist ekelhaft — mówiła zagniewana dama, gdy jej towarzysz podawał płaszcz.<br> {{tab}}Była wzburzona, jej oczy płonęły gniewem wobec tego bezwstydu. Postawę miała piękną, oczy duże i czarne. Spojrzała.. na nadporucznika Lukasza i jeszcze raz z naciskiem powtórzyła:<br> {{tab}}— Ekelhaft, wirklich ekelhaft!<br> {{tab}}To zadecydowało o króciutkiej przygodzie romantycznej.<br> {{tab}}Od garderobianej otrzymał informacje, że ci państwo nazywają się Kakonyi, że pan ma handel żelazem przy ulicy Szo — pronyi utcza nr 16.<br> {{tab}}— Pani Etelka mieszka z mężem na pierwszym piętrze — mówiła usłużna garderobiana z zapałem starej stręczycielki.<br> {{tab}}— Ona jest Niemką z Szopronia, on — Madziar. Tutaj wszystko jest pomieszane.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz kazał sobie podać płaszcz i wyszedł także ńa miasto. W winiarni „Arcyksiążę Albrecht“ spotkał się z kilku kolegami z dziewięćdziesiątego pierwszego pułku.<br> {{tab}}Mówił niewiele, ale tym więcej pił, kombinując, co właściwie należałoby napisać do tej surowej, moralnej i pięknej — pani, która stanowczo bardziej go pociągała niż wszystkie — skaczące małpy na scenie, jak wyrażali się o nich koledzy.<br> {{tab}}W bardzo dobrym usposobieniu udał się do małej kawiarni „Pod krzyżem świętego Stefana“, kazał dać sobie osobny pokoik, wypędził z niego jakąś Rumunkę, która proponowała mu, że rozbierze się do naga i że będzie mógł robić 2 nią, co mu się będzie podobało, zażądał papieru, atramentu i pióra, i przy butelce koniaku zabrał się do pisania listu,<br> {{tab}}159<br> {{tab}} <br> {{tab}}który wydawał mu się najładniejszym ze wszystkich listów, jakie kiedykolwiek napisał.<br> {{tab}}Wielce Szanowna Pani!<br> {{tab}}Byłem wczoraj w teatrze miejskim na przedstawieniu, które napełniło Panią obrzydzeniem. Podczas całego pierwszego aktu obserwowałem Panią i Jej małżonka. Miałem wrażenie...<br> {{tab}}Zawahał się przez chwilę, ale potem machnął ręką i rzekł do siebie:<br> {{tab}}— Co tam! Z jakiej racji taki drab ma mieć niewiastę takiej urody? Przecież wygląda przy niej jak ogolony pawian.<br> {{tab}}Pisał więc dalej:<br> {{tab}}...że małżonek Pani z dużym zainteresowaniem przyglądał się ohydzie, przedstawianej na scenie. Ohyda ta słusznie wzbudziła obrzydzenie w Szanownej Pani, ponieważ nie była to sztuka, ale wstrętne oddziaływanie na najintymniejsze popędy człowieka.<br> {{tab}}— Co za pierś ma ta kobieta — pomyślał nadporucznik Lukasz, pobudzając się do wysiłków stylistycznych i uwodzicielskich.<br> {{tab}}Wielce Szanowna Pani raczy mi wybaczyć, iż piszę do Niej, aczkolwiek nie jestem Jej znany. Będę szczery i powiem wszystko, co czuję. Widziałem w życiu wiele kobiet, ale żadna nie wywarła na mnie takiego wrażenia, jak Pani, albowiem sąd Pani i pogląd na życie zgadza się najzupełniej z moim poglądem. Jestem przekonany, że małżonek Pani jest wielkim egoistą, który włóczy Panią razem z sobą...<br> {{tab}}— Tak nie można — rzekł Lukasz do siebie i przekreśli „schleppt m i t“, po czym pisał dalej:<br> {{tab}}...dla własnej przyjemności zabiera Panią na przedstawienia, jakie odpowiadają jedynie upodobaniom jego, Lubię szczerość i nie narzucam się Pani bynajmniej, ale pragnąłbym porozmawiać z Panią na osobności o czystej sztuce...<br> {{tab}}160<br> {{tab}} <br> {{tab}}— W tutejszych hotelach się nie uda — pomyślał — trzeba ją będzie zaciągnąć do Wiednia. Każę się po prostu odkomenderować.<br> {{tab}}Dlatego ośmielam się poprosić Wielce Szanowną Panią o spotkanie, abyśmy się z sobą bliżej poznać mogli, czego z pewnością nie odmówi Pani temu, którego w czasie najbliższym oczekują trudy i udręki wojenne, a który w razie łaskawej zgody Pani w zgiełku bitew zachowa sobie najpiękniejsze wspomnienie o duszy, która zrozumiała mnie i odczuła tak, jak ja zrozumiałem i odczułem ją. Decyzja Pani będzie dla mnie rozkazem, odpowiedź Jej stanie się dla mnie chwilą rozstrzygającą na całe życie.<br> {{tab}}Podpisał się, dopił koniak, kazał sobie podać jeszcze butelkę i pijąc kieliszek za kieliszkiem, odczytywał swój list zdanie po zdaniu. Wzruszył się nim aż do łez.<br> {{tab}}Była godzina dziewiąta, gdy Szwejk zbudził nadporucznika Lukasza:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że pan się spóźni na służbę, a ja muszę już iść z pańskim listem do tej Kiraly Hidy. Budziłem pana już o siódmej, potem o pół do ósmej, potem o ósmej, gdy już wszyscy szli na ćwiczenia, ale pan się obracał zawsze na drugi bok. Panie oberlejtnant;... ja mówię, panie oberlejtnant...<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz mamrotał coś pod nosem i chciał się znowuż obrócić na drugi bok, ale mu się to nie udało, ponieważ Szwejk trząsł nim niemiłosiernie i wrzeszczał na cały glos:<br> {{tab}}— Panie oberlejtnant, ja idę z pańskim listem do Kiraly Hidy.<br> {{tab}}Nadporucznik ziewnął:<br> {{tab}}— Z listem? Aha, z moim listem. Ale to rzecz dyskretna, sekret między nami. Rozumiecie? Abtreten!<br> {{tab}}Nadporucznik owinął się znowuż kołdrą, z której wyłuskał<br> {{tab}}Szwejk 1111<br> {{tab}}161<br> {{tab}} <br> {{tab}}go Szwejk:, i spał dalej, podczas gdy Szwejk wędrował do Kiraly Hidy.<br> {{tab}}Znalezienie Kiraly Hidy nie byłoby takie trudne, gdyby Szwejk nie był się przypadkiem spotkał ze starym saperem Wodiczką, przydzielonym do „Sztajerów“, których koszary znajdowały się w głębi obozu. Wodiczka mieszkał przed laty w Pradze na Boisku:, więc takiego spotkania nie można było puścić sobie płazem. Zaszli więc obaj starzy przyjaciele do szynczku „Pod czarnym barankiem“ w Brucku, gdzie była znana kelnerka Rużenka, Czeszka, kredytująca wszystkim jednorocznym ochotnikom całego obozu.<br> {{tab}}Ostatnimi czasy saper Wodiczka, stary wyga i wyżeracz, wdzięczył się do niej, prowadził ewidencję wszystkich marsz — kompanij opuszczających obóz, chodził po jednorocznych ochotnikach, przypominał im długi i w ogóle troszczył się, aby w zgiełku wojennym żaden z nich nie odjechał, nie zapłaciwszy Rużence, co jej się należało.<br> {{tab}}— Dokąd właściwie idziesz? — zapytał stary saper Wodiczka, gdy obaj popili doskonałego wina.<br> {{tab}}— To sekret — odpowiedział Szwejk — ale tobie staremu koledze powiem.<br> {{tab}}Opowiedział mu o wszystkim szczegółowo, po czym Wodiczka oświadczył, że jako stary saper nie może opuścić dobrego towarzysza i że pójdą oddać list razem.<br> {{tab}}Czas upływał im bardzo mile na rozmowie o dawnych dobrych czasach, a gdy po godzinie dwunastej wyszli spod „Czarnego baranka“, wszystko na świecie wydawało im się ogromnie proste i łatwe.<br> {{tab}}Prócz tego nie ulegało dla nich najmniejszej wątpliwości, że nikogo się nie boją. Wodiczka przez całą drogę na Szopro — nyi utczę numer szesnasty przejawiał ogromną nienawiść dla Madziarów i bezustannie opowiadał, że bije się z nimi gdziekolwiek ich napotka, i że byłby się bił jeszcze częściej, ale to i owo mu czasem przeszkodziło.<br> {{tab}}162<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Razu pewnego złapałem takiego łobuza madziarskiego za kark i trzymam... Było to w Pausdorfie, dokąd poszliśmy, my saperzy, na wino. Więc go trzymam za kark i chcę mu dać pochwą od bagnetu po jego baranim łbie, a było ciemno, bo zaraz, jak tylko się zaczęło, puściliśmy flaszeczkę w wiszącą lampę, a ten zaczyna na mnie wrzeszczeć:<br> {{tab}}— Antek — powiada — co ty? Przecież to ja, Purkrabek, z szesnastego landwery!<br> {{tab}}— O mały figiel byłbym się grubo pomylił. Ale wynagrodziliśmy to innym łobuzom madziarskim nad jeziorem Nezy — derskim, na które poszliśmy przed trzema tygodniami popatrzeć. W jakiejś wiosce załoguje tam honwedzki oddział karabinów maszynowych, a my weszliśmy przypadkowo do karczmy, gdzie te honwedy jak wściekłe tańcowały swego czardasza. Rozdzierało to pyski od jednego ucha do drugiego: „U ram, uram, biro ura m“ albo „L a n j o k, 1a n j o k, 1a — njok a falub a“. Siadamy tedy naprzeciwko nich i kładziemy sobie pochewki od bagnetów na stole. My wam tu zaraz damy „1 a n j o k“, wy pieskie syny! — powiadamy sobie, a niejaki Mejstrzyk, który miał łapy jak niedźwiedź, mrugnął na nas, że pójdzie potańcować i zabierze któremu z tych drabów dziewczynę. A trzeba ci wiedzieć, że dziewczyny tam były paluszki lizać: łydziate takie, biedrzate, piersiste. A gdy się te łobuzy madziarskie do nich w tańcu przyciskały, to było widać, że piersi tych dziewczyn są twarde, pełne, solidne, i że się im te karesy taneczne podobają, jednym słowem, umiały ocenić przyjemności tłoku. Więc ten Mejstrzyk skoczył żwawiutko i najładniejszą dziewuszkę zabiera bez ceremonii jakiemuś honwedowi. Ten na niego z pyskiem, Mejstrzyk dał mu zaraz porządnie w łeb, aż się Madziar nogami nakrył, a my za pochewki. Owinęliśmy rzemienie dokoła rąk, żeby nam bagnety nie powypadały i rzuciliśmy się w wir tej zabawy, a ja objąłem komendę i wołam: — Winny, niewinny, wal, bracie, po kolei! Szło nam jak po maśle. Hon<br> {{tab}}M*U<br> {{tab}}103<br> {{tab}} <br> {{tab}}wędy oknem w nogi, a my ich za nóżki i wciągamy nazad do sali. Kto nie był z naszych, dostał zdrowo. Przyplątał się tam niepotrzebnie ich starosta i żandarm, więc też oberwali. Karczmarz też dostał po łbie, bo zaczął po niemiecku urągać, że psujemy zabawę. A potem wyłapywaliśmy po wsi jeszcze i tych, co się chcieli ukryć przed nami. Jednego ich zugs — fuhrera znaleźliśmy w pewnym gospodarstwie na samym końcu wsi. Zaszył się głęboko w siano, ale na nic mu się to zdało, bo go zdradziła jego własna dziewczyna za to, że w karczmie tańczył z inną. Zapatrzyła się w naszego Mejstrzy — ka i zaprowadziła go potem w stronę Kiraly Hidy, gdzie pod lasem są suszarnie siana. Zawlekła go do jednej z takich suszarń i potem chciała od niego pięć koron, a on jej dał po gębie. Dogonił nas już koło samego obozu i narzekał sobie: myślał, że Madziarki są ogniste, a ta flądra nic, leżała jak pień i ciągle tylko szwargotała.<br> {{tab}}— Jednym słowem, Madziary, to hołota — zakończył swoje opowiadanie stary saper Wodiczka, na co mu Szwejk odpowiedział:<br> {{tab}}— Niektóry Madziar też nie winien, że Madziar.<br> {{tab}}— Jak to nie winien?! — irytował się Wodiczka. — Każdy winien, a ty nie gadaj głupstw! Życzyłbym ci, żebyś się dostał w takie opały, jak ja, kiedym tu był pierwszy dzień po przyjeździe na kursy. Jeszcze tego samego popołudnia spędzili nas jak stado baranów do kupy, a jakiś taki idiota zaczął rysować coś na tablicy i tłumaczyć nam, co to są blindaże, jak się robi podkopy i jak się jedno z drugim mierzy. I powiada, że kto jutro rano nie będzie miał w kajecie takich rysunków, jak on nam tłumaczył, to pójdzie do paki i dostanie słupka. Ciężka choroba, myślę sobie, zameldowałem się na te kursy, żeby się trochę zadekować, a tu mi każą robić maluneczki w kajecikach, jak sztubaczkowi jakiemu! Wściekłość mnie taka ogarnęła, że usiedzieć nie mogłem i mdło mi się robiło, jak spojrzałem na tego bałwana, co nam te rzeczy tłumaczył. Aż<br> {{tab}}164<br> {{tab}} <br> {{tab}}mnie ręce świerzbiały, żeby wszystko rozbić i rozmłócić na drzazgi z tej wściekłości. Nie czekałem wcale na kawę, prosto z baraku ruszyłem do Kiraly Hidy i w zapamiętaniu my — ślałem tylko o jednym, żeby wyszukać jaką speluneczkę zaciszną, schlać się porządnie, zrobić piekło, dać komuś po pysku i po wyszumieniu tej złości iść spokojnie do domu. Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi. Nad rzeką znalazłem rzeczywiście taki lokalik, jakiego było mi trzeba, zaciszny jak kapliczka, jakby stworzony do awantur. Siedziało tam tylko dwóch gości i rozmawiali z sobą po madziarsku, co mnie jeszcze bardziej rozzłościło. Toteż schlałem się prędzej, niż przypuszczałem, i po pijanemu nawet nie zauważyłem, że obok jest jeszcze jedna izdebka i że podczas gdy ja dokładałem starań, żeby się spić, do tej izdebki weszło z ośmiu huzarów, którzy rzucili się na mnie natychmiast, jak tylko tym dwom gościom dałem po pysku. Te drańskie huzary tak ci mnie zmordowali i zgonili między ogrodami, że nie mogłem trafić do demu i wróciłem dopiero nad ranem, a rano musiałem się zaraz meldować jako chory. Opowiedziałem, że wpadłem do dołu koło cegielni. Przez cały tydzień musieli mnie owijać w mokre prześcieradła, żeby mi się plecy nie obierały. Nie życz sobie, bratku, dostać się między takich łotrów. To nie ludzie, ale bydło.<br> {{tab}}— Kto mieczem wojuje, od miecza ginie — rzekł Szwejk. — Nie powinieneś dziwić się, że chłopy się zapamiętały. Wino trzeba było zostawić na stole, aby ciebie gonić po ogrodach w ciemnościach nocnych. Powinni byli załatwić się z tobą na miejscu i dopiero potem wyrzucić cię z lokalu. I dla nich byłoby tak lepiej i dla ciebie też, gdyby się z tobą byli rozprawili przy stole. Znałem szynkarza Paroubka w Libni. Pewnego razu upił się u niego jakiś druciarz jałowcówką i zaczął urągać, że wódka jest słaba i że szynkarz dolewa do niej wody, że gdyby on, druciarz, drutował sto lat i gdyby za cały zarobek kupił sobie takiej jałowcówki i gdyby tę jałowców<br> {{tab}}165<br> {{tab}} <br> {{tab}}kę wypił na raz, to jeszcze mógł by chodzić po linie i jego, niby tego Paroubka, nosić na ręku. Potem jeszcze dodał, że Parou — bek jest huncfot i bestia nie byle jaka, więc Paroubek otłukł mu o głowę jego myszołówki i zwoje drutów, wyrzucił go na ulicę i tłukł go drągiem od ściągania rolet, a był taki rozzłoszczony, że pędził tego druciarza aż do Domu Inwalidów w Karlinie, stamtąd na Zyżków, potem przez żyżkowskie piece do Maleszyc, gdzie wreszcie o swego gościa drąg przetrącił, tak że mógł powrócić do Libni. No tak, ale w gniewne zapomniał,, że w szynku siedziało sporo gości, i nie pomyślał, że w jego nieobecności będą sobie gospodarować te draby według własnego uznania. I tak też było, gdy wreszcie dotarł do swego szynku. Przed drzwiami, na które do połowy zapuszczono żaluzje,, stali dwaj policjanci, którzy wstawili się okropnie, gdy w szynku robili porządek. Zapasy szynku były na poły wypite, na chodniku leżała pusta baryłka od rumu, a pod bufetem znalazł Paroubek dwóch schlanych gości, niedostrzeżonych przez policję. Paroubek wyciągnął ich stamtąd, a ci chcieli mu zapłacić po dwa grajcary, bo powiadali, że więcej żytniej nie wypili. Zapalczywość się nie opłaca. Tak samo jest na wojnie. Najprzód nieprzyjaciela bijemy i pędzimy przed sobą dniem i nocą. a potem trzeba wielkich sił. żeby jak najszybciej uciekać:.<br> {{tab}}— Ja ich sobie dobrze zapamiętałem i gdyby mi który z tych drabów wszedł w drogę. to ja bym się z nim rozliczył. My sapery. jak się porządnie rozzłościmy. to jesteśmy dranie. Kanoniery. to gołąbki w porównaniu z nami. Gdyśmy byli na froncie pod Przemyślem. to był u nas kapitan<br> {{tab}}Świnia. jakiej drugiej nie ma pod słońcem. Szykanował nas ten kapitan tak bezustanme. że jakiś Bitterlich z naszej kompanii. Niemiec. ale bardzo porządny człowiek. zastrzelił się z tego powodu. Więc powiedzieliśmy sobie tylko tyle. że jak się od strony rosyjskiej zacznie awantura to i kapitana Jetzba — chera musi trafić. jaka kula. Tak też się stało: jak tylko Moskale zaczęli strzelać. posłaliśmy mu pięć kulek. Twarde miał<br> {{tab}}166<br> {{tab}} <br> {{tab}}gałgan życie, jak kot, i trzeba było dobić go, żeby się nie narobił jaki bigos. Tylko zamruczał, ale tak jakoś wesoło, szpa — sownie.<br> {{tab}}Wodiczka roześmiał się:<br> {{tab}}— Takie rzeczy są na froncie rzeczą zwyczajną. Jeden mój kolega opowiadał mi, że jak byli pod Białogrodem w gefechcie, to w taki sam sposób zakatrupili swojego oberlejtnanta, który też był pies niezgorszy, bo zastrzelił dwóch żołnierzy, którzy podczas marszu opadli z sił i dalej już się wlec nie mogli. Jak go dokończyli, to się jeszcze zebrał w sobie i zaczął gwizdać do odwrotu. Podobno okropnie to było śmieszne.<br> {{tab}}Prowadząc tak interesującą rozmowę, doszli wreszcie Szwejk i Wodiczka tam, gdzie na Szopronyi utcza pod numerem szesnastym znajdował się handel żelazem pana Kakonyi.<br> {{tab}}— Ty, bratku, lepiej poczekaj tu przed bramą — rzekł Szwejk do Wodiczki. — Wpadnę na górę, oddam list, poczekam na odpowiedź i za chwilkę będę znowuż na dole.<br> {{tab}}— Ja miałbym cię opuścić? — zdziwił się Wodiczka. — Mówię ci jeszcze raz, że nie znasz Madziarów. Tutaj potrzebna jest wielka ostrożność.<br> {{tab}}— Słuchaj, Wodiczko — rzekł Szwejk z wielką powagą — tu nie chodzi o Madziara, ale o jego żonę.. Przecież opowiedziałem ci o wszystkim, kiedyśmy siedzieli u tej czeskiej kelnerki, że zanoszę list od swego oberlejtnanta i że to jest sekret absolutny. Mój oberlejtnant napominał mnie bardzo surowo, że o tym nie wolno pisnąć ani słówka przed nikim, a ta twoja kelnerka też mówiła, że oberlejtnant ma rację i że to jest sprawa dyskretna i nikt nie powinien wiedzieć o tym, że pan oberlejtnant pisuje listy do zamężnej kobiety. Ty sam przyświadczałeś i kiwałeś głową. Wytłumaczyłem wam obojgu, jak się należy, że wykonywam ściśle rozkaz swego oberlejtnanta, a ty się zawziąłeś i chcesz raptem iść razem ze mną na górę.<br> {{tab}}— Ty mnie jeszcze nie znasz, bracie Szwejku — odpowie<br> {{tab}}167<br> {{tab}} <br> {{tab}}dział również z wielką powagą stary saper Wodiczka. — Jak raz powiem, że z kimś idę, to tak samo, jakby inny złożył uroczystą przysięgę. We dwóch zawsze bezpieczniej.<br> {{tab}}— Ja ci to wyperswaduję, mój Wodiczko. Czy wiesz, gdzie jest ulica Neklana na Wyszehradzie? Więc tam miał warsztat ślusarz, Wobornik. Był to człowiek sprawiedliwy i dnia pewnego, kiedy powrócił z pijatyki, przyprowadził sobie do domu wesołego kompana na nocleg. A potem musiał długo leżeć, a żona jego dzień w dzień, kiedy nakładała mu opatrunek na ranę na głowie, powtarzała te słowa: — Widzisz, Antosiu, żebyś był przyszedł sam, to byłabym trochę pourągała i nie byłabym cię grzmotnęła w główkę gwichtem od wagi. — On zaś, gdy już odzyskał mowę i mógł odpowiadać, powtarzał: — Masz rację, matko, jak na drugi raz pójdę gdzie, to nie przyprowadzę z sobą nikogo.<br> {{tab}}— Tego by jeszcze brakowało — rozłościł się Wodiczka — żeby nam ten Madziar miał dać czymś w łeb. Złapię go za kark i zrzucę go z piętra na dół tak elegancko, że poleci jak szrapnel. Z tymi łobuzami madziarskimi trzeba postępować ostro. Pieścić się z takimi nie warto.<br> {{tab}}— E, mój Wodiczko, przecież nawet tyle nie piłeś, żeby gadać takie rzeczy. Ja wypiłem o dwie ćwiartki więcej, niż ty. Pomyśl tylko dobrze, że nie możemy przecie wywołać jakiego skandalu. Ja za to odpowiadam. Przecie tu chodzi o kobietę.<br> {{tab}}— I kobieta może oberwać, jeśli o to chodzi. Mnie wszystko jedno. Mówię ci, że nie znasz jeszcze starego sapera Wodi — czki. Pewnego razu w Zabiehlicach na „Różanej kępie*’ jedna taka maszkara nie chciała ze mną tańczyć, że niby miałem spuchniętą twarz. Prawda, że twarz miałem spuchniętą, ponieważ akurat wracałem z pewnej zabawy tanecznej w Ho — stiwarzu, ale takiej obrazy ścierpieć nie mogłem, więc powiadam: — Żeby mi szanowna panienka nie zazdrościła, to służę pani i ja. — I wlepiłem jej, co się należało, ale z takim<br> {{tab}}168<br> {{tab}} <br> {{tab}}szykiem, że przewróciła stół, przy którym siedziała z tatusiem, z mamusią, z dwoma braćmi. Kufle i wszystko poleciało na ziemią. Ale nie zląkłem się całej „Różanej kępy“. Byli też znajomi z Wrszowic i pomogli mi. Spraliśmy z pięć rodzin razem z dziećmi. Hałas było słychać chyba aż w Michli, a następnie była cała ta awantura opisana w gazetach, bo to była taka zabawa ogrodowa jakiegoś stowarzyszenia jakichś tam mieszczan. Więc widzisz, bracie, sprawa jest jasna. Jak mnie dopomogli dobrzy ludzie, tak i ja dopomogę tobie i każdemu koledze, gdy się zanosi na coś grubego. Rąb mnie, bracie, siekaj mnie, nie ruszę się od ciebie. Madziarów nie znasz... Nie możesz przecie uczynić mi takiego wstrętu, żebyś mnie od siebie odpędzał, skoro widzimy się po raz pierwszy od tylu lat i jeszcze w takich okolicznościach.<br> {{tab}}— W takim razie pójdź ze mną — zdecydował Szwejk — ale musisz postępować bardzo ostrożnie, żebyśmy sobie nie nawarzyli jakiego piwa.<br> {{tab}}— Nie kłopocz się, kolego — szepną! Wodiczka, wchodząc ze Szwejkiem na schody — jak ja go trzepnę...<br> {{tab}}I jeszcze ciszej dodał:<br> {{tab}}— Zobaczysz sam, że z takim łobuzem madziarskim damy sobie łatwo radę.<br> {{tab}}Gdyby w bramie tego domu był ktoś rozumiejący po czesku, to byłby usłyszał hasło Wodiczki: — Ty nie znasz Madziarów... — Było to streszczenie mądrości życiowej, którą zdobył Wodiczka w zacisznym szynczku nad Litawą, otoczonym ogrodami sławetnej Kiraly Hidy i górami, które żołnierze wspominać będą zawsze z przekleństwem i nienawiścią z powodu niezliczonych udręk i ćwiczeń przy zaprawianiu się do mordów masowych przed wojną i podczas wojny.<br> {{tab}}Szwejk i Wodiczka stali przed drzwiami mieszkania pana Kakonyi. Zanim Szwejk nacisnął guzik dzwonka, rzekł do Wodiczki:<br> {{tab}}169<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Słyszałeś już zapewne, kolego, że ostrożność jest matką<br> {{tab}}mądrości.<br> {{tab}}— Ja gwiżdżę na ostrożność — odpowiedział Wodiczka. — Trzeba tak zrobić, żeby nie miał czasu na otwarcie gęby.<br> {{tab}}— Tu nie chodzi o żadne otwarcie gęby, Wodiczko — rzekł Szwejk i zadzwonił, a Wodiczka dodał:<br> {{tab}}— Eins, zwei i mój Madziar zleci na łeb po schodach. Drzwi się otworzyły i służąca pytała przybyłych po węgier<br> {{tab}}sku, czego sobie życzą.<br> {{tab}}— Nem tudom — rzekł wzgardliwie Wodiczka. — Ucz się, panno, po czesku.<br> {{tab}}— V e r — s t e h — e n sie deutsch? — zapytał Szwejk.<br> {{tab}}— A bischen.<br> {{tab}}— Also sagen sie der Frau ich will die Frau sprechen, sagen sie, dass ein Brief ist v o n einem Herrn, draussen im Gang.<br> {{tab}}— Dziwię się — rzekł Wodiczka, wchodząc za Szwejkiem do przedpokoju — że z taką pindą rozmawiasz.<br> {{tab}}Stali w przedpokoju. Szwejk zamknął drzwi za sobą, rozejrzał się dokoła i rzekł:<br> {{tab}}— Ładne pomieszkanie mają i nawet dwa parasole na wieszaku wiszą, i obraz jest też niczego sobie.<br> {{tab}}Z pokoju, z którego słychać było szczękanie łyżek i brzęk talerzy, wyszła znowu służąca i rzekła do Szwejka:<br> {{tab}}— Frau ist gesagt, dass sie hat ka Zeit, wenn was ist, dass mir geben und sagen.<br> {{tab}}— Also — rzekł uroczyście Szwejk — der Frau ein Brief, aber halten Kuschen.<br> {{tab}}Podał jej list nadporucznika Lukasza.<br> {{tab}}— Ich — dodał, wskazując palcem na siebie — Antwort warten hier in die Yorzimmer.<br> {{tab}}— Czemu nie siadasz? — zapytał Wodiczka, który usadowił się na krześle pod ścianą. — Masz krzesło i siadaj. Nie<br> {{tab}}170<br> {{tab}} <br> {{tab}}stój jak jaki dziad. Nie poniżaj się przed tym Madziarem. Zobaczysz, że będńemy z mm mieli awantoę, ak ja go frzepmę.<br> {{tab}}Przez chwdę milczał, a potem zapytał:<br> {{tab}}— Gdzieżeś się nauczył po niemiecku?<br> {{tab}}— Sam z siebie — odpowiedział Szwejk. Znowuż zapanowała cisza, aż raptem z pokoju, do którego służąca zaniosła list, doleciał wklki krzyk i hałas. Ktoś grzmotnął czymś ciężkim o ziemię, po czym słychać było wyrażnie tłuczenie szklanek i talerzy, pomieszane z wykrzykiwanymi słowami:<br> {{tab}}— Basom a z a n i a t, basom a z ^tenet, basom a Kristus Mar j ś t, basom a z astyadat, b asom vilagot!<br> {{tab}}Drzwi się rozwarły i do przedp°koju wpadł mężczyzna w kwiecie wieku z serwetką na szvi. Wymachiwał wściekle listem przyniesionym prz:ez ISzwejlca.<br> {{tab}}Najbliżej siedział stary saper Wodiczka i rozgniewany pan donrn zwrócił się też przede wszystkim d° niego.<br> {{tab}}— Was soli das hei^sen? W o ist der ver — fluchte Ker^ welcher diesen Brief ge — bracht ha??<br> {{tab}}— Powoii, mc^^ci panie — rzekł Wodiczka, wstając z krzesła — nie wrzeszcz tak głośno, żebyś czasem nie wyleciał za drzwi, a jeśli chcesz wiedzieć, kto ten list przyniósł, to zwróć się grzecznie do kolegi Szwejka. Ale rozmawiaj z nim grzeczni, jeśb nie chcesz zlecieć po scHodach..<br> {{tab}}Przyszła kolej na Szwejka, aby doświadczył na sobie bogatej wymowy pana, z serwetką na szyk Wykrzykiwał on piąte przez dziewiąte, że tego owego, że akurat jedli obiad.<br> {{tab}}— Właśnie słyszeliśmy, że państwo jedzą obiad — przyświadczył Szwejk łamaną memczyzną i dodał po czesku, — Nie pomyśleliśmy o tym, że pora jest obiadowa i że przerywamy państwu spożywame posiłku.<br> {{tab}}— Nie poniżaj się — odezwał się Wodiczka.<br> {{tab}}Zagniewany pan gestykuoował tak mocno, że serwetka<br> {{tab}}171<br> {{tab}} <br> {{tab}}trzymała się na szyi już tylko małym koniuszkiem. Łamaną niemczyzną wykrzykiwał dyjej, że rsszu myśtał, że ten list dotyrzy łzkich kwstzr ćUa woizka w demu, któzy just wte — onościa jekł kony.<br> {{tab}}— Tutej emjyściłoby ciy ^toteny jusysty spory wzoizka — stekł Szwoyk — yjy wy tym l^cte chotteite y ro inne^, łyk pyn ciy mszawodmy sam psżktonał.<br> {{tab}}Pan domu ztepał ciy za gtowę i zaszął głczno wykszyldwać, żt tey był jo0onontem żsteawy, ży y tessy chyZnje ajużyłby ay woizku, aje ma chorobę nzzkawą. Za jego czasów ofice — rowje me byli tezy swawolni, żeby zaktócati spoko ay domach porządnych obywateli. Groził, że Ust pośje do puł<br> {{tab}}ku, do mimstersteya wolny, opübhkuje go w gazetech.<br> {{tab}}— Proszę pana — szeky z wfeUcim dostejer^wem Szwejk — ten lisy napteatem ła. Ich geschHebo^ kein Ober leu tean t PodpLy tyyko tek sobte osaiszowanyi U n j z ry schrHt, Name f 1 s yłi. Pańska żona baodzo ai. sęę podoba, I c h 1 i e b e ihre F r a U. Ja jestem ay pańsktey żome zakochany po same uszy. jak mawte. poeta Yrchhcky. Kapi tales Frau.<br> {{tab}}„Wzburzony pan chciał się rzucić na Szwejka. k Sóry s tay spokojme i nie zdradzał strachu. ale s tary saper Wodtezka. który bardzo uważme śledził każdy ruch zagntewanego pana. wyrwał mu list z ręki. wsunął go do kteszeni. i zanim się pan Kzyrzyi ^ri^:^^zitow^^:^t. złapał go Wrdicska. szniósł go ku drzwirm. otworzył je wrlną ręką. a po yhwili słyyhać było. jak yoś chukiego stayza się po sehodaeh.<br> {{tab}}Ws^stko stało się tak ss^ko. jak osiżje się ar „bajce. gdy diaeeł przychodzi srtee po ouszę. ytsra mu się ssprsżćlała.<br> {{tab}}W przeopkyrju prsrsteła tylko SŻZWŻ^S ssgniżwsnego pana. Sswbjy ^dntósł Ją, sspuysł gi^s^^^snl^ °o orswi PO^U, z ytsregr przżćł pięciu mmutsmi w^sżcn psn Kstanyi 1 s ktś — mgr styd^ „yto ^SCS toteżty.<br> {{tab}}— Ooosję pam sżrwżteę — rsżta Sswbjk, rwrscsjąy s^ę<br> {{tab}}172<br> {{tab}} <br> {{tab}}bardzo uprzejmie do pani, która płakała na kanapie. — Żeby jej nie podeptali. Moje uszanowanie pani.<br> {{tab}}Trzasnął obcasami, zasalutował i wyszedł do sieni. Na schodach nie było widać żadnych śladów walki, bo wszystko zgodnie z przewidywaniem Wodiczki poszło bardzo gładko. Tylko na dole, koło bramy znalazł Szwejk rozdarty biały kołnierzyk. Tutaj odegrał się widać ostatni akt tragedii, gdy pan Kakonyi trzymał się bramy i rozpaczliwie się bronił, aby nie został wywleczony na ulicę.<br> {{tab}}Natomiast na ulicy był ruch niezgorszy. Pan Kakonyi został zawleczony w pobliską bramę, gdzie polewano go wodą, a na środku ulicy stary saper Wodiczka, jak lew walczył z kilku honwedamihuzarami, którzy stanęli w obronie swego ziomka. Wywijał on bagnetem na pasie jak cepem. Walczył po mistrzowsku, ale nie walczył sam.<br> {{tab}}Ramię przy ramieniu walczyło obok niego kilku żołnierzy czeskich z różnych pułków. Przechodzili akurat ulicą i pośpieszyli ziomkowi z pomocą.<br> {{tab}}Szwejk mówił później, że sam nie wie, jak się dostał do tej awantury: ponieważ nie miał bagnetu, więc opędzał się kijem, który mu się do rąk przyplątał, a był własnością jakiegoś wystraszonego świadka tej bijatyki.<br> {{tab}}Awantura trwała dość długo, ale nawet najpiękniejsze rzeczy mają swój koniec. Nadeszło wojsko z bereitschaftu i zabrało z sobą uczestników walki.<br> {{tab}}Szwejk maszerował ze swoim kijem, który przez komendanta bereitschaftu uznany został jako corpus delicti. Szedł krokiem równym obok starego sapera Wodiczki, trzymając kij na ramieniu niby karabin.<br> {{tab}}Stary saper Wodiczka przez cały czas milczał uparcie i dopiero gdy wchodzili na odwach, rzekł melancholijnie do Szwejka:<br> {{tab}}— A co, nie mówiłem ci, że Madziarów nie znasz?<br> {{tab}} <br> {{tab}}IV<br> {{tab}}Nowe cierpienia.<br> {{tab}}Pułkownik Schroder z zadowoleniem spoglądał na bladą twarz nadporucznika Lukasza, który miał duże sine kręgi pod oczami i był obrazem zmęczenia. Nadporucznik nie mógł patrzeć w twarz swego zwierzchnika, ale ukradkiem, jakby studiował jakieś ważne zagadnienie, spoglądał na mapę dyslokacji wojsk w obozie. Mapa ta była jedyną ozdobą całej kancelarii pułkownika.<br> {{tab}}Przed pułkownikiem leżało na stole kilka gazet z artykułami zakreślonymi kolorowym ołówkiem. Pułkownik obrzucił je jeszcze raz spojrzeniem, a potem rzekł, patrząc uważnie na nadporucznika Lukasza:<br> {{tab}}— Więc pan już wie o tym, że służący pański, Szwejk, jest pod aresztem i że zostanie prawdopodobnie oddany pod sąd clywizyjny?<br> {{tab}}— Wiem, panie pułkowniku.<br> {{tab}}— Oczywiście, że to nie wszystko — z naciskiem rzek! pułkownik, pastwiąc się nad swoim podwładnym, — Na tym sprawa się nie skończy, Opinia publiczna jest wzburzona tym, co spłatał pański służący, ale do całej tej afery zostało wplątane także i pańskie nazwisko, panie nadporuczniku, Z dowództwa dywizji nadesłano nam już pewien materiał, Mamy<br> {{tab}}174<br> {{tab}} <br> {{tab}}także kilka gazet, które pisały o wypadku. Może pan mi te artykuły przeczyta na głos.<br> {{tab}}Podał nadporucznikowi Lukaszowi gazety z zakreślonymi artykułami, a nadporucznik zaczął odczytywać jeden z nich, głosem tak monotonnym, jakby z czytanki dla dzieci odczytywał zdanie: „Miód jest daleko pożywniejszy i strawniejszy od cukru“.<br> {{tab}}Gdzie mamy gwarancję swej przyszłości?<br> {{tab}}— Czy to jest „Pester Lloyd“, panie nadporuczniku? — zapytał pułkownik.<br> {{tab}}— Tak jest, panie pułkowniku — odpowiedział nadporucznik Lukasz i czytał dalej:<br> {{tab}}Wojna wymaga współdziałania wszystkich obywateli monarchii austrowęgierskiej. Jeśli chcemy zapewnić sobie pokój i bezpieczeństwo, to wszystkie narody muszą wspomagać się wzajemnie, a gwarancja naszej przyszłości spoczywa właśnie w tym rzetelnym szacunku, jaki narody okazują sobie wzajemnie. Największe ofiary naszych dzielnych żołnierzy, posuwających się stale naprzód, byłyby daremne, gdyby nasze tyły, czyli organa odżywcze naszych sławnych wojsk, nie były należycie zjednoczone, gdyby za piecami naszych żołnierzy pojawiały się żywioły. rozbijające jednolitość państwa, a przez swoją niegodziwą agitację obniżające wartość władzy państwowej. Żywioły takie musiałyby uniemożliwić ostatecznie współdziałanie obywateli i doprowadziłyby do zamieszek. W tej chwili, dziejowo tak ważnej, nie możemy spoglądać spokojnie na garść ludzi, którzy powodowani szowinizmem narodowym zakłócają zgodną pracę wszystkich narodów i przeszkadzają dziełu ukarania tych nędzników, którzy na państwo nasze napadli bez jakiegokolwiek powodu z zamiarem odarcia go ze wszystkich dóbr kulturalnych. Nie podobna przemilczeć tych objawów chorobliwej nienawiści, która dąży tylko do zniweczenia jedności w duszach narodu. Już nieraz nadarzała się nam sposobność do zwracania uwagi na to, że Władze wojskowe zmuszone były z całą surowością występować przeciwko jednostkom z czeskich pułków, które to jednostki, nie szanując chwalebnej tradycji owych pułków, krzewią po miastach i miasteczkach węgierskich nienawiść przeciwko całemu narodowi czeskiemu, który jako całość niczemu nie jest<br> {{tab}}175<br> {{tab}} <br> {{tab}}<br> {{tab}}winien, albowiem zawsze stał niezachwianie na straży interesów tego państwa, o czym świadczy długi szereg znakomitych wodzów czeskich, że wspomnimy tu jedynie o sławnej pamięci marszałku Radeckim i innych obrońcach mocarstwa austrowęgierskiego. Tym to świetlanym postaciom przeciwstawia się kilku łobuzów należących do czeskich szumowin społecznych. Korzystają oni z wojny światowej, aby zakłócać jednomyślność narodów monarchii, kierując się przy tym swymi najniższymi popędami. Zwracaliśmy już uwagę na awantury pułku Nr... w Debreczy — nie, którego postępki były oświetlone i potępione przez sejm w Budapeszcie, a którego sztandar pułkowy został później na froncie — skonfiskowano. Kto ma na sumieniu ten haniebny grzech? — Skonfiskowano. — Kto pędził czeskich żołnierzy — skonfiskowano. — Na co jeszcze pozwoli sobie obca hołota w naszej ojczyźnie, jeśli ujdzie jej bezkarnie to, co się stało niedawno w Kiraly Hidzie nad Litawą? Jakiej narodowości są ci żołnierze i do jakiego pułku należą łotrzykowie, którzy napadli i poturbowali tamtejszego obywatela i kupca, pana Gyula Kakonyi? Uważamy za bezwzględny obowiązek władz wojskowych, aby się zabrały z całą energią do zbadania tej sprawy oraz do stwierdzenia, jaka rola w tym szczuciu przeciwko narodowi węgierskiemu przypada nadporucznikowi Lukaszowi, którego imię powtarzane bywa w mieście w związku z tym, co się tam niedawno stało. Donosi nam o tym nasz korespondent miejscowy, który śledzić będzie uważnie dalszy ciąg tej sprawy, niewątpliwie wysoce interesującej dla wszystkich czytelników „Pester Lloydu“. Jednocześnie wszakże oczekujemy komunikatu urzędowego o zbrodni w Kiraly Hidzie, jakiej dopuszczono się na miejscowej ludności madziarskiej. Że sprawą tą zajmie się także sejm w Budapeszcie, o tym mówić nie trzeba. Czeskich żołnierzy, przejeżdżających przez Węgry na front, trzeba nauczyć szacunku dla naszych praw korony św. Stefana. Jeśli zaś istnieją jeszcze ludzie, którzy nie rozumieją znaczenia takich wybryków, jakie się zdarzają, to niechaj wiedzą, że w czasach wojny różnych awanturników uczy się poszanowania prawa kul^, stryczkiem, kryminałem i bagnetem. Gdzie nie ma dobrej woli, tam siła nauczy, jak trzeba się liczyć z interesami naszej wspólnej ojczyzny.<br> {{tab}}— Kto jest podpisany pod tym artykułem, panie nadpo — ruczniku?<br> {{tab}}176<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Bela Barabasz, redaktor i poseł, panie pułkowniku. — To ’ znany drań, panie nadporuczniku. Ale zanim się ta rzecz dostała do „Pester Lloydu“, ten sam artykuł był już wydrukowany w „Pesti Hirlap“. A teraz niech mi pan przeczyta urzędowe tłumaczenie artykułu, który ukazał się w szo — prońskiej gazecie „Szopronyi Naplo“.<br> {{tab}}Lukasz odczytywał artykuł, w którym redaktor z jakimś osobliwym zamiłowaniem powtarzał takie zwroty, jak: przykazanie mądrości państwowej, porządek państwowy, ludzka nik — czemność, podeptana godność ludzka, uczta ludożerców, zmasakrowane społeczeństwo, banda mameluków itd. Z artykułu wynikało, że Węgrzy na własnej ziemi są najbardziej prześladowanym narodem, a napisany był takim tonem, jakby czescy żołnierze napadli autora, powalili go na ziemię, skakali po jego brzuchu, on zaś ryczał z oburzenia i bólu, a ktoś tam jego ryk stenografował.<br> {{tab}}O pewnych poważnych sprawach — wyrzekał „Szopronyi Na — plo“ tonem płaczliwym — nie pisze się nic, chociaż nie wiadomo, dlaczego. Każdy z nas wie, co to jest czeski żołnierz na Węgrzech i na froncie. Wszyscy doskonale wiemy, co Czesi potrafią, jakie czynniki tu działają i kto wszystko aranżuje. Czujność władz zwraca się, oczywiście, ku sprawom ważniejszym, ale dla tych ważniejszych rzeczy nie powinno się przeoczać rzeczy pomniejszych, które mają też swoje znaczenie, jak np. wypadki w Kiraly Hidzie. Nasz artykuł wczorajszy miał piętnaście skreśleń, toteż i dzisiaj ze względów technicznych nie możemy wypowiedzieć się obszernie i szczegółowo o tym, co się tam stało. Korespondent’ nasz, wysłany na miejsce, donosi nam, że władze zabrały się do śledztwa z wielką energią. Dziwi nas jedynie to, że niektórzy uczestnicy masakry w Kiraly Hidzie jeszcze nie zostali aresztowani. Dotyczy to osobliwie pewnego pana, który, jak się dowiadujemy, jeszcze ciągle przebywa w obozie i bezkarnie afiszuje się w odznakach swego „papageiregimentu“. Imię jego było wymienione onegdaj w „Pester Naplo“. Jest to znany czeski szowinista Lukasz, o którego wybrykach podana będzie interpelacja przez posła naszego Gezę Savanyu, reprezentującego okrąg Kiraly Hida.<br> {{tab}}Szwejk 1211<br> {{tab}}177<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Równie uprzejmie pisze o panu tygodnik wychodzący w Kiraly Hidzie — rzekł pułkownik Schroder do nadporucznika — a także gazety presburskie. Ale nie będzie to pana interesowało, ponieważ wszystkie te artykuły pisane są na jedno kopyto. Z politycznego punktu widzenia da się to łatwo wytłumaczyć, ponieważ my, Austriacy, czy jesteśmy Niemcami, czy Czechami, w porównaniu z Madziarami stoimy jednak:... Rozumie pan, panie nadporuczniku? Mamy tu do czynienia z pewną tendencją. Bardziej interesującym dla pana byłby artykuł „Komarneńskiej Gazety Wieczorowej“, w której mowa o tym, że chciał się pan dopuścić gwałtu na pani Kakonyi i to w jadalni podczas obiadu i w obecności jej męża, któremu groził pan szablą, zmuszając go do zatykania żonie ust ręcznikiem, żeby nie krzyczała. To jest niejako ostatnia o panu wiadomość, panie nadporuczniku.<br> {{tab}}Pułkownik uśmiechnął się i mówił dalej:<br> {{tab}}— Władze nie spełniły swego obowiązku. Cenzura prewencyjna tutejszych pism jest też w ręku Madziarów. Robią sobie z nami, co im się żywnie podoba. Oficer nasz nie ma ochrony przed taką cywilną redaktorską świnią madziarską. Dopiero na skutek naszego ostrego wystąpienia czy też telegramu naszego sądu dywizyjnego, prokuratoria w Budapeszcie wydała rozporządzenia, aby przyaresztowano niektórych ludzi w tych krzykackich redakcjach. Najwięcej nabroił redaktor „Komarneńskiej Gazety Wieczorowej*’, ale popamięta on swoją gazetkę! Ja zostałem upoważniony przez sąd dywizyjny,, abym pana przesłuchał jako pański zwierzchnik:. Posłano mi też papiery dotyczące całego śledztwa. Wszystko byłoby się dobrze skończyło, gdyby nie ten pański Szwejk nieszczęśliwy. Razem z nim znajduje się niejaki saper Wodiczka, u którego po bijatyce znaleziono pański list;, napisany do pani Kakonyi. Otóż pański Szwejk twierdził przy badaniu, że to on sam ten list napisał, a kiedy kazano mu go przepisać, żeby można było porównać charakter pisma, mój Szwejk prze<br> {{tab}}178<br> {{tab}} <br> {{tab}}pisał, ale potem zeżarl pański list. Z kancelarii pułku wysłano następnie do sądu dywizyjnego pańskie raporty dla porównania ich z rękopisem Szwejka i oto masz pan rezultat badania:<br> {{tab}}Pułkownik wyszukał w dokumentach jakiś papier i pokazał w nim nadporucznikowi miejsce podkreślone: „Oskarżony Szwejk odmówił napisania podyktowanych mu zdań, twierdząc, że przez noc zapomniał pisać“.<br> {{tab}}— W ogóle ja, panie nadporuczniku, nie przywiązuję do tego wszystkiego żadnej wagi i jest dla mnie obojętne, co tam na śledztwie wygaduje ten pański Szwejk, czy saper Wodiczka. Szwejk i saper twierdzą, że chodziło jedynie o jakiś niewinny żarcik, na którym się nie poznano, i że sami zostali napadnięci przez cywilistów, więc musieli się bronić dla ratowania honoru wojskowego. Przy śledztwie wyszło na jaw, że cały ten Szwejk, to ładny numer. Na przykład na pytanie, dlaczego się nie przyznaje, odpowiedział do protokółu: — Ja, powiada, znalazłem się w takiej samej sytuacji, w jakiej znalazł się pewien służący akademickiego malarza Panuśki z powodu jakichś obrazów Marii Panny. Kiedy mu zarzucano sprzeniewierzenie tych obrazów, to także nie mógł odpowiedzieć nic innego, tylko to jedno: — Czy chcecie, żebym sobie wyrwał serce z piersi? — Oczywiście, postarałem się, żeby na wszystkie te napastliwe i nikczemne artykuły tutejszych gazet dana była należyta odpowiedź w imieniu sądu dywizyjnego. Dzisiaj się te sprostowania porozsyła i mam nadzieję, że uczyniłem wszystko, co było trzeba dla naprawienia tych świństw, których narobiły te dziennikarskie bestie cywilno — madziarskie.<br> {{tab}}Zdaje mi się, że stylizacja moja jest bardzo dobra:<br> {{tab}}Sąd dywizyjny Nr... i dowództwo pułku Nr... oświadczają, że artykuł zamieszczony w piśmie miejscowym o rzekomych awanturach szeregowców pułku Nr... w niczym nie odpowiada rzeczywistości i od pierwszego do<br> {{tab}}i2«n<br> {{tab}}179<br> {{tab}} <br> {{tab}}ostatniego słowa jest zmyślony. Wdrożono śledztwo przeciw kierownikom pism, które pozamieszczały owe kłamliwe wiadomości i winowajcy będą surowo ukarani.<br> {{tab}}— Sąd dywizyjny — mówił pułkownik dalej — wypowiada się w liście do naszego pułku, iż zdaniem jego nie chodzi 0 nic innego, tylko o systematyczne podjudzanie przeciwko oddziałom wojskowym przybywającym z Przedlitawii do Za — litawii. Niech pan porówna z łaski swojej, ile wojska wysłaliśmy na front my, a ile oni. Powiem panu tylko tyle, że żołnierz czeski jest mi daleko milszy niż ta hołota madziarska. Ja mam takie wspomnienia, że mnie wściekłość ogarnia. Pod Białogrodem ostrzeliwali Madziarzy nasz drugi marszbatalion, nasz marszbatalion nie wiedział, że strzelają te gałgany madziarskie i zaczął strzelać do deutschmeistrów na prawym skrzydle, a deutschmeistrzy też się nie zorientowali i zaczęli ostrzeliwać pułk bośniacki, który stał obok nich. Mówię panu, że była wtedy sytuacja jak się patrzy! Ja byłem akurat w sztabie brygady na obiedzie, dnia poprzedniego mieliśmy na obiad tylko szynkę i zupę konserwową, więc tego dnia mieliśmy dostać porządny obiad: rosół z kurą, filet z ryżem i ciastka z szodonem. W wigilię tego dnia powiesiliśmy jakiegoś serbskiego handlarza winem, a nasi żołnierze znaleźli w jego piwnicy winko liczące sobie trzydzieści latek. Może pan sobie wyobrazić, jak cieszyliśmy się wszyscy, że będzie dobry obiad. Zjedliśmy rosół, zabieramy się do kury, gdy wtem padają pojedyncze strzały, a potem zaczyna się strzelanina na dobre. Zaś nasza artyleria, która pojęcia o tym nie miała, że to się ostrzeliwują nasze własne oddziały, zaczęła prażyć naszą linię i jeden granat padł tuż koło sztabu naszej brygady. Serbowie pomyśleli widać, że u nas wybuchnął bunt, i ze wszystkich stron zaczęli nas prać z czego się dało, a zarazem przeprawili się przez rzekę. Generała brygady wołają do telefonu, a generał dywizji zaczyna się pie — kłować, co to za błazeństwo na odcinku brygady, bo akurat<br> {{tab}}180<br> {{tab}} <br> {{tab}}dostał rozkaz ze sztabu armii, aby rozpocząć atak na pozycje serbskie o godzinie drugiej minut trzydzieści pięć w nocy od lewego skrzydła. — My — powiada — jesteśmy w rezerwie, więc natychmiast kazał ogień wstrzymać. Ale to przecież śmieszne, gdy ktoś w takiej sytuacji chce „F e u e r e i n — s telle n“. Centrala telefoniczna brygady melduje, że nigdzie nie może się dodzwonić, tylko że sztab siedemdziesiątego piątego pułku melduje „ausharren“, że nie może dogadać się z naszą dywizją, że Serbowie obsadzili wzgórza dwieście dwanaście, dwieście dwadzieścia sześć i trzysta dwadzieścia siedem, żąda wysłania jednego batalionu jako łącznika i telefonicznego połączenia z naszą dywizją. Przerzucamy druty na dywizję, ale połączenie już było przerwane, ponieważ Serbowie dostali się na nasze tyły i od obu skrzydeł zamykali nas w trójkącie, w którym potem pozostało wszystko: piechota, artyleria i tabory z całą autokolumną, składy i szpital połowy. Przez dwa dni nie zsiadaliśmy z koni, a dy — wizjoner razem z brygadierem dostali się do niewoli. A wszystko to zawinili Madziarowie przez ostrzeliwanie naszego drugiego marszbatalionu. Rzecz prosta, że całą winę zwalili na nasz pułk.<br> {{tab}}Pułkownik splunął:<br> {{tab}}— Sam pan się teraz przekonał, panie nadporuczniku, jak haniebnie wyzyskali pańską przygodę w Kiraly Hidzie.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz zakaszlał, nie wiedząc, co odpowiedzieć.<br> {{tab}}— Panie nadporuczniku — zwrócił się do niego pułkownik z kordialną poufałością — połóż pan rękę na sercu i mów pan rzetelnie: ile razy przespał się pan z panią Kakonyi?<br> {{tab}}Pułkownik Schróder był tego dnia w usposobieniu bardzo dobrym.<br> {{tab}}— Niech pan mi nie gada, że zaczynał pan dopiero korespondować. Kiedym był w pańskich latach i zostałem wysiany na kursy miernicze do Jagru, to przez trzy tygodnie nic<br> {{tab}}181<br> {{tab}} <br> {{tab}}innego nie robiłem, tylko spałem sobie z Węgierkami. Trzeba było widzieć mnie wtedy. Co dzień inna. Młode, starsze, panny, mężatki, jak się zdarzyło. Odbywałem ten kurs mierniczy tak rzetelnie, że gdy potem wróciłem do pułku, to ledwo nóżki za sobą powłóczyłem. Najwięcej kosztowała mnie żona pewnego adwokata. Pokazała mi, na co stać Węgierki. Nos mi pogryzła i przez całą noc oka mi zmrużyć nie dała.<br> {{tab}}Powiada, że zaczął korespondować — pułkownik poufale klepnął nadporucznika po ramieniu. — Znamy się na tym. Niech pan nic nie mówi, bo ja mam o całej sprawie swoje własne zdanie. Związał się pan z babiną, jej małżonek was wytropił, a ten idiotyczny Szwejk:...<br> {{tab}}— Ale co prawda, to prawda, panie nadporuczniku, ten Szwejk, to jednak charakter*, że tak dobrze spisał się z pańskim listem. Takiego człowieka szkoda trzymać w areszcie. Wychowanie wojskowe mat. Bardzo mi się ten chłop podoba. Koniecznie trzeba będzie śledztwo przeciw niemu przerwać i sprawie łeb ukręcić. Pana sponiewierali w gazetach, więc obecność pańska jest tu zupełnie zbędna. W ciągu tygodnia wyprawiona zostanie marszkompania na front rosyjski. Jest pan najstarszym oficerem jedenastej kompanii, więc pojedzie pan jako jej dowódca. W brygadzie zostały poczynione odpowiednie zarządzenia. Niech pan powie feldfeblowi rachuby, żeby panu poszukał jakiego innego służącego zamiast tego Szwejka.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz odpowiedział pułkownikowi wdzięcznym spojrzeniem, ale pułkownik mówił dalej:<br> {{tab}}— Szwejka przydzielam panu jako KompanieOrdon — n a n z.<br> {{tab}}A więc wszystko jest w porządku. Życzę panu, aby się pan odznaczył na wschodnim froncie, i w ogóle wszystkiego najlepszego. A jeśli spotkamy się znowuż kiedy, to niech pan nie unika naszego towarzystwa, jak to było w Budziejowicach. Trzeba chodzić między nas...<br> {{tab}}182<br> {{tab}} <br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz wracając do siebie, powtarzał sobie przez całą drogę:<br> {{tab}}— Kompanie — Kommandant, Kompanie — Ordonnan z...<br> {{tab}}Przed jego oczami wyłaniała się bardzo wyraziście postać Szwejka.<br> {{tab}}Gdy nadporucznik polecił feldfeblowi rachuby Wańkowi, aby mu wyszukał jakiego nowego służącego zamiast Szwejka, ten odpowiedział:<br> {{tab}}— Myślałem, że pan nadporucznik jest ze Szwejka zadowolony.<br> {{tab}}Gdy się dowiedział, że Szwejk został mianowany ordy — nansem kompanii, zawołał:<br> {{tab}}— Boże, bądź nam miłościwi<br> {{tab}}W baraku sądu dywizyjnego o oknach zakratowanych are — sztanci wstawali według przepisu o godzinie siódmej rano i sprzątali sienniki porozściełane w kurzu i brudzie na podłodze. Prycz tam nie było. Za przepierzeniem długiej sali are — sztanci układali kołdry i sienniki, a ci, co robotę skończyli, siedzieli na ławach wzdłuż ściany i wiskali się (tacy przeważnie przybywali z frontu), albo też opowiadali sobie różne przygody.<br> {{tab}}Szwejk i stary saper Wodiczka siedzieli razem z innymi żołnierzami z różnych pułków i formacyj na ławie przy drzwiach.<br> {{tab}}— Spójrzcie no, chłopcy, na tamtego łobuza madziarskiego, co stoi przy oknie i modli się, żeby go nie skazali na grubą karę. Takiemu należy rozedrzeć pysk od ucha do ucha.<br> {{tab}}— Daj mu spokój, bo to człowiek porządny i dostał się tu za to, że nie chciał służyć w wojsku. On jest przeciwnikiem wojny i należy do jakiejś sekty, a do paki dostał się za to, że się trzyma przykazania bożego i nikogo nie chce zabić. Pokażą mu oni przykazanie boże! Przed wojną był na Morawach niejaki Nemrawa, który nawet flinty na ramię wziąć<br> {{tab}}183<br> {{tab}} <br> {{tab}}nie chciał, bo jak mówił, było to przeciwko jego zasadzie noszenie flinty na ramieniu. Wsadzili go do paki i potrzymali na chudym wikcie, a potem znowuż poprowadzili go do przysięgi. A on na to, że przysięgać nie będzie, bo przysięgi też nie uznaje. I wytrzymał wszystkie szykany.<br> {{tab}}— Widać jakiś głupi człowiek — rzekł stary saper Wodiczka. — Mógł przysięgać, ile wlezie, i nasrać na całą przysięgę.<br> {{tab}}— Ja już trzy razy przysięgałem — mówił jakiś piechur — i już trzeci raz siedzę w pace za dezercję. Gdybym nie miał świadectwa lekarskiego, że przed piętnastu laty zatłukłem moją ciotkę w napadzie choroby umysłowej, to już trzy razy byłbym na froncie rozstrzelany. Ale nieboszczka ciotka ratuje mnie jakoś za każdym razem i kto wie, może dostanę się ostatecznie zdrów i cały do domu.<br> {{tab}}— A za coś ty, kolego, zatłukł swoją ciocię? — zapytał Szwejk:.<br> {{tab}}— A za cóż się ludzi zatłukuje? — odpowiedział miły towarzysz. — Każdy może się łatwo domyślić, że za pieniądze. Miała baba piQć książek oszczędności i akurat przesłali jej procenty, kiedym do niej przyszedł głodny i obdarty. Prócz niej nie miałem żywego ducha na całym bożym świecie. Przyszedłem do niej i proszę. żeby się nade mną zlitowała. a ta, ścierwo. posyła mnie do roboty. że, powiada. taki młody, krzepki i zdrowy człowiek. Powiedzieliśmy sobie parę słów. a ja trąciłem ją parę razy pogrzebaczem w głowę i fizjonomię tak jej jakoś przyrządziłem. że nie wiedziałem. czy to ciocia. czy nie ciocia. Siedziałem koło niej i ciągle medytowałem. — Czy to ciocia. czy nie ciocia? — Nazajutrz znaleźli mnie koło cioci sąsiedzi. Potem siedziałem u wariatów na Slupach. a gdy przed wojną badała nas w Bohnicach komisja. zostałem uznany za wyleczonego i zaraz musiałem pójść do wojska i dosługiwać swoje zaległości.<br> {{tab}}184<br> {{tab}} <br> {{tab}}Obok rozmawiających przeszedł żołnierz o bardzo smutnym wyrazie twarzy i z miotłą w ręku.<br> {{tab}}— To nauczyciel niejaki, z ostatniej marszkompanii — rzekł strzelec, siedzący obok Szwejka — będzie zamiatał swój kąt. Ogromnie porządny człowiek. Siedzi tu za to, że napisał jakieś wierszyki.<br> {{tab}}— Chodź tu, bracie profesorze! — zawołał na człowieka z miotłą, który wolno i z powagą zbliżył się do ławy.<br> {{tab}}— Zadeklamuj nam ten wiersz o wszach.<br> {{tab}}Żołnierz z miotłą chrząknął i zadeklamował:<br> {{tab}}Wszystko zawszone. Front się wiszcze cały,<br> {{tab}}Od wszów się roi pod odzieżą.<br> {{tab}}W wygodnych łóżkach generały Co dzień bieliznę mają świeżą. Zawszeni wszyscy: młodzi, starzy, Nad wszów przyszłością, czuwa straż, Bo już się z pruską weszką parzy Nasz stary austriacki wszarz.<br> {{tab}}Smutny żołnierz z miotłą przysiadł się do towarzystwa i rzekł:<br> {{tab}}— Tyle tego wszystkiego i dla takiej drobnostki już cztery razy byłem przesłuchiwany przez pana audytora.<br> {{tab}}— Cała ta wszawa historia nie warta gadania — roztropnie rzekł Szwejk. — Chodzi jedynie o to, kogo sąd będzie uważał za starego wszarza austriackiego. Dobrze pan zrobił, że wtrącił pan słowo o parzeniu, bo od tego zbaranieją zupełnie. Trzeba im będzie wytłumaczyć, że wszarz to samiec wszy, bo inaczej nie wyplącze się pan z tej afery. Przecież nie pisał pan tego z zamiarem obrażenia kogokolwiek. Co do tego nie może być najmniejszej wątpliwości. Panu audytorowi trzeba powiedzieć, że pan to sobie pisał tylko tak, dla swojej prywatnej przyjemności, i że tak samo, jak samiec krowy nazywa się buhaj, tak samiec wszy nazywa się wszarz.<br> {{tab}}Nauczyciel westchnął:<br> {{tab}}185<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Kiedy ten pan audytor nie umie dobrze po czesku. Już mu tę sprawę tłumaczyłem w taki właśnie sposób, ale on mi dowodził, że samiec wszy nazywa się „wszyk“. Powiada do mnie ten pan audytor: Ne fśaś, ale fsik. Femini — num, s i e, gebildeter Kerl, ist „ten fe ś“, also masculinum ist „ta fsik“. Wir kennen unsere Pappenheimen.<br> {{tab}}— Jednym słowem — rzekł Szwejk — dobrze nie jest, ale nie trzeba tracić nadziei, jak mawiał Cygan Janećek w Pilznie, kiedy w roku 1879 zakładali mu stryczek na szyję za podwójne morderstwo. A miał rację, bo trzeba było odprowadzić go spod szubienicy z powrotem do więzienia, jako że akurat tego dnia najjaśniejszy pan miał urodziny i nie można było nikogo wieszać. Więc go powiesili dopiero nazajutrz i miał chłopisko takie osobliwe szczęście, że nazajutrz po powieszeniu go przyszło rozporządzenie, że egzekucja ma być wstrzymana, bo trzeba wznowić proces z tego powodu, że wszystko świadczyło na korzyść Janecka, że to nie on dopuścił się tej zbrodni. Więc go musieli wykopać z grobu na cmentarzu więziennym, zrehabilitować i przewieźć na katolicki cmentarz, po czym dopiero pokazało się, że Janećek jest ewangelik, więc go przenieśli na cmentarz ewangelicki, a potem....<br> {{tab}}— Potem dostaniesz parę razy w pysk — odezwał się stary saper Wodiczka. — Żeby sobie zmyślać takie śmieszne kawały. My tu mamy zmartwienie, że nas czeka sąd dywizyjny, a ten sobie ze wszystkiego pokpiwa. Wczoraj, gdy nas prowadzili na badanie, zaczął mi tłumaczyć, co to jest róża jerychońska.<br> {{tab}}— Kiedy to nie moja wina — bronił się Szwejk. — Opowiadał o tym służący malarza Panuśki pewnej starej babie. Pytała go, jak wygląda róża jerychońska, więc on jej odpowiedział: — Weź pani suche łajno krowie, połóż je na talerzu i polej wodą, a ono wnet się mile zazieleni. To jest<br> {{tab}}186<br> {{tab}} <br> {{tab}}róża jerychońska. Ja takich błazeństw nie zmyślam. Jak się idzie na badanie, to trzeba sobie o czymś pogawędzić, a ja cię chciałem trochę pocieszyć, mój Wodiczko...<br> {{tab}}— Ładnie pocieszasz — rzekł Wodiczka i splunął wzgardliwie. — Człowiek się kłopocze dniem i nocą, w jaki sposób wydostać się z tej bryndzy, żeby jak najprędzej można było wyrwać się na wolność i rozliczyć się z tymi łobuzami madziarskimi, a ten chce pocieszać człowieka jakimś krowim gównem. Jakże się wezmę za tych łobuzów madziarskich, kiedy siedzę pod kluczem i do tego wszystkiego jeszcze muszę udawać i zapewniać pana audytora, że się na Madziarów nie gniewam i źle im nie życzę? Pieskie życie, proszę państwa. Ale jak mi taki drab wpadnie w ręce, to go uduszę jak szczenię i pokażę im wszystkim „i s t e n a lm eg a magyar“! Rozrachuję się z nimi tak akuratnie, że o mnie jeszcze będą ludzie gadali.<br> {{tab}}— Niech się nikt o nic nie martwi — rzekł Szwejk. — Wszystko się ułoży jak najlepiej, tylko pamiętać trzeba o tym, że na sądzie nigdy nie należy mówić prawdy. Kto się da nabrać i przyzna się, to stracony. Z takiego głupca nigdy nic nie będzie. Jakem razu pewnego pracował w Morawskiej Ostrawie, to zdarzyła się tam taka rzecz: jakiś górnik sprał inżyniera w cztery oczy, tak że nikt tego nie widział. Adwokat, który tego górnika bronił, doradzał mu bezustannie, żeby się wszystkiego wypierał, to mu się nic stać nie może, a znowuż prezes sądu w kółko swoje o tym, że przyznanie się jest okolicznością łagodzącą. Ale górnik nic tylko jedno, że się przyznać nie może, więc został uniewinniony, ponieważ wykazał swoje alibi. Tego samego dnia był w Brnie.<br> {{tab}}— Jezus Maria! — rozsierdził się Wodiczka. — Ja tego nie wytrzymam. Nie rozumiem, po co on nam o tym wszystkim gada. Wczoraj było to samo na badaniu. Był tam jakiś człowieczek, a gdy się go audytor zapytał, czym jest w cywilu, odpowiedział: — Dymam u Krzyża. — Przez pół godziny trzeba<br> {{tab}}187<br> {{tab}} <br> {{tab}}było z nim gadać, zanim wreszcie audytor dowiedział się, że ten poczciwiec obsługuje miechy u kowala. Po chwili pytają go się: — Więc w cywilu jesteście robotnikiem pomocniczym? — A ten swoje: — Jakim tam robotnikiem pomocniczym! Dymam u Krzyża.<br> {{tab}}Na korytarzu odezwały się kroki wartownika i wołanie: „Zuwach s!“<br> {{tab}}— Chwała Bogu, będzie nas więcej — ucieszył się Szwejk. — Może mają papierosa albo trochę tytoniu.<br> {{tab}}Drzwi się otworzyły i do środka został wepchnięty jednoroczny ochotnik, który siedział ze Szwejkiem w areszcie w Budziejowicach i został skazany na skrobanie kartofli w kuchni jakiejś kompanii.<br> {{tab}}— Niech będzie pochwalony... — rzekł przekraczając próg więzienia, na co Szwejk odpowiedział w imieniu wszystkich: — Na wieki wieków amen.<br> {{tab}}Jednoroczny ochotnik z zadowoleniem spojrzał na Szwejka, położył na ziemi kołdrę, którą z sobą przyniósł, i przysiadł się na ławie do czeskiej kolonii. Zza cholewek buta powydostawał mnóstwo papierosów i częstował nimi wszystkich. Potem wygrzebał z jakiegoś ukrycia kilka zapałek poprzecinanych wzdłuż na dwoje. Z wielką ostrożnością zapalił papierosa, podał wszystkim ognia i z wesołą obojętnością oświadczył:<br> {{tab}}— Jestem oskarżony o bunt.<br> {{tab}}— To nic osobliwego — rzekł Szwejk głosem łagodnym — zwyczajny szpas.<br> {{tab}}— Szpas i bujda — zgodził się jednoroczny ochotnik — bo przecież wojen nie wygrywa się sprawami sądowymi. Jeśli już koniecznie chcą się ze mną prawować, to niech się prawują. Na ogół wziąwszy, jeden proces sądowy mniej czy więcej nic w sytuacji zmienić nie może.<br> {{tab}}— A w jaki sposób pan się zbuntował? — zapytał saper Wodiczka, spoglądając z uczuciem sympatii na jednorocznego ochotnika.<br> {{tab}}188<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Nie chciałem czyścić wychodków na odwachu — odpowiedział zapytany. — Więc zaprowadzili mnie do obersta. A ten oberst, to ładna Świnia. Zaczął wrzeszczeć, że dostałem się do paki na podstawie regimentsraportu i że jestem zwyczajny aresztant, on zaś w ogóle dziwi się, że mnie święta ziemia nosi i nie przestaje krążyć pomimo tej niesłychanej hańby, że w armii znalazł się człowiek z prawami jednorocznego ochotnika, mający możność zrobienia kariery oficerskiej, a jednak człowiek ten postępowaniem swoim może wzbudzić w swoich przełożonych tylko uczucie głębokiego obrzydzenia. Odpowiedziałem mu, że krążenie ziemi nie może być przerwane, pomimo iż znalazł się na niej taki człowiek jak ja, że prawa przyrody są mocniejsze od naszywek jednorocznych ochotników i że pragnąłbym wiedzieć, kto może mnie przymusić do czyszczenia wychodków, których sam nie zanieczyściłem, aczkolwiek miałbym prawo i do tego, po takiej świńskiej kuchni pułkowej, po zgniłej kapuście i ochłapach baraniny. Potem rzekłem jeszcze temu oberstowi, iż pogląd jego na to, czemu nosi mnie jeszcze święta ziemia, jest trochę dziwny, bo dla mnie nie może przecie wybuchnąć trzęsienie ziemi. Pan oberst przez cały czas nic nie robił, tylko szczękał zębami jak kobyła, gdy ją ziębi w pysku zmarzła rzepa, a potem wrzasnął na mnie:<br> {{tab}}— Więc będziesz pan czyścił te wychodki, czy nie będziesz?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że żadnych wychodków czyścić nie będę.<br> {{tab}}— A ja mówię, że będziecie, sie Einjahriger!<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że nie będę.<br> {{tab}}— Do stu tysięcy diabłów, sto wychodków wyczyścicie, jak ja wam każę!<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że nie będę czyścił, ani stu, ani jednego.<br> {{tab}}I tak sobie rozmawialiśmy w kółeczko: — Będziesz czyścił? — Nie będę czyścił. — Prawiliśmy sobie takie dusery<br> {{tab}} <br> {{tab}}wychodkowe, jakbyśmy sobie przepowiadali sentencję z czy — tanki dziecięcej. Oberst latał po kancelarii jak wściekły, aż wreszcie usiach i rzekł: — Niech pan się dobrze zastanowi» bo ja pana przekażę sądowi dywizyjnemu za bunt.. Proszę sobie nie myśleć, że będzie pan pierwszym jednorocznym ochotnikiem, którego podczas tej wojny za bunt rozstrzelano. W Serbii powiesiliśmy dwóch jednorocznych ochotników z dziesiątej Iwmpanii, a jednego z kompanii dziewiątej r°zstrzela — liśmy jak jagnię. A za co? Za ich upór. Ci dwaj, których powiesiliśmy, nie chcieli przebić kobiety i chłopca pod Sza — bacem, a ochotnik z dziewiątej kompanii został rozstrzelany za to, że nie chciał iść naprzód i tłumaczył się tym, że ma spuchnięte nogi i że jest płaskostopy. Więc będziesz pan czyścił wychodki, czy nie?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że nie będę.<br> {{tab}}Oberst spojrzał na mnie i powiada:<br> {{tab}}— Słuchaj pan, czy pan aby nie słowianofil?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że nie jestem słowianofil.<br> {{tab}}Zabrali mnie do paki i powiedzieli mii, że zostałem oskarżony o bunt.<br> {{tab}}— Najlepiej zrobisz, bratku — rzekł Szwejk — gdy zacz — niesz teraz udawać idiotę. Jakem siedział na garnizonie, to był tam jeden sprytny człowiek, wykształcony i uczony, profesor szkoły handlowej, Dezerterował z frontu i za to miano mu wytoczyć jakiś bardzo uroczysty proces, żeby dla postrachu innych został skazany i powieszony, a on wykręcił się z tej hecy sianem i to bardzo zgrabnie, Udawał po prostu dziedzicznie obciążonego, a gdy lekarz sztabowy zaczął go badać, to mój mądrala mu powiedział, że nie d^ze^t^j^ow^^ł, ale że już od lat dziecinnych lubi podróżować i zawsze budzi się w nim pragnienie wędrówek w nieznane kraje, Pewnego razu znalazł się w Hamburgu, innym razem w Londynie i sam nie wee, jak to się stało, że się dostał w tamte strony, Jego ojciec był alkoholikiem i zmarł śmiercią samobójczą przed jego na<br> {{tab}}190<br> {{tab}} <br> {{tab}}rodzeniem, matka była prostytutką i też się upijała, aż wreszcie umarła na delirium. Młodsza siostra utopiła się, starsza rzuciła się pod pociąg, brat skoczył z kolejowego mostu na Wyszehradzie w Wełtawę, dziadek zamordował swoją żonę, oblał się naftą i podpalił, druga babka włóczyła się z Cyganami i otruła się w więzieniu zapałkami, jeden z bratanków — był kilka razy karany za podpalanie i w więzieniu w Kartuzach przeciął sobie żyły kawałkiem szkła, siostrzenica ze strony ojcowskiej wyskoczyła w Wiedniu z okna szóstego piętra, on zaś sam jest bardzo zaniedbany w wychowaniu i do lat dziesięciu nie umiał mówić, ponieważ zdarzyło się, że gdy mial sześć miesięcy i gdy go na stole przewijali, oddalili się od niego, a kot ściągnął go ze stołu; padając na podłogę uderzył ’ się mocno w głowę. Miewa też od czasu do czasu mocne bóle — głowy i w takich chwilach sam nie wie, co robi. I właśnie — w takiej chwili ruszył z frontu do Pragi i dopiero wówczas, gdy został zaaresztowany „U Fleków“ przez policję wojskową, odzyskał przytomność. Trzeba było widzieć, z jaką paradą wypuścili go z paki i zwolnili z wojska! Siedziało razem z nim z pięciu chłopa, którzy także mieli być sądzeni za dezercję, więc na wszelki wypadek wypisali sobie wszystko — pięknie i ładnie na papierku dla pamięci:<br> {{tab}}Ojciec alkoholik. Matka prostytutka.<br> I {{tab}}siostra (utopiona).<br> II {{tab}}siostra (pociąg).<br> {{tab}}Brat (z mostu).<br> {{tab}}Dziadek f żonę, nafta, ogień.<br> {{tab}}II babka (Cygany, zapałki) f itd.<br> {{tab}}Gdy jeden z nich zaczął to wszystko wyliczać lekarzowi wojskowemu, to nie zdążył wymienić nawet bratanka i lekarz, który miał już trzeci taki przypadek, przerwał mu: — Ach, ty gałganie, twoja siostrzenica ze strony ojca wyskoczyła w Wiedniu z okna szóstego piętra, jesteś okropnie zaniedbany w wychowaniu, więc przyda ci się więzienie popraw<br> {{tab}}191<br> {{tab}} <br> {{tab}}cze. — Odprowadzili bratka, związali w kij i zaraz skończyło się z zaniedbanym wychowaniem, z ojcem alkoholikiem i matką prostytutką. Wołał z dobrej woli pójść na front.<br> {{tab}}— Dzisiaj — rzekł jednoroczny ochotnik — już nikt w wojsku nie wierzy w dziedziczne obciążenie, bo gdyby ludzie jeszcze wierzyli w takie rzeczy, to wszystkie sztaby; generalne wszystkich armii trzeba by pozamykać w domach wariatów.<br> {{tab}}W zamku okutych drzwi zachrzęścił klucz i na progu stanął profos.<br> {{tab}}— Piechur Szwejk i saper Wodiczka do pana audytora! — zawołał.<br> {{tab}}Obaj wywołani wstali, a Wodiczka rzekł do Szwejka:<br> {{tab}}— Widzisz, co te gałgany robią? Dzień w dzień badanie, a na wolność nie wypuszczają. Wołałbym, żeby nas lepiej skazali, niż takie korowody. Wylegujemy się tu całymi dniami, a te łobuzy madziarskie latają sobie po świecie, jakby nidy nic...<br> {{tab}}Po drodze na badanie, które odbywało się w kancelarii sądu dywizyjnego, umieszczonego w innym baraku, saper Wodiczka razem ze Szwejkiem zastanawiali się nad tym, kiedy właściwie staną przed jakim porządnym sądem.<br> {{tab}}— Same przesłuchiwania — irytował się Wodiczka — a rezultatu jak nie ma, tak nie ma. Pozapisują masy papieru, a człek się sądu nie doczeka. Zgnijemy za kratami. Powiedz szczerze, czy można żreć te polewki, jakie tu dają? Albo tę kapustę ze zmarzłymi kartoflami? Do stu diabłów, takiej idiotycznej wojny światowej jeszcze nigdy nie widziałem. Wyobrażałem to sobie całkiem inaczej.<br> {{tab}}— A ja jestem zupełnie zadowolony — rzekł Szwejk. — Przed laty, kiedym służył w wojsku, to nasz feldfebel Solpera mawiał, że w wojsku musi być porządek, i do słów swoich dodawał takie trzaśnięcie w zęby, że się potem o tym porządku wojskowym pamiętało do samej śmierci. Albo taki nieboszczyk oberlejtnant Kwajser, gdy przeglądał karabiny, to nam tłuma<br> {{tab}}192<br> {{tab}} <br> {{tab}}czył, że każdy żołnierz musi okazywać jak największą brutalność, bo żołnierze, to tylko bydio, które karmi skarb państwa, daje mu żreć, poi go kawą, nabija mu fajkę tytoniem i za to musi to bydełko służyć i milczeć.<br> {{tab}}Saper Wodiczka zamyślił się i po chwili mówił dalej:<br> {{tab}}— Jak cię zawoła ten audytor, to pamiętaj Szwejku, żebyś się nie plątał w zeznaniach. Powtórz to, coś mówił poprzednio, żebyś mnie nie wsypał. Główna rzecz to to, że widziałeś, jak na mnie te łobuzy madziarskie napadły. Przecież wszystko to zrobiliśmy na wspólny rachunek.<br> {{tab}}— Nie bój się, Wodiczko — uspokajał go Szwejk. — Bądź spokojny i nie denerwuj się. Taki sąd dywizyjny, to wielkie głupstwo. Trzeba ci było widzieć, jak zwięźle odbywały się takie sądy połowę przed laty. Służył razem ze mną niejaki He — ral, nauczyciel, i ten właśnie Heral opowiadał nam kiedyś, gdy, wszyscy mieliśmy koszarówkę, że w muzeum praskim jest książka, a w tej książce opisany jest sąd wojenny za Marii Teresy. Każdy pułk miał swojego kata, który uśmiercał żołnierzy swego pułku jednego za drugim po terezjańskim talarze od sztuki. I widzisz, ten kat wedmg zapisków tamtej książki zarobił sobie czasem i pięć talarów na dzień.<br> {{tab}}Naturalnie — dodał Szwejk z wielką powagą — że wtedy pułki były duże i wciąż je po wsiach uzupełniano.<br> {{tab}}— Jak byłem w Serbii — rzekł na to Wodiczka — to w brygadzie naszej byli tacy amatorzy, co wieszali Serbów za papierosy. Który żołnierz powiesił chłopa, to dostawał dziesięć papierosów „Sport“, za kobietę i dziecko po pięć. Później intendentura zaczęła oszczędzać i rozstrzeliwano Serbów partiami. Razem ze mną służył pewien Cygan; przez długi czas nie wiedzieliśmy, dlaczego był tak często wzywany do kancelarii. Staliśmy wtedy nad Driną. Pewnej nocy, gdy go nie było, wpadło któremuś z nas do głowy, żeby pogrzebać w jego rzeczach, a ten drab miał trzy pełne pudełka po setce papierosów. Wrócił nad ranem do naszej stodoły, a my załatwi<br> {{tab}}Sr.wejlt, 1311<br> {{tab}}193<br> {{tab}} <br> {{tab}}liśmy się z nim krótko. Powaliliśmy go na ziemię, a niejaki Beloun udusił go pasem. Ale miał ten Cygan życie mocne jak kot.<br> {{tab}}Stary saper Wodiczka splunął.<br> {{tab}}— W żaden sposób nie można było go udusić. Zrobił pod siebie, oczy wylazły mu na wierzch, ale ciągle jeszcze był żywy, jak niedorżnięty kogut. Więc trzeba było przerwać go jak koguta. Dwaj trzymali go za nogi, dwaj złapali go za głowę i skręcili mu kark. Potem włożyliśmy mu na plecy jego tobołek razem z papierosami i wrzuciliśmy go w Drinę. Kto by tam palił takie papierosy! Rano szukali go, dopytywali się o niego.<br> {{tab}}— Trzeba było meldować, że zdezerterował — roztropnie doradził Szwejk — że już od dawna się do tego przygotowywał, bo co dzień powtarzał, że zwieje.<br> {{tab}}— E, kto by tam był zwracał uwagę na takie drobnostki — odpowiedział Wodiczka. — Zrobiliśmy swoje, a o resztę się nie kłopotaliśmy. Tam w Serbii takie sprawy były bardzo łatwe, bo co dzień ktoś znikał, a trupów nawet już z Driny nie wyławiali. Spuchnięte zwłoki Serba płynęły obok zwłok naszych żołnierzy na falach Driny do Dunaju, a było tego tyle, że niektórzy niedoświadczeni dostawali na ten widok gorączki.<br> {{tab}}— Trzeba im było dać chininy — rzekł Szwejk.<br> {{tab}}Weszli właśnie do baraku, w którym mieściły się kancelarie sądu dywizyjnego, i patrol zaprowadził ich natychmiast do kancelarii numer ósmy, gdzie za długim stołem, zawalonym mnóstwem papierów, siedział audytor Ruller.<br> {{tab}}Pod ręką miał jakiś tom kodeksu karnego, a na nim stała nie dopita szklanka herbaty. Po prawej stronie stołu stał krucyfiks z imitowanej kości słoniowej z zakurzonym Chrystusem, który rozpaczliwie spoglądał na postument swego krzyża zanieczyszczonego popiołem i niedopałkami papierosów.<br> {{tab}}Audytor Ruller strzepywał właśnie popiół z papierosa na po<br> {{tab}}194<br> {{tab}} <br> {{tab}}stument krzyża, a drugą ręką podnosił szklankę z herbatą, przylepioną do okładki kodeksu.<br> {{tab}}Oderwawszy szlankę od kodeksu, przewracał kartki w książce wypożyczonej z biblioteki kasyna oficerskiego.<br> {{tab}}Była to książka Fr. S. Krausego z obiecującym nagłówkiem: — Forschungen zur Entwicklungsge — schichte der geschlechtlichen M o r a 1.<br> {{tab}}Zapatrzył się na naiwne rysunki męskiego i żeńskiego przyrodzenia z dostosowanymi wierszykami, które odkrył uczony Fr. S. Kraus w wychodkach dworca Zachodniego w Berlinie, i nie zwrócił uwagi na przybyłych.<br> {{tab}}Dopiero zakaszlanie Wodiczki wyrwało go z głębokiej zadumy, która towarzyszyła obserwacji zdobyczy nauki.<br> {{tab}}— Was geht los? — zapytał, przerzucając dalej<br> {{tab}}kartki i szukając dalszego ciągu naiwnych rysuneczków, szkiców i wierszyków.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie audytor — odpowiedział Szwejk — że kolega Wodiczka zaziębił się i teraz kaszle.<br> {{tab}}Audytor Ruller teraz dopiero spojrzał na Szwejka i na Wodiczkę.<br> {{tab}}Starał się nadać swej twarzy wyraz surowości.<br> {{tab}}— Gdzieście się włóczyli, włóczęgi? — rzekł, grzebiąc się w kupie papierów, leżących na stole. — Kazałem wam stawić się o dziewiątej, a tymczasem niedaleko jedenasta.<br> {{tab}}— Jak stoisz, ty wole jeden! — krzyknął na Wodiczkę, który pozwolił sobie stanąć jakby na „spocznij“ — Jak powiem: „R u h t!“ — to będziesz mógł robić z kulasami, co ci się będzie podobało.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie audytor — odezwał się Szwejk — że on ma reumatyzm.<br> {{tab}}— A ty stul lepiej pysk — rzekł audytor Ruller. — Jak się zapytam, to będziesz odpowiadał. Trzy razy byłeś u mnie na badaniu i sam diabeł wie, kiedy to się skończy. Gdzie mi się te papierzyska pozapodziewały? Mam ja z wami, wy łotry<br> {{tab}}n*n<br> {{tab}}195<br> {{tab}} <br> {{tab}}skończone, krzyż Pański. Ale takie fatygowanie sądu nie wyjdzie wam na dobre.<br> {{tab}}Patrzcie, łajdaki, ile trzeba było napisać — rzekł, wyjmując spośród kupy papierów duży fascykuł z napisem:<br> {{tab}}Schwejk & Woditschka<br> {{tab}}— Nie wyobrażajcie sobie, że będziecie tu piecuchowali w areszcie sajdu dywizyjnego ’ i wymigacie się na długi czas od frontu. Dla jakiejś głupiej bijatyki nie uwolnicie się od służby na froncie. Przez was, wy cymbały musiałem telefonować aż do armeegerichtu.<br> {{tab}}Audytor westchnął.<br> {{tab}}— Nie rób takiej poważnej miny, Szwejku — mówił dalej — bo na froncie to ci się odechce bić się z jakimiś hon — wedami. Dochodzenie przeciwko wam zostaje umorzone, każdy z was udaje się do swego oddziału, ukarani będziecie przy raporcie, a potem pójdziecie z marszkompanią na front. Jeśli jeszcze raz wpadniecie mi w ręce, wy łotry, to zobaczycie, jak z wami zagadam. Macie tu każdy swój dokument zwalniający i zachowujcie się przyzwoicie. Odprowadzić ich pod numer drugi.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie audytor — rzekł Szwejk — że słowa pańskie bierzemy obaj do serca i że bardzo panu dziękujemy za pańską dobroć. Gdyby to było w cywilu, to pozwoliłbym sobie powiedzieć, że pan jest złoty człowiek. Zarazem obaj winniśmy prosić pana o przebaczenie, że pan mu — siał trudzić się dla nas tak bardzo. Nie zasługujemy, na to wcale.<br> {{tab}}— No to idźcie już do wszystkich diabłów! — wrzasnął audytor na Szwejka. — Gdyby nie pan pułkownik Schróder, który wstawił się za wami, to nie wiem, jakby się ta sprawa dla was zakończyła.<br> {{tab}}Wodiczka odzyskał swój dawny humor dopiero na korytarzu, gdy patrol prowadził obu do kancelarii pod numer drugi.<br> {{tab}}196<br> {{tab}} <br> {{tab}}Żołnierz, który ich prowadził, bał się, że może przyjść za późno na obiad, więc ich przynaglał:<br> {{tab}}— Ruszajcie się trochę żwawiej, moi kochani, bo wleczecie się jak muchy w smole.<br> {{tab}}Na to odpowiedział żołnierzowi Wodiczka, żeby stulił gębę i uważał za szczęście, że jest Czechem, bo gdyby był Węgrem, to by go rozdarł jak śledzia.<br> {{tab}}Ponieważ pisarze z kancelarii wojskowej poszli na obiad, więc żołnierz, który obu aresztantów prowadził, zmuszony był zaprowadzić ich z powrotem do więzienia dywizyjnego, przy czym nie obeszło się z jego strony bez przeklinania nienawistnej rasy pisarzy wojskowych.<br> {{tab}}— Koledzy pozbierają z zupy wszystek tłuszcz — zaczął lamentować — a zamiast mięsa dostanę jaki nędzny ochłap. Wczoraj eskortowałem też takich dwóch do obozu i ktoś ze — żarł mi pół bochenka komiśniaka świeżo fasowanego.<br> {{tab}}— Wy tu wszyscy przy sądzie dywizyjnym nie myślicie o niczym innym, tylko o żarciu — rzekł Wodiczka, który całkowicie odzyskał swój rezon.<br> {{tab}}Dowiedziawszy się o decyzji audytora co do Szwejka i Wodiczki, jednoroczny ochotnik rzekł:<br> {{tab}}— A więc marszkompania, przyjaciele! No to powiem wam słowy czasopisma czeskich turystów: — Dobrego wiatru! — Prace przygotowawcze do drogi już są poczynione, o wszystko postarała się wysoka administracja wojskowa, więc powinna wam się świetnie udać wycieczka do Galicji. Ruszajcie w świat z myślą wesołą i z sercem lekkim a radosnym. Umiejcie ocenić piękno krajobrazu, ozdobionego rowami strzeleckimi. Piękne to i wysoce interesujące. Na dalekiej obczyźnie czuć się będziecie jak w okolicy dobrze wam znanej, czy może nawet jak w wiosce rodzinnej. Z uczuciem wzniosłym ruszycie w strony, o których już stary Humboldt pisał: — Na całym świecie nie widziałem nic wspanialszego nad tę poczciwą Galicję. — Obfite i cenne doświadczenia, zdobyte przez nasze sławne<br> {{tab}}197<br> {{tab}} <br> {{tab}}wojska przy odwrocie z Galicji, będą przy naszych nowych wyprawach wojennych nieoszacowanym źródłem wskazówek i nie pozostaną bez wpływu przy układaniu programu drugiej podróży w tamte strony. Idźcie prosto za nosem do Rosji i z uciechy powystrzeliwujcie wszystkie naboje w powietrze.<br> {{tab}}Przed odejściem Szwejka i Wodiczki do kancelarii, podszedł ku nim niefortunny nauczyciel, który dostał się do więzienia za swoje uzdolnienie poetyckie, i odprowadziwszy obu na bok, szepnął im tajemniczo:<br> {{tab}}— Jak tylko dostaniecie się poza front do Rosji, nie za — pomnijcie rzec słowo powitania: Zdrawstw^ujtie, ruski j e bratja, my bratja Czech i, my nie A w s t r i j c y.<br> {{tab}}Wychodząc z baraku, Wodiczka zamanifestował swoją nieprzejednaną nienawiść dla Madziarów tym, że Węgrowi, który nie chciał służyć w wojsku, nadepnął na nogę i wrzasnął:<br> {{tab}}— Obuj się, badylu!<br> {{tab}}— Żeby był pisnął — rzekł potem saper Wodiczka do Szwejka — żeby się był ozwał jednym słówkiem, to bym mu był jego madziarską jadaczkę rozdarł od ucha do ucha. A ten cymbał milczy i pozwala sobie deptać po nogach. H er r go tt, Szwejku, wściec się można, że nie zostałem skazany. Przecież to wygląda tak samo, jakby sobie z nas kpili, że cała ta awantura z Madziarami gadania nie warta. A biliśmy się chyba zdrowo. Czy nie? Wszystkiemu ty jesteś winien, że nas nie skazali i że dali nam takie papiery, jakbyśmy się nawet porządnie pobić nie umieli. Co sobie tacy o nas myślą? Przecie zrobiliśmy całkiem przyzwoity konflikt.<br> {{tab}}— Mój kochany — rzekł poczciwy Szwejk — ja nie rozumiem twego frasunku z tego powodu, że sąd dywizyjny uznał nas za ludzi przyzwoitych, którym niczego zarzucić nie można. Oczywiście, że na badaniu wykręcałem się jak mogłem, bo przed sądami zawsze kłamać, jak poucza adwokat<br> {{tab}}198<br> {{tab}} <br> {{tab}}Bass swoich klientów. Taki już jest obowiązek podsądnego. Gdy pan audytor pytał mnie, z jakiej racji wtargnęliśmy do mieszkania pana Kakonyi, odpowiedziałem mu rzetelnie: — Myślałem, proszę pana, że najlepiej poznamy się z panem Kakonyi, gdy go będziemy odwiedzali. — Pan audytor o nic więcej nie pytał i miał dość.<br> {{tab}}Zapamiętaj sobie, kolego — wywodził Szwejk dalej — że przed sądem wojskowym do niczego przyznawać się nie należy. Kiedym siedział w areszcie sądu garnizonowego, to jakiś żołnierzyna przyznał się tam do czegoś. Inni tak się na niego o to rozgniewali, że go sprali na kwaśne jabłko i nakazali mu wszystko odwołać.<br> {{tab}}— Żebym się dopuścił czegoś niehonorowego, to bym się nie przyznał — rzekł saper Wodiczka — ale tak, gdy się mnie ten smyk audytorski zapytał: — Biliście się? — tom mu rzetelnie odpowiedział: — Tak jest, biłem się. — Sponiewieraliście kogo? — Przypuszczam, że sponiewierałem. — Czy zraniliście kogo przy tej sposobności? — Starałem się, panie audytorze. — Niech wie, z kim ma do czynienia. I w tym właśnie cały wstyd, że nas pomimo wszystko uwolnili. Wygląda na to, że mi nie chcą wierzyć, iż na łbach tych łobuzów przetrąciłem bagnet, że narobiłem z nich makaronu, nabiłem guzów i sińców. Sam przecie widziałeś, jak w pewnej chwili rzuciło się na mnie trzech takich psubratów madziarskich, a niebawem leżeli na ziemi, a ja deptałem po nich, ile wlazło. A po tym wszystkim taki smarkaty audytorek weźmie i przerwie dochodzenie, jakby chciał powiedzieć: — Nie gadaj i nie chwal się, bo i tak ci nie uwierzą, że się umiesz porządnie bić. — Jak się wojna skończy i nastaną czasy cywilne, to ja go sobie, ofermę, poszukam i pokażę mu, czy się bić umiem, czy nie umiem.. Potem przyjadę tutaj do Kiraly Hidy i zrobię takie piekło, jakiego jeszcze nie było. Do piwnicy będą się ludziska chowali, gdy się dowiedzą, że przyjechałem sprać tych łapserdaków i łobuzów w Kiraly Hidzie.<br> {{tab}}199<br> {{tab}} <br> {{tab}}W kancelarii zostało wszystko załatwione bardzo szybko. Jakiś feldfebel z gębą jeszcze tłustą po obiedzie podał Szwejkowi i Wodiczce papiery z miną bardzo poważną i korzystając ze sposobności, wygłosił do nich przemówienie, odwołując się do ich ducha żołnierskiego, a ponieważ był Waserpo — lakiem, więc przemówienie przeplatał różnymi zwrotami swego narzecza, jak np.: małpy zielone, głupie rolmopsy, fujary nadziewane, świńskie ryje itp.<br> {{tab}}Kiedy przyjaciele rozstawali się z sobą, ponieważ każdego odstawiano do jego oddziału, rzekł Szwejk:<br> {{tab}}— Jak się wojna skończy, to przyjdź do mnie w odwiedziny. Co wieczór od szóstej zastaniesz mnie „Pod kielichem“ na Boisku.<br> {{tab}}— Ma się wiedzieć, że przyjdę — odpowiedział Wodiczka. — Ruch w interesie jest?<br> {{tab}}— Awantury trafiają się tam bardzo często, a gdyby wy — padło czekać przydługo, to sobie jakoś poradzimy.<br> {{tab}}Rozeszli się, a gdy dzieliło ich już kilkadziesiąt kroków, stary saper Wodiczka odwrócił się i wołał:<br> {{tab}}— No to pamiętaj i postaraj się, żeby było wesoło, jak przyjdę do ciebie!<br> {{tab}}Na co Szwejk odpowiedział:<br> {{tab}}— Ale pamiętaj, żebyś przyszedł, jak tylko skończy się ta wojna!<br> {{tab}}Oddalali się od siebie coraz bardziej i dopiero po chwili zza któregoś baraku odezwał się głos Wodiczki:<br> {{tab}}— Szwejku, Szwejku! Czy dobre mają piwo „Pod kielichem“?<br> {{tab}}Niby echo odpowiedział z daleka głos Szwejka:<br> {{tab}}— Wielkopopowickie.<br> {{tab}}— Myślałem, że śmichowskie! — wołał z dala saper Wodiczka.<br> {{tab}}— Przyjdź lepiej o pół do siódmej, bo mogę się czasem spóźnić! — doradzał Szwejk.<br> {{tab}}200<br> {{tab}} <br> {{tab}}Potem jeszcze raz, ale już z bardzo daleka wołał Wodiczka:<br> {{tab}}— A o szóstej nie mógłbyś przyjść?<br> {{tab}}— No to przyjdę o szóstej — słyszał Wodiczka odpowiedź oddalającego się kolegi.<br> {{tab}}Tak rozstał się dobry wojak Szwejk ze starym saperem Wo — diczką. „Wenn die Leute auseinander g e h e n, da sag en sie sich aut W i e d e r s e h e n!“<br> {{tab}} <br> {{tab}}V<br> {{tab}}Z Brucku nad Litawą ku Sokalowi.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz biegał zdenerwowany po kancelarii jedenastej kompanii marszowej. Kancelaria ta była ciemną dziurą w baraku kompanii, oddzieloną od pomieszczenia żołnierzy przepierzeniem z desek. Był w tej kancelarii stół, dwa krzesła, bańka do nafty i siennik.<br> {{tab}}Przed nadporucznikiem stal feldfebel Waniek, który układał tutaj listy do wypłaty żołdu, prowadził rachunki wydatków na kuchnię dla szeregowców, był ministrem finansów kompanii siedział tu przez cały boży dzień, a w nocy spał w tej samej kancelarii.<br> {{tab}}Przy drzwiach stał gruby szeregowiec, brodaty jak Madej. Był to Baloun, nowy pucybut nadporucznika, w cywilu młynarz z okolic Czeskiego Krumlowa.<br> {{tab}}— Wybrał mi pan doprawdy znakomitego pucybuta — mówił nadporucznik Lukasz do feldfebla rachuby. — Dziękuję panu serdecznie za tę miłą niespodziankę. Zaraz pierwszego dnia, jak tylko posłałem go po obiad do kuchni oficerskiej, ze — żarł mi połowę.<br> {{tab}}— Rozlało mi się — rzekł gruby olbrzym.<br> {{tab}}— No dobrze, rozlało ci się. Ale rozlać mogłeś tylko zupę albo sos, nie zaś frankfurcką pieczeń. Przecież przyniosłeś mi<br> {{tab}}202<br> {{tab}} <br> {{tab}}taki kawałeczek, co czarnego za paznokciem. A gdzie podziałeś strudel?<br> {{tab}}— Strudel? Ja...<br> {{tab}}— Nie zapieraj się, boś go zeżarł.<br> {{tab}}Ostatnie słowa wymówił nadporucznik Lukasz z taką powagą i tak ostro, że Baloun mimo woli cofnął się o dwa kroki.<br> {{tab}}— Informowałem się w kuchni, co mieliśmy dzisiaj na obiad. Do zupy były na przykład kluseczki z wątróbki. Gdzie podziałeś te kluseczki? Powyciągałeś jedną po drugiej i zeżarłeś po drodze. Następnie była wołowina z ogórkiem. Coś z tym zrobił? Też zeżarłeś. Dwa płaty pieczeni frankfurckiej, a tyś mi przyniósł pół płatka. Były dwa kawałki strudla. Gdzieś go podział? Zeżarłeś wszystko, ty Świnio nędzna, mizerna. Pytam się gdzie zaprzepaściłeś strudel? A, w błoto ci wpadł? Ty draniu jeden! Może pokażesz mi miejsce, gdzie leży ten strudel w błocie? A, pies przyleciał, jak na zawołanie, złapał go i uciekł z nim. Jezus Maria, przecież ja cię tak spierę po pysku, że będziesz miał łeb jak szaflik! Jeszcze się ta Świnia zapiera. Przecież cię widzieli. Wiesz, kto cię widział? Rechnungsfeldfebel Waniek cię widział na własne oczy. Przyszedł do mnie i mówi: — Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że ta pańska Świnia, Baloun, żre pański obiad. Wyjrzałem oknem, a ten żre mój obiad tak łapczywie, jakby przez cały tydzień nic nie jadł. Słuchajcie no, rechnungsfeldfebel, czy naprawdę nie mogłeś pan doszukać się dla mnie innego bydlaka, tylko akurat takiego?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że Baloun wydawał mi się z całej naszej kompanii marszowej najporządniejszym człowiekiem. Taki z niego niezguła, że nie może zapamiętać ani jednego chwytu, a jakby mu dać w rękę karabin, to jeszcze by się stało jakie nieszczęście. Podczas ostatniego ćwiczenia ślepymi nabojami o mały figiel byłby wystrzelił oko sąsiadowi. Myślałem więc, że przyda się przynajmniej w takiej służbie.<br> {{tab}}203<br> {{tab}} <br> {{tab}}— I będzie pożerał moje obiady — rzekł nadporucznik Lukasz — jakby mu nie wystarczała jego własna porcja! Może masz apetyt na co?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że ciągle jestem głodny. Jeśli czasem zbywa komu kawałek chleba, to od niego kupuję ten chleb za papierosy, ale to wszystko mało. Ja mam już taką naturę. Czasem zdaje mi się, że już jestem syty, ale gdzie tam! Za chwilę po jedzeniu zaczyna mi kruczyć w brzuchu i mój drański żołądek znowuż domaga się żarcia. Bywa i tak, że mi się zdaje, że się przejadłem i że już by się w żołądku nic nie zmieściło, ale to się tylko tak zdaje. Jak tylko zobaczę, że ktoś je, albo poczuję zapach jedzenia, to mi się w żołądku zrobi tak pusto, że aż się na płacz zbiera. Żołądek zaczyna domagać się swoich praw, a ja połykałbym w takiej chwili kamienie. Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że już prosiłem, żeby mi wydali podwójną porcję. W Budziejowicach zachodziłem z tego powodu do pułkowego doktora, a doktór kazał mnie zabrać do lazaretu i przez trzy dni dawał mi na cały dzień po garnuszku czystej polewki. Ja cię, powiada, ty kanalio, nauczę być głodnym! Jak mi tu przyjdziesz jeszcze raz, to wyjdziesz ode mnie jak tyczka chmielowa! Mnie nie potrzeba jakichś dobrych rzeczy, bo nawet najzwyczajniejsze pobudzają mój apetyt, aż mi się śliny robią. Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, iż proszę grzecznie, żeby mi została przyznana druga porcja. Gdyby nie starczyło mięsa, to przynajmniej te dodatki, jak na przykład kartofle, kluski, trochę sosu... Tych rzeczy zawsze sporo zostaje.<br> {{tab}}— Dobrze. Wysłuchałem cierpliwie twoje zuchwalstwa, Balounie — odpowiedział nadporucznik Lukasz, a zwracając się do feldfebla, pytał: — Słyszał pan kiedy, panie rechnungs — feldfebel, aby żołnierz dawniejszy odważył się na taką zuchwałość, jak ten drab? Zeżarł mi obiad i jeszcze chce, żeby mu została przyznana porcja podwójna. Ale ja cię zabezpieczę przed niestrawnością!<br> {{tab}}204<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Si e, Rechnungsfeldfebel — zwrócił się nadporucznik do Wańka — zaprowadź go pan do kaprala Weiden — hofera, żeby go przywiązał do słupka dziś wieczorem na dwie godziny i to na dziedzińcu koło kuchni, jak będą wydawali gulasz. Niech go przywiąże do słupka porządnie wysoko, żeby stał na paluszkach i żeby widział, jak się ten gulasz będzie gotował. I niech pan wyda rozporządzenie, żeby Baloun był przywiązany do słupka i wówczas jeszcze, gdy gulasz będzie wydawany, żeby mu śliny z pyska leciały, jak głodnej suce, przyczajonej koło wędliniarni. Kucharzowi powiedzieć, żeby jego porcję rozdał.<br> {{tab}}— Słucham, panie oberlejtnant. Chodźcie Balounie!<br> {{tab}}Gdy się oddalili, nadporucznik stanął we drzwiach i spoglądając w twarz wystraszonego Balouna, mówił głosem triumfującym:<br> {{tab}}— Ładnieś się urządził, Balounie. Życzę ci smacznego apetytu! A jeśli jeszcze raz zrobisz mi coś podobnego, to bez miłosierdzia oddam cię pod sąd połowy.<br> {{tab}}Gdy Waniek wrócił i oznajmił nadporucznikowi, że Baloun jest już przywiązany do słupka, Lukasz rzekł:<br> {{tab}}— Znasz mnie pan dobrze, że takich rzeczy robić nie lubię, ale nie ma rady. Po pierwsze sam pan przyznasz, że gdy psu odbierają gnat, to warczy. Nie chcę mieć na usługach takiego podłego draba, a po drugie, już sam fakt, że Baloun został przywiązany do słupka, wywrze wpływ moralny i psychologiczny na wszystkich szeregowcach. Od chwili, gdy się dowiedzieli, że jutro albo pojutrze pójdą na front, chłopi — ska nie słuchają i każdy robi, co mu się podoba.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz miał minę człowieka bardzo przygnębionego i cichym głosem mówił dalej:<br> {{tab}}— Onegdaj podczas ćwiczeń nocnych mieliśmy manewrować przeciwko szkole jednorocznych ochotników za cukrownią. Pierwszy pluton, straż przednia, szedł jeszcze szosą, ale drugi, który miał iść na lewo i rozsyłać patrole pod cu<br> {{tab}}205<br> {{tab}} <br> {{tab}}krownię, spacerował, jakby wracał z tnajówki. śpiewali i hałasowali, że chyba słychać było te hałasy aż w obozie. Następnie na prawym skrzydle trzeci pluton miał badać teren pod lasem. Oddalony był od nas o dobre dziesięć minut i nawet z takiego oddalenia widać było, jak te galgany palą papierosy: ognik przy ogniku żarzył się w ciemnościach nocy. Czwarty pluton miał być strażą tylną i diabli wiedzą, jak to się stało, że wynurzył się nagle przed nosem naszej straży przedniej, tak że był uważany za nieprzyjaciela, a ja musia — łem cofnąć się przed własną strażą tylną, która na mnie nacierała. Taka jest jedenasta kompania, którą odziedziczyłem. Co można z takich ludzi zrobić? Jak będą postępowali w prawdziwej bitwie?<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz składał ręce jak ciężko doświadczony męczennik, a koniec jego nosa się zaostrzył.<br> {{tab}}— Niech pan się tym wszystkim nie przejmuje, panie nadporuczniku — pocieszał go feldfebel Waniek. — Nie warto suszyć sobie głowy takimi rzeczami. Służyłem już w trzech marsz — kompaniach, każdą rozbili nam z całym batalionem i musie — liśmy formować się na nowo. I wszystkie marszkompanie były akurat takie same, jak pańska, panie oberlejtnant, ani jedna nie była lepsza. Najgorsza była dziewiąta: zawlokła z sobą do niewoli wszystkie szarże razem z dowódcą kompanii. Mnie uratowało tylko to, że byłem przy taborach pułkowych, gdzie fasowałem dla kompanii rum i wino, więc cała ta heca odbyła się beze mnie.<br> {{tab}}A czy nie słyszał pan, panie oberlejtnant, że podczas tego ostatniego ćwiczenia nocnego, o którym pan właśnie mówił, szkoła jednorocznych ochotników, która miała obejść pańską kompanię, dostała się aż nad jezioro Nezyderskie? Maszerowała sobie pięknie i ładnie wciąż za nosem, aż do samego rana, a forpoczty dostały się aż do przybrzeżnych bajor. I to jeszcze prowadził. ich sam pan kapitan Sagner. Gdyby nie świtanie, to byliby dotarli może do samego Szopronia — mó<br> {{tab}}208<br> {{tab}} <br> {{tab}}wił tajemniczo feldfebel rachuby, bo bardzo lubił podobne wypadki i miał je wszystkie w ewidencji.<br> {{tab}}— Pewno pan już słyszał — rzekł jeszcze Waniek, mrugając poufale — że pan kapitan Sagner ma się stać naszym dowódcą batalionu. Wszyscy byli zrazu przekonani razem ze sztabsfeldfeblem Hegnerem, że dowódcą batalionu będzie pan, ponieważ jest pan u nas najstarszym oficerem, a potem przyszedł z dywizji do brygady jakiś papier z mianowaniem kapitana Sagnera.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz zagryzł usta i zapalił papierosa. Wiedział o tym i był przekonany, iż dzieje mu się krzywda. Kapitan Sagner już dwa razy ubiegł go w taki sposób. Irytowało go to, ale nie rzekł nic, tylko machnął ręką:<br> {{tab}}— Ba, kapitan Sagner...<br> {{tab}}— Mnie to wcale nie cieszy — poufale rzekł feldfebel rachuby. — Opowiadał nam sztabsfeldfebel Hegner, że pan ka — pitak Sagner chciał się odznaczyć w Serbii, gdzieś w pobliżu Czarnej Góry i pędził jedną kompanię swego batalionu za drugą na serbskie karabiny maszynowe, aczkolwiek nie zdało się to na nic, bo to nie była robota dla piechoty, ale dla artylerii, która jedynie byłaby mogła Serbów stamtąd wykurzyć. Z całego batalionu pozostało wszystkiego osiemdziesiąt chłopa. Pan kapitan Sagner sam dostał postrzał w rękę, a potem w szpitalu zaraził się jeszcze dyzenterią i znowuż pojawił się w pułku w Budziejowicach, a wczoraj wieczorem miał opowiadać w kasynie, że się cieszy, iż odchodzi na front, bo choćby cały batalion miał ofiarować, to jednak pokaże, co umie, i dostanie signum laudis. Za Serbię, powiada, dostał po nosie, ale teraz albo zginie z całym marszbatalionem, albo zostanie mianowany oberstlejtnantem. Ale batalion musi poznać wojnę na własnej skórze. Sądzę, panie nadporuczniku, że takie ryzykanctwo musi obchodzić i nas. Niedawno opowiadał nam sztabsfeldfebel, że kapitan Sagner nie bardzo panu sprzyja<br> {{tab}}507<br> {{tab}} <br> {{tab}}i że naszą kompanię jedenastą wyśle do boju na pierwszy ogień i na miejsca najstraszniejsze..<br> {{tab}}Feldfebel rachuby westchnął:<br> {{tab}}— Ja sądzę, że w takiej wojnie, jak obecna, kiedy tyle jest wojska i taki długi front, więcej można osiągnąć porządnym manewrowaniem niż rozpaczliwymi atakami. Widziałem, jak było pod Duklą z dziesiątą kompanią. Wszystko odbyło się sprawnie i gładko. Przyszedł rozkaz: Nicht s ch i e s — s e n — więc nikt nie strzelał i czekaliśmy, aż Rosjanie podeszli do nas na krótką odległość. Bylibyśmy ich wzięli do niewoli bez wielkiego kłopotu, tylko że wtedy na lewym skrzydle mieliśmy idiotycznych landwerzystów, a ci dostali takiego pietra na widok zbliżających się Rosjan, że zaczęli dawać dęba i zjeżdżać ze zbocza po śniegu jak przy saneczkowaniu, a my dostaliśmy rozkaz przebić się do brygady, bo Rosjanie przerwali lewe skrzydło. Byłem akurat w brygadzie, żeby mi tam podpisali Kompagnieverpflegun{^j^ł^uch, ponieważ nie mogłem znaleźć naszego taboru pułkowego, i wtedy zaczęli się do brygady zlatywać pierwsi szeregowcy z dziesiątej kompanii. Przyszło ich ze stu dwudziestu, reszta zaś zjechała po śniegu do Moskali, jak w jakim toboganie. Tam była straszna sytuacja, bo Rosjanie mieli w Karpatach stanowiska u góry i na dole. A następnie, panie oberlejtnant, pan kapitan Sagner...<br> {{tab}}— Daj mi pan spokój z panem kapitanem Sagnerem — rzekł nadporucznik Lukasz. — Ja to wszystko znam. Tylko nie myśl pan sobie, że jak będzie szturm i bitwa, to znów całkiem przypadkowo znajdzie się pan przy taborze pułkowym i będzie pan fasował rum i wino. Zwrócono mi już uwagę, że pan strasznie pije. Zresztą, kto spojrzy na pański czerwony nos, ten od razu widzi, z kim ma do czynienia.<br> {{tab}}— To z Karpat, panie oberlejtnant, tam trzeba było pić. Menaż dostarczano nam zimną, okopy były w śniegu, jedynym posiłkiem był rum. I to jeszcze dzięki mojej zabiegliwo<br> {{tab}}208<br> {{tab}} <br> {{tab}}ści, bo w innych kompaniach nie umieli się postarać o niego i ludzie marzli jak muchy. Za to w naszej kompanii wszyscy podostawali czerwone nosy od rumu, ale miało to także swoje ciemne strony, bo z batalionu przyszedł rozkaz, żeby na patrolowanie wychodzili tylko ci szeregowcy, którzy mają czerwone nosy.<br> {{tab}}— No, tym razem zima już za nami — rzekł z naciskiem nadporucznik.<br> {{tab}}— Rum jest żołnierzowi potrzebny w każdej porze roku, tak samo jak wino. Wytwarza on, że tak powiem, dobry humor. Za pół miarki wina i ćwierć litra rumu ludzie biją się chętnie z kim popadnie... Co za bydlę puka do drzwi? Czy nie czyta na drzwiach napisu: Nicht klopfen? Herein!<br> {{tab}}Nadporucznik odwrócił się na krześle ku drzwiom i zauważył, że otwierają się one powoli i ostrożnie. Również cicho wkroczył do kancelarii jedenastej kompanii marszowej dobry wojak Szwejk, salutując już ode drzwi. Prawdopodobnie salutował już. wówczas, gdy na drzwiach odczytywał napis: Nicht klopfen — i stukał.<br> {{tab}}Jego salutowanie było jakby radosnym uzupełnieniem jego bezgranicznie zadowolonej, beztroskiej twarzy. Wyglądał jak grecki bóg złodziei w prozaicznym uniformie austriackiego piechura.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz na chwilę przymknął oczy przed spojrzeniem dobrego wojaka Szwejka, który zdawał się nim ściskać i całować swego przełożonego.<br> {{tab}}Tak musiał niezawodnie spoglądać syn marnotrawny na ojca swego po powrocie do domu, gdy ojciec jego na przyjęcie syna obracał na rożnie tuczone cielę.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że znowuż jestem — odezwał się od progu Szwejk z taką szczerą prostotą, że nadporucznik Lukasz oprzytomniał w jednej chwili. Gdy pułkownik Schroder powiedział mu, że Szwejk wróci do niego<br> {{tab}}Szwejk 14II<br> {{tab}}209<br> {{tab}} <br> {{tab}}jako ordynans kompanii, Lukasz oddalał w duchu chwilę spotkania ze swoim byłym służącym. Co dzień rano powtarzał sobie miłą obietnicę:<br> {{tab}}— On jeszcze dzisiaj nie przyjdzie. Zbroi pewno coś takiego, że będą musieli go zatrzymać.<br> {{tab}}Wszystkie te kombinacje rozpłynęły się jak dym w chwili, gdy Szwejk wszedł do kancelarii w sposób tak miły i prosty.<br> {{tab}}Szwejk spojrzał następnie na feldfebla rachuby i z miłym uśmiechem podał mu papiery, które wyjął z kieszeni płaszcza.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie rechnungsfeldfebel, że te papiery, które wydano mi w kancelarii pułku, mam oddać panu. To niby o żołd idzie i zapisanie mnie na Verpflegung.<br> {{tab}}Szwejk poruszał się w kancelarii marszkompanii z taką ujmującą swobodą towarzyską, jakby był najmilszym kolegą feldfebla Wańka, który na tę poufałość zareagował prostymi słowy:<br> {{tab}}— Proszę położyć na stole.<br> {{tab}}— Zrobi pan bardzo dobrze, sie Rechnungsfeldfebel, jeśli pan wyjdzie i pozostawi mnie ze Szwejkiem sam na sam — rzekł nadporucznik Lukasz.<br> {{tab}}Waniek wyszedł, ale przystanął za drzwiami, aby podsłuchiwać, co ci dwaj mają sobie do powiedzenia.<br> {{tab}}Zrazu nie słyszał nic, bo Szwejk i nadporucznik Lukasz milczeli. Obaj długo spoglądali na siebie i obserwowali się. Lukasz spoglądał na Szwejka, jakby go chciał zahipnotyzować, jak to czyni kogutek gdy spogląda na kurczę i gotuje się do napadnięcia na nie.<br> {{tab}}Szwejk jak zawsze patrzył przed siebie spokojnie i obejmował nadporucznika spojrzeniem miękkim i tkliwym, jakby chciał powiedzieć:<br> {{tab}}Więc znowuż jesteśmy razem, serdeńko słodkie. Teraz nic już nas nie rozłączy, gołąbku drogi.<br> {{tab}}Gdy nadporucznik Lukasz milczał trochę przydługo, wyraz oczu Szwejka przemówił z tkliwym wyrzutem:<br> {{tab}}210<br> {{tab}} <br> {{tab}}Powiedzże mi coś, imiły przemów do mnie!<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz przerwał to męczące milczenie słowy, w które starał się włożyć jak najwięcej złośliwej ironü:<br> {{tab}}— Uprzejmie was witam, rnć>j Szwejku. Dziękuję za odwiedziny takiego wielce miłego gościa!<br> {{tab}}Ale nie utrzymał się w tym tonie. Złość dni minionych odezwała się w nim tak mocno, że pięścią huknął w stół z całej siły, aż kałamarz podskoczył, a atrament trysrął na listę żołdu i powalał ją, Nadporucznik, podrzucony tłłuimic^ną wściekłością, rzucił się ku Szwejkowi, stanął tuż przed nim i wrzasnął:<br> {{tab}}— Ach ty bydlę jedno! — i zaczął biegać po ciasnej kancelarii, a za każdym razem, gdy mijał Szwejka, spluwał.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant — rzekł Szwejk, gdy nadporucznik Lukasz nie przestawał chodzić i drzeć papierów, po które sięgał, gdy przechodził obok stołu — że list oddałem, jak się należy. Znalazłem szczęśliwie panią Kakonyi i muszę przyznać, że jest to kobieta bardzo ładna. Widziałem ją wprawdzie tylko przez chwilę, gdy płakała...<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz usiadł na pryczy podoficera rachuby i zawołał głosem zachrypłym:<br> {{tab}}— Kiedy się to wszystko skończy, do stu diabłów!?<br> {{tab}}Szwejk mówił dalej, jakby nigdy nic:<br> {{tab}}— Potem spotkała mnie drobna przykrość, ale wszystko wziąłem na siebie. Co prawda, nie chcieli mi wierzyć, że my sobie pisujemy z tą panią, więc wolałem list połknąć, gdy się nadarzyła okazja, żeby ich wyprowadzić w pole. Potem, sam już nie pamiętam, w jaki sposób wplątałem się do jakiejś nieznacznej awanturki. Ale i z tego się wygrzebałem. Niewinność moja okazała się w całej pełni, zostałem odesłany do regi — mentsraportu, a dochodzenie śledcze przeciwko mnie zostało umorzone. W kancelarii pułkowej czekałem parę minut na pana obersta, który trochę pourągał i kazał mi, żebym się zaraz zameldował u pana jako ordynans kompanii i żebym<br> {{tab}}i4*n<br> {{tab}}211<br> {{tab}} <br> {{tab}}panu powiedział, że ma pan przyjść do pana obersta w sprawie marszkompanii. Będzie już chyba pół godziny od tego czasu, ale pan oberst nie wiedział przecie, że mnie jeszcze raz pociągną do kancelarii i że będę musiał siedzieć tam przeszło kwadrans, ponieważ miałem zatrzymany żołd za te wszystkie dni i mieli mi go wypłacić w regimencie, a nie w kompanii, bo zapisany byłem jako regimentsarrestant. W ogóle wszystko tam jest poplątane i pomieszane tak bardzo, że można było zgłupieć z tego...<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz ubierał się szybko, słysząc, że już od półgodziny czeka na niego pułkownik Schroder, i rzekł:<br> {{tab}}— Znowu przysłużyliście mi się niezgorzej, mój Szwejku. Słowa te brzmiały tak beznadziejnie i było w nich tyle rozpaczy, że Szwejk spróbował uspokoić nadporucznika słowem przyjacielskim, które rzucił za nim tonem jak najspokojniejszym:<br> {{tab}}— E, proszę pana, pan pułkownik poczeka, bo i tak nie ma nic do roboty.<br> {{tab}}W chwilę po odejściu nadporucznika do kancelarii wszedł feldfebel rachuby Waniek.<br> {{tab}}Szwejk siedział na krześle i podsycał ogień w żelaznym piecyku i to w taki sposób, że kawałki węgla wrzucał przez otwarte drzwiczki do wnętrza. Piecyk dymił i śmierdział, a Szwejk dorzucał węgla dalej, nie zwracając uwagi na Wańka, który przez chwilę przyglądał się Szwejkowi, ale w końcu zamknął drzwiczki kopnięciem i wezwał Szwejka, żeby sobie poszedł.<br> {{tab}}— Panie rechnungsfeldfebel — rzekł z dostojeństwem Szwejk — pozwalam sobie powiedzieć panu, że rozkazu pańskiego usłuchać nie mogę, chociaż poszedłbym sobie jak najchętniej nie tylko stąd, ale i z całego obozu, a nie mogę usłuchać pana dlatego, że ja podlegam władzy wyższej.<br> {{tab}}Milczał przez chwilę, a potem dodał z wielkim dostojeństwem:<br> {{tab}}212<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Mianowicie jestem tutaj ordynansem kompanii. Pan oberst Schroder przydzielił mnie do jedenastej marszkompanii do pana oberlejtnanta, u którego byłem dawniej pucybutem. Za wrodzoną roztropność dostałem awans na ordynansa kompanii. Z panem oberlejtnantem znamy się już od bardzo dawna. A czym pan jest w cywilu, panie rechnungsfeldfebel?<br> {{tab}}Feldfebel rachuby Waniek tak był zaskoczony tym poufałym sąsiedzkim tonem dobrego wojaka Szwejka, że zapomniawszy o własnej godności, którą lubił popisywać się wobec szeregowców, odpowiedział jakby był podwładnym Szwejka:<br> {{tab}}— Ja jestem drogista Waniek z Kralup.<br> {{tab}}— Ja też byłem kiedyś w terminie u drogisty — rzekł Szwejk — u niejakiego pana Kokoszki na Persztynie w Pradze. Był to wielki dziwak, a gdy razu pewnego przez pomyłkę podpaliłem w jego składzie beczkę benzyny, tak że powstał z tego wielki pożar, wygnał mnie i żaden z drogistów już mnie do terminu przyjąć nie chciał. Z powodu takiej idiotycznej beczki benzyny nie mogłem dokończyć terminowania. Czy sprze — daje pan także ziółka dla bydła?<br> {{tab}}Waniek zakręcił głową.<br> {{tab}}— U nas wyrabialiśmy ziółka dla bydła z poświęcanymi obrazkami. Bo nasz pan szef Kokoszka był człowiekiem bardzo pobożnym i doczytał się kiedyś w jakiejś książce, że święty Pelegrinus bardzo skutecznie pomaga, gdy bydło cierpi na wzdęcie. Więc w jakiejś drukarni na Smichowie kazał sobie nadrukować obrazków świętego Pelegrinusa i kazał je poświęcić w klasztorze Emauskim za dwieście reńskich. A następnie dodawaliśmy te obrazki do owych ziółek dla bydła. Wsypywało się te ziółka do wody, krowa sobie piła, a tymczasem odczytywało się modlitewkę do świętego Pelegrinusa, która była wydrukowana na odwrotnej stronie obrazka. A tę modlitewkę ułożył nasz subiekt, pan Tauchen. Było to tak: gdy obrazki świę<br> {{tab}}213<br> {{tab}} <br> {{tab}}tego Pelegrinusa były już wydrukowane, okazało się, że potrzebna jest modlitewka do umieszczenia na drugiej stronie obrazka. Więc nasz stary pan Kokoszka wezwał pana Tauche — na i rzekł mu, żeby do rana ułożył modlitewkę do tego obrazka i do tych ziółek i że na dziesiątą rano ta modlitewka musi być gotowa, bo trzeba odesłać ją do drukarni, gdzie już na nią czekają. Rozkazał i tyle! Albo ułoży modlitewkę i dostanie reńskiego z rączki do rączki, albo może sobie za dwa tygodnie iść, gdzie będzie chciał. Pan Tauchen pocił się nad tą modlitewką przez całą noc, a gdy rano przyszedł otwierać sklep, był jak z krzyża zdjęty, a nie miał nic napisanego. Zapomniał nawet, jak się ten święty od ziółek dla krów nazywa. Poratował go w tej biedzie nasz służący Ferdynand. Był to chłopak i do tańca, i do różańca. Gdy na strychu suszyliśmy rumianek, to zdejmował buty, łaził po tym rumianku i uczył nas, jak trzeba robić, żeby się nogi nie pociły. Łapał na strychu gołębie, umiał otwierać biurka, w których były pieniądze, i uczył nas robić różne kawały z towarem. Ja poznosiłem sobie do domu tyle różnych leków, że miałem aptekę lepszą niż w klasztorze Miłosiernych Braci. I ten Ferdynand poratował pana Tauchena. — Niech pan da — powiada do pana Tauchena — popatrzę, co i jak. A pan Tauchen zaraz mu z wielkiej uciechy kazał przynieść piwa. Zanim przyniosłem piwo, już mój Ferdynand miał połowę modlitewki i czytał nam:<br> {{tab}}Z nieba przynoszę ziółka święte, Ratuję nimi bydło wzdęte. Krowa, wół, jałówka, cielę, Niech pije Kokoszki ziele, Które dobrze smakuje<br> {{tab}}I od wzdęcia ratuje...<br> {{tab}}Potem zaś, gdy się napił piwa i poprawił tinkturą amarą, wszystko poszło jak po maśle i za chwilę modlitewka była gotowa:<br> {{tab}}214<br> {{tab}} <br> {{tab}}Święty Pelegrinus wynalazł te zioła,<br> {{tab}}Po dwa reńskie paczka, każdy kupić zdoła. Chroń swe wierne bydło, Pelegrinie święty, Z lubiącymi twe zioła woły i cielęty!<br> {{tab}}Niech i gospodarz będzie razem z bydłem zdrowy, Święty Pelegrinusie, chroń nam nasze krowy!<br> {{tab}}Pan Kokoszka przyszedł niebawem i pan Tauchen poszedł za nim do kantorku, a gdy wyszedł po chwili, pokazywał nam dwa reńskie. Nie jeden, jak mu pan Kokoszka obiecał, ale dwa. I chciał jeden z nich dać Ferdynandowi, ale służącego opętał nagle szatan mamony. Nie chciał reńskiego, ale powiada, albo wszystko, albo nic. Więc ten pan Tauchen nie dał mu nic i oba reńskie schował do kieszeni, a mnie zaciągnął do magazynu, dał mi po łbie i rzekł, że dostanę jeszcze lepiej gdybym się odważył powiedzieć, że to nie on napisał tę modlitewkę. Nawet gdyby Ferdynand poszedł na skargę, to i tak mam mówić, że on kłamie. Tak mi rozkazał i musia — łem na to przysiąc przed balonem estragonu. Ale nasz Ferdynand zaczął się mścić na tych ziółkach dla bydła. Mieszaliśmy te ziółka w wielkich skrzyniach na strychu, a Ferdynand zmiatał zewsząd mysie łajna i wsypywał do tych ziółek z obrazkiem świętego Pelegrinusa. Ale i tej zemsty było mu jeszcze mało. Siusiał czasem do tych skrzyń i nawet gorsze rzeczy robił i mieszał wszystko razem...<br> {{tab}}Odezwał się dzwonek telefonu. Feldfebel złapał słuchawkę, ale po chwili odrzucił ją z wściekłością i rzekł:<br> {{tab}}— Muszę iść do kancelarii pułkowej. Jakiś gwałt. Nie podoba mi się to.<br> {{tab}}Szwejk pozostał sam. Po chwili zabrzmiał znowuż dzwonek telefonu.<br> {{tab}}— Waniek? — pomyślał Szwejk:. — „Poszedł do kancelarii pułku“. Kto mówi? — zapytał. — Tutaj ordynans jedenastej kompanii marszowej. A tam? Ordynans dwunastej? No to serwus. kolego. Jestem Szwejk. A ty? Braun? Czy to nie twój<br> {{tab}}215<br> {{tab}} <br> {{tab}}krewniak, kapelusznik Braun przy ulicy Pobrzeżnej w Karlinie? Nie znasz go nawet... Ja też nie, tylko razu pewnego przejeżdżałem tramwajem i zauważyłem tę firmę. Co nowego? Ja nic nie wiem. — Kiedy pojedziemy?<br> {{tab}}— Jeszcze z nikim o odjeździe nie rozmawiałem. Gdzież to mamy jechać?<br> {{tab}}— Z marszkompanią na front, ty fujaro!<br> {{tab}}— Jeszcze o tym nie słyszałem.<br> {{tab}}— A no, toś ładny ordynans. Nie wiesz, czy twój lejtnant...<br> {{tab}}— Przepraszam, jeśli mój, to oberlejtnant...<br> {{tab}}— To wszystko jedno. Więc czy twój oberlejtnant poszedł do obersta na konferencję?<br> {{tab}}— Oberst go wezwał.<br> {{tab}}— A widzisz. Mój też tam jest i z trzynastej kompanii też. Właśnie rozmawiałem z tamtym ordynansem przez telefon. Jakoś mi się ten gwałt nie podoba. A nie widziałeś czasem, czy się muzykanty pakują?<br> {{tab}}— Ja o niczym nie wiem.<br> {{tab}}— Nie udawaj wołu. Wasz rechnungsfeldfebel dostał już zawiadomienie o wagonach, czy nie? Wiele u was szeregowców?<br> {{tab}}— Nie wiem.<br> {{tab}}— Ach ty małpo jedna! Zjem cię, czy co? (Słychać było głos mówiący do kogoś stojącego w pobliżu: Weź, Franek, drugą słuchawkę, to zobaczysz, co to za małpa jest ordynansem w jedenastej kompanü). Halo, śpisz, czy co? Odpowiadaj, gdy kolega pyta. Więc ty naprawdę o niczym nie wiesz? Nie udawaj i nie wypieraj się. Czy wasz rechnungsfeldfebel nie mówił nic o fasowaniu konserw? Nie mówiłeś z nim o takich rzeczach? Ach, ty ofermo! Więc cię to nic nie obchodzi? (Słychać śmiech). W ciemię cię widać mocno bili. Jeśli dowiesz się czego ciekawego, to zatelefonuj do nas do dwunastej marszkompanii. Mamusin synek z ciebie i fujara. Skąd jesteś?<br> {{tab}}— Z Pragi.<br> {{tab}}£16<br> {{tab}} <br> {{tab}}— No to powinieneś być trochę dowcipniejszy... I jeszcze jedno: Kiedy poszedł wasz rechnungsfeldfebel do kancelarü?<br> {{tab}}— Wezwali go przed chwilą.<br> {{tab}}— I trzeba cię dopiero mocno za język pociągnąć, żebyś powiedział o tym. Nasz także poszedł przed chwilą. Coś się na pewno szykuje. Z taborem nie rozmawiałeś?<br> {{tab}}— Nie rozmawiałem.<br> {{tab}}— Ach, ty gawronie! I jeszcze powiada, że pochodzi z Pragi! I nic cię to wszystko nie obchodzi? Gdzie latasz całymi dniami?<br> {{tab}}— Dopiero przed godziną zostałem zwolniony z aresztu sądu dywizyjnego.<br> {{tab}}— A, to inna sprawa, kolego. W takim razie jeszcze dzisiaj przyjdę do ciebie, żeby się zapoznać. Oddzwoń dwa razy.<br> {{tab}}Szwejk chciał sobie zapalić fajkę, gdy wtem znowuż odezwał się telefon.<br> {{tab}}„Całuj psa w nos z całym swoim telefonem — pomyślał Szwejk. — Akurat ci będę ględził z byle kim“.<br> {{tab}}Ale telefon terkotał nieubłaganie dalej, tak że wreszcie stracił Szwejk cierpliwość. Sięgnął po słuchawkę i wrzasnął:<br> {{tab}}— Halo, kto tam? Tutaj ordynans Szwejk z jedenastej kompanii marszowej.<br> {{tab}}W odpowiedzi odezwał się głos nadporucznika Lukasza:<br> {{tab}}— Co wy tam robicie? Gdzie jest Waniek? Zawołajcie mi go zaraz do telefonu!<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że niedawno telefonowali...<br> {{tab}}— Słuchajcie, mój Szwejku: nie mam czasu na żadne glę — dzenie. Wojskowe rozmowy telefoniczne, to nie pogawędka okazyjna, gdy się kogoś przez telefon zaprasza na obiad. Rozmowy telefoniczne muszą być krótkie i jasne. Przy takich rozmowach nie mówi się: Posłusznie melduję, panie oberlejtnant. Nie potrzeba. Więc pytam się, Szwejku, czy macie pod ręką Wańka. Żeby zaraz przyszedł do telefonu.<br> {{tab}}217<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Nie mam Wańka pod ręką, melduję posłusznie, panie oberlejtnant. Przed chwilą został zawołany stąd, z kancelarii, będzie jaki kwadrans, do kancelarii pułku.<br> {{tab}}— Jak wrócę, to was nauczę moresu! Czy nie możecie wyrażać się treściwie? A teraz uważajcie dobrze, co będę mówił. Czy słyszycie dobrze? Żeby potem nie było żadnych wykrętów, że w telefonie był szum. Natychmiast, jak tylko. zawiesicie słuchawkę...<br> {{tab}}Pauza, nowe dzwonienie. Szwejk sięga po słuchawkę i wysłuchuje mnóstwo wyzwisk, którymi zasypuje go nadporucznik:<br> {{tab}}— Ach ty bydlę, łotrze, łobuzie! Co ty robisz? Dlaczego przerywasz rozmowę?<br> {{tab}}— Pan mówił, posłusznie melduję, żebym powiesił słuchawkę.<br> {{tab}}— Za godzinę powrócę, a wtedy zobaczycie, co to jest udawać idiotę.... Idźcie więc natychmiast do baraku, wyszukajcie jakiego plutonowego, na przykład Fuchsa, i powiedźcie mu, żeby natychmiast wziął dziesięciu szeregowców i żeby z nimi szedł do magazynu po konserwy. Powtórzcie, co ma zrobić?<br> {{tab}}— Ma iść do magazynu i fasować konserwy dla kompanii.<br> {{tab}}— Nareszcie przestaliście się bałwanić. Ja tymczasem zatelefonuję do Wańka do kancelarii pułkowej, żeby poszedł także do magazynu i przejął fasunek. Gdyby tymczasem powrócił do baraku, to niech wszystko rzuca i biegiem pędzi do magazynu. A teraz zawieście słuchawkę.<br> {{tab}}Szwejk przez dość długą chwilę daremnie szukał nie tylko plutonowego Fuchsa, ale i innych podoficerów. Byli w kuchni, ogryzali kości i bawili się widokiem Balouna przywiązanego do słupka. Stał mocno na ziemi na całych stopach, bo się nad nim zlitowali i pofolgowali mu trochę, ale przedstawiał widok interesujący z innej przyczyny. Jeden z kucharzy przyniósł mu żebro z mięsem i wsunął mu je w usta,<br> {{tab}}218<br> {{tab}} <br> {{tab}}a spętany olbrzym Baloun nie mogąc manipulować rękoma, ostrożnie przesuwał kość w ustach przy pomocy warg i zębów i ogryzał resztki mięsa z wyrazem dzikusa.<br> {{tab}}— Któż z was będzie tutaj plutonowy Fuchs? — zapytał Szwejk, doszukawszy się wreszcie podoficerów.<br> {{tab}}Plutonowy Fuchs nawet nie odpowiedział, widząc, że pyta o niego zwyczajny szeregowiec.<br> {{tab}}— Mówię po dobremu — powtórzył Szwejk. — który z was jest plutonowy Fuchs? Czy długo jeszcze będę pytał?<br> {{tab}}Plutonowy Fuchs wstał i zaczął wymyślać na różne sposoby, że on nie żaden plutonowy, ale pan plutonowy, że się nie mówi: Gdzie jest plutonowy? Ale mówi ’ się: Posłusznie melduję, gdzie jest pan plutonowy? Gdy w jego plutonie ktoś nie powie: Ich melde gehorsam, to dostaje w pysk.<br> {{tab}}— Nie tak prędko — rzekł z namaszczeniem Szwejk. — Ry~ paj pan w te pędy do baraku, bierz pan dziesięciu chłopa i leć pan z nimi laufszrytem do magazynu fasować konserwy.<br> {{tab}}Plutonowy Fuchs był tak zaskoczony, że zdobył się tylko na pytanie:<br> {{tab}}— Co?<br> {{tab}}— Żadne „co“ — odpowiedział Szwejk. — Ja jestem ordy — nans jedenastej marszkompanii i przed chwilą rozmawiałem przez telefon z panem oberlejtnantem Lukaszem. A pan oberlejtnant powiada: laufszryt, dziesięciu chłopa do magazynu. Jeśli pan nie pójdziesz panie plutonowy Fuchs, to zaraz pójdę do telefonu. Pan oberlejtnant życzy sobie, żebyś pan poszedł. Zresztą szkoda gadania, bo telefoniczne rozmowy wojskowe muszą być krótkie i jasne. Powiedziano: plutonowy Fuchs idzie, to plutonowy Fuchs idzie. Taki rozkaz, to nie żadne ględze — nie jak na przykład, gdy się kogo przez telefon zaprasza na obiad. W wojsku, osobliwie podczas wojny, każde spóźnienie, to zbrodnia. Jeśli ten plutonowy Fuchs nie poleci natychmiast, to mi dajcie znać, a już ja z nim pogadam. Po plutonowym<br> {{tab}}219<br> {{tab}} <br> {{tab}}Fuchsie nawet śladu nie zostanie. Moi złoci, wy nie znacie pana oberlejtnanta.<br> {{tab}}Szwejk okiem triumfatora rozejrzał się po szarżach. Jego przemówienie zaskoczyło wszystkich i przygnębiło.<br> {{tab}}Plutonowy Fuchs mruknął coś niezrozumiałego i szybko się oddalał, a Szwejk wołał za nim:<br> {{tab}}— Czy mogę zatelefonować do pana oberlejtnanta, że wszystko w porządku?<br> {{tab}}— Zaraz będę z dziesięciu szeregowcami w magazynie — zawołał w odpowiedzi Fuchs, a Szwejk, nie powiedziawszy już ani słowa, oddalał się od podoficerów zaskoczonych wystąpieniem Szwejka nie mniej od Fuchsa.<br> {{tab}}— Już się zaczyna — rzekł niski kapral Błażek. — Będziemy się pakowali.<br> {{tab}}Po powrocie do kancelarii Szwejk znowuż nie mógł zapalić sobie fajki, bo wzywał go telefon. Znowuż rozmawiał ze Szwejkiem nadporucznik Lukasz.<br> {{tab}}— Gdzie wy latacie, Szwejku? Dzwonię już po raz trzeci i nikt się nie odzywa.<br> {{tab}}— Załatwiałem to, co mi pan rozkazał.<br> {{tab}}— Już poszli?<br> {{tab}}— Ma się wiedzieć, że poszli, ale nie wiem, czy już odeszli. Może polecieć jeszcze raz?<br> {{tab}}— Znaleźliście plutonowego Fuchsa?<br> {{tab}}— Znalazłem, panie oberlejtnant. Naprzód powiada: co? I dopiero jakem wyłożył, że rozmowy telefoniczne muszą być jasne i krótkie...<br> {{tab}}— Nie ględźcie, Szwejku... Czy Waniek jeszcze nie wrócił?<br> {{tab}}— Nie wrócił, panie oberlejtnant.<br> {{tab}}— Nie wrzeszczcie tak głośno. Czy nie wiecie, gdzie może być ten zatracony Waniek?<br> {{tab}}— Nie wiem, panie oberlejtnant, gdzie może być ten zatracony Waniek.<br> {{tab}}— Był w kancelarii pułkowej, ale gdzieś poszedł. Przypu<br> {{tab}} <br> {{tab}}szczam, że niezawodnie będzie w kantynie. Idźcie więc, Szwejku, do kantyny i powiedźcie mu, żeby zaraz poszedł do magazynu. I jeszcze jedno: poszukajcie natychmiast kaprala Błażka i powiedźcie mu, żeby zaraz odwiązał tego Balouna, a Balouna poślijcie do mnie. Powieście słuchawkę.<br> {{tab}}Szwejk chciał popatrzeć, jak będą odwiązywali Balouna, i razem z kapralem Błażkiem poszedł do słupka. Kapral Błażek mamrotał pod nosem:<br> {{tab}}— Jak mają pietra, to się robią grzeczni.<br> {{tab}}Po odwiązaniu Balouna, Szwejk szedł z nim razem kawałek drogi, bo śpieszył do kantyny, żeby tam poszukać Wańka.<br> {{tab}}Baloun patrzył na Szwejka jak na swego wybawcę i obiecywał mu, że podzieli się z nim każdą przesyłką, jaką otrzyma z domu.<br> {{tab}}— U nas teraz będą bić wieprze — mówił Baloun melancholijnie. — Jaki salceson wolisz: szwabski czy włoski? Mów, bracie, szczerze, ja dzisiaj wieczorem będę pisał do domu. Moja Świnia będzie miała chyba ze stopięćdziesiąt kilo. Głowę ma jak buldog. Takie świnie są najlepsze. Słonina będzie na osiem palców chyba. Jak byłem w domu, to sam robiłem kiszki i podgarlanki i obżerałem się farszem do rozpuku. Łoń — skiego roku Świnia ważyła sto sześćdziesiąt kilo.<br> {{tab}}Ale była to Świnia, że proszę siadać — mówił jak w natchnieniu, mocno ściskając rękę Szwejka, gdy się z nim rozstawał. — Wychowałem ją na samych kartoflach i aż miło było patrzeć, jak jej sadła przybywa. Szynki nasoliłem, a taki płat pieczonego pekeflejszu z knedlami posypanymi skwarkami i z kapustą, to takie papuniu, że tylko palce lizać. Jak po takim jedzeniu smakuje piwko! I takie zadowolenie ogarnia człowieka od stóp do głów... I wszystko to zabrała nam wojna.<br> {{tab}}Brodaty Baloun westchnął głęboko i pośpieszył do kancelarii pułkowej, podczas gdy Szwejk zwrócił kroki w stronę kantyny i poszedł dalej starą aleją wysokich lip.<br> {{tab}}Feldfebel rachuby Waniek siedział tymczasem jak naj<br> {{tab}}221<br> {{tab}} <br> {{tab}}spokojniej w kantynie i opowiadał jakiemuś znajomemu sztabs — feldfeblowi, ile to można było przed wojną zarobić na emaliowanych farbach i cementowych zaprawach.<br> {{tab}}Sztabsfeldfebel był już niemożliwy. Przed południem przyjechał pewien obywatel ziemski z Pardubic, który miał syna w obozie, dał feldfeblowi porządną łapówkę i przez całe przedpołudnie częstował go w mieście.<br> {{tab}}A teraz siedział ten wyczęstowany człowiek i poddawał się rozpaczy, że już nic mu nie smakuje. Nie bardzo zdawał sobie sprawę z tego, co do niego mówiono, a na wieść o farbach emaliowych nie reagował wcale.<br> {{tab}}Zajęty był swoimi własnymi myślami i mamrotał coś o kolejce podjazdowej z Trzeboni do Pelhrzynowa i z powrotem.<br> {{tab}}Gdy Szwejk wchodził do kantyny, Waniek jeszcze raz usiłował wytłumaczyć sztabsfeldfeblowi przy pomocy liczb, ile zarabiało się przed wojną na jednym kilogramie zaprawy cementowej, dostarczanej do nowych budowli, ale sztabsfeldfebel odpowiedział mu całkiem od rzeczy:<br> {{tab}}— Umarł w drodze powrotnej i pozostawił tylko listy.<br> {{tab}}Ujrzawszy Szwejka, przypomniał sobie widać jakiegoś niemiłego sobie człowieka i zaczął Szwejka wyzywać od brzucho — mówców.<br> {{tab}}Szwejk podszedł do Wańka, który też już był podochocony, ale przy tym bardzo był przyjemny i miły.<br> {{tab}}— Panie rechnungsfeldfebel — meldował Szwejk — ma pan zaraz iść do magazynu, bo tam już czeka zugsführer Fuchs z dziesięciu szeregowcami i będą fasować konserwy. Ma pan biegnąć laufszrytem. Pan oberlejtnant telefonował już dwa razy.<br> {{tab}}Waniek parsknął śmiechem:<br> {{tab}}— Alboż ja głupi, kochanie moje? Sam sobie musiałbym dać w pysk, gdybym się przejmował takimi rzeczami, aniele. Wszystko ma swój czas, dziecko złote. Jak pan oberlejtnant wyprawi tyle marszkompanii, ile ja wyprawiłem, to będzie<br> {{tab}}222<br> {{tab}} <br> {{tab}}mógł zabierać głos w tych sprawach i nie będzie nikogo dręczył laufszrytem. Przecież z kancelarii pułkowej dostawałem już takie rozkazy, że jutro się jedzie, więc trzeba się pakować i fasować rzeczy potrzebne do drogi. I co ja zrobiłem? Poszedłem sobie ładnie i grzecznie na ćwiartkę wina. Siedzi mi się tu bardzo mile i ani myślę przejmować się czymkolwiek. Konserwy będą zawsze konserwami, fasunek fasunkiem. Ja znam magazyn lepiej niż pan oberlejtnant i wiem, co się na takich konferencjach pana obersta z panami oficerami wygaduje. Pan oberst wyobraża sobie w swojej fantazji, że w magazynie są konserwy. Magazyn naszego regimentu nigdy żadnych konserw nie miał i otrzymywał je od przypadku do przypadku z magazynu brygady albo pożyczał je sobie od innych regimentów, z którymi sąsiadował. Takiemu na przykład pułkowi beneszowskiemu winni jesteśmy przeszło trzysta konserw. Haha! Niech sobie na konferencjach wygadują, co im się żywnie podoba, a my zachowujmy spokój. Gdy przylecą do magazynu, to już im tam magazynier sam wytłumaczy, że dostali bzika. Ani jedna marszkompania nie otrzymała konserw przy odjeździe.<br> {{tab}}Prawda, ty stara moczygębo? — zwrócił się do sztabsfeld — febla. Ale tamten zasypiał i dostawał lekkiego delirium, bo odpowiedział:<br> {{tab}}— Idąc, trzymała nad sobą otwarty parasol.<br> {{tab}}— Najlepiej dać wszystkiemu święty spokój i nie robić gwałtu — doradzał feldfebel Waniek. — Jeśli w kancelarii pułkowej powiedzieli dzisiaj, że jutro pojedziemy, to takiemu gadaniu nie powinno wierzyć nawet małe dziecko. Czy możemy wyjechać bez wagonów? W mojej obecności telefonowali na dworzec, a tam nie ma ani jednego wolnego wagonu. Tak samo było z ostatnią marszkompanią. Przez dwa dni staliśmy wtedy na stacji i czekaliśmy, aż się nad nami ktoś zmiłuje i pośle po nas pociąg. I nikt nie wiedział, dokąd pojedziemy. Nawet pułkownik nie wiedział. Byliśmy już w dro<br> {{tab}}223.<br> {{tab}} <br> {{tab}}dze, przejechaliśmy całą Madziarię i ciągle nikt nie wiedział, czy pojedziemy do Serbii, czy na front rosyjski. Z każdej stacji porozumiewaliśmy się bezpośrednio ze sztabem dywizji. Byliśmy tylko taką sobie łatą do łatania dziur. Wsadzili nas wreszcie pod Duklę, tam dostaliśmy w skórę, aż się kurzyło, i musieliśmy się na nowo formować. Aby tylko żadnych gwałtów! Wszystko wyjaśni się z czasem i nie trzeba się śpieszyć. Jawohl, nochamol.<br> {{tab}}— Wino mają tu dzisiaj nadzwyczajnie dobre — mówił Waniek dalej, nie zwracając już uwagi na to, co mamrocze feldfebel, który wywodził:<br> {{tab}}— Głauben sie mir, ich habe bisher w e — nig v o n meinem Leben gehattt. Ich wunde — re mich über diese Frage.<br> {{tab}}— Jeszczeby też, żebym się miał przejmować odjazdem marszbatalionu. Przy pierwszej marszkompanii, której towarzyszyłem, wszystko było w porządeczku w dwie godziny. Przy innych marszkopaniach naszego ówczesnego batalionu przygotowywali się do drogi przez całe dwa dni. Ale u nas był dowódcą kompanii lejtnant Przenosił, chłop łebski. Nie śpieszcie się tak bardzo — rzekł do nas i wszystko poszło jak po maśle. Na dwie godziny przed odejściem pociągu zaczęliśmy dopiero pakowanie. Zrobisz pan bardzo dobrze, gdy się przy — siądziesz...<br> {{tab}}— Nie mogę — odpowiedział ze straszliwym samozaparciem dobry wojak Szwejk. — Muszę wracać do kancelarii. Gdyby tam kto telefonował...<br> {{tab}}— No to idź, złoty człowiecze, ale zapamiętaj sobie przez całe życie, że to nieładnie z twojej strony i że porządny ordynans nigdy nie powinien być tam, gdzie jest potrzebny. Nie bądź pan w służbie zbyt gorliwym, bo nie ma nic obrzydliwszego na tym świecie nad wystraszonego ordynansa, który chciałby całą wojnę zeżreć sam i nikomu nic z niej nie dać. Tak, duszo najmilejsza.<br> {{tab}}224<br> {{tab}} <br> {{tab}}Ale Szwejk był już za drzwiami i śpieszył do kancelarii swojej kompanii.<br> {{tab}}Waniek pozostał sam, ponieważ stanowczo nie można było powiedzieć, aby mu sztabsfeldfebel dotrzymywał towarzystwa. Odosobnił się zupełnie i głaszcząc karafkę z ćwiartką wina mamrotał dziwaczne rzeczy po czesku i po niemiecku:<br> {{tab}}— Wiele razy przechodziłem już przez tę wieś, a nie miałem nawet pojęcia o tym, że jest ona na świecie. I n einem halben Jahre h a b e ich m e i n e Staats — prüfung hinter mir und meinen Doktor g e m a c h t. Stała się ze mnie stara pokraka. Dziękuję ci Łucjo. Erscheinen sie in schon ausgestatte — ten Banden — może jest tu ktoś taki, kto o tym jeszcze pamięta.<br> {{tab}}Feldfebel rachuby z nudów wystukiwał palcami jakiegoś marsza, ale nie musiał nudzić się zbyt długo, bo drzwi się otworzyły, wszedł kucharz z kuchni oficerskiej Jtu^aijcisi, i przysiadł się do Wańka.<br> {{tab}}— Dostaliśmy dzisiaj rozkaz — mówił szybko — żebyśmy poszli fasować koniak na drogę. Ponieważ nasza butla nie była pusta, więc ją opróżnić. Jesteśmy teraz troszkę<br> {{tab}}zawiani. Szeregowcy kuchni pozwalali się jak kłody. Przeliczyłem się o kilka porcyj, pan oberst się spóźnił i nie dostał nic. Więc robię dla niego omlecik. Ano szpas!<br> {{tab}}— Ładna awantura — rzekł Waniek, który przy winie lubił używać obcych słów.<br> {{tab}}Kucharz Jurajda zabrał się do filozofowania, co odpowiadało jego zajęciu w cywilu. Wydawał on mianowicie przed wojną czasopismo i książnicę: „Tajemnice życia i śmierci“.<br> {{tab}}Na wojnie zadekował się w of^c^^i^^^^^j kuchni pułkowej i nieraz przypalił pieczeń. gdy zabrał się do czytania tłumaczeń staroindyjskich sutr PraguaParamita (Mądrość objawiona).<br> {{tab}}Pułkownik Schroder lubił go jako osobliwość pułku, bo któ<br> {{tab}} <br> {{tab}}raż kuchnia pułkowa mogła się pochwalić, że ma kucharza — okultystę, który, zaglądając w głębię tajemnic życia i śmierci, umiał przyrządzić taką świetną polędwicę albo wyczynić takie kapitalne ragout, że pod Komarowem śmiertelnie ranny porucznik Dufek nie wołał nikogo, tylko Jurajdę.<br> {{tab}}— Tak jest — rzekł prosto z mostu Jurajda, który ledwo mógł usiedzieć na krześle, a roztaczał na dziesięć kroków dokoła siebie zapach rumu — gdy dla pana obersta nic już nie zostało i gdy widział tylko duszone kartofle, tedy wpadł w stan g a k i. Czy pan wie, co to jest g a k i? To stan głodnych duchów. Więc rzekłem do niego: Czy ma pan oberst dość siły do przyzwyciężania przeznaczeń losowych, chociaż nie starczyło dla pana cielęciny z nerką? W karmie jest widać pisane, że ma pan dostać na dzisiejszą kolację bajeczny omlet z siekaną i duszoną wątróbką cielęcą.<br> {{tab}}Drogi przyjacielu — rzekł po chwili szeptem do feldfebla rachuby i zrobił mimowolny ruch ręką, którym poprzewracał wszystkie stojące przed nim na stole szklanki.<br> {{tab}}— Jest byt i niebyt wszystkich zjawisk, kształtów i rzeczy — dodał zasępiony kucharz, spoglądając na poprzewracane naczynia. — Kształt, to niebyt, a niebyt, to kształt. Niebyt nie różni się od kształtu, kształt nie różni się od niebytu. Co niebyt to kształt, co kształt to niebyt.<br> {{tab}}Kucharz — okultysta owinął się płaszczem milczenia, wsparł głowę na ręku i spoglądał na mokry zalany stół.<br> {{tab}}Sztabsfeldfebel mamrotał dalej coś, co nie miało ani głowy, ani pięty:<br> {{tab}}— Zboże zniknęło z pola, zniknęło — in d i es er Stim — mung erhielt er Einladung und ging zu i h r. Zielone święta bywają wiosną.<br> {{tab}}Feldfebel rachuby bębnił palcami po stole, pił i od czasu do czasu myślał o tym, że na niego czeka dziesięciu szeregowców z plutonowym przy magazynie.<br> {{tab}}Na samo wspomnienie o tym roześmiał się i machnął ręką.<br> {{tab}}226<br> {{tab}} <br> {{tab}}Gdy później powrócił do kancelarii jedenastej marszkoni — panii, zastał Szwejka siedzącego przy telefonie.<br> {{tab}}— Kształt, to niebyt, a niebyt, to kształt — rzekł i w ubraniu zwalił się na pryczę. Usnął natychmiast.<br> {{tab}}Szwejk siedział dalej przy telefonie, ponieważ przed dwiema godzinami rozmawiał z nim nadporucznik Lukasz, że jeszcze ciągle jest na konferencji u pana pułkownika, a zapomniał mu powiedzieć, że może odejść od telefonu.<br> {{tab}}Następnie rozmawiał z nim przez telefon plutonowy Fuchs, który przez cały czas czekał razem z dziesięciu szeregowcami na przybycie feldfebla rachuby, ale czekał na próżno. Wreszcie zauważył, że skład jest zamknięty.<br> {{tab}}Oddalił się dokądś, a szeregowcy jeden za drugim poro — złazili się także.<br> {{tab}}Czasem zabawiał się Szwejk tym, że brał słuchawkę i przysłuchiwał się rozmowom. W kancelarii znajdował się telefon jakiegoś nowego systemu, który właśnie zaprowadzono w armii, a miał to do siebie, że na całej linii można było słyszeć prowadzone rozmowy cudze.<br> {{tab}}Tren kłócił się z artylerią, saperzy odgrażali się poczcie polowej, strzelnica wojskowa warczała na oddział karabinów maszynowych.<br> {{tab}}A Szwejk wciąż siedział przy telefonie.<br> {{tab}}Konferencja u pułkownika trwała bardzo długo.<br> {{tab}}Pułkownik Schróder rozwijał najnowsze teorie służby polowej i osobliwy nacisk kładł na miotacze min.<br> {{tab}}Mówił piąte przez dziewiąte o tym, jakim był front przed dwoma miesiącami na południu i na wschodzie, o doniosłości dobrego połączenia między poszczególnymi oddziałami, o gazach trujących, o ostrzeliwaniu aeroplanów nieprzyjacielskich, o zaopatrywaniu wojska w polu, a wreszcie przeszedł do wewnętrznych stosunków w wojsku.<br> {{tab}}Rozgadał się o stosunku oficerów do szeregowców i do podoficerów, o przebieganiu na frontach do nieprzyjaciela<br> {{tab}}<br> {{tab}}227<br> {{tab}} <br> {{tab}}i o tym, że pięćdziesiąt procent żołnierzy czeskich jest „p o — litisch verdachtig“.<br> {{tab}}— Jawohl, meine Herren, der Kramasch, Schreiner und Klofatsc h...<br> {{tab}}Większość oficerów myślała przy tym wykładzie tylko o tym, kiedy właściwie ten dziadyga przestanie ględzić, ale pułkownik Schroder ględził dalej o nowych zdaniach, nowych marszbatalionach, o poległych oficerach pułku, o Zeppelinach, kawalerzystach, o przysiędze...<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz przypomniał sobie w tej chwili, że kiedy cały batalion przysięgał, Szwejka nie było, bo akurat siedział w areszcie sądu dywizyjnego.<br> {{tab}}I wydała mu się ta cała rzecz śmieszną. Parsknął jakimś histerycznym śmiechem i zaraził nim kilku oficerów siedzących w pobliżu, czym zwrócił na siebie uwagę pułkownika, który właśnie przeszedł do omawiania doświadczeń nabytych przez armię niemiecką przy odwrocie w Ardenach. Ale poplątało mu się wszystko w głowie i zakończył swój wykład niespodziewanie:<br> {{tab}}— Moi panowie, to nie są rzeczy śmieszne. t<br> {{tab}}Potem udali się wszyscy do kasyna oficerskiego, ’ ponieważ pułkownika Schródera odwołano do telefonu. Wzywał go sztab brygady.<br> {{tab}}Szwejk podrzemywał przy telefonie dalej, dopóki nie przebudził go dzwonek.<br> {{tab}}— Halo! — słyszał wołanie. — Tu kancelaria pułku.<br> {{tab}}— Halo! — odpowiedział. — Tutaj kancelaria jedenastej marszkompanii.<br> {{tab}}— Nie gadaj dużo — mówił głos telefonującego — ale bierz ołówek i pisz. Przyjmij telefonogram.<br> {{tab}}— Jedenasta marszkompania....<br> {{tab}}Po tych słowach nastąpiły jakieś zdania tak chaotycznie z sobą poplątane, że nie można było nic zrozumieć. Mówiły jednocześnie i dwunasta i trzynasta marszkompania. Szwejk<br> {{tab}}228<br> {{tab}} <br> {{tab}}nie rozumiał ani słowa. Wreszcie chaos przycichł i Szwejk zrozumiał wezwante:<br> {{tab}}— HAlo! HAlo! Więc teraz przeczytaj wszystko 1 nie zr — wracaj gtowy?<br> {{tab}}— Co mam pirzeczytać?<br> {{tab}}— Co masz przeczytać, ty wole? Telefon°gram!<br> {{tab}}— Jaki telefonogram?<br> {{tab}}— Do stu milionów cHat/ów, czyś ty głuchy!? T^tefono — gram, który ci dylowałem, ty iCioto!<br> {{tab}}— Ja nic nte siyszaiem, bo ntowho dużo głosciw.<br> {{tab}}— Ach ty n^cd^o jedna, czy myślisz, że Będę się z toBą bawił? Więc przyjmujesz telefonogram, czy nie? MASZ ołć) — wek i pAper? Co? Jeszcze mam czetać. Aż soBie popukasz? I to się nazywa tołnierz. Więc stochasz wreszcie, czy nie słuchasz? ŻE już sie przygotowujesz? No to i tak jeszcz:e dobrze. Tylko nie wdawaj paradnego u^f’°i^mu! A. teraz słuchaj uchem! nie brzuchem. Jedenasta marszkompania! Powtórz.<br> {{tab}}— Dowódca kompami. MAsz już? Powtórz!<br> {{tab}}— Dowcadca kompami...<br> {{tab}}— Zur Besprechung mórg en... Napisałeś? Po* wtózz!<br> {{tab}}— Zur Besprechung morgen...<br> {{tab}}— Urn neun Uhr, — Unterschrfft. Czy wiesz ty małpo. co Co znaczy unterschrfft? Fodp^. Powtt^z!<br> {{tab}}— Um neun Uhr. Unterschrfft. Wiesz co to jest Unterschrfft. ty matyo? To jest podpte.<br> {{tab}}— Ach tv Cdćoto! A więc podp^. OBerst Schroder. bydAaku.! Masz już? Powtózz!<br> {{tab}}— Oberst Schroder. bydAaku.<br> {{tab}}— Dobrze ty woge. Kto przyją. „te^ifonogram.?<br> {{tab}}— Ja.<br> {{tab}}— Himmelherrgott, Co to znowu za iakieś ia?<br> {{tab}}— Szwejk. ś co gezczee?<br> {{tab}}229<br> {{tab}} <br> {{tab}}— No nareszcie! Więcej nic, ale powinieneś się nazywać nie Szwejk, ale krowa.<br> {{tab}}— Co słychać u was?<br> {{tab}}— Nic, wszystko po staremu.<br> {{tab}}— I kontent jesteś, co? Podobno ktoś tam u was dostał dzisiaj słupka.<br> {{tab}}— To tylko pucybut pana oberlejtnanta, bo mu zeżarł obiad. Czy nie wiesz, kiedy pojedziemy?<br> {{tab}}— Co za głupie pytanie! Przecież o tym nie wie nawet nasz dziadyga. Dobranoc! Pcheł u was dużo?<br> {{tab}}Szwejk położył słuchawkę i zaczął budzić feldfebla rachuby Wańka, który bronił się jak wściekły, a gdy Szwejk zaczął nim potrząsać, dostał pięścią w nos. Potem Waniek położył się na brzuchu i wierzgał nogami dokoła siebie.<br> {{tab}}Ale pomimo wszystko udało się Szwejkowi przebudzić go. Waniek otworzył oczy, rzucił się na wznak i wystraszony zapytał, co się stało takiego?<br> {{tab}}— Takiego nie stało się nic — odpowiedział Szwejk — tylko chciałem się pana poradzić w pewnej kwestii. Właśnie dostaliśmy telefonogram, że jutro rano o dziewiątej nasz nadporucznik Lukasz ma przyjść do pana obersta znowuż na konferencję. Teraz nie wiem, co mam zrobić? Czy iść do niego zaraz i powiedzieć mu o tym, czy też poczekać aż do rana? Długo się namyślałem, czy mam pana obudzić, gdy pan tak smacznie chrapał, ale potem pomyślałem, że było nie było, a poradzić się można...<br> {{tab}}— Na miłość boską, człowieku, daj mi spać! — jęknął Waniek, ziewając jak lew. — Rano będzie aż nadto czasu i nie trzeba mnie budzić.<br> {{tab}}Odwrócił się na bok i natychmiast zasnął.<br> {{tab}}Szwejk usiadł znowuż przy telefonie i zaczął podrzemy — wać. Obudził go dzwonek,<br> {{tab}}— Halo, jedenasta marszkompania.<br> {{tab}}— Tak jest, jedenasta marszkompania. Kto tam?<br> {{tab}}230<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Trzynasta marszkompania. Halo, która godzina u ciebie? Nie mogę się dodzwonić do centrali. Nie idą mnie zluzować...<br> {{tab}}— Mój zegarek stoi.<br> {{tab}}— Tak samo, jak mój. Nie wiesz, kiedy pojedziemy? Czy nie rozmawiałeś z kancelarią pułkową?<br> {{tab}}— Tam wiedzą akurat tyle?, co i my, to znaczy gówno.<br> {{tab}}— Niech panienka nie będzie ordynarna. Konserwy fasowaliście już? Od nas poszli po konserwy, ale nie przynieśli nic. Magazyn był zamknięty.<br> {{tab}}— I nasi przyszli z pustymi rękoma.<br> {{tab}}— No to na próżno robią panikę. A jak ci się zdaje, gdzie pojedziemy?<br> {{tab}}— Do Rosji.<br> {{tab}}— Prędzej chyba do Serbii. Ale to się pokaże dopiero w Budapeszcie. Jeśli skierują nas na prawo, to z tego będzie Serbia, a jeśli na lewo, to Rosja. Czy macie już chlebaki? Podobno teraz będzie podwyższony żołd. W karcięta grasz? No to przyjdź jutro. My tu łupimy w karty co wieczór. Ilu was tam jest przy telefonie? Sam? No to pluń na wszystko i idź spać. Jakieś dziwne u was panują porządki. Trafiło ci się jak ślepej kurze ziarno? Nareszcie przychodzą zluzować mnie. Do — branocl<br> {{tab}}Szwejk usadowił się przy telefonie i niebawem słodko zasnął, zapomniawszy zawiesić słuchawkę, skutkiem czego nikt mu nie mógł przeszkadzać w drzemce, chociaż telefonista kancelarii pułkowej wściekał się, że nie podobna się dodzwonić do kancelarii jedenastej marszkompanii, której trzeba było przekazać nowy telefonogram, że do jutra do godziny dwunastej ma być zestawiony spis tych wszystkich szeregowców, którzy nie byli poddani ochronnemu szczepieniu tyfusu.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz bawił się tymczasem jeszcze wciąż w kasynie oficerskim z lekarzem wojskowym Szanclerem, który siedział okrakiem na krześle i rytmicznie walił kijem od bilardu o podłogą, wygłaszając jednocześnie takie zdania:<br> {{tab}}231<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Sułtan Saracenów SalahEdin pierwszy uznał neutralność korpusu sanitarnego.<br> {{tab}}— Rannymi winny opiekować się obie strony.<br> {{tab}}— Należy dostarczyć im leków i opieki w zamian za zwrot kosztów ze strony drugiej.<br> {{tab}}— Musi być dozwolone posłać im lekarza i j*ego pomocników za paszportami generalskimi.<br> {{tab}}— Rannych należy odsyłać do ich wojsk pod opieką i gwarancją generałów. Można ich też wymieniać. Ale mogą potem dalej służyć.<br> {{tab}}— Chorzy obu stron nie powinni być zabierani do niewoli i traceni, ale należy ich umieszczać w miejscach bezpiecznych i szpitalach. Wolno pozostawić przy nich straż ich własnego wojska, która to straż, podobnie jak chorzy, ma prawo wrócić za paszportami generalskimi. To samo dotyczy także duchownych potowych, lekarzy, chirurgów, aptekarzy, pielęgniarzy chorych, pomocników i innych osób, wyznaczonych do obsługi chorych, których nie wolno brać do niewoli, ale właśnie w taki sposób mają być odsyłani z powrotem.<br> {{tab}}Doktór Szancler przy tym wykładzie złamał już dwa kije i ciągle jeszcze miał dużo do opowiadania o opiece nad rannymi podczas wojny. W dziwacznym jego wykładzie ciągle powtarzały się słowa o paszportach generalskich.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz dopił czarną kawę i poszedł do siebie. Jego służący, brodaty olbrzym Baloun, zajęty był tym, że w jakimś garnuszku smażył sobie właśnie kawałek salami, używając do tego spirytusowej maszynki nadporucznika Lukasza.<br> {{tab}}— Ośmielam się — wyjąkał Baloun — pozwalam sobie, posłusznie melduję...<br> {{tab}}Lukasz spojrzał na niego. W tej chwili Baloun wydał mu się wielkim dzieciakiem, stworzeniem naiwnym, i nadporucz — nikowi zrobiło się nagle żal, że skazał na słupek tego człowieka, który cierpi taki wielki głód.<br> {{tab}}232<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Gotuj sobie, Balounie, gotuj — rzekł, odpinając szablę — jutro każę ci przypisać drugą porcję chleba.<br> {{tab}}Nadporucznik był w nastroju bardzo sentymentalnym, więc usiadł i zaczął pisać list do cioci:<br> {{tab}}Kochana Ciotuniu!<br> {{tab}}Właśnie otrzymałem rozkaz, abym był gotów na front razem ze swoją marszkompanią. Być może, iż ten list jest ostatni z tych, jakie otrzymałaś ode mnie, bo wszędzie toczą się walki zaciekłe, a straty nasze są duże. Dlatego trudno mi kończyć ten list zwykłym słowem „Dowidzenia“. Stosowniej jest napisać: „Zostań z Bogiem!“<br> {{tab}}— Resztę dopiszę rano — pomyślał nadporucznik i ułożył się do snu.<br> {{tab}}Baloun widząc, że nadporucznik zasnął na dobre, zaczął szukać i szperać po izbie, jak jaki karaluch. Otworzył walizkę nadporucznika i nadgryzł tabliczkę czekolady, ale przestraszył się bardzo, gdy właściciel czekolady poruszył się przez sen. Szybko schował nadgryzioną czekoladę do walizki i przycichł.<br> {{tab}}Potem zakradł się ku stołowi i odczytał słowa Lukasza, pisane do ciotki.<br> {{tab}}Wzruszyło go osobliwie to ostatnie słowo: Zostań z Bogiem.<br> {{tab}}Położył się więc na sienniku przy drzwiach i zaczął wspominać swój dom rodzinny i bicie wieprzy.<br> {{tab}}Bardzo żywo przedstawiał mu się miły obraz nakłuwania salcesonu, żeby z niego powypuszczać powietrze i żeby przy gotowaniu nie pękł.<br> {{tab}}Zasnął niebawem, kołysany wspomnieniem, jak to u sąsiada pękł duży szwabski salceson i rozgotował się cały.<br> {{tab}}Śniło mu się, że przy biciu wieprza ma w domu jakiegoś niezdarę rzeżnika i że przy nadziewaniu podgarlanek pękają flaki. Potem znowuż, że rzeżnik zapomniał narobić kiszek, że gdzieś zapodziała się głowizna i że zabrakło zatyczek do podgarlanek. Wreszcie przyśniło mu się coś o sądzie polowym,<br> {{tab}}232<br> {{tab}} <br> {{tab}}ponieważ został przyłapany, gdy w kuchni przywłaszczał sobie piat mięsa. We śnie widział samego siebie wiszącego na wysokiej lipie alei wojskowego obozu w Brucku nad Litawą.<br> {{tab}}Gdy Szwejk zbudził się ze snu razem z budzącym się porankiem, który przyniósł z sobą zapach rozgotowywanych konserw kawowych, wstał, odruchowo zawiesił słuchawkę, jakby właśnie skończy! rozmowę telefoniczną i przechadzając się po kancelarii, śpiewał.<br> {{tab}}Zaczął jakąś śpiewkę od środka i śpiewał o tym, jak żołnierz przebiera się za dziewczynę i idzie do swej miłej do młyna. Tam młynarz układa go do snu przy swojej córce, ale przedtem woła na żonę:<br> {{tab}}Dobrych rzeczy przynieś żywiej, Niech dziewczyna się pożywi...<br> {{tab}}Młynarka karmi podłego chłopa, z czego powstaje tragedia rodzinna:<br> {{tab}}Młynarzostwo rano wstali,<br> {{tab}}Na drzwiach napis przeczytali: Wasza Anka, dziewka mila. Dobrze gościa przytuliła.<br> {{tab}}Szwejk śpiewał tę piosnkę z takim uczuciem, że cała kancelaria ożywiła się nagle. Zbudził się też feldfebel Waniek i pytał, która godzina.<br> {{tab}}— Właśnie odtrąbili pobudkę.<br> {{tab}}— Ale ja wstanę dopiero po kawie — zadecydował Waniek, któremu nigdy się nie śpieszyło. — Na pewno będą znowuż robili piekło i będą nas niepotrzebnie szykanowali różnymi gwałtami, jak wczoraj z tymi konserwami...<br> {{tab}}Waniek ziewnął i pytał, czy wczoraj po powrocie do domu nie gadał za wiele.<br> {{tab}}— Troszkę pan pogadał od rzeczy — rzekł Szwejk — ale niewiele. Mówił pan coś o kształtach i o bycie i niebycie, ale rychło zaczął pan chrapać, jak cały tartak, i było po gadaniu.<br> {{tab}}234<br> {{tab}} <br> {{tab}}Szwejk przeszedł się wzdłuż kancelarii aż do drzwi i z powrotem, stanął koto pryczy fetotobto rachuby i rzekł:<br> {{tab}}— Co do mojej osoby, panie rechnungsfeldfebel, to jak pan zaczął mówić o tych kształtach, to mi się przypomniał niejaki Zatka, gazownik. Pracował w gazowni na Letnej i zapalał, i gasił latarnie. Był to mąż od oświaty i chodził po wszystkich knajpach na Letnej, ponieważ od chwili zapalenia latarń do chwili ich gaszenia upływa sporo czasu, a bez towarzystwa się człowiek nudzi. Otóż ten gazownik nad ranem też mówił różne takie rzeczy, tylko że on mówił o kościach do gry: „W kości się gra, gra nie ma granic“. Słyszałem to na własne uszy, gdy razu pewnego jakiś pijany policjant zatrzymał mnie za zanieczyszczanie ulicy i zamiast do komisariatu zaprowadził mnie przez pomyłkę do gazowni.<br> {{tab}}Ale z tym Zatką rzecz skończyła się kiepsko — dodał Szwejk ciszej. — Zapisał się do Mariańskiej kongregacji, chodził razem z tercjarkami na kazania patra Jemelki do kościoła św. Ignacego i razu pewnego, gdy misjonarze mieli tam rekolekcje, zapomniał pogasić światło w swoim rejonie i latarnie paliły się bez przerwy przez trzy dni i trzy noce.<br> {{tab}}Niedobrze jest — wywodził Szwejk — gdy człowiek ni z tego, ni z owego zacznie raptem filozofować, bo zawsze z tego bywa delirium tir^mens. Przed laty prze — translokowali do nas jakiegoś majora Bluhera z siedemdziesiątego piątego pułku. Otóż ten major co miesiąc zwoływał nas. kazał nam ustawiać się w czworobok i zastanawiał się z nami nad tym. co to jest zwierzchność wojskowa. Nie pijał on nic innego. tylko śliwowicę. — Każdy oficer, moi żołnierze — wykładał on zawsze na dziedzińcu koszar — jest sam przez się istotą najdoskonalszą, która ma sto razy więcej rozumu niż wy wszyscy razem. Nic doskonalszego od oficera wyobrazić sobie nie zdołacie. choćbyście rozmyślali przez całe życie. Każdy oficer jest istotą koniecznie potrzebną. podczas gdy wy. jesteście istotami tylko przypadkowym..<br> {{tab}}235<br> {{tab}} <br> {{tab}}Istnieć możecie, ale niekoniecznie. Gdyby doszło do wojny, a wy poleglibyście za naszego najjaśniejszego pana, no to dobrze, nie byłoby to nic osobliwego, ale gdyby naprzód poległ wasz oficer*, to dopiero zobaczylibyście, jak bardzo jesteście od niego zależni i co to za wielka strata. Oficer istnieć musi, a wasze istnienie jest właściwie tylko cieniem istnienia oficerskiego. Wywodzicie się z nich i obyć się bez nich nie możecie. Bez zwierzchności wojskowej taki żołnierz jeden czy drugi nawet w portki porządnie nie narobi. Dla was, żołnierze, oficer jest prawem moralnym, czy to rozumiecie, czy nie, to wszystko jedno, a ponieważ każde prawo musi mieć swego prawodawcę, więc prawodawcą waszym jest właśnie oficer, względem którego musicie poczuwać się do wszelkiego obowiązku i wszelkiej powinności, spełniając wszystkie jego rozporządzenia, choćby się wam to i owo mogło nie podobać.<br> {{tab}}Pewnego razu po wykładzie obchodził cały czworobok i każ — dego z nas pytał po kolei:<br> {{tab}}— Co odczuwasz, gdy coś przeskrobiesz?<br> {{tab}}Żołnierze odpowiadali bardzo głupio. Jedni mówili, że jeszcze nigdy nic nie przeskrobali, inni mówili, że po każdym przeskrobaniu mdli ich w żołądku, jeden powiedział, że odczuwa koszarówkę itd. Wszystkich ich kazał major Blüher natychmiast odprowadzić na stronę i nakazał, żeby po południu za karę robili ćwiczenia przysiadowe za to, że nie umieją powiedzieć, co odczuwają. Zanim przyszła kolej na mnie, przypomniałem sobie słowa jego ostatniego wykładu i gdy zbliżył się, rzekłem całkiem spokojnie:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie majorze, że gdy coś przeskrobię, to odczuwam zawsze jakiś niepokój, strach i wyrzuty sumienia. Ale gdy mam wychodnie i gdy wracam do koszar w porze przepisanej i w porządku, wówczas opanowuje mnie jakiś błogi spokój, włazi na mnie wewnętrzne zadowolenie.<br> {{tab}}Wszyscy się roześmieli, a major Blüher wrzasnął na<br> {{tab}}236<br> {{tab}} <br> {{tab}}mnie: — Pluskwy włażą na ciebie, drabie jeden, gdy gnijesz na pryczy. Patrzcie go, łotra, jeszcze sobie żarty stroi!<br> {{tab}}I przepisał mi takiego słupka, że proszę siadać.<br> {{tab}}— W wojsku inaczej być nie może — rzekł feldfebel rachuby, przeciągając się leniwie na pryczy. — Tak już jest od początku świata i będzie zawsze, że w wojsku tak, czy owak, choćbyś był dobry jak anioł, zawsze musi wisieć nad tobą chmura i muszą bić pioruny. Bez tego nie byłoby dyscypliny.<br> {{tab}}— Całkiem słusznie — rzekł Szwejk. — Nie zapomnę nigdy o tym, jak wsadzili rekruta Pecha do paki. Lejtnant tej kompanii, niejaki Moc, zebrał rekrutów i każdego z nich pytał, skąd pochodzi.<br> {{tab}}— Wy, rekruty żółtodziobe — przemawiał do nich — mu — sicie się nauczyć odpowiadać jasno, dokładnie, jakby biczem strzelał. Więc zaczynamy. Skąd pochodzicie, Pechu? — Pech był człowiekiem inteligentnym, więc odpowiedział: — Dolny Bousow, UnterBautzen, dwieście sześćdziesiąt siedem domów, tysiąc dziewięćset trzydzieści sześć mieszkańców narodowości czeskiej, kapitanat Jiczyn, okrąg Sobotka, byłe dobra rycerskie Kost, parafialny kościół św. Katarzyny z czternastego stulecia, odnowiony przez hrabiego Wacława Wratysława Ne — tolickiego, szkoła, poczta, telegraf, stacja czeskiej kolei handlowej, cukrownia, młyn z tartakiem, pustelnia Walcha, sześć jarmarków dorocznych. — Ale lejtnant nie czekał co będzie dalej, rzucił się na rekruta Pecha i zaczął go prać po gębie raz za razem, krzycząc: — Masz jeden jarmark doroczny, drugi, trzeci, czwarty, piąty, szósty. — A Pech, chociaż i rekrut, zameldował się do batalionsraportu. W kancelarii był wtedy taki wesoły pisarz, który napisał, że Pech melduje się do raportu z powodu jarmarków dorocznych w Dolnym Bousowie. Dowódcą batalionu był major Rohell. — Also was g i b t’s? — zapytał Pecha, a ten odpowiedział: — Posłusznie melduję, panie majorze, że w Dolnym Bousowie jest sześć<br> {{tab}}237<br> {{tab}} <br> {{tab}}jarmarków dorocznych. — Więc major Rohell zaryczał fla niego, zatupał i kazał go natychmiast zaprowadzić do lazaretu. Od tego czasu Pech był najgorszymi żołnierzem i z paki nie wychodził.<br> {{tab}}— Wychowywanie żołnierzy jest sprawą trudną — rzekł feldfebel Waniek. — Żołnierz. który w wojsku nie był karany. to nie żołnierz. Może to było dobre w czasach pokojowych. że niektórzy żołnierze odbywali służbę bez kary. a potem miał taki wszędzie pierwszeństwo, gdy się starał o posadę rządową. Ale teraz się pokazuje. że ci najgorsi żołnierze. którzy w czasach pokojowych ciągle siedzieli w — pace, są najlepszymi żołnierzami. Przypominam sobie szeregowca Sylwanusa z ósmej marszkompanii. Waliła się na niego kara za karą i jeszcze jaka kara! Nie zawahał się skraść koledze ostatni grosz, a jak przyszło do bitwy, to pierwszy poprzerywał zasieki z drutu, wziął do niewoli trzech chłopa, a jednego w drodze zastrzelił, bo jak mówił, nie miał do niego zaufania. Dostał wielki medal srebrny, przyszyli mu dwie gwiazdki i gdyby go później nie byli powiesili pod Duklą, to już dawno byłby plutonowym. Ale go powiesić musieli, bo po jakiejś bitwie zgłosił się na wywiad, a inny jakiś patrol widział go, jak mój Syłwanus obdzierał ^upy. Znałeś przy nim ostem zegarków i sporo pierścionków. Więc go w sztabie brygady powiesiliJ<br> {{tab}}— Pokazuje się z tego — rzekł bardzo roztropnie Szwejk — że każdy żołnierz musi własnymi silami dosługiwać się stanowiska.<br> {{tab}}Zadzwonił telefon. Feldfebel rachuby podszedł do słuchawki. Nadporucznik Lukasz pytał, co się stało z konserwami. Słychać było jakieś ostre wyrzuty.<br> {{tab}}— Naprawdę nie ma, panie nadporuczniku! — wołał Waniek, sumitując się przed słuchawką. — Skądby się miały wziąć, kiedy to jest tylk° fantazja inten^ntury. Całkiem nie — poti*zebnie wysyłał° się tem tych ludzi. Ja chclatem do pan&<br> {{tab}}238<br> {{tab}} <br> {{tab}}telefonować... Proszę?... Że w kantynie byłem? Kto to mówił? Ten okultysta kucharz z kuchni oficerskiej? Pozwoliłem sobie zajść tam na chwilę. Wie pan, jak ten okultysta nazwał tę panikę z powodu owych konserw? „Grozą nienarodzonego“. Bynajmniej, panie oberlejtnant. Jestem zupełnie trzeźwy. Szwejk? Jest w kancelarii. Czy każe go pan zawołać?<br> {{tab}}— Szwejku, do telefonu — rzekł feldfebel rachuby i ciszej dodał: — Gdyby się pytał, w jakim stanie wróciłem, to powiedz pan, że w porządku.<br> {{tab}}Szwejk stanął przy telefonie i meldował:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, Szwejk.<br> {{tab}}— Słuchajcie no Szwejku, jak to jest z tymi konserwami? Czy to w porządku?<br> {{tab}}— Nie ma konserw, panie oberlejtnant. Ani śladu konserw.<br> {{tab}}— 2yczylbym sobie, Szwejku, żebyście się co dzień rano meldowali u mnie, dopóki jesteśmy w obozie. Po wyjeździe będziecie stale przy mnie. Co robiliście w nocy?<br> {{tab}}— Siedziałem przez całą noc przy telefonie.<br> {{tab}}— Co nowego?<br> {{tab}}— To i owo, panie oberlejtnant.<br> {{tab}}— Tylko nie zaczynajcie się bałwanić, mój Szwejku. Czy przyszedł skąd jaki meldunek?<br> {{tab}}— Przyszedł meldunek, ale dopiero na godzinę dziewiątą.<br> {{tab}}— Dlaczego nie meldowaliście natychmiast?<br> {{tab}}— Byłem daleki tego, abym miał był niepokoić pana oberlejtnanta.<br> {{tab}}— Więc mówcie, do stu diabłów, co jest nowego i co ma być na dziewiątą?<br> {{tab}}— Telefonogram, panie oberlejtnant.<br> {{tab}}— Nie rozumiem. Co to ma być?<br> {{tab}}— Ja to sobie zapisałem, panie oberlejtnant: Przyjmijcie telefonogram. Kto jest przy telefonie? Masz już? Czytaj, czy tak jakoś.<br> {{tab}}239<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Ach wy idioto, Szwejku, z warrii nie podobna dojść do ładu. Mówcie, co za treść tego telefonogramu, bo jak nie, to wpadnę do was i dam po łbie tak, że... Więc co?<br> {{tab}}— Jakiś Besprechung, panie oberlejtnant, dzisiaj rano u pana obersta, o dziewiątej. Chciałem pana budzić w nocy, alem to sobie rozmyślił.<br> {{tab}}— Byłbym was nauczył budzić mnie w nocy z powodu byle jakiego głupstwa, na które dość jest czasu rano. Znowuż konferencja! Der Teufel soli das alles busc — r i e r e n! Powieście słuchawkę i zawołajcie do telefonu Wańka.<br> {{tab}}Feldfebel rachuby Waniek podszedł do telefonu.<br> {{tab}}— Rechnungsfeldfebel Waniek, Herr O berle u i n a n t.<br> {{tab}}— Poszukaj mi pan natychmiast innego pucybuta. Ten łotr Baloun zeżarł mi wszystką czekoladę. Słupka? Nie. Lepiej go przydzielimy do sanitariuszy. Chłop jak góra, więc będzie mógł dźwigać rannych. Poślę go natychmiast do pana. Niech pan to załatwi w kancelarii pułku i natychmiast wróci do kompanii. Jak pan sądzi, kiedy pojedziemy?<br> {{tab}}— Nic pilnego, panie oberlejtnant. Jak mieliśmy odjeżdżać z dziewiątą marszkompanią, to przez całe cztery dni wodzili nas za nos. Z ósmą było to samo. Tylko z dziesiątą było lepiej: w południe dostaliśmy rozkaz, a wieczorem już byliśmy w drodze, ale za to wozili nas potem po całych Węgrzech i nie wiedzieli, jaką dziurę i na której części frontu nami załatać.<br> {{tab}}Przez cały ten czas, gdy nadporucznik Lukasz był dowódcą jedenastej kompanii marszowej, znajdował się w stanie, który można by nazwać synkretyzmem: próbował wyrównywać sprzeczności pojęciowe przy pomocy ustępstw, dochodzących aż do pomieszania poglądów.<br> {{tab}}Odpowiedział więc Wańkowi:<br> {{tab}}— Może pan ma rację. Tak już jest na świecie. Więc pan<br> {{tab}}240<br> {{tab}} <br> {{tab}}sądzi, że dzisiaj jeszcze nie pojedziemy? O dziewiątej mamy konferencję u pana obersta. — Aha, czy wie pan już o tym, że pan jest Dienstführender? Mówię tylko tak mimochodem. Niech pan sprawdzi... Co by tak można sprawdzić? Niech pan sprawdzi spis szarż z uwzględnieniem terminu służby. Następnie zapasy kompanii. Narodowość? Dobrze, można i narodowość... Ale głównie, niech mi pan pośle nowego pucybuta. Co ma dzisiaj robić z szeregowcami F a h n r i c h Pleschner? Vorbereitung zum Abmarsch. Rachunki? Przyjadę i podpiszę po jedzeniu. Nikogo nie puszczać do miasta. Do kantyny w obozie? Po obiedzie na godzinę... Niech pan zawoła Szwejka!<br> {{tab}}— Szwejku, pozostaniecie tymczasem przy telefonie.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że jeszcze kawy nie piłem.<br> {{tab}}— To przynieście sobie kawę i siedźcie w kancelarii przy telefonie, dopóki was nie zawołam. Czy wiecie, co to znaczy ordynans?<br> {{tab}}— Ordynans to taki, co lata.<br> {{tab}}— Więc żebyście mi byli na miejscu, jak was zawołam. Przypomnijcie jeszcze raz Wańkowi, żeby dla mnie wyszukał nowego pucybuta. Halo, Szwejku, gdzie jesteście?<br> {{tab}}— Jestem, panie oberlejtnant. Akurat przynieśli kawę.<br> {{tab}}— Halo, Szwejku!<br> {{tab}}— Słucham, panie oberlejtnant. Kawa zupełnie zimna.<br> {{tab}}— Wy wiecie, Szwejku, co to jest pucybut. Więc przypatrzcie się dobrze temu nowemu i powiedźcie mi, co on zacz. Zawieście słuchawkę.<br> {{tab}}Waniek popijał czarną kawę, do której dolewał po trosze rumu z butelki z napisem „T i n t e“ (ostrożność nie zawadzi), spoglądał na Szwejka, potem rzekł:<br> {{tab}}— Ten oberlejtnant niepotrzebnie się drze tak głośno, słyszałem każde jego słowo. Wy się z panem oberlejtnantem musicie bardzo dobrze znać. Co Szwejku?<br> {{tab}}Szwejk J6II<br> {{tab}}241<br> {{tab}} <br> {{tab}}— My zawsze ręka w rękę — odpowiedział Szwejk. — Jedna ręka drugą myje. Dużośmy już z sobą przeżyli. Ile to razy chcieli nas gwałtem rozdzielić, ale myśmy się z sobą znowu zeszli. On mi zawsze i we wszystkim okazywał tyle zaufania, że aż się nieraz sam dziwiłem. Więc pan sam słyszał, że mam panu przypomnieć o tym nowym pucybucie i że mam go obejrzeć i wypowiedzieć się co o nim sądzę. Dla pana oberlejtnanta pucybut pucybutowi nie równy.<br> {{tab}}Pułkownik Schroder, zwołując wszystkich swoich oficerów na konferencję, zabrał się do rzeczy z wielką miłością, pragnąc wygadać się za wszystkie czasy. Prócz tego trzeba było powziąć jakąś decyzję co do jednorocznego ochotnika Marka, który nie chciał czyścić wychodków i za bunt został odesłany przez pułkownika Schrodera do sądu dywizyjnego.<br> {{tab}}Wczoraj wrócił z aresztu sądu dywizyjnego na odwach, gdzie trzymany był pod strażą. Jednocześnie kancelaria pułkowa otrzymała papier o treści nasłychanie powikłanej, ale wyjaśniającej bądź co bądź, że w danym wypadku nie chodzi o bunt, ponieważ jednoroczni ochotnicy nie są obowiązani czyścić wychodki. Tym niemniej zachodzi jednak przypadek Subordinationsverletzung, które to wykroczenie może być zrównoważone przez porządne zachowanie się wobec nieprzyjaciela. Z tego powodu jednoroczny ochotnik Marek zostaje odesłany z powrotem do pułku, a śledztwo co do naruszenia karności zostaje odłożone do końca wojny, lecz zostanie wznowione przy najbliższym wykroczeniu, jakiego mógłby się dopuścić jednoroczny ochotnik Marek.<br> {{tab}}Była jeszcze jedna sprawa. Razem z jednorocznym ochotnikiem odesłany został z sądu dywizyjnego na odwach samozwańczy plutonowy Teveles; niedawno pojawił się on w pułku, do którego został odesłany ze szpitala w Zagrzebiu. Miał wielki medal srebrny, dystynkcje jednorocznego ochotnika i trzy gwiazdki. Opowiadał o czynach bohaterskich szóstej marsz — kompanii w Serbii i wywodził, że z całej tej kompanii pozo<br> {{tab}}242<br> {{tab}} <br> {{tab}}stał tylko on jeden. Śledztwo ustaliło, że na początku wojny jakiś Teveles odszedł rzeczywiście z szóstą kompanią na front, ale nie miał praw jednorocznego ochotnika. Zażądano infor — macyj od brygady, do której szósta marszkompania była przykomenderowana, gdy drugiego grudnia tysiąc dziewięćset czternastego roku uciekała z Białogrodu, i stwierdzono, że w spisie zaproponowanych do odznaczenia lub odznaczonych medalami srebrnymi żadnego Tevelesa nie ma. Co zaś do tego, czy szeregowiec Teveles podczas kampanii białogrodzkiej został awansowany na plutonowego, tego nie można było stwierdzić, ponieważ cała szósta kompania marszowa zginęła koło cerkwi św. Sawy w Białogrodzie razem ze wszystkimi oficerami. Przed sądem dywizyjnym Teveles bronił się, że naprawdę był mu obiecany medal srebrny i że dlatego kupił go sobie od jakiegoś Bośniaka. Co do odznak jednorocznego ochotnika, to przyszył je sobie po pijanemu, a nosił je dlatego, że był stale pijany, mając organizm osłabiony dyzenterią.<br> {{tab}}Gdy konferencja się rozpoczęła, pułkownik Schroder oświadczył, przed rozpatrzeniem tych dwóch przypadków, że trzeba, aby panowie oficerowie częściej się naradzali, zanim nadejdzie chwila odjazdu, chwila już niedaleka. Z brygady dowiedział się, że tam oczekują rozkazów dywizji. Niech więc szeregowcy będą w pogotowiu, a dowódcy kompanii niech pilnują, żeby nikogo nie brakło. Potem powtarzał jeszcze raz to wszystko co mówił wczoraj. Znowuż dał przegląd wydarzeń wojennych i dodał, że trzeba unikać wszystkiego, co mogłoby obniżył siłę bojową i przedsiębiorczość wojska.<br> {{tab}}Na stole przed nim leżała mapa frontu z chorągiewkami na szpileczkach, ale chorągiewki były porozrzucane, a fronty poprzesuwane. Chorągiewki i szpileczki leżały na stole i pod stołem.<br> {{tab}}Całą widownię wojny sponiewierał w nocy kocur, którego chowali pisarze kancelarii pułkowej. Ten kocur ulżył sobie na<br> {{tab}}i6*n<br> {{tab}}343<br> {{tab}} <br> {{tab}}austriackowęgierskim froncie, a chcąc ślady swej bytności na mapie zagrzebać, porozrzucał łapami chorągiewki i rozmazał łajno po wszystkich pozycjach, zasikał fronty i brücken — kopfy i zapaskudził wszystkie korpusy armii.<br> {{tab}}Pułkownik Schroder był bardzo krótkowzroczny i oficerowie kompanij marszowych z wielkim zainteresowaniem spoglądali na niego, gdy zbliżał się do kupek pozostawionych na mapie przez kocura.<br> {{tab}}— Stąd, panowie, ku Sokalowi nad Bugiem — rzekł pułkownik Schroder proroczo i posuwał palcem na pamięć w stronę Karpat, przy czym palec jego wjechał do jednej z tych kupek, którymi kocur uplastycznił mapę frontów.<br> {{tab}}— Wahrscheinlich Katzendreck, Herr Oberst — jeden za wszystkich wyjaśnił sytuację kapitan Sagner, uśmiechając się bardzo uprzejmie.<br> {{tab}}Pułkownik Schroder wpadł do sąsiedniej kancelarii, skąd słychać było istny potok złorzeczeń i straszliwą groźbę, że komuś każe pozlizywać wszystkie kupki po kocurze.<br> {{tab}}Przesłuchanie było krótkie. Stwierdzono, że kocura przed dwoma tygodniami przytaszczył do kancelarii najmłodszy pisarz Zwiebelfisch. Po takim stwierdzeniu kazano Zwiebel — fischowi spakować swoje manatki, a starszy pisarz zaprowadził go na odwach, gdzie aresztant będzie siedział aż do dalszych rozporządzeń pana pułkownika.<br> {{tab}}Na tym zakończyła się właściwie cała konferencja. Gdy pułkownik Schróder powróci! między oficerów cały czerwony od złości, nie pamiętał już, że ma jeszcze do omówienia sprawę jednoroczniaka Marka i samozwańczego plutonowego Te — velesa.<br> {{tab}}— Proszę panów oficerów — rzekł zwięźle — aby byli gotowi i oczekiwali dalszych moich rozkazów i instrukcvj.<br> {{tab}}W ten sposób jednoroczniak i Teveles pozostali nadal na odwachu, a gdy przybył do nich Zwiebelfisch, mogli zagrać<br> {{tab}}244<br> {{tab}} <br> {{tab}}sobie w mariasza i dokuczać strażnikowi, wzywając go, aby wyłapał pchły z sienników.<br> {{tab}}Potem wsadzili do paki jeszcze frajtra Peroutkę z trzynastej marszkompanii, który zginął raptem, gdy wczoraj rozeszła się po obozie wiadomość, że wojsko odchodzi na pozycje, i dopiero rano został znaleziony przez patrol „Pod białą różą“ w Brucku. Tłumaczył się, że przed odjazdem pragnął obejrzeć dokładnie znaną oranżerię hrabiego Harracha pod Bru — ckiem i że w drodze powrotnej zbłądził i dopiero nad ranem dotarł do „Białej róży“. (Tymczasem przespał się z Różą z „Białej róży“).<br> {{tab}}Sytuacja wciąż jeszcze była niejasna. Nikt nie wiedział, czy się pojedzie, czy nie pojedzie. Szwejk, obsługujący telefon w kancelarii jedenastej marszkompanii, wysłuchał mnóstwo poglądów pesymistycznych i optymistycznych. Dwunasta marszkompania telefonowała, jakoby ktoś w kancelarii słyszał, że jeszcze będą ćwiczenia w strzelaniu z figurami ruchomymi i że na front odjedzie się dopiero po polowych ćwiczeniach w strzelaniu. Tych optymistycznych poglądów nie podzielała trzynasta marszkompania, która telefonowała, że właśnie powrócił kapral Hawlik z miasta i od jakiegoś kolejarza dowiedział się, że wagony już stoją na stacji.<br> {{tab}}Waniek wyrwał słuchawkę z rąk Szwejka i krzyczał rozzłoszczony, że kolejarze figę wiedzą, bo on był dopiero co w kancelarii pułkowej.<br> {{tab}}Szwejk wysiadywał przy telefonie z prawdziwym zamiłowaniem i na wszystkie pytania odpowiadał zawsze jednakowo, że jeszcze nic pewnego nie wiadomo.<br> {{tab}}Tak samo odpowiedział na pytanie nadporucznika Lukasza, który pytał:<br> {{tab}}— Co tam u was nowego?<br> {{tab}}— Jeszcze nie ma nic pewnego, panie oberlejtnant — stereotypowo odpowiedział Szwejk.<br> {{tab}}— Ach ty fujaro! Zawieś słuchawkę!<br> {{tab}}245<br> {{tab}} <br> {{tab}}Potem otrzymał kilka telefonogramów z szeregiem zwy — kłych nieporozumień. Najpierw przyszedł telefonogram, którego nie można było podyktować mu w nocy, ponieważ nie zawiesił słuchawki i spał. Chodziło w nim o żołnierzy szczepionych i nieszczepionych.<br> {{tab}}Potem przyszedł telefonogram, również spóźniony, dotyczący konserw, co też już zostało wczoraj wyjaśnione.<br> {{tab}}Następnie telefonogram do wszystkich batalionów, kompani] i części pułku:<br> {{tab}}Kopia telefonogramu brygady nr 75692*. Rozkaz brygady nr 172. Przy wykazach gospodarczych kuchni polo — wych należy przy wymienianiu produktów spożywczych trzymać się takiego porządku: 1 mięso, 2 konserwy, 3 jarzyny Świerże, 4 jarzyny suszone, 5 ryż, 6 makaron, 7 kasza i kaszka, 8 kartofle (zamiast poprzedniego porządku: 4 jarzyny suszone, 5 jarzyny świeże).<br> {{tab}}Gdy Szwejk przeczytał ten telefonogram feldfeblowi rachuby Wańkowi, ten oświadczył uroczyście, że takie telefono — gramy rzuca się do wychodka.<br> {{tab}}— Wymyślił to sobie jakiś idiota ze sztabu armii i zaraz rozsyłają takie głupstwo po wszystkich dywizjach, brygadach i pułkach.<br> {{tab}}Następnie przyjął Szwejk jeszcze jeden telefonogram, który był tak szybko dyktowany, że Szwejk zdążył zapisać na kartce tylko poszczególne wyrazy, co wyglądało jak jaki szyfr sekretny:<br> {{tab}}In der Folgę genauer erlaubt gewesen oder das selbst einem hingegen immer — hin eingeholt werden.<br> {{tab}}— To wszystko są głupstwa — rzekł Waniek, gdy Szwejk dziwił się ogromnie, że mu się napisała taka osobliwa rzecz 1 gdy odczytywał ją sobie trzy razy z rzędu. Oczywiście, głupstwa — mówił Waniek — ale diabli ich wiedzą, może to jaki<br> {{tab}}246<br> {{tab}} <br> {{tab}}szyfr, tylko że przy kompanii nie jesteśmy przygotowani do odczytywania szyfrów. Można to cisnąć.<br> {{tab}}— I ja tak myślę — rzekł Szwejk. — Gdybym zameldował panu oberlejtnantowi, że ma in der Folgę g e — nauer erlaubt gewesen oder das selbst einem hingegen immerhin eingeholt w e r — den, to by się jeszcze raz obraził.<br> {{tab}}Bywają ludzie tacy obraźliwi, że aż strach — mówił Szwejk dalej, oddając się wspomnieniom. — Pewnego razu jechałem tramwajem z Wysoczan do Pragi, a w Libni przysiadł się do nas niejaki Nowotny. Jak tylko go poznałem, podszedłem do niego i wdałem się z nim w rozmowę, że obaj jesteśmy z Drażowa. A ten na mnie z pyskiem, żebym mu dał spokój, bo mnie nie zna. Zacząłem mu tłumaczyć, żeby sobie przypomniał, że jako mały chłopczyk chadzałem do niego z matką, której na imię było Antonina, a ojcu Prokop i że był ekonomem. Nawet wtedy nie chciał słyszeć o tym, że się znamy. Więc przypomniałem mu jeszcze inne szczegóły, że w Drażowie byli dwaj Nowotni: Antoni i Józef. I że on jest właśnie tym Józefem, bo mi o nim z Drażowa pisali, że postrzelił żonę, gdy go strofowała za pijaństwo. I widzi pan ten człowiek podniósł na mnie rękę. Uchyliłem się szczęśliwie, a ten grzmotnął pięścią w szybę i zbił ją. Tę dużą na przedniej platformie przed motorowym. Więc nam kazali wysiąść i zaprowadzili nas do komisariatu, gdzie się pokazało, że ten pan był dlatego taki obraźliwy, że się wcale nie nazywał Józef Nowotny, ale Edward Doubrawa i pochodził z Montgomery w Ameryce, a do Czech przyjechał tylko tak sobie, żeby odwiedzić krewnych.<br> {{tab}}Dzwonek telefonu przerwał opowiadanie Szwejka i jakiś zachrypnięty głos z oddziału karabinów maszynowych pytał znów, czy się jedzie, czy nie. Podobno rano ma być konferencja u pana obersta.<br> {{tab}}We drzwiach ukazał się blady jak płótno kadet Biegler,<br> {{tab}}247<br> {{tab}} <br> {{tab}}największy idiota kompanii, ponieważ w szkole jednorocznych ochotników usiłował wyróżniać się swoimi wiadomościami. Skinął na Wańka, żeby z nim wyszedł na korytarz, i tam prowadził z nim długą rozmowę.<br> {{tab}}Po powrocie do kancelarii Waniek uśmiechał się pogardliwie.<br> {{tab}}— Co za małpa! — rzekł do Szwejka. — Ładne okazy zebrały się w naszej kompanii. Był także na konferencji i pod koniec rozkazał pan oberst, żeby wszyscy plutonowi zrobili gwerwizytę i żeby byli surowi. I teraz przychodzi mi się pytać, czy ma dać Żlabkowi słupka za to, że ten wyczyścił karabin naftą.<br> {{tab}}Waniek się rozzłościł.<br> {{tab}}— O takie idiotyczne rzeczy się mnie pyta, gdy sam wie, że ruszamy na front. Pan oberlejtnant dobrze się namedytował wczoraj z tym słupkiem, na który skazał swego pucybuta. Więc rzekłem temu smykowi, żeby się trochę zastanowił, czy to dobrze robić z szeregowców zwierzęta.<br> {{tab}}— Kiedy już mowa o tym pucybucie — rzekł Szwejk — to może już pan zbębnił jakiego odpowiedniego dla pana oberlejtnanta.<br> {{tab}}— Pijcie tran — odpowiedział Waniek. — Na wszystko jest dość czasu. Zresztą ja sądzę, że pan oberlejtnant przyzwyczai się do Balouna. Od czasu do czasu coś mu tam ze — żre — wielkie mi rzeczy! Na froncie rzecz się wyrówna, bo tam często będzie tak, że ani jeden, ani drugi nie będą mieli co żreć. Jak powiem, że Baloun ma zostać u pana oberlejtnanta, to zostanie. Moja w tym głowa, a pan oberlejtnant nie ma się wtrącać do nieswoich rzeczy. I nie trzeba się śpieszyć.<br> {{tab}}Waniek wyciągnął się na pryczy i rzekł:<br> {{tab}}— Opowiedz mi pan, panie Szwejk, jaką anegdotę z życia wojskowego.<br> {{tab}}— Opowiedzieć zawsze można — odparł Szwejk — ale obawiam się, że znowu ktoś tam będzie dzwonił.<br> {{tab}}248<br> {{tab}} <br> {{tab}}— To zdejrn pan słuchawkę albo wyłącz pan kontakt:.<br> {{tab}}— Dobrze — rzekł Szwejk, zdejmując słuchawkę. — Opowiem panu coś, co pasuje do naszej sytuacji, tylko, że wtedy zamiast prawdziwej wojny były tylko manewry i była taka sama panika jak tutaj, poniewż nikt nie wiedział, kiedy wyruszymy z koszar. Razem ze mną służył jakiś Szyc z Porzy — cza, człowiek porządny, ale pobożny i bojący. Wyobrażał sobie, że manewry to coś okropnego, że ludzie podczas manewrów padają z pragnienia i że podczas marszów sanitariusze zbierają tych biedaków jak ulęgałki. Więc pił na zapas, a gdyśmy wyruszyli z koszar i dotarli do Mniszki, mówił: — Wiecie, chłopcy, ja tego nie wytrzymam. Chyba, że się Bóg sam zmiłuje nade mną:. — Potem przybyliśmy do Horzowic i mieliśmy tam dwa dni odpoczynku, ponieważ stała się pomyłka:, bo szliśmy naprzód tak szybko, że razem z pułkami, które szły na naszych skrzydłach:, bylibyśmy zagarnęli do niewoli cały sztab nieprzyjacielski i byłby z tego wielki wstyd, jako że nasz korpus miał przegrać, a nieprzyjaciel wygrać, bo w korpusie nieprzyjacielskim był jakiś smarkaty arcyksiąż^. I wtedy ten Szyc zrobił taką rzecz: kiedyśmy obozowali, zabrał się i poszedł do wsi za Horzowicami, żeby sobie tam coś kupić, i koło południa wracał do obozu. Gorąco było, a mój Szyc wypił niezgorzej, więc patrzy, przy drodze stoi słup), na słupie kaplica, a w kapliczce malutki posążek świętego Jana Nepomucena. Odmówił pacierz, przed świętym Janem Nepomucenem i powiada: — Gorąco ci, hę? Powinieneś się napić. Stoisz tu na słońcu i pocisz się zdrowo. — Potrząchnął feldflaszką, napił się sam i powiada: zostawiłem ci tu tyk. święty Janie Nepomucenie. Ale żal mu było więc wypił wszystko i dla świętego nie pozostało nic. — Jezus Maria — powiada — święty Janie Nepomucenie. musisz mi to wybaczyć. ja ci to wynagrodzę. Zabiorę cię z sobą do obozu i napoję cię tak świetnie. że się na nogach nie utrzymasz. — I mój zacny Szyc przez współczucie dla świętego Jana Nepomucena zbił szkło ka<br> {{tab}} <br> {{tab}}pliczki, wyjął posążek świętego, wsadził go sobie pod bluzę i zaniósł do obozu. Potem ten święty Jan sypiał z nim na słomie, Szyc nosił go z sobą w tornistrze i miał wielkie szczęście w kartach. Gdzie tylko obozowaliśmy, wszędzie wygrywał, aż przybyliśmy w Pracheńskie, obozowaliśmy w Drahe — nicach i tam Szyc wszystko przegrał. Gdyśmy rano wyruko — wali, to na gruszy przy drodze wisiał święty Jan powieszony. To jest anegdota z życia wojskowego. A teraz znowuż zawiesimy słuchawkę.<br> {{tab}}I telefon znowuż dostawał ataków nerwowych, dając dowód, że harmonia pokoju i spokoju w obozie została zakłócona.<br> {{tab}}W tym samym czasie nadporucznik Lukasz studiował w swoim pokoju szyfry wręczone mu przez ordynansa ze sztabu pułku. Do szyfrów dołączona była instrukcja, jak należy je odczytywać, oraz szyfr sekretny o marszrucie kompanii na pograniczu Galicji (etap pierwszy):<br> {{tab}}7217 — 1238 — 475 2121 — 35 — Moszon.<br> {{tab}}8922’ — 375 — 7282 — Rab.<br> {{tab}}4432 — 1238 — 7217 — 35 — 8922 — 35 — Komam.<br> {{tab}}7282 — 9299 — 310 — 375 — 7881 — 298 — 475 — 7979 — Budapeszt.<br> {{tab}}Odczytując te szyfry, westchnął nadporucznik Lukasz:<br> {{tab}}— Der Teufel soli das buserieren.<br> {{tab}}Koniec części drugiej.<br> {{tab}}W’<br> {{tab}} <br> {{tab}}SPIS TREŚCI<br> {{tab}}Str.<br> {{tab}}Rozdział 1 Przygody Szwejka w pociągu 5<br> {{tab}}„ II Budziejowicka anabasis Szwejka 28<br> {{tab}}n III Przygody Szwejka w KiralyHida 105<br> {{tab}}„ IV Nowe cierpienia 174<br> {{tab}}„V Z Brucku nad Litawą ku Sokalowi 202<br> {{tab}} <br> {{tab}}<br> {{tab}} <br> {{tab}}Biblioteka Narodowa<br> {{tab}}Warszawa<br> {{tab}}30001024266992<br> {{tab}} <br> {{tab}}«<br> {{tab}} <br> {{tab}}<br> {{tab}} <br> {{tab}}PRZYGODY DOBREGO<br> {{tab}}WOJAKA SZWEJKA<br> {{tab}} <br> {{tab}}JAROSLAV HASEK<br> {{tab}}*<br> {{tab}}PRZESŁAWNE LANIE<br> {{tab}} <br> {{tab}}PRZYGODY DOBREGO WOJAKA SZWEJKA PODCZAS WOJNY ŚWIATOWEJ<br> {{tab}}i<br> {{tab}}Szwejk na tyłach<br> {{tab}}II<br> {{tab}}Szwejk na froncie<br> {{tab}}III<br> {{tab}}Przesławne lanie<br> {{tab}}IV<br> {{tab}}Po przesławnym laniu<br> {{tab}} <br> {{tab}}JAROSLAY HASEK<br> {{tab}}PRZYGODY DOBREGO WOJAKA SZWEJKA<br> {{tab}}PODCZAS<br> {{tab}}WOJNY ŚWIATOWEJ<br> {{tab}}* * *<br> {{tab}}Przesławne lanie<br> {{tab}}KSIĄŻKA i WIEDZA<br> {{tab}}Spółdzielnia Wydawnicza<br> {{tab}}Warszawa 1949<br> {{tab}} <br> {{tab}}Spółdzielnia Wydawnicza,,Kc « ą ź k a a Wüedea Warszawa<br> {{tab}}Printed i n Poland Marzec 1049 rok<br> {{tab}}* Autoryzowany przekład z czeskiego P. HULK1LASKOWSKIEGO<br> {{tab}}*<br> {{tab}}Okładkę projektował IGNACY WITZ<br> {{tab}}#<br> {{tab}}Z praw wydawniczych Towarzystwa Wydawniczego 6 1“<br> {{tab}}R 37601<br> {{tab}}Tłoczono 15.370 egzemplarzy Zakłady Graficzne „Książka i Wledaa“ w Obj. 15, 50 ark. Papier dziełowy kl. V, 70 g.<br> {{tab}}^Tałbr; 61X^6 a<br> {{tab}} <br> {{tab}}I<br> {{tab}}Przez Węgry.<br> {{tab}}Nareszcie wszyscy doczekali się chwili, w której powpy — chano ich do wagonów w stosunku 42 szeregowców do ośmiu koni. Koniom podróżowało się, oczywiście, wygodniej niż szeregowcom, bo mogły spać stojąc, ale to nic nie szkodziło. Pociąg wojskowy wiózł do Galicji nową gromadę ludzi na rzeź.<br> {{tab}}Na ogół wszakże wszystkie te biedne stworzenia doznały ulgi. Gdy pociąg ruszył, miało się poczucie czegoś określonego, podczas gdy przedtem była tylko męcząca niepewność, panika, bo nikt nie wiedział, czy się pojedzie dzisiaj, jutro czy pojutrze. Niejeden czuł się jak skazaniec, wyczekujący ze strachem ukazania się kata; żeby już nareszcie mieć spokój, żeby już był koniec.<br> {{tab}}Toteż jeden z żołnierzy wrzeszczał jak pomylony: — Je — dziemy! Jedziemy!<br> {{tab}}Sierżant rachuby Waniek miał zupełną rację, gdy mawiał do Szwejka, że nie ma się co śpieszyć.<br> {{tab}}Zanim nadeszła chwila wsiadania do wagonów, upłynęło kilka dni, a przy tym stale gadało się o konserwach, chociaż doświadczony Waniek zapewniał, że to tylko fantazja. Co znowu za konserwy? Msza połowa, to i owszem, bo i przy poprzedniej marszkompanii było to samo. Jeśli są konserwy, to<br> {{tab}}5<br> {{tab}} <br> {{tab}}mszy polowej nie ma. W razie przeciwnym msza połowa zastępuje konserwy.<br> {{tab}}Zamiast więc konserw gulaszowych ukazał się oberfeldkurat Ibl, który za jednym zamachem zabił trzy muchy. Odprawił mszę połową od razu dla trzech marszbatalionów: dwa z nich pobłogosławił na drogę do Serbii, a jeden do Rosji.<br> {{tab}}Wygłosił przy tej sposobności natchnioną mowę i widać było, że materiał czerpał z kalendarzy wojskowych. Mowa ta była tak wzruszająca, że gdy już byli w drodze na Moszon, Szwejk, który znajdował się w wagonie razem z Wańkiem, w zaimprowizowanej kancelarii, przypomniał sobie to przemówienie i rzekł do sierżanta rachuby: — Morowo będzie, jak mówił pan feldkurat, gdy się dzień nachyli ku wieczorowi i słońce ze swymi złocistymi promieniami zajdzie za górami, a na pobojowisku słychać będzie, jak wywodził, ostatnie westchnienia umierających, stękanie rannych koni, jęki rannych szeregowców i narzekanie mieszkańców, którym popodpalano strzechy nad głowami. Okropnie lubię, gdy ludzie bałwanieją do kwadratu.<br> {{tab}}Waniek kiwnął głową na znak, że się zgadza: — Przykład był pieruński i wzruszający.<br> {{tab}}— Ładny też był i bardzo pouczający — rzekł Szwejk. — Bardzo dobrze to sobie zapamiętałem i gdy powrócę z wojny do domu, to będę o tym opowiadał „Pod kielichem“. Pan feldkurat rozkraczył się jeszcze tak ładnie, gdy do nas przemawiał, że się bałem, żeby mu się jeden giczoł nie pośliznął, bo byłby mógł upaść na ołtarz połowy i skaleczyć sobie nos o monstrancję. Dawał nam taki piękny przykład z dziejów naszej armii, kiedy to jeszcze służył Radecki, a z zorzą wieczorną łączył się płomień gorejących stodół. Mówił ładnie, jakby patrzył na to.<br> {{tab}}Tegoż samego dnia oberfeldkurat Ibl był już w Wiedniu i innemu znowuż marszbatalionowi wykładał wzruszającą hi<br> {{tab}}(5<br> {{tab}}Z<br> {{tab}} <br> {{tab}}storię, o której mówił Szwejk, a która tak mu się podobała, że nazwał ją bałwanieniem do kwadratu.<br> {{tab}}— Kochani żołnierze — przemawiał oberfeldkurat Ibl — pomyślcie sobie dajmy na to, że mamy rok czterdziesty ósmy i że zwycięstwem zakończyła się bitwa pod Custozzą, gdzie po pięciogodzinnej upartej walce włoski król Albert musiał oddać krwawe pobojowisko naszemu ojcu żołnierzy, marszałkowi Radeckiemu, który w osiemdziesiątym czwartym roku życia odniósł tak świetne zwycięstwo.<br> {{tab}}— I patrzajcież, żołnierze mili! Na wzgórzu przed zdobytą Custozzą zatrzymał się sędziwy wódz w otoczeniu swoich wiernych generałów. Powaga chwili spoczęła na całym tym kole, albowiem, żołnierze, w nieznacznej odległości od marszałka można było widzieć bojownika walczącego ze śmiercią. Z członkami strzaskanymi na polu chwały czuł ranny chorąży Hart, że spogląda nań marszałek Radecki. Poczciwy rannny chorąży ściskał jeszcze w tężejącej prawicy złoty medal, a pierś jego pełna była natchnienia. Gdy spojrzał na wzniosłego marszałka, serce jego ożywiło się jeszcze raz, przez porażone ciało przebiegła resztka siły i umierający nadludzkim wysiłkiem próbował przyczołgać się do swego marszałka.<br> {{tab}}— Nie fatyguj się, poczciwy żołnierzu — zawołał nań marszałek, zsiadł z konia i chciał mu podać rękę.<br> {{tab}}— Nie da się zrobić, panie marszałku — rzekł umierający żołnierz — ponieważ obie ręce mam utrącone, ale o jedno proszę: niech mi pan marszałek powie prawdę: Wygraliśmy tę bitwę?<br> {{tab}}— Zupełnie, mój bracie — odpowiedział uprzejmie marszałek. — Szkoda, że radość twoja jest zamącona ranami twymi.<br> {{tab}}— Tak jest, dostojny panie, ze mną koniec — głosem złamanym rzekł żołnierz uśmiechając się przyjemnie.<br> {{tab}}— Chce ci się pić? — zapytał Radecki.<br> {{tab}}— Dzień był gorący, panie marszałku, mieliśmy 30 stopni ciepła.<br> {{tab}}7<br> {{tab}} <br> {{tab}}Wtedy Radecki sięgnął po feldflaszkę swego adiutanta i podał ją umierającemu. Ów napił się łyknąwszy porządnie.<br> {{tab}}— Bóg zapłać tysiąckrotnie! — zawołał usiłując pocałować w rękę swego wodza.<br> {{tab}}— Jak dawno służysz? — zapytał marszałek.<br> {{tab}}— Przeszło czterdzieści lat, panie marszałku! Pod Aspern wysłużyłem złoty medal. Także pod Lipskiem byłem, kano — nierski krzyż mam też, pięć razy byłem śmiertelnie ranny, ale teraz już koniec, na amen. Lecz co za szczęście i radość, iż doczekałem dnia dzisiejszego. Co mi tam śmierć, gdy odnieśliśmy wielkie zwycięstwo, a cesarzowi została przywrócona jego ziemia!<br> {{tab}}— W tej chwili, żołnierze, z obozu ozwały się majestatyczne dźwięki naszego hymnu: „Boże ochroń, Boże wspieraj“. Wzniośle i potężnie płynęły nad pobojowiskiem. Ranny żołnierz, żegnający się z życiem, jeszcze raz próbował powstać.<br> {{tab}}— Niech żyje Austria! — zawołał z zapałem. — Niech żyje Austria! Niech grają dalej tę wspaniałą pieśń! Niech żyje nasz wódz! Niech żyje armia!<br> {{tab}}— Umierający pochylił się jeszcze raz ku prawicy marszałka, którą pocałował, opadł na ziemię i ciche ostatnie westchnienie wydarło się z jego szlachetnej duszy. Wódz stał nad nim z głową obnażoną, spoglądając na trupa jednego z najdzielniejszych żołnierzy. — Taki piękny koniec godzien jest zawiści — rzekł marszałek ukrywając wzruszoną twarz w złożonych dłoniach.<br> {{tab}}— Kochani żołnierze, ja i wam życzę, abyście się wszyscy doczekali takiego pięknego końca.<br> {{tab}}Wspominając tę mowę oberfeldkurata Ibla, mógł Szwejk bez najmniejszej obawy pokrzywdzenia kogokolwiek nazwać ją bałwanieniem do kwadratu.<br> {{tab}}Potem zaczął Szwejk mówić o znanych rozkazach, które były odczytywane już przed wsiadaniem do pociągu. Jeden z tych rozkazów był podpisany przez Franciszka Józefa i zwra<br> {{tab}}8<br> {{tab}} <br> {{tab}}cal się do armii, a drugi był rozkazem arcyksięcia Ferdynanda, głównodowodzącego armii i grupy wschodniej, zaś oba dotyczyły wydarzeń z przełęczy Dukielskiej z dnia 3 kwietnia roku 1915, kiedy to dwa bataliony 28 pułku razem z oficerami przeszły do Rosjan przy dźwiękach wojskowej kapeli.<br> {{tab}}Oba rozkazy zostały odczytane głosem drżącym i brzmiały w przekładzie tak:<br> {{tab}}Rozkaz do armii z dnia 17 kwietnia 1915.<br> {{tab}}Przepełniony bólem rozkazuję, aby c. k. pułk pieszy Nr 28 za tchórzostwo i zdradę główną wymazany został z mego wojska. Sztandar pułkowy ma być odebrany pohańbionemu pułkowi i oddany do muzeum wojskowego. Z dniem dzisiejszym przestaje istnieć pułk, który już w domu moralnie zatruty, wyruszył w pole, aby się dopuścić zdrady głównej.<br> {{tab}}Franciszek Józef I<br> {{tab}}Rozkaz arcyksięcia Józefa Ferdynanda:<br> {{tab}}Oddziały czeskie zawiodły, osobliwie w bitwach ostatnich. Zawiodły specjalnie przy obronie pozycyj, na których znajdowały się przez czas dłuższy w rowach strzeleckich, z czego skorzystał nieprzyjaciel dla nawiązania stosunków i komunikacji z nikczemnymi żywiołami tych oddziałów.<br> {{tab}}Zazwyczaj zmierzały potem ataki nieprzyjaciela, wspieranego przez tych zdrajców, przeciw tym odcinkom na froncie, które były obsadzone przez takie oddziały.<br> {{tab}}Często udawało się nieprzyjacielowi zaskoczyć nasze oddziały i niemal bez walki dotrzeć do naszych pozycyj, przy czym zagarniano do niewoli bardzo znaczną liczbę obrońców.<br> {{tab}}Po tysiąckroć hańba, wstyd i pogarda tym nędznikom, którzy dopuścili się zdrady cesarza i państwa i splamili nie tylko cześć wspaniałych sztandarów naszej sławnej i dzielnej armii, lecz także cześć tej narodowości, do której należą.<br> {{tab}}Prędzej czy później nie minie ich kula lub powróz kata.<br> {{tab}}Obowiązkiem każdego czeskiego żołnierza, który ma honor w ciele, jest, aby dowódcy swemu wskazywał takich nikczemnych podszczuwaczy i zdrajców.<br> {{tab}}Kto tego nie uczyni, jest takim samym zdrajcą i nikczemnikiem.<br> {{tab}}9<br> {{tab}} <br> {{tab}}Rozkaz ten ma być przeczytany wszystkim szeregowcom pułków czeskich.<br> {{tab}}C. k. pułk nr 28 rozkazem naszego monarchy został wykreślony z armii, a wszyscy wzięci do niewoli dezerterzy tego pułku krwią swoją zapłacą za swoją ciężką winę.<br> {{tab}}Arcyksiążę Józef Ferdynand.<br> {{tab}}— Przeczytali nam tę rzecz trochę przypóźno — rzekł Szwejk do Wańka. — Bardzo się dziwię, że nam przeczytali ten befel dopiero teraz, kiedy najjaśniejszy pan wydał go 17 kwietnia. Wygląda to tak, jakby dla jakichś tam powodów nie chcieli nam byli przeczytać tego od razu. Żebym ja był najjaśniejszym panem, to bym się nikomu nie dał upośledzać w taki sposób. Jak wydaję befel 17 kwietnia, to 17 ma być odczytany wszystkim regimentom, choćby szydła z nieba padały.<br> {{tab}}Na drugiej stronie wagonu naprzeciwko Wańka sd^ciział kucharzokultysta z kuchni oficerskiej i coś pisał. ZZ nim siedzieli: pucybut nadporucznika Lukasza, brodaty olbrzym Ba — loun i telefonista przydzielony do 11 marszkompanii, Chodo — unsky. Baloun przeżuwał kawałek komiśniaka i wystraszony tłumaczył Chodounskiemu, żo to nie jego wina, iż w tym tłoku przy wsiadaniu do wagonów nie mógł się dostać do wagonu sztabowego do swego nadporucznika.<br> {{tab}}Chodounsky straszył go, że teraz nie ma żartów i że za to będzie rozstrzelany.<br> {{tab}}— Żeby też już raz skończyło się to straszne biedowanie — narzekał sobie Baloun. — Już podczas manewrów pod Woti — cami omal życiem nie przypłaciłem służenia w wojsku. Pędzili nas o głodzie i pragnieniu, więc gdy podjechał do nas ba — talionsadiutant, to krzyknąłem: — Dajcie nam chleba i wody! — Zawrócił ku mnie konia i rzekł, że gdyby to było czasu wojny, to kazałby mi wyjść z szeregu i zostałbym rozstrzelany, ale że nie było wojny, więc, powiada, każe mnie wsadzić do aresztu garnizonowego. Ale miałem szczęście, bo gdy jechał<br> {{tab}}10<br> {{tab}} <br> {{tab}}do sztabu, żeby o tym donieść, po drodze spłoszył się jego koń, adiutant spadł i chwała Bogu skręcił sobie kark.<br> {{tab}}Baloun ciężko westchnął i zakaszlał się, bo mu zaskoczył do gardła kawałek chleba. Gdy wreszcie odzipnął, spojrzał okiem żałosnym na dwa toboły nadporucznika Lukasza, które były pod jego opieką.<br> {{tab}}— Panowie oficerowie fasowali — mówił melancholijnie — konserwy. Wątróbkę i salami węgierskie. Zjadłoby się ździebko.<br> {{tab}}Spoglądał przy tym z taką tęsknotą na oba tobołki swego nadporucznika jak piesek, który, przez wszystkich opuszczony, jest głodny jak wilk i siedząc przed sklepem wędliniarza, wdycha zapach gotowanej wędzonki.<br> {{tab}}— Nie szkodziłoby — rzekł Chodounsky — żeby na nas czekali gdzieś z dobrym obiadem. Kiedyśmy na początku wojny jechali do Serbii, tośmy się stale obżerali, bo na każdej stacji byliśmy fetowani. Z gęsich udek wycinaliśmy kostki najlepszego mięsa i tymi kostkami grywaliśmy w wilka i owce na płytkach czekolady. W Osieku w Chorwacji jacyś dwaj panowie ze stowarzyszenia weteranów przynieśli nam do wagonu duży kocioł pieczonych zajęcy, ale już tego nie mogliśmy wytrzymać i wyleliśmy im wszystko na łeb. Przez całą drogę nic innego nie robiliśmy, tylkośmy z okien wagonów rzygali. Kapral Matiejka w naszym wagonie tak się przeżarł, że trzeba było położyć mu deskę na brzuchu i skakać po niej, jak to się robi, gdy się ubija kapustę, i dopiero to go ruszyło; ale porządnie: górą i dołem. Kiedyśmy przejeżdżali przez Węgry, to oknami wagonów rzucano nam pieczone kury na każdej stacji. Ale my wybieraliśmy z tych kur tylko móżdżki. W Kapo — sfalva wrzucali nam Madziarowie do wagonów kawały pieczonych prosiąt, a jeden kolega dostał w łeb pieczoną wieprzową głowizną i to go tak rozzłościło, że z bagnetem w ręku gonił ofiarodawcę przez trzy tory. Ale w Bośni nie dostaliśmy nawet wody do picia, chociaż przedtem pomimo zakazu mieli<br> {{tab}}li<br> {{tab}} <br> {{tab}}śmy wielki wybór najróżniejszych wódek i mogliśmy pić ile wlazło. Wino lało się strumieniami. Pamiętam, że na jakiejś stacji panienki i paniusie częstowały nas piwem, ale myśmy im w konewki na i trzeba ci było wiedzieć, jak damule wia<br> {{tab}}ły od wagonów!<br> {{tab}}— Przez całą drogę od tego żarcia i picia byliśmy jak nie — swoi. Nie umiałem już nawet odróżniać asa żołędnego od dzwonkowego, a tu raptem rozkaz! Gry nie można było dokończyć i wszyscy wysiadać! Jakiś kapral, nie pamiętam już, jak mu było, krzyczał na swoich ludzi, żeby śpiewali: „U n d die Ser ben müssen s e h e n, dass wir Oester — reicher Sieger, Sieger sin d“. Ale ktoś go kopnął w zadek, a on zwalił się na szyny. Potem krzyczeli, żeby karabiny ustawić w piramidy, a pociąg zaraz ruszył i pojechał z powrotem pusty, tyle tylko, jak to już bywa w takiej panice, że zabrał z sobą prowianty, których było na dwa dni. A o kawałeczek dalej już zaczęły pękać szrapnele. Nie wiadomo skąd przyjechał batalionskomendant i zwołał wszystkich na naradę, a potem przyszedł nasz oberlejtnant Macek, Czech jak drąg, ale mówił tylko po niemiecku, blady był jak ściana i powiada, że dalej jechać nie można, bo tor wysadzony w powietrze, w nocy Serbowie przeprawili się przez rzekę i są teraz na lewym skrzydle. Ale że są jeszcze daleko od nas. Mają przyjść posiłki, a potem posiekamy Serbów na drobno. No i żeby się nikt nie poddawał w razie czego, bo Serbowie urzy — nają jeńcom uszy, nosy i wykluwają oczy. A to, że niedaleko nas pękają szrapnele, to głupstwo: przystrzeliwuje się nasza artyleria. Nagle gdzieś za górą ozwało się: tatatatata. I to nic: nasze karabiny maszynowe też się przestrzeliwują. Potem z lewej strony ozwała się kanonada, a że to było dla nas nowością, więc słuchaliśmy jej leżąc na brzuchach. Nad nami przeleciało kilka granatów, dworzec stanął w płomieniach, a z prawej strony nad nami zaczęły gwizdać kule. W dali słychać było trzaskanie salw karabinowych. Oberlejtnant Macek kazał<br> {{tab}}12<br> {{tab}} <br> {{tab}}rozebrać piramidy i nabijać karabiny. Wachmistrz podszedł do niego i powiedział mu, że to się nie da zrobić, bo nie mamy przy sobie żadnej amunicji. Sam przecie wie, że amunicję mieliśmy fasować dopiero na dalszym etapie przed pozycją. Pociąg z amunicją szedł przez nami, ale już go pewno Serbowie mają w swoich rączkach. Oberlejtnant Macek stał przez chwilę jak słup, a potem wydał rozkaz: Bajonett auf! Sam pewno nie wiedział, dlaczego wydał taki rozkaz. Tak mu się z rozpaczy wymówiło, żeby wyglądało, że się coś robi. Potem przez dość długą chwilę staliśmy w pogotowiu, następnie czołgaliśmy się po torze kolejowym, bo pokazał się jakiś aeroplan, a szarże wrzeszczały: „A li es deck en! Decke n!“ Okazało się, oczywiście, że to nasz, ale już go nasza artyleria przez pomyłkę podstrzeliła. Więc wstaliśmy, ale znikąd żadnego rozkazu. Skądciś wyrwał się raptem jakiś kawalerzysta i jeszcze z daleka krzyczał: — Wo i s t Bataillonsko — m m a n d o? — Komendant batalionu wyjechał mu na spotkanie, tamten podał mu jakieś pismo i pędził dalej na prawo. Batalionskomendant czytał sobie to pismo i raptem zwariował. Wyrwał szablę i pędził ku nam. — Alles z uru ck! Alles z u r ii c k! — ryczał na oficerów. — Direction Muldę.. Einzeln abfall en! — I zaraz się rozpoczął dopust Boży. Jakby tylko na to czekali, ze wszystkich stron zaczęli w nas palić. Po lewej stronie było pole kukurydzy podobne do piekła. Na czworakach czołgaliśmy się ku dolinie, a plecaki zostawiliśmy na tym przeklętym torze. Oberlejtnanta Macka dojechała jakaś kula od prawej strony w głowę; zwalił się i ani pisnął. Zanim uciekliśmy do doliny, mieliśmy masę rannych i zabitych. Nie troszczyliśmy się o nich i pędziliśmy aż do wieczora, a cała okolica była już przed nami jak wymieciona. Widzieliśmy tylko złupione tabory. Nareszcie dotarliśmy do stacji, gdzie już czekały nowe rozkazy, żeby wsiadać do pociągu i jechać z powrotem do sztabu, ale tego rozkazu wykonać nie mogliśmy, ponieważ cały sztab dostał się dnia poprzedniego<br> {{tab}}13<br> {{tab}} <br> {{tab}}do niewoli, o czym dowiedzieliśmy się dopiero rano. Byliśmy wtedy jak te sieroty, bo nikt o nas nie chciał wiedzieć. Przyłączyli nas do 73 pułku, żebyśmy razem z nim uciekali, co zrobiliśmy z największą przyjemnością, chociaż przedtem mu — sieliśmy maszerować prawie cały dzień, zanim dostaliśmy się do 73 pułku. No a potem...<br> {{tab}}Nikt go już nie słuchał, bo Szwejk z Wańkiem grali w zechcyka, kucharzokultysta z kuchni oficerskiej pisał dalej swój obszerny list do żony, która podczas jego nieobecności zaczęła wydawać nowe pismo teozoficzne. Baloun poddrze — mywał na ławie, więc telefoniście Chodounskiemu nie pozostawało nic innego do zrobienia, jak zakończyć opowiadanie: — Tak, tak, tego nie zapomnę nigdy...<br> {{tab}}Wstał i zaczął kibicować przy zechcyku.<br> {{tab}}— Mógłbyś mi pan przynajmniej fajkę zapalić — rzekł Szwejk po przyjacielsku do Chodounskiego — skoro zabierasz się pan do kibicowania. Zechcyk to rzecz daleko ważniejsza niż cała wojna i niż cała ta wasza głupia awantura na serbskiej granicy. — A ja tu robię takie głupstwa, że tylko się po pysku prać. Nie trzeba było poczekać z tym królem? Akurat się dama przypętała. Bydlę jestem i tyle.<br> {{tab}}Tymczasem kucharzokultysta dokończył swój list i odczytywał go z widocznym zadowoleniem, że tak ładnie go ułożył dla cenzury wojskowej.<br> {{tab}}Kochana żono!<br> {{tab}}Gdy otrzymasz ten list, to ja już od kilku dni znajdować się będę w pociągu wiozącym nas na front. Nie bardzo mi tu przyjemnie, ponieważ w pociągu się próżnuje i nie ma nic do roboty, jako że w drodze nie gotujemy, a jedzenie dostajemy na etapach stacyjnych. Z przyjemnością byłbym w drodze przez Węgry przyrządził dla naszych panów oficerów szegedyński gulasz, ale nic z tego. Może po przyjeżdzie do Galicji uda mi się przyrządzić dla nich smakowicie gęś duszoną w kaszy lub w ryżu. Wierz mi, kochana Helenko, że robię wszystko, co tyl<br> {{tab}}14<br> {{tab}} <br> {{tab}}ko mogę, aby naszym panom oficerom uprzyjemnić życie przy ich troskach i wysiłkach. Z pułku zostałem przeniesiony do marszbatalionu, co było moim najgorętszym pragnieniem, abym mógł i przy naszych skromnych środkach doprowadzić połową kuchnię oficerską do należytego porządku. Pamiętasz jeszcze, kochana Helenko, że przy rukowaniu życzyłaś mi uprzejmych przełożonych? Życzenie twoje spełniło się, i nie tylko, że nawet w najdrobniejszych sprawach narzekać nie mogę, ale przeciwnie, wszyscy panowie oficerowie są naszymi prawdziwymi przyjaciółmi i szczególniej co do mnie zachowują się jak rodzeni ojcowie. Niebawem podam ci numer naszej poczty połowej...<br> {{tab}}List ten wymuszony był okolicznościami, a mianowicie tym, że kucharzokultysta ostatecznie popadł w niełaskę u pułkownika Schródera, który go dotychczas popierał, a dla którego na pożegnalnym wieczorku oficerów marszbatalionu, znowuż nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności, nie starczyło zawijanej nerki cielęcej i za to pułkownik Schróder wyprawił go z marszkompanią na front, a oficerską kuchnię oddał pod opiekę jakiemuś nieszczęśliwemu nauczycielowi z instytutu dla ociemniałych w Klarowie.<br> {{tab}}Kucharzokultysta przeczytał jeszcze raz wszystko, co do żony napisał, a co wydawało mu się bardzo dyplomatyczne. Chodziło bowiem o to, żeby się jako tako utrzymać jak najdalej od linii bojowej, bo chociaż ludzie gadają tak i owak, każdy się na froncie dekuje, jak może.<br> {{tab}}Dekował się tedy i on, chociaż w cywilu jako redaktor napisał był do swego czasopisma, poświęconego wiedzy tajemnej, artykuł o tym, że nikt nie powinien bać się śmierci, oraz artykuł o wędrówce dusz.<br> {{tab}}Teraz podszedł do Szwejka i Wańka, aby kibicować. Między obu graczami zatarły się w tej chwili wszystkie różnice stopni wojskowych. Nie grali już we dwóch, bo przysiadł się do nich na trzeciego Chodounsky. Ordynans Szwejk po gru — biańsku beształ sierżanta Wańka:<br> {{tab}}15<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Dziwię się, że mógł pan zagrać tak idiotycznie. Czy pan nie słyszy, co on melduje? Ja nie mam ani jednego dzwonka, a pan zamiast rzucić dziewiątkę, rzucasz jak ostatni idiota żołędnego waleta i ta małpa skutkiem tego wygrywa.<br> {{tab}}— Żeby znowu tak pysk rozpuszczać o głupiego waleta! — brzmiała uprzejma odpowiedź sierżanta rachuby. — Sam pan grasz jak skończony idiota. Skąd ja mam brać dzwonkową dziewiątkę, kiedy też nie mam ani jednego dzwonka. Miałem tylko wysokie wina i żołędzie, ośle jeden!<br> {{tab}}— To trzeba było deklarować „durcha“ i nie robić cym — balstwa — odpowiedział Szwejk z uśmiechem. — Tak samo było kiedyś u Walszów, na dole w restauracji. Też jeden taki fujara miał „durcha“, ale zamiast go zadeklarować, odrzucał po jednej swoje słabe karty i każdemu dał wygrać. A co za karty miał! Z wszystkich kolorów najwyższe. Tak samo jak i teraz nic bym z tego nie miał, gdyby pan, zamiast żołędnego waleta, rzucił dziewiątkę. Wtedy ja nie wytrzymałem i mówię: — Panie Herold, graj pan „durcha“ i nie bałwań się pan! — A ten na mnie z pyskiem, że może grać, co mu się podoba, bo był na uniwersytecie. Ale nie opłaciło mu się stawiać. Restaurator był dobry znajomy, z kelnerkami byliśmy w zażyłej przyjaźni, więc gdy tamten wołał policję, tośmy policjantowi wszystko akuratnie wytłumaczyli, że się nic nie stało, tylko ten pan zgoła ordynarnie zakłóca ciszę nocną wołaniem policji, bo się przed restauracją sam pośliznął i upadł tak niezgrabnie, że nosem worał się w trotuar, więc ma nos potłuczony. A myśmy go nawet palcem nie tknęli, chociaż fałszywie grał w zechcyka. Dopiero gdyśmy jego fałszowanie dostrzegli, to tak szybko wybiegł z restauracji, aż się przewrócił. Restaurator i kelnerki przyświadczyli bardzo chętnie, że zachowywaliśmy się wobec tego pana bardzo grzecznie. Ale dobrze mu tak, bo na nic lepszego nie zasłużył. Siedzi sobie taki od siódmej wieczór aż do północy przy jednym piwku i sodowej wodzie, puszy się niby wielki pan, że jest profeso<br> {{tab}}16<br> {{tab}} <br> {{tab}}rem uniwersytetu, a na „zechcykuu zna się jak koza na pieprzu. Kto teraz rozdaje?<br> {{tab}}— Zagrajmy w oczko — proponował kucharzokultysta.<br> {{tab}}— W takim razie opowiadaj nam pan lepiej coś o wędrówce dusz — rzekł sierżant rachuby — jakeś pan opowiadał pannie w kantynie wtedy, coś to sobie potłukł nos.<br> {{tab}}— O wędrówce dusz także już słyszałem — odezwał się Szwejk. — Już przed laty postanowiłem zabrać się z przeproszeniem do samokształcenia, jak to się mówi, żeby dotrzymywać kroku postępowi. Więc chodziłem do czytelni Związku Przemysłowego w Pradze, ale ponieważ byłem obdarty, a dziurami przeświecał mi zadek, więc mnie do czytelni nie wpuścili, bo myśleli, że przyszedłem kraść palta. Ubrałem się tedy pć świątecznemu, poszedłem do czytelni muzealnej i wypożyczyłem tam sobie taką jedną książkę o wędrówce dusz. Czytałem ją ze swoim kolegą i doczytałem się w niej, że pewien cesarz indyjski po śmierci przemienił się w świnię, a gdy tę świnię zarżnęli, przemienił się w małpę, z małpy stał się jamnikiem, a z jamnika stał się ministrem. Potem, kiedym już służył w wojsku, przekonałem się, że w tym musi być trochę prawdy, bo kto tylko miał jaką gwiazdkę na kołnierzu, nazywał wszystkich żołnierzy albo morskimi świniami, albo jakimi innymi zwierzętami, z czego dałoby się łatwo wywnioskować, że ci prości żołnierze musieli kiedyś być sławnymi wodzami. Ale podczas wojny wędrówka dusz jest rzeczą bardzo głupią. Diabli wiedzą, ile to trzeba przebyć różnych przemian, zanim się człowiek stanie, powiedzmy, telefonistą, kucharzem czy frajtrem, a tu raptem poszarpie go granat, dusza jego przechodzi w konia artyleryjskiego, a w całą baterię, gdy się przy — strzeliwuje, wali znowu granat i zabija konia, w którego wcielił się ten nieboszczyk, i znowu dusza przeprowadza się w pierwszą lepszą krowę przy toborach, a z tej krowy robią gulasz dla żołnierzy, a dusza krowy przechodzi w telefonistę, z telefonisty...<br> {{tab}}Sx».j 21II<br> {{tab}}17<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Dziwię się — rzekł Chodounsky dotknięty do żywego — że akurat ja mam być celem idiotycznych dowcipów.<br> {{tab}}— Czy ten Chodounsky, co ma prywatny zakład wywiadowczy z takim okiem na szyldzie, które oznacza trójcę Bożą, nie jest krewnym pańskim? — zapytał Szwejk z miną niewinną, jakby nigdy nic. — Bo przed laty służyłem w wojsku z pewnym prywatnym detektywem, z niejakim Stendlerem. Ten detektyw miał taką guzowatą głowę, że nasz feldfebel mawiał do niego, że w ciągu dwunastu lat widział w wojsku dużo guzowatych głów, ale takiej to nawet w duchu sobie nie wyobrażał. — Słuchajcie, Stendler — mawiał do niego — gdyby latoś nie wypadały manewry, to wasza guzowata głowa nie zdałaby się na nic, ale ponieważ są manewry, więc artyleria będzie się podług waszej głowy przystrzeliwała, gdy dostaniemy się w okolice, w których nie będzie żadnego lepszego punktu orientacyjnego! — Nadokuczał mu ten feldfebel. Czasem podczas marszu wysyłał go o parę kroków naprzód, a potem komenderował: „D i r e c t i o n guzowata głowa“. Ten pan Stendler miał w ogóle pecha także jako detektyw prywatny. Ile razy opowiadał nam w kantynie, jakie to miewał zgryzoty! Otrzymywał na przykład takie zadania, żeby wyśledzić, czy małżonka takiego a takiego klienta, który przyleciał do nich na pół nieprzytomny, nie zwąchała się z jakim innym panem, a jeśli się zwąchała, to z kim, gdzie i kiedy. Albo odwrotnie. Taka zazdrosna niewiasta przyleciała, żeby się dowiedzieć, z którą też przyjaciółką jej mąż się wdaje, i żeby móc następnie zrobić piekło mężowi. Był to człowiek wykształcony, mówił bardzo oględnie o naruszeniu wierności małżeńskiej i omal że nie płakał, gdy nam opowiadał, że wszyscy chcieli od niego, żeby przyłapał in flagranti ją albo jego. Drugi cieszyłby się z tego, że może przyłapywać takie pary in flagranti, i dostałby na oczach odciski od patrzenia, ale ten Stendler przypłacał te przyjemności zdrowiem, jak nam o tym opowiadał. Mówił nam bardzo inteligentnie, że na<br> {{tab}}18<br> {{tab}} <br> {{tab}}te plugawe wszeteczeństwa już nawet patrzeć nie mógł. Nam się nieraz śliny w gębie zbierały jak psu, gdy węszy w pobliżu gotowaną szynkę, kiedy nam opowiadał o najróżniejszych sytuacjach, w jakich te tropione pary przyłapywał. Gdy miewaliśmy koszarówkę, to nam o tym bardzo szczegółowo opowiadał: „Tak i tak — powiada — widziałem tę a tę panią z tym a tym panem“. Nawet adresy nam podawał i był taki smutny. Ile ja się nabrałem po gębie od jednej strony i od drugiej! Ale i to mnie tak nie zasmucało, jak raczej to, że brałem łapówki. O jednej takiej łapówce nie zapomnę do samej śmierci. On bez ubrania, ona bez ubrania. W hotelu, i nie zamknęli się na klucz, idioci! Na otomanie się nie zmieścili, bo oboje byli zażywni, więc baraszkowali na kobiercu jak kociaki. A kobierzec był już zdeptany, zakurzony i pełno na nim było niedopałków papierosów. Gdy wszedłem do pokoju, oboje zerwali się na równe nogi. On stał przede mną i ręką zasłaniał się jak figowym listkiem. Ona odwróciła się do mnie tyłem i widać było na jej skórze odbicie kratkowanego wzorca kobierca, a na zadku miała przylepiony niedopałek papierosa. — Przepraszam, mówię, panie Zemku, jestem prywatny detektyw Stendler, od Chodounskiego, i mam urzędowy obowiązek przyłapania pana in flagranti na zasadzie meldunku pańskiej małżonki. Ta oto dama, z którą utrzymuje pan stosunki zakazane, to pani Grotowa. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem obywatela tak spokojnego. — Pozwoli pan, powiada, że się ubiorę. — Mówił tak, jakby się wszystko układało samo przez się. — Wina jest wyłącznie po stronie mojej małżonki, która swoją nieuzasadnioną zazdrością zmusza mnie do niedozwolonych stosunków, a powodując się marnymi podejrzeniami, obraża męża przytykami i ohydną nieufnością. — Ale jeśli już nie ma wątpliwości i hańby nie da się ukryć... Gdzie moje gacie? — zapytał przy tym zgoła spokojnie. — Na łóżku. — Podczas gdy wdziewał gacie, przemawiał do mnie dalej: — Gdy hańby nie da się ukryć, to się mówi: rozwód.<br> {{tab}}2*111<br> {{tab}}19<br> {{tab}} <br> {{tab}}Ale tym się plamy pohańbienia nie ukryje. W ogóle rozwód, to sprawa ogromne poważna — mówił dalej, ubierając się, i najlepiej, gdy małżonka uzbroi się w cierpliwość i nie daje powodu do zgorszenia publicznego. Zresztą rób pan, co uważasz za właściwe. Odchodzę i zostawiam pana z szanowną panią. — Pani Grotowa położyła się tymczasem do łóżka, pan Zemek podał mi rękę i wyszedł. — Już dobrze nie pamiętam, co nam dalej opowiadał o tej sprawie pan Stendler, ponieważ bardzo inteligentnie rozmawiał z tą damą w łóżku, oboje zaś zgodzili się na to, że małżeństwo nie jest od tego, żeby każdego prosto z mostu prowadzić do szczęścia, i że obowiązkiem każdego jest poskramianie chuci w małżeństwie i kształcenie charakteru oraz uduchowianie ciała. — Sam już — powiada — nie wiem, jak to się stało, że powoli zacząłem się rozbierać, a gdy już byłem rozebrany i omamiony jak dziki jeleń, wszedł do pokoju mój dobry znajomy, Stach, ’ także detektyw prywatny z konkurencyjnego zakładu pana Sterna, do którego zwrócił się o pomoc pan Grot w sprawie swojej małżonki, która jakoby miała jakiś niedozwolony stosunek. — Aha, powiada tamten: pan Stendler in flagranti z panią Grotową. Winszuję! — Tylko tyle powiedział, cicho zamknął drzwi za sobą i poszedł. — Teraz już wszystko jedno — rzekła pani Grotowa — nie potrzebuje pan ubierać się tak szybko. Koło mnie masz pan dość miejsca. — A mnie, proszę pani, chodzi właśnie o miejsce — odpowiedziałem i już nawet nie bardzo wiedziałem, o czym mówię, tyle tylko pamiętam, że mówiłem coś o niesnaskach w małżeństwie i że skutkiem tych niesnasek cierpi także wychowanie dziatek. — Potem opowiadał jeszcze o tym, że się bardzo szybko ubrał i dał dęba, postanawiając, że wszystko natychmiast opowie swemu przełożonemu, panu Chodounskiemu, ale naprzód musiał się posilić, a gdy przyszedł do biura było już po wszystkim. Ten konkurencyjny detektyw Stach z rozkazu swego szefa żgnął Cho — dounskiego wiadomością o tym, jakich to ów pan ma urzęd<br> {{tab}}20<br> {{tab}} <br> {{tab}}ników, a ten znowu nie wpadł na żaden lepszy koncept, tylko posłał natychmiast po małżonkę pana Stendlera, żeby się z nim załatwiła. Posyłają go z urzędowym zleceniem, a konkurencyjna firma przyłapuje go in flagranti. — Od tego czasu — mawiał zawsze pan Stendler, gdy się zgadało o takich rzeczach — mam łeb jeszcze bardziej guzowaty.<br> {{tab}}— Więc gramy dalej. Po pięć, po dziesięć?<br> {{tab}}Grali dalej. Pociąg zatrzymał się na stacji Moszon. Już był wieczór, więc nikogo nie wypuszczali z wagonów.<br> {{tab}}Gdy pociąg ruszył w dalszą drogę, z jednego wagonu ozwał się głos tak potężny, że przygłuszał turkotanie pociągu. Jakiś żołnierz z gór Kasperskich w nabożnym nastroju wieczorowym straszliwym rykiem opiewał cichą noc, spływającą na węgierskie równiny.<br> {{tab}}Gute Nacht! Gute Nacht!<br> {{tab}}Allen Müden sei’s gebracht. Neigt der Tag stille zu Ende ruhen alle fleiss’gen Hande, bis der Morgen ist erwacht. Gute Nacht! Gute Nacht!<br> {{tab}}— Halt Maul, du Elender! — przerwał ktoś sentymentalnemu śpiewakowi i śpiewak zamilkł. Odciągnęli go od okna.<br> {{tab}}Ale pracowite ręce nie spoczęły do samego rana. Jak wszędzie przy blasku świeczek, tak i tutaj przy świetle małej lampki naftowej zawieszonej na ścianie, grano w karty, a gdy ktoś wpadał, Szwejk mówił o różnicach istniejących między różnymi grami w karty i o sprawiedliwości tych gier. Przy jednej grze trzeba pamiętać o tym, przy drugiej o tamtym. W jednej jest przymus, w drugiej przymusu nie ma. Tu się ryzykuje mniej, tam więcej.<br> {{tab}}— Zagrajmy sobie w zdróweczko — zaproponował Waniek, a wszyscy zgodzili się chętnie.<br> {{tab}}— Czerwienna siódemka — meldował Szwejk, przekłada<br> {{tab}} <br> {{tab}}jąc karty. — Każdy stawia piątkę, a karty rozdaje się po cztery. Ruszajcie się i nie marudźcie.<br> {{tab}}Na twarzach wszystkich graczy malowało się takie zadowolenie, jakby nie było żadnej wojny i jakby pociąg nie wiózł ich ku pozycjom na krwawe walki i rzezie, ale jakby siedzieli w jakiej praskiej kawiarni przy stolikach do gry.<br> {{tab}}— Nawet nie przypuszczałem — mówił Szwejk po jednej rozgrywce — że gdy nic nie dostałem i trzeba było wymienić wszystkie karty, dostanę asa. Gdzie wam się pchać do mnie z królem! Przebijam go i tyle.<br> {{tab}}I podczas gdy ’tutaj przebijali króla asem, daleko na froncie królowie w grze ze sobą przebijali się swoimi poddanymi.<br> {{tab}}W wagonie sztabowym, gdzie siedzieli oficerowie marsz — batalionu, na początku podróży panowało dziwne milczenie. Większość oficerów pogrążona była w czytaniu małej książki w oprawie płóciennej z napisem: „D i e S ii n d e n der V at e r. Novelle v o n Ludwig Ganghofe r“. Wszyscy czytali tę książkę akurat na stronicy 161. Kapitan Sagner, dowódca batalionu, stał przy oknie i trzymał w ręku tę samą książkę, podobnież na stronicy 161 otwartą.<br> {{tab}}Rozglądał się po krajobrazie i zastanawiał się, w jaki by sposób jak najprzystępniej wytłumaczyć wszystkim, co z tą książką mają zrobić. Sprawa była jak najściślej tajna.<br> {{tab}}Oficerowie myśleli tymczasem, że pułkownik Schroder zgłupiał doszczętnie. Postrzelony był już dawno, ale nikt nie przypuszczał, że zgłupieje tak bardzo i szybko. Przed odejściem pociągu zwołał wszystkich do ostatniego „B e s p r e c h u n — g u“, przy czym powiedział im, że każdy dostanie książkę „Die Sünden d e r V a t e r“ Ludwika Ganghofera i że książki te znajdują się w kancelarii batalionu.<br> {{tab}}— Panowie — rzekł z miną straszliwie tajemniczą — nie zapomnijcie nigdy o stronicy 161! — Oficerowie, pogrążeni w studiowaniu tej stronicy, nie mogli się połapać, o co tu wła<br> {{tab}}22<br> {{tab}} <br> {{tab}}ściwie chodzi. Jakaś Marta na tej właśnie stronicy podeszła do biurka, wyjęła jakąś rolę i głośno wypowiadała się o tym, że publiczność musi współczuć z bohaterem tej roli. Potem na tej samej stronicy, zjawił się jakiś Albert, który stale usiłował żartować, a ponieważ był to fragment nieznanych zdarzeń opowiadanych uprzednio, wydawało się to wszystkim takim strasznym głupstwem, że nadporucznik Lukasz ze złości zmiażdżył w zębach cygarniczkę.<br> {{tab}}— Zgłupiał dziadyga — myśleli wszyscy — koniec z nim. Teraz dostanie się do ministerstwa wojny.<br> {{tab}}Kapitan Ssgner powstał od okna, bo już sobie w głowie dokładnie ułożył przemówienie do oficerów. Nie miał zbyt wielkiego talentu pedagogicznego i dlatego tak długo musiał medytować nad planem wykładu o znaczeniu stronicy 161! Zanim zaczął swój wykład, przemówił do słuchaczy:<br> {{tab}}— Meine Herren! — naśladował pułkownika Schrć — dera, chociaż przed wejściem do wagonów mówił do nich: — Kameraden.<br> {{tab}}— Ais o, meine Heiren.. — I zaczął wykładać, że wczoraj wieczorem otrzymał od pułkownika instrukcje, dotyczące stronicy 161 utworu,,Die Sunden der Vater“ Ludwika Ganghofera.<br> {{tab}}— A 1 s o, meine Herren — mówił uroczyście — są to informacje tajne, dotyczące nowego systemu szyfrowania depesz w polu. Kadet Biegler wyjął notatnik i ołówek i tonem jak najbardziej przypochlebnym rzekł: — Jestem gotów, panie kapitanie.<br> {{tab}}Wszyscy spojrzeli na tego głuptaka, którego lizusostwo w szkole jednorocznych ochotników graniczyło z idiotyzmem. Do wojska wstąpił jako ochotnik i zaraz przy pierwszej sposobności, gdy dowódca szkoły zapoznawał się ze stosunkami rodzinnymi uczni, powiedział mu, że przodkowie jego pisali się zrazu Büglerowie von Leuthold oraz że w herbie mieli skrzydło bociana z ogonem ryby.<br> {{tab}}23<br> {{tab}} <br> {{tab}}Od tego czasu wszyscy nazywali go „skrzydłem bocianim z ogonem ryby“, prześladowali go okrutnie i traktowali z antypatią, wiedząc, że ojciec jego miał poczciwy handelek skórami zajęczymi i króliczymi, że więc nie ma się co puszyć. Tymczasem ten romantyczny zapaleniec robił wszystko, co było w jego mocy, aby pożreć wszystką wiedzę wojskową, wyróżniał się pilnością i znajomością nie tylko wszystkiego, czego trzeba było się nauczyć, ale i innych rzeczy, którymi sam przeładowywał sobie głowę, studiując pisma o sztuce wojennej i historii wojskowości. O tych rzeczach lubił zawsze gadać, dopóki nie nakazywano mu milczenia. W kole oficerów uważał siebie za równego oficerom wyższych stopni.<br> {{tab}}— Sie Kadet — rzekł kapitan Sagner — dopóki nie pozwolę panu mówić, masz pan milczeć, bo nikt się pana o nic nie pytał. Zresztą jesteś pan diabelnie sprytny żołnierz. Ja komunikuję panom informacje jak najściślej tajne, a pan chce je zapisywać w notatniku. Gdyby pan ten notatnik zgubił, to pójdzie pan pod sąd połowy.<br> {{tab}}Kadet Biegler miał jeszcze i to brzydkie przyzwyczajenie, iż przy każdej sposobności starał się każdego przekonać, iż właściwie on miał rację.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie kapitanie — odpowiedział — nawet przy ewentualnym zgubieniu notatnika, nikt nie odczyta moich notatek, bo ja stenografuję, a skrótów moich nikt odczytać nie zdoła. Używam angielskiego systemu stenografii.<br> {{tab}}Wszyscy spojrzeli na niego wzgardliwie, kapitan Sagner machnął ręką i mówił dalej:<br> {{tab}}— Mówiłem już o nowym sposobie szyfrowania depesz w polu, a jeśli panowie nie wiedzieli, dlaczego polecona im była właśnie jedna z nowel Ludwika Ganghofera „D i e Sünden der V a t e r“, str. 161, to dodam, że to jest klucz do tej nowej metody, obowiązującej na podstawie nowego rozporządzenia’ sztabu korpusu, do którego zostaliśmy przydzieleni, Jak panowie wiecie, jest wiele metod szyfrowania<br> {{tab}}24<br> {{tab}} <br> {{tab}}ważnych wiadomości w polu. Najnowsza, której my używamy, jest to cyfrowa metoda dopełniająca. Niniejszym podlegają unieważnieniu szyfry doręczone nam w ubiegłym tygodniu ze sztabu pułkowego jako przykłady praktyczne.<br> {{tab}}— Erzherzog Albrechtsystem — zamruczał pod nosem arcypilny kadet Biegler — Nr 8922 — R, przejęty z metody Gronfelda.<br> {{tab}}— Ten nowy system jest bardzo prosty — wywodził kapitan Sagner. — Osobiście otrzymałem od pana pułkownika książkę i informacje.<br> {{tab}}— Jeśli na przykład chodzi o rozkaz: — A u f der K o t e 2’28, Maschinengewehrfeuer links rich — ten — to otrzymujemy, moi panowie, taką depeszę:<br> {{tab}}Sache — mit — uns — das — wir — aufsehen — in — die — versprachen — die — Martha — dich — das — angst — lich — dann — wir — Martha — wir — den — wir — Dank — wohl — regiekol — legium — ende — wir — versprachen — wir — gebessert — versprachen — w i r k — lich — denke — idee — ganz — herrscht — Stimme — letzten.<br> {{tab}}Z<br> {{tab}}A więc niesłychanie proste bez wszystkich zbędnych kombinacji. Ze sztabu idzie rzecz przez telefon do batalionu, z batalionu do kompanii. Dowódca otrzymawszy tę depeszę, odszyfrowuje ją w sposób następujący. Bierze „Die Sunden der Vater“, otwiera książkę na stronicy 161 i na stronicy przeciwległej u góry szuka słowa „S a c h eu. Proszę panów, po raz pierwszy słowo „Sache“ znajdujemy na stronicy 160, jako kolejne słowo 52, więc na przeciwległej stronicy odszukujemy 52 literę u góry. Zauważmy, że jest to litera „A“. Dalszym słowem depeszy jest „m i t“. Na stronicy 160 jest to słowo 7 w kolejnym porządku, a na stronicy 161 odpowiada<br> {{tab}}25<br> {{tab}} <br> {{tab}}mu litera „u“. Potem mamy „u n s“, to jest, panowie będą łaskawi dobrze uważać, 88 słowo kolejne, odpowiadające 88 literze na stronicy 161, a tą literą jest,,f“ i już mamy odszyfrowane słowo „A u f“. I tak postępujemy dalej, aż otrzyma — mujemy rozkaz: „Na wzgórzu 228 ogień karabinów maszyno wych kierować na lewo“. — Bardzo to jest dowcipne, moi panowie, proste i dla nikogo niedostępne bez klucza, którym jest stronica 161 książki Ludwika Ganghofera „Die Sünden der V a t e r“.<br> {{tab}}Wszyscy w milczeniu przypatrywali się uważnie nieszczęsnej stronicy i jakoś głęboko zastanawiali się nad nią. Przez chwilę panowało milczenie aż nagle ozwał się głos zaaferowanego kadeta Bieglera:<br> {{tab}}— Her Hauptmann, ich melde gehorsam: Jezus Maria! Es stimmt nicht!<br> {{tab}}I sprawa rzeczywiście była wysoce zagadkowa.<br> {{tab}}Przy najlepszej woli i największym wysiłku żaden z oficerów prócz kapitana Sagnera nie znajdował na stronicy 160 tych słów, które miały wskazywać kolejne litery stronicy 161, będącej kluczem.<br> {{tab}}— Meine Herren — jąkał się kapitan Sagner, gdy się przekonał, że rozpaczliwy krzyk kadeta Bieglera jest usprawiedliwiony — nie wiem, co to się stało. W mojej książce jest to, o czym mówię, w waszych tego nie ma.<br> {{tab}}— Pan pozwoli, panie kapitanie — odezwał się znowu kadet Biegler. — Pozwalam sobie zwrócić pańską uwagę, że powieść Ludwika Ganghofera składa się z dwóch części. Raczy pan się sam przekonać: na karcie tytułowej stoi: „Roman in z w e i Bandę n“. My mamy tom pierwszy, a pan ma tom drugi — wywodził pedantyczny kadet Biegler — i dlatego nasza stronica 161 nie odpowiada treścią pańskiej. My na tej stronicy mamy coś zgoła innego. Pierwsze słowo odszyfrowanej depeszy ma być „A u f“, a u nas wypada „H e u“.<br> {{tab}}26<br> {{tab}} <br> {{tab}}Wszystkim nasuwała się teraz myśl, że ten Biegler nie jest znowu takim głupcem, jak się wydawał.<br> {{tab}}— Ja mam drugą część ze sztabu brygady — rzekł kapitan Sagner — więc widocznie chodzi tu o pomyłkę. Pan pułkownik zamówił dla was część pierwszą. Nie ulega to wątpliwości — mówił dalej tak, jakby o wszystkim był wiedział już dawno, zanim przystąpił do swego wykładu o bardzo prostym sposobie szyfrowania depesz. — Pomieszali sobie, widać, te rzeczy w sztabie brygady. Nie powiadomili pułku, że chodzi o część drugą i stąd zamieszanie.<br> {{tab}}Kadet Biegler rozglądał się tymczasem dokoła jak zwycięzca, a porucznik Dub szeptał nadporucznikowi Lukaszowi do ucha, że to bocianie skrzydło z ogonem ryby pogrążyło Sagnera jak się patrzy.<br> {{tab}}— Osobliwe zdarzenie, moi panowie — odezwał się znowu kapitan Sagner, jakby chciał nawiązać mowę, bo milczenie było dla wszystkich wysoce przykre. — W kancelarii brygady siedzą gawrony.<br> {{tab}}— Pozwalam sobie zauważyć! — odezwał się znowu nie strudzony kadet Biegler, aby pochwalić się swoim rozumem — że takie sprawy tajne, ściśle tajne, nie powinny być przekazywane z dywizji do kancelarii brygady. Rzeczy dotyczące najsekretniejszych spraw korpusu mogłyby być oznajmiane ściśle tajnie przy pomocy okólników jedynie dowódcom oddziałów dywizyj i brygad oraz pułków. Znam systemy szyfrów, jakich używano podczas wojen o Sardynię i Sabaudię, podczas angielskofrancuskiej kampanii pod Sewastopolem, w czasie powstania bokserów w Chinach i w czasie ostatniej wojny rosyjskojapońskiej. Systemy te były przekazywane...<br> {{tab}}— A nam diabli do tego, panie kadecie — odpowiedział kapitan Sagner z wyrazem pogardy i niezadowolenia. — Nie ma wątpliwości, że system, o którym mówiłem i który panom objaśniałem, jest jednym z najlepszych, można nawet powiedzieć: niedoścignionym. Wszystkie oddziały kontrwywiadow<br> {{tab}}27<br> {{tab}} <br> {{tab}}cze sztabów nieprzyjacielskich mogą się kazać wypchać trocinami. Choćby mefytowoty me wtem jsk, nie pczpczytyją ta — kigro czyfru. Tu jezt roś ogoja nwwo^. Szyfzy Ze nie meiją rerabbpch.<br> {{tab}}Uczynny kedzt Bjegjer nskerzjoł bnoczpro.<br> {{tab}}— Pcówajam robje ówbpnić uwogę pnna kypitana na knjąa — kę K^tekhffte a czynach workowych. Kniąskę gę anoja ro — bję koedy zamówte we wydawntetońe „Wolskówo^ ołownika nustawo^. Jezt w joj kn^ze doskonaje opisane mztoda, o kbózoj nam pare mówił, parne kepttbme. Wynzjaozę joj aze — łody zese pu^owmk Kfocher, któzy za czabów Napoteona e ołużyi w wolsku saskim. Jeze to tok zwane Kiochfrowskte czy — kowante słów, parne kaphnnte. Każde stewo depeczy ma od — powtedmk Ktozy na pczoniwjegioi stromzy klucze. Metoda to zostote udoskonatona pczez nadporuczmka Ftetesnera w ksjąż — ce „Hnndbuch der militarlschenKrypnogzaj p h i e^ którą każdy kupte może w ks^garm nakjadowoj „Wojskowa Akademia w Wtedeńskim Nowym Mteścte^ Proszę pana kapftana.^ — Kadet Btegler sięgnąj do podręcznego kuferka wyjąe ks^żki^ o któroe mówit Ć dodałe — Fteessner podaje nawet ten sam przykted, co i pan^ parne kapijaniei Niech sgę pan przeinonai Jest to ten sam przykladi o którym pan mówił:<br> {{tab}}— Depeszae Auf der Kote 228 Maschinengee w e h r f e u e r linksrichzbn.<br> {{tab}}— Klucze Ludwig Ganghofer „Die Sübden der V a t e z Zweiteir Band.“<br> {{tab}}— I fana, niech yzn yatrzy claleje ^yfre „Sache<br> {{tab}}mit uns was w i r d aufsehen in die verspae — p c e n die M a r t a itd.“ — S10WO w stewo, onOmy yrzed ocwiZg elyszeli.<br> {{tab}}Przzciwdcn Izmu niz rwna ćyte miza óadn^ci ^etrzzózń. SmafUatz tooianiz e^czcHo c ognnzm ryéjr miate recję.<br> {{tab}}28<br> {{tab}} <br> {{tab}}W sztabie armii któryś z panów generałów ułatwił sobie pracę. Znalazł książkę Fleissnera i miał wszystko, co mu było potrzebne.<br> {{tab}}Przez cały czas było widać, że nadporucznik Lukasz walczy z jakimś dziwnym zdenerwowaniem. Zagryzał wargi, chciał coś rzec, ale ostatecznie mówił o tym, o czym chciał zrazu powiedzieć.<br> {{tab}}— Nie trzeba tego brać tak tragicznie — rzekł z dziwnym zakłopotaniem. — W ciągu naszego pobytu w obozie w Brucku nad Litawą zmieniło się już kilka systemów szyfrowania depesz. Zanim dojedziemy na front, będą znowu nowe systemy, ale zdaje mi się, że w polu nie ma czasu na rozwiązywanie takich kryptogramów. Zanimby który z nas rozwiązał taki szyfr, jak widzieliśmy na przykładzie, po kompanii, batalionie czy brygadzie mogłoby nie być już nawet śladu. Praktycznego znaczenia takie rzeczy nie mają.<br> {{tab}}Kapitan Sagner, bardzo niezadowolony, potakiwał kiwaniem głowy.<br> {{tab}}— Rzeczywiście — rzekł — w praktyce są to rzeczy bez wielkiego znaczenia, przynajmniej o ile chodzi o moje doświadczenie zdobyte w Serbii. Nie było po prostu czasu na odszyfrowanie takich depesz. Nie mówię, oczywiście, aby szyfry takie były bez znaczenia, gdy przez dłuższy czas siedzi się w okopach i ma się dużo czasu. A że się systemy szyfrów zmieniają, to także prawda.<br> {{tab}}Kapitan Sagner cofał się na całej linii.<br> {{tab}}— Dzisiaj coraz mniej używa się szyfrów w komunikacji między sztabem a pozycją, a przyczyną tego jest telefon, nie dość precyzyjny i niejasno przekazujący poszczególne sylaby, szczególniej przy ogniu działowym. Po prostu nie słyszy się nic i na próżno traci się czas. — Zamilkł.<br> {{tab}}— Chaos jest największym nieszczęściem, jakie zdarzyć się może na froncie — dodał po chwili głosem proroczym i znowu zamilkł.<br> {{tab}}2S<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Niedługo będziemy w Rabie — odezwał się, wyglądając oknem. — Meine H e r r e n! Szeregowi dostaną dzisiaj po 15 dekagramów salami. Pół godziny odpoczynku.<br> {{tab}}Zajrzał do marszruty:<br> {{tab}}— Wyjeżdżamy o 4 minut 12. O 3 minut 58 wszyscy winni siedzieć w wagonach. Wysiadamy kompaniami. Jedenasta itd. Zugsweise. Direction Verpflegungsmagazin nr 6. Kontrola przy wydawaniu kadet Biegler.<br> {{tab}}Wszyscy spojrzeli na kadeta Bieglera, jakby chcieli rzec:<br> {{tab}}— Użyjesz sobie, gołowąsie!<br> {{tab}}Ale uczynny kadet wyjął z kuferka arkusz papieru, linijkę, poliniował arkusz, powypisywał na nim marszkompanie i rozpytywał dowódców poszczególnych kompanii o stan liczebny, ale nikt nie umiał odpowiedzieć mu na pamięć, więc podawali tylko przybliżone liczby według uwag w notatnikach.<br> {{tab}}Tymczasem kapitan Sagner z rozpaczy zaczął czytać nieszczęsną książkę: „Grzechy ojców“, a gdy pociąg się zatrzymał na stacji w Rabie, zamknął książkę i rzekł:<br> {{tab}}— Ten Ludwig Ganghofer pisze nieźle.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz pierwszy wyskoczył z wagonu sztabu i pobiegł ku wagonowi, w którym znajdował się Szwejk.<br> {{tab}}Szwejk i inni już dawno przestali grać w karty, a służący nadporucznika Lukasza, Baloun, był już taki głodny, że zaczynał się buntować przeciwko zwierzchności wojskowej i głośno wywodził, że dobrze wie o tym, jak to panowie oficerowie obżerają się dobrymi rzeczami. Mówił, że teraz jest gorzej, niż było za czasów pańszczyzny. Dawniej było w wojsku inaczej. Przecież jeszcze w roku sześćdziesiątym szóstym, jak mawiał jego dziadek siedzący na dożywociu, oficerowie dzielili się z żołnierzami kurami i chlebem. Narzekaniom Balouna nie było końca, więc Szwejk uznał wreszcie, że koniecznie trzeba pochwalić dzisiejszą wojskowość i sposób prowadzenia wojny.<br> {{tab}}30<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Masz widać jakiegoś młodego dziadka — rzekł uprzejmie, gdy dojechali do Raby — który pamięta jedynie wojnę roku sześćdziesiątego i szóstego. A ja, bratku, znam niejakiego Ronowskiego, którego dziadek był w Italii jeszcze za czasów pańszczyźnianych. Służył on jak się patrzy dwanaście lat i wrócił do domu jako kapral. A że nie mógł znaleźć roboty, więc ojciec tego Ronowskiego wziął go do siebie. Razu pewnego wysłano ludzi do lasu, żeby zwozili wykarczowane pniaki, a jeden z tych pniaków był taki ciężki, że niesposób było ruszyć go z miejsca. No i ten dziadek powiada: — Dajmy spokój pniakowi, niech sobie leży. — Ale gajowy, który to słyszał, zaczął wymyślać i podniósł kij na niego, żeby koniecznie ten pniak nałożyli na wóz. A dziadek Ronowski nic nie odpowiedział, tylko rzucił takie słówko: — Ty popychadło jedno, ja jestem stary, wysłużony żołnierz. — Ale po tygodniu dostał wezwanie. Znów musiał rukować, wyprawili go do Italii i był tam dziesięć lat. Pisał do domu, że jak wróci z wojska to tego gajowego siepnie siekierą w łeb. Całe szczęście gajowego, że przedtem umarł.<br> {{tab}}W tej chwili we drzwiach wagonu ukazał się nadporucznik Lukasz.<br> {{tab}}— Pójdźcie no, mój Szwejku — kiwnął na niego — i przestańcie gadać głupstwa. Musicie mi coś wytłumaczyć.<br> {{tab}}— Naturalnie, panie nadporuczniku, posłusznie melduję.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz prowadził Szwejka na stronę, a spojrzenie, które rzucał nań z boku, było bardzo podejrzliwe.<br> {{tab}}W ciągu wykładu kapitana Sagnera nadporucznik Lukasz rozwinął w sobie niejakie zdolności detektywne, chociaż dla wykrycia pewnych związków przyczynowych między poszczególnymi etapami wykładu, który zakończył się takim fiaskiem, nie trzeba było rozporządzać osobliwymi talentami bo w przeddzień wyjazdu Szwejk meldował nadporucznikowi Lukaszowi:<br> {{tab}}31<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Panie oberlejtnant, w batalionie są jakieś książki dla panów oficerów. Przyniosłem je.z kancelarii regimentu.<br> {{tab}}Więc gdy oddalił się ze Szwejkiem za drugie szyny, stanął z nim za wygasłą lokomotywą, która już od tygodnia czekała na pociąg z amunicją, i zapytał go wprost:<br> {{tab}}— Mój Szwejku, jakże to było wtedy z tymi książkami?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że to bardzo długa historia, a pan raczy się denerwować, gdy opowiadam o wszystkim szczegółowo. Tak samo jak wtedy, kiedy to chciał mnie pan sprać i podarł pan list dotyczący pożyczki wojennej, a ja mówiłem panu, że kiedyś czytałem w jakiejś książce, że jak dawniej była wojna, to ludzie musieli płacić od okien podatek, dwudziestkę od każdego okna, od gęsi tak samo...<br> {{tab}}— W taki sposób nie dogadamy się z sobą, mój Szwejku — rzekł nadporucznik Lukasz, przystępując do indagacji i postanawiając nie mówić o tym, że sprawa jest ściśle tajna, żeby ten łobuz nie zrobił z wojskowego sekretu niewłaściwego użytku. — Znacie Ganghofera?<br> {{tab}}— Co to za jeden? — zapytał Szwejk z wielkim zainteresowaniem.<br> {{tab}}— Pisarz niemiecki, wy cymbale — odpowiedział nadporucznik Lukasz.<br> {{tab}}— Jak Boga kocham, panie oberlejtnant — rzekł Szwejk z wyrazem męczennika — żadnych pisarzy niemieckich osobiście nie znam. Znałem osobiście tylko jednego czeskiego pisarza, niejakiego Hajka Ładysława z Domażlic. Był redaktorem „Świata zwierząt“, a ja sprzedałem mu ładnego kundelka jako rasowego szpica. Bardzo miły był ten pan i wesoły. Chodził do jednej knajpy i czytywał tam swoje powiastki, takie zawsze smutne, że się wszyscy zaśmiewali, a on potem płakał i za wszystkich w knajpie płacił, my zaś musieliśmy śpiewać:<br> {{tab}}Domażlicka brama ładnie malowana,<br> {{tab}}A ten, co ją malował, chodził za pannami... Ale już go nie ma, nie ma między nami...<br> {{tab}}32<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Człowiecze, przecie tu nie teatr, a wy ryczycie jak śpiewak operowy — zawołał wystraszony nadporucznik, gdy Szwejk dośpiewał ostatnie słowa. — Nie o to was pytam. Chciałem się tylko dowiedzieć, czy zauważyliście, że te książki, o których mi mówiliście, były utworami Ganghofera.<br> {{tab}}— Mówcie mi zaraz, co się stało z tymi książkami? — zawołał gniewnie.<br> {{tab}}— Z tymi, com je zaniósł z kancelarii pułkowej do batalionu? — pytał Szwejk. — Te książki były naprawdę napisane przez tego pana, o którego pan pytał, czy go nie znam. Dostałem telefonogram prosto z kancelarii pułkowej. Bo oni chcieli wysłać te książki do kancelarii batalionu, ale nikogo tam nie było, nawet dyżurnego, bo pewno siedzieli w kantynie, jak się to zawsze robi, kiedy się jedzie na front, a nikt nie wie, czy jeszcze kiedyś będzie siedział w kantynie. Więc wszyscy tam siedzieli i pili, panie oberlejtnant, i do nikogo nigdzie nie było można się dodzwonić ani nikogo znaleźć, a ponieważ pan mi przykazał, żebym był jako ordynans przy telefonie, zanim przydzielono do nas Chodounskiego, więc siedziałem i czekałem, aż doszło i na mnie. Z kancelarii pułkowej przyszło wymyślanie, że się nie mogą dodzwonić:, a tymczasem jest telefonogram, żeby kancelaria marszbatalionu zabrała z kancelarii pułkowej jakieś książeczki dla wszystkich panów oficerów marszbatalionu. Ponieważ wiem,, panie oberlejtnant, że na wojnie trzeba działać szybko, więc zatelefonowałem do kancelarii pułkowej, że sam zabiorę te książki i zaniosę je do kancelarii batalionu. Naładowali mi taką kupę tych książek, że z trudem ją udźwignąłem i zawlokłem ją do nas do kancelarii marszkompanii. Zacząłem je przeglądać i myślalem sobie swoje... Feldfebel z kancelarii rachuby pułkowej powiedział mi mianowicie, że według telefonogramu, jaki w pułku otrzymali, batalion wie już, co ma sobie z tych książek wybrać, niby którą część. Bo te książki były w dwóch częściach, pierwsza część osobno i druga część osobno. Uśmiałem się<br> {{tab}}Szwejk 3IIT<br> {{tab}}33<br> {{tab}} <br> {{tab}}zdrowo, bo co tu znowu za wybieranie? Przecież jeszcze nikt i nigdy nie zaczynał czytać książki od części drugiej. A ten mi tłumaczy, że tu pierwsza część, a tu druga część. Którą część mają zabrać panowie oficerowie, sami już wiedzą. Pomyślałem sobie, że się wszyscy powstawiali, bo przecież dobrze wiem, że jak się ma czytać książkę, choćby i „S ii n d en der V a t e r“ — bo ja i po niemiecku przeczytam — to trzeba zaczynać od początku, a nie od końca, jak Żydzi. Dlatego też pytałem pana przez telefon, panie oberlejtnant, kiedy pan powróci z kasyna, co ma być z tymi książkami i czy podczas wojny czyta się może od końca, najprzód drugą część, a potem pierwszą. A pan mi powiedział, że jestem schlane bydlę, skoro nie wiem, że w pacierzu naprzód się mówi „Ojcze nasz“ a dopiero potem „Amen“.<br> {{tab}}— Co panu, panie oberlejtnant? — ze współczuciem zapytał Szwejk, gdy nadporucznik blednąc, oparł się o stopień wodociągu koło wygasłej lokomotywy.<br> {{tab}}W jego bladej twarzy nie było wyrazu gniewu, lecz malowała się w niej jakaś beznadziejna rozpacz.<br> {{tab}}— No i co było dalej, mój Szwejku? Już mi dobrze...<br> {{tab}}— Ja proszę pana, byłem tego samego zdania — wywodził Szwejk swoim miękkim, uprzejmym głosem. — Pewnego razu kupiłem sobie powieść o bandycie z Bakońskiego lasu, Roży Sawaniu, ale brakło pierwszej części, więc musiałem się domyślać, jak to tam było. Nawet w takich historiach o zbójcach nie można się obyć bez części pierwszej. Rozumiałem bardzo dobrze, że nie miałoby to najmniejszego sensu, żeby panowie oficerowie zaczęli czytać naprzód część drugą, a potem dopiero pierwszą, i przestałem myśleć o tym głupim gadaniu w kancelarii pułkowej, że niby panowie oficerowie wiedzą, którą część mają czytać. W ogóle z tymi książkami jest coś zagadkowego i osobliwego. Wiem przecie, że panowie oficerowie w ogóle mało czytują, a tu jeszcze podczas wojny światowej...<br> {{tab}}34<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Zostawcie sobie swoje rozumy na własny użytek — jąknął nadporucznik Lukasz.<br> {{tab}}— Przecież ja, panie oberlejtnant, zaraz się pana pytałem przez telefon, czy chce pan obie części od razu, a pan mi też odpowiedział tak samo jak teraz, żebym sobie swoje rozumy zostawił dla siebie. Kto by się tam, mówił pan, objuczai książkami. Więc pomyślałem sobie, że jeśli takie jest pańskie mniemanie, to inni panowie będą mieli zdanie podobne. Pytałem także naszego Wańka, bo on ma już doświadczenie frontowe. Odpowiedział mi, że naprzód wszyscy panowie oficerowie my — śleli, że wojna, to taka bujda na resorach, i każdy z nich wiózł z sobą całą bibliotekę, jakby się wybierał na letnie mieszkanie. Od arcyksiężniczek otrzymywali w prezencie całe zbiorowe wydania różnych poetów, a książki były takie ciężkie, że pu — cybuty uginali się pod nimi i przeklinali dzień swego narodzenia. Waniek mówił, że z tych książek w ogóle nie było żadnej pociechy, o ile chodzi o skręcanie papierosów, bo wszystkie były drukowane na papierze grubym i ładnym, a znowuż na latrynie to by sobie człowiek takimi poezjami zdarł cały zadek, z przeproszeniem. Na czytanie nie było czasu, bo stale trzeba było uciekać, więc książki wyrzucano, gdzie popadło, a potem nastał już taki zwyczaj, że jak tylko dała się słyszeć kanonada, pucybut od razu wyrzucał książki baletrystyczne. Gdy to usłyszałem, postanowiłem jeszcze raz zwrócić się do pana, żeby wiedzieć dokładnie, co trzeba zrobić, a pan mi odpowiedział, że jak mi coś zasiądzie w moim idiotycznym łbie, to nie ustąpię, dopóki nie dostanę po pysku. Więc do kancelarii batalionu zaniosłem tylko pierwszą część tej powieści, a drugą część zostawiłem tymczasem w naszej kancelarii kompanii. Myślałem, że jak panowie oficerowie przeczytają część pierwszą, to im się wyda część drugą niby z czytelni, ale raptem przyszedł rozkaz, że jedziemy, i telefonogram, że wszystko niepotrzebne ma bvć złożone w magazynie pułku. Więc jeszcze zapytałem Wańka,<br> {{tab}}3*III<br> {{tab}}35<br> {{tab}} <br> {{tab}}czy uważa, że druga część tej powieści jest niepotrzebna, a on mi odpowiedział, że od czasu smutnych doświadczeń w Serbii, na Węgrzech i w Galicji żadnych książek na wojnę się nie zabiera. Co innego zbieranie gazet dla żołnierzy na froncie, bo z gazety można skręcić papierosa z tytoniu czy siana, co się akurat pali w dekunkach. W batalionie poroz — dawali już te pierwsze części owej powieści, a resztę kazałem zanieść do magazynu.<br> {{tab}}Szwejk zamilkł na chwilę, ale zaraz dodał:<br> {{tab}}— W magazynie, proszę pana, jest mnóstwo różnych różności! Widziałem tam nawet cylinder budziejowickiego dyrygenta chórów, bo w tym cylindrze narukował...<br> {{tab}}— Powiem wam, mój Szwejku — z ciężkim westchnieniem ozwał się nadporucznik Lukasz, że wy w ogóle nie zda — jecie sobie sprawy z tego, co robicie. Mnie samemu jest przykro wyzywać was od idiotów. Dla waszej głupoty w ogóle nie ma wyrazu. Nazwać was bałwanem, to jeszcze pieszczota. Zrobiliście znowuż coś tak okropnego, że wszystkie wasze dawniejsze błazeństwa, jakie tylko przypomnieć sobie mogę, są niewinnymi igraszkami. Żebyście przynajmniej pojąć mogli, czegoście narobili... Ale wy tego nigdy nie zrozumiecie... Otóż, gdyby się czasem zgadało o tych książkach, to nie ważcie mi się powiedzieć, że to ja wam kazałem zmagazynować tę drugą część... Choćby mówiono o tych książkach, nie zwracajcie na to uwagi. O niczym nie wiecie, nic nie słyszeliście, nie pamiętacie. Niech was ręka boska broni, gdybyście spróbowali wplątać mnie do czego, wy...<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz mówił takim głosem, jakby miał wysoką gorączkę, ale ledwo wyrzekł ostatnie słowo, Szwejk skorzystał z jego milczenia i zadał mu niewinne pytanie:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, dlaczego nie dowiem się nigdy o tym, co zrobiłem takiego strasznego? Ja, panie oberlejtnant odważyłem się zapytać o to jedynie dlatego, abym na przyszłość mógł się ustrzec takich błędów, bo<br> {{tab}}36<br> {{tab}} <br> {{tab}}mówią, że z pomyłek człowiek się uczy, jak na przykład jeden giser Adamiec z fabryki Dańka, który zamiast wody napił się kwasu solnego...<br> {{tab}}Nie dokończył zdania, bo nadporucznik Lukasz przerwał jego przykład, zaczerpnięty z życia, ostrymi słowy:<br> {{tab}}— Ach wy cymbale jeden! Tłumaczyć wam tego nie będę. Właźcie do wagonu i powiedzcie Balounowi, żeby mi przyniósł bulkę, gdy się zatrzymamy w Budapeszcie, no i ten pasztet, co go mam w kuferku. Następnie powiedzcie Wańkowi, że jest fujara. Trzy razy wzywałem go już, żeby mi podał stan liczebny szeregowców. Dzisiaj były mi te dane potrzebne, a ja znalazłem tylko stan z ubiegłego tygodnia.<br> {{tab}}— Zum Befehl, Herr Oberlejtnant — szczeknął Szwejk i powoli oddalał się do swego wagonu.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz przeszedł się po torze, rozmyślając:<br> {{tab}}— Właściwie powinienem był jednak dać mu parę razy w pysk, a ja tymczasem gawędziłem sobie z nim niby z przyjacielem.<br> {{tab}}Szwejk z wielką powagą właził do swego wagonu. Miał dla siebie szacunek. Przecież nie zdarza mu się co dzień, aby zrobił coś tak strasznego, iż nigdy się o tym nie dowie.<br> {{tab}}— Panie Rechnungsfeldfebeł — rzekł Szwejk, usadowiwszy się na swoim miejscu — pan oberlejtnant zdaje się być w bardzo dobrym usposobieniu. Przesyła panu pozdrowienie i każe panu powiedzieć, że pan jest fujara, bo już trzy razy prosił pana o stan liczebny szeregowców.<br> {{tab}}— Herrgott — nadąsał się Waniek — ja tych plutonowych nauczę! Czy ja temu winien, że każdy taki oferma plutonowy robi, co mu się podoba, i nie poda stanu swego plutonu? Czy mogę sobie takie liczby wyssać z palca? Ładne stosunki panują w naszej kompanü! Ale ja wiedziałem, że tak będzie, bo ani przez chwilę nie zapominałem o nieporządkach, jakie u nas panują. Jednego dnia mają w kuchni o cztery porcje za dużo, na drugi dzień o trzy za mało. Gdyby mi te<br> {{tab}}37<br> {{tab}} <br> {{tab}}łotry przynajmniej dały znać, że ten a ten jest w szpitalu! Jeszcze w przeszłym miesiącu miałem w ewidencji — niejakiego Nikodema i dopiero przy wypłacie żołdu dowiedziałem się, że ten Nikodem umarł w Budziejowicach w szpitalu na suchoty galopujące. I ciągle dla niego fasowali. Mundur dla niego wy — fasowaliśmy i Bóg raczy wiedzieć, gdzie się wszystko podziało. A pan oberlejtnant powie mi następnie, że jestem fujara, chociaż sam nie umie dopilnować porządku w swojej kompanii.<br> {{tab}}Sierżant rachuby Waniek chodził zdenerwowany po wagonie i gderał:<br> {{tab}}— Gdybym ja był dowódcą kompanü! Widzielibyście, jaki porządek panowałby u mnie. O każdym szeregowcu musiał — bym wiedzieć wszyściutko. Szarże musiałyby mi dwa razy dziennie podawać stan liczebny. Ale co robić z takimi szarżami! A już najgorszy ten plutonowy Zyka. Ciągle trzymają się go żarty, przy każdej sposobności opowiada anegdoty, ale jak mu melduję, że Kolarzyk z jego plutonu został odkomenderowany do taborów, to tak, jakbym mówił do słupa: na drugi dzień raportuje mi ten sam stan liczebny, jakby o żadnym Kolarzyku nigdy mowy nie było i jakby Kolarzyk jeszcze ciągle siedział w naszej kompanii i w jego plutonie. I tak dzień w dzień, a potem jeszcze mi powiedzą, że jestem fujara... W taki sposób pan oberlejtnant nie zyska dużo przyjaciół. Rechnungsfeldfebel kompanii, to nie żaden frajter, którym może sobie wycierać gębę byle kto...<br> {{tab}}Baloun, który przysłuchiwał się temu monologowi Wańka z rozwartymi ustami, wtrącił teraz swoje trzy grosze i stanął po stronie pokrzywdzonego. Najwidoczniej chciało mu się porozmawiać.<br> {{tab}}— A wy stulcie pysk — rzekł rozsierdzony Waniek.<br> {{tab}}— Słuchaj no, bratku Balounie — odezwał się Szwejk — tobie kazał pan oberlejtnant powiedzieć, żebyś mu się postarał o bułkę, jak przyjedziemy do Pesztu, i żebyś mu ją za<br> {{tab}}38<br> {{tab}} <br> {{tab}}niósł do sztabowego wagonu razem z pasztetem, co jest zawinięty w staniolu i znajduje się w kuferku.<br> {{tab}}Olbrzym Baloun opuścił gestem rozpaczy swoje długie ramiona, jak wielki szympans, grzbiet wygiął w pałąk i trwał w tej pozycji dość długo.<br> {{tab}}— Nie mam — rzekł cichym beznadziejnym głosem, spoglądając na brudną podłogę wagonu.<br> {{tab}}— Nie mam — powtarzał, urywając sylaby — ja myśla — łem... Przed odjazdem rozwinąłem ten pasztet... Powąchałem go... Czy nie zepsuty...<br> {{tab}}— Spróbowałem kawałek! — zawołał z wyrazem takiej szczerej rozpaczy, że wszyscy zrozumieli od razu co się stało.<br> {{tab}}— Zeżarłeś go, bratku, razem ze staniolem — rzekł Waniek, przystając przed Balounem i rad, że nie potrzebuje dalej bronić się przed zarzutem, iż jest fujarą, jak go pan nadporucznik nazwał, ale że przyczyna chwiejności stanu liczebnego ma podstawy nieco głębsze i ugruntowana jest na innych fujarach. Rozmowa przesunęła się od razu na Balouna i na nowe tragiczne wydarzenie. Waniek zamierzał właśnie wygłosić jaki jędrny morał pod adresem Balouna, gdy do rozmowy wtrącił się kucharzokultysta, Jurajda, który zamknąwszy swoją ulubioną książkę, tłumaczenie staroindyjskich sutr PraguaParamita, zwrócił się do zmiażdżonego Balouna, który coraz bardziej uginał się pod brzemieniem swego przeznaczenia.<br> {{tab}}— Wy, Balounie — rzekł — powinniście czuwać nad sobą, bo stracicie zaufanie do siebie i do swego losu. Nie powinniście przypisywać sobie tego, co jest zasługą innych. Ilekroć staniecie wobec takiego problematu jak ten, który pożarliście, musicie zawsze zadać sobie pytanie: W jakim stosunku do mojej osoby jest pasztet z wątroby?<br> {{tab}}Szwejk uznał za dobre dopełnić tę uwagę przykładem z życia:<br> {{tab}}— Sam mi mówiłeś, mój Balounie, nie tak dawno jeszcze,<br> {{tab}}39<br> {{tab}} <br> {{tab}}że U ciebie W domu będą bili wieprze, i jak tylko staniemy na miejscu i będziesz znal numer poczty polowej, zaraz ci po — ślą kawał szynki. A teraz wyobraź sobie, że tę szynkę posłaliby pocztą połową do nas, do marszkompanii, a ja i pan feldfebel ukrajaliśmy sobie po kawałku. Smakowałoby nam, więc jeszcze po kawałku, ażeby się z tą szynką stało to, co z pewnym moim znajomym, listowym Kozłem. Był chory na gruźlicę kości, więc naprzód amputowali mu nogę po kostkę, potem po kolano, potem po biodro. Gdyby nie to, że w porę umarł, to byliby go po kawałku poobcinali jak się temperuje połamany ołówek. Więc wyobraź sobie, Balounie, że zeżarlibyśmy ci tę szynkę, tak samo, jak ty zeżarłeś panu oberlejtnantowi jego pasztet...<br> {{tab}}Olbrzym Baloun spojrzał na wszystkich okiem smutnym.<br> {{tab}}— Tylko dzięki mojemu wstawiennictwu i zasłudze mojej zostaliście burszem pana oberlejtnanta — rzekł sierżant rachuby Waniek. — Chcieli was przenieść do sanitariatu, żebyście zbierali rannych na polu bitwy. Pod Duklą nasi sanitariusze kilka razy z rzędu szli po rannego chorążego, który leżał przed zasiekami z drutu kolczastego, i ani jeden z nich nie wrócił: wszyscy poginęli od ran w głowę. Dopiero czwartej parze się udało, ale zanim zanieśli go na miejsce opatrunkowe, umarł.<br> {{tab}}Baloun nie mógł się dłużej opanować i załkał.<br> {{tab}}— Że też się nie wstydzisz! Taki z ciebie żołnierz? — ofuknął go Szwejk.<br> {{tab}}— Kiedy ja nie mam najmniejszego talentu do wojaczki — zaczął narzekać biedny Baloun. — Ja jestem wiecznie głodny, nigdy nie nażarty, ponieważ zostałem wyrwany z życia porządnego człowieka. Cały nasz ród jest taki. Nieboszczyk mój ojciec zakładał się w Protiwinie w karczmie, że na jedno posiedzenie zje pięćdziesiąt serdelków i dwa bochenki chleba, i zakład wygrał. Ja też się razu pewnego założyłem i zjadłem cztery gęsi i dwie misy knedli z kapustą. W domu na przykład przypomniałem sobie nieraz po obiedzie, że warto by<br> {{tab}}40<br> {{tab}} <br> {{tab}}jeszcze czego pojeść, więc idę do komory, urzynam kawał mięsa, posyłam sobie po piwo i wcinam dwa kila wędzonki. Miałem w domu starego parobka Womelę, a ten parobek napominał mnie zawsze, żebym znowu tak bardzo nosa nie zadzierał i nie obżerał się tak gwałtownie, bo pamięta jeszcze, co mu jego dziadek opowiadał o takim jednym obżartuchu. Przyszła jakaś wojna, nic się nie rodziło przez długich osiem lat, więc ludzie piekli chleb ze słomy i z resztek lnianego siemienia, a już było wielkie święto, gdy do mleka mogli wkru — szyć trochę twarogu, bo chleba nie było. I ten obżarty gospodarz umarł jakoś w tydzień po wybuchu tej wielkiej nędzy, bo jego żołądek nie był przyzwyczajony do spożywania strawy tak nędznej.<br> {{tab}}Baloun podniósł swoje smutne oczy ku niebu.<br> {{tab}}— A ja myślę, że chociaż Pan Bóg ludzi pokarze, to jednak ich nie opuści.<br> {{tab}}— Oczywiście, Pan Bóg obżartuchów stworzył, więc Pan Bóg będzie się o nich kłopotał — zauważył Szwejk. — Już raz dostałeś słupka, a teraz wart jesteś, żeby cię posłali na pierwszą linię. Kiedy ja byłem burszem u pana oberlejtnanta, to mógł mi we wszystkim zaufać i nawet przez myśl mu nigdy nie przeszło, abym ja mógł mu coś zeżreć. Gdy się fasowało coś osobliwego, to zawsze mi mówił: — Weź to sobie, Szwejku — albo: — Na co mi tam tyle tego! Dajcie kawałeczek, a z resztą róbcie sobie, co wam się podoba. — Gdy jeszcze byliśmy w Pradze, a on posłał mnie do restauracji po obiad, to za swoje ostatnie pieniądze dokupywałem drugą porcję, żeby mu się czasem nie zdawało, że mu połowę obiadu zeżarłem. Ale kiedyś wykrył te moje podstępy. Kazał sobie zawsze przynosić z restauracji jadłospis i wybierał, co mu się podobało. Więc pewnego dnia wybrał sobie nadziewanego gołąbka. Dali mi połówkę, a ja sobie pomyślałem, że pan oberlejtnant będzie mnie podejrzewał, iż drugą połowę zeżarłem, więc dokupiłem drugą porcję za swoje i przyniosłem mu<br> {{tab}}41<br> {{tab}} <br> {{tab}}obie. A pan oberlejtnant Szeba, któremu chciało się jeść i który przyszedł akurat przed obiadem do nas w goście, też się najadł. Ale po obiedzie powiada: — Tylko mi nie gadaj, że to jedna porcja. Na całym świecie nie dostaniesz a la carte całego nadziewanego gołąbka. Jeśli zdobędę dzisiaj pieniądze, to poślę sobie do tej twojej restauracji po obiad. Powiedz mi szczerze, że to porcja podwójna. — Pan oberlejtnant wezwał mnie, żebym potwierdził, że dał mi pieniądze tylko na jedną porcję, bo nie wiedział, że oberlejtnant Szeba do niego przyjdzie. Odpowiedziałem, że dał mi pieniądze na zwyczajny obiad. — No widzisz — powiada mój oberlejtnant — a bywa jeszcze lepiej. Niedawno przyniósł mi Szwejk dwa gęsie uda na obiad. Wyobraź sobie tylko: rosół z makaronem, sztuka mięsa z sosem sardelowym, dwa gęsie uda, kapusty pod sam sufit i jeszcze naleśniki.<br> {{tab}}— Mmmm jakie dobre żarcie! — mlaskał Baloun językiem.<br> {{tab}}Szwejk zaś mówił dalej:<br> {{tab}}— Ale to był kamień obrażenia. Pan oberlejtnant Szeba dnia następnego posłał rzeczywiście po obiad do naszej restauracji, a jego służący przyniósł mu żdziebko pilafu z kury, dobre dwie łyżeczki, nie więcej. A pan oberlejtnant Szeba rzucił się na niewinnego człowieka, że połowę zeżarł. Ten mu na to, że niewinny. A pan oberlejtnant Szeba buch go w pysk i każę mu, żeby sobie za przykład brał mnie. Jakie to ja, powiada, noszę porcje panu oberlejtnantowi Lukaszowi. Więc ten niewinny a spoliczkowany żołnierz rozpytał się o wszystko w restauracji zaraz nazajutrz, opowiedział swemu panu, jak się rzeczy mają, a tamten powtórzył mojemu oberlejtnantowi. Siedzę ja raz wieczorem z gazetką w garści i odczytuję sobie wiadomości sztabów nieprzyjacielskich, a tu wchodzi mój oberlejtnant blady i prosto do mnie, żebym mu powiedział, ile zapłaciłem tych podwójnych porcyj w restauracji, bo on już wszystko wie, i zapieranie na nic się nie zdało. Ze jestem<br> {{tab}}42<br> {{tab}} <br> {{tab}}idiota, to już wie, powiada, ale że mógłbym być takim cymbałem, tego nie przypuszczał. Narobiłem mu, powiada, takiego wstydu, że ma ochotę zastrzelić najprzód mnie a potem siebie. — Panie oberlejtnant — rzekłem do niego — kiedy mnie pan przyjmował, to zaraz pierwszego dnia powiedział mi pan, że każdy pucybut jest złodziej i podły drab. Więc gdy w tej restauracji dawali takie malutkie porcje, to byłby pan mógł myśleć, że ja naprawdę jestem jednym z takich złodziei i podłych drabów i że pożeram pańskie obiady...<br> {{tab}}— Mój Boże miłosierny — szeptał Baloun pochylając się nad kufereczkiem nadporucznika Lukasza.<br> {{tab}}— Potem nadporucznik Lukasz zaczął szukać po wszystkich kieszeniach, a ponieważ nic nie znajdował, wyjął z kamizelki srebrny zegarek i dał mi go. Był bardzo wzruszony i rzekł: — Gdy dostanę gażę, Szwejku, to mi spiszecie, wiele wydaliście na te podwójne porcje... A ten zegarek zatrzymajcie osobno. Ale na drugi raz nie bałwańcie się. Kiedyś uderzyła na nas obu taka wielka bieda, że ten srebrny zegarek musiałem zanieść do lombardu...<br> {{tab}}— Co wy tam robicie, Balounie? — zapytał sierżant rachuby Waniek.<br> {{tab}}Zamiast odpowiedzi Baloun się zakaszlał. Otworzył sobie mianowicie kuferek oberlejtnanta Lukasza i pożerał jego ostatnią bułkę...<br> {{tab}}Przez stację przejechał pociąg wojskowy bez zatrzymywania się. Od jednego końca do drugiego naładowany był deutschmeistrami, których wysyłano na serbski front. Jeszcze widać nie wytrzeźwieli ze swego zapału, który wybuchnął w nich w chwili żegnania się z Wiedniem, więc od samego Wiednia ryczeli bezustannie:<br> {{tab}}Prinz Eugenius der edle Ritter,<br> {{tab}}Wollt dem Kaiser wiedrum kriegen<br> {{tab}}Stadt und Festung Belgerad.<br> {{tab}}Er liess schlagen eine Brucken,<br> {{tab}} <br> {{tab}}Dass man kunnt’ hinüberrucken Mit der Armee wohl für die Stadt.<br> {{tab}}Jakiś kapral z wojowniczo podkręconym wąsem wychylał się z wagonu, wsparty na ramionach szeregowców, którzy bujali nogami spuszczonymi z wagonu, i dawał takt śpiewając na całe gardło:<br> {{tab}}Ais der Brucken war geschlagen,<br> {{tab}}Dass man kunnt mit Stuck und Wagen<br> {{tab}}Frei passiern den Donaufluss, Bei Semlin schlug man das Lager Alle Serben zu verjagen...<br> {{tab}}Raptem stracił równowagę, wyleciał z wagonu i nadział się brzuchem na strzałę zwrotnicy, na której wisiał bezwładnie, podczas gdy pociąg pędził dalej, a w dalszych wagonach żołnierze śpiewali pieśń inną/<br> {{tab}}Graf Radetzky, edler, Degen, schwur’s des Kaisers Feind zu fegen aus der falschen Lombardei.<br> {{tab}}In Verona langes Hoffen, ais mehr Truppen eingetroffen, fuhlt und rührt der Held sich frel...<br> {{tab}}Nadziany na tępej zwrotnicy wojowniczy kapral był już trupem i niebawem stał nad jego zwłokami na straży jakiś młodziutki żołnierzyk z bagnetem. Był to żołnierz komendy stacyjnej i obowiązki swoje traktował z wielką powagą. Stał przy zwrotnicy wyprostowany jak świeca, a minę miał taką triumfującą, jakby to on był nadział kaprala na zwrotnicę.<br> {{tab}}Ponieważ był to Madziar, więc przez cały tor ryczał po madziarsku na wszystkich żołnierzy eszelonu 91 pułku, którzy szli popatrzeć na trupa:<br> {{tab}}— Nem szaba t! Nem szabat! Komision mili t a r nem szabat!<br> {{tab}}— Ma już po kłopocie — rzekł dobry wojak Szwejk, który znajdował się także wśród ciekawych — a dobre i to, że skoro<br> {{tab}}44<br> {{tab}} <br> {{tab}}już ma kawał żelaza w brzuchu, przynajmniej wszystkim będzie wiadomo, gdzie zostanie pochowany. Jest to tuż koło stacji, więc nie trzeba będzie szukać jego grobu gdzieś po dalekich pobojowiskach.<br> {{tab}}— Nadział się akuratnie — rzekł jeszcze Szwejk tonem znawcy, obchodząc zwłoki kaprala ze wszystkich stron. — Kiszki ma w spodniach.<br> {{tab}}— Nem szabat, nem szabat! — krzyczał młodziutki węgierski żołnierzyk. — Komision militar banhof, nem szabat!<br> {{tab}}Za Szwejkiem odezwał się surowy głos:<br> {{tab}}— Co wy tu robicie?<br> {{tab}}Szwejk zasalutował. Przed nim stał kadet Biegler. Szwejk stanął na baczność.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że przyglądam się nieboszczykowi, panie kadecie.<br> {{tab}}— A co za agitację tu prowadzicie? Co wy tu macie do czynienia?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie kadecie — z dostojnym spokojem odpowiadał Szwejk — że żadnej agitacji tu nie prowadziłem.<br> {{tab}}Kilku żołnierzy stojących za kadetem roześmiało się, a na czoło wystąpił sierżant rachuby Waniek.<br> {{tab}}— Panie kadet — rzekł sierżant — pan oberlejtnant wysłał tutaj ordynansa Szwejka, żeby zobaczył, co się tu stało. Byłem teraz koło wagonu sztabowego i ordynans batalionu, Matuszicz, szuka pana z rozkazu dowództwa batalionu. Ma pan natychmiast iść do kapitana Sagnera.<br> {{tab}}Wszyscy rozchodzili się do swoich wagonów, gdy rozległ się sygnał wzywający do wsiadania. Waniek, idąc ze Szwejkiem, rzekł do niego:<br> {{tab}}— Gdy się czasem zbierze gdzieś trochę ludzi, to schowajcie swoje rozumy dla siebie. Moglibyście się czasem narazić na grube nieprzyjemności. Ten kapral był od deutschmeistrów,<br> {{tab}}45<br> {{tab}} <br> {{tab}}więc mogłoby wyglądać na to, że się z tego nieszczęścia cieszycie. Ten Biegler to straszny czechożerca...<br> {{tab}}— Przecież ja nic takiego nie powiedziałem — odpowiedział Szwejk tonem, wyłączającym wszelkie wątpliwości. — Tyle tylko powiedziałem, że się ten kapral nadział akuratnie i miał kiszki w spodniach... Przecież on mógł...<br> {{tab}}— No, mój Szwejku, dajmy już spokój temu gadaniu. — Sierżant Waniek splunął.<br> {{tab}}— To wszystko jedno — zauważył jeszcze Szwejk — czy kiszki mają mu wyleźć z brzucha dla najjaśniejszego pana, czy tak oto. I tak już spełnił swój obowiązek... Bo przecież on mógł...<br> {{tab}}— Patrzcie no, Szwejku — przerwał mu Waniek — jak się obładował ordynans batalionu Matuszicz i jakie dobre rzeczy taszczy do wagonu sztabowego. Aż dziw, że się nie przewrócił na szynach.<br> {{tab}}Na krótko przedtem między kapitanem Sagnerem a uczynnym kadetem Bieglerem doszło do bardzo ostrej rozmowy.<br> {{tab}}— Bardzo się dziwię, panie kadecie Biegler — mówił kapitan Sagner — dlaczego pan nie zameldował mi natychmiast, że się nie fasuje tych 15 deka salami. Muszę ja dopiero wyjść z wagonu i przekonać się, dlaczego to żołnierze wracają od magazynu z pustymi rękoma. A panowie oficerowie zachowują się tak, jakby rozkaz nie był wcale rozkazem. Powiedziałem przecie: Do magazynu kompania za kompanią plutonami. To znaczy, że jeśli w magazynie nie dostało się nic, to wracać stamtąd trzeba także plutonami. Panu, kadecie Biegler, nakazałem pilnować porządku, ale pan wszystko puścił kantem. Byłeś pan kontent, że nie potrzebujesz się trudzić liczeniem porcyj salami. Natomiast, jak widziałem oknem wagonu, poszedł pan popatrzeć na nadzianego deutschmeistra. A kiedy następnie kazałem pana zawołać, to nie miał pan w swojej kadeckiej fantazji nic pilniejszego do zrobienia, jak tylko<br> {{tab}}46<br> {{tab}} <br> {{tab}}ględzić o tym, że poszedł się pan przekonać, czy tam, koło, tego nadzianego żołnierza, nie prowadzi się jakiej agitacji...<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że ordynans jedenastej kompanii, Szwejk...<br> {{tab}}— Daj mi pan spokój ze Szwejkiem! — krzyknął kapitan Sagner. — Nie myśl pan, panie kadet Biegler, że będzie tu pan intrygował przeciwko nadporucznikowi Lukaszowi. Myśmy tam Szwejka posłali... Patrzy pan na mnie, jakby się panu wydawało, że się pana czepiam... Zresztą, owszem, czepiam się pana, kadecie Biegler... Kiedy pan nie umie uszanować swego przełożonego, usiłuje go blamować, to ja panu urządzę taką wojnę, że nigdy nie zapomni pan o stacji Rabie... Żeby to się tak chełpić swoimi teoretycznymi wiadomościami... Poczekaj pan, jak będziesz na froncie... Jak ja panu każę pójść jako oficerskiej patroli na zasieki z drutu... Pański raport? Nawet raportu nie złożył mi pan po powrocie... Nawet teoretycznie, panie Biegler...<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie kapitanie, że zamiast po 15 deka węgierskiego salami, szeregowcy otrzymali po dwie pocztówki. Proszę, panie kapitanie...<br> {{tab}}Kadet Biegler podał dowódcy batalionu dwie z tych pocztówek, jakie wydawał zarząd wojennego archiwum w Wiedniu, gdzie naczelnikiem był generał piechoty Wojnowich. Na jednej stronie była karykatura żołnierza rosyjskiego, mużyka z długą brodą w uścisku kościotrupa. Przed karykaturą był tekst:<br> {{tab}}Der Tag an dem das perfide Russland krepieren wird, wird ein Tag der Erlć — sung fur ganze unsere Monarchie sein.<br> {{tab}}Druga pocztówka pochodziła z Rzeszy Niemieckiej. Był to prezent złożony żołnierzom austriackim przez Niemców.<br> {{tab}}U góry czytało się napis „V i r i b u s u n i t i s“, a pod tym napisem widać było szubienicę z wiszącym na niej sir<br> {{tab}}47<br> {{tab}} <br> {{tab}}Edwardem Greyem. Obok niego stali dwaj salutujący żołnierze: austriacki i niemiecki.<br> {{tab}}Pod obrazkiem był wierszyk zaczerpnięty z książki Grein — za: „Żelazny kułak“. Był to jeden z tych dowcipów, jakie fabrykowano przeciw nieprzyjaciołom Austrii. O wierszach Greinza pisma niemieckie pisały, że są to chlaśnięcia biczem, zawierające prawdziwy, niekiełzany humor i niedościgniony dowcip.<br> {{tab}}Tekst pod obrazkiem brzmiał tak:<br> {{tab}}Na szubienicy, dosyć wysoko, niech się pobuja Edward Grey. Najwyższy już po temu czas, ale pouczyć trzeba was, że żaden dąb się na to nie zgodzi, by na nim zawisł ten Judaszzłodziej, więc wisi na drzewie osiki z francuskiej republiki.<br> {{tab}}Kapitan Sagner nie doczytał jeszcze tego wierszyka, zawierającego „niekiełzany humor i niedościgniony dowcip“, gdy do wagonu sztabowego wpadł ordynans Matuszicz.<br> {{tab}}Został przez kapitana Sagnera wysłany do centrali telegraficznej dowództwa stacji, czy nie ma tam czasem jakich nowych dyspozycji, i przyniósł telegram z brygady. Nie trzeba było sięgać po żaden klucz szyfrowy. Telegram brzmiał jasno i zgoła nietajemniczo:<br> {{tab}}Rasch abkochen, dann Vormarsch nach Sokal.<br> {{tab}}Kapitan Sagner zamyślił się i zakręcił głową.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję — rzekł Matuszicz — że dowódca stacji prosi pana na rozmowę. U niego jest jeszcze jeden telegram.<br> {{tab}}Doszło następnie do bardzo poufnej rozmowy między dowódcą stacji a kapitanem Sagnerem.<br> {{tab}}— Pierwsza depesza musiała zostać wręczona, chociaż treść jej była zgoła niespodziewana dla oddziału znajdującego<br> {{tab}}48<br> {{tab}} <br> {{tab}}się na stacji Rab: „Szybko gotować się i marsz na Sokal“. Adres był nieszyfrowany do marszbatalionu 91 pułku z odpisem dla marszbatalionu 75 pułku, który był jeszcze daleko. Podpis był właściwy: Dowódca brygady Ritter von Herbert.<br> {{tab}}— W wielkiej tajemnicy, panie kapitanie — tajemniczo mówił dowódca stacji — komunikuję panu tajny telegram naszej dywizji. Dowódca waszej brygady oszalał. Został wywieziony do Wiednia, gdy rozesłał z brygady kilka tuzinów podobnych depesz na wszystkie strony. W Budapeszcie na pewno otrzyma pan inną depeszę. Oczywiście, że wszystkie jego depesze trzeba unieważniać, ale co do tego nie otrzymaliśmy jeszcze żadnej wskazówki. Mam, jak już powiedziałem, jedynie rozkaz z dywizji, żeby na telegramy nieszyfrowane nie zwracać uwagi. Muszę je doręczać, porirAvaż pod tym względem nie otrzymałem od swoich wład jdpowiednich rozkazów. Za pośrednictwem swoich władz informowałem się w dowództwie korpusu i za to oddany zostałem pod śledztwo...<br> {{tab}}— Jestem oficerem czynnej służby w korpusie inżynierii — dodał — pracowałem przy budowie naszej strategicznej kolei w Galicji.<br> {{tab}}— Panie kapitanie — rzekł po chwili — nam, starym żołnierzom, najlepiej na froncie służyć! Dzisiaj w ministerstwie wojny pęta się tych cywilów, inżynierów kolejowych więcej niż psów... Tyle, że mają egzamin jednorocznych ochotników... Zresztą pan za kwadrans jedzie dalej. Pamiętam dobrze, że w szkole wojskowej w Pradze pomagałem panu przy gimnastyce jako jeden ze starszego rocznika. Obaj mieliśmy kiedyś areszt, bo pan się też bił z Niemcami swej klasy*. Był tam też i Lukasz. Obaj byliście najlepszymi towarzyszami. Jak tylko dostaliśmy depeszę ze spisem oficerów przejeżdżającego<br> {{tab}}* Obaj panowie rozmawiali ze sobą po niemiecku i ustęp ten brzmiał w niemczyźnie:<br> {{tab}}Sie haben sich damals auch mit den deutschen Mitschulern gerauft.<br> {{tab}}Szwejk 4111<br> {{tab}}49<br> {{tab}} <br> {{tab}}batalionu, zaraz sobie wszystko przypomniałem. Ładnych parą lat minęło od tamtych czasów... Kadet Lukasz był mi wtedy bardzo sympatyczny...<br> {{tab}}Cała ta rozmowa wywarła na kapitanie Sagnerze wrażenie bardzo przykre. Oczywiście, że doskonale poznał oficera, który z nim rozmawiał, a który w szkole wojskowej prowadził opozycję przeciwko rakuszaństwu, chociaż późniejsze kariero — wiczostwo kazało o tej pozycji zapomnieć. Najbardziej niemiłą była wzmianka o nadporuczniku Lukaszu, który zawsze i wszędzie był spychany na bok, gdy chodziło o Sagnera.<br> {{tab}}— Nadporucznik Lukasz rzekł z naciskiem — jest bardzo dobrym oficerem. Kiedy odchodzi pociąg?<br> {{tab}}— Za sześć minut — odpowiedział dowódca stacji, spojrzawszy na zegarek.<br> {{tab}}— Idę — rzekł Sagner.<br> {{tab}}— I nic mi nie powiecie, kolego?<br> {{tab}}— No to na zdar* — odpowiedział Sagner i wyszedł przed gmach dowództwa stacji.<br> {{tab}}Gdy przed odejściem pociągu kapitan Sagner powrócił do wagonu sztabowego, znalazł wszystkich oficerów na swoich miejscach. Grali w karty, we „frische v i e r e“. Tylko kadet Biegler nie grał.<br> {{tab}}Przerzucał kartki mnóstwa porozpoczynanych rękopisów opisujących bitwy, bo chciał się wyróżnię nie tylko na polu walki, ale także jako pisarz wojskowy, opisujący zdarzenia wojskowe. Mąż dziwnego „bocianiego skrzydła z ogonem ryby“, pragnął stać się fenomenem śród pisarzy wojskowych. Jego prace literackie zaczynały się nagłówkami wielce obiecującymi, w których odbijał się militaryzm owych czasów, ale były to zaledwie notatki, tak że na ćwiartkach papieru znajdowały się na razie dopiero nagłówki prac, które miały powstać później:<br> {{tab}}* W niemieckiej rozmowie brzmiało to: Also: Na zdar!<br> {{tab}}50<br> {{tab}} <br> {{tab}}Charakterystyka żołnierzy wielkiej wojny. — Kto rozpoczął wojnę? — Polityka austriackowęgierska a powstanie wojny światowej. — Uwagi wojenne. — AustroWęgry a wojna światowa. — Doświadczenia wojny. — Odczyt popularny o wybuchu wojny. — Uwagi wojennopolityczne. — Sławny dzień AustroWęgier. — Imperializm słowiański a wojna światowa. — Dokumenty z wojny. — Dokumenty do dziejów wojny światowej. — Dziennik wojny światowej. — Kronika wojny światowej. — Pierwsza wojna światowa. — Nasza dynastia w wojnie światowej. — Narody monarchii austrowę — gierskiej w wojnie światowej. — Kronika mojej żołnierki. — Jak walczą wrogowie AustroWęgier. — Kto zwycięży? — Nasi oficerowie i nasi żołnierze. — Znakomite czyny moich żołnierzy. — Z czasów wielkiej wojny. — O zapale walecznym. — Księga bohaterów austrowęgierskich. — Żelazna brygada. — Zbiór moich listów z frontu. — Bohaterowie naszego marszbatalionu. — Książka podręczna dla żołnierzy frontu. — Dni walk i zwycięstwa. — Co widziałem i czego doznałem na froncie. — W rowach strzeleckich. — Oficer opowiada. — Z synami AustroWęgier naprzód! — Aeroplany nieprzyjacielskie a nasza piechota. — Po bitwie. — Nasza artyleria: wierni synowie ojczyzny. — Choćby się całe piekło sprzysięgło przeciw nam... — Wojna obronna i wojna zaczepna. — Krew i żelazo. — Zwycięstwo lub śmierć. — Nasi bohaterowie w niewoli.<br> {{tab}}Gdy kapitan podszedł do kadeta Bieglera i przeczytał te nagłówki, zapytał na co zostały one napisane i jak należy je rozumieć.<br> {{tab}}Kadet Biegler odpowiedział mu w istnym natchnieniu, że każdy z tych nagłówków, to tytuł książki, która zostanie napisana. Ile nagłówków, tyle książek.<br> {{tab}}— Pragnę, panie kapitanie, żeby po mnie została pamiątka, gdy polegnę w walce. Wzorem dla mnie jest profesor niemiecki, Udo Kraft. Urodził się w roku 1870, teraz, gdy wybu<br> {{tab}}4* III<br> {{tab}}51<br> {{tab}} <br> {{tab}}chła wojna, zgłosił się na ochotnika i poległ dnia 22 sierpnia 1914 roku pod Anloy. Przed śmiercią wydał książkę: „Samowychowanie ku śmierci za cesarza“. (Udo K r a f t, „S e 1 b s — terziehung zum Tod fur Kaise r“. C. F. A m e — l a n g, V e r 1a g, L e i z i g.)<br> {{tab}}Kapitan Sagner podprowadził kadeta Bieglera ku oknu.<br> {{tab}}— Niech pan pokaże, co pan ma jeszcze, kadecie Biegler. Ogromnie interesuje mnie pańska działalność — z ironią mówił kapitan Sagner. — Co to za zeszyt, który schował pan pod bluzą?<br> {{tab}}— To nic osobliwego, panie kapitanie — z dziecięcym rumieńcem odpowiedział kadet Biegler. — Służę panu.<br> {{tab}}Na zeszycie podanym kapitanowi był napis:<br> {{tab}}Schematy wielkich i sławnych bitw stoczonych przez wojska austrowęgierskie, na podstawie studiów historycznych ułożone przez c. k. oficera Adolfa Bieglera. Uwagami i objaśnieniami zaopatrzył c. k. oficer Adolf Biegler.<br> {{tab}}Schematy te były straszliwie proste.<br> {{tab}}Od bitwy pod Norlingen z 6 września r. 1634, poprzez bitwę pod Zentą z 11 września 1697, pod Caldiero z 31 września 1805, pod Aspern z 22 kwietnia 1809, bitwę narodów pod Lipskiem w roku 1813, Santa Lucia w maju 1848, aż po bitwę pod Trutnowem 27 czerwca 1866 i zdobycie Sarajewa 19 sierpnia 1878 — wszystkie schemaciki były jednakowe.<br> {{tab}}W każdym z nich kadet Biegler narysował pewną ilość kwadracików, przy czym jedne były puste, drugie siatkowane. Po obu stronach było lewe skrzydło, centrum i prawe skrzydło. Następnie w tyle stały rezerwy i strzałki zwrócone tam i sam. Bitwa pod Nordlingen tak samo jak zdobywanie Sarajewa podobna była do rozstawienia graczy footbalowych na jakimkolwiek boisku, przy czym strzałki mogły bardzo dobrze oznaczać kierunek kopniętej piłki.<br> {{tab}}52<br> {{tab}} <br> {{tab}}Taka też myśl przyszła do głowy kapitanowi Sagnerowi.. Dlatego zapytał:<br> {{tab}}— Panie kadecie, pan grywa w piłkę nożną?<br> {{tab}}Biegler zarumienił się jeszcze bardziej i zamrugał oczami. Przez chwilę zdawało się, że zaraz wybuchnie płaczem.<br> {{tab}}Kapitan Sagner z uśmiechem odwracał kartki zeszytu i zatrzymał się nad schematem bitwy pod Trutnowem podczas wojny austriackopruskiej. Kadet Biegler dopisał przy tym schemacie uwagę:<br> {{tab}}— Bitwa pod Trutnowem nie powinna była zostać stoczona, ponieważ pagórkowata okolica uniemożliwiała rozwinięcie dywizji generała Mazzucheli, zagrożonej przez potężne kolumny pruskie, znajdujące się na wyżynach otaczających lewe skrzydło naszej dywizji.<br> {{tab}}— A więc zdaniem pańskim — rzekł z uśmiechem kapitan Sagner, oddając Bieglerowi zeszyt — bitwa pod Trutnowem mogła była zostać stoczona jedynie w tym wypadku, gdyby Trutnow leżał śród równin. Jesteś pan Benedekiem budziejo — wickim. Bardzo to pięknie z pańskiej strony, kadecie Biegler, że w czasie tak krótkim swego przebywania w wojsku starał się pan przeniknąć wszystkie tajniki strategii, tylko że te usiłowania pańskie wypadły tak samo, jak to się zdarza chłopcom, gdy się bawią w wojsko i nadają sobie tytuły generałów. Sam pan się tak szybko awansował na oficera, aż miło patrzeć. C. k. oficer Adolf Biegler! Zanim dojedziemy do Pesztu, będzie pan marszałkiem polowym. Onegdaj siedział pan u swego tatusia i ważył pan skóry krowie, a dzisiaj k. u n d. k. Leutnant Adolf Biegler!... Człowieku, przecie panu jeszcze daleko do oficera! Kadet, to nie oficer. Wisisz pan w powietrzu między podoficerami a chorążymi. Jest pan akurat takim samym oficerem jak frajter, który w knajpie każe się nazywać sierżantem sztabowym.<br> {{tab}}— Słuchaj no, Lukasz — zwrócił się do nadporucznika — skoro masz w swojej kompanii kadeta Bieglera, to go ćwicz,<br> {{tab}}53<br> {{tab}}<br> {{tab}} <br> {{tab}}a zdrowo. Podpisuje się jako oficer, więc niech sobie na ten tytuł zasłuży w bitwie. Jak będzie ogień huraganowy, a my będziemy atakowali, to niech ze swoim plutonem idzie przecinać zasieki z drutu kolczastego der gute Jungę. A propos, każe ci się kłaniać Zykan, jest dowódcą stacji w Rabie.<br> {{tab}}Kadet Biegler widząc, że rozmowa z nim jest skończona, zasalutował i zaczerwieniony przeszedł przez cały wagon, aż zaszył się wreszcie w poprzecznym przejściu na jego końcu.<br> {{tab}}Jak lunatyk otworzył drzwi klozetu i spoglądając na nie — mieckomadziarski napis: „Używanie klozetu dozwolone jedynie podczas jazdy pociągu“, załkał i rozpłakał się na dobre. Potem rozpiął spodnie... Potem siedział ocierając łzy. Potem użył zeszytu z napisem: Schematy wielkich i sławnych bitw stoczonych przez wojska austrowęgierskie, ułożone przez c. k. oficera Adolfa Bieglera. Pohańbiony zeszyt znikał w otworze klozetu i padając na tor, polatywał między szynami pod pędzącym pociągiem wojskowym.<br> {{tab}}Kadet Biegler obmył sobie w umywalni klozetu zaczerwienione oczy i wyszedłszy na korytarzyk, postanawiał być mocnym, cholernie mocnym. Już od rana bolała go głowa i brzucho.<br> {{tab}}Przechodził obok końcowego przedziałku, gdzie ordynans batalionu, Matuszicz, ze służącym dowódcy batalionu, Balzerem, grali w zechcyka.<br> {{tab}}Zajrzał do wewnątrz przez uchylone drzwi i zakaszlał. Gracze spojrzeli nań i grali dalej.<br> {{tab}}— Czy nie wiecie, co się należy? — zapytał Biegler.<br> {{tab}}— Nie mogłem — odpowiedział służący kapitana Sagnera, Batzer, swoją straszliwą niemczyzną z gór Kasperskich. — M i ’i 3 ’ die Trump’ ausganga.<br> {{tab}}— Należało wyjść w dzwonki, panie kadecie — mówił dalej — w wysokie dzwonki, a zaraz potem zagrać winnego króla... To się należało...<br> {{tab}}54<br> {{tab}} <br> {{tab}}Kadet Biegler nie rzekł już ani słowa i zaszył się w kącie wagonu. Gdy później podszedł do niego chorąży Pleschner, żeby go poczęstować łykiem koniaku, którego butelkę wygrał w karty, to się zadziwił, że Biegler tak pilnie studiuje książkę profesora Udo Krafta: „Samowychowanie ku śmierci za cesa — a rza.<br> {{tab}}Zanim dojechali do Pesztu, kadet Biegler był taki pijany, że wychylał się z wagonu i wrzeszczał w pustą okolicę:<br> {{tab}}— Frisch drauf! Im Gottes Na men frisch d r a u f! %<br> {{tab}}Na rozkaz kapitana Sagnera ordynans batalionu, Matuszicz, odciągnął go od okna i przy pomocy służącego kapitana Sagnera ułożył go na ławie. Kadet Biegler zasnął i miał taki sen:<br> {{tab}}SEN KADETA BIEGLERA PRZED BUDAPESZTEM.<br> {{tab}}Miał signum laudis, żelazny krzyż, był majorem i jechał na inspekcję odcinka brygady, która była mu powierzona. Tylko że nie umiał sobie wytłumaczyć, dlaczego ciągle jest majorem, gdy komenderował całą brygadą. Miał podejrzenie, że oczekiwał go awans na generałmajora, ale słówko „generał“ musiało się widać gdzieś zapodziać na poczcie po — lowęj. ‘<br> {{tab}}W duchu musiał się śmiać, że w pociągu, którym jechali na front, kapitan Sagner groził, że jemu każe przecinać zasieki z drutu kolczastego. Zresztą kapitan Sagner już dawno został przeniesiony do innego pułku i to na jego, Bieglera, życzenie wyrażone w dowództwie dywizji. Przeniesiono go razem z nadporucznikiem Lukaszem do innej dywizji i do innego korpusu.<br> {{tab}}Ktoś mu potem opowiadał, że obaj nędznie zginęli w jakichś błotach podczas ucieczki.<br> {{tab}}Gdy autem podjeżdżał ku pozycjom dla obejrzenia odcinka swej brygady, wszystko było jasne i wyraźne. Właściwie był delegowany przez generalny sztab armii.<br> {{tab}}55<br> {{tab}} <br> {{tab}}Koło niego przechodzili żołnierze i śpiewali pieśń, którą czytał był w zbiorze austriackich pieśni wojennych: „E s g i 11“:<br> {{tab}}Halt euch brav, ihr tapfren Bruder, werft den Feind nur herzhaft nieder, lasst des Kaisers Fahne wehn...<br> {{tab}}Okolica była taka sama jak na obrazkach „W i e n e r Illustrierte Zeitun g“.<br> {{tab}}Po prawej stronie koło stodoły widać było artylerię ostrze — liwującą nieprzyjacielskie okopy przy szosie, po której pędził automobil. Z lewej strony stał dom, z którego strzelano, podczas gdy nieprzyjaciel kolbami karabinów starał się wywalić drzwi. Przy szosie płonął zestrzelony aeroplan nieprzyjacielski. Na horyzoncie widać było jazdę i palącą się wieś, dalej okopy marszbatalionu na małym wywyższeniu, skąd ostrzeliwano nieprzyjaciela z karabinów maszynowych. Dalej ciągnęły się okopy nieprzyjacielskie wzdłuż szosy. A szofer wiezie go dalej szosą prosto ku nieprzyjacielowi.<br> {{tab}}— Nie wiesz, gdzie mnie wieziesz? Tam jest nieprzyjaciel! — ryczy na szofera.<br> {{tab}}Ale szofer odpowiada mu zgoła spokojnie:<br> {{tab}}— Panie generale, to jedyna porządna droga. Szosa jest w stanie dobrym. Na drogach bocznych opony nie wytrzymałyby tej jazdy.<br> {{tab}}Im bliżej pozycyj nieprzyjacielskich, tym wyraźniej słychać strzelanie. Po obu stronach okopów ciągnie się aleja drzew owocowych i granaty niszczą tę aleję.<br> {{tab}}A szofer spokojnie odpowiada na jego uwagi:<br> {{tab}}— Ta szosa jest wyborna, panie generale, jedzie się po niej jak po maśle. Gdybyśmy zboczyli w pole, to opony popękają.<br> {{tab}}— Niech pan spojrzy, panie generale — krzyczy szofer — ta szosa jest tak świetnie zbudowana, że nawet moździerze trzydziestocentymetrowe nic nam nie zrobią. Szosa ta, to istne<br> {{tab}}56<br> {{tab}} <br> {{tab}}boisko, ale na kamienistych drogach polowych popękałyby opony. A wracać też nie możemy, panie generale.<br> {{tab}}— Bzzz — dżum! — słyszy Biegler wybuch, a auto robi ogromny skok.<br> {{tab}}— A co? Czy nie mówiłem, panie generale? — ryczy szofer. — Przecież to jest cholernie dobra szosa. Właśnie wybuchnął przed nami pocisk trzydziestoośmiocentymetrowy. Ale dziury nie ma. Szosa jak boisko. Lecz gdybym skręcił w pole, to zaraz popękają opony. Teraz ostrzeliwują nas z odległości czterech kilometrów.<br> {{tab}}— Ale dokąd my jedziemy?<br> {{tab}}— To się pokaże — odpowiedział szofer. — Dopóki będzie taka szosa jak dotąd, to ręczę za wszystko.<br> {{tab}}Lot, ogromny lot i automobil przystaje.<br> {{tab}}— Panie generale — krzyczy szofer — czy nie ma pan mapy sztabowej?<br> {{tab}}Generał Biegler zapala elektryczną lampkę i widzi, mapę sztabową ma na kolanach. Ale jest to morska mapa wybrzeży Helgolandu z roku 1864, z czasu wojny austriackopru — skiej przeciw Danii o Szlezwig.<br> {{tab}}— Jesteśmy na rozstajach — powiada szofer — a wszystkie drogi prowadzą ku pozycjom nieprzyjacielskim. Mnie chodzi o porządną szosę, żeby nie ucierpiały opony, panie generale... Ja odpowiadam za automobil sztabowy...<br> {{tab}}Nagle huk, ogłuszający huk i gwiazdy olbrzymie jak koła. Mleczna droga jest gęsta jak śmietana.<br> {{tab}}Płynie Biegler w bezkresach wszechświata, siedząc obok szofera. Tuż przed siedzeniem auto zostało przecięte gładko jakby nożycami. Z całego auta pozostał tylko napastliwy, zaczepny przód.<br> {{tab}}— Całe szczęście, że mi pan akurat pokazywał mapę — mówi szofer. — Przeleciał pan do mnie, a resztę diabli wzięli. To była czterdziestodwucentymetrówka... Zaraz wiedziałem, że jak miniemy rozstaje, to szosa będzie diabła warta. Po<br> {{tab}}57<br> {{tab}} <br> {{tab}}trzydziestoósemce mogła być tylko czterdziestodwucentyme — trówka. Nic lepszego nie wyrabiają jak dotąd, panie generaie.<br> {{tab}}— Ale dtkąd jedziemy?<br> {{tab}}— Lecimy do nieba, panie generaie, i trzeba omijać komety. Takie komety są znacznie gorsze od największych, granatów.<br> {{tab}}— Teraz pod nami jest Mars — rzeki szofer po długim milczeniu.<br> {{tab}}Biegler, czuł się znowu spokojny.<br> {{tab}}— Czy znasz pan dzieje bitwy narodów pod Lipskiem? — zapytał. — Kiedy to marszałek połowy, książę Szwarcenberg, szedł na Libertkowice 14 października 1813 roku i gdy 16 października toczyła się walka o Lindenau? Wtedy generał Merweldt staczał swoje walki, wojska austriackie były w Wa — chowie, a 19 października padł Lipsk.<br> {{tab}}— Panie generale — rzekł szofer z wielką powagą — jesteśmy właśme przed niet)ieską bramą, proszę wysiadać! przez bramę ni^bi^ską przejechać nie podobna, bo jest tir wielta tłok Sami żołnierze.<br> {{tab}}— Przejedź którego z nich, to nam poschodzą z drogi! — krzyczy na szofera.<br> {{tab}}I wychylając się z samochodu, woła:<br> {{tab}}— A c h tu n g, sie Schweinebande! Co za bydło! Widzą generała, ale nie chce im się zrobić r e ch t s schaut.<br> {{tab}}— Ciężka sprawa, panie generale — odpowiada na to szofer głosem łagodnym — prawie wszyscy mają poobrywane głowy.<br> {{tab}}Generał Biegler dopiero teraz zauważył, że ci, co się tłoczą w bramie n^iebieskriej, to najprzeróżniejsi inwalidzi, którzy w wojnie potracili różne części ciała i dźwigają je z sobą w plecakach. Głowy, ręce, nogi. Jakiś sprawiedliwy kanonier w podartym płaszczu, pchający się przez tłum przy niebieskiej bramie, miał w tłomoczku całe swoje brzucho razem z dolnymi kończynami. Z innego tłomoka, dźwiganego przez jakiegoś<br> {{tab}} <br> {{tab}}sprawiedliwego landwerzystę, wyglądała na generała Bieglera połowa zadka, którą zacny ów człowiek stracił pod Lwowem.<br> {{tab}}— To gwoli porządkowi — odezwał się szofer, przejeżdżając przez gęsty tłum. — Potrzebne to widać dla rajskiej su — perrewizji.<br> {{tab}}Przy bramie niebieskiej odźwierni puszczali jedynie na dźwięk słów hasła, które i Bieglerowi od razu przyszło do głowy: „FUr Gott und Kaise r“.<br> {{tab}}Samochód wjechał do raju.<br> {{tab}}— Panie generale — rzekł jakiś aniołoficer ze skrzydłami u ramion, gdy przejeżdżali koło koszar aniołówrekrutów — musi pan się meldować w dowództwie głównymi.<br> {{tab}}Jechali dalej koło jakiegoś placu ćwiczeń, gdzie się roiło od rekrutówaniołów, których uczono wołać chóralnie: Alleluja!<br> {{tab}}Przejeżdżali akurat koło pewnej grupy, gdzie rudy anioł — kapral obrabiał akurat jakiegoś ofermę rekruta angielskiego, tłukł go pięścią po brzuchu i wołał:<br> {{tab}}— Gębę szerzej otwieraj, słoniu betlejemski! Czy to tak się woła: Alleluja? Skrzeczysz, jakbyś miał kluskę w gębie. Chciałbym ja wiedzieć co za wół wpuścił cię tutaj do raju, ty bydlę jedno. Więc jeszcze raz... Hlahlehluhja? Ach, ty bestio jedna, jeszcze nam tu w raju będziesz krzyczał przez nos!? Powtórz mi zaraz. cedrze libański!<br> {{tab}}Pędzili dalej. ale jeszcze długo słyszeli za sobą nosowe dźwięzki biednego aniołarekruta. Hlahlehluhja i krzyk anio — łakaprala. Aleluja! Aleluja! Ty krowo jordańska!<br> {{tab}}Potem zajaśniało wielkie światło nad ogromną budowlą. podobną do koszar mariańskich w Budziejowicach. a nad nią dwa aeroplany. jeden z lewej strony. drugi z prawej. zaś pośrodku. między obu aeroplanami. rozciągnięte było olbrzymie płótno z wielkim napisem:<br> {{tab}}K.. u. k. G o 11 e s Hauptquartier.<br> {{tab}}59<br> {{tab}} <br> {{tab}}Do generała Bieglera podbiegli dwaj aniołowie w uniformach żandarmów polowych, wyciągnęli go z automobilu i ująwszy go za kołnierz, zaprowadzili na pierwsze piętro wielkiego gmachu.<br> {{tab}}— Zachowujcie się przyzwoicie przed Panem Bogiem — napomnieli go, zatrzymując się przed pewnymi drzwiami, otworzyli te drzwi i wepchnęli go do środka.<br> {{tab}}Na środku pokoju, na którego ścianach wisiały portrety Franciszka Józefa i Wilhelma, następcy tronu, Franciszka Karola Józefa, generała Wiktora Dankla, arcyksięcia Fryderyka i szefa sztabu generalnego, Konrada Hotzendorfa, stał Pan Bóg.<br> {{tab}}— Kadecie Biegler — rzekł Pan Bóg z naciskiem — nie — poznajesz mnie? Ja jestem twój były kapitan, Sagner z 11 marszkompanii.<br> {{tab}}Biegler zdrętwiał.<br> {{tab}}— Kadecie Biegler — odezwał się znowuż Pan Bóg — jakim prawem przywłaszczyłeś sobie tytuł generałmajora? Jakim prawem, kadecie Biegler, rozbijałeś się samochodem sztabowym po szosie śród pozycyj nieprzyjacielskich?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję;...<br> {{tab}}— Stul gębę, kadecie Biegler, gdy rozmawia z tobą Pan Bóg.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję — wyjąkał Biegler jeszcze raz.<br> {{tab}}— Więc ty nie zamkniesz gęby? — krzyknął na niego Pan Bóg i otworzywszy drzwi zawołał: — Dwóch aniołów! Żwawo!<br> {{tab}}Weszli dwaj aniołowie z karabinami przewieszonymi przez lewe skrzydła. Biegler poznał w nich Matuszicza i Batzera.<br> {{tab}}Z ust Pana Boga zabrzmiał rozkaz:<br> {{tab}}— Wrzucić go do latryny!<br> {{tab}}Kadet Biegler zapadał gdzieś w straszliwy smród.<br> {{tab}}Naprzeciwko śpiącego kadeta Bieglera siedział Matuszicz ze służącym kapitana Sagnera, Batzerem, i jeszcze ciągle grali w zechcyka.<br> {{tab}}60<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Stink awer der Kerl wie a Stockfisch — rzucił Batzer, który z zainteresowaniem przyglądał się, jak śpiący kadet zwija się na ławie i kręci. — Muss die Ho — sen voll h a ’ n.<br> {{tab}}— Taka rzecz może się zdarzyć każdemu — rzekł filozoficznie Matuszicz. — Daj mu spokój: przeodziewać go nie będziesz. Lepiej rozdaj karty.<br> {{tab}}Nad Budapesztem widać już było łunę świateł, a po Dunaju przeskakiwały blaski reflektora.<br> {{tab}}Kadetowi Bieglerowi śniło się teraz co innego, bo przez sen mówił:<br> {{tab}}— Sagen sie meiner tapferen Armee, das sie sich im meinem Herzen ein u n v e r — gangliches Denkmal der Liebe und Dank — barkeit errichtet hat.<br> {{tab}}Ponieważ przy tych słowach znowuż zaczął się kręcić, pod nos Batzera zaleciał mocniejszy zapach. Splunął tedy i rzekł:<br> {{tab}}— Stink wie a Hajzlpuca, wie a beschissn a Hajzlpuca.<br> {{tab}}A kadet Biegler kręcił się coraz niespokojniej, zaś nowy jego sen był wielce fantastyczny. Był obrońcą miasta Linzu w wojnie o sukcesję austriacką.<br> {{tab}}Widział reduty, retranchementy i palisady dokoła miasta. Jego kwatera główna przemieniona była w ogromny szpital. Wszędzie, gdzie okiem rzucić, leżeli chorzy i trzymali się za brzuchy. Przed palisadami miasta harcowali dragoni Napoleona I.<br> {{tab}}Zaś on, dowódca miasta, stał nad tym mrowiem i także trzymał się za brzuch, a jednocześnie krzyczał do jakiegoś francuskiego parlamentariusza:<br> {{tab}}— Powiedzcie swemu cesarzowi, że się nie poddam...<br> {{tab}}Nagle, jak gdyby jego ból brzucha spadł z niego za jednym zamachem, i oto na czele batalionu pędzi on z miasta na drogę chwały i zwycięstwa, i widzi, jak nadporucznik Lukasz<br> {{tab}}61<br> {{tab}} <br> {{tab}}gołą ręką odbija cios pałasza francuskiego dragona, który chciał ciąć jego, Bieglera, obrońcę oblężonego miasta Linzu.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz umiera u jego stóp z okrzykiem:<br> {{tab}}— Ein Mann, wie sie, Herr O b e r s t, ist nót — ger, ais ein nichtsnutziger Oberleutnant!<br> {{tab}}Obrońca Linzu ze wzruszeniem odwraca się od umierającego, gdy wtem nadlatuje kartacz i wali Bieglera w zadek.<br> {{tab}}Biegler odruchowo sięga ręką tam, gdzie go uderzył kartacz i czuje wilgoć. Coś lepkiego rozmazuje mu się po ręku.. Więc krzyczy:<br> {{tab}}— S a n i ta t! Sanitat! ’ — i wali się z konia...<br> {{tab}}Kadeta Bieglera Batzer z Matusziczem podnieśli z podłogi, na którą zwalił się z ławy, i ułożyli go na niej znowuż.<br> {{tab}}Następnie Matusicz poszedł do kapitana Sagnera, aby mu zameldować, że z kadetem Bieglerem coś jest bardzo nie w porządku.<br> {{tab}}— To chyba nie od koniaku — rzekł. — Najprędzej dostał kadet cholery. Wszędzie po stacjach pił wodę. W Moszonie widziałem, że się...<br> {{tab}}— Cholera nie przychodzi tak szybko. W sąsiednim przedziale jest pan doktór, idźcie do niego i powiedzcie mu, żeby obejrzał chorego.<br> {{tab}}Do batalionu został przydzielony „wojenny doktór“, stary medyk i bursz, Welfer. Umiał pić i bić się, a medycynę znał jak wytarty trojak. Przestudiował swój fach na różnych uniwersytetach austriackich, odbywał praktykę w najróżniejszych szpitalach, ale doktoratu nie robił po prostu dlatego, że w testamencie jego stryja była klauzula nakładająca na jego spadkobierców obowiązek wypłacania Fryderykowi Welferowi rocznego stypendium tak długo, dopóki ów Fryderyk Welfer nie otrzyma dyplomu lekarskiego.<br> {{tab}}To stypendium było przynajmniej cztery razy wyższe od wynagrodzenia, jakie asystenci otrzymują w szpitalach, więc medicinae universae candidatus, Fryderyk<br> {{tab}}62<br> {{tab}} <br> {{tab}}Welfer, rzetelnie starał się o to, aby promowanie go na doktora medycyny były odsunięte w czasy jak najdaSsze.<br> {{tab}}Spadkobiercy byli wściekli. Nazywali go idiotą, próbowali narzucić mu bogatą narzeczoną, żeby się go pozbyć. Aby spadkobiercom dokuczyć jeszcze bardziej, kandydat medycyny, Fryderyk Welfer, członek jakichś dwunastu korporacyj studenckich, wydał kilka zbiorków bardzo ładnych wierszy w Wiedniu, w Lipsku i w Berlinie, Pisywał do „Simplicissimu — sa“ i dalej studiował medycynę, jakby nigdy nic.<br> {{tab}}Aż oto wybuchła wojna i podstępnie zarzuciła swoje zdradzieckie sidła na Fryderyka Welfera.<br> {{tab}}Poeta i autor książek „L a c h e n d e L i e d e r“, „K r u g und.Wissenschaf t“, „M archen und P ar ab e 1n“ musiał po prostu ruszyć na wojnę, a jeden ze spadkobierców postarał się w ministerstwie wojny o to, że Fryderyk Welfer zrobił „wojenny doktorat“. Zrobił go na pji^^mü^. Otrzymał szereg pytań i na wszystkie odpowiedział stereotypowo: „L e c — ken sie mir am Arsc h!“ Po trzech dniach pułkownik oznajmił mu, że otrzyma dyplom doktora medycyny, że już dawno był dojrzały dla doktoratu, że starszy lekarz sztabu przydziela go do szpitala uzupełnień i że od jego własnego postępowania zależy szybki awans. Wpra wdzie wiadomo o nim, że w różnych miastach pojedynkował się z oficerami, ale na wojnie zapomina się o takich rzeczach.<br> {{tab}}Autor poezyj „Dzban i wiedza“ zaciął usta i zaczął służyć w wojsku.<br> {{tab}}Ponieważ ustalono kilka przypadków, że doktór Welfer był bardzo uprzejmy dla chorych żołnierzy i przedłużał im pobyt w szpitalu jak tylko było można, doktora tego wyprawiono z jedenastą marszkompanią na front. Bo wtedy obowiązywała powszechna zasada co do chorych: — Ma się taki wylegiwać w szpitalu i zdychać na łóżku, to niech lepiej zdechnie w rowie strzeleckim albo w tyralierze.<br> {{tab}}63<br> {{tab}} <br> {{tab}}Oficerowie służby czynnej całego batalionu uważali doktora Welfera za coś niższego od siebie, a oficerowie rezerwy także nie zwracali na niego uwagi i nie zaprzyjaźniali się z nim, żeby się przez to jeszcze bardziej nie pogłębiała przepaść między nimi a oficerami aktywnymi.<br> {{tab}}Oczywiście, że i kapitan Sagner czuł się niesłychanie wywyższony nad tego byłego kandydata medycyny, który podczas swoich bardzo długich studiów szpetnie posiekał kilku oficerów. Gdy doktór Welfer, wojenny doktór, przeszedł koło niego, kapitan nawet na niego nie spojrzał i dalej rozmawiał z nadporucznikiem Lukaszem o czymś zgoła obojętnym, że w Budapeszcie hodują dynie, na co nadporucznik Lukasz odpowiedział, że w trzecim roczniku szkoły wojskowej bawił z kilku kolegami na Słowaczyżnie i że przybyli w goście do pewnego ewangelickiego proboszcza, Słowaka. Gospodarz uraczył ich wieprzową pieczenią i jarzyną z dyni, a potem ka zał im dać wina i mówił:<br> {{tab}}Dynia, Świnia chce sa jej wina.<br> {{tab}}Wszyscy się tym powiedzeniem uczuli dotknięci.<br> {{tab}}— Z Budapesztu niewiele zobaczymy — rzek! kapitan Sagner, rozmawiając z Lukaszem wyjątkowo po czesku. — Objeżdżamy miasto bokiem. Według marszruty mamy tu stać dwie godzinny.<br> {{tab}}— Sądzę. że przesuną tu wagony — odpowiedział nadporucznik Lukasz — więc dostaniemy się na stację zapasową: Transport MilitarBahnhof.<br> {{tab}}Obok nich przeszedł „wojenny doktór* Welfer.<br> {{tab}}— Nic osobliwego — rzekł z uśmiechem. — Tacy panowie, którzy z biegiem czasu chcą się stać oficerami i którzy jeszcze w Brucku chełpią się swoimi wiadomościami historycznostra — tegicznymi, powinni wiedzieć. że to niebezpiecznie zjeść od razu cały transport słodyczy otrzymany od mamusi. Od chwili, gdy wyjechaliśmy z Brucku, kadet Biegler zjadł trzydzieści<br> {{tab}}64<br> {{tab}} <br> {{tab}}ciastek z kremem, jak mi się przyznał, i wszędzie po stacjach pił tylko gotowaną wodę. Przypomina mi się pewien wiersz ScWllera...<br> {{tab}}Słuchaj pan, panie doktorze — przerwał mu kapitan Sagner — tu nie chodzi o Schillera. Jak się ma kadet Biegler.<br> {{tab}}„Wojenny doktór* Welfer roześmiał się.<br> {{tab}}— Aspirant; na oficera, pański kadet Btegter, się zerżnął... To nie cholera i nie czerwonka, ale prosty i powszedni kaktus. pański aspirant; oficerstwa wypił tr°chę więcej komaku i zrobił w majtki... Zresztą byłby to niezawodnie zrobił i bez koniaku. Obżarł się tak dalece ciastkami z kremem, które posłano mu z domu, ze i tego był°by dosyć... Taki dzieciak... W kasynie, jak mi wiadomo, pijał zawsze tylko ćwiartkę... Abstynent.<br> {{tab}}Doktór Welfer splunął.<br> {{tab}}— Kupował sobie cukierki i ptysie.<br> {{tab}}— A więc nic osobliwego? — zapytał kapitan Sagner. — Taka rzecz jednak... Gdyby to było zaraźliwe...<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz powstał i rzekł:<br> {{tab}}— Dziękuję za takiego plutonowego...<br> {{tab}}— Trochę go poratowałem — rzekł Welfer, nie przestając się uśmiechać — pan kapitan wyda odpowiednie zarządzenie... To jest, ja przekażę Bieglera do szpitala... Dam mu świadectwo, że to dyzenteria. Ciężki wypadek dyzenterii. Izolacja... Kadet Biegler dostanie się do baraku dezynfekcyjnego.<br> {{tab}}— Jest to bezwarunkowo lepsze — mówił dalej Welfer ciągle z tym wstrętnym swoim uśmiechem — niż gdyby trzeba było powiedzieć prawdę o kadecie za...nym. Dyzenteria, to sprawa bardziej honorowa, niż taka pospolita przygoda..<br> {{tab}}Kapitan Sagner zwrócił się do nadporucznika Lukasza i rzekł tonem urzędowym:<br> {{tab}}— Panie nadporuczniku, kadet Biegler z pańskiej kompanii, zachorował na dyzenterię i pozostanie na kuracji w Budapeszcie...<br> {{tab}}65<br> {{tab}}Szwejk 5UI<br> {{tab}} <br> {{tab}}Kapitanowi Sagnerowi wydawało się, że Welfer śmieje się bardzo zaczepnie, ale gdy spojrzał na „wojennego doktora“, widział, że jest on zgoła obojętny.<br> {{tab}}— A więc wszystko w porządku, panie kapitanie — dodał Welfer — aspirant godności oficerskiej.<br> {{tab}}Machnął ręką:<br> {{tab}}— Przy dyzenterii każdy zrobi w majtki.<br> {{tab}}Tak więc się stało, że kadet Biegler został zawieziony do wojskowego szpitala izolacyjnego w Uj Buda.<br> {{tab}}Jego powalane spodnie zginęły w zamęcie wojny światowej.<br> {{tab}}Marzenia kadeta Bieglera o wielkich zwycięstwach zostały zamknięte w pokoiku izolacyjnego baraku.<br> {{tab}}Dowiedziawszy się, że ma dyzenterię, kadet Biegler szczerze się uradował.<br> {{tab}}Wszystko jedno, czy się otrzymuje rany dla najjaśniejszego pana, czy też zapada się na jaką chorobę przy wykonywaniu obowiązków żołnierskich.<br> {{tab}}Potem przytrafiła mu się jeszcze drobna przygoda. Ponieważ wszystkie miejsca w szpitalu dla chorych na dyzenterię były zajęte, więc kadeta Bieglera przeniesiono do baraku cholerycznego.<br> {{tab}}Jakiś madziarski lekarz sztabowy zakręcił głową, gdy kadeta wykąpano i przy mierzeniu temperatury stwierdzono, że ma akurat 37 stopni! Przy cholerze najgorszym objawem jest poważny spadek temperatury. Chory staje się obojętny.<br> {{tab}}Kadet Biegler nie okazywał najmniejszego wzburzenia. Był niezwykle spokojny i w duchu powtarzał sobie, że czy tak, czy owak, cierpi dla najjaśniejszego pana.<br> {{tab}}Lekarz sztabowy jeszcze raz kazał Bieglerowi zmierzyć temperaturę gruntownie.<br> {{tab}}— Ostatnie stadium cholery — pomyślał w duchu — objawy końcowe, najwyższe wyczerpanie, chory traci zaintereso<br> {{tab}}66<br> {{tab}} <br> {{tab}}wanie dla swego otoczenia, a świadomość jego jest przyćmiona. Uśmiecha się w przedśmiertelnych kurczach.<br> {{tab}}Kadet Biegler przy gruntownym mierzeniu temperatury uśmiechał się istotnie, ale z miną męczennika, gdy wtykano mu termometr w miejsce tak niezwykłe. Nie ruszał się.<br> {{tab}}— Objawy, które przy cholerze prowadzą ku końcowi — myślał węgierski lekarz sztabowy. — Bierna pozycja...<br> {{tab}}Zapytał jeszcze podoficerasanitariusza, czy w kąpieli kadet Biegler womitował i miał rozwolnienie.<br> {{tab}}Otrzymawszy odpowiedź przeczącą, zapatrzył się w Bieglera. Gdy przy cholerze mija rozwolnienie i kończą się wymioty, to i te objawy są oznaką zbliżającego się końca, wypełniając ostatnie godziny życia.<br> {{tab}}Kadet Biegler, zupełnie nagi, po wyniesieniu go z ciepłej wanny poczuł chłód i zaczął szczękać zębami. Na całym ciele miał gęsią skórę.<br> {{tab}}— Widzisz pan — rzekł lekarz po madziarsku — wielka jektygacja. Kończyny zimne. To już koniec.<br> {{tab}}I pochylając się nad kadetem, zapytał go po niemiecku:<br> {{tab}}— Also wie geht’s?<br> {{tab}}— Sssehrgugutt — zaszczękał zębami kadet Biegler. — Eeeine Dedeckcke.<br> {{tab}}Świadomość częściowo jasna, częściowo przyćmiona — rzekł lekarz węgierski. — Ciało ogromnie wychudzone, wargi i paznokcie powinny być czarne... Już mam trzeci taki przv — padek, że umierają u mnie ludzie na cholerę bez czarnych paznokci i warg.<br> {{tab}}Pochylił się nad kadetem i mówił dalej po madziarsku:<br> {{tab}}— Drugiego odgłosu nad sercem nie słychać...<br> {{tab}}— Eieinene Dededeckekeke — dygotał kadet Biegler.<br> {{tab}}— To, co teraz mówi, to ostatnie jego słowa — rzekł lekarz sztabowy do podoficerasanitariusza po madziarsku. —<br> {{tab}}5*III<br> {{tab}}67<br> {{tab}} <br> {{tab}}Jutro pochowamy go razem z majorem Kochem. Teraz traci przytomność. Czy papiery jego są w kancelarü?<br> {{tab}}— Pewno są — odpowiedział spokojnie sanitariusz.<br> {{tab}}— Eieinene Dededeckekeke — szczękał zębami kadet Biegler.<br> {{tab}}W całej sali na szesnaście łóżek było tylko pięciu ludzi. Jeden z nich był nieboszczykiem. Zmarł przed dwiema godzinami, był przykryty prześcieradłem i nazywał się tak samo jak odkrywca zarazków cholerycznych. Był to kapitan Koch, o którym lekarz sztabowy mówił, że jutro będzie pochowany razem z kadetem Bieglerem.<br> {{tab}}Kadet Biegler uniósł się na łóżku i po raz pierwszy widział, jak to się umiera na cholerę dla najjaśniejszego pana, bo z czterech pacjentów dwaj konali, dusili się i sinieli. Z ich ust wydzierały się jakieś słowa, ale nie wiadomo było, co mówią i w jakim języku. Był to raczej charkot zdławionego głosu.<br> {{tab}}Dwaj inni z ogromnie burzliwą reakcją w kierunku ozdro — wienia przypominali chorych na tyfus, bredzących w gorączce. Wykrzykiwali jakieś niezrozumiałe słowa i wierzgali chudymi nogami, wysuwając je spod kołder. Nad nimi stał wąsaty sanitariusz, mówiący narzeczem styryjskim (co Biegler zauważył), i uspokajał ich:<br> {{tab}}— Ja też miałem cholerę, moi złoci ludkowie, ale nie wierzgałem kulasami. Teraz już z wami dobrze. Dostaniecie urlop, jak tylko...<br> {{tab}}— Nie rzucaj mi się tu tak bardzo — wrzasnął na jednego z nich, który tak porządnie wierzgnął nogą, że kołdra przeleciała mu przez głowę. — Tego się u nas nie robi. Bądź kon — tent, że masz gorączkę, bo cię nie będą wywozili z muzyką. Teraz już macie po kłopocie.<br> {{tab}}Rozejrzał się dokoła.<br> {{tab}}— A tam oto znowu dwaj zmarli. Można się było spodzie<br> {{tab}}68<br> {{tab}} <br> {{tab}}wać — rzekł dobrodusznie. — A wy bądźcie kontenci, że już macie po kłopocie. Muszą skoczyć po prześcieradła.<br> {{tab}}Po chwili wrócił. Nakrył umrzyków z wargami całkiem sczerniałymi, wyprostował ich ręce ze sczerniałymi paznokciami, którymi w agonii, dusząc się, darli naprężone przyrodzenie, próbował wetknąć im języki do ust, a potem ukląkł przy łóżku i zaczął odmawiać pacierz: „H e i l i g e M a r i a, M u t — ter Gotte s...“ I stary styryjski sanitariusz spoglądał przy tym na obu pacjentów, których maligna oznaczała powrót ku zdrowiu i nowemu życiu.<br> {{tab}}— Heilige M a r i a, Mutter Gottes — mówił dalej, gdy wtem jakiś nagus potrząsnął go za ramię.<br> {{tab}}Był to kadet Biegler.<br> {{tab}}— Słuchajcie no — mówił — ja się kąpałem... To jest mnie kąpali... Potrzebna mi kołdra... Mnie zimno...<br> {{tab}}— To dziwny wypadek — mówił po upływie pół godziny ten sam lekarz węgierski, pochylając się nad kadetem Biegle — rem, który odpoczywał pod kołdrą. — Pan jest rekonwalescent, panie kadecie. Jutro wyprawimy pana do zapasowego szpitala do Tarnowa. Pan jest siewcą bakteryj cholerycznych... Wiedza posunęła się tak daleko, że wszystko już wiemy. Pan jest z 91 pułku...<br> {{tab}}—... 13 marszbatalionu — dodał sanitariusz za kadeta Bieglera — kompania 11.<br> {{tab}}— Proszę pisać — rzekł lekarz wojskowy: — Kadet Biegler, 13 marszbatalion, 11 kompania, 91 pułk piechoty, na obserwację do cholerycznego baraku w Tarnowie. Siewca zarazków cholerycznych...<br> {{tab}}W taki to sposób z kadeta Bieglera, entuzjastycznego wojaka, stał się siewca bakteryj cholerycznych.<br> {{tab}} <br> {{tab}}II<br> {{tab}}W Budapeszcie.<br> {{tab}}Na stacji wojskowej w Budapeszcie Matuszicz przyniósł kapitanowi Sagnerowi telegram z dowództwa stacji. Autorem tego telegramu był nieszczęśliwy dowódca brygady wyprawiony tymczasem do sanatorium. Telegram był nieszyfrowany, jak na stacji ostatniej, i był tej samej treści:<br> {{tab}}Szybko gotować i marsz na Sokal.<br> {{tab}}Do tego był jeszcze dodatek:<br> {{tab}}Tabory zaliczyć do grupy wschodniej. Służba wywiadowcza zostaje zniesiona. 13 marszbatalion buduje most przez Bug. Szczegóły w gazetach.<br> {{tab}}Kapitan Sagner udał się natychmiast do dowództwa stacji. Przywitał go mały grubawy oficer przyjaznym uśmiechem.<br> {{tab}}— Co ten nawyrabiał, ten nasz generał brygady — rzekł, chichocząc na cały regulator — ale doręczać te idiotyzmy musieliśmy, ponieważ z dywizji jeszcze nie przyszło rozporządzenie, że depesze jego nie powinny być wręczane adresatom. Wczoraj przejeżdżał tędy 14 marszbatalion 75 pułku, a dowódca batalionu miał tu depeszę, rozkazującą, aby wszystkim szeregowcom wypłacono po sześć koron, jako osobne wynagrodzenie za Przemyśl, a jednocześnie było rozporządzenie,<br> {{tab}}70<br> {{tab}} <br> {{tab}}żeby każdy żołnierz z tych sześciu koron złożył w kancelarii 2 korony na pożyczkę wojenną... Według pewnych wiadomości ten generał brygady ma paraliż postępowy.<br> {{tab}}— Panie majorze — zapytał kapitan Sagner dowódcy stacji wojskowej — czy według rozkazu pułku pojedziemy do Gódólo, jak przewiduje marszruta? Szeregowcy mają dostać po 15 deka sera szwajcarskiego. Na stacji ostatniej mieli dostać po 15 deka węgierskiego salami. Ale nic nie dostali.<br> {{tab}}— Tutaj widać także nic nie dostaną — odpowiedział major nie przestając się mile uśmiechać. — Nie wiem nic o takim rozkazie, który dotyczyłby pułków z Czech. Zresztą nie moja to sprawa; niech się pan zwróci do komendy zaopatrywania.<br> {{tab}}— Kiedy odjeżdżamy, panie majorze?<br> {{tab}}— Przed panem stoi pociąg z ciężką artylerią, idącą do Galicji. Puścimy go za godzinę, panie kapitanie. Na trzecim torze stoi pociąg sanitarny. Odchodzi w dwadzieścia pięć minut po pociągu z artylerią. Na torze dwunastym mamy pociąg z amunicją. Odjeżdża w dziesięć minut po pociągu sanitarnym, a w dwadzieścia minut po nim idzie pański pociąg. O ile, oczywiście, nie zajdą jakie zmiany — dodał z nieodmiennym miłym uśmiechem, który dla kapitana Sagnera stawał się wstrętnym.<br> {{tab}}— Pan pozwoli, panie majorze — rzekł kapitan Sagner — czy mógłby mnie pan objaśnić, jak to jest, że pan nic nie wie o rozkazie dotyczącym 15 deka sera szwajcarskiego dla pułków z Czech?<br> {{tab}}— To sprawa tajna — odpowiedział dowódca stacji wojskowej w Budapeszcie kapitanowi Sagnerowi.<br> {{tab}}— A tom się ubrał — myślał kapitan Sagner, wychodząc z gmachu dowództwa. — Tam do diabła, trzeba tylko nakazać nadporucznikowi Lukaszowi, żeby zebrał wszystkich dowódców i żeby razem z szeregowcami poszedł po 15 deka szwajcarskiego sera na osobę.<br> {{tab}}71<br> {{tab}} <br> {{tab}}Zanim dowódca 11 marszkompanii, nadporucznik Lukasz, według rozkazu kapitana Sagnera wydał rozporządzenie dotyczące żołnierzy marszbatalionu, mających pójść do magazynu po 15 deka sera szwaj carskiego na osobę, podszedł do niego Szwejk razem z nieszczęśliwym Balounem.<br> {{tab}}Baloun dygotał ze strachu.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant — ze zwykłą uprzejmością rzekł Szwejk — że sprawa, o którą chodzi, jest bardzo ważna. Prosiłbym, panie oberlejtnant, żebyśmy tę sprawę mogli załatwić gdzieś na uboczu, jak powiedział mój kamrat Szpatina ze Zhorza, gdy był drużbą na weselu, a w kościele zachciało mu się nagle...<br> {{tab}}— Czego chcecie, Szwejku? — przerwał mu nadporucznik Lukasz, który tak samo zatęsknił za Szwejkiem, jak Szwejk za nim. — Chodźmy więc na ubocze.<br> {{tab}}Baloun wlókł się za nimi, nie przestając drżeć. Ten poczciwy olbrzym stracił zupełnie równowagę duchową i w jakiejś rozpaczliwej beznadziejności kiwał się na wszystkie strony i machał rękoma.<br> {{tab}}— Więc o co wam chodzi, Szwejku? — zapytał nadporucznik Lukasz, gdy odeszli na stronę.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant — rzekł Szwejk — że daleko lepiej zawsze przyznać się do wszystkiego, nim szydło wylezie z worka. Pan mi dał rozkaz, żeby Baloun przyniósł panu pański pasztet, jak tylko przyjedziemy do Budapesztu. Baloun przyniósł ten pasztet i bułki.<br> {{tab}}— Dostałeś taki rozkaz, czy nie? — zapytał Szwejk, zwracając się do Balouna.<br> {{tab}}Baloun zaczął jeszcze bardziej wymachiwać rękoma, jakby się chciał obronić przed nacierającym nieprzyjacielem.<br> {{tab}}— Rozkazu tego — mówił Szwejk — nie można było, niestety, wykonać, panie oberlejtnant, ponieważ ja ten pański pasztet zeżarłem...<br> {{tab}}— Zeżarłem go — rzekł z naciskiem, dając wystraszonemu<br> {{tab}}72<br> {{tab}} <br> {{tab}}<br> {{tab}}Balounowi sójkę w bok — bo pomyślałem, że taki pasztet może się zepsuć. Ja kilka razy czytałem w gazetach, że całe rodziny potruły się takim pasztetem. Pewnego razu na Zdera — zie się potruli, potem znowuż w Berounie, raz w Taborze i raz w Młodej Bolesławi, a także w Przybramie. Wszyscy ci otruci poumierali. Taki pasztet, to drańska rzecz...<br> {{tab}}Baloun usunął się na stronę, wsadził palec w usta i zaczął womitować.<br> {{tab}}— Co wam się stało, Balounie?<br> {{tab}}— Ja rzyrzyeegam, panie ober...eeoeberlejtnantee... — mówił nieszczęsny Baloun korzystając z przerw w womito — waniu. — To jajaeego zeżareełłłem, jaee, jaeee saeem — mmeee...<br> {{tab}}Z głębin biednego człowieka wyrywały się kawałki pasztetu razem ze staniolem, w który pasztet był zawinięty.<br> {{tab}}— Jak pan widzi, panie oberlejtnant — rzekł Szwejk, ani na chwilę nie tracąc swej równowagi ducha — każdy taki ze — żarty pasztet wyjdzie na wierzch, jak oliwa na wodę. Ja chciałem tę rzecz wziąć na siebie, a ta małpa tak się oto zasypuje. On jest człowiekiem na ogół bardzo porządnym, ale wszystko zeżre, co ma pod opieką. Był na przykład służący w jednym banku. Można było pozostawiać tysiące na jego opiece. Pewnego razu podejmował pieniądze w innym banku i dostał o tysiąc koron za dużo. Oddał je natychmiast, ale jak mu dali 15 grajcarów, żeby przyniósł wędzonki, to połowę jej po drodze zeżarł. Taki już był, nienażarty, że gdy urzędnicy posyłali go po kiełbaski, to je dziurawił scyzorykiem i wydłubywał po trosze, a dziurki zalepiał plasterkiem angielskim, który przy pięciu kiełbaskach więcej go kosztował niż jedna cała kiełbaska.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz westchnął i oddalał się.<br> {{tab}}— Czy ma pan dla mnie jakie rozkazy, panie oberlejtnant? — wołał za nim Szwejk podczas gdy niefortunny Baloun wciąż jeszcze tkał sobie palec w usta.<br> {{tab}}73<br> {{tab}} <br> {{tab}}Nadporucznik machnął ręką i podążał ku magazynom zaopatrywania, przy czym do głowy przyszła mu myśl osobliwa, że skoro żołnierze pożerają swoim oficerom ’ pasztety, to Austria wojny wygrać nie może.<br> {{tab}}Szwejk odprowadzał tymczasem Balouna na drugą stronę toru wojskowego i pocieszał go, że razem zajrzą do miasta i stamtąd przyniosą dla pana oberlejtnanta debreczyńskich parówek. Szwejkowi wydawało się, że Budapeszt pełen jest debreczyńskich parówek.<br> {{tab}}— Jeszcze by nam pociąg uciekł — biadał Baloun, który był nie tylko wiecznie głodny, lecz i chciwy zarazem.<br> {{tab}}— Gdy się jedzie na front, to nigdy spóźnić się nie można — zadecydował Szwejk — bo każdy taki pociąg, zanim ruszy z miejsca, dobrze się zastanowi, czy opłaciłoby mu się dojechać na miejsce z połową eszelonu. Zresztą, rozumiem cię, mój Balounie; masz węża w kieszeni.<br> {{tab}}Do miasta się, oczywiście, nie wybrali, ponieważ ozwał się sygnał, wzywający do wsiadania do wagonów. Szeregowcy poszczególnych kompanii powracali od magazynów zaopatrywania znowuż z pustymi rękoma. Zamiast 15 deka sera. szwajcarskiego, który miał tu być wydawany, każdy żołnierz dostał pudełko zapałek i pocztówkę, wydaną przez komitet opieki nad wojennymi grobami Austrii (Wiedeń XIX, 4, Canizius — gasse). Zamiast 15 deka sera szwajcarskiego każdy trzymał w ręku obrazek jednego z galicyjskich cmentarzy żołnierskich z pomnikiem zbudowanym przez dekującego się jednorocznego ochotnika Scholza.<br> {{tab}}Koło wagonu sztabowego panowało także niezwykłe wzburzenie. Oficerowie marszbatalionu zebrali się dokoła kapitana Sagnera, który był bardzo zdenerwowany i coś im tłumaczył. Powrócił właśnie z dowództwa stacji i trzymał w ręku prawdziwy, bardzo tajny telegram ze sztabu brygady, ogromnie długi i nadziany wskazówkami, jak należy postępować wobec sytuacji, w jakiej znalazła się Austria dnia 23 maja 1915 r.<br> {{tab}} <br> {{tab}}Dowództwo brygady telegrafowało, że Italia wypowiedziała Austrii wojnę.<br> {{tab}}Jeszcze w Brucku nad Litawą w oficerskim kasynie bardzo często rozmawiano przy obiadach i kolacjach o dziwnym postępowaniu Italii, ale na ogół nikt nie oczekiwał, że wypełnią się prorocze słowa tego idioty kadeta Bieglera, który pewnego wieczoru przy kolacji odsunął talerz z makaronem i rzekł:<br> {{tab}}— Makaronu najem się do przesytu pod bramami Werony. Kapitan Sagner przestudiował instrukcje, otrzymane właśnie z dowództwa brygady i kazał trąbić na alarm.<br> {{tab}}Gdy się wszyscy szeregowcy marszbatalionu zebrali, ustawiono ich w czworobok, a kapitan Sagner głosem ogromnie uroczystym odczytał żołnierzom dostarczony mu telegraficznie rozkaz do brygady:<br> {{tab}}„W bezprzykładnej zdradliwości i chciwości zapomniał król włoski o tych bratnich związkach, jakie łączyły go jako sprzymierzeńca z naszym mocarstwem. Od wybuchu wojny, w której winien był stanąć przy boku naszych dzielnych wojsk, odgrywał zdradziecki król włoski rolę zamaskowanego napastnika, zachowując się dwuznacznie, a jednocześnie prowadząc sekretne układy z naszymi wrogami. Zdrada jego doszła do szczytu w nocy z dnia 22 na 23 maja przez wypowiedzenie wojny naszemu mocarstwu. Nasz wódz najwyższy jest przekonany, że nasza zawsze dzielna i sławna armia odpowie na nikczemną zdradę niewiernego wroga takim ciosem, iż zdrajca zrozumie, że sam siebie zgubił, rozpoczynając wojnę haniebnie i zdradliwie. W to ufamy niezachwianie, że z pomocą Bożą rychło nadejdzie dzień, w którym równiny italskie znowuż ujrzą zwycięzców spod Santa Lucia, Vicenzy, Novary, Custozzy. Pragniemy zwyciężyć, musimy zwyciężyć i z pewnością zwyciężymy!<br> {{tab}}Potem było zwykłe „dreimal hoch!“ i wojsko powsiadało znowuż do wagonów, zamilkłe jakieś. Zamiast 15 > deka sera szwajcarskiego otrzymało nową wojnę: z Italią.<br> {{tab}}W wagonie, w którym siedział Szwejk z wachmistrzem rachuby Wańkiem, telefonistą Chodounskim, Balounem i ku<br> {{tab}}75<br> {{tab}} <br> {{tab}}charzem Jurajdą, zawiązała się interesująca rozmowa o przyłączeniu się Włoch do wojny.<br> {{tab}}— Przy ulicy Taborskiej w Pradze było kiedyś takie samo zdarzenie — zaczął Szwejk. — Był tam sobie kupiec, niejaki Horzejsi, a nieco dalej, naprzeciwko miał sklep kupiec Po — szmourny, a w samym środku między nimi miał kramik sklepikarz Havlasa. Więc ten kupiec Horzejsi wpadł któregoś dnia na taki koncept, żeby się złączyć z tym sklepikarzem Havlasą przeciw kupcowi Poszmournemu i zaczął się z nim umawiać co do tego, że oba sklepy mogłyby istnieć pod wspólną firmą: Horzejsi i Hawlasa. A ten sklepikarz Havlasa zaraz poleciał do kupca Poszmournego i powiada mu, że Horzejsi daje mu dwanaście set za jego sklepik i chce zrobić kompanię. Ale jeśli Poszmourny da mu o sześć setek więcej, to woli zrobić kompanię z nim przeciwko Horzejsimu. Więc się z sobą ugodzili, a ten Havlasa przez jakiś czas ciągle się kręcił koło tego Horzejsigo, którego zdradził, i udawał jak najlepszego przyjaciela, a gdy się czasem zgadało o połączeniu obu interesów, to sklepikarz zawsze mawiał: — No, już niedługo się złączymy. Czekam tylko na powrót klientów z letnich mieszkań. — A kiedy klienci przyjechali z letnich mieszkań, to sprawa rzeczywiście była już załatwiona, jak to obiecywał Havlasa kupcowi Horzejsimu, co do tego połączenia. Gdy mój Horzejsi pewnego poranka otwierał swój sklep, ujrzał wielki napis nad sklepem swego konkurenta, firma jak byk:<br> {{tab}}POSZMOURNY I HAVLASA.<br> {{tab}}— U nas — zauważył głupawy Baloun — też się zdarzył wypadek podobny. We wsi sąsiedniej chciałem kupić jałówkę. Już była stargowana, a rzeźnik z Wotic zabrał mi ją sprzed nosa.<br> {{tab}}— Teraz, kiedy mamy świeżą wojnę — mówił dalej Szwejk — kiedy mamy o jednego wroga więcej i trzeba<br> {{tab}}76<br> {{tab}} <br> {{tab}}będzie robić nowy front, będziemy musieli oszczędzać amunicji.<br> {{tab}}— Im więcej dzieci w rddzinie, tmn wiceej zużywa się rózeg — mawiał dziadek Chovanec w Mofoje, któty kaccił. wszystkie dzieci okolicznych rodzin i pobierał wynagrodzenie ryczałtowe.<br> {{tab}}— Ja s śę tyyko jednego boję — rzekz Ba loun, trzęsąę się na całym cieje — żu przez tę Italię porcje będą mniejsze.<br> {{tab}}Sieruant rachuby Waniek zamyślił się głęboko i rzeki po chwili:<br> {{tab}}— Wszystko to być może, bo teraz na zwycięstwo wypad — nie trochę poczekać.<br> {{tab}}— Teraz przydałby się nam nowy Radecki — zadeklarował Szwejk. — Bo Radecki znał już doskonale tamte okolice i wiedział o słabych sttonach Itaüi, co trzeba szturmować i z której strony. Nie takie to proste wleźć gdzie i zasiąść. Taką rzecz potrafi każdy, ale wydostać się stamtąd, to jest dopiero prawdziwy kunszt wojenny. Jeśli już człowiek gdzieś wlezie, to winien wiedzieć o wszystkim, co się dzieje dokoła niego, żeby czasem nie wpadł w jaką bryndzę, która nazywa się katastrofą. Pewnego razu w naszym domu złapali na strychu złodzieja, ale chłopisko było sprytne, zauważyło dymnik, wyrwało się i dęba. Ale z dymnika ani rusz dalej. Natomiast nasz tatuś Radecki znał każd^ ścieżkę i nigdzie go dogonić nie mogli. W jednej’ ciekawej książce o tym generale było bardzo ładne czytanie, jak to on uciekł spod Santa Lucia, a znowuż Italiany uciekły w drugą stronę i dopiero na drugi dzień ten generał zmiarkował, że właściwie bitwę wygrał, kiedy przez lornetę nie dopatrzył się ani jednego nieprzyjaciela. Więc zaraz zajął zdobytą Santa Lucię. Od tego czasu był marszałkiem.<br> {{tab}}— Italia, tak czy owak, kraj ładny — wtrącił kucharz Ju — rajda. — Byłem kiedyś w Wenecji i wiem dobrze, że Włoch każdego nazwie świnią. Gdy się rozzłości to wszystko dla nie<br> {{tab}} <br> {{tab}}go jest porco maledetto. Nie uszanuje nawet papieża * i żadnej świętości — wszystko w rumel e porco maledetto.<br> {{tab}}Natomiast sierżant rachuby Waniek wyraził się o Italii z wielką sympatią. W Kralupach przy swojej drogerii ma fabryczkę soku cytrynowego, wyrabianego z gnijących cytryn bardzo tanio kupowanych w Italii. Teraz skończy się przesyłanie cytryn z Włoch do Kralup. Nie ma co mówić: wojna z Włochami obfitować musi w różne niespodzianki, bo Austria będzie chciała zemścić się.<br> {{tab}}— Łatwo powiedzieć! Zemścić się! — uśmiechnął się Szwejk. — Niejeden myśli sobie, że się mści, a tymczasem wszystko zwali się raptem na takiego, którego sobie ten mściciel wybrał za narzędzie swej zemsty. Kiedy przed laty mieszkałem na Winohradach, to w jednym domu był dozorca domowy, a u tego dozorcy mieszkał jakiś drobny urzędniczek, który chodził stale do knajpki przy ulicy Crameriusa i w tej knajpce pokłócił się z jakimś panem, który miał na Winohradach zakład do analizowania moczu. Ten pan o niczym innym nie myślał i nie mówił tylko o tych analizach i zawsze nosił przy sobie flaszeczki z uryną, wszystkim tkał te swoje naczynia do rąk, żeby naurynowali, to on zanalizuje, bo to rzecz bardzo ważna, od której zależy często dobrobyt całej rodziny i szczęście, a kosztuje taka rzecz tylko sześć koron. Wszyscy goście tej knajpki, nawet gospodarz i gospodyni, kazali sobie mocz zanalizować, tylko ów drobny urzędniczek trzymał się krzepko, aczkolwiek ten pan od analizy łaził za nim zawsze, gdy tamten wychodził do pisuaru i zawsze go troskliwie napominał: — Ej, panie Skorkowski, mnie się pańska uryna jakoś nie podoba. Naurynuj pan do buteleczki, zanim będzie za późno. — Nareszcie go namówił. Kosztowało to owego urzędniczka sześć koron, a rozbiór był dokumentny i akurat — ny, jak wszystkie poprzednie, które zrobił dla gości, dla gospodarza i dla gospodyni. Gospodarz patrzył na tego analiza<br> {{tab}}78<br> {{tab}} <br> {{tab}}tora krzywo, bo mu psuł interes. Przy każdej analizie wywodził, że to przypadek bardzo poważny, że nikt nie powinien nic pić prócz wody, że nie wolno palić, że ten a ten nie powinien się żenić, a wszyscy powinni jadać tylko jarzyny. Więc gdy takich rzeczy nagadał i temu urzędniczkowi, to ów bardzo się na niego rozgniewał i wybrał sobie za narzędzie zemsty swego dozorcę domowego, ponieważ wiedział, że to człowiek brutalny. Więc razu pewnego mówi do tego pana od analiz, że ten dozorca nie czuje się dobrze i że go prosi, żeby jutro rano o siódmej przyszedł do niego po urynę, bo — chce, żeby była zbadana. No i tamten poszedł. Dozorca jeszcze spał, a ten go budzi i mówi do niego słowem przyjacielskim: — Moje uszanowanie, panie Małek. Dzień dobry panu! Oto jest buteleczka, niech pan do niej naurynuje i da mi pan sześć koron. — Istny dopust boży nastał wtedy, gdy ten dozorca w gaciach wyskoczył z łóżka, złapał swego gościa za kark, grzmotnął nim o szafę i wpakował go do niej! Potem wyciągnął go z szafy, złapał bykowca i w gaciach pędził przed sobą analizatora ulicą Czelakowskiego, a ten skowyczał jak pies, gdy mu nadepnąć na ogon, na ulicy Havliczka wskoczył do tramwaju, a dozorcę domowego złapał strażnik. Tamten pobił się z policjantem, a ponieważ był w gaciach i było widać, co nie trzeba, więc z powodu takiego publicznego zgorszenia wrzucili go do plecionki i zawieźli do policji,, a dozorca ryczał w tej plecionce jak tur: — Ach wy draby, ja wam pokażę analizę moczu! — Siedział sześć miesięcy za gwałt publiczny i obrazę policji, a potem jeszcze, po ogłoszeniu wyroku, dopuścił się obrazy domu panującego, więc może siedzi jeszcze dzisiaj za kratami. Mówię tedy, że gdy się jeden mści na drugim, to cierpi z tego powodu człowiek niewinny.<br> {{tab}}Tymczasem Baloun rozmyślał nad czymś bardzo usilnie i wreszcie z wielkim strachem zadał Wańkowi pytanie:<br> {{tab}}— Proszę pana, panie rechnungsfeldfebel, więc pan przypuszcza, że przez tę wojnę porcje będą mniejsze?<br> {{tab}}<br> {{tab}} <br> {{tab}}— To przecież całkiem jasne — odpowiedział Waniek.<br> {{tab}}— Jezus Maria! — krzyknął Baloun, skłonił głową w ręce i cicho siedział w kącie.<br> {{tab}}Na tym skończyła się ostatecznie dyskusja o Italii.<br> {{tab}}W wagonie sztabowym rozmowa o nowej sytuacji na frontach wojny światowej byłaby zapewne bardzo nudna, skoro śród rozmawiających nie było sławnego teoretyka wojennego, kadeta Bieglera, ale sytuację ratował porucznik Dub z trzeciej kompanii.<br> {{tab}}Jako cywil porucznik Dub był nauczycielem języka czeskiego w gimnazjum i podobnie jak teraz, tak i dawniej korzystał z każdej sposobności, aby popisać się swoją prawo — myślnością. W zadaniach piśmiennych wymagał od swoich uczni opracowań na tematy z dziejów rodu Habsburskiego. W klasach niższych straszył uczni cesarz Maksymilian, który wlazł na skałę i nie umiał z niej zleźć, dręczył ich Józef II jako oracz i Ferdynand Łaskawy. W klasach wyższych tematy były, oczywiście, bardziej powikłane. W klasie siódmej zadawał np. tematy takie: — Cesarz Franciszek Józef, przyjaciel wiedzy i sztuki. — Temat ten stał się przyczyną wyłączenia jednego z gimnazistów ze wszystkich austriackich gimnazjów, ponieważ napisał on, że najpiękniejszym czynem tego monarchy było założenie mostu cesarza Franciszka Józefa I w Pradze.<br> {{tab}}Bardzo pilnował swoich uczni, aby w dni galowe i przy różnych uroczystościach cesarskich z zapałem śpiewali hymn austriacki. W towarzystwie nie lubiano go, ponieważ wszyscy wiedzieli o nim, że denuncjuje swoich kolegów. W mieście, w którym nauczał, był jednym z trójki największych osłów i idiotów, do której prócz niego należał kapitan okręgu i dyrektor gimnazjum. W tym małym kółeczku nauczył się poli — tykować o sprawach mocarstwa austrowęgierskiego. Oczywiście, że i teraz zaczął się popisywać swoimi rozumami, wykładając je głosem i akcentem skostniałego belfra:<br> {{tab}}80<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Prawdę mówiąc, mnie wystąpienie Italii nie zaskoczyło wcale. Oczekiwałem z jej strony czegoś podobnego już przed trzema miesiącami. Rzecz prosta, że Italia skutkiem zwycięskiej wojny z Turcją o Trypolis bardzo jest w sobie zadufana. Prócz tego liczy bardzo na swoją flotę i na nastrój mieszkańców w naszych krajach nadmorskich i w Tyrolu południowym. Jeszcze przed wojną rozmawiałem o tym z naszym kapitanem okręgu, żeby władze nasze nie lekceważyły ruchu irredentystycznego na południu. Zgodził się ze mną bez zastrzeżeń, ponieważ każdy przewidujący człowiek, któremu zależy na pomyślności tego państwa, już dawno zdawać sobie musiał sprawę z tego, że niedaleko byśmy zaszli, gdybyśmy byli zbyt wyrozumiali, /31a takich żywiołów. Pamiętam dobrze, że przed jakimiś dwoma laty podczas wojny bałkańskiej, gdy powstała sprawa naszego konsula Prohazki, wyraziłem się do kapitana okręgu, iż Włochy czekają tylko sposobności, aby na nas napaść zdradziecko.<br> {{tab}}— No i stało się! — zawołał takim głosem, jakby mu słuchacze przeczyli, aczkolwiek przy jego wywodach wszyscy oficerowie myśleli w duchu, żeby ich ten gaduła pocałował w nos.<br> {{tab}}— Przyznać trzeba — mówił dalej tonem już nieco łagodniejszym — że w większości wypadków zapominano o naszym stosunku do Italii także i w zadaniach szkolnych, że nie dość pamiętano o owych sławnych dniach naszych dzielnych i pełnych chwały wojsk oraz o zwycięstwach roku tysiąc osiemset czterdziestego ósmego i sześćdziesiątego szóstego, o których jest mowa w dzisiejszych rozkazach do brygady. Co do mnie, to spełniałem zawsze swój obowiązek i jeszcze przed zakończeniem roku szkolnego, że tak powiem na samym początku wojny, zadałem uczniom temat: — Unsere Helden v o n Vicenza bis zu r Custozza, oder...<br> {{tab}}I cymbał porucznik Dub dodał uroczyście:<br> {{tab}}Szwejk 6UI<br> {{tab}}81<br> {{tab}} <br> {{tab}}—...Blut und Leben ffir Habsburg! Fur ein Oesterreich, ganz, einig, gross!<br> {{tab}}Zamilkł, oczekując, że w wagonie sztabowym wszyscy za — biorą się do omawiania sytuacji wojennej wytworzonej przez wystąpienie Włoch, i że on jeszcze raz udowodni im, że o wszystkim wiedział już przed pięciu laty i przepowiedział, jak się Italia zachowa wobec swego sojusznika. Ale porucznik Dub zawiódł się bardzo, bo kapitan Sagner, któremu Ma — tuszicz przyniósł był ze stacji wieczorowe wydanie „Pester Lloydu“, zajrzał do gazety i rzekł:<br> {{tab}}— Wiecie, panowie, ta Weinerowa, którą widzieliście w Brucku na gościnnym występie, grała wczoraj tutaj na scenie „Teatru Małego“.<br> {{tab}}Na tym się dyskusja o wystąpieniu Italii skończyła także w wagonie sztabowym.<br> {{tab}}Prócz tych, którzy siedzieli nieco dalej, ordynans batalionu, Matuszicz, i służący kapitana Sagnera, Batzer, spoglądali na wojnę z Włochami ze stanowiska czysto praktycznego, ponieważ już dawno temu, przed laty, gdy odbywali powinność wojskową., obaj uczestniczyli w manewrach wojskowych w Tyrolu południowym.<br> {{tab}}— Kiepsko się będzie właziło na włoskie kopczyki — rzekł Batzer — bo kapitan Sagner ma kuferków sporo. Wprawdzie ja pochodzę z gór, ale to co innego, gdy człowiek bierze flintę pod kapotę i idzie upatrzyć jakiego zajączka na gruntach księcia Szwarcenberga.<br> {{tab}}— Oczywiście, kwestia, czy przerzucą nas na południe, do Włoch. Mnie także nie podobałoby się łażenie po kopcach i lodowcach z rozkazami. No i żarcie tam mają psiakrcwskie: nic tylko polenta i oliwa — ze smutkiem wywodził Matuszicz.<br> {{tab}}— A skąd pewność, że nas właśnie nie zapędzą między włoskie góry — sierdził się Batzer. — Nasz pułk był już<br> {{tab}}82<br> {{tab}} <br> {{tab}}w Serbii, w Karpatach, włóczyłem kufry pana kapitana po różnych górach i dwa razy już je zgubiłem: raz w Serbii i w Karpatach podczas niezgorszego piekła. Kto wie, może po raz trzeci spotka mnie to sarnio we Włoszech. A co do tego żarcia na południu... — Splunął i z wielkim zaufaniem przysiadł się bliżej do Matuszicza. — Wiesz, u nas w górach Kasperskich robią takie małe kluseczki z tartych surowych kartofli, gotuje się je, nurza w jajku, posypuje tartą bułką, a następnie opieka się je na s oninie...<br> {{tab}}Ostatnie słowo wymówił głosem uroczystym, namaszczonym.<br> {{tab}}— Najlepiej smakują takie kluseczki z kiszoną kapustą. W porównaniu z tymi kluseczkami makaron włoski do d...! — dodał melancholijnie.<br> {{tab}}Tymi słowy i tutaj zakończyła się rozmowa o Italii.<br> {{tab}}Ponieważ pociąg stał już ze dwie godziny i nie rusza1, żołnierze innych wagonów byli święcie przekonani, że batalion będzie cofnięty i wys’any do Włoch.<br> {{tab}}W przekonaniu takim utwierdzała żołnierzy i ta okoliczność, że tymczasem z eszelonem działy się rzeczy dziwne. Znowuż wszystkich żołnierzy powyganiano z wagonów, przyszła inspekcja sanitarna z personelem dezynfekcyjnym i wy — kropiła pięknie wszystkie wagony, co zosta’o przyjęte z wielkim niezadowoleniem, osobliwie w tych wagonach, w których wieziono duże zapasy komiśniaka.<br> {{tab}}Ale rozkaz, to rozkaz: komisja sanitarna wydała rozkaz dezynfekowania wszystkich wagonów eszelonu 728, więc z największym spokojem wykropiono lizolem kupy komiśniaka i worki z ryżem. Z tego można było ostatecznie wywnioskować, że dzieje się coś wyjątkowego.<br> {{tab}}Potem znowuż wszystkich żołnierzy pozapędzano do wagonów, ale nie dano im spokoju, bo po upływie pół godziny jakiś staruszek generał przyszedł obejrzeć batalion. Generał był taki stary i zwiędły, że Szwejk nie mógł się powstrzy<br> {{tab}}<br> {{tab}}83<br> {{tab}} <br> {{tab}}mać, aby go nie nazwać po swojemu. Stojąc z tyłu za pierwszym szeregiem, zwrócił się do wachmistrza rachuby Wańka i rzekł:<br> {{tab}}— Taki biedny zdechlaczek.<br> {{tab}}Zaś staruszek generał dreptał przed frontem w towarzystwie kapitana Sagnera i zatrzymał się przed pewnym młodym żołnierzem, aby przez rozmowę z nim wzbudzić zapał w reszcie szeregowców. Jął go więc pytać skąd pochodzi, ile ma lat i czy posiada zegarek. Żołnierz wprawdzie zegarek posiadał, ale ponieważ myślał, że generał chce go obdarować, więc odpowiedział, że nie ma, na co stary zdechlaczekgenerał z takim głupkowatym uśmiechem, jakim odznaczał się Franciszek Józef, gdy w podróżach swoich wdawał się w rozmowy z burmistrzami, odpowiedział: — To dobrze, to dobrze. — Następnie zwrócił się do stojącego obok kaprala zaszczycając go pytaniem, czy jego żona jest zdrowa.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję — wrzasnął dziesiętnik — że jestem nieżonaty.<br> {{tab}}Na to staruszek generał odpowiedział z miłym uśmiechem:<br> {{tab}}— To dobrze, to dobrze.<br> {{tab}}Potem zdziecinniały staruszek wezwał kapitana Sagnera, żeby mu zaprezentował, jak się jego żołnierze liczć|, gdy mają ustawiać się dwójkami, i po chwili słychać było liczenie: — Pierwszy — drugi, pierwszy — drugi, pierwszy — drugi...<br> {{tab}}Bardzo się to staruszkowi podobało, bo ogromnie takie liczenie lubił, Miał nawet w domu dwóch burszów, których ustawiał przed sobą i kazał im, aby się liczyli: — Pierwszy — drugi, pierwszy — drugi...<br> {{tab}}Takich generałów miała Austria bardzo wielu.<br> {{tab}}Kiedy przegląd skończył się szczęśliwie, przy czym pan generał nie skąpił pochwał kapitanowi Sagnerowi, dano szeregowcom swobodę ruchu w granicach stacji, bo nadeszła wiadomość, że pociąg odejdzie dopiero za trzy godziny. Żołnierze łazili tedy po stacji i gapili siQ, a ponieważ na dworcach za<br> {{tab}}84<br> {{tab}} <br> {{tab}}wsze bywa dużo publiczności, więc niejeden żołnierz zdołał wyżebrać papierosa.<br> {{tab}}Stawało się jawne, że pierwotny entuzjazm, wyrażający się w uroczystym witaniu eszelonów po wszystkich stacjach, bardzo się obniżył i spadł głęboko aż na poziom żebraniny.<br> {{tab}}Do kapitana Sagnera przybyła deputacja „Stowarzyszenia witania bohaterów“, złożona z dwóch starszych strasznie zmęczonych dam, które kapitanowi wręczyły prezent przeznaczony dla eszelonu, a mianowicie 20 pudełek pachnących pastylek do dezynfekcji ust. Była to reklama pewnej peszteńskiej fabryki cukierków, a pudełka wykonane były bardzo ładnie z blachy; na wieczku wymalowany był honwed węgierski, ściskający rękę austriackiemu landszturmiście, a nad nimi jaśniała korona świętego Szczepana. Dokoła wił się napis niemiecki i madziarski: „Fur Kaiser Gott und Vater — 1 a n d“.<br> {{tab}}Budapeszteńska fabryka cukrów była tak lojalna, że cesarzowi dawała pierwszeństwo przed Panem Bogiem.<br> {{tab}}W każdym pudełeczku było 80 pastylek, tak że na ogół pięć pastylek przypadało na trzech szeregowców. Prócz tego umęczone damy przyniosły paczkę drukowanych modlitw dla żołnierzy, napisanych przez peszteńskiego arcybiskupa, Gezę SzatmarBudafala. Modlitwy te były niemieckomadziarskie i zawierały najstraszliwsze przeklęcia wszystkich nieprzyjaciół. Były one napisane językiem tak jędrnym, że zdawało się, iż na końcu brak jedynie zawiesistego węgierskiego: „Baszom a Kristusmarja t!“<br> {{tab}}Według życzenia czcigodnego arcybiskupa dobrotliwy Bóg winien był Rosjan, Anglików, Serbów, Francuzów, Japończyków rozsiekać na makaron i na gulasz paprykowany. Dobrotliwy Bóg winien był nurzać się we krwi nieprzyjaciół i wymordować ich wszystkich tak samo, jak brutal Herod wymordował niewinne dziatki.<br> {{tab}}85<br> {{tab}} <br> {{tab}}Dostojny arcybiskup budapeszteński w modlitwach swoich używał na przykład takich zwrotów wzruszających: „Niech Bóg błogosławi nasze bagnety, aby skutecznie pokonywały nieprzyjaciół naszych. Niech Pan najsprawiedliwszy kieruje nasz ogień artyleryjski na głowy sztabów nieprzyjacielskich. Miłosierny Bóg niechaj uczyni to, aby wrogowie nasi utonęli we własnej krwi...!“<br> {{tab}}Toteż, jak się rzekło, do zakończenia tych modlitw brakło tylko plugawego przekleństwa węgierskiego: „Baszom a K r i s t u s m a r j a t!“<br> {{tab}}Gdy paniusie wręczyły kapitanowi Sagnerowi swoje prezenty, zwróciły się do niego z rozpaczliwym życzeniem asystowania przy rozdawaniu podarków. Jedna z nich okazała nawet tak wielką odwagę, iż wyraziła ochotę wygłoszenia przy tej sposobności przemowy do żołnierzy, których nie nazywała inaczej, jak tylko „U nsere braven F e 1 d — g r a u e n“.<br> {{tab}}Obie uczuły się ogromnie dotknięte, gdy kapitan Sagner odmówił ich życzeniu. Tymczasem prezenty, przyniesione przez obie panie, powędrowały do wagonu, w którym mieścił się magazyn. Czcigodne damy przeszły środkiem szeregu żołnierzy, a jedna z nich nie oparła się pokusie i poklepała po twarzy jakiegoś brodatego żołnierza. Był to niejaki Szymek z Bu — dziejowic, który, nie wiedząc nic o wzniosłym posłannictwie tych dam, rzekł do swoich towarzyszy, gdy damy wędrowały dalej:<br> {{tab}}— Nachalne są te k.... i zuchwałe. Żeby jeszcze taka małpa była podobna do ludzi! Ale suche to jak bocian, niczego na niej nie widać prócz tych kulasów, gęba, jakby ją na męki brali, i taka stara raszpla bierze się do żołnierzy!<br> {{tab}}Na stacji panował wielki ruch. Wystąpienie Italii spowodowało tu pewną panikę, ponieważ zatrzymane zostały dwa eszelony z artylerią i skierowano je do Styrii. Był tu także eszelon Bośniaków, którzy czekali nie wiedzieć na co już dwa<br> {{tab}}86<br> {{tab}} <br> {{tab}}dni i czuli się zupełnie zapomniani i zagubieni. Już od dwóch dni ci zacni Bośniacy nie fasowali chleba i włóczyli się, żebrząc po Nowym Budapeszcie. Niczego też nie było tu słychać prócz wzburzonych głosów tych zagubionych Bośniaków, żywo gestykulujących i klnących żwawo i bezustannie: — „J e b e n ti boga — jeben ti duszu — jeben ti m a j k u“.<br> {{tab}}Potem dziewięćdziesiąty pierwszy batalion został znowuż spędzony do kupy i żołnierze powsiadali do wagonów. Ale po chwili ordynans batalionu, Matuszicz, wrócił z dowództwa stacji z wiadomością, że pociąg pojedzie dopiero po trzech godzinach. Więc szeregowcy, których właśnie zapędzono do wagonów, zostali wypuszczeni na stację. Przed samym odjazdem, do wagonu, w którym mieścił się sztab, wtargnął wzburzony porucznik Dub i domagał się od kapitana Sagnera, aby natychmiast kazał aresztować Szwejka. Porucznik Dub, stary znany denuncjant miasta, w którym pracował jako nauczyciel gimnazjum, bardzo lubił wdawać się w rozmowy z żołnierzami, przy czym badał ich sposób myślenia, a jednocześnie korzystał ze sposobności, aby każdego z nich pouczać, dlaczego walczy i ó co walczy.<br> {{tab}}Przy swoim obchodzie stacji ujrzał w pobliżu latarni Szwejka, który z wielkim zainteresowaniem przyglądał się afiszowi jakiejś loterii dobroczynnej i wojskowej zarazem. Afisz przedstawiał żołnierza austriackiego, który przybijał bagnetem do muru wystraszonego brodatego kozaka.<br> {{tab}}Porucznik Dub poklepał Szwejka po ramieniu i zapytał go, czy mu się obrazek podoba.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie poruczniku — odpowiedział Szwejk — że to idiotyzm. Widziałem już dużo idiotycznych afiszów, ale takiego cymbalskiego afisza jeszcze nigdy nie widziałem.<br> {{tab}}— Cóż wam się na tym afiszu tak dalece nie podoba? — zapytał porucznik Dub.<br> {{tab}}87<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Mnie się, panie lejtnant, nie podoba na tym afiszu to, że ten żołnierz tak nieostrożnie używa powierzonej mu broni. Przecież on może ten bagnet złamać o mur, a w dodatku bez najmniejszej potrzeby, bo ten Moskal podniósł ręce do góry i poddaje się. To jest jeniec, a z jeńcami trzeba się obchodzić porządnie, bo tak czy owak są oni także ludźmi.<br> {{tab}}Porucznik Dub dalej wybadywał Szwejka i zapytał go:<br> {{tab}}— Wam pewno żal tego Moskala, co?<br> {{tab}}— Mnie żal, panie lejtnant, obu, i tego Moskala, że jest przekłuty, i tego żołnierza, bo za taką rzecz dostałby się do ula. Bo przecież, panie lejtnant, on musiał swój bagnet złamać przy takiej okazji, na to nie ma rady. Tu twardy mur, a ten się pcha z bagnetem, jakby nie wiedział, że stal jest krucha. Kiedyś przed laty, gdy służyłem w wojsku, to mieliśmy pewnego lejtnanta w naszej kompanii. Nawet stary feldfebel nie potrafił się tak wyrażać, jak ten pan lejtnant. Podczas ćwiczeń mawiał do nas: — Jak komenderuję „H a bach t“, to masz jeden z drugim wytrzeszczać gały jak kocur, gdy sra w sieczkę. — Ale poza tym był to człowiek porządny. Pewnego razu na gwiazdkę zwariował i kupił dla kompanii pełen wóz orzechów kokosowych. Pół kompanii połamało bagnety przy otwieraniu tych orzechów, a nasz podpułkownik kazał zaaresztować całą kompanię i przez trzy miesiące nie wolno nam było wychodzić poza koszary. A ten pan lejtnant dostał areszt domowy...<br> {{tab}}Porucznik Dub ze złością patrzył w beztroską twarz dobrego wojaka Szwejka i zapytał go:<br> {{tab}}— Znacie wy mnie?<br> {{tab}}— Znam pana, panie lejtnant.<br> {{tab}}Porucznik Dub wytrzeszczał oczy i tupał:<br> {{tab}}— A ja wam mówię, że mnie jeszcze nie znacie.<br> {{tab}}Szwejk odpowiedział z takim samym beztroskim spokojem, jakby składał raport:<br> {{tab}}88<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Znam pana, panie lejtnant. Pan jest, posłusznie melduję, z naszego marszbatalionu.<br> {{tab}}— Wy mnie jeszcze nie znacie — wrzeszczał porucznik Dub — wy mnie znacie może z dobrej strony, ale jeszcze mnie poznacie i ze złej strony. Nie myślcie sobie, że nie umiem być zły! Ja potrafię doprowadzić ludzi do płaczu. Więc znacie mnie, czy nie znacie?<br> {{tab}}— Znam, panie lejtnant.<br> {{tab}}— Mówię wam ostatni raz, że mnie nie znacie, wy ośle! Czy macie braci?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że mam jednego brata.<br> {{tab}}Porucznik Dub był wściekły i spoglądając na beztroską twarz Szwejka nie panował już nad sobą i wołał:<br> {{tab}}— Też pewno takie bydlę jak i wy. Czym jest ten wasz brat?<br> {{tab}}— Profesorem, panie lejtnant. Służył także w wojsku i zdał egzamin oficerski.<br> {{tab}}Porucznik Dub spojrzał na Szwejka, jakby go chciał przebić spojrzeniem. Z dostojeństwem i powagą wytrzymał Szwejk złe spojrzenie porucznika Duba, tak że cała rozmowa skończyła się na razie komendą:<br> {{tab}}— Abtreten!<br> {{tab}}Każdy poszedł własną drogą z własnymi myślami.<br> {{tab}}Porucznik Dub myślał o tym, że pójdzie do kapitana Sa — gnera i poprosi go, żeby kazał Szwejka aresztować, a znowuż Szwejk myślał, że widział już wielu idiotycznych oficerów, ale takiego jak porucznik Dub należy uważać za osobliwość.<br> {{tab}}Postanowiwszy stać się wychowawcą żołnierzy, porucznik Dub, włócząc się po stacji, znalazł sobie nowe ofiary swej pedagogii. Byli to dwaj żołnierze z tego samego pułku, ale z innej kompanii, targujący się z dwiema ulicznymi dziewczynami, jakich całe tuziny włóczyły się koło dworca.<br> {{tab}}89<br> {{tab}} <br> {{tab}}Oddalający się Szwejk słyszał jeszcze całkiem wyraźnie ostry glos porucznika Duba:<br> {{tab}}— Znacie mnie?! A ja wam mówię, że mnie jeszcze nie znacie! Ale poznacie wy mnie! Znacie mnie pewno tylko z dobrej strony. Przyjdzie czas, że poznacie mnie i ze strony złej! Ja was nauczę płakać, wy osły! Macie braci? Też pewno takie same bydlęta jak i wy! Czym są? Przy taborach? No, już dobrze... Ale pamiętajcie, że jesteście żołnierzami! Czesi...? A wiecie wy, co powiedział Palacky, że gdyby Austrii nie było, to należałoby ją stworzyć? Ab t r e te n!<br> {{tab}}Tropienie nieprawomyślności przez porucznika Duba nie wydało owoców pożądanych. Zatrzymał po kolei ze trzy grupki żołnierzy, ale jego usiłowanie pedagogiczne przymuszenia ludzi do płaczu było daremne. Ludzie, których chciał wychowywać, należeli do takich, których oczy mówiły najwyraźniej, że każdy z nich myśli sobie o nim rzeczy bardzo nieprzyjemne. Czuł się dotknięty w swej pysze, a rezultat tego był taki, że przed odejściem pociągu prosił kapitana Sagnera, aby kazał Szwejka aresztować. Uzasadniając konieczność aresztowania, mówił o bardzo dziwnym i zuchwałym zachowaniu się Szwejka, którego ostatnie słowa odpowiedzi uważał za złośliwe docinki. Wywodził, że gdyby miało iść tak dalej, to wszyscy oficerowie stracą w oczach swoich podwładnych na powadze, o czym chyba żaden z panów oficerów nie wątpi. Sam on jeszcze przed wojną rozmawiał o tym z panem kapitanem okręgu, że każdy przełożony wobec podwładnych musi umieć zachować autorytet. Pan kapitan okręgu był tego samego zdania. Osobliwie teraz, gdy coraz bardziej zbliżamy się ku nieprzyjacielowi, trzeba żołnierzy trzymać w strachu. Żąda tedy, aby Szwejk został dyscyplinarnie ukarany.<br> {{tab}}Kapitan Sagner, który jako oficer służby czynnej nienawidził wszystkich oficerów rezerwy, wywodzących się z różnych branż cywilnych, zwrócił uwagę porucznika Duba, że podobne żądania mogą być podawane jedynie w postaci raportów,<br> {{tab}}90<br> {{tab}} <br> {{tab}}a nie w taki dziwaczny, sklepikarski sposób, jakby się targowało kartofle. O ile chodzi o Szwejka, to pierwszą instancją, której Szwejk podlega prawnie, jest pan nadporucznik Lukasz. Takie rzeczy robi się porządnie w formie raportu. Od kompanii idzie taka rzecz do batalionu, o czym chyba pan porucznik wie. Jeśli Szwejk dopuścił się czegoś takiego, to musi stanąć do raportu przed kompanią, a jeśli się odwoła, to stanie przed batalionem. Gdyby wszakże pan nadporucznik Lukasz uważał opowiadanie pana porucznika Duba za wystarczające i gdyby sobie życzył na podstawie tego opowiadania ukarać Szwejka, to on, kapitan Sagner, nie ma nic przeciwko temu, aby Szwejk został wezwany i przesłuchany.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz też nie miał nic przeciwko temu, zaznaczył jedynie, że z opowiadań Szwejka sam wie bardzo dobrze, że brat jego był istotnie profesorem i oficerem zapasu.<br> {{tab}}Porucznik Dub zachwiał się wobec tego i rzekł, że domaga się ukarania jedynie w sensie ogólniejszym i że bardzo być może, iż odnośny Szwejk nie umie się należycie wyrażać i że dlatego odpowiedzi jego wydały się zuchwałymi docinkami i brakiem szacunku dla przełożonego. Prócz tego z całego wyglądu odnośnego Szwejka widać, że jest to człowiek nietęgiego rozumu.<br> {{tab}}W taki sposób burza przeleciała nad głową Szwejka nie wyrządzając mu szkody.<br> {{tab}}W wagonie, w którym była kancelaria i magazyn batalionu, sierżant rachuby batalionu, Bautanzel, z wielką przyjemnością rozdawał dwóm pisarzom po garści dezynfekujących cukierków, z tych pudełek, które miały zostać rozdane całemu batalionowi. Było to zresztą zjawiskiem stałym, że wszystko, co było przeznaczone dla szeregowców, musiało przejść przez taką samą manipulację w kancelarii batalionu, jak owe nieszczęsne cukiereczki.<br> {{tab}}Zwyczajna rzecz w czasie wojny. Jeśli czasem podczas inspekcji zostało stwierdzone, że tu czy tam nie ma złodziej<br> {{tab}}91<br> {{tab}} <br> {{tab}}stwa, to i tak ci najprzeróżniejsi sierżanci rachuby i pisarze kancelaryj byli stale podejrzewani, że przekraczają budżet i że dopuszczają się różnych nadużyć, żeby jedno z drugim wyrównać.<br> {{tab}}Toteż tutaj, gdzie wszyscy obżerali się tymi cukiereczkami, żeby tego świństwa użyć do sytości, skoro pod ręką nie było niczego lepszego, co można by było skraść szeregowcom, Bau — tanzel zaczął mówić o smutnych stosunkach panujących podczas tej podróży:<br> {{tab}}— Byłem już w dwóch marszbatalionach, ale takiej nędzy, jak podczas tej podróży, jeszcze nie zaznałem. Wtedy, zanim dojechaliśmy do Preszowa, to mieliśmy całe stosy wszystkiego, czego tylko dusza zapragnęła. Miałem na boku dziesięć tysięcy papierosów „Memfis“, dwa olbrzymie bochny sera szwajcarskiego, trzysta puszek konserw, a potem, gdy szliśmy na Bardyjów do okopów i gdy Rosjanie odcięli nas od Muszyny i przerwali komunikację z Preszowem, robiło się intere — siki aż miło! Tak na oko oddałem z tego wszystkiego dziesiątą część dla marszbatalionu, że niby uciułałem, a całą resztę rozprzedałem w taborach. Mieliśmy u nas majora Sojkę, a ten major to był wielka Świnia. Oczywiście, nie żaden bohater i najchętniej przesiadywał przy taborach w dołku, gdy u góry gwizdały kule i pękały szrapnele. Zawsze się do nas przypętał, że niby musi się przekonać, czy się dla szeregowców gotuje jak się należy. Zazwyczaj przychodził do nas na dół, gdy się rozchodziła wiadomość, że Moskale znowuż coś szykują. Drżał na całym ciele, trzeba było dawać mu w kuchni araku i dopiero potem zabierał się do przeglądania wszystkich kuchen polowych, jakie znajdowały się w sąsiedztwie taborów, ponieważ droga na pozycje w górze była niedostępna i jedzenie wydawało się w nocy. Stosunki były wtedy takie, że o jakiejś osobnej kuchni oficerskiej nawet mowy być nie mogło. Jedyną drogę, jaka jeszcze była wolna i łączyła nas z tyłami, obsadzili Niemcy z Rzeszy, a ci Niemcy za<br> {{tab}}92<br> {{tab}} <br> {{tab}}trzymywali wszystko lepsze dla siebie, nam zaś posyłali tylko to, czego sami nie chcieli. Było krucho, kuchni oficerskiej być nie mogło. Przez cały ten czas nie udało mi się nic więcej zaoszczędzić w kancelarii prócz prosiątka, które kazaliśmy sobie uwędzić, a ze strachu, żeby ten major Sojka nie wpadł na nie, przechowywaliśmy je o milę drogi przy artylerii, gdzie mieliśmy znajomego kanoniera. Więc ten major, jak tylko do nas przyszedł, to zaraz zaczął próbować w kuchniach zupy. Rzecz prosta, że mięsa nie mogliśmy dużo gotować, bo w okolicy rzadko trafiła się jaka Świnia lub chuda krówka. A Prusacy robili nam jeszcze wielką konkurencję i płacili przy rekwizycjach bydła dwa razy tyle, co my. Przez cały czas, gdy staliśmy pod Bardyjowem, nie mogłem przy kupowaniu bydła oszczędzić nic osobliwego i miałem wszystkiego jakieś tysiąc dwieście koron, i to jeszcze przeważnie dostawałem zamiast pieniędzy asygnację ze stemplem batalionu, osobliwie w czasach ostatnich, kiedy już było wiadomo, że na wschodzie przed nami Rosjanie są już w Radwaniu, a na zachodzie za nami w Podolinie. Najgorzej mieć do czynienia z takim narodem jak tamtejszy, nie umiejący czytać i pisać. Każdy z takich gospodarzy podpisywał się trzema krzyżykami, o czym nasza intendentura bardzo dobrze wiedziała, tak że gdy się posyłało do intendentury po pieniądze, nie można było załączać kwitów podrabianych. Delikatniejsze rzeczy z wypłatami można robić tylko tam, gdzie naród jest bardziej oświecony i umie się podpisywać. No i jak już powiedziałem, Prusacy przelicytowy — wali nas i płacili gotówką, więc gdy się gdziekolwiek zjawiliśmy, to ludziska spoglądali na nas jak na bandytów, a intendentura wydała nadto rozkaz, że kwity podpisane krzyżykami będą przekazywane rachubie do kontrolowania. A tych drabów kontrolerów było zatrzęsienie. Przyszedł taki pieski syn, nażarł się i napił, a nazajutrz zrobił donos. Ten major Sojka włóczył się ciągle po kuchniach i próbował tak gorliwie, że razu pewnego powyciągał z kotła mięso przeznaczone<br> {{tab}}93<br> {{tab}} <br> {{tab}}dla całej czwartej kompanii. Słowo honoru. Zaczął od głowizny wieprzowej, że niby — powiada — niedogotowana i trzeba ją jeszcze trochę pogotować; mięsa się wtedy co prawda gotowało niewiele i na całą kompanię wypadało wszystkiego jakieś dwanaście dawnych, rzetelnych porcyj. A major wszystko zjadł. Potem wziął się do próbowania polewki i zaczął robić piekło, że jest wodnista. — Co to — powiada — za porządek, mięsna polewka bez mięsa! — Kazał ją zaprawić prażoną mąką i wrzucił do niej mój ostatni makaron, jaki udało mi się zaoszczędzić przez cały ten czas. Ale najbardziej mnie złościło to, że na tę zaprażkę poszły dwa kila masła śmietankowego, uciułanego jeszcze za czasów kuchni oficerskiej. Miałem to masło na półce nad pryczą, a ten z pyskiem na mnie, czyje to masło. Mówię mu, że według budżetu na utrzymanie żołnierzy, zgodnie z ostatnim rozkazem dywizji, na jednego żołnierza wypada po piętnaście gramów masła na odżywianie albo dwadzieścia jeden gram słoniny, a ponieważ to, co jest, nie wystarcza dla wszystkich, więc się przechowuje, do póki nie będzie tyle, żeby wszyscy żołnierze otrzymali co im się należy w pełnej wadze. Major Sojka rozgniewał się okrutnie i zaczął na mnie krzyczeć, że pewno czekam aż przyjdą Moskale i zabiorą nam ostatnie dwa kila masła. Natychmiast kazał wrzucić masło do polewki, skoro nie ma w niej mięsa. W taki sposób straciłem wszystkie swoje zapasy. Ten major miał już coś takiego do siebie, że gdzie się pojawił, przynosił z sobą jakąś biedę. Stopniowo tak sobie węch wykształcił, że od razu wytropił każdy mój najskromniejszy zapasik. Pewnego razu zaoszczędziłem wołowe cynadry i chciałem je sobie udusić, gdy wtem przyszedł major, zajrzał pod pryczę i znalazł je. Zaczął wrzeszczeć, więc mu powiedziałem, że te cynadry są przeznaczone do zakopania, bo są zepsute, co stwierdził dzisiaj przed południem konował artylerii, który ma kurs weterynaryjny. Major zabrał z sobą żołnierzyka z taboru i razem z tym żołnierzykiem gotowali sobie cynadry na górce<br> {{tab}}94<br> {{tab}} <br> {{tab}}pod skałami, w kociołkach. To przypieczętowało los majora: Rosjanie ujrzeli blask płomieni, dali ognia z osiemnastki w kociołek i w majora, i szlus. Ale gdy poszliśmy potem popatrzeć w to miejsce, nie podobna było rozpoznać, czy po skałach zostały rozmazane cynadry wołowe, czy nerki pana majora.<br> {{tab}}Następnie przyszła wiadomość, że pociąg ruszy dopiero po czterech godzinach, bo tor prowadzący na Hatvan jest zajęty pociągami z rannymi. Rozeszła się też wiadomość, że pod Jagrem zderzył się pociąg sanitarny, pełen chorych i rannych, z pociągiem wiozącym artylerię.<br> {{tab}}Z Budapesztu miano tam wyprawić dwa pociągi pomocnicze.<br> {{tab}}Po chwili wyobraźnia całego batalionu była w ruchu. Mówiono o 200 zabitych i rannych, a także o tym, że to zderzenie było rozmyślne, dla zatarcia śladów różnych nadużyć popełnionych na tle zaopatrywania chorych.<br> {{tab}}To było bodźcem do ostrej krytyki niedostatecznego zaopatrywania batalionu i złodziejstw popełnianych w kancelarii i w magazynie.<br> {{tab}}Większość żołnierzy była zdania, że wachmistrz rachuby batalionu wszystkim dzieli się wiernie z oficerami.<br> {{tab}}W wagonie sztabowym kapitan Sagner oświadczył, że według marszruty właściwie powinni już być na granicy galicyjskiej. W Jagrze mieli fasować chleb i konserwy na trzy dni dla szeregowców. Do Jagru jest jeszcze dziesięć godzin jazdy. Ma tam być tyle pociągów z rannymi po ofensywie za Lwowem, że podług depeszy nie ma tam ani bochenka chleba, ani jednej puszki konserw. Otrzymał rozkaz, aby wypłacić na szeregowca 6 koron i 72 halerze, zamiast chleba i konserw, co ma być uskutecznione przy wypłacaniu żołdu za ostatnie dni dziewięć, o ile tymczasem nadejdą pieniądze z brygady. W kasie jest zaledwie jakieś dwanaście tysięcy koron.<br> {{tab}}95<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Świństwo to ze strony pułku — rzekł nadporucznik Lukasz — żeby nas puszczać w świat tak bez grosza.<br> {{tab}}Chorąży Wolf i nadporucznik Kolarz zaczęli szeptać z sobą o tym, że pułkownik Schroder w ciągu ostatnich trzech tygodni przekazał na swoje konto do banku w Wiedniu 16, 000 koron.<br> {{tab}}Nadporucznik Kolarz opowiadał następnie, w jaki sposób robi się oszczędności. Okrada się pułk o 6, 000 koron, chowa się je do własnej kieszeni i z żelazną konsekwencją logiki wydaje się rozkaz wszystkim kuchniom, żeby zmniejszały rację grochu po trzy gramy dziennie na szeregowca.<br> {{tab}}Miesięcznie czyni to 90 gramów oszczędności na szeregowcu, a w każdej kuchni przy kompanii oszczędność musi wynosić co najmniej 16 kilogramów. Kucharz musi ją na żądanie pokazać.<br> {{tab}}Nadporucznik Kolarz i chorąży Wolf opowiadali sobie o wypadkach przez nich samych zauważonych i powszednich.<br> {{tab}}Wszyscy wiedzieli, że takie rzeczy działy się stale w całej administracji wojskowej. Zaczynało się od jakiegoś sierżanta rachuby marnej kompanijki, a kończyło się na zabiegliwym generale, który skrzętnie robił zapasy na złe czasy.<br> {{tab}}Wojna wymagała dzielności także w kradzieży. Intendenci spoglądali po sobie z miłością, jakby chcieli rzec:<br> {{tab}}— Jesteśmy jednym ciałem i jedną duszą, kradniemy, kolego, dopuszczamy się oszustw, bracie, ale cóż my na to poradzimy? Trudno płynąć przeciwko prądowi. Jeśli my nie weżmiemy, to wezmą inni, i jeszcze o nas powiedzą, że nie kradniemy dlatego, iż nakradliśmy już dość.<br> {{tab}}Do wagonu wszedł pan z czerwonymi i złotymi lampasami, Był to znowuż jeden z tych generałów, którzy jeździli po wszystkich szlakach na inspekcję.<br> {{tab}}— Siadajcie, panowie — rzekł uprzejmie, ciesząc się szczerze, że znowuż przyłapał jakiś eszelon, o którym nie wiedział, czy w ogóle się z nim spotka.<br> {{tab}}96<br> {{tab}} <br> {{tab}}Gdy kapitan Sagner chciał mu złożyć raport, generał machnął tylko ręką:<br> {{tab}}— Pański eszelon nie jest w porządku; pański eszelon nie śpi. Pański eszelon powinien już spać. Eszelony powinny spać, gdy stoją na torze, tak samo jak w koszarach, od dziewiątej wieczór.<br> {{tab}}Mówił urywanymi zdaniami:<br> {{tab}}— Przed dziewiątą wyprowadza się szeregowców do latryny za stacją, a potem idzie się spać. Inaczej szeregowcy w nocy zanieczyszczają tor. Rozumie pan, panie kapitanie? Niech pan powtórzy. Aibo niech pan tego nie powtarza i zrobi tak, jak ja sobie życzę. Zatrąbić na alarm, zapędzić do latryny, zatrąbić sztrajch i spać! I kontrolować kto nie śpi. Karać. Tak! To wszystko? Kolację wydawać o szóstej.<br> {{tab}}Mówił o czymś nieistotnym, o czymś, co się już nie dzieje, co było kiedyś. Stal przed oficerami niby upiór z czwartego wymiaru.<br> {{tab}}— Kolację wydawać o szóstej — mówił, spoglądając na zegarek, który wskazywał dziesięć minut po jedenastej w nocy. — U m h a 1b n e u n e Alarm, Latrinenscheis — sen, dann schlafcn geh e n. Na kolację tutaj o szóstej gulasz z kartoflami zamiast 15 deka sera szwajcarskiego.<br> {{tab}}Potem wydał rozkaz pokazania mu pogotowia. Znowuż tedy kapitan Sagner kazał zatrąbić na alarm, a inspekcyjny generał przyglądając się batalionowi, stającemu w szeregach, spacerował z oficerami, bezustannie mówił do nich o tym samym i stukając palcem, w tarczę zegarka, powtarzał swoje słowa, jakby miał do czynienia z jakimiś idiotami, którzy nic zrozumieć nie mogą:<br> {{tab}}— Also sehen sie. U m halb neun scheiss^c^n, und nach einer halben Stunde schlafcn. Dasgenugt v o l I ko m m en. W tych czasach przejściowych szeregowcy mają i tak rzadki stolec. Główna rzecz: spać! Jest to pokrzepienie do dalszego marszu. Dopóki szeregowcy<br> {{tab}} <br> {{tab}}siedzą w pociągu, winni wypocząć. O ile nie ma dość miejsca w wagonach, szeregowcy śpią partienweise. Trzecia część szeregowców kładzie się wygodnie i śpi od dziewiątej do północy, reszta szeregowców stoi tymczasem i czeka. Następnie ci, co się wyspali, robią miejsce partii następnej, która śpi od północy do godziny trzeciej rano. Trzecia partia śpi od trzeciej do szóstej. Potem pobudka i szeregowcy się myją. Podczas jazdy nie pozwalać szeregowcom na wyska — kiwanie z wagonów! Gdy żołnierzowi złamie nogę nieprzyjaciel...<br> {{tab}}Generał postukał się przy tych słowach w nogę.<br> {{tab}}—...to jest to powodem do słusznej dumy, ale niepotrzebne kaleczenie się przy wyskakiwaniu z wagonów jest karygodne.<br> {{tab}}— A więc to jest pański batalion? — pytał kapitana Sagnera, przyglądając się żołnierzom ospałym i ociężałym. Niejeden, zbudzony ze snu, nie mógł się opanować i ziewał na chłodnym nocnym powietrzu od ucha do ucha. — To jest, panie kapitanie, batalion ziewający. Szeregowcy powinni spać od godziny dziewiątej.<br> {{tab}}Generał zatrzymał się przed kompanią jedenastą, gdzie na lewym skrzydle stał Szwejk. Ziewał jak lew na pustyni, ale elegancko zasłaniał usta, chociaż spod osłaniającej dłoni odzywało się takie buczenie, że nadporucznik Lukasz drżał ze strachu, żeby generał nie poświęcił temu buczeniu żywszej uwagi. Wydało mu się, że Szwejk ziewa z rozmyślną ostentacją. A generał, jakby wiedział o strachu nadporucznika, podszedł do Szwejka i zapytał:<br> {{tab}}— Bóhme, oder Deutsche r?<br> {{tab}}— Bohm, melde gehorsam, Herr General — m a j o r!<br> {{tab}}— Dobrze — rzekł generał, który umiał trochę po czesku. — Beczysz jak krowa na siano. Stul pysk, zamknij gębę, nie bucz. Byłeś na latrynie?<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Posłusznie melduję panie generale, że nie byłem.<br> {{tab}}— Dlaczego nie poszedłeś wy...ć się razem z innymi?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie generale, że podczas manewrów pod Piskiem, gdy szeregowcy rozłazili się po życie, to pan pułkownik Wachtl mówił nam, że żołnierz nie powinien myśleć ciągle o scheisserei, żołnierz powinien myśleć o walczeniu. I jeszcze melduję posłusznie, że nie ma po co chodzić na latrynę. I tak się nic nie zrobi. Podług marszruty już na kilku stacjach mieliśmy dostać kolację, a nie dostaliśmy nic. Z pustym żołądkiem nie ma co pchać się na latrynę.<br> {{tab}}Objaśniwszy panu generałowi powikłaną sytuację słowy nader prostymi, Szwejk spojrzał na niego okiem pełnym takiego zaufania, że generał wziął to spojrzenie za prośbę poratowania żołnierzy. Oczywiście, gdy już wydaje się rozkaz marszu na latrynę oddziałami, to rozkaz taki musi być poparty realnymi faktami.<br> {{tab}}— Niech ’im pan każe wsiadać do wagonów — rzekł generał do kapitana Sagnera. — Jak to jest, że szeregowcy nie dostali kolacji? Wszystkie eszelony, przejeżdżające przez tę stację, winny otrzymać kolację. Jest to stacja zaopatrywania. Istnieje bardzo określony plan.<br> {{tab}}Generał rzekł to z taką pewnością siebie i takim tonem, jakby chciał powiedzieć, że skoro teraz już jest godzina jedenasta w nocy, a żołnierze nie dostali kolacji o szóstej wieczorem, to nie pozostaje nic innego, jak tylko zatrzymać tu pociąg przez noc i dzień następny aż do wieczora, aby żołnierze mogli otrzymać gulasz z kartoflami.<br> {{tab}}— Nie ma nic gorszego — rzekł z wielką powagą — nad zapominanie podczas transportu o zaopatrywaniu żołnierzy. Obowiązkiem moim jest dowiedzieć się, jak stoją sprawy dowództwa stacji. Albowiem, moi panowie, czasem dowódcy eszelonów winni są sami. Podczas rewizji stacji Subotiszcze na południowej kolei bośnieńskiej, stwierdziłem, że sześć eszelonów nie otrzymało kolacji dlatego, iż dowódcy tych eszelo<br> {{tab}}<br> {{tab}}99<br> {{tab}} <br> {{tab}}nów zapomnieli jej zażądać. Sześć razy przyrządzano na stacji gulasz z kartoflami i nikt go nie zażądał. Trzeba było jedzenie wyrzucać na kupę. Proszę panów, były istne pagórki gulaszu z kartoflami, a o trzy stacje dalej żołnierze żebrali, właśnie ci żołnierze, którzy w Subotiszczu przejechali obok kopców gulaszu i kartofli. Żebrali kawałka chleba. Jak panowie widzicie, winę ponosiła nie administracja wojskowa.<br> {{tab}}Machnął energicznie ręką:<br> {{tab}}— Dowódcy eszelonów nie spełnili swoich obowiązków. Chodźmy do kancelarii.<br> {{tab}}Oficerowie poszli za nim, myśląc w duchu, że wszyscy generałowie się zbłaźnili.<br> {{tab}}W dowództwie stacji okazało się, że o gulaszu nic tu nie wiadomo. Prawda, że miano tu gotować kolację dla wszystkich eszelonów przejeżdżających, ale potem przyszedł rozkaz, żeby w rachubie wewnętrznej zaopatrywania wojsk pozali — czać po 72 halerze na żołnierza, tak że każdy oddział przejeżdżający ma na swoim koncie po 72 halerze na szeregowca i sumę tę otrzyma przy najbliższym wypłacaniu żołdu. O ile chodzi o chleb, to żołnierze otrzymają go w Watianie na stacji, po pół bochenka na żołnierza.<br> {{tab}}Dowódca punktu zaopatrywania nie bał się generała. Rzekł mu prosto w oczy, że rozkazy co chwila są zmieniane. Czasem miewa przygotowane pożywienie dla eszelonów, ale przyjeżdża pociąg sanitarny, legitymuje się rozkazem wyższym i koniec. Eszelon staje przed problematem pustych kotłów.<br> {{tab}}Generał gorliwie potakiwał, że tak jest, ale że stosunki się poprawią, bo na początku było znacznie gorzej. Wszystkiego nie podobna zrobić od razu, potrzebne jest doświadczenie, praktyka. Teoria przeszkadza właśnie praktyce. Im dłużej trwać będzie wojna, tym lepsze zapanują porządki.<br> {{tab}}— Mogę panom dać przykład z życia — rzekł z wielkim zadowoleniem, że przypomniał sobie coś kapitalnego, — Przed<br> {{tab}}100<br> {{tab}} <br> {{tab}}dwoma dniami eszelony, przejeżdżające przez stację Hatvan, nie dostały chleba, a wy go jutro będziecie fasowali. Teraz chodźmy do restauracji dworcowej.<br> {{tab}}W restauracji pan generał zaczął znowuż mówić o latrynie i o tym, że to bardzo nieładny widok, gdy wszędzie na torze widać kaktusy. Jadł przy tym befsztyk i wszystkim się wydawało, że pan generał przeżuwa taki „kaktus*.<br> {{tab}}Na latryny kładi tak wielki nacisk, jakby od nich zależały losy monarchii.<br> {{tab}}Wobec sytuacji, jaka się wytworzyła skutkiem wystąpienia Włoch, zadeklarował, że właśnie w latrynach wojskowych spoczywa niezaprzeczona przewaga naszego żołnierza w kampanii włoskiej.<br> {{tab}}Zwycięstwo Austrii siedziało w latrynie,<br> {{tab}}Dla pana generała wszystko było niesłychanie proste. Droga do sławy wojennej prowadziła według recepty: O szóstej wieczorem żołnierze dostają gulasz z kartoflami, o pół do dziewiątej idzie wojsko do latryny, żeby się wyknocić, o dziewiątej idzie spać. Przed takim wojskiem nieprzyjaciel pierzcha ze zgrozą.<br> {{tab}}Pan generał się zadumał, zapalił cygaro „Operas“ i bardzo długo spoglądał w sufit. Namyślał się, co by tak jeszcze powiedzieć i o czym by tak pouczyć oficerów, skoro raz już wdał się z nimi w rozmowę.<br> {{tab}}— Rdzeń pańskiego batalionu jest zdrowy — rzekł niespodziewanie, gdy wszyscy byli przekonani, że jeszcze patrzeć będzie w sufit i milczeć. — Wszystko jest w zupełnym porządku. Ten żołnierz, z którym rozmawiałem, rzuca jak najlepsze światło na cały batalion Swoją, szczerością i postawą. To jest poręką, że batalion walczyć będzie do ostatniej kropli krwi.<br> {{tab}}Zamilkł i znowuż się zapatrzył w sufit, opierając się wygodnie o plecy krzesła. W tej pozycji mówił dalej, przy czym<br> {{tab}} <br> {{tab}}jedynie porucznik Dub z niewolniczą uległością spoglądał na sufit razem z panem generałem.<br> {{tab}}— Ale batalion pański winien dbać o to, aby czyny jego nie zostały zapomniane. Bataliony waszej brygady mają już swoją historię, a wasz batalion winien tworzyć dalszy ciąg tej historii. Ale nie macie człowieka, który by prowadził dokładną kronikę czynów batalionu i tworzył jego historię. W ręku takiego kronikarza winny być wszystkie nici tego, co która kompania wykonała. Trzeba na to człowieka inteligentnego: osioł i bydlę nie zda się tu na nic. Panie kapitanie, musi pan zamianować bataillonsgeschichtsschreibera.<br> {{tab}}Potem spojrzał na zegar ścienny, który całemu ospałemu towarzystwu przypominał, że już czas się rozejść.<br> {{tab}}Generał miał na torze swój pociąg inspekcyjny i poprosił panów oficerów, aby go odprowadzili do wagonu sypialnego.<br> {{tab}}Dowódca stacji westchnął, bo generał ani pomyślał, że trzeba zapłacić za befsztyk i butelkę wina. Znowuż będzie musiał wszystko zapłacić sam. Takich wizyt zdarza się po kilka dziennie. Poszły na to już dwa wagony siana, które kazał przesunąć na ślepy tor i sprzedał je firmie Lowenstein, wojskowym dostawcom siana, takim trybem, jakim sprzedaje się żyto na pniu. Intendentura znowuż te dwa wagony siana od firmy Lowenstein kupiła, ale dowódca stacji dla pewności pozostawił je dalej na ślepym torze. Nie wiadomo było, czy nie wypadnie mu jeszcze raz odprzedać je tej firmie.<br> {{tab}}Za to wszakże wszystkie wojskowe inspekcje, zawadzające o tę stację, chwaliły sobie dowódcę, że daje dobrze jeść i pić.<br> {{tab}}Rano eszelon stał jeszcze na torze. Po pobudce żołnierze myli się przy pompach, czerpiąc wodę do menażek, a pan generał, który jeszcze nie odjechał, poszedł osobiście rewidować latryny, do których według dziennego rozkazu kapitana Sagnera żołnierze chodzili „schwarmweise unter Ko — mmando der Schwarmkommandante n“, żeby pan generał miał uciechę. Aby zaś uciechę miał także porucz<br> {{tab}}102<br> {{tab}} <br> {{tab}}nik Dub, kapitan Sagner zakomunikował mu, że ma dzisiaj inspekcję.<br> {{tab}}Porucznik Dub pilnował tedy latryn. Były one długie, dwurzędowe i zmieściło się w nich sporo żołnierzy.<br> {{tab}}W tej chwili żołnierze grzecznie i ładnie siedzieli w kuczki jeden przy drugim nad wykopanymi rowami, jak jaskółki na drutach telegraficznych, kiedy jesienią wybierają się w podróż do dalekiej Afryki.<br> {{tab}}Białe kolana sterczały ze spuszczonych spodni, każdy żołnierz miał pas rzemienny przerzucony przez kark, jakby się chciał powiesić i tylko czekał na rozkaz.<br> {{tab}}I w tym widać było żelazną dyscyplinę wojskową, organizację.<br> {{tab}}Na lewym skrzydle siedział Szwejk, który przyplątał się tu także i z wielkim zainteresowaniem odczytywał kawałek papieru, wyrwanego nie wiadomo z jakiej powieści Różeny Jasenskiej:<br> {{tab}}...tejszym pensjonacie, niestety, damy em nieokreślone, naprawdę zapewne więcej tkie przeważnie zamknięte koło ały menu do swoich pokojów albo też charakterystycznej zabawie. A jeśli czasem i człowiek, to tylko próżne tęsknoty budź się poprawiła albo nie chciała tak skutecznie czyć, jakby sobie życzyły.<br> {{tab}}nic nie było dla młodęgo Krzyczki...<br> {{tab}}Podniósłszy oczy znad świstka, Szwejk bezwiednie spojrzał ku wyjściu z latryny i zadziwił się. W pełnej paradzie stał tam wczorajszy pan generał ze swoim adiutantem, zaś obok nich wyprostowany porucznik Dub gorliwie im coś tłumaczył.<br> {{tab}}Szwejk rozejrzał się dokoła siebie. Wszyscy siedzieli spokojnie nad rowami i tylko szarże stały jak skostniałe, bez ruchu.<br> {{tab}}Szwejk zrozumiał powagę sytuacji.<br> {{tab}} <br> {{tab}}Zerwał się tak, jak był, ze spuszczonymi spodniami, z rzemiennym pasem na karku, szybko użył papieru, który trzymał był w ręku, i wrzasnął:<br> {{tab}}— Einstellen! Auf! Habacht! Rechts — scha ut!<br> {{tab}}I zasalutował. Dwa długie rzędy żołnierzy ze spuszczonymi spodniami i z rzemiennymi pasami na karkach stanęły nad latrynami. Generał uśmiechnął się uprzejmie i rzekł:<br> {{tab}}— Ruht! Weiter machen.<br> {{tab}}Dziesiętnik Małek pierwszy dał przykład swemu oddziałowi, że winien wrócić do pozycji pierwotnej. Tylko Szwejk stał i salutował dalej, bowiem z jednej strony podchodził ku niemu z groźną miną porucznik Dub, z drugiej — z uśmiechem pan generał.<br> {{tab}}— Ja was widział w nocy — ozwał się generał do Szwejka, żołnierza zaiste bardzo dziwnej postaci.<br> {{tab}}— Ich melde gehorsam, Herr Generalma — j o r — tłumaczył wzburzony porucznik Dub zwracając się do generała — der Mann ist blódsinnig u n d ais Idiot bekannt, sagenhafter Dummkopf.<br> {{tab}}— Was sagen sie, Herr Leutnant? — wrzasnął nagle generał na porucznika Duba i zaczął mu tłumaczyć, że właśnie całkiem przeciwnie. Żołnierz, który wie, co trzeba zrobić gdy widzi przełożonego, nie jest taki głupi jak szarże, które tego nie wiedzą czy udają, że nie wiedzą. Jest tu tak samo jak w polu. W chwili niebezpieczeństwa prosty żołnierz przejmuje dowództwo. Pan porucznik Dub sam powinien był skomenderować: „Einstellen! — Habacht! Rechts schaut!*<br> {{tab}}— Podtarłeś sobie A r s c h? — zapytał generał Szwejka.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie generale, że wszystko w porządku.<br> {{tab}}— Więcej s.... nie będziesz?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie generale, że jestem fertig.<br> {{tab}}104<br> {{tab}} <br> {{tab}}— No to zapnij spodnie jak się patrzy i stań na baczność, Ponieważ ostatnie siowo generał wymówił nieco głośniej, najbliżsi żołnierze zaczęli stawać nad latryną. Ale generał jak najuprzejmiej skinął im ręką i tonem ojcowskiej życzliwości mówił:<br> {{tab}}— A ber nein, ruht, ruht, nur weiter mach e n.<br> {{tab}}Szwejk stał tymczasem przed generałem w pełnej paradzie, a pan generał wygłosił do niego krótkie niemieckie przemówienie:<br> {{tab}}— Szacunek dla przełożonych, znajomość regulaminu służbowego i przytomność umysłu znaczy w wojsku bardzo wiele. A jeśli z tym łączy się jeszcze dzielność, to nie ma takiego nieprzyjaciela, którego musielibyśmy się obawiać.<br> {{tab}}Zwracając się do porucznika Duba i szturchając Szwejka palcem w brzucho, generał mówił:<br> {{tab}}— Niech pan sobie zapamięta: żołnierza tego natychmiast po przybyciu na front koniecznie awansować, a przy najbliższej sposobności podać go do nagrody brązowym medalem za ścisłe pełnienie służby i znajomość... Wissen s c h o n, was ich mein e... Abtreten!<br> {{tab}}Generał oddalał się od latryny, a porucznik Dub wydawał tymczasem rozkazy tak głośne, aby mógł być słyszany przez generała:<br> {{tab}}Erster Sc h warm a uf! Doppelreihen... Zweiter Sch warm...<br> {{tab}}Szwejk opuszczał tymczasem latrynę, a gdy przechodził obok porucznika Duba zasalutował z wielką energią, ale porucznik zatrzymał go pomimo to i Szwejk musiał salutować jeszcze raz, a porucznik Dub powtarzał swoje:<br> {{tab}}— Znasz mnie? Nie znasz mnie! Ty mnie znasz z dobrej strony, ale jak mnie poznasz ze złej strony, to się rozpłaczesz!<br> {{tab}}105<br> {{tab}} <br> {{tab}}Szwejk oddalił się wreszcie, aby wsiąść do wagonu, a po drodze myślał:<br> {{tab}}— Kiedyśmy stali w Karlinie w koszarach, był u nas lejtnant Chudavy, który gdy się rozzłościł, to wygadywał inaczej: Pamiętajcie, chłopcy, że ja potrafię być wielką świnią i taką świnią pozostanę, dopóki wy będziecie w naszej kompanii.<br> {{tab}}Kiedy przechodził koło wagonu sztabowego, skinął na niego nadporucznik Lukasz i kazał powiedzieć Balounowi, żeby mu prędko przyniósł kawę, i żeby mleko skondensowane zamknął porządnie, bo się może zepsuć. Baloun gotował mianowicie kawę dla nadporucznika na małej maszynce spirytusowej u sierżanta rachuby, Wańka. Dając Balounowi zlecenia nadporucznika, Szwejk zauważył, że tymczasem pije kawę cały wagon.<br> {{tab}}Puszka z kawą i puszka z mlekiem były już do połowy opróżnione, a Baloun, popijając ciepły napój, grzebał łyżeczką w mleku skondensowanym, żeby sobie kawę jeszcze poprawić.<br> {{tab}}Jurajda, kucharzokultysta, i sierżant rachuby, Waniek, obiecywali, że jak tylko nadejdą konserwy mleczne i kawowe, to się panu nadporucznikowi Lukaszowi wszystko odda. Szwejkowi także zaproponowano kawę, ale on odmówił i rzekł do Balouna:<br> {{tab}}— W tej chwili ze sztabu armii przyszedł rozkaz, żeby każdego pucybuta, który swemu oficerowi zdefrauduje konserwę mleczną i kawową, wieszać w przeciągu dwudziestu czterech godzin. Kazał ci to powiedzieć pan nadporucznik, który życzy sobie natychmiast otrzymać kawę.<br> {{tab}}Wystraszony Baloun wyrwał telefoniście Chodounskiemu jego porcję, daną mu przed chwilą, przystawił ją do ognia, żeby się ogrzała, dodał zgęszczonego mleka i pędził z filiżanką do wagonu sztabowego.<br> {{tab}}Z oczami wytrzeszczonymi podał kawę nadporucznikowi<br> {{tab}}106<br> {{tab}} <br> {{tab}}Lukaszowi, przy czym przez głowę przeleciała mu myśl, że nadporucznik Lukasz czyta mu na oczach, jak to on gospodarował w jego konserwach.<br> {{tab}}— Trochę się spóźniłem — jąkał się Baloun — ponieważ nie mogłem puszki otworzyć.<br> {{tab}}— Pewnoś znowu mleko rozlał, co? — pytał nadporucznik Lukasz upijając trochę kawy. — A może żarłeś mleko łyżkami jak zupę? Wiesz, co cię czeka?<br> {{tab}}Baloun westchnął i zabiadał:<br> {{tab}}— Mam troje dzieci, posłusznie melduję, panie oberlejtnant.<br> {{tab}}— Miej się na baczności, mój Balounie. Jeszcze raz ostrzegam cię przed skutkami twej żarłoczności. Czy Szwejk nie mówił ci nic?<br> {{tab}}— W przeciągu 2*4 godzin mogę zostać powieszony — smutnie odpowiedział Baloun kiwając się na wszystkie strony.<br> {{tab}}— Nie kiwaj mi się tu, idioto — rzekł z uśmiechem nadporucznik Lukasz — i popraw się. Pozbądź się już raz tego obżarstwa i powiedz Szwejkowi, żeby się tu gdzie w okolicy rozejrzał za czym dobrym do zjedzenia. Masz tu na to dziesięć koron. Wręcz je Szwejkowi, bo ciebie nie poślę. Ty przyniósłbyś innemu coś do zjedzenia dopiero wtedy, gdybyś się sam obżarł aż do rozpuku. Czyś mi aby nie zeżarł ostatniego pudelka sardynek? Mówisz, że nie; przynieś mi je i pokaż.<br> {{tab}}Baloun wręczył Szwejkowi dziesięć koron, powiedział mu, że pan nadporucznik życzy sobie otrzymać za nie coś dobrego do zjedzenia i z westchnieniem wyjął z nadporucznikowe — go kuferka pudełko sardynek. Serce ściskało mu się na myśl, że musi je pokazać swemu przełożonemu.<br> {{tab}}Tak bardzo cieszył się biedak, że nadporucznik może o tych sardynkach zapomniał, a tu masz! Nadporucznik zatrzyma je niezawodnie przy sobie i Baloun tyle ich widział. Miał wrażenie, że został okradziony.<br> {{tab}}— Posłusznie meldują, że przyniosłem sardynki, panie<br> {{tab}}107<br> {{tab}} <br> {{tab}}oberlejtnant — rzekł głosem cierpkim, podając Lukaszowi pudełko. — Czy każe je pan otworzyć?<br> {{tab}}— Dobrze, Balounie. Nie otwieraj ich, ale zanieś j’e tam, gdzie były. Chcialem się tylko przekonać, czy do nich nie zajrzałeś. Gdyś mi podawał kawę, to mi się zdawało, że masz usta tłuste od oliwy. Czy Szwejk już poszedł?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że już poszedł — odpowiedział Baloun z twarzą rozjaśnioną. — Powiedział, że pan oberlejtnant będzie bardzo zadowolony, że panu ober — łejtnantowi wszyscy będą zazdrościli. Poszedł w okolice dworca i powiedział, że tutaj wszystko dobrze zna aż do Pva — kosz Palaty. A gdyby pociąg odszedł bez niego, to się przyłączy do kolumny automobilowej i na stacji najbliższej dogoni nas automobilem. Powiada, że nie trzeba się o niego kłopotać, bo on zna swoje obowiązki. Dopędzi nas, choćby mu wypadło gonić nas w dorożce na własny koszt aż do Galicji. W ogóle niech się pan o niego nie martwi, panie oberlejtnant.<br> {{tab}}— Idź już sobie — głosem przygnębionym rzekł nadporucznik. Lukasz.<br> {{tab}}Z kancelarii dowództwa przyszła wiadomość, że pociąg ruszy dopiero po południu o godzinie drugiej na GodoloAszow i że na dworcu fasuje się dla oficerów po dwa litry czerwonego wina i po butelce koniaku. Mówiono, że ma to być jakaś zagubiona przesyłka Czerwonego Krzyża. Tak czy owak, spa — dlo to wino z koniakiem jakby z nieba i w wagonie sztabowym zrobiło się weselej. Koniak miał trzy gwiazdki, a wino było marki Gumpoldskirchen.<br> {{tab}}Tylko nadporucznik Lukasz nie odzyskał dobrego humoru..Minęła godzina. a Szwejk jeszcze ciągle nie wracał. Po upływie dalszej pół godziny do wagonu sztabu zbliżał się dziwaczny pochód. który wyszedł z kancelarii dowództwa stacji.<br> {{tab}}Na przedzie kroczył Szwejk z wielką powagą i tak jakoś wzniosie, jak niezawodnie chadzali pierwsi chrześcijanie, gdy prowadzono ich na arenę.<br> {{tab}} <br> {{tab}}Po obu stronach miał honwedów z bagnetami na karabinach. Na lewym skrzydle szedł plutonowy z dowództwa stacji, a za nim jakaś niewiasta w czerwonej sukni z falbanką i mężczyzna w ciżmach i okrągłym kapelusiku. Mężczyzna ten miał podbite oko i niósł żywą kurę, wystraszoną i gdaczącą.<br> {{tab}}Wszystko to pchało się do wagonu sztabowego, ale plutonowy wrzasnął po madziarska na chłopa i babę, żeby poczekali na dworze.<br> {{tab}}Ujrzawszy nadporucznika Lukasza, Szwejk zaczął mrugać bardzo znacząco.<br> {{tab}}Plutonowy pragnął się rozmówić z dowódcą 11 marszkom — panii. Nadporucznik odebrał od niego pismo dowództwa stacji i blednąc, czytał:<br> {{tab}}Do dowódcy 11 marszkompanil N marszbatałionu, 91 pułku piechoty dla dalszego przeprowadzenia sprawy.<br> {{tab}}Przysyła się szeregowca Józefa Szwejka, rzekomo ordynansa tejże kompanii N marszbataüonu, 91 pułku piechoty, oskarżonego o zbrodnię łupiestwa, jakiej dopuścił się na małżonkach Istvan w Isatarcza, W rejonie dowództwa stacji.<br> {{tab}}Dowody: Szeregowiec Józef Szwejk, schwytawszy kurę za domkiem małżonków Istvan w Isatarcza, w rejonie dowództwa stacji, która to kura jest własnością małżonków Istvan ( w oryginale było nowoutworzone słowo niemieckie: Istvangat — ten), a zatrzymany przez właściciela, który kurę chciał mu odebrać, sprzeciwił się temu, uderzy! właściciela Istvana kurą w prawe oko, a ujęty przez przywołaną straż, zostaje przekazany swemu oddziałowi. Kura została oddana właścicielowL Podpis oficera dyżurnego.<br> {{tab}}Gdy nadporucznik Lukasz podpisywał potwierdzenie o przyjęciu Szwejka, kolana ugięły się pod nim.<br> {{tab}}Szwejk stał tak blisko niego, iż widział, że jego przełożony zapomniał dopisać datę.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant — odezwał się Szwejk — że mamy dzisiaj dwudziestego czwartego. Wczoraj było dwudziestego trzeciego maja, bo nam akurat Italia wypowiedziała wojnę. Teraz, kiedym był za dworcem, to słyszą<br> {{tab}}109<br> {{tab}} <br> {{tab}}łem, że o niczym innym się nie mówi, tylko o tej wojnie. Honwedzi z plutonowym oddalili się, a na torze pozostali jedynie małżonkowie Istvan, którzy bezustannie chcieli wejść do wagonu.<br> {{tab}}— Gdyby pan miał przy sobie jeszcze pięć koron, to moglibyśmy tę kurę kupić. Ten gałgan chce za nią piętnaście, ale wlicza w to już i dziesięć koron za siniec pod okiem — mówił Szwejk tonem pogodnego opowiadania. — Ale mnie się zdaje, że dziesięć koron za takie parszywe oko to za wiele. Pod „Starą panią“ wybili tokarzowi Matejowi całą szczękę z sześciu zębami za dwadzieścia złotych, a wtedy pieniądze miały wartość większą niż dzisiaj. Nawet kat Wolschlager wiesza za cztery guldeny.<br> {{tab}}— Pójdź tu — kiwnął Szwejk na człowieka z podbitym okiem i kurą — a ty babo czekaj!<br> {{tab}}Chłop wszedł do wagonu.<br> {{tab}}— On rozumie coś niecoś po niemiecku — wtrącił Szwejk — szczególniej, gdy się wymyśla, i sam też umie wymyślać niezgorzej.<br> {{tab}}— Also zehn Gulden — zwrócił się do chłopa: — fünf Gulden Henne, fünf Auge. Ot forint, widzisz, kikiriki, ót forint kukuk igen. Tutaj jest wagon sztabowy, złodzieju. Dawaj tu zaraz kurę!<br> {{tab}}Wetknął zgłupiałemu chłopu dwadzieścia koron w rękę, wziął kurę, ukręcił jej łeb, a jej właściciela wypchnął z wagonu, podawszy mu uprzednio rękę i potrząsnąwszy nią mocno po przyjacielsku:<br> {{tab}}— Jo napot, baratom adieu, idź sobie do swojej baby, bo cię przepędzę na zbity łeb.<br> {{tab}}— Sam pan widzi, panie oberlejtnant, że z ludźmi dogadać się można — rzekł Szwejk do nadporucznika Lukasza. — Najlepiej, gdy się wszystko udaje załatwić bez skandalu, bez wielkich ceremonii. Teraz z Balounem ugotujemy panu takiego rosołu z kury, że w Siedmiogrodzie poczują jego zapach.<br> {{tab}}110<br> {{tab}} <br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz nie wytrzymał, wytrącił Szwejkowi nieszczęsną kurę z rąk i krzyknął na niego:<br> {{tab}}— Wiecie, Szwejku, na co zasługuje taki żołnierz, który w czasie wojny łupi spokojnych mieszkańców?<br> {{tab}}— Na honorową śmierć od kuli i prochu — uroczyście odpowiedział Szwejk.<br> {{tab}}— Wy zasługujecie tylko na stryczek, mój Szwejku, boście poszli łupić jak zbój. Wyście, drabie jeden, nawet nie wiem, jak was nazwać, zapomnieli o przysiędze. Przecież z wami można rozum stracić!<br> {{tab}}Szwejk spojrzał na nadporucznika okiem pytającym i szybko wyrecytował:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że o przysiędze nie zapomniałem i pamiętam, co żołnierz przysięga. Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że uroczyście przysięgałem swemu najjaśniejszemu królowi i panu, Franciszkowi Józefowi I, że wierny i posłuszny będę także generałom jego cesarskiej mości i w ogóle wszystkim przełożonym swoim, że będę ich szanował i chronił, a ich rozkazy i rozporządzenia we wszystkich służbach spełniać gorliwie przeciwko wszelkiemu nieprzyjacielowi, ktokolwiek byłby nim, i gdziekolwiek zażąda tego ode mnie wola Jego cesarskiej i królewskiej mości, na wodzie, pod wodą, na ziemi, w powietrzu, we dnie i w nocy, w bitwach, natarciach, w potyczkach i w jakichkolwiek innych przedsięwzięciach, w ogóle na każdym miejscu...<br> {{tab}}Szwejk podniósł kurę i stojąc wyprostowany, patrzył w oczy nadporucznikowi Lukaszowi i recytował dalej:<br> {{tab}}—...każdego czasu i we wszystkich okolicznościach mężnie i dzielnie walczyć, wojsk sy/oich, sztandarów i chorągwi oraz dział nigdy nie opuszczać, z nieprzyjacielem nigdy w żadne porozumienia nie wchodzić, a zawsze tak postępować, jak tego prawa wojenne wymagają i jak dzielni żołnierze czynić powinni, że takim obyczajem żyć pragnę i umierać. Tak mi<br> {{tab}}111<br> {{tab}} <br> {{tab}}dopomóż Bóg. Amen. A tej kury to ja proszę pana nie złu — piłem, ale zachowywałem się przystojnie, pamiętając o przysiędze swojej.<br> {{tab}}— Rzucisz tę kurę, bydle jedno, czy nie? — wrzasnął na niego nadporucznik Lukasz i zdzielił go przez rękę, w której Szwejk trzymał nieboszczkę. — Spojrzyj na te papiery! Masz tu czarne na białym: Przysyła się szeregowca Józefa Szwejka, rzekomo ordynansa tejże kompanii... o zbrodnię łupiestwa... A teraz powiedz mi, ty maruderze, ty hieno — nie, ja cię jednak kiedy zabiję, z a b i j ę, rozumiesz? — powiedz mi, ty idioto, zbóju, jak mogłeś był upaść tak nisko?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję — rzekł uprzejmie Szwejk — że stanowczo o nic innego chodzić nie może, jeno o pomyłkę. Kiedym otrzymał pański rozkaz, żeby panu zbębnić coś dobrego do zjedzenia, tom się zaczął zastanawiać, co jest najlepsze. Za stacją nie było nic, tylko końskie salami i jakieś suszone ośle mięso. Więc posłusznie melduję, panie ober — lejtnant, wszystko sobie dobrze rozważyłem. Na wojnie trzeba się odżywiać dobrze i pożywnie, żeby można było znosić wszystkie wysiłki marszów. Więc chciałem panu zrobić horyzontalną uciechę i postanowiłem, panie oberlejtnant, ugotować panu rosół z kury.<br> {{tab}}— Rosół z kury! — powtórzył nadporucznik chwytając się za głowę.<br> {{tab}}— Tak jest, posłusznie melduję, panie oberlejtnant, rosół z kury. Kupiłem cebulę i pięć deka makaronu. Wszystko, proszę pana, mam. W tej kieszeni cebula, w tej — makaron. Sól mamy w kancelarii i pieprz także. Potrzebna była jeszcze tylko kura. Więc poszedłem za stację, do Isatarczy. Właściwie jest to taka sobie wioska, a nie żadne miasto, chociaż zaraz na pierwszej ulicy jest tam taki napis: Isatarcza varos. Idę jedną ulicą z ogródkami, drugą, trzecią, czwartą, piątą, szóstą, siódmą, ósmą, dziewiątą, dziesiątą, jedenastą, aż na trzynastej ulicy, gdzie za małym domkiem zaczynały się łąki,<br> {{tab}}112<br> {{tab}} <br> {{tab}}łaziło sobie stado kurek. Podszedłem do nich i wybrałem najlepszą, najcięższą i największą, niech pan spojrzy, panie oberlejtnant, sam tłuszcz. Nie trzeba jej nawet obmacywać, bo to się widzi na pierwsze spojrzenie, że kokoszka dostawała ziarno. Więc wziąłem ją do rąk publicznie i na oczach wszystkich mieszkańców, którzy coś tam po madziarsku wykrzykiwali. Trzymam tę kurkę za nogi i pytam się kilku ludzi, po czesku i po niemiecku, czyja to jest kura, żebym ją mógł kupić od właściciela. W tej samej chwili z owego domku na skraju wybiega chłop z babą i zaczyna pyskować po madziarsku, a potem po niemiecku, że w biały dzień ukradłem mu kurę. Mówię mu, żeby nie krzyczał, bo zostałem wysłany, żeby kurę kupić. I mówię mu, jak się rzeczy mają. Ale ta kura, którą trzymałem za nogi, zaczęła się raptem trzepotać i machać skrzydłami, a ponieważ trzymałem ją lekko, więc mi uniosła rękę i chciała widać usiąść na nosie swego pana. A ten zaraz z pyskiem na mnie, żem go tą kurą siepnął w zęby. A jego baba w pisk i ciągle na kokoszkę wołała: puta, puta, puta, puta. A tu jakieś cymbały, nie wiedząc wcale o co chodzi, przyprowadziły honwedów, których też poprosiłem, żeby mnie odprowadzili na Bahnhofskommando, żeby niewinność moja wypłynęła jak oliwa na wodę. Ale z tym panem lejtnantem dyżurym nie można się było dogadać, chociaż go prosiłem, żeby się sam przekonał, że mnie pan posłał po coś dobrego do zjedzenia. Jeszcze na mnie zaczął krzyczeć, żebym stulił gębę, bo i tak, powiada, widać mi z oczu dobrą gałąź z porządnym postronkiem. Musiał być w bardzo kiepskim humorze, bo mi nawet powiedział, że takim opasem może być tylko żołnierz, który kradnie i łupi. Mówił jeszcze, że do dowództwa stacji wpłynęło już wiele innych skarg: onegdaj gdzieś tam zapodział się na przykład indyk. Ja mu na to, że onegdaj byłem jeszcze w Rabie, a on swoje, że takie wykręty nic nie znaczą. Więc mnie posłali do pana i jeszcze się tam na mnie rzucił jakiś frajter, którego nie zauważyłem; czy, powiada, nie widzę,<br> {{tab}}Szwejk 8III<br> {{tab}}113<br> {{tab}} <br> {{tab}}kogo mam przed sobą. Powiedziałem mu, że jest G e f r e i — t e i*, gdyby służył w pułku strzelców, to byłby Patroli — f ii h r e r, a przy artylerii Oberkanonier.<br> {{tab}}— Szwejku — rzekł po chwili nadporucznik Lukasz — mieliście już tyle przygód i przypadków, tyle, jak wy mawiacie, pomyłek i zmyłek, że z wszystkich tych tarapatów wyratuje was kiedyś chyba tylko solidny postronek z całą wojskową paradą i honorami w czworoboku. Rozumiecie?<br> {{tab}}— Owszem, panie oberlejtnant;; czworobok, z tak zwanego Geschlossenbatalllon, składa się z czterech, czasem wyjątkowo z trzech lub z pięciu kompanij. Czy pan rozkaże włożyć do rosołu trochę więcej makaronu, żeby był gęstszy?<br> {{tab}}— Ja wam tylko rozkazuję, żebyście znikli razem z tą kurą, bo wam ją otlukę o wasz idiotyczny łeb, cymbale jeden...<br> {{tab}}— Rozkaz, panie oberlejtnant, ale seleru, posłusznie melduję, nie znalazłem i marchewki też nie napotkałem. Włożę kartof.r.<br> {{tab}}Szwejk nie dokończył zdania i razem z kurą wyleciał z wagonu sztabowego. Nadporucznik Lukasz sięgnął po butelkę z koniakiem i napił się porządnie.<br> {{tab}}Szwejk zasalutował przed oknami wagonu i oddalił sią.<br> {{tab}}Po szczęśliwie zakończonej walce duchowej Baloun zdecydował się ostatecznie, że otworzy pudełko sardynek swego nadporucznika, gdy w tej chwili wszedł Szwejk z kurą, co oczywiście wzbudziło wielkie zainteresowanie śród wszystkich obecnych w wagonie. Spoglądali na Szwejka z takim wyrazem, jakby chcieli zapytać: Gdzieś ją, bratku, buchną??<br> {{tab}}— Kupiłem dla pana oberlejtnanta — odpowiedział Szwejk, wyjmując z kieszeni cebulę i makaron, — Chciałem mu ugotować rosół z kury, ale on tej kury nie chce, więc podarował ją mnie.<br> {{tab}}114<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Może była zdechła? — zapytał podejrzliwie sierżant rachuby Waniek.<br> {{tab}}— Sam ie? teb ukręcitem — oćłpowiecrzła? Szwejk, wyjmując z kieszeń? nóż.<br> {{tab}}Baloun spojrzą? na Szwejka z wdzręcznoścją? szacunkiem? w milczeniu zaczą? przygotowywać maszynkę spiryto^wą pana nadporucznika. Potem siągną? po garnuszk? ł poiecła? z nim? po wodę.<br> {{tab}}Do Szwejka podszed? totografista Chodounsky? zaofiarował swoją pomoc przy skubaniu kury, przy czym zwróci? srę do niego z szeptanym pytaniem:<br> {{tab}}— Czy to daleko stąd? Czy trzeba przetazić przez ptot? czy też łażą na wolności?<br> {{tab}}— Ja ją kupüem.<br> {{tab}}Daj spokój, kokgo? Widzieliśmy? jak cię prowadzHi.<br> {{tab}}Przy skubaniu kury był bardzo pomocny? Do wielkich i uroczystych przygotowań przyuczył się także kucharz — okultysta? Jurecda? który krajał kartofle i cibulę do rosołu.<br> {{tab}}Pierze? wyrzucone r wag°nu? wzbudziło zainteresowanie porucznika Duba? który obchodził wagcrny.<br> {{tab}}Krzyknął tedy? 2^^t^yr się pokarał ten? który skubie kurę? i we drzwiach wagonu ukarała się okrągła? zadowolona twarz Srwijka.<br> {{tab}}— Co to jest? — wrzasnął porucznik? podnosząc r rl^mi kurzą głowę.<br> {{tab}}To jest, p^łu^nfe meiduję — o^owto^hł Srwijk — głowa kury gatunku czarnych Włosek. Bardzo nośni kury?<br> {{tab}}^dejtoant? Znoszą w cljgu roku d° 260 jajek. Racry pan spąjrzeć, jaki bogaty mlaia jajnik. Srwijk ^dsuwai po — rucrnikowl Dubowl pod nos różni wnętrzności kury.<br> {{tab}}Dub spiunąi 1 oddaili slr, aii po chwlil wrócił.<br> {{tab}}— Dia kogo ma być ta kurai<br> {{tab}}— Dia nas, p^łu^nfe minuję, parni lijt^nt. Nlwh pan popatrzy, lfe mlaia sadia.<br> {{tab}}8*TII<br> {{tab}}115<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Pod Filipi się spotkamy — mruczał porucznik oddalając się.<br> {{tab}}— Co on mówił? — zapytał Szwejka Jurajda.<br> {{tab}}— Że się niby mamy spotkać u jakiejś Filipy. Ci uczeni panowie miewają takie rozmaite gusta.<br> {{tab}}Kucharz okultysta zadeklarował, że tylko esteci są homoseksualistami, co wynika z samej istoty estetyzmu.<br> {{tab}}Wachmistrz rachuby opowiadał następnie o nadużywaniu dzieci przez pedagogów w klasztorach hiszpańskich.<br> {{tab}}Podczas gdy woda gotowała się na maszynce i bulgotała, Szwejk przypomniał sobie, jak to pewnemu wychowawcy oddano kolonię opuszczonych wiedeńskich dzieci pod opiekę, a on nadużył zaufania wszystkich tych dzieci.<br> {{tab}}— Ano, taka już namiętność, ale najgorzej bywa, gdy to się trafi kobiecie. W Pradze były przed laty dwie paniusie, opuszczone rozwódki, bo to były z przeproszeniem polatuchy. Jedna się nazywała Mourkowa, a druga Szouskowa. Pewnego wieczoru, gdy kwitły czereśnie, obie te paniusie złapały w alei roztockiej stuletniego impotentnego kataryniarza, zawlokły go do pobliskiego gaiku i zgwałciły go. Okropnych rzeczy dopuszczały się na tym biedaku! Na Żyżkowie jest niejaki profesor Axamita, który poszukuje starożytnych mogił i wykopał dużo dołów w Roztokach. Do jednego z takich dołów zawlokły te opuszczone rozwódki naszego kataryniarza i dręczyły go i nadużywały. Nazajutrz profesor Axamita widzi, że w jednej z rozkopanych mogiłek coś leży. Ucieszył się, że to może zdobycz naukowa. a to był ten kataryniarz, umęczony przez owe dwie paniusie rozwiedzione. Dokoła niego leżało pełno takich jakichś patyczków. Ten k^at^^rynü^i^z umarł piątego dnia. a te megery były jeszcze takie zuchwałe. że poszły na jego pogrzeb. To już czysta perwersja.<br> {{tab}}— Soli wsypałeś? — zwrócił się Szwejk do Balouna. który korzystając z powszechnego zainteresowarna. z jakim śle<br> {{tab}}116<br> {{tab}} <br> {{tab}}dzono opowiadania Szwejka, chował coś w swoim tobołku. — Pokaż no, bratku, co ty tam masz i co robisz?<br> {{tab}}— Co ty chcesz zrobić z tym kurzym udem, mój Balou — nie? — rzekł Szwejk z wielką powagą. — Patrzcie więc, państwo, skradł nam kurze udo, żeby je sobie potem w sekrecie ugotować. Wiesz, Balounie, czegoś się dopuścił? Wiesz, jak karani bywają ci, co w polu okradają swoich towarzyszy? Takiego przywiązuje się do wylotu działa i strzela się szrap — nelem. Teraz wzdychasz, ale już za późno. Jak tylko napotkamy po drodze artylerię, to się melduj pierwszemu z brzega oberfeuerwerkerowi. A tymczasem będziesz ćwiczył za karę. Wyłaź z wagonu!<br> {{tab}}Nieszczęśliwy Baloun wylazł z wagonu, a Szwejk, siedząc we drzwiach, komenderował:<br> {{tab}}— Habt acht! Ruht! Habt a ch t! Rechts schaut! Habt acht! Patrz znowuż przed siebie! Ruht!<br> {{tab}}— Teraz będziesz wykonywał ruchy na miejscu. Rechts u m! Człowieku! Ruszasz się jak krowa. Twoje nogi powinny znaleźć się tam, gdzie przedtem miałeś prawe ramię. Herstellt! Halbrechts! No widzisz, słoniu, że potrafisz! Halblinks! Linksum! Links! Front! Front, idioto! Nie wiesz, co to jest front? Gr a d a u s! Kehrt euch! Kniet! Nieder! Setzen! Auf! Set z en! Nieder! Auf! Nieder! Auf! Setzen! Auf! Ruht!<br> {{tab}}— Widzisz, Balounie, taka rzecz jest bardzo zdrowa i przyśpiesza trawienie.<br> {{tab}}Żołnierze zaczęli się zbierać dokoła nich i wybuchali wesołym śmiechem.<br> {{tab}}— Zróbcie z łaski swojej miejsce — krzyczał Szwejk — Baloun będzie maszerował. No mój Balounie, uważaj dobrze, żebym nie musiał cię hersztelować. Nie lubię dręczyć ludzi niepotrzebnie. Baczność!<br> {{tab}}117<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Direktion Bahnhof!<br> {{tab}}kierunek. Nareszcie,<br> {{tab}}wiesz, co to jest k u r z e r<br> {{tab}}to zsiniejesz!<br> {{tab}}Ohne Schritt!<br> {{tab}}S c h r i 11,<br> {{tab}}Marschieren idioto, stanąłeś.<br> {{tab}}Patrz,<br> {{tab}}m a r s c h!<br> {{tab}}r<br> {{tab}}gdzie ci wskazuję Glied h a 11!<br> {{tab}}Schritt. Nie Jak ja ci pokażę, hselt Schritt!<br> {{tab}}ci mówię:<br> {{tab}}Kurze<br> {{tab}}Schritt?<br> {{tab}}Voller Schritt! Wec<br> {{tab}}Bawole jeden! Jak<br> {{tab}}to przekładasz kulasy na miejscu!<br> {{tab}}Koło nich zebrały się już ze dwie kompanie.<br> {{tab}}Baloun się pocił i zapominał o całym świecie, a Szwejk<br> {{tab}}komenderował dalej:<br> {{tab}}— G 1 e i c h e r<br> {{tab}}Schritt!<br> {{tab}}o h n e<br> {{tab}}Glied r u c k w a r t s<br> {{tab}}m a r s c h!<br> {{tab}}— Glied h a 11!<br> {{tab}}— Laufschritt!<br> {{tab}}— Glied marsch!<br> {{tab}}— Schritt!<br> {{tab}}— Glied halt!<br> {{tab}}— Ruht!<br> {{tab}}— Habt acht! Direktion Bahnhof, Laufschritt marsch! Halt! Kehrt euch! Direktion Wagon! Laufschritt marsch! Kurzer Schritt! Glied halt! Ruht! Teraz sobie przez chwilkę odpoczniesz! A potem zaczniemy na nowo. Przy dobrej woli dużo można zrobić.<br> {{tab}}— Co się tu dzieje? — odezwał się głos porucznika Duba, który zbliżył się zaniepokojony.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant — rzekł Szwejk — że się troszeczkę ćwiczymy, żebyśmy nie wyszli z wprawy i żebyśmy nie marnowali na próżno drogiego czasu.<br> {{tab}}— Wyłaźcie z wagonu — rozkazał porucznik Dub — mam tego już dosyć. Zaprowadzę was do pana batalionskomandanta.<br> {{tab}}Gdy Szwejk znalazł się w wagonie sztabowym, nadporucznik Lukasz drugimi drzwiami wyszedł z wagonu na peron.<br> {{tab}}Porucznik Dub meldował panu kapitanowi Sagnerowi<br> {{tab}}118<br> {{tab}} <br> {{tab}}o dziwnych zbytkach Szwejka w chwili, gdy dowódca batalionu był w bardzo dobrym usposobieniu, ponieważ wino marki Gumpoldskirchen było naprawdę świetne.<br> {{tab}}— Aha, więc wy nie chcecie marnować drogiego czasu? — roześmiał się złośliwie. — Matuszicz, chodźcie no tu!<br> {{tab}}Ordynans batalionu otrzymał rozkaz, że ma zawołać feldfebla 12 kompanii, Nasaklo, który, jak wiadomo, był największym tyranem. Szwejkowi kazano dać karabin.<br> {{tab}}— Ten oto szeregowiec — rzekł kapitan Sagner do feldfebla Nasaklo — nie chce marnować na próżno drogiego czasu. Zabrać go za wagon i przez godzinę ćwiczyć z nim chwyty. Ale bez miłosierdzia i bez odpoczynku. Przede wszystkim raz za razem: Setzt an! Setzt ab!<br> {{tab}}— Przekonacie się, mój Szwejku, że nudzić się nie będziecie — rzekł mu kapitan na odchodnym. I po chwili odzywała się za wagonem szorstka komenda, rozbrzmiewająca uroczyście między szynami torów. Feldfebel Nasaklo, który grał w oko i akurat trzymał bank, ryczał jak wściekły na cały boży świat:<br> {{tab}}— B e im F u ss! — Schultert! — B e im Fuss! — Schultert!<br> {{tab}}Potem komenda ucichła na chwilę i słychać było głos Szwejka, spokojny, pełen powagi:<br> {{tab}}— Tego wszystkiego uczyłem się przed laty przy odbywaniu służby wojskowej. Na komendę „Be im Fuss!“ — flintę opiera się o prawy bok. Koniec kolby znajduje się na jednej linii z palcami nóg. Prawa ręka jest bez wysiłku oparta na lufie, a mianowicie tak, że duży palec obejmuje lufę, a inne palce obejmują lufę z przodu. Przy „Schultert* flinta wisi swobodnie na rzemieniu, na prawym ramieniu, a wylot lufy zwrócony jest ku tyłowi...<br> {{tab}}— Dość tego ględzenia — odezwał się znowuż głos feldfebla Nasaklo. — Habt acht! Rechts schaut! Herrgott, jak wy to robicie!<br> {{tab}}119<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Mam „S c h u 1t e r t!“ — więc przy „Rechts s c h a u t!“ moja prawa ręka zjeżdża po rzemieniu na dół, obejmuje szyjkę, a ja podrzucam głowę na prawo. Potem „H a b t a c h t!, więc prawą ręką chwytam rzemień, a głowa moja zwraca się prosto na pana.<br> {{tab}}I znowuż odzywał się głos feldfebla:<br> {{tab}}— In die B a 1 a nz! Beim Fu ss! In d i e Bała n z! Schultert! Bajonett auf! Bajonett ab! Fallt das Bajonett e! Z u m G e b e t! V om Gębę t! Kniet nieder zum Gebet! Laden! Schies — sen! Schiessen halbrechts! Ziel Stabs wagon! Distanz 200 Schritt! Fertig! An! Feu — er! Setzt akt! An! Feuet! An! F e u e S! Setzt ab! Aufsatz normal! Patronen versorgen!<br> {{tab}}Ruht!<br> {{tab}}Feldfebel skręcał papierosa, Szwejk zaś przyglądał się tymczasem karabinowi i zaczął mówić o jego numerze:<br> {{tab}}— 4268. Akurat taki sam numer miała pewna lokomotywa w Pęczkach na 16 torze szlaku. Miano ją wyprawić do depót w Łysej nad Łabą, ale sprawa nie była wcale taka prosta, jak się zdaje, bo ten maszynista, co ją miał prowadzić, nie umiał zachowywać w pamięci liczb. Więc inspektor szlaku wezwał go do kancelarii i mówi: Na 16 torze jest lokomotywa Nr 4268. Ja wiem, że pan nie ma dobrej pamięci do liczb, a gdy się panu jaką liczbę wypisze na kartce, to pan kartkę gubi. Skoro więc ma pan taką słabą pamięć do liczb, to proszę uważać, a ja panu dowiodę, że to bardzo łatwo zapamiętać sobie jakąkolwiek liczbę. Patrz pan: lokomotywa, którą ma pan odstawić do Łysej nad Łabą, ma numer 4268. Więc baczność: pierwsza liczba. to czwórka — druga dwójka. Możesz pan już zapamiętać 42!, to jest dwa razy dwa, o ile bierze się rzecz od dwójki, albo też mamy 4, podzielone przez 2, równa się dwom i znowuż masz pan 4 i 2 obok siebie. A teraz, tylko nic się pan nie bój, ile to będzie dwa razy cztery? Osiem, nie<br> {{tab}}120<br> {{tab}} <br> {{tab}}prawdaż? Więc wbij pan sobie w pamięć, że ósemka z tej liczby jest ostatnią w tym szeregu. Gdy więc już pan wie, że pierwsza liczba jest 4, potem idzie 2, a czwarta jest 8, to i trzecią zapamiętać nietrudno, jeśli się sprytnie zabrać do rzeczy. Strasznie to proste, bo chodzi o 6. Pierwsza 4, druga 2, czyli, że razem 6. Murowane i pewne, że tej szóstki z trzeciego miejsca zapomnieć nie można. I oto masz pan liczbę 4268 utkwioną w głowie na zawsze. Albo też może pan dojść do tych samych wyników w sposób jeszcze prostszy...<br> {{tab}}Feldfebel przestał palić i wytrzeszczył oczy na Szwejka.<br> {{tab}}— Kappe ab! — zamruczał pod nosem, a Szwejk z wielką powagą mówił dalej:<br> {{tab}}— Więc zaczął mu objaśniać ten sposób łatwiejszy, żeby numer lokomotywy nie wyleciał z pamięci. Gdy się od 8 odejmuje 2, zostaje 6. A więc już ma szóstkę. Sześć mniej dwa, równa się czterem, jest więc i czwórka, czyli 4 — 68, a gdy się wstawi na drugie miejsce dwójkę, to się ma całą liczbę: 4268! Można tę rzecz zrobić jeszcze łatwiej, przy pomocy mnożenia i dzielenia, a rezultat jest taki sam. Pamiętaj pan tylko tyle, że dwa razy 42 równa się 84. Rok ma dwanaście miesięcy. Odliczamy więc dwanaście od 84 i pozostaje nam 72, od tego odliczamy jeszcze 12 miesięcy, mamy 60. Szóstka jest już murowana, a zero odrzucamy. Wiemy już 42, 68, 4. Kiedyśmy już skreślili zero, to skreślimy i tę czwórkę na końcu i znowuż ogromnie jasno i wyraźnie otrzymujemy 4268, czyli numer lokomotywy, którą trzeba odstawić do d e p ó t w Łysej nad Łabą. A z dzieleniem sprawa też jest nietrudna. Wyliczam sobie koeficient według całkowitej taryfy. Czy panu słabo, panie feldfebel? Jeśli pan chce, to mogę zacząć od generał de charge. Fertig! Hoch an! Feuer! E, do pioruna? Pan kapitan nie powinien był wysyłać nas na takie ostre słońce. Trzeba lecieć po nosze.<br> {{tab}}Przywołany lekarz stwierdził, że chodzi o porażenie sło<br> {{tab}}121<br> {{tab}} <br> {{tab}}neczne albo też o ostre zapalenie opon mózgowych. Kiedy feldfebel odzyskał przytomność, Szwejk stojąc nad nim, rzekł:<br> {{tab}}— Muszę to panu dokończyć. Czy pan myśli, panie feldfeblu, że ten maszynista sobie to zapamiętał? Wszystko pomieszał i poplątał, i pomnożył przez trzy, ponieważ przypomniał sobie o Trójcy Bożej. No i nie znalazł tej lokomotywy, która zapewne jeszcze ciągle stoi na torze 16.<br> {{tab}}Feldfebel znowuż zamknął oczy. Szwejk wrócił do wagonu i na pytanie, gdzie bawił tak długo, odpowiedział:<br> {{tab}}— Kto innych uczy laufszrytu, sam musi robić sto razy „Schultert!“. Na końcu wagonu, w kącie trząsł się ze strachu Baloun. Kiedy się kura dogotowywała, zeżarł pół porcji Szwejka.<br> {{tab}}Przed odejściem pociągu nadszedł inny pociąg wojskowy, a mianowicie mieszany. Byli to żołnierze zapóźnieni, a także rekonwalescenci ze szpitali, doganiający swoje oddziały, i inne podejrzane indywidua, wracające z komenderunków lub z aresztów.<br> {{tab}}Z pociągu tego wysiadł także jednoroczny ochotnik Marek, który swego czasu oskarżony był o bunt, ponieważ nie chciał czyścić wychodków, ale sąd dywizyjny go uniewinnił, dochodzenie przeciwko niemu zostało umorzone i dlatego Marek zjawił się w wagonie sztabowym, aby się zameldować swemu dowódcy batalionu. Jednoroczny ochotnik Marek dotychczas nigdzie przydzielony nie był, ponieważ wędrował z aresztu do aresztu.<br> {{tab}}Kapitan Sagner ujrzawszy jednorocznego ochotnika Marka i przyjąwszy od niego papiery, dotyczące jego powrotu, skrzywił się, bo na papierach była uwaga: „Politisch ver — dachtig! Vorsich t!“ Nie ucieszył się z przybycia je — dnoroczniaka, ale na szczęście przypomniał sobie latrynowego generała, który tak interesująco zalecał mu uzupełnienie batalionu przez batalionsgeschichtschreibera.<br> {{tab}}— Jesteś pan bardzo opieszały, jednoroczny ochotniku —<br> {{tab}}122<br> {{tab}} <br> {{tab}}rzekł kapitan Sagner. — W szkole jednoroczniaków byłeś pan istną piggą. Zamiast stotać się o to, aby się wybić i tająć mjejoze, iebje sęę panu db pańekjej mtolig^cji najeby, wędn — wył pan z azasztu do azasstu. Pułk wsbyrbić sęę mi^i ta pansi, panie jeanoroctny ochotoiku. Aje bęedy swoje mróz pan ny — pmwić pszse godiwz apebuanto swoich obowjreksw. Zn^dzte Pan znowue mleioze w^ód poshądnych żototorzy Njech pan isiły jswc^e y żartem odda bstalianswi. Zrotuę próbę y panam. Jest pan ^0^^^^ cztowtoktom i ata pan ^otoości sbyli — sbyczn.. Umie pan p^ać Czyr^e panu prapozy^u — Każdemu ^toltonowi podczat s^raż^3^’ potrzebny jest kromkasz, któyy za — pisvwałłłv wtoame wszys^e czyny liatohonu na polu chwały. Tszeba zapisywać wszysikle zwycńęskto maaszz, wszysUde w^ąikowe y uroczysto chwde z życm batoHonu, notować wy — daszenia, st któbych batobon odgrywa wybitną roęę.<br> {{tab}}W ton sposób gromadzi sęę mator^ do dzto^w armn. Rozumne pan?<br> {{tab}}— Posłuszme mejduię, że rozumtom, parne kapitome. Chodzi tli o epizody st życia wszysUsich oddziaków. Batabon ma swoje dyieje. Pułk na podstawi dziejów swo^b batohonów układa dzieje własne, PuHd składają się na dzieje brygady, brygady na dzieje dywizji RÓ. Dołożę wszelkich parne<br> {{tab}}kypitanje.<br> {{tab}}Jednoroczny robotnik Mtrek położył rękę na sercu.<br> {{tab}}— Będę st^a^yał z prawdziwą miłością s^^^b^alta:i^ uroczyste dni naszego batabonu, osobliwie teraZi gdy ofznsbwa t^i^c^ — wiCt. się w całej pzłni i gdy nizbawzm nasz batalion saściele po^jrwiaka awrimi ^batorskimi synamL Sumiznnie sapi — ayw^ć będę wszbatkie wizlkiz wydarzenia, których niz arak — nie, tab ^rty clsizjkw naszzgo ^talimu uaitnz ayłb wawrzynami.<br> {{tab}}— Bęclsie pt^ asę cnajdował ptsb astitoie tatalionu, panie azdno^occnb ro^to^u, s swróoi pi^ uwigę to, kto abł raproponowanb eto ^^ody, ^dsiz capia^wa^, oochwieoie<br> {{tab}}123<br> {{tab}} <br> {{tab}}według naszych wskazówek, wszystkie marsze i wypadki, które charakteryzowałyby w sposób osobliwy waleczność batalionu i jego żelazną dyscyplinę. Niełatwa to praca, ale mam nadzieję, że posiada pan tyle talentu obserwacyjnego, że przy odpowiednich wskazówkach zdoła pan wynieść nasz batalion ponad oddziały inne. Wyprawiam depeszę do pułku, że mianowałem pana batalionsgeschichtschreiberem. Niech pan się zgłosi do sierżanta rachuby Wańka z 11 kompanii, żeby panu dał miejsce w wagonie. U niego jest jeszcze względnie najwięcej miejsca. I niech mu pan powie, żeby do mnie przyszedł. Oczywiście, że zaliczony pan będzie do sztabu batalionu. Zrobi się to rozkazem do batalionu.<br> {{tab}}Kucharzokultysta spał. Baloun drżał ciągle, ponieważ otworzył już także sardynki nadporucznika Lukasza, sierżant rachuby Waniek udał się do kapitana Sagnera a telegrafista Chodounsky, zbębniwszy gdzieś na stacji butelkę borówkowej, wypił ją, znajdował się w nastroju bardzo sentymentalnym i śpiewał:<br> {{tab}}Póki w słodkich dniach błądziłem Wierność wszystko przyrzekało, Pierś ma wiarą oddychała Serce wszystko kochało.<br> {{tab}}Lecz gdym spostrzegł, że ta ziemia “<br> {{tab}}Jest fałszywa niby szakal, Zwiędła wiara, zwiędła miłość, A ja z żalu gorzkom płakał.<br> {{tab}}Potem wstał, podszedł do stołu sierżanta rachuby Wańka i na ćwiartce papieru wypisał wielkimi literami:<br> {{tab}}„Niniejszym proszę uprzejmie o mianowanie mnie i awansowanie na trębacza batalionu. Chodounsky, telegrafista“.<br> {{tab}}Kapitan Sagner niezbyt długo rozmawiał z sierżantem rachuby Wańkiem. Zwrócił mu jedynie uwagę na to, że tym<br> {{tab}}124<br> {{tab}} <br> {{tab}}czasem batalionsgeschichtschreiber, jednoroczny ochotnik Marek, znajdować się będzie w wagonie razem z Szwejkiem.<br> {{tab}}— Mogę panu powiedzieć tylko tyle, że ten Marek, że tak powiem, jest podejrzany. Politisch verdachtig. Ale, miły Boże, dzisiaj to nic osobliwego. Kogóż nie uważa się za podejrzanego?! Istnieją różne podejrzenia. Pan mnie chyba rozumie. Więc tyle tylko panu powiem, że gdyby zaczął coś wygadywać, jednym słowem, coś takiego, to trzeba go zaraz przywołać do porządku, żebym i ja nie miał z tego przykrości. Powie mu pan po prostu, żeby dał spokój i nie gadał, i będzie dobrze. Oczywiście, nie chodzi o to, żeby pan zaraz leciał do mnie ze skargą. Przyjacielskie napomnienie jest zawsze lepsze niż jakiś głupi donos. Jednym słowem, nie życzę sobie dowiadywać się o niczym, ponieważ... Rozumiesz pan. Takie rzeczy rzucają zawsze cień na cały batalion.<br> {{tab}}Po powrocie od kapitana Sagnera sierżant Waniek pociągnął jednorocznego ochotnika Marka na stronę i rzekł do niego:<br> {{tab}}— Człowieku! Pan jesteś podejrzany, ale to nic nie szkodzi. Tylko niech pan tu dużo nie wygaduje przed tym Cho — dounskim, telegrafistą.<br> {{tab}}Ledwo wyrzekł te słowa, Chodounsky przyplątał się do nich, rzucił się sierżantowi rachuby na szyję i łkając po pi — jacku, zaczął śpiewać:<br> {{tab}}Gdy mnie wszyscy opuścili, Ja na pierś twą głowę schylę, Na twym wiernym, dobrym sercu Moja żałość spocznie chwilę. W oku twoim ogień płonie Niby gwiazda w czystym niebie, A twe usta szepczą słodko: Nigdy nie opuszczę ciebie!<br> {{tab}}— My się nigdy nie opuścimy — wrzeszczał Chodounsky. — Co tylko usłyszę przez telefon, zaraz wam powiem. Ja s... na przysięgę.<br> {{tab}}125<br> {{tab}} <br> {{tab}}Baloun siedzący w kącie przeżegnał się, jęty zgrozą, i głośno zaczął się modlić.<br> {{tab}}— Matko Boska, nie odrzucaj mego żałosnego wołania, ale wysłuchaj mnie miłościwie i pociesz mnie dobrocią swoją. Wspomóż mnie biednego, który wołam do Ciebie z żywą wiarą, mocną nadzieją i gorącą miłością. O, królowo niebieska, wesprzyj mnie orędownictwem twoim i uczyń, abym w miłości Bożej i pod ochroną Twoją aż do końca życia mego wytrwał...<br> {{tab}}Modlitwa jego została wysłuchana, bowiem z niewielkiego swego tobołka jednoroczny ochotnik wyjął po chwili kilka pudełek sardynek i każdemu dał po jednym.<br> {{tab}}Baloun natychmiast otworzył kuferek nadporucznika Lukasza i ułożył tam pudełko sardynek, które jakby z nieba spadło dla niego.<br> {{tab}}Ale gdy wszyscy pootwierali swoje pudełka i delektowali się smacznymi rybkami, Baloun nie oparł się pokusie. Wyjął pudełko z kuferka, otworzył je i z wielką żarłocznością pochłonął jego zawartość.<br> {{tab}}I wtedy niebo odwróciło się od niego, bo właśnie w chwili, gdy dopijał oliwę z blaszanki, przed wagonem ukazał się ordynans batalionu, Matuszicz, i wołał::<br> {{tab}}— Balounie, pan nadporucznik kazał, żebyś mu natychmiast zaniósł jego sardynki.<br> {{tab}}— No, dostanie on teraz po gębie! — rzekł sierżant Waniek.<br> {{tab}}— Z próżnymi rękoma lepiej wcale nie chodź do niego — rzekł Szwejk:. — Weź przynajmniej kilka pustych pudełek.<br> {{tab}}— Co też mogliście zrobić takiego, że Bóg was tak karze? — rzekł jednoroczny ochotnik. — W przeszłości waszej musi być jakiś wielki grzech. Czy nie dopuściliście się czasem świętokradztwa? Czy nie skradliście proboszczowi szynki, gdy się wędziła? Czy nie dobraliście się do jego wina w piwnicy? Czy jako pacholę nie właziliście na grusze w plebańskim ogrodzie?<br> {{tab}}126<br> {{tab}} <br> {{tab}}Kiwając się na wszystkie strony, Baloun oddalił się z wyrazem beznadziejności w oczach pełnych rozpaczy. Jego umęczona twarz mówiła swoim żałosnym wyrazem:<br> {{tab}}— Kiedyż nareszcie skończą się te wszystkie udręki?<br> {{tab}}— Wyście, mój bracie, zapomnieli o Bogu — rzekł jednoroczny ochotnik, słysząc westchnienia Balouna — wy, nawet nie umiecie pomodlić się porządnie, żeby Pan Bóg uczynił koniec waszemu nędznemu żywotowi.<br> {{tab}}Szwejk dodał do tych słów:<br> {{tab}}— Bo nasz Baloun ciągle jeszcze nie może się zdecydować,, żeby całe swoje życie żołnierskie, swój charakter, słowa, czyny i śmierć swoją poświęcić miłosierdziu bożemu, jak mawiał mój feldkurat Katz, gdy wypił za wiele i przypadkowo wlazł na ulicy na jakiego żołnierza.<br> {{tab}}Baloun jęknął i zabiadał, że już utracił ufność w Bogu, bo tyle razy modlił się gorąco, żeby dostał atrofii żołądka.<br> {{tab}}— Już jest tak od dawna — narzekał. — To jest już stara choroba, ten głód nienasycony. Z tego powodu żona moja odprawiała pielgrzymkę do Klokot.<br> {{tab}}— Znam Klokoty — zauważył Szwejk — to w pobliżu Ta — bora. Mają tam bardzo bogaty obraz Przenajświętszej Panienki z fałszywymi brylantami i pewien kościelny ze Sło — waczyzny chciał ten obraz okraść. Człowiek to był bardzo pobożny. Przyjechał więc i pomyślał, że może mu się uda lepiej, gdy się naprzód oczyści ze wszystkich starych grzechów, a przy spowiedzi napomknął także o tym, że zamierza okraść Przenajświętszą Panienkę. Oczywiście, że nawet nie pozostawili tyle czasu, ile potrzebował do odmówienia trzechset pacierzy pokutnych, bo zanim byłby zdołał wymówić „mama“, już go słudzy kościoła prowadzili ze świątyni prosto na posterunek żandarmski.<br> {{tab}}Kucharzokultysta zaczął się sprzeczać z telegrafistą Cho — dounskim, czy zachodzi tu straszliwy wypadek zdrady tajemnicy spowiedziowej, czy też w ogóle rzecz niewarta gada<br> {{tab}}127<br> {{tab}} <br> {{tab}}nia, skoro brylanty były fałszywe. Wreszcie wszakże kucharz przekonał Chodounskiego, że to była karma, a więc los predestynowany z dalekiej nieznanej przeszłości, kiedy ten kościelny ze Słowaczyzny był jeszcze głowonogiem na jakiejś nieznanej planecie. Tak samo przypieczętowany był los spowiednika. Temu paterowi z Klokot było pisane, że zdradzi tajemnicę spowiedzi, kiedy był jeszcze, dajmy na to, gryzoniem z gatunku torbaczy, dzisiaj już zaginionych. Aczkolwiek ze stanowiska prawnego podług ustaw kanonicznych udziela się rozgrzeszenia nawet wtedy, gdy chodzi o kradzież mienia klasztornego.<br> {{tab}}Do tych wywodów dodał Szwejk uwagę bardzo prostą:<br> {{tab}}— Tak to tak, żaden z nas nie wie, co będzie wyrabiał za parę milionów lat, i dlatego niczego nie powinniśmy się wyrzekać. Oberlejtnant Kwaniczka za czasów, kiedy jeszcze służył w Erganzungskommando w Karlinie, mawiał do nas podczas swoich wykładów szkolnych: Nie myślcie sobie, wy gówniarze, wy gnuśne krowy oraz wieprze, że służba wojskowa skończy się dla was już na tym świecie. My się jeszcze po śmierci spotkamy z sobą, a ja wam spreparuję taki czyściec, że zbaraniejecie na czysto, wy bando świńska!<br> {{tab}}Tymczasem Baloun, który w beznadziejnej swojej rozpaczy był przekonany, że mówią tylko o nim i że każde słowo dotyczy jego osoby, spowiadał się dalej ze swojej biedy:<br> {{tab}}— Nawet Klokoty nic mi na mój wieczny głód nie pomogły. Żona z dziećmi wraca z pielgrzymki i zaraz zaczyna liczyć kury. Nie doliczyła się jednej czy dwóch. Ale cóż ja na to mogłem poradzić? Wiedziałem przecież, że kury są potrzebne do znoszenia jaj, ale wychodzę na podwórze, popatrzę na kury i nagle czuję w żołądku otchłań, ale po godzinie już lepiej, bo kura zjedzona. Pewnego razu, gdy żona z dziećmi znowuż była w Klokotach i wszyscy modlili się, żeby tatuś tymczasem nic nie zeżarł i nie narobił nowej szkody, chodzę sobie po podwórzu i nagle przypatoczył mi się pod nogi indyk. Wtedy omal że nie przypłaciłem tego życiem. W gardle utkwiła mi<br> {{tab}}128<br> {{tab}} <br> {{tab}}kość z uda tego indyka i gdyby nie mój mały młynarczyk, chłopczyna żwawy i roztropny, który mi ten gnacik z gardła wyjął, to już bym dzisiaj nie siedział tu z wami i nie byłbym się tej światowej wojny doczekał... Tak, tak, ten mój młynarczyk, to był chłopczyk bardzo roztropny. Malutki był szelma, ruchliwy, tłuściutki, okrąglutki...<br> {{tab}}Szwejk podszedł do Balouna i rzekł:<br> {{tab}}— Wysuń język.<br> {{tab}}Baloun wywalił na Szwejka język, a Szwejk obejrzawszy go, zwrócił się do wszystkich obecnych w wagonie i mówił:<br> {{tab}}— Zaraz wiedziałem, że zeżarł i tego młynarczyka. Przyznaj się, kiedyś go zeżarł! Pewno znowuż wtedy, gdy żona z dziećmi odprawiała pielgrzymkę do Klokot.<br> {{tab}}Baloun zrozpaczony składał ręce i błagał:<br> {{tab}}— Dajcie mi spokój, koledzy! Jeszcze takie drwiny ze strony kolegów...<br> {{tab}}— My was z tego powodu nie potępiamy — rzekł jednoroczny ochotnik. — Przeciwnie, bo widać, że będzie z was dobry żołnierz. Gdy Francuzi w czasach wojen napoleońskich oblegali Madryt to hiszpański dowódca twierdzy madryckiej przed poddaniem fortecy zjadł swego adiutanta bez soli.<br> {{tab}}— No to już wielkie poświęcenie, ponieważ adiutant naso — lony byłby stanowczo strawniejszy. Jak też ma na imię, panie rechnungsfeldfebel, ten nasz adiutant batalionowy? Ziegler? Chuderlawa bestia. Z niego nie dałoby się zrobić porcyj nawet na jedną kompanię.<br> {{tab}}— Patrzcie, państwo, Baloun ma w ręku różaniec — rzekł Waniek, wachmistrz rachuby.<br> {{tab}}Rzeczywiście, Baloun u szczytu swej rozpaczy szukał ratunku w drobnych kulkach kłokocinowych, z fabryki Moryc Lowenstein w Wiedniu.<br> {{tab}}— Ten różaniec też z Klokot — rzekł smutny Baloun. — Wtedy, gdy mi go przynieśli, zeżarłem dwie gąski, ale to nie żadne mięso, to galareta.<br> {{tab}}Szwejk 9III<br> {{tab}}129<br> {{tab}} <br> {{tab}}Po chwili w całym pociągu powtarzano rozkaz, że za kwadrans się jedzie. Ponieważ nikt w to nie wierzył, więc pomimo całej ostrożności zdarzyło się, iż ten i ów się gdzieś zabłąkał. Gdy pociąg ruszył, brakowało osiemnastu szeregowców. Brakło też feldfebla Nasaklo z dwunastej kompanii, bo kiedy pociąg już dawno znikł za Isatarczą, pan feldfebel w małym gaiku za stacją jeszcze ciągle targował się z jakąś uczynną panienką, która gwałtem domagała się od niego pięciu koron, podczas gdy on proponował jej za wyświadczoną mu grzeczność koronę albo parę razy w pysk. Ostatecznie doszło do tego drugiego wyrównania i to z takim rozmachem, że na ryk panienki zaczęli się zbiegać ludzie ze wszystkich stron.<br> {{tab}} <br> {{tab}}III<br> {{tab}}Z Hatvanu na granice Galicji.<br> {{tab}}Przez cały czas podróży kolejowej batalionu, który miał zbierać sławę wojenną dopiero po przemaszerowaniu przestrze ni od Laborczy do Galicji wschodniej, w wagonie, w którym znajdował się jednoroczny ochotnik i Szwejk, bezustannie prowadzono rozmowy mniej lub więcej takie, jakie przy odrobinie dobrej woli można zawsze zakwalifikować jako zdradę stanu. W mniejszych nieco rozmiarach takie same rozmowy prowadzono we wszystkich innych wagonach, a nawet w wagonie sztabowym, gdzie panowało duże niezadowolenie, ponieważ we Füzes Abony przyszedł z pułku rozkaz, dotyczący zresztą całej armii i obniżający oficerom porcje wina o ósemkę litra. Rzecz prosta, że przy takiej sposobności nie zapomniano i o szeregowcach, którym porcję sago pomniejszano o jeden dekagram na szeregowca, co było tym bardziej zagadkowe, że nikt nigdy saga w wojsku nie widział.<br> {{tab}}Tym niemniej trzeba było powiadomić o tym sierżanta rachuby, Bautanzla, który takim rozkazem czuł się żywo dotknięty i jakby osobiście okradziony. Wyraził się też, że sago jest dzisiaj rzeczą rzadką i że za kilogram można by dostać przynajmniej osiem koron.<br> {{tab}}We Füzes Abony zauważono także i to, że jedna z kom<br> {{tab}}9*I!I<br> {{tab}}131<br> {{tab}} <br> {{tab}}panij zgubiła kuchnię połową, a zauważono to dlatego, że na tej stacji miano wreszcie gotować gulasz z kartoflami, na który taki nacisk kładł „L a t rinengenera 1“. Dochodzenie ustaliło, że nieszczęsnej polowej kuchni w ogóle w Brucku nie zabrano i że niezawodnie dotychczas stoi ona gdzieś za barakiem nr 186, opuszczona i zimna.<br> {{tab}}Kucharski personel tej kuchni został mianowicie na dzień przed wyjazdem aresztowany i osadzony na odwachu za awantury na mieście, a umiał się tak sprytnie urządzić, że siedział jeszcze ciągle, gdy jego marszkompania już dawno przejeżdżała przez Węgry.<br> {{tab}}Kompania bez kuchni została więc przydzielona do drugiej kuchni polowej, co oczywiście musiało doprowadzić do zatargów. Między szeregowcami, jakich z obu kompanij wyznaczono do skrobania kartofli, doszło do ostrej kontrowersji, ponieważ jedni i drudzy twierdzili, że nie myślą być takimi osłami, żeby harować na innych. Ale w końcu pokazało się, że ten gulasz z kartoflami to tylko manewr, żeby żołnierzy zawczasu przyzwyczaić do tego, co się podczas wojny często zdarza, a mianowicie, że gdy się gulasz przyrządza, raptem przychodzi rozkaz,,a 11 e s z u r u c k!“ — gulasz się z kotłów wylewa i wszyscy muszą obyć się smakiem.<br> {{tab}}Było to więc coś w rodzaju ćwiczenia, nie takiego znowuż tragicznego, ale w każdym razie pouczającego. Kiedy miano gulasz rozdawać, przyszedł rozkaz wsiadania do wagonów i no chwili pociąg pędził do Miszkowca. Nawet tam gulaszu nie rozdano, bo na torze stały rosyjskie wagony i szeregowcom nie pozwolono wysiadać. Żywa wyobraźnia żołnierzy ustaliła natychmiast, że gulasz będzie rozdawany dopiero w Galicji, po opuszczeniu pociągu, gdy się okaże, że jest zepsuty i gdy trzeba będzie wylać go jako do użytku niezdatny.<br> {{tab}}Następnie wieźli gulasz na TiszaLac, Sambor, a gdy już nikt nie przypuszczał, że gulasz będzie rozdawany, pociąg zatrzymał się w Nowym Mieście pod Siatorontem, gdzie znowu<br> {{tab}}132<br> {{tab}} <br> {{tab}}rozpalono ogień pod kotłami, gulasz ogrzano i rozdano go w końcu.<br> {{tab}}Stacja była przepełniona, naprzód miały być wyprawione dwa pociągi z amunicją, po nich dwa eszelony artylerii i pociąg z oddziałem pontonierów. W ogóle na stacji tej zgromadziły się pociągi z wojskami różnych gatunków broni.<br> {{tab}}Za stacją huzarzyhonwedzi mieli w obrotach dwóch polskich Żydków, którym odebrali sporo wódki, a teraz w dobrych humorach bili ich po twarzy, na co prawdopodobnie mieli zezwolenie, ponieważ w pobliżu stał rotmistrz i z miłym uśmiechem przyglądał się całej tej scenie. Jednocześnie zaś za magazynem kilku innych huzarów zabawiało czarnookie córeczki bitych Żydów, sięgając im pod sukienki.<br> {{tab}}Był tu także pociąg z oddziałem lotniczym. Na dalszych torach stały na wagonach takie same rzeczy, tylko zniszczone, a mianowicie zestrzelone aeroplany, porozrywane lufy armat. Podczas gdy nowy sprzęt wojenny kierowany był na plac boju, te oto szczątki siły i chwały powracały do kraju dla naprawy i rekonstrukcji.<br> {{tab}}Porucznik Dub, oczywiście, tłumaczył żołnierzom, którzy znajdowali się w pobliżu, że te szczątki, to zdobycz wojenna; zauważył też, że w pobliżu stoi Szwejk i mówi o czymś z wielkim ożywieniem. Podszedł tedy ku niemu i słyszał stateczne wywody Szwejka:<br> {{tab}}— Czy tak, bratku, czy owak, a zawsze to zdobycz wojenna. Szpetna to wprawdzie i niemiła sprawa, że tu i ówdzie czytasz na lawecie K. u. K. A r t i 11 e r i e — D i v i s i o n, ale to niezawodnie jest tak, że taka armata wpadła kiedyś w ręce Moskali, a my odebraliśmy ją sobie. Taka zdobycz wojenna jest daleTto cenniejsza, ponieważ...<br> {{tab}}— Ponieważ — rzekł uroczyście, zauważywszy porucznika Duba — nieprzyjacielowi nie należy pozostawiać w ręku nic a nic. Rzecz jest taka sama, jak z Przemyślem albo jak z tym żołnierzem, któremu nieprzyjaciel w bitwie wyrwał z rąk feld<br> {{tab}}133<br> {{tab}} <br> {{tab}}flaszkę. Było to jeszcze za czasów wojen napoleońskich, a ten żołnierz udał się w nocy do obozu nieprzyjacielskiego po swoją flaszkę i jeszcze na czysto zarobił, ponieważ nieprzyjaciel fasował na noc wódkę.<br> {{tab}}— Mój Szwejku, wynoście mi się stąd i starajcie się, żebym was tu więcej razy nie spotkał — rzekł porucznik Dub.<br> {{tab}}— Rozkaz, panie lejtnant — odpowiedział Szwejk i poszedł. ku drugiej grupie wagonów. Gdyby porucznik Dub był słyszał, co Szwejk jeszcze dodał, to byłby niezawodnie wyskoczył z uniformu, aczkolwiek Szwejk zacytował słowo niewinne: — Maluczko, a nie ujrzycie mnie, i znowuż maluczko, a ujrzycie mnie.<br> {{tab}}Porucznik Dub pomimo wszystko był jeszcze taki głupi, że zwracał uwagę żołnierzy na pewien aeroplan jako na zdobycz wojenną, chociaż na kadłubie tego aeroplanu widać było wyraźny napis: Wiener Neustadt.<br> {{tab}}— Ten aeroplan zestrzeliliśmy Rosjanom pod Lwowem — rzekł porucznik Dub.<br> {{tab}}Słowa te zasłyszał nadporucznik Lukasz, przechodzący tamtędy, i dodał głośno:<br> {{tab}}— Przy czym obaj rosyjscy lotnicy spadli prosto na główkę.<br> {{tab}}I szybko szedł dalej, myśląc w duchu, że porucznik Dub, to porządne bydlę.<br> {{tab}}Za innymi wagonami spotkał się nadporucznik ze Szwejkiem; próbował go ominąć, bo na twarzy Szwejka widać było wyraźnie, że człowiek ten dużo ma na sercu różnych spraw, którymi chciał się z nim podzielić. Ale Szwejk ruszył prosto ku niemu.<br> {{tab}}— Ich melde gehorsam, Kompanieordon — n a n z. Szwejk prosi o dalsze rozkazy. Posłusznie melduję, że już pana szukałem w wagonie sztabowym.<br> {{tab}}— Słuchajcie, Szwejku — rzekł nadporucznik Lukasz tonem zdecydowanie wrogim i odpychającym. — Wiecie, kim jesteście i jak was nazwałem?<br> {{tab}}134<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że o takiej rzeczy nie zapomniałem, bo nie jestem znowuż taki, jak niejaki jednoroczny ochotnik Żelezny. Było to jeszcze na długo przed tą wojną i staliśmy w koszarach Karlińskich, a tam był pułkownikiem niejaki Flieder von Bumerang, czy tak jakoś.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz mimo woli uśmiechnął się, słysząc oryginalne nazwisko, a Szwejk szybko opowiadał dalej:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że ten nasz pułkownik był dużo niższy od pana, nosił brodę a la książę Lob — kowitz, tak że bardzo był podobny do małpy, a gdy się rozzłościł, to skakał dwa razy wyżej, niż wynosił jego wzrost, więc wszyscy nazywaliśmy go kauczukowym dziadygą. Był wtedy jakiś pierwszy maj, a my mieliśmy pogotowie, zaś ten pułkownik w wigilię tego dnia wygłosił do nas wielką mowę, że niby dla tego mamy jutro siedzieć wszyscy w koszarach i nie wychodzić na miasto, żebyśmy w razie potrzeby na najwyższy rozkaz całą tę socjalistyczną bandę mogli powystrzelać. Tak samo więc, jeśli który żołnierz ma dzisiaj wychodne, a nie wróci na czas i zasiedzi się na mieście aż do dnia następnego, to taki jest zdrajcą ojczyzny, bo jak się porządnie upi — je, to nie trafi w żadnego socjalistę i przy salwach będzie strzelał w powietrze. Więc ten jednoroczniak Żelezny wrócił do izby i powiada, że kauczukowy dziadyga zrobił jednak dobrze, iż zwrócił uwagę na dzień jutrzejszy. Nikogo, powiada, do koszar i tak nie wpuszczą, więc najlepiej nie wracać. Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że jak powiedział, tak też zrobił. Ale ten oberst Flieder, to był znowuż drań nie byle jaki, Panie świeć nad jego duszą, więc nazajutrz łaził po Pradze i rozglądał się, czy nie zobaczy kogo z naszego pułku, kto się odważył przekroczyć jego nakaz. Koło bramy Prochowej spotkał naszego jednoroczniaka i zaraz na niego z wielkim krzykiem: — Ja ci dam, ja cię nauczę, popamiętasz! — Nagadał mu w tym guście jeszcze więcej, zabrał go z sobą i wlecze go do koszar, a po drodze urągał mu brzydko i ciągle<br> {{tab}}135<br> {{tab}} <br> {{tab}}go się pytał o nazwisko. Sielesny, Sielesny, ja ciebie nauczyć, ja kontent, że złapać ciebie, ja tobie pokazać den ersten Mai! Sielesny, Sielesny, ty już mój, ja cię wsadzić do aresztu, tsimać w areszt! — Żeleznemu już było wszystko jedno. Więc gdy szli przez Porzecze koło Rozwarzylów, Żelezny skoczył w bramę, znikł jak kamfora i popsuł dziadydze uciechę osadzenia go w areszcie. Pana obersta tak to rozsierdziło, iż mu ten delikwent zwiał, że ze złości zapomniał na dobre jego nazwisko. Pomieszało się mu w głowie i gdy przybył do koszar, to zaczął skakać aż pod sufit i wrzeszczał, zaś oficer dyżurny nie wiedział, dlaczego to kauczukowy dziadyga zaczął raptem mówić łamaną czeszczyzną: — Miedziany aresztować, nie Miedziany, Ołowiany aresztować, Cynowy! — I tak się pan oberst męczył dzień w dzień i ciągle pytał, czy już aresztowali Miedzianego, Ołowianego, Cynowego. Kazał nawet wyrukować całemu pułkowi, ale ponieważ było wiadomo, o co chodzi, więc Żeleznego umieścili w szpitalu,. jako że był technikiem dentystycznym. Aż oto stała się rzecz taka: jednemu z naszego pułku udało się przebić jakiegoś dragona w gospodzie u Bucków, który to dragon chodził tam do dziewczyny. Cały pułk musiał wyrukować, nawet chorzy z lazaretu, kto był słaby, tego dwaj koledzy podtrzymywali. Musiał więc chcąc niechcąc wyrukować także Żelezny. I wtedy na dziedzińcu czytali nam rozkaz do pułku, mniej więcej w ten sens, że dragoni, to także żołnierze i że nie należy przebijać ich bagnetem, dlatego że są to nasi Kriegskameraden. Jeden z ochotników tłumaczył ten rozkaz, a nasz oberst rozglądał się dokoła jak tygrys. Najprzód chodził przed frontem, potem poszedł za szeregi i nagle odkrył Żeleznego, chłopa jak góra. Bardzo to, panie oberlejtnant, było komiczne, gdy go wciągnął do środka czworoboku. Tamten jednoroczny ochotnik przestał tłumaczyć rozkaz do pułku, a nasz pułkownik zaczął skakać przed Żeleznym jak nie przymierzając pies, gdy szczeka na kobyłę, i ryczał: — Ty mi nie ucieknąć, ty<br> {{tab}}136<br> {{tab}} <br> {{tab}}się nie schować! Ty Sielesny, Sielesny, a ja furt mówić Miedziany, Ołowiany, Cynowy. A on jest Sielesny, ten łobuz jest Sielesny, ja ci nauczyć Ołowiany! Cynowy! Miedziany! D u Mistvieh! Du Schwein! Du Sielesny! — Potem wlepił mu za to miesiąc, ale po jakich dwóch tygodniach zaczęły go boleć zęby, a on przypomniał sobie, że Żelezny jest dentystą, więc z aresztu kazał go przeprowadzić do lazaretu, żeby mu wyrwał ząb. Żelezny rwał mu ten ząb z pół godziny, tak że dziadygę musieli coś ze trzy razy obmywać. Jakoś go to ułagodziło, tak że darował Żeleznemu dwa tygodnie aresztu. Tak to bywa, panie oberlejtnant, gdy przełożony zapomni nazwiska swego podwładnego. Ale podwładny nigdy nie powinien zapomnieć nazwiska swego przełożonego, jak nas napominał nasz pan oberst. I rzeczywiście, jeszcze po wielu latach pamiętamy dobrze, że mieliśmy obersta Fliedera. — Może ta opowieść była przydługa, panie oberlejtnant<br> {{tab}}— Wiecie Szwejku — odpowiedział nadporucznik Lukasz — że im dłużej słucham waszych opowiadań, tym głębiej jestem przekonany, że nie macie szacunku dla swoich przełożonych. Żołnierz nawet po wielu latach powinien o przełożonych swoich mówić z szacunkiem i tylko dobrze.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz zaczynał odzyskiwać humor.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant — przerwał mu Szwejk i zaczął się tłumaczyć — przecież pan oberst Flieder już dawno nie żyje, ale jeśli pan oberlejtnant sobie życzy, to mogę opowiedzieć o nim wiele dobrego. Bo on, panie oberlejtnant, był dla żołnierzy jak ten anioł. On był taki poczciwy jak święty Marcin, który rozdawał biednym i głodnym ludziom świętomarcińskie gęsi. Z pierwszym napotkanym żołnierzem dzielił się swoim oficerskim obiadem, a gdy przejadły się nam zrazy, to kazał nam piec schab z kapustą. Podczas manewrów był uosobieniem dobroci dla nas wszystkich. Gdyśmy przybyli do Królewic Dolnych, to wydał rozkaz, abyśmy wypili cały browar tameczny na jego koszt, a na<br> {{tab}}13?<br> {{tab}} <br> {{tab}}swoje imieniny albo urodziny kazał napiec zająca w śmietanie dla całego pułku i do tego knedle z bułką. To był taki zacny człowiek, że razu pewnego panie oberlejtnant...<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz po przyjacielsku trzepnął Szwejka przez ucho i rzekł:<br> {{tab}}— No idź już, stary łobuzie, i przestań gadać.<br> {{tab}}— Zum Befel, Herr Oberleutnant!<br> {{tab}}Szwejk oddalał się w kierunku swego wagonu, a tymczasem przed eszelonem batalionu, tam gdzie w wagonie znajdowały się przyrządy telefoniczne i druty, odgrywała się scena następująca. Przed wagonem stał posterunek, ponieważ z rozporządzenia kapitana Sagnera wszystko musiało być feldmassig. Wartowników rozstawiono więc po obu stronach, wagonów, a każdemu z nich wydawano „F e ld r u f“ i „Losung“.<br> {{tab}}Tego dnia F e 1 d r u f był,,Kappe“, a L o s u n g „Hatvan“. Przy wagonie telefonicznym, wartownikiem, który miał sobie zapamiętać oba te słowa, był Polak z Kołomyi; do 91 pułku dostał się jakimś dziwnym wypadkiem.<br> {{tab}}Oczywiście, że nie miał pojęcia co to jest,,Kappe“, ale ponieważ miał w głowie jakąś zaródź mnemotechniki, więc zapamiętał sobie tyle przynajmniej, iż słowo zaczyna się na „k“ i brzmi jak: kawa. Gdy więc porucznik Dub podszedł do niego i zapytał o F e 1 d r u f, wartownik z wielką dumą odpowiedział „Kafe“. Było to rzeczą całkiem naturalną, bo Polak z Kołomyi słysząc to słowo, przypomniał sobie kawę, otrzymywaną w obozie w Brucku na śniadanie i na kolację.<br> {{tab}}Więc gdy jeszcze raz wrzasnął: Kafe, a porucznik Dub niezadowolony z odpowiedzi, zbliżał się do niego coraz bardziej, wówczas wartownik, pamiętny przysięgi i obowiązku strażującego żołnierza, krzyknął groźnie: — Halt! — a gdy porucznik zrobił jeszcze dwa kroki, ciągle domagając się Feldrufu, żołnierz wymierzył przeciw niemu karabin, wołając:<br> {{tab}}138<br> {{tab}} <br> {{tab}}— H a 11, bo strzelam! H a 11!<br> {{tab}}Porucznik Dub zrozumiał, że się nie dogada, i zaczął się cofać.<br> {{tab}}— W a c h komm a n d a n!! WachkommandanU — krzyczał głośno.<br> {{tab}}Przybiegł plutonowy Jelinek, który warty rozstawiał i sam zapytał o Feldruf, a za nim znowu powtórzył pytanie porucznik Dub. W odpowiedzi brzmią ’o po całej stacji wciąż to samo słowo: Kafe! Kafe!<br> {{tab}}Z wagonów zaczęli wyskakiwać żołnierze z menażkami w przekonaniu, że będzie wydawana kawa, i skończyło się na popłochu i zamieszaniu. Wartownika trzeba było zmienić.<br> {{tab}}Ale porucznik Dub miał w podejrzeniu Szwejka, że to on wywołał całe zamieszanie, bo jego pierwszego widział wychodzącego z wagonu z menażką i słyszał jego głos:<br> {{tab}}— Z menażkami po kawę! Z menażkami po kawę!<br> {{tab}}Po północy pociąg ruszył na Ładowce i Trzebiszów, gdzie z rana przywitało go stowarzyszenie weteranów, które pomieszało sobie ten marszbatalion z 14 marszbatalionem węgierskiego pułku honwedów. Honwedzi przejechali przez stację jeszcze w nocy. Weterani podpili sobie z samego rana i swoim wrzaskiem „I sten almeg a k i r a 1y“ — zbudzili ze snu cały batalion. Kilku bardziej uświadomionych żołnierzy wychyliło się z wagonu ze słowem przywitania:<br> {{tab}}— Całujcie psa w nos! E 1j e n!<br> {{tab}}Na co znowu weterani odpowiedzieli wrzaskiem, aż okna w wagonach brzęczały:<br> {{tab}}— El jen! Eljen a tizennegyedik regime nt e! (Czternasty pułk).<br> {{tab}}Po pięciu minutach pociąg jechał dalej na Humienne. Tu już jasno i wyraźnie widać było ślady walk z czasów, gdy Rosjanie ciągnęli ku dolinie Cisy. Na zboczach były proste rowy strzeleckie, a tu i ówdzie sterczały zgliszcza siedzib i budy przy nich, świadczące, że właściciele już wrócili.<br> {{tab}}139<br> {{tab}} <br> {{tab}}Gdy pociąg przybył na stację, i na niej widać było ślady walk. Poczyniono szybko przygotowania do obiadu, a żołnierze mieli tymczasem sposobność przekonać się, jak władze austriackie postępują z mieszkańcami po ustąpieniu Rosjan spokrewnionych z tymi mieszkańcami religią.<br> {{tab}}Na peronie w otoczeniu węgierskich żandarmów stała gromadka zaaresztowanych Rusinów węgierskich. Śród nich było kilku popów, nauczycieli i rolników z całej okolicy. Wszyscy mieli ręce powiązane z tyłu i spętani byli parami. Ludzie ci mieli przeważnie posiniaczone nosy i poranione głowy, bo zaraz po aresztowaniu zostali doraźnie obici przez żandarmów.<br> {{tab}}O kawałek dalej jeden z żandarmów węgierskich bawił się aresztowanym popem. Uwiązał go na postronku za lewą nogę, postronek trzymał w ręku i kolbą pobudzał popa, aby tańczył czardasza. Żandarm szarpał postronkiem, pop padał na nos, a ponieważ ręce miał związane w tyle, więc nie mógł wstać, robił rozpaczliwe wysiłki, aby się przewrócić na plecy i wstać z ziemi. Żandarma tak serdecznie bawił ten widok, iż zaśmiewał się do łez, a gdy pop już się podnosił, znowu szarpał postronkiem i pop znowu padał na nos.<br> {{tab}}Uczynił koniec tej scenie oficer żandarmski, który rozkazał żandarmom, aby zanim nadejdzie pociąg, zaprowadzili are — sztantów do pobliskiej ’ szopy, gdzie mogą ich bić do woli, a nikt tego widzieć nie będzie.<br> {{tab}}O tym epizodzie zawiązała się rozmowa w wagonie sztabowym i rzec można, że na ogół większość była przeciwko takiemu znęcaniu się nad ludźmi.<br> {{tab}}Chorąży Kraus był zdania, że skoro już ci aresztowani są zdrajcami stanu, to trzeba wieszać ich na miejscu bez znęcania się nad nimi, natomiast porucznik Dub nie miał nic przeciwko widzianej scenie i tłumaczył ją tak, że żandarmi mszczą się właśnie za zamach sarajewski, którego ofiarą padł arcy — książę Franciszek Ferdynand i jego małżonka. Dla dodania powagi swoim słowom, powiedział, że prenumerował pewne<br> {{tab}}140<br> {{tab}} <br> {{tab}}pismo, a w tym piśmie jeszcze przed wybuchem wojny był artykuł o tym, iż bezprzykładna zbrodnia sarajewska pozostawia w sercach ludzkich niezagojoną ranę, tym boleśniejszą, że zbrodnia ta zniszczyła życie nie tylko przedstawiciela władzy wykonawczej państwa, lecz także pozbawiła życia jego wierną i ukochaną towarzyszkę życia. Zbrodnia ta zniszczyła szczęśliwe, przykładne życie rodzinne i osierociła dzieci przez wszystkich ukochane.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz mruknął pod nosem, że widać i tutaj ci żandarmi prenumerowali to samo pismo i czytywali ów wzruszający artykuł. W ogóle wszystko zaczynało budzić w nim głębokie uczucie wstrętu. Postanowił upić się, żeby uciec od weltschmerzu. Wyszedł z wagonu i szukał Szwejka.<br> {{tab}}— Słuchajcie, Szwejku — rzekł do niego — nie wiecie, gdzie można by tu dostać butelkę koniaku? Czuję się jakoś niedobrze.<br> {{tab}}— To, wszystko, posłusznie melduję, panie oberlejtnant, z powodu zmiany pogody. Może się zdarzyć, że gdy przybę — dziemy na front, to pan się będzie czuł jeszcze gorzej. Im bardziej oddala się człowiek od swojej pierwotnej bazy wojennej, tym mu słabiej na wnętrzu. Pewien ogrodnik ze Strasznie, Józef Kalenda, też się kiedyś oddalił od domu, poszedł ze Strasznie na Winohrady, zatrzymał się w gospodzie „Na przystanku“ i czuł się jeszcze jako tako, ale gdy się znalazł na ulicy Koronnej, to od samego wodociągu nie opuszczał ani jednej gospody aż poza kościół świętej Ludmiły i słabł coraz bardziej. Ale się tym nie zrażał, bo w wigilię tego dnia założył się w jednej knajpie w Strasznicach z tramwajarzem, że obejdzie świat dokoła w ciągu trzech tygodni. Oddalał się więc coraz bardziej od swego domu, aż dotarł do „Czarnego browaru“ na placu Karola, a stamtąd poszedł na Małą Stronę do Sw. Tomasza do piwiarni, następnie do restauracji „U Montagów“, do „Króla Brabanckiego“, a w końcu do bro<br> {{tab}}141<br> {{tab}} <br> {{tab}}waru klasztoru Strahowskiego. Ale W tych okolicach zmiana klimatu już mu się dawała we znaki. Dotarł aż do placu Loretańskiego, a tam ogarnęła go nagle taka tęsknota za stronami rodzinnymi, że rzucił się na ziemię, tarzał się na chodniku i wrzeszczał: — Ludzie kochane, ja już dalej nie pójdę, ja, powiada, przepraszam pana oberlejtnanta, na ca’ą podróż dokoła świata gwiżdżę. — Ale jeśli pan sobie życzy, panie oberlejtnant, to za koniakiem rozejrzeć się mogę. Tylko żeby mi tymczasem pociąg nie uciekł.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz zapewnił go, że pociąg ruszy dopiero za dwie godziny, i powiedział mu, że koniak sprzedają na butelki tuż za stacją, że kapitan Sagner posyłał tam już Ma — tuszica, który za 15 koron przyniósł butelkę przyzwoitego trunku. Więc daje mu oto 15 koron, ale w razie czego niech nie mówi, że to dla nadporucznika Lukasza, bo właściwie jest to rzecz zakazana.<br> {{tab}}— Niech pan będzie spokojny, panie oberlejtnant — rzekł Szwejk — wszystko zrobię jak się patrzy, ponieważ ja bardzo — lubię rzeczy zakazane. Tak mi się zawsze zdarzało, iż sam nie wiem jak, a znalazłem się raptem w czymś zakazanym. Pewnego razu w koszarach Karlińskich nakazali nam...<br> {{tab}}— Kehrt e u c h — m a r s c h i e r e n — m a r s c h! — Przerwał mu nadporucznik Lukasz.<br> {{tab}}Szwejk ruszył tedy poza dworzec, powtarzając sobie szczegóły swej wyprawy, a mianowicie, że koniak ma być dobry, — więc naprzód trzeba go skosztować, że ta rzecz jest właściwie zakazana, więc trzeba być ostrożnym.<br> {{tab}}Gdy właśnie skręcał za peron, zetknął się znowu z porucznikiem Dubem.<br> {{tab}}— Po co się tu szwendasz? Znasz mnie? — zapvtał Szwejka.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję — odpowiedział Szwejk salutując — że nie życzę sobie poznać pana ze strony złej.<br> {{tab}}Porucznik Dub zdrętwiał ze zgrozy, ale Szwejk stał spokojnie z ręką przy daszku czapki i mówił dalej:<br> {{tab}}142<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że pragnę poznać pana tylko z pańskiej dobrej strony, żeby mnie pan nie zmusił do płaczu, jak mi to pan obiecywał.<br> {{tab}}Od takiego zuchwalstwa porucznikowi Dubowi aż się w głowie zakręciło, ale zdobył się tylko na słowo pogróżki:<br> {{tab}}— Idź na zbity łeb, gałganie! Jeszcze z sobą pogadamy!<br> {{tab}}Szwejk poszedł za stację, a porucznik Dub ochłonąwszy nieco, poszedł za nim. Za stacją, tuż przy szosie, stał szereg kramików w postaci głębokich cebrów ustawionych dnem do góry, na tych dnach leżały koszałki, w koszałkach były różne niewinne przysmaki, jakie zazwyczaj kupują dzieci szkolne. Były tam karmelki i cukierki różnych kształtów i rozmiarów, a także kawałki ciemnego chleba z plasterkami salami, najnie — wątpliwiej końskiego pochodzenia. Ale pod cebrami stały butelki z różnymi napojami alkoholowymi: z koniakiem, arakiem, jarzębinówką i z innymi likierami i wódkami.<br> {{tab}}Tuż za rowem przydrożnym znajdowała się buda i właśnie w tej budzie załatwiano wszystkie niedozwolone trasakcje alkoholowe.<br> {{tab}}Żołnierze umawiali się o wszystko przy kramikach, po czym Żyd wyjmował spod niewinnego cebra butelkę z wódką i pod kapotą przenosił ją do owej budy, gdzie znowu żołnierz chował ją w kieszeń u spodni lub pod bluzę.<br> {{tab}}Do jednego z tych kramików poszedł także Szwejk, nie wiedząc, że jest śledzony przez detektywa tak utalentowanego, jak porucznik Dub.<br> {{tab}}Transakcję załatwił Szwejk natychmiast przy pierwszym kramiku. Kupił sobie naprzód cukierków, zapłacił je i schował do kieszeni, przy czym słyszał oczywiście, co mu mówił Żydek:<br> {{tab}}— Schnaps hab ich auch, gnadiger Herr S o 1 d a t.<br> {{tab}}Targ był krótki. Szwejk wszedł do budy, ale nie śpieszył się z płaceniem, dopóki Żyd butelki nie otworzył i nie dał<br> {{tab}}143<br> {{tab}} <br> {{tab}}mu skosztować. Był wszakże z koniaku zadowolony, zapłacił i schowawszy butelkę pod bluzą, wracał na stację.<br> {{tab}}— Gdzieś ty się włóczył, łobuzie? — zapytał porucznik Dub, zastępując mu drogę.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że kupiłem sobie cukierków. — Szwejk sięgnął do kieszeni i wyjął garść zakurzonych cukierków. — Gdyby się pan lejtnant nie brzydził... Ja już próbowałem, są nienajgorsze. Mają taki przyjemny, osobliwy smak, jakby były nadziewane powidłami, panie lejtnant.<br> {{tab}}Pod bluzą widać było obłe kształty butelki. Porucznik Dub poklepał Szwejka po bluzie:<br> {{tab}}— Co ty tu niesiesz, łobuzie jeden? Pokaż no!<br> {{tab}}Szwejk wyjął spod bluzy butelkę z złocistym płynem i z niedwuznaczną etykietą: „Cognac“.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant — odpowiedział Szwejk nie tracąc równowagi — że do tej butelki od koniaku nabrałem trochę wody do picia. Po tym gulaszu, cośmy go wczoraj jedli, mam jeszcze ciągle straszliwe pragnienie. Tylko że woda w tamtej pompie, jest, jak pan widzi, taka żółtawa, widać żelazista. Takie żelaziste wody są bardzo zdrowe i pożyteczne.<br> {{tab}}— Jeśli masz takie pragnienie, Szwejku — rzekł porucznik Dub, uśmiechając się szatańsko i przedłużając scenę, którą zdaniem jego Szwejk przegrać mus ał — to się napij, ale porządnie. Wypij wszystko od razu!<br> {{tab}}Porucznik Dub był przekonany, że po paru łykach Szwejk nie będzie mógł pić dalej, a wówczas on, porucznik, zatriumfuje nad nim i powie:<br> {{tab}}— Podaj i mnie butelkę, abym się napił, bo i ja mam pragnienie.<br> {{tab}}Co za minę zrobi w takiej chwili ten gałgan i jak się będzie kręcił, gdy zostanie na niego złożony raport!<br> {{tab}}144<br> {{tab}} <br> {{tab}}Szwejk odkorkował butelkę, przyłożył ją do ust, i opróżniał butelkę łyk za łykiem. Porucznik Dub zdrętwiał, bo Szwejk w jego oczach wypił całą butelkę koniaku, nie skrzywiwszy się nawet, pustą butelkę wrzucił przez szosę do stawu, splunął i rzekł, jakby wypił szklaneczkę wody mineralnej:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że ta woda ma naprawdę smak żelazisty. W Kamyku nad Wełtawą pewien szyn — karz robił dla swoich gości żelazistą wodę w ten sposób, że do studni wrzucał stare podkowy.<br> {{tab}}— Ja ci dam stare podkowy! Chodź razem ze mną i pokaż zaraz mi tę studnię, z której brałeś tę wodę.<br> {{tab}}— To niedaleko stąd, panie lejtnant, zaraz za tą drewnianą budą.<br> {{tab}}— Idź naprzód, ty nicponiu, żebym widział czy idziesz prosto.<br> {{tab}}— Dziwna rzecz — pomyślał porucznik Dub. — Na tym niegodziwcu nie znać, że wypił tyle koniaku.<br> {{tab}}Szwejk szedł tedy naprzód zdany na wolę bożą, ale nie tracił nadziei, że tam gdzieś studnia będzie i rzeczywiście była. Co więcej, była tam nawet pompa, a gdy do niej podeszli i Szwejk zapompował, popłynęła z rury żółtawa woda. Szwejk odzyskał zupełną pewność siebie i wołał triumfując:<br> {{tab}}— To tu jest ta żelazista woda, panie lejtnant.<br> {{tab}}Wystraszony kupiec zbliżył się do nich, a Szwejk rzekł do niego po niemiecku, żeby przyniósł szklaneczkę, bo pan lejtnant chce się napić.<br> {{tab}}Porucznik Dub zgłupiał z tego wszystkiego, więc wypił pełną szklankę wody, po której miał w ustach wyraźny smak końskiego moczu i gnojówki. Ale tak dalece stracił równowagę ducha, że za tę szklaneczkę wody dał Żydowi pięć koron, a zwracając się do Szwejka, fuknął na niego: ’<br> {{tab}}— Co się tu włóczysz? Marsz na stację!<br> {{tab}}Po pięciu minutach Szwejk ukazał się w wagonie sztabo<br> {{tab}}Szwejk 10III<br> {{tab}}145<br> {{tab}} <br> {{tab}}wym, tajemniczymi znakami wyciągnął nadporucznika Lukasza na dwór i zameldował mu:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że za piąć, a najdalej za dziesięć minut będę kompletnie pijany i będę leżał w swoim wagonie, więc proszę pana, żeby pan mnie przynajmniej przez trzy godziny nie wołał i nie udzielał mi żadnego rozkazu, dopóki się nie wyśpię, Wszystko w porządku, ale mnie p, żyłapał pan porucznik powiedziałem mu, że to woda,<br> {{tab}}więc musiałem przed nim tę całą butelkę koniaku wypić, żeby go przekonać, że to woda, Wszystko jest więc w porządku, niczego nie zdradziłem, jak mi to pan oberlejtnant nakazał, i byłem bardzo ostrożny, ale teraz czuję już, że mi nogi drętwieć zaczynają. Oczywiście, posłusznie melduję, że jestem do picia przyzwyczajony, bo z panem feldkuratem Katzem...<br> {{tab}}— Idź precz, bestio! — krzyknął nadporucznik Lukasz, ale bez cienia gniewu. Natomiast porucznik Dub stał mu się daleko nienawistniejszym, niż dotąd.<br> {{tab}}Szwejk wlazł ostrożnie do swego wagonu i układając się na swoim płaszczu i tobołku, rzekł do sierżanta rachuby i do innych.:<br> {{tab}}— Pewnego razu schlał się jeden człowiek i prosił, żeby go nie budzili...<br> {{tab}}Po tych słowach przewrócił się na drugi bok i zaczął chrapać.<br> {{tab}}Gazy, jakie wydzielał jego organizm, szybko napełniły cały wagon. Kucharz Jurajda pociągał nosem i delektując się zapachem, zadeklarował:<br> {{tab}}— Psiamać, tu koniak pachnie.<br> {{tab}}Przy składanym stole siedział jednoroczny ochotnik Marek, który po szeregu najróżniejszych przejść dochrapał się do stanowiska kronikarza batalionu.<br> {{tab}}W tej chwili opisywał na zapas bohaterskie czyny bata — li°nu, a po jego rninie było wté^, iż spojrzenie w pizysztość sprawia mu przyjemność.<br> {{tab}} <br> {{tab}}Sterami, rachuby Waniek z. zamtereowraniem przyglądał się pisząasanu Markowi, któzy snuta. się przy pisaniu od ucha do üclrół Wstał więc i pochyW sęę nad ptezącym. któzy począł nru tiumarEyć:<br> {{tab}}— Okoopny to npas p’isame dztotów batalionu na zapas. Rzecz g<ówna trzymrać sęę systemu ł postępować mekodyrame. We wszystkim muił być ład ł porządek.<br> {{tab}}— Systematyczny system — rzucll Waniek, uśmiechając się dość wzgardliwie.<br> {{tab}}— Tak ^s. — rzekł ntedbate tednokoczny ochotnik — systematyzowany, systematyczny system potizebny ^sl koniecz — me przy pteamu dziejów! batahonu. Mie można od razu zaczynać wte^im. zwycięstaamL Wszystko musł iść pomalutku według okreśtenego planu. Nasz batahon me może przecie wygrać tak raptownie taj wojny światowajł Nihil nisł b e n e. Dta taktego ch5tor3^ił^l, jak ja. IZCCZI1 główną jest o^ijtoie?tüt? naprzód planu naszych zwycięstw. Tutał na przykład kpisuję, jak nasz batahon. dajmy na to. ra dwa miesią<br> {{tab}}01 mały figiel te nie przekroczył granicy rosyjskiej. mocno i^ti^iz(^rłk^a^iej przez pułkii. przypuśćmy. diońskie. podczas gdy kilka nieprzyjacielskich pulków obchodzüo nasze psc^Ycje. Zra — ru rdaje się, że nasz batalion jest rgubiony. ale w tej chwili kapitan Sagner wydaje rorkaz do batalionu, — Btg nie ahce, ab>yśmy tutaj rginęli. Uatetajmy. — Nasz batalion b^ie>se; więc ntrki ra pas, ale nieprzyjacielska dywtaja. która już nas t>yta kbesrłał widząc. te właśnie p^drimy ra nią. rzuca ste d° pa — tüi, ra^^j uc^^ki 1 t>er wystj^rału wp^da w rece reretw nasrej armii. Od tego wlaśnte raarnte się cała hlstkria rasago ba — talimu. Z ^ctar^zi staomnych, iż wyrote się st^y^l^m pro — roakim, torwiną się rreary doniosle. Batalia nasr ptjdrte od Zw’yaięstwa do rwyaięstw^. Ctekawi bidzie, jak to nasr batalion śp^^go nteprryjactela. Do opisu takiah wy<br> {{tab}}p^^te stylu,.Ilustrowanej sptawordaway ^fcn — nig0“i jakl wyahodril podaras wojny rosyjstajjotekiej. Nasr<br> {{tab}}>»*in<br> {{tab}}147<br> {{tab}} <br> {{tab}}batalion zaskoczy więc śpiącego nieprzyjaciela. Każdy żołnierz upatrzy sobie jednego z nieprzyjaciół i z całej siły wbi — je mu bagnet w piersi. Bajecznie wyostrzony bagnet wjedzie w pierś jak w masło i tylko tu i ówdzie trzaśnie łamane żebro, śpiący nieprzyjaciele miotają się i wiją, wytrzeszczają zdziwione oczy, zacharczą i sztywnieją. Śpiącym nieprzyjaciołom pokazują się na ustach krwawe śliny, sprawa jest załatwiona, nasz batalion odniósł zwycięstwo. Jeszcze lepiej będzie za jakie trzy miesiące, gdy batalion nasz weźmie do niewoli rosyjskiego cara. Szczegóły tego wydarzenia opowiem wszakże nieco później, bo tymczasem muszę sobie przygotować na zapas nieco epizodów świadczących o bezprzykładnym bohaterstwie naszych żołnierzy. Będę musiał stworzyć zgoła nowe terminy wojenne. Jeden taki termin już sobie wymyśliłem. Będę pisał o ofiarnej dzielności naszych żołnierzy, naszpikowanych odłamkami granatów. Skutkiem wybuchu nieprzyjacielskiej miny jeden z naszych plutonowych, powiedzmy, dwunastej czy trzynastej kompanii straci głowę.<br> {{tab}}— Ale, a propos — rzekł jednoroczny ochotnik, uderzając się w czoło — bez mała byłbym zapomniał, panie rechnungs — feldfebel, czyli po ludzku mówiąc, panie Waniek, że ma mi pan dostarczyć spisu wszystkich szarż. Proszę mi wymienić jakiego plutonowego kompanii dwunastej. — Houska? — Dobrze, niech sobie będzie Houska. To on straci głowę przy wybuchu miny. Głowa odleci na bok, ale ciało jego zrobi jeszcze parę kroków i zestrzeli nieprzyjacielski aeroplan. Rzecz prosta, że takie zwycięstwa będą obchodzone w rodzinnym kółku cesarskim w Schonbrunnie. Austria ma bardzo wiele batalionów, ale tylko jeden batalion się wyróżni, to jest nasz, i właśnie na jego cześć odbędzie się mała rodzinna uroczystość w domu cesarskim. Wyobrażam to sobie w swoich zapiskach tak, że arcyksiążęca rodzina Marii Walerii przeprowadzi się w tym celu z Wallsee do Schonbrunnu. Uroczystość ta będzie zgoła intymna i odbywać się będzie w sali<br> {{tab}}148<br> {{tab}} <br> {{tab}}sąsiadującej z sypialnią cesarską, oświetloną białymi świecami woskowymi, albowiem, jak wiadomo, na dworze nie lubią lampek elektrycznych, obawiając się krótkiego spięcia. O godzinie szóstej zacznie się ta uroczystość ku czci i chwale naszego batalionu. W tej chwili do sali zostają wprowadzone wnuki jego cesarskiej mości, a sala ta należy właściwie do apartamentów zmarłej cesarzowej. Powstaje kwestia, kto ma być obecny prócz rodziny cesarskiej. Oczywiście, że musi być obecny i będzie obecny generał adiutant monarchy, hrabia Paar. Ponieważ podczas takich rodzinnych uroczystości zrobi się czasem któremu z uczestników słabo, chociaż nie chcę bynajmniej twierdzić, że hrabia Paar porzyga się koniecznie, pożądana jest obecność lekarza przybocznego, radcy dworu dra Kerzła. Dla porządku, aby na przykład lokaje dworscy nie pozwolili sobie na jakieś poufałości w stosunku do dam dworu, biorących udział w uroczystości, przybywa najwyższy ochmistrz, baron Lederer, podkomorzy hrabia Bellegarde i najwyższa dama dworu hrabina Bombelles, która śród dam dworu odgrywa taką samą rolę, jaką w zamtuziku u Szuhów odgrywa madam. Gdy dostojne towarzystwo już się było zebrało, powiadomiono o tym cesarza, który ukazał się następnie w towarzystwie swoich wnuków, zasiadł przy stole i wzniósł toast na cześć naszego marszbatalionu. Po nim zabrała głos arcyksiężna Maria Waleria, która z wielkimi pochwałami odzywa się osobliwie o panu, panie rechnungsfeldfe — bel. Oczywiście, że według notatek moich nasz marszbatalion ponosi ciężkie i dotkliwe straty, ponieważ* batalion bez zabitych, to nie żaden batalion. Trzeba będzie napisać jeszcze nowy artykuł o naszych poległych. Dzieje batalionu nie mogą się składać jedynie z suchych relacyj o zwycięstwach, których przygotowałem już przeszło czterdzieści. Pan, panie Wań — ku, zginiesz na przykład nad małą rzeczułką, a znowuż Baloun, który tak dziwnie wytrzeszcza na nas oczy, nie zginie ani od kuli karabinowej, ani od szrapnela, czy też granatu, lecz umrze<br> {{tab}}149<br> {{tab}} <br> {{tab}}śmiercią zgoła osobliwą. Uduszony zostanie przez lasso zarzucone mu na szyją z aeroplanu nieprzyjacielskiego w chwili, gdy pożerać będzie obiad swego oberlejtnanta Lukasza.<br> {{tab}}Baloun cofnął się, rozpaczliwie zamachał rękoma i z westchnieniem wyrzucił ze ściśniętej piersi:<br> {{tab}}— Czy ja temu winien, że mam taki charakter? Jeszcze za dawnych czasów, kiedym odsługiwał wojskowość, to nieraz po kilka razy chodziłem do kuchni po obiad, dopóki mnie nie wsadzili do paki. Pewnego razu dostałem na obiad żebro, i z powodu tego żebra siedziałem miesiąc. Niech się dzieje wola boża.<br> {{tab}}— Nie bójcie się, Balounie — pocieszał go jednoroczny ochotnik — w dziejach batalionu nie będzie mowy o tym, że zginęliście w drodze z kuchni oficerskiej do okopów. Będziecie wymieniony razem z innymi bohaterami naszego batalionu, jako jeden z tych, którzy polegli na chwałę monarchii, jap np. wachmistrz rachuby, Waniek.<br> {{tab}}— A jaką śmierć przeznacza pan mnie, panie Marek?<br> {{tab}}— Niech pan się tak bardzo nie śpieszy, bo tak szybko nie można.<br> {{tab}}Jednoroczny ochotnik zamyślił się i mówił dalej:<br> {{tab}}— Pochodzisz pan z Kralup, prawda? Więc pisz pan do domu, do Kralup, że znikniesz pan bez śladu, ale pisz pan ostrożnie. Czy może pragniesz pan otrzymać ciężką ranę i leżeć przed zasiekami z drutu kolczastego? Możesz pan sobie z przetrąconą nogą w taki sposób przeleżeć ślicznie i ładnie cały dzień. W nocy nieprzyjaciel reflektorem oświetli nasze pozycje i zauważy pana. Pomyśli, że pełni pan służbę wywiadowczą i zacznie walić w pana granatami i szrapnelami. Dokona pan dla naszego wojska niesłychanie wiele, ponieważ nieprzyjaciel zużyje na pana taką masę amunicji, jakiej potrzeba na cały batalion, a szczątki pańskie rozlatujące się w powietrzu na wszystkie strony śpiewać będą pieśń wielkiego zwycięstwa. Jednym słowem, każdy doczeka się swej kolejki<br> {{tab}}150<br> {{tab}} <br> {{tab}}i każdy się odznaczy, tak że karty dziejów naszego batalionu jaśnieć będą zwycięstwami pełnymi chwały. Nie chciałbym gromadzić zbyt wiele materiału, ale trudna rada, wszystko musi być wykonane dokładnie, aby pozostała po nas jaka taka pamiątka, zanim, powiedzmy, w miesiącu wrześniu, nie pozostanie po nas zgoła już nic, prócz tych świetnych kart, które przemawiać będą do serc Austriaków, że wszyscy ci, którzy już nigd}’ nie ujrzą swoich stron rodzinnych, bili się dzielnie i mężnie. Zakończenie tego nekrologu już ułożyłem, panie Wańku. Cześć i chwała poległym! Ich miłość dla monarchii jest miłością najświętszą, albowiem nie cofnęła się przed śmiercią. Imiona ich niechaj będą wymawiane ze czcią, jak np. imię Waniek. Ci zaś, którzy w poległych stracili żywicieli, niechaj z uczuciem dumy otrą łzy, albowiem polegli należą do bohaterów naszego batalionu.<br> {{tab}}— Przybliżcie się, panowie — rzekł jednoroczny ochotnik, przerzucając kartki swoich zapisków. — Oto stronica 13: Te Iefonista Chodounsky poległ 3 września równocześnie z kucharzem batalionu Jurajdą. A oto dalsze moje zapiski: Bezprzykładne bohaterstwo. — Chodounsky z narażeniem własnego życia uratował druty telefonu w swoim schronisku, pełniąc służbę przez trzy dni bez przerwy. Jurajda widząc niebezpieczeństwo okrążenia oddziału przez nieprzyjaciela zachodzącego od skrzydła, z kotłem gotującej się zupy rzuca się na wrogów siejąc śród nich zgrozę i oparzelizny. Piękną śmierć ponieśli. Pierwszy został rozszarpany przy wybuchu miny, drugiego udusiły gazy trujące, które podsunięto mu pod sam nos, gdy biedak już nie miał czym się bronić — Obaj giną z okrzykiem: — Es lebe unser Bataillonskom — m a n d a n t! — Dowództwo Armii dzień w dzień wydaje rozkazy z podziękowaniem dla nas, aby i inne oddziały wojska dowiedziały się o dzielności naszego batalionu i brały nas sobie za przykład. Mogę wam przeczytać wyjątek z rozkazu do armii, który odczytywany będzie po wszystkich oddziałach<br> {{tab}}151<br> {{tab}} <br> {{tab}}armii, a który bardzo jest podobny do owego rozkazu arcy — księcia Karola, gdy w roku 1805 stał z wojskiem pod Padwą i nazajutrz po tym rozkazie dostał porządne lanie. Słuchajcie więc, co się będzie odczytywało o naszym batalionie jako o przykładnie bohaterskim oddziale: —...Mam nadzieję, że cała armia weźmie sobie przykład z wyżej wymienionego batalionu, osobliwie zaś, że przyswoi sobie tego ducha samodzielności i zaufania we własne siły, przezwyciężające wszystkie niebezpieczeństwa, że przejmie się duchem wzorowego bohaterstwa, miłości i zaufania względem swoich przełożonych, które to cnoty, wyróżniające ów batalion, prowadzą go do czynów godnych podziwu ku szczęściu i pomyślności naszego państwa. Niech wszyscy idą za tym przykładem!<br> {{tab}}Z miejsca, na którym leżał Szwejk, ozwało się ziewnięcie i dały się słyszeć słowa mówione przez sen:<br> {{tab}}— Ma pani rację, pani Müllerowo, że ludzie są do siebie podobni. W Kralupach budował pompy niejaki pan Jarosz, a ten Jarosz podobny był do zegarmistrza Lejhanza z Pardubic, jakby był jego bratem rodzonym, a ten zegarmistrz przypominał znowu pana Piskora z Jiczyna, a wszyscy razem podobni byli do nieznanego wisielca, którego mocno już zgniłego znaleziono w stawie koło Jindrzychowa Hradca, akurat koło kolei, gdzie się ten samobójca zapewne rzucił pod pociąg. — Dało się słyszeć nowe ziewnięcie i słowa dodatkowe: — Potem ich wszystkich skazali na wysoką grzywnę, a jutro niech mi pani Müllerowa ugotuje na obiad makaron.<br> {{tab}}Szwejk przewrócił się na drugi bok i chrapał dalej, podczas gdy między kucharzemokultystą, Jurajdą, a jednorocznym ochotnikiem wywiązała się dyskusja dotycząca rzeczy przyszłych. Okultysta Jurajda był zdania, że chociaż na pierwsze spojrzenie wydaje się to być głupstwem, gdy człowiek pisze o rzeczach przyszłych, to jednak pewne jest, że i takie głupstwa zawierają fakty prorocze, gdy człowiek okiem ducha przenika tajemnicze siły, przesłaniające przyszłość. Cd<br> {{tab}}152<br> {{tab}} <br> {{tab}}tego słowa poczynając, Jurajda mówił dużo o samych zasłonach. Co zdanie, to zasłona przyszłości, aż wreszcie przeszedł do telefonu regeneracji, czyli do odnawiania ludzkiego ciała, zmieszał to ze zdolnością odnawiania ciała u wymoczków i zakończył wywodem, że każdy może urwać jaszczurce ogon, a ogon odrośnie.<br> {{tab}}Na to zauważył telefonista Chodounsky, że ludzie obrywaliby się po kawałeczku, gdyby u nich było tak samo, jak jest z ogonem jaszczurki. Byłoby dobrze. Na przykład dla administracji wojskowej byłoby to bardzo pożądane: jednemu kula urwie głowę, drugiemu inną część ciała i pełno jest inwalidów, a tak, już by żadnych inwalidów nie było. Jeden taki austriacki żołnierz, któremu stale odrastałyby ręce, nogi, głowy, byłby więcej wart niż cała brygada.<br> {{tab}}Jednoroczny ochotnik zadeklarował, że dzisiaj skutkiem udoskonalonej techniki wojennej można nieprzyjaciela rozerwać gładko i składnie na dwie, a nawet trzy części w poprzek. Śród wymoczków każda rozdwojona część zaczyna żyć całkiem samodzielnie; otrzymuje własny organizm i żyje sobie na własną rękę. Gdyby tak samo było z ludźmi, to po każdej bitwie austriackie wojsko stawałoby się dwukrotnie, trzykrotnie, a nawet dziesięciokrotnie liczniejsze, bo do każdej oderwanej nogi przyrósłby nowy szeregowiec.<br> {{tab}}— Gdyby tę rozmowę słyszał Szwejk — zauważył sierżant rachuby Waniek — to by wam przytoczył przynajmniej jeden przykład.<br> {{tab}}Szwejk zareagował na dźwięk swego imienia mruknięciem „H ier“ i chrapał dalej, uczyniwszy zadość dyscyplinie wojskowej.<br> {{tab}}W uchylonych drzwiach wagonu ukazała się głowa porucznika Duba.<br> {{tab}}— Czy jest tu Szwejk? — zapytał.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że śpi — odpowie dział jednoroczny ochotnik.<br> {{tab}}155<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Gdy pytam o Szwejka, jednoroczny ochotniku, to<br> {{tab}}masz pan skoczyć i zawołać mi go.<br> {{tab}}— Tego uczynić nie mogę, panie lejtnant, bo on śpi.<br> {{tab}}— To go trzeba obudzić, Aż mi dziwno, że jednoroczny ochotnik sam na taki koncept nie wpadnie, Trzeba przecie okazywać swoim przełożonym więcej usłużności! Jeszcze wy mnie nie znacie, ale gdy mnie poznacie^!<br> {{tab}}Jednoroczny ochotnik zaczął budzić Szwejka.<br> {{tab}}— Wstawaj, Szwejku, pali się!<br> {{tab}}— Jak się onego czasu paliły młyny Odkolkowskie — mruczał Szwejk, przewracając się na drugi bok — to strażacy przyjechali aż z Wysoczan....<br> {{tab}}— Sam pan widzi, panie poruczniku — rzekł uprzejmie jednoroczniak, zwracając się do porucznika Duba — że go budzę, ale to ciężka sprawa.<br> {{tab}}Porucznik Dub się rozzłościł.<br> {{tab}}— Jak się nazywacie, jednoroczny ochotniku? — zapytał. — Marek? Aha to ten jednoroczny ochotnik Mairek, c° to ciągle siedział w areszcie, prawda?<br> {{tab}}— Prawda, panie lejtnant. Odbyłem swój jednoroczny kurs, że tak powiem w kryminale, ale zostałem zredegrado — wany, to jest uwolnion° mnie przez sącl dywizyjny, gdzie nte — winność moja wyszła na jaw, zostałem mianowany batalions — geschichtsschreiberem z pozostawieniem mnie w randze jednorocznego ochotnika.<br> {{tab}}— Zbyt długo nim nie tędnecie — rzeW poruczmk Dub purpurowiejąc ze złości, jakby mu twarz czerwieniała po obiciu — już ja się o to postaram.<br> {{tab}}— proszę pma, pame kjtnant, o wezwanie mnie do importu — rzekł z powagą jednoroczny ochotnik.<br> {{tab}}— Tylko ze mną nie igrajcie! — rzekł poruczmk Dub. — Ja wam dam raport! My się z sobą jeszcze spotkamy.; ak mito wam nie będzie, bo mnie wtedy p^nac^ jeśli mnie jeszcze me znacie!<br> {{tab}} <br> {{tab}}Porucznik Dub oddalał się rozzłoszczony, od wagonu, zapomniawszy we wzburzeniu o Szwejku, aczkolwiek miał zamiar zbudzić Szwejka, stawić go przed sobą i rzec: — Chuchnij na mnie! — aby spróbować ostatniego sposobu ustalenia jego nielegalnego alkoholizmu. Później było na to już za późno, ponieważ w pół godziny po jego oddaleniu się od wagonu rozdano szeregowcom czarną kawę z arakiem. Szwejk już nie spał i na wezwanie porucznika Duba jak jelonek wyskoczył z wagonu.<br> {{tab}}— Chuchnij na mnie! — wrzasnął na niego porucznik Dub. Szwejk wionął na niego całym zapasem swoich płuc, jakby na pola powiał wiatr od gorzelni.<br> {{tab}}— Czym ciebie, drabie, czuć?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że mnie czuć arakiem.<br> {{tab}}— Więc widzisz, mój gagatku — zwycięsko zawołał porucznik Dub — że nareszcie cię złapałem.<br> {{tab}}— Tak jest panie lejtnant — rzekł Szwejk bez jakiegokolwiek zaniepokojenia — bo akurat fasowaliśmy arak do kawy, a ja naprzód wypiłem arak. Ale jeśli wyszło jakie nowe rozporządzenie, że naprzód trzeba pić kawę, a dopiero potem arak, to przepraszam pana i na przyszłość zastosuję się do rozkazu.<br> {{tab}}— A czemuś tak chrapał, kiedym przed półgodziną był przed wagonem? Nie można było zbudzić cię.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że całą noc nie spałem, ponieważ przypominałem sobie czasy, kiedyśmy mieli manewry pod Wesprimem. Wtedy pierwszy i drugi korpus armii maszerował przez Styrię i Węgry zachodnie, a nas okrążył czwarty korpus, który obozował w Wiedniu i okolicach, gdzie mieliśmy utwierdzenia, ale oni nas okrążyli i dostali się aż do mostu zbudowanego przez pontonierów z prawego brzegu Dunaju. My mieliśmy robić ofensywę, a na pomoc miały nadejść wojska z północy, a następnie także z południa, od<br> {{tab}}155<br> {{tab}} <br> {{tab}}Osjaku. Odczytali nam w rozkazie, że na pomoc zdąża nam trzeci korpus armii, żebyśmy nie zostali rozbici między jeziorem Błotnem a Pressburgiem, gdy wyruszymy przeciwko drugiemu korpusowi armii. Ale na nic nam się to nie zdało; właśnie wtedy, kiedyśmy już już wygrywali, trębacze zatrąbili i zwyciężyli tamci, z białymi opaskami.<br> {{tab}}Porucznik Dub nie rzekł ani słowa i oddalił się zakłopotany. Kręcił głową, ale niebawem zawrócił do wagonu sztabowego i rzekł do Szwejka:<br> {{tab}}— Zapamiętajcie sobie, że przyjdzie taki czas, iż będziecie skowyczeć przede mną!<br> {{tab}}Na nic więcej się nie zdobył i poszedł do wagonu oficerskiego, gdzie kapitan Sagner przesłuchiwał akurat jakiegoś nieszczęśnika z 12 kompanii, przyprowadzonego przez sierżanta Sternada. Ów badany nieszczęśnik zaczął się troszczyć o swoje bezpieczeństwo w okopach już obecnie i skądś ze stacji przywlókł sobie drzwiczki od świńskiego chlewu obite blachą. Stał przed kapitanem wystraszony, z wytrzeszczonymi oczami, tłumacząc się, że chciał zabrać te drzwiczki z sobą do okopów jako ochronę przeciwko szrapnelom, bo chciał się zabezpieczyć.<br> {{tab}}Sposobności tej użył porucznik Dub do wygłoszenia wielkiego kazania o tym, jak się ma zachowywać żołnierz, jakie są jego obowiązki wobec ojczyzny i monarchy, który jest najwyższym wodzem i panem armii. Skoro istnieją w batalionie takie żywioły, to trzeba je wytępić, ukarać i aresztować. Ględzenie porucznika było tak dalece wstrętne, że kapitan Sagner poklepał przestępcę po ramieniu i rzekł:<br> {{tab}}— No, zamiar był dobry, ale głupi. Na przyszłość takich głupstw nie róbcie, drzwiczki odnieście na ich miejsce i wynoście mi się do wszystkich diabłów!<br> {{tab}}Porucznik Dub zacisnął usta i postanowił czuwać, uważając, że już od niego tylko zależy zabezpieczenie rozkładającej się dyscypliny batalionu. Dlatego jeszcze raz obszedł wszyst<br> {{tab}}156<br> {{tab}} <br> {{tab}}kie okolice stacji i koło magazynu, na którym był napis, że nie wolno tam palić, znalazł żołnierza czytającego gazetę. Żołnierz siedział i tak był osłonięty gazetą, że nie było widać, co to za jeden. „Habtacht!“ — krzyknął na niego porucznik Dub, ale nie zdało się to na nic, bo żołnierz należał do pułku węgierskiego, stojącego tam w rezerwie.<br> {{tab}}Wściekły porucznik zatrząsł żołnierzem, ten podniósł się, nie uznał za dobre nawet zasalutować, wsadził gazetę do kieszeni, powlókł się w stronę szosy. Porucznik Dub ruszył za nim, oszołomiony, ale węgierski żołnierz przyśpieszył kroku, a następnie odwróciwszy się, z drwiącym uśmiechem podniósł ręce do góry, aby porucznik ani przez chwilę nie wątpił, iż został poznany jako oficer jednego z pułków czeskich. Po chwili żwawy Madziar zniknął między bliskimi domami przy szosie.<br> {{tab}}Porucznik Dub, pragnąc widać pokazać, że z tą sceną nie ma nic wspólnego, majestatycznie wszedł do małego kramiku przy szosie, wskazał zmieszany dużą szpulkę czarnych nici, wsadził ją do kieszeni, zapłacił i powrócił do wagonu sztabowego, gdzie ordynansowi batalionu kazał, aby mu przyprowadził jego służącego Kunerta.<br> {{tab}}— O wszystkim muszę pamiętać ja sam! Z pewnością zapomniałeś o niciach — rzekł, podając służącemu szpulkę.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że mamy cały tuzin szpulek.<br> {{tab}}— Natychmiast mi je pokażcie i to na jednej nodze! Czy wy myślicie, że ja wam wierzę?<br> {{tab}}Kiedy Kunert wrócił z całym pudełkiem nici białych i czarnych, porucznik Dub rzekł do niego:<br> {{tab}}— Przyjrzyj się, drabie, dobrze tym niciom. Popatrz na szpuleczki, któreś ty kupował, i na tę dużą szpulkę, którą ja przyniosłem. Widzisz, jakie twoje niteczki są cienkie i jak łatwo je przerwać, a moje grube i mocne? W wojsku nie potrzebna tandeta, bo wszystko musi być jak się patrzy. Więc<br> {{tab}}157<br> {{tab}} <br> {{tab}}zabierz te wszystkie nici, czekaj moich rozkazów i pamiętaj, żebyś mi na drugi raz nic nie robił na własną rękę i żebyś się o wszystko pytt^Jł, gdy chcesz coś kupować. Nie pragnij mnie poznać! Jeszcze mnie nie znasz z mej złej strony!<br> {{tab}}Kiedy Kunert odszedł, porucznik Dub zwrócił się do nadporucznika Lukasza:<br> {{tab}}— Mój bursz jest człowiekiem bardzo inteligentnym. Czasem zrobi jaki błąd, ale na ogół jest bardzo pojętny. Najważniejsze to, że jest on bezwzględnie uczciwy. Szwagier mój mieszkający na wsi przysłał mi do Brucku kilka pieczonych gąsek. Kunert nie tknął ich, a ponieważ nie zdążyłem zjeść ich sami, zepsuły się, zaśmierdły. Jest to, oczywiście, sprawa dyscypliny. Oficer musi swoich żołnierzy wychowywać.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz chcąc okazać, że nie słucha ględze nia tego idioty, odwrócił się ku oknu i rzekł:<br> {{tab}}— Istotnie, dzisiaj środa.<br> {{tab}}Porucznik Dub odczuwając potrzebę gadania, zwrócił się do kapitana Sagnera i zaczął tonem koleżeńskim i poufałym:<br> {{tab}}— Słuchajcie, panie kapitanie, co sądzicie...<br> {{tab}}— Przepraszam na chwileczkę — rzekł kapitan Sagner i wyszedł z wagonu.<br> {{tab}}Tymczasem Szwejk z Kunertem opowiadali sobie o poruczniku Dubie.<br> {{tab}}— Gdzie siedziałeś tak długo, że cię wcale widać nie było? — pytał Szwejk.<br> {{tab}}— Co tu dużo gadać — odpowiedział Kunert:. — Z tym moim starym idiotą mam dużo roboty. Co chwila woła człowieka i pyta o rzeczy, które nikogo nic nie obchodzą. Pytał mnie także, czy się z tobą przyjaźnię, a ja mu odpowiedziałem, że widujemy się bardzo rzadko.<br> {{tab}}— To bardzo pięknie z jego strony, że pyta o mnie. Ja go badzo lubię, tego twojego lejtnanta. Taki jest miły, poczciwy i dla żołnierzy jak ten ojciec rodzony — mówił Szwejk z wielką powagą.<br> {{tab}}158<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Tak ci się zdaje — zastrzegał się Kunert — ale to niezgorsza Świnia, a głupi jak gówno. Już go mam po dziurki w nosie, bo mnie stale szykanuje.<br> {{tab}}— Dałbyś spokój, bracie — uspokajał go Szwejk. — My — ślałem zawsze, że to naprawdę taki zacny, poczciwy człowiek, a ty tak jakoś dziwnie się wyrażasz o swoim lejtnancie. Ale to już wrodzone u wszystkich pucybutów. Taki na przykład pucybut majora Wenzla, to się o swoim panu nie wyrazi inaczej, tylko wciąż powtarza, że ten jego major’, to kawał idiotycznego bałwana, a gdy pucybut pułkownika Schrodera mówi o swoim przełożonym, to go nazywa za... pokraką i cuchnącym śmierdzielem. Pochodzi to stąd, że każdy bursz nauczył się takich rzeczy od swego pana. Gdyby panowie nie pyskowali, to by służący ich wyzwisk nie powtarzali. W Budzie — jowicach był w służbie aktywnej lejtnant Prochazka, który pucybuta nie wyzywał, ale mówił do niego krótko: „Ty krowo wspaniała!“ Innego wyzwiska jego pucybut, niejaki Hib — man, nigdy z jego ust nie słyszał’. Otóż ten Hibman tak się do tego wyzwiska przyzwyczaił, że gdy powrócił z wojska do domu, to do ojca, matki i sióstr mówił: „Ty krowo wspaniała!“ Tak samo odezwał się do swojej narzeczonej, która się o to na niego pogniewała, zerwała z nim i zaskarżyła go do sądu o obrazę, ponieważ takimi słowy odezwał się do niej, do ojca i matki na jakiejś zabawie publicznej. I nie darowała mu, a przed sądem wywodziła, że gdyby ją był nazwał krową gdzieś na uboczu, to by poszła na zgodę, ale takie publiczne słowo to wstyd europejski. Między nami mówiąc, nie byłbym sobie nigdy wyobrażał, że i twój lejtnant taki sam jak inni. Na mnie zrobił ogromnie dobre wrażenie już wówczas, gdy rozmawiałem z nim po raz pierwszy; był taki miły Jak kiełbaski prosto z wędzarni. Przy drugiej rozmowie wydał mi się człowiekiem bardzo oczytanym, pełnym życia i polotu. — A ty skąd właściwie pochodzisz? Prosto z Budziejo — Mc? Bardzo lubię, gdy ktoś pochodzi prosto skądciś. A gdzie<br> {{tab}}15#<br> {{tab}} <br> {{tab}}mieszkasz? W podcieniach? No to dobrze, bo w lecie masz cień. Zonatyś? Żona, powiadasz, i troje dzieci? No toś szczęśliwy, kolego, przynajmniej będzie miał kto cię opłakiwać, jak mawiał zawsze w swoich kazaniach feldkurat Katz. Feld — kurat miał rację, bo taką samą mowę wygłosił pewien oberst do landwerzystów w Brucku, gdy odjeżdżali do Serbii. Dowodził, że gdy taki landwerzysta polegnie, to zrywa wprawdzie wszystkie stosunki łączące go z rodziną, ale to nic nie szkodzi. Ten pan oberst mówił mniej więcej tak: „Kiedy’ solnirsz sabita, tla familie sabita, już nie ma solnirsz rodzina ani swionski szadny, ale ma fiency, bo jest Held, poniewasz on hat swój sicie geopfert za fięksi familia za Vaterland“. — Na czwartym piętrze mieszkasz, czy na pierwszym? Ano, masz rację, teraz sobie przypominam, że na budziejowickim rynku nie ma ani jednego domu czteropiętrowego. Gdzie tak lecisz? Aha, twój pan oficer stoi przed sztabowym wagonem i spogląda tutaj. Gdyby cię zapytał, czy o nim nie mówiłem, to mu powiedz szczerą prawdę, że i owszem, ale nie zapomnij dodać, że mówiłem o nim bardzo ładnie i że mało kiedy spotykałem takich oficerów, którzy zachowaliby się wobec żołnierzy tak po przyjacielsku i po ojcowsku, jak on. Nie zapomnij mu powiedzieć, iż zdaje mi się być bardzo oczytany i taki, uważasz, inteligentny. I dodaj jeszcze, że cię napominałem, żebyś był grzeczny i żebyś szybko spełniał wszystkie życzenia, jakie wyczytasz w jego oczach. Nie zapomnisz?<br> {{tab}}Szwejk wrócił do wagonu, a Kunert z nićmi poszedł do swego legowiska.<br> {{tab}}Po kwadransie pociąg jechał dalej do Nowej Czabyni przez pogorzeliska wsi Brestów i Wielki Radwan. Widać było, że tu walczono do upadłego.<br> {{tab}}Podnóża i zbocza gór Karpackich były pobrużdżone rowami strzeleckimi, ciągnącymi się z doliny do doliny wzdłuż toru, którego szyny poukładane były na nowych podkładach. Po obu stronach widniały głębokie wyrwy od granatów. Tu<br> {{tab}}160<br> {{tab}} <br> {{tab}}i ówdzie na rzeczułkach i strumieniach, będących dopływami Laborczy, widać było nowe mosty i opalone belki mostów starych. Pociąg biegł równolegle z rzeką.<br> {{tab}}Cała dolina Mezzo Laborczy była rozorana i skopana, jakby tu pracowały wielkie stada olbrzymich kretów. Szosa za rzeką była poszarpana i zryta na wszystkie strony, tylko miejscami widać było udeptane ścieże, którymi waliły się wojska.<br> {{tab}}Nawałnice i deszcze potworzyły w wyrwach sadzawki, a dokoła nich wszędzie leżały strzępy austriackich uniformów.<br> {{tab}}Za Nową Czabyną, na starej opalonej sośnie wisiał śród plątaniny gałęzi but jakiegoś austriackiego piechura z częścią goleni.<br> {{tab}}Widziało się tu lasy bez liści i bez igliwia, bo wszystko pozmiatał ogień artyleryjski; tu i ówdzie stały drzewa bez koron porozstrzeliwane samotne gospodarstwa.<br> {{tab}}Pociąg jechał powoli, bo tory kolejowe były świeżo zbudowane na nowych nasypach, więc batalion miał czas do dokładnego przypatrzenia się skutkom uciech wojennych. Spoglądając na cmentarze wojskowe usiane białymi krzyżami po płaszczyznach i zboczach spustoszonych, przygotowywał się batalion powoli, ale nieodmiennie do wkroczenia na pole chwały, która to chwała kończy się zabłoconą austriacką czapką, powiewającą strzępami na białym krzyżu.<br> {{tab}}Niemcy z Kasperskich gór, ulokowani w ostatnich wagonach, jeszcze w Milowicach na stacji ryczeli: „W a n n i’ kumm, wann i’ kum m...“ — ale od Humennej zamilkli i zamyślili się snać nad tym, że niejeden z tych, których czapki widać na grobach, także śpiewali o tym, jak to będzie ładnie, gdy się wróci do domu, aby na zawsze pozostać przy swojej wybranej.<br> {{tab}}Koło Mezzo Laborczy był przystanek za postrzelanym i spalonym dworcem, z którego zgliszcz sterczały poskręcane żelazne trawersy.<br> {{tab}}Szwejk llIII<br> {{tab}}161<br> {{tab}} <br> {{tab}}Nowy długi barak drewniany, naprędce zbudowany koło spalonego dworca, był oblepiony plakatami we wszystkich językach: „Zapisujcie się na austriacką pożyczkę wojenną!“<br> {{tab}}W drugim podobnym baraku znajdowała się nawet stacja Czerwonego Krzyża. Wyszły stamtąd dwie siostry z otyłym lekarzem wojskowym i śmiały się hałaśliwie z dowcipów pana doktora, który naśladował różne wygłosy zwierzęce i nieudat — nie krząkał jak Świnia.<br> {{tab}}Pod nasypem kolejowym, w dolinie nad potokiem, leżała rozbita kuchnia połowa. Wskazując na nią, rzekł Szwejk do Balouna:<br> {{tab}}— Patrzajcie, Balounie, co na nas czeka w niedalekiej przyszłości. Właśnie mieli wydawać jedzenie, gdy wtem nadleciał granat i oto tak kuchenkę urządził.<br> {{tab}}— To straszne! — westchnął Baloun. — Nigdy dotychczas nie pomyślałem, że spotka mnie coś podobnego, ale moja to wina, bo sobie, drań stary, ostatniej zimy kupiłem w Bu — dziejowicach skórkowe rękawice. Taka pycha mnie rozparła? Nie dość mi było nosić na swoich wiejskich łapskach stare plecione rękawice, jakie nosił nieboszczyk ojciec, i ciągle mi się zachciewało takich miejskich rękawiczek skórkowych. Ojciec jadał pęczak, a ja na takie rzeczy, jak na przykład groch, nawet patrzeć nie mogę, tylko drobiu mi się zachciewa. Zwyczajny schab też mi się nie bardzo podobał i moja stara mu — siała mi go przyrządzać, Boże odpuść winy, na piwie.<br> {{tab}}Z wyrazem najczarniejszej rozpaczy Baloun zaczął odprawiać generalną spowiedź.<br> {{tab}}— Ja przecież blużniłem świętym Pańskim wybrańcom i wybrankom na Malszy w karczmie, a w Dolnym Zagaju sprałem wikarego. W Boga jeszcze wierzyłem, to trzeba powiedzieć, ale co do świętego Józefa, to już zaczynałem powątpiewać o nim. Wszystkich świętych cierpiałem w mieszkaniu, ale obrazek świętego Józefa kazałem wyrzucić, więc teraz karze mnie Pan Bóg za moje grzechy i za moją niemoralność. Ilu i ja<br> {{tab}}162<br> {{tab}} <br> {{tab}}kich niemoralnych uczynków nadopuszczałem się w swoim młynie, jak często zjeździłem swego teścia czyniąc gorzkim jego dożywocie i jak bardzo szykanowałem żonę!<br> {{tab}}— Wyście młynarz, prawda? — rzekł Szwejk w zamyśleniu. — To powinniście byli wiedzieć, że młyny boże mielą powoli, ale nieodmiennie, i że z waszej winy wybuchnie ta wojna światowa.<br> {{tab}}Do rozmowy wtrącił się jednoroczny ochotnik Marek:<br> {{tab}}— Na tych bluźnierstwach, Balounie, i na nieuznawaniu wszystkich wybrańców i wybranek Pańskich wyjdzie pan kiepsko, bo trzeba przecie pamiętać, że nasza armia austriacka jest już od wielu lat armią czysto katolicką, mającą najjaśniejszy przykład w naszym najwyższym wodzu i panu. Co za zuchwalstwo ruszać do boju z trucizną powątpiewania o niektórych wybrańcach i wybrankach Pańskich, skoro zaprowadzone zostały dla dowództwa załóg, to jest panów oficerów, jezuickie egzorty i skoro braliśmy udział w wojskowej rezurekcji? Zrozumieliście, Balounie? Czy pojmujecie, że dopuszczacie się właściwie czegoś przeciwko samemu duchowi naszej sławnej armü? Co do świętego Józefa, którego obrazek kazaliście wyrzucić z izby, to zrobiliście wielkie głupstwo, bo on, Balounie, jest właściwie patronem wszystkich tych, którzy pragną z wojny powrócić, wymigać się z niej. Był on cieślą, a każdy zna przecie przysłowie: „Patrzaj, gdzie cieśla zostawił dziurę“. Iluż to ludzi z takim hasłem poszło do niewoli! Widząc sytuację bez wyjścia i okrążenie ze wszystkich stron przez nieprzyjaciela, starali się uratować nie tyle z pobudek egoistycznych, ale uratować siebie jako członka armii, aby następnie, po powrocie z niewoli, mogli rzec najjaśniejszemu panu, że oczekują jego dalszych rozkazów. Rozumiecie więc Balounie?<br> {{tab}}— Nie rozumiem — z westchnieniem odpowiedział Baloun — ja mam w ogóle łeb tępy. Mnie wszystko trzeba powtarzać dziesięć razy.<br> {{tab}}11*IU<br> {{tab}}163<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Akurat dziesięć razy? Może mniej wystarczy? — pytał Szwejk. — Ja ci w każdym razie jeszcze raz wytłumaczę. Słyszałem tu, że masz się trzymać tego ducha, jaki panuje w armii, że powinieneś wierzyć w świętego Józefa, gdy będziesz okrążony przez nieprzyjaciela, i pamiętać o przysłowiowej dziurze pozostawionej przez cieślę, abyś się ocalił dla najjaśniejszego pana do następnej wojny. Teraz może tego jeszcze nie rozumiesz, więc zrobisz dobrze, gdy powiesz nam nieco dokładniej, jakich to niemoralności dopuszczałeś się w swoim młynie. Tylko, uważasz, bez wykrętów, żeby nie było tak jak z pewną dziewczyną, która się spowiadała, a gdy już wszystkie grzechy wyliczyła, to się zaczęła wstydzić i dodała, że co noc dopuszczała się wszeteczeństwa. Naturalnie, że gdy pan pleban usłyszał takie słowo, to mu się śliny w gębie zbiegły i rzekł: No, nie wstydź się moja córko, i opowiedz mi szczegółowo o tych wszeteczeństwach, bo mnie trzeba wszystko powiedzieć. A dziewczyna w bek, że się strasznie wstydzi, bo to takie okropne wszeteczeństwa, a on znowuż ją napominał, żeby mówiła wszystko. Po długim wzdraganiu zaczęła wreszcie od tego, że co wieczór się rozbierała i kładła do łóżka. Ale dalej mówić nie mogła, tylko ryczała jeszcze głośniej. Więc on znowuż dodawał jej otuchy, że człowiek jest naczyniem grzesznym z natury swojej, ale miłosierdzie boże nie ma granic. Więc się dziewczyna wreszcie zdecydowała i z wielkim płaczem mówiła: Gdy się rozebrana w łóżku ułożyłam, to spomiędzy palców u nóg wydłubywałam brud i wąchałam go. — Takich więc dopuszczała się ta dziewczyna wsze — teczeństw. Ale ja mam nadzieję, Balounie, żeś ty we młynie takich rzeczy nie robił i że nam opowiesz coś rzetelniejszego, jakieś porządniejsze wszeteczeństwo.<br> {{tab}}Okazało się, że Baloun według swego wyrażenia dopuszczał się wszeteczeństw z gospodyniami wiejskimi, a wszeteczeństwa te polegały na fałszowaniu mąki, co Baloun w prostocie swego ducha uważał za niemoralne. Najbardziej był rozczaro<br> {{tab}}164<br> {{tab}} <br> {{tab}}wany telegrafista Chodounsky i pytał go, czy aby naprawdę nie miał jakich sprawek z gospodyniami na worach z mąką, na co Baloun wymachując rękoma odpowiedział:<br> {{tab}}— Na takie rzeczy byłem za głupi.<br> {{tab}}Szeregowców zawiadomiono, że obiad będzie za Palotą w Łupkowskim przesmyku. Istotnie, wyruszyli do Mezzo Laborczy: sierżant rachuby batalionu z kucharzami kompanii i z porucznikiem Cajthamlem, który zajmował się gospodarstwem batalionu. Czterech szeregowców dodano im jako patrol.<br> {{tab}}Powrócili w niespełna pół godziny z trzema wieprzami uwiązanymi za zadnie łapy i z ryczącą rodziną podkarpackiego Rusina, któremu wieprze zarekwirowano, oraz z otyłym wojskowym lekarzem z baraku Czerwonego Krzyża, który bardzo gorliwie tłumaczył coś porucznikowi Cajthamlowi wzru<br> {{tab}}szającemu ramionami.<br> {{tab}}Przed wagonem sztabowym spór stał gdy lekarz wojskowy zaczął przekonywać że wieprze te przeznaczone są dla szpitala ża, o czym jednakże chłop nie chciał nic<br> {{tab}}się, aby mu jego wieprze oddano, wywodził, że to jego ostatnie mienie i że stanowczo nie może je oddać za tę cenę, jaką mu wypłacono.<br> {{tab}}Przy tych słowach wtykał kapitanowi Sagnerowi pieniądze, jakie otrzymał za wieprze, zaś gospodyni trzymała kapitana za drugą rękę i obcałowywała ją z uniżonością, jaką kraj ten zawsze się wyróżniał.<br> {{tab}}Kapitan Sagner nie wiedział, co ma robić, i dopiero po chwili udało mu się odepchnąć starą gospodynię. Nie na wiele to się przydało, bo zamiast niej opadły go młode siły, które także rzuciły się do obcałowywania jego rąk.<br> {{tab}}Porucznik Cajthaml wywodził przy tym tonem zgoła kupieckim:<br> {{tab}}— Ten drab ma jeszcze dwanaście świń i otrzymał zapłatę zgodnie z ostatnim rozkazem do dywizji numer 12420, część<br> {{tab}}<br> {{tab}}<br> {{tab}}<br> {{tab}}się bardzo ostry, kapitana Sagnera, Czerwonego Krzywiedzieć, domagał<br> {{tab}}<br> {{tab}}165<br> {{tab}}<br> {{tab}} <br> {{tab}}gospodarcza. Według § 16 tego rozkazu należy kupować wieprze w miejscowościach przez wojnę nie dotkniętych nie drożej jak po 2* korony 16 halerzy za kilogram żywej wagi; w miejscowościach przez wojnę nawiedzonych należy dodać 36 halerzy na kilogram żywej wagi, czyli, że należy płacić za kilogram 2 korony 52 halerze. I jest jeszcze taka uwaga: O ile w miejscowościach przez wojnę dotkniętych znajdują się gospodarstwa z niepomniejszonym stanem nierogacizny, która może być zajęta dla celów zaopatrywania wojsk przechodzących, należy wypłacać za wieprze zabrane ceny takie, jakie się wypłaca w miejscowościach przez wojnę nie dotkniętych z osobną dopłatą 12 halerzy na kilogram żywej wagi. Gdyby sytuacja nie była zupełnie jasną, należy natychmiast na miejscu powoływać rozstrzygającą komisję, składającą się z interesanta, dowódcy oddziału przechodzącego i z tego oficera lub sierżanta rachuby (o ile chodzi o formacje mniejsze), którzy prowadzą gospodarkę oddziału.<br> {{tab}}Wszystko to przeczytał porucznik Cajthaml z kopii rozkazu do dywizji, którą to kopię stale nosił przy sobie i znał jej treść na pamięć, wiedząc na przykład, że na terytorium przyfrontowym cenę za marchew podnosi się do 15, 30 halerzy za kilogram, a dla „Offiziersmenageküchen — a b t e i 1u n g“ za kalafior na terytorium przyfrontowym płaci się 1 koronę i 75 halerzy za kilogram.<br> {{tab}}Ci, co w Wiedniu te cenniki układali, wyobrażali sobie niezawodnie, że terytorium przyfrontowe jest krainą opływającą marchwią i kalafiorami.<br> {{tab}}Porucznik Cajthaml przeczytał to wszystko wzburzonemu gospodarzowi w języku niemieckim i zapytał go w tym samym języku, czy go zrozumiał. Gdy chłop zakręcił głową, ryknął na niego:<br> {{tab}}— Więc chcesz komisję?<br> {{tab}}Chłopek zrozumiał słowo „komisja“ bo kiwnął głową, i podczas gdy wieprze jego zostały tymczasem zawleczone ku polo<br> {{tab}}166<br> {{tab}} <br> {{tab}}wym kuchniom na stracenie, obstąpili go przydzieleni do re — kwirowania żołnierze z bagnetami na karabinach i komisja udała się do jego gospodarstwa, aby ustalić, czy chłop ma otrzymać 2 korony 52 halerze za kilogram, czy też tylko 2 korony 28 halerzy.<br> {{tab}}Nim doszli do drogi prowadzącej ku wsi, od strony kuchen polowych doleciał potrójny śmiertelny kwik wieprzy i chłop zrozumiał, że wszystko skończone, więc w rozpaczy tylko zawołał:<br> {{tab}}— Dawajte mnie za każduju swinju dwa r y n s k i j a!<br> {{tab}}Czterej żołnierze otoczyli go z bliska i cała rodzina zagrodziła drogę kapitanowi Sagnerowi i porucznikowi Cajtham — lowi, ukląkłszy przed nim na środku szosy.<br> {{tab}}Matka z dwiema córkami obejmowała kolana obu oficerów, nazywając ich dobrodziejami, aż gospodarz wrzasnął na nie w narzeczu węgierskich Rusinów, aby wstały. Niech żołnierze zeżrą wieprze i pozdychają po nich.<br> {{tab}}Nie składano więc komisji, a ponieważ chłop się nagle zbuntował i zaczął grozić pięścią, więc od jednego z żołnierzy dostał kolbą tak porządnie, aż pod jego kożuchem zadudniło, a cała rodzina się przeżegnała i razem z ojcem wzięła nogi za pas.<br> {{tab}}W dziesięć minut później sierżant rachuby batalionu razem z ordynansem batalionu, Matusziczem, delektowali się móżdżkiem wieprzowym. Siedzieli w swoim wagonie i obżerali się statecznie, docinając pisarzowi jadowitymi uwagami:<br> {{tab}}— darlibyście i wy, co? Ba, takie rzeczy to tylko dla szarż. Dla kucharzy cynaderki i wątróbka, móżdżek i głowizna dla panów rechnułngsfeldfeblów, a dla pisarzy tylko podwójne porcje mięsa, z tych, co przeznaczone są dla szeregowców.<br> {{tab}}Kapitan Sagner już też wydał rozkaz dotyczący kuchni oficerskiej:<br> {{tab}}167<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Pieczeń wieprzowa na kminku; wybrać mięso co najlepsze, żeby nie było bardzo tłuste!<br> {{tab}}Stało się więc, że kiedy w Łupkowskim przesmyku rozdawano szeregowcom jedzenie, na dnie menażki w porcji polewki znajdował piechur dwa malutkie kawałeczki mięsa, a jeśli się który urodził pod planetą jeszcze gorszą, to znajdował tam tylko kawałek szperki.<br> {{tab}}W kuchni panował zwykły nepotyzm wojskowy, obdzielający wszystkich, którzy byli blisko kliki panującej. Pucy — buty w Łupkowskim przesmyku łazili z zatłuszczonymi gębami, a każdy ordynans miał brzuch twardy jak kamień. Działy się rzeczy wołające o pomstę do nieba.<br> {{tab}}Jednoroczny ochotnik zrobił w kuchni skandal, bo chciał być sprawiedliwy. Kiedy kucharz wrzucał mu do menażki porządny kawał gotowanej szynki i dodał:,,To dla naszego geschichtsschreibera“ — Marek zadeklarował, że w wojsku wszyscy służący w szeregach są sobie równi, co zostało przyjęte wyrazami głośnego uznania i stało się pobudką do wymyślania na kucharzy.<br> {{tab}}Jednoroczniak rzucił otrzymany kawał mięsa nazad do kotła i oświadczył, że nie prosi o żadną protekcję. Ale w kuchni tego nie zrozumieli i sądzili, że bataillonsgeschichtsschrei — ber nie jest zadowolony, więc mu kucharz rzekł, żeby przyszedł później, gdy jedzenie będzie rozdane, to mu da kawał nogi.<br> {{tab}}Pisarze też mieli pyski na glanc, sanitariusze posapywali od nadmiernego dobrobytu, a dokoła tego wielkiego błogosławieństwa bożego widać było wszędzie ślady niedawnych ciężkich walk. Wszędzie leżały magazyny od nabojów, puste blaszane pudełka od konserw, strzępy rosyjskich, austriackich i niemieckich uniformów, części zdruzgotanych wozów, długie pokrwawione pasma gazy i waty.<br> {{tab}}W starej sośnie koło dawnego dworca kolejowego, z którego pozostała tylko kupa rumowisk, tkwił granat, który nie<br> {{tab}}168<br> {{tab}} <br> {{tab}}wybuchł. Wszędzie widać było skorupy granatów, a w bezpośredniej gdzieś bliskości musiano pochować zwłoki żołnierzy, ponieważ zalatywało straszliwym odorem zgnilizny.<br> {{tab}}Że tędy przechodziły masy wojsk i że tu krótko lub długo obozowały, o tym świadczyły kupki ludzkich nieczystości pochodzenia międzynarodowego, od wszystkich narodów Austrii, Niemiec i Rosji. Te kupki po żołnierzach wszystkich narodowości i wszystkich wyznań religijnych leżały obok siebie lub war — stwiły się jedne na drugich i ani myślały bić się z sobą.<br> {{tab}}Zrujnowany wodociąg kolejowy, drewniana budka stróża i wszystko w ogóle, co miało jaką taką ścianę, było poprze — wiercane kulami karabinowymi jak rzeszoto.<br> {{tab}}Gwoli pełniejszemu wrażeniu uciech wojennych za niedalekim szczytem górskim wznosiły się kłęby dymu, jakby się paliła cała wieś i jakby tam był ośrodek operacyj wojennych. Spalano tam baraki choleryczne i biegunkowe ku wielkiej radości pewnych panów, którzy przykładali ręce do urządzania owych szpitali pod protektoratem arcyksiężnej Marii, a którzy kradli i nabijali sobie kieszenie przedstawianiem rachunków za nie istniejące baraki choleryczne i biegunkowe.<br> {{tab}}Teraz grupa baraków paliła się za wszystkie inne i w smrodzie palących się sienników wznosiło się ku niebu arcyzłodziej — stwo arcyksiążęcego protektoratu.<br> {{tab}}Za dworcem, na skale, Niemcy z Rzeszy pokwapili się już z ustawieniem pomnika na cześć poległych brandenburskich żołnierzy, czcząc ich napisem: „D en Helden v o n Lupka p a s s“ i wielkim orłem cesarstwa odlanym w brązie. U dołu na cokole znajdowała się bardzo rzeczowa uwaga, że ten symbol odlany został z armat rosyjskich zdobytych przez pułki niemieckie przy wyzwalaniu Karpat.<br> {{tab}}W tej dziwnej i dla żołnierzy niezwykłej atmosferze batalion po obiedzie odpoczywał w wagonach, a kapitan Sagner z adiutantem batalionu jeszcze ciągle nie mogli się dogadać szyfrowanymi telegramami z bazą brygady co do dalszego marszu<br> {{tab}} <br> {{tab}}batalionu. Wiadomości przychodziły takie dziwne, że wyglądało na to, iż batalion nie powinien był w ogóle przybywać do przełęczy Łupkowskiej i miał jechać zgoła inną drogą, do Nowego Miasta pod Szatoroutem, bo w telegramach wymienione były miejscowości: CzapUngvar, KisBereznaUżok.<br> {{tab}}Po dziesięciu minutach okazuje się, że w brygadzie siedzi jakiś pętak sztabowy, bo oto przychodzi telegram szyfrowany z zapytaniem, czy mówi 8. marszbatalion 75 pułku (szyfr wojskowy G. 3). Pętak z brygady jest zdziwiony, gdy otrzymuje odpowiedź, że chodzi o 7 marszbatalion 91 pułku, i pyta, kto dał rozkaz jazdy na Munkaczew wojskowym torem na Stryj, kiedy marszruta przepisuje przełęcz Łupkowską na Sanok do Galicji. Pętak strasznie się dziwi, że mu telegrafują z Łupkowskiej przełęczy, i wysyła szyfr: Marszruta niezmieniona, na Łupkowską przełęcz — Sanok, gdzie dalsze rozkazy.<br> {{tab}}Po powrocie kapitana Sagnera powstaje w wagonie sztabowym dyskusja o czyimś tam bezhołowiu i padają przytyki, że gdyby nie Niemcy z Rzeszy, to wschodnia grupa wojskowa byłaby zupełnie bez głowy.<br> {{tab}}Porucznik Dub próbował bronić tę bezgłowość sztabu austriackiego i ględził coś o tym, że tutejsza okolica była bardzo spustoszona niedawnymi walkami i że tor kolejowy nie mógł zostać doprowadzony do należytego porządku.<br> {{tab}}Wszyscy oficerowie spoglądali na niego ze współczuciem, jakby chcieli powiedzieć, że ten pan za swój idiotyzm nie odpowiada. Ponieważ nikt mu nie przeczył, więc porucznik Dub ględził dalej o potężnym wrażeniu, jakie wywarła na nim ta spustoszona okolica, świadcząca o tym, jak potrafi walić żelazna pięść naszego wojska. Znowuż nikt mu nie odpowiada, on zaś mówi:<br> {{tab}}— Tak, to tak, naturalnie, Rosjanie cofali się tu w szalonej panice.<br> {{tab}}Kapitan Sagner postanawia sobie w duchu, że wyśle porucznika Duba przy najbliższej sposobności jako patrol oficer<br> {{tab}}170<br> {{tab}} <br> {{tab}}ski, gdy sytuacja w okopach stanie się w najwyższym stopniu niebezpieczna. Niech idzie na zasieki z drutu kolczastego re — kognoskować pozycje nieprzyjacielskie. Ponieważ on i nadporucznik Lukasz wychylają się z okna wagonu, kapitan Sagner szepcze:<br> {{tab}}— Diabli nadali nam tych cywilistów! Im większy inteligent, tym większe bydlę!<br> {{tab}}Ma się wrażenie, że porucznik w ogóle mówić nie przestanie. Opowiada dalej wszystkim oficerom, co czytał w gazetach o tych walkach karpackich i o zmaganiach się o przełęcze karpackie podczas ofensywy austriackoniemieckiej na San.<br> {{tab}}Opowiada o tym tak, jakby nie tylko uczestniczył w tych walkach, ale jakby nimi osobiście kierował. Osobliwie wstrętne są jego zdania, takie na przykład:<br> {{tab}}— Potem szliśmy na Bukowsko, aby sobie zabezpieczyć linię Bukowsko — Dynów, mając połączenie z grupą bardy — jowską pod wielką Polanką, gdzie rozbiliśmy samarską dywizję nieprzyjaciela.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz nie wytrzymał i rzekł do porucznika Duba:<br> {{tab}}— O czym niezawodnie rozmawiałeś ze swoim kapitanem okręgowym jeszcze przed wojną.<br> {{tab}}Porucznik Dub spojrzał na Lukasza nienawistnie i wyszedł z wagonu.<br> {{tab}}Pociąg wojskowy stał na nasypie, a pod nim na kilkumetrowym zboczu różne przedmioty, pozarzucane przez ustępujące wojska rosyjskie, które najwidoczniej cofały się między innymi i tędy. Widziało się tu zardzewiałe czajniki, jakieś garnki, ładownice. Obok najróżniejszych rzeczy leżały tu także zwoje drutu kolczastego i znowu dużo tych strzępów waty i gazy. Nad tym zboczem stała w pewnym miejscu gromadka żołnierzy i porucznik Dub ustalił natychmiast, że między nimi znajduje się Szwejk i o czymś mówi.<br> {{tab}}171<br> {{tab}} <br> {{tab}}Podszedł więc do tej grupy.<br> {{tab}}— Co tu się stało? — zapytał porucznik Dub głosem surowym, stając prosto przed Szwejkiem.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant — odpowiedział Szwejk za wszystkich — że się przypatrujemy.<br> {{tab}}— A czemu wy się tu przypatrujecie? — wrzasnął porucznik Dub.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że patrzymy z nasypu na dół.<br> {{tab}}— A kto wam na to pozwolił?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że takie jest życzenie naszego pana obersta Schlagera z Brucku. Gdy odjeżdżaliśmy na front, a on się z nami żegnał, to w przemówieniu swoim wezwał nas, żebyśmy się wszystkiemu dobrze przypatrywali, gdy będziemy przejeżdżali przez opuszczone pobojowiska, żebyśmy wiedzieli, jak to się tam wojowało i żebyśmy się z tego uczyli. Więc my teraz patrzymy, panie lejtnant, na ten rów i widzimy, ile to różnych rzeczy musi poodrzucać żołnierz uciekający. My tu widzimy, panie lejtnant, jakie to głupie gdy żołnierz zabiera z sobą różne rzeczy niepotrzebne i dźwiga nad siły. Zmęczy się takim dźwiganiem, gdy wlecze tyle tobołów i potem nie może lekko wojować.<br> {{tab}}Porucznikowi Dubowi błysnęła nagle iskierka nadziei, że nareszcie zdoła może pociągnąć Szwejka przed sąd połowy za propagandę antymilitarną, więc zapytał go prosto z mostu:<br> {{tab}}— Więc wy sądzicie, że żołnierz powinien zarzucać patrony, które tu leżą, albo i bagnety, które tam widzimy?<br> {{tab}}— O, bynajmniej, posłusznie melduję, panie lejtnant — odpowiedział Szwejk, uśmiechając się przyjemnie. — Raczy pan porucznik spojrzeć tutaj w rów na ten zarzucony nocnik blaszany.<br> {{tab}}Istotnie, pod nasypem wyzywająco leżał nocnik z pootłu — kiwaną emalią, zżarty rdzą, a dokoła niego pełno było, jakichś potłuczonych garów, które to naczynia nie nadające się<br> {{tab}}172<br> {{tab}} <br> {{tab}}już do użytku domowego, układał tu zawiadowca stacji jako ewentualny materiał do dyskusyj archeologicznych przyszłych stuleci. Po odkryciu tych garnków archeologowie zgłupieją, a w szkole dzieci uczyć się będą o epoce nocników emaliowanych.<br> {{tab}}Porucznik Dub zapatrzył się na ten przedmiot, ale nie zdołał stwierdzić nic ponadto, że jest to istotnie jeden z tych inwalidów, których młodość upłynęła pod łóżkiem.<br> {{tab}}Spostrzeżenie Szwejka wywarło na wszystkich wrażenie ogromne, więc gdy porucznik Dub milczał, głos zabrał znowu Szwejk:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że z takim samym nocnikiem był kiedyś ładny szpas w Podiebradach. Opowiadano sobie o tym u nas, na Winohradach, w gospodzie. W owym czasie zaczęto wydawać w Podiebradach gazetę „Niezawisłość“, a głową jej był podiebradzki aptekarz, zaś redaktorem zrobili niejakiego Ładyslawa Hajka z Domażlickie — go. A ten pan aptekarz był to sobie taki dziwak, że zbierał stare garnki i inne takie drobiazgi, aż sobie uzbierał całe muzeum. Otóż pewnego razu ten domażlicki Hajek zaprosił do wód podiebradzkich jakiegoś kolegę, który także pisywał do gazet i obaj wstawili się porządnie, bo się już z tydzień nie widzieli, no i gość obiecał gospodarzowi redaktorowi, że za tę fetę napisze mu felieton do jego niezawisłej gazetki, niby do „Niezawisłości“. Więc napisał ten kolega taki felieton o jakimś zbieraczu, który znalazł w piasku na brzegu Łaby stary blaszany nocnik i myślał, że to przyłbica świętego Wacława, i narobił tyle hałasu, że na miejsce zjechał aż biskup Brnych z Hradca, z procesją i chorągwiami. Ten aptekarz wziął to wszystko do serca, że to niby przytyk do niego, więc on i ten pan Hajek zaczęli się boczyć na siebie.<br> {{tab}}Porucznik Dub byłby najchętniej strącił Szwejka na łeb z nasypu, ale się opanował i tylko wrzasnął na wszystkich:<br> {{tab}}173<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Mówię wam żebyście się tu nie gapili! Wy mnie wszyscy jeszcze nie znacie, ale poznacie wy mnie Jeszcze!<br> {{tab}}— A wy zostaniecie tutaj’ — wrzasnął na Szwejka głosem srogim, gdy ten razem z innymi chciał się oddalić.<br> {{tab}}Stali tak, naprzeciw siebie i porucznik Dub zaczął się zastanawiać, co by tak powiedzieć straszliwego. Uprzedził go Szwejk::<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant;, że byłoby dobrze, gdyby ta ładna pogoda trwała dalej. Za dnia nie bywa zbyt gorąco, a noce są także dość przyjemne, tak że pogoda do wojowania jest w sam raz.<br> {{tab}}Porucznik Dub wyjął rewolwer i zapytał:<br> {{tab}}— Znasz to?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że pan oberlejtnant Lukasz ma taki sam.<br> {{tab}}— Więc sobie, ty łobuzie, zapamiętaj, że mogłoby cię spotkać coś bardzo nieprzyjemnego, gdybyś w dalszym ciągu uprawiał swoją propagandę.<br> {{tab}}Porucznik Dub oddalał się zadowolony i myślał w duchu;:<br> {{tab}}— Teraz powiedziałem mu jak się należy: propagandę, tak jest, propagandę.<br> {{tab}}Przed wejściem do wagonu Szwejk przechadzał się jeszcze przez chwilę i mruczał pod nosem:<br> {{tab}}— Jak takiego nazwać?<br> {{tab}}Myślał długo i intensywnie, aż wreszcie wyłoniła się z tego myślenia nazwa najodpowiedniejsza, „Wicepierdoła“.<br> {{tab}}W słowniku wojskowym słowo „pierdoła“ było od dawna używane z wielką miłością, osobliwie gdy chodziło o pułkowników lub starych kapitanów i majorów, a zawierało w sobie pewne wystopniowanie ulubionego epitetu, „Pieski dzia — dyga“, Bez tego przymiotnika słowo „dziadyga“ było raczej uprzejmością w stosunku do starego pułkownika czy majora, który dużo ryczał, ale pomimo to żołnierzy swoich lubił i stawał w ich obronie wobec innych pułków, osobliwie zaś gdy<br> {{tab}}174<br> {{tab}} <br> {{tab}}chodziło o obce patrole, które wyławiały żołnierzy z różnych spelunek, gdy ci żołnierze nie mieli zezwolenia na pozostawanie na mieście po capstrzyku. Dziadyga troszczył się o dobrobyt swoich żołnierzy, jedzenie musieli dostawać jak się patrzy, ale miewał też swoje dziwactwa. Czepiał się tego czy owego i dlatego nazywano go dziadygą.<br> {{tab}}Ale gdy dziadyga niepotrzebnie szykanował żołnierzy i szarże, kombinując na przykład ćwiczenia nocne i podobne rzeczy, to mówiono o nim „pieski dziadyga“.<br> {{tab}}Z „pieskiego dziadygi“ awansowano zwolenników idiotycznych szykan i głupich przyczepek na „pierdołów“. To słowo znaczyło bardzo wiele i trzeba podkreślić, że między pierdołą cywilnym a pierdołą wojskowym jest różnica ogromna.<br> {{tab}}Pierdoła cywilny, to także jakiś pan przełożony na urzędzie, plaga niższych urzędników i woźnych. Jest to filisterbiurokra — ta, który potrafi zrobić piekło o to, że jakiś papierek nie jest należycie osuszony bibułą itp. Jest to w ogóle idiotyczna i bydlęca postać w ludzkim społeczeństwie, ponieważ taki cymbał udaje uosobienie roztropności, jest przekonany, że na wszystkim się zna, że wszystko umie wytłumaczyć i wszystkim czuje się dotknięty.<br> {{tab}}Kto służył w wojsku, temu nie trzeba mówić, jaka istnieje różnica między pierdołącywilem a pierdołą w uniformie. W wojsku słowo to oznaczało dziadygę pieskiego, naprawdę pieskiego, który wszystkiego się czepiał, o wszystko zrzędził, ale zawahał się wobec każdej przeszkody; żołnierzy nie lubił i niepotrzebnie ich szykanował, bo o pozyskaniu ich szacunku czy zaufania nie mogło być mowy.<br> {{tab}}W niektórych załogach, jak na przykład w Trydencie, zamiast „pierdoła“ mówiło się „nasza stara dupa“. W każdym z tych wypadków chodziło o osobę starszą, więc gdy porucznika Duba nazwał Szwejk „wicepierdołą“, to doskonale wyraził istotę rzeczy, ustalając, że zarówno co do wieku jak i co do<br> {{tab}} <br> {{tab}}stanowiska całego pierdoły brak porucznikowi Dubowi 50 procent.<br> {{tab}}Wracając do swego wagonu, Szwejk myślał o tych rzeczach i zgoła niespodzianie spotkał się z pucybutem porucznika Duba, Kunertem, który twarz miał spuchniętą i coś tam bełkotał, że akurat spotkał się ze swoim porucznikiem, który bez najmniejszego powodu obił go po twarzy za to, że jakoby wdaje się ze Szwejkiem.<br> {{tab}}— W takim razie — rzekł Szwejk z dostojeństwem — pójdziemy do raportu. Austriacki żołnierz powinien dać się bić po gębie tylko w określonych wypadkach. Ale ten twój Dub przekroczył wszelkie granice, jak mawiał stary Eugeniusz Sabaudzki: „Stąd — dotąd“. Więc teraz sam musisz iść do raportu, a jeśli nie pójdziesz, to i ode mnie dostaniesz po gębie, żebyś wiedział, co to jest dyscyplina w armii. W karliń — skich koszarach mieliśmy niejakiego lejtnanta Hausnera, a ten lejtnant też miał bursza, którego bił po twarzy i kopał. Pewnego razu ten bursz był tak mocno obity po twarzy, że zgłupiał z tego wszystkiego i stanął do raportu, a przy raporcie meldował, że został skopany, bo mu się wszystko w głowie poplątało, a jego pan bez trudu dowiódł, że ten bursz kłamie, bo go owego dnia nie skopał, lecz tylko obił po twarzy, więc zacnego pucybuta za fałszywe oskarżenie wsadzili na trzy tygodnie do paki.<br> {{tab}}— Ale to nie ma nic do rzeczy — mówił Szwejk dalej — bo to wszystko jedno, jak mawiał medyk Houbiczka, czy w patologicznym istytucie krajesz człowieka, który się powiesił, czy też takiego, który się otruł. Pójdę z tobą. I w mor — dobiciu musi być umiarkowanie.<br> {{tab}}Kunert zgłupiał do reszty i ruszył ze Szwejkiem ku wagonowi sztabowemu. Porucznik Dub wyglądał akurat oknem i wrzasnął:<br> {{tab}}— Czego tu szukacie jeden z drugim, wy draby?<br> {{tab}}176<br> {{tab}} <br> {{tab}}W sionce ukazał się nadporucznik Lukasz, a ża nim szedł kapitan Sagner.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz, który miał już tyle do czynienia ze Szwejkiem, strasznie się zdziwił, gdy ujrzał swego służącego, bo twarz jego nie miała zwykłego wyrazu poczciwości, ale była tak jakoś zacięta w sobie i poważna, że wyraz ten można było wziąć za zapowiedź jakichś niemiłych wydarzeń.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant — rzekł Szwejk — że sprawa idzie do raportu.<br> {{tab}}— Tylko mi się tu nie bałwań, mój Szwejku, bo ja też mam tego dosyć.<br> {{tab}}— Raczy pan pozwolić — rzekł Szwejk — ja jestem ordy — nanscm pańskiej kompanii, pan raczy być dowódcą kompanii jedenastej. Ja wiem, że to jest rzecz bardzo dziwna, ale i to wiem, że pan porucznik Dub jest pod panem.<br> {{tab}}— Tyś, mój Szwejku, w ogóle zgłupiał — przerwał mu nadporucznik Lukasz. — Jeśli się upiłeś, to zrobisz najlepiej, gdy pójdziesz co rychlej na zbity łeb. Rozumiesz, ty bydlę jedno? Ty idioto?!<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant — mówił Szwejk popychając przed sobą Kunerta — że to jest tak samo, jak pewnego razu robili w Pradze próbę z ramą ochronną, zabezpieczającą od przejechania przez tramwaj elektryczny. Ten pan, co tę ramę wynalazł, sam się ofiarował na próbę, jak ta rama działać będzie, a potem miasto musiało płacić odszkodowanie jego wdowie.<br> {{tab}}Kapitan Sagner, nie wiedząc, co ma powiedzieć, kiwał głową, a nadporucznik Lukasz miał wyraz beznadziejnej rozpaczy.<br> {{tab}}— Wszystko musi być załatwiane na raporcie, posłusznie melduję, panie oberlejtnant — mówił nieustępliwy Szwejk dalej. — Jeszcze w Brucku mawiał pan do mnie, że skoro jestem ordynansem kompanii, to mam na głowie inne jeszcze obowiązki, nie tylko jakieś tam rozkazy. Że niby powinienem być o wszystkim poinformowany, co się w kompanii dzieje.<br> {{tab}}Scwej k<br> {{tab}}177<br> {{tab}} <br> {{tab}}Na podstawie tego rozporządzenia pozwalam sobie zameldować panu, panie oberlejtnant, że pan lejtnant Dub spotkał swego bursza i obił go po twarzy bez wystarczającej przyczyny. Ja bym tego, panie oberlejtnant, może i nie mówił, ale skoro widzę, że pan lejtnant Dub jest oddany pod pańską komendę, więc myślę sobie, że to trzeba pociągnąć do raportu.<br> {{tab}}— To jakaś osobliwa sprawa — rzekł kapitan Sagner. — Czemu wleczecie tutaj tego Kunerta?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie batalionskommandant, że wszystko musi iść do raportu. On zgłupiał, bo został obity po twarzy przez pana lcjtnanta Duba, a nie może sobie pozwolić na to, żeby sam poszedł do raportu. Posłusznie melduję, panie Hauptmann, żeby pan spojrzał na niego, jak mu się trzęsą kolana. On jest na pół nieżywy, że musi iść do tego raportu. I żeby nie ja, to by się do raportu wcale może nie dostał, jak ten Kudela z Bytouchowa, który podczas służby w wojsku tak długo chodził do raportu, aż został przeniesiony do marynarki, stał się kornetem, a na jakiejś wyspie na Oceanie Spokojnym został ogłoszony jako dezerter. On się potem ożenił na tej wyspie i rozmawiał z podróżnikiem Havlasą, który go nie odróżnił od tubylców. W ogóle jest to rzecz bardzo smutna, gdy ktoś dla takiego głupiego mordobi — cia musi stawać do raportu. Ale on wcale nie chciał iść tutaj, ponieważ mówił, że nie pójdzie. W ogóle jest to taki mordo — bity bursz, że nawet nie wie, o które mordobicie tutaj chodzi. I nie chciał się ruszyć do tego raportu i nieraz da się sprać jeszcze mocniej. Posłusznie melduję, panie Hauptmann, niech pan spojrzy na niego, że on z tego wszystkiego jest już cały zafajdany. Z drugiej strony powinien był natychmiast skarżyć się, że dostał po gębie, ale się nie odważył, bo uważał, że lepiej być skromnym fiołkiem, jak powiedział pewien poeta. Bo on jest służącym pana lejtnanta Duba.<br> {{tab}}Popychając Kunerta przed sobą, rzekł Szwejk do niego:<br> {{tab}}178<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Nie trząś się tak, mazgaju, jak dąb na osice!<br> {{tab}}Kapitan Sagner zapytał Kunerta, jak się rzeczy miały.<br> {{tab}}Ale Kunert drżąc na całym ciele, zadeklarował, że wszyscy mogą zapytać pana lejtnanta Duba, że go w ogóle nie zbił po twarzy.<br> {{tab}}Zdrajca Kunert trzęsąc się w dalszym ciągu na całym ciele, oświadczył nawet, że wszystko w ogóle zmyślił sobie Szwejk. Sytuacja była wysoce kłopotliwa i nie widać było wyjścia z niej, ale jak na zawołanie przypatoczył się porucznik Dub i wrzasnął na Kunerta:<br> {{tab}}— Chcesz jeszcze raz dostać po pysku?<br> {{tab}}Sprawa została więc całkowicie wyjaśniona i kapitan Sagner, zwracając się do porucznika Duba, rzekł krótko i wę — złowato:<br> {{tab}}— Od dzisiaj Kunert przechodzi do kuchni batalionu, co zaś do nowego bursza, to pan porucznik Dub zwróci się do sierżanta rachuby, Wańka.<br> {{tab}}Porucznik Dub zasalutował i oddalając się, warknął pod adresem Szwejka:<br> {{tab}}— Założę się, że będziecie kiedyś wisieć.<br> {{tab}}Gdy porucznik Dub odszedł, Szwejk zwrócił się do nadporucznika Lukasza i rzekł do niego tonem przyjemnym i przyjacielskim:<br> {{tab}}— W MnichowieHradiszczu też był taki jeden pan i też w taki sposób rozmawia! z drugim panem, a tamten mu odpowiedział: — Na szafocie się spotkamy.<br> {{tab}}— Szwejku — rzekł nadporucznik Lukasz — jesteście piramidalnie głupi, ale nie ważcie mi się odpowiedzieć, jak macie w zwyczaju: Posłusznie meldują, że jestem głupi!<br> {{tab}}— Frapant! — odezwał się kapitan Sagner, wychylając się z okna. Najchętniej byłby się cofnął, ale już nie było czasu na ucieczkę przed biedą: porucznik Dub stał tuż pod oknem.<br> {{tab}}Zaczął od tego, że jest mu bardzo przykro, iż kapitan Sa<br> {{tab}}<br> {{tab}}179<br> {{tab}} <br> {{tab}}gner oddalił się nie wysłuchawszy jego wywodów o ofensywie na wschodnim froncie.<br> {{tab}}— Jeśli chcemy zrozumieć tę olbrzymią ofensywę — wołał porucznik Dub, wspinając się ku oknu wagonu — to musimy sobie uświadomić, jak rozwijała się ofensywa pod koniec kwietnia. Musieliśmy przerwać front rosyjski i za najdogodniejszy punkt dla tej operacji uznaliśmy miejsce między Karpatami a Wisłą.<br> {{tab}}— Ja się z twymi wywodami najzupełniej zgadzam — odpowiedział kapitan Sagner i oddalił się od okna.<br> {{tab}}Kiedy po upływie pół godziny pociąg ruszył dalej na Sanok, kapitan Sagner wyciągnął się na siedzeniu i udawał śpiącego, aby porucznik Dub mógł tymczasem zapomnieć o swoich oklepanych poglądach na ofensywę.<br> {{tab}}W wagonie, którym jechał Szwejk, nie było Balouna. Na jego prośbę pozwolono mu mianowicie wytrzeć chlebem kocioł po gulaszu. Znajdował się na platformie z kuchniami polowymi w sytuacji bardzo nieprzyjemnej, bo gdy pociąg ruszył, zacny Baloun wpadł do kotła głową na dół, tak że tylko nogi wystawały z gulaszowego naczynia. Ale Baloun przystosował się do tej sytuacji i z kotła odzywało się takie forsowne mlaskanie, jakie bywa słychać, gdy jeż poluje na pru — saki. Po chwili ozwało się nawet wołanie:<br> {{tab}}— Koledzy na miłość boską, rzućcie mi tu kawałek chleba, bo w kotle jest jeszcze sporo sosu.<br> {{tab}}Ta sielanka trwała aż do następnej stacji, a rezultat był taki, że wnętrze kotła jedenastej kompanii błyszczało jak nowe.<br> {{tab}}— Bóg wam zapłać, koledzy — dziękował Baloun serdecznie. — Od czasu, jak jestem na wojnie, szczęście uśmiechnęło się do mnie po raz pierwszy.<br> {{tab}}Rzeczywiście, Baloun mógł mówić o szczęściu. W Łupkow — skiej przełączy dostał aż dwie porcje gulaszu, a nadporucz — nik Lukasz, zadowolony, że jego służący przyniósł mu z ku<br> {{tab}}180<br> {{tab}} <br> {{tab}}chni oficerskiej obiad nie tknięty, dat mu za to dobrą połowę tego obiadu. Baloun czuł się więc całkiem szczęśliwy, bujał nogami spuszczonymi z wagonu i nagle cała ta wojna wydała mu się czymś miłym, pełnym rodzinnego ciepła.<br> {{tab}}Kucharz kompanii zaczął sobie z niego pokpiwać, że po przybyciu do Sanoka będzie się gotowało kolację i jeszcze jeden obiad, a mianowicie obiad zaległy, którego nie dostali w drodze. Baloun potakiwał głową z wielkim zadowoleniem i powtarzał co chwila:<br> {{tab}}— Zobaczycie, koledzy, że Pan Bóg nas nie opuści.<br> {{tab}}Wszyscy śmieli się serdecznie, a kucharz siedząc na kuchni, zaśpiewał:<br> {{tab}}Niech się duch wszelki wesoło śmieje, Chyba nas Pan Bóg nie zapodzieje. A choćbyśmy się gdzieś zapodzieli, To i tak dobrze będziemy się mieli. Choćbyśmy się zapodzieli w rowie, To i z rowu wyleziemy, panowie...<br> {{tab}}Za stacją Szczawną w dolinkach znowu zaczęły się pokazywać cmentarze żołnierskie. Koło stacji widać było wielki krzyż przydrożny z Chrystusem, któremu pocisk ustrzelił głowę.<br> {{tab}}Pociąg biegł coraz szybciej z górki na pazurki ku Sanokowi, horyzont stawał się coraz szerszy i coraz więcej widać było po obu stronach toru spustoszonych wsi.<br> {{tab}}Pod Kulaśną widać było w rzeczułce pod nasypem rozbity pociąg Czerwonego Krzyża.<br> {{tab}}Baloun wytrzeszczył na ten widok oczy. Osobliwie dziwiły go części lokomotywy porozrzucane na wszystkie strony. Komin maszyny wtłoczony był w masę żelastwa i sterczał z tej masy niby lufa działa 28centymetrowego.<br> {{tab}}Widok ten wzbudził także zainteresowanie w wagonie, w którym znajdował się Szwejk. Najbardziej wzburzył się kucharz Jurajda.<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Czyż to wolno strzelać do wagonów Czerwonego Krzyża?<br> {{tab}}— Nie wolno, ale można — rzekł Szwejk. — Wycelowali akuratnie, a wytłumaczyć się nietrudno, że to było w nocy i że znaków Czerwonego Krzyża nie było widać. W ogóle dużo jest na świccie takich rzeczy, których robić nie wolno, ale można. Najważniejsze to, żeby spróbować, czy zakazanej rzeczy zrobić nie można. Podczas cesarskich manewrów w okolicy Pisku przyszedł rozkaz, że nie wolno wiązać żołnierzy w kij. Ale nasz kapitan wymiarkowal, że robić to można, bo taki rozkaz był strasznie śmieszny: każdy przecie mógł łatwo wymiarkować, że żołnierz związany w kij nie mógłby maszerować. Więc się nad tym befelem nie zastanawiał tak bardzo, żołnierzy związanych w kij kazał wrzucać na wóz taborowy i maszerowało się dalej aż miło. Albo weżmy taki przypadek, który zdarzył się u nas przed laty sześciu. W naszej ulicy mieszkał niejaki pan Karlik na pierwszym piętrze. A na drugim piętrze mieszkał student konserwatorium, Mikesz. Ogromnie lubił kobiety i między innymi zaczął się też zalecać do córki tego pana Karlika, który był właścicielem domu transportowego i cukierni, a gdzieś na Morawach miał podobno zakład introligatorski pod jakąś obcą firmą. Otóż, gdy ten Karlik się dowiedział, że ten student zaleca się do jego córki, poszedł do niego do mieszkania i powiada: — Z córką moją żenić się panu nie wolno, mój panie łapserdaku, bo jej panu nie dam! — No dobrze — odpowiedział pan Mikesz — jeśli żenić mi się z nią nie wolno, to się przecie na kawałki nie rozszarpię. — Po dwóch miesiącach pan Karlik przyszedł znowu do tego Mikesza, przyprowadził z sobą nawet swoją małżonkę i obaj rzekli jednogłośnie: — Pan, panie łapserdaku, pozbawił naszą córkę honoru. — Tak jest — odpowiedział Mikesz — pozwoliłem sobie zhańbić ją, szanowna pani. — Ten pan Karlik zaczął na niego niepotrzebnie wrzeszczeć i przypominać mu, że przecie powiedział, że z jego córką żenić mu się nie wolno, bo mu jej nie da, ale mu tamten całkiem rzeczowo odpowie<br> {{tab}}182<br> {{tab}} <br> {{tab}}dział, że ani myśli się z nią żenić, skoro nie wolno. Wtedy zaś nie było mowy o tym, co wolno. A ponieważ o tym nie było mowy, więc on dotrzyma słowa i prosi, żeby się nie niepokoili, bo on jest człowiekiem charakteru i stałych zasad: córki państwa Karlików nie chce i nigdy chcieć nie będzie. A gdyby z tej racji miał być narażony na prześladowania, to także sobie z tego nic nie robi, bo sumienie ma czyste, a jego nieboszczka mamusia jeszcze na łożu śmiertelnym zaklinała go, żeby nigdy w życiu nie kłamał, on zaś przyrzekł jej to uroczyście, a takie przyrzeczenie obowiązuje. W jego rodzinie w ogóle nikt nie kłamał, on zaś sam miewał w szkole zawsze stopnie celujące. — Widzicie więc — wywodził Szwejk — że wielu rzeczy czynić nie wolno, ale ostatecznie można. Drogi ludzkie mogą być różne, byle cel był wzniosły.<br> {{tab}}— Drodzy przyjaciele — rzekł jednoroczny ochotnik, który notował coś z wielką gorliwością — nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Ten oto pociąg Czerwonego Krzyża wyrzucony w powietrze, na poły spalony i zrzucony z nasypu, wzbogaca sławne dzieje naszego batalionu nowym bohaterskim czynem przyszłości. Wyobrażam sobie, że około 16 września, jak to sobie już zaznaczyłem w notatniku, z każdej kompanii naszego batalionu zgłosi się kilku prostych żołnierzy pod wodzą kaprala, jako ochotników do wyrzucenia w powietrze pancernego pociągu nieprzyjacielskiego, który nas ostrzeliwa i nie pozwala nam przejść przez rzekę. Zaszczytnie spełnili swoje zadanie przebrani za wieśniaków...<br> {{tab}}— Co ja widzę! — zawołał jednoroczny ochotnik, zaglądając w swoje notatki. — W jaki sposób dostał się do moich notatek nasz pan Waniek?<br> {{tab}}— Słuchaj pan, panie rechnungsfeldfebel — zwrócił się do Wańka — co za piękny artykulik będzie o panu w dziejach batalionu. Zdaje mi się, że już pana gdzieś opisałem, ale<br> {{tab}} <br> {{tab}}to będzie stanowczo lepsze i wydatniejsze. — I jednoroczny ochotnik zaczął czytać głosem podniesionym i uroczystym:<br> {{tab}}Bohaterska śmierć sierżanta rachuby, Wańka.<br> {{tab}}Do ryzykownej wyprawy, mającej na celu wyrzucenie w powietrze pancernego pociągu nieprzyjacielskiego, przyłączy! się także sierżant rachuby, Waniek, w przebraniu wieśniaczym, jak i inni uczestnicy tej wyprawy. Wywołanym przez siebie wybuchem został ogłuszony, a gdy odzyskał przytomność, ujrzał się otoczonym przez nieprzyjaciela i niebawem zaprowadzono go do sztabu nieprzyjacielskiej dywizji, gdzie w obliczu śmierci odmówił jakichkolwiek wyjaśnień o sytuacji i sile naszego wojska. Ponieważ ujęty został w przebraniu, przeto jako wywiadowcę skazano go na śmierć przez powieszenie, którą to karę przez wzgląd na jego wysokie stanowisko zamieniono mu na śmierć przez rozstrzelanie. Egzekucja została wykonana natychmiast pod murem cmentarnym, a dzielny sierżant Waniek prosił, aby mu nie zawiązywano oczu. Na pytanie, czy nie ma jakiego specjalnego życzenia, odpowiedział: — Zakomunikujcie za pośrednictwem parlamentariusza mojemu batalionowi ostatnie pozdrowienie ode mnie oraz donieście mu, że umieram przekonany, iż nasz batalion kroczyć będzie nadal drogą zwycięstwa. Dalej donieście panu kapitanowi Sagnerowi, że według ostatniego rozkazu brygady porcja konserw została podniesiona do półtrzeciej puszki na jednego szeregowca. — Tak umarł nasz sierżant rachuby, wzbudzając ostatnim swoim zdaniem popłoch u nieprzyjaciela, który był przekonany, że broniąc przejścia przez rzekę, odcina nas od punktów zaopatrywania, że więc doprowadzi do rychłego wygłodzenia nas, a tym samym do zdemoralizowania. O jego spokoju, z jakim spoglądał śmierci w oczy, świadczy i ta okoliczność, że przed straceniem grał w zechcyka z nieprzyjacielskimi oficerami sztabowymi. — Kwotę przeze mnie wygraną proszę wręczyć rosyjskiemu Czerwonemu Krzyżowi — rzekł, stojąc przed lufami karabinów. Ta szlachetna wspaniałomyślność wzruszyła obecnych wojskowych aż do łez.<br> {{tab}}— Niech mi pan wybaczy, panie Wańku — mówił dalej<br> {{tab}}184<br> {{tab}} <br> {{tab}}jednoroczny ochotnik — że pozwoliłem sobie w taki sposób rozporządzić się pieniędzmi przez pana wygranymi. Zastanawiałem się nad tym, czy nie należałoby raczej oddać je austriackiemu Czerwonemu Krzyżowi, ale wreszcie doszedłem do wniosku, że ze stanowiska ludzkiego wszystko to jedno, która humanitarna instytucja te pieniądze otrzyma.<br> {{tab}}— Mógł ten nasz nieboszczyk przeznaczyć swoje pieniądze rozdawnictwu ciepłej zupy miasta Pragi — rzekł Szwejk — ale właściwie lepiej się stało, bo starosta praski mógłby tę sumę przejeść sam w jakim barze.<br> {{tab}}— Trudna rada, ale kradną ludzie wszędzie — rzekł telefonista Chodounsky.<br> {{tab}}— Najwięcej kradną ludziska w Czerwonym Krzyżu — z wielkim gniewem zawołał kucharz Jurajda. — Miałem w Brucku znajomego kucharza, który gotował dla siostrzyczek pracujących w baraku, i ten kucharz powiedział mi, że przełożona i starsze pielęgniarki wysyłają do domu całe skrzynki malagi i czekolady. Do kradzieży zachęca człowieka okazja; powiedziałbym, że takie już jest przeznaczenie człowieka. Każdy człowiek w ciągu swego istnienia przebył niezliczone przemiany, więc przynajmniej raz musi zjawić się na tym świecie jako złodziej w określonych fazach swej działalności. Sam już przebyłem jedną taką fazę.<br> {{tab}}Kucharzokultysta Jurajda wyjął ze swego tobołka butelkę koniaku.<br> {{tab}}— Oto jest nieomylny dowód mego twierdzenia — rzekł, otwierając butelkę. — Zabrałem tę butelkę przed odjazdem z kuchni oficerskiej. Koniak ten jest najlepszej marki i przeznaczony był jako dodatek do soków na torty i ptysie. Ale przeznaczeniem jego było, aby go ukradziono, podobnie jak przeznaczeniem moim było, abym się stał złodziejem.<br> {{tab}}— Byłoby nieźle, gdyby przeznaczenie nasze skazywało nas na współwinowajców pańskich. Nawet mi się zdaje, że tak jest istotnie — rzekł Szwejk.<br> {{tab}}185<br> {{tab}} <br> {{tab}}Przeznaczenie było rzeczywiście nieubłagane. Butelka krążyła z rąk do rąk, pomimo protestów sierżanta rachuby Wańka, który twierdził, że koniak trzeba pić kubkiem i że należy podzielić się nim sprawiedliwie, bo wszystkich jest pięciu, więc przy takiej nieparzystej liczbie łatwo może się zdarzyć, iż ten albo ów pociągnie o łyk więcej, niż mu się należy.<br> {{tab}}Na to odpowiedział Szwejk:<br> {{tab}}— Całkiem słusznie. Jeśli pan Waniek chce mieć liczbę parzystą, to niech się wyłączy ze spółki, a będzie po sporach i kłopotach.<br> {{tab}}Waniek cofnął więc swój projekt i zaproponował, aby ofiarodawca Jurajda ustawił się tak, iżby miał możność napić się dwa razy, co wywołało burzę protestów, bo ofiarodawca już się raz napił, próbując koniak przy otwieraniu butelki.<br> {{tab}}Wreszcie przyjęty został projekt jednorocznego ochotnika Marka, żeby pić podług abecadła, uzasadniając to tym, że i w nazwisku też jest niejakie przeznaczenie.<br> {{tab}}Resztę koniaku dopił Chodounsky, który był pierwszy według abecadła. Towarzyszyło mu gniewnie spojrzenie Wańka, który liczył na to, że ponieważ jest ostatnim, więc będzie miał o jeden lyk więcej, co oczywiście było grubym błędem matematycznym, bo łyków było dwadzieścia i jeden.<br> {{tab}}Potem grali w stukułkę, a jednoroczniak Marek wygłaszał mnóstwo głębokich sentencyj przy kupowaniu kart. Kiedy zaś wytykano mu jakąś niedokładność, odpowiedział wesołą filozoficzną przypowiastką, z czego wszyscy byli bardzo zadowoleni.<br> {{tab}}Jednoroczny ochotnik Marek miał wyjątkowe szczęście w kartach. Podczas gdy inni przebijali swoje atuty, on miał zawsze kartę wyższą i bił wszystkich, tak że wpadali jeden za drugim. Naprzykrzyła im się wreszcie gra, więc grać przestali, gdy telefonista Chodounsky oświadczył, że przegrał swój żołd za całe półrocze naprzód. Był tym bardzo zgnębiony, a Marek<br> {{tab}}186<br> {{tab}} <br> {{tab}}domagał się rewersów, aby przy wypłacie żołdu należność wypłacana była nie Chodounskiemu, lecz jemu.<br> {{tab}}— Nie martw się, Chodounsky — pocieszał go Szwejk — jeśli będziesz miał szczęście, to polegniesz w pierwszej potyczce, a Marek dostanie figę, nie twój żołd. Podpisz mu rewers i kpij sobie z niego.<br> {{tab}}Uwaga o możliwości padnięcia w pierwszej potyczce dotknęła Chodounskiego bardzo niemile. Odpowiedział z całą stanowczością:<br> {{tab}}— Ja paść nie mogę, bo jestem telefonistą; telefoniści siedzą zawsze w miejscu bezpiecznym, a druty się przeprowadza albo poprawia po potyczkach.<br> {{tab}}Jednoroczniak Marek wywodził, że telefoniści całkiem przeciwnie narażeni są na wielkie niebezpieczeństwo, bo nieprzyjacielska artyleria szuka zawsze przede wszystkim telefonistów. Żaden telefonista w swoim schronie nie jest bezpieczny. Choćby się schron znajdował dziesięć metrów pod ziemią, to i tam go nieprzyjacielska artyleria znajdzie. Ze telefoniści giną jak muchy, o tym świadczy fakt, że gdy opuszczał Bruck, to właśnie urządzali tam 28 kurs dla telefonistów.<br> {{tab}}Chodounsky spoglądał na mówiącego okiem posmutniałym, co pobudziło Szwejka do przyjacielskiej uwagi:<br> {{tab}}— Całe telefonowanie, to też ładna bujda i szwindel.<br> {{tab}}— Nie gadajcie, kumie — odpowiedział Chodounsky.<br> {{tab}}— Zajrzę do swoich notatek — rzekł Marek. — Co też tam jest pod literą Ch? Chodounsky... Aha, jest. Telefonista Chodounsky zasypany przy wybuchu miny. Ze swego grobu telefonuje do sztabu: — Umieram i winszuję batalionowi zwycięstwa.<br> {{tab}}— Powinieneś być zadowolony — rzekł Szwejk. — Czy może pragniesz dodać coś od siebie? Pamiętasz tego telegrafistę „Titanica“, który gdy statek już tonął, ciągle telegrafował na dół do zanurzającej się kuchni, pytając, kiedy nareszcie będzie obiad.<br> {{tab}}18?<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Mnie na szczegółach nie zależy — rzekł jednoroczny ochotnik. — Ewentualnie można przedśmiertne zdanie Cho — dounskiego uzupełnić na przykład okrzykiem: — Pozdrówcie ode mnie naszą żelazną brygadę!<br> {{tab}} <br> {{tab}}IV<br> {{tab}}Marschieren! Marsch!<br> {{tab}}Po wyjeździe do Sanoka okazało się, że ci, co jechali razem z Balounem, który puszczał wiatry po wielkiej wyżerce, mieli rację. Będzie kolacja, a oprócz kolacji rozdawany będzie komiśniak za te wszystkie dni, w których żołnierze chleba nie otrzymywali. Okazało się także, że właśnie w Sanoku znajduje się sztab „żelaznej brygady“, do której przydzielony został batalion 91 pułku piechoty. Ponieważ połączenie kolejowe prowadziło stąd pod sam Lwów, a w kierunku północnym na Wielkie Mosty, przeto było zagadką, dlaczego sztab wschodniego odcinka wydał dyspozycję, aby „żelazna brygada“ ze swoim sztabem koncentrowała się o sto pięćdziesiąt kilometrów od frontu, skoro linia jego szła w owym czasie od Brodów ku Bugowi i ku północy na Sokal.<br> {{tab}}Ta wysoce interesująca kwestia strategiczna została rozstrzygnięta w sposób wyjątkowo prosty, gdy kapitan Sagner składał w Sanoku meldunek o przybyciu batalionu.<br> {{tab}}Adiutantem brygady był tam kapitan Tayrle.<br> {{tab}}— Bardzo się dziwię — rzekł kapitan Tayrle — że nie otrzymaliście wiadomości dokładnych. Marszruta jest pewna. O linii swego marszu powinniście byli, rzecz prosta, powiado<br> {{tab}}189<br> {{tab}} <br> {{tab}}mić nas zawczasu. Podług dyspozycji sztabu głównego przybyliście o dwa dni za wcześnie.<br> {{tab}}Kapitan Sagner zaczerwienił się z lekka, ale nie przyszło mu na myśl, aby się legitymować tymi wszystkimi telegramami szyfrowanymi, jakie otrzymywał w ciągu całej jazdy.<br> {{tab}}— Ja się panu bardzo dziwię — rzekł adiutant Tayrle.<br> {{tab}}— Zdaje mi się, że wszyscy oficerowie są z sobą na „ty“ — odpowiedział kapitan Sagner.<br> {{tab}}— Niech i tak będzie — zgodził się kapitan Tayrle. — Powiedz mi, czyś ty na służbie czynnej, czy rezerwista? Ach tak, aktywny! A, to całkiem co innego... Tu panuje taki zamęt, że sam diabeł się nie rozezna w tym wszystkim. Przejechało tędy bardzo wielu takich idiotów poruczników rezerwy... Kiedyśmy się cofali spod Kraśnika i od Limanowej, to wszyscy ci nibyporucznicy potracili głowy, jak tylko zobaczyli patrol kozacki. My w sztabie nie lubimy takich pasożytów. Taki fujara po skończeniu gimnazjum wstępuje do wojska albo jako jednoroczniak zda egzamin oficerski, a potem głupieje dalej jako cywil, a gdy trzeba ruszyć na wojnę, to taki pan robi ze strachu w majtki.<br> {{tab}}Kapitan Tayrle splunął i poufale poklepał kapitana Sagne — ra po ramieniu:<br> {{tab}}— Zabawicie tu ze dwa dni. Postaram się, żeby wam się nie przykrzyło. Mamy tu takie ładne dziweczki, „E n g e 1 — h u r e n“. Potańcujemy sobie. Jest tu także córka jednego generała, która dawniej uprawiała miłość lesbijską. Przebieramy się wszyscy w suknie kobiece i bywa wesoło. Zobaczysz, co ona potrafi. Taka sucha małpa, że trudno sobie wyobrazić, ale gusta ma! Ananas pierwszej klasy. Zresztą sam zobaczysz.<br> {{tab}}— Pardon! — zawołał nagle. — Będę znowu womitował. Powtarza się to dzisiaj już trzeci raz.<br> {{tab}}Kiedy po chwili wrócił, tłumaczył się Sagnerowi, że to skutki wczorajszego wieczoru, w którym uczestniczył także oddział<br> {{tab}}190<br> {{tab}} <br> {{tab}}inżynieryjny. Tłumaczył się zaś tylko dlatego, aby kapitan Sagner widział, jak tu bywa wesoło.<br> {{tab}}Z dowódcą oddziału inżynieryjnego, który miał także stopień kapitana, zapoznał się kapitan Sagner bardzo szybko. Do kancelarii wpadł chłop jak tyka chmielowa, niby w półśnie przeoczył obecność kapitana Sagnera i w tonie najfamiliarniej — szym zwrócił się do kapitana Tayrle:<br> {{tab}}— Co robisz, stara Świnio? Wczoraj wieczorem ładnie urządziłeś naszą hrabiankę! Usadowił się na krześle i waląc się trzciną po łydkach, wołał: — Pękam ze śmiechu, gdy sobie przypominam, żeś jej porzygał całe brzucho...<br> {{tab}}— Masz rację — odpowiedział Tayrle — wczoraj było rzeczywiście bardzo wesoło.<br> {{tab}}Dopiero potem zapoznał kapitana Sagnera z oficerem przybyłym i przez kancelarię administracyjnego wydziału brygady wszyscy poszli do kawiarni, która zrodziła się nagle w dawnej piwiarni.<br> {{tab}}Gdy przechodzili przez kancelarię, kapitan Tayrle wziął z ręki oficera inżynierii trzcinę i uderzył nią w długi stół, dokoła którego ustawiło się na komendę dwunastu pisarzy wojskowych. Byli to wyznawcy dekowania się przy spokojnej i zgoła bezpiecznej pracy na tyłach armii, mieli ładne okrągłe brzuszki i ubrani byli w odświętne uniformy.<br> {{tab}}Do tych dwunastu spasionych apostołów dekowania rzekł kapitan Tayrle dla popisania się przed kapitanem Sagnerem i drugim kapitanem:<br> {{tab}}— Nie wyobrażajcie sobie, że trzymamy was tutaj niby w karmniku. Wy świnie! Trzeba mniej żreć, a więcej biegać!<br> {{tab}}— Teraz pokażę wam jeszcze inną tresurę — rzekł kapitan Tayrle do towarzyszy.<br> {{tab}}Znowu uderzył trzciną w stół i zapytał pisarzy stojących przy stole:<br> {{tab}}— Kiedy popękacie, prosięta?<br> {{tab}}— Według rozkazu pana kapitana.<br> {{tab}}191<br> {{tab}} <br> {{tab}}Śmiejąc się z własnego błazeństwa i idiotyzmu, wyszedł kapitan Tayrle z kancelarii.<br> {{tab}}Gdy znaleźli się w kawiarni, kapitan Tayrle kazał podać butelkę jarzębinówki i przysłać kilka wolnych panienek. Okazało się, że cala ta kawiarnia, to po prostu najzwyczajniejszy zamtuz. Ponieważ żadna z panienek nie była wolna, kapitan Tayrle rozzłościł się okrutnie, zezwał od ostatnich zarządzającą madam i głośno rozpytywał się, kto jest u panny Elli. Kiedy mu odpowiedziano, że siedzi u niej jakiś porucznik, Tayrle krzyczał jeszcze głośniej.<br> {{tab}}U panny Elli siedział tymczasem porucznik Dub, który, gdy już batalion rozlokowany był w gimnazjum, zwołał swój oddział i w długim przemówieniu wywodził, że Rosjanie przy odwrocie wszędzie zakładali domy rozpusty z personelem po — zarażanym chorobami płciowymi, aby tym podstępem narazić armię austriacką na wielkie straty. Niniejszym ostrzega przeto żołnierzy przed udawaniem się do takich domów rozpusty. Sam osobiście przekona się, czy żołnierze usłuchali jego rozkazu, który jest surowy dlatego, że wojsko znajduje się już w strefie przyfrontowej. Każdy żołnierz przyłapany w domu rozpusty będzie pociągnięty przed sąd połowy.<br> {{tab}}Porucznik Dub poszedł przekonać się osobiście, czy żołnierze nie wykraczają przeciwko jego rozkazowi i dlatego za punkt oparcia dla swojej kontroli wybrał sobie kanapkę panny Elli w pokoiku na pierwszym piętrze tak zwanej miejskiej kawiarni. Na kanapce owej bawił się bardzo mile.<br> {{tab}}Tymczasem kapitan Sagner powrócił już do swego batalionu. Towarzystwo kapitana Tayrle rozlazło się, bo jego, głowę tego towarzystwa, wzywali do brygady, gdzie generał dowodzący już od godziny szukał swego adiutanta.<br> {{tab}}Przyszły nowe rozkazy z dywizji i trzeba było oznaczyć ostateczną marszrutę dla przybyłego 91 pułku, ponieważ drogą, jaka była dla niego pierwotnie wyznaczona, według nowych dyspozycyj jechać ma marszbatalion 102 pułku.<br> {{tab}}192<br> {{tab}} <br> {{tab}}Wszystko było beznadziejnie poplątane, Rosjanie wycofywali się z północnowschodniego zakątka Galicji bardzo szybko, tak że niektóre oddziały armii austriackiej pomieszały się tam z sobą, a w tę mieszaninę wbijały się klinem oddziały armii niemieckiej, tworząc chaos potęgowany jeszcze przybywaniem na front nowych marszbatalionów i różnych forma — cyj wojskowych. Tak samo było na odcinkach frontowych, znajdujących się jeszcze dalej na tyłach, jak i tutaj w Sanoku, do którego przybyły nagle rezerwy niemieckiej dywizji ha — nowerańskiej pod dowództwem pułkownika o tak ponurym spojrzeniu, że brygadier stracił głowę ostatecznie. Pułkownik rezerw niemieckich pokazał mianowicie dyspozycje swego sztabu, według których miał rozlokować swoich żołnierzy w gmachu gimnazjum, zajętym właśnie przez pułk dziewięćdziesiąty pierwszy. Dla ulokowania swego sztabu zażądał opróżnienia domu Banku krakowskiego, w którym właśnie przebywał sztab brygady.<br> {{tab}}Brygadier połączył się bezpośrednio z dywizją i przedstawił jej sytuację jak najściślej, następnie z dywizją rozmawiał ponury Hanowerczyk, po czym z brygady przyszedł rozkaz:<br> {{tab}}Brygada wychodzi z miasta o szóstej wieczorem na Turową — WolskąStarą SólSambor, gdzie otrzyma dalsze rozkazy. Razem z nią idzie marszbatalion 91 pułku jako ochrona według podziału opracowanego w brygadzie: Przednia straż wychodzi na Turową o godzinie pól do szóstej, między południową a północną ochroną boczną odległość trzech i pół kilometra. Straż tylna wyrusza o godzinie kwadrans po szóstej.<br> {{tab}}W gimnazjum wszczął się z tego powodu wielki ruch; do rozpoczęcia konferencji oficerów batalionu brakło tylko porucznika Duba i Szwejkowi polecono odszukać go.<br> {{tab}}— Mam nadzieję, że znajdziecie go bez wielkiego trudu, bo stale coś z sobą macie — rzekł nadporucznik Lukasz.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że proszę o pi<br> {{tab}}Srwejk 13III<br> {{tab}}193<br> {{tab}} <br> {{tab}}semny rozkaz dowództwa kompanii. Właśnie dlatego, że zawsze coś z sobą mamy.<br> {{tab}}Podczas gdy nadporucznik Lukasz na kartce notatnika wypisywał wezwanie, aby porucznik Dub przybył natychmiast na konferencję, Szwejk meldował dalej:<br> {{tab}}— Tak jest, panie oberlejtnant, i tym razem, jak zawsze, może pan być pewien, że go znajdę. Ponieważ żołnierzom nie wolno chodzić do domów rozpusty, więc pan porucznik Dub na pewno siedzi w jednym z nich, aby się przekonać, czy za przekroczenie tego zakazu nie udałoby się pociągnąć którego z żołnierzy przed sąd połowy, którym zawsze wszystkich straszy. On sam uprzedził żołnierzy swego oddziału, że zbada wszystkie burdele i że biada przyłapanym, bo go potem poznają ze złej strony. Zresztą ja wiem, gdzie on jest. Siedzi w tej kawiarni naprzeciwko, bo wszyscy żołnierze patrzyli za nim, aby wiedzieć, który z tych domów zbada najpierw.<br> {{tab}},,Połączone Domy Rozrywek i Kawiarnia Miejska“, czyli przedsiębiorstwo, o którym Szwejk wspominał, było podzielone na dwie części. Kto nie chciał przechodzić przez kawiarnię, wchodził od tyłu, gdzie wygrzewała się na słońcu jakaś stara kobieta. Po niemiecku, po polsku i po węgiersku przemawiała ona do przybywających mniej więcej tymi słowami:<br> {{tab}}— Niech pan pozwoli, panie żołnierzu, mamy tu bardzo ładne panienki.<br> {{tab}}Gdy pan żołnierz przyjmował zaproszenie, prowadziła go korytarzem do jakiegoś przedpokoju czy poczekalni i wołała jedną z panienek, która przybiegała natychmiast w koszuli. Naprzód żądała pieniędzy, które z kolei inkasowała madam, podczas gdy pan żołnierz odpinał bagnet.<br> {{tab}}Oficerowie wchodzili przez kawiarnię. Droga panów oficerów była nieco trudniejsza, bo prowadziła przez pokoje tylne; był tam dobór drugiej partii, przeznaczonej dla szarż oficerskich; były tam też koronkowe koszulki i pijano tam wino i likiery. Madam surowo przestrzegała obyczajów i na nic<br> {{tab}}194<br> {{tab}} <br> {{tab}}tu nie zezwalała; wszystko odbywało się na górze w pokoikach. W jednym z takich rajów na kanapie pełnej pluskiew leżał w kalesonach porucznik Dub, a panna Ella opowiadała mu zmyśloną, jak to już zawsze bywa, tragedię swego życia jej ojciec — wywodziła — był fabrykantem, ona zaś sama nauczycielką w liceum w Budapeszcie, a puściła się z nieszczęśliwej miłości.<br> {{tab}}Za porucznikiem Dubem na stoliku pod ręką stała butelka jarzębinówki i kieliszki. Ponieważ butelka była opróżniona dopiero do połowy, a porucznik Dub i panna Ella mówili już od rzeczy, widać było, że porucznik nie ma tęgiej głowy. Ze słów jego łatwo też można było wywnioskować, że mu się w głowie wszystko pomieszało i że pannę Ełlę uważa za swego s ’ u — żącego Kunerta. Nazywał ją też Kunertem i zwyczajem swoim groził jej stale:<br> {{tab}}— Kunercie, Kunercie, bestio jedna, poznasz ty mnie kiedyś ze złej strony. „<br> {{tab}}Szwejka chciano poddać tej samej procedurze, jakiej poddawano wszystkich innych żołnierzyków, którzy przybywali tu wchodząc tylnym wejściem, ale on wyrwał się statecznie jakiejś dziewoi w koszuli. Na jej krzyk przybiegła madam i w żywe oczy łgała, że nie bawi u niej żaden pan lejtnant.<br> {{tab}}— Niech szanowna pani nie wyjeżdża na mnie z pyskiem — rzekł uprzejmie Szwejk, uśmiechając się słodko — bo trzasnę w zęby. U nas, przy ulicy Płatnerskiej pewnego razu sprali taką madam tak dokumentnie, że straciła przytomność. Syn tam szukał ojca swego, niejakiego Wondraczka, handel pneumatykami. Tamta madam nazywała się Krzowanowa, ale gdy ją ocucili i pytali jej się o imię, to odpowiedziała, że nazywa się jakoś na „Ch“. A jaka godność szanownej pani?<br> {{tab}}Czcigodna matrona zaczęła straszliwie wrzeszczeć, gdy po tych słowach Szwejk ją odepchnął i z wielką powagą szedł po drewnianych schodach na pierwsze piętro.<br> {{tab}}is*in<br> {{tab}}195<br> {{tab}} <br> {{tab}}Na dole zjawił się sam właściciel tego domu, jakiś zubożały panek. Poleciał za Szwejkiem po schodach i zaczął go szarpać za bluzę, wykładając mu po niemiecku, że na piętro wdiodńć mu me wohw, bo to dla panciw oficerów, a dla wojska na dote.<br> {{tab}}Szwejk powiedział mu, że przybywa tutaj w interesie całej amui i że szuka pewnego pana ponmnikći, bez którego armia nie może wyruszyć w pole. Gdy zaś właściciel poczynał sobie coraz napastliwiej, Szwejk zepchnął go po schodach na dół, a sam zabrał się do przeglądania pokojów. Przekonał się, że wszystkie pokoje są puste i dopiero na samym końcu korytarza, gdy ujął za klamkę, odezwał się wrzasklwy gło9 panny Elli. „B e s e t z t!“, a w ślad za nią przemówił porucznik Dub. któremu zdawało się widać, że jest jeszcze w swoim pokoju w ołiozie:,,H e r e i n!“<br> {{tab}}Szwejk wszedł do pokoju, zbliżył się do kanapy i oddając kartkę z wezwaniem porucznikowi Dubowi. r°zglądał isię p° pokoju, gdzie porozrzucane były części garderoby pana porucznika. i m^ldc^w^^ł:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję. panie lejtnant. że ma się pan ubrać i stawić się natychmiast podług tego rozkazu. który panu wręczam. w naszych koszarach w gimnazjum. bo odbywamy tam wielką naradę wojenną.<br> {{tab}}I^oj^uc^^nik Dub wytrzeszczył na niego oczy o malutkich źrenicach. ale opamiętał się. że nie jest znowu tak dalece wstawiony. iżby Szwejka poznać nie mógł. Przyszłk) mu jednak na myśl. że posyłają mu Szwejka do raportu. więc rzekł do mego:<br> {{tab}}— Zaraz r^^t>ioI^ę się do cü(^ł)^^. Zobaczysz — co — z tego — będzté...<br> {{tab}}— Natej mi ^szcze eeden. Kunerde — zwrócłl się do panny Ellłł.<br> {{tab}}Napi. sęę. drąc rozkaz pteany. śmiał sęę:<br> {{tab}}196<br> {{tab}} <br> {{tab}}To ma być — zaświadczenie? U — nas — żadne — zaświadczenie — mc — nie znaczy. Teraz jest wojna<br> {{tab}}u nie — szkoła. — No, bratku — złapaliśmy cię w bur<br> {{tab}}— co? Chodź — no tu — Szwejku — bliżej — dostaniesz — po — pysku. W którym — roku — Filip — Macedoński — po&ł — Rzymmn — tego — rne — wiesz — ty operze!<br> {{tab}}— Posłusznie metóuję, parne lejtnant — nastawał Szwejk nieubłaganie dalej — że to jest najwyższy rozkaz z brygady że panowté oficerowie mają s’ę ubrać ’ pójść na konferencję batalionową, t>o ruszarny w pote, a teraz ma być zadecyd° — wane, która kompa^ia będzie strażą przednią, boczną lub tylną. Teraz będzie o tym mowa, a ja sącteę, że i pan lejtnant powimen zabrać głos w tej sprawie.<br> {{tab}}To dyplomatyczne przemówienie trochę porucznika Duba °przytomniło. Zaczyni s’ę onentować, że jednak nie jest w koszarach, ale clla pewności zapytał:<br> {{tab}}— Gdzież to jai jestem?<br> {{tab}}— Raczy pan się znajdować w burdelu, panie lejtnant. ILucizie bowiem rć^nymi chadzają drogami.<br> {{tab}}Poruicznik Dut. odsapnął ciężko. wstał z kanapy i zaczął ^bferać części swego unifoI^m^u, przy czym Szwejk mu pomagał. Gdy porucznik był już ubrany, wyszli, obaj razem z pokoju, ale po chwili Szwejk wrócił i nie zwracając uwagi na paannę EHę, która z nieszczęśliwej miłości natychmiast układała się w łóżku,, wypił resztę jarzębinówki i pośpieszył za po — rruzznkin^m.<br> {{tab}}Na ulicy znownr wóał?<3 uderzyła porucznikowi Dubowi dc, Stówy, ponieważ był wielk? npai, Opowiadał Szwejkowi największe głupstwa bez jakiegoiAołwńek związku, Mów^ że w domu ma markę pocztową helgola ’ncJzką, że natychmiast po maturze poszli Z kolegami, grać w K^ilard 1 ne uWomU się wychowawcy klasowemu, F^rzy zdaniu dodawał:<br> {{tab}}— Sądzę, że mme nieżycie rozu. ^Qiec^e’<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Tak jest, rozumiem pana należycie — odpowiedział Szwejk. — Mówił pan lejtnant mniej więcej tak samo, jak blacharz Pokorny w Budziejowicach. Gdy go ludzie zapytywali, czy się tego roku kąpał w Malszy, odpowiadał: — Nie kąpałem się, ale za to urodzi się latoś dużo węgierek. — Albo go pytali: — czy jadł pan latoś grzyby? — A on odpowiadał: — Nie jadłem latoś grzybów, ale ten nowy sułtan marokański ma być podobno bardzo porządnym człowiekiem.<br> {{tab}}Porucznik Dub przystanął i zawołał:<br> {{tab}}— Sułtan marokański? Ten facet już nic nie znaczy. — Otarł pot z czoła i spoglądając na Szwejka oczyma zamglonymi, mruczał: — Nawet zimą nie pociłem się tak jak teraz. Zgadzasz pan się ze mną? Zrozumiałeś pan?<br> {{tab}}— Rozumiem, panie lejtnant. Do naszej gospody „Pod kielichem“ chodził pewien starszy pan, niejaki radca emerytowany z Komisji Krajowej, i twierdził słowo w słowo to samo. Mawiał zawsze, że mu dziwno, iż taka jest różnica mię — dz}r temperaturą letnią a zimową. I bardzo się dziwił, że ludzie tej przyczyny jeszcze nie poznali.<br> {{tab}}— W bramie gimnazjum Szwejk opuścił porucznika Duba, który zataczając się wszedł po schodach na piętro do auli, gdzie odbywała się narada wojenna, i natychmiast zameldował się kapitanowi Sagnerowi jako zupełnie pijany.<br> {{tab}}Gdy wszystkie dyspozycje były już opracowane, a kompanii nadporucznika Lukasza wyznaczone zostało zadanie straży przedniej, zerwał się Dub na równe nogi i rzekł:<br> {{tab}}— Pamiętam, panowie, naszego klasowego profesora w ósmej klasie: Chwała mu! Chwała mu! Chwała mu!<br> {{tab}}Nadporucznikowi Lukaszowi przyszło na myśl, że będzie najlepiej, gdy porucznika Duba ułoży jego służący, Kunert, w gabinecie fizykalnym, gdzie stała straż, aby ktoś nie ukradł reszty nierozkradzionych jeszcze minerałów gabinetu. Na pilnowanie tego gabinetu stale zwracało uwagę dowództwo brygady.<br> {{tab}}Troskliwość dowództwa zrodziła się w chwili, gdy jeden<br> {{tab}}198<br> {{tab}} <br> {{tab}}Z batalionów honwedów, ulokowany W gimnazjum, zabrał się do rabowania gabinetu. Honwedom podobał się osobliwie zbiór minerałów, barwne kryształy i kamyki, więc ich sobie ponapychali do tornistrów.<br> {{tab}}Na jednym z okolicznych cmentarzyków znajduje się biały krzyż z napisem: „Laszlo Gargany“. Pod tym krzyżem śpi snem wiecznym jeden honwed, który podczas rabowania tego gabinetu wypił wszystek denaturowany spirytus z naczynia, w którym znajdowały się różne płazy.<br> {{tab}}Wojna światowa wymordowywała pokolenie ludzkie nawet przy pomocy spirytusu konserwującego węże.<br> {{tab}}Gdy się wszyscy porozchodzili, nadporucznik Lukasz wezwał służącego porucznika Duba, Kunerta, i kazał mu ułożyć pijanego na kanapie w gabinecie.<br> {{tab}}Porucznik Dub stał się nagle grzeczny jak małe dziecko. Ujął Kunerta za rękę, zaczął się przyglądać jego dłoni i zapewniał go, że z dłoni wyczyta imię jego przyszłej małżonki.<br> {{tab}}— Jak pan się nazywa? Niech pan wyjmie notatnik i ołówek z kieszeni mej bluzy. Więc nazywa się pan Kunert. No to przyjdź pan za kwadrans, a ja zostawię tu dla pana kartkę z imieniem pańskiej małżonki.<br> {{tab}}Ledwie wymówił te słowa, zasnął i chrapał, ale rychło się przebudził i zaczął coś pisać w swoim notatniku. Co napisał, to wyrywał i rzucał na podłogę, a kładąc palec na ustach, mamrotał:<br> {{tab}}— Teraz jeszcze nie, dopiero za kwadrans. Najlepiej będzie szukać papierku z oczyma zawiązanymi.<br> {{tab}}Kunert był takim zdeklarowanym poczciwcem, że po kwadransie przyszedł istotnie, zbierał papierki i na jednym z nich wyczytał:<br> {{tab}}— Imię pańskiej przyszłej małżonki: pani Kunertowa.<br> {{tab}}Gdy po chwili karteczkę pokazywał Szwejkowi, ten poradził mu, aby ją sobie dobrze schował, bo na wojnie takie dokumenty pochodzące od panów oficerów są osobliwie cenne.<br> {{tab}}199<br> {{tab}} <br> {{tab}}Dawniej tego nigdy nie było, żeby oficer korespondował ze swoim służącym i żeby się do niego odzywał per „panie“.<br> {{tab}}Gdy wszystkie przygotowania do wymarszu były według ustalonych dyspozycyj wykonane, generał brygady, który tak ładnie został wyświecony przez hanowerańskiego pułkownika, kazał cały batalion ustawić w czworobok i wygłosił do niego przemowę. Ten pan w ogóle bardzo lubił wygłaszać mowy, więc ględził piąte przez dziewiąte, a gdy już nie wiedział, co by tak jeszcze powiedzieć, przypomniał sobie pocztę połową.<br> {{tab}}— Żołnierze! — grzmiał jego głos na cały batalion. — Obecnie zbliżamy się ku frontowi nieprzyjacielskiemu, od którego dzieli nas kilka marszów dziennych. Dotychczas, żołnierze, nie mieliście możności przesłać swoim miłym, których opuściliście, adresu, aby wiedzieli, jak do was pisać trzeba, iżby was uradowali domownicy wasi listami pełnymi dobrych wiadomości.<br> {{tab}}Jakoś nie wiedział, co ma powiedzieć dalej, i z dziesięć razy powtarzał słowa o ukochanych krewnych, drogich domownikach, opuszczonych, miłych itd., aż wreszcie wyrwał się z tego zaczarowanego koła potężnym okrzykiem:<br> {{tab}}— Od tego mamy poczty połowę na froncie!<br> {{tab}}Dalszy ciąg jego mowy wyglądał tak, jakby wszyscy ci ludzie w szarych uniformach powinni byli pójść na śmierć z największą uciechą jedynie dlatego, że na froncie istnieją poczty połowę i że jeśli komuś granat oberwie obie nogi, to śmierć musi być dla takiego nieszczęśnika wielką przyjemnością, gdy pomyśli, że jego poczta połowa ma numer 72 i że na tej poczcie leży może list z domu od jego dalekich krewnych, a przy liście jest paczka z kawałem wędzonki, słoniny i sucharów domowych.<br> {{tab}}Po mowie tej, gdy orkiestra wojskowa odegrała hymn ce sarski i gdy wzniesiono trzykrotny okrzyk na cześć cesarza, poszczególne grupy tego mięsa ludzkiego, przeznaczonego dla armat, ruszyły po kolei w drogę.<br> {{tab}}200<br> {{tab}} <br> {{tab}}Kompania jedenasta wyszła o pół do szóstej na Turową — Wolską. Szwejk wlókł się w tyle ze sztabem kompanii i z sanitariuszami, a nadporucznik Lukasz objeżdżał całą kolumnę’ i co chwila zajeżdżał ku sanitariuszom, aby się przekonać, czy dobrze został ułożony na sanitariackim wózku porucznik Dub, wieziony ku bohaterskim czynom nieznanej przyszłości. Dla zabicia nudy nadporucznik Lukasz wdawał się w rozmowę ze Szwejkiem, który cierpliwie dźwigał swój plecak i karabin i opowiadał sierżantowi rachuby, Wańkowi, o tym, jak to. się ładnie maszerowało onego czasu na manewrach koło Wielkiego Międzyrzecza.<br> {{tab}}— Okolica była zupełnie taka sama jak tutaj, tylko że nie maszerowali tak „f e l d m a s s i g“, bo wtedy nawet nikt nie wiedział, co to są rezerwowe konserwy. Jeśliśmy czasem konserwy fasowali, tośmy je na najbliższym noclegu zeżarli, a zamiast puszki wkładaliśmy do plecaka cegłę. W jednej wsi przybyła inspekcja i powyrzucała nam cegły z plecaków, a było ich tyle, że z tych cegieł człowiek niejaki wybudował sobie później domek familijny.<br> {{tab}}Po chwili maszerował Szwejk przy koniu nadporucznika Lukasza i opowiadał o pocztach polowych:<br> {{tab}}— Ładna była ta mowa i każdemu jest bardzo przyjemnie, gdy mu do wojska poślą jaki ładny list z domu. Ale gdy ja służyłem w wojsku w Budziejowicach, to dostałem całego kramu tylko jeden list, który noszę zawsze przy sobie.<br> {{tab}}Szwejk wyjął z brudnego i wymiętego portfelu zatłuszczo — ny list i dotrzymując kroku koniowi nadporucznika Lukasza, który popędzał swego wierzchowca, czytał:<br> {{tab}}— Ty łobuzie obrzydliwy, ty morderco i łotrze! Pan kapral Krzyż przyjechał do Pragi na urlop, więc z nim tańcowałam u „Indyków“, a on mi opowiadał, że ty w Budziejowicach tańcujesz „Pod zieloną żabą“ z jakąś głupią flądrą i że mnie już na dobre puściłeś kantem. Żebyś wiedział, że list ten piszę w wychodku na desce koło dziury i już koniec z nami. Twoja<br> {{tab}}201<br> {{tab}} <br> {{tab}}dawna Bożena. Aha, żebym nie zapomniała. Ten kapral, to majster i będzie cię szykanował porządnie, bo go o to prosiłam. I jeszcze muszę ci napisać, że mnie nie znajdziesz śród żyjących, jak przyjedziesz na urlop. —<br> {{tab}}— Naturalnie — wywodził Szwejk, biegnąc łagodnym truchcikiem — kiedy przyjechałem na urlop, to była między ży — jącymi i jeszcze między jakimi żyjącymi! Spotkałem się z nią także u „Indyków“, gdzie ubierali ją dwaj żołnierze z jakiegoś obcego pułku, a jeden z nich był taki żwawy, że publicznie sięgał pod jej sukienkę, jakby chciał, posłusznie melduję, panie oberlejtnant, wydostać stamtąd puszek jej niewinności, jak się wyraża powieściopisarka, pani Wiencesława Łużycka. W podobny sposób odezwała się na lekcji tańca pewna szesnastoletnia panienka do gimnaziasty, który w tańcu uszczypnął ją w ramię: — Panie, pan starł puszek mego panieństwa! — I wybuchła płaczem. Oczywiście, że wszyscy się z tego śmieli, a jej matka wyciągnęła swoją głupią córunię na korytarz i sprała ją po łbie. Ja, proszę pana oberlejtnanta, jestem zdania, że wiejskie dziewczyny są jednak szczersze niż te mizdrzące się panienki miejskie, które chodzą na lekcje tańca. Kiedy przed laty staliśmy w obozie w Mniszku, to chodziłem na tańce do Starego Knina, namówiłem tam sobie niejaką Karolinę Weklewównę, ale nie bardzo się jej podobałem. Pewnego wieczora niedzielnego poszedłem z nią nad staw, usiedliśmy sobie na grobli, a gdy słońce zachodziło, zapytałem się jej czy mnie lubi. Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że wieczór był ciepły, wszystkie ptaszki śpiewały, a ona mi odpowiedziała z okrutnym śmiechem:<br> {{tab}}— Owszem lubię cię jak zadrę w dupie. Przecież jesteś głupi.<br> {{tab}}— A ja byłem naprawdę głupi, taki straszliwie głupi, bo, posłusznie melduję, panie oberlejtnant, chodziliśmy po miedzach w wysokim zbożu, gdzie nie było żywego ducha, i nawet nie przysiedliśmy, a ja pokazywałem jej ciągle całe to bło<br> {{tab}}202<br> {{tab}} <br> {{tab}}gosławieństwo boże i mówiłem jej, tej wiejskiej dziewczynie, że to jest żyto, a to pszenica, a tamto znowu, to owies.<br> {{tab}}Jakby na potwierdzenie tego owsa gdzieś na czele kolumny dobrzmiewały głosy żołnierzy śpiewających pieśń, z którą pułki czeskie chodziły już pod Solferino, aby krwawić się i ginąć za Austrię:<br> {{tab}}A gdy było po północy, Owies z worka wyskoczył. Żupajdija, żupajda Każda panna da...<br> {{tab}}Co znowu uzupełniały inne głosy:<br> {{tab}}Oj da, oj da, oj da, Bo czemuż nie dać ma? Gdy się gratka nadarzy, Da ci buzi dwa razy! Żupajdija, żupajda Każda panna da! Oj da, oj da, oj da, Bo czemuż nie dać ma?<br> {{tab}}Potem Niemcy zaczęli śpiewać tę samą piosnkę po niemiecku.<br> {{tab}}Jest to stara piosnka żołnierska, którą soldateska śpiewała być może już podczas wojen napoleońskich we wszystkich językach. Teraz grzmiała uciechą śród kurzawy szosy. Okolice TurowejWolskiej po obu stronach szosy aż po zielone pagórki na południu pola były stratowane i zniszczone kopytami koni i podeszwami tysięcy i setek tysięcy ciężkich butów wojskowych.<br> {{tab}}— Tak samo urządziliśmy jedno pole. podczas manewrów w okolicy Pisku — odezwał się Szwejk, rozglądając się dokoła. — Był tam z nami jeden pan arcyksiążę, ale to był pan bardzo sprawiedliwy, bo gdy ze względów strategicznych włóczył się ze sztabem swoim po polu obsianym zbożem, to tuż za nim jechał adiutant, który całą wyrządzoną szkodę szacował. Niejaki Picha, gospodarz wiejski, nie umiał się cieszyć<br> {{tab}}203<br> {{tab}} <br> {{tab}}z takich wysokich odwiedzin i nie przyjął od urzędu skarbowego osiemnastu koron odszkodowania za pięć morgów stratowanego zboża, chciał się prawować i dostał za to, panie oberlejtnant, osiemnaście miesięcy. A ja sądzę, panie oberlejtnant, że właściwie powinien się był cieszyć, że ktoś z domu cesarskiego przebywał na jego gruncie. Inny gospodarz, trochę sprytniejszy, byłby wszystkie swoje dziewuchy poubierał w białe sukienki jako druchny, byłby im powkładał w ręce bukiety i porozstawiał je na swoich gruntach, żeby witały dostojnego pana. Czytałem kiedyś o wielkim władcy indyjskim, którego poddani tak samo pozwalali się tratować takiemu słoniowi.<br> {{tab}}— Co wy wygadujecie, Szwejku? — wołał na niego nadporucznik Lukasz.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że mówię o słoniu, który na swoim grzbiecie dźwigał tego władcę, o którym czytałem.<br> {{tab}}— Bardzo dobrze, mój Szwejku, że umiecie wszystko należycie wytłumaczyć — rzekł nadporucznik Lukasz i ruszył żwawiej ku czołu kolumny.<br> {{tab}}Kolumna rwała się coraz bardziej. Żołnierze nie przyzwyczajeni do maszerowania, po długim wypoczynku w pociągu i obarczeni pełnym ekwipunkiem polowym, czuli zmęczenie i ból w ramionach i każdy sprawiał sobie ulgę, jak umiał. Przekładali karabiny z ramienia na ramię, większość nie niosła ich już na pasie, ale taszczyła je niedbale jak jakie widły czy grabie. Niejeden myślał, że mu będzie lepiej, gdy pójdzie miedzą lub rowem, gdzie grunt czuło się pod nogami miększy niż na zakurzonej szosie.<br> {{tab}}Ludzie szli przeważnie z głowami pochylonymi ku ziemi i wszyscy mieli wielkie pragnienie, bo chociaż słońce już zaszło, było tak samo duszno i parno jak w południe, a żaden z żołnierzy nie miał ani kropli wody we flaszce polowej. Był to pierwszy dzień marszu, a ta niezwykła sytuacja, będąca jak<br> {{tab}}204<br> {{tab}} <br> {{tab}}by wstępem do coraz większych udręk, osłabiała wszystkich coraz bardziej i przygnębiała. Przestali też śpiewać i zaczęli w rozmowach ze sobą zgadywać, jak też może być daleko do TurowejWolskiej i gdzie się będzie nocowało. Niektórzy siadali na chwilę w rowie, a dla zamaskowania tego kradzionego odpoczynku zdejmowali obuwie i na pierwsze spojrzenie wywierali wrażenie ludzi, którzy żle owinęli stopy onucz — kami i teraz poprawiają je, aby im nie przeszkadzały w marszu. Inni znowu skracali lub podłużali pasa od karabinu, zdejmowali plecaki i przekładali w nich swoje rzeczy, jakby im chodziło o równomierny rozkład ciężaru na oba ramiona. Gdy nadporucznik Lukasz zbliżał się do nich, wstawali i meldowali, że coś ich tam uwierało i że trzeba było poprawić. Oczywiście, najczęściej wpędzali ich z powrotem do szeregu plutonowi lub kadeci, gdy z daleka widzieli nadjeżdżającego nadporucznika Lukasza.<br> {{tab}}Mijając ich, nadporucznik Lukasz dość grzecznie zachęcał ich do dalszego maszerowania, mówiąc, że do TurowejWolskiej już tylko trzy kilometry, a tam będzie odpoczynek.<br> {{tab}}Tymczasem zbudził się i oprzytomniał porucznik Dub, podrzucany na wszystkie strony sanitariacką dwukółką, na której go ulokowano. Nie oprzytomniał wprawdzie na dobre, ale zdołał się już usadowić i wychylić z wózka. Zaczął krzyczeć na sztab kompanii, ponieważ wszyscy, od Balouna aż po Cho — dounskiego, poukładali swoje toboły na dwukółkach. Tylko Szwejk kroczył statecznie z plecakiem na ramionach i z karabinem zawieszonym po dragońsku na piersi. Palił fajkę i śpiewał:<br> {{tab}}Gdyśmy szli do Jaromierza, Niech nam wierzą czy nie wierzą, Dostaliśmy tam wieczerzą...<br> {{tab}}Dalej niż na pięćset kroków przed porucznikiem Dubem wznosiły się nad szosą chmury kurzu, otaczającego żołnierzy gęstą mgłą. Porucznik Dub, który odzyskał tymczasem swój<br> {{tab}}205<br> {{tab}} <br> {{tab}}zapał wojenny, wychylił się z dwukółki i zaczął ryczeć w te kłęby kurzu:<br> {{tab}}— Żołnierze! Nasze wzniosłe zadanie jest trudne, oczekują nas ciężkie marsze, najróżniejsze niedostatki, braki wszystkiego i różne udręki. Ale z całkowitym zaufaniem oczekuję od was dowodów wytrwałości i siły woli.<br> {{tab}}— Ach ty wole! — mruknął Szwejk w odpowiedzi na to wezwanie.<br> {{tab}}Porucznik Dub improwizował dalej:<br> {{tab}}— Dla was, żołnierze, żadna przeszkoda nie jest tak wielką, byście nie zdołali jej pokonać. Jeszcze raz, żołnierze, powtarzam wam, że nie prowadzę was ku zwycięstwu łatwemu. Twardy to dla was będzie orzech do zgryzienia, ale wy go zgryziecie. A dzieje wieków głosić będą waszą chwałę.<br> {{tab}}— Jest to cnota nad cnotami... — deklamował Szwejk.<br> {{tab}}Porucznik Dub na chwilę zamilkł, jakby właśnie chciał uprawiać cnotę trzymania języka za zębami, ale w rzeczywistości zaczął womitować i dopiero gdy mu trochę ulżyło, wrzasnął z całej siły:<br> {{tab}}— Żołnierze naprzód! — Natychmiast wszakże opadł z powrotem na tobołek telegrafisty Chodounskiego i spał bez przerwy aż do TurowejWolskiej, gdzie go wreszcie zbudzono i ściągnięto z wozu na rozkaz nadporucznika Lukasza, który miał z nim uciążliwą i długą rozmowę. Porucznik otrzeźwiał ostatecznie tak dalece, że zdołał oświadczyć:<br> {{tab}}— Logicznie rzeczy biorąc, zrobiłem głupstwo, ale naprawię je w obliczu nieprzyjaciela.<br> {{tab}}Musiał jednak nie być jeszcze całkiem trzeźwy, bo oddalając się od swego oddziału, rzekł do nadporucznika Lukasza:<br> {{tab}}— Jeszcze wy mnie nie znacie, ale poznacie mnie!<br> {{tab}}— Niech pan się poinformuje u Szwejka o tym wszystkim, co pan wyrabiał.<br> {{tab}}Przed udaniem się więc do swego oddziału, porucznik Dub<br> {{tab}}206<br> {{tab}} <br> {{tab}}poszedł do Szwejka, którego znalazł w towarzystwie Balouna i sierżanta rachuby Wańka.<br> {{tab}}Baloun opowiadał właśnie o tym, że u siebie w młynie miewał zawsze butelkę piwa w studni i że piwo było takie zimne, aż zęby drętwiały. I w innych młynach wszędzie zapijano takim piwem gomółki, ale on w żarłoczności swojej, za którą teraz Pan Bóg go karze, zjadał po gomółkach jeszcze kawał mięsa. A teraz oto sprawiedliwość boża ukarała go ciepłą naśmierdłą wodą ze studni w Turo we jWolskiej, do której to wody żołnierze dla zabezpieczenia się przed cholerą wsypywać musieli kwas cytrynowy, rozdany im przed chwilą, gdy plutony fasowały wodę ze studzien. Baloun wyraził przekonanie, że ten kwas cytrynowy jest chyba na to tylko, żeby w ludziach wzbudzać tym większy apetyt. Nie można co prawda zaprzeczyć, że w Sanoku trochę się pożywił, co więcej, że oberlejtnant Lukasz podarował mu połowę porcji cielęciny, którą Baloun przyniósł dla niego z brygady, ale swoją drogą jest to rzecz okropna, iż jedzenia jest tak mało, bo przez całą drogę był przekonany, że gdy przybędą gdzieś na nocleg, to dostaną porządną kolację. Był o tym przekonany tym bardziej, gdy kucharze nabierali wody do kotłów; zaraz też poszedł się przepytać, co i jak, ale mu odpowiedzieli, że tymczasem kazano naczerpać wody, ale za chwilę może przyjść rozkaz, że wodę trzeba wylać.<br> {{tab}}W tej właśnie chwili zbliżył się do nich porucznik Dub, a ponieważ nie miał zwykłej pewności siebie, więc zapytał:<br> {{tab}}— Rozmawiacie sobie?<br> {{tab}}— Rozmawiamy sobie, panie lejtnant — odpowiedział w imieniu wszystkich Szwejk. — Bawimy się wesoło, bo zawsze najlepiej jest dobrze się bawić...Właśnie rozmawiamy o kwasie cytrynowym. Bez przyjemnej rozmowy żaden żołnierz wytrzymać nie może, jako że przy rozmowie zapomina się o trudach wojennych.<br> {{tab}}Porucznik Dub wezwał go, żeby mu kawałek drogi towa<br> {{tab}}207<br> {{tab}} <br> {{tab}}rzyszył, bo ma go o coś zapytać. Kiedy oddalili się od reszty żołnierzy, rzekł do Szwejka strasznie niepewnym głosem:<br> {{tab}}— A czy nie rozmawialiście o mnie?<br> {{tab}}— Bynajmniej, panie lejtnant, nic podobnego, tylko rozmawialiśmy o kwasie cytrynowym i o mięsie wędzonym.<br> {{tab}}Oberlejtnant Lukasz mówił mi, że niby coś wyrabiałem, a wy, Szwejku, macie o tym jakoby wiedzieć.<br> {{tab}}Szwejk z wielką powagą i z naciskiem odpowiedział:<br> {{tab}}— Nic takiego pan nie wyrabiał, panie lejtnant, był pan tylko z wizytą w pewnym domu rozpusty. Ale to musiało być przez pomyłkę. Blacharza Pimpra z Koziego Placyku też zawsze musieli szukać, gdy wybierał się do miasta po blachę, i znajdowali go w takim samym lokalu albo u Szuhów, albo u Dworzaków, jak ja znalazłem pana lejtnanta. Na dole była kawiarnia, a na górze w naszym przypadku były dziewczyny. Pan lejtnant widać nie bardzo się orientował, gdzie się znajduje, ponieważ było bardzo gorąco, a gdy człowiek nie jest przyzwyczajony do picia, to przy takim gorącu upije się nawet zwykłym arakiem, nie tylko jarzębinówką, jak pan, panie lejtnant. Więc otrzymałem rozkaz wręczenia panu zaproszenia na konferencję, która miała się odbyć przed wyruszeniem w pole, no i znalazłem pana porucznika u tej dziewczyny na górze. Skutkiem tego gorąca i tej jarzębinówki pan mnie wcale nie poznał i leżał pan tam na kanapie rozebrany. Wcale pan tam nic nie wyrabiał i nie mówił pan: Wy mnie jeszcze nie znacie. Taka rzecz może się przytrafić każdemu, gdy jest tak gorąco. Niejeden lata za takimi przygodami jak opętany, drugiemu przytrafi się taka rzecz jak ślepej kurze ziarno. Gdyby pan był znał, panie lejtnant, starego Wejwodę, to by pan wiedział, co się może stać człowiekowi na tym świecie. Postanowił on mianowicie, że nie będzie używał żadnych napojów, jakimi można się upić. Więc kazał sobie nalać jeszcze jednego na drogę i ruszył w świat na poszukiwanie napojów bez alkoholu. Najsampierw zatrzymał się w go<br> {{tab}}208<br> {{tab}} <br> {{tab}}spodzie „Przystanek“, kazał sobie podać ćwiarteczkę wermutu i nieznacznie zaczął przepytywać gospodarza, co też pijają ci niby abstynenci. Całkiem słusznie wyrozumował, że czysta woda byłaby nawet dla abstynentów napojem okrutnym. Gospodarz wytłumaczył mu tedy, że abstynenci piją wodę sodową, limoniadę, mleko, a następnie wina bez alkoholu, napoje chłodzone i podobne rzeczy czyste. Z tego wszystkiego najbardziej przemówiły do przekonania tego Wejwo — dy owe wina bez alkoholu. Zapytał potem, czy istnieją wódki bez alkoholu, wypił jeszcze jedną ćwiarteczkę, porozmawiał z gospodarzem o tym, że to doprawdy grzech schlać się zbyt często, na co gospodarz mu odpowiedział, że wszystko na święcie znieść potrafi, tylko nie pijanego człowieka, który uchla się Bóg wie gdzie, i do niego przyjdzie wytrzeźwieć przy fla — szeczce wody sodowej i jeszcze zrobi piekło. — Schlaj się u mnie — powiada szynkarz — to cię będę uważał za swego, ale jak się upijasz gdzie indziej, to cię znać nie chcę. Stary Wejwoda dopił swoje i poszedł dalej, aż dotarł, panie lejtnant, na plac Karola do handlu winem, w którym bywał już dawniej, i pytał, czy nie mają win bez alkoholu. Win bez alkoholu nie mamy, panie Wejwodo — odpowiedzieli mu — ale gdyby pan chciał wermutu albo sherry... Stary Wejwoda wstydził się odejść bez spożycia czegoś, więc wypił ćwiartkę wermutu i ćwiartkę sherry, a podczas gdy siedział i pił, zapoznał się, panie oberlejtnant, z pewnym człowiekiem, który też był abstynentem. Pogadali ze sobą, wypili jeszcze po ćwiartce i wreszcie ten nowy znajomy wygadał się, że wie, gdzie mają wina bez alkoholu. — Jest to przy ulicy Bolzano, schodzi się tam po schodach na dół i mają tam gramofon. — Za tę dobrą wiadomość pan Wejwoda zafundował całą butelkę wermutu, a potem ruszyli obaj na ulicę Bolzano, gdzie to się schodzi po schodach na dół i gdzie mają fonograf. I rzeczywiście, tam podawano tylko wina owocowe bez alkoholu. Najprzód każdy kazał sobie podać pół litry wina agrestowego, po<br> {{tab}}Szwejk 14III<br> {{tab}}209<br> {{tab}} <br> {{tab}}tem pół litra wina porzeczkowego bez alkoholu, ale zaczęło im się robić ciepło po tych wszystkich wermutach i sherry, które przedtem wypili, więc dalejże hałasować i domagać się urzędowego potwierdzenia, że to wino, co piją, jest rzeczywiście bez alkoholu. Bo oni są abstynenci, a jeśli nie przedstawią im takiego zaświadczenia, jakiego żądają, to wszystko porozbijają w drobne kawałki razem z gramofonem. Potem policjant musiał ich obu taszczyć po tych schodach na górę, żeby ich wywlec na ulicę Bolzano. Trzeba ich było wsadzić do plecionki i zamknąć w areszcie i obaj jako abstynenci zostali skazani za pijaństwo.<br> {{tab}}— Czemu wy mi o tym opowiadacie! — krzyknął porucznik Dub, który podczas tego opowiadania wytrzeźwiał ostatecznie.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że to właściwie nie ma nic do rzeczy, ale ponieważ się tak zgadało...<br> {{tab}}Porucznikowi Dubowi wydało się w tej chwili, że Szwejk obraził go znowu, ponieważ odzyskał tymczasem pełnię swej samowiedzy, więc krzyczał na niego:<br> {{tab}}— Ty mnie poznasz kiedyś! Jak stoisz?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że stoję źle, bo zapomniałem złożyć pięty do kupy. Zaraz się zrobi.<br> {{tab}}Szwejk stanął jak najpoprawniej według przepisu. Porucznik Dub zastanawiał się, co by tak jeszcze powiedzieć, ale wreszcie zdobył się tylko na uwagę:<br> {{tab}}— Ty się, uważasz, pilnuj, żebym ci tego nie musiał drugi raz powtarzać. — I starym swoim zwyczajem dodał: — Ty mnie jeszcze nie znasz... — I dla odmiany dokończył: — Ale ja cię znam.<br> {{tab}}Oddalając się od Szwejka, porucznik Dub pomyślał o pedagogicznym wpływie na niego:<br> {{tab}}— Kto wie, czy nie byłbym na niego wpłynął lepiej, gdybym mu był powiedział: ja cię, drabie, już dawno znam z twej złej strony.<br> {{tab}}210<br> {{tab}} <br> {{tab}}Potem porucznik Dub zawołał swego służącego Kunerta i kazał mu się postarać o dzban wody.<br> {{tab}}Ku czci Kunerta trzeba powiedzieć, że bardzo długo szukał po TurowejWolskiej i dzbana i wody.<br> {{tab}}Dzban udało mu się wreszcie ukraść księdzu plebanowi, a dzban napełnił wodą z pewnej studni, całkiem zabitej deskami. W tym celu musiał oczywiście wyrwać kilka desek, ponieważ studnia była zabita nimi jako podejrzana, że ma wodę tyfusową.<br> {{tab}}Porucznik Dub wypił wszakże cały dzban wody bez jakiejkolwiek szkody dla zdrowia, czym potwierdził prawdziwość przysłowia:<br> {{tab}}— Dobry wieprz i na wodzie się upasie.<br> {{tab}}Wszyscy mylili się, oczywiście, przypuszczając, że nocować będą w TurowejWolskiej.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz wezwał telefonistę Chodounskiego, sierżanta rachuby Wańka, kuriera kompanii Szwejka oraz Balouna. Rozkazy były proste. Wszyscy pozostawią ekwipunek u sanitariuszy i drogą polną ruszą natychmiast na Mały Połaniec, a następnie wzdłuż potoku na południowy wschód pójdą w kierunku na Liskowiec.<br> {{tab}}Szwejk, Waniek i Chodounsky są kwatermistrzami. Wszyscy muszą starać się o nocleg dla kompanii, która przybędzie za nimi, najwyżej za godzinę lub półtorej godziny. Zaś Baloun, na kwaterze, która zostanie wyznaczona dla nadporucznika Lukasza, każe upiec gęś, a wszyscy trzej pilnować będą Balouna, żeby połowy nie zeżarł. Prócz tego Waniek i Szwejk muszą kupić świnie dla kompanii, według przepisu, żeby każdy żołnierz dostał mięsa. W nocy będzie się przyrządzało gulasz. Noclegi dla szeregowców muszą być porządne. Unikać chałup zawszonych, żeby żołnierze mogli należycie odpocząć, bo kompania już o pół do siódmej rano rusza z Liskowca na Krościenko do Starej Soli.<br> {{tab}}i4*m<br> {{tab}}211<br> {{tab}} <br> {{tab}}Batalion nie był już taki ubogi jak jeszcze niedawno. Inten — dentura brygady w Sanoku wypłaciła batalionowi zaliczkę na przyszłą rzeź. W kasie kompanii znajdowało się przeszło sto tysięcy koron, a sierżant rachuby Waniek otrzymał już rozkaz powypłacania żołnierzom należności i zaległości, jak tylko kompania znajdzie się na miejscu, to znaczy w okopach.<br> {{tab}}Podczas gdy wszyscy czterej wybrali się w drogę, aby wypełnić rozkazy, do kompanii przybył miejscowy pleban i rozdawał żołnierzom karteczki z,,pieśnią lourdską“ we wszystkich językach. Miał tych pieśni całą pakę, bo pozostawił je u niego jakiś wysoki wojskowy dostojnik kościelny, przejeżdżający przez opustoszałą Galicję automobilem w towarzystwie jakichś kobiet. Pieśń była taka:<br> {{tab}}Kędy rzeczułka wytryska z górskich łon,<br> {{tab}}Anielskie wieści zwiastuje wszem wiernym dzwon: Ave, ave, ave, Maria! — Ave, ave, ave, Maria!<br> {{tab}}Bernardo, dziewczę, cóż to dokoła za ruch?<br> {{tab}}Na zieleń łąki spływa niebiański duch. Avel<br> {{tab}}Przed skałą wstrzymaj, dziewczyno, krok, Gwiazd blaskiem patrzy na ciebie najświętszy wzrok. Ave!<br> {{tab}}Cudnie ją zdobi szata liliowej bieli<br> {{tab}}I pas ma z obłoku na swojej szacie anielej. Ave!<br> {{tab}}Z jej rąk złożonych różaniec spływa,<br> {{tab}}— O Pani, Królowo nasza miłościwa! Ave!<br> {{tab}}— Cóż to, Bernardo, tak cudnie ci błyszczy na twarzy, Jakby się na niej jasny niebieski odblask rozżarzył? Ave!<br> {{tab}}Już klękła oto, pacierz odmawia do swojej Pani,<br> {{tab}}A ona w odpowiedzi niebiańskiej słowo dla niej. Ave!<br> {{tab}}O, dziecię moje, wiedz, że, bez grzechu jestem poczętą, Dla wszystkich chcę być ochroną tutaj możną i świętą. Ave!<br> {{tab}}Świadcz: tutaj miejsce zjawienia mam,<br> {{tab}}Chcę, by mi tutaj wzniesiono z marmuru chram. Ave!<br> {{tab}}212<br> {{tab}} <br> {{tab}}A zdrój żywej wody, co tryska tu z ziemi,<br> {{tab}}Jest zmiłowania mojego poręką nad wszystkimi. Ave!<br> {{tab}}Chwała tobie, dolinko, pełna miłości,<br> {{tab}}Bo tutaj nasza Matka Najświętsza gości. Ave!<br> {{tab}}W skale cudowna się mieści grota twa,<br> {{tab}}A ty nas rajem obdarzasz, królowo miłościwa. Ave!<br> {{tab}}Od chwili świętej, kiedyś zjawiła się tu,<br> {{tab}}Mężów i niewiast przybywa tutaj pobożny tłum. Ave!<br> {{tab}}Ty, która tutaj, o Pani, czczona być chcesz, Zmiłuj się, Ciebie prosimy, nad nami też. Ave!<br> {{tab}}Gwiazdo zbawienia blaskami swymi nam świeć<br> {{tab}}I ku tronowi Bożemu drogami ziemi nas wiedź. Ave!<br> {{tab}}0 Panno święta, opiekę swoją nam daj<br> {{tab}}I miłosierdziem nam otwórz po śmierci raj! Ave!<br> {{tab}}W TurowejWolskiej na każdym kroku i w każdym miejscu można było znaleźć mnóstwo takich karteczek z „pieśnią lourdską“.<br> {{tab}}Kapral Nachtigal, pochodzący z okolic Kasperskich Gór, zdobył butelkę wódki od jakiegoś wystraszonego Żyda, zebrał kilku kamratów i wszyscy popijając śpiewali lourdską pieśń po niemiecku na nutę „Prinz Eugen“.<br> {{tab}}Wędrówka po zachodzie słońca była obrzydliwa i owi czterej wysłańcy, którzy mieli się wystarać o nocleg dla kompanii jedenastej, dostali się do lasku nad potokiem, który miał ich zaprowadzić do Liskowca.<br> {{tab}}Baloun, który po raz pierwszy znalazł się w takiej sytuacji, iż nie wiedział, dokąd właściwie idzie, a któremu wszystko wydało się ogromnie tajemnicze i zastanawiające, że oto jest ciemno i że idą szukać noclegu, powziął straszliwe podejrzenie. Ehe — myślało mu się, tu coś jest nie w porządku.<br> {{tab}}— Koledzy — rzekł szeptem, potykając się co chwila — zostaliśmy poświęceni na stracenie.<br> {{tab}}213<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Jak to? — szeptem ryknął na niego Szwejk.<br> {{tab}}— Koledzy, nie wrzeszczmy tak głośno — błagał po cichu Baloun — ja już czuję tę całą hecę w krzyżach. Usłyszą nas i zaczną do nas strzelać. Ja już wiem: posłali nas na przód, żeby się przekonać, czy tu gdzie nie ma nieprzyjaciela, a gdy usłyszą strzelanie, to zaraz będą wiedzieli, że dalej już iść nie można. My, koledzy, jesteśmy takim patrolem, co go się wysyła naprzód, jak mnie tego uczył kapral Tema.<br> {{tab}}— No to idź naprzód — rzekł Szwejk. — My pójdziemy grzecznie za tobą, żebyśmy mieli w tobie ochronę, skoro już jesteś taki olbrzym. Jak cię postrzelą, to nam zamelduj, żebyśmy mogli upaść na ziemię. Ładny z ciebie żołnierz, że się boisz, iż do ciebie będą strzelali. Przecie każdy żołnierz to właśnie najbardziej powinien lubić, jako że każdy żołnierz wie, iż zapasy amunicji nieprzyjacielskiej maleją tym bardziej, im częściej do żoinierza naszego strzelają. Z każdym wystrzałem wymierzonym przez nieprzyjaciela przeciwko tobie zmniejsza się jego siła bojowa. Zresztą on też kontent, że może strzelać do ciebie, bo potem nie potrzebuje dźwigać patronów i łatwiej mu uciekać.<br> {{tab}}— Kiedy ja mam w domu gospodarstwo — ciężko westchnął Baloun.<br> {{tab}}— Pluń ty, bratku, na gospodarstwo — radził mu Szwejk. — Lepiej polegnij za najjaśniejszego pana. Czy cię tego w wojsku nie uczyli?<br> {{tab}}— Mówili o tym tylko jakby mimochodem — rzekł zgłupiały Baloun. — Tyle tylko, że mi kazali chodzić na plac ćwiczeń i nic podobnego już potem nie słyszałem, bo ja byłem burszem... Żeby najjaśniejszy pan kazał nam przynajmniej dawać lepiej jeść!<br> {{tab}}— Ach ty nienasycona przeklęta Świnio! Żołnierzowi przed bitwą w ogóle nie powinni dawać jeść. Mówił nam o tym już przed laty kapitan Untergrietz, który nauczał w szkole żołnierskiej. Mawiał on przy każdej sposobności: — Ej, łobuzy<br> {{tab}}214<br> {{tab}} <br> {{tab}}przeklęte, gdyby kiedyś doszło do wojny, to pamiętajcie, żeby się przed bitwą nie obżerać. Kto się obeżre i zostanie ranny w brzuch, przepadnie jak amen w pacierzu, bo komiśniak i zupa wylezą mu zaraz z kiszek i zapalenie murowane. Ale gdy żołądek ma pusty, to taka rana w brzuchu jest głupstwem, jakby go ukąsiła osa, jednym słowem, sama uciecha.<br> {{tab}}— Ja szybko trawię — rzekł Baloun — w moim żołądku nic się nie zależy. Ja, kolego, wsunę na przykład miskę knedli ze schabem i kapustą, a za pół godziny stołeczek mam jak u dzieciątka. Reszta gdzieś tam we mnie przepada. Mówią ludzie, że takie bedłki, jak na ten przykład kurki, są niestrawne, że wychodzą menaruszone, więc można by je wyprać i przyrządzić z octem. U mnie przeciwnie: nażrę się tych kurków tyle, że inny pękłby chyba, a gdy idę za stodołę, to tyle tam wszystkiego, co w pieluszce półrocznego dziecka. Reszta też się gdzieś gubi we mnie. Powiem ci nawet:, kolego — zwierzał się Baloun coraz szczegółowiej — że we mnie rozpuszczają się ości ryb i pestki śliwek. Pewnego razu umyślnie pestki liczyłem. Zjadłem siedemdziesiąt klusek ze śliwkami, pestek nie wypluwając, a potem za stodołą dokładnie pestki przeliczyłem. Połowy się nie doliczyłem, rozpuściły się we mnie.<br> {{tab}}Z piersi Balouna wyrwało się głębokie westchnienie:<br> {{tab}}— Moja żona robiła kluski ze śliwkami z ciasta ziemniaczanego. do którego dodawała trochę twarogu, żeby było pożywniejsze. Sama wolała posypywane makiem, a ja znowu obciąłem. żeby były posypywane tartym serem, Raz ją nawet z tego powodu sprałem. Ach, nie umiałem uszanować swego szczęścia rodzimego!<br> {{tab}}Baloun przystanął. mlasnął językiem i głosem smutnym rzekł. miękko:<br> {{tab}}— Wiesz. kolego. kiedy tych klusek nie mam. to mi<br> {{tab}}się zdaje. że żona jednak miała rację. że kluski z makiem są jednak lepsze. Wtedy zawsze mi się wydawało. że mi ten mak włazi między z^by, a teraz myślę sobie często: niechby go<br> {{tab}}215<br> {{tab}} <br> {{tab}}właziło w zęby jak najwięcej. Moja biedna żona miała ze mną nieraz ciężki krzyż i spłakała się często, kiedym się na przykład upominał, żeby do podgarlanek dawała więcej majeranku, a przy sposobności szturchnąłem ją zdrowo pod żebro. Pewnego razu sprałem ją biedaczkę tak, że leżała dwa dni, za to, że na kolację nie chciała dla mnie zarżnąć indyka i kazała mi się zadowolić kogutkiem.<br> {{tab}}— Eh, kolego — rozpłakał się Baloun — gdyby teraz była podgarlanka nawet bez majeranku i kogut... A sos koperkowy lubisz? Widzisz, o ten sos koperkowy piekłowałem się często, a teraz piłbym go jak kawę.<br> {{tab}}Baloun zapominał powoli o domniemanym niebezpieczeństwie i w ciszy nocnej, nawet gdy już skręcali na drogę do Liskowca, opowiadał Szwejkowi o wszystkim, czego onego czasu nie szanował i nie lubił, a teraz jadłby, ażby mu się uszy trzęsły.<br> {{tab}}Za nimi szedł telefonista Chodounsky z sierżantem rachuby Wańkiem.<br> {{tab}}Chodounsky opowiadał Wańkowi, że zdaniem jego, ta wojna światowa, to błazeństwo. Najgorsze na tej wojnie to, że gdy się czasem przerwie przewodnik telefoniczny, to trzeba go w nocy naprawiać, a jeszcze gorsze to, że teraz mają reflektory, jakich dawniej nie znano. Otóż teraz, właśnie w chwili, gdy naprawiasz te przeklęte druty, nieprzyjaciel wyszuka cię reflektorem i poszczuje na ciebie całą artylerię.<br> {{tab}}We wsi, w której mieli wyszukać nocleg dla kompanii, było ciemno i rozszczekały się wszystkie psy, co zmusiło wyprawę do zatrzymania się i naradzenia, w jaki sposób zabezpieczyć się przed tymi kundlami.<br> {{tab}}— Czy nie byłoby lepiej zawrócić? — szepnął Baloun.<br> {{tab}}— Balounie, Balounie, gdybyśmy powtórzyli twoje słowa komu należy, to zostałbyś rozstrzelany za tchórzostwo — napominał go Szwejk.<br> {{tab}}216<br> {{tab}} <br> {{tab}}Psy szczekały coraz bardziej, odzywały się nawet w stronie południowej za rzeką Ropą, w Krościenku i w innych wsiach, bo Szwejk wrzeszczał w ciszę nocy:<br> {{tab}}— Leżeć! leżeć! leżeć! — jak niegdyś wrzeszczał na swoje psy, kiedy nimi handlował.<br> {{tab}}Psy szczekały coraz natarczywiej, tak że sierżant rachuby rzekł do Szwejka:<br> {{tab}}— Nie wrzeszczcie tak, Szwejku, bo się na nas rozszczeka cała Galicja.<br> {{tab}}— Coś podobnego — odpowiedział Szwejk — przytrafiło się nam na manewrach w Taborszczyźnie. Przybyliśmy tam. w nocy do pewnej wsi, a psy zaczęły okropnie ujadać. Okolice są tam wszędzie bardzo ludne, tak że to psie szczekanie przerzucało się ze wsi do wsi, coraz dalej, a gdy psy tej wsi, w której obozowaliśmy, zamilkały, to słyszały szczekanie innych psów, na przykład z Pelhrzymowa, więc znowu zaczynały ujadać i po chwili szczekała cała Taborszczyzna, Pelhrzy — mowszczyzna, Budziejowskie, Humpolecczyzna, Trzebońskie i Jihlawszczyzna. Nasz kapitan był to sobie taki nerwowy dziadyga, który nie mógł wytrzymać psiego szczekania, nie spał przez całą noc, kręcił się i bezustannie pytał wartowników: — Kto szczeka? Co szczeka? — Żołnierze posłusznie meldowali, że psy szczekają, a jego to tak rozzłościło, że za to ci, co wtedy stali na warcie, dostali po manewrach kosza — rówkę. Potem zawsze wybierał „psią komendę“ i wysyłał ją naprzód. Ta psia komenda miała za zadanie powiadomić mieszkańców wsi, żeby pilnowali psów i nie pozwalali im szczekać w nocy, bo każdy pies, który zaszczeka, zostanie zastrzelony. Ja też należałem do takiej „psiej komendy“, a gdy przybyliśmy do pewnej wsi w Miłewsku, pomieszało mi się wszystko w głowie i zawiadomiłem starostę, że każdy właściciel psa, który zaszczeka w nocy, zostanie ze względów strategicznych stracony. Starosta się przeraził, zaprzągł konie do wozu i natychmiast pojechał do sztabu głównego prosić o łaskę dla ca<br> {{tab}}217<br> {{tab}} <br> {{tab}}łej wsi. Do sztabu nie dopuścili go w ogóle, a wartownicy byliby go o mały figiel zastrzelili. Musiał więc wracać do domu z niczym i zanim przybyliśmy do wsi, wszyscy właściciele psów poowiązywali swoim kundlom pyski gałganami, żeby nie mogły szczekać, z czego trzy psy dostały wścieklizny.<br> {{tab}}Wchodzili do wsi ostrożnie, przyj ąwszy do wiadomości doświadczenia Szwejka, że psy boją się w nocy ognika zapalonego papierosa. Na nieszczęście nikt z nich papierosów nie palił, tak że rada Szwejka pozostała bez znaczenia. Pokazało się wszakże, że psy szczekają z uciechy, bo przypomniały sobie oddziały wojskowe, które przechodząc przez wieś, zawsze pieskom coś do zjedzenia zostawiały.<br> {{tab}}Mądre stworzenia czuły już z daleka, iż zbliżają się ci, co pozostawiają po odejściu kości i padlinę końską. Nie wiadomo skąd otoczyły Szwejka cztery duże psiska i zaczęły się z nim burzliwie witać, wymachując ogonami na wszystkie strony. Szwejk głaskał je, klepał po karkach i rozmawiał z nimi jak z dziećmi:<br> {{tab}}— Więc przyszliśmy do was, moje pieski, będziemy tu lulać i papusiać, damy wam kosteczki i skórki, a rano ruszymy dalej przeciwko nieprzyjacielowi.<br> {{tab}}We wsi po chałupach ludzie zapalali światła, a gdy kwatermistrze zaczęli pukać do drzwi pierwszej z brzega chałupy, aby się dowiedzieć, gdzie mieszka starosta, zza zamkniętych drzwi odezwał się jękliwy i wrzaskliwy głos kobiecy, który z polska po ukraińsku wywodził, że mąż na wojnie, w domu dzieci chore na ospę, że Moskale wszystko pozabierali i że jak mąż wyruszał na wojnę, to nakazywał, żeby w nocy nikomu nie otwierać. Dopiero gdy szturm do chałupy poparli oświadczeniem, że są kwatermistrzami, drzwi otworzyła im jakaś tajemnicza ręka, a wtedy pokazało się, że to właściwie tutaj mieszka starosta, który daremnie starał się Szwejka przekonać, że to nie on przemawiał takim jękliwym głosem kobiecym. Tłumaczył się, że spał na sianie i że jego żona,<br> {{tab}}218<br> {{tab}} <br> {{tab}}gdy ją w nocy niespodzianie obudzić, zaczyna mówić od rzeczy. Co do noclegu dla kompanii, to wioska jest taka mała, że nawet jeden żołnierz się w niej nie zmieści. Do kupienia też tu nie ma niczego, bo Moskale wszystko zabrali.<br> {{tab}}Gdyby panowie dobrodzieje nie pogardzili jego towarzystwem, to zaprowadziłby ich do Krościenka, gdzie są wielkie gospodarstwa, a wszystkiego kwadrans drogi dalej. Miejsca jest tam dużo, każdy żołnierz będzie się mógł przykryć baranim kożuchem, a krów tam tyle, że każdy dostanie pełną menażkę mleka. I woda tam jest dobra, panowie oficerowie będą mogli spać we dworze, ale tutaj w Liskowcu?... Bieda, parchy i wszy. On sam miał niegdyś pięć krów, ale Moskale wszystko mu zabrali, tak że on sam, gdy potrzebuje mleka dla swoich chorych dzieci, musi po nie chodzić aż do Krościenka.<br> {{tab}}Jakby na dowód prawdziwości jego słów z pobliskiej obory ozwało się buczenie krówek pomieszane z głosem kobiecym, który nakazywał nieszczęsnym krowom milczenie i życzył im, żeby je cholera pokręciła.<br> {{tab}}Ale starosty nie zmieszało to bynajmniej. Wdziewając buty z cholewami, mówił dalej:<br> {{tab}}— Jedyną krowę ma tutaj sąsiad Wojciech, której głos panowie dobrodzieje raczyli słyszeć. Jest to krowa chora, melancholijna. Moskale zabrali jej cielątko. Od tego czasu mleka nie daje, ale gospodarzowi jej żal, nie chce jej zarżnąć, bo ma nadzieję, że Matka Boska przemieni wszystko na lepsze.<br> {{tab}}Mówiąc to wdziewał sukmanę.<br> {{tab}}— Chodźmy, panowie dobrodzieje, do Krościenka. Niedaleczko. Trzech kwadransów nie będzie. Co ja grzeszny człowiek mówię: za pół godziny zajdziemy. Znam drogę przez strumień, potem przez gaik brzozowy koło dębu... Wieś jest duża, a w propinacjach jest tam dużo mocnej wódki. Chodźmy, panowie dobrodzieje! Na co jeszcze czekać? Panom żołnierzom z waszego szanownego pułku trzeba wyszukać nocleg porządny,<br> {{tab}}219<br> {{tab}} <br> {{tab}}wygodny. Pan żołnierz cesarskokrólewski bije się z Moska — % lami, więc potrzebuje koniecznie porządnego i czystego noclegu... A u nas? Wszy, parchy i cholera. Wczoraj u nas, w naszej przeklętej wsi sczerniało trzech chłopów chorych na cholerę... Miłosierny Bóg przeklął Liskowiec...<br> {{tab}}W tej chwili Szwejk majestatycznie skinął ręką.<br> {{tab}}— Panowie dobrodzieje — zaczął, naśladując styl starosty — czytałem kiedyś że za czasów wojen szwedzkich, gdy trzeba było kwaterować wojsko, a starosta się wykręcał, to go wieszali na najbliższej gałęzi. Następnie, dzisiaj mówił mi w Sanoku pewien kapral, że gdy przychodzą kwatermistrze, to starosta ma zwołać wszystkich radnych i razem z nimi chodzi ’ się po wszystkich chałupach i mówi się: Tutaj zmieści się trzech, tam czterech, na plebanii będą mieszkali panowie oficerowie, a za pół godziny wszystko musi być w porządku. Panie dobrodzieju — rzekł Szwejk, zwracając się do starosty — gdzie masz tutaj porządne drzewo?<br> {{tab}}Starosta nie zrozumiał, o jakie drzewo chodzi, więc mu Szwejk wytłumaczył, że to wszystko jedno, czy to będzie brzoza czy dąb, czy grusza, czy jabłoń, bo chodzi o drzewo, które ma krzepkie gałęzie. Starosta znowu nie zrozumiał, ale gdy słyszał, że jest mowa o drzewach owocowych, zląkł się, bo czereśnie już dojrzewały, więc powiedział, że o niczym podobnym nie wie, ale przed domem ma dąb.<br> {{tab}}— Dobrze — rzekł Szwejk, robiąc ręką międzynarodowy znak wieszania — powiesimy cię więc przed chałupą, bo powinieneś zdawać sobie sprawę z tego, że jest wojna i że mamy rozkaz spać tutaj, a nie w jakimś Krościenku. Ty nam, drabie, nie będziesz zmieniał naszych planów strategicznych, bo się będziesz dyndał, jak o tym jest napisane w książkach opisujących wojny szwedzkie... Zdarzyło się, moi panowie, na manewrach koło Wielkiego Międzyrzecza...<br> {{tab}}Przerwał mu sierżant rachuby Waniek:<br> {{tab}}220<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Opowiecie nam to później, mój Szwejku. — Zwracając się do starosty, Waniek rzekł: — teraz zabierajmy się żwawo do szukania kwater!<br> {{tab}}Starosta zaczął dygotać ze strachu, tłumaczył się, że miał wobec panów dobrodziejów jak najlepsze zamiary, ale skoro się już tak uparli, to może i w tej wsi da się coś zrobić ku ogólnemu zadowoleniu. Zaraz przyniesie latarnię.<br> {{tab}}Gdy wyszedł z izby, bardzo licho oświetlonej małą lampką naftową, wiszącą pod obrazem jakiegoś świętego, który przypominał biednego kalekę, Chodounsky zawołał nagle:<br> {{tab}}— Gdzież to się podział nasz Baloun?<br> {{tab}}Zanim zdołali się zorientować, otwarły się drzwi za piecem, zza nich wysunął się Baloun, rozejrzał się dokoła, czy nie ma w izbie starosty i głosem tubalnym, jakby miał wielki katar, mówił:<br> {{tab}}— Jha bhyłem w phiharni nhamhacałhem cohoś, wsaha — dziłhem dho ghęby i wszyhystko mhi się w ghębie zhlephiło. Nie słohone, nie słohodkie, ciahasto na chleheb.<br> {{tab}}Sierżant rachuby Waniek oświetlił go latarką elektryczną i wszyscy stwierdzili, że w życiu swoim nie widzieli jeszcze nigdy takiego umazanego austriackiego żołnierza. Przestraszyli się też, bo spostrzegli, że bluza na Balounie tak się wydęła, jakby był w ostatnim stadium brzemienności.<br> {{tab}}— Co tobie, Balounie? — zapytał Szwejk ze współczuciem i trącił go w wydęte brzucho.<br> {{tab}}— To są ogórki — charczał Baloun, duszący się ciastem, którego nie mógł ani połknąć, ani wypluć. — Ostrożnie, to są kiszone ogórki. Sam zjadłem trzy, a parę zabrałem dla was.<br> {{tab}}Zaczął wyjmować z zanadrza ogórki jeden za drugim i podawał je towarzyszom.<br> {{tab}}Tymczasem wrócił starosta z latarnią, a widząc od proga, co się święci, przeżegnał się i zaczął narzekać:<br> {{tab}}— Moskale zabrali i nasi zabierają.<br> {{tab}}221<br> {{tab}} <br> {{tab}}Wszyscy wyszli na drogę. Towarzyszyło im stado psów, które trzymały się Balouna i obwąchiwały jego kieszeń u spodni, bo miał w niej kawał słoniny, takoż zdobyty w spiżarni, ale przez chciwość zdradliwie zatajony przed towarzyszami.<br> {{tab}}— Czemu te psy otaczają cię tak wiernie? — zapytał Szwejk Balouna.<br> {{tab}}— Czują we mnie dobrego człowieka — odpowiedział zapytany po dłuższym namyśle, ale nie dodał, że trzymał rękę w kieszeni na słoninie i że jeden z psów bezustannie chwyta go za nią zębami.<br> {{tab}}Przy wędrówce kwaterunkowej po wsi stwierdzono, że Li — skowiec jest wielką osadą, która jednakże została już porządnie wyciśnięta przez wojnę. Nie było tu pożarów, żadna ze stron walczących jakby cudem nie wzięła jej pod ogień swej artylerii, ale za to osadzono tu mieszkańców pobliskich zniszczonych osiedli: Chyrowa, Grabowa i Hołobli.<br> {{tab}}W niektórych chatach mieszkało czasem po osiem rodzin w największej nędzy, bo łupieska wojna pierwszym swoim kresem przewaliła się nad głowami tych rodzin niby niszczycielska powódź.<br> {{tab}}Kompanię trzeba było częściowo ulokować w spustoszonej gorzelni na drugim końcu wsi, gdzie w samej drożdżowni mogło się zmieścić pół kompanii. Reszta żołnierzy została rozmieszczona po dziesięciu w większych gospodarstwach, których właściciele nie dopuścili do siebie zubożonych biedaków.<br> {{tab}}Sztab kompanii z wszystkimi oficerami, sierżantem rachuby Wańkiem, ze służącymi oficerów, z telefonistą, sanitariuszami, kucharzami i ze Szwejkiem usadowił się na plebanü* która także nie przyjęła żadnej ze zrujnowanych rodzin, a miała dużo wolnego miejsca.<br> {{tab}}Pleban był wysokim chudym starcem w znoszonej i zapuszczonej sutannie, Swoje skąpstwo posuwał tak daleko, że prawie wcale nie jadał. W domu rodzinnym wpojono mu<br> {{tab}} <br> {{tab}}wielką nienawiść dla Rosjan, ale nienawiść ta znikła nagle, gdy ci ustąpili, a po nich przyszli Austriacy i pożarli wszystkie jego kury pozostawione mu przez wrogów, chociaż mieszkało u niego kilku kudłatych zabajkalskich Kozaków.<br> {{tab}}Znienawidził austriackie wojska jeszcze bardziej, gdy do wsi przybyli Węgrzy i wybrali mu z ułów wszystek miód. Z wielką nienawiścią spoglądał teraz na swoich niespodziewanych nocnych gości i bardzo był zadowolony, że mógł chodzić kolo nich, wzruszać ramionami i powtarzać:<br> {{tab}}— Nic nie mam. Jestem zupełny żebrak. Nie znajdziecie panowie u mnie nic, nawet kromki chleba.<br> {{tab}}Najbardziej przygnębiało to, oczywiście, Balouna, który omal że się nie rozpłakał nad taką nędzą. Po głowie tłukła mu się bezustannie jakaś nieokreślona wizja prosiątka, którego skórka jest złocista jak miód, chrupie i pachnie. Marząc tak Baloun podrzemywał w kuchni plebana, do której co chwila zaglądał wyrostek, będący na plebanii parobkiem i kucharką zarazem. Pleban surowo mu nakazał, aby pilnował, żeby żołnierze czego nie ukradli.<br> {{tab}}Baloun nie znalazł w kuchni nic prócz trocha kminu w papierku na solniczce. Wsypał go sobie do ust i właśnie zapach tego kminu wywołał w nim halucynację prosiątka.<br> {{tab}}Na podwórzu małej gorzelni za plebanią płonął ogień pod kotłami kuchen polowych, bulgotała woda, ale w tej wodzie nie gotowało się nic.<br> {{tab}}Sierżant rachuby razem z kucharzami biegali po całej wsi i szukali wieprza, lecz szukali na próżno. Wszędzie powtarzano im to samo, że Moskale wszystko zjedli i pobrali.<br> {{tab}}Zbudzili także Żyda w karczmie, który rwał włosy i głośno lamentował z wielkiego żalu, iż nie może panom żołnierzom niczym posłużyć, i wreszcie zaczął ich namawiać, żeby kupili od niego starą stuletnią krowę, chude zdechlactwo, składające się tylko ze skóry i z kości. Żądał za nią horen — dalnych pieniędzy, szarpał brodę i zapewniał, że takiej kro<br> {{tab}}223<br> {{tab}} <br> {{tab}}wy nie znajdą w całej Galicji, w całej Austrii i Niemczech, a nawet w całej Europie, na całym świecie, przy czym wył, zawierzał się i z płaczem wywodził, że jest to najtłustsza krowa, jaka kiedykolwiek z dopuszczenia Jehowy przyszła na ten świat. Zaklinał się na wszystkich praojców, że krowę tę przyjeżdżają oglądać aż z Wołoczysk, że w całej okolicy mówią o niej jak o postaci z bajki, że to nawet nie krowa, ale najsoczystszy bawół. Wreszcie ukląkł i obejmując przybyłych za kolana, wołał:<br> {{tab}}— Zabijcie raczej starego biednego Żyda, ale bez krowy nie odchodźcie!<br> {{tab}}Od jego lamentu i gadania wszyscy wreszcie tak zbaranieli, że to zdechlactwo, od którego hycel byłby się odwrócił ze wstrętem, powlekli ku kuchni polowej. Zaś Żyd długo jeszcze wywodził, że go zupełnie zgubili, zniszczyli, że sam zrobił z siebie żebraka, gdy krowę tak wspaniałą sprzedał za takie marne pieniądze. Gadał, chociaż już miał pieniądze w kieszeni. Prosił ich, żeby go powiesili za to, że na swoje stare lata zrobił takie głupstwo, za które ojcowie jego muszą się w grobie przewracać.<br> {{tab}}Jeszcze trochę potarzał się w kurzu, potem wstał, strzą — snął z siebie wszystką żałość, poszedł do domu i rzekł do swojej żony:<br> {{tab}}— Elsaleben, żołnierze głupie chamy, ale twój Natan ma delikatny rozum.<br> {{tab}}Z krową było dużo roboty. Chwilami zdawało się, że skóry w ogóle nie da się z niej ściągnąć. Kilka razy skóra się przerwała, a pod nią ukazały się mięśnie poskręcane i twarde jak liny okrętowe.<br> {{tab}}Tymczasem skądś przytaszczyli żołnierze worek kartofli i kucharze zabrali się do gotowania tych beznadziejnych żył i gnatów, gdy tymczasem w sąsiedniej kuchni oficerskiej kucharz z rozpaczą w sercu pitrasił ze straszliwego mięsa jedzenie dla oficerów.<br> {{tab}}224<br> {{tab}} <br> {{tab}}Nieszczęśliwa ta krowa, jeśli ten dziwaczny kaprys natury w ogóle nazwać można krową, pozostała wszystkim uczestnikom w żywej pamięci. Nie ulega wątpliwości najmniejszej, że gdyby później przed bitwą pod Sokalem dowódcy przypomnieli byli żołnierzom krowę liskowiecką, to jedenasta kompania z rykiem straszliwej wściekłości byłaby się z bagnetem w ręku rzuciła na nieprzyjaciela.<br> {{tab}}Krowa ta była w ogóle taka bezwstydna, że nie udało się zrobić z niej czegoś przypominającego rosół. Im dłużej mięso się gotowało, tym mocniej przylegało do gnatów, zespalając się z nimi w jedną całość, skostniało jak biurokrata, który przez pół roku gnieździ się w aktach urzędowych i żywi się tylko papierem.<br> {{tab}}Szwejk, który jako kurier utrzymywał stałe połączenie między sztabem a kuchnią, aby donieść zainteresowanym, kiedy mięso będzie ugotowane, meldował wreszcie nadporucz — nikowi Lukaszowi:<br> {{tab}}— Panie oberlejtnant, mięso jest jak porcynela. Mięsem tej krowy można krajać szkło. Kucharz Pawliczek razem z Ba — lounem próbowali mięso i kucharz wyłamał sobie przedni ząb, a Baloun złamał ząb mądrości.<br> {{tab}}Z wielką powagą poszedł do nadporucznika Lukasza Baloun i podawał swój ząb wyłamany, zawinięty w lourdską pieśń:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że robiłem, co mogłem. Ząb ten wyłamałem sobie w kuchni oficerskiej, kiedy z kucharzem próbowałem, czy z tego mięsa nie dałoby się zrobić befsztyku.<br> {{tab}}Po tych słowach z fotela pod oknem dźwignęła się jakaś smutna postać. Był to porucznik Dub, którego na dwukółce sanitariackiej przywieziono jako człowieka zgnębionego ostatecznie:<br> {{tab}}— Proszę, żeby było cicho — rzekł głosem zrozpaczonym. — Jest mi słabo.<br> {{tab}}Szwejk 15111<br> {{tab}}225<br> {{tab}} <br> {{tab}}Usiadł znowu na czcigodnym fotelu, w którego każdej szparce pluskwy ułożyły tysiące jajeczek.<br> {{tab}}— Jestem zmęczony — rzekł głosem tragicznym — jestem chory i słaby, więc proszę, żeby ze mną nikt nie mówił o wyłamanych zębach. Mój adres jest: Smichow, Kralowska 18. Jeśli nie dożyję do jutra, to proszę, aby rodzina moja została o wszystkim powiadomiona w sposób delikatny i proszę, aby na moim nagrobku nie zapomniano dodać, że przed wojną byłem także c. k. profesorem gimnazjum.<br> {{tab}}Zaczął delikatnie chrapać, więc nie słyszał już, jak Szwejk odśpiewał słowa pieśni pogrzebowej:<br> {{tab}}Któryś Marii zmazał winę A łotrowi grzech przebaczył, I mnie wybaw w tę godzinę.<br> {{tab}}Potem sierżant rachuby Waniek doniósł, że znakomita krowa musi się jeszcze pogotować dwie godziny, że w kuchni oficerskiej o jakimś befsztyku nawet mowy być nie może, więc zamiast befsztyka będzie się robiło gulasz.<br> {{tab}}Postanowiono, że przed wydawaniem jedzenia szeregowcy zdrzemną się troszkę, bo kolacja i tak będzie dopiero nad ranem.<br> {{tab}}Sierżant rachuby Waniek przytaszczył skądciś wiązkę siana, położył się na niej w plebańskiej jadalni, nerwowo podkręcał wąsa i szeptem rzekł do nadporucznika Lukasza, który tuż obok odpoczywał na starej kanapie:<br> {{tab}}— Niech mi pan wierzy, panie oberlejtnant, że w ciągu całej wojny jeszcze ani razu podobnej krowy nie żarłem.<br> {{tab}}W kuchni przy zapalonym ogarku świecy kościelnej siedział telefonista Chodounsky i pisał zapasowy list do domu, żeby miał gotowy, gdy wreszcie zostanie im zakomunikowany numer poczty polowej. Pisał tak:<br> {{tab}}226<br> {{tab}} <br> {{tab}}Kochana i droga żono, najmilsza Bożenko!<br> {{tab}}Już noc, ale ja stale wspominam o Tobie, moje ty złoto, i widzę Cię w duchu, jak i Ty o mnie wspominasz, spoglądając na puste łóżko obok siebie. Musisz mi wybaczyć, że mi przy tym to i owo przychodzi na myśl. Wiesz dobrze, że już od samego początku wojny jestem w wojsku i że wiele rzeczy słyszałem od swoich kolegów, którzy jako ranni mieli urlop i pojechali do domu, ale byliby woleli zginąć, niż widzieć na własne oczy, że jakiś przybłęda włóczy się za rodzoną żoną. Bardzo to dla mnie przykre, kochana Bożenko, że takie rzeczy muszę ci pisać. Nawet nie pisałbym ci o tym, ale ty sama zwierzyłaś się przecie, że nie jestem pierwszym, który miał z tobą stosunek poważny i że przede mną miał cię już pan Kraus z ulicy Mikołaja. Teraz, gdy myślę o tym w nocy i gdy wyobrażam sobie, że ten nędzarz w czasie mojej nieobecności mógłby odnawiać swoje pretensje do Ciebie, to mi się wydaje, kochana Bożenko, że mógłbym go udusić na miejscu. Długo tłumiłem to w sobie, ale gdy pomyślę, że znowuż mógłby się włóczyć za Tobą, to serce mi się ściska i muszę Ci zwrócić uwagę, że nie zniósłbym obok siebie takiej świni, która kurwiłaby się z pierwszym lepszym i przynosiłaby wstyd mojemu nazwisku. Daruj mi, kochana Bożenko, moje ostre słowa, ale pilnuj się, żebym o Tobie nie usłyszał nic złego. W przeciwnym razie byłbym zmuszony wypuścić flaki jednemu i drugiemu z was, ponieważ na wszystko jestem zdecydowany, choćbym za to miał życie postradać. Po tysiąckroć całuję Ciebie oraz pozdrawiam ojca i matkę, Twój Tolek. N. B. A. nie zapomnjj, że nosisz moje n a z w i s k o!<br> {{tab}}Zabrał się do pisania drugiego listu zapasowego:<br> {{tab}}Moja najmilsza Bożenko!<br> {{tab}}Gdy słowa te czytać będziesz, my będziemy odpoczywali po wielkiej bitwie, w której szczęście nam dopisało. Między innymi zestrzeliliśmy z dziesięć nieprzyjacielskich aeroplanów i jednego generała z wielką brodawką na nosie. W najcięższych walkach, gdy nad nami pękały szrapnele, myślałem o Tobie, droga Bożenko, co<br> {{tab}}15*111<br> {{tab}}227<br> {{tab}} <br> {{tab}}też porabiasz, jak się masz i co słychać u Ciebie nowego. Często wspominam o tym, jak to pewnego wieczoru byliśmy w browarze „U Tomasza* i jak potem prowadziłaś mnie do domu, a nazajutrz bolała Cię ręka od wysiłku. Teraz znowu ruszamy naprzód, tak że już nie mam czasu pisać więcej. Mam nadzieję, że pozostałaś mi wierną, bo dobrze wiesz, że w tych sprawach potrafię być draniem. Ale już czas na mnie: ruszamy w pole. Całuję Cię po tysiąckroć, droga Bożenko, i miej nadzieję, że wszystko skończy się dobrze. Twój szczerze Ci oddany Tolek*.<br> {{tab}}Telefonista Chodounsky zaczął się kiwać i zasnął nad stołem.<br> {{tab}}Pleban, który nie spał i chodził bezustannie po swoim domu, uchylił drzwi od kuchni i przez oszczędność zdmuchnął ogarek świecy kościelnej, który palił się obok Chodounskiego.<br> {{tab}}W jadalni prócz porucznika Duba nie spał nikt. Sierżant, rachuby, Waniek, który w Sanoku w kancelarii brygady otrzymał nowe przepisy dotyczące zaopatrywania wojska w produkty żywnościowe, studiował je starannie i dochodził do wniosku, że im bardziej wojsko przybliża się do frontu, tym mniejsze wyznacza się mu racje żywnościowe. Musiał się uśmiać serdecznie nad jednym paragrafem rozkazu, w którym zakazano zaprawianie polewek dla żołnierzy szafranem i imbirem. Znajdowała się też w rozkazie uwaga, że kuchnie połowę mają zbierać kości i odsyłać je na tyły do składów dy — wizyj. Było to trochę niejasne, bo nie wiadomo było, o jakie kości chodzi: o kości ludzkie, czy też o kości innego bydła jatkowego.<br> {{tab}}— Słuchajcie no, Szwejku — rzekł nadporucznik Lukasz, ziewając z nudy — zanim dadzą nam coś zjeść, moglibyście mi opowiedzieć jakie zdarzenie.<br> {{tab}}— O jej — odpowiedział Szwejk — zanim dadzą nam coś zjeść, panie oberlejtnant, to musiałbym panu opowiedzieć całe dzieje narodu czeskiego. A ja znam tylko krótką opowieść o pewnej pani pocztmistrzowej z Sedlczańska, która<br> {{tab}}2’28<br> {{tab}} <br> {{tab}}po śmierci swego męża odziedziczyła po nim urząd. Przypomniało mi się o niej natychmiast, jak tylko zaczęło się u nas mówić o pocztach potowych, chociaż nie ma to nic wspólnego z pocztami potowymi...<br> {{tab}}— Szwejku — przerwał mu nadporucznik Lukasz — znowu zaczynacie straszliwie głupiec.<br> {{tab}}— Tak jest, panie, oberlejtnant, ta historia jest naprawdę bardzo głupia. Ja sam nie wiem, w jaki sposób przyszło mi do głowy, żeby mówić o czymś podobnie głupim. Albo jest to głupota wrodzona, albo też są to wspomnienia młodości. Proszę pana oberłejtnanta, na naszej kuli ziemskiej są różne charaktery i zdaje się, że nasz kucharz Jurajda miał jednak rację, gdy pewnego razu w Brucku wstawił się i wpadł w dół z gnojówką, a nie mogąc się z niego wydrapać, krzyczał w tym dole: — Człowiek jest powołany i przeznaczony ku temu, aby poznał prawdę, aby panował nad duchem swoim w zgodzie i harmonii ze wszechświatem, aby się stale rozwijał i kształcił, podnosząc się stopniowo w sfery wyższe, inteligentniejszych światów i pełniejszych umiłowań. — Gdy chcieliśmy go z owego dołu wyciągnąć, to gryzł i drapał. Zdawało mu się, że jest u siebie w domu i dopiero, gdyśmy go nazad zepchnęli, zaczął żebrać i jęczeć, żeby go wyciągnąć.<br> {{tab}}— A co się stało z tą pocztmistrzową? — zawołał zrozpaczony nadporucznik Lukasz.<br> {{tab}}— To była bardzo porządna niewiasta, tyle tylko że była świnią, panie oberlejtnant. Wszystkie swoje obowiązki pocztowe spełniała jak się należy, ale miała jedną wadę, bo jej się zdawało, że wszyscy ją prześladują, że myślą tylko o tym, jakby jej dokuczyć, więc po pracy dziennej pisywała raporty do swoich władz, według tego, jak się różne okoliczności zbiegały, Pewnego ranka poszła do lasu po grzyby, a przechodząc obok szkoły, zauważyła, że pan nauczyciel już nie śpi i stoi przed szkołą. Oczywiście, że jej się ukłonił i zapytał, dokąd wybrała się o tak wczesnej godzinie. Gdy mu powiedziała, że<br> {{tab}}229<br> {{tab}}<br> {{tab}} <br> {{tab}}idzie na grzyby, odpowiedział jej, że przyjdzie za nią. Z tego wywnioskowała, że miał względem niej, starej babiny, jakieś nieuczciwe zamiary, a następnie, gdy go ujrzała wynurzającego się z gąszcza, przestraszyła się, uciekła i napisała na niego do miejscowej rady szkolnej doniesienie, że chciał ją zgwałcić. Przeciwko nauczycielowi wdrożono dochodzenie dyscyplinarne, aby zaś nie powstał z tego jaki wielki skandal publiczny, przyjechał sam pan inspektor szkolny dla zbadania tej sprawy i zwrócił się do wachmistrza żandarmerii z zapytaniem, czy uważa nauczyciela za zdolnego do takiego czynu. Wachmistrz żandarmerii zajrzał do akt i powiedział, że to niemożliwe, bo ów nauczyciel już raz był oskarżony przez proboszcza, że niby miał się kręcić dokoła proboszczowskiej kuzynki, która wcale nie była kuzynką proboszcza. Wtedy to nauczyciel przedstawił świadectwo lekarskie, że od lat sześciu jest impotentem, bo jakoś bardzo nieszczęśliwie spadł ze strychu okrakiem na dyszel wozu drabiniastego. Więc ta pokraka stara podała skargę na wachmistrza żandarmerii, na lekarza okręgowego i na inspektora szkolnego, że niby wszyscy zostali podkupieni przez tego nauczyciela. Wszyscy trzej zaskarżyli ją do sądu i została skazana, ale odwołała się do wyższej instancji jako osoba niepoczytalna. Została więc zbadana przez lekarzy sądowych, którzy orzekli, że idiotką jest istotnie, ale wszelkie obowiązki urzędowe spełniać może.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz zawołał:<br> {{tab}}— Jezus Maria! — i dodał do tego: — Powiedziałbym wam coś, mój Szwejku, ale nie chcę sobie psuć kolacji.<br> {{tab}}— Mówiłem panu oberlejtnantowi — odpowiedział Szwejk — że ta historia jest straszliwie głupia.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz machnął ręką i odpowiedział:<br> {{tab}}— No, od was nie nasłuchałem się znowuż opowieści o wiele mądrzejszych.<br> {{tab}}— Nie wszyscy mogą być mądrzy, panie oberlejtnant — rzekł Szwejk tonem głębokiego przekonania. — Głupi muszą<br> {{tab}}230<br> {{tab}} <br> {{tab}}stanowić wyjątek, bo gdyby wszyscy ludzie byli mądrzy, to na świecie byłoby tyle rozumu, że co drugi człowiek zgłupiałby z tego. Gdyby na przykład wszyscy znali prawa natury, to posłusznie melduję, panie oberlejtnant, każdy mógłby sobie obliczyć odległości między ciałami niebieskimi i molestowałby swoje otoczenie, jak czynił niejaki Czapek, który bywał „Pod kielichem“, w nocy zawsze wychodził z szynku na dwór, rozglądał się po gwiaździstym niebie, a gdy potem wracał, to chodził od jednego do drugiego i mówił: — Dzisiaj bardzo ładnie błyszczy Jowisz, ale ty drabie nawet nie wiesz, co masz nad głową. To są takie odległości, że gdyby cię, gałganie, wystrzelili z armaty, to byś z szybkością kuli armatniej leciał w tamte strony wiele milionów lat. — Bywał przy tym taki ordynarny, że sam wylatywał z gospody z szybkością zwykłego tramwaju elektrycznego, posłusznie melduję;, panie oberlejtnant, mniej więcej dziesięć kilometrów na godzinę... Albo weźmy na przykład, panie oberlejtnant:, mrówki...<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz usiadł na kanapie i złożył ręce:<br> {{tab}}— Aż mi dziwno, doprawdy, że wdaję się z wami, mój Szwejku, w i^ozmowę, chociaż was znam już od dość dawna.<br> {{tab}}Szwejk potakiwał głową na znak zupełnej zgody.<br> {{tab}}— To z przyzwyczajenia, panie oberlejtnant, to właśnie skutkiem tego, że już się bardzo dawno znamy i żeśmy razem bardzo wiele przeżyli. A gdy nam się czasem coś pI^2^y^tr^:fłło, to tak, jak ślepej kurze ziarno. Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że to już taki los. Co najjaśniejszy pan postanowił, to jest dobre; on nam kazał trzymać się kupy, więc i ja nic innego sobie nie życzę, ty^l^^o żeby być panu pożytecznym, panie oberlejtnant. — A może pan głodny?<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz, który tymczasem wyciągnął się znowu na starej kanapie, odpowiedział, że ostatnie pytanie Szwejka jest najlepszym przypomnieniem, co w tej chwili zrobić należy. Szwejk został wysłany do kuchni oficerskiej, aby się przekonać, czy jedzenie już gotowe, czy jeszcze nie, W ogóle<br> {{tab}} <br> {{tab}}lepiej będzie gdy Szwejk przejdzie się trochę i opuści go na chwilę, bo to ględzenie, którym go bezustannie częstuje, męczy bardziej niż cały marsz na Sanok. Chciałby chwilkę pospać, ale nie może zasnąć.<br> {{tab}}— To pluskwy spać nie dają, panie oberlejtnant. Istnieje stary zabobon, że nie ma plebanii bez pluskiew. Rzeczywiście, nigdzie nie ma tyle pluskiew co na plebaniach. W Górnych Stodółkach był proboszcz i napisał całą książkę o pluskwach, które nawet podczas kazania po nim łaziły.<br> {{tab}}— Więc słyszeliście, Szwejku, co macie zrobić, czy nie? Pójdziecie do kuchni, czy ja mam pójść za was?<br> {{tab}}Szwejk wyszedł na dwór, a za nim jak cień wykradł się na palcach Baloun.<br> {{tab}}Gdy nazajutrz rano z Liskowca wyruszyli na Starą Sól — Stambor, wieźli z sobą w kuchni polowej nieszczęśliwą krowę, która jeszcze się nie ugotowała. Postanowiono gotować ją w drodze i zjeść w połowie drogi, gdy będzie odpoczynek między Liskowcem a Starą Solą.<br> {{tab}}Na drogę dostali szeregowcy czarnej kawy.<br> {{tab}}Porucznika Duba znowu wieźli na sanitarnej dwukółce, bo po dniu wczorajszym był jeszcze słabszy niż przedtem. Najwięcej kłopotu miał z nim jego służący, bo musiał biec tuż przy dwukółce, a porucznik stale krzyczał na niego, że wczoraj nie pielęgnował go wcale i że zabierze się do niego, jak tylko przyjadą na miejsce. Co chwila kazał sobie podawać wodę, ale po wypiciu natychmiast ją zwracał.<br> {{tab}}— Z kogo — z czego wy się śmiejecie? — krzyczał ze swego wózka. — Ja was nauczę! Wy ze mną nie igrajcie, bo mnie poznacie!<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz jechał wierzchem i rozmawiał ze Szwejkiem, który tak bystro maszerował obok niego, jakby się nie mógł doczekać chwili spotkania z nieprzyjacielem. Idąc opowiadał:<br> {{tab}}232<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Czy pan już zauważył, panie oberlejtnant, że niektórzy nasi ludzie są jak te muchy? Na plecach mają niecałe trzydzieści kilo i nie mogą tego wytrzymać. Należałoby im urządzić kilka odczytów, jakie wygłaszał nam pan oberlejtnant Suchanek, co to się zastrzelił z powodu kaucji na żeniaczkę, którą wziął od swego przyszłego teścia i przełajdaczył ją z innymi dziewkami. Potem wziął drugą kaucję od innego przyszłego teścia i używał jej już trochę oszczędniej: po troszku przegrywał ją w karty, a od dziewek stronił. Ale też mu pieniędzy nie na długo starczyło, więc musiał się udać do trzeciego przyszłego teścia. Za trzecią kaucję kupił sobie konia arabskiego ogiera pełnej krwi....<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz zeskoczył z konia.<br> {{tab}}— Jeśli zaczniecie mówić o czwartej kaucji, to was zrzucę do rowu! — rzekł surowo.<br> {{tab}}Wskoczył na konia, a Szwejk z wielką powagą mówił dalej:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że o czwartej kaucji nie może być nawet mowy, bo już po trzeciej się zastrzelił.<br> {{tab}}— Nareszcie! — rzekł Lukasz.<br> {{tab}}— Aha, co to ja panu chciałem powiedzieć — wywodził Szwejk. — Takie odczyty wygłaszał nam zawsze ten pan oberlejtnant Buchanek, gdy podczas marszów żołnierze padali ze zmęczenia, i podług mego skromnego mniemania podobne odczyty powinny być wygłaszane naszym żołnierzom. On nakazywał odpoczynek, zgromadzał nas wszystkich dokoła siebie jak kwoka kurczęta i zaczął przemawiać: — Wy łobuzy, wy nie doznajecie uczucia dumy, że maszerujecie po kuli ziemskiej, bo jesteście jeden z drugim nieokrzesaną bandą. Rzygać się chce, kiedy człowiek na was patrzy. Na słońce należałoby was przenieść, żebyście tam maszerowali, gdzie człowiek, który na naszej biednej planecie ma sześćdziesiąt kilogramów, waży przeszło tysiąc siedemset kilogramów! Pozdychalibyście chyba, gdybyście w plecaku musieli dźwigać przeszło dwieście osiemdziesiąt kilogramów, a karabin ważyłby<br> {{tab}}233<br> {{tab}} <br> {{tab}}półtora korca. Stękalibyście i wywieszali jęzory jak zziajane psy. — Był tam między nami pewien nieszczęśliwy nauczyciel, który rozzuchwalił się tak dalece, że też zabrał głos w tej sprawie: — Z przeproszeniem, panie oberlejtnant — odezwał się — na księżycu człowiek ważący u nas sześćdziesiąt kilogramów, waży tylko trzynaście kilogramów. Na księżycu le — piejby nam się maszerowało, ponieważ nasz plecak ważyłby — tylko cztery kilogramy. Na księżycu nie maszerowalibyśmy, lecz, że tak powiem, wnosilibyśmy się. — To straszne — odpowiedział na to nieboszczyk pan oberlejtnant: Buchanek — ty drabie wyszczekany, przymiawiasz się, żeby dostać po pysku, No, bądź szczęśliwy, że dam ci tylko zwyczajnie po ziemsku w pysk, bo gdybym ci dał po księżycowemu, to byś zaleciał aż gdzie na Alpy i spadłbyś na nie jak jaki niemrawy placuszek. A gdybym ci dał po słonecznemu, to mundur zmieniłby się na tobie na kaszkę, a głowa twoja odleciałaby aż gdzie do Afryki. — Więc mu dał w pysk zwyczajnie po ziemsku, wścibski nauczyciel rozbeczał się, a my maszerowaliśmy dalej. Przez całą drogę ten nauczyciel płakał, panie oberlejtnant;, i ciągle gadał o jakiejś tam ludzkiej godności i o tym, że się z nim obchodzą jak z jakim niemym stworzeniem. Potem pan oberlejtnant posłał go do raportu i wlepili mu dwa tygodnie i musiał dosługiwać sześć tygodni, ale nie dosłużył ich, bo miał przepuklinę, a w koszarach kazali mu się forsownie gimnastykować na ręku, a on tego nie wytrzymał i umarł w szpitalu jako symulant;.<br> {{tab}}— Osobliwa rzecz, mój Szwejku — rzekł nadporucznik Lukasz — że wy, jak już wam to mówiłem nieraz, macie we zwyczaju pogardliwie odzywać się o korpusie oficerskim.<br> {{tab}}— Nic podobnego we zwyczaju nie mam, panie oberlejtnant — odpowiedział Szwejk. — Chciałem panu tylko opowiedzieć, jak to dawnymi czasy ludzie samochcąc pchali się w nieszczęście. Taki człowieczyna wyobrażał sobie, że jest mądrzejszy od tego pana oberlejtnanta, chciał się swoim 2’34<br> {{tab}} <br> {{tab}}księżycem pochwalić przed szeregowcami, więc gdy dostał w pysk po ziemsku, to nam wszystkim ulżyło, nikomu nawet na myśl nie przyszło, żeby się dąsać o to, przeciwnie, byliśmy radzi, że pan oberlejtnant zrobił taki dobry dowcip dając człowiekowi w twarz po ziemsku. To się nazywa ratowanie sytuacji. Chodzi o to, żeby się znaleźć w kropce i wszystko w porządku. Naprzeciwko Karmelitów w Pradze, panie oberlejtnant, miał przed laty handelek królikami i innym ptactwem, niejaki pan Jenom. Zapoznał się on z córką introligatora Bilka. Pan Bilek nie życzył sobie, żeby jego córka utrzymywała znajomość z tamtym panem i publicznie w gospodzie się wyraził, że gdyby pan Jenom przyszedł prosić o rękę jego córki, to by go zrzucił po schodach na łeb, jak jeszcze nikt nikogo nie zrzucił. Pan Jenom napił się dla dodania sobie odwagi i pomimo wszystko poszedł do pana Bilka z oświadczynami, a pan Bilek przyjął go w przedpokoju z wielkim nożem w ręku, jakim introligatorzy obcinają książki. Nóż jest ostry i krzepki. Mój introligator ryknął na gościa, czego szuka u niego, a pan Jenom puścił ze strachu tak głośno, aż od tego zegar ścienny stanął. Pan Bilek roześmiał się wesoło, podał gościowi rękę i stał się bardzo uprzejmy: — Pan pozwoli, panie Jenom, niech pah siada, przypuszczam, że nie narobił pan w majtki, bo widzi pan, ja nie jestem znowu taki zły człowiek, chociaż prawda, że chciałem pana wyrzucić za drzwi, lecz teraz widzę, że pan jest bardzo miły człowiek, jest pan oryginał. Jako introligator czytuję dużo powieści i nowelek, ale jeszcze ani razu nie czytałem, aby się konkurent przedstawiał w taki sposób. Śmiał się przy tym, aż się za brzucho trzymał, i wywodził, że mu się wydaje, jakby się znali od samego urodzenia, jakby byli rodzonymi braćmi. Podawał mu cygara, posłał natychmiast po piwo i serdelki, zawołał żonę i przedstawił go jej ze wszystkimi szczegółami tego przypadku. Pani Bilkowa splunęła i wyszła. Potem zawołał córkę i powiada: — Ten pan przyszedł prosić o twoją rękę i przytrafiło mu się to<br> {{tab}}235<br> {{tab}} <br> {{tab}}a to. — Córka rozpłakała się natychmiast i zadeklarowała, że tego człowieka nie zna, że go nawet widzieć nie chce, więc nie pozostało nic innego, tylko wypić piwo we dwójkę, zjeść serdelki i rozejść się. Potem pan Jenom miał jeszcze wstyd w gospodzie, do której chodził pan Bilek, i wreszcie w całej dzielnicy nie mówiło się o tym panu Jenomie inaczej, jak „ten zafajdany Jenom“, i wszędzie sobie opowiadali o nim, jak to on chciał uratować sytuację. — Życie ludzkie, posłusznie melduję, panie oberlejtnant, jest takie powikłane, że w porównaniu z nim człowiek jest szmata. — Do nas, do gospody „Pod kielichem“, na boisku chodził jeszcze przed wojną starszy strażnik policyjny, niejaki pan Hubiczka, i pewien pan redaktor, który zapisywał wszystkie złamane nogi, przejechanych ludzi i samobójców i zanosił wszystko do gazet. Był to taki wesoły pan, że więcej się wysiedział na policyjnym odwachu niż w redakcji. Więc ten redaktor pewnego razu upił tego starszego strażnika Hubiczkę, a potem w kuchni zamienili się na ubranie, tak że starszy strażnik stał się cywilem, a pan redaktor policjantem. Otóż ten pan redaktor przebrany za strażnika zakrył numer rewolweru i ruszył na miasto jako patrol. Na ulicy Ressla, za dawnym więzieniem św. Wacława, spotkał w ciszy nocnej jakiegoś starszego pana w cylindrze i w futrze, a ten pan prowadził pod rękę starszą panią w płaszczu futrzanym. Oboje śpieszyli do domu i nie odzywali się do siebie ani słowem. A mój przebrany redaktor rzucił się na nich i wrzasnął temu staremu panu nad uchem: — Nie rycz pan tak głośno, bo pana zaaresztuję! — Niech pan sobie wyobrazi, panie oberlejtnant, jak się oboje przestraszyli. Daremnie mu tłumaczyli, że to pewno jakaś omyłka, ponieważ oboje wracają do domu z przyjęcia u pana namiestnika. Ekwipaż podwiózł ich aż do Teatru Narodowego, a teraz idą pieszo, żeby użyć trochę świeżego powietrza, bo mieszkają niedaleko stąd na Morani, a on, niby ten pan w futrze, jest nadradcą namiestnictwa z małżonką. — Proszę sobie ze mnie nie kpić —<br> {{tab}}2*36<br> {{tab}} <br> {{tab}}wrzeszczał dalej domniemany policjant. — Wstydź się pan, jeśli pan jesteś takim jakimś radcą namiestnictwa, a na ulicy zachowuje się pan jak łobuziak. Przyglądam się panu już dość dawno, jak pan walił laską w spuszczane drzwi sklepów spotykanych po drodze i jeszcze panu ta pani, jak pan mówi, małżonka, pomagała. — Przecież ja nawet żadnej laski nie mam, jak pan widzi. To widać szedł tu ktoś przed nami. — Jak pan może mieć laskę, skoro ją pan przetrącił tam na rogu o tę babę, która po gospodach roznosi pieczone kartofle i kasztany. — Ta pani radczyni nawet płakać nie mogła z tego wszystkiego, a pan radca taki był wzburzony, że zaczął mówić coś 0 hultajstwie, za co został aresztowany i zaprowadzony do najbliższego posterunku policyjnego przy ulicy Salma. Ten niby starszy strażnik kazał tych państwa zaprowadzić do komisariatu i powiedział, że sam jest z dzielnicy św. Jindrzycha i przy obchodzie służbowym przyłapał tę dwójkę na zakłócaniu ciszy nocnej, przy bijatyce, a w dodatku ludzie ci dopuścili się obrazy władz. On sam załatwi, co ma załatwić, i za godzinę przyjdzie do komisariatu przy ulicy Salma. Więc policja zabrała tych państwa i zaprowadziła do komisariatu, gdzie siedzieli do samego rana i czekali na tego starszego strażnika, który tymczasem, klucząc, powrócił „Pod kielich“ na boisku, zbudził starszego strażnika Hubiczkę, delikatnie powiedział mu, co się stało i jakie dochodzenie dyscyplinarne czeka na niego, jeśli nie będzie milczał...<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz zdał się być zmęczony opowiadaniem Szwejka, ale zanim żwawszym kłusem ruszył dalej, aby dotrzeć do czoła kolumny, rzekł do Szwejka:<br> {{tab}}— Choćbyście gadali, mój Szwejku, do samego wieczora, to gadanie wasze byłoby tylko coraz głupsze.<br> {{tab}}— Panie oberlejtnant — wołał Szwejk za odjeżdżającym nadporucznikiem — czy nie życzy pan sobie dowiedzieć się, jak to się skończyło?<br> {{tab}}Nadporucznik popędził tym żwawiej.<br> {{tab}}237<br> {{tab}} <br> {{tab}}Stan porucznika Duba poprawił się tak dalece, że chory mógł opuścić dwukć kę. Zebrał więc dokoła siebie cały sztab kompanii i jak w gorączce zaczął wszystkich o czymś pouczać. Wygłosił długą mowę, która wszystkim wydała się daleko cięższą niż plecaki i karabiny.<br> {{tab}}W mowie tej była mieszanina różnych przypowieści. Mówił tak:<br> {{tab}}— Miłość żołnierzy dla panów oficerów umożliwia czyny niewiarogodnej ofiarności, ale to zupełnie obojętne, bo jeśli taka miłość nie jest wrodzona, to można ją wymusić. W życiu cywilnym miłość wymi^^^o^ći, powiedzmy na ten przykład, miłość ucznia dla ciała profesorskiego trwa tak długo, jak długo ti^wa siła zewnętrzna, która tę miłość wymusza. Ale na wojnie widzimy coś zgoła przeciwnego, ponieważ żołnierzowi nie można pozwolić na najdrobniejsze pomniejszenie rzeczonej miłości która, żołnierza przywiązuje do jego przełożonych. Miłość ta nie jest bynajmniej zwyczajną miłością, ale jest to właściwie szacunek, strach i dyscyplina.<br> {{tab}}Przez cały czas Szwejk kroczył po lewej stronie i podczas gdy porucznik Dub przemawiał, patrzył na niego jakby na komendę: W prawo patrz!<br> {{tab}}Porucznik Dub jakoś tego zrazu nie zauważył i mówił dalej:<br> {{tab}}— Ta dyscyplina i obowiązek posłuszeństwa, nakazana miłość żołnierza dla oficera, wyraża się bardzo zwięźle, ponieważ stosunek między żołnierzem a oficerem jest bardzo prosty: jeden rozkazuje, drugi musi słuchać. Już dawno czytywaliśmy w książkach o sztuce wojskowej, że wojskowy lako — nizm, czyli zwięzłość, jest właśnie tą cnotą, którą każdy żołnierz pielęgnować powinien, bo czy chce, czy nie chce, musi kochać swego przełożonego. A ten przełożony w oczach żołnierza musi być najwyższym, jasnym i skrystalizowanym wyrazem niezachwianej i doskonałej woli.<br> {{tab}}Teraz dopiero zauważył, że Szwejk przy swoim „w prawo<br> {{tab}}238<br> {{tab}}i<br> {{tab}} <br> {{tab}}patrz“ nie odwraca od niego oczu, co mu się nie bardzo podobało, ponieważ sam wyczuwał, że w mowie swojej nieraz się plącze tak dalece, iż nie wie, jak wybrnąć z plątaniny miłości żołnierza dla swoich przełożonych. Wrzasnął tedy na Szwejka:<br> {{tab}}— Czemu się na mnie gapisz jak ciele na malowane wrota?<br> {{tab}}— Według rozkazu, panie lejtnant, pan sam raczył mnie napominać, abym patrzył na jego usta, gdy przemawia. Ponieważ każdy żołnierz winien spełniać rozkazy swoich przełożonych i pamiętać o nich, więc spełniam swój obowiązek.<br> {{tab}}— Patrz teraz — krzyczał porucznik Dub — w drugą stronę, ty drabie idiotyczny, i nie gap się na mnie, bo wiesz, że — tego nie lubię. Twój widok, to nie żadna osobliwa przyjemność.<br> {{tab}}Szwejk zrobił głową zwrot na lewo i dalej maszerował obok porucznika Duba tak sztywno, że porucznik Dub znowu krzyknął:<br> {{tab}}— Gdzie ty się gapisz, kiedy z tobą rozmawiam?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że według rozkazu pańskiego stoję „w lewo patrz!“<br> {{tab}}— Ach — westchnął porucznik Dub — z tobą jest krzyż pański. Patrz prosto przed siebie i myśl o sobie: Jestem taki idiota, że nie trzeba mnie będzie żałować. Zapamiętałeś to — sobie?<br> {{tab}}Szwejk patrzył prosto przed siebie i rzekł:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant, czy mam na to odpowiedzieć?<br> {{tab}}— Na co ty sobie pozwalasz! — wrzasnął na niego porucznik Dub. — Jak rozmawiasz ze mną i co to znaczy?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że to znaczy, że — sobie przypomniałem pewien rozkaz pański dany mi na jednej stacji, że w ogóle mam milczeć, gdy pan przestaje mówić.<br> {{tab}}239<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Wiec się mnie boisz — rzekł uradowany porucznik Dub — chociaż jeszcze mnie nie poznałeś. Przede mną drżeli nie tacy jak ty, zapamiętaj to sobie. Nauczyłem moresu większych od ciebie łobuziaków, więc stul pysk i zostań w tyle, żebym cię wcale nie widział.<br> {{tab}}Szwejk przyłączył się tedy na końcu kolumny do sanitariuszy i wygodnie jechał na dwukółce, aż dojechali wreszcie na miejsce wyznaczone na odpoczynek, gdzie żołnierze doczekali się zupy z nieszczęsnej krowy.<br> {{tab}}— Krowę tę powinni byli położyć przynajmniej na dwa tygodnie w ocet, a jeśli nie tę krowę, to przynajmniej tego, co ją kupował.<br> {{tab}}Z brygady przycwałował konny kurier z nowymi rozkazami dla jedenastej kompanii, a mianowicie marszruta została zmieniona na Felsztyn; Woralicze i Sambor należy ominąć, gdyż nie można by tam rozkwaterować żołnierzy, jako że są tam dwa pułki poznańskie.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz wydał natychmiast odpowiednie dyspozycje. Sierżant rachuby Waniek i Szwejk wyszukają dla kompanii nocleg w Felsztynie.<br> {{tab}}— Ale pamiętajcie, Szwejku, żebyście w drodze nie robili żadnych głupstw — napominał go nadporucznik Lukasz. — Najważniejsze, żebyście się wobec ludności zachowywali przyzwoicie!<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że będę się starał, chociaż miałem jakiś obrzydliwy sen, gdy się nad ranem trochę zdrzemnąłem. Śniło mi się o nieckach, które miały dziurę, tak że przez całą noc ciekła woda na korytarz tego domu, w którym mieszkałem. Woda przeciekła na sufit mieszkania gospodarza, który natychmiast kazał mi się wyprowadzić. Taka rzecz, panie oberlejtnant, zdarzyła się w rzeczywistości. Było to w Karlinie za wiaduktem...<br> {{tab}}240<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Dajcie nam spokój, Szwejku, ze swoim głupim gadaniem i razem z Wańkiem popatrzcie raczej na mapę, żebyście wiedzieli, którędy macie iść. Więc tutaj oto macie te wsi: od tej wsi ruszacie na prawo ku rzeczułce, a stamtąd idziecie dalej aż do miejsca, w którym wlewa się do niej pierwszy dopływ. Będzie po stronie prawej. Potem pójdziecie polną drogą na północ i nie możecie się dostać nigdzie indziej, tylko do Felsztyna! Zapamiętacie to sobie?<br> {{tab}}Szwejk ruszył tedy razem z sierżantem rachuby Wańkiem według marszruty...<br> {{tab}}Było po południu i w panującej spiekocie cała okolica zdawała się ciężko dyszeć. Z płytkich grobów żołnierskich dobywał się zaduch zgnilizny. Dotarli w okolice, w których staczano walki podczas marszu na Przemyśl i gdzie karabiny maszynowe skosiły całe bataliony. W niedużych laskach nad rzeczułką widać było ślady ognia artyleryjskiego. Na wielkich przestrzeniach i zboczach zamiast drzew sterczały z ziemi jakieś ułomki i pniaczki, a pustynia ta była jakby oborana rowami strzeleckimi.<br> {{tab}}— Trochę tu inaczej niż pod Pragą — rzekł Szwejk, aby przerwać milczenie.<br> {{tab}}— U nas już będzie po żniwach — rzekł na to sierżant rachuby Waniek. — W okolicach Kralup żniwa zaczynają się najwcześniej.<br> {{tab}}— Tutaj po wojnie będą bardzo dobre urodzaje — rzekł po chwili Szwejk. — Nie trzeba będzie kupTwać mączek kostnych. Dla rolnika jest to rzeczą bardzo korzystną, gdy na polu spróchnieje cały pułk. Jednym słowem, obłowi się niejeden gospodarz i to porządnie. Tylko o jedno się boję, a mianowicie, żeby ci rolnicy nie dali się nabrać i nie sprzedawali tych kości żołnierskich cukrowniom. W karlińskich koszarach był na przykład oberlejtnant Hołub, taki uczony, że cała kompania uważała go z# idiotę, ponieważ z powodu swej uczono<br> {{tab}}SrweflT IHD<br> {{tab}}w<br> {{tab}} <br> {{tab}}ści nie nauczył się wyzywać żołnierzy i nad wszystkim zastanawiał się tylko ze stanowiska naukowego. Pewnego razu żołnierze zameldowali mu, że komiśniaka, który właśnie fasowali, żreć nie podobna. Innego oficera byłoby takie zuchwalstwo rozłościło, ale on nic; zachował spokój, nikogo nie nazwał świnią czy bydlakiem i nikomu nie dał w pysk. Tyle tylko, że zwołał wszystkich swoich szeregowców i rzekł do nich swoim bardzo przyjemnym głosem: — Po pierwsze, mu — sicie sobie uświadomić, że koszary to nie żaden Delikates — senhandlung, żebyście sobie mogli do woli wybierać marynowane węgorze, sardynki i sandwicze. Każdy żołnierz winien być na tyle inteligentny, żeby żreć wszystko, co fasuje, i ma mieć tyle dyscypliny, żeby się nie zastanawiać nad gatunkiem tego, co mu każą żreć. Wyobraźcie sobie, żołnierze, że może być wojna. Tej ziemi, w której was po bitwie pochowają, będzie wszystko jedno, jakiego komiśniaka natarliście się przed śmiercią. Matka ziemia rozłoży was i zeżre razem z butami. Na świecie nic zginąć nie może. Z was, żołnierze, wyrośnie nowe zboże na komiśniak dla nowych żołnierzy, którzy znowu może tak samo jak wy nie będą zadowoleni z otrzymanego chleba, pójdą na skargę i natkną się na kogoś, kto każe ich wsadzić do paki, aż im oko zbieleje, ponieważ będzie miał prawo. Teraz wam wszystko ładnie wytłumaczyłem, moi żołnierze, i nie potrzebuję wam chyba dodawać, że kto by się w przyszłości chciał uskarżać, to miałby tylko jedną przyjemność, a mianowicie, wyjście z paki na wolny świat boży. — Żeby był choć trochę urągał! Nic, tylko takie delikatne słowa, które wszystkich żołnierzy oburzały. Więc pewnego razu wybrała mnie kompania, żebym mu o tym delikatnie powiedział, że go wszyscy bardzo lubimy, ale że wojsko bez wyzwisk, to nie żadne wojsko. Więc poszedłem do niego do mieszkania i prosiłem go, żeby się nie krępował, że wojsko, to rzecz przecie twarda jak rzemień, a żołnierze już są przyzwyczajeni do tego, iż co dzień im się powtarza,<br> {{tab}}242<br> {{tab}} <br> {{tab}}że jeden w drugiego pies i Świnia, bo w przeciwnym razie tracą szacunek dla przełożonych. Zrazu się wymawiał, mówił coś o inteligencji, o tym, że dzisiaj już się nie służy pod batem, ale wreszcie dał się przekonać, sprał mnie po pysku i wyrzucił za drzwi, żeby słowa jego nabrały większej wagi. Kiedy powiedziałem kolegom o rezultacie swojej wizyty u niego, wszyscy się ogromnie ucieszyli, ale on popsuł nam uciechę już dnia następnego. Podchodzi do mnie i wobec wszystkich powiada: — Szwejku, ja się wczoraj zapomniałem. Macie tu guldena i napijcie się za moje zdrowie. Z żołnierzami trzeba umieć postępować.<br> {{tab}}Szwejk rozejrzał się po okolicy. Po chwili rzekł:<br> {{tab}}— Zdaje mi się, że nie idziemy tak, jak iść trzeba. Pan oberlejtnant wytłumaczył nam przecie wszystko jak się należy. Najprzód idzie się pod górkę, potem na dół, następnie w lewo i na prawo, potem znowuż w prawo i na lewo. A my ciągle idziemy prosto. A może szliśmy dobrze, tylko że przy gadaniu nie zauważyliśmy. Ja tu stanowczo widzę dwie drogi wiodące do tego Felsztyna. Proponowałbym, żebyśmy teraz ruszyli tą drogą, która prowadzi w lewo.<br> {{tab}}Sierżant rachuby, jak zawsze, gdy dwoje ludzi znajdzie się na rozstajach, zaczął dowodzić, że trzeba iść na prawo.<br> {{tab}}— Moja droga byłaby wygodniejsza niż pańska — rzekł Szwejk. — Ja pójdę wzdłuż strumienia, nad którym rosną niezapominajki, a pan idź sobie zakurzoną drogą śród tej spiekoty. Ja się trzymam tego, co nam powiedział pan oberlejtnant, że w ogóle nie możemy dojść nigdzie indziej, tylko do Felsztyna, a skoro zbłądzić nie możemy, to po co leźć pod górę. Pójdę łąkami, przypnę kwiatek do czapki i narwę bukiet niezapominajek dla pana oberlejtnanta. Zresztą przekonamy się niedługo, kto z nas miał rację, więc mam nadzieję, że się rozejdziemy jako dobrzy towarzysze. Okolica jest tu taka, że wszystkie drogi prowadzą do tego Felsztyna.<br> {{tab}}16»’U1<br> {{tab}}243<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Nie małpujcie, Szwejku — rzekł Waniek. — Podług mapy z tego miejsca ruszyć musimy, jak już powiedziałem, w prawo.<br> {{tab}}— Mapa też się może mylić — odpowiedział Szwejk, zbaczając ku strumieniowi w dolince. Pewnego razu wędliniarz Krzenek wracał od Montagów na Małej Stronie na Królewskie Winohrady podług planu miasta Pragi, błąkał się całą noc, a nad ranem dotarł do Rozdielowa koło Kładna. Znaleźli go w życie; leżał zdrętwiały ze zmęczenia i chłodu. Skoro pan nie chce mnie słuchać, panie rechnungsfeldfebel i trwa przy swoim, to się musimy rozejść i spotkamy się dopiero w Fel — sztynie. Niech pan spojrzy na zegarek, żeby było wiadomo, kto prędzej dojdzie do celu. A gdyby panu zagrażało jakie niebezpieczeństwo, to niech pan wystrzeli w powietrze, żebym wiedział, gdzie pan się znajduje.<br> {{tab}}Po południu Szwejk dotarł do niedużego stawu, gdzie spotkał się ze zbiegłym jeńcem rosyjskim. Zbieg kąpał się właśnie, ale gdy ujrzał Szwejka, wyskoczył z wody i nagi zaczął uciekać.<br> {{tab}}Szwejk ’ był ciekaw, czy pasowałby mu rosyjski uniform, leżący nad stawem pod wierzbami, więc się rozebrał i przywdział uniform nieszczęsnego zbiegłego nagusa, który uciekł z transportu zakwaterowanego we wsi za lasem. Szwejk chciał się dokładnie przejrzeć przynajmniej w wodzie stawu, więc tak długo chodził po grobli, aż go dostrzegł i zabrał patrol żandarmerii polowej, szukający zbiegłego jeńca. Byli to Węgrzy, więc pomimo protestów Szwejka odprowadzili go na etap w Chyrowie, gdzie został włączony do szeregu jeńców rosyjskich, pracujących właśnie przy naprawie toru linii kolejowej wiodącej do Przemyśla.<br> {{tab}}Wszystko to stało się tak szybko, że Szwejk dopiero nazajutrz zdał sobie sprawę ze swojej przygody i na białej<br> {{tab}}244<br> {{tab}} <br> {{tab}}ścianie izby szkolnej, w której ulokowana była część jeńców, wypisał kawałkiem węgla drzewnego:<br> {{tab}}TU NOCOWAŁ JOZEF SZWEJK Z PRAGI, ORDYNANS JEDENASTEJ MARSZKOMPANII 91 PUŁKU,<br> {{tab}}KTÓRY JAKO KWATERMISTRZ<br> {{tab}}PRZEZ POMYŁKĘ DOSTAŁ SIĘ<br> {{tab}}POD FELSTYNEM<br> {{tab}}DO NIEWOLI AUSTRIACKIEJ<br> {{tab}}Koniec części trzeciej<br> {{tab}}<br> {{tab}} <br> {{tab}}SPIS TREŚCI<br> {{tab}}Rozdział I<br> {{tab}}Przez Węgry<br> II {{tab}}W Budapeszcie<br> III {{tab}}Z Hatwanu na granice Galicji<br> IV {{tab}}Marsch ieren! Marsch?<br> {{tab}}Str.<br> {{tab}}5<br> {{tab}}70<br> {{tab}}131<br> {{tab}}189<br> {{tab}} <br> {{tab}}Biblioteka Narodowa Warszawa<br> {{tab}}<br> {{tab}}30001024266985<br> {{tab}} <br> {{tab}}<br> {{tab}} <br> {{tab}}PRZYGODY DOBREGO<br> {{tab}}WOJAKA SZWEJKA<br> {{tab}} <br> {{tab}}PRZYGODY<br> {{tab}}DOBREGO WOJAKA SZWEJKA<br> {{tab}}PODCZAS WOJNY ŚWIATOWEJ<br> {{tab}}i<br> {{tab}}Szwejk na tyłach<br> {{tab}}II<br> {{tab}}Szwejk na froncie<br> {{tab}}III<br> {{tab}}Przesławne lanie<br> {{tab}}IV<br> {{tab}}Po przesławnym laniu<br> {{tab}} <br> {{tab}}JAROSLAY HAŚEK<br> {{tab}}PRZYGODY DOBREGO WOJAKA SZWEJKA<br> {{tab}}PODCZAS<br> {{tab}}WOJNY ŚWIATOWEJ<br> {{tab}}★ * * ♦<br> {{tab}}Po przesławnym laniu<br> {{tab}}KSIĄŻKA i WIEDZA<br> {{tab}}Spółdzielnia Wydawnicze<br> {{tab}}Warszawę 1949<br> {{tab}} <br> {{tab}}Spółdzielnia Wydawnicza „Książka I Wiedza“ Warszawa<br> {{tab}}Prlnted i n Poland Marzec 1949 rok<br> {{tab}}*<br> {{tab}}Autoryzowany przekład z czeskiego<br> {{tab}}P. HULKILASKOWSKIEGO<br> {{tab}}♦<br> {{tab}}Okładkę projektował IGNACY WITZ<br> {{tab}}»<br> {{tab}}Z praw wydawniczych<br> {{tab}}Towarzystwa Wydawnłczego,.RÓj“<br> {{tab}}h.WM.5^<br> {{tab}}F. 37601<br> {{tab}}Tłoczono 15.370 egzemplarzy<br> {{tab}}Zakłady Graficzne (1K sdążlca d Wiedza’ * w Wałbrzychu Obaj. 16 ark. Papier dziełpwy kl. V. 70 g. 61X86 nr<br> {{tab}}>9H9 tclOHł/<br> {{tab}}/Zd,<br> {{tab}} <br> {{tab}}I<br> {{tab}}Szwejk w transporcie jeńców rosyjskich.<br> {{tab}}Kiedy Szwejk, błędnie uważany za jeńca rosyjskiego, zbiegłego ze wsi w pobliżu Felsztyna, pisał swoje rozpaczliwe okrzyki węglem na ścianie, nikt nie zwracał na to uwagi, a gdy w Chyrowie na etapie chciał wszystko szczegółowo objaśnić jednemu z oficerów, przechodzącemu właśnie obok niego, gdy im rozdawano po kawałku twardego chleba kukurydzowego, jeden z żołnierzy węgierskich zdzielił go kolbą w ramię wołając:<br> {{tab}}— Bacz om a z e 1 e t! Do szeregu, ruska Świnio!<br> {{tab}}Działo się to, oczywiście, w stylu obchodzenia się węgierskich żołnierzy z jeńcami rosyjskimi, z którymi porozumieć się nie mogli.<br> {{tab}}Szwejk stanął więc w szeregu i zwrócił się do najbliższego jeńca:<br> {{tab}}— Człowiek ten spełnia swój obowiązek, ale i sam siebie naraża przy tej sposobności na niebezpieczeństwo. Przecież mogłoby się zdarzyć, że karabin byłby nabity, a zamek otwarty, więc gdy taki zacznie prać człowieka kolbą, a lufę ma przeciwko sobie, to karabin mógłby wystrzelić, a cały nabój mógłby mu wlecieć w gębę. Mógłby więc spełnianie obowiązku przypłacić życiem. Na Szumawie w pewnym ło<br> {{tab}}5<br> {{tab}} <br> {{tab}}mie kamienia robotnicy kradli zapalniki dynamitowe, żeby mieć zapas przy karczowaniu pni w zimie. Dozorca kamieniołomu otrzymał rozkaz rewidowania każdego robotnika, a zabrał się do tego z wielką miłością; pierwszego z brzegu zaczął tak zamaszyście tłuc po kieszeniach, że zapalniki wybuchnęły i obaj razem z dozorcą wylecieli w powietrze i to tak jakoś śmiesznie, jakby się trzymali za szyje.<br> {{tab}}Jeniec rosyjski, któremu Szwejk to wszystko opowiadał, spoglądał na niego tak poczciwie, jakby chciał rzec, że ze wszystkich tych wywodów nie rozumie niczego.<br> {{tab}}— Ne ponymat, ja krymski Tatary n, Allah a c h p e r — rzekł wreszcie i usiadł na ziemi podwinąwszy nogi pod siebie, po czym złożył ręce na piersi i zaczął się modlić:<br> {{tab}}— Allah achper — Allach achper — bezmi — la — arachman, arachim — malinkin m u s t a — f i r.<br> {{tab}}— Więc tyś, bratku, Tatar — rzekł Szwejk ze współczuciem. — No, toś się udał. Naturalnie, że jeśli ty Tatar, to ani ja ciebie, ani ty mnie rozumieć nie możesz. Hm, a czy ty znasz Jarosława ze Szternberga? Nie znasz tego imienia? Ach ty, łobuzie tatarski! To przecież ten sam, co to wam dał tak mocno po dupie pod Hostynem. Wialiście wtedy od nas z Moraw, wy, łobuzy tatarskie, świńskim truchtem. Widać, że w waszych czytankach nie piszą o tym tak, jak w naszych. A czy znasz Matkę Boską Hostyńską? Naturalnie, że nie znasz — a to Ona przyczyniła się do waszego lania. Ale teraz w niewoli ochrzczą cię, ty smyku, jak amen w pacierzu.<br> {{tab}}— A ty także z Tatarów będziesz? — zwrócił się Szwejk do drugiego jeńca.<br> {{tab}}Zagadnięty zrozumiał słowo Tatar i zakręcił głową:<br> {{tab}}— Tataryn net, C z e r k e s, rodne ja C z e r k e s, gołowy reżu.<br> {{tab}}Szwejk miał osobliwe szczęście, bo znalazł się w towarzy<br> {{tab}} <br> {{tab}}stwie członków różnych narodów wschodnich. W transporcie jeńców znajdowali się Tatarzy, Gruzini, Osetyńcy, Czerkiesy, Mordwiny i Kałmuki.<br> {{tab}}Miał też pecha, że z nikim nie mógł się dogadać, więc razem z innymi wleczono go na Dobromil, skąd miano zacząć naprawę drogi żelaznej, idącej przez Przemyśl na Niżankowice.<br> {{tab}}W Dobromilu, na etapie w kancelarii zapisywano wszystkich jeńców jednego po drugim, co odbywało się nie bez trudu, ponieważ śród wszystkich 300 jeńców, spędzonych do Dobro — mila z różnych stron, nie było ani jednego, który rozumiałby mowę rosyjską sierżanta siedzącego za stołem i pełniącego obowiązki tłumacza we Wschodniej Galicji, bo twierdził, o sobie, że język rosyjski zna. Przed jakimiś trzema tygodniami sprowadził sobie słownik rosyjskoniemiecki i rozmówki, ale jak dotychczas nie bardzo mu szło, tak iż zamiast po rosyjsku mówił łamanym językiem słowackim, który przyswoił sobie jako tako, gdy podróżował po Słowaczyź — nie i sprzedawał obrazy św. Stefana, różańce i kropielnice, wyrabiane przez jedną z firm wiedeńskich.<br> {{tab}}Wobec tych dziwacznych postaci, z którymi w ogóle dogadać się nie mógł, był całkiem bezradny. Wyszedł więc przed kancelarię i wrzasnął na gromadę jeńców:<br> {{tab}}— Wer kann deutsch s p r e c h e n?<br> {{tab}}Z gromady wystąpił Szwejk, który z twarzą rozradowaną śpieszył się ku sierżantowi i natychmiast został przez niego zabrany do kancelarii.<br> {{tab}}Sierżant usadowił się za stołem, ułożył przed sobą stos blankietów z rubrykami na imiona, nazwiska i przynależność jeńców i rozpoczął ze Szwejkiem wysoce pocieszną rozmowę:<br> {{tab}}— Jesteś Żyd, co? — zapytał przede wszystkim.<br> {{tab}}Szwejk zaprzeczył ruchem głowy.<br> {{tab}}— Nie potrzebujesz się wypierać swego żydostwa — z wielką pewnością siebie mówił dalej sierżanttłumacz — bo każdy spośród waszych jeńców, który umiał po niemiecku,<br> {{tab}}7<br> {{tab}} <br> {{tab}}był Żyd i basta. Jak się nazywasz? Szwejch? No, widzisz! Po co się zapierasz, skoro nazwisko masz żydowskie? U nas możesz się do tego przyznać bez obawy, bo w naszej Austrii nie ma pogromów żydowskich. Skąd pochodzisz? Aha, Praga, ja ją znam, bo to przedmieście Warszawy. Przed jakimś tygodniem miałem tu już dwóch Żydków z Pragi spod Warszawy. A twój pułk? Nr 91?<br> {{tab}}Sierżant sięgnął po schemat, przerzucał kartki i wreszcie rzekł:<br> {{tab}}— Pułk dziewięćdziesiąty pierwszy nazywa się Erywań — ski, jest z Kaukazu, kadrę ma w Tyflisie. A co? Gapisz się na mnie, że my tu wszystko tak dobrze wiemy!<br> {{tab}}Szwejk gapił się naprawdę na tę całą historię, a sierżant mówił dalej z wielką powagą, podając Szwejkowi połowę niedopalonego papierosa:<br> {{tab}}— Masz i pal. To inny tytoń niż wasza machorka. Ja tu jestem, mój Żydku, najwyższym panem. Gdy powiem słowo, to wszystko musi trząść się przede mną i padać na pysk, w naszym wojsku panuje inna dyscyplina niż w waszym. Wasz car, to łobuz, ale nasz car, to mądra głowa. A teraz pokażę ci coś, żebyś wiedział, jaka u nas panuje dyscyplina.<br> {{tab}}Otworzył drzwi prowadzące do pokoju przyległego i krzyknął:<br> {{tab}}— Hans Lófler!<br> {{tab}}— H i er! — ozwało się w odpowiedzi i do izby wszedł żołnierz z wielkim wolem. Styryjczyk o wyrazie spłakanego kretyna. Na etapie żołnierz ten był dziewczyną do wszystkiego.<br> {{tab}}— Hans Lófler — polecił sierżant — bierz moją fajkę, wsadź ją sobie w usta jak pies aportujący i na czworakach biegaj dokoła stołu, dopóki nie powiem H a 11! Prócz tego musisz szczekać, ale tak, żeby ci fajka z ust nie wypadła, bo dam ci słupka!<br> {{tab}}8<br> {{tab}} <br> {{tab}}Wolasty Styryjczyk zabrał się do łażenia na czworakach i szczekania.<br> {{tab}}Sierżant spojrzał na Szwejka okiem zwycięskim.<br> {{tab}}— A co? Czy nie mówiłem ci, Żydku, że u nas jest doskonała dyscyplina?<br> {{tab}}I sierżant z wielkim zadowoleniem spoglądał na biedne wystraszone zwierzę pochodzące z jakiegoś alpejskiego szałasu, biegające na czworakach.<br> {{tab}}— H a 11! — zawołał wreszcie. — Teraz służ i podaj mi fajkę. Doskonale, a teraz jodłuj.<br> {{tab}}— Holarijo, holarijo! — ozwało się w izbie jodłowanie.<br> {{tab}}Gdy już było po przedstawieniu, sierżant wyjął z szuflady cztery papierosy „Sport“ i podał je Hansowi. Wtedy Szwejk łamaną niemczyzną zaczął sierżantowi opowiadać, że pewien oficer miał takiego posłusznego służącego, iż ten robił wszystko, co mu jego pan rozkazał, a gdy pewnego razu zapytali go, czy zeżarłby łyżką to, co jego pan wy..., miał odpowiedzieć: — Gdyby mi mój pan kazał zrobić taką rzecz, to zrobiłbym według rozkazu, ale żeby w tym nie było włosa, bo włosami bardzo się brzydzę i zaraz by mnie zemdliło.<br> {{tab}}— Wy, Żydzi, macie osobliwe anegdoty — roześmiał się sierżant — ale założyłbym się, że w waszym wojsku nie ma takiej dyscypliny jak w naszym. Tu wszakże o co innego nam chodzi. Mianuję cię starszym nad całym transportem! Do wieczora spiszesz mi nazwiska wszystkich jeńców! Będziesz dla nich fasował jedzenie, podzielisz ich na dziesiątki i będziesz mi odpowiedzialny, jeśli ci który z nich ucieknie. Gdyby ci który z jeńców uciekł, mój Żydku, to cię“ rozstrzelamy!<br> {{tab}}— Chciałbym z panem porozmawiać, panie sierżancie — rzekł Szwejk.<br> {{tab}}— Tylko mi się nie targuj i nie wykręcaj — odpowiedział sierżant — bo cię poślę do obozu. Nie lubię wykrętów. Jakoś. ogromnie szybko zaaklimatyzowałeś się u nas w Austrii.<br> {{tab}}9.<br> {{tab}} <br> {{tab}}Patrzcie go, on by chciał ze mną porozmawiać... Im człowiek grzeczniejszy dla was, tym natarczywsi jesteście... Dalej, bierz się do roboty! Masz tu papier i ołówek i rób spis!... Czego ci jeszcze?<br> {{tab}}— Ich melde gehorsam, Her Feldfebel...<br> {{tab}}— Wynoś mi się zaraz! Widzisz, ile mam roboty! — wołał sierżant przybierając wyraz twarzy człowieka wielce przepracowanego.<br> {{tab}}Szwejk zasalutował i odszedł ku jeńcom, przy czym pomyślał sobie, że cierpliwość w służbie dla najjaśniejszego pana musi wydać owoc.<br> {{tab}}Trudniejszą sprawą było układanie spisu jeńców, bo ci nie bardzo rozumieli, że mają wymieniać swoje nazwiska. Szwejk przeżył w swoim życiu wiele, ale pomimo to te tatarskie, gruzińskie i mordwińskie nazwiska nie mieściły mu się w głowie.<br> {{tab}}— Nikt mi przecie nie będzie wierzył — myślał Szwejk — że ktoś mógłby się nazywać tak, jak się nazywają ci Tatarzy dokoła: — Muhlahalej Abdrachmanow — Bej — murat Allahali — Dżeredże Czerdedże — Dawlatbalej Nur — dagalejew i jak ich tam jeszcze... U nas jednak mają ludzie lepsze nazwiska, jak na przykład proboszcz w Żydohouszti, który się nazywał Niemrawa.<br> {{tab}}Szwejk chodził dalej przed szeregami jeńców, którzy po kolei wykrzykiwali swoje imiona i nazwiska:<br> {{tab}}— Dżindralej Hanamalej — Babamulej Mirzahali itd.<br> {{tab}}— Jeszcze się w język ugryziesz — mówił do każdego z nich z poczciwym uśmiechem Szwejk. — Czy to nie lepiej, gdy u nas ludzie nazywają się: Bogusław Sztiepanek, Jarosław Matouszek, albo Rużena Swobodowa?<br> {{tab}}Gdy wreszcie po straszliwych udrękach Szwejk spisał wszystkich tych Babula Halejów, Chudżi Mudżich itd., postanowił jeszcze raz zrobić próbę i wytłumaczyć sierżantowi — tłumaczowi, że jest ofiarą pomyłki i że już kilka razy w cza<br> {{tab}}10<br> {{tab}} <br> {{tab}}sie transportowania daremnie usiłował doprosić się sprawiedliwości.<br> {{tab}}— Sierżanttłumacz, który już przedtem niezupełnie był trzeźwy, stracił tymczasem przytomność całkowicie.<br> {{tab}}Siedział nad częścią ogłoszeniową jakiejś gazety niemieckiej i odśpiewywał ogłoszenia na nutę marsza Radeckiego:<br> {{tab}}— Gramofon wymienię na wózek dziecięcy. — Szkło białe i zielone, także potłuczone, skupuję. — Buchalterii i bilansowania nauczy się każdy, kto przejdzie piśmienny kurs buchalterii, itd.<br> {{tab}}Do niektórych ogłoszeń nie nadawała się nuta marsza, ale sierżant przemocą wtłaczał słowa w melodię i dlatego tłukł pięścią w stół i nogami walił w takt. Wąsy jego, zlepione kontuszówką, sterczały po obu stronach, zeschnięte jak pędzle używane do gumy arabskiej. Jego oczy z obrzękłymi powiekami zauważyły wprawdzie Szwejka, ale sierżant zachowywał się tak, jakby go nie widział, tyle tylko, że przestał wybijać takt rękoma i nogami. Zmienił też rytm na nutę piosnki: Ich weiss nicht was soli es bedeuten, i wyśpiewywał na tę melodię ogłoszenie: „Karolina Dreger, akuszerka, poleca się szanownym damom we wszelkich okazjach“.<br> {{tab}}Przyśpiewywał sobie coraz ciszej i ciszej, aż wreszcie zamilkł, bez ruchu spoglądał na całą wielką kolumnę ogłoszeń i dał Szwejkowi okazję do rozgadania się o jego przygodzie, o której ten opowiadał zdaniami urywanymi i niemczyzną najokropniejszą.<br> {{tab}}Zaczął Szwejk od tego, że jednak miał rację, gdy wybierał drogę na Felsztyn wzdłuż potoku, ale nie jego to wina, że ja — kiś nieznany rosyjski żołnierz uciekł z niewoli i poszedł się kąpać do stawu, koło którego on, Szwejk, musiał akurat przechodzić, jako że jego obowiązkiem było wybierać drogę najkrótszą, bo był przecie kwatermistrzem. Rosjanin, jak tylko go zobaczył, zaraz uciekł, zostawiając na brzegu swój uniform.<br> {{tab}}11<br> {{tab}} <br> {{tab}}On, Szwejk, słyszał nieraz, że na przykład na pozycji, wywiadowcy przebierają się w uniformy poległych żołnierzy nieprzyjacielskich, i dlatego na próbę przebrał się w porzucony uniform, żeby się przekonać, jakby mu się w takim uniformie w razie potrzeby chodziło.<br> {{tab}}Wyjaśniwszy tę swoją pomyłkę, Szwejk zauważył, że mówił zgoła na próżno, bo sierżant już dawno spał, zanim opowieść doszła do owego stawu, w którym kąpał się jeniec rosyjski. Szwejk poufale podszedł do śpiącego i dotknął jego ramienia, co wystarczyło, aby sierżant spadł z krzesła na podłogę i aby spał spokojnie dalej.<br> {{tab}}— Pan pozwoli, panie sierżant — rzekł Szwejk — że pana opuszczę. — I zasalutowawszy, wyszedł z kancelarii.<br> {{tab}}Wczesnym rankiem kolejowe dowództwo wojskowe zmieniło dyspozycje i postanowiło, że ta grupa jeńców, w której znajdował się Szwejk, będzie wyprawiona prosto do Przemyśla do naprawienia toru Przemyśl — Lubaczów.<br> {{tab}}Pozostało więc wszystko po staremu i Szwejk odbywał w dalszym ciągu odyseję razem z jeńcami rosyjskimi. Węgierscy wartownicy pędzili wszystkich szybkim mai^szem^* naprzód.<br> {{tab}}W pewnej wsi, gdzie był odpoczynek, spotkali się z oddziałem trenu. Przed grupą wozów stał oficer i przyglądał się jeńcom. Szwejk wyskoczył z szeregu, stanął przed oficerem i zawołał:<br> {{tab}}— Herr Leutnant, ich melde gehorsams t...<br> {{tab}}Więcej powiedzieć nie zdołał, bo natychmiast pośpieszyli za nim dwaj węgierscy żołnierze, którzy pięściami wpędzili Szwejka ponownie do szeregu.<br> {{tab}}Oficer rzucił za nim niedopałek papierosa, ale podniósł go i wypalił inny jeniec. Potem oficer zwrócił się do stojącego w pobliżu kaprala i tłumaczył mu, że w Rosji są niemieccy koloniści i że także muszą walczyć.<br> {{tab}}Potem, w ciągu całej drogi do Przemyśla nie nadarzyła się ani razu sposobność do poskarżenia się komukolwiek i wy<br> {{tab}}12<br> {{tab}} <br> {{tab}}tłumaczenia, że właściwie jest on ordynansem 11 marszkom — panii 91 pułku. Dopiero w Przemyślu, gdy wieczorem spędzono jeńców do jakiegoś rozbitego fortu strefy wewnętrznej, mógł Szwejk odpocząć w jednej ze stajen koni artylerii for — tecznej.<br> {{tab}}Leżały tam kupy słomy tak zawszonej, że krótkimi źdźbłami wszy poruszały, jakby to były nie wszy, ale mrówki, znoszące materiał do budowania mrowiska.<br> {{tab}}Jeńcy dostali trochę „kawy“ z samej cykorii, brudnej jak pomyje, i po kawałku trocinowatego chleba z kukurydzy.<br> {{tab}}Potem przejmował jeńców major Wolf, władający owego czasu wszystkimi jeńcami, pracującymi przy naprawach w Przemyślu i okolicy. Był to człowiek bardzo drobiazgowy. Przy sobie miał cały sztab tłumaczy, którzy spośród jeńców wybierali specjalistów do budowli według ich zdolności i wykształcenia.<br> {{tab}}Major Wolf miał idee f i x e, że jeńcy rosyjscy ukrywają swoje wykształcenie, ponieważ zdarzało się, że gdy on pytał jeńca:<br> {{tab}}— Czy umiesz budować koleje żelazne? — to jeniec odpowiadał:<br> {{tab}}— O niczym nie wiem, o niczym podobnym nie słyszałem, żyłem sprawiedliwie i uczciwie.<br> {{tab}}Gdy więc wszyscy stali już uszykowani przed majorem Wolfem i całym jego sztabem, ten zapytał najprzód w języku niemieckim, kto z nich umie po niemiecku.<br> {{tab}}Szwejk wysunął się dziarsko naprzód, stanął przed majorem, zasalutował i meldował, że on po niemiecku umie.<br> {{tab}}Major Wolf był tym widomie uradowany i zaraz pytał Szwejka, czy nie jest on czasem inżynierem.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie majorze — odpowiedział Szwejk — że nie jestem inżynierem, ale ordynansem 11 marsz — kompanii 91 pułku. Dostałem się do naszej niewoli, a stało się to, panie majorze, tak...<br> {{tab}}13<br> {{tab}}Wo<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Co takiego? — wrzasnął major Wolf.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie majorze, że to się stało tak...<br> {{tab}}— Wy jesteście Czech? — ryczał dalej major. — Wyście się przebrali w rosyjski uniform?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie majorze, że to się wszystko jedno z drugim zgadza. Bardzo się cieszę, że pan major natychmiast wżył się w moją sytuację. Być może, że nasi już gdzieś walczą, a ja mógłbym w ten sposób przegawronić całą wojnę. Więc ja panu majorowi wszystko jeszcze raz dokumentnie opowiem.<br> {{tab}}— Dość — rzekł major Wolf i zawołał dwóch żołnierzy, aby tego człowieka natychmiast odprowadzili na odwach, a sam szedł powoli za Szwejkiem w towarzystwie jeszcze jednego oficera; w rozmowie z nim energicznie wymachiwał rękoma. W każdym jego zdaniu było coś o czeskich psach, a z całego jego zachowania wyzierała uciecha, że dzięki swej spostrzegawczości schwytał jednego z tych ptaszków, o których działalności antypaństwowej za granicą już od kilku miesięcy przysyłano dowódcom oddziałów wojskowych tajne komunikaty, mające rzekomo dowodzić, że liczni dezerterzy czeskich pułków, zapominając o swojej przysiędze, wstępują do szeregów wojska rosyjskiego i służą nieprzyjacielowi osobliwie cennymi usługami szpiegowskimi.<br> {{tab}}Austriackie ministerstwo spraw wewnętrznych błąkało się w mrokach, o ile chodziło o wykrycie jakiejś organizacji bojowej z jednostek, które przedostały się na stronę rosyjską. Nie wiedziano jeszcze nic pewnego o organizacjach wojskowych na obczyźnie i dopiero w sierpniu na linii Sokal — Mil — jatyn — Bubnowo dowódcy batalionów otrzymali poufne komunikaty, że były austriacki profesor Masaryk uciekł za granicę i prowadzi propagandę przeciwko Austrii.<br> {{tab}}Jakiś głuptasek ze sztabu dywizji uzupełnił ten komunikat takim śmiesznym rozkazem:<br> {{tab}}14<br> {{tab}} <br> {{tab}}— W razie ujęcia go, przyprowadzić natychmiast do sztabu dywizji!<br> {{tab}}Przypominam o tym panu prezydentowi, żeby wiedział, jakie sidła i zasadzki czekały na niego między Sokalem — Miliatynem a Bubnowem.<br> {{tab}}W owym czasie major Wolf nie miał jeszcze nawet pojęcia. o tym, jakie zamiary mają wobec Austrii ci, co pouciekali spod jej sztandarów i spotykając się w Kijowie lub gdzie indziej, prowadzili z sobą takie romowy:<br> {{tab}}— Co tu porabiasz?<br> {{tab}}— Zdradziłem najjaśniejszego pana — brzmiała wesoła odpowiedź.<br> {{tab}}Major Wolf znał tylko jeden z tych tajnych komunikatów o uciekinierach i szpiegach i oto cieszył się, że jeden z tych szpiegów przez własną nieostrożność wpadł mu w ręce tak łatwo. Major Wolf był człowiekiem bardzo próżnym i wyobrażał sobie, że wyższe instancje pochwalą go i zasypią odznaczeniami za jego czujność, spryt i zdolności.<br> {{tab}}Zanim doszli do odwachu, był przekonany, że pytanie o znajomość języka niemieckiego rzucił rozmyślnie, ponieważ ujęty szpieg wydał mu się natychmiast podejrzanym przy pierwszym przeglądzie jeńców.<br> {{tab}}Oficer idący z nim razem kiwał głową i rzekł, że trzeba będzie zameldować to aresztowanie w dowództwie garnizonu dla dalszego załatwienia sprawy i dla przeprowadzenia oskarżonego do wyższego sądu wojskowego, bo stanowczo nie można zrobić tak, jak mówi pan major: przesłuchać go na odwachu, a potem natychmiast powiesić tuż za odwachem. Powieszony będzie tak czy tak, ale drogą prawną, według sądu wojskowego, aby można było ustalić związki istniejące między innymi podobnymi zbrodniarzami. Dlatego przed powieszeniem konieczne jest badanie szczegółowe. Kto wie, ilu rzeczy ciekawych można się będzie jeszcze dowiedzieć!<br> {{tab}}Majora Wolfa opanował nagły upór, zbudziło się w nim<br> {{tab}}15<br> {{tab}} <br> {{tab}}utajone zbydlęcenie, tak że oświadczył, iż tego dezertera — szpiega każe natychmiast powiesić na własne ryzyko. Może sobie na to śmiało pozwolić, bo ma wysokie znajomości, a zresztą wszystko mu jedno. U niego jest tak, jak na froncie. Gdyby ten szpieg został ujęty tuż za linią bojową, to byłby przesłuchany i natychmiast powieszony, i nikt nie robiłby z nim ceregieli. Zresztą pan kapitan wie chyba, że dowódca na froncie bojowym, poczynając od kapitana wzwyż, ma prawo wieszać wszystkich ludzi podejrzanych.<br> {{tab}}Oczywiście, że major Wolf trochę sobie poplątał kompetencje, o ile chodziło, o prawo wieszania ludzi przez dowódców wojskowych.<br> {{tab}}W Galicji Wschodniej, im bliżej frontu, prawo wieszania zniżało się coraz bardziej ku coraz niższym szarżom, aż dochodziło do tego, że na przykład kapral prowadzący patrol kazał powiesić dwunastoletniego smyka, który wydał mu się podejrzany dlatego, że w opuszczonej i obrabowanej wsi gotował sobie w jakiejś zburzonej chacie łupiny z kartofli.<br> {{tab}}Toteż spór między majorem a kapitanem stawał się coraz ostrzejszy.<br> {{tab}}— Nie ma pan prawa do tego — krzyczał zdenerwowany kapitan. — Człowiek ten zostanie powieszony na podstawie wyroku sądu wojskowego.<br> {{tab}}Szwejk, który szedł przed nimi i słyszał tę ciekawą rozmowę, nie rzekł do swego towarzysza nic osobliwego, tylko obyczajem swoim jął wywodzić:<br> {{tab}}— Z wyrokiem czy bez wyroku, wszystko jedno. W jednej gospodzie w Libni mieliśmy kiedyś spór o to, czy kapeluszni — ka Waszaka, który nam zawsze psuł zabawę, należy wyrzucić natychmiast, jak tylko się pokaże we drzwiach, czy też dopiero potem, gdy każe sobie podać piwo, wypije i zapłaci, a także zastanawialiśmy się, czy trzeba mu ściągnąć buty po pierwszym tańcu. Gospodarz proponował, żebyśmy go wyrzucili dopiero wtedy, gdy zabawa dobiegnie połowy i gdy kapelusznik będzie<br> {{tab}}16<br> {{tab}} <br> {{tab}}miał już jaki taki rachuneczek. Potem będzie musiał zaraz za — płacić i won z nim! I wiecie, co ten łobuz zrobił? Nie przyszedł wcale! Cóż wy na takie gałgaństwo?<br> {{tab}}— N i x bóhmisch — odpowiedzieli obaj żołnierze, którzy pochodzili z jakichś okolic Tyrolu.<br> {{tab}}— V e r s t e h e n sie deutsch? — spokojnie zapytał Szwejk.<br> {{tab}}— Jawohl — odpowiedzieli obaj.<br> {{tab}}— No to doskonale — ucieszył się Szwejk — bo w takim razie nie zginiecie śród swoich.<br> {{tab}}Prowadząc takie przyjacielskie rozmowy, doszli wszyscy do odwachu, gdzie major Wolf dalej prowadził dyskusję z kapitanem o wieszaniu pojmanego, podczas gdy Szwejk skromnie siedział na ławie.<br> {{tab}}W końcu major Wolf przychylił się jednak do zdania kapitana, że człowiek ten powinien wisieć dopiero po dłuższej procedurze, która ma rozkoszną nazwę,,drogi prawnej“.<br> {{tab}}Gdyby byli zapytali Szwejka, co o tym sądzi, byłby odpowiedział:<br> {{tab}}— Mnie bardzo przykro, panie majorze, ponieważ pan ma wyższą szarżę niż pan kapitan, ale pan kapitan ma rację. Co nagle, to po diable. W pewnym sądzie okręgowym w Pradze, razu pewnego zwariował jakiś sędzia. Przez długi czas nie można było zauważyć w nim nic osobliwego, aż raptem, podczas jakiejś rozprawy o obrazę czci, wariacja wybuchła. Niejaki wikary Hortik podczas nauki religii dał po pysku uczniowi, a ojciec tego ucznia, niejaki Znamenaczek, spotkawszy tego wikarego, rzekł do niego na ulicy: — Ty koniu, ty czarna bestio. ty świątobliwy kretynie, ty czarna Świnio, ty plebański koźle, ty plugawicielu nauki Chrystusowej, ty obłudniku i szarlatanie w sutannie! — Ten zwariowany sędzia był bardzo pobożny i miał trzy siostry, a wszystkie były księżymi gospodyniami, on zaś był ojcem chrzestnym dzieci tych sióstr. Więc go ta sprawa tak wzburzyła, że raptem stracił rozum<br> {{tab}}Szwejk 2IV<br> {{tab}}17<br> {{tab}} <br> {{tab}}i ryknął na oskarżonego: — W imieniu najjaśniejszego pana, cesarza i króla, skazuję pana na śmierć przez powieszenie! Przeciw temu wyrokowi nie ma apelacji! — Potem zwrócił się do woźnego i rzekł: — Panie Horaczek, weźmiesz pan tego draba i powiesisz go pan tam, gdzie się trzepie dywany. Potem dostaniesz pan na piwo! — Oczywiście, że woźny i ten pan Znamenaczek zdębieli po takim wyroku, ale sędzia tupnął na nich: — Słuchacie, czy nie słuchacie?! — Woźny tak się przestraszył, że już zaczął ciągnąć pana Znamenaczka, żeby go powiesić, i gdyby nie obrońca, który wtrącił się do tej sprawy i wezwał pogotowie lekarskie, to sprawa byłaby się dla pana Znamenaczka skończyła fatalnie, bo nawet jeszcze w chwili, gdy pana sędziego wsadzali do karetki pogotowia, krzyczał na całe gardło:<br> {{tab}}— Jeśli nie znajdziecie powroza, to go powieście na prześcieradle, a rachunki załatwimy w wykazach półrocznych.<br> {{tab}}Ostatecznie Szwejka pod eskortą odstawiono do dowództwa garnizonu, a przedtem został podpisany protokół, ułożony przez majora Wolfa, że ujęty jako członek armii austriackiej, dobrowolnie, bez przymusu z czyjejkolwiek strony, przebrał się w rosyjski uniform, a po odwrocie Rosjan został zatrzymany przez żandarmerię połową za frontem.<br> {{tab}}To wszystko było świętą prawdą, a Szwejk, jako człowiek wielkiej poczciwości, nie mógł przeciwko temu protestować. Gdy przy podpisywaniu protokołu spróbował uzupełnić go jakimś zdaniem, które byłoby mogło nieco wyjaśnić sytuację, pan major przerwał mu natychmiast:<br> {{tab}}— Stulcie pysk, o to was się nie pytają! Sprawa jest zupełnie jasna!<br> {{tab}}Gdy go następnie przyprowadzono do dowództwa garnizonu, zamknięto go w jakiejś dziurze, gdzie dawniej był skład ryżu, a zarazem pensjonat mysi. Wszędzie był tu porozsypy — wany ryż, a myszy bynajmniej się Szwejka nie bały i wesoło biegały zbierając ziarnka. Szwejk musiał sam pójść po sień<br> {{tab}}18<br> {{tab}} <br> {{tab}}nik dla siebie i gdy rozejrzał się w ciemności, zauważył, że do jego siennika natychmiast wędruje cała rodzina mysia. Nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że tutaj pragną sobie one usłać gniazdo, aby żyć na ruinach sławy przegniłego austriackiego siennika. Szwejk zaczął walić w zamknięte drzwi, po czym przyszedł jakiś kapral, Polak, i Szwejk poprosił go o przeprowadzenie do innej izby, bo kładąc się na sienniku, mógłby pognieść myszy i wyrządzić szkodę skarbowi wojskowemu, jako że wszystko, co jest w magazynach, stanowi własność rządową.<br> {{tab}}Polak jako tako zrozumiał Szwejka, pogroził mu pięścią przed zamknięciem drzwi i rzuciwszy jeszcze jakieś słowo o zasranej dupie, oddalił się, dodając coś niecoś o cholerach, jak gdyby Szwejk nie wiem jak go obraził.<br> {{tab}}Noc spędził Szwejk spokojnie, bo myszy nie miały do niego żadnych pretensyj i ułożyły sobie widać jakiś specjalny nocny program, który wypełniały w sąsiednim składzie płaszczy wojskowych i czapek. Myszki gryzły tę odzież z wielką pewnością siebie i w spokoju ducha, ponieważ dopiero po roku intendentura przypomniała sobie o tych rzeczach i wprowadziła do składów wojskowych instytucję kotów etatowych, nie mających prawa do emerytury. W intendenturach koty te były rejestrowane w rubryce: K. u. k. Militarmaga — zinkatze. Ten urząd koci był właściwie tylko odnowieniem prastarej instytucji, która skasowana została po wojnie roku 1866.<br> {{tab}}Dawniej, jeszcze za Marii Teresy, w czasach wojennych, zaprowadzone były koty tak samo do wszystkich składów, gdy panowie z intendentury wszystkie swoje oszukaństwa spychali na nieszczęsne myszy.<br> {{tab}}C. k. koty w licznych wypadkach nie spełniały wszakże swoich obowiązków, zdarzyło się więc razu pewnego za cesarza Leopolda w magazynie wojskowym na Pogorzelcu, że na zasadzie wyroku sądu wojennego zostało powieszonych 6 ko<br> {{tab}}2* IV<br> {{tab}}19<br> {{tab}} <br> {{tab}}tów, przydzielonych do magazynu wojskowego. Można sobie wyobrazić, jak uśmiechali się wtedy pod wąsem ci wszyscy, co mieli do czynienia z tym magazynem wojskowym...<br> {{tab}}Razem z kawą poranną wepchnęli do aresztu Szwejkowe — go jakiegoś człowieka w rosyjskiej czapce wojskowej i w rosyjskim płaszczu.<br> {{tab}}Człowiek ten mówił po czesku z obcym akcentem. Był to jeden z łotrów należących do kontrwywiadu przy korpusie armii, którego dowództwo znajdowało się w Przemyślu. Jako członek wojskowej policji tajnej, nie bardzo się troszczył o jakieś wyrafinowane metody przy wybadywaniu Szwejka. Zaczął prosto z mostu:<br> {{tab}}. — Wkopałem się w ładne świństwo przez swoją nieostrożność. Służyłem w 28 pułku, zaraz przeszedłem do Moskali i raptem daję się tak głupio złapać. Melduję się Moskalom, że pójdę jako patrol... Służyłem w szóstej dywizji kijowskiej. A w którym rosyjskim pułku służyłeś ty, kolego? Tak mi się zdaie, żeśmy się gdzieś w Rosji spotykali. Ja znałem w Kijowie wielu Czechów, którzy szli z nami na front, gdyśmy przeszli do rosyjskiego wojska, ale nie mogę sobie w tej chwili przypomnieć ich nazwisk i nie pamiętam, skąd pochodzili, ale ty pamiętasz niezawodnie niejednego, z którym miałeś do czynienia. Chciałbym wiedzieć, kto tam jest z naszego 28 pułku.<br> {{tab}}Zamiast odpowiedzi, Szwejk dotknął jego czoła, potem zbadał mu puls, a wreszcie podprowadził go ku małemu okienku i kazał wysunąć język. Wobec całej tej procedury nikczemnik zachowywał się zupełnie biernie, przypuszczając widocznie, że chodzi o jakieś tajne znaki spiskowców. Potem Szwejk zaczął walić pięścią we drzwi, a gdy wartownik zapytał go, czemu robi awantury, zażądał po czesku i po niemiecku, żeby natychmiast wezwano lekarza, ponieważ ten człowiek, którego wprowadzono do jego celi, zaczyna bredzić w gorączce.<br> {{tab}}20<br> {{tab}} <br> {{tab}}Oczywiście, nie zdało się to na nic, bo po człowieka tego nikt się nie zgłosił. Pozostał więc w celi i ględził o Kijowie, dowodząc, że Szwejka widywał tam z pewnością, jak maszerował z żołnierzami rosyjskimi.<br> {{tab}}— Musiałeś, bratku, opić się wodą z bagna — rzekł Szwejk — jak młody Tynecky z naszych stron, człowiek na ogół całkiem roztropny. Ale razu pewnego wyruszył w świat i dostał się aż do Italii. Też o niczym nie mówił, tylko o tej Italii, że tam są takie wody bagienne, a poza tym nic osobliwego nie zauważył. No i od tej wody bagiennej dostał zim — nicy. Cztery razy w roku miewał napady gorączki: na Wszystkich Świętych, na święty Józef, na Piotra i Pawła i we Wniebowstąpienie Marii Panny. Jak go ta gorączka złapała, to wszystkich ludzi poznawał tak samo, jak i ty, bracie. Nawet w tramwaju zagadywał do byle kogo, że go zna, że się przecie widzieli na dworcu kolejowym w Wiedniu. Wszystkich ludzi, jakich spotykał na ulicy, widywał bądź na dworcu w Mediolanie, bądź też siedział z nimi w styryjskim Gratzu, w piwniczce rady miejskiej przy winie. Jeśli w chwili napadu gorączki siedział akurat w gospodzie, to od razu wszystkich gości poznawał, wszystkich widywał, czy to na tym statku, którym jechał do Wenecji, czy gdzie indziej. Ale na to nie było żadnej rady, tylko jedna, a mianowiecie ta, jakiej użył pewien nowy pielęgniarz u Katarzynek. Pielęgniarzowi temu oddano pod opiekę jakiegoś chorego pomyleńca, który przez cały Boży dzień nic nie robił, tylko siedział w kącie i liczył: Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć... — po czym zaczynał od nowa: Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć... Był to podobno jakiś profesor. Ten pielęgniarz mało ze skóry nie wyskoczył, widząc, że ten chory ani rusz nie może dostać się dalej niż do szóstki, więc zaczął naprzód po dobremu i prosił, żeby chory powiedział: siedem, osiem, dziewięć, dziesięć. Ale gdzie tam! Ten profesor ani myślał słuchać. Siedzi sobie w kąciku i liczy: Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć... i znowuż: Jeden,<br> {{tab}}21<br> {{tab}} <br> {{tab}}dwa, trzy, cztery, pięć sześć... Zgniewaio to pielęgniarza wreszcie tak bardzo, że skoczył do swego pacjenta i dał mu w łeb, gdy tamten rzekł: „sześć“. Masz — powiada — siedem, a tu osiem, a tu dziewięć, a tu dziesięć. — Co liczba, to w łeb. Chory złapał się za głowę i pytał, gdzie jest. Gdy się dowiedział, że u czubków, odzyskał przytomność i przypomniał sobie dokładnie, że dostał się do wariatów z powodu jakiejś komety, gdy wyliczał, że ukaże się ona w roku przyszłym 18 lipca o godzinie szóstej rano, a inni astronomowie mu dowiedli, że jego kometa spaliła się już przed kilku milionami lat. Tego pielęgniarza znałem. Gdy profesor oprzytomniał zupełnie został wypuszczony ze szpitala, zabrał owego pielęgniarza z sobą, a ten pielęgniarz nie miał nic do roboty, tylko co rano musiał swemu profesorowi dać cztery razy w łeb. Obowiązki swoje wykonywał sumiennie i dokładnie.<br> {{tab}}— Ja znam wszystkich twoich znajomych kijowskich — niezmordowanie powtarzał funkcjonariusz kontrwywiadu. — Czy nie był tam razem z tobą jeden taki tłusty, a drugi taki chudy? W tej chwili nie pamiętam, jak się nazywali i z którego byli pułku...<br> {{tab}}— Nic sobie z tego, bracie, nie rób — pocieszał go Szwejk — bo to się może zdarzyć każdemu, że nie zapamięta sobie wszystkich tłustych i wszystkich chudych z imionami i nazwiskami. Chudych ludzi nieco trudniej zapamiętać, ponieważ jest ich na świecie bardzo dużo. Tworzą oni większość, jak to się mówi.<br> {{tab}}— Kolego — zaczął narzekać nikczemnik cesarskokrólewski — widzę, że mi nie wierzysz. Przecież czeka nas obu jednaki los!<br> {{tab}}— Od tego jesteśmy żołnierzami — rzekł Szwejk niedbale — na to nas matki urodziły, żeby z nas był umundurowany kanonenfutter. Ale to przecież frajda nasza, ponieważ wiemy, że kości nasze nie będą próchniały nadaremno. Polegniemy za najjaśniejszego pana i jego rodzinę, dla której wy<br> {{tab}}22<br> {{tab}} <br> {{tab}}walczyliśmy Hercegowinę. Z kości naszych.będzie wyrabiane spodium dla cukrowni, o czym już przed laty mówił nam pan lejtnant Zimmer. — Ej, wy świńskie łobuzy — mówił — wy nieokrzesane byki, wy niepotrzebne, nieruchawe małpy, wleczecie za sobą te swoje giczoły, jakby one nie miały żadnej wartości. Gdybyście kiedyś polegli na wojnie, to z każdego waszego kulasa zrobią pół kilograma spodium, z całego chłopa przeszło 2 kilogramy, i przez wasze gnaty filtrować będą w cukrowniach cukier, wy durnie. Nawet pojęcia nie macie, jak dalece nawet po śmierci będziecie pożyteczni swoim potomkom. Wasze smyki będą piły kawę słodzoną cukrem, który się filtrował przez wasze kości, wy bałwany! — Ja się wtedy zamyśliłem, a ten do mnie, o czym przemyślam. — Posłusznie melduję — mówię — że spodium z panów oficerów będzie pewno znacznie droższe niż z prostych żołnierzy. — Dostałem za to trzy dni „pojedynki!<br> {{tab}}Towarzysz Szwejka zakołatał do drzwi i układał się o coś z wartownikiem, który pobiegł do kancelarii.<br> {{tab}}Po chwili przyszedł jakiś sierżant sztabu i zabrał towarzysza Szwejka, który pozostał w areszcie sam. Odchodząc z sierżantem sztabowym kreatura szpiclowska rzekła głośno do sierżanta:<br> {{tab}}— To mój stary znajomy z Kijowa.<br> {{tab}}Przez całą dobę był Szwejk zupełnie sam, z wyjątkiem tych chwil, gdy przynoszono mu pożywienie.<br> {{tab}}W nocy doszedł do przekonania, że rosyjski płaszcz wojskowy jest cieplejszy i obszerniejszy niż austriacki i że gdy w nocy mysz obwąchuje ucho śpiącego człowieka, to nie ma w tym nic przykrego. Szwejkowi wydawało się to czymś przypominającym delikatny szept. Było jeszcze szaro na dworze, gdy przyszli po niego.<br> {{tab}}Szwejk nie umie sobie dzisiaj zdać sprawy z tego, co to właściwie była za formacja sądowa, przed którą stawiono go owego smutnego ranka. Że był to sąd wojenny, o tym nie<br> {{tab}}23<br> {{tab}} <br> {{tab}}można było wątpić. Uczestniczył w nim nawet jakiś generał, następnie był tam pułkownik, major, nadporucznik, porucznik, sierżant i jakiś piechur, który właściwie nie robił nic, tylko zapalał innym papierosy.<br> {{tab}}Szwejka nie zamęczano pytaniami.<br> {{tab}}Major, uczestniczący w sądzie, okazywał więcej zainteresowania dla sprawy niż inni sędziowie i mówił po czesku:<br> {{tab}}— Zdradziliście najjaśniejszego pana! — szczeknął na Szwejka.<br> {{tab}}— Jezus Maria, kiedy, panie majorze? — krzyknął Szwejk. — Nawet o tym nie wiedziałem, że zdradziłem naszego najmiłościwszego monarchę i pana, dla którego już tyle wycierpiałem!<br> {{tab}}— Nie róbcie tu żadnych głupstw — rzekł major.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie majorze, że zdradzić najjaśniejszego pana to nie żadne głupstwo. My, ludzie wojenni, przysięgaliśmy najjaśniejszemu panu wierność, tak samo, jak śpiewają w teatrze, a ja mu wierności dotrzymałem.<br> {{tab}}— My wszystko wiemy — mówił major — i tutaj oto posiadamy dowody waszej zdrady — dodał wskazując na spory zeszyt.<br> {{tab}}Człowiek, którego wsadzono do aresztu Szwejka, dostarczył materiału aż nadto.<br> {{tab}}— Więc wy jeszcze i teraz przyznać się nie chcecie? — zapytał major. — Przyznaliście się już przecie, że dobrowolnie i bez jakiegokolwiek przymusu przebraliście się w rosyjski uniform, chociaż jesteście członkiem armii austriackiej. Pytam was jeszcze raz, ale już po raz ostatni, czy zmuszano was do tego?<br> {{tab}}— Zrobiłem to bez przymusu.<br> {{tab}}— Dobrowolnie?<br> {{tab}}— Dobrowolnie.<br> {{tab}}24<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Bez nacisku?<br> {{tab}}— Bez nacisku.<br> {{tab}}— Czy wiecie, że jesteście zgubiony?<br> {{tab}}— Wiem, że się zgubiłem 91 pułkowi i że mnie ten pułk na pewno już szuka, a jeśli pan pozwoli, panie majorze, na drobną uwagę, to powiem, w jaki sposób ludzie przebierają się dobrowolnie w cudze ubranie. W roku 1908, było to może w lipcu, kąpał się introligator Bożetiech z ulicy Przecznej w Pradze na Zbrasławiu w starej łasze Berounki. Ubranie ułożył w krzakach i ogromnie był kontent, gdy nieco później wlazł do wody i zbliżył się do niego jeszcze jeden pan. Gadu — gadu, zaczęli zbytkować, opryskiwali się wzajemnie, nurkowali do samego wieczora. Potem ten obcy pan wylazł z wody i powiada, że musi iść na kolację. Pan Bożetiech jeszcze chwilę został w wodzie, a potem wlazł w krzaki, gdzie miał ubranie, żeby się ubrać. I cóż znalazł? Łachmany włóczęgi oraz karteczkę:<br> {{tab}},,Długo się zastanawiałem, czy brać czy nie brać? Kiedyśmy się tak przyjemnie bawili w wodzie, urwałem kwiatek wodny i wróżyłem sobie na nim, a na ostatni listek wypadło: brać! Dlatego jedynie pomieniałem się z panem na szmatki. Niech pan śmiało włazi w moje gałgany, bo doskonale były odwszone przed tygodniem na urzędzie w Dobrzyszu. Na drugi raz niech pan zwraca baczniejszą uwagę na ludzi, z którymi pan się kąpie. W wodzie każdy człowiek wygląda jak poseł, a może być mordercą. I pan też nie wiedział, z kim się pan kąpał. Ale była dobra kąpiel. Teraz pod wieczór woda jest najprzyjemniejsza. Wleź pan w nią jeszcze raz, to ochłoniesz“.<br> {{tab}}Panu Bożetiechowi nie pozostawało nic innego, jak tylko poczekać do zmierzchu, a potem ubrał się w te łachmany włóczęgi i ruszył z powrotem do Pragi. Omijał szosę i szedł ścieżkami przez łąki i pola, aż spotkał się z żandarmskim patrolem z Chuchli. Zacny introligator został aresztowany i nazajutrz rano zaprowadzono go do Zbrasławia do sądu okręgo<br> {{tab}}25<br> {{tab}} <br> {{tab}}wego, bo przecież każdy mógł powiedzieć, że się nazywa Józef Bożetiech i że jest introligatorem zamieszkałym przy ulicy Przecznej nr 16.<br> {{tab}}Sekretarz sądu, który po czesku nie rozumiał, domyślił się tylko, że oskarżony podaje widać adres swego współwinowaj — cy i dla pewności zapytał:<br> {{tab}}— 1st das genau? Prag, Nr 16, Józef Boże — t e c h?<br> {{tab}}— Czy mieszka jeszcze w tym samym mieszkaniu tego nie wiem — odpowiedział mu Szwejk, — ale wtedy, w roku 1908, tam mieszkał. Bardzo ładnie umiał oprawiać książki, ale trzymał je długo, bo musiał przeczytać każdą książkę, jaką miał w oprawie. Gdy książce oprawionej dawał czarny sznyt, to już można było wcale jej nie czytać, bo zaraz było wiadomo, że powieść zakończyła się bardzo smutno. Czy życzy sobie pan jakich szczegółów? Aha, żebym nie zapomniał: co dzień siadywał u Fleków i opowiadał o wszystkim, co wyczytał w książkach, które właśnie miał w oprawie.<br> {{tab}}Major zbliżył się do sekretarza i szeptał mu coś do ucha, a sekretarz przekreślił zaraz adres domniemanego spiskowca Bożetiecha.<br> {{tab}}Potem odbywał się dalej ten dziwaczny sąd, przypominający sądy polowe, jakie umiał organizować generał Fink von Finkenstein.<br> {{tab}}Są ludzie, którzy ulegają manii zbierania pudełek od zapałek; manią pana generała Finka było organizowanie sądów połowych, aczkolwiek w większości wypadków było to przeciwne procedurze^ sądowej.<br> {{tab}}Generał ten mawiał, że żadnych audytorów nie potrzebuje, że wszystko potrzebne zbębni w przeciągu trzech godzin i po upływie tego czasu każdy oskarżony drab musi wisieć. Dopóki był na froncie, to o sądy polowe u niego nigdy trudno nie było.<br> {{tab}}26<br> {{tab}} <br> {{tab}}Niektóry szachista musi dzień w dzień zagrać partię szachów, bilardzista nie obejdzie się bez bilardu, karciarz bez mariasza, a znowuż ten znakomity generał nie umiał się obyć bez sądów polowych. Przewodniczył w tych sądach, i z wielką powagą i rozkoszą dawał mata oskarżonemu.<br> {{tab}}Gdyby się chciało być sentymentalnym, to można by było napisać, że ten człowiek miał na sumieniu śmierć dziesiątków ludzi, osobliwie tam na wschodzie, gdzie walczył z wielkoro — syjską agitacją, jak się lubił wyrażać, i gdzie galicyjskich Ukraińców przerabiał na patriotów. Ale z jego stanowiska nie można rzec, aby miał coś na sumieniu.<br> {{tab}}Sumienia w ogóle nie miał. Gdy kazał powiesić nauczyciela, nauczycielkę lub popa, albo nawet całą rodzinę, na zasadzie wyroku sądu polowego, to najspokojniej powracał do swojej kancelarii, jak wracają ludzie z gospody po kuflu piwa czy partii mariasza, rozmyślając o fintach, jakich użyli, aby pogrążyć przeciwnika. Generał Fink uważał wieszanie za coś prostego i naturalnego, za rodzaj chleba powszedniego, a przy wydawaniu wyroków dość często zapominał o najjaśniejszym panu i nawet nie mawiał: „W imieniu najjaśniejszego pana skazuję was“ — lecz mówił po prostu: „Skazuję was“.<br> {{tab}}Niekiedy w wieszaniu dopatrywał się i komicznej strony, o czym razu pewnego pisał do małżonki swojej mieszkającej w Wiedniu:<br> {{tab}}„...albo na przykład, kochanie moje, nie możesz sobie wyobrazić, jakem się serdecznie uśmiał, gdy przed kilku dniami skazałem pewnego nauczyciela za szpiegostwo. Mam człowieka wytrawnego, który tę hołotę wiesza. Ma już ogromną wprawę i jest w wieszaniu istnym rekord — menem. Jest to dziarski sierżant. Otóż znajdowałem się właśnie w namiocie, gdy ten sierżant przyszedł zapytać, gdzie mu każę tego nauczyciela powiesić. Odpowiedziałem, żeby go powiesił na najbliższym drzewie, i oto wyobraź sobie komizm sytuacji, bo znajdowaliśmy się śród takiego stepu, na którym od końca do końca nie ma nic prócz trawy, na przestrzeni paru mil nie widać<br> {{tab}}27<br> {{tab}} <br> {{tab}}najmniejszego drzewka. Ale rozkaz jest rozkaz, więc mój sierżant zabrał ze sobą nauczyciela razem z eskortą i wyruszyli na poszukiwanie drzewa.<br> {{tab}}Wrócili dopiero wieczorem, ale razem z nauczycielem. Sierżant podchodzi do mnie znowuż, i pyta:,,Na czym mam powiesić tego draba?“ Zwymyślałem go, bo przecież rozkaz był wyraźny, że na najbliższym drzewie. Odpowiedział więc, że rano spróbuje rozkaz wykonać, a rano przychodzi do mnie blady i powiada, że nauczyciel znikł. Wydało mi się to tak śmieszne, że przebaczyłem wszystkim wartownikom i jeszcze powiedziałem dowcip, że najwidoczniej sam poszedł szukać drzewa na powieszenie dla siebie. Widzisz więc, moja droga, że się tu wcale nie nudzimy. Powiedz naszemu małemu Wilu — siowi, że tatuś go całuje i że pośle mu żywego Moskala, na którym Wiluś będzie mógł jeździć jak na koniku. I jeszcze, droga moja, wspominam o pewnym śmiesznym wypadku. Onegdaj wieszaliśmy jakiegoś Żyda za szpiegostwo. Wlazł nam Żydzisko w drogę, chociaż nie miał tam nic do czynienia, i tłumaczył się, że handluje papierosami. Wisiał już, ale tylko parę sekund, bo powróz się urwał, a mój Żyd upadł na ziemię, natychmiast oprzytomniał i powiada: — Panie generale, ja idę do domu, bo podług prawa nie mogę być wieszany dwa razy za to samo. Raz zostałem powieszony, to dość. — Uśmiałem się niezgorzej, a Żyda puściliśmy. U nas tu, kochanie moje, bardzo wesoło../<br> {{tab}}Gdy generał Fink został dowódcą garnizonu twierdzy w Przemyślu, nie miał już tyle sposobności do urządzania dla siebie takich zabaw i dlatego skwapliwie zabrał się do sprawy Szwejka.<br> {{tab}}Przed tym tygrysem stał więc Szwejk. Pan generał siedział przy długim stole, wypalał papierosa za papierosem, kazał tłumaczyć na niemiecki odpowiedzi Szwejka i z zadowoleniem kiwał głową.<br> {{tab}}Major zaproponował, aby wysłać telegraficzne zapytanie do brygady dla ustalenia, gdzie znajduje się obecnie 11 marsz<br> {{tab}}28<br> {{tab}} <br> {{tab}}kompania 91 pułku, do której oskarżony według własnych zeznań należy.<br> {{tab}}Generał oparł się temu i oświadczył, że tym niepotrzebnie odwleka się wyrok sądu polowego i jego wykonanie. Nie ma to sensu. Przecież oskarżony sam się przyznał, że przebrał się w uniform rosyjski, a następnie ma się przecie bardzo ważne świadectwo, iż oskarżony przyznał się, że był w Kijowie. Proponuje więc udać się na naradę, aby mógł być wydany wyrok i natychmiast’ wykonany.<br> {{tab}}Ale major uparł się przy swoim, że należy ustalić tożsamość oskarżonego, ponieważ cała ta sprawa jest pod względem politycznym ogromnie ważna. Przez ustalenie jego tożsamości można będzie wykryć, z kim oskarżony miał do czynienia, a także będzie można poznać jego współwinnych.<br> {{tab}}Major był romantycznym marzycielem. Mówił jeszcze i o tym, że trzeba szukać jakichś nici, że nie dość jest człowieka skazać. Skazanie musi być rezultatem ścisłego badania, zawierającego w sobie nici, które to nici... Nie umiał za tymi nićmi dotrzeć do kłębka, ale wszyscy go doskonale rozumieli i kiwali głowami. Nawet panu generałowi tak dalece podobały się te nici, że w duchu widział je takimi grubymi jak powrozy, na których można będzie wieszać nowe ofiary. Dlatego wcale już nie protestował i zgodził się, aby w brygadzie było ustalone, czy Szwejk naprawdę należy do 91 pułku, kiedy mniej więcej mógł był przejść do Rosjan i podczas jakich operacyj 11 marszkompanii.<br> {{tab}}W ciągu całej tej dyskusji Szwejk strzeżony był na korytarzu przez dwa bagnety, po czym znowuż stawiono go przed sądem, aby dał odpowiedź, do którego pułku właściwie należy. Wreszcie przeprowadzono go do więzienia garnizonowego.<br> {{tab}}Gdy generał Fink po nieudałym sądzie polowym powrócił do domu, położył się na kanapie i zaczął się zastanawiać, w jaki by sposób przyśpieszyć procedurę sądową.<br> {{tab}}29<br> {{tab}} <br> {{tab}}Był mocno przekonany, że odpowiedź nadejdzie niebawem, ale pomimo to sąd nie odbędzie się z tą piorunującą szybkością, jaką wszystkie jego sądy się wyróżniały. A potem trzeba jeszcze zostawić trochę czasu duchownemu dla udzielenia pociechy religijnej skazańcowi i wykonanie wyroku odwlecze się niepotrzebnie o jakie dwie godziny.<br> {{tab}}— Zresztą to wszystko jedno — pomyślał generał Fink — pociechy religijnej możemy udzielić mu z góry, zanim jeszcze przyjdzie odpowiedź z brygady. Wisieć będzie tak, czy owak.<br> {{tab}}Generał Fink kazał wezwać do siebie kapelana polowego Martineca.<br> {{tab}}Był to nieszczęsny katecheta i wikary z jakiejś zapadłej mieściny morawskiej. Miał takiego niegodziwego proboszcza, że wolał pójść do wojska. Był to człowiek szczerze religijny, który z żalem w sercu wspominał o swoim proboszczu, zdaniem jego powoli, ale stale zbliżającym się ku wiekuistemu potępieniu. Przypominał sobie, że jego proboszcz śliwowicę żłopał jak tęcza i że razu pewnego usiłował wepchnąć mu do łóżka jakąś włóczącą się Cygankę, którą spotkał na drodze, gdy nocą wracał do domu z winiarni.<br> {{tab}}— Jasiu, Jasiu, taka pulchna dziewczynka, to uciecha nad uciechami!<br> {{tab}}Nadzieje jego się nie spełniły. Przerzucali go z garnizonu do garnizonu, gdzie w ogóle nie miał nic do czynienia, chyba że co jakie dwa tygodnie wygłaszał kazanie dla żołnierzy, a sam ćwiczył się, aby mógł stawiać czoło pokusom wychodzącym z kasyna oficerskiego, gdzie gadano o takich sprawach, że pulchniutka dziewczyna proboszcza była po prostu niewinną modlitwą do anioła stróża.<br> {{tab}}Zazwyczaj wzywany był do generała Finka w czasach wielkich operacyj bojowych, gdy miano obchodzić jedno z wielkich zwycięstw armii austriackiej. W takich razach generał Fink organizował uroczyste msze polowe z takim samym zamiłowaniem, z jakim przystępował do sądów polowych.<br> {{tab}}30<br> {{tab}} <br> {{tab}}Ów niegodziwiec Fink był takim zacietrzewionym patriotą austriackim, że nie chciał się modlić o zwycięstwo dla wojsk niemieckich lub tureckich, ale trwał przy swoich austriackich wyłącznie. Gdy odnosili zwycięstwo Niemcy bijąc Francuzów lub Anglików, to mój generał ani słowem wspomnieć o tym nie pozwalał.<br> {{tab}}Natomiast najpodrzędniejsza potyczka austriacka, jakieś spotkanie wywiadowcze z przednimi strażami rosyjskimi, które sztab korpusu rozdymał do rozmiarów wielkiej zwycięskiej bitwy, stawało się dla generała Finka bodźcem do organizowania nabożeństw uroczystych, tak że nieszczęśliwemu kapelanowi wydawało się niekiedy, iż generał Fink jest zarazem najwyższą głową kościoła katolickiego w Przemyślu.<br> {{tab}}Generał Fink decydował także o tym, jaki program ma mieć taka uroczystość, i najchętniej byłby chciał mieć stale coś w rodzaju Bożego Ciała z oktawą.<br> {{tab}}Miał też i to w zwyczaju, że gdy już było po mszy potowej, przybywał konno na pole ćwiczeń, pędził jak szalony i wołał po trzykroć:<br> {{tab}}— Hurra! Hurra! Hurra!<br> {{tab}}Kapelan połowy Martinec, dusza pobożna i sprawiedliwa, jeden z tych niewielu ludzi, którzy jeszcze wierzyli w Pana Boga, nie lubił chodzić do generała Finka.<br> {{tab}}Po każdej z instrukcyj, jakie otrzymywał od generała, powtarzało się jedno: generał kazał podać jakiej ostrej wódki, a następnie opowiadał mu najnowsze anegdoty, czerpane z idiotycznych książeczek, wydawanych dla wojska przez JLU s t i g e Blatte r“.<br> {{tab}}Miał całą bibliotekę takich książeczek o idiotycznie pretensjonalnych nazwach jak na przykład: „Humor w tornistrze dla oczu i uszu“, „Anegdoty o Hindenburgu“, „Hindenburg w zwierciadle humoru“, „Drugi tornister, naładowany humorem przez Feliksa Schlempera“, „Z naszej armaty gulaszowej“, „Soczyste dykteryjki okopowe“, albo też takie błazeń<br> {{tab}}31<br> {{tab}} <br> {{tab}}stwa: „Pod dwugłowym orłem“, „Sznycel wiedeński z c. k. kuchni polowej odgrzany przez Artura Lokescha“. Czasem generał śpiewał mu wesołe piosenki ze zbiorków wojskowych „Wir müssen siegen“, przy czym dolewał bezustannie czegoś ostrego i zmuszał polowego kapelana Martineca, aby pił i śpiewał razem z nim. Potem wygadywał rzeczy wstrętne, przy których biedny feldkurat z żałością wspominał o swoim proboszczu, chociaż ten w niczym nie ustępował generałowi, o ile chodziło o słowa krzepkie.<br> {{tab}}Feldkurat Martinec spostrzegał ze zgrozą, że im częściej chodzi do generała Finka, tym bardziej upada pod względem moralnym.<br> {{tab}}Nieszczęśnik zaczynał znajdować upodobanie w likierach, jakie pijał u generała, a nawet gadanie generalskie zaczynało mu się powoli podobać. Jednocześnie zaczynały go prześladować lubieżne obrazy, dla jarzębinówki i dla butelek omszonych starego wina zapominał o Bogu, a między wierszami brewiarza tańczyły mu przed oczami dziewczyny z opowieści generała. Dawny wstręt do odwiedzin u generała znikał coraz bardziej.<br> {{tab}}Pan generał polubił feldkurata Martineca, który zrazu wydawał się czymś w rodzaju Ignacego z Loyoli, ale powoli przystosował się do generalskiego otoczenia.<br> {{tab}}Pewnego razu generał zaprosił do siebie dwie siostrzyczki ze szpitala polowego, które to siostrzyczki nawet niewiele miały w tym szpitalu do czynienia i były do niego tylko przypisane dla pozorów i poborów, które uzupełniały intratniejszą prostytucją, jak to bywało zwyczajem w owych ciężkich czasach. Generał kazał wezwać także feldkurata Martineca, który upadł był już tak nisko w sidła diabelskie, że w ciągu półgodziny upieścił obie czcigodne damy, oddając się grzechowi z wielkim zapałem i upodobaniem. Potem przez dłuższy czas wyrzucał sobie swoje grzeszne postępki, których nie zdołał, oczywiście, naprawić tym, że tejże samej nocy, wracając<br> {{tab}}32<br> {{tab}} <br> {{tab}}od generała, ukląkł przez pomyłkę przed pomnikiem budowniczego i starosty miasta, pana Grabowskiego, który dla Przemyśla położył wielkie zasługi w latach osiemdziesiątych.<br> {{tab}}Noc była cicha i tylko odgłosy kroków nocnych patroli wojskowych mieszały się z jego słowami, gdy się modlił:<br> {{tab}}— Nie wchodź w sąd ze służebnikiem swoim, albowiem żaden człowiek nie będzie usprawiedliwiony przed Tobą, jeśli Ty nie dasz odpuszczenia wszystkich grzechów jego. Niechaj tedy nie będzie ciężkim dla mnie sąd Twój. Pomocy Twojej żądam i oddaję się w ręce Twoje, o Panie!<br> {{tab}}Od owego czasu kilkakrotnie ponawiał próbę zrzeczenia się wszystkich rozkoszy ziemskich i kiedykolwiek wzywany był do generała Finka, wykręcał się na różny sposób, a to że na żołądek chory, a to to, a to owo, uważając te kłamstwa za konieczne, aby dusza jego nie zakosztowała mąk piekielnych. Ale jednocześnie rozumiał, że dyscyplina wojskowa wymaga, aby feldkurat słuchał, i że gdy mu generał powie: „Chlaj, kolego“! — to ten kolega winien koniecznie chlać, choćby przez sam szacunek dla swoich przełożonych.<br> {{tab}}Oczywiście, że wykręty nigdy mu się nie udawały, osobliwie wtedy, gdy generał po uroczystych nabożeństwach polowych urządzał jeszcze uroczystsze obżarstwo z pijaństwami na rachunek kasy garnizonowej, gdzie następnie buchalteria maskowała te pozycje na sposób wszelaki, żeby szydło nie wylazło z worka. Zaś biedny feldkurat w takich razach wyobrażał sobie, że moralnie pogrzebany jest przed twarzą Pańską i ze strachu drżącym uczyniony był.<br> {{tab}}Chodził potem jak otumaniony, a że nie tracił wiary w Boga, pomimo chaosu w jakim żył teraz stale, zaczął z całą powagą rozmyśliwać o tym, czy nie byłoby dobrze poddawać się codziennie regularnemu biczowaniu.<br> {{tab}}W takim nastroju udał się do generała, gdy ten wezwał go do siebie.<br> {{tab}}Szwejk 3IV<br> {{tab}}33<br> {{tab}} <br> {{tab}}Generał Fink wyszedł mu na spotkanie promieniejący i rozradowany.<br> {{tab}}— Słyszał pan już, panie feldkuracie — wołał z daleka. — Mam nowy sąd połowy! Będziemy tu wieszali jednego ziomka pańskiego.<br> {{tab}}Przy słowie „ziomka“ feldkurat Martinec spojrzał na generała okiem pełnym żałości i wyrzutu. Już kilka razy tłumaczył generałowi, że nie jest Czechem, i powtarzał mu przy każdej sposobności, że do ich parafii należą dwie gminy, czeska i niemiecka, że więc musi miewać kazania niemieckie jednej niedzieli, a czeskie drugiej niedzieli, a ponieważ w gminie czeskiej nie ma szkoły czeskiej, lecz jest tylko niemiecka, przeto on w obu szkołach musi nauczać religii w języku niemieckim, z czego wynika, że nie jest Czechem, lecz Niemcem. Ten wywód logiczny pobudził pewnego majora, siadującego przy stole generalskim, do uwagi, że ten feldkurat z Moraw jest właściwie dziewczyną do wszystkiego.<br> {{tab}}— Pardon — rzekł generał — zapomniałem. To nie pański ziomek. To Czech, dezerter, który nas zdradził i poszedł na służbę do Rosjan. Będzie wisiał. Tymczasem wszakże dla formy ustalamy jego tożsamość, ale to nic nie szkodzi, bo wisieć będzie natychmiast, jak tylko nadejdzie odpowiedź telegraficzna.<br> {{tab}}Usadowił feldkurata na kanapie obok siebie i mówił dalej wesoło:<br> {{tab}}— U mnie jak jest sąd połowy, to wszystko musi być po polowemu żwawe. Taka jest moja zasada. Kiedym był jeszcze za Lwowem, na początku wojny, osiągnąłem taki rekord, że draba powiesiliśmy w trzy minuty po wyroku. Oczywiście, był to Żyd, ale i Rusina też powiesiłem w pięć minut po odbytej naradzie.<br> {{tab}}Generał śmiał się bardzo wesoło i poczciwie.<br> {{tab}}— Tak się szczęśliwie złożyło, że ani jeden, ani drugi nie potrzebowali pociech religijnych, bo Żyd był rabinem a Rusin<br> {{tab}}34<br> {{tab}} <br> {{tab}}popem. Była to okoliczność wyjątkowa, ale dzisiaj wieszać będziemy katolika, więc wpadłem na kapitalny pomysł, żeby potem nie było niepotrzebnej zwłoki. Otóż chodzi o to, żeby mu pan, panie feldkuracie, udzielił teraz pociechy religijnej, a potem wszystko pójdzie już jak z płatka.<br> {{tab}}Generał zadzwonił i rozkazał służącemu:<br> {{tab}}— Przynieś dwie z tej wczorajszej baterii.<br> {{tab}}Po chwili, napełniając kieliszek feldkurata, mówił generał:<br> {{tab}}— Niech pan się pocieszy przed udzielaniem pociechy religijnej...<br> {{tab}}Zza zakratowanego okna aresztu, w którym siedział Szwejk, odzywał się w tym samym czasie straszliwy jego śpiew: Żołnierze są wielkie pany, Kochają ich piękne damy, Żaden nie wie, co to trud, A pieniędzy mają w bród... Tra rara! Ein, zwei 3*IV<br> {{tab}} <br> {{tab}}II<br> {{tab}}Pociecha religijna.<br> {{tab}}Feldkurat Martinec nie wszedł do Szwejka, ale dosłownie wpłynął do niego niby baletnica na scenie. Tęsknoty niebiańskie i butelka dobrego Gumpoldskirchen uczyniły go w tej wzruszającej chwili lekkim jak piórko. Zdawało mu się, że w tym uroczystym i wzniosłym momencie przybliża się ku Bogu, podczas gdy faktycznie przybliżał się do Szwejka.<br> {{tab}}Zamknęli za nim drzwi i pozostawili obu sam na sam, a feldkurat z miną uroczystą i natchnioną rzekł do Szwejka siedzącego na pryczy:<br> {{tab}}— Drogi synu, jestem feldkurat Martinec.<br> {{tab}}Przemówienie to wydało mu się po wędrówce w te strony najodpowiedniejszym i po ojcowsku tkliwym.<br> {{tab}}Szwejk wstał z pryczy, kordialnie uścisnął dłoń feldkurata i rzekł:<br> {{tab}}— Bardzo mi miło. Ja jestem Szwejk, ordynans 11 marsz — kompanii 91 pułku. Niedawno kadrę naszą przeniesiono do Brucku nad Litawą, więc niech pan feldkurt siada obok mnie i powie mi, za co pana tu wsadzili. Ma pan przecie rangę oficera, więc należy się panu areszt oficerski przy garnizonie, a nie tutaj, bo na tej pryczy aż się roi od wszów. Czasem oczywiście zdarza się, że nie wiadomo do jakiego aresztu<br> {{tab}}36<br> {{tab}} <br> {{tab}}kto należy, ale to tylko.wtedy, gdy się coś pomiesza w kancelarii lub gdzie indziej. Pewnego razu, panie feldkuracie, siedziałem w areszcie w Budziejowicach i przyprowadzili do mnie jakiegoś zastępcę kadeta. Tacy zastępcy kadetów, to tak jak feldkuraci, ani prosię, ani mysz: na żołnierzy ryczał taki niby oficer, a jak się co stało, to go pakowali do paki jak prostego żołnierza. Były to, panie feldkurat, takie bękarty, że ich nie przyjmowano na utrzymanie do kuchni podoficerskiej, a do kuchni dla szeregowców nie mieli prawa, bo stali od szeregowców wyżej, a do pełnej oficerskiej kuchni, było im daleko. Mieliśmy takich kadeckich zastępców pięcioro i zrazu obżerali się wszyscy samymi suchymi gomółkami w kantynie, ponieważ nigdzie im jeść nie dawali, aż zabrał się do nich razu pewnego oberlejtnant Wurm i zakazał im chodzić do kantyny dla prostych szeregowców, bo — powiada — uchybia to honorowi zastępców kadetów. Ale cóż oni mieli robić, kiedy do kantyny oficerskiej ich nie puszczano? Byli jakby zawieszeni w powietrzu i w ciągu niewielu dni przeszli przez istny czyściec udręk, aż jeden z nich wskoczył do rzeki Malszy, a drugi zbiegł nie wiadomo dokąd i po dwóch miesiącach pisał do pułku, że jest w Maroku ministrem wojny. Było ich czterech, bo tego co się topił w Malszy wyłowili żywcem. W chwili, gdy się topił, był bardzo wzburzony i zapomniał zupełnie, że umie pływać i że zdał egzamin na dyplom ze sztuki pływania. Odstawili go do szpitala, ale i tam nie wiedzieli, co z nim zrobić, czy go mają przykryć kołdrą oficerską, czy też zwyczajną derką żołnierską. Znaleźli wreszcie wyjście z tej trudnej sytuacji i nie dali mu żadnej kołdry w ogóle, ale zawinęli go w mokre prześcieradło, tak że po upływie pół godziny biedak prosił, żeby go puścili z powrotem do domu. I to był właśnie ten, którego zamknęli w pace razem ze mną, a był cały mokry. Siedział ze mną chyba cztery dni i dobrze mu było, ponieważ dostawał tam regularne pożywienie, wprawdzie aresztanckie, ale stałe<br> {{tab}}37<br> {{tab}} <br> {{tab}}i pewne. Na piąty dzień przyszli go zabrać, a po półgodzinie wrócił do mnie po zapomnianą czapkę i płakał z radości. Rzekł do mnie wtedy: — Nareszcie przyszło rozporządzenie dotyczące nas. Od dzisiaj my, zastępcy kadetów, będziemy zamykani w areszcie na odwachu między oficerami, na pożywienie możemy sobie dopłacać w kuchni oficerskiej, jeść będziemy dostawali po wyjściu oficerów, sypiać będziemy z szeregowcami, kawę będziemy dostawali także z kuchni szeregowców i tytoń będziemy fasowali z prostymi żołnierzami.<br> {{tab}}Dopiero teraz feldkurat Martinec opamiętał się tak dalece, że przerwał wywody Szwejka zdaniem, które treścią swoją nie należało bynajmniej do rozmowy poprzedniej.<br> {{tab}}— Tak jest, kochany synu! Są takie sprawy między niebem a ziemią, nad którymi należy zastanawiać się z miłością w sercu i z ufnością w nieskończone miłosierdzie Boże. Przybywam, drogi synu, aby ci udzielić pociechy religijnej.<br> {{tab}}Zamilkł, bo wszystko, co powiedział, wydawało mu się nieodpowiednim. Idąc do Szwejka układał sobie treść i formę przemówienia, którym miał nieszczęśliwca doprowadzić do rozmyślania nad sobą i do wiary w odpuszczenie grzechów w niebie, gdy kajać się będzie i okaże skruchę prawdziwą.<br> {{tab}}Teraz zastanawiał się, co by tak powiedzieć jeszcze, ale Szwejk przerwał jego rozmyślania pytaniem, czy nie ma papierosa.<br> {{tab}}Feldkurat Martinec dotychczas nie nauczył się palić i to było niejako ostatnim szczątkiem utraconej niewinności. Czasem u generała Finka, gdy miewał już trochę w czubie, próbował palić cygara, ale zaraz zrobiło mu się źle, tak iż miał wrażenie, że anioł stróż przestrzega go łaskotaniem w gardle.<br> {{tab}}— Nie palę, kochany synu — odpowiedział Szwejkowi z niezwykłym dostojeństwem.<br> {{tab}}— To dość dziwne — rzekł Szwejk. — Znałem wielu feldkuratów, a każdy z nich kurzył jak nie przymierzając go<br> {{tab}}38<br> {{tab}} <br> {{tab}}rzelnia na Zlichowie. Feldkurata w ogóle nie umiem wyobrazić sobie niepalącego. Jednego tylko znałem takiego, co nie palił, ale za to żuł on tytoń tak zaciekle, że podczas kazania popluł całą kazalnicę. A skąd też pan pochodzi, panie feldkurat?<br> {{tab}}— Z okolic Nowego Jiczyna — głosem zgnębionym odezwał się c. k. wielebny Martinec.<br> {{tab}}— To może pan feldkurat znał niejaką Rużenę Gauder — sównę, która zaprzeszłego roku pracowała w pewnej winiarni przy ulicy Płatnerskiej w Pradze i, niech sobie pan feldkurat wyobrazi, zaskarżyła kiedyś osiemnastu chłopa do sądu o alimenty, ponieważ porodziła bliźniaczki. Jedno z tych bliźniąt miało jedno oko niebieskie a drugie czarne, więc ona wywnioskowała z tego, że odpowiedzialność za to spoczywa na czterech panach z podobnymi oczami, jako że ci panowie do owej winiarni chodzili na wino i coś tam z nią mieli. Drugie z bliźniąt miało chromą nóżkę tak samo jak pewien radca magistratu, który także chodził do tej winiarni, i miało to dziecko sześć palców u jednej ręki jak pewien poseł, który bywał codziennym gościem owego lokaliku. A teraz niech pan feldkurat sobie wyobrazi, że takich gości chodziło do owej instytucji osiemnastu, a te bliźnięta odziedziczyły po każdym z nich jakieś znamiączko, bo odwiedzała tych panów w mieszkaniu albo chodziła z nimi do hotelów. Wreszcie sąd zawyrokował, że w takim ścisku i tłoku ojciec jest nieznany, a ona zwaliła wszystko na właściciela winiarni, u którego pracowała, ale on dowiódł, że już od lat dwudziestu jest impotentem skutkiem operacji, której musiał się poddać z powodu ostrego zapalenia. Więc tę pannę wyprawiono potem ciupasem do nas do Nowego Jiczyna. Z tego wynika, że kto żąda za wiele, dostanie figę. Powinna była trzymać się jednego, a nie wygadywać przed sądem, że jedno bliźniątko pochodzi od pana posła, a drugie od pana radcy magistratu, czy też od kogo innego. Każdą taką sprawę można sobie bardzo łatwo wyliczyć.<br> {{tab}}39<br> {{tab}} <br> {{tab}}Tego a tego dnia byłam z nim w hotelu i tego a tego dnia urodziło mi się dziecko. Oczywiście, panie feldkurat, jeśli rozwiązanie jest normalne. W takich speluneczkach zawsze się znajdzie uczynny dozorca albo pokojówka, aby za pięć koron można było otrzymać świadectwo sądowe, że tej a tej nocy niewiasta była rzeczywiście w towarzystwie tego pana i że, gdy schodzili na dół po schodach, ona rzekła do niego: — A jeśli z tego coś będzie? — a on odpowiedział: — Nie bój się, makagigo, o dziecko będę miał staranie.<br> {{tab}}Feldkurat zadumał się i cała pociecha religijna wydała mu się raptem niesłychanie ciężka, chociaż miał ją w głowie z najdrobniejszymi szczegółami i wiedział, co i jak trzeba mówić o najwyższym miłosierdziu w dniu sądu ostatecznego, gdy powstaną z martwych wszyscy przestępcy wojenni ze stryczkami na szyjach, bo chociaż dopuścili się zbrodni, to jednak kajali się i dostąpili miłosierdzia tak samo, jak ów łotr z Nowego Testamentu.<br> {{tab}}Miał przygotowaną jedną z najpiękniejszych pociech religijnych i podzielił ją sobie na trzy części. Najprzód chciał porozmawiać o tym, że śmierć na szubienicy jest bardzo lekka, gdy człowiek pojednany jest z Bogiem. Prawo wojskowe karze przestępcę za jego zdradę, jakiej dopuścił się na najjaśniejszym panu, który jest ojcem swoich żołnierzy, a więc na każde najdrobniejsze wykroczenie ich należy spoglądać jako na ojcobójstwo i pohańbienie ojca. Następnie pragnął rozwinąć swoją teorię, że najjaśniejszy pan jest władcą z Bożej łaski, że ustanowiony jest przez Boga dla kierowania sprawami świeckimi, jak z drugiej strony papież ustanowiony jest, aby kierował sprawami duchownymi. Zdrada, popełniona na najjaśniejszym panu, jest zdradą popełnioną wobec samego Boga. Zbrodniarza wojennego oczekuje więc, prócz stryczka, także kara zagrobowa, czyli wiekuiste potępienie. Ale podczas gdy sprawiedliwość ziemska przez wzgląd na dyscyplinę wyroku zmieniać nie może i musi powiesić zbrodniarza, nie<br> {{tab}}40<br> {{tab}} <br> {{tab}}wszystko jeszcze jest stracone, o ile chodzi o karę drugą, za — grobową. Można się od niej wymigać wybornym posunięciem, a mianowicie pokutą.<br> {{tab}}Feldkurat wyobrażał sobie w tym miejscu scenę ogromnie wzruszającą, która i jemu samemu przyda się w niebie do wymazania wszystkich przewinień i grzechów, jakich dopuścił się z biegiem czasu w mieszkaniu generała Finka w Przemyślu.<br> {{tab}}Wyobrażał sobie, jak w ostatecznym wywodzie ryknie na skazańca:<br> {{tab}}— Żałuj za grzechy, synu! Powtarzaj za mną, synu!<br> {{tab}}I dalej wyobrażał sobie, jak w tej zawszonej, śmierdzącej celi odzywać się będą słowa modlitwy.<br> {{tab}}— Boże, który zawsze się zmiłowujesz i odpuszczasz grzechy, z głębi serca proszę Ciebie o przebaczenie dla duszy tego żołnierza, której rozkazałeś odejść z tego świata na zasadzie wyroku wojennego sądu polowego w Przemyślu. Daj temu żołnierzowi, aby nie zakosztował mąk piekielnych, lecz by zażywał radości wiekuistych.<br> {{tab}}— Z przeproszeniem, panie feldkurat, siedzi pan już dobre pięć minut jak zarżnięty i zdaje się, że nie pan ochoty do gadania. Zaraz widać po panu, że siedzi pan w pace po raz pierwszy.<br> {{tab}}— Ja tu przybyłem — rzekł z wielką powagą feldkurat — gwoli pociechy religijnej.<br> {{tab}}— Osobliwa rzecz, że pan feldkurat ciągle coś wygaduje o pociesze religijnej. Ja, panie feldkuracie, nie czuję się tak dalece na siłach, żebym mógł panu udzielić jakiej takiej pociechy. Ale niech pan się sam pocieszy: pan nie jest pierwszym i ostatnim feldkuratem, jaki dostał się za kratki. Zresztą, aby rzec prawdę, panie feldkurat, ja nie mam żadnego daru słowa, żebym mógł komukolwiek udzielać pociechy w jego ciężkim położeniu. Spróbowałem tego pewnego razu, ale nie udało mi się. Niech pan się trochę przysunie, to panu opo<br> {{tab}}41<br> {{tab}} <br> {{tab}}wiem. Kiedy mieszkałem przy ulicy Opatowickiej, to miałem kolegę, Faustyna, odźwiernego w hotelu. Był to człowiek bardzo zacny, sprawiedliwy i można rzec, uczynny. Znał wszystkie dziewczęta z ulicy i można było na nim polegać nawet w ciemnościach nocnych godzin. Wystarczyło rzec: — Panie Faustynie, potrzebna mi jest panienka — a on natychmiast jak najsumienniej wypytał, o co chodzi: blondynka, brunetka, mała, duża, smukła, otyła, Niemka, Czeszka, Żydówka, panna, rozwódka, mężatka, inteligentna, głupia?<br> {{tab}}Szwejk przytulił się poufale do feldkurata i obejmując go ramieniem, mówił dalej:<br> {{tab}}— Dajmy na to, że pan feldkurat powiedziałby: — Proszę 0 blondynkę biedrzatą, wdowę, bez inteligencji — a po upływie minut dziesięciu miałby ją pan w łóżku razem z metryczką.<br> {{tab}}Feldkuratowi zaczynało być ciepło, ale Szwejk mówił dalej, tuląc go do siebie jak matka rodzona:<br> {{tab}}— Rzadko trafił się człowiek tak dbający o uczciwość 1 moralność, jak wyżej wymieniony Faustyn. Od tych kobiet, które stręczył i dostarczał panom w pokojach, nie przyjął ani grosza, a jeśli czasem która z nich zapomniała się i chciała mu podsunąć napiwek, to bywał bardzo oburzony i zaczynał krzyczeć: — Ty, Świnio jedna, która handlujesz ciałem swoim i dopuszczasz się grzechu śmiertelnego, nie wyobrażaj sobie, że lecę na twoich parę groszy! Ja nie jestem stręczycielem, ty dziewko bezwstydna! Ja wszystko robię tylko przez współczucie dla ciebie, skoro już upadłaś tak nisko, żebyś nie mu — siała hańbą swoją świecić ludziom w oczy i żeby cię w nocy nie zaaresztował patrol i musiałabyś potem siedzieć trzy dni w komisariacie! Przynajmniej odbywa się wszystko w sekrecie i nikt nie potrzebuje wiedzieć, że się puściłaś na lekki chleb! — On sobie tę moralność wynagradzał na gościach, bo od tych kobiet nie chciał brać wynagrodzenia, niby jaki pastuch. Miał swoją taksę: za niebieskie oczy liczył dziesiątkę,<br> {{tab}}42<br> {{tab}} <br> {{tab}}za czarne piętnaście grajcarów, a on wyliczał wszystko szczegółowo, jak się to robi na każdym rachunku, i przedstawiał gościowi. Ceny jego były bardzo przystępne. Za kobietę bez inteligencji przypisywał sobie dodatek dziesięciu grajcarów, ponieważ był przekonany, że takie nieuczone stworzenie ucieszy gościa daleko lepiej niż wykształcona dama. Pewnego razu ku wieczorowi przyszedł do mnie pan Faustyn na ulicę Opatowicką, ogromnie wzburzony i nieswój, jakby go akurat byli wyciągnęli spod ramy ochronnej tramwaju elektrycznego i jakby mu przy tej sposobności ktoś był ukradł zegarek. Zrazu nic nie mówił, ale wyjął z kieszeni butelkę araku, napił się, podał i mnie i mówi: — Pij! — Nie mówiliśmy nic i piliśmy po kolei. Dopiero gdy butelka była pusta, odezwał się nagle: — Kolego bądź taki dobry i wyświadcz mi grzeczność. Otwórz okno od ulicy, ja siądę na parapecie, ty złapiesz mnie za nogi i zrzucisz mnie z trzeciego piętra na dół. Ja od życia nie chcę już niczego, pozostała mi już tylko ta ostatnia pociecha, że mam zacnego towarzysza, który mnie zgładzi z tego świata. Ja już dalej żyć nie chcę, bo mnie, człowieka uczciwego, oskarżono o stręczycielstwo, jak jakiego pierwszego lepszego gałgana. Nasz hotel jest przecie pierwszorzędny, wszystkie trzy pokojówki i moja żona mają książki w porządku i nie są winne panu doktorowi ani grosza. Jeśli masz dla mnie choć troszkę przyjaźni, zrzuć mnie z trzeciego piętra, udziel mi tej ostatniej pociechy. — Rzekłem mu, żeby więc wygodnie usiadł na parapecie okna, i zrzuciłem go na ulicę. Ale niech się pan feldkurat nic nie boi.<br> {{tab}}Szwejk wlazł na pryczę, przy czym pociągnął za sobą feldkurata:<br> {{tab}}— Niech pan patrzy, panie feldkurat, tak go złapałem i bęc! Spuściłem go na dół całkiem gładko.<br> {{tab}}Szwejk podniósł feldkurata, zsunął go na podłogę i podczas gdy wystarszony Martinec powstawał, Szwejk mówił obrazowo dalej:<br> {{tab}}43<br> {{tab}} <br> {{tab}}— No, widzi pan feldkurat, że nie stało się panu nic złego, a temu panu Faustynowi też się nic nie stało, bo okno mojego mieszkania było niewiele wyżej od ziemi niż ta prycza. Muszę dodać, że ten pan Faustyn był wstawiony jak się należy i zapomniał, że mieszkam przy ulicy Opatowickiej na bardzo niskim parterze, a nie na trzecim piętrze, jak przed rokiem, kiedym jeszcze mieszkał przy ulicy Krzemencowej, a on bywał u mnie częstym gościem.<br> {{tab}}Feldkurat spojrzał wzwyż ku Szwejkowi, który stojąc na pryczy opowiadał, wymachując rękoma. Biedny Martinec nie wiedział, co zrobić z wariatem, i jąkał wystraszony:<br> {{tab}}— Tak, tak, synu kochany, było to niewiele wyżej od ziemi...<br> {{tab}}Mówiąc to, wycofywał się powoli ku drzwiom, w które zaczął raptem walić tak mocno, a przy tym wrzeszczeć, że otworzono mu natychmiast.<br> {{tab}}Przez zakratowane okienko Szwejk widział, że feldkurat ucieka jak postrzelony w towarzystwie wartownika i gestykuluje żywo, opowiadając o swojej przygodzie.<br> {{tab}}— Teraz zaprowadzą go chyba do lazaretu — pomyślał Szwejk, zeskoczył z pryczy i maszerując po celi krokiem wojskowym, przyśpiewywał sobie:<br> {{tab}}Dałaś mi pierścionek, dała, Ale go nosić nie będę. Zrobię ja z niego kulę, A na wiwat ją wystrzelę, Na wiwat, psiamać, wystrzelę!<br> {{tab}}Po paru minutach felkurata meldowano u generała Finka.<br> {{tab}}Znowuż było u generała bardzo wesoło, a w licznym towarzystwie wybitną rolę odgrywały dwie uczynne damy, wina i likiery.<br> {{tab}}Śród oficerów goszczących u generała znajdował się cały komplet porannego sądu polowego, prócz owego piechura, który podczas posiedzenia zapalał sędziom papierosy.<br> {{tab}}44<br> {{tab}} <br> {{tab}}Feldkurat wpłynął w to wesołe zebranie niby jakiś upiór z bajki. Był blady, wzburzony i pełen takiego dostojeństwa, jak człowiek, który jest świadom, że spoliczkowany został całkiem niewinnie.<br> {{tab}}Generał Fink, który w ostatnich czasach spoufalał się z feldkuratem coraz bardziej, pociągnął go ku sobie na kanapę i głosem przepitym pytał:<br> {{tab}}— Co tobie, pociecho duchowna?<br> {{tab}}Jedna z wesołych dam rzuciła w feldkurata papierosem.<br> {{tab}}— Pij pociecho religijna — rzekł jeszcze generał Fink, podając feldkuratowi zielony kielich z krzepiącym napojem. Ponieważ Martinec nie zaraz zabierał się do picia, generał zaczął go poić własnoręcznie i gdyby pojony nie był pośpiesznie łykał, to generał byłby go całego pochlapał alkoholem.<br> {{tab}}Dopiero potem nastąpiło przepytywanie, jak też tam poszło z pociechą religijną. Feldkurat wstał i głosem pełnym tragizmu rzekł:<br> {{tab}}— Oszalał.<br> {{tab}}— W takim razie musiała tam być znakomita pociecha religijna — roześmiał się generał, po czym wszyscy wybuchnęli straszliwym śmiechem, a obie damy znowuż zaczęły rzucać w feldkurata papierosami.<br> {{tab}}U końca stołu siedział major, a ponieważ mocno przebrał miarkę, więc podrzemywał chwilami. Teraz zbudził się ze swej apatii, do dwóch kieliszków od wina nalał szybko jakiegoś likieru, śród krzeseł utorował sobie drogę ku feldkuratowi i oszołomionego sługę bożego zmusił wypić z nim bruderszaft. Potem wrócił na swoje miejsce poprzednie i podrzemywał dalej.<br> {{tab}}Wraz z bruderszaftem, wypitym z majorem, feldkurata omotały sidła diabelskie, a szatan spoglądał na niego jak na swego z całej baterii butelek i ze spojrzeń i uśmiechów wesołych dam, które rozłożyły nogi na stole, tak że na biedaka szczerzył zęby sam Belzebub, zaczajony w koronkach.<br> {{tab}}45<br> {{tab}} <br> {{tab}}Do ostatniej chwili nie tracił on świadomości, że chodzi tu o jego duszę i że jest męczennikiem.<br> {{tab}}Wyraził tę myśl w rozmyślaniach, wygłoszonych pod adresem dwóch służących pana generała, gdy ci nieśli go do jednego z odległych pokojów na kanapę:<br> {{tab}}— Smutny to wprawdzie, ale i wzniosły zarazem widok roztacza się przed oczami waszymi, gdy sercem czystym i skupionym wspominać zaczniecie o tych niezliczonych i wsławionych ofiarnikach, którzy dla wiary ponieśli niesłychane udręki, a powszechnie znani są pod nazwą męczenników. Na mnie widzicie, że człowiek może się czuć wyższym ponad wszelkie cierpienie, albowiem w sercu gości prawda i cnota, które są puklerzem przed najstraszliwszym cierpieniem i poręką sławnego zwycięstwa.<br> {{tab}}W tej chwili odwrócono go twarzą ku ścianie i feldkurat zasnął natychmiast.<br> {{tab}}Sen miał niespokojny.<br> {{tab}}Śniło mu się, że w dzień wykonywa czynności feldkurata, a wieczorem jest odźwiernym w hotelu, zamiast Faustyna, którego Szwejk strącił z wysokości trzeciego piętra. Ze wszystkich stron posyłano na niego skargi do generała, że zamiast blondynki przyprowadził gościowi brunetkę, zamiast rozwódki i damy z inteligencją, dostarczył wdowę bez inteligencji.<br> {{tab}}Rano zbudził się spocony jak mysz, w żołądku miał istne piekło i ciągle mu się zdawało, że jego proboszcz na Morawach jest w porównaniu z nim aniołem.<br> {{tab}} <br> {{tab}}III<br> {{tab}}Szwejk wraca do swej marszkompanii.<br> {{tab}}Ów major, który przed południem na posiedzeniu sądowym pełnił obowiązki audytora w sprawie Szwejka, był tym samym panem, który u generała Finka pił bruderszaft z feld — kuratem.<br> {{tab}}Pewne było tylko to jedno, że nikt nie wiedział, kiedy i jak major wyszedł w nocy od generała. Wszyscy znajdowali się w takim stanie, że nikt nie zauważył jego nieobecności, a generał był już tak dalece pijany, że nie wiedział, kto do niego mówi. Już ze dwie godziny majora nie było w towarzystwie, ale generał pomimo to podkręcał wąsa, uśmiechał się głupawo i wołał:<br> {{tab}}— Doskonale powiedziane, panie majorze!<br> {{tab}}Rano nie można było pana majora nigdzie znaleźć. Płaszcz jego wisiał w przedpokoju, szabla była na wieszaku, brakło tylko czapki oficerskiej. Przypuszczano, że może zasnął w którym z ustępów, i przeszukano je wszystkie, ale nigdzie go nie znaleziono. Zamiast niego odkryto na drugim piętrze pewnego śpiącego nadporucznika, należącego do towarzystwa pana generała. Spał klęcząc, pochylony nad klozetem, albowiem sen zmorzył go w chwili, gdy wymiotował.<br> {{tab}}Major przepadł jak kamień wrzucony w wodę.<br> {{tab}}47<br> {{tab}} <br> {{tab}}Ale gdyby ktoś zajrzał oknem zakratowanym do izby, w której siedział Szwejk, to byłby zobaczył, że pod rosyjskim płaszczem wojskowym śpią na pryczy dwie osoby, bo spod płaszcza wyglądały dwie pary butów.<br> {{tab}}Buty z ostrogami były własnością majora, bez ostróg — Szwejka.<br> {{tab}}Obaj leżeli przytuleni do siebie jak kocięta. Szwejk trzymał łapę nad głową majora, a major obejmował Szwejka za biodro, tuląc się do niego jak szczenię do suki.<br> {{tab}}Nie było w tym nic osobliwego. Pan major uświadomił sobie po prostu swoje obowiązki.<br> {{tab}}Zdarzyło wam się chyba nie raz, że siedzieliście z kimś i piliście przez całą noc, a tu raptem towarzysz wasz zrywa się, chwyta się za głowę i woła: — Jezus Maria, o godzinie ósmej miałem być w biurze! — Jest to tak zwany atak obowiązkowości, który zdaje się być zjawiskiem szczątkowym wyrzutów sumienia i wybucha najniespodziewaniej. Człowieka, który dostanie takiego szlachetnego ataku, nic nie zdoła odwieść od przekonania, że koniecznie musi on wynagrodzić swoje zaniedbanie urzędowe. Ofiarami takiego ataku są owe postaci bez kapeluszy, które woźni na urzędach zatrzymują po korytarzach i w swoich izdebkach służbowych układają na kanapkach, żeby się przespały.<br> {{tab}}Podobnego ataku dostał także pan majoi..<br> {{tab}}Gdy przebudził się w fotelu przy stole, przyszło mu na myśl, że natychmiast musi przesłuchać Szwejka. Ten napad obowiązkowości urzędowej wyłonił się w jego świadomości tak niespodziewanie i miał skutek tak szybki i zdecydowany, że nikt nie zwrócił uwagi, gdy się pan major oddalał.<br> {{tab}}Natomiast tym realniej poczuli obecność majora wszyscy pełniący służbę w areszcie wojskowym. Major wpadł do aresztu jak bomba.<br> {{tab}}Sierżant pełniący służbę spał przy stole, a wszyscy warto<br> {{tab}}48<br> {{tab}} <br> {{tab}}wnicy dokoła niego podrzemywali w najróżniejszych pozycjach.<br> {{tab}}Major, w czapce na bakier, narobił takiego piekła, że wszystkim od razu odechciało się ziewać, a twarze żołnierzy nabrały wyrazu takiego osobliwego grymasu, że majorowi wydawało się, iż to nie żołnierze spoglądają ku niemu, ale stado śmiejących się małp.<br> {{tab}}Walił pięścią w stół i ryczał na sierżanta:<br> {{tab}}— Wy, niedołęgo jeden! Czy nie mówiłem wam już tysiąc razy, że wasi szeregowcy to zafajdana świńska banda!? — Zwracając się do wystraszonych piechurów krzyczał: — Żołnierze! Z waszych oczu bije bałwaństwo, nawet gdy śpi — cie, a gdy was zbudzić ze snu, to macie, wy draby, takie miny, jakby każdy z was zeżarł wagon dynamitu.<br> {{tab}}Wygłosił następnie długie i wydatne kazanie o obowiązkach żołnierzy strażujących i wreszcie kazał sobie natychmiast otworzyć izbę aresztu Szwejka, bo musi poddać delikwenta przesłuchaniu.<br> {{tab}}W taki więc sposób dostał się pan major w nocy do celi Szwejka.<br> {{tab}}Przyszedł do niego w takim stanie, gdy wszystko, jak to się mówi, uleżało się w nim. Ostatnim jego wybuchem był rozkaz, aby mu oddano klucze aresztu.<br> {{tab}}Sierżant zastrzegł się przeciwko temu jakimś ostatnim rozpaczliwym przypomnieniem sobie swoich obowiązków, co na majorze wywarło wrażenie wprost ogromne i oszałamiające.<br> {{tab}}— Ach ty, zafajdana świńska bando — krzyczał na dziedzińcu — nauczyłbym ja was moresu, gdybyście mi oddali klucze!<br> {{tab}}— Posłusznie melduję — odpowiedział sierżant — że jestem obowiązany zamknąć pana majora razem z delikwentem i dla bezpieczeństwa pańskiego postawić przy drzwiach warto<br> {{tab}}Szwejk 4IV<br> {{tab}}49<br> {{tab}} <br> {{tab}}wnika. Gdy pan major tędzie chciał wyjść, raczy zapukać do drzwi.<br> {{tab}}— Ty głuptasku jeden — rzekł major — ty pawianie. wielbłądzie, myślisz, może, że ja się boję głupiego aresztanta, żebyś mi miał przystawiać straż, gdy go będę przesłuchiwał? Donnerwetter Sakrament, zamknijcie mnie w jego celi i wynoście się na zbity łeb!<br> {{tab}}W niszy nad drzwiami w okratowanej latarni lampka naftowa z przykręconym knotem kopciła i dawała zaledwie tyle światła, że major dostrzegł przebudzonego Szwejka, który cierpliwie czekał stojąc na baczność koło pryczy, co to tędzie z tej nocnej wizyty.<br> {{tab}}Szwejk przypomniał sobie, że najlepiej będzie złożyć panu majorowi raport, i z raźną służbistością zawołał:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie majorze, jeden aresztowany szeregowiec, a poza tym nic się nie stało.<br> {{tab}}Major zapomniał nagle, po co tu przyszedł, więc rzekł tylko:<br> {{tab}}— Spocznij! Gdzie masz tego aresztowanego szeregowca?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie majorze, że to ja nim jestem — dumnie odpowiedział Szwejk.<br> {{tab}}Ale major nie przyjął do wiadomości tej odpowiedzi, bo wino i likiery pana generała dokonywały w jego mózgu ostatecznej reakcji. Ziewnął tak straszliwie, że każdy cywil przy takim ziewnięciu byłby sobie wywichnął szczękę. U majora owo ziewnięcie przerzuciło się jakimś osobliwym skojarzeniem w te ośrodki mózgu, w których człowieczeństwo przechowuje dar śpiewu. Zwalił się z miłą swobodą na pryczę Szwejka i głosem, jaki wydaje poderżnięte prosię, zaczął śpiewać:<br> {{tab}}O Tannenbaum! O Tannenbaum, wie schon sind deine Biatter!<br> {{tab}}Powtórzył to kilka razy, wplątując do słów pieśni niezrozumiałe skrzeki.<br> {{tab}}50<br> {{tab}} <br> {{tab}}Następnie przewrócił się na wznak niby mały niedźwiadek, skulił się i natychmiast zaczął chrapać.<br> {{tab}}— Panie majorze — buclził go Szwejk — posłusznie meł — duję, że pana oblezą wszy.<br> {{tab}}Ale nie zdało się to na nic. Major spał jak zabity. Szwejk spojrzał na niego okiem tkliwym i rzekł:<br> {{tab}}— No to spij, ty pijanico.<br> {{tab}}Przykrył śpiącego płaszczem, a później położył się koło niego i tak ich, przytulonych do siebie, rano znaleźli.<br> {{tab}}Około godziny dziewiątej, gdy majora szukano z wielkim już zamepokojeniem, Szwejk zlazł z pryczy i uznał za wta — ściwe zbudzić swego przygodnego towarzysza. Potrząsnął nim kHka razy łbardzo energiczni^ zdjął z n.ieg° r°syjski płaszcz wojskowy i wreszcie major opamiętał się tak dalece, że usiadł na pryczy i patrząc błędnymi oczyma na Szwejka, starał się zrozumieć, co się właściwie stało.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję,, panie majorze — rzekł Szwejk — że już parę razy przychodzili tu ludzie ze straży, żeby się przekonać:, czy pan jeszcze żyje. Dlatego pozwoliłem sobie zbudzić pana w tej chwili, bo nie wiem, jak długo sypia pan zazwyczaj, i boję się, żeby pan czasem nie zaspał czego. W browarze w Uhrzyniewsi był pewien bednarz, który sypiał zawsze do godziny szóstej rano, ale gdy zaspał, choćby tylko o kwandrans, to już potem spał do samego południa i powtarzał to tak długo, aż go wyrzucono z browaru, w którym pracował. Otóż ten bednarz ze złości, że został wyrzucony z roboty, dopuścił się obrazy jednego z członków naszego domu panującego.<br> {{tab}}— T być idiota, p r a w d a? — rzekł major z akcentem zrezygnowanej rozpaczy, ponieważ głowę po wczorajszej pijatyce miał jak szkopek i w żaden sposób nie znajdował odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób znalazł się w areszcie, dlaczego szukali go ludzie strażujący i dlaczego ten drab, który przed nim stoi, wygaduje takie głupstwa, co to ani przy<br> {{tab}}4*IV<br> {{tab}}51<br> {{tab}} <br> {{tab}}piął, ani przyłatał. Wszystko to wydawało mu się bardzo dziwne. Niejasno przypominał sobie, że już raz w nocy tu był, ale po co?<br> {{tab}}— Ja tutaj w nocy już być? — pytał Szwejka z uczuciem niepewności.<br> {{tab}}— Wedle rozkazu, panie majorze — odpowiedział Szwejk — o ile zrozumiałem pańskie słowa, pan major przybył tutaj, żeby mnie zbadać.<br> {{tab}}Wtedy majorowi pojaśniało w głowę, spojrzał po sobie i poza siebie, jakby czegoś szukał.<br> {{tab}}— Niech pan się o nic nie niepokoi, panie majorze — rzekł Szwejk. — Zbudził się pan akurat w takim samym stanie, w jakim pan tu przyszedł. Płaszcza pan nie miał i szabli także nie, tylko czapkę. Czapka leży tam oto, bo musiałem ją położyć na bok, żeby pan jej sobie nie pogniótł; chciał pan położyć się na niej, a galowa czapka oficerska jest jak cylinder. Wyspać się w cylindrze umiał tylko niejaki pan Karderaz w Lodienicy. Wyciągnął się w gospodzie, położył sobie cylinder pod głowę — bo on śpiewał po pogrzebach i ubierał się na swoje występy odświętnie — zasugestionował się, że nie wolno mu go podnieść i przez całą noc leżał tak jakoś osobliwie, że nie tylko cylindrowi nie zaszkodził, ale go w dodatku włosami swojej głowy wyglansował.<br> {{tab}}Major, który oprzytomniał zupełnie i zdawał sobie sprawę, co i jak się stało, nie przestawał spoglądać na Szwejka okiem tępym i powtarzał raz za razem:<br> {{tab}}— Ty mocno głupi, prawda? Ja tutaj być, a teraz ja stąd iść.<br> {{tab}}Wstał, podszedł ku drzwiom i zakołatał. Zanim przyszli mu otworzyć, rzekł do Szwejka:<br> {{tab}}— Jeśli telegram nie przyjść, że ty jesteś ty, to ty wisieć!<br> {{tab}}— Serdecznie dziękuję — rzekł Szwejk. — Ja wiem, panie majorze, że pan md wielkie staranie o mnie, ale o ile się zdarzyło, że na pryczy złapał pan jedną czy drugą wesz, to niech<br> {{tab}}52<br> {{tab}} <br> {{tab}}pan będzie przekonany, że jeśli wesz jest malutka i ma zade — czek różowawy, to to jest samczyk, a jeśli prócz niego jest jeszcze wesz długa i szara z różowawymi prążkami na brzuszku, to jest to niezawodnie parka, a trzeba dodać, że to paskudztwo mnoży się niesłychanie szybko i łatwo.<br> {{tab}}— Lassen sie d a s! — rzekł major zgnębiony, gdy mu otwierano drzwi.<br> {{tab}}Na odwachu nie robił już żadnych scen, głosem spokojnym polecił, żeby mu sprowadzono dorożkę, i podczas gdy dorożka turkotała po nędznym bruku Przemyśla, major myślał tylko 0 jednym, że mianowicie delikwent jest idiotą pierwszej klasy, ale że najniezawodniej będzie to niewinne bydlę. Co zaś do niego, majora, to nie pozostaje mu nic innego, tylko zastrzelić się natychmiast po powrocie do domu albo też posłać do generała po płaszcz i po szablę i wykąpać się w miejskiej łaźni, a po kąpieli wstąpić do winiarni Vollgrubera, poprawić sobie apetyt, a wieczorem telefonicznie zamówić bilet na przedstawienie do teatru miejskiego.<br> {{tab}}Zanim dojechał do swego mieszkania, zdecydował się na kąpiel.<br> {{tab}}W mieszkaniu czekała na niego mila niespodzianka. Przybył akurat w porę.<br> {{tab}}W sieni przed jego mieszkaniem stał generał Fink, trzymając za kark bursza, potrząsał nim z całej siły i ryczał na niego:<br> {{tab}}— Gdzie podziałeś swego majora, bydlę jedno? Gadaj mi, psie parszywy!<br> {{tab}}Ale pies parszywy nic nie mówił, bo jego twarz siniała coraz bardziej, w miarę jak pan generał go dusił.<br> {{tab}}Major przy wejściu do sieni natychmiast spostrzegł, że nieszczęsny bursz trzyma mocno pod pachą jego płaszcz i szablę, które najwidoczniej przyniósł z przedpokoju pana generała.’<br> {{tab}}Scena ta zaczęła majora żywo bawić, więc stanął w pół<br> {{tab}}53<br> {{tab}} <br> {{tab}}otwartych drzwiach i przyglądał się cierpieniu swego wiernego sługi, który już dawno stał mu kością w gardle za różne gałgaństwa.<br> {{tab}}Generał na chwilę wypuścił z rąk zsiniałego bursza, ale tylko na to, aby wyjąć z kieszeni depeszę, którą następnie począł tłuc biednego sługę po twarzy i po ustach, krzycząc w kółko:<br> {{tab}}— Gdzie masz swego majora, ty bydlę, gdzie masz swego majora audytora, ty psie, abyś mu mógł wręczyć telegram urzędowy?!<br> {{tab}}— Jestem! — zawołał major Derwota od progu, bo kombinacja słów: major, audytor i telegram, przypomniała mu natychmiast pewne jego obowiązki.<br> {{tab}}— Aha! — zawołał generał Fink — ty wracasz?<br> {{tab}}W akcentach tego pytania było tyle złośliwości, że major nie odpowiedział i stał, nie wiedząc, co z sobą zrobić.<br> {{tab}}Generał poprosił go do pokoju, a gdy usiedli przy stole, rzucił mu telegram, otłuczony o twarz bursza, na stół i głosem tragicznym rzekł:<br> {{tab}}— Czytaj! To twoja sprawka!<br> {{tab}}Podczas gdy major odczytywał telegram, generał powstał z krzesła, latał po pokoju, przewracając krzesła i stołki i wrzeszczał:<br> {{tab}}— A ja go jednak powieszę!<br> {{tab}}Telegram był tej treści:<br> {{tab}}„Szeregowiec Józef Szwejk, ordynans 11 marszkompa — nii, zginął dnia 16 b. m. podczas marszu na Chyrów — Felsztyn przy spełnianiu obowiązków kwatermistrza. Natychmiast dostarczyć Szwejka do dowództwa brygady w Wojałyczu“.<br> {{tab}}Major otworzył szufladę, wyjął z niej mapę i zamyślił się nad faktem, że Felsztyn znajduje się o 40 kilometrów od Przemyśla na południowym wschodzie. Powstawała zagadka, w jaki<br> {{tab}}54<br> {{tab}} <br> {{tab}}sposób szeregowiec Szwejk zdobył rosyjski uniform w miejscu oddalonym o 150 kilometrów od frontu, skoro pozycje ciągną się na linii Sokal — Turze — Kozłów.<br> {{tab}}Gdy major zakomunikował o tym generałowi i pokazał mu na mapie miejsce, gdzie Szwejk przepadł przed kilku dniami, jak to wynikało z telegramu, generał ryczał jak byk, ponieważ zdawał sobie sprawę, że wszystkie jego nadzieje co do sądu polowego rozpływają się w nic. Podszedł do telefonu, połączył się ze strażnicą i wydał rozkaz, aby natychmiast przyprowadzono do jego mieszkania aresztanta Szwejka.<br> {{tab}}Zanim rozkaz mógł zostać wykonany, generał, klnąc straszliwie, raz za razem dawał upust swej wściekłości, że dał się przegadać majorowi i nie powiesił Szwejka bez jakiegokolwiek telegrafowania i śledztwa.<br> {{tab}}Major oponował i mówił coś o tym, że prawo i sprawiedliwość to dwa filary ładu. Mówił w ogóle bardzo ładnie, układając zdania w krasomówcze okresy, o sprawiedliwych sądach, o mordach sądowych i w ogóle o wszystkim możliwym, co mu ślina przynosiła na język, albowiem po wczorajszej pijatyce miał straszliwy katzenjammer, z którego musiał się wygadać.<br> {{tab}}Gdy wreszcie przyprowadzono Szwejka, major zażądał od niego wyjaśnienia, w jaki sposób koło Felsztyna zdobył rosyjski uniform.<br> {{tab}}Szwejk opowiedział wszystko w sposób należyty i poparł opowiadanie kilku przykładami z życia własnego i z życia ludzkiego w ogóle. Gdy następnie major zapytał go dlaczego nie powiedział tego natychmiast przy przesłuchiwaniu i na sądzie, Szwejk odpowiedział, że go o to nikt nie pytał, w jaki sposób zdobył rosyjski uniform, ale że wszystkie pytania brzmiały: — Przyznajecie się,, żeście się dobrowolnie i bez czy — jegokolwiek nacisku przebrali w uniform rosyjski? — Ponieważ przebrał się dobrowolnie, więc mógł tylko powiedzieć: „Tak jest, istotnie, owszem, niewątpliwie* Dlatego też z obu<br> {{tab}}55<br> {{tab}} <br> {{tab}}rżeniem odrzucił oskarżenie sądu, że zdradził najjaśniejszego pana.<br> {{tab}}— Ten chłop jest skończonym idiotą — rzekł generał do majora. — Kto słyszał, żeby się przebierać na grobli stawu w uniform jakiegoś rosyjskiego jeńca, czy diabli wiedzą kogo, dostać się do aresztu i do szeregów jeńców rosyjskich! Taka rzecz może się zdarzyć tylko idiocie.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję — odezwał się Szwejk — że ja sam spostrzegam na sobie nieraz oznaki idiotyzmu, osobliwie ku wieczorowi...<br> {{tab}}— Milcz, ty wole — rzekł do niego major i zwracając się do generała zapytał, co wobec tego ma zrobić ze Szwejkiem.<br> {{tab}}— A niech go sobie sami wieszają w jego brygadzie! — zadecydował generał.<br> {{tab}}Po upływie godziny eskorta prowadziła Szwejka na dworzec, dla odtransportowania go do sztabu brygady w Woja — łyczu.<br> {{tab}}W areszcie zostawił Szwejk po sobie małą pamiątkę, a mianowicie patykiem na ścianie powypisywał dokładnie wszystkie polewki, sosy i potrawy, jakie jadał jako cywil. Miał to być niezawodnie protest przeciw temu, że w przeciągu 24 godzin od chwili aresztowania nie dostał nic do jedzenia.<br> {{tab}}Razem z Szwejkiem wędrował do brygady taki papier:<br> {{tab}},,Na zasadzie telegramu nr 469 dostarcza się szeregowca Józefa Szwejka, zbiegłego z 11 marszkompanii, dla dalszego postępowania w brygadzie“.<br> {{tab}}Eskorta Szwejka, składająca się z czterech szeregowców, reprezentowała kilka narodów: był w niej Polak, Węgier, Niemiec i Czech, ten ostatni był frajtrem i dowódcą eskorty. Wobec aresztanta — ziomka, strasznie wysoko zadzierał nos i dawał mu odczuć swoje wysokie stanowisko i swoją potęgę. Gdy mianowicie na dworcu Szwejk wyraził życzenie pójścia<br> {{tab}}56<br> {{tab}} <br> {{tab}}do ustępu, frajter odpowiedział w sposób wysoce grubiański, że na to będzie miał dość czasu, gdy przybędzie do brygady.<br> {{tab}}— Dobrze — odpowiedział Szwejk — ale proszę mi dać to oświadczenie na piśmie, a gdy mi pęknie pęcherz, niech będzie wiadomo, komu to zawdzięczam. Od tego jest prawo, panie frajtrze.<br> {{tab}}Frajter, parobek od wołów, przeraził się tego możliwego zdarzenia z pęcherzem i dlatego na dworcu cała eskorta w sposób uroczysty prowadziła Szwejka do ustępu. Frajter w ogóle w ciągu całej podróży wywierał wrażenie człowieka brutalnego i nadymał się tak okropnie, jakby jutro miał zostać co najmniej dowódcą korpusu.<br> {{tab}}Gdy siedzieli w pociągu na linii Przemyśl — Chyrów, rzekł Szwejk:<br> {{tab}}— Panie frajter, gdy spoglądam na pana, to zawsze przypominam sobie tego frajtra Bozbę, który służył sobie onego czasu w Trydencie. Gdy mianowano go frajtrem, zaczął raptem tyć i pęcznieć. Twarz mu nabrzmiała, a brzucho tak na — pęczniało, że już nazajutrz po mianowaniu nie mógł się zmieścić w skarbowych spodniach. Ale najgorsze było to, że zaczął jednocześnie i rosnąć. Więc go wsadzono do lazaretu, a doktór pułkowy powiedział, że takie rzeczy dzieją się ze wszystkimi frajtrami, bo każdy z nich po mianowaniu zaczyna pęcznieć. Zrazu nadmą się mocno, ale niektórzy wracają rychło do zdrowia. Lecz ten frajter Bozba, to był przypadek zgoła osobliwy i ciężki, bo nadymanie od gwiazdek rzuciło mu się na pępek. Zęby go uratować, trzeba było odpruć mu te gwiazdki, i mój frajter znowuż spłaszczył się.<br> {{tab}}Od tej chwili Szwejk daremnie usiłował utrzymać z frajtrem jaką taką rozmowę i wyjaśnić mu po przyjacielsku, dlaczego mówi się powszechnie, że frajter jest nieszczęściem kompanii.<br> {{tab}}Frajter nie odpowiadał na to wcale i tylko czynił jakieś ciemne pogróżki, że po przybyciu do brygady odechce się ko<br> {{tab}}57<br> {{tab}} <br> {{tab}}muś robić głupie uwagi. Jednym słowem, ziomek nie okazał należytej przyjaźni, a gdy Szwejk zapytał go, skąd pochodzi, odpowiedział, że nic mu do tego.<br> {{tab}}Ale Szwejk nie ustępował i na wszelki sposób usiłował na — wiązać z nim rozmowę. Opowiadał, że nie pierwszy raz jest eskortowany, ale że zawsze bywało wesoło przy takiej sposobności i że był z eskortą w dobrej przyjaźni.<br> {{tab}}Frajter milczał i nie odpowiadał, zaś Szwejk wywodził:<br> {{tab}}— Tak mi się wydaje, panie frajter, że musiało pana spotkać na świecie jakieś nieszczęście, skoro pan tak nagle zaniemówił. Znałem sporo smutnych frajtrów, ale takiej kupki, nieszczęścia jak pan, panie frajter, z wielkim przeproszeniem, jeszcze nigdy nie widziałem. Niech mi się pan zwierzy ze swej udręki, a być może, iż zdołam panu poradzić, ponieważ żołnierz, którego prowadzą pod eskortą, miewa zawsze daleko większe doświadczenie niż ci, co go pilnują. Albo wiecie co, panie frajter, żeby nam się nie nudziło, niech pan opowie coś ciekawego, choćby o tym, jaka w pańskich stronach jest okolica, czy dużo tam jest stawów, czy też może znajduje się tam jaka ładna ruina, oraz, czy do tej ruiny nie jest przywiązana jaka ciekawa legenda.<br> {{tab}}— Mam tego dość! — wrzasnął frajter.<br> {{tab}}— No to szczęśliwy z pana człowiek — rzekł Szwejk — bo inny nigdy niczego nie ma dosyć.<br> {{tab}}Frajter pogrążył się w milczeniu i tylko rzekł proroczym ponurym głosem:<br> {{tab}}— W brygadzie powiedzą ci więcej, niż ci będzie miło, a ja nie myślę wdawać się z tobą.<br> {{tab}}W eskorcie było w ogóle niewiele wesołego, Węgier rozmawiał z Niemcem w sposób wysoce oryginalny, bo z języka niemieckiego znał tylko dwa słowa: — Jawohl i Was. — Gdy Niemiec mówił mu o czymś, to Madziar kiwał głową i mówili: Jawolil. A gdy Niemiec milkł, to Madziar przerywał mu pytaniem: Was? I wtedy Niemiec zaczynał opo<br> {{tab}}58<br> {{tab}} <br> {{tab}}wiadanie na nowo. Polak z eskorty trzymał się arystokratycznie na uboczu, na nikogo nie zwracał uwagi i bawił się na własną rękę, smarcząc na podłogę przy pomocy dwóch palców i rozcierając smarki kolbą karabinu, po czym kolbę zręcznie ocierał o spodnie i od czasu do czasu mruczał pod nosem: — Święta Panienko.<br> {{tab}}— Niewiele się nagadasz — rzekł do niego Szwejk. — Na Boisku mieszkał w suterenie niejaki stróż Machaczek, który umiał się wysmarkać na okno i tak zręcznie rozmazać smar ki, że z tego powstawał obraz Libuszy, przepowiadającej sławę Pragi. Ale za każdy swój obraz dostawał od żony takie stypendium, że gębę miał jak szaflik. Nie dał się wszakże zastraszyć i ciągle się w sztuce swojej doskonalił. Była to jego jedyna uciecha.<br> {{tab}}Polak nie odpowiedział mu na to i wreszcie cała eskorta pogrążyła się w głębokim milczeniu, jakby jechała na pogrzeb i z pietyzmem rozmyślała o nieboszczyku.<br> {{tab}}Pociąg zbliżał ich do sztabu brygady w Wojałyczu.<br> {{tab}}Tymczasem w sztabie brygady zaszły pewne poważne zmiany.<br> {{tab}}Kierownictwo sztabu brygady oddane zostało pułkownikowi Gerbichowi. Był to pan posiadający wielkie zdolności wojskowe, które wlazły mu w nogi w postaci podagry. Miał wszakże w ministerstwie wielce wpływowe osoby, które zdziałały, że nie podawał się do dymisji, ale szwendał się po różnych sztabach większych formacyj wojskowych, pobierał dodatki służbowe i pozostawał tak długo na miejscu, dopóki przy ata ku podagry nie zrobił jakiego głupstwa. Potem translokowali go gdzie indziej, a translokacja taka była zawsze awansem. Z oficerami przy obiedzie zazwyczaj nie mówił o niczym, tylko o swoim spuchniętym dużym palcu u nogi, który od czasu do czasu nabierał rozmiarów wprost groźnych, tak że jego właściciel musiał nosić but specjalnie duży.<br> {{tab}}Przy jedzeniu najmilszą jego przyjemnością było opowia<br> {{tab}}59<br> {{tab}} <br> {{tab}}danie o tym, jak ten palec ropieje i wilgnie i jak ta wilgoć w wacie przypomina skisły rosół.<br> {{tab}}Toteż cały korpus oficerski żegnał się z nim zawsze z najszczerszym zadowoleniem, gdy pana pułkownika przenoszono na inne miejsce. Ale poza tym był to pan wielce lojalny i względem oficerów niższych stopni zachowywał się z wielką przyjaźnią, opowiadając im niekiedy, ile to dobrych rzeczy zjadł i wypił, zanim dostał podagry.<br> {{tab}}Gdy Szwejka odstawiono do brygady i według rozkazu dyżurnego oficera zaprowadzono z odpowiednimi papierami do pułkownika Gerbicha, siedział u niego w kancelarii porucznik Dub.<br> {{tab}}Przez tych kilka dni, jakie upłynęły od marszu na Sanok — Sambor, porucznik Dub przeżył znowuż nie lada przygodę. Za Felsztynem mianowicie spotkała 11 marszkompania transport koni, które odstawiano do pułku dragonów w Sądowej Wiszni.<br> {{tab}}Porucznik Dub sam nie wiedział, jak to się stało, dość że chciał pokazać nadporucznikowi Lukaszowi, jak on umie jeździć, wskoczył na jakiegoś konia, a ten popędził ze swoim przygodnym jeźdźcem i znikł z nim w dolinie potoku, gdzie potem znaleziono porucznika Duba solidnie tkwiącego w gęstym moczarze. Najzręczniejszy ogrodnik nie byłby umiał za — flancować go tak dobrze. Gdy przy pomocy sznurów wyciągnięto go z tego bagna, porucznik nie skarżył się na nic, tylko z cicha pojękiwał, jakby konał. W takim stanie odstawiono go do lazaretu przy sztabie brygady.<br> {{tab}}Po kilku dniach odzyskał przytomność, tak iż lekarz oświadczył, że jeszcze dwa lub trzy razy każe wysmarować mu plecy, a potem śmiało może rozpocząć na nowo służbę w swoim oddziale.<br> {{tab}}I oto teraz porucznik Dub siedział u pułkownika Gerbicha i obaj opowiadali sobie o najróżniejszych chorobach.<br> {{tab}}60<br> {{tab}} <br> {{tab}}Gdy porucznik ujrzał Szwejka, krzyknął głosem wielkim, bowiem było mu już wiadomo o tajemniczym zniknięciu jego w okolicach Feisztyna.<br> {{tab}}— Aha, mamy cię nareszcie! Niejeden idzie w świat jako gałgan, a powraca jako bestia. I ty jesteś taka bestia.<br> {{tab}}Dla ścisłości trzeba dodać, że porucznik Dub przy swojej przygodzie doznał lekkiego wstrząsu mózgu i dlatego nie należy się dziwić, że podchodząc ku Szwejkowi, przemawiał wierszem i wyzywał Boga do walki z nim:<br> {{tab}}— Wzywam cię, Ojcze, patrz, dymem otulają mnie grzmiące działa, straszliwa leci ze świstem strzała nad głową, o władco bitew, Ojcze, wzywam cię, abyś sprowadził klęskę na tego tutaj łobuza... Gdzieś ty się włóczył gałganie? Co za uniform masz na sobie?<br> {{tab}}I jeszcze trzeba dodać, że pułkownik, dotknięty podagrą, wszystko w swojej kancelarii miał urządzone bardzo demokratycznie i był demokratą, jeśli akurat nie trapiła go podagra. Do kancelarii jego przybywały wszelkie możliwe szarże, aby słuchać ’ jego poglądów na opuchły palec z wypocinami o zapachu skisłego rosołu wołowego.<br> {{tab}}W czasach, gdy pułkownik Gerbich nie miewał ataków, w kancelarii jego bywało bardzo wesoło. Przesiadywali u niego różni oficerowie, bo pułkownik był bardzo miły, gdy go nie dręczyła choroba, lubił gawędzić i cieszył się, gdy miał dokoła siebie dużo słuchaczy, których raczył lepkimi anegdotami. Jemu sprawiało to wielką uciechę, a słuchaczy bawiło, że opowiadano im kawały, które były w obiegu jeszcze za generała Laudona.<br> {{tab}}Służba pod pułkownikiem Gerbichem była w takich czasach bardzo lekka, każdy robił, co mu się żywnie podobało, a gdziekolwiek przydzielony został Gerbich, tam były kradzieże i oszustwa na porządku dziennym, o czym wszyscy dobrze wiedzieli.<br> {{tab}}Także i w tej chwili razem ze Szwejkiem wtłoczyło się do<br> {{tab}}61<br> {{tab}} <br> {{tab}}kancelarii pułkownika mnóstwo najróżniejszych szarz, bo wszyscy byli ciekawi, co się będzie działo. Pułkownik tymczasem odczytywał pismo do sztabu brygady, wykoncypowane przez majora w Przemyślu.<br> {{tab}}Zaś porucznik Dub dalej prowadził rozmowę ze Szwejkiem swoim zwykłym miłym sposobem, wywodząc:<br> {{tab}}— Ty mnie jeszcze nie znasz, ale jak mnie poznasz, to zdrętwiejesz ze strachu.<br> {{tab}}Pułkownik odczytywał pismo majora i baraniał coraz bardziej, bo pismo to było niewątpliwie dyktowane pod wpływem trwającego jeszcze zatrucia alkoholem.<br> {{tab}}Pomimo to, pułkownik był w dobrym usposobieniu, ponieważ wczoraj i dzisiaj wolny był od swoich przykrych bólów, a jego obrzmiały palec zachowywał się przyzwoicie jak baranek.<br> {{tab}}— Więc coście właściwie spłatali? — zapytał Szwejka tonem tak uprzejmym, że aż porucznika Duba kolnęło w okolicy serca. Nie wytrzymał i odpowiadał za niego:<br> {{tab}}— Szeregowiec ten — przedstawiał pułkownikowi Szwejka — udaje idiotę, żeby swoim idiotyzmem przesłaniać niezliczone gałgaństwa. Nie znam, oczywiście, treści dostarczonego panu pisma, ale jestem przekonany, że drab dopuścił się czegoś na większą skalę. Gdyby pan pozwolił, abym.się zapoznał z treścią tego pisma, to niezawodnie mógłbym panu udzielić cennych wskazówek, jak z nim postąpić należy. — A zwracając się do Szwejka, rzekł do niego po czesku:<br> {{tab}}— Skracasz mi życie, czy nie?<br> {{tab}}— Skracam — odpowiedział Szwejk z dostojeństwem.<br> {{tab}}— Niech pan słucha, panie pułkowniku — mówił dalej porucznik Dub. — Nie można go o nic zapytać, w ogóle nie można z nim rozmawiać. Wreszcie musi kosa natknąć się na kamień. Trzeba go ukarać przykładnie. Pan pozwoli, panie pułkowniku...<br> {{tab}}62<br> {{tab}} <br> {{tab}}Porucznik Dub zabrał się do odczytywania pisma przysłanego z Przemyśla, a gdy je odczytał, zwrócił do Szwejka i zawołał rozradowany:<br> {{tab}}— Teraz koniec z tob^! Gdzieś podział uniform skarbowy?<br> {{tab}}— Zostawiłem go koło stawu na grobli, kiedym sobie przymierzał te gałgany, co je mam na sobie, Chciałem wiedzieć, jak się rosyjskim żołnierzom chodzi z takich uniformach — odpowiedział Szwejk. — Właściwie nie idzie o nic inrnego, tylko o omyłkę.<br> {{tab}}Szwejk zaczął opowiadać porucznikowi Dubowi, ile udręk przeżył z powodu tej swojej omyłki, a gdy skończył opowiadanie, porucznik Dub ryknął na niego:<br> {{tab}}— Teraz dopiero mnie poznasz! Wiesz ty, co to znaczy zgubić uniform skarbowy? Wiesz ty, co to znaczy zgubić w czasie wojny uniform?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że wiem, panie lejtnant — odpowiedział Szwejk. — Gdy żołnierz zgubi stary uniform, to musi wyfasować nowy.<br> {{tab}}— Jezus Maria! — zawołał porucznik Dub. — Ach ty wole, ty zwierzę nieokrzesane, tak długo będziesz ze mną igrał, że po wojnie będziesz sto lat dosługiwał.<br> {{tab}}Pułkownik Gerbich, który dotychczas siedział spokojnie i roztropnie za stołem, skrzywił się nagle w sposób straszliwy, bowiem jego dotychczas spokojny palec u nogi z łagodnego i spokojnego baranka przemienił się raptem w ryczącego tygrysa, w prąd elektryczny o napięciu 600 wolt, w członek ciała miażdżony ciężkim młotkiem. Pułkownik machnął tylko ręką i ryknął głosem straszliwym człowieka pieczonego na wolnym ogniu:<br> {{tab}}— Wszyscy won! Podajcie mi rewolwer!<br> {{tab}}Otoczenie pułkownika znało już te napady i dlatego wszyscy rzucili się ku drzwiom, zabierając także Szwejka, którego wartownicy wlekli za sobą na korytarz. Jedynie porucznik<br> {{tab}}63<br> {{tab}} <br> {{tab}}Dub pozostał w kancelarii i w chwili, która wydała mu się przygodną, by aozysłużyć yęę Szwedowi, ocekl po óozywinc — po się pujpowmka:<br> {{tab}}— Pozwem zobie owrócić uwygę pana pujgownjka, ce ozłowiek ian...<br> {{tab}}Pijjpowmk miaakn^ i ozncił w poruoańka katamaram, po °zyrn dop^o wysPis^ny poauoamk Dub zatahitawał i zmkł ra d^wtami, mów^c:<br> {{tab}}— Wedtog potkną, parno pujkownjku.<br> {{tab}}IUhjgo potam odzywał się w kancetarii zyk pujkownjka, poceptatany wystam, ao wcyozste nastata dow. P^0 parownika p^ermemł ręę najmznrzekiwamej znowu0 w ^godn0 — po baranlia, atek podagzy mmęł, pujkownilk zadzwoni 0 poz — łtaza0 przypzowodrić Szwejka.<br> {{tab}}— Węęc <o co d wta^iwta chodsi0 — zapy^0 tal° uprcej — rme, takby wszystlde adręki. śwmk spadły z i^ego ^z na zawsze i bypo mu tataz btogo 0 yfodko niby cztowtakow0 tażące — mu oo deptym p^skia, na bozega morskim.<br> {{tab}}Szoejk uśnnecheiąc sęę przetaźme do puhkowmka, opo — w^dzm0 mu całą swoją odysej^ tako jest ordynansem 11 maryzkompami 91 pujkUo to me w^ co tam sobta bez mego poczaną0 Pujkownik także się uśnńechał 0 wreszde wyda0 takce rozkazy:<br> {{tab}}— WTypisać dla Szoejka wojskowy bilet do stacji Żółtańce przez LwóWo bo tam mii jutro dotrzeć jego maryzkompanta0 i oydać mu z magazynu nooy uniform praż orj^j^ł^cicź (5 t^ł^rz^dl 82 halerze o omiam oa pozywieme.<br> {{tab}}Gyy następnie Szoejk o nowym mundurze ppuszczał sotab urygadyo aby się udać na stacji^ o kancelarii sterczał ppruconik i oyoiwił się niestydianie0 y°y Soocjk ormeldzwał mu yię śziślc ocolłag pjrzepisóo wgjykgwych, przeyytawił mu yfokamcaty i oapytał, zoy nie ma jakicc olczcń yla nadporucz — niku Lukayza.<br> {{tab}}Ppruconük Dat) nic ofotył yię na nie mnego, tylkp na<br> {{tab}}64<br> {{tab}} <br> {{tab}}słówko: „A b t r e t e n!“ Ale gdy spoglądał za oddalającym się Szwejkiem, mruczał pod nosem:<br> {{tab}}— Jeszcze ty mnie poznasz! Jezus Maria, ty mnie poznasz...!<br> {{tab}}Na stacji Żółtańce zgromadzony był cały batalion kapitana Sagnera, z wyjątkiem straży tylnej’, to jest 14 kompanii, która gdzieś się zapodziała, gdy opuszczano Lwów.<br> {{tab}}Przy wkroczeniu do miasteczka Szwejk znalazł się w całkiem nowym środowisku, tutaj bowiem śród powszechnego ruchu można już było zauważyć, że się jest nie tak daleko od pozycyj, na których się ludzie zarzynają. Wszędzie było pełno artylerii i taborów, ze wszystkich domów wyrajali się żołrnerze najróśuniejszych pułków, a między mmi, mby eUta, snuli się Niemcy z Rzeszy i arystokratycznie rozdawali Austriakom papierosy, których sami mieli pod dostatkiem. Przy niemieckich kuchniach polowych stały nawet beczki z piwem, a żołnierze otrzymywali po miarce piwa na obiad i na kolację.. Koło tych beczek włóczyli się niby łakome koty zaniedbani austriaccy żołnierze o brzuchach napęczniałych od wywaru słodzonej cykorii.<br> {{tab}}Pejsaci Żydzi w długich kaftanach pokazywali sobie wzajemnie chmury dymu na wschodzie i wymachiwali rękoma. Ludzie pokrzykiwali, że to nad Bugiem pali się Uciszków, Busk i Derewiany.<br> {{tab}}Wyraźnie słychać było grzmienie dział. Gdzie indziej krzyczano znowuż, że Rosjanie z Grabowej bombardują Kamionkę Strumiłową i że walka wre wzdłuż całego Bugu, a żołnierze zatrzymują uchodźców, którzy już chcieli wracać za Bug clo swoich domów.<br> {{tab}}Wszędzie panował zamęt i nikt nie wiedział nic pewnego, czy Rosjanie nie przeszli znowuż do ofensywy i nie powstrzymali swego odwrotu na całym fr^or^cü^.<br> {{tab}}Do dowództwa miasteczka żandarmeria połowa co chwila przyprowadzała jakąąś wystraszoną duszę żydowską, oskarżo<br> {{tab}}Szwejk 5IV<br> {{tab}}65<br> {{tab}} <br> {{tab}}ną o rozpowszechnianie niepokojących i kłamliwych wieści. W dowództwie bito nieszczęśliwych Żydów do krwi i z posiekanymi zadami puszczano ich następnie do domu.<br> {{tab}}W ten chaos przybłąkał się więc Szwejk i szukał po miasteczku swojej marszkompanii. Już na stacji byłby bez mała popadł w konflikt z dowództwem etapu. Gdy zbliżył się do stołu, przy którym udzielano informacyj żołnierzom, szukającym swoich oddziałów, jakiś kapral wrzasnął na niego, pytając, czy nie życzy sobie może, aby mu jego marszkompanię wyszukał? Szwejk odpowiedział, że chce się tylko dowiedzieć, gdzie tu w miasteczku jest rozłożona 11 marszkompania 91 pułku takiego a takiego marszbatalionu.<br> {{tab}}— Jest to dla mnie sprawą bardzo ważną — z naciskiem wywodził Szwejk — abym się dowiedział, gdzie jest 11 marszkompania, ponieważ jestem jej ordynansem.<br> {{tab}}Na nieszczęście przy stole sąsiednim siedział jakiś sierżant sztabowy, który podskoczył jak tygrys i wrzasnął na Szwejka:<br> {{tab}}— Ach ty przeklęta Świnio! Powiada, że jest ordynansem, a nie wie, gdzie jest jego kompania...!<br> {{tab}}Zanim Szwejk zdołał odpowiedzieć, sierżant znikł w kancelarii i po chwili przyprowadził stamtąd tłustego nadporucz — nika, który wyglądał tak dostojnie, jakby był właścicielem firmy rzeźniczej.<br> {{tab}}Dowództwa etapów były pułapkami na szwendających się i zdziczałych żołnierzy, którzy miewali ochotę przez całą wojnę szukać swoich oddziałów i włóczyli się od etapu do etapu, a najchętniej wystawali w ogonkach przy tych stołach dowództwa etapów, nad którymi był napis: Mena gegeld.<br> {{tab}}Gdy tłusty nadporucznik wszedł do izby, ’ sierżant krzyknął: — Habt acht! — a nadporucznik zwrócił się do Szwejka z zapytaniem:<br> {{tab}}— Gdzie masz dokumenty?<br> {{tab}}66<br> {{tab}} <br> {{tab}}Szwejk podał mu swoje papiery, nadporucznik przekonawszy się o ich autentyczności i o dotrzymaniu marszruty od sztabu brygady w Przemyślu do Żółtańca, gdzie była jego kompania, zwrócił mu je i uprzejmie rzekł do kaprala siedzącego przy stole:<br> {{tab}}— Udzielić mu informacyj — i powrócił do swojej kancelarii.<br> {{tab}}Gdy drzwi zawarły się za nim, sierżant sztabowy ujął Szwejka za ramię i odprowadzając go ku drzwiom, udzielił mu takiej informacji:<br> {{tab}}— Wynoś się, śmierdząca pokrako, pókim dobry.<br> {{tab}}Szwejk znalazł się więc znowuż w chaosie miasteczka i wypatrywał teraz jakiej znajomej twarzy ze swego batalionu. Długo błąkał się po ulicach, aż wreszcie postawił wszystko na jedną kartę.<br> {{tab}}Zatrzymał jakiegoś pułkownika i łamaną niemczyzną pytał go grzecznie, czy nie wie czasem, gdzie się znajduje batalion razem z jego marszkompanią.<br> {{tab}}— Ze mną możesz rozmawiać po czesku — rzekł pułkownik — jestem Czech. Twój batalion jest rozlokowany w pobliskiej wsi Klimontowie za koleją, ale do miasteczka waszych żołnierzy nie puszczają, ponieważ pobili się na rynku z Ba — warczykami, jak tylko tu przyszli.<br> {{tab}}Szwejk ruszył tedy w stronę Klimontowa.<br> {{tab}}Pułkownik zawołał na niego, sięgnął do kieszeni i dał Szwejkowi pięć koron, żeby sobie kupił papierosów, pożegnał się z nim bardzo uprzejmie i oddalając się, myślał w duchu:<br> {{tab}}— Co za sympatyczny żołnierzyk.<br> {{tab}}Szwejk kroczył dalej drogą ku wsi i rozmyślając o pułkowniku, przypomniał sobie, że w Trydencie przed dwunastu laty był niejaki pułkownik Habermaier, który także zachowywał się wobec żołnierzy tak uprzejmie, a potem pokazało się, że był to homoseksualista, bo w łazienkach nad Adygą<br> {{tab}}5*IV<br> {{tab}}67<br> {{tab}} <br> {{tab}}chciał zgwałcić jakiegoś aspiranta na kadeta, grożąc mu regulaminem służbowym.<br> {{tab}}Z takimi ponurymi myślami doszedł Szwejk powoli do pobliskiej wsi i bez wielkiego trudu znalazł swój batalion, bo chociaż wieś była bardzo duża, to jednak znajdowała się w niej tylko jedna przyzwoitsza budowla, a mianowicie szkoła.<br> {{tab}}Szkoła ta w czasie wojny przebyła kilka przemian, Przebywało w niej kilka rosyjskich i austriackich sztabów, a przez pewien czas w sali gimnastycznej mieściła się sala operacyjna, gdy w okolicy toczyły się wielkie bitwy, które decydowały o losach Lwowa. Tutaj urzynano ręce i nogi i trepano — wano czaszki.<br> {{tab}}Za szkołą w ogrodzie był wielki lejowaty dół, skutek wybuchu wielkiego granatu. W kącie ogrodu stała stara grusza, ze zwisającym postronkiem, na którym przed kilku dniami wisiał pop unicki, oskarżony o to, że podczas okupacji rosyjskiej był członkiem grupy starorusinów i że w kościele odprawiał nabożeństwo na intencję zwycięstwa rosyjskiego wojska i prawosławnego cara. Oskarżenie było oczywiście kłamliwe, ponieważ oskarżonego w czasie krytycznym wcale tu nie było, gdyż jako chory na kamienie żółciowe leczył się wtedy w małej miejscowości leczniczej, z dala od działań wojennych, w Bochni Zamurowanej.<br> {{tab}}Na powieszenie unickiego popa złożyło się kilka okoliczności: narodowość, fanatyzm religijny i kury. Nieszczęśliwy pop zabił mianowicie jedną z kur nauczyciela w swoim ogrodzie, nie mogąc się zgodzić na to, aby obce kury rozgrzeby — wały jego zagonki i grządki.<br> {{tab}}Po nieboszczyku popie plebania została pusta, bo każdy zabrał sobie z niej na pamiątkę, co mu się akurat podobało.<br> {{tab}}Jakiś poczciwy chłopek wziął sobie nawet stary fortepian, którego wierzch przydał mu się doskonale do naprawienia świńskiego chlewika. Część sprzętów porąbali żołnierze na<br> {{tab}}68<br> {{tab}} <br> {{tab}}ogień, jak to już było zwyczajem, bo na szczęście na plebanii znajdował się nieuszkodzony wielki piec i doskonała kuchnia, jako że pop lubił dobrze podjeść sobie, podobnie jak wszystkie inne popy, i miał wielki zapas rondli, garnków i brytfann.<br> {{tab}}Było to już niemal tradycją, że wszystkie oddziały wojsk, przechodzące tamtędy, na tej opustoszałej plebanii zakładały kuchnię dla oficerów. Zaś na piętrze, w dużym pokoju mieściło się coś w rodzaju oficerskiego kasyna. Stoły zabierano gdzie popadło, po domach mieszkańców wsi.<br> {{tab}}Dzisiaj właśnie oficerowie batalionu urządzili sobie uroczystą kolację. Złożyli się, kupili wieprza, i kucharz Jurajda szykował wyżerkę jak się patrzy. Otaczała go cała sfora pasożytów z szeregów burszów oficerskich, śród których wyróżniał się sierżant rachuby, który udzielał rad Jurajdzie, jak powinien dzielić głowiznę, żeby dla niego zostało kawałek ryjka.<br> {{tab}}Najbardziej wytrzeszczał oczy na te dobre rzeczy niena — żarty Baloun.<br> {{tab}}Tak chyba przyglądają się ludożercy misjonarzom, piekącym się na rożnie i wydającym miły zapach, gdy na płomień kapnie tłuszcz ich ciała. Baloun doznawał niezawodnie uczuć psa ciągnącego mleczarski wózek, gdy przed nim idzie chłopiec wędliniarza i na nieckach niesie stos świeżych serdelków z wędzarni, a ich różaniec zwisa z niecek aż na ramię, tak że tylko podskoczyć i chwycić zębami... Ale cóż? Wstrętny rzemień trzyma biednego psa na uwięzi, a pysk zamyka kaganiec.<br> {{tab}}A tymczasem nadzienie do podgardlanek, pierwsza faza wybornego żarcia, olbrzymia mgławica podgardlankowa leżała na stole i pachniała pieprzem, tłuszczem i siekaną wątróbką.<br> {{tab}}Tymczasem Jurajda z podwiniętymi rękawami miał w sobie tyle powagi, że byłby mógł służyć jako model do obrazu, jak Bóg z chaosu tworzył świat.<br> {{tab}}69<br> {{tab}} <br> {{tab}}Baloun nie wytrzymał i załkał. Jego łkanie przechodziło stopniowo w regularny płacz z szlochaniem.<br> {{tab}}— Czemu mi tu ryczysz jak ten byk? — zapytał kucharz Jurajda.<br> {{tab}}— A bom sobie przypomniał mój dom rodzinny — odpowiedział łkający Baloun. — Zawsze pomagałem robić wszystkie te rzeczy, ale nawet najlepszemu sąsiadowi nie posłałem kawałka takiej podgardlanki czy kiszki, bo wszystko chciałem zawsze zeżreć sam i sam też wszystko zeżerałem. Pewnego razu tak się obżarłem podgarlankami, iż wszyscy myśleli, że pęknę, i pędzili mnie dokoła podwórka, smagając obficie biczem jak krowę, która najadła się koniczyny i cierpi na wzdęcie.<br> {{tab}}— Panie Jurajda, niech mi pan pozwoli wziąć garstkę tego nadzienia, a potem niech mnie skażą na słupek, bo inaczej udręki tej nie przeżyję.<br> {{tab}}Baloun wstał ze stołka i zataczając się jak pijany, zbliżył się do stołu i wyciągnął rękę ku nadzieniu.<br> {{tab}}Doszło do zaciętej walki. Z trudem udało się obecnym oderwać go od stołu, aby się nie rzucił na niedoszłe podgardlanki albo żeby z rozpaczy nie porwał garści flaków moczących się w garnku.<br> {{tab}}Kucharz Jurajda był taki wzburzony, że za uciekającym Balounem rzucił cały pęk patyków do kiszek i krzyczał:<br> {{tab}}— Masz, draniu, nażryj się patyków!<br> {{tab}}O tym czasie na piętrze zebrali się już oficerowie batalionu i podczas gdy w uroczystym skupieniu czekali na to, co się rodziło w kuchni na dole, pili w braku innego napoju prostą żytniówkę, odwarem cebuli zabarwionej na żółto, bo kupiec żydowski, który jej dostarczył, twierdził, że to jest najlepszy i najoryginalniejszy koniak francuski, odziedziczony przez niego po ojcu, który z kolei odziedziczył go po dziadku.<br> {{tab}}— Ach ty złodzieju — rzekł mu przy tej sposobności ka<br> {{tab}} <br> {{tab}}pitan Sagner — jeśli jeszcze powiesz, że twój pradziadek kupił go prosto od Francuzów, gdy uciekali spod Moskwy, to cię każę wsadzić do paki na tak długo, aż twoje najmłodsze dziecko stanie się najstarszym w twoim rodzie. Po każdym łyku przeklinał przedsiębiorczego Żyda.<br> {{tab}}Tymczasem Szwejk siedział w kancelarii batalionu, gdzie nie było nikogo prócz jednoroczniaka Marka, który jako historyk batalionu skorzystał z odpoczynku batalionu pod Żółtań — cem, żeby na zapas opisać kilka zwycięskich bitw, jakie rozegrają się z pewnością w niedalekiej przyszłości. Tymczasem robił tylko bardzo ogólnikowe szkice, a w chwili, gdy Szwejk wszedł do kancelarii, napisał był właśnie, co następuje:<br> {{tab}}„Gdy przed oczyma naszego ducha jawią się wszyscy ci bohaterowie, którzy brali udział w walkach koło wioski N., gdzie przy boku naszego batalionu walczył jeden z batalionów pułku N. i drugi batalion pułku N., to widzimy, że nasz batalion nr X okazał najświetniejsze zdolności strategiczne i niewątpliwie przyczynił się do zwycięstwa dywizji X, mającej na celu utrwalenie naszych pozycyj na odcinku N.“.<br> {{tab}}— Widzisz, bracie — rzekł Szwejk do jednoroczniaka — zgubiłem się, alem się odnalazł.<br> {{tab}}— Pozwól, że cię obwącham — rzekł jednoroczniak przyjemnie wzruszony. — Hm, naprawdę śmierdzisz kryminałem.<br> {{tab}}— Jak zazwyczaj — odpowiedział Szwejk — chodziło tylko o drobne nieporozumienie. A ty co porabiasz?<br> {{tab}}— Sam widzisz — mówił Marek — że rzucam na papier czyny bohaterskich zbawców Austrii, ale nic mi się kupy nie trzyma i wszystko z przeproszeniem do dupy. Mamy do czynienia z samymi iksami i niewiadomymi, które dopiero przyszłość wyjaśni. Prócz dawnych moich zdolności odkrył we mnie kapitan Sagner niezwykły talent matematyczny. Muszę kontrolować rachunki batalionu i doszedłem do wniosku, że<br> {{tab}} <br> {{tab}}nasz batalion jest zgoła bierny i że czeka tylko na jakąś okazję, żeby zrobić jakie takie wyrównanie ze swoimi rosyjskimi wierzycielami, ponieważ po porażce i po zwycięstwie kradnie się najwięcej. Zresztą wszystko to jedno. Nawet gdybyśmy zostali pobici na głowę, to i tak mielibyśmy dość dokumentów o naszym zwycięstwie, ponieważ jako historyk batalionu mam tyle zaufania, iż wolno mi pisać: — I znowuż zwróciliśmy się czołem ku nieprzyjacielowi, który już był mniemał, że zwycięstwo jest po jego stronie. Wypad naszych żołnierzy i atak na bagnety był dziełem okamgnienia. Nieprzyjaciel zrozpaczony poniesioną klęską ucieka, rzuca się we własne okopy, a my kłujemy go bez litości, tak że w nieporządku opuszcza swoje rowy strzeleckie, pozostawiając w naszych rękach rannych i jeńców. Jest to jeden z najsławniejszych momentów. Kto takie chwile przeżyje, ten natychmiast pisze do domu kartę i wysyła ją pocztą połową: — Dostali po dupie, kochana żono! Jestem zdrów. Odstawiłaś już naszego smyka? Tylko go nie przyuczaj, żeby cudzych ludzi nazywał tatą, ponieważ byłoby to dla mnie bardzo niemiłe. — Cenzura przekreśli następnie zdanie: Dostali po dupie — ponieważ właściwie nie wiadomo, kto dostał, a można by się domyślić rzeczy najróżniejszych, jako że wyrażenie było niejasne.<br> {{tab}}— Główna rzecz w tym, żeby zawsze mówić jasno i wyraźnie — wtrącił Szwejk. — Gdy w roku 1912 w kościele świętego Ignacego w Pradze byli misjonarze, to jeden z nich wywodził, że chyba z nikim nie spotka się w niebie. A na tych wieczorowych ćwiczeniach duchownych był pewien blacharz Kuliszek, który po nabożeństwie mówił w gospodzie, że ten misjonarz musiał nagrzeszyć co niemiara, skoro w kościele deklarował, że z nikim się w niebie nie spotka. Czemu to takich ludzi wysyłają na kazalnicę? Należy zawsze mówić jasno i wyraźnie, a nie kręcić tak i owak. U Brejszków był przed laty pewien kiper, który miał ten zwyczaj, że gdy po pracy całodziennej wracał do domu, to wstępował do jednej<br> {{tab}}72<br> {{tab}} <br> {{tab}}nocnej kawiarni i przepijał do nieznanych sobie gości: — Wy na nas, a my na was... — Za to dostał od jakiegoś przyzwoitego pana z Igławy tak siarczyście po gębie, że właściciel kawiarni po zamieceniu lokalu zawołał swoją córkę, która była uczennicą piątej klasy, i zapytał ją, ile właściwie zębów ma człowiek dorosły. Ponieważ tego nie wiedziała, więc ojciec wybił i jej w gniewie dwa zęby, a na trzeci dzień otrzymał od tego kipera list, w którym to liście zacny kiper tłumaczył mu się i przepraszał go za wszystkie przykrości wynikłe z jego przyczyny. Zapewniał, że nie chciał rzec nic nieprzyzwoitego, ponieważ powiedzenie to brzmi naprawdę tak: Wy na nas, a my na was nie gniewamy się. Kto się wyraża dwuznacznie, z góry winien zastanowić się nad możliwymi następstwami. Prosty człowiek, który mówi tak jak mu dziób urósł, mało kiedy dostanie po gębie. A jeśli pomimo to zdarzy mu się taka rzecz niemiła, to w ogóle nauczy się trzymać język za zębami, gdy jest w towarzystwie. Oczywiście, i to prawda, że o takim człowieku każdy myśli, że jest fałszywy i Bóg wie jaki jeszcze, i że takiemu też dostanie się nieraz po pysku, ale powaga jego i roztropność też ma swoją wartość, bo powiadają, że to człowiek mądry, który ustępuje, bo gdyby się stawiał, to dostałby dwa razy tyle. Taki człowiek musi być skromny i cierpliwy. W Nuslich jest niejaki pan Hauber, otóż tego pana pewnej niedzieli w Kundraticach na szosie pchnęli nożem przez pomyłkę, gdy powracał z wycieczki w malownicze okolice. Z tym nożem w plecach wrócił ten pan do domu, a gdy żona pomagała mu zdjąć surdut, to przy sposobności wyjęła i ten nóż i nazajutrz krajała nim mięso na gulasz, ponieważ nóż ten był ze stali solingeńskiej i dobrze był wyostrzony, a oni mieli w domu wszystkie noże tępe i szczerbate. Ta niewiasta chciała potem mieć cały komplet takich noży i zawsze w niedzielę wysyłała męża do Kundratic na wycieczkę, ale pan Hauber był człowiekiem tak skromnym, że nie chodził nigdzie na dalsze wycieczki, lecz wybierał się<br> {{tab}}73<br> {{tab}} <br> {{tab}}najdalej do Banzetów w Nuslich, bo wiedział, że gdy siedzi w kuchni, to Banzet wyrzuci go wcześniej, niż ktokolwiek zdążyłby podnieść na niego rękę.<br> {{tab}}— Tyś się wcale nie zmienił — rzekł do Szwejka jedno — roczniak.<br> {{tab}}— Nie zmieniłem się — odpowiedział Szwejk — bo nie miałem na to czasu. Chcieli mnie nawet rozstrzelać, ale najgorsze to, że od dwudziestego jeszcze nie dostałem żołdu.<br> {{tab}}— U nas teraz żołdu w ogóle nie dostaniesz, ponieważ idziemy na Sokal, a żołd będzie wypłacany dopiero po bitwie, bo musimy oszczędzać. Jeśli przypuścimy, że do awantury dojdzie za dwa tygodnie, to na każdym poległym żołnierzu oszczędzimy razem z dodatkami 24 korony i 72 halerze.<br> {{tab}}— A co prócz tego słychać u was?<br> {{tab}}— Po pierwsze, zgubiliśmy straż tylną, — a następnie korpus oficerski ma na plebanii wyżerkę, bo tam zarżnięto wieprza składkowego, zaś szeregowcy porozłazili się na wszystkie strony i nurzają się w nieprawościach z miejscową lud. nością płci żeńskiej. Przed południem dostał słupka jeden żołnierz z waszej kompanii za to, że lazł na strych za jakąś siedemdziesięcioletnią babą. Ale człowiek ten jest niewinny, ponieważ w rozkazie dziennym nie było o tym mowy do jakich lat to jest dozwolone.<br> {{tab}}— I ja tak myślę, że jest niewinny — rzekł Szwejk — ponieważ gdy taka wiekowa baba lezie po drabinie na strych, to jej twarzy człek nie widzi. Taki sam przypadek zdarzył się na manewrach pod Taborem. Jeden z naszych plutonów kwaterował w gospodzie, a jakaś kobieta szorowała podłogę w sionce. Otóż przypatoczył się do niej niejaki żołnierz Chra — mosta i poklepał ją, jakby ci to powiedzieć? No, poklepał ją po kieckach. Do tego szorowania musiała się bardzo podka — sać. Klepnął ją raz, ona nic, klepnął drugi raz, znowuż nic, jakby to wcale nie jej dotyczyło. Więc on wziął i zaryzykował, a ona nic, tylko dalej szorowała podłogę na kolanach,<br> {{tab}}74<br> {{tab}} <br> {{tab}}a potem zwraca się do niego pełną twarzą i powiada: — A tom cię nabrała, żołnierzyku! — Babinie tej było przeszło siedemdziesiąt lat i później rozpowiadała o tym po całej wsi. A teraz pozwoliłbym sobie zapytać, czy podczas mej nieobecności nie dostałeś się, bracie, i ty do paki?<br> {{tab}}— Nie było okazji po temu — tłumaczył się Marek — ale za to, o ile o ciebie chodzi, batalion porozsyłał za tobą listy gończe.<br> {{tab}}— To nic nie szkodzi — wtrącił Szwejk — postępek jest całkiem słuszny. Batalion winien był właśnie tak postąpić i rozesłać za mną listy gończe, bo przecież przez tak długi czas nie wiadomo było, gdzie przebywam. Nie można powiedzieć, aby batalion postąpił nierozważnie. — Mówisz, że wszyscy oficerowie są na plebanii na świńskiej wyżerce? Trzeba tam będzie pójść i przedstawić się im, że już jestem, bo i tak się pan oberlejtnant Lukasz z pewnością dość na — martwił o mnie.<br> {{tab}}Krokiem żołnierskim ruszył Szwejk ku plebanii, a po drodze śpiewał:<br> {{tab}}Popatrz na mnie, panno moja,<br> {{tab}}Popatrz jeszcze raz.<br> {{tab}}Oj, zrobili ze mnie pana, Oj zrobili, panno moja! Czy mnie znasz?<br> {{tab}}Nie zatrzymując się, Szwejk wszedł po schodach na górę i zamierzył ku drzwiom, zza których odzywały się głosy oficerów.<br> {{tab}}Rozmawiano tam o wszystkim możliwym i właśnie plotkowano o brygadzie i o nieporządkach, jakie w niej panują, a adiutant brygady dołożył od siebie także coś niecoś, mówiąc między innymi:<br> {{tab}}— Telegrafowaliśmy niby z powodu tego Szwejka...<br> {{tab}}— H i e r! — zawołał Szwejk, otwierając drzwi i wchodząc do pokoju, po czym powtórzył meldunek: H i e r!<br> {{tab}}75<br> {{tab}} <br> {{tab}}Melde gehorsam, Infanterist Szwejk, K o m — p a n i e o r d o n a n z 11 M a r s c h k o m p a n i e!<br> {{tab}}Widząc zdziwione twarze kapitana Sagnera i nadporuczni — ka Lukasza, których opanowywała jakaś cicha rozpacz, nie czekał Szwejk na pytanie i zawołał:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że chcieli mnie rozstrzelać za to, że miałem zdradzić najjaśniejszego pana!<br> {{tab}}— Jezus Maria, Szwejku! Co też wy wygadujecie?! — krzyknął nadporucznik Lukasz, blednąc.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że to było tak, panie oberlejtnant... I Szwejk zaczął szczegółowo opowiadać, jak to się stało.<br> {{tab}}Wszyscy spoglądali na niego oczyma wytrzeszczonymi, on zaś nie zapominał o najdrobniejszych szczegółach i przytoczył nawet takie spostrzeżenie: na grobli tego stawu, nad którym przytrafiła mu się owa przygoda, kwitły niezapominajki. Potem wymieniał nazwiska tatarskie tych ludzi, z którymi spotkał się podczas swej wędrówki, jak na przykład Halimu — labalibej, a do tego nazwiska dodał cały szereg nazwisk zmyślonych: Waliwulawaliwej, Malimulamalimej itd. Nadporucznik Lukasz nie wytrzymał i zawołał na Szwejka:<br> {{tab}}— Ach ty bydlę głupie! Gadaj krótko i zwięźle, bo cię kopnę!<br> {{tab}}Ale Szwejk mówił dalej z wielką szczegółowością, a gdy doszedł w swym opowiadaniu do sądu polowego i mówił o sędziach, dodał, że generał zezował na lewe oko, a major miał oczy niebieskie.<br> {{tab}}Dowódca dwunastej kompanii, Zimermann, rzucił w Szwejka garnuszkiem, z którego pił mocną wódkę, kupowaną u Żyda.<br> {{tab}}Szwejk opowiadał dalej całkiem spokojnie o tym, jak następnie doszło do pociechy religijnej i jak pan major spadt w jego objęciach. Potem świetnie obronił brygadę, do której został wyprawiony, gdy batalion upominał się o niego jako zaginionego. Wreszcie złożył kapitanowi Sagnerowi dokumen<br> {{tab}}76<br> {{tab}} <br> {{tab}}ty, z których okazało się, że przez tę wysoką instancję został uwolniony od jakiejkolwiek odpowiedzialności i oczyszczony z podejrzeń.<br> {{tab}}— Pozwalam sobie posłusznie zameldować — zakończył swoje sprawozdanie — że pan lejtnant Dub znajduje się w brygadzie ze wstrząśniętym mózgiem i wszystkich panów kazał pięknie pozdrowić. Proszę o żołd i pieniądze na tytoń.<br> {{tab}}Kapitan Sagner i nadporucznik Lukasz wymienili z sobą pytające spojrzenia, ale w tej chwili otworzyły się drzwi i żołnierze wnieśli w dużym kociołku dymiącą polewkę pod — gardlankową.<br> {{tab}}Był to początek wszystkich tych rozkoszy, jakie czekały tego wieczoru zebranych na plebanii oficerów.<br> {{tab}}— Ach ty przeklęty włóczęgo! — zawołał kapitan Sagner, będący w ogromnie dobrym usposobieniu przed nastającymi uciechami. — Żebyś sobie zapamiętał, że cię uratowała tylko ta świńska wyżerka!<br> {{tab}}— Szwejku — dodał do tego nadporucznik Lukasz — jeśli stanie ci się jeszcze coś podobnego, to będzie z tobą żle.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że ze mną musi być źle — zasalutował Szwejk — bo gdy człowiek jest na wojnie, to powinien wiedzieć i rozumieć...<br> {{tab}}— Zniknij! — ryknął na niego kapitan Sagner.<br> {{tab}}Szwejk znikł i zeszedł na dół do kuchni. Wrócił tam także zgnębiony Baloun i prosił, aby mu pozwolono obsługiwać przy uczcie nadporucznika Lukasza.<br> {{tab}}Szwejk wszedł akurat w chwili, gdy rozpoczynała się polemika między kucharzem Jurajdą a Balounem.<br> {{tab}}W sporze Jurajda używał wyrazów dość niezrozumiałych.<br> {{tab}}— Jesteś mogoł nienażarty — rzekł do Balouna — żarł — byś aż do potów, a gdyby ci dać podgardlanek dla nadporucznika, to byś się z nimi migdalił na schodach.<br> {{tab}}Kuchnia miała teraz całkiem inny wygląd. Sierżanci rachuby batalionów i kompanij obżerali się według stopni<br> {{tab}}77<br> {{tab}} <br> {{tab}}swoich i zgodnie z planem opracowanym przez kucharza Ju — rajdę. Pisarze z batalionów, telefoniści z kompanij i kilka szarż chciwie pożerało rozrzedzoną polewkę podgardlankową z zardzewiałej miednicy.<br> {{tab}}— Na zdar! — zawołał sierżant rachuby Waniek do wchodzącego Szwejka, ogryzając jednocześnie kopytko. — Był tu przed chwilą nasz jednoroczniak Marek i doniósł nam, że już wróciliście i macie na sobie nowy mundur. Wpakowaliście mnie teraz w ładną bryndzę. Trzeba będzie rozliczyć się za ten mundur z brygadą, a tymczasem wasz mundur znalazł się na grobli stawu, o czym już raportowaliśmy brygadzie przez kancelarię batalionu. W mojej ewidencji jesteście zapisany jako utopiony podczas kąpieli, więc w ogóle nie powinniście byli wracać i robić nam trudności z podwójnym mundurem. Wy nawet pojęcia nie macie, jakich trudności narobiliście batalionowi. Każda część waszego munduru jest u nas zapisana i znajduje się w moich spisach mundurów jako przyrost. Kompania ma o jeden pełny mundur więcej. O tym złożyłem raport batalionowi. Teraz otrzymamy z brygady zawiadomienie, że dostaliście tam nowy mundur. Ponieważ batalion tymczasem melduje w wykazach przyrost jednego kompletu mundurowego... Już ja to znam i wiem, że z tego może być rewizja. Gdy chodzi o takie drobiazgi, to przybywają do nas panowie z intendentury, lecz gdy zginie 2, 000 par butów, to nikt się o takie rzeczy nie troszczy.<br> {{tab}}Ale u nas zaginął ten wasz mundur — dodał z gestem tragicznym Waniek, wysysając szpik z kości i wygrzebując go zapałką, którą przedtem dłubał w zębach — i dla takiego drobiazgu na pewno zjedzie do nas komisja inspekcyjna. Kiedy staliśmy w Karpatach, przyjechała do nas inspekcja dlatego, że jakoby nie dopilnowaliśmy rozporządzenia, aby ze zmarzłych żołnierzy ściągano buty bez uszkodzenia ich. Ściągano je tedy, jak się dało, ale w dwóch wypadkach popękały, a w jednym były już podarte za życia żołnierza. I stała się<br> {{tab}}78<br> {{tab}} <br> {{tab}}bieda. Przyjechał do nas pewien pułkownik z intendentury i gdyby nie to, że natychmiast po przyjeździe dostał rosyjską kulą w łeb i stoczył się w wąwóz, to nie wiem, co by z tego było.<br> {{tab}}— Czy ściągnęliście z niego buty? — zapytał Szwejk z wielkim zainteresowaniem.<br> {{tab}}— Ściągnęliśmy — odpowiedział Waniek w zadumie — to jest ktoś je ściągnął, a my nie zdołaliśmy się dowiedzieć, kto je ściągnął, więc nie mogliśmy ich wpisać do wykazu.<br> {{tab}}Kucharz Jurajda powrócił z piętra i pierwsze jego spojrzenie padło na zmiażdżonego Balouna, który siedział zasmucony i zgnębiony na ławie koło pieca i z wyrazem straszliwej rozpaczy spoglądał na swoje wychudzone brzucho.<br> {{tab}}— Powinieneś przyłączyć się do sekty hezychastów — ze współczuciem rzekł uczony kucharz Jurajda — oni także całymi dniami spoglądają na swój pępek, dopóki im się nie za — cznie wydawać, że z pępka bije łuna świętości. Wtedy są pewni, że osiągnęli stopień pożądanej doskonałości.<br> {{tab}}Jurajda podszedł do kotła i wyjął z niego małą pod — gardlankę.<br> {{tab}}— Żryj, Balounie — rzekł uprzejmie — nażryj się, aż pękniesz, zadław się, zmoro niesyta!<br> {{tab}}Baloun miał łzy w oczach.<br> {{tab}}— U nas w domu, gdy biliśmy wieprze — rzekł na wpół z płaczem, pochłaniając podgardlankę — to najprzód zjadłem porządny kawał nogi albo głowizny, cały ryj, serce, ucho, kawał wątroby, cynadry, śledzionę, kawałek boczku, ozór, a następnie...<br> {{tab}}I dalej mówił głosem cichym, jakim opowiada się bajki:<br> {{tab}}— A następnie przyszła kolej na podgardlanki, sześć, dziesięć sztuczek, na pękate kiszki różnie nadziewane, że człek nie wiedział, czego jąć się naprzód. Wszystko rozpływa się na języku, wszystko pachnie, a człek sobie żre i żre...<br> {{tab}}79<br> {{tab}} <br> {{tab}}Więc myślę sobie — narzekał Baloun — że jeśli kula mnie ominie, to głód mnie dobije i że już nigdy w życiu nie stanę twarzą w twarz wobec brytfanny takiego podgardlankowego nadzienia, jakie robili u nas w domu. — Zimnych nóżek nie lubiłem, prawdę powiedziawszy, bo to się tylko trzęsie na języku i nie pożywi człeka. A znowuż moja żona byłaby za zimnymi nóżkami poleciała na koniec świata. Ale ja nie dałem jej do zimnych nóżek nawet kawałka ucha, bo wszystko chciałem sam pożreć i wybierałem to, co mi najlepiej smakowało. Nie szanowałem tego dobrobytu i tego szczęścia, a teściowi, dożywociarzowi, odmówiłem wieprzka, który mu się należał, sam go zabiłem i sam zeżarłem i jeszcze do tego wszystkiego byłem zbyt chciwy, żeby temu staremu poczciwcowi posłać choć kawałeczek czegoś dobrego. I on mi właśnie potem prorokował, że kiedyś zdechnę z głodu.<br> {{tab}}— No i już zdychasz, bratku — rzekł Szwejk:, który uważnie przysłuchiwał się opowiadaniu Balouna.<br> {{tab}}Kucharza Jurajdę opuścił już nagły napad współczucia dla Balouna, ponieważ ten przysunął się zręcznie ku piecowi, dobył kawał chleba i chciał go zanurzyć w sosie;, który na wielkiej brytfannie opływał dokoła olbrzymią połać pieczeni wieprzowej.<br> {{tab}}Jurajda uderzył Balouna w rękę, tak że jego chleb wpadł do sosu tak zamaszyście jak pływak skaczący z mostu w rzekę.<br> {{tab}}Nie pozostawiając mu czasu, aby mógł wyjąć przysmak z brytfanny, Jurajda schwycił go za kark i wyrzucił za drzwi.<br> {{tab}}Zgnębiony Baloun widział jeszcze przez okno, jak Jurajda widelcem wyławia ten kawał chleba, który nasiąkszy sosem był cały rumiany, i jak podaje go Szwejkowi razem z kawałkiem pieczeni, skrojonej z wierzchu, mówiąc:<br> {{tab}}— Jedz, mój skromny przyjacielu!<br> {{tab}}— Panienko Przenajświętsza — biadał za oknem Baloun — mój chleb w prewecie!<br> {{tab}}80<br> {{tab}} <br> {{tab}}Wymachując długimi rękoma, poszedł na wieś, żeby znaleźć coś do zjedzenia.<br> {{tab}}Szwejk, dojadając szlachetny dar Jurajdy, przemówił żując pełną gębą:<br> {{tab}}— Doprawdy cieszę się, że znowuż jestem śród was. Bardzo byłoby mi przykro, gdybym nie mógł dalej służyć naszej kompanii swoim bogatym doświadczeniem wojskowym.<br> {{tab}}Ocierając z brody sos i tłuszcz, dodał jeszcze:<br> {{tab}}— Nawet nie wiem, co byście sobie beze mnie poczęli, gdyby mnie tam gdzieś byli zatrzymali, a wojna przedłużyłaby się jeszcze o lat kilka.<br> {{tab}}Sierżant rachuby Waniek zapytał z dużym zainteresowaniem:<br> {{tab}}— Co sądzicie, Szwejku, jak też długo trwać będzie ta wojna?<br> {{tab}}— Piętnaście lat — odpowiedział Szwejk. — To całkiem jasne, ponieważ już raz była wojna trzydziestoletnia, a teraz jesteśmy o połowę mądrzejsi niż dawniej, więc 30:2 = 15.<br> {{tab}}— Pucybut naszego kapitana — odezwał się Jurajda — opowiadał, że słyszał, iż jak tylko obsadzimy granice Galicji, to już dalej nie pójdziemy. Rosjanie zaczną wtedy układać się o pokój.<br> {{tab}}— Tak to by się nawet nie opłaciło rozpoczynać wojny — rzekł z naciskiem Szwejk. — Jak wojna, to wojna! Ja stanowczo nie zacznę prędzej mówić o pokoju, dopóki nie będziemy w Moskwie i w Piotrogrodzie. Przecież to nie warte gadania szwendać się koło granicy, skoro jest wojna światowa. Weźmy na przykład Szwedów podczas wojny trzydziestoletniej. Z jak daleka szli, a jednak dostali się aż do Niemieckiego Brodu, gdzie narobili takiego bigosu, że jeszcze dzisiaj po szynkach ludzie wygadują tam od północy po szwedzku i jeden drugiego nie rozumie. Albo Prusacy. To też nie byli przecie sąsiedzi z najbliższej wioski, a na Lipnicy pamiętają ich<br> {{tab}}Szwejk. 6IV<br> {{tab}}81<br> {{tab}} <br> {{tab}}starsi ludzie bardzo dobrze. Dostali się aż do Jedouchowa i do Ameryki i z powrotem.<br> {{tab}}— Ostatecznie — rzekł Jurajda, któremu od wyrobu pod — gardlanek poplątało się cokolwiek w głowie, tak iż stracił równowagę ducha — wszyscy ludzie powstali z karpi. Weź — cie, kochani przyjaciele, teorię rozwoju Darwina...<br> {{tab}}Dalszy jego wywód został przerwany wtargnięciem jednorocznego ochotnika Marka.<br> {{tab}}— Uciekajcie! Ratujcie się! — zawołał Marek. — Porucznik Dub przyjechał przed chwilą automobilem i przywiózł z sobą tego zafajdanego kadeta ’ Bieglera.<br> {{tab}}— Nic mu nie lepiej — informował Marek dalej swoich słuchaczy. — Gdy wysiadł z auta, wtargnął do kancelarii, a ja wychodząc stąd, postanowiłem przespać się trochę. Wyciągnąłem się w kancelarii na ławie i już mile zasypiałem, gdy wtem przyskoczył do mnie kadet Biegler i ryknął: Rabach! — Porucznik postawił mnie na nogi i też zaczął: — A co, czy nie zgrabnie zaskoczyłem pana jednorocz — niaka w kancelarii przy niespełnianiu obowiązków? Sypiać wolno po capstrzyku. — Ku czemu dodał od siebie Biegler: — Ustęp 16, § 9 przepisów koszarowych. — Wtedy porucznik Dub huknął pięścią w stół i krzyknął: — Batalion chciał się. mnie może pozbyć, ale nie myślcie sobie, żo to był wstrząs mózgu? Mój łeb wytrzyma nie takie rzeczy! — Kadet Biegler przerzucał papiery na stole i dla wiadomości swojej odczytał między innymi na głos: — Rozkaz do dywizji nr 280! — Porucznik Dub myślał, że kadet pokpiwa sobie z niego z powodu jego ostatniego zdania, i zaczął mu robić wyrzuty z powodu nieprzyzwoitego i impertynenckiego zachowywania się wobec starszego oficera. Teraz zabrał go z sobą i poszedł z nim do kapitana, żeby na niego naskarżyć.<br> {{tab}}Po chwili obaj weszli do kuchni, przez którą trzeba było przejść, gdy się szło na górę, gdzie siedzieli wszyscy oficerowie i gdzie przy wieprzowym udźcu pucołowaty chorąży<br> {{tab}}82<br> {{tab}} <br> {{tab}}Mal’y śpiewał arię z Trawiaty, bekając przy tym po kapuście i tłustym mięsie.<br> {{tab}}Gdy porucznik Dub wkroczył do kuchni, Szwejk zakomenderował:<br> {{tab}}— Habacht! — Wszyscy wstać!<br> {{tab}}Porucznik Dub podszedł do samego Szwejka i wrzasnął mu prosto w nos:<br> {{tab}}— Teraz możesz się cieszyć, ty drabie! Koniec z tobą i amen! Każę cię wypchać na pamiątkę dla 91 pułku.<br> {{tab}}— Zum Befel, panie lejtnant — zasalutował Szwejk. — Pewnego razu czytałem, posłusznie melduję, że była wielka bitwa i że w tej bitwie poległ jakiś szwedzki król razem z koniem. Obie padliny wyprawiono do Szwecji i teraz te dwa trupy stoją wypchane w muzeum w Sztokholmie.<br> {{tab}}— Skąd masz takie wiadomości, ty parobku? — wrzasnął porucznik Dub.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że od swego brata, profesora.<br> {{tab}}Porucznik Dub odwrócił się, splunął i popychając przed sobą kadeta Bieglera, zamierzył ku sieni, przez którą szło się na górę. Ale nie wytrzymał, obrócił się we drzwiach i z nieubłaganą surowością rzymskiego cezara, decydującego o losach gladiatora zranionego w cyrku, zrobił gest kciukiem prawej dłoni i krzyknął na Szwejka:<br> {{tab}}— Palce na dół!<br> {{tab}}— Posłusznie melduję — krzyczał za nim Szwejk, że już są na dole!<br> {{tab}}Kadet Biegler był słaby jak mucha. Przeszedł w ciągu niedługiego czasu przez kilka stacyj cholerycznych i po wszystkich manipulacjach, które przedsiębrano wobec niego jako podejrzanego o cholerę, przyzwyczaił się całkiem nieświadomie popuszczać czasami w spodnie. Aż wreszcie dostał się w ręce jakiegoś porządnego specjalisty pewnej stacji cholerycznej, gdzie nie znaleziono w jego wydalinach żadnych<br> {{tab}}6*IV<br> {{tab}}83<br> {{tab}} <br> {{tab}}bakteryj cholerycznych, zahartowano mu kiszki tanniną i wylatano je w ogóle tak dobrze, że kadet Biegler mógł wreszcie zostać wysłany do najbliższego dowództwa etapu jako „frontdiensttauglic h“, chociaż biedak ledwo się trzymał na nogach po wszystkich kuracjach szpitalnych.<br> {{tab}}Ów specjalista był człowiekiem wielkiej zacności. Gdy kadet Biegler zwracał mu uwagę, że czuje się bardzo słabym, ten odpowiedział mu z uśmiechem:<br> {{tab}}— Złoty medal za dzielność udźwignie pan jeszcze. Wszak pan się dobrowolnie zgłosił na wojnę jako ochotnik.<br> {{tab}}Stało się tedy, że kadet Biegler wyruszył na zdobywanie złotego medalu.<br> {{tab}}Jego zahartowane kiszki nie wydzielały już rzadkiego płynu w spodnie, ale pomimo to pozostało mu jako pamiątka po cholerycznych stacjach nieznośne parcie, tak że od ostatniego etapu aż do sztabu brygady, gdzie spotkał się z porucznikiem Dubem, podróż jego była jakąś manifestacyjną wędrówką po wszystkich możliwych wychodkach. Kilka razy spóźnił się na pociąg, ponieważ wysiadywał po wychodkach dworcowych tak długo, iż pociągi czekać na niego nie mogły. Czasem znowuż przegapił przesiadanie, siedząc w ustępie wagonu.<br> {{tab}}Ale pomimo wszystkich wychodków, jakie właziły mu w drogę, Biegler jednak przybliżał się ku brygadzie.<br> {{tab}}Porucznik Dub powinien był jednak jeszcze przez kilka dni pozostać na kuracji w brygadzie, ale tegoż samego dnia, gdy Szwejk odjechał do batalionu, sztabowy lekarz zabrał się do porucznika i dowiedziawszy się, że po południu automobil sanitarny odjeżdża w kierunku 91 batalionu, wyprawił go tym samym automobilem do jego oddziału.<br> {{tab}}Lekarz był bardzo rad, że pozbył się porucznika Duba, który jak zazwyczaj, każde swoje zdanie potwierdzał słowy:<br> {{tab}}— O tym jeszcze przez wojną rozmawialiśmy u nas z kapitanem okręgu.<br> {{tab}}84<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Mit deinem Bezirkshauptmann kanns d u mir Arsch Iecken — pomyślał lekarz sztabowy i bardzo był rad przypadkowi, że auto sanitarne jechało właśnie na Kamionkę Strumiłową przez Żółtaniec.<br> {{tab}}Szwejk nie widział w brygadzie kadeta Bieglera jedynie dlatego, że ten znowuż przez dwie godziny siedział w pewnej ubikacji z przyrządem do spłukiwania, przeznaczonej na użytek oficerów brygady.<br> {{tab}}Śmiało rzec można, że kadet Biegler w takich miejscach nigdy nie tracił czasu na darmo, ponieważ powtarzał sobie w duchu wszystkie sławne bitwy wojsk austriackowęgierskich, poczynając bitwą pod Nórdlingen dnia 6 września 1634 roku, a kończąc bitwą pod Sarajewem dnia 19 sierpnia 1878 roku.<br> {{tab}}Kiedy po niezliczone razy pociągał za łańcuch płuczki klozetowej i gdy woda z łoskotem spadała na porcelanę, kadet Biegler przymykał oczy i marzył o zgiełku bitew, o natarciu jazdy i huku dział.<br> {{tab}}Spotkanie porucznika z kadetem Bieglerem nie należało do najmilszych i stało się przyczyną kwasów w ich późniejszych stosunkach służbowych i pozasłużbowych.<br> {{tab}}Mianowicie zdarzyło się, że porucznik Dub już po raz czwarty dobijał się do klozetu, a ciągle znajdował go zamkniętym.<br> {{tab}}— Kto tam siedzi? — zapytał wreszcie.<br> {{tab}}— Kadet Biegler, 11 marszkompania, batalion En. 91 pułku — brzmiała dumna odpowiedź.<br> {{tab}}— A tutaj — przedstawiał się kandydat klozetu po drugiej stronie drzwi — porucznik Dub z tej samej kompanii.<br> {{tab}}— Zaraz skończę, panie poruczniku!<br> {{tab}}— Czekam!<br> {{tab}}Porucznik Dub spoglądał niecierpliwie na zegarek. Nikt by nie uwierzył jakiej potrzeba energü’i wytrwałości, aby w sytuacji podobnej wytrzymać przed drzwiami całych 15<br> {{tab}}85<br> {{tab}} <br> {{tab}}minut, potem jeszcze 5 i jeszcze, podczas gdy na pukanie, walenie pięścią i kopanie nogami otrzymuje się zawsze tę samą odpowiedź:<br> {{tab}}— Zaraz kończę, panie poruczniku!<br> {{tab}}Porucznik Dub dostał ataku gorączki, gdy po obiecującym szeleście papieru upłynęło dalszych siedem minut, a drzwi się nie otwierały.<br> {{tab}}Kadet Biegler był na szczęście jeszcze tak dalece taktowny, że wyczekiwał ze spuszczeniem wody.<br> {{tab}}Porucznik Dub w przystępie gorączki zaczął rozmyślać, czy nie należałoby udać się ze skargą do dowództwa brygady, które być może wydałoby rozkaz wyłamania drzwi i wyciągnięcia stamtąd kadeta Bieglera przemocą. Przychodziło mu też do głowy, że ma się tu może do czynienia z naruszeniem dyscypliny.<br> {{tab}}Dopiero po upływie dalszych pięciu minut porucznik Dub zauważył, że za ewentualnie wyłamanymi drzwiami nie miałby właściwie już nic do czynienia, bo mu się dawno ode — chciało. Wystawał wszakże przed klozetem niejako z zasady, kopiąc w drzwi, za którymi odzywało się wciąż to samo zapewnienie:<br> {{tab}}— In einer Minutę fertig, Herr L e u t n a n t.<br> {{tab}}Wreszcie słychać było, że kadet Biegler spuszcza wodę i po chwili obaj panowie spotkali się twarzą w twarz.<br> {{tab}}— Kadecie Biegler — zagrzmiał na niego porucznik Dub — nie myślcie sobie, że przyszedłem tutaj w tym samym celu co i wy. Przyszedłem tu dlatego, że mi się pan po swoim przybyciu do sztabu brygady nie zameldował. Czy nie zna pan przepisów? Czy wie pan, komu dał pan pierwszeństwo?<br> {{tab}}Kadet Biegler przez chwilę zastanawiał się gruntownie, czy może jednak nie dopuścił się jakiej niewłaściwości, która kłóciłaby się z dyscypliną i z przepisami regulującymi stosunki między oficerami niższymi i wyższymi.<br> {{tab}}86<br> {{tab}} <br> {{tab}}W jego wiadomościach w tej dziedzinie istniała olbrzymia luka niby bezdenna przepaść.<br> {{tab}}W szkole nikt im takiej rzeczy nie wykładał, aby wiedzieli, jak się winien zachowywać oficer niższego stopnia względem oficera stopnia wyższego.<br> {{tab}}Czy może miał sobie przerwać, wylecieć jak bomba z klozetu i jedną ręką przytrzymując spodnie, drugą salutować?<br> {{tab}}— Proszę mi odpowiedzieć, panie kadecie Biegler! — wyzywająco wołał porucznik Dub.<br> {{tab}}Ale w tej chwili wpadł kadet Biegler na szczęśliwą odpowiedź, która zawikłaną sytuację rozwikłała natychmiast:<br> {{tab}}— Panie poruczniku, nie miałem pojęcia po swoim przybyciu do sztabu brygady, że pan się tu znajduje, a po załatwieniu swoich spraw w kancelarii udałem się natychmiast do klozetu, gdzie pozostawałem aż do przyjścia pańskiego.<br> {{tab}}I głosem uroczystym dodał:<br> {{tab}}— Kadet Biegler melduje się panu porucznikowi Dubowi.<br> {{tab}}— Sam pan widzi, że to nie byle co — z goryczą rzekł porucznik Dub. — Zdaniem moim, panie kadecie Biegler, powinien pan był natychmiast po przybyciu do sztabu brygady zapytać się w kancelarii, czy nie ma tu przypadkiem którego z oficerów naszego batalionu i naszej kompanii. O zachowaniu pańskim zadecydujemy w batalionie. Odjeżdżam do batalionu autem, a pan pojedzie ze mną. Proszę mi się nie wykręcać!<br> {{tab}}Kadet Biegler zaznaczył mianowicie, że w kancelarii sztabu brygady wyznaczono mu marszrutę kolejową, który to sposób podróżowania wydawał mu się daleko wygodniejszym przez wzgląd na nieustaloną równowagę jego kiszek. Każde dziecko przecież wie, że automobile takich urządzeń nie posiadają. Zanim przejedziesz 180 kilometrów możesz mieć wszystko w spodniach.<br> {{tab}}Diabli wiedzą, jak to się stało, że dygotanie automobilu<br> {{tab}}87<br> {{tab}} <br> {{tab}}nie miało zrazu, gdy wyjechali, żadnego wpływu na kadeta Bieglera.<br> {{tab}}Porucznik Dub był wprost zrozpaczony, że nie uda mu się przeprowadzić zamierzonego planu zemsty. Gdy bowiem ruszyli w drogę, porucznik Dub myślał w duchu:<br> {{tab}}— Czekaj, kadecie Biegler! Jeśli przytrafi ci się coś takiego, nie myśl, że każę zatrzymać auto na pierwsze twoje życzenie.<br> {{tab}}W tym też celu prowadził miłą rozmowę, o ile pozwalała na nią szybkość, z jaką łykali kilometry, i wywodził, że automobile wojskowe, mające wyznaczoną marszrutę, nie mogą trwonić benzyny i zatrzymywać się po drodze.<br> {{tab}}Kadet Biegler odpowiedział na to całkiem trafnie, że gdy automobil stoi i czeka na kogoś, to w ogóle nie potrzebuje benzyny, ponieważ szofer wyłącza motor.<br> {{tab}}— Jeśli w czasie oznaczonym ma się przybyć na właściwe miejsce — wywodził dalej porucznik Dub — to nie wolno zatrzymywać się nigdzie.<br> {{tab}}Na to kadet Biegler wcale nie odpowiedział.<br> {{tab}}Tak cięli powietrze przez jaki kwadrans, gdy wtem porucznik Dub poczuł, że ma jakoś dziwnie rozdęte brzucho i że dobrze byłoby zatrzymać auto, wysiąść, wleźć do rowu, zdjąć spodnie i szukać ulgi.<br> {{tab}}Trzymał się po bohatersku aż do 126 kilometru, ale wreszcie pociągnął szofera energicznie za płaszcz i wrzasnął mu do ucha:<br> {{tab}}— Halt!<br> {{tab}}— Kadecie Biegler — rzekł łaskawie porucznik Dub, zeskakując z auta i co rychlej pędząc do rowu — teraz masz pan sposobność. Korzystaj pan.<br> {{tab}}— Dziękuję — odpowiedział kadet Biegler — nie chcę na próżno zatrzymywać auta.<br> {{tab}}A chociaż kadet Biegler całą siłą woli musiał panować nad swoimi zdemoralizowanymi kiszkami, to jednak powie<br> {{tab}}88<br> {{tab}} <br> {{tab}}dział sobie w duchu, że woli narobić w spodnie, niż stracić sposobność do zadrwienia z porucznika.<br> {{tab}}Zanim dojechali do Żółtańca, porucznik Dub jeszcze dwa razy kazał zatrzymać automobil, a na ostatnim przystanku rzekł ze złością do Bieglera:<br> {{tab}}— Na obiad miałem polski bigos. Z batalionu zatelegrafuję skargę na brygadę. Użyto zepsutej kapusty kiszonej — i bezwartościowego mięsa, niezdatnego do użytku. Zuchwałość kucharzy przekracza wszelkie granice. Kto mnie jeszcze nie — zna, ten mnie pozna.<br> {{tab}}— Feldmarszałek NostitzRhieneck, elita kawalerii rezerwowej — odpowiedział na to kadet Biegler — wydał dziełor „W as schadet dem Magen im Krieg e“, a w dziele tym zalecał przy wysiłkach wojennych unikanie wieprzowego mięsa w ogóle. Każde nadużycie podczas marszu jest szkodliwe.<br> {{tab}}Porucznik Dub nie odpowiedział na to ani słowem i tylko — sobie pomyślał:<br> {{tab}}— Pluję na twoją uczoność, ty smyku!<br> {{tab}}Ale potem, zastanowił się nad słowami kadeta Bieglera i wyrwał się ze zgoła głupim zapytaniem:<br> {{tab}}— Mówi pan o nadużyciu. Czy przypuszcza pan, panie kadecie Biegler, że oficer, względem którego pan uważać się winien za podwładnego, jada nieumarkowanie? Czy może — chciał pan powiedzieć, panie kadecie Biegler, że się obżar — łem? Niech pan będzie pewien, że za to grubiaństwo zda mi pan rachunek. Dziękuję za takie komplementy! Pan mnie — jeszcze nie zna, ale jak mnie pan pozna, to popamięta pan porucznika Duba.<br> {{tab}}Przy ostatnim słowie byłby sobie przegryzł język, bo — auto wpadło w jakiś wybój.<br> {{tab}}Kadet Biegler znowuż nic nie odpowiedział, co tak rozgniewało porucznika Duba, że zapytał:<br> {{tab}}89 —<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Słuchaj pan, panie kadecie Biegler, sądzę, iż uczono pana, że na pytanie swego przełożonego winien pan dawać odpowiedzi.<br> {{tab}}— Tak jest — rzekł kadet Biegler — istnieje taki przepis. Przedtem wszakże należałoby zanalizować nasz stosunek wzajemny. O ile mi wiadomo, nie mam jeszcze przydziału, tak że nie może być mowy o tym, aby pan był moim przełożonym, panie poruczniku. Najważniejsze jest wszakże to, że w kołach oficerskich odpowiada się na pytania przełożonych jedynie w sprawach służbowych. My dwaj, siedzący tutaj w aucie, nie reprezentujemy żadnej jednostki bojowej o określonym przeznaczeniu wojskowym. Między nami nie ma żadnego stosunku służbowego. Obaj jedziemy do swoich oddziałów i nie byłoby zgoła żadnym służbowym wypowiedzeniem się, gdybym odpowiedział, czy chciałem, czy też nie chciałem powiedzieć, że pan się obżarł, panie poruczniku.<br> {{tab}}— Już pan skończył? — ryknął na niego porucznik Dub. — Pan jest...<br> {{tab}}— Już skończyłem — głosem spokojnym odpowiedział kadet Biegler. — Niech pan pamięta, panie poruczniku, że z tym, co tu między nami zaszło, niezawodnie mieć będzie do czynienia oficerski sąd honorowy.<br> {{tab}}Porucznik Dub tracił przytomność ze złości. Wściekał się. Było to osobliwością jego natury, że gdy się rozgniewał, to mówił jeszcze większe głupstwa, niż gdy był spokojny. Dlatego odmruknął pod nosem:<br> {{tab}}— O panu wypowie się sąd wojskowy.<br> {{tab}}Kadet Biegler skorzystał z tej sposobności, żeby przeciwnika dobić ostatecznie, i dlatego tonem jak najprzyjaźniej — szym rzucił:<br> {{tab}}— Żartujesz, kolego.<br> {{tab}}Porucznik Dub krzyknął na szofera, żeby zatrzymał auto.<br> {{tab}}— Jeden z nas musi iść piechotą — rzęził.<br> {{tab}}90<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Ja jadę — odpowiedział spokojnie kadet Biegler — a ty, kolego, rób, co ci się podoba.<br> {{tab}}— Jechać! — krzyknął porucznik Dub głosem furiata na szofera i otulił się milczeniem, jak Juliusz Cezar togą, gdy spiskowcy zbliżali się ku niemu ze sztyletami, aby go zabić.<br> {{tab}}Tak przybyli do Żółtańca, gdzie znaleźli ślad batalionu.<br> {{tab}}Podczas gdy porucznik Dub z kadetem Bieglerem jeszcze na schodach kłócili się o to, czy kadet, który jeszcze nie ma przydziału, może mieć pretensje do podgardlanek z tej ich liczby, jaka przypada na oficerów poszczególnych kompanij, na dole w kuchni byli już wszyscy syci, poukładali się wygodnie na ławach i rozmawiali o wszystkim możliwym, kurząc fajki tak zajadle, że w izbie było zupełnie ciemno.’<br> {{tab}}Kucharz Jurajda oświadczył:<br> {{tab}}— Zrobiłem dzisiaj znakomite odkrycie. Sądzę, że mamy tu do czynienia z zasadniczym przewrotem w kucharstwie. Ty, Wańku, wiesz przecie, że po całej wsi daremnie szukałem majeranku do podgardlanek.<br> {{tab}}— Herba majoranae — rzekł sierżant rachuby Waniek, przypominając sobie, że jest drogistą.<br> {{tab}}Jurajda mówił dalej:<br> {{tab}}— Niezbadane są drogi ducha ludzkiego, chwytającego się najróżnorodniejszych sposobów, odsłaniającego nowe horyzonty i wynajdującego rzeczy, o jakich ludzkości nie śniło się dotychczas... Szukam ja tedy po wszystkich domach majeranku, tłumaczę, objaśniam na co mi to potrzebne i jak to wygląda...<br> {{tab}}— Trzeba było powiedzieć, jak on pachnie — odezwał się z ławy Szwejk. — Trzeba było powiedzieć, że majeranek pachnie tak, jak gdy się wącha buteleczkę atramentu w alei kwitnących akacyj. Na pagórku Bohdalec pod Pragą...<br> {{tab}}— Ależ, Szwejku — przerwał mu głosem błagalnym jednoroczny ochotnik Marek — pozwól dokończyć Jurajdzie.<br> {{tab}}Jurajda mówił dalej:<br> {{tab}}— W pewnym domu natknąłem się na starego wysłużo<br> {{tab}}91<br> {{tab}} <br> {{tab}}nego żołnierza z czasów okupacji Bośni i Hercegowiny, który odbył służbę wojskową w Pardubicach u ułanów i jeszcze dzisiaj umie po czesku. Człowiek ten zaczął się ze mną sprzeczać, że w Czechach nie dodaje się do podgardlanek majeranku, ale rumianek. Nie wiedziałem naprawdę, co mam począć, bo przecie każdy rozsądny człowiek, który nie ma przesądów, uznać musi, że śród korzeni, jakimi przyprawia się podgard — lanki, majeranek, to królewicz. Trzeba było wynaleźć na poczekaniu taką namiastkę, która zastąpiłaby charakterystyczny i swoisty zapach majeranku. Otóż w pewnej chałupie znalazłem pod obrazem jakiegoś świętego ślubny wianuszek mirtowy. Trafiłem na nowożeńców, gałązki mirtu w wianuszku były jeszcze dość świeże. Użyłem więc mirtu jako przyprawy do podgardlanek; oczywiście, przedtem trzeba było sparzyć wianuszek trzy razy wrzącą wodą, żeby listki zmiękły i pozbyły się zbyt ostrego zapachu i smaku. Rzecz prosta, że gdy ten wianuszek ślubny zabierałem do podgardlanek, płaczu było wiele. Na odchodnym właściciele zapewnili mnie, że za takie straszne świętokradztwo (wianuszek był poświęcany) najbliższa kula mnie zabije. Jedliście przecie polewkę z podgardlanek i żaden z was nie spostrzegł, że zamiast majerankiem pachniała mirtem.<br> {{tab}}— W Hradcu Jindrzycha — odezwał się Szwejk — był przed laty wędliniarz Józef Linek, a ten Linek miał zawsze na półce dwa pudełka: w jednym znajdowała się mieszanina korzeni, której używał do podgardlanek i kiszek, w drugim trzymał proszek na robaki, ponieważ zdarzyło mu się stwierdzić, że klienci jego rozgryźli nieraz pluskwę lub prusaka w podgardlance czy też w kiszce. Ów Linek mawiał zawsze, że o ile chodzi o pluskwę, to ma ona smak korzenny i przypomina gorzkie migdały, jakich używa się do ciasta, ale pru — saki śmierdzą w kiełbasach jak stara biblia, dotknięta pleśnią. Dlatego też bardzo dbał o czystość w swoim warsztacie i wszędzie gorliwie sypał proszek na robaki. Razu pewnego<br> {{tab}}92<br> {{tab}} <br> {{tab}}robił sobie zacny człowiek kiszki, a miał akurat katar. Niewiele myślący łapie pudełko z proszkiem na robaki i sypie w farsz podgardlankowy. Od tego czasu po kiszki i pod — gardlanki chodzili wszyscy tylko do Linka. Ludzie tłumem pchali się do sklepu. A chłop był łepski, bo zaraz wymiarko — wał, że to zawdzięcza temu proszkowi na robaki i od tego czasu zamawiał całe skrzynie tego specjału za pobraniem, ale firmie nakazał, żeby na skrzynce pisała: ziele indyjskie. Był to jego sekret, który zabrał z sobą do grobu. Ale najciekawsze było to, że w domach rodzin, które kupowały kiszki u niego, wyginęły pluskwy i prusaki. Od tego czasu Hradec Jindrzy — cha należy do najczystszych miast w całych Czechach.<br> {{tab}}— Już skończyłeś? — zapytał jednoroczny ochotnik Marek, który niezawodnie także pragnął wtrącić się do rozmowy.<br> {{tab}}— Co dotyczy Linka, to już skończyłem — odpowiedział Szwejk — ale znam podobny przypadek, który zdarzył się w Beskidach. Lecz o nim opowiem wam dopiero, gdy będziemy staczali walki.<br> {{tab}}Jednoroczny ochotnik Marek rozgadał się na dobre:<br> {{tab}}— Sztukę kucharską najlepiej poznać można podczas wojny, osobliwie na froncie. Pozwolę sobie zrobić małe porównanie. Przed wojną czytywaliśmy i słyszeliśmy nieraz o tak zwanych chłodnikach, to jest zupach, do których dodaje się lód, a które cieszą się wielkim powodzieniem w północnych Niemczech, w Danii i Szwecji. Otóż i macie. Przyszła wojna i latoś w zimie w Karpatach mieli żołnierze tej zmarzłej zupy tyle, że już na nią patrzeć nie mogli. A przecież to specjał.<br> {{tab}}— Zmarznięty gulasz można jeść — rzekł sierżant rachuby Waniek — ale niedługo; najwyżej tydzień. Z powodu takiego zmarzniętego gulaszu nasza 9 kompania opuściła pozycje.<br> {{tab}}— Jeszcze w czasie pokoju — rzekł Szwejk z niezwykłą powagą i godnością — dokoła kuchni i najrozmaitszych po<br> {{tab}}93<br> {{tab}} <br> {{tab}}traw kręciło się w wojsku wszystko. Mieliśmy na przykład w Budziejowicach oberlejtnanta Zakrejsa, który stale się szwendał dokoła kuchni oficerskiej, a gdy który z szeregowców coś spłatał, to mu kazał stanąć na baczność i ryknął na niego: — Ty łobuzie jeden, jeśli popełnisz jeszcze raz coś podobnego, to z gęby twojej zrobię mięciutkie bitki, rozdepczę cię jak tłuczone kartofle i każę ci to zeżreć. Pocieknie z ciebie kałdun z ryżem i będziesz wyglądał jak szpikowany zając na brytfannie. Sam więc widzisz, że się musisz poprawić, jeśli nie chcesz, żeby ludzie myśleli, że zrobiłem z ciebie faszerowaną pieczeń z kapustą.<br> {{tab}}Dalszy wykład o tym, w jaki sposób używano jadłospisu przy wychowywaniu żołnierzy w czasach przedwojennych, został przerwany wielkim krzykiem na piętrze, gdzie kończyła się uroczysta wyżerka.<br> {{tab}}W chaosie głosów można było odróżnić głos kadeta Bie — glera, krzyczącego:<br> {{tab}}— Żołnierz już w czasie pokoju winien wiedzieć, czego żąda od niego wojna, a podczas wojny nie powinien zapominać o tym, czego nauczył się na placu ćwiczeń.<br> {{tab}}Następnie dał się słyszeć sapliwy głos porucznika Duba:<br> {{tab}}— Proszę o ustalenie faktu, że już po raz trzeci zostałem obrażony.<br> {{tab}}Na piętrze działy się rzeczy wielkie.<br> {{tab}}Porucznik Dub, który wobec kadeta Bieglera miał zamiary zgoła zdradliwe i chciał go pogrążyć wobec komendanta batalionu, zaraz przy wejściu między oficerów powitany został wielkim hałasem. Wszyscy znajdowali się pod wpływem znakomitego działania żydowskiej wódki.<br> {{tab}}Podrwiwając z jego niefortunnej przygody przy jeździe wierzchem, jeden przez drugiego pokrzykiwali na porucznika Duba:<br> {{tab}}— Bez grooma rady nie dasz! — Płochliwy mustang! —<br> {{tab}}94<br> {{tab}} <br> {{tab}}Jak długo przebywałeś, kolego, śród cowboyów na dzikim zachodzie? — Artysta jazdy konnej!<br> {{tab}}Kapitan Sagner szybko napoił go szklanką przeklętej gorzałki i urażony porucznik usiadł przy stole. Stare poturbowane krzesło przystawił obok nadporucznika Lukasza, który powitał go słowy przyjaznymi:<br> {{tab}}— Wszystko już zjedzone, kolego.<br> {{tab}}Smutna postać kadeta Biegiera została niedostrzeżona,. pomimo że ten ściśle według przepisu obszedł cały stół, i poczynając od kapitana Sagnera, meldował się wszystkim oficerom po kolei, powtarzając w kółko, chociaż wszyscy go dobrze widzieli:<br> {{tab}}— Kadet Biegler przybył do sztabu batalionu.<br> {{tab}}Potem sięgnął po pełną szklanicę, usadowił się z nią zgoła skromnie koło okna i czekał na odpowiednią chwilę, aby wyrzucić w powietrze jedną ze swoich mądrości, zaczerpniętych z podręczników.<br> {{tab}}Porucznik Dub, któremu to straszliwe ględzenie mąciło w głowie, zapukał palcem w stół i bez jakiegokolwiek wstępu zwrócił się do kapitana Sagnera:<br> {{tab}}— Z kapitanem okręgu mawialiśmy zawsze: patriotyzm, wierne spełnianie obowiązków, przezwyciężanie samego siebie, to najlepsza broń podczas wojny. Wspominam o tym właśnie dzisiaj, gdy wojska nasze w czasie najbliższym przekroczą granice*.<br> {{tab}}Kadet Biegler odezwał się spod okna:<br> {{tab}}— Przekraczanie granic wielkiego państwa jest zawsze operacją bardzo w&żną. Studiowałem mapę w czasie swego ostatniego pobytu w baraku cholerycznym i ustaliłem, że na odcinku, który właśnie obsadzamy, mamy przeciwko sobie siły trójkąta rosyjskich twierdz: Łuck, Dubno, Równe. Będziemy mieli do czynienia nie tylko z piechotą w rowach strze<br> {{tab}}* Tu kończy się rękopis f Jaroslava Haska.<br> {{tab}}95<br> {{tab}} <br> {{tab}}leckich i parą ośmiocentymetrowych i dwunastocentymetro — wych armat. Pójdziemy na twierdze, na osłony betonowe; będą nas bili z ciężkich dział fortecznych. A to jest co innego niż walki polowe. Główne zadanie przypadnie artylerii, która w twierdzy narobi dziur, a my wleziemy w te dziury jak szarańcza. Potem bić się będziemy na bagnety: Hurra! Hurra!<br> {{tab}}Kadet Biegler był już pijany i nic na świecie nie wydawało mu się równie łatwe, jak zdobywanie twierdz rosyjskich.<br> {{tab}}Na jego wywody poważnie i roztropnie odpowiedział porucznik Dub, któremu wódka też już razsadzała mózg i dawała skrzydła myślom.<br> {{tab}}— Całkiem słusznie. Ale artyleria będzie robiła tylko przejścia. Zdobywanie i obsadzanie twierdz będzie dziełem piechoty. Musi ona być odważna, bohaterska, przed niczym się nie cofająca. Piechota musi posiadać ideę, a tą ideą jest patriotyzm, miłość dla cesarza, troska o szczęście państwa. Naszemu wojsku tej rzeczy nie braknie i dlatego wojnę wygramy. Bo wojnę wygrywa idea, idea i jeszcze raz idea! Jeszcze przed wojną mówił to samo pan kapitan okręgu. Panowie koledzy, towarzysze broni! Czy zdajecie sobie sprawę z tego, jaka to wielka rzecz, gdy się do boju idzie z ideą!? Tylko idei potrzeba dla wygrania wojny!<br> {{tab}}Lejtnant Dub rozejrzał się pijanym wyzywającym wzrokiem po oficerach, oczekując wyrazów zgody. Samemu sobie wydawał się czymś w rodzaju Eugeniusza Sabaudzkiego, który mawiał: — Do wygrania wojny potrzebne są pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze. — Nawet przez myśl mu nie przeszło, że jego własny program jest daleko trudniejszy w wykonaniu niż program garbatego księcia francuskiego.<br> {{tab}}Ale kapitan Sagner okiem ospałym i tępym patrzył przed siebie, jakby wypatrywał czegoś w kącie izby, a nadporucznik Lukasz przycinał scyzorykiem paznokcie.<br> {{tab}}96<br> {{tab}} <br> {{tab}}Dub zaczął wywodzić na nowo:<br> {{tab}}— Największą rolę w życiu żołnierzy odgrywa ich wychowanie. A wychowaniem zajmujemy się my, nauczyciele w szkole. Jesteśmy profesorami i wychowawcami. My budujemy podwaliny pod ducha żołnierzy, jaki ma być podczas wojny. Każdy może też zauważyć, że postawa wobec wojny ludzi wychowanych w szkole, czyli inteligencji, jest inna niż postawa ludzi prostych. Dla prostego żołnierza wojna nie jest niczym innym, tylko lataniem za dziewczynami, pijaństwem i zgrywaniem się w karty. Czy nie mam racji?<br> {{tab}}Porucznik Dub jednym duszkiem wypił szklankę mocnej wódki, cuchnącej denaturatem.<br> {{tab}}Kadet Biegler siedzący przy oknie uśmiechał się głupkowato. Kapitan Sagner mruknął coś pod nosem i wyszedł na dwór, kilku oficerów poukładało głowy na stole i spało, chrapiąc co się zowie, a Dub, nie panujący już nad językiem, ględził w dalszym ciągu:<br> {{tab}}— Wszystko dla cesarza. Wszystko dla dziecka! Najwyższą sprawą tego świata jest pomyślność państwa! Niech żyje armia! Wszystko dla dziecka!<br> {{tab}}Tak więc hasło starego cesarza, które zdawało się być szlachetne i w najwyższym stopniu ludzkie, rozbrzmiewało pod stropem szkoły galicyjskiej wobec oficerów armii cesarskiej, z których ani jeden nie był w stanie zrozumieć je i rozważyć, że w praktyce wyrażało ono tę samą troskę, jaką gospodynie otaczają prosięta, gdy do koryta dolewają im po trosze mleka, żeby prędzej podrosły i dojrzały dla noża rzeźniczego, żeby miały delikatniejsze i smaczniejsze mięso i żeby za pieczę, jaką je otaczano, wydały stokrotne zyski.<br> {{tab}}Dub, który dostawał łagodnego delirium wrzasnął jeszcze:<br> {{tab}}— Idea, idea, idea! Gdyby Austrii nie było, to trzeba by ją stworzyć! Niech żyje nieboszczyk Palacky!<br> {{tab}}Zwalił się z krzesła pod stół.<br> {{tab}}Kapitan Sagner powrócił, za nim wpadł do izby kucharz<br> {{tab}}Szwejk 7IV<br> {{tab}}97<br> {{tab}} <br> {{tab}}Jurajda, zgorączkowany, z wypiekami na twarzy, zirytowany i wściekły. Stuknął obcasami i salutował, nie bacząc na to, że nie miał czapki na głowie:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że go zeżarł! Od a do zet;, ani kawałeczka nie zostawił! Nawet szpagat zeżarł! Panie kapitanie, posłusznie melduję, że ja temu nie winien. Ułożyłem go, żeby ostygł, a on wziął i zeżarł go. Taki ładny salceson! Przecież było go najmniej ze dwa kilogramy! Skąd ja mogłem wiedzieć, że takie będzie jego przeznaczenie?<br> {{tab}}— Wy, kucharzu, powiedzcie zwięźle, co się stało? Czemu się tu pchacie? Czy to czas i miejsce na raport? Himmel — herrgott, łazicie już do oficerów jak do jakiej knajpy! — krzyknął na wystraszonego kucharza kapitan Sagner*.<br> {{tab}}Kucharz wyprostował się przed nim.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie kapitanie, pan mi kazał zrobić salceson, więc salceson zrobiłem i zaniosłem go do piwnicy, żeby ostygł. Pod nim deseczka, na nim deseczka i dwa spore kamienie, żeby się sprasował. Bo to się tak robi. Ale pucybut Baloun widział mnie, gdy go tam zanosiłem, wlazł potem do piwnicy i zeżarł go. Nawet nie czekał, aż ostygnie. Posłusznie melduję, panie ‘kapitanie, że już pan tego salcesonu nie dostanie, ponieważ pucybut pana nadporucznika Lukasza go zeżarł. Tak jest. Ja temu nie winien.<br> {{tab}}Kapitan, który już od Lukasza słyszał o nienasyconości jego służącego, potrząsnął raz i drugi śpiącym nadporuczni — kiem, z trudem opanowując śmiech.<br> {{tab}}— Ty, Lukasz, idź zrobić porządek. Ten twój Baloun zeżarł nasz salceson. Cieszyłeś się, że sobie użyjesz na tym salcesonie z cebulą. Przyjmij, kolego, wyrazy mego szczerego współczucia.<br> {{tab}}Senny Lukasz zaklął, przypiął szablę i ruszył za kucharzem na dół. Na podwórzu na kupie polan siedział Baloun, a przed nim z fajką w zębach stał Szwejk:<br> {{tab}}98<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Widzisz, ty Świnio, do czego doprowadziła cię twoja żarłoczność! Kto to słyszał, zeżreć panom oficerom salceson! Żeby to był salceson pana nadporucznika, to bym jeszcze nic nie mówił, bo to dobry pan i wyrozumiały! Ach, ty, drabie, podły, przecież cię każą rozstrzelać, bydlaku! Jezus Maria, jeśli nie był porządnie ugotowany i były w nim trychiny, to dostaniesz solitera! Rozumiesz, kolego?<br> {{tab}}Oberlejtnant ryknął najprzód na Szwejka:<br> {{tab}}— Herrgott, stul pysk, łotrze, bo cię każę wsadzić do paki, aż sczerniejesz. Ach ty Świnio. Balounie, gdzieś ty salceson podział? Do stu milionów diabłów, bydlaku, wstań przecie, gdy z tobą rozmawiam!<br> {{tab}}Szwejk wyjął fajkę z ust:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że on wstać nie może, bo jest całkowicie zgnębiony. Salceson miał przeszło dwa kilogramy. W Nuslich, panie oberlejtnant, był jeden właściciel domu, który tak się obżerał, że trzeba mu było do stołu przysuwać łóżko, bo sam byłby do łóżka nie doszedł. Ludzie mają, posłusznie melduję, panie oberlejtnant, dużo różnych takich słabości. W Jinonicach była jedna szwaczka, bardzo porządna kobieta, i otóż ta szwaczka...<br> {{tab}}— Szwejku, stulcie pysk, do stu diabłów, bo was przebija! — syknął oberlejtnant. — Wy tu nie macie nic do gadania. Wstań ty, żarłoczna bestio, ty krowo, ty psie niesyty! — krzyczał na Balouna. — Donnerwetter, Szwejku — krzyczał dalej, widząc, że Szwejk staje na baczność — jeśli piśniesz, to cię przebiję na wylot.<br> {{tab}}Wściekłym ruchem wydobył szablę.<br> {{tab}}— Chciałem tylko, posłusznie melduję, powiedzieć — rzekł Szwejk z błogim uśmiechem — że i taka śmierć byłaby dla mnie dobra i piękna. Śmierć z ręki pańskiej ma być słodka podobno. Pewnego razu, panie oberlejtnant, czytałem o tym w starym kalendarzu ładne opowiadanie. Bardzo piękne i wzruszające. Był sobie we Francji pewien markiz i miał<br> {{tab}}7*IV<br> {{tab}}99<br> {{tab}} <br> {{tab}}starego kamerdynera, a gdy potem wybuchła rewolucja i wszędzie po wsiach chłopi robili porządki, ten markiz przez pomyłkę zastrzelił swego kamerdynera. Gdy kamerdyner już konał, a markiz chciał posłać po doktora, ten konający rzekł: „Niech jaśnie pan nie posyła po doktora, ja umrę bardzo chętnie. Kiedy mnie pan postrzelił w brzucho, a ja jęknąłem, czyliż nie zawołał pan: — Mon Dieu! To ty Jose? Pardon! — Wystarcza mi to najzupełniej“. — I umarł całkowicie i zupełnie. Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że teraz może mnie pan przebić.<br> {{tab}}Szwejk rozpiął dwa guziki bluzy i cofnął się o dwa kroki od Lukasza.<br> {{tab}}— Niech zimna stal przebije pierś gorącą i niech ostudzi żar mej krwi! — zadeklamował głosem podniesionym.<br> {{tab}}— Szwejku, idioto, czy chcecie, żebym i ja zwariował? Jezus Maria, przecież dla waszych błazeństw będę się musiał zastrzelić — jęknął oberlejtnant, łapiąc się za głowę. — Moje nerwy, moje nerwy!<br> {{tab}}Szwejk zapiął bluzę.<br> {{tab}}— Niech pan się nie strzela, posłusznie melduję, bo to byłoby głupstwo, panie oberlejtnant. Gdy pana zastrzelą Rosjanie, to dla Austrii będzie taniej, a tak za wszystko mu — siałby płacić skarb. Naboje do rewolweru też kosztują. Proszę pana oberlejtnanta, to o zimnej stali mam z teatru Wino — hradzkiego, bo tam grywają takie kawałki. Ludzie zwracają tam na wszystko pilną uwagę i grają razem z aktorami. Pewnego razu dawano sztukę: „Król Wacław i jego kat“. Posłusznie melduję, że ten król znajdował się w kundratic — kiem wieczerzadle, pił tam wino i ciągle powtarzał: „Gromy boskie, gromy boskie!“ A jeden z tych panów nasypał mu do kielicha trucizny. Król chciał się napić, podniósł kielich i powiada: — Gromy boskie, gromy boskie — ale jakaś babunia nie wytrzymała i ze strachem zawołała z galerü: — Niech kawaler tego nie pije, bo to zatrute! — Innym razem...<br> {{tab}}100<br> {{tab}} <br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz zatkał sobie uszy, wściekłym okiem spojrzał na Szwejka, łysnął oczami, kopnął bezwładnego Balouna i zwrócił się do sierżanta rachuby Wańka:<br> {{tab}}— Balouna wiązać przez trzy dni z kolei po dwie godziny dziennie. Niech się tym zajmie plutonowy. Czy to pewne, że to on zażarł salceson? — i nie czekając na odpowiedź, jak bomba wskoczył do sieni. Za nim zaś długo spoglądały tkliwym spojrzeniem poczciwe oczy Szwejka. Gdy umilkł szczęk szabli uderzającej o stopnie schodów, Szwejk zwrócił się do zgnębionego Balouna:<br> {{tab}}— Widzisz idioto, czegoś sobie narobił! Niedaleko ci było do szubienicy. Już drugi raz ocalam ci życie, ale więcej razy robić tego nie będę, jak Boga kocham, nie będę. Czy takie rzeczy robi porządny żołnierz, żeby zeżerać oficerom salceson? Gdyby się o tym dowiedział najjaśniejszy pan, byłby wielki wstyd dla ciebie i dla mnie. I co by sobie o nas pomyślał!<br> {{tab}}A widząc, że wiecznie niesyty olbrzym łka i rękawem ociera łzy, spływające mu po twarzy, zdjął mu czapkę z głowy, pogłaskał go po włosach i rzekł:<br> {{tab}}— No nie becz już, nie rycz jak stara kurwa! Dla takiego gówna jak słupek nie będziesz chyba beczał? Pomyśl kolego, że na nas czekają jeszcze lepsze rzeczy. W Radlicach była pewna węglarka, która mawiała: — Nigdy Pan Bóg nie dopuści takiego złego, żeby nie mógł dopuścić jeszcze gorszego.<br> {{tab}}Przyszedł plutonowy z postronkami i dwaj żołnierze z bagnetami na karabinach odprowadzili Balouna ku szkole i tam przywiązali go do młodej lipy. Z otwartego okna na piętrze krzyczał na nich lejtnant Dub:<br> {{tab}}— Przywiążcie tę świnię porządnie, żeby sczerniał gałgan! Niech stoi na samych palcach j*ak baletnica. Plutonowy, jeśli ten chłop nie będzie porządnie przywiązany, to ja was przywiążę własnoręcznie. Wy mnie jeszcze nie znacie. Do stu diabłów, mówię że mnie jeszcze nie znacie!<br> {{tab}}101<br> {{tab}} <br> {{tab}}Więc plutonowy ściągał postronki, aż się wrzynały w ciało Balouna.<br> {{tab}}— Pofolguj! Nasraj na niego — mówił Szwejk. — Przecież to idiota. To taki belfer, szkolarz, faja z gipsową głową.<br> {{tab}}Przy Balounie postawiono wartownika, który miał pilnować, żeby delikwent nie omdlał. Zaś najedzony Baloun w napadzie czysto czeskiego radykalizmu zwrócił się do Szwejka:<br> {{tab}}— Jak tylko skończy się ta wojna, to pójdę do niego i powiem mu: Pocałuj mnie w dupę, ja na ciebie sram. Ja mam młyn, a ty jesteś głodny piesek miejski. Jesteś taki laluś uczony, pies z tobą tańcował!<br> {{tab}}Był już wieczór, słońce zachodziło i zalewało przywiązanego Balouna krwawymi blaskami. Do wsi przygnali żołnierze całe stado bydła, które w ciągu dnia paśli na łąkach i w lasach. Buczenie krów i trzaskanie biczów przypomniało Balounowi dom rodzinny, wędzonkę i bochenki chleba. Łzy na nowo zapełniły mu oczy. Spoglądał na słońce, które zachodziło gdzieś tam, gdzie stał jego młyn, i płacz wstrząsał całym jego ciałem.<br> {{tab}}— Czemu mnie, Panie Boże, nie stworzyłeś takim oto wołem? Przynajmniej nie byłbym nigdy zaznał tyle głodu! Jak świetnie byłbym się mógł napaść na tym kawałku ziemi, który przemaszerowaliśmy!<br> {{tab}}Było już ciemno, gdy plutonowy przyszedł odwiązać Balouna. Biedny pucybut przyglądał się sinym pręgom na rękach, tarł poodzieraną skórę i zataczał się jak pijany, a Szwejk go pocieszał:<br> {{tab}}— Nic sobie z tego nie rób, tutaj się kar nie zapisuje. Z biednymi ludźmi, kolego, trzeba gadać ostro, surowość musi być i na wojnie. Gdzieżby się świat podział, gdyby ludziom pozwalali na wszystko! Ja ci, bracie, teraz, kiedy byłem w niewoli austriackiej, widziałem kawał frontu i wszędzie panowała najsurowsza surowość i dyscyplina. U deutschmei — strów przywiązywano żołnierzy, u landschützów, w trzydzie<br> {{tab}}102<br> {{tab}} <br> {{tab}}stym szóstym pułku, u honwedów, wszędzie... Świat, armia i Austria stoją na porządku i na surowości, a kara musi byc. Nawet Pan Bóg, chociaż jest wielce miłosierny, wszystko karze i też by ci nie darował, gdybyś mu zjadł dwa kilogramy salcesonu. A teraz pójdź na kolację, bośmy ci ją przechowali. Ale zapamiętaj sobie: Surowość wobec ubogich ludzi musi być, choćby diabli świat wziąć mieli.<br> {{tab}} <br> {{tab}}IV<br> {{tab}}Szwejk jako pielęgniarz.<br> {{tab}}Na ławie w jednej z klas leżał kadet Biegler, wystraszony, blady i żółty. Na krześle naprzeciwko niego siedział oberlejtnant Lukasz, a w głowach stał kapitan Sagner i mówił gniewnie:<br> {{tab}}— Więc kadet Biegler znowuż pójdzie do szpitala? Bardzo pięknie i bardzo dobrze. U doktora już pan był? Jeszcze nie? A więc jeszcze pan nie wie, o co chodzi? A czy była przynajmniej ładna? Ile to kosztowało? Przeklęte dziewczyny! A ty, Lukasz, zawsze jeszcze zdrów jesteś? Ja także. Nie daj Boże, żeby mi się coś miało przytrafić. Poślę po doktora, kadecie. Ty, Lukaszu, poślij po Szwejka, żeby był pod ręką, gdyby kadet czego potrzebował. No servus!<br> {{tab}}Salutując niedbale i ironicznie, kapitan wyszedł. Nadpo — rucznik Lukasz wypytywał Bieglera dalej:<br> {{tab}}— Więc to ta siostra miłosierdzia dała panu taką pamiątkę? Jasna blondynka, co? Czy to prawda, że ona jest z arystokracji? Nawet baronówna. No to bywaj zdrów. Masz przynajmniej chorobę arystokratyczną. Poślę ci Szwejka, to cię rozweseli. Servus — rzekł i wyszedł także, pełen zadowolenia, że kadet wierci się i kręci.<br> {{tab}}Kadeta Bieglera powaliła na ławę boleści (tak przynaj<br> {{tab}}104<br> {{tab}} <br> {{tab}}mniej przypuszczał) przygoda miłosna, przeżyta wieczorem owego dnia, gdy Baloun był przywiązany po raz ostatni. Wybrał się do wsi sąsiedniej, gdzie był szpital z siostrami, i jedna z tych sióstr od razu się w nim zakochała. On, odpowiadając jej sercem na serce, dał jej pięćdziesiąt koron i pierścionek, otrzymany od narzeczonej w Wiedniu, gdy się z nią żegnał. — Pamiętaj o mnie zawsze — napominała go narzeczona, tonąc we własnych łzach. Zaś owa siostra miłosierdzia, widząc jego ofiarność, odprowadziła go wieczorem i dość łatwo pozwoliła się uwieść.<br> {{tab}}Kadet wspominał ją teraz z cichymi przekleństwami.<br> {{tab}}— Rany boskie! Jeśli z tą chorobą zawiozą mnie do Wiednia, a Mitzi przyjdzie do mnie w odwiedziny...! Żeby jasny piorun trzasnął w tę kurwę!<br> {{tab}}— Posłusznie melduję — stanął obok niego Szwejk — że pan oberlejtnant posyła mnie do pana kadeta, żebym był pod ręką, że niby pan chory. Pan oberlejtnant mówił, że panu potrzebna jest pociecha. Ja panu kadetowi wszystko przyniosę, co będzie potrzeba.<br> {{tab}}— Szwejku — jęknął kadet — pomóżcie mi wstać, zaprowadźcie mnie do ustępu.<br> {{tab}}Szwejk ujął go pod ramię:<br> {{tab}}— Według rozkazu, panie kadecie! Posłusznie proszę, czy z małą potrzebą, czy z dużą? To bym zaraz tutaj poodpi — nał guziki. Więc idziemy pomalutku. E i n, z w e i...<br> {{tab}}I Szwejk prowadził kadeta do szkolnego ustępu, gdzie kadet oddawał mocz ze zgrzytaniem zębów i w pocie czoła.. Jęczał przytem:<br> {{tab}}— Herrgott, jak to boli!<br> {{tab}}— Bardzo pali, panie kadecie? — pytał Szwejk ze współczuciem. — To przejdzie, to tylko drobnostka na parę dni albo na trzy tygodnie. Tego w ogóle, panie kadecie, za chorobę uważać nie można. To tylko taka drobna przykrość.. A teraz niech pan się znowuż położy i niech pan się pilnuje.<br> {{tab}}J05<br> {{tab}} <br> {{tab}}Pod głowę włożył kadetowi zwiniętą bluzę, przykrył go płaszczem i z zainteresowniem wypytywał:<br> {{tab}}— A czy pan kadet ma to już dawno? Z tego niech pan sobie nic nie robi, bo to nic takiego. Dostanie pan się do szpitala, będzie pan połykał santalowe kapsułki, będzie płukanie hipermanganem i po paru miesiącach będzie pan jak ryba. Taka rzecz bywa zła tylko rzadko kiedy, chociaż zdarza się to często. Na Smichowie był niejaki pan Regi, komiwojażer, i on też dostał taką pamiątkę od pewnej panienki z „Belgü“. Tej panience było na imię Sylwia, ale to było imię nieprawdziwe. Naprawdę nazywała się Katarzyna i pochodziła z Doubrawczyc. Znałem jej ojca, który był kłusownikiem i pewnego razu postrzelił gajowego, bo ten gajowy tropił kłusowników jak wszyscy diabli. Otóż ten pan Regi łaził za tą Sylwią i pisywał do niej, ale jednocześnie pisywał do niej pewien tenor z areny smichowskiej. Więc gdy ten pan Regi już tę pamiątkę miał, poszedł do pana doktora Wirtha na Smichowie i powiada mu, że się we śnie zląkł i że mu się stała taka rzecz. A ten doktór rozgniewał się i mówi: — Czemu to pan nie powie mi od razu, że pana zawiał taki wiatr? Jak bujać, to bujać! Czy to ja nie doktór, ale królewna z bajki? — I posłał go do szpitala do Kreibicha. A ten pan doktór był bardzo cierpliwy, ale był doktorem w Kasie Chorych i ludzie mu okropnie dokuczali. Przychodzi do niego jedna żona murarza, której mąż przez całą zimę zawsze leżał chory na reumatyzm, i prosi, żeby jej doktór podpisał kartkę do Kasy. Doktór podpisuje i pyta: — Jak się ma stary? — Wciąż jeszcze kiepsko, panie doktorze — narzeka baba — bo ciągle mróz i nie ma roboty. — A bierze te proszki, co mu zapisałem? — pyta doktór i zapisuje sobie coś w książce. — Używać, używa. — No to mu się kłaniajcie, pani matko. — Ale baba nie rusza się z miejsca i pyta doktora: — Panie doktorze, czy nie bytoby dobzze, gdybym go nacierała? — Nacierajcie go, matko. — I gdybym mu gotowała<br> {{tab}}106<br> {{tab}} <br> {{tab}}rumianek i kwiat lipowy? — Gotujcie mu, matko, co tylko chcecie. — Aie, panie doktorze, sąsiadka mówüa, że bądzie mii lepiej, gdy tycti proszków brać nie będzie, Jak pan myśli, panie doktorze? — Tego już doktór nie wytrzyma, i rzuci, pióro o ziemię, — Moja zacna matko, dwadzieścia lat się uczyłem i dwadzieścia lat jestem doktorem, ale wy słuchajcie rad tamtej baby, a mnie dajcie święty spokój...<br> {{tab}}Więc posłusznie melduję, panie kadecie, że ten pan Regi też go nie usłuchał i nie poszodł do szpitala sam, ale musieh go tam w gorączce zawieźć, Dostał zapalenia jąder, bubony i Bóg wie co tam jeszcze, Z tego szpitala przyszedł jak mucha słaby, A. potem dostał jeszcze gruźljcy i musieli mu oba kłębuszki urżnąć, Z początku też miał takie mocne palenie, ale taka choroba, to nie żadna choroba, Złego nic się stać nie może, Pali pana kadeta jeszcze bardzo, czt też już jest lepiej?<br> {{tab}}— MójSzwcjku, jeśli nie umiecie opowiadać o czymś weselszym, to dajcie spokój i nie gadajcie — jęknął kadet, wystraszony przyjemną perspektywą, jaką malował mu ordy — nans marszkompanii.<br> {{tab}}A Szwijk nabijając fajkę, wtrącił:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, żiby mi było wolno palić.<br> {{tab}}Wypuścił z ust duży kłąb dymu i z miną poczciwca mówił datej:<br> {{tab}}— Wic pan co, panie kadecie, zamiast; trypra, życzyłbym panu, posłusznii melduję, syfilis. Panii kadecie, pan nm jist z tych najgłupszych i mógłby pan zrobić karierę. Przy syfili — sii dostaji się zmiękczinia mózgu, paraliżu postępowego, czyi jak się to zwało, a na to choruji prawii każdy generał. Pan, panii kadit, jist jeszczi młody i mógłby się pan stać gini — rałim w l^üdł^^^im czasie. Dopüroż cüszyliby się z pana tatuś i mamusia! Ali żiby dostać paraliżu, to trziba liczyć się bardzo troskliwie. Na Wyszihradzii był jidin obirkilnir i dostał od pokojówki syfilis, ali nii chciał się nikogo radzić, bo doktora bał się jak ognia, i mawiał, żi ti baby, co to mają<br> {{tab}}107<br> {{tab}} <br> {{tab}}takie zielniki, wiedzą więcej niż oba wydziały lekarskie, czeski i niemiecki razem. Ale bo też, posłusznie melduję, między ludźmi jest dużo znających się na chorobach. Niektórzy ludzie znają takie choroby, o jakich doktorzy nigdy nie słyszeli. Kiedym ja chadzał do Czarnego Kościelca do obozu, to tam była niejaka baba Mędrzycka. Chodziła po stodołach i nosiła nam bułki i kawę: bułka kosztowała dwa grajcary, a kawa trzy. Ta baba pewno już nie żyje, Panie świeć nad jej duszą, ale kawę, drań, gotowała zawsze kiepską, z samej cykorii i z żołędzi. I ta Mędrzycka też miała taki zielnik i umiała zażegnywać mzy. Czy pan kadet słyszał już kiedy o takiej chorobie? Ja też nie słyszałem, ale jak tam tylko jaka dziewczyna zaczynała blednąc, to starzy zaraz w lament, że dostała niby tych mzów, i zaraz biegli do starej Mędrzyckiej. A wtedy, jak tam był obóz, panie kadecie, dziewczyny bladły tam bardzo często i jak jeszcze! A ta baba kazała takiej chorej dziewczynie uklęknąć i odmawiać,,Zdrowaśkę“, uważając, czy się dziewczyna trzęsie. Jeśli się trzęsła, to miała te mzy na pewno. Wtedy, posłusznie melduję, dziewczyny się jeszcze trzęsły bo wtedy odmawiały pacierze bardzo pobożnie, gdyż jeszcze nie umiały pisać pod mariańskim obrazem na Świętej Górze: — Panno, któraś poczęła bez grzechu, daj mi grzeszyć bez poczęcia! — Więc ta baba mierzyła dziewczynę nićmi maczanymi w wodzie święconej, pisała dokoła niej na podłodze koła kredą cudowną, pocierała ją gałązką psiego bzu i wreszcie wołała. — Panienko Przenajświętsza, ta dziewczyna ma mzy: Panie, zbaw nas ode złego! — Sypialiśmy u pewnego garncarza, który miał bardzo ładną córkę, a z tą chodził na jagody pewien plutonowy z naszego pułku. Otóż i ta ładna dziewczyna raptem zaczęła blednąc, a stara Mędrzycka chodziła do niej i zażegnywała jej mzy. A potem, kiedyśmy już wszyscy o tym pozapominali, nasz plutonowy dostał niespodzianie list od tej dziewczyny, że powiła bliźnięta, żeby się z nią ożenił. A jej ojciec do tego listu dopisał: — Panie z u g s<br> {{tab}}108<br> {{tab}} <br> {{tab}}f u h r e r, spełnij pan swój obowiązek, skoroś mi pan córkę zepsuł! Ja wiedziałem, że ona tych mzów dostała od pana, boście się razem zaziębili. — Ale może pan kadet już nie ma ochoty słuchać, bo opowiadam takie długie historie...<br> {{tab}}— Jesteście żywą kroniką, mój Szwejku — rzekł kadet — ale zapomnieliście mi powiedzieć, co się stało z tym kelnerem<br> {{tab}}— Niby z tym kelnerem z Wyszehradu? — zapytał Szwejk, uradowany, że kadet po raz pierwszy słucha jego opowiadań bez wymyślania i gniewu.<br> {{tab}}— Nic osobliwego. Leczył go stary Ludwik ze smichow — skiej areny i od czasu do czasu kupował dla niego w drogerii za dziesiątkę pudru cynkowego, żeby nim te swoje bolączki przysypywał. Ale potem temu kelnerowi zaczęło jakoś ciało odłazić od kości, więc się w Chuchli koło kościółka powiesił. Dobrze zrobił, bo to był cywil i nie mogło być mowy o tym, żeby się stał generałem, choćby miał paraliż mózgu. Posłusznie melduję, panie kadecie, że chorób jest na świecie dużo i wszyscy chcą na coś chorować, bo prości żołnierze nie mogą swymi pustymi łbami zrozumieć, że to piękna rzecz zginąć za najjaśniejszego pana. Każdy się tylko stara o chorobę, a gdy taki cham włazi do wagonu, to nie krzyczy: — Żegnaj, Prago! — ale ryczy: — Do widzenia za tydzień! Mam bilet powrotny! Kupiłem go sobie za trzy korony w knajpie „pod Napoleonem“.<br> {{tab}}— Habacht! — zawołał nagle Szwejk, stając na baczność.<br> {{tab}}We drzwiach ukazał się kapitan Sagner z doktorem Steinem, który zwrócił się do kadeta:<br> {{tab}}— Proszę się rozebrać.<br> {{tab}}Szwejk z wielkim zainteresowaniem przyglądał się badaniu lekarskiemu, bo doktór miał krótki wzrok i wtykał głowę aż między kolana kadeta.<br> {{tab}}109<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Nic osobliwego, zwyczajna rzeżączka — oświadczył doktór. — Pił pan wódkę? Niech pan pośle do mnie po proszki, a jutro będzie lepiej. No servus, mam dużo roboty — rzekł, wychodząc w towarzystwie kapitana Sagnera.<br> {{tab}}— Posłusznie melduje, że panu kadetowi te proszki przyniosę — zaofiarowywał Szwejk swoje usługi — ale bardzo mi przykro, że choruje pan tylko na rzeżączkę i że nie dostał pan syfilisu. Mógł pan zostać generałem na poczekaniu i uradować swoich szanownych troskliwych rodziców. Widzi pan...<br> {{tab}}Nie dokończył. But, kadeta grzmotnął Szwejka. w łeb, zsunął mu się; po nosie i przy czernił mu twarz. Zza. gwiazd, które się Szwejkowi pokazały przed oczami, ujrzał kadeta, który zerwał się,, jakby go nigdy nic nie bolało, i wskazując na drzwi ryczał:<br> {{tab}}— Marsz! Marsz! Ty bydlę jedno! Ty Świnio morska! Jak śmiesz rozzuchwalać się podobnie! Jezus Maria, ty psie, ja cię oddam pod sąd wojenny, żeby cię kazał rozstrzelać!<br> {{tab}}Gdy Szwejk zeszedł na dół, jednoroczniak Marek pytał go, co robił na piętrze i u kogo tam był doktór. Szwejk pluł na chusteczkę do nosa, zmywał plamy szuwaksowe z lewego policzka i zaglądając ciekawie w potłuczone zwierciadełko, czy dużo ich jeszcze, z miną najniewinniejszą odpowiadał:<br> {{tab}}— Pan kadet Biegler nie mógł zrobić siusiu, więc byłem u niego i pielęgnowałem go. Gawędziliśmy z sobą bardzo przyjemnie...<br> {{tab}}— No to dobrze, że nie jest ciężko chory. — ucieszył się Marek — bo go potrzebuję do wykonania rzeczy wielkich i nie mógłbym się zgodzić na to, żeby ciągle leżał w szpitalu. Każę mu wykonać rzeczy bohaterskie, za które dostanie brązowy medal „Fur Tapferkei t“, mały srebrny medal, wielki srebrny, mały złoty, wielki złoty, signum 1a u d i s i błogosławieństwo papieskie. On, nie kto inny, wyrzuci w powietrze prochownię nieprzyjacielską, on pod<br> {{tab}}110<br> {{tab}} <br> {{tab}}pali Piotrogpród, on bez niczyjej pomocy weźmie do niewoli cały rosyjski sztab generalny. W dziejach naszego pułku dokona takich czynów, że po wojnie na cześć kadeta Bieglera śpiewane będzie „Te D e u m“.<br> {{tab}}Szwejk słuchał uważnie, a potem rzucił jakby od niechcenia:<br> {{tab}}— Jak kto umie pisać, to naspisuje czasem takich głupstw najrozmaitszych, że uwierzyć trudno.<br> {{tab}}Wyjął paczkę tytoniu, przykląkł przy ławce i krając tytoń na zaczął wyśpiewywać:<br> {{tab}}W Brnie przy świeżym piwku — holariholaho Tańcowały dwie dziwki — holariholadrila.<br> {{tab}}I ja także tam byłem — holariholaho Jedną sobie namówiłem — holariholadrila.<br> {{tab}}Złotówczynę jej dałem — holariholaho Całą noc ją kochałem — holariholadrila.<br> {{tab}}Do szpitala mnie zabrali — holariholaho Badali, oglądali — holariholadrila.<br> {{tab}}A pan doktór się pytał — holariholaho<br> {{tab}}U jednej zdrowej dziwki — holariholadrila.<br> {{tab}}W Brnie, przy świeżym piwku — holariholaho U jednej zdrowej dziwki — holariholadrila.,,<br> {{tab}}Czechosłowacki Wojskowy Instytut Naukowy zbiera obecnie wszystkie piosneczki i gadki żołnierskie, jakie powstały podczas wojny światowej. Niechże skorzysta i z tej piosenki dobrego wojaka Szwejka.<br> {{tab}} <br> {{tab}}V<br> {{tab}}Za nieprzyjacielem.<br> {{tab}}Przy każdym zajęciu zdobywa się doświadczenia i czyni się odkrycia, które pozwalają ściśle określać rzeczy i sprawy przyszłe. Starzy owczarze lepiej od stacji meteorologicznej na Petrzynie znają się na pogodzie; dziewczęta koło Bramy Prochowej tylko raz spojrzą i zaraz wiedzą, czy warto poprosić o papierosa poważnego jegomościa, który w nocy przygląda się budowli banku przemysłowego; doktorzy powiedzą każdemu z góry, że jeśli ma suchoty, a nie ma pieniędzy, to umrze na te swoje suchoty niedługo; ba, w dyrekcji policji praskiej jest pewien radca, który wie, że gdy badany aresztant prosi o szklankę wody, to zamierza się przyznać.<br> {{tab}}Więc gdy żołnierze marszbatalionu 91 w Żółtańcu dostali raptem rozkaz kopania nowych dużych latryn, stare wygi wojskowe mówiły z wielką powagą:<br> {{tab}}— Wiecie, chłopcy, to nie jest bez kozery. Jutro, a najdalej pojutrze, pójdziemy stąd precz. Teraz żarty się kończą.<br> {{tab}}Nikt na świecie nie zdoła objaśnić związku, jaki istniał między latrynami a armią austriacką, ale jedno oddziaływało na drugie, jak plamy na słońcu oddziaływują na wybucho — wość wulkanów. Po wsiach nikt i nigdy nie troszczył się o to, gdzie wojsko szuka ulgi, ale jak tylko nadchodziły ja<br> {{tab}}112<br> {{tab}} <br> {{tab}}kieś wieści o bliskich marszach, żołnierze dostawali łopaty i siekiery z rozkazem wybudowania obszernych i solidnych latryn. Zdaje się, że oddziały armii boją się, żeby te wojska, które przychodzą po nich, nie mogły ich obmawiać.<br> {{tab}}W Żółtańcu żołnierze kopali latryny wieczorem, a nazajutrz rano był alarm. Do sztabu pułku przybyli dwaj oficerowie ze sztabu generalnego. Przyjechali w zabłoconym aucie, a żołnierze stojący w szeregach witali ich uciesznymi uwagami:<br> {{tab}}— Niech ich diabli wezmą! — Jak tylko pokażą się te draby w czapkach muzykanckich, zaraz potem jest V o rm a r s c h i awantura. Bóg raczy wiedzieć, co to za głupcy, ci Moskale, że ciągle uciekają, jakby to była osobliwa przyjemność gonić ich wiecznie.<br> {{tab}}I zaraz się zaczęło. Kompanie stały na nawsiu, do nich podjeżdżały wozy zaopatrywania i żołnierze fasowali. Dwieście patronów, dwa i pół bochenka chleba na pięć dni z góry, dwie konserwy, garść sucharów, torebkę konserwy kawowej. Był to ładunek dla młodego słonia, a nie dla człowieka, który ma robić czterdzieści kilometrów dziennie. Ale taki już był austriacki system wojenny, bo nigdy nie wiadomo było, kiedy się zacznie uciekanie albo gdzie zagubią się tabory podczas marszu.<br> {{tab}}Żołnierze z cichymi westchnieniami układali konserwy i chleb w plecakach, naboje sypali do chlebaków, plecaków, ładownic, gdzie się dało. A w tyle u swej kompanii Szwejk przemawiał do’ Balouna:<br> {{tab}}— Widzisz, teraz my ich popędzimy. A ty gapo nie myśl sobie aby, że to, coś dostał, masz zjeść koniecznie dzisiaj, bo tego starczyć ci musi na cały tydzień. Teraz kuchni nie zobaczysz prędzej, aż nieprzyjaciela pobijemy i rozproszymy. Dopiero wówczas będzie odpoczynek i dostaniemy jeść. Możliwe, że i rum będziemy fasowali.<br> {{tab}}Siwejk 8IV<br> {{tab}}113<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Matko Boska Kłokocka! — jęknął Baloun. — Ostatnia godzinka nadchodzi. Przecież ja wiem, że zjem wszystko, zanim pan kapitan powie: Marsz!<br> {{tab}}— Nie wygaduj głupstw — rzekł uroczyście Szwejk — i pamiętaj o przysiędze i o honorze wojskowym. W Czasła — wiu przy dwunastym pułku landwery był niejaki Starek, takie poczciwe, zacne, ale głupie bydlę. Jednym słowem, idiota. Gdy narukował i gdy kapral Endler dostał go w swoje rączki, to rzekł do niego: — Jesteś taki głupi, że to nawet niemożliwe, żeby ktoś mógł być takim cymbałem i mógł nie poznać się na tobie, że jesteś głupi. — A ten Starek był tak samo wiecznie niesyty, jak ty. Gdy fasował chleb, to go zabierał z sobą na pryczę i pod kołdrą gryzł po kawałku, tak że koło północy nie miał już nawet skórki. Ale gdy się obżerał chlebem, to zawsze tak śmierdział, że jego sąsiedzi chodzili potem do doktora, a doktór kazał im leżeć jako zatrutym. Ale potem wymiarkowali, z czego to wszystko jest, i tego Starka zawsze na.noc wyrzucali, a on sypiał na samym strychu, żeby go nikt nie znalazł. U wszystkich żołnierzy stracił wszelki szacunek i nikt nie traktował go jako żołnierza. Przezywali go rozmaicie, podczas ćwiczeń kapitan wysyłał go gdziekolwiek, żeby go nie miał na oczach. Potem musieli odesłać go do domu, bo żołnierze dwunastego pułku i dwudziestego pierwszego pułku robili dla niego składki komiśnia — ka. Dostało się to do gazet i za to go z wojska wygnali. Do nas do Budziejowic przybył jeden feldfebel z Czaslawia i on nam o tym opowiadał, przedstawiając nam tego Starka jako przykład odstraszający, żebyśmy wiedzieli, do czego dochodzi, gdy żołnierz nie umie opanować swoich namiętności i popędów. A ten feldfebel został do nas przeniesiony za karę, ponieważ w Czaslawiu okradał magazyn wojskowy, a rzeczy kradzione zanosił do pewnej kelnerki, bo ją kochał, i kupił jej jedwabną suknię.<br> {{tab}}Następnie, po skończonej naradzie oficerów, nastał śławny<br> {{tab}}114<br> {{tab}} <br> {{tab}}marsz poprzez moczary i piaski galicyjskie. Był to taki marsz, że ludzie mieli ramiona pokaleczone od plecaków, a skórę na całym ciele pozdzieraną. Na nogach wszyscy mieli pęcherze jak jaja. Trzy dni trwał taki marsz poprzez wsie popalone, a sypiało się w polu. Żołnierze zasypiali, jak tylko poustawiali karabiny. Wszyscy byli tak pomęczeni, że nikt z nikim nie rozmawiał. Z rana ten i ów spróbował coś zaśpiewać, roześmiać się, zrobić dowcipną uwagę, ale wszelkie próby poprawienia nastroju zawodziły. Nabojów nie można było porzucać, ponieważ trzy razy dziennie była rewizja: porzucano więc chleb i bieliznę. Trzeciego dnia wieczorem, gdy batalion rozkładał się dla odpoczynku na skraju młodego lasu, żołnierze wywierali wrażenie umęczonych kalek, a długo w noc wlekli się ku obozowi ludzie słabi i padali na ziemię jak kłody. Z rana, gdy ten i ów budził się ze snu, słyszał od wschodu grzmienie dział, a w pobliżu z lewej i z prawej strony także biły armaty: Bumbumbum!<br> {{tab}}Ten stały grzmot przebudził ze snu i Szwejka. Gromadka żołnierzy kręciła się już dokoła swego gospodarstwa i dyskutowała na temat, gdzie i kto strzela.<br> {{tab}}— To nasi strzelają. — Nie, to nie nasi, to Rosjanie. Słyszysz przecie, że to całkiem inny huk. — W takim razie Niemcy. — Jakoś niedaleko muszą być armaty. O co zakład, że jeszcze dzisiaj dostaniemy się w ogień.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz spędził kiepską noc, bo nogi miał poodzierane, a biodra poodparzane od siodła. Gdy Szwejk zbliżył się do strumienia, płynącego środkiem łąki, zastał tam oberlejtnanta rozebranego i siedzącego nad brzegiem. Obmywał się chłodną wodą. Szwejk zasalutował.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję dzień dobry panu oberlejtnantowi. Czy dzisiaj dostaniemy kawy? Czy przyjedzie kuchnia?<br> {{tab}}— Dzień dobry, Szwejku — rzekł Lukasz familiarnie. — No i cóż ty na to wszystko, mój chłopie? Może już dzisiaj znajdziemy się w ogniu. Ale na pewno nie wiem, a czy<br> {{tab}}Q*TV<br> {{tab}}115<br> {{tab}} <br> {{tab}}przyjdzie kuchnia, także nie wiem. Może będziemy mieli dziś odpoczynek, ale i tego nie wiem na pewno. Wiecie, Szwejku, co jest na wojnie najciekawsze? Że nikt nic nie wie, niby jaki Sokrates. Wiecie też aby, kto to był Sokrates? Grecki filozof. Mędrcem był dlatego, iż mawiał: — Wiem, że nic nie wiem. — Jak się czujecie, Szwejku, po tych marszach?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, iż mam nadzieję w Bogu, że mi Bóg ześle dość sił, abym dla najjaśniejszego pana umiał znosić dobre i złe — odpowiedział Szwejk. — Czy pan oberlejt — nant nie ma przypadkiem trochę śliwowicy w swej feld — flaszce? Mdło mi jakoś i czuję się nieswój.<br> {{tab}}— Ale tylko jeden łyk, Szwejku! Nie wychlaj mi wszystkiego! — napominał go Lukasz, widząc, że Szwejk już sięga po butelkę.<br> {{tab}}— Łyknę tylko raz, żeby nie mieć w ustach złego smaku. Bardzo dobra śliwowica! Posłusznie dziękuję — mlasnął językiem i wierzchem dłoni otarł usta. Potem usadowił się na brzegu i zaczął się przyglądać muskularnym nogom i włochatym biodrom oberlejtnanta.<br> {{tab}}— Pan oberlejtnant ma z przeproszeniem ciało takie ładne i — gładkie, jak kobieta. Bardzo ładną i delikatną skórę ma pan na sobie. Pod Dzwonem bywała na tańcach pewna dziewczyna, niejaka Marzena Mrazkówna, i też była taka delikatna i biała. Bardzo lubiła chłopaków i na skałach, gdy odprowadzali ją do Brzewnowa, nieraz sobie z nimi zdrowo pofiglowała. Ale nikomu nie pozwoliła, żeby ją pogłaskał po kolanach, albo jeszcze wyżej nad kolanami. Chłopcy opowiadali to sobie o niej i dziwili się, więc pewnego razu złapali ją, żeby się przekonać, dlaczego ona na wszystko pozwala, a broni się tylko przeciwko temu. No i pokazało się, że skórę miała jak oskubana gęś, gdy puszczają się jej pałki. Taką kostropatą miała skórę. Daję słowo, panie oberlejtnant, że zadek miała jak tarkę.<br> {{tab}}116<br> {{tab}} <br> {{tab}}— A ty Szwejku, też się o tym przekonałeś? — zapytał Lukasz, wdziewając kalesony. — Przyznaj się, Szwejku, ile ty dziewcząt zepsułeś?<br> {{tab}}— Ja, panie oberlejtnant, byłem zawsze porządny, ale miałem takiego kolegę, który mi o tym opowiadał. Bo ten kolega był straszny dziwkarz i o wszystkich przygodach z dziewczynami zapisywał sobie w książce, jak Schicht, co sprzedaje sklepikarzom mydło na kredyt, zapisuje należności. Miał w kieszeni kalendarzyk i w nim zapisywał pod odpowiednią datą imię tej dziewczyny, z którą akurat miał do czynienia, gdzie to się stało, i ile kosztowało. A na Nowy Rok zawsze robił inwentarz, bilans i statystykę. Był to urzędnik banku i znał się na księgowaniu. Nieraz mawiał nam: — Najtańsze dziewczyny, to służące, bo z nimi chodzi się na Cesarską łąkę albo w niedzielę w Zacisze na wycieczkę; szwaczki kosztują o dwadzieścia procent drożej, bo każą się prowadzić do kinematografu; jeszcze droższe, o całe dziesięć procent, są biuralistki, modystki i guwernantki, bo taką trzeba już zabrać do teatru i iść z nią do wędliniarza na kolację; następnie idą dziewczęta z teatru i z baletu: taka chce, żeby jej sprawić suknię, na kolację chce iść do restauracji, ale za to ma własne mieszkanie. Dla naszego urzędnika, to już zbytek, ale i to jeszcze wytrzymać można. Nie można natomiast wdawać się z panną z dobrej rodziny, która nic nie robi 1 ma wielkie pretensje, bo wtedy trzeba by bank okradać. Taka porządna panna chce kina, teatru, bukietów, wycieczek, sukien, wszystkiego, na Cesarską łąkę taka nie pójdzie, bo jej się koniecznie zachciewa hotelu. Takie oto doświadczenia miał ów znajomy. Wiedział też, co lubią jadać blondynki, a co brunetki, czym można skaptować niewiastę chudą, a czym tłustą, co trzeba mówić Maryniom, co Antosiom i Andziom. Wszystko wybadał i wiedział dokumentnie.<br> {{tab}}— Miał już widać własną metodę, naukową metodę badania — rzekł oberlejtnant, którego opowiadanie Szwejka za<br> {{tab}}117<br> {{tab}} <br> {{tab}}czynało bawić nowością poglądów i oryginalnością zdobytych doświadczeń. Szwejk tymczasem spoglądał pobożnie na flaszką ze śliwowicą, a ponieważ widział, że oberlejtnant zabraniać mu nie będzie, łyknął znowuż i z zadowoleniem dodał:<br> {{tab}}— O tych niby metodach mógłbym panu także coś opowiedzieć. Na Smichowie był jeden kupiec, a nazywał się Worliczek. Ten znowuż miał specjalną metodą przyjmowania subiektów. Gdy potrzebował sklepowego to zamieszczał w „Politice“ takie ogłoszenie:<br> {{tab}}Młody uczciwy i gorliwy sklepowy znajdzie miejsce w praskim domu handlowym, jeśli nie tyle kładzie nacisk na wynagrodzenie, ile na uprzejme obchodzenie się z nim. Wymagana znajomość języka niemieckiego, palenia kawy i kiszenia ogórków.<br> {{tab}}Gdy następnie taki sklepowy bez zajęcia posłał mu ofertę i prosił o udzielenie mu miejsca, którego stać się godnym obiecywał przez gorliwe i sumienne spełnianie obowiązków, to ten pan Worliczek wzywał go do siebie do sklepu i mówił: — Mój zacny człowiecze, proszę mi obejść tę ladę. — Młodzian obchodził ladę ostrożnie, a po chwili pryncypał zwracał mu ofertę i świadectwa: — Nie nadaje się pan do mego sklepu, bo chodzi pan zbyt wolno. — Za każdym razem ogromnie w sklepowych przebierał, aż wreszcie trafił na takiego, który latał koło lady niby łasiczka. Pryncypałowi zapaliło się w oczach. — Podobasz mi się, człowiecze, przyjmuję cię — powiada — ale ostrzegam cię, że miałem pewnego razu subiekta, który pijał mój atrament. To się od razu zauważa, ponieważ po atramencie usta są czarne. I okradać też się nie pozwolę i zaraz wszystko poznam. Mam ja swoje metody; jestem mistrzem metod. — No i wysłał tego sklepowego do filialnego sklepu w Koszyrzach, bo mu się ten młodzian bardzo podobał. A ten sklepowy w czasach przed Bożym Narodzeniem wyprzedał mu cały sklep i z pewną dziewczyną od<br> {{tab}}118<br> {{tab}} <br> {{tab}}Kutzerów wyjechał do Italii. Z tego wynika, panie ober — lejtnant, że nie każda metoda jest dobra. Z najlepszą można wpaść po same uszy. Ale tam stoi Baloun i spogląda ku panu. Widać nagotował kawy.<br> {{tab}}Szwejk przy boku oberlejtnanta wszedł między żołnierzy, a gdy potem Baloun podał Lukaszowi menażkę z kawą, zasalutował i rzekł grzecznie:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że panu życzę dobrego apetytu.<br> {{tab}}Na co Lukasz syknął, popijając kawę:<br> {{tab}}— Dziękuję ci!<br> {{tab}}— Słuchaj no, Szwejk — pytał go po chwili jednorocz — niak Marek — od kiedy spoufaliliście się tak dalece z ober — lejtnantem, że już cię tyka?<br> {{tab}}Szwejk spojrzał na Marka swoimi szczerymi oczyma:<br> {{tab}}— Chciał, żebym i ja mówił mu,,ty“. Tam nad strumieniem piliśmy jego własną śliwowicą bruderszaft. To bardzo porządny pan i zaczyna tykać, jak tylko słyszy huk armat. Gdy usłyszymy strzelaninę karabinową, to i pan pułkownik będzie z nami na „ty“. Na wojnie panuje już taki obyczaj, że gdy zaczyna być kiepsko, to oficerowie od razu uważają swoich żołnierzy za braci.<br> {{tab}}Wokoło płonęło z dziesięć ogieńków, a nad nimi syczała woda w menażkach. W wodzie tej żołnierze rozgotowywali konserwy kawowe na gęsty, czarny, śmierdzący i ckliwy płyn. Mokre drzewo dymiło na wszystkie strony i nie chciało się palić, a żołnierze dmuchali w ogień obrzękłymi ustami, aż im z oczu łzy płynęły, albo wymachiwali czapkami, żeby się ogień lepiej palił. Potem ukazał się kapitan Sagner i powiedział żołnierzom, że jest odpoczynek, która to wiadomość przyjęta została z wielkim zadowoleniem. Jeszcze większą uciechę wywołała wieść, że przybędą kuchnie. Cud ten ziścił się koło południa; kuchnia przybyła i to od razu z gotową polewką. Rozdawano ją natychmiast. Polewka była<br> {{tab}}119<br> {{tab}} <br> {{tab}}dobra i Szwejk zdziwił się wielce, że jeden z żołnierzy pokpiwał:<br> {{tab}}— Gdyby podobne zupy podawano w restauracjach, to na jadłospisach mogliby śmiało wypisywać: Zupa a q u a font., albo jeszcze krócej: HLO.<br> {{tab}}Szwejk odszukał sierżanta rachuby, Wańka, i powtórzył mu zdanie żołnierza. Waniek się zamyślił.<br> {{tab}}— To jakiś pysk łakomy tak szczeka. Trzeba przecie oszczędzać, więc wszystkiego dać nie mogę. Ale kucharze, te dranie opasłe, żarły pewno przez całą drogę. To, co powiedział ten łobuz, to łacińska nazwa, i symbol chemiczny wody. Na co sobie taki wszawy łobuz pozwala! Ale, dzisiaj, mój Szwejku, będziemy fasowali wino.<br> {{tab}}Fasowanie wina, czekolady i różnych innych przysmaków, należało do takich specyfików armii austriackiej, o których żołnierze wyrażali się jednym słowem: złodziejstwo! Wina fasowano jedno wiadro na kompanię: do tego wiadra podchodził feldfebel sztabowy i nabierał pełną menażkę; po nim szedł sierżant rachuby i czynił to samo; potem po kolei szli kucharze, oficerscy służący i brał każdy, ile się dało, a tym, co pozostało, miano napoić kompanię. Kończyło się tak, że gdy kapral podchodził do swoich żołnierzy i wołał: — Wino dzielić! — na dnie wiadra widzieli żołnierze dwie łyżki czerwonych fusów i dziesięciu chłopa odzywało się jednomyślnie: — Niech pan kapral raczy wypić to sam, bo nie warto wąsów maczać. — Toteż gdy Szwejk powiedział Wańkowi, że się będzie fasowało wino, Szwejk odpowiedział bardzo prosto:<br> {{tab}}— E, to bluff, bo wino wypiją panowie oficerowie, a nam każą tylko powąchać, żeby nikt nie mógł powiedzieć, że nie dostajemy wszystkiego, co nam się należy. Podczas ucieczki spod Kraśnika był jeden żołnierz, nauczyciel z zawodu, nie pamiętam już w którym służył pułku; zatrzymał dowódcę korpusu i powiedział mu, że już od tygodnia nie mieli ani ciepłej strawy, ani chleba, a przecie im się to należy. Pan ge<br> {{tab}}120<br> {{tab}} <br> {{tab}}nerał poklepał go po ramieniu i rzekł: — Ja ja, d a s ist s e h r g u t; należeć wam się należy, ale chleba nie ma. To przecie jasne, nichtwahr? — Potem ten nauczyciel był w Pradze w lazarecie, chodził ciągle po izbie i powtarzał: — Dajcie żołnierzom, co im się należy. Sprawiedliwości nie ma, ale się ludziom należy! Czy życzy sobie pan generał sprawiedliwości w majonezie?<br> {{tab}}— E, mój Szwejku — zdziwił się sierżant rachuby — co za historie wy ciągle opowiadacie! Wojna, to wojna i musi być źle podczas niej. Przypomnijcie sobie, że już w litaniach jest mowa o tym: od powietrza, głodu i wojny zachowaj nas, Panie! Patrzcie, tam już niosą wino. Idźcie się dowiedzieć dla której to kompanii.<br> {{tab}}Szwejk ruszył naprzód i spotkał żołnierza, który ze strumienia niósł w płóciennym wiadrze wodę. Do tego żołnierza raptem podszedł porucznik Dub.<br> {{tab}}— Co ty niesiesz? Na co ta woda?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że to jest woda dla koni. Dla koni od kuchni polowej.<br> {{tab}}— Skąd nabrałeś tej wody? Ze strumienia? Do stu milionów diabłów! Od kiedy wolno czerpać wodę ze strumienia?<br> {{tab}}Żołnierz milczał i spoglądał na porucznika. Widać było, iż wysila się, aby rozstrzygnąć pytanie: Czy ja głupi, czy on głupi?<br> {{tab}}— Donnerwetter, to ma być dyscyplina? — krzyczał Dub. — Zugsfürer, czemu temu żołnierzowi nie dodano szarży do asysty? Czy nie wiecie, że gdy szeregowiec idzie po wodę dla jakich koni, to trzeba mu dodawać szarżę? Dlaczego nie poszedł z nim frajter?<br> {{tab}}Szwejk odpowiedział zamiast feldfebla:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że ta woda jest całkiem zdrowa, bo pan oberlejtnant Lukasz umył w niej nogi i pił z niej kawę. Nikt do tej wody nie mógł niczego nasypać, bo teraz<br> {{tab}}121<br> {{tab}} <br> {{tab}}się koniom strychiny nie daje, żeby nie były zanadto bystre. W Radeszowicach był, panie lejtnant, hycel, a zawsze mawiał...<br> {{tab}}— Mawiał, że cię każę wsadzić do paki, aż sczerniejesz jak mumia króla egipskiego — ryknął na niego porucznik Dub. — Ty krowo jedna, nie kpij sobie ze mnie, bo Jezus Maria, gdybyśmy nie stali w obliczu nieprzyjaciela, to nie wiem, co porobiłbym z tobą, żeby się wreszcie pozbyć ciebie, ty zakało regimentu! A b t r e t e n!<br> {{tab}}— Ryczy sobie ten facet jak wół — rzekł jeden z żołnierzy, gdy się porucznik oddalił. — Kiedym służył w Czasla — wiu, to przy landwerze był tam dziadyga Cibulka. Też tak ryczał. Raport przyjmował zawsze konno, więc trzeba było ryczeć na cały dziedziniec, a on sam ryczał najgłośniej: — Ty smarkaty rekrucie, gadaj głośno, bo ci pysk rozedrę. Co to jest, żeby tak szeptać, jak stara kurwa, gdy idzie do spowiedzi! Do stu diabłów! Pomyślcie przecie, że przed wami stoi wasz kapitan i że dla takich smarkatych rekrutów nie będzie przecie wysilał swoich uszu. Ten kapitan ryczał tak głośno, że z całej okolicy kobiety wysłały deputację do pułkownika, żeby mu tego ryczenia zakazał, bo się dzieci budzą ze snu i z przestrachu dostają konwulsji.<br> {{tab}}Po południu cały obóz przemienił się w wielki tłum nagich małp, tępiących wszy. Każdy trzymał tu przy oczach koszulę albo gacie i zaglądał między szwy, tropiąc z wielką zaciekłością wszy i gnidy. Niektórzy wyjmowali pudełka z szarą maścią i rozcierali ją po biodrach i plecach, budząc zawiść tych, którzy o takim środku ochronnym przeciwko wszom zapomnieli. Rozpoczęła się oryginalna dyskusja:<br> {{tab}}— Mówią, że najlepszym środkiem przeciwko wszom jest olejek gwoździkowy — zadeklarował pewien wąsacz, który wszów nie zabijał, ale prztykaniem paznokci strącał je w trawę. Podobno wystarczy kilka kropelek tego olejku i wszystkie wszy wyzdychają. Ale ja ich mam zbyt dużo i potrzebowałbym przynajmniej litr olejku.<br> {{tab}}122<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Lepiej wysmarować się naftą — wtrącił drugi. — Nafta zabezpiecza od wszów i ludzi i świnie.<br> {{tab}}— Podobno wszy nie trzymają się wcale w bieliźnie jedwabnej — zaczął trzeci. — Pisali w „Politice“, że kto nosi bieliznę jedwabną, ten wszów nie dostanie.<br> {{tab}}— To prawda — odpowiedział Szwejk — ale nie wszyscy możemy chodzić w jedwabiach. Najlepiej plenią się wszy w grubych trykotach. Po kilku dniach ma się ich pełno, niby maku. Dobrze byłoby pozostawić je, żeby powyzdychały na uwiąd starczy, ale nie wolno, żeby żołnierz pozwolił zjeść się wszom. Żołnierz jest od tego, żeby zginął za najjaśniejszego pana, a nie od tego, żeby się nim pożywiło kilka głupich wszów.<br> {{tab}}Dzień był jasny i piękny. Ludzie wyprali sobie bieliznę, obmyli przepocone nogi i zabrali się do gry w karty. Ze wszystkich stron słychać było: — Wino, czerwień, siódemka... Wychodź w waleta, ty idioto... — Jednocześnie pod paznokciami trzaskały zabijane wszy. Jeśli wszy mają swoje dzieje, to w tych dziejach rok 1914 będzie wyryty złotem na marmurze jako rok nieopisanej wprost płodności i żywotności tego stworzenia.<br> {{tab}}Szwejk, który grał w karty do samego mroku, poszedł spać w pobliżu kuchni. Pod płaszczami leżeli tam już: Ba — loun, Waniek i jednoroczniak Marek. Spoglądali w głębię błękitnego nieba wyzłoconego gwiazdami, a Jurajda wywodził:<br> {{tab}}— Każda z tych gwiazd, to świat. Astralny świat. Gdy się pomyśli, że gwiazd, czyli słońc jest około 20 milionów, gdy człowiek zacznie wyobrażać sobie odległość, na której przebycie światło potrzebuje 537 lat, gdy przypomnimy sobie, że słońce jest półtora miliona razy większe od ziemi, to czymże jestem ja razem ze swoją kuchnią połową i co znaczy tych kilka kilometrów, któreśmy przemaszerowali!? Wszechświat jest ogromny i ma swoje olbrzymie tajemnice, ale my nie wie<br> {{tab}}123<br> {{tab}} <br> {{tab}}my, kto tam jest i jakie stworzenia zamieszkują te przestwory<br> {{tab}}— Chcialbym tylko wiedzieć — mówił jednoroczniak Marek — czy są tam tacy idioci, aby toczyli z sobą wojny.<br> {{tab}}— Może tak, może nie, nikt nie wie. Może mieszkają tam ludzie, może zwierzęta, w które wcielają się dusze zmarłych, zanim ponownie wrócą na ten świat. Czytałem o tym w książkach Flammariona.<br> {{tab}}— Trochę prawdy w tym może i jest — odezwał się Szwejk — i gdyby pan feldfebel znal panią Marszałkową na Żyżkowie, to by głową nie kręcił. Ta pani była wieśniaczką, wróżyła z kart i miewała przeczucia, co się stanie w przyszłości. Mieszkała przy ulicy Cimburkowej, ale ludzie garnęli się do niej z całej Pragi, bo dobrze umiała wróżyć i każdemu powiedziała, co było trzeba. Nawet duchy wywoływała.<br> {{tab}}— A czy byliście u niej, Szwejku, na seansie spirytystycznym? — zapytał Jurajda.<br> {{tab}}— Ja się do takich seansów nie nadaję — mówił Szwejk — ale słyszałem o pewnym medyku, który u niej mieszkał. Ten medyk miał niby zbadać tę wieszczkę w interesie wiedzy i stał się medium pani Marszałkowej. Gdy się „Pod kielichem“ dobrze wstawił, to nam o tym opowiadał. Więc ta gospodyni i ten medyk utworzyli spółkę i jak tylko zaczęła się wojna, to kobiety wystawały w ogonku przed mieszkaniem tej wieszczki. Ale potem ta Marszałkowa nie chcia — ła powtarzać wszystkim niewiastom to samo, że mąż wróci z wojny zdrów i cały i że przez wiele lat cieszyć się będzie szczęściem małżeńskim, i niejednej powiedziała, że mąż stracił na wojnie nogi czy głowę, czy też inaczej został okaleczony. A te głupie baby zaczęły wymyślać na wojnę i przeklinać najjaśniejszego pana, że im zabrał żywiciela. Policja capnęła jedną i drugą, a te wygadały wszystko, że wieszczka powiedziała im o smutnych przygodach ich mężów. Więc policjanci<br> {{tab}}124<br> {{tab}} <br> {{tab}}zabrali się i do pani Marszałkowej i w dyrekcji policji chcieli ją najprzód powiesić za zdradę główną, ale potem ją puścili, tylko że jej nakazali przepowiadać ludziom same dobre rzeczy, a brać może za to, ile zechce. Ale ona się tak przestraszyła, że zarzuciła swoje rzemiosło i już tylko pomagała owemu medykowi. Pewnego razu przyszła pani adwokatowa, dama bardzo wykształcona, bo się jej niby śniło, że jej mąż, który na Hradczanach sądził ludzi za obrazę najjaśniejszego pana albo za dezercję, umarł czy też poległ w walkach i że dusza jego za karę wcieliła się w konia. Należało mu się, oczywiście, bo był dla ludzi draniem. Przecież nawet jednej babinie wlepił osiemnaście miesięcy za to, że kupowała sobie pantofle, a gdy Żyd zażądał za drogo, rzekła: — Żeby też już Moskale przyszli! — Więc ta pani adwokatowa dała wróżce pieniądze i kazała sobie ten sen wytłumaczyć. Marszałkowa nie chciala o żadnym wróżeniu nawet słyszeć. Pani adwokatowa dodała jeszcze, a wróżka poszła zbudzić medyka, który był mocno wstawiony i spał. Na posiedzeniu z panią adwokatową też zaraz usnął i Marszałkowa musiała mu dawać sójki w bok, żeby odpowiadał na pytania. I zaraz też, jak tylko ten duch na niego zstąpił, rzekł że czuje się być w koniu i że to jest kara. Pani adwokatowa mdlała i pytała, czy ta dusza długo musi przebywać w koniu. Pani Marszałkowa szturchnęła medyka, a on odpowiedział: — Tak długo, dopóki nie przyswoję sobie wszystkich przymiotów konia. — A czy, kochanie, dużo jeszcze uczyć się musisz? — szepnęła ta pani adwokatowa. — Już niewiele; umiem już żreć owies, pić z kubełka, żuć siano, spać stojąc. Dusza moja zostanie wyzwolona — deklamował medyk — jak tylko nauczę się pierdzieć w biegu. Tego jeszcze nie umiem. — Potem ta pani Marszałkowa dostała się do kozy.<br> {{tab}}Sierżant się roześmiał jak tygrys w śpiącej dżungli, a rozgniewany Jurajda kopnął Szwejka w zadek.<br> {{tab}}— Jesteście, mój Szwejku, nie tylko idiota, ale i Świnia.<br> {{tab}}125<br> {{tab}} <br> {{tab}}Pokpiwacie sobie z wiedzy najtajniejszej. Bóg was za to uka — rze. Nie ważcie mi się przychodzić do kuchni i obierać kości.<br> {{tab}}— Między niebem a ziemią jest wiele rzeczy — odpowiedział Szwejk — które są tajemnicą niezbadaną. Jak na przykład takie wszy. Czy mógłby mi pan powiedzieć, na co wszy są na świecie? Dzisiaj, ponieważ się umyłem i wdziałem czystą bieliznę, czuję się tak dobrze, jakbym spoczywał na sprężynowym materacu. Na biodrach miałem już strupy od brudu, na kolanach rósł mi mech, a między palcami robił mi się ser. Czy panu pocą się nogi, panie Jurajda?<br> {{tab}}Kucharz, zagniewany na dobre, milczał, a jednoroczniak mówił zasypiając:<br> {{tab}}— Niech granaty padają jak deszcz, niech bitwa grzmi, niech działa ryczą, bo z tego nic sobie nie robi nasz bohater, plutonowy 91 pułku, Antoni Wychodził z Wyżerek pod Czeskim Brodem. Kroczy naprzód po palmę zwycięstwa. — Potem zamruczał coś pod nosem i obróciwszy się na drugą stronę, szeptał: — Chłodna ziemia galicyjska kryje to serce bohaterskie, na którym spoczywał wielki srebrny medal za męstwo. Pozostała po nim suchotnicza wdowa i pięcioro drobnych dzieci...<br> {{tab}}Historyk batalionu cierpiał na manię wynajdywania różnych głupstw dla sławy armii. Nie miał spokoju nawet w nocy i robił uwagi, za które nieraz dostałby się do paki. Z pobliskiego namiotu oficerskiego dochodziły odgłosy jakiejś sprzeczki, a Szwejk, któremu jeszcze ciągle spać się nie chciało, obserwował niebo i myślał, czy też księżyc świeci tak samo nad Pragą i było mu jakoś nieswojo, że starym obyczajem nie gryzły go wszy. Półgłosem przyśpiewywał sobie.<br> {{tab}}Ajmazońscy czeladnicy<br> {{tab}}Do gaiku szli,<br> {{tab}}Siedli sobie w lubym cieniu<br> {{tab}}I wiskali wszy.<br> {{tab}}126<br> {{tab}} <br> {{tab}}Z Kromierzyża na Hodomiń Furę ciągną wszy, Jedna siedzi na koziołku, I fajeczkę ćmi.<br> {{tab}}Zauważywszy, że i Jurajda nie śpi i stale wzdycha, zwrócił się do niego:<br> {{tab}}— Słyszał pan już o tym profesorze, co miał przygodę z wszą? Było to w Młodej Bolesławi, gdzie był taki pan profesor nauk przyrodniczych, który się martwił, że w zbiorach owadów nie ma wszy. Pcheł miał dość, ale wszy ani jednej. Kiedy regulowano Izerę, to na roboty przybyli włóczęgi z różnych stron świata i profesor dowiedział się, że tym ludziom wszów nie braknie. Wybrał się do nich pewnej niedzieli i wziął na wszy buteleczkę. Nad brzegiem rzeki siedział akurat jakiś obdartus, wiszcze się i rzuca wszy do rzeki. A ryby lubią wszy jak wściekłe. Więc mój profesor powiada temu włóczędze, że potrzebuje kilka wszy do zbiorów szkolnych i prosi o takowe. Mój obdartus sięga pod pachę, wyjmuje pięć sztuk jak ziarna jęczmienia, podaje je profesorowi na dłoni i mówi: — Pięć sztuk po dwadzieścia centów, to korona. Proszę o pieniądze! — Ale profesor był sknera i ani myślał płacić. — Przecież — powiada — nie będziecie, mój człowiecze, żądali pieniędzy za wszy. — A ten włóczęga schował wszy za pazuchę i wrzasnął na profesora: — To je pan sobie wyhoduj sam! — Ten włóczęga, to były docent filozofii, socjologii i ekonomii społecznej, a puścił się dlatego, że jego żona miała z innym dziecko. Rozumiał on bardzo dobrze, że jeśli ktoś chce mieć wszy, to powinien za nie płacić, jeśli sam ich nie chce hodować. Towar, to zawsze towar. Tak czy nie, panie Jurajda?<br> {{tab}}Jurajda, który nie umiał się gniewać zbyt długo, odpowiedział pojednawczo:<br> {{tab}}— Zdarzają się, panie Szwejk, takie przypadki, nad którymi trzeba się zastanowić, a które bynajmniej nie są śmie<br> {{tab}}127<br> {{tab}} <br> {{tab}}szne. Kobiety zmarnowały już wielu ludzi i tego cały system słoneczny naprawić nie zdoła. Ja, panie Szwejk — Jurajda był bardzo wzruszony i dlatego nazywał Szwejka panem — w tej chwili staram się zgłębić zagadkę, czy moja żona dotrzymuje mi wierności i nie łamie przysięgi, sypiając z innym. Dawno już bawię poza domem, a ona jest ładna i ma czarne ogniste oczy, Dawniej, panie Szwejk, gdy rycerze wyruszali na wojnę, to małżonkom swoim nakładali takie zmyślne pasy, że wiarołomstwo było wyłączone, Słyszał pan o ^ym niezawodnie, Jutro, panie Szwejk, będziemy mieli na obiad gulasz z konserw i kartofli. Ja dla pana trochę odłożę na bok, Oby tylko Bóg dał, żeby mi się małżonka nie puściła.<br> {{tab}}— Słyszałem o takich pasach wierności, a nawet czytałem — pośpieszył Szwejk z odpowiedzią, słysząc o jutrzejszym gulaszu, — Było to podczas wojen krzyżowych, kiedy to rycerze chadzali bić psów niewiernych, Turków i pogan, aby zdobyć Ziemię Świętą. Takie pasy, panie Jurajda, znajdują się nawet w muzeum w Paryżu. Pisał o tym Horky, literat, który wydawał w Pradze gazetę. Ten pan Horky bardzo te pasy zachwalał i pisał, że o nich istnieje mnóstwo najdelikatniejszych dowcipów. W Paryżu są podobno trzy rzeczy najciekawsze: trupiarnia, w której przechowują na lodzie nieboszczyków, co umarli na mieście bez podania adresu, Moulin Rouge, gdzie się schodzą uczynne panienki, i to muzeum, w którym znajdują się owe pasy, zabezpieczające wierność małżeńską. Szkoda, panie Jurajda, że nie wysłano nas raczej na front francuski. Po zdobyciu Paryża bardzo chętnie poszedłbym popatrzeć na takie pasy.<br> {{tab}}— Na co zdałby się taki pas — westchnął Jurajda — gdy my bylibyśmy w Paryżu, a żona w domu. Taki pas, panie Szwejk, to rzecz bardzo ważna i artystyczna. Zrobiony musi być na miarę, dokładnie. A żona, dajmy na to, rozmyślnie pośle inną miarę.<br> {{tab}}— W naszych czasach — zauważył Szwejk — nawet i dobra<br> {{tab}}128<br> {{tab}} <br> {{tab}}miara mogłaby się na nic nie przydać. Na świecie panuje teraz same cygaństwo i złodziejstwo. Taki pas, panie Jurajda, zamykał się na zameczek, a klucz pod karą śmierci mógł ślusarz zrobić tylko jeden. Ten kluczyk zabierał rycerz z sobą do boju, nosił go na sercu, a gdy było po bitwie, a psów saraceńskich wymordowano sporo, albo gdy rycerz dostał się do niewoli, to się modlił do Najświętszej Panny, żeby mu strzegła tego skarbu, od którego on miał kluczyk. Ale dzisiaj, panie Jurajda, klucze najróżniejsze wyrabiane są u Hoffmana w Horzowicach na pudy, a u Rotta na Małym Ryneczku można ich sobie kupić, ile wlezie. Dzisiaj ludzie umieją włamać się nawet do kas ogniotrwałych, a tam są przecie zameczki nie byle jakie. No i te damy dawniejsze inne były niż teraz, chociaż dużo musiały wycierpieć. Niech pan tylko spojrzy na stare obrazy, przedstawiające te panie: każda blada jak lilia. A jednak modliły się za małżonków swoich i czekały cierpliwie, aż pan wróci z kluczykiem. Jeśli zaś rycerz poległ, to pani jego z tym pasem szła do grobu. Na sądzie ostatecznym poznamy je łatwo, panie Jurajda. Nie myślę przyganiać pańskiej małżonce, bo jej nie znam, ale poniektóra kobieta to taka polatucha, że gdyby jej mąż kazał zro — bić taki pas, choćby nawet całkiem malutki i gdyby go nie zakuł na amen, to by zaraz poleciała do ślusarza, żeby jej dorobił kluczyk albo wytrych.<br> {{tab}}— Tak to, tak — westchnął Jurajda — niełatwe ma życie człowiek żonaty.<br> {{tab}}Dookoła wszyscy już spali i słychać było tylko rytmiczne oddechy, chrapanie i pogwizdywanie. Czasem dał się słyszeć odgłos kroków frajtra, który rozprowadzał straże. Cała okolica pogrążona była w głębokim pokoju, który nagle przerwało czterokrotne wściekłe szczeknięcie dalekich dział. Szwejk już zasypiał, ale ciągle napastowała go myśl, że na froncie francuskim byłoby lepiej, bo po zdobyciu Paryża można by zwiedzić muzeum z pasami chroniącymi cnotę.<br> {{tab}}Szwejk 9IV<br> {{tab}}129<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Ukradłbym jeden z nich i przyniósłbym go jako zdobycz wojenną dla pani Müllerowej — pomyślał przed zaśnięciem.<br> {{tab}}— Saperzy pod gradem szrapneli budowali most... Wytrwać, a zwyciężymy! — mówił przez sen jednoroczniak Marek, rzucając się na posłaniu.<br> {{tab}}Jurajda poczuł się sam na tym olbrzymim świecie, który przytłaczał go swoją wielkością. W przededniu bitwy żołnierze myślą o tym i owym, a powieściopisarze opowiadają zawsze, jak to żołnierze w takich chwilach jednoczą się duszą ze swoim narodem i państwem, jak życie ich własne wydaje się im lichym w porównaniu z całą ludzkością i jej sprawami, i jak chętnie zgadzają się zginąć, wiedząc, że ból ich jest nikły w porównaniu z bólem świata. Może tak jest, może nie, ale kucharz Jurajda myślał w tej chwili tylko o tym, czy przy żonie w łóżku nie leży teraz inny i nie pieści jej. Wszystko inne nie interesowało go w tej chwili. Tuż obok niego głębokim basem pochrapywał dobry wojak Szwejk, który już w drodze na front wyraził się:<br> {{tab}}— Grać porządnie w mariasza, to sprawa dla nas daleko ważniejsza niż cała wojna światowa.<br> {{tab}}Rano nikt nie wiedział, co się będzie robiło. Kapitan Sagner nie miał jeszcze rozkazów dla swego batalionu, dowódca pułku także nie. Kapitan Sagner gniewnie odpalił kadeta Bieglera, który chciał mu zaimponować umiejętnością odczytywania map, i razem z Lukaszem udał się nad strumień, gdzie oberlejtnant powtórzył odświeżającą kurację przemęczonych nóg i odparzonej skóry. Lukasz narzekał, że konna jazda sprawia mu duże trudności, ale kapitan pocieszył go, że to jest kwestia przyzwyczajenia. Żołnierzom poprawił się humor, jak tylko dostali kawę, a potem zabrali się ponownie do gry w karty o zapałki i grosze. Gdyby nie grzmiały działa na północy*, wszystko przypominałoby spokojne manewry.<br> {{tab}}130<br> {{tab}} <br> {{tab}}Około południa zaterkotał telefon, oficerowie zbiegli się na naradę, a plutonowi krzyczeli:<br> {{tab}}— Alarm! Alarm! Do stu diabłów, rzućcie te karty! Nie słyszycie, że alarm!? Chcecie dostać po łbie?<br> {{tab}}Po pięciu minutach cały batalion stał w szeregach z tobołami na plecach i z karabinami w garści.<br> {{tab}}Do późnej nocy maszerowano żwawym krokiem. Batalion wyprzedzały straże i niezbędne Verbindungi. Żołnierze przeszli przez kilka wsi, gdzie widać było jawne ślady dawniejszych walk. Następnie znowu odpoczywano w lesie.<br> {{tab}}Kuchnia przyszła za oddziałem dopiero nad ranem. Gulasz, który miał być zjedzony dnia poprzedniego na obiad, był teraz na śniadanie. Armaty grzmiały już całkiem blisko, a niektórzy twierdzili, że w nocy słychać było wyraźnie karabiny maszynowe. Jednych opanowała nerwowość, drudzy stawali się apatyczni, obojętni na wszystko, co się stanie z nimi i z innymi. Ledwo że gulasz został rozdany, gdy przyleciał M e 1 — dereiter i znowuż był alarm. Żołnierze rękoma pchali jedzenie w usta, żeby nie musieli zarzucać je, a oficerowie kończyli konferencję i długo patrzyli na mapę, tocząc spór o kierunek drogi. Kapitan Sagner długo kręcił głową nad rozkazem, porównywując wskazany kierunek z mapą. Potem po — rozchodzili się do swoich oddziałów.<br> {{tab}}— Żołnierze! Zadanie, które mamy przed sobą, to wielkie głupstwo. Być może, iż do linii bojowej w ogóle nie dojdziemy, bo nasza brygada tworzy trzecią rezerwę. O jakie dwie mile stąd stoi batalion rosyjski, zbłąkany w głębi lasu. Moskale siedzą tam od wczoraj i nie wiedzą, jak się wydostać. Nasz pułk ma za zadanie las otoczyć i zabrać Rosjan do niewoli. To właśnie zrobimy. Rosjanie poddadzą się z wielką uciechą, może nawet bez wystrzału. Nie bójcie się, bo jak powiadam: to głupstwo. Hurra! Hurra! Hurra!<br> {{tab}}Szeregowcy odpowiedzieli jakimś niezdecydowanym „Hur — ra“! i kapitan Sagner wydał dyspozycje, w jakim porządku<br> {{tab}}S*TV<br> {{tab}}131<br> {{tab}} <br> {{tab}}mają iść kompanie. Żołnierze, którzy już brali udział w bitwach, mówili:<br> {{tab}}— Jezus Maria, jeśli tworzymy trzecią rezerwą, to najdalej za godzinę dostaniemy lanie. Pod Gródkiem też byliśmy trzecią rezerwą i po trzech kwadransach dostaliśmy w skórę. Zawsze się gada o jakiejś trzeciej rezerwie. Niech mnie powieszą, jeśli nas nie prowadzą gdzieś, gdzie nie ma ani jednego naszego żołnierza. Uważajcie, chłopcy, że zanim wam się ten gulasz uleży w żołądku, dostaniecie lanie.<br> {{tab}}Jest godne uwagi, że Czesi w wojsku austriackim nigdy nie mówili: — Będziemy się bili — albo: — Będziemy ich bili — ale zawsze wyrażali się o tej rzeczy w trybie aż nadto biernym: — Dostaniemy lanie. — Jedenasta kompania miała iść przodem jako V o r h u t, czwarty pluton szedł jako szpica, a łączniki miał pod sobą kadet Biegler. Kadet sam kroczył z sześciu szeregowcami na czele, a śród tych sześciu był Szwejk, który dobrowolnie zameldował się jako patrol. Reszta żołnierzy wyciągnęła się w długą linię, żeby się nie stracić z oczu i żeby jeden żołnierz mógł dawać drugiemu znaki, w jakim kierunku idzie szpica. Ci, co prorokowali, że za godzinę dostaną lanie, mylili się. Marsz trwał już dwie godziny przeszło, a o nieprzyjacielu ani słychu, ani dychu. Nastrój poprawił się, osobliwie, gdy odgłosy strzelaniny za — cichły. Mniemano, że Rosjanie wycofali się co rychlej i że teraz nie zatrzymają się wcześniej aż w Moskwie. Ku wieczorowi batalion dotarł na skraj lasu, gdzie na niego czekała szpica, nie mająca rozkazów co do dalszego marszu. Nowego rozkazu nie było i dopiero w nocy przybył Meldereiter z rozkazem, że oddział ma się rozłożyć na miejscu i czekać na wyjaśnienie sytuacji do jutra. Kapitan Sagner zaprowadził swoich żołnierzy głębiej w las i nakazał ostre pogotowie. Wszyscy mieli być przygotowani do boju na pierwszy alarm. W łesie było ciemno, noc była chłodna, padał natrętny, drobny, zimny deszcz. Przed północą nikt nie spał, żołnierze<br> {{tab}}132<br> {{tab}} <br> {{tab}}przemokli tak dalece, że woda spływała im po plecach i nogach. Spróbowali rozniecić ogień. Drzewa było dość, w pobliżu była poręba, ale zaledwie błysnął płomyczek, gdy się zajęło wysuszone drzewo, przyleciał porucznik Dub i nakazywał:<br> {{tab}}— Zagasić! Natychmiast zagasić! Czy chcecie, żeby do nas zaczęli strzelać?<br> {{tab}}Żołnierze niechętnie gasili ogień, mrucząc coś o trzeciej rezerwie, ale lejtnant był jak wściekły.<br> {{tab}}— Który z was odważa się nie słuchać? Stulić pyski! Dla waszego ognia nikt nie ma ochoty kazać się zastrzelić. H e r r — g o tt, nie starajcie się mnie poznać!<br> {{tab}}I zamaszyście kopnął w ogień, aż się wszystko rozleciało.<br> {{tab}}— Ależ, panie lejtnant, niech pan da spokój — odezwał się w ciemnościach głos nadporucznika Lukasza, który tak już był rozdygotany od zimna, że mu zęby szczękały, jak w febrze. — Niech pan da spokój. Sam się pan też ogrzeje. Pozapalajcie, chłopcy, kilka ogni, także i dla nas jeden. Diabli wiedzą, czy w tym lesie w ogóle są Moskale, czy też są gdzieś daleko. A nad lasem nikt ognia nie dostrzeże.<br> {{tab}}Żołnierze pobiegli do poręby po suche drzewo i wkrótce wrócili z naręczami polan. Niebawem płonęło kilka ogni. Przy jednym usadowili się oficerowie i słuchali kapitana Sagnera, który klął głośno:<br> {{tab}}— Diabli wiedzą, czy jesteśmy tam, gdzie być mieliśmy. Do stu tysięcy diabłów, w sztabie brygady pokręcą zawsze wszystko. Przyjmują meldunki, wydają rozkazy i żadnemu z takich panów nawet do głowy nie przyjdzie, żeby pomyślał, czy jego rozkaz może być wykonany.<br> {{tab}}Wyjął mapę, rozłożył ją na kolanach i podał nadporuczni — kowi Lukaszowi rozkaz brygady.<br> {{tab}}— Przeczytaj sam. Według meldunku oddziału sprawozdawczego na wzgórzu 43t znajduje się oddział nieprzyjacielski w sile około 600 ludzi, ukrytych w lesie. Rozkaz: Marsz<br> {{tab}}133<br> {{tab}} <br> {{tab}}batalion 91 p. p. idzie jako samodzielny detachement w kierunku wzgórza 431, aby otoczyć nieprzyjaciela znajdującego się w lesie na wzgórzu 431. Meldunki kierować do dowództwa brygady.<br> {{tab}}A teraz proszę spojrzeć na mapę: kawał boru, jakaś głupia rzeczułka, drogi nie ma i same moczary. Nie ulega wątpliwości, że Rosjanie się cofają, ale żeby mieli włazić akurat tutaj, tego zrozumieć nie mogę.<br> {{tab}}Lukasz spoglądał na mapę, nie mając nic do powiedzenia. Zamiast niego odezwał się pan lejtnant Dub:<br> {{tab}}— Nie mamy prawa oczekiwać, że Rosjanie będą postępowali tak, jak w okolicznościach podobnych postępowalibyśmy my. Rosjanie mają swoje doświadczenia z czasów wojny z Japończykami, mają lekkie tabory, bardzo ruchliwe i zdolne przedrzeć się nawet przez teren najgorszy. A galicja jest akurat taka, jak cała Rosja. Nieprzyjaciel przyzwyczajony jest do pokonywania takich trudności terenowych już z domu.<br> {{tab}}Sagnera drażniła opozycja, z jaką przy każdej sposobności wyrywał się porucznik Dub, ale pozwolił mu gadać i zwrócił się do nadporucznika Lukasza:<br> {{tab}}— Śliczna noc, co? Ja już dostaj’ę zimnicy. Diabli wiedzą, dlaczego musimy tak starannie omijać kwatery po wsiach. Chyba dlatego, żeby żołnierze nie zawszawili mieszkańców. Nie, jeśli przez parę dni miałoby być tak jak w tej chwili, to ja tego nie wytrzymam. Na takie rzeczy trzeba mieć zdrowie żelazne. Sądzę, kolego, że niedługo pójdziesz na czele batalionu jako dowódca, a ja tymczasem będę sobie smarował nogi maścią od reumatyzmu.<br> {{tab}}Kapitanowi Sagnerowi zaczynała się taka wojaczka nie podobać. Front w ruchu, Rosjanie się cofają, sam diabeł wie, gdzie człek wlezie z batalionem i czy wróci z głową do domu. Szpital byłby przyjemniejszy, to chyba jasne. Zresztą wszyscy byli ciągle przekonani, że wojna skończy się lada dzień. Rosjanie zbliżają się już do swoich granic, więc po co pchać<br> {{tab}}134<br> {{tab}} <br> {{tab}}się za nim? Czy to ma sens? Kapitan nie zawahał się dać wyraz tym myślom.<br> {{tab}}— A właśnie, że trzeba iść za nimi koniecznie — wywodził porucznik Dub. — Rosjanie liczą tylko na rozległość swego państwa i na obszary, od których oczekują ratunku. Zapomnieli, że dziś mamy rok 1915 a nie 1812; rosyjscy generałowie nie myślą o tym, że dzisiaj walczy się inaczej niż ongi, gdy Napoleon szedł na Moskwę. W owych czasach armia musiała się żywić tym, co znajdowała w okolicach, przez które przechodziła, dzisiaj za tyralierą, która idzie naprzód, od razu buduje się kolej, a kolej dowozi wojsku wszystko, co potrzebne, z kraju. No i Francuzi nie byli przyzwyczajeni do rosyjskich zim, które dla nas są drobiazgiem. Mamy chwała Bogu, za sobą jedną zimę w Karpatach.<br> {{tab}}— Teraz za armią wożą pocztówki z widokami, proszek do zębów i Bóg wie co tam jeszcze. Jeśli wojna potrwa jeszcze lat kilka, to na froncie można będzie dostać i smoczki gumowe — ziewnął nadporucznik Lukasz, który nienawidził wszelkiego teoretyzowania. Widząc zaś, że i innym gadanie porucznika Duba jest wstrętne, zawołał Szwejka, który przysłuchiwał się przy drugim ogniu opowiadaniu o najskuteczniejszym sposobie tępienia myszy polnych przez sypanie zatrutego ziarna do nor mysich.<br> {{tab}}— U nas zastawiają na nie pułapki — rzekł jeden z żołnierzy. — W tych pułapkach myszy się duszą. Gdy ich jest dużo, to się nie nadąży zmieniać pułapek.<br> {{tab}}— Lepiej chodzić za pługiem i zabijać je miotłami — sprzeczał się inny — bo w takim razie wytępia się je razem z młodymi.<br> {{tab}}Szwejk chciał o tym coś powiedzieć, ale gdy usłyszał głos nadporucznika Lukasza, zerwał się i stanął przed nim.<br> {{tab}}— Szwejku — zapytał porucznik Dub — czy nie prowadzicie tam jakiej agitacji? O czym tam rozprawialiście?<br> {{tab}}135<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie lejtnant — odpowiedział Szwejk — że rozmawialiśmy o wojnie. Koledzy powiadają, że Rusów jest dużo i że najlepiej tępić ich miotłą razem z młodymi. Podobno i myszy tępi się w ten sposób.<br> {{tab}}Lejtnant ugryzł się w język, bo wyczuł, że Szwejk kpi sobie z niego.<br> {{tab}}— Jakże tam, Szwejku — zapytał Lukasz — czy nie boisz się lasu w nocy? Widzisz, bratku, teraz zaczyna się awantura na dobre. Takie noclegi możemy teraz miewać i siedem razy w tygodniu. Jak się czujesz?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję — odpowiedział Szwejk — że czu — ję się dwojako. Od frontu już jestem suchy, a po plecach spływa mi woda. Proszę pana oberlejtnanta, i w czasie pokoju niełatwo jest znaleźć sobie nocleg z komfortem, bezpieczny i z wszelkimi wygodami. Czy pan oberlejtnant był kiedykolwiek w Nymburgu? Jeśli pan tam nie był, to oczywiście, nie zna pan tam wszystkiego, jak się należy. Jest tam hotel „Praga“. Bardzo solidny i porządny hotel. Otóż pewnego razu niejaki Benesz, sztukator, chciał swojej żonie na urodziny podarować rasową kozę. Już panu mówiłem, że miałem handel psami, ale gdy kto chciał kupić jakie inne zwierzę rasowe, to mu się o nie postarałem. I właśnie wtedy przeczytałem w „Politice“, że w Nymburgu nr 286 jest na sprzedaż piękna koza rasowa. Więc po tę kozę pojechałem, ale przyjechałem za późno, bo koza była sprzedana. Radzili mi, żebym się rozejrzał po okolicy, że może taką kozę znajdę gdzie indziej. Ale już był późny wieczór, a w Nymburgu był jarmark, więc w żadnej gospodzie nie mogłem znaleźć noclegu i trzeba było iść do tego hotelu,,Praga“. Dałem dozorcy parę groszy w rękę, a ten obiecał mi za to pokój na noc, ale potem okazało się, że pokoju nie ma i zwracał mi napiwek. Wtem przechodził właściciel hotelu i pytał się, o co niby chodzi. Mówię tak i tak, że nie mam się gdzie przespać. A on mówi do dozorcy:<br> {{tab}}— Powiedzcie pannie kelnerce, żeby dzisiaj spała z poko<br> {{tab}}136<br> {{tab}} <br> {{tab}}jówką i zaprowadźcie tego pana do pokoju kelnerki. Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że było mi bardzo żal, że tej kozy kupić nie mogłem, i z tym żalem nie mogłem pójść spać. Więc poszedłem na dół między gości, wypiłem coś niecoś i wygrałem guldena i trzydzieści sześć grajcarów w mariasza. A potem stróż mnie zaprowadził na górę do pokoju tej panienki. Bardzo ładnie było w tym pokoiku, a na łóżku leżał koronkowy szlafroczek. Nawet nie wiem, panie oberlejtnant, co mi przyszło do głowy, ale wziąłem i przymierzyłem sobie ten szlafroczek. Zrzuciłem koszulę i gacie i wdziałem ten szlafrok damski. Bardzo mi w nim było do twarzy i przyjemnie było mieć go na skórze, bo był taki mięciutki i ładnie pachniał. Więc położyłem się w nim do łóżka i nawet nie zamknąłem drzwi na klucz. Spałem dobrze, aż mnie przebudziły kroki na schodach. Nagle ktoś otwiera drzwi i ku mnie zbliża się jakiś pan, a musiał być wstawiony, bo o mały figiel byłby się przewrócił o krzesło. Usiadł na krawędzi mego łóżka, zdjął kamaszki i zaczął się rozbierać; przystawił do łóżka krzesło i ubranie ułożył na nim bardzo starannie. Są tacy ludzie, co nawet po pijanemu robią wszystko, jak się należy. Znałem niejakiego Buresza, szewca ze Zderazu, który po pijanemu rozebrał się pod pomnikiem Palackiego, ubranie złożył bardzo starannie, buty podłożył sobie pod głowę i nawet sztuczną szczękę wyjął z ust i położył ją na jednej z figur na plecach. Tak go tam rano znaleźli i w plecionce zanieśli do komisariatu. A w komisariacie doktór uznał go za wariata, więc go odstawiono do Katarzynek, gdzie jego stan umysłowy badali profesorowie, a pewien docent wziął go z sobą na wykład i demonstrował na nim pigmalionizm, czyli, że ten Buresz miał przekładać pomniki nad żywe niewiasty. Tak samo jak ten pułkownik Redl z Małej Strony, co to sprzedał Austrię naszym nieprzyjaciołom, i potem dla ratowania czci oficerskiej sam się musiał w Wiedniu zastrzelić. Mówił mi, proszę pana oberlejtnanta, pewien tajny policjant, że ten pan<br> {{tab}}137<br> {{tab}} <br> {{tab}}pułkownik miał trzy szafy, a w tych szafach trzy wielkie lale gumowe. Każda była jak dorosła kobieta i miała wszystko, co się należy. Opowiadał mi też, że razu pewnego ten pan pułkownik podarował jedną z tych lal burszowi, bo miała jakiś tam brak i już wychodziła z mody. Otóż ten docent mówił o tym szewcu to i owo do swoich słuchaczy, a mój szewc nie wytrzymał i w krzyk:<br> {{tab}}— Ach ty drabie — powiada — nie obrażaj mnie, bo ja mam żonę i nigdy żadnemu posągowi nie robiłem propozycyj niemoralnych. Ja jestem żonaty, ty idioto, więc o mnie nie wygaduj takich głupstw, bo ci dam w pysk.<br> {{tab}}— A że ten profesor nie przestawał wygadywać, więc mu dał po gębie, a potem był dwa lata w Bohnicach i dopiero gdy go wypuścili, znalazł sobie adwokata, żeby tego docenta zaskarżyć o obrazę. Jak się czasem wstawił, to walił pięścią w stół i krzyczał: — Ja mu tego, panowie, nie daruję, nawet gdybym miał sprawę poprowadzić aż do wiedeńskiego sądu. Jeśli ktoś jest niemoralny, to niech go nie robią profesorem, żeby nie psuł młodzieży i nie obrażał ojców porządnych rodzin. Co z takich idiotów w ogóle będzie?<br> {{tab}}Posłusznie melduję, że ten pan jak przyszedł do mnie, to się położył koło mnie, gdy się rozebrał, ale to było przez pomyłkę, bo zamiary miał czyste. Ja byłem odwrócony do ściany, a on zaczął mnie poklepywać, i głaskać, i sapać. — Panna Marynia już śpi? Miała na mnie poczekać? — Leżałem cichuteńko, żeby się nie spostrzegł, a on zaczął mnie całować w szlafrok. Objął mnie i całował w plecy, coraz niżej, niżej, odsunął wreszcie koronki i całował mnie tam, gdzie mnie mamusia poklepywała, gdy byłem jeszcze całkiem malutki. Potem znowuż szedł ustami coraz wyżej i szeptał: — Ale też Marynia mocno śpi... A ja jej przyniosłem na bluzkę, a jeśli będzie grzeczna, to jej dodam jeszcze gumy na podwiązki. No, kochanie, nie każ mi tak długo czekać, przecież ja wiem, że nie śpisz. — I znowuż zaczął mnie całować, ale już nie był<br> {{tab}}138<br> {{tab}} <br> {{tab}}taki skromny i nie zadowolił się podołkiem szlafroczka, dobierał się ustami do piersi i chciał mnie przewrócić na wznak. Położyłem się na wznak, a ten zaczyna mnie ściskać i szepcze: — Niech Marynia będzie grzeczna, to jej dodam pończoszki, jedwabne, śliczne cieliste pończoszki... — A wtem jak na niego ryknę:<br> {{tab}}— Idź, człowieku, do stu diabłów! Cóż to znowu takiego? Myślisz pan, że jesteś niemieckim księciem i że jesteś w Berlinie?<br> {{tab}}Panie oberlejtnant, posłusznie melduję, że ten pan tak się wystraszył, że mało nie umarł ze strachu. Ani pisnął, tylko złapał z krzesła swoje ubranie i w nogi. A ja zamknąłem za nim drzwi i położyłem się na nowo do łóżka czekając, co będzie dalej. A potem przyszedł dozorca z prośbą o kamaszki. Że niby jeden pan spał tam wczoraj i zapomniał kamaszki. Ale ja mu powiedziałem, żeby mnie nie budził z najlepszego snu, bo nie zapłacę za nocleg. A tamten mówi przez drzwi, że ten pan dał mu pięć koron za przyniesienie tych kamasz — ków, żebym się więc zlitował, bo on, niby ten dozorca, ma żonę i dzieci i miło mu zarobić parę koron. Więc mu kamaszki dałem.<br> {{tab}}Ten pan to był jakiś kupiec z Hradca Królowej, a żonę miał z Nehanic. Dopiero dwa miesiące był żonaty, a jego teściowa mieszkała w Rosji. Więc, proszę pana, człowiek szukający noclegu zawsze jest w niebezpieczeństwie i gdyby nad nim nie czuwał aniołstróż, to mogłoby mu się przytrafić Bóg wie co. Nikomu wierzyć nie można, gdy się jest w obcym kraju. Ja jestem zasłużony żołnierz i też mogłem był straci<^ wianuszek w Nymburgu. Słyszałem kiedyś....<br> {{tab}}Szwejk zamilkł, bo oficerowie siedząc spali, jakby się po — zarażali od żołnierzy, którzy także poopierani jeden o drugiego chrapali przy dogasających ogniach. Deszcz przestał padać i od wschodu do lasu przedzierał się młody dzień. Było jeszcze szaro, ale liście na drzewach ożywiły się nagle i witały ra<br> {{tab}}139<br> {{tab}} <br> {{tab}}nek. Senność opanowała i Szwejka. Zdjął bluzę i koszulę, spodnie i kalesony i wszystko trzymał nad ogniem, żeby jak najprędzej wyschło. Za jego przykładem poszedł żołnierz, który właśnie powrócił z wartowania. Obaj stali rł^d ogniem, machali koszulami, żeby rozniecić żar, koszule nadymały się niby balony, a żołnierz mówił:<br> {{tab}}— To najlepszy sposób na wszy, kolegć: rozgrzeją się, puszczą i wpadną w ogień, a gnidy pozaparzają się i popękają. Jeśli ruszymy dzisiaj dalej, to nasi koledzy będą mieli wszów jak maku. Bo jak człowiek zmoknie, a potem się w marszu na słońcu zagrzeje, to się wszy lęgą jak sto tysięcy diabłów. Wszystko z brudu! Cała ta wojna to jeden brud.<br> {{tab}}Rozgarniał szwy bluzy, prztykaniem paznokci strącał wszy w ogień i mówił w zadumie:<br> {{tab}}— Gdybym był w domu, to jużbym teraz klepał kosę i wyruszałbym na łąkę. Trawę, kolego, siecze się najlepiej po nocnym deszczu albo po rosie. Wtedy kosa dobrze bierze. Taki poranek jest bardzo piękny. W buteleczce ma się trochę alaszu z rumem, popijesz od czasu do czasu, a kosa brzęczy jak struna. A teraz tępimy tu wszy i sami idziemy na tępienie. Eh, człowieku, możesz mi powiedzieć, na co jest ta głupia wojna?<br> {{tab}}Szwejk milczał, żołnierz drapał się pod pachami i wywodził:<br> {{tab}}— Tutaj gryzą najbardziej. Patrz, bracie, wszystko od nich czerwone.<br> {{tab}}Ubrał się i kładąc się na swoim tobołku, przysuwał nogi do ognia.<br> {{tab}}— Szwejku, kolego — mówił — na co to wszystko? Czy my nie osły i głupcy?<br> {{tab}}Rano żołnierze myli się w kałużkach.wody i szykowali się do gotowania kawy, gdy wtem na spienionym koniu przycwa — łował Meldereiter. Wręczył kapitanowi Sagnerowi jakieś papiery, zawrócił konia i pędził precz. Sagner zajrzał<br> {{tab}}140<br> {{tab}} <br> {{tab}}w papier, zwrócił się do oficerów i po upływie minuty cały obóz ożywił się wołaniem: — Alarm! Alarm!<br> {{tab}}— Herrgott, draby, włożycie na siebie plecaki, czy nie? — ryczeli plutonowi. — Prędzej do stu diabłów, bo Moskale walą się na nas! Jezus Maria, nie gmerajcie się przecie jak stare kobyły, gdy się im wkłada chomąta! Rustung umhangen!<br> {{tab}}Batalion ustawiał się w szeregach i zamiast pacierza porannego, słychać było przekleństwa i wyzwiska.<br> {{tab}}— Zwariować można! Czyż nie ma czasu nawet na to, żeby sobie ugotować trochę lury? Dalej, chłopcy, stawiajmy menażki na ogniu, to nam się kawa jeszcze dogotuje.<br> {{tab}}— Nieprzyjaciel nigdy nie jest tak blisko, żebym sobie nie mógł ugotować Vertesgulaszu! — rzekł jakiś kawalarz.<br> {{tab}}Znowuż wysłano przednią straż, która na czoło wysunęła jako szpicę kadeta Bieglera. Wyciągnęła się linia łączności. Kolumna szła znowuż w tym samym kierunku, z którego przyszła, ale bardziej na prawo.<br> {{tab}}Na skraju lasu spotkali się z autem, które wiozło oficera sztabu generalnego. Zatrzymał batalion, wezwał do siebie oficerów i rozmawiając z nimi, gestykulował nad mapą z takim wzburzeniem, że śród żołnierzy ozwał się głos:<br> {{tab}}— Już znowuż zabłądziliśmy. Patrzcie, chłopcy, jak im zmywa głowy za to, że zrobili jakieś osielstwo.<br> {{tab}}— E, chyba nie zrobili nic takiego. Słyszeliście dzisiaj strzelaninę? Przecież od rana nie było ani jednego wystrzału. Może pokój już zawarty i ten pan przyszedł powiedzieć, którędy mamy iść na dworzec kolejowy — wywodził jakiś poczciwiec. — Pewien frajter z szóstej kompanii mówił mi, że ma dziewczynę, która służy u jakiegoś posła w Pradze i ta dziewczyna mu pisała, że ten poseł mówił, iż wojna skończy się niedługo. Słyszał o tym w Wiedniu od jakiegoś portiera w ministerstwie, więc...<br> {{tab}}141<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Direction mir nach! Marschieren m ar s ch! — wrzasnął kapitan Sagner.<br> {{tab}}Przednia straż i szpica zostały tymczasem ściągnięte z powrotem i maszerowało się przez niebezpieczny las ze dwie godziny. Potem las przerzedził się, pokazały się piaski śród sosen i niebawem żołnierze wyszli na drogę wozową śród wysokich drzew i kadet Biegler znowu wystąpił w roli macek.<br> {{tab}}Po niedługim odpoczynku wojsko szło naprzód ostrym krokiem, jakby chodziło o prześcignięcie Rosjan. Żołnierze dotarli do poręby, gdzie kapitan Sagner, prowadząc konia za uzdę, sam wdepnął w coś ciepłego jeszcze, co było niezawodnym dowodem, że przed chwilą odpoczywał tu jakiś oddział wojska.<br> {{tab}}Śród żołnierzy powstała wesołość, a na twarzach oficerów widać było bezradność. Byli tu Rosjanie czy nasi? Węchem się tego nie pozna. W tym, co rozdeptał kapitan Sagner, były pestki czereśni, kilka plew, skórka z salami i parę ziarnek grochu. To mogło być zarówno rosyjskie jak i austriackie.<br> {{tab}}Oficerowie w milczeniu spoglądali na tajemniczy obiekt, a nadporucznik Lukasz wyraził przypuszczenie:<br> {{tab}}— Może nasza przednia straż. Ale jak na nią, byłoby tego trochę za dużo.<br> {{tab}}Lejtnant Dub zaprzeczył:<br> {{tab}}— Przednia straż nie mogła się tu zatrzymywać, gdyż bylibyśmy ją dogonili. Pewno byli tu Rosjanie i zdarzyło im się to ze strachu. A my — z wyrzutem spojrzał na kapitana Sagnera — szliśmy niezabezpieczonym marszem.<br> {{tab}}Nagle Dub, uderzył się w czoło:<br> {{tab}}— Ależ to się przecie da ustalić. Chłopcy rozejrzyjcie no się śród tych kaktusów i przynieście to, czym się podcierano — zawołał na najbliższych żołnierzy.<br> {{tab}}Żołnierze poznikali w krzakach i po chwili wracali, trzymając w dwóch patykach dziwaczne rzeczy: kępki trawy, gałązki i liście, białą damską rękawiczkę skórkową, obrazki świętych, pocztówki poczty polowej, a jeden przyniósł nawet ka<br> {{tab}}142<br> {{tab}} <br> {{tab}}wałek gazety z obrazkiem. Lejtnant kazał zarzucić trawę i liście i wziął od żołnierza pocztówkę. Była napisana w języku madziarskim i dlatego treść jej pozostała mu niezrozumiała. Ale tak się z tego ucieszył, że z uczuciem triumfatora rzekł do kapitana Sagnera:<br> {{tab}}— Przypomniałem sobie, że przy zajęciu obozu nieprzyjacielskiego ma się natychmiast poddawać badaniu latryny. W taki sposób ustala się najłatwiej, jakie oddziały nieprzyjacielskie tam obozowały. Przed nami stoi — odwrócił kartkę — nie, tego nie przeczytałam. Wszystko zamazane. Ale z pewnością nie są to Rosjanie. Podajcie mi ten kawałek gazety. Co to za gazeta? „Pokrzywy“. A więc czeskie pismo humorystyczne!<br> {{tab}}Żołnierz trzymał przed nim na patyczku urywek gazety, a Dub czytał na głos:<br> {{tab}}— eczna<br> {{tab}}— Havlena ramiona<br> {{tab}}— w twoich oczach znika<br> {{tab}}— pełna tajemnic mechanika.<br> {{tab}}Walec, który wszystko zmiecie Co się czoło stawić waży... Już się stało, bo w tej chwili, Precz ucieka oddział wraży.<br> {{tab}}.Tak, koledzy, naprzód idziem w sławę A wrogom dajem nauczenie krwawe. Ucieka Moskal. Ruscy oficerzy Wołają: Zmykaj, kto tam w Boga wierzy! I macha szablą wódz naczelny cara: Z Galicji granic niechaj zmyka wiara!<br> {{tab}}Lejtnanta Duba tak dalece zainteresował ten wiersz, że sięgnął po gazetę, aby go przeczytać cały, ale papier przylepił mu się do palców, a nos pouczył go, że coś się rozmazało. Rzucił gazetę na ziemię i wycierając palce o chusteczkę do nosa, ze słodkim uśmiechem mówił do nadporucznika Lukasza:<br> {{tab}}143<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Jest takie przysłowie łacińskie: Inter arma s i — lent musae — podczas wojny milczą muzy, ale u nas na szczęście muzy nie zamilkły. To, co przeczytałem, jest pięknym, patriotycznym, lojalnym wierszem. Szkoda, że wiersz ten nie jest cały, bo przeczytałbym go przy sposobności żołnierzom dla podniesienia ich na duchu. Panowie, mogę wam powiedzieć jedno: przed nami szli nasi.<br> {{tab}}Sagner odwrócił się zły, a Lukasz trącał papierek końcem buta i proponował:<br> {{tab}}— Może dałoby się to wyprać. Co za bydlęta, ci żołnierze! Patriotyczna, lojalna poezja, która mogłaby podnieść wojsko na duchu, poezja, w którą poeta włożył całą swoją duszę, a taki drab podetrze się nią, jakby na świecie nie było innego papieru.<br> {{tab}}Uśmiech jego był pełen złośliwego sarkazmu i ironii.<br> {{tab}}Wojsko szło dalej, a po godzinie znowuż nikt nie pomyślał o tym, że już dawno nie widziano żołnierzy łączności. Około południa zbliżyli się ku łące, od której słychać było głosy. Kapitan polecił wysłać straże. Wróciły z meldunkiem, że na łące obozuje mały oddział naszej artylerii i pasie tam konie.<br> {{tab}}Batalion zbliżał się ku łące, żołnierze cieszyli się, że będzie odpoczynek, gdy nagle na skraju lasu ukazał się oficer wierzchem. Pędził w kłusa ku Sagnerowi i wrzeszczał na niego:<br> {{tab}}— Welches Regiment? Einundneunzigste? Wohin fuhren sie das? Abermeine Herren! Das ist doch falsche Richtung! Ich habe links befohlen! — i zawróciwszy na miejscu pędził precz.<br> {{tab}}Kapitan dał koniowi ostrogę i popędził za nim, prosząc o rozkazy dokładniejsze, gdyż spostrzegł, że jest to dowódca brygady. Ale rozkazów nie otrzymał. Dziadyga powtarzał swoje:<br> {{tab}}<br> {{tab}}144<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Ich hab^n doch links befohlen.<br> {{tab}}Kapitan zawrócił i odpowiedział:<br> {{tab}}— Zum Befehl, Herr Oberst!<br> {{tab}}Dopiero wówczas stary szympans zatrzymał się i wrzasnął na kapitana:<br> {{tab}}— Herr Hauptmann! Merken sie sich fur immer: OberstBrigadler!<br> {{tab}}Kapitan pomyślał coś o idiotyzmie i! zawrócił ku swemu batalionów, gdzie na złość brygadierowi pozwolił żołnierzom na trochę dłuższy odpoczynek: Potem rozkazał maszerować dalej: nieco w lewO: Nlkt nie pomyślał o tym, że straż przednia maszeruje w poprzednim kierunku i że r^OLle^ż^ai^łc^hjy ją ściągnąć, że oddział idzie nie zabezpieczony i bez wywiadowców, jak papierowi landwerzyści, gdy w Milowicach chodzili na ćwiczenia strzeleckie z wielką paradą i ostentacją.<br> {{tab}}KadeS Bieglee wlepiając oczy w mapę i konfrontując jej znaki z miejscowościami, które mijali, kroczył ostrożnie naprzód, aczkolwiek nie miał najmniejszego pojęcia dokąd właściwie ma dojść i gdzie ma się spotkać z Rosjanami. Ale wiedział, że zostało mu powierzone zadanie bardzo ważne, więc usiłował wywiązać się z mego tak, aby zasłużył na uznanie. Szedł na czele batalionu ostro, zachęcając żołnierzy do żywego marszu i nie mógł się doczekać spotkania z pierwszym nieprzyjacielem, aby móc wysłać meldunek, że można na wroga natrzeć.<br> {{tab}}Za kadetem w niewielkim oddaleniu szedł Szwejk jako łącznik boczny w towarzystwie innego żołnierza, który na Szwejka umyślnie zaczekał, ponieważ samemu było jakoś nieraźno, i przywitał kolegę słowami:<br> {{tab}}— We dwóch będzie nam raźniej, gdyby na nas kto napadł i chciał ograbić. Tutaj, człowiecze, są takie lasy, że tylko zbójem być. Masz nabitą flintę? Na kadeta i na towarzyszy z przodu liczyć nie możemy, bo idą ciągle naprzód i nawet<br> {{tab}}Szwejk 10IV<br> {{tab}}145<br> {{tab}} <br> {{tab}}się na nas nie obejrzą. Ostatecznie zabłądzić tu nie możemy, jest tylko jedna droga.<br> {{tab}}— Flinty nie nabiłem — odpowiedział roztropnie Szwejk — bo z nabitymi flintami szpasu nie ma. Weźmie strzelbę w łapy jaki łamaga, bawi się i bęc, masz cały ładunek w brzuchu. Trzeba przyznać, że miał rację nasz lejtnant Frómmer, gdy służyłem w Budziejowicach, że Manlicherrepetier — gewehr, model 1895 jest najlepszą bronią strzelną i jeśli który z was, wy łobuzy, nie będzie miał karabinu wyczyszczonego akuratnie albo po ćwiczeniu zapomni w nim nabój, to mu karabin otłukę o łeb. Zresztą, zabłądzić, kolego, można i w Pradze.<br> {{tab}}— Znałem niejakiego Hałdę, który pracował w kotłowni Ringhoffera a mieszkał przy ulicy Celnej. W Bubnach miał dziewczynę i chodził z nią do pewnej gospody na Letnej na solidne tańce. Bo w tej gospodzie był taki napis: — Uprasza się o przyzwoite tańcowanie.<br> {{tab}}— No i pewnego razu wstawił się ten facet troszeczkę, z dziewczyną się poprztykał i idzie do domu. Przyszedł na Plac Wacławski i pyta policjanta, co to za plac i w jaki sposób można się z niego dostać na ^nichów. Policjant objaśnił mu wszystko, jak się należy i dodał: — Niech pan idzie prosto wzdłuż tych szyn. — No i ten Hałda szedł ciągle wzdłuż tych szyn, aż się wybił z sił i usiadł, żeby troszkę odpocząć. A potem ktoś nim zaczął potrząsać i piekłować się. Mój Hałda otworzył oczy, a tu jakiś kolejarz trzyma go za kołnierz i wrzeszczy na niego: — Złaź pan zaraz na dół! Chcesz pan spaść pod pociąg?<br> {{tab}}I dopiero spostrzegł ten Hałda, że zabłądził. Było już widno, a on siedział na barierze winohradzkiego przejazdu i miał całą gębę pokiereszowaną, bo spadł ze schodów w Nuslach. Tak mi się coś zdaje, że nikt nie idzie przed nami i nikt za nami.<br> {{tab}}146<br> {{tab}} <br> {{tab}}Było tak istotnie; kadet Biegler trzymając się mapy, ruszył miedzą w prawo, a batalion szedł znowuż swoją drogą. Kolega Szwejka miał duszę w piętach.<br> {{tab}}— Widzisz, fujaro, ględzisz, a myśmy zabłądzili. Chodź nazad, pójdziemy do tych kanonierów, co pasą konie na łące. Będzie już południe i może tam akurat dają jeść.<br> {{tab}}— Oczywiście, sami wojować nie możemy — zgodził się Szwejk — trzeba się przyłączyć do jakiego oddziału.<br> {{tab}}Dowódcą półbaterii był młody nadporucznik, na szczęście Czech. Gdy Szwejk mu zameldował, że są łącznością 6 batalionu 91 pułku i że zgubili szpicę, przednią straż i batalion, roześmiał się i rzekł:<br> {{tab}}— Czekajcie, łobuzy^ będzie wam ciepło. Gdzieście mieli oczy? Nie wiem, czy wasi aędy szli. Jestesmy tutaj od rana, a wojska przeszło tędy bardzo dużo. Sezus Maria, wy gapy! Verbindung przy pościgu nieprzyjaciela, a oni się gdzieś zapodzieją! Przecież za takie rzeczy rozstrzeliwują!<br> {{tab}}— Posłusznie melduję — zaczął Szwejj — że mjr sobie, panie oberll!jOnant, zz^emy sprawę z powwgi sytuacii. Bo to zgubić swój pułk w polu, to nie jest znowu byle co. Żołnierz powinien zawsze myśleć o tym, w jaki by sposób posłużyć swemu pułkowi jak najlepiej, żeby się jego sztandar okrył sławą. Kiedym służył w Budziejowicach, panie oberlejtnant, to mieliśmy niejakiego kapitana Murcka. Był troszkę garbaty, służył jako wywiadowca w Serbii i za to zrobiono go kapitanem. Otóż ten kapitan Murek podczas wielkich ćwiczeń kazał każdemu żołnierzowi wpakować do tornistra dwieście pięćdziesiąt ostrych nabojów, a następnie, gdy przednia straż ruszyła, to sam szwendał się między żołnierzami łączności, podsłuchiwał, co mówią, i zapisywał to sobie w notesie. A następnie gdy żołnierze mieli odpoczynek, to on wzywał do siebie tych żołnierzy łączności i mówił: — Czy wiecie, co to jest morale? Sest to jak najściślejsze wypełnianie obowiązków, które żołnierzowi zostają wyznaczone według jego zdolności. Ale nie<br> {{tab}}ie*iv<br> {{tab}}147<br> {{tab}} <br> {{tab}}jest morale, wy morskie świnie, gdy w tornistrze macie dwieście pięćdziesiąt ostrych naboi i leziecie ze łbem spuszczonym, jak te świnie, a w osobie swoich przełożonych pyskujecie na swego najjaśniejszego pana. Abtreten, Mor — gen zum R a p p o r t!<br> {{tab}}Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że myśmy się zabłąkać nie chcieli i nie mamy zamiaru osłabiać armii o dwa karabiny. Posłusznie proszę o przyjęcie nas do swego oddziału na menaż, chleb i fasowanie. Lehnungu od pana nie chce — my, bo jakoś tam swój batalion odnajdziemy i pan Waniek nam wszystko wypłaci.<br> {{tab}}— Mój złoty kolego — roześmiał się nadporucznik, słuchając poczciwych wywodów Szwejka — do baterii przyjąć was nie mogę. Cóż ja bym z wami robił? Zresztą jeszcze dzisiaj znajdziecie niezawodnie swój batalion. Nie będzie on znowu tak daleko i ktoś o nim będzie wiedział. Polowa żandarmeria pokaże wam drogę na pewno albo nawet odprowadzi was do niego.<br> {{tab}}— Niech pan oberlejtnant, posłusznie melduję, zastanowi się dobrze, zanim odrzuci nasze usługi — rzekł posmutniały Szwejk. — Stoimy w obliczu nieprzyjaciela jak dwa kołki w płocie, ale bateria może być o dwóch szeregowców mocniejsza, a w walce to nie byle co. A my pójdziemy z panem wiernie, choćby miało być najgorzej. Menaż i chleb moglibyśmy fasować od dzisiaj.<br> {{tab}}— Nie, nie, chłopcy, nie ma o tym mowy — zdecydował nadporucznik — ale trochę jedzenia dadzą wam kucharze, a chleba znajdzie się dla was wśród kanonierów pod dostatkiem. Ab t ret en! Szczęśliwej drogi!<br> {{tab}}Szwejk i jego kolega, który głośno podziwiał krasomówczy talent Szwejkowy, udali się ze zleceniem nadporucznika do kuchni, Tam kucharz mruczał coś o piechurskiej żebraninie, o nienażartych łazikach, ale ostatecznie sięgnął łyżką w kocioł i nalał im czubate menażki gęstej zupy z ryżem i sie<br> {{tab}}148<br> {{tab}} <br> {{tab}}kanym mięsem wołowym. Szwejk i towarzysz jego zdjęli plecaki, usadowili się na nich, ustawili menażki na kolanach i dobywszy łyżek, zabrali się do jedzenia.<br> {{tab}}Podszedł do nich fajerwerker i zaczął przemawiać po niemiecku. Szwejk miał pełne usta, więc nie odpowiadał. Fajerwerker zaczął po polsku. Kolega Szwejka mruknął po niemiecku, że nie rozumie, więc rozmowny gość jął coś wywodzić po madziarsku, przy czym tak mocno poklepywał Szwejka po ręce, że zupa rozlewała się mu na mundur. Tak go to rozzłościło, że podniósł głowę znad menażki i rzekł:<br> {{tab}}— Co mi tu będziesz ględził, ględo zatracony! Pies by cię nie zrozumiał, gdy zaczniesz mleć ozorem. Herrgott, daj mi spokój, bo dam w zęby!<br> {{tab}}— Czech jesteś? — roześmiał się fajerwerker. — Czemu nie gadasz od razu. No, widać zaraz, że się z sobą zgadamy.<br> {{tab}}Artylerzysta usiadł obok nich w trawie i zaczął wypytywać, co są zacz, skąd idą i dokąd.<br> {{tab}}— Przypuszczam, że pułk 91 albo jego część tędy szła — rzekł po chwili — ale gdzie poszli, tego nie wiem. Teraz, gdy front jest w ruchu, trzeba dobrze uważać, żeby się nie zgubić. Żaden obcy oddział was nie przyjmie, a jeśli przyjmie, to potem musicie przynieść do swego oddziału potwierdzenie, żeście służyli i w jakich walkach braliście udział. Sporo już było takich łazików, że niby to się zabłąkali i przyłączyli się do innego oddziału,, ale jak tylko ów oddział ruszać miał naprzód, to uciekali do innego oddziału. Niejeden przez trzy miesiące był stale w czołowej linii., a prochu nie powąchał. Ale teraz już tak dobrze nie mai. Z Pragi jesteście?<br> {{tab}}Szwejk zameldował się jako prażanin i zaraz pytał:<br> {{tab}}— Czy pan czasem nie jest sklepowym z handlu pana Pe — xidera na Winohradach? — Chyba nie, bo tamten był jaśniejszy blondyn. Ale kto wie, czy pan nie jest kowalem i czy pan nie pracował przy ulicy Szczepańskiej u pana Souczka. Też r^^^? No to mi bardzo dziwno, bo ja pana skądś znam.<br> {{tab}}149<br> {{tab}} <br> {{tab}}Fajerwerker przyniósł im bochenek chleba i dwie paczki tytoniu. Szwejk ze wzruszeniem podziękował zacnemu krajanowi i właśnie obaj nasyceni piechurzy wkładali plecaki na ramiona, gdy nadporucznik podszedł ku nim i zdziwił się szczerze:<br> {{tab}}— Cóż to, wy łaziki, jeszcze jesteście tutaj? Wynoście się natychmiast, bo się za was wezmę trochę ostrzej. Zdaje się, że prochu przy łazikowaniu nie wynajdziecie.<br> {{tab}}Szwejk stanął na baczność, ustawił karabin przy nodze i przepisowo patrząc na oficera, rzekł z niezwykłą powagą:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że już odchodzimy. Panie oberlejtnant, co do wynalezienia prochu, to zdarzyło się, że nieucze — ni porobili wielkie wynalazki, bo ludzie nie są tacy głupi, jak wyglądają. Co też pan oberlejtnant myśli, gdy spogląda na swoje armaty? Pewno pan oberlejtnant nie myśli nic, ale ja myślę. Więc niech pan oberlejtnant sobie wyobrazi: każda armata ma takie kreski i wyżłobienia, z powodu których granat albo szrapnel leci naprzód w górę, a potem łukiem spada na dół. Kula leci tak:<br> {{tab}}Szwejk ujął karabin lewą dłonią, a prawą opisał parabolę.<br> {{tab}}— Więc kula leci tak, a panu nie przychodzi do głowy nic? Otóż gdyby się armatę kładło na boku, to kula leciałaby z prawej strony na lewą, albo z lewej na prawą, podług tego, na którym kole zostałaby ułożona. Można by ostrzeliwać Rosjan ogniem flankowym od frontu i nikt by nie wiedział, skąd się kule biorą.<br> {{tab}}Oberlejtnant śmiał się, aż go brzucho bolało. Fajerwerker i inni artylerzyści nie rozumieli doniosłości odkrycia Szwejka i głupkowato spoglądali na nadporucznika i na Szwejka. Wreszcie nadporucznik przestał się śmiać, dał Szwejkowi garść papierosów i rzekł:<br> {{tab}}— No, ale teraz już zmykajcie, a swoje odkrycie prześlij — cie sztabowi generalnemu.<br> {{tab}}150<br> {{tab}} <br> {{tab}}Szwejk znowuż meldował swój odmarsz i obejmując dowódcę baterii tkliwym spojrzeniem, dodał:<br> {{tab}}— Do samej śmierci, panie oberlejtnant, nie zapomnę pańskiej dobroci.<br> {{tab}}Obaj piechurzy wzięli karabiny na ramiona i ruszyli w drogę, którą dzisiaj przebyli już dwa razy. Długo maszerowały te dwie stracone owce armii austriackiej i gawędziły o tym, czy iść w prawo, czy też w lewo, czy wreszcie prosto za nosem. Nie spotykali po drodze ni wozów, ni piechurów, i coraz bardziej stawało im się dziwne, że okolica jest tu taka pusta i bezludna. Kolega Szwejka zaczął się niepokoić, czy aby nie znaleźli się przypadkiem za frontem rosyjskim. Szwejk się rozzłościł:<br> {{tab}}— No, a choćby tak, to co? Napadniemy nieprzyjaciela z tyłu. Nie lamentuj, że zabłądziliśmy, bo nie jesteśmy małymi dziećmi, żebyśmy mieli zginąć. W szpitalu w Pradze opowiadał pewien reumatyk taką historię z roku czternastego:<br> {{tab}}— Zabłądzili z ich oddziału tambor i trębacz. W jakiejś wsi galicyjskiej poleźli za dziewczynami, żeby przed śmiercią na polu chwały wyzbytkować się jak się patrzy. Ale zbytko — ’wanię trwało trochę przydługo, a gdy się rano przebudzili, pułku nie było. Poszedł sobie bez nich. Stanęli jak te słupy solne i biadali: — Jezus Maria, co my teraz poczniemy? — Następnie ruszyli na poszukiwanie swego pułku i tak samo go szukali, jak my teraz szukamy swego batalionu. Trębacz miał trąbkę, tambor dźwigał bęben. A ten trębacz był to jakiś uczony od budowania domów, czy coś takiego, więc gdy tak szli, to on na bębnie tamborowym rysował ołówkiem mapę. Zaznaczył każdą wieś, kałużę, krzyż, gruszę na miedzy, strumień, świętego Jana, kupę gnoju, kościół, gorzelnię, karczmę, drogi leśne, poręby, wąwozy. Jednym słowem rysował na bębnie wszystko, co podczas tej wędrówki widzieli.<br> {{tab}}— Szwendali się w ten sposób po świecie od sierpnia do listopada, przewędrowali całą Galicję wzdłuż i w poprzek,<br> {{tab}}151<br> {{tab}} <br> {{tab}}a wypasieni byli jak “te świnie. Na bębnie było wszystko, co powinno być na mapie. Pewnego razu, ku wieczorowi się miało, byli na węgierskiej granicy i natknęli się na swój pułk. Ale ich tam już nikt nie poznał prócz kapitana, bo ten pułk był już parę razy rozbity i formowany na nowo.<br> {{tab}}Kapitan nie chciał własnym oczom wierzyć, że to oni. dopóki ich nie obmacał własnymi rękami. Bo Czerwony Krzyż już dawno wykazał, że przepadli bez wieści, dostali się do niewoli, czy nawet zginęli w walkach, żeby rodzinom ich nie trzeba było wypłacać zapomóg.<br> {{tab}}Pan kapitan odesłał ten bęben do Wiednia, do wojskowego oddziału kartogrfficznego, a tam, kolego, podług tego bębna musieli robić mapy sztabu generalnego. Ten trębacz dostał za to wielki złoty medal, a tambor srebrny. Trębacza mianowano trębaczem pułkowym, a tambor dostał się do więzienia w Teresienstadzie, bo powiedział, że ci oficerowie, co rysują mapy, to idioci i darmo biorą pieniądze z kas państwowych. Z taką mapą w garści jaką narysował ów trębacz, nikt zabłądzić nie może.<br> {{tab}}Las zaczynał się przerzedzać, a między koronami drzew ukazało się błękitne niebo. Kolega Szwejka przyśpieszył kroku, wyprzedził go i zawołał:<br> {{tab}}— Jak Boga kocham, pole! A tam dalej wieś! Tam przecież kogoś znajdziemy!<br> {{tab}}Znaleźli. Między drzewami na skraju lasu przypatoczył się kadet Biegler i pytał:<br> {{tab}}— No i cóż? Trafiliście do tej leśniczówki. Dostaliście tam coś do zj‘edzenia dla mnie? To wy szliścće pzzecie aaeem ze mną jako szpica. Tak, czy nie?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie kadecie, że nie szliśmy — objaśnił go Szwejk. — Czy pan jest tutaj sam? My nie szliśmy z panem w szpicy, my byliśmy yerbindung, a z panem szli inni. Pewno tamtych posłał pan do leśniczówkii a my nie widzieliśmy żadnych kolegów i żadnej leśniczówki, bo<br> {{tab}}152<br> {{tab}} <br> {{tab}}<br> {{tab}}śmy zabłądzili. A za nami nie idzie nikt, panie kadecie, batalion zgubił nas na czysto i nikt o nas nic nie wie. Teraz, panie kadecie, batalion diabli wzięli, a my musimy wojować sami. Ale niech pan sobie z tego nic nie robi, bo jakoś tam będzie. Dużo ludzi walczy na własną rękę.<br> {{tab}}Kadet bezradnie opuścił głowę. Złoty medal oddalał się i znikał, a jemu pozostało tylko westchnienie:<br> {{tab}}— Ale jeść mi się chce i brzucho mnie boli, bo napiłem się jakiejś niedobrej wody. Potrzeba mi czegoś gorącego. Może ci z leśniczówki nadejdą niedługo.<br> {{tab}}— Nie nadejdą, panie kadecie — odpowiedział Szwejk z wielką pewnością siebie. — Oni także zabłądzili. Wieczór za pasem, musimy sami rozejrzeć się za czymś. Naszych już dzisiaj nie znajdziemy. Całe szczęście, że pan jest oficerem i ma pan mapę przy sobie. Rano się rozejrzymy, gdzie nasz batalion może być mniej więcej i ruszymy prostą drogą do niego. Sądzę, że teraz powinniśmy pójść do tej wsi na nocleg i na kolację.<br> {{tab}}— Idźmy, gdzie chcecie — jęknął kadet, ściskając brzucho rękoma. — Jezus Maria, co to za ból! Zdechnąć, czy co? Ale ja na siebie odpowiedzialności nie biorę za nic, mój Szwejku. W tej wsi mogą się znajdować Rosjanie.<br> {{tab}}— Jeśli ich tam nie ma, to na nich uderzymy, a jeśli są, to się cofniemy — rzekł Szwejk filozoficznie. — Pan jest chory oficer, panie kadecie. Porządny żołnierz nie opuszcza swego chorego przełożonego. Komendę obejmuję ja, jako najstarszy. Direction tamta wieś. Marschieren m a r s c h!<br> {{tab}}Wzięli pod ręce kadeta, który się kręcił i stękał, i głęboką drogą wozową ruszyli ku wsi. Biegler konał ze strachu, że mogą wleźć prosto w ręce Moskalom, ale Szwejk był całkiem spokojny:<br> {{tab}}— Wie pan, panie kadecie, że stanie się tylko to, co się<br> {{tab}}153<br> {{tab}} <br> {{tab}}stać ma. Bez woli Bożej nawet włos z głowy człowiekowi nie spadnie. Opowiadał mi tu jeden żołnierz przy ogniu, że łoń — skiego roku szli na Rosjan, a razem z nimi szedł feldpater. W lesie był odpoczynek i jego wielebność zabrała się do podwieczorku. Miał na podwieczorek salami węgierskie, jajka i wino czerwone, a Rosjanie dostrzegli ten oddział w lesie i zaczęli go ostrzeliwać szrapnelami i granatami. Wszyscy w nogi, ale ten feldpater siedział przy pniaku nakrytym serwetką i nie przerywał podwieczorku. Za żołnierzami krzyczał: — Nie uciekajcie, wy kury tchórzliwe! Wszędzie jesteście w rękach boskich, a bez powodu Bóg nikogo skrzywdzić nie pozwoli. Wszystko jest dobre, co Bóg czyni! — I raptem wybuchnął tam granat — właśnie ostatni — a gdy się dym rozpłynął, widać było na serwetce na pniaku butelkę wina, sześć jaj i salami węgierskie krajane w talarki. Proszę pana, panie kadecie, to był taki celny strzał, iż z tego feldpatera nawet guzika nie znaleźli, a podwieczorkowi nic się złego nie stało. Bo na świecie wszystko jest już tak urządzone, że każdego spotyka akurat to, co mu idzie naprzeciw. Jeśli mamy się dostać do niewoli, to się do niewoli dostaniemy zgodnie z wolą Bożą. Zresztą, jak słychać, to Rosjanie...<br> {{tab}}— Mój Szwejku — przerwał mu kadet — tu nie chodzi tylko o dostanie się do niewoli, ale i o to, że Rosjanie jeńców torturują. Wykluwają oczy, urzynają nosy, kleszczami Wyrywają przyrodzenie i wtykają torturowanemu w usta. Rosjanie są podobni do ludożerców. Są to barbarzyńcy.<br> {{tab}}— Dużo się różnych głupstw wygaduje — Szwejk machnął beznadziejnie ręką — ale już się takich rzeczy nie robi. To się robiło.. dawniej, podczas wojen tureckich, albo w czasach gdy nasi obsadzali Hercegowinę. Zresztą taka drobnostka, jak obcięcie nosa, nie warta gadania. Na Żyżkowie był niejaki Antek Wejwoda, który stracił nos, bo miał raka, a ten Antek płacił za kolegów w karczmie i mawiał: — Dzisiaj wyżebrałem trzy guldeny i osiemdziesiąt grajcarów, dwie koszule<br> {{tab}}154<br> {{tab}} <br> {{tab}}i dwie pary kamaszków. Dopóki nos miałem w porządku, musiałem na osiemdziesiąt grajcarów pracować cały dzień.<br> {{tab}}Za dawnych czasów, panie kadecie, dręczenie ludzi było różnorakie. Do męczenia mieli wtedy przeróżne instrumenty. Jak pan przyjedzie do Pragi, to niech pan idzie popatrzeć na nie do muzeum miejskiego. Męczyli ludzi przez naciąganie ich na drabinkach, skręcali ich na wszelaki sposób, przybijali za język, łamali kołem, a ludzie wszystko jak najchętniej znosili, byle tylko mieli zapewnione ostatnie namaszczenie. Dużo takich rzeczy działo się wtedy z obustronną przyjemnością, bo to wszystko było ku większej czci i chwale bożej. Takiemu heretykowi czy też czarownicy pognieciono i połamano gnaty, pod paznokcie wbijano im bretnale, a ciała ich prasowano niby skwarki. Każdy instrument, przy pomocy którego robiło się takie rzeczy, miał nawet własną nazwę, podług tego, co się nim jeńcowi robiło. Do gniecenia nóg były golenie świętego Józefa, do wybijania zębów szczęka Matki Boskiej, do łamania kości w ciele służyły żebra świętego Piotra. Więc taki heretyk czy też jeniec już z góry wiedział, czym zamierzają uprzyjemnić mu chwile: gdy starszy inkwizytor rozkazał, żeby mu podali nabijaczkę św. Walentego, to mógł być pewien, że z niego będą robili postne kiszki.<br> {{tab}}Tego wszystkiego Rosjanie na pewno nie mają, więc nic złego stać się nam nie może. Gdy nóż jest dobrze wyostrzony, to jedno chlaśnięcie wystarcza i już po uchu. I to nawet nie bardzo boli. Gdy ludzie wytrzymują wielki ból i zachowują spokój, to stają się świętymi. W Rzymie pewnemu papieżowi przypalano boki pochodniami, a gdy myśleli, że już będzie miał dość, ten rzekł im nagle z miłym uśmiechem: — Proszę, niech mnie panowie obrócą na drugą stronę, bo lubię, żeby wszystko było zrobione akuratnie.<br> {{tab}}Tymczasem zbliżyli się do wsi, a kadet zaproponował, żeby jeszcze chwilę poczekać, dopóki się nie ściemni. Usadowili się więc w ogrodzie za stodołą, kadet stękał i narzekał, drugi<br> {{tab}}155<br> {{tab}} <br> {{tab}}żołnierz podpełzł na czworakach ku chałupie, żeby zobaczyć, co się w niej dzieje, a Szwejk pocieszał kadeta:<br> {{tab}}— Ugotuję panu kadetowi wody na czosnku i przywiążę panu do brzucha gorącą cegłę. To bardzo pomaga, a ja pana nie opuszczę.<br> {{tab}}Wywiadowca wrócił i zapewniał, że we wsi prócz chłopów nie ma nikogo. Odwaga kadeta podniosła się znacznie. Poszli i zapukali w okno pierwszej chałupy. Jakaś stara babina otworzyła im drzwi i krzyknęła z przestrachu, gdy ujrzała żołnierzy. Złożyła ręce jak do modlitwy i zaczęła zapewniać::<br> {{tab}}— Niczego nie mamy, panowie! Moskale zabrali!<br> {{tab}}— Dawno byli tu Moskale? — pytał kadet.<br> {{tab}}— Niedawno — jęczała baba. — Z rana tu byli, wczoraj wieczorem tu byli, co dzień przychodzą. Moskale zabrali. Wyrżnęli kury i poszli sobie.<br> {{tab}}— A wychodek macie — pytał kadet dalej’, gdy bóle zaczęły mu na nowo dokuczać.<br> {{tab}}— Nie ma, panoczku — zakręciła babina głową — Moskale zabrali.<br> {{tab}}— Czekajno, babo, zobaczymy, czy Moskale naprawdę wszystko zabrali — rzekł Szwejk i odsunął babinę na bok.<br> {{tab}}Izba jak na ruską chatę była aż nadto czysta i ładna. Od wielkiego pieca biło ciepło, a na ławie leżało jeszcze kilka bochenków chleba przygotowanego do pieczenia. Z izby Szwejk otworzył drzwi do komory: w kobiałkach piętrzyły się tu stosy jaj, pod sufitem wisiała szynka, na ściąnach jaśniały połcie słoniny i zwoje suchej domowej kiełbasy. Serce Szwejka rozradowało się na ten widok. Cofnął się, aby zawołać kolegę i kadeta, których babina nie przestawała zapewniać:<br> {{tab}}— My biedni ludzie. Tam dalej za strumieniem znajdą panowie żołnierze chaty bogatych gospodarzy. U nas wszystko zabrali Moskale.<br> {{tab}}— Nie gadajcie głupstw, matuchno — rzekł do niej kole<br> {{tab}}156<br> {{tab}} <br> {{tab}}gialnie Szwejk. — My już tę piosenkę dobrze znamy. Moskale pozabierali. Wyrżnęli kurki, pokochali córki i poszli sobie.<br> {{tab}}Panie kadecie, posłusznie melduję, że możemy się tutaj rozgościć, bo ta czarownica ma w komorze istny handel delikatesów.<br> {{tab}}Hej, pani matko — zwrócił się do staruszki — zostajemy tutaj na kolacji i będziemy tu spali. Nie darmo — zapłacimy. Jak chcesz: po dobremu czy po złemu. Co ty? Nie chcesz wpuścić do izby nawet naszego pana kapitana? Poczekajno!<br> {{tab}}Szwejk wyjął z pochwy bagnet i jego ostrze przytknął babinie do szyi. Babina wystraszyła się, jęknęła i cofając się, uniżenie zapraszała wszystkich do izby. W izbie przy świetle spostrzegła, że śród przybyłych jest oficer, więc się rozgadała, powtarzając: — Pan kapitan, pan kapitan — i schylała się ku ręce kadeta, żeby ją ucałować.<br> {{tab}}— Widzisz, matko, tak, to mi się podobasz — poklepał ją Szwejk uprzejmie po ramieniu. — Tak należy szanować żołnierzy.<br> {{tab}}Kadet wyjął pieniądze, baba przyniosła chleba, ugotowała mleka, wyciągnęła skądciś wędzonkę i okazywała coraz więcej uprzejmości dla nieoczekiwanych gości. Przy tym wszystkim nie przestawała spoglądać na drzwi.<br> {{tab}}Szwejk gotował dla kadeta herbatę, mocną i cierpką, po czym ułożył go na pryczy zastępującej łóżko, przykrył go ba — binym kożuchem, a Biegler, któremu gorąca herbata od razu złagodziła bóle brzucha, zasnął.<br> {{tab}}Przy chlebie i mięsie siedzał tylko Szwejk i jego towarzysz. Stara wsadziła chleb do pieca i wyszła, bo widać kogoś wyczekiwała, a towarzysz Szwejka, żując ogromny kawał wędzonki, wywodził:<br> {{tab}}— Porządne mięso, akuratnie nasolone i porządnie przewędzone. Od kości czuć je już po trosze, ale to nic nie szkodzi. Najlepiej, kolego, wędzić mięso na trocinach i palić jałowiec, wtedy mięso jest jak tort. Powiadam ci, jak ten tort.<br> {{tab}}157<br> {{tab}} <br> {{tab}}— To nie jest wcale jak tort, a smakuje ci tak, że<br> {{tab}}mało się nie zadławisz — odpowiedział Szwejk. — No, mięso zawsze mięso. Nawet pies mięso lubi.<br> {{tab}}Stara wróciła, a za nią weszła do izby młoda, jędrna i ładna kobieta.<br> {{tab}}— To moja córka — przedstawiała ją baba — jej mąż na wojnie. — Widzisz — zwróciła się do córki — nasi panowie żołnierze przyszli do nas w gości. Moskala wypędzają.<br> {{tab}}Młoda w uprzejmym uśmiechu wyszczerzyła duże zęby, a Szwejk grzecznie zaproponował jej garnuszek herbaty.<br> {{tab}}— Niech się pani napije z nami herbaty. A jak na imię pani mężowi? No, ładna z pani kobieta — rzekł, głaszcząc ją po bujnej piersi.<br> {{tab}}Przysiadła się do herbaty i rozgadała się ze Szwejkiem, którego ręce stały się dziwnie niespokojne i wciąż głaskały ładną niewiastę to po piersi, to po udach.<br> {{tab}}Towarzyszowi Szwejka chciało się spać. Stara przyniosła skądciś jeszcze jeden kożuch i poszła z nim do komory, rzucając na córkę spojrzenie napominające, ale córka śmiała się zgoła wesoło, gdy Szwejk uszczypnął ją w udo. Niebawem wstała.<br> {{tab}}— Czas już spać — i wlazła za piec, dokąd przedtem zaniosła sobie brudnawą poduszkę. Towarzysz Szwejka wyciągnął się na ławie, a ponieważ było na niej niewygodnie, więc przeniósł się na podłogę. Widząc, że Szwejk co chwila zerka tęsknym okiem za piec, mruknął pod nosem:<br> {{tab}}— Że też ci się chce takich zbytków, kolego! Czy jeszcze nie dość masz kobiet? Poszedłbyś lepiej spać, bo i tak po tym mięsie będą ciężkie sny.<br> {{tab}}— Masz rację — zgodził się Szwejk, kładąc się obok niego — ale ja tylko tak dla kawału, bo żadna kobieta się nie pogniewa, gdy da się jej do zrozumienia, że się podoba. Mamy więc pierwszy nocleg od czasu, gdyśmy się zbłąkali. Ujdzie jeszcze. W każdym razie jest on daleko lepszy niż w tym<br> {{tab}} <br> {{tab}}lesie, gdy się deszcz rozpadał. Opowiadałem tam przy ogniu oficerom, jak niby jeden murarz chciał żonie podarować na urodziny rasową kozę, a pan oberlejtnant nie chciał mi wierzyć i mówił, że takich rzeczy się na urodziny nie daje. A tymczasem ludzie dają sobie na złość i dla dokuczenia komuś jeszcze gorsze rzeczy niż taka rasowa koza, która jest zwierzęciem pożytecznym. Pewnego razu kupiłem od pana Krausa, buchaltera z mleczarni Radlickiej psa bernardyna. Był to pies bardzo piękny, duży jak roczny buhaj, a sprzedano mi go za pięć guldenów, żeby go się pozbyć. Mówił, że na tego psa patrzeć nie może.<br> {{tab}}I opowiedział mi wszystkie swoje udręki, jakie miał z tym psem. Swojej narzeczonej dał na urodziny złoty zegarek w bransoletce i chociaż był z nią zaręczony, nie śpieszył się z żeniaczką. Więc jego narzeczona kupiła mu tego psa. Płakał, gdy mi o tym psie opowiadał. Gospodyni, u której mieszkał przeszło sześć lat, przestała z nim rozmawiać, gdy przyszedł pewnego dnia do domu i przyprowadził tego psa, i nazajutrz wymówiła mu mieszkanie, ponieważ pies przez całą noc wył na balkonie. Uprosił ją, żeby go nie wyrzucała, to jej będzie płacił o pięć guldenów miesięcznie więcej i obiecał, że psa będzie brał na noc do swego pokoju, żeby mu się na balkonie nie przykrzyło. Więc rzeczywiście brał psa na noc do pokoju, ale z rana przychodzi dozorca, że lokator na dole ma przemoczony sufit, czy aby w pokoju nie rozlała się woda. Gospodyni oświadczyła, że po tym psie sprzątać nie będzie i karmić też go nie będzie.<br> {{tab}}Ale ten pan Kraus nie tracił głowy. Poszedł do końskiego rzeźnika, nakupił serdelków i kiszek. Kupił od razu za dwa guldeny, czyli osiemdziesiąt sztuk, i pół bochenka chleba. Rzucał psu te serdelki i cieszył się, że bernardyn chwyta je w locie. Pies zeżarł w południe wszystko, a wieczorem wył z głodu. Więc znowu jego pan poszedł po serdelki do końskiego rzeźnika, a rzeźnik myślał, że on ma restaurację i za<br> {{tab}}159<br> {{tab}} <br> {{tab}}pewniał go, że nikomu nie powie i zamówienie pośle mu przez chłopca.<br> {{tab}}I tak dzień w dzień musiał chodzić do rzeżnika po serdelki, do piekarza po chleb, a potem wyprowadzać psa na dwór. Jego panna na niego wyczekiwała wieczorami i razem z tym psem wszyscy troje spacerowali. I to trwało aż do czerwca, a potem ten pan powiada do kolegów: — Muszę zastrzelić siebie albo psa, albo się muszę ożenić. — I ożenił się. A w dwa dni po ślubie ta pani wezwała mnie, żebym przyszedł po psa. Sprzedali tanio i jeszcze mi dodali jedzenia z wesela. Takie, kolego, robią sobie ludzie rzeczy. Spisz już?<br> {{tab}}Żołnierz chrapał jak tartak, Szwejk wstał, po cichu za — szurgał się ku piecowi i rychło znalazł czego szukał. Wyciągniętymi rękoma domacał się łydek, a gdy się nie cofnęły, położył się koło młodej niewiasty, która niby to się dąsała:<br> {{tab}}— Nu tiebja k czort u! Kuda leziesz!<br> {{tab}}Potem słychać było jakieś mlaskanie i mruczenie i wreszcie głos kobiecy pytał:<br> {{tab}}— A na płatoczek dasz?<br> {{tab}}I znowu w całej izbie zapanowała głęboka cisza, przerywana tylko chrapaniem żołnierza na podłodze i szelestem na piecu.<br> {{tab}}Po północy gdzieś daleko zaszczekały działa, ale nikt ich nie słyszał, bo i Szwejk zasnął wreszcie głębokim snem, wyczerpany wrażeniami minionego dnia. Nie zastanawiał się bardzo nad faktem, że im dalej na wschód, tym miłość jest tańsza. To, co gdzieś tam otrzymuje się w zamian za ślubowanie wiecznej miłości, notarialną umowę i obrzęd kościelny, to o kilkaset kilometrów na wschód otrzymywało się w zamian za obietnicę, że się da na chusteczkę. Dość było kiwnąć głową na pytanie: — Na płatoczek dasz? — Prima — donna teatru żąda brylantów, niewieście w ruskiej chacie dość jest obietnic, że dostanie na chusteczkę.<br> {{tab}} <br> {{tab}}Rano gdy się kadet przebudził, babina kręciła się już koło pieca, a Szwejk gotował białą kawę, pogwizdując nad garnuszkami z mlekiem. Zauważywszy, że kadet już nie śpi, podszedł ku niemu:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie kadecie, że w nocy nic się nie stało. Czy lepiej panu? Zaraz podam panu śniadanie.<br> {{tab}}— Szwejku — rzekł kadet Biegler miękkim głosem — dajcie coś do zjedzenia. Już nic mnie nie boli, ale jestem słaby jak mucha. Czy nie słychać czego o nieprzyjacielu? Nie wiem, czy będę mógł pójść razem z wami.<br> {{tab}}— My pana kadeta nie opuścimy, żeby nie wiem co — zadeklarował Szwejk z całą stanowczością. — Tu, w tej chałupie, nie potrzebuje pan obawiać się żadnego niebezpieczeństwa. Młoda gospodyni jeszcze śpi na piecu.<br> {{tab}}— A Rosjan nie ma tu gdzie w pobliżu? — pytał kadet.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie kadecie, że ta stara wczoraj wieczorem kłamała. Cofających się Rosjan nikt tu nie widział. Ta młoda to serce szczere, udzieliła mi informacyj akuratnych. Rosjanie cofają się tu z prawej strony, wzdłuż kolei, gdzie jest szosa. Sądzę, że najlepiej będzie, panie kadecie, gdy pan sobie tu odpocznie, zanim pan okrzepnie. Armaty słychać już bardzo słabo. Daleko, widać, strzelają.<br> {{tab}}Kadet nie sprzeciwiał się w niczym Szwejkowi i pozwolił wyprowadzić się do ogrodu. Przy stodole drugi żołnierz rąbał drzewo i wołał Szwejka na pomoc.<br> {{tab}}Zabrali się do tarcia polan. Piła tępa i zardzewiała zgrzytała w drzewie i piszczała, a drewek przybywało coraz więcej, tak że gdy młoda gospodyni wyszła na dwór, uśmiechnęła się z zadowoleniem:<br> {{tab}}— Nu, panowie żołnierze, czy nie lepiej drwa rąbać, niż się na froncie bić? Ile roboty wy mi oszczędzicie!<br> {{tab}}— Moja gosposiu — mrugnął na nią Szwejk oczkiem — czego by to człowiek dla takiej miłej gospodyni nie zrobił!<br> {{tab}}Szwejk 11IV<br> {{tab}}161<br> {{tab}} <br> {{tab}}Sercem podzieliłby się człek z nią, a cóż dopiero taki drobiazg jak rąbanie drewek! Zamiary mam jak najlepsze!<br> {{tab}}Gospodyni niewiele zrozumiała z tej przemowy, więc się roześmiała i poszła do chaty, a Szwejk zaciął siekierę w pniu i rzekł do kolegi:<br> {{tab}}— Cokolwiek robisz, człowiecze, zawsze musisz mieć uczciwe zamiary, jeśli chcesz mieć powodzenie, ale musisz też mocno rzecz obmyślić, żeby ci się do niej nic nie przyplątało, co by mogło ją spaczyć. W Nachodzie był starosta, którego nagle wezwano do kapitanatu, aby mu powiedzieć, że przez Nachod przejedzie najjaśniejszy pan. Więc mój starosta wezwał natychmiast wszystkich radnych i powiedział im, jaki zaszczyt spotka ich miasto. Był to starosta bardzo porządny, a nie taki, jak ów Zemanek w Kozojadach, który mawiał do radnych: — Jesteśmy rajcy jednej gminy, a wszyscy razem pieskie syny. — Starosta z Nachoda kazał budować bramy triumfalne, a ponieważ lubił, żeby wszystko było jak się patrzy, więc się zabrał do medytowania, jaki by też napis umieścić na bramie triumfalnej. Na dwa dni przed przejazdem najjaśniejszego pana sprowadził malarza, zamknął go u siebie, dał mu płótno i farby, kazał mu malować i w ogóle go nie wypuszczał od siebie, aż do skończenia roboty. Potem ten malunek przybili do bramy triumfalnej i zasłonili tak, żeby go nikt nie mógł przeczytać, zanim przyjedzie najjaśniejszy pan.<br> {{tab}}Wreszcie cesarz jedzie, policjant pociągnął za sznurek, zasłona spada, a ludzie czytają pięknie wymalowany napis.<br> {{tab}}Gelobet sei Jesus Christus!<br> {{tab}}Jetzt kommt Josephus Franziskus!<br> {{tab}}Najjaśniejszemu panu bardzo się ten napis podobał, a gdy starosta go witał, rzekł do niego:<br> {{tab}}— Bardzo mi przyjemnie, że to pan jest starostą w Nachodzie. Czy na Wełtawie jeszcze spławiają drzewo?<br> {{tab}}162<br> {{tab}} <br> {{tab}}I najjaśniejszy pan pojechał dalej, ale pan starosta dostał zegarek złoty, w którym był ładny napis, oraz krzyż zasługi z koroną. Ten starosta był bardzo z tego dumny, a gdy się zestarzał, to na starostę wybrano jego syna.<br> {{tab}}Młody był starostą może rok, a tu i jego wołają do kapitanatu i mówią mu, że przez Nachod przejeżdżać będzie najjaśniejszy pan i że trzeba go witać. Zamknął się w pokoju i zaczął rozmyślać nad bramami triumfalnymi i nad napisem, a potem kupił kawał płótna, sam napis wymalował, w nocy go przybił, zasłonił i nikomu ani słowa, nawet ojcu nic nie powiedział.<br> {{tab}}Cesarz jedzie, policjant zrywa zasłonę, a na bramie napis taki:<br> {{tab}}Jezus! Maria! Józef!<br> {{tab}}Przyjechał Franciszek Józef!<br> {{tab}}Najjaśniejszy pan wcale z nim nie gadał, nawet gdy starosta go witał i czytał przemówienie z kartki w kapeluszu. Nie powiedział mu nawet, iż go cieszy, że Nachod jest w Europie, i pojechał dalej. Potem tego starostę usunęli z urzędu i wlepili mu cztery miesiące za zdradę i obrazę majestatu. Ale jego zamiary też były dobre i uczciwe, tylko że nie przemyślał wszystkiego jak jego ojciec i nie zastanowił się dobrze, co z tego może być.<br> {{tab}}— A mówią, że najjaśniejszy pan po czesku nie umie i ani słowa nie rozumie — rzekł kolega Szwejka.<br> {{tab}}— Mało to ludzie gadają o najjaśniejszym panu — bronił Szwejk cesarza — ale serce ma nasz cesarz dobre, a czeskiego też się uczył. Dla posłów do parlamentu ma być bardzo uprzejmy i z każdym grzecznie rozmawia. — Czy macie w Pradze jeszcze ciągle kanalizację — pyta jednego, a do drugiego zwraca się z pytaniem: — Jak pan sądzi, czy zima będzie latoś długa? — Bardzo przyjemnie, że mosty prowadzą u was z jednego brzega na drugi. — Co tu dużo gadać, kolego, nie<br> {{tab}}<br> {{tab}}163<br> {{tab}} <br> {{tab}}łatwa to sprawa panować i jeszcze pamiętać o kanalizacji. Nic dziwnego, gdy się taka wysoka osoba czasem zmyli. Tak było na przykład na Morawach, gdzieś koło Hodonina. Cesarz pyta starostę: — Urodzaj latoś dobry? Gdyby nie padały deszcze, to pogoda byłaby bardzo ładna. — A ten starosta, cham nieokrzesany, powiada: — Wasza cesarska mości, żyto niczego sobie, pszenica jest ładna, ale kartofle pogniły na sraczkę.<br> {{tab}}Cesarz tego słowa nie zrozumiał i pytał o nie adiutanta, a ten mu na to, że lud się tak wyraża o rzeczach na pół zgniłych i mówi, że są na sraczkę. A po tygodniu cesarz przyjechał do Przerowa, a tam kapitan okręgu przedstawił mu kierownika szkół. Już przedtem cesarz zauważył, że go wita bardzo mało dzieci i zapytał tego kierownika, jaka jest tego przyczyna.<br> {{tab}}— Najjaśniejszy panie — ’ odpowiedział nauczyciel — mamy tu epidemię odry. Połowa dzieci jest chora na...<br> {{tab}}— Ich w e i s s, ich weiss — przerwał mu cesarz, kiwając z zadowoleniem głową — na sraczkę, na sraczkę. — Przecież i taka dostojna osoba może się czasem pomylić i nie trzeba zaraz wygadywać o niej Bóg wie co.<br> {{tab}}Kadet Biegler, siedząc pod gruszą na ogrodzie, wracał do sił bardzo szybko i zaraz po południu chciał ruszyć dalej, ale Szwejk zaprotestował:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie kadecie, że nie ma się co śpieszyć, bo naszego batalionu i tak nie znajdziemy. Musimy ruszyć na prawo ku kolei, to batalion na pewno przyplącze się do nas. A następnie pan kadet jeszcze jest słaby, nie mówiąc o tym, iż w nocy będzie padał deszcz, jak twierdzi nasza babina.<br> {{tab}}Kadet zaczął się rozglądać na mapie i w duchu przyznawał Szwejkowi rację. Przy sposobności wyjaśniło się i to, że pan kapitan Sagner miał rację, gdy twierdził, że Rosjanie nigdy nie mogli cofać się tymi drogami, na których ich szu<br> {{tab}}164<br> {{tab}} <br> {{tab}}kano, bo z artylerią i taborami nikt w takie bajora wleźć nie może.<br> {{tab}}Szwejk znowu gotował herbatą i znowu w nocy przeprowadził się za piec, gdzie gorliwie pocieszał słomianą wdowę. Wieś spała snem głębokim w potokach deszczu, który przestał padać dopiero nad ranem.<br> {{tab}}Kadet spał dobrze i okrzepł tak dalece, że odzyskał całkowicie ducha wojowniczego. Na żołnierza, który gotował śniadanie, podczas gdy Szwejk z młodą gosposią poszli do obory doić krowę, wrzasnął, aż się chałupa zatrzęsła:<br> {{tab}}— Herrgott, chamie, jak stoisz, gdy z tobą rozmawiam! Ustawisz giczoły jak się należy, czy nie? Stańże na baczność, do diabła!<br> {{tab}}Po śniadaniu ubrał się pośpiesznie i rozkazał ruszyć w dalszą drogę.<br> {{tab}}Zapłacił babinie, która pocałowała go w rękę, i wyszedł z chaty pierwszy, a za nim wyszli obaj towarzyszący mu żołnierze. W sieni Szwejk zdążył pożegnać się z młodą gospodynią i głaszcząc jej dłonie, uspokajał ją:<br> {{tab}}— Nie płacz, moja miła, boć nie rozstajemy się chyba na wieki, a zresztą i twojego starego puszczą może na urlop. A gdyby ci się miało coś przytrafić, to przecie i w Galicji jest chyba instytut położniczy. Zostań tedy z Panem Bogiem i bądź zdrowa.<br> {{tab}}Kadet zamierzył przez ogrody ku północy, bo stara gospodyni powiedziała mu, że tam jest droga ku kolei. Szedł tak żwawo, że Szwejk z kolegą pozostali nieco w tyle i kolega za — czął mówić do niego:<br> {{tab}}— Jak będziesz miał apetyt, kolego, to powiedz, bo ja tej babie buchnąłem kiełbasę, których w komorze jest jeszcze sporo.<br> {{tab}}— Jak ci nie wstyd okradać takich dobrych ludzi — strofował go Szwejk. — Mnie ta młoda z dobrej woli dała kawał wędzonki i bochenek chleba. Głodny nie jestem, ale z ra<br> {{tab}}165<br> {{tab}} <br> {{tab}}na ukręciłem łby sześciu kurczętom i dwom kurom. Plecak mam taki nabity, że ledwo lezę. 2eby mi się tylko nie zepsuły te rzeczy.<br> {{tab}}Kadet skręcił między domki wsi, która ciągnęła się na przestrzeni paru kilometrów. Szwejk obejrzał się za chatą, w której znalazł tak wszechstronną gościnność, i w nagłym przystępie uczuć sentymentalnych jął nucić półgłosem:<br> {{tab}}Dziewczę piękne niby anioł Nad jeziora brzegiem łka. Ach, zdradzona, opuszczona, Tylko w łzach pociechę ma.<br> {{tab}}Wydało mu się jednak, że te słowa nie wyrażają należycie jego uczuć, więc zaczął śpiewać inną piosenkę:<br> {{tab}}A kiedym wracał od ciebie, Gwiazdy świeciły na niebie, Rybki pluskały się w wodzie I księżyc na niebie gasł, Gdym swoją miłą odprowadzał Ostatni, ach, ostatni raz...<br> {{tab}}Nagłe kadet się zatrzymał, osłonił oczy dłonią i popatrzywszy uważniej, zawołał:<br> {{tab}}— Nieprzyjaciel! Rosjanie! N i e d e r!<br> {{tab}}— Doprawdy Moskale — zdziwił się Szwejk. — Więc jednak....<br> {{tab}}Kolega Szwejka na słowo o Moskalach rzucił karabin i podniósł ręce do góry, ale widząc, że nieprzyjaciel nie idzie, opuścił ręce i rzucił się na ziemię, podczas gdy kadet komenderował:<br> {{tab}}— Laden — l a d e t!<br> {{tab}}Kadet był wystraszony i śmiertelnie blady. W ręku ściskał rewolwer. Szwejk, który nic nie widział, przykląkł za nimi i pytał zaciekawiony:<br> {{tab}}— Posłusznie proszę, panie kadecie, gdzie są ci Rosjanie?<br> {{tab}}166<br> {{tab}} <br> {{tab}}Nie wiem, jak wyglądają, bo Moskala jak żyją nie widziałem. Madziarów widywałem sporo.<br> {{tab}}Kadet pociągnął go ku sobie na ziemię i wskazał mu Rosjan ręką, w której trzymał rewolwer. Wtedy zobaczył ich i Szwejk:.<br> {{tab}}Śród chałup szwendali się trzej żołnierze rosyjscy: dwaj starsi brodacze i jeden gołowąs, dzieciak prawie. Szli noga za nogą, jak zmęczone niedźwiedzie, a karabiny mieli poprze — wieszane przez ramię, na postronkach. Widać było, że są bezradni i zniechęceni jak owce, odbite od stada i strudzone do ostateczności. Każdy ich ruch zdawał się ilustrować piosenkę żołnierską:<br> {{tab}}Czy pójdę tu, czy pójdę tam, Całą wojaczkę w dupie mami. Czy tam pójdę, czy tu siędę, Ja wygrywać bitw nie będę.<br> {{tab}}Przystanęli pomiędzy domkami i naradzali się nad czymś, spoglądając ku chacie, na której podwórzu leżał kadet z dwoma swoimi żołnierzami. Kadet spoglądał ukosem na Szwejka, a widząc, że ten na komendę jego zaczyna karabin nabijać w jakiś zgoła osobliwy sposób, wyrwał mu go i nabił sam:<br> {{tab}}— Ach wy, bydlę, nawet karabinu nabić nie umiecie! Mierzcie dobrze. A n! — skomenderował i podniósł rewolwer.<br> {{tab}}Nie zdążył wymówić ostatniego słowa: — F e u e r! — bo Szwejk pociągnął go za rękę z rewolwerem i mruknął:<br> {{tab}}— Jezus Maria, panie kadecie, czy chciałby ich pan zastrzelić! Przecież oni nie robią nam nic złego! Panie kadecie, posłusznie melduję, że jeśli strzelimy do nich, a nie trafimy, to oni mogą zastrzelić nas. Przecież i oni mają strzelby i jakie długie! Przecież, panie kadecie, to może być szpica, kto wie, czy za nimi nie idzie cała dywizja. Może też być, że ich jest tylko trzech, że tak samo się zbłąkali, jak i my. Gdy ich zastrzelimy, to będziemy musieli kopać dla nich groby, a przy<br> {{tab}}167<br> {{tab}} <br> {{tab}}dzisiejszym upale, panie kadecie, taka rzecz nie jest przyjemnością, ale ciężką orką.<br> {{tab}}Szwejk od razu jakoś nabrał przekonania, że Rosjanie są także zabłąkaną szpicą, a jego sympatie wzmogły się dla Rosjan niepomiernie. Objął kadeta ramieniem tak mocno, że ten nie mógł nawet oddychać i szeptał zachwycony:<br> {{tab}}— Niech pan sobie wyobrazi, panie kadecie, że oni także pewno zgubili swój oddział i będą się teraz włóczyli po święcie, i żaden pułk nie przyjmie ich za swoich, nikt im nie wypłaci żołdu, nikt nie da wiktu. Medytują pewno, jakby się tu dostać do niewoli. Może nawet myślą, że my jesteśmy tacy głupi, że ich zabierzemy i będziemy się głowili o żywność dla nich. Ale oni się przeliczyli, panie kadecie. Nie ma chyba głupich! Nas prowadzi pan kadet Biegler, który nie jest znowuż takim fujarą, żeby miał zbierać rosyjskich podrzutków i kłopotać się nimi.<br> {{tab}}Szwejk tulił kadeta coraz mocniej do siebie. Rosjanie postali, pogadali i ruszyli dalej. Uścisk Szwejka pofolgował. Jego ramię puściło kadeta, a palec wskazywał długie bagnety zbłąkanych żołnierzy rosyjskich.<br> {{tab}}— Panie kadecie — rzekł wreszcie tonem ojcowskiego na> pomnienia — w tej chwili uratowaliśmy sobie życie. Nie jestem łaskotliwy, ale gdy taka bestia zacznie człowiekowi liczyć żebra podobnym szpikulcem, to nie ma w tym chyba nic przyjemnego.<br> {{tab}}Kadet milczał, nie wiedząc, co ma odpowiedzieć. Wydawało mu się nawet, że może Szwejk ma rację. Skoro znalazło się tu Moskali trzech, to może ich tu być także więcej. Strzelanina wywołałaby popłoch w całej okolicy i diabli wiedzą, jakby się to wszystko skończyło.<br> {{tab}}Ruszył przez pole ku lasowi, pochylając się jak najniżej ku ziemi. Dopiero w lesie zaczął ratować swój autorytet i wrzasnął na Szwejka:<br> {{tab}}168<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Ja tu komenderuję! Cokolwiek rozkażę, macie wykonać i stulić pysk. Zrozumiano?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie kadecie, że zrozumiano. Będę słuchał i stulę pysk — oświadczył Szwejk z wielką uległością. — Posłusznie proszę, panie kadecie, czy nie chciałby pan kawałek salami. Jest dobre, suche i z czosnkiem.<br> {{tab}}Szli skrajem lasu wolno i ostrożnie, ale prócz mieszkańców pracujących w polu, nigdzie nie było żywego ducha. Po południu dotarli do drogi, która prowadziła prosto na północ, przecinając wysoki i gęsty las.<br> {{tab}}Kadet nakazał odpoczynek. Usadowili się w trawie, a kadet rozłożył przed sobą mapę i jeździł po niej palcem.<br> {{tab}}Kolega Szwejka, którego podczas tego całego marszu nic nie interesowało prócz spania i jedzenia, zasnął natychmiast. Szwejk patrząc na mapę przez ramię kadeta, zapytał:<br> {{tab}}— Posłusznie proszę, panie kadecie, czy już pan znalazł miejscowość, w której mógłby się znajdować nasz batalion? Bo mówią, że na takich mapach sztabu generalnego jest wszystko, ale znać się na takich mapach to musi być sztuka. W naszym pułku był niejaki oberlejtnant Hoffman, który w szkole podoficerskiej uczył używać takich map. Bardzo często mawiał: — Żołnierze, znać się na mapie, to rzecz ważniejsza, niż wiedzieć, ile części ma karabin. Kaprale, plutonowi i fraj — trzy muszą znać się na mapach lepiej od generałów, co sami chyba widzicie, gdy pułk nasz ma wielkie ćwiczenia albo manewry. Najprzód zginie pan oberst razem z kobyłą, na której siedzi, potem przepadnie pan major, następnie pan kapitan, a wreszcie niżsi oficerowie. Cały pułk prowadzi wreszcie feldfebel albo plutonowy i zobaczylibyście, co by go spotkało, gdyby zabłądził. W czasie pokoju takie wykroczenia karze się surowym aresztem, podczas wojny — prochem i ołowiem. — Tego pana oberlejtnanta potem zdegradowali, teraz jest on w Pradze redaktorem i bardzo często siedzi w kozie za obrazę armii. Na redaktorów też musi być kara.<br> {{tab}} <br> {{tab}}Kadet nie odpowiedział i zagłębiał się w mapie coraz bardziej. Wreszcie podkreślił pewne miejsce paznokciem i zapytał:<br> {{tab}}— Ta wieś, mój Szwejku, w której nocowaliśmy, nazywała się?... Aha — Piętaki. No, więc to tutaj. Teraz jesteśmy w le — sie, o tu, a ta kolej, o której gospodyni mówiła, nie może być inna, tylko właśnie linia Lwów — Brody. Kolejek podmiejskich tutaj nie ma. Chyba, że Rosjanie zbudowali sobie jaką kolejkę podjazdową. W ciągu trzech godzin dotrzemy do szosy.<br> {{tab}}Ale nie dotarli do tej szosy nawet po trzech godzinach, chociaż szli krokiem ostrym. Dopiero wieczorem doszli do czegoś, co od biedy mogło się nazywać szosą. Była ta szosa tak rozorana i rozjeżdżona kołami niezliczonych samochodów ciężarowych i armat, że przypominała raczej jakiś wertep. Gdy zbliżali się ku niej, wlókł się tamtędy ogromnie długi łańcuch wozów z chlebem, słomą, sianem. Przydrożem szli maruderzy różnych oddziałów wojska, żołnierze wyczerpani z sił lub też tacy, którzy sądzili, że na to, co ich czeka, mają czasu aż nadto.<br> {{tab}}Kadet zapytał o pułk 91. Nikt o nim nie wiedział, aż dopiero jakiś kapitan pionierów powiedział mu:<br> {{tab}}— Dziewięćdziesiąty pierwszy z Budziejowic. Widzieliśmy go wczoraj. Ciągnie ku Brodom. Rosjanie się tam okopali. Gromadzi się tam cała dywizja.<br> {{tab}}Kadet znowu wyjął mapę i szukał drogi, którą mógłby dotrzeć do Brodów, do swego batalionu. Przez chwilę szedł szosą, a potem ruszył w prawo, polną drogą wąwozową.<br> {{tab}}— Do tej szosy dojdziemy znowu ale nasi jeszcze do niej dojść nie mogli. Może spotkamy ich gdzieś we wsi.<br> {{tab}}Maszerowali dalej i wreszcie dogonili kilku zapóźnionych szeregowców, których potem spotykali coraz więcej. Żołnierze różnych pułków szli pojedynczo i gromadkami, siadali i pokładali się przy drodze, a gdy Szwejk ich pytał, dokąd<br> {{tab}}170<br> {{tab}} <br> {{tab}}idą, odpowiadali bądź wściekłym pomrukiem, bądź frazesem pełnym rezygnacji:<br> {{tab}}— Idziemy umrzeć za najjaśniejszego pana.<br> {{tab}}Droga prowadziła ku moczarom, ale już nad nią pracowano, aby się stała możliwą dla wozów. Cała kompania żołnierzy znosiła pnie wysokich drzew, podwożone z lasu przez zmobilizowanych chłopów, i układała jeden obok drugiego. Inny oddział wypełniał luki między poszczególnymi pniami mchem, trzeci zwoził piasek i wszystko tym piaskiem przysy — pywał. Nad żołnierzami stał lejtnant i wrzeszczał:<br> {{tab}}— Herrgott, chłopy, róbcie robotę porządnie! Droga musi być gładka, jak w Schónbrunnie w parku. Plutonowy, powiedzcie no tam ludziom, żeby zwozili tylko piasek czysty i drobny.<br> {{tab}}Kadet wdał się w rozmowę z lejtnantem. Szwejk przyglądał się z wielkim zainteresowaniem robocie żołnierzy sypiących piasek i rzekł do jednego z nich:<br> {{tab}}— Robisz robotę bardzo ładną. Czyściutko i zgrabnie, jak W kościele — rzeklby stary Morawiec, gdyby cię przy tej robocie widział. Bardzo zgrabnie robisz swoje. Ten Morawiec to murarz, ale z tych lepszych. Do jakiej hołoty należycie?<br> {{tab}}— E, mój kolego — westchnął zapytany — robimy same głupstwa. Gdy tą drogą przejdzie choć jedna kompania, to po naszej czystej robocie nie zostanie nawet śladu. Albo jeśli przejdzie tędy artyleria, czy też tabory, to konie kopytami Wszystek ten mech powyrzucają, a my go zwozimy o milę drogi stąd. Robimy osielstwa, a zmordowani jesteśmy od tych osielstw niby konie. Wiele takich robótek już zrobiliśmy, a wszystko psu na budę. Ale cóż robić, gdy nasi inżynierowie to sami idioci! Wczoraj budowaliśmy most dla taborów nad takim strumyczkiem, że go dziecko przeskoczy. Tabory ogromne, ze czterysta wozów, ale muszą stać i ruszyć naprzód nie mogą, bo na drodze jest ten strumyczek. Posłali nas. Dobrze, ja jestem kołodziej, kolego, więc gdyby mnie ka<br> {{tab}}171<br> {{tab}} <br> {{tab}}zali zrobić tę rzecz, to z brzega na brzeg byłbym przerzucił trzy belki, do belek poprzybijałbym grube deski i jazda. Ale nasz pan lejtnant jest inżynierem, więc zabrał się do tego głupstwa planowo. Posłał do wsi o półtorej mili stąd po jakieś tam przyrządy i miary, wszystko na włosek wymierzył i wyliczył, potem kazał belki starannie obciosać, potem wysłano ludzi po specjalne deski, które przywieziono dopiero wieczorem i jeszcze z obu stron musieliśmy porobić poręcze. Od jedenastej przed południem pracowaliśmy przy tym głupim mostku do trzeciej rano i przez cały ten czas tabory stały i ruszyć się nie mogły, a wiozły chleb dla wojska! Dopiero po trzeciej puścił pan lejtnant pierwszy wóz i natychmiast pierwsza fura oderwała poręcz. Potem przed mostkiem porobiły się takie głębokie koleiny, że trzeba było drągami windować wozy na ten nieszczęsny mostek. W taki sposób, kolego, wojny tej wygrać nie możemy. Taki oficer to idiota, ale powiedzieć mu tego nie mogę, a z jego familii też mu tego nikt nie napisze. A ty skąd jesteś? My jesteśmy kompania robocza 36 pułku, a między sobą nazywamy się stowarzyszeniem zdobniczym.<br> {{tab}}— Więc i wy macie takich idiotycznych oficerów — rzekł Szwejk ze współczuciem. — Ja jestem z 91 pułku i też mamy cymbalskich oficerów. My jesteśmy, uważasz, przygięta szpica i szukamy swego pułku. Ale jeśli ten twój lejtnant jest taka fujara, to nasz kadet niewiele dowie się od niego. Jeść wam dają dobrze, kolego?<br> {{tab}}Członek stowarzyszenia zdobniczego machnął ręką z przy — ganą, ale właśnie w tej chwili kadet wezwał swoich podkomendnych do dalszego marszu. Szwejk zwrócił się do pracujących żołnierzy i rzekł im na pożegnanie:<br> {{tab}}— Więc, chłopaszkowie, dekorujcie okolicę jak się patrzy. Gdy wrócicie do cywila, to będziecie mogli dekorować salę na bale weterańskie.<br> {{tab}}172<br> {{tab}} <br> {{tab}}Kadet naprawdę nie dowiedział się nic nad to, co mu powiedział kapitan pionierów. Koło Brodów Rosjanie się zatrzymali i okopują się. Widocznie nie chcą puścić Austriaków w głąb Rosji. O tym, gdzie mógłby być batalion, nie wiedział lejtnant nic.<br> {{tab}}Zapadał zmierzch, żołnierze i kadet byli zmęczeni i dlatego kadet nie oponował, gdy Szwejk odkrywszy gajówkę, poradził, żeby w niej odpocząć. Stary gajowy przyjął gości dość życzliwie i powiedział im, że onegdaj i wczoraj przeszło tędy Wojska bardzo wiele. Ostatni Rosjanie przemaszerowali przed czterema dniami.<br> {{tab}}Dla gości szykowano jakąś skromną kolację. Widząc przygotowania, Szwejk udał się do kuchni, zagotował wielki gar — hek wody i zabrał się do parzenia kurcząt i kur.<br> {{tab}}Kadet, widząc, co Szwejk robi, spostrzegł z zadowoleniem, że już mu się chce dobrze jeść, a jego podwładny okazał mu w całej pełni swoje dobre serce.<br> {{tab}}— Mówiłem panu, panie kadecie, że pana nie opuszczę. Z tych kurek ugotuję rosołu, a kurczęta upiekę. Dobrze, że — śrny nie marnowali czasu na strzelanie do tych Moskali, bo kolacja nie byłaby na czas.<br> {{tab}}Dwie kury i trzy kurczęta zostały zjedzone natychmiast, Pozostałe trzy zawinął Szwejk starannie w zapasowe onuczki 1 ułożył je w plecaku.<br> {{tab}}— Upieczone kurczęta zepsuć się nie mogą — rzekł i beknął głośno.<br> {{tab}}Gdy rano odchodzili, żona gajowego niespokojnym okiem kczyła kury i dopiero po chwili twarz jej się rozjaśniła. Zapewniła gości, że co dzień będzie się za nich modlić.<br> {{tab}}— Będę się za was modlić co dzień, panowie wielmożni. Kurki są wszystkie, co do jednej.<br> {{tab}}Na drodze panował ruch jeszcze żywszy niż wczoraj. Wojska szły naprzód kolumnami. Napotkano żandarmów polowych, którzy na pytanie odpowiedzieli:<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Wasz batalion? Wczoraj był w Smotynie, ale gdzie jest teraz, tego nie wiemy.<br> {{tab}}Kadet wypytał się, w której stronie jest ta wieś i zadecydował, że pójdą do niej, bo tam najpewniej się dowiedzą, gdzie pułk znajdować się może.<br> {{tab}}Wojsko pokazywało się teraz i w polu. Widać było telefonistów, zakładających przewodniki i biegających z długimi tykami od drzewa do drzewa, i Szwejk wspomniawszy Cho — dounskiego dał wyraz współczucia dla niego:<br> {{tab}}— Mógł się razem z nami pożywić kurczakiem, a tymczasem musi biedak latać jak postrzelony od drzewa do drzewa.<br> {{tab}}Niedługo zrównał się z nimi Meldereiter, pędzący, co koń wyskoczy. Szwejk krzyknął na niego:<br> {{tab}}— Ej, kolego, kłaniaj się tam naszemu 91 pułkowi i powiedz mu, że już idziemy!<br> {{tab}}Jeździec zatrzymał konia:<br> {{tab}}— Jadę naprawdę do tego pułku. Jest w Wierbianach i ma przybyć do Piętek. Będzie mila drogi stąd. Możecie iść naprzód i poczekać tam na swój pułk.<br> {{tab}}W taki więc sposób zdarzyło się, że o godzinie szóstej wieczorem kadet Biegler meldował swój powrót kapitanowi Sa — gnerowi i stając na baczność miał w pogotowiu odpowiedź na przypadek, gdyby go kapitan zaczął strofować. Ale kapitan, któremu Lukasz dał połowę kurczaka otrzymanego od Szwejka i opowiedział mu dzieje ich błądzenia, poklepał go z uznaniem po ramieniu:<br> {{tab}}— Dobrze, bardzo dobrze, wywiązał się pan z zadania, panie kadecie! Ze sztabu brygady otrzymywaliśmy rozkazy tak poplątane, że można było zgłupieć na czysto.<br> {{tab}}Gdy Szwejk ukazał się śród kolegów przywitał go Marek okrzykiem:<br> {{tab}}— Groby się otwierają, umarli wstają z martwych, dzień<br> {{tab}}174<br> {{tab}} <br> {{tab}}Sądu ostatecznego nadchodził! Szwejku, łaziku zatracony, gdzie cię diabli nosili?<br> {{tab}}— Nie pytaj, bracie, i ciesz się, że jestem na świecie — rzekł Szwejk wzruszony. — Dam ci kawał kurczaka, ale jest trochę twardy, bośmy zabłądzili, a kadet nie miał widać dobrej mapy.<br> {{tab}}A potem, gdy przybył Baloun i zaczął się przyglądać Markowi ogryzającemu kostki kurczęcia, Szwejk ulitował się nad nim, rozwiązał plecak i rozwinął onuczki.<br> {{tab}}— Masz, stary draniu, żryj! Schowałem dla ciebie kawał kury. Wspominałem was we dnie i w nocy, wy łobuzy. A wyście co porabiali?<br> {{tab}}— Włóczyliśmy się po świecie — odpowiedział jednorocz — niak, gryząc spaloną kostkę. — Chodziliśmy tam, sam, jak — byśmy drutowali kulę ziemską. Ale za to kurczę, bracie Szwejku, napiszę o tobie w historii pułku takie opowiadanie:<br> {{tab}}Marek wyjął z kieszeni jakieś papiery, rozłożył je i zaczął deklamować:<br> {{tab}}— Jeśli w opisach bitew zdarzy ci się czytać o ostatnim kanonierze, pochyl nisko głowę, zapamiętaj sobie jego imię i myśl o nim z szacunkiem. Albowiem samo słowo o ostatnim kanonierze zawiera w sobie tyle duchowej mocy, tyle nerwowej równowagi i dzielności, że każda próba opisania tej nadludzkiej siły byłaby tylko jej pomniejszeniem. Spróbujmy zrozumieć bliższe okoliczności takiej sytuacji. Nieprzyjacielowi udało się wykryć stanowisko naszej baterii i niebawem posyłał nam granat za granatem, szrapnel za szrapnelem, druzgocząc bez miłosierdzia wszystko dokoła. Ciężkie pociski wy — ją w locie i biją w działa, niszcząc je po kolei. Na poszarpanej i zoranej ziemi leżą ciężko ranni, zabici, umierający. Padali jeden po drugim. Z całej baterii pozostało już tylko jedno działo i jeden żołnierz do jego obsługi. Tym żołnierzem jest Józef Szwejk, rezerwista 91 pułku, który zagrożonej baterii pośpieszył na pomoc. Pociski wyją dalej, biją w lewo i biją<br> {{tab}}175<br> {{tab}} <br> {{tab}}w prawo, wybuchając to bliżej, to dalej, ale żaden z nich na szczęście nie wyrządza dzielnemu żołnierzowi szkody. Jest to ostatni kanonier. W tym szale bitwy, w tym piekle wybuchających pocisków stoi mężnie i niezachwianie, nie traci zimnej krwi i spokojnie spełnia swój obowiązek. Jakże nazwiemy tego człowieka? Spiżowym dźwiękiem krótkiego słowa powiemy o nim: Bohater! Toteż ostatni kanonier stawał się tematem najsławniejszych malarzy. Wizja takiego bohatera znalazła swoje ucieleśnienie w Józefie Szwejku, on stał się uosobieniem legendy, stał przy armacie, nabijał i strzelał raz za razem. I dla Rosjan i dla śmierci był zbyt twardym ten mąż. Był niepokonanym! Obecnie na piersi jego połyskuje wielki srebrny medal.<br> {{tab}}— Mniej więcej tak samo jak w owej piosence o kanonie — rze Jaburku — odpowiedział Szwejk — co to przy armacie stał i stale nabijał. Wiesz, bracie jednoroczniaku, że zaczynasz po trosze idiocieć. Gdyby pod Hradcem Królowej Clamm — Gallas nie zbabrał sprawy, to mogliśmy ową bitwę wygrać, bo żołnierze byli tam dobrzy, jak o tym piosenki świadczą. Czy już wiesz, że plan tej bitwy pod Hradcem zrobił austriackiemu sztabowi generalnemu pruski sztab generalny? Wiedział o tym niejaki kapitan Heppner, a ponieważ nie mógł przedostać się przez Elbę, więc się zastrzelił. Ale o wszystkim napisał swojej żonie i za to cesarz odmówił jej emerytury. Ona najprzód klękała przed najjaśniejszym panem na ulicy i składała ręce, żeby jej udzielił audiencji, a potem zamknęli ją w szpitalu dla wariatów, bo chciała najjaśniejszego pana oblać witriolejem.<br> {{tab}}— Nie rozpuszczaj, mój Szwejku, tak bardzo swego języka — napomniał go Marek. — Nie wiesz, kto cię słucha.<br> {{tab}}— Niechże słucha, kto tylko chce — obraził się Szwejk — chciała najjaśniejszego pana spaskudzić, żeby się nie podobał Elżbiecie. Chociaż znowuż z drugiej strony cesarzowa i tak uciekała od swego małżonka, aż ją ten anarchista prze<br> {{tab}}176<br> {{tab}} <br> {{tab}}bił w Genewie pilnikiem. Nie lubił widać ładnych kobiet. Moskale też mają bagnety jak pilniki. Najjaśniejszy pan mógł był żyć ze swoją małżonką jeszcze długie lata w szczęśliwym małżeństwie.<br> {{tab}}Zgiełk w obozie przycichał, żołnierze układali się do snu. W sąsiednim namiocie ktoś wywodził:<br> {{tab}}— Powinniśmy byli pójść do kucharza, żeby nam dał przynajmniej kości do obrania, i powiedzieć mu: — H er r — g o tt, cóż to my jesteśmy jakie łobuzy i przybłędy, że nam żreć nie dajecie? W ogóle żyje” tu człowiek jak ten wół: ani wódki, ani miłości.<br> {{tab}}Ale w obozie nie było kojącego spokoju letniego wieczoru. Od czasu do czasu odzywało się pogrzmiewanie dział, turkotanie wozów, dudnienie kroków piechoty i tupot jazdy. Odgłosy te słychać było przez całą noc, a budziły one wrażenie wydarzeń pełnych grozy i takiej jakiejś niepewnej przyszłości, że nadporucznik Lukasz układając się do snu na wiązce siana rzekł do Szwejka, który przyszedł zapytać, jakie na rano otrzyma rozkazy:<br> {{tab}}— Tymczasem nic. Bóg raczy wiedzieć, co będzie rano. Czy wiesz, Szwejku, że teraz zaczyna się na dobre? Nawarzyli ludzie piwa, a my je będziemy pili.<br> {{tab}}Na to z rezygnacją odpowiedział Szwejk:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że o niczym takim nie wiem, ale piwo, jak jest dobrze uwarzone, to się je dobrze pije przy każdej sposobności. Posłusznie melduję, panie oberlejtnant że rano zobaczymy, jakiego piwa nam Moskale nawarzą.<br> {{tab}}Szwejk t2tV<br> {{tab}} <br> {{tab}}VI<br> {{tab}}Vorwarts! Vorwarts!<br> {{tab}}Duże znaczenie podczas wojny ma stopniowe i wyrafinowane przytępianie zmysłów żołnierzy i stałe karmienie ich nadziejami.<br> {{tab}}Gdyby przeciętnego obywatela, rzemieślnika czy kupca, oderwać od jego powszedniego zajęcia i przerzucić od razu do okopów, to zdarzyć by się mogło, że połowa całej armii wi — siałaby na pierwszych napotkanych chojakach. Powywieszaliby się ci zacni ludzie z rozpaczy, bo po prostu nie znieśliby takiego nagłego przejścia z jednej sytuacji do drugiej.<br> {{tab}}Dlatego robi się te rzeczy etapami, stopień za stopniem, powoli, niedostrzegalnie, jak się używa arszeniku od jednej pigułki do dziesięciu, co dzień o jedną więcej.<br> {{tab}}Najprzód przywyka się do brudu koszar i brutalności oficerów. Pod nędznym płaszczykiem troskliwości ukrywa się haniebne traktowanie. Nędzne jedzenie i okropne noclegi są dalszym ciągiem, po czym idzie podróżowanie w śmierdzącym wagonie, znużenie i udręki marszów, a dzień w dzień odzywa się nadzieja, że to się jutro skończy, że do niczego nie dojdzie i że nic się stać nie może.<br> {{tab}}Nadzieja, że jutro będzie koniec, powstrzymuje żołnierzy od kroków nierozważnych i samobójstwa. To, że życie staje<br> {{tab}}178<br> {{tab}} <br> {{tab}}się coraz bardziej zwierzęcym i przemienia się w piekło, doprowadza wreszcie do tego, że żołnierz śmierci się nie boi i w niebezpieczeństwie jest zgoła obojętny. Jest to stan duchowy, wyrażony przez Havliczka: — Jestem austriackim obywatelem. Cóż gorszego jeszcze spotkać mnie może?<br> {{tab}}Toteż, gdy nazajutrz rano oficerowie odbywali naradę, a kurier przylatywał za kurierem, telefoniści zaś zwijali przewodniki, żołnierze batalionu stali już tacy ogłupieni, jak owce przed bramą jatek.<br> {{tab}}Nikomu już się nawet gadać nie chciało i wszyscy byli jak zdrętwiali. A gdy nagle raz za razem huknęły działa całkiem blisko, aż się ziemia zatrzęsła pod nogami, po chwili zaś za — grzmiały ciężkie działa gdzieś z tyłu za oddziałem, żołnierze bledli i jeden na drugiego spoglądał pytająco, ale widział tylko tyle, że i sąsiad blednie. Nie wszczynano alarmu, bo był zgoła zbędny. Żołnierze sami pozarzucali na plecy swoje toboły i każdy miał na myśli tylko jedno:<br> {{tab}}— Jak tylko zaczniemy uciekać, to rzucę to draństwo. Dźwigać tego nie myślę.<br> {{tab}}Potem kapitan Sagner krzyknął: — Hab a ch t! Wlazł na pustą beczkę i zaczął gadać.<br> {{tab}}Przypominał żołnierzom ich przysięgę i obowiązek wiernej obrony sztandaru. Z naciskiem wywodził, że Rosjanie zostali wyparci poza granice państwa. Jeszcze parę metrów, a na kolanach prosić będą o pokój. Zaklinał żołnierzy, żeby się nie bali, że on ich poprowadzi jakby za żelaznym murem, i wzywał ich, żeby dbali o reputację swego żelaznego pułku, który nigdy się nie cofał i zawsze zwyciężał. Twierdził, że im wcześniej na polu walki dojdzie do decydujących wydarzeń, tym prędzej powrócimy do swoich domów, do kochanych rodzin, w objęcia kochających żon. Mówił, że nasz dostojny sprzymierzeniec Wilhelm (szarże dawały żołnierzom sójki w bok, żeby krzyczeli hura i hoch, bo po zębach i do paki, mówił o powrocie do domu, zanim liście z drzew opadną,<br> {{tab}}12*IV<br> {{tab}}179<br> {{tab}} <br> {{tab}}1 że ta przepowiednia jest prawdziwa, a dotyczy tej właśnie jesieni. Wielkich i niebezpiecznych walk nie będzie, bo Rosjanie nie mają amunicji, a granaty już nabijają piaskiem. Gdyby ktoś jednak został zraniony, niech ranę zawiąże jako tako i uda się na Hilfsplatz. Gdyby ze względów strategicznych nakazany został odwrót, rannych nie zostawiać na polu, ale wszystkich zabierać. Lekko ranni niech niczego nie rzucają i wszystko zabierają z sobą, osobliwie karabin, który odebrany zostanie na Hilfsplatz u.<br> {{tab}}— Karabin, żołnierze, to nie patyk, który można sobie uciąć gdziekolwiek! — zapalał się kapitan. — Kto wraca bez karabinu, ten naraża na śmierć towarzysza, który nie będzie miał czym się bronić. Kto przyniesie karabin, dostanie pięć koron, kto nie przyniesie, ten nie dostanie po wyzdrowieniu urlopu. A teraz na cześć naszego wodza najwyższego, najjaśniejszego pana: Hura! Hura! Hura!<br> {{tab}}Bez ognia i zapału żołnierze powtórzyli okrzyk, a kapitan, zlazłszy z beczki, dodał już nieoficjalnie, bez namaszczenia i niejako po ojcowsku:<br> {{tab}}— Do niewoli się nie pchajcie, bo do domu nie wrócicie z Rosji nawet po dziesięciu latach. Gdyby pomimo wszystko, który miał polec, to żona jego dostanie za niego 300 koron. Zresztą do końca świata tu nie zostaniemy. Czy który z was chciałby może żyć na wieki?<br> {{tab}}Zapatrzył się na żołnierzy i spojrzenie jego zatrzymało się na Szwejku z taką silą, że ten wyszedł z szeregu, zasalutował i odpowiedział:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że nie chciałbym!<br> {{tab}}Potem padła komenda: — Marsz! — i batalion ruszył naprzód, ale każda kompania szła własną drogą. Armaty hukały coraz mocniej i coraz częściej. Salwa odzywała się za salwą. Przechodzili koło baterii i widzieli, jak po każdym wystrzale powietrze dygocze, a działo podskakuje. Kanonierzy<br> {{tab}}180<br> {{tab}} <br> {{tab}}przy działach pozrzucali mundury, pozawijałi rękawy koszul, a pot lal się z nich ciurkiem.<br> {{tab}}Szwejk szedł obok Balouna tuż za Lukaszem. Olbrzym Ba — lcun modlił się z rękoma pokornie złożonymi na ładownicy, a Szwejk go pocieszał:<br> {{tab}}— Nic się nie bój; jeśli cię zabiją, to żona dostanie za ciebie 300 koron odszkodowania. Słyszałeś przecie, co kapitan mówił. Za zastrzeloną wronę gajowy dostaje trzy grajcary, za łasiczkę pięć, za kunę lub tchórza koronę, za lisa pięć koron. Wszystko jest tak dokumentnie wyliczone, że trzysta koron za męża i ojca dzieciom jest w sam raz.<br> {{tab}}Nagle gdzieś daleko, akurat naprzeciwko ozwały się armaty i nad głowami żołnierzy przeleciało coś z łoskotem. Żołnierze, którzy byli w polu po raz pierwszy, ciekawie zadzierali głowy do góry, a ich bardziej doświadczeni koledzy twierdzili:<br> {{tab}}— To szesnastka albo jeszcze pewniej osiemnastka. Dopóki leci taka rzecz nad nami, wszystko w porządku, ale gdy taki saganek wpadnie pomiędzy nas, to się, chłopcy, za brzuchy od śmiechu złapiecie.<br> {{tab}}Szwejk rozwijał w dalszym ciągu swoje poglądy o odszkodowaniu za poległych:<br> {{tab}}— Trzysta koron to w sam raz, bo to akurat tyle, ile kosztuje młody wołek. Gdybyś wpadł do stawu i utonął, to żona musiałaby ci jeszcze pogrzeb. wyprawiać i nie dostałaby za ciebie nic. Nie jest znowu tak żle, kolego. Jeśli po tobie zo — staje porządny młyn, na którym nie ma długów, to wdowa po tobie może łatwo znaleźć męża: na porządną wdowę z młynem zawsze się amator znajdzie. Zresztą, kto cię wie, czy. byłeś dla żony takim, jakim dla takiej porządnej kobiety być się powinno. Wiesz, Balounie, że do praskiego magistratu przyszła razu pewnego po zapomogę niejaka Anna Prouzowa, która pracowała w przędzalni w Bubnach. A kasjer nie wypłaca jej zapomogi, tylko spogląda na nią tak jakoś dziwnie i wreszcie powiada: — Niech się pani nie lęka, ale już pani<br> {{tab}}181<br> {{tab}} <br> {{tab}}zapomogi dostawać nie będzie. Mam dla pani smutną nowinę: mąż pani poległ na froncie serbskim, a oto ma pani za niego trzysta koron.<br> {{tab}}A ta Anna Prouzowa złożyła ręce i ze łzami w oczach, dużymi jak groch, zalkala:<br> {{tab}}— Bóg zapłać panu, że mnie pan tak pocieszył. Więc mojego Wacka naprawdę zastrzelili? Jak to dobrze, proszę pana, że mi pan za niego daje trzysta koron, bo on mi, ten łobuz, nigdy ani grosza nie dał. Więc on, mój kochany Wacio, już świętą ziemię gryzie! Proszę pana, zanim odjechał na wojnę, to mnie tak sprał, że jeszcze dzisiaj mam na rękach siniaki. Niech pan patrzy.<br> {{tab}}Zdjęła bluzkę i pokazała kasjerowi sińce, które jej nieboszczyk narobił. Inne kobiety zaczęły krzyczeć, żeby nie zwodziła kasjera do grzechu, bo mu się poplączą rachunki przy wypłacaniu zapomóg, a jedna z nich uklękła przed kasą i prosiła, żeby jej dał trzysta koron i może jej męża też kazać zastrzelić. Ale to nie była jego prawdziwa żona, tylko żyła z nim na wiarę i miała dwoje dzieci, ale on już jej miał dość i zaczął się przystawiać do jakiejś garncarki z Proseka. Przypuszczam, że twoja żona, Balounie...<br> {{tab}}W tej chwili Szwejk oniemiał. Wysoko nad głowami żołnierzy pękł szrapnel, a na polu zakotłowało się od kul, uderzających w suchą ziemię. Jakiś żołnierz idący za nim złapał się za ramię, z którego płynęła krew, i pobiegł nazad.<br> {{tab}}— Ten chłop ma szczęście — ozwał się ktoś za Szwejkiem, ale tymczasem nadleciał szrapnel drugi, a wysoki głos nad — porucznika Lukasza komenderował:<br> {{tab}}— Kompanie! Schwarmlinie! Direction erster Zug!<br> {{tab}}Kompania rozsypała się przy straszliwym wrzasku podoficerów, którzy popychali żołnierzy na wszystkie strony. Z trzeciego plutonu jakiś sierżant odganiał żołnierza od siebie i wrzeszczał:<br> {{tab}}182<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Idziesz precz, idioto, czy nie? Nie widzisz że się robi tyralierę?<br> {{tab}}— Ja nic nie wiem — zaprotestował żołnierz na wpół z płaczem. — Ja jestem z landszturmu i w kompanii byłem tylko dwa tygodnie, a potem dostałem zapalenia płuc i leżałem w szpitalu. Ja w tym pułku nie służyłem, ale w 42! Ja się tylko uczyłem powtarzać: — Inhaber naszego c. i k. pułku nazywa się Erzherzog Friedrich von KumberlandBruch — schwillig zu Linneburg.<br> {{tab}}— Stul pysk! Jezus Maria! Posyłają nam tu dzieciaków, które potrzebują niani! — wykrzykiwał zrozpaczony feldfebel.<br> {{tab}}Tyraliera rozwijała się; żołnierze, którzy dla braku wyszkolenia nie wiedzieli, co mają robić, spoglądali na wojaków doświadczonych i na podoficerów. Szrapnele przelatywały co chwila w równych odstępach czasu, ale morderczą zawartość swoją wysypywały zawsze za szeregami.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz, lejtnant Dub i kadet Biegler kroczyli przodem z wielką odwagą i statecznością, z czego starzy bywalcy wywnioskowali:<br> {{tab}}— Idziemy tylko na pomoc, widać przed nami są jacyś ludzie. Gdy dojdzie do prawdziwej bitwy, to ci trzej zwieją.<br> {{tab}}Tyraliera doszła do łąki, której środkiem płynął strumień zarośnięty wierzbiną. Nad głową zawarczał aeroplan, a nadporucznik Lukasz komenderował:<br> {{tab}}— Naprzód! Do krzaków i padnij! Dekujcie się szybko, bo będzie rzucał bomby!<br> {{tab}}Olbrzymi ptak warczał na wysokościach, zataczając kręgi, potem zawrócił i leciał w lewo. Do Lukasza przybiegł ordy — nans od kapitana Sagnera, który ze swoją kompanią rozłożył się w zagłębieniu pola.<br> {{tab}}— Leżeć aż do nowych rozkazów! — skomenderował Lukasz.<br> {{tab}}Żołnierze zanurzali flaszki w strumieniu, czerpali wodę i pili, zastanawiając się nad tym, kogo też przysłali do nadporucznika i co z tego będzie.<br> {{tab}}183<br> {{tab}} <br> {{tab}}Dzisiaj albo najdalej jutro dostaniemy lanie — rzeki jeden z żołnierzy, na co inny odpowiedział:<br> {{tab}}— E, to głupstwo. Przed sobą mamy widać jakiś slaby rosyjski oddział.<br> {{tab}}Obok Szwejka leżał mały piegowaty żołnierzyk. Gdy Lukasz oddalił się nieco, wyjął z chlebaka rosyjską kulą karabinową, wsadził ją w otwór bagnetu 1 zaczął ją wyjmować. Po wyjęciu jej część prochu z gilzy wyrzucił 1 znowu kulę w gilzie umocowywał.<br> {{tab}}— Co to za zabawki? — pytał Szwejk. — Przecież to nie wystrzeli.<br> {{tab}}— Co nie ma wystrzelić, kolego? — odparł żołnierzyk.<br> {{tab}}— Ale za dużo zostawiłeś prochu. To ci, bratku, tak buchnie, że może ci utrącić całą łapę.<br> {{tab}}— Gdyby też Pan Bóg dał, żeby Moskale zaczęli strzelać, to bym sobie tę kulę wpakował w rękę tutaj w tych krzaczkach. Nawetby nikt nie zwrócił uwagi, a ja powędrowałbym do szpitala. Ja, kolego, już raz dostałem prawdziwą kulą w brzuch i nie bardzo mi zależy, żeby dostać jeszcze raz. Na całą wojnę z przeproszeniem gwiżdżę. Trzeba sobie radzić. Namocz gałgan, owiń dokoła ręki, pluń w nią kulą i nawet najmądrzejszy doktór nie pozna się na tym. Tak, mój kolego, ja byłem w polu przez sześć miesięcy, mam swoje doświadczenie 1 mnie to długo bawić nie będzie.<br> {{tab}}— Lepiej położyć na nodze bochenek chleba — wtrącił swoje jakiś inny żołnierz — komiśniak zatrzyma w sobie wszystko to paskudztwo, proch 1 spaleniznę, a łapa przestrzelona czysto i ładnie.<br> {{tab}}— Najlepiej wziąć kawałek darniny — odezwał się trzeci — porządny kawał gęstej darniny. Wyrżnąć ładnie i gładko, przywiązać porządnie i mocno, gdzie trzeba, i można potem strzelać do siebie nawet austriacką. Zostanie po niej tylko czysta dziurka. Rosyjska kula tłucze się w lufie 1 może człowiekowi poprzetrącać gnaty.<br> {{tab}}184<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Do mnie pisał brat ze szpitala — odezwał się jakiś glos z krzaków — z włoskiego frontu, że tam żołnierze robią to sobie przy pomocy kamieni. Kładzie się rękę na kamieniu, a drugim kamieniem tłucze się z całej siły. Mój brat pisze, że z lewej ręki poobtrącał ciało tak zgrabnie, że stracił władzę na dobre. No tak, ale na taką rzecz trzeba mieć charakter.<br> {{tab}}— E, na co się kaleczyć — ozwały się krzaki opodal — przecież i tak niekoniecznie musi nam się coś stać. Nie strzelajcie, żeby nie wiem co. Byłem w polu przez pięć miesięcy, brałem udział w ośmiu bitwach i ani razu nie strzeliłem. Nie zabijaj, a nie zabiją ciebie; nie kalecz innych, to i tobie nic się nie stanie. Nad nami czuwa los, a los jest sprawiedliwy.<br> {{tab}}Głos ostatni był śród tych austriackich żołnierzy najpiękniejszym kwiatem kultury. Żołnierz, który tak przemawiał, był czymś więcej niż najsławniejsi poeci, malarze, rzeźbiarze i aktorzy. Był to człowiek, który nie chce zabijać i nie myśli kazać się zabić.<br> {{tab}}Szwejk powziął dla niego żywą sympatię. Chciał się zapytać o szczegóły jego postępowania, ale Lukasz powracał, a wysłuchawszy ordynansa zawołał:<br> {{tab}}— Vorwarts! Direction mir nach!<br> {{tab}}Szrapnele padać przestały, strzelanina przycichła. Tyraliera przeszła przez łąkę i kawał pola i wspinała się na rozległe zbocze. U góry ujrzeli żołnierze nowy obrazek wojny: stos trupów rosyjskich. Austriaka nie było tam ani jednego, bo dowództwo było doskonałym psychologiem także i pod tym względem. Dopóki żołnierz nie znalazł się w bitwie bezpośrednio, stylizowano mu wojnę na podobieństwo obrazków jarmarcznych, na których giną tylko żołnierze nieprzyjacielscy. Nasi wystrzeliwują ich, wykluwają bagnetami, sieką, pędzą przed sobą, a sami wychodzą z tych awantur bez jedynego guza. Tuzin aniołówstróżów czuwa nad każdym na<br> {{tab}}185<br> {{tab}} <br> {{tab}}szym żołnierzem, ponieważ w Wiedniu modli się za nich sędziwy monarcha.<br> {{tab}}Leżały więc trupy żołnierzy rosyjskich, pozbawione butów, na wznak, na boku, na twarzy, jak popadło, a ich wyszczerzone zęby i czerniejące twarze miały dodać odwagi armii austriackiej.<br> {{tab}}Szwejk wzdrygnął się na ten widok, ale potem przyjrzał się trupom dokładniej i rzekł do jednoroczniaka Marka:<br> {{tab}}— Jestem pewien, że zakopują ich tak bez wszystkiego i że nawet nie posypią ich wapnem. A żołnierzowi należy się dół głęboki i wapno w nagrodę odwagi. Tutaj miałoby wdzięczne zadanie do wykonania stowarzyszenie arymatyjskie w Pradze i powinno by przysyłać trumny. Bo nawet w prostych nieheblowanych deskach jakoś przyjemniej niż tak bez wszystkiego prosto w ziemię.<br> {{tab}}A Marek odpowiedział mu na to całkiem od rzeczy:<br> {{tab}}— Albo namoczony gałgan jest dobry, albo kawał darniny. Śniło mi się, mój Szwejku, że byłem w domu na urlopie. Matka gotowała knedle z czereśniami i podawała je na stół, a wtem przychodzi stróżka i powiada: — Pani Markowa, gdzie pani ma syna? — Bo zza misy knedli wcale mnie widać nie było. Odezwałem się, a stróżka podchodzi do mnie i powiada: — Cóż to znowu, proszę panicza, żeby tak długo siedzieć w polu? Wszyscy porządni ludzie są już w Rosji albo w szpitalu. Przecież sam jeden nic pan na to wszystko nie poradzi. — Czy wierzysz, bracie Szwejku, że sny pochodzą od Boga? Ja wierzę. Mnie się, uważasz, ta wojna nie podoba. Czu — ję że straszyłbym po śmierci, gdyby mnie pochowali nagiego i bosego.<br> {{tab}}A Szwejk tak samo roztargniony skutkiem obrazów, które widział, odpowiadał również nielogicznie:<br> {{tab}}— Bóg oświeca ludzi w sposób rozmaity. Co do darniny, to mam wątpliwości, ale mokry gałgan może byłby dobry.<br> {{tab}}186<br> {{tab}} <br> {{tab}}Ja ci gałganek namoczą i odprowadzą cią potem na H i 1f s — p 1a t z.<br> {{tab}}Na pagórku był rzadki gaj brzozowy, a gdy dotarli do niego, Szwejk aż krzyknął ze zdumienia. Było tu pełno wojska: Niemcy z Rzeszy, honwedzi, bośniacy, spieszeni dragoni, kilka oddziałów z miotaczami bomb, huzarzy i piechota ze wszystkich możliwych pułków. Gdy ułożyli się za bośniakami, ci przywitali ich:<br> {{tab}}— Jebem t i dusz u. Bądzie szturm i bądzie rum. Bez rumu nie ma szturmu.<br> {{tab}}Od przodu dochodził tu piekielny łoskot strzelaniny i szaleńcze terkotanie karabinów maszynowych. Rosyjska artyleria odezwała się znowu i rzucała nad las szrapnele, ale im dalej, tym rzadziej.<br> {{tab}}— Nie mają amunicji — szeptał lejtnant Dub Lukaszowi do ucha. — I dzisiaj będą wiać znowu. Przelecimy się zdrowo.<br> {{tab}}— Jeszcze nie uciekają — odpowiedział sceptycznie usposobiony Lukasz. — Będziemy się bili na bagnety, jak dobrze pójdzie. Szwejku — zwrócił się w tył — nie zapominaj, że jesteś ordynansem i trzymaj się blisko mnie. A ty, Balounie, drabie jeden, żebyś mi nie zwiał z konserwami. Gdybym został ranny, pojechałbyś ze mną do domu.<br> {{tab}}Bośniacy mieli dobry nos. Gdy słońce chyliło się ku zachodowi, w tyle za laskiem ukazały się wozy pełne beczułek. Wydawano rum; oddział za oddziałem zbliżał się ku wozom i napełniał flaszki polowe, a kto umiał wypić otrzymaną porcję, dostawał jeszcze jedną. Rezultat był natychmiastowy, nastrój’ się poprawił:<br> {{tab}}— Jebem ti dusz u, głaz a i s e r c e! — odzywało się coraz częściej i coraz ostrzej. Niemcy zaczęli śpiewać: — Ich hatte einen Kameraden — a spo<br> {{tab}}187<br> {{tab}} <br> {{tab}}śród Czechów, jeden pijany na dobre wstał i trzymając się brzozy, zaczął wrzeszczeć:<br> {{tab}}A nad Sanem pod Kraśnikiem.<br> {{tab}}Smutne lasy są.<br> {{tab}}Ciała zmarłych towarzyszy,<br> {{tab}}Płyną pod wodą.<br> {{tab}}A ja stoją sam na warcie,<br> {{tab}}I w ten nocny czas,<br> {{tab}}Myślę o tym, czy zobaczę, Czy zobaczę was....!<br> {{tab}}— No, no, tylko nie zacznij nam tu ryczeć, jak stara kurwa — napominał go ktoś i pociągnął z powrotem na ziemię.<br> {{tab}}Gdy już ciemniało, ozwało się wołanie: — Vorwarts! V o r war t s! — i masa ludzka znowuż ruszyła naprzód.<br> {{tab}}Ludzie byli pijani i szli, aby umierać za wielkość Austrii i sławę cesarza. Znajdowali się w stanie, o którym biuro prasowe pisało:<br> {{tab}}— Wojska nasze bohaterstwem swoim i bezprzykładnym poświęceniem budzą podziw w nas wszystkich. Nacierają wspaniale i w pogardzie śmierci biją się brawurowo, pełni wojowniczego rozmachu.<br> {{tab}}Ten rozmach, jakim administracja wojskowa napełniała swoich dzielnych żołnierzy, wyrabiały z kartofli wszystkie gorzelnie, produkowali go na zimno i na ciepło wszyscy Żydzi od Sudetów aż po morze Adriatyckie i zarabiali duże pieniądze, dostarczając państwu tego surogatu zwycięstwa, tak że gdy później kupowali sobie nowe fabryki i majątki, mogli mawiać:<br> {{tab}}— To wszystko zawdzięczamy entuzjazmowi wojennemu.<br> {{tab}}Opar alkoholu zamraczał mózg i zaślepiał oczy. Nic na całym świecie nie wydawało się wstrętne i ohydne, nie było rzeczy trudnych, wszystko wydawało się bardzo proste i łatwe. Spirytus robił swoje.<br> {{tab}}188<br> {{tab}} <br> {{tab}}Nieprawidłowe, połamane 4 załamujące się szeregi pchały się naprzód, popędzane szaleńczym wołaniem: — V o r w arSs! V o r w a r t s!<br> {{tab}}Kulki pogwizdywały i jęczały coraz wyraźniej i coraz bliżej głów. Niby niewidzialne muchy bzykały miękko koło uszu: — Tijuuu, cfijuuu — aż Szwejk bezwiednie machnął ręką, jakby odpędzał natrętną muchę:<br> {{tab}}— Poszła won, psiajucho!<br> {{tab}}— Vorwarts! Vorwarts! — odezwał się głos tuż za nim i Szwejk poznał natychmiast kapitana Sagnera. — Vorwarts! V o r w a r t s! — powtórzył nieco dalej nadporucznik Lukasz.<br> {{tab}}Szwejk obejrzał się za siebie, ale nie widział żadnej znajomej twarzy. Wszyscy dokoła byli obcy. Jakiś gruby i krzepki Niemiec z Rzeszy dal Szwejkowi sójkę w bok i zarechotał wściekłym śmiechem.<br> {{tab}}— Móchtest nicht auch die Front hin — ten halten? D u Scheisser, das ist doch bloss fur die Herren Offiziere!<br> {{tab}}— Nie o to idzie, kolego — odpowiedział Szwejk — ale ja jestem ordynans i mam się trzymać blisko pana oberlejt — nanta, abym w razie potrzeby mógł mu pośpieszyć z pomocą. Ten idiota Baloun na pewno zgubił się w tym ścisku.<br> {{tab}}W tej właśnie chwili w szeregi grzmotnął granat. Ogromna błyskawica buchnęła z ziemi, ciężki duszny dym przesłonił okolicę, a ziemia zadygotała tak mocno, że Szwejk się przewrócił.<br> {{tab}}Leżał na ziemi, podczas gdy wszyscy dokoła porozbiegali się na wszystkie strony. Potem obmacał się starannie i rzekł do siebie:<br> {{tab}}— Ładny fajerwerk. Ładniejszy niż te, które puszcza pan Hajek na święty Jan nad Wełtawą. Tylko trochę za dużo hałasu. I zabić może kogoś taka choroba!<br> {{tab}}18 9<br> {{tab}} <br> {{tab}}Szeregi znowu się jako tako wyrównały. — Vorwarts! Vorw^rts! — rozlegało się z coraz większym szaleństwem wołanie spotęgowane aż do wściekłości. Żołnierze pędzili naprzód, padając co chwila, jakby ich ktoś z tyłu pędził biczami.. Granaty wybuchały teraz już poza szeregami. Szwejk podniósł się i podbiegł do dużego krzaka tarniny, rosnącego na miedzy. Tam położył się znowu. Po chwili zbliżył się do niego węgierski oficer z rewolwerem w ręku i popędził go naprzód. Szwejk zauważył, że za żołnierzami ciągnie się cały łańcuch żandarmów i oficerów.<br> {{tab}}— Całkiem jak obława policyjna — pomyślał Szwejk i ruszył żwawiej naprzód. — Gdy policja poszukuje kogoś w Pradze, robi to samo.<br> {{tab}}— Widzi pan, ja czekałem na mojego pana oberlejtnan — ta — rzekł do oficera. — Niech pan nie raczy się denerwować. Ja wiem, że surowość musi być i na polu chwały.<br> {{tab}}I znowu zaszył się w tłumie ludzkim, aż wreszcie dopadł do okopów naprędce przygotowanych, gdzie zdyszani i brudni żołnierze strzelali jak opętani. Ale ledwo żołnierze wpa — dli do okopów, ozwała się komenda:<br> {{tab}}— Schiessen! Schiessen! Lebhaft schies — s e n!<br> {{tab}}Karabiny zatrzaskały i tysiące płomyków wybłyskało z mroków. Dziesięć minut trwała ta oszalała strzelanina, piętnaście minut przelatywały nad okopami szrapnele i granaty. Potem wzmogło się strzelanie po obu stronach, podczas gdy w środku nastawała cisza na komendę:<br> {{tab}}— Feuer einstellen! Feuer einstellenl<br> {{tab}}I znowu ciszę przerwały rozkazy:<br> {{tab}}— Bajonett a uf! Sturrn! Sturml Vorwarts! Vorwars!!<br> {{tab}}Masa ludzka wywaliła się z okopów, aby mordować już całkiem z bliska, kłuciem bagnetu w brzucho lub w piersi i dobijaniem tego, co oszczędziły kule karabinów, szrapnele<br> {{tab}}190<br> {{tab}} <br> {{tab}}i granaty. Ledwo wyleźli z okopów, zaczęła ich ostrzeliwać artyleria austriacka. Słychać było, jak ktoś krzyczy w telefon:<br> {{tab}}— Ogień zaporowy! Szrapnel — granaty!<br> {{tab}}Technika wojny była doskonała. W kim nie wywołał zapału rum, tego pobudzało do entuzjazmu ostrzeliwanie zadków.<br> {{tab}}Szwejka porwał z sobą pędzący tłum. W oka mgnieniu przebiegł kilka kroków dzielących go od okopów rosyjskich, ale okopy już były puste. Prócz rannych i zabitych, poukładanych na dnie, nie było ani jednej żywej duszy: wszyscy wycofali się w czas.<br> {{tab}}— Nie zatrzymywać się! Vorwarts! Vorwarts! — rozkazywali oficerowie. Szereg przeszedł przez okopy i rzucił się w mrok. Szwejk zatrzymał się śród rannych.<br> {{tab}}— No, chłopcy, ładnie was tu urządzili — mówił ze współczuciem, pojąc ich wodą ze swej flaszki polowej. — Czy nie trza było uciec stąd prędzej? Sami widzicie, że z naszym wojskiem szpasów nie ma. Nawet cywil, jak się schla, to może człowieka okaleczyć.<br> {{tab}}Po chwili żołnierze wracali. Rosjanie zniknęli w mrokach, jakby się w ziemię pozapadali. Z okopów wynoszono rannych i zabitych i przekazywano ich sanitariuszom, a żołnierze urągali:<br> {{tab}}— Herrgott, dopieroż trzeba będzie rano pędzić znowu za nimi! Teraz nie zatrzymają się już prędzej aż w Moskwie. Mówią, że Niemcy są już pod samą Warszawą. Jeśli im damy co dzień tyle, ile dzisiaj, to załatwimy się z nim! niedługo.<br> {{tab}}— A czy dużo ich jeszcze, koledzy? — pytał Szwejk. — Na czas trwania wojny byłoby dobrze podzielić ich sobie i co dzień zmiatać jednaką porcję. Niedobrze jest śpieszyć się zanadto. Na przykład w Młodej Bolesławi był w banku kasjer, niejaki Wildt, i okradał sobie kasę powolutku i nieznacznie, żeby się nie rzucało w oczy, a chociaż brał po trosze,<br> {{tab}}191<br> {{tab}} <br> {{tab}}to jednak rozkradł wszystko na czysto. Tak Samo ów Drozd w kasie pożyczkowej Sw. Wacława. Też kradł powolutku i ostrożnie, tak że nawet święty Wacław nic nie zauważył, aż raptem kasa opustoszała. Nie trzeba pożerać, od razu wszystkiego, choćby się nawet miało apetyt, bo już niejeden się przeżarł. Przecież i nasz najjaśniejszy pan pięćdziesiąt lat panował w pokoju, zanim przygotował się do wojny porządnie. A ten Drozd kradł w pożyczkowej kasie św. Wacława czternaście lat.<br> {{tab}}Jakaś postać zbliżała się ku niemu, a potem rzuciła mu się na szyję, wołając:<br> {{tab}}— Szwejku, bracie, żyjesz i ty?<br> {{tab}}— Żyję — rozpromienił się Szwejk. — A ciebie, bracie jednoroczniaku, też nic złego nie spotkało? Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę, że już jedziesz do szpitala.<br> {{tab}}— Kapitana Sagnera zabrali sanitariusze — rzekł ktoś obok nich. — Podobno zamroczył go granat.<br> {{tab}}— Nie ględż, stary, o granatach! — odciął się ktoś inny.<br> {{tab}}— On ma takie pigułki, po których się mdleje. Dostał je od doktora. Już trzy razy widziałem go w polu, ale zawsze po pierwszej potyczce zaczyna mdleć i mdleje tak często, dopóki nie dostanie się do szpitala na tyłach. Tak to, tak, oficerom jest dobrze na świccie, bo i z doktorami się zgadają. A nasz brat nie dostanie się do domu, dopóki na H i 1£ s — p 1a t z nie przyniesie głowy pod pachą.<br> {{tab}}— O tych pigułkach też już słyszałem — rzekł Marek, pochylając się nad Szwejkiem. — Nie mam odwagi, żeby sobie samemu coś zmajstrować. Dojdzie do tego, że jednak tu człowieka zakatrupią.<br> {{tab}}— Ranek jest mądrzejszy od wieczora — rzeki Szwejk roztropnie. — Sądzę, że lepiej przespać się teraz. A co jest tam dalej? Nie widziałeś czego?<br> {{tab}}— Tam dalej nie ma nic — ziewnął Marek — tylko trzy rosyjskie armaty i parę karabinów maszynowych. Zostało<br> {{tab}}192<br> {{tab}} <br> {{tab}}to tam, bo nikt nie chciał z tym mieć do czynienia. Strach po prostu, jacy jesteśmy pomęczeni!<br> {{tab}}Podniósł kołnierz płaszcza, ułożył się wygodnie i natychmiast zasnął. Szwejk przez chwilę pykał fajkę, a następnie, gdy go jakiś kapral wezwał, aby poszedł na wartę, wziął karabin i ruszył za nim.<br> {{tab}}Po kilku krokach w kierunku oznaczonym przez kaprala, Szwejk potknął się o coś i spojrzał przed siebie. Przy blasku żarzącej się fajki ujrzał nogę ludzką w cholewie buta z częścią brzucha i kiszek omotanych dokoła cholewy.<br> {{tab}}— Biedaku — szepnął Szwejk — na sąd ostateczny też będziesz się musiał zbierać po kawałku. Sanitariusze niebar — dzo się kłopotali o ciebie.<br> {{tab}}Kazał iść spać wartownikowi, którego zluzował, i po chwili w mroku rozpoznał armaty stojące w polu i wylotami zwrócone w stronę, od której przybywał. Opodal stały dwa karabiny maszynowe.<br> {{tab}}— Patrzcie państwo, Moskale mają takie strzelby na kółeczkach — ucieszył się Szwejk. — Daleko to lepiej, niż dźwigać to paskudztwo na plecach.<br> {{tab}}Jeden z karabinów maszynowych przywiązał do pasa, drugi ujął za zamek i ruszył ku okopom:<br> {{tab}}— Dalej! Wio! Jedziemy!<br> {{tab}}Kółka zgrzytały, Szwejk ciągnął karabiny maszynowe i stanął wreszcie na wyznaczonym mu miejscu jako wartownik, a gdy po upływie godziny przyszła zmiana, zabrał oba karabiny aż ku okopom i z uczuciem zadowolenia usnął pod nimi.<br> {{tab}}Gdy zaświtał ranek, okopy ożywiły się. Szarże budziły żołnierzy:<br> {{tab}}— Verkaterung! Każdy do swego oddziału! Z dziewięćdziesiątego pierwszego pułku na prawo! Sześćdziesiąty szósty honwedzki nazad! Ablesung!<br> {{tab}}Szwejk 13IV<br> {{tab}}193<br> {{tab}} <br> {{tab}}Szwejk zbudził Marka, a potem wygramolił się na okop, zaprzągł się do karabinów maszynowych i ciągnął je na prawo, gdzie ujrzał niebawem nadporucznika Lukasza, który przejął dowództwo batalionu i formował go na nowo. Brakowało wielu żołnierzy i Lukasz ucieszył się szczerze, gdy stanął przed nim żołnierz, który salutując lewicą, trzymał w prawicy pas, na którym ciągnął dwa karabiny maszynowe. Żołnierz meldował:<br> {{tab}}— Panie oberlejtnant, Infanterist Szwejk posłusznie melduje się kompanii jako ordynans. Nowego nie ma nic, bitwa wygrana na czysto. Te dwa karabiny maszynowe zdobyłem wczoraj podczas szturmu, ale kółka skrzypią, bo nie są nasmarowane. Posłusznie melduję, że tę zdobycz wojenną oddaję swemu pułkowi, żeby miał większą sławę w gazetach.<br> {{tab}}— Szwejku — fuknął na niego oberlejtnant — czy wiecie, co czeka ordynansa, który podczas bitwy odłączy się od swego dowódcy? Kula w łeb!<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że o tym nie wiedziałem — poczciwie odpowiedział Szwejk. — Ja na pana oberlejtnanta czekałem, bo wiedziałem, że się panu będzie przykrzyć beze mnie, ale jakiś inny pan oberlejtnant od huzarów chciał mnie za to zastrzelić z rewolweru. Posłusznie melduję, że bitwę wygraliśmy bez niczyjej pomocy i że teraz już się od pana ani na krok nie ruszę. Posłusznie proszę, czy dzisiaj będziemy fasowali rum?<br> {{tab}}— A, pan Szwejk! — odezwał się tuż za nim lejtnant Dub. — Gdzieżeście się znowu włóczyli? Wiem, że nie wystrzeliliście ani razu. Bardzo mi dziwno, iż nie słyszę, że Szwejk już jest u Moskali.<br> {{tab}}Szwejk spojrzał na Duba, szykując odpowiedź, ale uprzedził go oberlejtnant Lukasz, który wskazując na zdobycz wojenną Szwejka — rzekł tonem ostrym:<br> {{tab}}— Szwejk jest dzielny żołnierz. Podam go do odznacze<br> {{tab}}194<br> {{tab}} <br> {{tab}}nia małym srebrnym medalem. Wieczorem w ataku zdobył te dwa karabiny maszynowe.<br> {{tab}}Później zaś zwracając się do Szwejka, rzekł do niego:<br> {{tab}}— Ach, ty fujaro! Gdzie zbierasz taki szmelc, żeby go wlec za sobą?<br> {{tab}}Na odpowiedź nie było czasu. Ze strony przeciwnej ozwa — ły się nagle armaty i trzy granaty wysłane ku szeregom austriackim pękły tak blisko, że Szwejk rozłożył ręce:<br> {{tab}}— Panie oberlejtnant, melduję posłusznie, że to Moskale strzelają pewno z tych armat, od których odciągnąłem wczoraj te karabiny maszynowe. Na pewno!<br> {{tab}}— Zdobyliście nawet armaty? — zapytał Lukasz. — Cze — mużeście je tam zostawili?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant — westchnął Szwejk — że armaty nie uciągnę. Nawet na dwie pary koni byłoby dość roboty.<br> {{tab}}Strzelanina ożywiała się coraz bardziej i stawała się gwałtowna. Po upływie pół godziny widać już było szeregi, nadciągające Rosjanom na pomoc. Szeregi te były zwarte, spokojne i zdecydowane, szły noga w nogę tępo i leniwie i z największą obojętnością przyłączały się do strzelających.<br> {{tab}}— Czy spróbują nas obejść, czy też podejmą atak czołowy? — pomyślał Lukasz. — Uciekać, widać, już im się nie chce.<br> {{tab}}Przewidywania jego były słuszne. W jednej chwili nad szeregami rosyjskimi rozległo się długie i przeciągłe Hurrraaa — aararrarra! — i Rosjanie ruszyli do ataku.<br> {{tab}}Batalion zachwiał się, lecz natarcie wytrzymał. Rosjanie cofnęli się, ale ku południowi Hurrraaara! odezwało się na nowo i oberlejtnant Lukasz otrzymał rozkaz odwrotu.<br> {{tab}}Zresztą żołnierze cofali się już sami, nie czekając na rozkazy. Cała okolica zaroiła się od Rosjan i nie starczyło nawet jednej kompanii honwedów dla bronienia odwrotu i czekania na Moskali, którzy zabiorą ich do niewoli. Chodziło o to, aby kosztem tej ofiary zapobiec panice.<br> {{tab}}13* IV<br> {{tab}}195<br> {{tab}} <br> {{tab}}Ledwo żołnierze usłyszeli głos nadporucznika: — Z u — ruck! Zuruck! — zawracali z miejsca, obracali na głowach czapki daszkami w tył i cieszyli się:<br> {{tab}}— Teraz przez jakiś tydzień będziemy znowu nacierali w taki fason. Moskali jest jak szarańczy, Chłopy kochane, smarujcie nóżki zajęczym sadłem.<br> {{tab}}Ucieczka trwała aż do południa, gdy masy Niemców, podwożone na linię bitwy w automobilach, pośpieszyły zatkać dziurę we froncie. Batalion Szwejka był tymczasem blisko jakiegoś dworca kolejowego, gdzie palił się magazyn i zaczynał się palić pociąg.<br> {{tab}}Rosjanie zatrzymali się, uzupełniając swoje siły. Ku wieczorowi podjęli natarcie na nowo. Artyleria rosyjska biła w Austriaków ogniem huraganowym, a pod jej ochroną piechota coraz energiczniej nacierała na front austriacki, który nie dał się utrzymać i cofał się powoli. Nadszedł rozkaz obsadzenia i utrzymania dworca. Batalion doszedł do niego, ale artyleria nieprzyjacielska skoncentrowała przeciwko niemu wszystkie siły, tak że pociąg stojący na dworcu, musiał się porządnie śpieszyć, żeby ujść z tej opresji zdrowo i cało.<br> {{tab}}— Dworzec utrzymać za wszelką cenę — rozkazał brygadier Lukaszowi, który przez ordynansa przesłał mu meldunek o stanie rzeczy.<br> {{tab}}— Powiedzcie panu pułkownikowi, żeby sam przyszedł utrzymać dworzec — fuknął Lukasz na żołnierza. — Tam się nawet pies nie utrzyma.<br> {{tab}}Dotarli wreszcie aż do dworca, ale artyleria przystrzelała się już dobrze i zasypała ich istnym deszczem szrapneli. Żołnierze rozbiegli się na wszystkie strony, a Lukasz klął:<br> {{tab}}— Do stu tysięcy diabłów, co za komedia!<br> {{tab}}— Posłusznie melduję — krzyczał mu prosto w ucho Szwejk — że nasz czwarty pluton został przez granat rozbity na czysto. Pan lejtnant Dub...<br> {{tab}}196<br> {{tab}} <br> {{tab}}Granaty gwizdały tuż za nimi i wybuchały, zasypując wszystkich ziemią. Wysilając głos, aby przekrzyczeć ten wściekły zgiełk, Szwejk wołał na nadporucznika:<br> {{tab}}— Panie oberlejtnant, najlepiej zrobimy, gdy sobie stąd pójdziemy. Przecież te dranie strzelają do nas!<br> {{tab}}Żołnierze uciekali już całymi grupkami, przypadając co chwila do ziemi. Dopiero z dala za dworcem udało się ich zatrzymać na skraju lasu i zwrócić znowu twarzą ku nieprzyjacielowi. Przypadli do ziemi i okopali się naprędce w sypkiej ziemi. Części batalionu zaczęły się znowu zwoływać do kupy. Kiedy się pokazało, że jedenasta kompania straciła prawie cały czwarty pluton, Szwejk podszedł do dowódcy Lukasza i stanąwszy na baczność, podniósł rękę do salutowania:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że nie było czasu, żeby zabrać pana lejtnanta Duba, chociaż pan kapitan Sagner kazał nam zbierać rannych. Posłusznie melduję, że do samego wieczora nie bylibyśmy pozbierali wszystkich cząsteczek pana porucznika, bo w niego trzasnął granat i poszarpał go na kawałki.<br> {{tab}}— Więc nasz Dub jest już po kłopocie! — pomyślał Lukasz. — O tym nie powiedział mu chyba jego kapitan okręgu.<br> {{tab}}— Gdzie? Tam koło dworca? — zapytał.<br> {{tab}}— Właśnie tam spotkało go to nieszczęście — przyświadczył Szwejk — bo też tam prali z armat jak wszyscy diabli. Jezus Maria! — krzyknął nagle — przecież ja tam zgubiłem swoją fajkę!<br> {{tab}}Zaczął przeszukiwać wszystkie kieszenie, obmacał chlebak, zajrzał nawet do ładownic, ale fajki nie było. Szwejk jęknął tak szczerze, że Lukaszowi wydało się, iż z ust jego nigdy takiego jęku nie słyszał.<br> {{tab}}— Wszystko, co nas dotychczas spotkało, to głupstwo. Pan porucznik jest już po wojnie, ale jak ja mam istnieć bez fajki?<br> {{tab}}Szwejk był w tej chwili uosobieniem żałości i smutku,<br> {{tab}}197<br> {{tab}} <br> {{tab}}który udzielił się Lukaszowi, przemieniając się natychmiast we wściekłość na cały świat za to, że możliwe są na nim takie błazeństwa. Wezwał Balouna, kazał sobie podać butelkę śliwowicy i pocieszał się nią do samego. wieczora, aż na niebie rozbłysły pierwsze gwiazdy i ogień artyleryjski na obu stronach przycichł. Wreszcie zdrzemnął się pod starą sosną, a Szwejk pochylił się nad nim i stwierdził:<br> {{tab}}— Napił się jak niemowlę i śni — mu się widać coś ładnego. Naturę ma, biedak, bardzo miękką!<br> {{tab}}Przykrył nadporucznika płaszczem, sam ułożył się koło niego i jął sobie przypominać piękne obrazy z kazania feldkurata, który opowiadał o tym, jak to ładnie, gdy na pobojowisku płoną wsie, a ranni jęczą...<br> {{tab}}— Trzeba było dać mu po gębie — pomyślał jeszcze i zasnął. Śniło mu się, jak to granat trzasnął w porucznika Duba, a on w dymie i w płomieniu wzniósł się ku niebu, niby prorok Eliasz na wozie ognistym. Przy bramie niebieskiej ścisk i tłok dusz poubieranych w przenajróżniejsze mundury, a dusza lejtnanta Duba przedziera się skroś ten ścisk, popycha żołnierzy i krzyczy: — Puśćcie mnie, ja zginąłem za Austrię i mam prawo pierwszy rozmawiać z Panem Bogiem. Co, święty Piotrze, powiadasz, że to twoja rzecz? Ale ja chcę rozmawiać z samym Bogiem. Precz mi z drogi! Jeszcze wy mnie nie znacie i nie życzycie sobie poznać mnie! — A potem po całym niebie rozlała się ogromna zorza złocista, na tle tej zorzy ukazał się wspaniały starzec w białej szacie, a przy — jego boku stał młodzian w uniformie powalanym krwią i w koronie cierniowej zamiast czapki. Starzec zaglądając w księgę, którą trzymała przed nim przepiękna dziewica, pytał Duba głosem wielkim: — Lejtnancie Dubie, czemu prześladowałeś dobrego wojaka Szwejka? Czemu zmusiłeś go do upicia się koniakiem? — Dub nie odpowiadał, a młodzian rozłożył ręce, na których były krwawe rany niby róże rozkwitłe. Następnie starzec krzyknął: — Do piekieł! — i lejtnant Dub leciał na ziemię. Zo<br> {{tab}}198<br> {{tab}} <br> {{tab}}rza gasła, starzec znikł, młodzieniec w koronie cierniowej oddalał się płacząc i ukrywając głowę w białej chustce, a Szwejk przebudził się i rzekł: — Co za głupi sen!<br> {{tab}}Świtało. Szwejk sięgnął do kieszeni i przypomniał sobie raptem o zgubieniu fajki. Zerwał się na równe nogi, drżąc z zimna. Wszystko dokoła spało, tylko wartownicy czuwali i biegali śród sosen. Szwejk wyszedł z lasu. Przed nim stał żołnierz z jego plutonu. Słysząc kroki za sobą, przestraszył się i wymierzył karabin przeciwko Szwejkowi:<br> {{tab}}— Halt! Wer da?<br> {{tab}}— Nie miel po próżnicy ozorem — fuknął Szwejk — wychodzę na patrol. Czy mnie nie znasz, fujaro? Jezus Maria, co za bałwany te rekruty żółtodziobe!<br> {{tab}}— Ach, to ty Szwejku? — rzekł wartownik, opuszczając karabin. — Nie wiesz, czy będzie dzisiaj kawa? Czy jeszcze mamy jaką kuchnię?<br> {{tab}}— Tego nie wiem, kolego — mruknął Szwejk — a na pogawędkę nie mam czasu. Dzisiaj rozgrzeją nas Moskale.<br> {{tab}}— A hasło znasz? I zawołanie? — pytał jeszcze żołnierz.<br> {{tab}}— Zgubiona fajka! — odpowiedział mu Szwejk.<br> {{tab}}Razem z pierwszymi promieniami słońca ozwały się działa rosyjskie, ale od razu tak po wariacku, jakby miały zanadto amunicji i nie wiedziały, co z nią zrobić. Trwoniły ją też, zasypując nią dworzec, dokoła którego łaził Szwejk szukający swej fajki. Dojrzeli go najwidoczniej i zaczęli walić w niego szrapnelami. Potem gdzieś w pobliżu rozszczekał się karabin maszynowy, zasypując pole kulami tak gęsto, że Szwejk uznał za dobre ukryć się za murem dworca. Orientował się powoli, którędy przyszli i którędy uciekali, a gdy armaty przycichły, poszedł we właściwym kierunku. Znalazł głęboki lej od granatu, który rozbił czwarty pluton, i kręcił się dokoła niego.<br> {{tab}}— Mógłbym tutaj łazić w taki sposób do sądnego dnia, jakbym szukał straconego szczęścia — pomyślał i oczy rozbłysły mu nagłą uciechą.<br> {{tab}}199<br> {{tab}} <br> {{tab}}W wilgotnej trawie leżała fajka, jego własna fajka, a rosa perliła się na niej niby łzy żalu za jej panem. Szwejk pochylił się, aby ją podnieść, a karabin maszynowy zaczął mu pluć kulami prosto pod nogi.<br> {{tab}}Podniósł fajkę, która nagle szarpnęła mu się w ręku i wiał, aby ukryć się śród murów dworca.<br> {{tab}}W ukryciu wyjął z chlebaka paczkę tytoniu, nabił fajkę i chciał zapalić, ale właśnie gdy podnosił ją ku ustom, zauważył, że fajka nie ma ustnika i że brak jej kawałka cybucha. Cybuch był jakby brzytwą ścięty i Szwejk zrozumiał, że ustrzeliła mu go kula, gdy podnosił fajkę z ziemi. Wysunął rękę zza muru i grożąc fajką całemu rosyjskiemu frontowi, rzekł ze wzgardą:<br> {{tab}}— Ach. ty hołoto! Czy takie rzeczy robi porządny wojak porządnemu wojakowi? Kto was, wy, świntuchy, uczył takiego’ wojowania?<br> {{tab}}Odpowiedzi na to pytanie nie otrzymał. Granaty i szrapne — le ciągle waliły w dworzec kolejowy. Spokojnie było na nim tylko chwilami, gdy nieprzyjaciel ostrzeliwał artylerię austriacką, stojącą za lasem.<br> {{tab}}Za rumowiskiem spalonego magazynu siedział Szwejk, trzymał fajkę w gębie za resztkę cybucha i kurzył, spoglądając na menażkę, w której na dopalającej się belce gotował sobie kawę. Był pogodny i wesoły, a z jego umorusanej twarzy wyzierała na świat niewinność. Napił się kawy, wyciągnął się wygodnie na słońcu i zaczął ’ śpiewać:<br> {{tab}}Znam ja jeden piękny zamek. Mieszka w nim moja miła; Siedzi sobie na stołeczku, Białą chustkę wyszywa.<br> {{tab}}Dobrze tobie, ma panienko, Białą chustkę wyszywać, A ja, biedny żołnierz, muszę, Już od rana w glidzie stać.<br> {{tab}}200<br> {{tab}} <br> {{tab}}W glidzie stoję jak ta skała, W glidzie stoję niby mur,<br> {{tab}}Aż tu kula leci ostra, Mocno wali w szereg mój.<br> {{tab}}Gdy mnie z glidu wyrzuciła, Do szpitala biorą mnie;<br> {{tab}}Piszcie list do mojej panny, Ze już ze mną bardzo źle.<br> {{tab}}Jedna ręka przetrącona, Druga ręka ucięta.<br> {{tab}}Przyjdź, ma miła, popatrz sama, Jaka wojna przeklęta.<br> {{tab}}Ja na ciebie nie popatrzę,<br> {{tab}}Ja już nie chcę ciebie znać, Wziąłeś mi zielony wianek, I poszedłeś wojować.<br> {{tab}}Żołnierska pieśń Szwejka rozbrzmiewała przy odgłosie strzelaniny, a śpiewak dodawał coraz nowe strofy, aż doszedł wreszcie do słów rannego żołnierza, który odpowiada dziewczynie, że mogła nie chodzić za żołnierzami do koszar i nie figlować z nimi. Wreszcie umilkł. W pobliżu ktoś narzekał i jęczał.<br> {{tab}}Szwejk poszedł za głósem narzekającego i za magazynem znalazł młodziutkiego żołnierza, który leżąc na brzuchu i podpierając się rękami czołgał się w stronę Szwejka. W nogawkach spodni miał ranny żołnierz pełno zakrzepłej krwi. Jęcząc, posuwał się z wielkim trudem, jak kot z przetrąconym krzyżem. Ujrzawszy Szwejka złożył ręce i odezwał się błagalnie:<br> {{tab}}— Proszę pana, niech pan mnie poratuje! Na rany boskie, niech mnie pan ratuje!<br> {{tab}}— A co ci to, chłopysiu, zrobili? — zapytał Szwejk, podchodząc do rannego. Przekonał się niebawem, że żołnierz ma przestrzelone obie łydki.<br> {{tab}}201<br> {{tab}} <br> {{tab}}Podniósł go ostrożnie i zaniósł za magazyn. Tam ściągnął z niego buty, rozpruł spodnie i przyniósł z pobliskiej studni wody dla obmycia ran. Żołnierzyk postękiwał, przypatrując się robocie Szwejka. Założywszy mu jaki taki opatrunek, Szwejk dał się rannemu napić i rzekł wesoło:<br> {{tab}}— To nic takiego. Kula przeszła przez łydkę i nie naruszyła kości. Będziesz, bracie, zdrów!<br> {{tab}}— Żeby ich cholera pokręciła, sk....synów! — groził żołnierzyk Moskalom. — Oh moje nogi! Moje nogi... — i rozbeczał się.<br> {{tab}}— Ty, chłopusiu, zdrzemnij się teraz trochę i nie krzycz za głośno — napominał go Szwejk — żeby się tu kto nie przypatoczył. Ja się rozejrzę, czy nie znajdę czego do zjedzenia. Zresztą, poczekaj, zaniosę cię do tamtego dużego leja, żeby na ciebie nie spadło kawał muru, gdy zaczną znowu strzelać.<br> {{tab}}Przeniósł rannego Polaka i poszedł na dworzec. W kancelarii nie było nic, prócz rozbitego aparatu telegraficznego, ale w piwnicy znalazł Szwejk kosz z dużą oplecioną butlą. Nożem oderżnął wierzch plecionki i bagnetem kawałek po kawałku wydłubał korek. Przytknął nos do otwartej butli i łypnął okiem.<br> {{tab}}— Herrgott, wińsko, jak mamę kocham! Jakiś porządny naczelnik stacji musiał tu urzędować, że pamiętał o biednym człowieku!<br> {{tab}}Przechylił butelkę i nalał pełną menażkę wina. Popił, mlasnął językiem, wypił wszystko jednym duszkiem i odezwał się o winie z wielkim uznaniem:<br> {{tab}}— Bycze winko, jak u Szulca w Braniku na Kopeczku. Ale na czczo podobno wino niezdrowe. Wyniósł butlę przed dworzec i wlazł do magazynu. Było tam pusto, tylko w kącie sterczało kilka poopalanych skrzyń. Szwejk podszedł do nich, bagnetem oderwał deskę i odetchnął z głębi:<br> {{tab}}202<br> {{tab}} <br> {{tab}}W skrzyni były rosyjskie konserwy mięsne i Szwejk natychmiast zaczął wyjmować i wynosić je w płaszczu przed dworzec, gdzie stała butla z winem. Potem wrócił do rannego towarzysza, zabrał tornister i znosił konserwy do leja.<br> {{tab}}Granaty prały w gruzy dworca, ale Szwejk nic sobie z tego nie robił. Zataszczył butlę do swej nory i znosił konserwy pracowicie, jak mrówka.<br> {{tab}}Ranny towarzysz był cały pookładany blaszankami, gdy Szwejk wysypał z tornistra ostatni ładunek i włażąc do leja, stwierdził:<br> {{tab}}— Naznosiłem tu dobrych’ rzeczy jak wróbel do gniazda. Niech aby teraz nie myślą, że nas stąd wykurzą.<br> {{tab}}Otworzył kilka puszek i zagrzewał je na rozpalonym murze. Gdy wrócił z ogrzanymi konserwami, zachwalał je towarzyszowi:<br> {{tab}}— Wiesz, kolego, że konserwy mają Moskale akuratne? Smakuje to mięso jak polędwica z bobkowymi listkami.<br> {{tab}}Obaj wojacy zabrali się do jedzenia i do picia. Wino rozgrzewało wnętrzności, a razem z ciepłem rozgaszczało się w duszy wesele. Wybuchy szrapneli i granatów przypominały ku wieczorowi już tylko akompaniament pianisty, towarzyszącego solowej produkcji tenora. Bo Szwejk siedząc w leju od granatu śpiewał::<br> {{tab}}Już po północku pierwsza była, Gdy mnie ma miła odprowadziła. Odprowadziła mnie do gaiku, Tam słuchaliśmy śpiewu słowików,<br> {{tab}}Słowiczek śpiewa na twardej skale: Czekaj, dziewczyno, trzy lata na mnie. Trzy lata czekać, trochę za wiele, Mogłabym synka wychować śmiele.<br> {{tab}}Mogłabym sobie synka wychować, Żeby na wojnę poszedł wojować. Nauczyłby się syn maszerować, I do raportu umiałby stawać.<br> {{tab}}2 0 3<br> {{tab}} <br> {{tab}}Kpią z kapitana nasi junacy, Bo taki raport niewiele znaczy. Za dziewczynami teżby się włóczył, I innych rzeczy by się nauczył,<br> {{tab}}Jakby u dziewcząt umiał już bywać, Nauczyłby się w pace siadywać. W pace siadują zacne piechury, Mina sto diabłów, uszy do góry.<br> {{tab}}W pace się piechur nauczy wiele, Jak się ma z panną bawić w niedzielę. A kiedy słupka często dostanie, Dopiero pozna, co to kochanie.<br> {{tab}}— Dopiero, pozna co to kochanie! — wywodził Szwejk głosem uroczystym i wielkim, i leżąc nalewał wina do menażki. A ranny żołnierzyk Polak, któremu wino wlazło w nogi w postaci drętwoty, tak że przestały go boleć, wsparł się na łokciu i po występie Szwejka sam też zaczął śpiewać:<br> {{tab}}Będzie wojna z Moskalami,<br> {{tab}}Nasz pan frajter pójdzie z nami, Daleko, daleko w Rosyją. Od samej Warszawy do Petersburga, Nasi Moskala pędzą i biją.<br> {{tab}}Artyleria pójdzie z nami, Będzie strzelać kartaczami, Daleko, daleko w Rosyją. Od samej Warszawy do Petersburga, Nasi Moskala pędzą i biją.<br> {{tab}}Krzyż Czerwony pójdzie z nami, Będzie zbierał krew za nami. Daleko, daleko...<br> {{tab}}— E, bratku, sanitariusze nie bardzo się kwapią zbierać krew! — przerwał mu Szwejk. — Sam wiesz przecie, że cię tu nie szukali...<br> {{tab}}Strzelanina karabinowa ustała, obie strony odpoczywały.<br> {{tab}}204<br> {{tab}} <br> {{tab}}Tylko baterie dział odstrzeliwały się sobie marnując amunicję, na którą obywatele musieli płacić krwawe podatki. Ustalała się sytuacja, o jakiej sztab generalny przesyłał do gazet komunikaty tej treści:<br> {{tab}}Bez zmian. Wojska nasze zajęły z góry upatrzone pozycje. Na poszczególnych odcinkach frontu trwają wspaniałe pojedynki artyleryjskie. Nasza ofensywa została przerwana na czas dłuższy fatalną pogodą i mgłami, które przeszkadzają operacjom.<br> {{tab}}Dwa dni i dwie noce obozował Szwejk ze swoim rannym towarzyszem śród ruin kolejowego dworca, rozgościwszy się w leju od granata niby w salonie. Drugi mniejszy lej służył jemu i jego towarzyszowi jako latryna. Trzeciego dnia z rana nieprzyjaciel znowu zaczął ostrzeliwać dworzec, ale raptem artyleria przycichła. Front rosyjski dalej na północy został przerwany przez wojska niemieckie i na całej linii wojska rosyjskie musiały się cofnąć dla wyrównania frontu.<br> {{tab}}Gdy już widziano, że nieprzyjaciel ucieka, ścigany przez nowe i wypoczęte siły, kilku oficerów wyjechało dla obejrzenia pobojowiska, po którym włóczyli się sanitariusze, zbierający rannych i poległych.<br> {{tab}}Objeżdżając dworzec, pozsiadali z koni i zaglądali do lejów od granatów. Nagle pułkownik Schroder przystanął, dając znaki, aby panowie zamilkli. Z głębi ziemi wydzierał się ku nim krzepki i smutny głos śpiewaka:<br> {{tab}}Kiedy w mym sercu smutek gości,<br> {{tab}}To sobie szukam samotności, Gdzie cieszyć można się we dwoje, Gdzie wszystko szczęściem błogim dyszy, A nikt nie widzi i nie słyszy. Ile zrobiłam głupstw dla niego! A on, ach, zdradzał mnie tajemnie, Bo już bogatszą miał ode mnie. I o niej tylko myślał właśnie, A niechże w zdrajcę piorun trzaśnie!<br> {{tab}}205<br> {{tab}} <br> {{tab}}Ja szczęścia, bogactw wszystkim życzę, Nie pragnę dla się łąk ni pól, Bogactwo swoje łzami liczę, Minęło wszystko, został ból.<br> {{tab}}— Wariat jaki, czy kto tu jest u diabła? — zapytał Schro — der wyjmując rewolwer.<br> {{tab}}Ale w tej chwili jak spod ziemi wyrósł żołnierz, ostrym krokiem podszedł do grupy oficerów, zatrzymał się na trzy kroki przed nimi, jakby uciął, i meldował się:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberst, że według rozkazu obsadziłem i trzymam ten dworzec kolejowy.<br> {{tab}}— Wy trzymacie? Jak to? trzymacie dworzec? Przecież dworzec nie jest obsadzony — pytał pułkownik zmieszany.<br> {{tab}}W odpowiedzi na to, żołnierz wypiął pierś i raportował:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że dworzec obsadziłem w poniedziałek w nocy, głodny i spragniony, i że na stanowisku wytrwałem do dzisiaj, ponieważ, posłusznie melduję, żaden żołnierz bez rozkazu stanowiska nie może opuścić, a ja rozkazu opuszczenia stanowiska od pana pułkownika nie otrzymałem. Posłusznie melduję, że mam jednego rannego i fajkę z przestrzelonym cybuchem.<br> {{tab}}— Wy z mojego pułku? — dziwił się pułkownik. — Która kompania?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że jestem Szwejk, ordynans jedenastej kompanii — odpowiedział żołnierz z naciskiem, a rozejrzawszy się tęsknym okiem dokoła i odkrywszy śród oficerów Lukasza, dodał: — Oto jest mój dowódca, pan oberlejtnant Lukasz.<br> {{tab}}— Panie nadporuczniku — rzekł pułkownik Schróder uroczyście, kładąc Szwejkowi rękę na ramieniu — tego piechura należy przedstawić do odznaczenia wielkim srebrnym medalem za męstwo w obliczu nieprzyjaciela i za wzorowe wypeł<br> {{tab}}206<br> {{tab}} <br> {{tab}}nianie rozkazów. To wyjątkowo dzielny żołnierz, a takich właśnie armia nasza potrzebuje. Jego czyn należy wymienić w rozkazie i odczytać szeregowcom. Serwus!<br> {{tab}}Wyjął z kieszeni dwadzieścia koron i podał Szwejkowi rękę.<br> {{tab}}Szwejk przekazał rannego żołnierza sanitariuszom, nakładł sobie do plecaka puszek z konserwami, wlał do menażki resztę wina i maszerował w kierunku lasu do swojej kompanii, gdzie dowiedział się, że telegrafista Chodounsky został ranny w głowę, a jednoroczniak Marek jeszcze w poniedziałek udał się na Hilfsplatz z przestrzeloną ręką.<br> {{tab}}— Więc obaj moi wierni towarzysze siedzą sobie jak u Pana Boga za piecem — westchnął Szwejk — a ja nie mogę osładzać ich samotności. Balounie, jesteśmy jak ostatni Mohikanie. Masz tu, drabie, konserwy, będziesz mi za nie czyścił te medale, które mi obiecano... Jeszcze dzisiaj napiszę do pani Müllerowej, żeby mi przysłała pięć pudełek pucpomady.<br> {{tab}}Batalion został ściągnięty z frontu i skierowany do Jasino — wa na odpoczynek i dla skompletowania. Wystarczyły dwie niewielkie bitwy, aby go rozbito i aby z szeregowców i oficerów pozostała ledwo połowa. I znowu wojaczka stała się przyjemniejsza. Okazało się, że jasinowscy Żydzi są dobrze zaopatrzeni w wódkę, a gdy tabory i kuchnia zaczęły funkcjonować sprawnie, dowożąc pod dostatkiem chleba i przyrządzając gulasz z koniny, nastrój wojska podniósł się znacznie. Żołnierze mawiali, że w taki sposób można wojować do ostatniej kropli krwi. Poczta połowa ożywiła się i przywoziła pełne worki listów do Jasinowa i tyleż zabierała z powrotem. Do Jasinowa nadchodziły pozdrowienia i wiadomości o tym, kto został obity i przez kogo podczas zabaw tanecznych, a z Jasinowa odchodziły pozdrowienia i wiadomości, kto ze znajomych jest już po kłopocie. Pucybut Baloun pisał do domu, żeby mu przysłali szynkę i bochenek chleba.<br> {{tab}}207<br> {{tab}} <br> {{tab}}„Kochana moja małżonko! Módl się za mnie i ofiaruj świecę do Klokot, aby Przenajświętsza Panienka tak mnie. nadal chroniła, jak w czasie ostatnich straszliwych bitw. Modliłem się żarliwie i oto granat czterdziestodwucenty — metrowy, który walił prosto na mnie, o jakiś metr ode mnie odchylił się na bok i poleciał tak daleko, że straciłem go z oczu. Byłem w okropnym niebezpieczeństwie i jestem głodny. Przyślij mi wędzonki, jeśli masz, i bochenek grysikowego chleba. Nie zapomnij, że trzeba przy — krzesać kamienie, świeczka do Klokot niech będzie spora, a wędzonki przyślij jeszcze trochę. Jeśli wody mało, to każ za mielenie płacić drożej. A starosty zapytaj, kiedy będzie pokój, i o wszystkim napisz mi porządnie.<br> {{tab}}Twój do grobu wierny małżonek1’.<br> {{tab}}Pocztówka ta wywołała wielką dyskusję teologiczną między Balounem a Szwejkiem. Do dyskusji wtrąciło się kilku pobożnych żołnierzy, którzy stanęli po stronie Balouna. Szwejk twierdził, że Baloun łże jak pies, a Baloun zaklinał się na Boga, że z owym granatem było właśnie tak, jak pisał do żony. Pogląd pobożnych żołnierzy nie dopuszczał najmniejszych wątpliwości w tej materii. Jeśli ktoś wyszedł z walki zdrów i cały, to znaczy, że Pan Bóg go kocha i nim się opiekuje, a jeśli padł z przestrzeloną piersią albo głową, to Bóg kocha go także i dlatego wziął go do siebie. Wierzyli w to żarliwie i bronili swego stanowiska z zapałem.<br> {{tab}}— Bałwan jesteś, mój Balounie — rzekł przekorny Szwejk. — Po pierwsze granatu nie widać, a po drugie Rosjanie takiego kalibru wcale nie mają, ponieważ tego pana Skodę, co w Pilznie takie armaty leje, wsadzili by do ula, gdyby i Moskalom je sprzedawał. W trzecim batalionie służył niejaki Kratochwil, który zapewniał, że opieka boska w polu jest niepewna i że naraża człowieka tylko na przykrości. W ich kompanii służył niejaki Bouczek z Motola, człowiek okrutnie pobożny. Na szyi miał podobno medalik z kosteczką świętego Ignacego, a na sercu nosił obrazek pocierany o jakąś wiel<br> {{tab}} <br> {{tab}}“ r i<br> {{tab}}ką relikwię. Do czapki poprzyszywał sobie wszystkie medaliki, jakie żołnierze podostawali w drodze na front. Był to człowiek bardzo pobożny, a jeg° pob°żność była nagradzana. był w dziewiętnastu bitwach, miał osiem medali za dzielność i nigdy nie spotkała go rzecz najdrobniejsza. Aż tu raptem, gdy szli do ostatniej bitwy, ktoś skradł mu czapkę z medalikami, obrazek pocierany i notes z pieniędzmi. Prócz tego zgubił medalik, bo się sznureczek przetarł. Więc gdy ruszyli naprzód i gdy jeszcze nawet strzelaniny porządnej nie było, kula grzmotnęła go w ramię. Poszedł na H i 1 f s p 1 a t z, tam założył mu doktór opatrunek i wyprawił go do szpitala...<br> {{tab}}— A widzi pan — rzekł jeden z pobożnych żołnierzy — jest tak, jak mówimy.<br> {{tab}}— Trzymaj język za zębami — odpowiedział uprzejmie Szwejk — dopóki ja gadam. Jego talizmany były znane w całym pułku, a doktór też o nich wiedział i mówił do niego: — Widzicie, mój Bouczku, że od kuli was te talizmany nie ochroniły. Całkiem przypadkowo unikaliście rany tak długo. — A Bouczek mu na to, że wszystkie medaliki pogubił. Doktór zamyślił się i odpowiedział mu: — Nic sobie z tego nie róbcie, ja wyślę was do szpitala w Pradze. — A Bouczek zapłakał, pocałował doktora w rękę i powiada: — Bóg zapłać, panie Regimentsarzt. Gdybym był wiedział, że jako ranny dostanę się do domu, to byłbym się wszystkich tych świecidełek pozbył już dawno.<br> {{tab}}— Za takie gadanie powinieneś pan dostać po mordzie — pokwitował opowiadanie jeden z pobożnych żołnierzy. — Bodaj pana cholera pokręciła, bodaj ci wrony oczy wydziobały, bodaj cię pierwszy szrapnel rozszarpał.<br> {{tab}}— Mój ty dobrodzieju — odpowiedział Szwejk. — Pan Bóg sam będzie wiedział, co ma ze mną zrobić, bez twego podpowiadania. Umiałbyś ty radzić Panu Bogu! I ładnie by świat wyglądaj gdyby Pan Bóg miał słuchać każdego ta<br> {{tab}}fizwojk 14IV<br> {{tab}}209<br> {{tab}} <br> {{tab}}kiego cymbał^, jak ty. Pan Bóg sam wić najlepiej, że ludzie to bydełko.<br> {{tab}}— Szwejku — rzekł pewnego dnia nadporucznik Lukasz — jutro kompanie pójdą po kolei do Podhorców. Nasza jedenastka idzie pierwsza. Tam was wykąpią, odwszą i dadzą wam czystą bieliznę. Uważaj, żebyś mi nic nie pomieszał. Powtórz, co powiedziałem.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że jutro pójdzie pan oberlejtnant pierwszy z naszą kompanią do Podhorców. Tam was wykąpią, odwszą i dadzą wam czystą bieliznę. Posłusznie proszę, panie oberlejtnant, czemu to mamy chodzić wiskać wszy aż do Podhorców? Przecież i tutaj moglibyśmy panu oberlejtnantowi poradzić. Nawet nie wiedziałem, że i pan oberlejtnant też ma wszy. Myślałem, że trzymają się tylko szeregowców.<br> {{tab}}Nadporucznik wytrzeszczył oczy na Szwejka.<br> {{tab}}— Jezus Maria, co z ciebie za bałwan. Szwejku! Od razu wiedziałem, że spłatasz jakiego głupiego figla. Kogo ja ci mam dać na drogę, żeby czuwał nad twoją głupotą? Niech cię ręka boska broni, mój Szwejku, jeśli nie zrobisz wszystkiego tak, jak ci mówię. Uważaj: pójdziesz z kompanią, i, rzecz prosta, ze mną, do tych Podhorców. Tam się wykąpiesz, rozumiesz, wykąpiesz się ty. — Nadporucznik mówił coraz dobitniej. — Potem wdziejesz czystą bieliznę i poczekasz, aż ci wydezyn — fekują mundur. Ten mundur starannie oczyścisz, każesz się ostrzyc i ogolić, wyglancujesz buty, a strzelbę wyczyścisz, jakbyś miał w Boże Ciało pójść z procesją i strzelać salwami. Czy teraz zrozumiałeś?<br> {{tab}}— Teraz zrozumiałem, posłusznie melduję — kiwał głową Szwejk. — Słowo honoru, panie oberlejtnant, że rano będę jak laleczka. Ale na co, posłusznie melduję, mam być taki wygalowany?<br> {{tab}}— Ponieważ — nadporucznik Lukasz odcinał sylaby, skan<br> {{tab}}210<br> {{tab}} <br> {{tab}}dując — do Podhorców przyjedzie następca tronu, Karol Franciszek Józef, i będzie ci przypinał, Szwejku, dwa srebrne medale...<br> {{tab}}— Do Podhorców przyjedzie jego cesarska wysokość Karol Franciszek Józef i będzie mnie, Szwejkowi, przypinał dwa medale — powtórzył sobie uszczęśliwiony Szwejk. — Posłusznie proszę, żeby mi wolno było usiąść, bo ja tej radości nie przeżyję. Więc tęn dostojny pan przyjedzie we własnej osobie i przypnie mi medale własnoręcznie? O tym będą opowiadał „Pod kielichem“ do samej śmierci. Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że może pan na mnie liczyć, że się na tę uroczystość nie spóźnię. Ja proszę pana oberlejtnanta, pożyczę sobie zegarek od sierżanta Wańka razem z łańcuszkiem, żeby nasza marszkompania była dobrze reprezentowana. Bo to bardzo ważna rzecz, żeby wszędzie przychodzić w porę. Kiedym jeszcze służył w Budziejowicach, miał do nas przyjechać niejaki feldmarszałek lejtnant, który był dywizjone — rem i chciał zrobić przegląd naszego pułku. Nakazał, żebyśmy byli zgromadzeni na placu ćwiczeń o jedenastej przed południem, a dnia poprzedniego mieliśmy odpoczynek, bo ten pan lubił, gdy chłopcy byli weseli i rozglądali się po świecie raźno. Pułkownik rozkazał majorom, żeby pułk stał na placu o godzinie dziesiątej, majorowie, żeby się nie spóźnić, wyznaczyli kapitanom godzinę dziewiątą, kapitanowie wydali lejt — nantom rozkaz na pół do ósmej, ci zaś kazali sierżantom stać o szóstej, a frajtrzy wyrychtowali nas o pół do piątej. Było to, panie oberlejtnant, akurat po źhiwach i słońce paliło aż strach. Pan feldmarszałek przyjechał punktualnie o jedenastej, a chłopcy stali w tym słońcu jak zmordowane muły, bo od pół do piątej rano mieli tej parady dość. Siedmiu chłopa omdlało, a czterech trzeba było odwieźć do szpitala. A ten pan dywizjoner sam ich poił koniakiem, bo miał parę butelek w trokach przy siodle. Gdy chłopcy z trzeciego batalionu zobaczyli, jak pan generał cuci omdlałych, wszyscy zaczęli<br> {{tab}}I4*IV<br> {{tab}}211<br> {{tab}} <br> {{tab}}mdleć jeden po drugim i odzyskali siły dopiero wówczas, gdy koniaku już nie było i omdlałych polewano wodą.<br> {{tab}}Po południu Szwejk siedział na pniu za stodołą, dwaj szeregowcy trzymali go za ręce, dwaj za nogi, a kucharz Jurajda golił go brzytwą pana sierżanta. Szwejk miał łzy w oczach, z nosa mu kapało, ale głowę trzymał prosto i dodawał odwagi kucharzowi:<br> {{tab}}— Rżnij, bracie, i nie myśl o mnie. Niech następca tronu widzi, że ma do czynienia z porządnym człowiekiem, a nie z andrusem. Jutro muszę być taki ładny, żebym się podobał nawet Iwonie z „Narodni Politiki“. Rżnij więc, bracie, i nic sobie z tego nie rób, że z bólu już się posiusiałem. Gorzej już nie będzie, a na sławę trzeba zapracować jak na palmę męczeństwa..<br> {{tab}}A gdy, po upływie pół godziny, obmył krew z twarzy i spojrzawszy w zwierciadełko, przekonał się, iż twarz miał pokiereszowaną jak niemiecki bursz po pojedynku, chodził od baraku do baraku i rozmawiał ze znajomymi żołnierzami:<br> {{tab}}— Jutro, chłopcy jedziemy do Podhorców i będziemy tam odwszali was i oficerów. Umówiliśmy się z następcą tronu, że się tam spotkamy. Z jego wysokością cesarską, Karolem. Przyjedzie, żeby ze mną pogadać o tym i owym i naradzić się jak ma panować, i czy nie byłoby dobrze zawrzeć z Moskalami oddzielnego pokoju. Sitwa z Wilhelmem już mu się naprzykrzyła i teraz chce się zaprzyjaźnić ze mną.<br> {{tab}}Dzień następny miał należeć do tych chwil życia, w których Szwejk przeżył najwięcej szczęścia, radości i uciechy. Gdy powrócił z Podhorców, sam o tym opowiadał:<br> {{tab}}— Rozebrali mnie tam, moi drodzy, do naga i dali mi natrysk z zimnej wody. Potem szliśmy dwoma szeregami i jeden plutonowy z sanitariatu nas ostrzygł i wygolił, gdzie tylko był jaki kłaczek. Maszynką jeździł tam i sam, żeby się wszy nie miały gdzie trzymać.<br> {{tab}}212<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Potem szmaty musiałem oddać do takiej jakiejś wędzarni, a w tej wędzarni usmażyli mi pas na skwarki, bo zapomniałem wyjąć go ze spodni. Potem nam te wędzone gał — gany rzucali, a myśmy się w nie ubrali.<br> {{tab}}Po mój płaszcz wyciągał łapy obcy Bośniak, więc musia — łem dać mu w pysk.<br> {{tab}}Potem przyszedł jakiś lejtnant i czytał nam, który z nas ma być przedstawiony najjaśniejszemu panu. Krzyknąłem: — H i e r! — Odprowadzili nas potem osobno między drzewa na nawsiu, żebyśmy już nie gadali z tymi, co mają wszy.<br> {{tab}}Następnie ustawili tam ołtarz i przyszła muzyka. Feldkurat odprawił mszę, a gdy nadeszła kolej Zum G e b e t, przyszedł do nas następca tronu, niby ten Karol, co to będzie cesarzem.<br> {{tab}}Zaraz wymiarkowałem, że z niego będzie dobry cesarz i mogę go każdemu z czystym sumieniem polecić. Podobał mi się natychmiast, jak tylko go zobaczyłem. A gdy się do mnie zbliżył, to stał mi się jeszcze sympatyczniejszym, bo zalatywało od niego bardzo ładnym zapachem śliwowicy, rumu i koniaku. To bardzo przyzwoity człowiek i do tego demokrata: nie wstydzi się pić rumu, chociaż pewno pije tylko ten prawdziwy, jamajski.<br> {{tab}}Jakiś pan kapitan czytał potem z karty, co który z nas popełnił sławnego i mówił, że w wojnie zwycięża ten, kto ma lepsze nerwy. Potem zakomenderował! — R e ch t s s c h a u t! — więc zaczęliśmy się przyglądać następcy, jak przypina medale.<br> {{tab}}Jeden lejtnant trzymał te medale na porcelanowej tacce, a na niej był napis „M attonis Giesshubler, najlepsza woda na dolegliwości żołądka“. Najjaśniejszy pan następca brał te medale i przypinał je nam po kolei na lewą stronę piersi.<br> {{tab}}Podchodzi do mnie, podrzucam łeb i rękę spuszczam po<br> {{tab}}213<br> {{tab}} <br> {{tab}}pasie. On przypina mi medal, ale ze wzruszenia ręka mu się trzęsie, tak że przypiął mi order do skóry.<br> {{tab}}Ja nawet nie mrugam i patrzymy sobie w oczy, jak łotr łotrowi, a on do mnie:<br> {{tab}}— R u h t, solnieszyk, zdaje mi się, my się już gdzieś widzieć.<br> {{tab}}— Bardzo możliwe — ja mu na to. — Posłusznie melduję, że to nie jest wykluczone, bo ja chodzę „Pod kielich“ albo do „Banzetów“ w Nuslach. — Pyta mnie jeszcze czy nigdy nie byłem w Brandysie, a ja odpowiadam:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że w Brandysie nie byłem, ale razu pewnego wypadło mi pojechać do Młodej Bolesławi po angorskiego kota do niejakiego pana Swobody. Wsadzili mnie tam do ula, ponieważ przez pomyłkę buchnąłem koło Łysej psa leśniczemu Hrabietowi, bardzo ładnego wyżła. — Więc mi podał rękę i rzekł: — Ich gratuliere — i zaraz poszedł dalej, do innego sławnego żołnierza. Chodźcie, chłopcy, i powąchajcie moją prawicę, żebyście nie powiedzieli, że jestem skąpy i nikomu nic nie życzę.<br> {{tab}}Potem mieliśmy obiad w kupie z oficerami. Jakiś pułkownik siedział pierwszy, a kadet, który prowadził nas na ten obiad, napominał wszystkich:<br> {{tab}}— Żołnierze! Bohaterzy! Będziecie spożywać obiad z panami oficerami. Pamiętajcie, że macie medale, że wojna zrobiła z was ludzi, i nie zachowujcie się jak świnie. Jedzenie podawane będzie na półmiskach, naprzód wam. Nie wyobrażajcie sobie, że zeżreć musicie wszystko, i nie nakładajcie pełnych talerzy, żeby pozostało także i dla panów oficerów. Jesteście bohaterami i gośćmi następcy tronu, więc się nie obżerajcie i nie upijajcie, jakbyście byli w domu na chrzcinach. Na cześć następcy tronu po trzykroć: Hurra! Hurra!<br> {{tab}}Wrzasnęliśmy: Hurra! Kadet usadowił nas dokoła stołu i jeszcze nas napominał:<br> {{tab}}214<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Pan oberst będzie na was patrzył i jeśli który z was będzie się obżerał, to każe mu dać słupka.<br> {{tab}}Kelnerzy przynieśli nam talerze, noże i widelce. Najprzód dali nam zupy. Wychüpaliśmy ją żwawo, a ten kadet stał nad nami.<br> {{tab}}Zaczęli roznosić na półmiskach schab, ale bardzo małe porcje. Pan oberst zachęca! nas, żebyśmy wzięli więcej, nie tylko po jednym kawałku, ale kadet mrugał na nas, żebyśmy nie brali. Ale ja i tak wziąłem trzy kawałki. Kadet kopnął mnie w nogę, a ja zerwałem się i mówię:<br> {{tab}}— Muszę sobie nabrać porządnie, bo sobie tego pan oberst życzy. Pan oberst jest moim przełożonym i gdyby rozkazał, to wsunę wszystko. Mnie dzisiaj jego cesarska wysokość podała rękę, więc nie będę naruszał subordynacji.<br> {{tab}}Knedli i kapusty włożyłem sobie na tąlerz tyle, aż oficerowie wytrzeszczali oczy. A ja sobie myślę: Patrz jeden z drugim, co bohater umie.<br> {{tab}}Potem była jeszcze pieczeń cielęca i pieczone kurczęta z zielonym groszkiem, ale tylko dla oficerów. Do stołu podawali piwo, a na drogę dali nam do feldflaszki rumu. Już ten rum wypiłem i nie mam dla nikogo ani kropelki, ale prawicę moją, którą wczoraj ściskał dostojny następca tronu, może każdy wąchać, ile mu się podoba. Będziecie mieli przynajmniej taką pamiątkę.<br> {{tab}}Wieczorem, gdy nadporucznikowi Lukaszowi opowiadał 0 przebiegu uroczystości, dodał z żałością:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że przynajmniej jeden z tych medali chciałem sobie zostawić tak, jak mi go przypiął następca tronu, ale medale przypięte były do skóry 1 trzeba było szpilkę wyjąć, bo bardzo bolało. Taka pamiątka byłaby ładna. W Pradze był pewnego razu starostą, czyli pry — matorem, niejaki doktór, którego nazwiska już nie pamiętam. Urzędował wtedy, kiedy to najjaśniejszy pan był w Pradze ostatni raz. Na Hradczanach była uczta, więc pan starosta był<br> {{tab}}215<br> {{tab}} <br> {{tab}}we fraku, w białej kamizelce i w prasowanej koszuli. Kamizelkę zbabrał sobie sosem serdelowym, a gors koszuli polał czarną kawą. Gdy wrócił do domu, wezwał rzeźbiarza, kazał sobie zrobić piękną złoconą ramę i w tej ramie za szkłem przechowywał kamizelkę i koszulę, które sobie pobabrał. Chciał tę pamiątkę zawiesić pod obrazem Jana Husa na ratuszu, żeby Praga miała wielką osobliwość i żeby nauczyciele przyprowadzali tam dzieci szkolne i pokazywali im, jak wyglądają plamy na ubraniu, w którym się było na uczcie cesarskiej. Ale narodowi socjaliści zwołali przeciwko temu masówkę na Żofinie i Frania Zeminowa potępiła ten pietyzm jako niegodny posła młodoczeskiego. Więc ten pan prymator ma tę osobliwość w sypialni naprzeciwko obrazu HavliczkaBorowskiego. A pod nią jest napis z wierszy Havliczka:<br> {{tab}}Barwy moje czerwona i biała.<br> {{tab}}W nich się będzie wierność wyrażała. Wygrażajcie mi, obiecujcie, co chcecie, Mej wierności mi nie zabierzecie...<br> {{tab}}— Dużo rzeczy wiesz, mój Szwejku — wzruszył Lukasz ramionami. — Mógłbyś być redaktorem „Tajemnic Pragi“.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że ja nic nie zmyślam, ale wszystko czerpię z bogatych doświadczeń życiowych. Ludzie zawsze o czymś gadają, a ja słuchając uczę się. To i owo znajdzie się w gazetach, inne rzeczy opowiedzą ludzie, a pamięć, chwała Bogu, mam dobrą — wywodził Szwejk.<br> {{tab}}— Na przykład w Brzewnowie był jeden właściciel domu. Nazywał się Nikł, a synów miał dwóch. Jeden wyjechał do Ameryki i na wyjezdnym pożyczył sobie od brata guldena, że — powiada — zaraz mu odda. Ale potem zapomniał i odjechał. Lata płynęły, stary pan Nikł oddał dom drugiemu synowi, ten syn się ożenił, a stary poszedł na dożywocie. Mijało akurat trzydzieści lat od chwili, gdy obaj bracia rozeszli<br> {{tab}}216<br> {{tab}} <br> {{tab}}się z sobą i stary pan umarł. Już stał przed domem karawan i ksiądz kropił zwłoki, gdy nagle zajeżdża dorożka, a z niej wysiada solidny pan i idzie po schodach na górę. Nikt go nie poznał, dopóki ów pan nie ukląkł przy trumnie i nie zaczął płakać: — Ojczulku, przynajmniej w trumnie widzę cię po raz ostatni.<br> {{tab}}Ludzie zaraz wymiarkowali, że to młodszy syn pana Nikła, Jerzy, który wyjechał do Ameryki, a ksiądz z kościoła św. Małgorzaty zaraz mądrze przemówił o dziwnym zrządzeniu boskim, które przyprowadziło syna do trumny ojca. Ledwo wszakże proboszcz skończył swoje przemówienie, gdy starszy syn, Alojzy, wyjął z kieszeni notatnik, podchodzi do Amerykanina i powiada: — Przyszedłeś w samą porę, żeby mi oddać tego guldena, com ci go pożyczył, zanim wyjechałeś do Ameryki. Akurat kończy mi się notes, więc nie będę musiał przepisywać tego długu do nowego. Rocznie zapisuję dwa notatniki i tego guldena dwa razy rocznie musiałem przepisywać, czyli ogółem sześćdziesiąt razy. Płać, Jurku, dług i kwita.<br> {{tab}}Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że po tym zakłuciu też będę o następcy tronu pamiętał.<br> {{tab}}Nazajutrz zauważył Szwejk, że na lewej stronie piersi robi się mu duży wrzód. Pokazał go Wańkowi, który doradził mu zimne kompresy; nie wymieniając nikogo Szwejk rzekł:<br> {{tab}}— Schla się takie bydlę i kłuje ludzi, którzy przelewali za niego swoją krew.<br> {{tab}} <br> {{tab}}VII<br> {{tab}}W okopach.<br> {{tab}}Ponieważ wszelka teoria jest szara, a życia wiekuiste drzewo jest zielone, przeto wszyscy teoretycy sztuki wojennej po miesiącu wojny poglupieli do cna.<br> {{tab}}Jakiś profesor w Czechach wyliczył, że Austria może walczyć sto lat i że jeszcze będzie miała dosyć mąki, aby smażyć pączki, podczas gdy po roku wojny nie można było dostać bułki w sklepie.<br> {{tab}}Wyliczono dokładnie, ile nabojów wystrzeli żołnierz w ciągu godziny, a na podstawie praktyki strzelniczej poukładano statystyki, ilu nieprzyjaciół zostanie zabitych i poranionych. A tymczasem żołnierze trzy czwarte otrzymywanych nabojów powrzucali do latryn, a resztę powystrzeliwali na chybił trafił. Ustalono też, ilu nieprzyjaciół zabije granat, ilu szrapnel, i wymierzono dokładnie płaszczyznę rozprysku takiego pocisku przy wybuchu. Liczono na to, że granaty będzie się wrzucało między oddziały wojska, tak samo, jak się wrzuca kamień między stado gęsi. Tymczasem armatę, która kosztowała sto tysięcy, zwyciężała łopatka za kilkadziesiąt groszy. Żołnierz zakopywał się na metr w ziemi i gwizdał na armaty.<br> {{tab}}Wiedziano też, ile kilometrów dziennie może zrobić wojsko atakujące, i posiadano dane przeciętne od czasów wojen Napo<br> {{tab}}218<br> {{tab}} <br> {{tab}}leońskich aż do wojen balkańskotureckich, dotyczące marszów dziennych. Ale pokazało się, że kolczasty drut, porozpinany na kolkach, może zatrzymać rozpędzone wojsko przez dwa tygodnie na miejscu.<br> {{tab}}Armia broniąca się właziła w ziemią, armia atakująca mu — siała pójść za jej przykładem.<br> {{tab}}Terytoria, na których toczyły się walki, przemieniały się w jakieś ogrody, otoczone płotami. Za płotami stali stróże, a na każdym drzewie były sidła. Brakło tylko napisu na plotach:<br> {{tab}}— Obcym wstęp wzbroniony.<br> {{tab}}Zaś stróże czuwali nad płotami swoimi i nad płotami sąsiada tak długo, dopóki nie przychodził rozkaz, że trzeba wy — leźć z rowów, iść do sąsiada i narobić mu świństwa. Żeby się żołnierze nie nudzili, wysyłano ich na patrole, z których nikt nie wracał, kazano kompaniom demonstrować wobec nieprzyjaciela, przy czym zawsze tylu a tylu ludzi ginęło, ale nikt się tym nie przejmował, bo marszkompanie nadchodziły z domu prawidłowo, młodzież podrastała i krzepła, tak że nie trzeba było przepisywać dla ludzi ochrony, jaką cieszą się zające w marcu.<br> {{tab}}Ludzie włazili w nory ziemne jak ich dawni przodkowie, troglodyci, i powoli, ale dokładnie przemieniali sę w zwierzęta. Urzędowo nazywało się to „wojną pozycyjną“.<br> {{tab}}Toteż gdy do batalionu 91 pułku nadeszła marszkompania, która wylatała dziury w plutonach, nikt się nie dziwił, że pewnego popołudnia nakazano przegląd mundurów i badanie karabinów. Karabiny badał nadporucznik Lukasz tylko słowami:<br> {{tab}}— Nabity? Czy zamek rusza się jeszcze jako tako? Doskonale!<br> {{tab}}Tymczasem w innych kompaniach oficerowie ryczeli:<br> {{tab}}— To ma być wyczyszczony karabin? Jezus Maria, ty pawianie morski, dam ci takiego słupka, że ci oko zbieleje! Dwa tygodnie piecuchuje, a karabin ma cały w rdzy! Jak się po — psuje, to zapłacisz za niego!<br> {{tab}}219<br> {{tab}} <br> {{tab}}Oberlejtnantowi Lukaszowi było już wszystko jedno. Doszedł do wniosku, że cala wojna jest psu na budą, że to wszystko jest bezcelowym niweczeniem mienia i ludzi, i obowiązki swoje spełniał jako zło konieczne, od którego uchylić się nie podobna. Zobojętniał i na duchu czuł się fatalnie. Był przygnębiony, zatruwał go brud, a wiecznie te same rozmowy z oficerami działały mu na nerwy. Czasem gdy Szwejk rozgadał się na dobre, nadporucznik myślał:<br> {{tab}}— Temu drabowi trzeba zazdrościć. Doprawdy, jego idiotyzm, to większe szczęście niż główna wygrana w loterii.<br> {{tab}}Oberst Schróder nakazał ćwiczenia i przechodzenie z żołnierzami tego wszystkiego, co się robiło w koszarach. Lukasz spełniał ten rozkaz tak, że przed południem kazał żołnierzom wyruszać za wieś, a po południu polecał szarżom odbywać szkolę, która to praca polegała na opowiadaniu pieprznych anegdot. Przyłapał pewnego razu kadeta Bieglera przerabiającego z żołnierzami Salutierübungi i poprawiającego stale ich ruchy i to napełniło go takim rozgoryczeniem, że przez kilka dni myślał:<br> {{tab}}— Idiota! Zabiją go może jutro, a on się kłopocze o to, żeby przy salutowaniu mały palec żołnierza był na jednej linii z okiem. Boże Wszechmogący, na co te wszystkie błazeństwa?!<br> {{tab}}Razu pewnego wyraził tę myśl przed Szwejkiem, a Szwejk udzielił mu natychmiast pociechy duchowej:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że cały świat i cale życie to jeden wielki dom wariatów. Tak już być musi, żeby ludzie mieli utrzymanie. Ludzie uczeni, panie oberlejtnant, nic nie robią, tylko gmerają się w głupstwach, bo głupota to największy kapitał. Posłusznie melduję, że znałem dwóch sadowników, niejakiego Lojzę Womaczkę i Frantę Pe — czenkę, i obaj upatrzyli sobie w Uhrzyniewsi aleję czereśniową i gdy czereśnie kwitły, obaj chodzili do właściciela, żeby im tę aleję wydzierżawił. Każdy myślał tylko o tym, żeby te czereśnie zagarnąć dla siebie. I ten Womaczka i ten Pe<br> {{tab}}220<br> {{tab}} <br> {{tab}}ezenka. A właściciel obiecywał i temu i temu, ale starał się wycisnąć z nich jak najwięcej, a ci się przelicytowywali. Pewnego razu idzie Womaczka z jednej strony alei i patrzy w górę, ile też kilogramów owocu zgarnie z jednego drzewa, a z drugiej znowu strony idzie Peczenka i trapi się takimi samymi myślami. Womaczka był człowiekiem krewkim i rozzłościł się, więc powiada do Peczenki. — Ach, ty ryży smyku, nie szwendaj mi się po mojej alei, bo ci kulasy przetrącę! — A Peczenka mu odpowiada: — Lojzo, Herrgott, nie odzywaj się do mnie nieprzyzwoicie, bo ja jestem kupcem i nie pozwolę nikomu, żeby sobie na mnie strzępił jęzor. Ty psie zezowaty! Jeśliś kupiec, to się zachowuj inteligentnie, bo jak nie, to ci pysk rozedrę od ucha do ucha. — Potem Womaczka dal mu w pysk, a Peczenka sprał tamtego kijem. Obaj poszli do doktora i kazali sobie wystawić świadectwa lekarskie, że niby jeden drugiego poturbował, przybrali sobie adwokatów i poszli do sądu. Pierwsza instancja, druga instancja, trzecia... Ale nie było końca, bo adwokaci doradzali. im, żeby się procesowali dalej, więc ci skierowali sprawę do sądu karnego w Pradze. Tę aleję wydzierżawił wreszcie Womaczka, a Peczenka znalazł dla siebie coś kolo Dobropuli. A teraz posłusznie melduję, panie oberlejtnant niech pan wszystko zliczy: dwóch doktorów medycyny, dwóch adwokatów z pisarzami, sędziowie i sekretarze w Rzyczanach, sędziowie w Pradze... Iluż ludzi miało użyteczne zajęcie! Zanim się wszystko skończyło, był już sierpień i dawno było po czereśniach. W Pradze jakiś sędzia rzekł do nich, że ich obu wpakuje do kryminału, a adwokaci prascy doradzili im, żeby sobie przebaczyli i cofnęli skargi. Tak też zrobili. Potem poszli do gospody do Sztupartów i obaj spojrzeli po sobie z rozżaleniem. Lojza Womaczka rzecze do Peczenki: — Wiesz, Franek, osieł jestem, bo doktorom i adwokatom oddałem wszystkie czereśnie i jeszcze robotę do tego. — A Franek Peczenka wytarł rękawem oczy i załkał: —<br> {{tab}}221<br> {{tab}} <br> {{tab}}Lojzo, bracie, i ja jestem osieł! Ja też latosiegu roku dopłacę do tego interesu. Jezus Maria, co powiedzą nasze żony?l — Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, czy pan już wszystko zliczył, ilu to ludzi mogło porządnie zarobić na tym, że dwaj głupcy w Uhrzyniewsi dali sobie po pysku?<br> {{tab}}— Zdaje mi się, mój Szwejku — rzucił zamyślony Lukasz — że doktorów i uczonych ludzi nie kochasz osobliwie. Cóż takiego ci zrobili, że ich ciągle zaczepiasz?<br> {{tab}}— Nic mi takiego nie zrobili, posłusznie melduję, panie oberlejtnant — odpowiedział Szwejk z niewinnym uśmiechem. — Opowiedziałem panu oberlejtnantowi o tym tylko tak sobie, żeby pan widział, że i głupota też musi być na świecie. Niech mnie ręka boska broni, żebym ja miał coś przeciwko uczonym panom i żebym przeciwko nim wygadywał. Dość im nadokuczają te dranie anarchisty. Na przykład w Libni był ślusarz a nazywał się Soukup. Był to człowiek młody i też był anarchistą. Najprzód należał do młodzieży katolickiej, potem poszedł do socjalistów narodowych i gadał sporo na wiecach. I rozwijał się tak jakoś żwawo, aż stał się z niego anarchista. Często gęsto siedział w kozie i popadł w melancholię. Mawiał, że na świecie nie ma już żadnej uciechy. Pewnego razu rzekł do nas: — Długów robić nie mogę, bo mi nikt nic nie pożyczy, a jak otworzę usta, to mnie zaraz pakują do ula za obrazę najjaśniejszego pana. Gdy zrobię awanturę z policją, to samo. Już się mnie czepiają myśli samobójcze, — Tej samej nocy chciał się powiesić na plocie parku porzyckiego, ale jakaś pinda wyperswadowała mu to i zabrała go do siebie na nocleg. A ta dziwka, posłusznie melduję, przywróciła mu ochotę do życia i pokazała mu, jaki ten świat jest piękny. Posłusznie melduję, że dostał od niej trypra. Rurował się na klinice, a gdy żłopał piwo i jadł parówki z chrzanem, mawiał do nas: — Teraz już wiem, jak się do nich zabierać. Postaram się o chronicznego i będę się na nich mścił do samej śmierci. Wyobraźcie sobie, towarzysze, że radca regencyjny i cesarski,<br> {{tab}}222<br> {{tab}} <br> {{tab}}ten niby profesor Janowski, powiada do medyków, że trzeba mi zbadać prostatę, czyli jakiś tam gruczoł wewnętrzny. — Niech pan — powiada — rozstawi nogi i pochyli się — a następnie wsuwa mi palec z przeproszeniem w zadek i kręci nim tam i sam. Wyobraźcie to sobie, chłopcy: radca cesarski i regencyjny i musi mi gmerać w zadzie. Anarchista nie zrobiłby takiej rzeczy nawet papieżowi. — Więc posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że przeciw inteligencji nie mam nic, a czasem nawet muszę jej współczuć, gdy widzę, że znajduje się w ciężkim położeniu. Na biedny naród trzeba srogości i ktoś musi tę srogość wykonywać. Gdyby jej nie było, to uczeni ludzie musieliby kraść chyba.<br> {{tab}}Przyszedł potem rozkaz, że oddział ma iść na stanowisko i zluzować jakiś batalion polskiego pułku, i nadporucznikowi Lukaszowi zrobiło się lżej na duszy. Nadchodziła zmiana, która mogła być początkiem innych zmian i nowych wrażeń.<br> {{tab}}Przegląd był skończony, ozwala się komenda — B a — tailon! Masdhieren, marsch! — i oddział ruszył. Przed zmierzchem doszli do wsi Teofiopki, za którą już się zaczynał front. Był krótki odpoczynek, podczas którego oficerowie zebrali się na naradę do sztabu tego pułku, którego części mieli zluzować. Zęby zaś po ciemku nie zabłądzili, dostali przewodnika, który napominał żołnierzy obiecująco:<br> {{tab}}— Uważajcie, łaziki, żebyście leźli cicho, bo szosa, którą pójdziemy, jest pod obserwacją nieprzyjaciela i bywa ostrzeliwana. Niech tylko coś szczęknie, to zaraz poślą nam tu parę granatów. Nie mam ochoty kazać się zabijać dla waszej przyjemności.<br> {{tab}}Papierosy pogasły, fajki poukrywały się pod płaszczami, żołnierze przytrzymywali rękoma łopatki, żeby nie potrącały o bagnety, i niby cienie sunęli w pole za wieś. Weszli do szerokiego rowu i zmierzali ku pagórkowi. Szeroki rów rozwidlał się na kilka rowów węższych, a oficer prowadzący rozsyłał kompanię każdą innym rowem, sam zaś z jedną kompa<br> {{tab}}223<br> {{tab}} <br> {{tab}}nią poszedł rowem środkowym. U góry rów kończył się nagle w okopie, z którego jak spod ziemi wyłazić zaczęły czarne postacie. Ciemno było, więc miało się wrażenie, że prosto z ziemi wyłażą dżdżownice. Żołnierze zluzowani wyłazili z okopów z prawej i lewej strony, a oficer popychał na ich miejsce żołnierzy nowoprzybyłych, pobudzając ich do pośpiechu:<br> {{tab}}— Właźcie, do diabła! Do każdej dziury tylu, ile jest otworów dla karabinów. Karabiny natychmiast wstawić w dziury. Leziesz, łapserdaku, czy nie? Chcesz może w dupę nogą?<br> {{tab}}Zaś zluzowani żołnierze ostrzegali towarzyszy:<br> {{tab}}— Nosa nie wyścibiać! Moskale strzelają jak wściekli. Wczoraj ustrzelili nam dwóch kolegów, a dziewięciu ranili.<br> {{tab}}Perspektywa była więc dość wesoła. Szwejk chciał o coś zapytać, ale w tej chwili zawołał Lukasz jego i Balouna i dlatego do pogawędki nie doszło. Obaj zawołani szli za nadporu — cznikiem, którego przewodnik prowadził na bok do głębokiego dołu, w którym był schron oficerski.<br> {{tab}}Dół był bardzo głęboki i trzeba było schodzić do niego po kilku stopniach. Kapitan, który ten schron opuszczał, szczo — drobliwie pozostawił w nim zapaloną świecę, którą jego pucy — but chciał zabrać, i z dumą rzeki do Lukasza:<br> {{tab}}— Przez tydzień żołnierze kopali ten dołek i przez cztery noce robili strop. S yny, Moskale, zabili przy tym trzech<br> {{tab}}ludzi i szesnastu ranili. Ale teraz jest tu bezpiecznie i żaden granat nic nie zrobi. Oficer musi przecie być zabezpieczony.<br> {{tab}}Uścisnął Lukaszowi dłoń i oddalił się.<br> {{tab}}Nadporucznik wyszedł, aby się przekonać, czy rozstawiono straże. Wracając, słyszał, jak Szwejk perswaduje Balou — nowi:<br> {{tab}}— Muszę mu zbębnić jaką deskę, żeby miał na czym siedzieć i leżeć. Wilgotno tu i ze ścian leje się woda Mógłby tu dostać reumatyzmu. Postaram się też o trochę heblowin i zrobię mu miękkie posłanie.<br> {{tab}}— Jezus Maria, jak my tu wyżyjemy! — zabiadał Baloun<br> {{tab}} <br> {{tab}}W odpowiedzi. — Boże wszechmogący, tutaj przecie kuchni nie podwiozą!<br> {{tab}}W tej chwili cały świat był Lukaszowi bezmiernie wstrętny. Rzucił się na trochę heblowin, które pozostały tu po jego poprzedniku, przykrył się derką aż na głowę i mruczał pod nosem:<br> {{tab}}— Drańskie życie! Zastrzelić się, czy pójść do Moskali?<br> {{tab}}Spał licho, rzucając się z boku na bok i uciekając przed jakimiś upiorami, które ścigały go śród czarnych skał. Rano, gdy zmęczony i połamany otrzymał z rąk Balouna śniadanie, wyszedł z filiżanką na dwór. Na dnie wąwozu płynął chudy strumyczek, a nad nim siedział Szwejk i nożem wyrzynał figurki dla ozdobienia młynka, który wesoło kręcił się nad wodą. Ujrzawszy nadporucznika, wstał i salutując dość opieszale, rzekł:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, dzień dobry panu oberlejtnantowi. W pismach rodzinnych pisało, że każdy ma upiększać swoje mieszkanie. Ale mam, panie oberlejtnant, nóż bardzo tępy. Ten Bośniak, co mi go sprzedał, nabrał mnie brzydko. Mówił, że to stal solingeńska, a kozik miękki jak ołów.<br> {{tab}}Lukasz zeszedł na dół a widząc, jak Szwejk trudzi się, aby z drewna wyrżnąć jaką taką postać człowieka, rzekł bezwiednie:<br> {{tab}}— Sancta simplicitas!<br> {{tab}}Baloun nie mógł pojąć, dlaczego Szwejk o dziesięć minut później pytał go:<br> {{tab}}— Cóż to wyfasowaliście tyle śliwowicy, że oberlejtnant wstawił się już od samego rana?<br> {{tab}}W okopach wściekali się ludzie z nudów i gnili za życia, żarci przez brud i wszy. Nie myli się, nie golili, nie czesali. Ci, co byli w pobliżu strumienia, mogli mówić o szczęściu, bo mieli przynajmniej pod dostatkiem wody. Ci, co byli dalej, musieli odzwyczajać się od wody, bo chodzenie po nią narażało<br> {{tab}}Sswejk 151V<br> {{tab}}225<br> {{tab}} <br> {{tab}}<br> {{tab}}<br> {{tab}}dwadzieścia dwie godziny na dobę, przesypiał tylko dlatego, że jako warstrażować.<br> {{tab}}niebezpiecznie, więc żołnierze całymi<br> {{tab}}na śmierć. Menażka wody kosztowała litr krwi; woda była droga, krew nie miała wartości.<br> {{tab}}Resztki inteligencji i człowieczeństwa, jakie jeszcze pozostawały w żołnierzach, gasły, jak iskry w popiele. Zmysły i czucie tępiały, ludzie dziczeli coraz bardziej i troszczyli się tylko o jedno: najeść się i spać.<br> {{tab}}W Karpatach służyłem razem z piechurem, którego znałem od dawna jako zacnego i inteligentnego chłopca, ale w oko<br> {{tab}}pach leżał i sypiał po a dwóch ostatnich nie townik musiał w nocy<br> {{tab}}Poza okopami było<br> {{tab}}dniami siedzieli w dziurach. Szwejk nie miał nic do roboty i dlatego łaził z jednego schronu do drugiego i gawędził z żołnierzami o sytuacji.<br> {{tab}}Pokój nie nadchodził i wiadomościom o nim nikt już nie wierzył. Gazety rzucano, a ich redaktorów wyzywano od idiotów i oszukańców, wodzących porządnych ludzi za nos.<br> {{tab}}W okopach powstawały najróżniejsze wiadomości, bo śród żołnierzy nie brakło takich, którzy dla własnej przyjemności puszczali w bieg największe bzdury. Ale wszystko, co miało znak wyrobu miejscowego, przyjmowano z zadowoleniem i kolportowano gorliwie. Każdą najgłupszą plotkę roztrząsano szczegółowo i omawiano wszechstronnie. To, że Szwejk miewał jakieś wiadomości od nadporucznika, a do nich dodawał jeszcze to i owo, budziło dla niego powszechny szacunek i zapewniało dobre przyjęcie największym błazeństwom, jakie po okopach rozpowszechniał. Pewnego razu szwendał się śród żołnierzy z wiadomością:<br> {{tab}}— Uważajcie, chłopy, dwunastka będzie o świcie robić demonstrację przeciwko Moskalom. Chciano wysłać naszą kompanię, ale ja zaproponowałem oberstowi dwunastkę, bo i tak wyzdycha niedługo.<br> {{tab}}2*26<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Szczęść im Panie Boże, wezmą zdrowo w skórę — rzekł kapral Rytina, gospodarz z Kolińskiego. — Gdy byłem w Serbii, to takie same błazeństwa wyrabiał przeciwko Serbom nasz batalion. Po dziesięciu minutach wróciła nas ledwo połowa, a groby kopaliśmy przez dwa dni. Wiem ja, że oberst z de — kunku nie wylezie, bo wojowniczego ducha podtrzymuje na nasz rachunek. Co to ma, Chryste Panie, za sens?<br> {{tab}}— Pan oberst mówił, że się Moskalom pokaże, iż się ich nie boimy — objaśnił go Szwejk.<br> {{tab}}— On się ich bać nie potrzebuje — ozwał się żołnierz Brzeczka, cieśla z powołania.<br> {{tab}}— Nie wiecie nawet, chłopy, co za dekunek ma oberst. Siedzi sobie aż za rezerwami, osobno, na swoim. Schował się z pięć metrów pod ziemię, strop ma z belek na krzyż, na nich wory z ziemią, a następnie nawóz i chrust. Boi się, żeby na niego nie rzucili czego z aeroplanu. W takiej norze tkwi jak suseł i może zdrowo ględzić o duchu wojowniczym.<br> {{tab}}— Wiecie, panowie, co by było fajną bujdą? Gdyby ten nasz pierdoła wyzwał na pojedynek tamtego pierdołę, co dowodzi Rosjanami — wtrącił się do dyskusji frajter Trnka, stolarz z Peczek. — Powiedzcie, panowie, czy tak nie byłoby lepiej? Każdy batalion, czy pułk, czy nawet dywizja wystawiłyby z tej i tamtej strony po jednym człowieku do walki, a reszta przyglądałaby się walce i wydawałaby sąd, czy wszystko odbywa się prawidłowo. Gdyby Moskal grzmotnął o ziemię naszego, to znaczyłoby, że myśmy przegrali. A znowu gdyby nasz powalił Moskala, poddaliby się Rosjanie. I nie mu — siałoby się tylu ludzi mordować nad zwycięstwem. O takim sposobie wojowania czytałem, moi panowie, w pięknej książce: „Syn łowcy niedźwiedzi“. W tej książce jest sobie bohaterem niejaki Old Shatterhand, który chadzał walczyć ’z Indianami w imieniu całej swojej drużyny. Chociaż tym czerwonoskć — rym dzikusom mówił dużo o miłosierdziu chrześcijańskim, to jednak strzelał do Indian, gdy było potrzeba, ale niechętnie.<br> {{tab}}L5*IV oor<br> {{tab}}<br> {{tab}} <br> {{tab}}Gdy ten Old Shatterhand szedł do walki z Indianinem, to do towarzyszy mawiał: — Nie bójcie się o mnie i ufajcie Bogu, że da mi zwycięstwo. Nie zabiję go, ale żeby poznał, że jestem chrześcijaninem, utnę mu obie ręce. Religia nasza, wy psy czer — wonoskóre, nakazuje nam miłosierdzie!<br> {{tab}}— To niegłupia myśl — rzekł Brzeczka. — Może by nawet było lepiej, żeby sam Wilhelm poszedł wojować z rosyjskim Mikołajem. Albo i Franc Józef. A wiecie już, chłopcy, co oni do siebie telegrafowali, gdy ich rządy zaczęły sobie przesyłać ostre noty dyplomatyczne? Wilhelm miał telegrafować do Petersburga: — Ej ty stary Mikołaju, całuj psa w nos, będziesz w raju. — A na to mu Mikołaj odpowiedział: — Wi — lusiem cię nazywają, a wszyscy cię w dupie mają. — A nasz stary pan depeszował do obu kolegów: — Ty, czy on, mnie wszystko równo; cóż będę mieć z wojny? Gówno. — Więc gdy się tak ze sobą przekomarzali, to mogliby też powojować.<br> {{tab}}— Co powiedziałeś o Wilhelmie i Mikołaju to święta prawda — rzekł Szwejk z wielką pewnością siebie — ale to, co mówią o naszym najjaśniejszym panu, to nędzna plotka. Nasz najjaśniejszy pan wiadomość o wypowiedzeniu mu wojny przez Rosję przyjął z dostojnym spokojem, jak o tym pisały wszystkie gazety. Podobno miał się wyrazić na radzie ministrów: — Im więcej wrogów, tym więcej honoru. Skoro żadnej jeszcze wojny nie wygraliśmy, nie troszczmy się więc o to, że przegramy jeszcze jedną — czy coś w tym guście. I zaraz potem pojechał do klasztoru kapucynów, modlił się tam i kazał się fotografować, żeby było w gazetach. Był też niejaki pan Lukesz z Dobrzysza, blacharz, i był prezesem stowarzyszenia weteranów. Dowiedział się ż.e taki obrazek ma być w praskich gazetach, więc umyślnie pojechał do Pragi, żeby sobie taką gazetę kupić. Nawet mu piwo nie smakowało, gdy widział na tym obrazku wielki smutek najjaśniejszego pana. Myśleli ludzie, że się chłop wstawił i jeden z gości poradził mu, żeby połknął garstkę soli z solniczki. Ale potem, gdy mu jednego<br> {{tab}}228<br> {{tab}} <br> {{tab}}syna zastrzelili, a drugi wrócił bez ręki i z wypalonymi oczami, to on ten obrazek ze smutnym cesarzem przybił na ścianie w wychodku. Żandarmi zabrali chłopa i siedzi podobno w Teresinie.<br> {{tab}}— A jednak lepiej by było, gdyby monarchowie sami z sobą wojowali i gdyby dali poddanym spokój — upierał się Brzeczka przy swoim. — Nie potrzebowaliby się bić ani na pistolety, ani na szable, kiedy nie znoszą widoku krwi, Mogliby załatwić te sprawy w walce greckorzymskiej lub w stylu wolnym, jak Szmejkal z Fryszteńskim i teżby nikt nie miał nic przeciwko temu.<br> {{tab}}— Nie idzie, kolego — roztropnie odpowiedział Szwejk — gdy mają jakiś spór potentaci, to spór taki może być rozstrzygnięty tylko w sprawiedliwej walce, w której nie ma szwindlu. Prócz tego w walce musi brać udział tylu ludzi, żeby się w złodziejstwach nie mogli z sobą pogodzić. Kiedy byłem w szpitalu, to koło mnie leżał niejaki Pepik Skuhra. Był to artysta z Variete, komik salonowy, szlifierz i złodziej, a ponieważ nie wofho mu było mieszkać w Pradze, więc o ile akurat nie kradł, jeździł po świecie z cyrkiem. Umiał wyrabiać nadzwyczajne rzeczy z kartami, połykał noże, wydmuchiwał z ust ogień, w nos wtykał sobie sześciocalowe gwoździe, ale najlepiej umiał kraść. Prócz tego był greckorzymskim zapaśnikiem. Pewnego razu zaczął mi opowiadać zdarzenia ze swego życia i opowiadał mi między innymi jedno, które utkwiło mi w pamięci. Opowiadał tak:<br> {{tab}}— Miałem dziecko z niejaką Andą Czadówną. Ładna to była kobieta, pochodziła z hrabiowskiego rodu i była córką niemieckiej księżnej, ale w Józefowie puszczała się z żołnierzami. Więc ja popycham przed sobą kółko szlifierskie, ona wózek dziecięcy i jedziemy z Jiczyna ku Turnowu. Czymś mnie mocno rozzłościła, więc rzuciłem i ją i kółko szlifierskie i zwiałem. Uwierzysz, kolego, że spotkałem się z nią dopiero po trzech latach na szosie za Kralowicami koło Pilzna? Kie<br> {{tab}}229<br> {{tab}} <br> {{tab}}dym od niej uciekł, poszedłem do Nowej Paki, bo tam niejaki Szymek miał cyrk, i natychmiast zaangażował mnie jako niezranionego fakira, pogromcę tygrysów i króla dżungli. Ale w Pace ludzie są przebiegli, więc nasz cyrk świecił pustkami. Bo też ten Szymek miał tylko dwa konie, tresowaną kozę i psa, którego nie można było niczego nauczyć. Później żona jego występowała z uczoną małpą. Więc razu pewnego zwinęliśmy namioty i ruszyliśmy do Nowego Bousowa, bo Szymek mówił, że tam jeszcze nigdy cyrku nie było i że miasto jest, iż tak powiem dziewicze. Mamy pierwsze galaprzedstawienie, a tu przyszło wszystkiego paru łobuziaków. Siedzenia puste, hono — racji ani w ząb. Szymek podrapał się po głowie i ruszył do Młodej Bolesławi, skąd wieczorem przywiózł z drukarni olbrzymie afisze: — Greckorzymskie zapasy o mistrzostwo świata i o nagrodę dziesięciu tysięcy koron rozgrywać się będą w cyrku Szymka dzisiaj i codziennie, aż do ostatecznego rozstrzygnięcia. Rano rozlepiliśmy te afisze, a w południe przyjechali z Pragi trzej panowie, którzy nigdy i nikomu nie przedstawiali się z nazwiska, i dopytywali się o dyrektora. Byli to mistrzowie Niemiec, Rosji i Portugalii. Wieczorem była walka. Ja byłem czwarty i występowałem jako atleta w czarnej masce. A ten łobuz Szymek rozpuścił w gospodzie plotkę, że atleta w czarnej masce to obywatel Bousowa. Wieczorem cyrk był nabity tak, że płachta pękała, no i były walki według programu. Ułożyliśmy się naprzód, kto kogo i kiedy pokona, a te łobuzy paskudne rzucały mną na wszystkie strony, jak pies flakiem. Pomimo to ułożyłem na obie łopatki mistrza Portugalii, ale mistrzowie Niemiec i Rosji trzymali się. Dopiero na drugi dzień dał mi się przewrócić ten drab, co udawał Rosjanina, a cyrk ryczał z wielkiej uciechy i zapału. Na trzeci dzień kazał mój Szymek obębnić po mieście, że mistrzowie świata wyzywają do walki mocnych obywateli Bousowa i okolicy o nagrodę pięćdziesięciu koron. Na to przedstawienie naschodzi — lo się narodu ze wsi i miasteczek oddalonych o trzy mile.<br> {{tab}}2*30<br> {{tab}} <br> {{tab}}a ja musiałem zabrać się do mistrza Niemiec tak energicznie, że grzmotnąłem nim o ziemię. Ale po przedstawieniu wszyscy trzej mistrze spili się i sprali dyrektora za to, że mało im płacił, i w nocy dali dęba. Przed południem rąbię ja drwa za wozem cyrkowym, a tu raptem woła mnie oknem dyrektor Szymek. W wozie siedzi obcy pan i podaje mi rękę. — Tiuhi — czek — powiada — jestem, rzeźnik tutejszy. Chciałbym wieczorem zmierzyć się z panem, żeby się dowiedzieć, czy mam siłę. — Mnie pociemniało w oczach, bo chłop był jak byk, ręce jak łopaty, nogi jak słupy. Więc się przytrzymuję klamki i mówię: — Bardzo mi przyjemnie. A czy pan ubezpieczony przeciwko nieszczęśliwym wypadkom? Czy ma pan żonę i dzieci zabezpieczone? Wie pan, ja z amatorami walczę zawsze bardzo oględnie i to z zasady, ale nigdy nie wiadomo, co się może przytrafić. — Pan Tiuhiczek posmutniał, a dyrektor mruga na mnie, żebym z nim wyszedł na dwór, niby z tym gościem. A, na dworze pan Tiuhiczek zaczyna z wielkim zakłopotaniem: — Wie pan, panie mistrzu, siłę to ja mam, o tym wątpić nie trzeba, ale nie znam się na tych waszych przebiegłościach i chwytach. — Panie mistrzu, niech mi się pan da pokonać! — Ja się obrażam. — Jak pan to sobie wyobrażasz? — mówię. — Ja jestem mistrzem Europy i mam się dać pobić panu? Ja walczyłem już z Petrakiem, Szmejkalem, Fryszten — skim, Steinbachem, Cyganiewiczem i nawet z tym Murzynem Zipsem i wszyscy dostali ode mnie, co im się należało. Czy pan myśli, że taka sława nic nie kosztuje i że można tak bez wszystkiego odrzucić ją od siebie. — On zaś złożył ręce jak do modlitwy. — Mistrzu — powiada — pan stąd wyjedzie, a do gazet się taka rzecz nie dostanie, ale ja jestem tutejszy i do samej śmierci śmieliby się ze mnie, gdybym został pokonany. Bo pan nie zna bousowiaków. Niech pan się pozwoli pokonać, a ja panu jeszcze dam pięćdziesiąt koron i zapłacę wszystko, co pan zje i wypije w gospodzie. I zaraz zaciągnął mnie na papryczkę, więc się ostatecznie na swoją porażkę zgo<br> {{tab}}231<br> {{tab}} <br> {{tab}}dziłem i zastrzegłem się, że pokonany zostanę dopiero po kwadransie walki. Eh, kolego, jak żyję, nie przeżyłem tyle okropności, co owego wieczora. Cyrk był nabity, chociaż bilety kosztowały trzy razy tyle co zwykłe, a pan Tiuhiczek trząsł mną jak pies flakiem. Gniótł mnie tak, że nie mogłem oddychać, rzucił mnie na piasek, aż rozciągnąłem ręce i nogi jak żaba. Trzymałem się go tylko dlatego, żebym z wyczerpania nie upadł na ziemię. Wreszcie szepczę mu do ucha. — Teraz! — A ta małpa rzuca mnie na ziemię i klęka mi na piersi. Potem jedną nogą wlazł mi na brzucho i zaczął się kłaniać publiczności. Powstał, kolego, taki ryk, że z Sobotki przybiegali ludzie na poły ubrani, żeby zobaczyć, co się dzieje, a dziad kościelny zaczął dzwonić na trwogę że niby na Sobeckie ciągnie Prusak. Pani dyrektorka musiała mnie potem przez cały tydzień nacierać, bo byłem jak połamany.<br> {{tab}}— Widzicie więc, chłopcy — kończył Szwejk opowiadanie — że i najjaśniejszym panom też nie można by wierzyć, gdyby spór rozstrzygali przy pomocy greckorzymskiej walki. Mogliby się też umówić i zrobić jakie złodziejstwo. Gdy dawnymi czasy bywały w Pradze takie same walki, to było całkiem co innego. Taki na przykład Urbach, łobuz niemiecki, urwał naszemu Szmejkalowi ucho i rozpłatał mu nos, co ogromnie podniosło w publiczności sympatie dla Szmejkala. Bo Szmejkal rozmazał sobie krew po całej gębie i miał przemowę do publiczności, żeby sobie wyobraziła, co siłacz musi znieść za granicą, skoro w samej słowiańskiej Pradze tak go urządził niemiecki atleta. Ale potem odpłacił Urbachowi tak pięknie umiejscowionym chwytem, że Niemiec ryczał jak byk, a dwie panienki od sprzedawania biletów omal że się na śmierć nie zamęczyły, gdy rękoma i nogami pomagały Szmejkalowi, żeby mu się ten łobuz berliński nie wymknął. W nocy wstawili się obaj u Grafa na Winohradach, ściskali się i całowali. Podobno wszyscy atleci mają już taki obyczaj, że zachowują się względem siebie po rycersku. Ale to długa historia; opowiem<br> {{tab}}2*32<br> {{tab}} <br> {{tab}}wam ją chyba kiedy indziej, bo zdaje się, że już czas na fasowanie.<br> {{tab}}Szwejk się oddalił, a z jakiegoś innego kąta odezwał się głos:<br> {{tab}}— Chłopcy, jutro na całym froncie zaczyna się ofensywa, a nasza dwunasta kompania wali na pierwszy ogień na Moskali. Taki b e f e 1 przyszedł od najjaśniejszego pana, bo się śpieszy, żeby jak najprędzej było po wojnie.<br> {{tab}}Podczas gdy Szwejk siał po okopach popłoch swoimi wiadomościami z poczty latrynowej, pucybut Baloun trzymał cierpliwie menażkę nad ogniem i coś pitrasił. Przy swoim wiecznym głodzie stał się łatwo ofiarą namiętności, która zresztą opanowała także innych żołnierzy. Namiętność polegała na glancowaniu menażki i na kombinowaniu coraz nowych potraw. Często, gdy Szwejk powracał ze swoich spacerów, widział, jak Boloun wyciera menażkę kawałkiem skóry od słoniny, przystawia ją do ognia, a potem szybko wyciera gałgan — kiem, żeby błyszczała jak srebrna. Rozwiązywał chlebak i wyjmując z niego różne torebki i zawiniątka, objaśniał:<br> {{tab}}— Najprzód weź kawałek słoniny, dodaj kawałeczek czosnku, parę ziarnek pieprzu i niech to się smaży; następnie wsyp łyżkę mąki, dorzuć kilka suszonych śliwek i nalej wody; gotuj tak długo, aż zupa zgęstnieje, dodaj kawałek cebuli i po — gotuj jeszcze chwilę. Możesz dodać i kawałek cukru, ale nie zapomnij osolić. A jeśli dodasz do tego kostkę bulionu Maggi i nakrajesz chleba, to będziesz miał jedzenie tak wyborne, jakiego nie podadzą ci w żadnym hotelu.<br> {{tab}}Smakowitość tych potraw łatwo można było wytłumaczyć sobie, bo zaopatrywanie pozostawiało bardzo wiele do życzenia. Rosjanie czuwali w dzień i w nocy i uniemożliwiali jakąkolwiek komunikację na większą skalę. Ledwo że zaturkota — ły wozy taboru we wsi, na szosę zaczęły padać granaty. Kuchnia podjeżdżająca ku okopom nad ranem, przystawała dwa<br> {{tab}}233<br> {{tab}} <br> {{tab}}kilometry od nich i żołnierze po nocy włóczyli się ku niej z menażkami.<br> {{tab}}Każdy szeregowiec dźwigał trzy menażki z rozgotowanym ryżem, kawałkami flaków, wątroby, żołądka dla dziewięciu kolegów. Żołnierze zaczęli dorabiać dziurki w pasach, bo brzuchy płaskły.<br> {{tab}}Chleba dostawali ćwierć bocheneczka na dzień, z sera szwajcarskiego fasowano przeważnie dziury z cieniutką obwódką. Konserwy kawowe były psu na budę ponieważ w fabrykach tych konserw mieszano w nie zamiast kawy otręby. Słoniny dostawali żołnierze po takim kawałeczku, jakich używa się do szpikowania zajęcy. Ale Baloun i z tego umiał wykombinować nadzwyczajne potrawy.<br> {{tab}}Pewnego wieczora zachciało się Rosjanom ostrzeliwać wieś i zaczęli walić z ciężkich armat, utrzymując ogień przez całą noc. W dzień posyłali czasem hałaśliwe pozdrowienie, żeby było wiadomo, że nie posnęli, a z nastaniem ciemności zaczynali strzelać na dobre.<br> {{tab}}Kuchnia nie podjechała, tabory zawrócono, bo zaraz przy pierwszym wozie granat zabił konie, a ogień obejmował całą szosę. Przez dwa dni żołnierze nic nie fasowali i w okopach zapanował wielki głód.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz pozwolił zjeść „żelazne porcje“, ale te porcje były zjedzone już dawno i przeniosły się do latryn. Chociaż podoficerowie codziennie sprawdzać musieli, czy konserwy nie zjedzone, żołnierze zdołali pozjadać je jednak, żeby w razie ich śmierci lub zranienia nie dostały się w ręce sanitariuszy na wyżerkę.<br> {{tab}}Wojna stawała się matką całkiem nowych wynalazków. Blaszankę przy obwodzie nadcinano niedostrzegalnie, treść wyjadano, a pusta puszka figurowała w dalszym ciągu jako żelazna porcja. Szeregowcy mieli przy rewizji konserwy zawsze w porządku i dopiero kiedyś tam wpadł ktoś na koncept,<br> {{tab}} <br> {{tab}}żeby przy rewizji brać puszki w rękę i popatrzeć na nie z bliska.<br> {{tab}}Do nieszczęśliwców, w taki sposób oszukujących swoich przełożonych, należał, oczywiście i Baloun, który swoją żelazną porcję zjadł natychmiast po otrzymaniu jej, gdy tylko jeden sprytny żołnierzyk pokazał mu, jak to się robi. Teraz latał zrozpaczony po okopach i szukał kawałka pożywienia, ale nigdzie niczego nie znajdował, a konserwy nadporucznika znikły też już dawno.<br> {{tab}}Baloun stracił głowę i zaczął mówić, że nadchodzi koniec świata i Ubliża się dzień sądu ostatecznego. Siedział w kąciku i modlił się z małej książki do nabożeństwa, którą żona posłała mu z domu razem z wędzonką, żeby i duszy jego nie zabrakło strawy.<br> {{tab}}Owej nocy Rosjanie atakowali, ale zostali odparci, a nad ranem atakowali po raz drugi. Wzdłuż całego łańcucha okopów rozlegał się trzask straszliwej strzelaniny, na okopy i na druty kolczaste walił granat za granatem, a Baloun zatykał uszy i narzekał głośno:<br> {{tab}}— Koniec świata, mój Boże! Zamorzyli nas głodem, a teraz nas wymordują.<br> {{tab}}— Nie jest to wykluczone — rzekł Szwejk, który stał oparty o ścianę i z siły wstrząśu starał się wymiarkować, gdzie mniej więcej uderzył granat. — Nawet powiem, że to jest całkiem w porządku, żeby się człowiek porządnie przepościł. Śmierć to rzecz ważniejsza niż komunia. Po śmierci idziesz na ucztę rajską, a na taką ucztę nie wybierzesz się przecie z bebechami nabitymi. Na początku wojny po bitwie pod Zamościem feldkuraci ruszyli w pole z pociechami duchownymi, a razem z nimi poszedł rabin, czy nie znajdzie jakiego rannego Żyda, żeby go też pocieszyć. Więc chodzi razem z jednym feld — kuratem, rozgląda się i nagle widzi pod jakimś krzakiem dwóch rannych: jeden z nich był chrześcijanin, drugi Żyd. Feldkurat zabrał się do swojego, udzielił mu rozgrzeszenia<br> {{tab}}235<br> {{tab}} <br> {{tab}}i pociechy, a rabin zrobił na swój sposób to samo ze swoim. — Mojsze — powiada — pociągniesz chyba niedługo, ale nie żałuj życia, bo na każdego czeka chwila, w której trzeba porzucić interesa. Ty zaś umierasz taką śmiercią, że jeszcze dzisiaj wieczerzać będziesz z Abrahamem. — A ten żołnierz splunął i rzekł: — Żebym był tak zdrów, wolałbym wcale nie żreć. — Balounie, człecze grzeszny, i ty przygotuj się na drogę do nieba!<br> {{tab}}Pucybut ukląkł i zaczął obcałowywać okładkę książki od nabożeństwa. W tej chwili granat wybuchnął tak blisko, że ze stropu posypała się ziemia, a Szwejk rzekł ostrzegawczo:<br> {{tab}}— Zaraz przyjdzie i na nas bieda!<br> {{tab}}W największym zgiełku strzelaniny ozwało się wołanie:<br> {{tab}}— Kommandant! Kommandant! Komman — d a n t!<br> {{tab}}— Idźno, Szwejku, i popatrz, kogo tu diabli niosą — rozkazał nadporucznik Lukasz. — Herrgott, może to ordy — nans z rozkazem, żebyśmy wiali?<br> {{tab}}Szwejk zataczał się wzdłuż okopu, idąc za głosem wołającego, który nie przestawał wrzeszczeć:<br> {{tab}}— Kommandant! Kommandant!<br> {{tab}}Po chwili wrócił z dwoma żołnierzami, niosącymi na plecach duże ciężkie wory.<br> {{tab}}— Fasunek. Ser? Konserwy? Słonina? — pytał nadporucznik, wychodząc im na spotkanie.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że nie wiemy, co jest w tych workach — odpowiedział jeden z przybyłych — ale mamy list od pana obersta Schródera. Nakazano nam wręczyć te worki za wszelką cenę. Mamy za to dostać srebrne medale i tydzień urlopu.<br> {{tab}}Nadporucznik ruchem niecierpliwym rozdarł kopertę i przeleciał oczyma treść listu:<br> {{tab}}2’36<br> {{tab}} <br> {{tab}}Zawartość worków ma być natychmiast z największym pośpiechem rozdana szeregowcom batalionu z rozkazem, żeby z niej zrobiono celowy użytek. — Podpis. Oberst Schróder.<br> {{tab}}— Herrgott, co też takiego może być w tych workach — rozciekawiał się nadporucznik, obmacując toboły. — ręczne granaty? Amunicja? Rakiety świetlne?<br> {{tab}}Kazał Szwejkowi otworzyć przyniesione worki, a Baloun, w którym zapłonęła iskierka nadziei, pośpieszył Szwejkowi z pomocą, przekonany, że w workach są suchary.<br> {{tab}}Sznurki porozcinano, ręce Szwejka zanurzyły się we wnętrzu i wydobyły na światło płonącej świeczki paczuszki cienkiego papieru poprzewiązywane wstążeczkami. Szwejk podawał je Lukaszowi.<br> {{tab}}— Rany boskie, co to może być? — jęknął nadporucznik. — Cieniutki papier! Czy to ma służyć żołnierzom do skręcania papierosów? Przecież tytoniu jeszcze nie fasowano.<br> {{tab}}Lukasz spojrzał bezradnie na worki i na żołnierzy, którzy je przynieśli, czekając jakiegoś wyjaśnienia.<br> {{tab}}— Posłusznie proszę — odezwał się jeden z nich — że wczoraj we wsi była wizyta jakichś doktorów, którzy zaglądali do latryn. Służący pana obersta mówił, że ci panowie rozmawiali o tym, iż żołnierze wrzucają do latryn listy z domu, obrazki świętych i obrazy najjaśniejszego pana, bo na froncie trudno o kawałek papieru, skutkiem czego zanika szacunek dla rodziny, religii i ustroju społecznego. Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że ten papier będzie niezawodnie...<br> {{tab}}— Ehe! — uradował się Szwejk — przecież nam tu posyłają papier różnych kolorów: biały, różowy, czerwony, niebieski jak niebo! Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że jak żyję nie widziałem jeszcze takiego ładnego papieru klozetowego! Przecież na nim są nawet ładne napisy. Czystość to świątynia zdrowia! — Posłusznie melduję, panie oberłejt<br> {{tab}}237<br> {{tab}} <br> {{tab}}nant, że teraz będzie wielką uciechą iść do latryny. Jak te łobuzy wyfasują taki ładny papier, to nic nie będą robili, tylko będą siedzieli w latrynie. Bo też papier jak jedwab i nie podrapie się człek!<br> {{tab}}Szwejk był pełen entuzjazmu. Ale Lukasz się nie zapalał. Zwracając się do Szwejka, kazał mu być cicho, a do żołnierzy rzekł:<br> {{tab}}— Zameldujcie panu oberstowi, że od trzech dni nie mamy chleba, fasunku, menaży, konserw. Zameldujcie, że wyczerpuje się nam amunicja i że nie mogę się jej doprosić przez telefon. Zameldujcie, że ten papier każę rozdać, jak tylko nieprzyjaciel przestanie strzelać. Teraz go żołnierze nie potrzebują.<br> {{tab}}Baloun załamywał nad worami ręce. Gdy żołnierze szykowali się do odejścia, Szwejk uznał za stosowne podkreślić słowa nadporucznika:<br> {{tab}}— Widzieliście, chłopcy, jak Moskal nas grzmoci. Powiedzcie panu oberstowi, że każdy smyk ma ze strachu zadek tak ściśnięty, że o potrzebie papieru mowy nie ma. Powiedzcie mu, że u nas w ogóle już się do latryny nie chodzi, bo...<br> {{tab}}— Szwejku, stul pysk! — krzyknął podrażniony nadporucznik, a Szwejk zwracając się ku niemu z miną poczciwca, rzekł tonem łagodnym:<br> {{tab}}— Wcale się panu oberlejtnantowi nie dziwię, że ten papier klozetowy wytrącił pana z równowagi duchowej. Z tym paskudztwem też już miałem do czynienia i też spotkała mnie przykrość. Było to — posłusznie melduję — wtedy, gdy terminowałem w drogierii pana Kokoszki na Persztynie. Gdy subiekci wychodzili na obiad, to w sklepie zostawałem tylko ja i pan szef w kantorku. Razu pewnego przychodzi jakaś pani i chce malattiny do rąk. Patrzę do szufladki, malattiny nie ma, więc mówię: — Nie mamy, proszę pani — i ta pani sobie poszła. Stary pan Kokoszka wychodzi z kantorku i pyta się, o co chodzi, więc mu odpowiadam, a on mi na to: — Tak<br> {{tab}}238<br> {{tab}} <br> {{tab}}się, mój Józiu nie odpowiada. Jak czegoś akurat nie ma, to trzeba zaproponować coś innego, podobnego. Bo czy taki gatunek, czy inny, to wszystko jedno. Dał mi po łbie, żebym pamiętał. I znowu pewnego razu w obiad przychodzi jakaś pani i chce pięć paczek papieru klozetowego. A myśmy właśnie tego samego dnia z rana sprzedali resztę, a nowego jeszcze nie otrzymaliśmy. Już chciałem jej powiedzieć, że nie mamy, ale przypomniałem sobie napomnienie pana pryncypała i mówię szybko: — Papier klozetowy, proszę pani, akurat wyprzedaliśmy, ale mamy wszystkie gatunki papieru szmerglowego. Ile arkuszy szanowna pani sobie życzy? — Posłusznie melduję, że wtedy dostałem od pana Kokoszki tak porządnie po łbie, że jeszcze dzisiaj, gdy sobie o tym przypomnę, zaczyna mi szumieć w uszach. Ten pan Kokoszka był pryncypa — łem bardzo surowym i pilnował porządku.<br> {{tab}}Baloun zasnął na workach z nieoczekiwanym fasunkiem, a Lukasz wyszedł ze schronu, bo strzelanina przycichała. Szwejk naukładał sobie papieru klozetowego pod ścianą i wyciągając się na nim, mówił:<br> {{tab}}— Co za szkoda, że nie posyłają nam confetti i serpentyn! Koło dziewiątej strzelanina zacichła zupełnie, a Rosjanie wysłali parlamentarzy dla umówienia się o zawieszenie broni, celem pozbierania rannych i pochowania poległych. Było ich niemało, a niektórzy leżeli o kilka kroków od austriackich zasieków drucianych. Gdy formalności zostały załatwione, Lukasz rozkazał roboczemu oddziałowi batalionu, żeby poszedł pomagać Rosjanom przy kopaniu grobów. A sierżant, który dowodził tym oddziałem, powrócił po chwili z meldunkiem, że śród zabitych są także Austriacy, bo przednie straże nie miały czasu wycofać się w porę i padły ofiarą strzelaniny ze stron obu.<br> {{tab}}Ze wsi przybyła kuchnia, przyjechał też tabor z chlebem i fasunkiem. Okopy ożywiły się, z dekunków pokazał się dym i drugi oddział roboczy poprawiał to, co bombardowanie zni<br> {{tab}}239<br> {{tab}} <br> {{tab}}Szczyło. Żołnierze, nasyceni i zadowoleni, wyłazili z okopów, przyglądali się pracy grabarzy i sanitariuszy, którzy rannych zanosili za okopy, a poległych układali w grobach, rozbierając ich przedtem ze wszystkiego. Zabitych było bardzo wielu, a stosy ich rosły po każdym opróżnieniu noszy.<br> {{tab}}Z przeciwka nad okopami ukazali się także Rosjanie. Stali przestępując z nogi na nogę, spoglądając na tych, których w nocy chcieli wymordować, a którzy musieli w obronie własnej mordować ich, i z przerażeniem przyglądali się spustoszeniu wyrządzonemu przez bitwę. Nagle śród żołnierzy ukazał się duży łaciaty pies. Wysunął pysk, obwąchał poległych, podłazi pod rosyjskimi zasiekami z drutu, które kolcami rwały mu skórę, i wyjąc, podbiegł ku gromadce ludzi grzebiących zabitych. Obszedł wszystkich po kolei, a potem puścił się biegiem ku okopom austriackim, nie słuchając nawoływań ze strony rosyjskiej:<br> {{tab}}— Kazbek! Ej, Kazbek!<br> {{tab}}Prześliznął się przez przeszkody, podłażąc pod drutami i wpadł do rowu, jakby kogoś szukał. Potem wbiegł do schronu, gdzie z innymi żołnierzami siedział Szwejk i gdzie oceniano sytuację, jaka się wytworzyła po bitwie i po przybyciu kuchni.<br> {{tab}}— Oberlejtnant zażądał zluzowania — twierdził Szwejk — w nocy zostaniemy zluzowani.<br> {{tab}}— Gdyby nas chcieli zluzować — sprzeczał się kapral Ry — tina — to nie posyłaliby nam menaży, a tym mniej fasunku. Za nami, kolego, nie ma ani nogi. Będziemy tu siedzieli, dopóki nie zabiorą nas Moskale.<br> {{tab}}— Patrzcie, chłopcy, pies! I akurat taki sam jak mój Burek! — rozradował się szeregowiec, Mały, chłopina spod Ta — bora. — Burek, pójdź tu! Na, na!<br> {{tab}}Mlasnął językiem, a pies merdając ogonem, stanął przed nim i pozwolił ująć się za obrożę. Mały, uszczęśliwiony, że<br> {{tab}}240<br> {{tab}} <br> {{tab}}w okopach znalazł coś, co przypomina mu jego domek, ściskał psa i całował.<br> {{tab}}— Moja zacna psina! Jakie śliczne ma oczy! Nikt na święcie, koledzy, nie ma takich ładnych oczu, jak zwierzęta. Miałem ja w domu parę buhajków roboczych. Sam je sobie wychowałem. A jeden z nich miał takie ładne oczy, że nawet święci Pańscy na obrazach ładniejszych nie mają. Strasznie lubiłem, koledzy, — Mały wzruszał się do łez — te moje buhajki! Tylko dla nich żyłem!<br> {{tab}}— To dość dziwne — rzekł Szwejk z westchnieniem — że żyłeś dla wołków, a umrzesz za najjaśniejszego pana. Tak — to, tak, kolego...<br> {{tab}}Zamilkł, bo nad okopami słychać było wzburzone głosy żołnierzy, a następnie głos nadporucznika Lukasza. Potem wszystko przycichło i do schronu wszedł jakiś żołnierzyna, szepcząc:<br> {{tab}}— Jest zawieszenie broni, to i przyszli, bo inaczej nie byliby wleźli do nas. Mamy, chłopcy, wizytę: oberst, jacyś obcy oficerowie, doktorzy i generał.<br> {{tab}}Po okopach chodził istotnie lekarz generalny, dr Witrow — ski, ten sam, który w nocy przysłał dwa worki papieru klozetowego. Generalarzt miał myśl natrętną, że dyzente — ria, cholera i tyfus wybuchają na froncie tylko dlatego, że żołnierze nie mają odpowiedniego papieru. Teraz więc chodził po okopach i sprawdzał, jak żołnierze korzystają z nadesłanego im papieru. Przemawiał też do swego otoczenia:<br> {{tab}}— A, meine Herren, czystość to rzecz bardzo ważna. Choroby i śmiertelność można pokonać tylko przez odpowiednie używanie papieru klozetowego.<br> {{tab}}I wygłaszając takie zdania pitagorejskie, wracał właśnie od jednej z latryn, krocząc na czele swoich towarzyszy, gdy wtem w okopie zetknął się z dziwnym korowodem. Na rozłożonej derce dwaj żołnierze nieśli człowieka całkiem nagie<br> {{tab}}Szwejk 16IV<br> {{tab}}241<br> {{tab}} <br> {{tab}}go, który miotał się i rzucał, podrywany nieoczekiwanymi i nieopanowanymi skurczami mięśni.<br> {{tab}}— Was i s t? — zapytał doktór zatrzymując żołnierzy.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję — rzekł pierwszy z brzega wystraszony żołnierz, opuszczając derkę na ziemię — że to żywy nieboszczyk. Był niby umarły, a teraz jest żywy. Leżał między nieboszczykami i raptem ożył.<br> {{tab}}— Wstrząśnienie nerwowe przy wybuchu granatu — stwierdził dr Witrowski z całym spokojem. — Popatrzcie, panowie, macie tu klasycznie piękny, wspaniały przypadek. Nasz czy Rosjanin? — zapytał, pochylając się nad nagusem.<br> {{tab}}Człowiek leżący na derce patrzył na swoje otoczenie oczyma wytrzeszczonymi, ale nie odpowiadał. Więc generał pochylił się aż do jego ucha i krzyczał:<br> {{tab}}— Nasz czy Rosjanin? Czech, Madziar, Niemiec, Polak?<br> {{tab}}Ale zamiast odpowiedzi, ciało miotało się coraz straszniej, nogi podrzucały się jak w tańcu, ręce szukały czegoś, zaciskały się i rozwierały, a doktór ryczał:<br> {{tab}}— Pofic, Austria k, ci Moskal?<br> {{tab}}Lukaszowi ściskało się serce na widok nieszczęśliwego, którego głowa tłukła się o ziemię, podskakując w podrzutach jak piłka gumowa. Doktór, doznając też już niemiłych uczuć na ten bolesny widok, zwrócił się do żołnierzy, stojących w pobliżu:<br> {{tab}}— Kto z was go zna? Kolega, czy nieprzyjaciel?<br> {{tab}}Nikt nie odpowiadał, ale nagle skądciś przypatoczył się dobry wojak Szwejk, znalazł się w pobliżu generała, a spojrzawszy w twarz ludzkiej ruiny, podrzucanej kurczami na poziomie oficerskich butów, rzekł z miłym uśmiechem:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję Waszej Ekscelencji, że to jest człowiek. Gdy się ludzie rozbiorą do naga, to jednego od drugiego nic nie różni i po niczym nie można rozpoznać, z którego kraju i państwa pochodzą. Posłusznie melduję, że nawet psom trzeba dawać obrożę z numerkiem, a kurom i gęsiom trzeba<br> {{tab}}242<br> {{tab}} <br> {{tab}}na nóżkach zakładać krążki, żeby było wiadomo, z którego są stada. W Michli była niejaka pani Krucka, mleczarka, i powiła trojaczki, dziewczynki, a chociaż była ich własną matką, nie mogła odróżnić jednej od drugiej i musiała je sobie znaczyć atramentowym ołówkiem na zadeczkach, która już nakarmiona, a która nie.<br> {{tab}}— Ja, ja, das ist wahr. Das ist Mensch, das ist noch Mensch — rzekł doktór Witrowski do swej świty. — Ais o, meine Herren, weiter, w e i t e r!<br> {{tab}}Za ^plecami generała blady nadporucznik Lukasz pokazał Szwejkowi gardło i język, żeby mu dać do zrozumienia, że znowu zrobił coś takiego, co sąsiaduje z szubienicą.<br> {{tab}}Batalionu nie zluzowano i nudne życie ciągnęło się dalej. Brudu, świerzby i wszów przybywało. W niezmienianej bie — liżnie roiło się od pasożytów, a walka toczona z nimi przy pomocy palców, nie na wiele się zdała. Przez cały dzień żołnierze zajęci byli wiskaniem, a nazajutrz trzeba było rozpoczynać na nowo. Oficerowie też byli zawszeni; i nadporucznik Lukasz nie uchronił się od szarych pasożytów, chociaż od żołnierzy trzymał się z dala. Pewnego poranku Szwejk zauważył, że nadporucznik sięga pod pachę, zbiera wszy i rzuca je na trawę. Były duże, wypasione, solidne i Szwejkowi zdawało się, że widzi, jak padając rozczapierzają nogi.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję — zaczął grzecznie — że nie wiedziałem, iż pan oberlejtnant też ma wszy. Może by pana ober — lejtnanta natrzeć szarą maścią, bo mam jej pełne pudełko. Po szarej maści ma się wszy w dalszym ciągu, ale już nie gryzą.<br> {{tab}}Lukasz propozycję przyjął z wdzięcznością i poddał się ła — skotliwej procedurze. Następnie wdział czystą koszulę, podszedł do kuferka, wyjął z niego medal brązowy i podał go Szwejkowi:<br> {{tab}}— Masz, Szwejku, i noś go sobie. Formalności załatwię<br> {{tab}}16* IV<br> {{tab}}243<br> {{tab}} <br> {{tab}}później. Jest to medal za dzielność i za to, że swego oficera nie opuściłeś w niebezpieczeństwie.<br> {{tab}}— Ale bo też pan oberiejtnant znajdował się naprawdę w niebezpieczeristwie — roześmiał się Szwejk. — Żeby tak było jeszcze parę clni, to by pana wszy ze^rły. Posłusznie melduję. że idę do lasu po drzewo.<br> {{tab}}Rosjanie znowu od czasu do czasu strzelali. Nadchodził wiecztór, a Szwejk z drzewem nie wracał. Jeszcze nigdy nie bawił tak długo poza okopami. Nadporucznik wyprawił Balouna. żetiy Szwejka szukał po. ale po niedługiej<br> {{tab}}diwili wrócił Baloun wystraszony i spłakany. prowadząc za sotę jaktogoś obcego żołnierza. Stanął z nim przc^ nadporu — cznikiem i zapłakał:<br> {{tab}}— Rany boskto. parne oberlejtaant. Szwejk hż jtź mebo szczyk. śwtoć nad eego duszą. W tesfe go zabHi!<br> {{tab}}— Szwejka? Kto zabił Szwejka? — rylrnął Lu&asz na Balouna.<br> {{tab}}Baloun. płacząc. wskazał na żołmezza. który podając nad. porucznjkow — pudekzzko zzekŁ<br> {{tab}}— Posłuszme meldjję, że to eest ^pse.<br> {{tab}}kztony pzzez nazzych chtopców pzzy zabttym. Szwejk ees. z pańskto. kompami, parne obertottoant. Nazz J^^rł kttaan. poosi, żeby pan pzzysta. kogo. po zwtoki. Może kotedzy jzami będą ch^eK go pochowćć.<br> {{tab}}Obertejtoan. otwozzył kapsel. Nto byto wątpliwosik kgi — zymaeła byta wtasnoścę Szwjjka. Luksz. dozna. wierna, akkby od gtowy ku pjętom ześhznął iję po nim kawał todu.<br> {{tab}}— Gdito eett? Czy z wtoki pzzymestone. — zapytoł jednym tohem.<br> {{tab}}— Peełussnit matajję, ee nto pzz^uośltemy. Lżż. iesczse w tosto. Dottoł w gtow. giką od szrteheła.<br> {{tab}}Obertettoant udał ^ję z ^mrzem™ do ksu, j^fozss dyy Batoun brafoł i zuukał ^totozz. do wykopmy grota. IZzemn z nimi za zepdosussnjkimn.<br> {{tab}}244<br> {{tab}} <br> {{tab}}Na skraju lasu leżał zabity żołnierz. Był tylko w spodniach, a nad nim na krzaku wisiała bluza z trzema błyszczącymi medalami. Jego buty stały opodal. Głowa zabitego była zmiażdżona, mózg i krew popryskały wszystko dookoła. Oberlejtnant obejrzał bluzę i stwierdził, że należała ona do Szwejka. Zdjął z bluzy medale i rzekł do żołnierzy:<br> {{tab}}— Wykopcie dla niego grób pod tym dębem — i oddalał się szybko, bo mu się serce ściskało, a do oczu napływały łzy. — Patrzcież i ten Szwejk także! Biedak Szwejk!<br> {{tab}}Wydało mu się, że teraz kolej na niego.<br> {{tab}}Baioun wrócił do okopów bardzo późno i zataczał się jak pijany. Zagrzał dla nadporucznika kolację i usadowił się przy świecy z książką do nabożeństwa.<br> {{tab}}— Zrobiliśmy mu koledze złotemu, duży brzozowy krzyż na grobie. Bo przecież odpoczywa biedaczek w ziemi niepo — święcanej, jak nieme bydlątko.<br> {{tab}}Lukasz nie odpowiadał. Baioun otworzył książeczkę i półgłosem zaczął czytać litanię za dusze zmarłych.<br> {{tab}}Nadporucznik poszedł rychło spać, a Baioun modlił się dalej:<br> {{tab}}— Módlmy się za wiernych zmarłych! Wieczny odpoczynek racz im dać Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci! Odpoczywajcie w pokoju! Zbaw, Panie, sługi swoje w Ciebie ufające!<br> {{tab}}W tej chwili z lekka poruszyła się derka zasłaniająca wejście do schronu, a zza niej wyjrzała biała postać.<br> {{tab}}— Matko Boska Klokocka! Duch Szwejka! Nie ma spokoju w grobie! — wyjąkał Baioun, cofając się ku śpiącemu nadporucznikowi. Biała postać zatrzymała się koło ściany i zaczęła obmacywać wiszący na niej tornister. Baioun, raczej umarły niż żywy, zasłaniał się książeczką od nabożeństwa i wygłaszał zaklęcie:<br> {{tab}}— W imię Boga trójjedynego, odstąp, szatanie. Przez Pa<br> {{tab}}245<br> {{tab}} <br> {{tab}}na naszego, który umarł za nas na krzyżu, nie czyń szkody duszy niewinnej.<br> {{tab}}— Balounie, ośle jeden, nie bałwań sią! Zgłupiałeś, czy schlałeś się i masz delirium tremens? — głosem cichym przemówiła zjawa. — Herrgott, stul pysk i nie budź nadporucznika. a ja sobie do rana jakoś poradzę!<br> {{tab}}— Jezus Maria! On tu chce siedzieć do rana! — wrzasnął Baloun i zwalił się na oberlejtnanta, wołając: — Duch Szwejka! Duch Szwejka!<br> {{tab}}Nadporucznik zerwał się na równe nogi i odrzucił kołdrę.<br> {{tab}}— Zwariowałeś, Balounie, czy coS Co się tu dziejeS — krzyknął na pucybuta.<br> {{tab}}W tej chwili biała postać podeszła z boku ku niemu, pod — niosła rękę do daszka czapki i wysunęła pierś.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że drzewa nie przyniosłem i że mi ktoś w lesie ukradł uniform. Poukładałem ubranie na mrowisku, żeby mrówki powyławiały wszy i gnidy. Posłusznie melduję, że jest to wynalazek bardzo praktyczny. Mrówki wyławiają wszy i gnidy, aż miło. Trochę sobie w strudze umyłem nogi i zdrzemnąłem się maluczko. A tymczasem uniform znikł. Za dnia nie chciałem przyjść, panie oberlejtnant, żeby kompanii nie narobić wstydu. Posłusznie proszę o nowy uniform i o szukanie złodzieja, co mi ukradł moje trzy medale. Mówili mi, że dzisiaj kogoś z naszej kompanii zabili.<br> {{tab}}— Dostaniesz uniform, mój Szwejku — z ulgą rzekł nadporucznik. — Dużo z tobą miałem zgryzot, ale gdyby cię byli naprawdę zabili, byłoby smutno na świecie.<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant — tkliwie uśmiechnął się Szwejk — że jeśli tak, to się zabić nie pozwolę, żeby panu nie było smutno.<br> {{tab}}Baloun ochłonął tymczasem, a gdy Szwejka obmacał i widział, że ten pali fajkę, zrozumiał, że to nie jego duch, ale on sam. Opowiedział mu, jaki uroczysty wyprawili mu po<br> {{tab}}246<br> {{tab}} <br> {{tab}}grzeb i jak szrapnel zabił złodzieja. Szwejk dowiedziawszy się, że medale ocalały, rzekł:<br> {{tab}}— I nawet na nich nie napisałem: — Kto mi je ukradnie, niech mu łapa upadnie. — Wciągnął na siebie tylko moje portki i spotkała go surowa kara. Kto wie, co by się było stało, gdyby był wdział i moją bluzę. Mogło go spotkać coś znacznie gorszego.<br> {{tab}}* *<br> {{tab}}*<br> {{tab}}W jakiś tydzień po tym wydarzeniu Rosjanie atakowali znowu. Armaty zagrały na nowo waląc granatami w okopy austriackie, a ziemia przemieniła się w piekło. Dwanaście godzin z rzędu walił się ogień na druty kolczaste i okopy, roz walając schrony i zabijając ludzi. Ku wieczorowi ogień osłabł, ozwało się wołanie:<br> {{tab}}— Z u r u ck! Z u r u ck! Alles zuruck!<br> {{tab}}Batalion nie ustępował, ale wiał, aż się kurzyło, i nie trzeba było pobudzać go do pośpiechu. Za nim co chwila odzywało się przeciągłe rosyjskie,,Hurraaarara!“ i samo echo tego okrzyku dodawało ducha nogom. Do późnej nocy uciekali żołnierze, brnąc po kolana w piasku albo tonąc w mokradłach. Wreszcie natknęli się na jakąś wieś i śmiertelnie strudzeni poukładali się w stodołach do snu. Nieprzyjaciel nie ścigał ich i użyczył im odpoczynku do rana, po czym zaczął zasypywać ich szrapnelami.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz wydał rozkaz dalszego odwrotu, aby jak najprędzej dostać się z batalionem na szosę. Wreszcie dotarli do szosy, ale wpadli w straszliwy chaos. Czasem wywracał się wóz i zatrzymywał wszystkich tak długo, dopóki go nie zrzucono do rowu przydrożnego. Koło takich wozów zatrzymywali się żołnierze i zabierali z nich konserwy, chleb, cukier, nie zwracając uwagi, że oficerowie tłukli ich kijami i grozili im rewolwerami. W tłum, który łupił konserwy, wplą<br> {{tab}}247<br> {{tab}} <br> {{tab}}tał się i Szwejk, nakładł sobie pełen tornister, za to pochwa lił go inny spryciarz:<br> {{tab}}— Masz rację, bracie! Tego pilnuj, a wszystko inne odrzuć do diabła. Dopóki masz chlebak, łyżkę i menażkę, to na wojnie nie zginiesz. Dla obrony życia są to rzeczy ważniejsze niż strzelba.<br> {{tab}}Nadporucznika stracił Szwejk z oczu już dawno. Balouna nie widział od rana. Szedł sobie sam spokojnie w ludzkiej ciżbie, która miotała się, szarpała, klęła i narzekała, ale płynęła naprzód. Przed nimi pędzili poganiacze stada bydła, które pragnęli także zapędzić w miejsce bezpieczne. Masa wołów, krów i cieląt, mieszała się teraz z bohaterskim wojskiem austriackim. A tymczasem nieprzyjaciel nacierał w szybkim tempie. Wstrzelał się w szosę i posyłał na nią szrapnele salwami. Biedne czworonogi, które nigdy nie myślały o tym, żeby miały żywot swój kończyć w taki niesamowity sposób, zaczęły stawać dęba, rzucać się na ludzi, bóść i deptać. Ranione zwierzęta, szalejące z bólu i strachu, pędziły naprzód, uciekając z szosy w pole. Na szosie zaczęły tworzyć się kłębowiska, miotające się z boku na bok, a Rosjanie do szrapneli dodawali granaty. Jeden z granatów wybuchnął na samym środku szosy i w zamieszaniu, jakie z tego powodu powstało, odegrała się tragedia, na którą niejeden z żołnierzy nawet uwagi nie zwrócił. Z olbrzymiego słupa dymu wyłoniło się ogromne krówsko i pędząc w opętańczym strachu wbiło rogi w tornister żołnierza, który maszerował skrajem szosy. Na rogach poniosła go w pole. Zol nierz miotał się, wymachiwał rękami, tłukł nogami i krzyczał:<br> {{tab}}— Stój, małpo jedna, bo cię zastrzelę za dezercję! Przecież tego jeszcze świat nie widział.<br> {{tab}}Patrol 8 pułku dońskich kozaków posuwał się ostrożnie, krok za krokiem naprzód, tworząc szpicę swego oddziału, który miał właśnie zluzować przemęczone oddziały trzeciego korpusu kaukaskiego. Pięciu kozaków jechało cicho drogą wozo<br> {{tab}}248<br> {{tab}} <br> {{tab}}wą, przytrzymując długie piki przy nogach. Na skraju młodego lasu zatrzymali się i pozsiadali z koni, aby je dalej prowadzić za uzdę. Chorąży szedł przodem. Nagle obrócił się do swoich żołnierzy i skomenderował: — Łożiś!<br> {{tab}}Kozacy rzucili się na ziemię, a chorąży, pełzając na brzuchu, skradał się ku krzakom, z których dochodziło ryczenie krowy, tupot i ludzki głos. Po chwili wrócił i szeptem wydał rozkazy. Kozacy powskakiwali na konie i półkolem zawrócili ku drodze, pod którą było urwisko. Pochylili piki do ataku, ujęli za szable, czekając rozkazu. Ale i bez rozkazu łatwo wykryli dziwnego nieprzyjaciela. Na łące pod szosą pasła się duża srokata krowa, którą wodził na postronku człowiek w podartym uniformie austriackim. Zatrzymał ją, przywiązał do krzaka i wlazłszy pod nią, zaczął doić, rozmawiając z nią przyjaźnie:<br> {{tab}}— Widzisz, srokulo, teraz będziemy się błąkać po tych lasach jak te pustelniki, ty będziesz mnie żywiła swym mlekiem, żebym nie umarł z głodu. Tylko wstydź się, krówko, i dawaj mleka więcej. Święta Genowefa miała tylko łanie, a i tak dostawała od niej dość mleka, a ty jesteś rasowa szwajcarska krowa!<br> {{tab}}Chorąży skinął na najbliższego kozaka i szepnął do niego:<br> {{tab}}— Wojenoplennyj? Sumaszedszjj? Cztoli?<br> {{tab}}— Wasze błahorodje — szepnął kozak — u n i e h o wintowka!<br> {{tab}}— Doi! — zdziwił się chorąży, który dopiero teraz zwrócił uwagę, że człowiek z krową ma na plecach karabin. — Nu w pieriod, rebjata! — rozkazał, a czterej jeźdźcy momentalnie otoczyli pustelnika i mierząc pikami w jego pierś, wołali: — Ru ki w wierch!<br> {{tab}}Człowiek z krową podniósł ręce w górę, a jeden z kozaków przyskoczył do niego i odebrał mu karabin. Po czym oficer podjechał ku niemu i pytał:<br> {{tab}} <br> {{tab}}— Ty kto takoj? Czto ty zdzieś die — ł a j e s z?<br> {{tab}}Jeniec odpiął bluzę i obnażając pierś, odpowiedział:<br> {{tab}}— Zabijcie mnie, bo zdradziłem najjaśniejszego pana!<br> {{tab}}— Masz wszy, bratku? I ciebie żrą zdrowo? — śmiał się kozak, sądząc, że jeniec pokazuje mu ślady wszów na piersi. — Nu, trogaj, pan, w pleń, rusku j u k a s z u kusza t! Nu, paszo ł! Paszo ł!<br> {{tab}}Ujmując jeńca za ramię, zauważył na jego bluzie trzy medale i rzekł do oficera:<br> {{tab}}— Wot swołocz! Medali u niewo! Znacz it charaszo naszeho brata bił.<br> {{tab}}Dał mu w łeb, zerwał medale i schował do kieszeni.<br> {{tab}}Trzymając go za ramię, cofnął się z nim wstecz, do sztabu oddziału. Jeniec obrócił się do kozaka i rzekł:<br> {{tab}}— Tej krowy nie zabijajcie, bo dobrze doi. Słuchajno, kozak, gadają o was, że niby jesteście nasi bracia, ale ja widzę, że wy tacy bracia, co to jeden drugiemu bebechy wypuszcza. Nie trzymaj tak mocno, nie ucieknę ci. Na Kesnerce mieszkał druciarz, niejaki Fujaczek, a gdy pewnego razu policjant tak samo położył na nim rękę, dał mu w pysk.<br> {{tab}}Spotkali pułk i kozak zaprowadził jeńca do sztabu. Na oficerach błyszczało złoto i srebro, aż się oberwańcowiAustria — kowi w oczach mieniło. Jakiś gruby pułkownik wrzasnął na niego:<br> {{tab}}— Wot wojenoplenn^jj, każetsia żiwoj ja — zyk! Kak twa ja f a m ilj a?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że jestem kawaler — odpowiedział jeniec — i familii nie mam, ale bardzo to ładnie z pańskiej strony, że mnie pan pyta, jak się ma moja żona i dzieci.<br> {{tab}}Oficer zwrócił się do kolegów z zapytaniem:<br> {{tab}}— Durak? Czudak? — i łamaną niemczyzną pytał o nazwisko. — Sagst du d e i n N a m e?<br> {{tab}}250<br> {{tab}} <br> {{tab}}Żołnierz w}rprostował się jak struna, spojrzał orlim wzrokiem w oczy pułkownika, który zrozumiał, że stoi przed nim przedstawiciel wrogiego mocarstwa, i odpowiedział głosem, który obleciał stepy Ukrainy, całą bezkresną Rosję, Ural, Syberię i Kaukaz aż ku Czarnemu morzu:<br> {{tab}}„JÓZEF SZWEJK, PRAGA. „NA BOISKU“, „POD KIELICHEM!“.<br> {{tab}} <br> {{tab}}<br> {{tab}} <br> {{tab}}SPIS ROZDZIAŁÓW<br> {{tab}}Str.<br> {{tab}}Rozdział I. Szwejk w transporcie jeńców rosyjskich 5<br> {{tab}}„ II. Pociecha religijna 36<br> {{tab}}„ III. Szwejk wraca do swej marszkompanii 47<br> {{tab}}„ IV. Szwejk jako pielęgniarz 104<br> {{tab}}„ V. Za nieprzyjacielem 112<br> {{tab}}„ VI. Vorwarts! Vorwarts! 178<br> {{tab}}„ VII. W okopach 218<br> {{tab}} ecoybjlz5z3wra4u236gxn9dsd5brbe Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/10 100 1085349 3157981 3152727 2022-08-26T19:54:20Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i Wiedza“|roz=0.2em|w=85%}} {{c|Warszawa|roz=0.2em|w=85%}} {{c|Printed in Poland|roz=0.2em|w=85%}} {{c|Marzec 1949 rok|roz=0.2em|w=85%}} {{c|*|przed=5px}} {{c|Autoryzowany przekład z czeskiego|roz=0.2em|w=85%}} {{c|P. HULKI-LASKOWSKIEGO|roz=0.2em|w=85%}} {{c|*|przed=5px}} {{c|Okładkę projektował|roz=0.2em|w=85%}} {{c|IGNACY WITZ|roz=0.2em|w=85%}} {{c|*|przed=5px}} {{c|Z praw wydawniczych|roz=0.2em|w=85%}} {{c|Towarzystwa Wydawniczego „Rój“|roz=0.2em|w=85%}} <br><br> {{tns|<br><br><br><br><br><br><br><br>}} {{c|'''F. 37601'''|w=85%}} {{c|Tłoczono 15.370 egzemplarzy|roz=0.2em|w=85%}} {{c|Zakłady Graficzne „Książka i Wiedza“ w Wałbrzychu|roz=0.2em|w=85%}} {{c|Obj. 15,25 ark. Papier dziełowy kl. V, 70 g, 61✕86 m.|w=85%}} <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gg67yowqfh6e0u5wnrxxwei41gk0rp3 Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/11 100 1085350 3157983 3152785 2022-08-26T19:56:04Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /><br><br></noinclude>{{c|WSTĘP|w=120%}} <br> {{tab}}Wielkie czasy wymagają wielkich ludzi. Istnieją bohaterowie nieznani, skromni, bez sławy i historii Napoleona. Analiza ich charakteru zaćmiłaby sławę nawet Aleksandra Macedońskiego. Dzisiaj na ulicach praskich możecie spotkać męża, który sam nawet nie wie, jakie znaczenie ma w historii nowych wielkich czasów. Idzie sobie skromnie swoją drogą, nikomu się nie naprzykrza i jemu też nie naprzykrzają się dziennikarze, którzy by domagali się od niego wywiadu. Gdybyście go zapytali, jak się nazywa, odpowiedziałby wam skromniutko i prosto: — Jestem Szwejk...<br> {{tab}}Otóż ten cichy, skromny człowiek jest naprawdę tym starym, poczciwym wojakiem Szwejkiem, mężnym i statecznym, który niegdyś za czasów Austrii był na ustach wszystkich obywateli królestwa czeskiego, a którego sława nie zagaśnie nawet w republice.<br> {{tab}}Bardzo kocham zacnego wojaka Szwejka, i opisując jego losy czasu wojny światowej, mam nadzieję, że wy wszyscy będziecie sympatyzowali z tym skromnym, nieznanym bohaterem. On nie podpalił świątyni bogini w Efezie, jak to uczynił ten cymbał Herostrates, aby się dostać do gazet i do czytanek szkolnych.<br> {{tab}}To wiele.<br> {{f|Autor|align=right|prawy=8%}} <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> f693ubiz8n73btyxor0lhdi3sk1xiic Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/12 100 1085351 3157985 3152732 2022-08-26T19:58:22Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude><br> {{c|'''I'''|po=20px}} {{c|'''Jak dobry wojak Szwejk wkroczył na widownię wojny światowej.'''}} <br> {{tab}}— A to nam zabili Ferdynanda — rzekła posługaczka do pana Szwejka, który, opuściwszy przed laty służbę w wojsku, gdy ostatecznie przez lekarską komisję wojskową uznany został za idiotę, utrzymywał się z handlu psami, pokracznymi, nierasowymi kundlami, których rodowody fałszował.<br> {{tab}}Prócz tego zajęcia dotknięty był reumatyzmem i właśnie nacierał sobie kolana opodeldokiem.<br> {{tab}}— Którego Ferdynanda, pani Müllerowo? — zapytał Szwejk nie przestając masować kolan. — Ja znam dwóch Ferdynandów: jeden jest posługaczem u drogisty Pruszy i wypił tam razu pewnego jakieś smarowanie na porost włosów, a potem znam jeszcze Ferdynanda Kokoszkę, tego, co zbiera psie gówienka. Obu nie ma co żałować.<br> {{tab}}— Ależ, proszę pana, pana arcyksięcia Ferdynanda, tego z Konopisztu, tego tłustego, pobożnego.<br> {{tab}}— Jezus, Maria! — zawołał Szwejk. — To jest dobre! A gdzie też to się panu arcyksięciu przytrafiło?<br> {{tab}}— Kropnęli go w Serajewie, proszę pana, z rewolweru, wie pan. Jechał tam ze swoją arcyksiężną w automobilu.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 29byy36ie105j05fxwaut4k0hzqhtk4 Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/5 100 1085352 3157976 3152721 2022-08-26T19:50:50Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>[[File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka (page 5 crop).jpg|400px|center|thumb| <br> {{c|JAROSLAV HAŠEK|w=20px|roz=0.4em}}<br> {{c|'''PRZYGODY DOBREGO'''|w=28px|roz=0.12em}}<br> {{c|'''WOJAKA SZWEJKA'''|w=28px|roz=0.2em}}<br> {{c|'''• &nbsp; {{roz|KSIĄŻKA ''i'' WIEDZ|0.2}}A &nbsp; •'''}}<br>]]<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3a74c7h4fls7iejq1ws4kegpxb6upca Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/13 100 1085368 3157987 3152738 2022-08-26T20:02:24Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Patrzcie państwo, moja pani Müllerowo, w automobilu! Juścić, taki pan może sobie na to pozwolić i nawet nie pomyśli, jak taka jazda automobilem może się skończyć nieszczęśliwie. I jeszcze do tego w Serajewie, to jest w Bośni, pani Müllerowo. To na pewno zrobili Turcy. Nie trza im było tej Bośni i Hercegowiny zabierać. Tak to, tak, pani Müllerowo. Więc pan arcyksiążę, że tak powiem, już na sądzie boskim. Długo też się męczył?<br> {{tab}}— Pan arcyksiążę był od razu trup, proszę pana. Sam pan wie, że z rewolwerem nie ma szpasów. Niedawno temu też się jeden bawił rewolwerem i powystrzelał całą rodzinę, a nawet stróża, który poszedł zobaczyć, kto też tam strzela na trzecim piętrze.<br> {{tab}}— Niektóry rewolwer, pani Müllerowo, nie wystrzeli, choćby się człek skręcił. Takich systemów jest dużo. Ale na pana arcyksięcia kupili sobie z pewnością taki z tych lepszych. No i założyłbym się z panią, pani Müllerowo, że ten człowiek, co mu to zrobił, ładnie się na to ubrał. Miarkuje pani sama, że strzelanie do arcyksięcia to robota bardzo trudna, to nie to samo, jak kłusownik strzela do gajowego. Tutaj chodzi o to, jak się do niego dobrać; na takiego pana nie można się wybierać w jakichś szmatach. Musisz, bratku, iść w cylindrze, żeby cię przedtem nie capnął policjant.<br> {{tab}}— Podobno więcej ich tam było, proszę pana.<br> {{tab}}— Ma się wiedzieć, pani Müllerowo — rzekł Szwejk, kończąc nacieranie kolana. — Jakby pani chciała zastrzelić arcyksięcia albo pana cesarza, to by się pani na pewno z kim naradziła. Ile głów, tyle rozumów. Ten doradzi to, tamten owo, i w ten sposób zbożne dzieło się powiedzie, jak o tym śpiewamy w naszym hymnie państwowym. Główna rzecz obliczyć sobie dokładnie, kiedy taki pan będzie przechodził. Tak samo, jak ten pan Luccheni, jeśli pani jeszcze pamięta, co to przekłuł naszą nieboszczkę Elżbietę pilnikiem. I wierz tu komu! Od tego czasu żadna cesarzowa nie wychodzi na spacery. A to<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> icoo5jvo2wb6zj4k5dz7bioo3ny0tdh Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/14 100 1085369 3157988 3152744 2022-08-26T20:05:32Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>samo czeka jeszcze wiele osób. Zobaczy pani Müllerowa, że się jeszcze dobiorą i do cara, i do carowej, a nie daj Boże i do naszego pana cesarza, kiedy tak obces wzięli się do jego stryjaszka. Nasz starszy pan ma sporo nieprzyjaciół. Jeszcze więcej niż ten Ferdynand. Niedawno temu mówił jeden pan w piwiarni, że nastanie taki czas, że cesarze będą padali jeden po drugim i że nawet sam pan prokurator nic im nie poradzi. A potem nie miał czym zapłacić i gospodarz musiał go kazać aresztować. A ten go trzask w pysk, a policjanta dwa razy. Odwieźli go potem w plecionce, żeby wytrzeźwiał. Tak, tak, pani Müllerowo, takie to dzisiejsze czasy. Ano dla Austrii znowuż strata to niemała. Jakem służył w wojsku, to jeden piechur zastrzelił tam kapitana. Nabił flintę i wlazł do kancelarii. Powiedzieli mu tam, żeby sobie poszedł, bo w kancelarii nie jego miejsce, a on wciąż swoje, że musi się rozmówić z panem kapitanem. Ten kapitan wyszedł i zaraz mu wlepił koszarówkę. A ten wziął flintę i kropnął go prosto w serce. Kula przeleciała panu kapitanowi przez plecy i jeszcze narobiła szkody w kancelarii. Rozbiła butelkę z atramentem, a ten atrament rozlał się po urzędowych aktach.<br> {{tab}}— A co się stało z tym żołnierzem? — zapytała po chwili pani Müllerowa, gdy Szwejk się ubierał.<br> {{tab}}— Powiesił się na szelkach — rzekł Szwejk czyszcząc melonik. — A te szelki nawet nie były jego własnością. Musiał je sobie pożyczyć od strażnika, że niby to mu opadały spodnie. A co? Miał może czekać, aż go rozstrzelają? Nie trudno zmiarkować, moja pani Müllerowo, że w takiej sytuacji człowiekowi się we łbie mąci. Strażnika za to zdegradowali i dali mu sześć miesięcy. Ale nie siedział. Uciekł do Szwajcarii i dzisiaj jest tam ponoć kaznodzieją jakiegoś kościoła. Mało dziś dobrych ludzi, pani Müllerowo. Wyobrażam sobie, że i pan arcyksiążę Ferdynand w mieście Serajewie też się grubo zawiódł na tym człowieku, co do niego strzelił. Widział jakiegoś pana i pomyślał sobie: — Jakiś porządny człowiek, kiedy<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> j85yq38ykdh3lp9my6omt79h17cj2v6 Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/15 100 1085370 3157989 3152753 2022-08-26T20:09:20Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>wiwatuje na moją cześć. — A tymczasem ten pan trach do niego! Kropnął go raz, czy parę razy?<br> {{tab}}— W gazetach piszą, proszę pana, że pan arcyksiążę był podziurawiony jak sito. Wystrzelił do niego wszystkie naboje.<br> {{tab}}— To idzie bardzo szybko, pani Mülerowo, strasznie szybko. Ja bym sobie na taką sprawę kupił browning. Wygląda to jak cacko, ale tym cackiem można przez dwie minuty postrzelać dwudziestu arcyksiążąt, chudych albo tłustych. Aczkolwiek, między nami mówiąc, do tłustego arcyksięcia trafi daleko łatwiej niż do chudego. Pamięta pani, jak to wtedy w Portugalii ustrzelili sobie tego swego króla? Też był taki tłusty. Wiadomo, że król nie będzie chudeusz. Więc teraz idę do gospody „Pod kielichem“, a jakby tu ktoś przyszedł po tego ratlerka, com za niego wziął zaliczkę, to trzeba powiedzieć, że mam go w swojej psiarni na prowincji, że mu niedawno przyciąłem uszy i że teraz nie można go przewozić, póki mu się uszy nie zagoją, żeby mu się nie zaziębiły. Klucz pani zostawi u stróżki.<br> {{tab}}W gospodzie „Pod kielichem“ siedział tylko jeden gość. Był to wywiadowca Bretschneider, będący na służbie policji państwowej. Gospodarz Paliwec zmywał podstawki, a Bretschneider daremnie usiłował wyciągnąć go na poważną rozmowę.<br> {{tab}}Paliwec był znany grubianin i co drugie jego słowo było dupa albo gówno. Ale jednocześnie był oczytany i zalecał każdemu, aby sobie przeczytał, co o tym drugim przedmiocie napisał [[Autor:Victor Hugo|Wiktor Hugo]], opisując ostatnią odpowiedź napoleońskiej starej gwardii, daną Anglikom w bitwie pod Waterloo.<br> {{tab}}— Ładne lato mamy — rozpoczynał Bretschneider swoją poważną rozmowę.<br> {{tab}}— Wszystko to gówno warte — odpowiedział Paliwec, układając podstawki w kredensie.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> sbysizxd9322c373xlo36fy2th02x1w Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/16 100 1085371 3157990 3152775 2022-08-26T20:12:54Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Ładnej kaszy nam nawarzyli w tym Serajewie — ozwał się Bretschneider tracąc nadzieję.<br> {{tab}}— W jakim Serajewie? — zapytał Paliwec. — W nuselskiej winiarni? Tam się co dzień za łby wodzą. Wiadomo, przedmieście.<br> {{tab}}— W bośniackim Serajewie, panie gospodarzu. Zastrzelili tam pana arcyksięcia Ferdynanda. Co pan na to powie?<br> {{tab}}— Ja się do takich rzeczy nie mieszam, z tym niech mnie każdy pocałuje w dupę — grzecznie odpowiedział pan Paliwec zapalając fajkę. — Do takich rzeczy mieszać się nie warto, bo można grubo oberwać. Mam swój handelek i tyle. Gdy kto przychodzi i każe sobie podać piwa, to mu podam. Ale jakieś tam Serajewy, polityka albo nieboszczyk pan arcyksiążę, to nie dla nas, bo można się dostać za kraty na Pankrac.<br> {{tab}}Bretschneider zamilkł i pełen rozczarowania rozglądał się po pustej szynkowni.<br> {{tab}}— Tutaj wisiał niegdyś obraz najjaśniejszego pana — ozwał się znów po chwili — akurat tam, gdzie teraz wisi lustro.<br> {{tab}}— A tak, ma pan rację — odpowiedział Paliwec — wisiał tam, ale obsrywały go muchy, więc zaniosłem go na strych. Wiadomo, jak to bywa. Jeszczeby kto zrobił głupią uwagę i miałby człowiek kram. Potrzebne mi to?<br> {{tab}}— Ale w tym Serajewie stała się rzecz paskudna, prawda, panie gospodarzu?<br> {{tab}}Na to pozornie proste, ale podstępne pytanie, odpowiedział pan Paliwec niezwykle ostrożnie:<br> {{tab}}— O tej porze bywa w Bośni i Hercegowinie strasznie gorąco. Jakem tam służył w wojsku, to naszemu oberlejtnantowi musieli na głowę lód przykładać.<br> {{tab}}— W jakim pułku służył pan, panie gospodarzu?<br> {{tab}}— Na takie głupstwa nie mam pamięci. Nigdy się takimi osielstwami nie interesowałem i nigdy mnie nic takiego nie za-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fsprfre4hr2p2ikhykieww9a8xnf64m Strona:Anafielas T. 2.djvu/333 100 1085410 3158793 3153995 2022-08-27T00:13:18Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/334]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/333]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Seboloidus" /><br><br><br></noinclude>{{c|w=160%|'''{{roz*|Spis Pieśni.}}'''}} <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 589jxhmhubbaiv26lee97yiheh5ylx7 Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/313 100 1085536 3158799 3155532 2022-08-27T00:43:08Z Draco flavus 2058 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|w=130%|SPIS ROZDZIAŁÓW.|po=12px}} {{---|20}} {{c|w=120%|'''TOM II.'''|przed=12px|po=12px}} {{c|w=110%|{{Rozstrzelony|CZĘŚĆ DRUG}}A.|po=8px}} {{c|(''Ciąg dalszy'').|po=12px}} <section begin="Spis" />{{SpisPozycja|nodots|sekcja={{f*|w=80%|''Rozdział''.}}|width=30em|page={{f*|w=80%|''Str''.}}}}<section end="Spis" /> <section begin="Część druga" />{{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XVIII|XVIII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Groźba|page=1}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XIX|XIX.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Powrót|page=11}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XX|XX.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Pierwsze słowo tajemnicy|page=19}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXI|XXI.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Sumienie pani Blanchet|page=31}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXII|XXII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Książka kassowa|page=45}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXIII|XXIII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Obwinienie|page=53}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXIV|XXIV.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Ojciec i córka|page=66}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXV|XXV.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Dwaj ojcowie|page=75}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXVI|XXVI.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Trudne położenie|page=87}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXVII|XXVII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=„Kajuta Tytana“|page=97}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXVIII|XXVIII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Dwóch łotrów|page=110}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXIX|XXIX.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Jedna z tajemnic Tytana|page=120}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXX|XXX.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Wieczór Lucyny|page=128}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXXI|XXXI.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Jakób Lambert i Lucyna|page=137}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXXII|XXXII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Usprawiedliwienie|page=144}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXXIII|XXXIII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Dobry ojciec|page=154}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXXIV|XXXIV.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Jakób Lambert uszczęśliwia|page=165}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXXV|XXXV.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Opowiadanie Plantapota|page=180}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXXVI|XXXVI.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Zmartwychwstały|page=194}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXXVII|XXXVII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Komisarz policyi|page=203}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXXVIII|XXXVIII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Oskarżenie|page=211}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXXIX|XXXIX.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Lucyna i Motyl|page=223}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XL|XL.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Więzień|page=237}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XLI|XLI.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Saturnin|page=245}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XLII|XLII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Wielki komedyant|page=254}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XLIII|XLIII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Niespodziewany list|page=267}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XLIV|XLIV.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Wiewiór wraca na scenę|page=276}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XLV|XLV.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Wspólnicy|page=285}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XLVI|XLVI.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Oczekiwanie|page=292}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XLVII|XLVII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Intercyza przedślubna|page=301}}<section end="Część druga" /> {{---|60|przed=20px|po=20px}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tlo49406aorkte07fi351s1j72t5sjz 3158800 3158799 2022-08-27T00:45:43Z Draco flavus 2058 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|w=130%|SPIS ROZDZIAŁÓW.|po=12px}} {{---|20}} {{c|w=120%|'''TOM II.'''|przed=12px|po=12px}} {{c|w=110%|{{Rozstrzelony|CZĘŚĆ DRUG}}A.|po=8px}} {{c|(''Ciąg dalszy'').|po=12px}} <section begin="Spis" />{{SpisPozycja|widths=60|nodots|sekcja={{f*|w=80%|''Rozdział''.}}|aligns=left|width=30em|page={{f*|w=80%|''Str''.}}}}<section end="Spis" /> <section begin="Część druga" />{{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XVIII|XVIII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Groźba|page=1}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XIX|XIX.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Powrót|page=11}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XX|XX.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Pierwsze słowo tajemnicy|page=19}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXI|XXI.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Sumienie pani Blanchet|page=31}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXII|XXII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Książka kassowa|page=45}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXIII|XXIII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Obwinienie|page=53}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXIV|XXIV.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Ojciec i córka|page=66}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXV|XXV.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Dwaj ojcowie|page=75}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXVI|XXVI.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Trudne położenie|page=87}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXVII|XXVII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=„Kajuta Tytana“|page=97}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXVIII|XXVIII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Dwóch łotrów|page=110}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXIX|XXIX.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Jedna z tajemnic Tytana|page=120}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXX|XXX.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Wieczór Lucyny|page=128}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXXI|XXXI.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Jakób Lambert i Lucyna|page=137}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXXII|XXXII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Usprawiedliwienie|page=144}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXXIII|XXXIII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Dobry ojciec|page=154}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXXIV|XXXIV.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Jakób Lambert uszczęśliwia|page=165}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXXV|XXXV.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Opowiadanie Plantapota|page=180}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXXVI|XXXVI.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Zmartwychwstały|page=194}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXXVII|XXXVII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Komisarz policyi|page=203}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXXVIII|XXXVIII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Oskarżenie|page=211}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XXXIX|XXXIX.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Lucyna i Motyl|page=223}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XL|XL.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Więzień|page=237}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XLI|XLI.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Saturnin|page=245}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XLII|XLII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Wielki komedyant|page=254}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XLIII|XLIII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Niespodziewany list|page=267}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XLIV|XLIV.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Wiewiór wraca na scenę|page=276}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XLV|XLV.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Wspólnicy|page=285}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XLVI|XLVI.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Oczekiwanie|page=292}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XLVII|XLVII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Intercyza przedślubna|page=301}}<section end="Część druga" /> {{---|60|przed=20px|po=20px}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> h97rpusm6t2cuqigm6f16uq7aaftxnf Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/298 100 1085537 3158798 3155517 2022-08-27T00:35:07Z Draco flavus 2058 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|w=130%|SPIS ROZDZIAŁÓW.|po=12px}} {{---|20}} {{c|w=120%|'''TOM I.'''|przed=12px|po=12px}} <section begin="Część pierwsza" />{{SpisPozycja|nodots|sekcja={{f*|w=80%|''Rozdział''.}}|width=30em|page={{f*|w=80%|''Str''.}}}} {{c|w=110%|{{Rozstrzelony|CZĘŚĆ PIERWSZ}}A.|po=12px}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część pierwsza/I|I.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Gribouille|page=1}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część pierwsza/II|II.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Wdowa Giraud|page=10}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część pierwsza/III|III.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Wodopij|page=22}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część pierwsza/IV|IV.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Gość niewypłacalny|page=29}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część pierwsza/V|V.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Nakrycie srebrne|page=41}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część pierwsza/VI|VI.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Spowiedź|page=49}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część pierwsza/VII|VII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Lekarstwo podmajstrzego|page=64}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część pierwsza/VIII|VIII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Zupełne nieszczęście|page=72}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część pierwsza/IX|IX.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Sąd|page=79}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część pierwsza/X|X.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Posłaniec Opatrzności|page=87}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część pierwsza/XI|XI.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Poświęcenie|page=93}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część pierwsza/XII|XII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Spełniona ofiara|page=102}}<section end="Część pierwsza" /> <section begin="Spis" />{{c|w=110%|{{Rozstrzelony|CZĘŚĆ DRUG}}A.|przed=12px|po=12px}}<section end="Spis" /> <section begin="Część druga" />{{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/I|I.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Skład drewna|page=111}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/II|II.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Gobert, Wiewiór i Pluton|page=118}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/III|III.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Portrety piórem|page=128}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/IV|IV.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Dalszy ciąg poprzedzającego|page=139}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/V|V.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Inkasent|page=154}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/VI|VI.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Pani Blanchet|page=167}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/VII|VII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Piotr i Maugrion|page=181}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/VIII|VIII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Klucz od pawilonu|page=192}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/IX|IX.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Zielone ubranie i pióro kogucie|page=200}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/X|X.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Zaproszenie|page=208}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XI|XI.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Między dziewiątą a jedenastą wieczorem|page=216}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XII|XII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Noc|page=225}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XIII|XIII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=O świcie|page=234}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XIV|XIV.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Ulica Amsterdamska|page=244}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XV|XV.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Paszport|page=259}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XVI|XVI.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Kradzież|page=268}} {{SpisPozycja|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XVII|XVII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Scena między trzema osobami|page=278}}<section end="Część druga" /> {{---|60|przed=20px|po=20px}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6bq97feocyr28b6f02lkt3w0ekjufju 3158801 3158798 2022-08-27T00:47:16Z Draco flavus 2058 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|w=130%|SPIS ROZDZIAŁÓW.|po=12px}} {{---|20}} {{c|w=120%|'''TOM I.'''|przed=12px|po=12px}} <section begin="Część pierwsza" />{{SpisPozycja|widths=60|nodots|sekcja={{f*|w=80%|''Rozdział''.}}|aligns=left||width=30em|page={{f*|w=80%|''Str''.}}}} {{c|w=110%|{{Rozstrzelony|CZĘŚĆ PIERWSZ}}A.|po=12px}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część pierwsza/I|I.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Gribouille|page=1}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część pierwsza/II|II.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Wdowa Giraud|page=10}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część pierwsza/III|III.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Wodopij|page=22}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część pierwsza/IV|IV.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Gość niewypłacalny|page=29}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część pierwsza/V|V.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Nakrycie srebrne|page=41}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część pierwsza/VI|VI.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Spowiedź|page=49}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część pierwsza/VII|VII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Lekarstwo podmajstrzego|page=64}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część pierwsza/VIII|VIII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Zupełne nieszczęście|page=72}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część pierwsza/IX|IX.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Sąd|page=79}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część pierwsza/X|X.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Posłaniec Opatrzności|page=87}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część pierwsza/XI|XI.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Poświęcenie|page=93}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część pierwsza/XII|XII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Spełniona ofiara|page=102}}<section end="Część pierwsza" /> <section begin="Spis" />{{c|w=110%|{{Rozstrzelony|CZĘŚĆ DRUG}}A.|przed=12px|po=12px}}<section end="Spis" /> <section begin="Część druga" />{{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/I|I.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Skład drewna|page=111}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/II|II.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Gobert, Wiewiór i Pluton|page=118}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/III|III.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Portrety piórem|page=128}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/IV|IV.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Dalszy ciąg poprzedzającego|page=139}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/V|V.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Inkasent|page=154}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/VI|VI.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Pani Blanchet|page=167}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/VII|VII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Piotr i Maugrion|page=181}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/VIII|VIII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Klucz od pawilonu|page=192}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/IX|IX.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Zielone ubranie i pióro kogucie|page=200}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/X|X.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Zaproszenie|page=208}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XI|XI.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Między dziewiątą a jedenastą wieczorem|page=216}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XII|XII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Noc|page=225}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XIII|XIII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=O świcie|page=234}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XIV|XIV.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Ulica Amsterdamska|page=244}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XV|XV.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Paszport|page=259}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XVI|XVI.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Kradzież|page=268}} {{SpisPozycja|widths=60|sekcja=[[{{tfi |PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu}}/Część druga/XVII|XVII.]]|aligns=right|width=30em|tyt=Scena między trzema osobami|page=278}}<section end="Część druga" /> {{---|60|przed=20px|po=20px}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nafwpt9vsss4sux1wpyrpgqhho5eo2j Strona:Anafielas T. 2.djvu/7 100 1085641 3157865 3155283 2022-08-26T17:03:20Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" /><br><br><br><br></noinclude>{{f|lewy=auto|prawy=auto| {{c|'''{{roz*|RODZICOM,|0.3}}'''|w=150%|po=20px}} {{c|style=padding-left:1em;padding-right:1em|'''{{roz*|co mam najlepszego,|0.2}}'''|w=160%|po=20px}} {{c|'''{{roz*|ofiaruję.|0.25}}'''|w=110%|po=40px}} {{f|d. 25 Marca 1842 r.|w=90%}} |table}} <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3mjjhpv1f7sku60kn3v72fkayl9hcoq 3158463 3157865 2022-08-26T23:57:15Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/8]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/7]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" /><br><br><br><br></noinclude>{{f|lewy=auto|prawy=auto| {{c|'''{{roz*|RODZICOM,|0.3}}'''|w=150%|po=20px}} {{c|style=padding-left:1em;padding-right:1em|'''{{roz*|co mam najlepszego,|0.2}}'''|w=160%|po=20px}} {{c|'''{{roz*|ofiaruję.|0.25}}'''|w=110%|po=40px}} {{f|d. 25 Marca 1842 r.|w=90%}} |table}} <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3mjjhpv1f7sku60kn3v72fkayl9hcoq Strona:Anafielas T. 1.djvu/327 100 1085660 3157769 3156024 2022-08-26T14:21:08Z Anwar2 10102 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" /></noinclude>{{Skan zawiera nuty}} <poem> bobr ma kuni szłyk na czole jemu wieść się dam, bobr ma kuni szłyk na czole jemu wieść się dam.</poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1ksxe7nnvw7g3q72ylr0x5f4fl3dxvb Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/220 100 1086285 3157809 3156574 2022-08-26T15:55:38Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>miały z rasą nic wspólnego. Nawet zwyczajnego Medorka, który nic nie robi, tylko zagrzewa nogi jakiej staruszce, lubi właścicielka i nie da mu zrobić krzywdy.<br> {{tab}}Pies, osobliwie rasowy, sam musi mieć tyle instynktu, aby wiedzieć, że pewnego pięknego poranku zostanie swemu panu zabrany. Toteż każdy taki pies żyje w bezustannym strachu, że będzie skradziony, że musi być skradziony. Na przykład podczas spaceru pies odbiega od swego pana, jest zrazu wesoły i zbytkuje. Bawi się z innymi psami, włazi na nie niezdarnie, a one na niego, obwąchuje kamienie przydrożne, zadziera łapkę na każdym rogu i przy każdym koszu handlarki ulicznej, jednym słowem cieszy się z życia, a świat wydaje mu się taki piękny, jak młodzieńcowi po maturze.<br> {{tab}}Raptem wszakże daje się zauważyć, że jego wesołość znika, pies spostrzega, że się zgubił. I teraz opanowuje go wielka rozpacz. Biega tam i sam po ulicy, skowyczy w swojej bezradności, ogon wciąga między nogi, uszy kładzie po sobie i jak oszalały pędzi, sam nie wiedząc, gdzie. Gdyby umiał mówić, to by z pewnością powiedział:<br> {{tab}}— Ludzie kochani, zaraz mnie ktoś ukradnie!<br> {{tab}}Czy byliście kiedykolwiek w psiarni i widzieliście takie wystraszone psie istoty? To wszystko psy kradzione. Wielkie miasto posiada specjalny typ złodzieja, który zajmuje się wyłącznie kradzieżą psów. Istnieją malutkie pieski salonowe, karłowate ratlery wielkości rękawiczki; łatwo zmieści się taki piesek w kieszeni palta albo w mufce damskiej, ale i tam go złodziej znajdzie. Złego niemieckiego doga cętkowanego, który pilnuje willi na przedmieściu, skradną w nocy. Psa policyjnego capną detektywowi sprzed nosa. Prowadzicie sobie pieska na smyczy, przetną smycz i znikają z psem jak kamfora, a wy głupkowato spoglądacie na pusty sznurek. Pięćdziesiąt procent psów, które widuje się na ulicy, zmieniało kilkakrotnie właścicieli, a nieraz trafia się, że po latach kupicie własnego psa, którego skradziono wam podczas {{korekta|spaceru|spaceru.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rqid1rxgjo17nt1baxdvcwgrlcakbpf Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/411 100 1086388 3158929 3156906 2022-08-27T10:06:27Z Wydarty 17971 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>udał się do izdebki, w której ukrył kassyera a przez drogę mówił sam do siebie:<br> {{tab}}— Wszystko idzie dobrze!... Pan Verdier wie już, że ten młodzieniec kocha Lucynę i że Lucyna nie patrzy na niego niechętnym okiem, i pomimo to zgadza się, aby Andrzej zajął napowrót swoje miejsce... Sądząc z tego zdaje mi się, że jak tylko znajdziemy złodzieja... wszystko się dobrze skończy!<br> {{tab}}{{Korekta|— Idąc|Idąc}} powtarzał sobie: Wszystko dobrze idzie, wszystko dobrze się skończy. {{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" /> {{c|'''XXVII.'''|po=12px}} {{c|'''„Kajuta Tytana.“'''|w=110%|po=12px}} {{tab}}„Tytan“, już powiedzieliśmy był to wielki statek towarowy, najpiękniejszy pewnie z tych wszystkich, które Sekwaną i kanałem dochodziły do Paryża.<br> {{tab}}Pan Verdier kazał go zbudować zaraz tego samego roku jak tylko objął w posiadanie zakłady i zdawał się mieć do niego żywe przywiązanie; używał go do wszystkich swoich podróży; tak był o niego starowny i troskliwy jak o jaką żywą istotę, tak często go odwiedzał i odświeżał, że statek po piętnastu latach, wydawał się tak nowy, jakby w chwili spuszczenia na morze.<br> {{tab}}Wieczorem togo dnia kiedy się stały wypadki, które opowiedzieliśmy, dwóch robotników spacerowało wzdłuż<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> s2uv6o7hb0rr4tvp9scwp2wr0hc882x Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/8 100 1086511 3157744 3157215 2022-08-26T13:30:46Z Fallaner 12005 drobne techniczne proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{c|'''Stacyja I.'''|W=110%|przed=1em|po=1em}} {{c|Jezus na śmierć okrutną osądzony.|po=1em}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Chwalimy cię Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.|wys=30px}} {{F|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Ześ przez krzyż i mękę Twoję odkupił świat.|wys=30px}} {{tab}}(Rozmyślaj tu, jak Chrystus przy okrutném biczowaniu, cierniem koronowaniu i osoby jego zelżeniu na śmierć najokrutniejszą osądzony został).<br> {{c|(Rycina z napisem: Jezus na śmierć osądzony).}} {{c|'''''Modlitwa.'''''|w=110%}} {{tab}}Najłaskawszy i najcierpliwszy Pani Jezu Chryste, któryś raczył dla miłości mojéj okrutne męki i katownie ponosić; któryś z największą pokorą i uległością przyjął wyrok niesprawiedliwie na śmierć najokrutniejszą! proszę Cię pokornie, odwróć odemnie ów wyrok śmierci wiecznéj, na który grzéchy moje zasłużyły. Udziel mi łaski swéj przenajświętszéj, bym w godzinie śmierci mojéj kochał cię taką {{kor|miłością,jaka|miłością, jaka}} się przynależy Stwórcy i odkupicielowi memu. A tém samém bym się stał godnym oglądania Ciebie z wybranemi twojemi na wieki. Amen.<br> {{tab}}Ojcze nasz etc. Zdrowaś Maryja etc.<br> {{c|Chwała Ojcu etc.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hfz5bxvszk8v550zjixomwo3tgdfs6r 3157759 3157744 2022-08-26T14:05:39Z Fallaner 12005 drobne techniczne proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{c|'''Stacyja I.'''|W=110%|przed=1em|po=1em}} {{c|Jezus na śmierć okrutną osądzony.|po=1em}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Chwalimy cię Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.|wys=30px}} {{F|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Ześ przez krzyż i mękę Twoję odkupił świat.|wys=30px}} {{tab}}(Rozmyślaj tu, jak Chrystus przy okrutném biczowaniu, cierniem koronowaniu i osoby jego zelżeniu na śmierć najokrutniejszą osądzony został).<br> {{c|(Rycina z napisem: Jezus na śmierć osądzony).}} {{c|'''''Modlitwa.'''''|w=110%}} {{tab}}Najłaskawszy i najcierpliwszy Pani Jezu Chryste, któryś raczył dla miłości mojéj okrutne męki i katownie ponosić; któryś z największą pokorą i uległością przyjął wyrok niesprawiedliwie na śmierć najokrutniejszą! proszę Cię pokornie, odwróć odemnie ów wyrok śmierci wiecznéj, na który grzéchy moje zasłużyły. Udziel mi łaski swéj przenajświętszéj, bym w godzinie śmierci mojéj kochał cię taką {{kor|miłością,jaka|miłością, jaka}} się przynależy Stwórcy i odkupicielowi memu. A tém samém bym się stał godnym oglądania Ciebie z wybranemi twojemi na wieki. Amen.<br> {{c|Ojcze nasz etc. Zdrowaś Maryja etc.}} {{c|Chwała Ojcu etc.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7mf3ko42ilp5jvfvzjf6ylp6le7jhjq 3157762 3157759 2022-08-26T14:09:32Z Fallaner 12005 drobne techniczne proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{c|'''Stacyja I.'''|W=110%|przed=1em|po=1em}} {{c|Jezus na śmierć okrutną osądzony.|w=95%|po=1em}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Chwalimy cię Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.|wys=30px}} {{F|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Ześ przez krzyż i mękę Twoję odkupił świat.|wys=30px}} {{tab}}(Rozmyślaj tu, jak Chrystus przy okrutném biczowaniu, cierniem koronowaniu i osoby jego zelżeniu na śmierć najokrutniejszą osądzony został).<br> {{c|(Rycina z napisem: Jezus na śmierć osądzony).}} {{c|'''''Modlitwa.'''''|w=110%}} {{tab}}Najłaskawszy i najcierpliwszy Pani Jezu Chryste, któryś raczył dla miłości mojéj okrutne męki i katownie ponosić; któryś z największą pokorą i uległością przyjął wyrok niesprawiedliwie na śmierć najokrutniejszą! proszę Cię pokornie, odwróć odemnie ów wyrok śmierci wiecznéj, na który grzéchy moje zasłużyły. Udziel mi łaski swéj przenajświętszéj, bym w godzinie śmierci mojéj kochał cię taką {{kor|miłością,jaka|miłością, jaka}} się przynależy Stwórcy i odkupicielowi memu. A tém samém bym się stał godnym oglądania Ciebie z wybranemi twojemi na wieki. Amen.<br> {{c|Ojcze nasz etc. Zdrowaś Maryja etc.}} {{c|Chwała Ojcu etc.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> n7ep2lcx6mvsgjflpxy7ike5sawla89 3157767 3157762 2022-08-26T14:16:16Z Fallaner 12005 drobne techniczne proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{c|'''Stacyja I.'''|W=110%|przed=1em|po=1em}} {{c|Jezus na śmierć okrutną osądzony.|w=95%|po=1em}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Chwalimy cię Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.|wys=30px}} {{F|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Ześ przez krzyż i mękę Twoję odkupił świat.|wys=30px}} {{tab}}(Rozmyślaj tu, jak Chrystus przy okrutném biczowaniu, cierniem koronowaniu i osoby jego zelżeniu na śmierć najokrutniejszą osądzony został).<br> {{c|(Rycina z napisem: Jezus na śmierć osądzony).|w=95%}} {{c|'''''Modlitwa.'''''|w=110%}} {{tab}}Najłaskawszy i najcierpliwszy Pani Jezu Chryste, któryś raczył dla miłości mojéj okrutne męki i katownie ponosić; któryś z największą pokorą i uległością przyjął wyrok niesprawiedliwie na śmierć najokrutniejszą! proszę Cię pokornie, odwróć odemnie ów wyrok śmierci wiecznéj, na który grzéchy moje zasłużyły. Udziel mi łaski swéj przenajświętszéj, bym w godzinie śmierci mojéj kochał cię taką {{kor|miłością,jaka|miłością, jaka}} się przynależy Stwórcy i odkupicielowi memu. A tém samém bym się stał godnym oglądania Ciebie z wybranemi twojemi na wieki. Amen.<br> {{c|Ojcze nasz etc. Zdrowaś Maryja etc.}} {{c|Chwała Ojcu etc.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 97rn700n107mgnh19zomu7iwae50rp9 Indeks:EBIP-R0-100-2205.pdf/styles.css 102 1086530 3157877 3157648 2022-08-26T17:31:26Z Superjurek 11231 sanitized-css text/css /* OKŁADKA */ .div_okladki {background-color:#F4E086; border-top:2px solid black; border-bottom:2px solid black;} .egz {font-size:200%; font-weight:bold} .poziom {font-size:150%; font-weight:bold; font-variant:small-caps} .czas {font-size:130%; font-weight:bold} .ciasno {line-height:20px} .romb {transform: scale(0.8,3); color:orange; font-size:150%} /* ZADANIA */ .zadanie {margin-left: 0; margin-right: 0; border: none; background-color:#CBCBCB; font-weight:bold} .na_pods {font-size:80%; text-align:right} .tab_PF {vertical-align: middle; text-align:center; font-weight:bold} .tab_nr {vertical-align: middle; text-align: right; font-weight:bold} .tab {vertical-align: middle; margin-left: auto; margin-right: auto} .b {font-weight:bold} .brudnopis {font-size:110%; font-weight:bold; text-align:center} 63inzao974qsm2pbnbic2uzwhpf6x6e Szablon:IndexPages/EBIP-R0-100-2205.pdf 10 1086531 3157895 3157702 2022-08-26T18:02:03Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>28</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>3</q2><q1>2</q1><q0>4</q0> fo401fl5n005zkghr9vwk362aqzc8n3 3157956 3157895 2022-08-26T19:01:52Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>28</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>4</q2><q1>1</q1><q0>4</q0> go7cclk66063dbj2h5qv2zji73vdh2m 3158009 3157956 2022-08-26T21:01:49Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>28</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>5</q2><q1>1</q1><q0>4</q0> r1m32a7fit0lbxnnpp7m0wv6rl1uf2n Strona:EBIP-R0-100-2205.pdf/22 100 1086538 3157897 3157249 2022-08-26T18:02:35Z Superjurek 11231 /* Problemy */ Genotyp matki i Ojca przerywane linie proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Superjurek" /></noinclude>{{#tag:div|Zadanie 18.|class=zadanie}} {{F| Autosomalny gen ''HTT'' koduje białko – huntingtynę. Niezmutowany allel '''''h''''' koduje huntingtynę o prawidłowej strukturze, podczas gdy zmutowany allel '''''H''''' skutkuje powstaniem niewłaściwej formy huntingtyny, warunkującej chorobę Huntingtona. Allel '''''H''''' ma charakter dominujący, a obecność nawet tylko jednej jego kopii w genomie jest przyczyną poważnych zaburzeń fizycznych i umysłowych, które powodują śmierć w przeciągu 15–20 lat od wystąpienia objawów. }}{{F| W genie ''HTT'' stosunkowo często pojawia się mutacja polegająca na występowaniu dodatkowych kodonów CAG. Wywołujący chorobę allel '''''H''''' ma więcej niż 35 takich trójek nukleotydów. W większości przypadków objawy choroby rozwijają się między czwartą a szóstą dekadą życia. }}{{F| {{#tag:div|Na podstawie: journals.viamedica.pl; www.huntington.pl|class=na_pods}} |po=1em}} {{#tag:div|Zadanie 18.1. (0–1)|class=zadanie}} {{F| '''Podaj nazwę rodzaju mutacji genowej występującej w allelu H, polegającej na obecności dodatkowych kodonów CAG.''' |po=1em}} {{F|{{SpisPozycja}}|przed=1em|po=1.5em}} {{#tag:div|Zadanie 18.2. (0–1)|class=zadanie}} '''Opisz, na czym polega zmiana w I-rzędowej strukturze białka huntingtyny będąca skutkiem obecności dodatkowych kodonów CAG.''' {{F|{{SpisPozycja}}|przed=1em|po=1em}} {{F|{{SpisPozycja}}|po=1.5em}} {{#tag:div|Zadanie 18.3. (0–2)|class=zadanie}} {{F| '''Określ prawdopodobieństwo wystąpienia choroby Huntingtona u dziecka heterozygotycznej matki pod względem genu HTT oraz ojca będącego homozygotą recesywną pod względem tego genu. Odpowiedź uzasadnij, zapisując genotypy rodziców oraz krzyżówkę genetyczną.'''|przed=1em|po=1em}} {| |width=45%| {{SpisPozycja|tyt=Genotyp matki:}} |width=10%| {{tab|10}} |width=45%| {{SpisPozycja|tyt=Genotyp ojca:}} |} Krzyżówka: {{F|{{SpisPozycja|tyt=Prawdopodobieństwo wystąpienia choroby Huntingtona:}}|przed=5em|po=1em}}<noinclude><references/> {{Numeracja stron/EBIP-R0-100-2205.pdf}} __NOEDITSECTION__</noinclude> 2rc5d90bplcdrstna6pen7bhknmx43o Strona:EBIP-R0-100-2205.pdf/21 100 1086551 3157752 3157321 2022-08-26T13:40:30Z Superjurek 11231 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Superjurek" />{{ambox|typ=zawartość|tekst='''Zadanie 17.2.''' Wymaga dodania ilustracji. Po ich wstawieniu proszę usunąć niniejszy komunikat z nagłówka strony.}}</noinclude>{{#tag:div|Zadanie 17.2. (0–1)|class=zadanie}} '''Który obraz żelu agarozowego odpowiada prawidłowemu wynikowi elektroforetycznego rozdzielenia powielonych fragmentów genów ''CHD-Z'' i ''CHD-W'' u samca ('''♂''') i samicy ('''♀''')? Zaznacz właściwą odpowiedź spośród podanych.''' {|class="tab" |'''A.''' ||'''B.''' ||'''C.''' ||'''D.''' |- align=center |♂{{tab|20}}♀ ||♂{{tab|20}}♀ ||♂{{tab|20}}♀ ||♂{{tab|20}}♀ |- align=center |{{tab|150}}{{Skan zawiera grafikę}} ||{{tab|150}}{{Skan zawiera grafikę}} ||{{tab|150}}{{Skan zawiera grafikę}} ||{{tab|150}}{{Skan zawiera grafikę}} |} {{#tag:div|Zadanie 17.3. (0–2)|class=zadanie}} '''Oceń, czy poniższe stwierdzenia dotyczące techniki PCR są prawdziwe. Zaznacz P, jeśli stwierdzenie jest prawdziwe, albo F – jeśli jest fałszywe.''' {|class="wikitable tab" |class="tab_nr"|&nbsp;&nbsp;1.&nbsp;&nbsp; |class="tab"|Do powielenia fragmentów genów techniką PCR należy użyć m.in. termostabilnej polimerazy DNA oraz czterech różnych deoksyrybonukleotydów. |class="tab_PF"|&nbsp;&nbsp;P&nbsp;&nbsp; |class="tab_PF"|&nbsp;&nbsp;F&nbsp;&nbsp; |- |class="tab_nr"|&nbsp;&nbsp;2.&nbsp;&nbsp; |class="tab"|Technika PCR umożliwia powielenie wybranych fragmentów genomowego DNA dzięki użyciu specyficznych starterów. |class="tab_PF"|&nbsp;&nbsp;P&nbsp;&nbsp; |class="tab_PF"|&nbsp;&nbsp;F&nbsp;&nbsp; |- |class="tab_nr"|&nbsp;&nbsp;3.&nbsp;&nbsp; |class="tab"|Rozdzielenie podwójnej helisy DNA podczas stosowania techniki PCR zachodzi dzięki ligazom DNA. |class="tab_PF"|&nbsp;&nbsp;P&nbsp;&nbsp; |class="tab_PF"|&nbsp;&nbsp;F&nbsp;&nbsp; |- |} <noinclude> <br><br><br><br><br><br><br> {|class="wikitable tab b" |class="tab_PF" rowspan=3|Wypełnia<br>egzaminator |Nr zadania |class="tab_PF"|17.1 |class="tab_PF"|17.2 |class="tab_PF"|17.3 |- |Maks. liczba pkt |class="tab_PF"|1 |class="tab_PF"|1 |class="tab_PF"|2 |- |Uzyskana liczba pkt |class="tab_PF"| || || |} </noinclude><noinclude><references/> {{Numeracja stron/EBIP-R0-100-2205.pdf}} __NOEDITSECTION__</noinclude> i3ersj2vkg4vsthgkzuzj8amhh1kw61 Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/279 100 1086554 3157789 3157294 2022-08-26T15:21:15Z Alnaling 32144 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude><section begin="20"/>mróz i ta cudna biel zimowej nocy), że wkońcu nawiedził mnie „promyk” i to było najlepsze, najcenniejsze”<br><br><section end="20"/><section begin="21"/> {{c|21.|po=1em}} {{c|„ROMANTYCZNE, ALE NIEPRZYJEMNE”|po=1em}} {{tab}}Zaszły pewne zdarzenia w Srebrnym Nowiu, ponieważ Tadzio Kent powiedział Ilzie Burnley komplement, a Emilce Starr to się niebardzo podobało. Bywało, że mocarstwa waliły się w gruzy z tej samej przyczyny.<br> {{tab}}Tadzio ślizgał się w Czarnowodzie i zabrał ze sobą obie dziewczynki. Żadna z nich nie miała łyżew. Nikt nie dbał dostatecznie o Ilzę, ażeby jej kupić łyżwy, a co do Emilki, to ciotka Elżbieta nie pochwalała ślizgawki, jako sportu dla dziewczynek. Panny ze Srebrnego Nowiu nigdy się nie ślizgały. Ciotka Laura miała wywrotowe poglądy, że ślizgawka byłaby rzekomo dobrym sportem dla Emilki, a, co niemniej ważne, ochroniłaby jej podeszwy od zbyt szybkiego zniszczenia, gdyż dziewczynka, chodząc po lodzie, ślizgała się na obuwiu poprostu. Żaden z tych argumentów nie przekonał ciotki Elżbiety, a ostatni argument nasunął jej tylko zakaz „ślizgania się” na podeszwach bucików. Emilka bardzo się tem przejęła. Napisała do ojca: „Nienawidzę ciotki Elżbiety. Taka jest niesprawiedliwa! Nigdy nie postępuje szlachetnie”. Razu pewnego wsunął Dr. Burnley głowę do kuchni, uchyliwszy drzwi zaledwie i rzucił pytanie: „Co ja słyszę,<section end="21"/><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|273}}</noinclude> 7tp44d7hmb4n8za82zdaojtwtzx08j5 Egzamin maturalny z biologii poziom rozszerzony – maj 2022/Zadanie 18 0 1086675 3157904 3157709 2022-08-26T18:05:25Z Superjurek 11231 wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor=[[Autor:Centralna Komisja Egzaminacyjna|Centralna Komisja Egzaminacyjna]] |tytuł=[[Egzamin maturalny z biologii poziom rozszerzony – maj 2022]] |podtytuł=Zadanie 18. |pochodzenie = |wydawca = Centralna Komisja Egzaminacyjna |drukarz = (publikacja on-line) |rok wydania = 2022 |miejsce wydania = Warszawa |okładka = EBIP-R0-100-2205.pdf |strona z okładką = 1 |źródło = [[commons:File:EBIP-R0-100-2205.pdf|skany na Commons]] |poprzedni = Egzamin maturalny z biologii poziom rozszerzony – maj 2022/Zadanie 17 |następny = Egzamin maturalny z biologii poziom rozszerzony – maj 2022/Zadanie 19 |strona indeksu = EBIP-R0-100-2205.pdf |inne = {{epub}} }} {{JustowanieStart}} <pages index="EBIP-R0-100-2205.pdf" from="22" to="23" tosection="18."/> {{JustowanieKoniec}} {{TekstPD|Zbiorowy}} [[Kategoria:Egzamin maturalny z biologii poziom rozszerzony – maj 2022]] k64ske9jwr04ce0jwlhr2uatj580gv7 Strona:EBIP-R0-100-2205.pdf/23 100 1086676 3157751 3157683 2022-08-26T13:38:10Z Superjurek 11231 trudności ze skonfigurowaniem tabeli proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Superjurek" />{{ambox|typ=zawartość|tekst='''Zadanie 19.''' nie nadaje się jeszcze do opublikowania, nastąpił problem z prawidłowym skonfigurowaniem tabeli.}}</noinclude><section begin="18." /> {{#tag:div|Zadanie 18.4. (0–1)|class=zadanie}} '''Wyjaśnij, dlaczego w populacji ludzkiej utrzymuje się allel ''H'' warunkujący chorobę Huntingtona, mimo że jest on dominujący, a choroba – śmiertelna.''' ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ <section end="18." /> {{#tag:div|Zadanie 19. (0–1)|class=zadanie}} W kameruńskim jeziorze wulkanicznym Barombi Mbo żyje 15 gatunków ryb, z czego 11 należy do pielęgnic – ryb z rodziny Cichlidae. Badania mitochondrialnego DNA wykazały, że endemiczne pielęgnice z Barombi Mbo stanowią grupę monofiletyczną – wszystkie są ze sobą bliżej spokrewnione niż z jakimkolwiek gatunkiem występującym w sąsiednich rzekach. Ze względu na regularny stożkowy kształt misy jeziornej, będącej kraterem wygasłego wulkanu, historyczne wahania poziomu wody nie mogły doprowadzić do podziału jeziora na kilka mniejszych. W obrębie jeziora nie występują też inne bariery geograficzne utrudniające kontakt tych aktywnych ryb. Jezioro Barombi Mbo jest prawie całkowicie odizolowane od lokalnego systemu rzek. {{#tag:div|Na podstawie: U.K. Schliewen i B. Klee, […] speciation in Cameroonian crater lake cichlids, „Frontiers in Zoology” 1(5), 2004.|class=na_pods}}<br> <section begin="19." /> '''Na podstawie przedstawionych informacji dokończ zdanie. Zaznacz odpowiedź A albo B oraz odpowiedź 1., 2. albo 3.''' Zróżnicowanie gatunkowe pielęgnic w jeziorze Barombi Mbo powstało na drodze <!-- TA TABELA NIE CHCE SIĘ WYŚWIETLAĆ PRAWIDŁOWO, A W TAKIM UKŁADZIE KOMÓRKI BYŁYBY WE WŁAŚCIWEJ PROPORCJI {| class="wikitable tab" |class="tab_nr" rowspan="3" |&nbsp;&nbsp;A.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="3" |specjacji allopatrycznej, |class="tab" rowspan="6" |polegającej na |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;1.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |kilkunastu migracjach gatunków rzecznych do jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;2.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |radiacji ewolucyjnej pielęgnic w obrębie jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="3" |&nbsp;&nbsp;B.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="3" |specjacji sympatrycznej, |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;3.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |krzyżowaniu się blisko spokrewnionych gatunków ryb. |} <!--TAKĄ STRUKTURĘ SUGERUJE EDYTOR WIZUALNY, ALE NIE O TAKĄ PROPORCJĘ CHODZI {| class="wikitable tab" |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;A.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |specjacji allopatrycznej, |class="tab" rowspan="4" |polegającej na |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;1.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |kilkunastu migracjach gatunków rzecznych do jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;2.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |radiacji ewolucyjnej pielęgnic w obrębie jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;B.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |specjacji sympatrycznej, |- |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;3.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |krzyżowaniu się blisko spokrewnionych gatunków ryb. |} --> <!-- Wypełnia egzaminator 3. Nr zadania Maks. liczba pkt 18.1. 1 Uzyskana liczba pkt Strona 23 z 25 EBIP-R0_100 18.2. 1 18.3. 2 18.4. 1 19. 1 --><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7bzqewiqg9z0w7no0t3bysvfayzwomg 3157753 3157751 2022-08-26T13:44:52Z Superjurek 11231 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Superjurek" />{{ambox|typ=zawartość|tekst='''Zadanie 19.''' nie nadaje się jeszcze do opublikowania, nastąpił problem z prawidłowym skonfigurowaniem tabeli.}}</noinclude><section begin="18." /> {{#tag:div|Zadanie 18.4. (0–1)|class=zadanie}} '''Wyjaśnij, dlaczego w populacji ludzkiej utrzymuje się allel ''H'' warunkujący chorobę Huntingtona, mimo że jest on dominujący, a choroba – śmiertelna.''' ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ <section end="18." /> {{#tag:div|Zadanie 19. (0–1)|class=zadanie}} W kameruńskim jeziorze wulkanicznym Barombi Mbo żyje 15 gatunków ryb, z czego 11 należy do pielęgnic – ryb z rodziny Cichlidae. Badania mitochondrialnego DNA wykazały, że endemiczne pielęgnice z Barombi Mbo stanowią grupę monofiletyczną – wszystkie są ze sobą bliżej spokrewnione niż z jakimkolwiek gatunkiem występującym w sąsiednich rzekach. Ze względu na regularny stożkowy kształt misy jeziornej, będącej kraterem wygasłego wulkanu, historyczne wahania poziomu wody nie mogły doprowadzić do podziału jeziora na kilka mniejszych. W obrębie jeziora nie występują też inne bariery geograficzne utrudniające kontakt tych aktywnych ryb. Jezioro Barombi Mbo jest prawie całkowicie odizolowane od lokalnego systemu rzek. {{#tag:div|Na podstawie: U.K. Schliewen i B. Klee, […] speciation in Cameroonian crater lake cichlids, „Frontiers in Zoology” 1(5), 2004.|class=na_pods}}<br> <section begin="19." /> '''Na podstawie przedstawionych informacji dokończ zdanie. Zaznacz odpowiedź A albo B oraz odpowiedź 1., 2. albo 3.''' Zróżnicowanie gatunkowe pielęgnic w jeziorze Barombi Mbo powstało na drodze <!-- TA TABELA NIE CHCE SIĘ WYŚWIETLAĆ PRAWIDŁOWO, A W TAKIM UKŁADZIE KOMÓRKI BYŁYBY WE WŁAŚCIWEJ PROPORCJI {| class="wikitable tab" |class="tab_nr" rowspan="3" |&nbsp;&nbsp;A.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="3" |specjacji allopatrycznej, |class="tab" rowspan="6" |polegającej na |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;1.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |kilkunastu migracjach gatunków rzecznych do jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;2.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |radiacji ewolucyjnej pielęgnic w obrębie jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="3" |&nbsp;&nbsp;B.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="3" |specjacji sympatrycznej, |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;3.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |krzyżowaniu się blisko spokrewnionych gatunków ryb. |} --> <!--TAKĄ STRUKTURĘ SUGERUJE EDYTOR WIZUALNY, ALE NIE O TAKĄ PROPORCJĘ CHODZI {| class="wikitable tab" |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;A.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |specjacji allopatrycznej, |class="tab" rowspan="4" |polegającej na |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;1.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |kilkunastu migracjach gatunków rzecznych do jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;2.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |radiacji ewolucyjnej pielęgnic w obrębie jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;B.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |specjacji sympatrycznej, |- |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;3.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |krzyżowaniu się blisko spokrewnionych gatunków ryb. |} --> <noinclude> <br><br><br><br><br><br><br> {|class="wikitable tab b" |class="tab_PF" rowspan=3|Wypełnia<br>egzaminator |Nr zadania |class="tab_PF"|18.1. |class="tab_PF"|18.2. |class="tab_PF"|18.3. |class="tab_PF"|18.4. |class="tab_PF"|19. |- |Maks. liczba pkt |class="tab_PF"|1 |class="tab_PF"|1 |class="tab_PF"|2 |class="tab_PF"|1 |class="tab_PF"|1 |- |Uzyskana liczba pkt |class="tab_PF"| || || || || |} </noinclude> <!-- Wypełnia egzaminator 3. Nr zadania Maks. liczba pkt 18.1. 1 Uzyskana liczba pkt Strona 23 z 25 EBIP-R0_100 18.2. 1 18.3. 2 18.4. 1 19. 1 --><noinclude><references/> {{Numeracja stron/EBIP-R0-100-2205.pdf}} __NOEDITSECTION__</noinclude> 33hxmcbqq6ypjy9mykqjq53r7g0z41p 3157755 3157753 2022-08-26T13:57:47Z Superjurek 11231 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Superjurek" />{{ambox|typ=zawartość|tekst='''Zadanie 19.''' nie nadaje się jeszcze do opublikowania, nastąpił problem z prawidłowym skonfigurowaniem tabeli.}}</noinclude><section begin="18." /> {{#tag:div|Zadanie 18.4. (0–1)|class=zadanie}} '''Wyjaśnij, dlaczego w populacji ludzkiej utrzymuje się allel ''H'' warunkujący chorobę Huntingtona, mimo że jest on dominujący, a choroba – śmiertelna.''' ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ <section end="18." /> {{#tag:div|Zadanie 19. (0–1)|class=zadanie}} {{F| W kameruńskim jeziorze wulkanicznym Barombi Mbo żyje 15 gatunków ryb, z czego 11 należy do pielęgnic – ryb z rodziny Cichlidae. Badania mitochondrialnego DNA wykazały, że endemiczne pielęgnice z Barombi Mbo stanowią grupę monofiletyczną – wszystkie są ze sobą bliżej spokrewnione niż z jakimkolwiek gatunkiem występującym w sąsiednich rzekach. }}{{F| Ze względu na regularny stożkowy kształt misy jeziornej, będącej kraterem wygasłego wulkanu, historyczne wahania poziomu wody nie mogły doprowadzić do podziału jeziora na kilka mniejszych. W obrębie jeziora nie występują też inne bariery geograficzne utrudniające kontakt tych aktywnych ryb. Jezioro Barombi Mbo jest prawie całkowicie odizolowane od lokalnego systemu rzek. }} {{#tag:div|Na podstawie: U.K. Schliewen i B. Klee, […] speciation in Cameroonian crater lake cichlids, „Frontiers in Zoology” 1(5), 2004.|class=na_pods}}<br> <section begin="19." /> '''Na podstawie przedstawionych informacji dokończ zdanie. Zaznacz odpowiedź A albo B oraz odpowiedź 1., 2. albo 3.''' Zróżnicowanie gatunkowe pielęgnic w jeziorze Barombi Mbo powstało na drodze <!-- TA TABELA NIE CHCE SIĘ WYŚWIETLAĆ PRAWIDŁOWO, A W TAKIM UKŁADZIE KOMÓRKI BYŁYBY WE WŁAŚCIWEJ PROPORCJI {| class="wikitable tab" |class="tab_nr" rowspan="3" |&nbsp;&nbsp;A.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="3" |specjacji allopatrycznej, |class="tab" rowspan="6" |polegającej na |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;1.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |kilkunastu migracjach gatunków rzecznych do jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;2.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |radiacji ewolucyjnej pielęgnic w obrębie jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="3" |&nbsp;&nbsp;B.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="3" |specjacji sympatrycznej, |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;3.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |krzyżowaniu się blisko spokrewnionych gatunków ryb. |} --> <!--TAKĄ STRUKTURĘ SUGERUJE EDYTOR WIZUALNY, ALE NIE O TAKĄ PROPORCJĘ CHODZI {| class="wikitable tab" |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;A.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |specjacji allopatrycznej, |class="tab" rowspan="4" |polegającej na |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;1.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |kilkunastu migracjach gatunków rzecznych do jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;2.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |radiacji ewolucyjnej pielęgnic w obrębie jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;B.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |specjacji sympatrycznej, |- |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;3.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |krzyżowaniu się blisko spokrewnionych gatunków ryb. |} --> <noinclude> <br><br><br><br><br><br><br> {|class="wikitable tab b" |class="tab_PF" rowspan=3|Wypełnia<br>egzaminator |Nr zadania |class="tab_PF"|18.1. |class="tab_PF"|18.2. |class="tab_PF"|18.3. |class="tab_PF"|18.4. |class="tab_PF"|19. |- |Maks. liczba pkt |class="tab_PF"|1 |class="tab_PF"|1 |class="tab_PF"|2 |class="tab_PF"|1 |class="tab_PF"|1 |- |Uzyskana liczba pkt |class="tab_PF"| || || || || |} </noinclude> <!-- Wypełnia egzaminator 3. Nr zadania Maks. liczba pkt 18.1. 1 Uzyskana liczba pkt Strona 23 z 25 EBIP-R0_100 18.2. 1 18.3. 2 18.4. 1 19. 1 --><noinclude><references/> {{Numeracja stron/EBIP-R0-100-2205.pdf}} __NOEDITSECTION__</noinclude> 59lsefem6qos5sikbew142myg0a9zua 3157756 3157755 2022-08-26T13:58:30Z Superjurek 11231 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Superjurek" />{{ambox|typ=zawartość|tekst='''Zadanie 19.''' nie nadaje się jeszcze do opublikowania, nastąpił problem z prawidłowym skonfigurowaniem tabeli.}}</noinclude><section begin="18." /> {{#tag:div|Zadanie 18.4. (0–1)|class=zadanie}} '''Wyjaśnij, dlaczego w populacji ludzkiej utrzymuje się allel ''H'' warunkujący chorobę Huntingtona, mimo że jest on dominujący, a choroba – śmiertelna.''' ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ <section end="18." /> {{#tag:div|Zadanie 19. (0–1)|class=zadanie}} {{F| W kameruńskim jeziorze wulkanicznym Barombi Mbo żyje 15 gatunków ryb, z czego 11 należy do pielęgnic – ryb z rodziny Cichlidae. Badania mitochondrialnego DNA wykazały, że endemiczne pielęgnice z Barombi Mbo stanowią grupę monofiletyczną – wszystkie są ze sobą bliżej spokrewnione niż z jakimkolwiek gatunkiem występującym w sąsiednich rzekach. }}{{F| Ze względu na regularny stożkowy kształt misy jeziornej, będącej kraterem wygasłego wulkanu, historyczne wahania poziomu wody nie mogły doprowadzić do podziału jeziora na kilka mniejszych. W obrębie jeziora nie występują też inne bariery geograficzne utrudniające kontakt tych aktywnych ryb. Jezioro Barombi Mbo jest prawie całkowicie odizolowane od lokalnego systemu rzek. }} {{#tag:div|Na podstawie: U.K. Schliewen i B. Klee, […] speciation in Cameroonian crater lake cichlids, „Frontiers in Zoology” 1(5), 2004.|class=na_pods}}<br> <section begin="19." /> {{F| '''Na podstawie przedstawionych informacji dokończ zdanie. Zaznacz odpowiedź A albo B oraz odpowiedź 1., 2. albo 3.''' }}{{F| Zróżnicowanie gatunkowe pielęgnic w jeziorze Barombi Mbo powstało na drodze }} <!-- TA TABELA NIE CHCE SIĘ WYŚWIETLAĆ PRAWIDŁOWO, A W TAKIM UKŁADZIE KOMÓRKI BYŁYBY WE WŁAŚCIWEJ PROPORCJI {| class="wikitable tab" |class="tab_nr" rowspan="3" |&nbsp;&nbsp;A.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="3" |specjacji allopatrycznej, |class="tab" rowspan="6" |polegającej na |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;1.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |kilkunastu migracjach gatunków rzecznych do jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;2.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |radiacji ewolucyjnej pielęgnic w obrębie jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="3" |&nbsp;&nbsp;B.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="3" |specjacji sympatrycznej, |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;3.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |krzyżowaniu się blisko spokrewnionych gatunków ryb. |} --> <!--TAKĄ STRUKTURĘ SUGERUJE EDYTOR WIZUALNY, ALE NIE O TAKĄ PROPORCJĘ CHODZI {| class="wikitable tab" |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;A.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |specjacji allopatrycznej, |class="tab" rowspan="4" |polegającej na |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;1.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |kilkunastu migracjach gatunków rzecznych do jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;2.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |radiacji ewolucyjnej pielęgnic w obrębie jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;B.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |specjacji sympatrycznej, |- |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;3.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |krzyżowaniu się blisko spokrewnionych gatunków ryb. |} --> <noinclude> <br><br><br><br><br><br><br> {|class="wikitable tab b" |class="tab_PF" rowspan=3|Wypełnia<br>egzaminator |Nr zadania |class="tab_PF"|18.1. |class="tab_PF"|18.2. |class="tab_PF"|18.3. |class="tab_PF"|18.4. |class="tab_PF"|19. |- |Maks. liczba pkt |class="tab_PF"|1 |class="tab_PF"|1 |class="tab_PF"|2 |class="tab_PF"|1 |class="tab_PF"|1 |- |Uzyskana liczba pkt |class="tab_PF"| || || || || |} </noinclude> <!-- Wypełnia egzaminator 3. Nr zadania Maks. liczba pkt 18.1. 1 Uzyskana liczba pkt Strona 23 z 25 EBIP-R0_100 18.2. 1 18.3. 2 18.4. 1 19. 1 --><noinclude><references/> {{Numeracja stron/EBIP-R0-100-2205.pdf}} __NOEDITSECTION__</noinclude> jk3hb2wfymc1yfc3kynrma26i1epl21 3157757 3157756 2022-08-26T13:58:52Z Superjurek 11231 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Superjurek" />{{ambox|typ=zawartość|tekst='''Zadanie 19.''' nie nadaje się jeszcze do opublikowania, nastąpił problem z prawidłowym skonfigurowaniem tabeli.}}</noinclude><section begin="18." /> {{#tag:div|Zadanie 18.4. (0–1)|class=zadanie}} '''Wyjaśnij, dlaczego w populacji ludzkiej utrzymuje się allel ''H'' warunkujący chorobę Huntingtona, mimo że jest on dominujący, a choroba – śmiertelna.''' ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ <section end="18." /> {{#tag:div|Zadanie 19. (0–1)|class=zadanie}} {{F| W kameruńskim jeziorze wulkanicznym Barombi Mbo żyje 15 gatunków ryb, z czego 11 należy do pielęgnic – ryb z rodziny Cichlidae. Badania mitochondrialnego DNA wykazały, że endemiczne pielęgnice z Barombi Mbo stanowią grupę monofiletyczną – wszystkie są ze sobą bliżej spokrewnione niż z jakimkolwiek gatunkiem występującym w sąsiednich rzekach. }}{{F| Ze względu na regularny stożkowy kształt misy jeziornej, będącej kraterem wygasłego wulkanu, historyczne wahania poziomu wody nie mogły doprowadzić do podziału jeziora na kilka mniejszych. W obrębie jeziora nie występują też inne bariery geograficzne utrudniające kontakt tych aktywnych ryb. Jezioro Barombi Mbo jest prawie całkowicie odizolowane od lokalnego systemu rzek. }} {{#tag:div|Na podstawie: U.K. Schliewen i B. Klee, […] speciation in Cameroonian crater lake cichlids, „Frontiers in Zoology” 1(5), 2004.|class=na_pods}} <section begin="19." /> {{F| '''Na podstawie przedstawionych informacji dokończ zdanie. Zaznacz odpowiedź A albo B oraz odpowiedź 1., 2. albo 3.''' }}{{F| Zróżnicowanie gatunkowe pielęgnic w jeziorze Barombi Mbo powstało na drodze }} <!-- TA TABELA NIE CHCE SIĘ WYŚWIETLAĆ PRAWIDŁOWO, A W TAKIM UKŁADZIE KOMÓRKI BYŁYBY WE WŁAŚCIWEJ PROPORCJI {| class="wikitable tab" |class="tab_nr" rowspan="3" |&nbsp;&nbsp;A.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="3" |specjacji allopatrycznej, |class="tab" rowspan="6" |polegającej na |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;1.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |kilkunastu migracjach gatunków rzecznych do jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;2.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |radiacji ewolucyjnej pielęgnic w obrębie jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="3" |&nbsp;&nbsp;B.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="3" |specjacji sympatrycznej, |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;3.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |krzyżowaniu się blisko spokrewnionych gatunków ryb. |} --> <!--TAKĄ STRUKTURĘ SUGERUJE EDYTOR WIZUALNY, ALE NIE O TAKĄ PROPORCJĘ CHODZI {| class="wikitable tab" |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;A.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |specjacji allopatrycznej, |class="tab" rowspan="4" |polegającej na |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;1.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |kilkunastu migracjach gatunków rzecznych do jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;2.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |radiacji ewolucyjnej pielęgnic w obrębie jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;B.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |specjacji sympatrycznej, |- |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;3.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |krzyżowaniu się blisko spokrewnionych gatunków ryb. |} --> <noinclude> <br><br><br><br><br><br><br> {|class="wikitable tab b" |class="tab_PF" rowspan=3|Wypełnia<br>egzaminator |Nr zadania |class="tab_PF"|18.1. |class="tab_PF"|18.2. |class="tab_PF"|18.3. |class="tab_PF"|18.4. |class="tab_PF"|19. |- |Maks. liczba pkt |class="tab_PF"|1 |class="tab_PF"|1 |class="tab_PF"|2 |class="tab_PF"|1 |class="tab_PF"|1 |- |Uzyskana liczba pkt |class="tab_PF"| || || || || |} </noinclude> <!-- Wypełnia egzaminator 3. Nr zadania Maks. liczba pkt 18.1. 1 Uzyskana liczba pkt Strona 23 z 25 EBIP-R0_100 18.2. 1 18.3. 2 18.4. 1 19. 1 --><noinclude><references/> {{Numeracja stron/EBIP-R0-100-2205.pdf}} __NOEDITSECTION__</noinclude> eotsrptzu2w357s4z8ffj804h03p1m0 3157850 3157757 2022-08-26T16:41:23Z Superjurek 11231 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Superjurek" />{{ambox|typ=zawartość|tekst='''Zadanie 19.''' nie nadaje się jeszcze do opublikowania, nastąpił problem z prawidłowym skonfigurowaniem tabeli.}}</noinclude><section begin="18." /><includeonly><br></includeonly> {{#tag:div|Zadanie 18.4. (0–1)|class=zadanie}} '''Wyjaśnij, dlaczego w populacji ludzkiej utrzymuje się allel ''H'' warunkujący chorobę Huntingtona, mimo że jest on dominujący, a choroba – śmiertelna.''' ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ <section end="18." /> {{#tag:div|Zadanie 19. (0–1)|class=zadanie}} {{F| W kameruńskim jeziorze wulkanicznym Barombi Mbo żyje 15 gatunków ryb, z czego 11 należy do pielęgnic – ryb z rodziny Cichlidae. Badania mitochondrialnego DNA wykazały, że endemiczne pielęgnice z Barombi Mbo stanowią grupę monofiletyczną – wszystkie są ze sobą bliżej spokrewnione niż z jakimkolwiek gatunkiem występującym w sąsiednich rzekach. }}{{F| Ze względu na regularny stożkowy kształt misy jeziornej, będącej kraterem wygasłego wulkanu, historyczne wahania poziomu wody nie mogły doprowadzić do podziału jeziora na kilka mniejszych. W obrębie jeziora nie występują też inne bariery geograficzne utrudniające kontakt tych aktywnych ryb. Jezioro Barombi Mbo jest prawie całkowicie odizolowane od lokalnego systemu rzek. }} {{#tag:div|Na podstawie: U.K. Schliewen i B. Klee, […] speciation in Cameroonian crater lake cichlids, „Frontiers in Zoology” 1(5), 2004.|class=na_pods}} <section begin="19." /> {{F| '''Na podstawie przedstawionych informacji dokończ zdanie. Zaznacz odpowiedź A albo B oraz odpowiedź 1., 2. albo 3.''' }}{{F| Zróżnicowanie gatunkowe pielęgnic w jeziorze Barombi Mbo powstało na drodze }} <!-- TA TABELA NIE CHCE SIĘ WYŚWIETLAĆ PRAWIDŁOWO, A W TAKIM UKŁADZIE KOMÓRKI BYŁYBY WE WŁAŚCIWEJ PROPORCJI {| class="wikitable tab" |class="tab_nr" rowspan="3" |&nbsp;&nbsp;A.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="3" |specjacji allopatrycznej, |class="tab" rowspan="6" |polegającej na |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;1.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |kilkunastu migracjach gatunków rzecznych do jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;2.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |radiacji ewolucyjnej pielęgnic w obrębie jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="3" |&nbsp;&nbsp;B.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="3" |specjacji sympatrycznej, |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;3.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |krzyżowaniu się blisko spokrewnionych gatunków ryb. |} --> <!--TAKĄ STRUKTURĘ SUGERUJE EDYTOR WIZUALNY, ALE NIE O TAKĄ PROPORCJĘ CHODZI {| class="wikitable tab" |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;A.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |specjacji allopatrycznej, |class="tab" rowspan="4" |polegającej na |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;1.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |kilkunastu migracjach gatunków rzecznych do jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;2.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |radiacji ewolucyjnej pielęgnic w obrębie jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;B.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |specjacji sympatrycznej, |- |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;3.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |krzyżowaniu się blisko spokrewnionych gatunków ryb. |} --> <noinclude> <br><br><br><br><br><br><br> {|class="wikitable tab b" |class="tab_PF" rowspan=3|Wypełnia<br>egzaminator |Nr zadania |class="tab_PF"|18.1. |class="tab_PF"|18.2. |class="tab_PF"|18.3. |class="tab_PF"|18.4. |class="tab_PF"|19. |- |Maks. liczba pkt |class="tab_PF"|1 |class="tab_PF"|1 |class="tab_PF"|2 |class="tab_PF"|1 |class="tab_PF"|1 |- |Uzyskana liczba pkt |class="tab_PF"| || || || || |} </noinclude> <!-- Wypełnia egzaminator 3. Nr zadania Maks. liczba pkt 18.1. 1 Uzyskana liczba pkt Strona 23 z 25 EBIP-R0_100 18.2. 1 18.3. 2 18.4. 1 19. 1 --><noinclude><references/> {{Numeracja stron/EBIP-R0-100-2205.pdf}} __NOEDITSECTION__</noinclude> ibedwkjhmr7npq984ah2k7uexkc3kt8 3157851 3157850 2022-08-26T16:41:50Z Superjurek 11231 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Superjurek" />{{ambox|typ=zawartość|tekst='''Zadanie 19.''' nie nadaje się jeszcze do opublikowania, nastąpił problem z prawidłowym skonfigurowaniem tabeli.}}</noinclude><section begin="18." /><includeonly><br><br></includeonly> {{#tag:div|Zadanie 18.4. (0–1)|class=zadanie}} '''Wyjaśnij, dlaczego w populacji ludzkiej utrzymuje się allel ''H'' warunkujący chorobę Huntingtona, mimo że jest on dominujący, a choroba – śmiertelna.''' ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ <section end="18." /> {{#tag:div|Zadanie 19. (0–1)|class=zadanie}} {{F| W kameruńskim jeziorze wulkanicznym Barombi Mbo żyje 15 gatunków ryb, z czego 11 należy do pielęgnic – ryb z rodziny Cichlidae. Badania mitochondrialnego DNA wykazały, że endemiczne pielęgnice z Barombi Mbo stanowią grupę monofiletyczną – wszystkie są ze sobą bliżej spokrewnione niż z jakimkolwiek gatunkiem występującym w sąsiednich rzekach. }}{{F| Ze względu na regularny stożkowy kształt misy jeziornej, będącej kraterem wygasłego wulkanu, historyczne wahania poziomu wody nie mogły doprowadzić do podziału jeziora na kilka mniejszych. W obrębie jeziora nie występują też inne bariery geograficzne utrudniające kontakt tych aktywnych ryb. Jezioro Barombi Mbo jest prawie całkowicie odizolowane od lokalnego systemu rzek. }} {{#tag:div|Na podstawie: U.K. Schliewen i B. Klee, […] speciation in Cameroonian crater lake cichlids, „Frontiers in Zoology” 1(5), 2004.|class=na_pods}} <section begin="19." /> {{F| '''Na podstawie przedstawionych informacji dokończ zdanie. Zaznacz odpowiedź A albo B oraz odpowiedź 1., 2. albo 3.''' }}{{F| Zróżnicowanie gatunkowe pielęgnic w jeziorze Barombi Mbo powstało na drodze }} <!-- TA TABELA NIE CHCE SIĘ WYŚWIETLAĆ PRAWIDŁOWO, A W TAKIM UKŁADZIE KOMÓRKI BYŁYBY WE WŁAŚCIWEJ PROPORCJI {| class="wikitable tab" |class="tab_nr" rowspan="3" |&nbsp;&nbsp;A.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="3" |specjacji allopatrycznej, |class="tab" rowspan="6" |polegającej na |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;1.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |kilkunastu migracjach gatunków rzecznych do jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;2.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |radiacji ewolucyjnej pielęgnic w obrębie jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="3" |&nbsp;&nbsp;B.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="3" |specjacji sympatrycznej, |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;3.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |krzyżowaniu się blisko spokrewnionych gatunków ryb. |} --> <!--TAKĄ STRUKTURĘ SUGERUJE EDYTOR WIZUALNY, ALE NIE O TAKĄ PROPORCJĘ CHODZI {| class="wikitable tab" |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;A.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |specjacji allopatrycznej, |class="tab" rowspan="4" |polegającej na |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;1.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |kilkunastu migracjach gatunków rzecznych do jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;2.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |radiacji ewolucyjnej pielęgnic w obrębie jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;B.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |specjacji sympatrycznej, |- |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;3.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |krzyżowaniu się blisko spokrewnionych gatunków ryb. |} --> <noinclude> <br><br><br><br><br><br><br> {|class="wikitable tab b" |class="tab_PF" rowspan=3|Wypełnia<br>egzaminator |Nr zadania |class="tab_PF"|18.1. |class="tab_PF"|18.2. |class="tab_PF"|18.3. |class="tab_PF"|18.4. |class="tab_PF"|19. |- |Maks. liczba pkt |class="tab_PF"|1 |class="tab_PF"|1 |class="tab_PF"|2 |class="tab_PF"|1 |class="tab_PF"|1 |- |Uzyskana liczba pkt |class="tab_PF"| || || || || |} </noinclude> <!-- Wypełnia egzaminator 3. Nr zadania Maks. liczba pkt 18.1. 1 Uzyskana liczba pkt Strona 23 z 25 EBIP-R0_100 18.2. 1 18.3. 2 18.4. 1 19. 1 --><noinclude><references/> {{Numeracja stron/EBIP-R0-100-2205.pdf}} __NOEDITSECTION__</noinclude> cvoe0zjpohn0zixxblkoj5k8nu7n1ot 3157886 3157851 2022-08-26T17:49:52Z Superjurek 11231 naprawa przerywanych linii proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Superjurek" />{{ambox|typ=zawartość|tekst='''Zadanie 19.''' nie nadaje się jeszcze do opublikowania, nastąpił problem z prawidłowym skonfigurowaniem tabeli.}}</noinclude><section begin="18." /><includeonly><br><br></includeonly> {{#tag:div|Zadanie 18.4. (0–1)|class=zadanie}} '''Wyjaśnij, dlaczego w populacji ludzkiej utrzymuje się allel ''H'' warunkujący chorobę Huntingtona, mimo że jest on dominujący, a choroba – śmiertelna.''' {{F|{{SpisPozycja}}|przed=1em|po=1em}} {{F|{{SpisPozycja}}|po=1em}} {{F|{{SpisPozycja}}|po=1em}} {{F|{{SpisPozycja}}|po=1em}} {{F|{{SpisPozycja}}|po=1em}} <section end="18." /> {{#tag:div|Zadanie 19. (0–1)|class=zadanie}} {{F| W kameruńskim jeziorze wulkanicznym Barombi Mbo żyje 15 gatunków ryb, z czego 11 należy do pielęgnic – ryb z rodziny Cichlidae. Badania mitochondrialnego DNA wykazały, że endemiczne pielęgnice z Barombi Mbo stanowią grupę monofiletyczną – wszystkie są ze sobą bliżej spokrewnione niż z jakimkolwiek gatunkiem występującym w sąsiednich rzekach. }}{{F| Ze względu na regularny stożkowy kształt misy jeziornej, będącej kraterem wygasłego wulkanu, historyczne wahania poziomu wody nie mogły doprowadzić do podziału jeziora na kilka mniejszych. W obrębie jeziora nie występują też inne bariery geograficzne utrudniające kontakt tych aktywnych ryb. Jezioro Barombi Mbo jest prawie całkowicie odizolowane od lokalnego systemu rzek. }} {{#tag:div|Na podstawie: U.K. Schliewen i B. Klee, […] speciation in Cameroonian crater lake cichlids, „Frontiers in Zoology” 1(5), 2004.|class=na_pods}} <section begin="19." /> {{F| '''Na podstawie przedstawionych informacji dokończ zdanie. Zaznacz odpowiedź A albo B oraz odpowiedź 1., 2. albo 3.''' }}{{F| Zróżnicowanie gatunkowe pielęgnic w jeziorze Barombi Mbo powstało na drodze }} <!-- TA TABELA NIE CHCE SIĘ WYŚWIETLAĆ PRAWIDŁOWO, A W TAKIM UKŁADZIE KOMÓRKI BYŁYBY WE WŁAŚCIWEJ PROPORCJI {| class="wikitable tab" |class="tab_nr" rowspan="3" |&nbsp;&nbsp;A.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="3" |specjacji allopatrycznej, |class="tab" rowspan="6" |polegającej na |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;1.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |kilkunastu migracjach gatunków rzecznych do jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;2.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |radiacji ewolucyjnej pielęgnic w obrębie jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="3" |&nbsp;&nbsp;B.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="3" |specjacji sympatrycznej, |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;3.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |krzyżowaniu się blisko spokrewnionych gatunków ryb. |} --> <!--TAKĄ STRUKTURĘ SUGERUJE EDYTOR WIZUALNY, ALE NIE O TAKĄ PROPORCJĘ CHODZI {| class="wikitable tab" |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;A.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |specjacji allopatrycznej, |class="tab" rowspan="4" |polegającej na |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;1.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |kilkunastu migracjach gatunków rzecznych do jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;2.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |radiacji ewolucyjnej pielęgnic w obrębie jeziora. |- |class="tab_nr" rowspan="2" |&nbsp;&nbsp;B.&nbsp;&nbsp; |class="tab" rowspan="2" |specjacji sympatrycznej, |- |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;3.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |krzyżowaniu się blisko spokrewnionych gatunków ryb. |} --> <noinclude> <br><br><br><br><br><br><br> {|class="wikitable tab b" |class="tab_PF" rowspan=3|Wypełnia<br>egzaminator |Nr zadania |class="tab_PF"|18.1. |class="tab_PF"|18.2. |class="tab_PF"|18.3. |class="tab_PF"|18.4. |class="tab_PF"|19. |- |Maks. liczba pkt |class="tab_PF"|1 |class="tab_PF"|1 |class="tab_PF"|2 |class="tab_PF"|1 |class="tab_PF"|1 |- |Uzyskana liczba pkt |class="tab_PF"| || || || || |} </noinclude> <!-- Wypełnia egzaminator 3. Nr zadania Maks. liczba pkt 18.1. 1 Uzyskana liczba pkt Strona 23 z 25 EBIP-R0_100 18.2. 1 18.3. 2 18.4. 1 19. 1 --><noinclude><references/> {{Numeracja stron/EBIP-R0-100-2205.pdf}} __NOEDITSECTION__</noinclude> awn3rm22sqtakmrh5vwgnjeg4p8jeqq Dyskusja:Egzamin maturalny z biologii poziom rozszerzony – maj 2022/Zadanie 18 1 1086677 3157902 3157685 2022-08-26T18:03:37Z Superjurek 11231 /* Utworzenie ciągłej linii przerywanej */ Odpowiedź wikitext text/x-wiki == Utworzenie ciągłej linii przerywanej == Zastanawiam się, jak zmienić w wikikodzie w przestrzeni Strona: aby te przerywane linie automatycznie dopasowywały się do szerokości ekranu. W jaki sposób tej efekt osiągnąć? '''[[Wikiskryba:Superjurek|Superjurek]]''' ([[Dyskusja_wikiskryby:Superjurek|Dyskusja]]) 12:40, 26 sie 2022 (CEST) :{{Załatwione}} '''[[Wikiskryba:Superjurek|Superjurek]]''' ([[Dyskusja_wikiskryby:Superjurek|Dyskusja]]) 20:03, 26 sie 2022 (CEST) tmmng7ouq8332qvx4fzqag9diiv81os Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/11 100 1086680 3157743 3157699 2022-08-26T13:29:55Z Fallaner 12005 drobne techniczne proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Którys cierpiał za nas rany.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.|wys=30px}} {{c|'''Stacyja II.'''|W=110%|przed=1em|po=1em}} {{c|Jezus bierze krzyż na ramiona swoje.|po=1em}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Chwalimy Cię Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Ześ przez krzyż i mękę Twoją odkupił świat.|wys=30px}} {{tab}}(Rozmyślaj, jak Jezus w téj pełnej boléści drodze, krzyż na zbolałych ramionach swoich dzwigając, o tobie grzészniku myślał, i niewinną śmierć swoją na zbawienie duszy Twojéj Ojcu swemu niebieskiemu {{kor|ofiarował.|ofiarował.)}}<br> {{c|(Rycina z napisem: Jezus dźwiga krzyż swój.)}} {{c|'''''Modlitwa.'''''|w=110%}} O Królu najwyższy niebieski! któryś się poddał woli niewiernych nieprzyjacioł Twoich i dobrowolnie przyjąłeś ciężkie drzewo krzyżowe na zranione ramiona święte! Proszę Cię Pana mojego, abyś Taskawie złączył wolę moją z wolą swoją, przezcobym mógł chętnie dzwigać krzyż pokuty świętéj za grzéchy moje, widzieć ciebie i cieszyć się z tobą w królestwie niebieskiém. Amen.<br> {{c|{{kor|O cze|Ojcze}} nasz etc. Zdrowaś Maryja etc.}} {{c|Chwała Ojcu etc.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qrhwj8od9xii6wyl60y1qzrccgmrnud 3157763 3157743 2022-08-26T14:10:21Z Fallaner 12005 drobne techniczne proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Którys cierpiał za nas rany.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.|wys=30px}} {{c|'''Stacyja II.'''|W=110%|przed=1em|po=1em}} {{c|Jezus bierze krzyż na ramiona swoje.|w=95%|po=1em}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Chwalimy Cię Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Ześ przez krzyż i mękę Twoją odkupił świat.|wys=30px}} {{tab}}(Rozmyślaj, jak Jezus w téj pełnej boléści drodze, krzyż na zbolałych ramionach swoich dzwigając, o tobie grzészniku myślał, i niewinną śmierć swoją na zbawienie duszy Twojéj Ojcu swemu niebieskiemu {{kor|ofiarował.|ofiarował.)}}<br> {{c|(Rycina z napisem: Jezus dźwiga krzyż swój.)}} {{c|'''''Modlitwa.'''''|w=110%}} O Królu najwyższy niebieski! któryś się poddał woli niewiernych nieprzyjacioł Twoich i dobrowolnie przyjąłeś ciężkie drzewo krzyżowe na zranione ramiona święte! Proszę Cię Pana mojego, abyś Taskawie złączył wolę moją z wolą swoją, przezcobym mógł chętnie dzwigać krzyż pokuty świętéj za grzéchy moje, widzieć ciebie i cieszyć się z tobą w królestwie niebieskiém. Amen.<br> {{c|{{kor|O cze|Ojcze}} nasz etc. Zdrowaś Maryja etc.}} {{c|Chwała Ojcu etc.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8f9qw25ma6978d7vyvo807hfoq4p4k2 3157768 3157763 2022-08-26T14:17:02Z Fallaner 12005 drobne techniczne proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Którys cierpiał za nas rany.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.|wys=30px}} {{c|'''Stacyja II.'''|W=110%|przed=1em|po=1em}} {{c|Jezus bierze krzyż na ramiona swoje.|w=95%|po=1em}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Chwalimy Cię Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Ześ przez krzyż i mękę Twoją odkupił świat.|wys=30px}} {{tab}}(Rozmyślaj, jak Jezus w téj pełnej boléści drodze, krzyż na zbolałych ramionach swoich dzwigając, o tobie grzészniku myślał, i niewinną śmierć swoją na zbawienie duszy Twojéj Ojcu swemu niebieskiemu {{kor|ofiarował.|ofiarował.)}}<br> {{c|(Rycina z napisem: Jezus dźwiga krzyż swój.|w=95%)}} {{c|'''''Modlitwa.'''''|w=110%}} O Królu najwyższy niebieski! któryś się poddał woli niewiernych nieprzyjacioł Twoich i dobrowolnie przyjąłeś ciężkie drzewo krzyżowe na zranione ramiona święte! Proszę Cię Pana mojego, abyś Taskawie złączył wolę moją z wolą swoją, przezcobym mógł chętnie dzwigać krzyż pokuty świętéj za grzéchy moje, widzieć ciebie i cieszyć się z tobą w królestwie niebieskiém. Amen.<br> {{c|{{kor|O cze|Ojcze}} nasz etc. Zdrowaś Maryja etc.}} {{c|Chwała Ojcu etc.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ip1kiecr53eikb5missixmmooibotus Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/368 100 1086682 3157722 2022-08-26T12:02:38Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>niepotrzeba!... Przyjąłem zaproszenie ludzi poważnych, ludzi honorowych, którzy panu zaświadczą jeżeli sobie pan życzy...<br> {{tab}}Pan Verdier wzruszył głową i szeptał sam do siebie, głosem zbyt cichym, aby mógł być słyszanym przez Andrzeja i Lucynę:<br> {{tab}}— To nie wobec mnie zaświadczenie podobne może ci się na co przydać, nędzniku! — Potem kończył, ale głośniej. — Przed wyjściem, czy pan starannie zamknął kasę?<br> {{tab}}— Tak, panie, zamknąłem kasę na wszystkie zamki!...<br> {{tab}}— A drzwi od pawilonu?...<br> {{tab}}— Także zamknąłem.<br> {{tab}}— Jesteś pan tego pewny?<br> {{tab}}— Jak mojego życia.<br> {{tab}}Pan Verdier podniósł się, otworzył drzwi biura i obejrzał zamek, z jaknajwiększą starannością.<br> {{tab}}— Nienaruszone!... — rzekł. — Daj mi pan klucz od kasy...<br> {{tab}}Andrzej podał mu go w milczeniu.<br> {{tab}}Achiles Verdier, obrócił na zawiasach ciężkie drzwi z {{Korekta|mosiędzu|mosiądzu}} i stali, i rzucił okiem wewnątrz kasy ogniotrwałej, lecz w jednej chwili cofnął się, wydając głuchy krzyk, po którym nastąpiło energiczne przekleństwo.<br> {{tab}}— Portfel!... — wykrzyknął z przerażeniem i wściekłością — portfel znikł!... więc niedosyć im było zabrać bilety bankowe!... wzięli jeszcze papiery, które nie tylko dla mnie jedynie miały wartość!...<br> {{tab}}Obrócił się do Andrzeja, który patrzył na niego, blady, ledwo na nogach utrzymać się mogący i zawołał<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bo9p80zm10xctb6yqlgv32ilm826ojt Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/369 100 1086683 3157723 2022-08-26T12:04:58Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Co oni z tem zrobili, panie?... odpowiadaj natychmiast!... co oni z tem zrobili?...<br> {{tab}}— O co mi się pan pytasz?... — jąkał młody człowiek przestraszony — i jakżebym mógł panu odpowiedzieć na to pytanie?<br> {{tab}}I tym razem jeszcze, pan Verdier odzyskał zimną krew nadzwyczaj prędko.<br> {{tab}}— To prawda! — rzekł tonem pełnym ironii... — to prawda!... pan nie wiesz!... pan nie możesz wiedzieć!...<br> {{tab}}Chwila milczenia nastąpiła po tych słowach.<br> {{tab}}Lucynie zdawało się, że jej nagle zabrakło powietrza w uciśnionej piersi, i że podłoga chwieje się i usuwa z pod jej nóg. Andrzej przecierał oczy jakby chciał obudzić się ze strasznego snu, jakby chciał usunąć od siebie zmorę, która dusiła...<br> {{tab}}Pan Verdier mowił dalej:<br> {{tab}}— Ta kassa ogniotrwała nie była wcale rozbijana, patrz pan, również nietknięte drzwi wejściowe do biura.<br> {{tab}}Andrzej zaledwie mógł jeszcze wymawiać wyrazy bez związku. Zrobił znak potwierdzający.<br> {{tab}}— Czyś pan zgubił gdzie swoje klucze ostatniej nocy, i nie mógł ich znaleść przez mniej lub więcej długi czas? — pytał pan Verdier. panie...<br> {{tab}}— Możeś je komu powierzył na chwilę?...<br> {{tab}}— Także nie...<br> {{tab}}— Może je panu kto ukradł?<br> {{tab}}— Również nie...<br> {{tab}}— Znajdujemy się wobec faktu materyalnie nie zaprzeczonego... Złoczyńcy weszli do biura bez włamania...<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 54n1hlt4bswf1bjr7s008wow24he0lo Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/370 100 1086684 3157724 2022-08-26T12:07:43Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>Otworzyli i ograbili kasę bez włamania... Jakimże sposo bem mogli zrobić coś podobnego?...<br> {{tab}}— Za pomocą fałszywych kluczy, zapewne... — wyszeptał młody człowiek.<br> {{tab}}— Fałszywych kluczy!.. — powtórzył pan Verdier — tak się panu sądzić podoba!?... Dobrze niech tak przystaję!... Ale dla zrobienia fałszywych kluczy, najzręczniejsi złodzieje muszą mieć tych kluczy odciski!... Otóż pokój ten jest pana stanowiskiem... nigdy go nie opuszczasz... nie zostawiasz go nigdy otwartym jeśli wychodzisz!... A zatem odciski kluczy były wzięte przy panu... Czyś pan widział aby się kto zbliżał do kasy?... kogo pan oskarżasz?... kogo podejrzewasz?...<br> {{tab}}— Nikogo...<br> {{tab}}— Co! nic się nie zdarzyło nadzwyczajnego, nic podejrzanego, nic nie zwróciło pańskiej uwagi podczas ostatnich dni?... podczas tych kilku dni, które poprzedzają kradzież?...<br> {{tab}}— Nic...<br> {{tab}}— To {{Korekta|wistocie|w istocie}} dziwny wypadek, nie dający się zrozumieć!... niepojęty!... jakże go pan tłomaczysz?...<br> {{tab}}— Ja go wcale sobie wytłomaczyć nie umiem!...<br> {{tab}}— Ostrożnie panie de Villers! Tego wyjaśnienia którego odmawiasz, ja mam prawo wymagać od pana i wymagam!...<br> {{tab}}— Panie!... cóż ja powiedzieć mogę w obec faktu niemożliwego, który się stał jednak! Tracę zmysły, rozum mój waha się, a wśród ciemności jakie mnie otaczają, pytam sam siebie czym jeszcze nie zwarjował!...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ts1dcir3v65ofe54nfeqwwaywcinuh7 Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/371 100 1086685 3157725 2022-08-26T12:09:56Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Kiedy tak to ja... — krzyknął pan Verdier piorunującym głosem — ja widzę jasno w tych ciemnościach... Sądzisz pan zapewne iż jestem ślepy!... Ale nie!... Nie!... Ja widzę jasno w tych niby to ciemnościach nie zgłębionych!... Ani jedno z pańskich niezręcznych wykrętów nie jest w stanie wyprowadzić mnie w pole!... ani jedno z pańskich kłamstw nie wprowadza mnie w wątpliwość!...<br> {{tab}}Andrzej, utkwił wzrok w mówiącego... we wzroku tym malowało się osłupienie najgłębsze... Nie rozumiał jeszcze...<br> {{tab}}— Moje kłamstwa... — powtarzał — pan mówiłeś, że ja kłamię...<br> {{tab}}— Wiem wszystko... — krzyczał właściciel zakładu, widzę wszystko, tak jakbym ukryty tu, był świadkiem czynu nocnego złoczyńcy!... Pan byłeś {{Korekta|niobecny|nieobecny}}?... To wszystko być może... Dla czego nie!... Takim alibi nie trzeba pogardzać!... Jeżeli pańskie {{Korekta|ręcę|ręce}} nie zbliżyły się do kasy ogniotrwałej, to jednak klucze pańskie służyły do spełnienia zbrodni!... Pan nie jesteś sprawcą kradzieży, ale jesteś jej wspólnikiem!...<br> {{tab}}Andrzej de Villers cofnął się krok w tył. Twarz jego wyrażała przerażenie i rozpacz nieskończoną. Skurczone palce jego prawej ręki szarpały koszulę, paznogcie krwawiły piersi, i szeptał głosem stłumionym, który wydawał się chrapaniem konającego:<br> {{tab}}— Boże mój i panie... więc mnie obwiniają!...<br> {{tab}}— Mój ojcze... mój ojcze... — jąkała Lucyna — to co powiedziałeś jest straszne... mój ojcze to nie podobne, ty tak nie myślisz!...<br> {{tab}}Pan Verdier, gestem rozkazującym, nakazał młodej<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jdgxts99pc21n6f7mwgov5xszrzqloz Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/372 100 1086686 3157726 2022-08-26T12:13:05Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>dziewczynie po raz drugi milczenie i dodał zwracając do Andrzeja.<br> {{tab}}— Pan mówisz, że ja pana obwiniam!?... Nie panie... oczywistość mówi za mnie!... ona pana obwinia, ona pana potępia!...<br> {{tab}}— Zabij mnie pan!... — krzyknął młody człowiek, załamując ręce — zabij mnie pan... ale nie znieważaj mnie w ten sposób!...<br> {{tab}}— Nie, panie — powtarzał pan Verdier — ja pana nie zabiję!... Nikt nie ma prawa wymierzać sobie sprawiedliwości, a wreszcie pańska śmierć byłaby bezużyteczną dla mnie... Jestem spokojny, widzisz pan sam, zupełnie spokojny... Boję się skandalu, lubię spokój, i pozostawiam ludziom, w których, ręku złożona jest sprawiedliwość troskę o pomstę społeczeństwa za zbrodnię wśród mego spełnioną!... Od pana jednak zależy jeszcze wyjście z tego złego położenia! Jesteś odkryty!... Jeżeli zechcę... będziesz zgubiony! — Kradzież w nocy, przez oficyalistę płatnego, spełniona w domu zamieszkałym!... — wszystko jakby umyślnie dla prokuratora... Pańska sprawa jasną jest jak dzień: ciężkie roboty cię czekają... Lepiej więc oddaj mi siedemdziesiąt tysięcy franków i portefel, a ja panu przysięgam, że nie wniosę skargi przeciw panu... przysięgam panu, że ci zostawię swobodę pójścia gdzie zechcesz... swobodę ćwiczenia się dalej w wybranym przez siebie fachu... Zastanów się pan, namyśl się dobrze zanim dasz odpowiedź, stosowną do tego co panu w tej chwili mówię nie powtórzę więcej, a za chwilę już będzie za późno...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bnxtegd1v41vx0g2ocfnq1xiso74t2a Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/373 100 1086687 3157727 2022-08-26T12:14:47Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Czy mam panu jeszcze raz powtórzyć!?... — jąkał pan de Villers — że popełniłem błąd... wielki błąd... że mój wstyd i żal mój są niezmierzone... ale...<br> {{tab}}— Nie żądam od pana spowiedzi — przerwał gwałtownie właściciel zakładu — wymagam zwrotu pieniędzy!..<br> {{tab}}Andrzej się wyprostował.<br> {{tab}}— Ach! — krzyknął — tego już za wiele!... Gdybym się upakarzał dłużej, mogłoby się wydawać, że jestem istotnie winny!... Na pana gniew, na wyrzuty zasłużyłem... ale nie na obelgi!... Jestem człowiekiem uczciwym!... Nic z mojej przeszłości nie nadaje panu prawa piętnować mnie niegodnemi podejrzeniami!... Zabraniam panu nazywać mnie złodziejem! Słyszysz pan!?... zabraniam panu tego!...<br> {{tab}}— Dosyć frazesów — odpowiedział zimno Achiles Verdier. — Oddajesz pan papiery i pieniądze, tak czynie?<br> {{tab}}— Panie!...<br> {{tab}}— Nie oddajesz pan!... Dobrze!... Wiem co mi pozostaje do zrobienia... Za dziesięć minut skarga moja odejdzie ztąd do prokuratora cesarskiego, a potem już rzecz będzie do załatwienia pomiędzy sprawiedliwością a panem...<br> {{tab}}Achiles Verdier podniósł się i postąpił ku drzwiom, które otworzył na rozcież.<br> {{tab}}— A teraz — dodał — ponieważ nie chcę mieć złodzieja w swoim domu, ani na jedną chwilę dłużej, wypędzam pana... Idź pan, i jeżeli możesz ukryj się, to mnie mało obchodzi... Agenci policyi będą umieli odnaleźć pana w pośród ciemności, wśród których będziesz usiłował zniknąć!...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8lnwh9qb7vmz01c382mmjjor9usq6n5 Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/374 100 1086688 3157728 2022-08-26T12:16:46Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Andrzej chciał odpowiedzieć... Próbował napróżno. Język jego jakby sparaliżowany, usta suche i spalone gardło zacieśnione, nie mogły wymówić ani jednego słowa, nie mogły nawet wydać dźwięku, któryby był podobny do głosu ludzkiego.<br> {{tab}}Przez dwudziestą część sekundy, chciał rzucić się na pana Verdier, uderzyć go w twarz, znieważyć go, i zmusić tem do obmycia swojej obelgi we krwi.<br> {{tab}}Byłby to zrobił z pewnością, ale oczy jego padły w tej chwili na Lucynę, która oniemiała i bezprzytomna stała opodal...<br> {{tab}}— Nie... — pomyślał sobie — nie zabiję jej ojca... ja to sam powinienem umrzeć!...<br> {{tab}}Potem, ponieważ czuł, że w głowie mu się mięsza; wybiegł z pawilonu kryjąc twarz w dłoniach.<br> {{tab}}Pan Verdier zamknął drzwi za nim i znalazł się sam na sam z Lucyną.<br> {{tab}}Podwórze zdawało się być pustem. Andrzej, doprowadzony do szaleństwa, zrozpaczony, przekonany że życie jest już dlań niemożliwem, chciał skończyć z nim nie tracąc ani minuty czasu.<br> {{tab}}Wypadłszy z pawilonu począł biedź pędem ku bramie wychodzącej na port, ale zaledwie zrobił kilka kroków, jakaś silna ręka chwyciła go za ramię, i głos jakiś błagalny odezwał się:<br> {{tab}}— Panie Andrzeju, błagam pana, wstrzymaj się i wysłuchaj mnie!...<br> {{tab}}Młody człowiek nie byłby zapewne nawet słyszał i niebyłby w stanie zrozumieć tej prośby, ale ręka była silna, musiał więc zatrzymać się.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3od4fou013m2shxcuw04twr3x5jkmi1 Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/375 100 1086689 3157729 2022-08-26T12:19:04Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Odwrócił się gwałtownie, i spostrzegł tuż przy sobie bladą i wyrazistą twarz Piotra Landry.<br> {{tab}}Podmajstrzy zdawał się być jeszcze silniej wzruszonym, niż wtedy gdy jego własny los był zakwestyonowany.<br> {{tab}}— Po co mnie zatrzymujesz? — spytał kasyer, odzyskując w tej chwili mowę, która przed chwilą, odmawiała mu posłuszeństwa.<br> {{tab}}Zamiast odpowiedzi na to pytanie, Piotr zapytał.<br> {{tab}}— Dokąd pan idziesz, panie-Andrzeju?...<br> {{tab}}— Co cię to obchodzi!...<br> {{tab}}— O! panie Andrzeju, czy pan może tak mówić do mnie!... Byłeś pan tak dobry zawsze, że ja kocham pana z całych sił, i wszystko co pana dotyczy mnie obchodzi... Powiedz mi więc, dokąd idziesz... powiedz, błagam cię na wszystko!...<br> {{tab}}— Czyż ja wiem sam, mój Piotrze!... Wychodzę... chcę odetchnąć świeżem powietrzem nad rzeką...<br> {{tab}}— To znaczy, że pan idziesz rzucić się w Sekwanę głową naprzód, z myślą utopienia się... Widzę to na pańskiej twarzy tak wyraźnie wypisane jakby na kartce białego papieru...<br> {{tab}}— A gdyby tak było?...<br> {{tab}}— Co tu gadać!... Tak jest...<br> {{tab}}— A więc tak jest!... przyznaję... chcę umrzeć...<br> {{tab}}— Umrzeć!... tak młody!... Dla czego?...<br> {{tab}}Andrzej — wybuchnął strasznym nerwowym śmiechem. Śmiech taki bywa często przedwstępem waryacyi.<br> {{tab}}— Ty nie wiesz co się tara stało... — wyszeptał potem, wskazując ręką na pawilon.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> t1x57rim3twths33wk33wjvqvf05x9u Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/376 100 1086690 3157730 2022-08-26T12:25:14Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Wiem wszystko.<br> {{tab}}— Jakto?...<br> {{tab}}— Byłem pod oknem... słuchałem...<br> {{tab}}— {{Korekta|Azatem|A zatem}} słyszałeś jak ten człowiek oskarżał mnie!?... słyszałeś jak mnie nazwał złodziejem?...<br> {{tab}}— Słyszałem!...<br> {{tab}}— Słyszałeś... i jeszcze pytasz mi się dla czego chcę umrzeć?...<br> {{tab}}— Tak, pytam się!... Widzi pan, panie Andrzeju, na tej ziemi jest tylko jedno złe nie do naprawienia: śmierć!... Jesteś pan przecież niewinny! Wiem to dobrze, i Bóg to wie!... Samobójstwo zaś byłoby dowodem przeciw panu... Powiedzianoby sobie z pewnością: „Był winien bo się zabił!...” i mianoby prawie racyę... Trzeba żyć aby się bronić, aby się oczyścić...<br> {{tab}}— Bronić się!... usprawiedliwić!... czy to podobna?...<br> {{tab}}— Trudno dziś, bo są przeciw panu pozory... ale jutro będzie może łatwo... Bóg jest sprawiedliwy... Opatrzność czuwa... a źli nie zawsze mają racyę...<br> {{tab}}— Chciałbym ci wierzyć, Piotrze, bo twoje słowa są pocieszające... ale, ponieważ wiesz wszystko, powinieneś wiedzieć, że ja czekać do jutra nie mogę...<br> {{tab}}— Cóż panu przeszkadza?...<br> {{tab}}— W tej chwili, pan Verdier przygotowuje skargę przeciw mnie... Skargę tę wyśle on zaraz do prokuratora cesarskiego!...<br> {{tab}}— Więc cóż!?...<br> {{tab}}— Wszyscy agenci policyi będą mnie poszukiwali... Zrobią na mnie obławę jak na dzikie zwierzę!... będę schwytany... zamknięty w więzieniu!... A!... wolę sto ra-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mja4lxc9pzagisxjqtwkjc3msovofri Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/377 100 1086691 3157731 2022-08-26T12:27:02Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>zy zabić się w tej chwili, niż znieść taki wstyd!... Na samą myśl takiego zrównania się ze złodziejami i rozbójnikami, moja dusza się wzdryga, i wszystka krew ścina mi się żyłach.<br> {{tab}}— Uspokój się, panie Andrzeju — zawołał podmajstrzy — nic podobnego panu się nie zdarzy, daję panu słowo honoru uczciwego człowieka, a pan wie dobrze że jestem człowiek uczciwy... skarga pana Verdier nie dojdzie rąk prokuratora cesarskiego...<br> {{tab}}— Któż temu przeszkodzi?...<br> {{tab}}— Ja!...<br> {{tab}}Andrzej patrzył na Piotra z głębokiem podziwieniem.<br> {{tab}}— Czyś się zastanowił nad tem co mówisz, Piotrze — spytał.<br> {{tab}}— Kochany panie Andrzeju — mówił dalej stary robotnik tonem czułego wyrzutu — oto pytanie, które w twoich ustach i w takiej chwili, robi mi bardzo wielką przykrość!...<br> {{tab}}— O! bądź pewnym Piotrze, że nie wątpię o tobie, ale to coś mi powiedział, wydaje mi się tak dziwnem!...<br> {{tab}}— Tak, tak, to prawda!... to jest dziwne, przyznaję... ale to czysta prawda, zaręczam panu...<br> {{tab}}— Jakież wszechwładne środki posiadasz po temu, aby zmienić postanowienie pana Verdier?...<br> {{tab}}— Nie pytaj się pan mnie o to, panie Andrzeju, niemógłbym odpowiedzieć panu, bo tajemnica ta nie jest wyłącznie moją... To tylko pewna, powtarzam panu i przysięgam, że skarga nie pójdzie!... Nie masz się jak na teraz czego obawiać... masz pan czas do działania, a może<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mme77fkludjdb9mklp4zohj37ry5mv9 Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/378 100 1086692 3157732 2022-08-26T12:30:54Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>niewinność pana prędzej wyjdzie na jaw niż się tego spodziewasz...<br> {{tab}}Piotr Landry wymówił te ostatnie słowa tonem tajemniczym.<br> {{tab}}— Czego się spodziewasz — spytał żywo Andrzej. — Czy może odgadujesz, kto jest istotnym sprawcą tej zbrodni, która mnie gubi i zabija?...<br> {{tab}}— Może ja i mam coś w myśli, ale to coś musi jeszcze zostać tam gdzie jest — aż się wyklaruje!... Byłoby mi wprawdzie bardzo trudno powiedzieć sędziom na ozem opieram moje podejrzenia, ale... temu się oprzeć nie mogę!... Wierzę, że tak jest choć nie wiem dla czego... Widziałeś pan nieraz, podczas burzy... wtedy właśnie, kiedy niebo jest najbardziej zachmurzone, najprędzej się można spodziewać szybkiego rozpogodzenia...<br> {{tab}}— Ale cóż się ze mną stanie!... Właściciel tego domu sromotnie mnie wypędził, jak nędznika, jak złoczyńcę... Nie mogę ani godziny dłużej pozostać tu!... Gdzież mam się skryć aby mnie nie znaleziono, jeżeli wbrew twoim nadziejom skarga pójdzie i szukać mnie zechcą?...<br> {{tab}}Podmajstrzy namyślał się przez sekundę, potem odpowiedział:<br> {{tab}}— Mogę panu dać pewne schronienie... kryjówkę w której nikt nie przyjdzie pana szukać, gdyby nawet wszystkie na świecie policye goniły za twoim śladem... Przyjmujesz pan!?...<br> {{tab}}— Przyjmuję, przyjmuję!... — zawołał de Villers — gdzież jest ta kryjówka!?...<br> {{tab}}— Nie będziesz pan potrzebował iść daleko jej szu-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> b9gz5tnbq8gl82brk0ic0ogviv9hx5m Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/359 100 1086693 3157740 2022-08-26T13:26:25Z Draco flavus 2058 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude>''{{pk|ko|lorów}}''«... {{kor|Źaliż|Zaliż}} to nie przeczucie Matejki? Czyż słowa te nie są krótką a dosadną charakterystyką obrazów genialnego twórcy ''Bitwy pod Grunwaldem'', obrazów, na których »zgiełk osób« i »wrzawa kolorów« przedewszystkiem rzucają się w oczy? A owa »obrazowość, podobna kolorytem do obrazów Pawła z Werony«, czyż to nie obrazowość ''Hołdu pruskiego'' lub ''Joanny d’Arc''? Gdzie są polskie obraz}’, bardziej kolorytem przypominające płótna Weroneza? Czy możemy się pochlubić drugim malarzem, któremuby z równą słusznością, jak Matejce, można przyznać tytuł polskiego Weroneza? Jeden jest tylko człowiek, którego »obrazowość« była podobna kolorytem do malowideł Pawła z Werony, a tem samem pokrewna matejkowskiej, człowiek, którego słusznie nazwał najoryginalniejszy z naszych krytyków »Weronezem polskiej poezyi«: to Słowacki. Kiedy się np. czyta jego ''Beatrix Cenci'', czyż nie ma się wrażenia, jak gdyby się patrzyło na którykolwiek z obrazów Weroneza? A czytając ''Króla Ducha'' czyi nie doznaje się uczucia, jak gdyby się stało przed olbrzymiemi malowidłami Matejki?<ref>Sam Słowacki nie taił się z tem, że Weroneza, dla jego kolorytu właśnie, przekładał nad innych malarzy. Ulubiony mój malarz jest Paweł Weronese«, czytamy w jego liście z d.&nbsp;10&nbsp;grudnia 1831&nbsp;r.</ref>. Co pewna, to, że Matejko sam poczuwał się do tej artystycznej ''Wahlvenvandschaft'' ze Słowackim: czuł, że jak zakonnicy nazywają się braćmi w Chrystusie, tak ich możnaby nazwać braćmi w Weronezie. Stąd poszło, że żadnego z poetów polskich, ani Mickiewicza, ani Krasińskiego, ani Ujejskiego, nie wielbił tak, jak Słowackiego, że w żadnym nie rozczytywał się z takiem upodobaniem, jak w utworach Juliusza. Był to jego ulubiony poeta, podobnie jak Dante był ulubionym poetą Michała Anioła. Bujna i kolorystyczna wyobraźnia Słowackiego, którą Klaczko trafnie przyrównał do weneckiej palety, podbijała pokrewną sobie — choć mniej lotną — malarską wyobraźnię twórcy ''Batorego pod Pskowem'': gdy czytał dzieła autora ''Balladyny'', lubował się w żywym, ba, często jaskrawym kolorycie ich języka, w jego plastyce i poetyczności, a kiedy sobie uprzytomniał sceny z ''Króla Ducha'', sceny, których cala poetyczność często polega na ich malarskiem pojęciu, niejedno-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qu7ja84gpqq1i8rnkj99vuyrevd4499 3157741 3157740 2022-08-26T13:26:46Z Draco flavus 2058 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude>''{{pk|ko|lorów}}''«... {{kor|Źaliż|Zaliż}} to nie przeczucie Matejki? Czyż słowa te nie są krótką a dosadną charakterystyką obrazów genialnego twórcy ''Bitwy pod Grunwaldem'', obrazów, na których »zgiełk osób« i »wrzawa kolorów« przedewszystkiem rzucają się w oczy? A owa »obrazowość, podobna kolorytem do obrazów Pawła z Werony«, czyż to nie obrazowość ''Hołdu pruskiego'' lub ''Joanny d’Arc''? Gdzie są polskie obrazy, bardziej kolorytem przypominające płótna Weroneza? Czy możemy się pochlubić drugim malarzem, któremuby z równą słusznością, jak Matejce, można przyznać tytuł polskiego Weroneza? Jeden jest tylko człowiek, którego »obrazowość« była podobna kolorytem do malowideł Pawła z Werony, a tem samem pokrewna matejkowskiej, człowiek, którego słusznie nazwał najoryginalniejszy z naszych krytyków »Weronezem polskiej poezyi«: to Słowacki. Kiedy się np. czyta jego ''Beatrix Cenci'', czyż nie ma się wrażenia, jak gdyby się patrzyło na którykolwiek z obrazów Weroneza? A czytając ''Króla Ducha'' czyi nie doznaje się uczucia, jak gdyby się stało przed olbrzymiemi malowidłami Matejki?<ref>Sam Słowacki nie taił się z tem, że Weroneza, dla jego kolorytu właśnie, przekładał nad innych malarzy. Ulubiony mój malarz jest Paweł Weronese«, czytamy w jego liście z d.&nbsp;10&nbsp;grudnia 1831&nbsp;r.</ref>. Co pewna, to, że Matejko sam poczuwał się do tej artystycznej ''Wahlvenvandschaft'' ze Słowackim: czuł, że jak zakonnicy nazywają się braćmi w Chrystusie, tak ich możnaby nazwać braćmi w Weronezie. Stąd poszło, że żadnego z poetów polskich, ani Mickiewicza, ani Krasińskiego, ani Ujejskiego, nie wielbił tak, jak Słowackiego, że w żadnym nie rozczytywał się z takiem upodobaniem, jak w utworach Juliusza. Był to jego ulubiony poeta, podobnie jak Dante był ulubionym poetą Michała Anioła. Bujna i kolorystyczna wyobraźnia Słowackiego, którą Klaczko trafnie przyrównał do weneckiej palety, podbijała pokrewną sobie — choć mniej lotną — malarską wyobraźnię twórcy ''Batorego pod Pskowem'': gdy czytał dzieła autora ''Balladyny'', lubował się w żywym, ba, często jaskrawym kolorycie ich języka, w jego plastyce i poetyczności, a kiedy sobie uprzytomniał sceny z ''Króla Ducha'', sceny, których cala poetyczność często polega na ich malarskiem pojęciu, niejedno-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> c6pmi2ror5n1fzswodgwlg06t5g0bf8 3157742 3157741 2022-08-26T13:27:09Z Draco flavus 2058 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude>''{{pk|ko|lorów}}''«... {{kor|Źaliż|Zaliż}} to nie przeczucie Matejki? Czyż słowa te nie są krótką a dosadną charakterystyką obrazów genialnego twórcy ''Bitwy pod Grunwaldem'', obrazów, na których »zgiełk osób« i »wrzawa kolorów« przedewszystkiem rzucają się w oczy? A owa »obrazowość, podobna kolorytem do obrazów Pawła z Werony«, czyż to nie obrazowość ''Hołdu pruskiego'' lub ''Joanny d’Arc''? Gdzie są polskie obrazy, bardziej kolorytem przypominające płótna Weroneza? Czy możemy się pochlubić drugim malarzem, któremuby z równą słusznością, jak Matejce, można przyznać tytuł polskiego Weroneza? Jeden jest tylko człowiek, którego »obrazowość« była podobna kolorytem do malowideł Pawła z Werony, a tem samem pokrewna matejkowskiej, człowiek, którego słusznie nazwał najoryginalniejszy z naszych krytyków »Weronezem polskiej poezyi«: to Słowacki. Kiedy się np. czyta jego ''Beatrix Cenci'', czyż nie ma się wrażenia, jak gdyby się patrzyło na którykolwiek z obrazów Weroneza? A czytając ''Króla Ducha'' czyi nie doznaje się uczucia, jak gdyby się stało przed olbrzymiemi malowidłami Matejki?<ref>Sam Słowacki nie taił się z tem, że Weroneza, dla jego kolorytu właśnie, przekładał nad innych malarzy. Ulubiony mój malarz jest Paweł Weronese«, czytamy w jego liście z d.&nbsp;10&nbsp;grudnia 1831&nbsp;r.</ref>.<br> {{tab}}Co pewna, to, że Matejko sam poczuwał się do tej artystycznej ''Wahlvenvandschaft'' ze Słowackim: czuł, że jak zakonnicy nazywają się braćmi w Chrystusie, tak ich możnaby nazwać braćmi w Weronezie. Stąd poszło, że żadnego z poetów polskich, ani Mickiewicza, ani Krasińskiego, ani Ujejskiego, nie wielbił tak, jak Słowackiego, że w żadnym nie rozczytywał się z takiem upodobaniem, jak w utworach Juliusza. Był to jego ulubiony poeta, podobnie jak Dante był ulubionym poetą Michała Anioła. Bujna i kolorystyczna wyobraźnia Słowackiego, którą Klaczko trafnie przyrównał do weneckiej palety, podbijała pokrewną sobie — choć mniej lotną — malarską wyobraźnię twórcy ''Batorego pod Pskowem'': gdy czytał dzieła autora ''Balladyny'', lubował się w żywym, ba, często jaskrawym kolorycie ich języka, w jego plastyce i poetyczności, a kiedy sobie uprzytomniał sceny z ''Króla Ducha'', sceny, których cala poetyczność często polega na ich malarskiem pojęciu, niejedno-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0auz9opy4gvfo26lm1yp95ha10imrng Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/360 100 1086694 3157745 2022-08-26T13:32:30Z Draco flavus 2058 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude>krotnie musiał się utwierdzać w przekonaniu, że obaj, i on, i Juliusz, podobne obrazy widzieli »oczyma duszv«. Bo i Matejko mógł, jak Słowacki, powiedzieć o sobie: <poem>:::Same jakieś światła Chodzą po mojej głowie... Zielone, jasne, ''czerwone'', jak na tła Złote rzucone ''przez Wenecyanina'' Świętych postacie.</poem> <br> {{tab}}Ale istniały jeszcze i inne względy, dla których Matejko czuł większy pociąg do Słowackiego, niż do innych poetów. Jednym z nich, a jednym z najważniejszych, było jego niesłychane zamiłowanie do przeszłości polskiej, zamiłowanie, które Słowackiego z pewnością cechowało w nierównie wyższym stopniu, niż Mickiewicza lub Krasińskiego. Ani autor ''Grażyny'', ani wieszcz ''Przedświtu'', nie widzieli tyle poezyi w dziejach swego narodu, ani widzieli ich w tak poetycznem świetle, jak Słowacki. Najlepszy dowód, że żaden z nich, gdy chodziło o tematy, nie czerpał ich z tego niewyczerpanego źródła, którem jest cała przeszłość Polski. Wprawdzie Mickiewicz napisał swoich ''Konfederatów barskich'', ale dramatu tego w danym razie nie można brać w rachubę, choćby dlatego tylko, że go nie znamy w całości, i że z dwóch aktów, które się dochowały, tylko pierwszy jest dobry... Powtóre, okoliczności, w jakich został napisany po francusku, nie mogły nie wpływać ostudzająco, gdy chodzi o psychiczny wpływ na Matejkę. Oprócz tego dramatu (bo o ''Jakóbie Jasińskim'' chyba można przemilczeć), napisał Mickiewicz tylko ''Wallenroda'' i ''Grażynę'', ale oba rzeczone poematy, zaczerpnięte z zamierzchłych dziejów Litwy, nie są tego rodzaju, ażeby mogły były zapłodnić wyobraźnię Matejki. Zygmunt Krasiński raz tylko, w ''Przedświcie'', miał widzenie kilkunastu bohaterów polskich, zresztą w ''Irydyonie'' temat jest zaczerpnięty z dziejów starożytnego Rzymu, a w przepięknej ''Glossie św. Teresy'' występuje święta hiszpańska. Tymczasem Słowacki, z wyjątkiem szkockiej ''Maryi Stuart'' i włoskiej ''Beatrix Cenci'', wyłącznie polskie tematy brał za osnowę swoich utworów, przyczem, siegajac w naszą przeszłość narodową, miał szczególny dar wnikania w jej tajniki, tak, iż ta przeszłość »w całej ozdobie«, z całym korowodem swych różnobarwnych postaci, od legendowych Popielów zaczynając, a na Pułaskim i Wernyhorze kończąc, jak żywa staje przed oczyma czytelnika. Żaden z na-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fo5btn2979ppu78dnl2jsd3p9h3syv2 3157746 3157745 2022-08-26T13:32:50Z Draco flavus 2058 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude>krotnie musiał się utwierdzać w przekonaniu, że obaj, i on, i Juliusz, podobne obrazy widzieli »oczyma duszv«. Bo i Matejko mógł, jak Słowacki, powiedzieć o sobie: <poem>:::::Same jakieś światła Chodzą po mojej głowie... Zielone, jasne, ''czerwone'', jak na tła Złote rzucone ''przez Wenecyanina'' Świętych postacie.</poem> <br> {{tab}}Ale istniały jeszcze i inne względy, dla których Matejko czuł większy pociąg do Słowackiego, niż do innych poetów. Jednym z nich, a jednym z najważniejszych, było jego niesłychane zamiłowanie do przeszłości polskiej, zamiłowanie, które Słowackiego z pewnością cechowało w nierównie wyższym stopniu, niż Mickiewicza lub Krasińskiego. Ani autor ''Grażyny'', ani wieszcz ''Przedświtu'', nie widzieli tyle poezyi w dziejach swego narodu, ani widzieli ich w tak poetycznem świetle, jak Słowacki. Najlepszy dowód, że żaden z nich, gdy chodziło o tematy, nie czerpał ich z tego niewyczerpanego źródła, którem jest cała przeszłość Polski. Wprawdzie Mickiewicz napisał swoich ''Konfederatów barskich'', ale dramatu tego w danym razie nie można brać w rachubę, choćby dlatego tylko, że go nie znamy w całości, i że z dwóch aktów, które się dochowały, tylko pierwszy jest dobry... Powtóre, okoliczności, w jakich został napisany po francusku, nie mogły nie wpływać ostudzająco, gdy chodzi o psychiczny wpływ na Matejkę. Oprócz tego dramatu (bo o ''Jakóbie Jasińskim'' chyba można przemilczeć), napisał Mickiewicz tylko ''Wallenroda'' i ''Grażynę'', ale oba rzeczone poematy, zaczerpnięte z zamierzchłych dziejów Litwy, nie są tego rodzaju, ażeby mogły były zapłodnić wyobraźnię Matejki. Zygmunt Krasiński raz tylko, w ''Przedświcie'', miał widzenie kilkunastu bohaterów polskich, zresztą w ''Irydyonie'' temat jest zaczerpnięty z dziejów starożytnego Rzymu, a w przepięknej ''Glossie św. Teresy'' występuje święta hiszpańska. Tymczasem Słowacki, z wyjątkiem szkockiej ''Maryi Stuart'' i włoskiej ''Beatrix Cenci'', wyłącznie polskie tematy brał za osnowę swoich utworów, przyczem, siegajac w naszą przeszłość narodową, miał szczególny dar wnikania w jej tajniki, tak, iż ta przeszłość »w całej ozdobie«, z całym korowodem swych różnobarwnych postaci, od legendowych Popielów zaczynając, a na Pułaskim i Wernyhorze kończąc, jak żywa staje przed oczyma czytelnika. Żaden z na-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9gqiodtzgphcl1fujfvzp83vcy8f95s 3158496 3157746 2022-08-26T23:58:53Z Draco flavus 2058 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude>krotnie musiał się utwierdzać w przekonaniu, że obaj, i on, i Juliusz, podobne obrazy widzieli »oczyma duszy«. Bo i Matejko mógł, jak Słowacki, powiedzieć o sobie: <poem>:::::Same jakieś światła Chodzą po mojej głowie... Zielone, jasne, ''czerwone'', jak na tła Złote rzucone ''przez Wenecyanina'' Świętych postacie.</poem> <br> {{tab}}Ale istniały jeszcze i inne względy, dla których Matejko czuł większy pociąg do Słowackiego, niż do innych poetów. Jednym z nich, a jednym z najważniejszych, było jego niesłychane zamiłowanie do przeszłości polskiej, zamiłowanie, które Słowackiego z pewnością cechowało w nierównie wyższym stopniu, niż Mickiewicza lub Krasińskiego. Ani autor ''Grażyny'', ani wieszcz ''Przedświtu'', nie widzieli tyle poezyi w dziejach swego narodu, ani widzieli ich w tak poetycznem świetle, jak Słowacki. Najlepszy dowód, że żaden z nich, gdy chodziło o tematy, nie czerpał ich z tego niewyczerpanego źródła, którem jest cała przeszłość Polski. Wprawdzie Mickiewicz napisał swoich ''Konfederatów barskich'', ale dramatu tego w danym razie nie można brać w rachubę, choćby dlatego tylko, że go nie znamy w całości, i że z dwóch aktów, które się dochowały, tylko pierwszy jest dobry... Powtóre, okoliczności, w jakich został napisany po francusku, nie mogły nie wpływać ostudzająco, gdy chodzi o psychiczny wpływ na Matejkę. Oprócz tego dramatu (bo o ''Jakóbie Jasińskim'' chyba można przemilczeć), napisał Mickiewicz tylko ''Wallenroda'' i ''Grażynę'', ale oba rzeczone poematy, zaczerpnięte z zamierzchłych dziejów Litwy, nie są tego rodzaju, ażeby mogły były zapłodnić wyobraźnię Matejki. Zygmunt Krasiński raz tylko, w ''Przedświcie'', miał widzenie kilkunastu bohaterów polskich, zresztą w ''Irydyonie'' temat jest zaczerpnięty z dziejów starożytnego Rzymu, a w przepięknej ''Glossie św. Teresy'' występuje święta hiszpańska. Tymczasem Słowacki, z wyjątkiem szkockiej ''Maryi Stuart'' i włoskiej ''Beatrix Cenci'', wyłącznie polskie tematy brał za osnowę swoich utworów, przyczem, siegajac w naszą przeszłość narodową, miał szczególny dar wnikania w jej tajniki, tak, iż ta przeszłość »w całej ozdobie«, z całym korowodem swych różnobarwnych postaci, od legendowych Popielów zaczynając, a na Pułaskim i Wernyhorze kończąc, jak żywa staje przed oczyma czytelnika. Żaden z na-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 15ajl4t07daro1urun7jn9yl7jn9df0 Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/12 100 1086695 3157747 2022-08-26T13:33:43Z Fallaner 12005 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Którys cierpiał za nas rany.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.|wys=30px}} {{c|'''Stacyja III.'''|W=110%|przed=1em|po=1em}} {{c|Jezus omdlały upada piérwszy raz pod krzyżem.}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Chwalimy Cię Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Ześ przez krzyż i mękę Twoją odkupił świat.|wys=30px}} {{tab}}(Rozmyślaj, jak Jezus pod ciężarem krzyża upada. Jego święte ciało zbite niezliczonemi razami, a przenajświętsza głowa przeszyta kolcami cierniowéj korony, dla ustawicznego płynienia krwi, zrządziły tak częste upadnięcie jego pod brzemieniem krzyżowém. Oprócz tego niosąc ciężki krzyż na ramionach i zelżony nielitościwego żołdactwa żydowskiego, upada z nieznośnym bolem swoim piérwszy raz pod krzyżem,)<br> {{c|(Rycina z napisem: Jezus upada po raz piérwszy pod krzyżem.)}} {{c|'''''Modlitwa.'''''|w=110%}} {{tab}}O Zbawicielu mój najukochanszy! któryś będąc wielce utrudzony i z sił wycieńczony, z ogromnym krzyża ciężarem na ziemię upaść musiałeś! Proszę Twéj świętéj łaski: racz mię oświecić, abym mógł poznać ciężkie przewinienie moje! Spraw o dobry Jezu i ratuj mię<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ksbt8jw0xs5obaqgvn7ifpgan9nblx4 3157760 3157747 2022-08-26T14:08:44Z Fallaner 12005 drobne techniczne proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Którys cierpiał za nas rany.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.|wys=30px}} {{c|'''Stacyja III.'''|W=110%|przed=1em|po=1em}} {{c|Jezus omdlały upada piérwszy raz pod krzyżem.|w=85%}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Chwalimy Cię Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Ześ przez krzyż i mękę Twoją odkupił świat.|wys=30px}} {{tab}}(Rozmyślaj, jak Jezus pod ciężarem krzyża upada. Jego święte ciało zbite niezliczonemi razami, a przenajświętsza głowa przeszyta kolcami cierniowéj korony, dla ustawicznego płynienia krwi, zrządziły tak częste upadnięcie jego pod brzemieniem krzyżowém. Oprócz tego niosąc ciężki krzyż na ramionach i zelżony nielitościwego żołdactwa żydowskiego, upada z nieznośnym bolem swoim piérwszy raz pod krzyżem,)<br> {{c|(Rycina z napisem: Jezus upada po raz piérwszy pod krzyżem.)}} {{c|'''''Modlitwa.'''''|w=110%}} {{tab}}O Zbawicielu mój najukochanszy! któryś będąc wielce utrudzony i z sił wycieńczony, z ogromnym krzyża ciężarem na ziemię upaść musiałeś! Proszę Twéj świętéj łaski: racz mię oświecić, abym mógł poznać ciężkie przewinienie moje! Spraw o dobry Jezu i ratuj mię<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> sei67gsjvdrbyxy2bav8l3mfwwxjn5u 3157761 3157760 2022-08-26T14:09:06Z Fallaner 12005 drobne techniczne proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Którys cierpiał za nas rany.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.|wys=30px}} {{c|'''Stacyja III.'''|W=110%|przed=1em|po=1em}} {{c|Jezus omdlały upada piérwszy raz pod krzyżem.|w=95%}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Chwalimy Cię Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Ześ przez krzyż i mękę Twoją odkupił świat.|wys=30px}} {{tab}}(Rozmyślaj, jak Jezus pod ciężarem krzyża upada. Jego święte ciało zbite niezliczonemi razami, a przenajświętsza głowa przeszyta kolcami cierniowéj korony, dla ustawicznego płynienia krwi, zrządziły tak częste upadnięcie jego pod brzemieniem krzyżowém. Oprócz tego niosąc ciężki krzyż na ramionach i zelżony nielitościwego żołdactwa żydowskiego, upada z nieznośnym bolem swoim piérwszy raz pod krzyżem,)<br> {{c|(Rycina z napisem: Jezus upada po raz piérwszy pod krzyżem.)}} {{c|'''''Modlitwa.'''''|w=110%}} {{tab}}O Zbawicielu mój najukochanszy! któryś będąc wielce utrudzony i z sił wycieńczony, z ogromnym krzyża ciężarem na ziemię upaść musiałeś! Proszę Twéj świętéj łaski: racz mię oświecić, abym mógł poznać ciężkie przewinienie moje! Spraw o dobry Jezu i ratuj mię<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> oebi7tj8rh4pu5jd70u4kanbkd4s85o 3157766 3157761 2022-08-26T14:15:19Z Fallaner 12005 drobne techniczne proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Którys cierpiał za nas rany.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.|wys=30px}} {{c|'''Stacyja III.'''|W=110%|przed=1em|po=1em}} {{c|Jezus omdlały upada piérwszy raz pod krzyżem.|w=95%}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Chwalimy Cię Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Ześ przez krzyż i mękę Twoją odkupił świat.|wys=30px}} {{tab}}(Rozmyślaj, jak Jezus pod ciężarem krzyża upada. Jego święte ciało zbite niezliczonemi razami, a przenajświętsza głowa przeszyta kolcami cierniowéj korony, dla ustawicznego płynienia krwi, zrządziły tak częste upadnięcie jego pod brzemieniem krzyżowém. Oprócz tego niosąc ciężki krzyż na ramionach i zelżony nielitościwego żołdactwa żydowskiego, upada z nieznośnym bolem swoim piérwszy raz pod krzyżem,)<br> {{c|(Rycina z napisem: Jezus upada po raz piérwszy pod krzyżem.|w=95%)}} {{c|'''''Modlitwa.'''''|w=110%}} {{tab}}O Zbawicielu mój najukochanszy! któryś będąc wielce utrudzony i z sił wycieńczony, z ogromnym krzyża ciężarem na ziemię upaść musiałeś! Proszę Twéj świętéj łaski: racz mię oświecić, abym mógł poznać ciężkie przewinienie moje! Spraw o dobry Jezu i ratuj mię<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tbfhfjfklrv97awsijcp87497e5ojvl Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/13 100 1086696 3157748 2022-08-26T13:36:38Z Fallaner 12005 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{c|STATIO III}} {{Skan zawiera grafikę}} {{c|Jezus omdlały upada piérwszy raz pod krzyżem.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> h1kkglv1pceon35cuvm6v7lhiz9vgv3 Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/14 100 1086697 3157749 2022-08-26T13:37:28Z Fallaner 12005 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{c|STATIO IV. {{Skan zawiera grafikę}} {{c|Jezus spotyka się z najświętszą Panną matké swoją bolesną}}.<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> glclrtqfychzi26hhykpbzdckkjc3lt 3157750 3157749 2022-08-26T13:37:40Z Fallaner 12005 drobne techniczne proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{c|STATIO IV.}} {{Skan zawiera grafikę}} {{c|Jezus spotyka się z najświętszą Panną matké swoją bolesną}}.<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qkdvogb0nd2b62erghq4sn1n4y6poos Dyskusja strony:EBIP-R0-100-2205.pdf/23 101 1086698 3157754 2022-08-26T13:46:55Z Superjurek 11231 /* Problem z tabelą */ nowa sekcja wikitext text/x-wiki == Problem z tabelą == Proszę o pomoc, niniejsza tabela jest dość problematyczna – w wikikodzie strony zamieściłem komentarze HTML. <br> Z góry dziękuję za pomoc '''[[Wikiskryba:Superjurek|Superjurek]]''' ([[Dyskusja_wikiskryby:Superjurek|Dyskusja]]) 15:46, 26 sie 2022 (CEST) b0ppwi1341eul8kanrx794yu1tfczni Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/15 100 1086699 3157764 2022-08-26T14:14:04Z Fallaner 12005 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>we wszystkich przeciwnościach i zdradliwych ścieźkach świata tego znikomego, ciebie abym w grzéchy nie wpadł! ale ciebie zawsze szukał, ciebie zawsze naśladował w cierpliwości i zbawienie wieczne otrzymał. Amen.<br> {{c|Ojcze nasz etc. Zdrowaś Maryja etc.}} {{c|Chwała Ojcu etc.}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Którys cierpiał za nas rany.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.|wys=30px}} {{c|'''Stacyja IV.'''|W=110%|przed=1em|po=1em}} {{c|Jezus spotyka się z najświętszą Panną matką swoją bolesną.|w=95%}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Chwalimy Cię Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Ześ przez krzyż i mękę Twoją odkupił świat.|wys=30px}} {{tab}}(Tu rozmyślaj jakim ta matka żalem ściśniona była na wejrzenie syna swego najukochańszego. Dopomagaj żalu tego Maryi i na wzór miłości jej zagrzéj serce twe miłością ku jej synowi.<br> {{c|{{c|(Rycina z napisem: Jezus spotyka się z matką swoja bolesną.)|w=95%}} {{c|'''''Modlitwa.'''''|w=110%}} {{tab}}Błagam cię najmiłosierniejszy Jezu! przez największą boleść Twoją, która serce twe przy tém spotkaniu się czuło, użycz mi łaskawie, bym zagrzany prawdziwém nabożeństwem wielbił matkę<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fylowwjlb3t9k1n3q6o9pwiuugw3o17 Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/16 100 1086700 3157774 2022-08-26T14:26:58Z Fallaner 12005 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>Twoją przenajświętszą. Ty zaś bolesna królowo uproś mi u syna swego umiérającego, bym nabożnie mógł mękę jego rozpamiętywać. — Kocham cię mój drogi Jezu nadewszystko brzydzę się grzéchami mojemi. Nie dopuszczaj, bym kiedy, mógł jaki ciężki popełnić grzéch, ale spraw, by serce moje najżywszą ku Tobie miłością przepełnione było, a wtedy niech się zemną dzieje wola Twoja przenajświętsza. Amen.<br> {{c|Ojcze nasz etc. Zdrowaś Maryja etc.}} {{c|Chwała Ojcu etc.}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Którys cierpiał za nas rany.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.|wys=30px}} {{c|'''Stacyja V.'''|W=110%|przed=1em|po=1em}} {{c|Jezusowi {{kor|rzykż|krzyż}} ciężki pomaga nieść Szymon Cyrenejski.|w=95%}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Chwalimy Cię Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Ześ przez krzyż i mękę Twoją odkupił świat.|wys=30px}} {{tab}}(Uważ tu, jak służalce na widok wielkiego osłabienia Jezusowego, obawiając się, żeby im w drodze na siłach osłabiony nie umarł, owego Szymona Cyrenejskiego przymuszają do dźwigania krzyża Jezusowego.)<br> {{c|(Rycina z napisem: Szymon Cyrenejski pomaga Jezusowi nieść krzyż.)|w=95%}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> s6w6b6woz0rg5m105r6dfl04x7cx18e Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/151 100 1086701 3157784 2022-08-26T15:11:21Z JKW 14394 /* Przepisana */ n proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="JKW" /></noinclude>{{tab}}Postać zatrzymała się na szczycie góry jakiejś i niby we wnętrza jej zstępować zaczęła, a rozwidniało się stopniami i z obu stron drogi stały kute w skale ściany — przez ciasne strzelnice śniady świt się wdzierał — przy ścianach, na prawo, na lewo, zbrojni, w jednakim stroju, wszyscy równi wzrostem, wszyscy jednakowi tym samym liców wyrazem, a ciągłym ruchem to garbią się, to prostują, czyszcząc żelazne lufy, które trzymają w ręku. Postać dotknęła powiek młodzieńca znikomem dłoni powiewem, mówiąc: „Przejrzyj — boć tu zaprawdę wstęp do piekła na ziemi.“ A wnet obaczył dusze onych wszystkich, na pół z ciał wychylone, nie mogące ani wstąpić do nich napowrót, ani też w pełni się oderwać — i targając się, płakały: „Nam ni żyć, ni umrzeć — gdzie każą, iść musim — przeciw Bogu, a idziemy, przeciw braciom, a idziem — biada nam!“ — I płacz ich był nieukojony. Postać stanęła, pytając: „Mówcie czem wy i jakie imię wasze?“ — Lecz usta onych ciał wszystkich nic nie odpowiedziały. — „Gdzie ojczyzna wasza?“ — A oczy onych ciał wszystkich podniosły się w górę pełne podziwu. „Gdzie dom wasz?“ a wśród ócz tylu niektóre tylko upuściły łzę jakoby mętnego wspomnienia. Lecz ramiona wszystkie coraz żywiej się ruszały, gładząc wciąż lufy i ostrząc kolce bagnetów; — aż z nad niemych ciał odjękły wszystkie dusze razem: „Dziećmi nas jeszcze zagnano w świat — kazali nam zapomnieć o sobie, a drugich zabijać — kto się opierał, ten sam jak zdrajca, kulą zabity, legł — a teraz nie pamiętamy skądeśmy wyszły, nie wiemy gdzie pójdziem.“ A na to im blada postać: „Dawniej, kiedy męże stawali do boju, znali jakiej sprawie służą i czemu trzeba umierać — oni jako bogi wojny, a wy jako jej bydlęta.“ I jednem skinieniem rozerwawszy łańcuch zbrojnych, poszła postać ku wschodom, co się wiły w głąb.<br> {{tab}}Za wieszczem zeszedł młodzieniec w ciemne podziemia — nagle potop światła roztoczy się przednim;<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> l3k2unwiuwbdr6rafwwgb3qtyi827hk Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/152 100 1086702 3157787 2022-08-26T15:17:29Z JKW 14394 /* Przepisana */ n proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="JKW" /></noinclude>ujrzał mury czarne i kraty i obręcze z łańcuchami wpojone do murów i w lampach alabastrowych lubieżne płomienie i jedwabie kobierców na ziemi — i mnóstwo ludzi koło jednego człowieka, który na wyniosłem krześle, biały i wysmukły jak niewiasta, przewraca kartki księgi czarnej. Przed nim krzyż marmurowy, olbrzymi, pod same sklepienia — i rozpięty na krzyżu posąg Chrystusa. Od stóp do głów wzdrygnął się cień Danta i rzekł: „U starych potępieńców nie spotkałem tego świętego znaku. Oni przynajmniej nie umieli bluźnić Bogu, Boga samego imieniem — ale patrz i słuchaj.“<br> {{tab}}Przełożony nad mnóstwem, schylił się i ciągnął z pod stóp krzyża ciężkie wory złota. Wszyscy, którzy tam stali, kołem przystąpią do niego! — wszyscy wyciągnęli ręce, pot chciwości kapie im z czoła. On im płacę rozdając uczy ich, a głos jego piszczący i drgliwy jak zgrzyt rylca po szklannem zwierciedle: „Gdziekolwiek się wkradniecie, bądźcie uprzejmi i słodcy — w domu starożytnego pana sypcie dumie pochlebstwa — w domu ubogim przymilajcie się nędzy. Gdzie mąż nęka żonę, pocieszajcie ją — gdzie ojciec synom skąpi, pożyczcie im grosza. Wszędzie gdzie silniejszy słabszego uciska, bądźcie słabszemu obroną, a wszystkie ich skarby i nadzieje, jak skarb ukryty, staną przed wami otworem. Jeśli kto ponury i milczący, sami zacznijcie rozpaczać, a krzyk wasz obudzi głos jego. Jeśli gdzie młodych spotkacie drżących niecierpliwie do czynu, zwiążcie ich zaraz strasznemi przysięgi — dajcie im pod szaty tajemnicze oręże — bo z ludźmi jak z kłosem — im pełniejszy, tem prędzej wykruszon! — A pamięć wasza niechaj będzie chciwa, ostra, nieskończona. Gdy wiatr trąca liście po drzewach, obzierajcie się za tym szumem — szpilkę gdy znajdziecie na drodze, podejmcie ją i przynieście tu, więcej ona warta niż miecz — bo gdzie miecz leży, tam już nie czas! — Kochajcie dzieci i bawcie się z niemi; — jak motyle na kwiatach, tak na ustach<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qc0skganet4ha37vqw3mv8uo9oqvaej Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/153 100 1086703 3157790 2022-08-26T15:23:29Z JKW 14394 /* Przepisana */ n proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="JKW" /></noinclude>niedorośląt siadają czasem ich rodzin tajemnice. Wiedza jest darem darów. Ciała wszystkich, w jednem się nie zmieszczą więzieniu, ale głowa jedna zdoła objąć myśli wszystkich i jak wieczne więzień sklepienie zawisnąć nad niemi! — Idźcie w świat.“ A owi wszyscy ciężarni złotem poznikali jak mary.<br> {{tab}}Z drugiej strony lochu, zwinęła się różana makata, drzwi się za nią roztwarły. Weszli posługacze, wiodąc pod boki człowieka w łachmanach, który się wyprostował i ryknął jak zwierzę: „Dajcie jeść, dajcie pić — wczoraj ojciec umarł z głodu — dziś matka skonała — a mnie pali gorączka, i ja umrę w nocy.“ Skinął przełożony, a wnet podniosła się naprzeciwko lazurowa makata, za którą błysnął stół gnący się pod srebrem mis i kryształem czar. Rzucił się zgłodniały — ale wstrzymali go: „Wprzódy przysiąż nam na wierność.“ „Jeść, jeść! a przysięgnę potem.“ Na to rozśmiał się wysmukły i wskazał na krzyż, a konający padł na kolana przed krzyżem.<br> {{tab}}I zdało się młodzieńcowi, że głos przełożonego wzbił się jak syk węża: „Na Trójcę świętą i na mękę Pańską, co obaczę, co usłyszę, czego się domyślę, donieść tu przyrzekam, choćby jęk brata, choćby siostry westchnienie. Jeśli co przyjaciele, jeśli co krewni knują wypowiem, a niech ich gardło pod nóż kata się dostaje. Gdybym co zataił, niech sam zginę przybity do deszczek i rwany kleszczami, palon ogniem i pojon trucizną.“ Ale klęczący nie chciał powtórzyć słów onych i padł na ziemię wołając: „Umieram!“ a wysmukły odrzekł mu: „Umieraj!“ i założywszy ręce czekał.<br> {{tab}}Nastąpiło wielkie milczenie — i zdało się młodzieńcowi, że się sam pyta postaci! „Mistrzu! gdzie są dusze tych ludzi, że nie widzę ich, choć wzrok duchów od ciebie przyjąłem.“ A postać: „W sprawiedliwości Boga nie znalazło się dość srogiej kary na nie — zatem w wiekuistą puszczone pogardę, ztożsamiły się ze swemi ciałami. Im tylko wśród wszystkich<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ishhwoanfzmi75cnwqab6qmp37pu9b1 Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/381 100 1086704 3157791 2022-08-26T15:28:26Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>gi, potem trzeci, nie mogąc osiągnąć pomyślniejszych rezultatów swoich wysiłków.<br> {{tab}}— Do stu piorunów!... — krzyknął z wściekłością. — Czy jestem słaby jak dziecko i zdenerwowany jak kobieta?... czy już nie zdołam zapanować nad sobą na tyle, abym mógł oskarżyć tego nędznika, którego sprawiedliwość zmusi przecież do oddania mi skradzionych pieniędzy?...<br> {{tab}}Ścisnął sobie głowę oburącz i powtarzał:<br> {{tab}}— Pieniądze ukradzione!... siedmdziesiąt tysięcy franków!... cały majątek!... Ile to pracy, ile zabiegliwości, ile potu potrzeba aby zarobić siedmdziesiąt tysięcy franków?... I potem jak już nareszcie, są tu, w kasie żelaznej, pod strażą mocnego zamku, taki niegodziwiec, któremu po waryacku dałeś twoje zaufanie, posiłkuje się tym kluczem, który ma od ciebie, aby otworzyć twoją kassę, aby ukraść w jednej sekundzie pieniądze tak długo gromadzone!... Na szczęście jest prawo!... Sprawiedliwość jest, policya czuwa!... ale trzeba pisać.. trzeba się spieszyć!...<br> {{tab}}Pan Verdier zaczął znowu posuwać piórem po papierze, i tym razem doszedł do tego, że jeżeli nie pisał pięknie i równo, to przynajmniej udawało mu się pisać czytelnie... Napisał prędko pierwsze wiersze skargi, potem zawahał się i nie mogąc pisać dalej, zatrzymał się...<br> {{tab}}Ręka była posłuszna, ale nieład i wzruszenie jakie nim miotały, nie pozwoliły mu sformułować jasno swej myśli; zdania masami całemi cisnęły mu się do myśli i pod pióro, wszystkie na raz, w nieopisanym nieładzie; krótko mówiąc, czuł się chwilowo niezdolnym do określenia i opi-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1d4wzj2tcakxmp519opya3u0nmn6n92 Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/154 100 1086705 3157792 2022-08-26T15:29:44Z JKW 14394 /* Przepisana */ n proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="JKW" /></noinclude>świętych dar żywota odebran, i gdy te ich pierwsze ciała się rozwiążą, ich samych nie będzie już nigdzie.“ Wtem podrzucił się zgłodniały w stronę zastawionej biesiady — „przysięgnę,“ szepnął, sypiąc skry oczyma, a przełożony podał mu rękę i postawił go znów na kolana. On zaczął przysięgać!<br> {{tab}}I mara jakoby anioła, z zasłoną na czole, wyjrzała z przestrzeni, krzyż broniąc kręgiem skrzydeł swoich — i dopóki trwała przysięga, stał anioł rozpostarty przed krzyżem — lecz go nikt z tych wszystkich widzieć nie mógł. A gdy skonał ostatni wyraz przysięgi, gdy ciało zgłodniałe wstawszy wlokło się dalej, twarz anioła pokryła się wielką śniadością — i zasłonę rozdarł wołając: „Dusza jedna, Panie, zginęła!“ Ten krzyk na wskroś przeszył serce młodzieńca i zdało mu się, że musiał spuścić głowę z nieznośnego bólu.<br> {{tab}}Gdy oczy podniósł, wszędzie ciemności, a środkiem ich płynęły blade cmentarze, pełne sterczących rusztowań i kości niepogrzebanych, płynęły jedne za drugiemi jak nawalne chmury. Z nad nich wzbijały się jakoby tumany liści jesiennych z szumem żałobnym — pełno tam głosów mięszało się razem, a wszystkie skarżyły na donosicieli — i niewieści szloch i dziecinny płacz i mężów donośny jęk. A cień Danta rzeki do nich: „Przyjdzie na was czas niebożęta i żyć będziecie podwójną wiecznością — waszą własną i tych, którzy was zgubili — bo z nicości im przeznaczonej wycofnie się duch i przejdzie do was. Uciszcie się więc, o nieszczęśliwi!“ — A gdy tak mówił, zapłakał sam!<br> {{tab}}I napowrót szedł ku powierzchni ziemi, aż znów wstąpił pomiędzy zbrojne, którzy już stali teraz pod bronią jak rzędy posągów. Dźwięk trąb i bębnów odmierzał im spadkami czas i tryb życia. Jedni odchodzili na spoczynek, drudzy jak głazy na ich miejsca się wbijali, inni wziąwszy na cel leżących na ziemi<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jug2ltsi9g2g7bd1legxyufoxtwmje6 Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/382 100 1086706 3157793 2022-08-26T15:30:22Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>sania logicznie czynu, który chciał przedstawić przed oczy stróża prawa. Rozwścieklony a upokorzony tą nową przeszkodą, która opóźniła wykonanie jego woli, pan Verdier zrozumiał nareszcie, że jedynym środkiem odniesienia zwycięztwa nad sobą było, zebrać myśli przez kilka chwil, i w ten sposób uspokoić się na tyle przynajmniej, aby opanować gorączkę szaloną, która go pożerała.<br> {{tab}}W wykonaniu tego postanowienia, oparł łokieć prawej ręki na biurku, na dłoni złożył czoło, zamknął oczy, lewą zaś rękę opuścił wzdłuż poręczy fotelu, na którym siedział.<br> {{tab}}Wtem stało się coś nieprzewidzianego, co wstrząsnęło naraz całem jego ciałem. Zimne jakieś wargi dotknęły jego palców. Odwrócił się gwałtownie i zobaczył Lucynę klęczącą, albo raczej leżącą u nóg jego, i usiłującą pocałować go w rękę.<br> {{tab}}— Czego chcesz odemnie?... — spytał jej tonem surowym.<br> {{tab}}— Chcę litości, ojcze — jąkała młoda dziewczyna wśród łez — chcę litości, albo raczej sprawiedliwości...<br> {{tab}}Pan Verdier utkwił w Lucynie wzrok lodowaty i groźny, wykrzykując:<br> {{tab}}— Córka niewdzięczna i wyrodna, która zdradza własnego ojca i staje się wspólniczką jego nieprzyjaciół, nie zasługuje na żadną litość, i nie otrzyma jej!... Mówiłaś o sprawiedliwości!... dla kogóż jej żądasz!?<br> {{tab}}— Dla nieszczęśliwego, którego wypędziłeś z tego domu...<br> {{tab}}Achiles Verdier podniósł się.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ozu68rokrnm924rbciiw22zvqy5m5be Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/280 100 1086707 3157794 2022-08-26T15:31:31Z Alnaling 32144 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>Elżbieto? Nie pozwalasz Emilce ślizgać się? {{Korekta|Dlaczeczo|Dlaczego}}?”<br> {{tab}}— Ona niszczy obuwie — rzekła lakonicznie Elżbieta.<br> {{tab}}— Dajże jej się ślizgać dowoli! Ona musi być dużo na powietrzu. Powinna sypiać pod gołem niebem — tu doktór popatrzał wrogo na Elżbietę.<br> {{tab}}Elżbieta trzęsła się, gdy doktór opuszczał Srebrny Nów. Znała jego niedorzeczne poglądy na zapobieganie gruźlicy. Chcąc go udobruchać, pozwoliła Emilce spędzać dnie całe na świeżem powietrzu, byle nie nudził co do snu przy otwartych oknach, gdyż to rozumiał Burnley przez „sypianie pod gołem niebem”.<br> {{tab}}— On więcej się troszczy o Emilkę, niż o własne dziecko — rzekła Elżbieta do Laury.<br> {{tab}}— Ilza jest zdrowa — odrzekła Laura z uśmiechem. — Gdyby była wątłem dzieckiem, Allan przebaczyłby jej to, że... że jest dzieckiem swej matki.<br> {{tab}}— Pst... — rzuciła Elżbieta. Ale już było zapóźno. Emilka, która właśnie wchodziła do kuchni, usłyszała słowa ciotki Laury i rozmyślała nad niemi przez cały dzień w szkole. Dlaczego Ilzie można przebaczyć, lub nie, to że jest córką swojej matki? Wszak każdy jest dzieckiem swej matki, ona też! Gdzie tu jest zbrodnia? Emilka tak silnie dociekała tego zagadnienia, że nie uważała podczas lekcji i naraziła się na ostrze ironji panny Brownell.<br> {{tab}}Ale wróćmy do Czarnowody, gdzie Tadzio po objechaniu terenu ślizgawkowego odprowadzał właśnie Emilkę na ławkę, na której czekała na nich Ilza. Jej złote włosy tworzyły aureolę nad śnieżnem czołem. Policzki miała zaróżowione, a oczy jej {{pp|błyszcza|ły}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|274}}</noinclude> h1l0jqa0r5ojfn2cjd924stkqvj1h38 Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/383 100 1086708 3157795 2022-08-26T15:32:33Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Czy o Andrzeju de Villers śmiesz do mnie mówić?... — spytał głosem z gniewu stłumionym.<br> {{tab}}— Na wszystko będę śmiałą, mój ojcze... zniosę nawet twój gniew, jeżeli tego będzie trzeba, aby ci przeszkodzić w spełnieniu bezwiednie, złego czynu... Straszne pozory obwiniają pana de Villers, to prawda... ale on jest niewinny...<br> {{tab}}— Milcz!...<br> {{tab}}— Nie, mój ojcze, nie umilknę!... Milczeć byłoby podłością!... więcej niż podłością... to byłoby zbrodnią!... Powinnam oświecić twoje sumienie... powinnam oszczędzić ci wyrzutów... Ręce tego młodego człowieka są czyste od wszelakiego błędu... jestem tak pewna jego uczciwości jak mojego szacunku dla ciebie!...<br> {{tab}}— A więc ja jestem potwarcą!?...<br> {{tab}}— Niech mnie Bóg uchowa od podobnej myśli!... Jesteś najlepszym i najsprawiedliwszym z ludzi, ale okropny zbieg okoliczności uwodzi cię... niepojęta fatalność oślepia cię...<br> {{tab}}— Nieszczęśliwa!.,. — przerwał pan Verdier glosem piorunującym — ty oskarżasz ojca twojego o zaślepienie podczas gdy ty sama niewidzisz nic z pod gęstej zasłony, która ci oczy zakrywa!... Więc tak!... to co mi powiedziano... to w co wierzyć nie chciałem, więc to jest prawdą?!... Kochasz takiego nędznika, i ta bezwstydna miłość daje ci tyle zuchwałości i bezczelności, że go bronisz przeciw mnie!...<br> {{tab}}Purpurowa łuna okryła policzki młodej dziewczyny; spuściła oczy, i w wielkiem pomieszaniu ukryła twarz w dłoniach.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nbktvpwjg7zs55m11brnnp62fusysp3 Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/281 100 1086709 3157796 2022-08-26T15:33:13Z Alnaling 32144 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>{{pk|błyszcza|ły}} jak djamenty. Artystyczny zmysł Tadzia nie mógł pozostać nieczuły wobec tej piękności, radował się nią.<br> {{tab}}— Czy Ilza nie jest śliczna? — spytał.<br> {{tab}}Emilka nie była zazdrosna. Nie to ją ubodło, że ktoś chwali Ilzę. Lecz, mimo wszystko, nie podobało jej się to. Tadzio patrzył na Ilzę ze zbytnim podziwem. Olśniewa go, myślała Emilka, to migocące w słońcu złoto włosów Ilzy.<br> {{tab}}— Gdybym miała grzywkę nad czołem, Tadzio uważałby mnie również za ładną — pomyślała z goryczą. Naturalnie ciemne włosy nie są takie ładne jak jasne. Ale ja mam zbyt wysokie czoło, wszyscy to mówią. A na portreciku, namalowanym przez Tadzia, wyglądam ładnie, bo mi przysłonił czoło lokami.<br> {{tab}}To w niej nurtowało. Prześladowały ją złe myśli, gdy wracała do domu; kolacji nie zjadła, bo nie miała grzywki. Cała jej tęsknota kilkumiesięczna za grzywką wezbrała w niej naraz ze wzmożoną siłą. Wiedziała, że ciotki Elżbiety nic nie ugnie. Rozbierając się do snu, weszła na krzesełko, aby się przejrzeć w zwierciadle i spuściła sobie parę loczków na czoło. Efekt był olśniewający, przynajmniej w oczach Emilki. Przyszło jej nagle na myśl: ażeby tak przyciąć sobie samej włosy na grzywkę? Toby zajęło minutę, nie więcej. A cóż może uczynić ciotka Elżbieta wobec faktu dokonanego? Będzie się bardzo gniewać i z pewnością wymierzy jej jakąś karę. Ale grzywka będzie grzywką, przynajmniej dopóki nie odrośnie.<br> {{tab}}Emilka z zaciśniętemi zębami poszła po nożyczki. Podzieliła włosy na dwie części. Nożyczki pracowały przez chwilę. Czarne loki spadały na ziemię. W ciągu<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|275}}</noinclude> e0awip24ukxu9veo9d4s4t61axfuwlb Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/384 100 1086710 3157797 2022-08-26T15:35:12Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Ah! — wykrzyknął Achiles Verdier z wyrazem ponurego zwycięztwa — zgadłem dobrze!... rumienisz się1 wstyd cię pali!...<br> {{tab}}{{Korekta|— Lucyna|Lucyna}} podniosła głowę.<br> {{tab}}— Rumienię się, ale nie ze wstydu!... — odpowiedziała, a obrażona duma zachwycającą ją czyniła. — Uczyniłeś serce moje takiem, że nic, czegobym się wstydzić potrzebowała, nie znajduje w niem miejsca!... Nie wiem czy miłością jest uczucie jakie mam dla pana de Villers, i przysięgam ci, że aż do tej chwili nie badałam się pod tym względem!... Człowiek ten wzbudzał we mnie uczucie głębokie, szacunek bez granic, jak wszystko co jest uczciwe i dobre... Dziś jest nieszczęśliwy... jest prześladowany... będę go może kochała, i nie zdaje mi się abym potrzebowała rumienić się za to...<br> {{tab}}Pan Verdier zaczął się śmiać ironicznie.<br> {{tab}}— W jakiej to melodramie, z pod rogatkowego teatru znalazłaś te szumne tyrady, któremi wielkie swe uczucia malujesz!? — spytał z gorzkiem szyderstwem.<br> {{tab}}— Uczucia te, mój ojcze, czerpałam we własnem sercu...<br> {{tab}}— Jak ci się podoba!... kochaj sobie tego rozbójnika!... Graj dalej swoją rolę!... ja odegram moją, posyłając twojego kochanka do lochu więziennego, potem na ławę przestępców, a ztamtąd pod karabinami na galery!...<br> {{tab}}Pan Verdier padł napowrót w fotel, który przed chwilą opuścił; podjął dumnie pióro, i tym razem było mu ono posłuszne, bo zaczął pisać z najwyższą łatwością i szybkością<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9w8brvge6lf9ly74iva8tcztkm0r4yj Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/282 100 1086711 3157798 2022-08-26T15:35:57Z Alnaling 32144 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>minuty miała Emilka upragnioną grzywkę. Zmieniało to charakter jej fizjonomji. Czyniło ją wyzywającą, zagadkową. Emilka patrzyła z triumfem na swe odbicie w zwierciadle.<br> {{tab}}Wtem ogarnął ją strach. Och, cóż ona zrobiła?! Jakże się będzie gniewać ciotka Elżbieta! Nagle zbudziło się sumienie i dręczyło dziewczynkę okrutnie. Niedobra była, postępując w ten sposób. Nie należało obcinać włosów na grzywkę, skoro ciotka Elżbieta na to nie pozwoliła. Ciotka Elżbieta przygarnęła ją, stworzyła jej w Srebrnym Nowiu ognisko domowe... wszak Rhoda Stuart powiedziała w szkole, że Emilka „żyje z łaski”. A ona odpłaciła jej za to nieposłuszeństwem i niewdzięcznością. Córka Starra nie powinna była tego zrobić. W panicznym strachu, udręczona wyrzutami sumienia, porwała Emilka na nowo nożyczki i zaczęła przycinać włosy aż do nasady. Coraz gorzej! Widać było, że na tem czole istniała grzywka, którą obcięto, unicestwiono. Gniewu ciotki Elżbiety nie da się uniknąć. A na dobitkę zrobiła z siebie straszydło. Emilka wybuchnęła płaczem, pozbierała obcięte loki z podłogi, wrzuciła je do kosza od papieru, zgasiła świecę i wsunęła się pod kołdrę w chwili, kiedy ciotka Elżbieta wchodziła właśnie do sypialni.<br> {{tab}}Emilka ukryła twarz w poduszkach i udawała, że śpi. Bała się, że ciotka Elżbieta zada jej jakieś pytanie i będzie chciała na nią patrzeć, mówiąc do niej. Według tradycji Murrayowskiej należało patrzeć w oczy ludziom, do których się mówi. W pokoju było ciemno, zupełnie ciemno. Emilka wzdychała i przewracała się z boku na bok. W łóżku była butelka z gorącą wodą, a ona, wiedząc o tem, miała nogi {{pp|lodo|wate}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|276}}</noinclude> sigmt0apzb316e474i6eowaecvxwjjf Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/283 100 1086712 3157799 2022-08-26T15:38:00Z Alnaling 32144 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>{{pk|lodo|wate}}, a nie śmiała oprzeć ich o butelkę. Niegodna była tej przyjemności, zbyt niegrzeczna była, zbyt niewdzięczna.<br> {{tab}}— {{Korekta|Przestać|Przestań}} się kręcić — rzekła ciotka Elżbieta.<br> {{tab}}Emilka przestała się kręcić. Ale psychicznie nie uspokoiła się bynajmniej. Nie mogła usnąć. Przyczyną mogły być równie dobrze zimne nogi, jak dręczące ją sumienie. Drżała na myśl o dniu jutrzejszym. Ciotka Elżbieta zobaczy, co się stało. Żeby to już było jutro! Żeby to już mieć za sobą! Emilka zapomniała się i gwałtownie przewróciła się na drugi bok.<br> {{tab}}— Dlaczego jesteś taka niespokojna? — spytała ciotka Elżbieta, wysoce niezadowolona. — Czy się przeziębiłaś?<br> {{tab}}— Nie, ciotko Elżbieto.<br> {{tab}}— No, to śpij. Znieść nie mogę tego wiercenia się. Zupełnie tak, jakbym miała w łóżku węgorza. O, Boże!<br> {{tab}}Ciotka Elżbieta, poruszywszy się żywiej zkolei, dotknęła nogą lodowatej nóżki Emilki.<br> {{tab}}— Boże mój, dziecko, nogi masz jak sople lodu. Masz, przyłóż je do butelki.<br> {{tab}}Ciotka Elżbieta pchnęła butelkę w kierunku nóg Emilki, która jak kotka przytuliła skostniałe palce do gorącego naczynia. Jak przyjemnie, jak ciepło, jak dobrze!<br> {{tab}}Nagle pojęła Emilka, że nie zdoła czekać aż do jutra.<br> {{tab}}— Ciotko Elżbieto, mam coś na sumieniu, muszę ci to wyznać...<br> {{tab}}Ciotka Elżbieta była zmęczona i senna, nie miała<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|277}}</noinclude> sp5m7jbestjg2nwtu7ed9hukf7kmpqd Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/385 100 1086713 3157800 2022-08-26T15:38:34Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Mój ojcze — krzyknęła Lucyna przerażona i zrozpaczona — mój ojcze co robisz!?...<br> {{tab}}— Przecież łatwo odgadnąć co robię!... opisuję prokuratorowi cesarskiemu, kradzież u mnie spełnioną i wskazuję mu złodzieja!...<br> {{tab}}— Ojcze, w imię nieba, nie rób tego!...<br> {{tab}}Pan Verdier odpowiedział wybuchem śmiechu, i jego pióro, dalekie od wstrzymania się, biegło tem prędzej po papierze...<br> {{tab}}— Ojcze — błagała Lucyna — daj się wzruszyć mojemi prośbami, mojemi łzami, moją rozpaczą...<br> {{tab}}— Za dziesięć minut list ten odejdzie do prokuratoryi...<br> {{tab}}— Przysięgam ci ojcze na pamięć mojej matki, że gubisz niewinnego!...<br> {{tab}}— Nic ci nie przeszkodzi bronić jego sprawy, powiem to jego sędziom...<br> {{tab}}— Wielki Boże!... jesteś więc niewzruszonym!...<br> {{tab}}— Jak prawo!... Jestem okradziony!... chcę sprawiedliwości!...<br> {{tab}}— Jednakże gdyby pieniądze były ci zwrócone?...<br> {{tab}}Ręka pana Verdier wstrzymała się, nie dokończywszy zaczętego wyrazu; oczy mu zabłysły i zwróciły się badawczo na młodą dziewczynę i z wyrazem dzikiej chciwości wykrzyknął:<br> {{tab}}— Gdyby pieniądze były mi oddane!... Czy mi je możesz oddać?... Wiesz gdzie są schowane?... Czy może przypadkiem jesteś paserką tego nędznika?...<br> {{tab}}Lucyna nie zrozumiała, czy też może nie chciała zrozumieć tego niegodnego zarzutu.<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qn6o8upcerq09h0g2i9nyp4fok7rp91 Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/386 100 1086714 3157801 2022-08-26T15:40:50Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Ja nie wiem czy osobiście posiadam coś rzekła — ale ty ojcze jesteś bogaty — i zapewne przeznaczasz mi jakiś posag, który mi masz dać w dniu, w którym małżeństwo odłączy mnie od ciebie... A więc!... zrzekam się tego posagu... nie pójdę za mąż nigdy... będę pracowała w twoim domu tak jakbym potrzebowała zarobić na chleb... oszczędzę ci wydatku na trzymanie buchaltera... Zastąp sobie pieniądze skradzione temi, którebyś mnie miał dać, i nie oskarżaj pana de Villers...<br> {{tab}}Pan Verdier wzruszył ramionami i odpowiedział:<br> {{tab}}— Żartujesz sobie pewno — a żarty tu wcale się niezgadzają z szacunkiem o jakim przed chwilą mówiłaś!... Odejdź... potrzebuję być sam... wszystkie twoje słowa, wszystkie prośby będą bezużyteczne... moje postanowienie jest niezmienne... nic go nie cofnie... przestań mnie nudzić, bo moja cierpliwość jest bliską wyczerpania i nie będę cię więcej słuchał...<br> {{tab}}Wymówiwszy to, pan Verdier odwrócił głowę i kończył list.<br> {{tab}}Okropna rozpacz ogarnęła Lucynę. Zrozumiała, ze niepodobna jej będzie znaleść jaką czułą strunę w kamiennem sercu jej ojca... Nie łudziła się w tym względzie wcale, a jednak zdecydowała się na jeszcze jeden ostatni wysiłek.<br> {{tab}}— Mój ojcze — jąkała padając na nowo na kolana przed nieczułym i bezlitosnym człowiekiem, którego ponura twarz wyrażała tylko pragnienie zemsty, nienawiść i gniew — nie skarżę się na swój los, ale od chwili jak żyję na świecie, wiesz sam, nie byłam nigdy bardzo szczęśliwa... Prawie wszystkie dzieci mają matki... ja nie znałam<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pu8ay1mmv1v3d5dqjwx4hp68w8eftq0 Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/387 100 1086715 3157802 2022-08-26T15:42:17Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>swojej... wzrosłam w sieroctwie, nie znając jej pieszczot tak słodkich... Twoje interesa, twoje prace, twoje podróże, oddalały cię też często odemnie a jeżeli znajdowałeś się tu, nie dawały ci czasu dowieść mi, że ta sierota jest czemś innem dla ciebie jak obca, jak obojętna...<br> {{tab}}Nie skarżyłam się nigdy... — mówiła dalej — nie buntowałam się nigdy przeciw samotności w jakiej upływało moje dzieciństwo... chowałam moje smutki w głębi duszy... okazywałam ci zawsze twarz uśmiechniętą, wtedy nawet kiedy serce moje było boleśnie zranione twoją oziębłością... Czułam dla ciebie i czuję zawsze przywiązanie córki, pełne głębokiego szacunku... zmuszałam się do tego żeby uwierzyć w twoją miłość ojcowską, pomimo pozorów obojętności, które mnie przygnębiały... Nakoniec przyjęłam z poddaniem życie takie, jakie chciałeś aby było dla mnie...<br> {{tab}}Dziś — dodała — po raz pierwszy zanoszę do ciebie prośbę i zanoszę ją na klęczkach!... błagam cię o dowód jedyny, tej miłości ojcowskiej, w którą wierzyć i o której wątpić też nie potrzebuję!... Poświęć dla mnie twe przekonania ten raz jeden!... zrzecz się zemsty, która ci się zdaje słuszną... daruj temu, którego masz za winnego, a przez resztę mojego życia będę cię czciła... kochała... i błogosławiła!...<br> {{tab}}Podczas kiedy młoda dziewczyna mówiła, pan Verdier nie przestawał pisać. Skoro skończyła, podniósł głowę i popatrzył na nią w sposób tak groźny, że biednej dziewczynie zdawało się że mdleje i że serce jej bić przestoje...<br> {{tab}}— Znasz mnie widać bardzo mało — powiedział gło-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> o0sije5y31jzfuecnt74x3inolvvdx3 Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/388 100 1086716 3157803 2022-08-26T15:45:13Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>sem zimnym i przeszywającym jak ostrze noża — jakże można nie wiedzieć, że nie porzucam nigdy raz powziętego postanowienia!... Nie będę rozprawiał z tobą... jeżeli ci się podoba wątpić o mojem uczuciu ojcowskiem, to mnie mało obchodzi, bo ja nie wierzę też już w twoje dla mnie uczucie! Córka wyrodna, która w sercu swojem wyżej stawia bandytę niż ojca własnego, zasługuje tylko na wzgardę!... Ja chcę być sam, powtarzam ci, i po raz drugi rozkazuję ci wyjść...<br> {{tab}}— Ojcze, ojcze mój!... miej litość nademną... — jąkała Lucyna włócząc się u nóg pana Verdier.<br> {{tab}}— Czy mnie usłuchasz raz nareszcie!... — wykrzyknął ten człowiek. — Strzeż się!... gniew mnie unosi.... niedługo nie będę panem siebie! wyjdź!...<br> {{tab}}Młoda dziewczyna, złamana wzruszeniami strasznemi, które następowały po sobie tak gwałtownie, nie miała siły podnieść się.<br> {{tab}}Pan Verdier powiedział prawdę. Gniew nim miotał, gniew zwierzęcy. Twarz jego bronzowa stała się szkarłatną i dzikie błyski zajaśniały w oczach. Zerwał się z fotelu, chwycił Lucynę za ramię pociągnął ją z niesłychaną gwałtownością do drzwi, które otworzył i popchnął ją za próg krzycząc:<br> {{tab}}— Córko przeklęta, idź sobie!... wypędzani cię!...<br> {{tab}}Lucyna straciwszy przytomność jak błędna dwa razy zachwiała się na miejscu i już byłaby padła na ziemię gdyby nie Piotr Landry, który na szczęście podbiegł, przyjął ją bezprzytomną w swoje objęcia...<br> {{tab}}— Nieszczęśliwy!... — szeptał. — Byłby ją zabił!... Ah! jak to podle!... jak to niegodnie!... ale ja tu jestem...<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> l5ge90nzho3og6g6dc0qlyw06uyjzbk Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/284 100 1086717 3157804 2022-08-26T15:49:36Z Alnaling 32144 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>najmniejszej ochoty na spowiedź nocną. Rzekła niezbyt uprzejmym tonem:<br> {{tab}}— Co zrobiłaś?<br> {{tab}}— Przycięłam sobie włosy na grzywkę, ciotko Elżbieto.<br> {{tab}}— Grzywkę?<br> {{tab}}Ciotka Elżbieta usiadła na łóżku.<br> {{tab}}— Ale zaraz obcięłam ją doszczętnie — zawołała Emilka pośpiesznie. — Ostrzygłam włosy aż do skóry.<br> {{tab}}— Cóż za straszydło zrobiłaś z siebie! — rzekła, krzywiąc się niemiłosiernie. — Nigdy jeszcze nie widziałam tak brzydkiej twarzy, jak twoja w tej chwili. A przytem postąpiłaś w sposób wysoce nieodpowiedni.<br> {{tab}}Tym razem zgadzała się Emilka z ciotką Elżbietą, co niezawsze im się zdarzało.<br> {{tab}}— Żałuję bardzo, że to zrobiłam — rzekła z błagalnem wejrzeniem.<br> {{tab}}— Będziesz jadać kolacje w spiżarni przez cały tydzień — orzekła ciotka Elżbieta. — I nie pojedziesz ze mną w przyszłym tygodniu do wuja Olivera. Przyrzekłam, że cię zabiorę. Ale nie mogę zabrać ze sobą kogoś, kto tak wygląda.<br> {{tab}}To było okrutne. Emilka cieszyła się bardzo na tę bytność w domu wuja Olivera. Ale najgorsze już minęło. Nogi jej zaczynały się rozgrzewać. Postanowiła zrzucić wszelki ciężar z serca, skoro już raz zaczęła się spowiadać.<br> {{tab}}— Jeszcze coś powinnam ci wyznać, ciotko Elżbieto.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|278}}</noinclude> 6xaaul5k9y5uuozz9omc93bng04hxb3 Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/390 100 1086718 3157805 2022-08-26T15:52:03Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Dobrze!... — mruczał — bardzo dobrze!... rzecz jest przedstawiona w sposób jasny i treściwy... wywody prowadzą wprost do wniosków i łączą się logicznie... Wina człowieka którego oskarżam jest widoczna, i prokurator cesarski nie zawaha się ani chwili przy wydawaniu rozkazu ujęcia go!... Zobaczymy czy przeniewierny kasyer, raz pod klucz się dostawszy, trwać będzie uparcie i odmówi zwrotu skradzionych pieniędzy!...<br> {{tab}}Właściciel zakładu złożył arkusz papieru, włożył go do dużej koperty, którą zapieczętował czerwonym lakiem i na której napisał taki adres: {{c|„''Panu Prokuratorowi cesarskiemu''<br> ''departamentu Sekwany''.<br> ''W miejscu urzędowania. — Pałac Sprawiedliwości''.}} {{tab}}— Teraz — spytał się siebie — przez kogo odeślę ten list?... Nic trudnego!... mogę go posłać przez pierwszego lepszego z moich robotników... polecenie jest łatwe do spełnienia i niewymaga wysiłku inteligencyi...<br> {{tab}}Otworzył drzwi od biura i wychylił się na dwór aby schwycić łańcuszek od małego dzwonka, którego odgłos uwiadamiał zwykle, że kasa jest otwarta, w dnie wypłaty, w innym czasie, skoro w zakładzie usłyszano ten dzwonek, robotnicy najbliżej umieszczeni porzucali robotę i udawali się do pawilonu, dla odebrania instrukcyi pryncypała, lub panny Lucyny, która go zastępowała w nieobecności.<br> {{tab}}Pan Verdier nie miał potrzeby dzwonić. W chwili kiedy jego ręka zbliżała się do dzwonka, spotkał się oko w oko z podmajstrzym, który mu się ukłonił z uszanowaniem.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3a6jqvyh3b7ovoyo2lqxuvfr1oqf3bv Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/285 100 1086719 3157806 2022-08-26T15:52:08Z Alnaling 32144 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>{{tab}}Ciotka Elżbieta odwróciła się, mrucząc. Emilka wzięła to mruczenie za oznakę zgody.<br> {{tab}}— Ciotko Elżbieto, pamiętasz tę książkę, którą znalazłam u Dra Burnleya i przyniosłam do domu? Pytałam, czy mogę ją czytać. Tytuł brzmiał: „Historja Henryka Esmonda”. Ty przyjrzałaś się tej książce i oznajmiłaś, że nie masz nic przeciw temu. Więc ją przeczytałam. Ale, ciotko Elżbieto, to nie była historyczna książka, to była powieść. ''A ja wiedziałam a tem, przynosząc ją do domu.''<br> {{tab}}— Wiesz, że zabroniłam ci czytać powieści, Emiljo Starr. Są to złe książki, które zgubiły już niejedną duszę.<br> {{tab}}— To było bardzo nudne — broniła się Emilka, jakgdyby niepoczciwość i nuda nie mogły iść w parze. — A przytem ja czułam się podczas czytania, bardzo nieszczęśliwa. Tam każdy kochał się nie we właściwej osobie. Postanowiłam więc, ciotko Elżbieto, że ja się nie zakocham nigdy. To wywołuje za wiele powikłań.<br> {{tab}}— Nie mów o rzeczach, których nie rozumiesz i o których dzieci nie powinny myśleć. To jest rezultat czytania powieści. Powiem Drowi Burnleyowi, żeby zamykał na klucz bibljotekę.<br> {{tab}}— O, nie czyń tego, ciotko Elżbieto! — zawołała Emilka z patosem. — Tam już niema powieści. Ale czytałam tam taką zajmującą książkę. O tem, co jest w nas, wewnątrz. Doszłam już do rozdziału o wątrobie i jej niedomaganiach. Obrazki są takie ciekawe! Pozwól mi jej dokończyć.<br> {{tab}}To było gorsze, niż powieści. Ciotka Elżbieta {{pp|by|ła}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|279}}</noinclude> dskmsi73u9lszjoimwd6s3oml9ft952 Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/286 100 1086720 3157807 2022-08-26T15:53:49Z Alnaling 32144 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>{{pk|by|ła}} zgorszona. Nie można czytać o organach wewnętrznych.<br> {{tab}}— Czy ci nie wstyd, Emiljo Starr? Nie? W takim razie ja się wstydzę za ciebie. Małe dziewczynki nie czytają takich książek.<br> {{tab}}— Ależ, ciotko Elżbieto, dlaczego nie? Ja mam wątrobę, czyż nie? I serce i płuca i żołądek i...<br> {{tab}}— Dosyć, Emilko. Ani słowa więcej.<br> {{tab}}Emilka usypiała, nieszczęśliwa. Żałowała, że wspomniała o „Esmondzie”. Wiedziała, że nie będzie miała możności dokończenia tamtej drugiej książki. I tak też się stało. Bibljoteka Dra Burnleya była od tej pory zamknięta na klucz, a doktór zabronił jej i Ilzie wchodzić do jego gabinetu. Był w złym humorze, bo usłyszał przykre słowa od Elżbiety Murray.<br> {{tab}}Emilce nie było dane zapomnieć o jej nieszczęsnej grzywce. W szkole sprzeciwiano jej się z tego powodu, a ciotka Elżbieta patrzyła na jej czoło wymownie, ilekroć wzrok jej spoczął na twarzy dziewczynki. Pogarda tego spojrzenia paliła wstydem czoło Emilki. Niemniej, gdy obcięte włosy zaczęły odrastać i tworzyć loczki nad czołem, Emilka doznała znacznej pociechy. Grzywka była faktem dokonanym, a jako taki — bezapelacyjnym; uroda zaś dziewczynki zyskała na tem niewątpliwie. Wiedziała, że skoro tylko włosy odrosną bardziej, ciotka Elżbieta każę je zaczesać do tyłu. Ale na razie cieszyła się swą pięknością.<br> {{tab}}Grzywka była właśnie w pełnej krasie, gdy nadszedł list od babki ciotecznej Nancy.<br> {{tab}}Skierowany był do ciotki Laury (ciotka Nancy<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|280}}</noinclude> 5o2runztu8eo69i90a6wkkhyxoqldrx Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/221 100 1086721 3157808 2022-08-26T15:54:52Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>Największe niebezpieczeństwo zagraża psom, gdy, wyprowadzone na dwór, załatwiają dużą i małą potrzebę. Osobliwie przy załatwianiu dużej potrzeby ginie psów bardzo dużo. Dlatego każdy pies rozgląda się przy takiej sposobności tak uważnie dokoła siebie.<br> {{tab}}Istnieje kilka systemów kradzenia psów. Robi się to wprost, sposobem kradzieży kieszonkowej, lub też pośrednio przez podstęp i oszukanie biednego stworzenia. Pies jest zwierzęciem wiernym, ale tylko w czytankach szkolnych lub w podręcznikach zoologii. Dajcie wszakże najwierniejszemu psu powąchać kawałek smażonej końskiej wędzonki, a będzie zgubiony. Zapomni o panu, obok którego idzie, odwróci się i pobiegnie za wami. Z pyska cieknie mu ślina, a w przeczuciu wielkiej uciechy przy spożywaniu wędzonki, przyjaźnie merda ogonem i rozwiera nozdrza, jak najbujniejszy ogier, gdy zwietrzy klacz.<br> {{tab}}Koło schodów zamkowych na Małej Stronie jest mała piwiarenka. Pewnego dnia w mrocznym jej kąciku siedzieli dwaj mężowie: żołnierz i cywil. Pochyleni ku sobie, rozmawiali szeptem, tajemniczo. Podobni byli do spiskowców z czasów republiki weneckiej.<br> {{tab}}— Co dzień o ósmej — szeptał cywil do ucha żołnierza — prowadzi go służąca na róg placu Havlićka ku ogrodowi. Ale to drań, gryzie jak wściekły. Nie da się pogłaskać.<br> {{tab}}I, pochylając się jeszcze niżej nad uchem żołnierza, dodał:<br> {{tab}}— Nawet serdelka nie żre.<br> {{tab}}— Smażonego? — zapytał Szwejk:,<br> {{tab}}— Nawet smażonego.<br> {{tab}}Obaj splunęli.<br> {{tab}}— Więc co ten drań żre?<br> {{tab}}— Kto go tam wie! Niejeden pies jest rozpieszczony jak arcybiskup.<br> {{tab}}Żołnierz i cywil trącili się, a cywil szeptał dalej:<br> {{tab}}— Pewnego razu jeden czarny szpic, który był mi potrzebny dla psiarni nad Klamówką, też nie chciał serdelka. Cho-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7e8zt84wbwg9yyx0c2s5zdyhn18ums2 Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/222 100 1086722 3157810 2022-08-26T15:56:14Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>dziłem koło niego trzy dni, aż wreszcie nie wytrzymałem i zapytałem tę panią, co go prowadziła na smyczy, czym go karmi, że jest taki ładny. Niewieście pytanie pochlebiło, więc mi odpowiedziała, że najbardziej lubi kotlety. Więc kupiłem dla niego sznycel. Pomyślałem sobie, że to jeszcze lepsze. A widzisz, ten drań ani spojrzał na cielęcinę. Nałogowo żarł wieprzowinę. Trzeba było kupić kotlet wieprzowy. Dałem mu go powąchać i precz. Pies za mną. Pani wołała: Kropeczka! Kropeczka! — Ale gadaj zdrów! Kropeczka ani myślał słuchać. Za kotletem poleciał aż za róg, tam zarzuciłem mu łańcuszek na kark, a nazajutrz znajdował się w psiarni nad Klamówką. Na szyi miał parę białych kłaczków, przemalowali je na czarno i nikt go nie poznał. Ale dużo było takich psów, które poleciały na koński serdelek smażony. Zrobiłbyś najlepiej, gdybyś jej zapytał, co ten pies najbardziej lubi. Jesteś żołnierz, postawę masz, to ci kobieta powie. Ja już się pytałem, ale ona spojrzała na mnie, jakby mnie chciała przebić spojrzeniem, i powiada: — Co komu do tego? — Nie bardzo ładna, taki małpiszon, ale z żołnierzem gadać będzie.<br> {{tab}}— Czy aby prawdziwy pinczer? Mój oberlejtnant innego nie che.<br> {{tab}}— Jak malowanie. Pieprz i sól, prawdziwa rasa, tak jak ty Szwejk, a ja Blahnik. Chodzi o to, żeby się dowiedzieć, co on żre. Dam mu pojeść i przyprowadzę ci go.<br> {{tab}}Obaj przyjaciele znowuż się trącili. Jeszcze przed wojną, kiedy Szwejk zajmował się handlem psami, Blahnik mu ich dostarczał. Był to mąż doświadczony. Opowiadano sobie o nim, że kupował psy od czyściciela, nawet podejrzane, i sprzedawał je za dobre pieniądze. Miał już nawet raz wściekliznę, a w Instytucie Pasteurowskim w Wiedniu czuł się, jak u siebie w domu. Teraz uważał za swój obowiązek dopomóc wojakowi Szwejkowi. Znał wszystkie psy w Pradze i w okolicy, a szeptem mówił dlatego, że nie chciał zdradzić się wobec właściciela piwiarni, któremu przed paru miesiącami zabrał<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gfp48x9js98jle82ltzpx0lwivoc5xc Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/287 100 1086723 3157811 2022-08-26T15:57:11Z Alnaling 32144 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>i ciotka Elżbieta niebardzo się lubiły). „Jeżeli macie fotografję tego dziecka, Emilki, przyślijcie mi ją”, pisała ciotka Nancy. {{Korekta|Jej|„Jej}} samej nie chcę oglądać jest głupia, wiem, że jest głupia. Ale chcę zobaczyć, jak wygląda dziecko Julki. No, i dziecko tego czarującego Douglasa Starra. Bo on ''był'' czarujący. Jakimiż głupcami byliście wszyscy, robiąc taki hałas z powodu ucieczki Julki do tego chłopca. Gdybyście wy obie, ty i Elżbieta, były również uciekły, każda ze swoim ukochanym, za czasów kochania, młodości, lepiejby było dla was obu”.<br> {{tab}}Tego listu nie pokazano Emilce. Ciotka Elżbieta i ciotka Laura odbyły długą naradę i oznajmiły Emilce, że pojadą z nią do Shrewsbury, aby ją sfotografować na intencję ciotki Nancy. Na Emilce wywarło to silne wrażenie. Włożyła swą kaszmirową sukienkę, a ciotka Laura przyszyła do stanika koronkowy żabocik i pozwoliła jej ozdobić szyję weneckiemi paciorkami. Kupiono nowe buciki na guziki przy tej sposobności.<br> {{tab}}— Tak się cieszę, że mnie fotografują, gdy mam jeszcze grzywkę — myślała Emilka.<br> {{tab}}Ale w garderobie u fotografa, zczesała ciotka Elżbieta wtył krótkie włosy i przypięła je małemi szpileczkami.<br> {{tab}}— Och, proszę cię, ciotko Elżbieto, pozwól mi zachować tę grzywkę — błagała Emilka — Tylko do fotografji. Potem ją zaczeszę.<br> {{tab}}Ciotka Elżbieta była nieubłagana. Grzywkę zaczesano wtył i zrobiono zdjęcie. Ciotka Elżbieta zadowolono była z rezultatu.<br> {{tab}}— Wygląda ponuro. Ale schludnie. A przytem<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|281}}</noinclude> 2gr2uefei158s4c5iojdx6nmd6nt1mw Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/288 100 1086724 3157812 2022-08-26T15:59:46Z Alnaling 32144 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>widzę na tej fotografji podobieństwo do Murrayów którego nie zauważyłem przedtem — rzekła do ciotki Laury. — To się będzie podobało ciotce Nancy. Ona jest bardzo solidarna pod powłoką szorstkości i chłodu.<br> {{tab}}Emilka byłaby najchętniej wrzuciła w ogień wszystkie odbitki. Niecierpiała ich. Wyglądała na nich ohydnie. Cała jej twarz była czołem. Ciotka Nancy pomyśli na mocy tego zdjęcia, że ona jest głupsza, niż jest w rzeczywistości. Gdy ciotka Elżbieta rozkazała Emilce zanieść fotografję na pocztę i wysłać, dziewczynka odrazu zorjentowała się, co uczyni. Poszła na strych, wyjęła z otomany ową akwarelę, wykonaną przez Tadzia, przedstawiającą ją samą. Rozmiar był ten sam. Emilka podarła swą podobiznę w drobne kawałki, które wsunęła nogą pod kanapę.<br> {{tab}}— To nie ja jestem — rzekła. — Wyglądam ponuro, bo czuję się niedobrze, bo jest mi ponuro na duszy. Powodem jest grzywka... Ale zazwyczaj nie wyglądam ponuro, więc to nie byłoby w porządku posyłać komuś to zdjęcie, jako moją podobiznę.<br> {{tab}}Włożyła obrazek Tadzia w tekturę, poczem usiadła i napisała list.<br> {{tab}}— Kochana babciu cioteczna Nancy,<br> {{tab}}Ciotka Elżbieta poleciła mi przesłać ci moją fotografję, ale mnie się zdjęcie nie podoba, bo wyglądam na niem zbyt brzydko, więc posyłam natomiast inną podobiznę mojej osoby. Ten portrecik namalował ''artysta, zaprzyjaźniony ze mną''. Zupełnie tak wyglądam, gdy się uśmiecham i gdy mam grzywkę. ''<nowiki />{{pp|Po|życzam}}''<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|282}}</noinclude> qzs6luba9i3a5mvzopdc4hpz3r8vqvl Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/223 100 1086725 3157813 2022-08-26T16:00:11Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>i pod kapotą wyniósł z szynkowni szczenię jamnika. Dał pieskowi possać mleka z butelki ze smoczkiem, głupie szczenię wzięło go widać za mamę i ani pisnęło pod kapotą.<br> {{tab}}Zasadniczo kradł tylko rasowe psy i znał się tak dobrze na rzeczy, że byłby mógł występować jako ekspert sądowy. Dostarczał psów wszystkim psiarniom i osobom prywatnym, jak się zdarzyło. Gdy szedł ulicą, warczały na niego wszystkie psy, jakie kiedykolwiek ukradł, a jeśli zatrzymał się przed wystawą sklepową, to często-gęsto jaki mściwy psiak podniósł łapkę i pokropił mu spodnie.<br> {{tab}}Nazajutrz o godzinie ósmej rano dobry wojak Szwejk przechadzał się na rogu placu Havlićka koło parku. Czekał na służącą z rasowym pieskiem. Nareszcie doczekał się jej: tuż koło niego przebiegł pies z mądrymi oczami i najeżoną sierścią. Był wesoły i zadowolony, jak wszystkie psy po załatwieniu swej potrzeby, i uganiał się za wróblami. spożywającymi śniadanie na kupie końskiego nawozu.<br> {{tab}}Potem przeszła obok niego ta, która psa pilnowała. Była to niewiasta nie pierwszej młodości, z warkoczami zgrabnie opiętymi dokoła głowy. Pogwizdywała na psa i bawiła się łańcuszkiem i eleganckim biczykiem.<br> {{tab}}Szwejk przemówił do niej:<br> {{tab}}— Przepraszam, panienko, którędy idzie się na Żyżków?<br> {{tab}}Przystanęła i spojrzała na niego, czy to aby nie kpiarz jaki, ale poczciwa twarz Szwejka przekonała ją, że ten żołnierzyk naprawdę chce iść na Żyżków. Wyraz jej twarzy zmiękł i chętnie zaczęła mu tłumaczyć, jak to się idzie na ten Żyżków.<br> {{tab}}— Bo ja dopiero niedawno zostałem przeniesiony do Pragi — mówił Szwejk. — Ja nietutejszy. Jestem z prowincji, a panienka też widać nie z Pragi.<br> {{tab}}— Ja z Wodnian — odpowiedziała.<br> {{tab}}— No, to pochodzimy z tych samych stron — odpowiedział Szwejk. — Ja z Protiwina.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3gr4d1lw65ftea4w5bg2qfsziig9kl3 Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/224 100 1086726 3157815 2022-08-26T16:02:11Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}Znajomość geografii czeskiego południa, którą Szwejk przyswoił sobie kiedyś podczas manewrów, napełniła serce dziewczyny regionalnym ciepłem.<br> {{tab}}— To zna pan w Protiwinie na rynku rzeźnika Pejchara?<br> {{tab}}— Jakże go nie znać! To mój kuzyn. Bardzo go tam u nas wszyscy lubią — mówił Szwejk — to człowiek dobry, usłużny, ma dobre mięso i dobrze waży.<br> {{tab}}— Czy pan przypadkiem nie Jaresz? — zapytała dziewczyna, zaczynając odczuwać sympatię dla nieznajomego żołnierza<br> {{tab}}— Jaresz.<br> {{tab}}— Az których Jareszów? Z tych z Kreza koło Protiwina, czy z Rażyc?<br> {{tab}}— Z Rażyc.<br> {{tab}}— A stary jeszcze rozwozi piwo?<br> {{tab}}— Ciągle.<br> {{tab}}— Też już będzie miał więcej, jak sześćdziesiąt.<br> {{tab}}— Sześćdziesiąt osiem skończył latoś z wiosny — odpowiedział spokojnie Szwejk. — Teraz kupił sobie psa i jazda, panie gazda. Pies siedzi na wozie i pilnuje. Akurat taki pies, jak ten, co goni wróble. Ładny piesek, bardzo ładny.<br> {{tab}}— To nasz — pouczała go nowa znajoma. — Ja jestem w obowiązku u pana pułkownika. Pan nie zna naszego pułkownika?<br> {{tab}}— Znam go, to bardzo inteligentny pan — rzekł Szwejk, — U nas w Budziejowicach też był taki jeden oberst.<br> {{tab}}— Nasz pan jest bardzo surowy, a gdy niedawno mówili, że nas w Serbii sprali, to przyszedł do domu wściekły, potłukł, w kuchni wszystkie talerze i chciał mnie wyrzucić.<br> {{tab}}— A więc to pana obersta piesek? — przerwał jej Szwejk. — Szkoda, że mój oberlejtnant psów nie znosi, bo ja bardzo psy lubię. — Milczał przez chwilę, a potem rzekł: — Psy są wybredne. Niekażdy pies żre wszystko, co mu dają.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gax4qcme9iqylplv5jqx6m96mqto1d0 Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/225 100 1086727 3157816 2022-08-26T16:02:48Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— Nasz Lux też bardzo wybredny. Przez jakiś czas nie chciał żreć nic, prócz mięsa, ale teraz żre znowu.<br> {{tab}}— A co mu najlepiej smakuje?<br> {{tab}}— Wątroba, gotowana wątroba<br> {{tab}}— Cielęca czy wieprzowa?<br> {{tab}}— Wszystko jedno — roześmiała się „rodaczka“ Szwejka, uważając jego pytanie za lichy dowcip.<br> {{tab}}Spacerowali jeszcze przez chwilę, potem przyłączył się do nich pinczer, którego służąca wzięła na łańcuszek. Wobec Szwejka zachowywał się bardzo poufale i próbował rozedrzeć mu spodnie przynajmniej przy pomocy kagańca. Podskakiwał na Szwejka, ale nagle, jakby wyczuwszy jego złe względem siebie zamiary, przestał skakać, szedł przygnębiony obok niego i spoglądał na obcego człowieka spode łba, jakby chciał rzec: — A więc i mnie czeka to samo?<br> {{tab}}Znajoma powiedziała mu jeszcze, że wychodzi tu z psem także wieczorami, zawsze o szóstej, że żadnemu praskiemu mężczyźnie nie ufa, bo raz umieściła się w gazecie, zgłosił się jakiś ślusarz, oświadczając, że będzie się z nią żenił, wycyganił od niej osiemset koron na jakiś tam wynalazek i prze — padł. Na prowincji ludzie są stanowczo uczciwsi. Gdyby miała wychodzić za mąż, to tylko za człowieka z prowincji, ale dopiero po wojnie. Wojenne małżeństwa uważa za głupstwo, ponieważ zazwyczaj każda taka niewiasta zostaje wdową.<br> {{tab}}Szwejk zapewnił ją uroczyście, że wieczorem przyjdzie, i przyszedł, aby powiedzieć Blahnikowi, że ten pies żre wątrobę, wszystko jedno, jaką.<br> {{tab}}— Poczęstuję go wołową — postanowił Blahnik — wziąłem na nią już raz bernardyna fabrykanta Vydry, zwierzątko ogromnie wierne. Jutro przyprowadzę ci psa w porządku.<br> {{tab}}Blahnik dotrzymał słowa. Gdy Szwejk kończył przedpołudniowe sprzątanie, ozwało się za drzwiami szczeknięcie i Blahnik wciągnął do mieszkania opierającego się pinczera, który był w tej chwili jeszcze bardziej zjeżony niż zazwy-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bq4kxdlfkhsp55is7j18x4vjyt619uk 3157820 3157816 2022-08-26T16:06:51Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— Nasz Lux też bardzo wybredny. Przez jakiś czas nie chciał żreć nic, prócz mięsa, ale teraz żre znowu.<br> {{tab}}— A co mu najlepiej smakuje?<br> {{tab}}— Wątroba, gotowana wątroba<br> {{tab}}— Cielęca czy wieprzowa?<br> {{tab}}— Wszystko jedno — roześmiała się „rodaczka“ Szwejka, uważając jego pytanie za lichy dowcip.<br> {{tab}}Spacerowali jeszcze przez chwilę, potem przyłączył się do nich pinczer, którego służąca wzięła na łańcuszek. Wobec Szwejka zachowywał się bardzo poufale i próbował rozedrzeć mu spodnie przynajmniej przy pomocy kagańca. Podskakiwał na Szwejka, ale nagle, jakby wyczuwszy jego złe względem siebie zamiary, przestał skakać, szedł przygnębiony obok niego i spoglądał na obcego człowieka spode łba, jakby chciał rzec: — A więc i mnie czeka to samo?<br> {{tab}}Znajoma powiedziała mu jeszcze, że wychodzi tu z psem także wieczorami, zawsze o szóstej, że żadnemu praskiemu mężczyźnie nie ufa, bo raz umieściła się w gazecie, zgłosił się jakiś ślusarz, oświadczając, że będzie się z nią żenił, wycyganił od niej osiemset koron na jakiś tam wynalazek i przepadł. Na prowincji ludzie są stanowczo uczciwsi. Gdyby miała wychodzić za mąż, to tylko za człowieka z prowincji, ale dopiero po wojnie. Wojenne małżeństwa uważa za głupstwo, ponieważ zazwyczaj każda taka niewiasta zostaje wdową.<br> {{tab}}Szwejk zapewnił ją uroczyście, że wieczorem przyjdzie, i przyszedł, aby powiedzieć Blahnikowi, że ten pies żre wątrobę, wszystko jedno, jaką.<br> {{tab}}— Poczęstuję go wołową — postanowił Blahnik — wziąłem na nią już raz bernardyna fabrykanta Vydry, zwierzątko ogromnie wierne. Jutro przyprowadzę ci psa w porządku.<br> {{tab}}Blahnik dotrzymał słowa. Gdy Szwejk kończył przedpołudniowe sprzątanie, ozwało się za drzwiami szczeknięcie i Blahnik wciągnął do mieszkania opierającego się pinczera, który był w tej chwili jeszcze bardziej zjeżony niż zazwy-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 11cuc8zfgree6nzijjacpuj9bxrl7bu Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/289 100 1086728 3157817 2022-08-26T16:03:44Z Alnaling 32144 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>''{{pk|Po|życzam}}'' ci tylko ten portrecik, nie mogę ci go ''podarować'', bo on ma wysoką wartość. {{f|Twoja posłuszna siostrzenica|align=right|offset=3em}} {{f|Emilja Byrd Starr.|align=right|offset=2em}} P. S. Nie jestem taka głupia, jak ci się zdaje. {{f|E. B. S.|align=right|offset=2em}} P. S. 2. Nie jestem ''wcale'' głupia”. <div style="margin-bottom: 1em"></div> {{tab}}Emilka włożyła list do paczki, oszukując tem samem bezwiednie urząd pocztowy i wyszła z domu, aby nadać przesyłkę. Skoro już wychodziła z poczty, odetchnęła z ulgą. Droga do domu wydała jej się bardzo przyjemna. Przyroda śmiała się do niej. Emilka zaczęła układać wiersz o wiośnie. Niema prawdziwego poety, któryby nie napisał przynajmniej jednego wiersza o wiośnie.<br> {{tab}}Tak była pogrążona w pracy twórczej, że nie zauważyła dziwnej postaci, zbliżającej się do niej powoli. Nagle stanęła oko w oko ze starą, zgarbioną kobietą, och, jaką starą!<br> {{tab}}— Jestem ciotką Tomaszową, ciotką chłopaka — rzekła staruszka.<br> {{tab}}— Aha! — Emilka uspokoiła się. Już się nie bała. — Jak się pani miewa? — dodała, chcąc być grzeczną.<br> {{tab}}— Uprzejma i niezbyt dumna... — rzekła ciotka Tomaszowa, przyglądając jej się ciekawie. — Byłam w tym wielkim domu z parą pończoch dla chłopaka, ale chciałam zobaczyć ciebie.<br> {{tab}}— Mnie — zdziwiła się Emilka.<br> {{tab}}— Tak. Chłopak mówi o tobie dużo, a w mojej<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|283}}</noinclude> 3nkzturtwkpd28jj5qgnc3recaos59v Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/226 100 1086729 3157821 2022-08-26T16:08:06Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>czaj. Dziko wywracał oczy i spoglądał przed siebie tak ponuro, że przypomniał głodnego tygrysa, zamkniętego w klatce, przed którą stoi wypasiony gość ogrodu zoologicznego. Szczękał zębami i warczał, jakby chciał rzec:<br> {{tab}}— Rozszarpię wszystko i zeżrę.<br> {{tab}}Przywiązali psa przy stole kuchennym, a Blahnik opowiedział, jak się wszystko odbyło.<br> {{tab}}— Umyślnie szedłem przy nim, a w papierze niosłem gotowaną wątrobę. Zaczął węszyć i podskakiwać ku mnie. Nie dałem, mu nic i szedłem dalej. Koło parku skręciłem w ulicę Bredowa i tam dałem mu pierwszy kawałek. Pożerał wątrobę, nie zatrzymując się, żeby mnie z oczu nie stracić. Skręciłem w ulicę Jindrzyską i dałem mu nową porcję. Potem, gdy się nażarł, wziąłem go na łańcuszek i ciągnąłem go przez plac Wacława na Winohrady aż do Wrszowic. Po drodze wyrabiał mój piesek istne cuda. Kiedy przechodziłem przez tor tramwajowy, położył się i ani rusz. Chciał widać, żeby go tramwaj przejechał. Przyniosłem ci też czysty formularzyk rodowodu, który kupiłem u papiernika Fuchsa. Musisz zmajstrować rodowód, Szwejku.<br> {{tab}}— Rodowód musi być wypisany twoją ręką. Napisz, że pochodzi z Lipska, z psiarni von Bülow. Ojciec Arnheim von Kahlsberg, matka Emma von Trautensdorf, po ojcu Siegfriedzie von Busenthal. Ojciec otrzymał pierwszą nagrodę na berlińskiej wystawie pinczerów w roku tysiąc dziewięćset dwunastym. Matka odznaczona złotym medalem norymberskich stowarzyszeń hodowców psów szlachetnych. Wiele lat może mieć, jak ci się zdaje?<br> {{tab}}— Podług zębów, dwa lata.<br> {{tab}}— Napisz półtora roku.<br> {{tab}}— Kiepsko ma uszy przycięte. Widzisz, Szwejku?<br> {{tab}}— Można poradzić. Jeśli będzie trzeba, to mu uszy przytniemy, gdy się do nas przyzwyczai. Teraz byłby jeszcze bardziej zły.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ijb6sltxwbl36q9pvmitle9lolw1k1f Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/227 100 1086730 3157822 2022-08-26T16:08:49Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}Porwany piesek warczał jak wściekły, sapał, rzucał się, aż wreszcie położył się z wywieszonym językiem, zmęczony, i czekał, co się z nim będzie dalej działo.<br> {{tab}}Uspokajał się powoli i tylko od czasu do czasu żałośnie skowyczał..<br> {{tab}}Szwejk położył przed nim resztę wątroby, otrzymaną od Blahnika. Ale pies odwrócił się od niej i rzucił na obu wściekłe spojrzenie, jakby mówił:<br> {{tab}}— Już raz wpadłem, sami sobie to zeżryjcie.<br> {{tab}}Leżał zrezygnowany i udawał, że drzemie. Potem strzeliło mu raptem coś do głowy, wstał, zaczął służyć i prosić przednimi łapami. Poddawał się.<br> {{tab}}Na Szwejku ta wzruszająca scena nie wywarła najmniejszego wrażenia.<br> {{tab}}— Leżeć! — krzyknął na biedaka, który znowu przywarował, skomląc żałośnie.<br> {{tab}}— Jakie imię wpiszemy mu do rodowodu? — zapytał Blahnik. — Wabił się Lux, więc trzeba mu dać imię podobne, żeby się szybko przyzwyczaił.<br> {{tab}}— To go nazwiemy na przykład „Max“. Widziałeś, jak nadstawia uszy? Pójdź tu, Max!<br> {{tab}}Nieszczęśliwy rasowy pies, któremu zabrano dom, pana i imię, wstał i oczekiwał dalszych rozkazów.<br> {{tab}}— Myślę, że można go odwiązać — rzekł Szwejk. — Zobaczymy, co będzie robił.<br> {{tab}}Gdy go odwiązano, pies od razu zmierzył ku drzwiom. Szczeknął trzy razy na klamkę, licząc zapewne na wspaniałomyślność tych złych ludzi. Widząc wszakże, że nie mają zrozumienia dla jego pragnień wydostania się na dwór, zrobi! przy drzwiach kałużę, w przekonaniu, że zostanie wyrzucony za drzwi, jak się działo niegdyś, gdy był młody, a pułkownik uczył go ostro, po wojskowemu, jak ma się zachowywać w mieszkaniu.<br> {{tab}}Zamiast tego Szwejk rzekł:<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> em2sxfd5kgulkho4svzvh10yd93lzc9 Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/228 100 1086731 3157823 2022-08-26T16:09:22Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— Sprytna bestia! Jezuita z niego!<br> {{tab}}Rzekłszy to, przeciągnął go pasem i tak dokładnie unurzał mu pysk w kałuży, że pies nie nadążył się oblizywać.<br> {{tab}}Skomlił, pohańbiony, i zaczął biegać po kuchni, węsząc swój własny ślad, następnie podbiegł szybko ku stołowi, ze — żarł resztę wątroby, zostawionej dla niego na podłodze, położył się koło pieca i zasnął po całej tej awanturze.<br> {{tab}}— Wiele jestem ci winien? — zapytał Szwejk Blahnika, gdy się z nim żegnał.<br> {{tab}}— Nie mów o tym, Szwejku — rzekł Blahnik miękko. — Dla starego kamrata zrobię wszystko, tym bardziej, gdy służy w wojsku. Zostań z Bogiem, chłopie, i nie prowadź go nigdy przez plac Havlićka, żeby się nie stało jakie nieszczęście. Gdyby ci był potrzebny jeszcze jaki piesek, to wiesz, gdzie mieszkam.<br> {{tab}}Szwejk pozwolił Maxowi wyspać się porządnie, tymczasem zaś kupił u rzeźnika ćwierć kilograma wątroby, ugotował ją i czekał na przebudzenie pieska. Pod nos położył mu kawałek wątroby.<br> {{tab}}Max zaczął się przez sen oblizywać, potem się przeciągnął, obwąchał wątrobę i pożarł ją. Następnie podszedł ku drzwiom i powtórzył próbę wydostania się na dwór.<br> {{tab}}— Pójdź tu, Max — zawołał Szwejk.<br> {{tab}}Pies zbliżył się do niego nieufnie. Szwejk pogłaskał go i Max po raz pierwszy zamerdał szczątkiem swego przyciętego ogona. Delikatnie złapał rękę Szwejka zębami i spojrzał na niego tak mądrze, jakby chciał rzec: — Tu się nie da nic zrobić. Już wiem, że sprawę przegrałem.<br> {{tab}}Szwejk głaskał go dalej i zaczął mu opowiadać głosem tkliwym:<br> {{tab}}— Był sobie jeden piesek, nazywał się Lux i mieszkał u niejakiego obersta. Służąca prowadziła go na spacer, aż przyszedł jeden pan i Luxa ukradł. Lux dostał się do wojska do jednego oberlejtnanta i dali mu imię Max.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cjnzxqmuoyr68cuynmt5jy7nadcoc8p Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/229 100 1086732 3157824 2022-08-26T16:09:55Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— Daj łapę, Max! No, widzisz, bydlę jedno, że będziemy dobrymi przyjaciółmi, gdy będziesz grzeczny i posłuszny. Bo jak nie, to lanie.<br> {{tab}}Max rozruszał się na dobre i zaczął ze Szwejkiem zbytkować. Wieczorem, gdy nadporucznik wrócił z koszar, Szwejk i Max byli najlepszymi przyjaciółmi.<br> {{tab}}Spoglądając na Maxa, filozofował Szwejk:<br> {{tab}}— Jak pomyśleć akuratnie, to każdy żołnierz jest właściwie także wykradziony ze swego domu, jak ten pies.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz był bardzo mile zaskoczony widokiem Maxa, który też ucieszył się szczerze, zobaczywszy człowieka z szablą.<br> {{tab}}Na pytanie, skąd pies pochodzi i wiele kosztuje, odpowiedział Szwejk z zupełnym spokojem, że dostał psa w podarunku od jednego przyjaciela, który akurat musiał stanąć do wojska.<br> {{tab}}— Dobrze, Szwejku — rzekł nadporucznik bawiąc się z Maxem — na pierwszego dostaniecie ode mnie pięćdziesiąt koron za psa.<br> {{tab}}— Nie mogę przyjąć, panie oberlejtnant.<br> {{tab}}— Szwejku — rzekł surowo nadporucznik — kiedyście się meldowali na służbę u mnie, mówiłem wam, że musicie słuchać na słowo. Gdy wam mówię, że dostaniecie pięćdziesiąt koron, to musicie je przyjąć i przepić. Co zrobicie, Szwejku, z tymi pięćdziesięcioma koronami?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że je przepiję Według rozkazu.<br> {{tab}}— A gdybym czasem zapomniał o tym, to rozkazuję wam, abyście mi meldowali, że wam się należy pięćdziesiąt koron. Rozumiecie? A pcheł ten pies nie ma? Lepiej go od razu wykąpać i wyczesać. Jutro mam służbę, ale pojutrze pójdę z nim na spacer.<br> {{tab}}Podczas gdy Szwejk kąpał Maxa. pułkownik, były jego<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5l0zoaw6h5lig6vragu6terxvy9v4lq Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/17 100 1086733 3157826 2022-08-26T16:11:18Z Fallaner 12005 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{c|STATIO V.}} {{Skan zawiera grafikę}} {{c|Jezusowi krzyż ciężki pomaga nieść Szymon Cyrenejski.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> m7vkgfik3sa37sdfgrgp2e3ovwe91wk Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/230 100 1086734 3157827 2022-08-26T16:11:21Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>właściciel, strasznie awanturował się w domu i groził, że odda pod sąd połowy tego, kto mu psa ukradł, że go każę rozstrzelać, powiesić, zamknąć w więzieniu na dwadzieścia lat i rozsiekać na kawałki.<br> {{tab}}— {{roz|Der Teufel soll den Kerl buserieren}} — krzyczał pułkownik, aż okna brzęczały. — {{roz*|Mit solchen Meuchelmördern werde ich bald fertig.}}<br> {{tab}}Nad Szwejkiem i nad Lukaszem unosiła się w powietrzu katastrofa.<br> <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gea7mlz0mbfej2rhnao3h1km2c6gmm5 Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/18 100 1086735 3157831 2022-08-26T16:14:45Z Fallaner 12005 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{c|STADIO VI.}} {{Skan zawiera grafikę}} {{c|Jezusowi twarz skrwawioną ociéra Ś. Weronika.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> j8gn9kw9cxyh8ku688wjpi7puchse4o Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/231 100 1086736 3157836 2022-08-26T16:21:16Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{c|'''XV'''|po=20px}} {{c|'''Katastrofa.'''}} <br> {{tab}}Pułkownik Fryderyk Kraus, mający też przydomek von Zillergut, jako pamiątkę po jakiejś wioszczynie w Salzburgu, którą przodkowie jego przepili jeszcze w osiemnastym wieku, był czcigodnym bałwanem. Gdy coś opowiadał, to wygłaszał zdania ogromnie arbitralne, wypytując przy tym słuchaczy, czy aby zrozumieli najpierwotniejsze wyrazy.<br> {{tab}}— A więc okno, panowie. Wiecie, co to jest okno?<br> {{tab}}Albo na przykład:<br> {{tab}}— Droga, która po obu stronach ma rowy, nazywa się szosą. Tak, panowie. Wiecie, co to jest rów? Rów to wykop, nad którym pracuje sporo ludzi. Jest to zagłębienie. Tak. Robi się rydlami. Wiecie co to jest rydel?<br> {{tab}}Miał manię objaśniania wszystkiego, a czynił to z takim zapałem, jak jaki wynalazca, opowiadający o swoim dziele.<br> {{tab}}— Książka, proszę panów, to pewna ilość rozmaicie pociętych ćwiartek papieru różnego formatu, który jest zadrukowany, ułożony, zeszyty i zlepiony. Tak. Wiecie, panowie, co to jest klej? Klejem się lepi.<br> {{tab}}Był tak potwornie głupi, że oficerowie uciekali od niego i omijali go z dala, aby nie musieli słuchać jego wykładu, że chodnik oddzielony jest od jezdni i że jest to podwyższony pas<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7x55pn8ksg8l02130edrhzicxfvhh5b Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/232 100 1086737 3157837 2022-08-26T16:23:48Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>bruku przed frontem domu. Zaś front domu, to ta część, którą widzimy z ulicy lub z chodnika. Tylnej części domu z chodnika zobaczyć nie można, o czym łatwo się przekonać, gdy się stanie na jezdni.<br> {{tab}}Gotów był zademonstrować tę interesującą rzecz na poczekaniu, ale na szczęście przejechano go. Od tego czasu zgłupiał jeszcze bardziej. Zatrzymywał oficerów i wdawał się z nimi w nieskończenie długie rozmowy o omletach, słońcu, termometrach, pączkach, oknach i markach pocztowych.<br> {{tab}}Było naprawdę dziwne, że ten idiota mógł stosunkowo szybko awansować i że posiadał poparcie ludzi wpływowych, jak np. dowodzącego generała, który popierał go, pomimo jego absolutnej niezdatności.<br> {{tab}}Podczas manewrów dokazywał ze swoim pułkiem istnych cudów. Nigdy nie dotarł do oznaczonego celu na czas, prowadził żołnierzy kolumnami pod karabiny maszynowe, a kiedyś przed laty podczas manewrów cesarskich na południu Czech zdarzyło się, że razem ze swoim pułkiem zginął, dostał się aż na Morawy i włóczył się z nim jeszcze parę dni po ukończonych manewrach, gdy żołnierze innych pułków już dawno siedzieli w koszarach. Uszło mu i to.<br> {{tab}}Jego przyjacielskie stosunki z generałem dowodzącym i z innymi, niemniej idiotycznymi dygnitarzami wojskowymi starej Austrii przyniosły mu szereg odznaczeń i orderów. Czuł się ogromnie wyróżniony i uważał się za najlepszego żołnierza pod słońcem oraz za teoretyka strategii i wszystkich nauk wojskowych.<br> {{tab}}Podczas przeglądu pułku wdawał się w rozmowę z żołnierzami i pytał ich zawsze o to samo:<br> {{tab}}— Dlaczego karabin, jakiego używa wojsko, nazywa się manlicher?<br> {{tab}}W pułku przezywali go z tej racji {{roz*|„Manlichertrottel“.}} Był niezwykle mściwy, gubił podwładnych oficerów,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ki5815ncyzbffb1pzwv6ri6p8anadtc Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/233 100 1086738 3157838 2022-08-26T16:26:15Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>jeśli mu się nie podobali, a gdy który z nich chciał się żenić, to władzom wyższym wydawał o nim opinię jak najgorszą.<br> {{tab}}Brakło mu połowy lewego ucha, którą uciął mu w pojedynku jego przeciwnik, wyzwany przez niego za proste stwierdzenie faktu, że Fryderyk Kraus von Zillergut jest skończonym bałwanem.<br> {{tab}}Po rozbiorze jego przymiotów umysłowych doszlibyśmy do wniosku, że przymioty te nie były wcale lepsze od tych, które wsławiły gburowatego Habsburga, Franciszka Józefa, jako notorycznego idiotę.<br> {{tab}}Jego mowa miała te same akcenty, w jego głowie mieścił się taki sam zasób naiwności. Podczas pewnego bankietu w kasynie oficerskim, gdy rozmawiano o Schillerze, pułkownik Kraus von Zillergut wyrwał się ni w pięć ni w dziesięć:<br> {{tab}}— Widziałem wczoraj, moi panowie, pług parowy, pędzony przez lokomotywę, ale nie przez jedną, lecz przez dwie lokomotywy. Patrzę, dym, podchodzę bliżej, a to lokomotywa, a z drugiej strony druga. Powiedzcie, panowie, czy to nie śmieszne? Dwie lokomotywy, jakby nie dość było jednej.<br> {{tab}}Przez chwilę milczał, a potem dorzucił:<br> {{tab}}— Gdy się benzyna wyczerpie, to automobil musi się zatrzymać. To też wczoraj widziałem. I ględzi się o zachowaniu energü! Nie jedzie, stoi, nie ruszy się, bo nie ma benzyny. Czy to nie śmieszne?<br> {{tab}}Przy swojej tępocie był niezwykle pobożny. W mieszkaniu miał ołtarz domowy. Często chodził do spowiedzi i do komunii, wyróżniając kościół św. Ignacego, a od początku wojny modlił się o powodzenie wojsk austriackich i niemieckich. Chrześcijaństwo mieszał sobie z o hegemonii germańskiej. Bóg miał dopomóc zwycięzcom do wydarcia pokonanym ziemi i bogactw.<br> {{tab}}Wpadał zawsze w istny szał, gdy się dowiadywał, że przywieziono jeńców.<br> {{tab}}— Po co brać jeńców — mawiał. — Powystrzelać ich<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> d43oas02qrwyv98l4t8cc4mupovufvx 3157839 3157838 2022-08-26T16:27:11Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>jeśli mu się nie podobali, a gdy który z nich chciał się żenić, to władzom wyższym wydawał o nim opinię jak najgorszą.<br> {{tab}}Brakło mu połowy lewego ucha, którą uciął mu w pojedynku jego przeciwnik, wyzwany przez niego za proste stwierdzenie faktu, że Fryderyk Kraus von Zillergut jest skończonym bałwanem.<br> {{tab}}Po rozbiorze jego przymiotów umysłowych doszlibyśmy do wniosku, że przymioty te nie były wcale lepsze od tych, które wsławiły gburowatego Habsburga, Franciszka Józefa, jako notorycznego idiotę.<br> {{tab}}Jego mowa miała te same akcenty, w jego głowie mieścił się taki sam zasób naiwności. Podczas pewnego bankietu w kasynie oficerskim, gdy rozmawiano o Schillerze, pułkownik Kraus von Zillergut wyrwał się ni w pięć ni w dziesięć:<br> {{tab}}— Widziałem wczoraj, moi panowie, pług parowy, pędzony przez lokomotywę, ale nie przez jedną, lecz przez dwie lokomotywy. Patrzę, dym, podchodzę bliżej, a to lokomotywa, a z drugiej strony druga. Powiedzcie, panowie, czy to nie śmieszne? Dwie lokomotywy, jakby nie dość było jednej.<br> {{tab}}Przez chwilę milczał, a potem dorzucił:<br> {{tab}}— Gdy się benzyna wyczerpie, to automobil musi się zatrzymać. To też wczoraj widziałem. I ględzi się o zachowaniu energii! Nie jedzie, stoi, nie ruszy się, bo nie ma benzyny. Czy to nie śmieszne?<br> {{tab}}Przy swojej tępocie był niezwykle pobożny. W mieszkaniu miał ołtarz domowy. Często chodził do spowiedzi i do komunii, wyróżniając kościół św. Ignacego, a od początku wojny modlił się o powodzenie wojsk austriackich i niemieckich. Chrześcijaństwo mieszał sobie z o hegemonii germańskiej. Bóg miał dopomóc zwycięzcom do wydarcia pokonanym ziemi i bogactw.<br> {{tab}}Wpadał zawsze w istny szał, gdy się dowiadywał, że przywieziono jeńców.<br> {{tab}}— Po co brać jeńców — mawiał. — Powystrzelać ich<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6m1ob1ho9w6sydb6kttvurcg7gtnwak Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/234 100 1086739 3157840 2022-08-26T16:28:51Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>wszystkich. Bez miłosierdzia. Tańczyć na trupach. Wszystkich cywilów w Serbii spalić co do jednego. Dzieci pozakłuwać bagnetami<br> {{tab}}Nie był wcale gorszy od niemieckiego poety Vierordta, który podczas wojny wydrukował wiersze wzywające ojczyznę niemiecką, aby duszą z żelaza nienawidziła i mordowała miliony diabłów francuskich.<br> {{f|<poem> Niech aż pod obłoki, ponad góry, Gromadzą się kości ludzkie i dymiące ciała...</poem>|w=90%}} {{***2}} {{tab}}Skończywszy wykład w szkole jednorocznych ochotników, wyszedł nadporucznik Lukasz z Maxem na spacer.<br> {{tab}}— Pozwalam sobie zwrócić uwagę pana oberlejtnanta — rzekł zatroskany Szwejk — że z tym psem trzeba bardzo ostrożnie, żeby nie uciekł. Może zatęsknić na ten przykład za dawnym panem i mógłby dać dęba, gdyby go pan spuścił ze smyczy. Nie radziłbym też chodzić z nim przez plac Hawlićka, bo tam włóczy się jeden zły pies rzeźnicki spod „Mariańskiego obrazu“. To strasznie zły pies i jak tylko zobaczy w swoim rewirze cudzego psa, to zaraz strasznie zazdrosny, żeby mu czego nie zeżarł. Takie samo psisko, jak ten żebrak od świętego Hasztala.<br> {{tab}}Max podskakiwał wesoło i plątał się między nogami, okręcił łańcuszek dokoła szabli nadporucznika i wyrażał wielką radość, że pójdzie na spacer.<br> {{tab}}Wyszedłszy na ulicę, nadporucznik Lukasz skierował się w stronę Przykopów. Miał się spotkać z pewną damą na rogu ulicy Pańskiej. Pogrążony był w myślach urzędowych. O czym ma jutro wykładać jednorocznym ochotnikom w szkole? Jak określamy wysokość pewnego wywyższenia? Dlaczego określamy wysokość zawsze nad powierzchnią morza? Jak z wysokości nad powierzchnią morza ustala się prostą wysokość wzgórka od jego podłoża? Jakie figlarne jest ministerstwo<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dfeyn1s7sosjltgjzradeu1lyauw834 Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/235 100 1086740 3157842 2022-08-26T16:32:06Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>wojny, że takie sprawy włącza do programu szkolnego! To przecie rzecz artylerii. Istnieją też mapy sztabu generalnego. Gdy nieprzyjaciel znajdować się będzie na wzgórzu 312, to nie będzie można rozmyślać o tym, dlaczego wysokość wzgórka podana jest od powierzchni morza i nikt nie będzie mógł zabrać się do określenia wysokości tego wzgórza. Spogląda się na mapę i basta.<br> {{tab}}Z rozmyślań tych wyrwało nadporucznika ostre wezwanie: {{roz*|„Halt!“}} Ozwało się ono nad jego uchem akurat w chwili, gdy zbliżał się ku ulicy Pańskiej.<br> {{tab}}Jednocześnie z ozwaniem się tego głosu, pies szarpnął się na łańcuszku i z radosnym ujadaniem rzucił się w stronę człowieka, który krzyknął: {{roz*|„Halt!“}}<br> {{tab}}Przed nadporucznikiem stał pułkownik Kraus von Zillergut. Nadporucznik Lukasz salutował, tłumacząc się pułkownikowi, że go nie zauważył.<br> {{tab}}Pułkownik znany był z tego, że namiętnie lubił zatrzymywać podwładnych.<br> {{tab}}Salutowanie uważał za coś, od czego zawisły losy wojny i na czym oparta jest potęga armii.<br> {{tab}}— W salutowanie żołnierz powinien wkładać duszę — mawiał. Był to wyraz najpiękniejszego kapralskiego mistycyzmu.<br> {{tab}}Pilnował i uważał, aby salutujący oddał ukłon wojskowy ściśle według przepisów do najsubtelniejszych szczegółów, precyzyjnie, z powagą.<br> {{tab}}Czyhał na wszystkich, którzy go omijali: od piechura aż do podpułkownika. Tych szeregowców, którzy salutowali mimochodem, jakby chcieli rzec „Jak się masz?“ zatrzymywał i sam prowadził ich do koszar dla ukarania.<br> {{tab}}Jemu nie można było tłumaczyć się: — Nie widziałem.<br> {{tab}}— Żołnierz — mawiał — winien szukać swego przełożonego w tłumie i nie wolno mu myśleć o niczym innym, tylko o tym, aby spełnić swój obowiązek przepisany przez regulamin służbowy. Gdy pada na pobojowisku, winien przed sko-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cqkdl7hbbc301yma2ukd7fr8s0mutx3 Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/236 100 1086741 3157844 2022-08-26T16:33:47Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>naniem zasalutować. Kto nie umie salutować, udaje, że nie widzi, albo salutuje niedbale, jest dla mnie bestią.<br> {{tab}}— Panie nadporuczniku — głosem straszliwym mówił pułkownik Kraus — niższe stopnie obowiązane są oddawać cześć wyższym. To nie jest zniesione. A po drugie: od kiedy to panowie oficerowie przyzwyczaili się chodzić na spacer z kradzionymi psami? Tak jest: z kradzionymi psami. Pies, który jest własnością kogoś innego, jest psem kradzionym.<br> {{tab}}— Ten pies, panie pułkowniku... — zaczął się tłumaczyć Lukasz.<br> {{tab}}— Jest moim psem, panie nadporuczniku — szorstko przerwał mu pułkownik. — To mój Lux.<br> {{tab}}A Lux czy Max przypomniał sobie swego dawnego pana, nowego zaś wygnał z serca i wyrwawszy się nadporucznikowi obskakiwał pułkownika z takim nadmiarem radości, na jaką zdobyć się może tylko gimnazista wysłuchany przez ukochaną.<br> {{tab}}— Chodzenie na spacer z kradzionymi psami nie da je się pogodzić z honorem oficerskim. Pan nie wiedział? Oficer nie może kupować psa, nie przekonawszy się, że może go kupić bez przykrych dla siebie następstw! — grzmiał pułkownik Kraus, głaszcząc Luxa-Maxa, który z psią podłością zaczął warczeć na nadporucznika i wyszczerzać zęby na niego, jakby go pułkownik był poszczuł na swoją ofiarę: — Weź go!<br> {{tab}}— Panie nadporuczniku — mówił pułkownik dalej — czy uważałby pan za właściwe jeździć na kradzionym koniu? Nie czytał pan ogłoszenia w „Bohemii“ i w „Tageblacie“, że zginął mi rasowy pinczer? Jak to, pan nie czytał ogłoszenia swego przełożonego?<br> {{tab}}Pułkownik wyrażał najwyższe zdumienie.<br> {{tab}}— Udali się ci młodzi oficerowie! A gdzież to dyscyplina? Pułkownik posyła do gazety ogłoszenie, a nadporucznik nie przeczyta go!<br> {{tab}}— Gdybym ci, dziadu stary, mógł dać parę razy w pysk... —&#32;<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5iyyxozir7v6ueyx9cjx7mgmhg6wv0f Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/237 100 1086742 3157845 2022-08-26T16:35:28Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>myślał nadporucznik Lukasz spoglądając na bokobrody pułkownika przypominające orangutana.<br> {{tab}}— Niech pan idzie ze mną kawałek — rzekł pułkownik.<br> {{tab}}Nadporucznik szedł obok przełożonego, prowadząc z nim miłą rozmowę:<br> {{tab}}— Na froncie, panie nadporuczniku, taka rzecz trafić się panu drugi raz nie może. Spacerować sobie na tyłach z kradzionymi psami, to rzecz przyjemna. Tak. Spacerować z psem swego przełożonego. I to w czasach, gdy co dzień tracimy setki najlepszych oficerów. A ogłoszeń się nie czyta. Przecież w taki sposób mógłbym zamieszczać ogłoszenia przez sto lat i obwieszczać światu, że mi zginął pies. Dwieście lat, trzysta lat!<br> {{tab}}Pułkownik głośno smarkał, co zawsze oznaczało u niego wysoki stopień wzburzenia, i rzekł: — Może pan spacerować dalej. — Odwrócił się i poszedł, chłoszcząc gniewnie poły płaszcza oficerskiego szpicrutą.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz przeszedł na drugi chodnik, ale i tam usłyszał znowuż surowe: {{roz*|„Halt!“}} Pułkownik zatrzymał właśnie jakiegoś nieszczęśliwego piechura, rezerwistę, który myślał o swojej mamie, siedzącej w domu, i przeoczył pułkownika.<br> {{tab}}Pułkownik własnoręcznie ciągnął go do koszar dla ukarania i wyzywał go od morskich świń.<br> {{tab}}— Co ja z tym Szwejkiem zrobię? — myślał nadporucznik. — Rozpłatam mu gębę, ale to mało. Pasy drzeć z tego łotra, i tego nie dość.<br> {{tab}}Zapominając, że miał się spotkać z pewną damą, wzburzony skierował się w stronę swego mieszkania.<br> {{tab}}— Zabiję tego drania! — rzekł wsiadając do tramwaju.<br> {{tab}}Tymczasem dobry wojak Szwejk zajęty był interesującą rozmową z ordynansem z koszar, który przyniósł dla nadporucznika jakieś papiery do podpisania i czekał na niego.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> eh7p5v79yconkbjm6jocob0p9p9pd0t Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/238 100 1086743 3157846 2022-08-26T16:36:58Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}Szwejk podejmował go kawą i przy tym napoju opowiadali sobie, że Austria się przejedzie.<br> {{tab}}Rozmawiali tak, jakby nic lepszego i pewniejszego nie mieli sobie do powiedzenia. Rozmowa ich składała się z szeregu zdań, które z wszelką pewnością byłyby przez sąd określone jako zdrada stanu i za które byliby powieszeni.<br> {{tab}}— Najjaśniejszy pan musiał z tego wszystkiego zidiocieć — oświadczył Szwejk. — Nigdy nie był bardzo sprytny, ale ta wojna go z pewnością dobije.<br> {{tab}}— Już zidiociał — z całą pewnością zadeklarował żołnierz z koszar. — Idiota, jak nogi stołowe. Może on nawet nie wie, że jest wojna. Być może, że wstydzili się powiedzieć mu o tym. Ten podpis na manifeście do jego narodów to też pewno złodziejstwo. Kazali wydrukować bez jego wiedzy, bo on już o niczym myśleć nie może.<br> {{tab}}— Gotów jest i tyle — tonem znawcy zawyrokował’ Szwejk. Robi pod siebie i muszą go karmić jak małe dziecko. Niedawno opowiadał w szynczku jeden pan, że ma dwie mamki i że trzy razy dziennie dają cesarzowi ssać.<br> {{tab}}— Żeby nam wreszcie porządnie skórę złoili — westchnął z koszar żołnierz — byłby wreszcie z tą Austrią spokój.<br> {{tab}}Obaj rozmawiali w ten sposób dalej, aż wreszcie Szwejk potępił Austrię ostatecznie:<br> {{tab}}— Takiej idiotycznej monarchii nie powinno być na świecie.<br> {{tab}}Słowa te uzupełnił drugi żołnierz zdaniem, które było niejako wnioskiem praktycznym:<br> {{tab}}— Jak mnie poślą na front, to im zwieję.<br> {{tab}}Gdy obaj żołnierze w dalszym ciągu wyrażali poglądy czeskiego człowieka na wojnę, żołnierz z koszar powtórzył, o czym słyszał dzisiaj na mieście, że koło Nachoda słychać armaty i że w czasie najbliższym car będzie w Krakowie.<br> {{tab}}Potem opowiadali sobie o tym, że zboże z całego kraju<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jgk6syi8zdfdk9w53af1ws77ndvyjsm Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/239 100 1086744 3157847 2022-08-26T16:37:50Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>wywozi się dlatego do Niemiec, że niemieccy żołnierze do — stają papierosy i czekoladę.<br> {{tab}}Następnie przypominali sobie wzajemne czasy dobrych, porządnych wojen dawnych, a Szwejk poważnie wywodził, że wtedy, kiedy to za mury oblężonego miasta rzucano garnki, pełne smrodliwych rzeczy, też nie było osobliwą przyjemnością wojowanie w takim smrodzie. Opowiadał koledze, iż czytał, że jakiś zamek oblegany był przez całe trzy lata, a nieprzyjaciel oblegający nic innego nie robił, tylko dzień w dzień bawił się w taki właśnie sposób z oblężonymi.<br> {{tab}}Byłby niezawodnie powiedział jeszcze coś interesującego i pouczającego zarazem, ale rozmowę ich przerwał powrót nadporucznika Lukasza. Rzuciwszy straszliwe, miażdżące spojrzenie na Szwejka, podpisał papiery, odesłał żołnierza i skinął na Szwejka, aby poszedł za nim do pokoju.<br> {{tab}}Oczy nadporucznika miotały straszliwe błyskawice. Siadłszy na krześle, zastanawiał się, spoglądając na Szwejka, kiedy rozpocznie masakrowanie.<br> {{tab}}— Najpierw dam mu parę razy w pysk — myślał nadporucznik — potem rozpłatam mu nos i poobrywam uszy, a dalej się zobaczy.<br> {{tab}}Tymczasem spoglądała na niego szczerze i tkliwie para poczciwych, niewinnych oczu Szwejka, który odważył się przerwać ciszę przed burzą tymi słowy:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że kota już pan nie ma. Zeżarł pastę do butów i pozwolił sobie zdechnąć. Wrzuciłem go do piwnicy, ale do sąsiedniej. Takiego porządnego i ładnego kota angorskiego już pan nie znajdzie.<br> {{tab}}— Co ja z nim zrobię? — pomyślało się nadporucznikowi. — Na rany boskie, przecież ma taki idiotyczny wyraz twarzy!<br> {{tab}}Zaś poczciwe, niewinne oczy Szwejka dalej promieniały tkliwością i dobrocią, wikłającą się wyrazem obsolutnej równowagi ducha, jakby mówił, że wszystko jest w porządku<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fvatfq1ltrclgfsf9a714bj6srnbmmp 3157848 3157847 2022-08-26T16:38:09Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>wywozi się dlatego do Niemiec, że niemieccy żołnierze dostają papierosy i czekoladę.<br> {{tab}}Następnie przypominali sobie wzajemne czasy dobrych, porządnych wojen dawnych, a Szwejk poważnie wywodził, że wtedy, kiedy to za mury oblężonego miasta rzucano garnki, pełne smrodliwych rzeczy, też nie było osobliwą przyjemnością wojowanie w takim smrodzie. Opowiadał koledze, iż czytał, że jakiś zamek oblegany był przez całe trzy lata, a nieprzyjaciel oblegający nic innego nie robił, tylko dzień w dzień bawił się w taki właśnie sposób z oblężonymi.<br> {{tab}}Byłby niezawodnie powiedział jeszcze coś interesującego i pouczającego zarazem, ale rozmowę ich przerwał powrót nadporucznika Lukasza. Rzuciwszy straszliwe, miażdżące spojrzenie na Szwejka, podpisał papiery, odesłał żołnierza i skinął na Szwejka, aby poszedł za nim do pokoju.<br> {{tab}}Oczy nadporucznika miotały straszliwe błyskawice. Siadłszy na krześle, zastanawiał się, spoglądając na Szwejka, kiedy rozpocznie masakrowanie.<br> {{tab}}— Najpierw dam mu parę razy w pysk — myślał nadporucznik — potem rozpłatam mu nos i poobrywam uszy, a dalej się zobaczy.<br> {{tab}}Tymczasem spoglądała na niego szczerze i tkliwie para poczciwych, niewinnych oczu Szwejka, który odważył się przerwać ciszę przed burzą tymi słowy:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że kota już pan nie ma. Zeżarł pastę do butów i pozwolił sobie zdechnąć. Wrzuciłem go do piwnicy, ale do sąsiedniej. Takiego porządnego i ładnego kota angorskiego już pan nie znajdzie.<br> {{tab}}— Co ja z nim zrobię? — pomyślało się nadporucznikowi. — Na rany boskie, przecież ma taki idiotyczny wyraz twarzy!<br> {{tab}}Zaś poczciwe, niewinne oczy Szwejka dalej promieniały tkliwością i dobrocią, wikłającą się wyrazem obsolutnej równowagi ducha, jakby mówił, że wszystko jest w porządku<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 70u8xnmvirulfdpwsb0xh1702ighcvu Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/240 100 1086745 3157849 2022-08-26T16:40:00Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>i nic się nie stało, a jeśli się nawet stało, to i to jest w porządku, że w ogóle coś się dzieje.<br> {{tab}}Nadporucznik Lukasz podskoczył ku Szwejkowi, ale go nie uderzył, jak pierwotnie zamierzał. Machnął mu pięścią pod nosem i ryknął:<br> {{tab}}— Wyście, Szwejku, ukradli psa!<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że o żadnym takim wypadku nie wiem, i pozwalam sobie, panie oberlejtnant, zauważyć, że z Maxem wyszedł pan po południu na spacer, więc go ukraść nie mogłem. Mnie zaraz to zastanowiło, że pan wrócił do domu bez psa. Pomyślałem, że musiało się coś stać. To się nazywa sytuacja. Przy ulicy Spalonej mieszkał jakiś rymarz Kuneś, to on też nie mógł wybrać się z psem na spacer, bo go zaraz zgubił. Zazwyczaj zapomniał go gdzieś w szynku, albo mu go kto ukradł, czy też pożyczył go sobie i nie oddał...<br> {{tab}}— Szwejku, bydlę jedno, {{roz*|Himmellaudon,}} stulcie pysk! Albo jesteście taki wyrafinowany nikczemnik, albo też jesteście taki bałwan i idiota, który nic nie rozumie. Ciągle przytaczacie przykłady, ale ostrzegam was, że ze mną żartów nie ma! Skąd wzięliście tego psa? Kto wam go dał? Czy wiecie, że to pies naszego pułkownika, który zabrał mi go, gdyśmy się z nim przypadkowo spotkali? Czy rozumiecie, że to okropny wstyd dla mnie? Gadajcie prawdę: ukradliście go, czy nie?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że go nie ukradłem.<br> {{tab}}— Wiedzieliście o tym, że ten pies jest kradziony!<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, że wiedziałem, że ten pies jest kradziony.<br> {{tab}}— Szwejku, Jezus Maria, {{roz*|Himmelherrgott,}} ja was zastrzelę, wy bydlę jedno, wy ośle, wy wole, wy gówniarzu jeden! Czy można być takim bałwanem?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że można.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> kf7656cj2agsa130vh3cgtl4hb7hssr Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/241 100 1086746 3157852 2022-08-26T16:42:06Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— Czemuście mi przyprowadzili kradzionego psa? Czemuście mi tę bestię wprowadzili do mieszkania?<br> {{tab}}— Żeby sprawić panu przyjemność, panie oberlejtnant.<br> {{tab}}Oczy Szwejka łagodnie i tkliwie spoglądały na twarz nadporucznika, który usiadł i jęknął:<br> {{tab}}— Czemu Bóg mnie karze takim bydlakiem!<br> {{tab}}W cichej rezygnacji siedział nadporucznik na krześle i doznawał uczucia, że nie ma siły, aby Szwejka huknąć w łeb, a nawet nie ma jej tyle, aby skręcić papierosa. Sam nie wiedząc, dlaczego to czyni, posłał Szwejka po „Bohemię“ i po „Tageblatt“, żeby sobie Szwejk przeczytał ogłoszenie pułkownika o skradzionym psie.<br> {{tab}}Z gazetami rozłożonymi tak, że widać było ogłoszenia, Szwejk powrócił rozpromieniony i z radością meldował:<br> {{tab}}— Jest ogłoszenie, proszę pana oberlejtnanta. Tak ładnie opisał pan oberst tego skradzionego rasowego pinczera, aż miło czytać. I jeszcze obiecał sto koron nagrody temu, kto psa przyprowadzi. To bardzo przyzwoite wynagrodzenie. Zwykle daje się pięćdziesiąt koron nagrody. Niejaki Bożetech z Kosirzów utrzymywał się w taki sposób. Zawsze skradł jakiego psa, a potem czytał w ogłoszeniach, czy jest poszukiwany, i odprowadzał go. Pewnego razu ukradł ładnego czarnego szpica, a ponieważ właściciel nie poszukiwał psa przez ogłoszenia, zrobił próbę i sam ogłosił o szpicu w gazecie. Zapłacił pięć koron, po czym zgłosił się jeden pan, że to jego pies, że mu zginął i że myślał ten pan, iż szukanie nie zdałoby się na nic, bo nie wierzy w istnienie ludzi uczciwych. Zasadniczo, powiada, przeciwny jest wynagradzaniu uczciwości, ale na pamiątkę podaruje mu swoją książkę o hodowli kwiatów w domu i w ogródku. Mój zacny Bożetech złapał tego czarnego szpica za zadnie łapy i dał nim po łbie temu panu. Przysiągł sobie, że od tej chwili nigdy nie będzie zamieszczał ogłoszeń o znalezionych psach. Woli sprzedać psa do psiarni, gdy się o niego nikt nie troszczy i nie poszukuje go przez ogłoszenie.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> a0nkpnyip6pfjq1q39k4wxaofpeh7t1 Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/242 100 1086747 3157853 2022-08-26T16:44:00Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— Idźcie spać, Szwejku — rozkazał nadporucznik. — Gotów jesteście bałwanić się tu do samego rana.<br> {{tab}}Sam też poszedł spać, a w nocy śniło mu się o Szwejku, że skradł konia następcy tronu, przyprowadził mu go, a podczas przeglądu następca tronu tego konia poznał, gdy on, nieszczęśliwy nadporucznik Lukasz, jechał na nim przed swoim oddziałem.<br> {{tab}}Rano czuł się nadporucznik tak, jakby przez całą noc hulał i jeszcze do tego został obity. Leżała na nim jakaś niezwykle ciężka zmora i gnębiła go. Zasnął był nad ranem jeszcze raz, zmęczony straszliwym snem, ale zbudziło go pukanie do drzwi, a zza nich wychyliła się poczciwa twarz Szwejka i ozwało się pytanie, kiedy pan nadporucznik każe się zbudzić.<br> {{tab}}Nadporucznik jęknął na łóżku:<br> {{tab}}— Precz, bydlaku! To coś strasznego!<br> {{tab}}Gdy wstał i gdy Szwejk przyniósł mu śniadanie, nadporucznik został zaskoczony nieoczekiwanym pytaniem swego — służącego:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie nadporuczniku, czy nie życzyłby pan sobie, żebym się postarał o jakiego pieska?<br> {{tab}}— Wiecie, Szwejku, że mam wielką ochotę oddać was pod sąd połowy — mówił nadporucznik wzdychając — ale was by sąd uniewinnił, bo czegoś tak kolosalnie idiotycznego, jak wy, jeszcze świat nie widział. Spójrzcie na siebie w zwierciadle. Czy nie mdli was sam widok waszego cymbalskiego wyrazu? Jesteście przecie najidiotyczniejszą igraszką przyrody, jakiej drugiej nie ma. No, powiedźcie sam, Szwejku, czy podobacie się sobie?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że się sobie nie podobam. Jestem w tym zwierciadle taki jakiś, jakby mi ktoś guzów ponabijał. To szkło nie jest szlifowane. U tego Chińczyka Stańka, co handluje herbatą, mieli kiedyś takie wypukłe lustro i jak ktoś spojrzał w nie, to mu się chciało rzygać. — Pysk taki, głowa jak ceber do pomyj, brzucho jak u pijane-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> djrqifm23e656b7sfujougwaubctucb Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/243 100 1086748 3157855 2022-08-26T16:48:16Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>go kanonika, jednym słowem, figura. Przechodził tam kiedyś pan namiestnik, spojrzał na siebie, i zaraz musieli to lustro zdjąć.<br> {{tab}}Nadporucznik odwrócił się, westchnął i uznał za słuszne zająć się raczej kawą ze śmietanką niż Szwejkiem.<br> {{tab}}Szwejk gospodarował w kuchni i nadporucznik Lukasz słyszał jego śpiewanie:<br> {{f|<poem> Maszeruje Grenevil przez Prochową bramą, Szable im się błyszczą, a dziewuchy piszczą...</poem>|w=90%}} {{tab}}Potem słychać było inną piosenkę:<br> {{f|<poem> My, żołnierze, mamy święta, Karty, wódka i dziewczęta, I pieniędzy pełen trzos, To ci los, to ci lo-ho-ho-hos...</poem>|w=90%}} {{tab}}— Takiemu bydlakowi wszędzie dobrze — pomyślał nadporucznik i splunął.<br> {{tab}}We drzwiach ukazała się głowa Szwejka:<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że przyszedł ordynans z koszar, żeby pan się zaraz stawił u pana pułkownika.<br> {{tab}}I poufnie dodał:<br> {{tab}}— To pewno z powodu tego pieska.<br> {{tab}}— Już wiem — rzekł nadporucznik, gdy w sieni ordynans chciał mu się meldować.<br> {{tab}}Rzekł to głosem stłumionym i wychodząc rzucił na Szwejka spojrzenie miażdżące.<br> {{tab}}Nie chodziło o raport, ale o coś gorszego. Pułkownik siedział w fotelu ponury i zachmurzony, gdy nadporucznik wszedł do jego kancelarii.<br> {{tab}}— Przed dwoma laty, panie nadporuczniku, życzył pan sobie dostać się do Budziejowic do dziewięćdziesiątego pierwszego pułku — mówił pułkownik. — Wie pan, gdzie są Budziejowice? Nad Wełtawą, tak nad Wełtawą, tam, gdzie wpada do niej rzeka Ohrza, czy coś takiego. Miasto jest duże, że tak powiem, przyjemne, i jeśli się nie mylę, ma ono nadbrzeże.<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> g5ffhb5tzacl2dpa3wnzpm5xf1qfham Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/244 100 1086749 3157856 2022-08-26T16:50:27Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>Wie pan, co to jest nadbrzeże? Jest to mur, zbudowany nad wodą. Tak. Zresztą nie o to chodzi. Mieliśmy tam manewry.<br> {{tab}}Pułkownik zamilkł i spoglądając na kałamarz przeszedł do innego tematu:<br> {{tab}}— Ten mój pies zepsuł się u pana. Nie chce nic żreć. A w kałamarzu jest mucha. Dziwna rzecz, że w zimie wpadają muchy do kałamarza. Nieporządek.<br> {{tab}}— Gadaj, stary safanduło — myślał nadporucznik.<br> {{tab}}Pułkownik wstał i przeszedł się kilka razy po kancelarii.<br> {{tab}}— Długo myślałem nad tym, panie nadporuczniku, co właściwie mam zrobić z panem, żeby się taka rzecz powtórzyć nie mogła, i przypomniałem sobie, że życzył pan sobie zostać przeniesiony do dziewięćdziesiątego pierwszego pułku. Naczelne dowództwo donosi nam, że w pułku tym bardzo daje się odczuwać brak oficerów, ponieważ Serbowie nam ich wybili. Daję panu słowo honoru, że przed upływem trzech dni będzie pan w dziewięćdziesiątym pierwszym pułku w Budziejowicach, gdzie formują się marszbataliony. Niech pan dziękuje. Wojsko potrzebuje oficerów, którzy...<br> {{tab}}I nie wiedząc, co ma jeszcze powiedzieć, spojrzał na zegarek i dodał:<br> {{tab}}— Już pół do jedenastej. Najwyższy czas iść do raportu pułkowego.<br> {{tab}}Na tym urwała się przyjemna rozmowa i nadporucznik odetchnął, gdy wyszedł z kancelarii pułkownika i znalazł się w szkole jednorocznych ochotników, którym oznajmił, że za kilka dni udaje się na front i że urządza wieczorek pożegnalny w Nekazance.<br> {{tab}}Po powrocie do domu, rzekł do Szwejka z naciskiem:<br> {{tab}}— Wiecie wy, Szwejku, co to jest marszbatalion?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że marszbatalion to jest marszbaciar, a marszkompania to marszkuma. My zawsze wszystko skracamy.<br> {{tab}}— Więc wam, Szwejku, powiem — rzekł nadporucznik gło-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> r0uj4ugs1q04zmgj8fzyiw35y7psa9z Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/245 100 1086750 3157857 2022-08-26T16:50:57Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>sem uroczystym — że pojedziecie ze mną do takiego właśnie marszbaciara, kiedy tak lubicie skróty. Ale nie myślcie sobie, że na froncie będziecie wyprawiali takie idiotyczne kawały, jak tutaj. Cieszycie się?<br> {{tab}}— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że bardzo się cieszę — odpowiedział dobry wojak Szwejk. — Będzie to wspaniałe, gdy obaj polegniemy za najjaśniejszego pana i jego dom.<br> <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> evsx53uzys2almucutobdwhptlpec2l Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/246 100 1086751 3157858 2022-08-26T16:51:49Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><br> {{c|'''EPILOG'''}} <br> {{tab}}Kończąc pierwszą część książki mojej „Losy dobrego wojaka Szwejka“ („Na tyłach“), zawiadamiam, że wyjdą w szybkim tempie jedna za drugą dwie części: „Na froncie“ i „W niewoli“. I w tych następnych częściach żołnierze i obywatele cywilni będą mówili i postępowali tak, jak jest w rzeczywistości.<br> {{tab}}Stylizowanie lub wykropkowywanie czegoś jest dla mnie najgłupszą obłudą. Słów prostych używa się i w parlamentach.<br> {{tab}}Słusznie powiedziano kiedyś, że dobrze wychowany człowiek może czytać wszystko. Nad tym, co jest naturalne, zastanawiają się tylko największe świńtuchy i wyrafinowani rozpustnicy.<br> {{tab}}Przed laty czytałem krytykę jakiejś nowelki, w której krytyk oburzał się, że autor napisał: „Wysmarkał się i utarł nos“. Ma to się sprzeciwiać wszystkiemu, co jest estetyczne, wzniosłe, co narodowi dawać może literatura.<br> {{tab}}Ludzie, którzy zastanawiają się nad mocniejszym wyrażeniem, są tchórzami, bo rzeczywiste życie ich przeraża, a tacy słabi ludzie są właśnie największymi szkodnikami kultury i charakteru. Tacy wychowaliby naród jako gromadę przeczulonych człowieczków, masturbantów fałszywej kultury.<br> {{tab}}Tacy ludzie ujawniają publicznie swoje oburzenie, ale<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ljusudaqgvm6njztxsw2tnf9fepbfjj Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/247 100 1086752 3157859 2022-08-26T16:52:27Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>z niezwykłym upodobaniem chodzą po publicznych szaletach dla odczytywania nieprzyzwoitych napisów na ścianach.<br> {{tab}}Przy tej sposobności zwracam uwagę, że właściciel gospody, Paliwec, żyje. Przetrwał wojnę, którą spędził w więzieniu, i pozostał nadal tym, którym był wówczas, gdy miał znaną aferę z obrazem cesarza Franciszka Józefa.<br> {{tab}}Przyszedł do mnie w odwiedziny, gdy dowiedział się, że jest w książce, i nabył przeszło dwadzieścia egzemplarzy pierwszego zeszytu, które rozdał swoim znajomym, czym przyczynił się do rozpowszechnienia mojej książki.<br> {{tab}}Szczerze cieszył się, że o nim pisałem i że przedstawiłem go jako znanego prostaka.<br> {{tab}}— Mnie już nikt nie przerobi — rzekł do mnie — bo ja przez całe życie mówiłem po prostu, jak myślałem, i tak będę mówił dalej. Dla przypodobania się komukolwiek nie będę sobie zasłaniał ust serwetką. Dzisiaj jestem sławny.<br> {{tab}}Jego samowiedza spotęgowała się rzeczywiście. Sława jego oparta jest na kilku krzepkich wyrażeniach. Wystarcza mu to i daje zadowolenie, a gdybym chciał był przez wierne i dokładne reprodukowanie jego wyrażeń zwrócić mu uwagę, że nie powinien tak mówić, jak mówi, co oczywiście nie było moim zamiarem, to byłbym niezawodnie obraził tego dobrego człowieka.<br> {{tab}}Wyrazami niewyszukanymi, prosto i uczciwie wyraził wstręt czeskiego człowieka do wszelkiego bizantynizmu, sam o tym nie wiedząc. To było w jego krwi, ten brak szacunku dla cesarza i przyzwoitych wyrażeń.<br> {{tab}}Otto Katz też żyje. Po przewrocie cisnął wszystko w kąt, wystąpił z kościoła i jest dzisiaj prokurentem pewnej fabryki brązu i farb w Czechach północnych.<br> {{tab}}Napisał do mnie długi list, w którym grozi mi, że mnie nauczy moresu. Pewna gazeta niemiecka zamieściła mianowicie tłumaczenie rozdziału, w którym przedstawiony jest takim, jakim był rzeczywiście. Odwiedziłem go wtedy i wszyst-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> m2c0ip5fsjoscz3uxq62bppfmbiugav Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/248 100 1086753 3157861 2022-08-26T16:53:39Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>ko zostało załatwione pomyślnie. O drugiej w nocy nie mógł utrzymać się na nogach, ale przemawiał, jak kaznodzieja: — Ja jestem Otto Katz, kapelan połowy, wy łby gipsowe.<br> {{tab}}Ludzi typu nieboszczyka Bretschneidera, rządowego detektywa starej Austrii, jeszcze dzisiaj włóczy się dużo po republice. Ogromnie interesują się tym, co kto mówi.<br> {{tab}}Nie wiem, czy udało mi się wyrazić w tej książce to, co zamierzałem. Już sam fakt, iż słyszałem, jak jeden człowiek rzekł do drugiego: — Jesteś głupi jak Szwejk — zdaje się świadczyć o czymś przeciwnym. Jeśli wszakże słowo „Szwejk“ stanie się nowym wyzwiskiem w kwiecistym wieńcu zelżywych epitetów, będę musiał zadowolić się takim wzbogaceniem języka czeskiego.<br> <br> {{f|'''Jarosłav Hašek.'''|align=right|prawy=8%}} <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rcqdcfnfkb1o0s5522ot02hgnj03p1h Strona:PL Biblia Krolowej Zofii.djvu/195 100 1086754 3157862 2022-08-26T16:53:50Z Fallaner 12005 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>1{{ø}} y na slaw{{ø}} ymyenyu swemu, aby byl swy{{ø}}ti panu bogu twemu, iakosz movil tobye iest. {{c|XXVII.}} {{f*|P|w=250%|h=normal}}rzikazal gest Moyzes y starszi Israelsci ludu rzek{{ø}}cz: Ostrzegaycze przikazanya wszelkego, ktores ya przikazuy{{ø}} wam dzysz. Gdiisz przeedzesz Iordan, vnidzesz w zemy{{ø}}, ktor{{ø}}sto pan bog twoy da tobye. vibyerzesz wyelike kamyenye y spogisz ge wapnem y ugladzysz, aby mogl na nich pisacz wszistka slowa tegoto prawa, Iordan przeyd{{ø}}, gdisz wnydzesz w zemy{{ø}}, ktor{{ø}}sto pan bog da tobye, zemy{{ø}} mlekyem a myodem czek{{ø}}cz{{ø}}, iakosz gest przisy{{ø}}gl otczom twim. Przetosz gdysz przeydzesz Iordan, wznyesz kamyenye, ktoresz ya dzysz przikazuy{{ø}} tobye, na gorze Ebal, y spogesz* ge wapnem, y udzalasz tu oltarz panu bogu swemu s kamyenya, gegosto gest zelazo nye dotklo, y skaly nyerownanego ani ugladzonego* y b{{ø}}dzesz na niem offyerowacz obyati zapalne panu bogu twemu, a offyerowacz b{{ø}}dzesz obyati pokoyne, y b{{ø}}dzesz gescz tam, y karmicz sy{{ø}} b{{ø}}dzesz przed panem bogyem twim. Y napiszes na kamyenyu wszitka slowa tegoto prawa yawnye y swyetley*. Y rzekli s{{ø}} Moyzesz y kxy{{ø}}z{{ø}}ta Levi pokolenya ku wszemu Israhel; Bacz a slysz Israhel, dzysz uczynyon nyesz<ref>Myłka, zamiast: {{roz|je}}ś.</ref> ľud* pana boga twego, uslysz glosz gego, spelnisz przikazanya y sprawyedliwosci, gesto ya przikazuy{{ø}} tobye. Y przikazal gest Moyzesz ludu tego dnya, rzek{{ø}}cz: Cito stan{{ø}} ku bogoslawyenyu bozemu na gorze Garizim, Iordan przeyd{{ø}}cz: Symeon, Levi, Iudasz, Izachar, Iozef y Benyanim*. A na one sstrony cito stan{{ø}} ku przekl{{ø}}cz{{ø}}* na gorze Ebal: Ruben, Gad, Asser, Zabulon, Dan y Neptalim. Y b{{ø}}d{{ø}} wolacz sludzi kosczelni, a rzek{{ø}}cz ku wszem m{{ø}}zom Israhel wiszokim: Przekl{{ø}}ti czlowyek, ktori uczini ricze d{{ø}}te, a ganyebnoscz bila bogu dzalo r{{ø}}{{ø}}k rzemy{{ø}}slnikowick, y polozi to w {{roz|skricz}}e, y odpowye wszitek lud: Amen. Przekl{{ø}}ti czlowyek, ktorisz nye czczi otcza swego y maczerze. y rzecze wszitek<math>||</math> ľud: Amen. Przekl{{ø}}ti, ktorisz przenoszi myedze swego bliszńego {{f*|''(!)''|w=85%}} y odpowye wszitek ľud: Amen. Przekl{{ø}}ti, ktosz dopusci bl{{ø}}dzicz slepemu na drodze, y rzecze wszistek ľud: Amen. Przekl{{ø}}ty, ktorisz przewracza s{{ø}}{{ø}}d przichodz{{ø}}cemu, syrocze y wdowye. y odpowye wszistek ľud: Amen. Przekl{{ø}}ti, ktorisz spy z zon{{ø}} otcza swego y odkrige przikricze loza gego. y rzecze wszistek lud: Amen. Przekl{{ø}}ti, genze spy s ktorimzekoli dobytcz{{ø}}czem. y odpowye wszistek ľud: Amen. Przekl{{ø}}ti, genze spy s sostr{{ø}} sw{{ø}}, y z dzewka* otcza swego albo maczerze swey. y odpowye wszistek ľud: Amen. Przekl{{ø}}ti, ktosz spy se {{roz|czcz}}{{ø}} {{f*|''(tścią)''|w=85%}} sw{{ø}}. y rzecze wszistek lud: Amen. Przekl{{ø}}ti, ktosz zabye tagemnye blisznego swego, y odpowye wszistek lud: Amen. Przekl{{ø}}ti, ktosz spy z zon{{ø}} blisznego swego, y odpowye wszistek ľud: Amen.<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4zwzee7b0m1gx5qia34fnf0fl007b5s Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/19 100 1086755 3157866 2022-08-26T17:06:56Z Fallaner 12005 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{c|'''''Modlitwa.'''''|w=110%}} O najsłodszy Panie Jezu Chryste! nieznośnym krzyża ciężarem osłabiony i omdlały! któryś Symeona Cyrenejczyka przymuszonego do dźwigania krzyża twego przyjąć raczył, racz moje to mizerne nabożeństwo przyjąć na chwałę Twoją, a mnie przypuścić i przysposobić do doskonałej służby Twojéj. Amen.<br> {{c|Ojcze nasz etc. Zdrowaś Maryja etc.}} {{c|Chwała Ojcu etc.}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Którys cierpiał za nas rany.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.|wys=30px}} {{c|'''Stacyja VI.'''|W=110%|przed=1em|po=1em}} {{c|Jezusowi twarz skrwawioną ociéra Ś. Weronika.|w=95%}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Chwalimy Cię Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Ześ przez krzyż i mękę Twoją odkupił świat.|wys=30px}} {{tab}}Uważ tu pobożność osobliwszą Ś. Weroniki, która widząc Zbawiciela twarz policzkami okrutnie zbitą i gestą krwią zalaną, przystępuje z największéem uszanowaniem do Jezusa i podaje mu czystą chusteczkę na otarcie, którą gdy się Zbawiciel nasz otarł, zostawił na niéj obraz, czyli wyrażenie twarzy swojéj przenajświętszéj.)<br> {{c|(Rycina: Ś. Weronika podaje Jezusowi chustę na otarcie.|w=95%}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> elpj1f6am3ootf6fxovwcv0pioiy69z Strona:EBIP-R0-100-2205.pdf/24 100 1086756 3157875 2022-08-26T17:29:30Z Superjurek 11231 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Superjurek" /></noinclude>{{#tag:div|Zadanie 20.|class=zadanie}} {{F| Miedź w śladowych ilościach jest niezbędna do wzrostu roślin, ale duża zawartość tego pierwiastka w glebie hamuje wzrost korzeni. Przeprowadzono badania, których celem było określenie wpływu wysokiego stężenia miedzi w podłożu na wzrost korzeni u trawy mietlicy rozłogowej (''Agrostis stolonifera''). W badaniu uwzględniono populacje rosnące przez okres od 4 do 70 lat na glebie skażonej miedzią. }}{{F| Badane rośliny uprawiano z wykorzystaniem pożywek zawierających miedź w dużym stężeniu. Jako wskaźnik tolerancji na miedź mierzono wzrost korzeni. Badania wykazały, że wzrost korzeni był w najmniejszym stopniu ograniczony u traw pochodzących ze starych populacji, rosnących na glebach zanieczyszczonych miedzią przez długi czas. }}{{F| Tolerancja na miedź jest cechą ilościową warunkowaną przez geny kumulatywne. Działanie tych genów sumuje się podczas kształtowania cechy fenotypowej. }}{{F| {{#tag:div|Na podstawie: L. Wu i in., The potential for evolution of heavy metal tolerance in plants, „Heredity” 34, 1975.|class=na_pods}} |po=1em}} {{#tag:div|Zadanie 20.1. (0–1)|class=zadanie}} {{F| '''Dokończ zdanie. Zaznacz odpowiedź A, B albo C oraz jej uzasadnienie 1., 2. albo 3.''' |po=1em}}{{F| W tekście opisano skutki działania }} {| class="wikitable tab" |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;A.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |doboru kierunkowego, |class="tab" rowspan="3" |ponieważ |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;1.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |wysokie stężenie miedzi w glebie utrzymywało się na przestrzeni wielu lat. |- |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;B.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |doboru różnicującego, |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;2.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |wyniki badań wskazują na zróżnicowany poziom tolerancji na miedź między populacjami. |- |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;C.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |doboru stabilizującego, |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;3.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |wraz z czasem wzrasta odporność populacji na skażenie gleby miedzią. |- |} {{#tag:div|Zadanie 20.2. (0–1)|class=zadanie}} '''Wyjaśnij, dlaczego najwyższy poziom tolerancji uzyskały rośliny z najstarszych populacji. W odpowiedzi uwzględnij działanie doboru naturalnego.''' ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ ................................................................................................................................................ <noinclude> <br><br><br><br><br><br><br> {|class="wikitable tab b" |class="tab_PF" rowspan=3|Wypełnia<br>egzaminator |Nr zadania |class="tab_PF"|20.1. |class="tab_PF"|20.2. |- |Maks. liczba pkt |class="tab_PF"|1 |class="tab_PF"|1 |- |Uzyskana liczba pkt |class="tab_PF"| || |} </noinclude><noinclude><references/> {{Numeracja stron/EBIP-R0-100-2205.pdf}} __NOEDITSECTION__</noinclude> f08n7p1555qgrw2lgviq4nbboag5mh4 3157885 3157875 2022-08-26T17:49:11Z Superjurek 11231 naprawa pól do odpowiedzi proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Superjurek" /></noinclude>{{#tag:div|Zadanie 20.|class=zadanie}} {{F| Miedź w śladowych ilościach jest niezbędna do wzrostu roślin, ale duża zawartość tego pierwiastka w glebie hamuje wzrost korzeni. Przeprowadzono badania, których celem było określenie wpływu wysokiego stężenia miedzi w podłożu na wzrost korzeni u trawy mietlicy rozłogowej (''Agrostis stolonifera''). W badaniu uwzględniono populacje rosnące przez okres od 4 do 70 lat na glebie skażonej miedzią. }}{{F| Badane rośliny uprawiano z wykorzystaniem pożywek zawierających miedź w dużym stężeniu. Jako wskaźnik tolerancji na miedź mierzono wzrost korzeni. Badania wykazały, że wzrost korzeni był w najmniejszym stopniu ograniczony u traw pochodzących ze starych populacji, rosnących na glebach zanieczyszczonych miedzią przez długi czas. }}{{F| Tolerancja na miedź jest cechą ilościową warunkowaną przez geny kumulatywne. Działanie tych genów sumuje się podczas kształtowania cechy fenotypowej. }}{{F| {{#tag:div|Na podstawie: L. Wu i in., The potential for evolution of heavy metal tolerance in plants, „Heredity” 34, 1975.|class=na_pods}} |po=1em}} {{#tag:div|Zadanie 20.1. (0–1)|class=zadanie}} {{F| '''Dokończ zdanie. Zaznacz odpowiedź A, B albo C oraz jej uzasadnienie 1., 2. albo 3.''' |po=1em}}{{F| W tekście opisano skutki działania }} {| class="wikitable tab" |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;A.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |doboru kierunkowego, |class="tab" rowspan="3" |ponieważ |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;1.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |wysokie stężenie miedzi w glebie utrzymywało się na przestrzeni wielu lat. |- |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;B.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |doboru różnicującego, |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;2.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |wyniki badań wskazują na zróżnicowany poziom tolerancji na miedź między populacjami. |- |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;C.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |doboru stabilizującego, |class="tab_nr" |&nbsp;&nbsp;3.&nbsp;&nbsp; |class="tab" |wraz z czasem wzrasta odporność populacji na skażenie gleby miedzią. |- |} {{#tag:div|Zadanie 20.2. (0–1)|class=zadanie}} '''Wyjaśnij, dlaczego najwyższy poziom tolerancji uzyskały rośliny z najstarszych populacji. W odpowiedzi uwzględnij działanie doboru naturalnego.''' {{F|{{SpisPozycja}}|przed=1em|po=1em}} {{F|{{SpisPozycja}}|po=1em}} {{F|{{SpisPozycja}}|po=1em}} {{F|{{SpisPozycja}}|po=1em}} {{F|{{SpisPozycja}}|po=1em}} <noinclude> <br><br><br><br><br><br><br> {|class="wikitable tab b" |class="tab_PF" rowspan=3|Wypełnia<br>egzaminator |Nr zadania |class="tab_PF"|20.1. |class="tab_PF"|20.2. |- |Maks. liczba pkt |class="tab_PF"|1 |class="tab_PF"|1 |- |Uzyskana liczba pkt |class="tab_PF"| || |} </noinclude><noinclude><references/> {{Numeracja stron/EBIP-R0-100-2205.pdf}} __NOEDITSECTION__</noinclude> 9f9ur6ujpoiuj7zegdu4dyxvgnkhj6s Strona:EBIP-R0-100-2205.pdf/25 100 1086757 3157878 2022-08-26T17:32:47Z Superjurek 11231 /* Bez treści */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Superjurek" /></noinclude>{{F| {{#tag:div|BRUDNOPIS ''(nie podlega ocenie)''|class=brudnopis}} |po=40em}}<noinclude><references/> {{Numeracja stron/EBIP-R0-100-2205.pdf}} __NOEDITSECTION__</noinclude> s1n8dz8gclfvds6x7l8nnrosy5w1iqn Egzamin maturalny z biologii poziom rozszerzony – maj 2022/Zadanie 20 0 1086758 3157879 2022-08-26T17:34:47Z Superjurek 11231 + wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor=[[Autor:Centralna Komisja Egzaminacyjna|Centralna Komisja Egzaminacyjna]] |tytuł=[[Egzamin maturalny z biologii poziom rozszerzony – maj 2022]] |podtytuł=Zadanie 20. |pochodzenie = |wydawca = Centralna Komisja Egzaminacyjna |drukarz = (publikacja on-line) |rok wydania = 2022 |miejsce wydania = Warszawa |okładka = EBIP-R0-100-2205.pdf |strona z okładką = 1 |źródło = [[commons:File:EBIP-R0-100-2205.pdf|skany na Commons]] |poprzedni = Egzamin maturalny z biologii poziom rozszerzony – maj 2022/Zadanie 19 |strona indeksu = EBIP-R0-100-2205.pdf |inne = {{epub}} }} {{JustowanieStart2}} <pages index="EBIP-R0-100-2205.pdf" from="24" to="24" /> {{JustowanieKoniec2}} {{TekstPD|Zbiorowy}} [[Kategoria:Egzamin maturalny z biologii poziom rozszerzony – maj 2022]] m99xhlk1jholv304uiscfz62xk4yxy5 3157906 3157879 2022-08-26T18:06:43Z Superjurek 11231 Linie cięły infoboks wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor=[[Autor:Centralna Komisja Egzaminacyjna|Centralna Komisja Egzaminacyjna]] |tytuł=[[Egzamin maturalny z biologii poziom rozszerzony – maj 2022]] |podtytuł=Zadanie 20. |pochodzenie = |wydawca = Centralna Komisja Egzaminacyjna |drukarz = (publikacja on-line) |rok wydania = 2022 |miejsce wydania = Warszawa |okładka = EBIP-R0-100-2205.pdf |strona z okładką = 1 |źródło = [[commons:File:EBIP-R0-100-2205.pdf|skany na Commons]] |poprzedni = Egzamin maturalny z biologii poziom rozszerzony – maj 2022/Zadanie 19 |strona indeksu = EBIP-R0-100-2205.pdf |inne = {{epub}} }} {{JustowanieStart}} <pages index="EBIP-R0-100-2205.pdf" from="24" to="24" /> {{JustowanieKoniec}} {{TekstPD|Zbiorowy}} [[Kategoria:Egzamin maturalny z biologii poziom rozszerzony – maj 2022]] s6xwqoiducc3gar6k6iwywajnin8ls5 Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/249 100 1086759 3157882 2022-08-26T17:43:27Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><br> {{c|SPIS TREŚCI}} {{SpisZw|||{{f*|Str.|w=85%}}}} {{SpisPozycja|widthp=0|widths=100|width=440px|wciecie=-1 |sekcja= |tyt=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/Wstęp|Wstęp]] |page=5}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=100|width=440px|wciecie=-1 |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/I|Rozdział I]] |tyt=Jak dobry wojak Szwejk wkroczył na widownię wojny światowej |page=6}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=100|width=440px|wciecie=-1 |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/II|Rozdział II]] |tyt=Dobry wojak Szwejk w komisariacie policji |page=18}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=100|width=440px|wciecie=-1 |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/III|Rozdział III]] |tyt=Szwejk przed lekarzami sądowymi |page=23}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=100|width=440px|wciecie=-1 |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/IV|Rozdział IV]] |tyt=Szwejka wypędzili z domu wariatów |page=36}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=100|width=440px|wciecie=-1 |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/V|Rozdział V]] |tyt=Szwejk w komisariacie policji przy ulicy Salma |page=42}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=100|width=440px|wciecie=-1 |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/VI|Rozdział VI]] |tyt=Szwejk przerywa zaczarowane koło i dostaje się znowu do domu |page=51}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=100|width=440px|wciecie=-1 |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/VII|Rozdział VII]] |tyt=Szwejk rusza na wojnę |page=64}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=100|width=440px|wciecie=-1 |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/VIII|Rozdział VIII]] |tyt=Szwejk symulantem |page=71}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=100|width=440px|wciecie=-1 |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/IX|Rozdział IX]] |tyt=Szwejk w garnizonie |page=90}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=100|width=440px|wciecie=-1 |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/X|Rozdział X]] |tyt=Szwejk jako bursz kapelana polowego |page=114}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=100|width=440px|wciecie=-1 |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XI|Rozdział XI]] |tyt=Szwejk jedzie z kapelanem odprawić mszę połową |page=141}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=100|width=440px|wciecie=-1 |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XII|Rozdział XII]] |tyt=Religijna dysputa |page=152}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=100|width=440px|wciecie=-1 |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XIII|Rozdział XIII]] |tyt=Szwejk idzie namaszczać |page=160}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=100|width=440px|wciecie=-1 |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XIV|Rozdział XIV]] |tyt=Szwejk staje się burszem nadporucznika Lukasza |page=177}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=100|width=440px|wciecie=-1 |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XV|Rozdział XV]] |tyt=Katastrofa |page=225}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=100|width=440px|wciecie=-1 |sekcja= |tyt=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/Epilog|Epilog]] |page=240}} <br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ohhuhs0x7trxofprri5ionmqvdpsa8i 3157884 3157882 2022-08-26T17:48:29Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><br> {{c|SPIS TREŚCI|w=120%}} <br> {{SpisPozycja|widths=88|widthp=30|width=440px|wciecie=-1|nodots |sekcja= |tyt= |page={{f*|Str.|w=85%}}}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=0|width=440px|wciecie=-1 |sekcja= |tyt=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/Wstęp|Wstęp]] |page=5}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/I|Rozdział I]] |tyt=Jak dobry wojak Szwejk wkroczył na widownię wojny światowej |page=6}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/II|Rozdział II]] |tyt=Dobry wojak Szwejk w komisariacie policji |page=18}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/III|Rozdział III]] |tyt=Szwejk przed lekarzami sądowymi |page=23}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/IV|Rozdział IV]] |tyt=Szwejka wypędzili z domu wariatów |page=36}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/V|Rozdział V]] |tyt=Szwejk w komisariacie policji przy ulicy Salma |page=42}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/VI|Rozdział VI]] |tyt=Szwejk przerywa zaczarowane koło i dostaje się znowu do domu |page=51}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/VII|Rozdział VII]] |tyt=Szwejk rusza na wojnę |page=64}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/VIII|Rozdział VIII]] |tyt=Szwejk symulantem |page=71}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/IX|Rozdział IX]] |tyt=Szwejk w garnizonie |page=90}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/X|Rozdział X]] |tyt=Szwejk jako bursz kapelana polowego |page=114}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XI|Rozdział XI]] |tyt=Szwejk jedzie z kapelanem odprawić mszę polową |page=141}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XII|Rozdział XII]] |tyt=Religijna dysputa |page=152}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XIII|Rozdział XIII]] |tyt=Szwejk idzie namaszczać |page=160}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XIV|Rozdział XIV]] |tyt=Szwejk staje się burszem nadporucznika Lukasza |page=177}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XV|Rozdział XV]] |tyt=Katastrofa |page=225}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1 |sekcja= |tyt=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/Epilog|Epilog]] |page=240}} <br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pu4pldqfa7ljxq4jb14ypwc8t8ylci8 3157914 3157884 2022-08-26T18:17:27Z Wieralee 6253 drobne redakcyjne proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /><br><br></noinclude>{{c|SPIS TREŚCI|w=120%}} <br> {{SpisPozycja|widths=88|widthp=30|width=440px|wciecie=-1|nodots |sekcja= |tyt= |page={{f*|Str.|w=85%}}}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=0|width=440px|wciecie=-1 |sekcja= |tyt=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/Wstęp|Wstęp]] |page=5}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/I|Rozdział I]] |tyt=Jak dobry wojak Szwejk wkroczył na widownię wojny światowej |page=6}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/II|Rozdział II]] |tyt=Dobry wojak Szwejk w komisariacie policji |page=18}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/III|Rozdział III]] |tyt=Szwejk przed lekarzami sądowymi |page=23}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/IV|Rozdział IV]] |tyt=Szwejka wypędzili z domu wariatów |page=36}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/V|Rozdział V]] |tyt=Szwejk w komisariacie policji przy ulicy Salma |page=42}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/VI|Rozdział VI]] |tyt=Szwejk przerywa zaczarowane koło i dostaje się znowu do domu |page=51}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/VII|Rozdział VII]] |tyt=Szwejk rusza na wojnę |page=64}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/VIII|Rozdział VIII]] |tyt=Szwejk symulantem |page=71}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/IX|Rozdział IX]] |tyt=Szwejk w garnizonie |page=90}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/X|Rozdział X]] |tyt=Szwejk jako bursz kapelana polowego |page=114}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XI|Rozdział XI]] |tyt=Szwejk jedzie z kapelanem odprawić mszę polową |page=141}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XII|Rozdział XII]] |tyt=Religijna dysputa |page=152}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XIII|Rozdział XIII]] |tyt=Szwejk idzie namaszczać |page=160}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XIV|Rozdział XIV]] |tyt=Szwejk staje się burszem nadporucznika Lukasza |page=177}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1|aligns=left |sekcja=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XV|Rozdział XV]] |tyt=Katastrofa |page=225}} {{SpisPozycja|widthp=30|widths=88|width=440px|wciecie=-1 |sekcja= |tyt=[[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/Epilog|Epilog]] |page=240}} <br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9yv4jnjju5apd7n2kdr04e35fu2ae2h Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/290 100 1086760 3157888 2022-08-26T17:51:09Z Alnaling 32144 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>głowie powstał plan. Ale chcę się upewnić, zanim się pozbędę moich pieniędzy. Nazywasz się Emilja Byrd Starr, a jesteś właściwie Murrayówną. Czy wyjdziesz zamąż za chłopaka, jeżeli dam mu odpowiednie wykształcenie?<br> {{tab}}— Ja! — zdumiała się Emilka ponownie. To było wszystko na co się zdobyła. Chyba śni? Czy to może być jawa?<br> {{tab}}— Tak, ty. Jesteś na pół Murrayówną i to byłby dla niego duży krok naprzód. On jest szykowny i będzie zczasem bogatym człowiekiem i panem okolicy. Ale nie wydam na niego ani centa, dopóki nie dasz mu słowa.<br> {{tab}}— Ciotka Elżbieta nie pozwoli — zawołała Emilka, zbyt wystraszona, aby odmówić w swem własnem imieniu.<br> {{tab}}— Jeżeli jesteś choć trochę Murrayówną, to potrafisz wybrać sama męża — rzekła ciotka Tomaszowa, przybliżając tak bardzo swą twarz do Emilki, że jej krzaczaste brwi dotknęły nosa dziewczynki. — Powiedz, że wyjdziesz zamąż za mego chłopca— a poślę go do gimnazjum.<br> {{tab}}Emilka nie była zdolna wymówić słowa. Nie mogła też uciec, stała jak wryta. Czekała, kiedy się skończy ten przykry sen.<br> {{tab}}— Powiedz! — nalegała ciotka Tomaszowa, uderzając swym kijem o kamienie.<br> {{tab}}Emilka tak była wystraszona, że pragnęła tylko odzyskać władzę w nogach i móc się ratować ucieczką. Lecz w tejże chwili wyskoczył z pobliskiego rowu — Perry. Był blady z gniewu, porwał ciotkę Tomaszowa za ramiona bez najmniejszego szacunku.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|284}}</noinclude> jxj098tzx3owaysplzscscyk2bs7ltd Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/291 100 1086761 3157889 2022-08-26T17:52:36Z Alnaling 32144 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>{{tab}}— Wrócisz natychmiast do domu! — rozkazał ze złością.<br> {{tab}}— Ależ, mój drogi — rzekła łagodnie ciotka Tomaszowa. — Ja staram się zrobić ci coś bardzo dobrego. Proszę ją, żeby wyszła za ciebie zamąż, gdy... —<br> {{tab}}— Ja sam potrafię się oświadczyć! — Perry był coraz bardziej podrażniony. — Ty tylko możesz zepsuć wszystko. Wracaj, mówię ci, wracaj do domu!<br> {{tab}}Ciotka Tomaszowa pokiwała głową.<br> {{tab}}— Dobrze, wiem, co mi pozostaje. Nie będzie Murrayówny, nie będzie pieniędzy! Kiedy zniknęła za zakrętem ścieżki, zwrócił się Perry do Emilki. Z bladego stał się purpurowy.<br> {{tab}}— Nie zważaj na nią, ona jest zwarjowana — rzeki. — Rzecz jasna, że gdy dorosnę, poproszę cię o twą rękę, ale...<br> {{tab}}— To będzie niemożliwe... Ciotka Elżbieta...<br> {{tab}}— Ech, wtedy się zgodzi. Ja będę zczasem premjerem Kanady.<br> {{tab}}— Ale ja nie będę czekać... z pewnością nie doczekam się...<br> {{tab}}— Owszem, będziesz na mnie czekać, skoro dorośniesz. Ilza jest ładniejsza, to prawda, ale ja sam nie wiem, dlaczego wolę ciebie.<br> {{tab}}— Nie mów do mnie nigdy więcej w ten sposób! — rozkazała Emilka, odzyskując poczucie swej godności.<br> {{tab}}— Dobrze. Dopiero, gdy będziemy dorośli... Wstydzę się nie mniej, niż ty — rzekł Perry. — Ale musiałem coś powiedzieć, skoro ciotka tak mnie już wkopała. Za to nie można mnie ganić, to też nie bierz mi<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|285}}</noinclude> kwjv7mvxjepae70j4zggq12o01bval2 Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/292 100 1086762 3157893 2022-08-26T18:01:44Z Alnaling 32144 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude><section begin="21"/>tego za złe. Ale pamiętaj, że ja ci się zczasem oświadczę. Zdaje mi się, że Tadzio Kent też to uczyni.<br> {{tab}}Emilka odchodziła szybkim krokiem, ale na te słowa odwróciła się raz jeszcze.<br> {{tab}}— Jeżeli on mi się oświadczy, wyjdę za niego zamąż.<br> {{tab}}— Jeżeli to zrobisz, łeb mu utnę — huknął Perry, rozwścieczony.<br> {{tab}}Emilka odeszła pewnym krokiem i udała się na strych, ażeby przemyśleć to, co usłyszała.<br> {{tab}}— Było to romantyczne, ale nieprzyjemne — doszła do wniosku. I tak ów poemat o wiośnie nie został dokończony już nigdy.<br><br><section end="21"/><section begin="22"/> {{c|22.|po=1em}} {{c|ZAPROSZENIE.|po=1em}} {{tab}}Od ciotki Nancy nie nadeszła żadna odpowiedź, ani potwierdzenie odbioru fotografji Emilki. Ciotka Elżbieta i ciotka Laura nie dziwiły się temu milczeniu, znając zwyczaje ciotki Nancy, ale Emilka była zatroskana. Może ciotce Nancy nie podobało się to, co ona zrobiła? A może doszła do wniosku, że Emilka jest za głupia, aby się nią zajmować wogóle?<br> {{tab}}Emilka napisała do ciotki Nancy bardzo grzeczny, światowy list, w którym energicznie protestowała przeciw zarzutowi głupoty i domagała się odpowiedzi. Rzecz jasna, że nie śmiała wysłać tego listu. Złożyła go starannie, włożyła w otomanę, kryjącą listy do {{pp|oj|ca}}<section end="22"/><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__ {{c|286}}</noinclude> o78jmu74h03uz9uvopjldyh1j1me65n Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I 0 1086763 3157898 2022-08-26T18:02:49Z Wieralee 6253 n wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = Szwejk na tyłach |tom = Tom I |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |okładka= Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |strona z okładką = 9 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom II |inne = {{epub}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{CentrujStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=9 to=10 /> <br><br> <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=249 to=249 /> {{CentrujKoniec2}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|Kt1]] lewjp33x7lztsabdjdsuthe1ryl2sbu 3157901 3157898 2022-08-26T18:03:31Z Wieralee 6253 kat. wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = Szwejk na tyłach |tom = Tom I |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |okładka= Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |strona z okładką = 9 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom II |inne = {{epub}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{CentrujStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=9 to=10 /> <br><br> <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=249 to=249 /> {{CentrujKoniec2}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1]] j3h5ykjadjbpv3ins2gkadqmfua48k8 3157903 3157901 2022-08-26T18:04:17Z Wieralee 6253 drobne redakcyjne wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tom = Tom I<br> Szwejk na tyłach |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |okładka= Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |strona z okładką = 9 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom II |inne = {{epub}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{CentrujStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=9 to=10 /> <br><br> <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=249 to=249 /> {{CentrujKoniec2}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1]] pmary7yyoo6xpzliyzywh2jidlff5pd 3157910 3157903 2022-08-26T18:11:40Z Wieralee 6253 drobne redakcyjne wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = Tom I<br> Szwejk na tyłach |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |okładka= Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |strona z okładką = 9 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom II |inne = {{epub}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{CentrujStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=9 to=10 /> <br><br> <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=249 to=249 /> {{CentrujKoniec2}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1]] 29okmgxhhnj9icfe2tlu5akxdwx1mtc 3157918 3157910 2022-08-26T18:22:01Z Wieralee 6253 drobne techniczne wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = Tom I<br> Szwejk na tyłach |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |okładka= Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |strona z okładką = 9 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom II |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{CentrujStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=9 to=10 /> <br><br> <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=249 to=249 /> {{CentrujKoniec2}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1]] 4f5uz30at7fk76uy8skregrlu6i2o1o 3157923 3157918 2022-08-26T18:25:28Z Wieralee 6253 drobne redakcyjne wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = Tom I<br> '''Szwejk na tyłach''' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |okładka= Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |strona z okładką = 9 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom II |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{CentrujStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=9 to=10 /> <br><br> <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=249 to=249 /> {{CentrujKoniec2}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1]] i57r095hi1nh5rok2t4vvp9zf8le8pr 3157925 3157923 2022-08-26T18:29:38Z Wieralee 6253 drobne techniczne wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = Tom I<br> '''Szwejk na tyłach''' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |okładka= Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |strona z okładką = 9 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom II |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{CentrujStart2}}{{summary| <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=9 to=10 /> <br><br> <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=249 to=249 />}} {{CentrujKoniec2}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1]] shq5pilwq2p8jh26hn0mm1ckwy7tx88 Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka 14 1086764 3157899 2022-08-26T18:03:13Z Wieralee 6253 n wikitext text/x-wiki [[Kategoria:Jaroslav Hašek]] [[Kategoria:Paweł Hulka-Laskowski]] tohu9cmt3zxfo3w94povcb8y6wu6huw Przygody dobrego wojaka Szwejka 0 1086765 3157911 2022-08-26T18:12:44Z Wieralee 6253 n wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |okładka= Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka (page 5 crop).jpg |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} |wikipedia=Przygody dobrego wojaka Szwejka }} {{CentrujStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=9 to=9 onlysection="t1" /> <br>{{---}}<br> <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=8 to=8 onlysection="s2" /> <br>{{---}}<br><br> <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=10 to=10 /> {{CentrujKoniec2}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Jaroslav Hašek]] [[Kategoria:Paweł Hulka-Laskowski]] [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|*]] 812m17cz4sk8z3igcb6ai0lhh5rfgqc 3157912 3157911 2022-08-26T18:13:17Z Wieralee 6253 drobne techniczne wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |okładka= Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka (page 5 crop).jpg |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} |wikipedia=Przygody dobrego wojaka Szwejka }} {{CentrujStart2}}{{summary| <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=9 to=9 onlysection="t1" /> <br>{{---}}<br> <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=8 to=8 onlysection="s2" /> <br>{{---}}<br><br> <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=10 to=10 />}} {{CentrujKoniec2}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Jaroslav Hašek]] [[Kategoria:Paweł Hulka-Laskowski]] [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|*]] rr6dqgg2epftbdnmy6gwpfadzdf5ee1 Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość 0 1086766 3157919 2022-08-26T18:24:05Z Wieralee 6253 n wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = Tom I<br> Szwejk na tyłach |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |okładka= Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |strona z okładką = 9 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom II/całość |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{CentrujStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=9 to=10 /> {{CentrujKoniec2}} <br>{{---|}}<br><br> {{JustowanieStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=11 to=248 /> {{JustowanieKoniec2}} {{Przypisy}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1c]] i256g8t824xt0crkepuurr4b4w5z4ww 3157921 3157919 2022-08-26T18:25:15Z Wieralee 6253 drobne redakcyjne wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = Tom I<br> '''Szwejk na tyłach''' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |okładka= Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |strona z okładką = 9 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom II/całość |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{CentrujStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=9 to=10 /> {{CentrujKoniec2}} <br>{{---|}}<br><br> {{JustowanieStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=11 to=248 /> {{JustowanieKoniec2}} {{Przypisy}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1c]] 0w5yw9yft10bplzg730yp1n5y3o18hv Emilka ze Srebrnego Nowiu/21 0 1086767 3157920 2022-08-26T18:24:52Z Alnaling 32144 wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor=Lucy Maud Montgomery |tłumacz=Maria Rafałowicz-Radwanowa |tytuł = [[{{ROOTPAGENAME}}|Emilka ze Srebrnego Nowiu]] |tytuł oryginalny=''Emily of New Moon'' |wydawnictwo=Księgarnia Popularna |rok wydania=1936 |miejsce wydania=Warszawa |druk=Drukarnia B-ci Wójcikiewicz |źródło=[[c:File:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf|Skany na commons]] |strona indeksu=Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf |poprzedni = {{PoprzedniU}} |następny = {{NastępnyU}} |inne = {{całość|{{ROOTPAGENAME}}/całość|epub=i}} }} {{JustowanieStart2}} <pages index="Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf" from=279 fromsection=21 to=292 tosection=21 /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|a1=Lucy Maud Montgomery|t1=Maria Rafałowicz-Radwanowa}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|E{{BieżącyU|2}}]] 7e18q4py8wj45uop7ru5716kzfr54tz Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/Wstęp 0 1086768 3157924 2022-08-26T18:29:17Z Wieralee 6253 n wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I|Tom I]]<br> '''Szwejk na tyłach''' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/I |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{JustowanieStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=11 to=11 /> {{JustowanieKoniec2}} {{clear}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1r00]] i50ur1qfp83608cozb66vb02wif7zpe Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/I 0 1086769 3157927 2022-08-26T18:30:30Z Wieralee 6253 n wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I|Tom I]]<br> '''Szwejk na tyłach''' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/Wstęp |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/II |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{JustowanieStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=12 to=23 /> {{JustowanieKoniec2}} {{clear}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1r01]] l60bskql8g24t4s7quz4i5i8f81n1s5 3157949 3157927 2022-08-26T18:44:18Z Wieralee 6253 drobne redakcyjne wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I|Tom I]]<br> '''Szwejk na tyłach''' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/Wstęp |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/II |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{JustowanieStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=12 to=23 /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1r01]] q9kfizfrbo9lzkssz4lq0le7fa2ufbu Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/II 0 1086770 3157928 2022-08-26T18:31:29Z Wieralee 6253 n wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I|Tom I]]<br> '''Szwejk na tyłach''' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/I |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/III |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{JustowanieStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=24 to=33 /> {{JustowanieKoniec2}} {{clear}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1r02]] ex8b3vy40j1kyclh2fqxjdq6bfswag2 3157950 3157928 2022-08-26T18:44:27Z Wieralee 6253 drobne redakcyjne wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I|Tom I]]<br> '''Szwejk na tyłach''' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/I |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/III |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{JustowanieStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=24 to=33 /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1r02]] 3pyaana44bhho1jghip3attkxu50i9r Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/III 0 1086771 3157929 2022-08-26T18:32:04Z Wieralee 6253 n wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I|Tom I]]<br> '''Szwejk na tyłach''' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/II |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/IV |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{JustowanieStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=34 to=41 /> {{JustowanieKoniec2}} {{clear}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1r03]] q2xymyz1tihnzo9mmmu2s13dzsrhgab 3157951 3157929 2022-08-26T18:44:36Z Wieralee 6253 drobne redakcyjne wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I|Tom I]]<br> '''Szwejk na tyłach''' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/II |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/IV |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{JustowanieStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=34 to=41 /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1r03]] cob74cv89f2cog5hcgy9vyfiw35751o Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/IV 0 1086772 3157930 2022-08-26T18:33:07Z Wieralee 6253 n wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I|Tom I]]<br> '''Szwejk na tyłach''' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/III |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/V |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{JustowanieStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=42 to=47 /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1r04]] 268p8p748cndeh7v8knphhhzdj3v141 Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/V 0 1086773 3157932 2022-08-26T18:34:11Z Wieralee 6253 n wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I|Tom I]]<br> '''Szwejk na tyłach''' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/IV |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/VI |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{JustowanieStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=48 to=56 /> {{JustowanieKoniec2}} {{Przypisy}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1r05]] 1424aq6z52wzcqo3uj1sdkj9i3zycok Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/VI 0 1086774 3157933 2022-08-26T18:34:56Z Wieralee 6253 n wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I|Tom I]]<br> '''Szwejk na tyłach''' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/V |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/VII |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{JustowanieStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=57 to=69 /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1r06]] okn933vxys1ho7toidujxskfdm4qdd0 Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/VII 0 1086775 3157934 2022-08-26T18:35:55Z Wieralee 6253 n wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I|Tom I]]<br> '''Szwejk na tyłach''' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/VI |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/VIII |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{JustowanieStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=70 to=76 /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1r07]] amka8grmzrrbdmjnq0v0ny4emdmgjgn Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/VIII 0 1086776 3157935 2022-08-26T18:36:36Z Wieralee 6253 n wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I|Tom I]]<br> '''Szwejk na tyłach''' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/VII |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/IX |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{JustowanieStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=77 to=95 /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1r08]] orbgufddtr9lm8yglymxgrgbq68s3ct Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/IX 0 1086777 3157937 2022-08-26T18:37:28Z Wieralee 6253 n wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I|Tom I]]<br> '''Szwejk na tyłach''' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/VIII |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/X |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{JustowanieStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=96 to=119 /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1r09]] f0ahyyt8g8hgie220rh06bx5m1fo1l2 3157938 3157937 2022-08-26T18:37:52Z Wieralee 6253 przypisy wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I|Tom I]]<br> '''Szwejk na tyłach''' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/VIII |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/X |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{JustowanieStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=96 to=119 /> {{JustowanieKoniec2}} {{Przypisy}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1r09]] rv6z6wwbiewdm8vy70u3kcwa5ikjghz Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/X 0 1086778 3157939 2022-08-26T18:38:46Z Wieralee 6253 n wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I|Tom I]]<br> '''Szwejk na tyłach''' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/IX |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XI |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{JustowanieStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=120 to=146 /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1r10]] dx5dc5bqp6um78yjyp1jf3p0moerxcv 3157940 3157939 2022-08-26T18:39:06Z Wieralee 6253 przypisy wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I|Tom I]]<br> '''Szwejk na tyłach''' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/IX |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XI |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{JustowanieStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=120 to=146 /> {{JustowanieKoniec2}} {{Przypisy}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1r10]] bzkkilcowdcf7nucexwfvxdo4ayvv59 Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XI 0 1086779 3157941 2022-08-26T18:39:39Z Wieralee 6253 n wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I|Tom I]]<br> '''Szwejk na tyłach''' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/X |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XII |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{JustowanieStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=147 to=157 /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1r11]] 6eth4jviea1ibex61vq4q6f0xya50u4 Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XII 0 1086780 3157942 2022-08-26T18:40:17Z Wieralee 6253 n wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I|Tom I]]<br> '''Szwejk na tyłach''' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XI |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XIII |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{JustowanieStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=158 to=165 /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1r12]] s4s2jkbg4oqel4h8kxkorg1swkoyzmu Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XIII 0 1086781 3157944 2022-08-26T18:41:14Z Wieralee 6253 n wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I|Tom I]]<br> '''Szwejk na tyłach''' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XII |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XIV |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{JustowanieStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=166 to=182 /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1r13]] ix09xbvfgpx4rafjl2tsvxy1uaulx17 Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XIV 0 1086782 3157945 2022-08-26T18:42:19Z Wieralee 6253 n wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I|Tom I]]<br> '''Szwejk na tyłach''' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XIII |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XV |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{JustowanieStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=183 to=230 /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1r14]] 0m8rl5g2ji7b776srn86y7anh5x3lbm Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XV 0 1086783 3157946 2022-08-26T18:43:03Z Wieralee 6253 n wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I|Tom I]]<br> '''Szwejk na tyłach''' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XIV |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/Epilog |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{JustowanieStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=231 to=245 /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1r15]] rofks4ph8vmm7n6525z2afz1kstczx0 Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/Epilog 0 1086784 3157948 2022-08-26T18:43:58Z Wieralee 6253 n wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Jaroslav Hašek |tłumacz = Paweł Hulka-Laskowski |tytuł = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka]] |podtytuł = podczas wojny światowej |tytuł oryginalny=''Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války'' |tom = [[Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I|Tom I]]<br> '''Szwejk na tyłach''' |wydawca = Spółdzielnia Wydawnicza „Książka i&nbsp;Wiedza“ |druk = Zakłady Graficzne „Książka i&nbsp;Wiedza“ |rok wydania = 1949 |miejsce wydania = Warszawa |strona indeksu = Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf |źródło = [[commons:File:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf|Skany na Commons]] |poprzedni = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/XV |następny = Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom II |inne = {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/Tom I/całość|epub=i|tom I|Cały}} {{Całość|Przygody dobrego wojaka Szwejka/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} {{JustowanieStart2}} <pages index="Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf" from=246 to=248 /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Jaroslav Hašek|Paweł Hulka-Laskowski}} [[Kategoria:Przygody dobrego wojaka Szwejka|pt1r16]] 308g8jq8mbxx89sv888wnajb6nhow0o Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis164 2 1086785 3157963 2022-08-26T19:24:22Z Draco flavus 2058 wikitext text/x-wiki {{f*|kol=green|Wybór nazwy artykułu (i co za tym idzie nazwy sekcji, gdyż muszą być tożsame) w dotychczas przepisanym fragmencie był dokonywany wg następującego schematu:}}<br> {{f*|kol=green|1. Gdy nazwa artykułu na stronie tekstu oraz w spisie treści jest tożsama należy ją zasadniczo przyjąć nawet, gdy zawiera skróty itp.}}<br> {{f*|kol=green|2. W przypadku różnicy między nazwą hasła podaną w tekście a tą ze spisu treści stosowana jest następująca konwencja:}<br> <del>W przypadku pytania o właściwą nazwę sekcji należy stosować odpowiedni klucz:</del> 1.Priorytet ma nazwa artykułu na stronie jeśli: a) chodzi o drobne („nieistotne”) znaki (Aali-Pasza) {{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}}<br> :::::::Jednak nie gdy chodzi o przecinek po pierwszym słowie - wtedy priorytet ma nazwa na spisie {{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} b) archaizmy (Arkadiusz czy Arkadijusz){{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} c) ,,spolszczenia" (Fiszer czy Fisher) {{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} d) nazwa w spisie jest w liczbie mnogiej, artykuł zaś traktuje o kilku rzeczach/osobach o takim samej nazwie (patrz Abdyjasz), {{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} ::::::::Jednak gdy jest kilka różnych nazw w stronie - wtedy priorytet ma już nazwa artykułu w spisie. {{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} ::::::::Może się zdarzyć, że jedna z takich osób jest pominięta należy ją dodać w korekcie (patrz Adryjan) {{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście...., jako artykuły ...... <nowiki>{{Pw|....}}</nowiki>}} 2. Priorytet ma nazwa artykułu w spisie treści jeśli: a) dotyczy skróceń <del>(Amoretti (Maryja Peleg.), a nie Amoretti (Maryja Pelegryna), Aaronowicz, a nie Aaronowicz Izaak - dotyczy to wszystkich słów ( Abbrewiacyje cz. Abbrewijatury a nie  Abbrewiacyje czyli Abbrewijatury)</del>{{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} b) zastosowanie priorytetu wobec nazwy sekcji w stronie spowodowałoby przerzucenie tego artykułu do innej litery <del>(patrz Alkantary Zakon)</del>{{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} c) dotyczy przecinków po pierwszym słowie (np. Aaron, Piotr){{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} d) dotyczy nawiasów (Abbot (Robert), nie Abbot Robert){{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} Priorytet mają właściwe zasady ortograficzne jeśli: chodzi o dużą i małą literę w słowie ,,święty" (tzn. należy stosować zawsze małą literę w przypadku, gdy w spisie bądź w artykule jest mała, jeśli i tu i tu jest duża, również należy stosować dużą){{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} {{f*|kol=green|Granice hasła nie zawsze się pokrywają z granicami akapitu. Dość często się zdarza, że jeden akapit obejmuje kilka haseł, co potwierdza spis treści. Hasła są wtedy oddzielone kreską i zaczynają się od wytłuszczeń (tak zresztą jak i każde hasło/akapit na początku). Jednak ta konwencja nie była w tekście zawsze przestrzegana.}} W przypadku kilku wytłuszczeń w jednym akapicie, które można uznawać jako ciąg kilku artykułów, stosowane są takie zasady: 1) Jeśli wytłuszczeń jest kilka, a artykuł według spisu treści jest tylko jeden pod tą nazwą, cały akapit <del>należy wziąć</del>{{f*|kol=green|jest uznawany}} również w jeden artykuł (patrz Abdon) 2) Jeśli wytłuszczeń jest kilka i artykułów według spisu też jest kilka, należy odpowiednie zdania podzielić na odpowiednie artykuły, przy czym: - jeśli według spisu pierwszy artykuł dotyczy drugiego wytłuszczenia w tekście, zarówno pierwsze jak i drugie wytłuszczenie musi być w pierwszym artykule (patrz Antyjoch){{f*|kol=green|''link''}} - w przypadku problemu z oddzieleniem artykułów, należy zaczynać od pierwszej kropki bądź pierwszego dwukropka przed wytłuszczeniem (co często może skończyć się specyficznie - patrz Andrzej III){{f*|kol=green|''link''}} - jeśli artykuły oddzielone są półpauzą, to o ile pierwszy artykuł z danego akapitu należy zacząć od tabulatora, o tyle kolejne JUŻ NIE. Ma to być niejako wskazaniem dla czytelnika, że jest to kolejny artykuł z tego samego akapitu (poszczególne zdania w akapicie mogą do siebie nawiązywać) {{f*|kol=green|tak jak to ma miejsce w tekście}} -jeśli w jednym akapicie jest wiele wytłuszczeń, w spisie treści też, lecz tylko niektóre artykuły nie zostały wymienione - należy je dodać w spisie (patrz Alexander){{f*|kol=green|''link''}} -W przypadku, gdy akapit zawierający kilka artykułów ma pod sobą podpis autora, należy zastosować szablon EO autorinfo dla wszystkich artykułów znajdujących się w artykule.{{f*|kol=green|przy tym podane domyślnie autorstwo należy podawać z parametrem '''widoczny{{=}}wartykule''' + ''link''}} -Jeśli w jednym zdaniu wymienione są dwie rzeczy bądź osoby, dla których utworzono poszczególne artykuły w spisie, można linkować je do jednego artykułu (patrz Amati Antoni i Hieronim){{f*|kol=green|''link''}} -w przypadku jeśli spis treści mówi o jednym artykule, w którym są dwa wytłuszczenia o innych nazwach w tym samym wersie {{f*|kol=green|wersie???? - co to znaczy}}, należy wziąć artykuł w jeden (patrz Achaja){{f*|kol=green|''link'' + rozbudować '''w tekście''', '''w spisie treści''', '''przyjąć'''}} -w przypadku jeśli spis treści mówi o jednym artykule, w którym są dwa wytłuszczenia o innych nazwach, a spis treści mówi o artykule, który jest niezgodny z porządkiem alfabetycznym w spisie, należy go wziąć w korektę (patrz Anekdota){{f*|kol=green|''link'' + rozbudować '''w tekście''', '''w spisie treści''', '''przyjąć'''}} W przypadku, gdy w encyklopedii znajduje się artykuł niewymieniony w spisie treści, należy go dodać i dodać przypis, pod warunkiem, że tenże niewymieniony ma inną nazwę od tych wymienionych. Jeśli w encyklopedii znajdują się dwa artykuły o tej samej nazwie w oddzielnych akapitach, w spisie zaś wymieniony jest tylko jeden, należy utworzyć dwa artykuły. Ponieważ jeden musi nazywać się inaczej od drugiego, zalecane jest rozwinąć nazwę do pierwszych słów artykułu (patrz przykład - Anderson (William) anatom i Anderson (William) teolog), przy czym w spisie treści, nazwa wyświetlanych artykułów ma być taka sama.{{f*|kol=green|''link'' + rozbudować '''w tekście''', '''w spisie treści''', '''przyjąć'''}} Jeśli w spisie treści zostaje wymieniony artykuł, który nie istnieje, należy ,,zostawić czerwony tekst" (patrz spis treści w Tomie I) {{f*|kol=green|jeśli już to raczej czarny IMHO...}} W przypadku innej kolejności artykułów na spisie od tego, co jest na stronach, nie należy dokonywać żadnych zmian. Dużym problemem integracyjnym spis treści<->strona są rozgałęzienia, czyli przypadki, kiedy to w spisie treści zostaje wymieniona nazwa danej rzeczy, po czym kolejne rzeczy, posiadające ten sam pierwszy człon, tworzone są w sposób ,,- xxx", gdzie xxx to nazwa artykułu (patrz Andrzej i Aleksander w Tomie I). Stosować należy takie zasady: Pierwszeństwo ma nazwa artykułu na stronie, a nie w spisie. Dlatego też w przypadku, gdy pierwszy człon, ,,ukryty" w spisie treści, jest w nazwie artykułu inny niż w spisie treści, nazwa sekcji (i artykułu zarazem) ma brzmieć tak, jak na stronie artykułu, przy czym nie należy już od strony spisu treści informować o tym czytelnika bądź robić korekty (patrz Andrzej w I tomie - mimo, że nazwa artykułu na stronie brzmi Andrzej, na spisie zaś Andrzęj, tylko pierwszy Andrzej jest skorygowany, podobnie Amman, często dochodzi do przypadków skrajnych - że całe słowo jest do wymiany - Altenstein Karol von S). Jeśli druga część, ,,widoczna" brzmi inaczej, to wprowadzić należy korektę (liczne przykłady w tomie I), chyba że dojdzie do odmiany bądź dziwnego przypadku (patrz Angielski herb w Astronomi) - wtedy artykuł powinien mieć nazwę artykułu według stron, lecz na spisie nie powinno być korekty. Te artykuły, które są rozgałęzione, nie powinny mieć przecinka po pierwszym członie w nazwie artykułu.{{f*|kol=green|''link'' + rozbudować '''w tekście''', '''w spisie treści''', '''przyjąć'''}} Jednym z nielicznych przypadków, kiedy to nazwa artykułu w spisie ma przewagę nad tym na stronie, jest wtedy, kiedy dotyczy to skróceń - dlatego też np. Amoretti (Maryja Peleg.) a nie Amoretti (Maryja Pelegryna). Wiąże się to z faktem, że rozwijając nazwy do pełnych, doszłoby do konfliktów nazw (jak to widać na przykładzie Adalberta świętego i Adalberta ś.), czego należy za wszelką cenę unikać. Nigdy nie należy korygować nazwy artykułu w artykule. {{f*|kol=green|''niezrozumiałe'' + rozbudować '''w tekście''', '''w spisie treści''', '''przyjąć'''}} Integracja z Wikipedią i Wikisłownikiem: Opcjonalnym parametrem w szablonie {{Hasło z Encyklopedyi powszechnej}} są odwołania do Wikipedii i Wikisłownika. Zalecane jest używanie tych odwołań tylko wtedy, gdy odwołanie jest stuprocentowo trafne. Świetnym przykładem jest Alexander Wielki czy Antoniusz, które jak najbardziej zasługują na odwołanie do Wiki. Gorzej jest np. z przestarzałymi nazwami miast czy artykułami dotyczących kilku osób. Często może się okazać, że postacie z artykułów z historii Polski w średniowieczu są tożsame z postaciami z innych artykułów bądź na odwrót - artykuł w Encyklopedii może opowiadać o osobie, o której historiografia odkryła, że były osoby dwie różne . Nie należy przejmować się błędnymi faktami i datami - dość często daty urodzin i śmierci postaci opisywanych w Encyklopedii różnią się nawet o 20 lat. Nie należy linkować do Wikipedii , gdy artykuł jest tylko odwołaniem - zupełnie inaczej jest w przypadku Wikisłownika, gdzie zarówno forma podstawowa jak i odwołanie może zasługiwać na odwołanie (abdominalny). W przypadku odwołań do Wikisłownika nie należy odwoływać do archaizmów, ponieważ Wikisłownik takowych stron nie tworzy (stan na 2022) - dlatego np. artykuł ,,Anglija" należy linkować do Anglia. 66bqjykjlrre3av9d4kwjts4mbhl7u8 3158055 3157963 2022-08-26T23:12:39Z Draco flavus 2058 wikitext text/x-wiki {{f*|kol=green|Wybór nazwy artykułu (i co za tym idzie nazwy sekcji, gdyż muszą być tożsame) w dotychczas przepisanym fragmencie był dokonywany wg następującego schematu:}}<br> {{f*|kol=green|1. Gdy nazwa artykułu na stronie tekstu oraz w spisie treści jest tożsama należy ją zasadniczo przyjąć nawet, gdy zawiera skróty itp.}}<br> {{f*|kol=green|2. W przypadku różnicy między nazwą hasła podaną w tekście a tą ze spisu treści stosowana jest następująca konwencja:}}<br> <del>W przypadku pytania o właściwą nazwę sekcji należy stosować odpowiedni klucz:</del> 1.Priorytet ma nazwa artykułu na stronie jeśli: a) chodzi o drobne („nieistotne”) znaki (Aali-Pasza) {{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}}<br> :::::::Jednak nie gdy chodzi o przecinek po pierwszym słowie - wtedy priorytet ma nazwa na spisie {{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} b) archaizmy (Arkadiusz czy Arkadijusz){{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} c) ,,spolszczenia" (Fiszer czy Fisher) {{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} d) nazwa w spisie jest w liczbie mnogiej, artykuł zaś traktuje o kilku rzeczach/osobach o takim samej nazwie (patrz Abdyjasz), {{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} ::::::::Jednak gdy jest kilka różnych nazw w stronie - wtedy priorytet ma już nazwa artykułu w spisie. {{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} ::::::::Może się zdarzyć, że jedna z takich osób jest pominięta należy ją dodać w korekcie (patrz Adryjan) {{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście...., jako artykuły ...... <nowiki>{{Pw|....}}</nowiki>}} 2. Priorytet ma nazwa artykułu w spisie treści jeśli: a) dotyczy skróceń <del>(Amoretti (Maryja Peleg.), a nie Amoretti (Maryja Pelegryna), Aaronowicz, a nie Aaronowicz Izaak - dotyczy to wszystkich słów ( Abbrewiacyje cz. Abbrewijatury a nie  Abbrewiacyje czyli Abbrewijatury)</del>{{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} b) zastosowanie priorytetu wobec nazwy sekcji w stronie spowodowałoby przerzucenie tego artykułu do innej litery <del>(patrz Alkantary Zakon)</del>{{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} c) dotyczy przecinków po pierwszym słowie (np. Aaron, Piotr){{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} d) dotyczy nawiasów (Abbot (Robert), nie Abbot Robert){{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} Priorytet mają właściwe zasady ortograficzne jeśli: chodzi o dużą i małą literę w słowie ,,święty" (tzn. należy stosować zawsze małą literę w przypadku, gdy w spisie bądź w artykule jest mała, jeśli i tu i tu jest duża, również należy stosować dużą){{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} {{f*|kol=green|Granice hasła nie zawsze się pokrywają z granicami akapitu. Dość często się zdarza, że jeden akapit obejmuje kilka haseł, co potwierdza spis treści. Hasła są wtedy oddzielone kreską i zaczynają się od wytłuszczeń (tak zresztą jak i każde hasło/akapit na początku). Jednak ta konwencja nie była w tekście zawsze przestrzegana.}} W przypadku kilku wytłuszczeń w jednym akapicie, które można uznawać jako ciąg kilku artykułów, stosowane są takie zasady: 1) Jeśli wytłuszczeń jest kilka, a artykuł według spisu treści jest tylko jeden pod tą nazwą, cały akapit <del>należy wziąć</del>{{f*|kol=green|jest uznawany}} również w jeden artykuł (patrz Abdon) 2) Jeśli wytłuszczeń jest kilka i artykułów według spisu też jest kilka, należy odpowiednie zdania podzielić na odpowiednie artykuły, przy czym: - jeśli według spisu pierwszy artykuł dotyczy drugiego wytłuszczenia w tekście, zarówno pierwsze jak i drugie wytłuszczenie musi być w pierwszym artykule (patrz Antyjoch){{f*|kol=green|''link''}} - w przypadku problemu z oddzieleniem artykułów, należy zaczynać od pierwszej kropki bądź pierwszego dwukropka przed wytłuszczeniem (co często może skończyć się specyficznie - patrz Andrzej III){{f*|kol=green|''link''}} - jeśli artykuły oddzielone są półpauzą, to o ile pierwszy artykuł z danego akapitu należy zacząć od tabulatora, o tyle kolejne JUŻ NIE. Ma to być niejako wskazaniem dla czytelnika, że jest to kolejny artykuł z tego samego akapitu (poszczególne zdania w akapicie mogą do siebie nawiązywać) {{f*|kol=green|tak jak to ma miejsce w tekście}} -jeśli w jednym akapicie jest wiele wytłuszczeń, w spisie treści też, lecz tylko niektóre artykuły nie zostały wymienione - należy je dodać w spisie (patrz Alexander){{f*|kol=green|''link''}} -W przypadku, gdy akapit zawierający kilka artykułów ma pod sobą podpis autora, należy zastosować szablon EO autorinfo dla wszystkich artykułów znajdujących się w artykule.{{f*|kol=green|przy tym podane domyślnie autorstwo należy podawać z parametrem '''widoczny{{=}}wartykule''' + ''link''}} -Jeśli w jednym zdaniu wymienione są dwie rzeczy bądź osoby, dla których utworzono poszczególne artykuły w spisie, można linkować je do jednego artykułu (patrz Amati Antoni i Hieronim){{f*|kol=green|''link''}} -w przypadku jeśli spis treści mówi o jednym artykule, w którym są dwa wytłuszczenia o innych nazwach w tym samym wersie {{f*|kol=green|wersie???? - co to znaczy}}, należy wziąć artykuł w jeden (patrz Achaja){{f*|kol=green|''link'' + rozbudować '''w tekście''', '''w spisie treści''', '''przyjąć'''}} -w przypadku jeśli spis treści mówi o jednym artykule, w którym są dwa wytłuszczenia o innych nazwach, a spis treści mówi o artykule, który jest niezgodny z porządkiem alfabetycznym w spisie, należy go wziąć w korektę (patrz Anekdota){{f*|kol=green|''link'' + rozbudować '''w tekście''', '''w spisie treści''', '''przyjąć'''}} W przypadku, gdy w encyklopedii znajduje się artykuł niewymieniony w spisie treści, należy go dodać i dodać przypis, pod warunkiem, że tenże niewymieniony ma inną nazwę od tych wymienionych. Jeśli w encyklopedii znajdują się dwa artykuły o tej samej nazwie w oddzielnych akapitach, w spisie zaś wymieniony jest tylko jeden, należy utworzyć dwa artykuły. Ponieważ jeden musi nazywać się inaczej od drugiego, zalecane jest rozwinąć nazwę do pierwszych słów artykułu (patrz przykład - Anderson (William) anatom i Anderson (William) teolog), przy czym w spisie treści, nazwa wyświetlanych artykułów ma być taka sama.{{f*|kol=green|''link'' + rozbudować '''w tekście''', '''w spisie treści''', '''przyjąć'''}} Jeśli w spisie treści zostaje wymieniony artykuł, który nie istnieje, należy ,,zostawić czerwony tekst" (patrz spis treści w Tomie I) {{f*|kol=green|jeśli już to raczej czarny IMHO...}} W przypadku innej kolejności artykułów na spisie od tego, co jest na stronach, nie należy dokonywać żadnych zmian. Dużym problemem integracyjnym spis treści<->strona są rozgałęzienia, czyli przypadki, kiedy to w spisie treści zostaje wymieniona nazwa danej rzeczy, po czym kolejne rzeczy, posiadające ten sam pierwszy człon, tworzone są w sposób ,,- xxx", gdzie xxx to nazwa artykułu (patrz Andrzej i Aleksander w Tomie I). Stosować należy takie zasady: Pierwszeństwo ma nazwa artykułu na stronie, a nie w spisie. Dlatego też w przypadku, gdy pierwszy człon, ,,ukryty" w spisie treści, jest w nazwie artykułu inny niż w spisie treści, nazwa sekcji (i artykułu zarazem) ma brzmieć tak, jak na stronie artykułu, przy czym nie należy już od strony spisu treści informować o tym czytelnika bądź robić korekty (patrz Andrzej w I tomie - mimo, że nazwa artykułu na stronie brzmi Andrzej, na spisie zaś Andrzęj, tylko pierwszy Andrzej jest skorygowany, podobnie Amman, często dochodzi do przypadków skrajnych - że całe słowo jest do wymiany - Altenstein Karol von S). Jeśli druga część, ,,widoczna" brzmi inaczej, to wprowadzić należy korektę (liczne przykłady w tomie I), chyba że dojdzie do odmiany bądź dziwnego przypadku (patrz Angielski herb w Astronomi) - wtedy artykuł powinien mieć nazwę artykułu według stron, lecz na spisie nie powinno być korekty. Te artykuły, które są rozgałęzione, nie powinny mieć przecinka po pierwszym członie w nazwie artykułu.{{f*|kol=green|''link'' + rozbudować '''w tekście''', '''w spisie treści''', '''przyjąć'''}} Jednym z nielicznych przypadków, kiedy to nazwa artykułu w spisie ma przewagę nad tym na stronie, jest wtedy, kiedy dotyczy to skróceń - dlatego też np. Amoretti (Maryja Peleg.) a nie Amoretti (Maryja Pelegryna). Wiąże się to z faktem, że rozwijając nazwy do pełnych, doszłoby do konfliktów nazw (jak to widać na przykładzie Adalberta świętego i Adalberta ś.), czego należy za wszelką cenę unikać. Nigdy nie należy korygować nazwy artykułu w artykule. {{f*|kol=green|''niezrozumiałe'' + rozbudować '''w tekście''', '''w spisie treści''', '''przyjąć'''}} Integracja z Wikipedią i Wikisłownikiem: Opcjonalnym parametrem w szablonie {{Hasło z Encyklopedyi powszechnej}} są odwołania do Wikipedii i Wikisłownika. Zalecane jest używanie tych odwołań tylko wtedy, gdy odwołanie jest stuprocentowo trafne. Świetnym przykładem jest Alexander Wielki czy Antoniusz, które jak najbardziej zasługują na odwołanie do Wiki. Gorzej jest np. z przestarzałymi nazwami miast czy artykułami dotyczących kilku osób. Często może się okazać, że postacie z artykułów z historii Polski w średniowieczu są tożsame z postaciami z innych artykułów bądź na odwrót - artykuł w Encyklopedii może opowiadać o osobie, o której historiografia odkryła, że były osoby dwie różne . Nie należy przejmować się błędnymi faktami i datami - dość często daty urodzin i śmierci postaci opisywanych w Encyklopedii różnią się nawet o 20 lat. Nie należy linkować do Wikipedii , gdy artykuł jest tylko odwołaniem - zupełnie inaczej jest w przypadku Wikisłownika, gdzie zarówno forma podstawowa jak i odwołanie może zasługiwać na odwołanie (abdominalny). W przypadku odwołań do Wikisłownika nie należy odwoływać do archaizmów, ponieważ Wikisłownik takowych stron nie tworzy (stan na 2022) - dlatego np. artykuł ,,Anglija" należy linkować do Anglia. d658eyjnqyvy66qi220kuygcnomusgx 3158888 3158055 2022-08-27T09:07:36Z Draco flavus 2058 wikitext text/x-wiki {{f*|kol=green|Wybór nazwy artykułu (i co za tym idzie nazwy sekcji, gdyż muszą być tożsame) w dotychczas przepisanym fragmencie był dokonywany wg następującego schematu:}}<br> {{f*|kol=green|1. Gdy nazwa artykułu na stronie tekstu oraz w spisie treści jest tożsama należy ją zasadniczo przyjąć nawet, gdy zawiera skróty itp.}}<br> {{f*|kol=green|2. W przypadku różnicy między nazwą hasła podaną w tekście a tą ze spisu treści stosowana jest następująca konwencja:}}<br> <del>W przypadku pytania o właściwą nazwę sekcji należy stosować odpowiedni klucz:</del> 1.Priorytet ma nazwa artykułu na stronie jeśli: a) chodzi o drobne („nieistotne”) znaki (Aali-Pasza) {{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}}<br> :::::::Jednak nie gdy chodzi o przecinek po pierwszym słowie - wtedy priorytet ma nazwa na spisie {{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} b) archaizmy (Arkadiusz czy Arkadijusz){{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} c) ,,spolszczenia" (Fiszer czy Fisher) {{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} d) nazwa w spisie jest w liczbie mnogiej, artykuł zaś traktuje o kilku rzeczach/osobach o takim samej nazwie (patrz Abdyjasz), {{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} ::::::::Jednak gdy jest kilka różnych nazw w stronie - wtedy priorytet ma już nazwa artykułu w spisie. {{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} ::::::::Może się zdarzyć, że jedna z takich osób jest pominięta należy ją dodać w korekcie (patrz Adryjan) {{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście...., jako artykuły ...... <nowiki>{{Pw|....}}</nowiki>}} 2. Priorytet ma nazwa artykułu w spisie treści jeśli: a) dotyczy skróceń <del>(Amoretti (Maryja Peleg.), a nie Amoretti (Maryja Pelegryna), Aaronowicz, a nie Aaronowicz Izaak - dotyczy to wszystkich słów ( Abbrewiacyje cz. Abbrewijatury a nie  Abbrewiacyje czyli Abbrewijatury)</del>{{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} b) zastosowanie priorytetu wobec nazwy sekcji w stronie spowodowałoby przerzucenie tego artykułu do innej litery <del>(patrz Alkantary Zakon)</del>{{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} c) dotyczy przecinków po pierwszym słowie (np. Aaron, Piotr){{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} d) dotyczy nawiasów (Abbot (Robert), nie Abbot Robert){{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} Priorytet mają właściwe zasady ortograficzne jeśli: chodzi o dużą i małą literę w słowie ,,święty" (tzn. należy stosować zawsze małą literę w przypadku, gdy w spisie bądź w artykule jest mała, jeśli i tu i tu jest duża, również należy stosować dużą){{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} {{f*|kol=green|Granice hasła nie zawsze się pokrywają z granicami akapitu. Dość często się zdarza, że jeden akapit obejmuje kilka haseł, co potwierdza spis treści. Hasła są wtedy oddzielone kreską i zaczynają się od wytłuszczeń (tak zresztą jak i każde hasło/akapit na początku). Jednak ta konwencja nie była w tekście zawsze przestrzegana.}} W przypadku kilku wytłuszczeń w jednym akapicie, które można uznawać jako ciąg kilku artykułów, stosowane są takie zasady: 1) Jeśli wytłuszczeń jest kilka, a artykuł według spisu treści jest tylko jeden pod tą nazwą, cały akapit <del>należy wziąć</del>{{f*|kol=green|jest uznawany}} również w jeden artykuł (patrz Abdon) 2) Jeśli wytłuszczeń jest kilka i artykułów według spisu też jest kilka, należy odpowiednie zdania podzielić na odpowiednie artykuły, przy czym: - jeśli według spisu pierwszy artykuł dotyczy drugiego wytłuszczenia w tekście, zarówno pierwsze jak i drugie wytłuszczenie musi być w pierwszym artykule (patrz Antyjoch){{f*|kol=green|''link''}} - w przypadku problemu z oddzieleniem artykułów, należy zaczynać od pierwszej kropki bądź pierwszego dwukropka przed wytłuszczeniem (co często może skończyć się specyficznie - patrz Andrzej III){{f*|kol=green|''link''}} - jeśli artykuły oddzielone są półpauzą, to o ile pierwszy artykuł z danego akapitu należy zacząć od tabulatora, o tyle kolejne JUŻ NIE. Ma to być niejako wskazaniem dla czytelnika, że jest to kolejny artykuł z tego samego akapitu (poszczególne zdania w akapicie mogą do siebie nawiązywać) {{f*|kol=green|tak jak to ma miejsce w tekście}} -jeśli w jednym akapicie jest wiele wytłuszczeń, w spisie treści też, lecz tylko niektóre artykuły nie zostały wymienione - należy je dodać w spisie (patrz Alexander){{f*|kol=green|''link''}} -W przypadku, gdy akapit zawierający kilka artykułów ma pod sobą podpis autora, należy zastosować szablon EO autorinfo dla wszystkich artykułów znajdujących się w artykule.{{f*|kol=green|przy tym podane domyślnie autorstwo należy podawać z parametrem '''widoczny{{=}}wartykule''' + ''link''}} -Jeśli w jednym zdaniu wymienione są dwie rzeczy bądź osoby, dla których utworzono poszczególne artykuły w spisie, można linkować je do jednego artykułu (patrz Amati Antoni i Hieronim){{f*|kol=green|''link''}} -w przypadku jeśli spis treści mówi o jednym artykule, w którym są dwa wytłuszczenia o innych nazwach w tym samym wersie {{f*|kol=green|wersie???? - co to znaczy}}, należy wziąć artykuł w jeden (patrz Achaja){{f*|kol=green|''link'' + rozbudować '''w tekście''', '''w spisie treści''', '''przyjąć'''}} -w przypadku jeśli spis treści mówi o jednym artykule, w którym są dwa wytłuszczenia o innych nazwach, a spis treści mówi o artykule, który jest niezgodny z porządkiem alfabetycznym w spisie, należy go wziąć w korektę (patrz Anekdota){{f*|kol=green|''link'' + rozbudować '''w tekście''', '''w spisie treści''', '''przyjąć'''}} W przypadku, gdy w encyklopedii znajduje się artykuł niewymieniony w spisie treści, należy go dodać i dodać przypis, pod warunkiem, że tenże niewymieniony ma inną nazwę od tych wymienionych. Jeśli w encyklopedii znajdują się dwa artykuły o tej samej nazwie w oddzielnych akapitach, w spisie zaś wymieniony jest tylko jeden, należy utworzyć dwa artykuły. Ponieważ jeden musi nazywać się inaczej od drugiego, zalecane jest rozwinąć nazwę do pierwszych słów artykułu (patrz przykład - Anderson (William) anatom i Anderson (William) teolog), przy czym w spisie treści, nazwa wyświetlanych artykułów ma być taka sama.{{f*|kol=green|''link'' + rozbudować '''w tekście''', '''w spisie treści''', '''przyjąć'''}} Jeśli w spisie treści zostaje wymieniony artykuł, który nie istnieje, należy ,,zostawić czerwony tekst" (patrz spis treści w Tomie I) {{f*|kol=green|jeśli już to raczej czarny IMHO...}} W przypadku innej kolejności artykułów na spisie od tego, co jest na stronach, nie należy dokonywać żadnych zmian. Dużym problemem integracyjnym spis treści<->strona są rozgałęzienia, czyli przypadki, kiedy to w spisie treści zostaje wymieniona nazwa danej rzeczy, po czym kolejne rzeczy, posiadające ten sam pierwszy człon, tworzone są w sposób ,,- xxx", gdzie xxx to nazwa artykułu (patrz Andrzej i Aleksander w Tomie I). Stosować należy takie zasady: Pierwszeństwo ma nazwa artykułu na stronie, a nie w spisie. Dlatego też w przypadku, gdy pierwszy człon, ,,ukryty" w spisie treści, jest w nazwie artykułu inny niż w spisie treści, nazwa sekcji (i artykułu zarazem) ma brzmieć tak, jak na stronie artykułu, przy czym nie należy już od strony spisu treści informować o tym czytelnika bądź robić korekty (patrz Andrzej w I tomie - mimo, że nazwa artykułu na stronie brzmi Andrzej, na spisie zaś Andrzęj, tylko pierwszy Andrzej jest skorygowany, podobnie Amman, często dochodzi do przypadków skrajnych - że całe słowo jest do wymiany - Altenstein Karol von S). Jeśli druga część, ,,widoczna" brzmi inaczej, to wprowadzić należy korektę (liczne przykłady w tomie I), chyba że dojdzie do odmiany bądź dziwnego przypadku (patrz Angielski herb w Astronomi) - wtedy artykuł powinien mieć nazwę artykułu według stron, lecz na spisie nie powinno być korekty. Te artykuły, które są rozgałęzione, nie powinny mieć przecinka po pierwszym członie w nazwie artykułu.{{f*|kol=green|''link'' + rozbudować '''w tekście''', '''w spisie treści''', '''przyjąć'''}} Jednym z nielicznych przypadków, kiedy to nazwa artykułu w spisie ma przewagę nad tym na stronie, jest wtedy, kiedy dotyczy to skróceń - dlatego też np. Amoretti (Maryja Peleg.) a nie Amoretti (Maryja Pelegryna). Wiąże się to z faktem, że rozwijając nazwy do pełnych, doszłoby do konfliktów nazw (jak to widać na przykładzie Adalberta świętego i Adalberta ś.), czego należy za wszelką cenę unikać. Nigdy nie należy korygować nazwy artykułu w artykule. {{f*|kol=green|''niezrozumiałe'' + rozbudować '''w tekście''', '''w spisie treści''', '''przyjąć'''}} Integracja z Wikipedią i Wikisłownikiem: Opcjonalnym parametrem w szablonie {{s|Hasło z Encyklopedyi powszechnej}} są odwołania do Wikipedii i Wikisłownika. Zalecane jest używanie tych odwołań tylko wtedy, gdy odwołanie jest stuprocentowo trafne. Świetnym przykładem jest Alexander Wielki czy Antoniusz, które jak najbardziej zasługują na odwołanie do Wiki. Gorzej jest np. z przestarzałymi nazwami miast czy artykułami dotyczących kilku osób. Często może się okazać, że postacie z artykułów z historii Polski w średniowieczu są tożsame z postaciami z innych artykułów bądź na odwrót - artykuł w Encyklopedii może opowiadać o osobie, o której historiografia odkryła, że były osoby dwie różne . Nie należy przejmować się błędnymi faktami i datami - dość często daty urodzin i śmierci postaci opisywanych w Encyklopedii różnią się nawet o 20 lat. Nie należy linkować do Wikipedii , gdy artykuł jest tylko odwołaniem - zupełnie inaczej jest w przypadku Wikisłownika, gdzie zarówno forma podstawowa jak i odwołanie może zasługiwać na odwołanie (abdominalny). W przypadku odwołań do Wikisłownika nie należy odwoływać do archaizmów, ponieważ Wikisłownik takowych stron nie tworzy (stan na 2022) - dlatego np. artykuł ,,Anglija" należy linkować do Anglia. trg0wz74r5ud8j0f0ggvgpalwyw4vlm 3158895 3158888 2022-08-27T09:12:49Z Draco flavus 2058 wikitext text/x-wiki {{f*|kol=green|Wybór nazwy artykułu (i co za tym idzie nazwy sekcji, gdyż muszą być tożsame) w dotychczas przepisanym fragmencie był dokonywany wg następującego schematu:}}<br> {{f*|kol=green|1. Gdy nazwa artykułu na stronie tekstu oraz w spisie treści jest tożsama należy ją zasadniczo przyjąć nawet, gdy zawiera skróty itp.}}<br> {{f*|kol=green|2. W przypadku różnicy między nazwą hasła podaną w tekście a tą ze spisu treści stosowana jest następująca konwencja:}}<br> <del>W przypadku pytania o właściwą nazwę sekcji należy stosować odpowiedni klucz:</del> 1.Priorytet ma nazwa artykułu na stronie jeśli: a) chodzi o drobne („nieistotne”) znaki (Aali-Pasza) {{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}}<br> :::::::Jednak nie gdy chodzi o przecinek po pierwszym słowie - wtedy priorytet ma nazwa na spisie {{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} b) archaizmy (Arkadiusz czy Arkadijusz){{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} c) ,,spolszczenia" (Fiszer czy Fisher) {{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} d) nazwa w spisie jest w liczbie mnogiej, artykuł zaś traktuje o kilku rzeczach/osobach o takim samej nazwie (patrz Abdyjasz), {{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} ::::::::Jednak gdy jest kilka różnych nazw w stronie - wtedy priorytet ma już nazwa artykułu w spisie. {{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} ::::::::Może się zdarzyć, że jedna z takich osób jest pominięta należy ją dodać w korekcie (patrz Adryjan) {{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście...., jako artykuły ...... <nowiki>{{Pw|....}}</nowiki>}} 2. Priorytet ma nazwa artykułu w spisie treści jeśli: a) dotyczy skróceń <del>(Amoretti (Maryja Peleg.), a nie Amoretti (Maryja Pelegryna), Aaronowicz, a nie Aaronowicz Izaak - dotyczy to wszystkich słów ( Abbrewiacyje cz. Abbrewijatury a nie  Abbrewiacyje czyli Abbrewijatury)</del>{{f*|kol=green|w spisie:{{f*|kol=Maroon|Amoretti (Maryja Peleg.)}}, w tekście:{{f*|kol=SlateBlue|Amoretti (Maryja Pelegryna)}}, jako nazwę artykułu przyjęto:{{f*|kol=Violet|Amoretti (Maryja Peleg.)}}}} b) zastosowanie priorytetu wobec nazwy sekcji w stronie spowodowałoby przerzucenie tego artykułu do innej litery <del>(patrz Alkantary Zakon)</del>{{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} c) dotyczy przecinków po pierwszym słowie (np. Aaron, Piotr){{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} d) dotyczy nawiasów (Abbot (Robert), nie Abbot Robert){{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} Priorytet mają właściwe zasady ortograficzne jeśli: chodzi o dużą i małą literę w słowie ,,święty" (tzn. należy stosować zawsze małą literę w przypadku, gdy w spisie bądź w artykule jest mała, jeśli i tu i tu jest duża, również należy stosować dużą){{f*|kol=green|w spisie:...., w tekście:...., jako nazwę artykułu przyjęto:......}} {{f*|kol=green|Granice hasła nie zawsze się pokrywają z granicami akapitu. Dość często się zdarza, że jeden akapit obejmuje kilka haseł, co potwierdza spis treści. Hasła są wtedy oddzielone kreską i zaczynają się od wytłuszczeń (tak zresztą jak i każde hasło/akapit na początku). Jednak ta konwencja nie była w tekście zawsze przestrzegana.}} W przypadku kilku wytłuszczeń w jednym akapicie, które można uznawać jako ciąg kilku artykułów, stosowane są takie zasady: 1) Jeśli wytłuszczeń jest kilka, a artykuł według spisu treści jest tylko jeden pod tą nazwą, cały akapit <del>należy wziąć</del>{{f*|kol=green|jest uznawany}} również w jeden artykuł (patrz Abdon) 2) Jeśli wytłuszczeń jest kilka i artykułów według spisu też jest kilka, należy odpowiednie zdania podzielić na odpowiednie artykuły, przy czym: - jeśli według spisu pierwszy artykuł dotyczy drugiego wytłuszczenia w tekście, zarówno pierwsze jak i drugie wytłuszczenie musi być w pierwszym artykule (patrz Antyjoch){{f*|kol=green|''link''}} - w przypadku problemu z oddzieleniem artykułów, należy zaczynać od pierwszej kropki bądź pierwszego dwukropka przed wytłuszczeniem (co często może skończyć się specyficznie - patrz Andrzej III){{f*|kol=green|''link''}} - jeśli artykuły oddzielone są półpauzą, to o ile pierwszy artykuł z danego akapitu należy zacząć od tabulatora, o tyle kolejne JUŻ NIE. Ma to być niejako wskazaniem dla czytelnika, że jest to kolejny artykuł z tego samego akapitu (poszczególne zdania w akapicie mogą do siebie nawiązywać) {{f*|kol=green|tak jak to ma miejsce w tekście}} -jeśli w jednym akapicie jest wiele wytłuszczeń, w spisie treści też, lecz tylko niektóre artykuły nie zostały wymienione - należy je dodać w spisie (patrz Alexander){{f*|kol=green|''link''}} -W przypadku, gdy akapit zawierający kilka artykułów ma pod sobą podpis autora, należy zastosować szablon EO autorinfo dla wszystkich artykułów znajdujących się w artykule.{{f*|kol=green|przy tym podane domyślnie autorstwo należy podawać z parametrem '''widoczny{{=}}wartykule''' + ''link''}} -Jeśli w jednym zdaniu wymienione są dwie rzeczy bądź osoby, dla których utworzono poszczególne artykuły w spisie, można linkować je do jednego artykułu (patrz Amati Antoni i Hieronim){{f*|kol=green|''link''}} -w przypadku jeśli spis treści mówi o jednym artykule, w którym są dwa wytłuszczenia o innych nazwach w tym samym wersie {{f*|kol=green|wersie???? - co to znaczy}}, należy wziąć artykuł w jeden (patrz Achaja){{f*|kol=green|''link'' + rozbudować '''w tekście''', '''w spisie treści''', '''przyjąć'''}} -w przypadku jeśli spis treści mówi o jednym artykule, w którym są dwa wytłuszczenia o innych nazwach, a spis treści mówi o artykule, który jest niezgodny z porządkiem alfabetycznym w spisie, należy go wziąć w korektę (patrz Anekdota){{f*|kol=green|''link'' + rozbudować '''w tekście''', '''w spisie treści''', '''przyjąć'''}} W przypadku, gdy w encyklopedii znajduje się artykuł niewymieniony w spisie treści, należy go dodać i dodać przypis, pod warunkiem, że tenże niewymieniony ma inną nazwę od tych wymienionych. Jeśli w encyklopedii znajdują się dwa artykuły o tej samej nazwie w oddzielnych akapitach, w spisie zaś wymieniony jest tylko jeden, należy utworzyć dwa artykuły. Ponieważ jeden musi nazywać się inaczej od drugiego, zalecane jest rozwinąć nazwę do pierwszych słów artykułu (patrz przykład - Anderson (William) anatom i Anderson (William) teolog), przy czym w spisie treści, nazwa wyświetlanych artykułów ma być taka sama.{{f*|kol=green|''link'' + rozbudować '''w tekście''', '''w spisie treści''', '''przyjąć'''}} Jeśli w spisie treści zostaje wymieniony artykuł, który nie istnieje, należy ,,zostawić czerwony tekst" (patrz spis treści w Tomie I) {{f*|kol=green|jeśli już to raczej czarny IMHO...}} W przypadku innej kolejności artykułów na spisie od tego, co jest na stronach, nie należy dokonywać żadnych zmian. Dużym problemem integracyjnym spis treści<->strona są rozgałęzienia, czyli przypadki, kiedy to w spisie treści zostaje wymieniona nazwa danej rzeczy, po czym kolejne rzeczy, posiadające ten sam pierwszy człon, tworzone są w sposób ,,- xxx", gdzie xxx to nazwa artykułu (patrz Andrzej i Aleksander w Tomie I). Stosować należy takie zasady: Pierwszeństwo ma nazwa artykułu na stronie, a nie w spisie. Dlatego też w przypadku, gdy pierwszy człon, ,,ukryty" w spisie treści, jest w nazwie artykułu inny niż w spisie treści, nazwa sekcji (i artykułu zarazem) ma brzmieć tak, jak na stronie artykułu, przy czym nie należy już od strony spisu treści informować o tym czytelnika bądź robić korekty (patrz Andrzej w I tomie - mimo, że nazwa artykułu na stronie brzmi Andrzej, na spisie zaś Andrzęj, tylko pierwszy Andrzej jest skorygowany, podobnie Amman, często dochodzi do przypadków skrajnych - że całe słowo jest do wymiany - Altenstein Karol von S). Jeśli druga część, ,,widoczna" brzmi inaczej, to wprowadzić należy korektę (liczne przykłady w tomie I), chyba że dojdzie do odmiany bądź dziwnego przypadku (patrz Angielski herb w Astronomi) - wtedy artykuł powinien mieć nazwę artykułu według stron, lecz na spisie nie powinno być korekty. Te artykuły, które są rozgałęzione, nie powinny mieć przecinka po pierwszym członie w nazwie artykułu.{{f*|kol=green|''link'' + rozbudować '''w tekście''', '''w spisie treści''', '''przyjąć'''}} Jednym z nielicznych przypadków, kiedy to nazwa artykułu w spisie ma przewagę nad tym na stronie, jest wtedy, kiedy dotyczy to skróceń - dlatego też np. Amoretti (Maryja Peleg.) a nie Amoretti (Maryja Pelegryna). Wiąże się to z faktem, że rozwijając nazwy do pełnych, doszłoby do konfliktów nazw (jak to widać na przykładzie Adalberta świętego i Adalberta ś.), czego należy za wszelką cenę unikać. Nigdy nie należy korygować nazwy artykułu w artykule. {{f*|kol=green|''niezrozumiałe'' + rozbudować '''w tekście''', '''w spisie treści''', '''przyjąć'''}} Integracja z Wikipedią i Wikisłownikiem: Opcjonalnym parametrem w szablonie {{s|Hasło z Encyklopedyi powszechnej}} są odwołania do Wikipedii i Wikisłownika. Zalecane jest używanie tych odwołań tylko wtedy, gdy odwołanie jest stuprocentowo trafne. Świetnym przykładem jest Alexander Wielki czy Antoniusz, które jak najbardziej zasługują na odwołanie do Wiki. Gorzej jest np. z przestarzałymi nazwami miast czy artykułami dotyczących kilku osób. Często może się okazać, że postacie z artykułów z historii Polski w średniowieczu są tożsame z postaciami z innych artykułów bądź na odwrót - artykuł w Encyklopedii może opowiadać o osobie, o której historiografia odkryła, że były osoby dwie różne . Nie należy przejmować się błędnymi faktami i datami - dość często daty urodzin i śmierci postaci opisywanych w Encyklopedii różnią się nawet o 20 lat. Nie należy linkować do Wikipedii , gdy artykuł jest tylko odwołaniem - zupełnie inaczej jest w przypadku Wikisłownika, gdzie zarówno forma podstawowa jak i odwołanie może zasługiwać na odwołanie (abdominalny). W przypadku odwołań do Wikisłownika nie należy odwoływać do archaizmów, ponieważ Wikisłownik takowych stron nie tworzy (stan na 2022) - dlatego np. artykuł ,,Anglija" należy linkować do Anglia. 8vovqj1jd8yp70v3n74i3yw40f0q9mm Strona:EBIP-R0-100-2205.pdf/20 100 1086786 3158006 2022-08-26T20:58:19Z Superjurek 11231 /* Problemy */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Superjurek" />{{ambox|typ=zawartość|tekst='''Zadanie 17.2.''' Wymaga dodania ilustracji. Po ich wstawieniu proszę usunąć niniejszy komunikat z nagłówka strony.}}</noinclude>{{#tag:div|Zadanie 17.|class=zadanie}} {{F| Populacje biegusów alaskańskich w północnej części zasięgu geograficznego gatunku mają nietypowy stosunek liczebności samców i samic wynoszący 3:1, zamiast typowego – 1:1. Postawiono następującą hipotezę: }}{{F| „Mały udział samic w populacjach biegusów jest spowodowany tym, że częściej padają one ofiarą sokołów wędrownych”. }}{{F| W celu weryfikacji tej hipotezy zebrano pióra po biegusach upolowanych przez sokoły, a następnie wyizolowano z nich DNA i przeprowadzono PCR w celu amplifikacji fragmentów genów CHD, zlokalizowanych na chromosomach płci Z i W (odpowiednio: CHD-Z i CHD-W). Samice biegusów są heterogametyczne (ZW), a samce – homogametyczne (ZZ). }}{{F| Rejony niekodujące w genach CHD-Z i CHD-W mają różną długość, co powoduje, że produkty amplifikacji rejonów niekodujących genów CHD-Z i CHD-W także różnią się długością. Elektroforetyczne rozdzielenie produktów PCR pozwoliło określić płeć ptaków, z których pochodziły zebrane pióra. }}{{F| Wyniki badań przedstawiono na poniższym wykresie. }}{{Skan zawiera grafikę}}{{F| {{#tag:div|Na podstawie: S. Nebel i in., Molecular sexing of prey remains […] in a wintering population of western sandpipers, „Proceedings of the Royal Society B” 271, 2004.|class=na_pods}} |po=1em}} {{#tag:div|Zadanie 17.1. (0–1)|class=zadanie}} {{F| '''Rozstrzygnij, czy postawiona hipoteza została przyjęta, czy – odrzucona. Odpowiedź uzasadnij, odwołując się do wyników badań przedstawionych na wykresie.''' |po=1em}} {{F|{{SpisPozycja}}|przed=1em|po=1em}} {{F|{{SpisPozycja}}|po=1em}} {{F|{{SpisPozycja}}|po=1em}} {{F|{{SpisPozycja}}|po=1em}}<noinclude><references/> {{Numeracja stron/EBIP-R0-100-2205.pdf}} __NOEDITSECTION__</noinclude> dzqntjslfc4z6mn3zacocfgkxrik5j6 3158008 3158006 2022-08-26T20:59:50Z Superjurek 11231 kursywa proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="2" user="Superjurek" />{{ambox|typ=zawartość|tekst='''Zadanie 17.2.''' Wymaga dodania ilustracji. Po ich wstawieniu proszę usunąć niniejszy komunikat z nagłówka strony.}}</noinclude>{{#tag:div|Zadanie 17.|class=zadanie}} {{F| Populacje biegusów alaskańskich w północnej części zasięgu geograficznego gatunku mają nietypowy stosunek liczebności samców i samic wynoszący 3:1, zamiast typowego – 1:1. Postawiono następującą hipotezę: }}{{F| „Mały udział samic w populacjach biegusów jest spowodowany tym, że częściej padają one ofiarą sokołów wędrownych”. }}{{F| W celu weryfikacji tej hipotezy zebrano pióra po biegusach upolowanych przez sokoły, a następnie wyizolowano z nich DNA i przeprowadzono PCR w celu amplifikacji fragmentów genów ''CHD'', zlokalizowanych na chromosomach płci Z i W (odpowiednio: ''CHD-Z'' i ''CHD-W''). Samice biegusów są heterogametyczne (ZW), a samce – homogametyczne (ZZ). }}{{F| Rejony niekodujące w genach ''CHD-Z'' i ''CHD-W'' mają różną długość, co powoduje, że produkty amplifikacji rejonów niekodujących genów ''CHD-Z'' i ''CHD-W'' także różnią się długością. Elektroforetyczne rozdzielenie produktów PCR pozwoliło określić płeć ptaków, z których pochodziły zebrane pióra. }}{{F| Wyniki badań przedstawiono na poniższym wykresie. }}{{Skan zawiera grafikę}}{{F| {{#tag:div|Na podstawie: S. Nebel i in., Molecular sexing of prey remains […] in a wintering population of western sandpipers, „Proceedings of the Royal Society B” 271, 2004.|class=na_pods}} |po=1em}} {{#tag:div|Zadanie 17.1. (0–1)|class=zadanie}} {{F| '''Rozstrzygnij, czy postawiona hipoteza została przyjęta, czy – odrzucona. Odpowiedź uzasadnij, odwołując się do wyników badań przedstawionych na wykresie.''' |po=1em}} {{F|{{SpisPozycja}}|przed=1em|po=1em}} {{F|{{SpisPozycja}}|po=1em}} {{F|{{SpisPozycja}}|po=1em}} {{F|{{SpisPozycja}}|po=1em}}<noinclude><references/> {{Numeracja stron/EBIP-R0-100-2205.pdf}} __NOEDITSECTION__</noinclude> rntv5urezmv5sb9143rhb2hfp72kcnr Egzamin maturalny z biologii poziom rozszerzony – maj 2022/Zadanie 17 0 1086787 3158011 2022-08-26T21:03:38Z Superjurek 11231 wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor=[[Autor:Centralna Komisja Egzaminacyjna|Centralna Komisja Egzaminacyjna]] |tytuł=[[Egzamin maturalny z biologii poziom rozszerzony – maj 2022]] |podtytuł=Zadanie 17. |pochodzenie = |wydawca = Centralna Komisja Egzaminacyjna |drukarz = (publikacja on-line) |rok wydania = 2022 |miejsce wydania = Warszawa |okładka = EBIP-R0-100-2205.pdf |strona z okładką = 1 |źródło = [[commons:File:EBIP-R0-100-2205.pdf|skany na Commons]] |poprzedni = Egzamin maturalny z biologii poziom rozszerzony – maj 2022/Zadanie 16 |następny = Egzamin maturalny z biologii poziom rozszerzony – maj 2022/Zadanie 18 |strona indeksu = EBIP-R0-100-2205.pdf |inne = {{epub}} }} {{JustowanieStart}} <pages index="EBIP-R0-100-2205.pdf" from="20" to="21" /> {{JustowanieKoniec}} {{TekstPD|Zbiorowy}} [[Kategoria:Egzamin maturalny z biologii poziom rozszerzony – maj 2022]] 34nzr6dat6br7qtvul8pszoj32noji7 Strona:Anafielas T. 2.djvu/335 100 1086788 3158045 2022-08-26T22:44:08Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{c|'''{{roz*|Spis Pieśni.|0.3}}'''|w=120%}} <br>{{---}}<br>{{Skan zawiera grafikę}} {{SpisZw|||{{f*|''Stronica''|w=85%}}}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/I|I.]]|9}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/II|II.]]|23}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/III|III.]]|31}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/IV|IV.]]|37}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/V|V.]]|41}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/VI|VI.]]|47}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/VII|VII.]]|61}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/VIII|VIII.]]|69}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/IX|IX.]]|75}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/X|X.]]|83}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XI|XI.]]|87}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XII|XII.]]|91}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XIII|XIII.]]|99}} {{SpisZw||[[Jaćwiczka pieśń wojenna|{{tab|2}}—{{tab|8}}Jaćwiczka pieśń wojenna]]|105}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XIV|XIV.]]|107}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XV|XV.]]|119}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XVI|XVI.]]|125}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XVII|XVII.]]|135}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XVIII|XVIII.]]|147}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XIX|XIX.]]|159}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XX|XX.]]|163}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mmuok8fux61tjedbk9vnk9fb5tx9aqp 3158795 3158045 2022-08-27T00:13:23Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/336]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/335]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{c|'''{{roz*|Spis Pieśni.|0.3}}'''|w=120%}} <br>{{---}}<br>{{Skan zawiera grafikę}} {{SpisZw|||{{f*|''Stronica''|w=85%}}}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/I|I.]]|9}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/II|II.]]|23}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/III|III.]]|31}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/IV|IV.]]|37}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/V|V.]]|41}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/VI|VI.]]|47}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/VII|VII.]]|61}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/VIII|VIII.]]|69}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/IX|IX.]]|75}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/X|X.]]|83}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XI|XI.]]|87}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XII|XII.]]|91}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XIII|XIII.]]|99}} {{SpisZw||[[Jaćwiczka pieśń wojenna|{{tab|2}}—{{tab|8}}Jaćwiczka pieśń wojenna]]|105}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XIV|XIV.]]|107}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XV|XV.]]|119}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XVI|XVI.]]|125}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XVII|XVII.]]|135}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XVIII|XVIII.]]|147}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XIX|XIX.]]|159}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XX|XX.]]|163}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mmuok8fux61tjedbk9vnk9fb5tx9aqp 3158866 3158795 2022-08-27T08:35:28Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" /></noinclude>{{c|'''{{roz*|Spis Pieśni.|0.3}}'''|w=120%}} <br>{{---}}<br>{{Skan zawiera grafikę}} {{SpisZw|||{{f*|''Stronica''|w=85%}}}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/I|I.]]|9}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/II|II.]]|23}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/III|III.]]|31}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/IV|IV.]]|37}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/V|V.]]|41}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/VI|VI.]]|47}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/VII|VII.]]|61}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/VIII|VIII.]]|69}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/IX|IX.]]|75}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/X|X.]]|83}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XI|XI.]]|87}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XII|XII.]]|91}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XIII|XIII.]]|99}} {{SpisZw||[[Jaćwiczka pieśń wojenna|{{tab|2}}—{{tab|8}}Jaćwiczka pieśń wojenna]]|105}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XIV|XIV.]]|107}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XV|XV.]]|119}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XVI|XVI.]]|125}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XVII|XVII.]]|135}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XVIII|XVIII.]]|147}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XIX|XIX.]]|159}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XX|XX.]]|163}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gfcnjmohabk1m3i5s5mttmg7l8ie5n1 Strona:Anafielas T. 2.djvu/336 100 1086789 3158046 2022-08-26T22:52:05Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{SpisZw|||{{f*|''Stronica''|w=85%}}}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXI|XXI.]]|173}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXII|XXII.]]|179}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXIII|XXIII.]]|187}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXIV|XXIV.]]|193}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXV|XXV.]]|197}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXVI|XXVI.]]|203}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXVII|XXVII.]]|207}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXVIII|XXVIII.]]|219}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXIX|XXIX.]]|225}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXX|XXX.]]|233}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXI|XXXI.]]|239}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXII|XXXII.]]|255}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXIII|XXXIII.]]|259}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXIV|XXXIV.]]|263}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXV|XXXV.]]|277}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXVI|XXXVI.]]|281}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXVII|XXXVII.]]|289}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXVIII|XXXVIII.]]|291}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXIX|XXXIX.]]|301}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XL|XL.]]|305}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XLI|XLI.]]|309}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XLII|XLII.]]|311}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XLIII|XLIII.]]|315}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XLIV|XLIV.]]|325}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XLV|XLV.]]|331}} <br>{{---}}<br>{{Skan zawiera grafikę}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jh7e12omvdw6zjl3hjnacxztvy91pdo 3158048 3158046 2022-08-26T22:56:55Z Wieralee 6253 drobne redakcyjne proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" />{{SpisZw|||{{f*|''Stronica''|w=85%}}}}</noinclude>{{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXI|XXI.]]|173}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXII|XXII.]]|179}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXIII|XXIII.]]|187}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXIV|XXIV.]]|193}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXV|XXV.]]|197}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXVI|XXVI.]]|203}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXVII|XXVII.]]|207}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXVIII|XXVIII.]]|219}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXIX|XXIX.]]|225}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXX|XXX.]]|233}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXI|XXXI.]]|239}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXII|XXXII.]]|255}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXIII|XXXIII.]]|259}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXIV|XXXIV.]]|263}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXV|XXXV.]]|277}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXVI|XXXVI.]]|281}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXVII|XXXVII.]]|289}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXVIII|XXXVIII.]]|291}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXIX|XXXIX.]]|301}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XL|XL.]]|305}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XLI|XLI.]]|309}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XLII|XLII.]]|311}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XLIII|XLIII.]]|315}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XLIV|XLIV.]]|325}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XLV|XLV.]]|331}} <br>{{---}}<br>{{Skan zawiera grafikę}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> swmqs3amhyv03ojfoo72rrt3emsfzr3 3158796 3158048 2022-08-27T00:13:26Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/337]] na [[Strona:Anafielas T. 2.djvu/336]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" />{{SpisZw|||{{f*|''Stronica''|w=85%}}}}</noinclude>{{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXI|XXI.]]|173}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXII|XXII.]]|179}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXIII|XXIII.]]|187}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXIV|XXIV.]]|193}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXV|XXV.]]|197}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXVI|XXVI.]]|203}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXVII|XXVII.]]|207}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXVIII|XXVIII.]]|219}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXIX|XXIX.]]|225}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXX|XXX.]]|233}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXI|XXXI.]]|239}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXII|XXXII.]]|255}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXIII|XXXIII.]]|259}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXIV|XXXIV.]]|263}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXV|XXXV.]]|277}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXVI|XXXVI.]]|281}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXVII|XXXVII.]]|289}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXVIII|XXXVIII.]]|291}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXIX|XXXIX.]]|301}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XL|XL.]]|305}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XLI|XLI.]]|309}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XLII|XLII.]]|311}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XLIII|XLIII.]]|315}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XLIV|XLIV.]]|325}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XLV|XLV.]]|331}} <br>{{---}}<br>{{Skan zawiera grafikę}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> swmqs3amhyv03ojfoo72rrt3emsfzr3 3158865 3158796 2022-08-27T08:32:46Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{SpisZw|||{{f*|''Stronica''|w=85%}}}}</noinclude>{{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXI|XXI.]]|173}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXII|XXII.]]|179}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXIII|XXIII.]]|187}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXIV|XXIV.]]|193}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXV|XXV.]]|197}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXVI|XXVI.]]|203}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXVII|XXVII.]]|207}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXVIII|XXVIII.]]|219}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXIX|XXIX.]]|225}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXX|XXX.]]|233}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXI|XXXI.]]|239}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXII|XXXII.]]|255}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXIII|XXXIII.]]|259}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXIV|XXXIV.]]|263}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXV|XXXV.]]|277}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXVI|XXXVI.]]|281}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXVII|XXXVII.]]|289}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXVIII|XXXVIII.]]|291}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XXXIX|XXXIX.]]|301}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XL|XL.]]|305}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XLI|XLI.]]|309}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XLII|XLII.]]|311}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XLIII|XLIII.]]|315}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XLIV|XLIV.]]|325}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń druga/XLV|XLV.]]|331}} <br>{{---}}<br>{{Skan zawiera grafikę}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4ikekod9a9umz802srcho3aam5gwr8v Strona:Anafielas T. 3.djvu/393 100 1086790 3158047 2022-08-26T22:56:17Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{c|'''{{roz*|Spis Pieśni.|0.3}}'''|w=120%}} <br>{{---}}<br>{{Skan zawiera grafikę}} {{SpisZw|||{{f*|''Stronica''|w=85%}}}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/I|I.]]|9}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/II|II.]]|11}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/III|III.]]|13}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/IV|IV.]]|29}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/V|V.]]|35}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/VI|VI.]]|39}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/VII|VII.]]|45}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/VIII|VIII.]]|47}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/IX|IX.]]|61}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/X|X.]]|65}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XI|XI.]]|73}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XII|XII.]]|79}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XIII|XIII.]]|85}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XIV|XIV.]]|91}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XV|XV.]]|95}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XVI|XVI.]]|101}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XVII|XVII.]]|107}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XVIII|XVIII.]]|113}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XIX|XIX.]]|117}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XX|XX.]]|125}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXI|XXI.]]|131}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> sw7n7ksucsxfunkaskfilkw5vcp920f 3158453 3158047 2022-08-26T23:56:14Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/394]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/393]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{c|'''{{roz*|Spis Pieśni.|0.3}}'''|w=120%}} <br>{{---}}<br>{{Skan zawiera grafikę}} {{SpisZw|||{{f*|''Stronica''|w=85%}}}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/I|I.]]|9}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/II|II.]]|11}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/III|III.]]|13}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/IV|IV.]]|29}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/V|V.]]|35}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/VI|VI.]]|39}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/VII|VII.]]|45}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/VIII|VIII.]]|47}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/IX|IX.]]|61}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/X|X.]]|65}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XI|XI.]]|73}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XII|XII.]]|79}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XIII|XIII.]]|85}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XIV|XIV.]]|91}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XV|XV.]]|95}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XVI|XVI.]]|101}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XVII|XVII.]]|107}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XVIII|XVIII.]]|113}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XIX|XIX.]]|117}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XX|XX.]]|125}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXI|XXI.]]|131}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> sw7n7ksucsxfunkaskfilkw5vcp920f 3158867 3158453 2022-08-27T08:36:03Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" /></noinclude>{{c|'''{{roz*|Spis Pieśni.|0.3}}'''|w=120%}} <br>{{---}}<br>{{Skan zawiera grafikę}} {{SpisZw|||{{f*|''Stronica''|w=85%}}}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/I|I.]]|9}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/II|II.]]|11}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/III|III.]]|13}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/IV|IV.]]|29}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/V|V.]]|35}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/VI|VI.]]|39}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/VII|VII.]]|45}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/VIII|VIII.]]|47}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/IX|IX.]]|61}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/X|X.]]|65}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XI|XI.]]|73}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XII|XII.]]|79}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XIII|XIII.]]|85}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XIV|XIV.]]|91}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XV|XV.]]|95}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XVI|XVI.]]|101}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XVII|XVII.]]|107}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XVIII|XVIII.]]|113}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XIX|XIX.]]|117}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XX|XX.]]|125}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXI|XXI.]]|131}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 062bwfjrimr3fee8ktf3udlp4iwvdl9 Strona:Anafielas T. 3.djvu/394 100 1086791 3158051 2022-08-26T23:02:30Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" />{{SpisZw|||{{f*|''Stronica''|w=85%}}}}</noinclude>{{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXII|XXII.]]|149}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXIII|XXIII.]]|157}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXIV|XXIV.]]|163}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXV|XXV.]]|175}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXVI|XXVI.]]|181}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXVII|XXVII.]]|189}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXVIII|XXVIII.]]|201}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXIX|XXIX.]]|207}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXX|XXX.]]|215}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXI|XXXI.]]|225}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXII|XXXII.]]|231}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXIII|XXXIII.]]|241}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXIV|XXXIV.]]|249}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXV|XXXV.]]|255}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXVI|XXXVI.]]|261}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXVII|XXXVII.]]|267}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXVIII|XXXVIII.]]|273}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXIX|XXXIX.]]|279}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XL|XL.]]|291}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLI|XLI.]]|297}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLII|XLII.]]|307}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLIII|XLIII.]]|311}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLIV|XLIV.]]|317}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLV|XLV.]]|327}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLVI|XLVI.]]|335}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLVII|XLVII.]]|349}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLVIII|XLVIII.]]|353}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLIX|XLIX.]]|365}} {{SpisZw||[[Rauda|Rauda]]|373}} <br>{{---}}<br>{{Skan zawiera grafikę}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> s8tie8xiynfdpnz0gsklti6ieci9ebb 3158454 3158051 2022-08-26T23:56:17Z DracoBot 28620 DracoBot przeniósł stronę [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/395]] na [[Strona:Anafielas T. 3.djvu/394]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" />{{SpisZw|||{{f*|''Stronica''|w=85%}}}}</noinclude>{{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXII|XXII.]]|149}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXIII|XXIII.]]|157}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXIV|XXIV.]]|163}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXV|XXV.]]|175}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXVI|XXVI.]]|181}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXVII|XXVII.]]|189}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXVIII|XXVIII.]]|201}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXIX|XXIX.]]|207}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXX|XXX.]]|215}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXI|XXXI.]]|225}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXII|XXXII.]]|231}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXIII|XXXIII.]]|241}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXIV|XXXIV.]]|249}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXV|XXXV.]]|255}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXVI|XXXVI.]]|261}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXVII|XXXVII.]]|267}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXVIII|XXXVIII.]]|273}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXIX|XXXIX.]]|279}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XL|XL.]]|291}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLI|XLI.]]|297}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLII|XLII.]]|307}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLIII|XLIII.]]|311}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLIV|XLIV.]]|317}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLV|XLV.]]|327}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLVI|XLVI.]]|335}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLVII|XLVII.]]|349}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLVIII|XLVIII.]]|353}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLIX|XLIX.]]|365}} {{SpisZw||[[Rauda|Rauda]]|373}} <br>{{---}}<br>{{Skan zawiera grafikę}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> s8tie8xiynfdpnz0gsklti6ieci9ebb 3158868 3158454 2022-08-27T08:37:15Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{SpisZw|||{{f*|''Stronica''|w=85%}}}}</noinclude>{{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXII|XXII.]]|149}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXIII|XXIII.]]|157}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXIV|XXIV.]]|163}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXV|XXV.]]|175}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXVI|XXVI.]]|181}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXVII|XXVII.]]|189}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXVIII|XXVIII.]]|201}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXIX|XXIX.]]|207}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXX|XXX.]]|215}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXI|XXXI.]]|225}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXII|XXXII.]]|231}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXIII|XXXIII.]]|241}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXIV|XXXIV.]]|249}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXV|XXXV.]]|255}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXVI|XXXVI.]]|261}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXVII|XXXVII.]]|267}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXVIII|XXXVIII.]]|273}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XXXIX|XXXIX.]]|279}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XL|XL.]]|291}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLI|XLI.]]|297}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLII|XLII.]]|307}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLIII|XLIII.]]|311}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLIV|XLIV.]]|317}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLV|XLV.]]|327}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLVI|XLVI.]]|335}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLVII|XLVII.]]|349}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLVIII|XLVIII.]]|353}} {{SpisZw||[[Anafielas/Pieśń trzecia i ostatnia/XLIX|XLIX.]]|365}} {{SpisZw||[[Rauda|Rauda]]|373}} <br>{{---}}<br>{{Skan zawiera grafikę}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pstlr7qjtcbuacozpkxmywtdds1omt0 Kategoria:Strony wymagające lepszego skanu 14 1086792 3158053 2022-08-26T23:07:57Z Wieralee 6253 n wikitext text/x-wiki [[Kategoria:Prosta administracja]] e8h2w2dpxorrope9xow1yjmj5umfgiw Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/361 100 1086793 3158587 2022-08-27T00:03:17Z Draco flavus 2058 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude>szych poetów — aż do czasów Kraszewskiego i Sienkiewicza — nie odtworzył, nie wskrzesił tylu postaci historycznych polskich, co Słowacki, ani ich widział i ukazał w poetyczniejszem świetle, z większą plastyką, z równą świetnością kolorytu, z głębszem odgadnięciem ich charakterów. Czytając jego główne dzieła dramatyczne i epickie, jest się przeniesionym w daną epokę historyczną, oddycha się jej atmosferą, widzi jej ludzi. ''Balladyna'', ''Lilla Weneda'' i ''Krakus'' są poetycznym obrazem czasów legendowych, przedhistorycznych, a to samo da się powiedzieć o pierwszych rapsodach ''Króla Ducha'', tak świetnie odtwarzających legendowe postacie króla Popiela, Wandy, Piasta, Rzepichy, Ziemowita, Mieczysława i Dąbrówki. Gdzie są poematy czy dramaty, w którychby te wielkie postacie nakreślono świetniej, z większą siłą lub wdziękiem, a pojęto poetyczniej? Gdzie jest ten wieszcz polski, któryby piękniej opisał śmierć Wandy? Gdzie jest poemat, w którymby w poetyczniejszem świetle została ukazaną owa pamiętna chwila, »gdy cudowni goście zaszli do świętej chaty kołodzieja«? Kto nakreślił równie wspaniały obraz, jak ów opis uśpionego państwa i dworu Popiela, zawarty w drugim rapsodzie ''Króla Ducha''? Kto piękniej, niż Słowacki, pojął i opisał chrzest Mieczysława i jego zaślubiny z Dąbrówką?... A coż dopiero mówić o rapsodzie, zatytułowanym ''Bolesław Śmiały'', gdzie poeta opisuje królewską miłość z mieszczką Krystyną, potem kreśli szereg bizantyjsko&shy;&#8209;rozwiązłych scen nocnych w wonnych świetlicach księżniczek kijowskich, aż w końcu, po przepysznym obrazie gorszących bachanalij na zamku krakowskim, ukazuje gromiącą postać św. Stanisława, jak wskrzesza Piotrowina... Kto widział ''Bolesława Śmiałego'' Matejki, temu przy czytaniu rzeczonego rapsodu ''Króla Ducha'' ciągle ten purpurowy obraz będzie stal na myśli...<br> {{tab}}Wogóle ma to ''Król Duch'' do siebie, że w nim Juliuszowe pióro, najczęściej maczane w purpurze, prawie ciągle, od początku do końca poematu, robi wrażenie Matejkowskiego pendzla.<br> {{tab}}Oto kilka przykładów: <poem>:::Śród czeladzi W podziemnych kuchniach gadano, ''żem blady'', ''Jak miesiąc'', gdy się przejrzy w ''krwawej'' kadzi, W której pływają gniazdem wężo&shy;&#8209;gady;</poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> arcdh5g8smdt0y3c27spe048y3w33tz Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/362 100 1086794 3158722 2022-08-27T00:09:53Z Draco flavus 2058 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude><poem>Że ''gwiazda złota'' jakaś mię prowadzi (''Purpurowe'' tu tłoczącego ślady) W ciemny kraj, gdzie się wszelka dusza wściekła Na króla duchów czerwonych — do piekła.</poem><br> {{tab}}Oktawa ta, cała ponsowa w kolorze, a wyjęta na chybi trafi, czyź nie odznacza się prawdziwie Matejkowskim kolo­rytem? Niemniej krwawą jest następna, gdzie król Popiel — niezmiernie podobny do ''Iwana Groźnego'' Matejki — taki kreśli swój wizerunek:<br> <poem>Przed twarzą moją straszliwą klękano, Widząc dwa skrzydła hełmu, jak latarnie! I między niemi w środku zawieszoną Tę twarz, jak lampę trupią i zieloną. ''W powiekach rubin'' i błysk dziwny gore; Powieki nożem zdają się rozcięte, A przez ''czerwoną, rubinową'' korę, Patrzy duch, widmo przeszłości przeklęte...</poem><br> {{tab}}Czyż to nie Matejkowski sposób malowania twarzy lu­dzkich, pełen tragizmu w wyrazie, a krwi w zaczerwienionych białkach oczu?... Podobną uwagę nasuwa i kolorystyczny por­tret Mścisławy, przy którego czytaniu myśli się o niejednej Matejkowskiej postaci niewieściej, np. o ''Kasztelance'': <br> <poem>Cicha, złożeniem rąk ''na złotym pasie'', Świętą się zdaje, jednak myśli pali — ''Różami'' niby je ''białemi'' pasie, I niewinnością ust swoich zuchwali. Alabastr ''w jasnym , niebieskim atłasie'', I dziwnie ''na tej gronostajów fali'' Pierś jej świecąca wprawia w obłąkanie... Niewinność krzyczy od niej: precz, szatanie!</poem><br> {{tab}}Czyż to nie jeden z owych portretów Matejki, na któ­rych nie wiadomo, co podziwiać więcej: czy dosadną, a nie­spokojną i trochę przedramatyzowaną charakterystykę portre­towanej osoby, czy kolorystyczną świetność jej kostyumu, namalowaną wprost z bajeczną plastyką? Czyż ten wizerunek Mścisławy, skreślony na bizantyjskiem tle »cudownego w zło­tach malowania« świetlicy kijowskiego dworu, nie przypomina jaskrawego tła wielu portretów Matejki?...<br> {{tab}}W scenach zbiorowych, opowiedzianych w ''Królu Duchu'', także panuje styl Matejkowski zupełnie. Oto np. opis Bolesławowego wjazdu do Kijowa:<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> sgbez4g5vneoiygbkeku6y09clwdbdu Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/391 100 1086795 3158827 2022-08-27T06:29:15Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— A! to ty Piotrze — rzekł — to wybornie się trafia, potrzebuję ciebie... Wejdź, oddasz mi przysługę...<br> {{tab}}— Jestem na rozkazy pańskie... panie Verdier.<br> {{tab}}Podmajstrzy wszedł do pawilonu i zamknął drzwi za sobą. Był bardzo blady, bledszy jeszcze niż zwykle, a twarz jego wyrażała głęboki smutek, ale nie było na niej śladu wzruszenia ani wyrazu gniewu...<br> {{tab}}Pryncypał jego podał mu złożoną kopertę.<br> {{tab}}— Co mam z tem zrobić?... — spytał Piotr patrząc na adres.<br> {{tab}}— Pójdziesz natychmiast bez straty czasu, do pałacu sprawiedliwości... Weź dorożkę nad portem, aby być jaknajprędzej na miejscu!... Przyszedłszy tam przejdziesz salę poczekalną, zapytasz się któregokolwiek adwokata gdzie jest {{Korekta|bióro|biuro}} prokuratora cesarskiego, i oddasz mój list woźnemu w jego gabinecie..<br> {{tab}}— Przepraszam że panu zadaję pytanie — rzekł podmajstrzy. — Ta koperta zawiera pewnie skargę w przedmiocie kradzieży spełnionej ubiegłej nocy w kassie?...<br> {{tab}}— Zdaje mi się, że łatwo się tego domyślić!... — odpowiedział właściciel zakładu, nie bez pewnego zdziwienia.<br> {{tab}}— Czy pan oskarża kogo, panie Verdier?...<br> {{tab}}— Rozumie się!... Cóż u miliona diabłów!... Oskarżam złodzieja...<br> {{tab}}— Więc go pan zna?<br> {{tab}}— O, znam!... i nie robię z tego wcale tajemnicy!... Jest nim ten nędznik, któremu tak zupełnie zaufałem!... mój własny kasyer!...<br> {{tab}}— Pan de Villers?...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ixraz6q3ojtl13wm3w8jazcflc8jm31 Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/392 100 1086796 3158828 2022-08-27T06:32:14Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— On sam!...<br> {{tab}}— Panie Verdier — odpowiedział podmajstrzy ze spokojem — nie obciąłbym w niczem uchybić szacunkowi jaki jestem panu winien, ale pozwól mi pan powiedzieć sobie że ten list nie pójdzie...<br> {{tab}}— Jakto, nie pójdzie?<br> {{tab}}— Nie, panie...<br> {{tab}}— I kto temu przeszkodzi?...<br> {{tab}}— Ja...<br> {{tab}}— W jakiż to sposób przeszkodzisz temu?...<br> {{tab}}— Najprzód, drąc go, jak to właśnie robię...<br> {{tab}}Mówiąc te słowa, Piotr wykonał myśl jaką w sobie zawierały i w jednej chwili z listu, zrobił cztery kawałki.<br> {{tab}}Pan Verdier krzyknął z gniewu i podziwienia.<br> {{tab}}— Łajdaku jeden! — zawołał potem, podnosząc rękę na podmajstrzego — łajdaku, zasłużyłeś żeby...<br> {{tab}}— Nie uderz mnie pan!... — przerwał Piotr Landry z gestem błagalnym — nie uderz mnie, proszę o to!... pan wiesz bardzo dobrze, że mam krew tak gorącą i w gniewie nie wiem co się ze mną dzieje!... gdyby ręka pańska spadła na mnie, zabiłbym cię...<br> {{tab}}Achiles Verdier nie miał zapewne pod tym względem żadnych wątpliwości, gdyż powstrzymał spadającą rękę.<br> {{tab}}— Jesteś zuchwalec albo waryat!... — wyrzekł — w jednym albo drugim wypadku nie możesz tu pozostać... wypędzam cię!...<br> {{tab}}Podmajstrzy opuścił głowę i odpowiedział:<br> {{tab}}— To masz pan prawo zrobić... ale jeżeli mnie wypędzisz dziś, powołasz mnie jutro...<br> {{tab}}— Tak sądzisz? — spytał z ironią pan Verdier.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hyytescl7009knu7qu2zckxml07b64q Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/393 100 1086797 3158829 2022-08-27T06:34:48Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Jestem pewny...<br> {{tab}}— Cóż ci daje tę pewność?...<br> {{tab}}— Moje silne przekonanie że jesteś pan niezdolny ukarać niesprawiedliwie człowieka, za to że chciał przeszkodzić do zrobienia mimo woli złego czynu...<br> {{tab}}— Nie rozumiem cię... O jakim że to złym czynie mówisz?...<br> {{tab}}— O oskarżeniu niewinnego... O oskarżeniu któreby zgubiło go na zawsze... bo nawet w razie uznania pomyłki, na nieszczęśliwym za którym raz zamkną się drzwi więzienia, chociażby tylko na kilka dni, zostaje plama niezmazana niczem... wieczna plama.<br> {{tab}}— Oskarżyć niewinnego! — powtarzał pan Verdier, tonem krwawej {{Korekta|ironi|ironii}} — czy przypadkiem nie masz ochoty zostać protektorem Andrzeja de Villers?...<br> {{tab}}— Stanowisko moje jest ża nędzne, za mizerne — odpowiedział skromnie Piotr Landry — abym mógł marzyć o protegowaniu człowieka z wyższej sfery, jakim jest pan Andrzej... ale najsłabszy nawet głos ma prawo i obowiązek podnieść się dla oddania sprawiedliwości temu, którego oskarżają na mocy fałszywych pozorów... Pan de Villers zdaje się być winnym, ale nim nie jest!... jego niewinność zajaśnieje niedługo w własnych pana oczach, a ja nie chcę abyś pan jego hańbę sobie potrzebował wyrzucać tak jakbyś już miał sobie do wyrzucenia jego śmierć, gdybym się był ja nie znalazł!...<br> {{tab}}— Jego śmierć!...<br> {{tab}}— Tak, panie... gdy wychodził z tego biura przed chwilą, zgnębiony przez pana niezasłużonemi wyrzutami, wstyd i rozpacz doprowadziły go do szału... szedł się zabić...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gewvky1o6w93reghlr1x8yzh8cgz52u Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/394 100 1086798 3158830 2022-08-27T06:38:02Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— I tyś mu przeszkodził? — krzyknął Achiles Verdier wzruszając ramionami.<br> {{tab}}— Chciałżebyś pan być jego zabójcą?...<br> {{tab}}— Szczególniej się jakoś zajmujesz tym młodym człowiekiem!...<br> {{tab}}— To prawda... kocham go bo jest dobry... bo jest prawy i... bo ma serce szlachetne i duszę wielką...<br> {{tab}}— Jeżeli ma tyle, cnót, czego się może obawiać?... dowiedzie bez trudu że nie spełnił występku o który go obwiniam...<br> {{tab}}— Nie oskarżysz go pan, przynajmniej dziś!... pozostawisz pan czas na to aby światło zabłysło wśród ciemności!... Gdybym nawet miał pilnować pana i nie opuszczać go ani na chwilę, nie pozwolę wysłać tej skargi fatalnej, którą co tylko podarłem w kawałki...<br> {{tab}}Pan Verdier skrzyżował ręce na piersi i patrzył prosto w oczy Piotrowi Landry.<br> {{tab}}— Powiedz no mi — wykrzyknął — jak ci się zdaje, czy ja jestem panem w tym domu?... czy ja sam jestem odpowiedzialny za me czyny?... Czy mam prawo postępwać podług własnej woli?... Czy tu mi kto tego odmówić może!?...<br> {{tab}}— Nie panie odpowiedział podmajstrzy — nie masz pan prawa oskarżania niewinnego!... nie masz pan prawa, mianowicie, zabicia mojej córki, która umrze, bądź pewny, jeżeli zniesławisz pana de Villers...<br> {{tab}}Bronzowa maska Achilesa Verdier zsiniała w jednej chwili...<br> {{tab}}— Ciszej, nieszczęśliwy!... — syknął gwałtownie drżącą ręką zatykając usta Piotrowi Landry, aby go zmusić<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pqcpbidtusxrm4gfq7b84w2664xmf6w Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/395 100 1086799 3158831 2022-08-27T06:41:03Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>do milczenia — ciszej!... dwa słowa któreś wymówił, starczą, aby mnie zgubić!...<br> {{tab}}— Boisz się pan!... a jednakże nie boisz się zgubić innych!...<br> {{tab}}— Zapomniałeś o swojej przysiędze?...<br> {{tab}}— A czyż pan pamiętasz o swojej?...<br> {{tab}}— Przysięgłeś milczeć!...<br> {{tab}}— Przysięgłeś uszczęśliwić ją!...<br> {{tab}}— Czy nie dotrzymałem tego wszystkiego co obiecałem?... czy nie zrobiłem dla ciebie więcej, sto razy więcej, niż sam chciałeś, niż się mogłeś spodziewać?... Czy nie było umówione między nami, że po skończonej pokucie opuścisz Francyę, pojedziesz do Ameryki, do Indyi, do Australii, gdziekolwiek bądź, na koniec świata, zkąd nie powrócisz nigdy!... A jednak jesteś tu... w moim domu... przy niej... mogąc patrzeć na nią każdodziennie... mogąc z nią rozmawiać w każdej godzinie... {{kropki-hr}} {{tab}}Tu, powinniśmy otworzyć krótki nawias...<br> {{tab}}Musimy wytłomaczyć naszym czytelnikom pokrótce wypadek który zapewne ich dziwi... Chcemy tu mówić o obecności Piotra Landry w zakładzie pana Verdier z jego wiedzą i przyzwoleniem wbrew formalnemu zobowiązaniu przez nieszczęśliwego do zupełnego zrzeczenia się swojej córki i nie starania nigdy o zbliżenie się do niej.<br> {{tab}}Postępek pana Verdier, w tym razie, był w istocie mniej szlachetnym niżby się to wydawać mogło, na pierwszy rzut oka bez głębszego zbadania rzeczy...<br> {{tab}}Oto jak się rzecz miała:<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 72onz08fw9evflgkt7has5z3etvohxp Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/396 100 1086800 3158832 2022-08-27T06:43:50Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}W końcu czwartego roku pobytu w więzieniu centralnem, sprawowanie wzorowe Piotra Landry, dobry przykład jaki dawał współuwięzionym i rady chwalebne, których nie szczędził swoim kolegom nieszczęśliwym, zyskały mu pobłażliwość władzy więziennej.<br> {{tab}}{{Korekta|Wskutek|W skutek}} kilku bardzo przychylnych raportów, biedny więzień został ułaskawiony z reszty kary, pozwolono mu mieszkać w Paryżu, gdyby to uważał dla siebie za potrzebne i obiecano, że nadzór policyi pod jakim się znajdował nie będzie dla niego wcale surowym.<br> {{tab}}Piotr Landry, w tej epoce, miał zamiar spełnić wiernie daną obietnicę i wyjechać z Francyi na zawsze, tylko gorące pragnienie owładnęło nim... chciał ujrzeć swoją córkę, chciał ujrzeć ją raz jeden, i zapewnić się, że była szczęśliwą a potem dopiero wyjechać nazawsze...<br> {{tab}}Aby zadowolnić to życzenie, tak zresztą naturalne i tak legalne udał się do Paryża jaknajprędzej i przez kilka dni siadywał nad portem, wprost drzwi zakładu.<br> {{tab}}Przez cztery lata cierpienia zmieniły go bardzo na twarzy i w obejściu tak, że mógł się nie obawiać aby był poznanym, gdyby wypadek jaki zwrócił uwagę pana Verdier na niego. Ten ostatni wreszcie widział go tylko dwa razy, i według wszelkiego prawdopodobieństwa nie przypominał sobie jego rysów...<br> {{tab}}Podczas trzech długich dni warta Piotra Landry nad portem nie dała pożądanego rezultatu... Nie zobaczył Lucyny. Czwartego dnia nareszcie, mała dziewczynka wyszła z zakładu z boną, i nieszczęśliwy na jej widok doznał gwałtownego bicia serca. Była na swój wiek wysoka pię-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tw0dv2wa4oufz0upmqrax8vgfk7jurd Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/397 100 1086801 3158833 2022-08-27T06:46:19Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>kna jak anioł, a świeżość cery zapowiadała czerstwe zdrowie.<br> {{tab}}Piotr był nędznie ubrany; trząsł się cały ze wzruszenia; wielkie łzy spływały potokiem z oczów jego po policzkach wybladłych...<br> {{tab}}Dziecię trzymało ciastko w rączce. Zatrzymała się; utopiła w Piotrze Landry wzrok, w którem malowało się zdziwienie i litość zarazem, potem, wyrywając rękę swoją z ręki bony przybiegła do niego, i podając mu ciastko krzyknęła:<br> {{tab}}— Biedny człowieku, tyś głodny... ty płaczesz... masz, weź!... gdybym miała co innego, dałabym ci... ale mam tylko to, i to ci daję...<br> {{tab}}Co się działo w sercu nieszczęśliwego ojca, czytelnicy domyślają się zapewne... niemamy słów na wyrażenie tego...<br> {{tab}}Chwycił małą dziewczynkę, podniósł ją, przytulił do piersi, i ucałował z taką gwałtownością, że aż bona przestraszona przybiegła, aby mu ją wyrwać z rąk.<br> {{tab}}— Niech się pani nie boi... — jąkał — ja jej nic zrobię...<br> {{tab}}— Nie... nie... on mnie nic złego nie zrobi... — dodało dziecko — on nie ma miny złej, biedny człowiek... jeżeli chce pracować u nas, papa da mu robotę...<br> {{tab}}— Tak — powiedział sobie Piotr Landry — ona jest szczęśliwą!... ona jest nie tylko piękna, ale i dobra jak anioł... Mogę się teraz oddalić... uniosę w sercu szczęście na resztę dni mojego życia...<br> {{tab}}Mówiąc tak, Piotr był w dobrej wierze. Myślał znaleść w swojej duszy siłę do odejścia... Prędko jednak<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ijv3qcykvoir3g4gzwpfnv1cydfdqe1 Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/398 100 1086802 3158834 2022-08-27T06:48:12Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>przekonał się, że brakło mu tej siły... zrozumiał, że tylko w Paryżu mógłby żyć a wygnanie, zdala od dziecka, byłoby śmiercią dla niego...<br> {{tab}}W sercu jego i w uszach brzmiały mu ciągle słowa małej dziewczynki: „Jeżeli chce pracować u nas papa da mu robotę...“<br> {{tab}}— Gdybym spróbował? — mówił sobie — ale jak się znaleść pomiędzy robotnikami, aby mnie pan Verdier nie poznał i nie oddalił?...<br> {{tab}}Szukał napróżno rozwiązania tej zagadki, kiedy w tem wypadek nieprzewidziany przyszedł mu z pomocą. Na drugi dzień po tem spotkaniu znajdował się nad portem, jak zwykle, spodziewając się, że dziecko wyjdzie znowu i przybiegnie do niego jak wczoraj.<br> {{tab}}Robotnicy zajmowali się wyładowaniem statku obciążonego drzewem budulcowem. Kilku ludzi niosło na ramionach ogromny bal. Najbliższy Piotra Landry przechodząc tuż obok niego potknął się i przewrócił, w skutek czego i drudzy znaleźli się w wielkim niebezpieczeństwie zostania przygniecionemi ciężarem, który nie był w równowadze.<br> {{tab}}Piotr pociągnął ku nim.<br> {{tab}}— Koledzy — zawołał — pomogę wam!...<br> {{tab}}Zastępując tego z robotników, który upadł, Landry podtrzymał sam bez widocznego wysiłku ogromny ciężar przenoszonego ze statku do zakładu bala. Szmer podziwienia dał się słyszeć. Piotr Landry pracował dalej z robotnikami, i zrobił w dwie godziny tyle, ile człowiek pracowity i przeciętnie silny mógł zrobić przez cały dzień. Podmajstrzy ówczesny pomyślał sobie, że zrobi wybornie<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 24wvx9zcxe5l52nwnmfnmo9egphsrpd Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/399 100 1086803 3158835 2022-08-27T06:50:10Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>zatrzymując w zakładzie człowieka z taką siłą z taką chęcią do pracy i natychmiast zgodził go, mając do tego prawo.<br> {{tab}}Spytano go o nazwisko. Odpowiedział, że się nazywa Piotr i że przybywa z prowincyi. Te objaśnienia były uważane za dostateczne, i pan Verdier przyzwyczaił się widzieć nowego robotnika odchodzącego i przychodzącego do zakładu w zwykłej porze i wkrótce nie zwracał na niego najmniejszej uwagi.<br> {{tab}}Dwa lata tak upłynęły bez żadnego wypadku, któryby warto było zanotować — Piotr Landry dokładał ostatecznie wszelkich starań aby się nie zdradzić.<br> {{tab}}W końcu tego czasu Lucyna Verdier zachorowała i doktorzy już ją opuścili, uważając uratowanie jej za niemożliwe. Wiemy już z listu Andrzeja de Villers do swojej matki, jakie było postępowanie prawdziwego ojca podczas tej choroby, i jak uratował życie swej córce.<br> {{tab}}Skoro doktorzy wyrzekli, że niebezpieczeństwo minęło i że rekonwalescencya się zmniejsza, pan Verdier kazał przyjść robotnikowi do swojego gabinetu i rzekł, patrząc mu prosto w oczy:<br> {{tab}}— Poznałem cię... jesteś Piotr Landry...<br> {{tab}}— Prawda... — wyjąknął nieszczęśliwy, spuszczając głowę — nie dotrzymałem przysięgi... ale widzisz pan sam, że Bóg tak chciał, ponieważ użył mnie za narzędzie abym uratował twoje dziecko... Teraz będę ci posłusznym... Jeżeli ranie wypędzisz... odjadę!?...<br> {{tab}}— Nie... — odpowiedział właściciel zakładu po chwili namysłu — zostań... widzę że jesteś uczciwym człowiekiem i powierzam się twojemu honorowi!... Nie nadu-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4yyo0lk7cnw389m200mv9g4ph6zx5sm Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/400 100 1086804 3158837 2022-08-27T06:52:49Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>żywasz położenia, które zawdzięczasz tylko mojej względności, gdyż ja dotrzymawszy wszystkich moich zobowiązań mógłbym żądać abyś i ty dotrzymał swoich...<br> {{tab}}Piotr Landry, plącząc z radości, upadł do nóg panu Verdier, ucałował je serdecznie nie mogąc wyrazić w słowach uczuć wiecznej wdzięczności jaką był przejęty. Czy mniemany ojciec Lucyny miał istotnie prawo do tej wdzięczności, i czy mógł postąpić inaczej? Nam się zdaje, że nie! Poświadczenie dwuletnie przekonało go, że żadnej nieostrożności nie potrzebował obawiać się ze strony Piotra Landry i że mógł bez niebezpieczeństwa pozwolić mu żyć obok Lucyny...<br> {{tab}}Gdyby przeciwnie, wymagał oddalenia nieszczęśliwego, niebezpieczeństwo by się rozpoczęło. Piotr Landry bez oporu byłby posłuszny, to się zdawało pewne, ale kto wie czyby zdołał panować nad sobą, i czyby się nie zdradził mimowolnie objawem boleści w chwili odjazdu?...<br> {{tab}}Z drugiej strony pan Verdier nie chciał się pozbyć dobrowolnie niezmordowanego pracownika, którego zapał i pracowitość nie słabły by nigdy, i który przez swą uczciwość zyskiwał jego zupełne zaufanie.<br> {{tab}}Te względy tak potężnie skłaniały go do udzielenia owej łaski, za którą biedny Piotr był tak wdzięczny i która go tak szczęśliwym czyniła.<br> {{tab}}Dla dopełnienia miary swej wspaniałomyślności i szczodrobliwości, pan Verdier ofiarował Piotrowi pewną summę pieniędzy, której robotnik jednak nie przyjął. Nie zadługo później właściciel zakładu mianował Piotra podmajstrzym i ten zaszczyt Piotr przyjął tem chętniej, że potrzeba było dla sprawowania tych obowiązków zamieszkać w za-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5zxt5taxf1jy6ovp9mryi4ruredhae7 Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/155 100 1086805 3158842 2022-08-27T07:21:00Z JKW 14394 /* Przepisana */ n proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="JKW" /></noinclude> więźniów, strzegli ich wiecznie z palcem na cynglu, z kolbą w piersiach, z okiem bez ruchu, nie oddychając. Czasem, gdzieś z tyłu, gdzieś po bokach, odzywał się huk rozstrzelania; — a w miarę jak młodzieniec za wieszczem się posuwał, rozstępowały się ściany wykute w skale, coraz szersze chwytając przestrzenie, aż pobiegły każda w stronę swoją, na wschód i na zachód, póki dosiądz zdoła oko.<br> {{tab}}Pobiegły — cały przestwór, zda się, ogarnąć chcą — i rosną w szerz i rosną w górę, lgnąc do widnokręgu kamiennem obiciem — sklepieniu niebios podścielając się kamiennem sklepieniem, aż stał się gmach ogromny jak świat; granitowy, szary, bez błękitów i bez zieloności. A w tym świecie ujrzał młodzieniec jakoby marę słońca w wielkiem oddaleniu, przybitą do pochyłych gzymsów i świecącą wiecznie ukośnemi promieńmi. A blask ich wydawał się raczej jak choroba światła, niż jak samo światło; — i w tej śniadości przechadzały się tłumy niezliczone jakoby narody ziemi, — i jako huk mórz wielkich, gwar ich mowy tłukł w ściany świata tego i rozbijał się.<br> {{tab}}Dusza marząca, dusza młodzieńca zapytała: „Mistrzu, gdzie jesteśmy?“ a on jej na to: „W świątyni, w której ludzkość zamieszkała na dzisiaj, ale w której Boga nie masz.“ I wystąpił zaraz między zgraję ludzi przy wejściu siedzących. Każden miał przed sobą dołek, własność swoją, długi i głęboki jak trumna — i nosił na głowie lampę, którą schyliwszy się, ten ciemny dołek oświecał, wybierając zeń rozmaitych rzemiosł narzędzia. I każden z nich pracował rękoma, z osłupiałym wzrokiem jak u obłąkanych; — i ujrzał młodzieniec takich, co trzymali w palcach główkę od szpilki — i mieli czoło wyżłobione zmarszczkami, jakby wszystkie lata nad zaokrągleniem główki tej przeżyli. A ile razy godzina śmierci, bijąca w oddali, odezwała się na tem olbrzymiem sklepieniu, ten i ów, tu i owdzie, spuszczał głowę i z jękiem w jamę swoją się<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ltgt7orj933a41m7eunyx3k2mk15d89 Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/156 100 1086806 3158843 2022-08-27T07:28:11Z JKW 14394 /* Przepisana */ n proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="JKW" /></noinclude>staczał. Wtedy ich odwiązane dusze widnemi się stawały — jak modre obłoczki w kształcie kół zębatych, stęplów, lewarów, wznosiły się i płynęły równolegle do ziemi, wszystkie w stronę żółtego, odległego słońca.<br> {{tab}}A na widok wieszcza powstali ci ludzie, tłukąc lampy swoje i krzycząc: „Jeśliście bogi lub czarty, a wszystko nam jedno, o których słyszeliśmy kiedyś, złota dajcie, złota!“ I trzęśli się jak kościotrupy, z wyciągniętemi rękoma. Zapłoniła się blada postać Danta krwią gniewu i odparła im: „Opętane najemniki;“ a oni poupadali na ziemię jak martwe bryły przed Duchem.<br> {{tab}}I zapłoniła się powtórnie postać, lecz jakoby krwią natchnienia, mówiąc: „Iżali mnie zrozumiecie, gdybym wam o przeszłości prorokował? Kiedy ciało moje jeszcze z tamtej strony grobu w szczerym blasku słońca szło ku grobowi, byli także na on czas wyrobnicy na ziemi, a chorągwie ich cechów powiewały na krużgankach wież. Szkarłatem i wszelakim kamieniem drogim handlowali po jarmarkach miast — ale miecz tkwił, różaniec wisiał im u boku; — ich ręka na wzburzonych falach umiała rudlować, na lądzie sypać niezdobyte szańce. Srebro brali, a brud srebra zmywali krwią bitew! — Co wy dzisiaj, z palcami jak wosk miękkiemi poczniecie, wy, których usta nie zmówiły nigdy pacierza? wy bez sił na ziemi i bez nadziei w niebo, a łaknący złota?“— A chłopię śliczne jak anioł, ale zwiędłe przed czasem od pracy rąk, przyczołgało się — i głowę kładąc na stopach widma, rzekło po cichu: „Zmiłuj się nad nami! Co w dzień zarobim, w wieczór pożywamy — a nazajutrz o świcie znów robić musim. Nie mamy czasu modlić się do Boga, jedno robić, by zjeść co, a nie umrzeć — i ledwo co zjadłszy, znów robić by jeść — zmiłuj się nad nami.“ A widmo stało się śniade, jak ten chłopiec, który mu włosami stopy obcierał — i wzniósłszy oczy w górę westchnęło: „Przeszłość nie powróci — dziecię! — módl się o przyszłość do Ojca, który jest w {{pp|nie|biesiech}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dj0r15frwt2fkz3j1j2xj1241zphmzt Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/157 100 1086807 3158846 2022-08-27T07:34:25Z JKW 14394 /* Przepisana */ n proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="JKW" /></noinclude>{{pk|nie|biesiech}}.“ A chłopię odeszło szemrząc: „W niebiesiech może, ale nie na ziemi.“ — Tamci tymczasem zgrzytali, tarzając się w kurzawie. — I cień Danta przeszedł wśród nich jak nawałnica, unosząc się dalej.<br> {{tab}}A inne tłumy w środku świata tego stały pochylone nad ogromnym otworem. Twarze zazierających pływały w łunie czerwonej — grunt na około trząsł się od podziemnych huków — i zdało się młodzieńcowi, kiedy się przybliżył, że ujrzał jakoby łoże wyschłego jeziora, ocembrowane zewsząd kręgiem skalistych, prostopadłych ścian. A od głów ludzkich czarno tam w dole, od głów ludzkich miotanych jak fale w burzy — a od węgli palących się krwawe światło tam, od węgli dymiących jak żużle wulkanu — i nieustannie wzbijały się stamtąd groźby i przekleństwa!<br> {{tab}}Jak matka dziecię przytula do piersi, tak widmo ogarnie młodzieńca rękoma i zleci aż na ciemne dno otworu. Tam wrą i kipią dzikie postacie — ich lica zarosłe kudłatemi brody — rękawy podkasane, ramiona sine od nadbiegłych żył — naprzemian kupią się i rozsypują — czołgają się po ciemnicy jak żmije, to w blasku ognisk zrywają się jak męże gotowi do boju. Koło najbliższego płomienia dwunastu rosłych jak olbrzymy, uklękło — do pół ciała zdarli szaty z siebie; trzynasty przybył z sztyletem w prawej ręce, z czarą w lewej ręce, i rzekł: „poświęcę was.“ — Olbrzymy nabożnie pochylili głowy, a on na ich barkach nagich, kędy odbłysk żarów się płomieni, ryje ostrzem puginału głoski krwawe. Z nich żaden ni jęknie, ni zadrży. Słowo „Równość“ i słowo „Wolność“ na każdego plecach ranami wykwita. Wieszcz wtedy: „Patrz, jak ten człowiek zbiera w tę czarę krew kipiącą z ciał braci, zbiera każdą kroplę jej. Może myślisz, że on ją zachowa jako świadectwo męki, lub okaże ludowi jako godło zemsty?“ — A młodzieniec po cichu: „Mistrzu! czyż inaczej będzie?“ — Głos widma rozległ się jak łoskot podziemny: „Zaprawdę! on tę krew<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> p3448kauxibx2hfopi28pdm71zjn9ad Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/158 100 1086808 3158850 2022-08-27T07:40:30Z JKW 14394 /* Przepisana */ n proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="JKW" /></noinclude>sprzeda kupcom na miejscu i o godzinie targów — przejdź więc i nie patrz na niego.“<br> {{tab}}A gdy szli dalej, rzesza jedna czarna wołać zacznie, zataczając się wśród węgli gasnących: „Ehej, ehej! czyż na zawsze ciemny padół mieszkaniem naszem? nigdyż się nie dostaniem na powierzchnię ziemi, do przybytków kupców?“ — A druga rzesza powiewem rąk budząc śpiące żary, przejęła głos pierwszej: „Do świątyni złotego słońca, kędy dostać i słodkich win i smacznej strawy i cienkich szat, — do giełdy, kędy człowiek grą zdobywa potęgę, a od kolebki do śmierci rąk ni razu nie kaleczy pracą.“ A trzecia wylała pełne flasze oleju na ogień, krzycząc: „Bądźmy odważni, a wstąpim do giełdy narodów — przecież i u nas znajdą się piersi jak mur i kły jak u drapieżnych lwów; — a długie gwoździe weźmiem z sobą, bo nie mamy szabel.“ Wtedy wszystkie zgraje razem klasnęły w dłonie, rycząc: „Choć opierać się będą inne plemiona, my się wedrzem na te brzegi kamienne. Raz tylko, raz jeden niech nam losy zdarzą położyć się w raju bogaczy, na ich jedwabnych kobiercach. Iżaliż lepiej może być w niebie, jako im na ziemi? Bądźmy więc jako oni szczęsnymi przed śmiercią.“ A wtem wstąpił między wołające on człowiek z puginałem i czarą wiodąc za sobą napiętnowane olbrzymy.<br> {{tab}}Mnóstwo przywitało go pijanem wrzaskiem, pytając: „Którego dnia wywiedziesz nas stąd?“ — On odparł: „Poczekajcie jeszcze nieco, a przyjdzie godzina.“ Olbrzymy podnieśli ręce, słyszano ich kości łom, krew świeża tryśnie im z ran, przysięga zagrzmi z ust. „Za was zwycięstwo lub zgon!“ — I przeciągnęli za wodzem w stronę jaśniejących szubienic, które stały długim rzędem, jedna w drugą, gorejącemi kagańcami strojne.<br> {{tab}}A pod każdą klęczały chłopięta, po bokach siedzieli prawnicy i biegli w piśmie, ucząc je jak mają imię naddziadów przeklinać. Dzieci, owe przekleństwa<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1viekow4mhlusvanc9zqw1h3lflblar Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/402 100 1086809 3158852 2022-08-27T07:54:47Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— To wszystko prawda...<br> {{tab}}— Czegóż więc jej brakuje?...<br> {{tab}}— Nic jej nie brakuje — odpowiedział podmajstrzy — nic prócz miłości ojcowskiej!... Gdybyś ją był pan kochał chociaż troszeczkę, byłaby szczęśliwą a ona nią nie jest...<br> {{tab}}— Co to znaczy?... czy się skarżyła na mnie przed tobą?...<br> {{tab}}— Skarżyć się na pana!... biedne dziecko!... Ach! panie Verdier, znasz ją pan widać bardzo mało jeżeli mi zadajesz podobne pytanie!... Ona nie wymawia nigdy imienia pańskiego inaczej jak tylko z nąjwyższem uszanowaniem, jakie córka winna ojcu, a gdyby kto mówił o panu źle przy niej, broniłaby cię ze wszystkich sił!...<br> {{tab}}— Spełniłaby tylko swój obowiązek, bo względem niej, ja swój wypełniam...<br> {{tab}}— Nie, panie Verdier! — odpowiedział Piotr Landry stanowczo. — Najpierwszym obowiązkiem ojca jest kochać swoją córkę, a pan jej nigdy nie kochałeś!...<br> {{tab}}— Jestes szalony Piotrze!...<br> {{tab}}— Ani szalony, ani ślepy, panie Verdier!... mam dobre oczy, tak... i widziałem dobrze jak kochana dzieweczka cierpiała głęboko nad pańską oziębłością względem niej... Młoda dziewczyna, to tak, nie przymierzając jak kwiat... Kwiat potrzebuje powietrza i słońca, wszak prawda?... no i młoda dziewczyna także... Tylko, dla niej, słońcem i powietrzem jest uśmiech i pieszczota ojca... a tyś jej tego nigdy nie dał!...<br> {{tab}}— Czy to moja wina, że jestem z natury tak mało<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> k7v7cifnjm3hv3dl5bcs4eofriq27x6 Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/403 100 1086810 3158853 2022-08-27T07:56:45Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>wywnętrzający się?... Moje najżywsze uczucia nie wyrażają się w słowach ani w pieszczotach...<br> {{tab}}— Wierzę temu łatwo, bo pan nikogo nie kochasz.<br> {{tab}}— Piotrze!...<br> {{tab}}— Nikogo i niczego, prócz pieniędzy, panie... i pan to wiesz sam tak dobrze jak ja!...<br> {{tab}}— Jeśli kocham pieniądze, to tem lepiej dla Lucyny... Ona będzie bogatą... niesłychanie bogatą!...<br> {{tab}}— Po najdłuższem życiu pańskiem, prawda?... Ach! panie Verdier, lepiej by było dać jej o kilka tysięcy talarów mniej, a za to kilka dobrych słów więcej!... Ale ja nie chcę tu mówić wcale o przeszłości... chcę mówić o chwili obecnej...<br> {{tab}}— Wytłomacz się jaśniej i pospiesz się!... pilno mi skończyć tę gadaninę... Widzisz jak wiele mam cierpliwości kiedy cię słucham tak długo... ale każda cierpliwość granice...<br> {{tab}}— Nie będę nadużywał jej długo... Byłem przed chwilą tam, przy oknie...<br> {{tab}}— Podsłuchiwałeś! — krzyknął pan Verdier.<br> {{tab}}— Tak, podsłuchiwałem, i nie straciłem ani jednego słowa z tych, które zostały wymówione między panem a panem de Villers najprzód, potem między panem i Lucyaą...<br> {{tab}}Verdier zbladł.<br> {{tab}}— To niegodne nadużywanie zaufania! — zawołał.<br> {{tab}}— Tak jest w istocie — odpowiedział Piotr Landry — i nie przyszedłem tu wcale usprawiedliwiać się... Zrobiłem źle, to prawda, ale nie żałuję tego pod żadnym względem, i byłbym gotów zrobić to raz jeszcze... mówię<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> l1hr2laplyzljjk2lcbthxma6akui32 Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/404 100 1086811 3158854 2022-08-27T07:58:42Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>to panu otwarcie i odrazu zkąd wiem o wszystkiem, abyś mi się o to już więcej nie pytał... Otóż Lucyna nie była nigdy bardzo szczęśliwą... ona to panu powiedziała sama z anielską słodyczą, ale każdy niesie mniej więcej cierpliwie swój krzyż na tym świecie... jej krzyż, powiedziawszy prawdę nie był zbyt ciężki; to też ja powtarzam raz jeszcze, o przeszłości nic nie mówię!... Dziś rzeczy się zmiemają... Lucyna jest dziś zupełnie nieszczęśliwa, upada pod ciężarem boleści, rozpacz ją zabija, a tego właśnie być nie powinno...<br> {{tab}}— Cóżem więc jej zrobił? — pytał pan Verdier tonem suchym.<br> {{tab}}— Czy pan tego nie wiesz?...<br> {{tab}}— Nie rozumiem?...<br> {{tab}}— Jeśli tak, to ja to panu wytłomaczę!... Najprzód okazałeś się niesprawiedliwym i okrutnym względem mej, kiedy cię na klęczkach błagała, z rękoma załamanemi, abyś miał litość nad panem de Villers, który nie jest winien więcej odemnie...<br> {{tab}}Achiles Verdier przerwał gwałtownie podmajstrzemu.<br> {{tab}}— Cóż u pioruna!... — krzyknął — czy nie widzisz co się tu dzieje!... i Lucyna nie odrzuca ze wzgardą tych nikczemnych pretensyi!..<br> {{tab}}— Ja nie znajduję wcale aby miłość uczciwego człowieka była tak pogardy godną!<br> {{tab}}— Ty znasz te niegodne uczucia?...<br> {{tab}}— Już od pewnego czasu domyślałem się ich...<br> {{tab}}Pan Verdier uderzył pięścią w stół z wściekłością.<br> {{tab}}— Może nawet pochwalasz je? — wymówił z ironią.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4d3u4he8hdqlblkyxziys36fzf0mv5n Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/405 100 1086812 3158855 2022-08-27T08:00:21Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Tak panie, pochwalam je, i gdyby to zależało tylko odemnie, oddałbym zaraz jutro Lucynę kasyerowi, i zapewniłbym jej więcej szczęścia, niż gdybym jej dał za męża miljenera...<br> {{tab}}— Na szczęście, to nie zależy od ciebie!...<br> {{tab}}— Niestety... nie!... pan jesteś jedynym opiekunem tego drogiego dziecka... pan jeden możesz rozporządzać jej życiem, ponieważ ja zrzekłem się wszelkich praw do niej i nie będę się wtrącał do niczego, dopóki mnie pan nie zmusisz do tego...<br> {{tab}}— Dopóki cię nie zmuszę? — powtórzył pan Verdier.<br> {{tab}}— Tak...<br> {{tab}}— Jakim Sposobem?...<br> {{tab}}— Jeżeli ją uczynisz zbyt nieszczęśliwą!.. Czyś pan zapomniał już tego coś uczynił przed chwilą?... Wypędziłeś ją od siebie!... wyrzuciłeś za drzwi z tego pokoju, nazywając córką wyrodną i przeklinając ją!... i gdybym się był wypadkiem nie znalazł tam, aby ją przyjąć w swoje ramiona i odnieść do jej pokoju, gdzie oddałem staraniom pani Blanchet, leżałaby zemdlona i bezprzytomna na bruku dziedzińca!... Pan ją zabijasz, panie Verdier, a ja chcę aby żyła!...<br> {{tab}}— Strzeż się, Piotrze Landry!... mówisz do mnie tonem, który mi się wcale nie podoba!...<br> {{tab}}— Niech mnie Bóg uchowa od zamiaru uchybienia panu — odpowiedział spokojnie podmajstrzy — ja tylko chcę panu powiedzieć i dać panu poznać, że jeżeli pan złamiesz swoje słowo, ja będę się uważał za zwolnionego z przysięgi mojej i działać będę tak jak będę uważał za stosowne...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hqra3jjelphap356czblmcdnehnk32q Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/406 100 1086813 3158857 2022-08-27T08:03:09Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Pan Verdier zadrżał od stóp do głów pod wpływem tej groźby... Cli ciał on wyjść natychmiast z niepewności i w której go pogrążyła, i poznać do głębi myśli i zamiary Piotra Landry.<br> {{tab}}— Jakże to więc działać zamyślasz? — spytał się głosem wzruszonym.<br> {{tab}}— O co się tu pytać!... wszakże to bardzo proste... zniszczę jednem słowem mojem wszystkie skutki tego, co się między nami stało przed piętnastu laty...<br> {{tab}}— Nie mógłbyś tego zrobić!...<br> {{tab}}— Któżby mi przeszkodził?...<br> {{tab}}— Tysiące powodów... a najprzód, aby przytoczyć tylko jeden, brak wszelkich dowodów na potwierdzenie. twoich pretensyi...<br> {{tab}}Podmajstrzy wzruszył ramionami.<br> {{tab}}— Dowodów!... — odpowiedział — tych nigdy nie zbraknie!... Z pod ziemi by wyszły gdybym ich potrzebował!...<br> {{tab}}— Jesteś zły ojciec!... — dodał Achiles Verdier — I zniszczyłbyś przyszłość twojej córki!... — skazałbyś ją na nędze!<br> {{tab}}— Byłaby biedną to prawda, zamiast być bogatą, ale za to byłaby kochaną, i to by jej wynagrodziło utratę majątku... Lucyna nie jest wymagająca, ma upodobania skromne... do życia nie wiele jej potrzeba!... Jestem zdrów, silniejszy niż kiedykolwiek byłem... będę podwójnie pracował, i ona będzie szczęśliwa!... — Ona mnie bardzo kocha, widzi pan, poczciwe dziecko, chociaż jestem tylko wyrobnikiem, a może jej serce uderzyło by z ra-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lpafbdaffcu8tl7knl4locohzdu0zc9 Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/407 100 1086814 3158858 2022-08-27T08:05:39Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>dości gdyby jej powiedziano: — Jesteś córką ''Piotra Landry!''<br> {{tab}}— Zapominasz, że trzebaby dodać: Piotra Landry... „zbrodniarza!...“<br> {{tab}}— Nic nie zapominam, panie... — mówił dalej podmajstrzy głosem smutnym — zamiar pański jest okrutny, ale broń, która przeciw mnie wymierzasz nie może mnie już ranić... Lucyna od dziś rana zna moją przeszłość całą... Nie cofnęła mi swojej miłości, ani swego szacunku i nie rumieniłaby się wcale gdyby jej przyszło zamienić pańskie nazwisko na moje!<br> {{tab}}Pan Verdier doznawał cierpień moralnych tak strasznych, że je porównać można do średniowiecznych tortur, kiedy kaci rozpalonemi do czerwoności widłami przewracali nieszczęśliwych męczenników na wolnym ogniu na ruszcie pieczonych... W każdym innym razie byłby z pewną obojętnością wysłuchał gróźb Piotra Landry... Powiedziałby był sobie, (i nie bez racyi może), że biedny robotnik cofnąłby się przed strasznym i skandalicznym procesem, którego rezultat wątpliwy, gdyż jakieś tam dowody, na które zdawał się liczyć mogły bardzo dobrze nie istnieć lub być niedostatecznemi... Przytem w innych okolicznościach i on sam byłby pewniejszy siebie, śmielszy, a jego słowa wypowiedziane z dumą i stanowczością nie znalazłyby zaprzeczenia. W tej chwili jednak to nowe niebezpieczeństwo dotąd niejasne choć straszno, które od kilku godzin zawisło nad jego głową!...<br> {{tab}}Rano tego samego dnia jakiś nieznajomy nazwał go: ''Jakubem Lambert!''...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> prr9ju9r8dwwzf0s52xybpe33tsbvsp Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/408 100 1086815 3158859 2022-08-27T08:08:28Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Piotr Landry, teraz, groził mu odebraniem córki!... Przeszłość cała zdawała się wychodzić z chaosu i wracać przeciw niemu po latach piętnastu! Czyżby go ona swym ciężarem zdruzgotać miała!?...<br> {{tab}}Każde z tych dwu obwinień osobno mogłoby nie być dosyć silne do wykazania prawdy... Złączone i wsparte sobą nawzajem, stawały się groźne!... W takiem położeniu, jedno mu tylko pozostawało, to jest — zyskać na czasie za pomocą pewnych ustępstw i obietnic...<br> {{tab}}Achiles Verdier zdecydował się na to; twarz jego przybrała w jednej chwili wyraz mniej ponury; zmarszczone brwi wygładziły się, bruzdy na czole wyrównały i rzekł do podmajstrzego, głosem dziwnie złagodniałym:<br> {{tab}}— Szczerość i prawość są głównemi żywiołami mojej natury. Dam ci zaraz tego dowód!... Mógłbym się czuć urażonym za twoją ostrą interwencyę... lecz wolę odpuścić złe...<br> {{tab}}Twarz Piotra Landry rozjaśniła się. Pan Verdier mówił dalej.<br> {{tab}}— Nikt lepiej odemnie nie ocenia wielkich, przymiotów duszy naszej drogiej Lucyny i szlachetności jej serca. Byłem względem niej niesprawiedliwym przed chwilą; uniosłem się gwałtownie... i odżałować tego nie mogę Nie leży w mojem charakterze i nie mam tego w zwyczaju... Ale czy nie mogą służyć mi za usprawiedliwienie, albo przynajmniej za okoliczności łagodzące: rozdrażnienie i gniew jaki mnie ogarnął zaraz po przybyciu, z powodu tej kradzieży wytłomaczyć się nie dającej!<br> {{tab}}— O! to prawda, panie Verdier, jesteś pan wytłomaczony!... — zawołał Piotr Landry, jeśli pan tylko żału-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3k5fbz4j140gv7mc0zk73vlf760l0ob Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/409 100 1086816 3158860 2022-08-27T08:10:04Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>jesz tego co się stało, to nie ma co już mówić nawet o tem... Jestem zupełnie pewny, że Lucyna, droga dzieweczka wybaczy panu z całego serca...<br> {{tab}}— Spodziewam się tego... i sam ją o przebaczenie prosić będę...<br> {{tab}}— O panie!... zrób pan to, będzie to dla niej istotną rozkoszą!... Uszczęśliwi ją to, że przynajmniej raz, choć raz jeden, zobaczy pana dobrym i czułym dla siebie!...<br> {{tab}}— Od tej pory chcę takim być zawsze...<br> {{tab}}— Och! byłoby to w istocie za wiele szczęścia dla niej i dla mnie! To pewne, że ona nic więcej nie pragnie na ziemi, a ja umrę ze spokojem...<br> {{tab}}— Dobrze już dobrze!... ale teraz zajmijmy się panem Andrzejem de Villers.<br> {{tab}}— Panie Verdier, w imię tego wszystkiego co jest świętem na tym świecie i na tamtym, nie gub pan tego młodego człowieka, błagam pana!...<br> {{tab}}— Ozy rzeczywiście gotów jesteś przysiądz na twój honor, że wierzysz w jego niewinność w tej kradzieży, i że wszystkie pozory, które go obwiniają są fałszywe!?<br> {{tab}}— Na mój honor przysięgam, ręczę za niego!... wierzę w jego uczciwość tak jak w moją własną!...<br> {{tab}}— Możesz się mylić, ale niech tak będzie... Chcę wierzyć, że ty masz rację... Pozostawię czas i swobodę, aby światło prawdy zajaśnieć mogło wśród ciemności jakie was otaczają!...<br> {{tab}}— Od dziś przez cały tydzień nie sformułuję, ani ustnie, ani na piśmie, żadnej skargi przeciw kassyerowi...<br> {{tab}}— Niech będą Bogu dzięki!... tydzień cały!... nawet<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> e0heeicza6z30s09s1vcin94c0efkoo Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/410 100 1086817 3158861 2022-08-27T08:12:42Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>tyle nie będzie potrzeba, spodziewam się, aby wpaść na ślad prawdziwych winowajców!...<br> {{tab}}— Czy wiesz gdzie się znajduje obecnie pan de Villers?... Piotr się zawahał, ale sam sobie zrobił zarzut, że podejrzewa prawość swego pryncypała; i odpowiedział po krótkiej chwili milczenia.<br> {{tab}}— Wiem panie, wiem...<br> {{tab}}— Kiedy tak, to ponieważ z pewnością chcianoby szukać i domyślać się powodów jego nagłego wyjazdu, i ponieważ jego nieobecność byłaby jednym jeszcze pozorem walczącym przeciw niemu, upoważniam cię, abyś poszedł i powiedział mu, że może tymczasowo wrócić na swoje dotychczasowe stanowisko, i że nie ma się czego obawiać z mojej strony przez cały tydzień. Nadto mu zalecam aby swe usiłowania w wykryciu prawdy połączył z mojemi...<br> {{tab}}— Nie ma wątpliwości panie! on tego tylko pragnie... — wykrzyknął Piotr Landry — będziemy wszyscy szukali energicznie, i, jeżeli się niebu podoba, znajdziemy!... A kto wie?... nikczemnik może się sam wyda przez nieostrożność lub zuchwałe zaślepienie...<br> {{tab}}Pan Verdier zrobił gest niedowierzająco przeczący.<br> {{tab}}— Opatrzność jest wielka panie!... — dodał podmajstrzy — nie trzeba nigdy wątpić!...<br> {{tab}}Rozmowa skończyła się na tem.<br> {{tab}}Achiles Verdier, więcej ponury, więcej zaniepokojony, więcej strwożony niż kiedykolwiek, wrócił do głównego gmachu i zamknął się w swoim pokoju.<br> {{tab}}Piotr Landry uszczęśliwiony takim obrotem rzeczy<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tahmh26rf3g53qyz83c5nh67yqfo1w7 Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/412 100 1086818 3158871 2022-08-27T08:48:55Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>portu, paląc fajki, przed ścianami domów w sąsiedztwie zakładu będących.<br> {{tab}}Było ciemno już od dawna — godzina dziewiąta wybiła — przechodnio rzadko już tylko ukazywali się na wybrzeżu.<br> {{tab}}Robotnicy zatrzymali się na przeciw Tytana, który łańcuchami był przywiązany do bulwaru portowego!<br> {{tab}}— Niech cię diabli!... — zawołał jeden z nich — jak już ma być ładna bestya to niech będzie taka jak ten — „Tytan.“<br> {{tab}}— Prawdziwa łupina orzecha!... — odrzekł drugi śmiejąc się — cacko! Tylko puścić na korytko z wodą... Niechby pływało!... Niech się dzieci bawią!...<br> {{tab}}— Łajdak — odpowiedział pierwszy — bo ile to trzeba towaru, żeby brzuch takiej szelmy naładować!...<br> {{tab}}— Widać, że żarłoczysko ma wściekły apetyt!...<br> {{tab}}— Oho! panie! pół setki bali bierze na jeden kęs!...<br> {{tab}}— Z tego drzewa co on na raz przywiezie dużo się zrobi domów i płotów i dużo z tego będzie pieniędzy!...<br> {{tab}}— Jak się pomyśli, że trzeba będzie jutro przenieść to wszystko drzewo na naszych plecach, ze statku na skład, to aż mrowie przechodzi i nogi drżą pod człowiekiem!...<br> {{tab}}— Co prawda to prawda... będzie robota ciężka!<br> {{tab}}— Ciężka bo ciężka!... a pryncypał będzie sam stał nad nami przy robocie, i będzie na nas patrzał jak sroka w kość!... A jak pryncypał sam stróżuje jak pies, to nie ma sposobu odpocząć ani chwili... ani nawet na tyle, żeby kichnąć swobodnie!...<br> {{tab}}— Temu nikt nie wytłomaczy co to znaczy odpoczy-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> m9beurwirgb1hho3nhlyitf2pncedh4 Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/413 100 1086819 3158872 2022-08-27T08:50:37Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>nek!... zawsze tak wygląda jakby myślał że go okradają i że biedny robotnik darmo bierze od niego zapłatę!...<br> {{tab}}— Skąpiec przebrzydły!.. a taki bogacz!...<br> {{tab}}— Prawdę jednak trzeba powiedzieć... Taki bogacz jak on a do roboty sam skory... i jak co chwyci w łapy to nie na żarty, nie jeden z nas by tak nie potrafił!...<br> {{tab}}— Pracował całe życie, a nawet powiadają niektórzy, że się tam kiedyś zajmował dziwnem rzemiosłem!... takiem panie rzemiosłem co się nie bardzo po katolicku nazywa!...<br> {{tab}}— No! ho!... ho!... I jakież to było rzemiosło?...<br> {{tab}}— Cóż to?... nigdyście kolego nie słyszeli nic o tem?<br> {{tab}}— Nigdy... jestem w zakładzie dopiero od dwóch lat... Powiedzcie mi przecie co to takiego?<br> {{tab}}— Opowiem ci to co wiem kolego, a głowy sobie tem nie przeciężysz, nie bój się!... Gdyby ten szelma chciał gadać, a powiedział wszystko co widział i słyszał tobyśmy się tu ciekawych dowiedzieli rzeczy!...<br> {{tab}}— Kto taki!... Jaki szelma?...<br> {{tab}}— No któżby?... „Tytan“!...<br> {{tab}}— Statek?...<br> {{tab}}— Rozumie się!<br> {{tab}}— Nie rozumiem!... Jestem głupi jak but!<br> {{tab}}— Opowiem ci tedy te rzeczy do rzeczy i nie do rzeczy... słuchaj tylko!<br> {{tab}}— Słucham obydwoma uszami!... tak słucham, że aż mi fajka zgasła!...<br> {{tab}}— Trzeba ci więc najprzód wiedzieć, że już wtedy pryncypał był bogaty, ale nie tak jak dziś... Nie przeszkadzało mu to wcale, pieniądze kochać jak siebie same-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> c6393m03hlyks8c5j51dqix3zptmvei Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/414 100 1086820 3158873 2022-08-27T08:53:27Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>go a może nawet trochę więcej!... Lubił złotko, co tu długo gadać!... i byłby zrobił djabeł wie co żeby zarobić jak najwięcej.<br> {{tab}}— Patrzajcie no go!<br> {{tab}}— Myślał sobie wtedy że dobrze jest sprowadzać i sprzedawać budulec i drzewo na opał, ale że się na tem nie wiele zarabia, i nie zarzucając tego przemysłu, wziął się przy tem jednocześnie do innego... — No no!... do jakiegoż?... Gadajcie jeno!...<br> {{tab}}— Oto widzisz do kontrabandy i to na wysoką skalę... Wybudowano tedy Tytana umyślnie do tego...<br> {{tab}}— To kontrabanda tak wzbogaca?...<br> {{tab}}— Spodziewam się, że wzbogaca!... Zarabia się tysiące, i tysiące tysięcy!... Pryncypał przywoził z Belgii koronki i tytoń... od południa baryłki wódki... wszystko to sprzedawał z olbrzymim zarobkiem!... Takie miewał zyski na jeden raz, żebyśmy obaj mieli tego dosyć na całe życie!...<br> {{tab}}— Powiadano mi kiedyś, że każdy kontrabandzista jest narażony na to, że go prędzej lub później złapią!... Nie brak przecież denuncyantów... a jeszcze za to płacą!...<br> {{tab}}— Było i tak mój kochany... Denuncyowano go ze dwadzieścia razy...<br> {{tab}}— Aha! widzisz!... denuncyowano!... I cóż się z nim wtedy działo?<br> {{tab}}— Cóż się miało dziać!... Celnicy i żandarmi wpadali znienacka, zatrzymywali statek w chwili kiedy się tego najmniej spodziewano, rewidowali i prowadzili śledztwo...<br> {{tab}}— Zły interes dla pryncypała! Wyobrażam sobie... Zabrano mu towar, i wytoczono proces<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jeyos2eldsu4p44zz8k4docl0kkbanz Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/415 100 1086821 3158875 2022-08-27T08:55:14Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Nie zabrano mu nic, procesu nie wytoczono i przepraszano go jeszcze...<br> {{tab}}— Jakże to być może?...<br> {{tab}}— Bo widzisz chociaż szukano pilnie, przerzucano wszystkie towary od pokładu aż do dna, chociaż rozbierano cały ładunek, po kawałeczku i nie znaleziono nigdy ani jednego funta tytoniu, ani łokcia koronki, ani jednej baryłki wódki!...<br> {{tab}}— A jednak kontrabanda była na statku!...<br> {{tab}}— Rozumie się że była!...<br> {{tab}}— Gdzież ją więc schował pryncypał, że jej celnicy i żandarmi znaleźć nie mogli!...<br> {{tab}}— Ba!... otóż tego właśnie nikt nie wie, chybaby się samemu pryncypałowi zachciało opowiadać, co mi się wcale prawdopodobnem nie wydaje... Byłby jeszcze sposób, zapytania o to „Tytana” ale na nieszczęście, ta szelma nie odpowie, nie usłyszy nawet zapytania!...<br> {{tab}}— Ale przecież, chociażby tam djabeł siedział... toć podejrzenia były... musiano żądać tłomaczenia!<br> {{tab}}— Głupstwo tłomaczenie!... Tłomaczenie zawsze się znajdzie... Dobre czy złe ale jest... Najpodobniejsze do prawdy jest że „Tytan” był zbudowany jak teatr jaki, z kryjówkami, które znał tylko pan Verdier!...<br> {{tab}}Gadali i to ludziska, ale nie było nigdy dowodów... A teraz pryncypał dawno już wyrzekł się kontrabandy, a „Tytan” milczy jak milczał i tajemnic swych nie wydaje!...<br> {{tab}}— Muszę ja jutro wyjąć moje oczy z puzderka, podczas wyładowywania statku, może przypadkiem co zobaczę?... Jak myślisz kolego?...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> crwkxpupu26dpzqpvabszjzaohdkzdo Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/416 100 1086822 3158876 2022-08-27T08:57:22Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Bądź spokojny, mój stary!... możesz włożyć na cztery pary okularów, i nie zobaczysz gdzie raki zimują!... No, ale dosyć już tego... Już późno... chodźmy spać...<br> {{tab}}I dwaj robotnicy rozeszli się.<br> {{tab}}Blisko godzina upłynęła.<br> {{tab}}Wieczór był tak piękny i spokojny, o ile poprzedni był burzliwy i ponury... Tysiące gwiazd świeciło na niebie bezchmurnem, odbijając się jak w zwierciadle w wodach kanału, i rozpraszając ciemności nocy prawie zupełnie.<br> {{tab}}Wpół do jedenastej wybiło; małe drzwiczki od zakładu otworzyły się lekko, i pan Verdier ukazał się z latarnią zapaloną w ręku. Miał na sobie ten sam kostium co w chwili przyjazdu, a daszek zatłuszczonej czapki, spadał mu na czoło tak iż zasłaniał zupełnie oczy.<br> {{tab}}Rzuciwszy wzrokiem na lewo i na prawo, przeszedł on port, przedostał się przez deskę rzuconą tymczasowo na pokład statku, zstąpił z dziesięciu schodów i kluczem, który wyciągnął z kieszeni, otworzył drzwi swojej oddzielnej kajuty.<br> {{tab}}Kajuta ta była obszerna i daleko lepiej umeblowana, niż bywają zwykle umeblowane kajuty na statkach towarowych.<br> {{tab}}Achiles Verdier, przez wyrachowanie ekonomiczne, podczas podróży swoich na rzekach i kanałach Francyi, nie wysiadał nigdy na ląd na nocleg, a na obiad lub śniadanie bardzo rzadko. Dla tego też urządził swoje mieszkanie na pokładzie Tytana, jeżeli nie zbytkownie i wygodnie, to przynajmniej uczynił je mieszkalnem.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4s4k3k06i2rbpz3azd6ipcznpigrmce Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/417 100 1086823 3158877 2022-08-27T08:59:44Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Jeżeli czytelnicy chcą mieć wyobrażenie o kajucie tej dokładne, niech sobie tylko przedstawią pokój czterokątny, o podłodze z tarcić, bardzo niskiej, i suficie sklepionym. Dwa wązkie okna, praktykujące się w pomoście, na prawo i lewo, dawały podczas dnia dosyć potrzebne światło.<br> {{tab}}Łóżko żelazne zajmowało jedną stronę; mały stolik umieszczony na środku, dwa krzesła ze słomy i duża waliza tworzyły całe umeblowanie kajuty.<br> {{tab}}Na stole widać było lampę mosiężną, przymocowaną dwoma smokami, podstawę jej do stołu przytwierdzającemi.<br> {{tab}}Pan Verdier zapalił tę lampę, spojrzał na zegarek i zaczął chodzić wzdłuż i wszerz przez pokój, schyliwszy głowę na piersi, pogrążył się w cały szereg rozmyślań, których natura była bardzo nie wesołą, jak o tem sądzić było można po jego twarzy chmurnej groźbę wyrażającej.<br> {{tab}}O samej jedenastej godzinie, pan Verdier opuścił kajutę, przeszedł schody i zatrzymał się na pokładzie, który stosy desek pogrążyły w zupełnej ciemności.<br> {{tab}}Postać jakaś ludzka szła wolno po nad brzegiem portu, w stronę statku. Nie można było odróżnić ubrania nadchodzącego mężczyzny, ale ogień cygara, trzymanego przezeń w ustach, za każdym oddechem jego dosyć żywe wydawał światło, które rozświecało jego twarz co chwila, na jedno mgnienie oka.<br> {{tab}}Achilesowi Verdier zdawało się, że rozpoznaje Maugirona; niemniej, nie był w tym względzie dostatecznie pewnym, i zdecydował się czekać aż nocny gość przedstawi się wyraźniej.<br> {{tab}}Oczekiwanie jego nie było długie.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> t4c0x2gek2xo92ae5y3i6w6cu7fxp0e Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/418 100 1086824 3158879 2022-08-27T09:02:00Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Odgłos kroków jego na schodach, zdradził jego obecność. Nieznajomy zatrzymał się, i głosem bardzo cichym ale doskonale wyraźnym, wymówił te słowa:<br> {{tab}}— Hej tam! z „Tytana“!... hej!...<br> {{tab}}Pan Verdier zmarszczył brwi, zadrżał aż zęby mu zaszczekały, lecz szybko odzyskał nad sobą władzę i odpowiedział:<br> {{tab}}— Czekam na pana...<br> {{tab}}— A ja, drogi panie, jestem na jego usługi...<br> {{tab}}— Widzisz pan kładkę?...<br> {{tab}}— Doskonale... Czy pan jesteś sam?...<br> {{tab}}— Zupełnie sam...<br> {{tab}}— W takim razie spieszę się połączyć z panem...<br> {{tab}}— A ja wskażę panu drogę...<br> {{tab}}W chwilę po tej krótkiej rozmowie Maugiron i Achiles Verdier znaleźli się sam na sam w kajucie.<br> {{tab}}Młody człowiek był już teraz inaczej ubrany, i nie miał na sobie tego pięknego stroju, którego wyborny krój nadawał jego postaci całej piętno elegancyi prawie arystokratycznej. W tej chwili ubrany był bardzo czysto wprawdzie, ale nadzwyczaj skromnie, i wyglądał na skromnego urzędnika z pensyą ośmiuset franków.<br> {{tab}}Zatrzymał się przy świetle lampy i stał tak przez chwilę milcząc, z uśmiechem na twarzy.<br> {{tab}}Właściciel „Tytana”, wpatrywał się tymczasowo w niego, praca jego pamięci widoczną była na jego twarzy, lecz Maugiron poddawał się uprzejmie temu egzaminowi.<br> {{tab}}— Napróżno szukam... — mówił do siebie Achiles Verdier — pamięć nic mi nie przypomina... nie znam go... nie widziałem go nigdy w życiu... jestem tego pewny!...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 05e6oqsdhlee3pzg9ex621c1mctrigw Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/419 100 1086825 3158881 2022-08-27T09:03:58Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Trochę uspokojony tem przekonaniem rozpoczął rozmowę głosem nieco pewniejszym:<br> {{tab}}— Dziś rano zażądałeś pan odemnie chwili rozmowy tajemnej... Jakkolwiek dziwnem mi się wydało to żądanie, a mianowicie sposób w jaki ono było objawione, nie chciałem odpowiedzieć panu odmownie...<br> {{tab}}— I jestem panu nieskończenie obowiązany!... — dorzucił Maugiron tonem ironicznym.<br> {{tab}}— Oto jestem na miejscu schadzki — kończył pan Verdier. — Jestem bardzo ciekawy dowiedzieć się tych rzeczy ważnych, które pan miałeś mi zakomunikować, i czekam wytłomaczenia zagadki, której rozwiązania napróżno szukałbym bez pana...<br> {{tab}}— Ponieważ przyszedłem tu umyślnie, aby panu wyjaśnić to co życzysz sobie wiedzieć — odpowiedział Maugiron — przeto nie narażę pańskiej cierpliwości na długie próby, drogi panie ''Jakóbie Lambert!''...<br> {{tab}}Pan Verdier zadrżał konwulsyjnie.<br> {{tab}}— Już po raz drugi dziś — wykrzyknął — dajesz mi pan nazwisko, które do mnie nie należy... Nazywam się Achiles Verdier i nie nazywałem się nigdy Jakóbem Lambert...<br> {{tab}}Maugiron się uśmiechnął...<br> {{tab}}— Czy pan jesteś tego pewny? — spytał tonem najnaturalniejszym.<br> {{tab}}— Jakto! czy jestem pewny?...<br> {{tab}}— Pan wiesz dobrze, że człowiek jest omylny... i wreszcie, przy najlepszej chęci w świecie, trafia się czasem, że zapomina!... A może pan przypadkiem, masz właśnie krótką pamięć, drogi panie ''Jakôbie Lambert!''...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3i5frust9f97rj37e45ib4cjwhh1wfn Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/420 100 1086826 3158885 2022-08-27T09:06:19Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Jeszcze!... — krzyknął właściciel statku, uderzając pięścią w mały stolik, który się znajdował na środku kajuty — powinieneś pan zrozumieć, że taka natarczywość jest obrażającą!...<br> {{tab}}— Byłoby mi bardzo przykro, gdybym pana obraził — rzekł słodko Maugiron — ale zdaje mi się, że się pan w tej kwestyi okazujesz zbyt drażliwym!... Wystarczy mi jednej daty i kilku słów aby panu dowieść, że moje przekonanie jest dobrze ugruntowane, i aby jednocześnie dopomódz pamięci pańskiej...<br> {{tab}}— Jedna data?... kilka słów?... — powtarzał pan Verdier, którego niepokój, przed chwilą zmniejszony wzrastał znowu...<br> {{tab}}— Nic więcej!... Oto najprzód data: Październik 1839 r... i kilka słów: ''statek Atalanta, kapitan Lambert, wyspa Saint Domingo''...<br> {{tab}}Bladość mniemanego Achilesa Verdier stała się przerażającą; od tej chwili nie mógł już mieć żadnej wątpliwości w tym względzie, człowiek, który stał przed nim znał straszną jego przeszłość dokładnie... Nie stracił jednakże przytomności i postanowił walczyć z oczywistością.<br> {{tab}}— Jeżeli słowa wyrzeczone przez pana, mają mieć zdaniem pańskiem, jakąś magiczną siłę — odpowiedział z uśmiechem trochę przymuszonym — to chybiłeś pan celu!... jesteś oczywiście ofiarą pomyłki, której ja jeszcze wytłumaczyć sobie nie mogę, ale z pewnością to się niezadługo wyjaśni... Co mnie obchodzić może statek Atalanta, wyspa Saint Domingo i kapitan Jakób Lambert, którego nazwisko tak uparcie pan mi narzucasz?... Co pana skłania do opowiadania mi o tem?...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> eqoquanlewgud6nbr2kkefoo7hy13g4 Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/421 100 1086827 3158891 2022-08-27T09:08:48Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Nie domyślasz się pan ani trochę?...<br> {{tab}}— Wcale a wcale się nie domyślam.<br> {{tab}}— To trudno!... jednak spodziewałem się, że będzie inaczej... pamięć pana trwa ciągle w odrętwieniu... Przyjdę jej z pomocą kilkoma szczegółami ważniejszemi, które ją z tego tak długiego uśpienia z pewnością obudzą!...<br> {{tab}}— Mów, pan!... słucham pana z żywą ciekawością...<br> {{tab}}— Jestem o tem przekonany... Dotąd tylko ciekawość pańska jest podrażnioną... nieprawdaż?... ale bądź pan spokojny, niezadługo więcej to pana zainteresuje...<br> {{tab}}Atalanta, był to piękny brick, chodził wybornie po morzu, był tem czem oaza na pustyni... Opancerzony miedzią, połyskujący w promieniach słonecznych, odbywał on corocznie, jednę lub dwie podróże w okolice Gwinei dla przywiezienia ztamtąd ładunku hebanu, handel którym był łatwy, pewny i znakomite zyski przynosił... Czyś pan nigdy nie słyszał o Atalancie drogi panie?...<br> {{tab}}— Nigdy!<br> {{tab}}— To doskonale... ale mimo to ja kończę. Kapitan Jakób Lambert był to sobie człowiek, jak to mówią, z „jednej sztuki.” Diablo śmiały i odważny; brutal i szorstki dla swojej osady, wyborny marynarz, dumny jeżeli nie z zaszczytów, to przynajmniej z majątku i wcale nie przebierający w wyborze środków dla zwiększenia tegoż majątku... Czyś pan nigdy nie słyszał nic o kapitanie Jakóbie Lambert, droga panie?...<br> {{tab}}— Nigdy...<br> {{tab}}— Pysznie!... Ale mimo to ja opowiem dalej!...<br> {{tab}}Pewnego dnia, w miesiącu Wrześniu 1839 roku, pewien mieszkaniec kolonii francuzkiej przyszedł do kapitana<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tbrf9cenoaa36smoi5q14jjn6ebg968 Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/422 100 1086828 3158894 2022-08-27T09:10:34Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>zaproponował mu, aby go przyjął z małą czteroletnią córeczką, i całym ładunkiem cukru, bawełny i kawy, na okręt!... Człowiek ten odziedziczył znaczny spadek we Francyi... w Paryżu... Nazywał się „Achiles Verdier”... Nie odpowiesz mi pan przecież żeś nigdy nie słyszał nic o Achilesie Verdier?...<br> {{tab}}Właściciel „Tytana” przerwał swojemu mówcy.<br> {{tab}}— Przepraszam pana — rzekł, z daleko większą niż dotąd pewnością siebie, ale powiedz mi pan cobyś pomyślał, gdybym ja w tej chwili, zamknął drzwi tej kajuty na dwa spusty... gdybym otworzył okno wychodzące na port?... gdybym zawołał na pierwszy lepszy przechodzący patrol, i gdybym cię kazał aresztować?...<br> {{tab}}Maugiron nie okazał najmniejszego zdziwienia.<br> {{tab}}— Pomyślałbym — odpowiedział — że jest to fantazya tak dobra, jak każda inna; trochę może niebezpieczniejsza tylko, jeżeli nie dla mnie to przynajmniej dla pana, i prosiłbym o wyjaśnienie mi tej chętki osadzenia mnie w kozie!...<br> {{tab}}— Oh! nie ma w tem nic zwyczajniejszego... Nocy ubiegłej, złodziej zakradł się do mego domu... otworzył kasę fałszywemi kluczami, i zabrał sumę pieniędzy, siedemdziesiąt trzy tysiące franków i portfel...<br> {{tab}}— Słyszałem o tem wszystkiem dziś rano u pana...<br> {{tab}}— Portfel zawierał papiery familijne, bez znaczenia dla kogokolwiek oprócz dla mnie... Złodziej sądził jednakże, że na podstawie tych papierów, będzie mógł bezwstydnie, urządzić sobie ze mnie kopalnię pieniędzy, które wydobywać będzie postrachem, i zdradził się niezręcznie... Tym złodziejem jesteś pan...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> o2hy04u1oo7ni975fc7o615cu25fsp7 Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/423 100 1086829 3158896 2022-08-27T09:13:18Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Przyznaję bez trudności, że tak jest w istocie — odpowiedział Maugiron z zupełnym spokojem.<br> {{tab}}— Oto widzi pan dla czego — dodał pan Verdier — chcę zamknąć te drzwi, otworzyć okno, zawołać policyi, i oddać pana w jej ręce...<br> {{tab}}Maugiron zaczął, się śmiać.<br> {{tab}}— A! — zawołał były kapitan okrętu — jak widzę sytuacya się panu zabawną wydaje?...<br> {{tab}}— Nadzwyczaj zabawną!... wistocie!...<br> {{tab}}— Zobaczymy, czy będziesz pan myślał tak samo, jak cię każę aresztować!...<br> {{tab}}— Aresztować mnie!... pan!... drogi panie!... Nie zrobisz pan tego!...<br> {{tab}}— Ja!... ja!... tego nie zrobię!...<br> {{tab}}— Tego jestem pewny!... Za dużo wiem o panu, za dobrze znam pańską przeszłość, i jeżeli z pańskiej łaski mnie wezmą do więzienia, to pójdziemy sobie razem obydwa... będę miał przyjemne towarzystwo!...<br> {{tab}}— Głupstwo!... Nie sądź pan żebyś mi mógł zaimponować czelnością swoją... Naiwny pan jesteś zaiste!... Wszystko coś mi powiedział jest nie nowe, wyczytałeś to z papierów ukradzionych mi tej nocy...<br> {{tab}}— Bez wątpienia...<br> {{tab}}— W tych papierach istnieją dwa nazwiska... moje i Jakóba Lamberta, kapitana „Atalanty” ale niedorzecznością jest, szaleństwem niesłychanem, żądać aby odżyła we mnie osoba zmarła przed piętnastu laty!... Jest to wreszcie prosty wymysł pańskiej bujnej imaginacyi, i papiery te nie zawierają w sobie ani jednego słowa, na którem możnaby oprzeć tę nieprawdopodobna głupią historyę.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> b8lqffcsdiof0zyh0taus6dww6m9hsh Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/425 100 1086830 3158897 2022-08-27T09:16:31Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>ale bądź pan spokojny, to jeszcze nie koniec! Otóż „Atalanta” płynęła sobie spokojnie, i od samego wyjazdu z Saint Domingo wiatry i morze były żegludze przyjazne... Wtem nagle zerwała się burza, biegnąc od strony wysp Azorskich... Oszczędzę panu opisu szczegółowo tej burzy... „Atalanta” wpadła na skałę... Przez wybitą dziurę woda wdzierać się zaczęła, wszelka nadzieja ratunku upadła, i majtkowie załogi w przerażeniu swem, tylko rady szukając... wtłoczyli się wszyscy do wielkiej szalupy i odcięli liny... Czy tak było panie kapitanie?...<br> {{tab}}Słuchacz Maugirona nic nie odpowiedział.<br> {{tab}}Młody człowiek mówił dalej:<br> {{tab}}— Na pokładzie okrętu, pozostał tylko; kapitan Jakób Lambert, wspomniany już Achiles Verdier, córka tegoż i chłopiec okrętowy „Strączek” jak go nazywano, ulicznik paryzki, któremu kapitan obiecywał codziennie, że skończy na galerach, a który przypatrywał się burzy po amatorsku, jak z paradyzu w teatrze na melodramacie na bulwarach, przyklaskując hukowi fal, krzycząc „braw“ piorunom....<br> {{tab}}— Strączek!... — powtórzył właściciel „Tytana” patrząc się ciekawie na swego mówcę.<br> {{tab}}— No no! jakoś dobrze idzie!... widzę żeś pan nie zapomniał złośliwego przezwiska jakieś dawał tej małej małpie!... — rzekł Maugiron uśmiechając się. — Ale opowiadam dalej... — Po pięciu minutach, co najwyżej fale morskie rozerwały szalupę i majtkowie jeden po drugim zginęli...<br> {{tab}}Cztery więc na cyplu skały uczepione osoby, chwyciły wtedy małą łódź i rozpoczęły walkę z strasznym ży-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ci976xwh4iq2ye44g5b4043mu24ug1x Autor:Jerzy Aleksandrowicz 104 1086831 3158904 2022-08-27T09:33:39Z Dzakuza21 10310 nowy wikitext text/x-wiki {{Autorinfo |Grafika=Jerzy Aleksandrowicz profesor Ces.arsko War.szawskiego Uniwersytetu, dyrektor Ogrodu Botanicznego (72540).jpg |pseudonim=J. A. |Nazwisko=Jerzy Aleksandrowicz |opis=Polski botanik. |back=A }} ==Teksty== * [[Encyklopedyja powszechna (1859)]] – współautor {{PD-old-autor|Aleksandrowicz, Jerzy}} {{DEFAULTSORT:Aleksandrowicz, Jerzy}} [[Kategoria:Jerzy Aleksandrowicz|*]] [[Kategoria:Botanicy]] [[Kategoria:Encyklopedyści]] gr8kpp84prxf352yyojs30oneyacp74 Kategoria:Jerzy Aleksandrowicz 14 1086832 3158905 2022-08-27T09:34:46Z Dzakuza21 10310 nowy wikitext text/x-wiki {{wykaz | dopełniacz = Jerzego Aleksandrowicza | autor = Aleksandrowicz, Jerzy }} [[Kategoria:Autorzy alfabetycznie]] t2vmg87q9sffoi2n5d9r4odoqofjhmx Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/426 100 1086833 3158910 2022-08-27T09:44:35Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>wiolom, chcąc przedostać się na inny obszerniejszy nieco wierzchołek skały, który w niewielkiej odległości był widzialny, jak czarna plama na białym obrusie, jaki tworzyła piana wzburzonych fal...<br> {{tab}}Już do celu ich usiłowań, mała tylko, pięćdziesiąt sążniowa dzieliła przestrzeń, kiedy w tem straszne bałwany zdruzgotały łódź, jak łupinę orzecha...<br> {{tab}}Trzej mężczyźni mogli uchodzić za bardzo dobrych pływaków...<br> {{tab}}Jakób Lambert przybył pierwszy...<br> {{tab}}Achiles Verdier, trzymając swoją małą córeczkę na ramieniu, postępował za nim jak mógł najlepiej...<br> {{tab}}„Flageolot zaś przezwany „Strączek” płynął także, spotkał szczęśliwie pływający szczątek jakiś z rozbitego okrętu i wdrapawszy się nań był widzem jednego z tych dramatów, z których jeden, gdyby go dobrze uscenizować zbogaciłby od razu teatr, i zapewnił sztuce, sto piędziesiąt lub dwieście przedstawień...<br> {{tab}}Achiles Verdier przewiązany był około bioder pasem skórzanym... ten pas był to raczej wielki trzos, w którym mieścił się portfel pełen — jak to od razu przypuszczać można było, pieniędzy i ważnych papierów... Nieszczęśliwy człowiek tracił już władzę, lecz ostatnim wysiłkiem, podpłynął do stóp skały, dziecię swoje podtrzymując ciągle...<br> {{tab}}Jakób Lambert nachylił się, aby go na skałę wciągnąć... Chwycił go za pas... lecz pas za słaby do utrzymania takiego ciężaru pękł... i został w ręku kapitana Lambert wraz z portfelem...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nzn5z8pauhy4cez3yj6tesnjif53922 3158912 3158910 2022-08-27T09:44:58Z Wydarty 17971 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>wiołem, chcąc przedostać się na inny obszerniejszy nieco wierzchołek skały, który w niewielkiej odległości był widzialny, jak czarna plama na białym obrusie, jaki tworzyła piana wzburzonych fal...<br> {{tab}}Już do celu ich usiłowań, mała tylko, pięćdziesiąt sążniowa dzieliła przestrzeń, kiedy w tem straszne bałwany zdruzgotały łódź, jak łupinę orzecha...<br> {{tab}}Trzej mężczyźni mogli uchodzić za bardzo dobrych pływaków...<br> {{tab}}Jakób Lambert przybył pierwszy...<br> {{tab}}Achiles Verdier, trzymając swoją małą córeczkę na ramieniu, postępował za nim jak mógł najlepiej...<br> {{tab}}„Flageolot zaś przezwany „Strączek” płynął także, spotkał szczęśliwie pływający szczątek jakiś z rozbitego okrętu i wdrapawszy się nań był widzem jednego z tych dramatów, z których jeden, gdyby go dobrze uscenizować zbogaciłby od razu teatr, i zapewnił sztuce, sto piędziesiąt lub dwieście przedstawień...<br> {{tab}}Achiles Verdier przewiązany był około bioder pasem skórzanym... ten pas był to raczej wielki trzos, w którym mieścił się portfel pełen — jak to od razu przypuszczać można było, pieniędzy i ważnych papierów... Nieszczęśliwy człowiek tracił już władzę, lecz ostatnim wysiłkiem, podpłynął do stóp skały, dziecię swoje podtrzymując ciągle...<br> {{tab}}Jakób Lambert nachylił się, aby go na skałę wciągnąć... Chwycił go za pas... lecz pas za słaby do utrzymania takiego ciężaru pękł... i został w ręku kapitana Lambert wraz z portfelem...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jzeebjbk1w1ntxr3f6uwmrbn4pc8efz Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/427 100 1086834 3158914 2022-08-27T09:47:25Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}W tejże chwili nadbiegła potworna fala niosąc za sobą śmierć...<br> {{tab}}Achiles Verdier, ogromem i blizkością niebezpieczeństwa przy siłach utrzymywany, wyciągnął do kapitana ręce, podając mu chociaż dziecko swoje...<br> {{tab}}Kapitan był to człowiek, jak już panu mówiłem, przezorny, {{Korekta|nie wybredny|niewybredny}} w wyborze środków dla dojścia do majątku... był w tej chwili zajęty jedynie portfelem...<br> {{tab}}Potrzebował tylko nachylić się i wyciągnąć ręce aby uratować naraz, ojca i córkę!... lecz nie nachylił się i rąk nie wyciągnął... Zamyślony o portfelu... odwrócił głowę...<br> {{tab}}Zdaje mi się, że obrazowo rzecz opowiadam i jestem pewny, że scena, ta wyraźnie się panu przedstawia!... Co?...<br> {{tab}}Właściciel Tytana z bladego, stał się zielonawo sinym, wielkie krople potu spływały mu po czole, a na twarzy malowało się coraz większe przerażenie i groza.<br> {{tab}}— Ach! — zawołał głosem przez wzruszenie stłumionym — pan jesteś szatan chyba!...<br> {{tab}}— To bardzo pochlebne dla mnie, drogi panie — odpowiedział Maugiron z uśmiechem — lecz śmiem zwrócić uwagę pańską, że przecież nie mam rogów!...<br> {{tab}}— Więc któż pan jesteś?... kto, abyś to wszystko wiedział?...<br> {{tab}}— Pokazuje się, że musiałem pod względem fizycznym zmienić się bardzo... musiałem osobliwie wyładnieć... kiedy po tem wszystkiem co panu opowiedziałem, nie poznajesz pan jeszcze twojego niegdyś chłopca okrętowego Strączka!...<br> {{tab}}— Strączek!... pan!...<br> {{tab}}— Do usług pańskich... panie kapitanie...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> n93su0hj3hl1jrhzpyqqj4yqaf0en9i Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/428 100 1086835 3158915 2022-08-27T09:49:31Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— To rzecz niepodobna!...<br> {{tab}}— Jakkolwiek nieprawdopodobna, a jednak zupełnie prawdziwa!...<br> {{tab}}Maugiron przemówił swoim dawnym głosem, przybierając akcent ulicznika paryzkiego ostry i przenikliwy...<br> {{tab}}— Mówiłem panu kiedyś, kapitanie, jakieś moją biedną skórę garbować kazał... tam het... na drugim końcu świata... mówiłem panu... że nic nie ginie w naturze, i że ci to razem oddam kiedyś... A co!... nadarza się okazya... będziemy się rachować!...<br> {{tab}}Jakób Lambert podniósł głowę.<br> {{tab}}— Doprawdy — zawołał — sądząc z tego wszystkiego, dziwię się jak człowiek taki jak pan... takim nieostrożnym się okazuje!...<br> {{tab}}— W czemże leży moja nieostrożność?... — spytał zimno Maugiron.<br> {{tab}}— Posiadasz pan — tajemnicę, która może mnie zgubić... posiadasz ją ty tylko i tak zuchwale, tak bezmyślnie włazisz w szpony tygrysowi!... przychodzisz sam jeden w nocy... tu, na mój statek... doprawdy, to więcej jak zuchwalstwo... to szaleństwo!...<br> {{tab}}— To tylko zaufanie, drogi panie... czyżbym przypadkiem miał doznać zawodu?....<br> {{tab}}Ręka prawa Jakóba Lamberta, ukryta dotąd na piersi, wydostała się w tej chwili z pod surduta uzbrojona w pistolet.<br> {{tab}}— Gdybym cię wysłał na tamten świat — wyrzekł — cóźbyś powiedział?...<br> {{tab}}— Prosiłbym pana grzecznie, abyś poszedł pierwszy dla wskazania mi drogi!... — odpowiedział Maugiron,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> l1fnna8pja4a5ajyjj1z9j83blp12yb Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/429 100 1086836 3158918 2022-08-27T09:51:44Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>w którego ręku zabłysł jednocześnie rewolwer sześcio strzałowy. — Oto!... znam pana trochę lepiej drogi panie niż się panu zdaje... Przychodząc oddać ci małą wizytkę i pogawędzić trochę o interesach, mam się na baczności!...<br> {{tab}}Nie ma głupich!... Teraz już niech pan robi jak pan sam uważa...<br> {{tab}}Jeśli pan masz ochotę to i owszem, możemy sobie i po amerykańsku porozmawiać!... Uprzedzam tylko waszą wielmożność, że mam w drugiej kieszeni drugi rewolwer... Jest to rodzoniuseńki brat tego co go pan widzisz przed sobą... W ten sposób życie pańskie jest mniej więcej dwanaście razy w moich rękach!...<br> {{tab}}— Żartowałem tylko — mruknął Jakób Lambert z twarzą zmienioną, krzyżując usta niby do uśmiechu i chowając swój pistolet...<br> {{tab}}— Doskonale!... — odpowiedział Maugiron — byłem tego pewny, oddawałem sprawiedliwość dowcipowi i jowialności pańskiego charakteru, i jestem przekonany, że odtąd żadna chmurka nie zasępi horyzontu naszej zgody i przyjaźni!... Tak więc... — mówił dalej Strączek-Maugiron — należy to już uważać za fakt nabyty dla historyi, że szanowny pan nie zaprzeczasz tożsamości swej osoby z osobą mego niegdyś dowódcy, kapitanem Jakóbem Lambert?... {{Korekta|nierpawda|nieprawda}} panie!?...<br> {{tab}}— Musi tak być kiedy inaczej być nie może! — rzekł chmurnie kapitan. — Ale jakże się stało, że i ty ocalałeś?!...<br> {{tab}}— Najprościej w świecie!... Siedziałem sobie jak można najwygodniej, jakby na koniu, na jakimś szczątku<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 10vt0ul8jemotgwxx7ekkppttktnpb3 Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/430 100 1086837 3158919 2022-08-27T09:53:25Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>rozbitego okrętu, podczas gdyś pan stracił przytomność, pozostawiwszy Achilesa Verdier jego losom... Burza uspakajała się powoli i morze zaczęło opadać, co zmieniło zupełnie porządek i bieg prądów... mój szczątek i ja siedzący na nim nieborak, zostaliśmy zagnani daleko na pełne morze, i dopiero na trzeci dzień spotkałem okręt, który mnie dostrzegł i przyjął na pokład... Był już czas wielki... byłbym umarł z głodu, już siły mnie opuszczały i machinalnie tylko trzymałem się mojej deski zbawienia!...<br> {{tab}}— To wszystko łatwo rozumiem — rzekł Jakób Lambert — ale inna rzecz jest więcej jeszcze zdaniem mojem zadziwiająca i wytłomaczyć się nie daje... a rzeczą tą jest zmiana, jaka zaszła od owego czasu w całej osobie pańskiej, w języku, w sposobie wyrażania w pańskich zwyczajach i manierach.<br> {{tab}}— Jednem słowem — przerwał Maugiron, którego twarz przybrała wyraz komiczny i dumny — pytasz się pan siebie, jakim sposobem nędzny, mizerny Strączek, chłopiec okrętowy, ten łobuz paryzki, ten ulicznik, ten łotr, którego żadna kara poprawić nie mogła, i który wszystkie kary obojętnie znosił ten gałgan, którego akademią były szynki podrogatkowe i sprzedawanie kontramarek pod teatrami, stał się eleganckim Maugironem, człowiekiem dobrze ułożonym, ''gentlemanem'', zamieszkującym piękny pałacyk, posiadającym angielskie konie, i liczne stosunki w wyźszem towarzystwie...<br> {{tab}}— Zgadłeś pan — to są właśnie pytania jakie sobie zadaje...<br> {{tab}}— Rozumiem wybornie ciekawość pańską i łatwo by mi było ją zadowolnić, ale opowiadanie mego życia za-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> a81ft0s8pzqgpdcwypecwuobiy4n9ja Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/431 100 1086838 3158920 2022-08-27T09:55:50Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>daleko by nas zaprowadziło i przyprawiło o stratę drogiego wielce tej nocy czasu... Wreszcie zwierzenia przedwczesne szkodziły by powodzeniu moich pamiętników, które chcę niezadługo wydać drukiem...<br> {{tab}}Ex-kapitan zrobił gest zdziwienia.<br> {{tab}}— Chcesz pan swoje pamiętniki publikować!?... — zawołał... Kpisz pan sobie ze mnie!...<br> {{tab}}— Wcale nie!... słowo Maugirona, nic pewniejszego!...<br> {{tab}}— Widocznie masz pan gwałtowną ochotę zwrócić na siebie uwagę policyi i ściągnąć przeciw sobie surowość prawa?...<br> {{tab}}— O! co to, to wcale nie... i nie ma najmniejszego nawet niebezpieczeństwa...<br> {{tab}}— Jakto?...<br> {{tab}}— Autobiografia o której mowa, podpisana pseudonimem, ukaże się pod tytułem:<br> {{tab}}''Pamiętniki poszukiwacza złotą w kopalniach paryskich''... — Czytelnicy stanowczo będą myśleli, że to jest zmyślona historja, będą podziwiali talent, bujną wyobraźnię a przedewszystkiem, realizm nieznanego autora...<br> {{tab}}— A, pan spiszesz tylko fakta rzeczywiste, tylko prawdę...<br> {{tab}}— Samą prawdę i nic więcej jak tylko prawdę....<br> {{tab}}— To będzie bardzo ciekawe i wielce zajmujące!...<br> {{tab}}— To przecież, do stu piorunów, wiem doskonale!... Ale jeżeli łaska mówmy o czem innem, bo niepotrzebuję zapewne mówić panu, drogi kapitanie, że nie przyszedłem tu w nocy po to jedynie, aby usłyszeć pochwa-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 35oyy9mtdpys33e1l9zp00k5rx3c3zz Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/432 100 1086839 3158921 2022-08-27T09:58:00Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>ły zasług jakie na polu literatury beletrystycznej położyć mam zamiar!...<br> {{tab}}Jakób Lambert kiwnął głową w sposób twierdzący.<br> {{tab}}— Przyznajesz pan bez trudności — mówił dalej Maugiron — że jestem całkowicie panem położenia...<br> {{tab}}— O! {{Korekta|zapozwoleniem|za pozwoleniem}} — krzyknął były kapitan okrętu — to jest właśnie jedyna rzecz, której przyznać nie mogę!...<br> {{tab}}Maugiron a raczej Strączek ongi chłopiec okrętowy z trudnością {{Korekta|powstrymał|powstrzymał}} zdziwienie usłyszawszy taką odpowiedź...<br> {{tab}}— Jednakże — odpowiedział — ponieważ pan sam przyznajesz, że jesteś Jakóbem Lambert, zdaje mi się wiec...<br> {{tab}}— To się panu źle zdaje!... — przerwał właściciel Tytana — przyznaję, ale dla tego, że jesteśmy sami, gdyby się kto trzeci znalazł między nami, przeczyłbym energicznie... i żaden diabeł nie zmusiłby mnie do przyznania; przeczyłbym tem czelniej, że pan nie masz dowodów, rozumie się dowodów przekonywających na poparcie swej skargi i że papiery skradzione, nie są dostateczną bronią przeciw mnie... To też jestem pewny, że uwierzonoby nie panu...<br> {{tab}}— Nie mam dowodów! — powtórzył Maugiron wzruszając ramionami — za kogo mnie pan bierzesz?... Przypuszczasz wiec pan może, że popełniłbym taką głupią niedorzeczność i takie szaleństwo, żebym się czepiał człowieka takiej jak pan używającego opinii i powagi, i takiej siły, gdybym nie miał rąk pełnych dowodów zanim walkę<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2t93e1eldjorc3foymuuzddgg0q9638 Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/20 100 1086840 3158922 2022-08-27T09:58:40Z Fallaner 12005 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{c|'''''Modlitwa.'''''|w=110%}} {{tab}}Najmilszy Panie Jezu Chryste! którego najświętszą twarz skrwawioną i oszpeconą nabożna Weronika otarła, i na znak wdzięczności wyrażenie twarzy twojéj na chuście otrzymała, błagam cię przez rany Twoje, racz objaśnić i wejrzéć łaskawie w duszę moją, żebym ustawicznie w sercu miał wyrażoną pamięć i bojaźń obecności Twojéj, a tém samém wystrzegał się wszelkiego złego. Amen.<br> {{c|Ojcze nasz etc. Zdrowaś Maryja etc.}} {{c|Chwała Ojcu etc.}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Którys cierpiał za nas rany.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.|wys=30px}} {{c|'''Stacyja VII.'''|W=110%|przed=1em|po=1em}} {{c|Jezus drugi raz upada pod krzyżem.|w=95%}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Chwalimy Cię Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Ześ przez krzyż i mękę Twoją odkupił świat.|wys=30px}} {{tab}}(Rozmyślaj, jak zbawiciel twój osłabiony na siłach powtórnie pod ciężarem krzyża upada. Przez ten upadek odnawiają i pomnażają się bardziéj boleści ran świętéj głowy i najśwjętszych członków jego.)<br> {{c|(Rycina: Jezus drugi raz upada pod krzyżem.)|w=95%}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4lhyhxwpofvvxeghbk4eo4ksiu0c4un Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/21 100 1086841 3158923 2022-08-27T09:59:30Z Fallaner 12005 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{c|STATIO VII}} {{Skan zawiera grafikę}} {{c|Jezus drugi raz upada pod krzyżem.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3n04l7rhmbw38hyf7jzyeac96anz0fy Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/433 100 1086842 3158924 2022-08-27T09:59:37Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>rozpocznę!... Gdyby mi było potrzeba wysłać pana na jutrzejszy nocleg do więzienia, nioby mi łatwiej nie przyszło...<br> {{tab}}Jakób Lambert zaczął tracić pewność siebie na chwilę odzyskaną.<br> {{tab}}— Czy wolno mi się spytać w jakibyś się sposób wziął pan do osiągnięcia tych rezultatów?...<br> {{tab}}— Mam bardzo bliskie stosunki z trzema osobami bardzo poważnemi, które urzędowały w Saint Domingo piętnaście lat temu — odpowiedział Maugiron — jedną z tych osób jest konsul francuzki w Saint Domingo z r. 1839... on podpisywał paszport szanownego pana i niczegoby więcej nie pragnął jak odnowić z nim znajomość... Mogę go przyprowadzić do pana jutro rano... jeśli pan sobie tego życzysz...<br> {{tab}}Maugiron kłamał z rzadką czelnością.<br> {{tab}}W rzeczywistości nie miał ani jednego dowodu przeciw Jakóbowi Lambert, a mniemany konsul francuzki w Saint Domingo z r. 1839 istniał tylko w jego wyobraźni...<br> {{tab}}Słowa jego wywarły takie wrażenie, jakiego się spodziewał. Były kapitan Atalanty nie poznał się wcale na kłamstwie, i wreszcie znajdował się w tym stanie umysłu gdy człowiek najsilniejszy staje się słabym i łatwym do pobicia...<br> {{tab}}— Tak — powiedział Maugiron skonstatowawszy z radością zmianę w usposobieniu swego przeciwnika — mogę panu przyprowadzić szanownego konsula... będzie uszczęśliwiony ujrzawszy pana... Boję się tylko czy jego wizyta, nie skończy się interwencyą komisarza policyjnego z kilku agentami i siłą zbrojną!... Cóż pan na to mój drogi kapitanie?...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mjv2hae7eift0wiskcj2os0adf7ii9e Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/22 100 1086843 3158925 2022-08-27T10:00:23Z Fallaner 12005 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{c|STATIO VIII.}} {{Skan zawiera grafikę}} {{c|Jezus naucza płaczące nad nim niewiasty.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hv5wjkojpi6cqgruvouzarpj0dxyo0r Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/1 100 1086844 3158930 2022-08-27T10:12:01Z Fallaner 12005 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{c|'''ŚWIĘTA'''|w=130%|Przed=3em|po=1em}} {{c|'''{{roz|DROGA KRZYŻOW}}A'''|w=200%|przed=1em|po=1em}} {{c|JEZUSA CHRYSTUSA,|w=130%|po=2em}} {{c|podzielona na 14 Stacyj aż do grobu świętego.|table|width=60%}} {{Separator linia|120px|przed=3em}} {{c|''Z 15 rycinami.''}} {{Separator linia|120px|po=3em}} {{-=-|30px|po=3em}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 47gmb0ws53rd8hvw0kor4x70y0jqiu9 3158931 3158930 2022-08-27T10:12:20Z Fallaner 12005 drobne techniczne proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{Skan zawiera grafikę}} {{c|'''ŚWIĘTA'''|w=130%|Przed=3em|po=1em}} {{c|'''{{roz|DROGA KRZYŻOW}}A'''|w=200%|przed=1em|po=1em}} {{c|JEZUSA CHRYSTUSA,|w=130%|po=2em}} {{c|podzielona na 14 Stacyj aż do grobu świętego.|table|width=60%}} {{Separator linia|120px|przed=3em}} {{c|''Z 15 rycinami.''}} {{Separator linia|120px|po=3em}} {{-=-|30px|po=3em}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hrcd57ktipai4laj0dtfue2k1c7jocy Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/23 100 1086845 3158933 2022-08-27T10:17:42Z Fallaner 12005 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{c|'''''Modlitwa.'''''|w=110%}} {{tab}}O najświętszy odkupicielu mój! któryś tę zelżywość ponosił, że cię któryś sromotnie po ulicach z ciężkim krzyżem włóczono, żeś drugi raz na ziemię upadł obciążony krzyżem! spraw to miłościwie, abym cię powtarzaniem grzęchów nigdy nie obrażał, ale cię w pokorze najprzykładniejszéj we wszystkiém naśladował i ciebie na zawsze pozyskał. Amen.<br> {{c|Ojcze nasz etc. Zdrowaś Maryja etc.}} {{c|Chwała Ojcu etc.}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Którys cierpiał za nas rany.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.|wys=30px}} {{c|'''Stacyja VIII.'''|W=110%|przed=1em|po=1em}} {{c|Jezus naucza płaczące nad nim niewiasty.|w=95%}} Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie. {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Chwalimy Cię Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Ześ przez krzyż i mękę Twoją odkupił świat.|wys=30px}} {{tab}}(Uważ tu, jak pobożne niewiasty z Jeruzalem czułością przejęte na widok przerażający ciała Jezusowego rzewnie zapłakały. A Pan Jezus rzekł do nich te łagodne słowa: „Nie płaczcie nademną ale nad wami i grzéchami waszemi.“)<br> {{c|(Rycina: Jezus pociesza płaczące niewiasty.)|w=95%}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gpn4nlk3vqbzu3qfqc68g44cwx5m49u Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/24 100 1086846 3158934 2022-08-27T10:21:12Z Fallaner 12005 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{c|'''''Modlitwa.'''''|w=110%}} {{tab}}Panie Jezu Chryste! najłaskawszy pocieszycielu wszystkich smutnych i zmartwionych! któryś płaczące nad męką Twoją niewiasty słodką nauką Twoją pocieszyć i oświecić raczył, spraw to, abym ja żałując męki Twojéj niewinnéj, któréj przyczyna były moje grzéchy, doskonale za nie pokutował, życia mego poprawił i zupełne odpuszczenie za łaską Twoją świętą otrzymał. Amen.<br> {{c|Ojcze nasz etc. Zdrowaś Maryja etc.}} {{c|Chwała Ojcu etc.}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Którys cierpiał za nas rany.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.|wys=30px}} {{c|'''Stacyja IX.'''|W=110%|przed=1em|po=1em}} {{c|Jezus upada trzeci raz pod krzyżem.|w=95%}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Chwalimy Cię Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Ześ przez krzyż i mękę Twoją odkupił świat.|wys=30px}} {{tab}}(Uważ tu trzecie upadnienie Zbawiciela pod brzemieniem srogiego krzyża, przez które ranił w różnych miejscach święte ciało swoje. Rozmyślaj oraz nad okrutném szarpaniem, biciem i potrącaniem, które nasz Zbawiciel na tém miejscu ponosił od<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3v613j6oidwc6s9zzyqydg2hcaj2ppc Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/25 100 1086847 3158935 2022-08-27T10:21:57Z Fallaner 12005 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{c|STATIO IX.}} {{Skan zawiera grafikę}} {{c|Jezus upada trzeci raz pod krzyżem.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> s331z1n1b7r621xnip2nmy72v6xuiwh Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/26 100 1086848 3158936 2022-08-27T10:23:23Z Fallaner 12005 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{c|STATIO X.}} {{Skan zawiera grafikę}} {{c|Jezus z szat obnażony, octem i żółcią napojony.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> a2415pkrk0rj47qy0tgv4y8f5yh7dyt Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/27 100 1086849 3158941 2022-08-27T10:27:41Z Fallaner 12005 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>zaciętego żydostwa, którzy go szarpia, by powstał prędko i szedł na górę kalwaryjską, gdzieby sromotnie umarł.)<br> {{c|(Rycina: Jezus upada trzeci raz pod krzyżem.)|w=95%}} {{c|'''''Modlitwa.'''''|w=110%}} {{tab}}O najcierpliwszy Panie Jezu Chryste, któryś poniósł w téj bolesnéj drodze tak nieznośne męki dla dosyć uczynienia za moje przewinienia, daj mi prosze Cię, abym ja rozpamiętywając te Twoje upadnienia, mógł mieć ustawiczną chęć do podniesienia się z moich wszelkich ułomności, ale zawsze postępował w naśladowaniu cnót swiętych Twoich. Amen.<br> {{c|Ojcze nasz etc. Zdrowaś Maryja etc.}} {{c|Chwała Ojcu etc.}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Którys cierpiał za nas rany.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.|wys=30px}} {{c|'''Stacyja X.'''|W=110%|przed=1em|po=1em}} {{c|Jezus z szat obnażony, octem i żółcią napojony.|w=95%}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Chwalimy Cię Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Ześ przez krzyż i mękę Twoją odkupił świat.|wys=30px}} {{tab}}(Rozmyślaj tu, jak Jezus był obnażon z szat swoich od niezbożnych żydów którzy przez zdjęcie sukienki odnowili rany jego. Uważ jak wielką Zbawiciel twój ponosił<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0vpbyo97maih5b3uztrufuu778hwndn Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/28 100 1086850 3158949 2022-08-27T10:31:44Z Fallaner 12005 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>hańbę i wstyd, widząc się nagim przed tak licznym ludem, a płacząc nad bolejącym Jezusem, tak mówić będziesz.)<br> {{c|(Rycina: Jezus z szat obnażony.)|w=95%}} {{c|'''''Modlitwa.'''''|w=110%}} {{tab}}Panie Jezu Chryste stwórco i ozdobo wszelkiego stworzenia! któryś dla nas był z szat odarty i obnażony, oto ja nędzne stworzenie Twoje pozbawiony ozdobnéj łaski bożéj! którą piérworodnym grzéchem i uczynkowémi występkami utraciłem, proszę cię przez boleśne i sromotne obnażenie Twoje, racz mi udzielić łaski swojej przenajświętszéj, bym nią przyozdobiony na wieczne wesele niebieskie był przypuszczony.Amen.<br> {{c|Ojcze nasz etc. Zdrowaś Maryja etc.}} {{c|Chwała Ojcu etc.}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Którys cierpiał za nas rany.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.|wys=30px}} {{c|'''Stacyja XI.'''|W=110%|przed=1em|po=1em}} {{c|Jezus przybity okrutnie do krzyża.|w=95%}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Chwalimy Cię Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Ześ przez krzyż i mękę Twoją odkupił świat.|wys=30px}} {{tab}}(Rozmyślaj tu niepojętą boleść Jezusową z przebicia rąk i nóg żelaznemi gwoździami do drzewa krzyżowego pochodzącą<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3i9r1o3i916w6flloauub89qatoktef Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/29 100 1086851 3158951 2022-08-27T10:32:19Z Fallaner 12005 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{c|STATIO XI.}} ((c|Jezus przybity okrutnie do krzyża.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> j7fn0wd0ztotzi9djijb5qtf0p0cypn 3158953 3158951 2022-08-27T10:32:39Z Fallaner 12005 drobne techniczne proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{c|STATIO XI.}} {{c|Jezus przybity okrutnie do krzyża.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3u83v3jiw32u69iepjyvzqwaxpqtwzp 3158954 3158953 2022-08-27T10:32:55Z Fallaner 12005 drobne techniczne proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{c|STATIO XI.}} {{Skan zawiera grafikę}} {{c|Jezus przybity okrutnie do krzyża.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4jj5m0geqy36po61hrqw906skg4fq2s Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/30 100 1086852 3158955 2022-08-27T10:33:41Z Fallaner 12005 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{c|STATIO XII}} {{Skan zawiera grafikę}} {{c|Jezus umiéra na krzyżu.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ib2zy0ypa30pafjzgq6zkkm64fd9xnp Strona:Anafielas T. 1.djvu/328 100 1086853 3158983 2022-08-27T11:14:01Z Anwar2 10102 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Anwar2" /></noinclude>{{Skan zawiera nuty}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 54f3rvb6s8hd3h391q1flh3jvzk3s6j Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/31 100 1086854 3158985 2022-08-27T11:36:58Z Fallaner 12005 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>polecającego ducha Ojcu swemu niebieskiemu za zbawienie twoje, a sam wzbudź w sobie politowanie nad Zbawicielem mówiąc: {{c|(Rycina: Jezus przybity na krzyż.)|w=95%}} {{c|'''''Modlitwa.'''''|w=110%}} {{tab}}O najlitościwszy Jezu! któryś dla miłości zbawienia naszego na krzyżu rozciągniony i okrutnie gwoździami przybity, na wzgardę między łotry postawiony, w niewymownych boleściach był wyśmiany! użycz mi téj łaski skutecznéj, którąś dał pokutującemu łotrowi i innym prawowiernym i płaczącym nad męką Twoją! zaleć mię w opiekę Najświętszéj Pannie matce Twojéj: Spraw to, abym wszelkie złe skłonności zwyciężał, a obie doskonale służył aż do końca życia mego. Amen.<br> {{c|Ojcze nasz etc. Zdrowaś Maryja etc.}} {{c|Chwała Ojcu etc.}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Którys cierpiał za nas rany.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.|wys=30px}} {{c|'''Stacyja XII.'''|W=110%|przed=1em|po=1em}} {{c|Jezus umiéra na Krzyżu.|w=95%}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Chwalimy Cię Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Ześ przez krzyż i mękę Twoją odkupił świat.|wys=30px}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8f5sfh84b1caqkjz1gthq4fhcyvbbhv 3158986 3158985 2022-08-27T11:37:35Z Fallaner 12005 drobne techniczne proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>polecającego ducha Ojcu swemu niebieskiemu za zbawienie twoje, a sam wzbudź w sobie politowanie nad Zbawicielem mówiąc:<br> {{c|(Rycina: Jezus przybity na krzyż.)|w=95%}} {{c|'''''Modlitwa.'''''|w=110%}} {{tab}}O najlitościwszy Jezu! któryś dla miłości zbawienia naszego na krzyżu rozciągniony i okrutnie gwoździami przybity, na wzgardę między łotry postawiony, w niewymownych boleściach był wyśmiany! użycz mi téj łaski skutecznéj, którąś dał pokutującemu łotrowi i innym prawowiernym i płaczącym nad męką Twoją! zaleć mię w opiekę Najświętszéj Pannie matce Twojéj: Spraw to, abym wszelkie złe skłonności zwyciężał, a obie doskonale służył aż do końca życia mego. Amen.<br> {{c|Ojcze nasz etc. Zdrowaś Maryja etc.}} {{c|Chwała Ojcu etc.}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Którys cierpiał za nas rany.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.|wys=30px}} {{c|'''Stacyja XII.'''|W=110%|przed=1em|po=1em}} {{c|Jezus umiéra na Krzyżu.|w=95%}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Chwalimy Cię Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Ześ przez krzyż i mękę Twoją odkupił świat.|wys=30px}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3g4cmp1p9902s2owrzsas6lgg5ztk86 Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/32 100 1086855 3158989 2022-08-27T11:40:46Z Fallaner 12005 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{tab}}(Tu podnieś oczy i serce! a obaczysz wiszącego na krzyżu między łotrami Zbawiciela. Umiera mając serce włócznią przebite. W ostatniem usychając pragnieniu Bogu ojcu ducha oddaje w ręce, a zwiesiwszy głowę ku piersiom w najsroższych bolach skonał.)<br> {{c|(Rycina: Jezus umiera na krzyżu.)|w=95%}} {{c|'''''Modlitwa.'''''|w=110%}} {{tab}}Najdobrotliwszy Panie Jezu Chryste! któryś dla zbawienia naszego w niezmiernych boleściach na krzyżu zamordowany umarł, dosyć uczynił sprawiedliwości boskiéj za grzechy ludzkie, daj to, aby ta okrutna męka i śmierć Twoja była mi pomocną do szczęśliwéj śmierci i do zbawienia wiecznego. Amen.<br> {{c|Ojcze nasz etc. Zdrowaś Maryja etc.}} {{c|Chwała Ojcu etc.}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Którys cierpiał za nas rany.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.|wys=30px}} {{c|'''Stacyja XIII.'''|W=110%|przed=1em|po=1em}} {{c|Jezus z krzyża zdjęty i na łonie Najświętszéj Panny Matki jego złożony.|w=95%}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter V.jpg|20px]]. Chwalimy Cię Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.|wys=30px}} {{f|[[Plik: Nabożeństwo Ś.Drogi Krzyżowej odprawiane przez Ojców Franciszkanów Każdego Piątku o godzinie 3 po południu P28 extracted image letter R.jpg|20px]]. Ześ przez krzyż i mękę Twoją odkupił świat.|wys=30px}} {{tab}}(Tu rozmyślaj, jak Jezus umarł na krzyżu i od uczniów Józefa i Nikode-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> a50oui4i30gvt8hng9d3jqmbqhk6r26 Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/33 100 1086856 3158990 2022-08-27T11:42:00Z Fallaner 12005 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{c|STATIO XIII. {{Skan zawiera grafikę}} {{c|Jezus z krzyża zdjęty i na łonie Najświętszéj Panny Matki jego złożony.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> s7vsybhhv16vuy2mw9t9bes8dlhnqtl 3158991 3158990 2022-08-27T11:42:12Z Fallaner 12005 drobne techniczne proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{c|STATIO XIII.}} {{Skan zawiera grafikę}} {{c|Jezus z krzyża zdjęty i na łonie Najświętszéj Panny Matki jego złożony.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5zeq28vlyntlrnupo465bh19ck2e6kc Strona:PL-Święta Droga Krzyżowa Jezusa Chrystusa podzielona na 14 stacyj aż do grobu świętego.pdf/34 100 1086857 3158993 2022-08-27T11:43:10Z Fallaner 12005 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{c|STATIO XIV.}} {{Skan zawiera grafikę}} {{c|Jezus do grobu włożony.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9jwxm6p77ilvshzwtf92pxxecfpqd9z